Rap w służbie Dżihadu

advertisement
Rap w służbie Dżihadu
Na początku lat dziewięćdziesiątych islam w hip-hopie miał się bardzo dobrze. Teksty
raperów były pełne odniesień do religii Wschodu. Wiązało się to bezpośrednio z ówczesną
walką o prawa czarnych.
Abdel-Majed Abdel Bary, wcześniej
znany jako Lyricist Jinny
Raperzy wykorzystywali swoją twórczość do propagowania idei głoszonych przez czarnych,
nacjonalistycznych przywódców jak Elijah Muhammad, Malcolm X, czy Nate Turner. Wszystkich
artystów łączył jeden cel: walka z rasizmem. Wspierała ich w tym religia obiecująca równość.
Wszystko zmieniło się na przełomie XXI wieku. Jak łatwo możecie się domyśleć ogromny udział miały
w tym wydarzenia z 11 września 2001 roku i wypowiedzenie otwartej wojny islamskim organizacjom
terrorystycznym. Od tego momentu religia wschodu zaczęła stawać się tematem tabu, a coraz
popularniejsze stawały się odniesienia do chrześcijaństwa.
Dysproporcje zwiększały się z każdym rokiem. Jeszcze do połowy lat dziewięćdziesiątych Mahomet
pojawiał się w tekstach z równą częstotliwością co Jezus (wzmianki pojawiały się w około 0,005%
tekstów). Dziesięć lat później prorok islamu pozostał na tym samym poziomie, a napomknięcia o
Synu Bożym wzrosły ponad dwukrotnie.
Dziś Islam znów zaczyna dominować w wojnie kulturowej, a rap staje się środkiem w tej walce.
Zachodni raperzy już dawno osiągnęli poziom dobrobytu, przy którym problemy ideologiczne zeszły
na drugi plan.
O tym, że hip-hop jest doskonałym środkiem przekazu, który odgrywa potężną rolę w przemianach
politycznych pisałem kilkukrotnie. Tak było zarówno we wspomnianych latach 90. w USA, a także
podczas arabskiej Wiosny Ludów. Do tej pory była to walka, której nadrzędnym celem była wolność
jednostki. Dziś sprawy zaczynają mieć się zgoła inaczej… Pomimo tego, że wielu muzułmanów gardzi
hip-hopem (ze względu na jego zachodni rodowód), to coraz częściej rap zaczyna być
wykorzystywany jak element ideologii dżihadu. Muzyka ma przyciągać przyszłych konwertytów.
Tak postąpił chociażby niemiecki raper Deso Dogg, którzy przyjął imię Abu Talha al-Amani, wstąpił w
szeregi Państw Islamskiego i zakończył muzyczną karierę.
Innym dobrym przykładem jest Abdel-Majed Abdel Bary, wcześniej znany jako Lyricist Jinny. Kiedyś
raper z zachodniego Londynu, obecnie jeden z trzech głównych podejrzanych o zabójstwo
amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya. Na Islam przeszedł w 2013 roku, a rok później dołączył
do ISIS. Dziś jest jednym z głównych celów brytyjskiego wywiadu.
Jak islamiści nakłaniają do tak drastycznych zmian?
Najpopularniejszym utworem, który ma propagować dżihad jest nagrany w 2004 roku „Dirty Kuffar”
autorstwa Sheikh Terra ft. Soul Salah Crew. W klipie pojawiają się postacie „niewierzących”
Reagana, Busha czy Blaira, które raper najchętniej wrzuciłby w ogień, oraz fragmenty z ataków na
World Trade Center.
Innym dobrym przykładem jest twórczość Omara Hammamiego, którego sceniczny pseudonim to
Abu Mansoor al-Amriki. Jako 28-latek opuścił w 2006 roku rodzinną Alabamę i wybrał się do Somalii,
gdzie dołączył do radykalnej islamistycznej organizacji militarnej Asz-Szabab. Niegdyś korzystając z
Twittera sprawę postawił jasno: „Atak na Amerykę, męczeństwo, lub zwycięstwo”. W swoim
najpopularniejszym utworze „Blow By Blow” chce powrotu „chwalebnej przeszłości” (nie do końca
wiem o co mu chodzi kiedy rapuje „Bomb by bomb, blast by blast, only going to bring back the
glorious past”, musi mu chodzić o przeszłość, którą zna tylko z Koranu).
FBI płaci za jego schwytanie 5 milionów dolarów.
Jak pewnie zdążyliście zauważyć poziom powyższych utworów pozostawia wiele do życzenia. Lepiej
jednak nie będzie.
„Amir z Ansar” to tytuł „przepięknej” opartej o autotune pieśni wychwalającej Osamę Bin Ladena.
Utwór jest pełen wzniosłych porównań jak np. „Jesteś taki piękny! Twój miecz lśni w słońcu, jak
świecąca gwiazda”. Numer podobno był nagrywany, gdy jego autor był „wysoko na szczycie góry”.
Chyba nie chcę wiedzieć o jaki szczyt chodzi.
Ps. Sam „raper” przeprasza za jakość, więc bądźcie wyrozumiali.
Żarty żartami, ale sytuacja wcale nie napawa optymizmem. Zderzenie cywilizacji stało się nie tylko
faktem, co również inspiracją do działań tej strony konfliktu, której celem jest marginalizacja roli
Zachodu.
Muzułmańska grupa o nazwie „M-Team” pożyczyła tytuł książki Samuela Huntingtona na potrzeby
nazwy swojego krążka „Clash of Civilizations”. Formalnie raperzy nie nawołują jednak do otwartej
przemocy, tylko do „dżihadu wewnętrznego”, który jest oparty na walce z własnymi słabościami, a
swoją muzykę oficjalnie dystrybuują przez Itunes. Zdarza im się jednak zapomnieć kiedy snują wizję
powstania przeciwko ciemiężcom:
Bust your weapons, take off oppression,
take their lives and right-hand possessions,
snatch a politician out the election,
give him injections, lethal infections…
The revolution, kaffir execution,
the true solution, the day of retribution!
Ten celowy mariaż ideologii islamu z kulturą hip-hopu stawia sobie za cel przyciągnięcie młodych,
zaangażowanych politycznie mieszkańców Europy i Stanów Zjednoczonych. Nie potrzeba kolorowych
teledysków i wielkich pieniędzy żeby zainfekować chłonne umysły. Sami wiecie o tym najlepiej.
Piszę to z punktu widzenia 26-latka i dobrze wiem jak szaleńczą miłością darzyłem pierwsze kasety z
surowymi nagrywkami Liroya, Nagłego Ataku Spawacza czy Peji, które z kumplami wzajemnie
pożyczaliśmy sobie w podstawówce. Wszystko w tajemnicy przed rodzicami.
Nam chodziło o przekleństwa, im chodzi o ten przeklęty Zachód.
Źródła: foreignpolicy.com, abcnews.go.com, dayilymail.co.uk, billboard.com, wired.com.
Źródło publikacji: http://politolognarapie.pl/rap-w-sluzbie-dzihadu/
Przedruk za zgodą autora.
Download