Nr 71 (117) Tyniec-Olsztyn marzec 2017 Nie chciej słuchać o

advertisement
Nr 71 (117)
Tyniec-Olsztyn
marzec 2017
Nie chciej słuchać o podłościach innych ludzi, bo przez takie pragnienie
przenikają do ciebie rysy tych podłości.
Jeśli zauważysz, że ktoś cię nieszczerze wychwala, to w swoim czasie możesz
też oczekiwać od niego oszczerstwa.
Wszelkie dobro pochodzi od Pana zgodnie z Jego rozporządzeniem, a ci,
którzy je niosą, są sługami dobra.
Wytrwale czuwaj nad swymi myślami, a nie utrudzisz się podczas pokus. Jeżeli jednak tego zaprzestaniesz, poniesiesz konsekwencje.
Módl się, żeby nie przyszła na ciebie pokusa. Ale kiedy przyjdzie, przyjmij ją
jak swoją a nie jak obcą.
Jeśli ktoś ulega myślom, one go zaślepią. Wprawdzie zobaczy, jak działają
grzechy, lecz nie dojrzy ich przyczyn.
Zdarza się, że ktoś formalnie wypełnia przykazanie, lecz służy jakiejś namiętności i przez złe myśli niweczy dobry uczynek.
Jeśli wszedłeś w kontakt ze złem, nie mów: „Ono mnie nie pokona!” Skoro
zetknąłeś się z nim, już zostałeś pokonany.
Nie myśl, że każde utrapienie dane jest człowiekowi z powodu grzechu. Wielu jest ludzi, którzy mili są Bogu, bywają jednak poddawani próbom. Napisane jest: Nikczemni i nieprawi będą wytępieni (Ps 37,28), podobnie też: Tych, którzy
chcą żyć zbożnie w Chrystusie, spotkają prześladowania (2 Tm 3,12).
(Filokalia, Marek Eremita)
LITANIA DO DUCHA ŚWIĘTEGO
Spójrz,
Duchu Święty,
Na ludzi idących przed siebie
Drogą nieskończonego postępu,
na mędrców,
Którzy ulepili golema
Na własne podobieństwo
I na własną zgubę.
Spójrz,
Duchu Święty,
Na rozpad atomu,
Na rozpad moralności,
Na rozpad ładu,
Na rozpad porządku,
Na rozpad sztuki,
Na rozpad cywilizacji,
Na rozpad słów,
Na rozpad prawa,
Na rozpad harmonii,
Na rozpad rozsądku,
Na rozpad logiki,
Na rozpad wszystkich wartości.
Z głębokości wołamy do Ciebie,
Duchu Święty,
Albowiem jesteśmy bezwolnym narzędziem
W rękach naszych lekkomyślnych dzieł.
Jesteśmy jak ci, którzy nie wiedzą, co czynią.
Roman Brandsteatter
–2–
Duchowość monastyczna
W dniach 27–29 stycznia miały miejsce Benedyktyńskie Dni Skupienia
w Gietrzwałdzie organizowane przez wspólnotę BENEDICTUS z Olsztyna.
Bieżący numer prawie w całości będzie poświęcony temu wydarzeniu. Po raz
pierwszy uczestniczyli w nim między innymi oblaci benedyktyńscy z Warszawy i to oni składają relację z tego, co usłyszeli i zobaczyli. tl
WOLA BOŻA W ŻYCIU CZŁOWIEKA
O. WŁODZIMIERZ ZATORSKI OSB
I Konferencja
Wola Boża w naszym życiu to zagadnienie centralne w perspektywie jego
ostatecznego celu.
W Modlitwie Pańskiej, która jest wzorem modlitwy i właściwego odniesienia
do Boga, codziennie prosimy: „Bądź wola Twoja”.
Czy tak jest? Czy rzeczywiście tego pragniemy? Czy zastanawiamy się, jak
rozpoznać wolę Bożą? Czy nie traktujemy jej tylko jako dyrektywy: co wolno, a czego nam nie wolno?
Obok bowiem kierowanych do nas Boskich wskazań istotna jest względem
nich nasza postawa. Nasza odpowiedź na pytanie, czy prawdziwie chcemy
przyjąć wolę Bożą w swoim życiu i czy naprawdę pragniemy ją spełniać.
W Ewangelii mamy scenę z bogatym młodzieńcem. Przybiega on do Pana
Jezusa, klęka przed nim i prosi go: Nauczycielu, powiedz, co mam czynić, by osiągnąć życie wieczne? Wydawałoby się, nic bardziej poprawnego i dobrego. Jezus
spojrzał na niego z miłością i powiedział: Jednego ci brakuje, idź, sprzedaj
wszystko, co posiadasz, rozdaj ubogim i pójdź za mną. Młodzieniec, gdy to usłyszał,
zasmucił się, bo miał duże majętności. Na swoje pytanie, co robić, by dobrze
żyć, czyli w istocie na pytanie, jak pełnić wolę Bożą, otrzymał odpowiedź, ale
skierowanej do siebie rady nie przyjął i odszedł. Nie pragnął najbardziej
Królestwa Bożego, zrealizowania woli Bożej, bo był związany ze swym bogactwem i pojawił się lęk o te dobra. W istocie woli Bożej nie chciał.
Jakże często tak jest i z nami. Szukając odpowiedzi na pytanie, jak odkryć
wolę Bożą, możemy uznać, że jest ona zawarta przede wszystkim w dekalo–3–
gu. Przykazania mają jednak charakter prawny, są nakazami lub zakazami
i odnoszą się do zasad postępowania. Nie mówią, co i jak mamy czynić
w konkretnej sytuacji życiowej, czyli jak je zastosować. Do tego potrzebna
jest ich interpretacja, która niekoniecznie musi być zgodna z wolą Bożą.
Faryzeusze byli ludźmi, którzy chcieli wypełniać Prawo Boże. Pomocą w tym
miało być skrupulatne spisywanie komentarzy, jak postępować w konkretnych życiowych sytuacjach, ustalanie kryteriów rozpoznawania zagrożeń
i formułowanie zaleceń, jak sobie z nimi radzić. Podobnie było w naszym
Kościele, w teologii moralnej, która starała się precyzować rozmaite szczegółowe sytuacje zwane kazusami i w ten sposób wskazywać ludziom, co jest
zgodne z wolą Bożą w ich życiu. Panował moralizm: co wolno, a czego nie
wolno.
Ten sposób podejścia do woli Bożej od strony prawa, zgodnie z tym, co mówi św. Paweł, jest podejściem sługi albo niewolnika wykonującego polecenia.
Takie podejście jest błędne i nie jest zgodne z wolą Bożą.
Prosząc o wypełnienie woli Bożej, bardzo często pragniemy, by spełniły się
nasze pragnienia, by było tak, jak chcemy. Nasze pragnienia są dla nas wyznacznikiem tego, co najważniejsze. Jeżeli pojawia się coś, co jest niezgodne
z nimi, wówczas budzi to w nas lęk, przerażenie, agresję i złość. I chcemy to
zmienić. Tendencja odrzucenia jest w nas wtedy bardzo mocna. Chcemy
odrzucić to, co nie zgadza się z naszymi wyobrażeniami, naszą wolą.
Popatrzmy na przykład ze Starego Testamentu.
Kiedy Jerozolima została zdobyta przez wojska babilońskie, większość Izraelczyków została wzięta do niewoli. Ci pozostali, przebywający w Jerozolimie
i okolicach, głównie ludzie ubodzy, którzy po zabiciu namiestnika babilońskiego bali się o swój los, zwrócili się do proroka Jeremiasza: Zapytaj Pana
Boga, co mamy robić? Bóg odpowiedział: Zostańcie. Mimo tego wyraźnego wskazania nie posłuchali Boga, spakowali swój dobytek i poszli do Egiptu. Wola
Boża została zignorowana, bo zaproponowane rozwiązanie rodziło lęk i nie
pasowało do ich wyobrażeń.
Często Bożą wolę rozumiemy jako zrządzenie losu: „Niech się dzieje wola
nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”. Jest to nieporozumienie. O losie mówi się przecież, że jest ślepy. Los nie uwzględnia wolności człowieka. Oczywiście są losowe wydarzenia, np. kataklizmy, i te wydarzenia domagają się od
–4–
nas jakiejś postawy, ale nasza odpowiedź na nie nie powinna być przypadkowa, powinna wynikać z wolnej woli człowieka.
Boża wola - to Boży zamysł odnoszący się do człowieka. W Piśmie Świętym
mamy bardzo dużo tekstów na ten temat. Już w Księdze Rodzaju znajdujemy
dwa opisy stworzenia, w których Bóg objawia swoją wolę.
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną:
abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad
wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi (Rdz 1,27n).
Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go
i doglądał. A przy tym dał człowiekowi taki rozkaz: Z wszelkiego drzewa tego
ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła
nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz. Potem Pan Bóg
rzekł: nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią
dla niego pomoc. (…) Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział:
Ta dopiero jest kością z moich kości ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała
niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca
swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz 2, 15-18.22-24)
Opisany w Księdze Rodzaju zamysł Boga w stosunku do człowieka to przede wszystkim dar życia - Bóg chciał obdarzyć nas życiem. Następnie, podobieństwo do Niego, a więc życie w podobnej dynamice, która, jak to w pełni objawia Jezus Chrystus, polega na nieustannym wzajemnym oddawaniu
siebie w więzy miłości. Nie chodzi więc tutaj o podobieństwo zewnętrzne;
Bóg nie ma ciała, a my mamy ciało.
Bóg, stwarzając człowieka, powiedział także: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był
sam, dlatego dał mu odpowiednią pomoc. W zamyśle Boga jest więc także
wspólnota życia mężczyzny i kobiety. Mają być jednością we dwoje, mają
żyć w komunii.
Dalej człowiek ma panować nad ziemią i wszelkim stworzeniem, ale i doglądać i troszczyć się o nie. Panowanie powinno być tutaj rozumiane zgodnie z nauczaniem Chrystusa: Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. (Mt 20,26)
–5–
Człowiek jest koroną stworzenia, został ukształtowany z namysłem i z zamiarem pozostawania w bliskości Boga. Św. Augustyn pisze w Wyznaniach:
„Stworzyłeś nas Boże dla siebie i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie
spocznie w Tobie”. Człowiek więc powinien mieć stale przed oczami tę
więź z Bogiem.
II Sobór Watykański w Konstytucji o Kościele w Świecie Współczesnym
mówi:
Człowiek, będąc na ziemi jedyną istotą, którą Bóg stworzył dla niej samej, może
zrealizować się w pełni tylko przez szczery dar z siebie. (KDK 24)
Opis dzieła stworzenia człowieka znajdujemy także w Księdze Mądrości
Syracha:
Pan stworzył człowieka z ziemi
i znowu kazał mu do niej wrócić.
Dał ludziom dni pod liczbą i czas odpowiedni,
Dał im też władzę nad wszystkim, co jest na niej.
Przyodział ich w moc podobną do swojej
i uczynił ich na swój obraz.
Lęk przed nim wpoił wszystkiemu, co żyje,
aby panowali nad zwierzętami i ptactwem.
Dał im wolną wolę, język i oczy,
uszy i serce zdolne do myślenia.
Napełnił ich wiedzą i rozumem,
o złu i dobru ich pouczył.
Położył oko swoje w ich sercu,
aby im pokazać wielkość swoich dzieł.
Święte imię [Jego] wychwalać będą
i wielkość Jego dzieł opowiadać.
Dodał im wiedzy
i prawo życia dał im w dziedzictwo.
Przymierze wieczne zawarł z nimi
i praw swoich ich nauczył. (Syr 17,6-12)
Człowiek jest więc wyposażony w narzędzia, które pozwalają mu poznać
wolę Bożą, zrozumieć ją i jej się poddać. Szczególnie to wewnętrzne oko
–6–
daje ogląd nie tylko świata widzialnego, ale i tego, czego nie widać.
Św. Paweł w Liście do Efezjan podobnie przedstawia teologię stworzenia
człowieka:
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa;
On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla
siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia
swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W nim mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie występków, według
bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości
i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego
postanowienia, które przedtem w nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby
wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie, to, co w niebiosach
i to, co na ziemi. (Ef 1-10)
Jesteśmy stworzeni z miłości i przeznaczeni dla Boga. Boga cieszy, że człowiek jest Jego żywym obrazem. Nawet gdy on odrzuca Jego wolę i błądzi, to
odkupieńcze działanie Chrystusa daje odpuszczenie występków. Po upadku
Adama i Ewy w Raju wola Boża względem człowieka realizowana jest przez
to Odkupienie, przez miłość Boga i Jego Syna, który oddał życie za nas na
krzyżu. Naszą odpowiedzią na tę miłość powinna być ufność i nadzieja, że
będziemy zbawieni. Z tego powinno wypływać całe działanie człowieka
i rozumienie woli Bożej.
I za to powinniśmy dziękować:
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam. On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego
nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg
wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia?
Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej – zmartwychwstał,
siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od
miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość,
niebezpieczeństwo czy miecz? (Hymn Wdzięczności św. Pawła z Listu do Rzymian).
–7–
Trzeba się modlić o pełne poznanie woli Boga względem nas. Bóg poprowadzi nas z miłością, trzeba odpowiedzieć na tę miłość i zostać Jego dzieckiem, poddać się Jego więzom rodzinnym.
W prologu 1. Listu św. Jana czytamy:
[To wam oznajmiamy], co było od początku,
cośmy usłyszeli o słowie życia,
co ujrzeliśmy własnymi oczami,
na co patrzyliśmy
i czego dotykały nasze ręce –
bo życie objawiło się.
Myśmy je widzieli,
o nim świadczymy
I głosimy wam życie wieczne,
które było w Ojcu,
a nam zostało objawione oznajmiamy wam
cośmy ujrzeli i usłyszeli.
Abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami.
A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je
z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem.
Piszemy to w tym celu,
Aby nasza radość była pełna.
Nasza pełna radość jest tutaj synonimem życia, a współuczestnictwo – udziałem
w komunii z Bogiem – cóż człowiekowi więcej potrzeba?
Niestety ten pierwotny zamysł Boga został przez człowieka odrzucony
przez grzech pierworodny. Dlatego nieobce jest nam zwątpienie w Bożą
miłość do końca. Nasza wiara jest chwiejna i często nam się wydaje, że wiemy lepiej, co dla nas dobre. Ciągle szukamy własnego pomysłu na życie. Tajemnica nieprawości w nas jest w opozycji do omówionego pierwotnego
zamysłu Bożego.
Dlatego w naszym życiu czekają nas chwile doświadczania ciemnej nocy wiary: Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił. To też jest nasza droga. Naszą odpowiedzią, wydaje się najskuteczniejszą, będzie całkowite zawierzenie i całkowita
ufność Bogu: Nie moja lecz Twoja wola niech się stanie.
–8–
II Konferencja
Jeżeli chcemy zrozumieć sens jakiejś wypowiedzi, powinniśmy uchwycić
zasadniczą intencję tego, który mówi - jeśli nie znamy tej intencji, to możemy fałszywie zinterpretować wypowiedź. Spójrzmy więc jeszcze raz na
Boży zamysł stworzenia człowieka, o którym mówiliśmy na poprzednim
spotkaniu.
Jest to zamysł miłości – Bóg stworzył człowieka dla siebie.
Ten Boży zamysł został przez człowieka odrzucony. Został odrzucony
przez grzech. W konsekwencji przyszła na świat śmierć jako zaprzeczenie
życia z wszystkimi tego konsekwencjami, cierpieniem, poczuciem osamotnienia i lękami. Człowiek zwątpił w Bożą bezwzględną, absolutną i szczerą
miłość i zerwał więź zawierzenia. Zaczął szukać potwierdzenia prawdy
poza Bogiem, w sobie i w świecie materialnym:
Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że
jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia
wiedzy (Rdz 3,6).
Dotychczasowa więź dziecka z Ojcem została zerwana. Sposób poznawania człowieka staje się inny, jest przedmiotowy. Nie ma zawierzenia Ojcu,
ale jest przedmiot. Takie poznanie ma pozór naukowości; tworzymy prawa
i wymyślamy formuły matematyczne rządzące przyrodą. Ale brakuje w tym
refleksji i przewidywania skutków, jakie otrzymalibyśmy, czerpiąc z wiedzy
Boga. Tak jak to ma miejsce, gdy rodzice przekazują dziecku swoją wiedzę,
przekazując ją razem ze swoimi przemyśleniami i doświadczeniem.
W przypowieści o „miłosiernym ojcu”, („synu marnotrawnym”), Ojciec
nie odbiera synowi jego wolności, ale pozwala mu doświadczyć, do czego
zaprowadzą go własne pomysły na życie. Podobnie Bóg nie gwałci naszej
wolności: jeżeli chcesz, to chodź za mną, jeżeli nie, to możesz odejść, jesteś
bowiem wolny. Ale możesz umrzeć, a Ja nie chcę twojej śmierci, tylko
chcę, byś się nawrócił i żył. (zob. Ez 18,23).
Nawrócić się (gr. μετανοεω, pocieszać się, odczuwać żal, pokutować)
oznacza zmienić myślenie zdeformowane po grzechu. Zmienić sposób
patrzenia na siebie i na drugiego człowieka. Nie patrzeć z góry na innych,
nie osądzać siebie i innych, uznać swoją i czyjąś słabość. W naszym sercu
–9–
powinno pojawić się miłosierdzie. Wtedy otworzy się możliwość życia
w prawdzie, możliwość otwarcia się na sumienie, które jest głosem Boga
w człowieku. Sumienie to nie napomnienia: „to masz robić, a tego ci nie
wolno, to jest lepsze, a tamto gorsze”. Takie napomnienia wypływają z naszego super ego. Sumienie przemawia inaczej, egzystencjalnie, podpowiada, kim
się staniesz, robiąc to czy tamto; będziesz złodziejem bądź będziesz człowiekiem uczciwym, kłamcą albo człowiekiem prawdomównym.
W metanoi (gr. μετανοια – nawrócenie) chodzi o to, by urodził się w nas nowy
człowiek, żyjący świadomie i pamiętający, że Bóg jest miłością. A ta świadomość, że jesteśmy kochani bezwarunkową, szczerą, ogarniającą nas miłością,
da nam siłę do tego, żeby wybrać dobro dla samego dobra, a nie z pozycji
egoistycznych, bo to dla mnie jest dobre. W takim wyborze nie powinniśmy
się także kierować strachem czy zalęknieniem. Lęk jest bardzo skutecznym
narzędziem w rękach szatana, skuteczniejszym niż np. namiętność.
Bogu nie chodzi o to, byśmy zrobili to czy tamto, ale o to, byśmy się stali
Jego dziećmi. Często bronimy się przed głosem sumienia, które przywołuje
nas do miłości bez ograniczeń i bezwzględnego zawierzenia Bogu. Syn Boży,
stając się człowiekiem, okazał nam taką bezwzględną miłość: nie ma bowiem
większej miłości nad tę, gdy ktoś oddaje życie za innych. W miłości nie ma granic,
taka bezgraniczna miłość często powiązana jest ze śmiercią. Ale taka jest
prawda o Bogu.
Otwarcie na sumienie i życie zgodne z jego wskazaniami dobrze ilustruje
fragment ósmego rozdziału Ewangelii według św. Jana.
Gdy przyprowadzono do Jezusa niewiastę pochwyconą na cudzołóstwie, zapytano Go, czy należy ją ukamienować? (Jest tu pewna asymetria: przyprowadzono
tylko kobietę, bez mężczyzny, z którym cudzołożyła, a w księdze Powtórzonego
Prawa jest mowa o kamienowaniu obojga.) Pan Jezus milczał i przez swoje milczenie pozwolił, aby przemówiło w pytających sumienie. Potem mówi: Kto z was
jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień (J 8,7).
Powtórzmy jeszcze raz: Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale by się nawrócił
i żył. By był żywym człowiekiem.
W naszym życiu nie tyle jesteśmy, ile stajemy się przez swoje wybory. Często
nam się wydaje, że jesteśmy bezwolnymi konsumentami tego, co nam się wydarza w życiu. A przecież monotonne i bardziej czy mniej aktywne poddawa– 10 –
nie się chwili powiązane jest z ciągłymi naszymi wyborami! Uczymy się zawodu, który wcześniej wybraliśmy, a wybierając zawód, określiliśmy swoje miejsce w społeczeństwie, z takimi a nie innymi relacjami z ludźmi. Wybierając
stan: będę człowiekiem bezżennym, zakonnikiem bądź mężem, przesądziliśmy w znaczącym stopniu o naszym dalszym życiu. Wybór żony to w konsekwencji takie a nie inne relacje z członkami jej rodziny. Do tego dochodzą
wybory moralne: zaangażowanie czy obojętność, asekuracja, tchórzostwo czy
odwaga, konformizm czy podejmowanie odpowiedzialności narażającej nawet na dyskomfort czy agresję innych, podejmowanie napomnienia braterskiego czy udawanie, że wszystko jest w porządku. Czy wreszcie mówienie
prawdy, nawet gdy to nie jest oczekiwane i spowoduje daleko idące, niedobre
konsekwencje.
Wybory nas konstytuują. Często tego nie dostrzegamy, ale tak jest.
Spójrzmy jeszcze na inną sytuację „po grzechu pierworodnym”. Człowiek
a cudzy grzech, grzech innego człowieka. W takiej sytuacji często pojawia się
w nas zadowolenie, ulga, oraz relatywizowanie: „Panie Boże, jak inni tak
grzeszą, to te moje grzechy są grzeszkami, czy: przecież tamten postąpił tak
samo”… Pokusa takiego myślenia to pokusa szatańska!
W takich sytuacjach pojawić się też może święte oburzenie na grzesznika, że
sieje zgorszenie: jak ktoś tak mógł postąpić?! Jest w tym obłuda i osądzanie. A powiedziano: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni! Jaką miarą mierzycie, taką
wam odmierzą! (Mt 7,1n).
Św. Jakub pisze:
Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie,
ponosi winę za wszystkie. Ten bowiem, który powiedział: Nie cudzołóż!, powiedział także: Nie zabijaj! Jeżeli więc nie popełniasz cudzołóstwa, jednak dopuszczasz się zabójstwa, jesteś przestępcą wobec Prawa. Mówcie i czyńcie tak, jak
ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności. Będzie to bowiem sąd
nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi
triumf nad sądem. (Jk 1,10-13)
Jeśli ktoś nie jest miłosierny, nie może oczekiwać miłosierdzia od Boga, domagać się miłosierdzia względem siebie. Wybrałeś niemiłosierdzie, niemiłosierdzie będzie ci dane. Tu znowu jest wybór, który określa, jaką miarką mierzycie, taką wam odmierzę.
– 11 –
Wybrać życie zgodne z sumieniem oznacza nieustanne szukanie woli Bożej
w swoim życiu, stałe odnoszenie się do Niego. Słuchanie sumienia to nie
tylko słuchanie delikatnego głosu Boga w nas, ale także słuchanie Jego milczenia. To jest trudne, tego trzeba się uczyć. Po grzechu pierworodnym mamy zachwiane odczytywanie głosu Boga i poznawanie Boga. Trzeba zdecydować się, by poważnie traktować Boga, by rzeczywiście uznać Go za swojego Boga, wprowadzić Go w centrum naszego życia.
W Starym Testamencie prorok Ozeasz jako pierwszy ukazał więź Boga
z człowiekiem jako miłość oblubieńczą, miłość wybrania, przymierza, ślubu,
(była o tym mowa na spotkaniu w Laskach 20.11.2016, opisanego w jednym
z poprzednich numerów Benedictusa).
Dlatego zwabię ją [Oblubienicę Izraela]
i wyprowadzę na pustynię,
i przemówię do jej serca.
Tam zwrócę jej winnice,
a z równiny Akor (uczynię) bramę nadziei –
i tam odpowie
jak w dniu, w którym wychodziła z ziemi egipskiej.
I stanie się w owym dniu – wyrocznia Pana –
że nazwie Mnie: Mój Mąż,
a już nie powie: Mój Baal.
Usunę z jej ust imiona Baalów
a imion ich już się nie wspomni
W owym dniu zawrę z nim przymierze,
z dzikim zwierzęciem i ptactwem podniebnym,
i z tym co pełza po ziemi.
Łuk, miecz i wojnę usunę z kraju,
sprawię, że będą odpoczywać bezpiecznie.
I poślubię cię sobie na wieki.
poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie.
Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana. (Oz 2, 15-19)
Bóg zdecydował, że jedyną drogą przywoływania do siebie człowieka
będzie droga miłości. Przymierze człowieka z Bogiem na tej drodze będzie
– 12 –
dokonywać się w jego sercu. Opisane wyżej zerwanie tej miłości przez bałwochwalstwo jest grzechem, cudzołóstwem i nie chodzi tu o przekroczenie
prawa czy przykazania. Jest to odrzucenie miłości Boga. Zrozumienie przez
człowieka konsekwencji tego błędnego wyboru polega na ogołoceniu, wyjściu na pustynię, a to wymaga czasu i refleksji. Bóg, czekając na człowieka,
który zerwał z nim przymierze, wykazuje się ogromną cierpliwością. Pokazuje nam tę cierpliwość w przywołanej już przypowieści o synu marnotrawnym.
Od rozpoznania miłości oblubieńczej Boga ku nam, co przekłada się na
rozpoznanie tej miłości ku mnie samemu, rozpoczyna się prawdziwa więź
z Nim. Dopiero jak przyjmiemy tę prawdę jako odnoszącą się do nas samych, możemy zacząć uczyć się rozpoznawać wolę Bożą w naszym życiu.
Inaczej wszystkie wydarzenia, wszystko co moglibyśmy określić mianem Bożej woli, będzie czymś narzuconym. Taka postawa to dość powszechna postawa niewolnika. Postawa, która przypomina poddanie się losowi, wierzeniu
w przeznaczenie, przeciw któremu człowiek nie może się buntować, bo jest
ono ślepe. Przeznaczenie, los, to przyjmowanie bezdusznej siły, a nie żywego
Boga, żywej Osoby, która kocha, rozumie i pragnie więzi miłości.
Na początku było Słowo,
a słowo było u Boga
i Bogiem było słowo (…)
W Nim było życie,
A życie było światłością ludzi
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła. (J 1, 1–2.4n)
Światło jest tutaj znakiem – gdzie jest światło, tam jest życie. W mroku nie
ma życia. W mroku śmierci, czyli w stanie, w którym nie ma relacji z Bogiem,
nie ma życia.
Bóg pragnie, byśmy żyli – jest Bogiem żywych, nie umarłych.
Notował Wiesław Nagórko, Warszawa
– 13 –
III Konferencja
Bóg nas stworzył jako osoby wolne. Wolność jest najważniejszym
i największym darem, jakim Bóg nas obdarzył i nigdy go nie odbiera.
I dlatego relacja człowieka z Bogiem jest możliwa tylko wtedy, kiedy
jest w wolności. Bóg zawsze mówi, wzywa, lecz nigdy nie nakazuje
łamiąc wolność człowieka, nigdy nie zmusza. Jak zatem szanując wolność człowieka, przeprowadzić to, czego Bóg pragnie? Bóg dając wolność człowiekowi, dał mu jednocześnie możliwość powiedzenia NIE.
Człowiek może powiedzieć Bogu NIE. Bóg musi się z tym liczyć, to
jest realna możliwość ze strony człowieka.
Na początku średniowiecza wymyślono pewien paradoks, który przypisywał Bogu pewne przymioty. Jednym z nich była wszechmoc Boga.
Postawiono wówczas pytanie, czy Bóg wszechmocny może stworzyć
kamień, którego sam nie podniesie. Oczywiście obie odpowiedzi TAK
lub NIE, zawsze będą odpowiedziami implikującymi, że Bóg nie jest
wszechmocny. To pytanie jest jednak nielogiczne, opiera się na błędnej
tezie, która nie jest powszechnie znana, a mianowicie, że w zbiorze,
prawa na granicy zbioru, są takie same jak wewnątrz. Ale to nieprawda.
Można to ustalić na przykładzie zbioru liczb naturalnych. A + B jest
zawsze większe od A. Jednak, jeżeli za A podstawimy nieskończoność,
czyli granicę zbioru liczb naturalnych, to A + B będzie równe A. Nieskończoność + jakakolwiek liczba daje nieskończoność, i nic więcej.
Więc wtedy zmienia się logika. Weźmy inny przykład pod lupę. Na
powierzchni wody można coś położyć, np. kiedy zalewamy sypaną
herbatę lub kawę, niektóre fusy pływają po powierzchni. One są zasadniczo takie same jak inne i powinny opaść na dół, ale ponieważ są na
granicy, na napięciu powierzchniowym, dlatego się tam utrzymują.
Dlatego, jeżeli logika w sytuacji naturalnej wydaje się być prawidłowa,
w stosunku do Pana Boga, przestaje mieć sens, ponieważ można by to
potraktować jako granicę zbioru. Jednak pomijając te kwestie formalne, pytanie, które padało wcześniej, ma sens. Sens polega na tym, że
Bóg stworzył osobę wolną i w związku z tym, sam zrezygnował z tego,
że ją na siłę do siebie doprowadzi. Bóg stworzył ten kamień, którego
– 14 –
sam nie podźwignie. Ten kamień musi sam chcieć, aby go Bóg podźwignął.
Z jednej strony Pan Jezus mówi do Żydów: Jeżeli nie uwierzycie, że JA
JESTEM, pomrzecie w grzechach waszych (J 8,24). Ale, żeby uwierzyć, to
muszę tego chcieć. Muszę chcieć uwierzyć. Jeżeli nie chcę, mogę nie
wierzyć. I to jest fundamentalna prawda. To jest dramat, który na
przestrzeni historii rozgrywa się między Bogiem a człowiekiem.
Bożą wolę w naszym życiu musimy widzieć w kontekście dialogu Boga
z nami. Dialog jest niewymuszony. I prawdziwy dialog, to dialog Ojca
z dzieckiem. On został złamany przez grzech pierworodny. Istotą tego
grzechu jest zwątpienie w absolutną i bezinteresowną miłość Boga do
nas. W momencie zwątpienia przez człowieka w tę miłość, zaczyna on
wierzyć w swoją siłę i w swoje możliwości. Wtedy też człowiek chce
eksploatować świat i zaczyna borykać się ze wszystkimi siłami natury,
które nim rządzą, jak np. śmierć, która jest wpisana w naturę życia tu
na ziemi. Wobec tego wszystkiego człowiek jest sam. I wtedy jest zdany tylko na siebie, musi walczyć o swój byt tutaj na świecie. Sytuacja
jest zupełnie inna, kiedy człowiek jest dzieckiem w ręku Boga, który
jest Ojcem.
Pan Jezus daje człowiekowi możliwość powrotu do tej relacji dzieckoojciec, gdy mówiąc o modlitwie naucza: kiedy się modlicie, mówcie Ojcze
(zob. Mt 6,9–15). W tym jednym słowie zawiera się cały sens relacji.
Kiedy zwracamy się do Boga, nie mówimy np.: Boże Wszechmocny,
Panie nieba i ziemi, lecz mówimy: Ojcze. Ta sytuacja od razu właściwie ustawia relację, przywraca jej to, co było na samym początku.
W tym kontekście nasze życie nie jest losem, którym rządzi czyjś kaprys czy przypadek. Wówczas to, co nas w życiu spotyka, staje się naszym powołaniem, jest apelem. Bóg stwarzając człowieka, stwarza go
do współpracy, daje mu propozycję udziału w Jego dziele stwórczym.
To, co nas spotyka na ziemi, należy umieć zobaczyć, jako coś, co dokonuje się przed Bogiem. To zawsze jest dla nas zadaniem, czasami
nawet bardzo trudnym zadaniem. Możemy to porównać do ćwiczenia
w szkole, które mimo że jest trudne, pozostaje ćwiczeniem. A jego
– 15 –
celem jest uczenie się prawdziwego życia. Bóg wspiera nas, pokazuje,
co mamy robić, aby się prawdziwie rozwijać. Finałem tego trudnego
zadania jest cierpienie, które jest często nam przygotowane na koniec
życia. Tak było też z Synem Bożym, który został ukrzyżowany,
a wcześniej przeżył tortury. Jednocześnie autor Listu do Hebrajczyków pisze, że przez to, co Pan Jezus wycierpiał, nauczył się posłuszeństwa. Nawet On jako Syn, musiał nauczyć się czegoś przez cierpienie.
Istnieją rzeczy, których człowiek nie jest w stanie nauczyć się inaczej,
jak tylko przez cierpienie. Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za mną, nie
jest Mnie godzien (Mt 10,38). Posłuszeństwo Bożej woli kształtuje się
przez coś bardzo trudnego, przez cierpienie. Jest ono konieczne, żebyśmy się czegoś nauczyli.
Należy w tym momencie przypomnieć, że świat, w którym żyjemy, to
nie jest nasza ojczyzna. To nie jest miejsce, w którym się zrealizujemy,
w sensie pełni życia. Jest to szkoła życia, w której mamy nauczyć się,
co jest dobre, co złe; co prowadzi do życia, a co powoduje, że idziemy
w kierunku śmierci. Pełna realizacja będzie dopiero po drugiej stronie.
Niezwykle istotne jest to pierwotne nastawienie, ukierunkowanie,
przed-zrozumienie. Dotyczy to wszystkich rzeczy związanych z człowiekiem, bowiem daje to mu klucz do odczytywania rzeczywistości,
właściwy albo niewłaściwy sens. Jeśli w sercu mamy ukrytą podejrzliwość, to patrząc przez ten pryzmat, boimy się, że ktoś chce nas zniszczyć. Jeśli ktoś chce budować coś pięknego, a wprowadza rozgardiasz
i kłótnie, to oczywiście niczego nie zbuduje. Nastawienie pierwotne
jest kluczem do zrozumienia. Czasami różne nastawienia prowadzą do
różnych interpretacji tego samego wydarzenia.
Właściwym i podstawowym stosunkiem do woli Bożej jest nastawienie, że Bóg jest Ojcem miłosiernym. Dobrą ilustracją jest w tym momencie przypowieść o synu marnotrawnym (zob. Łk 15,11–32). Jak
syn marnotrawny rozumiał wolę ojca, kiedy zażądał, aby ojciec przekazał mu to, co będzie należało do niego po jego śmierci? Syn był najbardziej zainteresowany decyzją ojca: zgodzi się czy nie. To było jego
kryterium rozpoznania woli ojca. Jednak wola ojca ujawnia się dopiero,
kiedy syn wraca do niego po swoim upadku. Ojciec widząc powracają– 16 –
cego syna, biegnie do niego i bierze go w ramiona, przekraczając tym
samym wszystkie istniejące wówczas konwencje społeczne. Syn doświadcza przeogromnej miłości ojca, która przerasta wszelkie wyobrażenia syna. W takiej perspektywie należy widzieć wolę ojca. Starszy syn
robi jednak ojcu wyrzuty, a ojciec odpowiada: Moje dziecko, ty zawsze
jesteś ze mną, i wszystko, co moje, do ciebie należy. To zdanie warto skojarzyć
z wypowiedzią Pana Jezusa w rozdziale 17. Ewangelii św. Jana, kiedy
Pan Jezus modli się i mówi do Ojca: Ojcze wszystko, co moje jest Twoje,
a Twoje jest moje (J 17,10). W tym zdaniu zawiera się definicja tego,
czym jest komunia (wg prof. Anny Świderkówny). Ojciec wychodzi do
swojego starszego syna z zaproszeniem do pełnej komunii, do więzi
komunii. Komunia jest więzią partnerską, więzią równości, a nie więzią
pan – niewolnik. Zasadniczą wolą Ojca jest doprowadzenie do komunii. Oczywiście musi się to dokonać w relacji osobowego spotkania ja
– ty. Nie ma relacji komunii w relacji ja – on lub ja – oni. Ojciec nawiązuje taką więź z pierwszym i drugim synem. To jest podstawowa
wola Ojca. On chce więzi braterskiej, więzi przyjaźni. Dopóki Ojciec
jawi się jako pan, władca, decydujący, co wolno a czego nie wolno,
dopóty synowie pozostają w logice konsumentów, którzy dostają więcej lub mniej. To jest logika ego. Wówczas synowie nie są w stanie
zrozumieć woli Ojca, ponieważ nie mają do tego dyspozycji wewnętrznej. Ta logika nie pozwala odczytać miłości. Relacja miłości to relacja
wzajemności, tak jak w równaniu ja + ty = my. Tutaj powstaje więź
jedności i wspólnota. I to jest komunia.
Dopiero takie nastawienie pozwala nam właściwie zrozumieć wolę
Ojca. Piotr pyta Pana: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczył przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Pan Jezus mu odpowiada: niczego nie rozumiesz. Nie chodzi o to, ile razy będziesz przebaczał. Jeżeli
to jest twój brat, to nie ma możliwości, żebyś mu nie przebaczył, jeżeli
szczerze o to prosi. To jest warunek. Bo jeśli ktoś prosi jednocześnie
manipulując, nie wolno mu na to pozwalać. Przebaczenie zawsze jest
możliwe, lecz dopiero w relacji partnerskiej ja – ty. W relacji ja – ty nie
ma sytuacji nieprzebaczenia.
– 17 –
Dlatego wydaje się, że zasadniczym problemem w zrozumieniu woli
Bożej jest sposób patrzenia na rzeczywistość, na siebie, na Boga, na
świat. Stąd wezwanie do metaoni, do przemiany myślenia. Wezwanie do
nawrócenia jest na samym początku Ewangelii, pierwsze zdanie Pana
Jezusa z Ewangelii wg św. Marka: Czas się wypełnił. Bliskie jest Królestwo
Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Królestwo Boże jest królestwem więzi miłości, czyli relacji ja – ty z wszystkimi. A to wymaga
zupełnej przemiany sposobu myślenia. Wierzcie w Ewangelię, czyli
w Dobrą Nowinę, że Bóg jest miłością. I dopiero Ewangelia daje
możliwość właściwego odczytania woli Boga.
Natomiast my zazwyczaj chcielibyśmy jednoznacznej odpowiedzi na
to, czego Bóg właściwie od nas chce, co nam poleca. Ale jest to sposób myślenia niewolnika wobec swojego pana. Bogu nie zależy na tym,
abyśmy zrobili to czy tamto, tak czy inaczej wykonali jakąś czynność.
Bóg pragnie dla nas pełni życia i tego, co prowadzi ku pełni życia i ją
realizuje. A to wszystko zależy od sytuacji człowieka i jego możliwości.
Można by zapytać: ile czasu, wysiłku i pieniędzy trzeba Bogu oddać?
Bóg nie mówi, ile. Bóg mówi zawsze: wszystko. Traktują o tym dwie
przypowieści. Pierwsza o ukrytym skarbie w roli (zob. Mt 13,47–52).
Najemny pracownik zaorał ziemię i wykopał z niej skarb. Ukrył go
jednak ponownie w ziemi. A następnie sprzedał wszystko, co miał, aby
kupić to pole z ukrytym skarbem. Druga przypowieść opowiada
o handlarzu pereł, czyli o człowieku bardzo bogatym, gdyż perły były
wówczas najdroższym materiałem handlowym. Aby je kupować
i sprzedawać, potrzebny był kapitał. Ten handlarz też musiał sprzedać
wszystko, aby kupić tę jedną, najcenniejszą perłę.
Tak też jest w Boskiej logice. Pan Bóg daje wszystko. Dał swego jedynego, umiłowanego Syna. I Panu Bogu podoba się, kiedy ktoś oddaje
wszystko. Sprzedaj wszystko, co posiadasz, rozdaj ubogim – zwrócił
się do bogatego młodzieńca, a uczniów pouczył: Ta uboga wdowa,
która wrzuciła dwa grosze, oddała wszystko, co miała na swoje utrzymanie. Dlatego Bóg oczekuje wszystkiego. Jednak nie chodzi o to, aby
dać Mu wszystko w sensie materialnym. Bóg oczekuje od nas, abyśmy
Mu dali siebie. Bóg nie oczekuje od nas czegoś, lecz oczekuje nas sa– 18 –
mych; oczekuje, że oddamy Mu siebie. Podobnie jest w małżeństwie.
Małżeństwo to jest więź przymierza, w którym małżonkowie oddają
sobie siebie nawzajem; nie coś od siebie, lecz siebie. Więź małżeńska
jest modelem więzi -komunii i miłości.
To samo dotyczy życia rodzinnego. Kiedy pytamy, jaka jest rola rodziców w stosunku do dziecka. Nie chodzi o to, aby ukształtować dziecko w taki sposób, aby było doskonałym wykonawcą rzemiosła, doskonałym naukowcem czy doskonałym pracownikiem. W wychowaniu
chodzi o takie ukształtowanie go, aby było człowiekiem, miało pewną
wrażliwość, aby umiało kochać swoich rodziców oraz innych ludzi.
Dziecko ma być żywym człowiekiem, a nie wykonawcą określonych
działań.
Zauważmy, że wychowanie jest sztuką. Tego nie można zrobić sztampowo. Są różne wrażliwości i różne metody w zależności od tego,
z kim mamy do czynienia i jakie ma człowiek dyspozycje. Jednym wystarczy słowo wyjaśnienia, inni potrzebują bardziej radykalnych metod.
Jednym trzeba stawiać bardzo wysokie wymagania, innych trzeba zachęcać dobrym słowem czy pochwałą. O tym pisał Syrach w Starym
Testamencie, św. Benedykt to powtarza w Regule, podobnie jak wielu
innych.
Dlatego też wola Boża nie może zawrzeć się w jakichś normach czy
przepisach zewnętrznych. Nawet, jeżeli są to Przykazania czy generalnie rzecz biorąc Prawo Boże, bo trzeba uwzględnić tutaj człowieka.
Działanie Boga w stosunku do jednego człowieka, może być zupełnie
inne, niż w stosunku do drugiego. Podobnie jest w rodzinie, w stosunku do dzieci. Każdemu według jego potrzeb, zdolności i umiejętności,
ale tak, aby to budowało w nim właściwą postawę.
Niekiedy być może potrzeba terapii wstrząsowej, innym razem wystarczy mała uwaga, aby skłonić człowieka do myślenia. Tak też dzieje
się w życiu, Bóg w różny sposób przemawia do człowieka. Owoce
działania Bożego są też różne. Fundamentalną sprawą jest tutaj dialog,
właściwy dialog Ojca i dziecka, gdyż jeżeli nie ma tego dialogu,
trudno jest mówić o rozpoznawaniu woli Bożej. Bowiem jeśli nie ma
– 19 –
dialogu, człowiek nie jest w stanie usłyszeć, a potem zrozumieć tej woli. Nie możemy wtedy też mówić o etapie trzecim, czyli chęci, pragnieniu i determinacji w wypełnianiu woli Bożej. Bo tutaj potrzebna jest
odwaga w podjęciu i wypełnianiu woli Bożej. Jednak na początku trzeba mieć zdolność usłyszenia czegoś, co może mi się nie podobać, co
może budzić mój lęk. Jeżeli nie mamy takiej zdolności, wówczas, jakkolwiek by Bóg do nas przemawiał, nie usłyszymy tego. Będziemy od
razu odrzucali to, jako niepochodzące od Boga.
Odczytywanie woli Bożej jest sztuką. W tym kontekście i w kontekście
rozeznania duchowego, należy pamiętać, że Pan Jezus mówi: Poznacie
po owocach. Oczywiście owoce są zawsze ‘po fakcie’, a nie przed. Niemniej, jeżeli żyjemy uczciwie i przytomnie, patrząc na to, co wynika
z tego, co robimy, to często, zanim podejmiemy jakąś decyzję, z góry
możemy wyczuć lub przewidzieć, co będzie dalej, co z tego wyniknie:
czy to, co robimy, doprowadzi do czegoś dobrego, czy do czegoś złego; czy będzie życie budować czy je niszczyć. Jednak tutaj ważny jest
kontekst, relacje ludzkie; jest to sztuka, brak tutaj ustalonego porządku
czy regulaminu postępowania. W tym wszystkim muszą być jednak
respektowane ogólne zasady i prawa życia człowieka. Nigdy to, co jest
zgodne z wolą Bożą, nie będzie sprzeczne z budowaniem prawdziwego, autentycznego życia w człowieku. I nigdy wola Boża nie wymusza
na człowieku czegoś na siłę. Jeśli coś takiego się zdarza, oznacza to, że
to nie jest wola Boża.
Notowała Agnieszka Kamińska, Warszawa
– 20 –
Lectio divina
SZCZĘŚCIE UWOLNIENIA OD WINY
PSALM 32
1 Szczęśliwy człowiek, któremu
nieprawość została odpuszczona,
a jego grzech zapomniany.
2 Szczęśliwy ten, któremu Pan nie poczytuje winy,
a w jego duszy nie kryje się podstęp.
3 Gdy milczałem, wysychały me kości
wśród codziennych moich jęków.
4 Bo dniem i nocą ciążyła nade mną Twa ręka,
z sił opadłem jak w czas letniej spiekoty.
5 Grzech wyznałem Tobie i nie skryłem mej winy.
Rzekłem: „Wyznaję mą nieprawość Panu”,
a Ty darowałeś niegodziwość mego grzechu.
6 Do Ciebie więc modlić się będzie każdy wierny,
gdy znajdzie się w potrzebie.
Choćby nawet wezbrały wody,
fale go nie dosięgną.
7 Ty jesteś moją ucieczką, wyrwiesz mnie z ucisku
i dasz mi radość mego ocalenia.
8 „Będę cię uczył i wskażę drogę, którą pójdziesz,
mój wzrok będzie czuwał nad tobą.
9 Ale nie bądź jak muł i koń bez rozumu,
można je okiełznać tylko wędzidłem,
inaczej nie podejdą do ciebie”.
10 Liczne są cierpienia grzesznika,
ufających Panu łaska ogarnia.
11 Cieszcie się i weselcie w Panu, sprawiedliwi,
radośnie śpiewajcie, wszyscy prawego serca!
Czytając ten psalm z perspektywy Nowego Testamentu można powiedzieć
w sensie przystosowanym – tak określanym przez biblistów, ponieważ inny
– 21 –
jest sens wyrazowy, dosłowny – że sławi on szczęście chrześcijanina, który
przez chrzest został oczyszczony z grzechu i wprowadzony w przyjaźń
z Bogiem – chociaż powstał na długo przed narodzeniem Chrystusa.
1–2: O ile Ps 1,1 obwieszcza szczęście człowieka prawego, o tyle tutaj psalmista zdaje sobie sprawę, że nikt nie jest bez winy. Tajemnica grzechu dotyka
każdego człowieka. Jednoznacznie mówi o tym św. Jan w Pierwszym Liście:
Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu,
to sami siebie oszukujemy
i nie ma w nas prawdy (1 J 1,8).
Pierwszym i jedynym prawdziwym gestem człowieka wobec Boga jest uznanie w skrusze serca swego grzechu, podstawowej prawdy o nas. Od tego momentu może rozpocząć się droga prowadząca do wyzwolenia. Jednocześnie
ten gest ukazuje wyzwalającą moc prawdy, o czym mówi Pan Jezus: Jeżeli
trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę,
a prawda was wyzwoli (J 8,31n). Biblijne „poznanie” prawdy oznacza również egzystencjalne uznanie, przyjęcie jej z całą konsekwencją. Niestety, człowiek bardzo często potyka się właśnie w tym punkcie wyjściowym. Tak było
już w raju, gdy mężczyzna po upadku zamiast uznać swoją winę, bronił się:
Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem
(Rdz 3,12). Ostatecznie obwiniał samego Boga, bo to przecież On postawił
przy nim niewiastę. Ten sposób reagowania bardzo mocno utrwalił się
w sercu człowieka: przerzucać winę na kogoś innego, samemu „pozostać
niewinnym” – to jeden z przejawów podstępu ukrytego w duszy. Ma on swoje
źródło w lęku przed osądzeniem, że się jest złym i niegodnym. Potrzeba poczucia własnej godności i dobra jest tak ogromna, że dla jej zaspokojenia
człowiek jest gotów na samookłamywanie się. W uznaniu prawdy o własnym
grzechu otwiera się jednak nowa perspektywa wcześniej nie widziana: wszechogarniające miłosierdzie Boże, które obejmuje człowieka, nadając mu nową godność, większą niż jakakolwiek w kategoriach samorealizacji. Chyba
w tym kontekście trzeba odczytywać słowa Pana Jezusa o Janie Chrzcicielu:
Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on (Mt 11,11). Najmniejszy w królestwie
niebieskim przez udział w Chrystusie otrzymał bowiem godność syna i dziedzica Bożego.
– 22 –
Święty Jan Apostoł pisze w swoim liście nieco dalej:
Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy,
czynimy Go kłamcą
i nie ma w nas Jego nauki.
Dzieci moje, piszę wam to dlatego,
żebyście nie grzeszyli.
Jeśliby nawet kto zgrzeszył,
mamy Rzecznika u Ojca –
Jezusa Chrystusa sprawiedliwego.
On bowiem jest ofiarą przebłagalną
za nasze grzechy,
i nie tylko za nasze,
lecz również za grzechy całego świata (1 J 1,10–2,2).
Wyznanie przed Bogiem swoich grzechów wyzwala od lęku, otwiera inne
spojrzenia na Boga, który miłosiernie odpuszcza, zapomina i nie poczytuje już
więcej naszych win.
3–5: Święty Jan, znając już pełnię objawienia w Osobie Jezusa Chrystusa,
znając Boże miłosierdzie, mówi:
Jeżeli wyznajemy nasze grzechy,
Bóg jako wierny i sprawiedliwy
odpuści je nam
i oczyści nas z wszelkiej nieprawości (1 J 1,9).
To już nie ufność, lecz pewność Bożego przebaczenia. Dla psalmisty jest to
doświadczenie duchowe. Lęk przed uznaniem własnej winy paraliżował go:
wysychały me kości wśród codziennych moich jęków (...) ciążyła nade mną Twa ręka.
Wyznanie przyniosło mu wyzwolenie i jednocześnie ukazało światło przebaczającej miłości. Bogu w żaden sposób nie chodzi o poniżenie człowieka,
wykazanie mu jego małości, nieudolności, przewrotności, czy po prostu zła.
Jemu chodzi o życie, o doprowadzenie go do życia. Po wyznaniu grzechu
i przebaczeniu, Bóg nie pamięta win. Tak było w przypowieści o synu marnotrawnym. Wracając do ojca wyznał: Ojcze zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem
ciebie (Łk 15,18). Ojciec cieszy się z jego powrotu, bo ten syn mój był umarł,
a znów ożył; zaginął a odnalazł się (Łk 15,24). Najtragiczniejszym w doświadczeniu grzechu jest nie sam grzech, ale pozostawanie w śmierci. Powoduje to
– 23 –
lęk, który utrudnia człowiekowi zwrócenie się do Boga z prośbą o przebaczenie i tym samym powrót do życia.
Niejeden z nas doświadczył wyzwolenia od śmierci szczególnie w sakramencie pojednania. To doświadczenie powtarza się przy każdym nawróceniu, na
różnych jego etapach. Gdy przytłacza człowieka paraliżujący lęk, gdy za
wszelką cenę chce samousprawiedliwienia, wie, że stoi przed trudną decyzją
wyznania swojej winy przed Bogiem w taki sposób, jak tego chce Bóg. Bywa
jednak, że człowiek ucieka przed prostotą wyznania nawet w ekshibicjonizm,
jakieś poniżające go publiczne kajanie się. Ale dopóki wobec Boga w pokorze
serca nie wyzna swej winy, dopóty nie doświadczy prawdziwego darowania
nieprawości.
6–7: W Starym Testamencie istniało przekonanie o zgodności doświadczenia
wewnętrznego z zewnętrznym losem. Więź z Bogiem, trwanie w Jego miłosiernych objęciach, miało zapewnić ochronę od nieszczęścia. Dopiero takie
teksty jak Księga Hioba ukazują, że ludzkie powodzenie nie jest jedynym znakiem Bożego błogosławieństwa, a nieszczęście w ludzkim pojęciu nie musi
świadczyć o Bożej karze. Pan Jezus, gdy mówi o błogosławieństwach, odnosi
je do ludzi doznających tu na ziemi utrapień (zob. Mt 5,3–12). Radość ocalenia
w spotkaniu z Bogiem jest o wiele głębsza niż to, co może dać lub zabrać
świat. Człowiek, powierzając się w prawdzie Bogu, staje się własnością Boga
i wtedy nic mu nie może zagrozić.
8: Otwarcie serca, uznanie prawdy wprowadza na drogę, na której Bóg może
zacząć pouczać i prowadzić. Lęk zamyka i nie dopuszcza światła prawdy,
a Bóg, będący Prawdą, może prowadzić jedynie w prawdzie. Syn Boży –
Ten, który jest prawdą i życiem (J 14,6) – jest naszym życiowym Drogowskazem.
Mój wzrok będzie czuwał nad tobą mówi o szczególnej trosce Boga o nas. My
chcielibyśmy ją widzieć od strony zabezpieczenia w życiu doczesnym, ale
z Bożej perspektywy chodzi o ochronę przed złem prawdziwym, jakim jest
grzech. „Spojrzenie Boga jest WSZYSTKIM w życiu duchowym” – napisze
bardzo trafnie Michel Philip Laroch. Ma to dwa wymiary: z jednej strony doświadczenie miłosiernego spojrzenia Boga, które daje pokój dziecka, będącego w ręku ojca, a z drugiej przemianę naszego widzenia siebie, świata i innych
ludzi na wzór Bożego spojrzenia. Do tego wzywa nas Pan Jezus:
Miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie
spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego,
ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6,35n).
– 24 –
9: Jednocześnie mieć w sobie „wzrok Boży” oznacza: mieć sumienie wyczulone, mieć szczególną wrażliwość na prawdę sytuacji tak, jak ją widzi Bóg.
Taką wrażliwość widzimy u miłosiernego Samarytanina. Z twarzy pobitego,
na wpół żywego człowieka doszło do niego wezwanie miłości. To właśnie
„wzrok Boży” w sercu pozwolił mu zobaczyć bliźniego. Ciekawe, że na końcu tej przypowieści Pan Jezus stawia problem bliźniego odwrotnie, niż byśmy
się spodziewali. Nie wskazuje na człowieka pobitego jako na naszego bliźniego, ale pyta o to, kto dla niego okazał się bliźnim (zob. Łk 10,36). Widzimy
tutaj podobną zasadę jak w przypadku „pokrewieństwa” z Jezusem: Moją
matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je (Łk 8,19).
„Krewnymi” Jezusa stają się ci, którzy zawierzają Bogu i w swoim życiu wypełniają Jego słowa. Podobnie zatem jak całe Prawo i Prorocy (Mt 22,40) opiera
się na podwójnym przykazaniu miłości Boga i bliźniego, tak „wzrok Boży”
w sercu pozwala stawać się bliźnim dla drugiego człowieka i jednocześnie
bratem Chrystusa.
Spojrzenie Boże zaczyna prowadzić człowieka od wewnątrz. Odkrywa on
w sercu to, co jest właściwe i to, co złe. Jest wówczas „człowiekiem rozumnym”. Brak „rozumności” oznacza jakieś wewnętrzne zaślepienie, zablokowanie, upór, dążący do realizacji subiektywnych, najczęściej irracjonalnych
pragnień. Jedynym możliwym argumentem dla takiego człowieka jest kara lub
nagroda, zewnętrzne dobro, jakie otrzymuje lub jest mu odbierane. Upodabnia się on wówczas do muła i konia, które trzeba ujarzmiać, bo są bez rozumu
i nie można z nimi nawiązać wychowawczego dialogu.
10–11: Cierpienia grzesznika nie muszą być cierpieniami fizycznymi, albo bólem z powodu utraty mienia czy znaczenia. Zawsze jednak są to bóle związane z niepokojem wewnętrznym, brakiem prawdziwego sensu życia, lękiem
przed śmiercią. Praca czy rozrywka może być dla niego ucieczką od prawdy,
od poczucia braku sensu, ale tylko na krótką chwilę. Natomiast zaufanie Bogu wnosi ład i pokój duchowy, który jest głębszy od wszelkich doczesnych
utrapień.
Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję.
Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka (J 14,27).
Już ta świadomość daje podstawę do radości, a przecież przed nami jest jeszcze większa.
Br. Włodzimierz
– 25 –
Wydarzenia
– 26 –
BENEDYKTYŃSKIE DNI SKUPIENIA, GIETRZWAŁD, 2017
Kolejne Benedyktyńskie Dni Skupienia Wspólnoty BENEDICTUS odbyły się
w Gietrzwałdzie w dniach 27–29 stycznia 2017 roku, w 140. rocznicę objawień Matki Bożej. Hasłem spotkania było „Wola Boża w naszym życiu”.
Konferencje wygłaszał o. Włodzimierz Zatorski OSB z Tyńca, prefekt oblatów.
W Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym witała nas przeziębiona, z bolącą głową, ale jak zawsze radosna i uśmiechnięta, organizatorka tych spotkań
Barbara Marszałek (dla większości po prostu Basia). Instalowanie się uczestników w Domu trwało całe piątkowe popołudnie. Z mojego pokoju był widok na pagórkowaty teren, który cieszył oko po przyjeździe z nudnych równin mazowieckich, z lewej strony widać było klonową Aleję Różańcową
z cudownym źródełkiem, a wyżej stacje Drogi Krzyżowej. Trochę to przypominało podkrakowską Kalwarię Zebrzydowską.
Liczba uczestników, jak to bywa na takich spotkaniach, była zmienna; jedni
dojeżdżali tylko na dzień, inni skracali pobyt, jeszcze inni dojeżdżali później.
Organizatorzy oznajmili, że uczestników było około 75 (ja, w sobotę, na
obiedzie doliczyłem się sześćdziesięciu osób). Spotkanie więc cieszyło się
dużym zainteresowaniem.
Po kolacji odbyło się pierwsze spotkanie z o. Włodzimierzem. Konferencja
miała miejsce w sali domu rekolekcyjnego, gdzie przywitał nas cytat z psalmu
118: Błogosławiony, który przychodzi w Imię Pańskie oraz Volto Santo (Święte Oblicze) z Manoppello, z którego patrzyły na nas uważne, ale życzliwe Oczy.
Dla mnie było to, nie ukrywam, wzruszające, bo po złożeniu przyrzeczeń
oblackich dostałem na pamiątkę tych wydarzeń od Basi Marszałek taki właśnie obrazek. Przypomniały mi się słowa z modlitwy do Świętego Oblicza,
ułożonej przez papieża Benedykta XVI:
Szukam oblicza Twego, Panie.
Nie zakrywaj przede mną Swojej twarzy!
Ileż razy przez wieki i tysiąclecia rozbrzmiewało
Pośród wierzących to natarczywe wołanie psalmisty!
…
Mężu boleści, nie ukrywaj przed nami swojego Oblicza!
Pragniemy czerpać z Twoich oczu,
które spoglądają na nas z czułością i współczuciem…
– 27 –
Temat „Wola Boża w naszym życiu” prowadzi w istocie do kluczowej sprawy, jaką jest zrozumienie różnicy między własną wolą, której mamy się wystrzegać, a wolą Bożą, którą najpierw mamy rozpoznać, a potem jej się poddać. Problemów jest tu wiele. Mówił o nich Mnich tyniecki. Ta tematyka była także analizowana na rekolekcjach adwentowych dla oblatów w Tyńcu
prowadzonych przez Przewielebnego Opata Tynieckiego o. Szymona Hiżyckiego. Jednak w sytuacji, kiedy słuchacze w Tyńcu i słuchacze w Gietrzwałdzie w większości to były różne osoby, podjęcie tematu Woli Bożej (w dodatku przez innego mnicha) było bardzo potrzebne i pożyteczne.
Po konferencji była sprawowana Msza św. koncelebrowana przez o. Włodzimierza Zatorskiego i ks. Wiesława Kaniugę, opiekuna diecezjalnego
Wspólnoty BENEDICTUS. Ksiądz Wiesław jest proboszczem parafii św. Benedykta w Lubajnach koło Ostródy. Dzień zakończyliśmy po benedyktyńsku
Kompletą.
Sobota była wypełniona dwiema konferencjami i modlitwami z Liturgii Godzin. W samo południe o. Włodzimierz sprawował Eucharystię, podczas
której modliliśmy się o spokój wieczny dla zmarłych, w tym o Miłosierdzie
Boże dla zmarłej Agnieszki Boruch. Modliliśmy się także za Piotra, jej męża,
o siłę i zawierzenie Bogu w dalszym życiu.
Po obiedzie był czas na rozmowę z Mnichem, spowiedź czy spacer. Dla tych,
którzy nie bywają tu często, była to okazja nawiedzenia Bazyliki, która na
szczęście jest cały dzień otwarta!
Kiedy poprzedniego dnia wjeżdżaliśmy do Gietrzwałdu od strony Olsztyna,
zobaczyliśmy nad małą wioską, położoną na niewielkim wzgórzu morenowym, wysoką wieżę i kościół z czerwonej cegły. To właśnie była Bazylika
Mniejsza – Sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. Bo Gietrzwałd to
miejsce i objawień i sanktuarium, w którym znajduje się obraz Matki Boskiej
z Dzieciątkiem, słynący cudami. Obraz niewiadomego pochodzenia, jest tutaj
od co najmniej 1505 roku. Na obrazie przedstawiona jest Matka Boża,
w półpostaci, okryta ciemnoniebieskim płaszczem, trzymająca lewą ręką
Dzieciątko w czerwonej sukience, które prawą rączką błogosławi, a lewą
wspiera się na książce. Przy górnej krawędzi obrazu znajduje się trzymana
przez dwóch aniołów wstęga z fragmentem antyfony: Ave Regina Coelorum,
Ave Domina Angelorum. Obraz jest ozdobiony srebrnymi koronami i sukienkami pochodzącymi z 1717 roku.
– 28 –
Kościół był wielokrotnie przebudowywany, nie ma więc jednolitej bryły architektonicznej, wnętrze jest przysadziste, ale bardzo przytulne, człowiek
w nim się bardzo dobrze czuje…
Wieczorem ks. Krzysztof Bielawny, dyrektor Domu Rekolekcyjnego, mówił
o objawieniach gietrzwałdzkich. Oparł się na swojej książce „Niezwyciężone
sanktuarium maryjne w Gietrzwałdzie”.
Objawienia miały dwie kilkunastoletnie dziewczynki od 27 czerwca do 16
września 1877 roku. Wizjonerki widziały i rozmawiały z postacią, która powiedziała o sobie, że jest Najświętszą Marią Panną Niepokalanie Poczętą. Od
Matki Boskiej usłyszały życzenie codziennego odmawiania różańca, zapowiedź licznych uzdrowień, życzenie postawienia w miejscu objawień krzyża
bądź kapliczki z figurą Niepokalanego Poczęcia z płótnem dla uzdrowienia
chorych. Pytały też o różne szczegółowe sprawy. Na pytanie, czy jedna ze
znanych dziewczynkom osób ma iść do klasztoru, otrzymały odpowiedź:
„Dobrze jest, jeśli do klasztoru idzie tyle osób, ile może”. Bardzo mi się ta
odpowiedź spodobała w świetle nauk, jakie głosił o. Włodzimierz o wolnej
woli człowieka. Wszystkie widzenia dziewcząt miały miejsce przy przykościelnym klonie. Zdarzyło się jednak, że 11 sierpnia, będąc u krawcowej,
dziewczynki miały też widzenie Matki Boskiej, która powiedziała im: „Ja teraz tu zawsze będę się pokazywać. Przychodźcie tu codziennie, choćby wam
inni surowo zakazywali”. Czujny ksiądz proboszcz zabronił im odwiedzać
ten dom. Następnego dnia w widzeniu przy kościele, dziewczynki usłyszały:
„Macie słuchać księdza, widzenie u krawcowej było od diabła”.
Kult Objawień w Gietrzwałdzie został oficjalnie oceniony po stu latach
przez miejscowego biskupa, który stwierdził, że nie sprzeciwia się on wierze
i moralności chrześcijańskiej i oparty jest na faktach wiarygodnych, których
charakter nadprzyrodzonego i Bożego nie da się wykluczyć.
Ostatni dzień spotkań – niedziela. Uczestniczyliśmy we Mszy świętej albo
w Sanktuarium, albo w kaplicy w Domu Rekolekcyjnym (dla przeziębionej
części uczestników). Ewangelia w tym dniu to Kazanie na Górze.
Błogosławieni…
Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego
powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.
– 29 –
Niestety słowa o prześladowaniach są ciągle aktualne, symbolem tych wszystkich licznych miejsc na świecie, w których giną i cierpią chrześcijanie, są
obecnie głównie kraje muzułmańskie, Syria, Pakistan, Turcja...
Zakończenie spotkania to oczywiście litania podziękowań organizatorom
z szefową Barbarą Marszałek na czele, o. Włodzimierzowi Zatorskiemu oraz
księdzu dyrektorowi Domu Rekolekcyjnego Krzysztofowi Bielawnemu.
Ks. Wiesław Kaniuga zaprosił nas do swojej parafii, na rocznicowe obchody
objawień Fatimskich, które rozpoczną się 13 maja tego roku.
Barbara Marszałek przypomniała piękną postać benedyktynki, Sługi Bożej
Magdaleny Mortęskiej (1554 – 1631), z Mortęg pod Lubawą w Prusach Królewskich, której proces beatyfikacyjny właśnie się rozpoczął. Ksieni z Chełmna, fundatorka i przełożona wielu klasztorów, byłaby świetną promotorką
dzieła, do którego mobilizuje Wspólnota BENEDICTUS, a którym byłoby powstanie klasztoru benedyktyńskiego na Warmii. Wezwała do modlitw w tej
intencji.
Módlmy się więc modlitwą zaaprobowaną przez arcybiskupa metropolitę
Warmińskiego Wojciecha Ziembę oraz opata tynieckiego Szymona Hiżyckiego:
Boże, nasz Ojcze!
Prosimy za przyczyną
Sługi Bożej Magdaleny Mortęskiej,
Pobłogosław Ziemi Warmińskiej i spraw,
Aby powstał na niej benedyktyński klasztor.
Niech zasiew męczeńskiej krwi misyjnej
św. Wojciecha i św. Brunona z Kwerfurtu
wyda plon Nowej Ewangelizacji
i ożywi ludzkie serca do życia w szkole Ewangelii
według duchowości benedyktyńskiej.
Niech owocem tego będzie: miłość, radość, pokój…
Ześlij na nas moc Ducha Świętego!
Przez Jezusa Chrystusa Pana naszego. Amen.
Wiesław Nagórko, Warszawa
Fotografowała Ania Cieślak
– 30 –
BENEDYKTYŃSKIE DNI SKUPIENIA
JAKA JEST WOLA OJCA?
Dopiero kiedy zamiast Pana widzimy Ojca, dopiero wtedy sens wskazań, poleceń jest właściwy – mówi o. Zatorski.
W Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym w Gietrzwałdzie odbyły się Benedyktyńskie Dni Skupienia prowadzone przez o. Włodzimierza Zatorskiego,
mnicha z opactwa w Tyńcu. – Pierwsze spotkanie z o. Zatorskim wyszło
spontanicznie – ojciec po prostu przyjechał do naszej księgarni z książkami,
przejazdem. Potem ja byłam w Tyńcu i umówiliśmy się, że następnym razem
jak będzie robił trasę z książkami to zrobi nocleg w Olsztynie. To był rok
1999, wtedy też zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie – wspomina Barbara
Marszałek. Po jednym z takich spotkań powstała wspólnota „Benedictus”.
Tematem rekolekcji w Gietrzwałdzie była „Wola Boża w naszym życiu”.
– Zasadniczy problem polega na tym, że aby dobrze odczytać wolę Ojca, musimy przede wszystkim rozumieć, że On jest Ojcem – tłumaczy o. Zatorski
i dodaje, że tę relację dobrze pokazuje przypowieść o miłosiernym ojcu. –
Syn dopiero po powrocie zrozumiał. Ojciec przecież się nie zmienił, to
w synu musiała się dokonać zmiana rozumienia. Dopełnieniem tego wszystkiego jest dialog ze starszym synem, któremu ojciec tłumaczy, że jego brat był
umarły, a ożył – tłumaczy o. Włodzimierz. – Wolą Ojca jest to, żebyśmy byli
– 31 –
żywi. Jeśli czujemy się jak niewolnicy, którzy słuchają rozkazów Pana, to nie
odczytujemy woli Boga. Dopiero kiedy zamiast Pana widzimy Ojca, dopiero
wtedy sens tych wskazań, poleceń jest właściwy – zaznacza mnich.
– Reguła św. Benedykta jest bardzo przydatna ludziom świeckim. Mnisi tłumaczą, że ich reguła, śluby, są całkiem normalne, wynikają z Ewangelii i dotyczą wszystkich. Stałość miejsca to nic innego jak stałość serca, kiedy podejmujemy decyzje. Mamy być posłuszni Bogu i codziennie się nawracać. To
dotyczy każdego człowieka. Najważniejsze pytanie, jakie każdemu też stawiał
św. Benedykt to „czy prawdziwie, swoim sercem, szukasz Boga?”. Jeśli tak, to
to jest Twoje miejsce. Jeśli szukasz siebie albo sam nie wiesz czego, to szukaj
dalej – mówi Barbara Marszałek. W Benedyktyńskich Dniach Skupienia
uczestniczyło około 70 osób.
Łukasz Czechyra
tekst artykułu z nr 5 Posłańca Warmińskiego – Gościa Niedzielnego
Fotografowała Barbara Marszałek
– 32 –
PIELGRZYMKA DO GROBU SŁUGI BOŻEJ
MAGDALENY MORTĘSKIEJ, BENEDYKTYNKI
W piękny słoneczny dzień (Bogu niech będą za to dzięki) wyruszyliśmy
(20 osób) w pielgrzymce do Chełmna – 16. lutego 2017 roku. W przeddzień
minęła 386. rocznica śmierci Sługi Bożej Magdaleny Mortęskiej.
Nasza grupa z Olsztyna (BENEDICTUS i przyjaciele) uczestniczyła najpierw
w Mszy Świętej w klasztornym kościele p.w. św. Jana Chrzciciela i św. Jana
Ewangelisty. Ksiądz Jacek Wachowiak CM (dyrektor Domu Prowincjalnego
Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo i Domu Pomocy
Społecznej w Chełmnie – obecni gospodarze kompleksu obiektów)
w wygłoszonej homilii wspomniał również o 400-stu letniej historii swojego
zakonu św. Wincentego a Paulo.
Następnie nawiedziliśmy kryptę z trumną Ksieni Benedyktynek Chełmińskich i złożyliśmy kwiaty. W Chełmnie modliliśmy się o rychłą beatyfikację
Sługi Bożej Magdaleny oraz o powstanie za Jej wstawiennictwem klasztoru
benedyktyńskiego na Warmińskiej Ziemi. Z zaciekawieniem czytaliśmy historyczne informacje o zakładanych klasztorach na terenie całej ówczesnej Polski. Położenie klasztoru i urok Chełmna wzbudził we wszystkich chęć powtórnych odwiedzin.
Drugim etapem naszej pielgrzymki były Mortęgi, dawne rodowe posiadłości
Rodziny Mortęskich. Czekał tam na nas obiad podany po królewsku w pięknej restauracji. Po posiłku przyszedł czas na strawę duchową. Ksiądz Marcin
Staniszewski (dziekan z Lubawy) poprowadził w kaplicy Uroczyste Nieszpory i w ciepłych słowach przybliżył biografię Magdaleny Mortęskiej, Jej cechy
charakteru: wytrwałość w powołaniu, pokorę i posłuszeństwo Bogu i Kościołowi Katolickiemu oraz podkreślił potrzebę świadectwa życia świętych.
Potem był jeszcze czas na wspólne zdjęcie przy wyrzeźbionej postaci Magdaleny Mortęskiej autorstwa Zbigniewa Kołodziejskiego. Nasz pobyt w tym
pięknym miejscu zakończyliśmy przy kawie, herbacie i cieście. W Mortęgach
czuliśmy duchową obecność i wielką życzliwość pp. Aliny i Jana Szynaka.
Pełni wrażeń i ubogaceni wróciliśmy do Olsztyna.
Dzięki obecności wśród nas Zenona Złakowskiego, na antenie radia Olsztyn
wyemitowana została relacja z naszej podróży.
Wiesława Prokopczuk, Olsztyn
– 33 –
– 34 –
Fotografowała Maria Matczuk
– 35 –
Moja droga do oblatury
KARTUZ W OBLATURZE
Wszystko zaczęło się w roku 1988. Nie pamiętam już, czy był to tekst dziennikarza „Gościa Niedzielnego” czy „Niedzieli”. Zapamiętałem natomiast
jego treść. Zawierał opowieść o życiu Ojców Benedyktynów w Tyńcu oraz
informację, która uderzyła we mnie jak grom, gdyż niosła odpowiedź na moje ówczesne poszukiwania własnego miejsca w Kościele. Otóż dowiedziałem
się, że przy klasztorze tynieckim istnieje wspólnota świeckich, którzy podobnie jak Ojcowie uczestniczą w liturgii monastycznej, są włączeni do Zakonu,
choć pozostają w świecie, a nawet niektórzy z nich poświęcają godziny nocne, aby praktykować modlitwę liturgiczną! Jacyś tajemniczy Oblaci benedyktyńscy. To co przeczytałem, nie dawało mi od tej pory spokoju, choć do
zdobycia pełnej informacji jak to jest naprawdę oraz do przemyślenia, czy to
droga dla mnie było jeszcze bardzo daleko. Kończyła się „wojna z bolszewikiem”. Jak wielu innych wracałem z podziemia do w miarę normalnego życia, aby choć w części nadrobić kilkanaście bezpowrotnie straconych lat – dla
mnie wszystko zaczęło się w końcu lat 70 – tych wraz z powstaniem
ROPCiO. Zawsze było coś, co sprawiało, że przemyśliwana wizyta w Tyńcu
odkładała się o kolejne miesiące i lata. Natomiast coraz natarczywiej wracała
myśl i w pewnym momencie przerodziła się w pewność, że duchowością,
w której chcę świadomie się zanurzyć oraz pozwolić się przez nią kształtować, jest duchowość ciszy, cały przebogaty świat tradycji mniszej poczynając
od pustelni Egiptu, a na współczesnych doświadczeniach monastycznych
kończąc. Pojąłem, że zawsze będę czuł duży niedosyt jeśli „zdradzę” to bardzo silne wewnętrzne „wołanie” i zatrzymam się w którejś z licznych wspólnot, które pojawiały się jakby po drodze ze wspólnotą dominikańską na czele, której do dziś bardzo wiele zawdzięczam. Kierując się powoli w stronę
duchowości pustyni coraz intensywniej wchodziłem w modlitwę uświęcenia
czasu poczynając jako kompletny samouk od regularnego odmawiania brewiarza gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych. Aż nadszedł czas pierwszej wizyty w Tyńcu. Rok 1999. Jak przekroczyłem progi Opactwa, to uświadomiłem sobie, że właśnie jest....11 lipca. Jednak nasz święty Patriarcha nie
przytrzymał mnie od razu na miejscu korzystając z faktu, iż właśnie wspólnota tyniecka celebrowała jego święto. Wprost przeciwnie. Ta pierwsza wizyta wzbudziła we mnie wiele wątpliwości, miejsce wydało mi się....ponure (!),
– 36 –
a ówczesny opiekun Oblatów O. Wincenty powiedział przy pożegnaniu:
„wiesz, warto być wiernym pierwszej miłości także w życiu duchowym, ale
to Bóg zadecyduje. Jeśli będzie Jego wolą, abyś poszedł tą drogą, to wrócisz
i będziesz żył z nami”. Póki co wróciłem, ale do Łodzi i wykorzystując fakt
rozpoczynającej się w Polsce ery internetu, bardzo intensywnie eksploatowałem to narzędzie szukając dalej jakiejś wspólnoty świeckiej i monastycznej
z ducha. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że mimo wszystko Tyniec zaczyna wołać coraz bardziej natarczywie, że moje myśli wracają do słów
o. Wincentego oraz o. Przeora, który też uczestniczył w tamtej rozmowie.
I wtedy właśnie na początku trzeciego tysiąclecia Kościoła trafiłem na jakimś forum dyskusyjnym na takich samych jak ja poszukiwaczy. Każdy
z innego miasta, ale wszyscy łaknący Wielkiej Ciszy i bycia z Bogiem sam na
sam. Po dwuletniej wymianie zdań podjęliśmy decyzję o spotkaniu. Nieśmiało zaproponowałem...Tyniec. I tak się zaczęło. Były, to początki naszej
wspólnoty, którą pielęgnujemy do dziś – Polskiej Fraterni Świętego Brunona
z Kolonii. Cisza, liturgia monastyczna sprawowana w pojedynkę w naszych
miejscach zamieszkania, raz w tygodniu wspólna Matutina w nocy na Skypie,
spotkanie braterskie, jak przystało na duchowych synów Brunona Kartuza,
raz na dwa lata. Ale też i silna więź, która trwa. Im głębiej wchodziliśmy
w duchowość monasterów kartuskich oraz dokładniej poznawaliśmy historię i praktykę współczesnego życia za ich murami, oczywistym się stawało, że
tak naprawdę niewiele nas różni od spadkobierców duchowości św. Benedykta, a nawet w pierwotnym życiu benedyktyńskim jest jakieś wspólne źródło dla tych dwóch wspólnot. Szczególnie w praktyce życia osób świeckich.
Ja osobiście zauważyłem, że im bardziej fascynowała mnie duchowość kartuska, tym mocniej zaczynał wołać Tyniec! Gdy zatem stanęliśmy przed pytaniem, jak zalegalizować naszą obecność w Kościele (Kartuzi nie mogą oficjalnie zajmować się duszpasterstwem i w konsekwencji, jako fraternia pozostaliśmy gronem przyjaciół spotykających się prywatnie), uznałem wraz
z dwoma innymi braćmi, że już dłużej nie wolno zwlekać. Zostaje Tyniec
i oblatura, a w niej, jak nas zapewnił o. Włodzimierz, możliwość realizacji
jednej z wielu dróg „zainteresowań”. No to jestem...
Krzysztof Napieralski, Łódź, Polska Fraternia św. Brunona z Kolonii
PS
Ponieważ Benedykt i Brunon ukochali ciszę wśród gór, byłoby nie do pomyślenia, mając takich dwóch Ojców duchowych, pozostać samemu niewrażliwym na ich piękno i majestat. Dlatego dodając zapewne w zgodzie z tradycją
– 37 –
Oblatów tynieckich swoje zdjęcie do tekstu, wybrałem takie z górami w tle.
I to nie byle jakimi. Moja ziemska Ojczyzna Karkonosze i Izery. Bywam tam
i tylko tam od prawie 40 lat i nie mam zamiaru zmienić tego zwyczaju. Taka
odmiana benedyktyńskiej stałości.
– 38 –
Wspomnienia
„… OSIEMDZIESIĄT, GDY JESTEŚMY MOCNI…”
Jeśli przyjąć za jedno z kryteriów oceny ludzkiego życia ten werset Psalmu
90, można ze smutkiem skonstatować, ze oto z Opactwa odeszli do Pana
mocarze… bracia Sebastian i Krzysztof.
– 39 –
I rzeczywiście, obaj byli Mocarzami, ale nie w potocznym tego słowa znaczeniu. Przecież o bracie Sebastianie, z racji jego postury można powiedzieć
wszystko, ale nie to, że jest mocarzem, a z pewnością nie w potocznym tego
słowa znaczeniu.
Tymczasem przez ponad 60 lat bycia we Wspólnocie bez wątpienia był jej
filarem, przede wszystkim poprzez modlitwę i pracę. Przez lata jego domeną
była praca w kuchni i na gospodarstwie. A było to w czasach, gdy zapewnienie choćby skromnego posiłku dla licznej Wspólnoty, było nie lada sztuką…
I On znakomicie się w tej roli sprawdzał, zarówno w kuchni jak i gospodarstwie, którym przez wiele lat się zajmował.
Historia życia w Tyńcu brata Sebastiana, jak to pięknie ujął w homilii podczas Mszy św. pogrzebowej o. Opat, nierozerwalnie wiązała się z ks. Mieczysławem Malińskim. To ten kapłan w zasadzie „ofiarował” brata Sebastiana
Tyńcowi. Sam, pochodzący z Rabki brat Sebastian nie myślał bowiem o tym,
by zostać benedyktynem, ale widział się raczej w nieodległej Kalwarii Zebrzydowskiej, w zgromadzeniu Bernardynów. Tymczasem ksiądz Maliński,
ówczesny wikariusz w Rabce-Zarytem zdecydował, albo można dziś z perspektywy lat powiedzieć – posłuchał Głosu Pana – i idąc za tym Głosem,
przywiózł wówczas jeszcze Sylwestra Cholewę do klasztoru na tynieckie
wzgórze. I to jak przywiózł!
Pojawienie się młodego kandydata na mnicha wywołało w Tyńcu spore poruszenie, choć nie z racji młodzieńca… Ksiądz Maliński był szczęśliwym
posiadaczem skutera, który w tamtych czasach wzbudzał wielkie zainteresowanie i ogromne emocje. Nie był to bowiem codzienny widok na ulicach
i drogach. I w taki właśnie sposób – rzec można – z piskiem opon i ryczącym silnikiem – na klasztornej furcie pojawił się przyszły brat Sebastian.
Tyle, że on sam hałasu wokół siebie unikał, woląc ciszę klasztoru, a zwłaszcza domowej kaplicy czy też chóru…
Kiedy trzy dni przed śmiercią brata Sebastiana dowidzieliśmy się o odejściu
księdza Malińskiego, nikt pewnie nie sądził, że ten, który go przywiózł, postara się go również zabrać ze sobą przed oblicze Pana…
A w ślad za bratem Sebastianem podążył brat Krzysztof, który odszedł
w 91 roku życia, po ponad 63 latach profesji . W opactwie brat Krzysztof podejmował różne prace, służąc wspólnocie jako pomocnik szafarza
– 40 –
(ekonoma) klasztoru oraz majordom, czyli odpowiedzialny za naprawy i remonty.
Zasłynął w sposób szczególny właśnie jako majordom, który nie bał się żadnego wyzwania. Mnisi po dziś dzień wspominają – i chętnie tym wspomnieniem dzielą się z innymi – jak to brat Krzysztof podjął się naprawy klasztornego samochodu. Zabrał się do tej pracy, jak zresztą do każdej mu powierzonej, z należytą starannością. Do naprawy samochodu (a silnik w aucie
rozebrał i złożył sam!) podszedł nie tylko sumiennie, ale swoiście nowatorsko . Okazało się bowiem po szczęśliwym złożeniu silnika – i na pozór –
włożeniu wszystkich części na swoje miejsce, że samochód owszem i jeździ,
ale jakoś inaczej. Innymi słowy na wstecznym ruszał do przodu, a na pierwszym biegu… w tył. Co by jednak nie mówić – dał się brat Krzysztof poznać jako klasztorna „złota rączka” i – by użyć słów Reguły – „mnich użyteczny”. A przy tym zawsze uśmiechnięty. Tym uśmiechem zarażał wszystkich wokół siebie - zauważył w homilii podczas Mszy św. pogrzebowej brata
Krzysztofa, o. Opat. Niech więc wiersz „o uśmiechu w Kościele” spowoduje, że wspominając brata Krzysztofa, zagości on na naszej twarzy, a przede
wszystkim uśmiechnie się nasze serce…
W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać
do Matki Najświętszej, która stoi na wężu jak na wysokich obcasach
do świętego Antoniego, przy którym wiszą blaszane wota,
jak murzyńskie maski
do skrupulata, który stale dmucha spowiednikowi w ucho jak w pompkę
do mizernego kleryka, którego karmią piersią teologii
do małżonków, którzy wchodząc do kruchty pluszczą w kropielniczce
obrączki jak złote rybki
do kazania, które się jeszcze nie rozpoczęło a już się skończyło
do filozofa, który trzyma w bezradnych rękach kalafior swego mózgu
do moralisty, który nawet w czasie adoracji chrupie kość dogmatu
do dzieci, które się pomyliły i zaczęły recytować: Aniele Boży
nie budź mnie niech ja najdłużej śpię
do nasrożonego biskupa, który siedząc na tronie prostuje swoje nerwy
– 41 –
do zakochanych, którzy porozkręcali swoje serca na części czułe
do egzystencjalisty, który jak rudy lisek przenosi samotność
z jednego miejsca na drugie
do łzy, która biega od konfesjonału do konfesjonału
jak oswojona myszka
nawet do śmierci, jak nieomylnej wskazówki na zegarze
PS.
Moje osobiste wspomnienie z oboma braćmi łączy się z innym „mocarnym”
mnichem, o. Wincentym, który odszedł w lipcu ub. roku do Pana, a także
z Agnieszką.
Wiosną ubiegłego roku po Mszy św. konwentualnej o. Opat zaproponował
nam, abyśmy wspólnie odwiedzili, jak to pięknie określił, „naszych seniorów”. Tym sposobem udaliśmy się wszyscy do ich salki rekreacyjnej, która
dziś jest salką parafialną. Tam też, oprócz wspomnianej trójki zastaliśmy jeszcze brata Gabriela i opiekującego się nimi, brata Leopolda. Przyjście
„obcych” najpierw wywołało poruszenie, ale po chwili na twarzach
„seniorów” zagościła radość i chęć do rozmowy wzięła górę nawet nad
transmisją modlitwy „Anioł Pański” z Placu św. Piotra.
Po półgodzinnej pogawędce, gdy żegnaliśmy „seniorów” każdy z nich serdecznie nas wyściskał dziękując za poświęcony im czas. To co mnie w tym
uderzyło, to właśnie fakt, że każdy z nich umiał ten upływający czas, nawet
w takim niedzielnym spotkaniu nie tylko docenić, ale i wykorzystać…
pb
– 42 –
PROGRAM SPOTKANIA W OLSZTYNIE
W CENTRUM ŚW. JAKUBA
PONIEDZIAŁEK 6 III 2017
16:00 – Chorał Gregoriański pod kierunkiem Wolfa Niklausa (nauka śpiewu
Nieszporów)
17:00 – ROZPOCZĘCIE COMIESIĘCZNEGO SPOTKANIA
WSPÓLNOTY „BENEDICTUS” – Bądź szczęśliwy!
– uroczyste zapalenia świecy - symbolu obecności wśród nas Chrystusa
– wezwanie do Ducha Świętego
– 10 min. indywidualnej medytacji w sercu
– Nieszpory
– Lectio Divina Ps 32
– Dzielenie się i umacnianie Słowem Bożym
– Sprawy bieżące Wspólnoty
– Eucharystia w Bazylice Katedralnej pod wezwaniem Św. Jakuba
DZIEŃ SKUPIENIA OBLATÓW W TYŃCU
SOBOTA 25 III 2017
10.00
11.00
12.00
12.50
13.00
13.45
15.00
Spotkanie z o. Włodzimierzem w Sali św. Benedykta na Opatówce,
konferencja – komentarz do Monastycyzmu uwewnętrznionego
Msza Święta w kościele
Adoracja Najświętszego Sakramentu, okazja do spowiedzi
Modlitwa w ciągu dnia z mnichami w kościele
Obiad
Spotkanie w Sali św. Benedykta na Opatówce, sprawy organizacyjne, Lectio divina
Dla zainteresowanych spotkanie dyskusyjne
– 43 –
WARSZAWSKIE SPOTKANIA BENEDYKTYŃSKIE
Temat:
O czci należnej Bogu podczas modlitwy (o. Szymon Hiżycki OSB)
24. marca w piątek Ursynów
Parafia bł. Edmunda Bojanowskiego:
20.00
20.45
21.10
Msza św. z homilią
Agapa
Konferencja tematyczna i spotkanie zakończone Kompletą
25. marca w sobotę kościół ss. sakramentek
na Rynku Nowego Miasta:
9.00
Ok. 9.45
10.00
10.45
Msza św. z homilią
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Konferencja tematyczna
Spotkanie w salce zakończone Modlitwą w ciągu dnia
z Liturgii Godzin
KALENDARIUM
1 III
Środa Popielcowa
6 III
Spotkanie grupy Benedictus w Olsztynie
24-25 III Benedyktyńskie Spotkania w Warszawie – O czci należnej Bogu podczas
modlitwy (o. Szymon Hiżycki OSB)
25 III
Dzień skupienia oblatów tynieckich
25 III
Uroczystość Zwiastowania Pańskiego
– 44 –
– 45 –
Download