DOPALACZE. W pewnym mieście uczeni chcą sprawdzić, czy za pomocą impulsów elektrycznych da się sterować szczurem – sprawić, by częściej skręcał np. w lewo. Tyle że podczas umieszczania w mózgu cienkiej elektrody popełniają błąd – trafiają w zupełnie inne miejsce, niż planowali. Dlatego szczur, gdy włączają prąd, reaguje w zdumiewający sposób – przysiada, rozgląda się i węszy, najwyraźniej jest mu bardzo przyjemnie. Okazuje się, że trafili elektrodą w rejon mózgu, którego drażnienie prądem sprawia dużą satysfakcję. Przygotowują więc następne eksperymenty, tym razem szczury lądują w pomieszczeniu z małą dźwignią. Gdy ją naciskają, prąd zaczyna płynąć do ich mózgów. Jest im tak dobrze, że używają dźwigni co chwila – nawet dwa tysiące razy w ciągu godziny. Zapominają o jedzeniu, piciu i seksie. W końcu padają z wyczerpania. Uczeni odkryli tzw. układ nagrody w mózgu, którego najważniejszym elementem– także w mózgach ludzi – jest tzw. jądro półleżące, które nagradza nas za to, co dobre z ewolucyjnego punktu widzenia. Dlatego np. jedzenie sprawia nam tak wielką przyjemność. Nauczyliśmy się sztucznie pobudzać układ nagrody za pomocą alkoholu, nikotyny, heroiny czy amfetaminy oraz wielu innych tzw. substancji psychoaktywnych. Wszystkie one mają tę cechę, że działają silnie na nasz układ nagrody. Niektóre na tyle skutecznie, że tak jak laboratoryjne szczury, naciskające dźwignię, zapominamy o bożym świecie. A wówczas nasz układ nagrody zaczyna przypominać układ zagłady. W pewnym momencie ludzie zorientowali się, że szkody powodowane przez alkohol czy narkotyki zaczynają być bardzo poważne. Wypowiedziano im trwającą do dziś wojnę, w trakcie której stoczono wiele bitew. W tym starciu stosowano i stosuje się różne taktyki – od bezwzględnego niszczenia przeciwnika po zawieszenie broni. Dziś jednak wróg zachodzi nas od tyłu, na co najwyraźniej jesteśmy zupełnie nieprzygotowani, i atakuje tzw. dopalaczami. Kolorowe tabletki, cukierki, suszone rośliny, biały proszek do wciągania nosem . Z pozoru te produkty wyglądają niewinnie. Kolorowe torebki z niewiele mówiącymi napisami: „Arctic blue” czy „Smuga cienia”. Czasem producenci zdradzają coś więcej, jak w przypadku środka Devils. „To hardcorowe tabsy, które pozwalają wyzwolić grzesznika w nawet największych świętoszkach. Gdy trafisz do piekła, Devilsy są Twoim ratunkiem. To przejażdżka, jakiej nie da Ci żadna ekstaza” – czytamy na opakowaniu. Jednak w większości przypadków na etykietach widnieją informacje: „Produkty przeznaczone są wyłącznie do zastosowań edukacyjnych, badawczych oraz jako ozdoby i okazy kolekcjonerskie”, „Nie do spożycia przez ludzi” lub „Środek do uprawy roślin”. W przypadku spożycia rzeczy te, mieszanki substancji syntetycznych i roślinnych mają nie do końca zbadane działanie podobne do narkotyków i mogą być niebezpieczne dla życia lub zdrowia. Wszystkie tak samo działają: zamulają, tępią zmysły albo wręcz przeciwnie – wprawiają w stan nienaturalnej euforii. Kiedy specyfik przestaje działać, pojawia się spadek nastroju, przygnębienie, niekiedy graniczące z depresją, czasami myśli samobójcze. W Internecie aż roi się od opisów tego, co dzieje się po zażyciu tego typu specyfików: „Kałasznikow – nie polecam, zjazd gorszy niż po »diablo«, lekka paranoja, haluny, poty, nieprzespane trzy noce, „Nigdy nie byłam bliżej śmierci. Ból w klatce piersiowej, paraliż, nie mogłam ruszyć ręką ani nogą. Myślałam, że to zawał”, są jednak i takie opinie: : Andrzej pisze, że „produkt jest dobry; myślę, że nadaje się dla początkującego kolekcjonera. Mój klaser był naprawdę zadowolony. Dobry dla grupek kilkuosobowych”; Sylwia też go poleca: „ Bardzo dobra mieszanka. Warta skolekcjonowania. Na pewno jeszcze nie raz zagości w moim klaserze” Na opakowaniach dopalaczy powinna być namalowana trupia główka. To są trucizny, podane w niewielkich dawkach, bo przecież producenci nie chcą od razu zabijać swoich klientów. W dopalaczach można znaleźć atropinę, która powoduje śpiączkę i bezdech, kleje, rozpuszczalniki, tworzywa sztuczne, pestycydy, ołów, rtęć… Producenci dopalaczy chętnie dodają do nich muchomora czerwonego, który początkowo wprowadza w stan podobny do upojenia alkoholowego, zaś w skrajnych przypadkach powoduje śpiączkę i zatrzymanie krążenia . Łatwiej jest wymienić substancje, których nie ma w dopalaczach, niż te, którymi chemicy je nafaszerowali. Nawet jeśli na opakowaniu podany jest skład, często jest on niepełny albo trudno zgadnąć, co kryje się pod nazwą „indiański wojownik”. Dlatego zatrutych dopalaczami trudno leczyć – toksykolodzy najczęściej nie wiedzą, z jaką trucizną mają do czynienia. Do Sejmu lada moment trafią projekty nowych przepisów. Mają one pozwolić na wycofanie z rynku na okres od roku do półtora substancji mogących stanowić zagrożenia dla zdrowia, a zatem tych psychoaktywnych. Eksperci od narkotyków twierdzą, że substancji psychoaktywnych jest mnóstwo. Istnieje lista substancji szkodliwych dla zdrowia, którymi nie wolno handlować, jednak producenci ciągle je modyfikują i wypuszczają na rynek pod zmienioną nazwą. Walka z nimi nie będzie więc łatwa. Żyjemy w społeczeństwie, w którym dominuje wolny rynek i jak twierdzą specjaliści nie istnieją dobre legalne instrumenty, dzięki którym można by zakazać sprzedaży dopalaczy. Nie jest jednak tak tragicznie. Z danych z końca 2008 r. wynika, że po dopalacze sięgało około 4 proc. młodych osób, a liczba sklepów nie wzrosła od tamtego czasu lawinowo. Szacuję się, że dziś dopalacze okazyjnie może brać kilka, maksymalnie kilkanaście procent nastolatków, a regularnych konsumentów jest znacznie mniej. Dla porównania – alkoholu próbuje aż 80 proc. młodzieży, marihuany 25 proc. Tymczasem w mediach już pojawiają się komentarze, że branie dopalaczy to dziś norma, a nie margines. To nieprawda, a przekonywanie, że wszyscy naokoło po nie sięgają, tak naprawdę zachęca do takich zachowań. Drodzy rodzice. Dopalacze Są tak samo niebezpieczne jak narkotyki. Szkodzą i uzależniają. A są przecież legalnie dostępne! Co gorsze, zatrucia dopalaczami są bardzo trudne w leczeniu, gdyż - w przeciwieństwie do narkotyków - nie ma testów wykrywających ich obecność w organizmie. Zatem lekarze mogą leczyć takich pacjentów tylko objawowo, kierując się własną intuicją. Jak rozpoznać zatrucie dopalaczami? Objawy są bardzo różne i mogą wskazywać też na zatrucie np. narkotykami czy lekami. Czasami jest to agresja połączona z drgawkami, grymasami twarzy, wiciem się po podłodze. W innym przypadku może to być zupełne otępienie i brak kontaktu z pacjentem. Może dojść do wymiotów, drżenia rąk, zawrotów głowy a nawet utraty przytomności, skoków ciśnienia krwi i zaburzeń rytmu serca . Zaburzeniom zwykle towarzyszy wysoka gorączka, chory ma przekrwione oczy. Bardzo charakterystycznym objawem są stany halucynogenne. Pacjenci po odzyskaniu świadomości opowiadają przerażające rzeczy, np. o tym, że czuli się, „jakby byli we własnym mózgu”, uciekali przed goniącymi ich przedmiotami czy... rozmawiali z meblami. Lekarze alarmują – chociaż badania nad dopalaczami wciąż trwają, już wiadomo, że mogą one w sposób trwały uszkodzić serce, wątrobę, nerki czy mózg. Są już w naszym kraju pierwsze ofiary śmiertelne dopalaczy. Szczególnie narażone na kontakt z dopalaczami są nasze dzieci. Zainteresujmy się tym, co nasze dziecko przynosi ze szkoły, z podwórka. Zajrzyjmy częściej do pokoju nastolatka, by upewnić się, że nie dzieje się tam nic złego. Zadbajmy o rozwijanie zainteresowań naszego dziecka, postarajmy się zapełnić mu czas, zachęćmy do uprawiania sportu czy np. tańca. I rozmawiajmy, tłumaczmy, uświadamiajmy i jeszcze raz rozmawiajmy z naszym dzieckiem...Unikajmy tworzenia atmosfery, że oto mamy do czynienia ze zjawiskiem powszechnym wśród młodzieży. Młodzi ludzie mają bowiem szczególną skłonność do ulegania panującym modom. Uświadamiajmy nastolatków, że legalność dopalaczy jest oszustwem, a przede wszystkim, iż kupując je zupełnie nie wiedzą, co dostają do ręki. Na łatwe zwycięstwo nie ma co liczyć. W tej wojnie naszym przeciwnikiem są bowiem nie tylko sprzedawcy, chcący zainkasować łatwe pieniądze. Walczymy przede wszystkim z własnymi mózgami, mającymi wielką ochotę, by jak najczęściej naciskać szczurzą dźwignię. mgr Paulina Bartnicka. Na podstawie artykułów z : Czasopisma „Gość” „Gazety prawnej” Artykułów dostępnych na stronach internetowych.