Jak zbudować udane małżeństwo?

advertisement
Jak zbudować udane małżeństwo?
Trwałość związku bazuje na postrzeganiu małżonka, jako równorzędnej osoby, czyli na szacunku. Jeśli go pominiemy,
pozostaje tylko zdobywca i zdobycz, którą się porzuca z chwilą, kiedy zapragnie się czegoś innego.
Z dr Elżbietą Sujak, psychiatrą i neurologiem, przez wiele lat zaangażowaną w
poradnictwo rodzinne, rozmawia Cezary Sękalski
 Obecnie w Polsce rozpada się, co czwarte małżeństwo.
- Dlaczego tak się dzieje?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba mieć na uwadze zarówno
przyczyny, jak i skutki tego zjawiska. Małżeństwa się rozpadają, ponieważ
współczesny człowiek nie pragnie trwałych więzów i chce sobie zagwarantować
wolność. Często także decydujemy się na małżeństwo w sytuacji tak dużej
niedojrzałości, że nawet nie wiemy, co przyrzekamy.
Czego zatem brakuje ludziom, którzy się pobierają?
Przede wszystkim zdolności pielęgnowania więzi międzyludzkich, a także
gotowości do podjęcia ostatecznego wyboru decydującego o dalszej drodze
życia. Brakuje umiejętności postawienia sobie celu konsekwentnie wiążącego i
zobowiązującego do wierności. Dziś człowiek podejmujący wierność często ma
poczucie, że stracił wolność.
Czy to znaczy, że wiele związków jest powierzchownych, opartych głównie
na emocjach?
Związek często ma zaspokoić dojmująco aktualnie przeżywane potrzeby:
akceptacji, bliskości, zdobycia drugiego człowieka na własność, ale tylko dopóki
„ja ciebie chcę mieć”. Myślę, że jest to główna przyczyna późniejszego
wycofywania się z tych relacji.
Ale przecież cała literatura pokazuje, że miłość jest wspaniałym sposobem
na osiągnięcie szczęścia. Czy miłość między kobietą i mężczyzną nie zawiera
tego elementu spełnienia?
Obawiam się, że miłość we współczesnym rozumieniu jest tylko doraźnym
doznaniem, wzruszeniem, emocją przeżywaną na bieżąco. I dopóki trwa, dopóty
jest nazywana miłością. Potem mówi się, że już jej nie ma, minęła, zgasła. Po
prostu brakuje dziś właściwego rozumienia pojęcia miłości.
Jak w takim razie dobrze wybrać przyszłego współmałżonka?
Najpierw trzeba kształtować w sobie rozumienie słowa „miłość” i to nie
tylko w oparciu o wzruszenia czy też chęć zawłaszczenia drugiego człowieka,
otrzymania go w darze i zachowania dla siebie. Miłość nie może się także opierać
na powierzeniu się komuś dla wzmocnienia swojego poczucia bezpieczeństwa
albo własnej wartości. Przygotowanie do małżeństwa polega przede wszystkim
na ukształtowaniu w sobie właściwego rozumienia pojęć i włączenia ich do
własnej hierarchii wartości.
Owo kształtowanie, jak sądzę, zawiera również pytanie: czy z mojego
przyszłego małżeństwa chcę tylko czerpać, czy też coś w nie wnosić?
Przede wszystkim należy zastanowić się nad tą zdolnością do dawania,
ponieważ przyjmowanie jest dla nas naturalne – od niemowlęctwa bierzemy. Z
drugiej strony wydaje mi się, że współczesnemu człowiekowi brakuje marzenia o
miłości. Dziś miłość postrzegamy głównie poprzez obrazy zawierające treści
erotyczne. Wynika to z ogromnej siły oddziaływania mediów oraz innych
współczesnych źródeł wiedzy, które pojęcie miłości zawężają zwykle tylko do tej
sfery doznań. Brakuje nam marzeń o miłości rozumianej, jako wartość.
Czy dobry wybór współmałżonka gwarantuje trwałość małżeństwa?
Na pewno tak. Tylko, co oznacza sformułowanie „dobry wybór”? Na ile
wybieramy, a na ile zostajemy wybrani? Wprawdzie mówi się o wyborze, ale im
więcej jest nas na świecie, w im większym tłumie żyjemy, tym bardziej szanse
wyboru się kurczą, choć wydawałoby się, że powinno być odwrotnie. Dzieje się
tak, dlatego że wzajemne poznanie i kontakt są bardzo powierzchowne.
Podstawowymi kryteriami wyboru często bywają walory estetyczne, łatwość
nawiązania kontaktu i zdobycia drugiej osoby, a przecież te elementy w
najmniejszym stopniu gwarantują trwałość związku.
Dobry wybór to podstawa, bo jeśli go brakuje, można samemu skazać się na
wieczną wojnę w związku. Jak natomiast pracować nad trwałością
małżeństwa?
Żeby związek w ogóle mógł powstać, najpierw walczy się o zdobycie
wzajemnej przychylności. Trwałość związku bazuje na postrzeganiu małżonka,
jako równorzędnej osoby, czyli na szacunku. Jeśli go pominiemy, pozostaje tylko
zdobywca i zdobycz, którą się porzuca z chwilą, kiedy zapragnie się czegoś
innego. Małżeństwo musi być relacją dwóch równorzędnych osób, wolnych,
pełnoprawnych.
Na jakie kryzysy najczęściej narażone są małżeństwa?
Istnieje łańcuch kryzysów ciągnący się przez całe życie. Każde z jego
ogniw trzeba umieć przejść. Kiedy już powstał związek i dwoje ludzi żyje razem,
pojawia się problem dominacji i podlegania. Zwykle następuje wtedy próba
realizowania związku na tej samej zasadzie, na jakiej funkcjonował związek
rodziców (notabene, dzieje się to w sposób podświadomy): kobieta, której matka
była osobą dominującą w rodzinie, będzie dążyła do podobnej dominacji nad
mężem; mężczyzna, który był synem dominującego ojca, też będzie dążył do
dominacji. Dlatego warto przyglądać się rodzicom wybrańców i ich małżeństwu,
ponieważ jest tam poniekąd zapisany problem, który trzeba będzie brać pod
uwagę.
Jak długo trwa etap walki o dominację?
Czasem całe lata. Statystyki natomiast mówią, że składanie wniosków o
rozwód następuje zwykle po dwóch latach. Można, zatem przyjąć, że tego typu
kryzys trwa przez kilka pierwszych lat małżeństwa.
Walkę o dominację można wygrać albo przegrać dla małżeństwa. Czy
istnieje rada na osiągnięcie trwałego konsensusu?
Polska tradycja ludowa budowała ten konsensus poprzez podział terytorium
wpływów: mężczyzna był odpowiedzialny za to, co jest poza domem, zaś
kobieta zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. To rozwiązanie jest
trudniejsze do wprowadzenia we współczesnym wielkomiejskim świecie (gdzie
na ogół małżonkowie pracują zawodowo), choć nadal możliwe.
Na tej zasadzie funkcjonuje wiele małżeństw.
W innych wypadkach zwykle bywa tak, że osoba dominująca wygrywa, a
jej partner to akceptuje. Wtedy jednak pozostaje napięcie, które będzie trwało
przez lata. Los takiego małżeństwa zależy od tego, jak daleko posunięta jest
dominacja. Traktowanie drugiej osoby w sposób instrumentalny często prowadzi
do sytuacji granicznej: osoba podporządkowana nie jest w stanie dłużej
akceptować przyjętego układu i po długoletnim cichym, cierpliwym znoszeniu
władzy współmałżonka potrafi nagle się zbuntować, często w sposób ostateczny.
Jak zatem widać, trudno z góry przewidzieć finał kryzysu danej pary.
Bywa, że kobieta godzi się na dominację mężczyzny. Z czasem jednak
dojrzewa i przestaje tolerować dawny sposób funkcjonowania małżeństwa.
Mężczyzna z kolei taką zmianę odbiera, jako kobiecą fanaberię, bo przecież
wcześniej było dobrze… Czy gdyby taka kobieta od początku sygnalizowała
swoje potrzeby, później związek nie byłby tak bardzo zagrożony?
Myślę, że trwałość małżeństwa nie zależy od stopnia samozaparcia w
podległości osoby zdominowanej. Ostateczna zgoda na bycie w pełni
zdominowanym nie jest możliwa do zrealizowania. W dodatku ten układ w jakiś
sposób deprawuje osobę dominującą: przyzwolenie na jej władzę utwierdza ją w
przekonaniu, że skoro ona jest zadowolona, podobnie jest i z drugą stroną.
Sygnalizowanie niezadowolenia w takim związku to kwestia umiejętności
pertraktacji. Trzeba się tego nauczyć już w okresie narzeczeństwa. Można
zaczynać od wspólnego podejmowania decyzji o tym, do kogo jedziemy w
niedzielę, dokąd na wycieczkę, jak duży ma być udział każdego z partnerów w
danym przedsięwzięciu itp. Umiejętność pertraktacji to kwestia rozwijania
pewnego talentu. W małżeństwie najtrudniejsze jest partnerstwo. Dlatego
budowanie związku tylko na ćwiczeniu cierpliwości w nadziei, że zostanie to
docenione, jest fatalnym błędem.
Ostatnie badania socjologiczne pokazują, że Polacy na ogół słabo radzą sobie
w negocjacjach. A – jak Pani mówi – to podstawowa umiejętność w
małżeństwie.
Myślę, że ta dziedzina naszego wychowania społecznego (realizowanego
np. przez media) została zupełnie zaniedbana. Zamiast pertraktacji mamy
manipulację, bo do tego typu zachowań jesteśmy skłonni spontanicznie.
Manipulacja nastawiona jest na skuteczność oddziaływania, a nie na liczenie się z
uprawnieniami i wolą drugiego. Stąd tak ważną kwestią jest uczenie ludzi
negocjacji. Zadanie to stoi już przed wychowawcami pierwszej klasy szkoły
podstawowej. Trzeba ludziom pozwolić na wybór. Wszelka totalitarna władza,
nawet w rodzinie, deprawuje. Sugeruje, bowiem, że jedyną drogą do skuteczności
jest manipulacja. Tymczasem ona niszczy małżeństwo, ponieważ ustawia relację
między dwojgiem ludzi na zasadzie zależności przedmiotu wobec podmiotu.
Takie, instrumentalne traktowanie drugiej osoby, (która ma zaspokoić moje
potrzeby i to w sposób, jaki ja dyktuję) nie może długo panować w żadnym
małżeństwie.
Jakie błędy najczęściej popełniają małżonkowie w obliczu kryzysu?
W obliczu trudności zwykle zwiększa się nacisk: próbuje się stosować
dotychczasowe metody postępowania tylko z większym natężeniem. To pierwszy
błąd, bo zwiększenie nacisku zwiększa napięcie. W tym miejscu należałoby
rozpocząć negocjacje, zacząć nazywać swoje potrzeby i poznać potrzeby
małżonka (każda frustracja i niezadowolenie to sygnał, że niektóre z nich nie
zostały zaspokojone).
Niestety w naszej kulturze życia codziennego brakuje umiejętności
nazywania naszych potrzeb i ich wyrażania. Często uważamy, że bliski nam
człowiek ma obowiązek domyślania się ich. Tymczasem założenie
niedomyślności jest podstawową zasadą wszelkiej komunikacji: nie mogę liczyć
na zaspokojenie potrzeby, której nie wyraziłem. W sklepie też muszę powiedzieć
ekspedientce, czego potrzebuję, aby to otrzymać.
Jak się nauczyć wypowiadania swoich potrzeb, jeśli ktoś nie wyniósł tej
umiejętności z domu?
Trzeba sobie uświadomić, że druga osoba może mnie nie rozumieć,
ponieważ wyrażam się niezrozumiale, a nie, dlatego, że ona nie chce. Sygnalizuję
swoje pragnienia w taki sposób, że nie dociera do niej treść mojego komunikatu.
Wobec tego muszę nauczyć się mówić: ja potrzebuję, ja oczekiwałbym itp.
Zdarza się, że współmałżonek jest osobą zamkniętą w sobie. Próba
sygnalizowania mu tego, co się przeżywa, bywa odbierana, jako atak. Co
wtedy robić?
W takim wypadku zwiększenie nacisku tylko wyostrzy reakcje obronne.
Myślę, że wówczas trzeba cierpliwego powtarzania, na co dzień: ja czekam, ja
potrzebuję, ja chciałabym, mnie jest potrzebne. Zwyczajnie. Ten komunikat
kiedyś dotrze do adresata, nawet, jeśli najpierw musi przekroczyć próg reakcji
obronnej, bo moja potrzeba może naruszać jakiś stereotyp życia drugiego
człowieka. W końcu druga osoba zajmie w tej sprawie jakieś stanowisko. Nie ma
innej drogi.
Podam przykład: znałam małżeństwo, w którym osoba dominująca nagle
dostrzegała, że współmałżonek był zniewolony i stworzył sobie azyl w postaci
hobby. Zaczął pisać książkę, która osiągnęła już ponad tysiąc stron. Kiedy żona
zaczęła to spokojnie akceptować, a potem nawet pomagać, poczuła, że to ich do
siebie zbliża. Teraz jest to wzruszające sędziwe małżeństwo.
Czy istnieją złote zasady postępowania w obliczu kryzysu małżeńskiego?
Po pierwsze, trzeba przyjąć do wiadomości, że kryzys jest szansą na
rozwój, bo kwestionuje status quo. To mobilizuje do szukania wyjścia z trudnej
sytuacji pod warunkiem, że nie polega na wzajemnych oskarżeniach i
poszukiwaniu
winnego,
ale
na
uczciwym
nazwaniu
sytuacji.
Drugi etap to wzajemna sygnalizacja potrzeb i emocji z tym związanych bez
dyktowania natychmiastowego rozwiązania. Niech druga osoba ma możliwość
stopniowego zrozumienia mojej sytuacji i zaproponowania własnych rozwiązań.
To najważniejsze dwa etapy.
Warto też uświadomić sobie, że kryzys więzi zwykle jest zjawiskiem
wtórnym, wynikającym z kryzysu komunikacji. Żeby się wzajemnie nie ranić,
trzeba koniecznie nauczyć się właściwego komunikowania swoich odczuć, a
zwłaszcza problemów. Trzeba przyznawać się do gniewu, do rozczarowania,
umieć nazywać to, co nas wyprowadza z równowagi, ale nie obwiniać za
wszystko drugiej osoby. Potem należy wzajemnie poszukać sposobów wyjścia z
trudności. Na ogół małżeństwa po przejściu przez kryzys kochają się bardziej
aniżeli przed nim.
Czy można powiedzieć, że umiejętne rozwiązywanie kryzysów to sposób na
duchowy i osobowy rozwój w małżeństwie?
To olbrzymia szansa rozwoju: później następuje rozwój miłości, więzi oraz
osobowości każdego z uczestników kryzysu. Małżeństwo jest wspaniałą drogą
rozwoju daną przez Boga.
Download