WIZERUNEK Dla współczesnego polityka umiejętność przemawiania i prowadzenia debaty jest niezbędna. Pokazują to np. kolejne debaty prezydenckie, poczynając od słynnej debaty Nixon-Kennedy, poprzez debatę Wałęsa-Kwaśniewski, aż po dzisiejsze spory. Rozmowa z Olgierdem Annusewiczem MP: Czym są retoryka oraz erystyka? Olgierd Annusewicz: Oczywiście jest wiele historycznych czy teoretycznych definicji retoryki, jak i erystyki. Myślę jednak, że dziś należałoby podejść do obu tych terminów bardzo pragmatycznie. Otóż, jeśli retoryka jest sztuką mówienia, przemawiania, a erystyka – prowadzenia sporów, to do tych sformułowań należy dodać przymiotnik "skutecznego". Na skuteczność zaś, będą się składały trzy warunki: polityk musi być komunikatywny, czyli zrozumiały dla innych, musi być postrzegany przez odbiorców jako osoba kompetentna i wreszcie musi zachowywać się fortunnie – nie wypowiadać poglądów niemiłych jego potencjalnym wyborcom. W takim razie czym jest retoryka oraz erystyka polityczna? Czy należy je wyodrębniać? Wydaje się, że możemy mówić o trzech głównych obszarach, gdzie retoryka i erystyka są wykorzystywane – mowy okolicznościowe, sytuacje sprzedażo- we, handlowe oraz właśnie polityka. W polityce mówca pracuje na długofalowy efekt w postaci poparcia wyborców, zabiega jednocześnie o bieżącą sympatię, która może pomóc mu w osiąganiu dobrych wyników sondaży (te z kolei będą miały wpływ na preferencje polityczne przynajmniej niektórych obywateli). Jednocześnie w erystyce politycznej dochodzi do bezpośrednich debat aktorów sceny politycznej. Posługując się analogią sprzedażową: obywatele jako kupujący mogą porównać polityków w bezpośrednim starciu i zadecydować, którego „kupią”. Jak ocenia Pan poziom dyskursu publicznego w Polsce? Można postawić następującą diagnozę: mamy do czynienia z „retoryką przymiotników”. Przy czym nie należy rozumieć dosłownie tego określenia. Nie chodzi o to, że politycy nadużywają przymiotników. Co innego jest tutaj znamienne. W języku polityków przeważają słowa, w których znaczeniu dominuje pierwiastek ocenny, wartościu- Olgierd Annusewicz pracownik naukowy w Zakładzie Systemów Politycznych Instytutu Nauk Politycznych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi zajęcia z retoryki i erystyki, sztuki negocjacji oraz reklamy politycznej. 16 MARKETING POLITYCZNY jący np: warchoł, chamstwo, szara sieć, wykształciuchy, haniebne służby, określone siły, czy korupcja polityczna. Nie dowiadujemy się od polityków co robią, jakie podejmują działania – tego typu język nazwałbym „czasownikoworzeczownikowym”. To wszystko w moim przekonaniu sprawia, że dyskurs polityczny dryfuje. Jakich technik retorycznych i erystycznych używają polscy politycy? Czy może ma to charakter działań odejmowanych ad hoc i bez przemyślenia? Jednymi z najpopularniejszych technik są zachowania retardacyjne, czyli takie, które pozwalają politykowi uciec od niewygodnego pytania, czy tematu (np. dziękuję, za to pytanie, ale żeby na nie odpowiedzieć należy najpierw przypomnieć, iż ...). Z drugiej strony mamy też częste elipsy, czyli niedopowiedzenia (np. sławne już „określone siły”) oraz uciekanie w język trudny, naukowy, sugerujący odbiorcy, iż sprawa jest bardzo poważna (np. „semantyczne nadużycie” – trudne słowo „semantyczne” zostało połączone z „nadużyciem”, które jest bliskie działaniom przestępczym) lub wręcz przeciwnie – błaha (np. „postawa abolicyjno-amnezyjna”). W tych przypadkach chodzi o to, żeby niewprawny słuchacz, nie rozumiejący sformułowania skorzystał z „podpowiedzi”, interpretacji autora. Czy istnieje w ogóle potrzeba tego typu umiejętności wśród polityków? Jakie popełniają błędy? Dla współczesnego polityka umiejętność przemawiania i prowadzenia debaty jest niezbędna. Pokazują to np. kolejne debaty prezydenckie, poczynając od słynnej debaty Nixon-Kennedy, poprzez debatę Wałęsa-Kwaśniewski, aż po dzisiejsze spory. Najczęściej popełniane błędy dotyczą złego określenia, czy też zbadania grupy docelowej. Dobrym przykładem były debaty Kaczyński-Tusk. Tusk zdecydowanie wygrywał u młodych, tych jednak okazało się być – w ostatecznym rachunku wyborczym – mniej... Jakich najczęściej argumentów w publicznych dyskursach używają politycy? Niestety, nie są to zbyt często argumenty merytoryczne. Najczęściej pojawiają się kuriozalne zarzuty o „polityczność” oraz wszelkiej maści argumenty ad hominem, ad perso-nam, w większości odwołujące się do emocji. Co Pan mógłby doradzić? Co zmienić w ich działaniach? To niezwykle skomplikowane pytanie – każdemu można poradzić co innego. Jednak radą dla wszystkich jest przykazanie, by zawsze wiedzieli, jaką informację chcą przekazać, po co występują, co ich słuchacze mają zapamiętać. Innymi słowy – być dobrze przygotowanymi. Których spośród polskich polityków mógłby Pan uznać za świetnych mówców? Trudno o jednoznaczną ocenę. Na pewno świetnym mówcą w kategorii „porywanie tłumów” jest premier Jarosław Kaczyński, niestety niekiedy się „zaperza” i uważny słuchacz może dostrzec monotematyczność oskarżeń i brak merytorycznej treści. Z kolei kategorię „kreatywność, inteligentna złośliwość” zdecydowanie wygrywa Joanna Senyszyn (choćby za sam termin „kaczyzm”), która jednak zdaje się nie dbać o „fortunności” swoich wypowiedzi. Tytuł „debatanta” przyznałbym Janowi Rokicie – ten jednak ma niekiedy tendencję do używania dość anachronicznych określeń. Co Pan sądzi o jakości toczonych debat politycznych w Polsce w przyszłości? Na co kładziony będzie w nich nacisk? Będzie więcej rzeczowej dyskusji a mniej logomachii? Nie jestem optymistą – będziemy mieli coraz więcej „retoryki przymiotników” i nadużywania emocji. I będzie w tym wiele naszej – wyborców, słuchaczy – winy. Należy pamiętać, że człowiek dziś jest bardzo zapracowany, zajęty. Toteż komunikaty proste w odbiorze, odwołujące się do prostych emocjonalnych zachowań, będą skuteczne. Tak długo, jak będziemy pozwalać politykom na tego typu komunikację, tak długo się ona nie zmieni. Chyba, że ktoś w końcu dostrzeże swoją szansę w mówieniu nie o tym, jaki jest, ale o tym, co zrobił i co będzie robił. Rozmawiał Piotr Gołębiowski