POZNANIE MOCY JEZUSA IV katecheza rekolekcyjna – Wielki Post - Las Bielański 2013 Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim […] przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach. (Flp 3,8-10) Wszystko w życiu sprowadza się do poznania Jezusa. Jest to poznanie dwuetapowe. Po pierwsze mamy udział w Jego cierpieniach, a po drugie możemy doświadczyć mocy, jaką wyzwoliło Jego zmartwychwstaniu. Gdy chodzi o udział w cierpieniach Jezusa, mamy nieraz mylny pogląd, że w chrześcijaństwie cierpienie ma jakąś samoistną wartość i Bóg, stawiając przed nami wzór Jezusa na Krzyżu, dokonuje jakiejś apoteozy cierpienia i czyni z niego wskazówkę, w jakim kierunku ma iść nasze życie. Otóż cierpienie występuje w świecie tylko na skutek poranienia Bożego stworzenia przez zło. Bóg nienawidzi zła i zwalcza zło, a zatem także nie aprobuje cierpienia i dąży do usunięcia go ze świata. Cierpienie stało się udziałem człowieka z powodu grzechu, jaki wszedł w stworzenie i panoszy się ono wśród niego od początku. Człowiek cierpi na skutek zła czynionego przez innych ludzi, a także z powodu oddalenia ludzi i całego świata od Boga. Im bliżej Boga tym mniej cierpienia, ale im od Boga jesteśmy dalej, tym więcej w nas lęków, ran, jakie sobie zadajemy, a w konsekwencji cierpienia. Szatan oszukuje nas twierdząc, że cierpienie wcale nie jest związane z brakiem Boga i człowiek sam potrafi sobie z nim poradzić przez edukacje, organizację społeczeństwa, postęp w medycynie. Jest to głęboki fałsz, bo wystarczy popatrzeć na współczesność i historię, by zobaczyć, że serce ludzkie bez Boga nie potrafi zyskać pokoju, wolności i braku cierpienia. Jezus cierpi zatem na Krzyżu nie dlatego, że lubi, ani dlatego, że tak lubi Ojciec. Jezus cierpi, ponieważ przychodzi do nas i upodobnia się do naszego ludzkiego losu. Cierpienie Jezusa jest sumą całego zła i cierpienia, jakie dzieje się w świecie i Jezus je podejmuje, bo chce wejść w świat i zbliżyć się do nas. Jego droga krzyżowa to jest w istocie nasza droga krzyżowa, na którą Jezus wchodzi i cały nasz ciężar bólu bierze na siebie, żebyśmy nie byli w naszym oddaleniu od Boga sami. Dlatego Jezus przestrzega płaczące nad Nim niewiasty, żeby płakały nad sobą, bo On jest drzewem zielonym, a człowiek jest drzewem suchym. Jezus cierpi ze względu na nasze zło, jest blisko Boga i nic mu nie grozi, zaś my jesteśmy daleko i nam grozi tragiczny los, jeżeli nie skorzystamy z Jego pomocy i się nie nawrócimy. Współczucie Jezusowi nie ma sensu. Sens ma skorzystanie z Jego pomocy, gdyż po to właśnie się dla nas poświęcił. On przeżywa Swoją Mękę ponosząc moje cierpienie, a ja mam w tej Jego Męce mój naturalny udział. Jeżeli jednak oprócz naturalnego udziału będę się starał mieć w Jego poświęceniu udział świadomy, będę łączył się z Nim, żyjącym i cierpiącym na tym świecie, swoim kochającym sercem, zyskam z Nim więź większą - przenoszącą się na wieczność. Jezus umarł na Krzyżu, pokazując człowiekowi, że zło naprawdę zabija. Naprawdę niszczy życie ludzkie. Widzimy na co dzień, jak kłamstwo kaleczy duszę i niszczy tkankę społeczną, jak egoizm i brak miłości czynią z ludzkiego życia piekło. Można dokonać analizy Bożych przykazań, jednego po drugim i pokazać jak przekraczanie każdego z nich jest nie usuwaniem niewygodnych zakazów, ale robieniem konkretnej krzywdy sobie i innym. A największy grzech, pycha, czyli stawianie siebie w miejsce Boga, zamienia nasze życie w krótkotrwałą wegetację bez miłości i dalszych perspektyw. Osądzenie zła, czyli stwierdzenie z niezbitą pewnością, co nim jest, ocenienie go i usuniecie może należeć tylko do Boga, nigdy do człowieka, na tej samej zasadzie, na jakiej nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Jezus przy okazji spotkania z jawnogrzesznicą i jej oskarżycielami stwierdza, że osądzić zło może tylko Ten, kto jest bez grzechu. Jezus więc mógłby osądzić zło i grzeszników, a jednak tego nie czyni. On nie potępia nikogo, ale chce, żeby się nawrócił i żył, dlatego jest tak inny, niż my wszyscy, tak bardzo Jego drogi, nie są naszymi, bo hojny jest w przebaczanie. Zło zabija a Jezus jest po stronie dobra i chce nas ocalić od cierpienia. Dlatego sam podejmuje cierpienie i walkę ze złym duchem o nasze zbawienie. Zatem poznanie Jezusa cierpiącego, to jest poznanie, jak bardzo przychodzi On blisko do mnie, ryzykując ból i jak, dzięki temu, jestem przed złem i cierpieniem broniony, a nie do niego zachęcany. On bierze cały wielki ból świata na siebie, a ja mam tylko mały w tym bólu udział. Tak zmieniła się moja sytuacja. Już nie jestem skazany na śmierć wieczną, ale prowadzony z pieczołowitością przez niewielkie doczesne utrapienia. Nawet największe krzywdy okazują się drobiazgiem wobec perspektywy pozostawania na wieki w zwyrodniałej egzystencji złych duchów. Jeżeli przylgnę do Jezusa, który bierze zło na siebie, zobaczę i poczuję, jak jestem kochany i chroniony. Naprawdę nie można tej miłości zmarnować. Jeśli zaprzyjaźnię się więc z Jezusem upadającym razem ze mną pod ciężarem Krzyża, będę miał unikalną szansę wstać z drogi razem z Nim. Gdy z Nim upadam i umieram, z Nim też zmartwychwstaję. To jest właśnie cel owego wielkiego, bolesnego wysiłku Jezusa: danie mi zmartwychwstałego życia. Ono jest pewne jak świt poranka dla tych, którzy poznają moc Jezusa zmartwychwstałego. Nasze zmartwychwstanie dokonuje się nie od razu, ale stopniowo, w trakcie naszego rozwoju. Człowiek jest powołany do rozwoju, posuwania się w górę, a nie stania w miejscu. Jezus idzie z nami, zaczyna od cierpienia z nami, a kończy na przeżywaniu szczęścia z nami. Pierwszym naszym etapem jest chrzest. Po nim potrzeba poznawania Jezusa i zbliżania się do Niego, życia Duchem Świętym, którego Jezus daje, przyjmowania Komunii, która porządkuje dla Boga mieszkanie w naszych sercach i pogłębia nasze zjednoczenie nasze z Nim. W końcu dochodzi się do etapu, kiedy żyję ja ale już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus zmartwychwstały. Jest to pełnia szczęścia. Dlatego poznanie Jezusa jest najwyższą wartością. Wszystko inne jest marne w porównaniu z Nim. Jeżeli będę poznawał Go, zbliżę się do Niego, a On… doprowadzi mnie do Ojca. Jan Ogrodzki