CREDO I DEKALOG

advertisement
CREDO I DEKALOG
Kazania katechizmowe
CYKL CZYTAŃ „B”
2011-2012
CREDO I DEKALOG
Kazania katechizmowe
CYKL CZYTAŃ „B”
2011-2012
Przemyśl 2011
Kolegium redakcyjne:
ks. dr Waldemar Janiga,
ks. dr Piotr Kandefer,
o. mgr Paweł Solecki OFMConv
Redakcja naukowa i skład:
ks. dr Wacław Siwak,
ks. dr Waldemar Janiga
Projekt okładki:
ks. mgr lic. Bartosz Rajnowski
Adiustacja tekstu:
s. mgr Krystyna Kasperczyk Sł. NMP Starow
IMPRIMATUR
Kuria Metropolitalna w Przemyślu
L.dz. 2245/077/2011 z dnia 14. 11. 2011 roku
bp Adam Szal – Wikariusz Generalny
ks. Bartosz Rajnowski – Kanclerz Kurii
ISBN 978-83-88522-80-2
Wydawca:
Wydawnictwo Archidiecezji Przemyskiej
37-700 Przemyśl, Plac Katedralny 4a
Tel.: 16 678 66 94; fax.: 16 678 26 74
Druk:
TECHGRAF Łańcut
BĘDĘ SIĘ RADOWAŁ Z TWOICH USTAW….
„Pan mówi: Imię moje znieważane jest wśród
wszystkich narodów oraz «Biada temu, przez którego
znieważane jest Imię moje». Przez co znieważane?
Przez to, że nie pełnimy tego, czego nauczamy…”.
To fragment homilii patrystycznej anonimowego autora z II wieku. Bardzo wymowne słowa i ostra
przestroga dla głosicieli Słowa, dla pasterzy wspólnot parafialnych.
Podejmując ten fragment homilii można go
odnieść również do słuchaczy Słowa. Znieważane jest
Imię moje, przez to, że nie pełnimy tego, co słuchamy, co zostaje nam przekazane.
Kiedy ojciec rodziny zauważa, że dzieci nie
przestrzegają prawa Bożego, że gardzą słowem
rodziców, stara się odwołać do autorytetu większego
niż on sam. Mając świadomość, że także w naszej
diecezji, mogą pojawić się zachowania, które ujawniają pokusę pomniejszenia lub osłabienia mocy
Imienia Bożego zaprosiłem księży odpowiedzialnych
za formację duchowieństwa, ale także i tych, którzy
analizując rzeczywistość współczesnego świata,
starają się wychodzić im naprzeciw w posłudze
duszpasterskiej Kościoła, aby przybliżyli naszym
wiernym naukę Katechizmu Kościoła Katolickiego.
W każdą niedzielę wychodzimy ze świątyni nakarmieni Słowem Bożym. Zdarza się, że dla uspokojenia
sumienia pomniejszamy wagę słyszanego słowa,
przypisując je raczej księdzu niż przyjmując jak jest
naprawdę jako Słowo Boże.
A zatem, w ciągu kolejnych dwóch lat homiletyczną refleksję nad Słowem Pana ubogacać będziemy darem Tradycji Kościoła zawartym w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
W minionych pokoleniach, nawet w życiu wielu starszych ta obecność Katechizmu była powszechna. Każdego dnia wypowiadaliśmy słowa nauki Kościoła i wpisywały się one w nasz umysł i kształtowały sumienia.
Proszę zatem Księży Proboszczów, aby w czasach powszechnego zagonienia, zanikania tradycji
modlitwy dzieci ubogacanej przez obecność w niej
rodziców, przejęli role duchowych ojców Parafii
i korzystając z trudu księży opracowujących kazania
potraktowali je z całą odpowiedzialnością jako pomoc
konkretną i wartą uwagi na drodze posługi zbawieniu powierzonych im dusz. Nie są to „gotowce”, które
wystarczy przeczytać wiernym. Są pomocą, inspiracją i ukierunkowaniem tematycznym. Jest świętym obowiązkiem duszpasterza, aby się nad tymi
słowami pochylił, i próbował przemyśleć jak przy
pomocy światła Ducha Świętego przekazać je wiernym w swojej wspólnocie parafialnej. Ufam, że tak
się stanie i przyzywam Ducha Świętego, aby wam
6
Drodzy Bracia, podpowiedział najbardziej trafne
słowa, przenikające umysły i serca słuchaczy.
Ojciec Święty Benedykt XVI podczas katechezy w dniu 8 listopada tego roku, omawiając psalm
118 zauważył: „jest to imponujący i uroczysty kantyk
na temat Bożej Tory, to znaczy Jego prawa - które
stanowi wyzwanie dla człowieka i powoduje jego
reakcję ufnego posłuszeństwa i wielkodusznej miłości. Jest tak dlatego, gdyż Boże prawo nie jest
ciężkim jarzmem niewoli, lecz darem łaski, który
czyni wolnymi i prowadzi do szczęścia. «Będę się
radował z Twych ustaw: słów Twoich nie zapomnę»
(w. 16) mówi psalmista, a następnie: «Prowadź mnie
ścieżką Twoich przykazań, bo ja się nimi raduję»
(w. 35); i znowu: «Jakże miłuję Prawo Twoje: przez
cały dzień nad nim rozmyślam» (w. 97). Prawo
Pańskie, Słowo Boże jest centrum życia modlącego
się człowieka. W nim znajduje on pociechę, staje się
ono przedmiotem jego rozmyślania, zachowuje je
w swoim sercu: «W sercu swym przechowuję Twą
mowę, by nie grzeszyć przeciw Tobie» (w. 11), to
właśnie jest sekretem szczęścia psalmisty. Następnie: «Zuchwali knują przeciw mnie podstępy, ja
całym sercem strzegę Twych postanowień» (w. 69)”.
Autorom i Redaktorom tych dwuletnich homilii – katechez wyrażam słowa podziękowania za
ich pracę i za zrozumienie powagi sytuacji w jakiej
znajduje się dziś Kościół czyli my wszyscy.
7
Moją refleksję pragnę zakończyć pouczeniem
Benedykta XVI ze wspomnianej katechezy. Dedykuję
je wszystkim – głosicielom i słuchaczom tych homilii
– katechez:
„Boże Prawo, przedmiot żarliwej miłości psalmisty i każdego człowieka wierzącego, jest źródłem
życia. Pragnienie, aby je zrozumieć, obserwować,
skierować ku niemu całą swą istotę jest charakterystyką człowieka sprawiedliwego i wiernego
Panu, który nad nim «rozmyśla dniem i nocą», jak
mówi Psalm 1 (w. 2). Prawo Boże jest takim prawem,
które należy przechowywać «w sercu», jak mówi
znany tekst «Szema Jisrael» w Księdze Powtórzonego
Prawa”.
 Józef Michalik
Arcybiskup Metropolita Przemyski
Przemyśl, w Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, AD 2011.
8
WPROWADZENIE
W Jezusie Chrystusie Bóg najpełniej „przemówił” do człowieka, objawiając mu pełnię prawd
potrzebnych do zbawienia. A są nimi:
 artykuły wiary – odnoszą się do samego Boga
i Jego działania – mówiąc inaczej, odpowiadają
na pytanie: „w co wierzyć”?
 normy postępowania – wskazówki dotyczące
urzeczywistniania życia chrześcijańskiego – odpowiadają na pytanie: „jak żyć”?
By pomóc szukać odpowiedzi na te pytania,
Kościół w swej mądrości daje specjalne narzędzie –
Katechizm. Wedle definicji encyklopedycznej to:
„książka-podręcznik zawierający podstawowy, syntetyczny i całościowy wykład prawd wiary i norm
moralności chrześcijańskiej, zakorzeniony w Piśmie
św., Tradycji, historii i ludzkiej egzystencji, służący
do nauczania i kształtowania przekonań i postaw
wiernych” (EK, t. 8, kol. 1038-1039).
Po przeszło czterystu latach od ukazania się
Katechizmu Rzymskiego (1566 r.) duszpasterze
i wierni otrzymali nowy Katechizm Kościoła Katolickiego (1992 r.). Błogosławiony papież Jan Paweł II
z okazji jego publikacji wydał Konstytucję Apostolską Fidei Depositum, w której apelował: „Proszę
zatem pasterzy Kościoła oraz wiernych, aby przyjęli
ten Katechizm w duchu jedności i gorliwie nim się
posługiwali, pełniąc swoją misję głoszenia wiary
i wzywając do życia zgodnego z Ewangelią. Katechizm zostaje im przekazany, by służył jako pewny
i autentyczny punkt odniesienia w nauczaniu nauki
katolickiej”.
Posłuszni wezwaniu Błogosławionego Papieża,
a zarazem świadomi braku głębszej znajomości
katolickiej doktryny, a niekiedy wręcz błędnego jej
rozumienia u wielu wiernych (co pokazują socjologiczne badania), jak również wielkiego zamętu w sferze aksjologicznej, który niosą współczesne czasy,
podejmujemy od nowego roku liturgicznego 2011/12
w naszej Archidiecezji trud systematycznego kaznodziejskiego wykładu Katechizmu.
Celem dwuletniego cyklu kazań katechizmowych, jak podkreśla Pasterz Kościoła Przemyskiego,
„jest twórcze sięgnięcie do Katechizmu Kościoła
Katolickiego, aby pogłębić znajomość prawd wiary,
norm etycznych i moralnych, a następnie przez
modlitwę w pełniejszy sposób uczestniczyć w życiu
Kościoła. Jestem przekonany, że będzie to szczególna
pomoc w odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być
katolikiem we współczesnych warunkach” (ks. abp
Józef Michalik, Słowo Metropolity do katechetów
i duszpasterzy Archidiecezji Przemyskiej, 2011).
W pierwszym roku realizacji programu, tematy homilii zostały zasadniczo wzięte z artykułów
Katechizmu umieszczonych w dwu częściach: pierw10
szej – Wyznanie wiary i trzeciej – Życie w Chrystusie.
Natomiast drugi rok będzie obejmował analogicznie
cześć drugą – Celebracja misterium chrześcijańskiego
oraz czwartą – Modlitwa chrześcijańska.
Niniejsza publikacja stanowi pomoc dla księży
w ich kaznodziejskiej posłudze kursorycznego
wykładania katechizmowych prawd wiary i norm
moralnych. Kazania zostały rozłożone na wszystkie
niedziele roku liturgicznego, z pominięciem
pierwszych niedziel miesiąca - tzw. niedziel
adoracyjnych (z wyjątkiem pierwszej niedzieli
grudnia 2011) oraz największych uroczystości roku
liturgicznego: Triduum Paschalnego, Bożego Narodzenia, Zesłania Ducha Świętego i Bożego Ciała, jak
również niedziel, na które są przewidziane listy
pasterskie tj.: pierwszej niedzieli Adwentu, pierwszej
niedzieli Wielkiego Postu, święta św. Szczepana,
Niedzieli Świętej Rodziny.
Zasadniczo merytoryczną strukturę każdej
jednostki stanowi: 1) Problem, sytuacja egzystencjalna, 2) Myśl biblijna z czytań lub myśl z tekstów
liturgicznych (co Pan Bóg na to?); 3) KKK lub
Kompendium – wykład nauki Kościoła; 4) Zastosowanie życiowe – konkrety, aplikacje praktyczne.
Propozycje kazań katechizmowych zawarte
w niniejszej publikacji, zostały poprzedzone wprowadzającym tekstem ks. prof. E. Stańka, najlepszego
11
teoretyka i zarazem praktyka w trudniej i jakże
potrzebnej dziś dziedzinie kazań katechizmowych.
Wszystkim autorom zamieszczonych kazań
składamy serdeczne podziękowania za trud ich przygotowania, a wszystkim korzystającym z ich przemyśleń, życzymy twórczych i owocnych wystąpień na
ambonie.
Redaktorzy
12
Ks. Edward Staniek – Kraków
KAZANIA KATECHIZMOWE
I. Potrzeba katechezy dorosłych
Jednym z nieporozumień Kościoła w ostatnich
pięćdziesięciu latach jest przeakcentowanie katechezy dzieci i młodzieży z pominięciem katechezy
dorosłych.
Jezus nie ewangelizował ani dzieci, ani młodzieży. To jest zadanie rodziny i poza nią nie wolno
go podejmować, bo nie ma szans, a nawet może być
szkodliwe. Prowadzi bowiem do bolesnego zderzenia
tego, o czym mówi katecheza, z konkretem w rodzinnym domu! Skuteczność katechezy w szkole dotyczy
jedynie dzieci z rodzin dobrych, mam na uwadze praktykujących. Trzeba katechizować dorosłych, a oni,
głównie swym życiem, uczynią to wobec dzieci.
Ojcowie Kościoła, o których będę wspominał
często, bo to moi Mistrzowie, nie prowadzili nigdy
katechezy dzieci ani młodzieży. Dlatego ekspansja
Kościoła w ich czasach była bardzo mocna. Ewangelizacja dorosłych posiada potężną siłę przebicia!
Mamy do czynienia z groźnym infantylizmem,
bo poziom polskiego katolicyzmu, to poziom dziecka
drugiej klasy! Katecheza dorosłych jest sprawą życia

Tekst referatu wygłoszonego do kapłanów Arch. Przemyskiej w czasie Kongregacji Rejonowych w Sanoku i Przemyślu 7-8 III 2011.
lub śmierci Kościoła na polskiej ziemi i to w najbliższych dwu - trzech latach.
Ta katecheza winna być przeprowadzona
przez ambonę, aby dotknąć tych, którzy jeszcze do
ołtarza podchodzą. Ich ilość, w skali Polski, niknie
w naszych oczach. Drugim wymiarem jest praca
w małych grupach, które pragną katechezy i wiedząc, jak wiele od niej zależy w ich życiu, są w stanie
znaleźć na nią czas. Tak kazania katechizmowe jak
i trud dotarcia z Katechizmem do istniejących grup
parafialnych to głośne wołanie chwili obecnej.
Takie podejście wymaga ekspresowego przygotowania kapłanów, którzy autentycznie wierzą i mają powołanie do tego zadania. W Polsce tego przygotowania brak. Od wojny, czyli od roku 1945, nie
udało się katechezy dorosłych postawić jako centralnego punktu ani w seminariach diecezjalnych, ani
zakonnych (tu czasem są wyjątki), ani w studiach
teologicznych, ani w parafiach.
II. Konieczność duszpasterstwa
indywidualnego
W Ewangelii spotykamy się z ogólnym przepowiadaniem Jezusa do tłumów liczących nawet kilka
tysięcy. Ten typ przepowiadania został uznany w naszym Kościele jako najważniejszy i księża do niego
są przygotowani. Ambona to takie głoszenie Dobrej
Nowiny.
W Ewangelii jest również wyraźnie zaznaczone przepowiadanie Jezusa, skierowane na zasadzie wtajemniczenia do uczniów, zawsze na osob14
ności. Ich liczba sięgała około 120 osób. Tylu w wieczerniku czekało na zesłanie Ducha Świętego.
Organizacyjnie była to elita licząca Dwunastu, oraz
grupy operacyjne, liczące 72 osoby, ujęte w 36 ekip
przygotowujących teren do spotkania z Jezusem.
Chrystus im zlecił zadania i to dokładnie! Jeśli
proboszcz nie ma takich świeckich uczniów w parafii,
to jego podejście do duszpasterstwa jest mało ewangeliczne. Proszę wybaczyć ostrość sformułowania, ale
z Ewangelią się nie dyskutuje. Jesteśmy w szkole
Jezusa!
W Ewangelii jest jeszcze jeden typ ewangelizacji, a są to osobiste spotkania z Jezusem, które
odsłaniają duszpasterstwo indywidualne. Klasycznym tego przykładem jest spotkanie Jezusa z Nikodemem. On, obok Maryi Matki Jezusa, został najlepiej przygotowany do Golgoty. Po spotkaniu z Mistrzem z Nazaretu wiedział, na jakim palu u wejścia
do Jerozolimy zostanie zawieszony wąż Nowego
Przymierza. Przygotował do tego, swego przyjaciela
Józefa z Arymatei, a on blisko w skale wykuł nowy
grób! Oto owoc duszpasterstwa indywidualnego.
Drugim przykładem jest spotkanie Jezusa przy studni z Samarytanką. Ona po krótkiej rozmowie doprowadziła do Mesjasza mieszkańców rodzinnego
miasta. Jedna przypadkowa rozmowa, a owoce wspaniałe.
Kapłan winien być przygotowany do tego typu
duszpasterstwa, czyli do indywidualnej rozmowy na
temat Ewangelii z dorosłym człowiekiem. To duszpasterstwo jest kamieniem węgielnym owocnej pracy
w grupach oraz duszpasterstwa ogólnego, czyli ka15
znodziejstwa. Jeśli go braknie, te dwa nasze działania o szerszym zasięgu nie wydadzą wielkich owoców. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje.
Obumierają tysiące wiernych… bo brakło spotkań
z nimi w cztery oczy i godzinnej rozmowy. Nie można
tego podjąć ze wszystkimi, ale trzeba podjąć z kilkunastu ludźmi w parafii. Jeśli każdy kapłan będzie
miał takie spotkania, to parafia nie zginie! Każdy
bowiem z tych ludzi promieniuje Ewangelią na
kilkanaście bliskich mu osób.
III. Ewangelia – Katechizm - Teologia
Pragnę zwrócić uwagę na rozróżnienie, jakie
istnieje między Ewangelią, Katechizmem i Teologią.
Ewangelia to Dobra Nowina, czyli wiedza
zbawcza dostępna dla wtajemniczonych. Jej sercem
jest osobiste spotkanie z Jezusem. W Nim mamy,
w najkrótszej formie, syntezę całego objawienia. On
też, wierzącym w Niego, daje udział w zbawieniu.
Ewangelia zatem jest osobistym spotkaniem z Jezusem - Synem Człowieczym i Synem Boga, w którym
spotykamy się z Ojcem niebieskim. W ich ramionach
jest nasze zbawienie, to znaczy pełnia harmonii i nasza tożsamość.
Podkreślam, że nie chodzi o dokładną znajomość wszystkich tekstów zapisanych w Nowym Testamencie, czyli nie chodzi o wiedzę mierzoną przy
pomocy testów wiadomości, ale o osobiste spotkanie.
Dotykam więc dwu dróg wiodących do poznania Boga. Jedną jest rozum, ta droga jest mocno
akcentowana w świecie tzw. racjonalizmu. To droga
16
wiodąca do poznania prawdy, droga wielu zakamarków, w których rozum łatwo się gubi.
Druga droga poznania Boga, to osobiste spotkanie z Nim w duchu przyjaźni. Ta droga jest krótka. Rozum może szukać 90 lat i nie znaleźć, bo on
idzie w stronę Boga tylko po śladach. Tymczasem
spotkanie może mieć miejsce w sekundach, w wymianie spojrzeń. Tak spotkała Jezusa Samarytanka.
Ona wiedziała, Kogo spotkała, mimo że nauki Jezusa
nie znała. Takie spotkanie jest tysiąc razy ważniejsze niż sterta wiadomości o Chrystusie.
Dotykam ewangelizacji. Ona zawsze zmierza do
osobistego spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem.
Katechizm to synteza Nauki Objawionej, która pozwala dostrzec depozyt, za który odpowiada Kościół. To jest powszechne nauczanie Kościoła ujęte
w formie teologiczno-prawnej z uzasadnieniem poszczególnych twierdzeń.
Innymi słowy, jest to objawiona wiedza zbawcza, w której może uczestniczyć człowiek ochrzczony,
o ile mu na poznaniu tej wiedzy zależy. W Katechizmie na pierwszy plan wysuwa się jednak doktryna,
czyli pewien zestaw wiadomości zawartych w objawieniu, i można w nich zgubić Chrystusa z pola widzenia. Będzie to wówczas wielki wysiłek budowania
światopoglądu katolickiego, z przeoczeniem osobistego spotkania z Jezusem. Intelekt zdominuje spotkanie, czyli wzajemną miłość, jaką darzy nas Chrystus, a my Jego. Istnieje wówczas niebezpieczeństwo
sprowadzenia Katechizmu do teorii, z pominięciem
ewangelizacji, czyli spotkania z Jezusem.
17
Właściwa kolejność jest taka: wpierw osobiste
spotkanie z Jezusem, a następnie pytanie o bogactwo
wiedzy - o Bogu, o świecie, o nas - jaką On nam
przekazuje. W Katechizmie ta wiedza jest zawarta,
ale bez osobistego spotkania z Jezusem jej znajomość
niewiele daje, bo nie pomaga w spojrzeniu Jego
oczami na życie. Jest tylko jedną z koncepcji życia,
do której odwołuje się Kościół jako instytucja. Dziś to
podejście często decyduje o porzuceniu Kościoła.
W nim wielu ochrzczonych nie spotkało osobiście
Jezusa i dlatego ich ani Kościół, ani Katechizm nie
interesuje. Powiem odważnie: Kto osobiście nie
spotkał Jezusa, ten do Kościoła nie należy, bo warunkiem należenia jest osobiste spotkanie z Chrystusem!
Teologia to próba syntezy nauki objawionej
podejmowana przez geniuszy. Jeśli ona jest oparta
na
osobistym
spotkaniu
teologa
ze
zmartwychwstałym
Chrystusem,
mamy
zdumiewająco piękne ujęcia bogactwa objawienia.
Jeśli teologowi zabraknie osobistego spotkania, to
pracuje on jedynie nad wiedzą zawartą w Biblii i
Tradycji, odczytaną w wymiarze intelektu, a nie
miłości. Dlatego często mamy do czynienia z dobrymi
znawcami materiału objawienia, ale nie z twórczymi
teologami.
Dziś termin „teolog” jest rezerwowany dla
znawców literatury teologicznej, dlatego teologia
może być uprawiana przez niewierzących. Zjawisko
trzeba dostrzec. Od początku wiadomo, że istnieje teologia prawdziwa, czyli ortodoksyjna, i teologia
fałszywa, nie mieszcząca się w ortodoksji. Tam, gdzie
18
braknie żywej obecności Zmartwychwstałego, tam
mamy do czynienia ze szczątkami teologii, a nie jej
pełnią. Mówię to w kontekście ostatniej wypowiedzi
1/3 teologów w Niemczech.
Istnieje wiele dyscyplin naukowych wielkiej
wartości, które jednak w teologii należą do nauk
pomocniczych. One mogą być prowadzone przez
niewierzących. Ich atutem jest dobry warsztat
naukowy, ale jeśli te dyscypliny pomocnicze usiłują
zająć pierwsze miejsce, to stają się niebezpieczne.
To
precyzyjne
zestawienie
Ewangelii,
Katechizmu i Teologii jest potrzebne, gdy stajemy
przy bramie do każdej z nich. Kto wchodzi w to
bogactwo, winien wiedzieć, co czeka go za bramą.
IV. Koncepcja cyklu kazań katechizmowych
Zgodziłem się na spotkanie z Wami, ponieważ
mam
pewne
doświadczenie
z
kazaniami
katechizmowymi. Już ponad 30 lat temu pod
wpływem Ojców Kościoła podjąłem się cyklu tych
kazań. Pierwszy z nich trwał osiem lat. Miałem
wówczas wdzięcznych słuchaczy. Czas ograniczony w
roku do ośmiu miesięcy, bo większość, związana ze
studiami, przybywała do Krakowa dopiero z
początkiem października, a z nadejściem czerwca już
ich nie było.
Zapotrzebowanie na takie treści było duże.
Przekonałem się o tym, gdy na powielaczu wydano
kazania
katechizmowe
dotyczące
Dekalogu
zatytułowane: „W trosce o sumienie”. Sprzedano
wówczas kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy. Po nich
19
przez dwa lata mówiłem o tajemnicach wiary,
wydano je pod tytułem „Sześć prawd wiary”. Kolejny
dwuletni cykl ująłem w tytuł „Kościół i sakramenty”,
a ostatni to „Wady, cnoty i modlitwa”. To były
kazania według starego Katechizmu, bo nowego
jeszcze nie było.
Wiedząc jednak, jak ważna jest katecheza dla
dorosłych, podjąłem cykl rozważań nad nowym
Katechizmem na łamach Tygodnika Rodzin
Katolickich „Źródło”. Wszystkie zebrałem w cztery
tomiki zatytułowane: Bogactwo i piękno objawionej
Prawdy, t. I, …świata Łaski, t. II, …świata Dobra, t.
III, … świata Miłości, t. IV. Zostały one wydane
przez Wydawnictwo św. Stanisława w Krakowie
2002-2004. Nie są to kazania, ale materiał do kazań
katechizmowych. Kogo to interesuje, może po nie
sięgnąć. Bogactwo tych ośmiu tomów jest duże i
wielu świeckich wiernych dziękuje za nie. To nie
tylko pomoc dla kaznodziei i katechety, ale i lektura
dla świeckich.
Te pisane dzieła pozwalają mi podzielić się
doświadczeniem w katechezie dorosłych prowadzonej
przez ambonę. Dodam tylko, że nie jest to takie
proste, bo blisko 10 lat byłem opiekunem katedry
homiletyki na PAT w Krakowie, i czułem, jak
studenci
nie
rozumieją
sensu
kazań
katechizmowych, i jak chętnie uciekają w stronę
homilii, nie rozumiejąc sensu ani jednego, ani
drugiego. Niektórzy już na ambonie, jako kapłani,
dorośli do homilii. Kazań katechizmowych z różnych
powodów nie chcą podejmować.
20
Celem homilii jest osobiste spotkanie ze
zmartwychwstałym Jezusem. Homilia zawsze odpowiada na pytanie, co to znaczy być chrześcijaninem. To jest jej główny cel. Natomiast celem
kazań katechizmowych jest odpowiedź na pytanie, co
to znaczy być katolikiem. Ten cel osiąga się przez
wejście w bogactwo zbawczej wiedzy przekazanej w
objawieniu. Jest ona ujęta w wielki gmach o czterech
klatkach schodowych, które można przedstawić
zwięźle, ale trzeba dostrzec ich wartość i harmonię.
Są nimi schody prawd wiary, norm etycznych i
moralnych, życia Kościoła oraz modlitwy.
Dziś istnieje wielkie zapotrzebowanie na
precyzyjne ukazanie, czym różni się katolik od
wszystkich innych. Potrzebne jest odkrycie
tożsamości katolika, ponieważ zatarto granicę i ta
tożsamość została zniszczona. Niewielu jest w stanie
jasno i konkretnie odpowiedzieć na pytanie: Co to
znaczy być katolikiem? Każde kazanie katechizmowe
zmierza do dania tej odpowiedzi. Katolicy są za nią
wdzięczni. Proszę zawsze pamiętać o tytule:
Katechizm Kościoła katolickiego. Precyzuje on
różnicę, jaka istnieje między nami, a Kościołem
prawosławnym,
Kościołami
po
reformacji,
Kościołami różnych formacji charyzmatycznych,
które nieustannie się mnożą.
***
Trzeba Jeszcze pamiętać, że poszukiwanie
zbawczej wiedzy jest w punkcie centralnym
współczesnego świata. Wszyscy ludzie chorzy,
zwłaszcza dotknięci depresjami, a jest ich w Polsce
40 %, w Stanach Zjednoczonych jeszcze więcej,
21
szukają zbawczej wiedzy. Szukają jej u psychologów i
psychiatrów. Oni szukają zdrowia, a troska o nie jest
nierozerwalnie połączona z wiedzą, jaką na temat
choroby i jej leczenia przekazuje specjalista.
Zacieśniliśmy zbawienie do szczęścia wiecznego, a to
dowodzi, że nie znamy pełni Ewangelii. Jezus na
kartach Ewangelii jawi się kilkadziesiąt razy jako
Lekarz zatroskany o zbawienie chorego. Zdrowie jest
częścią zbawienia. Bogu zależy na szczęściu
człowieka tak na ziemi, jak i w wieczności. Wejście
w bogactwo wiedzy Bożej, ujętej w Katechizmie, jest
warunkiem zdrowia ciała i ducha.
Jesteśmy świadkami tego, jak ludzie szukają
psychologów i psychiatrów, a nie rozmowy z
kapłanem, który udziela rozgrzeszenia. Tymczasem
zdrowie człowieka zależy od tego, w jakiej mierze
dostrzega on sens swego życia. Otóż zbawcza wiedza
pomaga w jego dostrzeżeniu. Wielu ludzi
zagrożonych pokusą samobójstwa choruje z powodu
braku sensu życia. Katecheza winna ten sens
ukazać. Greckie słowo Logos może znaczyć „słowo”,
ale znaczy również „sens”. Można przetłumaczyć
wstęp Ewangelii Jana: „Na początku był Sens, a
Sens był u Boga, a Bogiem był Sens. Wszystko przez
Sens się stało, a bez niego nic się nie stało”. Wiemy
jak cenna jest logoterapia, a w jej centrum jest
poszukiwanie przez pacjenta sensu swego życia!
V. Ojcowie Kościoła wypracowali Katechizm
W formie dygresji pragnę przypomnieć, że
początki Katechizmu można dostrzec już na
22
przełomie wieku II i III. Św. Ireneusz z Lyonu pisze
„Wykład nauki Apostolskiej”, to koniec wieku II.
W tym samym czasie Klemens Aleksandryjski pisze
trylogię: Logos protrepticos - nawracający, Logos
paidagogos - wychowujący i Logos didaskalos – nauczający. To jeszcze nie katechizmy, ale ich
zapowiedź. Są dziełami teologów, to jeszcze nie jest
nauczanie powszechne, ale autorzy usiłują przekazać
całość nauki objawionej w formie dostępnej dla
ówczesnej inteligencji. W tym samym duchu
Orygenes pisze swoje dzieło „O zasadach”.
W IV wieku Ojcowie podejmują już w ramach
katechezy
próby
nakreślenia
całości
nauki
objawionej. Do tego służą katechezy mistagogiczne,
wśród nich wyjątkowo piękne św. Cyryla
Jerozolimskiego, św. Jana Chryzostoma, Teodora z
Mopswesty i Ambrożego. Św. Grzegorz z Nyssy w ten
sposob ujmuje „Wielką katechezę”, a św. Augustyn
„Podręcznik do Wawrzyńca, czyli o wierze, nadziei i
miłości”.
Ten traktat syna św. Moniki był wzorcem
w doskonaleniu Katechizmu po Soborze Trydenckim.
Oparto go wówczas na Credo, czyli Wyznaniu Wiary,
na Dekalogu i na „Ojcze nasz”. Katechizm Jana
Pawła II wprowadza cztery części, wyodrębniając z
wyznania wiary prawdę o Kościele i sakramentach.
Tyle dla przypomnienia i dla podkreślenia, jak
ważny od pierwszych wieków był katechizm i
prowadzona według niego katecheza. Ważny jako
warunek podejścia do chrztu, bo w nim była
odpowiedź na interesujące nas pytanie: Czym różni
się katolik od innych? Katechizm był i jest ważny dla
23
wszystkich, którzy chcą mieć pewność co do udziału
w zbawczej wiedzy. W nim jest podany zestaw kluczy
do
wielu
drzwi
bogactwa
Bożego
świata
przekazanego w objawieniu.
24
VI. Gmach objawionej prawdy w ujęciu
katechizmowym
Sygnalizuję każdą z czterech jego konstrukcji,
są to schody doskonalenia aktu wiary, schody
dojrzewania w moralności, schody wtajemniczenia
w życie Kościoła oraz schody rozwoju modlitwy.
Schody wiary, posiadają aż siedem stopni.
Najniższy to wiara w Boga. Na tym poziomie
spotykamy się z wszystkimi, którzy uznają istnienie
Boga i tymi, którzy Go nie uznają, oraz tymi, którzy
szukają czegoś, co mogliby ubóstwić. Tu ma miejsce
spotkanie z tymi, którzy oddali się magii a nawet
satanizmowi. Bogiem dla człowieka jest to, co
stanowi dla niego najwyższą wartość. Może więc
zamieniać swego bożka wtedy, gdy zmienia
hierarchię wartości. Trzeba umieć mówić z
człowiekiem o jego Bogu. Tych bożków jest dziś
więcej niż było w starożytności.
Rozmawiam z mężczyzną po doktoracie.
Pytam, czy jest wierzący. On odpowiada że tak.
Kolejne pytanie, a w co pan wierzy? W Boga? – Tak,
wierzę w Boga. A czy pan wierzy Bogu i temu, co jest
podane przez Niego w Dekalogu? Odpowiedź
zdecydowana, nie wierzę. Oświadczyłem jasno: a
więc nie możemy mówić o wierze w Chrystusa i
Chrystusowi, o wierze w Kościół i Kościołowi, ani o
wierze w godność dziecka Bożego. Możemy mówić
jedynie na pierwszym piętrze gmachu wiary. Po
półgodzinnej rozmowie stwierdził: „Na temat wiary
nie mam nic do powiedzenia”. Pochwaliłem go za
szczerą odpowiedź i poprosiłem, by ją ujawnił, gdy w
25
swoim środowisku będzie uczestnikiem rozmów na
temat wiary. A jeśli zechce, to niech poszuka pewnej
wiedzy na temat gmachu wiary. Dotykam
aktualnego zagadnienia. Jak niewidomy nie może
mówić na temat kolorów, tak niewierzący nie może
mówić na temat bogactwa objawienia. On bowiem
nie ma nic do powiedzenia.
Z punktu widzenia Katechizmu na tym
stopniu chodzi o rozpoznanie twarzy prawdziwego
Boga, czyli o dotknięcie Jego przymiotów, one są
rysami Jego twarzy. Nie wystarczy wiedzieć, czyli
odpowiadać na pytanie, co znaczą słowa: Wszechmoc,
Sędzia, Pan, Wszystkowiedzący, Święty… Trzeba
doświadczyć jednego z przymiotów, aby wiedzieć, że
On jest, a nie tylko powtarzać to, co o Nim mówią
inni. Często są to tylko dyskusje na temat pojęcia
Boga. Wielu ludzi ma tak wypaczony Jego obraz, że
nie należy się dziwić, iż Go odrzucają.
Tym się różni katolik od innych, że żyje w obecności Boga prawdziwego i doświadcza twórczych
dotknięć Jego wszechmocy, sprawiedliwości, miłosierdzia i świętości.
Drugi stopień to wiara Bogu czyli liczenie się
z Jego przymierzem i przykazaniami, zwłaszcza
zawartymi w Dekalogu. O tym powiem więcej przy
stopniu, który dotyczy wartości moralnych.
Podkreślam, tym się różni katolik od innych,
że zna dane przez Boga Przykazania i usiłuje nimi
żyć. Na tym piętrze spotykamy się jedynie z
wierzącymi w Boga Izraelitami i żyjącymi
Dekalogiem. Islam nie uznaje Dekalogu.
26
Trzeci stopień to wiara w Jezusa Syna Bożego.
Najkrócej jest to wyrażone w słowach Tomasza
Apostoła: „Pan mój i Bóg mój”. Ma ona miejsce
wówczas, gdy dochodzi do osobistego spotkania z
Jezusem zmartwychwstałym. To godzina łaski,
której Bóg chce udzielić ludziom dobrej woli.
Konsekwencją tego spotkania jest liczenie się z
obecnością Chrystusa w naszym codziennym życiu.
On chce być z nami, byśmy zapragnęli Jego wiecznej
przyjaźni. To jest spotkanie o wielkich konsekwencjach, bo nadaje nowy sens naszemu życiu
Tym się różni katolik jako chrześcijanin od
innych, że spotkał zmartwychwstałego Jezusa i w
tym spotkaniu dostrzegł skarb nad skarby,
cenniejszy niż doczesne życie. To jest piętro, na
którym jest możliwy pełny dialog ekumeniczny.
Wszyscy bowiem chrześcijanie wierzą w Boską
godność Jezusa z Nazaretu.
Po tym spotkaniu wznosimy się stopień wyżej
i stajemy się uczniami Jezusa na zasadzie
całkowitego zaufania Jemu. To jest wiara Jezusowi.
Wyraża to św. Faustyna w słowach „Jezu, ufam
Tobie”. To zaufanie wzywa do odczytania Ewangelii,
aby lepiej poznać, czego On od nas oczekuje. Bóg
Ojciec powiedział na Taborze: „Jego słuchajcie”.
Postawił Jego autorytet ponad autorytetem Mojżesza
i Eliasza.
To zawierzenie Jezusowi pozwala wejść w
Jego wypowiedzi na temat miłości i w świadectwo
Jego miłości. To wznosi życie chrześcijanina na
wyższy poziom niż Dekalog. Wejście w świat miłości
nieprzyjaciół oraz świat miłości wzajemnej pozwala
27
odkryć jej boski wymiar. Bóg kocha nieprzyjaciół i w
Bogu miłość wzajemna jest prawem życia.
Tym się różni katolik od innych ludzi, że dla
niego słowo Ewangelii jest do wcielenia w życie, a nie
do dyskutowania.
Kolejny stopień to wiara w Kościół. Kluczem
do niego jest odpowiedź na pytanie, czym jest
Kościół? Według Katechizmu jest nim środowisko
wierzących w Chrystusa założone przez Niego na
ziemi, w imperium księcia tego świata. Ma wymiar
instytucjonalny i ten nie wymaga wiary, jego można
doświadczać, i z nim muszą się liczyć nawet
niewierzący. Ale całe bogactwo jego ducha jest
dostępne jedynie dzięki wierze w istnienie takiego
środowiska. Ma to miejsce, gdy spotykamy świadków
i gdy sami jesteśmy świadkami Chrystusa. Trzeba to
jasno ustawić, bo ludzie ranią głowę o instytucjonalny wymiar Kościoła. Kto dostrzega jego
duchowe bogactwo, ten umie głowę tak ustawić, że
jej nie rani o jego instytucjonalne kanty.
Katolik tym się różni od innych, że nie żyje
w środowisku tego świata, ale w środowisku
świętych, których po dwu tysiącach lat są miliony.
Na tym piętrze dochodzi do napięć w dialogu
ekumenicznym, ponieważ u jego podstaw jest różna
definicja Kościoła. Trzeba je znać i szanować, a w
zestawieniu należy dostrzec różnice. Prawem
współżycia jest prawo ewangelicznej miłości we
wszystkich jej formach.
Jeszcze wyższym stopniem jest wiara
Kościołowi. Ma ona miejsce, gdy szukamy pewności
co do właściwego rozumienia bogactwa objawienia.
28
Kościół na ziemi jest wyposażony przez Ducha
Świętego w dar nieomylności, który należy rozumieć
jako dar pewności. Droga, jaką nas Kościół prowadzi,
polega na odczytywaniu znaków czasu i na sygnalizowaniu na bieżąco rozwiązań zawartych w
objawieniu. Ta pewność jest poszukiwana przez
wszystkich, którym zależy na wędrowaniu we
właściwym kierunku.
Obecnie przeżywamy ostry atak na autorytet
Kościoła. Przeciwnicy znajdują wiele argumentów
w życiu współczesnych duchownych, teologów i świeckich katolików. Kto jednak odnajdzie się w Kościele jako środowisku Bożym, jest zdumiony jego doświadczeniem, długą historią oraz świadkami, jakich
posiada. Oni bowiem, mimo męczeńskiej śmierci,
w nim żyją. W zestawieniu z tak rozumianym
Kościołem nikt nie jest w stanie wskazać żadnego
innego środowiska o większym autorytecie religijnomoralnym. Zarzuty stawiane Kościołowi są w pewnej
mierze uzasadnione, ale te ataki Bóg traktuje jako
oczyszczenie swego Kościoła ze zbyt ludzkiego
wymiaru.
Katolik tym się różni od innych, że uznaje
najwyższy autorytet Kościoła katolickiego, który daje
mu pewność drogi życia.
Najwyższym
stopniem
przedstawionego
gmachu wiary, jest wiara we własną godność dziecka
Bożego, to znaczy głęboka świadomość tego, że Bóg
kocha mnie jako Ojciec. To dostrzeżenie swej
tożsamości w odniesieniu do Boga jako Ojca i do
Chrystusa jako Brata. Tu chodzi o pokrewieństwo
z Bogiem. Ten, kto to odkrył, dostrzega w pełni sens
29
każdej minuty swego życia, niezależnie od sytuacji,
w jakiej się znajduje. Kluczem do odkrycia tej
prawdy
są
wypowiedzi
Jezusa
na
temat
zamieszkania Ojca i Syna w sercu tego, kto miłuje
tak, jak tego uczy On sam (por J.14,23). Już tu na
ziemi jesteśmy mieszkaniem Boga w Trójcy
jedynego. A jeśli tak, to co nam jeszcze potrzeba do
szczęścia?
Katolik tym się różni od innych, że zna swą
godność, a jest to godność dziecka Bożego.
Ten zestaw kluczy do pięter gmachu wiary
otrzymujemy na chrzcie świętym. Trzeba jednak
nauczyć się nimi posługiwać. Bez tej umiejętności
gmach wiary pozostaje zamknięty.
Drugi element gmachu, jakim jest Katechizm,
stanowi prawda o Kościele i jego sakramentach. To
piąte i szóste piętro tej konstrukcji, o jakiej
mówiłem. Odsłania on tajemnicę społecznego
wymiaru wiary katolickiej. Jesteśmy pewni
obecności Chrystusa na ziemi aż do skończenia
świata. Jego pobyt w ludzkim ciele trwał ponad 30
lat, a pobyt w Ciele, jakim jest Kościół, jest wciąż
aktualny. Można Go w nim spotkać, a form Jego
obecności jest wiele. Wśród nich Słowo zawarte
Piśmie Świętym i Tradycji, oraz w sakramentach,
które są narzędziem Jego skutecznego działania. W
jakim stopniu korzystamy z tej Jego obecności, to
zależy od naszej wiary.
W kazaniach katechizmowych trzeba odsłonić
obecność Jezusa w Kościele i wskazać na Jego
interwencje w nasze życie przez sakramenty. Kryzys
wiary w Kościół jest połączony z porzuceniem
30
udziału w sakramentach, znak to czytelny, że nie są
one traktowane jako spotkanie z Chrystusem.
Prawne podejście do sakramentów jest zbyt słabe, i
świat się z nim rozprawia w ciągu kilku godzin. Po
jednej rozmowie z agitatorem księcia tego świata,
ludzie je porzucają. Każdy sakrament jest
spotkaniem ze zmartwychwstałym Jezusem.
Katolik tym się różni od innych, że zabiega
o spotkanie z Jezusem obecnym w sakramentach
i w gronie ludzi, którzy tym spotkaniem żyją. Kto nie
wie, czym jest spotkanie z Jezusem, nie podejdzie do
sakramentów, bo dla niego to tylko magiczne znaki.
Trzecim elementem konstrukcji Katechizmu
jest objawiona nauka o człowieku jako arcydziele
stworzonym na obraz i podobieństwo Boga oraz
o jego szczęściu. W nim poznajemy prawdę o
wolności, sumieniu, cnotach i grzechu, o prawie
moralnym i łasce. Podejmując decyzję wejścia w to
bogactwo, odnajdujemy je na drugim i czwartym
piętrze gmachu wiary, o jakim mówiłem. Dekalog
jest powtórzony przez Jezusa i podany w
interpretacji ewangelicznej. Trzeba pamiętać, że z
przykazaniami Boga się nie dyskutuje i nie usiłuje
się ich ani zmieniać, ani wykreślać z Bożego Prawa.
Jezus powiedział: „Dopóki niebo i ziemia nie
przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie
zmieni się, aż się wszystko spełni” (Mt 5,18)
Przypominam, że Dekalog to nie tylko prawo
Boże, które przyjmujemy za swoje, ale to również
skala, przy pomocy której rozpoznajemy ludzi. Ich
podejście do Dekalogu mówi nam o tym, z kim mamy
do czynienia. Ten, kto potknie się o przykazanie
31
i wstaje, wierzy Bogu i z Nim się liczy, grzeszy i
nawraca się. Takim mogę ufać, bo i Bóg im ufa. Jeśli
natomiast ktoś na stałe wymontował jedno z
przykazań Dekalogu, nie ufa Bogu i z Nim się nie
liczy. Wiem, z kim mam do czynienia. Mogę, a
czasem muszę z nim żyć na co dzień, ale z głęboką
świadomością tego, kim on jest. To nie jest powód do
napięć, to tylko odsłonięcie prawdziwej twarzy
człowieka. Może wierzy w Boga, ale Bogu na pewno
nie wierzy.
Kazania
katechizmowe
winny
odsłonić
wartości, których strzegą poszczególne przykazania.
Ten, kto je dostrzeże, chce nimi żyć, bo bez nich życie
traci sens. Jesteśmy świadkami wysokiej fali etyki
sytuacyjnej, która usiłuje obalić Dekalog. Jest on
jednak skałą i fala rozbije się o nią, a Przykazania
jako dobre rady Boga pozostaną nie tknięte.
***
Dotknę tylko jednego przykazania Dekalogu,
a jest nim: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”.
Chodzi w nim o odpoczynek. Tak jest to ujęte w
opisie stworzenia świata. Odpoczynek to warunek
szczęścia człowieka. Jeden dzień w tygodniu należy
przeznaczyć na odpoczynek. Przywilej uczestniczenia
we Mszy świętej jest dodany do tego dnia przez
chrześcijan. Mówię o tym, ponieważ jesteśmy
świadkami programu, którego celem jest zmęczenie
wartościowych ludzi. Nie mają czasu na odpoczynek.
Trzeba odsłonić wartość odpoczynku i metody jego
niszczenia. Zapracowanie ścina ludzi wartościowych.
Kto nie umie odpoczywać, ten niszczy siebie, a często
32
i innych. To dla przypomnienia wartości, jakie Bóg
ukrył w Dekalogu, mając na uwadze nasze szczęście.
Katolik tym się różni od innych, że przyjmuje
Dekalog w całości, bo w Kazaniu na Górze został on
przez Chrystusa wpisany w Ewangelię.
Czwarty wymiar konstrukcji Katechizmu to
modlitwa, czyli osobiste spotkanie z Bogiem
nastawione na odkrycie tego, do czego jestem Bogu
potrzebny. Jestem potrzebny na ziemi i będę
potrzebny w wieczności. To spotkanie doskonali
odniesienie dziecka do Ojca i kształtuje serce tak, by
było podobne do serca Jezusa, Syna Bożego. On jest
wzorem odniesienia do Ojca i pełnienia Jego woli.
Bogactwo modlitwy odkrywamy na najwyższym
piętrze wiary, o którym mówiłem.
Punktem zasadniczym jest modlitwa „Ojcze
nasz” traktowana jako reguła życia dziecka Bożego.
To nie tylko słowa, to zawsze rozpoznanie,
umiłowanie i wykonanie woli Ojca.
Wtajemniczenie w bogactwo osobistego
spotkania z Ojcem i z Jezusem jest celem kazań
katechizmowych
dotyczących
ostatniej
części
Katechizmu.
Katolik tym się rożni od innych, że w każdym
momencie umie się spotkać z Ojcem niebieskim, aby
ustalić, jaka jest Jego wola i by zdać sprawę z jej
wykonania. Wszystkie inne wymiary modlitwy oraz
doskonalenie osobowości są zawarte w tym
spotkaniu. Bez niego nikt nie podejmie modlitwy, bo
mu szkoda na nią czasu. Ona jest spotkaniem z
Ojcem, a na nie nigdy nie szkoda czasu!
33
Tak zarysowany jest gmach nauki Kościoła
o bogactwie objawienia. Katolik decyduje się na
zamieszkanie w nim. Jest on niedostępny dla
niewierzących. Aktualna sytuacja wzywa nas do
przypomnienia ludziom tego gmachu i ukazania jego
bogactwa. Bez kazań katechizmowych jest to
niemożliwe.
34
VIII. Konkretne uwagi co do kazań
katechizmowych
Kazania katechizmowe muszą być głoszone
w cyklu. To jest tak, jakbyśmy budowali dom. Trzeba
zgromadzić materiał i pokazać, jak się buduje,
odsłaniając dokładnie wszystko krok po kroku.
Dostarczamy materiału i kierujemy budowlą.
Zaczynamy od fundamentów, następnie kładziemy
płytę, po niej wznosimy po kolei piętra aż po dach.
Trzeba zaprogramować wszystko i nie wolno nic
mieszać. Jak jesteśmy przy fundamentach, nie
mówimy o oknach, jak przy dachu, nie mówimy o
łazienkach, jak przy oświetleniu, nie mówimy o
kanalizacji.
Wykład
Katechizmu
musi
być
systematyczny, punkt po punkcie, i ktokolwiek ze
słuchaczy opuści jeden z nich, winien chcieć szukać
tego, czego nie usłyszał, bo brakuje mu części do
całości.
Kazania winny być głoszone w każdym
tygodniu tak, aby słuchacze czekali na następne.
Dłuższe przerwy utrudniają katechezę przez
ambonę. Jeśli są ważne listy duszpasterskie, to
kazanie katechizmowe trzeba skrócić do 7 minut, ale
winno być. Praca bowiem nad budową światopoglądu
trwa. Ona ma coś z wzrostu, jaki obserwujemy w
przyrodzie, w nim każda przerwa jest jakimś
defektem.
Kazanie katechizmowe winno wychodzić z
liturgii danej niedzieli. Pierwsza jego część jest
zatem krótką homilią. Bogactwo słowa natchnionego
pozwala wejść w punkt nauki Katechizmu.
35
Początkowo to rodzi trudności, ale po kilku
kazaniach one znikają i można harmonizować
homilię z katechizmem.
W wykładzie Katechizmu należy mieć na
uwadze aktualność jego nauki. Słuchacze na to
czekają. To nie jest teoria, to jest praktyka. W
dostrzeżeniu tej aktualności często pomaga tekst
natchniony czytany w czasie liturgii słowa. Konkret,
jakiego dotkniemy, pomaga w przeniesieniu
bogactwa objawienia w codzienne życie.
Przy wykładzie Katechizmu trzeba uwzględnić
apologię prawdy objawionej, czyli zarzuty, jakie są
stawiane pod jej adresem. Ta apologia jest wpisana
w Ewangelię. Jezus był genialnym apologetą. Jego
pojedynki w dyskusjach polemicznych kończyły się
nokautami. To jest ewangeliczny przekaz objawionej
prawdy. Nie wolno jednak w budowie gmachu
Katechizmu przesunąć akcentu na polemikę. Trzeba
mieć ręce i serce zaangażowane w budowę, a tylko
wtedy, gdy to jest konieczne, trzeba posłużyć się
ciosem.
W tych kazaniach ważny jest język. On musi
być aktualny i ewangeliczny, czyli konkretny. Nie
można się na ambonie posługiwać językiem
teologicznym, bo nikt go nie rozumie. Ludzie nie
wiedzą, czym się różni grzech od złego czynu, nie
mają pojęcia, co należy rozumieć przez słowo „łaska”.
Katechizm jest napisany językiem prawnym i
teologicznym, ale kaznodzieja musi wyjść do
słuchaczy w ich języku. Ewangelia posługuje się
językiem rolników, pasterzy, rybaków, biznesu,
lekarzy, prawników, matematyki, biologii, fizyki…
36
W tym roku w jednej z klas piątych nikt nie wiedział,
co znaczy słowo „niewiasta”. Trzeba przekazać
prawdy zawarte w Katechizmie ich językiem i wcale
nie trzeba ich uczyć ani języka prawniczego, ani
teologicznego. Im to nie jest potrzebne!
Katechizm jest jak lustro w którym odkrywam,
w jakiej mierze jestem katolikiem. Nie należy jego
bogactwa przedstawiać jako tego, „co powinno być”,
tylko jako „to, co jest”. Wielu wierzących ludzi żyje
Katechizmem na wysokim poziomie. Oni słuchając
słów o Katechizmie cieszą się, bo odnajdują w nich
siebie. Inni nie powinni tego odbierać w kategoriach
„tak być powinno”, ale jako szansę do zrealizowania,
wychodząc od tego, co jest.
W Katechizmie nic nie jest powiedziane w
kategoriach „muszę”, lecz wszystko w kategoriach
„chcę”. Tak bowiem ustawia Jezus. On mówi: „Jeśli
kto chce iść za Mną…” U Niego nie ma żadnej presji.
Nie ma żadnego przymusu. Droga Dobrej Nowiny
jest drogą dobrej woli. Ten, kto na nią wchodzi, wie,
dlaczego to czyni. On idzie dlatego, że „chce”, a nie
dlatego, że „musi”. Jednym z poważnych błędów
przepowiadania Ewangelii jest ujęcie jej w formie
„musisz”. Jestem katolikiem dlatego, że chcę, a nie
dlatego, że muszę. Dotykamy wielu pytań z tym
związanych, ale przejście na drogę „chcę”, a nie
„muszę”, jest ważną odpowiedzią na nie.
Nie wolno na ambonie używać sformułowania:
„Wydaje mi się”. Ambona nie jest miejsce przekazu
prywatnych poglądów tylko nauki Kościoła i dlatego
promieniuje pewnością objawionej prawdy. O tej
37
pewności decyduje obecność Ducha Świętego w
kaznodziejskim słowie.
Czas kazania katechizmowego nie powinien
przekraczać piętnastu minut. To wymaga jasnego
ukazania dwu lub trzech prawd w omawianym
punkcie Katechizmu. Dziś dłuższe kazania nie są
słuchane. Zegarek na ambonie jest konieczny!
Owocem takiego kaznodziejstwa jest wyjście
z ciasnych granic sterylizowania życia religijnego od
życia codziennego. Ewangelia to pełnia codziennego
życia otwarta na wieczność. To jest życie „tu i teraz”,
które ma wymiar wieczny. Pełnia szczęścia zawarta
w pełnieniu woli Ojca w chwili obecnej jest
utrwalona na wieki! Kto życie człowieka sprowadza
do ołtarza i sakramentów, wyrządza krzywdę sobie i
tym, do których mówi. Trzeba wprowadzić Jezusa,
czyli Wcielone Słowo Boga w codzienność. Trzeba je
wcielić w swoim życiu w 24 godziny na dobę!
Drugim owocem jest odkrycie swego miejsca
w życiu Kościoła na przestrzeni dwu tysięcy lat.
W Polsce to już tysiąc lat. To dowartościowanie
wszystkich pokoleń i wielka troska o to, aby
przekazać skarb wiary następnym pokoleniom w
trosce o ich szczęście. To sprawia, że kapłan jest
wypełniony energią, że nie zagraża mu zniechęcenie,
że widzi sens swych wysiłków. Udziela się to również
wiernym. Papież w ostatniej adhortacji przestrzega
przed duszpasterstwem zachowawczym, ono musi
być dynamiczne!
38
Ks. Zbigniew Suchy – Przemyśl
DAĆ SIĘ ODNALEŹĆ BOGU
II Niedziela Adwentu - 4 grudnia 2011
KKK, nr 26-49
Tydzień temu weszliśmy w nowy rok
liturgiczny. Słowami Pasterzy zaproszeni zostaliśmy
do Kościoła, który jest naszym domem. Miarą
szczęścia mieszkańców domu jest życzliwy stosunek
domowników do siebie i troska każdego z nich, na
miarę swoich możliwości, o tego domu pomyślność i
szczęśliwość.
Zdarza się, że któryś z domowników opuszcza
dom, zakłóca relacje lub staje się pasożytem, który
nie wnosząc do tego domu nic z własnej pracy i troski
korzysta z wysiłku i utrudzenia innych. Dom
zaczyna być smutny. Domownicy podejmują starania
o zmianę sytuacji. Rozpoczyna się poszukiwanie
sposobów, które pomogły by przywrócić takiego
kogoś do wspólnoty.
Analogicznie będziemy starać się w tym roku
pojmować i rozumieć Kościół – jako miejsce
samorealizacji
każdego
z
ochrzczonych
i
uczestniczących w niedzielnej Eucharystii. Pomocą
będzie dla nas Katechizm Kościoła Katolickiego,
który pomoże nam samym zrozumieć zasadnicze
prawdy wiary i przez to uzdolni nas do pomocy
innym.
Liturgia czytań dzisiejszej drugiej niedzieli
Adwentu przypomina słowa proroka Izajasza
modlącego się o spełnienie się obietnicy mesjańskiej,
39
według której przyjdzie Emanuel, który pocieszy
swój lud. Ciągłe niewole, upokorzenia i klęski
doświadczane przez Naród Wybrany doprowadzały
lud do kryzysu wiary, do zwątpienia, czy
rzeczywiście zapowiadany mesjasz przyjdzie. Prorocy
wychodzili
naprzeciw
tym
wątpliwościom
i
zapowiadali, że słowo Pana jest pewne, a nadejście
mesjasza to kwestia czasu. Czasem i sami prorocy
przeżywali wątpliwości i kierowali do Boga usilne
wołanie, podobne to tego, który wypowiada Izajasz.
Ewangelia tej niedzieli napełnia radością. Oto
już jest we drzwiach. Głos proroka stojącego na
granicy Starego i Nowego Przymierza obwieszcza, że
Bóg wypełni swoją zapowiedź. Więcej – Bóg mimo, że
Izrael częstokroć gardził Nim, zdradzał na rzecz
bóstw obcych nie odwrócił się od niego, nie cofnął
swojej miłości, bo jakby nie może się odkochać od
swojej pierwszej miłości i już jest blisko.
Poszukiwanie człowieka przez Boga, to
swoistego rodzaju leitmotiv całej historii zbawienia.
Zarówno tej odległej, ale i współczesnej. W
niewielkiej książeczce O. Joachima Badeniego Wyjdź
do światła daje on świadectwo temu odnalezieniu go
przez Boga. Oto ten fragment: „W swoim życiu
kawalerskim, rok przed wybuchem drugiej wojny
światowej odwiedzałem we Lwowie nocne lokale.
Robiłem to do momentu, kiedy 20 czerwca 1938
roku, idąc na imprezę, minąłem dość obojętnie figurę
Matki Bożej z Lourdes. To była duża figura, stała
przy źródle – w czasie wojny zlikwidowali ją
bolszewicy, dzisiaj znowu stoi odrestaurowana. Idę
spokojnie i nagle czuję, że ktoś łagodnie położył mi
40
rękę na plecach, dokładnie w okolicach łopatki.
Doskonale pamiętam ten dotyk. To było bardzo
macierzyńskie, stanowcze i bardzo delikatne.
Odwróciłem się. Za mną nie było nikogo… To było
pierwsze mistyczne doświadczenie i początek nowej
drogi życiowej”. Dodajmy – drogi, która doprowadziła
go do dominikanów, a potem stał się narzędziem w
ręku Boga poszukującego swoich dzieci.
To nie Badeni wybrał Boga – był od niego
bardzo, bardzo daleko. To Bóg przez znak, mistyczne
doświadczenie spotkania z Matką swojego Syna.
Warto abyśmy dzisiaj, za chwilę, po
wysłuchaniu słowa Bożego wypowiadając słowa
mszalnego wyznania wiary uświadomili sobie tę
prawdę. To nie my robimy łaskę Panu Bogu, jak
dziecko, które łaskawie obdarza matkę czy ojca
kilkoma słowami. Czasem ma się takie wrażenie
obserwując nasze zgromadzenia eucharystyczne.
Nieliczni pełnym głosem wypowiadają słowa Credo,
wielu ledwie szepce, większość milczy. Tymczasem
Credo, jest odpowiedzią człowieka na wołającego
Boga. Jeśli wrócić do dzisiejszej Ewangelii jest
odpowiedzią na wołanie Jana Chrzciciela, że Jest już
blisko. Na ten głos o spełnieniu obietnicy przychodzić
zaczęli nad Jordan ludzie różnych stanów i różnych
opcji wiary.
Zanim zaczniemy nasze niedzielne Wyznanie
wiary posłuchajmy pouczenia Katechizmu: „Gdy
wyznajemy naszą wiarę, zaczynamy od słów:
"Wierzę" lub "Wierzymy". Dlatego wykład wiary
Kościoła wyznawanej w Credo, celebrowanej w
liturgii oraz przeżywanej w praktykowaniu
41
przykazań i w modlitwie, zaczynamy od pytania, co
to znaczy "wierzyć". Wiara jest odpowiedzią
człowieka daną Bogu, który mu się objawia i udziela,
przynosząc równocześnie obfite światło człowiekowi
poszukującemu ostatecznego sensu swego życia”.
Ta odpowiedź nie jest łatwa. Na przeszkodzie
stają nasze duchowe zapory, w postaci grzechu.
Przypomina i uświadamia nam tę prawdę
Katechizm. W rozdziale drugim numerze 28
wyraźnie określa ten dramat człowieka: „On z
jednego [człowieka] wyprowadził cały rodzaj ludzki,
aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi. Określił
właściwe czasy i granice ich zamieszkania, aby
szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku.
Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z
nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz
17, 26-28)”.
Oprócz ograniczoności ludzkiej natury i
umysłu, mogą pojawić się inne jeszcze zagrożenia,
które zaciemniają drogę człowieka do odkrycia
poszukującego Boga: „Człowiek może jednak
zapomnieć o tym "głębokim i żywotnym połączeniu z
Bogiem", może go nie dostrzegać, a nawet wprost je
odrzucać. Źródła takich postaw mogą być bardzo
zróżnicowane: bunt przeciw obecności zła w świecie,
niewiedza lub obojętność religijna, troski doczesne i
bogactwa, zły przykład wierzących, prądy umysłowe
wrogie religii, a wreszcie skłonność człowieka
grzesznego do ukrywania się ze strachu przed
Bogiem i do ucieczki przed Jego wezwaniem”.
Wypowiadając
słowa
Credo,
mamy
uświadomić sobie jeszcze jedną prawdę – umysł
42
ludzki został wyposażony w Boga w takie zdolności,
które z dzieł stworzonych może poznać istnienie
Boga: „Człowiek stworzony na obraz Boga, powołany,
by Go poznawać i miłować, szukając Boga, odkrywa
pewne "drogi" wiodące do Jego poznania. Nazywa się
je także "dowodami na istnienie Boga"; nie chodzi tu
jednak
o dowody,
jakich
poszukują
nauki
przyrodnicze,
ale
o "spójne
i
przekonujące
argumenty", które pozwalają osiągnąć prawdziwą
pewność. Punktem wyjścia tych "dróg" prowadzących
do Boga jest stworzenie: świat materialny i osoba
ludzka” (31).
Nasz przewodnik na drogach dawania
odpowiedzi poszukującemu Bogu daje świadectwo, że
nie była to droga łatwa i oczywista. Nie od razu dał
posłuch wołaniu. Minęło jeszcze trochę czasu zanim
stanął u kratek konfesjonału by wyrzucić z siebie
„grzechowy” gruz, który , jak to sam zaznacza, jest
wielką przeszkodą w dobrym słuchu wiary. Drogą
przygotowującą była lektura Pisma Świętego. Tę
formę dochodzenia do posłuszeństwa głosowi Boga
wskazuje także Katechizm: „Z tego powodu człowiek
potrzebuje światła Objawienia Bożego nie tylko
wtedy, gdy chodzi o to, co przekracza możliwości jego
zrozumienia, lecz także, "by nawet prawdy religijne
i moralne, które same przez się nie są niedostępne
rozumowi, w obecnym stanie rodzaju ludzkiego
mogły być poznane przez wszystkich w sposób łatwy,
z zupełną pewnością i bez domieszki błędu".
43
Ks. Zbigniew Suchy – Przemyśl
W RODZINIE UCZYMY MIŁOŚCI KOŚCIOŁA
I WIARY W JEGO NADPRZYRODZONOŚĆ
III Niedziela Adwentu – 11 grudnia 2011
KKK, nr 50-100
Ogromnie weselę się w Panu, wyśpiewuje dziś
w pierwszym czytaniu prorok Izajasz. Jego radość,
skłaniająca go do tej formy radości wynika z faktu
posłania. Został heroldem ogłaszającym istotną
prawdę, jedynie ważną dla człowieka – Bóg cię
kocha.
Poprzez lata historii zbawienia kolejnym
namaszczonym na bycie heroldem na granicy
testamentów zostaje Jan Chrzciciel. Nie kończy
objawienia, ale zapowiada nadejście jego szczytowej
formy, którą było pojawienie się Baranka, któremu
Jan nie był godzien rozwiązać rzemyków u Jego
sandała. Numer 50 drugiego rozdziału Katechizmu
Kościoła Katolickiego w sposób bardzo prosty i
przejrzysty określa tę radość: „Za pomocą rozumu
naturalnego człowiek może w sposób pewny poznać
Boga na podstawie Jego dzieł. Istnieje jednak inny
porządek poznania, do którego człowiek nie może
dojść o własnych siłach; jest to porządek Objawienia
Bożego. Na mocy swego całkowicie wolnego
postanowienia Bóg objawia się i udziela człowiekowi.
Czyni to, objawiając swoją tajemnicę, swój zamysł
życzliwości, który odwiecznie przygotował w
Chrystusie dla dobra wszystkich ludzi. Objawia w
44
pełni swój zamysł, posyłając swego umiłowanego
Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, i Ducha
Świętego”.
Różnymi drogami i w różnej formie
dokonywało się to objawienie miłości Boga.
Pierwszym był akt stwórczy. Świat nie został
stworzony jako przejaw mocy Boga, on został dany
człowiekowi, jako list mówiący o miłości Boga do
człowieka. Miłość ta była wielka, bo wszystko co Bóg
stworzył było dobre, a sam człowiek był bardzo
dobrym dziełem owej miłości.
Dzieło stworzenia, to oddanie się Boga
człowiekowi w miłości zostało sprofanowane ludzką
zdradą, która wyraziła się w mezaliansie z Diabłem.
Reakcja Boga ujawnia, że nie cofa on swojej miłości.
Opuszczenie raju nie było karą Boga, ale efektem
wyboru człowieka. Decyzja Boga była decyzją
miłości: „Bóg, który przez Słowo wszystko stwarza i
zachowuje, daje ludziom w rzeczach stworzonych
wieczne świadectwo o sobie. Zamierzając zaś
otworzyć drogę zbawienia wiecznego, objawił
ponadto siebie samego pierwszym rodzicom na
początku. Wezwał ich do wewnętrznej komunii z
sobą,
przyoblekając
ich
blaskiem
łaski
i
sprawiedliwości.
Objawienie
to
nie
zostało
przerwane przez grzech naszych pierwszych
rodziców. Rzeczywiście, Bóg "po ich upadku wzbudził
w nich nadzieję zbawienia przez obietnicę
odkupienia; i bez przerwy troszczył się o rodzaj
ludzki, by wszystkim, którzy przez wytrwanie
w dobrym szukają zbawienia, dać żywot wieczny”
(KKK 54-55).
45
Dostrzegając, że człowiek, zwłaszcza zraniony
skutkami grzechu pierworodnego nie w pełni
rozumie dzieła stworzenia jako przejaw Bożej miłości
lecz dziełom tym nadaje przymioty boskie i oddaje im
cześć należną jedynie Bogu, Bóg postanawia przyjść
z pomocą owej słabości ludzkiego umysłu. Powołuje
patriarchów, a potem proroków, którzy swoim
słowem wyjaśniają „znaki czasu”. Zaraz u początku
formowania
wspólnoty
narodu
wybranego
wyprowadza ich na pustynię, gdzie przez czterdzieści
lat pod ręką Mojżesza utwierdza wiarę ludu, że On
jest jedynym prawdziwym Bogiem i nie ma innego
poza Nim: „Po patriarchach Bóg ukształtował Izrael
jako swój lud, ocalając go z niewoli egipskiej.
Zawiera z nim przymierze na Synaju i przez
Mojżesza dał mu swoje Prawo, by uznał Go i służył
Mu jako jedynemu prawdziwemu i żywemu Bogu,
opatrznościowemu Ojcu i sprawiedliwemu Sędziemu,
oraz by oczekiwał obiecanego Zbawiciela. Izrael jest
kapłańskim Ludem Bożym, na którym „imię Pana
zostało wezwane” (Pwt 28,10). Jest to lud tych, „do
których przodków Pan Bóg przemawiał , lud
"starszych braci" w wierze Abrahama” (KKK 62-63).
Kiedy
i
te
starania
nie
przynoszą
oczekiwanego owocu, Bóg posuwa się do aktu
heroicznego. Nie bacząc, że zabijano proroków, ufa,
że uszanują Jego Syna. W Tajemnicy Wcielenia
posyła Go na ziemię, by objawił ludziom Jego miłość
i Jego miłosierdzie: „Wielokrotnie i na różne sposoby
przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a
w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez
Syna" (Hbr 1, 1-2). Chrystus, Syn Boży, który stał się
46
człowiekiem,
jest
jedynym,
doskonałym
i
ostatecznym Słowem Ojca. W Nim powiedział On
wszystko i nie będzie już innego słowa oprócz Niego”
(KKK 65)
Ze śmiercią ostatniego z Apostołów zamknięta
została księga objawienia, przestał płynąć strumień
Bożego przekazu. Nie znaczy to jednak, że Słowo
zostało martwe. Żyje ono w Kościele, któremu zostało
przekazane
jako
depozytariuszowi
Bożego
Objawienia. Jest ono ciągle żywe i skuteczne, jeśli
jest słuchane i wyjaśniane zgodnie w wykładnią
Urzędu Nauczycielskiego Kościoła.
Nadal to słowo zdeponowane w Kościele ma
moc przywoływania ludzi, jak kiedyś słowo Jezusa
wyrywało od pracy galilejskich rybaków i dawało im
siłę do pójścia za Nim. Ma tę samą moc jak słowo
Jezusa, które wyprowadziło z mrocznej komory
celnej celnika Mateusza i dało mu ufność, że
pozbawiony środków do życia, narażony na represje
ze strony Rzymian, potrafił odnaleźć swoje szczęście
przy Jezusie. Ma wreszcie tę moc, by zerwać
ograniczenia jakim podlega ludzki umysł i objawić
mu światło wiary.
Święty Augustyn był i można powiedzieć jest
niedościgłym wzorem bogactwa intelektu. Jego
niewiara była wypadkową ulegania hedonizmowi,
ale także i trudnościami zrodzonymi z jego
przenikliwego umysłu, którym starał się zgłębić
tajemnice bytu. I niestety nie udawało się. W sukurs
przyszła modlitwa matki świętej Moniki, która tą
modlitwą przygotowała umysł syna na przyjęcie
słowa Bożego. I kiedy przez przypadek sięgnął do
47
księgi Pisma Świętego i przeczytał owe słowa:
„Bracia noc się posunęła, a przybliżył się dzień,
odrzućmy zatem uczynki ciemności”, nagle wszystko
stało się jasne. Posługa świętego Ambrożego
dopełniła reszty. Z głęboką wiarą przyjmijmy ostanie
pouczenie Katechizmu: „Święty depozyt wiary
(depositum fidei), zawarty w świętej Tradycji i
Piśmie świętym, został powierzony przez Apostołów
wspólnocie Kościoła. Na nim polegając, cały lud
święty zjednoczony ze swymi pasterzami trwa stale
w nauce Apostołów, we wspólnocie braterskiej, w
łamaniu chleba i w modlitwach, tak iż szczególna
zaznacza się jednomyślność przełożonych i wiernych
w zachowywaniu przekazanej wiary, w praktykowaniu jej i wyznawaniu” (KKK 84).
Jak te nieco teologiczne koncepcje przełożyć
na język naszej codzienności. Sądzę, że pierwszym
warunkiem jest uczenie się miłości do Kościoła i
budowanie świadomości, że jest on święty, że jest
moim domem, z którego kiedyś wyruszę do
wiecznego domu Ojca.
Wielki umysł renesansu Erazm z Rotterdamu
był nagabywany przez protestantów do zmiany
wyznania. Argumentowali: „Jak ty tak światły
człowiek możesz żyć w kościele, w którym jest tyle
grzechów, trwa handel odpustami”? Na te propozycje
odpowiedział bardzo mądrze, słowami, które
świadczyły o wielkiej miłości Kościoła: „ Kocham mój
Kościół, bo Kościół kocha mnie i czeka abym stał się
lepszy. Kiedy się to stanie, to i mój Kościół także
stanie się lepszy”.
48
I druga myśl – przesłanie. Podobnie jak Bóg
sukcesywnie odkrywał przed człowiekiem swoją
miłość, tak potrzeba, aby w tym roku, roku czynienia
Kościoła domem rodzice uwzględniając wiek swoich
dzieci przybliżali im prawdę o Bogu, dawali
świadectwo swojej wierze, podobnie, jak to czyniła
święta Monika względem swego syna.
Potrzeba nam więcej troski i utożsamiania się
z Kościołem. Bo dom każdy, jest jak pięknie napisała
to w swojej książce Zofia Kucówna: „przesycony jest
miarą duchowości człowieka, który go stworzył.
Widziałam różne domy. Widziałam takie, które były
tylko adresami i takie, które promieniowały, gadały,
śpiewały, śmiały się. Dom to bardzo krucha,
delikatna rzecz. Z duchem domu trzeba rozmawiać,
aby i on gadał, trzeba piosenki mu śpiewać, aby i on
chciał śpiewać, śmiać się do niego, aby i on był
uśmiechnięty, pieścić go, aby i on umiał przytulić,
czasem i skarcić go trzeba. Trzeba o niego zabiegać i
troszczyć się jak o drugiego człowieka”.
49
Ks. Jan Gwalbert Dąbal – Ostrów
PISMO ŚWIĘTE – HISTORIA ZBAWIENIA
IV Niedziela Adwentu – 18 grudnia 2011
KKK, nr 101-141
I. Człowiek żyje w rzeczywistości słowa: przez
nie się wypowiada, formułuje opinie, tworzy relacje,
komunikuje swoją radość i swój ból, a nawet jeśli
milczy, to milczeniem może wypowiadać swój lęk,
bezradność czy brak nadziei.
Słowo może być bardzo twórcze i budujące, ale
i destruktywne, a wtedy niszczy więzi społeczne,
począwszy od rodziny, poprzez naród, aż po
wszelakie społeczności globalne. I nie omija Kościoła.
Obserwując bieżące problemy całego świata nie
możemy tego nie dostrzegać: nierówności społeczne,
wiele krzywdy społecznej, skandale, także w
Kościele, konflikty międzynarodowe.
Dzisiaj słowa zalewają potokiem informacji,
które niekoniecznie odzwierciedlają prawdziwe
oblicze rzeczywistości, w której żyjemy. Jest wiele
„niby prawdy” naszpikowanej „kłamstewkami”,
aluzją. Wiele cynizmu, którego człowiek wrażliwy nie
może znieść. Słowa stają się jedynie wyrazami, które
nie są przyjazne człowiekowi. Zdaje się, że nie tylko
chrześcijanie, ale wszyscy żyjemy w świecie o bardzo
ciemnych kolorach.
Benedykt XVI jakby w odpowiedzi na ten
smutny czas przekazuje Kościołowi i światu
encyklikę Spe salvi (W nadziei już jesteśmy
50
zbawieni) przekonywująco puentując naszą refleksję,
że „chrześcijaństwo nie było jedynie «dobrą nowiną»
– przekazem treści do tej pory nieznanych. Używając
naszego języka, trzeba powiedzieć, że chrześcijańskie
orędzie nie tylko «informuje», ale również «sprawia».
Oznacza to: Ewangelia nie jest jedynie przekazem
treści, które mogą być poznane, ale jest przesłaniem,
które tworzy fakty i zmienia życie. Mroczne wrota
czasu, przyszłości, zostały otwarte na oścież. Kto ma
nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie”
(nr 2).
II. Słowo Boże z czwartej niedzieli adwentu,
w tym roku tydzień przed pamiątką narodzin
Odkupiciela człowieka – Jezusa Chrystusa,
oczekiwanej przez wieki Nadziei, przygotowuje nas
nie tylko do przeżycia „pamiątki”, ale mocą Ducha
Świętego może uczynić to wydarzenie aktualnym,
żywym faktem dokonującym się we mnie, w moim
osobistym życiu, w rodzinie i w parafii. Ten żywy
fakt będzie promieniował dalej, ponieważ nie da się
ukryć światła świecącego.
Prorok Natan przekazuje królowi Dawidowi
odwieczny zamysł Boży wyniesienia jego domu, jego
rodowej linii. Bóg coraz bardziej przybliża nadzieję
dla ludzkości, że potomek Niewiasty zmiażdży głowę
szatanowi (Rdz 3, 15). Ta prehistoryczna zapowiedź
zwana Protoewangelią – pierwszą dobrą nowiną po
upadku pierwszych rodziców – coraz bardziej się
konkretyzuje.
Staje
się
bliższą
nadzieja
przywrócenia porządku zniszczonego przez grzech
pierworodny. Człowiek nie jest skazany na
zatracenie.
51
Poprzez
przymierze
Boga
z
Noem,
Abrahamem czy Jakubem widzimy coraz wyraźniej,
jak Bóg wprowadza swój plan zbawienia i sprawi „że
nie będzie odjęte berło od Judy” (Rdz 49,10) i Boże
błogosławieństwo spłynie obficie na ród Dawida. Do
jego następców Bóg będzie odnosił się jak do swoich
dzieci: „Ja będę mu ojcem, a on będzie mi synem, a
jeżeli zawini, będę go karcił rózgą ludzi i ciosami
synów ludzkich. Lecz nie cofnę od niego mojej
życzliwości” (2 Sm 7, 14 – 15 a).
Zapowiedziany
Dawidowi
potomek jest
zwiastowany Maryi, a przez Maryję całej ludzkości.
Słowo Boże nie byłą czczą obietnicą, ale żywym
zatroskaniem o los ludzkości, o odnalezienie się
zagubionego człowieka.
Gdy powrócę do smutnej refleksji z początku
tej medytacji, to muszę przypomnieć, że właśnie
błogosławiony Jan Paweł, czy obecny Ojciec Święty
niosą człowiekowi słowa nadziei. Ich nauczanie nie
jest „czczą gadaniną”, ale słowem pełnym życia. Ilu
ludzi odnalazło dzięki temu swoją życiową drogę? A
kto otrzymał nadzieję, jakby otrzymał nowe życie.
Taki sens ma odnalezienie Jezusa Chrystusa
jako faktu, jako Boga i Człowieka z rodu Dawida,
jako Jedynego Zbawiciela, który jest jedynym
Słowem Ojca Przedwiecznego, które przyjęło słabe
ludzkie ciało, upodabniając się do ludzi we
wszystkim z wyjątkiem grzechu (por. KKK 101- 102).
Maryja to nie tylko dziewczyna z Nazaretu,
która przeżyła niezwykły stan mistyczny i która
otrzymała na ludzki sposób „szaloną obietnicę”, ale
Ona jest zapowiadaną „niewiastą” (Rdz 3,15), której
52
Dziecko pokona węża. Przez Nią i w Niej Bóg
wypełni swoją wolę ocalenia człowieka od potępienia
.
Ona „zmieszała się na te słowa” (Łk 1, ), bo jak
to możliwe, aby począć dziecko bez udziału
mężczyzny? Anioł Gabriel daje jej wewnętrzny pokój
i wyprowadza Ją z wątpliwości i „strachu”. To nie
będzie zwyczajne poczęcie dziecka przez mężczyznę i
kobietę, ale to będzie wcielenie, tzn. Odwieczny Syn
Boży weźmie z Niej cielesność, człowieczeństwo.
Duch Święty osłoni Ją – to zjednoczenie natury
boskiej Odwiecznego Syna Bożego z naturą ludzką
poczętą w „błogosławionym łonie” Maryi mocą Ducha
Świętego.
On – Jezus – potomek króla Dawida,
prawdziwy Syn Boży zrodzony, a nie stworzony. W
Nim wypełniły się proroctwa Starego Testamentu,
zatem w Jezusie Chrystusie zwieńczyły się
przymierza, które zawierał Bóg przez wieki: z Noem,
Abrahamem, Jakubem, Mojżeszem czy wreszcie z
Dawidem.
Słowo z dzisiejszej niedzieli ma przede
wszystkim umocnić naszą wiarę w sens obietnic,
które Bóg dawał całej ludzkości poprzez Izraela,
a Jezus Chrystus otworzył perspektywę wybraństwa
Bożego i życia w błogosławieństwie dla wszystkich
narodów, bo tak przekonuje św. Paweł chrześcijan
w Rzymie, a dzisiaj nas przez słowo drugiego czytania: „Temu, który ma moc utwierdzić was zgodnie
z Ewangelią i moim głoszeniem Jezusa Chrystusa,
zgodnie z objawioną tajemnicą, dla dawnych wieków
ukrytą, teraz jednak ujawnioną, a przez pisma pro53
rockie na rozkaz odwiecznego Boga wszystkim narodom obwieszczoną, dla skłonienia ich do posłuszeństwa wierze, Bogu, który jedynie jest mądry,
przez Jezusa Chrystusa, niech będzie chwała na
wieki wieków. Amen” (Rz 16, 25 27). Tak wierzę
w to, ale to AMEN – to jeszcze nie koniec kazania.
III. Poprzez lekturę Słowa Bożego z tej
niedzieli widzimy bardzo przejrzyście spójność
Nowego i Starego Testamentu oraz odwieczny
zamysł Boży wobec stworzenia, który nie zawsze jest
dobrze rozumiany i właściwie widziany przez
człowieka, dlatego też prorok Izajasz przestrzega
nas, tak jak kiedyś Izraela, przekazując słowo
samego Boga: „myśli moje nie są myślami waszymi,
ani wasze drogi moimi drogami” (55,8).
W historii Dawida zawarta jest historia jego
potomka Jezusa Chrystusa i odwrotnie: tylko w
Jezusie, który jest Mesjaszem możemy właściwie
zrozumieć historię Dawida i obietnicę, którą
otrzymał od Boga. To właśnie wyraził św. Augustyn,
wielki badacz i komentator Pisma Św., w słowach:
„Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast
Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym” (por. KKK
128 – 130). Stary Testament bez Nowego nie ma
wyjaśnienia i jest księgą niedokończoną, natomiast
Nowy bez Starego będzie tylko historią Jezusa z
Nazaretu, opisem i komentarzem do Jego nauk i
znaków, ale bez odwiecznego zamysłu Boga wobec
człowieka.
Dlatego też Kościół od początku pielęgnował
i czcił słowo Boże jeszcze mocniej niż Żydzi w
synagodze, ponieważ dla chrześcijan to było słowo,
54
które się „już” wypełniło w Jezusie Chrystusie (por.
KKK 128 – 129)
W tym momencie ważne będzie świadectwo
arcybiskupa Paryża, kard. Jean – Marie Lustigier’a,
który zapytany, co spowodowało, że się nawrócił
z judaizmu na katolicyzm, odpowiedział, że jako
wierzący Żyd on się nie nawrócił, ale doszedł do pełni
wiary. Właśnie, tą pełnią wiary jest Jezus Chrystus
– zwornik dziejów i najgłębszy sens Objawienia
Bożego.
To Duch Święty, sprawca Wcielenia Syna
Bożego z woli Ojca w Maryi, czuwa nad tym, aby
człowiek właściwie rozumiał Słowo Boga. Odkrycie
Jezusa przez młodego Aarona Lustigiera bez światła
Ducha Świętego byłoby niemożliwe. W swoich
poszukiwaniach idzie do Kościoła, a używając języka
św. Jana z Apokalipsy, do Anioła Kościoła w
Orleanie, aby tam szukać i znaleźć pełnię wiary,
którą przyniósł Jezus najpierw Żydom, a potem
innym narodom.
Zgodnie z wolą kard. Lustigera przy jego
trumnie widniał napis: „Moimi patronami byli
arcykapłan Aaron, św. Jan – umiłowany uczeń i
Matka Boża, Służebnica Słowa. Ja zaś otrzymałem
wiarę, otrzymałem chrzest, ale do końca pozostałem
Żydem, jak wszyscy apostołowie”.
Istnieje
zatem
konieczność
pogłębiania
znajomości Pisma Świętego, bo w jaki inny sposób
można Boga poznać, jeśli zignoruje się Jego własne
słowo (to, co On mówi o Sobie) czy Jego działanie w
historii człowieka? Aaron Lustigier znał świetnie
Prawo i Proroków i nie zignorował tego Słowa, ale
55
szukał odpowiedzi na zapowiedzi Mesjasza i odnalazł
je w Jezusie i w Jego Kościele.
Świat – a wg św. Jana to rzeczywistość bez
Boga (bezbożna), to ludzie nie uznający Stwórcy
i Jego prawa nad stworzeniem – nie proponuje dróg
prowadzących „ku poznaniu i doświadczeniu Boga”,
ale raczej na „rajskie peryferia”, na które chce nas
sprowadzić i sprowadza „władca tego świata” diabeł
i jego demony. Kusiciel nie chce, aby człowiek
pamiętał, co mu Bóg powiedział, ale subtelnym i
bezczelnym tonem mentora wprowadzić chce
człowieka w kłamstwo. To jest jego metoda działania
wobec człowieka. Udało mu się to z pierwszymi
rodzicami i udaje się także dzisiaj, ponieważ Bóg
zdaje się być dla wielu naszych braci i sióstr obcy i
odległy, ponieważ nieznany. Poza tym życie w
grzechu, zwątpieniu, letniości nie tworzy klimatu
Raju czyli szczęścia z bliskości Boga. Jeśli Bóg nie
będzie pragnieniem serca człowieka, to nigdy nie
sięgnie on do „opasłej księgi” zwanej Biblią. Jeśli nie
odkryje w Biblii Księgi Życia, słowa jedynej Nadziei,
pozostanie ona księgą martwą i zamkniętą.
Sprawdzają się tutaj słowa Św. Hieronima, że
„Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością
Chrystusa”.
IV. Adwent jest dla chrześcijan Kościoła
Katolickiego czasem zadumy nad swoja wiarą w
Jezusa Chrystusa, który ciągle jest obecny w swoim
Kościele właśnie przez Słowo Boże i sakramenty. On
chce, aby wspólnota wierzących w Niego i Jego
Słowa nie zatrzymała się tylko na elementach
kulturowych, nawet najbardziej wzruszających, jak
56
np. wieczerza wigilijna, szopka, żłóbek czy msza
pasterska o północy, ale aby odnaleźć Go – jako
jedynego Odkupiciela człowieka, poza którym nie ma
zbawienia.
Zakończę te refleksję słowem z Konstytucji
Soboru Watykańskiego II Dei Verbum (O objawieniu
Bożym) na temat: czym jest Słowo Boże dla
człowieka wierzącego: „Tak wielka tkwi w słowie
Bożym moc i potęga, że jest ono dla Kościoła podporą
i siłą żywotną, a dla synów Kościoła utwierdzeniem
wiary, pokarmem duszy oraz źródłem czystym i
stałym życia duchowego” (nr 21).
57
Ks. Roman Froń – Jaćmierz
WIARA ODPOWIEDZIĄ CZŁOWIEKA
NA BOŻE OBJAWIENIE
Uroczystość Objawienia Pańskiego - 6 stycznia 2012
KKK, nr 142-197
I. Bez Boga nie ma życia
Nie stawia się dzisiaj pytań zasadniczych
o prawdę, o sens życia, o wartość cierpienia, o Boga.
Takich pytań unika się w publicznym dyskursie.
Podkreśla się prawo każdego człowieka do swojej
prawdy i swojego stylu życia. Jednakże zubożenie
kultury o głębsze perspektywy powoduje jej nihilizm,
to znaczy propagowanie bezsensu, a co za tym idzie –
rozpaczy. „Gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość” – pod
takim hasłem przebiegała we wrześniu ubiegłego
roku pielgrzymka Benedykta XVI do Niemiec.
Papież mówił o współczesnym wyzwalaniu życia
publicznego od Boga, który jest ostatecznym
uzasadnieniem rzeczywistości, w której żyjemy; jest
uzasadnieniem
istnienia
człowieka.
„Końcem
cywilizacji bez Boga będzie samotny człowiek”
(Wiktor Hugo). Konstytucja o Kościele w świecie
współczesnym Soboru Watykańskiego II stanowczo
stwierdza, że „samo stworzenie zapada w mroki
przez zapomnienie o Bogu” (nr 36).
On zostawił swe ślady w stworzeniu.
Doświadczenie porządku i piękna świata prowadzi
do pytania o ich źródło. Wielcy filozofowie na tej
drodze poznania dochodzili do przekonania o
58
istnieniu Pierwszej Przyczyny, Architekta świata,
Poruszyciela. „Im bardziej zgłębiam naukę, tym
bardziej wierzę w Boga” (Albert Einstein). Platon:
„Bóg jest dla świata tym, czym dla okrętu sternik,
dla pojazdu woźnica, dla chóru dyrygent, czym
wreszcie prawo dla państwa”.
Werner Heisenberg (jeden z twórców
mechaniki kwantowej): „Pierwszy łyk ze szklanki
nauk przyrodniczych zmieni ciebie w ateistę, zaś na
dnie szklanki czeka na ciebie Bóg”. Prof. Enrico Medi
(+1974) – trwa jego proces beatyfikacyjny - podczas
Międzynarodowego
Kongresu
Katechetycznego
w Rzymie w 1971 r. powiedział: „Mówię do młodego
człowieka: »spójrz, oto nowa gwiazda, galaktyka,
gwiazda neutronowa, oddalona o 100 milionów lat
świetlnych. A przecież tamte protony, elektrony,
neutrony, mezony są identyczne z tymi, z których
składa się ten mikrofon. Identyczność wyklucza
prawdopodobieństwo. To, co jest identyczne, nie
może być prawdopodobne. A więc istnieje przyczyna,
poza przestrzenią, która owemu bytowi nadała
właściwy mu kształt. Tą przyczyną jest Bóg«”.
II. Mędrcy szukają Boga
Nie wiemy dokładnie kim byli owi Mędrcy ze
Wschodu. Egzegeci widzą w nich ludzi badających
przyrodę i dostrzegających w niej ślady Boga.
Gwiazda, która prowadziła ich do Betlejem jest
symbolem objawienia Bożego i wiary oświecającej
umysł ludzki. Mędrcy odpowiedzieli na zaproszenie
samego Boga, by w imieniu narodów pogańskich
59
oddać chwałę Synowi Bożemu. Samemu Bogu
okazali „posłuszeństwo wiary”. Ofiarowali swe
symboliczne dary: złoto jako królowi, kadzidło jako
Bogu, mirrę dla ludzkiej natury poddanej cierpieniu.
Na akt wiary nie zdobył się Herod, mimo iż
wypytywał o nowonarodzonego Mesjasza. Pytał
arcykapłanów i uczonych w Piśmie, pytał przybyłych
do Jerozolimy mędrców. Jego poszukiwanie prawdy
nie było szczere. Chciał się jedynie dowiedzieć, czy
nie zagraża mu zmiana sytuacji życiowej. Nie miał
na to najmniejszej ochoty. Chodziło mu o obronę
swojego statusu, swej władzy i znaczenia. Dla tak
bliskiego Pana nie było przewidzianego miejsca w
sercu króla Heroda. Bóg dał mu pewne znaki. Brakło
wiary.
III. Wiara
Prawdzie
–
decyzja
rozumu
posłusznego
To właśnie wiara pozwala poddać się słowu
Boga, ze względu na prawdę jaką jest On sam, na
Jego autorytet. Bóg się nie myli, ani nie kłamie.
Takie posłuszeństwo wiary charakteryzowało
Abrahama, który uwierzył Bogu, posłuchał Go:
opuścił ziemię rodzinną, zaufał Bożej obietnicy o
licznym potomstwie, ofiarował własnego syna.
Niczego Bogu nie odmówił, choć wszystkiego nie
rozumiał. Podobnie działo się w życiu Maryi, która
najdoskonalej urzeczywistnia posłuszeństwo wobec
Bożych planów co do swej osoby.
Wiara
jest
darem
Bożym,
cnotą
nadprzyrodzoną wlaną przez Niego. Otrzymujemy ją
60
już w chrzcie św. Nikt nie może sobie samemu dać
wiary, jak sam nie dał sobie życia. „Wiara jest
możliwa tylko dzięki łasce Bożej i wewnętrznej
pomocy Ducha Świętego” (KKK 154). Nie sprzeciwia
się ani wolności, ani rozumowi ludzkiemu. Zarówno
rozum jak i wola człowieka współdziałają z łaską
Bożą. Wiara szuka rozumienia – mówi św. Anzelm.
Chcemy poznawać prawdy wiary, zgłębiać je. Nieraz
pojawiają się trudności. Czegoś nie rozumiemy, nie
potrafimy pojąć, zrozumieć. Problem nie tkwi w
omylności Boga. Bowiem ten sam Bóg, który objawia
tajemnice wiary i daje łaskę wiary, jest Dawcą
rozumu, więc nie może sobie samemu przeczyć.
Wiara i rozum – jak pisał bł. Jan Paweł – to dwa
skrzydła, dzięki którym duch ludzki wnosi się ku
Bogu. Nauka i wiara nie są w opozycji. Uczciwe i
rzetelne poznawanie tajników przyrody często
prowadzi do wiary lub ją pogłębia.
Nikogo nie można zmusić do wiary. Skoro jest
to akt ludzki, to musi dokonywać się w wolności.
Wiara jest aktem osobowym, wolną odpowiedzią
człowieka na inicjatywę Boga, który się objawia.
Ważną rolę odgrywają inni wierzący. Przez akt
wiary włączamy się w wielki łańcuch wiary Kościoła,
który jest Matką wszystkich wierzących. Kościół
przekazuje swój depozyt wiary czyli to, co jest
istotne, w krótkich syntezach wiary. Nazywamy je
„wyznaniami wiary” lub „symbolami wiary”.
Najbardziej znany to Skład Apostolski czyli Credo.
Wspólne odmawianie wyznania wiary oznacza
wchodzenie w komunię z Bogiem Ojcem, Synem i
61
Duchem Świętym, a także z całym Kościołem, który
przekazuje nam wiarę i w którym wierzymy.
IV. Zysk z wiary
„Był wtorek 20 kwietnia 1999 r. Bibliotekę
jednej ze szkół średnich na przedmieściach Denver
(USA) wypełniali pracujący w ciszy uczniowie. Nagle
otworzyły się drzwi i pojawili się w nich dwaj
chłopcy. Jeden z nich podszedł do Cassie. 17-letnia
dziewczyna czytała poezję Szekspira. Przystawił jej
lufę pistoletu do skroni i zapytał: „Czy wierzysz w
Boga?” Po chwili usłyszał: „Tak. Wierzę”. Z ust
napastnika padło kolejne pytanie: „Dlaczego?” Ale na
nie już Cassie nie zdążyła dać odpowiedzi. Padł
śmiertelny strzał. Była jedną z 12 osób
zamordowanych w tym dniu przez przepełnionych
nienawiścią kolegów. Cassie została okrzyknięta
przez opinię publiczną męczennicą. Napisano o niej
książkę pt. „Ona powiedziała – tak” (She say <yes>).
Co to znaczy: WIERZYĆ? Można bowiem
uznawać Pierwszą Przyczynę, wierzyć, że jest Osobą,
ale jednocześnie wcale się Bogiem nie przejmować.
Są ludzie, którzy wierzą, że „gdzieś jest Ktoś”, ale nie
ma On żadnego wpływu na ich życie. Właściwym
byłby podział ludzi na tych, którzy uwierzyli Bogu
(zaufali Mu) i tych, którzy nie przyjęli z wiarą Jego
słów, Jego oferty miłości. Wszyscy są więc wierzący.
Problem w tym kto komu i jak bardzo uwierzył.
Ludzie
wierzą
bankom,
lekarzom,
biurom
turystycznym, sąsiadowi, pani z telewizji. Ludzie
wierzą funduszom emerytalnym, że kiedyś po latach
62
te dzisiejsze, całkiem spore wpłaty, dadzą im
porządną emeryturę. Ale czy ci, którzy opuszczają
Mszę św. w niedzielę wierzą w to, że po śmierci
Eucharystia zapewnia życie wieczne?
Dziś wszystko próbuje się przeliczać na
pieniądze: co będę miał za to? ile dostanę? Zapytajmy
więc trochę przewrotnie: czy warto wierzyć? co będę
miał z tego, że wierzę?
1. Wiara ukazuje ostateczny sens ludzkiego
życia. Wiara mówi nam, że ostatecznym celem
ludzkiego życia nie jest wcale bogactwo, majątek i
pieniądze, nie jest stanowisko i sława, nie jest nim
używanie. Tym celem jest osiągnięcie wiecznego
szczęścia w niebie. Tak mamy tu na tej ziemi żyć,
tak pracować, tak się sprawować, aby osiągnąć
niebo.
2. Wiara daje siłę do opierania się złu. „Wiara
unosi” – taki tytuł nosi katechizm dla młodych i
dorosłych chrześcijan („Jedność” Kielce). Łódź życia
płynie po toni wiary. Jeśli pod dziobem łodzi jest
głęboka woda, nie grozi jej utknięcie na mieliźnie.
Jeśli jednak wody jest mało, a w dodatku łódź zostaje
obciążona, grozi jej mielizna. Podobnie jest z naszą
wiarą, która nas unosi. Płytka wiara stwarza
niebezpieczeństwo ugrzęźnięcia na mieliźnie. Dzieje
się to szczególnie wtedy, gdy przychodzą nagłe
obciążenia, trudności życiowe, próby, niepowodzenia.
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” –
mawiał św. Paweł. I to jest nasza nadzieja. Ona, ta
nasza wiara, ma nas nieść do portu zbawienia
3. Wiara jest pociechą i pokrzepieniem w trudnościach i cierpieniach życia. „Jaką rolę w Pani
63
życiu odgrywa wiara?” – takie pytanie zadano znanej
piosenkarce Eleni. Tak na nie odpowiedziała: „Wiara
jest podstawą naszego życia i każdy człowiek
powinien o tym wiedzieć. Ludzie różnie podchodzą do
tej sprawy, ale myślę, że trzeba dojrzeć do tego, by
uświadomić sobie, jak bardzo wiara jest w życiu
człowieka potrzebna i jak bardzo jest pomocna
w trudnych sytuacjach. Gdy wydaje nam się, że
wszystko jest niedobre, gdy wobec całego świata
jesteśmy «na nie», wtedy wiara w Boga bardzo
pomaga. Doświadczyłam tego po stracie jedynej
córki. Nie odwróciłam się od Boga, lecz właśnie
wtedy szukałam Jego bliskości, i dialog z Bogiem
bardzo mnie umacniał”.
W lęku wobec trudności, wobec tego, co wydaje
się niemożliwe – zawsze możemy liczyć na pomoc
Bożej łaski, na Jezusa, który nam w wierze
przewodzi i naszą wiarę wydoskonala.
4. Bez wiary nie można się zbawić. Ona jest
konieczna do zbawienia. „Kto uwierzy i przyjmie
chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie
potępiony” (Mk 16,16).
A co z obnoszeniem się z wiarą? Nie wolno
wstydzić się wiary; jednakże czynienie ze swej wiary
elementu przetargowego w kampanii wyborczej nie
wydaje się być na miejscu. Jeśli ktoś chce, by inni
o nim pomyśleli jako o człowieku wierzącym, niech
tak postępuje, by taki wniosek dało się wysnuć z
obserwacji jego zachowań, postaw, a nie tylko z
autodeklaracji. Wielu się „podpina” pod Kościół,
chcąc zbić konkretny interes na „swojej wierze”.
64
Wiara jest nie tylko dziełem ludzkiego rozumu
i ludzkiej wolnej woli, ale również dziełem łaski
Bożej i dlatego trzeba się modlić o wiarę: o żywą,
mocną wiarę. Trzeba prosić Pana Jezusa, jak kiedyś
apostołowie: „Panie, przymnóż nam wiary”.
„Wiara ludziom niebo otwiera, z wiarą
człowiek spokojnie umiera, a jeśli spotka cię w życiu
jakaś przygoda, któż jak nie wiara rękę ci poda”.
Ktoś powiedział: kto stracił majątek, stracił
dużo; kto stracił zdrowie, stracił bardzo dużo, ale kto
stracił wiarę, stracił wszystko – bowiem utracił sens
życia, utracił wewnętrzne szczęście i pokój, utracił
Boga i szansę wiecznego zbawienia. Dlatego jedynie
utrata wiary może być dla człowieka ciosem
naprawdę śmiertelnym. Oby nigdy nas nie dotknął.
65
Ks. Grzegorz Delmanowicz – Przemyśl – Lublin
WIERZĘ W JEDNEGO BOGA
Niedziela Chrztu Pańskiego – 8 stycznia 2012
KKK, nr 198-231
Karol de Foucauld urodził się w Strasburgu 15
września 1858 r. Jego matka zmarła podczas porodu.
Kiedy miał sześć lat osierocił go także ojciec.
Przyczyną niespodziewanego odejścia była gruźlica.
Ze względu na brak rodziców, wychowaniem małego
Karola zajął się dziadek ze strony matki, pułkownik
De Molet. W wieku piętnastu lat chłopiec stracił
wiarę. Wyraził to w liście napisanym do swojej
kuzynki, Marii de Bondy: „Sądzę, że nigdy nie
znalazłem się w równie żałosnej sytuacji duchowej,
jak w tym momencie. W innych okresach zło, jakie
czyniłem, było w pewnym sensie większe, ale obok
niego wzrastało również trochę dobra. Obecnie
stałem się całkowitym egoistą, zwróconym w
kierunku zła, jakbym padł ofiarą szału”.
Kiedy w 1878 r. Karol ukończył Szkołę
Wojskową w Saint Cyr, zmarł mu dziadek.
Dysponując wtedy znacznym spadkiem, rzucił się w
wir rozrywki i rozwiązłości. Rodzące się w sercu
poczucie pustki zaspokajał kolejnymi miłosnymi
przygodami. Myślał nawet o tym, aby zostać
muzułmaninem, lecz ostatecznie stwierdził, że:
„islam nie ma boskiej podstawy, bo nie ma tam
prawdy”. Zauważając, że brakuje w nim miłości,
doszedł do następującego wniosku: „gdzie nie ma
miłości, nie może być również prawdy”. Gdy miał
66
dwadzieścia osiem lat zamieszkał w Paryżu,
niedaleko swojej kuzynki i ciotki Marri De Bondy,
zaczął uczęszczać do kościoła św. Augustyna. W taki
oto sposób opisał swoje doświadczenia z tamtego
okresu: „Zacząłem chodzić do kościoła nie wierząc.
Tylko w świątyni dobrze się czułem. Spędzałem tam
długie godziny na powtarzaniu dziwnej modlitwy:
«Mój Boże, jeśli istniejesz, spraw, abym cię poznał»”.
30 października 1886 r. Karol zbliżył się do
konfesjonału i powiedział do spowiednika: „Proszę
księdza, jestem niewierzący. Przychodzę z prośbą
o pouczenie mnie odnośnie do religii katolickiej”.
Ksiądz Huvelin uważnie się mu przyglądał i
wyczytał w jego oczach głębokie pragnienie Pana
Boga. „Proszę uklęknąć, wyspowiadać się… i
uwierzyć” – powiedział spowiednik. „Ale ja nie po to
przyszedłem!” – usprawiedliwiał się Karol. Kiedy
usłyszał kolejny raz „Proszę wyspowiadać się i
uwierzyć”, zbliżył się do kraty konfesjonału, otworzył
swoją duszę i przyjął Boże przebaczenie. Gdy po
wielu latach, 14 sierpnia 1901 r., wspominał ten
wyjątkowy dzień, napisał w swoim notatniku: „Jest
zbyt duża różnica pomiędzy Bogiem, a tym
wszystkim, co Bogiem nie jest” (A. Comastri,
Gwiazdy świecą w ciemności. Historie nawróceń XX
wieku, Warszawa 2006, s. 18-24).
Przeżywamy Niedzielę Chrztu Pańskiego.
Każdy z nas powraca dzisiaj myślą do tego dnia,
kiedy przez sakrament chrztu świętego zostaliśmy
włączeni do świętego, powszechnego apostolskiego
Kościoła i otrzymaliśmy nadprzyrodzony dar wiary.
Wsłuchując się słowa Karola de Foucauld, który
67
dzięki łasce Pana Boga odnalazł ten zagubiony,
utracony skarb, zastanówmy się nad tym, co to
znaczy wierzyć w jednego Boga? Ubogaceni tekstami
dzisiejszej Liturgii Słowa, sięgnijmy do Katechizmu
Kościoła Katolickiego w celu znalezienia odpowiedzi
na następujące pytania: Dlaczego Symbol naszej
wiary, czyli nasze Credo, rozpoczyna się od słów
„Wierzę w Jednego Boga”? W jaki sposób możemy Go
opisać? W jakim sensie Bóg jest Prawdą i Miłością,
której poszukiwał Karol de Foucauld?
W I czytaniu z Księgi proroka Izajasza autor
natchniony zapowiada tajemniczą osobę, którą Bóg
włączy w realizację planu zbawienia. Sługa Jahwe
będzie realizował to niełatwe zadanie w sposób
dobrowolny. Nie zrażą go żadne trudności. Dzięki
pomocy Boga przywróci harmonię, solidarność i
komunię między narodami.
II czytanie, będące fragmentem mowy, jaką
Piotr Apostoł wygłosił w domu setnika Korneliusza,
przypomina, że Boże wybranie odnosi się nie tylko do
tych, którzy należą do narodu wybranego, lecz
również do pogan. Chrystus nie patrzy bowiem na
kwestie związane z pochodzeniem, ale na
wewnętrzne usposobienie człowieka oraz na jego
serce.
Treść proroctwa Izajasza aktualizuje się
w słowach usłyszanego fragmentu Ewangelii. Św.
Marek przedstawia nam Chrystusa stojącego pośród
ludzi pokutujących, którzy zgromadzili się przy
wodach Jordanu. Pragnie On przyjąć chrzest z rąk
Jana Chrzciciela. Ewangelista przedstawia Jezusa
jako Sługę Jahwe, który oddaje się całkowicie Ojcu
68
niebieskiemu. Kiedy Mistrz z Nazaretu przyjmuje
chrzest, otwierają się niebiosa. Zstępuje na Niego
Duch Świętego pod postacią jakby gołębicy. Słychać
również rozbrzmiewający głos Boga: „Tyś jest mój
Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk
1, 11).
Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas,
że chrześcijańskie Credo rozpoczyna się od słów
„Wierzę w Jednego Boga”, gdyż to najbardziej
podstawowe stwierdzenie wśród wszystkich treści,
które zostały w nim zawarte. Na wyzwaniu wiary w
istnienie Boga opierają się pozostałe prawdy
dotyczące człowieka i świata (por. KKK 198-200).
Treść artykułu, który przypomina o istnieniu
jednego Boga znajduje swoje potwierdzenie na
kartach Pisma Świętego. Księga Powtórzonego
Prawa wskazuje, że tylko jeden Bóg objawił się jako
Jedyny całemu Izraelowi: „Słuchaj, Izraelu! Pan, Bóg
nasz, jest Panem jedynym” (6, 4). Prawda o istnieniu
Jednego Boga była też wielokrotnie podkreślana
przez proroków. Wzywali wszystkich do porzucenia
fałszywych bożków i nakazywanie nawrócenie się do
Jedynego Boga, który mówił o sobie: „Ja jestem
Bogiem i nie ma innego” (Iz 45, 22).
Wiara
w
istnienie
Jedynego
Boga,
rozumianego jako jedyna, absolutna i osobowa istota,
będąca praprzyczyną wszystkiego, jest wyrażana w
trzech monoteistycznych religiach, do których
należy: judaizm, chrześcijaństwo i islam. Można
uzasadnić je również przy pomocy zasad logiki.
Gdyby było dwóch bogów, jeden byłby ograniczeniem
drugiego. Żaden z nich nie byłby nieskończony i
69
doskonały. Żaden więc nie mógłby być kimś
prawdziwym (por. KKK 200-202, 228).
Bóg nie chce być kimś nierozpoznawanym. Nie
pragnie tego, aby czczono Go jako „najwyższą istotę”,
która jest jedynie odczuwana albo intuicyjnie
przeczuwana. On chce być znany i przywoływany
jako ktoś rzeczywisty i działający. Bóg powiedział o
sobie, że jest „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i
Bogiem Jakuba” (Wj 3, 6). Ponadto, objawił się
Mojżeszowi w płonącym krzewie i podał mu swoje,
tajemnicze
Imię:
„Jestem,
który
jestem”
(YHWH/JAHWE)” (Wj 3, 14). W ten sposób pozwolił,
aby wszyscy zwracali się do Niego po imieniu.
Pozostał przy tym jednak Bogiem ukrytym, czyli
istniejącą tajemnicą (por. KKK 203-205). Bóg był
utożsamiany zarówno przez Żydów, jak i chrześcijan,
z jedynym Bogiem całego świata, jego Stwórcą,
Władcą, Partnerem Przymierza, Wyzwolicielem z
niewoli egipskiej, Sędzią i Zbawcą. Ze względu na
głęboki szacunek wobec Niego, nie wymawiano nigdy
Jego imienia. Było ono zastępowane zwrotem
„Adonaj”, które tłumaczy się jako „Panie” (por. KKK
230-231). Takim samym sformułowaniem posługuje
się autor natchniony w Nowym Testamencie, gdy
wyraża boskość Syna Człowieczego i tłumaczy, że
„Jezus jest Panem” (Rz 10, 9).
Bóg, objawiając swoje imię, pozwolił poznać
człowiekowi ogromne bogactwo zawarte w Jego
niezgłębionej tajemnicy. Bóg jest duchem, osobą
wszechmocną i doskonałą. To On jest Stworzycielem
świata. Zawsze i na zawsze przekracza czas i
historię. Jest Bogiem wiernym, który pozostaje
70
obecny przy swoim ludzie, troszcząc się o jego
zbawienie. Jest również w najwyższym stopniu
święty, gotowy do przebaczania i „bogaty w
miłosierdzie” (Ef 2, 4).
Bóg jest samą Prawdą. Jego słowa nigdy nie
mylą. Potwierdza to Stary Testament, w którym
stwierdza się, że słowo Boga jest prawdą (Prz 8, 7; 2
Sm 7, 28) i Jego Prawo jest prawdą (Ps 119, 142).
Najlepszym potwierdzeniem prawdy Bożej jest
odwieczny Syn Boży, Mądrość wcielona, Jezus
Chrystus, który został posłany na świat, „aby dać
świadectwo prawdzie” (J 18, 37). Jest On „drogą,
prawdą i życiem” (J 14, 8). Każdy kto wchodzi w
dialog Synem Bożym, może zrozumieć, czym jest
wiara będąca w jedności z rozumem (por. KKK 206213).
Bóg jest również miłością. Nie ma nic
stworzonego, co nie byłoby podtrzymywane i
przeniknięte Jego niekończoną łaskawością. Bóg,
posyłając na świat swego Syna i Ducha Świętego,
objawił, że jest On sam wieczną wymianą miłości
(por. KKK 214-217, 231). Jego miłość posunęła się aż
do tego, że oddał w nasze ręce najcenniejszy dar.
Ofiarując za nas swojego Syna, potwierdził, że „nikt
nie ma przecież większej miłości nad tę, gdy ktoś
poświęca swoje życie za przyjaciół” (J 15, 13).
Nasza wiara w Jednego Boga, która jest
konsekwencją
przyjętego
sakramentu
chrztu
świętego, powinna iść w parze z konkretnymi
postawami życiowymi. Ilekroć wyrażamy prawdę o
tym, że Pan Bóg jest naszą najważniejszą wartością,
warto zastanowić się, czy nie uwielbiamy czasem
71
innych, obcych bożków? Czy potrafimy żyć w
prawdzie? Czy staramy się obdarowywać innych
miłością, naśladując w ten sposób samego Boga?
Zakończmy fragmentem wiersza, który oddaje
uczucia tych, zagubili w swoim życiu skarb wiary
otrzymany na chrzcie świętym:
„Ja nie potrzebuję Boga” – powtarzają. A potrzebują
więcej kobiet i mężczyzn, coraz droższych aut i
tytułów, i nie będą nigdy syci, i czują się coraz
bardziej samotni, i po nocach płaczą i piją.
„Ja nie potrzebuję Boga” – tak mówią. A potrzebują
tabletek na uspokojenie, aby «normalnie» żyć.
Potrzebują proszków, aby przymknąć powieki. Z
tęsknoty pozostała im żądza, z miłości zaspokojenie, z polityki – intryga, z siły - gwałt, z
autorytetu - przymus, z techniki - strach, z bogactwa
- nędza, z wiary - ludzki obyczaj”.
Błogosławieni, którzy potrzebują w swoim życiu
Boga. Amen.
72
Ks. Grzegorz Delmanowicz – Lublin – Przemyśl
WIERZĘ W BOGA OJCA WSZECHMOGĄCEGO
II niedziela zwykła – 15 stycznia 2012
KKK, nr 232-278
1 marca 1951 r. w Nowosybirsku na Syberii
urodził się Sergiej Kurdakow. Gdy miał zaledwie
cztery i pół roku został sierotą. Zaopiekowało się nim
kilka małżeństw, które przyjaźniły się wcześniej
z jego zmarłymi rodzicami. Po ukończeniu szóstego
roku życia, jak wiele innych sierot, Sergiej został
oddany do szkoły państwowej z internatem w
Nowosybirsku. Kiedy miał dziesięć lat przeniesiono
go do placówki w Wierch-Irmenie. Podczas zajęć
szkolnych jego nauczyciele z odrazą mówili o Panu
Bogu i często rozpoczynali swoje lekcje od słów:
„Dzień dobry, chłopcy! Pamiętajcie, że nie ma
żadnego Boga”. W 1966 r. Siergiej otrzymał
wyróżnienie za nieprzeciętne zdolności wśród
młodzieży komunistycznej. Taka nagroda otworzyła
drogę do Akademii Morskiej im. Aleksandra Popowa
w Leningradzie. Po roku nauki skierowano go do
Pietropawłowska na Kamczatce, gdzie miał uzyskać
stopień oficera marynarki. Trzy lata później
mianowano go szefem policyjnej grupy operacyjnej
zajmującej się zwalczaniem wierzących. Siergiej
błyskawicznie zajął się wykorzenianiem wiary z
ludzkich serc. Kiedy pewnego razu udał razem ze
swoimi ludźmi do domu, w którym wierzący
gromadzili się na wspólnej modlitwie po raz
pierwszy doświadczył własnej niemocy. „Wewnątrz
73
budynku było piętnaścioro wystraszonych ludzi,
którzy na kolanach modlili się i śpiewali” –
wspomina w swoim notatniku. „Patrzyli na nas z
przerażeniem. Gdy zdali sobie sprawę z tego, co się
stało […], niektórzy z nich wciąż się modlili, a troje
lub czworo bez zająknienia śpiewało. Pomyślałem
wtedy: Cóż za niesłychani ludzie! Podziwiałem ich
odwagę, ale jednocześnie wprawiała mnie ona w
prawdziwą furię. Krzyknąłem: – Co wy robicie?
Jeden z nich odpowiedział: – Modlimy się. – Do kogo
się modlicie? – Do Boga? Wrzasnąłem: Boga nie ma,
durnie! Nie wiecie o tym? Modlicie się do czegoś,
czego nie ma. Gdzie jest teraz Bóg? Jeśli jest,
powiedzcie teraz, aby wam pomógł!”. Następnie
ludzie Sergieja kopali i bili wierzących. Gdy ich
twarze ociekały krwią, dowódca grupy zobaczył, że
wśród zebranych była piękna dziewczyna. Siergiej
zażądał od niej dokumentów. Nazywała się Natasza
Żdanowa. Kiedy zaczął jej tłumaczyć, że może mieć
wielkie kłopoty, jeśli dalej będzie kroczyła tą,
niewłaściwą drogą, dziewczyna zapytała: „Dlaczego
nie mogę być wierząca? Czy byłoby lepiej według
Pana, gdybym była alkoholiczką lub prostytutką?”
Pytanie dziewczyny wprawiło dowódcę w wielkie
zakłopotanie i nie potrafił udzielić jej żadnej
odpowiedzi (por. A. Comastri, Gdzie jest twój Bóg?
Historie nawróceń XX wieku, Warszawa 2007, s. 112115)..
Każdy z nas spotyka ludzi, którzy żyją w taki
sposób, jakby Bóg dla nich nie istniał. Niektórzy
spośród nich często poszukują odpowiedzi pytanie,
czy jest On kimś realnym, kogo można doświadczać
74
na co dzień? Zainspirowani słowami Sergieja
Kurdakowa, który zaprzeczał istnieniu Boga, na
podstawie tekstów dzisiejszej Liturgii Słowa oraz
Katechizmu Kościoła Katolickiego zastanówmy się
nad tym, kim jest Pan Bóg? W jaki sposób objawia
się człowiekowi? Co możemy o nim powiedzieć? Jaki
tak naprawdę jest?
I czytanie przedstawia nam dzisiaj młodego
Samuela. Nie jest on jeszcze gotowy do przyszłych
zadań proroka i ostatniego z sędziów Izraela. Jest
sługą w przybytku Pana. Autor natchniony zauważa,
że młody Samuel „nie znał Jahwe”. Oznacza to, że
nie miał on żadnych, doświadczeń religijnych w
obcowaniu z Panem Bogiem. Korzystając z pomocy
kapłana Helego, przyjął jednak postawę otwartości
na Jego działanie. Samuel stał się szczerze gotowy
do wsłuchiwania się w głos przemawiającego Jahwe.
Ta otwartość na przyjęcie Bożego wezwania została
nagrodzona. Pan Bóg udzielił mu prawdziwego
charyzmatu prorockiego, który był zupełnie
nieproporcjonalny do jego wieku i zaczął potwierdzać
go poprzez wypełnianie się głoszonych przez niego
zapowiedzi.
Autor II czytania zabiera nas do Koryntu,
który był w starożytności miastem bardzo
rozpustnym. Znajdowały się w nim świątynie bogini
Afrodyty z dwoma tysiącami tzw. sakralnych
nierządnic. Młody Kościół, założony przez św. Pawła,
rozwijał się tam dość prężnie, dzięki znacznej liczbie
nawróconych Żydów oraz pogan. Apostoł Narodów,
wiedząc o tym, że Jego adresaci hołdowali wcześniej
niemoralnemu kultowi różnych bóstw, uwrażliwiał
75
ich na to, aby zachowali czystość obyczajów
odpowiednią danego stanu życia. W ten sposób okażą
się wierni wobec Boga, któremu powierzyli swe życie.
Przypominał im również, że ludzkie ciało zostało
odkupione za „wielką cenę Krwi Chrystusa” i od
momentu chrztu jest „świątynią Ducha Świętego”.
W Ewangelii św. Jan Apostoł ukazuje początki
publicznej działalności Mistrza z Nazaretu. Możemy
zauważyć, że Jan Chrzciciel ani przez chwilę nie
koncentruje uwagi swoich uczniów na własnej
osobie.
Kieruje
ich
spojrzenie
w
stronę
nadchodzącego Mesjasza, którego oczekuje cały
Izrael. Wskazując na Jezusa Chrystusa, mówi: „Oto
Baranek Boży, który zgładzi grzechy świata” (J 1,
36). Dwaj uczniowie: Andrzej i nie znany z imienia
chłopiec, którego tradycja utożsamia z umiłowanym
uczniem Chrystusa, usłyszawszy o nowym Mistrzu,
opuszczają proroka znad Jordanu. Ten wyjątkowy
moment pierwszego, osobistego spotkania z
Chrystusem staje się dla przyszłych apostołów
początkiem nowego patrzenia na życie.
Każdy z nas, podobnie jak starotestamentalny
Samuel, Koryntianie, umiłowany uczeń Chrystusa
św. Jan, czy Andrzej Apostoł, nieustannie poszukuje
Pana Boga i ciągle na nowo Go odkrywa. Katechizm
Kościoła Katolickiego wyjaśnia wszystkim, którzy
zmagają się z odpowiedzią na pytanie: jaki jest Pan
Bóg?, że jest On tylko jeden, ale istnieje w trzech
Osobach. Nie jest On samotnością, lecz doskonałą
wspólnotą Osób. Termin „Trójca” zwraca uwagę na
odrębność zachodzącą między Bogiem Ojcem, Synem
i Duchem Świętym. Nie modlimy się do trzech,
76
rożnych bogów, ale do Jednego w Trzech Osobach,
posiadających jedyną Bożą naturę. Prawda o tym, że
Bóg jest Trójjedyny została nam przekazana przez
Jezusa Chrystusa. To On, jako Syn Boży,
wielokrotnie przedstawiał swoją relację wobec Boga
Ojca. Ukazywał ją słowami: „Ja i Ojciec jesteśmy
jedno”
(J 10, 30). Wyrażał ją również w praktyce osobistej
modlitwy, która była szczerą rozmową z „Ojcem,
który jest w niebie”. Po wniebowstąpieniu Chrystus
obdarzył nas darem Ducha Świętego, który jest
miłością Ojca i Syna. „W imię Ojca i Syna, i Ducha
Świętego” (Mt 28, 19) każdy z nas został przyjął
sakrament chrztu świętego i został wszczepiony w
Kościół święty.
Prawda dotycząca Trójcy Świętej jest
tajemnicą, której nie można zgłębić przy pomocy
własnego rozumu. Odkrywamy jej sensowność,
ilekroć przyjmujemy Objawienie Boże, które zostało
wyrażone w Jezusie Chrystusie. Oświeceni przez
Syna Bożego możemy odnaleźć ślady Trójcy Świętej
w Starym Testamencie oraz w pięknie całego
stworzenia (np. Rdz 1, 2; 18, 2; 2 Sm 23, 2).
Pierwszą Osobą Trójcy Świętej jest Bóg Ojciec.
Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że
czcimy Boga jako Ojca dlatego, że jest On Stwórcą,
który z wielką miłością troszczy się o wszystkie
stworzenia. Termin „Ojciec” był odnoszony do Pana
Boga już w religiach przedchrześcijańskich. Takim
samym zwrotem ludzie posługiwali się również
w starożytnym Izraelu (Pwt 32, 6; Ml 2, 10). Dla
podkreślenia opieki, jaką Bóg sprawował nad
77
Narodem Wybranym, dostrzegano w Nim także
matkę, która ani na chwilę nie zapomina o swoim
niemowlęciu (Iz 66, 13). Obraz Ojca i matki
podkreślał autorytet Boga, Jego wsparcie udzielane
całemu ludowi oraz gotowość do udzielania
nieustannej pomocy. Nowy Testament jeszcze
bardziej przybliża nam obraz Boga Ojca. To w nim
Jezus Chrystus zachęca nas, abyśmy zwracali się do
Boga słowami „Ojcze nasz”.
Drugą Osobą Boską, którą przywołujemy
podczas czynienia znaku krzyża, jest Jezus
Chrystus. Syn Boży podkreślał prawdę o swoim
pochodzeniu w następujący sposób: „Wy nazywacie
Mnie Nauczycielem i Panem - i słusznie mówicie, bo
Nim jestem” (J 13, 13). Gdy zachęcał do tego, aby
zwracano się do Niego za pomocą boskiego tytułu
„Pan”, wywoływał konsternację. Podobnie działo się
wtedy, kiedy odpuszczał ludzkie grzechy. Jezus
objawiał swoje Bóstwo także poprzez dokonywane
cuda i znaki. Doświadczając ludzkiego odrzucenia,
najpełniej wyraził prawdę o swoim Bóstwie w
tajemnicy Zmartwychwstania. Dzięki temu, że
powstał z martwych Jego uczniowie poznali, kim On
jest, uwierzyli w Jego moc i obrali Go za Pana swego
życia (por. KKK 243-260).
Trzecią Osobą Trójcy Świętej, która ma taką
samą Boską naturę jak Ojciec i Syn, jest Duch
Święty, dany Kościołowi w Dniu Pięćdziesiątnicy.
Gdy odkrywamy w sobie obecność Bożą, mamy do
czynienia z Jego działaniem. Bóg posłał „do serc
naszych Ducha Syna Swego” (Ga 4, 6). Każdy może
odnaleźć w Nim głęboką radość, wewnętrzny pokój i
78
wolność. W Duchu Świętym, którego otrzymujemy
podczas
chrztu
świętego
i
sakramentu
bierzmowania, możemy Boga nazywać Ojcem (por.
KKK 243-248, 263-264).
Po
wyjaśnieniu
prawdy
o
Trójcy
Przenajświętszej, Katechizm Kościoła Katolickiego
wskazuje, że Bóg jest wszechmocny. „Dla Boga nie
ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37). Może On wszystko
uczynić. To On stworzył świat z niczego, jest Jego
Panem i czuwa nad nim w swojej Opatrzności.
Ciągłą tajemnicą, której nigdy nie zgłębimy,
pozostaje to, w jaki sposób Pan Bóg okazuje swoją
wszechmoc. Kiedy człowiek, doświadczając jakiejś
trudnej sytuacji, stawia pytanie o to, gdzie był wtedy
Bóg, On odpowiada ustami proroka Izajasza: „Moje
myśli nie są waszymi myślami, a wasze drogi nie są
moimi drogami” (55, 8). Wszechmoc Boga wyraża się
także w tych momentach życia, w których ludzie już
na nią nie czekają (por. KKK 268-278).
Jak często dostrzegamy w Bogu naszego
najlepszego Ojca? Czy nasza relacja z Jezusem
Chrystusem zmierza do tego, aby coraz lepiej
poznawać Pana Boga? Jak często przyzywamy
pomocy Ducha Święty, który jest Trzecią Osobą
Trójcy Świętej? Czy wierzymy w to, że dla Boga
wszystko jest możliwe?
Zakończmy dzisiejsze rozważanie słowami
Siergieja Kurdakowa, który po wielu latach szukania
Boga namacalnie doświadczył Jego wszechmocy
i potęgi: „Kiedy podniosłem jedną z broszur, które
wrzucaliśmy w ogień, zauważyłem, że był to ręcznie
napisany XI rozdział Ewangelii św. Łukasza. […]
79
Przeczytałem kilka słów. Było to coś jakby modlitwa
lub coś podobnego. […] Jezus przemawiał i uczył
kogoś, jak trzeba się modlić. Bardzo mnie to
zaciekawiło i czytałem dalej. […] Nieoczekiwanie, te
słowa z kartki, weszły do mego serca. […] Moja
niezdolność rozumienia, która przesłaniała mi oczy
jak opaska, zniknęła i słowa te głęboko we mnie
przenikały. Zdawało mi się, jakby ze mną w pokoju
był ktoś, kto wyjaśnia mi ich sens. Przeczytałem je
kilkakrotnie, potem usiadłem […] i zawołałem: „A
więc to w takie rzeczy wierzyła Natasza! […] Zdania
wypowiedziane przez Jezusa, towarzyszyły mi w
nadchodzących dniach i tygodniach. Choć bardzo się
starałem, nie potrafiłem się od nich uwolnić. […]
Zrozumiałem, że życie, które wiodłem do tej pory nie
było takie, jakiego bym chciał. Z całego serca
wierzyłem w komunizm, i oddałem się mu bez
zastrzeżeń. Mordowanie wierzących nie było tym, o
czym marzyłem od dzieciństwa. […] Po trzech
godzinach modlitwy poczułem, że otrzymałem jakąś
przedziwną pomoc. Bóg spełnił moje pragnienie.
Moje serce zaczęło szukać tych samych wartości, w
które posiadali wierni należący do prześladowanego
Kościoła. Zapragnąłem wiary w Tego, Komu
całkowicie zaufała Natasza” (A. Comastri, Gdzie
jest..., s. 118-110).
80
Ks. Wojciech Bolanowski – Krosno-Polanka
STWÓRCA
III niedziela zwykła - 22 stycznia 2012
KKK, nr 279-324
Święty Augustyn – człowiek wielkiej pasji
i wiary, niezwykłej inteligencji, niedościgniony w trosce duszpasterskiej, wielki święty i doktor Kościoła,
znany choćby ze słyszenia – także tym, którym
chrześcijaństwo jest dalekie, urodził się w Tagaście
13 listopada 354 roku. Jego ojciec był patrycjuszem,
poganinem, zaś matką była Monika, gorliwa
chrześcijanka, kobieta energiczna, dziś czczona jako
święta. Młody Augustyn, obdarzony niezwykłą
inteligencją, otrzymał staranne wykształcenie. Jezus
Chrystus był dla niego zawsze kimś fascynującym.
On sam pisał, że zawsze kochał Jezusa, lecz mimo to
był coraz dalej od wiary Kościoła i od praktyk
kościelnych. Będąc w Kartaginie Augustyn
przeczytał „Hortensjusza”, dzieło Cycerona. Po
latach wyznał, że lektura tego dzieła zmieniła jego
uczucia do tego stopnia, że marności nabrały w jego
oczach wszystkie ambicje tego świata. Jego serce
zaczęło tęsknić do nieśmiertelności jaką daje
mądrość. Augustyn dobrze wiedział, że bez
znajomości Jezusa nie da się poznać prawdy, a w
fascynującej go książce imienia Jezus nie znalazł.
Natychmiast więc sięgnął po Pismo Święte. I tu
doznał rozczarowania, gdyż sama treść Pisma
Świętego wydawała mu się niezadawalająca. Mimo
to nie chciał żyć bez Boga, stąd szukał religii, która
81
byłaby właściwą odpowiedzią na jego poszukiwanie
prawdy oraz życia w bliskości Jezusa. W ten sposób
znalazł się u manichejczyków, którzy uważali, że
światem rządzą dwa pierwiastki: dobro i zło. Stanie
się manichejczykiem dawało mu możliwość robienia
szybkiej kariery i życia z kobietą. Ta kobieta
urodziła mu syna Adeodata, który był mu bardzo
drogi. Z czasem wiara manichejczyków, stawała się
coraz większym rozczarowaniem, gdyż i oni nie
umieli odpowiedzieć na jego wątpliwości. Następnie
Augustyn wyjechał do Rzymu i Mediolanu. W
Mediolanie treść przemówień głoszonych przez
biskupa Ambrożego coraz bardziej trafiała do jego
serca. Augustyn zrozumiał, że cały Stary Testament
jest drogą ku Jezusowi Chrystusowi. Ponownie więc
powrócił do lektury Biblii, a szczególnie listów
Pawłowych. W wieku trzydziestu dwóch lat
Augustyn przyjął chrzest z rąk Ambrożego, w
mediolańskiej katedrze, 24 kwietnia 387 roku, w
Wigilię Paschalną. Odtąd poświęcał czas na
modlitwę, studium i głoszenie słowa. Pragnął tylko
służyć prawdzie.
Augustyn rozumiał nawrócenie jako przejście
od życia opartego na własnych siłach do życia
opartego na łasce Boga. Prawdziwe nawrócenie jest
przekroczeniem bariery możliwości człowieka i
wejściem w świat możliwości samego Boga.
Pytania o Boga i człowieka, a także
poszukiwanie religii, która dałaby odpowiedź na
nurtujące człowieka pytania zauważamy również w
naszych czasach.
82
Dzisiejsza liturgia słowa ukazuje proroka
Jonasza wzywającego wielkie miasto Niniwę do
nawrócenia i pokuty. Jego głos został przyjęty przez
pogańskich mieszkańców, którzy ogłosili czas
pokuty. Prorok początkowo nie chciał głosić tego
orędzia poganom, gdyż uważał, że miłosierdzie Boga
jest zarezerwowane wyłącznie dla Izraelitów i
poganie nie powinni z niego korzystać. W Ewangelii
według św. Marka usłyszeliśmy słowa Jezusa
wzywające do nawrócenia i uwierzenia w Ewangelię.
Te słowa stanowią syntezę Jezusowego nauczania.
Wielu ochrzczonych nawrócenie sprowadza do
spowiedzi. Tymczasem prawdziwe nawrócenie
powinno odcisnąć swe piętno na całym naszym życiu,
tak jak odcisnęło piętno na życiu św. Augustyna. Aby
to się dokonało człowiek musi poznać prawdę o Bogu.
Z pomocą przychodzi nam Katechizm Kościoła
Katolickiego.
Poszukując prawdy o Bogu i odpowiedzi na
najgłębsze pytania należy pochylić się nad księgą
Pisma Świętego. Ono ukazuje nam Boga , który jest
Stwórcą. Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Tymi uroczystymi słowami rozpoczyna się Pismo
Święte. Natomiast w symbolu wiary, w każdą
niedzielę i w uroczystości kościelne wyznajemy Boga
Ojca wszechmogącego, który jest Stworzycielem
nieba i ziemi. Stworzenie jest początkiem historii
zbawienia, osiągającej punkt kulminacyjny w
Chrystusie. Natomiast całe dzieło zbawcze dokonane
przez Jezusa Chrystusa objawia ostateczną prawdę o
stworzeniu. Tę prawdę dzięki przepowiadaniu
83
Ambrożego odkrył Augustyn na drodze swojego
nawrócenia.
Katecheza o stworzeniu ma fundamentalne
znaczenie dla życia ludzkiego i chrześcijańskiego.
Odpowiada ona na podstawowe pytania ludzi
wszystkich wieków. Pytania dotyczące naszego
pochodzenia, jak i ostatecznego celu naszego życia.
Nad zagadnieniem początków świata i człowieka
pochyla się również nauka. To ona dostarcza nam
danych dotyczących wieku wszechświata, czy
powstawania różnych form życia, w tym życia
ludzkiego. Ludzie wierzący w Chrystusa od samego
początku zmagali się z różnymi wizjami początków
świata i jego pochodzenia. Wymienić należy choćby
pogańskie mitologie opowiadające o powstaniu
świata
i
o
bogach.
Niektórzy
filozofowie
utrzymywali, że wszystko jest Bogiem, że świat jest
Bogiem (panteizm). Inni uznawali istnienie dwóch
wiecznych zasad, Dobra i Zła, Światła i Ciemności
nieustannie walczących ze sobą. Przez pewien czas
wyznawcą takiej koncepcji świata był św. Augustyn.
Wyznawcy gnozy stwierdzali, że świat jest zły i
należałoby go odrzucić lub oderwać się od niego.
Wszystko to świadczy, że człowiek od początku
swojego istnienia starał się rozwiązać problem
początków wszechświata. Należy zaznaczyć, że
rozum ludzki jest zdolny do znalezienia odpowiedzi
na pytanie o początki świata. Jednak to poznanie
często jest zniekształcone przez błąd. Dlatego z
pomocą przychodzi wiara, by oświecić rozum w
poprawnym poznaniu tej prawdy. Prawda o
stworzeniu jest tak ważna dla życia ludzkiego, że
84
Bóg zechciał ludziom objawić to wszystko co należy
wiedzieć na ten temat. Prawda o stworzeniu ukazuje
miłość wszechmogącego Boga. Ta prawda jest
umieszczona w księgach prorockich, w psalmach i w
refleksji mądrościowej. Jednak najważniejsze
miejsce wśród wszystkich wypowiedzi Pisma
świętego na temat stworzenia, zajmują trzy pierwsze
rozdziały z Księgi Rodzaju.
Już pierwsze słowa zapisane w Księdze
Rodzaju ukazują Boga jako Stwórcę, dzięki któremu
wszystko istnieje. Św. Jan w swojej Ewangelii pisze,
że Bóg stworzył wszystko przez swojego Syna. Wiara
Kościoła przyjmuje także stwórcze działanie Ducha
Świętego, nazywając Go Ożywicielem i Duchem
Stworzycielem.
Jedynym powodem, dla którego Bóg stworzył
świat, jest Jego miłość i dobroć. Wierzymy, że Bóg
stworzył świat według swojej mądrości. Świat nie
powstał w wyniku ślepego przeznaczenia czy
przypadku. Psalmista wychwala Boga za to, że
wszystko mądrze stworzył. Bóg stworzył świat z
niczego i nie potrzebował niczyjej pomocy. W świecie
panuje porządek. Cały świat został przeznaczony i
ofiarowany dla człowieka. Po stworzeniu Bóg nie
pozostawił stworzenia samemu sobie. W każdej
chwili podtrzymuje je w istnieniu, pozwala mu
działać i prowadzi je do celu. Autor Księgi Mądrości
nazywa Boga miłośnikiem życia. Widzi w Bogu
Stwórcę, który miłuje wszystko co stworzył. Bożą
Opatrznością nazywamy zrządzenia, przez które Bóg
prowadzi
swoje
stworzenia
do
ostatecznej
doskonałości. Jezus domaga się dziecięcego
85
zawierzenia Opatrzności Ojca niebieskiego, który
troszczy się o najmniejsze potrzeby swoich dzieci.
Bóg daje stworzeniom zdolność samodzielnego
działania. Szczególne miejsce w tym działaniu
zajmuje człowiek, który z postanowienia Bożego ma
czynić sobie ziemię poddaną. Podziwiając Boga,
który stworzył świat uporządkowany i dobry, należy
postawić pytanie o istnienie zła. Na to pytanie nie
ma łatwych odpowiedzi. Odpowiedzi na to pytanie
udziela całość wiary chrześcijańskiej. Tak więc
aniołowie i ludzie, stworzenia rozumne i wolne,
muszą zdążać do swego ostatecznego celu przez
wolny wybór, a przede wszystkim przez miłość. Mogą
więc błądzić. Bóg chociaż nie jest przyczyną zła
moralnego, dopuszcza je, ponieważ szanuje wolność
stworzeń i w sposób tajemniczy potrafi wyprowadzić
z niego dobro. Doskonale wiedzieli o tym święci, a
wśród nich św. Augustyn, św. Katarzyna ze Sieny,
czy św. Tomasz More, który przed swoim
męczeństwem napisał do córki: „Nic nie może się
zdarzyć, jeśli nie chciałby tego Bóg. A wszystko,
czego On chce, chociaż mogłoby wydawać się nam
najgorsze, jest dla nas najlepsze”
Dlatego wierzymy mocno, że Bóg jest Władcą
świata i historii, a drogi Jego Opatrzności są dla nas
często nie znane. Dopiero w niebie w pełni poznamy
drogi, którymi Bóg prowadził swoje stworzenie,
nawet przez dramat zła i grzechu.
Katechizm Kościoła Katolickiego ucząc nas
o Bogu Stworzycielu nieba i ziemi, chce nas zachęcić
do osobistej lektury trzech pierwszych rozdziałów
Księgi Rodzaju. O Opatrzności Bożej pamiętajmy
86
każdego dnia. Modląc się słowami Składu
Apostolskiego, czy wyznając wiarę w niedziele i
uroczystości kościelne uwielbiajmy Boga za dzieło
stworzenia. Podziwiając wszechświat uczmy się
pokornego skłonienia głowy przed Stwórcą.
Pamiętajmy o dziękczynieniu Bogu za Jego
miłosierne i pełne dobroci prowadzenie dziejów
świata i ludzkości. Dziękujmy osobistą modlitwą, że
możemy odwoływać się do Bożej wszechmocy. Bóg
jest celem całej historii ludzkości. Jeśli żyjemy w
bliskości Boga, zło nie jest dla nas groźne, ponieważ
albo Bóg nas osłania tak, by nas zło nie zraniło, albo
udziela nam sił, byśmy odnieśli zwycięstwo w
godzinach bolesnych doświadczeń. Pamiętajmy także
o wynagradzaniu Bogu za tych ludzi, którzy
odrzucają Boga Stworzyciela i widzą istnienie świata
i człowieka jako tylko naturalny proces. Sami zaś
ufajmy mocno Bogu, że losy świata i ludzkości są w
Jego ręku.
87
Ks. Mirosław Grendus – Krosno
GDY GROZI EPIDEMIA ZŁA...
IV niedziela zwykła – 29 stycznia 2012
KKK, nr 325-354
I. Po pierwsze nie wpadać w panikę!
Jeszcze niedawno wydawało się, że ludzie nie
lubią chwalić się skłonnościami do zła. Popularność
powiedzenia: „Co złego, to nie ja!” – tylko to
potwierdzała. A kogo opanowało jakieś diabelstwo
starannie to ukrywał, przebierając się w anielskie
szaty wzoru cnót i odsyłając „czarta” do krainy bajek
dla dzieci.
Doczekaliśmy jednak czasów, kiedy nietrudno
spotkać ludzi dumnych ze swoich związków z
demonicznym biznesem. Są wybierani na celebrytów
w popularnych programach rozrywkowych, a ich
gorszące opinie i przekonania urosły do rangi
problemów, nad którymi debatuje parlament!
Sytuacja jest już groźna. Być może mamy do
czynienia z epidemią… Sytuacja nie jest łatwa, ale
dużo gorsze byłoby poddanie się emocjom, wpadanie
w panikę i sidła strachu przed wszechobecnym złem.
Wszędzie widzielibyśmy tylko zło i każdego
chcielibyśmy podejrzewać o wpieranie diabelskich
projektów. Kto wie, czy takie wkręcanie w spiralę
nieufności, pesymizmu i beznadziei nie jest dziś
najgroźniejszą
pułapką?
Wpadając
w
nią
moglibyśmy nie dostrzec, że żyjemy w świecie, który
ze swojej natury (czyli z zamysłu Stwórcy) jest dobry!
88
Dzisiejsza Ewangelia przedstawia zdarzenie
z życia Pana Jezusa, kiedy w synagodze w
Kafarnaum nie pozwolił się zaskoczyć opętanemu
człowiekowi. To zdarzenie z początków Jego
publicznych wystąpień. Z pewnością był przejęty. A
pojawienie się kogoś, kto brutalnie próbował
wyprowadzić Jezusa z równowagi i przeszkadzać
było niemałą próbą. Jezus wykorzystał okazję, by
pokazać, jak panować nad trudną sytuacją. Nie
udawał więc, że nie ma problemu. Nie spanikował,
narzekając na niedobre czasy, w których nie ma
poszanowania dla świętych miejsc i zgromadzeń. Ani
nawet nie moralizował, dopytując, w jaki sposób
opętany doprowadził siebie do takiego stanu... On
ratował człowieka i zadziałał więc natychmiast i
zdecydowanie! Uzdrawiał źródło chorej sytuacji, bez
emocjonalnego roztrząsania kwestii abstrakcyjnego
zła.
Pan Jezus wiedział, że opętanie to choroba
ducha, a nie ostateczny wyrok. Biednemu
człowiekowi,
opanowanemu
przez
Ducha
Nieczystego, należało pomóc doświadczyć, że dla
niego również jest Dobra Nowina! Także on został
stworzony z Miłości Boga, na Jego obraz i
podobieństwo. Choć piękno człowieczeństwa zostało
przysłonięte grzechem, to Jezusowa terapia
pozwoliła, by opętany grzechem człowiek powrócił do
pełnego piękna stanu Dziecka Bożego!
Podporządkowanie demona władzy Pana
Jezusa to znak, że rozpoczęło się dzieło Odkupienia.
W bożych zamysłach jest ono kontynuacją i
wydoskonalaniem dzieła Stworzenia. Odkupienie
89
wprowadza w stan krytyczny zło wciąż obecne w
świecie
stworzonym.
Jezusa
nie
roztrząsa
szczegółów, ale działa i „stwarza” dobro! Dlatego
Jego Słowa wprawiają ludzi w zachwyt. Nie
pouczają, ale uzdalniają człowieka, aby na nowo
mógł doświadczyć dobra!
II. …Uwierzyć w
stworzone z miłości
świat:
niebo
i
ziemię
Dzieła Odkupienia nie sposób pojąć bez
odwołania się do dzieła Stworzenia. Prawda wiary o
stworzeniu nieba i ziemi oraz jej podstawowe skutki
zostały przedstawione w kolejnym fragmencie
Katechizmu
Kościoła
Katolickiego,
którym
inspirujemy się w naszej diecezji w ramach tzw.
kazań katechizmowych.
Katechizm, oczywiście, nie jest podręcznikiem
nauk przyrodniczych. Nie wyjaśnia więc, jak
powstawał świat. Jego treścią są bowiem prawdy
wiary, które pozwalają nam odkryć zarysy zamysłu
Stwórcy. Szczególnie ważne jest tutaj zorientowanie
się, czego od nas oczekuje nasz Stwórca. Pogłębiona
świadomość początków relacji między stworzeniami
pozwala na wyobrażenie sobie świata w wieczności,
kiedy Szatan zostanie już ostatecznie pokonany.
Stwórca wszystkich rzeczy widzialnych i
niewidzialnych: aniołów, świata widzialnego i na
końcu człowieka – nie ograniczył się do samego aktu
powołania wszystkich bytów do istnienia. On
sprawił, że wszelkie te stworzenia są współzależne.
Katechizm podkreśla, że ta wzajemna zależność
90
bytów jest chciana przez Pana Boga: „Słońce i
księżyc, cedr i mały kwiatek, orzeł i wróbel:
niezmierna rozmaitość i różnorodność stworzeń
oznacza, że żadne nie wystarcza sobie. Istnieją tylko
we wzajemnej zależności od siebie, uzupełniając się i
służąc jedne drugim”. Stało się to możliwe, gdyż
Stwórca zadbał, aby wszystko i wszyscy, którzy
istnieją otrzymali „własną dobroć i doskonałość,
własne prawa i własne miejsce we wszechświecie”.
Człowiek jest szczytem Stworzenia, gdyż
został stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Jego
wzajemne relacje z innymi stworzeniami służą
stopniowemu i nieustannemu doskonaleniu świata
według Bożego zamysłu. Wszystkie stworzenia
odzwierciedlają, każde na swój sposób, jakiś promień
nieskończonej mądrości i dobroci Boga. Z tego
powodu człowiek powinien uszanować dobroć
wszystkich
stworzeń,
pamiętając,
że
ich
nieuporządkowane
wykorzystywanie
oznacza
lekceważenie Stwórcy, powodując coraz bardziej
zgubne skutki dla ludzi i środowiska naturalnego.
Porządek i harmonia świata służy zachowaniu
bogatej różnorodności stworzeń przy jednoczesnym
pogłębianiu ich wzajemnych związków. To z takiego
porządku relacji różnorodnych stworzeń wynika
piękno wszechświata, które człowiek stopniowo
odkrywa jako prawa natury. Piękno stworzenia bez
wątpienia stanowi odbicie nieskończonego piękna
samego Stwórcy.
Niezwykłej urodzie dzieła stworzenia jest
poświęcony piękny poemat o pierwszych siedmiu
dniach stworzenia, którym rozpoczyna się cała
91
Biblia. Katechizm zwraca uwagę, że gdy „siódmy
dzień” kończy pierwsze stworzenie, to dzień „Ósmy”
rozpoczyna już nowe, jeszcze większe stworzenie,
nazywane dziełem Odkupienia. Bierze ono początek
w nowym stworzeniu w Chrystusie, „w którym
wszystko odnajduje swój najpełniejszy sens i
wypełnienie”.
Zdarza się, że na co dzień nie dostrzegamy
piękna świata. Zostaje przysłonięte brzydotą
ludzkich grzechów, skutkami zarażenia śmiertelnym
wirusem zła, które objawia się w różnorodnych
formach nienawiści, wojen, rywalizacji o władzę,
wykorzystywania
słabszych
przez
elity,
marginalizowania całych środowisk, czy degradacji
środowiska naturalnego… Naszą skłonność do
pesymizmu karmią także współczesne opętania…
III. …I być prorokami wypełniania się Bożych
Obietnic
Dlatego wierzący w Chrystusa starają się, jak
najmocniej włączać w realizację dzieła nowego
Stworzenia, czyli w misję Odkupienia, widząc w niej
rodzaj bożej terapii, zdolnej leczyć cały świat z
wszelkich epidemii grzechu, zła i śmierci.
W każdej terapii istotne jest określenia
idealnego stanu zdrowia, który można osiągnąć.
Służą temu prorockie doświadczenia, które
przekonują, że może być inaczej niż obecnie.
Wszelkie oznaki wrogiej rywalizacji i zwalczania się
jednych stworzeń przez drugie mogą być pokonane
ofiarną troską o wspólnotowe relacje, co pozwoli
92
zachować ich różnorodność, a jednocześnie będzie
tworzyć okazję do odkrywania, że wszystkie
stworzenia nawzajem się potrzebują.
Otwarciem na taki ideał harmonijnych relacji
między stworzeniami może być wycieczka w góry, aby
zachwycić się pięknem krajobrazu, albo wieczorny spacer
po plaży, aby zostać ogarniętym kosmiczną harmonią
rozgwieżdżonego nieba… Albo wystarczy przekartkować
Katechizm, przypominając sobie, że piękno świata
stworzonego to prezent podarowany przez zakochanego w
nas Stwórcę.
Stąd tylko krok, aby naśladować Stwórcę przez
wykorzystywanie
naszych
twórczych
pomysłów.
Przykładem tego jest inicjatywa pewnych rodziców, którzy
na popularnym forum internetowym zwrócili się do
użytkowników, żeby pomogli im pocieszyć ich małą córkę.
Bardzo przeżywała wykrycie u swojego kolegi z
przedszkola bardzo groźnej choroby. Rodzice ci
opublikowali zdjęcie, przedstawiające obejmujących się
przedszkolaków, którzy smutno patrzyli w stronę szarej
miejskiej ulicy. Dołączyli prośbę, żeby internauci użyli
swojej kreatywności, aby tak zmienić tło tego zdjęcia, żeby
wywołało to uśmiech nadziei u dotkniętych trudnym
doświadczeniem dzieci. W odpowiedzi nadeszło wiele
fotomontaży, przedstawiające te dzieci w bajkowych
kontekstach popularnych legend lub najpiękniejszych
krajobrazów ziemi. Największe wrażenie robiło zaś zdjęcie
zatytułowane „80 lat później!”. Przedstawia ono parę
staruszków siedzących na ławeczce w muzeum przed
zdjęciem obejmujących się przedszkolaków. Idealna
perspektywa przyszłości ma ogromną siłę budzenia
nadziei.
93
Podobnie idealny obraz świata widzialnego i niewidzialnego, jakim go stworzył Pan Bóg, dla nas jest
zaproszeniem do życia w raju, który możemy osiągnąć
pomimo zła, naszych słabości i grzechu. Od nas zależy, czy
zaproszenie potraktujemy na serio.
Ks. Waldemar Janiga – Przemyśl
O WIELKOŚCI CZŁOWIEKA
VI niedziela zwykła - 12 lutego 2012
KKK, nr 355-384
I. Kim jest człowiek? Czym jest człowiek? Jaki
jest człowiek? Skąd się wziął i dokąd zmierza? Kim
jestem ja, człowiek? Czy jestem tylko materią, czy
tylko duchem, czy też jednym i drugim? Czy o mojej
wielkości i godności świadczą takie cechy jak uroda,
zdolności, sława, zamożność itp., czy raczej to, że
jestem istotą rozumną, wolną i zdolną do miłości? Te
pytania są pozornie bardzo proste, ale w
rzeczywistości należą do najtrudniejszych, jakie
stawiano od początków ludzkości.
Pytania te wyrażają głęboką potrzebę
zrozumienia samego siebie. Człowiek zawsze
interesował się sobą, swoim życiem, sensem,
przeznaczeniem, swoim miejscem w świecie i
stosunkiem do innych ludzi. Po wiekach wielorakich
dociekań pozostaje prawdą, że człowiek jest
tajemnicą, istotą w większym stopniu nieznaną
aniżeli wyjaśnioną.
94
Sięgnijmy do literatury. W pięknej i mądrej
powieści Skrzywdzeni i poniżeni F. Dostojewski
ukazuje dramat ludzkich serc, które zostały
skrzywdzone i poniżone, w których toczy się
prawdziwa walka o przebaczenie.
Tak charakteryzuje jednego z bohaterów:
„Starzec przygarbiony, o trupiej twarzy, tak bladej,
że przykro było na niego patrzeć. Wielkie, lecz
przygaszone oczy, zawsze patrzyły prosto. Nikt z nim
nie rozmawiał. W cukierni do której chodził, nigdy
nic nie zamawiał. Godzinami siedział na krześle,
trwając w bezruchu. Nigdy nie wziął do ręki gazety,
nie wypowiedział ani jednego słowa, nie wydał
żadnego dźwięku. Patrzył tylko przed siebie tak
martwym spojrzeniem, iż można było się założyć, że
nic nie widzi z tego, co go otacza”.
Skąd taka postawa? Dowiadujemy się, że
wiele lat temu jego córka wyjechała z młodym
człowiekiem, straciła pieniądze, które należały do
niego. Mężczyzna zostawił ją z dzieckiem. W nędzy
wróciła do rodzinnego miasta. Ojciec jej jednak nie
przyjął, nie przebaczył – wyklął. Powiedzielibyśmy –
miał powód.
Umierała w piwnicy. W ostatnich godzinach
raz jeszcze wysłała swoje dziecko do ojca z prośbą
o przebaczenie. Wtedy coś drgnęło w tym starym
człowieku. Wybiegł z domu. Szybko, jak nigdy,
przemierzył miasto. Gdy wchodził do piwnicy, która
była ostatnim mieszkaniem córki, było już ciemno.
Jego serce wypełniało przebaczenie, ale córka już nie
żyła. W późniejszym życiu nigdy nie mógł odzyskać
pokoju serca i zmarł samotnie w półobłędzie. Jakże
95
jednak ważne jest to, że córka prosiła usilnie o
przebaczenie, a ojciec przebaczył. To jest wielkość
człowieka i tajemnica człowieka. Bóg daje łaskę,
walczy o serce każdego z nas.
II.
Dlatego
dzisiejsza
liturgia
słowa
przypomina nam, że dla Pana Boga każdy człowiek
jest ważny. Pan Jezus uzdrawiał chorych na
odległość, a jednak trędowatemu nie tylko, że
pozwolił zbliżyć się do siebie, to jeszcze pochyla się
nad nim i dotyka go. Jakże wymowna to postawa
Jezusa: dotyka kogoś całkiem odseparowanego,
zarażonego, zainfekowanego, nieczystego. Uwalnia
go od upokarzającego cierpienia - uzdrawia. Tak, dla
Niego każdy człowiek jest ważny, każdy godzien
miłości i szacunku.
III. Dlaczego? Z pomocą w odpowiedzi na to
pytanie przychodzi Katechizm, który przypomina
słowa z Księgi Rodzaju: „Stworzył więc Bóg
człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył:
stworzył mężczyznę i kobietę” (Rdz 1,27). W zamyśle
Bożym człowiek jest nie tylko ciałem, ale jest duszą
i ciałem. Z woli Bożej rodzice dają to, co jest
potrzebne do utworzenia ciała, natomiast Bóg za
każdym razem stwarza duszę i łączy ją w chwili
poczęcia z ciałem. Dusza ludzka jest więc
bezpośrednio stworzona przez Boga i nie jest
„produktem” rodziców (KKK 366 – 368, 382).
Dusza jest tym, co czyni każdego z nas
człowiekiem, to zasada duchowa życia. Jest tym, co
w człowieku najbardziej wewnętrzne. Człowiek,
mając duszę, jest osobą, może powiedzieć „Ja”, ma
godność osoby: nie jest tylko czymś, ale kimś. Na tym
96
polega jego wielkość. Wszystkie inne stworzenia są
czymś: słońce, ziemia, rośliny, zwierzęta, pies, kot,
sarna, bakteria. To jest to coś, tylko człowiek, to jest
ktoś. Tak, to jest ktoś zdolny do refleksji i miłości „zdolny poznawać siebie, panować nad sobą, w
sposób dobrowolny dawać siebie oraz tworzyć
wspólnotę z innymi osobami; przez łaskę jest
powołany do przymierza ze swoim Stwórcą, do dania
Mu odpowiedzi wiary i miłości, jakiej nikt inny nie
może za niego dać” (KKK 357). W tym przejawia się
jego wolność, która jest w człowieku „wzniosłym
znakiem obrazu Boga” (KKK 1705).
Ciało natomiast „uczestniczy w godności
obrazu Bożego; jest ono ciałem ludzkim właśnie
dlatego, że jest ożywiane przez duszę”. Cała osoba
ludzka jest przeznaczona do tego, by „stać się
świątynią Ducha Świętego” (por. KKK 364). To
ludzkie ciało przyjął Chrystus w tajemnicy
Wcielenia, to ludzkie ciało wzięło udział w tajemnicy
Odkupienia. Dlatego człowiek, troszcząc się o swoją
duszę, winien uważać także ciało, stworzone przez
Boga i przeznaczone do zmartwychwstania, za dobre
i godne szacunku (KDK 140).
Trzeba dodać, że Kościół nie odrzuca
możliwości ewolucji dotyczącej ludzkiego ciała. Stale
jednak naucza, „że jeśli nawet przyjmujemy
ewentualność pochodzenia człowieka co do ciała od
innych stworzeń materialnego wszechświata, przede
wszystkim od istot zwierzęcych - to stworzenie duszy
nieśmiertelnej,
które
decyduje
o
naszym
człowieczeństwie, jest zawsze dziełem Boga Stwórcy.
97
Nie może materia wyłonić z siebie ducha” (Jan Paweł
II, Katecheza 16 z kwietnia 1986 r.).
Zdolność człowieka do miłości wyraża się
przede wszystkim w otwarciu się na inne osoby. To
zaś
zostało
przez
Boga
uwzględnione
w
ukształtowaniu ludzkiego ciała do tego stopnia, że
stworzył On człowieka jako istotę dwupłciową – jako
mężczyznę i kobietę. I to nadaje niepowtarzalny rys
ludzkiej osobie. „Bycie mężczyzną i bycie kobietą jest
rzeczywistością dobrą i chcianą przez Boga:
mężczyzna i kobieta mają nieutracalną godność,
która pochodzi wprost od Boga, ich Stwórcy (...) W
swoim
byciu
mężczyzną
i
byciu
kobietą
odzwierciedlają oni mądrość i dobroć Stwórcy” (KKK
369). Bóg zaś nie jest mężczyzną i nie jest kobietą,
przedstawia się jednak jako ojciec (Łk 6,36) i jako
matka (Iz 66,13). W miłości i wspólnocie
małżeńskiej, w której mężczyzna i kobieta stają się
„jednym ciałem” (Rdz 2,24), ludzie mogą zobaczyć coś
z tego szczęścia zjednoczenia z Bogiem, w którym
każdy człowiek znajdzie ostateczną pełnię (por.
Youcat 64).
I ostatnia prawda, której tak boleśnie
doświadczyli
przywołani
bohaterowie
Dostojewskiego, człowiek cierpi i umiera. Otóż Pan
Bóg nie chciał, aby ludzie cierpieli i umierali. W
pierwotnym
zamyśle
Boga
przeznaczeniem
człowieka był raj czyli życie na zawsze w harmonii i
w pokoju między Bogiem, ludźmi i ich środowiskiem,
między mężczyzną i kobietą. Ponieważ wkradł się
grzech, Adam i Ewa musieli opuścić raj, a
codzienność człowieka wyznacza od tego momentu
98
trud pracy, cierpienie, umieranie i pokusa grzechu
(por. Youcat 66).
IV. Rozważając o pięknie człowieczeństwa,
o wielkości człowieka, o jego sercu, o godności, ale
i o słabości, wciąż musimy oglądać się na Jezusa
Chrystusa jako Kogoś wyjątkowego, ponieważ
ukazuje nam nie tylko prawdziwą istotę Boga, ale
i prawdziwy ideał człowieka. Bez Niego nie jesteśmy
w stanie zrozumieć człowieka, pojąć jego wielkości,
ani zrozumieć samych siebie. Tylko w Chrystusie
znajduje swoje wyjaśnienie tęsknota za miłością,
przebaczeniem, prawym życiem… To dzięki
Chrystusowi człowiek tęskni za Bogiem. Taka jest
natura człowiecza. Wcześniej czy później przychodzi
taki moment w życiu, że za Bogiem się zatęskni. Ta
tęsknota jest bliska komuś, kto na co dzień prowadzi
Boże życie, uczciwe, prawe, ale ta tęsknota rodzi się
także w sercu grzesznika, człowieka, który
pokomplikował swoje życie. Dlaczego? Na to pytanie
znajdujemy genialną odpowiedź u św. Augustyna,
który w najbardziej znanym dziele Wyznania
napisał: „Stworzyłeś nas dla siebie Boże. I
niespokojne jest serce człowiecze dopóki nie spocznie
w Tobie”.
Spoczynek w Panu utrudnił i utrudnia grzech.
Stąd: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna
swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego
wierzy, nie zginął ale miał życie wieczne”. Dla
ratowania duszy ludzkiej Jezus oddaje życie na
krzyżu. Jakże więc cenna jest moja dusza – dusza
nieśmiertelna.
99
Jeżeli Bóg dla ratowania duszy ludzkiej posyła
swojego Syna tzn., że musi istnieć życie wieczne.
Dlatego warto zatęsknić za czystością duszy, za
miłością,
za
godnością,
za
pięknym
człowieczeństwem,
za
wrażliwością,
za
przyzwoitością, za skromnością, za prawdą…
Więcej! Trzeba iść pod prąd w świecie, który
sprowadza człowieka do przedmiotu. Świat, w
którym żyjemy (świat w znaczeniu biblijnym), nie
lubi tego, kto ośmieli się być inny niż przeciętny ogół.
Kto jest przytulony do Krzyża i odważy się
przerosnąć tłum swoim sercem, ideałami, kto zechce
płynąć pod prąd powszechnej łatwizny (zwłaszcza w
liberalnie nastawionych mediach), tego świat
wyklnie tak, jak kiedyś wyklął Chrystusa i Go
ukrzyżował. Ale jedno jest pewne, pewne dla
maleńkiego dziecka, które zaczyna coś rozumieć; dla
młodego, który marzy o pięknym, szczęśliwym życiu
i dla każdego w sile wieku i u schyłku swego życia;
jedno jest pewne w perspektywie wieczności: warto
iść pod prąd, pod prąd tego świata, który nas
nienawidzi. Nienawidzi za to, że ukazujemy ideał
człowieka ewangelicznego, że zabiegamy o ochronę
życia, że bronimy nierozerwalności małżeństwa,
czystości przedmałżeńskiej. Darzy nas nienawiścią
za sprzeciw wobec zabijania starych ludzi,
nienarodzonych dzieci, za dezaprobatę wobec
pornografii i zachowań homoseksualnych. Za to, że
naruszamy struktury grzechu i nie pozwalamy
okradać przyzwoitych ludzi z godności czy z
niewielkiego grosza, który mają. Świat takich
nienawidzi, ale trzeba iść pod prąd.
100
Zapytajmy siebie: Czy wiem, że jestem
obrazem Boga stworzonym na Jego podobieństwo?
Co to dla mnie znaczy? Czy cenię swoją duszę tak,
jak ceni ją Bóg? Czy staram się, aby to, co robię było
dobre, prawdziwe, piękne i przepełnione miłością, bo
tak czyni Bóg - mój Ojciec i Stwórca? Czy pielęgnuję
i rozwijam
swoje
człowieczeństwo
poprzez
naśladowanie Chrystusa?
.
101
Ks. Roman Froń – Jaćmierz
„UZDRÓW MNIE, PANIE, BO BARDZO
ZGRZESZYŁEM”
VII niedziela zwykła – 19 lutego 2012
KKK, nr 385-421
I. Przynosić innych do Jezusa
Wśród różnych rodzajów modlitwy istnieje
modlitwa wstawiennicza. Powstają takie wspólnoty
wierzących, prowadzących pogłębione życie duchowe,
których zadaniem jest pomoc osobom potrzebującym
spotkać się z Panem Jezusem. O taką pomoc
zwracają się zniewoleni, zaplątani w grzechy,
uzależnieni, chorzy. Modlitwa za daną osobę może
przynieść jej ogromną korzyść.
Piotr, lat 42, pisze na jednym z portali
internetowych o swoim nawróceniu. Przez wiele lat
grzesznego życia, sukcesywnego łamania przykazań
Dekalogu, gdzie grzech generował następny grzech,
zawsze bardzo łatwo sam się usprawiedliwiał.
Grzeszył i wmawiał sobie, że Bóg wybaczy, że
przecież Jego miłosierdzie, miłość jest tak wielka, że
nawet nie trzeba się specjalnie starać. Wszystko to
rozgrywało się na przestrzeni około piętnastu lat.
Jego życie zdominował alkohol. Najpierw okazyjnie
na różnych spotkaniach, potem praktycznie w życiu
codziennym pod byle pretekstem. Kiedy pił lub
popijał wszystko stawało się prostsze, łatwiejsze,
lepiej przyswajalne i osiągalne. Od Boga odszedł
zupełnie. Wyznaje: „Przez całe moje życie nie
102
pamiętam, żebym w ręku trzymał Różaniec i się
modlił”. Nawrócenie zaczęło się od zaproszenia żony
do wspólnej modlitwy z synem. Czynił z wielką
niechęcią, ale z biegiem czasu Duch Święty
przełamał zatwardziałe serce. Pod koniec swego
świadectwa pisze: „Dziękuję mojej kochanej żonie za
ponad dziesięć lat modlitwy za mnie”. To ona
przynosiła męża do Jezusa w czasie Mszy św. i
modlitwy.
W Ewangelii znajdujemy liczne przykłady
wstawiania się jednych za drugimi u Pana Jezusa,
zakończone cudami. Wokół Jezusa zawsze są ludzie
– ci, którzy Go słuchają; ci, którzy Go próbują
skompromitować; ci, którzy szukają pomocy w
swoich problemach: chorzy, opętani, szukający sensu
życia. Wielu przynosi z sobą cudze problemy i
sprawy. W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy o tych,
którzy przynieśli na noszach sparaliżowanego
człowieka przed Jezusa. Paralityk był nieszczęśliwy,
jednak miał dobrych przyjaciół, którzy nie bacząc na
wiele trudności, umożliwili mu spotkanie z Panem
Jezusem. Nie zniechęcili się. Dobrze mieć obok siebie
takich przyjaciół. Prawdziwy przyjaciel pomaga
spotkać się z Bogiem, prowadzi do Niego. „Wiara ma
tak wielką siłę, iż nie tylko ten, kto wierzy, osiąga
zbawienie, ale przez wiarę jednych zbawiają się
drudzy” (św. Cyryl Jerozolimski †386).
Ze spotkania z Chrystusem skorzystał
nieszczęśliwy, chory człowiek. Odzyskał zdrowie
ciała i duszy. Zawsze spotkanie z Panem przynosi
korzyść. Gdyby paralityk się zniechęcił, pozostał w
domu, nie dotarł na to niezwykłe spotkanie,
103
ominęłoby go coś najpiękniejszego. Zapewne
paralityk miał nadzieję, iż Jezus go uzdrowi. To, co
go spotkało, przeszło najśmielsze jego oczekiwania.
Jezus daje więcej niż się spodziewamy.
Jezus uzdrawiał najpierw duszę, a potem ciało
paralityka. Każda choroba jest bolesna i przykra, ale
najgorszą chorobą jest grzech. Z tej choroby wyleczyć
może nas tylko Chrystus. Klemens Aleksandryjski
(†212) pisze, że „On jest lekarzem leczącym
wszystkie choroby ludzkości”. Wtedy przychodzi
radość życia. Tak naprawdę jest tylko jeden powód
smutku – grzech. Św. Jan Bosko – jak mówią o nim:
„zawsze radosny” – kiedy któryś z jego
wychowanków miał smutną minę, prosił go na
rozmowę i albo kierował do spowiedzi, albo pomagał
rozwiązywać problem. Nie warto się smucić, gdy się
ma czyste serce i jest się blisko Boga. Tylko grzech
jest prawdziwym powodem do smutku i tylko z
pomocą Pana można go pokonać.
II. Od tego zaczęło się wszystko, co złe
Wszystko zaczęło się u początku historii
człowieka. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i
podobieństwo oraz obdarował swoją przyjaźnią.
Ustanowił także pewną nieprzekraczalną granicę,
którą człowiek powinien uznać i z ufnością
uszanować. Symbolicznie przedstawia to Biblia w
obrazie drzewa „poznania dobra i zła”, z którego jeść
owoców Bóg zabronił. Człowiek stworzony przez
Boga w stanie sprawiedliwości uległ diabelskiej
pokusie. Nadużył swej wolności, przekroczył jej
104
granicę, przeciwstawił się Bogu. Dał przez to wyraz
swej nieufności wobec dobroci Stwórcy. Postawił
siebie na Jego miejscu. Chciał „być jak Bóg”. Próba
wolności doprowadziła do klęski i dramatu
człowieka, który powtarza się w każdym grzechu.
Pismo
święte
pokazuje
dramatyczne
konsekwencje tego pierwszego nieposłuszeństwa.
Pierwsi ludzie tracą łaskę pierwotnej świętości, boją
się Boga, którego fałszywy obraz sobie utworzyli jako
zazdrosnego o swe przywileje. Zniszczona została
pierwotna harmonia między duszą a ciałem, między
mężczyzną a kobietą. W historię ludzkości weszła
śmierć. Po pierwszym grzechu prawdziwa „inwazja”
grzechu zalewa świat: bratobójstwo popełnione przez
Kaina na Ablu, powszechne zepsucie ludzi (Sodoma
i Gomora), spory i waśnie (wieża Babel). Grzech
wszedł na świat, dotknął i zranił ludzką naturę.
Odtąd wszyscy ludzie są uwikłani w grzech Adama,
który nazywamy grzechem pierworodnym. Stwierdza
to św. Paweł: „Przez nieposłuszeństwo jednego
człowieka wszyscy stali się grzesznikami” (Rz 5, 19).
W jaki sposób grzech Adama stał się grzechem
wszystkich jego potomków? Cały rodzaj ludzki jest
w Adamie „jak jedno ciało jednego człowieka”.
Właśnie ta jedność rodzaju ludzkiego sprawia, że
wszyscy ludzie są uwikłani w grzech Adama, jak
wszyscy są objęci sprawiedliwością Chrystusa.
Pierwszy
człowiek
otrzymał
świętość
i
sprawiedliwość pierwotną nie dla siebie samego, ale
dla całej natury ludzkiej. Dlatego utrata tego stanu
dotyka także całej ludzkości.
105
Grzech będzie przekazywany całej ludzkości
przez zrodzenie, to znaczy przez przekazywanie
natury ludzkiej pozbawionej pierwotnej świętości
i sprawiedliwości. Dlatego grzech pierworodny jest
nazywany „grzechem” w sposób analogiczny; jest
grzechem „zaciągniętym”, a nie „popełnionym”, jest
stanem, a nie aktem. Nie jest winą osobistą.
Za św. Pawłem Kościół zawsze nauczał, że
ogromna niedola, która przytłacza ludzi, oraz ich
skłonność do zła i podleganie śmierci nie są
zrozumiałe bez ich związku z grzechem Adama i
faktem, że on przekazał nam grzech, z którego
skutkami rodzimy się wszyscy i który jest „śmiercią
duszy”. Ze względu na tę pewność wiary Kościół
udziela chrztu na odpuszczenie grzechów nawet
małym dzieciom, które nie popełniły grzechu
osobistego.
III. Skutki grzechu Adama
Nieuwzględnianie tego, że człowiek ma naturę
zranioną, skłonną do zła, jest powodem wielkich
błędów
w
dziedzinie
wychowania,
polityki,
działalności społecznej i obyczajów. Przykładem
niech będzie lansowana idea wychowania bez stresu.
Zakłada ona, że człowiek jest dobry i wystarczy, że
nie będzie się mu przeszkadzać w rozwoju stosując
niepotrzebne zakazy i nakazy. Wystarczy, że da się
wychowankowi wolność, a on spontanicznie rozwinie
swój potencjał. W przeciwnym razie dojść może do
zaburzeń w jego osobowości. Rygory wychowawcze są
więc odpowiedzialne za zło w dziecku. Należy więc
106
zabronić jakiegokolwiek zabraniania – „zabrania się
zabraniać”. To przecież utopia wychowawcza nie
licząca się z realiami, ze skłonną do zła naturą
ludzką.
Żyjemy w grzesznym świecie, w którym
kumulują się skutki grzechu pierworodnego i skutki
wszystkich innych grzechów. Człowiek doświadcza
skłonności do grzechu czyli pożądliwości. Dlatego
życie człowieka jest walką, ciężką walką z własnym
grzechem. Grzech rodzi się w naszym wnętrzu i nie
ma nikogo, kto mógłby powiedzieć, że jest bez
grzechu.
Drzewo cytryny rodzi zawsze kwaśne owoce,
a nie słodkie, ponieważ ma korzenie cytryny, a nie
pomarańczy; nie może wydawać innych owoców.
Podobnie i my mając korzenie serca w grzechu,
wydajemy owoce grzechu: złość, lenistwo, gniew.
Potrzebujemy, aby ktoś przemienił nasze serce.
Grzech jest niczym nasz cień, zawsze przy nas.
Kiedyś dwóch mężczyzn, o których nie można było
powiedzieć, że są trzeźwi, wieczorem wsiadło do
łódki i wzięli się do wiosłowania. Jednak ranek
ukazał im smutną prawdę, cały ich wysiłek poszedł
na marne, ponieważ łódka była liną przywiązana do
brzegu. Człowiek zraniony grzechem pierworodnym
jest przywiązany liną grzechu, która sprawia, że nie
może sam siebie zbawić. Koniecznością jest
przerwanie liny grzechu.
IV. Zbawienie w Chrystusie
107
Nauka o grzechu pierworodnym jest w
pewnym sensie „odwrotną stroną” Dobrej Nowiny, że
Jezus jest Zbawicielem wszystkich ludzi, że wszyscy
potrzebują zbawienia i że zbawienie jest ofiarowane
wszystkim
dzięki
Chrystusowi.
Św.
Paweł
przeciwstawia powszechności grzechu i śmierci
powszechność zbawienia w Chrystusie: „Jak
przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich
ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy
Jednego (Chrystusa) sprowadza na wszystkich ludzi
usprawiedliwienie dające życie” (Rz 5,18).
Po swoim upadku człowiek nie został opuszczony
przez Boga. Bóg zapowiedział mu tajemnicze
zwycięstwo nad złem oraz podniesienie go z upadku.
Św. Paweł pisze: „Gdzie wzmógł się grzech, tam
jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Bóg
dopuszcza zło, aby wyprowadzić z niego jeszcze
większe dobro.
V. Jezus bliski grzesznikowi
W Jezusie grzesznik otrzymuje szansę
wyzwolenia się z grzechu i przynoszenia dobrych
owoców. Nasz Pan jest delikatny wobec grzesznika.
Czy zawsze? Potrafił być groźny dla tych, którzy
innym zamykali drogę do Boga i którzy żyli w
zatwardziałości swoich grzechów. W ostrych słowach
zwracał się do faryzeuszów.
Są tacy ludzie, którzy chcą zaimponować
swoją bezgrzesznością i ciągle im się to nie udaje.
Smucą się nie z powodu zranienia Boga, Jego
miłości, ale dlatego, że im się kolejny raz nie udało.
108
Widać w takiej postawie przejawy pychy. Naszą
szansą jest miłosierdzie Boże, kochające Serce
Jezusa, otwarte dla grzeszników. Jak bardzo
powinniśmy się cieszyć ze spotkania z Chrystusem
przebaczającym. Jezus obiecał nam na chrzcie św.,
że będziemy zbawieni. Czyż nie dziwi to, iż pasterz
szuka jednej zagubionej owieczki?! Podejmuje
ryzyko, bo mu zależy na dobru zagubionego. Przez
św. s. Faustynę zachęca nas do ufności. Posłuchajmy:
„Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma” (Dz
1578); „Prędzej niebo i ziemia obróciłyby się w
nicość, aniżeli by duszę ufającą nie ogarnęło
miłosierdzie Moje” (Dz. 1777).
Kończąc, wróćmy myślą do dzisiejszej pięknej
Ewangelii. Poznaliśmy współczucie przyjaciół
paralityka, chęć pomocy choremu i współczucie
Jezusa. My też doznaliśmy miłości od niejednego
człowieka. Czyjeś współczucie i pomoc postawiły nas
na nogi. Odpłacajmy za nie - pomagajmy innym w
potrzebie. Nade wszystko zaś ufajmy Jezusowi,
przecież On ma moc podnieść człowieka z
największego paraliżu duchowego.
109
Ks. Jan Smoła – Przysietnica
BUDOWA DUCHOWEJ ŚWIĄTYNI
BĄDŹ SKAZANIE SIEBIE NA BEZDOMNOŚĆ
III niedziela Wielkiego Postu – 11 marca 2012
KKK, nr 422 - 455
Ernst Wiechert napisał kiedyś piękne
opowiadanie Der verlorene Stern (Zagubiona
gwiazda). Niemiecki żołnierz powraca z rosyjskiej
niewoli. Cieszy się, że znów jest w domu. Ale w
swoim domu nie potrafi się odnaleźć, co prawda
stara się podejmować codzienne czynności życiowe,
nie pogrąża się w marazmie, ale nie daje mu to
żadnego zadowolenia. Szuka pomocy u swojej babci i
oboje odkrywają, że w ich domu zagubiła się gdzieś
"gwiazda" - że już nie mieszka w nim tajemnica.
Życie stało się powierzchowne. Autor twierdzi, że
tam, gdzie gwiazda tęsknoty wypadła z naszego
serca, nie możemy się już czuć jak w domu.
Domownikiem można być tylko tam, gdzie mieszka
tajemnica. Dzisiejsza liturgia słowa poucza nas, że
człowiek dokąd żyje na tej ziemi, może zamieszkiwać
w dwóch rodzajach domów bądź być bezdomny.
I. Dom niewoli
Pierwsze czytanie ukazuje nam dom niewoli,
w ziemi egipskiej. Jest on gdzieś w oddali, poza
nami, gdyż wywiódł nas z niego, Pan, nasz Bóg, co
dobitnie oddaje przeczytany dziś tekst: „Ja jestem
Pan, twój Bóg, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej,
110
z domu niewoli” (Wj 20, 1). Człowiek przychodzi na
ten świat z grzechem pierworodnym i pierwszym
miejscem jego duchowego zamieszkania jest dom
niewoli.
Starotestamentalna
Księga
Wyjścia
pokazuje nam obraz Boga, który pochyla się nad
człowiekiem,
zabiera
go
z
domu
niewoli,
wyprowadza, wyzwala, ale nie zostawia samemu
sobie, gdyż Bóg nie chce, aby człowiek stał się
bezdomnym, lecz pragnie go wprowadzić do ziemi
obiecanej (zob. Wj 3, 7-8). Starotestamentalna
zapowiedź w pełni dokonuje się w męce, śmierci i
zmartwychwstaniu Chrystusa, który wyprowadził
człowieka z duchowej niewoli grzechu, a po doczesnej
wędrówce pragnie ofiarować mu dom wiecznie
trwały w niebie (zob. 2 Kor 5, 1). Bóg zaprasza
człowieka do współudziału w budowie takiego domu
w czasie jego ziemskich dni. Jeżeli człowiek nie
podejmie takiego trudu skazuje siebie na
bezdomność.
II. Bezdomność
Dzisiaj wiele mówi się o tzw. zjawisku
bezdomności, podaje się statystyki, poszukuje się
dróg rozwiązania tego problemu, wreszcie podejmuje
się próby opisania tego zjawiska. Bezdomność
występuje również na płaszczyźnie życia duchowego
człowieka. Człowiek ochrzczony, który nie podejmuje
trudu budowania domu, owej świątyni, gdzie pragnie
zamieszkać Bóg jest bezdomnym. Zdarza się, że owa
bezdomność zakorzeniona jest w jakiejś rodzinie od
kilku pokoleń. Taki człowiek nie będzie postrzegał
111
rodziny jako domu, może dlatego w 2009 r. aż 72 tys.
par małżeńskich zdecydowało się na rozerwanie
swojego związku, co stanowi 1/3 zawieranych
małżeństw. Parafia dla takiego człowieka jest
traktowana tylko jak instytucja, a nie dom, Kościół
zaś kojarzy się takiemu człowiekowi z tradycją
przodków, ostoją patriotyzmu, bądź aparatem
ucisku. Bezdomność na płaszczyźnie Kościoła
zatacza coraz szersze kręgi. Ciekawy jest jednak
biblijny obraz człowieka bezdomnego w sensie
duchowym. Obraz ten odnajdziemy w Księdze
proroka Aggeusza, który pełnił swoją misję ok. 520 r.
p. n. Chr. Bóg wyprowadził swój lud z domu niewoli
(niewola
babilońska) i
zlecił
mu zadanie
odbudowania zniszczonej w 586 r., przez
Babilończyków świątyni Jerozolimskiej. Zarówno
Szeszbassar (Ez 5,13-16), jak i Zorobabel oraz
arcykapłan Jozue nie potrafili przekonać Ludu
Bożego do tego dzieła (Ag 1, 1-2). Wówczas Bóg
powołał proroka Aggeusza i zlecił mu misję
przekonywania ludu. Tak na marginesie należy
dodać, że proces przekonywania kogoś do podjęcia
jakichś dzieł duchowych nazywamy w Kościele
dziełem ewangelizacji, wszelkie zaś działania podjęte
w celu kształtowania naszego życia duchowego
nazywamy dziełem formacji. Prorok w swojej
Księdze ukazuje obraz człowieka bezdomnego
duchowo, który koncentruje się tylko na sprawach
doczesności, na sprawach tego świata, nie ma czasu
na sprawy duchowe, zawsze uważa, że jeszcze nie
nadszedł taki czas dla niego. Taki człowiek jest
bardzo aktywny, w różnych dziedzinach, ale plon
112
swoich działań ma lichy; nastawiony jest na
przyjmowanie, coraz to nowych doznań, wiedzy,
najnowszej technologii, ale nigdy nie jest nasycony,
więc jest wiecznie niezadowolony; ciągle próbuje
zaspokoić swoje pragnienia, ale im bardziej się stara,
tym więcej pragnie; stara się być gorący w miłości,
mądrości, relacjach z innymi, w wierze, ale efektem
tych starań jest letniość, którą pogardza Jezus (Ap 3,
15-16). Pracuje taki człowiek, aby jak najwięcej
zarobić, ale odkłada do dziurawego mieszka. Po
każdym swoim przedsięwzięciu spodziewa się wiele,
ale ma mało. Nawet „to mało”, gdy przyniesie do
domu gdzieś się rozłazi (Ag 1, 2-11), a wszystko to
dlatego że dom Boga w naszym sercu jest w ruinie.
Każda spowiedź, sakrament pojednania sprawia, że
Bóg wyprowadza nas z domu niewoli, dzięki
odkupieńczemu dziełu Jezusa, ale jest również
wezwaniem do dzieła odbudowy zniszczonej świątyni
Boga w nas (1 Kor 3, 16-17; 6, 16-17). Jeżeli nie
podejmiemy takiego dzieła czeka nas straszny
koniec, o czym przekonuje nas Jezus: „Gdy duch
nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach
bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje.
Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd
wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym,
wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze
z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on
sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy
stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak
będzie i z tym przewrotnym plemieniem” (Mt 12, 4345). Aby tego uniknąć należy rozpocząć budowę
113
domu według planu Boga, co zostało objawione w
czytaniach mszalnych.
114
III. Dom Ojca
W dzisiejszej Ewangelii widzimy Jezusa, który
przybywa do świątyni w Jerozolimie, nazywając ją
domem Ojca. Ks. prof. Staniek twierdzi, że
najdoskonalsze objawienie Boga jest ujęte w słowie
Ojciec, zatem dom Ojca jest tożsamy z domem Boga
w niebie. Jezus widząc, że tzw. religijni ludzie zrobili
z domu Jego Ojca targowisko, zapałał świętą
gorliwością i wypędził ich ze świątyni. W czasie
rozmowy z Żydami Jezus przekonuje, że o wiele
ważniejszy od zewnętrznej świątyni budowanej z
kamieni jest dom duchowy, świątynia ciała, miejsce
obecności Boga w człowieku. Św. Paweł wyrazi tę
myśl bardzo dosadnie: „Czyż nie wiecie, żeście
świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?
Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy
Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście”
(1 Kor 3, 16-17). Zatem mamy budować dom w
swoim wnętrzu, co pięknie wyraził bł. Jan Paweł II
w homilii, w czasie poświęcenia kościoła św.
Maksymiliana w Mistrzejowicach, przypominając
słowa ks. Piotra Skargi: Ci, którzy Panu Bogu
kościoły widome budują - pierwej kościół serdeczny
w sobie zbudowali. Zatem z chwilą wyprowadzenia
człowieka z domu niewoli, co dokonuje się w czasie
chrztu świętego, powinien on rozpocząć budowę
domu według planu Boga. Od czego zacząć? Od
fundamentu. Ja jestem Pan, twój Bóg, oto
fundament. Bóg jest moim Panem, co pięknie
tłumaczy Katechizm: „W greckim tłumaczeniu ksiąg
Starego Testamentu niewypowiedziane imię, pod
115
którym Bóg objawił się Mojżeszowi (Por. Wj 3,14.:
JHWH, zostało oddane przez Kyrios (Pan). Pan staje
się
od
tej
chwili
powszechnym
imieniem
określającym
Boskość
Boga
Izraela.
Nowy
Testament posługuje się tytułem "Pan" w sensie
ścisłym, tak w odniesieniu do Ojca, jak również, co
jest nowością, w odniesieniu do Jezusa, uznanego w
ten sposób za samego Boga” (Por. 1 Kor 2, 8; KKK
446). Katechizm podaje praktyczny wymiar
budowania na Chrystusie, jako Panu, który wyzwala
nas od grzechu. Jeżeli Bóg staje się moim Panem,
wówczas przyjmuję zasady budowania, które zostały
nam dane w Dekalogu, czyli dziesięciu słowach, z
czego trzy regulują moje odniesienie do Boga,
pozostałe odniesienie do drugiego człowieka. Dekalog
Jezus streścił w przykazaniu miłości: „Będziesz
miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, całą
swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją
mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego
bliźniego jak siebie samego” (KKK 2196). Jest to
prawo przymierza między Bogiem a człowiekiem,
które przyjmuję w całości, nie mogę traktować go
wybiórczo. Ktoś może mówić: pierwsze przykazanie
zachowuję, ale czwartego nie, siódme akceptuję, ale
dziewiąte się mi nie podoba. Tak nie można!
Dlaczego jest to takie ważne, aby Dekalog
przyjmować w całości? Psalmista Pański odpowiada
na to pytanie: „Prawo Pańskie jest doskonałe i
pokrzepia duszę, świadectwo Pana niezawodne, uczy
prostaczka mądrości. Jego słuszne nakazy radują
serce, jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy” (Ps
19, 8-9). Przestrzeganie Bożych Przykazań jest
116
pokarmem dla duszy, daje mi siłę, mądrość, radość
serca i światło. To wszystko jest niezbędne w
przypadku jakiejkolwiek budowy. Im mniej zasad
Dekalogu w moim życiu tym mniej siły, mądrości,
radości serca, światła. W dzisiejszym drugim
czytaniu św. Paweł pokazuje nam drogi dojścia do
miejsca budowy domu: dla jednych jest to droga
mądrości, inni z kolei pragną iść drogą znaków,
szczególnie tych nadzwyczajnych, spektakularnych
jak dar języków, uzdrawiania, prorokowania,
wypędzania złych duchów, słowo poznania. Św.
Paweł zaleca jednak drogę krzyża: „my głosimy
Chrystusa ukrzyżowanego” (1 Kor 1, 22), który jest
„Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1,
24). Na tej drodze odnajdę zarówno moc, jak i
mądrość. Jezus w dzisiejszej Ewangelii odkrywa
przed nami największe zagrożenie przy budowie
domu według planu Pana. Jest nim handlarz, czyli
człowiek, który dla własnej korzyści potrafi sprzedać
wszystko i wszystkich. Kiedy dzisiaj ktoś pyta, gdzie
się podziały Postulaty Solidarności, to odpowiedź jest
jedna – zostały sprzedane przez handlarzy, dla
własnej korzyści; dlaczego nie znamy prawdy o
katastrofie smoleńskiej, gdyż ktoś chciał ugrać na
tym własny interes; dlaczego wartości ewangeliczne
nie pociągają współczesnego człowieka, ponieważ
handlarze dla własnych korzyści zamienili je na
świecidełka, które same w sobie nie mają wartości, a
młody człowiek szybko się zorientuje, że świecidełko
to zwykłe badziewie. Pan Jezus zaleca antidotum na
handlarzy, biorąc bicz ze sznurków i przepędzając
ich ze świątyni Pana (J 2, 15). Taką kurację może
117
zastosować lekarz z autorytetem. Jezus posiada
autorytet, co Katechizm oddaje w następujących
słowach: „W czasie całego życia publicznego Jezusa
znaki Jego panowania nad naturą, nad chorobami,
nad demonami, nad śmiercią i grzechem, ukazywały
Jego Boską najwyższą władzę” (KKK 447). Jaki
człowiek podejmie się budowy domu? Ewangelista
odpowiada: „Gorliwość o dom Twój pochłonie mnie”
(J 2, 17) Zatem tylko człowiek gorliwy, czyli gorący w
wierze, całkowicie owładnięty ową gorliwością
podejmie się budowy świątyni swojego ciała (J 2, 21).
Jezus wielce sobie ceni takich ludzi i zachęca,
abyśmy dołączyli do ich grona.
118
Ks. Włodzimierz Wołyniec - Wrocław
CZY JEZUS CHRYSTUS MIAŁ NAPRAWDĘ
LUDZKIE CIAŁO?
IV niedziela Wielkiego Postu - 18 marca 2012
KKK, nr 456-483
Pytanie o ludzkie ciało Jezusa Chrystusa nie
jest pytaniem czysto teoretycznym. Chociaż wielkie
dysputy teologiczne na ten temat przeszły już do
historii, każde pokolenie chrześcijan powinno
zastanowić się nad problemem ludzkiego ciała
Zbawiciela. Spotykamy się z nim przecież zawsze
wtedy, gdy przystępujemy do komunii świętej,
słysząc słowa: „Ciało Chrystusa!” i odpowiadamy
„Amen”, potwierdzając tym samym - bardziej lub
mniej świadomie - że On naprawdę ma ciało.
I. Czym jest ciało Jezusa Chrystusa?
Kiedy św. Jan w Prologu Ewangelii pisze, że
„Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J
1, 14), myśli on o czymś innym, niż o słowie i ciele
w naszym potocznym języku. Przez „Słowo” (gr.
Logos) rozumie on Boską Osobę Syna, natomiast
terminem „ciało” (gr. sarks) określa rzeczywistość
całego
człowieka
w
jego
ograniczoności
i
skończoności, zgodnie z biblijną tradycją, w której
„ciało” (hebr. basar) oznacza człowieka w jego
cielesno-duchowej strukturze, stając się nawet
synonimem pojęcia „człowiek” (hebr. adam). Ciało,
którym staje się Słowo, wskazuje na cielesno119
duchową
naturę
człowieka
czyli
na
jego
człowieczeństwo, które jest jednością duszy i ciała.
Ewangelista wyraża zatem myśl, że Syn Boży
przyjmuje ludzką naturę i staje się człowiekiem.
Kościół nazywa ten fakt „Wcieleniem” (KKK 461).
Idąc
za
nauką
pierwszych
Soborów
powszechnych Katechizm powtarza, że Syn Boży jest
prawdziwym człowiekiem, to znaczy ma ludzkie ciało
i ludzką duszę. Ciało, które przyjmuje On ze Świętej
Dziewicy Maryi, jest ciałem ożywionym przez
rozumną duszę (KKK 464nn).
II. Motyw przyjęcia ciała: zbawcza wymiana
Powołując się na całą Tradycję Kościoła
Katechizm umieszcza problem ciała Chrystusa w
perspektywie zbawienia. Zgodnie z najstarszymi
Wyznaniami Wiary, Syn Boży zstępuje z nieba i
przyjmuje ludzkie ciało „dla nas i dla naszego
zbawienia”. A zatem zbawienie ludzi jest
podstawowym motywem wcielenia. Na czym ono
polega? Można je wyrazić jako wymianę między
Bogiem a człowiekiem. Katechizm przytacza kilka
tekstów, ukazujących istotę tej wymiany: „Taka jest
racja, dla której Słowo stało się człowiekiem, Syn
Boży Synem Człowieczym: aby człowiek, jednocząc
się ze Słowem i przyjmując w ten sposób synostwo
Boże, stał się synem Bożym” (św. Ireneusz);
„Istotnie, Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić
nas Bogiem” (św. Atanazy); „Jednorodzony Syn Boży,
chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa,
przyjął naszą naturę, aby stawszy się człowiekiem,
120
uczynić ludzi bogami” (św. Tomasz z Akwinu) (KKK
460).
Wydarzenie zbawcze polega więc na takiej
wymianie, w której Bóg staje się w Jezusie
Chrystusie
człowiekiem,
a
człowiek
może
uczestniczyć w życiu Boga w Trójcy, zgodnie ze
słowami z Listu św. Piotra o naszym „uczestnictwie
w Boskiej naturze” (2P 1, 4). Ludzkie ciało
Chrystusa staje się gwarancją naszego zbawienia.
Gdyby Jezus Chrystus nie miał ludzkiego ciała, nie
moglibyśmy być zbawieni wraz z ciałem i duszą.
III. Konsekwencje przyjęcia ciała
Od chwili wcielenia Bóg istnieje w ludzkim
ciele (KKK 469). Jeżeli tak, to wynikają z tego pewne
konsekwencje. Idąc za myślą Katechizmu, można je
ująć w dwóch punktach.
1. Możliwość pełnego poznania Boga
Niewidzialny i niepojęty Bóg, który zaczyna
istnieć w ludzkim ciele, daje się poznać z bliska.
Można Go dotknąć, jak pisze św. Jan: „Oznajmiamy
wam […] co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co
patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” (1J 1, 1).
Gdyby Chrystus nie miał ciała, nie moglibyśmy
bardziej i pełniej poznać Boga.
Fakt objawienia się Boga w ludzkim ciele
może i powinien ciągle zadziwiać. Niekiedy może
nawet gorszyć. A jednak Syn Boży od momentu
wcielenia wyraża życie Świętej Trójcy na sposób
ludzki: myśli ludzkim umysłem, działa ludzką wolą,
121
kocha ludzkim sercem, pracuje ludzkimi rękami
(KKK 470 w odniesieniu do KDK 22, 2). Jest do nas
podobny we wszystkim oprócz grzechu (por. Hbr 4,
15).
Przyjęcie ciała przez Syna Bożego ukazuje
nowy obraz Boga. Przede wszystkim poznajemy
pokorną miłość Boga (KKK 458). Mówi o tym Hymn
z Listu do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać
sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6-7).
Oznacza to, że Syn Boży chciał żyć tak, jak my
w ograniczeniach czasu i przestrzeni, w ludzkiej
słabości (KKK 472).
Ponadto, przyjęcie ciała pozwala Synowi
Bożemu pokochać nas ludzkim sercem. Znakiem tej
miłości jest Jego przebite Serce (KKK 478).
2. Możliwość tworzenia obrazów Boga
Przyjęcie ciała przez Syna Bożego stwarza
możliwość tworzenia i oglądania obrazu Boga w
Jezusie Chrystusie. Przepowiadanie Kościoła jest
nieustannym ukazywaniem tego obrazu wszystkim
wierzącym, co poświadcza Apostoł Paweł, pisząc do
Galatów: „O, nierozumni Galaci! Któż was urzekł,
was, przed których oczami nakreślono obraz Jezusa
Chrystusa ukrzyżowanego?” (Ga 3, 1). Siódmy Sobór
Powszechny, który odbył się w Nicei (787) naucza, że
wcielenia Syna Bożego uzasadnia w pełni możliwość
pisania ikon i tworzenia obrazów Chrystusa (KKK
476).
W
ludzkim
ciele
Jezusa,
w
Jego
indywidualnych rysach ciała ukazuje się Boska
122
Osoba Syna, której oddajemy najwyższą cześć (KKK
477).
IV. Chrześcijański humanizm
Papież Benedykt XVI w książce Jezus z
Nazaretu zwraca uwagę na słowa z Listu do
Hebrajczyków: „Przeto przychodząc na świat mówi:
„Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało”
(Hbr 10, 5). Komentując je, Papież wyjaśnia, że
Jezus „Syn Człowieczy”, który przychodzi od Boga,
przez przyjęcie człowieczeństwa przynosi prawdziwy
humanizm (str. 276). „A naszym powołaniem jest to,
aby pozwolić Mu włączyć nas w swe nowe
człowieczeństwo, nowe od Boga przychodzące
człowieczeństwo” (str. 277).
Dzięki temu, że Jezus Chrystus ma prawdziwe
ludzkie ciało, możemy uczyć się od Niego, co znaczy
być człowiekiem i jak najpełniej przeżywać swoje
człowieczeństwo.
123
Ks. Wacław Siwak – Przemyśl
POCZĄŁ SIĘ Z DUCHA ŚWIĘTEGO,
NARODZIŁ SIĘ Z MARYI PANNY
V Niedziela Wielkiego Postu – 25 marca 2012
KKK, nr 484-511
Podążając drogami Wielkiego Postu powoli
zbliżamy
się
do
kulminacyjnego
punktu
przeżywanego okresu roku liturgicznego. Jesteśmy
coraz bliżej Golgoty, a przygotowywany dla Jezusa
Krzyż, coraz jaśniej widnieje na widnokręgu dziejów
zbawienia, o czym mówi nam dzisiejsza liturgia
słowa. Jednocześnie kursorycznie podążamy drogą
prawd katechizmowych. Wedle planu mamy zająć się
dzisiaj prawdami naszej wiary wyrażonymi
katechizmowym tytułem artykułu: „począł się z
Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny” [484511]. Jak połączyć sensownie w kazaniu te dwa
szczególne momenty w jedno: przeżywany czas
Wielkiego Postu kierujący naszą uwagę na
Chrystusowy Krzyż oraz wykład mariologiczny?
Z pomocą przychodzi nam najpierw kalendarz.
Tak się szczęśliwie składa, że obecna Piąta Niedziela
WP wypada dokładnie 25 III. Gdyby nie Wielki Post
obchodzilibyśmy dziś uroczystość Zwiastowania
NMP. Więc z racji daty możemy podjąć temat
maryjny.
Ale w zbieżności kalendarzowej możemy
znaleźć jeszcze głębsze – teologiczne uzasadnienie,
opierające się na fundamentalnej prawdzie
chrześcijańskiej wiary, która mówi, że Syn Boży dla
124
zbawienia ludzi stał się w pełni człowiekiem.
Tajemnicę ową nazywamy Wcieleniem, które miało
miejsce w momencie Zwiastowania. Bóg nie
przestając być w pełni Bogiem stał się rzeczywiście
jednym z nas. Przyjął naszą naturę, aby jako Bóg
mógł po ludzku żyć, nauczać ludzkim językiem,
wreszcie cierpieć, umrzeć i zmartwychwstać. Mówiąc
innymi słowy, gdyby nie było Wcielenia, nie byłoby w
konsekwencji Chrystusowego zbawczego misterium
paschalnego. Jeśli misterium Wcielenia dokonało się
przez macierzyńską posługę Maryi, to podjęcie
maryjnego tematu w Wielkim Poście jest jak
najbardziej uzasadnione.
Katechizmowe brzmienie tytułu: „począł się
z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny”,
zawiera w sobie jakby dwa akcenty: pierwsza część
kładzie nacisk na Osobę Ducha Świętego, z którego
począł się wcielony Syn Boży; druga kładzie nacisk
na osobę Maryi, z której On się narodził. Rozważmy
treść obu prawd.
I. Począł się z Ducha Świętego
Katechizm poucza nas: „Duch Święty, który
jest «Panem i Ożywicielem», zostaje posłany, aby
uświęcić łono Maryi Dziewicy i w sposób Boski
uczynić je płodnym” (KKK 485). Z tego zdania
wynika, że pierwszym dziełem Ducha Świętego w
misterium Wcielenia jest uświęcenie łona Maryi.
Stało się to już w momencie Jej poczęcia, które było
inne niż wszystkich ludzi. Wyjaśnijmy. Po grzechu
pierworodnym każdy człowiek poczyna się i rodzi z
125
grzechem pierworodnym. Mówiąc innymi słowy
poczyna się i rodzi w stanie braku łaski uświęcającej,
której udziela dopiero chrzest [lub otrzymywana jest
na innej drodze]. Maryja jako jedyna, obok
Chrystusa, z racji odwiecznego przewidzenia Jej na
Jego Matkę (KKK 488) i mocą przewidzianych Jego
przyszłych zasług (KKK 492) poczęła się bez grzechu
pierworodnego,
co
nazywamy
Niepokalanym
Poczęciem. Prawda ta ukryta w Piśmie Świętym,
została ogłoszona jako dogmat wiary w 1854 r. przez
Piusa IX (KKK 491). W prawdzie tej zauważamy
jakby dwa aspekty, z jednej strony wolność od
grzechu, zapowiedziana już w totalnej nieprzyjaźni
między niewiastą a wężem w Księdze Rodzaju (Rdz
3, 15); z drugiej strony pełnia świętości, o której
mówił anioł w Zwiastowaniu pozdrawiając Maryję
jako pełną łaski (Łk 1, 28). To właśnie Duch Święty
jest sprawcą uświęcenia Niepokalanej Maryi od
pierwszej chwili Jej istnienia. Łaska Niepokalanego
Poczęcia przygotowała Maryję do bycia Matką Syna
Bożego (KKK 490). Dodajmy, że Maryja dzięki łasce
Bożej przez całe życie pozostała również wolna od
wszelkiego grzechu osobistego (KKK 493).
Drugim zadaniem posłania Ducha Świętego do
Maryi, było uczynienie płodnym Jej łona. Już w pierwszych Symbolach wiary Kościół wyznawał, że Jezus
został poczęty jedynie przez moc Ducha Świętego
w łonie Dziewicy Maryi (KKK 496). Jest to prawda
wiary wprost objawiona w Piśmie Świętym. Św.
Mateusz
podkreśla
dziewicze
poczęcie
sformułowaniem: „znalazła się brzemienną za sprawą
Ducha Świętego” (Mt 1, 18). Podobnie opisując
126
objawienie się anioła Józefowi mówi o poczęciu, które
dokonało się „z Ducha Świętego” (Mt 1, 20).
Wyrażenia te, wykluczają pożycie małżeńskie w
przypadku poczęcia Jezusa (KKK 497-498). W
podobnym duchu interpretujemy pytanie Maryi
skierowane do anioła: „jakże się to stanie, skoro nie
znam męża?” (Łk 1, 34). Znać męża w języku
biblijnym jest idiomem pożycia małżeńskiego.
Dziewica z Nazaretu otrzymuje odpowiedź. „Duch
Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię”
(Łk 1, 35). To mocą Ducha Świętego z jednej
macierzyńskiej komórki Matki rozwinęło się ciało
Jezusa.
Racją dziewiczego poczęcia z Ducha Świętego,
wykluczającego ojcostwo człowieka, jest podkreślenie
prawdy, iż jedynym ojcem Jezusa jest Ojciec
niebieski. Dziewicze poczęcie jest tym samym
szczególnym znakiem Boskiego pochodzenia Syna
narodzonego z Maryi. Poczęcie Chrystusa bez
udziału mężczyzny wyraża również pierwszeństwo
Boga w zbawczej inicjatywie. To On jest inicjatorem
zbawczego wydarzenia Wcielenia. Poczęcie w
Dziewicy oznacza, że Słowo Wcielone przyszło na
świat w wyniku wyłącznie Bożej decyzji (KKK 502503).
Chociaż w katechizmowym brzmieniu tej prawdy, akcent położony jest na Ducha Świętego, to
jednak Maryja nie pozostaje bierną. Współpracuje
poprzez wyrażenie swojej zgody słowami: „Oto Ja
służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa
Twego” (Łk 1, 38), które popularnie nazywamy fiat,
od pierwszego słowa wspomnianej frazy w języku
127
łacińskim. Pozytywna wolna odpowiedź Maryi
warunkuje Wcielenie. Była to odpowiedź wiary,
dzięki której stała się Matką. Ojcowie Kościoła
często podkreślają, że Maryja pierwej poczęła
duchem niż ciałem: właśnie przez wiarę (KKK 494).
Wraz z chwilą wypowiedzenia Jej zgody „Słowo stało
się
ciałem”
(J 1, 14 – poczyna się Jej Syn – prawdziwy Bóg
i prawdziwy człowiek w jednej Osobie, który za
dziewięć miesięcy ujrzy w Betlejemskim żłóbku
dzienne światło. Mówi nam o tym wydarzeniu druga
część katechizmowego tytułu.
II. Narodził się z Maryi Dziewicy
Konsekwencją
poczęcia
i
porodzenia
wcielonego Syna Bożego jest przyznanie Maryi
tytułu Matka Boga - gr. Theotokos. Prawdę te
zdogmatyzował sobór w Efezie w 431 r., w oparciu o
objawienie w Piśmie Świętym. Chociaż sam termin
Matka Boga w dosłownym brzmieniu w Nowym
Testamencie nie pojawia się, to jednak anioł przy
Zwiastowaniu mówi, że Dziecię, które Maryja
pocznie i porodzi „będzie nazwane Synem Bożym”
(Łk 1, 35). Elżbieta nazywa Ją Matką mojego Pana
(Łk 1, 43), a Pan w Biblii to Bóg. Teksty Nowego
Testamentu wspominają o Maryi jako Matce Jezusa,
o którym równocześnie stwierdzają, iż jest Bogiem (J
20, 28; por. 5, 18; 10, 30. 33). Maryja jest również
przedstawiana jako Matka Emmanuela, tzn. Boga z
nami (por. Mt 1, 22-23) [KKK 495].
128
Termin Theotókos w dosłownym tłumaczeniu
oznacza Tę, która zrodziła Boga. W takim brzmieniu
może on rodzić wątpliwość, jak to jest możliwe, aby
istota
ludzka
zrodziła
Boga.
Wyjaśniamy:
Macierzyństwo
jest
relacją
międzyosobową,
zasadzającą się na zrodzeniu przez matkę osoby, a
nie tylko istoty fizycznej. Każdy człowiek poczyna się
dzięki połączeniu żeńskiej i męskiej komórki
rozrodczej ojca i matki, które w momencie zespolenia
Bóg ożywia stworzoną indywidualnie duszą. Tak
poczyna się osoba ludzka posiadająca ludzką naturę.
Chociaż każda matka (wraz z ojcem) w akcie
poczęcia daje dziecku „tylko” to co cielesne, a Bóg
stwarza nieśmiertelną duszę, to jednak matka
poczyna i rodzi całego człowieka – całą osobę.
Macierzyństwo odnosi się do osoby, a nie tylko ciała.
Podobnie było w poczęciu Jezusa, z wyjątkiem tego,
że mocą Bożą tylko z komórki matki Bóg
wyprowadził całe ciało Jezusa, które ożywił duszą; i
tak utworzoną naturę ludzką zjednoczył z Osobą
Słowa, które posiadało już własną naturę (Boską).
Chociaż w tajemnicy Wcielenia Maryja dała tylko
ciało, to jednak poczęła i zrodziła „całego Chrystusa”
jako osobę – a jako że był On Osobą Boską - Synem
Bożym, stąd przysługuje je tytuł Matka Boga. Tytuł
ten wyraża prawdę, iż Jezus jest Bogiem i
człowiekiem w jednej Osobie.
Narodzenie Jezusa, podobnie jak Jego poczęcie
było dziewicze. Mówiąc językiem Soboru, nie
„naruszyło Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęciło”
(LG 57). W czasie narodzenia Jezusa dziewicze ciało
Maryi zachowało w sensie fizycznym pełnię swej
129
integralności. Dodajmy za Katechizmem, że Kościół
wyznaje rzeczywiste i trwałe dziewictwo Maryi nie
tylko przed i w czasie narodzenia Jezusa, ale
również po Jego narodzeniu, czego wyrazem jest
tytuł Maryja zawsze Dziewica (KKK 499).
130
III. Implikacje egzystencjalne
Na koniec zapytajmy, co z tych prawd dla nas
wynika? Myślę, że po pierwsze miejmy świadomość
najwyższej godności Maryi, wynikającej z Jej Bożego
Macierzyństwa, które jest najważniejszą maryjną
prawdą wiary naszego Kościoła, inne pozostają doń
służebne lub zeń wynikają. Poczęcie i urodzenie
Jezusa Chrystusa prawdziwego Boga i człowieka w
jednej Osobie – naszego Odkupiciela, rodzi w nas
poczucie wdzięczności do Maryi, to Ona mówiąc
językiem św. Ireneusza „będąc posłuszną, stała się
przyczyną zbawienia zarówno dla siebie, jak i dla
całego rodzaju ludzkiego” (KKK 494). Bez Niej nie
byłoby Wcielenia, bez którego nie byłoby zbawczej
śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Godność Matki
Boga i Jej istotny macierzyński udział w
chrystusowym
dziele
Odkupienia
stanowi
podstawowy fundament naszej maryjnej czci.
Po drugie naśladujmy Ją w tajemnicy
poczynania przez wiarę we własnym sercu Jezusa w
celu dawania Go innym, tak jak Ona, w której począł
się za sprawą Ducha Świętego i narodził się z Niej.
131
O. Stanisław Glista OFMConv – Kraków
WIARA – DOTKNIĘCIE MIŁOŚCIĄ
CHRYSTUSA
II niedziela Wielkanocy – 15 kwietnia 2012
KKK, nr 512-570
Kard. Christoph Schönborn, arcybiskup
Wiednia, podczas konferencji rozpoczynającej II
Światowy Kongres Miłosierdzia Bożego w roku 2011
w Krakowie powiedział: „Zmartwychwstały Chrystus
jest
Chrystusem
Miłosiernym!
W
swoich
objawieniach po zmartwychwstaniu, Chrystus
pokazuje głębię miłosierdzia Apostołom poprzez
swoją cierpliwość, aż do śmierci, nauczanie, miłość w
stosunku do ludzi takimi, jakimi są”. Jego zdaniem
to nie nauczanie, to Zmartwychwstały Chrystus
mówi do każdego: „oto kim jestem. Również ty
możesz mnie naśladować”. „Miłosierdzie to sam
Jezus! A Kościół jest zachęcany do ponownego
przeżywania
i
obwieszczania
tej
zbawczej
rzeczywistości”. Bł. Jan Paweł II, wypowiedział
podczas kanonizacji s. Faustyny takie słowa. „Co
przyniosą nam nadchodzące lata? Jaka będzie
przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to
wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych
sukcesów nie zabraknie niestety także doświadczeń
bolesnych. Ale światło Bożego Miłosierdzia, które
Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo
poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie
rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu”.
Dzisiaj Miłosierdzie jest czymś więcej niż
132
kiedykolwiek wcześniej – jest „wyjątkową nadzieją”
dla świata.
Kończy się oktawa wielkanocna – cały ten
tydzień uważany jest za jeden dzień, w którym
celebrujemy „święto świąt” (św. Augustyn). W
tradycji chrześcijańskiej nowo ochrzczeni w Wigilię
Paschalną, w tę niedzielę po raz ostatni
przywdziewali
białe
szaty
swojego
nowego
narodzenia. Taką białą szatą każdy z nas został
przyobleczony podczas Chrztu świętego. To symbol
nowego życia, ale także symbol i pragnienie
przyobleczenia się w Jezusa Chrystusa – jest to
program, abym stawał się podobny do Niego.
W
dzisiejszej
Ewangelii
Jezus
Zmartwychwstały ukazuje się w „sali na górze”, z
dala od zgiełku publicznego, przynosi Apostołom, a
także każdemu z nas przesłanie radości i pokoju.
Pokoju płynącego z przebaczenia i radości płynącej z
wiary. Trzy razy słyszymy „Pokój wam”. Chrystus
przychodzi do swoich dając im pokój i tchnie na nich
Ducha Świętego, odnawia dla nich władzę i
obowiązek odpuszczania grzechów. To tchnienie
Jezusa jest tchnieniem życia, takim jakim Adam w
raju został obdarzony przez Boga. Zaczyna się nowe
życie, odrodzenie, życie które się nie kończy ale jest
obietnicą wieczności.
Spotkanie z Tomaszem Apostołem, uczy nas
także, że do radości zmierzamy przez wiarę.
Niedowierzający apostoł chciał zobaczyć, dotknąć –
nie wiedział że przez takie poznanie zmysłowe,
natychmiastowe – dostrzegamy tylko pozory,
chwilowość, - a taka wiara szybko marnieje i umiera.
133
Dziś wielu naszych braci tak traci swoją wiarę.
Tymczasem
nam
trzeba
pragnąć
widzieć
niewidzialne – to nas ma prowokować do
nieustannego przekraczania siebie, do wspinania się
coraz wyżej i coraz dalej. Co się stało Tomaszowi
podczas spotkania z Jezusem ukazującym swoje
rany? Sam chciał dotknąć, zbadać a tym czasem on
zostaje dotknięty miłością Jezusa, dostrzega
niewidzialną Jego chwalę i wtedy wyrywa się krzyk
niedowierzającego serca „Pan mój i Bóg mój” (J
20,28).
Proszę Braci i Sióstr ! O to chodzi w naszej
wierze! Stajemy się prawdziwie wierzącymi w dniu
w którym zostaliśmy dotknięci miłością Jezusa,
a której dowodem są Jego przebite ręce, nogi i bok.
W chwili kiedy mogę wykrzyknąć za świętym Pawłem: On ”umiłował mnie i samego siebie wydał za
mnie” (Ga 2,20). To ta chwila jest moim narodzeniem
ku wieczności, jest chwilą kiedy mogę zacząć
miłować Jezusa: ‘choć nie wiedzieliśmy Go, i wierzyć,
choć nie widzimy” (por 1P 1,8). To ta chwila sprawia,
że mogę, (możemy) żyć na wzór pierwszych wspólnot
chrześcijańskich
z
Jerozolimy,
w
jedności
braterskiej, w przebaczeniu, w dzieleniu się dobrami
z innymi, pomocą, w codziennej wierności modlitwie,
Eucharystii, w zachowywaniu i życiu przykazaniami
Bożymi, w radości która jest znakiem wiary i moim
świadectwem, że Jezus mnie umiłował.
Co mówi Katechizm Kościoła Katolickiego?
Tam mamy wykładnię naszej wiary ale także
znajdziemy wiele odpowiedzi na nurtujące nas
pytania. To tam czytamy: „Życie Chrystusa było
134
nieustannym nauczaniem: Jego milczenie, cuda,
czyny, modlitwa, miłość do ludzi, szczególna troska o
poniżonych i biednych, całkowite przyjęcie ofiary
krzyżowej dla odkupienia ludzi, samo wreszcie
Zmartwychwstanie - są urzeczywistnieniem Jego
słów i wypełnieniem Objawienia” (KKK 561). Z
naszego „dotykania” Jezusa, odkrywania w Nim
Boga i człowieka, odkrywania miłości, jaką ma
względem mnie, coś musi wynikać. Jeśli uczynię
wszystko, aby ciągle upodabniać się do Niego, będę
podobny do Chrystusa. Jak to robić? „Jezus w całym
swoim życiu ukazuje się jako nasz wzór: jest
«człowiekiem doskonałym», który zaprasza nas,
abyśmy się stali Jego uczniami i szli za Nim. Przez
swoje uniżenie dał nam wzór do naśladowania, przez
swoją modlitwę pociąga do modlitwy, przez swoje
ubóstwo
wzywa
do
dobrowolnego
przyjęcia
ogołocenia i prześladowań (KKK 520). Jak to robić?
Uczyć się z Jego życia, rozważać poszczególne etapy
życia Jezusowego w nich odkrywać inspirację dla
mojej przemiany. Praktycznie to czytać i medytować
Ewangelię, rozważać tajemnice Różańca świętego,
pogłębiać swoją wiarę poprzez czytanie dobrej
literatury duchowej, katolickiej prasy, to także
zaangażowanie w życie parafii w grupach gdzie mogę
poznawać Jezusa.
Warto jeszcze na chwilę wrócić do wypowiedzi
kardynała wiedeńskiego podczas zeszłorocznego
Kongresu Miłosierdzia Bożego w Krakowie. Uważa
on, że parafie, nie będąc wspólnotami z wyboru,
stanowią doskonałe miejsce do realizacji idei
miłosierdzia, a co za tym idzie – są widocznym
135
znakiem miłości Bożej. „Lokalna wspólnota kościelna
może dać Go światu, aby wspólnie promieniować
blaskiem tego Miłosierdzia. Zatem to Miłosierdzie
oraz oddanie siebie z miłosierdzia pozwalają na
powstanie wspólnoty parafialnej, na jej otwarcie się i
prawdziwe istnienie!”
Według kardynała, miłosierdzie pozwala
Kościołowi stać się tym, czym jest: wspólnotą
otwartych na świat ludzi, którym ofiarowano
miłosierdzie i którzy są zdolni do miłosierdzia,
sakramentem i „przypowieścią” o Miłosierdziu
Bożym. „Miłosierdzie należy ponownie wprowadzić w
serca parafian, aby uleczyć podziały powstające
często w wyniku kłótni, zazdrości i destruktywnej
krytyki zdarzających się w rodzinach parafialnych” .
Spotkanie z Bogiem miłosiernym staje się misją.
Spotkanie z Jezusem miłosiernym zmienia serca,
czyniąc z nich misjonarzy. I dodał, że właśnie
miłosierdzie zachęca nas do podróży z ludźmi, którzy
są z dala od Kościoła, którzy być może boją się Boga i
Kościoła. Umocnieni spotkaniem z Jezusem
Miłosiernym, dotknięci Jego Miłością módlmy się:
„Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i
świata całego”. Amen.
136
O. Dariusz Sowa OFMConv – Kalwaria Pacławska
UMĘCZON, UKRZYŻOWAN, UMARŁ
I POGRZEBION
III niedziela Wielkanocy – 22 kwietnia 2012
KKK, nr 571-630
I. Andre Frossard – dziennikarz, pisarz, filozof
– był zagorzałym ateistą. Drogę jego życia odmieniło
niepozorne wydarzenie. Kiedyś, wraz ze swoim
przyjacielem, wybrał się na obiad. W czasie drogi
towarzysz Frossarda zatrzymał się przy jednym z
kościołów i powiedział, że ma tam do załatwienia
ważną sprawę. Kiedy jego pobyt się przedłużał,
zniecierpliwiony Frossard postanowił go odnaleźć i
wszedł do kościoła. Kiedy przekroczył próg świątyni i
szukał wzrokiem przyjaciela, jego uwagę przykuł
blask, bijący z Najświętszego Sakramentu,
wystawionego w monstrancji. Jego wnętrze ogarnęła
niezwykła moc, która zgięła jego kolana. To był
moment nawrócenia. W swojej książce pt: Istnieje
inny świat, wspominając tamto wydarzenie, napisał:
„ Kościół jest wspólnotą; w niej obecny jest Jedyny,
którego imienia nigdy więcej nie będę mógł napisać
bez trwogi, że zranię Jego miłość. Stoję przed Nim
jak dziecko, któremu przypadło w udziale szczęście
otrzymania przebaczenia".
II. Taka była droga nawrócenia Andre
Frossarda - jedna z wielu. Każdy z nas ma bowiem
swoją drogę, na której w sposób niepowtarzalny staje
Jezus. Chce nas wybudzić z marazmu zniechęcenia,
uwolnić z grzesznego życia, ukazując prawdziwy jego
137
sens, jakim jest zaakceptowanie Jego towarzystwa
na drodze naszego życia. Podobnie stało się w
przypadku Apostołów, zmierzających do Emaus.
Uciekali oni z Jerozolimy - miejsca śmierci Jezusa.
Nie mogło pomieścić im się w głowie, że ich Mistrz,
Ten, który uzdrawiał, czynił cuda, nauczał z mocą,
zginął tak haniebną śmiercią. A może nawet bali się
o własne życie, bo przecież byli Jego uczniami.
Tymczasem Zmartwychwstały Pan widzi ich serca i
chce uzdrowić ten lęk, przekonać, że On wcale nie
zawiódł, a historia Jego życia - z ukrzyżowaniem,
śmiercią, pogrzebem i obietnicą zmartwychwstania jest tajemniczym planem Boga, który musi się
wypełnić, aby wszystkim ludziom otworzyć Niebo.
Jezus przyłącza się do uczniów i wyjaśnia im, że
taką właśnie historię życia zaplanował Bóg Ojciec
dla swojego Syna, po to, by uszczęśliwić całą
ludzkość możliwością oglądania Boga na wieki. Jako
chrześcijanie mamy przyjąć w posłuszeństwie wiary
ziemską historię życia Jezusa. Czy i my jednak, jak
Apostołowie,
zmierzający
do
Emaus,
nie
powątpiewamy we wszechmoc Boga, pytając, czy Bóg
nie mógł w inny, bardziej może spektakularny
sposób, otworzyć nam Niebo?
III. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia
nam,
że
wydarzenia
męki,
śmierci
i
zmartwychwstania są prawdą wiary, umieszczoną w
centrum Dobrej Nowiny. Wyznajemy przecież w
Credo, że Jezus Chrystus był „umęczon pod Ponckim
Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion”.
Chrześcijanin powinien zgłębiać historię życia
138
Jezusa, a zwłaszcza tajemnice paschalne, by lepiej
zrozumieć sens Odkupienia.
Jezus został skazany na śmierć krzyżową
między innymi za to, że występował przeciwko
Świątyni i Prawu, że podważał wiarę w Jedynego
Boga, czyniąc siebie Synem Bożym. Takie były
oskarżenia, a jaka była prawda? Przecież Jezus sam
mówił, że nie przyszedł znieść Prawa, ale je wypełnić
w sposób doskonały. Świątynię nazywał domem
swego Ojca i nie chciał, by stała się targowiskiem.
Domagał się wiary w siebie jako Syna Bożego,
zawsze ze względu na Ojca. W Ewangeliach widać
wyraźnie, że nie łatwo było udowodnić Jezusowi
winę, a sam proces był niezwykle złożony.
Sanhedryn, nie mając władzy, aby skazać Jezusa na
śmierć, wydał Go Rzymianom pod zarzutem
podżegania do buntu o charakterze politycznym.
Dlatego nie można o śmierć Jezusa oskarżyć ani
wszystkich
ówcześnie
żyjących
Żydów,
ani
wszystkich innych, żyjących potem. Kościół poucza,
że każdy człowiek poprzez swój grzech staje się w
jakiś sposób sprawcą Jego śmierci. Co więcej, Kościół
nie boi się przypisywać winy za śmierć Jezusa
samym chrześcijanom, ponieważ Żydzi ukrzyżowali
Go, nie rozpoznając w Nim Syna Bożego,
chrześcijanie natomiast wiedząc, kim jest Jezus,
zapierają się Go wciąż przez swoje grzechy i tym
samym skazują na śmierć.
Śmierć Jezusa, Syna Bożego, choć z
perspektywy czysto ludzkiej jest trudna do przyjęcia,
to jednak nie jest ona dziełem przypadku i wpisuje
się w Boży zamysł zbawienia. Bóg dopuścił –
139
uwzględniając wolną wolę człowieka – aby oczy
skazujących Jezusa na śmierć „pozostały na uwięzi”,
a wszystko po to, by wypełnić zamysł zbawienia,
zapowiedziany w Pismach.
Ta śmierć - Jedynego Sprawiedliwego –
Jezusa – była potrzebna, ponieważ tylko ona mogła
wyzwolić wszystkich ludzi od śmierci wiecznej. A
stało się to tylko i wyłącznie z miłości Boga Ojca,
który dla ratowania upadłej w grzechu ludzkości nie
wahał się ofiarować swojego Jedynego Syna. Jezus
umarł za wszystkich ludzi, bez żadnego wyjątku.
Każdy z nas ma możliwość wejścia do Nieba. Bóg
uczynił pierwszy krok ku nam, teraz nasza kolej.
Chrystus przyjął zamysł swojego Ojca z
synowskim poddaniem. Ciągle powtarzał, że
przychodzi pełnić wolę Ojca. Szczyt posłuszeństwa
dokonał się w modlitwie w Ogrójcu, a potem na
krzyżu. To jest sens i istota Jego posłannictwa –
wypełnić wolę Ojca. Jezus, oddając życie na krzyżu,
ukazuje swoją bezinteresowną miłość do Ojca, a
także do każdego człowieka. Tę bezinteresowną
miłość Jezusa ku nam przeżywamy w czasie każdej
Eucharystii, która – jak mówi Katechizm - jest
„pamiątką” Jego ofiary.
IV. Śmierć Jezusa na krzyżu, której nie
potrafili pojąć Apostołowie, uciekający z Jerozolimy,
stała się zrozumiała dopiero w perspektywie
Zmartwychwstania. Kiedy rozpoznali Jezusa przy
łamaniu chleba, wrócili do Jerozolimy, czyli do
miejsca, z którego uciekali. Kiedy pozwolimy
Jezusowi przyłączyć się do nas na drodze naszego
życia, to nawet tak trudne do przyjęcia prawdy, jak
140
śmierć, czy inne doświadczenia życiowe, nabierają
sensu. Perspektywa wiary pozwala nam widzieć
szerzej i głębiej.
Często człowiek z uporem stawia tylko na
swoje siły, zapominając, że jeśli Bóg nie oświeci
naszego serca, nie zobaczymy całej prawdy o naszym
życiu. Bł. Jan Paweł II mówił: „Człowieka nie da się
zrozumieć bez Chrystusa”. Dlatego potrzeba
świadomego zapraszania Jezusa do naszego życia.
Dlaczego nie wołać w codziennej modlitwie: „Panie,
stań na mojej drodze”, czy „Panie, wyjaśnij mi,
dlaczego taka czy inna trudna sprawa dzieje się w
moim życiu”. Jezus oświeci nasze serca tak, jak
oświecił zamknięte na Bożą obecność serce Andre
Frossarda,
czy
zaślepione
serca
uczniów,
zmierzających do Emaus.
141
O. Wiesław Straub OFMConv – Lubomierz
DOBRY PASTERZ, KTÓRY ZSTĄPIŁ
DO PIEKIEŁ
IV niedziela Wielkanocy – 29 kwietnia 2012
KKK, nr 631-637
„Ja Jestem Dobrym Pasterzem. Dobry Pasterz daje
życie swoje za owce” (J 10, 11).
I. Co roku czwarta niedziela Wielkanocy jest
obchodzona w Kościele Powszechnym jako niedziela
Dobrego Pasterza i w tym dniu, w sposób szczególny,
modlimy się o powołania do służby w Kościele. Przed
naszymi oczyma Kościół stawia Chrystusa Dobrego
Pasterza. Obraz pasterza, który pasie swoje owce,
znany był bardzo dobrze w czasach Starego
Testamentu. Jest nierozerwalnie związany z Ziemią
Palestyńską i jej kulturą rolniczą. Nikomu z nas nie
jest obcy widok pasterza, który podąża na czele, a
owce idą za nim. Znają one doskonale swojego
pasterza, dlatego nie boją się iść za nim, gdyż za
obcym i nieznajomym nie będą chciały iść. Dobry
pasterz jest łagodny dla swoich owiec, więc i one
czują się bezpiecznie i nie boją się iść za nim.
Pierwszym zadaniem pasterza to zatroskanie o owce
słabe i chore. Pasterz bierze je na ręce i sam je
niesie. Drugą funkcją dobrego pasterza to troska o
bezpieczeństwo
powierzonej
sobie
owczarni,
poszukiwanie i znajdowanie zabłąkanych owiec.
Trzecim i to najważniejszym zadaniem pasterza,
zadaniem chyba najbardziej zaskakującym, to
ofiarowanie swojego życia za owce. Jezus bardzo
142
często nazywał się Dobrym Pasterzem. My jesteśmy
wspólnotą Ludu Bożego, czyli Kościoła, stanowimy
Jego owczarnię. Zadaniem dobrego pasterza jest
nauczanie i wprowadzanie w prawdę Bożego Słowa.
II. Zastanówmy się, jaką odpowiedź daje nam
Bóg? Czytania mszalne przeznaczone na dzisiejszą
niedzielę Dobrego Pasterza mówią, że Chrystus jest
kamieniem
węgielnym
odrzuconym
przez
budujących. To dzięki Chrystusowi, jak przemawiał
św. Piotr do władzy świątynnej, człowiek chory
został uzdrowiony. Św. Piotr wytyka Żydom, że
zabili i ukrzyżowali Jezusa, lecz On trzeciego dnia
zmartwychwstał. Tak, jak rozpoczynamy budowę
nowego domu od położenia mocnego fundamentu, a
potem budujemy dalszą konstrukcję, tak Chrystus
założył swój Kościół – wspólnotę Bosko – ludzką.
Zapoczątkował nowe królestwo Boże, trwałe i
niezniszczalne – Kościół Święty, którego bramy
piekielne nigdy nie zwyciężą. Natomiast refren
psalmu
responsoryjnego
mówi,
że
kamień
wzgardzony stał się fundamentem, to znaczy, że
Jezus Chrystus stał się początkiem Królestwa
Bożego. Błogosławiony, czyli szczęśliwy jest ten
człowiek, który w każdej okoliczności życia ucieka się
do Boga i nie pokłada ufności w ludziach, którzy tak
często potrafią okazać się zawodnymi i niesłownymi.
Jedynie Bóg jest zawsze wierny, niezawodny i
prawdomówny. Bóg nazywa nas swoimi dziećmi i
dlatego darzy nas swoją ogromna miłością. Dla
swoich dzieci jest Dobrym Pasterzem, który z dobrocią i łagodnością, czujnością i bezinteresownością
troszczy się o swoje dzieci. Jezusowa troska obejmuje
143
także tych, którzy jeszcze nie należą do kościoła.
Pragnie ich wszystkich do siebie przyprowadzić
i zgromadzić w jednym Kościele.
III. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że
Jezus Chrystus zstąpił do piekieł, aby wyprowadzić
z nich
zmarłych,
którzy
przed
Jego
zmartwychwstaniem przebywali w krainie zmarłych.
Jezus doświadczył lęku śmierci i jak każdy człowiek
odczuwał trwogę przed śmiercią. Jako Dobry
Pasterz, zatroskany o zbawienie umarłych, zstąpił do
otchłani jako Zbawiciel, by tam ogłosić Dobrą
Nowinę duszom zmarłych, które tam przebywały.
Chrystus zstępując do piekieł, wywiódł zmarłych
sprawiedliwych, którzy czekali Wyzwoliciela na łonie
Abrahama. Jezus nie poszedł do piekieł wyzwolić
dusze potępionych, lecz sprawiedliwych, którzy Go
poprzedzili. W bardzo wymowny sposób ukazuje te
prawdę starożytna homilia paschalna na Wielką
Sobotę: (…) „Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem
cię stworzyłem, byś pozostawał spętany w otchłani.
Powstań z martwych, albowiem jestem życiem
umarłych”. Zstąpienie Jezusa do piekieł oznacza
więc, że On naprawdę umarł i przez swoją śmierć
zwyciężył śmierć, piekło i szatana, „który dzierżył
władzę nad śmiercią”. Tak więc jak Chrystus
zmartwychwstał trzeciego dnia, tak i my wszyscy
razem z Nim zmartwychwstaniemy do życia
wiecznego w chwale nieba.
IV. Bracia i Siostry! Czy każdy z nas w swoim
życiu odkrył już prawdę tych słów, że Jezus Chrystus
jest Dobrym Pasterzem i troszczy się o nas? Czy
odkryliśmy, że Bóg dla każdego z nas jest
144
nieskończenie dobry i kochany? Czy wszyscy
odkryliśmy, że Jezus Chrystus, Dobry Pasterz kocha
mnie nawet wtedy, gdy zejdę na manowce zła i
grzechu, oddalając się od jego Kościoła? A wtedy On
sam, pozostawia dobre owce i podąża, aby mnie
ratować. Jezus przez swoje sługi – kapłanów,
przedłuża swoje działanie jako Dobry Pasterz i tak
będzie czynił aż do końca świata. Postawmy sobie
pytanie – kto jest moim pasterzem i czyjego głosu
słucham? Za kim podążam w życiu? Za Chrystusem,
Dobrym Pasterzem, czy za fałszywymi i złymi
pasterzami? Prośmy więc Chrystusa Dobrego
Pasterza, byśmy zawsze szli za Jego głosem,
zdążając wytrwale do nieba. W te dzisiejszą czwartą
Niedzielę Wielkanocną, jako Niedzielę Dobrego
Pasterza, prośmy Jezusa o nowe, liczne, gorliwe i
święte powołania do służby Bożej w Kościele. On
sam nam nakazuje to nieustannie czynić:” proście
Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje”
(Mt 9, 38).
145
O. Piotr Dąbek OFMConv – Zielona Góra
TRZECIEGO DNIA ZMARTWYCHWSTAŁ
VI niedziela Wielkanocy – 13 maja 2012
KKK, nr 638-658
„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie
swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13)
Miłość, wśród wielu znaczeń, to przede
wszystkim postawa życiowa; nierzadko poświęcenie,
ofiara. Obserwujemy to w naszej codzienności.
Matka, często wstająca w nocy do swojego dziecka,
niemowlęcia. Ojciec, poszukujący z wytrwałością
swoją córkę, która uciekła z domu. Kierowca,
nadrabiający drogi, by podwieźć nieznajomego
autostopowicza. Młody człowiek, który ustępuje
staruszce w autobusie miejsce siedzące. Żebrak
przepuszczający innego bezdomnego, stojącego w
kolejce po gorącą zupę. Wiele drobnych gestów
miłości czynimy na co dzień. Warto je zauważać i
podtrzymywać. Ktoś powie: „ciężkie czasy, to nie
realne”. Wydaje się, że w jakiejkolwiek przestrzeni
czasowej byśmy nie żyli, to niektórzy z nas będą w
koło powtarzali: „ciężkie czasy”. Nawet kiedy Jezus
chodził po tej ziemi, to przecież Jemu samemu też
nie było wcale łatwo. A jednak pozostawił nam wzór
szczęśliwego,
błogosławionego
życia,
skoncentrowanego na ostatecznym celu, jakim jest
zmartwychwstanie.
Dzisiaj słowa Chrystusa przynaglają nas,
byśmy
mimo
niesprzyjających
życiowych
uwarunkowań zaryzykowali na nowo miłować. W
146
tym kontekście Jezus przypomina: „jeśli będziecie
zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w
miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania
Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam
powiedziałem, aby radość moja w was była i aby
radość
wasza
była
pełna”
(J 15,10-11). Jakże aktualne słowa, które prowadziły
chrześcijan przez tyle tysięcy lat. Otóż tak!
Wyznacznikiem
dojrzałej,
odpowiedzialnej
i
bezinteresownej miłości jest zachowywanie słów
Chrystusa, Jego przykazań. Wejście na drogę
ewangelicznych wskazań sprawia, że odczuwamy
pełną radość, której nikt, oprócz Jezusa, dać nam nie
może. To On jest Jedyną Drogą, Prawdą i Życiem. To
On zna całą prawdę o ludzkim życiu, także o moim.
Mogę więc dzisiaj ponownie zapytać: czy chcę zaufać
na nowo Mistrzowi z Nazaretu? Czy wierzę, że Jezus
ma najlepszy plan na moje życie? A może życie wiarą
już mi poważnie spowszedniało i pozostało jako
mniej lub bardziej pobożne przyzwyczajenie?
Wiara chrześcijan to coś więcej niż
przyzwyczajenie, wartościowe tradycje czy schludnie
założona
maska
próżnej
przyzwoitości
i
konwenansów. To osobista i wspólnotowa relacja z
Jezusem, który wskazuje na Niebieskiego Ojca;
który wciąż zaprasza: „wypłyń na głębię! To Ja Cię
wybrałem! Przestań się lękać! Zaufaj”!
Istotną rzeczą jest to, aby może kolejny raz
uświadomić sobie: po co to wszystko? Jaki jest cel
mojej wiary? Dokąd zmierzam? Dlaczego mam
miłować skoro tylu ludzi mnie krzywdzi? Bez jasno
określonego ostatecznego celu, mogę nie rozumieć
147
dlaczego tak mam żyć; mogę też rozmijać się z
wyborami obiektywnego dobra dla siebie.
Kościół od czasów apostolskich głosi jedyną,
naczelną prawdę, którą św. Paweł zwięźle ujął
w 1. liście do Koryntian: „Przekazałem wam na
początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł –
zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został
pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia,
zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem
Dwunastu” (1 Kor 15,3-4). To śmierć, a przede
wszystkim zmartwychwstanie naszego Pana jest
ostatecznym
celem
i sensem
całego
życia
chrześcijańskiego. To w Nim my również
zmartwychwstaniemy (Rz 6,5; 1 Kor 15,22). Nasze
życie zmieni się, ale się nigdy nie skończy.
W Katechizmie Kościoła Katolickiego o sensie
i znaczeniu zmartwychwstania czytamy wyraźnie:
„Zmartwychwstanie Chrystusa jest wypełnieniem
obietnic Starego Testamentu i obietnic samego
Jezusa w czasie Jego życia ziemskiego. Wyrażenie
„zgodnie z Pismem” wskazuje, że Zmartwychwstanie
Chrystusa wypełniało te zapowiedzi” (KKK 652).
I jeszcze na innym miejscu: „Zmartwychwstanie
stanowi przede wszystkim potwierdzenie tego
wszystkiego, co sam Chrystus czynił i czego nauczał.
Wszystkie prawdy, nawet najbardziej niedostępne
dla umysłu ludzkiego, znajdują swoje uzasadnienie,
gdyż Chrystus zmartwychwstały dał ostateczny
argument, który przyrzekł, swojego boskiego
autorytetu” (KKK 651).
Urząd Nauczycielski Kościoła w sposób jasny
poucza nas, że „zmartwychwstanie Chrystusa nie
148
było powrotem do życia ziemskiego, jak to miało
miejsce w przypadku wskrzeszeń, których dokonał
Jezus przed Paschą: córki Jaira, młodzieńca z Naim,
Łazarza. Te fakty były wydarzeniami cudownymi,
ale osoby cudownie wskrzeszone mocą Jezusa
powróciły do «zwyczajnego» życia ziemskiego (…).
Zmartwychwstanie Chrystusa jest istotowo różne. W
swoim zmartwychwstałym ciele Jezus przechodzi ze
stanu śmierci do innego życia poza czasem i
przestrzenią.
Ciało
Jezusa
zostaje
w
Zmartwychwstaniu
napełnione
mocą
Ducha
Świętego; uczestniczy On w Boskim życiu w stanie
chwały, tak że św. Paweł może powiedzieć o
Chrystusie, że jest «człowiekiem niebieskim»” (KKK
646).
Czy ma to dla nas jakiejś istotne znaczenie?
W jaki sposób prawda o zmartwychwstaniu
Chrystusa
rzutuje
na
moją
codzienność?
Niejednokrotnie wielu z nas mówi, że wskazania
Pana Boga są ciężkie; że życie Ewangelią dzisiaj jest
nierealne; a już to, co proponuje wspólnota Kościoła
(jako powiernik Bożego Objawienia) w dziedzinie
moralności
i w ogóle życia jest nonsensowne. Wtedy
potrzeba nam spojrzeć bardzo realnie na krzyż
Chrystusa, a przede wszystkim na fakt Jego
powstania z martwych i przebywania w chwale Ojca.
To tu jest cel naszej ziemskiej pielgrzymki. To On,
Jezus Chrystus jest zasadą i źródłem naszego
przyszłego zmartwychwstania.
To
właśnie
całe
nasze
życie
jako
chrześcijanina ma się totalnie upodobnić do życia
149
Jezusa, po to, abyśmy mogli osiągnąć zbawienie –
życie wieczne. Nigdzie indziej tak ściśle nie
przyoblekamy się i nie jednoczymy z naszym
Zbawicielem jak właśnie w Eucharystii, kiedy
przyjmujemy Jego Najświętsze Ciało. Otrzymujemy
tu zadatek życia wiecznego w myśl słów, które sam
Chrystus nam pozostawił: „Kto spożywa moje Ciało i
pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę
w dniu ostatecznym” (J 6,54).
To przy Chrystusie odnajduję sens moich
codziennych radości i trudów, zwycięstw i porażek.
Moja wiara, relacja z Panem Bogiem, ma mnie
ostatecznie doprowadzić, abym już teraz nie żył dla
siebie, lecz dla Tego, który za mnie umarł i
zmartwychwstał (por. 2 Kor 5,15) i abym mógł/mogła
żyć z Nim na wieki.
150
O. Przemysław Michowicz OFMConv – Rzym
WSTĄPIŁ DO NIEBA, SIEDZI PO PRAWICY
OJCA, STAMTĄD PRZYJDZIE SĄDZIĆ
ŻYWYCH I UMARŁYCH
Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego - 20 maja 2012
KKK, nr 659-682
Jak bardzo pomocna jest silna i niezachwiana
wiara,
przekonuje
się
każdy
dotknięty
i
wypróbowany przez życie człowiek. Czym jest wiara
bezsilnego człowieka względem dotkliwych kolei
codziennego życia? Niewątpliwie jest łaską z nieba, a
mianowicie łaską staje się wtedy, kiedy własne życie
zaczynamy czytać w kluczu słowa Bożego i mierzyć
je miarą Ewangelii. Słowo Boga, raz przyjęte i z
trudem aplikowane w konkrety codzienności, nie jest
już jedynie czystą informacją czy też katechezą, lecz,
dotykając głębi naszego serca, powoli zaczyna
przemieniać się w wiarę w Tego, który może
wszystko, zwyciężając wraz z nami nasze
niedowiarstwo oraz pomagając przebrnąć przez
trudności życia. Taki proces można śmiało nazwać
zmartwychwstaniem!
W Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego
Kościół zaprasza każdego z nas do refleksji nad
fragmentem Ewangelii według św. Marka (16, 1520). Autor podkreśla jak ważny jest akt wiary
w Zmartwychwstałego, w powstanie z grobu, w które
nawet Jego najbliżsi uczniowie wątpili. Nie dali
wiary w świadectwo Marii Magdaleny ani innych
uczniów. Autor pragnie ukazać, że wiara w to, co
151
wydaje się po ludzku niemożliwe, może rodzić się
także poprzez świadectwo innych osób, które
znalazłszy cenną perłę nie mogą pozostać obojętni na
jej piękno i wartość. Tym samym pragnie dodać
odwagi nam wszystkim niedowierzającym w moc
słów Pana, aby mimo wszystko ufać Temu, który
zwyciężył.
Chrystus, znając doskonale kondycję wiary
uczniów, przed wstąpieniem do nieba, powierza im
misję głoszenia Dobrej Nowiny całemu światu.
Wszystkim tym, którzy będą mieć odwagę uwierzyć
w Ewangelię i którzy zapragną chrztu, Chrystus
obiecuje nowe życie, któremu będą towarzyszyć
znaki: wyrzucanie złych duchów, mówienie
nieznanymi dotąd językami, zwycięstwo nad
trucizną i śmiercią wszystkiego, co piękne. Nowe
życie to przede wszystkim osobista relacja z Bogiem,
który daje siłę do zwyciężania zła, destrukcyjnej siły
przeciwstawiającej się godnemu życiu. Nowe życie w
Bogu to także umiejętność porozumiewania się z
innymi identycznym językiem – miłości. Nowe życie
to pragnienie przebywania w Bożej obecności i
karmienia się Jego słowem, które jest mądrością, nie
zaś wyszukiwanie innego, nierzadko zatruwającego
nasze relacje i codzienność pokarmu.
Radość z nowego życia, a mianowicie z
umiejętności patrzenia ‘nowymi’ oczami na stare
problemy, dokonuje się w stałej obecności Chrystusa
z nami pomimo faktu, że Zmartwychwstały wstępuje
do chwały Ojca i pozostawia swoich uczniów.
Chrystus uwielbiony, przebywający z Bogiem,
równocześnie jest z nami ‘po wszystkie dni’. Żyje w
152
swoim Kościele, w każdym z nas. Jego obecność
nabiera głębszego wymiaru, a mianowicie daje się
poznać w wyznawanej wierze, w mądrości słowa
Bożego i uważnym jego słuchaniu, w łamaniu chleba
i we wspólnocie. Każda wspólnota wierzących winna
być
świadoma
tej
obecności.
Zatem
Wniebowstąpienie nie oznacza rozłąki Chrystusa ze
światem i tymi, którzy położyli w Nim ufność, lecz
jest naszym zwycięstwem, można by rzec naszym
zmartwychwstaniem, wielką tajemnicą naszego
zbawienia, nowym życiem. Wniebowstąpienie jest
więc pytaniem o moją wiarę.
Kościół naucza, że dzisiejsza uroczystość
stanowi wypełnienie się planu Bożego względem
całej
ludzkości:
Chrystus
zmartwychwstały
przebywa u Ojca w chwale niebios jako odwieczny
Syn, Bóg i człowiek, ukrzyżowany za nasze grzechy.
Jednocześnie jako najwyższy Kapłan oręduje za
nami u Ojca żywiąc nas nadzieją, że i my będziemy
uczestnikami tej samej chwały Ojca w wieczności.
Zmartwychwstały Chrystus zostawia swoim
uczniom misję głoszenia całemu światu nowego życia
dzięki wierze w potęgę Boga. Poprzez swój Kościół
On sam pragnie szczęścia i dobra każdego człowieka,
obiecując każdemu wierzącemu nowe życie w Bogu,
dając każdemu możliwość zasmakowania piękna
obcowania z Chrystusem, pozostawiając jednocześnie
ostatnie słowo każdemu z nas.
Katechizm naucza, że nadejdzie również dzień
sądu, w którym Chrystus Pan oddzieli ziarno od
plew, czyli moment, w którym Pan nie przyzna się do
tych, którzy wzgardzili Jego słowami chcąc samemu
153
decydować o tym, co dobre a co złe, chcąc decydować
o sposobie komunikowania się i jego jakości,
decydować o mierze godnego życia. Jak wierzymy,
Chrystus powtórnie przyjdzie w chwale, by dokonać
definitywnego zwycięstwa nad złem.
Objawiając się na końcu czasów jako Sędzia
żywych i umarłych, Chrystus wyjawi sekrety
naszych serc, dokona swoistego rachunku z
umiejętności przyjęcia Bożej miłości względem
drugiego człowieka. Wyjawi miarę naszego
zaangażowania w nowe życie, jakie zapoczątkował
On sam, wydając się dobrowolnie na niewinną
śmierć krzyżową, dając tym samym przykład,
abyśmy umierali dla naszego egoizmu, naszej pychy,
naszych przeświadczeń o gotowej recepcie na życie i
każdą trudność.
Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego to
zaproszenie do medytacji naszego życia i tego, co
w nim najistotniejsze. To zmierzenie się z trudnymi
pytaniami o moją wiarę i moje człowieczeństwo.
Równocześnie to zapowiedź i obietnica wspaniałych
darów dla tych wszystkich, dla których mądrość
i słowo Boga stanowią źródło życia, pocieszenia i
otuchy w trudnym procesie dojrzewania wiary i
kształtowania nowego człowieka na wzór Chrystusa
Pana. On sam nie pozastawia nas sierotami w tym
ogromnym wysiłku i rozlicznych bitwach czy
wojnach o dobro i piękno, lecz poprzez swój Kościół
dostarcza wszystkiego co niezbędne, by osiągnąć
pełnię człowieczeństwa i silną wiarę. Oto największa
chwała, jaką może przynieść Bogu człowiek!
154
O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv – Przemyśl
WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO
Uroczystość Zesłania Ducha Świętego – 27 maja 2012
KKK, nr 683-747
I. Kilka lat temu wybitna polska aktorka
komediowa i kabaretowa Irena Kwiatkowska
podczas wywiadu radiowego została zapytana, jak
tłumaczy swój wyjątkowy sukces, dlaczego jest tak
popularna i lubiana przez widzów. Artystka
zastanowiła się chwilę, a następnie udzieliła
odpowiedzi, której pewnie nikt się nie spodziewał.
Stwierdziła mianowicie, że przed każdym wyjściem
na scenę z pokorą modli się do Ducha Świętego
prosząc, by to On podpowiedział jej w jaki sposób
kreować rolę, którą gra, by była ona zrozumiała i
dobrze odczytana przez widza. Może wydawać się
dziwne, że ten przykład wprowadza nas dzisiaj w
rozważanie na temat trzeciej Osoby Boskiej - Ducha
Świętego, ale to właśnie Duch Święty jest w nas
sprawcą i chcenia i działania zgodnie z wolą Bożą
(por. Flp 2, 13), a więc to On uzdalnia nas do
czynienia i pomnażania dobra w każdej dziedzinie
życia. Aktorka w spontaniczny sposób wskazała nam
dwa istotne elementy pomagające nam spotkać i
doświadczyć obecności Ducha Świętego w naszym
życiu: modlitwę i pokorę. Modlitwa jest w tym
wypadku wyrazem wiary w skuteczność działania
Ducha Świętego, a pokora - uznaniem, że On wie
lepiej co jest dobre i dlatego zaufanie Mu pozwala
dokonać właściwego wyboru środków do realizacji
155
zamierzeń. Aby przekonać się, jak może zaowocować
pokorna modlitwa do Ducha Świętego wystarczy
przypomnieć sobie wołanie bł. Jana Pawła II w
wigilię Zesłania Ducha Świętego w 1979 r. na Placu
Zwycięstwa w Warszawie: „... Niech zstąpi Duch
Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi.” Wielu z nas
dobrze
jeszcze
pamięta
następujące
potem
wydarzenia.
II. Dzisiejsze czytania mszalne pozwalają nam
lepiej zrozumieć, kim jest Duch Święty ze sposobu
Jego
działania.
Wieczorem
w
dniu
zmartwychwstania
Jezus
przekazując
Ducha
uspokaja uczniów wystraszonych wydarzeniami
wielkiego piątku, wprowadza pokój do ich pełnych
lęku umysłów i serc. Umacnia ich wiarę, ucisza
wątpliwości i obdarza trwającym do dziś w Kościele
charyzmatem odpuszczania grzechów (zob. J 20, 1923). Pięćdziesiąt dni później, objawiając się poprzez
zjawiska szumu wiatru i języków ognia, sprawia
wobec wielu świadków, że uczniowie Jezusa stają się
zdolni do głoszenia wielkich dzieł Boga w sposób
zrozumiały dla każdego człowieka (zob. Dz 2, 1-11).
Tym darem prostego i jasnego przekonywania do
wiary w Jezusa został obdarzony św. Paweł. Apostoł
Narodów
ponad
dwadzieścia
lat
po
Zmartwychwstaniu Pana Jezusa pisząc z Efezu list
do Koryntian, w uniwersalnym i ponadczasowym
przesłaniu uświadamia nam, że aby człowiek mógł
uznać, że „Panem jest Jezus” konieczny jest Duch
Święty. Znaczy to, że zdolny do bezgranicznego
powierzenia się Jezusowi i budowania jedności jest
tylko ten, kto nie odrzuca Ducha Świętego, ale
156
otwiera dla Niego własną przestrzeń czyniąc jeden
organizm z różnorodnych grup i sfer działania ludzi
(zob. 1Kor, 12, 3b-7.12-13).
III. Kiedyś, przygotowując się do przyjęcia
sakramentu
bierzmowania,
nazywanego
sakramentem Ducha Świętego, uczyliśmy się, że
„bierzmowanie, to sakrament, w którym Duch
Święty umacnia chrześcijanina, aby swoją wiarę
mężnie wyznawał, bronił jej i według niej żył” (zob.
Katechizm bierzmowanych, Sandomierz, nr 140). Ta
prosta definicja wskazuje więc, że u początku naszej
wiary, która wszczepiona została wraz z
sakramentem chrztu świętego jest obecny Duch
Święty, który towarzyszy nam w jej wzroście i
rozwoju oraz czyni nas zdolnymi do jej zewnętrznego
wyrażania w aktach kultu i do obrony, jeżeli
napotyka na zagrożenia. Ta szczególna rola Ducha
Świętego, „który z Ojcem i Synem odbiera
uwielbienie i chwałę”, jak co niedzielę wyznajemy
podczas Mszy św., mówi nam o swoistym Jego
działaniu wśród Osób Trójcy Świętej: o tym, że
pochodzi od Ojca i mówiąc przez proroków objawiał
wolę Bożą synom i córkom ludu wybranego, a sam
nie słyszany pozwalał ludziom słyszeć głos Boga (por.
KKK 687); za Jego sprawą Syn Boży „przyjął ciało z
Maryi dziewicy i stał się człowiekiem”.
Dla
chrześcijan,
także
współczesnych,
miejscem spotkania, poznania i doświadczenia
działania Ducha Świętego jest Kościół. W jego
wspólnocie do dziś jest przechowywany skarb wiary
Apostołów. Jest on zawarty w Piśmie Świętym,
Tradycji
Ojców
Kościoła,
objaśnieniach
157
Nauczycielskiego
Urzędu
Kościoła,
liturgii
sakramentalnej i modlitwie wszystkich członków
Kościoła. W każdej z wymienionych wyżej
rzeczywistości uwidacznia się działanie Ducha, owocujące przez sposób życia, świadectwo i świętość
poszczególnych
ludzi
obdarzonych
różnymi,
zwyczajnymi i nadzwyczajnymi, charyzmatami oraz
gorliwością apostolską i misyjną (zob. KKK 688).
Abyśmy mogli lepiej zrozumieć znaczenie
ofiarowanych przez Ducha Świętego łask, jego
działaniu towarzyszą symbole znane człowiekowi z
natury:
woda,
która
obmywa;
łagodzące
namaszczenie olejem; ogień dający ciepło i
oczyszczającą, przemieniającą energię; światło, które
odsłania i pozwala rozpoznawać rzeczy niewidoczne i
nieznane. Najbardziej znanym symbolem Ducha
Świętego jest gołębica. Symbol ten oznaczający
łagodność, niewinność, pokój oraz zwiastuna dobrych
wieści
(gołębica
wypuszczona
przez
Noego
przynosząca znak końca potopu - por. Rdz 8, 8-12)
wszedł na stałe do chrześcijańskiej ikonografii jako
wyobrażenie Ducha Świętego (zob. KKK 694 i nn).
Obecność Ducha Świętego realizuje się w
Kościele zarówno w wymiarze społecznym, jak i
indywidualnym. Przede wszystkim stoi On u
początków naszej wiary, sprawia, że człowiek staje
się zdolny do przyjęcia łaski wiary i towarzyszy mu
w jej wzroście i rozwoju. Cała historia zbawienia, w
tym ponad dwutysiącletnia historia Kościoła,
pomimo słabości i grzechów pojedynczych jego
członków, mimo ludzkich wad i niedoskonałości, jest
dowodem działania Ducha Świętego. To Duch Święty
158
buduje, ożywia i uświęca Kościół. Wyrazem tego są
liczni święci, wywodzący się z różnych epok i kultur.
W Kościele, poprzez głoszenie Słowa Bożego i
sprawowanie sakramentów, Duch Święty pozwala
rozumieć znaczenie Śmierci i Zmartwychwstania
Chrystusa, czyli misterium paschalnego, przez które
chce
doprowadzić
każdego
człowieka
do
zjednoczenia, komunii z Bogiem Ojcem i z każdym
człowiekiem. W wymiarze indywidualnym Duch
Święty otwiera nas na Boga i uczy modlitwy
jednoczącej nas z Bogiem, a gdy „nie umiemy się
modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za
nami w błaganiach, których nie można wyrazić
słowami” (zob. Rz 8, 26). Przychodzi także z pomocą
w chwilach słabości i dodaje odwagi, kiedy
przeżywamy ludzkie lęki i wątpliwości.
IV. Owoce działania Ducha Świętego w nas
nie zamykają się jedynie w sferze budowania relacji
z Bogiem, ale uzupełniają się zdolnością czynienia
z siebie daru dla innych ludzi, „bycia dla innych”,
(zob. Youcat polski, KKK dla młodych, 120).
Pragnienie
niesienia
pomocy,
umiejętność
świadczenia
miłosierdzia
jest
sprawdzianem
wiarygodności naszego otwarcia się na Ducha
Świętego, bowiem wiara wyrażająca się tylko w
aktach religijnego kultu, a obojętna wobec bliźniego,
nie jest autentyczna.
Człowiek poszukuje często wzorców do
naśladowania. Dla chrześcijanina pragnącego w
swoim w życiu doświadczyć obecności Ducha
Świętego takim wzorcem jest Matka Boża, którą
litania loretańska nazywa Przybytkiem Ducha
159
Świętego. Jej postawa posłuszeństwa Bogu i służenia
Mu pozwoliła by Bóg żył w Niej. Do takiej postawy
uzdolniła Maryję i może uzdolnić każdego z nas
modlitwa, która nie stawia Bogu warunków, ale uczy
nas odczytywania Jego zamiarów wobec nas. Bł. Jan
Paweł II, wielki papież, dał kiedyś świadectwo, że
codziennie modli się do Ducha Świętego i że ten
zwyczaj przyjął od własnego ojca w domu rodzinnym.
Nie każdy z nas może osiągnąć miarę wielkości Jana
Pawła II, ale każdy w modlitwie może zwracać się do
Ducha Świętego, by uzdolnił nas do odkrywania i
pełnienia woli Bożej wśród codziennych wydarzeń i
okoliczności naszego życia, tak, by nasze działanie
pomnażało
dobro,
które
zostało
w
nas
zapoczątkowane
przez
Ducha
Świętego
w
sakramencie chrztu świętego. Amen
160
O. Jan Czarnik OFMConv – Jasło
WIERZĘ W KOŚCIÓŁ
X niedziela zwykła – 10 czerwca 2012
KKK, nr 748-780
„Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu,
nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest
grzechu wiecznego” (Mk 3,29)
Tragicznie zmarły w 1968 r. trapista Tomasz
Merton tak opisuje swój chrzest. Był już wtedy
dorosłym człowiekiem. W obrzędzie chrztu jest
uroczysta chwila wyrzeczenia się szatana i
uwolnienia się od niego. Merton pisze: „Trzykrotną
obietnicą odrzekłem się szatana i wszelkiej pychy
jego i wszystkich spraw jego”. Po wyznaniu wiary w
Boga Ojca Wszechmogącego i Jezusa Chrystusa
Syna Jego Jednorodzonego oraz w Ducha Świętego,
Święty Kościół powszechny, Świętych obcowanie,
grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i
żywot wieczny, kapłan tchnął na jego twarz i rzekł: Wyjdź z niego, duchu nieczysty, a zrób miejsce
Duchowi Świętemu Pocieszycielowi.
- To był egzorcyzm - kontynuuje Merton. Nie
widziałem wychodzących złych duchów, ale musiało
ich być więcej niż siedem”.
Władza Chrystusa nad złymi duchami i
wyrzucanie ich z ludzi opętanych, ekscytowało także
tłumy
ludzi,
którzy
byli
świadkami
tych
nadzwyczajnych wydarzeń. Budziło to oczywiście
zazdrość
i zawiść
niechętnych
Chrystusowi
faryzeuszy. Swą niechęć i zawiść do Pana Jezusa
161
posunęli do tego stopnia, że posądzili Go o kontakty
z szatanem mówiąc: „Ma Belzebuba i przez władcę
złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3,22).
Dlatego też wypowiada Chrystus w ich
kierunku słowa gorzkiej prawdy. „Zaprawdę
powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa,
których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone.
Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu,
nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest
grzechu wiecznego” (Mk 3,28-29).
Posądzając Chrystusa o kontakty z szatanem,
faryzeusze weszli na drogę grzechów przeciw
Duchowi
Świętemu.
Jest
jakaś
diabelska
przewrotność w postępowaniu i oskarżeniach
uczonych w Piśmie, którzy zarzucają Jezusowi
działanie pod wpływem złego ducha. Taką samą
diabelską przewrotność można zauważyć i u wielu
nam współczesnych, kiedy odrzucają Kościół
założony przez Chrystusa oskarżając go o koneksje z
diabłem i twierdząc, że oni sami potrafią się z
Bogiem komunikować.
Tego rodzaju przewrotne oskarżenia i
pomówienia nie są, wbrew pozorom, obce naszym
czasom. Takie jednak sprzeciwianie się zbawczej
woli Bożej nie może być inaczej ocenione, jak właśnie
przewrotne i bluźniercze sprzeciwianie się Duchowi
Świętemu. Jest to świadome i całkowicie
własnowolne odrzucenie zbawienia i dlatego
Chrystus tak surowo je piętnuje. Tu już nie ma
mowy o pomyłce, o braku silnej woli, o słabości
ludzkiej, o braku rozeznania, czy o wpływie uczuć na
rozum. To jest świadome i jednoznaczne odrzucenie
162
Chrystusa, odrzucenie Boga w imię własnych
interesów.
Tymczasem w KKK wyczytać możemy, że
Chrystus wypełnia i objawia w Kościele swoją
własną tajemnicę jako cel zamysłu Bożego:
„Wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie” (Ef 1,
10).
Historia zatwardziałych i upartych faryzeuszy
powinna być dla nas ostrzeżeniem. Również do nas
Bóg nieustannie wyciąga swą miłosierną dłoń,
ofiarując nam łaskę za łaską. To, że jesteśmy w tej
chwili tu w świątyni i możemy słuchać słów
Chrystusa, że możemy uczestniczyć w Najświętszej
Ofierze, że możemy posilić się Ciałem i Krwią
Chrystusa; że Bóg zawsze gotów jest przebaczyć nam
nasze grzechy, jeżeli je wyznajemy i za nie żałujemy.
To są tylko niektóre spośród niezliczonych łask
ofiarowanych nam nieustannie przez Boga. Umiejmy
zatem należycie z nich korzystać i nie odtrącajmy od
siebie miłosiernej ręki Boga.
Pamiętajmy
jednak,
że
ten
często
wyśmiewany i krytykowany Kościół jest narzędziem
Chrystusa. Sprawuje wciąż te same znaki Jezusa,
jakimi są SAKRAMENTY. Przekazuje dalej słowa
Zbawiciela. Pomimo wszystkich swoich słabości i jest
kawałkiem nieba na ziemi.
Pewien człowiek poprosił ojca Pio o spowiedź,
w czasie której wyznał dużo grzechów. Za pokutę
otrzymał tylko jedno „Zdrowaś Maryjo”. Zapytał, czy
taka pokuta wystarczy? - A co ty sobie myślisz, że
pokuta ma być proporcjonalna do twoich grzechów?
Gdyby tak było, to nawet gdybyś modlił się całe
163
życie, nie uzyskasz tej proporcji - odpowiedział ojciec
Pio. Zatem, Kościół jest na tym świecie sakramentem zbawienia, znakiem i narzędziem jedności
Boga i ludzi. Kiedyś Karl Rahner powiedział: Kościół to starsza pani z wieloma zmarszczkami. Ale
jest moją matką. A matki się nie uderza.
Za czynione dobro: uzdrawianie chorych ludzi,
uwalnianie ich od złych duchów, faryzeusze odpłacili
Chrystusowi złem. Jest to niezwykle bolesne
doświadczenie, gdy ktoś odpłaca nam złem za
wyświadczone mu dobro.
Zadanie Kościoła to we wszystkich ludziach
zasiewać i pozwolić wzrastać Królestwu Bożemu,
które zaczęło się już wraz z Jezusem. Powołał nas do
budowania Bożego Królestwa: Królestwa prawdy,
sprawiedliwości, miłości i pokoju. O przyjście tego
Królestwa modlimy się codziennie w Modlitwie
Pańskiej wypowiadając słowa: „Przyjdź Królestwo
Twoje”. Pan Jezus zainaugurował to Boże Królestwo
2000 lat temu. Ono ciągle rozwija się, rośnie i
przynosi owoc w postaci dobra w sercach ludzi. Ile
razy czynimy dobro, czy żyjemy tak jak uczył nas
Chrystus, miłując Boga i naszych bliźnich, tyle razy
dokładamy swoją własną cegiełkę do tej wielkiej
budowli, którą jest Królestwo Boże w sercach ludzi.
Chrystusa, który jest dziś obecny tutaj z nami
i patrzy na nas z miłością, prośmy gorąco, aby łaską
swoją dopomógł nam w osiągnięciu tej trudnej sztuki
rozsiewania dobra i miłości. Warto zastanowić się po
czyjej stronie się opowiadam, gdy słyszę jak inni kpią
z Kościoła, powtarzają nieprawdę o Nim, czy nie
przysługuję się sponsorowaniu i utrzymywaniu
164
gazet, czasopism, firm itd., które działają na
niekorzyść Jezusa? Jak rozpoznaję i wypełniam wolę
Bożą?
Panie Jezu, pomagaj nam stawać zawsze
w obronie dobra. Daj nam odwagę i męstwo wtedy,
gdy ogarnia nas pokusa milczenia w obliczu zła.
Pomóż nam zawsze zło piętnować i nazywać po
imieniu. Daj, abyśmy zawsze nosili w sercu Twoją
obietnice: ,,Do każdego, który się przyzna do Mnie
przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem,
który jest w niebie” (Mt 10,32).
165
O. Radosław Kramarski OFMConv – Rychwałd
KOŚCIÓŁ – KRÓLESTWO I LUD BOŻY
XI niedziela zwykła – 17 czerwca 2012
KKK, nr 781-810
I. Bardzo często słyszymy dziś narzekanie: nie
mam czasu, żyję w ciągłym pośpiechu. Nie mam
czasu dla siebie, dla rodziny, dla Boga. Współczesna
choroba wielu ludzi – brak czasu, który ciągnie za
sobą inne np. nerwice, depresje. Dlatego trzeba się
nam wyzwalać z tej niewoli. Popatrzeć w stronę
Boga, który ma dla nas zawsze czas. Pewnych
wartości nie da się kupić, ani załatwić w krótkim
czasie.
„Bogaty kupiec chciał oddać swojego syna
jedynaka do dobrej szkoły. Dziecko po wstępnych
rozmowach zostało przyjęte, ale gdy ojciec zobaczył
plan lekcji, z przerażeniem zwrócił się do dyrektora;
«Czy mój syn musi się tego wszystkiego uczyć? Nie
można tego skrócić? Bardzo mi zależy na tym, aby
szybko ukończył szkołę; ja zapłacę ile pan chce…».
«Proszę pana, to zależy, kim ten człowiek ma być» –
odpowiedział wychowawca - «Jeżeli Bóg chce
stworzyć drzewo dębu, potrzebuje na to dwadzieścia
lat; jeżeli zaś dynię wystarczy mu dwa miesiące»” (K.
Wójtowicz, Przyczynki, Wrocław 1992, s. 108).
Żyjemy w czasach, w których bardzo liczy się
szybkość, nawet na posiłek nie chcemy czekać
(wystarczy pójść do pierwszego lepszego fast foods i
gotowe danie dostaniemy natychmiast). Tymczasem
166
na najcenniejsze rzeczy trzeba poczekać i to nieraz
bardzo długo.
Podobnie jak bywa przy zakładaniu plantacji
oliwek. Po zasadzeniu na pierwsze zbiory trzeba
czekać 20 lat! Natomiast potem, gdy drzewo
zaowocuje, jest ono zdolne rodzić owoce przez co
najmniej 200 lat. Czy nie warto zaczekać?
Dlatego wydaje się, że dzisiaj trochę
przesadzamy z tym tzw. brakiem czasu. Należało by
się zastanowić gdzie tkwi zasadniczy problem tego
współczesnego zjawiska. Wydaje się, że główna
przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w braku
dobrego i twórczego organizowania czasu przez nas
samych.
II. Pan Jezus mówi dzisiaj do nas o Królestwie
Bożym. Zatrzymajmy się przez chwilę i postawmy
sobie pytanie, cz ja wiem co to jest Królestwo Boże?.
Czy mnie zależy na Królestwie Bożym? Czy
chciałbym je osiągnąć. Na te pytania spróbujmy
dzisiaj sobie odpowiedzieć w świetle Słowa Bożego i
nauki Katechizmu Kościoła Katolickiego.
Syn Boży, który przyszedł na ziemię, nie
organizował Królestwa Bożego odgórnie, tzn. nie
zajął miejsca w pałacu Piłata, który miał władze nad
Palestyną, nie zajął miejsca w Rzymie w pałacu
cesarza, gdzie mógł mieć do dyspozycji legiony, senat
i prawo. Wiedział jedno, że ludzkie rozumienie
władzy, sprawiedliwości, prawa będzie trwać dopóty,
dopóki ludzkie serca będą małe, karłowate. Więc
prace trzeba rozpocząć od przemiany serca.
Budowanie Królestwa Bożego jest możliwe tylko i
wyłącznie oddolnie. Należy przemienić serca. To
167
samo ludzkie serce można ukształtować na serce
potwora i to samo serce można ukształtować na serce
świętego. Wszystko to jednak zależy od samego
człowieka: czy będzie on pielęgnował wady, czy
talenty i cnoty. Kształtowanie serca szlachetnego,
cnotliwego i świętego wymaga pracy i czasu, tak jak
budowanie Królestwa Bożego. Ewangelia przedstawia Jezusa, który naucza w przypowieściach. W
ponad trzydziestu przypowieściach Jezus mówi o
Królestwie Bożym.
Słyszeliśmy dzisiaj, że jest ono jak ziarnko
gorczycy. Dlaczego właśnie to ziarno gorczycy stało
się ilustracją do ukazania Królestwa Bożego?
Ponieważ słuchaczom Jezusa było ono bardzo bliskie
i dobrze znane. Krzewy gorczycy rosną wokół Jeziora
Galilejskiego. Ziarenka są bardzo niewielkie, ale
z nich wyrasta krzew, który osiąga 3 – 5 m
wysokości i jest schronieniem dla ptaków. Gorczyca
jest ilustracją niepozornego początku Królestwa
Bożego i jego wielkości, która ujawni się w chwili
ostatecznego wypełnienia.
Również nasza wiara w Jezusa jest podobna
do ziarenka gorczycy. Kiedyś nasi rodzice przynieśli
nas do kościoła, aby nas ochrzcić. Wtedy w naszą
duszę - jak w ziemię - wpadło ziarenko wiary i tam
wzrastało. Jeżeli rozwija się w sprzyjających
warunkach, umacniane jest świadectwem wiary
naszych bliskich; rodziców, chrzestnych, dziadków,
rodzeństwa, chrześcijan spotykanych w życiu wtedy
rodzi dobre owoce. Natomiast w nieodpowiednich
warunkach napotyka wiele trudności. W jednym i
168
drugim przypadku potrzeba jest czasu, cierpliwości i
pracy.
Przypowieść o ziarnie uczy nas cierpliwości
i pokory – zarówno wobec siebie, jak i wobec innych.
Tak często chcielibyśmy innych błyskawicznie ocenić
i na podstawie jednego faktu, zdarzenia, wypowiedzi
zamknąć w odpowiedniej „szufladce”. W podobny
sposób wielu ludzi dzisiaj odnosi się do naszego
Kościoła; na podstawie jednego, czy drugiego
doniesienia medialnego w wielu przypadkach
nieprawdziwego, oceniają go, jako niedoskonały i
odrzucają. Zapominając, że pomimo dwóch tysięcy
lat jest on ciągle wspólnotą w drodze. Na przestrzeni
ponad dwu tysięcy lat Kościół zawsze istnieje i
wydaje piękne owoce świętości wielu synów i córek w
Polsce, Europie i na świecie. Wystarczy wspomnieć
tylko nieliczne dzieła, które Kościół prowadzi,
Caritas, pomoc głodnym dzieciom na misjach,
kształtowanie
kultury,
ratowanie
zabytków
kościelnych. Jakie to bogactwo ducha i wspólnoty.
Tym, którzy zniecierpliwieni odrzucają Kościół warto
przypomnieć, że jego kształt zależy także od nich, od
ich dojrzałości; przecież tworzy go każdy człowiek
ochrzczony.
III. Niektórzy ludzie, w tym niestety również
sami chrześcijanie, utożsamiają Kościół jedynie
z instytucją o zasięgu międzynarodowym. Dla innych
jest on tylko dobrze funkcjonującą organizacją
religijną, jeszcze inni mówią, że Kościół to
duchowieństwo z papieżem na czele. Takie
rozumienie Kościoła jest niepełne.
169
Kościół został utworzony i uporządkowany na
tym świecie jako Lud Boży, jako społeczność wierzących w Chrystusa. Z ustanowienia Bożego Lud ten
kierowany jest przez następcę św. Piotra i biskupów
pozostających z nim w łączności. Wierni, czyli
członkowie tej społeczności, to zarówno świeccy
chrześcijanie, jak i duchowni. Wśród wiernych są
także tacy, którzy poświęcają się Bogu w życiu
konsekrowanym, żyjąc w zakonach lub instytutach
świeckich. Sobór Watykański II poucza nas, że
„podobało się Bogu uświęcać i zbawiać ludzi nie
pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej
między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by
Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył.
Dlatego wybrał sobie Bóg na lud naród izraelski, z
którym zawarł przymierze i który stopniowo pouczał.
To wszystko było przygotowaniem do nowego i
doskonalszego przymierza, które miało być zawarte
w Chrystusie. To Nowe Przymierze, to znaczy Nowy
Testament ustanowił sam Chrystus ze swojej krwi,
powołując tak spośród pogan jak Żydów lud, który
nie wedle ciała, lecz dzięki Duchowi zróść się miał w
jedno i być nowym Ludem Bożym ( KKK 781).
Członkiem tej społeczności, której Założycielem jest
Jezus Chrystus, staje się człowiek nie przez
narodziny fizyczne, ale przez wiarę Chrystusa i
przyjęcie chrztu świętego. Ta wspólnota wierzących
w Chrystusa wyraźnie różni się od wszelkich
ugrupowań religijnych, etnicznych, politycznych, czy
kulturowych znanych w historii. Społeczność
Kościoła posiada pewne charakterystyczne cechy.
Przede wszystkim jest ona Ludem Bożym, czyli jak
170
powie św. Piotr Apostoł – „wybranym plemieniem,
królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem
Bogu na własność przeznaczonym” (1 P 2,9 ).
Opierając się na tych słowach z Pierwszego Listu św.
Piotra Apostoła, Sobór Watykański II naucza, że
nowy Lud Boży jest ludem kapłańskim, prorockim i
królewskim (por. KK 10). Osoby które przez chrzest
stają się członkami tej społeczności dostępują
udziału w zadaniach Chrystusa – Kapłana, Proroka i
Króla. Wierni są wezwani do tego, by składać Bogu
ofiary duchowe przez pełne wiary korzystanie z
sakramentów,
modlitwę,
świadectwo
życia,
wyrzeczenia, cierpienie i czyny miłości.
IV. „Do Ludu Bożego wchodzi się przez wiarę
i chrzest” (KKK 804). Niekiedy trzeba wiele czasu
człowiekowi, nawet wierzącemu, aby to zrozumieć. Tak
jak potrzebny jest czas na zebranie owocu z drzewa,
którego nasiona wrzucone są w ziemię, tak sakrament
chrztu świętego, który jest owym ziarnem wrzuconym
w glebę naszego serca, nie od razu wydaje owoc.
W przypadku ziarna najpierw pojawia się źdźbło,
potem kłos, a na końcu pełne ziarno w kłosie.
Współczesny człowiek, który jest niecierpliwy i
zagoniony chciałby wszystko osiągnąć jak najszybciej.
Często pomijając efekt jakości, liczy tylko na ilość. Są
jednak dziedziny życia, w których pośpiech jest
niewskazany. Taką dziedziną jest sfera życia
duchowego. Tam nie można niczego kupić, ale trzeba
cierpliwie wszystko zdobywać przy współpracy z łaską
Bożą. Wspólnota Ludu Bożego w tym zdobywaniu
najlepiej nam służy. Dlatego każde niedzielne
zgromadzenie Ludu Bożego jest cząstką budującą
171
Królestwo Boże. Pamiętajmy, że jesteśmy, jako
członkowie tego ludu, wszyscy odpowiedzialni za
Kościół. Troszcząc się o jego rozwój nie zapominajmy o
życiu
sakramentalnym,
codziennej
modlitwie,
potrzebie pogłębiania wiedzy religijnej oraz uczynkach
miłości przez, które potwierdzamy naszą godność
członków Ludu Bożego i przyczyniamy się do
rozszerzenia Królestwa Bożego.
172
O. Tomasz Węzik OFMConv – Fossanova, Italia
KOŚCIÓŁ JEST JEDEN, ŚWIĘTY,
POWSZECHNY I APOSTOLSKI
XII niedziela zwykła – 24 czerwca 2012
KKK, nr 811-870
I. Był rok 1054, gdy nastąpiła Wielka
Schizma. Podzieliła ona trwale Kościół na katolicki i
prawosławny. Spowodowały ją coraz większe różnice
kulturowe, liturgiczne i organizacyjne między
chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim. Jednak
bezpośrednią przyczyną rozłamu stał się spór o tzw.
filioque, a mianowicie występujące w katolickim
Credo sformułowanie dotyczące Ducha Świętego
„który od Ojca i Syna pochodzi”. Sformułowanie to
nie występowało początkowo w wyznaniu wiary, w
tzw. symbolu nicejsko-konstantynopolitańskim. W
1014 r. zgodę na filioque w liturgii rzymskiej wyraził
papież Benedykt VIII. Natomiast teologowie
wschodni nie zgadzali się na tę „dogmatyczną
innowację”. W wyniku sporu legaci papieża Leona IX
obłożyli patriarchę Cerulariusza klątwą, na co on
odpowiedział
ekskomuniką
całego
Kościoła
rzymskiego, z jego Widzialną Głową, papieżem, na
czele.
Był rok 1964. Papież Paweł VI udał się z
pielgrzymką do ziemskiej ojczyzny Jezusa. W
Jerozolimie, w miejscu gdzie narodził się Kościół, po
blisko tysiącu latach, od kiedy definitywnie rozeszły
się drogi Kościoła Wschodniego i Zachodniego,
spotkali się Ojciec Święty Paweł VI z honorowym
173
zwierzchnikiem
światowego
prawosławia,
ekumenicznym
patriarchą
Konstantynopola
Atenagorasem. Odwołali nałożone w 1054 r. klątwy.
W ten sposób została otwarta droga do całkowitego
uciszenia burzy, która zniszczyła jedność Kościoła.
II. Uciszenie burzy było już w Starym
Testamencie objawieniem się Bożej potęgi. W
Psalmie 107 znajdziemy opis rozszalałego morskiego
żywiołu, który budzi przerażenie żeglarzy. W ręku
Boga staje się on jednak jak ciche i spokojne
niemowlę w ramionach matki. Również Pan Jezus
objawia swoją potęgę i Bożą moc, gdy na Jego słowo
uspokaja się wzburzone jezioro, które tak
przestraszyło będących w łodzi Apostołów. W
symbolice
chrześcijańskiej
łódź
często
jest
wyobrażeniem Kościoła Chrystusowego. W ciągu
wieków ta łódź była miotana przez różne burze
historii i nie było chyba czasu, żeby chrześcijanie w
przerażeniu nie wołali, jak niegdyś Apostołowie:
„Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”
III. Pan Jezus skarcił Apostołów za to, że
lękali się zatonięcia łodzi podczas burzy. Łódź, w
której znajduje się Pan wszystkiego stworzenia nie
może przecież zatonąć. Podobnie jest z Kościołem.
Pan Jezus jest Synem Bożym i Panem ludzkich
dziejów. To On sprawia, że Kościół jest jeden, święty,
powszechny i apostolski. Nasza wiara pomaga nam
uznać, że te przymioty mają swoje źródło w Bogu.
Jedność Kościoła tu na ziemi jest podtrzymywana
przez widzialne więzy: wyznanie jednej wiary
otrzymanej od Apostołów, wspólne celebrowanie
kultu Bożego a przede wszystkim sakramentów, oraz
174
sukcesję apostolską poprzez sakrament święceń.
Niestety już od samego początku powstawały pewne
rozłamy, które ranią jedność Kościoła. Są więc dziś
ludzie, którzy urodzili się w tych wspólnotach
powstałych na skutek rozłamów, jak np.
prawosławni czy protestanci, których może mamy
pokusę oskarżać o brak jedności. Oni wierzą nadal w
Chrystusa. Nie można ich obwiniać o grzech
odłączenia. Naszą powinnością jest otaczać ich
braterskim szacunkiem i miłością. Do nas też należy
ożywiać pragnienie uzdrowienia ran zadanych
jedności Kościoła przez odnawianie się w wierności
Chrystusowi i Kościołowi, stałym nawracaniu się by
żyć według Ewangelii, przez modlitwę, poznawanie i
życzliwe nastawienie do braci odłączonych.
Kościół zjednoczony z Chrystusem jest
uświęcany przez Niego. Świętość jest szczególnym
przymiotem należnym Bogu. W języku łacińskim
istnieje słowo fanum na określenie tego co boskie, co
jest czyste i co jest oddzielone od profanum, tego co
stanowi codzienność. Kościół, chociaż obejmuje
grzeszników, jest święty i czysty. Duszą świętości, do
której wszyscy są powołani jest miłość. Sam Bóg,
twórca Kościoła, jest miłością. Świętość Kościoła
jaśnieje też w świętych, a szczególnie w Maryi.
Kościół nie jest święty przez to, że wszyscy jego
członkowie są święci, ale dlatego, że Bóg jest święty i
działa w nich. Jednakże wszyscy członkowie Kościoła
zostali uświęceni przez chrzest. Za każdym razem,
gdy dotyka nas Bóg w Trójcy Jedyny jesteśmy
uświęcani i stajemy się święci. Święci to ci, którzy
potrafią kochać. Nie dlatego, że robią to w
175
szczególnie dobry sposób, ale dlatego że dotknął ich
swoją miłością sam Bóg. Tak więc, nieraz w swój
oryginalny sposób, przekazują innym ludziom tę
miłość, której doświadczyli od Boga.
Bóg pragnie, aby każdy człowiek został
zbawiony i uświęcił się. Dlatego przez swego Syna
Jezusa Chrystusa posyła Kościół do wszystkich
ludzi, aby zjednoczyli się w jednej wierze. Ta
otwartość Kościoła na każdego człowieka stanowi o
Jego powszechności, uniwersalności, co wyraża
pochodzące z języka greckiego słowo katolicki. W
pełnej jedności z Kościołem katolickim pozostaje ten,
kto jest w jedności z papieżem i biskupami, ten kto
jednoczy się z Panem Jezusem przez wyznawanie
wiary katolickiej, przystępowanie do sakramentów i
wierne trwanie we wspólnocie. Jednak nie dostępuje
zbawienia ten, kto pozostaje wprawdzie w Kościele
„ciałem”, ale nie trwa w miłości i jest nieobecny
„sercem”. Ci natomiast, którzy zostali ochrzczeni, ale
nie wyznają całej wiary lub nie zachowują jedności
wspólnoty pod zwierzchnictwem następcy św. Piotra,
pozostają mimo to w jakiejś niedoskonałej łączności z
Kościołem katolickim. Także ci, którzy nie przyjęli
jeszcze
Ewangelii
w
rozmaity
sposób
są
przyporządkowani do Ludu Bożego. Wiara żydowska
jest odpowiedzią na Objawienie Boże w Starym
Przymierzu.
Muzułmanie
zachowują
wiarę
Abrahama i czczą wraz z nami jedynego i
miłosiernego Boga, Który sądzić będzie ludzi w dzień
ostateczny. Kościół naucza, że wszyscy ludzie, którzy
bez własnej winy nie poznali Chrystusa i Jego
Kościoła, ale szczerze szukają Boga i idą za głosem
176
swego sumienia, osiągną zbawienie wieczne. Kto
jednak poznał Jezusa Chrystusa i nie chce Go
przyjąć, nie znajdzie w żaden inny sposób zbawienia.
To jest sens zadania, że poza Kościołem nie ma
zbawienia.
Kościół jest nazywany apostolskim, ponieważ
jest zbudowany na fundamencie Apostołów. Przez
nich Chrystus przekazuje depozyt wiary, czyli jej
zdrowe zasady. Misję Apostołów kontynuują ich
następcy: Kolegium Biskupów wspomaganych przez
kapłanów, w jedności z papieżem. Tak więc trwa
misja powierzona przez Jezusa Chrystusa Piotrowi,
pierwszemu z Apostołów, i ma być przekazywana
jego następcom. Podobnie trwa misja apostolska, aby
była sprawowana przez święty stan biskupów i
przekazywana przez włożenie rąk, co ma miejsce do
dzisiaj. Jest to sukcesja apostolska.
IV. Cztery przymioty Kościoła: jedność,
świętość, powszechność i apostolskość muszą stać się
elementem
naszej
świadomej
do
niego
przynależności. Każdy chrześcijanin powinien
zabiegać na miarę swoich możliwości o jedność
owczarni Chrystusowej. Może to czynić przede
wszystkim poprzez modlitwę. Świętość Kościoła
niech się odzwierciedla w świętości naszego życia.
Powszechność i apostolskość niech nas dopinguje do
wiernego i odważnego przyznawania się do
Chrystusa w każdej sytuacji życiowej. Mimo
możliwej burzy: przeciwności i prześladowań ufajmy
zawsze, że łódź Kościoła nie zatonie, bo jest w Nim
obecny Chrystus. Amen
177
O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv – Przemyśl
WIERNI: HIERARCHIA, ŚWIECCY,
ŻYCIE KONSEKROWANE
XIV niedziela zwykła - 8 lipca 2012
KKK, nr 871-945
I.
W
codziennym
życiu
korzystamy
niejednokrotnie z pomocy różnych specjalistów i
fachowców wykonujących rozmaite usługi. Jeżeli
wykonują je dobrze, powiadamy, że są to
profesjonaliści, jeżeli zaś nie jesteśmy zadowoleni,
kwitujemy, że ten czy ów minął się z powołaniem, że
lepiej by było, by taki człowiek zajął się tym, na czym
się zna. Bywa jednak, że ktoś nie tylko dobrze
wypełnia powierzone sobie zadania, ale angażuje się
w nie z ogromnym poświęceniem, wkładając w
wykonywane
zajęcie
niemal
całego
siebie.
Powiadamy o takich ludziach, że to co robią - czynią
to z powołania. Dostrzegamy takich ludzi wśród
nauczycieli, lekarzy, urzędników, ale też wśród
rzemieślników i przedstawicieli innych zawodów.
Oceny te, patrząc z zewnątrz, są formą docenienia
człowieka, który dobrze wypełnia swoje obowiązki.
Ważniejsze jednak jest to, czy człowiek podejmujący
się jakichś zadań sam odkrył i odczuwa, że jego
praca jest realizacją jego powołania, a także czy w
realizacji powierzonych sobie zadań czuje się
spełniony i szczęśliwy. Oczywiście wskazany wyżej
przykład mówi nam tylko o pewnej części ludzkiego
życia. Patrząc szerzej na zagadnienie powołania
trzeba dostrzec wielką wartość powołania do życia
178
małżeńskiego, rodzinnego, do macierzyństwa i
ojcostwa, do kapłaństwa i życia konsekrowanego,
wartość powołania do wielu form życia apostolskiego.
I chociaż te sfery życia znacznie lepiej wyrażają
istotę powołania, to jednak ich weryfikacja dokonuje
się w podobny sposób, polegający na rzetelnym
wypełniania podjętych zobowiązań. W naszym
spojrzeniu nie wolno także zapominać o ludziach,
którzy nie mogą już podejmować pracy, np. chorych
czy starszych, których obecność i towarzyszenie nam
mądrością, doświadczeniem, modlitwą posiada
wartość, której nie sposób przecenić. Istnienie każdej
z wyżej wymienionych sfer składa się na bogactwo
ludzkiej społeczności, w której każdy człowiek ma
swoje miejsce i jest potrzebny, natomiast dla
pojedynczego człowieka budującego tę wspólnotę
może stać się drogą nie tylko do osobistego
spełnienia, ale i do świętości.
II. Prorok Ezechiel, bohater dzisiejszego
pierwszego czytania doświadczył na sobie samym,
jak trudne może być rzetelne podejście do
wypełnienia swego powołania. Posłany przez Boga,
aby przypomnieć Izraelitom o obowiązku zachowania
Bożego prawa, staje się dla nich wyrzutem sumienia
przypominając
o
potrzebie
nawrócenia,
posłuszeństwa Bogu (zob. Ez 2, 2-5). To
posłuszeństwo Bogu Ojcu zaprowadziło Jezusa do
rodzinnego Nazaretu, gdzie dla rodaków ważniejsze
się okazało komentowanie Jego pochodzenia niż
wsłuchanie się w orędzie dobrej Nowiny o zbawieniu
(por. Mk 6, 1-6). Bóg jednak jest w stanie pokonywać
ludzkie niedowiarstwo i przekraczać człowieczą
179
słabość. Święty Paweł wskazując na własne
trudności
zewnętrzne
i
wewnętrzne,
które
towarzyszyły mu w głoszeniu nauki Chrystusa
podkreśla, że łaska Boża jest mocniejsza niż ludzkie
słabości, i że na ich tle jeszcze mocniej uwidacznia
się zbawcze działanie Chrystusa, Jego moc, która
pokonuje ludzką niedoskonałość (zob. 2Kor 12, 7-10).
III. Wędrując drogami wskazanymi przez
Katechizm Kościoła Katolickiego zatrzymujemy się
dzisiaj nad zagadnieniem dotyczącym struktury
widzialnego gmachu Kościoła. Kościół tworzą wierni,
czyli ludzie, którzy przez chrzest zostali wszczepieni
w Chrystusa tworząc Lud Boży. Święty Paweł
porównał Kościół do ludzkiego ciała, w którym każdy
narząd ma swoje własne funkcje, różne od innych,
ale współdziałające ze sobą dla dobra całego
organizmu (por. Rz 12, 4 nn). Podobnie w Kościele
wszyscy wierni posiadają tę samą godność Dzieci
Bożych i każdy z nich jest powołany do wypełniania
misji, którą Bóg przez Chrystusa zlecił Kościołowi,
ale każdy stosownie do zadań, jakie otrzymał w tej
wspólnocie (zob. KKK 871-873). Inne zadania
otrzymują duchowni, inne ludzie świeccy, jeszcze
inne osoby konsekrowane przez ślubowanie życia
według rad ewangelicznych. Ta różnorodność
posługiwania
służy
budowaniu
jedności
i
wypełnieniu posłania, jakie Chrystus zlecił
Kościołowi: prowadzeniu wszystkich do zbawienia i
budowaniu Królestwa Bożego.
Przyzwyczailiśmy się, że w dzisiejszym świecie
ludzie dążą do demokratyzacji różnych sfer życia
publicznego i społecznego. Odzywają się więc głosy,
180
aby Kościół jakoś „dopasował się” do wymogów tak
rozumianej
współczesności.
Jednak
między
świeckimi społecznościami demokratycznymi a
wspólnotą wiernych Kościoła istnieje zasadnicza
różnica: w demokracji główną zasadą jest ta, iż
wszelka władza pochodzi od ludu, natomiast Kościół
posiada strukturę hierarchiczną dlatego ponieważ
wszelka władza w Kościele pochodzi od Chrystusa,
który go założył (por. Youcat polski, KKK dla
młodych, 140). Słowem - kluczem do zrozumienia
sposobu wypełniania misji Kościoła jest „służba”, tak
więc każde zadanie spełniane w Kościele, niezależnie
od tego, czy jest wykonywane przez duchownych,
osoby konsekrowane czy świeckich, jest posługą,
której źródłem jest Chrystus, a którą wypełniamy
dla Boga w naszych braciach i siostrach (por. KKK
874). Dla lepszego zrozumienia tej rzeczywistości
ponownie przychodzi nam z pomocą św. Paweł
Apostoł, który w Liście do Rzymian uświadamia
nam, że wierni są obdarowywani przez Boga
wielorakimi darami i umiejętnościami, które
stanowią ich osobisty charyzmat pomagający
odczytać i rozpoznać własne powołanie w Kościele i
odczytać zlecone nam przez Boga zadania (zob. Rz
12, 6 nn). Jakie są szczegółowe zadania
poszczególnych stanów Kościoła w realizacji jego
głównej misji.
Głównym
zadaniem
duchownych
jest
przewodzenie, nauczanie i uświęcanie wiernych.
Mają więc być przewodnikami w drodze do Boga. W
tym przewodzeniu bardzo istotny jest osobisty
przykład ich wiary i świętości życia, który dla
181
pozostałych wiernych ma być zachętą do
podejmowania wysiłku życia opartego na zasadach
wskazanych przez Jezusa i zapisanych na kartach
Ewangelii. Dlatego też duchowni są odpowiedzialni
za głoszenie i nauczanie ewangelicznych prawd oraz
wskazywanie sposobów ich zastosowania w życiu.
Wreszcie przez sprawowanie sakramentów pomagają
wiernym doświadczyć rzeczywistego działania
Jezusa, który przez widzialne znaki dokonywane w
Kościele rozdaje łaskę konieczną do zbawienia. Nad
tym, by depozyt wiary był przekazywany w sposób
nienaruszony i autentyczny czuwają następcy
apostołów, biskupi zjednoczeni pod przewodnictwem
papieża, następcy apostoła Piotra. Posiada on
najwyższą władzę duszpasterską i jest najwyższym
autorytetem w zakresie dyscypliny i nauczania
wiary. Do papieża należy także troska o jedność i
poszukiwanie dróg jedności Kościoła (zob. KKK 874896).
Odpowiedzialność duchownych za rozwój
Kościoła i szerzenie Królestwa Bożego nie umniejsza
odpowiedzialności wiernych świeckich. Ludzie
świeccy, czyli tzw. laikat, otrzymują szczególne
powołanie do działania apostolskiego na mocy
sakramentów
chrztu
i
bierzmowania.
Odpowiedzialność laikatu nie polega jedynie na
świadectwie dawanym przez udział w praktykach
religijnych, aktach kultu, chociaż nie można
umniejszać jego znaczenia. Ich powołaniem jest
zajmowanie się sprawami świeckimi w taki sposób,
by dokonywały się i rozwijały po myśli Chrystusa, by
sprawy społeczne, polityczne i ekonomiczne
182
rozwiązywane były zgodnie z wymaganiami życia
chrześcijańskiego i katolickiej nauki społecznej, by
opierały się na przykazaniu miłości Boga i bliźniego
(KKK 898 nn). Nie bez znaczenia jest tutaj
jednoczenie się i zaangażowanie w różnych grupach
apostolskich i stowarzyszeniach, których celem jest
pomoc duszpasterzom dla wzrostu ich skuteczności
apostolskiej, ale także głoszenie i szerzenie
Jezusowego orędzia o zbawieniu tym ludziom, którzy
go jeszcze nie znają. Podobnie jak w przypadku
duchownych nie bez znaczenia jest osobisty przykład
życia chrześcijańskiego.
Szczególne miejsce w wypełnianiu misji
Kościoła, a więc w prowadzeniu ludzi do zbawienia i
budowania Królestwa Bożego zajmują osoby, które
w swoim życiu odkryły powołanie do złożenia ślubów
życia według rad ewangelicznych: ubóstwa, czystości
i posłuszeństwa. Ludzie ci są swoistym łącznikiem
między duchowieństwem a świeckimi, ponieważ
osoby konsekrowane, jak je nazywamy, wywodzą się
zarówno spośród duchownych jak i wiernych
świeckich. Są to osoby, które ze względu na
królestwo niebieskie (Mt 19, 12) decydują się na
pełne miłości poświęcenie się, by żyć jak Jezus,
ofiarując Bogu nawet tak cenne dobra, jak własny
majątek, samostanowienie czy miłość małżeńska
(zob. Youcat polski, KKK dla młodych, 145). Dzięki
temu zyskują więcej przestrzeni i czasu dla realizacji
zadań apostolskich, czy to w zakonach (tzw.
regularnych i trzecich, które są formą życia radami
ewangelicznymi dla osób świeckich), czy to we
wspólnotach
życia
apostolskiego,
czy
jako
183
konsekrowane dziewice i wdowy, czy wreszcie nawet
jako pustelnicy. Każdy i każda z nich podejmuje
ewangelizacyjną misję Kościoła w formie dla siebie
odpowiedniej, bądź to pełniąc posługę modlitwy,
nauczania i sprawowania sakramentów bądź
podejmując obowiązek służenia innym poprzez
gorliwe wykonywanie własnego zawodu w świecie.
IV. Życiowe powołanie człowieka jest darem
Bożym, zaś indywidualne odkrycie własnego
powołania daje człowiekowi radość i poczucie
spełnienia, które oddziałuje także na otoczenie. Stąd
na tej drodze odkrywania powołania bardzo potrzeba
otwarcia człowieka na głos Boga, który w głębi serca
pozwala odnaleźć i zrozumieć osobiste powołanie
oraz sposób jego realizacji. Duża odpowiedzialność
spoczywa tu także na rodzicach, wychowawcach i
środowiskach wzrastania ludzi młodych. Polega ona
na stworzeniu warunków do dobrego rozeznania
drogi życiowej. Nic nie zastąpi tu modlitwy do Ducha
Świętego, byśmy najpierw sami umieli rozpoznawać
zadania, jakie proponuje nam Bóg do spełnienia i
pomagali poznawać je innym. Trzeba także modlić
się, by ludzie obdarzeni jakimkolwiek powołaniem
życiowym rozwijali i pielęgnowali dar, którym służą
innym w drodze do Boga. Amen.
184
O. Jacek Michno OFMConv – Kraków
KOMUNIA ŚWIĘTYCH
XV niedziela zwykła – 15 lipca 2012
KKK, nr 946-962
Obserwowałem kiedyś małą chmurę, która
rosła w oczach i przeradzała się w cumulonimbusa wielkie, pełne mocy burzowe monstrum, które po
przejściu kilku kilometrów gwałtownym deszczem
nawodniło uprawy rolne, pastwiska, zmyło kurz
i brud miejskich ulic. Pomyślałem sobie o całym
obiegu wody w przyrodzie, o ogromnych, morzach,
jeziorach, rzekach, lodowcach, które dzięki energii
Bożego słońca wyparowując zasilają parą wodną
chmury. Te przemieszczając się we frontach
atmosferycznych przenoszą ogromne ilości wody w
regiony, gdzie ta woda jest potrzebna. Wszytko
przemyślnie i perfekcyjnie dopracowane przez Boga.
Cały system współzależności i oddziaływań, można
by było powiedzieć jeden ogromny wodny organizm
przyrody, który funkcjonując daje życie niezliczonej
ilości istnień żywych.
Gdy patrzymy na Kościół święty, który czy to
pielgrzymuje
jeszcze
na
ziemi,
dostępuje
oczyszczenia, czy króluje w chwale Boga,
odkrywamy, że między nami wszystkimi, częściami
składowymi Kościoła, zachodzą podobne relacje i
zależności jak we wspomnianym wcześniej świecie
przyrody. Istnieją głębokie związki między tymi
wszystkimi poziomami istnienia w Kościele i
185
wzajemną wspólnotą dóbr duchowych, którymi sobie
nawzajem służymy i nimi się obdzielamy.
Naszym zadaniem jest odkrycie roli każdego
z nas, misji jaką mamy do wypełnienia w Ciele
Chrystusa - Kościele, oraz pomnażanie dobra,
którym możemy wzajemnie się obdarowywać.
Dzisiejsze Słowo Boże poucza nas, jak w
przeróżny sposób działa Bóg w Kościele wypełniając
go rozmaitymi łaskami i współzależnościami, dzięki
którym możemy funkcjonować, pełnić powierzone
nam zadania, a wypełniając nasze powołanie wielbić
Boga i zdążać do Królestwa Bożego, które jest
naszym przeznaczeniem i naszą Ojczyzną.
Stają przed nami ludzie posłani przez Boga,
którym są powierzone misje, charyzmaty, dary
duchowe dla dobra pozostałych ludzi. Widzimy
proroka Amosa, który jako zwykły człowiek: pasterz i
nacinacz sykomor zostaje posłany przez Boga, aby
przekazywał narodowi wybranemu Jego wolę i
słowa. Ewangelia podaje przykład Apostołów,
których Jezus posyła, aby wzywali ludzi do
nawrócenia, by wyrzucali złe duchy oraz posługując
sakramentami nieśli łaskę uzdrowienia chorym. Św.
Paweł w II czytaniu poucza, że to wszystko
zanurzone jest w wielkiej miłości Boga, który jest
inicjatorem wszelkiego działania i źródłem wszelkich
łask, objawicielem Prawdy o świecie i nas samych.
To dzięki niemu, dokonuje się nasze uświęcenie, i
nasza misja wobec braci w wierze. To jego Krew
obmywa nas z grzechów i otwiera przestrzeń nieba,
gdzie z całym stworzeniem będziemy z nim
zjednoczeni.
186
Wszystko to brzmi bardzo wzniośle, lecz
patrząc na naszą często kiepską kondycję duchową
i naszą szarą rzeczywistość wiary, możemy mieć
wątpliwości
skąd
mieć
siły
na
realizacje
powierzonych nam zadać, jak pojąć i skorzystać z
wzajemnego oddziaływania członków Kościoła, jak
dotknąć tego wszystkiego i w tym się poruszać.
Katechizmem Kościoła Katolickiego nazywa te
wszystkie relacje komunią świętych, w której
dokonuje się wymiana dóbr duchowych. Skoro przez
chrzest, w Chrystusie tworzymy jedno, jesteśmy
nierozerwalną wspólnotą, to wszystko co posiadamy,
indywidualnie, czy jako wspólnota Kościoła, jest
udziałem wszystkich. Dla przykładu: pensja
przyniesiona do domu przez ojca rodziny rozdzielana
jest wg, potrzeb na każdego jej członka, nawet wtedy
jeśli on nie przynosi dochodu - dzieci.
Największym naszym darczyńcą jest sam Bóg, bo od
niego pochodzi wszystko i staje się to udziałem
wszystkich. Podobnie, wszystkie dobra i zasługi
duchowe wiernych przechodzą na innych, jakby w
dziwnym systemie naczyń połączonych, i o ile ktoś
"udrożni" dostęp do swego serca przynoszą
pozytywny skutek.
W jakich dobrach duchowych wszyscy mają
udział? Na początek wysuwa się komunia wiary. Jest
to skarb Kościoła, w którym wszyscy otrzymujemy
zadatek nieba, i który się pomnaża wtedy, gdy jest
przekazywany
innym.
Dalej
komunia
sakramentów. Jednoczy ona nas ściślej z Jezusem. W
ten sposób zacieśniając relację z Bogiem,
automatycznie jako ludzie wiary stajemy się sobie
187
bliżsi. Szczególną rolę odgrywa tutaj Eucharystia.
Komunia charyzmatów, szczególnych darów Ducha
Świętego, aby sobie nimi wzajemnie służyć i
budować organizm Kościoła. Wreszcie, komunia
miłości. Każdy akt miłości przynosi korzyść nie tylko
zainteresowanym osobom, ale staje się dobrem dla
wszystkich, chociażby w tym wymiarze, że dobry
przykład pociąga innych do naśladowania. Naszą
powinnością jest uczestniczyć w tych komuniach.
Komunia świętych posiada też inny wymiar wertykalny. Analizując nasz przykład z obiegiem
wody w przyrodzie, na podobnej zasadzie
odkrywamy zależności między tym, co w „górze”, a
tym co na „ziemi”. Mówiąc w dużym uproszczeniu:
nie mogą istnieć chmury przynoszące deszcz bez
akwenów wodnych, z których paruje woda, i
odwrotnie, bez deszczu większość rzek czy jezior z
czasem by wyschła.
Nasz świat ziemski, ludu pielgrzymującego do
ziemi obiecanej, ma głębokie relacje z Kościołem
świętych w niebie oraz ze zmarłymi w czyśćcu,
którzy czekają, aby po pokucie dołączyć do grona
zbawionych. Katechizm uczy nas, że wszyscy
jesteśmy powiązani wzajemną miłością do Boga,
wzajemnie zespoleni ze sobą w Chrystusie oraz
umacniamy relacje między sobą przez wymianę dóbr
duchowych.
Apostołowie z dzisiejszej Ewangelii, oraz
prorok Amos mieli swoją misję do wypełnienia
względem innych, podobnie każda z warstw
Kościoła. My śmiertelnicy na ziemi, jak również
święci w niebie, mamy względem siebie wypełniać
188
obowiązek miłości, aby się wspierać i pełniej
budować mistyczne Ciało Chrystusa, jakim jest
Kościół. Ci którzy są najbliżej Boga wstawiają się za
wspólnotą na ziemi, uświęcają ją, wypraszają jej
łaski, umacniają ją w trudach i doświadczeniach.
Wtórują temu słowa św. Dominika: „Nie płaczcie,
będziecie mieli ze mnie pożytek i będę wam
skuteczniej pomagał niż za życia”.
Duchowa komunia i więź z mieszkańcami
nieba umacnia nas we wzajemnej jedności i miłości,
w okazywaniu sobie czci i szacunku. Prowadzi nas
także do głębszego zjednoczenia z Chrystusem, który
dla nas źródłem wszelkiej łaski i życia.
A jakie dobra duchowe możemy zaoferować
wspólnocie zmarłych? Przede wszystkim naszą
modlitwę, która nie tylko wydatnie im pomaga, ale
również uskutecznia ich wstawiennictwo za nami.
Bracia i siostry. Budujemy konkretne dobro,
tak we wzajemnej służbie i miłości względem siebie,
jak i w przestrzeni Kościoła chwalebnego i
pielgrzymującego. Tworzymy jedną wspólnotę, która
obdarowuje się wzajemnie i służy sobie, aby Bóg w
nas był uwielbiony i abyśmy stawali się ludźmi
świętymi, czyli podobnymi Bogu, abyśmy byli
szczęśliwi. Mądrość Stwórcy, tak to urządziła, że
podobnie jak w przyrodzie, wszyscy jesteśmy od
siebie zależni, aby poprzez wzajemne oddziaływanie
na siebie pomnażać stworzone przez Niego piękno.
Niech Najwyższy wspiera nas swoją łaską,
abyśmy to wszystko umieli dostrzec i w duchu
pokornej służby budowania komunii ludzi świętych
189
odpowiedzieli naszym życiem na cudowny Boży plan
względem wszystkich wierzących.
190
O. Tomasz Czajka OFMConv – Głogówek
MARYJA – MATKA KOŚCIOŁA
XVI niedziela zwykła – 22 lipca 2012
KKK, nr 963-975
I. Aby lepiej zrozumieć dzisiejsze czytania
i odkryć przesłanie, jakie Bóg do nas kieruje,
najpierw musimy przeżyć doświadczenie głodu. Nie
myślmy tu tylko o głodzie fizycznym. Można mieć
pełny żołądek, a równocześnie cierpieć z powodu
głodu, z powodu braku czegoś lub kogoś. Takiego
głodu doświadczamy wszyscy, a może on być bardzo
różny.
Jestem
głodny,
gdy
tęsknię
za
zainteresowaniem drugiego człowieka. Jestem
głodny, gdy tęsknię za zdrowiem, którego brakuje, za
bezpieczeństwem, za spokojnym życiem w domu czy
w pracy. To też jest głód. I takiego głodu wszyscy
doświadczamy. Jest on częścią naszego życia. Bo
zawsze za czymś będziemy tęsknić i czegoś zawsze
będzie nam brakować. Po prostu ciągle jesteśmy
zależni, jesteśmy słabi, głodni i nienasyceni.
II. W tej sytuacji przypominamy bezbronne
owce potrzebujące pasterza, który je poprowadzi i będzie wspierał. Jesteśmy jak ludzie, o których mówi
dzisiejsza Ewangelia. Św. Marek przedstawił nam
bardzo przemawiający do wyobraźni opis. Tłumy
ludzi biegną za Jezusem i Jego uczniami. Nawet, gdy
uczniowie odpływają, ludzie podążają za nimi.
Ewangelista zaznacza, że zbiegli się ze wszystkich
miast, wyprzedzili nawet uczniów. Łatwo wyobrazić
sobie taką scenę, gdyż nieraz obserwujemy podobne
191
zachowania. Jednak ci ludzie, to nie tłumy, które
oblegają hipermarket i stoją w kolejce od wczesnych
godzin, by trafić na wyjątkową wyprzedaż. Nie są to
ludzie, którzy zafascynowani gromadzą się licznie,
żeby zobaczyć swojego idola. Ludzie opisani w Ewangelii biegną bo są głodni, bo są nienasyceni. I nie
spuszczają wzroku z Jezusa, bo widzą w Nim
rozwiązanie swoich problemów. W każdym z nas,
w każdym głodnym człowieku jest takie pragnienie.
Spójrzmy, co robi w tej sytuacji Jezus. Marek
zapisuje, że zdjęła Go litość nad tłumem. Jezus lituje
się nad potrzebującymi ludźmi i staje się dla nich
pasterzem. Prowadzi, naucza i uzdrawia. Nie
pozostawia ich samych, ale troszczy się o swoje owce.
Ale nie tylko. Jezus nie tylko sam staje się
pasterzem dla tego ludu. Jak to było jeszcze w
Starym Testamencie, tak i teraz, Bóg powołuje
niektórych spośród ludu, aby i oni stali się
pasterzami. Zatem Bóg nie tylko pragnie dobra
owiec, ale też pragnie to dobro osiągać dzięki
zaangażowaniu pasterzy. Zależy Mu na tym, by owce
miały dobrych pasterzy. W słowach proroka
Jeremiasza słyszeliśmy wyraźne pragnienie Boga, by
pasterze troszczyli się o owce, prowadzili je na dobre
pastwiska, aby owce nie gubiły się ze strachu i nie
rozpraszały, ale pasły się bezpiecznie. Tacy dobrzy
pasterze, pasterze według Bożego zamysłu, są w
Biblii znakami miłości i troski samego Boga. Gdy
prowadzi taki pasterz, to tak jakby prowadził sam
Bóg.
III. Kościół przez wieki swojego istnienia, aż
do dzisiaj, ma w swoich szeregach właśnie takich
192
pasterzy.
Gorliwych
biskupów,
kapłanów,
przewodników. Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze
jedną rzecz. To wszystko, co mówiliśmy o pasterzach,
o posłudze jaką mają pełnić wobec ludu, łączy się w
pewien sposób również z osobą Maryi. Od lat Kościół
widzi w Niej nie tylko Matkę samego Boga, ale też
Matkę, która bezpiecznie prowadzi wiernych i jest
dla nich przewodniczką. Bóg, według swoich planów
powoływał wybranych ludzi, aby byli pasterzami –
przez nich mówił, prowadził lud, upominał i dawał
nadzieję. Do tego stopnia pokładał i pokłada wciąż
nadzieję w człowieku, że pragnie powierzać mu takie
zadania. W taki sam sposób, w pewnym momencie
historii w Bożym planie znalazło się miejsce dla
Maryi. Bóg nie tylko sprawił, że stała się Ona
narzędziem w Jego ręku, ale też uczynił Ją
narzędziem szczególnym – Maryja jest dla
wszystkich wiernych wzorem wiary i miłości. Jest
też obrazem tego, co Kościół osiągnie dopiero kiedyś,
w przyszłości, na końcu swojej ziemskiej
pielgrzymki.
Zauważyliśmy już wcześniej pragnienie Boga,
by powołani przez Niego ludzie, byli dobrymi
pasterzami, takimi, jakich On chce posiadać. Dobry
pasterz to taki pasterz, który słucha Bożego głosu,
który jest pasterzem według Bożego zamysłu. Dawno
temu Kościół odkrył tę prawdę również w osobie
Maryi. To Ona przecież w sposób najdoskonalszy z
ludzi otworzyła się na Boże działanie. Rola Maryi w
Kościele, Jej szczególne i wyjątkowe zadanie, nie
wynika z Jej talentów, mocnych stron czy wysiłku.
Nie dlatego dziś podziwiamy i czcimy Maryję.
193
Szczególne miejsce jakie Maryja zajmuje w Kościele
wynika z Jej zjednoczenia z Chrystusem. Maryja jest
dziś tak blisko każdego wierzącego, dlatego, że
kiedyś była tak blisko samego Jezusa. Kościół widzi
tę łączność Maryi z Synem w ciągu całego Jej życia –
począwszy od momentu Zwiastowania, aż po śmierć
Chrystusa na krzyżu. Również potem, po
Wniebowstąpieniu Maryja modliła się z Apostołami i
trwała w oczekiwaniu Ducha Świętego. Ostatnim
momentem tego zjednoczenia było Wniebowzięcie
Maryi, przez które została wywyższona i jeszcze
bardziej upodobniła się do Jezusa. Dlatego
wierzymy, że Maryja, będąc tak blisko Bożego Syna,
dzięki temu wstawia za nami w naszych potrzebach.
Nic dziwnego, że od tylu wieków tak chętnie
zanosimy nasze modlitwy do Boga, właśnie przez
ręce Maryi. Nazywamy Ją naszą Orędowniczką,
Wspomożycielką
czy
Pośredniczką.
Widząc
macierzyńską miłość i opiekę Maryi, możemy łatwiej
dostrzec miłość i troskę samego Boga. Maryja jest
więc dla wiernych szczególnym znakiem Bożej
miłości.
Kościół bardzo wyraźnie podkreśla, że to Boże
macierzyństwo i opieka Maryi trwają nieustannie.
Nie zakończyły się one wraz z Wniebowzięciem
Maryi. Każdy wierny staje się Jej dzieckiem i nad
każdym bez wyjątku roztacza swoją opiekę. Jednak
Maryja nie jest Matką, która kochając jedno ze
swoich dzieci, zaniedbuje inne, poświęcając czas
jednemu, nie ma go dla kogoś innego. Każdy
otoczony jest wyjątkową i osobistą opieką. Możemy
powiedzieć, że Maryja, choć ma pod opieką tak wiele
194
dzieci, to każdego obdarza taką miłością i troską,
jakby był jedynakiem.
IV. Wszystko to, co wiemy o Maryi pozostanie
jednak niedostępne dla nas, jakby ukryte, dopóki
każdy osobiście nie obierze Maryi za swoją
przewodniczkę. Bez zaangażowania nasza wiara
staje się tylko teorią, która nie ma wpływu na życie.
Przez wieki Kościół odkrył wiele sposobów kultu
Najświętszej Maryi Panny. Znamy tak wiele świąt
Jej poświęconych i modlitw maryjnych. Dzięki nim
Maryja może stać się nie tylko Matką Boga, nie tylko
Matką Kościoła, ale i moją Matką.
195
O. Jakub Czajka OFMConv – Kraków
WIERZĘ W ODPUSZCZENIE GRZECHÓW
XVII niedziela zwykła – 29 lipca 2012
KKK, nr 976-987
I.
Kolorowy
papier,
ozdobne torebki,
wymyślne wstążeczki – opakowania prezentów. A
same prezenty – godziny czasu spędzone w sklepach
aby
znaleźć
ten
właściwy,
niepowtarzalny,
wymarzony: dla męża, żony, ojca lub matki, dla
dzieci. Tak wiele jest też okazji do dawania
prezentów. Już chyba nie wyobrażamy sobie świąt
Bożego Narodzenia bez tak zwanej gwiazdki, aniołka
czy Mikołaja przynoszącego prezenty. Ile z tych
prezentów daje radość obdarowanemu, ile z nich
wyrzucamy następnego dnia – ukradkiem, żeby nie
zrobić przykrości komuś kto chciał nas uszczęśliwić.
Ale jest też wiele prezentów, które
przechowujemy przez lata – laurka zrobiona przez
ukochanego syna na Dzień Mamy, rysunek
wykonany niewprawną jeszcze rączką córki na Dzień
Ojca, ususzony bukiet polnych kwiatów od
kochanego męża. To już nie są zwykłe prezenty – to
przedmioty, które rodzą w nas wspomnienia,
pozytywne uczucia.
Jedno jest pewne – nawet jeżeli ulegamy
gorączce dawania prezentów – obdarowujemy nimi
osoby szczególnie nam bliskie, chcąc zapewnić je
o naszym uczuciu, oddaniu czy wdzięczności.
II. Czytania liturgiczne 17. niedzieli w ciągu
roku w pewien sposób dotyczą też dawania
196
prezentów, a może nawet bardziej dotyczą bycia
obdarowanym. I prorok Elizeusz i sam Jezus
Chrystus najpierw dostrzegają podstawowy brak
jakiego doświadczają otaczający ich ludzie – brakuje
im jedzenia.
Warto zwrócić uwagę, że w obu przypadkach
obdarowanie chlebem jest niezwykłe. Ten, który
daje, dostrzega potrzebę: ludzie szli za Jezusem aby
otrzymać dar uzdrowienia, On zauważył, że są głodni
i trzeba im dać jeść. W obu przypadkach chleba było
za mało. Sam gest oddania potrzebującemu
wszystkiego co się posiada w imię Boże, powoduje
cudowne rozmnożenie. Każdy głodny odchodzi
nasycony. Dar Elizeusza i dar Jezusa nie dość, że
jest wręcz konieczny do przeżycia, to dodatkowo jest
w ilości dokładnie takiej, jaka jest potrzebna.
Rozdzielenie chleba pomiędzy głodnych, to
przecież nie jedyny dar jakim Jezus obdarowywał
sobie współczesnych. Jedność, nadzieja, pokój, wiara
czy chrzest to inne dary o których czytaliśmy w
Liście świętego Pawła do Efezjan. To dary duchowe,
którymi także my dzisiaj jesteśmy obdarowywani.
Aby je przyjąć warto rozpocząć od jeszcze innego:
daru przebaczenia.
III. W chwili, w której apostołowie
zgromadzeni w Wieczerniku otrzymali dar Ducha
Świętego, wraz z nim Jezus udzielił im władzy
odpuszczania grzechów. Wyraźnie wskazał im także
sposób, w jaki mają się tym darem dzielić z
potrzebującymi. Idąc na cały świat, głosząc
Ewangelię, mają udzielać chrztu. Jego przyjęcie
połączone z pierwszym wyznaniem wiary przynosi
197
odpuszczenie grzechów. Ten kto przyjmuje chrzest –
czy to dziecko czy osoba dorosła – otrzymuje
odpuszczenie
grzechu
pierworodnego,
innych
grzechów, które mógł popełnić, otrzymuje darowanie
kary za te grzechy. I choć dar ten jest wręcz
niewyobrażalny, nie zmienia on jednak naszej
natury, która pozostaje słabą i skłonną do grzechu.
Wiedząc o tym i troszcząc się jednocześnie o
niezwykły dar jakim jest wolne od grzechu serce,
Jezus przekazał apostołom „klucze Królestwa
Niebieskiego”, dał władzę odpuszczania grzechów
każdemu kto za nie szczerze żałuje.
Dar odpuszczania grzechów był więc udzielany
ludziom każdego pokolenia i do dziś wszyscy, którzy
pełnią kapłańską posługę, posyłani przez biskupów następców apostołów, mają władzę rozgrzeszania
wiernych.
Dar przekazany przez Jezusa nie stracił na
swej aktualności, ani mocy. Katechizm Kościoła
Katolickiego uczy nas, że „nie ma takiej winy, nawet
najcięższej, której nie mógłby odpuścić Kościół
święty. Nie ma nikogo tak niegodziwego i winnego,
kto nie powinien być pewny przebaczenia, jeśli tylko
jego żal jest szczery. Chrystus, który umarł za
wszystkich ludzi, pragnie, by w Jego Kościele bramy
przebaczenia były zawsze otwarte dla każdego, kto
odwraca się od grzechu”.
Dar przebaczenia grzechów jest więc
wyjątkowy i niepowtarzalny. Może takim jednak być
dzięki innemu darowi – ofierze życia złożonej na
Krzyżu przez Jezusa Chrystusa.
198
IV. Na początku naszego rozważania
zastanawialiśmy się nad wartością otrzymywanych i
dawanych prezentów. Zauważyliśmy też, że te
czasem najprostsze, ale wyrażające prawdziwe
uczucie, są najcenniejsze.
Co do szczerych intencji i nieskończonej
miłości Jezusa Chrystusa do każdego z nas nie
mamy wątpliwości. Możemy być więc pewni, że
każdorazowe wyciągnięcie ręki po dar jaki On nam
daje jest czymś najpiękniejszym co może się nam
przydarzyć.
Jak zatem docenić wartość daru przebaczenia,
odpuszczenia grzechów, który daje nam Jezus?
Sięgajmy po ten dar jak najczęściej – niech nie
będzie jednym ze stu takich samych krawatów, które
dostaliśmy pod choinkę, ale niech stanie się braną z
czułością do ręki laurką przy każdym wspomnieniu
dziecka, które jest gdzieś daleko w świecie.
Sięgajmy po Jezusowy dar wybaczenia nie
tylko z okazji świąt, ale zawsze wtedy, kiedy jest
nam po ludzku źle, kiedy nasza słaba natura bierze
nad nami górę, kiedy brakuje nam siły. Przecież tym,
który nas obdarowuje jest sam Bóg, który
nieskończenie nas kocha i nieskończenie się o nas
troszczy.
199
Ks. Łukasz Jastrzębski – Rzym
WIERZĘ W ZMARTWYCHWSTANIE
I ŻYCIE WIECZNE
XIX niedziela zwykła – 12 sierpnia 2012
KKK, nr 988-1065
Droga, ruch, wędrowanie, to rzeczywistości
bardzo bliskie każdemu człowiekowi. Już od samego
poranka każdy z nas jest „w drodze, w wędrówce” do
pracy, szkoły czy konkretnego celu jaki sobie
wyznaczył. I tak codziennie wyruszamy w „naszą
podróż” pełni nadziei, że osiągniemy to, co sobie
zaplanowaliśmy.
Idziemy
pokonując
różne
przeszkody, spotykając na naszej drodze rozmaite
osoby, które może często pytają nas: Dokąd
zmierzasz? Jaki jest cel twojego dzisiejszego
„pielgrzymowania”?
A
my
bez
głębszego
zastanowienia szybko odpowiadamy: idę do pracy,
szkoły, idę odwiedzić moją rodzinę, moich
znajomych, muszę dzisiaj to, czy tamto załatwić. Tak
wygląda nasze codzienne wędrowanie, nasza
codzienność, która nie może być pozbawiona jednak
pytania o głębszy wymiar i cel naszej wędrówki jako
chrześcijan. Ale jaki on jest? Dokąd zmierzamy?
Dokąd zmierza nasze życie? Gdzie jest jego meta? I
Kto tam nas oczekuje?
Dzisiejsza modlitwa mszalna Kolekta niejako
wprowadza nas w tajemnicę naszej egzystencji,
naszego ziemskiego życia. Prosimy w niej Pana, „aby
umocnił w naszych sercach ducha przybranych
dzieci, abyśmy mogli osiągnąć obiecane dziedzictwo”.
200
To obiecane dziedzictwo, drodzy Bracia i Siostry, to
nic innego jak nasze zmartwychwstanie, nasze życie
wieczne.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii w rozmowie
z Żydami mówi: „Nikt nie może przyjść do Mnie,
jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja
zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. (…) Kto we
Mnie wierzy ma życie wieczne” (J 6, 44. 47).
Zmartwychwstanie i życie wieczne, o których dzisiaj
mówi nam Mistrz z Nazaretu, to dwie tajemnice
naszej wiary, które wskazują nam cel naszego
ziemskiego pielgrzymowania, naszej wędrówki.
Chciałbym, abyśmy dzisiaj wspólnie nad nimi się
zastanowili
i
razem,
może
z
większą
odpowiedzialnością i rozwagą zmierzali ku naszemu
spotkaniu ze Stwórcą.
Katechizm Kościoła Katolickiego w wielu
miejscach podkreśla, że zmartwychwstanie to istotny
element naszej wiary, który nie tylko nas ożywia, ale
przede wszystkim jest dla nas nadzieją i napełnia
nas ufnością (KKK 991). „Jeżeli zatem głosi się, że
Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą
niektórzy
spośród
was,
że
nie
ma
zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania,
to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus
nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie,
próżna jest także wasza wiara. Tymczasem jednak
Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród
tych, co pomarli (1 Kor 15, 12-14. 20). Co to znaczy
zmartwychwstać? Kto zmartwychwstanie? W jaki
sposób? Kiedy? To tylko niektóre pytania, jakie
201
towarzyszą człowiekowi i na które nieustannie szuka
odpowiedzi.
Od początku chrześcijańska wiara w
zmartwychwstanie spotykała się z niezrozumieniem
i oporami. Bardzo powszechne było i jest
przekonanie, że po śmierci życie osoby ludzkiej trwa
w sposób tylko duchowy. Ale jak wierzyć w to, że
ciało które jest tak słabe, kruche, złożone w grobie,
mogłoby zmartwychwstać do życia wiecznego (KKK
996)? Tak, w śmierci nasze ciało ulegnie zniszczeniu
i jesteśmy tego pewni, nasza dusza pójdzie na
spotkanie ze swoim Stwórcą, ale Bóg w swojej
wszechmocy przywróci ostatecznie naszym ciałom
niezniszczalne życie, jednocząc je z naszymi duszami
mocą Zmartwychwstania Chrystusa (KKK 997).
Nadzieja na zmartwychwstanie, drodzy Bracia i
Siostry, dotyczy nas wszystkich, jeżeli tylko, pełnimy
dobre czyny, które będą mogły świadczyć o nas przed
majestatem Boga (J 5, 29; KKK 998). Aby
zmartwychwstać z Chrystusem trzeba umrzeć z
Chrystusem. Trzeba opuścić nasze ciało i stanąć w
obliczu Pana. W tym odejściu jakim jest śmierć
dusza nasza będzie oddzielona od ciała, ale połączy
się z nim na nowo w dniu zmartwychwstania
umarłych. Kiedy? Na końcu świata, kiedy to
Chrystus powróci i przekształci nasze ciało w
chwalebne, duchowe (KKK 999, 1001, 1005).
Z tajemnicą zmartwychwstania, drodzy Bracia
i Siostry, jak już zostało wspomniane, jest mocno
związana tajemnica naszej śmierci, śmierci, która
jak wiemy jest zapłatą za grzech (KKK 1006).
Chociaż człowiek posiadał śmiertelną naturę, z woli
202
Bożej miał nie umierać. Śmierć była więc przeciwna
zamysłom Boga Stwórcy, a weszła na świat jako
konsekwencja grzechu (KKK 1008). Tajemnica
naszego losu, naszego życia, umiłowania w
Chrystusie Panu, ujawnia się najbardziej właśnie w
obliczu śmierci. Przed tą tajemnicą każdy z nas
upada na kolana. Bo oto zakończył się czas
ziemskiego
pielgrzymowania,
czas
łaski
i
miłosierdzia, który jest nam dany dla zrealizowania
naszego życia i zapracowania na wieczność. Ale
śmierć jest nie tylko kresem naszego życia. To dzięki
Jezusowi ma sens pozytywny (KKK 1010). Już w
czasie Chrztu Świętego każdy z nas „umarł dla tego
świata”, aby po śmierci móc królować razem z
Chrystusem (KKK 1011). Dla człowieka wierzącego
śmierć nie jest końcem, ale początkiem nowego życia,
spotkaniem z Miłosiernym Ojcem. „Albowiem życie
Twoich wiernych, o Panie, zmienia się ale się nie
kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej
pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne
mieszkanie” (Prefacja o zmarłych).
„Przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.
Co takiego nas czeka kiedy staniemy przed obliczem
Boga? Powróćmy jeszcze raz do słów Jezusa z
dzisiejszej Ewangelii: „Każdy kto wierzy we Mnie ma
życie wieczne” (J 6, 47). Człowiek, drodzy Bracia
i Siostry, w swojej nieśmiertelnej duszy zaraz po
śmierci otrzyma wieczną zapłatę na sądzie
szczegółowym, która dokonuje się albo przez
oczyszczenie (czyściec – a stąd droga już tylko do
wiecznego zbawienia – KKK 1030), albo jest
bezpośrednim wejściem do nieba, albo stanowi
203
bezpośrednio potępienie na wieki – piekło (KKK
1022). Człowiek, który nie wybiera Boga w sposób
dobrowolny, nie wybiera Jego miłości, odrzuca Go w
swoim życiu przez grzech i umiera w grzechu
śmiertelnym nie żałując za zło, które popełnił, a tym
samym nie przyjmując Bożego Miłosierdzia, sam
dobrowolnie, z własnego wyboru oddziela się od Boga
na wieczność (KKK 1033). Zasadnicza kara piekła
polega właśnie na wiecznym oddzieleniu od Stwórcy,
gdyż to wyłącznie w Bogu może człowiek odnaleźć
szczęście i życie, dla których został stworzony i
których pragnie (KKK 1035). W obliczu Chrystusa,
który jest Prawdą zostania ujawniona prawda o
naszym życiu i Sąd Ostateczny, który nastąpi
podczas chwalebnego powrotu Chrystusa ujawni w
pełni to, co każdy z nas uczynił dobrego i czego
zaniechał w czasie swego życia (KKK 1039, 1040).
„Pod wieczór naszego życia – jak podkreśla Św. Jan
od Krzyża – będziemy sądzeni z miłości”.
Każdy z nas kto zda na końcu swojego życia
„egzamin” ze swojego pielgrzymowania na ziemi
pozytywnie ma otwarte wejście do życia wiecznego.
A życie wieczne to bycie z Jezusem, to trwanie w nieustannej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi,
którzy są w Chrystusie. Jak to wygląda? Jak tam będzie? Nie wiemy, gdyż przekracza to możliwości
naszego zrozumienia i wyobrażenia. Pismo Święte
mówi o niebie posługując się obrazami: życie, światło,
pokój, uczta weselna, dom Ojca, raj, czyli wszystko to
co jest najpiękniejsze (KKK 1027). „To czego oko nie
widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka
204
nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg
tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).
Czas jest miarą naszego życia. W jego biegu
zmieniamy się i starzejemy. Przemijanie kojarzy się
nie tylko z upływającym czasem, ale przede
wszystkim jest w pewnym sensie nadzieją, że coraz
bliżej jesteśmy spotkania z Jezusem. Każdy z nas
zawsze do czegoś się przygotowuje, zawsze na coś
czeka. Pamiętajmy również o tym najważniejszym
spotkaniu. Nie zmarnujmy tej szansy, którą dał nam
Jezus. To najważniejsze spotkanie to moment, kiedy
będziemy musieli zdać sprawę z całego swojego życia
a pamiętajmy, że z miłości będziemy sądzeni.
Ponieważ nie znamy dnia ani godziny, musimy
nieustannie czuwać. W naszej wędrówce nie
jesteśmy sami. Naszą siłą jest Chrystus, Jego Ciało
za
nas
wydane,
Eucharystia,
Sakramenty.
Słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Ja jestem
chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto
spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6, 51).
Zatem drodzy Bracia i Siostry, oczyszczajmy
nasze serce w Sakramencie Pokuty i Pojednania,
przyjmujmy Chrystusa w Najświętszej Eucharystii,
szukajmy drogowskazów w Piśmie Świętym, abyśmy
porzuciwszy „wszelką gorycz, gniew, uniesienie,
wrzaskliwość, znieważanie, złość” w naszym
codziennym życiu, zmierzali do życia wiecznego.
„Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga” (1 Krl 19, 48). Przyjdź zatem drogi Bracia i droga Siostro na
Ucztę, bo Chrystus przygotował także miejsce dla
ciebie. Amen.
205
Ks. Łukasz Sowa – Przysietnica
CZŁOWIEK – BOŻY OBRAZ – POWOŁANY DO
SZCZĘŚCIA I WOLNOŚCI
XX niedziela zwykła - 19 sierpnia 2012
KKK, nr 1699-1748
I. Godność człowieka w Starym Testamencie
Kim
jest
człowiek?
Co
jest
istotą
człowieczeństwa? Jaka w rzeczywistości jest ludzka
natura? Takie i podobne im pytania egzystencjalne o
fenomen człowieka zadawali sobie ludzie od zarania
dziejów. Jednak najważniejsze pytanie dotyczy
szczególnej roli człowieka pośród stworzeń, jego
wybrania i wyraźnego wywyższenia, krótko - jego
niezbywalnej godności.
Źródłem nauki o godności człowieka jest
Objawienie, a zwłaszcza opisy stworzenia świata i
człowieka zawarte w Księdze Rodzaju.
Starszy opis, jahwistyczny (Rdz 2, 4b-25),
oddaje najbardziej pierwotne wyobrażenie człowieka
o ludzkiej naturze, jak również naturze i istocie
Boga. Człowiek jest w nim ukazany jako jedno z
pierwszych dzieł Boga, który niczym Garncarz
własnoręcznie lepi poszczególne istoty z „prochu
ziemi” (Rdz 2,7). Pozostałe stworzenia mają służyć
człowiekowi, który nadaje im nazwy, stając się
współpracownikiem Boga. Jedynie człowiek jest
zdolny do prowadzenia dialogu z Bogiem. Otrzymał
206
bowiem „tchnienie życia, wskutek czego stał się
człowiek istotą żywą” (Rdz 2,7).
Młodszy genealogicznie opis kapłański (Rdz 1,
26-27), będący pięknym, starożytnym hymnem,
przekazuje równie istotne w tej materii fakty. Oto
Bóg postanowił stworzyć człowieka na swój obraz,
podobnego do siebie. Dalej dowiadujemy się, że uwieńczeniem dzieła stworzenia było panowanie
człowieka nad innymi istotami. Dla Boga całe
dotychczasowe
dzieło
było
dobre
(Rdz
1,
4.12.18.21.25), ale po stworzeniu człowieka Bóg
ocenił je jako bardzo dobre (Rdz 1,31).
Co zatem decyduje o godności osoby ludzkiej?
Z hymnu o stworzeniu wnioskujemy, iż są to dwie
cechy: człowiek jest obrazem Boga [hebr. selem] oraz
jest stworzony na Jego podobieństwo [hebr. demut].
Co oznaczają te dwa słowa? Otóż obraz oznacza
wizerunek materialny, wyobrażający osobę i ją
reprezentujący (por. Rdz 5,13; 9,6; Wj 20,13). Z kolei
podobieństwo, termin bardziej abstrakcyjny, ma za
zadanie wykluczyć identyczność człowieka z Bogiem.
Bóg Stwórca jest różny od stworzenia. Innymi słowy
człowiek nigdy nie będzie równy Bogu i dlatego nie
może się stawiać na Jego miejscu, o czym dzisiaj
wielu ludzi zapomina. Chcą oni decydować o życiu
lub śmierci równych sobie w godności i naturze
współbraci – ludzi. Rodzi się tu pytanie. Skoro
człowiek jest obrazem Boga i jednocześnie jest do
niego tylko podobny, to co tak naprawdę jest
najistotniejsze w człowieku, jako obrazie Boga?
Odpowiedzi
jakich
udzielano
były
różne:
wyprostowana postawa ciała, funkcja królewska,
207
władze duchowe, długowieczność, otrzymane życie. Z
czasem bardziej akcentowano ideę dominacji
(człowiek panem stworzenia) oraz zdolność do
prokreacji (przekazywania życia). Wciąż jednak nie
była to pełna i wyczerpująca odpowiedź. Istotą
Bożego
obrazu
w
człowieku,
a
zarazem
fundamentem jego godności jest nieśmiertelna
dusza, przez którą człowiek uczestniczy w
nieśmiertelności Boga (por. Mdr 2,23: „Bo dla
nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka. Uczynił go
obrazem swej własnej wieczności”). Z takiej
interpretacji możemy wyciągnąć dwa wnioski:
człowiek posiada godność niemal sakralną i jest ona
źródłem równości wszystkich ludzi. Racją godności
nie jest więc ani wyznawana religia, ani kulturowy
czy społeczny stan człowieka, lecz samo jego
człowieczeństwo.
II. Życie Boże w człowieku
Nieśmiertelna dusza, wraz z rozumną naturą
i wolną wolą, łącząca człowieka z Bogiem jest
kluczem do pytania o tajemniczą godność człowieka.
Stanowią ją wartości, niedające się zbadać, zmierzyć
na drodze naukowej. Tylko człowiekowi udzielił Bóg
czegoś ze swojego życia i swej mocy. Dlatego
dopełnieniem biblijnej wizji godności człowieka jest
więc teologia przybranego synostwa Bożego ludzi
oraz życia w Duchu Świętym, do którego wszyscy
jesteśmy powołani (por. KKK 1699). Każdy kto
uwierzy w Chrystusa, staje się synem Bożym. To
przybrane synostwo przemienia człowieka i uzdalnia
208
go do naśladowania Chrystusa, zwłaszcza w
czynieniu dobra oraz sprawiedliwego życia.
Katechizm w tym kontekście powie, że w
„zjednoczeniu ze swym Zbawicielem uczeń osiąga
doskonałość miłości – świętość” (1709).
Swoistego
zjednoczenia,
a
zarazem
wywyższenia godność natury ludzkiej dostąpiła w
momencie wcielenia Bożego Syna. Jezus Chrystus,
najwierniejszy obraz Boga (por. Rz 8, 29; 2 Kor 4,4b;
Kol 1,15), przyjąwszy ciało z Maryi Dziewicy, stał się
człowiekiem, „podobnym do nas we wszystkim oprócz
grzechu”. Przychodząc na świat, „obdarzył ludzkość
nową młodością, przez swoją mękę zgładził nasze
grzechy, przez powstanie z martwych dał nam
dostęp do życia wiecznego”, a wstępując do Boga
„otworzył nam bramy nieba” (4 Prefacja na Niedziele
Zwykłe, por. KKK 1708). W myśl 6 Prefacji na
Niedziele zwykłe, którą wkrótce odśpiewa kapłan,
jako chrześcijanie ochrzczeni w imię Chrystusa
„żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” w Bogu. Już
teraz, „w czasie naszej ziemskiej pielgrzymki
doznajemy Bożej dobroci w codziennych potrzebach”,
a co najważniejsze „nosimy już w sobie zadatek życia
wiecznego”. Mamy bowiem „pierwsze dary Ducha”,
przez którego Bóg wskrzesił z martwych Jezusa.
Duch Święty ożywia naszą wiarę, wzmacnia
nadzieję, a w nasze serca wlewa Bożą miłość (por. Rz
5,5). Jego asystencja, zlewane na nas dary
oddziaływają szczególnie na bezpośrednie środki,
mające za zadanie pomóc nam żyć „nowym życiem” –
mianowicie na rozum i wolę. Odróżniają nas one od
instynktownego świata zwierząt i obok duszy
209
nieśmiertelnej są wzniosłym znakiem obrazu Boga
(por. KKK 1712). Rozumem człowiek rozeznaje
pragnienie osiągnięcia szczęścia, a przy współpracy
wolnej woli, mając wypisane w sercu moralne prawo,
podejmuje w tym celu konkretne decyzje. Wolność
wyboru i świadome działanie cechują czyny
prawdziwie ludzkie, a w połączeniu z pracą umysłu
sprawiają, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje
postępowanie. Troska o całe życie tak fizyczne, jak
i duchowe
pomaga
osiągnąć
coraz
większą
doskonałość w cnotach, a w konsekwencji wieczne
szczęście. Najbardziej pożądana z nich, miłość,
udoskonala się, gdy poszukujemy, wybieramy i
miłujemy rzeczy prawdziwe i dobre (por. KKK 1711).
Za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy
powtórzyć, że „każde moralne życie, dojrzewające w
łasce na ziemi, osiągnie wypełnienie w chwale nieba”
(KKK 1715).
Dlatego tak ważne jest, aby szukając
ostatecznego szczęścia (zbawienia), rozwijać w sobie
pragnienie życia zgodnego z nauką Jezusa
Chrystusa.
Szczególnym
drogowskazem
i
odpowiedzią na owo pragnienie jest osiem pouczeń z
Góry Błogosławieństw (por. Mt 5,3-12). Stawiają nas
one wobec decydujących wyborów związanych z
dobrami ziemskimi. Oczyszczają nasze serca, by
nauczyć nas miłować Boga ponad wszystko (por.
KKK 1728) i umacniać nasze życie duchowe.
III. Troska o życie duchowe
210
Jak pielęgnować i podtrzymywać w sobie to
nowe życie? Otóż mądrość wymaga, aby o życie w Duchu Świętym modlić się tak, jak o zbawienie, gdyż
ono także jest nam darowane (por. KKK 1699, 1727).
Św. Paweł wzywa nas dzisiaj w drugim czytaniu,
abyśmy „napełniali się Duchem, przemawiając do
siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach
pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana” (Ef
5,18c-19). Modlitwa, jako wyraz troski o życie
duchowe, ma nas chronić przed zbytnim
ubóstwieniem ciała. To dlatego Święty Paweł
nakłaniał Efezjan: „Wyzyskujcie chwilę sposobną, bo
dni są złe (…) usiłujcie zrozumieć co jest wolą Pana.
A nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną
rozwiązłości” (Ef 5, 16-18b). Zatem na modlitwie
mamy prosić o dary Ducha Świętego oraz o
rozeznanie woli Bożej względem nas. Należy pytać:
Panie, co chcesz, abym czynił? Jednak musimy
pamiętać o tym, że obok modlitwy prośby istnieje
także inny jej rodzaj – uwielbienie. Intencje mające
na celu uwielbienie Boga za otrzymane dary są dziś
rzadkością. Współczesny człowiek staje zwykle przed
Panem Bogiem z listą potrzeb, choć obdarzony tak
wielkimi darami jak nieśmiertelna dusza, życie
duchowe, nadzieja zbawienia i zdolność do
współpracy z Bogiem, już nic lepszego otrzymać nie
może. Darowana człowiekowi godność dziecka
Bożego powinna rodzić postawę wdzięczności.
Doskonale ujmują to słowa Prefacji traktującej o
dziele stworzenia: „Ty stworzyłeś człowieka na swoje
podobieństwo i poddałeś mu wszechświat godny
podziwu, aby w Twoim imieniu panował nad całym
211
stworzeniem i chwalił Ciebie w Twoich dziełach,
przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (5 Prefacja
na Niedziele zwykłe).
Szczególnym
sposobem
wdzięczności
i
uwielbienia Boga jest Eucharystia, „chleb żywy,
który zstąpił z nieba” (J 6, 51). Dla naszego życia
duchowego ma ona jeszcze większą wartość.
Eucharystia, Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, są
pokarmem na życie wieczne. Jezus mówił do nas w
dzisiejszej ewangelii: „Jeżeli nie będziecie spożywać
Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Jego
Krwi, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6, 53) oraz
„(…) kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie” (J 6,
57). Dołóżmy zatem starań, aby w naszym życiu
doczesnym było jak najwięcej dni, w których
będziemy przyjmować Eucharystię.
Na fali zarzutów stawianych współcześnie
Kościołowi nie możemy pominąć istotnej kwestii, że
godność osoby ludzkiej domaga się poszanowania ludzkiego życia i zdrowia. Prawda ta leży u podstaw
negacji zjawiska in – vitro. Nawet jeśli kiedyś nauka
wykluczy selekcję i niszczenie, czyli aborcję wielu
zarodków, uzyskując w efekcie stosunek 1
zapłodnienie do 1 narodzenia, to dalej będzie to
zjawisko niedopuszczalne i niegodne ludzkiej istoty.
Godność osoby ludzkiej domaga się bowiem poczęcia
dziecka
w
naturalnym
akcie
prokreacji,
współpracujących z Bogiem w przekazywaniu życia
oraz kochających się wzajemnie męża i żony. Tej
sakralnej godności wyraźnie sprzeciwia się poczęcie
w warunkach laboratoryjnych, na szkle, przy użyciu
przyrządów i jedynie ludzkich metod. Każdy
212
odrzucający tę prawdę próbuje postawić siebie w
miejscu Boga, co jak zauważyliśmy na początku
sprzeciwia się naturze ludzkiej, tak bardzo różnej od
boskiej.
Kończąc, zauważmy, że nikt nie uszanuje
naszej godności i życia duchowego, jeżeli pierwej
sami tego nie uczynimy. Uczmy się zatem
korzystania z wolności i rozumu. Unikajmy
zniewolenia przez nałogi i inne grzechy. Decydujmy
sami o sobie. Nie poddawajmy się woli tłumu, który
może i głośno krzyczy: „wolność, równość, tolerancja”
czy też „róbta co chceta”, ale to jeszcze nie znaczy, że
ma rację.
Módlmy się teraz wspólnie słowami św.
Franciszka z Asyżu:
„Ty jesteś Święty Pan Bóg jedyny, który czynisz cuda
Ty jesteś wiecznym życiem naszym (…)
Pochwalony bądź, Panie mój, ze wszystkimi Twoimi
stworzeniami.
Amen”.
[Uwielbienie
Boga
Najwyższego,1;
Pieśń
słoneczna
(Pochwała
stworzenia),3]
213
Ks. Paweł Sobol – Besko
MORALNOŚĆ CZYNÓW, UCZUĆ, SUMIENIA
Uroczystość NMP Częstochowskiej - 26 sierpnia 2012
KKK, nr 1749-1802
I. „Wolność bowiem może człowiek używać
dobrze lub źle”
Obchodzimy
dziś
Uroczystość
NMP
Częstochowskiej, naszej ukochanej Matki. Do Jej
stóp przez cały rok, a szczególnie w sierpniu
przybywają tysiące pielgrzymów, szukając u Niej
rady i pocieszenia. To Ona wraz ze swym Synem
zamieszkała na Jasnej Górze – Polskiej Kanie, aby
wypraszać dla całego naszego narodu wiele łask i
doprowadzać
nas
do
Chrystusa.
Z
ust
Częstochowskiej Pani nadal rozbrzmiewają słowa,
zapisane przez św. Jan w Ewangelii, które
słyszeliśmy przed chwilą: „Zróbcie wszystko
cokolwiek wam powie” (J 2,5). A co Jezus mówi do
nas dzisiaj? Jakie zadania stawia przed każdym
z nas? Bł. Jan Paweł II, 19 czerwca 1983, w 600-lecie
istnienia sanktuarium na Jasnej Górze mówił:
„Chrystus obecny wraz ze swą Matką w polskiej
Kanie stawia przed nami wielką sprawę wolności.
Wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara
jego godności. Jednakże jest mu ona równocześnie
zadana. (…) Wolność bowiem może człowiek używać
dobrze lub źle”.
Wolność człowieka jako taka była tematem
naszych ostatnich refleksji katechizmowych. Dziś
214
chcemy się zatrzymać nad moralną oceną
korzystania z wolności, czyli podejmowanych przez
nas czynów, naszych uczuć, a także nad rolą
sumienia w życiu każdego z nas.
II. Moralność czynów ludzkich
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy,
że „Czyny ludzkie, to znaczy czyny wybrane w
sposób wolny na podstawie sądu sumienia, mogą być
kwalifikowane moralnie. Są dobre albo złe” (KKK
1749). Zapewne nasuwa się każdemu z nas pytanie:
od czego zależy moralna wartość czynów ludzkich?
Lub inaczej co wpływa na to, że dany czyn, nasze
dobrowolne działanie możemy ocenić jako dobre albo
złe. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje trzy
„źródła”, kryteria moralności czynów ludzkich: pierwszym jest wybrany przedmiot ludzkiego działania,
czyli to co chcę uczynić, to co czynię, lub to co
uczyniłem; drugim jest nasz zamierzony cel, czyli
intencja naszego działania, a trzecim elementem do
oceny moralnej danego czynu są okoliczności
działania, obejmujące także jego konsekwencje (KKK
1750, 1757).
Łatwo możemy się domyślić, że aby ludzkie
czyny zostały ocenione jako moralnie dobre muszą
mieć nie tylko dobry przedmiot i cel, ale też
dokonywać się w dobrych okolicznościach (KKK
1755, 1760). Już sam wybrany przedmiot może
uczynić złym całość naszego działania. Na przykład
kłamstwo ze swej istoty jest czymś złym, choćby
nawet było dokonane w dobrej intencji. W
215
Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Dobra
intencja (np. pomoc bliźniemu) nie czyni ani dobrym,
ani słusznym zachowania, któro samo w sobie jest
nieuporządkowane (jak kłamstwo czy oszczerstwo)”
(KKK 1753). I tu znajduje swoje zastosowanie jedna
z głównych zasad etycznych: Cel nie uświęca
środków (KKK 1753, 1759). Innymi słowy:
Niedopuszczalne jest czynienie zła aby wynikało z
niego dobro (KKK 1756, 1761). Mówimy tu o dobrym
celu a złym przedmiocie naszego działania. Podobnie
i zła intencja czyni złym czyn, który sam z siebie
może być dobry, np. dawanie jałmużny mające na
celu próżną chwałę „by inni widzieli, że pomogłem”.
Dokonując oceny moralnej czynu, drugorzędną
powinnością jest spojrzenie na jego okoliczności i konsekwencje. Okoliczności przyczyniają się do powiększenia lub zmniejszenia dobrej lub złej wartości
czynów ludzkich (np. wysokość skradzionej kwoty),
mogą
one
zwiększać
lub
zmniejszać
odpowiedzialność sprawcy za dany czyn (np.
działanie ze strachu przed śmiercią). Należy tu też
jasno powiedzieć, że „Okoliczności nie mogą same z
siebie zmienić jakości moralnej samych czynów, nie
mogą uczynić ani dobrym, ani słusznym tego
działania, które jest samo w sobie złe” (KKK 1754).
Innymi słowy moralnie zły czyn zawsze pozostaje
złym, bez względu na okoliczności. Dla przykładu
zabójstwo zawsze będzie złem, nie zależnie od
okoliczności.
III. Moralność uczuć
216
Ludzkie czyny mogą być więc dobre albo złe.
Czy podobnie jednoznacznie możemy ocenić nasze
uczucia? Czym tak na prawdę są uczucia? Samo
pojęcie „uczucia” oznacza odczucia lub doznania
(KKK 1771). Naukowo nazwać je możemy procesem
psychicznym, czy stanem emocjonalnym. W
Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, iż
wchodzą one w skład „psychiki ludzkiej, stanowią
obszar przejściowy i zapewniają więź między życiem
zmysłowym a życiem ducha” (KKK 1764).
Uczucia odzwierciedlają nasz stosunek do
otoczenia, innych ludzi oraz do samych siebie.
Uczucia motywują nas do wielu czynów, sprawiają,
że zachowujemy się tak, a nie inaczej. Uczuciami
tłumaczymy wiele naszych zachowań, np. „nie
pomogę mu, bo go nienawidzę”, albo wręcz
przeciwnie „pomogę mu, bo go kocham” czy też
„pomogę mu, bo mu współczuję”. Skąd biorą się
uczucia? Jezus Chrystus wskazuje na serce
człowieka jako na źródło, z którego wypływają
uczucia. Człowiek posiada ich wiele, podstawowymi
uczuciami ludzkimi są miłość i nienawiść, pragnienie
i obawa, radość, smutek i gniew (KKK 1772). Miłość
powoduje, że człowiek pragnie dobra i ma nadzieje
na jego uzyskanie. „Kochać znaczy chcieć dla kogoś
dobra” – ta myśl św. Tomasza z Akwinu ukazuje
nam prawdziwy cel ludzkich uczuć jakim jest dobro.
Św. Augustyn wyraził to w słowach „Jedynie dobro
jest miłowane”. Uczucia ludzkie powinny być
skierowane na dobro, ale to rozum i wola decydują
o ludzkim działaniu. Dlatego też doskonałość dobra
217
moralnego, wymaga by rozum kierował uczuciami,
a nie na odwrót, uczucia rozumem.
Wróćmy do naszego pytania, czy uczucia są
moralnie dobre czy złe? Odpowiedź na postawione
pytanie znajdujemy w Kompendium Katechizmu
Kościoła Katolickiego: „Uczucia, jako poruszenia
wrażliwości, nie są same w sobie dobre, ani złe: są
moralnie dobre, gdy przyczyniają się do dobrego
działania; w przeciwnym razie są złe. Mogą one być
przekształcone w cnoty lub zniekształcone w wady”
(KKK 371).
IV. Sumienie – „głos wzywający (…) do
miłowania i czynienia dobra a unikania zła”
Aby ułatwić człowiekowi korzystanie z
wolności oraz poprawną ocenę wartości moralnej jego
czynów, Bóg wyposażył go w sumiennie. Sobór
Watykański II nazywa sumienie „najtajniejszym
ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa
on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu
rozbrzmiewa” (KDK 16). Inaczej mówiąc – słuchając
głosu sumienia, człowiek roztropny może usłyszeć
Boga. Możemy zapytać: czym jest w praktyce
sumienie? Otóż jest to sąd rozumu, przez który osoba
ludzka rozpoznaje jakość moralną konkretnego
czynu. Sumienie moralne obecne we wnętrzu
człowieka nakazuje mu w odpowiedniej chwili pełnić
dobro, a unikać zła. Mówi się często, że ktoś jest
„człowiekiem sumienia” i każdy z nas powinien
takim być. W tym kontekście bardzo aktualne są
słowa Ojca Świętego Jana Pawła II wypowiedziane w
218
homilii wygłoszonej na Śląsku w Skoczowie (22 V
1995): „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi
sumienia”. We wszystkim co czynimy i mówimy
powinniśmy wiernie iść za tym, co do czego jesteśmy
przekonani, że jest słuszne i prawe. Katechizm
Kościoła Katolickiego zachęca nas: „by każdy z nas
wszedł w siebie, ażeby usłyszeć głos swojego
sumienia i za nim pójść” (KKK 1779). Trzeba na co
dzień poszukiwać głębi wewnętrznej w swoim życiu.
Dobrym wzorem takiego postępowania jest dla nas
Matka Boża, która jak mówi Łukasz Ewangelista,
zachowywała i rozważała wszystkie słowa Jezus w
swym sercu (por. Łk 2,51), pielęgnując w sobie życie
wewnętrzne.
Sumienie pozwala także człowiekowi wziąć
odpowiedzialność za dokonane czyny. Dla człowieka
który popełnił zło, wyrok sumienia stanowi rękojmie
nawrócenia i nadziei. To sumienie wskazuje nasze
złe postępowanie (pojawiają się w nas tzw. wyrzuty
sumienia) i skłania nas do korzystania z Bożego
Miłosierdzia, do ciągłej poprawy i rozwoju naszych
cnót. Trzeba to jasno powiedzieć, iż każdy z nas ma
obowiązek działać w wolności i zgodnie z własnym
sumieniem po to, aby mógł podejmować w swym
życiu decyzje moralne (KKK 1782).
Katechizm Kościoła Katolickiego zwraca
uwagę na formację sumienia przypominając nam, że
tylko sumienie uformowane jest prawe i prawdziwe.
Formacja sumienia jest zadaniem na całe życie, gdyż
każdy z nas jest poddawany negatywnym wpływom
świata. Mam tu na myśli promowany relatywizm
moralny, postępującą laicyzację, które wkradają się
219
do naszych serc przez massmedia, będące na
usługach owych idei promujących antywartości.
Wychowywanie „sumienia zapewnia wolność i
prowadzi do pokoju serca” (KKK 1784).
Zadajmy sobie zatem pytanie jak formować
swoje sumienie? Słowo Boże ma nieocenioną wartość
w tym niełatwym procesie. Przyjmowane przez wiarę
i modlitwę oraz stosowane w praktyce, jest światłem
na drodze naszego życia. Każdy rachunek sumienia
jest
badaniem
naszego
wnętrza
poprzez
wpatrywanie się w Krzyż Chrystusa, który daje
zbawienie. Pan Bóg nie pozostawia nas samych w
tym procesie wychowania naszego sumienia, ale
posyła do serc naszych Ducha Świętego. Posyła także
kierowników duchowych i spowiedników – ludzi
prowadzonych pewnym nauczaniem Kościoła.
Mówiąc o sumieniu trzeba zauważyć, że
niekiedy spotykamy się z sytuacjami, które czynią
sąd moralny mniej pewny i utrudniają decyzje.
Trudno nam wtedy rozstrzygnąć w sumieniu jak
postąpić. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje
trzy zasady, które możemy zastosować do wszystkich
przypadków, a które mogą okazać się pomocne przy
podejmowaniu właściwego osądu sumienia. Pierwszą
zasadą jest już dziś przytaczana: nigdy nie jest
dopuszczalne czynienie zła by, wynikało z niego
dobro. Drugą zasadę, zwaną „złotą”, podyktował sam
Chrystus w Kazaniu na Górze: „Wszystko … co
byście chcieli, żeby wam ludzie czynili i wy im
czyńcie!” (Mt 7,12). Trzecia zasada, podkreśla iż
miłość zawsze przejawia się w szacunku dla
bliźniego i jego sumienia. Te reguły pomagają nam
220
formułować pewne sądy sumienia, którym każdy
człowiek powinien być zawsze posłuszny. Łatwo nam
wyciągnąć wniosek: jeśli dobrowolnie działamy
przeciwko pewnemu głosowi sumienia, potępiamy
samych siebie, działamy wbrew sobie.
Często słyszymy, stwierdzenie „nie masz
sumienia”, „on/ona jest człowiekiem bez sumienia”.
Czy zatem można zabić w sobie sumienie? Niestety
tak. Sumienie ma każdy, ale zdarza się niestety
coraz częściej, że jego głos jest ignorowany. W efekcie
czego sumienie zamiast rozwijać się i formować jest
zagłuszane i zabijane. Jako takie wydaje błędne sądy
o czynach, które maja być dokonane lub już zostały
dokonane. Ta ignorancja często jest zawiniona.
Dzieje się tak wtedy, „gdy człowiek niewiele dba o
poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku
do grzechu powoli ulega zaślepieniu” (KDK 16).
Człowiek świadomie ignorujący sumienie jest
odpowiedzialny za zło, które popełnia. Jest
odpowiedzialny za zdeformowanie swego sumienia
poprzez świadomą nieznajomość Chrystusa i Jego
Ewangelii, poprzez poddanie się pod rządze uczuć
oraz odrzucanie autorytetu Kościoła. Zdarzają się
jednak
przypadki
niezawinionej
deformacji
sumienia. Osoby o takim sumieniu nie ponoszą
odpowiedzialności za popełnione zło, choć to
uczynione przez nich zło nadal pozostaje złem. W
takim przypadku konieczna jest praca nad brakami
sumienia.
Kończąc możemy sparafrazować słowa bł.
Jana Pawła II o wolności i powiedzieć: „Sumienie
221
jest człowiekowi dane od Boga, ale jest również mu
zadane – zadana jest mu jego ciągła formacja”.
Trzeba nam u Matki Bożej szukać wsparcia
i otuchy, dla tego z ufnością wołajmy do Niej, jak
dzieci: Matko Pocieszenia, szczerą daj nam skruchę,
Uproś nam u Syna łaskę i otuchę! Ucz nas szukać Bożej
woli W każdej sprawie, w każdej doli I na straży stój
sumienia! Święta Matko Pocieszenia, Nie opuszczaj nas!
222
Ks. Tadeusz Baj – Pikulice
CNOTY I GRZECHY OBECNE
W LUDZKIM ŻYCIU
XXIII niedziela zwykła – 9 września 2012
KKK, nr 1803-1876
Dzisiejsza
Ewangelia
ukazuje
nam
wzruszający obraz chorego głuchoniemego człowieka,
który jest na tyle bezradny, że nie tylko nie potrafi
odnaleźć się o własnych siłach wśród ludzi,
samodzielnie przyjść do Jezusa, ale nawet ci, którzy
go przyprowadzili, w Jego imieniu proszą o łaskę
uzdrowienia. Dla naszych dzisiejszych rozważań
katechizmowych, ten ewangeliczny obraz będzie
żywą ilustracją rzeczywistości grzechu, który zawsze
jest chorobą duszy, ale którego skutki prędzej czy
później dostrzegamy w coraz gorszym kontakcie z
innymi.
Człowiek
głuchoniemy
nie
słyszy
wypowiadanych do niego słów, ale także nie potrafi
słowem porozumieć się z innymi. Potrzebuje swojego
własnego
języka
znaków
i najczęściej
jego
komunikacja ograniczona jest do wąskiego grona
ludzi, którzy go rozumieją. Mając przed oczyma ten
ewangeliczny
obraz człowieka głuchoniemego
spróbujmy
wspólnie
zastanowić
się
nad
rzeczywistością grzechu i cnoty w naszym
chrześcijańskim życiu.
Cnoty moralne można porównać do czerech
umiejętności, jakie ubogacają każdego człowieka.
Z doświadczenia wiemy, że trzeba je nieustannie
w sobie rozwijać. Zawodnik, aby wygrać długi bieg,
223
musi codziennie biegać i przyzwyczaić organizm do
coraz
większego
wysiłku.
Chirurg
musi
przeprowadzić wiele różnych skomplikowanych
operacji, aby się wyspecjalizować w leczeniu.
Sukcesy w różnych dziedzinach wiedzy, sportu,
ekonomii odnoszą ludzie wytrwali, którzy podejmują
wysiłek zdobywania potrzebnych umiejętności. Z
kolei pojawiające się w życiu grzechy osłabiają, a
nawet niszczą człowieka, podobnie jak drobna
dolegliwość, gdy jest nie leczona może się przemienić
w śmiertelną chorobę zagrażającą życiu.
I. Cnoty
Podobnie w życiu duchowym potrzebne jest
opanowanie
czterech
umiejętności,
aby
w
przeciwieństwie do głuchoniemego, być człowiekiem
doskonale postrzegającym świat wokół siebie i co za
tym idzie podejmującym mądre życiowe decyzje.
Katechizm nazywa te umiejętności cnotami i
przypomina nam, że są one trwałymi dyspozycjami
do czynienia dobra. Owe ludzkie cnoty są
dyspozycjami naszego umysłu i woli, które regulują
nasze czyny, porządkują nasze uczucia i kierują
naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i wiarą.
Tradycja zgrupowała je wokół czterech cnót
kardynalnych:
roztropności,
sprawiedliwości,
męstwa i umiarkowania. Ich nazwa pochodzi od
łacińskiego słowa określającego zawias, na którym
są zawieszone drzwi. Tradycja zatem poprzez to
określenie stara się wskazać, że cnoty te są niejako
zawiasami wspierającymi całe nasze chrześcijańskie
224
życie. Warto się zatem w naszych katechizmowych
zamyśleniach zatrzymać nad tymi cnotami, bo
odgrywają one istotną rolę w naszym życiu i wiele
zależy od tego, czy je rozwiniemy i czy one będą
kształtowały nasze życie i powołanie.
1. Roztropność
Pierwszą spośród cnót kardynalnych jest
roztropność. To sztuka wyboru prawdziwego dobra
spośród wielu pozornych dóbr, które szczególnie
dzisiaj roszczą sobie prawo do bycia dobrami
najważniejszymi
i
najbardziej
pożądanymi.
Prawdziwe dobro to takie, które jest dobrem zawsze i
dla wszystkich. Roztropność najłatwiej rozpoznać w
umiejętności podejmowania mądrych życiowo
decyzji. Decyzje nasze mądre są wówczas, gdy
przewidują skutki naszego działania. Dlatego jest to
tak ważna umiejętność, że przecież niejednokrotnie
decyzje, jakie podejmujemy dotyczą całego naszego
życia, decydują o naszej przyszłości i zobowiązują
nas na całe życie. Umieć mądrze wybrać męża, żonę,
przyjaciela, towarzystwo, kolegów czy koleżanki,
starać się przemyśleć wybór studiów – to być
roztropnym. Trudno nie zauważyć, że ta cnota łączy
się z odpowiedzialnością. Mądry dojrzały człowiek
jest przede wszystkim odpowiedzialny za swoje
czyny. Warto dzisiaj przypomnieć szczególnie wam
młodzi, którzy pragniecie by dorośli traktowali was
dojrzale.
Miarą
waszej
dojrzałości
jest
odpowiedzialność za słowa jakie wypowiadacie, za
składane innym obietnice, a nade wszystko za
225
konkretne czyny, po których ludzie poznają waszą
roztropność.
226
2. Sprawiedliwość
Drugą
umiejętnością,
którą
winniśmy
opanować to sprawiedliwość. Jest ona sztuką życia w
harmonii z Bogiem, z ludźmi i ze światem. Aby
stworzyć ową harmonię trzeba najpierw umieć
poszanować prawa, zarówno Pana Boga, jak i innych
ludzi, czy świata. Wobec stworzeń wolnych,
sprawiedliwość będzie zawsze szacunkiem dla ich
wolności. Człowiek sprawiedliwy najpierw zna w
życiu swoje prawa ale i prawa swoich bliźnich. Umie
je uszanować i docenić. W Nowym Testamencie mówi
się o św. Józefie jako sprawiedliwym mężu Maryi,
który z jednej strony szanuje wolę samego Boga,
który wkracza w jego życie, ale potrafi też z
szacunkiem odnieść się do swej małżonki, posłusznej
we wszystkim Panu. Sprawiedliwymi są także
Elżbieta i Zachariasz, którzy z pokorą przeżywają
brak potomstwa, lecz z szacunkiem i miłością
przyjmują wolę Najwyższego, aby w starości cieszyć
się synem. Czasy dzisiejsze wołają o sprawiedliwych
chrześcijan, szanujących a nie negujących Boże
prawo. O ludzi o sercu wrażliwym na innych, którzy
mają prawo do swoich własnych decyzji.
3. Męstwo
Męstwo jako następna cnota jest dzisiaj
szczególnie potrzebna, ponieważ człowiek dzisiejszy
pomimo tak wielu zdobyczy naukowych, nieustannie
staje bezradny wobec grozy trzęsienia ziemi,
niespodziewanej powodzi, wobec siły huraganu czy
groźnego promieniowania. Są to tylko spotęgowane
wymiary rzeczywistości, której lękamy się niemal
227
codziennie. Wiara natomiast wprowadza nas w świat
jakościowo inny. Bóg i Jego wartości nie mieszczą się
w żadnych doczesnych wymiarach. Człowiek staje
wobec wielkiej tajemnicy i potrzebuje odwagi,
męstwa aby wejść ten tajemniczy świat. Męstwo
zatem polega na opanowaniu naszego ludzkiego lęku
i przezwyciężeniu towarzyszącego mu lenistwa.
Lenistwo jest często zwyczajnym brakiem odwagi,
jest niechęcią do podejmowania jakiegokolwiek
wysiłku, a zwłaszcza ryzyka. Odwagę obserwujemy
najczęściej w mówieniu albo w działaniu. Męstwo w
konkretnych czynach jest ważniejsze od samych
słów, ale i one są w bardzo wielu sytuacjach znakiem
naszego zdecydowania, gdy opowiadamy się za
Chrystusem, bronimy Jego świętego krzyża, czy
odważnie stajemy w obronie Kościoła. Tak wielu
męczenników, którzy byli mocarzami odwagi,
jaśnieje swoim świadectwem i w naszych czasach.
Nie tylko w sytuacjach otwartych prześladowań, ale
również wtedy, gdy trzeba przyznać się do wiary w
pracy, szkole, autobusie, czy pociągu, wobec swoich i
obcych.
4. Umiarkowanie
Ostatnią cnotą jest umiarkowanie. Jest to
umiejętność zachowania właściwej harmonii w
zaspokajaniu pożądań, które są nastawione na
posiadanie i na korzystanie z dóbr doczesnych. Cnota
ta pozwala karmić apetyty ciała i ducha zgodnie z
wolą Boga, nie ulegać chwilowym zachciankom ani
pojawiającej się modzie. Przyznajmy, że w
dzisiejszych czasach potrzeba nam tej cnoty
228
szczególnie. Zaczynamy być pokoleniem, które nie
przeżyło wojny, tułaczki, głodu, czy zagrożenia życia,
a co za tym idzie skupiamy się na bardziej wygodnej
stronie życia i dbamy częściej o przyjemności niż o
konkretny życiowy umiar.
Cnoty te należy w sobie wypracować i to jest
istotne zadanie i wysiłek całego naszego życia.
II. Grzechy
Dłużej zatrzymaliśmy się nad cnotami, ale
warto powiedzieć kilka słów o tym, co osłabia
duchowo i wewnętrznie człowieka, czyli o grzechu.
To właśnie ludzki grzech raniący naszą naturę
sprawia, że czujemy się osłabieni i jak ewangeliczny
głuchoniemy nie możemy w pełni cieszyć się życiem.
Katechizm rozważany przez nas przypomni nam
najpierw o tym, że grzech istnieje i świadomie
wybierany w życiu, niszczy tego kto zaczyna nim żyć.
Co do ciężaru, grzechy dzielimy na śmiertelne i
powszednie. Aby grzech był śmiertelny muszą
zaistnieć jednocześnie trzy warunki: musi zaistnieć
materia poważna, czyli dotyczyć Bożych przykazań,
musi być popełniony z pełną świadomością i
całkowitą zgodą, czyli dobrowolnie. Grzech
powszedni jest popełniany wówczas, gdy łamie się
prawo moralne w materii lekkiej lub czyn dotyczy
materii ciężkiej, ale popełniono go bez pełnego
poznania czy całkowitej zgody. Od razu trzeba
powiedzieć, że często staramy się usprawiedliwić, że
nie mieliśmy pełnego poznania konsekwencji
moralnych naszych czynów. Najczęściej jest to
229
ignorancja zawiniona, bo przecież około 90 %
naszych dzieci i młodzieży poznaje i pogłębia wiarę
podczas katechezy. Pytanie rodzi się również o nasze
zaangażowanie w słuchanie homilii i kazań, które
zazwyczaj starają się tłumaczyć podstawowe prawdy
wiary i zasady moralne. Pomyślmy, że niekiedy
stojąc na zewnątrz świątyni, nawet nie staramy się
słuchać i bardzo szybko rozpraszamy naszą uwagę.
Nasza percepcja wówczas jest prawie zerowa i nie
ubogaca się wtedy nasz intelekt i serce. Marnujemy
zatem te 10 czy 15 minut niedzielnego kazania, a
gdy powracamy do domu, przez cały tydzień, po kilka
godzin dziennie jesteśmy ”pouczani”, poprzez media
[TV, internet, radio], czy wręcz instruowani odnośnie
sposobu życia, które nie ma najczęściej wiele
wspólnego z wiarą i moralnością.
Warto więc w tym roku, szczególnie w czasie
naszych niedzielnych zamyśleń katechizmowych,
wsłuchać się w mądry głos Kościoła, który pragnie
z woli Chrystusa być naszym przewodnikiem. Niech
w naszym życiu spełnią się słowa proroka i niech
nasze oczy przejrzą i uszy naszego serca się otworzą
na obecność Boga pośród nas.
230
Ks. Tadeusz Baj – Pikulice
NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH
PRZEDE MNĄ
XXIV niedziela zwykła – 16 września 2012
KKK, nr 2052- 2141
Umiłowani w Chrystusie Panu, Bracia i
Siostry! Stajemy dzisiaj razem wśród grona
Dwunastu Apostołów i słuchamy pytania, jakie
Jezus zadaje swoim uczniom: „Za kogo ludzie
uważają Syna Człowieczego”? i można tak jak oni
wymienić zasłyszane opinie, plotki, przekonania
innych. Ale to Jezusowe pytanie powinno wybrzmieć
w nas, jako skierowane do nas osobiście, do Ciebie
bracie i siostro! Czy nasza odpowiedź jest taka, jak
wyznanie Piotra? Czy dla mnie Jezus jest Synem
Bożym, który z miłości do każdego z nas przyszedł na
świat, aby nas zbawić? To właśnie w Jezusie
Chrystusie wypełniły sie zapowiedzi proroków o
Bogu, który tak umiłował świat, że posłał Swego
Syna, aby nas zbawił umierając na drzewie krzyża.
Krzyż zatem ukazuje głębię owej miłości Boga do
świata. Przyjęcie krzyża nie jest drogą prostą. łatwą
i wygodną, ale szlakiem wytrwałego zmagania się ze
słabościami własnymi oraz innych, zawsze jednak
jest drogą posłuszeństwa Bogu i wypełniania Jego
świętej woli.
Nasze katechizmowe zamyślenia skupią się
dzisiaj nad pierwszym przykazaniem Dekalogu. To
właśnie Boże przykazania są krzyżem dla
dzisiejszego człowieka, który pragnie tak jak Piotr
231
odrzucić i szukać szczęścia poza nimi. Apostoł Piotr
pomimo sprzeciwu wobec ofiary krzyża, potem
odnajduje jego zbawczą moc i sam oddaje za
Chrystusa życie na krzyżu. Przyjmuje więc tę
rzeczywistość, która budziła jego ludzki strach i
mocą Jezusa poznaje moc krzyża. Zatrzymajmy się
więc wszyscy nad wartością Dekalogu, aby odnaleźć
w nim mądrość i moc samego Boga. W naszych
czasach głośniej niż zwykle, ludzie nawet ochrzczeni,
domagają się od Kościoła odejścia od prawa
ustanowionego przez Boga. Wielu wydaje się, że oni
urządziliby świat o wiele lepiej, według własnych
zasad i pomysłów, własnego prawa. Odkrywamy tu
logikę Piotra spod Cezarei Filipowej, który poszukuje
drogi według własnego pomysłu. Powróćmy zatem do
Dekalogu. Samo sformułowanie przykazań posiada
charakter nakazu, a więc taki, jak polecenia
sumienia. Każde jest adresowane bezpośrednio do
pojedynczego człowieka, mimo iż Dekalog został
przekazany narodowi wybranemu, jako prawo
obowiązujące społeczność. Prawo to jest obiektywną
normą moralności, która obejmuje całe życie
człowieka w wymiarze indywidualnym i społecznym.
Warto podkreślić podwójną rolę Dekalogu. Najpierw
pomaga
człowiekowi
ocenić
wartość
swego
postępowania, co jest dobre, a co złe. Po wtóre
natomiast Dekalog ma charakter społeczny. Pan Bóg
poprzez Mojżesza organizuje życie całego narodu
wybranego. Nie ma zaś społeczności bez prawa.
Zgoda na przestrzeganie określonych zasad decyduje
o powstaniu i trwaniu wspólnoty ludzi. Cały zatem
Dekalog trzeba rozważać zarówno z punkt widzenia
232
pojedynczego człowieka, jak i z punktu widzenia
społecznego, to znaczy grupy ludzi, którzy chcą żyć
według tego prawa. Dekalog stanowi bardzo zwartą
całość i dopiero zachowywany w całości daje poczucie
wysiłku, ale także szczęścia i pokoju serca. Jedno
przykazanie, które odrzucimy w imię przyjemności,
wygody czy lenistwa, sprawia, że cały Dekalog staje
się powoli uciążliwy i następnie odrzucamy następne
przykazania. Piękno Dekalogu odkryje tylko ten, kto
zada sobie trud zachowania każdego z przykazań.
W czasie tych naszych spotkań i rozważań
katechizmowych będziemy się starali odkrywać
piękno i mądrość poszczególnych przykazań.
Pochylimy sie dzisiaj nad pierwszym
przykazaniem, które rozpoczyna Dekalog – „Nie
będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Zanim
jednak wypowiemy pierwsze przykazanie, słyszymy
słowa samego Boga: ”Jam jest Pan Bóg twój, który
cię wywiódł [...] z domu niewoli” i one mogą być
wspaniałą odpowiedzią na pytanie zadane przez
Jezusa swoim uczniom. Pan Bóg nie jest dalekim
Bogiem historii, Bogiem patriarchów, czy proroków.
Bracie i siostro! On jest twoim Bogiem, który cię
stworzył, który cię kocha i nieustannie zbawia. W
naszych rozważaniach warto uświadomić sobie
prawdę o tej szczególnej relacji między mną a Panem
Bogiem. Pierwsze słowa Dekalogu wzywają do
szukania osobistego spotkania z Bogiem Żywym,
który wydaje się niekiedy daleki, surowy i zbyt
wymagający, ale poznany bliżej ukazuje nam swoje
dobre, cierpliwe i miłosierne oblicze. Przypomnienie
cudownego wyzwolenia z domu niewoli było dla
233
izraelitów głoszeniem prawdy o tym, że Bóg jest
bliski nie tylko pojedynczym ludziom, ale swoją moc
okazuje także wobec całych narodów. Te dwie
prawdy pomogą nam zrozumieć wymagania
pierwszego przykazania Dekalogu.
Fundamentem dla tego przykazania jest
nakaz miłowania Boga całym sercem, całą duszą i
całym swoim umysłem, tak jak kogoś bardzo
bliskiego - ojca, matkę, czy jak najlepszego
przyjaciela. Pierwsze przykazanie jest więc prostą
konsekwencją bliskości Boga i jego dobroci wobec
nas. Wiemy już więc do czego ono zobowiązuje.
Pytamy następnie, czego ono nam zabrania?
Najpierw zakazuje oddawania czci innym
bogom i bóstwom, uwielbienia ziemskich idolów lub
też podporządkowania się dobrom ziemskim
[pieniądzom, karierze, modzie, sukcesowi, wpływom,
urodzie, przyjemności]. Następnie przypomina, że
nie można być przesądnym, czyli zamiast wierzyć w
moc Pana Boga, w Boże prowadzenie i
błogosławieństwo, stosować praktyki ezoteryczne,
magiczne i okultystyczne albo zajmować się
wróżbiarstwem,
wywoływaniem
duchów,
czy
wreszcie wystawianie Pana Boga na próbę słowami
lub czynami. Kolejnym wykroczeniem przeciw
pierwszemu przykazaniu jest świętokradztwo, czyli
złe lub niewłaściwe użycie tego, co święte, albo
świadome niszczenie tego, co zostało poświęcone
Bogu. Z szeregu świętokradczych czynów, dziś
niestety coraz częstszych, zwrócimy uwagę tylko na
niektóre. Najpierw trzeba wymienić kradzież w świątyni, bo jest ona domem samego Boga i wszystko, co
234
się tam znajduje należy do Niego. Następnie trzeba
wspomnieć o niszczeniu świątyni poprzez akty
wandalizmu. Warto również dodać w kontekście
świętokradztwa o coraz częstszym znieważaniu osób
poświęconych Bogu czynem lub oszczerczym słowem,
zazwyczaj uogólniając na wszystkich słabości
niektórych.
Jednak
najcięższym
grzechem
świętokradztwa jest znieważenie Najświętszego
Sakramentu, ponieważ występek ten wprost obraża
samego Chrystusa obecnego pod postaciami
eucharystycznymi. O wielkości tego grzechu
świadczy konieczność dłuższego zadośćuczynienia
całej wspólnoty przez adorację, spowiedź, komunię
świętą wynagradzającą. Częstą odmianą tego
rodzaju świętokradztwa jest niegodne, czyli w stanie
grzechu ciężkiego, przystępowanie do komunii
świętej. Takie sytuacje zdarzają się niestety coraz
częściej przy okazji udzielania sakramentu chrztu
świętego, przy Pierwszej Komunii świętej, podczas
ślubnej czy pogrzebowej liturgii. Niektórzy uważają,
że „wypada” wówczas przystąpić do komunii świętej,
nie bacząc na to, że nie jest się w stanie łaski
uświęcającej. Sam ludzki wzgląd [bo przecież patrzy
cała rodzina] nie jest żadnym motywem przyjęcia
Ciała Chrystusa. W takich sytuacjach powinien
zwyciężyć szacunek dla prawdziwej obecności
Chrystusa. Podobną formą świętokradztwa jest
także
świadome
zatajenie
grzechów
przy
sakramentalnej spowiedzi, z powodu fałszywego
wstydu. Warto wówczas sobie przypomnieć o
tajemnicy spowiedzi i o tym, że to sam Bóg
235
przebacza grzechy a kapłan jest tylko świadkiem
naszej skruchy, pokory, żalu i wyznania grzechów.
Podsumowując
nasze
rozważania
nad
pierwszym przykazaniem Dekalogu powróćmy do
pierwszego dzisiejszego czytania z proroka Izajasza.
Mamy w nim obraz pokornego i posłusznego sługi
Boga, który przez swoje posłuszeństwo i uległość,
przez całkowite zaufanie Bogu doznaje od Niego
wsparcia i umocnienia.
Zaufajmy i my dobremu Panu, który daje nam
Dekalog jako wyraz jego miłości troski o nasze życie
nie tylko doczesne, ale przede wszystkim wieczne.
Zachowując go w życiu doznamy jego wspaniałej
mocy, która będzie łaską wiernego Boga.
236
Ks. Łukasz Sowa – Przysietnica
ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE
XXV niedziela zwykła – 23 września 2012
KKK, nr 2142-2167
I. Biblijny sens imienia
Każdy z nas nosi imię lub nawet imiona
nadane na Chrzcie świętym. Czy zastanawialiśmy
się kiedyś, jaką wartość dla człowieka posiada
noszone przez niego imię? Aby spróbować to
zrozumieć, przywołajmy tu obraz milionów ludzi,
którzy podczas II wojny światowej byli zamykani w
obozach koncentracyjnych. I może nie to było
najstraszniejsze, że zabierano więźniom wolność,
odbierano ich własne ubrania, golono włosy, kazano
wegetować w nieludzkich warunkach, odzierając w
ten sposób z godności i pozbawiając wszelkich praw
należnych człowiekowi. Najgorsze było to, że ich
imiona zamieniano na numery, odbierając nawet
tożsamość. Człowiek pozbawiony imienia przestawał
być osobą, a stawał się nic nie znaczącym numerem,
który w każdej chwili można wykreślić z obozowej
ewidencji. Nigdy nie wolno tego robić! Nie wolno
odbierać człowiekowi tego, co stanowi o jego istocie,
tożsamości i człowieczeństwie. Jego imienia. W
Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że „Bóg
wzywa każdego człowieka po imieniu. Imię każdego
człowieka jest święte. Imię jest ikoną osoby. Domaga
237
się szacunku ze względu na godność tego, kto je nosi”
(KKK 2158).
W tradycji judeo-chrześcijańskiej imię zawsze
miało wielkie znaczenie. W Piśmie Świętym nie ma
imion przypadkowych. Każde imię uczestniczy w
naturze bytu istoty nazwanej, jest jedyne i
niezmienne, w jednym słowie zawiera rzeczywistość
danej rzeczy. Człowiek żyjący w niezgodzie z
własnym imieniem jest zagubiony i wewnętrznie
rozdarty. Jednocześnie w Biblii napotykamy
przypadki nadania nowego imienia; każdy, kto je
dostaje, jest nowym człowiekiem, otrzymuje nowe
posłannictwo. Tak było między innymi z Abramem,
którego Bóg nazwał Abrahamem, ojcem mnóstwa
[narodów], czy z Jakubem - późniejszym Izraelem. W
Nowym Testamencie Szymon otrzymuje od Jezusa
imię Piotr, czyli „opoka”, na której Pan zbudował
Kościół, zaś Szaweł - prześladowca chrześcijan - staje
się Pawłem, gorliwym naśladowcą Chrystusa i
Apostołem Narodów. Zauważmy też, że biblijnego
imienia nie można wymyślić – można je odkryć lub
poznać, bo nie jest puste ani przypadkowe. Imię
„Emmanuel” oznacza „Bóg z nami”, Imię „Jezus” „Bóg zbawia” .Tu bardzo bliski jest przykład
nadawania imion przez Indian. Ich imiona opisywały
charakterystyczne cechy osoby, np. Mówiący Orzeł
(indiańskie imię św. Juana Diego), Rączy Jeleń,
Sokole Oko. Wreszcie najwyższa wartość imienia
polega na tym, że jego nadanie wiąże się ściśle z
aktem stwórczym. W Księdze Rodzaju nazywanie
towarzyszyło aktom powstawania, a dopóki rzeczy
238
nie otrzymały imienia,
zatrzymane w istnieniu.
były
jakby
zakryte,
239
II. Imię Pańskie jest święte
W takim kontekście łatwiej nam zrozumieć
rangę drugiego przykazania Dekalogu, które
nakazuje szanować imię Pańskie: „Nie będziesz
wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych
rzeczy” (Wj 20,7). Wypływa ono z cnoty religijności i
określa bardziej szczegółowo nasze posługiwanie się
słowem w sprawach świętych. Teologia biblijna uczy,
iż każde słowo Pisma świętego jest natchnione, a
więc i święte. Katechizm jednak zauważa, iż spośród
całego Objawienia jest jedno szczególne słowo, które
objawia imię Boga. Bóg na znak zaufania i zażyłości
powierza je wszystkim, którzy wierzą w Niego,
objawiając się im w swoim osobowym misterium
„JESTEM, KTÓRY JESTEM (Wj 3,14) (…) To jest
imię moje na wieki i moje zawołanie na najdalsze
pokolenia” (Wj 3,15). Pytając o imię Boga Mojżesz
nie pytał: Jak się nazywasz?, lecz: Kim jesteś?
Mojżesz, chcąc poznać istotę Boga, musiał pytać, bo
człowiek sam nie może nazwać Boga. Okrąża Go
tylko pojęciami, odgaduje Jego przymioty, ale w
żadnym języku nie ma słowa, które by Go w pełni
wyrażało. Jedno jest i zawsze było pewne dla ludzi
wszystkich epok: Imię Pańskie jest święte! Nikt nie
może wzywać imienia Pana Boga swego nadaremnie,
„bo nie dozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, kto
bierze Jego imię do czczych rzeczy” (Pwt 5, 11).
Jak odróżnić, czy używanie imienia Boga jest
daremne? Imię Boże lub świętych wymawiane jest
nadaremno, kiedy nie pragnie się przez to
wypowiadanie osiągnąć żadnego dobra. Jeden z
240
Autorów napisał: „Zrozumcie sens słowa Bożego na
Synaju: ‘na próżno’. To oznacza, że wymawia się Imię
‘Bóg’ nie zamieniając go w dobro. Wtedy jest
grzechem. Nie jest [wymawiane] ‘na próżno’, gdy
uderzenia waszego serca w każdej minucie dnia,
wszystkie szlachetne czyny, potrzeba, pokusa i
cierpienie sprowadzają wam na wargi dziecięce
słowo miłości i mówicie: ‘Przyjdź, mój Boże!’ Wtedy,
zaprawdę, nie grzeszycie wymawiając święte Imię
Boże." (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga
druga 88, Katowice 1997, wyd. Vox Domini).
Drugie przykazanie zabrania nam w równym
stopniu bezmyślnego używania imion Jezusa
Chrystusa, Matki Najświętszej, jak i świętych
Kościoła. Czynimy to wtedy, gdy przyzywamy imion i
słów o znaczeniu sakralnym w kontekstach
pozbawionych zupełnie takiego znaczenia. Jakże
często, nawet skądinąd pobożni chrześcijanie bez
potrzeby wykrzykują: „O Boże!”, „O Jezu”, „Jezus
Maryja”, „Rany boskie”, wcale nie mając intencji
modlitewnej. Dokonuje się to często w towarzystwie
wulgaryzmów, wygłupów, nieskromnych żartów.
Czasem czynią to niby w dobrej intencji mówiąc:
„Niech Cię ręka boska broni” albo „Bóg z nim”, które
bynajmniej
nie
wybrzmiewa
w
kontekście
błogosławieństwa, ale złości i używane jest
zamiennie z „niech go diabli”. Podobnie zresztą jak
„Bóg jeden wie” i „diabli wiedzą”. Takie „zaklinanie”
rzeczywistości Bogiem nie jest wyrazem pobożności,
ale bezmyślności i jako takie jest grzechem.
Bezwarunkowo najwyższą motywację troski
o to, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano
241
istot niebieskich, i ziemskich i podziemnych” (Flp
2,10),
podpowiada
nam
dzisiejszy
psalm
responsoryjny: „Wybaw mnie Boże w imię swoje (…)
Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre
imię (Ps 54). Na czym polega dobroć tego imienia?
Niesie ono w sobie moc zbawczej ofiary, bo nie ma w
żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom
pod niebem żadnego innego imienia, w którym
moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12).
Fakt, że imię Boże zawsze było najwyższą
świętością, sprawił, że ludzie dla większej
autoryzacji i wiarygodności swych słów, często
powoływali się na to imię. Takie przyrzeczenia
angażowały autorytet samego Boga. Jednak
niewierność danemu w ten sposób słowu równa jest
szarganiu Bożego imienia i czynieniu Boga kłamcą
(por. KKK 2147). Także powinniśmy się dwa razy
zastanowić zanim po raz kolejny użyjemy słów: „jak
Boga kocham” albo „na miły Bóg, przysięgam”.
Przysięga bowiem w sposób szczególny angażuje
Boga, który jest normą wszelkiej prawdy. Bóg staje
się poręką naszej prawdomówności (KKK 2151).
O ile prawdziwa przysięga, ukazująca
odniesienie słowa ludzkiego do prawdy Bożej, może
być składana ze słusznej przyczyny, np. w sądzie
(KKK 2154), w myśl słów św. Ignacego z Loyoli,
który w Ćwiczeniach duchownych dopuszcza ją pod
warunkiem zaistnienia trzech elementów: prawdy,
konieczności i uszanowania (ĆD 38), o tyle
krzywoprzysięstwo
i
wiarołomstwo,
czyli
niedotrzymanie przyrzeczenia lub założenie z góry,
że się go nie dotrzyma (KKK 2150-2152), są
242
poważnymi wykroczeniami przeciw świętości Bożego
imienia. Wzywają one Pana wszelkiego słowa, aby
był świadkiem kłamstwa (KKK 2151). Podobnie
wykroczeniem jest zobowiązanie się pod przysięgą do
dokonania złego czynu (KKK 2152).
Należnej Bożemu imieniu czci sprzeciwia się
także przekleństwo. Polega ono na wypowiadaniu
w gniewie
i
złości
imion
świętych.
Przez
przekleństwo rozumie się też złorzeczenie drugiemu
człowiekowi, przeklinanie go, życzenie mu zła.
Nieraz w gniewie ktoś prosi Boga o ukaranie osoby,
na którą skierowane jest jego oburzenie: „A żeby Ci
Pan Bóg rozum wrócił” lub „Oby Cie ‘Bozia’
pokarała” Każda forma używania imion świętych dla
przeklinania jest grzesznym brakiem szacunku
wobec Pana (por. KKK 2149).
Najpoważniejszym wykroczeniem przeciwko
drugiemu przykazaniu jest bluźnierstwo, które
polega na kierowaniu przeciw Bogu słów nienawiści,
wyrzutów, na mówieniu źle o Bogu, oskarżaniu Go.
Zakaz bluźnierstwa rozciąga się także na słowa
przeciw Kościołowi, a także osobom i rzeczom
świętym. Niezbędnym jest tu wspomnieć o randze
grzechu, który bluźnierczo używa imienia Boga do
zatajenia lub tłumaczenia zbrodniczych praktyk i
grzechów przeciwko piątemu przykazaniu. Czynili
tak niemieccy żołnierze Wehrmachtu, którzy na
pasach mieli wybite hasło: „Gott mit uns - Bóg z
nami”. Ten komunikat znaczył coś przerażającego:
oto „Bóg jest z tymi”, którzy ludobójczo zaprowadzają
nowy ład na świecie. Oto „Bóg z tymi”, którzy
przeprowadzili holocaust. „Dobra Nowina?” – To
243
budziło radykalny protest: „do diabła z takim
krwawym bożkiem”, z którym Bóg Żydów i
chrześcijan nie ma nic wspólnego. Była to ewidentna
manipulacja, propaganda III Rzeszy. Wszystko co
ma choćby cień zła nie może być kojarzone i łączone z
imieniem Boga, który jest Dobrocią i Miłością a samo
nadużywanie imienia Boga w celu popełnienia
zbrodni automatycznie pociąga odrzucenie religii. To
dlatego każdy, kto rzekomo w imieniu Boga
dopuszcza się aborcji lub eutanazji, które są
zwyczajnym morderstwem, stawia się poza
Kościołem. Taki ktoś tłumaczy: „Bóg nie chciałby,
aby ten człowiek cierpiał”. Nic bardziej pokrętnego!
Pan Bóg mówi przecież niezmiennie: „Nie zabijaj!” i
nie ma tam żadnej furtki typu: „ chyba że…”
III. Uświęcanie Bożego imienia
Jak możemy na co dzień uświęcać Boże Imię?
Każdy człowiek jest bowiem powołany do tego, by to
Imię błogosławić, wychwalać i uwielbiać (KKK
2143). Wiąże się to z tym, iż każdorazowe
wypowiedzenie Imienia Boga jest przyzywaniem
obecności Tego, który jest Obecnością zawsze obecną.
Moglibyśmy utworzyć pozytywną formę tego
przykazania: będziesz wzywał Imienia Bożego z czcią
i szacunkiem! Takie wzywanie będzie piękną
modlitwą. A modlitwa to serce życia religijnego, gdy
ono przestaje bić, gdy człowiek przestaje się modlić,
to życie wewnętrzne umiera. Ten, kto wzywa Boga
bez zastanowienia, jedynie jako przerywnik swego
codziennego
języka,
często
nacechowany
244
emocjonalnie buntem, złością, zazdrością, dowodzi,
że albo się nie modli, albo źle to robi. Nikt, kto stanie
przed Bogiem żywym z czcią i szacunkiem, nie mówi
do Niego potem na próżno. Dlaczego? Bo zna moc i
skuteczność wypowiadanego na modlitwie Imienia
Bożego. To wyrzuca nam dzisiaj św. Jakub Apostoł w
II czytaniu. Słyszeliśmy: pożądacie, zazdrościcie,
prowadzicie walki i kłótnie, „gdyż się nie modlicie.
Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie,
starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” (Jk
4,3). Tymczasem powinniśmy myśleć o oddaniu
należnej chwały Bożemu Imieniu, poprzez odważne
wyznawanie wiary, życie zgodne z Ewangelią i
Przykazaniami.
Słabość naszej modlitwy zwykle opiera się na
dwóch sprawach: obłudzie – człowiek nie ma
nawróconego serca oraz na traktowaniu Boga jako
bożka. Czasem zdarza nam się krytykować Boga,
Jego postępowanie, albo nakazywać Mu, jak
powinien coś uczynić: „Boże, i Ty na to pozwalasz?”,
„Boże, Ty widzisz i nie grzmisz?”, „Pan Bóg nie
rychliwy, ale sprawiedliwy”… Swoją drogą i dobrze,
że nie rychliwy, bo inaczej mielibyśmy nieustanne
gromobicie. Takie i podobne wypowiedzi świadczą o
naszym wyobrażeniu Boga. Jeśli na przykład
sąsiadowi, którego nie darzymy sympatią, stanie się
coś złego, zwykliśmy mówić: „Bóg go pokarał za moje
krzywdy”. To dowód na to, iż nosimy w sercu
wypaczone imię Boga - Mściciela.
Warto wypracować w sobie taki odruch: gdy
przyłapię się na chęci wzywania Imienia Boga
nadaremno, zamienię ten impuls w akt strzelisty,
245
np. „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Są
to słowa niewidomego spod Jerycha, bo czyż i my nie
jesteśmy czasem jakby niewidomi?
Pamiętajmy też, że Kościół tworzył przez
wieki różne piękne modlitwy, które stawały się drogą
do świętości, a które to my odrzuciliśmy jako zbyt
dewocyjne. Taką modlitwą jest choćby Litania do
Imienia Jezus. Jej wezwania ukazują głębię i
bogactwo Imienia Zbawiciela.
Wyrazem naszej miłości i przyjaźni z Bogiem
ma być też szerzenie Jego imienia po całej ziemi.
Mamy w każdym środowisku głosić Ewangelię.
Modląc się i przekazując innym słowo Boże
budujemy Królestwo Boże, przyczyniamy się do
przekształcenia i odnowienia świata przez miłość do
Boga i do bliźniego. Przez modlitwę i przekazywanie
Ewangelii przyczyniamy się do wyzwolenia
człowieka z niewoli zła i grzechu.
Dalej warto zauważyć, że każdy podczas
chrztu otrzymał imię, uświęcone przez wezwanie nad
nim imienia Pańskiego: Anno, Mario, Jakubie, … „Ja
ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.
Dlatego ważne jest dziś, aby mimo nowoczesnych
trendów nadawania dzieciom imion od postaci z
telenowel i im podobnych, zarówno rodzice, chrzestni
jak i duszpasterze starali się o nadawanie imion
tradycyjnych, chrześcijańskich patronów. Są oni
wzorami wiary, nadziei i miłości, a dzięki tajemnicy
świętych obcowania będą orędować za nami u Boga.
Naturalną niejako konsekwencją chrztu
powinno stać się rozpoczynanie i kończenie swego
dnia, pracy i każdej działalności w imię Trójcy
246
Przenajświętszej. Czyńmy jak najczęściej staranny
znak krzyża, wypowiadając jednocześnie słowa: „W
imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”. Te słowa
najkrótszej i najpiękniejszej zarazem modlitwy są
wyrazem czci i szacunku dla Boga, który Jest, a
któremu chcemy pokornie oddać swój dzień.
Dobre zrozumienie istoty drugiego z Dziesięciu
Słów, które Mojżesz otrzymał na Synaju, może uczynić
nasze chrześcijaństwo bardziej światłym. Każdy może
się spotkać choćby ze Świadkami Jehowy, którzy sami
zmieniając brzmienie imienia Bożego Jahwe [JHWH],
zarzucają nam fałszowanie imienia Boga. A przecież
świętość tegoż imienia objawiona z płonącego krzewu,
tak oczywista dla Izraelitów sprawiała, że żaden Żyd
nie używał Go, nie chcąc Go pohańbić. Stąd pojawiły się
zamienniki Adonai, czyli Pan czy Elohim – Bóg. Sam
Jezus w Nowym Testamencie używa innych imion
zwracając się do Boga i ucząc nas modlitwy: Adonai
oraz Abba, co znaczy Pan oraz Ojciec: „Wysławiam Cię
Ojcze, Panie nieba i ziemi” (Mt 11,25b) lub „Wy zatem
tak się módlcie: Ojcze nasz (…) niech się święci imię
Twoje” (Mt 6,9). Tymi słowami Jezus Chrystus uczy nas
czci dla imienia Boga jako Ojca, nie wykluczając
jednocześnie własnego imienia Boga Jahwe [Jestem]. To
właśnie modlitwa Ojcze nasz, odmawiana z czcią i
uwagą jest drugim, po znaku krzyża, najważniejszym
narzędziem uświęcania imienia Bożego.
Pomódlmy się na koniec słowami modlitwy
kończącej Litanię do Najświętszego Imienia Jezus:
„Racz nas obdarzyć, Panie, ustawiczną bojaźnią
i miłością Twojego świętego Imienia, albowiem nigdy
nie odmawiasz opieki tym, których utwierdzasz w
247
swojej miłości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Amen”.
248
Ks. Jakub Kostrząb – Paryż
PAMIĘTAJ, ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ
XXVI niedziela zwykła – 30 września 2012
KKK, nr 2168-2195
Człowiek jest najdoskonalszym spośród
stworzeń Pana Boga. Jego wielkość objawia się
przede wszystkim w możliwości rozumnego rozwoju
czyli świadomego pomnażania różnego rodzaju dóbr.
Człowiek wydoskonala swoje zdolności dzięki
wytrwałej pracy nad sobą oraz dzięki darom
otrzymywanym od Boga. Łatwo zauważamy, że
niektórzy są bardziej uzdolnieni lub otrzymali więcej
niż my. Rodzi się pragnienie, aby im dorównać, a
nawet, aby ich prześcignąć.
Być coraz lepszym, pomnażać dobro, osiągnąć
więcej to dobre pragnienia, ale nie zawsze. Czasem
zmieniają się one w zazdrość, która jest chorobą
ludzkiego serca. Objawia się ona skłonnością do
nieodpowiedniego porównywania się z bliźnimi.
Zazdrość sprzeciwia się miłości bliźniego, gdyż rodzi
smutek na widok czyjegoś dobra i nieuzasadnione
pragnienie przywłaszczenia go sobie, często w sposób
niegodziwy. Przewrotność tej postawy polega na
osądzeniu, że my sami bardziej niż inni zasługujemy
na jakieś dobro. Nie tylko chcemy je sobie
przywłaszczyć, ale i pozbawić go drugiego człowieka.
W dzisiejszym pierwszym czytaniu Mojżesz
przestrzega, aby nie zazdrościć innym darów Bożych.
Jozue dowiedziawszy się, że Eldad i Medad
prorokują, chce im tego zabronić. Osądza, że nie są
249
godni tego daru. Prosi Mojżesza, aby im zabronił,
lecz ten jest wolny od zazdrości i życzy wszystkim
izraelitom, aby mogli prorokować. Warto wyjaśnić,
że proroctwo w Biblii nie oznacza w pierwszym
rzędzie przepowiadania przyszłości, ale łaskę
rozumienia i zdolność wyjaśniania w jaki sposób Pan
Bóg działa w życiu człowieka. Mojżesz pragnie, aby
każdy mógł dostrzegać w swoim życiu obecność Boga
i jego przemożne interwencje. Jego życzliwość jest
silniejsza od zazdrości.
Podobną scenę przedstawia Ewangelia.
Apostołowie zabraniali pewnemu człowiekowi
wyrzucać złe duchy w imię Jezusa, dlatego, że nie
należał do grupy Jego najbliższych uczniów.
Uważali, że tylko im samym wolno rozdzielać łaski
pochodzące od ich Mistrza. To przejaw ich zazdrości.
A przecież Chrystus nie powierza siebie i swoich
darów tylko wąskiemu gronu swoich uczniów. Jezus
nie powstrzymuje nikogo od czynienia dobra i
nikomu nie odmawia łaski koniecznej do spełniania
dobrych uczynków. Chrystus pragnie by wszyscy
mogli doświadczyć mocy, której udziela każdemu,
kto przyzywa Jego imienia. Syn Boży przyszedł
objawić dobroć Ojca i cieszy się, gdy ludzie ją
naśladują i rozszerzają.
W dalszej części Ewangelii Jezus przestrzega
przed zgorszeniem. Jednym ze źródeł zgorszenia
bliźniego może być nasze złe postępowanie
wynikające z zazdrości. Niedziela jest dniem, który
daje nam szczególną okazję, aby przybliżyć się do
Boga. Wykorzystajmy tę okazję i prośmy Pana Boga,
aby nas wewnętrznie przemieniał. Niech nas strzeże
250
od wszelkiego zła, a szczególnie od zazdrości i
zgorszenia. Pan Bóg wzywa nas, aby ten dzień
uświęcić. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił – mówi
Bóg. Rozważmy wobec tego w jaki sposób należy
przeżywać dzień Pański, aby umocnić naszą więź z
Panem Bogiem, a przez to otrzymać potrzebne łaski,
które pomogą nam zwalczać zazdrość i inne wady.
Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśniając
znaczenie niedzieli dla życia chrześcijanina
przypomina najpierw starotestamentalną tradycję
świętowania szabatu. W siódmym dniu, po
zakończeniu dzieła stworzenia Pan Bóg odpoczął.
Stwórca pobłogosławił ten dzień i uznał za święty.
Odtąd szabat był dniem uwielbienia Boga za Jego
dobroć. Ta dobroć objawiła się jeszcze wydatniej, gdy
Bóg wyprowadził swój lud z niewoli Egipskiej. Dzień
święty stał się w ten sposób nie tylko pamiątką
dzieła stworzenia, ale i zbawczych czynów Boga.
Powstrzymanie się od pracy w tym dniu pozwala
poświęcić czas na uwielbienie Boga i wypełnianie
dzieł miłosierdzia, które są naśladowaniem dobroci
Boga. Przerwanie pracy w tym dniu nie tylko
zapewnia
konieczny
odpoczynek,
ale
także
sprzeciwia się niewolnictwu pracy i ubóstwieniu
pieniądza.
Jako chrześcijanie zachowujemy Boży nakaz
cotygodniowego
oddawania
czci
Stwórcy
i
Odkupicielowi. Zmartwychwstanie Pana Jezusa jest
jednak tak ważnym wydarzeniem, że u początków
chrześcijaństwa dzień szabatu został zastąpiony
dniem zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i
śmiercią. Jezus zmartwychwstał w dzień po
251
szabacie, który według rachuby Starego Testamentu
jest dniem siódmym. Niedziela to wobec tego
pierwszy dzień tygodnia. Ten dzień przypomina nam
o początkach stworzenia. Ponieważ jest to zarazem
dzień ósmy, następujący po szabacie, uświadamiamy
sobie, że Zbawiciel dokonał nowego stworzenia, tzn.
naprawił to, co zniszczył grzech. Pascha Jezusa
objawia nam w pełni sens szabatu. Przypomina o
tym, że jesteśmy powołani do życia wiecznego –
definitywnego odpoczynku w Bogu, zjednoczenia z
Nim na zawsze.
Uświęcenie dnia Pańskiego dokonuje się
przede wszystkim dzięki celebracji Eucharystii.
Gromadzenie się wspólnot chrześcijańskich w dniu
Pańskim jest tradycją sięgającą Apostołów. Już
w pierwszych
wiekach
chrześcijaństwa
przypominano, że obowiązkiem każdego wierzącego
jest przyjść wcześnie do Kościoła, aby zbliżyć się do
Pana, wyznać Mu grzechy, wzbudzić za nie żal,
uczestniczyć w Boskiej liturgii, nigdy nie wychodzić
przed rozesłaniem. Modlitwa osobista, czytanie
Pisma św. w domu, szczere poświęcenie się Bogu w
sercu
i w czynach nie są porównywalne z
Eucharystią. Msza św. pozwala w sposób rzeczywisty
i najpełniejszy zbliżyć się do Boga i przyjąć Jego dar
zbawienia.
Pan Jezus w mowie Eucharystycznej
przytoczonej w Ewangelii wg św. Jana mówi:
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie
będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego […] nie
będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Trzeba wobec
252
tego uświadomić sobie, że nie ma w nas życia bez
Eucharystii. Jako chrześcijanie duchowo umieramy
bez niedzielnej Mszy św. Eucharystia uobecnia
największą tajemnicę naszej wiary: mękę, śmierć i
zmartwychwstanie Pana Jezusa. Opuszczając
dobrowolnie Mszę św. niedzielną (z lenistwa, przez
lekceważenie, czy z błahego powodu) popełniamy
grzech śmiertelny. Można powiedzieć, że nie tyle
krzywdzimy Pana Boga, co samych siebie, bo
nieroztropnie rezygnujemy z daru zbawienia, który
Bóg nam ofiarowuje.
Słuchając uważnie mowy eucharystycznej
Pana Jezusa uświadamiamy sobie jak ważnym jest
pełny udział we Mszy św. Udział pełny oznacza nie
tylko obecność od początku do końca, nie spóźniając
się i nie wychodząc przed zakończeniem. Udział
pełny to również szczere zaangażowanie: nasza
modlitwa, wspólny śpiew, słuchanie słowa Bożego i
rozważanie tego, co Pan Bóg do mnie mówi. Udział
pełny to w szczególności przyjęcie Chrystusa w
Komunii św. Pełne przeżywanie Eucharystii wymaga
zatem regularnej spowiedzi św., częstszej niż raz do
roku, bo to tylko minimum określone przez
wspólnotę Kościoła. Nie należy jednak rezygnować z
udziału w Mszy św., gdy nie jesteśmy w stanie łaski
uświęcającej. Nasza wierność niedzielnej Eucharystii
zawsze potwierdza wewnętrzne pragnienie pełnej
przynależności do Chrystusa i Jego Kościoła. Wyraża
też w sposób widzialny wiarę w świętość Boga oraz
nadzieję zbawienia pomimo naszych skłonności do
grzechu.
253
Pamiętajmy, że niedziela stoi na straży
należytego wypoczynku. Wolny czas trzeba właściwie
wykorzystać. Należy go poświęcić przede wszystkim
życiu religijnemu, następnie rodzinie, temu co
sprzyja odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu oraz
pełnieniu dzieł miłosierdzia. Niektóre obowiązki i
ważne zadania społeczne mogą usprawiedliwiać
pracę w niedzielę. Trzeba jednak czuwać, aby nie
doprowadziły do nawyków sprzeciwiających się
należytej czci Boga, zaniedbywaniu życia rodzinnego
oraz zdrowia. Dzień Pański będzie właściwie
uświęcony, gdy udział w Eucharystii zaowocuje
dobrymi uczynkami, zwłaszcza życzliwą posługą
względem ludzi chorych, starszych i potrzebujących.
Niech nasze spotkanie z Bogiem w tej
Eucharystii zaowocuje dobrym przeżywaniem
niedzieli. Chrystus nas umacnia i błogosławi nam.
Zastanówmy się jak lepiej przeżywać niedzielę.
Przede wszystkim bądźmy wierni uczestnictwu w
cotygodniowej Mszy św. Słuchajmy słowa Bożego i
rozważajmy je. Dzięki temu rozeznamy właściwie to,
czego Pan Bóg od nas oczekuje, jaką postawą oddać
Mu najgłębszą cześć i uświęcić życie. Przyjmujmy
często Jezusa w Komunii św. On jest naszym życiem
i źródłem siły do spełniania dobra oraz
przezwyciężania naszych słabości.
254
Ks. Piotr Kandefer – Przemyśl
MĄDROŚĆ BOGA W MĄDROŚCI CZŁOWIEKA
IV przykazanie Dekalogu
XXVIII niedziela zwykła – 14 października 2012
KKK, nr 2197-2257
Przykazania Boże są mądre, bo są dane przez
Boga, który jest mądrością. Mądrość to coś więcej niż
wiedza. Wiadomości zdobywane w szkole czy na
uczelni przez wiele lat wytrwałego studium są
oczywiście konieczne do tego, aby być prawdziwie
mądrym, ale to jeszcze nie wszystko. Już bowiem
sama wiedza jest zdobywana także na drodze
doświadczenia.
Zdobywanie
życiowego
doświadczenia to lata sukcesów i niepowodzeń,
wnikliwych obserwacji, cierpliwego słuchania ludzi i
śledzenia historii.
Mądrości nie można jednak zamknąć w
szeregach napisanych prac czy wygłoszonych mów.
Mądrość jest bowiem także, a może przede
wszystkim umiejętnością podejmowania właściwych
decyzji. Aby dobrze decydować nie wystarczy wiedza
i doświadczenie potrzeba jeszcze czegoś co możemy
nazwać karnością, czyli umiejętności nagięcia swojej
woli do tego co właściwe, o czym wiemy że jest
potrzebne, że przyniesie dobry skutek. Tej
umiejętności też trzeba się uczyć. Kształtować,
formować swoją wolę, aby była posłuszna rozumowi.
Pragnienie zdobycia mądrości przez człowieka
przewija się przez dzisiejszą liturgię słowa. Autor
księgi mądrości uznaje ją za coś najcenniejszego na
255
świecie. Ona jest czymś co ceni bardziej niż wszelkie
pieniądze, które w porównaniu z mądrością są
bezużytecznym śmieciem. Co więcej Mędrzec Pański
stawia mądrość ponad piękno i zdrowie. Uznaje, że
mądrość może dać jedynie Bóg i dlatego o nią się
modli.
Drogą wskazaną przez starotestamentalnego
Mędrca idzie bogaty człowiek, o którym słyszeliśmy
w odczytanej przed chwilą Ewangelii. Przychodzi do
Jezusa i uznając w nim dobrego Nauczyciela
mądrości zadaje mu pytanie o sposób osiągnięcia
życia wiecznego. Zrozumiał, że od Jezusa może wiele
się dowiedzieć. W odpowiedzi na jego pytanie Jezus
nie tylko go poucza i wskazuje na drogę przykazań
ale także chce, aby postąpił na drodze karności
wskazując mu doskonałość ewangelicznego ubóstwa.
Jezus objawia się jako doskonały i dobry nauczyciel
mądrości.
W pragnieniach tych dwóch ludzi – Mędrca
Pańskiego i bogatego człowieka z Ewangelii –
odnajdujemy także siebie. Chcemy być mądrzy i
uznawani za mądrych dlatego podejmujemy naukę,
dlatego kształcimy swój charakter. Wiemy, że
mądrości trzeba nam szukać u Boga w jego
przykazaniach toteż już przez kilka niedziel
podejmujemy refleksję nad katechizmową wykładnią
Dekalogu. Dziś przyszedł czas na refleksję nad
czwartym przykazaniem Dekalogu. Dotyczy ono
naszych odniesień do rodziców, którzy zostali
powołani przez Boga do tego, aby przez
współdziałanie z Nim obdarzyli nas darem życia. Oni
też poprzez słowo i własny przykład wychowali nas
256
w wierze. Oni właśnie stali się dla nas nauczycielami
mądrości, która jest w Bogu. Oni pierwsi
wprowadzili nas na drogę zachowania Bożych
przykazań, która prowadzi do życia wiecznego.
Nasi rodzice w dniu swojego ślubu, gdy przed
Bogiem przysięgali sobie wyłączną i dozgonną
miłość, założyli wspólnotę życia i miłości w której
każdy z nas otrzymał dar życia i wiary. Pomyślmy
teraz z wdzięcznością o naszych rodzicach. Oni,
matka i ojciec, są wielkim darem od Pana Boga dla
każdego z nas. Nikt z nas na świat nie przyszedł bez
ojca i matki. Już sam dar życia jest wystarczającym
powodem do wdzięczności i szacunku. Nasz szacunek
i wdzięczność winne być jeszcze pomnożone poprzez
świadomość, że on byli pierwszymi nauczycielami
wiary, poprzez dobry przykład, słowo o Bogu i Jego
przykazaniach oraz wprowadzanie nas w życie
wspólnoty Kościelnej żyjącej ewangelią Chrystusa.
Dobrze,
że
na
chrześcijańskich
przyjęciach
weselnych rodziców młodej pary honoruje się w
wieloraki sposób, dobrze że wtedy często śpiewa się
taką zwyczajną piosenkę Urszuli Sipińskiej:
„Cudownych rodziców mam. Odkryli mi każdą z
dróg, po której szłam. Mam cudownych rodziców, bo
przyjaciółmi moimi są. W porę rzekli mi to: «idź
drogą swą»”.
Piosenka jest bardzo ładna, ale aby wypełnić
czwarte przykazanie Dekalogu nie wystarczy
wzruszyć się jej treścią w dniu własnego ślubu. To co
rodzice spełnili względem nas ich miłość,
poświęcenie,
zaradzanie
naszym
potrzebom
materialnym, dobre rady dotyczące życia rodzi w
257
każdym z nas konkretne zobowiązania względem
rodziców i to bez względu na to czy mamy lat kilka
czy kilkadziesiąt.
Bruno Ferrero w jednej ze swoich książek
publikuje takie opowiadanie:
„Pewnego wieczoru mały syn wszedł do
kuchni, gdzie jego mama właśnie przygotowywała
kolację i wręczył jej zapisaną przez siebie kartkę
papieru. Kiedy mama wytarła w fartuch mokre ręce i
wzięła kartkę, przeczytała następujące słowa:
Koszenie trawy - $5.00
Sprzątanie mojego pokoju w tym tygodniu - $1.00
Pójście do sklepu za ciebie - $0.50
Pilnowanie brata, kiedy jesteś na zakupach - $0.25
Wynoszenie śmieci - $1.00
Dobre stopnie na półrocze - $5.00
Zmiatanie i grabienie podwórka - $2.00
Razem: $14.75
No cóż, matka popatrzyła na stojącego
wyczekująco chłopca i mógłbym przysiąc, że przez
głowę przemknęły jej liczne wspomnienia. Następnie
wzięła pióro, odwróciła kartkę i napisała na drugiej
stronie coś takiego:
Dziewięć miesięcy, podczas których nosiłam cię pod
sercem, a ty rosłeś we mnie - za darmo.
Wszystkie noce, gdy czuwałam przy tobie,
pielęgnowałam i modliłam się za ciebie - za darmo.
Wszystkie godziny martwienia się o twoją przyszłość
i łzy wylane z twojego powodu przez wszystkie lata
twojego życia - za darmo.
Wszystkie noce wypełnione lękiem i zmartwienia,
których się nie spodziewałam - za darmo.
258
Zabawki, jedzenie, ubrania i nawet podcieranie nosa
za darmo, mój synku.
Chłopiec
przeczytał
pismo
matki,
poczerwieniał ze wstydu. Potem wziął pióro i
wielkimi
drukowanymi
literami
dopisał:
«ZAPŁACONO». Podbiegł do matki i pocałował ją w
rękę”.
Tyle opowiadanie. Chciałbym teraz zwrócić się
do obecnych w kościele dzieci. Pewnie nikt z nas nie
wystawił i nigdy nie wystawi swoim rodzicom
takiego rachunku, ale postawmy sobie pytanie o
kilka spraw. Po pierwsze kiedy ostatni raz modliłeś
się za swoich rodziców. Po drugie w jaki sposób
ostatnio okazałeś im wdzięczność, czy pamiętałeś o
imieninach, urodzinach, ich rocznicy ślubu. Czy
jesteś wobec nich uległy, bo przecież oni
nauczycielami i muszą nauczyć cię stawiani sobie
mądrych wymagań. Abyś, drogie dziecko, był mądry
musisz umieć zwyciężyć samego siebie, wybierać to
co trudne, ale piękne. Rodzice wymagają od ciebie bo
musisz wiedzieć, że życie nie jest przeskakiwaniem z
kwiatka na kwiatek, ale radosnym, choć nie zawsze
przyjemnym kroczeniem drogą Bożych przykazań.
Rodzice bogatego człowieka z dzisiejszej Ewangelii
spełnili swoje powołanie względem swojego syna.
Nauczyli go Bożych przykazań nie tylko na pamięć,
ale nauczyli go żyć zgodnie z przykazaniami. Mógł on
powiedzieć patrząc w oczy Jezusowi: zachowywałem
przykazania Boże od mojej młodości. Dlatego
rodzicom trzeba być posłusznym i szanować ich
zawsze nawet wtedy gdy jako dzieci nie rozumiemy
jeszcze ich intencji.
259
Teraz
słowo
do
dorosłych.
Czwarte
przykazanie obowiązuje wszystkich i zawsze, ale nie
spowiadaj się już mówiąc „mamy nie słuchałam, taty
nie słuchałam”. Twoja miłość do rodziców teraz
realizuje się w inny sposób. Dzieje się to głównie
przez to, że jesteś dla twoich rodziców podporą w
potrzebie związanej z wiekiem, może chorobą.
Dlatego zapytaj się siebie czy twoim rodzicom czegoś
nie brakuje, może powinieneś bardziej zatroszczyć
się o ich los. Gdy byłeś dzieckiem rodzice wybaczali
ci wiele. Tyle razy mówiłeś przepraszam, za
nieposłuszeństwo, za złe słowo. A czy dzisiaj umiesz
wybaczyć swoim rodzicom to, co spowodowane jest
nie tyle złą wolą, co ciężarem lat i słabością choroby.
Pamiętaj na słowo pisma świętego: „Synu,
wspomagaj swego ojca w starości, nie zasmucaj go w
jego życiu. A jeśliby nawet rozum stracił, miej
wyrozumiałość, nie pogardzaj nim, choć jesteś w
pełni sił. Miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w
zapomnienie, w miejsce grzechów zamieszka u
ciebie” (Syr 3, 12-14). Pamiętaj, że gdy teraz dzieci
widzą twój szacunek do twoich rodziców a ich babci,
czy dziadka uczą się szacunku do ciebie. Tak jak ty
dzisiaj szanujesz swoich rodziców, tak twoje dzieci
będą na starość szanować ciebie.
Katechizm uczy, że więzy rodzinne są ważne.
Rodzina jest przecież z ustanowienia Bożego jest
podstawową wspólnotą społeczności ludzkiej i
kościelnej. Jednak więzy rodzinne nie mają
charakteru absolutnego. Ponad więzami rodzinnymi
jest więź z Panem Bogiem. Boga trzeba słuchać
bardziej niż ludzi (por. Dz 5,29). Rodzice powinni
260
uszanować zatem dojrzałą decyzję dotyczącą wyboru
każdego stanu życia, czy to małżeństwa, czy
dziewictwa, czy posługi kapłańskiej.
Przykazanie Boże: czcij ojca i matkę, nakazuje
czcić rodziców oraz tych wszystkich, którym Bóg dla
naszego dobra udzielił swojej władzy. W drugiej
części naszego rozważania zajmiemy się problemem
władzy w różnych dziedzinach życia społecznego.
W każdej ludzkiej społeczności w państwie, w
mieście czy miejscowości są ludzie którzy dla dobra
tej wspólnoty ludzkiej sprawują jakąś władzę.
Władza jest potrzebna w każdym społeczeństwie, bez
niej
trudno
wyobrazić
sobie
normalne
funkcjonowanie wspólnoty ludzkiej. Wzajemne
odniesienia pomiędzy sprawującymi władzę, a tymi
którzy są jej podporządkowani rodzą się najpierw
obowiązki rządzących.
Katechizm podkreśla najpierw, że władza
powinna być sprawowana jako służba to znaczy, że
każdy z rządzących powinien mieć na względzie
w podejmowaniu decyzji dobro społeczności, a nie
dobro własne. Znaczy to, że ma tak rządzić, aby jego
podwładnym żyło się coraz lepiej. Prezydent,
burmistrz, poseł czy senator, prokurator czy sędzia
nie może zatem kierować się prywatą. Za godne
potępienia należy uznać wydawanie z pułapu władzy
rozporządzeń
mających
na
celu
zakrycie
nieuczciwości rządzących, czy umożliwienie im
czerpania nieuczciwych korzyści majątkowych.
Ponadto rządzący mają obowiązek inspirować swe
decyzje Bożym prawem, właściwie rozumianym
humanizmem będącym poszanowaniem praw
261
człowieka
i
obywatela,
sprawiedliwością
i
miłosierdziem względem słabych, chorych i ubogich.
Władza ma dbać o społeczeństwo, ale
społeczeństwo ma także, we właściwym znaczeniu
dbać o władzę. Idzie tu najpierw o to, że trzeba
pomóc rządzącym spełniać ich powołanie. Najpierw
zatem trzeba wybierać do władzy właściwych ludzi,
uczciwych, sprawiedliwych, ofiarnych i mądrych.
Potem w czasie, gdy sprawują władzę, jeśli to
potrzebne, należy im pomóc poprzez konstruktywną
krytykę ich postępowania. Władza jest funkcją
publiczną, a zatem można, a nawet powinno się dla
dobra publicznego, publicznie mówić o błędach
rządzących. Należy to jednak czynić tak, aby nie
deptać autorytetu władzy, nie niszczyć człowieka,
który rządzi, ale pomagać mu wyzwalać się od zła,
które w nim jest. W przypadku, gdy rządzący nie
wypełnia właściwie swojego zadania, społeczeństwo,
które powierzyło mu władzę ma prawo władzę
odebrać i rozliczyć go z jej pełnienia. Katechizm
mówi także, jak postępować w przypadku, gdy
władza
wydaje
postanowienia
sprzeczne
z
wymaganiami ładu moralnego objawionego przez
Boga i głoszonego przez Kościół. Do zadań Kościoła
należy tutaj najpierw wydanie oceny moralnej
władzy, nawet w kwestiach dotyczących spraw
politycznych, kiedy domagają się tego podstawowe
prawa osoby lub zbawienie dusz. Obywatel zaś jest
zobowiązany w sumieniu do nieprzestrzegania
zarządzeń władz cywilnych, gdy przepisy te są
sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego i ze
wskazaniami Ewangelii. Nie można na polecenie
262
jakiejkolwiek władzy zabijać, kłamać, cudzołożyć – to
wszystko wydaje się nam oczywiste. Jednak, gdy
prześledzimy historię wiele razy zdarzało się, że
wystarczyło tylko polecenie przełożonego nawet
najniższego szczebla, aby kraść, oszukiwać czy
sączyć w mediach fałszywe informacje lub
manipulować prawdą.
Ojczyzna, Matka Polska te słowa określające
ludzką społeczność już w swoim źródle są
zakorzenione w więzach rodzinnych. Słowo ojczyzna
pochodzi od słowa ojciec, i często mówi się o niej
„matka” dlatego też nie dziwi, że w o odniesieniu do
naszych obowiązków wobec ojczyzny Kościół
katolicki idzie drogą czwartego przykazania
Dekalogu. Ojczyznę trzeba jak matkę kochać, jak
ojca szanować, troszczyć się o jej pomyślność, bronić
ją w czasie potrzeby, poprzez udział w wyborach
dbać by władali nią odpowiedni ludzie.
Gdy popatrzymy do katalogu świętych to
odnajdziemy tam wielu władców, którzy sprawując
mądrze władzę zdobyli chwałę nieba. Francuzi mają
swojego św. Ludwika, Węgrzy św. Stefana, Czesi św.
Wacława, Niemcy św. Henryka a Polacy św. Jadwigę
Królową, św. Kazimierza czy św. księżną Kingę. Trzeba,
aby w tym gronie znalazł się także poseł czy burmistrz, bo
przecież i oni są powołani do świętości. Czcimy święte
matki i ojców, jak św. Monika czy Rita i widzimy w
naszych domach i w naszej ojczyźnie miejsce w którym
wszyscy mamy dojrzeć do świętości. Ojcowie i matki,
rodzice i dzieci, bracia i siostry, przełożeni i podwładni –
wszyscy. Świętość zdobywa się poprzez mądrość. Obyśmy
w naszych rodzinach i w ojczyźnie naszej mieli ludzi
263
mądrych i abyśmy korzystając z ich mądrości, sami
stawali się mądrymi przewodnikami dla przychodzących
po nas pokoleń. Aby i oni wiedzieli co trzeba czynić, aby
osiągnąć życie wieczne.
264
Ks. Piotr Kandefer – Przemyśl
BÓG MIŁUJE ŻYCIE
V przykazanie Dekalogu
XXIX niedziela zwykła – 21 października 2012
KKK, nr 2258-2330
Jesteśmy dzisiaj na Mszy św. niedzielnej, bo
wierzymy Bogu i chcemy oddać Mu należną chwałę.
Jednak nie wszyscy, którzy chcieli przyjść dzisiaj do
kościoła mogli to uczynić. Piękna pieśń polska
dawniej śpiewana rankiem w pobożnych rodzinach w
jednej ze strof głosi: „Wielu snem śmierci upadli, co
się wczoraj spać pokładli, my się jeszcze obudzili,
byśmy Cię Boże chwalili”. To prawda, wielu nie jest
teraz z nami, bo miniona noc była ich ostatnią nocą
na ziemi, inni zostali przez chorobę, czy słabość
przykuci do łóżka i teraz czekają na to, by Bóg przez
dobrych i mądrych ludzi przywrócił im pełnię sił i
zdrowia, albo aby inaczej wypełniła się jego wola.
Tak, to Bóg, On i tylko On jest Panem życia.
On jeden jedyny może je dać i On, jeden jedyny ma
prawo je odebrać. Nikt inny, choćby nie wiem jak
wielkie posiadł umiejętności czy kompetencje w ludzkiej społeczności, nie ma prawa decydować czy
ktoś może żyć czy nie żyć. Tylko Bóg.
Człowiek jednak od początku próbował wejść
w to Boskie prawo uzurpując sobie najpierw prawo
do zabijania, do odbierania życia. Już na samym
początku historii zbawienia, Słowo Boże w Księdze
Rodzaju potępia Kaina, który zabija sprawiedliwego
Abla. Bóg słyszy krzyk przelanej krwi. Dobrze słyszy
265
to wołanie, ono dla Niego jest bardzo głośne. Słyszał
kiedyś i dziś słyszy. Krew zabijanych dla
zaspokojenia ludzkiej żądzy władzy w wojnach i
rozruchach – głośno z ziemi krzyczy do Boga, krew
milionów,
powtarzam
milionów,
dzieci
zamordowanych w łonach matek – głośno z ziemi
krzyczy do Boga, zbitych dlatego bo są starzy i
nieuleczalnie chorzy – głośno krzyczy z ziemi do
Boga. Bóg ujmie się za nimi, nie będzie głuchy na ich
wołanie. Biada tym, którzy maja okrwawione ręce,
bez względu na to czy trzymają miecz, karabin czy
lekarski instrument. Biada im. Niech się Bóg zmiłuje
nad nimi, bo chyba nie wiedzą co czynią.
Życie jest wspaniałym darem Bożym. Bóg dał
nam życie, aby nas uszczęśliwić. Bóg stworzył nas na
swój obraz i nasze życie ma dla Niego wielką
wartość. Stary żydowski midrasz używa dla
wyrażenia tej prawdy pięknego obrazu. Oto Bóg, w
refleksji żydowskiego mędrca, zastanawiał się ponoć
z czego uczynić człowieka, jakiego materiału użyć.
Zdecydował się wziąć to, co w ziemi było
najcenniejsze. Zatem postanowił ulepić człowieka ze
złota. Jednak zauważył, że i ono nie jest do końca
czyste, dlatego zaczął je przetapiać, tak że wszelkie
nieczystości wypłynęły na powierzchnię. Wtedy Bóg
zdmuchnął te śmieci z powierzchni złota i gdy
pochylił się nad tyglem roztopionego kruszcu
zobaczył swoją twarz. Wtedy orzekł, że „materiał” na
człowieka jest dobry.
Chwałą Boga jest żyjący człowiek – w tym
stwierdzeniu św. Ireneusza z Lyonu możemy odkryć
zachwyt nad życiem człowieka uzasadniony
266
zamysłem Stwórcy, który miłuje wszystko, co
powołał do życia. Niestety nie wszyscy cieszą się z
tego, że żyją. Są ludzie, którzy nie potrafią, albo nie
chcą odkryć radości życia swojego i innych. Zwykle
ta nieprawidłowość rodzi się w wyniku bolesnych
doświadczeń, z którymi człowiek nie potrafi sobie
poradzić w duchu wiary. Dla chrześcijanina nie ma
bowiem
rozpaczy.
Jeśli
pojawia
się
ból,
niepowodzenie a nawet prześladowanie to wiara
odnajduje logikę tych zdarzeń w krzyżu Pana
Jezusa. W takim kontekście próba skracania życia
ludzi starych i nieuleczalnie chorych jawi się jako
brak poszanowania dla godności osoby cierpiącej i
wejście w kompetencję samego Boga. Podobnie
samobójstwo, zakazane przez piąte przykazanie,
pozostaje w głębokiej sprzeczności z chrześcijańską
nadzieją i miłością do samego siebie i do swoich
bliskich oraz jest pogwałceniem prawa do życia
ludzkiego, które ma jedynie Bóg.
Bardzo ważną i niezmiernie bolesną kwestią,
którą
trzeba
poruszyć
przy
rozważaniach
dotyczących piątego przykazania Dekalogu jest
kwestia szacunku dla życia poczętego w łonie matki.
Już od samego początku jej istnienia, czyli od
zapłodnienia komórki jajowej mamy do czynienia z
ludzką osobą. Płód czy embrion jest prawdziwym
człowiekiem, nie jest częścią ciała matki, ale
udzielną osobą mająca niezbywalne prawo do życia i
szacunku, bez względu na to czy ma kilka godzin czy
kilka dni czy kilka miesięcy. Jest to nauczanie
Kościoła, które jest uzasadnione naukowo. Jeśli
nawet poglądy jakiś przedstawicieli nauki byłyby w
267
tej kwestii inne od nauczania Kościoła lub w jakimś
państwie obowiązałoby bezbożne prawo pozwalające
na zbijanie nienarodzonych dzieci to nic i nikt nie
może usprawiedliwić tej zbrodni. Jest to chyba
największy grzech naszych czasów. Aby to
uświadomić katolikom, Kościół nakłada karę
ekskomuniki, czyli wyłącza ze swej wspólnoty i nie
daje możliwości korzystania z sakramentów, tych
którzy skutecznie i bezpośrednio doprowadzą do
zabicia dziecka w łonie matki. Takiej karze podlega
lekarz dokonujący aborcji, matka, która się jej
dopuszcza oraz ci którzy finansują lub zmuszają do
tej zbrodniczej operacji. Podobnie ma się rzecz z
eksperymentami
medycznymi
na
ludzkich
embrionach, które nie mogą być traktowane jako
zwykły przedmiot doświadczeń, ponieważ mamy tu
do czynienie z osobami ludzkimi a nie z jak to
próbuje się mówić dla uśpienia ludzkich sumień
„materiałem genetycznym”.
Powróćmy jeszcze raz do przytaczanego już
wyrażenia św. Ireneusza. Jeśli chwałą Boga jest
żyjący człowiek to im bardziej to życie jest
szanowane i rozwijane tym chwała Boża się
powiększa. Katechizm zwraca uwagę najpierw na
konieczność troski o życie duszy człowieka. To życie
duszy może być zniszczone przez grzech. Dlatego
właśnie przy piątym przykazaniu Katechizm mówi o
„zabójstwie duszy” człowieka jakim jest zgorszenie.
Zgorszenie jest zachowaniem lub postawą, która
prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła. Ten,
kto popełnia zgorszenie staje się kusicielem dla
swojego bliźniego i może doprowadzić swego brata do
268
śmierci duchowej. Zgorszenie niszczy zwłaszcza tych,
którzy mają słabą wiarę – przede wszystkim chodzi
tu o dzieci, które jeszcze nie potrafią same rozeznać
co jest dobre, a co jest złe. Pan Jezus pod adresem
takich ludzi wypowiedział, jak powiada Katechizm
„przekleństwo” – „lepiej by było zawiesić mu kamień
u szyi i utopić niż uczynić takie zgorszenie (por. Mt
18,6) co świadczy o wielkiej wadze zła, jakie ma
zgorszenie siane wobec dzieci i ludzi małej wiary.
Takiego zgorszenia odpuszczają się na przykład
rodzice, którzy mówią dzieciom, że nie ma potrzeby
chodzić w niedzielę do kościoła i sami nie idą i dzieci
nie prowadzą. Takiego zgorszenia dopuszczają się
koledzy, którzy prowadzą młodszych na chuligańską
bójkę, w której ludzie się ranią a czasem zabijają. To
„przekleństwo”
obejmuje
nauczycieli
i
wychowawców, którzy uczą młodzież grzesznych
sposobów życia w nieczystości, przed którą chroni
szóste przykazanie Dekalogu. Zgorszenie może być
siane przez prawo, instytucje, modę tzw. opinię
publiczną czy władzę. Katechizm przestrzega: „Kto
używa władzy, którą rozporządza w sposób
prowadzący do czynienia zła, jest winny zgorszenia i
odpowiedzialny za zło, któremu pośrednio lub
bezpośrednio sprzyjał” (KKK 2287).
Człowiek, który ma być chwałą Boga żyje
także w ciele. Nasze ciało jest dobre, bo wyszło spod
reki Boga. Choć podlega cierpieniu, chorobom i
śmierci jest przeznaczone do zmartwychwstania i
życia bez końca w Bogu. To właśnie dlatego każdy z
nas jest powołany do troski o ciało. Trzeba zabiegać o
zdrowie fizyczne, dbać o właściwy rozwój ciała, także
269
poprzez konieczny do normalnego zdrowego życia
wysiłek fizyczny i mądry sposób odżywiania. Trzeba
leczyć się w razie potrzeby, nie wolno też szkodzić
swojemu ciału poprzez nieumiarkowanie trzeba
unikać
wszelkiego
nadużywania
pożywienia,
alkoholu, tytoniu i leków. Używanie narkotyków,
jest i pozostanie ciężkim wykroczeniem bo wyrządza
bardzo poważną szkodę zdrowiu i życiu ludzkiemu.
W piątym przykazaniu Bóg wzywa nas także
do troski o ciało bliźniego. Stąd godne pochwały są
wszelkie uczynki miłosierdzia chrześcijańskiego,
które dotyczą ludzkiego ciała. Głodnych nakarmić,
spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych
w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych
nawiedzać, umarłych grzebać. Troska o zdrowie ciała
i życie drugiego człowieka wyraża się także w tym,
że zadbamy o bezpieczeństwo w zakładach pracy a
zawłaszcza na drogach. Poważną winę ponoszą ci,
którzy stwarzają zagrożenie siadając za kierownicę
w stanie nietrzeźwym, jeżdżą zbyt szybko i nie
szanują przepisów ruchu drogowego. Z piątego
przykazania wynika też społeczny obowiązek troski o
właściwe funkcjonowanie służby zdrowia system
ubezpieczeń
zapewniające
właściwą
opiekę
medyczną dla wszystkich.
Wiele pytań rodzi się w kwestii moralności
przeszczepów stosowanych w medycynie. Trzeba tu
powiedzieć, że jest godnym uznania ofiarowanie
komuś własnego narządu na przeszczep jeśli
oczywiście zagrożenie życia i ryzyko u dawcy jest
proporcjonalne do pożądanego dobra u biorcy.
Bohaterstwem jest ofiarowanie komuś na przykład
270
swojej jednej nerki czy szpiku kostnego a także krwi,
aby mógł żyć i powrócić do zdrowia. Jednak
niedopuszczalne
jest
powodowanie
trwałego
kalectwa lub śmierci jednej osoby dla ratowania
drugiej osoby. Godną pochwały jest także zgoda na
pobranie po śmierci z ciała osoby zmarłej narządów,
które mogą komuś uratować życie.
Bóg jest miłośnikiem życia, dlatego Jezus
ogłasza się Księciem Pokoju: „pokój zostawiam wam”
i piętnuje zbrodniczy gniew i nienawiść, które
prowadzi do przelewu krwi i wojny. Wojna jest
czymś co pociąga za sobą niesprawiedliwość i zło.
Wszyscy, a zwłaszcza rządzący są zobowiązani do
zabiegania wszelkimi sposobami o pokój na świecie.
Pokój na ziemi jest zapowiedzią radości w niebie, ale
wiemy, że nigdy na ziemi ze względu na skażenie
grzechem natury ludzkiej nie będzie absolutnego
pokoju. Z tego tytułu ludzie mają prawo do obrony
przed
agresorem,
który
usiłuje
pozbawić
kogokolwiek życia, zdrowia czy koniecznego do życia
mienia. Żadna wojna nie będzie sprawiedliwa, ale
każdy ma prawo do koniecznej obrony nawet z
użyciem siły militarnej, ale zawsze będzie to możliwe
jedynie w ostateczności, po wyczerpaniu wszystkich
możliwych sposobów rozwiązania konfliktu.
Słowo Boże mówi: „wybierajcie życie” (Pwp 30,
19). Apostołem radości życia i głosicielem ewangelii
życia był bł. Jan Paweł II. Ten święty człowiek
podobno, jako papież tylko raz krzyczał na ambonie.
Było to w czasie jego wizyty na Sycylii, gdy
piętnował zabójstwa dokonywane przez sycylijską
mafię. Przez jego wstawiennictwo dokonuje się wiele
271
cudów, najwięcej jest tych, które wiążą się z
wyproszeniem u Boga potomstwa i zachowaniem
zagrożonego życia dziecka pod sercem matki. Jego
modlitwą zakończmy nasze dzisiejsze rozważanie.
„O Maryjo, jutrzenko nowego świata,
Matko żyjących,
Tobie zawierzamy sprawę życia.
Spraw, aby wszyscy wierzący w Twojego Syna
potrafili otwarcie i z miłością głosić
ludziom naszej epoki ewangelię życia,
i aby mogli budować cywilizację prawdy i miłości
na cześć i chwałę Boga Stwórcy,
który miłuje życie.”
(bł. Jan Paweł II, Evangelium Vitae, nr 105)
272
Ks. Kazimierz Gadzała – Jarosław
NIE CUDZOŁÓŻ
XXX niedziela zwykła – 28 października 2012
KKK, nr 2331-2400
„Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”!
Dzisiejsza Ewangelia wzrusza nas swą cudownością,
a zarazem pobudza do ufności w Bogu. Spotykają się
tu Światło i ciemność, Jezus i człowiek niewidomy.
Trudno jest opisać bezradność tego człowieka, który
wyciąga rękę do światła i rozpaczliwie błaga o łaskę
widzenia: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Syn Boży nie
mógł nie usłyszeć tego krzyku cierpienia: „Idź, twoja
wiara cię uzdrowiła”. Żebrak nie jest już niewidomy:
„Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”.
„Rabbuni,
żebym
przejrzał”.
Kościół,
powtarzając słowa dzisiejszej Ewangelii, ma na
względzie Jezusa Chrystusa i nas, ludzi, którzy tak
często żyjemy jak niewidomi. Wielkie, prawdziwe i
niegasnące Słońce - Jezus Chrystus - zawsze świeci
na naszym niebie i „oświeca każdego człowieka” (J 1,
9). „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną,
nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał
światło życia” (J 8, 12). Tak powiedział nasz Pan. On
stał się człowiekiem, żeby oświecić i rozjaśnić głębie
naszych dusz i drogi naszego życia; żeby nam
otworzyć oczy na wieczność; na prawdziwe piękno i
wartości życia; żeby nas uzdolnić do dostrzeżenia
tego, co niewidzialne; żebyśmy wyraźniej widzieli
bezpieczną ścieżkę życia i drogę do Boga, prawdy i
szczęścia.
273
Często jednak człowiek jest nieuleczalnie
niewidomym i Boże światło daremnie mu świeci.
Współczesny człowiek zbyt często błąka się po
ciemnych zaułkach tego życia z zamkniętymi i zgasłymi oczyma. Nie chce zajrzeć do głębi swojej duszy.
Nie chce zwrócić oczu na wieczność, na drugą stronę
czasu, gdzie go oczekuje wieczne Światło - Bóg i Jego
miłość. Nie potrafi i nie chce spoglądać poza
znikomość, poza granice tego życia, gdzie rozpoczyna
się nasze prawdziwe życie. Wielu współczesnych
ludzi to dobrowolni niewidomi. Z własnej woli
stracili oczy dla Boga, dla Jego prawdy i dla
własnego szczęścia. Dzisiejsi ludzie zamiast Bożej
prawdy szukają swojej własnej prawdy. Z pewnością
tkwi w tym nasza osobista wina. Zbyt często
szukamy bowiem „swojej” moralności i przykazań
zamiast Bożego Dekalogu; „swego” życia i szczęścia
zamiast życia i szczęścia z Bogiem; szukamy
mądrości i prawdy z gazet, a nie z kart Ewangelii.
Dlatego dobrze, że pochylamy się nad Bożą
prawdą zawartą w Katechizmie Kościoła Katolickiego, że pragniemy tym samym prosić Jezusa:
„ulituj się nad nami, otwórz nasze oczy, abyśmy
poznali Twoją prawdę”.
Dzisiaj zatrzymamy się nad wykładem
Katechizmu Kościoła Katolickiego dotyczącym szóstego przykazania Dekalogu: Nie cudzołóż. W tej
niezwykle ważnej dziedzinie życia indywidualnego i
społecznego, jaką jest czystość, również mamy wiele
zaniedbań i nieporozumień. Wydaje się, że bardzo
daleko odeszliśmy od tego Bożego przykazania.
Dzisiaj cały świat tonie w morzu nieczystości i wcale
274
się go nie boi. Obciążają nas nieczystość, rozpusta,
zdrady małżeńskie, mordowanie nienarodzonych,
wydaje się, że przyszedł czas, kiedy hańbą jest być
uczciwym, niewinnym, czystym i wiernym w
narzeczeństwie czy w małżeństwie. Ludzie pływają
w brudnym morzu grzechu i wcale się ich nie boją.
Nie takimi nas chce mieć Bóg! Nie takie drogi dla
nas wyznaczył! Bóg chce nas mieć swoimi dziećmi!
Chce nas mieć świętymi dziećmi! Chce nas mieć
pełnymi prawdziwej miłości wobec siebie. Popatrzmy
czego od nas oczekuje Bóg dając nam przykazanie:
Nie cudzołóż.
We współczesnym świecie miłość między
dwojgiem ludzi bywa często sprowadzana do sfery
ciała, do pożądania, do współżycia seksualnego
(„pragnę cię mieć dla zaspokojenia mojej potrzeby
zmysłowej”), ewentualnie sprowadza się do
spontanicznego uczucia („dobrze mi z tobą”). Taki
obraz miłości lansuje dziś w dużej mierze kultura
masowa: film, telewizja, literatura, piosenka. Taki
obraz miłości nie jest prawdziwy, bo jest niepełny,
jednowymiarowy, jednostronny. Kochać kogoś
prawdziwie
oznacza
bowiem
traktować
go
podmiotowo, osobowo a nie przedmiotowo. Kochać
nie oznacza „używać go”, „brać go”, „próbować”.
Życie seksualne jest jednym z wyrazów
miłości. Z całą pewnością ważnym, lecz nie jedynym i
nie najważniejszym, ponieważ przemija. Można
bardzo głęboko kochać bez żadnych relacji
seksualnych. Istnieją natomiast, jak wiadomo,
relacje seksualne bez jakiejkolwiek miłości. Miłość
275
jest bowiem zawsze pragnieniem dobra drugiej
osoby.
Jak przeżywać miłość? Miłość narzeczeńską,
małżeńską, rodzicielską aby była dojrzałą, pełną,
prawdziwą, czyli czystą miłością? By zarówno
w związku małżeńskim, jak i poza nim, nie była
sprzeczna z poleceniem Boga: „Nie będziesz
cudzołożył” (Wj 20,14), by nie była po prostu miłością
bezwstydną?
Bóg, który jest Miłością (1 J 4,8) i w samym
sobie przeżywa tajemnicę osobowej wspólnoty
miłości, stwarzając człowieka na swój obraz, wpisał
w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety zdolność do
miłości i do tworzenia wspólnoty, dając im polecenie:
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Godność ludzkiej
miłości ma zatem swoje źródło w samym Bogu. Kto
niszczy tę godność, szukając doznań seksualnych
w oderwaniu od nastawienia na prokreację i miłosne
zjednoczenie, przeciwstawia się Bogu, dopuszcza się
bezwstydu, czyli popełnia grzech nieczystości.
Katechizm jednoznacznie stwierdza, że każdy
człowiek powołany jest do czystości, przez którą
rozumie się cnotę, wyrażającą pozytywną integrację
życia płciowego z życiem człowieka jako osoby, a
zatem również z jego miłością.
Cenny jest pozytywny wykład o wychowaniu
i samowychowaniu do miłości i do czystości, o
problemach związanych z dojrzewaniem w tej
dziedzinie, o przyjaźni z ludźmi i z Chrystusem, o
potrzebie otwarcia na działanie Ducha Bożego,
umacniającego człowieka w tym twórczym i roz-
276
wojowym wysiłku, by upodobnić się do Chrystusa,
będącego dla wszystkich wzorem dojrzałej czystości.
Katechizm mówi o różnych formach czystej
miłości właściwej ludziom: samotnym, zakonnikom,
świeckim żyjącym według rad ewangelicznych,
wdowom, narzeczonym, małżonkom, duchownym.
Ten pozytywny i pogodny wykład wydaje się być
bardzo pożyteczny w wychowaniu chrześcijańskim.
Grzechami
godzącymi
w
miłość
a
pozostającymi w głębokiej sprzeczności z czystością
pozamałżeńską
są:
masturbacja,
nierząd,
pornografia, prostytucja, zniewolenie (gwałt) i
homoseksualizm, któremu poświęcono stosunkowo
najwięcej miejsca.
Miłość małżeńska ukazana jest w kontekście
podwójnego wymagania: wierności i płodności. Jest
tu mowa o zasadach odpowiedzialnego rodzicielstwa.
Regulacji poczęć nie można dokonywać przy
stosowaniu środków moralnie niedopuszczalnych,
takich jak np. sterylizacja bezpośrednia lub
antykoncepcja. Katechizm cytuje bardzo obszernie
Pismo Święte i dokumenty Kościoła. Zdecydowanie
negatywnie ustosunkowuje się także do praktyki
sztucznej prokreacji.
Wśród grzechów, które godzą w miłość
małżonków i godność samego małżeństwa, a więc w
czystość życia małżeńskiego, Katechizm wymienia:
cudzołóstwo, rozwody, poligamię, wolne związki
(konkubinat, „małżeństwo” na próbę), kazirodztwo.
Niepokojącym zjawiskiem współczesności, na
które zwracał uwagę Jan Paweł II, jest fakt, iż czyni
się
wszystko,
aby
to,
co
jest
„sytuacją
277
nieprawidłową”, co sprzeciwia się prawdzie o miłości
we wzajemnym odniesieniu się mężczyzn i kobiet, co
w konsekwencji rozbija jedność rodzin - ukazać jako
„prawidłowe”,
atrakcyjne
i
fascynujące.
Ta
„nowoczesna” filozofia życia została nazwana przez
Ojca
Świętego
„cywilizacją
śmierci”,
samozniszczenia. Można ją porównać do swoistego
„duchowego AIDS”. Ta choroba, jak wiadomo,
powoduje, że organizm nie rozpoznaje tego, co jest
dla niego szkodliwe, staje się bezbronny, bo
nieodporny.
W tym kontekście, biorąc do rąk nowy
Katechizm, a do serca i życia wymagania w nim zawarte, warto przytoczyć słowa ks. kard. J.
Ratzingera: „Chrześcijaństwo nie jest domem
towarowym, stale zatroskanym, by swą reklamą
dostosować się do gustów i nastrojów publiczności, bo
chce się pozbyć towaru, którego klienci w gruncie
rzeczy nie chcą, ani nie potrzebują (...) Wiarę
chrześcijańską można porównać do Bożej medycyny,
która nie może kierować się życzeniami pacjentów,
tym, co im smakuje lub nie smakuje (...) Musi
domagać się, aby wyrzekli się nawyków, które nie są
bynajmniej ich potrzebą, ale ich chorobą. Fałszywą
odnową chrześcijaństwa jest ta, która goni za
człowiekiem zamiast go prowadzić” (por. Ratzinger
J., Służyć Prawdzie, Wrocław 1986, s. 317).
„Rabbuni, żebym przejrzał” – prosił Chrystusa
niewidomy i został wysłuchany. Niech to będzie
naszą codzienną modlitwą. Musimy bowiem
przyznać, że często i my chętnie błądzimy szukając
szczęścia, pokoju i miłości po ciemnych zaułkach
278
życia. Z zawiązanymi oczyma chodzimy nad
przepaścią. Świecimy małe żaróweczki naszej małej
mądrości, żeby znaleźć drogę do szczęścia, a omijamy
prawdziwe szczęście i życie - Jezusa Chrystusa,
naszego jedynego Zbawiciela. Tymczasem tylko On
potrafi światłem swojej prawdy oświetlić nasze drogi
i oświecić nasze dusze. Jedynie On swoją miłością
grzeje nasze życie, serca i dusze.
„Rabbuni, żebym przejrzał”. W tych czasach
szczególnego mroku i duchowego zaślepienia wobec
czystości, wobec wymagań szóstego przykazania
Bożego, niech ta modlitwa stanie się naszą
modlitwą: „Mistrzu, daj mi czyste oczy i serce, bym
widział Ciebie i prawidłowo widział samego siebie;
żebym nie stracił Ciebie - Światła i Twoich mądrych
wymagań: Nie cudzołóż. Daj mi siłę iść drogą Twoją,
Panie, abym nie zatracił siebie na wieki”.
279
Ks. Kazimierz Gadzała – Jarosław
NIE KRADNIJ
XXXII niedziela zwykła – 11 listopada 2012
KKK, nr 2401-2463
„Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z
upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach,
lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w
synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach”. Jezus
w dzisiejszej Ewangelii ostrzega swoich słuchaczy
przed uczonymi w Piśmie. Widocznie są oni nie tylko
śmieszni, ale i niebezpieczni. Niebezpieczni wskutek
swoich powiązań z władzą, niebezpieczni wskutek
możliwości
wpływania
na
prawodawstwo,
sądownictwo,
opinię
publiczną
i
zwyczaj.
Niebezpieczni poprzez zły przykład, jaki dają
wierzącym, a jeszcze bardziej tym, którzy patrząc na
nich, usprawiedliwić usiłują własny ateizm.
Powie ktoś, że jest to zatem Ewangelia do
rachunku sumienia dla duchownych wszystkich
wyznań i wszystkich szczebli. Ale czy tylko? Czy to,
co u sługi Bożego jest wadą i grzechem, u świeckiego
będzie cnotą? Spójrzmy każdy bez wyjątku i na
siebie i uświadommy sobie, że i z nami nie jest za dobrze. A komuż to w świecie, jak nie nam, Polakom,
zarzuca, się religijność na wynos, pobożność wyżywającą się w gestach zewnętrznych, za którymi nie stoi
nic, katolicyzm godzony z pijaństwem, rozwodami,
rozpustą, mordowaniem dzieci nie narodzonych,
patologiczną
wprost
kłótliwością,
zawiścią,
trwającymi przez całe lata nienawiściami, nie
280
szanowaniem cudzej własności i wielu, wielu jeszcze
brudami, świństwami i podłościami? I dlatego
wszyscy, mniejsza o to, czy nosimy sutannę, czy
świeckie ubranie, mniejsza o to, z jakiego środowiska
czy klasy społecznej się wywodzimy, wszyscy bez
wyjątku robić winniśmy od czasu do czasu poważny
rachunek sumienia i pytać, czy też nasze
chrześcijaństwo ma jeszcze coś wspólnego z
Chrystusem. Cóż bowiem szkodliwszego, jak
przestać być uczciwym wobec Boga, wobec drugiego
człowieka i wobec siebie samego?
Dzisiaj wspólnie przyglądniemy się nauce
Katechizmu Kościoła Katolickiego na temat siódmego
przykazania Bożego: Nie kradnij!
Otóż siódme przykazanie Dekalogu stoi na
straży nienaruszalności dóbr materialnych i tego
wszystkiego, co człowiek zdobył uczciwą pracą, czym
został obdarzony przez najbliższych, co zostało
wypracowane wysiłkiem wielu pokoleń.
Praca jest podstawowym wymiarem ludzkiego
bytowania na ziemi. Jest ona nie tylko jednym
z podstawowych sposobów zdobywania prawa
własności i szczególnym punktem odniesienia
sprawiedliwości społecznej, ale przede wszystkim
ukazuje godność człowieka jako współpracownika
Boga w dziele twórczego przekształcania świata:
„Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28). Stąd
naszym wspólnym zadaniem i obowiązkiem jest
troska o godność ludzkiej pracy, solidarność i
szacunek
wobec
każdego
człowieka
pracy,
odbudowanie etyki pracy, by nie tylko służyła
wytwarzaniu nowych dóbr dla siebie i dla innych, ale
281
rozwijała, uszlachetniała człowieka i budowała solidarną ludzką wspólnotę.
Powinnością etyczną ludzi wierzących jest
tworzenie takiego stylu życia, w którym szukanie
prawdy, dobra i piękna oraz budowanie wspólnoty
ludzi przez pracę, poszanowanie powszechnego
przeznaczenia dóbr i prawa do własności prywatnej
gwarantowałoby: sprawiedliwość społeczną w
każdym systemie gospodarczym, poszanowanie
godności i dóbr każdego człowieka, budowanie
solidarności
między
narodami,
wypełnienie
ewangelicznego prawa miłości miłosiernej.
Pierwszym źródłem wszystkiego, co dobre, jest
Bóg. To Bóg dał człowiekowi ziemię, aby swoją pracą
czynił ją sobie poddaną i cieszył się jej owocami (Rdz
1,28-29). Bóg dał ziemię całemu rodzajowi
ludzkiemu, aby utrzymywała wszystkich jej
mieszkańców, nie wykluczając ani nie wyróżniając
na niej nikogo. Dlatego w tradycji polskiej istniało
przepiękne powiedzenie, że każda moja rzecz „jest
najpierw Boża - potem moja”.
Ziemia zaś nie wydaje owoców, jeśli ten dar
Boży nie spotyka się z właściwą odpowiedzią
człowieka, którą jest przede wszystkim ludzka praca.
Dzięki pracy, korzystając ze swej inteligencji i
wolności, człowiek zdolny jest „czynić sobie ziemię
poddaną”. U początków każdej ludzkiej społeczności
współdziałały ze sobą zawsze te dwa czynniki, a mianowicie praca i ziemia. One też stanowiły o
zamożności ludzi i możliwościach a także o rozwoju
społecznym i ekonomicznym. Ta katechizmowa
prawda weszła niezwykle mocno w kulturę i
282
widoczna jest choćby w przysłowiach wychowujących
całe pokolenia: „Bez pracy nie ma kołaczy, Kto nie
chce pracować, niech też nie je, Kto rano wstaje,
temu Pan Bóg daje”.
Dlatego też w nauce Katechizmu Kościoła
Katolickiego siódme przykazanie nakazuje poszanowanie dóbr innych przez praktykowanie
sprawiedliwości i miłości, umiarkowania i solidarności. W szczególności domaga się dotrzymywania
obietnic i przestrzegania zawartych umów; naprawienia popełnionej niesprawiedliwości i zwrotu
rzeczy bezprawnie nabytej; poszanowania integralności stworzenia przez roztropne i umiarkowane
korzystanie z bogactw mineralnych, roślinnych i
zwierzęcych całego świata, ze specjalną troską wobec
rodzajów zagrożonych wyginięciem.
Natomiast siódme przykazanie zakazuje
przede wszystkim kradzieży, która polega na przywłaszczeniu sobie dobra drugiego człowieka wbrew
racjonalnej woli właściciela. Ma to miejsce w
przypadkach niesprawiedliwych wynagrodzeń; w
spekulacjach, które sztucznie podwyższają ceny
towarów w celu osiągnięcia korzyści ze szkodą dla
drugiego człowieka; w fałszowaniu czeków i rachunków. Zabrania ponadto oszustw podatkowych i
handlowych, świadomego wyrządzania szkody
własności prywatnej lub publicznej. Zakazuje także
lichwy, korupcji, prywatnego nadużywania dóbr
społecznych, źle wykonanych prac, marnotrawstwa.
Dużo mówi się dzisiaj o przywłaszczaniu sobie
rzeczy cudzych. Dużo mówi się o różnych sposobach
„kombinacji” mających na celu wyłudzenie pieniędzy
283
i tego wszystkiego, co może stanowić wartość
wymiernie przeliczalną. Dlatego warto podkreślić iż
Katechizm wymienia jako moralnie niedopuszczalne
takie działania, które przybierają formę spekulacji,
sztucznego
podwyższania
wartości
towarów,
wyciągania korzyści z ludzkiej nieznajomości rzeczy i
prawa, oszustwa finansowe i podatkowe, fałszowanie
faktur i czeków, trwonienie dóbr publicznych,
niszczenie bez powodu cudzej własności, źle
wykonane prace, marnotrawstwo.
Wszystko to domaga się zwrotu i naprawienia
wyrządzonej krzywdy. Jest to konieczny warunek
nawrócenia.
W siódmym przykazaniu Kościół znajduje
także podstawy swojej nauki społecznej. Jest to
przykazanie, które wyrasta z głębi zasady
sprawiedliwości, domagającej się tego, aby „oddać
każdemu to, co się komuś słusznie należy”, zgodnie z
zasadami solidarności międzyludzkiej oraz chrześcijańskiego braterstwa i miłości miłosiernej. One to
decydują o relacjach zachodzących między ludźmi i
ich własnością - zarówno prywatną, jak i wspólną,
relacjach między prawem do własności prywatnej a
powszechnym przeznaczeniem i używaniem dóbr,
między pracą i posiadaniem dóbr. Pragnienie, aby
żyć lepiej, nie jest niczym złym, ale błędem jest styl
życia, który wyżej stawia dążenie do tego, aby
„mieć”, aniżeli „być”, i chce jak najwięcej mieć nie po
to, aby żyć, ale by doznać w życiu jak najwięcej
przyjemności.
Dlatego
naszym
obowiązkiem
moralnym, wynikającym także z prawa „używania
rzeczy i dóbr materialnych”, jest tworzenie takich
284
stylów życia, w których dążenie do życia lepszego i
godniejszego będzie zgodne z wymaganiami
sprawiedliwości
i
miłości
oraz
naszym
ukierunkowaniem na najwyższe Dobro, na nasz cel
ostateczny.
Sprzeczne z nauką społeczną Kościoła są
zatem systemy gospodarcze i społeczne, które godzą
w fundamentalne prawa osoby lub czynią z zysku
wyłączną normę i ostateczny cel swej działalności
gospodarczej. Dlatego Kościół odrzuca ideologie związane w czasach współczesnych z komunizmem albo
z ateistycznymi i totalitarnymi formami socjalizmu.
Ponadto odrzuca
w praktyce „kapitalizmu”
indywidualizm oraz absolutny prymat prawa rynku
nad pracą ludzką.
Katechizm uczy nas, że ponad poziomem dóbr,
które można i trzeba dzielić wedle miar
sprawiedliwości, człowiek jest powołany do miłości
miłosiernej. Miłość do ubogich i potrzebujących nie
jest tylko jakimś dodatkiem do kwestii społecznej czy
uzupełnieniem wielu akcji socjalnych. Jest to
obowiązek znajdujący się w samym rdzeniu
Ewangelii głoszonej ubogim (Mt 11,5). Ubodzy
bowiem
wszystkich
czasów
są
szczególnie
wybranymi przez Boga i do nich należy Królestwo
Niebieskie. Stąd też Ewangelia nakłada obowiązek
wypełniania czynów miłosierdzia. Miłość do ubogich
i praktykowanie uczynków miłosierdzia jest
podstawową
miarą i
świadectwem naszego
chrześcijańskiego życia i sprawdzianem naszej
tożsamości bycia człowiekiem i chrześcijaninem.
285
Wróćmy jeszcze na koniec do dzisiejszej Ewangelii. Jezus siedzi z uczniami na dziedzińcu
świątyni
jerozolimskiej
i
obserwuje,
jak
przychodzący wrzucają do skarbony swój dar. Bogaci
dają wiele. Z daleka słychać brzęk monet, sypanych
do świątynnej skarbony. Po jakimś czasie przychodzi
pewna uboga wdowa. W dłoni trzyma dwa małe
pieniążki. To wszystko, co chce i co może dać. Prawie
nie słychać, jak ten ubożuchny dar wślizguje się
wstydliwie w otwór skarbony. A Jezus mówi do
uczniów: „Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze
wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze
swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe
swe utrzymanie”. Wdowa z Jerozolimy ofiaruje
wszystko, co ma. Ona cała jest darem. Dla Boga
zrobiłaby wszystko, wszystko Mu dała, wszystkiego
się wyrzekła. Na takich dawców Jezus czeka. Taką
pobożnością się cieszy. Taką postawę pochwala.
Dwie kategorie ludzi. Dwie postawy. Dwa
człowiecze losy. Pierwsi to ci, co myślą tylko o sobie,
słuchają tylko siebie, którzy nawet z religii próbują
zrobić narzędzie wyniesienia i zysku. I ci drudzy:
ubodzy duchem, do których już dziś należy
Królestwo Niebieskie. Dobrze jest tak czasem
popatrzeć sobie na jednych i drugich. Tak sobie
pobożnie podumać. Choćby na temat mojego stosunku do własności prywatnej czy publicznej, do
mojego stosunku wobec Bożego; Nie kradnij! Z tym,
że Ewangelia każe także wybierać. Każe stanąć po
tej albo po tamtej stronie. Niech nam Bóg da światło
i siłę, by wybrać i postępować dobrze!
286
Ks. Stanisław Jamrozek – Przemyśl
NIE MÓW FAŁSZYWIE
XXXIII niedziela zwykła – 18 listopada 2012
KKK, nr. 2464-2513
Dzisiejsza liturgia słowa koncentruje się na
tematyce sądu Bożego, który dokona się w czasie
powtórnego przyjścia Chrystusa Pana na ziemię.
Sprawiedliwi dostąpią zbawienia i będą jaśnieć
w chwale Bożej – jak mówi prorok Daniel, czyli będą
mieli udział w radościach nieba. Natomiast wszyscy
nieprawi będą odrzuceni i wzgardzeni na wieki, nie
znajdą się wśród tych, co zapisani są w księdze życia.
Dla pierwszej grupy będzie to nagroda za prawe
życie, dla drugiej zaś kara za odrzucenie Boga i Jego
przykazań. Ci pierwsi byli ludźmi sprawiedliwymi,
dla których słowo Jezusa było stałym punktem
odniesienia i nim się kierowali. Natomiast drudzy
żyli niesprawiedliwie, a słowo Pana pominęli albo
całkowicie odrzucili. Chrystus zaś zapewnia w
dzisiejszej w Ewangelii, że słowo przez Niego
wypowiadane do nas nie przemija. Chce, aby i dla
nas nie było czymś ulotnym, przemijającym. Słowo
Boże bowiem jest prawdą (por. J 17,17), a kierowanie
się nim w życiu prowadzi do zbawienia.
Całe życie Jezusa na ziemi było świadczeniem
o prawdzie, dlatego Bóg prawdomówny chce, aby
człowiek żył w prawdzie. O takim sposobie życia
przypomina nam On w ósmym przykazaniu. Nad
nim chcemy się dzisiaj pochylić i zgłębić jego treść.
Katechizm stwierdza, że człowiek z natury kieruje
287
się ku prawdzie, której najpierw powinien szukać,
a gdy ją znajdzie, to do niej przylgnąć i jej się
podporządkować. Zaczyna wtedy żyć według
wymagań prawdy, co czyni go człowiekiem prawym.
Staje się on jednocześnie prawdomównym, dzięki
czemu umie zachować złoty środek miedzy tym co
powinien wypowiedzieć, a sekretem, który winien
zachować
w przekazywaniu
prawdy.
Sama
prawdomówność nie jest jeszcze pełną realizacją
prawdy, stanie się tak jedynie wtedy, gdy wszystko
elementy ludzkiego życia będą układane według
wymagań prawdy. Bez niej nie bylibyśmy w stanie
żyć razem (KKK 2469).
Jest wiele wykroczeń przeciwko ósmemu
przykazaniu, o których mówi Katechizm Kościoła
Katolickiego. Szczególnie ciężkim grzechem jest
fałszywe świadectwo składane w sądzie i
krzywoprzysięstwo. To pierwsze polega na takim
przedstawieniu sprawy czy rzeczy, które nie
odpowiada stanowi rzeczywistemu. Natomiast ktoś,
kto pod przysięgą mówi fałszywie, popełnia
krzywoprzysięstwo. Dobrowolnie podpiera swoje
kłamliwe twierdzenia przysięgą religijną, w której
przyzywa Boga na świadka. Czytając Biblię widzimy
jaki koniec spotyka tych, którzy fałszywie
przysięgają: dwaj starcy, którzy pod przysięgą
oskarżają Zuzannę, zostają skazani na śmierć po
odkryciu ich haniebnej postawy (por. Dn 13, 41-62).
Nieposzanowanie dobrego imienia innych
ludzi rodzić może pochopny sąd, obmowę czy
oszczerstwo.
Szczególnie
te
dwa
ostatnie
wykroczenia są ciężkie. Obmowa to niepotrzebne
288
ujawnienie otoczeniu wad i błędów drugiego
człowieka. Człowiek obmawiający nie buduje
poprawnych relacji, ale niszczy i na tym polega zło
obmowy. Nieustannie przypomina popełnione przez
kogoś błędy, mimo że one już się więcej nie
powtarzają.
Nie
będzie
natomiast
obmową
ujawnienie jego wad lub błędów wtedy, jeśli wiemy,
że one mogłyby negatywnie wpływać na ludzi, z
którymi taki człowiek ma współpracować albo żyć.
Niewłaściwą postawą z naszej strony byłoby na
przykład zatajenie przed młodą dziewczyną faktu, że
chłopak, którego chce poślubić, nadużywa alkoholu.
Popełnilibyśmy wtedy grzech zaniedbania i mogli
narazić ja na długie lata nieszczęśliwego życia.
Z oszczerstwem natomiast mamy do czynienia
wtedy, gdy fałszywie oskarża się innych o
popełnienie zła, z którym nie mieli oni nic
wspólnego.
Wystarczy
wypowiedziane
z
premedytacją podejrzenie, że np. ktoś ma „lepkie
ręce”, aby zrobić z danego człowieka złodzieja. W ten
sposób kompromituje się go publicznie i naraża na
zniesławienie. Dlatego ósme przykazanie mocno
potępia oszczerców, bo zadają oni ból niewinnemu.
Ich grzech jest bardzo trudny do naprawienia, bo
wymaga najpierw odwołania oszczerstwa, a nie
zawsze osoba. która je wypowiada potrafi się
przyznać do przewinienia. Jeśli to jednak uczyni,
spotka się wtedy z miłosierdziem Boga i
przebaczeniem.
Katechizm potępia także wszelkie słowa lub
postawy,
które
utwierdzają
człowieka
w
przewrotności i stają się grzechami przeciwko
289
ósmemu przykazaniu. Do tej kategorii wykroczeń
należą komplementy, pochlebstwo lub służalczość.
Pochlebstwo
jest
przypisywaniem
danemu
człowiekowi dobra, którego nie uczynił i może
prowadzić
go
do
utwierdzania
w rzekomej
doskonałości, podczas gdy w rzeczywistości tak nie
jest. Człowiek taki może wtedy łatwo popaść w
pychę, zapatrzeć się tylko w samego siebie i przestać
pracować nad sobą. Pochlebca natomiast w taki
sposób zmierza do zyskania pewnych korzyści, które
mu się nie należą. Trzeba oczywiście pochwalić
innych, kiedy czynią wiele dobra, służą innym czy
rozwijają swoje talenty, ale te nasze pochwały muszą
być szczere i nie przesadzone.
Służalczość jest nadskakiwaniem drugiej
osobie, znaczącej w danym środowisku, by osiągnąć
korzyści materialne czy wybić się w życiu
społecznym. Staje się manipulowaniem tą osobą,
wykorzystywaniem jej do własnych interesów. Jest
to rozpowszechniony dziś w świecie sposób robienia
kariery, pełen obłudy i perfidii. Taki styl winien być
obcy chrześcijaninowi. Innym jeszcze wykroczeniem,
o którym mówi Katechizm, jest chełpliwość lub
samochwalstwo. To przypisywanie sobie cech lub
cnót, których nie mamy, co w nas samych rodzić
może próżność, ale naraża również na śmiech i
drwiny ze strony otoczenia. Ważne jest, aby nie
chwalić samych siebie, bo uczynią to inni, jeśli tylko
na to zasłużymy.
Najbardziej rozpowszechnionym grzechem
przeciwko ósmemu przykazaniu Bożemu jest z
pewnością kłamstwo. Św. Augustyn mówi, że polega
290
ono na mówieniu nieprawdy z intencją oszukania.
Jezus jasno stwierdza, że kłamstwo jest dziełem
diabła, którego nazywa wprost „ojcem kłamstwa” (J
8,44). To diabeł okłamał pierwszych rodziców, którzy
ulegli jego podszeptom i przez to utracili przyjaźń
Bogiem. Przez kłamstwo zatem narodziło się
wszelkie zło na ziemi. Stąd św. Paweł zachęca
chrześcijan, aby je odrzucili (por. Ef 4,25) i przestali
okłamywać jedni drugich (por. Kol 3,9). Kłamstwo,
nawet najbardziej błahe, oddala ludzi od siebie, jest
dowodem braku miłości i wzajemnego szacunku.
Będzie rodziło niepokoje, podziały, poprowadzić może
do nieposzanowania drugiego człowieka. Dlatego nie
możemy się do niego przyzwyczajać, mimo że tak
wiele jest go w życiu społecznym i politycznym. Ono
jest zawsze wykroczeniem przeciwko prawdzie i
zasługuje na potępienie, gdyż stanowi profanację
słowa.
Słowo, ze swej natury, winno zawsze
przekazywać prawdę (KKK 2485), która jest
nieodzownym wymogiem sprawiedliwości. Dlatego
prawdę trzeba szanować i miłować, ale prawo do jej
ujawniania nie jest absolutne. Ze względu na dobro i
bezpieczeństwo drugiego człowieka nie zawsze musi
być ona ujawniana ludziom, którzy nie mają prawa
jej znać. Pod żadnym pozorem nie może być
ujawniona tajemnica spowiedzi sakramentalnej.
Powinny również być zachowane tajemnice
zawodowe znane politykom, wojskowym, lekarzom
czy prawnikom. Środki przekazu winny troszczyć się
o rzetelne przekazywanie prawdziwych informacji,
bo ludzie mają do nich prawo. Mówienie prawdy jest
291
najlepszym lekarstwem na wykroczenia przeciwko
ósmemu przykazaniu.
292
Ks. Stanisław Jamrozek – Przemyśl
NIE POŻĄDAJ
Ur. Chrystusa Króla Wszechświata – 25 listopada 2012
KKK, nr 2514-2557
Dzisiejszą niedzielą kończymy rok liturgiczny,
w którym przeżywaliśmy wszystkie tajemnice
naszego zbawienia. Nieprzypadkowo kończymy go
uroczystością Chrystusa Króla Pana Wszechświata,
bo On przecież jest zwieńczeniem wszystkiego jako
Alfa i Omega. Był On od początku, jest i przyjdzie
także na końcu czasów, by zakrólować nad całym
światem. To Jego panowanie będzie wieczne i nic mu
już nie zagrozi, jak mówi prorok Daniel w I czytaniu.
Wszystkie narody będą Mu służyły, rozpoznając w
Nim swojego Pana i Zbawcę. Ale królestwo
Chrystusowe nie jest z tego świata, jak dzisiaj w
Ewangelii mówi On sam. Ci, co chcą należeć do tego
królestwa, mają kierować się prawdą, wcielać ją w
życie, gdyż świadectwo o niej dał sam Pan. Jest to
zadanie trudne, ale zawsze możliwe dla tych, którzy
obrali Chrystusa jako Pana i chcą w miłości poddać
się Jego panowaniu.
Chrystus Król przypomina nam, że możliwe
jest dla nas wszystkich zachowywanie Bożych
przykazań, nad którymi pochylamy się w naszych
kolejnych niedzielnych kazaniach. Dzisiaj chcemy
omówić dwa ostatnie: „Nie pożądaj żony bliźniego
swego” oraz „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”.
Wspólny mianownik tych dwóch przykazań to
stanowczy nakaz: „nie pożądaj”. Każdy grzech ma
293
bowiem swoje źródło w ludzkiej pożądliwości i jeśli
człowiek nie będzie strzegł poruszeń swego serca,
bardzo łatwo oddać się może namiętnościom, które
rodzą się w tym sercu.
Św. Jan Apostoł mówi o trzech podstawowych
pożądaniach: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu
i pycha żywota (por. 1 J 2,16). Katechizm przywołuje
tradycję katolicką, zgodnie z którą dziewiąte
przykazanie
zakazuje
pożądania
cielesnego,
dziesiąte zaś pożądania dóbr drugiego człowieka
(KKK 2514). Pożądliwości są to zmysłowe
pragnienia, które sprzeciwiają się natchnieniom
duchowym i toczą z nimi nieustanną walkę, jak
przypomina nam św. Paweł w swoich pismach (por.
Gal 5,16-17; Rz 8,12-13). Pożądliwości będą
towarzyszyć człowiekowi aż do śmierci i rodzić
napięcia między duchem a ciałem. Stąd konieczność
ogromnego zaangażowania wszystkich naszych sił,
aby nie oddać się w niewolę pożądań cielesnych i aby
one nie panowały nad nami, gdyż grozi to ogromnym
zniewoleniem.
Walka z pożądliwością cielesną zaczyna się od
oczyszczenia serca i praktykowania umartwienia.
Serce jest środowiskiem spotkania z Bogiem, ale też
miejscem przenikania się różnych uczuć, które
potrzebują uporządkowania. Mistrzowie życia
duchowego powiedzą, że namiętność jest najwyższym
stopniem nieczystości serca. Zawsze jednak na
początku pojawia się w wyobraźni jakiś obraz,
sugestia, która wprowadza zamieszanie i z którą
zaczynamy
dialogować.
Dochodzi
wtedy
do
wewnętrznej walki, głębokiego zmagania się z tym
294
wszystkim, co jest niebezpieczne. Jest jeszcze czas,
aby się wycofać i uniknąć grzechu, ale kiedy
wyrazimy zgodę to przegrywamy, a w konsekwencji
oddajemy się namiętności.
Czyste serce odgrywa ogromną rolę w
pokonywaniu pożądliwości. Dlatego powinniśmy
takie serce w sobie kształtować, a dokona się to
wtedy, gdy przejmiemy się głęboko słowami Pana:
„Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga
oglądać będą” (Mt 5,8). Warto się natrudzić, bo
nagrodą będzie właśnie widzenie Boga, Jego
udzielanie się naszej duszy. Bliskość Pana sprawi, że
będziemy Go potem pragnęli zdecydowanie więcej
niż innych rzeczy czy przyjemności. On stanie zatem
namiętnością naszego serca, a Jego obecność pomoże
nam zwalczać złe pożądania, które będą się pojawiać.
To czyste serce spełnia decydującą rolę w
kształtowaniu właściwych postaw odnoszących się do
dwóch ostatnich przykazań Bożych. Wtedy możliwe
będzie ich zachowanie.
Dziewiąte przykazanie stoi mocno na straży
wierności małżeńskiej. Bóg upomina się o nią
szczególnie w naszych czasach, gdzie przykładów
niewierności jest aż zbyt wiele. Prowadzi to do
rozpadu małżeństw, różnego rodzaju życiowych klęsk
i tragedii, których ofiarą najczęściej padają dzieci.
Wielu małżonków zapomina o złożonej w czasie
ślubu przysiędze zobowiązującej do miłości,
wierności i uczciwości małżeńskiej. Bez żadnych
skrupułów zabiera się drugiemu żonę, męża i nie
widzi się w tym żadnego problemu, bo przecież
„wielu ludzi tak dzisiaj robi”. Taka postawa powinna
295
rodzić zawstydzenie, tymczasem są osoby, które
chlubią się swoimi występkami, nie nazywając ich
grzechami. Przyczyną jest zapomnienie o samym
Bogu, a to zapomnienie Biblia nazywa największym
grzechem człowieka.
Drogą uzdrowienia jest czystość, dlatego
katechizm przypomina, iż trzeba o nią podjąć walkę
(KKK 2520). Czystość domaga się wstydliwości,
która chroni przed odsłanianiem tego, co winno być
zakryte. Dzięki temu człowiek będzie miłował
sercem prawym i niepodzielnym, a drugiej osoby nie
będzie traktował przedmiotowo. Cechować go będzie
skromność w zachowaniu, ubiorze i ta skromność
ustrzeże go przed niezdrową ciekawością. Aby
jednak zdobyć czystość i ją zachować, nie wolno
narażać się na niewłaściwie widowiska czy obrazy,
które dzisiaj proponują środki przekazu. Wielkim
niebezpieczeństwem jest pornografia obecna w
internecie i szerzący się erotyzm, które prowadzą do
zniewolenia człowieka i do jego upadków w grzechy
nieczyste. Stąd Kościół przypomina o wielkiej
odpowiedzialności dorosłych za treści, które
przekazuje się młodym ludziom (KKK 2526). Za
zgorszenia trzeba będzie kiedyś odpowiedzieć przed
Panem.
Natomiast
dziesiąte
przykazanie
Boże
zabrania pożądania dóbr drugiego człowieka, czyli
zabrania kradzieży, grabieży i oszustwa. To
przykazanie mówi o wielu ludzkich słabościach:
zawiści,
zazdrości,
chciwości,
zachłanności,
niesprawiedliwości i innych. Te słabości mają swoje
źródło również w ludzkiej pożądliwości, która jest tu
296
ukierunkowana nie na cielesność, ale na rzeczy
materialne. Chęć ich posiadania może być niekiedy
tak wielka, że zaprząta wszelkie ludzkie myśli i
pragnienia, a w konsekwencji może stać się obsesją.
Katechizm wymienia grzechy przeciwne temu
przykazaniu (KKK 2536), z których na czoło wybija
się chciwość. Ona jest chęcią przywłaszczenia sobie
dóbr tej ziemi i rzeczy, które ktoś inny posiada,
a które w sercu chciwca jawią się jako fundament
jego
szczęścia,
zadowolenia
i
poczucia
bezpieczeństwa. Dlatego prowadzi to do zachłanności
i żądzy posiadania jeszcze więcej, z czym wiąże się
ryzyko życiowego zagubienia, a nawet utraty wiary.
Przestrzega przed tym św. Paweł, dla którego
„korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (1
Tm 6,10). U podstaw grzechu chciwości leży
najczęściej
zazdrość:
jest
ona
smutkiem
doznawanym z powodu dobra drugiego człowieka.
Człowiek zazdrosny, a do tego jeszcze zachłanny,
staje się bardzo niebezpieczny, bo zaczyna smakować
w dobrach swoich braci i chce je posiadać dla siebie.
Prowadzi to do niszczenia drugiego człowieka, który
staje się konkurentem, do nieuczciwości, kradzieży i
innych wykroczeń.
Katechizm
przypomina,
że
najlepszym
sposobem ustrzeżenia się przed tymi wykroczeniami
jest ubóstwo serca. Do takiego stylu życia zachęca
swoich uczniów sam Pan, a polega on na
nieprzywiązywaniu się do rzeczy tego świata. Chodzi
o zachowanie do nich zdrowego dystansu po to, aby
nie stanowiły dla nas czegoś najważniejszego.
Pierwszym i najwyższym dobrem ma być dla
297
chrześcijanina sam Bóg. Kiedy Chrystus będzie
Królem dla nas, to wtedy inne rzeczy znajdą się na
właściwym miejscu.
298
SPIS TREŚCI
Ks. abp Józef Michalik
BĘDĘ SIĘ RADOWAŁ Z TWOICH USTAW…. ................5
WPROWADZENIE ............................................................9
Ks. Edward Staniek
KAZANIA KATECHIZMOWE .........................................13
Ks. Zbigniew Suchy
DAĆ SIĘ ODNALEŹĆ BOGU
II Niedziela Adwentu - 4 grudnia 2011 ...........................39
Ks. Zbigniew Suchy
W RODZINIE UCZYMY MIŁOŚCI KOŚCIOŁA I WIARY
W JEGO NADPRZYRODZONOŚĆ
III Niedziela Adwentu – 11 grudnia 2011 .......................44
Ks. Jan Gwalbert Dąbal
PISMO ŚWIĘTE – HISTORIA ZBAWIENIA
IV Niedziela Adwentu – 18 grudnia 2011 .......................50
Ks. Roman Froń
WIARA ODPOWIEDZIĄ CZŁOWIEKA NA BOŻE
OBJAWIENIE
Uroczystość Objawienia Pańskiego - 6 stycznia 2012 .....58
Ks. Grzegorz Delmanowicz
WIERZĘ W JEDNEGO BOGA
Niedziela Chrztu Pańskiego – 8 stycznia 2012 ...............66
299
Ks. Grzegorz Delmanowicz
WIERZĘ W BOGA OJCA WSZECHMOGĄCEGO
II niedziela zwykła – 15 stycznia 2012 ........................... 73
Ks. Wojciech Bolanowski
STWÓRCA
III niedziela zwykła - 22 stycznia 2012 .......................... 81
Ks. Mirosław Grendus
GDY GROZI EPIDEMIA ZŁA
IV niedziela zwykła – 29 stycznia 2012 .......................... 88
Ks. Waldemar Janiga
O WIELKOŚCI CZŁOWIEKA
VI niedziela zwykła - 12 lutego 2012 .............................. 94
Ks. Roman Froń
„UZDRÓW MNIE, PANIE,
BO BARDZO ZGRZESZYŁEM”
VII niedziela zwykła – 19 lutego 2012 .......................... 102
Ks. Jan Smoła
BUDOWA DUCHOWEJ ŚWIĄTYNI BĄDŹ SKAZANIE
SIEBIE NA BEZDOMNOŚĆ
III niedziela Wielkiego Postu – 11 marca 2012 ............ 110
Ks. Włodzimierz Wołyniec
CZY JEZUS CHRYSTUS MIAŁ NAPRAWDĘ LUDZKIE
CIAŁO?
IV niedziela Wielkiego Postu - 18 marca 2012 ............. 119
300
Ks. Wacław Siwak
POCZĄŁ SIĘ Z DUCHA ŚWIĘTEGO, NARODZIŁ SIĘ Z
MARYI PANNY
V Niedziela Wielkiego Postu – 25 marca 2012 ..............124
O. Stanisław Glista
WIARA – DOTKNIĘCIE MIŁOŚCIĄ CHRYSTUSA
II niedziela Wielkanocy – 15 kwietnia 2012..................132
O. Dariusz Sowa OFMConv
UMĘCZON, UKRZYŻOWAN, UMARŁ
I POGRZEBION
III niedziela Wielkanocy – 22 kwietnia 2012 ................137
O. Wiesław Straub OFMConv
DOBRY PASTERZ, KTÓRY ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ
IV niedziela Wielkanocy – 29 kwietnia 2012 ................142
O. Piotr Dąbek OFMConv
TRZECIEGO DNIA ZMARTWYCHWSTAŁ
VI niedziela Wielkanocy – 13 maja 2012.......................146
O. Przemysław Michowicz OFMConv
WSTĄPIŁ DO NIEBA, SIEDZI PO PRAWICY OJCA,
STAMTĄD PRZYJDZIE SĄDZIĆ ŻYWYCH
I UMARŁYCH
Ur. Wniebowstąpienia Pańskiego - 20 maja 2012 .........151
O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv
WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO
Ur. Zesłania Ducha Świętego – 27 maja 2012 ...............155
301
O. Jan Czarnik OFMConv
WIERZĘ W KOŚCIÓŁ
X niedziela zwykła – 10 czerwca 2012 .......................... 161
O. Radosław Kramarski OFMConv
KOŚCIÓŁ – KRÓLESTWO I LUD BOŻY
XI niedziela zwykła – 17 czerwca 2012......................... 166
O. Tomasz Węzik OFMConv
KOŚCIÓŁ JEST JEDEN, ŚWIĘTY, POWSZECHNY
I APOSTOLSKI
XII niedziela zwykła – 24 czerwca 2012 ....................... 173
O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv
WIERNI: HIERARCHIA, ŚWIECCY, ŻYCIE
KONSEKROWANE
XIV niedziela zwykła - 8 lipca 2012 .............................. 178
O. Jacek Michno OFMConv
KOMUNIA ŚWIĘTYCH
XV niedziela zwykła – 15 lipca 2012............................. 185
O. Tomasz Czajka OFMConv
MARYJA – MATKA KOŚCIOŁA
XVI niedziela zwykła – 22 lipca 2012 ........................... 191
O. Jakub Czajka OFMConv
WIERZĘ W ODPUSZCZENIE GRZECHÓW
XVII niedziela zwykła – 29 lipca 2012
302
Ks. Łukasz Jastrzębski
WIERZĘ W ZMARTWYCHWSTANIE
I ŻYCIE WIECZNE
XIX niedziela zwykła – 12 sierpnia 2012 ......................200
Ks. Łukasz Sowa
CZŁOWIEK – BOŻY OBRAZ – POWOŁANY DO
SZCZĘŚCIA I WOLNOŚCI
XX niedziela zwykła - 19 sierpnia 2012.........................206
Ks. Paweł Sobol
MORALNOŚĆ CZYNÓW, UCZUĆ, SUMIENIA
Ur. NMP Częstochowskiej - 26 sierpnia 2012 ...............214
Ks. Tadeusz Baj
CNOTY I GRZECHY OBECNE W LUDZKIM ŻYCIU
XXIII niedziela zwykła – 9 września 2012 ....................223
Ks. Tadeusz Baj
NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH
PRZEDE MNĄ
XXIV niedziela zwykła – 16 września 2012 ..................231
Ks. Łukasz Sowa
ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE
XXV niedziela zwykła – 23 września 2012 ....................237
Ks. Jakub Kostrząb
PAMIĘTAJ, ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ
XXVI niedziela zwykła – 30 września 2012 ..................249
303
Ks. Piotr Kandefer
MĄDROŚĆ BOGA W MĄDROŚCI CZŁOWIEKA
IV przykazanie Dekalogu
XXVIII niedziela zwykła – 14 października 2012 ........ 255
Ks. Piotr Kandefer
BÓG MIŁUJE ŻYCIE
V przykazanie Dekalogu
XXIX niedziela zwykła – 21 października 2012 ........... 265
Ks. Kazimierz Gadzała
NIE CUDZOŁÓŻ
XXX niedziela zwykła – 28 października 2012 ............. 273
Ks. Kazimierz Gadzała
NIE KRADNIJ
XXXII niedziela zwykła – 11 listopada 2012 ................ 280
Ks. Stanisław Jamrozek
NIE MÓW FAŁSZYWIE
XXXIII niedziela zwykła – 18 listopada 2012 ............... 287
Ks. Stanisław Jamrozek
NIE POŻĄDAJ
Ur. Chrystusa Króla Wszechświata – 25 listopada 2012 ... 293
304
Download