bóg naszej wiary

advertisement
WIARA CHRZEŚCIJAŃSKA: WIARA UGRUNTOWANA W SŁOWIE BOŻYM
1 Powróćmy dziś do tematu wiary. Wedle nauki zawartej w Konstytucji Dei verbum,
wiara chrześcijańska jest świadomą i dobrowolną odpowiedzią człowieka na
samoobjawienie się Boga, które swą pełnię osiągnęło w Jezusie Chrystusie. Poprzez to,
co Paweł apostoł nazywa „posłuszeństwem wiary” (por. Rz 16,26; 1,5; 2 Kor 10,5-6),
człowiek cały powierza się Bogu, przyjmując za prawdę to, co zawiera się w słowie
Bożego Objawienia. Wiara jest dziełem łaski, działającej w rozumie i woli człowieka —
równocześnie jest ona świadomym i dobrowolnym aktem ludzkiego podmiotu.
Wiara, dar Boga dla człowieka, jest także cnotą teologalną, a zarazem trwałym
usposobieniem jego duszy, czyli trwałą postawą wewnętrzną. Od tej strony wiara
domaga się jakby stałej „uprawy” na gruncie duszy ludzkiej ze strony człowieka
wierzącego. „Uprawa” ta stanowi równocześnie świadomą współpracę z łaską wiary.
2 Ponieważ wiara znajduje swoje źródło w Objawieniu Bożym, dlatego też istotnym
aspektem współpracy z łaską wiary jest stałe, o ile możności systematyczne,
obcowanie z Pismem Świętym, w którym prawda objawiona przez Boga została nam
przekazana w autentycznym zapisie. Znajduje to swój wieloraki wyraz w życiu
Kościoła, jak czytamy również w Konstytucji Dei verbum:
„Trzeba […] aby całe nauczanie kościelne, tak jak sama religia chrześcijańska,
żywiło się i kierowało Pismem Świętym […] Tak wielka [bowiem] tkwi w słowie
Bożym moc i potęga, że jest ono dla Kościoła podporą i siłą żywotną, a dla synów
Kościoła utwierdzeniem wiary, pokarmem duszy oraz źródłem czystym i stałym życia
duchowego. Stąd doskonałe zastosowanie ma do Pisma Świętego powiedzenie: «żywe
jest słowo Boże i skuteczne» (por. Hbr 4,12), które «ma moc zbudować i dać
dziedzictwo wszystkim uświęconym» (por. Dz 20,32; 1 Tes 2,13)”1.
3 Oto dlaczego Konstytucja Dei verbum, nawiązując do nauczania Ojców Kościoła,
zestawia ze sobą bez wahania owe „dwa stoły” — stół słowa Bożego oraz stół Ciała
Pańskiego: z obu tych stołów Kościół „nie przestaje brać i podawać wiernym,
zwłaszcza w św. Liturgii”2. Zawsze bowiem Kościół zgodnie z Tradycją uważał
i niezmiennie uważa Pismo Święte „za najwyższe prawidło swej wiary” 3 i jako takie
podaje je wiernym w ich codziennym życiu.
4 Stąd rodzą się pewne wskazania praktyczne, które posiadają doniosłe znaczenie
dla ugruntowania wiary w słowie Boga żywego. Wskazania te w szczególny sposób
zobowiązują Biskupów, „przy których jest nauka apostolska”4 — i których „Duch
Święty ustanowił, aby kierowali Kościołem Bożym” (por. Dz 20,28); ale zobowiązują
także wszystkich innych członków Ludu Bożego: kapłanów, a zwłaszcza proboszczów,
diakonów, zakonników, świeckich, rodziny.
Przede wszystkim: „Wierni Chrystusowi winni mieć szeroki dostęp do Pisma
Świętego”5. Z tym wiąże się sprawa przekładów Ksiąg świętych. „Kościół zaraz od
początku przyjął jako swój ów najstarszy grecki przekład Starego Testamentu, biorący
nazwę od siedemdziesięciu mężów [Septuaginta]; a inne przekłady wschodnie
i łacińskie […] zawsze ma w poszanowaniu”6. Nieustannie też stara się Kościół, „by
opracowano odpowiednie i ścisłe przekłady na różne języki, zwłaszcza z oryginalnych
tekstów Ksiąg świętych”7.
1
Kościół nie jest przeciwny inicjatywie przekładów dokonywanych „wspólnym
wysiłkiem z braćmi odłączonymi”8, tzw. przekładów ekumenicznych. Przekłady takie
za odpowiednim zezwoleniem Kościoła mogą być używane również przez katolików.
5 Kolejne zadanie łączy się z prawidłowym zrozumieniem słowa Bożego Objawienia:
intellectus fidei, czyli teologia. W tym celu Sobór Watykański popiera „studium Ojców
Kościoła tak wschodnich, jak i zachodnich oraz studium świętych Liturgii” 9
i przywiązuje wielką wagę do pracy egzegetów i teologów, zawsze w ścisłym
odniesieniu do Pisma Świętego. „Teologia święta opiera się, jako na trwałym
fundamencie, na pisanym słowie Bożym łącznie z Tradycją świętą. W nim znajduje swe
najgruntowniejsze umocnienie i stale się odmładza, badając w świetle wiary wszelką
prawdę ukrytą w misterium Chrystusa”. Stąd: niech „studium Pisma Świętego będzie
jakby duszą teologii”10.
Do egzegetów i wszystkich teologów Sobór zwraca się z apelem, aby podawali
„ludowi Bożemu pokarm owych Pism, który by rozum oświecał, wolę umacniał, a serca
ludzi ku miłości Bożej rozpalał”11. Zgodnie z tym, co już poprzednio powiedziano
o zasadach przekazu Objawienia, egzegeci i teologowie mają to czynić „pod nadzorem
świętego Urzędu Nauczycielskiego”12, a równocześnie „przy zastosowaniu
odpowiednich pomocy i metod naukowych”13.
6 W ślad za teologią idzie szeroka i wieloraka posługa słowa w Kościele:
„kaznodziejstwo, katecheza i wszelkie nauczanie chrześcijańskie” [w szczególności:
nauczanie homiletyczne] […] Cała ta posługa winna „żywić się słowem Pisma
Świętego”14.
Stąd zalecenie pod adresem wszystkich spełniających posługę słowa — aby
„dzielili się [z wiernymi] ogromnymi bogactwami słowa Bożego”15. W tym celu
nieodzowna jest lektura, studium i modlitewna medytacja, aby żaden nie stał się
„próżnym głosicielem słowa Bożego na zewnątrz, nie będąc wewnątrz jego
słuchaczem”16.
7 Podobne zresztą zalecenie czyni Sobór pod adresem wszystkich wiernych,
nawiązując do znanych słów św. Hieronima: „Nieznajomość Pisma Świętego jest
nieznajomością Chrystusa”17. Wszystkim więc zaleca nie tylko lekturę, ale także
modlitwę, która winna towarzyszyć czytaniu Pisma Świętego: „przez czytanie
i studium Ksiąg świętych […] skarbiec Objawienia powierzony Kościołowi niech serca
ludzkie coraz więcej napełnia”18. Takie „napełnienie serc” idzie w parze
z ugruntowaniem naszego chrześcijańskiego „wierzę” w słowie Boga żywego.
(19.6.1985)
Przypisy:
1
Dei verbum, 21.
2
Por. tamże.
3
Tamże.
4
Św. Ireneusz, Adversus haereses, IV, 32, 1 (PG 7, 1071).
5
Dei verbum, 22.
6
Tamże.
7
Tamże.
2
8
Tamże.
9
Dei verbum, 23.
10
Tamże, 24.
11
Tamże, 23.
12
Tamże.
13
Por. tamże.
14
Por. tamże, 24.
15
Tamże, 25.
16
Św. Augustyn, Sermo 179, 1 (PL 38, 966).
17
Commentarius in Isaiam, prolog (PL 24, 17).
18
Dei verbum, 26.
3
WIARA PRZENIKNIĘTA PRAGNIENIEM JEDNOŚCI CHRZEŚCIJAN
1 Samoobjawienie się Boga, które swoją pełnię osiągnęło w Jezusie Chrystusie, jest
źródłem wiary chrześcijańskiej — źródłem tego „wierzę”, któremu Kościół daje wyraz
w symbolach wiary. Jednakże w obrębie tej chrześcijańskiej wiary powstały w ciągu
wieków różne pęknięcia i rozłamy. „Wszyscy wyznają, że są uczniami Pana, a przecież
[wspólnoty chrześcijańskie] mają rozbieżne przekonania i różnymi podążają drogami,
jak gdyby sam Chrystus był rozdzielony” (por. 1 Kor 1,13). Chrystus Pan z pewnością
„założył jeden jedyny Kościół, a mimo to wiele jest chrześcijańskich Wspólnot, które
wobec ludzi podają się za prawdziwe spadkobierczynie Jezusa Chrystusa” 1,
w odróżnieniu od innych, a zwłaszcza od Kościoła katolickiego, apostolskiego
i rzymskiego.
2 O rozłamach pośród wyznawców Chrystusa słyszymy już w czasach apostolskich,
a św. Paweł „surowo je karci jako godne potępienia” (por. 1 Kor 11,18-19; Ga 1,6-9; 1 J
2,18-19)2. Nie brakowało tych rozłamów i w czasach poapostolskich. Na szczególną
uwagę zasługują te, jakie „miały miejsce na Wschodzie […] na tle zaprzeczenia
orzeczeniom dogmatycznym Soborów Efeskiego i Chalcedońskiego”3 odnośnie do
stosunku między naturą Boską i ludzką Jezusa Chrystusa.
3 Nade wszystko jednak trzeba tutaj wymienić dwa największe rozłamy, z których
pierwszy dotknął przede wszystkim chrześcijaństwo na Wschodzie, drugi przede
wszystkim na Zachodzie. Rozłam na Wschodzie, tzw. schizma wschodnia, który łączy
się z krytyczną datą r. 1054, dokonał się „na skutek rozerwania wspólnoty (communio)
między wschodnimi patriarchatami a Stolicą Rzymską”4. W wyniku tego rozłamu
istnieje w obrębie chrześcijaństwa Kościół bądź Kościoły prawosławne, których
historyczne centrum znajduje się w Konstantynopolu.
„Inne rozłamy miały miejsce ponad czterysta lat później na Zachodzie
w następstwie zdarzeń określanych powszechnie nazwą reformacji. Wskutek tego
liczne wspólnoty narodowe czy wyznaniowe odłączyły się od Stolicy Rzymskiej.
Wśród tych, w których nieprzerwanie trwają w pewnej mierze tradycje i formy
ustrojowe katolickie, szczególne miejsce zajmuje Wspólnota anglikańska. Te różne
rozłamy bardzo się między sobą różnią nie tyle ze względu na powstanie, miejsce
i czas, ile przede wszystkim w istotnych i doniosłych zagadnieniach dotyczących wiary
i struktury Kościoła”5.
4 Chodzi więc nie tylko o rozłamy w znaczeniu strukturalnym. Sama treść
chrześcijańskiego „wierzę” jest również nimi dotknięta. Wielki współczesny teolog
protestancki K. Barth wyraził ten stan podziału w zdaniu: „wszyscy wierzymy
w jednego Chrystusa, ale nie wszyscy jednakowo”.
Sobór Watykański II wypowiada się następująco: „Ten brak jedności jawnie
sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, a przy tym szkodzi
najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu”6.
Na tym tle chrześcijanie współcześni muszą ze szczególną wrażliwością
wspominać i rozważać słowa Chrystusa Pana, wypowiedziane w modlitwie do Ojca
tego wieczoru, kiedy miał być wydany: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we
Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie
posłał” (J 17,21).
4
5 Żywe echo tych słów Chrystusowych sprawia, że nasze chrześcijańskie „wierzę” —
zwłaszcza w ostatnim etapie dziejów — jest przeniknięte gorącym pragnieniem
zjednoczenia chrześcijan aż do pełnej jedności w wierze.
Czytamy w dokumencie soborowym: „Pan świata, który mądrze i cierpliwie
dotrzymuje tego, co nam grzesznikom łaskawie obiecał, ostatnimi czasy wlewa
skruchę w rozdzielonych chrześcijan, obficiej napełnia ich tęsknotą za zjednoczeniem.
Łaska ta porusza bardzo wielu ludzi na całym świecie, a także pod tchnieniem łaski
Ducha Świętego wśród naszych braci odłączonych powstał i z dnia na dzień zatacza
coraz szersze kręgi ruch zmierzający do przywrócenia jedności wszystkich
chrześcijan. W tym ruchu ku jedności, który zwie się ruchem ekumenicznym,
uczestniczą ci, którzy wzywają Boga w Trójcy Jedynego, a Jezusa wyznają Panem
i Zbawcą; i to nie tylko każdy z osobna, lecz także wspólnie w społecznościach,
w których każdy mówi, że to jego własny i Boży Kościół. Prawie wszyscy jednak,
chociaż w różny sposób, tęsknią za jednym i widzialnym Kościołem Bożym, który by
był naprawdę powszechny i miał posłannictwo do całego świata, aby ten świat zwrócił
się do Ewangelii i w ten sposób zyskał zbawienie na chwałę Bożą”7.
6 Długi powyższy cytat pochodzi z Dekretu o ekumenizmie Unitatis redintegratio,
w którym Sobór Watykański II określił, w jaki sposób pragnienie jedności chrześcijan
ma przenikać wiarę Kościoła, w jaki sposób ma się ono odzwierciedlać w konkretnej
postawie wiary każdego chrześcijanina – katolika i w jego postępowaniu: w jaki
sposób ta wiara ma być odpowiedzią na słowa arcykapłańskiej modlitwy Chrystusa.
Paweł VI widzi w zaangażowaniu ekumenicznym pierwszy i najściślejszy krąg
owego „dialogu zbawienia”, który Kościół winien prowadzić ze swoimi braćmi
w wierze — odłączonymi, ale zawsze braćmi! Epoka ostatnia: inicjatywa Jana XXIII,
dzieło Soboru, z kolei wysiłki posoborowe pomagają nam zrozumieć i doświadczyć, że
— pomimo wszystko — „więcej nas łączy niż dzieli”.
W tym też duchu, wyznając „wierzę”, „powierzamy się Bogu”8, oczekując nade
wszystko od Jego łaski daru pełnego zjednoczenia w tej wierze wszystkich
wyznawców Chrystusa. Z naszej strony dołożymy wszelkich starań w modlitwie
i w działaniu na rzecz jedności, szukając dróg prawdy w miłości.
(26.6.1985)
Przypisy:
1
Unitatis redintegratio, 1.
2
Por. tamże, 3.
3
Tamże, 13.
4
Unitatis redintegratio, 13.
5
Tamże.
6
Tamże, 1.
7
Unitatis redintegratio, 1.
8
Por. Dei verbum, 5.
5
WŁAŚCIWA POSTAWA W STOSUNKU DO BOGA
1 Dochodzimy dziś w naszej katechezie do wielkiej tajemnicy wiary, do pierwszego
artykułu naszego Credo: Wierzę w Boga. Mówić o Bogu znaczy zagłębić się w temat
wzniosły i niewyczerpany, pociągający i tajemniczy. Lecz u progu tego przedsięwzięcia
czujemy się jak ktoś, kto przygotowuje się do długiej i fascynującej wyprawy —
bowiem szczere mówienie o Bogu jest zawsze taką wyprawą — musimy zawczasu
nadać właściwy kierunek naszej podróży, przygotowując duszę do zrozumienia
najwznioślejszych i decydujących prawd.
W tym celu uważam za konieczne odpowiedzieć na kilka pytań, z których pierwsze
brzmi: dlaczego mówimy dziś o Bogu?
2 Słowa Hioba, który mówi z pokorą: „Jam mały […]. Rękę przyłożę do ust” (40,4),
pozwalają nam odczuć z całą siłą, że właśnie źródło najwyższej pewności ludzi
wierzących — tajemnica Boga — jest najpierw obfitym źródłem naszych najgłębszych
pytań: Kim jest Bóg? Czy my, jako ludzie, możemy naprawdę Go poznać? Kim my,
stworzenia, jesteśmy wobec Boga?
Wraz z tymi pytaniami pojawiają się zawsze liczne i czasem dręczące problemy:
jeśli Bóg istnieje, to dlaczego występny triumfuje, a sprawiedliwy spotyka się
z pogardą? Czy wszechmoc Boga nie ogranicza naszej wolności i odpowiedzialności?
Te pytania i problemy pozostają w ścisłym związku z oczekiwaniami i dążeniami,
których powszechnymi wyrazicielami, zwłaszcza w Księdze Psalmów, stały się
postacie biblijne: „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie,
Boże! Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze
Boże?” (Ps 42 [41],2-3): człowiek oczekuje od Boga zdrowia, wyzwolenia od zła,
szczęścia, a także, we wspaniałym przypływie poufałości — tego, by można było z Nim
przebywać, „mieszkać w Jego domu” (por. Ps 84 [83],2 n.). Tak więc mówimy o Bogu,
gdyż stanowi to niezbywalną potrzebę człowieka.
3 Drugie pytanie brzmi: jak mówić o Bogu, jaki jest właściwy sposób mówienia
o Nim? Również wśród chrześcijan znajdują się tacy, którzy mają zniekształcony obraz
Boga. Należy zastanowić się, czy we właściwy sposób przeprowadzono w tej
dziedzinie odpowiednie badania, oparte o prawdę pochodzącą z wiarygodnych źródeł.
Uważam za swój obowiązek przypomnieć tutaj przede wszystkim, że pierwszą zasadą
postępowania jest uczciwość intelektualna, to znaczy zachowanie otwartości na te
znaki prawdy, które sam Bóg pozostawił po sobie w świecie i w naszych dziejach.
Istnieje oczywiście metoda, która opiera się na czystym rozumowaniu (o tym,
w jakim stopniu człowiek może własnymi siłami poznać Boga, będziemy mieli okazję
zastanowić się w przyszłości). Pragnę jednak powiedzieć, że sam Bóg dostarcza
ludzkiemu rozumowi wspaniałych dowodów swego istnienia, które wychodzą daleko
poza jego naturalne możliwości: język wiary nazywa zbiór tych dowodów
„Objawieniem”. Człowiek wierzący i każdy człowiek dobrej woli, szukający obrazu
Boga, może korzystać przede wszystkim z przeogromnego skarbca Pisma Świętego,
stanowiącego zapis relacji Boga z Jego ludem, w którego centrum znajduje się Jezus
Chrystus w sposób niedościgły objawiający Boga: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także
i Ojca” (J 14,9). Jezus zaś powierzył swoje świadectwo Kościołowi, który czyni zeń
zawsze, z pomocą Ducha Świętego, przedmiot gorliwych poszukiwań, zgłębiając je
stopniowo i broniąc od błędów i zniekształceń. Naturalny zbiór dowodów danych
6
przez Boga splata się następnie z żywą Tradycją, której podstawowym świadectwem
są wszystkie sobory: od Nicejskiego, poprzez Konstantynopolitański i Trydencki aż do
Vaticanum I i Vaticanum II.
Będziemy często nawiązywali do owych naturalnych źródeł prawdy.
Katecheza czerpie ponadto wiadomości o Bogu z podwójnego doświadczenia
kościelnego: z wiary przeżywanej w modlitwie, czyli z liturgii, która jest nieustannym,
niestrudzonym mówieniem o Bogu poprzez rozmowę z Bogiem; oraz z wiary
przeżywanej przez chrześcijan, a szczególnie przez Świętych, którzy otrzymali łaskę
głębokiego zjednoczenia z Bogiem. Tak więc nie jesteśmy skazani tylko na zadawanie
pytań dotyczących Boga, by potem gubić się w gąszczu hipotetycznych lub zbyt
abstrakcyjnych odpowiedzi. Sam Bóg wychodzi nam naprzeciw z całym bogactwem
pewnych wskazań, które łączą się z sobą w sposób organiczny. Kościół jest świadom,
że w swym doktrynalnym i życiowym dziedzictwie posiada, z łaski samego Boga,
słuszne podstawy ku temu, by z szacunkiem głosić prawdę o Nim. Również dziś, jak
nigdy dotąd, czuje się zobowiązany do tego, by lojalnie i z miłością dawać ludziom tę
podstawową odpowiedź, której oczekują.
4 To właśnie zamierzam czynić podczas naszych spotkań. Ale w jaki sposób? Istnieją
bowiem różne sposoby prowadzenia katechezy, a to, czy są one właściwe, zależy
ostatecznie od wierności wobec integralnej wiary Kościoła. Uznałem za słuszne
wybrać drogę, która odwołując się wprost do Pisma Świętego równocześnie nawiązuje
do Symboli wiary, w głębokim przeświadczeniu, że są one owocem dwudziestu
wieków myśli chrześcijańskiej.
Głosząc prawdę o Bogu, zamierzam zachęcić Was do uznania słuszności nie tylko
drogi historyczno-pozytywnej, lecz przede wszystkim rozważań doktrynalnych
wielkich Soborów oraz zwyczajnego Magisterium Kościoła. W ten sposób, w niczym
nie umniejszając bogactwa wiedzy dostarczonej przez Biblię, będzie można
przedstawić prawdy wiary, prawdy związane z wiarą, a w każdym razie teologicznie
uzasadnione, które ze względu na dogmatyczno-teoretyczny język budzą mniejsze
zainteresowanie i mogą być niezrozumiałe dla wielu współczesnych ludzi, przez co
znacznie ubożeje poznanie Tego, który jest niezbadaną tajemnicą światła.
5 Na zakończenie tej katechezy, rozpoczynającej nasze rozważania o Bogu, nie mogę
nie powiedzieć o postawie, która winna towarzyszyć wspomnianej wcześniej
uczciwości intelektualnej. Jest to postawa pokornego i wdzięcznego serca. Mówimy o
Tym, którego Izajasz przedstawia nam jako trzykroć Świętego (6,3). Musimy więc
mówić o Nim z najwyższym i całkowitym szacunkiem, w postawie uwielbienia.
Równocześnie jednak, wspomagani przez Tego, „który jest w łonie Ojca, [i o Nim]
pouczył” (J 1,18): Jezusa Chrystusa, naszego Brata, mówimy o Nim z pełną ciepła
miłością. „Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego [jest] wszystko. Jemu chwała na
wieki! Amen” (Rz 11,36).
(3.7.1985)
7
DOWODY NA ISTNIENIE BOGA
1 Kiedy zadajemy sobie pytanie „dlaczego wierzymy w Boga?”, jako pierwsza
nasuwa się odpowiedź naszej wiary: Bóg objawił się ludzkości, nawiązał kontakt
z ludźmi. Najwyższym objawieniem Boga jest Jezus Chrystus, Bóg wcielony. Wierzymy
w Boga, ponieważ Bóg pozwolił się nam odkryć jako najwyższy Byt, jako wielki
„Istniejący”.
Ale owa wiara w objawiającego się Boga znajduje także potwierdzenie
w rozumowaniu naszego umysłu. Po głębszym zastanowieniu stwierdzamy, iż nie
brakuje dowodów na istnienie Boga. Opracowali je myśliciele w postaci filozoficznych
dowodzeń opartych na ściśle logicznym toku myślenia. Mogą być one jednak ukazane
także w prostszej formie, dzięki czemu stają się przystępne dla każdego, kto usiłuje
zrozumieć sens otaczającego go świata.
2 Mówiąc o dowodach na istnienie Boga, musimy podkreślić, że nie chodzi o dowody
w porządku naukowo-eksperymentalnym. Dowody naukowe we współczesnym
rozumieniu tego słowa mają znaczenie tylko w odniesieniu do rzeczy uchwytnych dla
zmysłów, jedynie bowiem one mogą być przedmiotem doświadczeń badawczych
i sprawdzianów, dokonywanych za pomocą narzędzi, jakimi posługuje się nauka.
Pragnienie naukowego udowodnienia istnienia Boga oznaczałoby sprowadzenie Go do
poziomu bytów naszego świata, a więc błąd metodologiczny już samej kwestii, kim jest
Bóg. Nauka musi uznać swoje ograniczenia i swoją niemoc w dotarciu do istnienia
Boga: nie może tego istnienia ani potwierdzić, ani zanegować.
Nie znaczy to jednak, że uczeni nie są w stanie znaleźć w swych naukowych
badaniach takich motywów, które pozwalają zakładać, że Bóg istnieje. Skoro nauka
jako taka nie może dotrzeć do Boga, to uczony, obdarzony rozumem, który nie
ogranicza się w swych badaniach do rzeczy uchwytnych zmysłami, może odkryć
w świecie podstawy prowadzące do stwierdzenia, że istnieje Byt, który go przewyższa.
Wielu uczonych doszło i wciąż dochodzi do tego odkrycia.
Ten, kto z wewnętrzną otwartością zastanawia się nad tym wszystkim, co składa
się na istnienie wszechświata, nie może nie zadawać sobie pytania dotyczącego
początku. Obserwując pewne wydarzenia, instynktownie pytamy o ich przyczyny.
Jakże nie zapytać o to samo w odniesieniu do wszystkich istot i zjawisk, które
odkrywamy w świecie?
3 Problem ten jawi się z jeszcze większą wyrazistością w świetle hipotezy naukowej
dotyczącej na przykład ekspansji wszechświata: jeśli wszechświat podlega
nieustannemu rozszerzaniu się, czyż nie trzeba cofnąć się w czasie do chwili, którą
można by nazwać „momentem początkowym”, do momentu, w którym rozpoczęła się
owa ekspansja? Ale jakąkolwiek by przyjąć teorię na temat powstania wszechświata,
nie można pominąć sprawy najistotniejszej. Ów wszechświat, znajdujący się
w nieustannym ruchu, zakłada istnienie Przyczyny, która dając mu byt, wprawiła go
również w ruch i wciąż go zasila. Bez tej najwyższej Przyczyny świat i wszelki ruch,
jaki
w
nim
panuje,
pozostałyby
zjawiskami
„niewytłumaczonymi”
i „niewytłumaczalnymi”, a nasz rozum nie mógłby być zaspokojony. Umysł ludzki
może otrzymać odpowiedź na swoje pytania tylko wtedy, gdy uzna Byt, który stworzył
świat z całym jego dynamizmem i który stale utrzymuje go w istnieniu.
8
4 Potrzeba dotarcia do najwyższej Przyczyny staje się bardziej widoczna, jeżeli
weźmie się pod uwagę doskonałą organizację, którą nauka wciąż odkrywa
w strukturze materii. Czyż rozum ludzki, który z tak wielkim trudem zmierza do
określenia budowy i zasad działania cząsteczek materii, nie skłania się może ku temu,
by szukać ich początku w najwyższym Rozumie, który dał początek wszystkiemu?
W obliczu tych wspaniałości, które można by nazwać niezmiernie małym światem
atomu i niezmiernie wielkim światem kosmosu, umysł człowieka odczuwa w pełni, że
wszystko to przekracza jego twórcze możliwości, a nawet wyobraźnię, i pojmuje, że
tak wspaniałe i wielkie dzieło wymaga Stwórcy, którego mądrość przewyższa każdą
miarę, a moc nie zna granic.
5 Wszystkie spostrzeżenia dotyczące rozwoju życia prowadzą do analogicznego
wniosku. Ewolucja istot żyjących, która stanowi przedmiot badań naukowych
zmierzających do określenia jej etapów i wyróżnienia działających w niej
mechanizmów, ukazuje zadziwiającą wewnętrzną celowość. Owa celowość,
prowadząca wszystkie byty w tym samym kierunku, nad którą nie posiadają one
władzy ani nie są za nią odpowiedzialne, każe domyślać się Ducha, który jest ich
wynalazcą i stwórcą.
Jeszcze bardziej zadziwiającą celowość ukazuje historia ludzkości i życie każdego
człowieka. Oczywiście, człowiek nie może wytłumaczyć sobie sensu wszystkiego, co
dzieje się w jego życiu; a więc musi przyznać, że nie jest panem własnego losu. Nie
tylko nie jest swoim stwórcą, ale nawet nie ma władzy panowania nad biegiem
wydarzeń w swoim życiu. Jest jednak przekonany o swoim przeznaczeniu i stara się
odkryć, w jaki sposób je otrzymał, w jaki sposób jest ono wpisane w jego istnienie. Są
takie chwile, w których jest mu dość łatwo rozpoznać tajemniczy cel, ukryty w zbiegu
okoliczności czy wydarzeń. Wtedy skłonny jest potwierdzić panowanie Tego, który go
stworzył i kieruje jego życiem.
6 Pośród wielu rzeczy tego świata, które każą nam podnosić wzrok ku górze,
znajduje się piękno. Przejawia się ono w rozmaitych cudach natury; przemawia
językiem niezliczonych dzieł sztuki, literatury, muzyki, malarstwa, sztuk plastycznych.
Można je także podziwiać w postawach moralnych: tak wiele jest przecież
szlachetnych uczuć, tak wiele wspaniałych gestów. Człowiek ma świadomość, że całe
to piękno zostało mu „dane”, nawet jeśli współdziała w nadawaniu mu wyrazu.
Człowiek może w pełni odkryć i podziwiać piękno tylko wtedy, gdy pozna jego źródło
— transcendentne piękno Boga.
7 Niektórzy przeciwstawiają tym „wskazówkom” prowadzącym do istnienia Boga
Stwórcy dzieło przypadku lub wewnętrznych mechanizmów materii. Mówić
o przypadku w odniesieniu do świata, który ukazuje tak bardzo złożoną organizację
elementów i tak zadziwiającą celowość życia, oznacza rezygnację z próby
wytłumaczenia świata, który jawi się naszym oczom. W rezultacie jest to jednoznaczne
z chęcią uznania skutków bez przyczyny. Jest to rezygnacja ludzkiego rozumu, który
w ten sposób zaniechał myślenia, odrzucił próby rozwiązania swoich problemów.
Reasumując, można powiedzieć, że istnieje całe mnóstwo znaków skłaniających
człowieka usiłującego zrozumieć świat, w którym żyje, do tego, by skierował wzrok ku
Stwórcy. Dowody na istnienie Boga są liczne i zbieżne. Pomagają wykazać, że wiara nie
pomniejsza ludzkiego rozumu, ale jest dlań bodźcem do refleksji i pozwala mu lepiej
9
zrozumieć to wszystko, co w obserwowanej rzeczywistości wywołuje w człowieku
pytania.
(10.7.1985)
10
LUDZIE NAUKI O ISTNIENIU BOGA
1 Istnieje dość rozpowszechniona opinia, że ludzie nauki są zazwyczaj agnostykami
i że nauka oddala od Boga. Na ile jest to zgodne z prawdą?
Niezwykłe postępy nauki, zwłaszcza na przestrzeni dwóch ostatnich stuleci,
skłaniały niekiedy do uwierzenia w to, że jest ona w stanie sama odpowiedzieć na
wszystkie pytania człowieka i rozwiązać wszystkie jego problemy. Niektórzy doszli do
wniosku, że Bóg nie będzie już więcej potrzebny. Ufność pokładana w nauce wyprzeć
miała wiarę.
Trzeba dokonać wyboru — mówiono — pomiędzy nauką a wiarą: albo wierzyć
w jedną albo obrać drugą. Ten, kto prowadzi badania naukowe, nie potrzebuje Boga;
ten zaś, kto chce wierzyć w Boga, nie może być poważnym uczonym, ponieważ
pomiędzy nauką i wiarą występuje niemożliwa do pokonania sprzeczność.
2 Sobór Watykański II wyraził całkiem odmienne przekonanie. W Konstytucji
Gaudium et spes stwierdził: „Dlatego też badanie metodyczne we wszelkich
dyscyplinach naukowych, jeżeli tylko prowadzi się je w sposób prawdziwie naukowy
i z poszanowaniem norm moralnych, naprawdę nigdy nie będzie się sprzeciwiać
wierze, sprawy bowiem świeckie i sprawy wiary wywodzą swój początek od tego
samego Boga. Owszem, kto pokornie i wytrwale usiłuje zbadać tajniki rzeczy,
prowadzony jest niejako, choć nieświadomie, ręką Boga, który wszystko utrzymując
sprawia, że rzeczy są tym, czym są”1.
Istotnie, można stwierdzić, że zawsze istnieli i wciąż istnieją znakomici uczeni,
którzy w kontekście swoich doświadczeń jako ludzie nauki w sposób pozytywny
i z pożytkiem przeżywali wiarę w Boga. Przeprowadzony przed pięćdziesięciu laty
sondaż, który objął 398 najwybitniejszych uczonych, ujawnił, że tylko 16 spośród nich
uważa się za niewierzących, 15 za agnostyków i 367 za wierzących2.
3 Rzeczą jeszcze bardziej interesującą i pożyteczną jest zdanie sobie sprawy z tego,
dlaczego wielu uczonych, zarówno obecnie, jak i w przeszłości, uważa, że rygory
poszukiwań naukowych oraz szczere i radosne uznanie istnienia Boga nie tylko mogą
iść w parze, ale także tworzyć doskonałą całość.
W uwagach, które będąc niejako duchowym dziennikiem, często towarzyszą ich
pracy naukowej, z łatwością dostrzec można dwa splatające się ze sobą elementy:
pierwszym z nich jest to, że same badania, dotyczące rzeczy największych
i najmniejszych, prowadzone przy zachowaniu najsurowszych rygorów, zawsze
pozostawiają miejsce dla dalszych pytań w nie posiadającym końca procesie,
odkrywającym w rzeczywistości bezmiar, harmonię i finalizm, których nie da się
wytłumaczyć ani w kategoriach przypadkowości, ani przy pomocy samych źródeł
naukowych. Dołącza się do tego nieuchronne pytanie o sens, o wyższą racjonalność
czy wręcz o coś lub Kogoś, kto może zaspokoić wewnętrzne potrzeby, których
wyrafinowany postęp naukowy nie tłumi, ale je wyostrza.
4 Dokładniejsza obserwacja wykazuje, że przejście do religijnej afirmacji nie
dokonuje się samo przez się, na drodze naukowej metody doświadczalnej, ale na mocy
podstawowych zasad filozoficznych, takich jak zasada przyczynowości, celowości, racji
dostatecznej, które uczony jako człowiek stosuje w codziennym kontakcie z życiem
i z badaną przez siebie rzeczywistością. Co więcej, będąc we współczesnym świecie
przednią strażą, która pierwsza dostrzega ogromną złożoność, a zarazem wspaniałą
11
harmonię rzeczywistości, uczony jest dzięki temu uprzywilejowanym świadkiem
możliwości zaakceptowania religii, jest człowiekiem zdolnym do tego, by ukazać, że
przyjęcie transcendencji nie tylko nie szkodzi autonomii i celom pracy badawczej, ale
pobudza ją do nieustannego przekraczania siebie w doświadczeniu objawiającej
autotranscendencji tajemnicy człowieka.
Jeśli weźmie się ponadto pod uwagę, że zwiększające się horyzonty pracy
badawczej, zwłaszcza w dziedzinach dotyczących samych źródeł życia, dostarczają
niepokojących pytań związanych z prawidłowym wykorzystaniem zdobyczy
naukowych, nie dziwi nas fakt, że uczeni coraz częściej domagają się pewnych
kryteriów moralnych, będących w stanie odciągnąć człowieka od wszelkich
arbitralnych osądów. A któż, jeśli nie Bóg, może ustanowić porządek moralny,
w którym godność człowieka, każdego człowieka, będzie stale chroniona i popierana?
Oczywiście, religia chrześcijańska, która nie może przyznać racji pewnym
twierdzeniom ateizmu czy agnostycyzmu wypowiadanym w imię nauki, z równą
stanowczością nie przyjmuje wypowiedzi o Bogu, które nie mają ścisłych podstaw w
procesie rozumowania.
5 Warto w tym miejscu wysłuchać racji skłaniających wielu uczonych do
twierdzenia w sposób pozytywny o istnieniu Boga i przyjrzeć się ich osobistemu
stosunkowi do Boga, do człowieka, do wielkich problemów i najwyższych wartości
życia, który stanowi dla nich oparcie. Jakże często cisza, medytacja, twórcza
wyobraźnia, pełne pogody patrzenie z dystansem na rzeczy, społeczny sens odkryć,
czystość serca stają się silnymi bodźcami, otwierającymi przed nimi świat znaczeń,
które nie mogą pozostać niezauważone przez nikogo, kto równie lojalnie i z miłością
dąży do poznania prawdy.
Wystarczy tu przypomnieć włoskiego uczonego Enrico Medi, zmarłego przed
kilkoma laty, który w swoim przemówieniu podczas Międzynarodowego Kongresu
Katechetycznego w Rzymie w 1971 roku powiedział: „Mówię do młodego człowieka:
spójrz, oto nowa gwiazda, galaktyka, gwiazda neutronowa, oddalona o 100 milionów
lat świetlnych. A przecież tamte protony, elektrony, neutrony, mezony, są identyczne
z tymi, z których składa się ten mikrofon. Identyczność wyklucza
prawdopodobieństwo. To, co jest identyczne, nie może być prawdopodobne. A więc
istnieje przyczyna, poza przestrzenią, która owemu bytowi nadała właściwy mu
kształt. Tą przyczyną jest Bóg.
Mówię językiem nauki, że istnieje byt, który jest sprawcą identyczności rzeczy
oddalonych. A ilość identycznych cząsteczek we wszechświecie wynosi 10
podniesione do 85 potęgi […] Czy podejmiemy zatem pieśń galaktyk? Gdybym był
Franciszkiem z Asyżu, powiedziałbym: O galaktyki bezkresnych przestworzy,
wysławiajcie mojego Pana, bo jest wszechmocny i dobry. O atomy, protony, elektrony,
o ptasie śpiewy, o szumie liści i powietrza, które znajdujecie się pod władzą człowieka,
jak modlitwa, śpiewajcie hymn, który powraca do Boga!”3
(17.7.1985)
Przypisy:
1
Gaudium et spes, 36.
2
Por. A Eymieu, La part des croyants dans le progrès de la science, Paryż 1935, s. 274.
12
3
Atti del II Congresso Catechistico Internazionale: Rzym 20 – 25 września 1971, Rzym 1972,
Studium, s. 449-450.
13
BÓG NASZEJ WIARY
1 W poprzednim cyklu katechez staraliśmy się wyjaśnić, co znaczy słowo „wierzę”,
co znaczy „wierzyć po chrześcijańsku”. W cyklu, który obecnie rozpoczynamy,
pragniemy skoncentrować nasze katechezy na pierwszym artykule wiary: „Wierzę
w Boga” — a pełniej jeszcze: „Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela
[…]”. Tak brzmi ta pierwsza i podstawowa prawda wiary w Symbolu Apostolskim.
Prawie że identycznie w Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskim: „Wierzę
w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela […]”. Tak więc tematem
obecnego cyklu katechez będzie Bóg — ten Bóg, który jest Bogiem naszej wiary.
A ponieważ wiara jest odpowiedzią na Objawienie, zatem tematem kolejnych katechez
będzie ten Bóg, który dał się poznać człowiekowi przez to, że „objawił siebie samego,
i ujawnił tajemnicę woli swojej”1.
2 O tym Bogu mówi pierwszy artykuł Credo i mówią o Nim pośrednio wszystkie
dalsze artykuły Symbolów wiary. Wszystkie one bowiem powiązane są organicznie
z pierwszą i podstawową prawdą o Bogu, do niej się sprowadzają jako do pierwszego
źródła. Bóg jest „Alfą i Omegą” (Ap 1,8), początkiem i kresem naszej wiary.
Równocześnie też wszystkie dalsze prawdy wiary pozwalają nam coraz pełniej poznać
tego Boga naszej wiary, o którym mówi pierwszy artykuł. Pozwalają nam pełniej
wyrazić, kim jest Bóg sam w sobie i w swoim wewnętrznym życiu. Poznając bowiem
Jego dzieła — dzieło stworzenia i odkupienia — poznając cały Jego plan zbawienia
w stosunku do człowieka, pośrednio też poznajemy coraz pełniej prawdę o Bogu
samym, która odsłania się w Starym i Nowym Przymierzu. Jest to objawienie
stopniowe, którego treść została syntetycznie ujęta w Symbolach wiary. Poprzez
wszystkie artykuły Symbolów nabiera pełni znaczenia ta prawda, którą wyrażają
pierwsze słowa: „wierzę w Boga”. Oczywiście tej pełni, jaka dostępna jest dla nas przez
Objawienie.
3 Bóg naszej wiary — Ten, którego wyznajemy w Credo — jest Bogiem Abrahama,
„ojca naszej wiary” (por. Rz 4,12-16). Jest Bogiem Izaaka i Jakuba, czyli Izraela (por.
Mk 12,26 i paral.), Bogiem Mojżesza, wreszcie i nade wszystko — jest Bogiem i Ojcem
Jezusa Chrystusa (por. Rz 15,6). Stwierdzamy to mówiąc: „wierzę w Boga Ojca”. Jest
jednym i tym samym Bogiem, który — wedle słów Listu do Hebrajczyków —
„wielokrotnie i na wiele sposobów mówił przez proroków, a w końcu przemówił do
nas przez Syna” (por. Hbr 1,1-2). Ten Bóg, którego wyznajemy, jest źródłem słowa
objawiającego — aż do tej ostatecznej pełni, jaką Jego samoobjawienie osiągnęło
w Słowie wcielonym, które jest samym przedwiecznym Synem Ojca. W tym Synu —
Jezusie Chrystusie — Bóg naszej wiary potwierdza ostatecznie siebie jako Ojca. Jezus
uznaje Go za Ojca i takim Go wielbi. Mówi: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi”
(Mt 11,25), dając także i nam wyraźne pouczenie, abyśmy uznali tego Boga, Pana nieba
i ziemi, za „naszego” Ojca (por. Mt 6,9).
4 W ten sposób Bóg objawienia, „Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” (por.
Rz 15,6), staje wobec naszej wiary jako Bóg Osobowy, jako niezgłębione Boskie „Ja”
wobec naszych ludzkich „ja”, wobec każdego i wobec wszystkich. Jest to „Ja”
niezgłębione w swej tajemnicy, które „otworzyło się” przed nami w objawieniu — tak,
że możemy zwracać się do Niego jako do najświętszego Boskiego „Ty”. Może to uczynić
każdy z nas, gdyż nasz Bóg ogarniając sobą wszystko w sposób nieskończony swoim
14
Bóstwem, równocześnie jest najbliższy w stosunku do każdego, najbliższy naszej
najgłębszej istocie: interior intimo meo, jak pisze św. Augustyn2.
5 Ten Bóg, Bóg naszej wiary, Bóg i Ojciec Jezusa Chrystusa, nasz Bóg i Ojciec, jest
równocześnie „Panem nieba i ziemi”, jak nazwał Go sam Jezus (Mt 11,25). Jest
Stworzycielem.
Kiedy apostoł Paweł z Tarsu stanął wobec Ateńczykow na Areopagu, przemówił
do nich w słowach następujących: „Mężowie ateńscy […]. Przechodząc bowiem
i oglądając wasze świętości jedną po drugiej posągi bogów znanych z religii
starożytnej Grecji, znalazłem też ołtarz z napisem: «Nieznanemu Bogu». Ja wam głoszę
to, co czcicie, nie znając. Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest
Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką […], jak
gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko. On […]
określił właściwe czasy i granice zamieszkania [ludzi], aby szukali Boga, czy nie znajdą
Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo
w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,23-28).
Tymi słowami Paweł z Tarsu, apostoł Jezusa Chrystusa, głosi na ateńskim
Areopagu pierwszą i podstawową prawdę wiary chrześcijańskiej. Jest to ta właśnie
prawda, którą wyznajemy w słowach „wierzę w Boga [w jednego Boga] Ojca
wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi”. Ten Bóg — Bóg objawienia — pozostaje
wówczas i dziś, dla wielu „Bogiem nieznanym”. Równocześnie jest tym Bogiem,
którego wielu — wówczas i dziś — „szuka […] niejako po omacku”. Jest On Bogiem
niepojętym i nieogarnionym a równocześnie Tym, który wszystko ogarnia: „w Nim
żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Do tego Boga postaramy się stopniowo przybliżyć
podczas naszych spotkań.
(24.7.1985)
Przypisy:
1
Por. Dei verbum, 2.
2
Confessiones, III, 6 (PL 32, 687).
15
BÓG JEDYNY NIEWYSŁOWIONĄ I PRZENAJŚWIĘTSZĄ TRÓJCĄ: OJCEM,
SYNEM I DUCHEM ŚWIĘTYM
1 Kościół wyznaje wiarę w Boga Jedynego, który jest przenajświętszą
i niewysłowioną Trójcą Osób: Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Kościół żyje tą
prawdą, zawartą w najstarszych Symbolach wiary, która została przypomniana za
naszych czasów na 1900. rocznicę śmierci świętych apostołów Piotra i Pawła (1968 r.)
przez Pawła VI w symbolu znanym powszechnie jako Credo populi Dei: tylko Ten,
który pozwolił nam się poznać, „który, mieszkając w nieprzystępnej światłości
(por. 1 Tm 6,16), jest sam w sobie ponad wszelkim imieniem i ponad wszelkimi
rzeczami oraz wszelkim stworzonym umysłem… może udzielić nam prawidłowego
i pełnego poznania samego siebie, objawiając się jako Ojciec, Syn i Duch Święty. Przez
łaskę wezwani jesteśmy do uczestnictwa w Jego wiekuistym życiu tu, na ziemi,
w pomroce wiary, a po śmierci w światłości wiekuistej”1.
2 Bóg dla nas niepojęty zechciał nam objawić siebie samego, nie tylko jako Jedynego
Stwórcę i Ojca wszechmogącego, ale ponadto jeszcze jako Ojca, Syna i Ducha Świętego.
W objawieniu tym prawda o Bogu, który jest miłością, odsłania się w swoim
najgłębszym źródle: Bóg jest miłością w samym wewnętrznym życiu Jedynego Bóstwa.
Miłość ta objawia się jako niewysłowiona Komunia Osób.
3 Ową tajemnicę — najgłębszą: tajemnicę wewnętrznego życia Boga samego —
objawił nam Jezus Chrystus: „Ten, […] który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył”
(J 1,18). Wedle Ewangelii św. Mateusza ostatnie słowa, którymi Jezus Chrystus po
zmartwychwstaniu zamknął swe ziemskie posłannictwo, były skierowane do
Apostołów: „Idźcie […] i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca
i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19). Słowa te otwierały równocześnie posłannictwo
Kościoła w punkcie podstawowym i konstytutywnym. Pierwszym zadaniem Kościoła
jest nauczać i chrzcić — a chrzcić to znaczy „zanurzać” (stąd chrzci się wodą)
w trynitarnym życiu Boga.
Jezus Chrystus zawarł w tych ostatnich słowach wszystko, czego uprzednio
nauczał o Bogu: o Ojcu, Synu i Duchu Świętym. Wszystkiego tego zaś nauczał, głosząc
od początku prawdę o Bogu Jedynym, zgodnie z tradycją Izraela. Na pytanie: „Które
jest pierwsze ze wszystkich przykazań?” Jezus odpowiada: „Pierwsze jest: Słuchaj,
Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden” (Mk 12,29). Równocześnie zaś Jezus zwraca się
stale do Boga jako do „swego Ojca”, mówi wręcz: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30).
Równocześnie też objawia „Ducha Prawdy, który od Ojca pochodzi” i którego —
zapewnia — „Ja wam poślę od Ojca” (por. J 15,26).
4 Słowa o chrzcie „w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, które Jezus powierzył
Apostołom na koniec swego ziemskiego posłannictwa, miały znaczenie szczególne,
gdyż ugruntowały prawdę o Trójcy Świętej u podstaw samego życia sakramentalnego
Kościoła. Życie wiary wszystkich chrześcijan zaczynało się przez Chrzest — od
zakorzenienia w tej tajemnicy Boga żywego. Świadczą o tym Listy apostolskie, przede
wszystkim Pawłowe. Spośród zawartych w tych Listach formuł trynitarnych
najbardziej znana i stale używana w liturgii jest ta, która zawiera się w Drugim Liście
do Koryntian: „Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu
Świętym niech będą z wami wszystkimi!” (2 Kor 13,13). Inne znajdujemy
16
w Pierwszym Liście do Koryntian (16,23), w Liście do Efezjan (6,24), a także
w Pierwszym Liście św. Piotra (1,1-2).
Stąd, całe modlitewne życie Kościoła przebiega w świadomości i w perspektywie
trynitarnej: w Duchu, przez Chrystusa do Ojca.
5 Tak więc wiara w Boga w Trójcy Świętej Jedynego weszła od samego początku
w Tradycję samego życia Kościoła i chrześcijan. Cała liturgia była — i jest — z istoty
swej trynitarna jako wyraz Bożej ekonomii. Trzeba zaś to szczególnie podkreślić, że do
ugruntowania tej największej tajemnicy: prawdy o Trójcy Przenajświętszej —
przyczyniła się wiara w Odkupienie, wiara w zbawcze dzieło Chrystusa. To zbawcze
bowiem działanie objawia posłannictwo Syna i Ducha, którzy przychodzą „od Ojca”:
objawia więc to, co się nazywa „ekonomią trynitarną” w stworzeniu, odkupieniu
i uświęceniu. Trójca Święta pozostaje przede wszystkim poznana od tej strony:
poprzez soteriologię, poprzez „ekonomię zbawienia”, którą Chrystus głosi
i urzeczywistnia w swym mesjańskim posłannictwie. Od tego poznania prowadzi
dopiero droga do Trójcy w znaczeniu „immanentnym”: jako do tajemnicy życia
wewnętrznego Boga.
6 W tym rozumieniu Nowy Testament zawiera pełnię objawienia trynitarnego.
Samoobjawienie się Boga w Jezusie Chrystusie odsłania z jednej strony to, kim Bóg jest
dla człowieka, a z drugiej: kim Bóg jest w sobie samym — właśnie: w swym
wewnętrznym życiu. Prawda, że „Bóg jest miłością” (1 J 4,16) posiada tutaj znaczenie
zwornika. Jeśli przez nią odsłania się, kim Bóg jest dla człowieka — to równocześnie
(na tyle, ile rozum ludzki może to zrozumieć, a nasze słowa wyrazić) odsłania się: kim
jest sam w sobie. Jest bowiem Jednością, czyli Komunią Ojca, Syna i Ducha Świętego.
7 W Starym Testamencie prawda ta nie została objawiona. Równocześnie Stary
Testament przygotowywał do niej, ukazując ojcostwo Boga w Przymierzu z Ludem,
naprowadzając na Jego działanie w świecie przez Mądrość, Słowo i Ducha (por. np.
Mdr 7,22-30; 12,1; Prz 8,22-30; Ps 33 [32],4-6; 147,15; Iz 11,2; 55,11; Syr 48,12).
Jednakże Stary Testament ugruntował przede wszystkim u Izraela, a następnie poza
nim, prawdę o Bogu Jedynym, sam zrąb religii monoteistycznej. Tak więc należy
stwierdzić, że Nowy Testament przyniósł pełnię objawienia Trójcy Świętej —
równocześnie zaś, że prawda trynitarna, za pośrednictwem liturgii, a przede
wszystkim Chrztu, została zakorzeniona w żywej wierze wspólnoty chrześcijańskiej od
początku. W parze z tym szły reguły wiary, z którymi spotykamy się obficie już
w Listach jako ze świadectwem kerygmatu i katechezy Kościoła.
8 Osobną sprawą jest kształtowanie dogmatu trynitarnego poprzez zmaganie
z herezjami pierwszych stuleci. Prawda o Bogu Trójjedynym jest najgłębszą — ale też
i najtrudniejszą do pojęcia — tajemnicą wiary. Nastręczały się więc różne możliwości
błędnej interpretacji, zwłaszcza przy zetknięciu się chrześcijaństwa z kulturą i filozofią
grecką. Chodziło o prawidłowe „wpisanie” tajemnicy Trójjedynego Boga
„w terminologię bytu”, czyli o precyzyjne wyrażenie w języku filozoficznym ówczesnej
epoki tego, co stanowiło równocześnie o Jedności i Troistości Boga naszego
Objawienia.
Dokonało się to przede wszystkim na dwóch wielkich Soborach ekumenicznych:
w Nicei (325 r.) oraz w Konstantynopolu (381 r.). Owocem magisterium tych soborów
jest Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskie, którym Kościół od tamtych czasów
wyraża swą wiarę w Trójjedynego Boga: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Przypominając
17
dokonania Soborów, trzeba także wspomnieć zasługi niektórych szczególnie
zasłużonych teologów, zwłaszcza Ojców Kościoła: w okresie przednicejskim
Tertuliana, Cypriana, Orygenesa, Ireneusza, w okresie nicejskim św. Atanazego
i Efrema Syryjczyka, sprzed Soboru w Konstantynopolu — św. Bazylego Wielkiego
oraz świętych Grzegorza z Nazjanzu i Grzegorza z Nyssy, Hilarego — aż po Ambrożego,
Augustyna i Leona Wielkiego.
9 Z V w. pochodzi tzw. Symbol Atanazjański, zaczynający się od słowa Quicumque,
który
stanowi
pewnego
rodzaju
komentarz
do
Symbolu
NicejskoKonstantynopolitańskiego.
Wiarę pierwotnego Kościoła potwierdza Credo populi Dei Pawła VI, gdy głosi:
„Wzajemne związki tworzące odwiecznie trzy Osoby, z których każda jest jednym
i tym samym bytem Bożym, stanowią błogosławione życie wewnętrzne Najświętszego
Boga, które nieskończenie przewyższa to, co my po ludzku możemy pojąć” 2. Zaprawdę,
niewysłowiona i przenajświętsza Trójca — Jeden Bóg!
(9.10.1985)
Przypisy:
1
Credo populi Dei.
2
Credo populi Dei.
18
PRAWDZIWY BÓG W JEDNOŚCI BÓSTWA WIECZNĄ KOMUNIĄ OJCA, SYNA
I DUCHA ŚWIĘTEGO
1
Unus Deus Trinitas…
W tej zwięzłej formule Synod w Toledo (675 r.) wyraził wiarę Kościoła,
wyjaśnioną na wielkich Soborach IV wieku w Nicei i Konstantynopolu: wiarę Kościoła
w Boga jedynego w Trójcy.
Za naszych zaś dni Paweł VI w Wyznaniu wiary Ludu Bożego dał wyraz tej samej
wierze w słowach, które już dawniej przytaczaliśmy w czasie środowych katechez:
„Wzajemne związki tworzące odwiecznie trzy Osoby, z których każda jest jednym
i tym samym bytem Bożym, stanowią błogosławione życie wewnętrzne Najświętszego
Boga, które nieskończenie przewyższa to, co my po ludzku możemy pojąć”1.
Bóg jest niepojęty i nieogarniony, Bóg jest w swej Istocie niezgłębioną tajemnicą:
tę prawdę staraliśmy się naświetlić w poprzednich katechezach. Wobec Trójcy Świętej,
w której wyraża się życie wewnętrzne Boga naszej wiary, wypada nam to powtórzyć
i stwierdzić z jeszcze większą siłą przekonania. Tajemnicą zaprawdę niepojętą
i niezgłębioną jest Jedność Bóstwa w Trójcy Osób! „Gdyby można Go było pojąć, nie
byłby Bogiem”.
2 Stąd Paweł VI w dalszym ciągu przytoczonego powyżej tekstu mówi: „Dlatego to
dzięki składamy dobroci Bożej za to, że bardzo wielu wierzących może z nami
świadczyć wobec ludzi o jedności Boga, choć nie zna tajemnicy Trójcy
Przenajświętszej”2.
Kościół święty w swej wierze trynitarnej czuje się zespolony z wszystkimi
wyznawcami Boga Jedynego. Wiara w Trójcę nie uszczupla prawdy o Bogu Jedynym,
ale uwydatnia jej bogactwo, tajemniczą treść, wewnętrzne życie.
3 Wiara ta ma swoje źródło — jedyne źródło — w objawieniu Nowego Testamentu.
Tylko poprzez to objawienie można poznać prawdę o Bogu Trójjedynym. Jest to
w istocie jedna z owych „tajemnic ukrytych w Bogu, których — jak głosi Sobór
Watykański I — nie można poznać, jeśli nie są objawione”3.
Dogmat Trójcy Świętej był zawsze w chrześcijaństwie uważany za tajemnicę
najbardziej podstawową, a zarazem najbardziej niezgłębioną. Sam Chrystus mówi:
„Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn
zechce objawić” (Mt 11,27).
Uczy Sobór Watykański I: „Boskie bowiem tajemnice z natury swej do tego stopnia
przewyższają umysł stworzony, że i po objawieniu ich oraz przyjęciu aktem wiary,
pozostają okryte jej osłoną i powleczone jakby jakąś mgłą, dopóki w tym śmiertelnym
życiu jesteśmy pielgrzymami z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki
widzeniu postępujemy (Kor 5,6 n.)”4.
Powyższe stwierdzenie odnosi się w sposób szczególny do Tajemnicy Trójcy
Świętej: również po Objawieniu pozostaje ona najbardziej ścisłą tajemnicą wiary,
której sam rozum nie jest w stanie pojąć ani przeniknąć. Natomiast tenże sam rozum,
oświecony wiarą, może w pewien sposób uchwycić i z kolei wyjaśnić znaczenie
dogmatu. Może też w ten sposób przybliżyć człowiekowi tajemnicę wewnętrznego
życia Trójjedynego Boga.
19
4 W realizacji tego doniosłego dzieła — poprzez pracę wielu teologów, przede
wszystkim Ojców Kościoła, poprzez orzeczenia Soborów — szczególnie ważne
i kluczowe okazało się pojęcie „osoby” jako treściowo odrębne od pojęcia „natury” (lub
istoty). Osobą jest ten lub ta, kto istnieje jako konkretny człowiek, jako indywiduum
posiadające człowieczeństwo, czyli naturę ludzką. Naturą (istotą) jest to wszystko,
przez co ów konkretnie istniejący jest tym, kim jest. I tak np. gdy mówimy o „naturze
ludzkiej”, wskazujemy na to, przez co każdy człowiek jest człowiekiem w swych
zasadniczych elementach i właściwościach.
Stosując to rozróżnienie do Boga, stwierdzamy jedność natury, czyli jedność
Bóstwa, która właściwa jest w sposób absolutny i wyłączny Temu, który istnieje jako
Bóg. Równocześnie zaś — zarówno w świetle samego rozumu, jak przede wszystkim
w świetle Objawienia — musimy żywić przekonanie, że jest to Bóg osobowy. Również
tym, do których nie dotarło objawienie istnienia Boga w Trzech Osobach, Bóg Stwórca
musi jawić się jako Byt osobowy. Jeśli bowiem osoba jest czymś najdoskonalszym na
świecie (id quod est perfectissimum in tota natura5), nie można nie przypisywać tej
właściwości Stwórcy, respektując oczywiście Jego nieskończoną transcendencję6.
Właśnie dlatego monoteistyczne religie niechrześcijańskie pojmują Boga jako Osobę
nieskończenie doskonałą i całkowicie transcendentną w stosunku do świata.
Przyłączając się do głosu wszystkich innych wierzących, wznieśmy także w tej
chwili nasze serce ku Bogu żywemu i osobowemu, jedynemu Bogu, który stworzył
świat i dał początek wszystkiemu, co dobre, piękne i święte. Jemu cześć i chwała na
wieki.
(27.11.1985)
Przypisy:
1
Credo populi Dei.
2
Credo populi Dei.
3
Dei Filius, rozdz. IV (Denz. 3016).
4
Tamże.
5
Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, I, q. 29, a. 3.
6
Tamże, korpus i ad 1.
20
TAJEMNICA STWORZENIA
1 Z rozważań nad własnym życiem, jakie człowiek każdej epoki musi nieuchronnie
przeprowadzić, wyłaniają się natarczywie dwa pytania, będące jakby echem głosu
samego Boga: „Jak powstał świat? W jakim podąża kierunku?” Podczas gdy drugie
pytanie dotyczy tego, co ostatecznie czeka nas w przyszłości, czyli definitywnej mety,
pierwsze — równie istotne — odnosi się do początku świata i człowieka. Jest coś
zadziwiającego w tym, jak wielkie zainteresowanie wzbudza problem początku świata.
Chodzi nie tylko o to, by dowiedzieć się, kiedy i jak, w sensie materialnym, powstał
wszechświat i pojawił się człowiek, ile raczej o sens tego początku, o to, czy jest on
dziełem przypadku, ślepego przeznaczenia, czy też kryje się za nim transcendentny
Byt, rozumny i dobry, nazywany Bogiem. W świecie istnieje zło i człowiek
doświadczający go nie może nie zastanowić się nad jego pochodzeniem, nad tym, kto
jest za nie odpowiedzialny i czy istnieje nadzieja na wyzwolenie. „Czym jest człowiek,
że o nim pamiętasz?” — pyta Psalmista, patrząc z zachwytem na dzieło stworzenia (Ps
8,5).
2 Pytanie dotyczące stworzenia rodzi się w umyśle każdego człowieka, tak prostego,
jak uczonego. Można powiedzieć, że współczesna nauka powstała w ścisłym
powiązaniu z biblijną prawdą o stworzeniu, nawet jeśli nie zawsze pozostawała z nią
w idealnej harmonii. Dziś, gdy została lepiej wyjaśniona kwestia wzajemnych
stosunków pomiędzy prawdą naukową i religijną, bardzo wielu uczonych, choć
słusznie podnosi niebagatelne problemy, związane na przykład z teorią ewolucji
żywych organizmów, a zwłaszcza człowieka, lub z immanentną celowością przemian
zachodzących we wszechświecie, to w coraz większym stopniu podziela i darzy coraz
większym szacunkiem to, co na temat stworzenia mówi wiara chrześcijańska. W ten
sposób otwiera się przestrzeń dla pożytecznego dialogu pomiędzy dwojakim
podejściem do rzeczywistości świata i człowieka, które pomimo lojalnie uznawanej
odmienności, w głębszej swej warstwie zgodne są co do tego samego człowieka, który
został stworzony — jak czytamy na pierwszych stronach Biblii — „na obraz Boży”,
a więc jako rozumny i inteligentny „pan” świata (por. Rdz 1,27-28).
3 My, chrześcijanie, możemy też przyznać z głębokim zdumieniem — przy
zachowaniu należytej postawy krytycznej — że wszystkie religie świata, począwszy od
najstarszych, które już zanikły, po te, które dziś istnieją na ziemskim globie, poszukują
„odpowiedzi na głębokie tajemnice ludzkiej egzystencji […] czym jest człowiek, jaki
jest sens i cel naszego życia, co jest dobrem, a co grzechem, jakie jest źródło i cel
cierpienia […] skąd bierzemy początek i gdzie dążymy”1. Idąc śladem Soboru
Watykańskiego II i jego Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich
stwierdzamy, że „Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w owych religiach jest
prawdziwe i święte”, bowiem „nierzadko […] odbijają promień owej Prawdy, która
oświeca wszystkich ludzi”2. Z drugiej zaś strony wizja biblijno-chrześcijańska zawiera
wizję początków wszechświata i dziejów — a zwłaszcza człowieka — tak
niezaprzeczalnie wielką, ożywczą i oryginalną, która przez ponad dwadzieścia stuleci
odgrywała ogromną rolę w formacji duchowej, moralnej i kulturalnej, że żaden
duszpasterz ani katecheta nie może zaniedbać obowiązku wyraźnego przedstawiania
jej przynajmniej w sposób zwięzły.
4 W tym, co odnosi się do aktu stworzenia, objawienie chrześcijańskie jest
niezwykle bogate, co stanowi niemały i wzruszający dowód miłości Boga, który
21
w najbardziej dręczących kwestiach ludzkiego istnienia, to jest w kwestii jego
pochodzenia i przeznaczenia, pragnął być obecny poprzez swoje słowo, zawsze żywe
i konsekwentne, nawet jeśli realizuje się ono w różnorodności wyrażeń kulturowych.
I tak, Biblia otwiera się na Absolut w pierwszym, a potem w drugim opisie
stworzenia, gdzie początek wszystkiego — rzeczy, życia, człowieka — wywodzi się od
Boga (por. Rdz 1 – 2) i splata z innym, bolesnym wątkiem o początku grzechu i zła,
który tym razem jest dziełem człowieka, dokonanym nie bez pokusy szatana (por. Rdz
3). Jednakże Bóg nie opuszcza swoich stworzeń. Pojawia się iskierka nadziei
skierowanej ku przyszłości nowego stworzenia wyzwolonego od zła (jest to tak zwana
Protoewangelia, Rdz 3,15; por. 9,13). Te trzy wątki: stwórcze i pozytywne dzieło Boga,
bunt człowieka oraz dana już na początku przez Boga obietnica nowego świata,
stanowią osnowę dziejów zbawienia, na której opiera się cała treść chrześcijańskiej
wiary w stworzenie.
5 Podczas gdy w przyszłych katechezach o stworzeniu zajmiemy się Pismem
Świętym, stanowiącym zasadnicze źródło, obecnie chciałbym przypomnieć wielką
tradycję Kościoła, wyrażającą się przede wszystkim w wypowiedziach Soborów
i zwyczajnego Magisterium, a także w pełnych pasji, przejmujących refleksjach wielu
teologów i myślicieli chrześcijańskich.
Podczas kolejnych etapów katechezy o stworzeniu zajmiemy się przede wszystkim
owym zdumiewającym wydarzeniem, tak jak wyznajemy na początku Credo, czyli
Symbolu Apostolskiego: „Wierzę w Boga, Stworzyciela nieba i ziemi”; zastanowimy się
nad tajemnicą całej stworzonej rzeczywistości, powołanej do życia z niczego, wspólnie
podziwiając wszechmoc Boga i radosną niespodziankę, jaką jest ten przypadkowy
świat, istniejący za sprawą Jego wszechmocy. Przekonamy się, że stworzenie jest
dziełem miłości Trójcy Świętej i objawieniem Jej chwały. Nie odbiera to jednak
rzeczom stworzonym ich prawowitej niezależności, wręcz przeciwnie, potwierdza ją.
Szczególną uwagę poświęcimy człowiekowi, będącemu centrum wszechświata, jako
temu, który jest „obrazem Boga”, istotą duchową i cielesną, podmiotem świadomości
i wolności. W przyszłości omówimy inne tematy, które pomogą nam zagłębić się we
wspaniałe wydarzenie stworzenia, a przede wszystkim w tajemnicę panowania Boga
nad światem, Jego wszechwiedzy i opatrzności, oraz odpowiedzieć na pytanie, jak
w świetle wiernej miłości Bożej jawi się kojące rozwiązanie tajemnicy zła.
6 Gdy Bóg ukazał Hiobowi swą Boską, stwórczą moc (por. Hi 38 – 41), Hiob
odpowiedział Panu słowami: „Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz
uczynić. […] Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem” (Hi
42,2.5). Oby te rozważania nad stworzeniem pozwoliły nam dostrzec, że w akcie
stworzenia świata i człowieka Bóg zawarł pierwsze powszechne świadectwo swej
potężnej miłości, pierwsze proroctwo w dziejach naszego zbawienia.
(8.1.1986)
Przypisy:
1
Nostra aetate, 1.
2
Tamże, 2.
22
Download