Schody Kawowe nr 25.indd - Wirtualne Muzeum Kwidzyna

advertisement
ISSN 1640-0879
Egzemplarz bezpłatny
Nr 1/25 (Rok VII)
styczeń-marzec
2006 r.
1
Syrena. Kwidzyn. Katedra, nawa główna. Wspornik na południowej ścianie międzynawowej.
2
Rys. Marek Szynkarczyn
Cocktail historyczny
SPIS TREŚCI
Słowo od redakcji
4
Bez pośredników, solidnie i tanio...
4
Duch czasu
8
Statek m/s "kwidzyn" wciąz pływa
9
Przekop Wisły
11
Listy do przyjaciółki
13
Wystawa prac plastycznych
Marka Szynkarczyna "Moje krajobrazy" 14
Świadkowie historii
15
Kocham realny socjalizm
16
Posłuchaj o swoim mieście
17
Szkic do dziejów Kościoła
w Nebrowie Wielkim
18
Na ok³adce:
Wnętrze katedry kwidzyńskiej,
lata międzywojenne XX wieku.
l ne
Mu
K wi
dzy n z eu m
a
Wydawca:
Kwidzyñskie Towarzystwo Kulturalne
ul. Katedralna 18, 82-500 Kwidzyn
http://ktk.ckj.edu.pl
e:mail- [email protected]
Wi r t
ua
Zespó³ Redakcyjny:
Justyna Liguz
Andrzej Rezulak
Anna Biskupska
£ukasz Neubauer
Marcin Kobrzyński
Wydawnictwo zostało wydrukowane
na papierze offsetowym polset 80 g/m2
i tekturze Arktika 250 g/m2
przekazanym przez:
„Schody Kawowe” ukazują się dzięki wsparciu:
Gminy Miejskiej Kwidzyn
oraz
Powiślańskiego Banku Spółdzielczego
w Kwidzynie.
Sk³ad:
Agencja Wydawniczo-Reklamowa „Aliem”
tel. 0600 377 001, (055) 277 39 33
Druk:
Drukarnia W&P Malbork tel. (055) 272 25 85
REDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE
PRAWO SKRACANIA ARTYKU£ÓW
ORAZ ZMIANY TYTU£ÓW
NADESŁANYCH TEKSTÓW NIE
ZWRACAMY
Czy wiecie że...
…18 stycznia 1801 r. oddany został do użytku nowy gmach Sądu
Ziemskiego przy Marienburgerstrasse (obecnie ulica Braterstwa Narodów). Ukończony po 3 latach budowy, do której posłużyły cegły z
rozebranych dwóch skrzydeł zamkowych…
…15 grudnia 1958 r. następuje zmiana lokalizacji Powiatowej Straży Pożarnej, która przejęła obiekt przy ul. Sportowej 2. zbudowany
w 1925 r. na potrzebę Bractwa Kurkowego, a tuż po wojnie adaptowany na ośrodek sportowy „Start”. Do roku 1965 wybudowano zaplecze garażowo- warsztatowe i stację paliw…
…w latach 1878-1880 rozebrano w znacznym stopniu ratusz miejski i częściowo na starych fundamentach wzniesiono zaprojektowany przez G. Reicherta neogotycki budynek z wieżyczkami i szczytami oraz wieżą zegarową od południowego wschodu. Na parterze
mieścił się m. in.: urząd meldunkowy i miejska kasa oszczędności,
na pierwszym piętrze były służbowe pokoje burmistrza, skarbnika
i sekretarza, natomiast na drugim piętrze znajdowała się sala posiedzeń rady miejskiej…
…w latach 70-tych XX wieku istniały w mieście dwie przychodnie
rejonowe (przy Placu Plebiscytowym i ul. Brat. Narodów) oraz cztery zakładowe (ZEM, PBRoL, WZPOW, ZCP). W latach 80-tych, w ramach inwestycji towarzyszących budowie ZCP, powstała przychodnia rejonowa przy ul. Kołłątaja…
…w latach trzydziestych XX w. ważnym podmiotem gospodarczym
Kwidzyna była firma, zaopatrująca miasto w energię elektryczną. A
powodem tego stały się ustalenia wersalskie, które odcięły miasto od
elektrowni zbudowanej niedaleko Pelplina, gdyż znalazła się w granicach Polski. Jednakże berlińska firma „Bergmann-Elektrizitätswerke” postanowiła stworzyć dla powiatu kwidzyńskiego i sztumskiego
przedsiębiorstwo pod nazwą „Westpreussische Überlandwerk GmbH”
w Kwidzynie, początkowo przy obecnej ul. Sztumskiej, a następnie
przy Mewerstrasse (obecnie ul.Wiślana), które zająć się miało nową
budową gospodarki energetycznej na wschód od Wisły…
…mury obronne, spinające niegdyś miasto między bramami, w ciągu których znajdowało się jedenaście wież i baszt, wykonane były w
partiach fundamentowych z dużych kamieni polnych, układanych
warstwowo na zaprawie wapiennej, a ich szerokość wahała się od
około 1,3 do około 2,2 m…
…między 1891 a 1901r. oddano do użytku wieżę ciśnień przy ówczesnej Liebenthaler Chausse (obecnie ul. Sportowa), która wybudowana w stylu neorenesansowym, wyglądem przypominała nieco
średniowieczną basztę obronną. Zbudowana na planie koła o średnicy 9,8 m, jej wysokość sięgała 28 metrów, natomiast metalowy
zbiornik o pojemności 275 metrów sześciennych, połączony był z
siecią wodociągową miasta. Wieża przeszła kapitalny remont w latach 1972-1975 - niestety tracąc stylową kopułę na rzecz nowej betonowej. Dziś wieża ta, znajduje się w rękach prywatnych...
...ulicę Kwidzyńską znajdziemy nie tylko w pobliskich miejscowościach takich jak: Gardeja, Prabuty, Sztum czy Sadlinki ale również w największych miastach Polski m.in.: Wrocławiu, Gdańsku,
Poznaniu, Łodzi i Bydgoszczy…
opracował Bartosz Uchacz
od redakcji: w poprzednim numerze „Schodów Kawowych” znowu chochlik
drukarski wprowadził błędy. Tym razem pod wierszem „Ogłoszenie płatne”
źle zostało zapisane nazwisko autora. Właściwy zapis powinien brzmieć:
Marcel Woźniak. Wszystkich zainteresowanych przepraszamy
Redakcja
3
Słowo od redakcji
W 2006 roku wkroczyliśmy w siódmy rok wydawania naszego kwartalnika „Schody Kawowe”. Bywało różnie. Zmieniały się składy redakcji, zmieniały
się artykuły i rubryki tematyczne. Niestety – w 2005
roku dopadły nas problemy finansowe. Losy pisma
dosłownie „zawisły na włosku”. Zwróciliśmy się z pisemnym apelem do wielu instytucji i środowisk z
prośbą o wsparcie. Jak dotąd na nasz apel odpowiedziało dwóch darczyńców. Pierwszym z nich jest Gmina Miejska Kwidzyn, która zobowiązała się pokryć
większość wydatków związanych z tworzeniem pisma. Drugim darczyńcą jest Powiślański Bank Spółdzielczy w Kwidzynie. Obu instytucjom składamy serdeczne podziękowanie. Drobne wsparcie otrzymaliśmy również z Biura Rachunkowego Barbary Sokołowskiej z Kwidzyna, której także bardzo dziękujemy.
Tradycyjnie też, wszystkie cztery numery „Schodów”
w tym roku wydrukowane będą na papierze, otrzymanym od International Paper Kwidzyn S.A.
Początek każdego roku niesie ze sobą nowe wyzwania, zachęca do podjęcia ambitnych planów, sugeruje odrywanie się od tego, co ludziom mogło się
nie podobać w roku ubiegłym i zachęca do mocniejszego związania się z tym co dobre, dobrze przyjęte
przez czytelników. Pamiętając o dotychczasowych
tradycjach naszego kwartalnika, pragniemy, aby
był on pismem jak najbardziej „na czasie”, skierowanym do ludzi różnych pokoleń, profesji i środowisk. Ludzi, których interesuje zarówno to, co kiedyś miało miejsce w Kwidzynie, jak i to, co obecnie
dzieje się w naszym mieście. Dlatego chcemy, aby
i w tym roku „Schody Kawowe” nie zawiodły stałych czytelników, ale równocześnie wzbogaciły się
o nowe treści. Zdając sobie sprawę z problemów finansowych, jakie trapią wszystkich pracujących w
kulturze, nie zmieniamy zasad dystrybucji naszego
kwartalnika. W dalszym ciągu otrzymać je można
NIEODPŁATNIE w kilku stałych punktach kolpor-
tażowych, a więc w Kwidzyńskim Centrum Kultury
przy ul. 11 Listopada 13, Oddziale Miejskim PTTK
przy ul. Piłsudskiego 21 oraz w siedzibie Kwidzyńskiego Towarzystwa Kulturalnego. Zmianie ulegną
jedynie zasady kolportażu pisma do odbiorców za
pośrednictwem Poczty Polskiej.
Począwszy od najnowszego numeru w tym roku,
osoby, które chciałyby otrzymywać „Schody Kawowe”
drogą pocztową, powinny wpłacić kwotę 8 zł (słownie: 8 złotych 00/100 gr) na konto bankowe KTK:
Kwidzyńskie Towarzystwo Kulturalne,
ul. Katedralna 18, Kwidzyn
Bank PKO BP o/Kwidzyn - 07 1020 1778 0000 2502 0037 2292
z dopiskiem: „Schody Kawowe” – wysyłka.
Kwartalnik wysyłać będziemy na adres nadawcy
wpłaty. W przypadku innego adresu korespondencyjnego można przesłać informację o chęci otrzymywania
„Schodów Kawowych” pocztą na adres KTK wraz z dowodem wpłaty. 8 zł to jedynie koszty przesyłki pisma
cztery razy w roku, ale równocześnie gwarantuje otrzymanie periodyku w ciągu kilku dni od daty ukazania
się kolejnego numeru - bez potrzeby szukania „Schodów Kawowych” w różnych punktach czy przez znajomych. Pismo wysyłać więc będziemy tylko do osób,
które wyrażą taką wolę poprzez dokonanie wpłaty na
konto KTK. Dotychczas wiele osób korzystało z tego
sposobu, mamy nadzieję, na jeszcze większe zainteresowanie tą formą nabywania naszego pisma.
Ze względu na sporą ilość pytań dotyczących publikowania własnych tekstów w „Schodach Kawowych” informujemy, iż każdy ma, na łamach kwartalnika, taką możliwość. Tekst należy przesłać na
adres redakcji lub mailem ([email protected]). Tekst
powinien być napisany w wersji elektronicznej (dyskietka, płyta, etc.) i dotyczyć problematyki poruszanej na łamach pisma. Osoby zainteresowane zapraszamy do współpracy.
Redakcja
BEZ POŚREDNIKÓW, SOLIDNIE I TANIO… – OGŁOSZENIA I REKLAMY NA
ŁAMACH GAZETY URZĘDOWEJ POWIATU KWIDZYŃSKIEGO (KREISBLATT
FÜR DEN KREIS MARIENWERDER) W LATACH 1871-1888
Nieodłącznym elementem dziewiętnastowiecznego pruskiego legalizmu, przejawiającym się najpełniej w działaniach lokalnej biurokracji były w miastach i miasteczkach monarchii Hohenzollernów
- gazety urzędowe. Kwidzyn, jako stolica okręgu
rejencyjnego i ważny ośrodek administracji prowincjonalnej, dorobił się dwóch takich wydawnictw, z
których Gazeta Rejencji Kwidzyńskiej (Zachodniopruskiej) Amtsblatt der Regierung Marienwerder
ukazywała się w latach 1813-1944. Z działalnością
kwidzyńskiej landratury ściśle związana jest Gazeta Powiatu Kwidzyńskiego Kreisblatt für den Kreis Marienwerder (do 1879 roku jako Kreisblatt des
Landratsamtes zu Marienwerder). Warto nadmie-
nić, że w zasobie Archiwum Państwowego w Elblągu z siedzibą w Malborku zachowały się kompletne roczniki gazety z lat 1860-1919. Kreisblatt drukowany w wydawnictwie Kanterów wychodził jako
tygodnik, a w szczególnych okolicznościach wydawano dodatkowo specjalny numer tzw. Extra-Blatt.
Tak było w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej czy kampanii propagandowej w okresie Plebiscytu 1920 roku.
Początkowo Kreisblatt ograniczał się jedynie do
tak zwanej części urzędowej (Amtliche Teil), w której zamieszczano zarządzenia i decyzje władz powiatowych, wyciągi z rozporządzeń i ustaw władz nadrzędnych oraz regulacje prawne i informacje porząd4
kowe. Drugą część gazety tworzył dział
Ogłoszeń (Anzeige) obejmujący komunikaty, nekrologi, oferty kupna-sprzedaży, drobne ogłoszenia o pracy i reklamy. Te ostatnie, od połowy XIX wieku coraz śmielej wkraczające na łamy
prasy, przynoszą bardzo interesujący
materiał źródłowy. Stanowią nie tylko
świadectwo aktywności gospodarczej
mieszkańców, lokalnych inicjatyw, ale
i prozaicznych często problemów dnia
codziennego przed stu laty. Pozbawione nachalnej agitacji współczesnych reklam są obrazem panującej mody i swoistym przewodnikiem po kwidzyńskich
sklepikach i warsztatach w latach 70.
i 80. XIX wieku.
Na nadchodzący 1872 rok, pierwszy
rok po zjednoczeniu Niemiec pod egidą
Prus, reklamowano kalendarz lipskiego
wydawnictwa Payne’a w cenie 50 fennigów. Na rynku księgarskim konkurował on z modnym wówczas ilustrowanym kalendarzem von Trawitzscha
i wydawnictwem Wilhelma Krausenecka z Gumbina. W Kwidzynie rozprowadzały je drukarnie Ryszarda Kantera i
Eduarda Levysohn. Kalendarze familijne zawierające ponad dwieście ilustracji, porady praktyczne, dział humoru i
leksykon zdrowia posiadała także w
sprzedaży inna kwidzyńska drukarnia
Haricha. Ten ostatni miał niewątpliwy
monopol na wszelkiego rodzaju druki
i formularze urzędowe.
Ukazujące się co rusz nowe tytuły prasowe znajdowały licznych zwolenników, zwłaszcza, że spory
odsetek mieszkańców Kwidzyna znajdował zatrudnienie w administracji państwowej. Zapisy na prenumeratę roczną i miesięczną przyjmowały wszystkie
kwidzyńskie wydawnictwa. W Kreisblattach z tego
okresu odnajdujemy m.in. reklamy nowego ogólnoniemieckiego dziennika Liberale i tygodnika Die Neuzeit redagowanego w Berlinie przez Wernera Grossa.
Ogłoszenia zachęcały ponadto do prenumeraty królewieckiego Königsberger Tageblatt czy, wychodzącej
w Gdańsku, Danziger Allgemeine Zeitung. Co mówią
w Berlinie? - wystarczy czytać Tägliche Rundschau,
w prenumeracie miesięcznej tylko 4 marki – brzmiała inna z tego typu reklam. Wiosną 1876 roku Johann Jacoby rozpoczął wydawanie nowego lokalnego dziennika Die Ostbahn. Co tydzień załączano
do niego ilustrowany dodatek, a abonament miesięczny bez prowizji poczty – jak zaznaczał wydawca –kosztował 60 fenigów. Zamierzenie Jacoby’ego
okazało się efemerydą w związku z silną pozycją lokalnej gazety Westpreussische Mitteilungen.
Duży tłok panował także na rynku księgarskim.
W Kreisblattach pojawia się reklama księgarni Egon
Nax, który w swej bogatej ofercie posiadał poradniki, leksykony prawnicze, słowniki, powieści przygodowe i poezje. Wśród tych najbardziej poczytnych
należy wymienić książki Willibalda Alexisa, Ottona
Roquette’a czy powieść Augusta Schradera Moderne Glücksjäger (Nowoczesny poszukiwacz szczęścia).
W 1882 roku szeroko reklamowany był Atlas geograficzny Rzeszy przydatny – jak podkreślano – nie
tylko w domu urzędnika, kupca, nauczyciela, polityka, ale i każdego kto pragnie lepiej poznać swój kraj.
W cenie 1 marki dostępny był także ilustrowany album Rosja. Kraj i ludzie opracowany przez Roskoszuna.
Wertując gazety codzienne wychodzące w tym
czasie w Gdańsku czy Elblągu łatwo zauważyć
znaczną ilość reklam i informacji o imprezach kulturalnych i rozrywkowych. Należy pamiętać, że i
Kwidzyn był w tym czasie miejscem, w którym artyści gościli stosunkowo często. Ze względu jednak
na charakter gazet urzędowych rzadko ukazywały się zapowiedzi tego typu. Kreisblatt utrwalił jednak wiadomość o występie w maju 1882 roku trupy cyrkowej Ericha Blumenfelda na placu przed gospodą Dohrau’a. Wiadomo także, że dokładnie dwa
miesiące wcześniej, 24 maja o 19.30, w kwidzyńskiej resursie wystąpiła skrzypaczka Emilie Sauret
z towarzyszeniem pianistki Maggie Menzies i barytonisty Johanna Elmblada. Bilet wstępu kosztował
dwie marki, co nawet dla melomana na urzędniczej
posadzie było wydatkiem niemałym. Dla mniej wymagających pozostawał na przykład Wielki album
5
tańców reklamowany przez wydawnictwo Reinera
Jacobsa z Magdeburga. Znalazło się tu dwanaście
marszów, szesnaście walców, dwadzieścia dwie polki, jedenaście galopów, dziewięć mazurków, znane
melodie tyrolskie i nadreńskie.
Liczne są reklamy usług rzemieślniczych, sklepów i zakładów. Kilku właścicieli warsztatów gości
na łamach gazety właściwie nieprzerwanie. Typowe było umieszczanie reklamy w chwili rozkręcania interesu. Przykładem jest cukiernia Jankego na
kwidzyńskim rynku uroczyście otwarta latem 1880
roku.
Swoje usługi w podobny sposób promował zegarmistrz z ulicy Szerokiej (Breitestrasse 35) - Oskar
Dorban. W jego ofercie znajdujemy okulary, binokle,
barometry i termometry. Miejscowy mistrz szewski
- Jan Szylinski - właściciel warsztatu i sklepu przy
ulicy Szerokiej 170 naprzeciw Ratusza miał w ciągłej ofercie: buty męskie skórzane w cenie od 6 marek, buty i trzewiki damskie
według najnowszych wzorów
od 4 marek wzwyż i obuwie
dziecięce różnych krojów.
Cylinder męski na miarę w
sklepie Götherta można było
nabyć już za bagatela 14 marek! (zważywszy, że dniówka
wykwalifikowanego robotnika wynosiła wówczas przeciętnie 30-40 srebrnych groszy (3-4 marki) były to jednak sumy znaczne). Czytelnik kwidzyńskiego Kreisblattu bez trudu odnajdował reklamy miejscowych stolarzy,
krawców, kuśnierzy i farbiarzy. Nie dziwiły z pewnością
i zamieszczane obok siebie ogłoszenia zachęcające do zakupu mioteł bezpośrednio od producenta w
warsztacie Roberta Pfeiffera oraz wyrobów ze złota
i srebra w sklepie jubilerskim Weilanda przy Malborskiej.
Niezwykle popularne były wszelkiego rodzaju wyprzedaże świąteczne. Ogłoszenia o przedświątecznej
obniżce cen pojawiały się już na początku grudnia.
W 1879 roku wielką wyprzedaż towarów reklamowali na łamach Kreisblattów miejscowi kupcy: Ernst
Gienau, Juliusz de la Rose czy Franz von Mogilowski. Sklep żydowskiego kupca Juliusa Levysohna
przy ul.Malborskiej 71 proponował w ofercie: torby, dywany, chodniki, szlafroki, czapki. W bogatej ofercie sklepu Friedländera znalazły się: konfekcja damska z modną wówczas krynoliną i turniurą,
kostiumy z muślinu i satyny, kapelusze damskie i
męskie etc. Również sklep Hermanna Mendelsohna, jeśli wierzyć reklamom, posiadał bardzo szeroki asortyment towarów. W sąsiadującym sklepiku prowadzonym przez rodzinę Behrendt oferowane
były w tym czasie pończochy, rękawice i bawełniane skarpety w sam raz na zimę. W sklepie Neumannów przy Malborskiej w sprzedaży były karty okazjonalne i pocztówki, znaczki, karty do gier towa-
rzyskich i tytoń. W ten ostatni mogła zaopatrywać
je, mieszcząca się kilka kamienic dalej, wytwórnia
cygar i tabaki Klary Scupin. Charakterystyczne, że
w latach 70. XIX wieku często gościła na stronach
gazety reklama piwa z browaru w podgrudziądzkim
Rządzu (Rondsener Brauerei). Jej przedstawicielstwo mieściło się w Kwidzynie przy ulicy Podjazdowej 54 (Niedertor Strasse).
Omawiany okres charakteryzował się dynamicznym rozwojem gospodarki i usług, ale i postępem w
rolnictwie. W związku z tym w gazecie pojawia się
sporo reklam firm produkujących maszyny i wyposażenie na potrzeby rolnictwa. Obok nich znajdujemy bardziej tradycyjne formy kupna i sprzedaży
drobiu, trzody i pogłowia. Tłuste świnie oferował niejaki August Schroeder z Ziegellack, a gęsi i kaczki
na chów można było nabyć w hodowli Alberta Wietschke. Powiat kwidzyński był znany także ze znacznej sprzedaży solidnego drewna, prowadzonej przez
Nadleśnictwo Ryjewo. Drewno dębowe i brzozowe oferował w sprzedaży ciągłej Feliks Plehn, szermując cenami najniższymi w okolicy.
Oferty pracy
pojawiały się rzadziej i dotyczyły najczęściej doraźnych
robót np. 150 mężczyzn silnych i zdrowych zatrudnię
przy wyrobie kamienia w
Ramzach koło Sztumu - zarządca dóbr Ramzy - A.Puttkammer. W 1876 roku na
łamach kwidzyńskiego Kreisblattu przez kilka tygodni
gościło ogłoszenie o werbunku robotników do pracy przy
budowie linii kolejowej Berlin – Neustrelitz. Podobnież za pośrednictwem gazety niejaki Leo Hammel
poszukiwał 50 kobiet do pracy w cukrowni w Danii.
Kupiec Ludwik Oettinger zamieścił w marcu 1873
roku ogłoszenie następującej treści: młodą kobietę z
porządnej rodziny do sklepu z galanterią zatrudnię.
Znajomość języka polskiego wskazana. Często zamieszczane były ogłoszenia o zatrudnieniu opiekunki czy służącej. Jeszcze w marcu 1879 roku pomocy domowej usilnie poszukiwał emerytowany kancelista landracki - Ludwig Riehl. Dokładnie 21 maja
1880 roku pojawił się nekrolog informujący o jego
zgonie. Nie wiadomo kto towarzyszył mu w ostatnich miesiącach życia, jednakże z pewnym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że w ceremonii pogrzebowej swój udział miała firma pogrzebowa F.Steila z ulicy Gdańskiej. Reklamowała ona w
gazecie trumny drewniane i metalowe według różnych wzorów - duży wybór, przystępna cena.
Anonse o poszukiwaniu posady czy możliwości
odbycia stażu zawodowego drukowano zazwyczaj
w ostatniej kolumnie gazety. Jedno z nich pochodzące z grudnia 1872 r. brzmiało: nauczycielka poszukuje pracy na pensji w miesiącach styczeń-kwiecień. W innym, z 1878 roku czytamy: uczciwy, wy6
kształcony, z porządnej rodziny szukał pracy jako
pomoc u radcy prawnego celem nabycia doświadczenia w zawodzie. Ogłoszenia takie były zazwyczaj
anonimowe, a kontakt następował w takich przypadkach poprzez biuro redakcji.
Pojawiały się i bardziej przyziemne ogłoszenia,
dobrze charakteryzujące ówczesne układy i relacje
społeczne. W jednym z nich z 5 lutego 1880 roku
czytamy: opuściła mnie żona Adelgunda Panter z
Fiedlitz za jej długi nie odpowiadam. August Panter.
Kwidzyn. Kilka miesięcy wcześniej Joachim Moeller
informował o nieuczciwym współpracowniku. Znajdujemy ponadto informacje o zgubach i rzeczach odnalezionych. W 1882 roku niejaki Grabowski z Kwidzyna zgłosił: 9 stycznia między godz. 12 a 13 przy
posesji kupca Wolfradta w drodze na Marezę zaginęły trzy ważne dokumenty i notes własność Pana
Gosienieckiego. Znalazców proszę o zwrot. Sporo
ogłoszeń dotyczyło sprzedaży majątków i nieruchomości. W lutym 1880 roku niejaki Andreas Knoof
ogłaszał: ze względów rodzinnych zmuszony jestem
sprzedać 2 łany gruntu z młynem wodnym, budynkiem gospodarczym. Usytuowanie korzystne, dwie
drogi dojazdowe. Młyn Bystrzec (Weisshof). Bardziej
konkretny był właściciel majątku Rospitzer, który
budynek mieszkalny, stodołę, chlewy i 110 mórg
magdeburskich ziemi najlepszej jakości wycenił na
25 tysięcy talarów.
Informacje o angażach nauczycieli w szkołach powszechnych, wizytacjach i subwencjach dla szkół w
powiecie kwidzyńskim przewijają się w części urzędowej gazety. Towarzyszą im oferty o rekrutacji
uczniów ze szkół średnich. Przykładowo w okresie
od 1878 do 1880 roku w kolejnych numerach Kreisblattu pojawia się ogłoszenie o zapisach do Wyższej Szkoły Zawodowej w Einbeck, kształcącej przyszłych operatorów maszyn i urządzeń. Einbeck pod
Hanowerem słynęło wówczas w całych Niemczech
z wykwalifikowanej kadry, o czym przekonywał dyrektor placówki dr Stehle. W bardziej tradycyjnych zawodach kształciło renomowane Technikum
w Buxtehude koło Hamburga. Jego uczniowie, jak
czytamy: zdobywali tu teoretyczne umiejętności i poszerzali wiedzę praktyczną w profesjach takich jak:
malarz, młynarz, zecer, murarz, stolarz, co otwierało im drogę do uzyskania tytułu mistrza. Nie ma
natomiast żadnych wzmianek o warunkach naboru, wysokości czesnego itp.
Ścisk na rynku usług ubezpieczeniowych i kredytowych znalazł pośrednio swoje odzwierciedlenie
i w Kreisblattach. Do szczególnie aktywnych w Kwidzynie należeli w latach 70. XIX wieku agent Raschke, reprezentujący towarzystwo ubezpieczeniowe Union i Paul Liebrecht przedstawiciel lipskiego
Hagela. O klientów w mieście i okolicach zabiegał
również niejaki Julius Schiller pracujący dla Berlin-Kölnische Feler-Versicherung. Do korzystania
z własnych usług zachęcał radca rachunkowy Marquardt mający biuro w kamienicy przy obecnej ulicy Piłsudskiego.
Do najciekawszych ogłoszeń w kategorii zdrowie
i medykamenty można zaliczyć: anons niejakie-
go Paula Lueck z Kwidzyna. Oferował
on nalewkę na
reumatyzm i
wszelkie dolegliwości w cenie 12 srebrnych groszy za
butelkę. Wielokrotnie na łamach gazety
swój przyjazd
do Kwidzyna
awizował berliński dentysta
Heinrich Vogel. Wiadomo,
że w dniach 22
lipca-15 sierpnia 1876 roku
przyjmował w
kwidzyńskim
hotelu Herzner. Dwukrotnie w tym czasie pojawiła
się reklama renomowanej paryskiej kliniki dla epileptyków profesora Charlesa Alberta.
Do osób poszukujących szczęścia za oceanem
skierowane były reklamy i ogłoszenia przewoźników
dalekomorskich. Kampania morska Karla Messinga
z siedzibą w Szczecinie polecała rejsy do Ameryki i
Brazylii. Cena wyprawy do Nowego Jorku wynosiła
od 55 do 150 marek w zależności od komfortu podróży. Statki odpływały w każdą środę ze Szczecina, a w piątki z Hamburga. Wytłuszczony napis pod
ogłoszeniem: bez pośredników stąd tak tanio, miał
zachęcać do wyjazdu za chlebem na drugiej półkuli. Przedsiębiorstwo pośredniczyło również w załatwianiu rezerwacji na rejsy na innych trasach. Niemieckie przedstawicielstwo Lloyda oferowało wygodne i bezpieczne rejsy w ekskluzywnych, dalekomorskich transatlantykach na trasie Brema-Nowy Jork
i Baltimore oraz Brema-Hawana-Nowy Orlean. Tu
ceny były znacznie wyższe i wynosiły odpowiednio:
405 marek w osobnej kajucie pierwszej klasy i 290
marek w klasie drugiej.
Regularnie na łamach Kreisblattów drukowane
były zmiany i uzupełnienia do obowiązujących rozkładów jazdy pociągów. Ograniczały się one zazwyczaj do linii kolejowych na obszarze powiatu kwidzyńskiego i powiatów sąsiednich, chociaż np. w
1872 roku odnajdujemy informacje o kursach pociągów dalekobieżnych z Królewca do Gdańska. Podręczny rozkład jazdy pociągów lokalnych za 1882
rok na obszar prowincji pruskiej wzbogacony o połączenia do Berlina i Królewca był rozprowadzany
przez drukarnię Kantera za 30 fenigów.
Arkadiusz Wełniak
7
Duch czasu
Nieprzebyte zdałoby się puszcze Środkowej Europy przemierzyły nader liczne gromady ludu twardego, odpornego na trudy i kaprysy aury klimatu
przejściowego. Napierające od wschodu kolejne plemiona spychały wcześniej przybyłych coraz bardziej
na zachód, aż kontynent zaroił się od wojowniczych
rodów, które rozpoczęły mozolne dzieło przystosowania tych nie zawsze gościnnych ziem do zamieszkania. W tym tyglu kultur mieszały się języki i obyczaje, często zgrzytał oręż i złowrogo świszczały groty strzał, w niebo wznosiły się języki ognia i kłęby
dymu z napadniętych osad, a granic strzegły drewniane i kamienne posągi groźnych bogów mających
odstraszać intruzów i ochraniać krainę przed najazdem obcych.
Wśród chat rozchodził się smakowity zapach wędzonego mięsiwa i suszonych grzybów, a po okolicy
uwijały się kobiety i dzieci w poszukiwaniu słodkich
jagód. Woje odpoczywali po trudach walki z sąsiadami, a potem ruszali na łowy, by zapewnić byt rodzinom. Życie płynęło pracowicie, nikt się nie nudził, podział pracy wymuszał na wszystkich członkach plemienia nieustającą aktywność i trudno sobie wyobrazić moment, w którym rozleniwiony bezczynnością, wąsaty i dobrze umięśniony osobnik nagle zaczął kombinować sobie bogów, aby zacząć się
ich bać i dzielić się z nimi swymi z takim trudem
zdobytymi dobrami.
Archeologowie odkrywający po wiekach i tysiącleciach pozostałości chat naszych przodków, odkopujący paleniska, na których warzyli strawę, rozgrzebujący ich groby i śmietniki, skrzętnie składający w całość potłuczone skorupy – zdumiewają nas
swoim profesjonalizmem i niesamowitą wprost intuicją, która pozwala im na rekonstrukcję dawnego
życia na podstawie tak nikłych pozostałości. Mimo
woli człowiek chyli czoło w obliczu uczonego wywodu naszpikowanego datami, fachowymi terminami
i obco już dziś brzmiącymi nazwami przedmiotów,
obyczajów… ba!, nawet pojęć abstrakcyjnych i religijnych wierzeń. I przy całej realności tego minionego świata, tak doskonale zrekonstruowanego, że
wydaje się powracać do życia, tak odlegle i mgliście
brzmią mity dawnych mieszkańców tych ziem – naszych przodków.
Mitologia Słowian jest w zaskakujący sposób całkowicie nieobecna we współczesnej kulturze. Od czasu do czasu zwiedzając jakiś Biskupin, czy też oglądając w muzeum posklejane skorupy jakiejś kultury łużyckiej natykamy się niby przypadkiem na drewnianą
czy kamienną figurę postaci o czterech twarzach, albo
trzech głowach, natrafiamy na opowieści o smokach,
olbrzymach i dziwnych postaciach, które straszą nocami w odludnych okolicach, a zwłaszcza w pobliżu
bagien, jezior i w głębi puszczy. Ziemię, wodę, powietrze i podziemne czeluście zamieszkiwały według słowiańskich mitów liczne istoty, których cechy i umiejętności muszą zdumiewać nawet współczesnych wielbicieli gatunku fantasty czy science fiction.
Cały problem polega na tym, że mitologie innych
ludów zdążyły jeszcze zyskać trwały żywot na kartach ksiąg, zanim nowe religie wyparły je i zatarły
ślady dawnych wierzeń. Zapewne niewielu ze współczesnych Polaków nie słyszało nigdy o Zeusie, Hadesie czy Posejdonie, ale kiedy zapytać ich o Peruna,
Welesa, Swaroga czy Mokoszę, zapewne zrobią zdziwioną minę. A cóż to za jedni?! No właśnie. Gromowładny Perun, pan kosmicznego porządku, władca
nieba i ziemi, utożsamiany też czasem z wszechwidzącym Świętowitem mało komu skojarzy się z poczciwym, starym Zeusem. A przecież w postaci pędzącego na czarnym koniu Welesa, czy też Trzygłowa można doszukać się bez trudu analogii z groźnym bogiem wojny, choć słowiański bóg o trzech głowach, władca sztormów i opiekun nieba, ziemi oraz
podziemnego świata jest niewątpliwie potężniejszy
od niezbyt rozgarniętego Aresa. Swarog mógłby się
przyznać do dalekiego pokrewieństwa z Heliosem
jako władca słońca i światła, zaś jego syn Swarożyc, to być może odpowiednik potężnego, boskiego
kowala Hefajstosa, albo nawet samego tytana Prometeusza. Mokosza mogłaby uchodzić za Demeter,
skoro opiekowała się płodnością, urodzajem i powodzeniem poddanych sobie ludzi.
Tak się składa, że chrystianizacja Słowian wyprzedziła nieco ich awans cywilizacyjny i w przeciwieństwie do Germanów na przykład, nie utrwalili oni swej mitologii na pergaminie, nie wyryli jej w
kamieniu ani nawet w glinie, nie zapisali w postaci
piktogramów. Jedyne, co pozostawili, to te tajemnicze posągi, nieco kamiennych kręgów i ukryte pod
grubą warstwą historii resztki swych siedzib. Gorliwi głosiciele chrześcijaństwa dokończyli dzieła i w
ten sposób po naszej mitologii pozostały jedynie niezbyt jasne i czasem wewnętrznie sprzeczne strzępy
informacji, zaś prehistoryczne opowieści utrwalone
przez kronikarzy w postaci legend trudno traktować
poważnie. Bajania o Piaście kołodzieju, o Popielu i
myszach, o królu Kraku i smoku wawelskim jakoś
same układają się obok Czerwonego Kapturka, Jasia i Małgosi, albo krasnoludków i sierotki Marysi.
Tymczasem gdzieś w głębi tych opowieści faktycznie tli się jeszcze resztka owej spuścizny, której nie
zdołali przekazać potomnym nasi przodkowie.
A jednak – mimo tak enigmatycznych danych
– rzuca się w oczy przede wszystkim charakterystyczna prawidłowość dotycząca wszystkich mitologii świata. Panteon bogów wszędzie stanowi sferę sacrum, pochodzącej z nieba władzy nad planetą, jej mieszkańcami i całym kosmosem, zaś ludzie
wraz z otaczającą ich szarą rzeczywistością – to sfera profanum, niska, przyziemna, ułomna i poddana bogom. Ciekawe w tym wszystkim jest jednak
co innego. Oto zawsze bogowie są istotami przybywającymi z góry, z nieba, miewają czasem dość dziwaczne kształty, cechy i atrybuty, których pierwowzorów próżno by szukać w naturze, obdarzeni są
mocami, które co prawda po części można przypisać
zjawiskom przyrody, jednak personifikacja naturalnych katastrof, uderzeń piorunów, erupcji wulkanów, powodzi i trzęsień ziemi wymaga jednak bar8
dzo wysokiego poziomu abstrakcji.
Naukowcy z lubością więc kładą mity między
uniwersalne archetypy, kosmogoniczne fantasmagorie, psychologiczne efekty kompleksów, a mówiąc
po ludzku – między bajki. Zresztą wymyślone przez
śmiertelnie nudzących się przy wieczornych ogniskach ludzi, którzy właśnie wrócili z lasu ze swymi kamiennymi toporami i grotami strzał, a naprawiając swój sprzęt kombinowali intensywnie, jacyż
to bogowie zlecieli z nieba i władali ziemią, wodą i
powietrzem. Jakoś to wszystko nie bardzo zgadza
się z logicznym tokiem rozumowania. Bo albo założymy, że nasi przodkowie, to prostaczkowie, którzy
w pocie czoła czynili sobie ziemię poddaną i po tysiącach lat zdołali opanować trudną sztukę obróbki
krzemienia, kości i skóry, nie wspominając o uprawie roślin i hodowli zwierząt, albo tytaniczne megality Europy Zachodniej, gigantyczne piktogramy w
Brytanii, niezwykłe podziemne miasta w Turcji i na
Malcie, zaawansowane malarstwo Lascaux i Altamiry… wykonały mityczne krasnoludki. No bo kto?!
Na szczęście z mitologią Słowian mamy mniejszy problem. Spośród oderwanych informacji i nieusystematyzowanych hipotez wyłania się co prawda system wierzeń dawnych mieszkańców Europy
Środkowej i Wschodniej, którzy przybyli tu gdzieś
z Azji Środkowej i przynieśli ze sobą zapewne także
echa prastarej religii zawartej w Wedach, Mahabharacie i Ramajanie, ale brak zapisu mitycznych opowieści oraz silne wpływy chrześcijaństwa w późniejszych wiekach zakłócają nam, współczesnym spadkobiercom obraz boskiej ingerencji w życie pogańskich jeszcze Słowian.
Oczywiście nikt nie oczekuje od Polaków, Rosjan
czy Czechów dwudziestego pierwszego wieku, że powrócą do dawnych wierzeń. Jednak ta zamknięta
skądinąd karta naszej historii rozbudza pasję poznawczą i stanowi niebagatelny czynnik integrujący kultury poszczególnych plemion słowiańskich.
Ciekawość przeszłości i próby jej utrwalania dla potomnych to przecież jeden z ważniejszych czynników
wyróżniających nas w przyrodzie. I trochę wstyd, że
polska młodzież tak mało wie na temat własnych korzeni, co najwyżej potrafiąc przytoczyć traktowane
z przymrużeniem oka opowieści o Wandzie co nie
chciała Niemca, o łasym na dziewiczą krew zielo-
nym smoku wawelskim, o siedzącym gdzieś w lesie
pod Łęczycą poczciwym diable Borucie, o skonsumowanym przez rozeźlone gryzonie złym królu Popielu… i na tym koniec.
Niszczące działanie czasu w naszym dwudziestym pierwszym stuleciu nabiera podwójnego znaczenia. Nie dość, że systematycznie – jak perfekcyjna sprzątaczka – od tysięcy lat zaciera ślady przeszłości i sumiennie – jak skompromitowany polityk – niszczy wszelkie dokumenty pozwalające prześledzić bieg dawnych zdarzeń, to jeszcze – jak cała
współczesna cywilizacja – zmusza nas do ogłupiającej pogoni za złudzeniami, która siłą rzeczy odbiera nam jakąkolwiek możliwość głębszego spojrzenia na istotne sprawy. W tym szalonym pędzie
przypominamy jako żywo pewnego funkcjonariusza
ZOMO, który odłączył się w pamiętnym 1981 roku
od kordonu blokującego ulicę, by skontrolować samotnie idącego z reklamówką w dłoni młodego mężczyznę.
- Co jest w tej torbie? – groźnie zapytał, wznosząc
do ciosu bojową „blondynę”.
- Wałek – odparł młody konspirator biorący właśnie udział w likwidacji tajnej drukarni i niosący
w siatce elementy rozebranego powielacza (w tym
inkryminowany wałek).
ZOMOwiec obmacał torbę.
- Wałek! – potwierdził i bez zastanowienia dodał
– Przechodzić!
Działacz podziemia – przez chwilę święcie przekonany, że kolejne miesiące spędzi w więziennej celi
– nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
A jednak. Iluż z nas przypomina owego ZOMOwca, kiedy bez zastanowienia przechodzimy obok faktów i przedmiotów, które wprawiłyby nas w najwyższe zdumienie, gdyby stać nas było na chwilę refleksji i zdecydowalibyśmy się poświęcić im choć odrobinę tego „cennego” czasu, którego tyle marnujemy. Uważamy, że czas to pieniądz, zdajemy się go
cenić ponad miarę, a jednak tracimy go niepomiernie więcej niż ci, którzy przy wieczornym ogniu snuli opowieści o dziwnych, niezwykłych i fantastycznych istotach mających – wówczas wydawało się to
oczywiste – decydujący wpływ na nasze życie.
Jarosław Dutko
Statek m/s „Kwidzyn” wciąż pływa
W „Schodach Kawowych” nr 2/8 z 2004 r. ukazał się artykuł mówiący o statku noszącym imię naszego miasta – m/s „Kwidzyn”.
Statek został zwodowany 20 czerwca 1974 roku
w Stoczni Gdańskiej i przekazany Polskim Liniom
Oceanicznym. Jego portem macierzystym stał się
Szczecin. Matką chrzestną zastała Janina Szymaszek, pracownica Spółdzielni Pracy „Powiśle”, do
dnia dzisiejszego mieszkanka Kwidzyna. M/s „Kwidzyn” w swój pierwszy rejs wypłynął do Finlandii
pod dowództwem kpt. ż.w. Tadeusza Siorka.
Statek, jak na ówczesne czasy był nowoczesną
konstrukcją, ponieważ przeznaczony został do obsługi tzw. linii fińskiej. Na dziobnicy zaprojektowano wzmocnienie z kutej stali o grubości 150 mm.
M/s „Kwidzyn” posiadał klasę lodową L3. Od lat ’90
pływał w czarterze m.in. tureckim, potem szwedzkim. W tym miejscu należy wspomnieć, iż w 1977
roku podpisano porozumienie pomiędzy Spółdzielnią Pracy „Powiśle” a Polskimi Liniami Oceanicznymi o patronacie nad m/s „Kwidzyn”. Dużą rolę w
kontaktach z armatorem, a także załogą statku od9
grywała matka chrzestna, Pani Janina Szymaszek.
W latach ’90 statek przeszedł pod
banderę spółki „Euroafrica”. W 1997
roku m/s „Kwidzyn” został sprzedany do Liberii. Jego właścicielem stała się spółka Ridley Navigation Corporation z Monrovii – statek przemianowano na m/v „Samos Leader”.
Już w 1999 roku m/v „Samos Leader” został nabyty przez firmę Samos Lake Shipping Co. Ltd. – Valetta z Malty. Nazwę statku po raz
kolejny przemianowano. Tym razem
na m/v „Leader”. Od września 1999
roku m/v „Leader” – ex. m/s „Kwidzyn”, stał się własnością firmy Norfes – Marine Service Co. Ltd. z Władywostoku. Firma ta została założona rok wcześniej tj. w 1998 roku
i operuje z portów we Władywostoku, Hahodce i Wostocznyj. Jej dyrektorem generalnym jest kapitan Gienadij Gryczkin.
Poza ex. m/s „Kwidzyn” w jej flocie znajduje się jeszcze osiem statków.
Flota firmy Norfes – Marine Service Co. Ltd. Władywostok
Lp.
1
2
3
4
5
6
7
8
9
Nazwa statku
ALEXA M
GEROY
BAY
GOLDOBIN
LEADER (ex. m/s
„Kwidzyn”)
NEW ACE
URANUS L
YERUSLAN
MARKOVO
Bandera
Sain Vincent i Grenadyny
Rosja
Rosja
Kambodża
Rosja
Belize
Komory
Kambodża
Rosja
fot. Chief Mate Aleksiej Łysyj
nami, Japonią i Koreą Południową wożąc węgiel,
złom, kontenery i drobnicę. W sezonie letnim 2005
roku woził węgiel z Czukotki (z tego okresu pochodzą wszystkie zdjęcia) w ramach programu energetycznego rządu Federacji Rosyjskiej.
Kapitanowie m/v „Leader” (ex. m/s „Kwidzyn”) od
września 1999 roku.
1.Stupak Jurij Vitaliewicz
2.Kravets Jurij Michajlowicz
3.Morozow Valerij Jurewicz
4.Vakulenko Vladimir Vasiliewicz (obecny kapitan m/v „Leader”)
Być może fakt, iż statek posiada wzmocnienia lodowe (klasa L3) zdecydował, iż jest użytkowany przez
firmę Norfes – Marine Service Co. Ltd. na Czukotce. Statek noszący niegdyś imię naszego miasta jest
wciąż w doskonałym stanie technicznym i wciąż wykonuje zadania, dla których został zbudowany.
M/v „Leader“ pływa pod banderą rosyjską i posiada rosyjską załogę. Jak wszystkie statki tej firmy pływa pomiędzy dalekim wschodem Rosji a Chi-
fot. Chief Mate Aleksiej Łysyj
Marcin Kobrzyński
Drugi mat na mostku
10
fot. Chief Mate Aleksiej Łysyj
Przekop Wisły
W 2005 roku przypadły „okrągłe” rocznice związane z historią Dolnej Wisły. I tak minęła 110 rocznica Przekopu Wisły w Świbnie, 90 rocznica uruchomienia śluzy komorowej w Białej Górze, 85 – lecie przeprowadzenia Plebiscytu na Powiślu, Warmii
i Mazurach oraz 60 rocznica przyłączenia do Polski
końcowego odcinka Wisły, jako tzw. Ziemie Odzyskane.
Wisła w swym dolnym biegu tworzy charakterystyczną deltę ujściową, której preludium stanowi Nizina Kwidzyńska. Natura wyposażyła Wisłę w trzy
ramiona odpływowe. Pierwszy podział wód nastąpił w Białej Górze, gdzie część wód Wisły popłynęła Nogatem do Zalewu Wiślanego. Następny podział
wód dokonał się na tzw. Gdańskiej Głowie (okolice
mostu w Kieżmarku). W kierunku wschodnim, do
Zalewu Wiślanego podążała Szkarpawa, w kierunku zachodnim, w stronę Gdańska płynęła tzw. Wisła Gdańska.
Położenie geograficzne Wisły stwarza wyjątkowo
utrudnione warunki spływu wód roztopowych wraz
z pochodem lodu. Bywały lata, w których warunki
meteorologiczne sprawiły, że w górnym odcinku rzeki występowały temperatury dodatnie (intensywna
odwilż), a w dolnym jej biegu panowały mrozy. Płynące w dół Wisły wody roztopowe wraz z krą lodową natrafiając na zamarzniętą przeszkodę tworzyły
w poprzek koryta rzeki zatory, powodując gwałtowne spiętrzenie się wody
wymieszanej z lodem i
całkowite zablokowanie odpływu w wyznaczonym przez człowieka międzywalu. W takich sytuacjach dochodziło do przerwania wału i wlania się
mas wodnych na tereny chronione – poldery (lady utworzone ze
środowisk wodnych i
bagiennych). Przerywanie wałów i powstające zjawisko powodzi
i topieli miało miejsce
kilkakrotnie w czasie
trwania niejednego
stulecia. Dla wyjaśnienia dodam, że powódź
i topiel to dwa odmienne zjawiska. Po powodzi woda samoczynnie
odpływa z terenu położonego powyżej poziomu morza, a po topieli trzeba ją wypompować, ponieważ zalega
ona na terenie położonym poniżej pozio-
mu morza – depresji.
Pomimo istniejących potencjalnych zagrożeń powodziowych w minionych wiekach, miejscowa ludność pragnęła za wszelką cenę ujarzmić groźny żywioł wodny i wykorzystać odzyskane poldery na cele
rolnicze. Budowano więc wały ochronne i system
rowów melioracyjno – nawadniających. Pierwotnie,
przed wykonaniem nowego ujścia w Świbnie, występujące trzy ramiona ujściowe Wisły swoim poprzecznym położeniem względem morza, wytworzyło niekorzystne „dławienie” spływu wód. Wisła Gdańska
kończyła swój bieg w Wisłoujściu w Nowym Porcie
a Szkarpawa w Zalewie Wiślanym.
Pierwsza myśl o udrożnieniu spływu wysokich
wód Wisły najkrótszą drogą do morza, wysunął major wojsk polskich inżynier Woyten na zamku w Malborku w styczniu 1768 roku, pisząc memoriał do
króla polskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego. W nieodległym czasie, pomysł majora Woyten
„wykorzystała” sama Wisła, dokonując 72 lata później pierwszego przełomu i skrócenia odcinka Wisły
Gdańskiej. W nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1840
roku, w czasie pierwszego lodu, w pobliżu wsi Górki, powstał groźny zator, który oparł się z lewej strony o wysoki wał wiślany, chroniący przed powodzią
Gdańsk oraz z prawej strony o naturalny wał wydmowy. Spiętrzone wody wykorzystały mało znaczące miejscowe obniżenie terenu – ścieżką wydeptaną przez plażowiczów, powodując wyrwę ocenioną
rano na około 300 metrów, by po ustabilizowaniu
się przepływu, ujście osiągnęło szerokość 750 me-
11
trów. Skrócone w ten sposób o 14 km koryto rzeki
od Górek do Wisłoujścia zostało zamknięte śluzą komorową i stało się martwą odnogą, zwaną Martwą
Wisłą. Natomiast pozostały fragment Wisły Gdańskiej nazwano Wisłą Śmiałą, z uwagi na jej śmiałe
działania ujściowe.
Jednak skrócenie Wisły Gdańskiej nie spowodowało odczuwalnej poprawy bezpieczeństwa przeciwpowodziowego na szeroko rozumianych Żuławach
(Gdańskich, Malborskich, Elbląskich, Kwidzyńskich).
Tragiczna w skutkach powódź w 1855 roku, została
zapoczątkowana przerwaniem wału o godz. 5 rano 29
marca w Mątowach Małych i Wielkich. Długość wyrwy
oceniano na 750 m. Następne przerwanie wału nastąpiło w Kłosowie, 3 km poniżej Piekła. Tym razem
wał uległ rozmyciu na długości aż 1800 m. Jednym
ze skutków przerwania wału było zapiaszczenie na
4 – 5 stóp, tj. na 1,3 – 1,5 m pól uprawnych w okolicy Mątowów w kierunku Gnojewa. Zalaniu wodą powodziową uległy tereny depresyjne w okolicy Nowego Dworu Gdańskiego, aż po Szkarpawę. Łącznie zostało zalanych 186 km2 Żuław Malborskich. Po ustąpieniu zagrożenia powodziowego na całych Żuławach
ujawniono poprzerywanie wałów na Wiśle i Nogacie
w 66 miejscach, na łącznej długości 3955 prętów, to
jest 14,895 km. Utonęły wówczas 102 osoby, 1206
koni, 4265 sztuk bydła, 1549 świń i 149 owiec. 126
wsi zostało zupełnie zalanych. 610 domów mieszkalnych i 492 gospodarstw rolnych uległo całkowitemu
zniszczeniu. Sama naprawa wałów kosztowała 580
800 talarów.
Następna katastrofalna powódź, już trzecia w XIX
wieku, wystąpiła w 1888 roku (1829, 1855, 1888
r.). Ocenia się, że przyczyny katastrofalnej powodzi
miały miejsce już w górnym biegu Wisły (Kraków,
Sandomierz), gdzie wystąpiła gwałtowna odwilż powodująca 13 marca ruszenie lodów. W tym czasie
w dolnym biegu ciągle jeszcze panowały mrozy dochodzące do minus 20 C. W pobliżu Warszawy lody
ruszyły 14, pod Płockiem 16, a w okolicach Torunia 17 marca. 18 marca wezbrane wody wymieszane nieomal w całym przekroju z masą spływającego lodu, dotarły do pierwszego rozgałęzienia Wisły
w okolicy Piekła. Napotkawszy następnie w okolicy Kłosowa utrzymującą się jeszcze mocną pokrywę
lodową, wody wezbraniowe Wisły uległy zatrzymaniu i spiętrzeniu o 3 m w ciągu 4 godzin. Po kilku
dalszych godzinach naporu, cała masa spiętrzonego lodu ruszyła do Nogatu, krusząc na całej szerokości pokrywę lodową. 19 marca fala wezbraniowa
wraz z pochodem lodu osiągnęła Malbork, a 25 marca zalała ulice miasta. Poziom wody osiągnął absolutne maksimum 13,27 m n.p.m. Ówczesny poziom
zalania miasta, w tym dziedzińca zamkowego, został
utrwalony na frontonie byłego kościoła św. Wawrzyńca, znajdującego się po prawej stronie obecnego wejścia do zamku. Poziomy znak na metalowej
tablicy umieszczono około 178 cm od poziomu drogi. Powstałe straty oszacowane na 30 mln marek.
Dokonując analizy przyczyn i skutków tej trzeciej katastrofalnej powodzi w XIX wieku, lokalne
władze pruskie z całych Żuław Wiślanych stwier-
dziły w sporządzonym raporcie do parlamentu, że
jedynym racjonalnym rozwiązaniem prowadzącym
do uchronienia na przyszłość mieszkańców Żuław
od kolejnych klęsk powodziowych, może być tylko
dokonanie przekopu Wisły przez Mierzeję i całkowite odcięcie Nogatu od Wisły. A zatem wykorzystano pomysł sprzed 120 lat majora Woytena i „doświadczenie” samej Wisły Śmiałej sprzed 48 lat. W
tym czasie był już gotowy „generalny projekt regulacji ujścia Wisły” opracowany przez Alsena i Fahla,
który obejmował istotną przebudowę koryta Wisły
i jej obwałowania na odcinku od Torunia do Gdańska. Przybliżone koszty przekopu Wisły były porównywalne ze stratami poniesionymi podczas powodzi z 1888 r. W tej sytuacji Parlament Pruski przyjął ustawę nr 9303 dotyczącą Przekopu Wisły, a w
piątym dniu swego panowania 20 czerwca 1888 r.
Cesarz Wilhelm II w Cesarskim Pałacu Marmurowym w Poczdamie uroczyście ją podpisał.
Do realizacji odważnego zadania inwestycyjnego
przystąpiono w czerwcu 1891 r. Przetarg na prace
zimowe wygrała doświadczona firma Ph. Holzmanna z Frankfurtu nad Menem, kończąca budowę Kanału Kilońskiego. 13 sierpnia 1891 r. Uruchomiono
do pracy koparkę o napędzie parowym tzw. „Lubecki Suchy Bager”, której wydajność wynosiła 1800
– 2000 m3 urobku na dobę. W późniejszym terminie uruchomiono jeszcze 6 dodatkowych koparek
i 3 zmechanizowane ładowarki. Jednocześnie przy
pracach ziemnych zatrudnionych było 700 pracowników. Po niespełna 4 latach, przekop osiągnął długość 7,1 km i szerokość u początku w Błotniku 250
m i głębokość 1,3 m poniżej poziomu morza. Końcowy odcinek przekopu w Świbnie – Mikoszewie wykopano do głębokości 1,93 m poniżej poziomu morza i szerokości 400m. Dalszego dzieła przekopu na
odcinku 1,4 km miała dokończyć sama Wisła, wzorując się na swym dziele z 1840 roku. W tym celu w
poprzek piaszczystej wydmy wykopano jedynie wąską kinetę na głębokości 0,9 m n.p.m. Ciekawy opis
otwarcia nowego ujścia Wisły do morza przedstawia
Kazimierz Cebulak (Jantarowe Szlaki nr 2, 2005 r).
„Na najwyższym wzniesieniu wydmy w Nickelswalde (Mikoszewo – K.C.) zbudowano prowizoryczny domek z drągów sosnowych, służących jako
schronienie dla pana nadprezydenta i jego świty.
Rów oddzielający przekop od morza miał około 1 m
szerokości (chodzi o samą końcówkę kinety – K.C.)
wokół na usypanym pagórku zgromadził się tłum ludzi. Na początku stali różni prominenci, dalej zwykli ludzie. Pięknie wypolerowany i ozdobiony szpadel został wręczony nadprezydentowi Gosslerowi,
aby ten dokonał uroczystego przebicia nowego ujścia Wisły. Ze słowami „Błogosław to wielkie dzieło prowincji Zachodniopruskiej” nadprezydent uczynił pierwszy sztych szpadlem, poczym uniósł go w
górę, co tłum przyjął z wielkim entuzjazmem (...). Najpierw powoli, leniwie zaczął płynąć strumień wody
przez uczyniony otwór, dzięki temu można było opuścić groblę. Napór wody z minuty na minutę stawał
się coraz większy i otwór poszerzał się. To z lewej,
to z prawej strony spadały masy piasku do syczą12
cej i bulgocącej rzeki (...). O godzinie 15.45 dokonano
przebicia grobli. 0 16.15 otwór miał już 80 metrów,
o 17.30 dotarła pierwsza partia lodu, o 19.00 otwór
miał już kilkaset metrów szerokości (...).”
Jednocześnie z nowym ukierunkowaniem ujścia Wisły, stare lewe odgałęzienie Wisły Gdańskiej
przegrodzono wałem i śluzą komorową w Przegalinie. Ciek ten nazwano Martwą Wisłą. Również prawe odgałęzienie Wisły, zwane Szkarpawą, zostało
przegrodzone podobną śluzą. Równolegle z regulacją koryta Wisły, w niektórych miejscach przełożono wały na kilku kilometrowych odcinkach, tworząc
sztuczne koryto na wysoką wodę o szerokości około 1000 m. Ostatecznego dzieła kończącego regulację Dolnej Wisły, było przetamowanie w 1915 roku
w Piekle, kanału Wisła – Nogat. W tym samym roku
oddano do użytku nowowybudowaną śluzę w Białej
Górze. Od tej pory Stary Nogat płynący przez Nizinę Kwidzyńską, do którego w Marezie wpływa Liwa,
podąża równolegle do Wisły, tak jak to ukształtowała matka natura.
Starannie wykonane przez pruskich budowniczych prace ziemne, zarówno te co utworzyły koryto Wisły, jak i te które uformowały podwyższone,
poszerzone i wyprostowane ciągi wałów, zagwarantowały pełne bezpieczeństwo mieszkańcom Żuław.
Pomimo wciąż istniejącego niebezpieczeństwa przerwania wałów, o czym sygnalizowały groźne podsiąki wałów, ujawniające się podczas wysokich stanów
wód Wisły, w XX wieku po raz pierwszy na Nizinie
Kwidzyńskiej i Wielkich Żuławach, nie odnotowano
tragicznej w skutkach powodzi.
Listy do przyjaciółki
Motto:
„Słońce listopada –
śniegi zapowiada"
/ludowe/
Listopad mieliśmy ostatniej jesieni wyjątkowo pogodny, słoneczny i suchy. Jak donosiły media i pokazywała telewizja wysychały rzeki, studnie na wsiach, a
w niektórych wodociągach miejskich brakowało wody.
Anomalie pogodowe zaczynają być anomaliami przyrodniczymi zagrażającymi planowej gospodarce człowieka.
Jednak jeżeli sprawdzi się przysłowie, zimę będziemy
mieli pełną śniegu i mrozu. Dokładnie w przeddzień
moich imienin spadł w Kwidzynie pierwszy śnieg.
Wrzesień, jak zwykle w moim życiu, był bogaty w
wydarzenia. Najpierw Ty wyjechałaś, a dwa dni po
Twoim wyjeździe leciały nad Kwidzynem dzikie gęsi.
14 września w barze „U Joli” postawiłem wszystkim
piwo, co wywołało nie lada zdziwienie obecnych. Nie
mogę napisać Ci, z jakiej okazji to postawione piwo
było pite, bo redakcja „Schodów Kawowych” zabrania mi pisać w moich felietonach o tematach politycznych. Ale Ty, jako inteligentna czytelniczka moich „Listów” i tak łatwo dojdziesz, co się wydarzyło na
konferencji prasowej tego dnia o godzinie 12.30.
Rozstrzygnięcia polityczne po pierwszej wojnie
światowej i przeprowadzony na naszych terenach
plebiscyt spowodował, że prawie cały odcinek tzw.
Wisły Pruskiej, po prawej stronie od Torunia do Białej Góry, został włączony do Polski. Lewy brzeg Wisły był włączony do Państwa Polskiego, aż do granicy Wolnego Miasta Gdańska, przecinając w poprzek
Wisłę w okolicy Koźlin – 6 km na północ od Tczewa. Następne rozstrzygnięcia terytorialne po II wojnie światowej, wraz z likwidacją Prus Wschodnich i
Wolnego Miasta Gdańska, przyczyniło się do włączenia całkowitego ujściowego odcinka Wisły do Polski.
Przez miniony okres 110 lat, jaki upłynął od wykonania Przekopu Wisły, rzeka samoczynnie ukształtowała w głąb Zatoki Gdańskiej na 2,5 km brzegowe mola i charakterystyczny stożek napływowy. W
tym miejscu Wisła mierzy 942 km.
Paradoks historii sprawił, że przeprowadzona w XIX
wieku na chwałę Prus Zachodnich kosztowna regulacja Dolnej Wisły wraz z przekopem, służy tym razem
bezpieczeństwu ludności Rzeczypospolitej zamieszkującej Żuławy po 1945 r. Czynione na przestrzeni minionych lat prace konserwacyjne wałów wiślanych, zdają się potwierdzać bezpieczeństwo wypracowanego dobytku zamieszkującej ludności, jednakże wciąż uzależnionego od wytrzymałości wałów na przerwanie.
Opracował: Zygfryd Wendt
Źródło:
Jerzy Makowski, Setna rocznica wykonania Przekopu Wisły 1895 – 1995, Gdańsk 1995.
Kazimierz Cebulak, „Jantarowe Szlaki”, nr 2, 2005 r.
Ale wybory – zwłaszcza parlamentarne – to nie
jest temat polityczny, tylko narodowy. Pokazaliśmy
się w nich, jako społeczeństwo bardzo nieszczególne. Miejscowa prasa krzyczała: „Niska frekwencja,
czyli porażka demokracji w powiecie kwidzyńskim.
Tylko 33,36% mieszkańców powiatu kwidzyńskiego
wzięło udział w wyborach... Pod względem frekwencji najgorzej prezentuje się gmina Gardeja, zaledwie 25,58% uprawnionych. Nieco lepiej było w Kwidzynie, gdzie na wybory wybrało się 39,54% mieszkańców...” („Dziennik Kwidzyński”, 30.09.2005). No
cóż, nie wystawia to naszemu społeczeństwu dobrej opinii.
Ulica Mickiewicza (a szczególnie jej końcowa
część w okolicy budki telefonicznej) jest szczególnym miejscem, gdzie mieszkańcy Górek rozgrywają swoje osobiste i rodzinne problemy. Tu odbywają się towarzyskie mordobicia, żony egzekwują swoje małżeńskie prawa, a dzieciom wymierzany jest
doraźny wymiar rodzicielskiej troski. Tu można zalać melancholię „bezrobotności”, spotkać kumpli do
dwóch browarów i objawić swoją ryczącą radość, że
jednak świat po północy jest naprawdę piękny. Lokalny sklep, czynny od szóstej do dwudziestej trzeciej, ma w tym swój udział. Za to rankiem schludnie ubrane (choć być może głodne) i obciążone gigantycznymi plecakami, drepczą do szkoły z owych
Górek, niespiesznym krokiem dzieci. Inne dzieci w
13
drodze do i ze szkoły, wydają tu swoje drobne złote
na lizaki, słodycze i chipsy, przekrzykując się przy
tym radośnie.
Takie to i podobne obserwacje można poczynić z
mojego okna, jeśli ma się ochotę zainteresować tzw.
„bliską zagranicą” własnej osobowości, czyli czymś
poza końcem własnego nosa.
A jeśli już weszliśmy na temat osobowości, to
skończyłem właśnie czytać książkę, której tytuł
brzmi „Yuputa”. Jest hiszpańskiej autorki, która
opisuje temat szczególnie aktualny w Twoim mieście portowym. Autorka pisze o Madrycie, ale także dużo o Barcelonie, poza tym o różnych punktach
na świecie od Kosowa po Wietnam. Ciekawa, choć
przerażająca lektura.
A na pytanie „Co u ciebie słychać?” - odpowiadam krótko: w ramach mojej kuchni eksperymentalnej wymyśliłem nowe danie obiadowe (© Copyright by JZ Kwidzyn Poland). Na patelnię z rozgrzanym
masłem (sporo masła) rzuca się równocześnie ugotowane ziemniaki, rozdrabniając je nieco widelcem i
ugotowane drobiowe żołądki – podgrzewa i gotowe.
Jeść należy z jakąś surowizną: mizerią, pomidorami,
kwaszoną kapustą, ogórkami lub sałatką szwedzką.
Gramatura: 25 dkg żołądków, dwa średnie ziemniaki, 5 dkg masła – porcja na jedną osobę.
Jak przyjedziesz na ferie, to obejrzysz sobie nowy
budynek Banku Spółdzielczego przy ulicy Kopernika. Niby nowy, ale stary, bo przebudowany, ale tak,
że go nie poznasz. Balkony, balkoniki, galerie, galeryjki – niczym nocny lokal na Ibizie. Ciekawe, co by
powiedzieli na taką architekturę stateczni szwajcarscy bankierzy, których budowle wyglądają jak średniowieczne fortece?
Wiadomość z ostatniej chwili. Dzisiaj, 19 stycznia, zmarł ksiądz Jan Twardowski, poeta, filozof i
kaznodzieja dzieci. „Spieszcie się kochać ludzi, tak
szybko odchodzą” – napisał. Kalendarz z Jego wierszami dostałaś pod choinkę.
WYSTAWA
PRAC PLASTYCZNYCH
MARKA SZYNKARCZYNA
„MOJE KRAJOBRAZY”
W dniu 5.01.2006 roku w Klinice Stomatologicznej „Christ Dent” w Kwidzynie otwarto wystawę prac
plastycznych Marka Szynkarczyna pt: „Moje Krajobrazy”.
Otwarcie wystawy uświetnili swą obecnością właściciele Kliniki: Pani Danuta Zyśko–Christ i Dieter
Christ, członkowie Kwidzyńskiego Towarzystwa Kulturalnego oraz zaproszeni goście. Wystawa ta jest już
ósmą z kolei w 25 - letnim dorobku artysty. Ukazuje ona zarówno dawne, jak i nowe jego prace.
Twórca wierny jest swym starym zasadom tworzenia. Nadal fascynują go kameralne pejzaże wykonywane w różnych technikach. Obok prezentowanych obrazów olejnych, są też pastele i wykonane temperami. Wystawa przedstawia tylko kilkanaście prac, ale jest reprezentatywna dla twórczości
Marka Szynkarczyna.
Jego ulubionymi malarzami, z których czerpie
inspirację, są m.in.: Heronimus Bosch, Albert Durer, Peter Bruegel oraz wielcy Włosi: Rafael Santi i
Leonardo da Vinci.
Jak sam mówi, zdecydował się na przyjęcie propozycji wystawy, ponieważ pragnie podzielić się swymi przeżyciami zamkniętymi w obrazach z gronem
odbiorców. Ciekaw jest też ich opinii i oceny.
Marek Szynkarczyn jest absolwentem Wydziału
Prawa i Administracji na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jest członkiem Kwidzyńskiego
Towarzystwa Kulturalnego i wytrwale współpracuje z kwartalnikiem „Schody Kawowe”, gdzie zajmuje się oprawą graficzną pisma. W ciągu minionych
25 lat Marek zapewnił sobie swoimi pracami grono
sympatyków, którzy z ciekawością czekają na kolejne artystyczne poczynania swojego ulubieńca.
Właściciele Kliniki Stomatologicznej Christ-Dent dokonali otwarcia już
kilku wystaw. Wystawy te cieszą się zainteresowaniem, nie tylko ze
względu na nietypowe miejsce prezentacji.
Pozdrawiam Cię, jak zawsze modnie i aktualnie.
Niech moc będzie z Tobą!
(młodzieżowe, z Gwiezdnych Wojen)
Janusz
Judyta Szynkarczyn
14
Świadkowie historii
Proponujemy nową rubrykę pt. „Świadkowie historii”. Będziemy w niej prezentować oryginalne dokumenty, swoistych „świadków historii”, z różnych
okresów dziejów Kwidzyna, które opatrzone będą
krótkim komentarzem, dotyczącym ich pochodze-
nia lub zawartych w nich treści. Jeżeli posiadacie
państwo w swoich zbiorach dokumenty, związane
z historią naszego miasta, zapraszamy do współpracy.
29 stycznia 1945 roku Kwidzyn - bez walki - został zajęty
ok. godz. 17.00 przez wkraczające od strony Gardei i Prabut
oddziały Armii Czerwonej. Rozpoczął się nowy rozdział historii
miasta. Po całkowitej zmianie
ludnościowej zapoczątkowanej
ewakuacją kwidzyńskich Niemców w połowie stycznia 1945,
rozpoczął się bardzo burzliwy
okres przejściowy – rządów radzieckich władz wojskowych w
mieście oraz faktycznego, chociaż tylko czasowego, zasiedlenia miasta przez kilkadziesiąt tysięcy sowieckich żołnierzy. Masowe osadnictwo polskie rozpoczęło się dopiero kilka miesięcy później.
Ciężkie było życie pierwszych osadników. Wszyscy mie-
li obowiązek meldowania się i posiadania przepustek na wszystko, co robili i zaświadczeń na wszystko czego używali.
Prezentowane dziś dokumenty pochodzą z kwietnia 1945 roku. Jeden z nich to zaświadczenie o zameldowaniu nowego osadnika, drugi, to zaświadczenie o zatrudnieniu oraz... przepustka na rower. Ciekawostką jest fakt, że tekst napisany jest także w języku rosyjskim, dla stacjonujących żołnierzy, którzy
nieraz dopuszczali się bezkarnego rekwirowania wszelkich sprzętów. Nie trzeba się domyślać, co groziło w przypadku nieposiadania takiego dokumentu przy
sobie w przypadku kontroli przez Rosjan.
Innym faktem,
godnym uwagi jest używanie na tych samych drukach
zamiennie zarówno nazwy
Kwidzyn jak i
Kwidzyń.
Dokumenty prezentujemy dzięki
uprzejmości rodziny państwa Kowalskich z Kwidzyna. Serdecznie dziękujemy.
Justyna Liguz
15
Kocham realny socjalizm
Do powyższego wyznania skłoniła mnie przygoda, jaką dane mi było przeżyć kilka miesięcy temu.
Rzecz cała z pozoru wydawała się banalna – no bo
cóż prostszego niż wyrobić nowy dowód rejestracyjny samochodu. Po prostu „bułka z masłem”, wypełnić nieskomplikowany druczek, zanieść gdzie trzeba
i za dwa tygodnie odebrać nowy lśniący dowód, który, niech Pan uważa żeby się nie rozmazało - słabo
wysycha, pysznić się będzie w moim portfelu nienaganną formą i absolutnym zabezpieczeniem przed
fałszerstwem.
Pierwsza wizyta w urzędzie nie natchnęła mnie
jeszcze wątpliwościami. Musiałem napisać podanie
– sic! – do urzędu, co okazało się za mało, bowiem
podanie musiał zatwierdzić sam dyrektor – po co,
tego nie wiedział nikt. I tak mi zeszło z małą godzinkę. Dostałem się w końcu przed oblicze dyrektora,
ten prześwietlił mnie czujnym wzrokiem i złożył na
dokumencie zamaszysty podpis. A czy poznają ten
podpis, tak bez pieczątki – ośmieliłem się zwątpić.
Proszę pana – tu dyrektor zawiesił głos i spojrzał
na mnie srodze – poznają, niech się pan nie martwi, poznają. Cały majestat jego postaci mówił, że
urzędnik, który w mig nie rozpoznaje podpisu swojego szefa, nie ugina się przed wagą tego podpisu i,
nie daj Boże, miewa jakiekolwiek wątpliwości - po
prostu do pracy w tym wydziale nie nadaje się i
miejsca nie zagrzeje. Średnio uprzejma pani urzędniczka nawet nie mrugnęła okiem, bowiem oto dostąpiła zaszczytu spojrzenia na podpis szefa – wielgachny zamaszysty – jak ego właściciela, zaprosiła
mnie za dwa tygodnie, ale lepiej żebym się upewnił
telefonicznie czy dowód już jest.
Po dwóch tygodniach zadzwoniłem. Oczywiście
dowód jest, tylko proszę odebrać numerek w pokoju takim to a takim. Niczego nie podejrzewając wykalkulowałem sobie tak – z rana to pewnie kolejka, koło południa się rozrzedzi, więc wtedy zajdę do
rzeczonego wydziału i odbiorę sobie ten dowód. Jak
postanowiłem, tak zrobiłem – około południa zaszedłem do wydziału – faktycznie – ludzi jak na lekarstwo, więc tylko wpadam do pokoju takiego to a takiego po numerek. Młoda urzędniczka na moje pytanie o numerek najpierw wybałuszyła oczy, jak gdyby zobaczyła zielonego ufoludka, po czym wykrztusiła, że po numerki to trzeba rano, bo już nie ma,
więc może jutro. Proszę pani, ja wziąłem specjalnie
urlop, przejechałem ponad 250 kilometrów i to po
to, żeby dowiedzieć się, że nie ma numerków? Pani
odrzekła rezolutnie, że oni wydają tylko 50 numerków, więc brakuje i już. Wychodząc z pokoju zagadnąłem o te numerki siedzących w kolejce. Panie
- odpowiedział jeden, ja mam numerek 27, ale stałem dzisiaj od 4 rano, drugi zaś pogłębił ponury obraz rzeczywistości informując, że on dopiero za trzecim razem się załapał.
Tego, co cisnęło mi się na usta nie mogę zacytować, ale zagotowało się we mnie na dobre. Do dyrektora – coś mi podszepnęło – przecież to jest cho-
re. Wszedłem do dużego pokoju, w którym siedział
tylko jeden urzędnik zdecydowanie starej daty i zupełnie niezainteresowany załatwieniem jakiegokolwiek petenta. Czy jest dyrektor? – pytam. Nie ma, będzie za jakiś czas – odparł urzędnik – a pan w jakiej
sprawie. Więc wyłuszczam po raz drugi, że urlop, że
te kilometry itp. Panie, ja panu nic nie pomogę, ja
nawet koledze nie pomogłem, nie da rady, straszne
kolejki, dyrektor też nie pomoże. Urzędnik tchnął
przesiąknięty bezdenną beznadzieją sprawy, której
załatwić się po prostu, ot tak sobie, nie da!
Ponieważ łatwo się nie poddaję, udałem się do samego starosty, aby złożyć skargę na bezduszny wydział. Starosty nie było, będzie za jakiś czas, zresztą całe starostwo robiło wrażenie, jak gdyby tam nikogo nie było. Pani sekretarka wprawiła mnie w zupełne osłupienie, bowiem po wyłuszczeniu sprawy
po raz trzeci uprzejmie poinformowała, że ona mnie
zaprowadzi do pani, która przyjmuje zapisy obywateli pragnących złożyć skargę, więc tam mogę się zapisać i czekać na wyznaczenie terminu na złożenie
skargi. Powoli było mi wszystko jedno. Pani zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, gdzie urzędniczka
słodko gaworzyła przez telefon. Zosiu – pan do Ciebie
– i sekretarka zniknęła. Pani uprzejmie wysłuchała
wyłuszczanej przeze mnie po raz czwarty sprawy i
rzekła: ależ ma pan pecha, ta pani, co przyjmuje zapisy na skargi jest na urlopie, a ta co ją zastępuje,
to akurat pojechała do szpitala. Więc co mam robić
– pytam. Wie pan, to może ja pana zaprowadzę do
dyrektora organizacyjnego. Jak rzekła tak zrobiła,
weszliśmy do sekretariatu, Jadziu pan do dyrektora i pani zniknęła. Dyrektor przywitał się, poprosił,
żebym usiadł i wyłuszczył z czym przychodzę. Więc
wyłuszczyłem po raz piąty. W miarę opowieści dyrektor zasępił się, kiwał głową ze zrozumieniem, by
w końcu oświadczyć, że on mi nie pomoże, bo wydział komunikacji mu nie podlega, ale zobaczymy
kto mógłby mi pomóc. Był sekretarz, któremu już
przedstawiłem się z imienia i nazwiska, co go bardzo ucieszyło, bo on tak samo miał na imię. Przywitał mnie nadzwyczaj wylewnie, uścisnął serdecznie
dłoń i poprosił, żebym usiadł oraz wyłuszczył sprawę, w której on mocą sprawowanego urzędu może
mi pomóc. Wyłuszczyłem po raz szósty, oczywiście
za każdym razem ubarwiając opowieść o kilka szczegółów.
Sekretarz przyznał mi absolutną rację, po czym
wygłosił uroczystą mowę w sprawie konieczności
wprowadzenia numerków, i że te numerki nie są
zapewne najlepszym wyjściem, ale coś trzeba było
zrobić, żeby sytuację opanować, więc zrobiono co
potrafiono. Czynione są jednak wysiłki... itp. Po jakichś 10 minutach gorącej ekspiacji, uzasadniania
niemocy urzędu usłyszałem wreszcie, że moja sprawa jest zupełnie wyjątkowa, no bo ten urlop, te kilometry i w ogóle i on, sekretarz, zaraz sprawdzi co
da się zrobić w sprawie. Miód lał mi się na serce, bowiem chowany w czasach realnego socjalizmu wie16
działem, że słowa „zobaczymy, co da się w sprawie
zrobić, oznaczają jedno, sprawa zostanie załatwiona.
W końcu sekretarka połączyła sekretarza z dyrektorem wydziału, który właśnie wrócił. Rozmowa
wyglądała mniej więcej tak: Cześć Stasiu, co tam u
ciebie słychać? Duże kolejki mówisz, ludzie zdenerwowani? Wiesz, ja ci współczuję tej harówki. Stasiu, mam taką prośbę, jest u mnie, tu padło lekko
skaleczone moje niełatwe nazwisko i on ma do odebrania dowód rejestracyjny. Stasiu, wiem, że to już
dziesiąty tego dnia, ale pan wziął specjalnie urlop, te
dwieście pięćdziesiąt kilometrów – tu potoczyła się
opowieść o moim trudzie i zmęczeniu. Dobrze Stasiu
– bardzo Ci dziękuję. Pan sekretarz poprosił, bym
nie myślał źle o urzędnikach, bo jak widać robią, co
mogą, starają się itp. Zełgałem, że ja bym nawet nie
śmiał pomyśleć źle, ponieważ nie tylko pomyślałem
okropnie i plugawie o bezmyślności urzędniczej, nie
tylko na usta cisnęły mi się najobrzydliwsze przekleństwa, ale dodatkowo miałem chęć zamordować
ten cały zespół, tyle tylko, że po odebraniu rzeczonego dowodu rejestracyjnego.
Uzbrojony w oręż, jakim była wizytówka z podpisem sekretarza, już jako osobisty znajomy i osobiście
polecony udałem się do dyrektora. Urzędnik, któremu wyłuszczałem jakąś godzinę temu moją sprawę,
spojrzał na mnie pytająco i kiedy dowiedział się, że
dyrektor już na mnie czeka w celu załatwienia sprawy, gotów był stanąć przede mną na baczność, może
nawet uniżenie pocałować w rękę, ale skończyło się
na pełnym uznania i szacunku spojrzeniu, bowiem
urzędnik pracowicie przeżuwał swoje drugie śniadanie, składające się z kurczęcej nóżki pieczonej i
chleba, w związku z czym nijak nie mógł wyrazić głębiej swojego szacunku dla znajomego sekretarza.
Dyrektor przyjął mnie z szacunkiem należnym
znajomemu sekretarza, wyłuszczyłem sprawę po raz
siódmy tego dnia. No tak, orzekł dyrektor, sprawa
wyjątkowa, załatwić trzeba. Żebym jednak nie pomyślał, że to wszystko idzie tak bez wysiłku, zostałem w kilkunastominutowej rozmowie poinformowany o problemach z nowym systemem ewidencji,
o cenie jednego stanowiska pracy, o tym, że nikt nie
przewidział nawału sprowadzanych samochodów i
te usprawniające pracę numerki, to wynik właśnie
ogromnej ilości sprowadzonych samochodów i małych mocy przerobowych wydziału. Ja tam pomyślałem swoje – o urzędniczej bezmyślności, o zaledwie
3 z 5 stanowiskach czynnych, o możliwości wydłużonego dnia pracy, ale w końcu nie byłem dyrektorem wydziału, więc milczałem. W końcu oddałem
tzw. miękki dowód z poleceniem dyskretnego przyjścia za jakąś godzinkę, bo wie pan, ci z kolejki bardzo się awanturują, mogą nawet nie wpuścić itp.
Po godzinie przyszedłem, świeżutki dowód pachniał jeszcze urzędowymi pieczęciami, podpisałem co
trzeba. No i co? Gdyby nie ten realny socjalizm w
najczystszej postaci, to sprawę bym załatwił szast
– prast, nie poznał tylu ludzi, nie wysłuchał tylu opowieści i sam nie opowiadał siedem razy tego samego. Oraz miałbym wolne trzy godziny w ponury jesienny dzień, z którymi nie bardzo wiadomo co zrobić. Powtórzę to, co na początku – kocham realny
socjalizm.
Ale zełgałem...
Zgred
Posłuchaj o swoim mieście
Pracownia Regionalna przy Kwidzyńskim Centrum Kultury działa od listopada 2003 roku. Jest
swoistym zaczątkiem muzeum historii Kwidzyna. Jej
podstawowym zadaniem jest gromadzenie i udostępnianie zbiorów oraz wszelkich wydawnictw i pamiątek związanych z historią Kwidzyna. Są to głównie
książki (wśród nich publikacje niemieckojęzyczne),
czasopisma, zbiory kartograficzne (plany, mapy, grafika), widokówki, fotografie, przeźrocza, taśmy magnetofonowe i wideo.
Działalność Pracowni to również popularyzowanie historii. 8 grudnia 2005 roku dzięki Pracowni,
na rynku wydawniczym ukazała się płyta CD audio, pt. „Posłuchaj o swoim mieście”. Oferowane wydawnictwo zawarte jest na dwóch krążkach i prezentuje, w formie gawędy, „wycinki” z historii Kwidzyna. Do czytania przygotowanego materiału zaproszeni zostali polscy aktorzy, przyciągający słuchaczy bardzo charakterystycznym głosem. Na płycie występują: Krzysztof Kołbasiuk i Jacek Borcuch.
Zaproszenie przyjęli również Robert Gonera, Janusz
Zakrzeński oraz Marcin Bosak (znani z serialu „M
jak Miłość”). Całość została zilustrowana muzyką,
skomponowaną specjalnie przez Marka Żurawskiego. Wydawnictwo jest bardzo profesjonalnie wydane
i przygotowane. Zawiera w sumie ponad 90 minut
nagrań. Płyta ukazała się w nakładzie 1000 sztuk,
a duże zainteresowanie sprawiło, że jest to niemal
jak Limited edition.
Płyta CD „Posłuchaj o swoim mieście” powstała
17
dzięki projektowi pod tym
samym tytułem, który
współfinansowany został ze środków Ministerstwa Kultury w ramach
programu
operacyjnego
„Rozwój inicjatyw lokalnych”. Wyda-
nie wsparły również lokalne firmy: SMI, Global Speed Electronics, Powiślański Bank Spółdzielczy, firma Gracomm, P.P.H.U. „Zaspa” oraz Mop Serwis.
„Posłuchaj o swoim mieście – teksty z historii
Kwidzyna czytają znani polscy aktorzy”. Wydawnictwo na dwóch krążkach CD jest do nabycia w
kasie kinoteatru oraz Hoteliku WWW w budynku
Kwidzyńskiego Centrum Kultury przy ul.11 Listopada 13. Cena jednego kompletu to 20 zł. Dochód
ze sprzedaży płyty w całości przeznaczony jest na
rozwój Pracowni. Może warto zakupić taką płytę
dla znajomych, przyjaciół czy krewnych? Polecam
serdecznie.
Justyna Liguz
Szkic do dziejów Kościoła w Nebrowie Wielkim
Tradycje chrześcijańskie dawnej Pomezanii są
dużo starsze od Nebrowa Wielkiego założonego w
1285 r. przez Fryderyka z Nawry. Powszechnie uważa się, że obszar zamieszkały przez plemiona pruskie
znalazł się w zasięgu uniwersalistycznego władztwa
papieskiego w 1206 r., chociaż już w 996 r. miała
miejsce pionierska próba chrystianizacyjna. Zakończyła się ona jednak niepowodzeniem, podobnie jak
wyprawa Brunona z Kwerfurtu (1008-1009), misja
benedyktyńska z Płocka (1138-1149) czy podróż misyjna biskupa Henryka Zadzika w 1141 r. Dla blisko osiemsetletniej historii Kościoła na tym obszarze można przyjąć narzucającą się w oczywisty sposób periodyzację, z trzema wyraźnie wyodrębnionymi okresami: przedreformacyjnym, ewangelickim i
katolickim.
Pierwszy okres, trwający do 1525 r., rozpoczęło
powołanie tzw. misji pruskiej przez papieża Innocentego III (1198-1216) w bulli z 26 października
1206 r., w której wezwał kler polski do wsparcia wysiłków misyjnych podjętych przez mnichów z zakonu cysterskiego w Łeknie. Pierwsi misjonarze udali się w okolice Elbląga, gdzie wkrótce zostali uwięzieni przez pogan. Za nimi pośpieszył inny mnich,
Boguchwał, który przyjęty życzliwie przez lokalnego naczelnika, doprowadził nie tylko do uwolnienia
współbraci, ale podczas kolejnej wyprawy do Prus
nawrócił dwu plemiennych przywódców o imionach
Waldeo i Suder. Misjonarzy wspierał właściciel Radzynia, Krystyn.
Po śmierci Boguchwała jego dzieło kontynuowali
inni członkowie zgromadzenia, Chrystian i Filip, których, wobec zastrzeżeń kapituły generalnej, papież
Innocenty III oddał pod opiekę arcybiskupa gnieźnieńskiego, Henryka Kietlicza. Otrzymali oni jednocześnie papieskie zezwolenie na dalsze szerzenie
wiary w Prusach. Zapewne w tym czasie istniał już
regularny klasztor cysterski z siedzibą w Zantyrze,
którego opatem został Chrystian.
Zgodnie z tym, co zawarł w swej bulli z 10 sierpnia 1212 r. Innocenty III, należy założyć, że misja
rozwijała się pomyślnie. Wkrótce jednak męczeńską
śmierć poniósł Filip. Mimo to Chrystianowi udało
się nawrócić dwu kolejnych naczelników pruskich:
Surwabunę i Warpodę. Działania te doprowadziły do
tego, że w 1216 r. cała zachodnia Pomezania mogła
uchodzić za schrystianizowaną. Utworzone zostało
również biskupstwo pruskie ze stolicą w Zantyrze.
Pierwszym biskupem został oczywiście Chrystian.
W 1218 r. papież Honoriusz III (1216-1227) rozważał możliwość utworzenia na terenie Prus 2-3 biskupstw, jednak plany te okazały się przedwczesne
wobec faktu, że akcja misyjna ograniczała się w tym
czasie do pogranicza pomorsko-pruskiego, nie wykraczając poza granice Pomezanii i Pogezanii. Czynnikiem, który w istotny sposób wpływał na zahamowanie procesu chrystianizacji Prus, stawał się narastający opór miejscowej ludności. W konsekwencji doprowadziło to do zaostrzenia konfliktów, wyrażających się
z jednej strony prześladowaniami neofitów przez ich
pogańskich pobratymców, a z drugiej – zbrojnymi represjami kierowanymi przez biskupa Chrystiana do
Prus w celu obrony nowo nawróconych. To powodowało z kolei podejmowanie przez Prusów wypraw odwetowych. Do pierwszej z nich doszło w 1220 r. W odpowiedzi książęta polscy zrewanżowali się najazdami
zorganizowanymi w 1222 i 1223 r.
Mając na uwadze zabezpieczenie granicy pruskiej, próbowano sformować w nadgranicznych grodach pomorskich i mazowieckich stałą stróżę rycerską. Kiedy krok ten okazał się fiaskiem, za radą biskupa Chrystiana postanowiono powierzyć rycerzom
zakonnym obronę zagrożonych terenów. W 1228 r.
w Dobrzyniu nad Wisłą osadzony został oddział 15
rycerzy z mistrzem Brunonem na czele. Bilans kilkuletniej działalności dobrzyńców był jednak na tyle
mizerny, że w 1235 r. zostali oni wchłonięci przez
zakon krzyżacki. Również w 1228 r. pojawił się na
Pomorzu Gdańskim rycerski zakon kalatrawensów
z Hiszpanii. Książę Świętopełk osadził zakonników
w Tymawie. Podobnie jak Bracia Dobrzyńscy, również kalatrawensi nie zdołali wiele zdziałać. Wkrótce ten nieliczny konwent zniknął, nie pozostawiając po sobie śladu.
Dopiero sprowadzenie przez Konrada Mazowieckiego zakonu krzyżackiego diametralnie zmieniło sy18
tuację. Krzyżacy w sposób systematyczny i zorganizowany zaczęli podbój plemion pruskich. Bardzo
szybko doszło też do zatargów między nimi a biskupem Chrystianem o wpływy i władzę na zdobytych
przez nich terytoriach. Już 3 sierpnia 1234 r. Zakon otrzymał od papieża Grzegorza IX (1227-1241)
nadanie ziem pruskich. O ostatecznej porażce Chrystiana zadecydowały przede wszystkim krzyżackie
sukcesy w opanowaniu plemion pruskich ale również to, że biskup na długi czas popadł w niewolę
pruską. Jego ambicjom i zamierzeniom kres położył planowany od 1236 r. podział biskupstwa pruskiego, wstrzymany na krótko powrotem Chrystiana z niewoli w 1238 r. Jednakże w 1243 r., działając z upoważnienia papieskiego, Wilhelm z Modeny wyznaczył granice czterech odrębnych diecezji:
chełmińskiej, pomezańskiej, warmińskiej i sambijskiej. W 1245 r. zostały one podporządkowane arcybiskupstwu utworzonemu przez papieża Innocentego IV (1243-1254) dla Prus i Inflant, na którego
czele stanął Albert Suerbeer.
Pierwszym biskupem pomezańskim został Ernest
z zakonu dominikanów. Objęcie przez niego godności opóźniło się jednak w związku z ostrym sprzeciwem dotychczasowego biskupa pruskiego, Chrystiana, a także z uwagi na toczące się walki pierwszego
powstania pruskiego (1242-1248). Dopiero więc 10
stycznia 1250 r. oficjalnie zaczął piastować tę godność.
Tabela 1. Biskupi pomezańscy 1246-1525
1246-1259
1260-1286
1287-1303
1303-1309
1319-1320
ERNEST
ALBERT
HENRYK
CHRYSTIAN
LUDEKO (LUDWIK)
1322-1331
RUDOLF
1333-1346
BERTOLD Z PRABUT
1347-1360
1360-1376
1377-1409
ARNOLD Z INFLANT
MIKOŁAJ I Z RADAM
JAN I MÖNCH Z ELBLĄGA
1409-1417
1417-1427
1428-1440
1440-1463
1466-1466
JAN II RYMANN Z DZIERZGONIA
GERHARD STOLPMANN Z
ELBLĄGA
JAN III MEWE Z LIDZBARKA
KASPAR LINKE Z DZIERZGONIA
MIKOŁAJ II
1467-1478
1479-1501
1502-1521
WINCENTY KIEŁBASA
JAN IV KIERSTANI
HIOB DOBENECK
1521-1523
ACHILLES DE GROSSIS
1523-1523
MIKOŁAJ RUDOLF DE MEDICI
1523-1529
ERHARD VON QUEIS
- dominikanin
- franciszkanin
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki, wybrany
przez kapitułę w 1309 r.
- duchowny krzyżacki, wybrany
przez kapitułę w 1320 r.
- duchowny krzyżacki, wybrany
przez kapitułę w 1331 r.
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki, wybrany
przez kapitułę w 1376 r.
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki
sze Nebrowo Wielkie. Sytuacji tej nie zmieniło wydzielenie z niego, 9 stycznia 1286 r., uposażenia dla
utworzonej właśnie kapituły w postaci trzeciej części należącego do biskupa terytorium. Obejmowało ono głównie wschodnią połać posiadłości biskupich (na Żuławie Kwidzyńskiej, w zachodniej części
Pomezanii biskupiej, wsiami kapitulnymi były Rusinowo i Kaniczki). Więc okolice przyszłego Nebrowa nadal pozostawały w bezpośrednim władaniu biskupa pomezańskiego.
Częste najazdy organizowane przez pruskich wodzów w 2 poł. XIII w. uniemożliwiały wcześniejsze
powstanie wsi. Taka pustosząca Pomezanię wyprawa miała miejsce w 1261 lub 1262 r. Około 1270
r. dominium pomezańskie zostało z kolei złupione przez walczącego z Krzyżakami Mściwoja II, a
w 1277 r. przez Skomanda. Dopiero w 1283 r., po
ostatecznym stłumieniu powstania Prusów, pojawiły
się właściwe warunki do szerszych działań kolonizacyjnych. Prawdopodobnie wówczas, tj. w 1285 r.
rycerz Fryderyk z Nawry, współpracujący z zarządcą dominium biskupiego - Dytrychem Stango, założył wieś. W drugiej połowie XIV wieku istniała już
w niej parafia podlegająca oczywiście biskupowi pomezańskiemu, podobnie jak sąsiadująca z nią parafia w Wiślinach. Natomiast istniejący w tym czasie kościół w Rusinowie należał do kapituły. Wymienione przypadki świadczą o wyjątkowym skupieniu
obiektów sakralnych w południowej części Żuławy
Kwidzyńskiej, przemawiając za stosunkowo gęstym
osadnictwem w tym rejonie oraz intensywną penetracją ze strony Kościoła, identycznie, jak w całej Pomezanii, gdzie parafia obejmowała średnio 2,5 osady.
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki
- duchowny krzyżacki, wybrany
przez kapitułę w 1364 r.
- duchowny świecki
- duchowny krzyżacki
- augustianin, następnie
duchowny krzyżacki
- duchowny świecki, kardynał, nie
pojawił się w diecezji
- duchowny świecki, kardynał, nie
pojawił się w diecezji
- duchowny krzyżacki, nie
zatwierdzony przez papieża
Źródło: H. Cramer, Geschichte des vormaligen Bistums Pomesanien, Marienwerder 1884;
M. Glauert, Das Domkapitel von Pomesanien (1284-1527), Toruń 2003; A. Radzimiński,
Biskupstwa państwa krzyżackiego wPrusach XIII-XV wieku. Z dziejów organizacji kościelnej
i duchowieństwa, Toruń 1999.
W marcu 1250 r. rozpoczęły się pertraktacje biskupa z Zakonem Krzyżackim w sprawie podziału
diecezji. Rokowania te zakończyła ugoda zawarta
22 grudnia 1254 r., zgodnie z którą Ernest przyjął
pod swoje bezpośrednie władztwo (dominium) południowo-zachodnią część, stanowiącą jedną trzecią
obszaru całej diecezji. W skład dominium biskupiego weszły tereny, na których powstało później-
Źródło: A. Radzimiński, Biskupstwa państwa krzyżackiego
w Prusach XIII-XV wieku. Z dziejów organizacji kościelnej i
duchowieństwa, Toruń 1999.
Pierwszy kościół w Nebrowie Wielkim usytuowany był na dzisiejszej granicy z Nebrowem Małym. W
1396 r. parafią zarządzał proboszcz Mikołaj. Wiele wskazuje na to, że na przełomie XIV i XV wieku
przy kościele funkcjonowała szkoła parafialna (pi19
sałem o tym w: „Schody Kawowe” nr 4/24 (rok VI)
październik-grudzień 2005, s.4). Świadczy o tym
wzmianka z 1393 r. o rektorze Mikołaju. Zbieżność
imion może sugerować, że to sam proboszcz pełnił
tę funkcję. Warto jeszcze dodać, że w owym czasie
rektor związany był nie tylko z uniwersytetem, ale
oznaczał również osobę kierującą szkołą parafialną.
Dodatkowym argumentem przemawiającym za istnieniem w Nebrowie tego typu placówki jest fakt, że
między rokiem 1379 a 1417 odnotowanych zostało kilka przypadków przyjęć osób pochodzących z
Nebrowa na uniwersytety w Pradze, Lipsku i Wiedniu.
W dokumencie biskupa elekta Gerharda Stolpmanna z 22 grudnia 1417 r. wystąpił Mikołaj Rosenaw de Nebraw. Trudno dociec, czy, pojawiający
się jako świadek w akcie biskupa Jana I Möncha z
13 stycznia 1393 r., kapłan Mikołaj z Nebrowa (Nicolaus Nebrow) oraz poświadczony 21 października 1421 r. jako wikariusz katedralny Mikołaj Nebrau (Nicolaus Nebraw) a także wymieniony wyżej
Mikołaj Rosenaw de Nebraw, to jedna i ta sama osoba. Gdyby można było powiązać ją jeszcze ze wspomnianym wyżej rektorem szkoły, to okazałoby się,
że mielibyśmy do czynienia z postacią zupełnie wyjątkową w historii miejscowości.
W 1445 r. parafia obsadzona była przez plebana Konrada Bitschina, znanego kontynuatora kroniki pruskiej Piotra Dusburga. Kościół musiał więc
wówczas jeszcze funkcjonować, choć zapewne mocno nadwerężony powodziami z 1421 i 1427 r. Natomiast zupełne milczenie źródeł wskazuje na to, że
szkoła parafialna prawdopodobnie już w tym czasie nie prowadziła działalności. Wkrótce podobny
los spotkał parafię. Nie wiadomo, które wydarzenie, czy wojna trzynastoletnia, czy może jedna z kolejnych powodzi, spowodowało zniszczenie budynku kościoła. Jego pozostałości odkryto w 1799 r. W
każdym razie w pierwszej połowie XVI w. parafia nie
była obsadzona. Kapłana nie było również w Rusinowie, chociaż parafia istniała tam nadal. Natomiast
nie wspomina się nic o kościele w Wiślinach, który
prawdopodobnie zniszczony przez jeden z wylewów
Wisły, nigdy nie został odbudowany. Najbliżej działający kościół mieścił się zatem w Gardei.
Początki ewangelickiego okresu w historii Kościoła w Nebrowie Wielkim związane są z postanowieniami traktatu krakowskiego z 1525 r. Na jego
mocy Prusy Krzyżackie uległy sekularyzacji, przekształcając się w Prusy Książęce. Zakon Krzyżacki
został rozwiązany. Książę Albrecht Hohenzollern, a
wraz z nim jego poddani, przeszli na luteranizm. Gorącym zwolennikiem sekularyzacji pozostawał ówczesny biskup pomezański, Erhard Queis. Uczestniczył on w rokowaniach krakowskich, a następnie
asystował Albrechtowi Hohezollernowi podczas składania hołdu królowi polskiemu, Zygmuntowi Staremu. Mimo twardego oporu kapituły, nieugięcie trwał
przy protestantyzmie.
Po Erhardzie Queisie diecezję obejmowali kolejni biskupi luterańscy: Paul Speratus (1530-1551),
Georg von Venediger (1567-1574) oraz Johann Wi-
gand (1575-1587), po czym urząd ten w toku reformacji zanikł. W to miejsce książę margrabia Jerzy Fryderyk powołał generalnego superintendenta
obok istniejącego już konsystorza pomezańskiego
z siedzibą w Zalewie. Terytorium tej części diecezji,
która znalazła się Prusach Książęcych, zostało podzielone na okręgi zwane kapitanatami (kwidzyński, prabucki i szymbarcki), na czele których stali hauptmani, mający charakter urzędników stanowych. Jeszcze biskup Queis zrezygnował z zarządu
dobrami Pomezanii biskupiej.
Zniszczone przez wojny i powodzie Nebrowo Wielkie znajdowało się w stanie upadku. W 1550 r. rozpadł się kolejny kościół. Wiernymi opiekowała się od
1547 r. gmina luterańska w Nowem, administrowana
przez Georga Popitzera. Wkrótce podjęte zostały starania o reaktywowanie kościoła, tym razem już protestanckiego, w samym Nebrowie. W związku z tym
wymieniany jest jako miejscowy pastor, urzędujący
jeszcze przed 1569 r., niejaki Leukenroth. Natomiast
nie podjęto żadnych działań w celu przywrócenia parafii w Rusinowie i dziś mało kto wie, że w tej miejscowości kiedykolwiek istniał kościół.
W 1543 r. biskup Paul Speratus, w celu zagospodarowania wyludnionego Nebrowa, sprzedał na prawie chełmińskim sołectwo Simonowi Kuschowi, wydzierżawiając jednocześnie 43 łany nowym mieszkańcom. Nadanie to jednak okazało się nietrwałe.
Dopiero w 1580 r. na prawie emfiteutycznym wydzierżawiono 41 łanów 21 chłopom. Dwa łany przewidziano jako uposażenie kościoła. W 1587 r. parafia została obsadzona przez pastora Paula Streita.
Jego pierwszoplanowym zadaniem stało się wzniesienie świątyni. Budowę rozpoczęto jeszcze przed
przybyciem proboszcza do Nebrowa, bowiem 23 lipca 1585 r. podjęte zostały kroki w celu zwiezienia
drewna na budowę z sadlińskich lasów. Prace zakończono w 1590 r. W tym czasie przy kościele powstała również szkoła, na której potrzebę wskazywano
w sprawozdaniu wizytatorskim z 1586 r. Jako placówka wyznaniowa przetrwała ona do 1808 r., kiedy podporządkowana organom państwa (Ministerstwu Spraw Wewnetrznych, a od 1817 r. – nowemu ministerstwu dla Spraw Duchowieństwa, Szkolnictwa i Zdrowia), zaczęła pełnić funkcję szkoły publicznej.
Tabela 2. Pastorzy ewangeliccy parafii w Nebrowie
Wielkim
1587-1610
1611-1612
1612-1624
1624-1642
1642-1649
1649-1702
1702-1737
1737-1760
1761-1792
1793-1838
1838-1868
1868-1886
1888-1890
1890-1919
1920-1931
1932-1945
1945-1945
PAUL STREIT
JOHANNES DONATUS
ANDREAS KOFNATIUS
HEINRICH SCHÜTZ
VALENTIN THOMAE
CASPAR SAMLAND
JOHANN GOTTFRIED
JOHANN GEORG LEHMANN
MICHAEL GEORG NEBE
JOHANN WILHELM ZITTERLAND
KARL FRIEDRICH SKRZECZKA
JOHANN THOMAS KOPP
JULIUS NIESZYTKA
SIEGFRIED JOHHAN GUSTAV EBEL
EDUARD GALOW
ERNST KOLODZIEYCZIK
(?) HARDER
Źródło: F. Moeller, Altpreussisches evangelisches Pfarrenbuch von der Reformation bis zur
Vertreibung im Jahre 1945, Hamburg 1968.
20
Z 1608 r. pochodzi pierwsza wzmianka o wsiach
należących do parafii. Tworzyły ją wówczas: Nebrowo. Wiśliny, Kaniczki, Glina, Rusinowo, Bronisławowo, Kile i Okrągła Łąka. Okresowo przynależały również w 1625 r. Karpiny a w 1783 r. - Wełcz.
Parafia obsługiwała ponadto ewangelików z Nowego, którym Polacy w 1590 r. odebrali kościół a pastora przepędzili.
11 lipca 1624 r. pożar strawił budynek kościelny. Spłonęła również księga parafialna. Bardzo szybko stanęła nowa konstrukcja świątyni z muru pruskiego. Już w październiku 1625 r. pod posadzką
przed ołtarzem pochowany został syn ówczesnego
proboszcza, Hainricha Schütza. W 1689 r. wykonany został przez ludwisarza z Gdańska, Absaloma Wittwerka, dzwon, który do dzisiaj znajduje się
na wieży kościelnej.
W połowie XVIII w., przy wsparciu króla pruskiego Wilhelma I, wzniesione zostały nowe zabudowania parafialne. 24 lipca 1743 r. stanęła plebania i
budynki gospodarcze, natomiast 18 lipca 1747 r.
ukończona została ceglana, bezstylowa bryła kościoła. Proboszcz dysponował w nim 546 miejscami: 72 miejsca wolne od opłat zarezerwowane były
dla proboszcza, organisty, władz kościelnych, służby kościelnej oraz dla szkoły. Pozostałe każdy mógł
wykupić za 3 gr. Cały dochód wynosił 64 guldeny i
18 groszy. Na chórze naprzeciwko ołtarza znajdowały się miejsca właścicieli folwarku w Okrągłej Łące,
rodziny von Rothe, pochodzącej z Holandii. Na Nebrowo Wielkie przypadało 38 miejsc, Nebrowo Małe
– 32, Wiśliny – 81, Kaniczki – 77, Bronisławowo
– 62, osadę Kile – 3, folwark w Okrągłej Łace – 9,
wieś Okrągłą Łąkę – 72, Rusinowo – 37, Glinę – 87,
Rundzieczki – 2. Dla Niemieckiego Bractwa z polskiego Wełcza przydzielono 5 miejsc, a dla ewangelików z Nowego – 21. Miejsce pod amboną wykupił
mistrz wałowy Friedrich Wilhelm Kuhr z Wiślin. W
1771 r. zamontował na niej ufundowaną przez siebie tablicę. Na jego życzenie miejsce to zostało wpisane w kościelny rejestr jako królewskie, zarezerwowane wyłącznie dla mistrzów wałowych.
Zmarłych grzebano na cmentarzu położonym w
pobliżu lokalizacji pierwszego kościoła, na granicy
Wielkiego i Małego Nebrowa. Od 1624 r. mieszkańcy Bronisławowa i Okrągłej Łąki posiadali własne
nekropolie. Około 1760 r. również inne miejscowości założyły osobne cmentarze. Od 1710 r. pochówków dokonywano także przy samym kościele.
Jak wiadomo, wyznawcy protestanccy podporządkowani byli swemu władcy. Z początkiem XIX stulecia nadzór nad kościołem sprawował w jego imieniu minister dla spraw wyznań, szkolnych i medycznych. Na szczeblu prowincji funkcję tę pełnił powołany na mocy zarządzenia z 30 kwietnia 1815 r. konsystorz do spraw kościelnych i szkolnych, na czele
którego stał nadprezydent prowincji, w przypadku
prowincji zachodniopruskiej, urzędujący najpierw
w Gdańsku a następnie w Królewcu. W 1825 r. nastąpił podział na konsystorz do spraw duchowieństwa ewangelickiego oraz prowincjonalne kolegium
szkolne, którym nadal przewodniczył nadprezydent.
Tabela 3. Uposażenie Jacoba Grunau’a - nauczyciela, organisty i zakrystiana w Nebrowie Wielkim według wokacji z 1680 r.
jako
zakrystian
- za prowadzenie rejestru i rachunków
- za zmywanie kościoła
- za 100 sztuk opłatków
- od każdego ojca chrzestnego
- za list zapraszający w kumy
- za list zapraszający na ślub
- za ślub
- za każdego zmarłego w parafii
- jeśli wołano go do zmarłego z obcej wioski
- za każde dzwonienie trwające Ľ godziny
- jeśli dzwonił dłużej
4 guldeny
4 guldeny
6 groszy
3 grosze
3-6 groszy
6 groszy
1 gulden
1 gulden
2 guldeny
3 grosze
6 groszy
jako
organista
- wynagrodzenie zasadnicze
- Häkergeld*
- za granie na ślubie
- za granie na pogrzebie
40 guldenów
20 guldenów
1 ˝ - 2 guldenów
3 guldeny
jako kantor
- wynagrodzenie zasadnicze
- za śpiew od granicy wsi do miejsca pochówku
40 guldenów
1 ˝ guldena
jako
nauczyciel
- za naukę dziecka z sąsiedztwa
- za naukę dziecka z rodziny innej niż chłopska (np.
ogrodnicy, posiadacze bud i kramów)
- za nauczanie więcej niż katechizmu, liczenia
i pisania
- od jednego pisma
- przy przesyłaniu rachunków i dokumentów w danej sprawie
- przy sprzedaży zagrody i ziemi łącznie z
dokumentem w tej sprawie
- w trzech ważnych dniach postnych
- jeden raz do roku danina z okazji świąt Bożego
i Wielkanocy
1 ˝ grosza
2 grosze
3-6 groszy
18-30 groszy
6 florenów
6 guldenów
po 1 ˝ guldena
pieniądze i mięso
Źródło: E. Wernicke, Kreis Marienwerder. Aus der Geschichte des Landkreises bis zum 19.
Jahrhundert, Hamburg 1979.
* Opłata w ramach dziesięciny kościelnej, której nazwa pochodzi od słowa Haken – hak,
oznaczającego pruską jednostkę miary powierzchni ziemi równej ⅔ łana (ok. 11,3 ha).
Od 1845 r. powoływanie przewodniczącego konsystorza ewangelickiego przekazane zostało wyłącznej
kompetencji króla. Do uprawnień konsystorza należało zatwierdzanie osób powołanych przez gminy na
stanowiska duchowne, wprowadzanie ich na urząd
oraz dozór nad ich działalnością i obyczajowością.
W XIX w. obok ewangelików wieś zamieszkiwała także ludność katolicka, przy czym nie należy kojarzyć
jej wyłącznie z narodowością polską. Na mocy decyzji
papieża Piusa IX (1846-1878) z 11 maja 1859 r. została ona podporządkowana administracyjnie parafii
rzymsko-katolickiej w Nowem (diecezja chełmińska).
Katolicy z Rusinowa i Okrągłej Łąki przypisani zostali
parafii w Mokrem. Z kolei kościołowi ewangelickiemu
w Nebrowie Wielkim podlegała ludność niemiecka, zamieszkująca Wielki i Mały Wełcz, która znalazła się na
obszarze państwa polskiego po zmianie granic w 1918
r. Gdy zachodziła potrzeba, proboszcz z Nebrowa wyjeżdżał do Wełcza, by spełnić posługę wobec miejscowych protestantów. W okresie międzywojennym parafia nebrowska była jedną z szesnastu parafii ewangelickich funkcjonujących w powiecie kwidzyńskim.
W 1928 r. katolicy z okolicznych wsi, którzy stanowili blisko 10% ogółu mieszkańców, pobudowali w
Nebrowie niewielki, neobarokowy kościółek z pięciokątnym prezbiterium oraz sygnaturką. Działkę pod
jego lokalizację ofiarował niemiecki katolik, Carl Hasselberg. Kościół nie posiadał stałej obsady kapłańskiej. Nabożeństwa odprawiali księża z Kwidzyna, między innymi proboszcz tamtejszej parafii, Franciszek
Pruss. Jednak pochówki zmarłych dokonywane były
na cmentarzu katolickim w Kwidzynie, dokąd zwłoki
przewożono najczęściej w specjalnym wagonie, kursującej od 1901 r. kolejki wąskotorowej.
21
Tabela 4. Ewangelicy i katolicy w miejscowościach należących do parafii Nebrowo Wielkie w drugiej połowie XIX i początkach XX wieku
MIEJSCOWOŚĆ
ogółem
1864
ewangelicy
l. bz.
%
katolicy
l. bz.
%
ogółem
1910
ewangelicy
l. bz.
%
katolicy
l. bz.
%
Nebrowo Wielkie
Nebrowo Małe
Glina
Rusinowo
Bronisławowo
Kaniczki
Wiśliny
Okrągła Łąka
262
247
403
177
386
496
424
375
221
235
335
143
370
409
377
356
84.4
95.1
83.1
80.8
95.6
82.5
88.9
94.9
39
12
68
34
6
85
47
13
14.9
4.9
16.9
19.2
1.6
17.1
11.1
3.5
395
202
319
195
586
524
399
556
304
156
286
179
574
446
351
533
77.0
77.2
89.7
91.8
98.0
85.1
88.0
95.9
86
41
27
15
11
64
40
14
21.8
20.3
8.5
8.4
1.9
12.2
10.0
2.5
razem
2770
2446
89.0
304
11.0
3176
2829
89.1
298
9.4
Źródło: E. Jacobson, Topographisch-statistisches Handbuch für den Regierungbezirk Marienwerder, Danzig
1869; Der Kreis Marienwerder/Wpr. Landgemeinden und Stadt Garnsee, Hamburg 1985.
Jako nieprawdziwe należy natomiast uznać pokutujące tu i ówdzie twierdzenie o mennonickim charakterze
Nebrowa Wielkiego i sąsiadujących z nim wsi. Mennonici nigdy tu nie zamieszkiwali. Ich liczba w całym
powiecie kwidzyńskim wynosiła w 1820 r. 504 osoby
(1,5 % ogółu mieszkańców), a w 1935 r. – już tylko 210
(poniżej 0,5 %). Liczniejsze skupiska tej grupy wyznaniowej znajdowały się w północnej części Żuławy Kwidzyńskiej, w takich wsiach, jak: Podzamcze, Gurcz, Pastwa, Gniewskie Pole oraz w jeszcze kilku innych pobliskich miejscowościach. Całkowicie odosobnionym,
mennonickim śladem w Nebrowie Wielkim pozostaje
czteroosobowa rodzina Artura Bartla, który w latach
1929-1945 dzierżawił od Aleksandra Lipperta jedno
z największych we wsi gospodarstw.
Jakościowo nowa sytuacja wyznaniowa zaistniała w Nebrowie Wielkim w 1945 r. 22 stycznia, w obawie przed zbliżającą się Armią Czerwoną, ewakuowała się ludność niemiecka. Dotychczasowi mieszkańcy
okolicznych wsi opuścili swe domostwa prowadzeni
przez Wilhelma Witta z Nebrowa Małego. Na opuszczone tereny już od marca zaczęli napływać osadnicy najpierw z Pomorza, a później również z centralnej
Polski i kresów wschodnich. W listopadzie 1945 r. w
miejscowościach tworzących gminę, a więc Nebrowie
Wielkim, Nebrowie Małym, Kaniczkach, Wiślinach,
Glinie i Rusinowie mieszkało 215 rodzin katolickich
i tylko jedna ewangelicka. Wobec tego jasne stało się,
że w miejsce ewangelickiej powstanie parafia katolicka. 21 grudnia 1945 r. nastąpiło przekazanie obiektów protestanckich w Nebrowie Wielkim katolickim
administratorom diecezji warmińskiej. Nie od razu
jednak zapewniona została kościołowi obsada personalna. Początkowo, do kwietnia 1947 r., w każdą
niedzielę dojeżdżał do wsi ksiądz Alfons Strzyżewicz
z Mokrego. 3 maja 1946 r. zbór protestancki został
oficjalnie przejęty przez katolików i poświęcony Matce
Bożej Królowej Korony Polskiej. Do tego czasu nabożeństwa odbywały się w kaplicy św. Wojciecha. Wokół niej dokonywano również pochówków. W 1947 r.
utworzona tu została placówka duszpasterska, mająca charakter ekspozytury parafii Świętej Trójcy w
Kwidzynie, którą objął ksiądz Henryk Batowski. W
jego dyspozycji znajdowało się beneficjum proboszczowskie, które liczyło około 17 ha ziemi. Wówczas
również zainicjowano nową lokalizację pochówków,
obok dawnego cmentarza protestanckiego. Pierwszy
pogrzeb odbył się tam w lipcu 1947 r.
Tabela 5. Księża parafii rzymsko-katolickiej
w Nebrowie Wielkim w latach 1947-2005
Duszpasterze ekspozytury parafii Trójcy Przenajświętszej w Nebrowie
Wielkim w latach 1947 - 1962
1947-1951
1951-1953
1953-1957
1957-1962
Henryk Batowski
Giedymin Pilecki
Stanisław Bogucki
Józef Woźniak
Proboszczowie parafii Matki Bożej Królowej Polski w Nebrowie Wielkim
w latach 1962 - 2005
1962-1967
1967-1975
1975-1985
1985-1991
1991-1999
1999-2003
2003-nadal
Józef Woźniak
Tadeusz Truszkowski
Kazimierz Mikulski
Roman Chudzik
Zbigniew Ci pała
Józef Miciński
Marek Kubecki
Wikariusze parafii Matki Bożej Królowej Polski w Nebrowie Wielkim
1958-1981
1964-1967
1968-1969
1980-1982
1982-1982
1982-1983
1983-1984
1983-1985
Zenon Szerle*
Tadeusz Truszkowski
Wincenty Putko
Jerzy Kijkowski
Andrzej Kapuściński
Ryszard Grzegószko
Ireneusz Trochimowicz
Leon Juchniewicz
Źródło: J. Wiśniewski, Kościoły i kaplice na terenie byłej diecezji pomezańskiej
1243-1821 (1992), cz. II, Elbląg 1999; J. Gutmańska, Historia parafii Nebrowo
Wielkie w latach 1945-1994 (maszynopis).
* Administrator ekspozytury parafii w Sadlinkach
Formalne utworzenie parafii nastąpiło 20 kwietnia
1962 r. Jak podkreślano w dokumencie założycielskim, chodziło o zapewnienie wiernym rozległej parafii Świętej Trójcy pełniejszej opieki duszpasterskiej.
Do nowo powstałej parafii włączone zostały następujące miejscowości: Nebrowo Wielkie, Bronisławowo,
Glina, Kaniczki, Nebrowo Małe, Okrągła Łąka, Rusinowo, Wiśliny, Białki, Karpiny, Olszanica i Sadlinki.
W zarządzie parafialnym, obok kościoła w Nebrowie
Wielkim, znajdował się kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża św. w Sadlinkach oraz kaplica św.
Wojciecha również w Nebrowie Wielkim. W związku z
utworzeniem w Sadlinkach odrębnej parafii, z Nebrowa wydzielone zostały wraz z Sadlinkami także Białki, Karpiny i Olszanica. Początkowo parafia znajdowała się w granicach diecezji warmińskiej z kurią w
Olsztynie, natomiast w 1992 r. weszła w skład, powstałego na mocy bulli Totus Tuus Poloniae Populus, biskupstwa elbląskiego.
Obecnie nebrowscy proboszczowie obok kościoła parafialnego i kaplicy św. Wojciecha, spełniającej funkcje pogrzebowe, zarządzają także poświęconą w 1986 r. kaplicą Chrystusa Dobrego Pasterza
w Okrągłej Łące oraz ukończoną w 1995 r. kaplicą
św. Floriana w Bronisławowie.
Piotr Obód
Wykorzystana literatura:
Biskup M., Labuda G., Dzieje Zakonu krzyżackiego
w Prusach. Gospodarka – społeczeństwo – państwo
– ideologia, Gdańsk 1986.
Biskup M., Uwagi o problemie osadnictwa i sieci
parafialnej w Prusach Krzyżackich w XIV i XV w.,
w: Opera minora. Studia z dziejów Zakonu Krzyżackiego, Prus, Polski i Krajów Nadbałtyckich, Toruń
2002, s. 151-172.
Böhmeke H. B., Die Verwaltung des Regierungsbezirks
Marienwerder 1920-1945, Bonn 1982.
Cramer H., Geschichte des vormaligen Bistums Pomesanien, Marienwerder 1884.
Der Kreis Marienwerder/Wpr. Landgemeinden und
22
Stadt Garnsee, Hamburg 1985.
Glauert M., Das Domkapitel von Pomesanien (12841527), Toruń 2003.
Gutmańska J., Historia parafii Nebrowo Wielkie
w latach 1945-1994 (maszynopis).
Jacobson E., Topographisch-statistisches Handbuch
für den Regierungbezirk Marienwerder, Danzig
1869.
Kwidzyn. Z dziejów miasta i okolic, pr. zb., Olsztyn 1982.
Moeller F., Altpreussisches evangelisches
Pfarrenbuch von der Reformation bis zur Vertreibung
im Jahre 1945, Hamburg 1968.
Radzimiński A., Biskupstwa państwa krzyżackiego
w Prusach XIII-XV wieku. Z dziejów organizacji kościelnej i duchowieństwa, Toruń 1999.
Salmonowicz S., Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa, Warszawa 2004.
Übersicht der Bestandteile und Verzeichnis
aller Ortschaften des Marienwerderschen
Regierungsbezirks, Marienwerder 1820 (Nachdruck
Hamburg 1994).
Wernicke E., Kreis Marienwerder. Aus der Geschichte
des Landkreises bis zum 19. Jahrhundert, Hamburg
1979.
Wiśniewski J., Kościoły i kaplice na terenie byłej diecezji pomezańskiej 1243-1821 (1992), cz. I-II, Elbląg 1999.
Wiśniewski J., Zarys dziejów diecezji pomezańskiej
(1243-1525-1821), w: Studia Pelplińskie, R. 1990/
1991, t. XXI-XXII, s. 113-216.
rys. Marek Szynkarczyn
23
Wędrówki fotograficzne Kwidzyniaków
Robert Rudnik, „Schody Kawowe” docierają także do Londynu.
24
Download