Wywiad z Panią Adelą Misiaszek

advertisement
Gabriela Knap
Niechlów, 13.10.2016 r.
ul. Dworcowa 8/1
56-215 Niechlów
„Ocalić od zapomnienia-Osadnictwo w gminie Niechlów”
wywiad z Panią Adelą Misiaszek.
1
„Okruchy życia” – tymi sławami chciałabym nazwać moją rozmowę
z Panią Adelą Misiaszek, zamieszkałą w Niechlowie, powiat górowski.
Kręte drogi jej życia zasługują na utrwalenie w pamięci potomnych.
Norman Davies powiedział, że ,,aby człowiek wiedział dokąd idzie, musi
wiedzieć, skąd przychodzi”. Warto więc zapisywać i utrwalać losy swoich
bliskich, bo to są nasze korzenie- korzenie własnej rodziny albo
najbliższej społeczności.
Gabriela Knap: Dzień dobry.
Adela Misiaszek: Dzień dobry.
G. K.: Proszę powiedzieć kilka słów o sobie. Ile ma Pani lat i gdzie
się Pani urodziła?
A. M.: Adela Misiaszek: Urodziłam się 20 marca 1929r. w Sasowie koła
Lwowa, we wsi położonej na północ od Złoczowa nad Bugiem.
G. K.: Pani Adelo, jak wspomina Pani swoje dzieciństwo?
A.M.: Wspominam je bardzo dobrze. Żyło nam się skromnie, ale niczego
nie brakowało. Część rodziny żyła w Ameryce, więc w dużej mierze
otrzymywaliśmy pomoc od nich w postaci paczek.
Mieszkaliśmy w miejscowości, gdzie żyli razem Żydzi , Ukraińcy i Polacy.
Ludzie nie byli ze sobą skłóceni, każdy żył swoim życiem.
2
G. K.: Jak wyglądało życie w Sasowie w czasie okupacji ?
A.M.: W 1939 roku wybuchła wojna. Najpierw powiadomiono nas, że
wojnę rozpoczęli Niemcy i to oni zaczęli nacierać na ziemie lwowskie.
Na pomoc miała ruszyć Armia Czerwona.
17 września wojska Armii wkroczyły do Sasowa. Władze samorządowe
i całe miasteczko było przyszykowane na jej powitanie, bowiem miała
ona bronić bezpieczeństwa obywateli. Niestety, zamiast powitania doszło
do strzelaniny. Część ludności, której udało się uciec, przeżyła, reszta
została
zamordowana.
Tak
właśnie
wyglądała
„ochrona”
wojsk
radzieckich aż do 1941 roku.
G. K.: Co działo się dalej?
A.M.: Po jakimś czasie wszystko się uspokoiło. Zaczęły osiedlać się
radzieckie rodziny. Zajmowały lepsze domy, urzędy, szkoły. Jak
powiedział mój tata „robiono tzw. czyszczenie miasta z inteligencji”.
Wszystkie osoby zajmujące wyższe stanowiska wywożono na Sybir.
Trafiła tam również moja ciocia, która była profesorem w gimnazjum,
z dwójką dzieci i wujek, który z zawodu był adwokatem.
Lata 1941-44 to okupacja hitlerowska. Wojska niemieckie chciały zająć
dalsze tereny, ale z powodu ostrej zimy, do której nie
byli
przyzwyczajeni, nie osiedlali się na dalej położonych terenach Ukrainy.
G. K.: Proszę przybliżyć ten okres.
A.M.: Niemcy
robili czystkę wśród ludności żydowskiej. Zabijali
dorosłych, dzieci przy każdej możliwie nadarzającej się okazji. Wyrywali
3
dzieci z rąk matek i rzucali o ziemię. Przy pomocy policji ukraińskiej
dokonali dwóch pogromów ludności żydowskiej, w których zginęło kilka
tysięcy Żydów. W sierpniu 1941 roku nakazano osiedlić się wszystkim
Żydom w wyodrębnionym i oddzielonym od reszty Lwowa getcie.
Utworzono również obóz zagłady przeznaczony tylko dla Żydów.
Jesienią 1942 roku zlikwidowano getto, zabijając na miejscu lub
wysyłając do obozów zagłady, prawie całą ludność żydowską.
G. K.: Czy po tych tragicznych wydarzeniach sytuacja się
uspokoiła?
A. M.: Niestety nie. Po czystkach przeprowadzonych przez Niemców
ponownie na tereny lwowskie wkroczyły wojska radzieckie. Za czasów
ich panowania Ukraińcy zaczęli się buntować. Utworzyli własne
zgrupowanie OUN-UPA, tzw. „bandy ukraińskie”, które dokonywały
zbrodni ludobójstwa, grabieży i niszczenia polskich zagród i wsi.
G. K.: Czy miejscowa ludność próbowała jakoś przeciwstawiać się
tym działaniom?
A.M.: Potajemnie zaczęto spotykać się i zgłaszać do organizacji, które
organizowały wyjazdy z rodzinami na ziemie odzyskane. Pierwsze
przesiedlenia zaczęły się w 1945 roku.
4
G. K.: Kiedy i dlaczego przybyła Pani na teren Dolnego Śląska?
A. M.: Z Sasowa wyjechaliśmy 1 listopada 1945 roku. Nie byliśmy
zmuszeni do wyjazdu, ale po prostu nie było innego wyjścia. Przybyliśmy
do Niechlowa 15 grudnia 1945 roku.
G. K.: Jak pamięta Pani podróż na ziemie odzyskane?
A. M.: Podróż odbywała się w wagonach towarowych. W jednym
z wagonów, który był kryty, jechałam wraz z rodzicami i bratem. Brat trafił
na roboty do Niemiec. Razem z nami jechała rodzina Państwa
Skoreckich. W pozostałych wagonach ( już odkrytych) jechał cały nasz
dobytek. Niestety, nie dotarł w całości z powodu ostrych mrozów. Część
zwierząt po prostu zamarzła lub zdechła z głodu.
G. K.: Czy podczas podróży otrzymywaliście Państwo jakąś
pomoc?
A. M.: Było bardzo ciężko i zimno. Dopiero w Prochowicach i innych
miejscowościach mijanych na trasie przejazdu pociągu otrzymywaliśmy
na stacjach ciepłą zupę.
G. K.: Czy poza własnym dobytkiem udało się przywieźć coś
jeszcze?
A. M.: Tak. Ludność przybyła z Sasowa przywiozła ze swojego
parafialnego kościoła obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, który cieszył się
5
tam ogromną czcią. Może powiem o pewnej ciekawostce związanej
z tym obrazem. Mianowicie, w czasie jego konserwacji ( pod koniec lat
80-tych) odkryto, że pod spodem znajduje się drugi obraz Matki Boskiej.
Obydwa obrazy obecnie znajdują się w kościele parafialnym
w Żuchlowie.
Przywieźliśmy także pochodzący z Rzymu srebrny
relikwiarz z 1879 roku, stacje Drogi Krzyżowej, sztandary i feretrony,
Boży Grób oraz liczne obrazy, które do dziś zdobią kościół. Wszystko to
wieziono w wagonach, zabezpieczone w skrzyniach pod bacznym okiem
sasowskiego księdza Miklasiewicza.
G. K.: Dojechaliście do Niechlowa i co dalej?
A. M.: Wagony zatrzymały się na stacji w Niechlowie. Nikt się nami nie
zainteresował
i nikt nas nie przywitał. Każdy na własną rękę zaczął
szukać miejsca dla siebie. Po kilku dniach pojawiła się milicja, wypytując,
skąd się tutaj wzięliśmy. W taki sposób poznałam swojego męża.
G. K.: To znaczy, że Pani mąż był milicjantem?
A. M.: Tak, pilnował przez jakiś czas wagonów, którymi przyjechaliśmy.
G. K.: Zagrażało Wam jakieś niebezpieczeństwo?
A. M.: Samo niebezpieczeństwo może nie, ale były obawy grabieży
przywiezionego dobytku ze strony przebywających tu jeszcze nielicznych
żołnierzy radzieckich.
6
G. K.: Gdzie Pani zamieszkała?
A. M.: Zajęliśmy obecny dom, zamieszkując w nim dwoma rodzinami. Po
jednej stronie mieszkał mamy brat z rodziną, po drugiej my. Brat wrócił
z robót w Niemczech w 1946 roku i zamieszkał z nami. Tato pracował
na
poczcie,
a później
w tutejszej
krochmalni,
zwanej
później
Przedsiębiorstwem Przemysłu Ziemniaczanego.
G. K.: Jak wyglądało codzienne życie zaraz po osiedleniu
i w późniejszym czasie?
A. M.: Nikt nam nie pomagał, nie dawał jedzenia. Sami na własna rękę
szukaliśmy czegoś do zjedzenia. Dopiero latem zaczęliśmy uprawiać
ziemię. Za pozostawiony majątek w Sasowie dostaliśmy tutaj 7 ha ziemi,
2,5ha łąki i 2ha lasu. Była to jakby równowartość pozostawionego
dobytku. Było ciężko, nikt się nami nie interesował. Nie pomagał.
Rodzina z Ameryki prędzej wiedziała o naszym przybyciu na te tereny
niż inni. Przez Genewę wysyłali nam paczki. Takim sposobem warunki
życiowe były w miarę znośne. Po ucieczce okupanta Niechlów był
niewielką wsią skupioną głównie przy zabudowach folwarcznych oraz w
nielicznych gospodarstwach rolnych, zaś przy zakładzie pozostało
niewielkie, zdewastowane osiedle zakładowe. W późniejszym czasie
z folwarku i przynależnych do niego gruntów utworzono Państwowe
Gospodarstwo Rolne.
7
G. K.: Czyli można powiedzieć, że jakość życia zaczęła się
poprawiać?
A. M.: Niestety, PGR nie był w stanie osiągać dobrych wyników
ekonomicznych, które można byłoby przeznaczyć na jakieś inwestycje
czy pomoc.
G. K.: A jak wyglądały Państwa stosunki z żołnierzami radzieckimi
i niemieckimi.
A. M.: U nas zostali nieliczni żołnierze wojsk radzieckich. Zamieszkiwali
tutejszy folwark. Jak ja nazwałabym te relacje? Ze strony żołnierzy
radzieckich
spotykało
nas
na
co
dzień
wiele
nieprzyjemności
i upokorzeń.. Więcej pomagali żołnierze niemieccy bo ostrzegali
o zagrożeniach. Ale jak my przybyliśmy, to ich już nie było.
G. K.: A jaka była rola Kościoła w tamtym czasie.
A. M.: Kto chciał, to wierzył. Każdy zajmował się swoim życiem. Nikt
nikogo nie sprawdzał.
Jak wspominałam wcześniej, mój mąż był milicjantem. Nie chciałam, aby
zajmował to stanowisko, ale nikt nie robił nam z tego powodu żadnych
problemów.
8
G. K.: Kościół pomagał?
A. M.: A z czego miał pomagać? Sam nic nie miał. Część wyposażenia
kościoła w pobliskiej miejscowości, tzn. w Żuchlowie, przyjechało wraz
z nami z Sasowa.
G. K.: A co z pracą, trudno było ją znaleźć?
A. M.: Do pracy poszłam w 1949 roku do Zakładu Przetwórstwa
Ziemniaczanego w Niechlowie. Mąż zmienił zawód na inseminatora, bo
ja nie chciałam, aby był milicjantem. Skończyłam kurs laborantki we
Wronkach i do 1990 roku pracowałam w zakładzie. Urodziłam troje
dzieci.
G. K.: Czy praca spełniła Pani oczekiwania?
A. M.: Na pracę nie mogłam narzekać. W okresie tzw. martwym w PPZ
mogłam wziąć bezpłatny urlop i zatrudniałam się w barze w Niechlowie
albo w sklepie. Sama szyłam, więc robiłam to czasami zarobkowo.
Wykonywana praca spełniła moje oczekiwania.
Obecnie jestem
szczęśliwą emerytką.
9
G. K.: To może przybliży nam Pani trochę historię zakładu, w którym
Pani pracowała?
A. M.: Dla niechlowskiego zakładu historyczną datą był dzień 26 lipca
1946 roku. W tym dniu nastąpiło formalne przejęcie w administrację
nieruchomości pozostałego majątku ówczesnej Górowskiej Krochmalni
w Niechlowie i utworzenie polskiego przedsiębiorstwa pod nazwą
Zakłady Przetwórstwa Ziemniaczanego „Sokółka” gmina Życz, powiat
Góra Śląska.
G. K.: A skąd nazwa „Sokółka”?
A. M.: Przypuszczam, że taką nazwę po wyzwoleniu otrzymała osada
Niechlów, wchodząca wówczas w skład gminy Życz. Niechlów jako wieś
pod nazwą Sokółka funkcjonowała do 1949 roku, kiedy to powróciła do
obecnej nazwy.
G. K.: Tak więc Niechlów rozrastał się za sprawą zakładu?
A. M.: Tak. Zakład rozwijał się i umacniał od pierwszych lat
powojennych. Jego prawdziwy i dynamiczny rozwój nastąpił od 1970
roku. Jednym z pracowników pełniących funkcje Przewodniczącego Rad
Zakładowych był mój brat-Michał Narolski.
W 1977 roku zostaje oddany do użytku społeczności Niechlowa GminnoZakładowy Dom Kultury. Znalazło się w nim panoramiczne kino „Sokół”
z salą widowiskową na 200 osób i Gminna Biblioteka Publiczna.
10
G. K.: W jakim okresie żyło się Pani najlepiej pod względem
finansowym?
A. M.: Tak naprawdę nigdy nie było źle. Mieliśmy dwa wynagrodzenia.
Do tego gospodarstwo, krowy i z tego się utrzymywaliśmy dodatkowo.
Nie mogę narzekać. Byłby to grzech.
G. K.: A jak było z wolnością słowa? Czy mogła Pani swobodnie
rozmawiać, czy też trzeba było uważać na słowa?
A. M.: W zależności z kim się rozmawiało. W miejscowości wszystkich
się znało, więc nie ukrywało się niczego. Nie bałam się, że ktoś, gdzieś,
coś doniesie. Nikt nas nie nagabywał. Nikt się nie wtrącał.
G. K.: Czy jako mieszkanka Niechlowa odczuwała Pani, że ma
wpływ na działalność lokalną?
A. M.: Jeżeli organizowanie zabaw można nazwać jakimś wpływem, to
tak. Odpowiadałam wtedy za bufet. Czułam się potrzebna. Cieszyło mnie
to, że dzięki tym zabawom można było zapomnieć trochę
o codzienności.
11
G.K.: Serdecznie dziękuję Pani za wspaniała lekcję historii.
Gratuluję wspaniałej pamięci i życiowego optymizmu.
Spotkanie z Panią Adelą pokazało mi, że blisko nas żyją ludzieświadkowie historii, od których możemy się tej historii uczyć i są to
ciekawsze lekcje niż te spędzone nad książką, bo dotyczą konkretnych
ludzi i ich własnych historii. Myślę, że lekcji historii w polskich szkołach
w takiej formie powinno być jak najwięcej. To ważne, bo jak powiedział
Georg Santayana: ,,Naród, który zapomina o własnej przeszłości, jest
skazany na przeżycie jej jeszcze raz”.
Z Panią Adelą Misiaszek
Rozmawiała Gabriela Knap.
12
Osoba przeprowadzająca wywiad
Osoba udzielająca wywiadu
Gabriela Knap
Adela Misiaszek
Ul. Dworcowa 8/1
ul. Krótka 1
56-215 Niechlów
56-215 Niechlów
13
Download