Thomas Haire – modlący się hydraulik z Lisburn (Thomas Haire

advertisement
Thomas Haire – modlący się hydraulik z Lisburn
(Thomas Haire: The Prying Plumber of Lisburn)
A. W. Tozer
Poniższy tekst zaczerpnięto z książki „Prayer Warriors”. Jest to fragment rozdziału „Thomas Haire
– modlący się hydraulik z Lisburn” napisanego przez A.W. Tozera. Pierwotnie ukazał się on jako
oddzielna broszura.
Dobroczynne serce
Tom Haire, ogólnie rzecz biorąc, przyjmuje bardzo dobroczynną postawę względem swoich
wszystkich towarzyszy chrześcijan oraz względem każdego odcienia doktrynalnych wierzeń
mieszczących się w ramach ewangelicznego chrześcijaństwa.
Nie można go zakwalifikować jako nauczyciela boskiego uzdrowienia, ale ma on silne
przekonanie co do przywilejów wierzącego w Chrystusie, jeśli chodzi o jego ciało fizyczne. Wierzy
on, że Bóg czasami daje modlącemu się człowiekowi zapewnienie co do uzdrowienia innej osoby.
„Jest taki zmysł, w którym prawdziwy chrześcijanin może otrzymać uzdrowienie dla innej osoby,”
– mówi – „Bóg używa go jako kanału, przez który może On wylać się na tą osobę, będącą w
potrzebie.” W teologii Toma, kiedy modli się o chorego, odpowiedzialność za niepowodzenie nigdy
nie leży po stronie chorego. To modlący się są odpowiedzialni za używanie wiary dla dobra tego,
który jest w potrzebie. Jest to zupełne obalenie obecnej praktyki traktowania z pogardą chorego,
gdy tylko nie może on wstać po tym, jak się o niego pomodlono.
W modlitwie musimy zawsze otrzymywać mądrość Ducha, abyśmy mogli się modlić zgodnie z
wolą Bożą i nie cierpieć w wyniku zniechęcenia powodowanego tym, że nie udało się nam
zobaczyć realizacji naszych pragnień. „Kiedy poznaję zamysł Boga” – obstaje Tom – „Zawsze
otrzymuję odpowiedź. Kiedy mądrość Boża zalewa całe moje rozumowanie, mogę wziąć chorego
za rękę i powiedzieć mu, aby wstał.”
Ale nawet tutaj, nie pozwoli on sobie popaść w niewolę. On nie szuka potwierdzenia dla
doktrynalnego nastawienia, ale odkrycia woli Bożej i bycia jej posłusznym. Opowiada o tym, jak to
kiedyś się modlił o powrót do zdrowia pewnej chrześcijanki, która, jak to odczuwał, była bardzo
potrzebna tu na ziemi. Kiedy klęcząc wstawiał się za nią, odczuł blokadę nad swoim duchem.
Wtedy, jak sądzi, usłyszał Pana, mówiącego w jego sercu: "Nie módl się za nią Tomie." - mówił ten
głos - "Przygotowałem dla niej wielkie powitanie tu na górze. Chcę, aby ona była ze Mną". Tom
natychmiast ustał w modlitwie i zaczął świętować to błogosławione powitanie odchodzącej siostry,
które miało wkrótce mieć miejsce w niebie. Wkrótce po tym ona odeszła, by być z Chrystusem.
Lista modlitewna brata Toma jest bardzo długa i zawiera min. imiona wielu osób, za którymi
wstawia się on regularnie. Pewnego razu, kiedy przed Panem przeglądał swoją listę doszedł do
imienia drogiego przyjaciela, który niedawno zmarł. "Będąc protestantem" - mówi Tom - "wziąłem
mój ołówek i zacząłem wykreślać jego imię, gdyż nie wierzę w modlenie się za zmarłych. Ale Pan
przemówił do mnie i powiedział: 'Nie, Tomie. Nie wykreślaj go. Po prostu napisz przy jego imieniu
słowa W domu! Wcale go nie utraciłeś.'" Tom z radością posłuchał Pana. Chociaż nie wstawiał się
już ponownie za swoim przyjacielem, nigdy już nie odczuwał, że tamten umarł. Wzajemna relacja
pomiędzy tymi dwoma chrześcijanami nie zmieniła się z powodu zwykłej śmierci. Ten świat, jak i
tamten u góry nigdy nie są od siebie daleko oddzielone, a czasami faktycznie dotykają się i
mieszają ze sobą. To było pocieszające wierzenie najdroższych świętych na przestrzeni wieków, a
doświadczenia Toma zdają się jedynie potwierdzać tą prawdę.
Wszystko to, co zaczyna się przedrostkiem samo jest niezwykle znienawidzone przez Toma
Haire. Samo-sprawiedliwość, ufność w samego siebie i każdy inny samo-grzech musi zostać w nas
uśmiercony, jeśli mamy wzrastać w miłości Bożej. Powraca on do 6 rozdziału Listu do Rzymian dla
wsparcia swojej teologii i nalega, aby ta doktryna stała się realna w życiu. Dla Toma uświęcone
życie, to takie, które naprawdę jest martwe dla grzechu a żywe dla Boga przez Jezusa Chrystusa.
"Człowiek jest martwy" - mówi Tom - "kiedy nie opiera się woli Bożej w czymkolwiek. Martwy
człowiek nie stawia przecież oporu. Musisz przyjść do Boga jako baranek, aby być posłusznym, iść
za Nim i umrzeć." Brat Tom widzi bliski związek pomiędzy śmiercią i dawaniem. "Musimy
przychodzić do Boga z otwartymi rękami. Człowiek nie może zostać ukrzyżowany, jeśli trzyma swe
pięści zaciśnięte. Otwórz swoje ręce w hojnym dawaniu i niczego nie zatrzymuj dla siebie. Nawet
oddawanie dziesięciny może wyrządzać szkodę, jeśli podświadomie odczuwamy, że ta dziesiąta
część, którą daliśmy jest wszystkim, co należy do Boga. Wszystko należy do Niego. My niczego nie
posiadamy. Dziesięcina jest jedynie kwotą, jaką odkładamy na rzecz pracy religijnej. Pozostałe
dziewięć dziesiątych również należą do Niego, ale On łaskawie pozwala nam używać ich, kiedy
mamy taką potrzebę."
Kiedy Tom był młodym człowiekiem, Bóg napełnił go Duchem Świętym i nigdy tego nie
zapomniał. Ale on nie poprzestał na tym doświadczeniu, które wydarzyło się tak dawno temu.
Wierzy, że powinniśmy kontynuować napełnianie się na nowo i na nowo, w miarę jak pojawia się
potrzeba. „Jeśli zostałem napełniony w 1953 r.” – wyjaśnia – „to w 1954 r. odkryte zostaną nowe
dziedziny w moim życiu, co do których byłem nieświadomy. Te także muszą zostać napełnione oraz
przypisane Bogu przez suwerennego Ducha Świętego.”
Dyskutując z nim na temat doktryny oraz doświadczania Ducha Świętego, skorzystałem z okazji,
aby dowiedzieć się od niego, co myśli na temat mniemania, że każdy kto jest napełniony Duchem
będzie mówił językami. Wiedziałem, że jego poglądy będą miały wielką wartość, ponieważ
wynikają one z pięćdziesięciu lat życia w świętości oraz zwycięskiego życia modlitewnego. Nie
będzie tutaj jedynie teorii ani opinii wynikającej z uprzedzenia, ale mądre i duchowe słowo
wypowiedziane na podstawie długiej zażyłości z Duchem Świętym.
Na moje otwarte pytanie: „Bracie Tomie, czy kiedykolwiek mówiłeś językami?”, udzielił
odpowiedzi w łagodny sposób i z uśmiechem: „Nie. Nigdy nie mówiłem językami, ale nikomu nie
„zabraniam” czynienia tego. Myślę jednakże, że byłem pomocny w doprowadzeniu wielu osób z
języków do miłości. Widzisz, ja nie potrzebuję języków. Potrafię wyrażać się jasno dla innych, przy
użyciu języka, który mam teraz, a Bóg wie, co powiem, zanim wypowiem jedno słowo. Tak więc
jaki miałbym pożytek z języków?” Być może ktoś wypowiedział mądrzejsze słowa w kwestii tego
kontrowersyjnego tematu, ale jeśli tak było, ja tego nie słyszałem.
Nienawiść do grzechu, ale nie do grzesznika
Tom Haire względem grzeszników i pokonanych chrześcijan odczuwa jedynie współczucie i
głęboki smutek. Jednak wobec samego grzechu jego postawa jest nieprzejednana. Dla niego grzech
jest przyczyną wszelkiej ludzkiej niedoli, zasłoną, która odcina nas od błogosławionej obecności
Boga. Każdy, kto chce iść za Chrystusem nigdy nie może tolerować go w żadnej formie.
Jego zapatrywanie na grzech w naturalny sposób pociąga za sobą fakt, iż Tom uważa pokutę za
nieodzowną do zbawienia. Kiedy nawołuje swoich słuchaczy do porzucenia nieprawości i
zwrócenia się do Boga jego język, który zwykle jest łagodny, staje się ostry i despotyczny. Uważa,
że z grzechem nigdy nie można iść na kompromis. Toteż poszukujące serce musi dokonać wyboru
dotyczącego wieczności: albo służyć grzechowi i znosić wieczny gniew Boga, albo porzucić grzech
i wejść w boską społeczność przez Boże miłosierdzie Chrystusa.
Gdyby zapytać Toma, co uważa za największą przeszkodę dla modlitwy, natychmiast
odpowiedziałby: "niewyznany grzech". Przychodząc do Boga, pierwszą rzeczą, z jaką trzeba się
rozprawić to grzech w życiu. Z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że sam nie jest w stanie dokonać
przebłagania za swoje grzechy przez żaden rodzaj pokuty ani ukarania samego siebie. Przebaczenie
jest darmowym darem Bożym, którego podstawą jest dzieło Jezusa na krzyżu i nigdy nie może być
otrzymane na innych zasadach niż wiara. Kiedy grzech zostaje porzucony i wyznany, tym samym
jest on przebaczony i nigdy nie będzie już wspomniany przeciwko nam. Nic dobrego nie może
wyniknąć z rozmyślania nad nim. Odszedł on na dobre.
Wyuczeni teologowie mają zabawną nazwę dla doktryny grzechu. Nazywają ją "hamartiologią".
Prawdopodobnie Tom nie rozpoznałby tego słowa, gdyby się na nie natknął, ale jego własna
hamartiologia jest całkowicie właściwa. Lubi powtarzać, że dla Boga przebaczanie i zapominanie to
jedno i to samo. Kiedy Bóg przebacza, to zapomina. Następnie Tom podsumowuje swoją radosną
osobistą teologię pojedynczym zdaniem: "Jeśli Bóg zapomina" - zapytuje zadowolony - "to
dlaczegóż ja miałbym pamiętać?".
Tom dwukrotnie odwiedził USA w ciągu kilku ostatnich lat. Kiedy zbliżał się do amerykańskich
wybrzeży po raz pierwszy, schował się na pokładzie statku i szczerze szukał oblicza Bożego, aby
dowiedzieć się, co powinien powiedzieć "Amurykanom" [dialekt irlandzki - przyp. tłum.]. To, co
Bóg mu powiedział, czy to, co jak się mu wydawało usłyszał od Boga było tak głębokie i mądre, że
powinno być gruntownie przestudiowane przez wielu z nas [Amerykanów - przyp. tłum.]. Nie ma
to żadnego znaczenia, czy był to głos samego Boga, czy też jedynie krystalizacja mądrości, jaka do
niego przyszła wraz z długimi latami modlitwy. Jest to zbyt mądre i wspaniałe, by to zignorować.
"Kiedy dotrzesz do Ameryki" - powiedział ten Głos w jego wnętrzu - "nie daj się wmieszać w
doktrynalne błahostki. Nie zwracaj żadnej uwagi na ich głowy. Po prostu zaglądaj do ich serc.
Odkryjesz, że różnice między nimi pochodzą z głowy, natomiast podobieństwa między nimi z serca.
Tak więc przemawiaj do ich serc. Nie zaznajamiaj się z religijną sytuacją w Ameryce. Nie próbuj
dopasować się do różnych rzeczy, ani przypodobać się ludziom. Po prostu rozmawiaj z nimi prosto
ze swego serca. Mów im o rzeczach, o których Ja ci powiedziałem, a wszystko będzie dobrze." Na
szczęście Tom miał na tyle odwagi i rozsądku, by być posłusznym tym mądrym przestrogom.
Tom Haire, podobnie jak wielu innych niewykształconych ludzi przyjmuje postawę pokornego
respektu względem wszelkiego uczenia się i z wielkim szacunkiem spogląda na każdego człowieka,
którego uważa za wykształconego. Ale jego ufność w jego własny rodzaj uczenia się, sprawia, że ze
śmiałością wypowiada się, nawet w obecności wielkich. "Moje poznanie", mówi, "jest całe na
płaszczyźnie doświadczeń. Nigdy nie miałem najmniejszego zainteresowania w teologii, jako
zaledwie teorii. Istnieje namaszczenie, które poucza nas o wszystkim, tak że nie potrzebujemy, aby
ktoś nas uczył". Przyjmuje on tę postawę w pełni pokory, bez jakiejkolwiek arogancji. Kiedyś
rozmawiałem z nim na temat poglądów utrzymywanych przez pewnych niewierzących
intelektualistów, które zdawały się być sprzeczne z jego poglądami. Nie wysunął żadnych
argumentów dla poparcia swojego stanowiska. Skłonił swoją głowę i powiedział cichym głosem:
"Ale oni nigdy nie byli tam, gdzie ja".
Nie czułem się swobodnie, by bezpośrednio zapytać Toma, jakie książki przeczytał. Wiem tylko,
że nigdy nie widziałem go z żadną książką, za wyjątkiem Biblii. Całkiem bezpiecznie jest założyć,
że nie czytał żadnego z nabożnych pisarzy na przestrzeni wieków, jednak jego duchowy punkt
widzenia jest taki, jak ewangelicznego mistyka. Jest w nim uniwersalność, która mogłaby sprawić,
że byłby doskonale zaznajomiony z wielkimi świętymi z przeszłości. Mógłby głosić do ptaków
razem z Franciszkiem z Asyżu (mimo, że jego praktycznie nastawiony irlandzki umysł pewnie
dopytywałby się: "Z pewnością, ale jaki jest cel tego wszystkiego?"). Mógłby śpiewać po całej
Anglii razem z Richardem Rollem, bądź siedzieć w ciszy z Georgem Foxem, czy też głosić na
cmentarzu z Johnem Wesleyem. A kiedy płomienna logiczność Charlesa Finney'a spustoszyłaby
jakąś wspólnotę, Tom mógłby wejść pomiędzy przerażonych poszukiwaczy ze swoją Biblią i swymi
mądrymi słowami pouczenia poprowadzić ich prosto do Boga.
Duchowy punkt widzenia tego Irlandczyka żyjącego w dwudziestym wieku jest tak bliski
duchowym punktom widzenia Niemców żyjących w czternastym wieku: Eckharta i Taulera oraz
Fenelona - Francuza żyjącego w siedemnastym wieku, że stwarza to podejrzenie, iż zapożyczył on z
ich dzieł wiele ze swoich koncepcji. Ale z pewnością tak nie jest. We wszystkich naszych
dziesiątkach rozmów i długich wspólnych modlitwach nigdy nawet nie wspomniał ich nazwisk, ani
też nigdy nie cytował z ich dzieł nawet jednego zdania. Dla niego, oni po prostu nie istnieją.
Jedynym wyjaśnieniem dla tego niezwykłego podobieństwa pomiędzy tymi chrześcijanami, tak
bardzo oddzielonymi przez czas, jest to, że ten sam Duch Święty nauczał ich wszystkich, a tam
gdzie znajduje On słuchające uszy, zawsze naucza tych samych rzeczy. Istnieje jedność duchowych
wierzeń pomiędzy mężami pełnymi Ducha, która wykracza poza wieki, denominacyjne zatoki oraz
doktrynalne ogrodzenia. Udoskonala ona społeczność pomiędzy świętymi pomimo wszelkich starań
diabła lub człowieka, aby utrzymać ich z dala od siebie.
Pozostałe rozdziały broszury: Irlandczyk, mający serce dla Boga; Serce pełne pokoju; Mąż
prawości; Modlitwa ze zrozumieniem; Modlitwa w czasie próby; Tajemnica skutecznego modlenia
się.
Copyright © 1998 Christian Publications, 3825 Hartzdale Drive, Camp Hill, PA 17011, USA.
Download