Z HISTORII PARAFII SAMOGOSZCZ 1 Z HISTORII PARAFII SAMOGOSZCZ Prezentowana praca jest zbiorem tekstów i zdjęć, przedstawiających historię parafii p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy oraz pochodzących z niej osób duchownych, które ukazały się w Gazecie Powiatu Garwolińskiego „Twój Głos”. Teksty przygotował i opracował Michał Kurach. Autor jest redaktorem działu „Historia lokalna” Gazety Powiatu Garwolińskiego „Twój Głos”, odznaczonym przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej i Osób Represjonowanych Medalem „Pro – Patria”. 2 Spis treści Ojciec Jacek Pyl - 4 Misjonarz mariański, który złączył swoje życie z Brazylią - 7 Praca misyjna księdza Jana Glicy w Brazylii - 11 O życiu zakonnym w Stanach Zjednoczonych opowiada siostra Eugenia Lidia Zięcina - 13 Historia duchownego z naszego powiatu - 18 800. letnia historia Samogoszczy - 20 Konsekracja kościoła w Samogoszczy według zapisków w kronice parafialnej - 23 Początki parafii w Samogoszczy - 25 Niespodziewane odkrycie w kościele parafialnym w Samogoszczy - 27 Dzieciństwo matki Daniela Olbrychskiego w Podzamczu, Samogoszczy i Podłężu - 29 3 Ojciec Jacek Pyl 20 czerwca 1988 roku z rąk arcybiskupa Jerzego Stroby otrzymał święcenia prezbiteriatu Ojciec Jacek Pyl pochodzi ze wsi Podłęż. Powołanie zakonne dojrzewało w nim podczas nabożeństw w rodzinnym kościele parafialnym w Samogoszczy. Przez wiele lat sprawował posługę kapłańską na Ukrainie. W listopadzie b.r. został mianowany przez papieża Benedykta XVI biskupem pomocniczym diecezji odesko – symferopolskiej. Ojciec Jacek Pyl przyszedł na świat 17 sierpnia 1962 roku w Garwolinie. Dzieciństwo spędził na tzw. Powiślu, administracyjnie należącym do gminy Maciejowice. Jego rodzinną parafią była jednostka kościelna w Samogoszczy, wchodząca w skład dekanatu łaskarzewskiego, diecezji siedleckiej. Prawdopodobnie to w kościele p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej kiełkowało w nim chrześcijańskie zaproszenie do służby Bogu i ludziom. Kluczowe znaczenie dla przyszłego pomocniczego zwierzchnika diecezjalnego odnalezienia w sobie powołania miało na pewno środowisko domowe, blisko związane z miejscową wspólnotą parafialną. Posłudze kościelnej poświęciło się także 2. rodzeństwa Ojca Jacka. Jego brat Wojciech przez wiele lat prowadził działalność misyjną w Kamerunie, a siostra Katarzyna została zakonnicą. Mając 15 lat duszpasterz rozpoczął naukę w Niższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Markowicach koło Strzelna, miejscowości dzisiaj leżącej w województwie kujawsko – pomorskim. Tam postawił złączyć swoje życie z zakonem. Okres próbny dla kandydata, poprzedzający wstąpienie do zgromadzenia odbył na Świętym Krzyżu. Miejsce na Łysej Górze zajmuje szczególne miejsce na mapie polskiego chrześcijaństwa. To w tamtejszym klasztorze przechowywane są relikwie drzewa Świętego Krzyża, notabene od którego swoją nazwę wzięły Góry Świętokrzyskie. Tam też znajduje się muzeum misyjne ojców oblatów oraz pobenedyktyński kościół wraz z klasztorem. Po odbyciu nowicjatu, który rozpoczął w 1981 roku, dzisiejszy biskup nominat poświęcił się studiom w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze, miejscowości położonej niedaleko Wolsztyna, administracyjnie wchodzącego w skład województwa wielkopolskiego. 8 września 1981 roku złożył pierwsze śluby zakonne, a w wieku lat 24 wieczystą profesję zakonną. 20 czerwca 1988 roku z rąk arcybiskupa Jerzego Stroby otrzymał święcenia prezbiteriatu (święcenia kapłańskie), po których zaczął sprawować obowiązki socjusza nowicjatu na Świętym Krzyżu, wspierając magistra zgromadzenia, a na co dzień zajmując się sprawami liturgicznymi i porządkowymi. W wieku 28 lat duchowny rozpoczął sprawowanie swojej posługi za nasza wschodnią granicą. Był to okres burzliwych zmian ustrojowych w tzw. Bloku Wschodnim oraz rok, w którym Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka ogłosiła suwerenność. O trudności misji powierzonej Ojcu Jackowi Pylowi może świadczyć fakt, iż na początku lat 90. ukraiński kościół miał za sobą dziesięciolecia prześladowań, w czasie których świątynie nierzadko zamieniano na spichlerze i magazyny, a duchownych poddawano różnego rodzaju prześladowaniom i inwigilacji. Drugi problem stanowił fakt, iż zwierzchnictwo kościołów 4 wschodnich uznawało tereny Ukrainy za ich naturalny obszar wpływów, obrządek łaciński uznając na tym terenie za niepożądany. W okresie od 1997 roku przez okres 6. lat, na który składały się 3 kolejne kadencje Ojciec Jacek sprawował obowiązki przełożonego Delegatury Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w kraju dorzecza Dniepru, który był niejednokrotnie trudnym terenem misji ewangelizacyjnej. W Obuchowie koło Kijowa zbudowano nowicjat Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Ukrainie oraz kościół parafialny i klasztor, przy powstaniu których najbardziej zaangażowani byli ojcowie Piotr Bielewicz i Sebastian Lorenc. Kamień węgielny świątyni przywieziono z Bazyliki Świętego Jana na Lateranie w Rzymie. Duszpasterska posługa oblatów w Kijowie złączona była z kościołem św. Mikołaja, powstałym ze składek naszych rodaków, będącym jednak w dyspozycji państwowej administracji, która uczyniła z niego „dom muzyki organowej i kameralnej”. W pobliżu świątyni wybudowano biurowiec, który częściowo zaburzył równowagę obiektu. Władze diecezjalne interweniowały u władz miejskich w sprawie oddania budowli kościołowi. Lokalna wspólnota wiernych protestowała przeciw zawłaszczeniu świątyni przez państwo i uczynieniu z niej obiektu świeckiego. W akcji brali udział m.in. ówczesny nuncjusz apostolski na Ukrainie abp Mikołaj Eterowicz oraz biskup pomocniczy diecezji kijowsko – żytomierskiej, Stanisław Szyrokardiuk. Protesty odbywały się także przed budynkiem Urzędu Rady Miejskiej. Do niedawna Ojciec Jacek zajmował się przewodnictwem duchowym w parafii p.w. Świętego Michała Archanioła w Tywrowie na wschodnim Podolu, wchodzącym w skład diecezji kijowsko – żytomierskiej. 23 listopada 2012 roku papież Benedykt XVI doceniając jego gorliwą posługę mianował go biskupem pomocniczym diecezji odesko – symferopolskiej. Jednocześnie Ojciec Święty wyznaczył oblatowi na stolicę tytularną Novasinna (Nova Sinna), będącą katolickim biskupstwem honorowym; historycznym centrum diecezji w rzymskiej prowincji Numidia. Ojciec Jacek Pyl odwiedza rodzinną parafię p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy nader często. Był w niej także tego lata. Podczas swoich wizyt zarysowuje miejscowym wiernym problemy z jakimi muszą się stykać wyznawcy obrządku łacińskiego na Ukrainie. Swoją posługę misyjną wzbogaca ponadto uczestnicząc w różnego rodzaju zjazdach i kongresach przybliżających słuchaczom temat kościoła poza granicami Polski. Jedną z takich konferencji było odbywające się w październiku 2005 roku międzynarodowe sympozjum naukowe noszące temat „Zaangażowanie duchowieństwa polskiego na rzecz kościoła katolickiego na Wschodzie (Ukraina)”. Zjazd organizowany był przez Instytut Badań nad Polonią i Duszpasterstwem Polonijnym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego we współpracy z Wyższą Szkołą Humanistyczną w Pułtusku i Oddziałem Lubelskim Stowarzyszenia "Wspólnota Polska". Ojciec Jacek publikował także swoje teksty w „Misyjnych Drogach”, dwumiesięczniku opisującym pracę ewangelizacyjną, przede wszystkim skupiającą się na kreśleniu zadań posługi Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Data konsekracji biskupa nominata zaplanowana jest na 5 stycznia 2013 roku. Przewodniczącym podniosłej uroczystości będzie pierwszy katolicki biskup odesko – symferopolski, Bronisław Bernacki. Konsekratorami pomocniczymi nabożeństwa legitymizującego władzę biskupią przekazaną w hierarchii kościelnej od apostołów (sukcesja 5 apostolska) będą arcybiskup metropolita lwowski, Mieczysław Mokrzycki oraz arcybiskup, sprawujący jednocześnie obowiązki nuncjusza apostolskiego na Ukrainie, pochodzący ze Stanów Zjednoczonych, Thomas Edward Gullickson. Przed biskupem nominatem stoi wiele wyzwań, do których należy m.in. scementowanie wspólnoty polskich katolików w południowo – wschodniej Ukrainie oraz stawienie czoła sekularyzacji lokalnego społeczeństwa. Wchodząca w skład archidiecezji lwowskiej rzymskokatolicka diecezja odesko – symferopolska istnieje od 2002 roku. Jednostka erygowana została przez papieża Jana Pawła II. Kościołem katedralnym diecezji jest świątynia p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Odessie. Na terenie obszaru, rozpościerającego się na około 40.% terytorium Polski, mieszka niemal 16,5 tys. katolików, którzy stanowią zaledwie 0,02 % liczącej około 10 mln ludzi diecezji, zarządzanej przez biskupa diecezjalnego Bronisława Bernackiego. Skupia ona 29 parafii, należących do 5. dekanatów, w których posługę kapłańską sprawuje blisko 50 księży, w tym 4. diecezjalnych i 8. zakonnych. Władza diecezji wykonywana jest w obwodach odeskim, mikołajowskim, chersońskim, kirowogradzkim i symferopolskim (krymskim, krzymskim). Ojciec Jacek Pyl, biskup nominat diecezji odesko – symferopolskiej na Ukrainie (www.koden.com.pl) Tekst pochodzi z roku 2012 6 Misjonarz mariański, który złączył swoje życie z Brazylią Został proboszczem w Adrianopolis Ksiądz Jan Glica od wielu lat prowadzi działalność ewangelizacyjną w Ameryce Południowej. Jego praca na niejednokrotnie dziewiczych terenach często była pionierskim zdobywaniem wiernych dla kościoła i niesieniem zdobyczy cywilizacji tubylczym ludom. Duchowny przyszedł na świat 31 dnia sierpnia 1935 roku w Bączkach, niewielkiej wsi leżącej w gminie Maciejowice. Chodził do szkoły podstawowej w Samogoszczy, po czym uczęszczał do liceum ogólnokształcącego. W wieku 17 wstąpił do nowicjatu Księży Marianów w Skórcu, stanowiącego okres próbny dla kandydata, poprzedzającego jego wstąpienie do zakonu. Od 1953 roku, przez 2 lata pobierał nauki w stołecznej szkole średniej, gdzie zdał maturę. Przebywał w praskim domu zakonnym, mieszczącym się na ulicy wileńskiej. Przez 2 lata studiował filozofię w warszawskim Seminarium Metropolitarnym. Czteroletnie studia teologiczne kontynuował we włocławskim Wyższym Seminarium Duchownym. Był to okres wzmożonych prześladowań kościoła katolickiego przez umacniającą się w kraju władzę komunistyczną. Zajął się nauką języka portugalskiego w jego brazylijskiej odmianie W wieku 28 lat diakon trafił do Góry Kalwarii, gdzie przez 4 lata pracował jako nauczyciel religii młodzieży. Święcenia kapłańskie przyjął 28 dnia czerwca 1964 roku z rąk warszawskiego księdza biskupa, Jerzego Modzelewskiego. 30 września 1968 roku kapłan wyjechał na misje do Brazylii, które w znacznej mierze zdeterminowały jego życie. - „Jedzenie mamy proste, ale zdrowe. Doskonały jest miód z tutejszych kwiatów. Cukier bywa tylko trzcinowy i trzeba go sypać „furami”, aby coś osłodzić. Za to jest dużo owoców, chociaż cytryn i pomarańcz niewiele się tu używa. Kiełbaski się nie jada, za to dużo wołowiny. Mamy kartofle, a także ogórki i chleb polski. Chleb przynoszą nam wierni polskiego pochodzenia” – czytamy fragment listu misjonarza opowiadający o jego spotkaniu z dalekim krajem. W 700. tysięcznym mieście Kurytyba, będącym stolicą stanu Parana, ksiądz pod okiem miejscowego pedagoga zajął się nauką języka portugalskiego w jego brazylijskiej odmianie. Trud ten był niezbędny, aby móc się porozumieć z wiernymi. W parafii p.w. świętego Jerzego w Kurytybie duszpasterz podjął się zadania prowadzenia pracy ewangelizacyjnej i organizacyjnej. W zjednaniu sobie przychylności lokalnej wspólnoty pomocne były dla niego wszechstronne uzdolnienia muzyczne. Umiał bowiem grać na gitarze i skrzypcach. Pisał pamiętniki i listy, które są skarbnicą wiedzy o pracy misjonarza w Kraju Kawy. Malował przy tym obrazy i urządzał wnętrza. W stolicy stanu Parana postawił domy zakonny i duszpasterski, a także zrealizował wykończenie wnętrza świątyni, w której pracował. W Kurytybie prowadził działalność apostolską przez 10 lat. - „Obecnie robimy tak zwane levantamento da paroquia, czyli spis ludności parafii. Najgorzej jest w domach czarnoskórych parafian. Są tam całe tuziny dzieci i nikt nie pamięta, kiedy się urodziły, czy były ochrzczone, jak się pisze ich nazwiska, imiona. Niekiedy taki dom jest podobny do drewnianej skrzyni lub wagonu towarowego pełnego życia. Wiele jest też domów zamożnych, czystych, których właściciele należą do innych narodowości” – 7 poznajemy kontrasty Parany przedstawione w liście z 1970 roku kierowanym do przełożonego domu zakonnego w Górze Kalwarii. Wychodził z domu o godzinie 7.00 rano, a wracał o 21.00 W 1978 roku ksiądz podjął wyzwanie znacznie trudniejsze. Trafił bowiem do brazylijskiego interioru, terenu w dużej mierze odciętego od zdobyczy cywilizacji, a przy tym pozbawionego kontaktu z kościołem. Miejscowa ludność nie miała żadnego pojęcia o religii, przy czym jednak znakomita większość z nich przyznawała się do kościoła katolickiego. Dotarcie do dziewiczych terenów było dla Watykanu ważne z tego względu, iż na nieodkrytych dla zachodniego świata terenach miała miejsce walka o dusze wiernych z rozwijającym się na tych terenach protestantyzmem i wyrosłych z niego licznych sekt. Tubylcy często wyznawali spirytyzm, religie animistyczne oraz praktykowali wierzenia pochodzące z Czarnego Lądu, przywiezione przez ludzi z Afryki na kontynent południowoamerykański do niewolniczej pracy, takie jak makumba, umbanda i candomble. Często zastana wiara mieszała się z katolicyzmem, tworząc religijny koloryt brazylijskiej prowincji. - „Wczoraj była niedziela. Jak dla każdego księdza, tak i dla mnie, niedziela jest najbardziej pracowitym dniem w tygodniu. Wychodzę z domu o godzinie 7.00 rano i wracam o godzinie 21.00. korzystając ze specjalnego pozwolenia, odprawiam w niedzielę pięć mszy świętych w różnych kaplicach, rozsianych na obszarze naszej misyjnej parafii w Adrianopolis. Praca jest wyczerpująca fizycznie i psychicznie ze względu na klimat i różne okoliczności, o których już pisałem przy innych okazjach. Wystarczy zauważyć, że w takim dniu trzeba przestać na nogach około dwunastu godzin, a resztę czasu spędzić w samochodzie na drogach pełnych wybojów i zakrętów. Z koszuli na plecach zostaje zazwyczaj mokra harmonijka.” – czytamy fragment listu kapłana kierowany do księdza Bernarda Backiela, redaktora „Róż Maryi” w USA. Zdobyte umiejętności przenosił do Brazylii Działalność misyjna w Paranie była doprawdy pionierską. W parafii nie było żadnego kościoła, ani kapliczki. Księża trafiali w dziewiczy rejon raz na kilka lat i „hurtowo” chrzcili dzieci oraz udzielali sakramentów małżeństwa. Ksiądz Jan Glica został proboszczem w Adrianopolis, przy czym jego praca polegała na obsłudze 25 placówek dojazdowych, tak że czasami odprawiał msze od rana do wieczora. Zaprojektował 7 kaplic, które z pomocą miejscowej ludności udało mu się pobudować. W 1983 roku ponownie trafił do stolicy stanu Parana, gdzie w dzielnicy Novo Mundo wybudował kościół i dom parafialny. Został proboszczem parafii świętej Rodziny. Opiekował się grupami ruchów odnowy życia chrześcijańskiego. Opracował śpiewniki „Cantos Pastorais” i „Śpiewnik na Adwent i Boże Narodzenie”. - „Święta Bożego Narodzenia przypominają mi szczególnie Górę Kalwarię, gdzie stawiałem pierwsze kroki po święceniach kapłańskich i gdzie pracowaliśmy razem na niwie duszpasterskiej i dekoratorskiej. Zdobyte tam umiejętności przeniosłem do Brazylii i obecnie – jak dawnej – jestem zajęty próbami śpiewu kolęd z dziećmi (to coś nowego) i świąteczną dekoracją kościoła. W tym roku wprawdzie jeszcze nie mam kościoła, ale prymitywny barak, który przypomina stajenkę betlejemską. Zawieszę w nim gwiazdy i aniołów, aby było milej Bożemu Dzieciątku. Dzieciarni zebrała się cała gromada i drze gardła na „Gloria” i Noite feliz” – opisuje miejscową wspólnotę modlitewną kapłan w liście 8 z 1995 roku. Ksiądz Jan Glica przez rok zgłębiał tajniki funkcjonowania sanktuarium Miłosierdzia Bożego w amerykańskim Stockbridge (stan Massachusetts), tak aby przenieść wzorce zastane w USA na grunt brazylijski. Wiązało się to z faktem, iż księża marianie uznali szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego w Kraju Kawy za swój priorytet, czego ważnym elementem było wzniesienie w Kurytybie ośrodka kultu Miłosierdzia Bożego. W 1992 roku ksiądz Glica dostał ziemię na peryferiach stolicy stanu Parana pod budowę Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Dwa lata później erygowano tam parafię i sanktuarium, której duchowny został proboszczem. Ksiądz Jan Glica na tle brazylijskiego buszu 9 Kaplica wybudowana przez księdza Jana Glicę w Barra Grande Ksiądz Jan Glica (pierwszy z prawej) z grupą Marianów z Kurytyby Materiały i zdjęcia otrzymane dzięki uprzejmości siostry kapłana, Stefanii Cholewa z Podłęża. Serdecznie dziękujemy Tekst pochodzi z roku 2014 10 Praca misyjna księdza Jana Glicy w Brazylii Msza odbywała się pod drzewem rozłożystej figueiry Urodzony w Bączkach ksiądz Jan Glica od wielu lat sprawuje posługę kapłańską w Kraju Kawy. Misje duchownego na zachodniej półkuli od początku determinowały pionierskie warunki. Działalność duszpasterska w południowoamerykańskim interiorze wymagała wiele poświęceń i wyrzeczeń. Odbywała się w rzeczywistości deficytu jakichkolwiek udogodnień. Brakowało w niej świątyń, plebanii, ołtarzy, ławek czy elektryczności. W czasie gdy ksiądz Jan Glica przejmował misję w Adrianopolis (stan Parana), sześć znajdujących się w niej miejscowości dysponowało kaplicami. Obiekty te dalece odbiegały od wyobrażeń o miejscach kultu religijnego znanych w Europie. Były to kameralne, wykonane z drewna lub gliny, pomieszczenia. W połowie lat 90. w misji w Adrianopolis znajdował się kościół parafialny oraz 23 wspólnoty katolickie, tzw. punkty. Znaczna część odprawianych przez duchownego nabożeństw miała miejsce pod chmurami lub jedynie w cieniu drzew. Obie z możliwości stwarzały wiele problemów. - „Nie możemy tutejszych traw, drzew i buszu porównać do europejskich czy północnoamerykańskich, gdzie na trawie, w cieniu drzew można spokojnie odpocząć, a nawet położyć się i zasnąć. W tutejszych trawach, często wysokich do pasa, jest pełno robactwa, różnych gatunków mrówek, pająków, a także jadowitych węży. Nawet psy i inne zwierzęta ostrzeżone przez instynkt nie chcą się położyć na trawie, lecz obierają na legowisko środek drogi albo czysty plac”- czytamy we wspomnieniach duchownego. Miejscowość nikogo nie zachęcała do odwiedzin Inne niedogodności zakłócające sprawowanie Eucharystii i udzielanie sakramentów świętych wiązały się ze specyfiką życia brazylijskich miejscowości rozpostartych w tropikalnym buszu. - „Jeżeli już mowa o zajęciach duszpasterskich pod gołym niebem, to wspomnieć należy o takich utrudnieniach, jak: rżenie koni, ujadanie psów, śmiechy i pokrzykiwania podpitych mężczyzn, świnie wałęsające się często po placu, ogólny jarmarczny gwar”- poznajemy południowoamerykańską specyfikę w jednym z listów kapłana. Praca księdza była bardzo trudna, a kontakt z wiernymi marginalny. Kapliczki wbrew pozorom nie stanowiły ostoi wytchnienia. Było w nich bardzo gorąco, a słowa w niej wypowiadane nie docierały do ludzi stojących na zewnątrz, notabene którzy byli zajęci wszystkim innym poza aktywnym uczestnictwem w mszy. - „Pamiętam taką wizytę duszpasterską w Varginha. Stara, waląca się kapliczka mierzyła 5 metrów na 3 metry. Służyła raczej do przechowywania figurek i świętych obrazów niż do czynności liturgicznych. Jeżeli warunki klimatyczne pozwalały, wszystko odbywało się na zewnątrz, pod drzewem rozłożystej figueiry. Już dawno nie było księdza w Varginha. Dostęp do tej miejscowości jest bardzo trudny. Położona za siedmioma górami i za siedmioma rzekami w dosłownym znaczeniu, nikogo nie zachęcała do odwiedzin” – pisze ksiądz Jan Glica. W 1979 roku w Varginha powstała kaplica Świętego Rocha Informacja o pojawieniu się kapłana była wielkim wydarzeniem w okolicy odciętej od świata. Odbywały się wówczas chrzty, spowiedzi i udzielanie sakramentów, a wszystko 11 to w atmosferze niebywałego rozgardiaszu. Sytuacja ta wymuszała improwizację i adaptowanie na brazylijski grunt nowych form sprawowania liturgii. - „Kilku pianych wieśniaków tuż obok, pod glinianą karczmą, darło się na całe gardło i przeklinało, na czym świat stoi. Pod stolikiem, który służył za ołtarz warczały psy walczące o miejsce. Niedaleko wieprzki tarzały się w kałuży błota. Naród na wpół dziki, z nożami i rewolwerami u pasa otaczał mnie szczególnie ze wszystkich stron. Każdy czegoś chce, o coś pyta. Najgorsze, że wszyscy naraz. Myślałem wtedy, że oszaleję” – czytamy we fragmencie książki księdza Jana Glicy – „Oczarowany misjami”. Praca kapłana niejednokrotnie miała miejsce od świtu do zmierzchu, a przy tym bez jedzenia i picia. Czasami pojawiały się momenty zwątpienia. W 1979 roku w Varginha powstała kaplica Świętego Rocha. Zrealizowanie inwestycji było możliwe dzięki funduszom pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych, wsparciu Adveniatu i lokalnej wspólnoty. Trudności w budowie determinowały kapryśne warunki pogodowe, całkowity brak infrastruktury drogowej oraz duże amplitudy wysokości terenu. - „W świetle reflektorów samochodu odbył się rozładunek siedmiu tysięcy cegieł. Jednak światło sprowadziło robactwo i ćmy, które wprost uniemożliwiały pracę. Inne transporty odbywały się prawie o świcie, kiedy jest względnie chłodno, bo inaczej woda w chłodnicach samochodów zaczynała się gotować. Przystanek na długich, stromych podjazdach nie był możliwy – samochód nie miał siły ruszyć z miejsca. W jednym z takich wypadków musieliśmy rozładowywać samochód” – pisze misjonarz w swoich wspomnieniach. Pisemne relacje księdza Jana Glicy przedstawiają wiele innych osobliwych przeżyć wiążących się z pracą duszpasterską kapłana w Brazylii. Ich lektura jest pasjonująca. Ksiądz Jan Glica – misjonarz mariański pracujący w Brazylii Materiały i zdjęcia otrzymane dzięki uprzejmości siostry duchownego, Stefanii Cholewa z Podłęża. Serdecznie dziękujemy Tekst pochodzi z roku 2014 12 O życiu zakonnym w Stanach Zjednoczonych opowiada siostra Eugenia Lidia Zięcina Pracowała w Waszyngtonie i Baltimore Siostra Eugenia Lidia Zięcina należy do Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Od kilku lat pracuje przy Bazylice Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Waszyngtonie. Mieszkanka Lewikowa powołanie do życia zakonnego odnalazła wśród bliskich sobie osób i w otaczającej ją przyrodzie. - Helena Dąbrówka, mojej mamy rodzona siostra, była w zakonie, ponadto siostry Służki rezydowały w pobliskiej Samogoszczy. Jako młoda osoba nie myślałam o wyborze zakonnej drogi życiowej, ale pociągała mnie pobożność, rozumiana jako prosta wiara rodziców i dziadków. Bardzo lubiłam wystawienie Najświętszego Sakramentu w kościele. Ta wiara płynęła z serca. Imponowała mi cisza. Szukałam czegoś głębszego w życiu, a na to potrzeba było więcej czasu. W końcu zaczęłam utrzymywać kontakt z siostrami. Ciocia była w Mariówce i choć nie przyjeżdżała często, to jednak opowiadała o modlitwie, o powołaniu, o poświęceniu. Nie o izolacji, ale o życiu wśród ludzi, gdyż przecież jesteśmy urodzeni dla świata – wspomina. Siostra Eugenia pierwsze kroki w życiu zakonnym stawiała w rodzinnych stronach. Nie myślała wówczas o Ameryce. - Siostra Jadwiga Fila, przełożona w Samogoszczy, zapytała mnie czy nie chciałabym do nich przystąpić. Skończyłam 18 lat w styczniu i napisałam, że chcę iść. 10 września przyjechała po mnie ciocia i pojechałam do Mariówki. 11 października 1962 roku zaliczyłam pierwszy stopień przyjęcia, aspiracji, a był to dzień otwarcia soboru watykańskiego w Rzymie. Pomyślałam, że nie ma już odwrotu, bo jak ktoś przyłoży ręce do pługa i się odwraca wstecz, oglądając za tym co zostawił, to nic z tego nie wyjdzie. Ja się już nie zastanawiałam, tylko szłam, bo trzeba było wolę Bożą spełniać – przytacza fakty z przeszłości. W zgromadzeniu od sióstr wymagane było posłuszeństwo względem przełożonych, odpowiadających za poszczególne formacje. - Byłam 8 lat w Mariówce, po czym zaproponowali mi wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Tam nasze siostry zostały zarejestrowane w roku 1935, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się w roku 1932. Gdybym przed pójściem do zgromadzenia wiedziała, że wyjadę do USA, to pewnie bym zrezygnowała. W dzieciństwie mieszkałam na koloniach Lewikowa. Byłam przywiązana do ziemi, do Lewikowa, do Samogoszczy, do Lipnik. Nie było wówczas możliwości podróżowania. Cieszyłam się lasem, przyrodą i prawdopodobnie w tym odkryłam swoje powołanie. Wystraszyłam się tym wyjazdem. Przełożeni zaproponowali go jeszcze jednej siostrze, Wiesławie. Wówczas uznałyśmy, że taka jest wola Boża i pojechałyśmy. Tłumaczyłyśmy sobie, że jedziemy do naszego domu. Pierwszym siostrom było znacznie trudniej, gdyż pojechały w nieznane. Myśmy wyjechały w 1979 roku – relacjonuje członkini bezhabitowego zgromadzenia. Pracowała przy Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia w Waszyngtonie 13 Siostra Eugenia Lidia w zgromadzeniu zdała maturę. Do pracy w Stanach Zjednoczonych konieczne okazało się przyswojenie języka angielskiego. Siostry pod opieką miały dom starców i przedszkole. Aby pracować w tych placówkach, niezbędnym było nabycie wielu umiejętności. - Najpierw przydzielili mnie do szkoły. Lubiłam pracę z dziećmi. Nigdy za to nie miałam powołania do pielęgniarstwa. W 1977 roku skończyłam 4 – letni college, potrzebny do nauki w przedszkolu. Nie podjęłam nauki od razu, gdyż przede mną były starsze siostry, a poza tym w domu zawsze było coś do zrobienia. Przez pewien czas byłam w domu prowincjalnym. Na rok poszłam do bazyliki w Waszyngtonie. To jest Narodowe Sanktuarium Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia. W latach 1987 – 2003 pracowałam z dziećmi. Miałam 20 – osobową grupę 3 – latków. Sióstr było coraz mniej. Nasz budynek miał ponad 100 lat i wymagał gruntownego remontu, dlatego zgromadzenie postanowiło przedszkole zamknąć. Blisko Waszyngtonu przypadał nam dom starców. Byłam tam 2 lata. Potem zaszła potrzeba pójścia do bazyliki, która jest największym kościołem katolickim w Ameryce – mówi. Zgromadzenie Sióstr Służek NMP Niepokalanej w USA funkcjonuje bardzo prężnie. Ma pod opieką dom starców. Siostry pracują także w Cleveland, mieście leżącym w stanie Ohio. Tam odwiedzają pacjentów, towarzyszą chorym w klinice rakowej, gdzie ludzie odchodzą do wieczności. - W Stanach Zjednoczonych osoby do kościoła uczęszczają z przekonania. Wiernych jest bardzo dużo, chociaż ich liczba na przestrzeni ostatnich lat nieznacznie spadła. W naszej bazylice jest ich nadal sporo, zwłaszcza w czasie dużych świąt. Dawniej, jak patrzyłam na polskie kościoły, w miejscu gdzie mieliśmy przedszkole, większość ludzi chodziła na msze, bo mieszkali blisko świątyni. To były osoby pochodzenia polskiego. Tam było bardzo dużo polskich kościołów. Potem, jak Polacy się trochę dorobili, to wyjeżdżali poza miasto i wtedy mniej przyjeżdżali do kościołów polskich, gdyż mieli daleko. Chodzili do parafii, które znajdowały się w pobliżu ich nowych miejsc zamieszkania – relacjonuje członkini zgromadzenia. Bazylika znajduje się na terenie katolickiego uniwersytetu Siostra Eugenia Lidia nie dostrzega wyraźnych różnic między życiem religijnym Amerykanów i Polaków. Zauważalne dla niej jest natomiast powszechne uwielbienie w USA dla postaci Jana Pawła II. - Ojca Świętego pokochali od razu. Jeździł po skupiskach polonijnych. Pamiętam, jak przyjechał tam w 1976 roku jako kardynał, to wszędzie mile go widziano i witano. W Waszyngtonie 7 października 1979 roku miał mszę świętą na placu koło Kapitolu i pomnika Jeffersona. Jak był z wizytą to towarzyszyły mu rzesze wiernych, nie koniecznie katolików. Mojemu spotkaniu z Ojcem Świętym towarzyszyło wielkie przejęcie. Byłam zdenerwowana, ale jednocześnie szczęśliwa, że mogę uścisnąć dłoń głowie kościoła powszechnego – opowiada. Waszyngton i Baltimore są największymi skupiskami społeczności murzyńskiej w całych Stanach Zjednoczonych. Afroamerykanie stanowią istotną część lokalnego życia religijnego. - Ostatnio mieliśmy uroczyste dziękczynienie za kanonizację Jana Pawła II i Jana XXIII. Nasza bazylika znajduje się na terenie katolickiego uniwersytetu. W pobliżu za kardynała Majdy postawili Dom Kultury Jana Pawła II. Nie zdał on egzaminu i były spore trudności z jego utrzymaniem. Kardynał Detroit postanowił obiekt sprzedać. Kupili go Rycerze 14 Kolumba, którzy są poświęceni eucharystii i papieżowi. 11 lipca b.r. było uroczyste otwarcie budynku. Tam będzie Centrum Świętego Jana Pawła II. Z tyłu bazyliki kardynał Donald Wuerl założył mniejsze seminarium Jana Pawła II – wspomina siostra zakonna. Polaków w mieście leżącym w Dystrykcie Kolumbii, na granicy stanów Maryland i Virginia, nie ma zbyt wielu. W stolicy Stanów Zjednoczonych odnajdujemy natomiast sporo potomków naszych rodaków w kolejnym pokoleniu, bardzo luźno powiązanych z krajem nad Wisłą. - W Waszyngtonie w pobliżu naszej bazyliki znajduje się polska parafia Świętego Maksymiliana Kolbe i Matki Boskiej Częstochowskiej, którą obsługują Chrystusowcy. W naszej bazylice jest natomiast kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej. Znajduje się w niej postać Czarnej Madonny, którą Afroamerykanie czczą ze względu na kolor Matki Bożej. Przynoszą kwiaty i palą świece – podsumowuje siostra Eugenia Lidia. Spotkanie siostry Eugenii Lidii Zięciny z Janem Pawłem II. Waszyngton rok 1992 15 Ochronka w Baltimore, 1995 rok. Pierwsza z lewej w górnym rzędzie stoi siostra Eugenia Lidia Zięcina Bazylika Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Waszyngtonie 16 Wizyta papieża Benedykta XVI w bazylice Niepokalanego Poczęcia NMP w Waszyngtonie 16 IV 2008 roku. Dary papieżowi wręczają siostry służki NMP Niepokalanej. Pierwsza z lewej podająca piuskę siostra Eugenia Lidia Zięcina Tekst pochodzi z roku 2014 17 Historia duchownego z naszego powiatu Działalność kapłana zwróciła uwagę władzy, dla której stał się postacią niewygodną Ksiądz Tadeusz Kurach urodził się 11 marca 1943 roku we wsi Ostrów, w gminie Maciejowie. Powołanie do służby Bożej sprawiło, iż swoje życie złączył z Pomorzem. Tam w czasie stanu wojennego wspierał opozycję demokratyczną. Przyszły duchowny ukończył szkołę podstawową w Samogoszczy. W wieku 13 lat rozpoczął czteroletnią naukę w seminarium niższym w Wejherowie. Przez następnych sześć lat kształcił się w pelplińskim seminarium duchownym. Po otrzymaniu święceń kapłańskich przebywał na placówkach Gruta, Radzyń Chełmiński, Golub - Dobrzyń, Chwaszczyno, Matarnia, Starogard Gdański, Iłowo. 1 lipca 1978 roku został wikariuszem gdyńskiej parafii p.w. Najświętszego Serca Jezusowego. Obok ks. prałata Hilarego Jastaka czynnie wspierał Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Udzielał schronienia ludziom walczącym z komunistyczną władzą, a także wszelkimi sposobami starał się wspierać materialnie osoby ubogie i nie radzące sobie z trudami dnia codziennego. Brał udział w zebranych organizowanych w stoczni, która nosiła wówczas imię Lenina. Miejscowa plebania stanowiła miejsce, w którym gromadzono i rozprowadzano ulotki wspierające podziemną opozycję demokratyczną oraz książki, które dla panującej w kraju „jedynie słusznej partii” były zagrożeniem. W grudniu 1980 roku ksiądz Kurach patronował dwóm przedstawieniom, łączącym cechy literackie z patriotyczno – niepodległościowymi. Miał styczność m.in. z Krystyną Jandą, Jerzym Zelnikiem, Zbigniewem Zapasiewiczem i Markiem Perepeczko. Na swojej drodze spotykał osoby walczące z podlegającą Moskwie władzą. Wspominając tamten okres, mówi nam: „non stop przez plebanię, a głównie przez jadalnię ks. Prałata, przewijali się działacze solidarnościowi. Pamiętam był Świtoń, Kuroń, Wałęsa, Walentynowicz, Gwiazdowie, Borusewicz, ludzie z Jastrzębia ze Śląska.” Działalność kapłana zwróciła uwagę władzy, dla której stał się on postacią niewygodną. 31 sierpnia 1982 roku ksiądz został aresztowany. Oskarżono go o branie udziału w demonstracjach, upamiętniających zawarcie umów sierpniowych. 10 pokazowych rozpraw skutkowało wyrokiem w wysokości trzech lat więzienia. Przez trzy miesiące duchowny przebywał w areszcie na ul. Kurkowej w Gdańsku. 8 listopada 1982 roku na siedem miesięcy został osadzony w więzieniu w Potulicach. Skrócenie surowego wyroku było możliwe dzięki wstawiennictwu władz kościelnych diecezji oraz aktywności ks. Biskupa Ordynariusza, Mariana Przykuckiego. Na złagodzenie wyroku miał również wpływ tzw. akt łaski przewodniczącego Rady Państwa, Henryka Jabłońskiego. Opozycjonista wyszedł na wolność 30 marca 1983 roku. Niemniej, odzyskanie swobody było warunkowe. Wiązało się ono z trzyletnim zawieszeniem kary oraz dwuletnim pozbawieniem praw publicznych. Pierwsze chwile poza więzienną celą ksiądz spędził w Gdyni. Niemniej, już 30 kwietnia 1983 roku został proboszczem parafii p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Kamienicy Królewskiej; malowniczej miejscowości wypoczynkowej w samym sercu „Szwajcarii 18 Kaszubskiej”. Ksiądz kanonik Tadeusz Kurach za niezłomną postawę w czasie stanu wojennego został uhonorowany przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Bronisława Komorowskiego, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W imieniu głowy państwa odznaczenie wręczył mu senator Kazimierz Kleina. Uroczystość odbyła się 11 grudnia 2010 roku w miejscowym kościele filialnym p.w. św. Ojca Maksymiliana Kolbego w Załakowie. Ksiądz Tadeusz Kurach w czasach aktywności opozycyjnej. Zdjęcie pochodzi z czasów stanu wojennego. Otrzymaliśmy je dzięki uprzejmości bohatera tekstu, od 1983 roku sprawującego posługę kapłańską w parafii w Kamienicy Królewskiej, w woj. pomorskim. Serdecznie dziękujemy Tekst pochodzi z roku 2011 Ksiądz kanonik Tadeusz Kurach zmarł 3 maja 2013 roku 19 800. letnia historia Samogoszczy Kościół wzniesiono w latach 1863 - 1864 Dzieje Samogoszczy nierozerwalnie wiążą się z istnieniem w miejscowości parafii p.w. świętej Jadwigi Śląskiej. Osada założona została w roku 1198, kiedy miejscowe posiadłości znajdowały się w posiadaniu Zakonu Kanoników Regularnych Stróżów Grobu Chrystusowego z Miechowa. Historycznie wieś położona jest na ziemi stężyckiej w leżącym w Małopolsce, dawnym województwie sandomierskim. Jej etymologia nawiązuje do staropolskiego Samogosta, będącego imieniem męskim, którego dwa główne człony oznaczają kolejno, „samotny” i „gość”. Równie dobrze nazwa wsi może wywodzić się także od określenia „sam gąszcz”, odwołującego się do rozległych kompleksów leśnych, otaczających w Średniowieczu miejscowość. We wsi Tarnów istniała parafia Tarnówek Parafia w Samogoszczy ma jedną z najdłuższych historii w naszym regionie. Pierwotnie należały do niej obecnie istniejące kościelne jednostki administracyjne w Górznie, Korytnicy Łaskarzewskiej, Gończycach i Łaskarzewie. Był to teren bardzo rozległy, nie dziwi więc fakt, iż pracowali w niej proboszcz oraz dwóch księży wikariuszy. W pobliskiej wsi Tarnów, która dzisiaj podlega parafii w Samogoszczy, istniała niegdyś parafia Tarnówek. Tam w 1326 roku wzniesiono drewnianą świątynię. Parafia ta z czasem została przeniesiona do Samogoszczy, na co decydujący wpływ miały wylewy przepływającej w pobliżu kościoła Wisły. Dom modlitewny rozebrano. Z pozostałych po nim desek wzniesiono na nowym cmentarzu grzebalnym kaplicę. W punkcie, gdzie stała drewniana konstrukcja, dzisiaj znajduje się kamienny obelisk, upamiętniający proboszczów sprawujących posługę kapłańską we wsi leżącej w Dolinie Środkowej Wisły. Możliwe, iż parafia w Samogoszczy istnieje od początku XIII wieku, lecz najprawdopodobniej swój początek bierze w roku 1339. Informuje nas o tym odpis aktu erekcyjnego, który wmurowany został w fundamenty dzisiaj podziwianej świątyni. O dacie erekcji miejscowej kościelnej jednostki administracyjnej dowiadujemy się z ksiąg metrykalnych. Pochodzący z 1639 roku wpis sporządzony został przez ówczesnego proboszcza, księdza Marcina Cybulskiego, który opiekował się miejscową wspólnotą modlitewną w latach 1639 – 1654. Z notatek duchownego dowiadujemy się, iż w okresie, w którym sprawował on opiekę nad parafią, w miejscowości miał miejsce pożar. Ogień strawił wówczas plebanię, a co za tym idzie księgi kościelne, prowadzone od początku istnienia parafii. Kamień węgielny poświęcił ksiądz biskup Beniamin Szymański W 1725 roku w Samogoszczy, dzięki staraniom ówczesnej dziedziczki Teresy Załuskiej, wzniesiona została świątynia, za której patronkę obrano świętą Jadwigę wdowę. O powstaniu drewnianego obiektu mówią nam księgi wizytacyjne z okresu 1802 – 1860. Świątynia poświęcona została przez księdza biskupa pomocniczego diecezji krakowskiej, Michała Kunickiego. Kościół służył wiernym do roku 1860. Wówczas też miała miejsce przeprowadzona przez księdza biskupa Beniamina Szymańskiego wizytacja kanoniczna, podczas której nader widoczne było zniszczenie świątyni. O budowę nowego kościoła apelował ówczesny proboszcz parafii (1833 – 1877), 20 ksiądz Felicjan Wojno (zm. 18 czerwca 1877). Zwierzchnik diecezji zwrócił się z prośbą o pomoc w postawieniu świątyni do dziedzica miejscowych posiadłości, którym był w owym czasie Stanisław Zamoyski. Właściciel ziemski postanowił sfinansować budowę murowanego obiektu. Wydatną pomoc w pracach konstruktorskich zaoferowali parafianie. 20 czerwca 1860 roku ksiądz biskup Beniamin Szymański na podniosłej uroczystości poświęcił kamień węgielny pod budowę Domu Bożego. Trzy lata później rozpoczęły się prace budowlane. Wydarzenie poprzedziło dwuletnie zwożenie wozami, których było około 3 tysięcy, kamieni na fundamenty z okolicznych terenów. Świątynia w zgodzie z ówczesną tradycją wzniesiona została na cmentarzu grzebalnym. Podczas prac w terenie konstruktorzy niejednokrotnie odnajdywali przy niej ludzkie kości. Poświęcenie kościoła miało miejsce 20 listopada 1864 roku. Stosownego aktu, po uprzednim otrzymaniu upoważnienia od księdza biskupa, dokonał miejscowy proboszcz. Konsekracja świątyni odbyła się 13 października 1878 roku. Podniosłej uroczystości przewodniczył ksiądz biskup pomocniczy diecezji lubelskiej, Walenty Baranowski. Klimat wydarzeń sprzed 150 lat przybliża nam pamiątkowa tablica, która znajduje się w kościele. Odczytujemy na niej napis - ,,Ten kościół pod wezwaniem świętej Jadwigi śląskiej, erygowany w XIII wieku, Stanisław Zamojski, syn Stanisława Ordynata i Zofii z domu Czartoryskich, z małżonką swoją Różą, z córką Przemysława Potockiego i Teresy z domu Sapiehów wznieśli w 1863 roku za Papieża Piusa IX, Beniamina Szymańskiego, Biskupa podlaskiego, proboszcza kanonika Felicjana Wojno. Plan podał Henryk Marconi, wykonał budowniczy Ankiewicz, staraniem Ludwika Malhomme, naczelnika Kancelarii Głównej rodziny Zamojskich i Józefa Królikowskiego, rządcy dóbr Maciejowskich”. Warto zwrócić uwagę, iż budowa świątyni miała miejsce podczas wzmożonego prześladowania kościoła katolickiego przez carskiego zaborcę. Dość powiedzieć, że w owym czasie na terenie zlikwidowanej przez Aleksandra II diecezji janowskiej (podlaskiej), obok tego w Samogoszczy, powstał jedynie kościół w Prostyni. W 1865 roku w domu modlitewnym zainstalowano, wykonane przez Leopolda Blomberga, organy piszczałkowe z dyspozycją romantyczną. 16 lipca 1883 roku za probostwa księdza Władysława Lipińskiego, miał miejsce pożar świątyni, który strawił prezbiterium, po czym spłonął ołtarz z Najświętszym Sakramentem oraz uważany za cudowny, kilkuwiekowy obraz Matki Bożej. Po nieszczęśliwym wydarzeniu kościół kilkakrotnie restaurowano. 21 Uroczystość odpustowa w parafii p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy. Lata 60. XX wieku 22 Konsekracja kościoła w Samogoszczy według zapisków w kronice parafialnej Bramy tryumfalne przyozdobiono wieńcami z liści dębowych i kwiatów Konsekracji kościoła parafialnego p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy towarzyszyły niezwykła podniosłość i koloryt ówczesnych uroczystości religijnych. Więcej o wydarzeniu dowiadujemy się z zapisków, jakie zachowały się w miejscowej kronice metrykalnej. Pomysłodawcą budowy świątyni był ksiądz Felicjan Wojno (Woyno), który sprawował obowiązki proboszcza kościelnej jednostki administracyjnej w latach 1827 – 1877, przy czym przez pierwsze 6 lat zarządzał parafią z Garwolina. Wzniesienie na miejscu istniejącego od 1725 roku obiektu poprzedziła wizytacja kanoniczna w miejscowości biskupa Benjamina Szymańskiego, jaka miała miejsce w roku 1860. Stwierdzała ona, że drewniana konstrukcja jest w złym stanie technicznym. Wniosek proboszcza o budowie nowego domu modlitewnego przedstawił dziedzicowi miejscowych posiadłości, Stanisławowi Zamoyskiemu, sam wizytator. Hrabia razem ze swoją żoną, Różą Zamoyską z Potockich, sfinansowali budowę kościoła. Stanął on staraniem Ludwika Malholmme, naczelnika Kancelarii Głównej rodziny Zamojskich oraz Józefa Królikowskiego, rządcy dóbr Maciejowskich. W realizacji inwestycji wydatną pomoc okazali parafianie. Projektował gmachy publiczne i mieszkalne 22 czerwca zwierzchnik diecezji poświęcił kamień węgielny pod budowę świątyni. Wznoszenie kościoła, które trwało ponad rok, rozpoczęto 1 sierpnia 1863 roku. Budowla powstała według projektu Henryka Marconiego. Znakomity architekt polski miał pochodzenie włoskie. Od połowy XIX wieku ten przedstawiciel historyzmu i klasycyzmu był najbardziej rozchwytywanym architektem w zaborze rosyjskim. Projektował gmachy publiczne i mieszkalne. Według jego pomysłu powstały w Warszawie m.in. pałac Paca przy ulicy Miodowej, kościół świętego Karola Boromeusza, dworzec Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej oraz hotel Europejski. Kierownictwo nad projektem kościoła w Samogoszczy wykonywał Julian Ankiewicz. Był on etatowym budowniczym miasta Warszawy. W stolicy zaprojektował m.in. bibliotekę ordynacji Zamoyskich, gmach Towarzystwa Kredytowego oraz szpital dla dzieci przy ulicy Kopernika. Sprawował godność lubelskiego biskupa diecezjalnego i administratora diecezji podlaskiej 20 listopada 1864 roku ksiądz Felicjan Wojno, dostając upoważnienie od biskupa, poświęcił świątynię. Konsekracja kościoła dokonana przez zwierzchnika diecezji lubelskiej, księdza Walentego Baranowskiego, odbyła się 13 października 1878 roku. Duchowny był bratem Jana Baranowskiego, naukowca, astronoma i przyrodnika. Sam z zamiłowania parał się przyrodnictwem, posiadając znaczne zbiory roślin. W młodości wykładał nauki przyrodnicze w Łukowie, Radomiu i Włocławku. Sprawował godność lubelskiego biskupa diecezjalnego i administratora diecezji podlaskiej. W kronice parafialnej czytamy: “najpierw został (biskup) przyjęty na stacji Sobolew 23 przez Hrabiego Zamoyskiego i gubernatora siedleckiego Moskiwna oraz dwóch naczelników z Garwolina i sąsiednie duchowieństwo. Wszyscy ci powitali Biskupa z odkrytą głową i ucałowaniem ręki, a następnie przyprowadzili do Samogoszczy w orszaku konnym w którym uczestniczyli parafianie z Maciejowic i Samogoszczy. Na drodze od Sobolewa do Samogoszczy było zbudowanych siedem bram tryumfalnych przyozdobionych wieńcami z liści dębowych i kwiatów. Cała droga od Maciejowic została wywieziona ziemią powiślańską i powałowana, pobudowano nowe mosty. W uroczystości konsekracji naszego kościoła udział wzięło oprócz księdza biskupa dwóch kanoników przybyłych razem z nim, 25 duchownych oraz 8 kleryków wraz z profesorem Seminarium ks. Leszczyńskim. Z osób świeckich oprócz rodziny Zamojskich składających się z 14 osób byli zaproszeni Pan Antoni Odyniec literat poeta (Antoni Edward Odyniec - czołowy polski pamiętnikarz, członek stowarzyszenia filaretów, redaktor prasowy, autor dramatów, podróżował po Europie z Adamem Mickiewiczem – przyp. red.), Pan Kotarbiński naczelnik dóbr Zamojskich, Pan Ankiewicz budowniczy z Warszawy. Przyjęcie powyższych gości na probostwie odbyło się kosztem Hrabiego Zamojskiego. Innych gości kosztem ks. Lipińskiego miejscowego administratora.” Biskup Walenty Baranowski kwaterował w Samogoszczy do 16 października 1878 roku. Udzielił sakramentu bierzmowania ponad 4 tysiącom osób. W XIX wieku wizytacja w parafii zwierzchnika diecezji, ze względu na jej rozległość i ówczesne bariery logistyczne, była rzadkością. Henryk Marconi - projektant kościoła parafialnego p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy 24 Początki parafii w Samogoszczy Podczas wojny szwedzkiej kościół parafialny „od 5 wieków istniejący” został spalony Parafia w Samogoszczy ma jedną z najdłuższych i najbogatszych historii spośród wszystkich kościelnych jednostek administracyjnych na terenie naszego powiatu. W różnych publikacjach podaje się kilka dat powstania parafii w Dolinie Środkowej Wisły. W rozwiązaniu zagadki sprzed wieków pomocne dla nas są zapiski w księgach metrykalnych. - „Datę erekcji parafii Samogoszcz znajdujemy w zapiskach poczynionych w metrykach Kościelnych w r. 1639 przez ks. Marcina Cybulskiego, ówczesnego proboszcza (1639 – 1654). Pisze on, że w czasie jego pasterzowania wybuchł w Samogoszczy pożar, od którego spłonęła plebania, a wraz z nią i księgi kościelne „od 3-ch wieków istniejące”. Następca ks. Cybuylskiego. ks. Adam Niewierski (1655 – 1690) notuje w księdze metrykalnej z r. 1655, że podczas wojny szwedzkiej i najazdu na Polskę – kościół parafialny „od 5 wieków istniejący” – został spalony. Przy zakładaniu i poświęceniu kamienia węgielnego przy budowie obecnego kościoła murowanego w akcie erekcyjnym złożonym w fundamenty tegoż kościoła zaznaczono, że parafia Samogoszcz istnieje od r. 1339. Duplikat tego aktu erekcyjnego znajduje się w księgach wizytacyjnych par. Samogoszcz z r. 1860”- czytamy w Księdze Wieczystej parafii Samogoszcz. Zapisek ów ma świadczyć, iż parafia w Samogoszczy istnieje od roku 1339, tymczasem w drugiej księdze metrykalnej odnajdujemy notatkę następującej treści: - „Nie ma pewnej wiadomości kiedy mianowicie Kościół parafialny we wsi Samogoszcz erygowany został. Jest ślad tylko w księgach metrykalnych kościelnych, że niewątpliwie już exystował na początku wieku XIII”. Erekcja Kościoła i Księgi Kościelne przeszło od trzechset lat w perzynę obrócone zostały Dzieje Samogoszczy nierozerwalnie wiążą się z istnieniem w miejscowości parafii p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej. Osada założona została przypuszczalnie w roku 1198, kiedy miejscowe posiadłości znajdowały się w posiadaniu Zakonu Kanoników Regularnych Stróżów Grobu Chrystusowego z Miechowa. Zagadkę dotyczącą daty powstania parafii w Samogoszczy już w XVII wieku próbował rozwikłać jej proboszcz. W księdze parafialnej czytamy: - „Ksiądz Marcin Cybulski nastawszy do Samogoszczy w roku 1639 opisuje, że na samym wstępie Jego do tego Probostwa w nocy zapaliła się plebania i zaledwie sam z ludźmi mógł się uratować, cały dom spłonął: gdzie powiada że erekcja Kościoła i Księgi Kościelne przeszło od trzechset lat w perzynę obrócone zostały z których by proboszcz początek założenia tej parafii mógł udowodnić – przytem Górzno, Łaskarzew, Korytnica i Gończyce były to filie do Kościoła Samogoskiego należące i dlatego przy Kościele Samogoskim oprócz proboszcza bywało po dwóch wikariuszów - w Maciejowicach jedna wizyta nadmienia, że to była wieś i z niej proboszcz Samogoski dziesięcinę pobierał. Sąsiedniego też Kościoła nie było bliżej jak Gołąb”. Kościół Samogoski od pięciuset lat istniejący wraz z czteroma domami plebańskimi Węgrzy spalili 25 Następca księdza Marcina Cybulskiego na stanowisku proboszcza parafii Samogoszcz, ksiądz Adam Niewierski, podobnie jak jego poprzednik był żywo zaciekawiony początkami miejsca, w którym z nadania biskupa przyszło mu służyć. - „Ksiądz Adam Niewierski, który w Aktach Kościelnych notatę zostawił, że w roku 1655 Szwedzi i Węgrzy po Polsce plądrowali i kilka osób w parafii Samogoskiej po barbarzyńsku zamęczyli i wiele złego narobili – a dalej wspomina że w roku 1657 dnia 8 maja Kościół Samogoski od pięciuset lat istniejący wraz z czteroma domami plebańskimi Węgrzy spalili – i z tego można wnosić, że Kościół Samogoski jest bardzo dawny i że w wieku XIII mógł już istnieć. Przy tem wypada mi nadmienić, że Księga Wizyt Biskupa Padniewskiego jest najdawniejszą z przechowujących się w Archiwum Wizyt Kościelnych Diecezji Krakowskiej do której niegdyś i Kościół Samogoski należał. W wizycie Kościoła Zwoleńskiego w roku 1570 wymienia i inne parafie gdzie osoby świeckie były wówczas plebanami jak to: w Samogoszczy pleban Albert Wędrogowski akademik krakowski nie ma święceń i nie rezyduje w swojej parafii – wikariusz Adam z Podwierzbia” – czytamy w księdze metrykalnej. 26 Ku ogólnemu zdziwieniu napotkano na przeszkodę w postaci podziemnego pomieszczenia Niespodziewane odkrycie w kościele parafialnym w Samogoszczy Posiadający XIX - wieczny rodowód kościół parafialny pod wezwaniem świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy jest jednym z cenniejszych neogotyckich obiektów sakralnych powiatu. Jak się okazuje ciągle możliwe są w nim nowe odkrycia. Jak uprzejmie informuje nas miejscowy proboszcz, ksiądz Piotr Kardas, „Podczas prac związanych z ocieplaniem świątyni natrafiono na nieznane, lub też zapomniane pomieszczenie. Wydarzenie miało miejsce w połowie stycznia bieżącego roku. Ukryte lokum znajdowało się pod zakrystią przylegającą do ołtarza głównego, a wejście schodzące w dół, pod starą szafą.” Robotnicy po wykopaniu na zewnątrz budynku dołu przeznaczonego na umieszczenie w nim zbiornika na olej opałowy próbowali połączyć instalację ze świątynią. Ku ich, jak również opiekuna parafii zdziwieniu, napotkali przeszkodę w postaci, jak się wydaje, piwnicy lub też przechowalni. W pomieszczeniu nie natrafiono na żadne kosztowne przedmioty. Znajdowały się w nim jedynie drewniane skrzynki w winem mszalnym oraz gazeta sprzed 1938 roku. Zagadkowe lokum o kształcie zbliżonym do kwadratu ma mniej więcej 12 m kwadratowych powierzchni i około 250 cm wysokości. Na środku „komnaty” stoi podpierający strop słup o znacznej średnicy. W ścianach znajdują się szerokie na około 1 m i głębokie na 50 cm wnęki, w które wsunięte są drewniane deski, spełniające zapewne funkcję półek. Czerwona cegła dominująca we wnętrzu podziemia daje nam nieśmiały dowód na to, iż nowe odkrycie stanowi integralną część całej konstrukcji. Budowa kościoła parafialnego pod wezwaniem świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy miała miejsce w latach 1863 – 1864. Projekt ambitnego przedsięwzięcia przedstawił Henryk Marconi, a prace wykonawcze nadzorował Julian Ankwicz. Obiekt posiada wyraźne cechy neogotyckie. Dominuje w nim nawa główna, a całą bryłę dopełnia ulokowana nad frontowym wejściem wieża. Wiernych znad imponujących drzwi „witają” czterej ewangeliści. Fasady strzegą posągi św. św. Piotra i Pawła. W ogrodzeniu kościelnym po prawej stronie świątyni znajduje się murowana dzwonnica, datowana na okres tożsamy z jej powstaniem i tworzący z nią spójną całość. Za kościołem, nieco z lewej strony, stoi pochodząca z roku 1878 stara murowana plebania, posiadająca cechy staropolskiego dworku. Centralnym punktem parafialnego cmentarza jest drewniana kaplica. Zachowało się tutaj kilka pomników z XIX wieku. Tym co imponuje pośród otoczenia całego zespołu kościelnego w Samogoszczy jest wrażenie zadbanego miejsca, będącego świadectwem witalności osób, które stanowią o jego obliczu. Absorbujące prace remontowe i porządkowe zapoczątkował ksiądz Stanisław Abramczuk. Jego dzieło, z niesłabnącym zapałem, kontynuuje obecny proboszcz, ksiądz Piotr Kardas. 27 Podczas wykopywania dołu na zbiornik z olejem opałowym przypadkowo natrafiono na zapomnianą piwnicę lub przechowalnię Materiały otrzymane od proboszcza parafii p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy, księdza Piotra Kardasa. Serdecznie dziękujemy Tekst pochodzi z roku 2012 28 Dzieciństwo matki Daniela Olbrychskiego w Podzamczu, Samogoszczy i Podłężu W Podzamczu urodziła się Krystyna Maria, młodsza siostra Klementyny Klementyna Sołonowicz – Olbrychska, będąca matką znanego aktora, znaczącą część swojego dzieciństwa spędziła w Podzamczu i Podłężu. Jej ojciec Kazimierz, jako zarządca i administrator ziemski często zmieniał miejsce pracy, co wiązało się z przeprowadzkami całej rodziny. Pisarka przyszła na świat 16 września 1909 roku w Drohiczynie. Była studentką stołecznej Wyższej Szkoły Dziennikarstwa. Jako autorka reportaży swoją pracę w prasie rozpoczęła w połowie lat 30. Zajmowała się nauczycielstwem, pisaniem utworów przeznaczonych dla młodzieży oraz prowadzeniem słuchowisk radiowych. Wyszła za mąż za publicystę, Franciszka Olbrychskiego. Wkrótce po tym urodził się Daniel Olbrychski. W roku 1912 Kazimierz i Zofia Sołonowiczowie osiedlili się w Podzamczu, majątku należącym do hrabiego Andrzeja Zamoyskiego. Matka znanego aktora miała w chwili przeprowadzki 3 lata. Miejsce to pisarka bardzo ceniła. Urok okolicy determinowany był otaczającym budynki przeznaczone dla oficjalistów parkiem. Całość sprawiała wrażenie miejsca niezwykle zadbanego. Dookoła rosły drzewa, z których niektóre osiągały rozmiary pomnikowe. Aby nie narażać malowniczego krajobrazu na szkody, pracownicy nie hodowali żadnych zwierząt gospodarskich. Niedogodność ta rekompensowana była finansowo, a nabiał pozyskiwany był z usytuowanej na terenie posiadłości hrabiego mleczarni. Produkty mięsne dostarczali, zamieszkujący pobliskie Maciejowice, kupcy wyznania mojżeszowego. Młoda Klementyna ze starszą siostrą Ireną wolny czas przeznaczony na zabawę spędzały w miejscowych szkółkach leśnych. W tym miejscu kształtowała się wrażliwość na przyrodę matki Daniela Olbrychskiego, którą można dostrzec w jej późniejszych utworach. Zawierała tutaj swoje pierwsze znajomości. „W parku i przy drodze do Oronnego zakwitły pierwsze fiołki. A to już była sprawa niezwykłej wagi (…) Pierwsze fiołki dla naszych rodziców (…) Od fiołków zaczynała się w Podzamczu prawdziwa wiosna i fiołkami w domach ją witano (…) Mamy szczególnie lubiły odwiedziny z pachnącymi bukiecikami i wszystkie były wtedy uśmiechnięte”- pisze we wspomnieniach Klementyna Sołonowicz – Olbrychska. Siostry łączyła osobliwa przyjaźń na linii dzieci – samotna, starsza osoba z kobietą o nazwisku Skos. Stykały się one z córkami i synami osób wywodzących się z wielu społeczności. Były wśród nich pociechy hrabiów Zamoyskich, rezydentów miejscowego majątku oraz pracowników czworaków i lokalnych użytkowników ziemi. W Podzamczu urodziła się Krystyna Maria, młodsza siostra Klementyny. Siostry zdobywały umiejętności pisania i czytania u prywatnej nauczycielki. Obie brały udział w przedstawieniach oraz odwiedzały z rodzicami Warszawę. Uczestniczyły w podwieczorkach hrabianek Zamoyskich. Chodziły do kaplicy przy pałacu, gdzie mszę świętą koncelebrował kapłan z Maciejowic. Od najmłodszych lat wyjawiały zdolności recytatorskie. W ich domu kultywowano tradycje patriotyczne, poprzez śpiewanie pieśni powstańczych. Po wybuchu I Wojny Światowej o Kazimierza Sołonowicza upomniało 29 się wojsko rosyjskie. Tymczasem lokal, w którym mieszkali przeznaczony został na szpital. Rodzina kilkanaście dni spędziła w piwnicy, kryjąc się przed działaniami zbrojnymi. Po nich przyszła okupacja niemiecka. Gdy ojciec wrócił do domu, cała piątka przeniosła się do Podłęża, gdzie Kazimierz otrzymał posadę zarządcy w folwarku Zamoyskich. Klementyna i Irena określały go po latach „drugim miejscem najszczęśliwszym na ziemi, po Drohiczynie”. Familia administratora otrzymała dom, który zawsze tętnił życiem. Znajdował się on w pobliżu rzeczki Bączychy. Klementyna uczyła się prząść tkaniny pod okiem matki, która wykazywała zdolności krawieckie. W kościele parafialnym w Samogoszczy siostry przystąpiły do Pierwszej Komunii i Spowiedzi. Spotykały się z miejscowymi siostrami tercjankami i księdzem proboszczem, przyjacielem rodziców. W pobliskich Bączkach pobierały prywatne lekcje u guwernantki. Ze względu na partyzancką formę tej nauki, Kazimierz Sołonowicz dbający o edukację córek, zmuszony był do przeprowadzki do miasta. Rodzina Sołonowiczów w okresie pobytu w Podzamczu około roku 1913. Od lewej – Zofia (matka Klementyny), Weronika (siostra matki), Irena (siostra), Kazimierz (ojciec) i Klementyna. Zdjęcie, będące kopią obrazu, otrzymaliśmy od Stanisława Oszkiela z Podłęża. Serdecznie dziękujemy 30 Z HISTORII PARAFII SAMOGOSZCZ 31