Gelb - Władysław Szczypka - skian

advertisement
Gelb.doc
(98 KB) Pobierz
Na szczęście, nie znam przypadków donoszenia przez Polaków na Żydów; pewnie gdybym znał,
to doniósłbym komu trzeba. Ale z bliska stykałem się z eksterminacją Żydów. W Mszanie
Dolnej była np. taka straszliwa masowa egzekucja Żydów i, niestety, na ochotnika brali w tym
udział granatowi policjanci. To w ogóle nieprawdopodobna historia, co się działo z ludźmi w
czasie wojny. I ta Mszana Dolna to klasyczny przykład. Burmistrz był tam volksdeutschem,
straszna postać, w ogóle nie wiadomo, skąd się wziął. Dość, że pojawił się w Mszanie tuż przed
wojną, prowadził jakieś podejrzane interesy. Kiedy przyszli Niemcy, a on miał niemieckie
nazwisko, więc od razu został volksdeutschem i mianowano go burmistrzem. Wraz z szefem
gestapo z Nowego Sącza, któremu podlegała Mszana, terroryzował ludzi w nieprawdopodobny
sposób, chociaż równocześnie dbał o sprawy gospodarcze -- jakąś wytwórnię założył, o jakieś
przydziały się starał. Ot, taki dość sprawny administrator.
Otóż on również brał udział w eksterminacji Żydów, których nie wywieziono z Mszany. Rano
spędzono ich na plac i tam, bez sądu, do wieczora rozstrzelano ich wszystkich. Burmistrz, dobry
administrator, współorganizował to -- a było to trudne, bo Żydzi mieszkali pookolicznych
przysiółkach itrzeba było ich najpierw ściągnąć do Mszany. Burmistrz zatem ogłosił, że ma dla
nich jakieś przydziały żywnościowe. W ten sposób Żydzi zjawili się w Mszanie. I w ten sposób
burmistrz wziął aktywny udział w masakrze, choć sam, oczywiście, osobiście nie strzelał. Potem
długo jeszcze świetnie prosperował jako burmistrz, chociaż od czasu do czasu, ni stąd, ni zowąd,
potrafił kogoś ostrzec, że gestapo ma po niego przyjść. Tak było z moim przyjacielem, Kubą
Sobieskim. Kuba był synem znakomitego profesora historii z Krakowa, chętnie przyznającym
się do bycia dalekim pociotkiem króla. A że grał znakomicie na fortepianie (wszak pochodził z
dobrego domu, willa w Mszanie itd. ), więc w czasie wojny zaczepił się w kościele w Mszanie
jako organista. Ponieważ burmistrz bardzo lubił muzykę, więc gdy urządzał pijatyki z
gestapowcami, to ściągał Kubę, który musiał im grać na fortepianie. To był taki dworski element
u tego łobuza. I kiedyś na takiej popijawie dał mu dozrozumienia, żeby natychmiast uciekał.
Przyszedł do mnie do Krakowa, po dwóch dniach marszu na piechotę z Mszany. Dzięki temu się
uratował.
Dlaczego ten burmistrz, w końcu kanalia, to robił? Nie wiadomo. Zrobił jeszcze dziwniejszą
rzecz. Pewnego dnia, na wiosnę 1944 r. , zaprosił do siebie na wódkę trzech żandarmów z
posterunku w Mszanie i jeszcze jakiegoś Niemca. Przyszli, usiedli przy stole, wypili i wtedy on
wyjął pistolet. Zastrzelił wszystkich i zniknął. Do dziś nie wiadomo, co się z nim stało. To była
nieprawdopodobna sensacja, a Niemcy byli tym wstrząśnięci. Wszak to był ich człowiek.
Niezwykle plastycznie opisuje też Józef SZCZYPKA swoje dziecięce wspomnienia 8-letniego
wówczas chłopca - o gehennie mszańskich Żydów:
„Rok czterdziesty drugi. Wyprowadzali ich spod mostu w pewien dzień sierpniowy. „Spod
mostu” - takie topograficzne określenie utarło się w Mszanie po latach, ale nie jest ono ścisłe.
Tłum usadowiono w pobliżu mostu, wśród lichych olszyn nadrzecznych, na wilgotnym,
przesiąkniętym rybą i żabią ikrą kamienisku. Czarna parusetosobowa rzesza ściągnięta nie tylko
z Mszany i pobliskich wsi, lecz także gdzieś z Dobrej, Tymbarku, czy nawet Limanowej. Toboły
byle jak spakowane, wory, teki, zagłówki dzieci, mężczyźni. Wszystko przygotowane do jakiejś
tam podróży. Rano spośród mężczyzn uformowano młodą, atletyczną grupkę i poprowadzono
hen w pola; po co i dokąd - nikt jeszcze nie wiedział. Oczekiwanie. Szmer odczytywanych
psalmów. Żucie placków. Niecierpliwe gromadki dzieci. Drętwe, nieruchawe chwile. Ktoś dostał
w twarz od wartownika. Gdzieś krótko, sucho trachnął strzał. To było niemal normalne. Aż
dopiero...
Wybierano: - Ty! ! Du, Schwein! Du, verfluchter Dreck! Liczono. Sprawdzano.
Kły rozjuszonych wilczurów, wymachy kolb, krzyki dzikie, pisk dzieci, mdlejące kobiety, bici,
kopani, astmatycznie świszczący nozdrzami starcy. Grupy odmaszerowały kolejno. Szosą, drogą
obok dworu, a potem wśród niezżętych, cichych pól na wzgórza rozportarte nad miasteczkiem, w
trawiastą niszę między dwoma dębami, nad doły głębokie, świeże, o gliniastych dnach.
Wykopali je ci pierwsi.
Tutaj rozstrzeliwano.
Padali bluzgając krwią i trzepocąc dramatycznie rękoma, rósł zwał nagich trupów, bielał
okropny labirynt kończyn, mieszały się pokolenia - siwe brody i ciemne skręty dziecięcych
czupryn. Rzęchot niedobitych wciskał się w monotonną trzaskaninę automatów. Przed śmiercią
kazano im się rozbierać, więc kiedy stali nad krawędzią osypującej się ziemi - zbezczeszczeni i
bezradni - osłaniali dłońmi łona, kryli się w ciżbie, wysłuchiwali kloaki żołdackich żartów.
Kobiety, dzieci, mężczyźni. Los jednakowy. Strzelały diabły esesmańskie, mierząc dobrze.
Kopał po brzuchach szef nowosądeckiego Gestapo, Hamann, zwłaszcza gdy dojrzał, że ktoś
pada mu do nóg, naiwnie prosząc o darowanie życia. Grzmocił bykowcem Gelb, Burgermeister
in Mszana Dolna, bo nie mógł ścierpieć zakłóceń w zaplanowanym rytmie mordowania.
Wirował w blaskach sierpnia pogodny dzień, lały się z nieba strumienie żaru, chybotały zwiewne
obłoczki. Było ładnie, wręcz zwyczajnie i tylko pola nie chrupiały sierpami, choć to był czas
żniwa, czas chłopskiej harówy. Tylko te pola ziały spokojem, bo Mszana, okoliczne osiedla - nie
żyły wówczas zwykłym akordem dnia. Przykładano dłonie do czół i, stojąc w bezpiecznym
oddaleniu, próbowano dojrzeć przez mgliste pasma powietrza masakrę, jakiej nie oglądała nigdy
przedtem ta stara ziemia, odnotowana jeszcze na pergaminach Kazimierza Wielkiego i różnie
prosperująca na jarmarku dziejów. Byli tacy, którzy tego dnia wyklękiwali na kamiennej
posadzce Michałowego kościoła. Byli inni, co krzyżem żegnali owych człapiących na rzeź
Landauów, Weissbergerów, Langsamów i Kannengisserów, z którymi lata całe przeżyli w
sąsiedztwie i dobrej komitywie.
Prawie do zmroku warkotały automaty, aż wreszcie rozwalono całą rzeszę spod mostu,
zostawiając jedynie kilkunastu silnych mężczyzn, których potem zatrudniono przy brukowaniu
szos. Rozwalono... Mówmy brutalnie, szorstko, aby choć w części mizernej oddać grozę tamtego
umierania, tamtej jatki pod dębami ociapkanymi krwią, mózgiem, kawałami ludzkiego mięcha.
Wieczorem Gelb sprawił ochlaj rzeźnikom...
Za parę dni spędzono chłopów z rydlami, aby wapnem i darnią przykryli doły ledwo przysłonięte
ziemią i bulgoczące gęstą, czarną posoką.
Jeszcze przez kilka tygodni widywano ową pozostawioną grupkę: byli na wpół zwariowani,
wyschnięci na szczapę i niemrawi. Czasem któryś spotkawszy na drodze znajomego wbijał weń
wypukłe, osowiałe oczy, a czasem, próbując się rozmówić, dostawał po pysku od uważnego i
uzbrojonego opiekuna w mundurze.”
A oto jeszcze niezwykle wyrazisty opis zgliszcz „bożnicy żydowskiej” (synagogi) przy starym
rynku, spalonej przez Niemców:
„...Są zatem nadal ciemne, niezaskorupione gruzowiska po żydowskich chałupach - tych starych,
zburzonych z rozkazu trupiogłówkowych Aryjczyków. Jest usypisko z tynku, kamieni i
zbutwiałego drewna, jakie zostało po bożnicy; jest to ponure miejsce, które podobno w niewidne,
najeżone wichrami wieczory łka modlitewnym śpiewem, przeciągłym i skowytliwym, choć
przecież nikt z ludzi tam wtedy nie bywa...”.
Za pomoc w odczytaniu i przetłumaczeniu powyższych inskrypcji z macew na mszańskim
cmentarzu dziękuję P.Iwonie Zawidzkiej z bocheńskiego muzeum.
Za konsultację merytoryczną, mojej mamie.
Jakub Antosz-Rekucki
Społeczność żydowska w Mszanie Dolnej
„Szumi, szumi, pamięci wiatr
Tyle lat byli tu, więc czemu poszli nagle w świat…” *
Te słowa piosenki o Kazimierzu- żydowskiej ongiś dzielnicy Krakowa – można by odnieść do
większości polskich miast i miasteczek. Także i w Mszanie Dolnej w niejednym domu, uliczce,
sklepie, brzmiał język jidysz, język aszkenazyjskich Żydów. Dziś w mieście, w którym przed II
wojną światową stanowili około czwartą część mieszkańców, nie ma prawie żadnego śladu po
naszych starszych braciach w wierze (jak nazwał ich Jan Paweł II). Pozostały jedynie tragiczne
pamiątki: miejsca martyrologii. I na wpół zrujnowany, stary cmentarz przy ul. Zakopiańskiej.
Według „Kroniki Mszany Dolnej” p.Olgi Illukiewicz znajdującej się w Bibliotece Miejskiej,
Żydzi pojawili się w Polsce w XIII w. Nie wiadomo dokładnie, skąd do nas przybyli. Jedne
źródła wskazują na Pragę czeską, gdzie byli prześladowani, inne mówią o wędrówce z Niemiec.
Spotyka się jednak nagrobki żydowskie już z początków XIII w, jak ten we Wrocławiu, z 1203 r.
Polska przez długie wieki była przyjaznym i tolerancyjnym krajem, stąd też duży napływ
żydowskich mieszkańców. Najstarszy przywilej nadany Żydom na ziemiach polskich pochodzi z
1264 r.; nadał go książę Bolesław w Wielkopolsce. Po zjednoczeniu kraju przez Władysława
Łokietka, przywilej ten, jak i inne, zostały zatwierdzone przez Kazimierza Wielkiego. Władca
ów poszerzył je nawet, dbał bowiem o rozwój gospodarczy kraju i upatrywał w działalności
Żydów szansę na ożywienie handlu i życia gospodarczego.
W Mszanie jako jedni z pierwszych osiedlili się w XVIII w karczmarze, otrzymali bowiem
możliwość arendy od mszańskiego dworu. Karczmy te prowadziły rodziny Zellmanów, Sternów
i Weinbergów. Słynna była tzw. Karczma za Rabą, gdzie zatrzymywali się podróżni i przyjezdni.
Była austeria przy Rynku oraz – prowadzona przez rodzinę Faberów - w Olszynach., gdzie
ponoć dochodziło do częstych bójek między gronoszowianami a porębianami. Była też
żydowska karczma na Przymiarkach, a za mostem, na pograniczu Mszany i Kasinki, dużą
popularnością cieszyła się karczma Schmidta.
Poza tym mszańscy Żydzi trudnili się handlem: Wolf miał sklep bławatny, Burek zwany
„Zardzewiałym”, sklep żelazny. Lewek handlował drewnem, a Biegniek Leser nawozami
sztucznymi. Ginsbergowie i Zinsowie mieli w Rynku piekarnię i sklep spożywczy. W miejscu
dzisiejszego Banku Spółdzielczego stał duży, drewniany dom Abrahama Buchsbauma, który
miał sklep ze skórami i artykułami szewskimi, a jego córka sprowadzała begonie aż z Holandii i
eksponowała je w oknach. Na Rynku była też żydowska pasmanteria, sklep z jarzynami i
rybami. Obok miał swój zakład szklarz, jedyny zresztą w Mszanie. Mieszkał tam także rabin z
rodziną. Synagoga, czyli żydowski dom modlitwy, stała nieopodal, w miejscu dzisiejszej szkoły
nr 2. Niestety, została rozebrana w czasie okupacji. Sporo domów i sklepów żydowskich
mieściło się przy obecnej ulicy Piłsudskiego: Turner miał tam sklep spożywczy, Szamberger
mięsny, był tam też żydowski zakład fryzjerski. Przebudowane dziś na sklepy i restaurację
budynki przy Piłsudskiego, były niegdyś kamienicami Żyda Weisberga, który miał największy
sklep żelazny. Był on człowiekiem wykształconym i oczytanym, słynął ze świetnej gry w
szachy. Przy obecnej ulicy Kolbego przed wojną Żydzi mieli domy, piekarnie, a rodzina
Lilentalów prowadziła hotel i restaurację pod nr 17. Pod nr 8 mieszkał adwokat Streimer. Na
osiedlu „Za wodą”, przy mszańskiej rzeźni, w której pracowało wielu Żydów, dzieci
chrześcijańskie i żydowskie wychowywały i bawiły się razem. Mieszkająca „W Olszynach”
czyli przy obecnej ul.Orkana, rodzina Fauersteinów, dzierżawiła tartak hrabiów Krasińskich, a
wytwórnię cukierków tzw.”sztolwerków” prowadził Żyd Izaak Widawski. Na
„Aderówce”,(obecna ul.Ogrodowa) mieszkałą żydowska rodzina Aderów, właścicieli fabryki
mebli giętych. Jeden z Aderów prowadził w Mszanie kancelarię adwokacką. Ważne dla rozwoju
kultury w naszym mieście inicjatywy żydowskie, to utworzenie dobrze zaopatrzonej biblioteki, z
której korzystać mogli wszyscy mieszkańcy Mszany, oraz ogólnodostępnej łaźni przy
ul.Piłsudskiego. Biblioteka powstała w roku 1926, dysponując 535 woluminami i odnotowując w
roku powstania 624 wypożyczenia książek. (wg „Biblioteki i czytelnie żydowskie województwa
krakowskiego” w:J.Michalewicz, op.cit).
Po zbudowaniu w Mszanie szosy zwanej „Cesarską” oraz linii kolejowej, społeczność Mszany,
w tym i żydowska, powiększyły się liczebnie. Wg pracy „Żydowskie okręgi metrykalne i gminy
wyznaniowe w Galicji” Jerzego Michalewicza (Księgarnia Akademicka, Kraków 1995), w latach
1919-1931, ludność Mszany Dolnej wzrosła liczebnie o ok. 1000 osób, w czym ludność
żydowska stanowiła ok. 14%. Mszańska Gmina Żydowska pojawia się w spisach w 1891 r.,
jednak społeczność żydowska żyła na tych terenach znacznie wcześniej. Przed wojną w naszym
mieście spory odsetek ludności stanowili Żydzi: niektóre źródła mówią aż o 50%, co się wydaje
znacznie przesadzone. Najczęściej przyjmuje się, że stanowili ok. ¼ część mieszkańców naszego
miasta. Już same wymienione tu osoby i instytucje – a siłą rzeczy czynię to wybiórczo –
świadczą o tym, że atmosfera i koloryt naszego miasta przed wojną były w dużej mierze
żydowskie.
„Gdzie jest ten Mojsie i Hejsie, i Szmulik gdzie, co pod mszańskim drzewami bawili się…” –
można by, parafrazując nieco dalszy tekst piosenki o żydowskim Kazimierzu – zapytać. Bowiem
społeczność ta, po tragicznych wydarzeniach II wojny światowej, zniknęła zupełnie z pejzażu
miasta.
Opis zagłady Żydów w naszym mieście znaleźć można w pracy p.Władysłąwa Maciejczaka
„Mszana Dolna i okolice” oraz w przytoczonej już pracy p.Olgi Illukiewicz. Masowa tragedia
zaczęła się od zwabienia i wymordowania 22 –osobowej grupy byłych wojskowych,
posiadających ukrytą broń. Byli oni niebezpieczni dla hitlerowskich planów, mogli bowiem stać
się zarzewiem oporu i przeciwstawić się planowanej eksterminacji. Zamordowano ich 1.maja
1942 r. na terenie „Aderówki”. Dziś znajduje się tam pamiątkowa tablica. Drugi, straszny akt
rozegrał się 19. sierpnia 1942, na „Pańskim” w Gronoszowej, gdzie zagnano wszystkich Żydów
z Mszany i okolicy i wymordowano nad przygotowaną przez nich samych mogiłą. Napis w
miejscu pamięci głosi, że spoczywa tam 881 osób, w tym dzieci, kobiety, starcy.
A ja myślę dziś, że nie wystarczy raz w roku złożyć wiązankę na miejscu tragedii.
Żal, że nie ma miejsc utrwalających i przybliżających historię mszańskich Żydów, nie nazwano
ich imieniem żadnej ulicy…. Nie wystarczy pamiętać o męczeństwie. Trzeba poznawać i
przekazywać ich historię: żyli tu przecież tyle lat i wpisali się w historię miasta. A nie zostało po
nich praktycznie nic, poza miejscami egzekucji i starym cmentarzem, na którym blakną już
napisy na ocalałych macewach…
*cytat z piosenki „Drzewa Kazimierza” – J.Cygan. L.Kozłowski
Dziękuję Pani mgr Katarzynie Panek za cenne uwagi stylistyczne.
- W tym roku nareszcie uporządkowaliśmy miejsce pamięci w sposób gruntowny. W końcu
mogiła widoczna jest z ulicy i wygląda należycie - mówi Michał Baran, zastępca burmistrza
Mszany Dolnej. Dodaje, że koszt prac nie był wysoki, szczególnie że do akcji
bezinteresownie włączyło się dwóch mieszkańców. Jednym z nich był Paweł Armatys, który
posadził na mogile kwiaty.
- Uważam, że skoro w mieście
Reklamy BusinessClick
istnieje taki grób, naszym obowiązkiem jest dbanie o jego wygląd
- mówi Armatys.
Rozporządzenie gubernatora Franka z 25 października 1941 stwierdzało, że:
„Żydzi, którzy opuszczają wyznaczone dzielnice podlegają karze śmierci.
Taka sama kara grozi osobom, które świadomie udzielają schronienia takim Żydom" - to
znaczy Polakom.
To samo stwierdzenie powtarzało się wielokrotnie w różnych rozporządzeniach lokalnych
władz niemieckich, wydawanych przez lata okupacji. Kara śmierci groziła Żydom za
nielegalny zakup żywności, korzystanie z publicznych środków transportu, nienoszenie opaski.
Dlatego zabicie Żyda przez "Niemca z jakiegokolwiek powodu, Uib nawet bez żadnego powodu,
nie było karalne, gdyż Żydzi i Cyganie byli wyjęci spod prawa dekretem z 4 marca 1941 roku.
3 maja 1943. 22 marca w Mszanie Dolnej VoJksdeutsch Gelb powiesił za nogi chłopa i
torturował go na śmierć za sprzedanie ziemniaków Żydowi.
Zgodnie z dekretem, każdy obywatel, którego troje dziadków, należało do gminy żydowskiej, był
Żydem. W wyniku tego, w getcie znalazło się wiele osób, których rodzice przechrzcili się i którzy
w żadnym stopniu nie uważali się za Żydów.
Zarówno w obozach pracy, jak i w gettach, ludność żydowska była skazana na powolną śmierć
z głodu, wyczerpania i chorób. Dzienna racja żywnościowa w warszawskim getcie wynosiła 184
kalorie. Dlatego śmiertelność, szczególnie wśród dzieci i ludzi w podeszłym wieku, była
niezwykle wysoka, kilkakrotnie wyższa niż przed wojną. Przyczyniło się do tego również niebywałe zagęszczenie populacji, gdzie kilkanaście osób zajmowało jedno pomieszczenie.
Wśród tysięcy mieszkańców tego, co stało się największym więzieniem świata, otoczonym
murami i strażą gettem, dniem i nocą debatowano nad tym, jak ocalić życie. Ludzie analizowali
dwa i pół tysiąca lat życia w diasporze, prześladowań religijnych, pogromów rosyjskich i asymilacji
w obcych krajach. Wnikliwie studiowali Talmud, Stary Testament, pisma rabiniczne i różne święte
księgi. Zwolennicy ortodoksji ścierali się ze stronnikami bardziej umiarkowanych form
judaizmu,, socjaliści z nacjonalistami, każdy zaś poszukiwał rozwiązań politycznych. Osiągnięty
consensus był jednomyślny w przekonaniu, że tylko całkowite podporządkowanie się wszystkim
rozkazom faszystów oraz wydajna praca dla Niemców mogą dać szansę na dotrwanie do końca
wojny. Należy powstrzymać się od wszelkiej działalności antyniemieckiej, porzucić partyzantkę
prowadzona przez Polaków poza murami getta, zapomnieć o polskiej armii walczącej na Zachodzie
z Rzeszą. Hasłem było: "To nie nasza wojna: to wojna Polaków z Niemcami". Wszystkie
problemy Żydów rozwiązywała Rada Żydowska (Judenrat), na której czele stał były polski
senator, Adam Czerniakow, a wcześniej sami Niemcy. Zasada posłuszeństwa obowiązywała przez
ponad dwa lata, w ciągu których Żydzi nie prosili Polaków o żadną pomoc ani broń. Jedynie
szmugśel żywności do getta był w pełnym rozkwicie, tolerowali go nawet Niemcy. Pisze o tym w
swojej książce Przetrwanie Jacek Eisner.
Rozczarowanie i podstawowa zmiana zaszła dopiero w trzecim roku wojny, gdy w lipcu 1942 roku
rozpoczął się ostatni etap - eksterminacja wszystkich Żydów mieszkających w gettach Generalnej
Guberni. Zaczął się on masowymi egzekucjami Żydów we wschodniej Polsce i w Rosji,
dokonywanymi przez tzw. Ein-satzgruppen, które przybyły po wybuchu wojny niemieckosowieckiej, depcząc po piętach szybko posuwającej się niemieckiej armii. Wiosną 1942 roku
Niemcy rozpoczęli transporty mieszkańców gett do obozów zagłady w Oświęcimiu, Treblince,
Majdanku, Sobiborze, Bełżcu i Chełmie (dla Żydów zamieszkujących tereny wcielone do
Rzeszy), oraz kilku mniejszych. Tam ginęli w komorach gazowych, a ich ciała kremowano lub
układa no w wielkie stosy i palono. Pierwszy transport z warszawskiego getta do Treblinki przybył
22 lipca 1942 roku. W ciągu dwóch miesięcy z 400 000 mieszkańców getta wywieziono 300 000.
Masowego mordu na Żydach dokonały 19 sierpnia 1942 roku stacjonujące tam niemieckie
oddziały.
Na kilka dni przed tragedią okupanci kazali Żydom wykopać dwa olbrzymie doły. 19
sierpnia ówczesny burmistrz Władysław Gelb polecił gminie żydowskiej, aby wszyscy
Żydzi zebrali się wcześnie rano, zabierając z sobą najcenniejsze rzeczy. Na placu czekali na
nich gestapowcy z Nowego Sącza, którzy rozkazali zebranym Żydom złożyć w jednym
miejscu przyniesione tobołki.W odległości 30 metrów
od wykopanych wcześniej dołów musieli rozbierać się do naga i kolejno podchodzić do
krawędzi dołu, gdzie gestapowiec pojedynczym strzałem zabijał ofiarę i spychał ją do dołu.
Mieszkańcy Mszany nie wiedzą za wiele o tej zbrodni. Wiceburmistrz zapowiedział, że przy
drogach staną tablice wskazujące miejsce tragedii. Może to zmieni sytuację.
Przerażający widok cierpiących dzieci
Do małych dzieci nie strzelano. Gestapowcy doszli do wniosku, że
szkoda marnować na nie amunicję. Hitlerowscy oprawcy uderzali małe
dzieci kamieniem w głowę. Wcześniej wyrywali maleństwa z rąk
zrozpaczonych matek. Niektóre ginęły od potężnego uderzenia. Były też
takie, które odzyskiwały przytomność po tym jak zostały wrzucone do
zbiorowej mogiły. Taplając się w morzu krwi, między ciałami
pomordowanych, bezradnie wyciągały rączki z nadzieją, że pomoc
nadejdzie.
Również nie wszyscy dorośli ginęli od pojedynczego strzału. Dla dwóch
katów zamordować 861 ludzi było bardzo wyczerpującym zadaniem.
Obok na stole stał alkohol. Na trzeźwo trudno było ciągle zabijać i
patrzeć na stos ciał w zapełniającej się mogile. Do tego ten smród. Pełno
krwi i ogromny upał robił swoje. Pijani gestapowcy strzelali jednak
nieprecyzyjnie. Wśród strumieni krwi poruszało się coraz więcej
rannych ludzi.
Balanga po zbrodni
Po egzekucji ciała zasypano wapnem gaszonym i ziemią. Gdy to
robiono, słychać było jeszcze przeraźliwe jęki rannych i płacz dzieci.
Świadkowie relacjonowali, że jeszcze przez jakiś czas ziemia się
poruszała. Ostatnie tchnienia wydawali bestialsko zamordowani Żydzi.
Przy egzekucji obecny był szef gestapo z Nowego Sącza Heinrich
Hamann oraz jego krwawi współpracownicy: m.in. Gunter Labitzke,
Hans Boning i Paul Denk. Po zakończeniu masowego mordu ówczesny
burmistrz Mszany Dolnej Władysław Gelb (prawdopodobnie z
pochodzenia był Czechem) zaprosił swoich niemieckich przyjaciół na
ucztę. Gości bawiła specjalnie zamówiona na tą okazję orkiestra.
Po kilku dniach mogiła zaczęła wrzeć i kipieć. Wydobywała się z niej
cuchnąca ciecz. Następne dni nadal były bardzo upalne. Nad Mszaną
Dolną zaczął się unosić niesamowity smród. Nawet rolnicy nie
wychodzili do pola, żeby pozbierać plony. Nie mogli znieść zapachu. Po
paru dniach hitlerowcy przywieźli stos kamieni przemieszanych z ziemią
i na mogile nadsypano jeszcze jedną warstwę.
W Mszanie Dolnej znajduje się jeszcze druga mogiła, przy ul. Ogrodowej.
Pochowano tam 22 Żydów zamordowanych przez hitlerowców w maju
1942 roku. Były to osoby podejrzewane o konspirację. Gestapowcy przed
ostateczną likwidacją Żydów chcieli wyeliminować tych najsilniejszych,
którzy mogliby utrudnić przeprowadzenie zbrodniczej akcji.
Pamięć nie umiera
W Mszanie Dolnej 19 sierpnia spodziewani są zagraniczni goście. Będą to
rodziny pomordowanych w czasie II wojny światowej Żydów. Wspomnienia tego dnia noszą w sobie najstarsi mieszkańcy i ci, którzy
cudem uniknęli zagłady, tak jak Pan Moses Aftergut z Nowego Jorku –
informuje Agnieszka Józefiak z Urzędu Miasta w Mszanie Dolnej. Odwiedza on nasze miasto w miarę możliwości i wieku, by oddać pamięć
tym, którym los napisał inną tragiczniejszą historię. Spoczywają tu jego
rodzice, rodzeństwo: brat i siostry oraz cała dalsza rodzina. Nie tylko on
stara się odwiedzać Mszanę, w marcu tego roku mieliśmy również
podobną wizytę – rodzina Appel również stara się systematycznie
zaglądać choć na chwilę w rodzinne strony swojej babki – Dory Zins. Oni
bardziej sentymentalnie związani są z miejscem przy ulicy Ogrodowej.
Tam w maju 1941 esesmani zamordowali 22 Żydów podejrzanych o
posiadanie broni i działania konspiracyjne, w tym właśnie ich dziadka.
Zapowiedzieli się z wizytą, by uczcić tę rocznicę – a dzięki stałej
korespondencji realizujemy wspólnie szkolny program „Przywróćmy
pamięć”, szukamy starych dokumentów w archiwach, zbieramy
wspomnienia i informacje od najstarszych mieszkańców. Otrzymaliśmy
dotację z Urzędu Wojewódzkiego i odnowiliśmy pomnik na ulicy
Ogrodowej. W tradycji żydowskiej w rocznicę śmierci kogoś z krewnych
lub współwyznawców rzeczą naturalną jest odmawianie modlitw za
zmarłych w miejscu, gdzie są pochowani.
Na stronie www.limanowa.in będziemy informować o wizycie
zagranicznych gości przy mogiłach w Mszanie Dolnej. Pamięć o
pomordowanych wyznawcach Judaizmu wspominana będzie również w
krakowskich Synagogach.
Głównymi źródłami powyższego tekstu są własne notatki (na podstawie
rozmów z mieszkańcami pamiętającymi tamte wydarzenia, w
szczególności z: Franciszkiem Płoskonką z Mszany Dolnej i Anną
Nachman z Lubomierza), kroniki Olgi Ilukiewicz, zapiski Józefa Szczypki
i artykuł "Dziennika Polskiego" z kwietnia 2007 roku.
Na zdjęciach poniżej:
z lewej: Władysław Gelb nazywany "katem Mszany Dolnej". Sadystyczny
burmistrz miasta z czasów II wojny światowej. Współpracował z gestapo.
Prawdopodbnie uniknął kary za popełnione zbrodnie i po wojnie
przebywał poza granicami kraju.
z prawej: rodzina Żydowska z Lubomierza. Na zdjęciu córki Elmana.
Wszystkie zamordowane przez gestapo 19 sierpnia 1942 roku, spoczywają
w zbiorowej mogile "Na Pańskim" (zdjęcie udostępnione przez Annę
Nachman z Lubomierza, która w dziciństwie była przyjaciółką
zamordowanych Żydówek).
Autor publikacji: JACA, czytane 968 razy
Plik z chomika:
skian
Inne pliki z tego folderu:
 apel.doc (43 KB)
aptekarze partyzanccy.doc (379 KB)
 biografia Stachury Adama.doc (318 KB)
Bocian i zabójstwo Młota przez Zawiszę.doc (83 KB)
 books.htm (80 KB)


Inne foldery tego chomika:

Zgłoś jeśli naruszono regulamin



Strona główna
Aktualności
Kontakt
 włochy 2011
wrocławski wędkarz (3)


Dział Pomocy
Opinie


Regulamin serwisu
Polityka prywatności
Copyright © 2012 Chomikuj.pl
Download