Ks. Marian Pokrywka Stosunki pozamałżeńskie

advertisement
Ks. Marian Pokrywka
Stosunki pozamałżeńskie – dar czy przywłaszczenie?
„«Uczynił Bóg człowieka na swój obraz i podobieństwo,
mężczyzną i niewiastą stworzył ich –
i widział Bóg, że było bardzo dobre,
oboje zaś byli nadzy i nie doznawali wstydu»”
Czy to możliwe?” 1
Współczesny świat bardzo wiele mówi o miłości, jednak język, jakim się posługuje
współczesna cywilizacja ma charakter wieloznaczny i ambiwalentny. Bardzo często miłością
nazywa się coś, co jest jej niedojrzałą formą, a nawet zaprzeczeniem miłości. W miejsce
obiektywnych wartości, takich jak miłość i prawda, stawia się fałszywie pojętą tolerancję,
według której wszystkie ludzkie zachowania są jednakowo dobre. Jedyną zasadą, którą należy
się kierować, jest dążenie do uzyskania maksimum przyjemności według własnych
subiektywnych przekonań i emocjonalnych odczuć. Nie ulega wątpliwości, że cywilizacja
doraźnej przyjemności prowadzi nie tylko do kryzysu miłości, ale również do kryzysu
człowieka i wszelkich więzów międzyludzkich2.
Dotyka to również szczególnego rodzaju miłości, jaką jest miłość oblubieńcza
mężczyzny i kobiety. We współczesnej kulturze lansowany jest wynaturzony obraz miłości
oblubieńczej głównie poprzez jej hiperseksualizację i naturalizację3. Tam, gdzie popęd
seksualny nie zostanie wpisany w obiektywny porządek wartości, zostaje sprowadzony
jedynie do przeżycia przyjemności. Miłość wówczas bywa utożsamiana z przyjemnym
byciem razem, które jednak do niczego nie zobowiązuje, ani nie stawia żadnych wymagań.
Trwa tak długo, jak długo obu stronom sprawia przyjemność. Co więcej, ta naiwna wizja
miłości – agresywnie promowana – zostaje we współczesnej kulturze podniesiona do rangi
ideału i kryterium dojrzałości. Na budowanie takiej wizji zdają się pracować różne programy,
mające do dyspozycji potężne środki, aby te niewłaściwe sytuacje „ukazać jako „prawidłowe”
i atrakcyjne, nadając temu zewnętrzne pozory fascynacji”4. W myśl tej hedonistycznej zasady
dozwolone jest wszystko, co sprawia rozkosz seksualną, a sama seksualność traktowana jest
na równi z artykułem konsumpcyjnym, który jako taki dobrze „sprzedaje” się w mediach. W
takim ujęciu seksualności sam człowiek „zmienia się w towar”. Oceniając to patologiczne
podejście do ludzkiej seksualności, kard. Meisner stwierdza, że „to, co człowieka czyni
człowiekiem, zostaje zniszczone. Pod wpływem terroru seksu stał się «zwierzęciem
płciowym», nastawionym już tylko na cielesność i pożądanie”5.
Jednak ta karykatura miłości nie jest w stanie zaspokoić najgłębszych pragnień
ludzkiego serca, ani zbudować trwałych międzyludzkich więzi. Jej owocem jest
1
Jan Paweł II. Tryptyk rzymski. Kraków 2003 s. 18.
Por. M. Dziewiecki. ...Miłość pozostaje. Pedagogika miłości dla rodziców, wychowawców i... wychowanków.
Częstochowa 2001 s. 5-8.
3
Por. R. i K. Stachewicz. Miłość oblubieńcza i jej ethos. „Ethos” 11:1998 nr 3 s. 118. Trafnie opisał tę sytuację
Czesław Miłosz: „Publiczne dyskusje o orgazmie doskonałym i niedoskonałym; równe prawa mężczyzn i kobiet
do rozkoszy; pigułka pozwalająca kobietom oddawać się miłości bez zajścia w ciążę; niechęć do
wstrzemięźliwości jako sprzecznej z wymogami zdrowia; dziewictwo jako humorystyczna przypadłość, której
należy się pozbyć […] Miłość zyskała nazwę orgazmu doskonałego”. Widziane nad Zatoką San Francisco.
Kraków 1989 s. 86.
4
LdR 5.
5
Cyt. za J. Piegsa. Człowiek – istota moralna. T. III. Tł. R. Bigdon, G. Wenzel. Opole 2000 s. 283.
2
2
rozczarowanie, pustka i życie pozbawione sensu. Nie może więc dziwić fakt, że wraz ze
wzrostem liczby tych, którzy wyznają tę łatwą pseudomiłość, przybywa ludzi samotnych i
spragnionych miłości prawdziwej, takiej, która ma znamię „wieczności” i wzajemności. Nie
ulega wątpliwości, że miłość prawdziwa, mądra, wierna jest zawsze wymagająca, bo
wszystko, co wartościowe ma swoją cenę. Ludzka seksualność, „wyzwolona” z norm i
ograniczeń, tak naprawdę zostaje „wyzwolona” od miłości i odpowiedzialności, a przez to
dramatycznie pomniejszona i zbanalizowana6.
W niniejszej refleksji uwaga zostanie zwrócona na nieodpowiedzialne zachowania
seksualne, jakie mają miejsce w stosunkach pozamałżeńskich. Nie chcąc sprowadzić ich
oceny jedynie do przekroczenia – niezrozumiałych dla wielu – norm i zakazów, przyjdzie
ukazać je w nieco szerszym kontekście. Punktem wyjścia do podjętych rozważań będzie
ukazanie istoty daru osoby dla osoby wyrażonego językiem ciała. Trzeba tu będzie
odpowiedzieć na pytania, jakie winno być odniesienie do osoby, kiedy staje się ona
przedmiotem naszych aktów, jaką rolę w tożsamości osoby odgrywa ciało, i wreszcie, w
jakim sensie przyjęcie daru ciała jest przyjęciem daru osoby przez osobę? Dopiero w tym
kontekście będzie można w pełni odczytać fałszywy ton języka ciała w stosunkach
pozamałżeńskich. Zostaną tu omówione stosunki przedmałżeńskie, małżeństwa na próbę oraz
wolne związki7. Przyjdzie także zwrócić uwagę na prawdę o ludzkim upadku. To grzech
bowiem wprowadza nieład zamieniając relację daru osoby dla osoby na relację
przywłaszczenia. Już w tym miejscu należy jednak zdecydowanie podkreślić, że ów stan
grzeszności nie przekreśla możliwości odpowiedzialnego przeżywania seksualności, czyni ją
wszelako przedmiotem trudnego wysiłku. Człowiek po upadku nie jest bowiem jedynie
„człowiekiem pożądania”, ale nade wszystko „człowiekiem wezwania”8 i z pomocą łaski –
odkrywa miłość większą niż grzech.
1. Dar osoby dla osoby wyrażony językiem ciała
Nie można zrozumieć, czym jest – a raczej czym może być – miłość ludzka, dopóki
nie zrozumie się, kim jest człowiek. Szczególnie cenna w określeniu człowieka jest
wypowiedź Soboru Watykańskiego II, do której kardynał Wojtyła, a później Jan Paweł II
odwoływał się niezwykle często, zwłaszcza w wypowiedziach dotyczących spełnienia się
człowieka przez małżeństwo i rodzinę. Sobór w Konstytucji duszpasterskiej uczy, że człowiek
jest jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego i jednocześnie
podkreśla, że człowiek ten „nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez
bezinteresowny dar z siebie samego”9. Widać wyraźnie, że soborowa antropologia zawiera
wymiar moralny, ukazując nie tylko to, kim człowiek jest, ale także, kim powinien się stawać.
Chcąc zrozumieć głębię przesłania o człowieku spełniającym się poprzez dar z siebie trzeba
najpierw odczytać istotę daru.
Szostek, zwraca uwagę, że dar, aby mógł być darem, powinien cechować się
bezinteresownością, wolnością i nieodwołalnością. Bezinteresowność odróżnia darowanie od
sprzedaży i kupno od przyjęcia daru. O ile zasadą handlu jest jego opłacalność, i z tym
związana interesowność, o tyle w przypadku daru nie można oczekiwać wdzięczności, jako
należnej zapłaty. Gdyby wdzięczność była traktowana jako zapłata za dar, to wówczas całość
6
Por. Dziewiecki s. 69.
Pozostałe przejawy zafałszowanego przeżywania płciowości zostały w niniejszej publikacji omówione przez
innych Autorów.
8
Por. Jan Paweł II. Mężczyzna i niewiastą stworzył ich. Watykan 1986 s. 175-177.
9
KDK 24.
7
3
zdarzenia zostałaby przeniesiona na płaszczyznę handlową. Dar należy też odróżnić od
spełnienia moralnej powinności, np. przyjście z pomocą człowiekowi, który znajduje się w
elementarnej potrzebie, a jest się w stanie tej pomocy udzielić. Wówczas należy mówić nie
tyle o darze, co raczej o moralnym obowiązku przyjścia z pomocą. Nie można zaś nazywać
darem czegoś, czego nie wolno nie dać. Tym więc, co odróżnia dar od spełnienia tego typu
powinności, jest jego wolność. Kolejną cechą daru jest nieodwołalność. Pozwala ona odróżnić
dar od pożyczki oraz wszelkich kontraktów zawartych „na próbę” o ograniczonym zasięgu
czasowym. Nieodwołalność daru wiąże się z jego jednorazowością, gdyż nie można po raz
drugi podarować czegoś, czego przestało się być właścicielem już po pierwszym darowaniu.
Chociaż bez bezinteresowności, wolności i nieodwołalności dar w ogóle nie stałby się darem,
to jednak cechy te nie są wystarczające, aby akt miał charakter daru. Potrzebna jest jeszcze
właściwa intencja dawcy10. Szostek podkreśla, że „na miarę serca, jakie dający włożył w swój
dar, na miarę indywidualnego wyboru daru według upodobań bądź potrzeb obdarowanego,
dający wyraża, kim jest dla niego ten, komu składa swój dar”11.
To wszystko, co zostało powiedziane na temat daru w ogóle, nabiera szczególnego
znaczenia, gdy chodzi o dar z siebie. Niepodobna zrozumieć, czym jest dar osoby dla osoby,
bez próby uprzedniego zrozumienia, kim jest ten, kto daje siebie w darze, i ten, kto dar ten
przyjmuje, czyli bez należytego respektu wobec prawdy o człowieku. Wojtyła formułuje
normę personalistyczną, która stoi u podstaw całej jego filozofii osoby, a także u podstaw
jego interpretacji Soboru Watykańskiego II: „Ilekroć w twoim postępowaniu osoba jest
przedmiotem działania, tylekroć pamiętaj, że nie możesz jej traktować tylko jako środka do
celu, jako narzędzia, ale liczyć się z tym, że ona sama ma lub bodaj powinna mieć swój cel”12.
Norma personalistyczna zapobiega instrumentalizacji osoby, czyli zdegradowania jej do rangi
środka czy narzędzia do celów kogoś innego. Pozostaje pytanie, w jaki sposób można uczynić
osobę przedmiotem działania, nie naruszając jednak wymogów normy personalistycznej? Jest
to możliwe jedynie wówczas, kiedy osoby dążąc do wspólnego dobra, stają się przedmiotami
takich wzajemnych aktów, których celem jest dobro, ku któremu zwraca się zarówno wola
tego, kto jest podmiotem aktu, jak i wola tego, kto jest jego przedmiotem. Szczególna więź,
jaka się wówczas tworzy, „jednoczy «od wewnątrz» osoby działające – i wówczas stanowi
istotny rdzeń wszelkiej miłości”13.
Tak więc miłość jest jedynym adekwatnym odniesieniem do osoby, kiedy w
jakikolwiek sposób staje się ona przedmiotem naszych aktów. Buttiglione – komentując
nauczanie Wojtyły – podkreśla, że chociaż odcień i emocjonalna jakość tej miłości są różne w
zależności od rodzaju relacji międzyosobowej, to jednak jej warstwa fundamentalna pozostaje
niezmienna: jest nią pragnienie dobra osoby i skierowanie własnego działania ku dobru, które
jest wspólnym dobrem podmiotu i przedmiotu działania. W ten sposób „miłość przeciwstawia
się używaniu. W akcie, który kieruje się miłością, «drugi» nie jest traktowany jako środek do
mojego celu, lecz zostaje włączony w dążenie ku dobru wspólnemu”14. Myśl Wojtyły sprzed
pontyfikatu znalazła swe rozwinięcie w nauczaniu papieskim. W Liście do Rodzin Papież
powie: „To miłość właśnie sprawia, że człowiek urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny
10
W tym kontekście Szostek trafnie zauważa, że „multimilioner, który obliczył, że nie opłaci mu się zatrzymać
całych swych dochodów z powodu zbyt wysokich podatków, i wspomaga z tej racji instytucje dobroczynne, nie
składa nic w darze, lecz po prostu dba o swoje interesy. Kto przynosi konwencjonalny prezent imieninowy
kierując się tzw. względami towarzyskimi, ten nic nie daje, lecz chroni swą pozycję w danej społeczności”.
Wokół godności prawdy i miłości. Lublin 1995 s. 233.
11
Tamże s. 234.
12
K. Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność. Lublin 1986 s. 30.
13
Tamże 31.
14
R. Buttiglione. Myśl Karola Wojtyły. Tł. J. Merecki. Lublin 1996 s. 141.
4
dar z siebie. Miłość bowiem jest dawaniem i przyjmowaniem daru. Nie można jej kupować
ani sprzedawać. Można się nią tylko wzajemnie obdarowywać”15.
Norma personalistyczna ma szczególne znaczenie na gruncie działań seksualnych.
Zdaniem Wojtyły „dziedzina seksualna nastręcza szczególnie wiele okazji do traktowania
osoby – nawet mimowiednie – jako przedmiotu użycia”16. Na innym miejscu Wojtyła powie:
„Miłość prawdziwa, miłość wewnętrznie pełna, to ta, w której wybieramy osobę dla niej
samej, a więc ta, w której mężczyzna wybiera kobietę, a kobieta mężczyznę nie tylko jako
«partnera» życia seksualnego, ale jako osobę, której chce oddać życie”17. Dlatego też popęd
seksualny należy odczytywać z poziomu osoby, a to oznacza, że musi on być w służbie
miłości afirmującej wartość osoby jako takiej. Seksualność – dopiero wówczas, gdy jest na
służbie miłości – przestaje być ślepą siłą dążącą do zaspokojenia i użycia. Jak pisał Frankl:
„ludzkie życie płciowe zaczyna dopiero wtedy być ludzkie, czyli godne człowieka, gdy jest
już czymś więcej aniżeli zwykłym życiem seksualnym, gdy jest właśnie życiem miłosnym” 18.
Miłość zaś jest czymś więcej niż popęd seksualny czy uczuciowe zaangażowanie, ale zakłada
wartość osoby i jej prawdziwe dobro.
W działaniach seksualnych człowieka szczególną rolę odgrywa ciało. W tym
miejscu rodzi się pytanie o rolę ciała w tożsamości osoby. Mroczkowski słusznie zwraca
uwagę, że „nie ujmują adekwatnie ludzkiej cielesności zarówno ci, którzy twierdzą, że
człowiek jest ciałem, ani też ci, którzy uważają, że człowiek ma ciało. Człowiek raczej
odkrywa siebie w przezroczystości osobowej swego ciała. Mówiąc inaczej, człowiek
«posiada» swoje ciało, o ile potrafi odkrywać podmiotowość «ja» w przedmiotowości
ciała”19. Ciała bowiem nie można oderwać od osoby, ale też osoby nie można zredukować
jedynie do ciała. „Człowiek – podkreśla Jan Paweł II – jest osobą przez swoje ciało i ducha
zarazem. Nie można tego ciała sprowadzić do wymiarów czystej materii. Jest bowiem ciałem
«uduchowionym», podobnie jak duch jest tak głęboko zjednoczony z ciałem, że poniekąd
można go nazwać duchem «ucieleśnionym»”20. O jedności pomiędzy tym, co cielesne, a tym,
co duchowe w człowieku trzeba tym bardziej mówić, im bardziej współcześnie – w
redukcyjnych wizjach człowieka – te dwa wymiary się rozdziela21.
W spotkaniu międzyosobowym konieczna jest „podmiotowa świadomość oraz
podmiotowe «przeżycie ciała»”22. Obiektywnie niemożliwe jest traktowanie ciała w
oderwaniu od osoby ludzkiej, choćby nawet ktoś chciał to uczynić, ponieważ ciało jest
związane w nierozłączny sposób z wewnętrznym światem człowieka, a przeżycie w ciele
angażuje całe człowieczeństwo23. Wygłaszając katechezy na temat pełnego sensu ludzkiej
cielesności Jan Paweł II mówił: „Człowiek jest podmiotem nie tylko przez samoświadomość i
samostanowienie, ale równocześnie przez swoje ciało. Konstytucja tego ciała jest taka, że
pozwala mu być sprawcą specyficznie ludzkiego działania. W działaniu tym ciało wyraża
15
LdR 11.
Miłość i odpowiedzialność s. 33.
17
Tamże s. 119.
18
V. E. Frankl. Psychoterapia dla każdego. Tł. E. Misiołek. Warszawa 1978 s. 66.
19
I. Mroczkowski. Między fascynacją i uprzedmiotowieniem. Teologiczno-moralny wymiar cielesności ludzkiej.
„Ethos” 11:1998 nr 3 s. 192.
20
LdR 19.
21
Niestety współczesna cywilizacja nie chce dostrzegać tego dogłębnego i nierozerwalnego związku między
tym, co cielesne, a tym, co duchowe w człowieku. Stąd też na ciało ludzkie patrzy się w perspektywie
konsumpcyjnej. Widać to zwłaszcza w tzw. „porno biznesie”, gdzie do ciała ludzkiego i płciowości człowieka
podchodzi się z myślą o korzyściach hedonistycznych i ekonomicznych. Por. K. Lubowicki. Duchowość
małżeńska w nauczaniu Jana Pawła II. Kraków 2005 s. 134-138.
22
Jan Paweł II. Mężczyzną i niewiastą s. 239.
23
Por. Lubowicki s. 136.
16
5
osobę. Jest przeto przy całej swojej cielesności, materialności […] jak gdyby przenikliwe czy
przezroczyste dla tego, kim człowiek jest (i kim ma być) dzięki strukturze świadomości i
samostanowienia. Na tym właśnie opiera się podstawowe poczucie sensu własnego ciała,
którego nie sposób nie wykryć w analizie pierwotnej samotności”24.
W dalszej refleksji Ojciec Święty zwraca uwagę, że „jest w tym ciele «od początku»
zawarta właściwość «oblubieńcza», czyli zdolność wyrażania miłości – tej właśnie miłości, w
której człowiek-osoba staje się darem – i spełnia sam sens swego istnienia i bytowania
poprzez ten dar”25. Przedmiotem aktów seksualnych nie jest nigdy po prostu ciało, ale osoba
„drugiego” i dlatego winny one być godne osoby. Stąd Jan Paweł II wskazując na znaczenie
ludzkiej płciowości stwierdza, że trzeba ją widzieć w kontekście całej osoby: „płciowość,
poprzez którą mężczyzna i kobieta oddają się sobie wzajemnie we właściwych i wyłącznych
aktach małżeńskich, nie jest bynajmniej zjawiskiem czysto biologicznym, lecz dotyczy samej
wewnętrznej istoty osoby ludzkiej jako takiej. Urzeczywistnia się ona w sposób prawdziwie
ludzki tylko wtedy, gdy stanowi integralną część miłości, którą mężczyzna i kobieta wiążą się ze
sobą aż do śmierci. Całkowity dar z ciała byłby zakłamaniem, jeśliby nie był znakiem i owocem
pełnego oddania osobowego, w którym jest obecna cała osoba, również w swym wymiarze
doczesnym. Jeżeli człowiek zastrzega coś dla siebie lub rezerwuje sobie możliwość zmiany
decyzji, już przez to samo nie oddaje się całkowicie”26. I Papież dodaje: „Jedynym «miejscem»
umożliwiającym takie oddanie w całej swej prawdzie jest małżeństwo”27. Ojciec Święty
stwierdza, że „zjednoczenie małżeńskie, biblijne «jedno ciało» […], nie może być w pełni
zrozumiane i wyjaśnione inaczej, jak tylko w kategoriach «osoby» i «daru». Każdy
mężczyzna i każda kobieta nie urzeczywistnia się w pełni inaczej, jak tylko przez
bezinteresowny dar z siebie. […] Całe życie w małżeństwie jest darem, ale odnosi się w
sposób szczególny do tego właśnie momentu, kiedy małżonkowie oddając się sobie
wzajemnie w miłości, urzeczywistniają to spotkanie, które czyni z nich dwojga «jedno
ciało»”28.
Ludzka seksualność nie może być oderwana nie tylko od miłości, ale również i od
płodności. „Autentyczna «kultura miłości» – podkreśla Jan Paweł II – wymaga […], aby
seksualne spotkanie między mężczyzną a kobietą było widziane nie jako okazja do
utylitarystycznego zadowolenia, ale jako wyraz daru osób w ich całościowym wymiarze
cielesnym i duchowym oraz w odpowiedzialnej otwartości na życie”29. Dar kobiecości dla
mężczyzny i męskości dla kobiety nie może być przelotną chwilą, ale ma przynieść owoc w
postaci trwałej wspólnoty dwojga oraz zrodzenia potomstwa. Oznacza to, że kobieta i
mężczyzna są wezwani, aby poprzez wzajemne oddanie się sobie umieli wyjść poza siebie,
czyniąc dar z siebie dla kogoś jeszcze: dla dziecka, a więc dla nowej osoby ludzkiej.
Otwartość na życie jest wyrazem wzajemnej miłości. Stąd też współżycie seksualne powinno
zaistnieć tylko między tymi osobami, które – poprzez trwanie w dojrzałej i trwałej więzi
małżeńskiej – potrafią zagwarantować dojrzałe rodzicielstwo i właściwe wychowanie dzieci.
Z powyższych analiz jasno wynika, że stosunek seksualny winien być znakiem
wspólnoty międzyosobowej, chcianej i podjętej jako wspólnota całkowita, ostateczna i
otwarta na dar nowego życia. Dopiero wówczas – przy spełnieniu określonych warunków –
można mówić o wzajemnym, całkowitym darze osób w ciele. W przeciwnym razie
24
Mężczyzną i niewiastą stworzył ich s. 31.
Tamże s. 61.
26
FC 11.
27
FC 11.
28
LdR 12.
29
Przem. do uczestników kursu na temat naturalnych regulacji poczęć „Wasze dzieło jest na służbie rodzony”
(15 grudnia 1994).W: Jan Paweł II. Rodzino, co mówisz o sobie? Kraków 1995 s. 265-266.
25
6
zjednoczenie mężczyzny i kobiety zostałoby zredukowane do użycia ciała drugiej osoby w
jego wymiarze seksualnym30. Trzeba jednak pamiętać, że człowiek – ażeby mógł „siebie
dawać”, ażeby mógł stawać się darem, i także, aby mógł „odnajdywać siebie przez
bezinteresowny dar z siebie”31 – musi być wolny od przymusi ciała. Wydaje się to
szczególnie ważne w kontekście prawdy o ludzkiej grzeszności i możliwościach
zafałszowania „języka ciała”.
2. Stosunki pozamałżeńskie – zafałszowanie „języka ciała”
Nie ulega wątpliwości, że język ciała ludzkich gestów seksualnych ma charakter
ambiwalentny i może być zakłamany. Związek seksualny dwojga ludzi może zostać
sprowadzony do gestów, pozycji i technik, niewiele znacząc w sensie osobowym. Ludzka
seksualność odsłania swe zakłamane i dramatyczne oblicze wówczas, gdy człowiek decyduje
się na takie zachowania, które naruszają jej podstawowy sens i znaczenie. Wspólnym
mianownikiem tego typu zachowań – jak to już było wspomniane – jest redukcyjna koncepcja
człowieka i wypływająca z niej nieodpowiedzialna, „rozrywkowa” wizja seksualności. W tym
kontekście seksualność człowieka jest rozumiana jako narzędzie do produkowania
przyjemności.
Nie trzeba przekonywać, że seksualność nastawiona jedynie na doraźną przyjemność
– a więc oderwana od miłości i od płodności – nieuchronnie rodzi dramatyczne i bolesne
konsekwencje. Przyjemność seksualna – wykorzystywana bez świadomości granic –
doprowadza człowieka do fałszywej miary własnych możliwości i zdaje się obiecywać to,
czego sama nie jest w stanie zapewnić32. Współżycie bez miłości może nawet sprawiać
doraźną przyjemność, ale nie daje szczęścia. Przejawem niedojrzałych zachowań seksualnych
są stosunki pozamałżeńskie. W niniejszej refleksji zostaną omówione stosunki
przedmałżeńskie, małżeństwa na próbę oraz wolne związki.
A. Stosunki przedmałżeńskie
Wzajemne seksualne oddanie się mężczyzny i kobiety winno być znakiem, wyrazem
wspólnoty międzyosobowej, chcianej i podjętej jako wspólnota całkowita i ostateczna. Jeśli
ktoś stwierdza, że kocha drugiego, ale nie jest jeszcze gotowy na przyjęcie całkowitej
odpowiedzialności, to daje do zrozumienia, że „jego miłość jest jeszcze w drodze, w rozwoju,
i nie osiągnęła pełnej dojrzałości. Tak może być […], tyle że kochający nie powinien wtedy,
przez seksualną mowę ciała, więcej mówić niż jest to zgodne z prawdą. Jest to rzeczą
rozumną i każdy człowiek ma prawo pozostawić sobie odpowiedni czas na podjęcie decyzji
złączenia swego życia z życiem drugiego i zawiązania nierozerwalnej wspólnoty. Ale wtedy
nie wolno mu wmawiać ani sobie, ani partnerowi i otoczeniu tego, czego jeszcze nie ma, to
jest definitywnej decyzji miłości do partnera”33. Widać więc wyraźnie, że w stosunkach
przedmałżeńskich ktoś decyduje się na całkowity dar z ciała przed pełnym oddaniem
osobowym. Grozi to powstaniem więzi wyłącznie seksualnej i opieranie na niej swego
związku. W tym sensie stosunki „przedmałżeńskie” są stosunkami „przedwczesnymi”.
30
Por. M i C. Ritter. Znak miłości i życia. W: Dar ciała darem osoby. O przemilczanym wymiarze kryzysu więzi
małżeńskiej. Red. P. Ślęczek. Lublin 2005 s. 28-29.
31
Por. KDK 24.
32
Por. I. Mroczkowski. Osoba i cielesność. Moralne aspekty teologii ciała. Płock 1994 s. 203-204.
33
A. Laun. Współczesne zagadnienia teologii moralnej. Teologia moralna – zagadnienia szczegółowe. Tł. W.
Szymona. Kraków 2002 s. 39.
7
Współżycie przedmałżeńskie dotyka przede wszystkim ludzi młodych, którzy
niejednokrotnie ulegają iluzji, że seks wystarczy do pełnego przeżycia miłości i szczęścia oraz
do zbudowania trwałej więzi. Z takiego przekonania rodzi się postawa, że coraz mniej
potrzeba miłości dla usprawiedliwienia coraz więcej seksu. Tymczasem ciało – chociaż ma
udział w miłości – samo z siebie nie ma mocy kochania. Wówczas – jak trafnie podkreśla
Półtawska – „motorem zbliżenia jest nie upodobanie osoby, która mi się jawi jako wartość
szczególna, ale niejako «naskórkowy» impuls obudzony na skutek reakcji ciała, w którym
powstało napięcie i zjawiła się reakcja pożądawcza; chęć użycia tej osoby do zaspokojenia
obudzonego pożądania”34. Takie przedmiotowe używanie człowieka jest poniżej jego
godności, ponieważ nie tylko nie ma nic wspólnego z miłością, ale dodatkowo jeszcze zawsze
wyrządza krzywdę: „Gdzie ciało i mowa nie są szanowane jako reprezentacja osoby, lecz
używane jako środek do innych celów, tam sama osoba jest traktowana tylko jako środek.
Całkiem konkretnie wynika z tego, że (…) tortury, gwałt lub użycie seksualności jako środka
do określonych celów są zawsze złe” 35.
Warto przyjrzeć się argumentom, jakich używają młodzi, chcąc udowodnić sobie i
innym, że współżycie przed ślubem jest czymś właściwym. Koronnym argumentem jest
twierdzenie, że się wzajemnie kochają, a to upoważnia ich do współżycia. Zapominają przy
tym, że ich miłość, choć szczera, może być jeszcze niedojrzała i potrzebuje wzrostu. Winna
ona najpierw wyrazić się przede wszystkim w jedności duchowej, aby później mogła
zaowocować także jednością cielesno-uczuciową. Ponadto nie wytrzymuje próby argument,
że skoro się kochają, to nie muszą czekać do zawarcia sakramentu małżeństwa, albowiem –
ich zdaniem – sakrament niczego już nie zmienia. Tymczasem sakrament małżeństwa zmienia
całkowicie sytuację. Dopiero tutaj obie strony ostatecznie i publicznie podejmują decyzję, że
stają się małżonkami, że ślubują sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że się nie
opuszczą aż do śmierci. Współżycie seksualne przed podjęciem takiej decyzji oznacza
kierowanie się popędem, a nie miłością. Miłość przed sakramentem małżeństwa musi znaleźć
inny niż seksualny wyraz i należy wykluczyć z niej te formy i „stopnie czułości”, które należą
do obrębu małżeńskiej bliskości. Przestrzeganie „stopni czułości” ma ogromne znaczenie dla
późniejszego powodzenia małżeństwa36. Niestety we współczesnym świecie – jak to już było
wspomniane – akcentuje się przede wszystkim prawo do uzyskania doraźnej przyjemności.
Postawiono znak równości między – „kocham” i „działam seksualnie”. Nie ulega
wątpliwości, że owa równość jest pozorna. Akt seksualny wcale nie musi być znakiem
miłości. Co więcej, bez spełnienia określonych warunków może on być znakiem krzywdy.
W ukazywaniu zagrożeń związanych ze współżyciem przedmałżeńskim najczęściej
zwraca się uwagę jedynie na konsekwencje biologiczne, takie jak choroby i „niechciana”
ciąża. Tymczasem negatywnych konsekwencji jest o wiele więcej. Stosunki przedmałżeńskie
prowadzą do uznania doraźnej przyjemności za najwyższą normę postępowania, co w efekcie
uniemożliwia stawianie sobie wymagań i uczenie się miłości. Dominująca wówczas
seksualność utrudnia wzajemne poznawanie się i budowanie głębszych więzi, bez których
niemożliwe jest przygotowanie się do małżeństwa i odpowiedzialnego rodzicielstwa. Stosunki
przedmałżeńskie mogą także prowadzić do uzależnienia od sfery seksualnej. Przejawia się
ono w nadmiernej koncentracji na seksualności oraz niezdolności do kierowania własnym
ciałem. Prowadzi to do zjawiska „«rosnącej tolerancji», czyli stopniowego obojętnienia na
bodźce seksualne. «Rosnąca tolerancja» powoduje stan, w którym człowiek, aby osiągnąć
podobny stopień przyjemności co poprzednio, potrzebuje coraz silniejszych bodźców. Z tego
powodu szuka nowych partnerów, a następnie coraz szybciej ich porzuca. Dla człowieka
34
W. Półtawska. Eros et juventus. „Ethos” 6:1993 nr 23 s. 40.
R. Spaemann. Podstawowe pojęcia moralne. Tł. P. Mikulska, J. Merecki. Lublin 2000 s. 81.
36
Por. Piegsa s. 270.
35
8
uzależnionego współżycie seksualne staje się ważniejsze niż wszystko inne, gdyż wydaje się
jedyną drogą do szczęścia”37.
Chcąc zbudować trwały związek „w dobrej i złej doli, aż do końca życia”, należy
uczyć się prawdy o samym sobie i osobie kochanej. Jest to mozolna wędrówka krok po kroku
i ofiarne uczenie się umierania dla miłości w tym wszystkim, co jest w człowieku związane z
egocentryzmem, z szukaniem samego siebie, z nastawieniem na szybkie przeżywanie
maksimum doznań. Przedwczesny seks tworzy złudzenie, że ta droga została juz
błyskawicznie przebyta. Tymczasem miłość karmi się nie szukaniem siebie, ale dawaniem
siebie. Dojrzewanie w miłości oznacza odpowiedzialność za siebie i za drugiego. Wymaga to
panowania nad ciałem i emocjami, aby w sposób odpowiedzialny kierować własną
seksualnością. „Miłość młodych – podkreśla Półtawska – musi dokonać wysiłku
przetworzenia mechanizmów ciała tak, aby służyło prawdziwej miłości. W tym celu trzeba w
pewnym sensie «odseksualizować ciało» – nauczyć je pokory i posłuszeństwa”38. Zaniechanie
działania, które mogłoby się wiązać z krzywdą – a takim jest zawsze akt przedmałżeński lub
pozamałżeński – jest jednoznacznym dowodem miłości. Podjęta asceza i dyscyplina wobec
własnego ciała jest wyrazem odpowiedzialności za los miłości wobec kochanej osoby.
B. Małżeństwa na próbę
Wyrażenie związek (albo małżeństwo) na próbę opisuje taki związek między
mężczyzną a kobietą, który zakłada – jak w wolnych związkach – intymność seksualną;
odróżnia się jednak od tych ostatnich tym, że powstaje z zamiarem zawarcia małżeństwa. Jan
Paweł II podkreśla, że „wielu ludzi chciałoby je (małżeństwo na próbę – M.P.) dzisiaj
usprawiedliwić, przypisując mu pewne zalety. Już sam rozum ludzki podsuwa niemożliwość
jego akceptacji wskazując, jak mało jest przekonywujące «eksperymentowanie» na osobach
ludzkich, których godność wymaga, aby były zawsze i wyłącznie celem miłości obdarowania
bez jakichkolwiek ograniczeń czasu czy innych okoliczności. Ze swej strony Kościół, ze
względu na wypływające z wiary zasady, nie może dopuścić do tego rodzaju związków. […]
Dar ciała we współżyciu fizycznym jest realnym symbolem głębokiego oddania się całej
osoby”39. Nieco dalej Ojciec Święty powie, że „małżeństwo dwojga ochrzczonych jest
realnym symbolem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, zjednoczenia nie czasowego czy
«na próbę», ale wiernego na całą wieczność”40.
Miłość nie toleruje próby. Domaga się całkowitego i ostatecznego wzajemnego daru z
siebie. Jan Paweł II w Kolonii wypowiedział znamienne słowa przywoływane wielokrotnie
przy innych okazjach: „Wspólnota cielesna i płciowa jest czymś wielkim i pięknym. Ale ona
jest tylko wtedy w pełni godna człowieka, kiedy jest zintegrowana z osobowym, uznanym
przez cywilne i kościelne społeczeństwo związkiem. Pełna wspólnota płciowa między
mężczyzną i kobietą ma dlatego swoje prawowite miejsce jedynie wewnątrz wyłącznej i
definitywnej, osobowej więzi wierności w małżeństwie. […] Nie można żyć tylko na próbę,
nie można umierać tylko na próbę. Nie można kochać tylko na próbę, przyjmować tylko na
próbę i na czas człowieka”41.
37
Dziewiecki s. 73.
Półtawska s. 40.
39
FC 80.
40
FC 80.
41
Homilia „Królestwo Boże i rodzina chrześcijańska” (Kolonia, 15 listopada 1980). W: Nauczanie Papieskie.
T. III cz. 2. Red. E. Weron, A. Jaroch. Poznań – Warszawa 1986 s. 613.
38
9
W związkach na próbę partner jest traktowany jako obiekt seksualny, a nie jako osoba,
którą integralnie należy miłować, nie tylko w dobrych, ale i w złych dniach, w zdrowiu i
chorobie – zgodnie z przyrzeczeniem małżeńskim – aż do śmierci. Takie warunkowe
podejście – mające coś z układów handlowych – jest nie do pogodzenia z personalistyczną
wizją małżeństwa. W gruncie rzeczy jest to upiększające usprawiedliwienie
przedmałżeńskiego współżycia i nazywanie miłością praktyk seksualnych oderwanych od
jakichkolwiek norm i zasad. Kierowanie się w tej – jakże ważnej dziedzinie ludzkiego życia –
własnym „widzimisię” jest poważnym nieładem moralnym i nie ma nic wspólnego z
prawdziwą miłością.
C. Wolne związki
Określenie wolny związek odnosi się do związku – implikującego intymność
seksualną – miedzy mężczyzną a kobietą, bez żadnego publicznego uznania węzła
instytucjonalnego, ani cywilnego, ani religijnego. Przyczyny tego zjawiska są bardzo
zróżnicowane. Zwrócił na to uwagę Jan Paweł II, wymieniając wśród nich trudne sytuacje
ekonomiczne, kulturowe i religijne, które dla wielu osób stanowią poważną przeszkodę w
zawarciu prawidłowego małżeństwa. Zdaniem Papieża wśród przyczyn nie brakuje też postaw
pogardy, kontestacji i odrzucenia społeczeństwa i instytucji rodziny. Ponadto niekiedy ma
miejsce pewna niedojrzałość psychiczna, która sprawia, że ludzie są zbyt bojaźliwi, aby
zawrzeć trwały i ostateczny związek42.
Współczesna kultura nie tylko usprawiedliwia tego typu związki, ale jeszcze uważa
je za wyraz postępu i wolności. Niestety, konsekwencje takich tendencji mają bolesne
reperkusje zarówno na płaszczyźnie religijnej i moralnej (zatracenie religijnego sensu
małżeństwa i pozbawienie łaski sakramentalnej), jak i społecznej (zniszczenie instytucji
rodziny, osłabienie poczucia wierności, również wobec społeczeństwa)43. Jan Paweł II na
polskiej ziemi przestrzegał przed złudzeniem wolnej miłości, którą usiłuje się przesłonić
rzeczywistość cudzołóstwa i rozwiązłości, podkreślając, że ta ułuda zbyt wiele kosztuje44. Do
tego problemu nawiązywał Ojciec Święty także w słowach skierowanych do młodych: „Dziś
cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną «wolną miłość». Dochodzi w
tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo
rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością”45.
To wszystko, co zostało powiedziane na temat stosunków przedmałżeńskich,
małżeństw na próbę i wolnych związków wyraźnie pokazuje, że stosunku płciowego nie
można definiować dowolnie. Zjednoczenie cielesne jest moralnie godziwe jedynie wtedy, gdy
wytworzyła się ostateczna wspólnota życia między mężczyzną a kobietą. Bycie „jednym
ciałem” – jak to zamierzył Stwórca – oznacza coś więcej niż tylko seksualną kohabitację,
więcej niż partnerstwo z „towarzyszem życia”, które można znowu wypowiedzieć, więcej niż
„małżeństwo na czas” lub „małżeństwo na próbę”46. Kiedy nie jest ono realnym symbolem
całkowitego oddania, wówczas jest nadużywane i jako takie poniża człowieka, a ponieważ
burzy także porządek przewidziany przez Boga Stwórcę, czyni więc ten akt grzesznym.
42
Por. FC 81.
Por. FC 81.
44
Por. Homilia „Nie cudzołóż”(Łomża, 4 czerwca 1991). W: Tenże. Ducha nie gaście. IV pielgrzymka do
Polski. Paryż 1991 s. 136.
45
Homilia „Tylko czyste serce może w pełni miłować Boga” (Sandomierz, 12 czerwca 1999). OR 20:1999 nr 8 s.
67.
46
Por. Piegsa s. 273.
43
10
3. Grzech – naruszenie oblubieńczego sensu ciała
Chrześcijańskiemu spojrzeniu na płciowość obca jest zarówno jej demonizacja, jak i
diwinizacja. Jest to natomiast spojrzenie ze wszech miar realistyczne, bez uciekania się w
jakąkolwiek skrajność. Realistyczne spojrzenie na człowieka pokazuje, że etos daru spotyka
się z prawdą o ludzkim grzechu. To grzech sprawia, że „język ciała ludzkich gestów
seksualnych jest wyraźnie ambiwalentny: wyraża zarówno czułość, jak i przemoc, łagodność i
siłę, otwarcie na drugą osobę i egoizm zamknięcia się w sobie, ekstazę i narcyzm, zdolność
do daru i zazdrość przywłaszczenia”47. Słusznie podkreśla Mroczkowski, że ostatecznie nie w
podświadomości, w libido, dziedziczeniu czy strukturach społecznych tkwi źródło
opanowania i uleczenia nieporządku seksualnego. Chociaż wszystkie te czynniki są ważne, to
jednak źródło tkwi w człowieku poddanym trojakiej pożądliwości48.
Wskutek grzechu oblubieńczy sens ciała został habitualnie zagrożony przez
pożądliwość. Jan Paweł II podkreśla, że odtąd „«serce» stało się miejscem wzajemnego
przesilania się miłości i pożądliwości. Im bardziej pożądliwość opanowuje to serce, tym
mniej doświadcza ono oblubieńczego sensu ciała, tym mniej staje się wrażliwe na dar osoby,
który poprzez oblubieńczy sens ciała wyraża się we wzajemnych odniesieniach mężczyzn i
kobiet”49. Pożądliwość prowadzi do zagubienia wewnętrznej wolności daru, albowiem w
miejsce samoposiadania wchodzi swego rodzaju „przymus ciała”. Stąd Papież powie dalej, że
„pożądliwość sama z siebie pcha w kierunku posiadania drugiego jako przedmiotu, pcha też
w kierunku «używania», które niesie z sobą zaprzeczenie oblubieńczego sensu ciała.
Bezinteresowny dar zostaje gruntownie zalienowany przez «użycie»”50.
Trzeba jeszcze raz podkreślić, że nieuporządkowanie oraz trudności, jakie
mężczyzna i kobieta odczuwają przy rozumieniu siebie i swej płciowości, wynikają z grzechu
pierworodnego. Katechizm Kościoła Katolickiego zwracając uwagę na skutki tego grzechu
stwierdza: „Ustalona dzięki pierwotnej sprawiedliwości harmonia, w której żyli, została
zniszczona; zostało zerwane panowanie duchowych władz duszy nad ciałem; jedność
mężczyzny i kobiety została poddana napięciom; ich relacje będą naznaczone pożądaniem i
chęcią panowania”51. Na innym miejscu Katechizm powie, że „ten nieporządek, którego
boleśnie doświadczamy, nie wynika z natury mężczyzny i kobiety ani z natury ich relacji, ale
z grzechu. Pierwszym skutkiem zerwania z Bogiem, czyli pierwszego grzechu, było zerwanie
pierwotnej komunii mężczyzny i kobiety. Ich wzajemna relacja została wypaczona przez ich
wzajemne oskarżenie; ich pociąg ku sobie, będący darem Stwórcy, zamienił się w relację
panowania i pożądliwości; wzniosłe powołanie mężczyzny i kobiety, by byli płodni,
47
Mroczkowski. Między fascynacją i uprzedmiotowieniem s. 200.
Por. Mroczkowski. Osoba i cielesność s. 221-222. Chodzi tu o pożądliwość w sensie teologicznym, stąd Jan
Paweł II zwraca uwagę, że „biblijne i teologiczne znaczenie pożądania – pożądliwości różni się od tego, z jakim
spotykamy się w psychologii. Dla tej ostatniej pożądanie wynika z braku lub potrzeby, którą wartość pożądana
ma zaspokoić. Biblijna pożądliwość (…) wskazuje na stan ducha ludzkiego odsuniętego od tej pierwotnej
prostoty i pełni wartości, jaką człowiek i świat mają «w wymiarach Boga»”. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich
s. 119.
49
Mężczyzną i niewiastą stworzył ich s. 131. Pożądliwość wypacza nie tylko porządek i harmonię w samym
człowieku, ale także w jego relacji z drugim: „Pożądliwość sama z siebie nie jest zdolna wyzwalać jedności jako
komunii osób. Pożądliwość sama z siebie nie jednoczy, ale przywłaszcza. Układ obdarowania zamienia się w
układ przywłaszczenia”. Tamże.
50
Tamże s. 136.
51
Nr 400.
48
11
rozmnażali się i czynili sobie ziemię poddaną, zostało obciążone bólem rodzenia dzieci i
trudem zdobywania pożywienia”52.
W perspektywie grzechu zarówno odkrycie etosu daru, jak i jego realizacja stają się
przedmiotem trudnego wysiłku. Zwraca na to uwagę Jan Paweł II, gdy stwierdza: „Mężczyzna
i kobieta po grzechu pierworodnym utracą łaskę pierwotnej niewinności. Odkrycie
oblubieńczego sensu ciała przestanie być dla nich prostą oczywistością objawienia i łaski. A
jednak pozostanie ono nadal zadane człowiekowi poprzez etos daru zapisany na dnie ludzkiego
serca, jakby dalekie echo pierwotnej niewinności. Z niego kształtować się będzie ludzka miłość
w swojej wewnętrznej prawdzie, w swym podmiotowym autentyzmie”53.
4. Miłość potężniejsza niż grzech
Zwrócenie uwagi na grzech, jako źródło zafałszowań w przeżywaniu płciowości, nie
oznacza jakiegoś fatalizmu, bądź też determinizmu w podejściu do ludzkiej seksualności.
Popęd seksualny nie ma bowiem charakteru deterministycznego. Człowiek może nim
kierować dzięki władzy rozumu i woli, przez co sam nad sobą panuje i sam sobą kieruje.
Kościół patrzy pozytywnie nie tylko na ludzką seksualność, ale również i na zdolność
człowieka do kierowania sferą seksualną. Także w dziedzinie płciowości „Kościół pokłada
ufność również w człowieku, mimo, że zna niegodziwość, do jakiej jest on zdolny, albowiem
wie dobrze, że – pomimo grzechu odziedziczonego i tego, który może być popełniony przez
każdego – istnieją w osobie ludzkiej wystarczające przymioty i energie, istnieje podstawowa
«dobroć» (…), gdyż jest ona obrazem Stwórcy, jest poddana zbawczemu wpływowi
Chrystusa, który «zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem»”54. W podobnym duchu
wypowiada się Katechizm, gdy stwierdza: „Mimo wszystko porządek stworzenia przetrwał,
chociaż został poważnie naruszony. Aby leczyć rany spowodowane przez grzech, mężczyzna
i kobieta potrzebują pomocy łaski, której Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu nigdy im
nie odmawiał. Bez tej pomocy mężczyzna i kobieta nie mogliby urzeczywistnić wzajemnej
jedności ich życia, dla której Bóg stworzył ich „na początku”55.
Możliwość przezwyciężenia skłonności do grzechu i przywrócenie utraconej
jedności wyrasta z nadprzyrodzonego obdarowania. Chrystus – poprzez dzieło odkupienia –
otworzył człowiekowi drogę powrotu do pełnej prawdy o sobie. Obejmuje ona także prawdę
ludzkiego ciała i płci. Nie chodzi tu oczywiście o powrót w stan pierwotnej niewinności, gdyż
nie jest to możliwe. Chrystus prowadzi człowieka ku zamierzonej przez Stwórcę i
Prawodawcę „pełni sprawiedliwości”. Etos odkupienia zawiera w sobie imperatyw
opanowania. Opanowanie zaś sprawia, że człowiek panuje sobie samemu i może na nowo
doświadczać daru we wzajemnych relacjach. Człowiek staje się zdolny do takiego daru, gdyż
w Jezusie Chrystusie, Odkupicielu człowieka, zostaje mu przywrócona zdolność posiadania
samego siebie, która czyni możliwym akt złożenia siebie samego komukolwiek innemu w
darze: Bogu czy też drugiej osobie ludzkiej. Człowiek zawsze ma realną możliwość odróżniać
prawdę od fałszu w „mowie ciała” i być jej rzeczywistym sprawcą.
52
Nr 1607.
Mężczyzną i niewiastą stworzył ich s. 77.
54
SRS 47.
55
KKK 1608. Zdecydowane wskazanie na grzech jako źródło niewłaściwego przeżywania płciowości wydaje się
szczególnie potrzebne w kontekście utraty poczucia grzechu, bądź też wyolbrzymiania uwarunkowań i wpływów
oddziaływujących na człowieka, przy jednoczesnym przesadnym ograniczaniu jego odpowiedzialności.
53
12
Zdaniem Jana Pawła II, w Chrystusowych wymaganiach, nie chodzi o to, aby
człowiek wciąż podejrzewał swoje „serce” i czuł się bezpowrotnie skazany na życie w
pożądliwości, ale by poczuł się skutecznie wezwany do przezwyciężenia pożądliwości ciała56.
„Odkupienie – podkreśla Papież – jest taką prawdą i taką rzeczywistością, w imię której
człowiek musi poczuć się wezwany. Musi poczuć się skutecznie wezwany (…) do
odnalezienia – i więcej: do urzeczywistnienia oblubieńczego sensu ciała i wyrażenia w ten
sposób wewnętrznej wolności daru, czyli takiego stanu i takiej mocy ducha, która wynika z
przezwyciężenia pożądliwości ciała”57. Człowiek jest wezwany nie tylko „od zewnątrz” –
poprzez słowa zachęty czy nakazu – ale przede wszystkim „od wewnątrz”, ontyczną prawdą
zapisaną w nim samym. Wewnątrz siebie człowiek może usłyszeć echo tego dobrego
„początku”, które przypomina zamysł Boga względem mężczyzny i kobiety oraz ich
powołanie58.
Trzeba jeszcze raz podkreślić, że w kierowaniu popędami wysiłek człowieka
spotyka się z łaską Boga, a łaska ta „ma moc wyprostowania dróg ludzkiej miłości”59. Nie
umniejszając w niczym potrzeby etycznego wysiłku człowieka w celu przywrócenia postawy
samoposiadania, trzeba jednak z całą stanowczością stwierdzić, że prymat jest po stronie
łaski: „dar świętości wyprzedza ludzką możność moralnej autorekonstrukcji osoby.
Równocześnie obecność łaski […] wyznacza charakter i kierunek ludzkiego wysiłku
moralnego mającego na uwadze cielesność osoby. Nie chodzi tu tylko o «poddanie» ciała
(popędu) imperatywom duchowej woli, lecz o oddanie siebie Bogu, wyrażone także w całej
przestrzeni cielesnej egzystencji osoby. Chodzi o poddanie całej osoby ludzkiej Bogu, który
jest Miłością”60. W przeciwnym razie wysiłek moralny stałby się tylko swoistym treningiem
psychologicznym zmierzającym do „panowania nad ciałem”. W odnowionej przez Chrystusa
wizji człowieka chodzi o to, aby „być darem, być-kimś-darowanym” samemu sobie przez
nieskończoną Miłość”61. Należy też pamiętać, że każda prawdziwa miłość jest miłością w
Bogu i jako taka wykracza poza świat zmysłów, sięgając wieczności.
5. Normy moralne na straży daru
Nadprzyrodzone obdarowanie człowieka w Jezusie Chrystusie nie zwalnia go z
wysiłku moralnego. Przezwyciężenie skłonności do grzechu nie dokonuje się bowiem na
sposób automatyczny, ale we współpracy człowieka z łaską Bożą. Ludzka płciowość ma
zatem wymiar etyczny i podlega określonym normom moralnym. Nie są one – jak chcą
56
Papież zwraca uwagę, że „nauczyciele podejrzeń” (Freud, Marks, Nietzsche) na pozór zdają się mówić o tym
samym, co św. Jan nazywa trojaką pożądliwością, w rzeczywistości jednak ich intencje i cele są inne. Oskarżają
i stawiają w stan ustawicznego podejrzenia „serce” człowieka, gdy tymczasem Biblia – ukazując całą realność
pożądliwości – nie pozwala uczynić z niej „podstawowego, (…) jedynego i ostatecznego kryterium antropologii
i etyki”. Mężczyzna i niewiastą stworzył ich s. 184.
57
Tamże s. 185-186.
58
Por. Tamże s. 186. Z optymizmem Papież stwierdza, iż nie jest prawdą, że człowiek jest pochłonięty bez
reszty pożądliwości ciała i niezdolny szukać „innego kształtu wzajemnych odniesień w kręgu tej odwiecznej
atrakcji, która towarzyszy dziejom mężczyzny i kobiety właśnie «od początku». (…) Czyż człowiek wraz z
pożądliwością nie czuje równocześnie głębokiej potrzeby zachowania godności owych wzajemnych odniesień,
które znajdują swój wyraz w ciele dzięki jego męskości i kobiecości? Czyż nie czuje potrzeby przepojenia ich
tym wszystkim, co szlachetne i piękne? Czyż nie czuje potrzeby nadania im owej najwyższej wartości, którą jest
miłość?” Tamże s. 186-187.
59
Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność s. 124.
60
J. Bajda. „Chrystus odwołuje się do serca”. Wokół problemu interioryzacji. W: Jan Paweł II. Mężczyzną i
niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do „serca”. Red. T. Styczeń. Lublin 1987 s. 160.
61
Tamże s. 158.
13
niektórzy – ograniczeniem wolności człowieka w dziedzinie seksualnej, ale stoją na straży
prawdziwego dobra osoby. Zaś ich odrzucenie – w imię tzw. wyzwolenia seksualnego –
prowadzi do poddania się jedynie sile popędu seksualnego.
Normy moralne służą wpisaniu relacji seksualnych w relację miłości do drugiej
osoby. Kiedy miłość przenika seksualną mowę ciała wówczas „pożądanie przechodzi
stopniowo w pragnienie bycia z drugim, pieszczota przemienia się w czułość, a siła w
łagodność. Duchowość takiego przeżycia kończy się zdumieniem wobec tajemnicy i piękna
człowieka, którego się kocha”62. Miłość – o której tu mowa – „nigdy nie jest czymś gotowym,
czymś tylko «danym» kobiecie i mężczyźnie, ale zawsze jest równocześnie czymś
«zadanym». […] Miłość poniekąd nigdy nie «jest», ale tylko wciąż «staje się» w zależności
od wkładu każdej osoby, od jej gruntownego zaangażowania”63.
Tutaj jest także miejsce dla Kościoła i jego wychowawczej roli. Wobec
współczesnych tendencji desakralizacji płciowości rodzi się „postulat przywrócenia lub
ponownego odkrycia sakralności całej dziedziny miłości, z seksem i erosem włącznie. Jeżeli
nie zrozumiemy, że chrześcijaństwo uważa miłość seksualną za rzecz świętą, nigdy do końca
nie zrozumiemy, dlaczego kładzie ono tak wielki nacisk na to, by seks był obwarowany
rozmaitymi zastrzeżeniami i ograniczeniami. Tak jest w przypadku wszystkich rzeczy
świętych. Chrześcijaństwo uważa seks nie za coś złego, lecz za coś bardzo ważnego. Jak inne
ważne rzeczy, zasługuje on na to, by go chroniły obiektywne reguły i nie unosiły podmuchy
zmiennych uczuć. Chrześcijańskie stanowisko w tej sprawie jest dość jasne. Miłość seksualna
jest zbyt ważna, by zdawać się tu na spontaniczność. Poprawność naszego prowadzenia się w
sferze seksu nie zależy od intensywności chwilowych uczuć, lecz od obiektywnych kryteriów,
od tego, czy oraz komu złożyliśmy przysięgę. […] Nie wolno nam się zasłaniać
twierdzeniem, że «wszystko w porządku, jeśli się kochacie». A tym bardziej argumentem, że
«nie może to być nic złego, jeśli to takie wspaniałe uczucie»”64. Kościół – także poprzez
wskazywanie norm moralnych – stoi na straży daru osoby dla osoby, chroniąc międzyludzkie
relacje przed jakąkolwiek formą przywłaszczenia.
„Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.
Został im przez Boga zadany dar.
Wzięli w siebie – na ludzką miarę – to wzajemne
obdarowanie, które jest w Nim.
Oboje nadzy...
Nie odczuwali wstydu, jak długo trwał dar”65.
62
Mroczkowski. Między fascynacją i uprzedmiotowieniem s. 200.
Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność s. 124.
64
W. Kilpatrick. Psychologiczne uwiedzenie. Tł. R. Lewandowski. Poznań 1997 s. 248.
65
Jan Paweł II. Tryptyk s. 22.
63
Download