Dobre Słowo 19.08.2012 r. Bez Niej nie byłoby cudu W święto Matki Bożej Częstochowskiej Kościół stawia przed nami ważne pytanie: Kim jest dla mnie Maryja? Czy to tylko tradycja narodowa, którą świętujemy w ten dzień? Czy to jest ważna dla mnie osoba? Jaką rolę odgrywa w historii Jezusa? Jaką rolę odgrywa w historii mojego życia? Nic tak nie nadaje się do odkrycia tego, kim rzeczywiście jest Maryja – w Ewangelii i w moim życiu – jak Ewangelia Janowa o Maryi w Kanie Galilejskiej. Tutaj widzimy Ją w pełni jako Matkę Jezusa i naszą. Św. Jan pisze: W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam także Matka Jezusa. Zauważcie, że zjawia się tam jako pierwsza. Jan jakby chciał zwrócić na Nią uwagę, wskazując, że odegra tam bardzo ważną rolę. Czy rolę najważniejszą? – To okaże się dopiero na końcu tej Ewangelii, ale na pewno jest to rola ważna. Jan dodaje: Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. Także Jezusa − brzmi trochę, jakby Jezus był dodatkiem. Niech nas to nie zmyli, bo tam, gdzie jest Ona, jest także On. Gdyby Jezusa i Jego uczniów porównać do oddziału specjalnego – SWAT – który ma wykonać najważniejszą pracę, to Maryję można by tu porównać do strzelca, bo odpowiada za rozpoznanie i przygotowanie terenu dla Jezusa. Kiedy zabrakło wina, to właśnie Matka mówi do Jezusa: Nie mają już wina. To matczyne oczy Maryi dostrzegają to, czego akurat nie widzi Jezus, czy też On pozwala Jej to zauważyć albo chce, żeby Ona się tym zajęła. – Trudno powiedzieć. W każdym razie Jezus i Maryja doskonale się uzupełniają w tej scenie. Wino, którego brak zauważa Maryja, jest jeszcze bardzo podstawowym winem. Nowożeńcy potrzebują go, by wesele się udało. Takie są kobiety – dostrzegają bardzo praktycznie to, czego brakuje: rzeczy małe i większe. Wino może symbolizować to, czego brakuje często w naszych relacjach, które zamiast miłości zaczynają przeradzać się w celebrowanie własnych słabości. To jest wino naszego wspólnego zaufania, wino radości czerpanej ze swojej obecności, wino małych rzeczy, na których opierają się nasze relacje. Maryja widzi ten brak − brak wina − i biegnie do swojego Syna. Biegnie do Jezusa, prosząc o cud. To jest niezwykłe, bo Jezus jeszcze nie uczynił żadnego cudu. Matka wierzy w Niego i wie, że jest w Nim potencjał – zresztą zapowiedziany Jej przez anioła. Wierzy w Niego i prosi o cud. Maryja rzeczywiście zapoczątkuje to, co będzie się działo w Kanie Galilejskiej. Jezus myśli o trochę innym cudzie niż ten, który proponuje Mu Maryja. Tu natrafiamy na odpowiedź, która tak często nas dziwi, kiedy wczytujemy się w Ewangelię Janową: Czyż to moja albo twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła moja godzina? To nie jest najszczęśliwsze tłumaczenie. Wielki specjalista od Ewangelii Janowej, prof. Ignace de La Potterie z Biblicum, proponował zupełnie inne tłumaczenie pojawiającego się tu greckiego idiomu. Jezus pyta swoją Matkę: Czy myślisz o tym samym, co Ja, Niewiasto? W domyśle: Czy myślisz o tym samym winie, Maryjo? To drugie pytanie: Czyż jeszcze nie nadeszła moja godzina? – należy odczytywać jako pytanie, które oczekuje na potwierdzenia: Tak, bo właśnie nadchodzi moja godzina. Jezus nie myśli tylko o tym prostym winie, które za chwilę podaruje nowożeńcom. Pod jego obrazem ukrywa się znacznie ciekawsza rzeczywistość, którą chce objawić. Wino to w języku biblijnym symbol miłości, radości, ale także nowego życia, Bożego słowa. Wino, które Jezus chce podarować, to właśnie Jego Ewangelia. Czy Maryja rozumie, że nadchodzi godzina, aby to objawił? Aby objawił siebie? – Nie sądzę, żeby do końca rozumiała, o co chodzi Jezusowi w tej scenie, ale wykazuje się niezwykłą matczyną intuicją i wielką ufnością. Zwracając się do sług, mówi: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Nawet nie rozumiejąc, rzuca się w tę tajemnicę. To jest typowe dla Maryi. Ona jest kobietą wiary. W Niej nie ma pewności. Mimo że pojawił się anioł i zapowiedział tyle rzeczy, to zapowiedzi wciąż się jeszcze nie spełniły. Miała być Matką Króla. Jej Syn miał objąć królowanie, a kim Ona jest? Wciąż jest biedną kobietą z Nazaretu, a Syn nie został jeszcze Królem. Ona ciągle rzuca się w tajemnicę Bożej Opatrzności, w tajemnicę słowa Bożego, i wierzy bez żadnej pewności. W dalszej części Ewangelii Jana pojawia się zbliżenie na sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, a każda mogła pomieścić dwie albo trzy miary. Jeśli to policzyć, mamy od 300 do 500 litrów wody. Dlaczego tak wielką wagę przywiązuje ewangelista Jan do tych stągwi? − Bo jak wszystko w tej Ewangelii, one także mają symboliczne znaczenie. Liczba 6 oznacza niepełność, niedoskonałość czy brak. Stągwie z kamienia mogą oznaczać nasze ludzkie życie, w którym jest mnóstwo wody, ale mało wina – mało radości, mało sensu, mało prawdziwej miłości. Te stągwie mogą także oznaczać żydowskie Prawo, które – skamieniałe – nie daje już życia. To Prawo zostaje zastąpione Ewangelią Chrystusową. Pozostańmy jeszcze przy symbolu ludzkiego niedoskonałego życia, które mieści się w tych stągwiach. To obraz naszych skamieniałych relacji. Liczba 6 wyraża ciągle brak pełni i jej poszukiwanie w naszym życiu. Tej pełni nie odnajdziemy, dopóki Jezus nie wypełni nas swoim słowem i Ewangelią. Słudzy posłusznie napełniają stągwie wodą aż po brzegi. Jezus będzie dokonywał tego cudu z ogromną hojnością. Słudzy niosą stągwie staroście weselnemu. Nie do końca wiadomo, kiedy właściwie cud się dokonuje, bo jest to właściwie nieistotne. Starosta weselny kosztując wody, która stała się winem, nie wie absolutnie, skąd się ono wzięło. Powstaje chaos. Wzywa pana młodego i chwali go, że postawił teraz dobre wino, zachował je do końca. Pan młody nie wie o niczym. W tym momencie akcja wraca znowu do Jezusa. Jan komentuje: Taki początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Trzeba zapytać, jaki sens ma ta Ewangelia, w której pojawia się tak ogromny chaos? Co to za zaślubiny, na których nie ma panny młodej, a na końcu pojawia się tylko pan młody? – Czy rzeczywiście są to zaślubiny tej dwójki, czy może w Ewangelii ukrywa się obraz, mówiący o znacznie piękniejszych i większych zaślubinach? – Tak właśnie jest. Tak powinniśmy czytać tę Ewangelię Janową. W tej scenie przychodzi nowy Pan Młody – sam Jezus Chrystus, który wnosi na te zaślubiny nowe wino swojej Ewangelii, nowego życia. To On jest naszym Oblubieńcem. Między kim dokonują się zaślubiny? – Między Jezusem a Kościołem. We wzmiance o sługach, którzy wiedzą, skąd bierze się wino, w greckim teksie pojawia się słowo diakonoi. To są zaślubiny między Jezusem a Kościołem. Jaką rolę odgrywa w tych zaślubinach Maryja? Przejmuje właściwie rolę starosty weselnego, to ona odpowiada za zorganizowanie tych zaślubin. To nie jest najważniejsza rola – najważniejszą rolę odgrywa tu Jezus – ale rola bardzo ważna. Maryja przygotowuje zaślubiny z Jezusem, doprowadza nas do Niego, poprzedza Jezusa. Tam, gdzie jest Ona, jest On. Matka prosi o to, czego nam brakuje w życiu, od najprostszych rzeczy zaczynając. Matczyne oczy wodzą za nami z wielką wrażliwością. Ufa Jezusowi i tą ufnością wyprasza także cud. Co robi później? – Usuwa się delikatnie w cień. Taka jest właśnie rola Maryi – schodzi ze sceny wykonawszy swoje, jak dobra Matka. Proponuję dziś piosenkę Beatlesów Let it be, która będzie ilustracją do tego dobrego słowa oraz dedykacją dla wszystkich mam i kobiet, które będą kiedyś mamami. Gdy znajduję się w problemach, przychodzi do mnie Mother Mary, czyli Matka Mary, wypowiadając słowa mądrości: Niech tak będzie. W mojej godzinie ciemności stoi tuż obok mnie, wypowiadając te słowa mądrości: Niech tak będzie. Zupełnie jak Maryja, która przychodzi w czasie trudności, kiedy Ją przyzywamy, zawsze przyprowadzając Jezusa. To Let it be można przetłumaczyć: Niech będzie według słowa Pana. Niech wypełni się w twoim życiu słowo Pana. Prosisz może o cud, o potrzebne rzeczy, zapominając o tym, że Bóg może mieć znacznie piękniejszy, wspanialszy plan. Pozwól, niech spełni się cud Jezusa, a także twój cud spełni się w tym Jezusowym. Dalej Beatlesi śpiewają: Dla wszystkich ludzi o złamanych sercach, którzy żyją tutaj w tej cichej zgodzie świata, to będzie odpowiedź: Niech tak będzie. Niech tak się stanie. Chociaż muszą się rozstać, wciąż jest jeszcze okazja, że się zobaczą. To niech będzie odpowiedź: Niech tak się stanie. Mother Mary znów przychodzi szepcząc słowa mądrości: Niech tak się stanie, według słowa Jezusa. Niech się wypełni Jego słowo, Jego plan w twoim życiu. Kiedy noc jest pełna chmur, wciąż jest światło, które świeci dla mnie aż do poranka. Niech tak będzie. Budzą mnie dźwięki muzyki. Matka Mary przychodzi do mnie wypowiadając swoje słowa mądrości: Niech tak będzie. Możemy być pewni, że kiedy Maryja staje przy nas, nie staje nigdy sama, ale razem ze swoim Synem. Nasza tradycja narodowa czy też moja ukochana Matka, która przynosi w sobie wszystkie błogosławieństwa Jezusa? Ileż cudów zdarzyło się pewnie dzięki Niej w moim życiu? Ileż łask wyprosiła? Ciekawe, czy zdaję sobie z tego sprawę? Czy rozeznaję w moim życiu Jej matczyną rękę, matczyną miłość? Czy nie brak mi czasem tego rysu duchowości – który nazwalibyśmy Maryjnym − wrażliwej, słuchającej, proszącej, która uzupełnia duchowość Jezusa? Przyjmijmy Maryję w to święto, w ten piękny dzień, nie jako pamiątkę narodową, ale naszą jedyną, prawdziwą, ukochaną Matkę. Amen. Ksiądz Marcin Kowalski