z historii parafii samogoszcz z historii parafii samogoszcz

advertisement
Z
HISTORII
PARAFII
SAMOGOSZCZ
1
Z
HISTORII
PARAFII
SAMOGOSZCZ
Prezentowana praca jest zbiorem tekstów i zdjęć, przedstawiających historię parafii
p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy oraz pochodzących z niej osób
duchownych, które ukazały się w Gazecie Powiatu Garwolińskiego „Twój Głos”.
Teksty przygotował i opracował Michał Kurach.
Autor jest redaktorem działu „Historia lokalna” Gazety Powiatu Garwolińskiego
„Twój Głos”, odznaczonym przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej i Osób
Represjonowanych Medalem „Pro – Patria”.
2
Spis treści
Ojciec Jacek Pyl - 4
Misjonarz mariański, który złączył swoje życie z Brazylią - 7
Praca misyjna księdza Jana Glicy w Brazylii - 11
O życiu zakonnym w Stanach Zjednoczonych opowiada siostra
Eugenia Lidia Zięcina - 13
Historia duchownego z naszego powiatu - 18
800. letnia historia Samogoszczy - 20
Konsekracja kościoła w Samogoszczy według zapisków w kronice parafialnej - 23
Początki parafii w Samogoszczy - 25
Niespodziewane odkrycie w kościele parafialnym w Samogoszczy - 27
Dzieciństwo matki Daniela Olbrychskiego w Podzamczu, Samogoszczy i Podłężu - 29
3
Ojciec Jacek Pyl
20 czerwca 1988 roku z rąk arcybiskupa Jerzego Stroby otrzymał
święcenia prezbiteriatu
Ojciec Jacek Pyl pochodzi ze wsi Podłęż. Powołanie zakonne dojrzewało
w nim podczas nabożeństw w rodzinnym kościele parafialnym
w Samogoszczy. Przez wiele lat sprawował posługę kapłańską na Ukrainie.
W listopadzie b.r. został mianowany przez papieża Benedykta XVI
biskupem pomocniczym diecezji odesko – symferopolskiej.
Ojciec Jacek Pyl przyszedł na świat 17 sierpnia 1962 roku w Garwolinie. Dzieciństwo spędził
na tzw. Powiślu, administracyjnie należącym do gminy Maciejowice. Jego rodzinną parafią
była jednostka kościelna w Samogoszczy, wchodząca w skład dekanatu łaskarzewskiego,
diecezji siedleckiej. Prawdopodobnie to w kościele p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej kiełkowało
w nim chrześcijańskie zaproszenie do służby Bogu i ludziom. Kluczowe znaczenie dla
przyszłego pomocniczego zwierzchnika diecezjalnego odnalezienia w sobie powołania miało
na pewno środowisko domowe, blisko związane z miejscową wspólnotą parafialną. Posłudze
kościelnej poświęciło się także 2. rodzeństwa Ojca Jacka. Jego brat Wojciech przez wiele lat
prowadził działalność misyjną w Kamerunie, a siostra Katarzyna została zakonnicą.
Mając 15 lat duszpasterz rozpoczął naukę w Niższym Seminarium Duchownym
Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Markowicach koło Strzelna, miejscowości
dzisiaj leżącej w województwie kujawsko – pomorskim. Tam postawił złączyć swoje życie
z zakonem. Okres próbny dla kandydata, poprzedzający wstąpienie do zgromadzenia odbył
na Świętym Krzyżu. Miejsce na Łysej Górze zajmuje szczególne miejsce na mapie polskiego
chrześcijaństwa. To w tamtejszym klasztorze przechowywane są relikwie drzewa Świętego
Krzyża, notabene od którego swoją nazwę wzięły Góry Świętokrzyskie. Tam też znajduje
się muzeum misyjne ojców oblatów oraz pobenedyktyński kościół wraz z klasztorem.
Po odbyciu nowicjatu, który rozpoczął w 1981 roku, dzisiejszy biskup nominat poświęcił
się studiom w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej
w Obrze, miejscowości położonej niedaleko Wolsztyna, administracyjnie wchodzącego
w skład województwa wielkopolskiego. 8 września 1981 roku złożył pierwsze śluby zakonne,
a w wieku lat 24 wieczystą profesję zakonną.
20 czerwca 1988 roku z rąk arcybiskupa Jerzego Stroby otrzymał święcenia prezbiteriatu
(święcenia kapłańskie), po których zaczął sprawować obowiązki socjusza nowicjatu
na Świętym Krzyżu, wspierając magistra zgromadzenia, a na co dzień zajmując się sprawami
liturgicznymi i porządkowymi.
W wieku 28 lat duchowny rozpoczął sprawowanie swojej posługi za nasza wschodnią
granicą. Był to okres burzliwych zmian ustrojowych w tzw. Bloku Wschodnim oraz rok,
w którym Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka ogłosiła suwerenność. O trudności
misji powierzonej Ojcu Jackowi Pylowi może świadczyć fakt, iż na początku lat 90. ukraiński
kościół miał za sobą dziesięciolecia prześladowań, w czasie których świątynie nierzadko
zamieniano na spichlerze i magazyny, a duchownych poddawano różnego rodzaju
prześladowaniom i inwigilacji. Drugi problem stanowił fakt, iż zwierzchnictwo kościołów
4
wschodnich uznawało tereny Ukrainy za ich naturalny obszar wpływów, obrządek łaciński
uznając na tym terenie za niepożądany.
W okresie od 1997 roku przez okres 6. lat, na który składały się 3 kolejne kadencje Ojciec
Jacek sprawował obowiązki przełożonego Delegatury Misjonarzy Oblatów Maryi
Niepokalanej w kraju dorzecza Dniepru, który był niejednokrotnie trudnym terenem misji
ewangelizacyjnej. W Obuchowie koło Kijowa zbudowano nowicjat Misjonarzy Oblatów
Maryi Niepokalanej na Ukrainie oraz kościół parafialny i klasztor, przy powstaniu których
najbardziej zaangażowani byli ojcowie Piotr Bielewicz i Sebastian Lorenc. Kamień węgielny
świątyni przywieziono z Bazyliki Świętego Jana na Lateranie w Rzymie.
Duszpasterska posługa oblatów w Kijowie złączona była z kościołem św. Mikołaja,
powstałym ze składek naszych rodaków, będącym jednak w dyspozycji państwowej
administracji, która uczyniła z niego „dom muzyki organowej i kameralnej”. W pobliżu
świątyni wybudowano biurowiec, który częściowo zaburzył równowagę obiektu. Władze
diecezjalne interweniowały u władz miejskich w sprawie oddania budowli kościołowi.
Lokalna wspólnota wiernych protestowała przeciw zawłaszczeniu świątyni przez państwo
i uczynieniu z niej obiektu świeckiego. W akcji brali udział m.in. ówczesny nuncjusz
apostolski na Ukrainie abp Mikołaj Eterowicz oraz biskup pomocniczy diecezji kijowsko –
żytomierskiej, Stanisław Szyrokardiuk. Protesty odbywały się także przed budynkiem Urzędu
Rady Miejskiej.
Do niedawna Ojciec Jacek zajmował się przewodnictwem duchowym
w parafii p.w. Świętego Michała Archanioła w Tywrowie na wschodnim Podolu,
wchodzącym w skład diecezji kijowsko – żytomierskiej. 23 listopada 2012 roku papież
Benedykt XVI doceniając jego gorliwą posługę mianował go biskupem pomocniczym
diecezji odesko – symferopolskiej. Jednocześnie Ojciec Święty wyznaczył oblatowi na stolicę
tytularną Novasinna (Nova Sinna), będącą katolickim biskupstwem honorowym;
historycznym centrum diecezji w rzymskiej prowincji Numidia.
Ojciec Jacek Pyl odwiedza rodzinną parafię p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej
w Samogoszczy nader często. Był w niej także tego lata. Podczas swoich wizyt zarysowuje
miejscowym wiernym problemy z jakimi muszą się stykać wyznawcy obrządku łacińskiego
na Ukrainie. Swoją posługę misyjną wzbogaca ponadto uczestnicząc w różnego rodzaju
zjazdach i kongresach przybliżających słuchaczom temat kościoła poza granicami Polski.
Jedną z takich konferencji było odbywające się w październiku 2005 roku międzynarodowe
sympozjum naukowe noszące temat „Zaangażowanie duchowieństwa polskiego na rzecz
kościoła katolickiego na Wschodzie (Ukraina)”. Zjazd organizowany był przez Instytut Badań
nad Polonią i Duszpasterstwem Polonijnym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
we współpracy z Wyższą Szkołą Humanistyczną w Pułtusku i Oddziałem Lubelskim
Stowarzyszenia "Wspólnota Polska". Ojciec Jacek publikował także swoje teksty
w „Misyjnych Drogach”, dwumiesięczniku opisującym pracę ewangelizacyjną,
przede wszystkim skupiającą się na kreśleniu zadań posługi Misjonarzy Oblatów Maryi
Niepokalanej.
Data konsekracji biskupa nominata zaplanowana jest na 5 stycznia 2013 roku.
Przewodniczącym podniosłej uroczystości będzie pierwszy katolicki biskup odesko –
symferopolski, Bronisław Bernacki. Konsekratorami pomocniczymi nabożeństwa
legitymizującego władzę biskupią przekazaną w hierarchii kościelnej od apostołów (sukcesja
5
apostolska) będą arcybiskup metropolita lwowski, Mieczysław Mokrzycki oraz arcybiskup,
sprawujący jednocześnie obowiązki nuncjusza apostolskiego na Ukrainie, pochodzący
ze Stanów Zjednoczonych, Thomas Edward Gullickson.
Przed biskupem nominatem stoi wiele wyzwań, do których należy m.in. scementowanie
wspólnoty polskich katolików w południowo – wschodniej Ukrainie oraz stawienie czoła
sekularyzacji lokalnego społeczeństwa. Wchodząca w skład archidiecezji lwowskiej
rzymskokatolicka diecezja odesko – symferopolska istnieje od 2002 roku. Jednostka
erygowana została przez papieża Jana Pawła II. Kościołem katedralnym diecezji
jest świątynia p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Odessie. Na terenie obszaru,
rozpościerającego się na około 40.% terytorium Polski, mieszka niemal 16,5 tys. katolików,
którzy stanowią zaledwie 0,02 % liczącej około 10 mln ludzi diecezji, zarządzanej
przez biskupa diecezjalnego Bronisława Bernackiego. Skupia ona 29 parafii, należących
do 5. dekanatów, w których posługę kapłańską sprawuje blisko 50 księży,
w tym 4. diecezjalnych i 8. zakonnych. Władza diecezji wykonywana jest w obwodach
odeskim, mikołajowskim, chersońskim, kirowogradzkim i symferopolskim
(krymskim, krzymskim).
Ojciec Jacek Pyl, biskup nominat diecezji odesko – symferopolskiej na Ukrainie
(www.koden.com.pl)
Tekst pochodzi z roku 2012
6
Misjonarz mariański, który złączył swoje życie z Brazylią
Został proboszczem w Adrianopolis
Ksiądz Jan Glica od wielu lat prowadzi działalność ewangelizacyjną
w Ameryce Południowej. Jego praca na niejednokrotnie dziewiczych
terenach często była pionierskim zdobywaniem wiernych dla kościoła
i niesieniem zdobyczy cywilizacji tubylczym ludom.
Duchowny przyszedł na świat 31 dnia sierpnia 1935 roku w Bączkach, niewielkiej wsi
leżącej w gminie Maciejowice. Chodził do szkoły podstawowej w Samogoszczy, po czym
uczęszczał do liceum ogólnokształcącego. W wieku 17 wstąpił do nowicjatu Księży
Marianów w Skórcu, stanowiącego okres próbny dla kandydata, poprzedzającego jego
wstąpienie do zakonu. Od 1953 roku, przez 2 lata pobierał nauki w stołecznej szkole średniej,
gdzie zdał maturę. Przebywał w praskim domu zakonnym, mieszczącym się na ulicy
wileńskiej. Przez 2 lata studiował filozofię w warszawskim Seminarium Metropolitarnym.
Czteroletnie studia teologiczne kontynuował we włocławskim Wyższym Seminarium
Duchownym. Był to okres wzmożonych prześladowań kościoła katolickiego
przez umacniającą się w kraju władzę komunistyczną.
Zajął się nauką języka portugalskiego w jego brazylijskiej odmianie
W wieku 28 lat diakon trafił do Góry Kalwarii, gdzie przez 4 lata pracował jako nauczyciel
religii młodzieży. Święcenia kapłańskie przyjął 28 dnia czerwca 1964 roku z rąk
warszawskiego księdza biskupa, Jerzego Modzelewskiego. 30 września 1968 roku kapłan
wyjechał na misje do Brazylii, które w znacznej mierze zdeterminowały jego życie.
- „Jedzenie mamy proste, ale zdrowe. Doskonały jest miód z tutejszych kwiatów. Cukier
bywa tylko trzcinowy i trzeba go sypać „furami”, aby coś osłodzić. Za to jest dużo owoców,
chociaż cytryn i pomarańcz niewiele się tu używa. Kiełbaski się nie jada, za to dużo
wołowiny. Mamy kartofle, a także ogórki i chleb polski. Chleb przynoszą nam wierni
polskiego pochodzenia” – czytamy fragment listu misjonarza opowiadający o jego spotkaniu
z dalekim krajem.
W 700. tysięcznym mieście Kurytyba, będącym stolicą stanu Parana, ksiądz pod okiem
miejscowego pedagoga zajął się nauką języka portugalskiego w jego brazylijskiej odmianie.
Trud ten był niezbędny, aby móc się porozumieć z wiernymi. W parafii p.w. świętego Jerzego
w Kurytybie duszpasterz podjął się zadania prowadzenia pracy ewangelizacyjnej
i organizacyjnej. W zjednaniu sobie przychylności lokalnej wspólnoty pomocne były
dla niego wszechstronne uzdolnienia muzyczne. Umiał bowiem grać na gitarze i skrzypcach.
Pisał pamiętniki i listy, które są skarbnicą wiedzy o pracy misjonarza w Kraju Kawy.
Malował przy tym obrazy i urządzał wnętrza. W stolicy stanu Parana postawił domy zakonny
i duszpasterski, a także zrealizował wykończenie wnętrza świątyni, w której pracował.
W Kurytybie prowadził działalność apostolską przez 10 lat.
- „Obecnie robimy tak zwane levantamento da paroquia, czyli spis ludności parafii.
Najgorzej jest w domach czarnoskórych parafian. Są tam całe tuziny dzieci i nikt nie pamięta,
kiedy się urodziły, czy były ochrzczone, jak się pisze ich nazwiska, imiona. Niekiedy taki dom
jest podobny do drewnianej skrzyni lub wagonu towarowego pełnego życia. Wiele
jest też domów zamożnych, czystych, których właściciele należą do innych narodowości” –
7
poznajemy kontrasty Parany przedstawione w liście z 1970 roku kierowanym
do przełożonego domu zakonnego w Górze Kalwarii.
Wychodził z domu o godzinie 7.00 rano, a wracał o 21.00
W 1978 roku ksiądz podjął wyzwanie znacznie trudniejsze. Trafił bowiem
do brazylijskiego interioru, terenu w dużej mierze odciętego od zdobyczy cywilizacji,
a przy tym pozbawionego kontaktu z kościołem. Miejscowa ludność nie miała żadnego
pojęcia o religii, przy czym jednak znakomita większość z nich przyznawała się do kościoła
katolickiego. Dotarcie do dziewiczych terenów było dla Watykanu ważne z tego względu,
iż na nieodkrytych dla zachodniego świata terenach miała miejsce walka o dusze wiernych
z rozwijającym się na tych terenach protestantyzmem i wyrosłych z niego licznych sekt.
Tubylcy często wyznawali spirytyzm, religie animistyczne oraz praktykowali wierzenia
pochodzące z Czarnego Lądu, przywiezione przez ludzi z Afryki na kontynent
południowoamerykański do niewolniczej pracy, takie jak makumba, umbanda i candomble.
Często zastana wiara mieszała się z katolicyzmem, tworząc religijny koloryt brazylijskiej
prowincji.
- „Wczoraj była niedziela. Jak dla każdego księdza, tak i dla mnie, niedziela
jest najbardziej pracowitym dniem w tygodniu. Wychodzę z domu o godzinie 7.00 rano
i wracam o godzinie 21.00. korzystając ze specjalnego pozwolenia, odprawiam w niedzielę
pięć mszy świętych w różnych kaplicach, rozsianych na obszarze naszej misyjnej parafii
w Adrianopolis. Praca jest wyczerpująca fizycznie i psychicznie ze względu na klimat i różne
okoliczności, o których już pisałem przy innych okazjach. Wystarczy zauważyć, że w takim
dniu trzeba przestać na nogach około dwunastu godzin, a resztę czasu spędzić w samochodzie
na drogach pełnych wybojów i zakrętów. Z koszuli na plecach zostaje zazwyczaj mokra
harmonijka.” – czytamy fragment listu kapłana kierowany do księdza Bernarda Backiela,
redaktora „Róż Maryi” w USA.
Zdobyte umiejętności przenosił do Brazylii
Działalność misyjna w Paranie była doprawdy pionierską. W parafii nie było żadnego
kościoła, ani kapliczki. Księża trafiali w dziewiczy rejon raz na kilka lat i „hurtowo” chrzcili
dzieci oraz udzielali sakramentów małżeństwa. Ksiądz Jan Glica został proboszczem
w Adrianopolis, przy czym jego praca polegała na obsłudze 25 placówek dojazdowych,
tak że czasami odprawiał msze od rana do wieczora. Zaprojektował 7 kaplic, które z pomocą
miejscowej ludności udało mu się pobudować. W 1983 roku ponownie trafił do stolicy stanu
Parana, gdzie w dzielnicy Novo Mundo wybudował kościół i dom parafialny. Został
proboszczem parafii świętej Rodziny. Opiekował się grupami ruchów odnowy życia
chrześcijańskiego. Opracował śpiewniki „Cantos Pastorais” i „Śpiewnik na Adwent i Boże
Narodzenie”.
- „Święta Bożego Narodzenia przypominają mi szczególnie Górę Kalwarię,
gdzie stawiałem pierwsze kroki po święceniach kapłańskich i gdzie pracowaliśmy razem
na niwie duszpasterskiej i dekoratorskiej. Zdobyte tam umiejętności przeniosłem do Brazylii
i obecnie – jak dawnej – jestem zajęty próbami śpiewu kolęd z dziećmi (to coś nowego)
i świąteczną dekoracją kościoła. W tym roku wprawdzie jeszcze nie mam kościoła,
ale prymitywny barak, który przypomina stajenkę betlejemską. Zawieszę w nim gwiazdy
i aniołów, aby było milej Bożemu Dzieciątku. Dzieciarni zebrała się cała gromada i drze
gardła na „Gloria” i Noite feliz” – opisuje miejscową wspólnotę modlitewną kapłan w liście
8
z 1995 roku.
Ksiądz Jan Glica przez rok zgłębiał tajniki funkcjonowania sanktuarium Miłosierdzia
Bożego w amerykańskim Stockbridge (stan Massachusetts), tak aby przenieść wzorce zastane
w USA na grunt brazylijski. Wiązało się to z faktem, iż księża marianie uznali szerzenie kultu
Miłosierdzia Bożego w Kraju Kawy za swój priorytet, czego ważnym elementem
było wzniesienie w Kurytybie ośrodka kultu Miłosierdzia Bożego. W 1992 roku ksiądz Glica
dostał ziemię na peryferiach stolicy stanu Parana pod budowę Sanktuarium Miłosierdzia
Bożego. Dwa lata później erygowano tam parafię i sanktuarium, której duchowny został
proboszczem.
Ksiądz Jan Glica na tle brazylijskiego buszu
9
Kaplica wybudowana przez księdza Jana Glicę w Barra Grande
Ksiądz Jan Glica (pierwszy z prawej) z grupą Marianów z Kurytyby
Materiały i zdjęcia otrzymane dzięki uprzejmości siostry kapłana, Stefanii Cholewa
z Podłęża. Serdecznie dziękujemy
Tekst pochodzi z roku 2014
10
Praca misyjna księdza Jana Glicy w Brazylii
Msza odbywała się pod drzewem rozłożystej figueiry
Urodzony w Bączkach ksiądz Jan Glica od wielu lat sprawuje posługę
kapłańską w Kraju Kawy. Misje duchownego na zachodniej półkuli
od początku determinowały pionierskie warunki.
Działalność duszpasterska w południowoamerykańskim interiorze wymagała wiele
poświęceń i wyrzeczeń. Odbywała się w rzeczywistości deficytu jakichkolwiek udogodnień.
Brakowało w niej świątyń, plebanii, ołtarzy, ławek czy elektryczności.
W czasie gdy ksiądz Jan Glica przejmował misję w Adrianopolis (stan Parana), sześć
znajdujących się w niej miejscowości dysponowało kaplicami. Obiekty te dalece odbiegały
od wyobrażeń o miejscach kultu religijnego znanych w Europie. Były to kameralne,
wykonane z drewna lub gliny, pomieszczenia. W połowie lat 90. w misji w Adrianopolis
znajdował się kościół parafialny oraz 23 wspólnoty katolickie, tzw. punkty. Znaczna część
odprawianych przez duchownego nabożeństw miała miejsce pod chmurami lub jedynie
w cieniu drzew. Obie z możliwości stwarzały wiele problemów.
- „Nie możemy tutejszych traw, drzew i buszu porównać do europejskich
czy północnoamerykańskich, gdzie na trawie, w cieniu drzew można spokojnie odpocząć,
a nawet położyć się i zasnąć. W tutejszych trawach, często wysokich do pasa, jest pełno
robactwa, różnych gatunków mrówek, pająków, a także jadowitych węży. Nawet psy
i inne zwierzęta ostrzeżone przez instynkt nie chcą się położyć na trawie, lecz obierają
na legowisko środek drogi albo czysty plac”- czytamy we wspomnieniach duchownego.
Miejscowość nikogo nie zachęcała do odwiedzin
Inne niedogodności zakłócające sprawowanie Eucharystii i udzielanie sakramentów
świętych wiązały się ze specyfiką życia brazylijskich miejscowości rozpostartych
w tropikalnym buszu.
- „Jeżeli już mowa o zajęciach duszpasterskich pod gołym niebem, to wspomnieć należy
o takich utrudnieniach, jak: rżenie koni, ujadanie psów, śmiechy i pokrzykiwania podpitych
mężczyzn, świnie wałęsające się często po placu, ogólny jarmarczny gwar”- poznajemy
południowoamerykańską specyfikę w jednym z listów kapłana.
Praca księdza była bardzo trudna, a kontakt z wiernymi marginalny. Kapliczki wbrew
pozorom nie stanowiły ostoi wytchnienia. Było w nich bardzo gorąco, a słowa
w niej wypowiadane nie docierały do ludzi stojących na zewnątrz, notabene którzy byli zajęci
wszystkim innym poza aktywnym uczestnictwem w mszy.
- „Pamiętam taką wizytę duszpasterską w Varginha. Stara, waląca się kapliczka mierzyła
5 metrów na 3 metry. Służyła raczej do przechowywania figurek i świętych obrazów
niż do czynności liturgicznych. Jeżeli warunki klimatyczne pozwalały, wszystko odbywało
się na zewnątrz, pod drzewem rozłożystej figueiry. Już dawno nie było księdza w Varginha.
Dostęp do tej miejscowości jest bardzo trudny. Położona za siedmioma górami
i za siedmioma rzekami w dosłownym znaczeniu, nikogo nie zachęcała do odwiedzin” – pisze
ksiądz Jan Glica.
W 1979 roku w Varginha powstała kaplica Świętego Rocha
Informacja o pojawieniu się kapłana była wielkim wydarzeniem w okolicy odciętej
od świata. Odbywały się wówczas chrzty, spowiedzi i udzielanie sakramentów, a wszystko
11
to w atmosferze niebywałego rozgardiaszu. Sytuacja ta wymuszała improwizację
i adaptowanie na brazylijski grunt nowych form sprawowania liturgii.
- „Kilku pianych wieśniaków tuż obok, pod glinianą karczmą, darło się na całe gardło
i przeklinało, na czym świat stoi. Pod stolikiem, który służył za ołtarz warczały psy walczące
o miejsce. Niedaleko wieprzki tarzały się w kałuży błota. Naród na wpół dziki, z nożami
i rewolwerami u pasa otaczał mnie szczególnie ze wszystkich stron. Każdy czegoś chce,
o coś pyta. Najgorsze, że wszyscy naraz. Myślałem wtedy, że oszaleję” – czytamy
we fragmencie książki księdza Jana Glicy – „Oczarowany misjami”.
Praca kapłana niejednokrotnie miała miejsce od świtu do zmierzchu,
a przy tym bez jedzenia i picia. Czasami pojawiały się momenty zwątpienia.
W 1979 roku w Varginha powstała kaplica Świętego Rocha. Zrealizowanie inwestycji
było możliwe dzięki funduszom pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych, wsparciu
Adveniatu i lokalnej wspólnoty. Trudności w budowie determinowały kapryśne warunki
pogodowe, całkowity brak infrastruktury drogowej oraz duże amplitudy wysokości terenu.
- „W świetle reflektorów samochodu odbył się rozładunek siedmiu tysięcy cegieł. Jednak
światło sprowadziło robactwo i ćmy, które wprost uniemożliwiały pracę. Inne transporty
odbywały się prawie o świcie, kiedy jest względnie chłodno, bo inaczej woda w chłodnicach
samochodów zaczynała się gotować. Przystanek na długich, stromych podjazdach nie był
możliwy – samochód nie miał siły ruszyć z miejsca. W jednym z takich wypadków musieliśmy
rozładowywać samochód” – pisze misjonarz w swoich wspomnieniach.
Pisemne relacje księdza Jana Glicy przedstawiają wiele innych osobliwych przeżyć
wiążących się z pracą duszpasterską kapłana w Brazylii. Ich lektura jest pasjonująca.
Ksiądz Jan Glica – misjonarz mariański pracujący w Brazylii
Materiały i zdjęcia otrzymane dzięki uprzejmości siostry duchownego, Stefanii Cholewa
z Podłęża. Serdecznie dziękujemy
Tekst pochodzi z roku 2014
12
O życiu zakonnym w Stanach Zjednoczonych opowiada siostra
Eugenia Lidia Zięcina
Pracowała w Waszyngtonie i Baltimore
Siostra Eugenia Lidia Zięcina należy do Zgromadzenia Sióstr Służek
Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Od kilku lat pracuje przy Bazylice
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Waszyngtonie.
Mieszkanka Lewikowa powołanie do życia zakonnego odnalazła wśród bliskich sobie osób
i w otaczającej ją przyrodzie.
- Helena Dąbrówka, mojej mamy rodzona siostra, była w zakonie, ponadto siostry Służki
rezydowały w pobliskiej Samogoszczy. Jako młoda osoba nie myślałam o wyborze zakonnej
drogi życiowej, ale pociągała mnie pobożność, rozumiana jako prosta wiara rodziców
i dziadków. Bardzo lubiłam wystawienie Najświętszego Sakramentu w kościele.
Ta wiara płynęła z serca. Imponowała mi cisza. Szukałam czegoś głębszego w życiu,
a na to potrzeba było więcej czasu. W końcu zaczęłam utrzymywać kontakt z siostrami. Ciocia
była w Mariówce i choć nie przyjeżdżała często, to jednak opowiadała o modlitwie,
o powołaniu, o poświęceniu. Nie o izolacji, ale o życiu wśród ludzi, gdyż przecież jesteśmy
urodzeni dla świata – wspomina.
Siostra Eugenia pierwsze kroki w życiu zakonnym stawiała w rodzinnych stronach.
Nie myślała wówczas o Ameryce.
- Siostra Jadwiga Fila, przełożona w Samogoszczy, zapytała mnie czy nie chciałabym
do nich przystąpić. Skończyłam 18 lat w styczniu i napisałam, że chcę iść. 10 września
przyjechała po mnie ciocia i pojechałam do Mariówki. 11 października 1962 roku zaliczyłam
pierwszy stopień przyjęcia, aspiracji, a był to dzień otwarcia soboru watykańskiego
w Rzymie. Pomyślałam, że nie ma już odwrotu, bo jak ktoś przyłoży ręce do pługa
i się odwraca wstecz, oglądając za tym co zostawił, to nic z tego nie wyjdzie.
Ja się już nie zastanawiałam, tylko szłam, bo trzeba było wolę Bożą spełniać – przytacza fakty
z przeszłości.
W zgromadzeniu od sióstr wymagane było posłuszeństwo względem przełożonych,
odpowiadających za poszczególne formacje.
- Byłam 8 lat w Mariówce, po czym zaproponowali mi wyjazd do Stanów Zjednoczonych.
Tam nasze siostry zostały zarejestrowane w roku 1935, ale tak naprawdę wszystko zaczęło
się w roku 1932. Gdybym przed pójściem do zgromadzenia wiedziała, że wyjadę do USA,
to pewnie bym zrezygnowała. W dzieciństwie mieszkałam na koloniach Lewikowa. Byłam
przywiązana do ziemi, do Lewikowa, do Samogoszczy, do Lipnik. Nie było wówczas
możliwości podróżowania. Cieszyłam się lasem, przyrodą i prawdopodobnie w tym odkryłam
swoje powołanie. Wystraszyłam się tym wyjazdem. Przełożeni zaproponowali go jeszcze
jednej siostrze, Wiesławie. Wówczas uznałyśmy, że taka jest wola Boża i pojechałyśmy.
Tłumaczyłyśmy sobie, że jedziemy do naszego domu. Pierwszym siostrom było znacznie
trudniej, gdyż pojechały w nieznane. Myśmy wyjechały w 1979 roku – relacjonuje członkini
bezhabitowego zgromadzenia.
Pracowała przy Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia
w Waszyngtonie
13
Siostra Eugenia Lidia w zgromadzeniu zdała maturę. Do pracy w Stanach Zjednoczonych
konieczne okazało się przyswojenie języka angielskiego. Siostry pod opieką miały dom
starców i przedszkole. Aby pracować w tych placówkach, niezbędnym było nabycie wielu
umiejętności.
- Najpierw przydzielili mnie do szkoły. Lubiłam pracę z dziećmi. Nigdy za to nie miałam
powołania do pielęgniarstwa. W 1977 roku skończyłam 4 – letni college, potrzebny do nauki
w przedszkolu. Nie podjęłam nauki od razu, gdyż przede mną były starsze siostry,
a poza tym w domu zawsze było coś do zrobienia. Przez pewien czas byłam w domu
prowincjalnym. Na rok poszłam do bazyliki w Waszyngtonie. To jest Narodowe Sanktuarium
Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia. W latach 1987 – 2003 pracowałam z dziećmi. Miałam
20 – osobową grupę 3 – latków. Sióstr było coraz mniej. Nasz budynek miał ponad 100 lat
i wymagał gruntownego remontu, dlatego zgromadzenie postanowiło przedszkole zamknąć.
Blisko Waszyngtonu przypadał nam dom starców. Byłam tam 2 lata. Potem zaszła potrzeba
pójścia do bazyliki, która jest największym kościołem katolickim w Ameryce – mówi.
Zgromadzenie Sióstr Służek NMP Niepokalanej w USA funkcjonuje bardzo prężnie.
Ma pod opieką dom starców. Siostry pracują także w Cleveland, mieście leżącym w stanie
Ohio. Tam odwiedzają pacjentów, towarzyszą chorym w klinice rakowej, gdzie ludzie
odchodzą do wieczności.
- W Stanach Zjednoczonych osoby do kościoła uczęszczają z przekonania. Wiernych
jest bardzo dużo, chociaż ich liczba na przestrzeni ostatnich lat nieznacznie spadła. W naszej
bazylice jest ich nadal sporo, zwłaszcza w czasie dużych świąt. Dawniej, jak patrzyłam
na polskie kościoły, w miejscu gdzie mieliśmy przedszkole, większość ludzi chodziła na msze,
bo mieszkali blisko świątyni. To były osoby pochodzenia polskiego. Tam było bardzo dużo
polskich kościołów. Potem, jak Polacy się trochę dorobili, to wyjeżdżali poza miasto i wtedy
mniej przyjeżdżali do kościołów polskich, gdyż mieli daleko. Chodzili do parafii,
które znajdowały się w pobliżu ich nowych miejsc zamieszkania – relacjonuje członkini
zgromadzenia.
Bazylika znajduje się na terenie katolickiego uniwersytetu
Siostra Eugenia Lidia nie dostrzega wyraźnych różnic między życiem religijnym
Amerykanów i Polaków. Zauważalne dla niej jest natomiast powszechne uwielbienie w USA
dla postaci Jana Pawła II.
- Ojca Świętego pokochali od razu. Jeździł po skupiskach polonijnych. Pamiętam,
jak przyjechał tam w 1976 roku jako kardynał, to wszędzie mile go widziano i witano.
W Waszyngtonie 7 października 1979 roku miał mszę świętą na placu koło Kapitolu i pomnika
Jeffersona. Jak był z wizytą to towarzyszyły mu rzesze wiernych, nie koniecznie katolików.
Mojemu spotkaniu z Ojcem Świętym towarzyszyło wielkie przejęcie. Byłam zdenerwowana,
ale jednocześnie szczęśliwa, że mogę uścisnąć dłoń głowie kościoła powszechnego –
opowiada.
Waszyngton i Baltimore są największymi skupiskami społeczności murzyńskiej w całych
Stanach Zjednoczonych. Afroamerykanie stanowią istotną część lokalnego życia religijnego.
- Ostatnio mieliśmy uroczyste dziękczynienie za kanonizację Jana Pawła II i Jana XXIII.
Nasza bazylika znajduje się na terenie katolickiego uniwersytetu. W pobliżu za kardynała
Majdy postawili Dom Kultury Jana Pawła II. Nie zdał on egzaminu i były spore trudności
z jego utrzymaniem. Kardynał Detroit postanowił obiekt sprzedać. Kupili go Rycerze
14
Kolumba, którzy są poświęceni eucharystii i papieżowi. 11 lipca b.r. było uroczyste otwarcie
budynku. Tam będzie Centrum Świętego Jana Pawła II. Z tyłu bazyliki kardynał Donald
Wuerl założył mniejsze seminarium Jana Pawła II – wspomina siostra zakonna.
Polaków w mieście leżącym w Dystrykcie Kolumbii, na granicy stanów Maryland
i Virginia, nie ma zbyt wielu. W stolicy Stanów Zjednoczonych odnajdujemy natomiast sporo
potomków naszych rodaków w kolejnym pokoleniu, bardzo luźno powiązanych z krajem
nad Wisłą.
- W Waszyngtonie w pobliżu naszej bazyliki znajduje się polska parafia Świętego
Maksymiliana Kolbe i Matki Boskiej Częstochowskiej, którą obsługują Chrystusowcy.
W naszej bazylice jest natomiast kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej. Znajduje
się w niej postać Czarnej Madonny, którą Afroamerykanie czczą ze względu na kolor Matki
Bożej. Przynoszą kwiaty i palą świece – podsumowuje siostra Eugenia Lidia.
Spotkanie siostry Eugenii Lidii Zięciny z Janem Pawłem II. Waszyngton rok 1992
15
Ochronka w Baltimore, 1995 rok. Pierwsza z lewej w górnym rzędzie stoi siostra
Eugenia Lidia Zięcina
Bazylika Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Waszyngtonie
16
Wizyta papieża Benedykta XVI w bazylice Niepokalanego Poczęcia NMP
w Waszyngtonie 16 IV 2008 roku. Dary papieżowi wręczają siostry służki NMP
Niepokalanej. Pierwsza z lewej podająca piuskę siostra Eugenia Lidia Zięcina
Tekst pochodzi z roku 2014
17
Historia duchownego z naszego powiatu
Działalność kapłana zwróciła uwagę władzy, dla której stał
się postacią niewygodną
Ksiądz Tadeusz Kurach urodził się 11 marca 1943 roku we wsi Ostrów,
w gminie Maciejowie. Powołanie do służby Bożej sprawiło, iż swoje życie
złączył z Pomorzem. Tam w czasie stanu wojennego wspierał opozycję
demokratyczną.
Przyszły duchowny ukończył szkołę podstawową w Samogoszczy. W wieku 13 lat rozpoczął
czteroletnią naukę w seminarium niższym w Wejherowie. Przez następnych sześć lat kształcił
się w pelplińskim seminarium duchownym. Po otrzymaniu święceń kapłańskich przebywał
na placówkach Gruta, Radzyń Chełmiński, Golub - Dobrzyń, Chwaszczyno, Matarnia,
Starogard Gdański, Iłowo.
1 lipca 1978 roku został wikariuszem gdyńskiej parafii p.w. Najświętszego Serca
Jezusowego. Obok ks. prałata Hilarego Jastaka czynnie wspierał Wolne Związki Zawodowe
Wybrzeża. Udzielał schronienia ludziom walczącym z komunistyczną władzą,
a także wszelkimi sposobami starał się wspierać materialnie osoby ubogie i nie radzące
sobie z trudami dnia codziennego. Brał udział w zebranych organizowanych w stoczni,
która nosiła wówczas imię Lenina. Miejscowa plebania stanowiła miejsce,
w którym gromadzono i rozprowadzano ulotki wspierające podziemną opozycję
demokratyczną oraz książki, które dla panującej w kraju „jedynie słusznej partii”
były zagrożeniem. W grudniu 1980 roku ksiądz Kurach patronował dwóm przedstawieniom,
łączącym cechy literackie z patriotyczno – niepodległościowymi. Miał styczność
m.in. z Krystyną Jandą, Jerzym Zelnikiem, Zbigniewem Zapasiewiczem i Markiem
Perepeczko. Na swojej drodze spotykał osoby walczące z podlegającą Moskwie władzą.
Wspominając tamten okres, mówi nam: „non stop przez plebanię, a głównie przez jadalnię
ks. Prałata, przewijali się działacze solidarnościowi. Pamiętam był Świtoń, Kuroń, Wałęsa,
Walentynowicz, Gwiazdowie, Borusewicz, ludzie z Jastrzębia ze Śląska.”
Działalność kapłana zwróciła uwagę władzy, dla której stał się on postacią niewygodną.
31 sierpnia 1982 roku ksiądz został aresztowany. Oskarżono go o branie udziału
w demonstracjach, upamiętniających zawarcie umów sierpniowych. 10 pokazowych rozpraw
skutkowało wyrokiem w wysokości trzech lat więzienia. Przez trzy miesiące duchowny
przebywał w areszcie na ul. Kurkowej w Gdańsku. 8 listopada 1982 roku na siedem miesięcy
został osadzony w więzieniu w Potulicach. Skrócenie surowego wyroku było możliwe dzięki
wstawiennictwu władz kościelnych diecezji oraz aktywności ks. Biskupa Ordynariusza,
Mariana Przykuckiego. Na złagodzenie wyroku miał również wpływ tzw. akt łaski
przewodniczącego Rady Państwa, Henryka Jabłońskiego. Opozycjonista wyszedł na wolność
30 marca 1983 roku. Niemniej, odzyskanie swobody było warunkowe. Wiązało
się ono z trzyletnim zawieszeniem kary oraz dwuletnim pozbawieniem praw publicznych.
Pierwsze chwile poza więzienną celą ksiądz spędził w Gdyni. Niemniej, już 30 kwietnia
1983 roku został proboszczem parafii p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Kamienicy
Królewskiej; malowniczej miejscowości wypoczynkowej w samym sercu „Szwajcarii
18
Kaszubskiej”. Ksiądz kanonik Tadeusz Kurach za niezłomną postawę w czasie stanu
wojennego został uhonorowany przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Bronisława
Komorowskiego, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W imieniu głowy
państwa odznaczenie wręczył mu senator Kazimierz Kleina. Uroczystość odbyła
się 11 grudnia 2010 roku w miejscowym kościele filialnym p.w. św. Ojca Maksymiliana
Kolbego w Załakowie.
Ksiądz Tadeusz Kurach w czasach aktywności opozycyjnej. Zdjęcie pochodzi z czasów
stanu wojennego. Otrzymaliśmy je dzięki uprzejmości bohatera tekstu, od 1983 roku
sprawującego posługę kapłańską w parafii w Kamienicy Królewskiej,
w woj. pomorskim. Serdecznie dziękujemy
Tekst pochodzi z roku 2011
Ksiądz kanonik Tadeusz Kurach zmarł 3 maja 2013 roku
19
800. letnia historia Samogoszczy
Kościół wzniesiono w latach 1863 - 1864
Dzieje Samogoszczy nierozerwalnie wiążą się z istnieniem w miejscowości parafii
p.w. świętej Jadwigi Śląskiej. Osada założona została w roku 1198, kiedy miejscowe
posiadłości znajdowały się w posiadaniu Zakonu Kanoników Regularnych Stróżów
Grobu Chrystusowego z Miechowa.
Historycznie wieś położona jest na ziemi stężyckiej w leżącym w Małopolsce, dawnym
województwie sandomierskim. Jej etymologia nawiązuje do staropolskiego Samogosta,
będącego imieniem męskim, którego dwa główne człony oznaczają kolejno, „samotny”
i „gość”. Równie dobrze nazwa wsi może wywodzić się także od określenia „sam gąszcz”,
odwołującego się do rozległych kompleksów leśnych, otaczających w Średniowieczu
miejscowość.
We wsi Tarnów istniała parafia Tarnówek
Parafia w Samogoszczy ma jedną z najdłuższych historii w naszym regionie. Pierwotnie
należały do niej obecnie istniejące kościelne jednostki administracyjne w Górznie, Korytnicy
Łaskarzewskiej, Gończycach i Łaskarzewie. Był to teren bardzo rozległy, nie dziwi więc fakt,
iż pracowali w niej proboszcz oraz dwóch księży wikariuszy.
W pobliskiej wsi Tarnów, która dzisiaj podlega parafii w Samogoszczy, istniała niegdyś
parafia Tarnówek. Tam w 1326 roku wzniesiono drewnianą świątynię. Parafia
ta z czasem została przeniesiona do Samogoszczy, na co decydujący wpływ miały wylewy
przepływającej w pobliżu kościoła Wisły. Dom modlitewny rozebrano. Z pozostałych
po nim desek wzniesiono na nowym cmentarzu grzebalnym kaplicę. W punkcie,
gdzie stała drewniana konstrukcja, dzisiaj znajduje się kamienny obelisk, upamiętniający
proboszczów sprawujących posługę kapłańską we wsi leżącej w Dolinie Środkowej Wisły.
Możliwe, iż parafia w Samogoszczy istnieje od początku XIII wieku,
lecz najprawdopodobniej swój początek bierze w roku 1339. Informuje nas o tym odpis aktu
erekcyjnego, który wmurowany został w fundamenty dzisiaj podziwianej świątyni. O dacie
erekcji miejscowej kościelnej jednostki administracyjnej dowiadujemy się z ksiąg
metrykalnych. Pochodzący z 1639 roku wpis sporządzony został przez ówczesnego
proboszcza, księdza Marcina Cybulskiego, który opiekował się miejscową wspólnotą
modlitewną w latach 1639 – 1654. Z notatek duchownego dowiadujemy się, iż w okresie,
w którym sprawował on opiekę nad parafią, w miejscowości miał miejsce pożar. Ogień
strawił wówczas plebanię, a co za tym idzie księgi kościelne, prowadzone od początku
istnienia parafii.
Kamień węgielny poświęcił ksiądz biskup Beniamin Szymański
W 1725 roku w Samogoszczy, dzięki staraniom ówczesnej dziedziczki Teresy Załuskiej,
wzniesiona została świątynia, za której patronkę obrano świętą Jadwigę wdowę. O powstaniu
drewnianego obiektu mówią nam księgi wizytacyjne z okresu 1802 – 1860. Świątynia
poświęcona została przez księdza biskupa pomocniczego diecezji krakowskiej, Michała
Kunickiego. Kościół służył wiernym do roku 1860.
Wówczas też miała miejsce przeprowadzona przez księdza biskupa Beniamina
Szymańskiego wizytacja kanoniczna, podczas której nader widoczne było zniszczenie
świątyni. O budowę nowego kościoła apelował ówczesny proboszcz parafii (1833 – 1877),
20
ksiądz Felicjan Wojno (zm. 18 czerwca 1877). Zwierzchnik diecezji zwrócił się z prośbą
o pomoc w postawieniu świątyni do dziedzica miejscowych posiadłości,
którym był w owym czasie Stanisław Zamoyski. Właściciel ziemski postanowił sfinansować
budowę murowanego obiektu. Wydatną pomoc w pracach konstruktorskich zaoferowali
parafianie.
20 czerwca 1860 roku ksiądz biskup Beniamin Szymański na podniosłej uroczystości
poświęcił kamień węgielny pod budowę Domu Bożego. Trzy lata później rozpoczęły
się prace budowlane. Wydarzenie poprzedziło dwuletnie zwożenie wozami, których
było około 3 tysięcy, kamieni na fundamenty z okolicznych terenów. Świątynia w zgodzie
z ówczesną tradycją wzniesiona została na cmentarzu grzebalnym. Podczas prac w terenie
konstruktorzy niejednokrotnie odnajdywali przy niej ludzkie kości.
Poświęcenie kościoła miało miejsce 20 listopada 1864 roku. Stosownego aktu,
po uprzednim otrzymaniu upoważnienia od księdza biskupa, dokonał miejscowy proboszcz.
Konsekracja świątyni odbyła się 13 października 1878 roku. Podniosłej uroczystości
przewodniczył ksiądz biskup pomocniczy diecezji lubelskiej, Walenty Baranowski.
Klimat wydarzeń sprzed 150 lat przybliża nam pamiątkowa tablica, która znajduje
się w kościele. Odczytujemy na niej napis - ,,Ten kościół pod wezwaniem świętej Jadwigi
śląskiej, erygowany w XIII wieku, Stanisław Zamojski, syn Stanisława Ordynata i Zofii
z domu Czartoryskich, z małżonką swoją Różą, z córką Przemysława Potockiego i Teresy
z domu Sapiehów wznieśli w 1863 roku za Papieża Piusa IX, Beniamina Szymańskiego,
Biskupa podlaskiego, proboszcza kanonika Felicjana Wojno. Plan podał Henryk Marconi,
wykonał budowniczy Ankiewicz, staraniem Ludwika Malhomme, naczelnika Kancelarii
Głównej rodziny Zamojskich i Józefa Królikowskiego, rządcy dóbr Maciejowskich”.
Warto zwrócić uwagę, iż budowa świątyni miała miejsce podczas wzmożonego
prześladowania kościoła katolickiego przez carskiego zaborcę. Dość powiedzieć,
że w owym czasie na terenie zlikwidowanej przez Aleksandra II diecezji janowskiej
(podlaskiej), obok tego w Samogoszczy, powstał jedynie kościół w Prostyni.
W 1865 roku w domu modlitewnym zainstalowano, wykonane przez Leopolda Blomberga,
organy piszczałkowe z dyspozycją romantyczną. 16 lipca 1883 roku za probostwa księdza
Władysława Lipińskiego, miał miejsce pożar świątyni, który strawił prezbiterium,
po czym spłonął ołtarz z Najświętszym Sakramentem oraz uważany za cudowny,
kilkuwiekowy obraz Matki Bożej. Po nieszczęśliwym wydarzeniu kościół kilkakrotnie
restaurowano.
21
Uroczystość odpustowa w parafii p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy.
Lata 60. XX wieku
22
Konsekracja kościoła w Samogoszczy według zapisków w kronice
parafialnej
Bramy tryumfalne przyozdobiono wieńcami z liści dębowych
i kwiatów
Konsekracji kościoła parafialnego p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej
w Samogoszczy towarzyszyły niezwykła podniosłość i koloryt ówczesnych
uroczystości religijnych. Więcej o wydarzeniu dowiadujemy się z zapisków,
jakie zachowały się w miejscowej kronice metrykalnej.
Pomysłodawcą budowy świątyni był ksiądz Felicjan Wojno (Woyno), który sprawował
obowiązki proboszcza kościelnej jednostki administracyjnej w latach 1827 – 1877, przy czym
przez pierwsze 6 lat zarządzał parafią z Garwolina. Wzniesienie na miejscu istniejącego
od 1725 roku obiektu poprzedziła wizytacja kanoniczna w miejscowości biskupa Benjamina
Szymańskiego, jaka miała miejsce w roku 1860. Stwierdzała ona, że drewniana konstrukcja
jest w złym stanie technicznym. Wniosek proboszcza o budowie nowego domu
modlitewnego przedstawił dziedzicowi miejscowych posiadłości, Stanisławowi
Zamoyskiemu, sam wizytator. Hrabia razem ze swoją żoną, Różą Zamoyską z Potockich,
sfinansowali budowę kościoła. Stanął on staraniem Ludwika Malholmme, naczelnika
Kancelarii Głównej rodziny Zamojskich oraz Józefa Królikowskiego, rządcy dóbr
Maciejowskich. W realizacji inwestycji wydatną pomoc okazali parafianie.
Projektował gmachy publiczne i mieszkalne
22 czerwca zwierzchnik diecezji poświęcił kamień węgielny pod budowę świątyni.
Wznoszenie kościoła, które trwało ponad rok, rozpoczęto 1 sierpnia 1863 roku. Budowla
powstała według projektu Henryka Marconiego. Znakomity architekt polski miał pochodzenie
włoskie. Od połowy XIX wieku ten przedstawiciel historyzmu i klasycyzmu był najbardziej
rozchwytywanym architektem w zaborze rosyjskim. Projektował gmachy publiczne
i mieszkalne. Według jego pomysłu powstały w Warszawie m.in. pałac Paca przy ulicy
Miodowej, kościół świętego Karola Boromeusza, dworzec Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej
oraz hotel Europejski.
Kierownictwo nad projektem kościoła w Samogoszczy wykonywał Julian Ankiewicz.
Był on etatowym budowniczym miasta Warszawy. W stolicy zaprojektował m.in. bibliotekę
ordynacji Zamoyskich, gmach Towarzystwa Kredytowego oraz szpital dla dzieci przy ulicy
Kopernika.
Sprawował godność lubelskiego biskupa diecezjalnego i administratora diecezji
podlaskiej
20 listopada 1864 roku ksiądz Felicjan Wojno, dostając upoważnienie od biskupa,
poświęcił świątynię. Konsekracja kościoła dokonana przez zwierzchnika diecezji lubelskiej,
księdza Walentego Baranowskiego, odbyła się 13 października 1878 roku. Duchowny
był bratem Jana Baranowskiego, naukowca, astronoma i przyrodnika. Sam z zamiłowania
parał się przyrodnictwem, posiadając znaczne zbiory roślin. W młodości wykładał nauki
przyrodnicze w Łukowie, Radomiu i Włocławku. Sprawował godność lubelskiego biskupa
diecezjalnego i administratora diecezji podlaskiej.
W kronice parafialnej czytamy: “najpierw został (biskup) przyjęty na stacji Sobolew
23
przez Hrabiego Zamoyskiego i gubernatora siedleckiego Moskiwna oraz dwóch naczelników
z Garwolina i sąsiednie duchowieństwo. Wszyscy ci powitali Biskupa z odkrytą głową
i ucałowaniem ręki, a następnie przyprowadzili do Samogoszczy w orszaku konnym
w którym uczestniczyli parafianie z Maciejowic i Samogoszczy. Na drodze od Sobolewa
do Samogoszczy było zbudowanych siedem bram tryumfalnych przyozdobionych wieńcami
z liści dębowych i kwiatów. Cała droga od Maciejowic została wywieziona ziemią
powiślańską i powałowana, pobudowano nowe mosty. W uroczystości konsekracji naszego
kościoła udział wzięło oprócz księdza biskupa dwóch kanoników przybyłych razem z nim,
25 duchownych oraz 8 kleryków wraz z profesorem Seminarium ks. Leszczyńskim. Z osób
świeckich oprócz rodziny Zamojskich składających się z 14 osób byli zaproszeni Pan Antoni
Odyniec literat poeta (Antoni Edward Odyniec - czołowy polski pamiętnikarz, członek
stowarzyszenia filaretów, redaktor prasowy, autor dramatów, podróżował po Europie
z Adamem Mickiewiczem – przyp. red.), Pan Kotarbiński naczelnik dóbr Zamojskich, Pan
Ankiewicz budowniczy z Warszawy. Przyjęcie powyższych gości na probostwie odbyło
się kosztem Hrabiego Zamojskiego. Innych gości kosztem ks. Lipińskiego miejscowego
administratora.”
Biskup Walenty Baranowski kwaterował w Samogoszczy do 16 października 1878 roku.
Udzielił sakramentu bierzmowania ponad 4 tysiącom osób. W XIX wieku wizytacja w parafii
zwierzchnika diecezji, ze względu na jej rozległość i ówczesne bariery logistyczne,
była rzadkością.
Henryk Marconi - projektant kościoła parafialnego p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej
w Samogoszczy
24
Początki parafii w Samogoszczy
Podczas wojny szwedzkiej kościół parafialny „od 5 wieków
istniejący” został spalony
Parafia w Samogoszczy ma jedną z najdłuższych i najbogatszych historii
spośród wszystkich kościelnych jednostek administracyjnych na terenie
naszego powiatu. W różnych publikacjach podaje się kilka dat powstania
parafii w Dolinie Środkowej Wisły. W rozwiązaniu zagadki sprzed wieków
pomocne dla nas są zapiski w księgach metrykalnych.
- „Datę erekcji parafii Samogoszcz znajdujemy w zapiskach poczynionych w metrykach
Kościelnych w r. 1639 przez ks. Marcina Cybulskiego, ówczesnego proboszcza (1639 – 1654).
Pisze on, że w czasie jego pasterzowania wybuchł w Samogoszczy pożar, od którego spłonęła
plebania, a wraz z nią i księgi kościelne „od 3-ch wieków istniejące”. Następca
ks. Cybuylskiego. ks. Adam Niewierski (1655 – 1690) notuje w księdze metrykalnej z r. 1655,
że podczas wojny szwedzkiej i najazdu na Polskę – kościół parafialny „od 5 wieków
istniejący” – został spalony. Przy zakładaniu i poświęceniu kamienia węgielnego
przy budowie obecnego kościoła murowanego w akcie erekcyjnym złożonym w fundamenty
tegoż kościoła zaznaczono, że parafia Samogoszcz istnieje od r. 1339. Duplikat tego aktu
erekcyjnego znajduje się w księgach wizytacyjnych par. Samogoszcz z r. 1860”- czytamy
w Księdze Wieczystej parafii Samogoszcz.
Zapisek ów ma świadczyć, iż parafia w Samogoszczy istnieje od roku 1339, tymczasem
w drugiej księdze metrykalnej odnajdujemy notatkę następującej treści:
- „Nie ma pewnej wiadomości kiedy mianowicie Kościół parafialny we wsi Samogoszcz
erygowany został. Jest ślad tylko w księgach metrykalnych kościelnych, że niewątpliwie
już exystował na początku wieku XIII”.
Erekcja Kościoła i Księgi Kościelne przeszło od trzechset lat w perzynę obrócone zostały
Dzieje Samogoszczy nierozerwalnie wiążą się z istnieniem w miejscowości parafii
p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej. Osada założona została przypuszczalnie w roku 1198,
kiedy miejscowe posiadłości znajdowały się w posiadaniu Zakonu Kanoników Regularnych
Stróżów Grobu Chrystusowego z Miechowa. Zagadkę dotyczącą daty powstania parafii
w Samogoszczy już w XVII wieku próbował rozwikłać jej proboszcz. W księdze parafialnej
czytamy:
- „Ksiądz Marcin Cybulski nastawszy do Samogoszczy w roku 1639 opisuje, że na samym
wstępie Jego do tego Probostwa w nocy zapaliła się plebania i zaledwie sam z ludźmi mógł
się uratować, cały dom spłonął: gdzie powiada że erekcja Kościoła i Księgi Kościelne
przeszło od trzechset lat w perzynę obrócone zostały z których by proboszcz początek
założenia tej parafii mógł udowodnić – przytem Górzno, Łaskarzew, Korytnica i Gończyce
były to filie do Kościoła Samogoskiego należące i dlatego przy Kościele Samogoskim
oprócz proboszcza bywało po dwóch wikariuszów - w Maciejowicach jedna wizyta
nadmienia, że to była wieś i z niej proboszcz Samogoski dziesięcinę pobierał. Sąsiedniego
też Kościoła nie było bliżej jak Gołąb”.
Kościół Samogoski od pięciuset lat istniejący wraz z czteroma domami plebańskimi
Węgrzy spalili
25
Następca księdza Marcina Cybulskiego na stanowisku proboszcza parafii Samogoszcz,
ksiądz Adam Niewierski, podobnie jak jego poprzednik był żywo zaciekawiony początkami
miejsca, w którym z nadania biskupa przyszło mu służyć.
- „Ksiądz Adam Niewierski, który w Aktach Kościelnych notatę zostawił, że w roku 1655
Szwedzi i Węgrzy po Polsce plądrowali i kilka osób w parafii Samogoskiej po barbarzyńsku
zamęczyli i wiele złego narobili – a dalej wspomina że w roku 1657 dnia 8 maja Kościół
Samogoski od pięciuset lat istniejący wraz z czteroma domami plebańskimi Węgrzy spalili –
i z tego można wnosić, że Kościół Samogoski jest bardzo dawny i że w wieku XIII mógł
już istnieć. Przy tem wypada mi nadmienić, że Księga Wizyt Biskupa Padniewskiego
jest najdawniejszą z przechowujących się w Archiwum Wizyt Kościelnych Diecezji
Krakowskiej do której niegdyś i Kościół Samogoski należał. W wizycie Kościoła Zwoleńskiego
w roku 1570 wymienia i inne parafie gdzie osoby świeckie były wówczas plebanami jak to:
w Samogoszczy pleban Albert Wędrogowski akademik krakowski nie ma święceń
i nie rezyduje w swojej parafii – wikariusz Adam z Podwierzbia” – czytamy w księdze
metrykalnej.
26
Ku ogólnemu zdziwieniu napotkano na przeszkodę w postaci
podziemnego pomieszczenia
Niespodziewane odkrycie w kościele parafialnym w Samogoszczy
Posiadający XIX - wieczny rodowód kościół parafialny pod wezwaniem
świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy jest jednym z cenniejszych
neogotyckich obiektów sakralnych powiatu. Jak się okazuje ciągle możliwe
są w nim nowe odkrycia.
Jak uprzejmie informuje nas miejscowy proboszcz, ksiądz Piotr Kardas, „Podczas prac
związanych z ocieplaniem świątyni natrafiono na nieznane, lub też zapomniane
pomieszczenie. Wydarzenie miało miejsce w połowie stycznia bieżącego roku. Ukryte lokum
znajdowało się pod zakrystią przylegającą do ołtarza głównego, a wejście schodzące w dół,
pod starą szafą.”
Robotnicy po wykopaniu na zewnątrz budynku dołu przeznaczonego
na umieszczenie w nim zbiornika na olej opałowy próbowali połączyć instalację ze świątynią.
Ku ich, jak również opiekuna parafii zdziwieniu, napotkali przeszkodę w postaci,
jak się wydaje, piwnicy lub też przechowalni. W pomieszczeniu nie natrafiono na żadne
kosztowne przedmioty. Znajdowały się w nim jedynie drewniane skrzynki w winem
mszalnym oraz gazeta sprzed 1938 roku. Zagadkowe lokum o kształcie zbliżonym
do kwadratu ma mniej więcej 12 m kwadratowych powierzchni i około 250 cm wysokości.
Na środku „komnaty” stoi podpierający strop słup o znacznej średnicy. W ścianach znajdują
się szerokie na około 1 m i głębokie na 50 cm wnęki, w które wsunięte są drewniane deski,
spełniające zapewne funkcję półek. Czerwona cegła dominująca we wnętrzu podziemia daje
nam nieśmiały dowód na to, iż nowe odkrycie stanowi integralną część całej konstrukcji.
Budowa kościoła parafialnego pod wezwaniem świętej Jadwigi Śląskiej w Samogoszczy
miała miejsce w latach 1863 – 1864. Projekt ambitnego przedsięwzięcia przedstawił Henryk
Marconi, a prace wykonawcze nadzorował Julian Ankwicz. Obiekt posiada wyraźne cechy
neogotyckie. Dominuje w nim nawa główna, a całą bryłę dopełnia ulokowana nad frontowym
wejściem wieża. Wiernych znad imponujących drzwi „witają” czterej ewangeliści. Fasady
strzegą posągi św. św. Piotra i Pawła. W ogrodzeniu kościelnym po prawej stronie świątyni
znajduje się murowana dzwonnica, datowana na okres tożsamy z jej powstaniem i tworzący
z nią spójną całość. Za kościołem, nieco z lewej strony, stoi pochodząca z roku 1878 stara
murowana plebania, posiadająca cechy staropolskiego dworku. Centralnym punktem
parafialnego cmentarza jest drewniana kaplica. Zachowało się tutaj kilka pomników
z XIX wieku. Tym co imponuje pośród otoczenia całego zespołu kościelnego w Samogoszczy
jest wrażenie zadbanego miejsca, będącego świadectwem witalności osób, które stanowią
o jego obliczu. Absorbujące prace remontowe i porządkowe zapoczątkował ksiądz Stanisław
Abramczuk. Jego dzieło, z niesłabnącym zapałem, kontynuuje obecny proboszcz, ksiądz Piotr
Kardas.
27
Podczas wykopywania dołu na zbiornik z olejem opałowym przypadkowo natrafiono
na zapomnianą piwnicę lub przechowalnię
Materiały otrzymane od proboszcza parafii p.w. Świętej Jadwigi Śląskiej
w Samogoszczy, księdza Piotra Kardasa. Serdecznie dziękujemy
Tekst pochodzi z roku 2012
28
Dzieciństwo matki Daniela Olbrychskiego w Podzamczu,
Samogoszczy i Podłężu
W Podzamczu urodziła się Krystyna Maria, młodsza siostra
Klementyny
Klementyna Sołonowicz – Olbrychska, będąca matką znanego aktora,
znaczącą część swojego dzieciństwa spędziła w Podzamczu i Podłężu.
Jej ojciec Kazimierz, jako zarządca i administrator ziemski często zmieniał
miejsce pracy, co wiązało się z przeprowadzkami całej rodziny.
Pisarka przyszła na świat 16 września 1909 roku w Drohiczynie. Była studentką stołecznej
Wyższej Szkoły Dziennikarstwa. Jako autorka reportaży swoją pracę w prasie rozpoczęła
w połowie lat 30. Zajmowała się nauczycielstwem, pisaniem utworów przeznaczonych
dla młodzieży oraz prowadzeniem słuchowisk radiowych. Wyszła za mąż za publicystę,
Franciszka Olbrychskiego. Wkrótce po tym urodził się Daniel Olbrychski.
W roku 1912 Kazimierz i Zofia Sołonowiczowie osiedlili się w Podzamczu, majątku
należącym do hrabiego Andrzeja Zamoyskiego. Matka znanego aktora miała w chwili
przeprowadzki 3 lata. Miejsce to pisarka bardzo ceniła. Urok okolicy determinowany
był otaczającym budynki przeznaczone dla oficjalistów parkiem. Całość sprawiała wrażenie
miejsca niezwykle zadbanego. Dookoła rosły drzewa, z których niektóre osiągały rozmiary
pomnikowe. Aby nie narażać malowniczego krajobrazu na szkody, pracownicy nie hodowali
żadnych zwierząt gospodarskich. Niedogodność ta rekompensowana była finansowo, a nabiał
pozyskiwany był z usytuowanej na terenie posiadłości hrabiego mleczarni. Produkty mięsne
dostarczali, zamieszkujący pobliskie Maciejowice, kupcy wyznania mojżeszowego. Młoda
Klementyna ze starszą siostrą Ireną wolny czas przeznaczony na zabawę spędzały
w miejscowych szkółkach leśnych. W tym miejscu kształtowała się wrażliwość na przyrodę
matki Daniela Olbrychskiego, którą można dostrzec w jej późniejszych utworach. Zawierała
tutaj swoje pierwsze znajomości.
„W parku i przy drodze do Oronnego zakwitły pierwsze fiołki. A to już była sprawa niezwykłej
wagi (…) Pierwsze fiołki dla naszych rodziców (…) Od fiołków zaczynała się w Podzamczu
prawdziwa wiosna i fiołkami w domach ją witano (…) Mamy szczególnie lubiły odwiedziny
z pachnącymi bukiecikami i wszystkie były wtedy uśmiechnięte”- pisze we wspomnieniach
Klementyna Sołonowicz – Olbrychska.
Siostry łączyła osobliwa przyjaźń na linii dzieci – samotna, starsza osoba z kobietą
o nazwisku Skos. Stykały się one z córkami i synami osób wywodzących się z wielu
społeczności. Były wśród nich pociechy hrabiów Zamoyskich, rezydentów miejscowego
majątku oraz pracowników czworaków i lokalnych użytkowników ziemi. W Podzamczu
urodziła się Krystyna Maria, młodsza siostra Klementyny.
Siostry zdobywały umiejętności pisania i czytania u prywatnej nauczycielki. Obie brały
udział w przedstawieniach oraz odwiedzały z rodzicami Warszawę. Uczestniczyły
w podwieczorkach hrabianek Zamoyskich. Chodziły do kaplicy przy pałacu, gdzie mszę
świętą koncelebrował kapłan z Maciejowic. Od najmłodszych lat wyjawiały zdolności
recytatorskie. W ich domu kultywowano tradycje patriotyczne, poprzez śpiewanie pieśni
powstańczych. Po wybuchu I Wojny Światowej o Kazimierza Sołonowicza upomniało
29
się wojsko rosyjskie. Tymczasem lokal, w którym mieszkali przeznaczony został na szpital.
Rodzina kilkanaście dni spędziła w piwnicy, kryjąc się przed działaniami zbrojnymi.
Po nich przyszła okupacja niemiecka. Gdy ojciec wrócił do domu, cała piątka przeniosła
się do Podłęża, gdzie Kazimierz otrzymał posadę zarządcy w folwarku Zamoyskich.
Klementyna i Irena określały go po latach „drugim miejscem najszczęśliwszym na ziemi,
po Drohiczynie”. Familia administratora otrzymała dom, który zawsze tętnił życiem.
Znajdował się on w pobliżu rzeczki Bączychy. Klementyna uczyła się prząść tkaniny
pod okiem matki, która wykazywała zdolności krawieckie. W kościele parafialnym
w Samogoszczy siostry przystąpiły do Pierwszej Komunii i Spowiedzi. Spotykały
się z miejscowymi siostrami tercjankami i księdzem proboszczem, przyjacielem rodziców.
W pobliskich Bączkach pobierały prywatne lekcje u guwernantki. Ze względu na partyzancką
formę tej nauki, Kazimierz Sołonowicz dbający o edukację córek, zmuszony
był do przeprowadzki do miasta.
Rodzina Sołonowiczów w okresie pobytu w Podzamczu około roku 1913. Od lewej –
Zofia (matka Klementyny), Weronika (siostra matki), Irena (siostra), Kazimierz (ojciec)
i Klementyna. Zdjęcie, będące kopią obrazu, otrzymaliśmy od Stanisława Oszkiela
z Podłęża. Serdecznie dziękujemy
30
Z
HISTORII
PARAFII
SAMOGOSZCZ
31
Download