Ks. Marek Kluz WTST UPJPII WYCHOWAWCZE POSŁANNICTWO NAUCZYCIELA W DOBIE KRYZYSU WARTOŚCI Wstęp Życie nauczyciela i wychowawcy jest powołaniem, posłannictwem, a więc posłaniem z jakimś orędziem. Posłannictwo to coś więcej niż obowiązki i zadania. Obowiązki można określić (odtąd-dotąd), to wyrażają przepisy szkolne. Takie zadania można sobie odrobić, jak to robią uczniowie i mieć niejako z głowy. Kiedy mówimy o posłannictwie, to wkraczamy w perspektywę chrześcijańskiego powołania. W swoim wystąpieniu chcę dziś mówić o wychowawczym posłannictwie nauczyciela, w dobie kryzysu wartości w świecie współczesnym. To jest dziś dla nas wielkie wyzwanie. Z jednej strony chodzi o to, że zanika obiektywna hierarchia wartości, stąd też ludzie bardziej zabiegają o wartości niższe, mniej znaczące w ich życiu, a lekceważą wartości, które mają decydujące znaczenie dla ich życia i pełnego rozwoju. Z drugiej strony – ludzie uznają za wartość to, co jest jej antytezą, stąd pojawiły się dziś takie określenia jak: „antywartośći” i pseudowartości”. Współczesne trendy kulturowe proponują życie spontaniczne, zawężone do egoistycznie i naiwnie rozumianej samorealizacji. Życie bez potrzeby dyscypliny i bez potrzeby Zbawiciela. Życie, w którym wszystko jest subiektywne, dowolne i w którym niczego nie powinno traktować się poważnie. Życie, w którym nie ma miłości i odpowiedzialności, bo ona ograniczałaby cielesną i emocjonalną spontaniczność człowieka. Życie, w którym nie liczy się sumienie i prawda, ani więzi społeczne, ani podstawowe normy moralne. Trudno się odmówić racji Wojciechowi Wenclowi, który tak scharakteryzował naszą epokę: „Dezyderata na miarę XXI wieku: zamieńmy się żonami, dziećmi i domami. Rozwijajmy osobowość, wydzierajmy się, rozwódźmy się. Zmieniajmy powołanie, płeć, maski na twarzy. Orientujmy się seksualnie. Wyjeżdżajmy, odchudzajmy się, uczmy się stu języków, próbujmy wszystkiego. Medytujmy. Chichoczmy, biegnijmy, bogaćmy się, dziergajmy sobie tatuaże na lędźwiach. W innych 1 historiach, ciałach, rodzinach, kulturach i religiach na pewno będziemy szczęśliwsi. Zamieńmy się głowami. Z orangutanami”1. Zło przychodzi dzisiaj w „owczej skórze”, często ukazywane w sposób atrakcyjny, a co więcej, ukazywane jako dobro. To niebezpieczeństwo dotyka w szczególny sposób ludzi młodych, gdyż brak im doświadczenia życiowego jako istotnego wyznacznika mądrości. Tym większa staje się zatem odpowiedzialność wychowawców, by bronić ludzi młodych przed akceptacją czegoś, co jawi się jako pozory dobra. Istotnym elementem tej odpowiedzialności wychowawczej jest pomaganie dzieciom by odkrywali, zrozumieli i respektowali podstawowe wartości moralne. Współczesny kryzys wychowania Zanim będę mówił o wychowaniu do wartości moralnych, konieczne jest najpierw realistyczne spojrzenie na aktualną sytuację wychowania w ogóle. Trzeba porzucić pokusę łatwego usprawiedliwiania siebie poprzez z jednej strony fałszowanie sytuacji, a z drugiej – poprzez zgodę na jakiś minimalistyczny program wychowania, który jest świadectwem rezygnacji i poddania się sytuacji kryzysowej. Istotą współczesnego kryzysu moralnego – czyli także wychowania – jest nie to, że ludzie czynią zło, bo tak było zawsze, ale że zaczynają zło nazywać dobrem, wyzwoleniem, sukcesem. W ten sposób prowadzi to do relatywizmu moralnego, a jego konsekwencją na płaszczyźnie wychowania jest postawa permisywizmu moralnego, czyli rezygnacji z wymagań moralnych w imię miłości, postawa przyzwolenia na zło lub bylejakość2. Permisywne podejście do wychowania upowszechniło się w drugiej połowie XX wieku. Tendencje permisywne w pedagogice i psychologii były bardzo popularne w USA (B. Spock, twórca pedagogiki antyautorytarnej). W szkolnictwie publicznym przyjęto permisywizm jako podstawową zasadę wychowania, dlatego też nauczyciele przestali zwracać uwagę na zachowanie młodzieży i dzieci, zrezygnowali ze stawiania im wymagań. Ponieważ w całym procesie wychowania unikano za wszelką cenę sytuacji konfliktowych, prowadziło to do umacniania się w uczniach postaw egoistycznych, do braku szacunku dla innych. Doszło do tego, że nauczyciele i wychowawcy, byli traktowani przez uczniów jako ludzie słabi i niekompetentni(„a co ci ta głupia nauczycielka może powiedzieć”) W. Wencel. „Gość Niedzielny” 2011, nr 49, dodatek TV, s. 13. Słowo „permisywizm” pochodzi o łac. czasownika permitto, oznaczającego tyle, co „pozostawić bez opieki”, „pozwolić na bezkarne zachowanie”, „zgodzi się na rzecz złą”, „przyjąć coś bez podania racji”. Por. A. Drożdż, Permisywizm moralny, Kielce 2005, s. 11. 1 2 2 Permisywne wychowanie miało być – w zamierzeniu propagatorów – drogą do przezwyciężenia wcześniejszego rygoryzmu i autorytaryzmu, ale faktycznie doprowadziło do zlekceważenia wychowania, a w skrajnych przypadkach oznaczało kapitulację wobec wyzwań wychowawczych. Tak więc jedno skrajne podejście do wychowania, jakim był rygoryzm i autorytaryzm zostało zastąpione drugą skrajnością, prowadzącą do zanegowania wychowania. Wielu nauczycieli i wychowawców wierzy, że ich permisywna tolerancja wobec dzieci jest jedyną szansą dla zachowania dobrych relacji. Jednak chęć uniknięcia wszelkich konfliktów rodzi pokusę przyzwalania dziecku na wszystko. Lęk lub obojętność wychowawców wobec sytuacji konfliktowych, wobec zachowań przestępczych prowadzi do zaprzeczenia obowiązków wychowawczych. Permisywni wychowawcy nie karzą i nie stawiają wymagań, nie wspierają dziecka w jego życiowych wyborach, natomiast zaspokajają jego pragnienia i zachcianki, także wtedy, gdy nie dostrzegają ich sensu. Rezygnacja z wymagań wychowawczych prowadzi do tego, że dzieci są pozostawione same sobie, a tym samym pozbawione poczucia bezpieczeństwa. Szkodliwość permisywizmu wychowawczego trzeba oceniać po jego skutkach. Tego typu wychowanie jest głęboko indywidualistyczne i egoistyczne, rodzi postawy narcystyczne, nie uczy odpowiedzialności za siebie i innych. Rodzi przekonanie u młodych, że każde żądanie musi być zaspokojone i że nie ma żadnych ograniczeń w ich stawianiu. Zwolennicy permisywnego (bezstresowego) wychowania muszą sobie uświadomić, że brak frustracji i stresu w okresie wychowania nie prowadzi do ukształtowania zdolności do panowania nad późniejszymi frustracjami, jakie niosą ze sobą trudności dorosłego życia. U jednych rodzi to słabość i nadwrażliwość, niezdolność do w pełni dorosłego życia (uzależnienie od rodziców w życiu dorosłym; dom rodzinny miejscem schronienia i „ucieczki”). U innych prowadzi do postaw aroganckich i agresywnych, do roszczeniowego podejścia do życia3. W propagowaniu zachowań permisywnych mają swój udział też środki społecznego przekazu, w których „rozmywa się” i ośmiesza tradycyjne wartości i normy moralne, niszczy się prawdziwe autorytety a propaguje wzorce i postawy, które nie odpowiadają obiektywnej prawdzie o człowieku, usprawiedliwia się różne formy przemocy. W tym kontekście mówi się o „zatruciu informacyjnym” prowadzącym do wzrostu postaw agresywnych i przestępczości. 3 Por. M. Dziewiecki, Wychowanie w dobie ponowoczesności, Kielce 2002, s. 14-42. 3 Postawa permisywizmu wychowawczego wskazuje więc wyraźnie, jak trudne staje się dzieło wychowania moralnego, ale jednocześnie paradoksalnie potwierdza, że już dalej nie można rezygnować z wysiłku wychowawczego, bo inaczej świat nie będzie miał żadnej przyszłości. Wychowanie do człowieczeństwa Dla całego procesu wychowawczego fundamentalne jest wychowanie do człowieczeństwa. Pytanie, kim ma być młody człowiek, który jest "zadany", nauczycielom, wychowawcom, jest dzisiaj odczytywane raczej od strony funkcjonalnej. Częściej myśli się o rolach, które ma wypełnić w życiu społecznym, o zadaniach, które przed nim staną w pracy zawodowej, natomiast ucieka się od perspektywy fundamentalnej: chodzi o pełnię człowieczeństwa. Wychowanie do człowieczeństwa, wyraża się w rozwijaniu życia duchowego w człowieku. Tylko bowiem człowiek o pogłębionej duchowości ma szansę, by rozsądnie pokierować całym swoim życiem. Formy pomocy w rozwoju duchowym mogą być bardzo różne, gdyż na wiele sposobów można pomagać dziecku, by odkryło ono prawdę o tym, kim jest i po co żyje, a także by poszerzało swoje horyzonty ideałów i aspiracji. Dobrą pomocą w tym względzie będzie na przykład uczenie wychowanka dojrzałego i uczciwego myślenia o własnym życiu, pomaganie mu w osiągnięciu wewnętrznego wyciszenia, ukazywanie podstawowych pytań o sens życia, o hierarchię wartości, o zasady postępowania, uczenie odróżniania dobra od zła, prawdy od kłamstwa, demaskowanie wypaczonych wizji człowieka, a także takich stylów życia, które okazują się drogą do cierpienia i krzywdy, do niszczenia siebie i innych. Formowanie duchowości, to zatem stawianie wychowankowi pytań o jego własne człowieczeństwo oraz pomaganie mu, by nie zadawalał się powierzchownymi czy naiwnymi odpowiedziami, lecz by szukał odpowiedzi nie tylko przemyślanych, ale także prawdziwych. 4 Oczywiście wychowawcy chcąc dobrze wypełnić swoją misję powinni sami być wzorem dojrzałego człowieczeństwa. Będąc dojrzałymi ludźmi, będą mogli duchowe bogactwo człowieczeństwa przekazać swoim dzieciom. 4 Por. M. Dziewiecki, Wychowanie w dobie ponowoczesności…, s. 92-95. 4 Wychowanie do miłości W procesie wychowania człowieka istotne jest wychowanie do daru z siebie, czyli wychowanie do bezinteresownej, altruistycznej miłości. Niestety dzisiejsze czasy niosą ze sobą niebezpieczeństwo zafałszowania prawdziwego i pełnego pojęcia miłości. Dzisiaj wielu młodych ludzi pod słowo „miłość” podkłada sobie dowolną treść. Zobaczmy na przykład: Niektórzy biorą egoizm za miłość. Człowiek może tak się skoncentrować na sobie, że wszystko podporządkuje swoim celom życiowym. Może tak czynić również z drugą osobą, chociaż może mu się wydawać, że ją kocha. Miłość oznacza: "chcę służyć i służę innym". Egoizm zaś: "posługuję się innymi". Tymczasem człowiek może posługiwać się rzeczami, a nie osobami. Posługiwanie się drugim człowiekiem oznacza jego uprzedmiotowienie. Miłość – jak mówił papież - jest dawaniem i przyjmowaniem daru. Nie można jej kupować ani sprzedawać. Można się nią tylko obdarowywać. Niektórzy biorą namiętność za miłość. Namiętność ma to do siebie, że ukierunkowuje się na pewien typ osób, które mają "pociągające" ciało. Namiętność rodzi się nagle, ale też często po zaspokojeniu opada w swej sile, a nawet wygasa. W namiętności istotna jest chęć posiadania kogoś. Tymczasem w miłości nie liczy się posiadanie, a raczej dar z siebie. Ponadto miłość dojrzewa powoli i jest wyborem na stałe. Niektórzy biorą oddanie cielesne za miłość. Oddanie cielesne winno być znakiem miłości małżeńskiej, ale samo w sobie nie jest jeszcze miłością. Nie każde oddanie cielesne jest naprawdę znakiem miłości (najwymowniejszym przykładem – prostytucja). W życiu małżeńskim są takie chwile, kiedy właśnie zaniechanie życia seksualnego będzie wyrazem prawdziwej miłości (choroba jednego ze współmałżonków, niedyspozycja, ostatnie tygodnie ciąży, okres tuż po urodzeniu dziecka). Niektórzy biorą zachwyt, zaślepienie za miłość. Są pewne stany emocjonalnego zachwytu, które wyraźnie zafałszowują obraz drugiego człowieka. Zaślepiony emocjami człowiek nie chce przyjąć prawdy o sobie, o drugim i o jakości relacji, które ich łączą. Można powiedzieć tak: "stracić głowę dla kogoś" to wcale nie znaczy – "kochać go", bo powinno się kochać i sercem i głową. Niekiedy biorą zakochanie, sympatię i pociąg fizyczny za miłość. Zakochanie się jest "wybuchem" wielkiego uczucia (niekiedy od pierwszego wejrzenia). To zakochanie – obok sympatii – mogą stanowić pewien element miłości ukierunkowanej na zawarcie małżeństwa. Ale to nie jest jeszcze miłość. 5 Ważne jest zatem czy – zakochanie się wprowadziło kogoś w świat iluzji, czy też miłość opiera się na prawdzie, na poznaniu głębi osoby kochanej. Kto na etapie zakochania absolutyzuje drugą osobę nie przyjmując przy tym pełnej prawdy o nim, później w małżeństwie może otrząsnąć się ze złudzeń i poczuje się wówczas oszukanym przez partnera. (Stąd powiedzenie: Wyszła za mąż za "ideał", a musi żyć ze swoim mężem; ożenił się z "boginią", a teraz żyje ze swoją żoną). Widzimy zatem, że dzisiaj zbyt często błędna koncepcja miłości spycha człowieka w dół; spada on niemalże uderzając o podłoże. Dlatego jakże bardzo potrzeba dziś wzmożonego starania oraz odważnej i ofiarnej współpracy wszystkich ludzi dobrej woli, aby młodzi ludzie odkryli prawdziwy sens miłości, która będzie szanować godność drugiego człowieka. Miłość jako droga wychowawcza wiąże się też ze stawianiem wymagań. Z wymaganiem wiąże się także umiejętność karania, to znaczy pociągania do odpowiedzialności za zlekceważenie wymagań. Aby karanie było sprawiedliwe najpierw wymagania muszą być sprawiedliwe, to znaczy odpowiednie do poziomu rozwoju dziecka. Dalej musi być ono wyważone (tzn. odpowiednie do przekroczenia), bez emocji (nigdy nie można karać w gniewie) i przede wszystkim konsekwentne (psychologowie społeczni podkreślają, że nieuchronność kary działa bardziej wychowawczo niż jej wielkość). Pojawiło się dzisiaj zjawisko, o którym wspomniałem już, a które nazywamy słowem permisywizm wychowawczy, tzn. przyzwalanie na wszystko. Obniżanie poprzeczki wymagań, żeby nie było sytuacji konfliktowych, wychowanie bezstresowe. Nauczyciel, wychowawca, nie może sobie pozwolić na chęć przypodobania się dzieciom poprzez obniżanie poprzeczki wymagań. Nie można być dziś wychowawcą, który podlizuje się ludziom przez kłamstwo, przez fałszywą postawę tolerancji, przez przyzwalanie mu na wszystko. Tego nie wolno nam czynić. Wychowawca, nie może zgodzić się na bylejakość i przeciętność, bo co miałby wówczas do przekazania swoim dzieciom. Jeśli na to pozwolimy to dzieci będą odnosić się do nas z pogardą i lekceważeniem. Nauczyciele i wychowawcy, będą traktowani przez uczniów jako ludzie słabi i niekompetentni. Nauczyciele, wychowawcy, nie mogą się też bać, że utracą młodych ludzi jeśli z surową miną powiedzą im w twarz nieprzyjemną 6 prawdę. Dzieci i młodzież potrzebują nagród, ale też kar czyli pociągnięcie do odpowiedzialności za zlekceważenie wymagań. Nauczyciele, wychowawcy muszą się przekonać, że nie należy ułatwiać dzieciom ich życiowej drogi zadowolonymi „tak”, ale trzeba ją zastąpić, w pewnych dość częstych okolicznościach, wieloma stanowczymi i nieugiętymi „nie”. Odpowiedzialne i realistyczne wychowanie wymaga stosowania zasady „zero tolerancji” dla wszelkich zachowań, które są naruszeniem np. regulaminu szkoły. Lekceważenie bowiem choćby niewielkiego błędu wychowanka sprawia, że jego następny błąd będzie znacznie większy. Wychowanek może uczyć się na własnych błędach tylko wtedy, gdy ponosi konsekwencje swoich niedojrzałych i nieodpowiedzialnych zachowań. Trzeba sprzeciwić się tak dziś modnego luzu. Ktoś powiedział słusznie, że człowiek-geniusz składa się w pięciu procentach z natchnienia, „daru”, wrodzonego talentu i pozostałych dziewięćdziesięciu pięciu procent wysiłku, potu, pilności, wewnętrznej dyscypliny, obowiązkowości. Nie trzeba się wahać, proponując (może narzucając) dzieciom w każdym wieku zasady, których mają przestrzegać. Czyż nie jest dla nas pouczająca zachęta, którą kieruje św. Paweł do Tymoteusza? Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom (2Tm 4,2-4). Cytuję wam te słowa Pisma Świętego, abyście pomyśleli, że to nie tylko my mamy problemy. Kościół też nie może być dzisiaj takim fałszywym nauczycielem, który podlizuje się ludziom. Szkoła Jezusa jest szkołą pewnych wartości. Kształtowanie prawdziwego oblicza wolności Kolejnym niezwykle ważnym wymogiem wychowawczym jest prowadzenie młodego człowieka do właściwego pojmowania i przeżywania wolności. Podejmując dzieło wychowania młodego pokolenia nie wolno nie zauważyć dramatycznego rozdarcia, jakie istnieje w młodym człowieku. Z jednej strony jest w młodych ludziach wielkie pragnienie wolności, która sprawia, że obalają nasze autorytety, buntują się, uciekają z domu, odrzucają wszystko, bo dorośli rzekomo nic nie wiedzą. Chcą budować 7 świat po swojemu. Wielkie pragnienie wolności i samodzielności. Ale z drugiej strony, jakby sprzeczne - idące w przeciwnym kierunku - pragnienie bezpieczeństwa. To poczucie bezpieczeństwa człowiek odnajduje wówczas, kiedy odnajduje cel i sens życia, kiedy doświadcza miłości, jest akceptowany, jest komuś potrzebny, kocha i jest kochany. Oni tego często nie słyszą w domach rodzinnych. My - dorośli ich tylko pouczamy. Nie mówimy, że ich kochamy, że ich potrzebujemy, że są dla nas kimś ważnym. I oni idą różnych grup nieformalnych, przestępczych, sekt, bo oni tam znajdują złudne to złudne, ale poczucie bezpieczeństwa: komuś są potrzebni, dla kogoś istnieją. W tej perspektywie niezwykle ważnym zadaniem jest wychować do właściwego pojmowania i przeżywania wolności. Nie jest to zadanie proste, albowiem mamy dzisiaj do czynienia ze swoistym „odchrześcijanieniem” wolności. Jest jakimś dramatem obecnego czasu, że ewangeliczne orędzie o wolności, jest dzisiaj przedstawiane i odbierane przez ludzi jako coś, co rzekomo staje na drodze ludzkiej wolności. Jednak jeśli człowiek nie chce zmarnować swojego życiowego powołania, musi szukać prawdziwego sensu ludzkiej wolności. Papież Jan Paweł II w ‘Liście do Młodych’ pisał, że „być prawdziwe wolnym – to nie znaczy, stanowczo nie znaczy; czynić wszystko, co mi się podoba, na co mam ochotę. […] Być prawdziwie wolnym – to znaczy: używać swej wolności dla tego, co jest prawdziwym dobrem”. 5 Przez wolność należy więc rozumieć zdolność wyboru prawdziwego dobra i jego realizację, poszukiwanie tego, co człowiek uznał jako godne jego dążenia i jako środek doskonalenia osobowego.6 Wolność ludzka jest wolnością stawania się człowiekiem. Zdaniem Jana Pawła II być człowiekiem wolnym to znaczy być też odpowiedzialnym. Nie ma bowiem wolności bez odpowiedzialności. Wydaje się, wychowanie do odpowiedzialności jest dzisiaj jednym z najważniejszych aspektów wychowania moralnego. Tym ważniejszym, im bardziej widoczne jest dzisiaj zjawisko utraty odpowiedzialności, związane z fałszywym rozumieniem wolności. Można wskazywać dzisiaj na liczne przejawy tej utraty poczucia odpowiedzialności: z jednej strony obojętność i różnego rodzaju uniki, ucieczki w prywatność, zrzucanie odpowiedzialności na innych ludzi („inni winni”). Do tego można jeszcze dodać takie ucieczki od wolności i odpowiedzialności jak: narkomania i alkoholizm, lekkoduszność i Jan Paweł II, List do Młodych, Watykan 1985, nr 13. Por. Por. A. Sarmiento, Małżeństwo chrześcijańskie. Podręcznik teologii małżeństwa i rodziny, Kraków 2002, s. 408-409. Por. także: J. Majka, Wychowanie chrześcijańskie – wychowaniem personalistycznym, w: Wychowanie w rodzinie chrześcijańskiej, red. F. Adamski, Kraków 1984, s. 47. 5 6 8 lekkomyślność, wszelkie przejawy niepoważnego, nieodpowiedzialnego podejścia do życia, a więc powierzchowność, niedojrzałość, infantylizm, a przede wszystkim brak zastanawiania, rosnącą bezmyślność.7 Wychowanie sumienia Jednym z istotnych zadań wychowawczych jest też formowanie prawego sumienia, aby w każdej sytuacji życiowej dany człowiek był zdolny do prawidłowego odróżniania czynów dobrych i złych moralnie. Nie ma prawdziwego wychowania człowieka bez formacji jego prawego sumienia. Dzisiaj niestety jest wiele działań, które znieprawiają nasze sumienia i sumienia ludzi. Najbardziej dramatyczne zjawisko to błędna koncepcja sumienia. Dzisiaj ludzie uważają za sumienie byle jaką, dowolną opinię, którą bez żadnego zastanowienia - z głupoty powtarzają za kimś. Mówią wtedy: mnie się wydaje. To mnie się wydaje uważają za głos sumienia. Tymczasem człowiek ma obowiązek szukać prawdy. Są trzy zasadnicze drogi znieprawienia naszego sumienia. Pierwsze działanie - to niedbałość w poszukiwaniu prawdy. Odrzuca się dzisiaj bez żadnej analizy głos Papieża, Kościoła, bo jakby ktoś poznał prawdę, to musiałby zmienić swoje życie. A przecież tylko na prawdzie można zbudować życie. Wiele osób każde powiedzenie prawdy traktuje jako atak na siebie. Jeżeli mówi się o pewnych nieprawościach, błędach, to od razu krzyczy się o braku tolerancji. Nie ma miłości bez prawdy! Kto chce budować miłość bez prawdy, ten miłość czyni czczym oszustwem. Drugie źródło znieprawienia sumienia to przyzwyczajenie do grzechu, nawyki i nałogi, w jakie popada człowiek. Podam bardzo banalny przykład. Zobaczcie, jak reaguje osoba, która regularnie uczestniczy w niedzielnej Eucharystii, jeśli raz czy drugi na nią nie przyjdzie z własnej winy. Jak bardzo przeżywa niepokój! I jednocześnie zobaczmy, jak reaguje człowiek, który miesiącami nie chodzi na niedzielną Eucharystię. Jeżeli przyjdzie do spowiedzi, to powie często tak bezosobowo: nie chodziło się do kościoła. Por. J. Nagórny, Wezwanie do odpowiedzialności, w: Człowiek. Sumienie. Wartości, red. J. Nagórny, A. Derdziuk, Lublin 1997, s. 139-145; Por. także: J. Nagórny, Istota odpowiedzialnego rodzicielstwa, w: Odpowiedzialni za życie i miłość, red. E. Burzyk, Bielsko-Biała 1994, s. 30-44. 7 9 Trzecia droga znieprawienia sumienia to po prostu wpływy życia społecznego, propaganda, zakłamanie. Jeżeli my tylko raz w tygodniu słuchamy słowa Bożego w czasie Mszy św., a propagandę telewizyjną, prasową, radiową odbieramy bezustannie, to właściwie ulegamy bezwiednie pewnym schematom myślowym. Chciałbym jednak mocno podkreślić i proszę to przyjąć w duchu odpowiedzialności: nikt nie może znieprawić mojego sumienia bez mojego współudziału. A więc jedna ważna sprawa: odpowiedzialność. Mamy sumienie, jesteśmy wolni, by być odpowiedzialni. Od stopnia ukształtowania sumienia zależy to, kim człowiek staje się w całym swoim życiu. Słusznie więc wołał papież w Skoczowie w 1995 roku: Jakże ważne jest, aby nasze sumienia były prawe, aby ich sądy były oparte na prawdzie, aby dobro nazywały dobrem, a zło złem. Polska potrzebuje dzisiaj ludzi sumienia”. Na naszych oczach wyrósł straszliwie negatywny ośrodek wychowawczy, antyszkoła - środki społecznej komunikacji, a zwłaszcza Internet który tak często karmi młodych ludzi złem. Trzeba ich przed tym przestrzegać. Narodził się dziś nowy rodzaj ludzi – „dzieci nocy” – którzy zamknięci w swoim pokoju żeglują po Internecie lub rozmawiają godzinami przez chat; zajęci są grami komputerowymi, dzieci mające swój język, swoje „wymysły” i swój iluzoryczny i nierealny świat, pozorne rozrywki. Swoją niewolę i samotność. Tak samotność. Bo kiedy ktoś jest sam, łatwo jest go kupić, zniewolić. Wszyscy się dzisiaj komunikujemy, ale jaka jest jakość naszej komunikacji? Czy spędzenie wieczoru przed komputerem na plotkowaniu przez chat jest rzeczywiście komunikacją? Z kim się komunikujemy? Jaki typ relacji przeżywamy? Relacje prawdziwe czy fałszywe? Bardzo często można spotkać osoby samotne, które korzystają z sieci, w nadziei znalezienia przyjaźni, a być może – również miłości. Wiele z nich żegluje w dobrej wierze, poszukując szczerego, autentycznego, romantycznego i trwałego związku z drugim człowiekiem. Spędzają całe noce dialogując przez chat i otwierając swoje serce, nie zdając sobie sprawy, iż nie jest to dobry sposób na rozwiązanie ich problemów. Internet jest rzeczywiście królestwem masek i fałszywych tożsamości. Przecież za ekranem może się ukrywać ktokolwiek! Nie zapomnę nigdy uczucia zawodu na twarzy pewnego człowieka, który przez kilka tygodni pochłonięty był przez chat. Spędzał noce na „dialogu” z romantyczną i słodką dziewczyną, 10 Margheritą, która wydawała się być księżniczką z jego snów. „Jest to dziewczyna, jaką zawsze chciałem spotkać”, wyznał po nocy spędzonej przed komputerem. Tak też myślał przez długi czas, aż do dnia, w którym spotkał naprawdę Margheritę. I odkrył jej prawdziwe imię: Filippo. A więc należy zwrócić baczną uwagę na oszustów, którzy mogą się ukrywać za ekranem. Uwadze należy się przyjrzeć przede wszystkim tym, którzy grają na uczuciach i samotności osób (na przykład na pewne „agencje matrymonialne” online). Dzisiaj to bardzo modne znaleźć żonę poprzez komputer. Wystarczy połączyć się z Internetem i wejść w kontakt z jedną spośród setek ciągle powstających „wirtualnych agencji matrymonialnych” . Skończyły się czasy uderzenia serca, bukietu kwiatów, serenad pod balkonem... Dziś zalecać się można spokojnie przez pocztę elektroniczną, posyłając całusy i uściski na różne strony i części świata. Dlatego warto udzielać rady wszystkim wirtualnym, zakochanym marzycielom: by wyszli z domu! Nie pozwólmy im, aby wpadli w pułapkę pewnych form zniewolenia. Zachęćmy ich do wyjścia z domu i by próbowali spotykać innych. Innych prawdziwych, a nie tych fałszywych, zdeformowanych na ekranie komputera. Problemu samotności nie rozwiąże spędzenie nocy na pogawędkach w Internecie. Polega na otwarciu drzwi domu serca każdego z nas, co staje się wyjściem do prawdziwego życia. Zastanowiło mnie to, co mówi na ten temat Biblia w Drugim Liście św. Jana. Święty, zwracając się do kilku przyjaciół, kończy swój list słowami: „Wiele mógłbym wam napisać, ale nie chciałem użyć karty i atramentu. Lecz mam nadzieję, że do was przybędę i osobiście z wami porozmawiam, aby radość nasza była pełna” (2 J, 12). A więc żaden komputer, nawet najdoskonalszy, nie będzie mógł nigdy zastąpić istoty ludzkiej. Stąd apel: Wyjdźmy z domu. Spotkajmy ludzi. Obdzielajmy ludzi radością i pocałunkami. Istnieje wiele środowisk gotowych przyjąć nas z uśmiechem - prawdziwie ludzkim, a nie wirtualnym. Na przykład środowiska wolontariatu. Odwiedzanie ich i spotkanie z nimi oznacza rzeczywiste odkrycie innych ludzi. Oznacza prawdziwą i rzeczywistą komunikację. Oznacza dawanie siebie, ale również otrzymywanie i dawanie radości. Tego świat potrzebuje. Nie Margherity. Dzisiaj niemalże przymusza się młodzież, aby uwierzyła, że jest sama. Jest się samemu przed komputerem, kiedy żegluje się po Internecie. 11 Jednak przede wszystkim jest się samemu z grami komputerowymi, coraz bardziej powszechnymi wśród dzieci i młodzieży na całym świecie. Urządzenia elektroniczne wymuszają wielogodzinne pozostawanie, wprost przyklejenie się do ekranu, aby zanurzyć się w niekończącym się świecie wyobraźni. Jednocześnie zanika dawna kultura zabaw na podwórkach i placach, otwartych miejscach, w których dzieci odbywały tradycyjne zabawy grupowe, bardziej radosne i kreatywne. Tamte zabawy angażowały nieustannie do kontaktu z innymi. Przypominały, że istnieją inni. Miały określone reguły gry. Reguły i ograniczenia. Natomiast w wielu grach komputerowych nie istnieje już idea ograniczenia. Dobro miesza się całkowicie ze złem. Nie istnieją żadne reguły czy hamulce moralne. Bohater pozytywny staje się równie okrutny, jak jego negatywni przeciwnicy. Stosuje ich krwawe metody. Tak więc w konsekwencji młodzieniec odgrywający rolę dobrego, zachowuje się jak zły. Życie nie jest jednak grą komputerową! Gra komputerowa, choć zakończona, może zostać włączona ponownie, aby ją znów rozpocząć. Zabici w cudowny sposób powracają do życia i są znów gotowi do walki. W życiu natomiast, jeśli zabijam jakąś osobę, likwiduję ją na zawsze. Nie mam możliwości „zgaszenia jej” i „ponownego włączenia”, tak jak w grze. Jeden mój ruch może mieć straszne konsekwencje, które są nieodwracalne8. Jest to refleksja, którą wszyscy powinniśmy przemyśleć, zwłaszcza gdy obserwujemy niektóre zabójstwa i akty gwałtu, dokonane w ostatnich latach przez młodych ludzi. Telewizja, kino i gry komputerowe z pewnością zmieniły w nowym pokoleniu postrzeganie śmierci. Sprowadziły ją do wymiaru wirtualnego, fałszywego, pozbawionego znaczenia. W ten sposób uruchomiły w młodych niebezpieczne mechanizmy zniszczenia. Istnieje ogromna różnica pomiędzy śmiercią widzianą w telewizji a tą prawdziwą. Prawdziwy ból dotyka nas głęboko, podczas gdy ten z ekranu jest widowiskiem, czymś dla nas zewnętrznym. Nie tak dawno we Włoszech mała dziewczynka Erika zabiła swego braciszka. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Gdyby potrafiła wyjaśnić, co jest w środku niej, nie zrobiłaby tego, co zrobiła. Myślała, że zabicie jest tak proste, jak to widziała w Internecie. Trzeba stwierdzić, że wszyscy w sposób przerażający jesteśmy Por. T. Reroń, Zagrożenia ze strony środków społecznego komunikowania, w: Teologia moralna wobec współczesnych zagrożeń, red. J. Nagórny, A. Derdziuk, Lublin 1999, s. 78. 8 12 uwikłani w świat wirtualny, w którym traci się z pola widzenia poczucie rzeczywistości życia, które powinno zadawać nam dramatyczne pytania: swoimi samotnościami, desperackim krzykiem wielu osób, które wołają o miłość, uczucia i wysłuchanie. Wołają dramatycznie o jedno słowo i przyjazny głos. Warto też pamiętać, że kontakt w Internecie dokonuje się za pomocą komunikatów pisanych. Bardzo często występują trudności z wyrażaniem swoich myśli na piśmie. Tworzy się język żargonowy, ubogi pod względem gramatycznym, składniowym i słownym, a wyrażenia są niewybredne i prostackie. Dlatego kolejnym zagrożeniem niesionym przez Internet jest upośledzenie umiejętności językowych. Innym smutnym przykładem złego wykorzystania sieci są nagrania pornograficzne. W Internecie bardzo dużo jest obrazów wyraźnie pornograficznych, w tym także tzw. pornografii twardej i dewiacji. Wpływ korzystania z tych obrazów nie jest jeszcze do końca zbadany, gdyż jest to badanie niezwykle trudne. Ponieważ jednak stwierdzono, że użytkownicy mediów, a zwłaszcza dzieci, mają tendencję do naśladowania treści oglądanych, nie ma powodu sądzić, by nie dotyczyło to zachowań seksualnych. Zostało także empirycznie udowodnione, że oglądanie pornografii z obrazami przemocy zwiększa agresywność. Biorąc pod uwagę to, że oczywistym celem pornografii jest wywołanie podniecenia seksualnego, częste korzystanie z pornografii przez dzieci może powodować, że żyją one w stanie permanentnego pobudzenia seksualnego, co ogranicza inne ich zainteresowania, zakłóca rozwój psychospołeczny i zwiększa ryzyko przedwczesnej inicjacji seksualnej, a także zachowań dewiacyjnych i agresywnych9. To wszystko pokazuje, że dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, sumienie nie powinno zasypiać. Powinno być czujne i zawsze gotowe powiedzieć stanowcze NIE. Ciało chore można znieść. Chorej duszy – nie. Dlatego dajmy sobie i młodzieży możliwość rozmowy, prawdziwego spotkania. Zaangażujmy ich w służbę dla innych. Odkryjmy, że poza Internetem, grami komputerowymi znajduje się świat, który oczekuje na podanie ręki, uśmiech i na gest przyjaźni. Por. M. Braun-Gałkowska, Wpływ mediów na rodzinę i dziecko, w: Rodzina, dziecko, media, red. L. Dyczewski, Lublin 2005, s. 79-80. 9 13 Ukazywanie motywów życia i nadziei Istotnym zadaniem moralnym na dzisiaj jest ukazywanie młodym ludziom motywów życia i nadziei. W czasie swojej pielgrzymki do Polski w 1987 r., Jan Paweł II powiedział w przemówieniu, że jeśli chce się, aby ludzie zaangażowali się w dobro wspólne, w życie społeczne, trzeba dać ludziom motywy życia i nadziei. Jestem głęboko przekonany, że jest to klucz dla naszego działania wychowawczego. Nic nie uczynimy dla młodego człowieka i dla przyszłości Polski i dla siebie samych, jeżeli najpierw w sobie nie odnajdziemy motywów życia i nadziei. Po co żyję? Dla kogo żyję? Zobaczcie, jak dzisiaj młodzi ludzie tracą te motywy życia i nadziei. Narastające zjawiska agresji, ucieczek od życia nie tylko poprzez próby samobójcze, ale także poprzez samobójstwo na raty, jakim jest alkoholizm, nikotynizm, narkomania, ucieczka w hałas, zabawę, pozorne rozrywki. Jak serca młodych ludzi, są na różny sposób poranione. Jak im brakuje miłości i nadziei. Jak oni są pogubieni. Oni nawet w swojej agresji, w tym ataku na świat dorosłych, właściwie rozpaczliwie wołają: udowodnijcie, że warto w ogóle żyć po ludzku, że warto być człowiekiem. Oni nas depczą po wszystkich możliwych odciskach, oni nas atakują, a tak naprawdę chcą się dowiedzieć jednego: że warto w ogóle być człowiekiem. Młodzieży w jednej z klas szkoły średniej postawiono pytanie: czego współczesny człowiek najbardziej potrzebuje do życia. Uczniowie dawali różne odpowiedzi: zdrowia, stabilizacji, pracy, rodziny, dóbr materialnych, poczucia bezpieczeństwa, miłości…. Wśród wielu odpowiedzi, jakie dała młodzież, znalazła się i także wypowiedź pewnej uczennicy, która napisała: “Myślę, że współczesnemu człowiekowi najbardziej potrzebna jest nadzieja. Życie bez nadziei przestaje być życiem”. Do tak dramatycznego stwierdzenia doprowadziły ją własne przykre przeżycia oraz świadomość tego co dzieje się na świecie. Wydaje się, że przyszło nam żyć w świecie w którym ta nadzieja ludzka gaśnie. Tylu ludzi sprawia wrażenie, że są zdezorientowani, niepewni, pozbawieni nadziei. Ten obraz zagubienia współczesnego człowieka dobrze obrazuje też wiersz Leopolda Staffa: „Idą gościńcem ludzie biedni, niosą w węzełkach chleb powszedni, po twardej utykają grudzie bardzo ubodzy smutni ludzie. Dokąd to ludzie tak was wielu podąża, do jakiego celu? Idziemy kopać pagór Boski, by w nim pogrzebać nasze troski, idziemy kopać Boże darnie, aby pogrzebać swe męczarnie. Jesteśmy ludzie bardzo chorzy i sami sobieśmy 14 doktorzy. Jak zwie się wasza boleść sroga? Nie mamy Boga, brak nam Boga”.10 Poeta nazwał tu po imieniu chorobę beznadziejności: „Nie mamy Boga, brak nam Boga”. Człowiek, który czuje głód Boga, to jednocześnie człowiek, który nie odnajduje sensu życia. Ten człowiek czegoś szuka albo nie szuka już niczego. Jest zagubiony. Ale należy zauważyć, że ten wiersz Leopolda Staffa jest jeszcze w jednym niezwykle dramatyczny i wymowny, być może odsłania istotę zagubienia współczesnych ludzi: „Jesteśmy ludzie bardzo chorzy i sami sobieśmy doktorzy”. W dzisiejszym świecie ludzie chcą być sami dla siebie lekarzami i to jest ogromnie niepokojące. Ludzie odrzucają dzisiaj Boga, Boże przykazania. Uważają, że to wszystko ich więzi, zniewala. Jan Paweł II w Częstochowie wołał: „Człowiekowi w ogóle i na Polskiej ziemi potrzeba heroicznej nadziei. Co jest tą nadzieją? ‘Zło dobrem zwyciężaj’. Zło można zwyciężyć. To jest właśnie siła tej nadziei”. Stąd też wasze posłannictwo - lepiej powiedzieć nasze, bo jestem także nauczycielem - to jest obudzić ludzi do nadziei, bo ludzie nie zaangażują się po stronie dobra, bo ludzie nie zechcą być dobrzy, odpowiedzialni za życie, jeśli nie znajdą jakiejś nadziei, to znaczy także sensu i celu życia. Papież Jana Paweł II przemawiając na Zamku Królewskim w Warszawie podczas swej III podróży apostolskiej do Polski powiedział: „Przyszły los ludzkości leży w rękach tych, którzy potrafią podać następnym pokoleniom motywy życia i nadziei. O te właśnie ‘motywy życia i nadziei’ nieustannie modlę się dla mojej Ojczyzny”.11 Dla nas ludzi wierzących wzorem jest Chrystus. To On pośród tych wyzwań współczesności ukazuje nam drogę nadziei. Chrystus swoim życiem ukazał, że miłość jest możliwa, że życie ludzkie ma sens, że poświęcenie i ofiara są potrzebne. Papież Jan Paweł II 2 czerwca 1979 roku na Placu Zwycięstwa w Warszawie stwierdził, że człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Jeśli jakoś nie wejdzie w Chrystusa, nie przedstawi Mu wszystkich swoich niepokojów, lęków, trudności, swojej słabości i grzeszności, to po prostu jego życie nie będzie owocowało. Ale jeżeli wejdzie, to napełni się głębokim zdumieniem nad sobą samym. To L. Staff, Dzieła zebrane. Tom IV, Warszawa 1995, s. 270-271. Jan Paweł II, Przemówienie do przedstawicieli władz państwowych wygłoszone na Zamku Królewskim (Warszawa – 8 czerwca 1987), w: Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2006, s. 23. 10 11 15 jest ciekawe, że człowiek może się zdumiewać, jak bardzo jest prowadzony rękami Boga. W tej sytuacji fundamentalnym zadaniem wychowawczym jest nieustannie mówić współczesnemu człowiekowi: zwróć się na nowo do Chrystusa, abyś od Niego otrzymał odpowiedź na nurtujące cię pytania i problemy. Z całą odwagą należy mówić: przyjmij tę odpowiedź, jaką daje Chrystus; przyjmij tę odpowiedź, jaką jest sam Chrystus.12 Trzeba tak głosić Chrystusa, aby w Nim i poprzez Niego nabierały głębszego sensu wszystkie ludzkie sprawy Oczywiście by móc dzisiaj skutecznie podejmować działania wychowawcze, należy również stale sobie odpowiadać na dwa zasadnicze, ściśle złączone ze sobą i wzajemnie się dopełniające pytania: jak w obecnym czasie („tu” i „teraz”) być wiernym Chrystusowi, będąc jednocześnie otwartym i odpowiadając na problemy człowieka? I odwrotnie: trzeba pytać się: jak wychodząc od spraw, problemów i bolączek współczesnego człowieka nie zatrzymać się na nich, ale doprowadzić tego człowieka do Chrystusa i pokazać temu człowiekowi, ze rozwiązanie jego problemów jest w Ewangelii? Wszelka jednostronna odpowiedź jest zdradą nie tylko Chrystusa, ale i człowieka, bo nie można nic istotnego powiedzieć człowiekowi bez Chrystusa. Niestety można zauważyć dzisiaj wychowawców, którzy zatrzymują się wyłącznie na problemach człowieka i rozwiązywaniu ich w całkowitym oderwaniu od Chrystusa i jego Ewangelii, którzy rozpoczynają naprawę od „poprawienia” Ewangelii na użytek dzisiejszego człowieka. To jest zdrada Chrystusa i człowieka. Nie można prowadzić dzieła wychowania człowieka inaczej jak tylko przez prawdę. Rezygnacja z prawdy, może zrodzić tylko iluzję służby i iluzję miłości. Odwaga życia w prawdzie jest drogą wyzwolenia. Nie ma innej drogi dla człowieka. Tylko na tej drodze wychowawcy mogą stać się znakiem nadziei dla współczesnego człowieka.13 Chrystus jest też najdoskonalszym wzorem dla Nauczyciela i Wychowawcy. To Chrystus daje nam moc bycia wychowawcą. On też zakłada szkołę, ma uczniów. Jest Nauczycielem w szkole, która nie ma ławek, krzeseł bo jest szkołą wędrującą. Opiera się ona na przykładzie życia. To jest dla nas bardzo ważne. Zanim coś powiesz, bądź mistrzem, przykładem dla innych. Chrystus mówi tak: Wy Mnie nazywacie „Nauczycielem" i „Panem" i dobrze Por. W. Polak, Życie w Chrystusie. Teologalny wymiar życia moralnego, Gniezno 1997, s. 65-67. Por. J. Nagórny, Kościół wobec współczesnych problemów moralnych, w: Profetyczna działalność Kościoła w służbie wolności, red. F. Mrowiec, Würzburg 1997, s. 73-90. Por. także: J. Nagórny, Jak przepowiadać współczesnemu człowiekowi ewangeliczne orędzie o wolności?, w: Profetyczna działalność Kościoła…, s. 52-60. 12 13 16 mówicie, bo nim jestem (J 13,13). Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się „Rabbi", albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. (...) Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus (Mt 23, 8. 10). Co nam Chrystus chce przez to powiedzieć? To jest semicki sposób mówienia. Pamiętaj człowieku, tak naprawdę jest jeden Nauczyciel, a ty jesteś zawsze w roli ucznia. W szkole Jezusa nie ma nikt dyplomu dojrzałości. To jest jedyna szkoła, której nie można nigdy skończyć. Można być papieżem, biskupem, księdzem i profesorem, matką i ojcem, i zawsze jest się w niej uczniem. Powinniśmy uczyć się od Jezusa nieustannie, dopóki się żyje. I właściwie dopóki będziemy Jego uczniami, to możemy wówczas nauczać innych. To jest szkoła prawdy i miłości. I jeszcze jedno: Nauczyciele, katecheci, pedagodzy, wychowawcy powinni być świadomi, że mądrej i skutecznej pomocy może udzielić tylko taki człowiek, który odnosi sukcesy w wychowywaniu samego siebie, który nie tylko - jak drogowskaz - wskazuje człowiekowi drogę rozwoju, ale który sam tą drogą stara się wiernie podążać. Wydaje mi się, że by mieć moralne prawo do tego, by pouczać innych, by wskazywać drogę rozwoju, by stawiać innym wymagania, trzeba spełnić dwa warunki: trzeba znać prawdę o człowieku i jego życiu oraz trzeba kochać człowieka. Wychowawca, który nie ma dojrzałej sfery duchowej i moralnej, który nie odróżnia tego, co człowieka rozwija, od tego co go krzywdzi czy niszczy, nie może być odpowiedzialnym wychowawcą. Będzie bowiem wprowadzał człowieka w błąd, będzie odrywał go od rzeczywistości i zasady realizmu, a wprowadzał w świat fikcji oraz w filozofię życia opartą na szukaniu doraźnej przyjemności. Z kolei nauczyciel, wychowawca, który nie kocha człowieka, nie będzie miał wystarczającego motywu, by podjąć cierpliwie i ofiarnie trud udzielania odpowiedzialnej pomocy. Będzie raczej starał się manipulować człowiekiem tak, aby wykorzystać go dla swoich celów emocjonalnych, czy ambicjonalnych. Warto tym pamiętać. Kiedy przygotowywałem rekolekcje dla młodzieży w jednej z parafii mieleckich, to przygotowałem zestawienie Ośmiu Błogosławieństw z Kazania na Górze z tzw. błogosławieństwami świata. Zderzenie. Jezus pokazuje taki model życia ludzkiego, a świat inny. Trzeba dokonać wyboru. Nam wszystkim trzeba do tego świata wartości Bożych błogosławieństw dorastać. Zacytuję to zestawienie: Jezus mówi: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5,3). A świat mówi: Błogosławieni, którzy 17 zarabiają i posiadają dużo pieniędzy, albowiem to oni rządzą światem. Jezus: Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni (Mt 5,4). Świat: Błogosławieni, którzy szukają przyjemności, albowiem oni zaspokajają wszelkie swoje zachcianki i swoje popędy. Jezus: Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5,5). Świat: Błogosławieni, którzy stawiają na siłę i przemoc, albowiem oni zapanują nad innymi i będą mieli upragnioną władzę. Jezus: Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni (Mt 5,6). Świat: Błogosławieni, którzy sięgają po wszystko, co im świat ofiaruje, albowiem będą oni mieli poczucie obfitości i nasycenia. Jezus: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5,7). Świat: Błogosławieni, którzy chcą wykorzystać wszystko i wszystkich dla siebie, albowiem wszyscy będą im służyli. Jezus: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8). Świat: Błogosławieni, którzy myślą tylko o sobie i robią to, co się im podoba, albowiem nie muszą zwracać uwagi na innych. Jezus: Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi (Mt 5,9). Świat: Błogosławieni, którzy walczą o swoje wszelkimi metodami, albowiem oni będą nazwani panami tego świata. Jezus: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5,10). Świat: Błogosławieni, którzy nie cierpią i którym wszystko udaje się w życiu, albowiem to oni będą ludźmi sukcesu. Jezus: Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie (Mt 5,11-12). Świat: Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was podziwiają i gdy żyjecie dla poklasku, i gdy wszyscy was chwalą. Cieszcie się i radujcie, albowiem jesteście ulubieńcami świata i już tutaj na ziemi odbieracie swoją nagrodę. Drodzy nauczyciele to dramatyczne zderzenie! Zobaczcie, jaką głupotą byłoby upodobnić się do tego świata. Jak dobrze, że jest jeszcze Kościół. Jak dobrze, że wierzy on jeszcze w Ewangelię i pokazuje nam pewien model życia, do którego nigdy nie dorastamy. Jeśli Kościół upodobniłby się do świata, to już dla świata nie ma żadnej nadziei i przyszłości. Trzeba wiele mocy i siły, aby nie poddać się ciśnieniu świata. Do nas dzisiaj Jan Paweł II kieruje słowa, które wypowiedział na początku swojego pontyfikatu: Nie lękajcie się! Przestańcie się bać, że jesteście wierzący! 18 Pięknie też powiedział papież do nauczycieli i wychowawców we Włocławku w 1991 roku: „Piękne i wielkiej doniosłości jest powołanie tych wszystkich, którzy pomagają rodzicom w wypełnianiu ich obowiązku i podejmują w szkołach zadania wychowawcze. Powołanie to wymaga szczególnych przymiotów umysłu i serca. Niechże szkoła uczy w wolnej Polsce młode pokolenia, że właściwego korzystania z wolności można się nauczyć tylko przez jej właściwe używanie. Proszę, abyście nie żałowali trudu i pomysłowości, ażeby lekcje miały swój blask i świeżość, a także ten szczególny urok jaki płynie z natury objawienia z poznania prawdy”. Podsumowanie Niech swoistą syntezą dla tych rozważań będą słowa z książki pt. „Twierdza”, której autorem jest Antoine de Saint-Exupery. W rozdziale XIX jest jakby posumowanie tego, o czym wyżej była mowa: „Od dawna nauczyłem się rozróżniać to, co ważne, od tego, co pilne. Pilne jest, rzecz jasna, żeby człowiek jadł, gdyż bez pożywienia nie będzie człowieka i w ten sposób problem przestanie istnieć. Ale miłość, sens życia i smak rzeczy boskich są ważniejsze”. Pilne są reformy ekonomiczne, ale ważniejsze są wartości duchowe. Pilne jest, aby człowiek jadł, ale ważniejsze jest, aby był człowiekiem. Wychowawcom nie wolno zmienić tej hierarchii wartości. Wielu ludzi uznało, że sprawy materialne są najważniejsze. Za pieniądze można wszystko sprzedać, znieprawić się, zapomnieć o swojej godności. „Nie stawiam więc sobie pytania, czy człowiek będzie, czy też nie będzie szczęśliwy, czy będzie żył w dostatku i wygodzie. Pytam przede wszystkim o to, jaki człowiek będzie dostatni, szczęśliwy i wygodnie żyjący. [...] Nie odrzucam bynajmniej zdobyczy człowieka, które pozwalają mu wstępować - jak po schodach - coraz wyżej. Ale nie chcę pomylić celu ze środkiem, schodów ze świątynią. Konieczne jest, aby schody dawały dostęp do świątyni, w przeciwnym razie będzie to świątynia bezludna. (...) Potępiam was więc nie za to, że zależy wam na zwykłym życiu. Ale za to, że traktujecie je jako cel. [...] Jeśli więc wzywam was i pytam: ‘Co w waszej pracy jest ważne? Powiedzcie!’ A wy stoicie bez słowa. I mówicie mi: ‘Zaspokajamy potrzeby ludzkie. Budujemy domy, które ich chronią’. No tak. Tak się zaspokaja potrzeby bydła, gdy się je stawia w oborze, na podściółce. [...] Więc nie wolno wam twierdzić, że człowiekowi wystarczą wasze zwykłe mury. [...] Dlatego powiadam wam: Jeżeli świątynia wydaje się niepotrzebna, gdyż ani w niej gotują, ani odpo19 czywają, i nie służy ani zgromadzeniu starszych, ani przechowywaniu wody, ale tylko poszerzeniu człowieczego serca i uspokojeniu zmysłów, i dojrzewaniu czasu, jak piwnica, w której dojrzewa owoc, i gdzie serce kosztuje przez parę godzin pokoju i uciszenia, i łagodnej sprawiedliwości; jeśli więc budujecie świątynię, gdzie ból staje się hymnem i ofiarą, a groźba śmierci - portem dojrzanym na wygładzonych wreszcie wodach, czy będziecie sądzić, że wasz wysiłek poszedł na marne?”14 Ludzie często pytają się: Po co budują te świątynie? Trzeba odpowiedzieć w duchu powyższego tekstu - aby serce ludzkie piękniało. Tymi świątyniami są także ludzie. Dzisiaj należy ocalić człowieka w człowieku. Wychowawcy, nauczyciele muszą się uczyć w szkole Jezusa czerpać fundament dla swojego posłannictwa, wtedy na pewno nie pomylą spraw pilnych z ważnymi. Zagubienie moralne współczesnego człowieka pokazuje, jak bardzo potrzeba dziś dobrych przewodników, którzy „uzbrojeni” w prawdę o człowieku, będą bronić ludzi młodych przed akceptacją czegoś, co jawi się im dziś jako pozory dobra. Dramatyzm wyzwań nie może rodzić w nas pokusy zniechęcenia i bierności, poddania się. Ważne jest to, byśmy kiedyś w naszym życiu nie żałowali tego, że nie podjęliśmy tych wyzwań, jakie obecny świat stawia przed nami. Może po tych wszystkich dywagacjach trzeba wskazać po prostu na to, co tak doskonale oddaje intuicja moralna autora jednej z piosenek maryjnych: „Dzisiaj światu potrzeba dobroci, by niepokój zwyciężyć i zło, trzeba ciepła, co życie ozłoci, trzeba Boga, więc ludziom nieśmy go tak jak Ona”. To takie przecież proste: trzeba dobroci, trzeba ciepła, trzeba po prostu Boga. Ktoś to musi objawić w dzisiejszym świecie. Czyż może się to dokonać bez nas? Więc trzeba, by odpowiedzialni wychowawcy, przyjęli ten program zapisany w refrenie piosenki: „Matka, która wszystko rozumie, sercem ogarnia każdego z nas, Matka zobaczyć dobro w nas umie, jest z nami w każdy czas”. Więc trzeba próbować, przynajmniej próbować – wszystko rozumieć, próbować ogarniać sercem każdego, kto żyje w blasku naszej miłości, próbować zobaczyć dobro w każdym człowieku, także w tym pogubionym i pokręconym przez życie. A świat na pewno stanie się piękniejszy. 14 A. de Saint-Exupery, Twierdza, przeł. A. Olędzka-Frybesowa, Warszawa 1985, s. 66-67. 20