Islam w XXI wieku Muzułmanie w liczbach: Liczbę muzułmanów na świecie szacuje się na prawie 2 mld. Nie ma dokładnych danych, gdyż w wielu z państw muzułmańskich nie przeprowadza się spisów ludności. Wyznawcy islamu stanowią zatem według tych szacunków 23% ludzkości, a przybywa ich ok. 3 proc. rocznie. Coraz niższy przyrost naturalny w ciągu najbliższych dwóch dekad spowolni wzrost światowej populacji muzułmanów - brzmią wnioski z raportu Pew Forum on Religion and Public Life. Do 2030 wyznawców islamu będzie na świecie 2,2 mld, co będzie stanowić 26,4 procent ludzkiej populacji. Liczbę wszystkich Arabów na świecie szacuje się z kolei 225 mln osób, z czego muzułmanie stanowią z kolei ok. 96 proc., co daje 216 mln arabskich wyznawców islamu. Stanowią oni 20–24 proc. wszystkich muzułmanów na świecie. Następną pod względem liczebności grupą etniczną muzułmanów są Indonezyjczycy, których jest ok. 207 mln, co stanowi 20–23 proc. Muzułmanie w Europie W Europie mieszka ok. 40 mln muzułmanów, z czego 25 mln to autochtoni (np. Albańczycy). - W Europie liczba muzułmanów w stosunku do całej ludności Starego Kontynentu wzrośnie z 6 proc. w 2010 roku do 8 procent w 2030. Nie będzie więc gwałtownego zalewu, przed którym ostrzega skrajna prawica. We Francji populacja wyznawców islamu zwiększy się z 4,7 mln (7,5 proc.) do 6,9 mln (10,3 proc.). W Wielkiej Brytanii z 2,9 mln (4,6 proc.) do 5,6 mln (8,2 proc.). W Niemczech z 4,1 mln (5 proc.) do 5,5 mln (7,1 proc.). - Pierwszy etap napływu muzułmanów przypada na II wojnę światową i okres po jej zakończeniu, gdy walczyli w armiach europejskich. Przyjeżdżali jako ranni – we Francji były dla nich specjalne szpitale. W Niemczech znaleźli się byli jeńcy wojenni z Armii Czerwonej, którzy zostali i roztopili się wśród miejscowych, bo była ich garstka. - Kolejna fala przybyła w latach 60., gdy zaczął się boom gospodarczy w Europie Zachodniej. Potrzebni byli robotnicy, próbowano ściągnąć Hiszpanów i Greków, ale m.in. w Niemczech powstało bardzo wpływowe lobby pracodawców, którzy twierdzili, że bardziej opłaca się sprowadzać Turków, bo mieli skromne żądania finansowe. To lobby wpłynęło na rząd, gdyż to on był pośrednikiem, sprowadzającym pracowników z Turcji. - Pod wpływem lobbystów rząd niemiecki zawierał umowy międzypaństwowe z Turcją, Egiptem, Tunezją, Jugosławią i była w nich określona nawet dokładna liczba osób, które mogą przyjechać. Tureccy urzędnicy państwowi jechali do biednych wiosek w Anatolii i werbowali chętnych, a rząd turecki nawet planował, ilu takich robotników „wyeksportuje” w ciągu najbliższej pięciolatki. Do Niemiec trafiali ludzie ubodzy, niewykształceni, którzy po raz pierwszy widzieli duże miasto i nie znając języka, kursowali między fabryką a ubogim, przyfabrycznym osiedlem, na którym mieszkali. - W Wielkiej Brytanii i Francji rządy sprowadzały odpowiednią liczbę osób z kolonii. We wszystkich tych krajach emigranci wykonywali pracę, której Europejczycy nie chcieli – w hutach, fabrykach tekstylnych czy samochodowych. Ta fala emigrantów składała się z ludzi bez wykształcenia, którzy nie animowali życia społecznego, pracowali na trzy zmiany i czasem spali też na zmiany w jednym posłaniu, tak jak Polacy 30 lat później. - Na początku lat 70. okazało się, że ci zaproszeni na określony czas gastarbeiterzy nie chcą wracać, zauroczeni poziomem życia w Europie, wróciła jedynie niewielka ich część z niedużymi kapitałami i urządzali się w ojczyźnie. W tych latach zaczyna się łączenie rodzin, na co zgadzały się państwa przyjmujące. Sprowadzenie żon i dzieci zapoczątkowało życie społeczne, organizowanie sal modlitwy i budowę meczetów. I właśnie kolejnym pokoleniom emigrantów, urodzonym już w Europie, zawdzięczamy renesans religijny, jaki dziś obserwujemy. Integracja muzułmanów: - Pierwsi imigranci, którzy przybyli do Europy, zachłysnęli się kulturą europejską, którą odbierali jako dominującą i wiodącą. - W Niemczech obowiązuje ius sanguinis – prawo krwi (imigrantom do lat 90. bardzo trudno było uzyskać obywatelstwo), nie akceptuje się też podwójnego obywatelstwa. Dzieci, nawet wnuki tutejszych Turków, zachowują więc obywatelstwo tureckie, a państwo organizuje dla nich specjalne szkoły z językiem ojczystym, ale, niestety, z niższym poziomem przedmiotów ogólnych. Zamykano te dzieci w takich szkołach wbrew ich woli i woli ich rodziców, blokując im szanse na awans. - W Wielkiej Brytanii dzieci emigrantów chodzą do szkół publicznych od czwartego roku życia, mają specjalnych asystentów, uczących ich języka, aby szanse się wyrównywały. - Zmiany jakościowe muzułmańskich mniejszości obserwujemy w pokoleniu dzieci, które urodziły się już w krajach przyjęcia. Choć mówią np. po angielsku jak Anglicy i są dobrze wykształcone, określane są w spisie ludności jako „colored”. Pakistanka, która uwielbia powieści Jane Austen i identyfikuje się z angielską kulturą, przez Brytyjczyków odbierana jest z chłodnym dystansem, bo jest „colored”. Ale w Pakistanie też odbierana jest jako obca, gdyż rusza się inaczej i inaczej mówi. Nie należy do żadnej zbiorowości i jest to duży problem tożsamościowy takiej młodzieży. Skoro ktoś nie jest ani Pakistańczykiem, ani Anglikiem, zaczyna poszukiwanie tożsamości ...i odkrywa islam. W zależności na jaką trafi grupę czy duchownego – stanie się albo radykalnym islamistą, albo zeuropeizowanym muzułmaninem, który nie widzi rozbieżności między byciem obywatelem świeckiego państwa i wiernym jednocześnie. (muzułmanie podkreślają, że większość wartości w prawie europejskim zbieżnych jest z islamem, a nakazów religijnych przestrzegają na własną rękę). - Po zamachach w Madrycie w 2004 r. i Londynie w 2005 r. nasiliły się głosy, że koegzystencja z muzułmanami jest niemożliwa, a inkulturacja się nie powiodła. Prawda jest jednak taka, że fundamentaliści muzułmańscy organizują wiele zamachów na świecie, ale giną w nich przede wszystkim muzułmanie. W marcu 2012 r. w Brukseli został podpalony szyicki meczet, zginął imam, a sprawcą był muzułmanin – wahhabita. Zorganizował zamach na „heretyków”, swych największych wrogów. Islam jest niezwykle różnorodny. Wyznawany jest przez Turków, Kurdów, są sunnici, szyici i alawici. Ponadto nie ma urzędu nauczycielskiego, określonego centrum, nie ma jednej interpretacji, która obowiązuje wszystkich. Są podziały etniczne i teologiczne. Mają za sobą zaplecze konfliktów i nienawiści na tle etnicznym. Muzułmanie w Polsce: - Od stuleci w Polsce mieszkają Tatarzy, szacuje się, że jest ich ok. 5 tysięcy. Tyle osób jest zapisanych w statystykach Muzułmańskiego Związku Religijnego. - Jest też grupa nowych emigrantów, którzy różnią się od przeciętnych gastarbeiterów z Europy Zachodniej. Są to przybysze, którzy studiowali w Polsce i tu się osiedlili. To swoiste dziedzictwo PRL, gdy rząd fundował stypendia dla młodych ludzi z „zaprzyjaźnionych krajów”. Mają cenzus osoby wykształconej, znają język, ożenieni są z Polkami, ich dzieci są Polakami. Mają obywatelstwo i normalnie funkcjonują w społeczeństwie. - Kolejna grupa to uchodźcy, którym w czasach komunizmu władze udzielały azylu – byli to komuniści irańscy i inni. Przyjeżdżali i wcale nie byli tu szczęśliwi, bo okazywało się, że wyidealizowany komunistyczny „raj” rozczarowuje. Część została, ale większość wyjechała na Zachód. - Turcy mieszkający w Polsce to też głównie biznesmeni, którzy robią u nas interesy. Nawet jeśli nie mają wyższego wykształcenia, przybywają tu z pieniędzmi, tworzą miejsca pracy i wykorzystują fantastyczną koniunkturę gospodarczą, która jest w ich kraju. Blue City, hotel Golden Tulip w Warszawie należą do tureckich właścicieli. Mieszkający tu Turcy są na tyle liczną grupą, że założyli turecką gminę muzułmańską w ramach Muzułmańskiego Związku Religijnego, który istnieje od 1925 r. Jest to prężna społeczność; zorganizowali własną salę modlitw – wyposażyli ją za własne pieniądze, sprowadzają imama z Turcji. - Kolejna społeczność to uchodźcy z Czeczenii. Nikt nie wie, ilu ich jest, nawet MSW. Przyjeżdżają z paszportami rosyjskimi, nie można więc ich zidentyfikować, ale Polskę traktują jako przystanek w drodze do Europy Zachodniej. Nie chcą tu zostać, bo jest bezrobocie i kiepskie zasiłki, nie mogliby więc wspomagać materialnie rodzin. Właśnie względy ekonomiczne decydują o tym, że nie będzie przybywać emigrantów z krajów muzułmańskich. Polska w ogóle jest mało znanym krajem, ponadto nie osiedliło się tu wielu muzułmanów, a na kraj osiedlenia emigranci zazwyczaj wybierają te państwa, w których mają krewnych. Tak więc nawet jeśli ktoś tu trafia, stara się wyjechać. Muzułmańskie kraje w Europie: Obywatele europejskich krajów w których islam jest religią dominującą, obawiają się ekstremistycznych grup religijnych - wynika z opublikowanego przez "The Pew Forum" raportu "The World’s Muslims: Religion, Politics and Society 2012". A wpływy takich grup w regionie rosną. - Większość obywateli muzułmańskich europejskich krajów zdecydowanie sprzeciwia się islamistom. Ruchy takie jednak ciągle powstają i mogą stanowić w przyszłości zagrożenie. Jak wynika z raportu, 45 procent obywateli Kosowa, 30 procent Bośniaków i 21 procent Albańczyków obawia się rozszerzania wpływów radykalnych grup religijnych. - Regionem Europy, w którym islam dominuje i nie jest religią wyznawaną w większości przez imigrantów bądź ich potomków są Bałkany. Islam wyznaje większość mieszkańców Federacji Bośni i Hercegowiny, Kosowa, Albanii i europejskiej części Turcji, a także podzielonego między Serbię i Czarnogórę Sandżaku oraz albańskojęzycznej, leżącej w Serbii, Doliny Preszewa. Radykalne muzułmańskie postawy w regionie wzbudziły m.in. wydarzenia Arabskiej Wiosny, podczas której do władzy po obalonych dyktaturach zaczęli aspirować islamiści. - Jak wynika z przeprowadzonych badań, zdecydowana większość obywateli tych regionów sprzeciwia się głoszonym przez ekstremistów planom wprowadzenia rządów prawa religijnego - szariatu. Obywatele obawiają się jednak, czy władze ich krajów będą w stanie w odpowiednim stopniu przeciwstawić się wpływom radykalnego islamu. - Jak donosi "SE Times", władze Bośni i Hercegowiny namierzyły w swoim kraju aż 3000 potencjalnych muzułmańskich zamachowców. W Kosowie w ostatnim czasie powstało sporo nowych islamistycznych ruchów, takich jak np. Bashkohu, Forumi czy Paqja Studentore. Abit Hoxa, pracownik Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem w Prisztinie, powiedział "SE Times", że grupy te, póki co, nie stanowią zagrożenia dla państwa. Ale - zaznacza Hoxa mogą stanowić takie zagrożenie, jeśli staną się bardziej aktywne politycznie. - Obserwatorzy zauważają, że utrzymywanie się napięć etnicznych i narodowych w regionie oraz wzrost pozycji politycznych ekstremizmów w rodzaju greckiego Złotego Świtu, ma duży wpływ na radykalizowanie się części muzułmanów. Aż 15 procent obywateli Turcji, 11 procent - Kosowa i 6 - Albanii uważa, że ataki bombowe na cele cywilne są uzasadnione, jeśli służą obronie islamu. - Według wyników badań "PEW Forum", konflikty między grupami religijnymi w kategoriach problemu rozpatruje 59 procent mieszkańców Albanii, 89 procent mieszkańców Bośni , 61 procent obywateli Kosowa i 81 procent Turcji. - 52 procent Albańczyków uważa, że religia powinna być całkowicie oddzielona od polityki, a bardzo niewielki jej wpływ dopuszcza 28 procent obywateli. Poglądy te podziela odpowiednio - 56 i 25 - procent Bośniaków, 40 i 24 procent mieszkańców Kosowa i 39 i 32 procent Turków. ISIS: Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie (ISIS, ISIL, Daesh, Państwo Islamskie) powstało w 2003 roku jako odnoga Al Kaidy w Iraku. Aktywnie uczestniczyło w wojnie partyzanckiej przeciwko siłom amerykańskim, a zamachy przeprowadzane przez bojowników tej organizacji nakręciły spiralę wojny domowej w latach 2006-2007. Wkrótce potem zostało rozbite - jego poprzedni lider zginął w 2010 roku. Reanimacja nadeszła wraz z wojną w Syrii. Dowództwo nad organizacją przejął Abu Bakr alBaghdadi, a z kolejnymi miesiącami bojownicy zyskiwali na znaczeniu. W 2013 roku Baghdadi ogłosił, że przejmuje Jabhat al-Nusrę, inną grupę, która deklaruje wierność AlKaidzie. Jej lider się na to nie zgodził, co doprowadziło do rozłamu. Decydujący był głos szefa całej Al-Kaidy, który wyklął ISIS - stwierdził, że nie jest częścią jego organizacji. Tak zaczęła się samodzielna droga Baghdadiego i jego dżihadystów. Mordując, krzyżując i ścinając głowy podbijali kolejne obszary Syrii, po czym na przełomie 2013 i 2014 wkroczyli do Iraku. Wykorzystali słabość irackiego rządu i zajęli obszary na północy i zachodzie - m.in. miasta Falludża, Ramadi, Tikrit i Mosul. Kontrolują mniej więcej jedną trzecią Iraku i Syrii (obszar równy powierzchni Wielkiej Brytanii). Ustanowili kalifat ze stolicą w syryjskim mieście Rakka. Są dobrze uzbrojeni (mają amerykański sprzęt i broń pozostawioną przez iracką armię), a kiedy zdobywają kolejne miasta, wprowadzają radykalną wersję szariatu. Policja religijna pilnuje m.in. by kobiety zakrywały włosy i twarz, by sklepy były zamknięte w czasie modlitw. Odstępstwa od zasad są bardzo surowo karane, m.in. przez publiczne egzekucje i amputacje. Ich strategia podboju polega na tym, by szybko uzależnić od siebie mieszkańców danej miejscowości. Dlatego ISIS natychmiast przejmuje sklepy, piekarnie, stacje paliw, apteki, a potem centralizuje dystrybucję niezbędnych dóbr. Wielką siłą ISIS jest majątek. To finansowe zdobycze sprawiły, że dżihadyści w styczniu 2014 roku mogli wyruszyć na podbój Iraku. Walcząc w Syrii z reżimem Baszara al-Assada zajęli 60 proc. pól naftowych we wschodnich prowincjach tego kraju i zaczęli sprzedawać ropę na czarnym rynku, co stało się ich głównym źródłem dochodów. Wcześniej budżet organizacji opierał się na dotacjach od prywatnych sponsorów z państw Zatoki Perskiej, m.in. Arabii Saudyjskiej, Kataru, Kuwejtu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Miliony dolarów przewożono w workach do Turcji, a stamtąd trafiały w głąb Syrii. W samym Iraku ISIS ma siedem pól naftowych i dwie rafinerie. Ropę sprzedaje za mniej niż połowę ceny, jaka obowiązuje na rynku globalnym (25-60 dolarów za baryłkę). Trafia ona m.in. do Kurdystanu, Turcji, Iranu, Jordanii, a nawet Syrii (dżihadyści kupują za nią broń od reżimu Assada). Każdego dnia ISIS zarabia 2-3 mln dolarów. Są też inne źródła wpływów. Terroryści obłowili się zdobywając Mosul – tylko z banku ukradli 420 mln dolarów. Poza tym sprzedają zrabowane antyki, wyłudzają pieniądze od mieszkańców podbitych regionów i zbierają podatki. Cały majątek ISIS szacuje się na 2 mld dolarów. ISIS wypłaca swoim żołnierzom wynagrodzenia (najniższa pensja to równowartość ok. 300 dolarów), w zajętych miastach i wioskach utrzymuje usługi publiczne, subsydiuje m.in. chleb i paliwo. Lwia część budżetu idzie na działania wojenne. 20-30 tysięcy – tylu bojowników ma w swoich szeregach ISIS (dane CIA). Około 15 tys. z nich to obcokrajowcy, reprezentanci w sumie 80 krajów. Ok. 2 tys. bojowników to obywatele państw Zachodu. Liczba żołnierzy znacznie wzrosła w ciągu ostatnich kilku miesięcy – do rekrutacyjnego sukcesu przyczyniła się inwazja na Irak i deklaracja o utworzeniu kalifatu. Stany Zjednoczone na ekspansję ISIS zareagowały dopiero w czerwcu 2014 roku, kiedy upadł Mosul. Prezydent Barack Obama wysłał do Iraku 300 doradców wojskowych, dzięki którym iracka armia miała poradzić sobie z odparciem ofensywy dżihadystów. Okazało się to bezskuteczne. Terroryści zagarnęli kolejne obszary Iraku i zaczęli zagrażać miastu Erbil, czyli stolicy Kurdystanu, gdzie Amerykanie mają swój konsulat. Dopiero na początku sierpnia 2014 Obama autoryzował ataki lotnicze na pozycje ISIS. Od tego momentu Amerykanie przeprowadzili około 180 bombardowań, wymuszając odwrót dżihadystów. Ataki pozwoliły m.in. uchronić od ludobójstwa 40 tys. reprezentantów mniejszości Jazydów, którzy byli oblężeni przez ISIS na górze Sinjar na północy Iraku, oraz zapobiec przejęciu przez ISIS tamy Haditha na Eufracie (dzięki temu terroryści mogliby zalać Bagdad). Pod koniec 2014 roku Obama oficjalnie ogłosił powstanie koalicji międzynarodowej, która ma zniszczyć ISIS (pretekstem były egzekucje trzech zakładników terrorystów, w tym dziennikarzy). Główne role obok USA grają w niej Francja (już przeprowadziła pierwsze ataki lotnicze) i Wielka Brytania (zobowiązała się dozbroić Kurdów). Arabia Saudyjska pozwoli szkolić na swoim terenie „umiarkowanych” rebeliantów z Syrii, których Zachód chce wysłać do walki z ISIS – Obama już przeznaczył na to 500 milionów dolarów. Nie wykluczył też ataków z powietrza na terytorium Syrii. Role w koalicji anty-ISIS Niemcy - ograniczenie rekrutacji i propagandy ISIS na swoim terenie, wsparcie militarne dla Kurdów; Holandia - nowe prawo, które pozbawi obywatelstwa osoby walczące po stronie terrorystów; Turcja - zatrzymanie bojowników, którzy przekraczają granicę turecko-syryjską, powstrzymanie przepływu pieniędzy; Jordania - wsparcie wywiadowcze; Australia - do Iraku wysyła doradców wojskowych, a do baz w Emiratach osiem myśliwców i samolot wczesnego ostrzegania. Kluczowy jest udział sił kurdyjskich, czyli Peshmergi, które w koordynacji z Irakijczykami od czerwca próbują postawić tamę dżihadystom. W przeciwieństwie do Al Kaidy, która organizowała zamachy na cele związane z Zachodem, ISIS skupia się póki co na ekspansji terytorialnej. Ta jest jednak ograniczona. Raczej nie ma szans, by ISIS przy zaangażowaniu Zachodu zajmowało kolejne tereny w Iraku, nie mówiąc np. o inwazji na Turcję, bo ta jest niemożliwa. Za to trwanie kalifatu w Syrii jest właściwie pewne. Na północy i wschodzie kraju, gdzie nie ma sił rządowych, ISIS mogą zagrozić tylko inni rebelianci, którzy póki co są w rozsypce. Eksperci ostrzegają, że kalifat może stać się wylęgarnią terrorystów, którzy w końcu zaatakują na Zachodzie, ale ostatnio zwrócili uwagę na inną organizację, ponoć znacznie groźniejszą. Chodzi o Khorasan, grupę weteranów Al Kaidy, którzy przyjechali do Syrii tylko po to, by rekrutować potencjalnych zamachowców terrorystów. Ma z nią współpracować Ibrahim Al-Asiri, twórca bomb dla Al Kaidy, który pracuje nad niewykrywalnymi materiałami wybuchowymi. Ostrzeżenia: - Zamachy na World Trade Center a także w Madrycie, Londynie czy ostatni – w Paryżu, w niewielkim stopniu wpłynęły na zmianę polityki państw zachodnich, - dżihadyści europejscy zaczynają wracać z Syrii i Iraku i stanowią zagrożenie dla porządku publicznego w swoich krajach, - dopiero teraz niektóre kraje rozpoczęły prace nad zmianą prawa, które w Europie jest bardzo liberalne (np. dopuszcza finansowanie grup radykalnych etc.), - największymi ofiarami islamistów znowu będą sami muzułmanie, którzy coraz częściej postrzegani są przez pryzmat fanatyków i terrorystów.