Maciej Gańko III AG, Gimnazjum Salezjańskie w Mińsku Mazowieckim „Inny” nie znaczy „obcy” P rzez tysiąclecia istnienia ludzkość zbudowała wiele różnych cywilizacji. Poszczególne plemiona tworzyły własne państwa, własne języki, własne kultury i religie. Żyły w oddzielnych, odseparowanych od siebie światach i rozwijały się. Aż w końcu rozwinęły się na tyle, że natknęły się na siebie nawzajem. Skutkiem były wojny, kolonializm, niewolnictwo, zagłada wielu ludów. Rozwój transportu w opanowanym przez europejskie mocarstwa świecie powodował, że rasy mieszały się i mieszają się do dziś. Historia pokazuje, że współpraca może ludziom z różnych cywilizacji wyjść tylko na dobre. Spójrzmy na najpotężniejsze dziś państwo świata – na Stany Zjednoczone. Gdy czterysta lat temu pierwsi osadnicy przybywali tu, by rozpocząć nowe życie, nie spodziewali się, że kładą podwaliny pod przyszłego światowego hegemona i potęgę gospodarczą.Nie sądzili że za dwa stulecia ich potomkowie wywalczą sobie niepodległość od Brytyjczyków, by przez kolejne dwa budować dla siebie nową ojczyznę. Swój sukces Ameryka zawdzięcza właśnie temu, że to do tego kraju zjeżdżali pracowici, przedsiębiorczy i pomysłowi ludzie z Europy, Afryki czy Azji. Ci pozornie obcy sobie przybysze potrafili razem działać dla zbudowania sobie nowej ojczyzny. To Stany Zjednoczone mają najmłodsze i najbardziej pracowite społeczeństwo spośród krajów rozwiniętych. To tu przez lata pucybuci mogli stać się milionerami. Wszystko dlatego, że tu ludzie z różnych kultur, ras i wyznań potrafili współpracować, nie zważając na to, co ich dzieli. Otwarta na imigrantów jest również większość krajów Unii Europejskiej. Tysiące muzułmanów znalazło nowy dom w Niemczech, Francji czy Holandii, a większość z nich zasymilowała się w europejskim społeczeństwie. Niestety, przybysze wciąż budzą lęk w mieszkańcach Starego Kontynentu, którzy boją się światowego terroryzmu. Obawy te są jednak nieuzasadnione, bowiem – jak dowodzą badania – zdecydowana większość muzułmanów terroryzmu nie popiera, a w Koranie nie znajduje wezwania do świętej wojny. Różnice religijne od wieków były powodem wszczynania wojen. Najbardziej było to widoczne w mrocznych czasach średniowiecza, kiedy to naprzeciw siebie stały dwie wielkie, skrajnie różne cywilizacje: europejska - chrześcijańska i arabska - muzułmańska. Z jednej strony Kościół Katolicki stale nawoływał do krucjat , z drugiej – duchowni islamu wzywali młodych mahometan do dżihadu, świętej wojny. Obie strony podsycały więc konflikt, który przez dwa stulecia pochłonął dwa najwspanialsze miasta ówczesnego świata – Jerozolimę i Konstantynopol, a także kosztował życie setki tysięcy wojowników, którzy ginęli, wierząc, że zapewni im to zbawienie. Setki lat później, pomimo zakończenia krucjat, rozpoczęły się wojny religijne wewnątrz samego chrześcijaństwa. Ścieranie się protestanckiej reformacji i katolickiej kontrreformacji zaowocowało epoką stosów, pogromów i walk na tle religijnym. Obie strony usprawiedliwiały się wolą Boga… Wielki nacisk na dialog międzyreligijny kładł Jan Paweł II, który dostrzegał potrzebę porozumienia z prawosławnymi, protestantami, muzułmanami czy żydami – a więc z ludźmi nazywanymi niegdyś przez papieży heretykami, odszczepieńcami i niewiernymi. Ten niezwykły człowiek pokazał nam, że nie można być dobrym chrześcijaninem, nie tolerując innych wyznań. Chociaż mentalność ludzi powoli się zmienia, wciąż istnieją w społeczeństwie ksenofobia, rasizm czy antysemityzm. Uprzedzenia rasowe często były (i bywają) odpowiedzią na nieradzenie sobie z własnym życiem. (Łatwiej przecież przyjąć do wiadomości utratę pracy, gdy będzie się uparcie twierdzić, że firmę wykupił niewdzięczny i chciwy Żyd.) Stereotypy były często „wodą na młyn” populistów i demagogów, czego apogeum widzieliśmy w hitlerowskiej III Rzeszy. Właśnie przekonując naród niemiecki, że powodem wszelkich nieszczęść są Żydzi i że ich eksterminacja jako podludzi uczyni świat lepszym miejscem, doszedł do władzy w 1933 roku Adolf Hitler. Zmęczeni kryzysem gospodarczym i upokorzeni przez aliantów w I wojnie światowej Niemcy okazali się podatni na obietnice przywódcy NSDAP. Wybrali go na kanclerza i dali „zielone” światło zbrodniczym planom, które doprowadziły do największego w historii ludobójstwa. Historia – począwszy od krucjat, przez reformację, na Holocauście skończywszy – pokazuje nam jasno, do czego prowadzi nietolerancja rasowa czy religijna, a jednocześnie – na przykładzie Stanów Zjednoczonych – udowadnia, ile można osiągnąć poprzez współpracę ludzi z różnych kultur. Miejmy nadzieję, że świat wyciągnie wnioski z tych lekcji, i że ludzkość będzie się mogła cieszyć tolerancją; że wybór Baracka Obamy - motywowany nie rasą, a osobowością, programem, wizją kandydata – nie będzie wyjątkiem, a regułą we współczesnym, coraz bardziej wielokulturowym świecie, w którym nie ma już miejsca na zaściankowość i ksenofobię. Maciej Gańko