00_Zaginione królestwa_1-3.indd

advertisement
N O R M A N
DAVIES
ZAGIN IONE
KRÓLESTWA
Norman Davies
Zaginione
królestwa
Przekład
Bartłomiej Pietrzyk
Joanna Rumińska-Pietrzyk
Elżbieta Tabakowska
Wydawnictwo Znak
Kraków 2010
I’r anghofiedig
Dla tych, o których
historycy przeważnie zapominają
Spis treści
Wstęp
9
Rozdział pierwszy
TOLOSA
Przystanek na drodze Wizygotów
Rozdział drugi
ALT CLUD
„Królestwo na Skale”
19
41
Interludium
KERNO
Królestwo Quonimorusa
97
Rozdział trzeci
BURGUNDIA
Pięć, sześć albo siedem królestw
Rozdział czwarty
ARAGONIA
Korona królestwa-hrabstwa
107
169
Rozdział piąty
MDL
Wielkie Księstwo, które miało królów
Interludium
BYZANTION
Błoto i furia ludzkich żył
Rozdział szósty
GEDANUM
Wolne Miasto, dwukrotnie
Rozdział siódmy
ETRURIA
Wąż pośród trzciny
375
317
333
241
8
spis treści
Rozdział ósmy
GALICJA
Królestwo nagich i głodujących
Rozdział dziewiąty
ROSENAU
Księstwo króla bez korony
407
465
Interludium
CARNARO
Regencja „pierwszego Duce”
499
Rozdział dziesiąty
CRNA GORA
Królestwo umęczone i zlikwidowane
515
Rozdział jedenasty
SABAUDIA
Casa Savoia – sabaudzki dom Humberta
Interludium
RUTHENIA
Jednodniowa niepodległość
Rozdział dwunasty
BORUSSIA
„Kraina bałtyckich lagun”
597
611
Rozdział trzynasty
ÉIRE
Królestwa i republiki w nowożytnej Irlandii
Rozdział czternasty
CCCP
Zniknięcie ostateczne
727
Jak umierają państwa
769
Dodatek I
MAPY
781
Dodatek II
TABLICE GENEALOGICZNE
Indeks osób
847
Źródła ilustracji
881
555
833
681
ROZDZIAŁ CZWARTY
ARAGONIA
Korona królestwa-hrabstwa
Pierwszorzędną wówczas międzynarodową rolę Aragonii najlepiej ilustruje niezwykła kariera mało znaczącej aragońskiej rodziny, której nazwisko stało się w końcu powszechnie znane. Borja jest niewielkim miasteczkiem w prowincji Saragossa; pewna pochodząca stamtąd rodzina
kupiecka mieszkała od dawna w Walencji. Profesor prawa na uniwersytecie w Lleidzie Alfonso de Borja (1378–1458) wsławił się osiągnięciami
dyplomatycznymi w służbie króla Aragonii i otrzymał kapelusz kardynalski jako architekt pojednania między swoim panem a papieżem podczas soboru bazylejskiego (1431–1439). W Rzymie znany był już jako
kardynał di Borgia i odniósł podobny sukces dyplomatyczny w hierarchii kościelnej, obejmując w końcu tron Piotrowy jako papież Kalikst III
(pont. 1455–1458). Według legendy ekskomunikował on znane później jako kometa Halleya ciało niebieskie, które przemknęło po niebie
w 1456 roku. Unieważnił też wyrok na Joannę d’Arc. Kalikst wyniósł na
stanowiska w Rzymie wielu Aragończyków; po jego śmierci w 1458 roku
(zmarł w tym samym miesiącu co Alfons V) wybuchły zamieszki przeciwko znienawidzonym „Katalończykom”.
Awans społeczny Borgiów jednak nie zakończył się na tym. Papież
Kalikst mianował kardynałami dwóch spośród swoich krewniaków z Walencji, dając tym samym początek potężnej frakcji Borgiów, która miała
się stać symbolem korupcji i nepotyzmu. Jeden z nich, Roderic Llançol
de Borja (1431–1503), wywierał wpływ na administrację kościelną podczas pięciu kolejnych pontyfikatów. Spłodził też gromadkę dzieci, które
wspomagał i swatał z godną podziwu wytrwałością. W 1492 roku, zalawszy konklawe złotymi dukatami, zapewnił sobie wybór na papieża
i jako Aleksander VI (pont. 1492–1503) kierował Państwem Kościelnym w jego najbardziej bezbożnym okresie. Za pontyfikatu Aleksandra
toczyły się wojny włoskie, we Florencji urósł w siłę i upadł Savonarola,
trwał międzynarodowy oszukańczy handel odpustami (który dał impuls
reformacji Lutra), a w 1493 roku została wydana bulla Inter caetera dzieląca Nowy Świat między Hiszpanię a Portugalię. Spośród jego dzieci
książę Gandii Giovanni został zamordowany, osławiona Lukrecja była
12
norman davies | zaginione królestwa
przedmiotem skandalizujących opowieści, a Cesare Borgia stał się ponoć
pierwowzorem dla Księcia Machiavellego1.
W konwencjonalnym ujęciu zjednoczone Królestwo Hiszpanii pojawiło
się na scenie pod koniec XV wieku w wyniku unii personalnej między
„królami katolickimi” Ferdynandem i Izabelą. Dzięki tej unii rosnący
w siłę Kastylijczycy mieli zdominować znajdujących się w fazie schyłkowej partnerów z Aragonii. Ta uproszczona interpretacja pomija jednak
zarówno kolejne kroki prowadzące do unii, jak i niezwykle złożone stosunki, jakie utrzymywały się przez wiele dziesiątków lat pomiędzy Kastylią a Aragonią. Z perspektywy aragońskiej, mimo że w 1412 roku Kastylijczycy przejęli władzę nad Aragonią, pod koniec wieku aragoński
establishment zaczął dominować w Kastyli.
W wymiarze dynastycznym można wyróżnić w tym procesie trzy
ważne etapy. W fazie pierwszej, po wstąpieniu Ferdynanda z Antequery
na tron aragoński w 1412 roku, dwie gałęzie kastylijskiego rodu Trastámara (akcent pada na drugą sylabę) rządziły jednocześnie Kastylią
i Aragonią. W fazie drugiej trwającej przez ćwierć wieku po małżeństwie
Ferdynanda Aragońskiego z Izabelą Kastylijską w 1469 roku i po objęciu
przez każde z małżonków władzy we własnym królestwie Kastylia i Aragonia były rządzone wspólnie przez parę mających wspólne cele polityczne monarchów. W fazie trzeciej, która rozpoczęła się po śmierci Izabeli w 1504 roku, zasiadający na tronie Aragonii owdowiały Ferdynand
został dodatkowo regentem Kastylii (jego córkę Joannę uznano za obłąkaną). Od tamtej chwili on i jego następcy panowali nad obydwoma królestwami – doszło do pełnej unii personalnej.
Ale Ferdynand był księciem Aragonii pochodzenia kastylijskiego;
panował przez 37 lat w Aragonii oraz przez 46 lat w Aragonii i Kastylii.
Perspektywy pary młodej poprawiły się dopiero jakiś czas po ślubie
w 1469 roku. Oboje zostali ciężko doświadczeni licznymi problemami
pokolenia rodziców i byli zdecydowani dokonać zjednoczenia zarówno
politycznego, jak i religijnego. Podpisana przez nich umowa przedślubna
mówiła o całkowitej równości, a motto panujących brzmiało: tanto monta,
monta tanto, Ysabel como Fernando (Izabela oraz Ferdynand są jednym
i tym samym). Ich pochodzącymi od inicjałów symbolami stały się yugo
i flechas – jarzmo oraz pęk strzał. Po śmierci brata przyrodniego Izabeli
w 1474 roku zostali wspólnie monarchami Kastylii, choć królowej zarzucono uzurpację. Po śmierci ojca Ferdynanda w 1479 roku powiększyli
1
Marion Johnson, The Borgias, London 2001.
aragonia
13
swoje posiadłości o Aragonię, Katalonię, Walencję, Sycylię i Neapol, nastąpiło to jednak po długim okresie anarchii2.
Przez dziesięć lat (1462–1472) królestwem-hrabstwem wstrząsała wojna
domowa, gdyż Jan II walczył z trzema kolejnymi pretendentami do tronu:
Henrykiem Bezsilnym (el Impotente) z Kastylii, konetablem Portugalii Piotrem V oraz z hrabią Prowansji René Andegaweńskim. Oprócz tego, że dziedziczył hrabstwo Prowansji, René Andegaweński (1409–1480) był także
księciem Lotaryngii, tytularnym królem Jerozolimy i rywalem Aragończyków w Neapolu. Spędził dwadzieścia lat, szukając pracy jako bezrobotny
członek rodziny królewskiej. W latach sześćdziesiątych XV wieku Fortuna
uśmiechnęła się wreszcie do niego. Możni Katalonii pozbyli się Jana II, a zaraz po nim kolejno dwóch „antykrólów”. W efekcie René został trzecim zaproszonym antykrólem. Z praktycznego punktu widzenia nie miał wszakże
żadnych szans. Zdając sobie z tego sprawę, udał się do Aix-en-Provence, gdzie
poświęcił się sztuce i dobroczynności. Historiografia francuska pamięta go
jako „le bon roi René” (dobrego króla René). W Aix i w Neapolu (ale nie
w Barcelonie) upamiętniają go zwieńczone pomnikami fontanny. Jego grób
znajduje się w katedrze w Angers – kolebce Andegawenów3.
Historycy uczynili określane nieraz mianem „kryzysu katalońskiego”
perturbacje lat sześćdziesiątych XV wieku podstawą do uogólnień dotyczących „niespodziewanego zmierzchu Korony aragońskiej”, „upadku
społeczeństwa” czy „nierównego partnerstwa” Kastylii i Aragonii4. Te sądy
opowiadają tylko jedną stronę historii. Niewątpliwie doszło do brutalnych walk wewnętrznych, pogorszyła się też znacznie sytuacja gospodarcza, zwłaszcza Barcelony5. To jednak nie cała historia. Kastylia, podobnie
jak Katalonia, była rozdarta konfliktami. W strefie wpływów Aragonii zapaść Barcelony kompensowały z nadwyżką „złoty wiek” Walencji i świetność Neapolu. Działalność handlowa zaś sprawnie dopasowywała się do
płynnej sytuacji politycznej. Kupcy z Katalonii i Walencji tłumnie napływali do Neapolu, a handlarze aragońscy założyli nawet emporium na
jednej z egejskich wysp. Ogólnie trudno więc mówić o upadku. Czołowy
specjalista w tej dziedzinie podsumowuje: „Okresem schyłku Korony aragońskiej był wiek XVI, nie zaś XV”6.
2
3
4
5
6
Felipe Fernández-Armesto, Ferdinand and Isabella, London 1975.
Marie-Louise des Garet, Le roi René, Paris 1980.
John Huxtable Elliott, Imperial Spain, 1469–1716, Harmondsworth 1970.
P. Vilar, Le declin catalan au bas Moyen Age, „Estudios de Historia Moderna” 1956–1959,
t. 6, s. 1–68.
David Abulafia, The Crown of Aragon in the fifteenth century, dz. cyt.
14
norman davies | zaginione królestwa
Aragoński papież Aleksander VI nadał Ferdynandowi i Izabeli tytuł
los Reyes Católicos. Był on w pełni zasłużony. W 1474 roku monarchowie
doprowadzili do utworzenia Santa Hermandad, czyli Ligi Świętego Bractwa – policji państwowej działającej poza kontrolą wymiaru sprawiedliwości. W 1482 roku ustanowili zaś ogólnohiszpańską inkwizycję, którą
kierował dominikanin Tomás de Torquemada (1420–1498). Po upadku
Grenady w 1492 roku wygnali licznych Żydów i Maurów odmawiających nawrócenia się. Hiszpańska żarliwość religijna była odwrotnie proporcjonalna do watykańskiej7.
Jeżeli chodzi o rzekome masowe wypędzenia niechrześcijan, trzeba
jednak poczynić kilka zastrzeżeń. Polityka ta miała podłoże religijne, nie
zaś rasowe. Jej nadrzędnym celem było oddzielenie konwertytów od nienawróconych. Wielu conversos doskonale sobie radziło, a liczne opierające
się nawróceniu społeczności muzułmańskie pozostawały na miejscu przez
sto lub więcej lat. Żydowski konwertyta i sponsor Krzysztofa Kolumba
Luis de Santángel czarterował genueńskie statki, które zabierały wygnańców z portów Walencji oraz Katalonii. Zdecydowana większość płynęła
do Neapolu, gdzie chętnie przyjmował ich Don Ferrante, i osiedlała się
w pozostającym pod rządami Aragonii Mezzogiorno8.
Początek wspólnego panowania Ferdynanda i Izabeli to również
ostatnia na Półwyspie Iberyjskim krucjata przeciwko emiratowi Grenady
oraz wyprawa Krzysztofa Kolumba „do Indii”. Obydwa przedsięwzięcia zakończyły się w latach 1492–14939. Nie czyniono kroków, aby zacieśnić unię. Kastylijczycy wręcz zazdrośnie bronili swojego monopolu
na kontakty z Nowym Światem. Najważniejszym wydarzeniem w królestwie-hrabstwie było odtworzenie Rady Aragonii, która miała koordynować sprawy całego „imperium”10. Korony aragońska i kastylijska pozostawały wyraźnie rozdzielone. Sytuację Aragonii można porównać do
panującej w Szkocji po unii personalnej z Anglią w 1603 roku – monarcha wyjechał, by zająć się donioślejszymi sprawami, lecz „stare królestwo”
pozostawało nienaruszone.
Od 1494 roku Ferdynand utrzymywał swą pozycję z coraz większą
trudnością. Misterne plany krzyżował los. Troje z pięciorga dzieci pary
królewskiej, w tym następca tronu, nie przeżyło matki. Przed nią zmarł
7
8
9
10
Joseph Pérez, The Spanish Inquisition. A history, Yale 2005, s. 30–34; Henry Kamen, The
Spanish Inquistion, London 1965.
David Abulafia, The Crown of Aragon in the fifteenth century, dz. cyt.
Felipe Fernández-Armesto, 1492. The Year the World Began, New York 2009.
Jean Hippolyte Mariejol, The Spain of Ferdinand and Isabella, New Brunswick 1961.
aragonia
15
też najstarszy wnuk i spadkobierca. Czwarta córka Joanna (la Loca – Szalona) była chora umysłowo, a piąta miała – jako Katarzyna Aragońska –
ponieść klęskę w Anglii. W tej sytuacji znaleziono pomysłowe rozwiązanie polegające na uczynieniu habsburskiego małżonka Joanny, Filipa
Pięknego z Burgundii, prawowitym następcą tronu kastylijskiego w miejsce Izabeli. Filip jednak również zmarł. Jak na ironię, na kilka miesięcy
przed śmiercią Izabeli wskazano ją wraz z Ferdynandem jako władców
(nieistniejącego już) cesarstwa bizantyjskiego.
Najgorsze obawy jednak się nie ziściły. Lawina przedwczesnych zgonów
nie porwała wszystkich. Pomimo choroby umysłowej Joanny dwóch spośród
jej synów, a więc wnuków los Reyes Católicos – Karol i Ferdynand – osiągnęło
wiek męski. Obydwu czekały olśniewające kariery w świecie Habsburgów.
Pierwszy z nich, lepiej znany jako Karol V, zastąpił dziadka w 1516 roku
na tronie Kastylii i Aragonii. Trzy lata później został cesarzem niemieckim11.
Niektórzy uważają zawiłości polityki dynastycznej za fascynujące. Dla
ludzi średniowiecza miały one w każdym razie wagę pierwszorzędną.
11
Henry Kamen, Spain’s Road to Empire. The making of a world power, 1492–1714, London
2003.
ROZDZIAŁ ÓSMY
GALICJA
Królestwo nagich i głodujących
I.
Droga prowadząca do Halicza jest bardzo szeroka, straszliwie wyboista i prawie pusta. Biegnie przez falisty nagi krajobraz na długości
około 100 kilometrów na południe od Lwowa, głównego miasta zachodniej Ukrainy. Od czasu do czasu mija się leżącą przy drodze wieś: gęsi nad
stawem, stare drewniane chałupy, ogródki pełne kwiatów, świeżo odbudowany kościół z wieżyczką jak cebula. Nigdzie się tego nie reklamuje,
ale trasa wiedzie przez linię „kontynentalnego wododziału” – dział wodny
między Bałtykiem i Morzem Czarnym. Na zachodzie i na północnym zachodzie wszystkie wody spływają do Wisły. Na wschodzie i na południu
rzeki wpadają, albo do Dniepru, albo do Dniestru. Droga biegnąca przez
Rohatyn prowadzi w kierunku Dniestru1.
Nasz kierowca, pan Wołodymyr, należy do średniego pokolenia,
które uczyło się prowadzić samochód za czasów sowieckich. I rzeczywiście – można by powiedzieć, że uprawia jazdę w stylu Armii Czerwonej:
bez śladu strachu i bez najmniejszego poszanowania dla ludzkiego życia.
Pan Wołodymyr chyba lekce sobie waży zarówno własną skórę, jak i samopoczucie pasażera. Jego technika polega głównie na tym, żeby wciskając gaz do dechy, pędzić środkiem drogi, okrakiem wzdłuż ciągłej linii
oddzielającej pasy ruchu. W ten sposób udaje mu się unikać stromych
wypukłości i najgłębszych dziur, których jest bez liku na brzegach asfaltowej nawierzchni. Można jednak podejrzewać, iż głównie chodzi o to,
żeby być panem szosy. Pędzi przed siebie, nie zważając, że auto kołysze
się na boki, ignorując bezustanne podskoki i gwałtowne wstrząsy oraz
nieustającą wibrację przeciążonej karoserii. Stale ścina zakręty po niewłaściwej stronie jezdni, potem walczy z kierownicą, a jego samochód
ostro skręca, wpada na kolejny garb na drodze, po czym ląduje w niebezpiecznej strefie dziur. Gardzi pasem bezpieczeństwa, z wyjątkiem krótkich odcinków, gdzie można się spodziewać drogówki, i najwyraźniej nie
widzi żadnej potrzeby używania hamulca ręcznego, który jest przywalony stertą butelek i gazet. A co najgorsze, na widok zbliżającego się innego samochodu ani nie zwalnia, ani się nie usuwa z drogi. Dalej uparcie
1
Podróż miała miejsce w maju 2006 roku.
20
norman davies | zaginione królestwa
jedzie parę centymetrów od ciągłej linii, prowokując nadjeżdżającego kierowcę i zmuszając go do zjechania na bok, a potem gwałtownie skręcając
dosłownie w ostatniej sekundzie. Z taką samą pogardą traktuje kombajny,
ogromne, zataczające się na szosie ciężarówki wyładowane drewnem oraz
kierowców reprezentujących tę samą co on szkołę jazdy. Kiedy go zapytać, czy mógłby jechać z prędkością poniżej 120 kilometrów na godzinę,
czuje się głęboko urażony i – nie zwalniając – jedzie dalej w milczeniu
i z nadętą miną.
W Rohatynie, który był niegdyś miastem rodzinnym pięknej
Roksolany, okrążamy plac, szukając miejsca, gdzie moglibyśmy zaparkować. Nadnaturalnej wielkości posąg Roksolany stoi na środku. Żyła
w XVI wieku i była córką popa miejscowej cerkwi; w 1505 roku, podczas
najazdu Tatarów, została wzięta w jasyr jako „zdobycz wojenna”. Sprzedano ją na targu niewolników w Stambule, po czym wyniesiono do godności małżonki sułtana Sulejmana Wspaniałego – ot, miejscowa dziewczyna, która zaginęła, ale o której nie zapomniano.
Ruch na drodze do Halicza mówi wiele o dzisiejszej Ukrainie. Pan
Wołodymyr, który jest podobno kierowcą biskupa, artystą w swoim zawodzie, jeździ lśniącym renault espace, który należy do tej samej klasy
co nowoczesne toyoty i skody i trafiające się od czasu do czasu bmw. Ale
większość samochodów liczy sobie dwadzieścia czy trzydzieści lat więcej.
We Lwowie jeździliśmy ogromną wołgą – taksówką, która z hukiem pokonywała kocie łby z szybkością jakichś 10 kilometrów na godzinę i którą
bez trudu wyprzedzał uprawiający jogging student.
Tu, poza miastem, widać, dlaczego szosa musi być taka szeroka. Sowieckie modele – zwłaszcza marki ciężarówek – łączyły w sobie gigantomanię z przedwojenną technologią. Wiele z tych potworów wciąż jeszcze pełza niczym zniedołężniałe dinozaury. Jeden – ma mniej więcej trzy
metry szerokości, trzy metry wysokości i trzy metry długości – właśnie wdrapuje się pracowicie na szczyt stromego wzgórza. Niepostrzeżenie wyprzedza go rozpadający się dawny niemiecki turystyczny autobus,
wypluwający z trzewi chmurę gęstego czarnego dymu. Kiedy pan Wołodymyr z rykiem zajeżdża od tyłu, naciskając klakson i celując w ciasną
przestrzeń między tymi dwoma pojazdami, można wyraźnie zobaczyć nazwę poprzednich właścicieli autobusu, firmy Alpina Reisen – napis został zamalowany tylko w połowie. U szczytu wzgórza pojawia się kolejna
wielka ciężarówka – zepsuła się i została, porzucona na poboczu. Kawalkada musi ją jakoś minąć. Droga jest dość szeroka, żeby się na niej mogły zmieścić trzy samochody, ale nie cztery. Zamykam oczy i zaczynam
się modlić.
galicja
21
Ale zwykłym Ukraińcom nieznane są takie problemy. Zazwyczaj
chodzą pieszo albo jeżdżą z jednej wsi do drugiej na rozklekotanych rowerach, powożą końmi zaprzężonymi do fur lub stoją godzinami na
opuszczonych skrzyżowaniach, w cieniu rozpadających się wiat na przystankach, czekając na autobus, który albo po nich przyjedzie, albo nie.
Wiozą worki z kartoflami na ręcznych wózkach, wloką drewniane belki
na zaimprowizowanych przyczepach czy wreszcie – z dala od czegokolwiek, co wyglądałoby na sklep – taszczą do domów torby pełne zakupów.
Próbują na nas machać albo sprzedać nam słoik leśnych jagód. Pan Wołodymyr pędzi, nie zwracając na nich uwagi. Kierowcy biskupa nie zatrzymują się dla nikogo.
Podobnie jak ukraińskie drogi ukraiński krajobraz tylko częściowo
utracił swój sowiecki charakter. Kołchozy, które niegdyś przemieniały
chłopów w niewolników państwa, zostały zlikwidowane, ale nie zastąpił ich żaden mający szanse powodzenia system prywatnego rolnictwa.
„Młodzi ludzie masowo uciekają ze wsi – mówi ze smutkiem nasz przewodnik – albo pracują za granicą”. Skutki widać gołym okiem. Na pastwisku stara kobieta, zgięta wpół, trzyma na sznurku samotną krowę.
Obok stoi opuszczony budynek byłej sowieckiej mleczarni. Obdarty
chłopak pilnuje stada pasących się kóz. Dziadek kołysze na rękach wnuka
na ganku chałupy. Działki, wąskie paski ziemi i sady w pobliżu wsi, są
zadbane i wypielęgnowane – pełno tam owoców i jarzyn, ale rozległe
otwarte pola, leżące od lat odłogiem, podupadły, zmieniając się w morza chwastów i bylin. „Nikt nie wie, co jest czyje – mówią nam ludzie. –
Czekamy na ustalenia prawne”. Tak jak z autobusem: może przyjedzie,
a może nie.
Miasto Bursztyn już w odległości kilku kilometrów zapowiada rosnąca żółta chmura unosząca się ku letniemu niebu. To główna pozostałość czasów sowieckich – cała społeczność zależna od jednej kolosalnej,
zasilanej węglem elektrowni w samym sercu wiejskiego krajobrazu. Węgiel pochodzi z Donbasu, odległego niemal o półtora tysiąca kilometrów.
Trzy czerwono-białe kominy, niewiarygodnie wysokie i pokryte sadzą,
wypuszczają w powietrze cuchnącą chmurę zanieczyszczeń na wysokość
jakichś trzystu metrów nad ziemię. Pobocza jezdni zalegają tony zardzewiałego złomu. Wraki porzuconych kotłów, ciężarówek i taboru kolejowego zaśmiecają ulice miasta. Gruba warstwa wszechobecnego szarego
pyłu zabija chwasty wyrosłe między szynami i podkładami torów, które
prowadzą donikąd. Elektrownia jest zbyt ważna, aby z niej zrezygnować,
a zastąpienie jej czymś innym byłoby zbyt kosztowne. Wobec tego nadal
działa i nadal zatruwa środowisko.
22
norman davies | zaginione królestwa
Halicz ukazuje się za szczytem wzgórza, niedaleko za Bursztynem.
Miejsce współczesnego okropieństwa zajmuje średniowieczny cud. Przewodnik wskazuje na romańską wieżę na szczycie wzgórza po prawej stronie. „Oto XII-wieczna cerkiew Świętego Pantalejmona – oświadcza – niedawno odrestaurowana”. Na znaku przy drodze widnieje napis ГАЛИЧ.
Literę „Γ”, która w języku rosyjskim jest wymawiana jak „g”, w języku
ukraińskim wymawia się jak „h”. Przed nami błyszczy zalana słońcem dolina Dniestru, który jest tu już całkiem spory. Dwa mosty – jeden stary
i jeden nowy – prowadzą na drugi brzeg, ku skupisku dachów otoczonych wysokimi drzewami. Za nimi wznosi się stroma zalesiona skarpa
zwieńczona ruinami fortyfikacji z czerwonej cegły.
Wjeżdżamy do miasta, przekraczając nowy betonowy most na Dniestrze i mijając furę, za którą truchta uwiązany na sznurku źrebak. Omiatany wiatrem rynek jest rozległy, zakurzony i niemal opuszczony. Wybrukowana kocimi łbami połać placu okala słabo wyodrębnioną część
centralną, gdzie wznosi się wysoki pomnik otoczony kępą jeszcze wyższych drzew. Sosny i platany tak poprzycinano i ogłowiono, że zawieszony w górze baldachim igieł i liści wspiera się na nagich pniach. Obok
połyskuje niewielka sadzawka. To nie jest po prostu prowincjonalne miasto, lecz miasto, które w samym środku ma kawałek wsi.
Niewielka grupka mężczyzn siedzi albo przykuca w cieniu, czekając
z nadzieją, że coś się zdarzy. Na nasz widok kilku usiłuje podnieść się na
nogi. Renault espace z lwowską rejestracją to dla nich wydarzenie dnia. Jedziemy z wielkim hukiem po kocich łbach wzdłuż trzech pierzei rynku,
i docieramy do zacienionego miejsca, gdzie możemy zaparkować w pobliżu
lokalnego komitetu powitalnego. Dwa rozlatujące się pojazdy obok wyglądają, jakby je porzucono, a nie zaparkowano. Wszystko trwa w bezruchu.
Wysiadamy, żeby się zorientować w sytuacji.
Halicz zupełnie nie wygląda na miejsce historyczne. Wygląda tak,
jakby padł ofiarą cyklonu, najprawdopodobniej podczas II wojny światowej, a potem ofiarą planu pięcioletniego, który trwał tylko przez dwa
lub trzy lata. Kiedyś na wszystkich czterech pierzejach rynku musiały być
domy i sklepy. Dziś został tylko jeden rząd wyższych budynków – po
stronie północnej. Stoją plecami do Dniestru i mieści się w nich apteka,
księgarnia i sklep z wyrobami ze szkła. Pozostałe trzy boki są w dużej
części wystawione na działanie żywiołów. Nawet w ten letni dzień wiatr
przynosi zza drzew chmurę kurzu. Od strony północnej wzdłuż rynku
ciągnie się pawilon z czasów sowieckich – z lat sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych – pokryty drewnianymi rusztowaniami. Przygotowują go
albo do wyburzenia, albo do restauracji, ale w polu widzenia nie ma ani
galicja
23
jednego robotnika. Stronę wschodnią szpeci niepasujący tu nowoczesny
sklep z meblami nazwany MOЯ ΧATA – Mój Dom – jest jeszcze nieskończony i przez otwór ziejący w ścianie można dostrzec zardzewiałe żelastwo oraz pomalowane na zielono dachy chat tutejszych mieszkańców.
Od południa, poniżej polany na zalesionej skarpie, widać drewnianą cerkiewkę z cebulastą wieżyczką, ogrodzony parkanem zarośnięty wybieg dla
koni i rozlatujące się sowieckie KИНO.
Ciekawość każe podejść do pomnika wśród drzew. Okazałością dorównuje on brzydocie swojego otoczenia. Potężny jeździec na koniu odlany w brązie stoi na cokole z białego marmuru. Napis głosi: Кoроль
Данило Гaлицький – Korol Daniel (Danyło) Halicki. Pan Wołodymyr
oświadcza, że „Korol” to tyle co „König”. Oto niespodzianka, a zarazem zagadka. Podobnie zresztą jak data: 1998, niewiele ponad dziesięć lat
temu. Ktoś z nas wyraża zdziwienie, że taka uboga społeczność może sobie
pozwolić na świadczący o tak niezwykłej rozrzutności symbol historyczny.
Ktoś inny dodaje, że całkiem niedawno musiał w tym miejscu być zupełnie inny pomnik – najprawdopodobniej posąg Lenina. Tak czy inaczej, widzimy znaki tego, po co tu przyjechaliśmy. Oto miejsce, w którym narodziła się nazwa „Galicja”.
Czas na obiad. Restauracja МИРАЖ jest otwarta. Nie sposób nie dostrzec subtelnej ironii. W czasach sowieckich jedzenie często bywało mirażem; teraz każdy może je kupić. Oferta jest skromna, ale apetyczna:
barszcz czerwony, gruby plaster pieczeni wieprzowej, sałatka z pomidorów. Wszystkie domy stojące wzdłuż ulicy mają własne ogródki i własne
jabłonie. Owoców i jarzyn nie brakuje.
Po obiedzie idziemy z powrotem przez rynek do drewnianej cerkiewki,
którą zauważyliśmy wcześniej. Na zewnątrz jest tablica z datą 1929; próbujemy odcyfrować napis. Jest to tablica upamiętniająca grupę 21 mieszkańców miasta, którzy „cierpieli w imię Rosji w obozie w Talerhof pod
austro-węgierskim jarzmem”. Interesujące. Napis najwyraźniej odnosi
się do I wojny światowej, kiedy Halicz był okupowany przez armię rosyjską, zanim go przechwycili „cesarsko-królewscy”. A rusofilski ton tłumaczy, dlaczego tablica przetrwała erę sowiecką. Talerhof wygląda na nazwę
austriacką. Ale dlaczego ofiary cierpiały „w imię Rosji”? Może Austriacy
uważali tych ludzi za kolaborantów. Ktoś najwyraźniej pragnął uczcić ich
pamięć, a jakiś urzędnik w 1929 roku na to zezwolił2.
2
Obóz Talerhof w literaturze przedmiotu uznaje się za pierwszy obóz koncentracyjny w Europie.
24
norman davies | zaginione królestwa
W cerkwi stara kobieta zamiata posadzkę; jeszcze starszy mężczyzna
podnosi się z ławki i proponuje, że nas oprowadzi. Pan Roman mówi po
ukraińsku, po polsku, po rosyjsku i po niemiecku. Urodził się w 1925 roku.
Jego ojciec Ukrainiec poślubił Polkę – mówi. Staje obok XIX-wiecznego
ikonostasu ozdobionego ikonami w ludowym stylu. Opowiada nam historię swojego życia, która – jak ta słabo oświetlona cerkiew – jest pełna
niejasnych szczegółów. Kiedy mówi o niemieckiej armii, nie wiadomo, czy
chodzi o I czy o II wojnę światową. W okresie między wojnami „skończył siedem klas”, co oznacza, że zakończył edukację w wieku 13 lub 14
lat. Nie mówi nam tego, ale szkoła – podobnie jak matka – musiała być
polska. Nie pozostawia wątpliwości co do tego, jaki był najważniejszy moment jego życia. Przyszedł w roku 1946 – wraz z matką zesłano go wtedy
na Syberię, gdzie zostali „wyrzuceni z pociągu” i „zagrzebani w śniegu”.
Postanawiamy wdrapać się na wzgórze i obejrzeć zamek. Na miejscu
odkrywamy, że imponująca budowla z czerwonej cegły jest współczesna.
Jak nam powiedział pan Roman, oryginał został zrównany z ziemią przez
artylerię Armii Czerwonej latem 1944 roku, kiedy Wehrmacht okopał
się na pozycjach obronnych. Czeka nas rozczarowanie; nie ma do obejrzenia żadnych średniowiecznych ruin; nie ma też nic, z czego można by
wywnioskować, do kogo zamek należał. Ale widok ponad doliną na odległą cerkiew Świętego Pantalejmona zapiera dech w piersiach.
Wracamy na rynek i w księgarni kupujemy niewielki Putiwnyk3 –
przewodnik, w którym próbujemy znaleźć odpowiedzi na niektóre z naszych podstawowych pytań. Jesteśmy w tak zwanym Nowym Mieście, założonym w XIV wieku, a stare „Miasto Książęce” leży kilka kilometrów
dalej, na wyżynie. Na ilustracji sprzed I wojny światowej widać, że rynek
rzeczywiście był otoczony zabudowaniami i że ciągnął się od stóp skarpy,
na której stał zamek, po łańcuch domów nad rzeką, które się zachowały.
Żelazna kładka nad rzeką już była – zbudowali ją Austriacy, żeby podróżni mogli się dostać z rynku na stację kolejową. W tamtych czasach
pociągi kursowały w obu kierunkach wzdłuż Dniestru – ze Stryja do Stanisławowa, Czerniowców i aż do mołdawskiego Kiszyniowa.
Powiązania miasta z Południem podkreśla fakt, że przez całe wieki
było ono głównym miejscem schronienia dla pochodzącej z Krymu żydowskiej sekty karaimów. Karaimi nie uznawali Talmudu, na co dzień
mówili własnym językiem nieco podobnym do tureckiego i zdecydowanie nie cieszyli się sympatią ortodoksyjnych Żydów. Mieszkali w Haliczu
3
Marija Kostik i in., Hałycz (Putiwnyk), Lwiw 2003.
galicja
25
aż do zjawienia się tam hitlerowców w 1941 roku. Ich kienesę, czyli świątynię, wysadzili w powietrze w 1985 roku Sowieci. Pamięć o karaimach
przetrwała w nazwie jednej z ulic.
Przewodnik oferuje nam szczegółową chronologię, począwszy od
roku 290 – czyli od najwcześniejszej wzmianki o Haliczu w dziele Jordanesa – po rok 2001, kiedy Halicz dołączył do Związku Miast Zachodniej
Ukrainy. Między tymi dwoma punktami znajduje się kilkadziesiąt haseł
opisujących wachlarz wydarzeń:
981 – Włodzimierz Wielki przyłącza Halicz do Rusi Kijowskiej
1156–1157 – powstaje biskupstwo halickie
1189 – król Węgier Bela II okupuje Halicz
1199 – powstaje zjednoczone Księstwo Halicko-Włodzimierskie
1241 – Halicz zostaje zdobyty przez mongolską ordę Batu-chana
1253 – koronacja Daniela Halickiego w Drohobyczu
1349 – Halicz staje się zdobyczą króla polskiego Kazimierza Wielkiego
1367 – Halicz otrzymuje prawa miejskie magdeburskie
1772 – Halicz przechodzi pod panowanie Austrii
1886 – budowa linii kolejowej Lwów – Czerniowce
1915 – Halicz jest okupowany przez armię rosyjską
1918 – Halicz wchodzi w skład Zachodnioukraińskiej Republiki
Ludowej
1919–1939 – Halicz pod panowaniem Polski
1939–1991 – Halicz pod panowaniem Sowietów
24 sierpnia 1991 – Halicz zostaje jednym z miast niepodległej Ukrainy
Najwyraźniej w ciągu 400 lat przed rokiem 1772 i w latach 1941–
1944 nie zdarzyło się nic godnego uwagi4.
4
Tamże, rozdz. Krótka historia Lwowa.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
SABAUDIA
Casa Savoia – sabaudzki dom Humberta
Plebiscyt w Sabaudii zorganizowano dopiero po jego zakończeniu w środkowych Włoszech i w Nicei. Parma, Modena, Toskania i Romania, które
głosowały 22 marca, zdecydowanie opowiedziały się za przyłączeniem,
naruszając tym samym tradycyjną francusko-włoską równowagę w Stati
Sardi. Hrabstwo Nicei wybierało 15 i 16 kwietnia. Frekwencja była niska, a wielu uczestników wstrzymało się od głosu, Francuzi mogli jednak
twierdzić, że 25 743 Nicejczyków zagłosowało oui, a tylko 100 – non.
Wynik ten, przedstawiany jako 99,23 procent wyborców za Francją, sugerował niemożliwą do powstrzymania tendencję. Garibaldi był wściekły.
Wyraził swoje oburzenie, wygłaszając przed powrotem do domu dobitną
mowę w parlamencie podalpejskim.
Plebiscyt sabaudzki miał charakter zbiorowy, co tłumiło głosy sprzeciwu. W niedzielę 22 kwietnia, gdy się rozpoczął, parafian prowadzili do
punktów wyborczych porządkowi. Mężczyznom rozdano kartki z napisem OUI, które należało przyczepić do kapeluszy. Rycina z Chambéry
przedstawia wyborców ustawionych wedle zawodów przed Grenette (dziś
Musée des Beaux Arts) – lekarze i prawnicy odziani byli w togi. Orkiestra
Gwardii Narodowej grała radosne melodie, a wszędzie powiewały francuskie flagi. Pierwszą grupę wyborców, złożoną z celników, przyprowadzono o siódmej rano; o dziewiątej przyszła kolej na arcybiskupa i jego
kapitułę, a o wpół do dziesiątej na rolników z przedmieść. Głosowanie
nie było tajne.
Karty policzono 23 i 24 kwietnia, a ostateczny wynik dla całej Sabaudii podano 29 kwietnia:
Zarejestrowanych wyborców: 135 449. Głosów oddano: 130 839.
Za: 130 523. Przeciw: 235. Oui et zone: 47 000. Wstrzymało się:
ok. 600. Głosów nieważnych: 71. Większość: 99,76 procent1.
W samym Chambéry uzyskano większość tylko 99,39 procent. „Dziś nie było zwycięzców ani przegranych – głosiła cesarska
1
Henri Ménabréa, Histoire de la Savoie, Paris 1933, s. 231–232.
30
norman davies | zaginione królestwa
proklamacja. – Wobec tak imponującej jednomyślności zniknęły stare
animozje”2. W ciągu tygodnia Garibaldi wypłynął ze swoim „Tysiącem”
z Genui, by podbić Sycylię. Sabaudia umknęła uwadze Europy.
Wynik plebiscytu miano ratyfikować 29 maja w parlamencie turyńskim oraz na początku czerwca we francuskim Senacie. Sesja w Turynie
okazała się burzliwa. Tylko trzech z osiemnastu sabaudzkich deputowanych
zdecydowało się na nią przybyć, ale Cavoura i tak zakrzyczano. Nie było
jednak powodów do obaw – ratyfikacja przebiegła bez kłopotów. Francuskie oddziały urządziły w Chambéry, naprzeciw Fontaine des Éléphantes,
wspaniałą defiladę.
Pozostały: przekazanie władzy oraz podział sił zbrojnych. Do pierwszego doszło na zamku w Chambéry 14 czerwca 1860 roku. Jako przedstawiciel francuskiego cesarza przybył tam senator Laity, by przejąć całe terytorium od sardyńskiego komisarza Bianchiego. Obydwaj zajechali do zamku
jednym powozem. Dokumenty przekazujące władzę podpisano w przedpokoju Wielkiego Salonu, po czym Bianchi opuścił zamek tylnym wyjściem,
a senator Laity ogłosił, że wcielenie się dokonało. Arcybiskup wygłosił krótkie przemówienie. „Przez osiem wieków – oświadczył – kler Sabaudii pozostawał zawsze lojalny i bez reszty oddany rodzinie królewskiej, której opatrzność powierzyła nasze przeznaczenie […] Jako poddani nowego suwerena
obdarzymy go takim samym szacunkiem, posłuszeństwem i lojalnością”.
Senator grzecznie odpowiedział. Na maszt wciągnięto francuską flagę. Wybrzmiał salut armatni. Był kwadrans po południu3.
W chwili plebiscytu w armii sardyńskiej służyło 6350 Sabaudczyków.
6033 spośród nich zagłosowało oui, a 282 non. Oficerowie dostali następujący wybór: pozostać w służbie Sardynii lub zrzec się stopni. Większość
została. Rozwiązano jednak Brygadę Sabaudzką:
Mówi się, że gdy Wiktor Emanuel odbierał [w Turynie] ostatnią
paradę Brygady Sabaudzkiej poprzedzającą odesłanie żołnierzy do
domów za Alpy, które stały się teraz granicą państwową, żołnierze oraz sam władca byli do głębi poruszeni […] Stare przymierze między orężem sabaudzkim i dynastią sabaudzką dobiegało
końca pośród rytuału oraz fanfar wojskowego przeglądu; zamykał się osiemsetletni okres historii. Konała jedna z najstarszych
2
3
Jacques Lovie, Savoie, dz. cyt., s. 41.
Tamże, s. 43–45.
sabaudia
31
i najstabilniejszych monarchii Europy […] Każdy człowiek honoru, nawet najzagorzalszy demokrata […] mógł być pod wrażeniem tej chwili4.
Gdy było już po wszystkim, cesarz Napoleon III i cesarzowa Eugenia złożyli w dniach od 27 sierpnia do 5 października pierwszą oficjalną
wizytę w Sabaudii. Uroczystości miały wystawny charakter – ulice obwieszono chorągiewkami i transparentami z wyrazami lojalności, ruszył
też niekończący się korowód parad, przyjęć, balów, bankietów, koncertów oraz przedstawień teatralnych. Cesarz łaskawie spożył chamois aux
épinards, a cesarzowa uprzejmie machała ręką na każdy okrzyk z tłumu.
Na peronie dworca w Chambéry zainstalowano oświetlaną gazem tablicę pamiątkową, na której widniał cesarski orzeł o dziewięciometrowych
skrzydłach trzymający w szponach tablicę z liczbą 141 8935. Miała ona
reprezentować głosy oddane w Sabaudii za Francją.
Nikt nie mógł wiedzieć, jakie okazałyby się wyniki głosowania,
gdyby do wyboru dano wszystkie możliwości. Wielka Brytania i Szwajcaria protestowały, lecz na darmo. Francja i „Sardynia” utrzymywały, że
wypełniły swoje powinności, a wynik ratyfikowano zgodnie z prawem.
Król i hrabia Cavour mieli na głowie pilniejsze sprawy. Wolna strefa handlowa powstała wzdłuż nowej francuskiej granicy ze Szwajcarią. Fait był
accompli.
Rozwód Sabaudii z Piemontem trzeba jednak postrzegać jako historyczny rozłam. Zrywał on unię trwającą od 1416 roku, całkowicie lekceważąc liczne demokratyczne rozwiązania, które można było wprowadzić.
Co więcej, oddzielił rządzącą dynastię od jej kolebki. Monarchia była teraz jak łódź bez kotwicy: krucha łupina, którą miotały burzliwe morza
włoskiej polityki.
4
5
Henri Ménabréa, Histoire de la Savoie, dz. cyt., s. 347.
Jacques Lovie, Savoi, dz. cyt., s. 48.
Każde królestwo ma swój kres!
Norman Davies pisze jak nikt inny. Jego książki odkrywają dzieje nieznane
i zaskakujące. Zaginione królestwa to przygoda, jakiej jeszcze dotąd nigdy
nie przeżywaliśmy. Przygoda z królestwami, których już nie ma. Zaginęły
skruszone przez czas.
Autor zabiera nas w magiczną podróż. Prowadzi do miejsc, których próżno
by szukać na mapach Europy. Są wśród nich kraje nieznane i odległe: od
potężnej Aragonii przez rozpustne Fiume aż po dostatnią Burgundię. Są też
i te blisko związane z Polską: Galicja, Prusy czy Wielkie Księstwo Litewskie.
Wybitny brytyjski historyk wprawia w zdumienie. Jest porywającym
przewodnikiem po upadającym Związku Sowieckim, rozśpiewanej Irlandii czy
państwie barbarzyńskich Wizygotów. Tylko z tej książki można dowiedzieć
się, gdzie obecnie obraduje rząd Wolnego Miasta Gdańska na uchodźstwie
albo czy w Wielkiej Brytanii panuje niemiecka rodzina. Zaginione królestwa
to dzieło obalające nasze wyobrażenia o historii.
O książkach Normana Daviesa:
„Świetnie napisane i fascynujące w szczegółach”.
„Observer”
„Cudownie bogata i inspirująca”.
„Evening Standard”
„Śmiałe i pełne rozmachu przedsięwzięcie, książka wielkiej miary”.
„London Review of Books”
Cena detal. 89,90 zł
Download