święty wojciech główny patron polski

advertisement
ŚWIĘTY WOJCIECH GŁÓWNY PATRON POLSKI
Św. Wojciech jest jedną z najważniejszych postaci polskiego Kościoła. Choć był Czechem, a na polskiej ziemi spędził
zaledwie kilka miesięcy, wywarł olbrzymi wpływ na proces umacniania się chrześcijaństwa nad Wisłą. Nad jego grobem
zapisała się jedna z najważniejszych kart historii Polski. Swoim życiem i postępowaniem zasłużył na miano patrona
duchowej jedności Europy. Warto przypomnieć tę wielką postać przed przypadającym na 23 kwietnia wspomnieniem
Świętego.
Matka Boża Królowa Polski, św. Wojciech i św. Stanisław Biskup i Męczennik są
głównymi patronami naszej Ojczyzny.
Fot. Michał Grychowski
Najważniejsza z polskich dróg
W 966 r. książę Mieszko I wprowadził młode państwo polskie na drogę chrześcijaństwa. Odrzucił wierzenia pogańskie i
otworzył swoje księstwo na światło wiary w jedynego Boga. Mądry władca wiedział, że jeżeli otrzyma chrzest z rąk
duchownych niemieckich, narazi Polskę na niebezpieczeństwo ingerencji Niemiec w wewnętrzne sprawy kraju. Aby tego
uniknąć, poślubił czeską księżniczkę Dąbrówkę, córkę chrześcijańskiego księcia Bolesława, i przyjął wiarę w Jezusa
Chrystusa za pośrednictwem Czech. W ten sposób na zawsze związał Polskę z Kościołem rzymskim i włączył ją w krąg
kultury i cywilizacji łacińskiej.
Syn księcia Sławnika
W 956 r. w Libicach, włościach leżących na pograniczu Czech i Polski, w rodzinie chrześcijańskiego księcia Sławnika
przyszedł na świat chłopiec. Ojciec pragnął, by został rycerzem, dlatego nadano mu imię Wojciech. Znaczyło ono: "radość
wojów" lub "pociecha wojska". Jednak Bóg skierował Wojciecha na inną drogę.
Poświęcony Bogu
Między Sławnikiem a innymi czeskimi włodarzami stosunki były napięte, dlatego libicki książę bardzo pragnął, by jego
synowie - a miał ich siedmiu - wyrośli na dzielnych wojowników. Lecz losy Wojciecha potoczyły się zupełnie inaczej.
Pewnego razu, będąc dzieckiem, zachorował tak poważnie, że nie dawano mu szans na przeżycie. Można było liczyć tylko na
pomoc Bożą. Ojciec zaniósł chłopca do kościoła. Przy ołtarzu Najświętszej Maryi Panny złożył uroczysty ślub, że jeśli
dziecko wyzdrowieje, zostanie oddane na służbę Kościołowi. Pan Bóg wysłuchał prośby i mały Wojciech jeszcze tego
samego dnia powrócił do pełni sił.
U mistrza Oktryka
Zamiast nosić miecz i poznawać tajniki sztuki wojennej Wojciech zaczął uczyć się łaciny, śpiewać psalmy i zgłębiać nabożne
księgi. Gdy młody książę skończył 16 lat, rodzice posłali go do sławnej szkoły katedralnej w Magdeburgu. Tam został
bierzmowany przez Adalberta, pierwszego arcybiskupa Magdeburga. To właśnie jego imię Wojciech przyjął podczas
sakramentu bierzmowania (i do dziś w krajach niesłowiańskich znany jest jako św. Adalbert). Magdeburska szkoła
katedralna reprezentowała bardzo wysoki poziom. Kierował nią mistrz Oktryk - człowiek nie tylko niezwykle uczony, ale
także bardzo surowy i wymagający. W szkole Oktryka Wojciech spędził dziewięć lat. Opuścił ją jako dojrzały, 25-letni
mężczyzna, doskonale obeznany z wysoką kulturą europejską i wyposażony w rozległą wiedzę teologiczną oraz umiejętności
niezbędne do sprawowania wysokich urzędów kościelnych.
Młody kapłan
Tytuł subdiakona, z którym Wojciech opuszczał w 981 r. Magdeburg, torował mu drogę do kapłaństwa. Niedługo po
powrocie do rodzinnych Libic Wojciech udał się do Pragi i przyjął święcenia kapłańskie. A że był synem książęcym, miał
możliwość widywania wielu dostojników Kościoła. Poznał również panującego w Czechach księcia Bolesława II - brata
Dąbrówki, którą Mieszko I pojął za żonę. Były to kontakty bardzo cenne i niewątpliwie miały wpływ na późniejszą
działalność Wojciecha. Już wtedy przyszły męczennik przekonał się, że choć Czechy były już od dłuższego czasu krajem
chrześcijańskim, do spraw religii nie przykładano tu odpowiedniej wagi, a obyczaje ciągle jeszcze były w znacznym stopniu
pogańskie.
Utalentowany urwis
Mały Wojciech był chłopcem żywym i skorym do zabawy. Chętnie spędzał czas z kolegami, niekiedy nawet kosztem nauki.
Uczył się jednak bardzo dobrze. Był nieprzeciętnie uzdolniony, łatwo przyswajał wszelkie wiadomości i umiał z nich
właściwie korzystać. Znana jest historia, gdy pewnego razu młody Sławnikowic samowolnie opuścił lekcję i nie nauczył się
zadanego materiału. Następnego dnia nauczyciel polecił mu przeczytać łaciński tekst i go objaśnić. Jakież było zdziwienie
nauczyciela, gdy Wojciech nie tylko poprawnie przeczytał fragment tekstu, który pierwszy raz widział na oczy, ale też
prawidłowo go omówił.
Biskup Pragi w Rzymie
Wkrótce po przyjeździe Wojciecha do Pragi zachorował i zmarł pierwszy biskup praski Dytmar. Wojciech był jednym z tych,
którzy czuwali przy łożu konającego. Umierający biskup głośno wyznawał swe winy i czynił sobie gorzkie wyrzuty z
powodu niewystarczającej gorliwości w wypełnianiu swoich obowiązków i posłannictwa. Dla młodego kapłana było to
wydarzenie wstrząsające. W życiu Wojciecha przyszedł czas na głęboką refleksję, pokutę i modlitwę. Niedługo po tym
przeżyciu libicki książę z racji wysokiego wykształcenia i pozycji społecznej niespodziewanie znalazł się w centrum
wydarzeń.
C
eCesarz Otton II wręcza Wojciechowi pastorał - symbol władzy biskupiej (Drzwi Gnieźnieńskie).
Drugi Biskup Pragi
Po śmierci biskupa Dytmara w 982 r. konieczne stało się jak najszybsze znalezienie jego następcy. W owym czasie, kiedy
czeski Kościół dopiero tworzył swe zręby, dominującą rolę w Pradze odgrywał kler niemiecki. Osoba Wojciecha - rodaka,
który z racji nauk otrzymanych w Magdeburgu nie ustępował w wykształceniu duchownym niemieckim - stwarzała szansę
odwrócenia tej tendencji. Bolesław II zaproponował więc na stolicę biskupią młodego Sławnikowica. Za tą kandydaturą
jednogłośnie opowiedzieli się na specjalnie zwołanym wiecu czescy wielmożowie oraz duchowieństwo i lud Pragi. Rok
później Wojciech został oficjalnie zatwierdzony jako biskup Pragi: najpierw cesarz niemiecki Otton II przekazał mu pastorał
i pierścień biskupi, a następnie arcybiskup Moguncji (której to metropolii podlegała wówczas diecezja praska) udzielił mu
sakry biskupiej. Wojciech Sławnikowic miał wtedy 27 lat.
Od radości do nienawiści
Radość Czechów z powołania swojego krajana na stolicę biskupią w Pradze była ogromna. Niebawem jednak euforia
przemieniła się w niechęć, a później nawet we wrogość, jawnie okazywaną nowemu biskupowi. Dlaczego? Wojciech od
początku bardzo poważnie potraktował powierzoną mu misję. Zrezygnował z dworskiego blichtru i wiódł skromne życie,
wypełnione modlitwą, uczynkami miłosierdzia oraz skrupulatnym wykonywaniem obowiązków. Tego samego oczekiwał od
wiernych. Domagał się, by lud przestrzegał nauczania Kościoła.
Tymczasem, choć od chrztu Czech upłynęło już prawie sto lat, wśród Czechów wciąż żywa była obyczajowość pogańska.
Ciągle zdarzały się przypadki wielożeństwa czy handlu niewolnikami. Nie szanowano świąt kościelnych, nagminnie łamano
przykazania. Biskup Wojciech w ostrych słowach krytykował wszelkie odstępstwa od wiary. Im częściej to czynił, tym
więcej zyskiwał sobie wrogów, szczególnie wśród wielmożów, którzy najbardziej byli przyzwyczajeni do naginania zasad do
własnych upodobań. Konflikt stał się w końcu tak poważny, że Wojciech uznał za konieczne opuszczenie Pragi i udanie się
po radę do papieża. Był rok 989.
Niedoszły pielgrzym
Wyjazd do Rzymu nie oznaczał dla św. Wojciecha zrzeczenia się godności biskupiej. Również papież Jan XV, który bardzo
serdecznie przyjął gościa z Pragi, nie oczekiwał takiej decyzji. Zwierzchnik Kościoła udzielił jedynie Wojciechowi rady, by
na jakiś czas odsunął się od spraw publicznych i całkowicie oddał się modlitwie i kontemplacji.
Gdzie znajdę lepsze miejsce do kontemplacji, jak nie w ojczyźnie Jezusa Chrystusa, Ziemi Świętej? - stwierdził Wojciech,
rozmyślając nad słowami papieża. Wyruszył więc w drogę z nadzieją, że niedługo będzie mógł uklęknąć u Grobu Pańskiego.
Na początku pielgrzymki Wojciech zatrzymał się w benedyktyńskim opactwie na Monte Cassino. I tam nastąpił
nieoczekiwany kres wędrówki, gdyż benedyktyni ze sławnego klasztoru przekonali go, że podróż, w którą się wybrał, jest
bardzo niebezpieczna. Wojciechowi towarzyszyły bowiem zaledwie trzy osoby (jedną z nich był jego brat Radzim Gaudenty), a w owych czasach na drogach roiło się od zbójców napadających na pielgrzymów.
K
lKlasztor na Monte Cassino. Benedyktyni przyjęli Wojciecha z wielką życzliwością. Tutaj Wojciech po raz pierwszy miał
okazję przyjrzeć się z bliska życiu zakonnemu.
W benedyktyńskim habicie
Na Monte Cassino Wojciech nie przebywał długo. Ale ten krótki pobyt we wspólnocie zakonnej, a także spotkanie z greckim
pustelnikiem św. Nilem pozwoliły mu rozsmakować się w ciszy i ascezie życia klasztornego.
Ostatecznie Wojciech wrócił do Rzymu i wybrał benedyktyński klasztor świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie, by
tam
służyć
Bogu.
Tak oto Wojciech został benedyktynem. Z ochotą poddał się rygorom życia zakonnego. Choć nadal był formalnie biskupem
Pragi, nie wzdragał się przed wykonywaniem najprostszych posług dla innych braci, zajmując się na przykład noszeniem
wody do kuchni. I choć życie w klasztorze było surowe, wymagające wielu poświęceń i wyrzeczeń, przyszły święty czuł się
na rzymskim Awentynie bardzo szczęśliwy.
Bosy biskup
Urząd biskupi Wojciech przyjął w duchu ewangelicznej pokory. Z towarzyszącego przy takich uroczystych okazjach licznego
orszaku możnowładców młody biskup wyróżniał się niezwykłą skromnością i niemal ubóstwem. Koń księcia biskupa nie był bogato
przystrojony, a uzdę miał zrobioną ze zwykłego sznura konopnego. Przed wejściem do Pragi biskup Wojciech zdjął obuwie i boso
wszedł do miasta. Tym gestem chciał podkreślić chęć gorliwej posługi ludowi Bożemu.
Dar cesarzowej Teofano
Podczas pobytu w Rzymie Wojciech spotkał się z cesarzową Teofano, wdową po cesarzu niemieckim Ottonie II. Ta pobożna
niewiasta znana była z tego, że niosła pomoc ludziom będącym w potrzebie. Rozmowa z biskupem Pragi wywarła na niej wielkie
wrażenie. Cesarzowa widziała, że ma przed sobą człowieka wyjątkowo głębokiej wiary. Skoro zatem usłyszała o jego zamiarze
podróży do Ziemi Świętej, obdarowała go hojnie, by nie zabrakło mu funduszy na realizację tego zbożnego zamysłu. Wojciech
przyjął szczodry dar, ale tylko po to, by następnego dnia... rozdać go ubogim. A w daleką podróż wyruszył ze skromnym dobytkiem,
który zmieścił się na grzbiecie osła.
Św. Wojciech z Wyspy Tybrowej
Wśród rzymskich pamiątek po św. Wojciechu wyróżnia się studzienka, która powstała na przełomie X i XI w. na życzenie
cesarza Ottona III, wielkiego przyjaciela św. Wojciecha. Jest na niej wyrzeźbiony najstarszy wizerunek Świętego. Studzienka
znajduje się w kościele św. Bartłomieja na Wyspie Tybrowej w Rzymie.
Powrót do Pragi
Podczas pobytu w Rzymie, w benedyktyńskim klasztorze na Awentynie, Wojciech najchętniej zapomniałby o całym świecie, ale
świat nie zapomniał o nim. Dzieło chrystianizacji musiało być kontynuowane i biskupstwo praskie nie mogło pozostawać bez
pasterza.
Ok
Kościół archikatedralny pw. św. Wita, św. Wacława, św. Wojciecha i św. Jana Nepomucena w Pradze
Duszpasterski trud
Arcybiskup Willigis, sprawujący z Moguncji zwierzchnictwo nad diecezją praską, zwrócił się do papieża, by Wojciech powrócił na
tron biskupi. Wojciech - posłuszny woli Ojca Świętego - opuścił ukochany klasztor i udał się do Pragi. Ludność znów, jak
poprzednim razem, witała biskupa z należnym mu szacunkiem, obiecując żyć zgodne z nakazami wiary. Wydawało się, że dawne
spory ucichły, a wola poprawy jest szczera. Wojciech mógł wznowić pracę duszpasterską. Zaczął wznosić kościoły, podjął akcję
misyjną na Węgrzech. Lecz po pewnym czasie okazało się, że ludzie tak naprawdę nie odmienili swych serc i dalej popełniali stare
grzechy. Występowali też coraz jawniej przeciwko decyzjom biskupa, szczególnie tym, które godziły w ich prywatne interesy.
Decydujący wpływ na dalsze losy Wojciecha miało pewne tragiczne zdarzenie.
Dramatyczne wydarzenie
Zdarzyło się pewnego razu, że do Wojciecha przybiegła kobieta, która dopuściła się cudzołóstwa. Błagała o ratunek. Ścigał ją
rozwścieczony tłum. Dawny obyczaj nakazywał bowiem karać niewierne żony śmiercią. Biskup polecił kobiecie schronić się
w kościele przy klasztorze bernardynek na Hradczanach, a sam odważnie zastąpił drogę napastnikom. Usunięto go jednak
przemocą, a chwilę później na jego oczach zgładzono nieszczęsną grzesznicę. Zdarzenie to przelało czarę goryczy. Biskup
Wojciech
znów
opuścił
Pragę.
Udał
się
do
Rzymu,
do
klasztoru
na
Awentynie.
Kiedy Wojciech przebywał wśród przyjaznych mu i umiłowanych przez niego benedyktynów, wstrząsnęła nim wieść o
wymordowaniu niemal wszystkich członków rodziny. Ocaleli jedynie bracia Wojciecha: Sobiebor i Radzim-Gaudenty,
nieodłączny towarzysz jego wędrówek po Europie. W tej sytuacji Wojciech nie mógł wrócić do Czech. Podjął się więc
nowego wyzwania - działalności misyjnej wśród ludów pogańskich. Wyzwania, które okazało się dla niego drogą do
świętości.
Przyjaciel cesarza
Wśród wielu osób, z którymi przyszło się spotykać św. Wojciechowi jako biskupowi Pragi, był cesarz niemiecki Otton III,
który został koronowany w 966 r., w wieku 16 lat. Cesarz, mimo młodego wieku, miał jasno sprecyzowaną wizję nie tylko
swego państwa, ale całej Europy. Widział przyszłość kontynentu w zjednoczeniu go pod berłem Chrystusowym. Myśl ta
bardzo podobała się Wojciechowi; odpowiadała jego własnym pragnieniom. Cesarz i biskup spędzili razem wiele godzin na
rozmowach i stali się prawdziwymi przyjaciółmi.
Pielgrzymki biskupa-tułacza
Obraz w katedrze poznańskiej przedstawia św. Marcina i panoramę miasta Tours we Francji. Po opuszczeniu Pragi Wojciech odbył
wiele pielgrzymek po Europie. Udał się m.in. do Francji, gdzie nawiedził grób tegoż św. Marcina z Tours, świątobliwego biskupa,
którego kult był szczególnie żywy w tym okresie. Wojciech odwiedził też Węgry, gdzie udzielił sakramentu bierzmowania
Stefanowi, przyszłemu królowi tego kraju i przyszłemu świętemu.
TRUDNA MISJA
W tym czasie (trzydzieści lat po chrzcie Polski) na naszych ziemiach panował Bolesław Chrobry. Najstarszy z braci Wojciecha,
Sobiebor, który uniknął śmierci w czeskich Libicach, został rycerzem polskiego księcia. Św. Wojciech przyjął zaproszenie Bolesława
Chrobrego, który pragnął, aby pogańskie Prusy przyjęły wiarę chrześcijańską. Praski biskup przyjechał więc do Polski, by stąd udać
się z misją do nadbałtyckiego plemienia Prusów.
Św.Wojciech chrzci ludność pogańską
Trzej misjonarze
Przygotowania do wyprawy misyjnej trwały krótko. W kwietniu 997 r. Wojciech ruszył w drogę. Bolesław Chrobry przydzielił do
obrony biskupa 30 wojów. Wyprawa lądem dotarła do Gdańska. Według przekazów, Wojciech nauczał tam, odprawiał Msze św. i
chrzcił miejscową ludność. Następnie wyruszył drogą morską do Truso - rozległej nadbałtyckiej osady pogańskiego ludu Prusów,
położonej w pobliżu dzisiejszego Elbląga. Stamtąd Wojciech odesłał zbrojną eskortę. Nie chciał nawracać mieczem; pragnął
wypełnić swe zadanie w pokojowy sposób. Chciał pójść między pogan jedynie z krzyżem i Ewangelią. Został z nim tylko jego brat
Gaudenty, który od lat towarzyszył mu wiernie we wszelkich wędrówkach, oraz kapłan o imieniu Bogusza-Benedykt.
Pierwsze porażki
Dziś już nie odgadniemy, czy św. Wojciech spodziewał się przywitania, jakie go spotkało czy też był zaskoczony. Gdy bowiem
trzej misjonarze po raz pierwszy spotkali Prusów na niewielkiej wyspie w pobliżu portu Truso, odczuli wyraźne oznaki niechęci.
Wypędzono
ich,
przy
czym
Święty
został
boleśnie
uderzony
wiosłem
w
plecy.
Następnego dnia Wojciech i jego towarzysze przybyli na wiec Prusów. Wojciech najpierw przedstawił się: "z pochodzenia jestem
Słowianinem, nazywam się Adalbert, z powołania zakonnik, niegdyś wyświęcony na biskupa, teraz z obowiązku jestem waszym
apostołem", a następnie podał misyjny cel swego przybycia. Słowa Wojciecha nie trafiły jednak do zebranych. Poganie na słowa
misjonarzy zareagowali nieufnością. Nie chcieli słuchać o nowej wierze, nie dali apostołom nawet możliwości rozpoczęcia
ewangelizacji. Postanowili wypędzić przybyszy, nie czyniąc im jednak krzywdy.
Statek, który przywiózł trzech misjonarzy: Wojciecha, Gaudentego i Benedykta na
ziemie Prusów, powrócił do Gdańska.
Ostatni dzień życia
Mimo wrogiego przyjęcia przez pogan misjonarze nie zrezygnowali z rozpoczętej misji. Kilka dni spędzili w bezpiecznym
miejscu, a następnie ponownie wyruszyli do Prusów. Był piątek 23 kwietnia 997 r. Na temat tego, co się wydarzyło w tym
dniu, powstało wiele hipotez. Jedno jest pewne: był to dzień narodzin dla nieba Męczennika z Czech, który oddał życie, by
na pogańską ziemię padło ziarno Ewangelii.
Męczeństwo św. Wojciecha
Misjonarze przeszli pieszo około dwudziestu kilometrów, a następnie zatrzymali się na polanie, by odpocząć. Gaudenty
odprawił Mszę św., w czasie której Wojciech przyjął Komunię św. Później znużeni trudami wędrowcy zasnęli. Właśnie
wtedy zaskoczyli ich Prusowie. Byli uzbrojeni we włócznie. Od początku było jasne, że nie mają pokojowych zamiarów.
Napastnicy od razu rzucili się na Wojciecha. Niektóre przekazy podają, że pierwszym, który zadał cios Świętemu, był
pogański kapłan. Był to cios włócznią w samo serce. Potem do krwawego dzieła przystąpili pozostali oprawcy. Tradycja
mówi, że biskup został ugodzony siedmiokrotnie. Na końcu odcięto Wojciechowi głowę i wbito ją na pal, tułów zaś
pozostawiono na polanie. Pozostałym dwóm misjonarzom darowano życie. Wrócili na dwór Bolesława Chrobrego, by dać
świadectwo męczeńskiej śmierci biskupa.
ŚWIĘTY GAJ
Wielu historyków wskazuje, że do tych tragicznych zdarzeń doszło w okolicach miejscowości Święty Gaj (parafia
Kwietniewo), położonej niedaleko Elbląga. Dziś znajduje się tam diecezjalne sanktuarium św. Wojciecha.
W sanktuarium przechowywana jest licząca kilka tomów księga, którą zapełniły świadectwa próśb i podziękowań, wpisane
przez czcicieli św. Wojciecha.
Kanonizacja u progu II tysiąclecia
Bolesław Chrobry zasmucił się wielce na wieść o śmierci św. Wojciecha. Nie żałując środków wykupił ciało biskupa, za
które - jak mówi legenda - dał tyle złota, ile ono ważyło. Doczesne szczątki Męczennika z wielkimi honorami przeniesiono
do Gniezna.
Wykupienie zwłok św. Wojciecha
Wiadomość o zamordowaniu praskiego biskupa odbiła się echem po całej chrześcijańskiej Europie. Jego głęboka wiara oraz
ewangeliczne cnoty budziły podziw i szacunek. Nie ulegało wątpliwości, że zginął człowiek święty. Już w 999 r. papież
Sylwester II wyniósł Wojciecha na ołtarze. I tak u progu II tysiąclecia Kościół polski zyskał Świętego, który spoczywał na
polskiej
ziemi,
zyskał
też
siłę
na
trudne
początki
i
oparcie
na
następne
tysiąclecie.
Niebawem Gniezno zostało ustanowione stolicą metropolitalną. Przybliżyło to moment nadania polskiemu księciu korony
królewskiej, gdyż tylko metropolita miał prawo koronować władcę. Pierwszym arcybiskupem Gniezna został brat św.
Wojciecha - Gaudenty. Utworzono też trzy nowe biskupstwa: w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.
Tak oto ofiara, jaką z własnego życia złożył św. Wojciech, przyczyniła się również do tego, że piastowski książę, który go
przyjął i wsparł jego misję, zyskał powszechny szacunek jako obrońca wiary chrześcijańskiej.
TRZEMESZNO
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP i św. Wojciecha w
Trzemesznie
Większość historyków uważa, że ciało św. Wojciecha po wykupieniu od Prusów, zostało złożone najpierw w klasztorze w
Trzemesznie, a dopiero po dwóch latach przeniesiono je do Gniezna. Dziś trzemeszneński kościół obok wezwania
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny nosi również imię św. Wojciecha. A każdy nowo wybrany arcybiskup
gnieźnieński - zgodnie z wielowiekową tradycją - właśnie w sanktuarium św. Wojciecha w Trzemesznie spędza noc
poprzedzającą ingres do katedry gnieźnieńskiej
U grobu św. Wojciecha
Chrzest Polski miał miejsce za panowania Mieszka I. Jednak dopiero męczeństwo św. Wojciecha sprawiło, że ochrzczony
zaledwie 30 lat wcześniej kraj zaczął się liczyć na mapie Europy jako równoprawny partner państw należących do wspólnoty
Kościoła rzymskiego. Nikt nie mógł zaprzeczyć, że św. Wojciech wyruszył do Prusów szerzyć wiarę z poręki polskiego
władcy.
BoB
B Bolesław Chrobry i cesarz niemiecki Otton III u grobu św. Wojciecha w Gnieźnie
Pielgrzym u wrót Gniezna
Książę Mieszko I nie mógł przewidzieć tego, co po śmierci św. Wojciecha stało się udziałem jego syna, Bolesława Chrobrego. Oto
do Gniezna - stolicy młodego państwa polskiego - przybył najwyższy świecki władca świata chrześcijańskiego, by oddać hołd
Męczennikowi. Otton III wybrał się do Gniezna, aby pomodlić się przy grobie swego przyjaciela. Doszło wtedy do zdarzenia, które w
ogromnym stopniu wpłynęły na dalsze dzieje państwa polskiego. Otton III, najbardziej przyjazny Polakom spośród wszystkich
cesarzy niemieckich w historii, był człowiekiem wielkiej pobożności. Znany był z surowych praktyk ascetycznych. W okresie
Wielkiego Postu w 999 r. pielgrzymował do sanktuarium Archanioła Michała na Monte Gargano. Znaczenie jego pielgrzymki do
Gniezna podkreśla fakt, że doszło do niej w roku 1000 - roku zamykającym pierwsze tysiąclecie chrześcijaństwa. Wydarzenie to
przeszło
do
historii
pod
nazwą
Zjazdu
Gnieźnieńskiego.
Swą pielgrzymkę do grobu św. Wojciecha Otton III traktował jako akt wyjątkowej wagi. Wiele miesięcy wcześniej polecił swoim
rzemieślnikom wykonać złoty ołtarz, który przed jego przybyciem został przewieziony do Gniezna. Cesarz przybył tu w okresie
Wielkiego Postu. By okazać swój głęboki szacunek dla Świętego, przed wjazdem do grodu zsiadł z konia i boso udał się do grobu
Męczennika.
Książę i cesarz
O powitaniu cesarza Ottona III przez Bolesława Chrobrego tak pisze kronikarz Gall Anonim: "za jego [Bolesława] czasów cesarz
Otto przybył do [grobu] św. Wojciecha dla modlitwy i pojednania [z Bogiem], a zarazem w celu poznania sławnego Bolesława, jak o
tym można dokładniej wyczytać w księdze o męczeństwie Świętego. Bolesław przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadło
przyjąć króla, cesarza rzymskiego i dostojnego gościa. Albowiem na przybycie cesarza przygotował przedziwne cuda; najpierw hufce
przeróżne rycerstwa, następnie dostojników rozstawił, jak chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące hufce
wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to [tania] pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można
znaleźć gdziekolwiek na świecie".
Cesarskie dary
Niewątpliwie Otton III był ciekawy, kim jest władca, który objął swym patronatem misję św. Wojciecha do Prusów. Bolesław
Chrobry przyjął Ottona z wielkimi honorami i przepychem. W cesarskich oczach zyskał uznanie szczególnie jako gorliwy
obrońca wiary i strażnik grobu św. Wojciecha. W dowód uznania Otton III przekazał Bolesławowi niezwykle cenne dary:
gwóźdź z Krzyża Pańskiego oraz włócznię św. Maurycego. Stanowiło to wielkie wyróżnienie. Włócznia wręczona polskiemu
księciu była co prawda repliką symbolu władzy cesarskiej, lecz zawierała cząstki drzewca pobrane z oryginału. Dziś
włócznia ta znajduje się w muzealnych zbiorach katedry wawelskiej w Krakowie.
Relikwie św. Wojciecha
W czasie Zjazdu Gnieźnieńskiego cesarz Otton III otrzymał relikwie ramienia św. Wojciecha. Zawiózł je do Rzymu i złożył w
kościele na Wyspie Tybrowej. Dziewięć wieków później, w 1928 r., papież Pius XI podarował cząstkę tejże relikwii
Prymasowi Polski, kard. Augustowi Hlondowi. Dzisiaj ten fragment kości św. Wojciecha eksponowany jest w relikwiarzu w
kształcie ręki, znajdującym się w skarbcu katedry gnieźnieńskiej.
KORONACJA BOLESŁAWA CHROBREGO
W trakcie Zjazdu Gnieźnieńskiego zdarzyło się coś, czego wcześniej zapewne nikt nie planował. Otton III niespodziewanie zdjął ze
swej głowy diadem cesarski i nałożył go na głowę Bolesława, mówiąc: "Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego
spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną". Nie
była to właściwa koronacja; tej mogła dokonać jedynie osoba duchowna. Jednak symboliczny gest Ottona III miał wielką wymowę.
Właściwa koronacja Bolesława Chrobrego miała miejsce w 1025 r. Polska stała się od tej chwili królestwem. Niewątpliwie w fakcie
tym wielki udział miał św. Wojciech.
„Zjazd
Gnieźnieński otworzył dla Polski drogę ku jedności z całą rodziną państw Europy. W progu drugiego tysiąclecia
naród polski zyskał prawo, by na równi z innymi narodami włączyć się w proces tworzenia nowego oblicza Europy. Jest więc
św. Wojciech wielkim patronem jednoczącego się wówczas w imię Chrystusa kontynentu. Święty Męczennik tak swoim życiem,
jak i swoją śmiercią kładzie podwaliny pod europejską tożsamość i jedność”.
(Jan Paweł II, Gniezno, 3 czerwca 1997 r. )
Świątynia na wzgórzu Lecha
Katedra gnieźnieńska - charakterystyczna budowla gotycka z dwiema wieżami, usytuowana na Wzgórzu Lecha, góruje nad
historyczną stolicą Polski. Dzieje tej prastarej świątyni są tak burzliwe jak losy naszej Ojczyzny. Wnętrze katedry to nie tylko
miejsce sprawowania liturgii, ale także prawdziwa skarbnica pełna znaków tysiącletniej historii i bezcennych dzieł sztuki
Starsza od katedry wawelskiej
Wkrótce po chrzcie Polski Mieszko I wybudował pierwszy kościół w miejscu, gdzie dzisiaj stoi katedra gnieźnieńska.
Relikwie św. Wojciecha w 999 r. spoczęły już w świątyni przebudowanej przez Bolesława Chrobrego. Ten sam władca
musiał ją wznieść jeszcze raz, gdy blisko 20 lat później została strawiona przez pożar. Właśnie w tym odnowionym kościele
doszło do pierwszej koronacji królewskiej w Polsce. Po Bolesławie Chrobrym koronę otrzymali tu: Mieszko II, Bolesław
Śmiały,
Przemysł
II
i
Wacław
II.
W późniejszych czasach królowie byli koronowani na Wawelu. Szanując wszak starą tradycję, przybywali w stroju
koronacyjnym
do
metropolii
pierwszych
Piastów.
W dzisiejszym kształcie, jako budowla gotycka, katedra powstała w XIV w., lecz przez następne stulecia była zmieniana i
rozbudowywana, szczególnie po pożarach. Wieżę północną ukończono dopiero na początku XVII w. W czasach wojen
zdarzało się, że kościół okresowo był pozbawiony funkcji sakralnych. Po wejściu wojsk francuskich w 1806 r. zamieniono go
na magazyn zboża, a w 1944 r. Niemcy urządzili tu salę koncertową. Ostatnie prace renowacyjne przeprowadzono w
katedrze w związku z przygotowaniami do obchodów milenium śmierci św. Wojciecha
Dostojni pątnicy
Choć w 1253 r. kanonizacja św. Stanisława dała Polsce drugiego patrona, a dwór królewski już wcześniej przeniósł się do
Krakowa, grób św. Wojciecha nadal był celem pielgrzymek książąt i królów. Po bitwie pod Grunwaldem pieszo do katedry
gnieźnieńskiej - i to aż z Trzemeszna - przybył Władysław Jagiełło, wypełniając tym samym złożony wcześniej ślub. W
podzięce za zwycięstwo król złożył przy grobie Świętego jedno z wojennych trofeów - ołtarzyk polowy wielkiego mistrza
krzyżackiego Ulryka von Jungingena. Do świętych relikwii pielgrzymowali też królowie Jan Olbracht oraz Zygmunt III
Waza
ze
swoją
rodziną.
Wśród dostojnych pątników szczególnie godzien wspomnienia jest hetman Jan Zamojski, który w katedrze gnieźnieńskiej
zawiesił 95 chorągwi zdobytych w bitwie z Wołochami w 1600 r. Zwycięstwo uważał bowiem za skutek wsparcia
udzielonego mu przez św. Wojciecha. U grobu Męczennika prosił Boga o błogosławieństwo także hetman Stefan Czarniecki,
który później pokonał Szwedów. Zwycięstwem obdarowany został też gen. Henryk Dąbrowski, który przybył do Gniezna na
rok przed trzecim rozbiorem Polski. A już w Polsce wolnej od jarzma zaborów u grobu św. Wojciecha zebrał się w 1919 r.
polski Episkopat na swym pierwszym posiedzeniu.
Życie Świętego w 18 obrazach
Szczególnym zabytkiem katedry w Gnieźnie, który zyskał samoistną sławę, są Drzwi Gnieźnieńskie. Te pradawne podwoje strzegą
dziś południowego wejścia do świątyni. Wrota ozdobiono płaskorzeźbami, będącymi ilustrowaną opowieścią o życiu św. Wojciecha.
Odlewane i lutowane
Drzwi Gnieźnieńskie wykonano z brązu. Dwa skrzydła liczą grubo ponad trzy metry wysokości. Nie widać wprawdzie tego
na pierwszy rzut oka, ale skrzydła różnią się wielkością. Lewe jest o pięć centymetrów wyższe i o trzy centymetry szersze od
prawego. Dopiero w efekcie szczegółowych badań stwierdzono, że każde ze skrzydeł wykonano inną techniką. Lewe odlano
w całości z jednej formy. Prawe natomiast - to nieco mniejsze - złożono z aż 24 elementów przylutowanych do siebie. Kto
był fundatorem Drzwi Gnieźnieńskich - tego, niestety, nie wiemy.
W czasach, kiedy powstały Drzwi Gnieźnieńskie - pod koniec XII wieku - umiejętność pisania i czytania ciągle jeszcze
była sztuką znaną nielicznym. Drzwi Gnieźnieńskie były więc nie tylko dziełem sztuki, ale pełniły też rolę dzisiejszej
książki. Miały charakter zwięzłej biografii. Spoglądając na owe podwoje rzesze wiernych mogły zapoznać się z historią
życia św. Wojciecha od jego narodzin aż po śmierć z ręki pogan i złożenie ciała do grobu.
Całą historię życia św. Wojciecha przedstawiono na 18 prostokątnych polach. Oglądać je należy począwszy od dołu
lewego skrzydła, a skończywszy u dołu skrzydła prawego. Na pierwszych dziewięciu polach zawarte zostały wydarzenia
poprzedzające przybycie biskupa praskiego na dwór Bolesława Chrobrego. Pozostałe dziewięć płaskorzeźb przedstawia
dzieje misji św. Wojciecha i początki kultu jego osoby związane z przeniesieniem zwłok do Gniezna. Autor tej jedynej w
swoim rodzaju opowieści połączył w niej zdarzenia historyczne z cudami, które towarzyszyły Świętemu.
Uratowane relikwie
Koleje losów gnieźnieńskich relikwii św. Wojciecha są bardzo burzliwe. W minionym tysiącleciu kilkakrotnie doszło do ich
profanacji. Również w bliższych nam czasach, w XX wieku, naruszano spokój Świętego. Sprawców kradzieży relikwii
głowy św. Wojciecha dokonanej w 1923 r. nigdy nie wykryto. Udało się natomiast schwytać złodziei, którzy w 1986 r.
zrabowali rzeźby z relikwiarza. Niezwykle ciekawa jest historia ocalenia świętych szczątków podczas II wojny światowej
przez niemieckiego żołnierza.
Relikwiarz św. Wojciecha
Dzieje stosunków Polski i Niemiec często znaczył szczęk oręża. Jednak postać św. Wojciecha jednoczyła Polaków i
Niemców, przypominając im, że należą do tej samej wspólnoty Chrystusowej. Rozumiał to pewien niemiecki żołnierz Urban
Thelen,
który
ocalił
szczególnie
bliskie
Polakom
relikwie.
Na początku okupacji niemieckiej pieczę nad grobem św. Wojciecha sprawował Wikariusz Generalny Archidiecezji
Gnieźnieńskiej,
ks. Edward van Blericq. W lipcu 1941 r. Niemcy polecili mu opuścić Gniezno, grożąc, że w razie nieposłuszeństwa zostanie
wysłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Katedrę miało zająć gestapo. Nad spoczywającymi tu relikwiami zawisło
wielkie
niebezpieczeństwo.
Ks. van Blericq natychmiast porozumiał się z ks. Paulem Mattauschem z Inowrocławia, prosząc o pilne zabranie świętych
szczątków z Gniezna. Zadania tego podjął się sierżant Wehrmachtu Urban Thelen, katolik. Natychmiast pojechał do Gniezna,
gdzie odebrał od Wikariusza Generalnego zawiniętą dla niepoznaki w papier drewnianą skrzynkę, w której zostały złożone
relikwie. Jako podoficer armii niemieckiej bez kłopotu przewiózł bezcenny pakunek do Inowrocławia. Tu relikwie zamurowane przez ks. Mattauscha pod posadzką kościoła św. Michała - przetrwały bezpiecznie do końca wojny, mimo że
Niemcy usilnie ich poszukiwali.
W 1986 r. złodzieje zrabowali rzeźby z relikwiarza św. Wojciecha. Młodzi rabusie wykorzystali trwający w katedrze
gnieźnieńskiej remont, by niepostrzeżenie oderwać z wieka trumienki postać św. Wojciecha oraz figury aniołów - wszystkie
wykonane ze srebra. Zanim ujęto złodziei, przetopili srebrne blachy, lecz nie zdążyli pozbyć się łupu. Srebro odzyskano, a
dzięki szczegółowej dokumentacji cennego zabytku udało się wiernie odtworzyć zniszczone elementy sarkofagu. Dziś
wygląda on znów dokładnie tak jak ponad trzysta lat temu, gdy wyszedł spod ręki gdańskiego złotnika.
W duchowej więzi z męczennikiem
Wyrazem czci, jaką Polska od tysiąca lat otacza św. Wojciecha, są liczne miejsca jego kultu w całym kraju, których nie
sposób przedstawić w tak krótkim opracowaniu. Oprócz Gniezna, również wiele innych ośrodków życia religijnego łączy
duchowa więź z biskupem, który kiedyś przybył do nas z Pragi. Podróż św. Wojciecha do Polski miała bowiem wyjątkowy
charakter. Była początkiem jego pracy misyjnej. Przejeżdżając przez większe miejscowości biskup zatrzymywał się, by
głosić ludziom słowo Boże, a także udzielać sakramentów chrztu i bierzmowania. W pamiętnym 997 r. droga św. Wojciecha
ku ziemiom pogan prowadziła przez Gdańsk, gdzie misjonarz zatrzymał się na jakiś czas, by spotkać się z mieszkańcami
osady. Postępowała chrystianizacja ziem, które z perspektywy Rzymu czy nawet Pragi wydawały się wtedy jeszcze słabo
nasiąknięte nową wiarą. Dla ówczesnych gdańszczan spotkanie ze świętym mężem było z pewnością wielkim przeżyciem.
Dziś pamięć o tamtych zdarzeniach kultywowana jest m.in. w dwóch gdańskich sanktuariach.
GDAŃSK - ŚWIĘTY WOJCIECH
Sanktuarium stoi u stóp wzgórza, w miejscu - jak głosi tradycja - związanym z obecnością św. Wojciecha. Z gotycko barokowego kościoła na szczyt wzgórza prowadzi tzw. Wojciechowa Milenijna Droga Krzyżowa. Na szczycie wzgórza, w
miejscu, z którym tradycja wiąże pierwszy pochówek Świętego, wybudowano kaplicę.
Wnętrze sanktuarium św. Wojciecha w Gdańsku. Obraz w ołtarzu głównym
przedstawia Patrona śpiewającego Bogurodzicę. Dawna tradycja głosi, że to św. Wojciech napisał tę najstarszą polską pieśń
religijną.
ŚW. WOJCIECH NA KRAKOWSKIM RYNKU
Na Rynku Głównym w Krakowie stoi bardzo stary kościółek, noszący wezwanie św. Wojciecha. Tradycja mówi, że został on
wzniesiony w miejscu, gdzie praski biskup głosił kazanie do krakowskiego ludu. Według przekazu Jana Długosza, Kraków
był pierwszym miastem, w którym św. Wojciech zatrzymał się przybywszy do Polski.
W
uroczystościach z okazji 1000. rocznicy śmierci św. Wojciecha uczestniczyły rzesze mieszkańców miasta. Na zdjęciu:
procesja z relikwiarzem Męczennika udaje się do bazyliki Mariackiej na krakowskim Rynku.
MILENIJNE SANKTUARIUM CHRZCICIELA GDAŃSKA
Drugie gdańskie sanktuarium św. Wojciecha znajduje się w dzielnicy Gdańska zwanej Świbno. To wotum za tysiąclecie chrztu,
którego udzielił gdańszczanom św. Wojciech w Wielką Sobotę 27 marca 997 r. Powierzchnia sanktuarium liczy 1000 metrów
kwadratowych - każdy metr jest podzięką za jeden rok, który upłynął od misji Świętego w Gdańsku.
1000 lat później
Postać św. Wojciecha w oczywisty sposób była związana z wielkimi milenijnymi jubileuszami, z których pierwszym było
tysiąclecie Chrztu Polski. Ponad trzydzieści lat później dane nam było obchodzić tysięczną rocznicę męczeńskiej śmierci
jednego z głównych patronów Polski. Następnie dzieliły nas już tylko trzy lata od jubileuszu Zjazdu Gnieźnieńskiego wydarzenia, które przed tysiącem lat wprowadziło naszą Ojczyznę na drogę jedności z chrześcijańską Europą.
Gniezno, uroczystości milenium śmierci św. Wojciecha. Ojciec Święty całuje trumienkę z relikwiami Męczennika.
Święto polskiego Kościoła
Św. Wojciech w sposób szczególny patronował gnieźnieńskim obchodom milenium Chrztu Polski przypadającego na rok 1966.
Wszak to jego męczeństwo stało się posiewem wiary i legło u podstaw tworzącego się na ziemiach polskich Kościoła i państwa.
Trudno się zatem dziwić, że właśnie w Gnieźnie - grodzie pierwszych Piastów i pierwszej polskiej metropolii kościelnej zainaugurowano uroczystości jubileuszu tysiąclecia przyjęcia przez naszą Ojczyznę wiary Chrystusowej. Rozpoczęły się one Mszą
św. u grobu św. Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej 14 kwietnia 1966 r., dokładnie 1000 lat od dnia, w którym Mieszko I w imieniu
Polski przyjął chrzest. Główne obchody milenijne odbyły się 3 maja na Jasnej Górze.
Wojciechowe milenium
3 czerwca 1997 r. do Gniezna przybył cały Episkopat Polski, a także przedstawiciele konferencji episkopatów z wielu krajów
Europy oraz duchowni innych Kościołów. Wydarzeniem bez precedensu była obecność prezydentów siedmiu krajów,
których dzieje splotły się z życiem św. Wojciecha. W Gnieźnie spotkały się głowy państw z Polski, Czech, Niemiec, Węgier,
Słowacji,
Litwy
i
Ukrainy.
Jednak oczy wiernych zgromadzonych w Gnieźnie były skierowane przede wszystkim na najważniejszego gościa ceremonii Ojca Świętego Jana Pawła II. W związku z tak wyjątkowym jubileuszem Papież Polak osobiście przybył do grobu
Męczennika. W dniu głównych uroczystości z samego rana modlił się przy relikwiach Świętego. Następnie na placu św.
Wojciecha przewodniczył Eucharystii, w której oprócz wspomnianych wyżej dostojników wzięli udział pielgrzymi z Polski i
różnych stron świata. W sumie hołd Świętemu oddało 300 tys. ludzi. Ten wielki jubileusz odbił się szerokim echem również
poza granicami kraju. Okazał się wydarzeniem niosącym zaskakująco aktualne przesłanie dla współczesnej Europy
Jeszcze raz Gniezno
W roku 2000 minęło tysiąc lat od dnia, w którym cesarz Otton III, najpotężniejszy władca ówczesnej Europy, boso przyszedł
do grobu św. Wojciecha. Cesarz spotkał się wówczas z Bolesławem Chrobrym oraz legatem papieża Sylwestra II. To właśnie
wtedy po raz pierwszy pojawiła się idea zjednoczenia Europy w duchu chrześcijańskim. Tysiąc lat później św. Wojciech
znów skupił w Gnieźnie przywódców państw i hierarchów Kościoła. 12 marca 2000 r., w rocznicę Zjazdu Gnieźnieńskiego,
spotkali się w Gnieźnie prezydenci i premierzy Polski, Słowacji, Litwy, Węgier i Niemiec. Obecny był legat papieski kard.
Angelo Sodano, który przypomniał, że wspólny dom europejski potrzebuje silnego fundamentu, jakim jest Jezus Chrystus i
Jego Ewangelia. Kard. Sodano podkreślił także, że "w wielkim dziele budowy europejskiej wspólnoty ducha chce być
czynnie obecny Kościół". Do Gniezna zjechała także europejska młodzież, by obradować pod hasłem "Gniezno 2000 tradycja i przyszłość". To niezwykłe spotkanie miało na celu przypomnienie wspólnych korzeni religijnych i cywilizacyjnych
Europy oraz zastanowienie się nad wspólną przyszłością.
„Stajemy dziś przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie. W ten sposób znajdujemy się w centrum Wojciechowego milenium.
Przed miesiącem ów szlak Wojciechowy rozpocząłem w Pradze oraz Libicach, stamtąd bowiem pochodził Wojciech. A
dzisiaj jesteśmy w Gnieźnie - rzec można, w tym miejscu, gdzie dokończył on swego ziemskiego pielgrzymowania. Dziękuję
Trójjedynemu Bogu, że u schyłku tego tysiąclecia dane jest mi znów modlić się przy relikwiach św. Wojciecha, które są
największym
skarbem
narodu.
Ziarno, które obumrze, przynosi plon obfity. Jakże dosłownie spełniły się te słowa w życiu i śmierci św. Wojciecha. Jego
męczeńska krew, zmieszana z krwią innych polskich męczenników leży u fundamentów Kościoła i Państwa na ziemiach
polskich”. (Ojciec Święty Jan Paweł II, Gniezno 1997 r.)
„Święty
Wojciech jest ciągle z nami. Pozostał w piastowskim Gnieźnie i w powszechnym Kościele otoczony chwałą
męczeństwa. I z perspektywy tysiąclecia zdaje się dzisiaj przemawiać do nas słowami św. Pawła: "Tylko sprawujcie się w
sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja - czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka - mógł usłyszeć o
was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajcie się
zastraszyć przeciwnikom" (Flp 1, 27-28).
Świadectwo św. Wojciecha jest nieprzemijające, gdyż cechuje je przede wszystkim umiejętność harmonijnego łączenia
różnych kultur. Jako człowiek Kościoła zawsze zachowywał niezależność w niestrudzonej obronie ludzkiej godności i
podnoszenia poziomu życia społecznego. Z duchową głębią życia monastycznego podejmował służbę ubogim. Wszystkie te
przymioty osobowości św. Wojciecha sprawiają, że jest on natchnieniem dla tych, którzy dziś pracują nad zbudowaniem
nowej Europy, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych”. (Ojciec Święty Jan Paweł II, Gniezno 1997 r.)
Z Chrystusem w III tysiąclecie
Corocznie tysięczne rzesze młodych Polaków spotykają się na wspólnej modlitwie na polach Lednicy, nieopodal jeziora,
które w czasach Mieszka I było chrzcielnicą Polski. Lednica to też najstarsza siedziba piastowskiego rodu. Tradycja podaje,
że tutaj przyszedł na świat Bolesław Chrobry. Niewykluczone, że tędy wiódł szlak Ottona III udającego się z pielgrzymką do
Gniezna.
PP
Przejście przez Bramę-Rybę jest symbolicznym wkroczeniem z Chrystusem w trzecie tysiąclecie.
Lednicka ryba
Spotkania lednickie zainicjował dominikanin o. Jan Góra w okresie przygotowań Kościoła do obchodów Roku
Jubileuszowego 2000. Szukał miejsca, gdzie mógłby zorganizować modlitewne spotkania dla poznańskich studentów.
Zwrócił uwagę na ziemię nad Jeziorem Lednickim pozostałą po dawnym terenie należącym do PGR. Teren okazał się
wymarzony dla celu, któremu miał służyć: wszak tu dokonał się Chrzest Polski (z tego czasu zachowała się pradawna
chrzcielnica). O. Jan - zainspirowany słowami Ojca Świętego mówiącymi o Chrystusie jako bramie, przez którą musimy
wkroczyć w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa - wymyślił Bramę-Rybę. Po grecku "ryba" to "ichthys". Wyraz ten tworzą
pierwsze litery słów: Jezus Chrystus, Boży Syn, Zbawiciel. Na lednickich polach powstała zatem niezwykła konstrukcja o
kształcie ryby.
Radosna modlitwa
Młodzież po raz pierwszy spotkała się w Lednicy w roku 1997 - roku milenium śmierci św. Wojciecha. Już wtedy było
wiadomo, że lednickie spotkania nie ograniczą się tylko do poznańskich studentów. Zjechała tutaj młodzież - akademicka i ze
szkół średnich - z całej Polski. Okazało się, że bardzo wielu młodych poszukuje głębokiego przeżycia religijnego i chce
doświadczyć wspólnoty w Chrystusie. Trzeba tylko znaleźć język wiary, który mógłby do nich dotrzeć. I "Lednica" taki
język znalazła: przemówiła do młodzieży entuzjazmem, śpiewem, tańcem, obrazami oraz światłem. To miejsce promieniuje
modlitwą i radością. Z roku na rok na lednickie pola przyjeżdża coraz więcej wiernych.
Litania do św. Wojciecha
Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo, módl się za nami.
Święty Wojciechu, patronie nasz, módl się za nami.
Święty Wojciechu, męczenniku i wyznawco,
Święty Wojciechu, urodzony na czeskiej ziemi,
Wszelkimi cnotami ozdobiony,
Mężu według Serca Bożego,
Dobrym przykładem owocom swoim przyświecający,
Pasterzu gorliwie o zbawienie dusz Twojej owczarni dbający,
Złe obyczaje wykorzeniający,
Nad występkami ubolewający,
Wierny naśladowco Chrystusa Pana,
Węgrom, Prusom i Polakom światło wiary niosący,
U pogan wobec śmierci nieustraszony,
Wiarę Chrystusową męczeństwem potwierdzający,
Za słowo Chrystusa śmierć ponoszący,
Patronie i Opiekunie Ojczyzny naszej,
Patronie uciśnionych i ubogich ludzi,
Dobry Pasterzu,
Chwało i ozdobo Ojczyzny naszej,
Wzorze duchowieństwa,
Drogo do życia wiecznego,
Abyśmy z grzechów powstali, módl się za nami.
Abyśmy do stałości w wierze świętej powrócili,
Abyśmy otrzymali miłosierdzie za Twoją przyczyną,
Abyśmy żyjąc według przykazań Bożych, żywot wieczny otrzymali,
Abyśmy razem z Tobą Boga chwalili,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Przez zasługi świętego Wojciecha,
Chryste, wysłuchaj nas.
Módlmy się: Boże, Ty umocniłeś nasz naród w wyznawaniu Twego imienia przez nauczanie i chwalebne męczeństwo świętego
Wojciecha, biskupa. Spraw, prosimy, aby ten, który na ziemi głosił naszym przodkom wiarę, wstawiał się za nami w niebie. Przez
Chrystusa, Pana naszego, Amen.
Download