CREDO I DEKALOG Kazania katechizmowe CYKL CZYTAŃ „B” 2011-2012 CREDO I DEKALOG Kazania katechizmowe CYKL CZYTAŃ „B” 2011-2012 Przemyśl 2011 Kolegium redakcyjne: ks. dr Waldemar Janiga, ks. dr Piotr Kandefer, o. mgr Paweł Solecki OFMConv Redakcja naukowa i skład: ks. dr Wacław Siwak, ks. dr Waldemar Janiga Projekt okładki: ks. mgr lic. Bartosz Rajnowski Adiustacja tekstu: s. mgr Krystyna Kasperczyk Sł. NMP Starow IMPRIMATUR Kuria Metropolitalna w Przemyślu L.dz. 2245/077/2011 z dnia 14. 11. 2011 roku bp Adam Szal – Wikariusz Generalny ks. Bartosz Rajnowski – Kanclerz Kurii ISBN 978-83-88522-80-2 Wydawca: Wydawnictwo Archidiecezji Przemyskiej 37-700 Przemyśl, Plac Katedralny 4a Tel.: 16 678 66 94; fax.: 16 678 26 74 Druk: TECHGRAF Łańcut BĘDĘ SIĘ RADOWAŁ Z TWOICH USTAW…. „Pan mówi: Imię moje znieważane jest wśród wszystkich narodów oraz «Biada temu, przez którego znieważane jest Imię moje». Przez co znieważane? Przez to, że nie pełnimy tego, czego nauczamy…”. To fragment homilii patrystycznej anonimowego autora z II wieku. Bardzo wymowne słowa i ostra przestroga dla głosicieli Słowa, dla pasterzy wspólnot parafialnych. Podejmując ten fragment homilii można go odnieść również do słuchaczy Słowa. Znieważane jest Imię moje, przez to, że nie pełnimy tego, co słuchamy, co zostaje nam przekazane. Kiedy ojciec rodziny zauważa, że dzieci nie przestrzegają prawa Bożego, że gardzą słowem rodziców, stara się odwołać do autorytetu większego niż on sam. Mając świadomość, że także w naszej diecezji, mogą pojawić się zachowania, które ujawniają pokusę pomniejszenia lub osłabienia mocy Imienia Bożego zaprosiłem księży odpowiedzialnych za formację duchowieństwa, ale także i tych, którzy analizując rzeczywistość współczesnego świata, starają się wychodzić im naprzeciw w posłudze duszpasterskiej Kościoła, aby przybliżyli naszym wiernym naukę Katechizmu Kościoła Katolickiego. W każdą niedzielę wychodzimy ze świątyni nakarmieni Słowem Bożym. Zdarza się, że dla uspokojenia sumienia pomniejszamy wagę słyszanego słowa, przypisując je raczej księdzu niż przyjmując jak jest naprawdę jako Słowo Boże. A zatem, w ciągu kolejnych dwóch lat homiletyczną refleksję nad Słowem Pana ubogacać będziemy darem Tradycji Kościoła zawartym w Katechizmie Kościoła Katolickiego. W minionych pokoleniach, nawet w życiu wielu starszych ta obecność Katechizmu była powszechna. Każdego dnia wypowiadaliśmy słowa nauki Kościoła i wpisywały się one w nasz umysł i kształtowały sumienia. Proszę zatem Księży Proboszczów, aby w czasach powszechnego zagonienia, zanikania tradycji modlitwy dzieci ubogacanej przez obecność w niej rodziców, przejęli role duchowych ojców Parafii i korzystając z trudu księży opracowujących kazania potraktowali je z całą odpowiedzialnością jako pomoc konkretną i wartą uwagi na drodze posługi zbawieniu powierzonych im dusz. Nie są to „gotowce”, które wystarczy przeczytać wiernym. Są pomocą, inspiracją i ukierunkowaniem tematycznym. Jest świętym obowiązkiem duszpasterza, aby się nad tymi słowami pochylił, i próbował przemyśleć jak przy pomocy światła Ducha Świętego przekazać je wiernym w swojej wspólnocie parafialnej. Ufam, że tak się stanie i przyzywam Ducha Świętego, aby wam 6 Drodzy Bracia, podpowiedział najbardziej trafne słowa, przenikające umysły i serca słuchaczy. Ojciec Święty Benedykt XVI podczas katechezy w dniu 8 listopada tego roku, omawiając psalm 118 zauważył: „jest to imponujący i uroczysty kantyk na temat Bożej Tory, to znaczy Jego prawa - które stanowi wyzwanie dla człowieka i powoduje jego reakcję ufnego posłuszeństwa i wielkodusznej miłości. Jest tak dlatego, gdyż Boże prawo nie jest ciężkim jarzmem niewoli, lecz darem łaski, który czyni wolnymi i prowadzi do szczęścia. «Będę się radował z Twych ustaw: słów Twoich nie zapomnę» (w. 16) mówi psalmista, a następnie: «Prowadź mnie ścieżką Twoich przykazań, bo ja się nimi raduję» (w. 35); i znowu: «Jakże miłuję Prawo Twoje: przez cały dzień nad nim rozmyślam» (w. 97). Prawo Pańskie, Słowo Boże jest centrum życia modlącego się człowieka. W nim znajduje on pociechę, staje się ono przedmiotem jego rozmyślania, zachowuje je w swoim sercu: «W sercu swym przechowuję Twą mowę, by nie grzeszyć przeciw Tobie» (w. 11), to właśnie jest sekretem szczęścia psalmisty. Następnie: «Zuchwali knują przeciw mnie podstępy, ja całym sercem strzegę Twych postanowień» (w. 69)”. Autorom i Redaktorom tych dwuletnich homilii – katechez wyrażam słowa podziękowania za ich pracę i za zrozumienie powagi sytuacji w jakiej znajduje się dziś Kościół czyli my wszyscy. 7 Moją refleksję pragnę zakończyć pouczeniem Benedykta XVI ze wspomnianej katechezy. Dedykuję je wszystkim – głosicielom i słuchaczom tych homilii – katechez: „Boże Prawo, przedmiot żarliwej miłości psalmisty i każdego człowieka wierzącego, jest źródłem życia. Pragnienie, aby je zrozumieć, obserwować, skierować ku niemu całą swą istotę jest charakterystyką człowieka sprawiedliwego i wiernego Panu, który nad nim «rozmyśla dniem i nocą», jak mówi Psalm 1 (w. 2). Prawo Boże jest takim prawem, które należy przechowywać «w sercu», jak mówi znany tekst «Szema Jisrael» w Księdze Powtórzonego Prawa”. Józef Michalik Arcybiskup Metropolita Przemyski Przemyśl, w Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, AD 2011. 8 WPROWADZENIE W Jezusie Chrystusie Bóg najpełniej „przemówił” do człowieka, objawiając mu pełnię prawd potrzebnych do zbawienia. A są nimi: artykuły wiary – odnoszą się do samego Boga i Jego działania – mówiąc inaczej, odpowiadają na pytanie: „w co wierzyć”? normy postępowania – wskazówki dotyczące urzeczywistniania życia chrześcijańskiego – odpowiadają na pytanie: „jak żyć”? By pomóc szukać odpowiedzi na te pytania, Kościół w swej mądrości daje specjalne narzędzie – Katechizm. Wedle definicji encyklopedycznej to: „książka-podręcznik zawierający podstawowy, syntetyczny i całościowy wykład prawd wiary i norm moralności chrześcijańskiej, zakorzeniony w Piśmie św., Tradycji, historii i ludzkiej egzystencji, służący do nauczania i kształtowania przekonań i postaw wiernych” (EK, t. 8, kol. 1038-1039). Po przeszło czterystu latach od ukazania się Katechizmu Rzymskiego (1566 r.) duszpasterze i wierni otrzymali nowy Katechizm Kościoła Katolickiego (1992 r.). Błogosławiony papież Jan Paweł II z okazji jego publikacji wydał Konstytucję Apostolską Fidei Depositum, w której apelował: „Proszę zatem pasterzy Kościoła oraz wiernych, aby przyjęli ten Katechizm w duchu jedności i gorliwie nim się posługiwali, pełniąc swoją misję głoszenia wiary i wzywając do życia zgodnego z Ewangelią. Katechizm zostaje im przekazany, by służył jako pewny i autentyczny punkt odniesienia w nauczaniu nauki katolickiej”. Posłuszni wezwaniu Błogosławionego Papieża, a zarazem świadomi braku głębszej znajomości katolickiej doktryny, a niekiedy wręcz błędnego jej rozumienia u wielu wiernych (co pokazują socjologiczne badania), jak również wielkiego zamętu w sferze aksjologicznej, który niosą współczesne czasy, podejmujemy od nowego roku liturgicznego 2011/12 w naszej Archidiecezji trud systematycznego kaznodziejskiego wykładu Katechizmu. Celem dwuletniego cyklu kazań katechizmowych, jak podkreśla Pasterz Kościoła Przemyskiego, „jest twórcze sięgnięcie do Katechizmu Kościoła Katolickiego, aby pogłębić znajomość prawd wiary, norm etycznych i moralnych, a następnie przez modlitwę w pełniejszy sposób uczestniczyć w życiu Kościoła. Jestem przekonany, że będzie to szczególna pomoc w odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być katolikiem we współczesnych warunkach” (ks. abp Józef Michalik, Słowo Metropolity do katechetów i duszpasterzy Archidiecezji Przemyskiej, 2011). W pierwszym roku realizacji programu, tematy homilii zostały zasadniczo wzięte z artykułów Katechizmu umieszczonych w dwu częściach: pierw10 szej – Wyznanie wiary i trzeciej – Życie w Chrystusie. Natomiast drugi rok będzie obejmował analogicznie cześć drugą – Celebracja misterium chrześcijańskiego oraz czwartą – Modlitwa chrześcijańska. Niniejsza publikacja stanowi pomoc dla księży w ich kaznodziejskiej posłudze kursorycznego wykładania katechizmowych prawd wiary i norm moralnych. Kazania zostały rozłożone na wszystkie niedziele roku liturgicznego, z pominięciem pierwszych niedziel miesiąca - tzw. niedziel adoracyjnych (z wyjątkiem pierwszej niedzieli grudnia 2011) oraz największych uroczystości roku liturgicznego: Triduum Paschalnego, Bożego Narodzenia, Zesłania Ducha Świętego i Bożego Ciała, jak również niedziel, na które są przewidziane listy pasterskie tj.: pierwszej niedzieli Adwentu, pierwszej niedzieli Wielkiego Postu, święta św. Szczepana, Niedzieli Świętej Rodziny. Zasadniczo merytoryczną strukturę każdej jednostki stanowi: 1) Problem, sytuacja egzystencjalna, 2) Myśl biblijna z czytań lub myśl z tekstów liturgicznych (co Pan Bóg na to?); 3) KKK lub Kompendium – wykład nauki Kościoła; 4) Zastosowanie życiowe – konkrety, aplikacje praktyczne. Propozycje kazań katechizmowych zawarte w niniejszej publikacji, zostały poprzedzone wprowadzającym tekstem ks. prof. E. Stańka, najlepszego 11 teoretyka i zarazem praktyka w trudniej i jakże potrzebnej dziś dziedzinie kazań katechizmowych. Wszystkim autorom zamieszczonych kazań składamy serdeczne podziękowania za trud ich przygotowania, a wszystkim korzystającym z ich przemyśleń, życzymy twórczych i owocnych wystąpień na ambonie. Redaktorzy 12 Ks. Edward Staniek – Kraków KAZANIA KATECHIZMOWE I. Potrzeba katechezy dorosłych Jednym z nieporozumień Kościoła w ostatnich pięćdziesięciu latach jest przeakcentowanie katechezy dzieci i młodzieży z pominięciem katechezy dorosłych. Jezus nie ewangelizował ani dzieci, ani młodzieży. To jest zadanie rodziny i poza nią nie wolno go podejmować, bo nie ma szans, a nawet może być szkodliwe. Prowadzi bowiem do bolesnego zderzenia tego, o czym mówi katecheza, z konkretem w rodzinnym domu! Skuteczność katechezy w szkole dotyczy jedynie dzieci z rodzin dobrych, mam na uwadze praktykujących. Trzeba katechizować dorosłych, a oni, głównie swym życiem, uczynią to wobec dzieci. Ojcowie Kościoła, o których będę wspominał często, bo to moi Mistrzowie, nie prowadzili nigdy katechezy dzieci ani młodzieży. Dlatego ekspansja Kościoła w ich czasach była bardzo mocna. Ewangelizacja dorosłych posiada potężną siłę przebicia! Mamy do czynienia z groźnym infantylizmem, bo poziom polskiego katolicyzmu, to poziom dziecka drugiej klasy! Katecheza dorosłych jest sprawą życia Tekst referatu wygłoszonego do kapłanów Arch. Przemyskiej w czasie Kongregacji Rejonowych w Sanoku i Przemyślu 7-8 III 2011. lub śmierci Kościoła na polskiej ziemi i to w najbliższych dwu - trzech latach. Ta katecheza winna być przeprowadzona przez ambonę, aby dotknąć tych, którzy jeszcze do ołtarza podchodzą. Ich ilość, w skali Polski, niknie w naszych oczach. Drugim wymiarem jest praca w małych grupach, które pragną katechezy i wiedząc, jak wiele od niej zależy w ich życiu, są w stanie znaleźć na nią czas. Tak kazania katechizmowe jak i trud dotarcia z Katechizmem do istniejących grup parafialnych to głośne wołanie chwili obecnej. Takie podejście wymaga ekspresowego przygotowania kapłanów, którzy autentycznie wierzą i mają powołanie do tego zadania. W Polsce tego przygotowania brak. Od wojny, czyli od roku 1945, nie udało się katechezy dorosłych postawić jako centralnego punktu ani w seminariach diecezjalnych, ani zakonnych (tu czasem są wyjątki), ani w studiach teologicznych, ani w parafiach. II. Konieczność duszpasterstwa indywidualnego W Ewangelii spotykamy się z ogólnym przepowiadaniem Jezusa do tłumów liczących nawet kilka tysięcy. Ten typ przepowiadania został uznany w naszym Kościele jako najważniejszy i księża do niego są przygotowani. Ambona to takie głoszenie Dobrej Nowiny. W Ewangelii jest również wyraźnie zaznaczone przepowiadanie Jezusa, skierowane na zasadzie wtajemniczenia do uczniów, zawsze na osob14 ności. Ich liczba sięgała około 120 osób. Tylu w wieczerniku czekało na zesłanie Ducha Świętego. Organizacyjnie była to elita licząca Dwunastu, oraz grupy operacyjne, liczące 72 osoby, ujęte w 36 ekip przygotowujących teren do spotkania z Jezusem. Chrystus im zlecił zadania i to dokładnie! Jeśli proboszcz nie ma takich świeckich uczniów w parafii, to jego podejście do duszpasterstwa jest mało ewangeliczne. Proszę wybaczyć ostrość sformułowania, ale z Ewangelią się nie dyskutuje. Jesteśmy w szkole Jezusa! W Ewangelii jest jeszcze jeden typ ewangelizacji, a są to osobiste spotkania z Jezusem, które odsłaniają duszpasterstwo indywidualne. Klasycznym tego przykładem jest spotkanie Jezusa z Nikodemem. On, obok Maryi Matki Jezusa, został najlepiej przygotowany do Golgoty. Po spotkaniu z Mistrzem z Nazaretu wiedział, na jakim palu u wejścia do Jerozolimy zostanie zawieszony wąż Nowego Przymierza. Przygotował do tego, swego przyjaciela Józefa z Arymatei, a on blisko w skale wykuł nowy grób! Oto owoc duszpasterstwa indywidualnego. Drugim przykładem jest spotkanie Jezusa przy studni z Samarytanką. Ona po krótkiej rozmowie doprowadziła do Mesjasza mieszkańców rodzinnego miasta. Jedna przypadkowa rozmowa, a owoce wspaniałe. Kapłan winien być przygotowany do tego typu duszpasterstwa, czyli do indywidualnej rozmowy na temat Ewangelii z dorosłym człowiekiem. To duszpasterstwo jest kamieniem węgielnym owocnej pracy w grupach oraz duszpasterstwa ogólnego, czyli ka15 znodziejstwa. Jeśli go braknie, te dwa nasze działania o szerszym zasięgu nie wydadzą wielkich owoców. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje. Obumierają tysiące wiernych… bo brakło spotkań z nimi w cztery oczy i godzinnej rozmowy. Nie można tego podjąć ze wszystkimi, ale trzeba podjąć z kilkunastu ludźmi w parafii. Jeśli każdy kapłan będzie miał takie spotkania, to parafia nie zginie! Każdy bowiem z tych ludzi promieniuje Ewangelią na kilkanaście bliskich mu osób. III. Ewangelia – Katechizm - Teologia Pragnę zwrócić uwagę na rozróżnienie, jakie istnieje między Ewangelią, Katechizmem i Teologią. Ewangelia to Dobra Nowina, czyli wiedza zbawcza dostępna dla wtajemniczonych. Jej sercem jest osobiste spotkanie z Jezusem. W Nim mamy, w najkrótszej formie, syntezę całego objawienia. On też, wierzącym w Niego, daje udział w zbawieniu. Ewangelia zatem jest osobistym spotkaniem z Jezusem - Synem Człowieczym i Synem Boga, w którym spotykamy się z Ojcem niebieskim. W ich ramionach jest nasze zbawienie, to znaczy pełnia harmonii i nasza tożsamość. Podkreślam, że nie chodzi o dokładną znajomość wszystkich tekstów zapisanych w Nowym Testamencie, czyli nie chodzi o wiedzę mierzoną przy pomocy testów wiadomości, ale o osobiste spotkanie. Dotykam więc dwu dróg wiodących do poznania Boga. Jedną jest rozum, ta droga jest mocno akcentowana w świecie tzw. racjonalizmu. To droga 16 wiodąca do poznania prawdy, droga wielu zakamarków, w których rozum łatwo się gubi. Druga droga poznania Boga, to osobiste spotkanie z Nim w duchu przyjaźni. Ta droga jest krótka. Rozum może szukać 90 lat i nie znaleźć, bo on idzie w stronę Boga tylko po śladach. Tymczasem spotkanie może mieć miejsce w sekundach, w wymianie spojrzeń. Tak spotkała Jezusa Samarytanka. Ona wiedziała, Kogo spotkała, mimo że nauki Jezusa nie znała. Takie spotkanie jest tysiąc razy ważniejsze niż sterta wiadomości o Chrystusie. Dotykam ewangelizacji. Ona zawsze zmierza do osobistego spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem. Katechizm to synteza Nauki Objawionej, która pozwala dostrzec depozyt, za który odpowiada Kościół. To jest powszechne nauczanie Kościoła ujęte w formie teologiczno-prawnej z uzasadnieniem poszczególnych twierdzeń. Innymi słowy, jest to objawiona wiedza zbawcza, w której może uczestniczyć człowiek ochrzczony, o ile mu na poznaniu tej wiedzy zależy. W Katechizmie na pierwszy plan wysuwa się jednak doktryna, czyli pewien zestaw wiadomości zawartych w objawieniu, i można w nich zgubić Chrystusa z pola widzenia. Będzie to wówczas wielki wysiłek budowania światopoglądu katolickiego, z przeoczeniem osobistego spotkania z Jezusem. Intelekt zdominuje spotkanie, czyli wzajemną miłość, jaką darzy nas Chrystus, a my Jego. Istnieje wówczas niebezpieczeństwo sprowadzenia Katechizmu do teorii, z pominięciem ewangelizacji, czyli spotkania z Jezusem. 17 Właściwa kolejność jest taka: wpierw osobiste spotkanie z Jezusem, a następnie pytanie o bogactwo wiedzy - o Bogu, o świecie, o nas - jaką On nam przekazuje. W Katechizmie ta wiedza jest zawarta, ale bez osobistego spotkania z Jezusem jej znajomość niewiele daje, bo nie pomaga w spojrzeniu Jego oczami na życie. Jest tylko jedną z koncepcji życia, do której odwołuje się Kościół jako instytucja. Dziś to podejście często decyduje o porzuceniu Kościoła. W nim wielu ochrzczonych nie spotkało osobiście Jezusa i dlatego ich ani Kościół, ani Katechizm nie interesuje. Powiem odważnie: Kto osobiście nie spotkał Jezusa, ten do Kościoła nie należy, bo warunkiem należenia jest osobiste spotkanie z Chrystusem! Teologia to próba syntezy nauki objawionej podejmowana przez geniuszy. Jeśli ona jest oparta na osobistym spotkaniu teologa ze zmartwychwstałym Chrystusem, mamy zdumiewająco piękne ujęcia bogactwa objawienia. Jeśli teologowi zabraknie osobistego spotkania, to pracuje on jedynie nad wiedzą zawartą w Biblii i Tradycji, odczytaną w wymiarze intelektu, a nie miłości. Dlatego często mamy do czynienia z dobrymi znawcami materiału objawienia, ale nie z twórczymi teologami. Dziś termin „teolog” jest rezerwowany dla znawców literatury teologicznej, dlatego teologia może być uprawiana przez niewierzących. Zjawisko trzeba dostrzec. Od początku wiadomo, że istnieje teologia prawdziwa, czyli ortodoksyjna, i teologia fałszywa, nie mieszcząca się w ortodoksji. Tam, gdzie 18 braknie żywej obecności Zmartwychwstałego, tam mamy do czynienia ze szczątkami teologii, a nie jej pełnią. Mówię to w kontekście ostatniej wypowiedzi 1/3 teologów w Niemczech. Istnieje wiele dyscyplin naukowych wielkiej wartości, które jednak w teologii należą do nauk pomocniczych. One mogą być prowadzone przez niewierzących. Ich atutem jest dobry warsztat naukowy, ale jeśli te dyscypliny pomocnicze usiłują zająć pierwsze miejsce, to stają się niebezpieczne. To precyzyjne zestawienie Ewangelii, Katechizmu i Teologii jest potrzebne, gdy stajemy przy bramie do każdej z nich. Kto wchodzi w to bogactwo, winien wiedzieć, co czeka go za bramą. IV. Koncepcja cyklu kazań katechizmowych Zgodziłem się na spotkanie z Wami, ponieważ mam pewne doświadczenie z kazaniami katechizmowymi. Już ponad 30 lat temu pod wpływem Ojców Kościoła podjąłem się cyklu tych kazań. Pierwszy z nich trwał osiem lat. Miałem wówczas wdzięcznych słuchaczy. Czas ograniczony w roku do ośmiu miesięcy, bo większość, związana ze studiami, przybywała do Krakowa dopiero z początkiem października, a z nadejściem czerwca już ich nie było. Zapotrzebowanie na takie treści było duże. Przekonałem się o tym, gdy na powielaczu wydano kazania katechizmowe dotyczące Dekalogu zatytułowane: „W trosce o sumienie”. Sprzedano wówczas kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy. Po nich 19 przez dwa lata mówiłem o tajemnicach wiary, wydano je pod tytułem „Sześć prawd wiary”. Kolejny dwuletni cykl ująłem w tytuł „Kościół i sakramenty”, a ostatni to „Wady, cnoty i modlitwa”. To były kazania według starego Katechizmu, bo nowego jeszcze nie było. Wiedząc jednak, jak ważna jest katecheza dla dorosłych, podjąłem cykl rozważań nad nowym Katechizmem na łamach Tygodnika Rodzin Katolickich „Źródło”. Wszystkie zebrałem w cztery tomiki zatytułowane: Bogactwo i piękno objawionej Prawdy, t. I, …świata Łaski, t. II, …świata Dobra, t. III, … świata Miłości, t. IV. Zostały one wydane przez Wydawnictwo św. Stanisława w Krakowie 2002-2004. Nie są to kazania, ale materiał do kazań katechizmowych. Kogo to interesuje, może po nie sięgnąć. Bogactwo tych ośmiu tomów jest duże i wielu świeckich wiernych dziękuje za nie. To nie tylko pomoc dla kaznodziei i katechety, ale i lektura dla świeckich. Te pisane dzieła pozwalają mi podzielić się doświadczeniem w katechezie dorosłych prowadzonej przez ambonę. Dodam tylko, że nie jest to takie proste, bo blisko 10 lat byłem opiekunem katedry homiletyki na PAT w Krakowie, i czułem, jak studenci nie rozumieją sensu kazań katechizmowych, i jak chętnie uciekają w stronę homilii, nie rozumiejąc sensu ani jednego, ani drugiego. Niektórzy już na ambonie, jako kapłani, dorośli do homilii. Kazań katechizmowych z różnych powodów nie chcą podejmować. 20 Celem homilii jest osobiste spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem. Homilia zawsze odpowiada na pytanie, co to znaczy być chrześcijaninem. To jest jej główny cel. Natomiast celem kazań katechizmowych jest odpowiedź na pytanie, co to znaczy być katolikiem. Ten cel osiąga się przez wejście w bogactwo zbawczej wiedzy przekazanej w objawieniu. Jest ona ujęta w wielki gmach o czterech klatkach schodowych, które można przedstawić zwięźle, ale trzeba dostrzec ich wartość i harmonię. Są nimi schody prawd wiary, norm etycznych i moralnych, życia Kościoła oraz modlitwy. Dziś istnieje wielkie zapotrzebowanie na precyzyjne ukazanie, czym różni się katolik od wszystkich innych. Potrzebne jest odkrycie tożsamości katolika, ponieważ zatarto granicę i ta tożsamość została zniszczona. Niewielu jest w stanie jasno i konkretnie odpowiedzieć na pytanie: Co to znaczy być katolikiem? Każde kazanie katechizmowe zmierza do dania tej odpowiedzi. Katolicy są za nią wdzięczni. Proszę zawsze pamiętać o tytule: Katechizm Kościoła katolickiego. Precyzuje on różnicę, jaka istnieje między nami, a Kościołem prawosławnym, Kościołami po reformacji, Kościołami różnych formacji charyzmatycznych, które nieustannie się mnożą. *** Trzeba Jeszcze pamiętać, że poszukiwanie zbawczej wiedzy jest w punkcie centralnym współczesnego świata. Wszyscy ludzie chorzy, zwłaszcza dotknięci depresjami, a jest ich w Polsce 40 %, w Stanach Zjednoczonych jeszcze więcej, 21 szukają zbawczej wiedzy. Szukają jej u psychologów i psychiatrów. Oni szukają zdrowia, a troska o nie jest nierozerwalnie połączona z wiedzą, jaką na temat choroby i jej leczenia przekazuje specjalista. Zacieśniliśmy zbawienie do szczęścia wiecznego, a to dowodzi, że nie znamy pełni Ewangelii. Jezus na kartach Ewangelii jawi się kilkadziesiąt razy jako Lekarz zatroskany o zbawienie chorego. Zdrowie jest częścią zbawienia. Bogu zależy na szczęściu człowieka tak na ziemi, jak i w wieczności. Wejście w bogactwo wiedzy Bożej, ujętej w Katechizmie, jest warunkiem zdrowia ciała i ducha. Jesteśmy świadkami tego, jak ludzie szukają psychologów i psychiatrów, a nie rozmowy z kapłanem, który udziela rozgrzeszenia. Tymczasem zdrowie człowieka zależy od tego, w jakiej mierze dostrzega on sens swego życia. Otóż zbawcza wiedza pomaga w jego dostrzeżeniu. Wielu ludzi zagrożonych pokusą samobójstwa choruje z powodu braku sensu życia. Katecheza winna ten sens ukazać. Greckie słowo Logos może znaczyć „słowo”, ale znaczy również „sens”. Można przetłumaczyć wstęp Ewangelii Jana: „Na początku był Sens, a Sens był u Boga, a Bogiem był Sens. Wszystko przez Sens się stało, a bez niego nic się nie stało”. Wiemy jak cenna jest logoterapia, a w jej centrum jest poszukiwanie przez pacjenta sensu swego życia! V. Ojcowie Kościoła wypracowali Katechizm W formie dygresji pragnę przypomnieć, że początki Katechizmu można dostrzec już na 22 przełomie wieku II i III. Św. Ireneusz z Lyonu pisze „Wykład nauki Apostolskiej”, to koniec wieku II. W tym samym czasie Klemens Aleksandryjski pisze trylogię: Logos protrepticos - nawracający, Logos paidagogos - wychowujący i Logos didaskalos – nauczający. To jeszcze nie katechizmy, ale ich zapowiedź. Są dziełami teologów, to jeszcze nie jest nauczanie powszechne, ale autorzy usiłują przekazać całość nauki objawionej w formie dostępnej dla ówczesnej inteligencji. W tym samym duchu Orygenes pisze swoje dzieło „O zasadach”. W IV wieku Ojcowie podejmują już w ramach katechezy próby nakreślenia całości nauki objawionej. Do tego służą katechezy mistagogiczne, wśród nich wyjątkowo piękne św. Cyryla Jerozolimskiego, św. Jana Chryzostoma, Teodora z Mopswesty i Ambrożego. Św. Grzegorz z Nyssy w ten sposob ujmuje „Wielką katechezę”, a św. Augustyn „Podręcznik do Wawrzyńca, czyli o wierze, nadziei i miłości”. Ten traktat syna św. Moniki był wzorcem w doskonaleniu Katechizmu po Soborze Trydenckim. Oparto go wówczas na Credo, czyli Wyznaniu Wiary, na Dekalogu i na „Ojcze nasz”. Katechizm Jana Pawła II wprowadza cztery części, wyodrębniając z wyznania wiary prawdę o Kościele i sakramentach. Tyle dla przypomnienia i dla podkreślenia, jak ważny od pierwszych wieków był katechizm i prowadzona według niego katecheza. Ważny jako warunek podejścia do chrztu, bo w nim była odpowiedź na interesujące nas pytanie: Czym różni się katolik od innych? Katechizm był i jest ważny dla 23 wszystkich, którzy chcą mieć pewność co do udziału w zbawczej wiedzy. W nim jest podany zestaw kluczy do wielu drzwi bogactwa Bożego świata przekazanego w objawieniu. 24 VI. Gmach objawionej prawdy w ujęciu katechizmowym Sygnalizuję każdą z czterech jego konstrukcji, są to schody doskonalenia aktu wiary, schody dojrzewania w moralności, schody wtajemniczenia w życie Kościoła oraz schody rozwoju modlitwy. Schody wiary, posiadają aż siedem stopni. Najniższy to wiara w Boga. Na tym poziomie spotykamy się z wszystkimi, którzy uznają istnienie Boga i tymi, którzy Go nie uznają, oraz tymi, którzy szukają czegoś, co mogliby ubóstwić. Tu ma miejsce spotkanie z tymi, którzy oddali się magii a nawet satanizmowi. Bogiem dla człowieka jest to, co stanowi dla niego najwyższą wartość. Może więc zamieniać swego bożka wtedy, gdy zmienia hierarchię wartości. Trzeba umieć mówić z człowiekiem o jego Bogu. Tych bożków jest dziś więcej niż było w starożytności. Rozmawiam z mężczyzną po doktoracie. Pytam, czy jest wierzący. On odpowiada że tak. Kolejne pytanie, a w co pan wierzy? W Boga? – Tak, wierzę w Boga. A czy pan wierzy Bogu i temu, co jest podane przez Niego w Dekalogu? Odpowiedź zdecydowana, nie wierzę. Oświadczyłem jasno: a więc nie możemy mówić o wierze w Chrystusa i Chrystusowi, o wierze w Kościół i Kościołowi, ani o wierze w godność dziecka Bożego. Możemy mówić jedynie na pierwszym piętrze gmachu wiary. Po półgodzinnej rozmowie stwierdził: „Na temat wiary nie mam nic do powiedzenia”. Pochwaliłem go za szczerą odpowiedź i poprosiłem, by ją ujawnił, gdy w 25 swoim środowisku będzie uczestnikiem rozmów na temat wiary. A jeśli zechce, to niech poszuka pewnej wiedzy na temat gmachu wiary. Dotykam aktualnego zagadnienia. Jak niewidomy nie może mówić na temat kolorów, tak niewierzący nie może mówić na temat bogactwa objawienia. On bowiem nie ma nic do powiedzenia. Z punktu widzenia Katechizmu na tym stopniu chodzi o rozpoznanie twarzy prawdziwego Boga, czyli o dotknięcie Jego przymiotów, one są rysami Jego twarzy. Nie wystarczy wiedzieć, czyli odpowiadać na pytanie, co znaczą słowa: Wszechmoc, Sędzia, Pan, Wszystkowiedzący, Święty… Trzeba doświadczyć jednego z przymiotów, aby wiedzieć, że On jest, a nie tylko powtarzać to, co o Nim mówią inni. Często są to tylko dyskusje na temat pojęcia Boga. Wielu ludzi ma tak wypaczony Jego obraz, że nie należy się dziwić, iż Go odrzucają. Tym się różni katolik od innych, że żyje w obecności Boga prawdziwego i doświadcza twórczych dotknięć Jego wszechmocy, sprawiedliwości, miłosierdzia i świętości. Drugi stopień to wiara Bogu czyli liczenie się z Jego przymierzem i przykazaniami, zwłaszcza zawartymi w Dekalogu. O tym powiem więcej przy stopniu, który dotyczy wartości moralnych. Podkreślam, tym się różni katolik od innych, że zna dane przez Boga Przykazania i usiłuje nimi żyć. Na tym piętrze spotykamy się jedynie z wierzącymi w Boga Izraelitami i żyjącymi Dekalogiem. Islam nie uznaje Dekalogu. 26 Trzeci stopień to wiara w Jezusa Syna Bożego. Najkrócej jest to wyrażone w słowach Tomasza Apostoła: „Pan mój i Bóg mój”. Ma ona miejsce wówczas, gdy dochodzi do osobistego spotkania z Jezusem zmartwychwstałym. To godzina łaski, której Bóg chce udzielić ludziom dobrej woli. Konsekwencją tego spotkania jest liczenie się z obecnością Chrystusa w naszym codziennym życiu. On chce być z nami, byśmy zapragnęli Jego wiecznej przyjaźni. To jest spotkanie o wielkich konsekwencjach, bo nadaje nowy sens naszemu życiu Tym się różni katolik jako chrześcijanin od innych, że spotkał zmartwychwstałego Jezusa i w tym spotkaniu dostrzegł skarb nad skarby, cenniejszy niż doczesne życie. To jest piętro, na którym jest możliwy pełny dialog ekumeniczny. Wszyscy bowiem chrześcijanie wierzą w Boską godność Jezusa z Nazaretu. Po tym spotkaniu wznosimy się stopień wyżej i stajemy się uczniami Jezusa na zasadzie całkowitego zaufania Jemu. To jest wiara Jezusowi. Wyraża to św. Faustyna w słowach „Jezu, ufam Tobie”. To zaufanie wzywa do odczytania Ewangelii, aby lepiej poznać, czego On od nas oczekuje. Bóg Ojciec powiedział na Taborze: „Jego słuchajcie”. Postawił Jego autorytet ponad autorytetem Mojżesza i Eliasza. To zawierzenie Jezusowi pozwala wejść w Jego wypowiedzi na temat miłości i w świadectwo Jego miłości. To wznosi życie chrześcijanina na wyższy poziom niż Dekalog. Wejście w świat miłości nieprzyjaciół oraz świat miłości wzajemnej pozwala 27 odkryć jej boski wymiar. Bóg kocha nieprzyjaciół i w Bogu miłość wzajemna jest prawem życia. Tym się różni katolik od innych ludzi, że dla niego słowo Ewangelii jest do wcielenia w życie, a nie do dyskutowania. Kolejny stopień to wiara w Kościół. Kluczem do niego jest odpowiedź na pytanie, czym jest Kościół? Według Katechizmu jest nim środowisko wierzących w Chrystusa założone przez Niego na ziemi, w imperium księcia tego świata. Ma wymiar instytucjonalny i ten nie wymaga wiary, jego można doświadczać, i z nim muszą się liczyć nawet niewierzący. Ale całe bogactwo jego ducha jest dostępne jedynie dzięki wierze w istnienie takiego środowiska. Ma to miejsce, gdy spotykamy świadków i gdy sami jesteśmy świadkami Chrystusa. Trzeba to jasno ustawić, bo ludzie ranią głowę o instytucjonalny wymiar Kościoła. Kto dostrzega jego duchowe bogactwo, ten umie głowę tak ustawić, że jej nie rani o jego instytucjonalne kanty. Katolik tym się różni od innych, że nie żyje w środowisku tego świata, ale w środowisku świętych, których po dwu tysiącach lat są miliony. Na tym piętrze dochodzi do napięć w dialogu ekumenicznym, ponieważ u jego podstaw jest różna definicja Kościoła. Trzeba je znać i szanować, a w zestawieniu należy dostrzec różnice. Prawem współżycia jest prawo ewangelicznej miłości we wszystkich jej formach. Jeszcze wyższym stopniem jest wiara Kościołowi. Ma ona miejsce, gdy szukamy pewności co do właściwego rozumienia bogactwa objawienia. 28 Kościół na ziemi jest wyposażony przez Ducha Świętego w dar nieomylności, który należy rozumieć jako dar pewności. Droga, jaką nas Kościół prowadzi, polega na odczytywaniu znaków czasu i na sygnalizowaniu na bieżąco rozwiązań zawartych w objawieniu. Ta pewność jest poszukiwana przez wszystkich, którym zależy na wędrowaniu we właściwym kierunku. Obecnie przeżywamy ostry atak na autorytet Kościoła. Przeciwnicy znajdują wiele argumentów w życiu współczesnych duchownych, teologów i świeckich katolików. Kto jednak odnajdzie się w Kościele jako środowisku Bożym, jest zdumiony jego doświadczeniem, długą historią oraz świadkami, jakich posiada. Oni bowiem, mimo męczeńskiej śmierci, w nim żyją. W zestawieniu z tak rozumianym Kościołem nikt nie jest w stanie wskazać żadnego innego środowiska o większym autorytecie religijnomoralnym. Zarzuty stawiane Kościołowi są w pewnej mierze uzasadnione, ale te ataki Bóg traktuje jako oczyszczenie swego Kościoła ze zbyt ludzkiego wymiaru. Katolik tym się różni od innych, że uznaje najwyższy autorytet Kościoła katolickiego, który daje mu pewność drogi życia. Najwyższym stopniem przedstawionego gmachu wiary, jest wiara we własną godność dziecka Bożego, to znaczy głęboka świadomość tego, że Bóg kocha mnie jako Ojciec. To dostrzeżenie swej tożsamości w odniesieniu do Boga jako Ojca i do Chrystusa jako Brata. Tu chodzi o pokrewieństwo z Bogiem. Ten, kto to odkrył, dostrzega w pełni sens 29 każdej minuty swego życia, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajduje. Kluczem do odkrycia tej prawdy są wypowiedzi Jezusa na temat zamieszkania Ojca i Syna w sercu tego, kto miłuje tak, jak tego uczy On sam (por J.14,23). Już tu na ziemi jesteśmy mieszkaniem Boga w Trójcy jedynego. A jeśli tak, to co nam jeszcze potrzeba do szczęścia? Katolik tym się różni od innych, że zna swą godność, a jest to godność dziecka Bożego. Ten zestaw kluczy do pięter gmachu wiary otrzymujemy na chrzcie świętym. Trzeba jednak nauczyć się nimi posługiwać. Bez tej umiejętności gmach wiary pozostaje zamknięty. Drugi element gmachu, jakim jest Katechizm, stanowi prawda o Kościele i jego sakramentach. To piąte i szóste piętro tej konstrukcji, o jakiej mówiłem. Odsłania on tajemnicę społecznego wymiaru wiary katolickiej. Jesteśmy pewni obecności Chrystusa na ziemi aż do skończenia świata. Jego pobyt w ludzkim ciele trwał ponad 30 lat, a pobyt w Ciele, jakim jest Kościół, jest wciąż aktualny. Można Go w nim spotkać, a form Jego obecności jest wiele. Wśród nich Słowo zawarte Piśmie Świętym i Tradycji, oraz w sakramentach, które są narzędziem Jego skutecznego działania. W jakim stopniu korzystamy z tej Jego obecności, to zależy od naszej wiary. W kazaniach katechizmowych trzeba odsłonić obecność Jezusa w Kościele i wskazać na Jego interwencje w nasze życie przez sakramenty. Kryzys wiary w Kościół jest połączony z porzuceniem 30 udziału w sakramentach, znak to czytelny, że nie są one traktowane jako spotkanie z Chrystusem. Prawne podejście do sakramentów jest zbyt słabe, i świat się z nim rozprawia w ciągu kilku godzin. Po jednej rozmowie z agitatorem księcia tego świata, ludzie je porzucają. Każdy sakrament jest spotkaniem ze zmartwychwstałym Jezusem. Katolik tym się różni od innych, że zabiega o spotkanie z Jezusem obecnym w sakramentach i w gronie ludzi, którzy tym spotkaniem żyją. Kto nie wie, czym jest spotkanie z Jezusem, nie podejdzie do sakramentów, bo dla niego to tylko magiczne znaki. Trzecim elementem konstrukcji Katechizmu jest objawiona nauka o człowieku jako arcydziele stworzonym na obraz i podobieństwo Boga oraz o jego szczęściu. W nim poznajemy prawdę o wolności, sumieniu, cnotach i grzechu, o prawie moralnym i łasce. Podejmując decyzję wejścia w to bogactwo, odnajdujemy je na drugim i czwartym piętrze gmachu wiary, o jakim mówiłem. Dekalog jest powtórzony przez Jezusa i podany w interpretacji ewangelicznej. Trzeba pamiętać, że z przykazaniami Boga się nie dyskutuje i nie usiłuje się ich ani zmieniać, ani wykreślać z Bożego Prawa. Jezus powiedział: „Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się, aż się wszystko spełni” (Mt 5,18) Przypominam, że Dekalog to nie tylko prawo Boże, które przyjmujemy za swoje, ale to również skala, przy pomocy której rozpoznajemy ludzi. Ich podejście do Dekalogu mówi nam o tym, z kim mamy do czynienia. Ten, kto potknie się o przykazanie 31 i wstaje, wierzy Bogu i z Nim się liczy, grzeszy i nawraca się. Takim mogę ufać, bo i Bóg im ufa. Jeśli natomiast ktoś na stałe wymontował jedno z przykazań Dekalogu, nie ufa Bogu i z Nim się nie liczy. Wiem, z kim mam do czynienia. Mogę, a czasem muszę z nim żyć na co dzień, ale z głęboką świadomością tego, kim on jest. To nie jest powód do napięć, to tylko odsłonięcie prawdziwej twarzy człowieka. Może wierzy w Boga, ale Bogu na pewno nie wierzy. Kazania katechizmowe winny odsłonić wartości, których strzegą poszczególne przykazania. Ten, kto je dostrzeże, chce nimi żyć, bo bez nich życie traci sens. Jesteśmy świadkami wysokiej fali etyki sytuacyjnej, która usiłuje obalić Dekalog. Jest on jednak skałą i fala rozbije się o nią, a Przykazania jako dobre rady Boga pozostaną nie tknięte. *** Dotknę tylko jednego przykazania Dekalogu, a jest nim: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Chodzi w nim o odpoczynek. Tak jest to ujęte w opisie stworzenia świata. Odpoczynek to warunek szczęścia człowieka. Jeden dzień w tygodniu należy przeznaczyć na odpoczynek. Przywilej uczestniczenia we Mszy świętej jest dodany do tego dnia przez chrześcijan. Mówię o tym, ponieważ jesteśmy świadkami programu, którego celem jest zmęczenie wartościowych ludzi. Nie mają czasu na odpoczynek. Trzeba odsłonić wartość odpoczynku i metody jego niszczenia. Zapracowanie ścina ludzi wartościowych. Kto nie umie odpoczywać, ten niszczy siebie, a często 32 i innych. To dla przypomnienia wartości, jakie Bóg ukrył w Dekalogu, mając na uwadze nasze szczęście. Katolik tym się różni od innych, że przyjmuje Dekalog w całości, bo w Kazaniu na Górze został on przez Chrystusa wpisany w Ewangelię. Czwarty wymiar konstrukcji Katechizmu to modlitwa, czyli osobiste spotkanie z Bogiem nastawione na odkrycie tego, do czego jestem Bogu potrzebny. Jestem potrzebny na ziemi i będę potrzebny w wieczności. To spotkanie doskonali odniesienie dziecka do Ojca i kształtuje serce tak, by było podobne do serca Jezusa, Syna Bożego. On jest wzorem odniesienia do Ojca i pełnienia Jego woli. Bogactwo modlitwy odkrywamy na najwyższym piętrze wiary, o którym mówiłem. Punktem zasadniczym jest modlitwa „Ojcze nasz” traktowana jako reguła życia dziecka Bożego. To nie tylko słowa, to zawsze rozpoznanie, umiłowanie i wykonanie woli Ojca. Wtajemniczenie w bogactwo osobistego spotkania z Ojcem i z Jezusem jest celem kazań katechizmowych dotyczących ostatniej części Katechizmu. Katolik tym się rożni od innych, że w każdym momencie umie się spotkać z Ojcem niebieskim, aby ustalić, jaka jest Jego wola i by zdać sprawę z jej wykonania. Wszystkie inne wymiary modlitwy oraz doskonalenie osobowości są zawarte w tym spotkaniu. Bez niego nikt nie podejmie modlitwy, bo mu szkoda na nią czasu. Ona jest spotkaniem z Ojcem, a na nie nigdy nie szkoda czasu! 33 Tak zarysowany jest gmach nauki Kościoła o bogactwie objawienia. Katolik decyduje się na zamieszkanie w nim. Jest on niedostępny dla niewierzących. Aktualna sytuacja wzywa nas do przypomnienia ludziom tego gmachu i ukazania jego bogactwa. Bez kazań katechizmowych jest to niemożliwe. 34 VIII. Konkretne uwagi co do kazań katechizmowych Kazania katechizmowe muszą być głoszone w cyklu. To jest tak, jakbyśmy budowali dom. Trzeba zgromadzić materiał i pokazać, jak się buduje, odsłaniając dokładnie wszystko krok po kroku. Dostarczamy materiału i kierujemy budowlą. Zaczynamy od fundamentów, następnie kładziemy płytę, po niej wznosimy po kolei piętra aż po dach. Trzeba zaprogramować wszystko i nie wolno nic mieszać. Jak jesteśmy przy fundamentach, nie mówimy o oknach, jak przy dachu, nie mówimy o łazienkach, jak przy oświetleniu, nie mówimy o kanalizacji. Wykład Katechizmu musi być systematyczny, punkt po punkcie, i ktokolwiek ze słuchaczy opuści jeden z nich, winien chcieć szukać tego, czego nie usłyszał, bo brakuje mu części do całości. Kazania winny być głoszone w każdym tygodniu tak, aby słuchacze czekali na następne. Dłuższe przerwy utrudniają katechezę przez ambonę. Jeśli są ważne listy duszpasterskie, to kazanie katechizmowe trzeba skrócić do 7 minut, ale winno być. Praca bowiem nad budową światopoglądu trwa. Ona ma coś z wzrostu, jaki obserwujemy w przyrodzie, w nim każda przerwa jest jakimś defektem. Kazanie katechizmowe winno wychodzić z liturgii danej niedzieli. Pierwsza jego część jest zatem krótką homilią. Bogactwo słowa natchnionego pozwala wejść w punkt nauki Katechizmu. 35 Początkowo to rodzi trudności, ale po kilku kazaniach one znikają i można harmonizować homilię z katechizmem. W wykładzie Katechizmu należy mieć na uwadze aktualność jego nauki. Słuchacze na to czekają. To nie jest teoria, to jest praktyka. W dostrzeżeniu tej aktualności często pomaga tekst natchniony czytany w czasie liturgii słowa. Konkret, jakiego dotkniemy, pomaga w przeniesieniu bogactwa objawienia w codzienne życie. Przy wykładzie Katechizmu trzeba uwzględnić apologię prawdy objawionej, czyli zarzuty, jakie są stawiane pod jej adresem. Ta apologia jest wpisana w Ewangelię. Jezus był genialnym apologetą. Jego pojedynki w dyskusjach polemicznych kończyły się nokautami. To jest ewangeliczny przekaz objawionej prawdy. Nie wolno jednak w budowie gmachu Katechizmu przesunąć akcentu na polemikę. Trzeba mieć ręce i serce zaangażowane w budowę, a tylko wtedy, gdy to jest konieczne, trzeba posłużyć się ciosem. W tych kazaniach ważny jest język. On musi być aktualny i ewangeliczny, czyli konkretny. Nie można się na ambonie posługiwać językiem teologicznym, bo nikt go nie rozumie. Ludzie nie wiedzą, czym się różni grzech od złego czynu, nie mają pojęcia, co należy rozumieć przez słowo „łaska”. Katechizm jest napisany językiem prawnym i teologicznym, ale kaznodzieja musi wyjść do słuchaczy w ich języku. Ewangelia posługuje się językiem rolników, pasterzy, rybaków, biznesu, lekarzy, prawników, matematyki, biologii, fizyki… 36 W tym roku w jednej z klas piątych nikt nie wiedział, co znaczy słowo „niewiasta”. Trzeba przekazać prawdy zawarte w Katechizmie ich językiem i wcale nie trzeba ich uczyć ani języka prawniczego, ani teologicznego. Im to nie jest potrzebne! Katechizm jest jak lustro w którym odkrywam, w jakiej mierze jestem katolikiem. Nie należy jego bogactwa przedstawiać jako tego, „co powinno być”, tylko jako „to, co jest”. Wielu wierzących ludzi żyje Katechizmem na wysokim poziomie. Oni słuchając słów o Katechizmie cieszą się, bo odnajdują w nich siebie. Inni nie powinni tego odbierać w kategoriach „tak być powinno”, ale jako szansę do zrealizowania, wychodząc od tego, co jest. W Katechizmie nic nie jest powiedziane w kategoriach „muszę”, lecz wszystko w kategoriach „chcę”. Tak bowiem ustawia Jezus. On mówi: „Jeśli kto chce iść za Mną…” U Niego nie ma żadnej presji. Nie ma żadnego przymusu. Droga Dobrej Nowiny jest drogą dobrej woli. Ten, kto na nią wchodzi, wie, dlaczego to czyni. On idzie dlatego, że „chce”, a nie dlatego, że „musi”. Jednym z poważnych błędów przepowiadania Ewangelii jest ujęcie jej w formie „musisz”. Jestem katolikiem dlatego, że chcę, a nie dlatego, że muszę. Dotykamy wielu pytań z tym związanych, ale przejście na drogę „chcę”, a nie „muszę”, jest ważną odpowiedzią na nie. Nie wolno na ambonie używać sformułowania: „Wydaje mi się”. Ambona nie jest miejsce przekazu prywatnych poglądów tylko nauki Kościoła i dlatego promieniuje pewnością objawionej prawdy. O tej 37 pewności decyduje obecność Ducha Świętego w kaznodziejskim słowie. Czas kazania katechizmowego nie powinien przekraczać piętnastu minut. To wymaga jasnego ukazania dwu lub trzech prawd w omawianym punkcie Katechizmu. Dziś dłuższe kazania nie są słuchane. Zegarek na ambonie jest konieczny! Owocem takiego kaznodziejstwa jest wyjście z ciasnych granic sterylizowania życia religijnego od życia codziennego. Ewangelia to pełnia codziennego życia otwarta na wieczność. To jest życie „tu i teraz”, które ma wymiar wieczny. Pełnia szczęścia zawarta w pełnieniu woli Ojca w chwili obecnej jest utrwalona na wieki! Kto życie człowieka sprowadza do ołtarza i sakramentów, wyrządza krzywdę sobie i tym, do których mówi. Trzeba wprowadzić Jezusa, czyli Wcielone Słowo Boga w codzienność. Trzeba je wcielić w swoim życiu w 24 godziny na dobę! Drugim owocem jest odkrycie swego miejsca w życiu Kościoła na przestrzeni dwu tysięcy lat. W Polsce to już tysiąc lat. To dowartościowanie wszystkich pokoleń i wielka troska o to, aby przekazać skarb wiary następnym pokoleniom w trosce o ich szczęście. To sprawia, że kapłan jest wypełniony energią, że nie zagraża mu zniechęcenie, że widzi sens swych wysiłków. Udziela się to również wiernym. Papież w ostatniej adhortacji przestrzega przed duszpasterstwem zachowawczym, ono musi być dynamiczne! 38 Ks. Zbigniew Suchy – Przemyśl DAĆ SIĘ ODNALEŹĆ BOGU II Niedziela Adwentu - 4 grudnia 2011 KKK, nr 26-49 Tydzień temu weszliśmy w nowy rok liturgiczny. Słowami Pasterzy zaproszeni zostaliśmy do Kościoła, który jest naszym domem. Miarą szczęścia mieszkańców domu jest życzliwy stosunek domowników do siebie i troska każdego z nich, na miarę swoich możliwości, o tego domu pomyślność i szczęśliwość. Zdarza się, że któryś z domowników opuszcza dom, zakłóca relacje lub staje się pasożytem, który nie wnosząc do tego domu nic z własnej pracy i troski korzysta z wysiłku i utrudzenia innych. Dom zaczyna być smutny. Domownicy podejmują starania o zmianę sytuacji. Rozpoczyna się poszukiwanie sposobów, które pomogły by przywrócić takiego kogoś do wspólnoty. Analogicznie będziemy starać się w tym roku pojmować i rozumieć Kościół – jako miejsce samorealizacji każdego z ochrzczonych i uczestniczących w niedzielnej Eucharystii. Pomocą będzie dla nas Katechizm Kościoła Katolickiego, który pomoże nam samym zrozumieć zasadnicze prawdy wiary i przez to uzdolni nas do pomocy innym. Liturgia czytań dzisiejszej drugiej niedzieli Adwentu przypomina słowa proroka Izajasza modlącego się o spełnienie się obietnicy mesjańskiej, 39 według której przyjdzie Emanuel, który pocieszy swój lud. Ciągłe niewole, upokorzenia i klęski doświadczane przez Naród Wybrany doprowadzały lud do kryzysu wiary, do zwątpienia, czy rzeczywiście zapowiadany mesjasz przyjdzie. Prorocy wychodzili naprzeciw tym wątpliwościom i zapowiadali, że słowo Pana jest pewne, a nadejście mesjasza to kwestia czasu. Czasem i sami prorocy przeżywali wątpliwości i kierowali do Boga usilne wołanie, podobne to tego, który wypowiada Izajasz. Ewangelia tej niedzieli napełnia radością. Oto już jest we drzwiach. Głos proroka stojącego na granicy Starego i Nowego Przymierza obwieszcza, że Bóg wypełni swoją zapowiedź. Więcej – Bóg mimo, że Izrael częstokroć gardził Nim, zdradzał na rzecz bóstw obcych nie odwrócił się od niego, nie cofnął swojej miłości, bo jakby nie może się odkochać od swojej pierwszej miłości i już jest blisko. Poszukiwanie człowieka przez Boga, to swoistego rodzaju leitmotiv całej historii zbawienia. Zarówno tej odległej, ale i współczesnej. W niewielkiej książeczce O. Joachima Badeniego Wyjdź do światła daje on świadectwo temu odnalezieniu go przez Boga. Oto ten fragment: „W swoim życiu kawalerskim, rok przed wybuchem drugiej wojny światowej odwiedzałem we Lwowie nocne lokale. Robiłem to do momentu, kiedy 20 czerwca 1938 roku, idąc na imprezę, minąłem dość obojętnie figurę Matki Bożej z Lourdes. To była duża figura, stała przy źródle – w czasie wojny zlikwidowali ją bolszewicy, dzisiaj znowu stoi odrestaurowana. Idę spokojnie i nagle czuję, że ktoś łagodnie położył mi 40 rękę na plecach, dokładnie w okolicach łopatki. Doskonale pamiętam ten dotyk. To było bardzo macierzyńskie, stanowcze i bardzo delikatne. Odwróciłem się. Za mną nie było nikogo… To było pierwsze mistyczne doświadczenie i początek nowej drogi życiowej”. Dodajmy – drogi, która doprowadziła go do dominikanów, a potem stał się narzędziem w ręku Boga poszukującego swoich dzieci. To nie Badeni wybrał Boga – był od niego bardzo, bardzo daleko. To Bóg przez znak, mistyczne doświadczenie spotkania z Matką swojego Syna. Warto abyśmy dzisiaj, za chwilę, po wysłuchaniu słowa Bożego wypowiadając słowa mszalnego wyznania wiary uświadomili sobie tę prawdę. To nie my robimy łaskę Panu Bogu, jak dziecko, które łaskawie obdarza matkę czy ojca kilkoma słowami. Czasem ma się takie wrażenie obserwując nasze zgromadzenia eucharystyczne. Nieliczni pełnym głosem wypowiadają słowa Credo, wielu ledwie szepce, większość milczy. Tymczasem Credo, jest odpowiedzią człowieka na wołającego Boga. Jeśli wrócić do dzisiejszej Ewangelii jest odpowiedzią na wołanie Jana Chrzciciela, że Jest już blisko. Na ten głos o spełnieniu obietnicy przychodzić zaczęli nad Jordan ludzie różnych stanów i różnych opcji wiary. Zanim zaczniemy nasze niedzielne Wyznanie wiary posłuchajmy pouczenia Katechizmu: „Gdy wyznajemy naszą wiarę, zaczynamy od słów: "Wierzę" lub "Wierzymy". Dlatego wykład wiary Kościoła wyznawanej w Credo, celebrowanej w liturgii oraz przeżywanej w praktykowaniu 41 przykazań i w modlitwie, zaczynamy od pytania, co to znaczy "wierzyć". Wiara jest odpowiedzią człowieka daną Bogu, który mu się objawia i udziela, przynosząc równocześnie obfite światło człowiekowi poszukującemu ostatecznego sensu swego życia”. Ta odpowiedź nie jest łatwa. Na przeszkodzie stają nasze duchowe zapory, w postaci grzechu. Przypomina i uświadamia nam tę prawdę Katechizm. W rozdziale drugim numerze 28 wyraźnie określa ten dramat człowieka: „On z jednego [człowieka] wyprowadził cały rodzaj ludzki, aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi. Określił właściwe czasy i granice ich zamieszkania, aby szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 26-28)”. Oprócz ograniczoności ludzkiej natury i umysłu, mogą pojawić się inne jeszcze zagrożenia, które zaciemniają drogę człowieka do odkrycia poszukującego Boga: „Człowiek może jednak zapomnieć o tym "głębokim i żywotnym połączeniu z Bogiem", może go nie dostrzegać, a nawet wprost je odrzucać. Źródła takich postaw mogą być bardzo zróżnicowane: bunt przeciw obecności zła w świecie, niewiedza lub obojętność religijna, troski doczesne i bogactwa, zły przykład wierzących, prądy umysłowe wrogie religii, a wreszcie skłonność człowieka grzesznego do ukrywania się ze strachu przed Bogiem i do ucieczki przed Jego wezwaniem”. Wypowiadając słowa Credo, mamy uświadomić sobie jeszcze jedną prawdę – umysł 42 ludzki został wyposażony w Boga w takie zdolności, które z dzieł stworzonych może poznać istnienie Boga: „Człowiek stworzony na obraz Boga, powołany, by Go poznawać i miłować, szukając Boga, odkrywa pewne "drogi" wiodące do Jego poznania. Nazywa się je także "dowodami na istnienie Boga"; nie chodzi tu jednak o dowody, jakich poszukują nauki przyrodnicze, ale o "spójne i przekonujące argumenty", które pozwalają osiągnąć prawdziwą pewność. Punktem wyjścia tych "dróg" prowadzących do Boga jest stworzenie: świat materialny i osoba ludzka” (31). Nasz przewodnik na drogach dawania odpowiedzi poszukującemu Bogu daje świadectwo, że nie była to droga łatwa i oczywista. Nie od razu dał posłuch wołaniu. Minęło jeszcze trochę czasu zanim stanął u kratek konfesjonału by wyrzucić z siebie „grzechowy” gruz, który , jak to sam zaznacza, jest wielką przeszkodą w dobrym słuchu wiary. Drogą przygotowującą była lektura Pisma Świętego. Tę formę dochodzenia do posłuszeństwa głosowi Boga wskazuje także Katechizm: „Z tego powodu człowiek potrzebuje światła Objawienia Bożego nie tylko wtedy, gdy chodzi o to, co przekracza możliwości jego zrozumienia, lecz także, "by nawet prawdy religijne i moralne, które same przez się nie są niedostępne rozumowi, w obecnym stanie rodzaju ludzkiego mogły być poznane przez wszystkich w sposób łatwy, z zupełną pewnością i bez domieszki błędu". 43 Ks. Zbigniew Suchy – Przemyśl W RODZINIE UCZYMY MIŁOŚCI KOŚCIOŁA I WIARY W JEGO NADPRZYRODZONOŚĆ III Niedziela Adwentu – 11 grudnia 2011 KKK, nr 50-100 Ogromnie weselę się w Panu, wyśpiewuje dziś w pierwszym czytaniu prorok Izajasz. Jego radość, skłaniająca go do tej formy radości wynika z faktu posłania. Został heroldem ogłaszającym istotną prawdę, jedynie ważną dla człowieka – Bóg cię kocha. Poprzez lata historii zbawienia kolejnym namaszczonym na bycie heroldem na granicy testamentów zostaje Jan Chrzciciel. Nie kończy objawienia, ale zapowiada nadejście jego szczytowej formy, którą było pojawienie się Baranka, któremu Jan nie był godzien rozwiązać rzemyków u Jego sandała. Numer 50 drugiego rozdziału Katechizmu Kościoła Katolickiego w sposób bardzo prosty i przejrzysty określa tę radość: „Za pomocą rozumu naturalnego człowiek może w sposób pewny poznać Boga na podstawie Jego dzieł. Istnieje jednak inny porządek poznania, do którego człowiek nie może dojść o własnych siłach; jest to porządek Objawienia Bożego. Na mocy swego całkowicie wolnego postanowienia Bóg objawia się i udziela człowiekowi. Czyni to, objawiając swoją tajemnicę, swój zamysł życzliwości, który odwiecznie przygotował w Chrystusie dla dobra wszystkich ludzi. Objawia w 44 pełni swój zamysł, posyłając swego umiłowanego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, i Ducha Świętego”. Różnymi drogami i w różnej formie dokonywało się to objawienie miłości Boga. Pierwszym był akt stwórczy. Świat nie został stworzony jako przejaw mocy Boga, on został dany człowiekowi, jako list mówiący o miłości Boga do człowieka. Miłość ta była wielka, bo wszystko co Bóg stworzył było dobre, a sam człowiek był bardzo dobrym dziełem owej miłości. Dzieło stworzenia, to oddanie się Boga człowiekowi w miłości zostało sprofanowane ludzką zdradą, która wyraziła się w mezaliansie z Diabłem. Reakcja Boga ujawnia, że nie cofa on swojej miłości. Opuszczenie raju nie było karą Boga, ale efektem wyboru człowieka. Decyzja Boga była decyzją miłości: „Bóg, który przez Słowo wszystko stwarza i zachowuje, daje ludziom w rzeczach stworzonych wieczne świadectwo o sobie. Zamierzając zaś otworzyć drogę zbawienia wiecznego, objawił ponadto siebie samego pierwszym rodzicom na początku. Wezwał ich do wewnętrznej komunii z sobą, przyoblekając ich blaskiem łaski i sprawiedliwości. Objawienie to nie zostało przerwane przez grzech naszych pierwszych rodziców. Rzeczywiście, Bóg "po ich upadku wzbudził w nich nadzieję zbawienia przez obietnicę odkupienia; i bez przerwy troszczył się o rodzaj ludzki, by wszystkim, którzy przez wytrwanie w dobrym szukają zbawienia, dać żywot wieczny” (KKK 54-55). 45 Dostrzegając, że człowiek, zwłaszcza zraniony skutkami grzechu pierworodnego nie w pełni rozumie dzieła stworzenia jako przejaw Bożej miłości lecz dziełom tym nadaje przymioty boskie i oddaje im cześć należną jedynie Bogu, Bóg postanawia przyjść z pomocą owej słabości ludzkiego umysłu. Powołuje patriarchów, a potem proroków, którzy swoim słowem wyjaśniają „znaki czasu”. Zaraz u początku formowania wspólnoty narodu wybranego wyprowadza ich na pustynię, gdzie przez czterdzieści lat pod ręką Mojżesza utwierdza wiarę ludu, że On jest jedynym prawdziwym Bogiem i nie ma innego poza Nim: „Po patriarchach Bóg ukształtował Izrael jako swój lud, ocalając go z niewoli egipskiej. Zawiera z nim przymierze na Synaju i przez Mojżesza dał mu swoje Prawo, by uznał Go i służył Mu jako jedynemu prawdziwemu i żywemu Bogu, opatrznościowemu Ojcu i sprawiedliwemu Sędziemu, oraz by oczekiwał obiecanego Zbawiciela. Izrael jest kapłańskim Ludem Bożym, na którym „imię Pana zostało wezwane” (Pwt 28,10). Jest to lud tych, „do których przodków Pan Bóg przemawiał , lud "starszych braci" w wierze Abrahama” (KKK 62-63). Kiedy i te starania nie przynoszą oczekiwanego owocu, Bóg posuwa się do aktu heroicznego. Nie bacząc, że zabijano proroków, ufa, że uszanują Jego Syna. W Tajemnicy Wcielenia posyła Go na ziemię, by objawił ludziom Jego miłość i Jego miłosierdzie: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna" (Hbr 1, 1-2). Chrystus, Syn Boży, który stał się 46 człowiekiem, jest jedynym, doskonałym i ostatecznym Słowem Ojca. W Nim powiedział On wszystko i nie będzie już innego słowa oprócz Niego” (KKK 65) Ze śmiercią ostatniego z Apostołów zamknięta została księga objawienia, przestał płynąć strumień Bożego przekazu. Nie znaczy to jednak, że Słowo zostało martwe. Żyje ono w Kościele, któremu zostało przekazane jako depozytariuszowi Bożego Objawienia. Jest ono ciągle żywe i skuteczne, jeśli jest słuchane i wyjaśniane zgodnie w wykładnią Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Nadal to słowo zdeponowane w Kościele ma moc przywoływania ludzi, jak kiedyś słowo Jezusa wyrywało od pracy galilejskich rybaków i dawało im siłę do pójścia za Nim. Ma tę samą moc jak słowo Jezusa, które wyprowadziło z mrocznej komory celnej celnika Mateusza i dało mu ufność, że pozbawiony środków do życia, narażony na represje ze strony Rzymian, potrafił odnaleźć swoje szczęście przy Jezusie. Ma wreszcie tę moc, by zerwać ograniczenia jakim podlega ludzki umysł i objawić mu światło wiary. Święty Augustyn był i można powiedzieć jest niedościgłym wzorem bogactwa intelektu. Jego niewiara była wypadkową ulegania hedonizmowi, ale także i trudnościami zrodzonymi z jego przenikliwego umysłu, którym starał się zgłębić tajemnice bytu. I niestety nie udawało się. W sukurs przyszła modlitwa matki świętej Moniki, która tą modlitwą przygotowała umysł syna na przyjęcie słowa Bożego. I kiedy przez przypadek sięgnął do 47 księgi Pisma Świętego i przeczytał owe słowa: „Bracia noc się posunęła, a przybliżył się dzień, odrzućmy zatem uczynki ciemności”, nagle wszystko stało się jasne. Posługa świętego Ambrożego dopełniła reszty. Z głęboką wiarą przyjmijmy ostanie pouczenie Katechizmu: „Święty depozyt wiary (depositum fidei), zawarty w świętej Tradycji i Piśmie świętym, został powierzony przez Apostołów wspólnocie Kościoła. Na nim polegając, cały lud święty zjednoczony ze swymi pasterzami trwa stale w nauce Apostołów, we wspólnocie braterskiej, w łamaniu chleba i w modlitwach, tak iż szczególna zaznacza się jednomyślność przełożonych i wiernych w zachowywaniu przekazanej wiary, w praktykowaniu jej i wyznawaniu” (KKK 84). Jak te nieco teologiczne koncepcje przełożyć na język naszej codzienności. Sądzę, że pierwszym warunkiem jest uczenie się miłości do Kościoła i budowanie świadomości, że jest on święty, że jest moim domem, z którego kiedyś wyruszę do wiecznego domu Ojca. Wielki umysł renesansu Erazm z Rotterdamu był nagabywany przez protestantów do zmiany wyznania. Argumentowali: „Jak ty tak światły człowiek możesz żyć w kościele, w którym jest tyle grzechów, trwa handel odpustami”? Na te propozycje odpowiedział bardzo mądrze, słowami, które świadczyły o wielkiej miłości Kościoła: „ Kocham mój Kościół, bo Kościół kocha mnie i czeka abym stał się lepszy. Kiedy się to stanie, to i mój Kościół także stanie się lepszy”. 48 I druga myśl – przesłanie. Podobnie jak Bóg sukcesywnie odkrywał przed człowiekiem swoją miłość, tak potrzeba, aby w tym roku, roku czynienia Kościoła domem rodzice uwzględniając wiek swoich dzieci przybliżali im prawdę o Bogu, dawali świadectwo swojej wierze, podobnie, jak to czyniła święta Monika względem swego syna. Potrzeba nam więcej troski i utożsamiania się z Kościołem. Bo dom każdy, jest jak pięknie napisała to w swojej książce Zofia Kucówna: „przesycony jest miarą duchowości człowieka, który go stworzył. Widziałam różne domy. Widziałam takie, które były tylko adresami i takie, które promieniowały, gadały, śpiewały, śmiały się. Dom to bardzo krucha, delikatna rzecz. Z duchem domu trzeba rozmawiać, aby i on gadał, trzeba piosenki mu śpiewać, aby i on chciał śpiewać, śmiać się do niego, aby i on był uśmiechnięty, pieścić go, aby i on umiał przytulić, czasem i skarcić go trzeba. Trzeba o niego zabiegać i troszczyć się jak o drugiego człowieka”. 49 Ks. Jan Gwalbert Dąbal – Ostrów PISMO ŚWIĘTE – HISTORIA ZBAWIENIA IV Niedziela Adwentu – 18 grudnia 2011 KKK, nr 101-141 I. Człowiek żyje w rzeczywistości słowa: przez nie się wypowiada, formułuje opinie, tworzy relacje, komunikuje swoją radość i swój ból, a nawet jeśli milczy, to milczeniem może wypowiadać swój lęk, bezradność czy brak nadziei. Słowo może być bardzo twórcze i budujące, ale i destruktywne, a wtedy niszczy więzi społeczne, począwszy od rodziny, poprzez naród, aż po wszelakie społeczności globalne. I nie omija Kościoła. Obserwując bieżące problemy całego świata nie możemy tego nie dostrzegać: nierówności społeczne, wiele krzywdy społecznej, skandale, także w Kościele, konflikty międzynarodowe. Dzisiaj słowa zalewają potokiem informacji, które niekoniecznie odzwierciedlają prawdziwe oblicze rzeczywistości, w której żyjemy. Jest wiele „niby prawdy” naszpikowanej „kłamstewkami”, aluzją. Wiele cynizmu, którego człowiek wrażliwy nie może znieść. Słowa stają się jedynie wyrazami, które nie są przyjazne człowiekowi. Zdaje się, że nie tylko chrześcijanie, ale wszyscy żyjemy w świecie o bardzo ciemnych kolorach. Benedykt XVI jakby w odpowiedzi na ten smutny czas przekazuje Kościołowi i światu encyklikę Spe salvi (W nadziei już jesteśmy 50 zbawieni) przekonywująco puentując naszą refleksję, że „chrześcijaństwo nie było jedynie «dobrą nowiną» – przekazem treści do tej pory nieznanych. Używając naszego języka, trzeba powiedzieć, że chrześcijańskie orędzie nie tylko «informuje», ale również «sprawia». Oznacza to: Ewangelia nie jest jedynie przekazem treści, które mogą być poznane, ale jest przesłaniem, które tworzy fakty i zmienia życie. Mroczne wrota czasu, przyszłości, zostały otwarte na oścież. Kto ma nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie” (nr 2). II. Słowo Boże z czwartej niedzieli adwentu, w tym roku tydzień przed pamiątką narodzin Odkupiciela człowieka – Jezusa Chrystusa, oczekiwanej przez wieki Nadziei, przygotowuje nas nie tylko do przeżycia „pamiątki”, ale mocą Ducha Świętego może uczynić to wydarzenie aktualnym, żywym faktem dokonującym się we mnie, w moim osobistym życiu, w rodzinie i w parafii. Ten żywy fakt będzie promieniował dalej, ponieważ nie da się ukryć światła świecącego. Prorok Natan przekazuje królowi Dawidowi odwieczny zamysł Boży wyniesienia jego domu, jego rodowej linii. Bóg coraz bardziej przybliża nadzieję dla ludzkości, że potomek Niewiasty zmiażdży głowę szatanowi (Rdz 3, 15). Ta prehistoryczna zapowiedź zwana Protoewangelią – pierwszą dobrą nowiną po upadku pierwszych rodziców – coraz bardziej się konkretyzuje. Staje się bliższą nadzieja przywrócenia porządku zniszczonego przez grzech pierworodny. Człowiek nie jest skazany na zatracenie. 51 Poprzez przymierze Boga z Noem, Abrahamem czy Jakubem widzimy coraz wyraźniej, jak Bóg wprowadza swój plan zbawienia i sprawi „że nie będzie odjęte berło od Judy” (Rdz 49,10) i Boże błogosławieństwo spłynie obficie na ród Dawida. Do jego następców Bóg będzie odnosił się jak do swoich dzieci: „Ja będę mu ojcem, a on będzie mi synem, a jeżeli zawini, będę go karcił rózgą ludzi i ciosami synów ludzkich. Lecz nie cofnę od niego mojej życzliwości” (2 Sm 7, 14 – 15 a). Zapowiedziany Dawidowi potomek jest zwiastowany Maryi, a przez Maryję całej ludzkości. Słowo Boże nie byłą czczą obietnicą, ale żywym zatroskaniem o los ludzkości, o odnalezienie się zagubionego człowieka. Gdy powrócę do smutnej refleksji z początku tej medytacji, to muszę przypomnieć, że właśnie błogosławiony Jan Paweł, czy obecny Ojciec Święty niosą człowiekowi słowa nadziei. Ich nauczanie nie jest „czczą gadaniną”, ale słowem pełnym życia. Ilu ludzi odnalazło dzięki temu swoją życiową drogę? A kto otrzymał nadzieję, jakby otrzymał nowe życie. Taki sens ma odnalezienie Jezusa Chrystusa jako faktu, jako Boga i Człowieka z rodu Dawida, jako Jedynego Zbawiciela, który jest jedynym Słowem Ojca Przedwiecznego, które przyjęło słabe ludzkie ciało, upodabniając się do ludzi we wszystkim z wyjątkiem grzechu (por. KKK 101- 102). Maryja to nie tylko dziewczyna z Nazaretu, która przeżyła niezwykły stan mistyczny i która otrzymała na ludzki sposób „szaloną obietnicę”, ale Ona jest zapowiadaną „niewiastą” (Rdz 3,15), której 52 Dziecko pokona węża. Przez Nią i w Niej Bóg wypełni swoją wolę ocalenia człowieka od potępienia . Ona „zmieszała się na te słowa” (Łk 1, ), bo jak to możliwe, aby począć dziecko bez udziału mężczyzny? Anioł Gabriel daje jej wewnętrzny pokój i wyprowadza Ją z wątpliwości i „strachu”. To nie będzie zwyczajne poczęcie dziecka przez mężczyznę i kobietę, ale to będzie wcielenie, tzn. Odwieczny Syn Boży weźmie z Niej cielesność, człowieczeństwo. Duch Święty osłoni Ją – to zjednoczenie natury boskiej Odwiecznego Syna Bożego z naturą ludzką poczętą w „błogosławionym łonie” Maryi mocą Ducha Świętego. On – Jezus – potomek króla Dawida, prawdziwy Syn Boży zrodzony, a nie stworzony. W Nim wypełniły się proroctwa Starego Testamentu, zatem w Jezusie Chrystusie zwieńczyły się przymierza, które zawierał Bóg przez wieki: z Noem, Abrahamem, Jakubem, Mojżeszem czy wreszcie z Dawidem. Słowo z dzisiejszej niedzieli ma przede wszystkim umocnić naszą wiarę w sens obietnic, które Bóg dawał całej ludzkości poprzez Izraela, a Jezus Chrystus otworzył perspektywę wybraństwa Bożego i życia w błogosławieństwie dla wszystkich narodów, bo tak przekonuje św. Paweł chrześcijan w Rzymie, a dzisiaj nas przez słowo drugiego czytania: „Temu, który ma moc utwierdzić was zgodnie z Ewangelią i moim głoszeniem Jezusa Chrystusa, zgodnie z objawioną tajemnicą, dla dawnych wieków ukrytą, teraz jednak ujawnioną, a przez pisma pro53 rockie na rozkaz odwiecznego Boga wszystkim narodom obwieszczoną, dla skłonienia ich do posłuszeństwa wierze, Bogu, który jedynie jest mądry, przez Jezusa Chrystusa, niech będzie chwała na wieki wieków. Amen” (Rz 16, 25 27). Tak wierzę w to, ale to AMEN – to jeszcze nie koniec kazania. III. Poprzez lekturę Słowa Bożego z tej niedzieli widzimy bardzo przejrzyście spójność Nowego i Starego Testamentu oraz odwieczny zamysł Boży wobec stworzenia, który nie zawsze jest dobrze rozumiany i właściwie widziany przez człowieka, dlatego też prorok Izajasz przestrzega nas, tak jak kiedyś Izraela, przekazując słowo samego Boga: „myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami” (55,8). W historii Dawida zawarta jest historia jego potomka Jezusa Chrystusa i odwrotnie: tylko w Jezusie, który jest Mesjaszem możemy właściwie zrozumieć historię Dawida i obietnicę, którą otrzymał od Boga. To właśnie wyraził św. Augustyn, wielki badacz i komentator Pisma Św., w słowach: „Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym” (por. KKK 128 – 130). Stary Testament bez Nowego nie ma wyjaśnienia i jest księgą niedokończoną, natomiast Nowy bez Starego będzie tylko historią Jezusa z Nazaretu, opisem i komentarzem do Jego nauk i znaków, ale bez odwiecznego zamysłu Boga wobec człowieka. Dlatego też Kościół od początku pielęgnował i czcił słowo Boże jeszcze mocniej niż Żydzi w synagodze, ponieważ dla chrześcijan to było słowo, 54 które się „już” wypełniło w Jezusie Chrystusie (por. KKK 128 – 129) W tym momencie ważne będzie świadectwo arcybiskupa Paryża, kard. Jean – Marie Lustigier’a, który zapytany, co spowodowało, że się nawrócił z judaizmu na katolicyzm, odpowiedział, że jako wierzący Żyd on się nie nawrócił, ale doszedł do pełni wiary. Właśnie, tą pełnią wiary jest Jezus Chrystus – zwornik dziejów i najgłębszy sens Objawienia Bożego. To Duch Święty, sprawca Wcielenia Syna Bożego z woli Ojca w Maryi, czuwa nad tym, aby człowiek właściwie rozumiał Słowo Boga. Odkrycie Jezusa przez młodego Aarona Lustigiera bez światła Ducha Świętego byłoby niemożliwe. W swoich poszukiwaniach idzie do Kościoła, a używając języka św. Jana z Apokalipsy, do Anioła Kościoła w Orleanie, aby tam szukać i znaleźć pełnię wiary, którą przyniósł Jezus najpierw Żydom, a potem innym narodom. Zgodnie z wolą kard. Lustigera przy jego trumnie widniał napis: „Moimi patronami byli arcykapłan Aaron, św. Jan – umiłowany uczeń i Matka Boża, Służebnica Słowa. Ja zaś otrzymałem wiarę, otrzymałem chrzest, ale do końca pozostałem Żydem, jak wszyscy apostołowie”. Istnieje zatem konieczność pogłębiania znajomości Pisma Świętego, bo w jaki inny sposób można Boga poznać, jeśli zignoruje się Jego własne słowo (to, co On mówi o Sobie) czy Jego działanie w historii człowieka? Aaron Lustigier znał świetnie Prawo i Proroków i nie zignorował tego Słowa, ale 55 szukał odpowiedzi na zapowiedzi Mesjasza i odnalazł je w Jezusie i w Jego Kościele. Świat – a wg św. Jana to rzeczywistość bez Boga (bezbożna), to ludzie nie uznający Stwórcy i Jego prawa nad stworzeniem – nie proponuje dróg prowadzących „ku poznaniu i doświadczeniu Boga”, ale raczej na „rajskie peryferia”, na które chce nas sprowadzić i sprowadza „władca tego świata” diabeł i jego demony. Kusiciel nie chce, aby człowiek pamiętał, co mu Bóg powiedział, ale subtelnym i bezczelnym tonem mentora wprowadzić chce człowieka w kłamstwo. To jest jego metoda działania wobec człowieka. Udało mu się to z pierwszymi rodzicami i udaje się także dzisiaj, ponieważ Bóg zdaje się być dla wielu naszych braci i sióstr obcy i odległy, ponieważ nieznany. Poza tym życie w grzechu, zwątpieniu, letniości nie tworzy klimatu Raju czyli szczęścia z bliskości Boga. Jeśli Bóg nie będzie pragnieniem serca człowieka, to nigdy nie sięgnie on do „opasłej księgi” zwanej Biblią. Jeśli nie odkryje w Biblii Księgi Życia, słowa jedynej Nadziei, pozostanie ona księgą martwą i zamkniętą. Sprawdzają się tutaj słowa Św. Hieronima, że „Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. IV. Adwent jest dla chrześcijan Kościoła Katolickiego czasem zadumy nad swoja wiarą w Jezusa Chrystusa, który ciągle jest obecny w swoim Kościele właśnie przez Słowo Boże i sakramenty. On chce, aby wspólnota wierzących w Niego i Jego Słowa nie zatrzymała się tylko na elementach kulturowych, nawet najbardziej wzruszających, jak 56 np. wieczerza wigilijna, szopka, żłóbek czy msza pasterska o północy, ale aby odnaleźć Go – jako jedynego Odkupiciela człowieka, poza którym nie ma zbawienia. Zakończę te refleksję słowem z Konstytucji Soboru Watykańskiego II Dei Verbum (O objawieniu Bożym) na temat: czym jest Słowo Boże dla człowieka wierzącego: „Tak wielka tkwi w słowie Bożym moc i potęga, że jest ono dla Kościoła podporą i siłą żywotną, a dla synów Kościoła utwierdzeniem wiary, pokarmem duszy oraz źródłem czystym i stałym życia duchowego” (nr 21). 57 Ks. Roman Froń – Jaćmierz WIARA ODPOWIEDZIĄ CZŁOWIEKA NA BOŻE OBJAWIENIE Uroczystość Objawienia Pańskiego - 6 stycznia 2012 KKK, nr 142-197 I. Bez Boga nie ma życia Nie stawia się dzisiaj pytań zasadniczych o prawdę, o sens życia, o wartość cierpienia, o Boga. Takich pytań unika się w publicznym dyskursie. Podkreśla się prawo każdego człowieka do swojej prawdy i swojego stylu życia. Jednakże zubożenie kultury o głębsze perspektywy powoduje jej nihilizm, to znaczy propagowanie bezsensu, a co za tym idzie – rozpaczy. „Gdzie jest Bóg, tam jest przyszłość” – pod takim hasłem przebiegała we wrześniu ubiegłego roku pielgrzymka Benedykta XVI do Niemiec. Papież mówił o współczesnym wyzwalaniu życia publicznego od Boga, który jest ostatecznym uzasadnieniem rzeczywistości, w której żyjemy; jest uzasadnieniem istnienia człowieka. „Końcem cywilizacji bez Boga będzie samotny człowiek” (Wiktor Hugo). Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym Soboru Watykańskiego II stanowczo stwierdza, że „samo stworzenie zapada w mroki przez zapomnienie o Bogu” (nr 36). On zostawił swe ślady w stworzeniu. Doświadczenie porządku i piękna świata prowadzi do pytania o ich źródło. Wielcy filozofowie na tej drodze poznania dochodzili do przekonania o 58 istnieniu Pierwszej Przyczyny, Architekta świata, Poruszyciela. „Im bardziej zgłębiam naukę, tym bardziej wierzę w Boga” (Albert Einstein). Platon: „Bóg jest dla świata tym, czym dla okrętu sternik, dla pojazdu woźnica, dla chóru dyrygent, czym wreszcie prawo dla państwa”. Werner Heisenberg (jeden z twórców mechaniki kwantowej): „Pierwszy łyk ze szklanki nauk przyrodniczych zmieni ciebie w ateistę, zaś na dnie szklanki czeka na ciebie Bóg”. Prof. Enrico Medi (+1974) – trwa jego proces beatyfikacyjny - podczas Międzynarodowego Kongresu Katechetycznego w Rzymie w 1971 r. powiedział: „Mówię do młodego człowieka: »spójrz, oto nowa gwiazda, galaktyka, gwiazda neutronowa, oddalona o 100 milionów lat świetlnych. A przecież tamte protony, elektrony, neutrony, mezony są identyczne z tymi, z których składa się ten mikrofon. Identyczność wyklucza prawdopodobieństwo. To, co jest identyczne, nie może być prawdopodobne. A więc istnieje przyczyna, poza przestrzenią, która owemu bytowi nadała właściwy mu kształt. Tą przyczyną jest Bóg«”. II. Mędrcy szukają Boga Nie wiemy dokładnie kim byli owi Mędrcy ze Wschodu. Egzegeci widzą w nich ludzi badających przyrodę i dostrzegających w niej ślady Boga. Gwiazda, która prowadziła ich do Betlejem jest symbolem objawienia Bożego i wiary oświecającej umysł ludzki. Mędrcy odpowiedzieli na zaproszenie samego Boga, by w imieniu narodów pogańskich 59 oddać chwałę Synowi Bożemu. Samemu Bogu okazali „posłuszeństwo wiary”. Ofiarowali swe symboliczne dary: złoto jako królowi, kadzidło jako Bogu, mirrę dla ludzkiej natury poddanej cierpieniu. Na akt wiary nie zdobył się Herod, mimo iż wypytywał o nowonarodzonego Mesjasza. Pytał arcykapłanów i uczonych w Piśmie, pytał przybyłych do Jerozolimy mędrców. Jego poszukiwanie prawdy nie było szczere. Chciał się jedynie dowiedzieć, czy nie zagraża mu zmiana sytuacji życiowej. Nie miał na to najmniejszej ochoty. Chodziło mu o obronę swojego statusu, swej władzy i znaczenia. Dla tak bliskiego Pana nie było przewidzianego miejsca w sercu króla Heroda. Bóg dał mu pewne znaki. Brakło wiary. III. Wiara Prawdzie – decyzja rozumu posłusznego To właśnie wiara pozwala poddać się słowu Boga, ze względu na prawdę jaką jest On sam, na Jego autorytet. Bóg się nie myli, ani nie kłamie. Takie posłuszeństwo wiary charakteryzowało Abrahama, który uwierzył Bogu, posłuchał Go: opuścił ziemię rodzinną, zaufał Bożej obietnicy o licznym potomstwie, ofiarował własnego syna. Niczego Bogu nie odmówił, choć wszystkiego nie rozumiał. Podobnie działo się w życiu Maryi, która najdoskonalej urzeczywistnia posłuszeństwo wobec Bożych planów co do swej osoby. Wiara jest darem Bożym, cnotą nadprzyrodzoną wlaną przez Niego. Otrzymujemy ją 60 już w chrzcie św. Nikt nie może sobie samemu dać wiary, jak sam nie dał sobie życia. „Wiara jest możliwa tylko dzięki łasce Bożej i wewnętrznej pomocy Ducha Świętego” (KKK 154). Nie sprzeciwia się ani wolności, ani rozumowi ludzkiemu. Zarówno rozum jak i wola człowieka współdziałają z łaską Bożą. Wiara szuka rozumienia – mówi św. Anzelm. Chcemy poznawać prawdy wiary, zgłębiać je. Nieraz pojawiają się trudności. Czegoś nie rozumiemy, nie potrafimy pojąć, zrozumieć. Problem nie tkwi w omylności Boga. Bowiem ten sam Bóg, który objawia tajemnice wiary i daje łaskę wiary, jest Dawcą rozumu, więc nie może sobie samemu przeczyć. Wiara i rozum – jak pisał bł. Jan Paweł – to dwa skrzydła, dzięki którym duch ludzki wnosi się ku Bogu. Nauka i wiara nie są w opozycji. Uczciwe i rzetelne poznawanie tajników przyrody często prowadzi do wiary lub ją pogłębia. Nikogo nie można zmusić do wiary. Skoro jest to akt ludzki, to musi dokonywać się w wolności. Wiara jest aktem osobowym, wolną odpowiedzią człowieka na inicjatywę Boga, który się objawia. Ważną rolę odgrywają inni wierzący. Przez akt wiary włączamy się w wielki łańcuch wiary Kościoła, który jest Matką wszystkich wierzących. Kościół przekazuje swój depozyt wiary czyli to, co jest istotne, w krótkich syntezach wiary. Nazywamy je „wyznaniami wiary” lub „symbolami wiary”. Najbardziej znany to Skład Apostolski czyli Credo. Wspólne odmawianie wyznania wiary oznacza wchodzenie w komunię z Bogiem Ojcem, Synem i 61 Duchem Świętym, a także z całym Kościołem, który przekazuje nam wiarę i w którym wierzymy. IV. Zysk z wiary „Był wtorek 20 kwietnia 1999 r. Bibliotekę jednej ze szkół średnich na przedmieściach Denver (USA) wypełniali pracujący w ciszy uczniowie. Nagle otworzyły się drzwi i pojawili się w nich dwaj chłopcy. Jeden z nich podszedł do Cassie. 17-letnia dziewczyna czytała poezję Szekspira. Przystawił jej lufę pistoletu do skroni i zapytał: „Czy wierzysz w Boga?” Po chwili usłyszał: „Tak. Wierzę”. Z ust napastnika padło kolejne pytanie: „Dlaczego?” Ale na nie już Cassie nie zdążyła dać odpowiedzi. Padł śmiertelny strzał. Była jedną z 12 osób zamordowanych w tym dniu przez przepełnionych nienawiścią kolegów. Cassie została okrzyknięta przez opinię publiczną męczennicą. Napisano o niej książkę pt. „Ona powiedziała – tak” (She say <yes>). Co to znaczy: WIERZYĆ? Można bowiem uznawać Pierwszą Przyczynę, wierzyć, że jest Osobą, ale jednocześnie wcale się Bogiem nie przejmować. Są ludzie, którzy wierzą, że „gdzieś jest Ktoś”, ale nie ma On żadnego wpływu na ich życie. Właściwym byłby podział ludzi na tych, którzy uwierzyli Bogu (zaufali Mu) i tych, którzy nie przyjęli z wiarą Jego słów, Jego oferty miłości. Wszyscy są więc wierzący. Problem w tym kto komu i jak bardzo uwierzył. Ludzie wierzą bankom, lekarzom, biurom turystycznym, sąsiadowi, pani z telewizji. Ludzie wierzą funduszom emerytalnym, że kiedyś po latach 62 te dzisiejsze, całkiem spore wpłaty, dadzą im porządną emeryturę. Ale czy ci, którzy opuszczają Mszę św. w niedzielę wierzą w to, że po śmierci Eucharystia zapewnia życie wieczne? Dziś wszystko próbuje się przeliczać na pieniądze: co będę miał za to? ile dostanę? Zapytajmy więc trochę przewrotnie: czy warto wierzyć? co będę miał z tego, że wierzę? 1. Wiara ukazuje ostateczny sens ludzkiego życia. Wiara mówi nam, że ostatecznym celem ludzkiego życia nie jest wcale bogactwo, majątek i pieniądze, nie jest stanowisko i sława, nie jest nim używanie. Tym celem jest osiągnięcie wiecznego szczęścia w niebie. Tak mamy tu na tej ziemi żyć, tak pracować, tak się sprawować, aby osiągnąć niebo. 2. Wiara daje siłę do opierania się złu. „Wiara unosi” – taki tytuł nosi katechizm dla młodych i dorosłych chrześcijan („Jedność” Kielce). Łódź życia płynie po toni wiary. Jeśli pod dziobem łodzi jest głęboka woda, nie grozi jej utknięcie na mieliźnie. Jeśli jednak wody jest mało, a w dodatku łódź zostaje obciążona, grozi jej mielizna. Podobnie jest z naszą wiarą, która nas unosi. Płytka wiara stwarza niebezpieczeństwo ugrzęźnięcia na mieliźnie. Dzieje się to szczególnie wtedy, gdy przychodzą nagłe obciążenia, trudności życiowe, próby, niepowodzenia. „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” – mawiał św. Paweł. I to jest nasza nadzieja. Ona, ta nasza wiara, ma nas nieść do portu zbawienia 3. Wiara jest pociechą i pokrzepieniem w trudnościach i cierpieniach życia. „Jaką rolę w Pani 63 życiu odgrywa wiara?” – takie pytanie zadano znanej piosenkarce Eleni. Tak na nie odpowiedziała: „Wiara jest podstawą naszego życia i każdy człowiek powinien o tym wiedzieć. Ludzie różnie podchodzą do tej sprawy, ale myślę, że trzeba dojrzeć do tego, by uświadomić sobie, jak bardzo wiara jest w życiu człowieka potrzebna i jak bardzo jest pomocna w trudnych sytuacjach. Gdy wydaje nam się, że wszystko jest niedobre, gdy wobec całego świata jesteśmy «na nie», wtedy wiara w Boga bardzo pomaga. Doświadczyłam tego po stracie jedynej córki. Nie odwróciłam się od Boga, lecz właśnie wtedy szukałam Jego bliskości, i dialog z Bogiem bardzo mnie umacniał”. W lęku wobec trudności, wobec tego, co wydaje się niemożliwe – zawsze możemy liczyć na pomoc Bożej łaski, na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i naszą wiarę wydoskonala. 4. Bez wiary nie można się zbawić. Ona jest konieczna do zbawienia. „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16,16). A co z obnoszeniem się z wiarą? Nie wolno wstydzić się wiary; jednakże czynienie ze swej wiary elementu przetargowego w kampanii wyborczej nie wydaje się być na miejscu. Jeśli ktoś chce, by inni o nim pomyśleli jako o człowieku wierzącym, niech tak postępuje, by taki wniosek dało się wysnuć z obserwacji jego zachowań, postaw, a nie tylko z autodeklaracji. Wielu się „podpina” pod Kościół, chcąc zbić konkretny interes na „swojej wierze”. 64 Wiara jest nie tylko dziełem ludzkiego rozumu i ludzkiej wolnej woli, ale również dziełem łaski Bożej i dlatego trzeba się modlić o wiarę: o żywą, mocną wiarę. Trzeba prosić Pana Jezusa, jak kiedyś apostołowie: „Panie, przymnóż nam wiary”. „Wiara ludziom niebo otwiera, z wiarą człowiek spokojnie umiera, a jeśli spotka cię w życiu jakaś przygoda, któż jak nie wiara rękę ci poda”. Ktoś powiedział: kto stracił majątek, stracił dużo; kto stracił zdrowie, stracił bardzo dużo, ale kto stracił wiarę, stracił wszystko – bowiem utracił sens życia, utracił wewnętrzne szczęście i pokój, utracił Boga i szansę wiecznego zbawienia. Dlatego jedynie utrata wiary może być dla człowieka ciosem naprawdę śmiertelnym. Oby nigdy nas nie dotknął. 65 Ks. Grzegorz Delmanowicz – Przemyśl – Lublin WIERZĘ W JEDNEGO BOGA Niedziela Chrztu Pańskiego – 8 stycznia 2012 KKK, nr 198-231 Karol de Foucauld urodził się w Strasburgu 15 września 1858 r. Jego matka zmarła podczas porodu. Kiedy miał sześć lat osierocił go także ojciec. Przyczyną niespodziewanego odejścia była gruźlica. Ze względu na brak rodziców, wychowaniem małego Karola zajął się dziadek ze strony matki, pułkownik De Molet. W wieku piętnastu lat chłopiec stracił wiarę. Wyraził to w liście napisanym do swojej kuzynki, Marii de Bondy: „Sądzę, że nigdy nie znalazłem się w równie żałosnej sytuacji duchowej, jak w tym momencie. W innych okresach zło, jakie czyniłem, było w pewnym sensie większe, ale obok niego wzrastało również trochę dobra. Obecnie stałem się całkowitym egoistą, zwróconym w kierunku zła, jakbym padł ofiarą szału”. Kiedy w 1878 r. Karol ukończył Szkołę Wojskową w Saint Cyr, zmarł mu dziadek. Dysponując wtedy znacznym spadkiem, rzucił się w wir rozrywki i rozwiązłości. Rodzące się w sercu poczucie pustki zaspokajał kolejnymi miłosnymi przygodami. Myślał nawet o tym, aby zostać muzułmaninem, lecz ostatecznie stwierdził, że: „islam nie ma boskiej podstawy, bo nie ma tam prawdy”. Zauważając, że brakuje w nim miłości, doszedł do następującego wniosku: „gdzie nie ma miłości, nie może być również prawdy”. Gdy miał 66 dwadzieścia osiem lat zamieszkał w Paryżu, niedaleko swojej kuzynki i ciotki Marri De Bondy, zaczął uczęszczać do kościoła św. Augustyna. W taki oto sposób opisał swoje doświadczenia z tamtego okresu: „Zacząłem chodzić do kościoła nie wierząc. Tylko w świątyni dobrze się czułem. Spędzałem tam długie godziny na powtarzaniu dziwnej modlitwy: «Mój Boże, jeśli istniejesz, spraw, abym cię poznał»”. 30 października 1886 r. Karol zbliżył się do konfesjonału i powiedział do spowiednika: „Proszę księdza, jestem niewierzący. Przychodzę z prośbą o pouczenie mnie odnośnie do religii katolickiej”. Ksiądz Huvelin uważnie się mu przyglądał i wyczytał w jego oczach głębokie pragnienie Pana Boga. „Proszę uklęknąć, wyspowiadać się… i uwierzyć” – powiedział spowiednik. „Ale ja nie po to przyszedłem!” – usprawiedliwiał się Karol. Kiedy usłyszał kolejny raz „Proszę wyspowiadać się i uwierzyć”, zbliżył się do kraty konfesjonału, otworzył swoją duszę i przyjął Boże przebaczenie. Gdy po wielu latach, 14 sierpnia 1901 r., wspominał ten wyjątkowy dzień, napisał w swoim notatniku: „Jest zbyt duża różnica pomiędzy Bogiem, a tym wszystkim, co Bogiem nie jest” (A. Comastri, Gwiazdy świecą w ciemności. Historie nawróceń XX wieku, Warszawa 2006, s. 18-24). Przeżywamy Niedzielę Chrztu Pańskiego. Każdy z nas powraca dzisiaj myślą do tego dnia, kiedy przez sakrament chrztu świętego zostaliśmy włączeni do świętego, powszechnego apostolskiego Kościoła i otrzymaliśmy nadprzyrodzony dar wiary. Wsłuchując się słowa Karola de Foucauld, który 67 dzięki łasce Pana Boga odnalazł ten zagubiony, utracony skarb, zastanówmy się nad tym, co to znaczy wierzyć w jednego Boga? Ubogaceni tekstami dzisiejszej Liturgii Słowa, sięgnijmy do Katechizmu Kościoła Katolickiego w celu znalezienia odpowiedzi na następujące pytania: Dlaczego Symbol naszej wiary, czyli nasze Credo, rozpoczyna się od słów „Wierzę w Jednego Boga”? W jaki sposób możemy Go opisać? W jakim sensie Bóg jest Prawdą i Miłością, której poszukiwał Karol de Foucauld? W I czytaniu z Księgi proroka Izajasza autor natchniony zapowiada tajemniczą osobę, którą Bóg włączy w realizację planu zbawienia. Sługa Jahwe będzie realizował to niełatwe zadanie w sposób dobrowolny. Nie zrażą go żadne trudności. Dzięki pomocy Boga przywróci harmonię, solidarność i komunię między narodami. II czytanie, będące fragmentem mowy, jaką Piotr Apostoł wygłosił w domu setnika Korneliusza, przypomina, że Boże wybranie odnosi się nie tylko do tych, którzy należą do narodu wybranego, lecz również do pogan. Chrystus nie patrzy bowiem na kwestie związane z pochodzeniem, ale na wewnętrzne usposobienie człowieka oraz na jego serce. Treść proroctwa Izajasza aktualizuje się w słowach usłyszanego fragmentu Ewangelii. Św. Marek przedstawia nam Chrystusa stojącego pośród ludzi pokutujących, którzy zgromadzili się przy wodach Jordanu. Pragnie On przyjąć chrzest z rąk Jana Chrzciciela. Ewangelista przedstawia Jezusa jako Sługę Jahwe, który oddaje się całkowicie Ojcu 68 niebieskiemu. Kiedy Mistrz z Nazaretu przyjmuje chrzest, otwierają się niebiosa. Zstępuje na Niego Duch Świętego pod postacią jakby gołębicy. Słychać również rozbrzmiewający głos Boga: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1, 11). Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że chrześcijańskie Credo rozpoczyna się od słów „Wierzę w Jednego Boga”, gdyż to najbardziej podstawowe stwierdzenie wśród wszystkich treści, które zostały w nim zawarte. Na wyzwaniu wiary w istnienie Boga opierają się pozostałe prawdy dotyczące człowieka i świata (por. KKK 198-200). Treść artykułu, który przypomina o istnieniu jednego Boga znajduje swoje potwierdzenie na kartach Pisma Świętego. Księga Powtórzonego Prawa wskazuje, że tylko jeden Bóg objawił się jako Jedyny całemu Izraelowi: „Słuchaj, Izraelu! Pan, Bóg nasz, jest Panem jedynym” (6, 4). Prawda o istnieniu Jednego Boga była też wielokrotnie podkreślana przez proroków. Wzywali wszystkich do porzucenia fałszywych bożków i nakazywanie nawrócenie się do Jedynego Boga, który mówił o sobie: „Ja jestem Bogiem i nie ma innego” (Iz 45, 22). Wiara w istnienie Jedynego Boga, rozumianego jako jedyna, absolutna i osobowa istota, będąca praprzyczyną wszystkiego, jest wyrażana w trzech monoteistycznych religiach, do których należy: judaizm, chrześcijaństwo i islam. Można uzasadnić je również przy pomocy zasad logiki. Gdyby było dwóch bogów, jeden byłby ograniczeniem drugiego. Żaden z nich nie byłby nieskończony i 69 doskonały. Żaden więc nie mógłby być kimś prawdziwym (por. KKK 200-202, 228). Bóg nie chce być kimś nierozpoznawanym. Nie pragnie tego, aby czczono Go jako „najwyższą istotę”, która jest jedynie odczuwana albo intuicyjnie przeczuwana. On chce być znany i przywoływany jako ktoś rzeczywisty i działający. Bóg powiedział o sobie, że jest „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba” (Wj 3, 6). Ponadto, objawił się Mojżeszowi w płonącym krzewie i podał mu swoje, tajemnicze Imię: „Jestem, który jestem” (YHWH/JAHWE)” (Wj 3, 14). W ten sposób pozwolił, aby wszyscy zwracali się do Niego po imieniu. Pozostał przy tym jednak Bogiem ukrytym, czyli istniejącą tajemnicą (por. KKK 203-205). Bóg był utożsamiany zarówno przez Żydów, jak i chrześcijan, z jedynym Bogiem całego świata, jego Stwórcą, Władcą, Partnerem Przymierza, Wyzwolicielem z niewoli egipskiej, Sędzią i Zbawcą. Ze względu na głęboki szacunek wobec Niego, nie wymawiano nigdy Jego imienia. Było ono zastępowane zwrotem „Adonaj”, które tłumaczy się jako „Panie” (por. KKK 230-231). Takim samym sformułowaniem posługuje się autor natchniony w Nowym Testamencie, gdy wyraża boskość Syna Człowieczego i tłumaczy, że „Jezus jest Panem” (Rz 10, 9). Bóg, objawiając swoje imię, pozwolił poznać człowiekowi ogromne bogactwo zawarte w Jego niezgłębionej tajemnicy. Bóg jest duchem, osobą wszechmocną i doskonałą. To On jest Stworzycielem świata. Zawsze i na zawsze przekracza czas i historię. Jest Bogiem wiernym, który pozostaje 70 obecny przy swoim ludzie, troszcząc się o jego zbawienie. Jest również w najwyższym stopniu święty, gotowy do przebaczania i „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2, 4). Bóg jest samą Prawdą. Jego słowa nigdy nie mylą. Potwierdza to Stary Testament, w którym stwierdza się, że słowo Boga jest prawdą (Prz 8, 7; 2 Sm 7, 28) i Jego Prawo jest prawdą (Ps 119, 142). Najlepszym potwierdzeniem prawdy Bożej jest odwieczny Syn Boży, Mądrość wcielona, Jezus Chrystus, który został posłany na świat, „aby dać świadectwo prawdzie” (J 18, 37). Jest On „drogą, prawdą i życiem” (J 14, 8). Każdy kto wchodzi w dialog Synem Bożym, może zrozumieć, czym jest wiara będąca w jedności z rozumem (por. KKK 206213). Bóg jest również miłością. Nie ma nic stworzonego, co nie byłoby podtrzymywane i przeniknięte Jego niekończoną łaskawością. Bóg, posyłając na świat swego Syna i Ducha Świętego, objawił, że jest On sam wieczną wymianą miłości (por. KKK 214-217, 231). Jego miłość posunęła się aż do tego, że oddał w nasze ręce najcenniejszy dar. Ofiarując za nas swojego Syna, potwierdził, że „nikt nie ma przecież większej miłości nad tę, gdy ktoś poświęca swoje życie za przyjaciół” (J 15, 13). Nasza wiara w Jednego Boga, która jest konsekwencją przyjętego sakramentu chrztu świętego, powinna iść w parze z konkretnymi postawami życiowymi. Ilekroć wyrażamy prawdę o tym, że Pan Bóg jest naszą najważniejszą wartością, warto zastanowić się, czy nie uwielbiamy czasem 71 innych, obcych bożków? Czy potrafimy żyć w prawdzie? Czy staramy się obdarowywać innych miłością, naśladując w ten sposób samego Boga? Zakończmy fragmentem wiersza, który oddaje uczucia tych, zagubili w swoim życiu skarb wiary otrzymany na chrzcie świętym: „Ja nie potrzebuję Boga” – powtarzają. A potrzebują więcej kobiet i mężczyzn, coraz droższych aut i tytułów, i nie będą nigdy syci, i czują się coraz bardziej samotni, i po nocach płaczą i piją. „Ja nie potrzebuję Boga” – tak mówią. A potrzebują tabletek na uspokojenie, aby «normalnie» żyć. Potrzebują proszków, aby przymknąć powieki. Z tęsknoty pozostała im żądza, z miłości zaspokojenie, z polityki – intryga, z siły - gwałt, z autorytetu - przymus, z techniki - strach, z bogactwa - nędza, z wiary - ludzki obyczaj”. Błogosławieni, którzy potrzebują w swoim życiu Boga. Amen. 72 Ks. Grzegorz Delmanowicz – Lublin – Przemyśl WIERZĘ W BOGA OJCA WSZECHMOGĄCEGO II niedziela zwykła – 15 stycznia 2012 KKK, nr 232-278 1 marca 1951 r. w Nowosybirsku na Syberii urodził się Sergiej Kurdakow. Gdy miał zaledwie cztery i pół roku został sierotą. Zaopiekowało się nim kilka małżeństw, które przyjaźniły się wcześniej z jego zmarłymi rodzicami. Po ukończeniu szóstego roku życia, jak wiele innych sierot, Sergiej został oddany do szkoły państwowej z internatem w Nowosybirsku. Kiedy miał dziesięć lat przeniesiono go do placówki w Wierch-Irmenie. Podczas zajęć szkolnych jego nauczyciele z odrazą mówili o Panu Bogu i często rozpoczynali swoje lekcje od słów: „Dzień dobry, chłopcy! Pamiętajcie, że nie ma żadnego Boga”. W 1966 r. Siergiej otrzymał wyróżnienie za nieprzeciętne zdolności wśród młodzieży komunistycznej. Taka nagroda otworzyła drogę do Akademii Morskiej im. Aleksandra Popowa w Leningradzie. Po roku nauki skierowano go do Pietropawłowska na Kamczatce, gdzie miał uzyskać stopień oficera marynarki. Trzy lata później mianowano go szefem policyjnej grupy operacyjnej zajmującej się zwalczaniem wierzących. Siergiej błyskawicznie zajął się wykorzenianiem wiary z ludzkich serc. Kiedy pewnego razu udał razem ze swoimi ludźmi do domu, w którym wierzący gromadzili się na wspólnej modlitwie po raz pierwszy doświadczył własnej niemocy. „Wewnątrz 73 budynku było piętnaścioro wystraszonych ludzi, którzy na kolanach modlili się i śpiewali” – wspomina w swoim notatniku. „Patrzyli na nas z przerażeniem. Gdy zdali sobie sprawę z tego, co się stało […], niektórzy z nich wciąż się modlili, a troje lub czworo bez zająknienia śpiewało. Pomyślałem wtedy: Cóż za niesłychani ludzie! Podziwiałem ich odwagę, ale jednocześnie wprawiała mnie ona w prawdziwą furię. Krzyknąłem: – Co wy robicie? Jeden z nich odpowiedział: – Modlimy się. – Do kogo się modlicie? – Do Boga? Wrzasnąłem: Boga nie ma, durnie! Nie wiecie o tym? Modlicie się do czegoś, czego nie ma. Gdzie jest teraz Bóg? Jeśli jest, powiedzcie teraz, aby wam pomógł!”. Następnie ludzie Sergieja kopali i bili wierzących. Gdy ich twarze ociekały krwią, dowódca grupy zobaczył, że wśród zebranych była piękna dziewczyna. Siergiej zażądał od niej dokumentów. Nazywała się Natasza Żdanowa. Kiedy zaczął jej tłumaczyć, że może mieć wielkie kłopoty, jeśli dalej będzie kroczyła tą, niewłaściwą drogą, dziewczyna zapytała: „Dlaczego nie mogę być wierząca? Czy byłoby lepiej według Pana, gdybym była alkoholiczką lub prostytutką?” Pytanie dziewczyny wprawiło dowódcę w wielkie zakłopotanie i nie potrafił udzielić jej żadnej odpowiedzi (por. A. Comastri, Gdzie jest twój Bóg? Historie nawróceń XX wieku, Warszawa 2007, s. 112115).. Każdy z nas spotyka ludzi, którzy żyją w taki sposób, jakby Bóg dla nich nie istniał. Niektórzy spośród nich często poszukują odpowiedzi pytanie, czy jest On kimś realnym, kogo można doświadczać 74 na co dzień? Zainspirowani słowami Sergieja Kurdakowa, który zaprzeczał istnieniu Boga, na podstawie tekstów dzisiejszej Liturgii Słowa oraz Katechizmu Kościoła Katolickiego zastanówmy się nad tym, kim jest Pan Bóg? W jaki sposób objawia się człowiekowi? Co możemy o nim powiedzieć? Jaki tak naprawdę jest? I czytanie przedstawia nam dzisiaj młodego Samuela. Nie jest on jeszcze gotowy do przyszłych zadań proroka i ostatniego z sędziów Izraela. Jest sługą w przybytku Pana. Autor natchniony zauważa, że młody Samuel „nie znał Jahwe”. Oznacza to, że nie miał on żadnych, doświadczeń religijnych w obcowaniu z Panem Bogiem. Korzystając z pomocy kapłana Helego, przyjął jednak postawę otwartości na Jego działanie. Samuel stał się szczerze gotowy do wsłuchiwania się w głos przemawiającego Jahwe. Ta otwartość na przyjęcie Bożego wezwania została nagrodzona. Pan Bóg udzielił mu prawdziwego charyzmatu prorockiego, który był zupełnie nieproporcjonalny do jego wieku i zaczął potwierdzać go poprzez wypełnianie się głoszonych przez niego zapowiedzi. Autor II czytania zabiera nas do Koryntu, który był w starożytności miastem bardzo rozpustnym. Znajdowały się w nim świątynie bogini Afrodyty z dwoma tysiącami tzw. sakralnych nierządnic. Młody Kościół, założony przez św. Pawła, rozwijał się tam dość prężnie, dzięki znacznej liczbie nawróconych Żydów oraz pogan. Apostoł Narodów, wiedząc o tym, że Jego adresaci hołdowali wcześniej niemoralnemu kultowi różnych bóstw, uwrażliwiał 75 ich na to, aby zachowali czystość obyczajów odpowiednią danego stanu życia. W ten sposób okażą się wierni wobec Boga, któremu powierzyli swe życie. Przypominał im również, że ludzkie ciało zostało odkupione za „wielką cenę Krwi Chrystusa” i od momentu chrztu jest „świątynią Ducha Świętego”. W Ewangelii św. Jan Apostoł ukazuje początki publicznej działalności Mistrza z Nazaretu. Możemy zauważyć, że Jan Chrzciciel ani przez chwilę nie koncentruje uwagi swoich uczniów na własnej osobie. Kieruje ich spojrzenie w stronę nadchodzącego Mesjasza, którego oczekuje cały Izrael. Wskazując na Jezusa Chrystusa, mówi: „Oto Baranek Boży, który zgładzi grzechy świata” (J 1, 36). Dwaj uczniowie: Andrzej i nie znany z imienia chłopiec, którego tradycja utożsamia z umiłowanym uczniem Chrystusa, usłyszawszy o nowym Mistrzu, opuszczają proroka znad Jordanu. Ten wyjątkowy moment pierwszego, osobistego spotkania z Chrystusem staje się dla przyszłych apostołów początkiem nowego patrzenia na życie. Każdy z nas, podobnie jak starotestamentalny Samuel, Koryntianie, umiłowany uczeń Chrystusa św. Jan, czy Andrzej Apostoł, nieustannie poszukuje Pana Boga i ciągle na nowo Go odkrywa. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia wszystkim, którzy zmagają się z odpowiedzią na pytanie: jaki jest Pan Bóg?, że jest On tylko jeden, ale istnieje w trzech Osobach. Nie jest On samotnością, lecz doskonałą wspólnotą Osób. Termin „Trójca” zwraca uwagę na odrębność zachodzącą między Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Nie modlimy się do trzech, 76 rożnych bogów, ale do Jednego w Trzech Osobach, posiadających jedyną Bożą naturę. Prawda o tym, że Bóg jest Trójjedyny została nam przekazana przez Jezusa Chrystusa. To On, jako Syn Boży, wielokrotnie przedstawiał swoją relację wobec Boga Ojca. Ukazywał ją słowami: „Ja i Ojciec jesteśmy jedno” (J 10, 30). Wyrażał ją również w praktyce osobistej modlitwy, która była szczerą rozmową z „Ojcem, który jest w niebie”. Po wniebowstąpieniu Chrystus obdarzył nas darem Ducha Świętego, który jest miłością Ojca i Syna. „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19) każdy z nas został przyjął sakrament chrztu świętego i został wszczepiony w Kościół święty. Prawda dotycząca Trójcy Świętej jest tajemnicą, której nie można zgłębić przy pomocy własnego rozumu. Odkrywamy jej sensowność, ilekroć przyjmujemy Objawienie Boże, które zostało wyrażone w Jezusie Chrystusie. Oświeceni przez Syna Bożego możemy odnaleźć ślady Trójcy Świętej w Starym Testamencie oraz w pięknie całego stworzenia (np. Rdz 1, 2; 18, 2; 2 Sm 23, 2). Pierwszą Osobą Trójcy Świętej jest Bóg Ojciec. Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że czcimy Boga jako Ojca dlatego, że jest On Stwórcą, który z wielką miłością troszczy się o wszystkie stworzenia. Termin „Ojciec” był odnoszony do Pana Boga już w religiach przedchrześcijańskich. Takim samym zwrotem ludzie posługiwali się również w starożytnym Izraelu (Pwt 32, 6; Ml 2, 10). Dla podkreślenia opieki, jaką Bóg sprawował nad 77 Narodem Wybranym, dostrzegano w Nim także matkę, która ani na chwilę nie zapomina o swoim niemowlęciu (Iz 66, 13). Obraz Ojca i matki podkreślał autorytet Boga, Jego wsparcie udzielane całemu ludowi oraz gotowość do udzielania nieustannej pomocy. Nowy Testament jeszcze bardziej przybliża nam obraz Boga Ojca. To w nim Jezus Chrystus zachęca nas, abyśmy zwracali się do Boga słowami „Ojcze nasz”. Drugą Osobą Boską, którą przywołujemy podczas czynienia znaku krzyża, jest Jezus Chrystus. Syn Boży podkreślał prawdę o swoim pochodzeniu w następujący sposób: „Wy nazywacie Mnie Nauczycielem i Panem - i słusznie mówicie, bo Nim jestem” (J 13, 13). Gdy zachęcał do tego, aby zwracano się do Niego za pomocą boskiego tytułu „Pan”, wywoływał konsternację. Podobnie działo się wtedy, kiedy odpuszczał ludzkie grzechy. Jezus objawiał swoje Bóstwo także poprzez dokonywane cuda i znaki. Doświadczając ludzkiego odrzucenia, najpełniej wyraził prawdę o swoim Bóstwie w tajemnicy Zmartwychwstania. Dzięki temu, że powstał z martwych Jego uczniowie poznali, kim On jest, uwierzyli w Jego moc i obrali Go za Pana swego życia (por. KKK 243-260). Trzecią Osobą Trójcy Świętej, która ma taką samą Boską naturę jak Ojciec i Syn, jest Duch Święty, dany Kościołowi w Dniu Pięćdziesiątnicy. Gdy odkrywamy w sobie obecność Bożą, mamy do czynienia z Jego działaniem. Bóg posłał „do serc naszych Ducha Syna Swego” (Ga 4, 6). Każdy może odnaleźć w Nim głęboką radość, wewnętrzny pokój i 78 wolność. W Duchu Świętym, którego otrzymujemy podczas chrztu świętego i sakramentu bierzmowania, możemy Boga nazywać Ojcem (por. KKK 243-248, 263-264). Po wyjaśnieniu prawdy o Trójcy Przenajświętszej, Katechizm Kościoła Katolickiego wskazuje, że Bóg jest wszechmocny. „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37). Może On wszystko uczynić. To On stworzył świat z niczego, jest Jego Panem i czuwa nad nim w swojej Opatrzności. Ciągłą tajemnicą, której nigdy nie zgłębimy, pozostaje to, w jaki sposób Pan Bóg okazuje swoją wszechmoc. Kiedy człowiek, doświadczając jakiejś trudnej sytuacji, stawia pytanie o to, gdzie był wtedy Bóg, On odpowiada ustami proroka Izajasza: „Moje myśli nie są waszymi myślami, a wasze drogi nie są moimi drogami” (55, 8). Wszechmoc Boga wyraża się także w tych momentach życia, w których ludzie już na nią nie czekają (por. KKK 268-278). Jak często dostrzegamy w Bogu naszego najlepszego Ojca? Czy nasza relacja z Jezusem Chrystusem zmierza do tego, aby coraz lepiej poznawać Pana Boga? Jak często przyzywamy pomocy Ducha Święty, który jest Trzecią Osobą Trójcy Świętej? Czy wierzymy w to, że dla Boga wszystko jest możliwe? Zakończmy dzisiejsze rozważanie słowami Siergieja Kurdakowa, który po wielu latach szukania Boga namacalnie doświadczył Jego wszechmocy i potęgi: „Kiedy podniosłem jedną z broszur, które wrzucaliśmy w ogień, zauważyłem, że był to ręcznie napisany XI rozdział Ewangelii św. Łukasza. […] 79 Przeczytałem kilka słów. Było to coś jakby modlitwa lub coś podobnego. […] Jezus przemawiał i uczył kogoś, jak trzeba się modlić. Bardzo mnie to zaciekawiło i czytałem dalej. […] Nieoczekiwanie, te słowa z kartki, weszły do mego serca. […] Moja niezdolność rozumienia, która przesłaniała mi oczy jak opaska, zniknęła i słowa te głęboko we mnie przenikały. Zdawało mi się, jakby ze mną w pokoju był ktoś, kto wyjaśnia mi ich sens. Przeczytałem je kilkakrotnie, potem usiadłem […] i zawołałem: „A więc to w takie rzeczy wierzyła Natasza! […] Zdania wypowiedziane przez Jezusa, towarzyszyły mi w nadchodzących dniach i tygodniach. Choć bardzo się starałem, nie potrafiłem się od nich uwolnić. […] Zrozumiałem, że życie, które wiodłem do tej pory nie było takie, jakiego bym chciał. Z całego serca wierzyłem w komunizm, i oddałem się mu bez zastrzeżeń. Mordowanie wierzących nie było tym, o czym marzyłem od dzieciństwa. […] Po trzech godzinach modlitwy poczułem, że otrzymałem jakąś przedziwną pomoc. Bóg spełnił moje pragnienie. Moje serce zaczęło szukać tych samych wartości, w które posiadali wierni należący do prześladowanego Kościoła. Zapragnąłem wiary w Tego, Komu całkowicie zaufała Natasza” (A. Comastri, Gdzie jest..., s. 118-110). 80 Ks. Wojciech Bolanowski – Krosno-Polanka STWÓRCA III niedziela zwykła - 22 stycznia 2012 KKK, nr 279-324 Święty Augustyn – człowiek wielkiej pasji i wiary, niezwykłej inteligencji, niedościgniony w trosce duszpasterskiej, wielki święty i doktor Kościoła, znany choćby ze słyszenia – także tym, którym chrześcijaństwo jest dalekie, urodził się w Tagaście 13 listopada 354 roku. Jego ojciec był patrycjuszem, poganinem, zaś matką była Monika, gorliwa chrześcijanka, kobieta energiczna, dziś czczona jako święta. Młody Augustyn, obdarzony niezwykłą inteligencją, otrzymał staranne wykształcenie. Jezus Chrystus był dla niego zawsze kimś fascynującym. On sam pisał, że zawsze kochał Jezusa, lecz mimo to był coraz dalej od wiary Kościoła i od praktyk kościelnych. Będąc w Kartaginie Augustyn przeczytał „Hortensjusza”, dzieło Cycerona. Po latach wyznał, że lektura tego dzieła zmieniła jego uczucia do tego stopnia, że marności nabrały w jego oczach wszystkie ambicje tego świata. Jego serce zaczęło tęsknić do nieśmiertelności jaką daje mądrość. Augustyn dobrze wiedział, że bez znajomości Jezusa nie da się poznać prawdy, a w fascynującej go książce imienia Jezus nie znalazł. Natychmiast więc sięgnął po Pismo Święte. I tu doznał rozczarowania, gdyż sama treść Pisma Świętego wydawała mu się niezadawalająca. Mimo to nie chciał żyć bez Boga, stąd szukał religii, która 81 byłaby właściwą odpowiedzią na jego poszukiwanie prawdy oraz życia w bliskości Jezusa. W ten sposób znalazł się u manichejczyków, którzy uważali, że światem rządzą dwa pierwiastki: dobro i zło. Stanie się manichejczykiem dawało mu możliwość robienia szybkiej kariery i życia z kobietą. Ta kobieta urodziła mu syna Adeodata, który był mu bardzo drogi. Z czasem wiara manichejczyków, stawała się coraz większym rozczarowaniem, gdyż i oni nie umieli odpowiedzieć na jego wątpliwości. Następnie Augustyn wyjechał do Rzymu i Mediolanu. W Mediolanie treść przemówień głoszonych przez biskupa Ambrożego coraz bardziej trafiała do jego serca. Augustyn zrozumiał, że cały Stary Testament jest drogą ku Jezusowi Chrystusowi. Ponownie więc powrócił do lektury Biblii, a szczególnie listów Pawłowych. W wieku trzydziestu dwóch lat Augustyn przyjął chrzest z rąk Ambrożego, w mediolańskiej katedrze, 24 kwietnia 387 roku, w Wigilię Paschalną. Odtąd poświęcał czas na modlitwę, studium i głoszenie słowa. Pragnął tylko służyć prawdzie. Augustyn rozumiał nawrócenie jako przejście od życia opartego na własnych siłach do życia opartego na łasce Boga. Prawdziwe nawrócenie jest przekroczeniem bariery możliwości człowieka i wejściem w świat możliwości samego Boga. Pytania o Boga i człowieka, a także poszukiwanie religii, która dałaby odpowiedź na nurtujące człowieka pytania zauważamy również w naszych czasach. 82 Dzisiejsza liturgia słowa ukazuje proroka Jonasza wzywającego wielkie miasto Niniwę do nawrócenia i pokuty. Jego głos został przyjęty przez pogańskich mieszkańców, którzy ogłosili czas pokuty. Prorok początkowo nie chciał głosić tego orędzia poganom, gdyż uważał, że miłosierdzie Boga jest zarezerwowane wyłącznie dla Izraelitów i poganie nie powinni z niego korzystać. W Ewangelii według św. Marka usłyszeliśmy słowa Jezusa wzywające do nawrócenia i uwierzenia w Ewangelię. Te słowa stanowią syntezę Jezusowego nauczania. Wielu ochrzczonych nawrócenie sprowadza do spowiedzi. Tymczasem prawdziwe nawrócenie powinno odcisnąć swe piętno na całym naszym życiu, tak jak odcisnęło piętno na życiu św. Augustyna. Aby to się dokonało człowiek musi poznać prawdę o Bogu. Z pomocą przychodzi nam Katechizm Kościoła Katolickiego. Poszukując prawdy o Bogu i odpowiedzi na najgłębsze pytania należy pochylić się nad księgą Pisma Świętego. Ono ukazuje nam Boga , który jest Stwórcą. Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Tymi uroczystymi słowami rozpoczyna się Pismo Święte. Natomiast w symbolu wiary, w każdą niedzielę i w uroczystości kościelne wyznajemy Boga Ojca wszechmogącego, który jest Stworzycielem nieba i ziemi. Stworzenie jest początkiem historii zbawienia, osiągającej punkt kulminacyjny w Chrystusie. Natomiast całe dzieło zbawcze dokonane przez Jezusa Chrystusa objawia ostateczną prawdę o stworzeniu. Tę prawdę dzięki przepowiadaniu 83 Ambrożego odkrył Augustyn na drodze swojego nawrócenia. Katecheza o stworzeniu ma fundamentalne znaczenie dla życia ludzkiego i chrześcijańskiego. Odpowiada ona na podstawowe pytania ludzi wszystkich wieków. Pytania dotyczące naszego pochodzenia, jak i ostatecznego celu naszego życia. Nad zagadnieniem początków świata i człowieka pochyla się również nauka. To ona dostarcza nam danych dotyczących wieku wszechświata, czy powstawania różnych form życia, w tym życia ludzkiego. Ludzie wierzący w Chrystusa od samego początku zmagali się z różnymi wizjami początków świata i jego pochodzenia. Wymienić należy choćby pogańskie mitologie opowiadające o powstaniu świata i o bogach. Niektórzy filozofowie utrzymywali, że wszystko jest Bogiem, że świat jest Bogiem (panteizm). Inni uznawali istnienie dwóch wiecznych zasad, Dobra i Zła, Światła i Ciemności nieustannie walczących ze sobą. Przez pewien czas wyznawcą takiej koncepcji świata był św. Augustyn. Wyznawcy gnozy stwierdzali, że świat jest zły i należałoby go odrzucić lub oderwać się od niego. Wszystko to świadczy, że człowiek od początku swojego istnienia starał się rozwiązać problem początków wszechświata. Należy zaznaczyć, że rozum ludzki jest zdolny do znalezienia odpowiedzi na pytanie o początki świata. Jednak to poznanie często jest zniekształcone przez błąd. Dlatego z pomocą przychodzi wiara, by oświecić rozum w poprawnym poznaniu tej prawdy. Prawda o stworzeniu jest tak ważna dla życia ludzkiego, że 84 Bóg zechciał ludziom objawić to wszystko co należy wiedzieć na ten temat. Prawda o stworzeniu ukazuje miłość wszechmogącego Boga. Ta prawda jest umieszczona w księgach prorockich, w psalmach i w refleksji mądrościowej. Jednak najważniejsze miejsce wśród wszystkich wypowiedzi Pisma świętego na temat stworzenia, zajmują trzy pierwsze rozdziały z Księgi Rodzaju. Już pierwsze słowa zapisane w Księdze Rodzaju ukazują Boga jako Stwórcę, dzięki któremu wszystko istnieje. Św. Jan w swojej Ewangelii pisze, że Bóg stworzył wszystko przez swojego Syna. Wiara Kościoła przyjmuje także stwórcze działanie Ducha Świętego, nazywając Go Ożywicielem i Duchem Stworzycielem. Jedynym powodem, dla którego Bóg stworzył świat, jest Jego miłość i dobroć. Wierzymy, że Bóg stworzył świat według swojej mądrości. Świat nie powstał w wyniku ślepego przeznaczenia czy przypadku. Psalmista wychwala Boga za to, że wszystko mądrze stworzył. Bóg stworzył świat z niczego i nie potrzebował niczyjej pomocy. W świecie panuje porządek. Cały świat został przeznaczony i ofiarowany dla człowieka. Po stworzeniu Bóg nie pozostawił stworzenia samemu sobie. W każdej chwili podtrzymuje je w istnieniu, pozwala mu działać i prowadzi je do celu. Autor Księgi Mądrości nazywa Boga miłośnikiem życia. Widzi w Bogu Stwórcę, który miłuje wszystko co stworzył. Bożą Opatrznością nazywamy zrządzenia, przez które Bóg prowadzi swoje stworzenia do ostatecznej doskonałości. Jezus domaga się dziecięcego 85 zawierzenia Opatrzności Ojca niebieskiego, który troszczy się o najmniejsze potrzeby swoich dzieci. Bóg daje stworzeniom zdolność samodzielnego działania. Szczególne miejsce w tym działaniu zajmuje człowiek, który z postanowienia Bożego ma czynić sobie ziemię poddaną. Podziwiając Boga, który stworzył świat uporządkowany i dobry, należy postawić pytanie o istnienie zła. Na to pytanie nie ma łatwych odpowiedzi. Odpowiedzi na to pytanie udziela całość wiary chrześcijańskiej. Tak więc aniołowie i ludzie, stworzenia rozumne i wolne, muszą zdążać do swego ostatecznego celu przez wolny wybór, a przede wszystkim przez miłość. Mogą więc błądzić. Bóg chociaż nie jest przyczyną zła moralnego, dopuszcza je, ponieważ szanuje wolność stworzeń i w sposób tajemniczy potrafi wyprowadzić z niego dobro. Doskonale wiedzieli o tym święci, a wśród nich św. Augustyn, św. Katarzyna ze Sieny, czy św. Tomasz More, który przed swoim męczeństwem napisał do córki: „Nic nie może się zdarzyć, jeśli nie chciałby tego Bóg. A wszystko, czego On chce, chociaż mogłoby wydawać się nam najgorsze, jest dla nas najlepsze” Dlatego wierzymy mocno, że Bóg jest Władcą świata i historii, a drogi Jego Opatrzności są dla nas często nie znane. Dopiero w niebie w pełni poznamy drogi, którymi Bóg prowadził swoje stworzenie, nawet przez dramat zła i grzechu. Katechizm Kościoła Katolickiego ucząc nas o Bogu Stworzycielu nieba i ziemi, chce nas zachęcić do osobistej lektury trzech pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju. O Opatrzności Bożej pamiętajmy 86 każdego dnia. Modląc się słowami Składu Apostolskiego, czy wyznając wiarę w niedziele i uroczystości kościelne uwielbiajmy Boga za dzieło stworzenia. Podziwiając wszechświat uczmy się pokornego skłonienia głowy przed Stwórcą. Pamiętajmy o dziękczynieniu Bogu za Jego miłosierne i pełne dobroci prowadzenie dziejów świata i ludzkości. Dziękujmy osobistą modlitwą, że możemy odwoływać się do Bożej wszechmocy. Bóg jest celem całej historii ludzkości. Jeśli żyjemy w bliskości Boga, zło nie jest dla nas groźne, ponieważ albo Bóg nas osłania tak, by nas zło nie zraniło, albo udziela nam sił, byśmy odnieśli zwycięstwo w godzinach bolesnych doświadczeń. Pamiętajmy także o wynagradzaniu Bogu za tych ludzi, którzy odrzucają Boga Stworzyciela i widzą istnienie świata i człowieka jako tylko naturalny proces. Sami zaś ufajmy mocno Bogu, że losy świata i ludzkości są w Jego ręku. 87 Ks. Mirosław Grendus – Krosno GDY GROZI EPIDEMIA ZŁA... IV niedziela zwykła – 29 stycznia 2012 KKK, nr 325-354 I. Po pierwsze nie wpadać w panikę! Jeszcze niedawno wydawało się, że ludzie nie lubią chwalić się skłonnościami do zła. Popularność powiedzenia: „Co złego, to nie ja!” – tylko to potwierdzała. A kogo opanowało jakieś diabelstwo starannie to ukrywał, przebierając się w anielskie szaty wzoru cnót i odsyłając „czarta” do krainy bajek dla dzieci. Doczekaliśmy jednak czasów, kiedy nietrudno spotkać ludzi dumnych ze swoich związków z demonicznym biznesem. Są wybierani na celebrytów w popularnych programach rozrywkowych, a ich gorszące opinie i przekonania urosły do rangi problemów, nad którymi debatuje parlament! Sytuacja jest już groźna. Być może mamy do czynienia z epidemią… Sytuacja nie jest łatwa, ale dużo gorsze byłoby poddanie się emocjom, wpadanie w panikę i sidła strachu przed wszechobecnym złem. Wszędzie widzielibyśmy tylko zło i każdego chcielibyśmy podejrzewać o wpieranie diabelskich projektów. Kto wie, czy takie wkręcanie w spiralę nieufności, pesymizmu i beznadziei nie jest dziś najgroźniejszą pułapką? Wpadając w nią moglibyśmy nie dostrzec, że żyjemy w świecie, który ze swojej natury (czyli z zamysłu Stwórcy) jest dobry! 88 Dzisiejsza Ewangelia przedstawia zdarzenie z życia Pana Jezusa, kiedy w synagodze w Kafarnaum nie pozwolił się zaskoczyć opętanemu człowiekowi. To zdarzenie z początków Jego publicznych wystąpień. Z pewnością był przejęty. A pojawienie się kogoś, kto brutalnie próbował wyprowadzić Jezusa z równowagi i przeszkadzać było niemałą próbą. Jezus wykorzystał okazję, by pokazać, jak panować nad trudną sytuacją. Nie udawał więc, że nie ma problemu. Nie spanikował, narzekając na niedobre czasy, w których nie ma poszanowania dla świętych miejsc i zgromadzeń. Ani nawet nie moralizował, dopytując, w jaki sposób opętany doprowadził siebie do takiego stanu... On ratował człowieka i zadziałał więc natychmiast i zdecydowanie! Uzdrawiał źródło chorej sytuacji, bez emocjonalnego roztrząsania kwestii abstrakcyjnego zła. Pan Jezus wiedział, że opętanie to choroba ducha, a nie ostateczny wyrok. Biednemu człowiekowi, opanowanemu przez Ducha Nieczystego, należało pomóc doświadczyć, że dla niego również jest Dobra Nowina! Także on został stworzony z Miłości Boga, na Jego obraz i podobieństwo. Choć piękno człowieczeństwa zostało przysłonięte grzechem, to Jezusowa terapia pozwoliła, by opętany grzechem człowiek powrócił do pełnego piękna stanu Dziecka Bożego! Podporządkowanie demona władzy Pana Jezusa to znak, że rozpoczęło się dzieło Odkupienia. W bożych zamysłach jest ono kontynuacją i wydoskonalaniem dzieła Stworzenia. Odkupienie 89 wprowadza w stan krytyczny zło wciąż obecne w świecie stworzonym. Jezusa nie roztrząsa szczegółów, ale działa i „stwarza” dobro! Dlatego Jego Słowa wprawiają ludzi w zachwyt. Nie pouczają, ale uzdalniają człowieka, aby na nowo mógł doświadczyć dobra! II. …Uwierzyć w stworzone z miłości świat: niebo i ziemię Dzieła Odkupienia nie sposób pojąć bez odwołania się do dzieła Stworzenia. Prawda wiary o stworzeniu nieba i ziemi oraz jej podstawowe skutki zostały przedstawione w kolejnym fragmencie Katechizmu Kościoła Katolickiego, którym inspirujemy się w naszej diecezji w ramach tzw. kazań katechizmowych. Katechizm, oczywiście, nie jest podręcznikiem nauk przyrodniczych. Nie wyjaśnia więc, jak powstawał świat. Jego treścią są bowiem prawdy wiary, które pozwalają nam odkryć zarysy zamysłu Stwórcy. Szczególnie ważne jest tutaj zorientowanie się, czego od nas oczekuje nasz Stwórca. Pogłębiona świadomość początków relacji między stworzeniami pozwala na wyobrażenie sobie świata w wieczności, kiedy Szatan zostanie już ostatecznie pokonany. Stwórca wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych: aniołów, świata widzialnego i na końcu człowieka – nie ograniczył się do samego aktu powołania wszystkich bytów do istnienia. On sprawił, że wszelkie te stworzenia są współzależne. Katechizm podkreśla, że ta wzajemna zależność 90 bytów jest chciana przez Pana Boga: „Słońce i księżyc, cedr i mały kwiatek, orzeł i wróbel: niezmierna rozmaitość i różnorodność stworzeń oznacza, że żadne nie wystarcza sobie. Istnieją tylko we wzajemnej zależności od siebie, uzupełniając się i służąc jedne drugim”. Stało się to możliwe, gdyż Stwórca zadbał, aby wszystko i wszyscy, którzy istnieją otrzymali „własną dobroć i doskonałość, własne prawa i własne miejsce we wszechświecie”. Człowiek jest szczytem Stworzenia, gdyż został stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Jego wzajemne relacje z innymi stworzeniami służą stopniowemu i nieustannemu doskonaleniu świata według Bożego zamysłu. Wszystkie stworzenia odzwierciedlają, każde na swój sposób, jakiś promień nieskończonej mądrości i dobroci Boga. Z tego powodu człowiek powinien uszanować dobroć wszystkich stworzeń, pamiętając, że ich nieuporządkowane wykorzystywanie oznacza lekceważenie Stwórcy, powodując coraz bardziej zgubne skutki dla ludzi i środowiska naturalnego. Porządek i harmonia świata służy zachowaniu bogatej różnorodności stworzeń przy jednoczesnym pogłębianiu ich wzajemnych związków. To z takiego porządku relacji różnorodnych stworzeń wynika piękno wszechświata, które człowiek stopniowo odkrywa jako prawa natury. Piękno stworzenia bez wątpienia stanowi odbicie nieskończonego piękna samego Stwórcy. Niezwykłej urodzie dzieła stworzenia jest poświęcony piękny poemat o pierwszych siedmiu dniach stworzenia, którym rozpoczyna się cała 91 Biblia. Katechizm zwraca uwagę, że gdy „siódmy dzień” kończy pierwsze stworzenie, to dzień „Ósmy” rozpoczyna już nowe, jeszcze większe stworzenie, nazywane dziełem Odkupienia. Bierze ono początek w nowym stworzeniu w Chrystusie, „w którym wszystko odnajduje swój najpełniejszy sens i wypełnienie”. Zdarza się, że na co dzień nie dostrzegamy piękna świata. Zostaje przysłonięte brzydotą ludzkich grzechów, skutkami zarażenia śmiertelnym wirusem zła, które objawia się w różnorodnych formach nienawiści, wojen, rywalizacji o władzę, wykorzystywania słabszych przez elity, marginalizowania całych środowisk, czy degradacji środowiska naturalnego… Naszą skłonność do pesymizmu karmią także współczesne opętania… III. …I być prorokami wypełniania się Bożych Obietnic Dlatego wierzący w Chrystusa starają się, jak najmocniej włączać w realizację dzieła nowego Stworzenia, czyli w misję Odkupienia, widząc w niej rodzaj bożej terapii, zdolnej leczyć cały świat z wszelkich epidemii grzechu, zła i śmierci. W każdej terapii istotne jest określenia idealnego stanu zdrowia, który można osiągnąć. Służą temu prorockie doświadczenia, które przekonują, że może być inaczej niż obecnie. Wszelkie oznaki wrogiej rywalizacji i zwalczania się jednych stworzeń przez drugie mogą być pokonane ofiarną troską o wspólnotowe relacje, co pozwoli 92 zachować ich różnorodność, a jednocześnie będzie tworzyć okazję do odkrywania, że wszystkie stworzenia nawzajem się potrzebują. Otwarciem na taki ideał harmonijnych relacji między stworzeniami może być wycieczka w góry, aby zachwycić się pięknem krajobrazu, albo wieczorny spacer po plaży, aby zostać ogarniętym kosmiczną harmonią rozgwieżdżonego nieba… Albo wystarczy przekartkować Katechizm, przypominając sobie, że piękno świata stworzonego to prezent podarowany przez zakochanego w nas Stwórcę. Stąd tylko krok, aby naśladować Stwórcę przez wykorzystywanie naszych twórczych pomysłów. Przykładem tego jest inicjatywa pewnych rodziców, którzy na popularnym forum internetowym zwrócili się do użytkowników, żeby pomogli im pocieszyć ich małą córkę. Bardzo przeżywała wykrycie u swojego kolegi z przedszkola bardzo groźnej choroby. Rodzice ci opublikowali zdjęcie, przedstawiające obejmujących się przedszkolaków, którzy smutno patrzyli w stronę szarej miejskiej ulicy. Dołączyli prośbę, żeby internauci użyli swojej kreatywności, aby tak zmienić tło tego zdjęcia, żeby wywołało to uśmiech nadziei u dotkniętych trudnym doświadczeniem dzieci. W odpowiedzi nadeszło wiele fotomontaży, przedstawiające te dzieci w bajkowych kontekstach popularnych legend lub najpiękniejszych krajobrazów ziemi. Największe wrażenie robiło zaś zdjęcie zatytułowane „80 lat później!”. Przedstawia ono parę staruszków siedzących na ławeczce w muzeum przed zdjęciem obejmujących się przedszkolaków. Idealna perspektywa przyszłości ma ogromną siłę budzenia nadziei. 93 Podobnie idealny obraz świata widzialnego i niewidzialnego, jakim go stworzył Pan Bóg, dla nas jest zaproszeniem do życia w raju, który możemy osiągnąć pomimo zła, naszych słabości i grzechu. Od nas zależy, czy zaproszenie potraktujemy na serio. Ks. Waldemar Janiga – Przemyśl O WIELKOŚCI CZŁOWIEKA VI niedziela zwykła - 12 lutego 2012 KKK, nr 355-384 I. Kim jest człowiek? Czym jest człowiek? Jaki jest człowiek? Skąd się wziął i dokąd zmierza? Kim jestem ja, człowiek? Czy jestem tylko materią, czy tylko duchem, czy też jednym i drugim? Czy o mojej wielkości i godności świadczą takie cechy jak uroda, zdolności, sława, zamożność itp., czy raczej to, że jestem istotą rozumną, wolną i zdolną do miłości? Te pytania są pozornie bardzo proste, ale w rzeczywistości należą do najtrudniejszych, jakie stawiano od początków ludzkości. Pytania te wyrażają głęboką potrzebę zrozumienia samego siebie. Człowiek zawsze interesował się sobą, swoim życiem, sensem, przeznaczeniem, swoim miejscem w świecie i stosunkiem do innych ludzi. Po wiekach wielorakich dociekań pozostaje prawdą, że człowiek jest tajemnicą, istotą w większym stopniu nieznaną aniżeli wyjaśnioną. 94 Sięgnijmy do literatury. W pięknej i mądrej powieści Skrzywdzeni i poniżeni F. Dostojewski ukazuje dramat ludzkich serc, które zostały skrzywdzone i poniżone, w których toczy się prawdziwa walka o przebaczenie. Tak charakteryzuje jednego z bohaterów: „Starzec przygarbiony, o trupiej twarzy, tak bladej, że przykro było na niego patrzeć. Wielkie, lecz przygaszone oczy, zawsze patrzyły prosto. Nikt z nim nie rozmawiał. W cukierni do której chodził, nigdy nic nie zamawiał. Godzinami siedział na krześle, trwając w bezruchu. Nigdy nie wziął do ręki gazety, nie wypowiedział ani jednego słowa, nie wydał żadnego dźwięku. Patrzył tylko przed siebie tak martwym spojrzeniem, iż można było się założyć, że nic nie widzi z tego, co go otacza”. Skąd taka postawa? Dowiadujemy się, że wiele lat temu jego córka wyjechała z młodym człowiekiem, straciła pieniądze, które należały do niego. Mężczyzna zostawił ją z dzieckiem. W nędzy wróciła do rodzinnego miasta. Ojciec jej jednak nie przyjął, nie przebaczył – wyklął. Powiedzielibyśmy – miał powód. Umierała w piwnicy. W ostatnich godzinach raz jeszcze wysłała swoje dziecko do ojca z prośbą o przebaczenie. Wtedy coś drgnęło w tym starym człowieku. Wybiegł z domu. Szybko, jak nigdy, przemierzył miasto. Gdy wchodził do piwnicy, która była ostatnim mieszkaniem córki, było już ciemno. Jego serce wypełniało przebaczenie, ale córka już nie żyła. W późniejszym życiu nigdy nie mógł odzyskać pokoju serca i zmarł samotnie w półobłędzie. Jakże 95 jednak ważne jest to, że córka prosiła usilnie o przebaczenie, a ojciec przebaczył. To jest wielkość człowieka i tajemnica człowieka. Bóg daje łaskę, walczy o serce każdego z nas. II. Dlatego dzisiejsza liturgia słowa przypomina nam, że dla Pana Boga każdy człowiek jest ważny. Pan Jezus uzdrawiał chorych na odległość, a jednak trędowatemu nie tylko, że pozwolił zbliżyć się do siebie, to jeszcze pochyla się nad nim i dotyka go. Jakże wymowna to postawa Jezusa: dotyka kogoś całkiem odseparowanego, zarażonego, zainfekowanego, nieczystego. Uwalnia go od upokarzającego cierpienia - uzdrawia. Tak, dla Niego każdy człowiek jest ważny, każdy godzien miłości i szacunku. III. Dlaczego? Z pomocą w odpowiedzi na to pytanie przychodzi Katechizm, który przypomina słowa z Księgi Rodzaju: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i kobietę” (Rdz 1,27). W zamyśle Bożym człowiek jest nie tylko ciałem, ale jest duszą i ciałem. Z woli Bożej rodzice dają to, co jest potrzebne do utworzenia ciała, natomiast Bóg za każdym razem stwarza duszę i łączy ją w chwili poczęcia z ciałem. Dusza ludzka jest więc bezpośrednio stworzona przez Boga i nie jest „produktem” rodziców (KKK 366 – 368, 382). Dusza jest tym, co czyni każdego z nas człowiekiem, to zasada duchowa życia. Jest tym, co w człowieku najbardziej wewnętrzne. Człowiek, mając duszę, jest osobą, może powiedzieć „Ja”, ma godność osoby: nie jest tylko czymś, ale kimś. Na tym 96 polega jego wielkość. Wszystkie inne stworzenia są czymś: słońce, ziemia, rośliny, zwierzęta, pies, kot, sarna, bakteria. To jest to coś, tylko człowiek, to jest ktoś. Tak, to jest ktoś zdolny do refleksji i miłości „zdolny poznawać siebie, panować nad sobą, w sposób dobrowolny dawać siebie oraz tworzyć wspólnotę z innymi osobami; przez łaskę jest powołany do przymierza ze swoim Stwórcą, do dania Mu odpowiedzi wiary i miłości, jakiej nikt inny nie może za niego dać” (KKK 357). W tym przejawia się jego wolność, która jest w człowieku „wzniosłym znakiem obrazu Boga” (KKK 1705). Ciało natomiast „uczestniczy w godności obrazu Bożego; jest ono ciałem ludzkim właśnie dlatego, że jest ożywiane przez duszę”. Cała osoba ludzka jest przeznaczona do tego, by „stać się świątynią Ducha Świętego” (por. KKK 364). To ludzkie ciało przyjął Chrystus w tajemnicy Wcielenia, to ludzkie ciało wzięło udział w tajemnicy Odkupienia. Dlatego człowiek, troszcząc się o swoją duszę, winien uważać także ciało, stworzone przez Boga i przeznaczone do zmartwychwstania, za dobre i godne szacunku (KDK 140). Trzeba dodać, że Kościół nie odrzuca możliwości ewolucji dotyczącej ludzkiego ciała. Stale jednak naucza, „że jeśli nawet przyjmujemy ewentualność pochodzenia człowieka co do ciała od innych stworzeń materialnego wszechświata, przede wszystkim od istot zwierzęcych - to stworzenie duszy nieśmiertelnej, które decyduje o naszym człowieczeństwie, jest zawsze dziełem Boga Stwórcy. 97 Nie może materia wyłonić z siebie ducha” (Jan Paweł II, Katecheza 16 z kwietnia 1986 r.). Zdolność człowieka do miłości wyraża się przede wszystkim w otwarciu się na inne osoby. To zaś zostało przez Boga uwzględnione w ukształtowaniu ludzkiego ciała do tego stopnia, że stworzył On człowieka jako istotę dwupłciową – jako mężczyznę i kobietę. I to nadaje niepowtarzalny rys ludzkiej osobie. „Bycie mężczyzną i bycie kobietą jest rzeczywistością dobrą i chcianą przez Boga: mężczyzna i kobieta mają nieutracalną godność, która pochodzi wprost od Boga, ich Stwórcy (...) W swoim byciu mężczyzną i byciu kobietą odzwierciedlają oni mądrość i dobroć Stwórcy” (KKK 369). Bóg zaś nie jest mężczyzną i nie jest kobietą, przedstawia się jednak jako ojciec (Łk 6,36) i jako matka (Iz 66,13). W miłości i wspólnocie małżeńskiej, w której mężczyzna i kobieta stają się „jednym ciałem” (Rdz 2,24), ludzie mogą zobaczyć coś z tego szczęścia zjednoczenia z Bogiem, w którym każdy człowiek znajdzie ostateczną pełnię (por. Youcat 64). I ostatnia prawda, której tak boleśnie doświadczyli przywołani bohaterowie Dostojewskiego, człowiek cierpi i umiera. Otóż Pan Bóg nie chciał, aby ludzie cierpieli i umierali. W pierwotnym zamyśle Boga przeznaczeniem człowieka był raj czyli życie na zawsze w harmonii i w pokoju między Bogiem, ludźmi i ich środowiskiem, między mężczyzną i kobietą. Ponieważ wkradł się grzech, Adam i Ewa musieli opuścić raj, a codzienność człowieka wyznacza od tego momentu 98 trud pracy, cierpienie, umieranie i pokusa grzechu (por. Youcat 66). IV. Rozważając o pięknie człowieczeństwa, o wielkości człowieka, o jego sercu, o godności, ale i o słabości, wciąż musimy oglądać się na Jezusa Chrystusa jako Kogoś wyjątkowego, ponieważ ukazuje nam nie tylko prawdziwą istotę Boga, ale i prawdziwy ideał człowieka. Bez Niego nie jesteśmy w stanie zrozumieć człowieka, pojąć jego wielkości, ani zrozumieć samych siebie. Tylko w Chrystusie znajduje swoje wyjaśnienie tęsknota za miłością, przebaczeniem, prawym życiem… To dzięki Chrystusowi człowiek tęskni za Bogiem. Taka jest natura człowiecza. Wcześniej czy później przychodzi taki moment w życiu, że za Bogiem się zatęskni. Ta tęsknota jest bliska komuś, kto na co dzień prowadzi Boże życie, uczciwe, prawe, ale ta tęsknota rodzi się także w sercu grzesznika, człowieka, który pokomplikował swoje życie. Dlaczego? Na to pytanie znajdujemy genialną odpowiedź u św. Augustyna, który w najbardziej znanym dziele Wyznania napisał: „Stworzyłeś nas dla siebie Boże. I niespokojne jest serce człowiecze dopóki nie spocznie w Tobie”. Spoczynek w Panu utrudnił i utrudnia grzech. Stąd: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął ale miał życie wieczne”. Dla ratowania duszy ludzkiej Jezus oddaje życie na krzyżu. Jakże więc cenna jest moja dusza – dusza nieśmiertelna. 99 Jeżeli Bóg dla ratowania duszy ludzkiej posyła swojego Syna tzn., że musi istnieć życie wieczne. Dlatego warto zatęsknić za czystością duszy, za miłością, za godnością, za pięknym człowieczeństwem, za wrażliwością, za przyzwoitością, za skromnością, za prawdą… Więcej! Trzeba iść pod prąd w świecie, który sprowadza człowieka do przedmiotu. Świat, w którym żyjemy (świat w znaczeniu biblijnym), nie lubi tego, kto ośmieli się być inny niż przeciętny ogół. Kto jest przytulony do Krzyża i odważy się przerosnąć tłum swoim sercem, ideałami, kto zechce płynąć pod prąd powszechnej łatwizny (zwłaszcza w liberalnie nastawionych mediach), tego świat wyklnie tak, jak kiedyś wyklął Chrystusa i Go ukrzyżował. Ale jedno jest pewne, pewne dla maleńkiego dziecka, które zaczyna coś rozumieć; dla młodego, który marzy o pięknym, szczęśliwym życiu i dla każdego w sile wieku i u schyłku swego życia; jedno jest pewne w perspektywie wieczności: warto iść pod prąd, pod prąd tego świata, który nas nienawidzi. Nienawidzi za to, że ukazujemy ideał człowieka ewangelicznego, że zabiegamy o ochronę życia, że bronimy nierozerwalności małżeństwa, czystości przedmałżeńskiej. Darzy nas nienawiścią za sprzeciw wobec zabijania starych ludzi, nienarodzonych dzieci, za dezaprobatę wobec pornografii i zachowań homoseksualnych. Za to, że naruszamy struktury grzechu i nie pozwalamy okradać przyzwoitych ludzi z godności czy z niewielkiego grosza, który mają. Świat takich nienawidzi, ale trzeba iść pod prąd. 100 Zapytajmy siebie: Czy wiem, że jestem obrazem Boga stworzonym na Jego podobieństwo? Co to dla mnie znaczy? Czy cenię swoją duszę tak, jak ceni ją Bóg? Czy staram się, aby to, co robię było dobre, prawdziwe, piękne i przepełnione miłością, bo tak czyni Bóg - mój Ojciec i Stwórca? Czy pielęgnuję i rozwijam swoje człowieczeństwo poprzez naśladowanie Chrystusa? . 101 Ks. Roman Froń – Jaćmierz „UZDRÓW MNIE, PANIE, BO BARDZO ZGRZESZYŁEM” VII niedziela zwykła – 19 lutego 2012 KKK, nr 385-421 I. Przynosić innych do Jezusa Wśród różnych rodzajów modlitwy istnieje modlitwa wstawiennicza. Powstają takie wspólnoty wierzących, prowadzących pogłębione życie duchowe, których zadaniem jest pomoc osobom potrzebującym spotkać się z Panem Jezusem. O taką pomoc zwracają się zniewoleni, zaplątani w grzechy, uzależnieni, chorzy. Modlitwa za daną osobę może przynieść jej ogromną korzyść. Piotr, lat 42, pisze na jednym z portali internetowych o swoim nawróceniu. Przez wiele lat grzesznego życia, sukcesywnego łamania przykazań Dekalogu, gdzie grzech generował następny grzech, zawsze bardzo łatwo sam się usprawiedliwiał. Grzeszył i wmawiał sobie, że Bóg wybaczy, że przecież Jego miłosierdzie, miłość jest tak wielka, że nawet nie trzeba się specjalnie starać. Wszystko to rozgrywało się na przestrzeni około piętnastu lat. Jego życie zdominował alkohol. Najpierw okazyjnie na różnych spotkaniach, potem praktycznie w życiu codziennym pod byle pretekstem. Kiedy pił lub popijał wszystko stawało się prostsze, łatwiejsze, lepiej przyswajalne i osiągalne. Od Boga odszedł zupełnie. Wyznaje: „Przez całe moje życie nie 102 pamiętam, żebym w ręku trzymał Różaniec i się modlił”. Nawrócenie zaczęło się od zaproszenia żony do wspólnej modlitwy z synem. Czynił z wielką niechęcią, ale z biegiem czasu Duch Święty przełamał zatwardziałe serce. Pod koniec swego świadectwa pisze: „Dziękuję mojej kochanej żonie za ponad dziesięć lat modlitwy za mnie”. To ona przynosiła męża do Jezusa w czasie Mszy św. i modlitwy. W Ewangelii znajdujemy liczne przykłady wstawiania się jednych za drugimi u Pana Jezusa, zakończone cudami. Wokół Jezusa zawsze są ludzie – ci, którzy Go słuchają; ci, którzy Go próbują skompromitować; ci, którzy szukają pomocy w swoich problemach: chorzy, opętani, szukający sensu życia. Wielu przynosi z sobą cudze problemy i sprawy. W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy o tych, którzy przynieśli na noszach sparaliżowanego człowieka przed Jezusa. Paralityk był nieszczęśliwy, jednak miał dobrych przyjaciół, którzy nie bacząc na wiele trudności, umożliwili mu spotkanie z Panem Jezusem. Nie zniechęcili się. Dobrze mieć obok siebie takich przyjaciół. Prawdziwy przyjaciel pomaga spotkać się z Bogiem, prowadzi do Niego. „Wiara ma tak wielką siłę, iż nie tylko ten, kto wierzy, osiąga zbawienie, ale przez wiarę jednych zbawiają się drudzy” (św. Cyryl Jerozolimski †386). Ze spotkania z Chrystusem skorzystał nieszczęśliwy, chory człowiek. Odzyskał zdrowie ciała i duszy. Zawsze spotkanie z Panem przynosi korzyść. Gdyby paralityk się zniechęcił, pozostał w domu, nie dotarł na to niezwykłe spotkanie, 103 ominęłoby go coś najpiękniejszego. Zapewne paralityk miał nadzieję, iż Jezus go uzdrowi. To, co go spotkało, przeszło najśmielsze jego oczekiwania. Jezus daje więcej niż się spodziewamy. Jezus uzdrawiał najpierw duszę, a potem ciało paralityka. Każda choroba jest bolesna i przykra, ale najgorszą chorobą jest grzech. Z tej choroby wyleczyć może nas tylko Chrystus. Klemens Aleksandryjski (†212) pisze, że „On jest lekarzem leczącym wszystkie choroby ludzkości”. Wtedy przychodzi radość życia. Tak naprawdę jest tylko jeden powód smutku – grzech. Św. Jan Bosko – jak mówią o nim: „zawsze radosny” – kiedy któryś z jego wychowanków miał smutną minę, prosił go na rozmowę i albo kierował do spowiedzi, albo pomagał rozwiązywać problem. Nie warto się smucić, gdy się ma czyste serce i jest się blisko Boga. Tylko grzech jest prawdziwym powodem do smutku i tylko z pomocą Pana można go pokonać. II. Od tego zaczęło się wszystko, co złe Wszystko zaczęło się u początku historii człowieka. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo oraz obdarował swoją przyjaźnią. Ustanowił także pewną nieprzekraczalną granicę, którą człowiek powinien uznać i z ufnością uszanować. Symbolicznie przedstawia to Biblia w obrazie drzewa „poznania dobra i zła”, z którego jeść owoców Bóg zabronił. Człowiek stworzony przez Boga w stanie sprawiedliwości uległ diabelskiej pokusie. Nadużył swej wolności, przekroczył jej 104 granicę, przeciwstawił się Bogu. Dał przez to wyraz swej nieufności wobec dobroci Stwórcy. Postawił siebie na Jego miejscu. Chciał „być jak Bóg”. Próba wolności doprowadziła do klęski i dramatu człowieka, który powtarza się w każdym grzechu. Pismo święte pokazuje dramatyczne konsekwencje tego pierwszego nieposłuszeństwa. Pierwsi ludzie tracą łaskę pierwotnej świętości, boją się Boga, którego fałszywy obraz sobie utworzyli jako zazdrosnego o swe przywileje. Zniszczona została pierwotna harmonia między duszą a ciałem, między mężczyzną a kobietą. W historię ludzkości weszła śmierć. Po pierwszym grzechu prawdziwa „inwazja” grzechu zalewa świat: bratobójstwo popełnione przez Kaina na Ablu, powszechne zepsucie ludzi (Sodoma i Gomora), spory i waśnie (wieża Babel). Grzech wszedł na świat, dotknął i zranił ludzką naturę. Odtąd wszyscy ludzie są uwikłani w grzech Adama, który nazywamy grzechem pierworodnym. Stwierdza to św. Paweł: „Przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami” (Rz 5, 19). W jaki sposób grzech Adama stał się grzechem wszystkich jego potomków? Cały rodzaj ludzki jest w Adamie „jak jedno ciało jednego człowieka”. Właśnie ta jedność rodzaju ludzkiego sprawia, że wszyscy ludzie są uwikłani w grzech Adama, jak wszyscy są objęci sprawiedliwością Chrystusa. Pierwszy człowiek otrzymał świętość i sprawiedliwość pierwotną nie dla siebie samego, ale dla całej natury ludzkiej. Dlatego utrata tego stanu dotyka także całej ludzkości. 105 Grzech będzie przekazywany całej ludzkości przez zrodzenie, to znaczy przez przekazywanie natury ludzkiej pozbawionej pierwotnej świętości i sprawiedliwości. Dlatego grzech pierworodny jest nazywany „grzechem” w sposób analogiczny; jest grzechem „zaciągniętym”, a nie „popełnionym”, jest stanem, a nie aktem. Nie jest winą osobistą. Za św. Pawłem Kościół zawsze nauczał, że ogromna niedola, która przytłacza ludzi, oraz ich skłonność do zła i podleganie śmierci nie są zrozumiałe bez ich związku z grzechem Adama i faktem, że on przekazał nam grzech, z którego skutkami rodzimy się wszyscy i który jest „śmiercią duszy”. Ze względu na tę pewność wiary Kościół udziela chrztu na odpuszczenie grzechów nawet małym dzieciom, które nie popełniły grzechu osobistego. III. Skutki grzechu Adama Nieuwzględnianie tego, że człowiek ma naturę zranioną, skłonną do zła, jest powodem wielkich błędów w dziedzinie wychowania, polityki, działalności społecznej i obyczajów. Przykładem niech będzie lansowana idea wychowania bez stresu. Zakłada ona, że człowiek jest dobry i wystarczy, że nie będzie się mu przeszkadzać w rozwoju stosując niepotrzebne zakazy i nakazy. Wystarczy, że da się wychowankowi wolność, a on spontanicznie rozwinie swój potencjał. W przeciwnym razie dojść może do zaburzeń w jego osobowości. Rygory wychowawcze są więc odpowiedzialne za zło w dziecku. Należy więc 106 zabronić jakiegokolwiek zabraniania – „zabrania się zabraniać”. To przecież utopia wychowawcza nie licząca się z realiami, ze skłonną do zła naturą ludzką. Żyjemy w grzesznym świecie, w którym kumulują się skutki grzechu pierworodnego i skutki wszystkich innych grzechów. Człowiek doświadcza skłonności do grzechu czyli pożądliwości. Dlatego życie człowieka jest walką, ciężką walką z własnym grzechem. Grzech rodzi się w naszym wnętrzu i nie ma nikogo, kto mógłby powiedzieć, że jest bez grzechu. Drzewo cytryny rodzi zawsze kwaśne owoce, a nie słodkie, ponieważ ma korzenie cytryny, a nie pomarańczy; nie może wydawać innych owoców. Podobnie i my mając korzenie serca w grzechu, wydajemy owoce grzechu: złość, lenistwo, gniew. Potrzebujemy, aby ktoś przemienił nasze serce. Grzech jest niczym nasz cień, zawsze przy nas. Kiedyś dwóch mężczyzn, o których nie można było powiedzieć, że są trzeźwi, wieczorem wsiadło do łódki i wzięli się do wiosłowania. Jednak ranek ukazał im smutną prawdę, cały ich wysiłek poszedł na marne, ponieważ łódka była liną przywiązana do brzegu. Człowiek zraniony grzechem pierworodnym jest przywiązany liną grzechu, która sprawia, że nie może sam siebie zbawić. Koniecznością jest przerwanie liny grzechu. IV. Zbawienie w Chrystusie 107 Nauka o grzechu pierworodnym jest w pewnym sensie „odwrotną stroną” Dobrej Nowiny, że Jezus jest Zbawicielem wszystkich ludzi, że wszyscy potrzebują zbawienia i że zbawienie jest ofiarowane wszystkim dzięki Chrystusowi. Św. Paweł przeciwstawia powszechności grzechu i śmierci powszechność zbawienia w Chrystusie: „Jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego (Chrystusa) sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie dające życie” (Rz 5,18). Po swoim upadku człowiek nie został opuszczony przez Boga. Bóg zapowiedział mu tajemnicze zwycięstwo nad złem oraz podniesienie go z upadku. Św. Paweł pisze: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Bóg dopuszcza zło, aby wyprowadzić z niego jeszcze większe dobro. V. Jezus bliski grzesznikowi W Jezusie grzesznik otrzymuje szansę wyzwolenia się z grzechu i przynoszenia dobrych owoców. Nasz Pan jest delikatny wobec grzesznika. Czy zawsze? Potrafił być groźny dla tych, którzy innym zamykali drogę do Boga i którzy żyli w zatwardziałości swoich grzechów. W ostrych słowach zwracał się do faryzeuszów. Są tacy ludzie, którzy chcą zaimponować swoją bezgrzesznością i ciągle im się to nie udaje. Smucą się nie z powodu zranienia Boga, Jego miłości, ale dlatego, że im się kolejny raz nie udało. 108 Widać w takiej postawie przejawy pychy. Naszą szansą jest miłosierdzie Boże, kochające Serce Jezusa, otwarte dla grzeszników. Jak bardzo powinniśmy się cieszyć ze spotkania z Chrystusem przebaczającym. Jezus obiecał nam na chrzcie św., że będziemy zbawieni. Czyż nie dziwi to, iż pasterz szuka jednej zagubionej owieczki?! Podejmuje ryzyko, bo mu zależy na dobru zagubionego. Przez św. s. Faustynę zachęca nas do ufności. Posłuchajmy: „Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma” (Dz 1578); „Prędzej niebo i ziemia obróciłyby się w nicość, aniżeli by duszę ufającą nie ogarnęło miłosierdzie Moje” (Dz. 1777). Kończąc, wróćmy myślą do dzisiejszej pięknej Ewangelii. Poznaliśmy współczucie przyjaciół paralityka, chęć pomocy choremu i współczucie Jezusa. My też doznaliśmy miłości od niejednego człowieka. Czyjeś współczucie i pomoc postawiły nas na nogi. Odpłacajmy za nie - pomagajmy innym w potrzebie. Nade wszystko zaś ufajmy Jezusowi, przecież On ma moc podnieść człowieka z największego paraliżu duchowego. 109 Ks. Jan Smoła – Przysietnica BUDOWA DUCHOWEJ ŚWIĄTYNI BĄDŹ SKAZANIE SIEBIE NA BEZDOMNOŚĆ III niedziela Wielkiego Postu – 11 marca 2012 KKK, nr 422 - 455 Ernst Wiechert napisał kiedyś piękne opowiadanie Der verlorene Stern (Zagubiona gwiazda). Niemiecki żołnierz powraca z rosyjskiej niewoli. Cieszy się, że znów jest w domu. Ale w swoim domu nie potrafi się odnaleźć, co prawda stara się podejmować codzienne czynności życiowe, nie pogrąża się w marazmie, ale nie daje mu to żadnego zadowolenia. Szuka pomocy u swojej babci i oboje odkrywają, że w ich domu zagubiła się gdzieś "gwiazda" - że już nie mieszka w nim tajemnica. Życie stało się powierzchowne. Autor twierdzi, że tam, gdzie gwiazda tęsknoty wypadła z naszego serca, nie możemy się już czuć jak w domu. Domownikiem można być tylko tam, gdzie mieszka tajemnica. Dzisiejsza liturgia słowa poucza nas, że człowiek dokąd żyje na tej ziemi, może zamieszkiwać w dwóch rodzajach domów bądź być bezdomny. I. Dom niewoli Pierwsze czytanie ukazuje nam dom niewoli, w ziemi egipskiej. Jest on gdzieś w oddali, poza nami, gdyż wywiódł nas z niego, Pan, nasz Bóg, co dobitnie oddaje przeczytany dziś tekst: „Ja jestem Pan, twój Bóg, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, 110 z domu niewoli” (Wj 20, 1). Człowiek przychodzi na ten świat z grzechem pierworodnym i pierwszym miejscem jego duchowego zamieszkania jest dom niewoli. Starotestamentalna Księga Wyjścia pokazuje nam obraz Boga, który pochyla się nad człowiekiem, zabiera go z domu niewoli, wyprowadza, wyzwala, ale nie zostawia samemu sobie, gdyż Bóg nie chce, aby człowiek stał się bezdomnym, lecz pragnie go wprowadzić do ziemi obiecanej (zob. Wj 3, 7-8). Starotestamentalna zapowiedź w pełni dokonuje się w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, który wyprowadził człowieka z duchowej niewoli grzechu, a po doczesnej wędrówce pragnie ofiarować mu dom wiecznie trwały w niebie (zob. 2 Kor 5, 1). Bóg zaprasza człowieka do współudziału w budowie takiego domu w czasie jego ziemskich dni. Jeżeli człowiek nie podejmie takiego trudu skazuje siebie na bezdomność. II. Bezdomność Dzisiaj wiele mówi się o tzw. zjawisku bezdomności, podaje się statystyki, poszukuje się dróg rozwiązania tego problemu, wreszcie podejmuje się próby opisania tego zjawiska. Bezdomność występuje również na płaszczyźnie życia duchowego człowieka. Człowiek ochrzczony, który nie podejmuje trudu budowania domu, owej świątyni, gdzie pragnie zamieszkać Bóg jest bezdomnym. Zdarza się, że owa bezdomność zakorzeniona jest w jakiejś rodzinie od kilku pokoleń. Taki człowiek nie będzie postrzegał 111 rodziny jako domu, może dlatego w 2009 r. aż 72 tys. par małżeńskich zdecydowało się na rozerwanie swojego związku, co stanowi 1/3 zawieranych małżeństw. Parafia dla takiego człowieka jest traktowana tylko jak instytucja, a nie dom, Kościół zaś kojarzy się takiemu człowiekowi z tradycją przodków, ostoją patriotyzmu, bądź aparatem ucisku. Bezdomność na płaszczyźnie Kościoła zatacza coraz szersze kręgi. Ciekawy jest jednak biblijny obraz człowieka bezdomnego w sensie duchowym. Obraz ten odnajdziemy w Księdze proroka Aggeusza, który pełnił swoją misję ok. 520 r. p. n. Chr. Bóg wyprowadził swój lud z domu niewoli (niewola babilońska) i zlecił mu zadanie odbudowania zniszczonej w 586 r., przez Babilończyków świątyni Jerozolimskiej. Zarówno Szeszbassar (Ez 5,13-16), jak i Zorobabel oraz arcykapłan Jozue nie potrafili przekonać Ludu Bożego do tego dzieła (Ag 1, 1-2). Wówczas Bóg powołał proroka Aggeusza i zlecił mu misję przekonywania ludu. Tak na marginesie należy dodać, że proces przekonywania kogoś do podjęcia jakichś dzieł duchowych nazywamy w Kościele dziełem ewangelizacji, wszelkie zaś działania podjęte w celu kształtowania naszego życia duchowego nazywamy dziełem formacji. Prorok w swojej Księdze ukazuje obraz człowieka bezdomnego duchowo, który koncentruje się tylko na sprawach doczesności, na sprawach tego świata, nie ma czasu na sprawy duchowe, zawsze uważa, że jeszcze nie nadszedł taki czas dla niego. Taki człowiek jest bardzo aktywny, w różnych dziedzinach, ale plon 112 swoich działań ma lichy; nastawiony jest na przyjmowanie, coraz to nowych doznań, wiedzy, najnowszej technologii, ale nigdy nie jest nasycony, więc jest wiecznie niezadowolony; ciągle próbuje zaspokoić swoje pragnienia, ale im bardziej się stara, tym więcej pragnie; stara się być gorący w miłości, mądrości, relacjach z innymi, w wierze, ale efektem tych starań jest letniość, którą pogardza Jezus (Ap 3, 15-16). Pracuje taki człowiek, aby jak najwięcej zarobić, ale odkłada do dziurawego mieszka. Po każdym swoim przedsięwzięciu spodziewa się wiele, ale ma mało. Nawet „to mało”, gdy przyniesie do domu gdzieś się rozłazi (Ag 1, 2-11), a wszystko to dlatego że dom Boga w naszym sercu jest w ruinie. Każda spowiedź, sakrament pojednania sprawia, że Bóg wyprowadza nas z domu niewoli, dzięki odkupieńczemu dziełu Jezusa, ale jest również wezwaniem do dzieła odbudowy zniszczonej świątyni Boga w nas (1 Kor 3, 16-17; 6, 16-17). Jeżeli nie podejmiemy takiego dzieła czeka nas straszny koniec, o czym przekonuje nas Jezus: „Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem” (Mt 12, 4345). Aby tego uniknąć należy rozpocząć budowę 113 domu według planu Boga, co zostało objawione w czytaniach mszalnych. 114 III. Dom Ojca W dzisiejszej Ewangelii widzimy Jezusa, który przybywa do świątyni w Jerozolimie, nazywając ją domem Ojca. Ks. prof. Staniek twierdzi, że najdoskonalsze objawienie Boga jest ujęte w słowie Ojciec, zatem dom Ojca jest tożsamy z domem Boga w niebie. Jezus widząc, że tzw. religijni ludzie zrobili z domu Jego Ojca targowisko, zapałał świętą gorliwością i wypędził ich ze świątyni. W czasie rozmowy z Żydami Jezus przekonuje, że o wiele ważniejszy od zewnętrznej świątyni budowanej z kamieni jest dom duchowy, świątynia ciała, miejsce obecności Boga w człowieku. Św. Paweł wyrazi tę myśl bardzo dosadnie: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3, 16-17). Zatem mamy budować dom w swoim wnętrzu, co pięknie wyraził bł. Jan Paweł II w homilii, w czasie poświęcenia kościoła św. Maksymiliana w Mistrzejowicach, przypominając słowa ks. Piotra Skargi: Ci, którzy Panu Bogu kościoły widome budują - pierwej kościół serdeczny w sobie zbudowali. Zatem z chwilą wyprowadzenia człowieka z domu niewoli, co dokonuje się w czasie chrztu świętego, powinien on rozpocząć budowę domu według planu Boga. Od czego zacząć? Od fundamentu. Ja jestem Pan, twój Bóg, oto fundament. Bóg jest moim Panem, co pięknie tłumaczy Katechizm: „W greckim tłumaczeniu ksiąg Starego Testamentu niewypowiedziane imię, pod 115 którym Bóg objawił się Mojżeszowi (Por. Wj 3,14.: JHWH, zostało oddane przez Kyrios (Pan). Pan staje się od tej chwili powszechnym imieniem określającym Boskość Boga Izraela. Nowy Testament posługuje się tytułem "Pan" w sensie ścisłym, tak w odniesieniu do Ojca, jak również, co jest nowością, w odniesieniu do Jezusa, uznanego w ten sposób za samego Boga” (Por. 1 Kor 2, 8; KKK 446). Katechizm podaje praktyczny wymiar budowania na Chrystusie, jako Panu, który wyzwala nas od grzechu. Jeżeli Bóg staje się moim Panem, wówczas przyjmuję zasady budowania, które zostały nam dane w Dekalogu, czyli dziesięciu słowach, z czego trzy regulują moje odniesienie do Boga, pozostałe odniesienie do drugiego człowieka. Dekalog Jezus streścił w przykazaniu miłości: „Będziesz miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (KKK 2196). Jest to prawo przymierza między Bogiem a człowiekiem, które przyjmuję w całości, nie mogę traktować go wybiórczo. Ktoś może mówić: pierwsze przykazanie zachowuję, ale czwartego nie, siódme akceptuję, ale dziewiąte się mi nie podoba. Tak nie można! Dlaczego jest to takie ważne, aby Dekalog przyjmować w całości? Psalmista Pański odpowiada na to pytanie: „Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości. Jego słuszne nakazy radują serce, jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy” (Ps 19, 8-9). Przestrzeganie Bożych Przykazań jest 116 pokarmem dla duszy, daje mi siłę, mądrość, radość serca i światło. To wszystko jest niezbędne w przypadku jakiejkolwiek budowy. Im mniej zasad Dekalogu w moim życiu tym mniej siły, mądrości, radości serca, światła. W dzisiejszym drugim czytaniu św. Paweł pokazuje nam drogi dojścia do miejsca budowy domu: dla jednych jest to droga mądrości, inni z kolei pragną iść drogą znaków, szczególnie tych nadzwyczajnych, spektakularnych jak dar języków, uzdrawiania, prorokowania, wypędzania złych duchów, słowo poznania. Św. Paweł zaleca jednak drogę krzyża: „my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego” (1 Kor 1, 22), który jest „Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 24). Na tej drodze odnajdę zarówno moc, jak i mądrość. Jezus w dzisiejszej Ewangelii odkrywa przed nami największe zagrożenie przy budowie domu według planu Pana. Jest nim handlarz, czyli człowiek, który dla własnej korzyści potrafi sprzedać wszystko i wszystkich. Kiedy dzisiaj ktoś pyta, gdzie się podziały Postulaty Solidarności, to odpowiedź jest jedna – zostały sprzedane przez handlarzy, dla własnej korzyści; dlaczego nie znamy prawdy o katastrofie smoleńskiej, gdyż ktoś chciał ugrać na tym własny interes; dlaczego wartości ewangeliczne nie pociągają współczesnego człowieka, ponieważ handlarze dla własnych korzyści zamienili je na świecidełka, które same w sobie nie mają wartości, a młody człowiek szybko się zorientuje, że świecidełko to zwykłe badziewie. Pan Jezus zaleca antidotum na handlarzy, biorąc bicz ze sznurków i przepędzając ich ze świątyni Pana (J 2, 15). Taką kurację może 117 zastosować lekarz z autorytetem. Jezus posiada autorytet, co Katechizm oddaje w następujących słowach: „W czasie całego życia publicznego Jezusa znaki Jego panowania nad naturą, nad chorobami, nad demonami, nad śmiercią i grzechem, ukazywały Jego Boską najwyższą władzę” (KKK 447). Jaki człowiek podejmie się budowy domu? Ewangelista odpowiada: „Gorliwość o dom Twój pochłonie mnie” (J 2, 17) Zatem tylko człowiek gorliwy, czyli gorący w wierze, całkowicie owładnięty ową gorliwością podejmie się budowy świątyni swojego ciała (J 2, 21). Jezus wielce sobie ceni takich ludzi i zachęca, abyśmy dołączyli do ich grona. 118 Ks. Włodzimierz Wołyniec - Wrocław CZY JEZUS CHRYSTUS MIAŁ NAPRAWDĘ LUDZKIE CIAŁO? IV niedziela Wielkiego Postu - 18 marca 2012 KKK, nr 456-483 Pytanie o ludzkie ciało Jezusa Chrystusa nie jest pytaniem czysto teoretycznym. Chociaż wielkie dysputy teologiczne na ten temat przeszły już do historii, każde pokolenie chrześcijan powinno zastanowić się nad problemem ludzkiego ciała Zbawiciela. Spotykamy się z nim przecież zawsze wtedy, gdy przystępujemy do komunii świętej, słysząc słowa: „Ciało Chrystusa!” i odpowiadamy „Amen”, potwierdzając tym samym - bardziej lub mniej świadomie - że On naprawdę ma ciało. I. Czym jest ciało Jezusa Chrystusa? Kiedy św. Jan w Prologu Ewangelii pisze, że „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 14), myśli on o czymś innym, niż o słowie i ciele w naszym potocznym języku. Przez „Słowo” (gr. Logos) rozumie on Boską Osobę Syna, natomiast terminem „ciało” (gr. sarks) określa rzeczywistość całego człowieka w jego ograniczoności i skończoności, zgodnie z biblijną tradycją, w której „ciało” (hebr. basar) oznacza człowieka w jego cielesno-duchowej strukturze, stając się nawet synonimem pojęcia „człowiek” (hebr. adam). Ciało, którym staje się Słowo, wskazuje na cielesno119 duchową naturę człowieka czyli na jego człowieczeństwo, które jest jednością duszy i ciała. Ewangelista wyraża zatem myśl, że Syn Boży przyjmuje ludzką naturę i staje się człowiekiem. Kościół nazywa ten fakt „Wcieleniem” (KKK 461). Idąc za nauką pierwszych Soborów powszechnych Katechizm powtarza, że Syn Boży jest prawdziwym człowiekiem, to znaczy ma ludzkie ciało i ludzką duszę. Ciało, które przyjmuje On ze Świętej Dziewicy Maryi, jest ciałem ożywionym przez rozumną duszę (KKK 464nn). II. Motyw przyjęcia ciała: zbawcza wymiana Powołując się na całą Tradycję Kościoła Katechizm umieszcza problem ciała Chrystusa w perspektywie zbawienia. Zgodnie z najstarszymi Wyznaniami Wiary, Syn Boży zstępuje z nieba i przyjmuje ludzkie ciało „dla nas i dla naszego zbawienia”. A zatem zbawienie ludzi jest podstawowym motywem wcielenia. Na czym ono polega? Można je wyrazić jako wymianę między Bogiem a człowiekiem. Katechizm przytacza kilka tekstów, ukazujących istotę tej wymiany: „Taka jest racja, dla której Słowo stało się człowiekiem, Syn Boży Synem Człowieczym: aby człowiek, jednocząc się ze Słowem i przyjmując w ten sposób synostwo Boże, stał się synem Bożym” (św. Ireneusz); „Istotnie, Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem” (św. Atanazy); „Jednorodzony Syn Boży, chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa, przyjął naszą naturę, aby stawszy się człowiekiem, 120 uczynić ludzi bogami” (św. Tomasz z Akwinu) (KKK 460). Wydarzenie zbawcze polega więc na takiej wymianie, w której Bóg staje się w Jezusie Chrystusie człowiekiem, a człowiek może uczestniczyć w życiu Boga w Trójcy, zgodnie ze słowami z Listu św. Piotra o naszym „uczestnictwie w Boskiej naturze” (2P 1, 4). Ludzkie ciało Chrystusa staje się gwarancją naszego zbawienia. Gdyby Jezus Chrystus nie miał ludzkiego ciała, nie moglibyśmy być zbawieni wraz z ciałem i duszą. III. Konsekwencje przyjęcia ciała Od chwili wcielenia Bóg istnieje w ludzkim ciele (KKK 469). Jeżeli tak, to wynikają z tego pewne konsekwencje. Idąc za myślą Katechizmu, można je ująć w dwóch punktach. 1. Możliwość pełnego poznania Boga Niewidzialny i niepojęty Bóg, który zaczyna istnieć w ludzkim ciele, daje się poznać z bliska. Można Go dotknąć, jak pisze św. Jan: „Oznajmiamy wam […] co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” (1J 1, 1). Gdyby Chrystus nie miał ciała, nie moglibyśmy bardziej i pełniej poznać Boga. Fakt objawienia się Boga w ludzkim ciele może i powinien ciągle zadziwiać. Niekiedy może nawet gorszyć. A jednak Syn Boży od momentu wcielenia wyraża życie Świętej Trójcy na sposób ludzki: myśli ludzkim umysłem, działa ludzką wolą, 121 kocha ludzkim sercem, pracuje ludzkimi rękami (KKK 470 w odniesieniu do KDK 22, 2). Jest do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu (por. Hbr 4, 15). Przyjęcie ciała przez Syna Bożego ukazuje nowy obraz Boga. Przede wszystkim poznajemy pokorną miłość Boga (KKK 458). Mówi o tym Hymn z Listu do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6-7). Oznacza to, że Syn Boży chciał żyć tak, jak my w ograniczeniach czasu i przestrzeni, w ludzkiej słabości (KKK 472). Ponadto, przyjęcie ciała pozwala Synowi Bożemu pokochać nas ludzkim sercem. Znakiem tej miłości jest Jego przebite Serce (KKK 478). 2. Możliwość tworzenia obrazów Boga Przyjęcie ciała przez Syna Bożego stwarza możliwość tworzenia i oglądania obrazu Boga w Jezusie Chrystusie. Przepowiadanie Kościoła jest nieustannym ukazywaniem tego obrazu wszystkim wierzącym, co poświadcza Apostoł Paweł, pisząc do Galatów: „O, nierozumni Galaci! Któż was urzekł, was, przed których oczami nakreślono obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego?” (Ga 3, 1). Siódmy Sobór Powszechny, który odbył się w Nicei (787) naucza, że wcielenia Syna Bożego uzasadnia w pełni możliwość pisania ikon i tworzenia obrazów Chrystusa (KKK 476). W ludzkim ciele Jezusa, w Jego indywidualnych rysach ciała ukazuje się Boska 122 Osoba Syna, której oddajemy najwyższą cześć (KKK 477). IV. Chrześcijański humanizm Papież Benedykt XVI w książce Jezus z Nazaretu zwraca uwagę na słowa z Listu do Hebrajczyków: „Przeto przychodząc na świat mówi: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało” (Hbr 10, 5). Komentując je, Papież wyjaśnia, że Jezus „Syn Człowieczy”, który przychodzi od Boga, przez przyjęcie człowieczeństwa przynosi prawdziwy humanizm (str. 276). „A naszym powołaniem jest to, aby pozwolić Mu włączyć nas w swe nowe człowieczeństwo, nowe od Boga przychodzące człowieczeństwo” (str. 277). Dzięki temu, że Jezus Chrystus ma prawdziwe ludzkie ciało, możemy uczyć się od Niego, co znaczy być człowiekiem i jak najpełniej przeżywać swoje człowieczeństwo. 123 Ks. Wacław Siwak – Przemyśl POCZĄŁ SIĘ Z DUCHA ŚWIĘTEGO, NARODZIŁ SIĘ Z MARYI PANNY V Niedziela Wielkiego Postu – 25 marca 2012 KKK, nr 484-511 Podążając drogami Wielkiego Postu powoli zbliżamy się do kulminacyjnego punktu przeżywanego okresu roku liturgicznego. Jesteśmy coraz bliżej Golgoty, a przygotowywany dla Jezusa Krzyż, coraz jaśniej widnieje na widnokręgu dziejów zbawienia, o czym mówi nam dzisiejsza liturgia słowa. Jednocześnie kursorycznie podążamy drogą prawd katechizmowych. Wedle planu mamy zająć się dzisiaj prawdami naszej wiary wyrażonymi katechizmowym tytułem artykułu: „począł się z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny” [484511]. Jak połączyć sensownie w kazaniu te dwa szczególne momenty w jedno: przeżywany czas Wielkiego Postu kierujący naszą uwagę na Chrystusowy Krzyż oraz wykład mariologiczny? Z pomocą przychodzi nam najpierw kalendarz. Tak się szczęśliwie składa, że obecna Piąta Niedziela WP wypada dokładnie 25 III. Gdyby nie Wielki Post obchodzilibyśmy dziś uroczystość Zwiastowania NMP. Więc z racji daty możemy podjąć temat maryjny. Ale w zbieżności kalendarzowej możemy znaleźć jeszcze głębsze – teologiczne uzasadnienie, opierające się na fundamentalnej prawdzie chrześcijańskiej wiary, która mówi, że Syn Boży dla 124 zbawienia ludzi stał się w pełni człowiekiem. Tajemnicę ową nazywamy Wcieleniem, które miało miejsce w momencie Zwiastowania. Bóg nie przestając być w pełni Bogiem stał się rzeczywiście jednym z nas. Przyjął naszą naturę, aby jako Bóg mógł po ludzku żyć, nauczać ludzkim językiem, wreszcie cierpieć, umrzeć i zmartwychwstać. Mówiąc innymi słowy, gdyby nie było Wcielenia, nie byłoby w konsekwencji Chrystusowego zbawczego misterium paschalnego. Jeśli misterium Wcielenia dokonało się przez macierzyńską posługę Maryi, to podjęcie maryjnego tematu w Wielkim Poście jest jak najbardziej uzasadnione. Katechizmowe brzmienie tytułu: „począł się z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny”, zawiera w sobie jakby dwa akcenty: pierwsza część kładzie nacisk na Osobę Ducha Świętego, z którego począł się wcielony Syn Boży; druga kładzie nacisk na osobę Maryi, z której On się narodził. Rozważmy treść obu prawd. I. Począł się z Ducha Świętego Katechizm poucza nas: „Duch Święty, który jest «Panem i Ożywicielem», zostaje posłany, aby uświęcić łono Maryi Dziewicy i w sposób Boski uczynić je płodnym” (KKK 485). Z tego zdania wynika, że pierwszym dziełem Ducha Świętego w misterium Wcielenia jest uświęcenie łona Maryi. Stało się to już w momencie Jej poczęcia, które było inne niż wszystkich ludzi. Wyjaśnijmy. Po grzechu pierworodnym każdy człowiek poczyna się i rodzi z 125 grzechem pierworodnym. Mówiąc innymi słowy poczyna się i rodzi w stanie braku łaski uświęcającej, której udziela dopiero chrzest [lub otrzymywana jest na innej drodze]. Maryja jako jedyna, obok Chrystusa, z racji odwiecznego przewidzenia Jej na Jego Matkę (KKK 488) i mocą przewidzianych Jego przyszłych zasług (KKK 492) poczęła się bez grzechu pierworodnego, co nazywamy Niepokalanym Poczęciem. Prawda ta ukryta w Piśmie Świętym, została ogłoszona jako dogmat wiary w 1854 r. przez Piusa IX (KKK 491). W prawdzie tej zauważamy jakby dwa aspekty, z jednej strony wolność od grzechu, zapowiedziana już w totalnej nieprzyjaźni między niewiastą a wężem w Księdze Rodzaju (Rdz 3, 15); z drugiej strony pełnia świętości, o której mówił anioł w Zwiastowaniu pozdrawiając Maryję jako pełną łaski (Łk 1, 28). To właśnie Duch Święty jest sprawcą uświęcenia Niepokalanej Maryi od pierwszej chwili Jej istnienia. Łaska Niepokalanego Poczęcia przygotowała Maryję do bycia Matką Syna Bożego (KKK 490). Dodajmy, że Maryja dzięki łasce Bożej przez całe życie pozostała również wolna od wszelkiego grzechu osobistego (KKK 493). Drugim zadaniem posłania Ducha Świętego do Maryi, było uczynienie płodnym Jej łona. Już w pierwszych Symbolach wiary Kościół wyznawał, że Jezus został poczęty jedynie przez moc Ducha Świętego w łonie Dziewicy Maryi (KKK 496). Jest to prawda wiary wprost objawiona w Piśmie Świętym. Św. Mateusz podkreśla dziewicze poczęcie sformułowaniem: „znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego” (Mt 1, 18). Podobnie opisując 126 objawienie się anioła Józefowi mówi o poczęciu, które dokonało się „z Ducha Świętego” (Mt 1, 20). Wyrażenia te, wykluczają pożycie małżeńskie w przypadku poczęcia Jezusa (KKK 497-498). W podobnym duchu interpretujemy pytanie Maryi skierowane do anioła: „jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” (Łk 1, 34). Znać męża w języku biblijnym jest idiomem pożycia małżeńskiego. Dziewica z Nazaretu otrzymuje odpowiedź. „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię” (Łk 1, 35). To mocą Ducha Świętego z jednej macierzyńskiej komórki Matki rozwinęło się ciało Jezusa. Racją dziewiczego poczęcia z Ducha Świętego, wykluczającego ojcostwo człowieka, jest podkreślenie prawdy, iż jedynym ojcem Jezusa jest Ojciec niebieski. Dziewicze poczęcie jest tym samym szczególnym znakiem Boskiego pochodzenia Syna narodzonego z Maryi. Poczęcie Chrystusa bez udziału mężczyzny wyraża również pierwszeństwo Boga w zbawczej inicjatywie. To On jest inicjatorem zbawczego wydarzenia Wcielenia. Poczęcie w Dziewicy oznacza, że Słowo Wcielone przyszło na świat w wyniku wyłącznie Bożej decyzji (KKK 502503). Chociaż w katechizmowym brzmieniu tej prawdy, akcent położony jest na Ducha Świętego, to jednak Maryja nie pozostaje bierną. Współpracuje poprzez wyrażenie swojej zgody słowami: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1, 38), które popularnie nazywamy fiat, od pierwszego słowa wspomnianej frazy w języku 127 łacińskim. Pozytywna wolna odpowiedź Maryi warunkuje Wcielenie. Była to odpowiedź wiary, dzięki której stała się Matką. Ojcowie Kościoła często podkreślają, że Maryja pierwej poczęła duchem niż ciałem: właśnie przez wiarę (KKK 494). Wraz z chwilą wypowiedzenia Jej zgody „Słowo stało się ciałem” (J 1, 14 – poczyna się Jej Syn – prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek w jednej Osobie, który za dziewięć miesięcy ujrzy w Betlejemskim żłóbku dzienne światło. Mówi nam o tym wydarzeniu druga część katechizmowego tytułu. II. Narodził się z Maryi Dziewicy Konsekwencją poczęcia i porodzenia wcielonego Syna Bożego jest przyznanie Maryi tytułu Matka Boga - gr. Theotokos. Prawdę te zdogmatyzował sobór w Efezie w 431 r., w oparciu o objawienie w Piśmie Świętym. Chociaż sam termin Matka Boga w dosłownym brzmieniu w Nowym Testamencie nie pojawia się, to jednak anioł przy Zwiastowaniu mówi, że Dziecię, które Maryja pocznie i porodzi „będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1, 35). Elżbieta nazywa Ją Matką mojego Pana (Łk 1, 43), a Pan w Biblii to Bóg. Teksty Nowego Testamentu wspominają o Maryi jako Matce Jezusa, o którym równocześnie stwierdzają, iż jest Bogiem (J 20, 28; por. 5, 18; 10, 30. 33). Maryja jest również przedstawiana jako Matka Emmanuela, tzn. Boga z nami (por. Mt 1, 22-23) [KKK 495]. 128 Termin Theotókos w dosłownym tłumaczeniu oznacza Tę, która zrodziła Boga. W takim brzmieniu może on rodzić wątpliwość, jak to jest możliwe, aby istota ludzka zrodziła Boga. Wyjaśniamy: Macierzyństwo jest relacją międzyosobową, zasadzającą się na zrodzeniu przez matkę osoby, a nie tylko istoty fizycznej. Każdy człowiek poczyna się dzięki połączeniu żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej ojca i matki, które w momencie zespolenia Bóg ożywia stworzoną indywidualnie duszą. Tak poczyna się osoba ludzka posiadająca ludzką naturę. Chociaż każda matka (wraz z ojcem) w akcie poczęcia daje dziecku „tylko” to co cielesne, a Bóg stwarza nieśmiertelną duszę, to jednak matka poczyna i rodzi całego człowieka – całą osobę. Macierzyństwo odnosi się do osoby, a nie tylko ciała. Podobnie było w poczęciu Jezusa, z wyjątkiem tego, że mocą Bożą tylko z komórki matki Bóg wyprowadził całe ciało Jezusa, które ożywił duszą; i tak utworzoną naturę ludzką zjednoczył z Osobą Słowa, które posiadało już własną naturę (Boską). Chociaż w tajemnicy Wcielenia Maryja dała tylko ciało, to jednak poczęła i zrodziła „całego Chrystusa” jako osobę – a jako że był On Osobą Boską - Synem Bożym, stąd przysługuje je tytuł Matka Boga. Tytuł ten wyraża prawdę, iż Jezus jest Bogiem i człowiekiem w jednej Osobie. Narodzenie Jezusa, podobnie jak Jego poczęcie było dziewicze. Mówiąc językiem Soboru, nie „naruszyło Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęciło” (LG 57). W czasie narodzenia Jezusa dziewicze ciało Maryi zachowało w sensie fizycznym pełnię swej 129 integralności. Dodajmy za Katechizmem, że Kościół wyznaje rzeczywiste i trwałe dziewictwo Maryi nie tylko przed i w czasie narodzenia Jezusa, ale również po Jego narodzeniu, czego wyrazem jest tytuł Maryja zawsze Dziewica (KKK 499). 130 III. Implikacje egzystencjalne Na koniec zapytajmy, co z tych prawd dla nas wynika? Myślę, że po pierwsze miejmy świadomość najwyższej godności Maryi, wynikającej z Jej Bożego Macierzyństwa, które jest najważniejszą maryjną prawdą wiary naszego Kościoła, inne pozostają doń służebne lub zeń wynikają. Poczęcie i urodzenie Jezusa Chrystusa prawdziwego Boga i człowieka w jednej Osobie – naszego Odkupiciela, rodzi w nas poczucie wdzięczności do Maryi, to Ona mówiąc językiem św. Ireneusza „będąc posłuszną, stała się przyczyną zbawienia zarówno dla siebie, jak i dla całego rodzaju ludzkiego” (KKK 494). Bez Niej nie byłoby Wcielenia, bez którego nie byłoby zbawczej śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Godność Matki Boga i Jej istotny macierzyński udział w chrystusowym dziele Odkupienia stanowi podstawowy fundament naszej maryjnej czci. Po drugie naśladujmy Ją w tajemnicy poczynania przez wiarę we własnym sercu Jezusa w celu dawania Go innym, tak jak Ona, w której począł się za sprawą Ducha Świętego i narodził się z Niej. 131 O. Stanisław Glista OFMConv – Kraków WIARA – DOTKNIĘCIE MIŁOŚCIĄ CHRYSTUSA II niedziela Wielkanocy – 15 kwietnia 2012 KKK, nr 512-570 Kard. Christoph Schönborn, arcybiskup Wiednia, podczas konferencji rozpoczynającej II Światowy Kongres Miłosierdzia Bożego w roku 2011 w Krakowie powiedział: „Zmartwychwstały Chrystus jest Chrystusem Miłosiernym! W swoich objawieniach po zmartwychwstaniu, Chrystus pokazuje głębię miłosierdzia Apostołom poprzez swoją cierpliwość, aż do śmierci, nauczanie, miłość w stosunku do ludzi takimi, jakimi są”. Jego zdaniem to nie nauczanie, to Zmartwychwstały Chrystus mówi do każdego: „oto kim jestem. Również ty możesz mnie naśladować”. „Miłosierdzie to sam Jezus! A Kościół jest zachęcany do ponownego przeżywania i obwieszczania tej zbawczej rzeczywistości”. Bł. Jan Paweł II, wypowiedział podczas kanonizacji s. Faustyny takie słowa. „Co przyniosą nam nadchodzące lata? Jaka będzie przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych sukcesów nie zabraknie niestety także doświadczeń bolesnych. Ale światło Bożego Miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu”. Dzisiaj Miłosierdzie jest czymś więcej niż 132 kiedykolwiek wcześniej – jest „wyjątkową nadzieją” dla świata. Kończy się oktawa wielkanocna – cały ten tydzień uważany jest za jeden dzień, w którym celebrujemy „święto świąt” (św. Augustyn). W tradycji chrześcijańskiej nowo ochrzczeni w Wigilię Paschalną, w tę niedzielę po raz ostatni przywdziewali białe szaty swojego nowego narodzenia. Taką białą szatą każdy z nas został przyobleczony podczas Chrztu świętego. To symbol nowego życia, ale także symbol i pragnienie przyobleczenia się w Jezusa Chrystusa – jest to program, abym stawał się podobny do Niego. W dzisiejszej Ewangelii Jezus Zmartwychwstały ukazuje się w „sali na górze”, z dala od zgiełku publicznego, przynosi Apostołom, a także każdemu z nas przesłanie radości i pokoju. Pokoju płynącego z przebaczenia i radości płynącej z wiary. Trzy razy słyszymy „Pokój wam”. Chrystus przychodzi do swoich dając im pokój i tchnie na nich Ducha Świętego, odnawia dla nich władzę i obowiązek odpuszczania grzechów. To tchnienie Jezusa jest tchnieniem życia, takim jakim Adam w raju został obdarzony przez Boga. Zaczyna się nowe życie, odrodzenie, życie które się nie kończy ale jest obietnicą wieczności. Spotkanie z Tomaszem Apostołem, uczy nas także, że do radości zmierzamy przez wiarę. Niedowierzający apostoł chciał zobaczyć, dotknąć – nie wiedział że przez takie poznanie zmysłowe, natychmiastowe – dostrzegamy tylko pozory, chwilowość, - a taka wiara szybko marnieje i umiera. 133 Dziś wielu naszych braci tak traci swoją wiarę. Tymczasem nam trzeba pragnąć widzieć niewidzialne – to nas ma prowokować do nieustannego przekraczania siebie, do wspinania się coraz wyżej i coraz dalej. Co się stało Tomaszowi podczas spotkania z Jezusem ukazującym swoje rany? Sam chciał dotknąć, zbadać a tym czasem on zostaje dotknięty miłością Jezusa, dostrzega niewidzialną Jego chwalę i wtedy wyrywa się krzyk niedowierzającego serca „Pan mój i Bóg mój” (J 20,28). Proszę Braci i Sióstr ! O to chodzi w naszej wierze! Stajemy się prawdziwie wierzącymi w dniu w którym zostaliśmy dotknięci miłością Jezusa, a której dowodem są Jego przebite ręce, nogi i bok. W chwili kiedy mogę wykrzyknąć za świętym Pawłem: On ”umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20). To ta chwila jest moim narodzeniem ku wieczności, jest chwilą kiedy mogę zacząć miłować Jezusa: ‘choć nie wiedzieliśmy Go, i wierzyć, choć nie widzimy” (por 1P 1,8). To ta chwila sprawia, że mogę, (możemy) żyć na wzór pierwszych wspólnot chrześcijańskich z Jerozolimy, w jedności braterskiej, w przebaczeniu, w dzieleniu się dobrami z innymi, pomocą, w codziennej wierności modlitwie, Eucharystii, w zachowywaniu i życiu przykazaniami Bożymi, w radości która jest znakiem wiary i moim świadectwem, że Jezus mnie umiłował. Co mówi Katechizm Kościoła Katolickiego? Tam mamy wykładnię naszej wiary ale także znajdziemy wiele odpowiedzi na nurtujące nas pytania. To tam czytamy: „Życie Chrystusa było 134 nieustannym nauczaniem: Jego milczenie, cuda, czyny, modlitwa, miłość do ludzi, szczególna troska o poniżonych i biednych, całkowite przyjęcie ofiary krzyżowej dla odkupienia ludzi, samo wreszcie Zmartwychwstanie - są urzeczywistnieniem Jego słów i wypełnieniem Objawienia” (KKK 561). Z naszego „dotykania” Jezusa, odkrywania w Nim Boga i człowieka, odkrywania miłości, jaką ma względem mnie, coś musi wynikać. Jeśli uczynię wszystko, aby ciągle upodabniać się do Niego, będę podobny do Chrystusa. Jak to robić? „Jezus w całym swoim życiu ukazuje się jako nasz wzór: jest «człowiekiem doskonałym», który zaprasza nas, abyśmy się stali Jego uczniami i szli za Nim. Przez swoje uniżenie dał nam wzór do naśladowania, przez swoją modlitwę pociąga do modlitwy, przez swoje ubóstwo wzywa do dobrowolnego przyjęcia ogołocenia i prześladowań (KKK 520). Jak to robić? Uczyć się z Jego życia, rozważać poszczególne etapy życia Jezusowego w nich odkrywać inspirację dla mojej przemiany. Praktycznie to czytać i medytować Ewangelię, rozważać tajemnice Różańca świętego, pogłębiać swoją wiarę poprzez czytanie dobrej literatury duchowej, katolickiej prasy, to także zaangażowanie w życie parafii w grupach gdzie mogę poznawać Jezusa. Warto jeszcze na chwilę wrócić do wypowiedzi kardynała wiedeńskiego podczas zeszłorocznego Kongresu Miłosierdzia Bożego w Krakowie. Uważa on, że parafie, nie będąc wspólnotami z wyboru, stanowią doskonałe miejsce do realizacji idei miłosierdzia, a co za tym idzie – są widocznym 135 znakiem miłości Bożej. „Lokalna wspólnota kościelna może dać Go światu, aby wspólnie promieniować blaskiem tego Miłosierdzia. Zatem to Miłosierdzie oraz oddanie siebie z miłosierdzia pozwalają na powstanie wspólnoty parafialnej, na jej otwarcie się i prawdziwe istnienie!” Według kardynała, miłosierdzie pozwala Kościołowi stać się tym, czym jest: wspólnotą otwartych na świat ludzi, którym ofiarowano miłosierdzie i którzy są zdolni do miłosierdzia, sakramentem i „przypowieścią” o Miłosierdziu Bożym. „Miłosierdzie należy ponownie wprowadzić w serca parafian, aby uleczyć podziały powstające często w wyniku kłótni, zazdrości i destruktywnej krytyki zdarzających się w rodzinach parafialnych” . Spotkanie z Bogiem miłosiernym staje się misją. Spotkanie z Jezusem miłosiernym zmienia serca, czyniąc z nich misjonarzy. I dodał, że właśnie miłosierdzie zachęca nas do podróży z ludźmi, którzy są z dala od Kościoła, którzy być może boją się Boga i Kościoła. Umocnieni spotkaniem z Jezusem Miłosiernym, dotknięci Jego Miłością módlmy się: „Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i świata całego”. Amen. 136 O. Dariusz Sowa OFMConv – Kalwaria Pacławska UMĘCZON, UKRZYŻOWAN, UMARŁ I POGRZEBION III niedziela Wielkanocy – 22 kwietnia 2012 KKK, nr 571-630 I. Andre Frossard – dziennikarz, pisarz, filozof – był zagorzałym ateistą. Drogę jego życia odmieniło niepozorne wydarzenie. Kiedyś, wraz ze swoim przyjacielem, wybrał się na obiad. W czasie drogi towarzysz Frossarda zatrzymał się przy jednym z kościołów i powiedział, że ma tam do załatwienia ważną sprawę. Kiedy jego pobyt się przedłużał, zniecierpliwiony Frossard postanowił go odnaleźć i wszedł do kościoła. Kiedy przekroczył próg świątyni i szukał wzrokiem przyjaciela, jego uwagę przykuł blask, bijący z Najświętszego Sakramentu, wystawionego w monstrancji. Jego wnętrze ogarnęła niezwykła moc, która zgięła jego kolana. To był moment nawrócenia. W swojej książce pt: Istnieje inny świat, wspominając tamto wydarzenie, napisał: „ Kościół jest wspólnotą; w niej obecny jest Jedyny, którego imienia nigdy więcej nie będę mógł napisać bez trwogi, że zranię Jego miłość. Stoję przed Nim jak dziecko, któremu przypadło w udziale szczęście otrzymania przebaczenia". II. Taka była droga nawrócenia Andre Frossarda - jedna z wielu. Każdy z nas ma bowiem swoją drogę, na której w sposób niepowtarzalny staje Jezus. Chce nas wybudzić z marazmu zniechęcenia, uwolnić z grzesznego życia, ukazując prawdziwy jego 137 sens, jakim jest zaakceptowanie Jego towarzystwa na drodze naszego życia. Podobnie stało się w przypadku Apostołów, zmierzających do Emaus. Uciekali oni z Jerozolimy - miejsca śmierci Jezusa. Nie mogło pomieścić im się w głowie, że ich Mistrz, Ten, który uzdrawiał, czynił cuda, nauczał z mocą, zginął tak haniebną śmiercią. A może nawet bali się o własne życie, bo przecież byli Jego uczniami. Tymczasem Zmartwychwstały Pan widzi ich serca i chce uzdrowić ten lęk, przekonać, że On wcale nie zawiódł, a historia Jego życia - z ukrzyżowaniem, śmiercią, pogrzebem i obietnicą zmartwychwstania jest tajemniczym planem Boga, który musi się wypełnić, aby wszystkim ludziom otworzyć Niebo. Jezus przyłącza się do uczniów i wyjaśnia im, że taką właśnie historię życia zaplanował Bóg Ojciec dla swojego Syna, po to, by uszczęśliwić całą ludzkość możliwością oglądania Boga na wieki. Jako chrześcijanie mamy przyjąć w posłuszeństwie wiary ziemską historię życia Jezusa. Czy i my jednak, jak Apostołowie, zmierzający do Emaus, nie powątpiewamy we wszechmoc Boga, pytając, czy Bóg nie mógł w inny, bardziej może spektakularny sposób, otworzyć nam Niebo? III. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia nam, że wydarzenia męki, śmierci i zmartwychwstania są prawdą wiary, umieszczoną w centrum Dobrej Nowiny. Wyznajemy przecież w Credo, że Jezus Chrystus był „umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion”. Chrześcijanin powinien zgłębiać historię życia 138 Jezusa, a zwłaszcza tajemnice paschalne, by lepiej zrozumieć sens Odkupienia. Jezus został skazany na śmierć krzyżową między innymi za to, że występował przeciwko Świątyni i Prawu, że podważał wiarę w Jedynego Boga, czyniąc siebie Synem Bożym. Takie były oskarżenia, a jaka była prawda? Przecież Jezus sam mówił, że nie przyszedł znieść Prawa, ale je wypełnić w sposób doskonały. Świątynię nazywał domem swego Ojca i nie chciał, by stała się targowiskiem. Domagał się wiary w siebie jako Syna Bożego, zawsze ze względu na Ojca. W Ewangeliach widać wyraźnie, że nie łatwo było udowodnić Jezusowi winę, a sam proces był niezwykle złożony. Sanhedryn, nie mając władzy, aby skazać Jezusa na śmierć, wydał Go Rzymianom pod zarzutem podżegania do buntu o charakterze politycznym. Dlatego nie można o śmierć Jezusa oskarżyć ani wszystkich ówcześnie żyjących Żydów, ani wszystkich innych, żyjących potem. Kościół poucza, że każdy człowiek poprzez swój grzech staje się w jakiś sposób sprawcą Jego śmierci. Co więcej, Kościół nie boi się przypisywać winy za śmierć Jezusa samym chrześcijanom, ponieważ Żydzi ukrzyżowali Go, nie rozpoznając w Nim Syna Bożego, chrześcijanie natomiast wiedząc, kim jest Jezus, zapierają się Go wciąż przez swoje grzechy i tym samym skazują na śmierć. Śmierć Jezusa, Syna Bożego, choć z perspektywy czysto ludzkiej jest trudna do przyjęcia, to jednak nie jest ona dziełem przypadku i wpisuje się w Boży zamysł zbawienia. Bóg dopuścił – 139 uwzględniając wolną wolę człowieka – aby oczy skazujących Jezusa na śmierć „pozostały na uwięzi”, a wszystko po to, by wypełnić zamysł zbawienia, zapowiedziany w Pismach. Ta śmierć - Jedynego Sprawiedliwego – Jezusa – była potrzebna, ponieważ tylko ona mogła wyzwolić wszystkich ludzi od śmierci wiecznej. A stało się to tylko i wyłącznie z miłości Boga Ojca, który dla ratowania upadłej w grzechu ludzkości nie wahał się ofiarować swojego Jedynego Syna. Jezus umarł za wszystkich ludzi, bez żadnego wyjątku. Każdy z nas ma możliwość wejścia do Nieba. Bóg uczynił pierwszy krok ku nam, teraz nasza kolej. Chrystus przyjął zamysł swojego Ojca z synowskim poddaniem. Ciągle powtarzał, że przychodzi pełnić wolę Ojca. Szczyt posłuszeństwa dokonał się w modlitwie w Ogrójcu, a potem na krzyżu. To jest sens i istota Jego posłannictwa – wypełnić wolę Ojca. Jezus, oddając życie na krzyżu, ukazuje swoją bezinteresowną miłość do Ojca, a także do każdego człowieka. Tę bezinteresowną miłość Jezusa ku nam przeżywamy w czasie każdej Eucharystii, która – jak mówi Katechizm - jest „pamiątką” Jego ofiary. IV. Śmierć Jezusa na krzyżu, której nie potrafili pojąć Apostołowie, uciekający z Jerozolimy, stała się zrozumiała dopiero w perspektywie Zmartwychwstania. Kiedy rozpoznali Jezusa przy łamaniu chleba, wrócili do Jerozolimy, czyli do miejsca, z którego uciekali. Kiedy pozwolimy Jezusowi przyłączyć się do nas na drodze naszego życia, to nawet tak trudne do przyjęcia prawdy, jak 140 śmierć, czy inne doświadczenia życiowe, nabierają sensu. Perspektywa wiary pozwala nam widzieć szerzej i głębiej. Często człowiek z uporem stawia tylko na swoje siły, zapominając, że jeśli Bóg nie oświeci naszego serca, nie zobaczymy całej prawdy o naszym życiu. Bł. Jan Paweł II mówił: „Człowieka nie da się zrozumieć bez Chrystusa”. Dlatego potrzeba świadomego zapraszania Jezusa do naszego życia. Dlaczego nie wołać w codziennej modlitwie: „Panie, stań na mojej drodze”, czy „Panie, wyjaśnij mi, dlaczego taka czy inna trudna sprawa dzieje się w moim życiu”. Jezus oświeci nasze serca tak, jak oświecił zamknięte na Bożą obecność serce Andre Frossarda, czy zaślepione serca uczniów, zmierzających do Emaus. 141 O. Wiesław Straub OFMConv – Lubomierz DOBRY PASTERZ, KTÓRY ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ IV niedziela Wielkanocy – 29 kwietnia 2012 KKK, nr 631-637 „Ja Jestem Dobrym Pasterzem. Dobry Pasterz daje życie swoje za owce” (J 10, 11). I. Co roku czwarta niedziela Wielkanocy jest obchodzona w Kościele Powszechnym jako niedziela Dobrego Pasterza i w tym dniu, w sposób szczególny, modlimy się o powołania do służby w Kościele. Przed naszymi oczyma Kościół stawia Chrystusa Dobrego Pasterza. Obraz pasterza, który pasie swoje owce, znany był bardzo dobrze w czasach Starego Testamentu. Jest nierozerwalnie związany z Ziemią Palestyńską i jej kulturą rolniczą. Nikomu z nas nie jest obcy widok pasterza, który podąża na czele, a owce idą za nim. Znają one doskonale swojego pasterza, dlatego nie boją się iść za nim, gdyż za obcym i nieznajomym nie będą chciały iść. Dobry pasterz jest łagodny dla swoich owiec, więc i one czują się bezpiecznie i nie boją się iść za nim. Pierwszym zadaniem pasterza to zatroskanie o owce słabe i chore. Pasterz bierze je na ręce i sam je niesie. Drugą funkcją dobrego pasterza to troska o bezpieczeństwo powierzonej sobie owczarni, poszukiwanie i znajdowanie zabłąkanych owiec. Trzecim i to najważniejszym zadaniem pasterza, zadaniem chyba najbardziej zaskakującym, to ofiarowanie swojego życia za owce. Jezus bardzo 142 często nazywał się Dobrym Pasterzem. My jesteśmy wspólnotą Ludu Bożego, czyli Kościoła, stanowimy Jego owczarnię. Zadaniem dobrego pasterza jest nauczanie i wprowadzanie w prawdę Bożego Słowa. II. Zastanówmy się, jaką odpowiedź daje nam Bóg? Czytania mszalne przeznaczone na dzisiejszą niedzielę Dobrego Pasterza mówią, że Chrystus jest kamieniem węgielnym odrzuconym przez budujących. To dzięki Chrystusowi, jak przemawiał św. Piotr do władzy świątynnej, człowiek chory został uzdrowiony. Św. Piotr wytyka Żydom, że zabili i ukrzyżowali Jezusa, lecz On trzeciego dnia zmartwychwstał. Tak, jak rozpoczynamy budowę nowego domu od położenia mocnego fundamentu, a potem budujemy dalszą konstrukcję, tak Chrystus założył swój Kościół – wspólnotę Bosko – ludzką. Zapoczątkował nowe królestwo Boże, trwałe i niezniszczalne – Kościół Święty, którego bramy piekielne nigdy nie zwyciężą. Natomiast refren psalmu responsoryjnego mówi, że kamień wzgardzony stał się fundamentem, to znaczy, że Jezus Chrystus stał się początkiem Królestwa Bożego. Błogosławiony, czyli szczęśliwy jest ten człowiek, który w każdej okoliczności życia ucieka się do Boga i nie pokłada ufności w ludziach, którzy tak często potrafią okazać się zawodnymi i niesłownymi. Jedynie Bóg jest zawsze wierny, niezawodny i prawdomówny. Bóg nazywa nas swoimi dziećmi i dlatego darzy nas swoją ogromna miłością. Dla swoich dzieci jest Dobrym Pasterzem, który z dobrocią i łagodnością, czujnością i bezinteresownością troszczy się o swoje dzieci. Jezusowa troska obejmuje 143 także tych, którzy jeszcze nie należą do kościoła. Pragnie ich wszystkich do siebie przyprowadzić i zgromadzić w jednym Kościele. III. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że Jezus Chrystus zstąpił do piekieł, aby wyprowadzić z nich zmarłych, którzy przed Jego zmartwychwstaniem przebywali w krainie zmarłych. Jezus doświadczył lęku śmierci i jak każdy człowiek odczuwał trwogę przed śmiercią. Jako Dobry Pasterz, zatroskany o zbawienie umarłych, zstąpił do otchłani jako Zbawiciel, by tam ogłosić Dobrą Nowinę duszom zmarłych, które tam przebywały. Chrystus zstępując do piekieł, wywiódł zmarłych sprawiedliwych, którzy czekali Wyzwoliciela na łonie Abrahama. Jezus nie poszedł do piekieł wyzwolić dusze potępionych, lecz sprawiedliwych, którzy Go poprzedzili. W bardzo wymowny sposób ukazuje te prawdę starożytna homilia paschalna na Wielką Sobotę: (…) „Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, byś pozostawał spętany w otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych”. Zstąpienie Jezusa do piekieł oznacza więc, że On naprawdę umarł i przez swoją śmierć zwyciężył śmierć, piekło i szatana, „który dzierżył władzę nad śmiercią”. Tak więc jak Chrystus zmartwychwstał trzeciego dnia, tak i my wszyscy razem z Nim zmartwychwstaniemy do życia wiecznego w chwale nieba. IV. Bracia i Siostry! Czy każdy z nas w swoim życiu odkrył już prawdę tych słów, że Jezus Chrystus jest Dobrym Pasterzem i troszczy się o nas? Czy odkryliśmy, że Bóg dla każdego z nas jest 144 nieskończenie dobry i kochany? Czy wszyscy odkryliśmy, że Jezus Chrystus, Dobry Pasterz kocha mnie nawet wtedy, gdy zejdę na manowce zła i grzechu, oddalając się od jego Kościoła? A wtedy On sam, pozostawia dobre owce i podąża, aby mnie ratować. Jezus przez swoje sługi – kapłanów, przedłuża swoje działanie jako Dobry Pasterz i tak będzie czynił aż do końca świata. Postawmy sobie pytanie – kto jest moim pasterzem i czyjego głosu słucham? Za kim podążam w życiu? Za Chrystusem, Dobrym Pasterzem, czy za fałszywymi i złymi pasterzami? Prośmy więc Chrystusa Dobrego Pasterza, byśmy zawsze szli za Jego głosem, zdążając wytrwale do nieba. W te dzisiejszą czwartą Niedzielę Wielkanocną, jako Niedzielę Dobrego Pasterza, prośmy Jezusa o nowe, liczne, gorliwe i święte powołania do służby Bożej w Kościele. On sam nam nakazuje to nieustannie czynić:” proście Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje” (Mt 9, 38). 145 O. Piotr Dąbek OFMConv – Zielona Góra TRZECIEGO DNIA ZMARTWYCHWSTAŁ VI niedziela Wielkanocy – 13 maja 2012 KKK, nr 638-658 „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13) Miłość, wśród wielu znaczeń, to przede wszystkim postawa życiowa; nierzadko poświęcenie, ofiara. Obserwujemy to w naszej codzienności. Matka, często wstająca w nocy do swojego dziecka, niemowlęcia. Ojciec, poszukujący z wytrwałością swoją córkę, która uciekła z domu. Kierowca, nadrabiający drogi, by podwieźć nieznajomego autostopowicza. Młody człowiek, który ustępuje staruszce w autobusie miejsce siedzące. Żebrak przepuszczający innego bezdomnego, stojącego w kolejce po gorącą zupę. Wiele drobnych gestów miłości czynimy na co dzień. Warto je zauważać i podtrzymywać. Ktoś powie: „ciężkie czasy, to nie realne”. Wydaje się, że w jakiejkolwiek przestrzeni czasowej byśmy nie żyli, to niektórzy z nas będą w koło powtarzali: „ciężkie czasy”. Nawet kiedy Jezus chodził po tej ziemi, to przecież Jemu samemu też nie było wcale łatwo. A jednak pozostawił nam wzór szczęśliwego, błogosławionego życia, skoncentrowanego na ostatecznym celu, jakim jest zmartwychwstanie. Dzisiaj słowa Chrystusa przynaglają nas, byśmy mimo niesprzyjających życiowych uwarunkowań zaryzykowali na nowo miłować. W 146 tym kontekście Jezus przypomina: „jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15,10-11). Jakże aktualne słowa, które prowadziły chrześcijan przez tyle tysięcy lat. Otóż tak! Wyznacznikiem dojrzałej, odpowiedzialnej i bezinteresownej miłości jest zachowywanie słów Chrystusa, Jego przykazań. Wejście na drogę ewangelicznych wskazań sprawia, że odczuwamy pełną radość, której nikt, oprócz Jezusa, dać nam nie może. To On jest Jedyną Drogą, Prawdą i Życiem. To On zna całą prawdę o ludzkim życiu, także o moim. Mogę więc dzisiaj ponownie zapytać: czy chcę zaufać na nowo Mistrzowi z Nazaretu? Czy wierzę, że Jezus ma najlepszy plan na moje życie? A może życie wiarą już mi poważnie spowszedniało i pozostało jako mniej lub bardziej pobożne przyzwyczajenie? Wiara chrześcijan to coś więcej niż przyzwyczajenie, wartościowe tradycje czy schludnie założona maska próżnej przyzwoitości i konwenansów. To osobista i wspólnotowa relacja z Jezusem, który wskazuje na Niebieskiego Ojca; który wciąż zaprasza: „wypłyń na głębię! To Ja Cię wybrałem! Przestań się lękać! Zaufaj”! Istotną rzeczą jest to, aby może kolejny raz uświadomić sobie: po co to wszystko? Jaki jest cel mojej wiary? Dokąd zmierzam? Dlaczego mam miłować skoro tylu ludzi mnie krzywdzi? Bez jasno określonego ostatecznego celu, mogę nie rozumieć 147 dlaczego tak mam żyć; mogę też rozmijać się z wyborami obiektywnego dobra dla siebie. Kościół od czasów apostolskich głosi jedyną, naczelną prawdę, którą św. Paweł zwięźle ujął w 1. liście do Koryntian: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu” (1 Kor 15,3-4). To śmierć, a przede wszystkim zmartwychwstanie naszego Pana jest ostatecznym celem i sensem całego życia chrześcijańskiego. To w Nim my również zmartwychwstaniemy (Rz 6,5; 1 Kor 15,22). Nasze życie zmieni się, ale się nigdy nie skończy. W Katechizmie Kościoła Katolickiego o sensie i znaczeniu zmartwychwstania czytamy wyraźnie: „Zmartwychwstanie Chrystusa jest wypełnieniem obietnic Starego Testamentu i obietnic samego Jezusa w czasie Jego życia ziemskiego. Wyrażenie „zgodnie z Pismem” wskazuje, że Zmartwychwstanie Chrystusa wypełniało te zapowiedzi” (KKK 652). I jeszcze na innym miejscu: „Zmartwychwstanie stanowi przede wszystkim potwierdzenie tego wszystkiego, co sam Chrystus czynił i czego nauczał. Wszystkie prawdy, nawet najbardziej niedostępne dla umysłu ludzkiego, znajdują swoje uzasadnienie, gdyż Chrystus zmartwychwstały dał ostateczny argument, który przyrzekł, swojego boskiego autorytetu” (KKK 651). Urząd Nauczycielski Kościoła w sposób jasny poucza nas, że „zmartwychwstanie Chrystusa nie 148 było powrotem do życia ziemskiego, jak to miało miejsce w przypadku wskrzeszeń, których dokonał Jezus przed Paschą: córki Jaira, młodzieńca z Naim, Łazarza. Te fakty były wydarzeniami cudownymi, ale osoby cudownie wskrzeszone mocą Jezusa powróciły do «zwyczajnego» życia ziemskiego (…). Zmartwychwstanie Chrystusa jest istotowo różne. W swoim zmartwychwstałym ciele Jezus przechodzi ze stanu śmierci do innego życia poza czasem i przestrzenią. Ciało Jezusa zostaje w Zmartwychwstaniu napełnione mocą Ducha Świętego; uczestniczy On w Boskim życiu w stanie chwały, tak że św. Paweł może powiedzieć o Chrystusie, że jest «człowiekiem niebieskim»” (KKK 646). Czy ma to dla nas jakiejś istotne znaczenie? W jaki sposób prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa rzutuje na moją codzienność? Niejednokrotnie wielu z nas mówi, że wskazania Pana Boga są ciężkie; że życie Ewangelią dzisiaj jest nierealne; a już to, co proponuje wspólnota Kościoła (jako powiernik Bożego Objawienia) w dziedzinie moralności i w ogóle życia jest nonsensowne. Wtedy potrzeba nam spojrzeć bardzo realnie na krzyż Chrystusa, a przede wszystkim na fakt Jego powstania z martwych i przebywania w chwale Ojca. To tu jest cel naszej ziemskiej pielgrzymki. To On, Jezus Chrystus jest zasadą i źródłem naszego przyszłego zmartwychwstania. To właśnie całe nasze życie jako chrześcijanina ma się totalnie upodobnić do życia 149 Jezusa, po to, abyśmy mogli osiągnąć zbawienie – życie wieczne. Nigdzie indziej tak ściśle nie przyoblekamy się i nie jednoczymy z naszym Zbawicielem jak właśnie w Eucharystii, kiedy przyjmujemy Jego Najświętsze Ciało. Otrzymujemy tu zadatek życia wiecznego w myśl słów, które sam Chrystus nam pozostawił: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54). To przy Chrystusie odnajduję sens moich codziennych radości i trudów, zwycięstw i porażek. Moja wiara, relacja z Panem Bogiem, ma mnie ostatecznie doprowadzić, abym już teraz nie żył dla siebie, lecz dla Tego, który za mnie umarł i zmartwychwstał (por. 2 Kor 5,15) i abym mógł/mogła żyć z Nim na wieki. 150 O. Przemysław Michowicz OFMConv – Rzym WSTĄPIŁ DO NIEBA, SIEDZI PO PRAWICY OJCA, STAMTĄD PRZYJDZIE SĄDZIĆ ŻYWYCH I UMARŁYCH Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego - 20 maja 2012 KKK, nr 659-682 Jak bardzo pomocna jest silna i niezachwiana wiara, przekonuje się każdy dotknięty i wypróbowany przez życie człowiek. Czym jest wiara bezsilnego człowieka względem dotkliwych kolei codziennego życia? Niewątpliwie jest łaską z nieba, a mianowicie łaską staje się wtedy, kiedy własne życie zaczynamy czytać w kluczu słowa Bożego i mierzyć je miarą Ewangelii. Słowo Boga, raz przyjęte i z trudem aplikowane w konkrety codzienności, nie jest już jedynie czystą informacją czy też katechezą, lecz, dotykając głębi naszego serca, powoli zaczyna przemieniać się w wiarę w Tego, który może wszystko, zwyciężając wraz z nami nasze niedowiarstwo oraz pomagając przebrnąć przez trudności życia. Taki proces można śmiało nazwać zmartwychwstaniem! W Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego Kościół zaprasza każdego z nas do refleksji nad fragmentem Ewangelii według św. Marka (16, 1520). Autor podkreśla jak ważny jest akt wiary w Zmartwychwstałego, w powstanie z grobu, w które nawet Jego najbliżsi uczniowie wątpili. Nie dali wiary w świadectwo Marii Magdaleny ani innych uczniów. Autor pragnie ukazać, że wiara w to, co 151 wydaje się po ludzku niemożliwe, może rodzić się także poprzez świadectwo innych osób, które znalazłszy cenną perłę nie mogą pozostać obojętni na jej piękno i wartość. Tym samym pragnie dodać odwagi nam wszystkim niedowierzającym w moc słów Pana, aby mimo wszystko ufać Temu, który zwyciężył. Chrystus, znając doskonale kondycję wiary uczniów, przed wstąpieniem do nieba, powierza im misję głoszenia Dobrej Nowiny całemu światu. Wszystkim tym, którzy będą mieć odwagę uwierzyć w Ewangelię i którzy zapragną chrztu, Chrystus obiecuje nowe życie, któremu będą towarzyszyć znaki: wyrzucanie złych duchów, mówienie nieznanymi dotąd językami, zwycięstwo nad trucizną i śmiercią wszystkiego, co piękne. Nowe życie to przede wszystkim osobista relacja z Bogiem, który daje siłę do zwyciężania zła, destrukcyjnej siły przeciwstawiającej się godnemu życiu. Nowe życie w Bogu to także umiejętność porozumiewania się z innymi identycznym językiem – miłości. Nowe życie to pragnienie przebywania w Bożej obecności i karmienia się Jego słowem, które jest mądrością, nie zaś wyszukiwanie innego, nierzadko zatruwającego nasze relacje i codzienność pokarmu. Radość z nowego życia, a mianowicie z umiejętności patrzenia ‘nowymi’ oczami na stare problemy, dokonuje się w stałej obecności Chrystusa z nami pomimo faktu, że Zmartwychwstały wstępuje do chwały Ojca i pozostawia swoich uczniów. Chrystus uwielbiony, przebywający z Bogiem, równocześnie jest z nami ‘po wszystkie dni’. Żyje w 152 swoim Kościele, w każdym z nas. Jego obecność nabiera głębszego wymiaru, a mianowicie daje się poznać w wyznawanej wierze, w mądrości słowa Bożego i uważnym jego słuchaniu, w łamaniu chleba i we wspólnocie. Każda wspólnota wierzących winna być świadoma tej obecności. Zatem Wniebowstąpienie nie oznacza rozłąki Chrystusa ze światem i tymi, którzy położyli w Nim ufność, lecz jest naszym zwycięstwem, można by rzec naszym zmartwychwstaniem, wielką tajemnicą naszego zbawienia, nowym życiem. Wniebowstąpienie jest więc pytaniem o moją wiarę. Kościół naucza, że dzisiejsza uroczystość stanowi wypełnienie się planu Bożego względem całej ludzkości: Chrystus zmartwychwstały przebywa u Ojca w chwale niebios jako odwieczny Syn, Bóg i człowiek, ukrzyżowany za nasze grzechy. Jednocześnie jako najwyższy Kapłan oręduje za nami u Ojca żywiąc nas nadzieją, że i my będziemy uczestnikami tej samej chwały Ojca w wieczności. Zmartwychwstały Chrystus zostawia swoim uczniom misję głoszenia całemu światu nowego życia dzięki wierze w potęgę Boga. Poprzez swój Kościół On sam pragnie szczęścia i dobra każdego człowieka, obiecując każdemu wierzącemu nowe życie w Bogu, dając każdemu możliwość zasmakowania piękna obcowania z Chrystusem, pozostawiając jednocześnie ostatnie słowo każdemu z nas. Katechizm naucza, że nadejdzie również dzień sądu, w którym Chrystus Pan oddzieli ziarno od plew, czyli moment, w którym Pan nie przyzna się do tych, którzy wzgardzili Jego słowami chcąc samemu 153 decydować o tym, co dobre a co złe, chcąc decydować o sposobie komunikowania się i jego jakości, decydować o mierze godnego życia. Jak wierzymy, Chrystus powtórnie przyjdzie w chwale, by dokonać definitywnego zwycięstwa nad złem. Objawiając się na końcu czasów jako Sędzia żywych i umarłych, Chrystus wyjawi sekrety naszych serc, dokona swoistego rachunku z umiejętności przyjęcia Bożej miłości względem drugiego człowieka. Wyjawi miarę naszego zaangażowania w nowe życie, jakie zapoczątkował On sam, wydając się dobrowolnie na niewinną śmierć krzyżową, dając tym samym przykład, abyśmy umierali dla naszego egoizmu, naszej pychy, naszych przeświadczeń o gotowej recepcie na życie i każdą trudność. Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego to zaproszenie do medytacji naszego życia i tego, co w nim najistotniejsze. To zmierzenie się z trudnymi pytaniami o moją wiarę i moje człowieczeństwo. Równocześnie to zapowiedź i obietnica wspaniałych darów dla tych wszystkich, dla których mądrość i słowo Boga stanowią źródło życia, pocieszenia i otuchy w trudnym procesie dojrzewania wiary i kształtowania nowego człowieka na wzór Chrystusa Pana. On sam nie pozastawia nas sierotami w tym ogromnym wysiłku i rozlicznych bitwach czy wojnach o dobro i piękno, lecz poprzez swój Kościół dostarcza wszystkiego co niezbędne, by osiągnąć pełnię człowieczeństwa i silną wiarę. Oto największa chwała, jaką może przynieść Bogu człowiek! 154 O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv – Przemyśl WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO Uroczystość Zesłania Ducha Świętego – 27 maja 2012 KKK, nr 683-747 I. Kilka lat temu wybitna polska aktorka komediowa i kabaretowa Irena Kwiatkowska podczas wywiadu radiowego została zapytana, jak tłumaczy swój wyjątkowy sukces, dlaczego jest tak popularna i lubiana przez widzów. Artystka zastanowiła się chwilę, a następnie udzieliła odpowiedzi, której pewnie nikt się nie spodziewał. Stwierdziła mianowicie, że przed każdym wyjściem na scenę z pokorą modli się do Ducha Świętego prosząc, by to On podpowiedział jej w jaki sposób kreować rolę, którą gra, by była ona zrozumiała i dobrze odczytana przez widza. Może wydawać się dziwne, że ten przykład wprowadza nas dzisiaj w rozważanie na temat trzeciej Osoby Boskiej - Ducha Świętego, ale to właśnie Duch Święty jest w nas sprawcą i chcenia i działania zgodnie z wolą Bożą (por. Flp 2, 13), a więc to On uzdalnia nas do czynienia i pomnażania dobra w każdej dziedzinie życia. Aktorka w spontaniczny sposób wskazała nam dwa istotne elementy pomagające nam spotkać i doświadczyć obecności Ducha Świętego w naszym życiu: modlitwę i pokorę. Modlitwa jest w tym wypadku wyrazem wiary w skuteczność działania Ducha Świętego, a pokora - uznaniem, że On wie lepiej co jest dobre i dlatego zaufanie Mu pozwala dokonać właściwego wyboru środków do realizacji 155 zamierzeń. Aby przekonać się, jak może zaowocować pokorna modlitwa do Ducha Świętego wystarczy przypomnieć sobie wołanie bł. Jana Pawła II w wigilię Zesłania Ducha Świętego w 1979 r. na Placu Zwycięstwa w Warszawie: „... Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi.” Wielu z nas dobrze jeszcze pamięta następujące potem wydarzenia. II. Dzisiejsze czytania mszalne pozwalają nam lepiej zrozumieć, kim jest Duch Święty ze sposobu Jego działania. Wieczorem w dniu zmartwychwstania Jezus przekazując Ducha uspokaja uczniów wystraszonych wydarzeniami wielkiego piątku, wprowadza pokój do ich pełnych lęku umysłów i serc. Umacnia ich wiarę, ucisza wątpliwości i obdarza trwającym do dziś w Kościele charyzmatem odpuszczania grzechów (zob. J 20, 1923). Pięćdziesiąt dni później, objawiając się poprzez zjawiska szumu wiatru i języków ognia, sprawia wobec wielu świadków, że uczniowie Jezusa stają się zdolni do głoszenia wielkich dzieł Boga w sposób zrozumiały dla każdego człowieka (zob. Dz 2, 1-11). Tym darem prostego i jasnego przekonywania do wiary w Jezusa został obdarzony św. Paweł. Apostoł Narodów ponad dwadzieścia lat po Zmartwychwstaniu Pana Jezusa pisząc z Efezu list do Koryntian, w uniwersalnym i ponadczasowym przesłaniu uświadamia nam, że aby człowiek mógł uznać, że „Panem jest Jezus” konieczny jest Duch Święty. Znaczy to, że zdolny do bezgranicznego powierzenia się Jezusowi i budowania jedności jest tylko ten, kto nie odrzuca Ducha Świętego, ale 156 otwiera dla Niego własną przestrzeń czyniąc jeden organizm z różnorodnych grup i sfer działania ludzi (zob. 1Kor, 12, 3b-7.12-13). III. Kiedyś, przygotowując się do przyjęcia sakramentu bierzmowania, nazywanego sakramentem Ducha Świętego, uczyliśmy się, że „bierzmowanie, to sakrament, w którym Duch Święty umacnia chrześcijanina, aby swoją wiarę mężnie wyznawał, bronił jej i według niej żył” (zob. Katechizm bierzmowanych, Sandomierz, nr 140). Ta prosta definicja wskazuje więc, że u początku naszej wiary, która wszczepiona została wraz z sakramentem chrztu świętego jest obecny Duch Święty, który towarzyszy nam w jej wzroście i rozwoju oraz czyni nas zdolnymi do jej zewnętrznego wyrażania w aktach kultu i do obrony, jeżeli napotyka na zagrożenia. Ta szczególna rola Ducha Świętego, „który z Ojcem i Synem odbiera uwielbienie i chwałę”, jak co niedzielę wyznajemy podczas Mszy św., mówi nam o swoistym Jego działaniu wśród Osób Trójcy Świętej: o tym, że pochodzi od Ojca i mówiąc przez proroków objawiał wolę Bożą synom i córkom ludu wybranego, a sam nie słyszany pozwalał ludziom słyszeć głos Boga (por. KKK 687); za Jego sprawą Syn Boży „przyjął ciało z Maryi dziewicy i stał się człowiekiem”. Dla chrześcijan, także współczesnych, miejscem spotkania, poznania i doświadczenia działania Ducha Świętego jest Kościół. W jego wspólnocie do dziś jest przechowywany skarb wiary Apostołów. Jest on zawarty w Piśmie Świętym, Tradycji Ojców Kościoła, objaśnieniach 157 Nauczycielskiego Urzędu Kościoła, liturgii sakramentalnej i modlitwie wszystkich członków Kościoła. W każdej z wymienionych wyżej rzeczywistości uwidacznia się działanie Ducha, owocujące przez sposób życia, świadectwo i świętość poszczególnych ludzi obdarzonych różnymi, zwyczajnymi i nadzwyczajnymi, charyzmatami oraz gorliwością apostolską i misyjną (zob. KKK 688). Abyśmy mogli lepiej zrozumieć znaczenie ofiarowanych przez Ducha Świętego łask, jego działaniu towarzyszą symbole znane człowiekowi z natury: woda, która obmywa; łagodzące namaszczenie olejem; ogień dający ciepło i oczyszczającą, przemieniającą energię; światło, które odsłania i pozwala rozpoznawać rzeczy niewidoczne i nieznane. Najbardziej znanym symbolem Ducha Świętego jest gołębica. Symbol ten oznaczający łagodność, niewinność, pokój oraz zwiastuna dobrych wieści (gołębica wypuszczona przez Noego przynosząca znak końca potopu - por. Rdz 8, 8-12) wszedł na stałe do chrześcijańskiej ikonografii jako wyobrażenie Ducha Świętego (zob. KKK 694 i nn). Obecność Ducha Świętego realizuje się w Kościele zarówno w wymiarze społecznym, jak i indywidualnym. Przede wszystkim stoi On u początków naszej wiary, sprawia, że człowiek staje się zdolny do przyjęcia łaski wiary i towarzyszy mu w jej wzroście i rozwoju. Cała historia zbawienia, w tym ponad dwutysiącletnia historia Kościoła, pomimo słabości i grzechów pojedynczych jego członków, mimo ludzkich wad i niedoskonałości, jest dowodem działania Ducha Świętego. To Duch Święty 158 buduje, ożywia i uświęca Kościół. Wyrazem tego są liczni święci, wywodzący się z różnych epok i kultur. W Kościele, poprzez głoszenie Słowa Bożego i sprawowanie sakramentów, Duch Święty pozwala rozumieć znaczenie Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, czyli misterium paschalnego, przez które chce doprowadzić każdego człowieka do zjednoczenia, komunii z Bogiem Ojcem i z każdym człowiekiem. W wymiarze indywidualnym Duch Święty otwiera nas na Boga i uczy modlitwy jednoczącej nas z Bogiem, a gdy „nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (zob. Rz 8, 26). Przychodzi także z pomocą w chwilach słabości i dodaje odwagi, kiedy przeżywamy ludzkie lęki i wątpliwości. IV. Owoce działania Ducha Świętego w nas nie zamykają się jedynie w sferze budowania relacji z Bogiem, ale uzupełniają się zdolnością czynienia z siebie daru dla innych ludzi, „bycia dla innych”, (zob. Youcat polski, KKK dla młodych, 120). Pragnienie niesienia pomocy, umiejętność świadczenia miłosierdzia jest sprawdzianem wiarygodności naszego otwarcia się na Ducha Świętego, bowiem wiara wyrażająca się tylko w aktach religijnego kultu, a obojętna wobec bliźniego, nie jest autentyczna. Człowiek poszukuje często wzorców do naśladowania. Dla chrześcijanina pragnącego w swoim w życiu doświadczyć obecności Ducha Świętego takim wzorcem jest Matka Boża, którą litania loretańska nazywa Przybytkiem Ducha 159 Świętego. Jej postawa posłuszeństwa Bogu i służenia Mu pozwoliła by Bóg żył w Niej. Do takiej postawy uzdolniła Maryję i może uzdolnić każdego z nas modlitwa, która nie stawia Bogu warunków, ale uczy nas odczytywania Jego zamiarów wobec nas. Bł. Jan Paweł II, wielki papież, dał kiedyś świadectwo, że codziennie modli się do Ducha Świętego i że ten zwyczaj przyjął od własnego ojca w domu rodzinnym. Nie każdy z nas może osiągnąć miarę wielkości Jana Pawła II, ale każdy w modlitwie może zwracać się do Ducha Świętego, by uzdolnił nas do odkrywania i pełnienia woli Bożej wśród codziennych wydarzeń i okoliczności naszego życia, tak, by nasze działanie pomnażało dobro, które zostało w nas zapoczątkowane przez Ducha Świętego w sakramencie chrztu świętego. Amen 160 O. Jan Czarnik OFMConv – Jasło WIERZĘ W KOŚCIÓŁ X niedziela zwykła – 10 czerwca 2012 KKK, nr 748-780 „Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego” (Mk 3,29) Tragicznie zmarły w 1968 r. trapista Tomasz Merton tak opisuje swój chrzest. Był już wtedy dorosłym człowiekiem. W obrzędzie chrztu jest uroczysta chwila wyrzeczenia się szatana i uwolnienia się od niego. Merton pisze: „Trzykrotną obietnicą odrzekłem się szatana i wszelkiej pychy jego i wszystkich spraw jego”. Po wyznaniu wiary w Boga Ojca Wszechmogącego i Jezusa Chrystusa Syna Jego Jednorodzonego oraz w Ducha Świętego, Święty Kościół powszechny, Świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny, kapłan tchnął na jego twarz i rzekł: Wyjdź z niego, duchu nieczysty, a zrób miejsce Duchowi Świętemu Pocieszycielowi. - To był egzorcyzm - kontynuuje Merton. Nie widziałem wychodzących złych duchów, ale musiało ich być więcej niż siedem”. Władza Chrystusa nad złymi duchami i wyrzucanie ich z ludzi opętanych, ekscytowało także tłumy ludzi, którzy byli świadkami tych nadzwyczajnych wydarzeń. Budziło to oczywiście zazdrość i zawiść niechętnych Chrystusowi faryzeuszy. Swą niechęć i zawiść do Pana Jezusa 161 posunęli do tego stopnia, że posądzili Go o kontakty z szatanem mówiąc: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3,22). Dlatego też wypowiada Chrystus w ich kierunku słowa gorzkiej prawdy. „Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego” (Mk 3,28-29). Posądzając Chrystusa o kontakty z szatanem, faryzeusze weszli na drogę grzechów przeciw Duchowi Świętemu. Jest jakaś diabelska przewrotność w postępowaniu i oskarżeniach uczonych w Piśmie, którzy zarzucają Jezusowi działanie pod wpływem złego ducha. Taką samą diabelską przewrotność można zauważyć i u wielu nam współczesnych, kiedy odrzucają Kościół założony przez Chrystusa oskarżając go o koneksje z diabłem i twierdząc, że oni sami potrafią się z Bogiem komunikować. Tego rodzaju przewrotne oskarżenia i pomówienia nie są, wbrew pozorom, obce naszym czasom. Takie jednak sprzeciwianie się zbawczej woli Bożej nie może być inaczej ocenione, jak właśnie przewrotne i bluźniercze sprzeciwianie się Duchowi Świętemu. Jest to świadome i całkowicie własnowolne odrzucenie zbawienia i dlatego Chrystus tak surowo je piętnuje. Tu już nie ma mowy o pomyłce, o braku silnej woli, o słabości ludzkiej, o braku rozeznania, czy o wpływie uczuć na rozum. To jest świadome i jednoznaczne odrzucenie 162 Chrystusa, odrzucenie Boga w imię własnych interesów. Tymczasem w KKK wyczytać możemy, że Chrystus wypełnia i objawia w Kościele swoją własną tajemnicę jako cel zamysłu Bożego: „Wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie” (Ef 1, 10). Historia zatwardziałych i upartych faryzeuszy powinna być dla nas ostrzeżeniem. Również do nas Bóg nieustannie wyciąga swą miłosierną dłoń, ofiarując nam łaskę za łaską. To, że jesteśmy w tej chwili tu w świątyni i możemy słuchać słów Chrystusa, że możemy uczestniczyć w Najświętszej Ofierze, że możemy posilić się Ciałem i Krwią Chrystusa; że Bóg zawsze gotów jest przebaczyć nam nasze grzechy, jeżeli je wyznajemy i za nie żałujemy. To są tylko niektóre spośród niezliczonych łask ofiarowanych nam nieustannie przez Boga. Umiejmy zatem należycie z nich korzystać i nie odtrącajmy od siebie miłosiernej ręki Boga. Pamiętajmy jednak, że ten często wyśmiewany i krytykowany Kościół jest narzędziem Chrystusa. Sprawuje wciąż te same znaki Jezusa, jakimi są SAKRAMENTY. Przekazuje dalej słowa Zbawiciela. Pomimo wszystkich swoich słabości i jest kawałkiem nieba na ziemi. Pewien człowiek poprosił ojca Pio o spowiedź, w czasie której wyznał dużo grzechów. Za pokutę otrzymał tylko jedno „Zdrowaś Maryjo”. Zapytał, czy taka pokuta wystarczy? - A co ty sobie myślisz, że pokuta ma być proporcjonalna do twoich grzechów? Gdyby tak było, to nawet gdybyś modlił się całe 163 życie, nie uzyskasz tej proporcji - odpowiedział ojciec Pio. Zatem, Kościół jest na tym świecie sakramentem zbawienia, znakiem i narzędziem jedności Boga i ludzi. Kiedyś Karl Rahner powiedział: Kościół to starsza pani z wieloma zmarszczkami. Ale jest moją matką. A matki się nie uderza. Za czynione dobro: uzdrawianie chorych ludzi, uwalnianie ich od złych duchów, faryzeusze odpłacili Chrystusowi złem. Jest to niezwykle bolesne doświadczenie, gdy ktoś odpłaca nam złem za wyświadczone mu dobro. Zadanie Kościoła to we wszystkich ludziach zasiewać i pozwolić wzrastać Królestwu Bożemu, które zaczęło się już wraz z Jezusem. Powołał nas do budowania Bożego Królestwa: Królestwa prawdy, sprawiedliwości, miłości i pokoju. O przyjście tego Królestwa modlimy się codziennie w Modlitwie Pańskiej wypowiadając słowa: „Przyjdź Królestwo Twoje”. Pan Jezus zainaugurował to Boże Królestwo 2000 lat temu. Ono ciągle rozwija się, rośnie i przynosi owoc w postaci dobra w sercach ludzi. Ile razy czynimy dobro, czy żyjemy tak jak uczył nas Chrystus, miłując Boga i naszych bliźnich, tyle razy dokładamy swoją własną cegiełkę do tej wielkiej budowli, którą jest Królestwo Boże w sercach ludzi. Chrystusa, który jest dziś obecny tutaj z nami i patrzy na nas z miłością, prośmy gorąco, aby łaską swoją dopomógł nam w osiągnięciu tej trudnej sztuki rozsiewania dobra i miłości. Warto zastanowić się po czyjej stronie się opowiadam, gdy słyszę jak inni kpią z Kościoła, powtarzają nieprawdę o Nim, czy nie przysługuję się sponsorowaniu i utrzymywaniu 164 gazet, czasopism, firm itd., które działają na niekorzyść Jezusa? Jak rozpoznaję i wypełniam wolę Bożą? Panie Jezu, pomagaj nam stawać zawsze w obronie dobra. Daj nam odwagę i męstwo wtedy, gdy ogarnia nas pokusa milczenia w obliczu zła. Pomóż nam zawsze zło piętnować i nazywać po imieniu. Daj, abyśmy zawsze nosili w sercu Twoją obietnice: ,,Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32). 165 O. Radosław Kramarski OFMConv – Rychwałd KOŚCIÓŁ – KRÓLESTWO I LUD BOŻY XI niedziela zwykła – 17 czerwca 2012 KKK, nr 781-810 I. Bardzo często słyszymy dziś narzekanie: nie mam czasu, żyję w ciągłym pośpiechu. Nie mam czasu dla siebie, dla rodziny, dla Boga. Współczesna choroba wielu ludzi – brak czasu, który ciągnie za sobą inne np. nerwice, depresje. Dlatego trzeba się nam wyzwalać z tej niewoli. Popatrzeć w stronę Boga, który ma dla nas zawsze czas. Pewnych wartości nie da się kupić, ani załatwić w krótkim czasie. „Bogaty kupiec chciał oddać swojego syna jedynaka do dobrej szkoły. Dziecko po wstępnych rozmowach zostało przyjęte, ale gdy ojciec zobaczył plan lekcji, z przerażeniem zwrócił się do dyrektora; «Czy mój syn musi się tego wszystkiego uczyć? Nie można tego skrócić? Bardzo mi zależy na tym, aby szybko ukończył szkołę; ja zapłacę ile pan chce…». «Proszę pana, to zależy, kim ten człowiek ma być» – odpowiedział wychowawca - «Jeżeli Bóg chce stworzyć drzewo dębu, potrzebuje na to dwadzieścia lat; jeżeli zaś dynię wystarczy mu dwa miesiące»” (K. Wójtowicz, Przyczynki, Wrocław 1992, s. 108). Żyjemy w czasach, w których bardzo liczy się szybkość, nawet na posiłek nie chcemy czekać (wystarczy pójść do pierwszego lepszego fast foods i gotowe danie dostaniemy natychmiast). Tymczasem 166 na najcenniejsze rzeczy trzeba poczekać i to nieraz bardzo długo. Podobnie jak bywa przy zakładaniu plantacji oliwek. Po zasadzeniu na pierwsze zbiory trzeba czekać 20 lat! Natomiast potem, gdy drzewo zaowocuje, jest ono zdolne rodzić owoce przez co najmniej 200 lat. Czy nie warto zaczekać? Dlatego wydaje się, że dzisiaj trochę przesadzamy z tym tzw. brakiem czasu. Należało by się zastanowić gdzie tkwi zasadniczy problem tego współczesnego zjawiska. Wydaje się, że główna przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w braku dobrego i twórczego organizowania czasu przez nas samych. II. Pan Jezus mówi dzisiaj do nas o Królestwie Bożym. Zatrzymajmy się przez chwilę i postawmy sobie pytanie, cz ja wiem co to jest Królestwo Boże?. Czy mnie zależy na Królestwie Bożym? Czy chciałbym je osiągnąć. Na te pytania spróbujmy dzisiaj sobie odpowiedzieć w świetle Słowa Bożego i nauki Katechizmu Kościoła Katolickiego. Syn Boży, który przyszedł na ziemię, nie organizował Królestwa Bożego odgórnie, tzn. nie zajął miejsca w pałacu Piłata, który miał władze nad Palestyną, nie zajął miejsca w Rzymie w pałacu cesarza, gdzie mógł mieć do dyspozycji legiony, senat i prawo. Wiedział jedno, że ludzkie rozumienie władzy, sprawiedliwości, prawa będzie trwać dopóty, dopóki ludzkie serca będą małe, karłowate. Więc prace trzeba rozpocząć od przemiany serca. Budowanie Królestwa Bożego jest możliwe tylko i wyłącznie oddolnie. Należy przemienić serca. To 167 samo ludzkie serce można ukształtować na serce potwora i to samo serce można ukształtować na serce świętego. Wszystko to jednak zależy od samego człowieka: czy będzie on pielęgnował wady, czy talenty i cnoty. Kształtowanie serca szlachetnego, cnotliwego i świętego wymaga pracy i czasu, tak jak budowanie Królestwa Bożego. Ewangelia przedstawia Jezusa, który naucza w przypowieściach. W ponad trzydziestu przypowieściach Jezus mówi o Królestwie Bożym. Słyszeliśmy dzisiaj, że jest ono jak ziarnko gorczycy. Dlaczego właśnie to ziarno gorczycy stało się ilustracją do ukazania Królestwa Bożego? Ponieważ słuchaczom Jezusa było ono bardzo bliskie i dobrze znane. Krzewy gorczycy rosną wokół Jeziora Galilejskiego. Ziarenka są bardzo niewielkie, ale z nich wyrasta krzew, który osiąga 3 – 5 m wysokości i jest schronieniem dla ptaków. Gorczyca jest ilustracją niepozornego początku Królestwa Bożego i jego wielkości, która ujawni się w chwili ostatecznego wypełnienia. Również nasza wiara w Jezusa jest podobna do ziarenka gorczycy. Kiedyś nasi rodzice przynieśli nas do kościoła, aby nas ochrzcić. Wtedy w naszą duszę - jak w ziemię - wpadło ziarenko wiary i tam wzrastało. Jeżeli rozwija się w sprzyjających warunkach, umacniane jest świadectwem wiary naszych bliskich; rodziców, chrzestnych, dziadków, rodzeństwa, chrześcijan spotykanych w życiu wtedy rodzi dobre owoce. Natomiast w nieodpowiednich warunkach napotyka wiele trudności. W jednym i 168 drugim przypadku potrzeba jest czasu, cierpliwości i pracy. Przypowieść o ziarnie uczy nas cierpliwości i pokory – zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Tak często chcielibyśmy innych błyskawicznie ocenić i na podstawie jednego faktu, zdarzenia, wypowiedzi zamknąć w odpowiedniej „szufladce”. W podobny sposób wielu ludzi dzisiaj odnosi się do naszego Kościoła; na podstawie jednego, czy drugiego doniesienia medialnego w wielu przypadkach nieprawdziwego, oceniają go, jako niedoskonały i odrzucają. Zapominając, że pomimo dwóch tysięcy lat jest on ciągle wspólnotą w drodze. Na przestrzeni ponad dwu tysięcy lat Kościół zawsze istnieje i wydaje piękne owoce świętości wielu synów i córek w Polsce, Europie i na świecie. Wystarczy wspomnieć tylko nieliczne dzieła, które Kościół prowadzi, Caritas, pomoc głodnym dzieciom na misjach, kształtowanie kultury, ratowanie zabytków kościelnych. Jakie to bogactwo ducha i wspólnoty. Tym, którzy zniecierpliwieni odrzucają Kościół warto przypomnieć, że jego kształt zależy także od nich, od ich dojrzałości; przecież tworzy go każdy człowiek ochrzczony. III. Niektórzy ludzie, w tym niestety również sami chrześcijanie, utożsamiają Kościół jedynie z instytucją o zasięgu międzynarodowym. Dla innych jest on tylko dobrze funkcjonującą organizacją religijną, jeszcze inni mówią, że Kościół to duchowieństwo z papieżem na czele. Takie rozumienie Kościoła jest niepełne. 169 Kościół został utworzony i uporządkowany na tym świecie jako Lud Boży, jako społeczność wierzących w Chrystusa. Z ustanowienia Bożego Lud ten kierowany jest przez następcę św. Piotra i biskupów pozostających z nim w łączności. Wierni, czyli członkowie tej społeczności, to zarówno świeccy chrześcijanie, jak i duchowni. Wśród wiernych są także tacy, którzy poświęcają się Bogu w życiu konsekrowanym, żyjąc w zakonach lub instytutach świeckich. Sobór Watykański II poucza nas, że „podobało się Bogu uświęcać i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył. Dlatego wybrał sobie Bóg na lud naród izraelski, z którym zawarł przymierze i który stopniowo pouczał. To wszystko było przygotowaniem do nowego i doskonalszego przymierza, które miało być zawarte w Chrystusie. To Nowe Przymierze, to znaczy Nowy Testament ustanowił sam Chrystus ze swojej krwi, powołując tak spośród pogan jak Żydów lud, który nie wedle ciała, lecz dzięki Duchowi zróść się miał w jedno i być nowym Ludem Bożym ( KKK 781). Członkiem tej społeczności, której Założycielem jest Jezus Chrystus, staje się człowiek nie przez narodziny fizyczne, ale przez wiarę Chrystusa i przyjęcie chrztu świętego. Ta wspólnota wierzących w Chrystusa wyraźnie różni się od wszelkich ugrupowań religijnych, etnicznych, politycznych, czy kulturowych znanych w historii. Społeczność Kościoła posiada pewne charakterystyczne cechy. Przede wszystkim jest ona Ludem Bożym, czyli jak 170 powie św. Piotr Apostoł – „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym” (1 P 2,9 ). Opierając się na tych słowach z Pierwszego Listu św. Piotra Apostoła, Sobór Watykański II naucza, że nowy Lud Boży jest ludem kapłańskim, prorockim i królewskim (por. KK 10). Osoby które przez chrzest stają się członkami tej społeczności dostępują udziału w zadaniach Chrystusa – Kapłana, Proroka i Króla. Wierni są wezwani do tego, by składać Bogu ofiary duchowe przez pełne wiary korzystanie z sakramentów, modlitwę, świadectwo życia, wyrzeczenia, cierpienie i czyny miłości. IV. „Do Ludu Bożego wchodzi się przez wiarę i chrzest” (KKK 804). Niekiedy trzeba wiele czasu człowiekowi, nawet wierzącemu, aby to zrozumieć. Tak jak potrzebny jest czas na zebranie owocu z drzewa, którego nasiona wrzucone są w ziemię, tak sakrament chrztu świętego, który jest owym ziarnem wrzuconym w glebę naszego serca, nie od razu wydaje owoc. W przypadku ziarna najpierw pojawia się źdźbło, potem kłos, a na końcu pełne ziarno w kłosie. Współczesny człowiek, który jest niecierpliwy i zagoniony chciałby wszystko osiągnąć jak najszybciej. Często pomijając efekt jakości, liczy tylko na ilość. Są jednak dziedziny życia, w których pośpiech jest niewskazany. Taką dziedziną jest sfera życia duchowego. Tam nie można niczego kupić, ale trzeba cierpliwie wszystko zdobywać przy współpracy z łaską Bożą. Wspólnota Ludu Bożego w tym zdobywaniu najlepiej nam służy. Dlatego każde niedzielne zgromadzenie Ludu Bożego jest cząstką budującą 171 Królestwo Boże. Pamiętajmy, że jesteśmy, jako członkowie tego ludu, wszyscy odpowiedzialni za Kościół. Troszcząc się o jego rozwój nie zapominajmy o życiu sakramentalnym, codziennej modlitwie, potrzebie pogłębiania wiedzy religijnej oraz uczynkach miłości przez, które potwierdzamy naszą godność członków Ludu Bożego i przyczyniamy się do rozszerzenia Królestwa Bożego. 172 O. Tomasz Węzik OFMConv – Fossanova, Italia KOŚCIÓŁ JEST JEDEN, ŚWIĘTY, POWSZECHNY I APOSTOLSKI XII niedziela zwykła – 24 czerwca 2012 KKK, nr 811-870 I. Był rok 1054, gdy nastąpiła Wielka Schizma. Podzieliła ona trwale Kościół na katolicki i prawosławny. Spowodowały ją coraz większe różnice kulturowe, liturgiczne i organizacyjne między chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim. Jednak bezpośrednią przyczyną rozłamu stał się spór o tzw. filioque, a mianowicie występujące w katolickim Credo sformułowanie dotyczące Ducha Świętego „który od Ojca i Syna pochodzi”. Sformułowanie to nie występowało początkowo w wyznaniu wiary, w tzw. symbolu nicejsko-konstantynopolitańskim. W 1014 r. zgodę na filioque w liturgii rzymskiej wyraził papież Benedykt VIII. Natomiast teologowie wschodni nie zgadzali się na tę „dogmatyczną innowację”. W wyniku sporu legaci papieża Leona IX obłożyli patriarchę Cerulariusza klątwą, na co on odpowiedział ekskomuniką całego Kościoła rzymskiego, z jego Widzialną Głową, papieżem, na czele. Był rok 1964. Papież Paweł VI udał się z pielgrzymką do ziemskiej ojczyzny Jezusa. W Jerozolimie, w miejscu gdzie narodził się Kościół, po blisko tysiącu latach, od kiedy definitywnie rozeszły się drogi Kościoła Wschodniego i Zachodniego, spotkali się Ojciec Święty Paweł VI z honorowym 173 zwierzchnikiem światowego prawosławia, ekumenicznym patriarchą Konstantynopola Atenagorasem. Odwołali nałożone w 1054 r. klątwy. W ten sposób została otwarta droga do całkowitego uciszenia burzy, która zniszczyła jedność Kościoła. II. Uciszenie burzy było już w Starym Testamencie objawieniem się Bożej potęgi. W Psalmie 107 znajdziemy opis rozszalałego morskiego żywiołu, który budzi przerażenie żeglarzy. W ręku Boga staje się on jednak jak ciche i spokojne niemowlę w ramionach matki. Również Pan Jezus objawia swoją potęgę i Bożą moc, gdy na Jego słowo uspokaja się wzburzone jezioro, które tak przestraszyło będących w łodzi Apostołów. W symbolice chrześcijańskiej łódź często jest wyobrażeniem Kościoła Chrystusowego. W ciągu wieków ta łódź była miotana przez różne burze historii i nie było chyba czasu, żeby chrześcijanie w przerażeniu nie wołali, jak niegdyś Apostołowie: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” III. Pan Jezus skarcił Apostołów za to, że lękali się zatonięcia łodzi podczas burzy. Łódź, w której znajduje się Pan wszystkiego stworzenia nie może przecież zatonąć. Podobnie jest z Kościołem. Pan Jezus jest Synem Bożym i Panem ludzkich dziejów. To On sprawia, że Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Nasza wiara pomaga nam uznać, że te przymioty mają swoje źródło w Bogu. Jedność Kościoła tu na ziemi jest podtrzymywana przez widzialne więzy: wyznanie jednej wiary otrzymanej od Apostołów, wspólne celebrowanie kultu Bożego a przede wszystkim sakramentów, oraz 174 sukcesję apostolską poprzez sakrament święceń. Niestety już od samego początku powstawały pewne rozłamy, które ranią jedność Kościoła. Są więc dziś ludzie, którzy urodzili się w tych wspólnotach powstałych na skutek rozłamów, jak np. prawosławni czy protestanci, których może mamy pokusę oskarżać o brak jedności. Oni wierzą nadal w Chrystusa. Nie można ich obwiniać o grzech odłączenia. Naszą powinnością jest otaczać ich braterskim szacunkiem i miłością. Do nas też należy ożywiać pragnienie uzdrowienia ran zadanych jedności Kościoła przez odnawianie się w wierności Chrystusowi i Kościołowi, stałym nawracaniu się by żyć według Ewangelii, przez modlitwę, poznawanie i życzliwe nastawienie do braci odłączonych. Kościół zjednoczony z Chrystusem jest uświęcany przez Niego. Świętość jest szczególnym przymiotem należnym Bogu. W języku łacińskim istnieje słowo fanum na określenie tego co boskie, co jest czyste i co jest oddzielone od profanum, tego co stanowi codzienność. Kościół, chociaż obejmuje grzeszników, jest święty i czysty. Duszą świętości, do której wszyscy są powołani jest miłość. Sam Bóg, twórca Kościoła, jest miłością. Świętość Kościoła jaśnieje też w świętych, a szczególnie w Maryi. Kościół nie jest święty przez to, że wszyscy jego członkowie są święci, ale dlatego, że Bóg jest święty i działa w nich. Jednakże wszyscy członkowie Kościoła zostali uświęceni przez chrzest. Za każdym razem, gdy dotyka nas Bóg w Trójcy Jedyny jesteśmy uświęcani i stajemy się święci. Święci to ci, którzy potrafią kochać. Nie dlatego, że robią to w 175 szczególnie dobry sposób, ale dlatego że dotknął ich swoją miłością sam Bóg. Tak więc, nieraz w swój oryginalny sposób, przekazują innym ludziom tę miłość, której doświadczyli od Boga. Bóg pragnie, aby każdy człowiek został zbawiony i uświęcił się. Dlatego przez swego Syna Jezusa Chrystusa posyła Kościół do wszystkich ludzi, aby zjednoczyli się w jednej wierze. Ta otwartość Kościoła na każdego człowieka stanowi o Jego powszechności, uniwersalności, co wyraża pochodzące z języka greckiego słowo katolicki. W pełnej jedności z Kościołem katolickim pozostaje ten, kto jest w jedności z papieżem i biskupami, ten kto jednoczy się z Panem Jezusem przez wyznawanie wiary katolickiej, przystępowanie do sakramentów i wierne trwanie we wspólnocie. Jednak nie dostępuje zbawienia ten, kto pozostaje wprawdzie w Kościele „ciałem”, ale nie trwa w miłości i jest nieobecny „sercem”. Ci natomiast, którzy zostali ochrzczeni, ale nie wyznają całej wiary lub nie zachowują jedności wspólnoty pod zwierzchnictwem następcy św. Piotra, pozostają mimo to w jakiejś niedoskonałej łączności z Kościołem katolickim. Także ci, którzy nie przyjęli jeszcze Ewangelii w rozmaity sposób są przyporządkowani do Ludu Bożego. Wiara żydowska jest odpowiedzią na Objawienie Boże w Starym Przymierzu. Muzułmanie zachowują wiarę Abrahama i czczą wraz z nami jedynego i miłosiernego Boga, Który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny. Kościół naucza, że wszyscy ludzie, którzy bez własnej winy nie poznali Chrystusa i Jego Kościoła, ale szczerze szukają Boga i idą za głosem 176 swego sumienia, osiągną zbawienie wieczne. Kto jednak poznał Jezusa Chrystusa i nie chce Go przyjąć, nie znajdzie w żaden inny sposób zbawienia. To jest sens zadania, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Kościół jest nazywany apostolskim, ponieważ jest zbudowany na fundamencie Apostołów. Przez nich Chrystus przekazuje depozyt wiary, czyli jej zdrowe zasady. Misję Apostołów kontynuują ich następcy: Kolegium Biskupów wspomaganych przez kapłanów, w jedności z papieżem. Tak więc trwa misja powierzona przez Jezusa Chrystusa Piotrowi, pierwszemu z Apostołów, i ma być przekazywana jego następcom. Podobnie trwa misja apostolska, aby była sprawowana przez święty stan biskupów i przekazywana przez włożenie rąk, co ma miejsce do dzisiaj. Jest to sukcesja apostolska. IV. Cztery przymioty Kościoła: jedność, świętość, powszechność i apostolskość muszą stać się elementem naszej świadomej do niego przynależności. Każdy chrześcijanin powinien zabiegać na miarę swoich możliwości o jedność owczarni Chrystusowej. Może to czynić przede wszystkim poprzez modlitwę. Świętość Kościoła niech się odzwierciedla w świętości naszego życia. Powszechność i apostolskość niech nas dopinguje do wiernego i odważnego przyznawania się do Chrystusa w każdej sytuacji życiowej. Mimo możliwej burzy: przeciwności i prześladowań ufajmy zawsze, że łódź Kościoła nie zatonie, bo jest w Nim obecny Chrystus. Amen 177 O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv – Przemyśl WIERNI: HIERARCHIA, ŚWIECCY, ŻYCIE KONSEKROWANE XIV niedziela zwykła - 8 lipca 2012 KKK, nr 871-945 I. W codziennym życiu korzystamy niejednokrotnie z pomocy różnych specjalistów i fachowców wykonujących rozmaite usługi. Jeżeli wykonują je dobrze, powiadamy, że są to profesjonaliści, jeżeli zaś nie jesteśmy zadowoleni, kwitujemy, że ten czy ów minął się z powołaniem, że lepiej by było, by taki człowiek zajął się tym, na czym się zna. Bywa jednak, że ktoś nie tylko dobrze wypełnia powierzone sobie zadania, ale angażuje się w nie z ogromnym poświęceniem, wkładając w wykonywane zajęcie niemal całego siebie. Powiadamy o takich ludziach, że to co robią - czynią to z powołania. Dostrzegamy takich ludzi wśród nauczycieli, lekarzy, urzędników, ale też wśród rzemieślników i przedstawicieli innych zawodów. Oceny te, patrząc z zewnątrz, są formą docenienia człowieka, który dobrze wypełnia swoje obowiązki. Ważniejsze jednak jest to, czy człowiek podejmujący się jakichś zadań sam odkrył i odczuwa, że jego praca jest realizacją jego powołania, a także czy w realizacji powierzonych sobie zadań czuje się spełniony i szczęśliwy. Oczywiście wskazany wyżej przykład mówi nam tylko o pewnej części ludzkiego życia. Patrząc szerzej na zagadnienie powołania trzeba dostrzec wielką wartość powołania do życia 178 małżeńskiego, rodzinnego, do macierzyństwa i ojcostwa, do kapłaństwa i życia konsekrowanego, wartość powołania do wielu form życia apostolskiego. I chociaż te sfery życia znacznie lepiej wyrażają istotę powołania, to jednak ich weryfikacja dokonuje się w podobny sposób, polegający na rzetelnym wypełniania podjętych zobowiązań. W naszym spojrzeniu nie wolno także zapominać o ludziach, którzy nie mogą już podejmować pracy, np. chorych czy starszych, których obecność i towarzyszenie nam mądrością, doświadczeniem, modlitwą posiada wartość, której nie sposób przecenić. Istnienie każdej z wyżej wymienionych sfer składa się na bogactwo ludzkiej społeczności, w której każdy człowiek ma swoje miejsce i jest potrzebny, natomiast dla pojedynczego człowieka budującego tę wspólnotę może stać się drogą nie tylko do osobistego spełnienia, ale i do świętości. II. Prorok Ezechiel, bohater dzisiejszego pierwszego czytania doświadczył na sobie samym, jak trudne może być rzetelne podejście do wypełnienia swego powołania. Posłany przez Boga, aby przypomnieć Izraelitom o obowiązku zachowania Bożego prawa, staje się dla nich wyrzutem sumienia przypominając o potrzebie nawrócenia, posłuszeństwa Bogu (zob. Ez 2, 2-5). To posłuszeństwo Bogu Ojcu zaprowadziło Jezusa do rodzinnego Nazaretu, gdzie dla rodaków ważniejsze się okazało komentowanie Jego pochodzenia niż wsłuchanie się w orędzie dobrej Nowiny o zbawieniu (por. Mk 6, 1-6). Bóg jednak jest w stanie pokonywać ludzkie niedowiarstwo i przekraczać człowieczą 179 słabość. Święty Paweł wskazując na własne trudności zewnętrzne i wewnętrzne, które towarzyszyły mu w głoszeniu nauki Chrystusa podkreśla, że łaska Boża jest mocniejsza niż ludzkie słabości, i że na ich tle jeszcze mocniej uwidacznia się zbawcze działanie Chrystusa, Jego moc, która pokonuje ludzką niedoskonałość (zob. 2Kor 12, 7-10). III. Wędrując drogami wskazanymi przez Katechizm Kościoła Katolickiego zatrzymujemy się dzisiaj nad zagadnieniem dotyczącym struktury widzialnego gmachu Kościoła. Kościół tworzą wierni, czyli ludzie, którzy przez chrzest zostali wszczepieni w Chrystusa tworząc Lud Boży. Święty Paweł porównał Kościół do ludzkiego ciała, w którym każdy narząd ma swoje własne funkcje, różne od innych, ale współdziałające ze sobą dla dobra całego organizmu (por. Rz 12, 4 nn). Podobnie w Kościele wszyscy wierni posiadają tę samą godność Dzieci Bożych i każdy z nich jest powołany do wypełniania misji, którą Bóg przez Chrystusa zlecił Kościołowi, ale każdy stosownie do zadań, jakie otrzymał w tej wspólnocie (zob. KKK 871-873). Inne zadania otrzymują duchowni, inne ludzie świeccy, jeszcze inne osoby konsekrowane przez ślubowanie życia według rad ewangelicznych. Ta różnorodność posługiwania służy budowaniu jedności i wypełnieniu posłania, jakie Chrystus zlecił Kościołowi: prowadzeniu wszystkich do zbawienia i budowaniu Królestwa Bożego. Przyzwyczailiśmy się, że w dzisiejszym świecie ludzie dążą do demokratyzacji różnych sfer życia publicznego i społecznego. Odzywają się więc głosy, 180 aby Kościół jakoś „dopasował się” do wymogów tak rozumianej współczesności. Jednak między świeckimi społecznościami demokratycznymi a wspólnotą wiernych Kościoła istnieje zasadnicza różnica: w demokracji główną zasadą jest ta, iż wszelka władza pochodzi od ludu, natomiast Kościół posiada strukturę hierarchiczną dlatego ponieważ wszelka władza w Kościele pochodzi od Chrystusa, który go założył (por. Youcat polski, KKK dla młodych, 140). Słowem - kluczem do zrozumienia sposobu wypełniania misji Kościoła jest „służba”, tak więc każde zadanie spełniane w Kościele, niezależnie od tego, czy jest wykonywane przez duchownych, osoby konsekrowane czy świeckich, jest posługą, której źródłem jest Chrystus, a którą wypełniamy dla Boga w naszych braciach i siostrach (por. KKK 874). Dla lepszego zrozumienia tej rzeczywistości ponownie przychodzi nam z pomocą św. Paweł Apostoł, który w Liście do Rzymian uświadamia nam, że wierni są obdarowywani przez Boga wielorakimi darami i umiejętnościami, które stanowią ich osobisty charyzmat pomagający odczytać i rozpoznać własne powołanie w Kościele i odczytać zlecone nam przez Boga zadania (zob. Rz 12, 6 nn). Jakie są szczegółowe zadania poszczególnych stanów Kościoła w realizacji jego głównej misji. Głównym zadaniem duchownych jest przewodzenie, nauczanie i uświęcanie wiernych. Mają więc być przewodnikami w drodze do Boga. W tym przewodzeniu bardzo istotny jest osobisty przykład ich wiary i świętości życia, który dla 181 pozostałych wiernych ma być zachętą do podejmowania wysiłku życia opartego na zasadach wskazanych przez Jezusa i zapisanych na kartach Ewangelii. Dlatego też duchowni są odpowiedzialni za głoszenie i nauczanie ewangelicznych prawd oraz wskazywanie sposobów ich zastosowania w życiu. Wreszcie przez sprawowanie sakramentów pomagają wiernym doświadczyć rzeczywistego działania Jezusa, który przez widzialne znaki dokonywane w Kościele rozdaje łaskę konieczną do zbawienia. Nad tym, by depozyt wiary był przekazywany w sposób nienaruszony i autentyczny czuwają następcy apostołów, biskupi zjednoczeni pod przewodnictwem papieża, następcy apostoła Piotra. Posiada on najwyższą władzę duszpasterską i jest najwyższym autorytetem w zakresie dyscypliny i nauczania wiary. Do papieża należy także troska o jedność i poszukiwanie dróg jedności Kościoła (zob. KKK 874896). Odpowiedzialność duchownych za rozwój Kościoła i szerzenie Królestwa Bożego nie umniejsza odpowiedzialności wiernych świeckich. Ludzie świeccy, czyli tzw. laikat, otrzymują szczególne powołanie do działania apostolskiego na mocy sakramentów chrztu i bierzmowania. Odpowiedzialność laikatu nie polega jedynie na świadectwie dawanym przez udział w praktykach religijnych, aktach kultu, chociaż nie można umniejszać jego znaczenia. Ich powołaniem jest zajmowanie się sprawami świeckimi w taki sposób, by dokonywały się i rozwijały po myśli Chrystusa, by sprawy społeczne, polityczne i ekonomiczne 182 rozwiązywane były zgodnie z wymaganiami życia chrześcijańskiego i katolickiej nauki społecznej, by opierały się na przykazaniu miłości Boga i bliźniego (KKK 898 nn). Nie bez znaczenia jest tutaj jednoczenie się i zaangażowanie w różnych grupach apostolskich i stowarzyszeniach, których celem jest pomoc duszpasterzom dla wzrostu ich skuteczności apostolskiej, ale także głoszenie i szerzenie Jezusowego orędzia o zbawieniu tym ludziom, którzy go jeszcze nie znają. Podobnie jak w przypadku duchownych nie bez znaczenia jest osobisty przykład życia chrześcijańskiego. Szczególne miejsce w wypełnianiu misji Kościoła, a więc w prowadzeniu ludzi do zbawienia i budowania Królestwa Bożego zajmują osoby, które w swoim życiu odkryły powołanie do złożenia ślubów życia według rad ewangelicznych: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Ludzie ci są swoistym łącznikiem między duchowieństwem a świeckimi, ponieważ osoby konsekrowane, jak je nazywamy, wywodzą się zarówno spośród duchownych jak i wiernych świeckich. Są to osoby, które ze względu na królestwo niebieskie (Mt 19, 12) decydują się na pełne miłości poświęcenie się, by żyć jak Jezus, ofiarując Bogu nawet tak cenne dobra, jak własny majątek, samostanowienie czy miłość małżeńska (zob. Youcat polski, KKK dla młodych, 145). Dzięki temu zyskują więcej przestrzeni i czasu dla realizacji zadań apostolskich, czy to w zakonach (tzw. regularnych i trzecich, które są formą życia radami ewangelicznymi dla osób świeckich), czy to we wspólnotach życia apostolskiego, czy jako 183 konsekrowane dziewice i wdowy, czy wreszcie nawet jako pustelnicy. Każdy i każda z nich podejmuje ewangelizacyjną misję Kościoła w formie dla siebie odpowiedniej, bądź to pełniąc posługę modlitwy, nauczania i sprawowania sakramentów bądź podejmując obowiązek służenia innym poprzez gorliwe wykonywanie własnego zawodu w świecie. IV. Życiowe powołanie człowieka jest darem Bożym, zaś indywidualne odkrycie własnego powołania daje człowiekowi radość i poczucie spełnienia, które oddziałuje także na otoczenie. Stąd na tej drodze odkrywania powołania bardzo potrzeba otwarcia człowieka na głos Boga, który w głębi serca pozwala odnaleźć i zrozumieć osobiste powołanie oraz sposób jego realizacji. Duża odpowiedzialność spoczywa tu także na rodzicach, wychowawcach i środowiskach wzrastania ludzi młodych. Polega ona na stworzeniu warunków do dobrego rozeznania drogi życiowej. Nic nie zastąpi tu modlitwy do Ducha Świętego, byśmy najpierw sami umieli rozpoznawać zadania, jakie proponuje nam Bóg do spełnienia i pomagali poznawać je innym. Trzeba także modlić się, by ludzie obdarzeni jakimkolwiek powołaniem życiowym rozwijali i pielęgnowali dar, którym służą innym w drodze do Boga. Amen. 184 O. Jacek Michno OFMConv – Kraków KOMUNIA ŚWIĘTYCH XV niedziela zwykła – 15 lipca 2012 KKK, nr 946-962 Obserwowałem kiedyś małą chmurę, która rosła w oczach i przeradzała się w cumulonimbusa wielkie, pełne mocy burzowe monstrum, które po przejściu kilku kilometrów gwałtownym deszczem nawodniło uprawy rolne, pastwiska, zmyło kurz i brud miejskich ulic. Pomyślałem sobie o całym obiegu wody w przyrodzie, o ogromnych, morzach, jeziorach, rzekach, lodowcach, które dzięki energii Bożego słońca wyparowując zasilają parą wodną chmury. Te przemieszczając się we frontach atmosferycznych przenoszą ogromne ilości wody w regiony, gdzie ta woda jest potrzebna. Wszytko przemyślnie i perfekcyjnie dopracowane przez Boga. Cały system współzależności i oddziaływań, można by było powiedzieć jeden ogromny wodny organizm przyrody, który funkcjonując daje życie niezliczonej ilości istnień żywych. Gdy patrzymy na Kościół święty, który czy to pielgrzymuje jeszcze na ziemi, dostępuje oczyszczenia, czy króluje w chwale Boga, odkrywamy, że między nami wszystkimi, częściami składowymi Kościoła, zachodzą podobne relacje i zależności jak we wspomnianym wcześniej świecie przyrody. Istnieją głębokie związki między tymi wszystkimi poziomami istnienia w Kościele i 185 wzajemną wspólnotą dóbr duchowych, którymi sobie nawzajem służymy i nimi się obdzielamy. Naszym zadaniem jest odkrycie roli każdego z nas, misji jaką mamy do wypełnienia w Ciele Chrystusa - Kościele, oraz pomnażanie dobra, którym możemy wzajemnie się obdarowywać. Dzisiejsze Słowo Boże poucza nas, jak w przeróżny sposób działa Bóg w Kościele wypełniając go rozmaitymi łaskami i współzależnościami, dzięki którym możemy funkcjonować, pełnić powierzone nam zadania, a wypełniając nasze powołanie wielbić Boga i zdążać do Królestwa Bożego, które jest naszym przeznaczeniem i naszą Ojczyzną. Stają przed nami ludzie posłani przez Boga, którym są powierzone misje, charyzmaty, dary duchowe dla dobra pozostałych ludzi. Widzimy proroka Amosa, który jako zwykły człowiek: pasterz i nacinacz sykomor zostaje posłany przez Boga, aby przekazywał narodowi wybranemu Jego wolę i słowa. Ewangelia podaje przykład Apostołów, których Jezus posyła, aby wzywali ludzi do nawrócenia, by wyrzucali złe duchy oraz posługując sakramentami nieśli łaskę uzdrowienia chorym. Św. Paweł w II czytaniu poucza, że to wszystko zanurzone jest w wielkiej miłości Boga, który jest inicjatorem wszelkiego działania i źródłem wszelkich łask, objawicielem Prawdy o świecie i nas samych. To dzięki niemu, dokonuje się nasze uświęcenie, i nasza misja wobec braci w wierze. To jego Krew obmywa nas z grzechów i otwiera przestrzeń nieba, gdzie z całym stworzeniem będziemy z nim zjednoczeni. 186 Wszystko to brzmi bardzo wzniośle, lecz patrząc na naszą często kiepską kondycję duchową i naszą szarą rzeczywistość wiary, możemy mieć wątpliwości skąd mieć siły na realizacje powierzonych nam zadać, jak pojąć i skorzystać z wzajemnego oddziaływania członków Kościoła, jak dotknąć tego wszystkiego i w tym się poruszać. Katechizmem Kościoła Katolickiego nazywa te wszystkie relacje komunią świętych, w której dokonuje się wymiana dóbr duchowych. Skoro przez chrzest, w Chrystusie tworzymy jedno, jesteśmy nierozerwalną wspólnotą, to wszystko co posiadamy, indywidualnie, czy jako wspólnota Kościoła, jest udziałem wszystkich. Dla przykładu: pensja przyniesiona do domu przez ojca rodziny rozdzielana jest wg, potrzeb na każdego jej członka, nawet wtedy jeśli on nie przynosi dochodu - dzieci. Największym naszym darczyńcą jest sam Bóg, bo od niego pochodzi wszystko i staje się to udziałem wszystkich. Podobnie, wszystkie dobra i zasługi duchowe wiernych przechodzą na innych, jakby w dziwnym systemie naczyń połączonych, i o ile ktoś "udrożni" dostęp do swego serca przynoszą pozytywny skutek. W jakich dobrach duchowych wszyscy mają udział? Na początek wysuwa się komunia wiary. Jest to skarb Kościoła, w którym wszyscy otrzymujemy zadatek nieba, i który się pomnaża wtedy, gdy jest przekazywany innym. Dalej komunia sakramentów. Jednoczy ona nas ściślej z Jezusem. W ten sposób zacieśniając relację z Bogiem, automatycznie jako ludzie wiary stajemy się sobie 187 bliżsi. Szczególną rolę odgrywa tutaj Eucharystia. Komunia charyzmatów, szczególnych darów Ducha Świętego, aby sobie nimi wzajemnie służyć i budować organizm Kościoła. Wreszcie, komunia miłości. Każdy akt miłości przynosi korzyść nie tylko zainteresowanym osobom, ale staje się dobrem dla wszystkich, chociażby w tym wymiarze, że dobry przykład pociąga innych do naśladowania. Naszą powinnością jest uczestniczyć w tych komuniach. Komunia świętych posiada też inny wymiar wertykalny. Analizując nasz przykład z obiegiem wody w przyrodzie, na podobnej zasadzie odkrywamy zależności między tym, co w „górze”, a tym co na „ziemi”. Mówiąc w dużym uproszczeniu: nie mogą istnieć chmury przynoszące deszcz bez akwenów wodnych, z których paruje woda, i odwrotnie, bez deszczu większość rzek czy jezior z czasem by wyschła. Nasz świat ziemski, ludu pielgrzymującego do ziemi obiecanej, ma głębokie relacje z Kościołem świętych w niebie oraz ze zmarłymi w czyśćcu, którzy czekają, aby po pokucie dołączyć do grona zbawionych. Katechizm uczy nas, że wszyscy jesteśmy powiązani wzajemną miłością do Boga, wzajemnie zespoleni ze sobą w Chrystusie oraz umacniamy relacje między sobą przez wymianę dóbr duchowych. Apostołowie z dzisiejszej Ewangelii, oraz prorok Amos mieli swoją misję do wypełnienia względem innych, podobnie każda z warstw Kościoła. My śmiertelnicy na ziemi, jak również święci w niebie, mamy względem siebie wypełniać 188 obowiązek miłości, aby się wspierać i pełniej budować mistyczne Ciało Chrystusa, jakim jest Kościół. Ci którzy są najbliżej Boga wstawiają się za wspólnotą na ziemi, uświęcają ją, wypraszają jej łaski, umacniają ją w trudach i doświadczeniach. Wtórują temu słowa św. Dominika: „Nie płaczcie, będziecie mieli ze mnie pożytek i będę wam skuteczniej pomagał niż za życia”. Duchowa komunia i więź z mieszkańcami nieba umacnia nas we wzajemnej jedności i miłości, w okazywaniu sobie czci i szacunku. Prowadzi nas także do głębszego zjednoczenia z Chrystusem, który dla nas źródłem wszelkiej łaski i życia. A jakie dobra duchowe możemy zaoferować wspólnocie zmarłych? Przede wszystkim naszą modlitwę, która nie tylko wydatnie im pomaga, ale również uskutecznia ich wstawiennictwo za nami. Bracia i siostry. Budujemy konkretne dobro, tak we wzajemnej służbie i miłości względem siebie, jak i w przestrzeni Kościoła chwalebnego i pielgrzymującego. Tworzymy jedną wspólnotę, która obdarowuje się wzajemnie i służy sobie, aby Bóg w nas był uwielbiony i abyśmy stawali się ludźmi świętymi, czyli podobnymi Bogu, abyśmy byli szczęśliwi. Mądrość Stwórcy, tak to urządziła, że podobnie jak w przyrodzie, wszyscy jesteśmy od siebie zależni, aby poprzez wzajemne oddziaływanie na siebie pomnażać stworzone przez Niego piękno. Niech Najwyższy wspiera nas swoją łaską, abyśmy to wszystko umieli dostrzec i w duchu pokornej służby budowania komunii ludzi świętych 189 odpowiedzieli naszym życiem na cudowny Boży plan względem wszystkich wierzących. 190 O. Tomasz Czajka OFMConv – Głogówek MARYJA – MATKA KOŚCIOŁA XVI niedziela zwykła – 22 lipca 2012 KKK, nr 963-975 I. Aby lepiej zrozumieć dzisiejsze czytania i odkryć przesłanie, jakie Bóg do nas kieruje, najpierw musimy przeżyć doświadczenie głodu. Nie myślmy tu tylko o głodzie fizycznym. Można mieć pełny żołądek, a równocześnie cierpieć z powodu głodu, z powodu braku czegoś lub kogoś. Takiego głodu doświadczamy wszyscy, a może on być bardzo różny. Jestem głodny, gdy tęsknię za zainteresowaniem drugiego człowieka. Jestem głodny, gdy tęsknię za zdrowiem, którego brakuje, za bezpieczeństwem, za spokojnym życiem w domu czy w pracy. To też jest głód. I takiego głodu wszyscy doświadczamy. Jest on częścią naszego życia. Bo zawsze za czymś będziemy tęsknić i czegoś zawsze będzie nam brakować. Po prostu ciągle jesteśmy zależni, jesteśmy słabi, głodni i nienasyceni. II. W tej sytuacji przypominamy bezbronne owce potrzebujące pasterza, który je poprowadzi i będzie wspierał. Jesteśmy jak ludzie, o których mówi dzisiejsza Ewangelia. Św. Marek przedstawił nam bardzo przemawiający do wyobraźni opis. Tłumy ludzi biegną za Jezusem i Jego uczniami. Nawet, gdy uczniowie odpływają, ludzie podążają za nimi. Ewangelista zaznacza, że zbiegli się ze wszystkich miast, wyprzedzili nawet uczniów. Łatwo wyobrazić sobie taką scenę, gdyż nieraz obserwujemy podobne 191 zachowania. Jednak ci ludzie, to nie tłumy, które oblegają hipermarket i stoją w kolejce od wczesnych godzin, by trafić na wyjątkową wyprzedaż. Nie są to ludzie, którzy zafascynowani gromadzą się licznie, żeby zobaczyć swojego idola. Ludzie opisani w Ewangelii biegną bo są głodni, bo są nienasyceni. I nie spuszczają wzroku z Jezusa, bo widzą w Nim rozwiązanie swoich problemów. W każdym z nas, w każdym głodnym człowieku jest takie pragnienie. Spójrzmy, co robi w tej sytuacji Jezus. Marek zapisuje, że zdjęła Go litość nad tłumem. Jezus lituje się nad potrzebującymi ludźmi i staje się dla nich pasterzem. Prowadzi, naucza i uzdrawia. Nie pozostawia ich samych, ale troszczy się o swoje owce. Ale nie tylko. Jezus nie tylko sam staje się pasterzem dla tego ludu. Jak to było jeszcze w Starym Testamencie, tak i teraz, Bóg powołuje niektórych spośród ludu, aby i oni stali się pasterzami. Zatem Bóg nie tylko pragnie dobra owiec, ale też pragnie to dobro osiągać dzięki zaangażowaniu pasterzy. Zależy Mu na tym, by owce miały dobrych pasterzy. W słowach proroka Jeremiasza słyszeliśmy wyraźne pragnienie Boga, by pasterze troszczyli się o owce, prowadzili je na dobre pastwiska, aby owce nie gubiły się ze strachu i nie rozpraszały, ale pasły się bezpiecznie. Tacy dobrzy pasterze, pasterze według Bożego zamysłu, są w Biblii znakami miłości i troski samego Boga. Gdy prowadzi taki pasterz, to tak jakby prowadził sam Bóg. III. Kościół przez wieki swojego istnienia, aż do dzisiaj, ma w swoich szeregach właśnie takich 192 pasterzy. Gorliwych biskupów, kapłanów, przewodników. Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. To wszystko, co mówiliśmy o pasterzach, o posłudze jaką mają pełnić wobec ludu, łączy się w pewien sposób również z osobą Maryi. Od lat Kościół widzi w Niej nie tylko Matkę samego Boga, ale też Matkę, która bezpiecznie prowadzi wiernych i jest dla nich przewodniczką. Bóg, według swoich planów powoływał wybranych ludzi, aby byli pasterzami – przez nich mówił, prowadził lud, upominał i dawał nadzieję. Do tego stopnia pokładał i pokłada wciąż nadzieję w człowieku, że pragnie powierzać mu takie zadania. W taki sam sposób, w pewnym momencie historii w Bożym planie znalazło się miejsce dla Maryi. Bóg nie tylko sprawił, że stała się Ona narzędziem w Jego ręku, ale też uczynił Ją narzędziem szczególnym – Maryja jest dla wszystkich wiernych wzorem wiary i miłości. Jest też obrazem tego, co Kościół osiągnie dopiero kiedyś, w przyszłości, na końcu swojej ziemskiej pielgrzymki. Zauważyliśmy już wcześniej pragnienie Boga, by powołani przez Niego ludzie, byli dobrymi pasterzami, takimi, jakich On chce posiadać. Dobry pasterz to taki pasterz, który słucha Bożego głosu, który jest pasterzem według Bożego zamysłu. Dawno temu Kościół odkrył tę prawdę również w osobie Maryi. To Ona przecież w sposób najdoskonalszy z ludzi otworzyła się na Boże działanie. Rola Maryi w Kościele, Jej szczególne i wyjątkowe zadanie, nie wynika z Jej talentów, mocnych stron czy wysiłku. Nie dlatego dziś podziwiamy i czcimy Maryję. 193 Szczególne miejsce jakie Maryja zajmuje w Kościele wynika z Jej zjednoczenia z Chrystusem. Maryja jest dziś tak blisko każdego wierzącego, dlatego, że kiedyś była tak blisko samego Jezusa. Kościół widzi tę łączność Maryi z Synem w ciągu całego Jej życia – począwszy od momentu Zwiastowania, aż po śmierć Chrystusa na krzyżu. Również potem, po Wniebowstąpieniu Maryja modliła się z Apostołami i trwała w oczekiwaniu Ducha Świętego. Ostatnim momentem tego zjednoczenia było Wniebowzięcie Maryi, przez które została wywyższona i jeszcze bardziej upodobniła się do Jezusa. Dlatego wierzymy, że Maryja, będąc tak blisko Bożego Syna, dzięki temu wstawia za nami w naszych potrzebach. Nic dziwnego, że od tylu wieków tak chętnie zanosimy nasze modlitwy do Boga, właśnie przez ręce Maryi. Nazywamy Ją naszą Orędowniczką, Wspomożycielką czy Pośredniczką. Widząc macierzyńską miłość i opiekę Maryi, możemy łatwiej dostrzec miłość i troskę samego Boga. Maryja jest więc dla wiernych szczególnym znakiem Bożej miłości. Kościół bardzo wyraźnie podkreśla, że to Boże macierzyństwo i opieka Maryi trwają nieustannie. Nie zakończyły się one wraz z Wniebowzięciem Maryi. Każdy wierny staje się Jej dzieckiem i nad każdym bez wyjątku roztacza swoją opiekę. Jednak Maryja nie jest Matką, która kochając jedno ze swoich dzieci, zaniedbuje inne, poświęcając czas jednemu, nie ma go dla kogoś innego. Każdy otoczony jest wyjątkową i osobistą opieką. Możemy powiedzieć, że Maryja, choć ma pod opieką tak wiele 194 dzieci, to każdego obdarza taką miłością i troską, jakby był jedynakiem. IV. Wszystko to, co wiemy o Maryi pozostanie jednak niedostępne dla nas, jakby ukryte, dopóki każdy osobiście nie obierze Maryi za swoją przewodniczkę. Bez zaangażowania nasza wiara staje się tylko teorią, która nie ma wpływu na życie. Przez wieki Kościół odkrył wiele sposobów kultu Najświętszej Maryi Panny. Znamy tak wiele świąt Jej poświęconych i modlitw maryjnych. Dzięki nim Maryja może stać się nie tylko Matką Boga, nie tylko Matką Kościoła, ale i moją Matką. 195 O. Jakub Czajka OFMConv – Kraków WIERZĘ W ODPUSZCZENIE GRZECHÓW XVII niedziela zwykła – 29 lipca 2012 KKK, nr 976-987 I. Kolorowy papier, ozdobne torebki, wymyślne wstążeczki – opakowania prezentów. A same prezenty – godziny czasu spędzone w sklepach aby znaleźć ten właściwy, niepowtarzalny, wymarzony: dla męża, żony, ojca lub matki, dla dzieci. Tak wiele jest też okazji do dawania prezentów. Już chyba nie wyobrażamy sobie świąt Bożego Narodzenia bez tak zwanej gwiazdki, aniołka czy Mikołaja przynoszącego prezenty. Ile z tych prezentów daje radość obdarowanemu, ile z nich wyrzucamy następnego dnia – ukradkiem, żeby nie zrobić przykrości komuś kto chciał nas uszczęśliwić. Ale jest też wiele prezentów, które przechowujemy przez lata – laurka zrobiona przez ukochanego syna na Dzień Mamy, rysunek wykonany niewprawną jeszcze rączką córki na Dzień Ojca, ususzony bukiet polnych kwiatów od kochanego męża. To już nie są zwykłe prezenty – to przedmioty, które rodzą w nas wspomnienia, pozytywne uczucia. Jedno jest pewne – nawet jeżeli ulegamy gorączce dawania prezentów – obdarowujemy nimi osoby szczególnie nam bliskie, chcąc zapewnić je o naszym uczuciu, oddaniu czy wdzięczności. II. Czytania liturgiczne 17. niedzieli w ciągu roku w pewien sposób dotyczą też dawania 196 prezentów, a może nawet bardziej dotyczą bycia obdarowanym. I prorok Elizeusz i sam Jezus Chrystus najpierw dostrzegają podstawowy brak jakiego doświadczają otaczający ich ludzie – brakuje im jedzenia. Warto zwrócić uwagę, że w obu przypadkach obdarowanie chlebem jest niezwykłe. Ten, który daje, dostrzega potrzebę: ludzie szli za Jezusem aby otrzymać dar uzdrowienia, On zauważył, że są głodni i trzeba im dać jeść. W obu przypadkach chleba było za mało. Sam gest oddania potrzebującemu wszystkiego co się posiada w imię Boże, powoduje cudowne rozmnożenie. Każdy głodny odchodzi nasycony. Dar Elizeusza i dar Jezusa nie dość, że jest wręcz konieczny do przeżycia, to dodatkowo jest w ilości dokładnie takiej, jaka jest potrzebna. Rozdzielenie chleba pomiędzy głodnych, to przecież nie jedyny dar jakim Jezus obdarowywał sobie współczesnych. Jedność, nadzieja, pokój, wiara czy chrzest to inne dary o których czytaliśmy w Liście świętego Pawła do Efezjan. To dary duchowe, którymi także my dzisiaj jesteśmy obdarowywani. Aby je przyjąć warto rozpocząć od jeszcze innego: daru przebaczenia. III. W chwili, w której apostołowie zgromadzeni w Wieczerniku otrzymali dar Ducha Świętego, wraz z nim Jezus udzielił im władzy odpuszczania grzechów. Wyraźnie wskazał im także sposób, w jaki mają się tym darem dzielić z potrzebującymi. Idąc na cały świat, głosząc Ewangelię, mają udzielać chrztu. Jego przyjęcie połączone z pierwszym wyznaniem wiary przynosi 197 odpuszczenie grzechów. Ten kto przyjmuje chrzest – czy to dziecko czy osoba dorosła – otrzymuje odpuszczenie grzechu pierworodnego, innych grzechów, które mógł popełnić, otrzymuje darowanie kary za te grzechy. I choć dar ten jest wręcz niewyobrażalny, nie zmienia on jednak naszej natury, która pozostaje słabą i skłonną do grzechu. Wiedząc o tym i troszcząc się jednocześnie o niezwykły dar jakim jest wolne od grzechu serce, Jezus przekazał apostołom „klucze Królestwa Niebieskiego”, dał władzę odpuszczania grzechów każdemu kto za nie szczerze żałuje. Dar odpuszczania grzechów był więc udzielany ludziom każdego pokolenia i do dziś wszyscy, którzy pełnią kapłańską posługę, posyłani przez biskupów następców apostołów, mają władzę rozgrzeszania wiernych. Dar przekazany przez Jezusa nie stracił na swej aktualności, ani mocy. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy nas, że „nie ma takiej winy, nawet najcięższej, której nie mógłby odpuścić Kościół święty. Nie ma nikogo tak niegodziwego i winnego, kto nie powinien być pewny przebaczenia, jeśli tylko jego żal jest szczery. Chrystus, który umarł za wszystkich ludzi, pragnie, by w Jego Kościele bramy przebaczenia były zawsze otwarte dla każdego, kto odwraca się od grzechu”. Dar przebaczenia grzechów jest więc wyjątkowy i niepowtarzalny. Może takim jednak być dzięki innemu darowi – ofierze życia złożonej na Krzyżu przez Jezusa Chrystusa. 198 IV. Na początku naszego rozważania zastanawialiśmy się nad wartością otrzymywanych i dawanych prezentów. Zauważyliśmy też, że te czasem najprostsze, ale wyrażające prawdziwe uczucie, są najcenniejsze. Co do szczerych intencji i nieskończonej miłości Jezusa Chrystusa do każdego z nas nie mamy wątpliwości. Możemy być więc pewni, że każdorazowe wyciągnięcie ręki po dar jaki On nam daje jest czymś najpiękniejszym co może się nam przydarzyć. Jak zatem docenić wartość daru przebaczenia, odpuszczenia grzechów, który daje nam Jezus? Sięgajmy po ten dar jak najczęściej – niech nie będzie jednym ze stu takich samych krawatów, które dostaliśmy pod choinkę, ale niech stanie się braną z czułością do ręki laurką przy każdym wspomnieniu dziecka, które jest gdzieś daleko w świecie. Sięgajmy po Jezusowy dar wybaczenia nie tylko z okazji świąt, ale zawsze wtedy, kiedy jest nam po ludzku źle, kiedy nasza słaba natura bierze nad nami górę, kiedy brakuje nam siły. Przecież tym, który nas obdarowuje jest sam Bóg, który nieskończenie nas kocha i nieskończenie się o nas troszczy. 199 Ks. Łukasz Jastrzębski – Rzym WIERZĘ W ZMARTWYCHWSTANIE I ŻYCIE WIECZNE XIX niedziela zwykła – 12 sierpnia 2012 KKK, nr 988-1065 Droga, ruch, wędrowanie, to rzeczywistości bardzo bliskie każdemu człowiekowi. Już od samego poranka każdy z nas jest „w drodze, w wędrówce” do pracy, szkoły czy konkretnego celu jaki sobie wyznaczył. I tak codziennie wyruszamy w „naszą podróż” pełni nadziei, że osiągniemy to, co sobie zaplanowaliśmy. Idziemy pokonując różne przeszkody, spotykając na naszej drodze rozmaite osoby, które może często pytają nas: Dokąd zmierzasz? Jaki jest cel twojego dzisiejszego „pielgrzymowania”? A my bez głębszego zastanowienia szybko odpowiadamy: idę do pracy, szkoły, idę odwiedzić moją rodzinę, moich znajomych, muszę dzisiaj to, czy tamto załatwić. Tak wygląda nasze codzienne wędrowanie, nasza codzienność, która nie może być pozbawiona jednak pytania o głębszy wymiar i cel naszej wędrówki jako chrześcijan. Ale jaki on jest? Dokąd zmierzamy? Dokąd zmierza nasze życie? Gdzie jest jego meta? I Kto tam nas oczekuje? Dzisiejsza modlitwa mszalna Kolekta niejako wprowadza nas w tajemnicę naszej egzystencji, naszego ziemskiego życia. Prosimy w niej Pana, „aby umocnił w naszych sercach ducha przybranych dzieci, abyśmy mogli osiągnąć obiecane dziedzictwo”. 200 To obiecane dziedzictwo, drodzy Bracia i Siostry, to nic innego jak nasze zmartwychwstanie, nasze życie wieczne. Jezus w dzisiejszej Ewangelii w rozmowie z Żydami mówi: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. (…) Kto we Mnie wierzy ma życie wieczne” (J 6, 44. 47). Zmartwychwstanie i życie wieczne, o których dzisiaj mówi nam Mistrz z Nazaretu, to dwie tajemnice naszej wiary, które wskazują nam cel naszego ziemskiego pielgrzymowania, naszej wędrówki. Chciałbym, abyśmy dzisiaj wspólnie nad nimi się zastanowili i razem, może z większą odpowiedzialnością i rozwagą zmierzali ku naszemu spotkaniu ze Stwórcą. Katechizm Kościoła Katolickiego w wielu miejscach podkreśla, że zmartwychwstanie to istotny element naszej wiary, który nie tylko nas ożywia, ale przede wszystkim jest dla nas nadzieją i napełnia nas ufnością (KKK 991). „Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 Kor 15, 12-14. 20). Co to znaczy zmartwychwstać? Kto zmartwychwstanie? W jaki sposób? Kiedy? To tylko niektóre pytania, jakie 201 towarzyszą człowiekowi i na które nieustannie szuka odpowiedzi. Od początku chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie spotykała się z niezrozumieniem i oporami. Bardzo powszechne było i jest przekonanie, że po śmierci życie osoby ludzkiej trwa w sposób tylko duchowy. Ale jak wierzyć w to, że ciało które jest tak słabe, kruche, złożone w grobie, mogłoby zmartwychwstać do życia wiecznego (KKK 996)? Tak, w śmierci nasze ciało ulegnie zniszczeniu i jesteśmy tego pewni, nasza dusza pójdzie na spotkanie ze swoim Stwórcą, ale Bóg w swojej wszechmocy przywróci ostatecznie naszym ciałom niezniszczalne życie, jednocząc je z naszymi duszami mocą Zmartwychwstania Chrystusa (KKK 997). Nadzieja na zmartwychwstanie, drodzy Bracia i Siostry, dotyczy nas wszystkich, jeżeli tylko, pełnimy dobre czyny, które będą mogły świadczyć o nas przed majestatem Boga (J 5, 29; KKK 998). Aby zmartwychwstać z Chrystusem trzeba umrzeć z Chrystusem. Trzeba opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana. W tym odejściu jakim jest śmierć dusza nasza będzie oddzielona od ciała, ale połączy się z nim na nowo w dniu zmartwychwstania umarłych. Kiedy? Na końcu świata, kiedy to Chrystus powróci i przekształci nasze ciało w chwalebne, duchowe (KKK 999, 1001, 1005). Z tajemnicą zmartwychwstania, drodzy Bracia i Siostry, jak już zostało wspomniane, jest mocno związana tajemnica naszej śmierci, śmierci, która jak wiemy jest zapłatą za grzech (KKK 1006). Chociaż człowiek posiadał śmiertelną naturę, z woli 202 Bożej miał nie umierać. Śmierć była więc przeciwna zamysłom Boga Stwórcy, a weszła na świat jako konsekwencja grzechu (KKK 1008). Tajemnica naszego losu, naszego życia, umiłowania w Chrystusie Panu, ujawnia się najbardziej właśnie w obliczu śmierci. Przed tą tajemnicą każdy z nas upada na kolana. Bo oto zakończył się czas ziemskiego pielgrzymowania, czas łaski i miłosierdzia, który jest nam dany dla zrealizowania naszego życia i zapracowania na wieczność. Ale śmierć jest nie tylko kresem naszego życia. To dzięki Jezusowi ma sens pozytywny (KKK 1010). Już w czasie Chrztu Świętego każdy z nas „umarł dla tego świata”, aby po śmierci móc królować razem z Chrystusem (KKK 1011). Dla człowieka wierzącego śmierć nie jest końcem, ale początkiem nowego życia, spotkaniem z Miłosiernym Ojcem. „Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie” (Prefacja o zmarłych). „Przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. Co takiego nas czeka kiedy staniemy przed obliczem Boga? Powróćmy jeszcze raz do słów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Każdy kto wierzy we Mnie ma życie wieczne” (J 6, 47). Człowiek, drodzy Bracia i Siostry, w swojej nieśmiertelnej duszy zaraz po śmierci otrzyma wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, która dokonuje się albo przez oczyszczenie (czyściec – a stąd droga już tylko do wiecznego zbawienia – KKK 1030), albo jest bezpośrednim wejściem do nieba, albo stanowi 203 bezpośrednio potępienie na wieki – piekło (KKK 1022). Człowiek, który nie wybiera Boga w sposób dobrowolny, nie wybiera Jego miłości, odrzuca Go w swoim życiu przez grzech i umiera w grzechu śmiertelnym nie żałując za zło, które popełnił, a tym samym nie przyjmując Bożego Miłosierdzia, sam dobrowolnie, z własnego wyboru oddziela się od Boga na wieczność (KKK 1033). Zasadnicza kara piekła polega właśnie na wiecznym oddzieleniu od Stwórcy, gdyż to wyłącznie w Bogu może człowiek odnaleźć szczęście i życie, dla których został stworzony i których pragnie (KKK 1035). W obliczu Chrystusa, który jest Prawdą zostania ujawniona prawda o naszym życiu i Sąd Ostateczny, który nastąpi podczas chwalebnego powrotu Chrystusa ujawni w pełni to, co każdy z nas uczynił dobrego i czego zaniechał w czasie swego życia (KKK 1039, 1040). „Pod wieczór naszego życia – jak podkreśla Św. Jan od Krzyża – będziemy sądzeni z miłości”. Każdy z nas kto zda na końcu swojego życia „egzamin” ze swojego pielgrzymowania na ziemi pozytywnie ma otwarte wejście do życia wiecznego. A życie wieczne to bycie z Jezusem, to trwanie w nieustannej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi, którzy są w Chrystusie. Jak to wygląda? Jak tam będzie? Nie wiemy, gdyż przekracza to możliwości naszego zrozumienia i wyobrażenia. Pismo Święte mówi o niebie posługując się obrazami: życie, światło, pokój, uczta weselna, dom Ojca, raj, czyli wszystko to co jest najpiękniejsze (KKK 1027). „To czego oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka 204 nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Czas jest miarą naszego życia. W jego biegu zmieniamy się i starzejemy. Przemijanie kojarzy się nie tylko z upływającym czasem, ale przede wszystkim jest w pewnym sensie nadzieją, że coraz bliżej jesteśmy spotkania z Jezusem. Każdy z nas zawsze do czegoś się przygotowuje, zawsze na coś czeka. Pamiętajmy również o tym najważniejszym spotkaniu. Nie zmarnujmy tej szansy, którą dał nam Jezus. To najważniejsze spotkanie to moment, kiedy będziemy musieli zdać sprawę z całego swojego życia a pamiętajmy, że z miłości będziemy sądzeni. Ponieważ nie znamy dnia ani godziny, musimy nieustannie czuwać. W naszej wędrówce nie jesteśmy sami. Naszą siłą jest Chrystus, Jego Ciało za nas wydane, Eucharystia, Sakramenty. Słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6, 51). Zatem drodzy Bracia i Siostry, oczyszczajmy nasze serce w Sakramencie Pokuty i Pojednania, przyjmujmy Chrystusa w Najświętszej Eucharystii, szukajmy drogowskazów w Piśmie Świętym, abyśmy porzuciwszy „wszelką gorycz, gniew, uniesienie, wrzaskliwość, znieważanie, złość” w naszym codziennym życiu, zmierzali do życia wiecznego. „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga” (1 Krl 19, 48). Przyjdź zatem drogi Bracia i droga Siostro na Ucztę, bo Chrystus przygotował także miejsce dla ciebie. Amen. 205 Ks. Łukasz Sowa – Przysietnica CZŁOWIEK – BOŻY OBRAZ – POWOŁANY DO SZCZĘŚCIA I WOLNOŚCI XX niedziela zwykła - 19 sierpnia 2012 KKK, nr 1699-1748 I. Godność człowieka w Starym Testamencie Kim jest człowiek? Co jest istotą człowieczeństwa? Jaka w rzeczywistości jest ludzka natura? Takie i podobne im pytania egzystencjalne o fenomen człowieka zadawali sobie ludzie od zarania dziejów. Jednak najważniejsze pytanie dotyczy szczególnej roli człowieka pośród stworzeń, jego wybrania i wyraźnego wywyższenia, krótko - jego niezbywalnej godności. Źródłem nauki o godności człowieka jest Objawienie, a zwłaszcza opisy stworzenia świata i człowieka zawarte w Księdze Rodzaju. Starszy opis, jahwistyczny (Rdz 2, 4b-25), oddaje najbardziej pierwotne wyobrażenie człowieka o ludzkiej naturze, jak również naturze i istocie Boga. Człowiek jest w nim ukazany jako jedno z pierwszych dzieł Boga, który niczym Garncarz własnoręcznie lepi poszczególne istoty z „prochu ziemi” (Rdz 2,7). Pozostałe stworzenia mają służyć człowiekowi, który nadaje im nazwy, stając się współpracownikiem Boga. Jedynie człowiek jest zdolny do prowadzenia dialogu z Bogiem. Otrzymał 206 bowiem „tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” (Rdz 2,7). Młodszy genealogicznie opis kapłański (Rdz 1, 26-27), będący pięknym, starożytnym hymnem, przekazuje równie istotne w tej materii fakty. Oto Bóg postanowił stworzyć człowieka na swój obraz, podobnego do siebie. Dalej dowiadujemy się, że uwieńczeniem dzieła stworzenia było panowanie człowieka nad innymi istotami. Dla Boga całe dotychczasowe dzieło było dobre (Rdz 1, 4.12.18.21.25), ale po stworzeniu człowieka Bóg ocenił je jako bardzo dobre (Rdz 1,31). Co zatem decyduje o godności osoby ludzkiej? Z hymnu o stworzeniu wnioskujemy, iż są to dwie cechy: człowiek jest obrazem Boga [hebr. selem] oraz jest stworzony na Jego podobieństwo [hebr. demut]. Co oznaczają te dwa słowa? Otóż obraz oznacza wizerunek materialny, wyobrażający osobę i ją reprezentujący (por. Rdz 5,13; 9,6; Wj 20,13). Z kolei podobieństwo, termin bardziej abstrakcyjny, ma za zadanie wykluczyć identyczność człowieka z Bogiem. Bóg Stwórca jest różny od stworzenia. Innymi słowy człowiek nigdy nie będzie równy Bogu i dlatego nie może się stawiać na Jego miejscu, o czym dzisiaj wielu ludzi zapomina. Chcą oni decydować o życiu lub śmierci równych sobie w godności i naturze współbraci – ludzi. Rodzi się tu pytanie. Skoro człowiek jest obrazem Boga i jednocześnie jest do niego tylko podobny, to co tak naprawdę jest najistotniejsze w człowieku, jako obrazie Boga? Odpowiedzi jakich udzielano były różne: wyprostowana postawa ciała, funkcja królewska, 207 władze duchowe, długowieczność, otrzymane życie. Z czasem bardziej akcentowano ideę dominacji (człowiek panem stworzenia) oraz zdolność do prokreacji (przekazywania życia). Wciąż jednak nie była to pełna i wyczerpująca odpowiedź. Istotą Bożego obrazu w człowieku, a zarazem fundamentem jego godności jest nieśmiertelna dusza, przez którą człowiek uczestniczy w nieśmiertelności Boga (por. Mdr 2,23: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka. Uczynił go obrazem swej własnej wieczności”). Z takiej interpretacji możemy wyciągnąć dwa wnioski: człowiek posiada godność niemal sakralną i jest ona źródłem równości wszystkich ludzi. Racją godności nie jest więc ani wyznawana religia, ani kulturowy czy społeczny stan człowieka, lecz samo jego człowieczeństwo. II. Życie Boże w człowieku Nieśmiertelna dusza, wraz z rozumną naturą i wolną wolą, łącząca człowieka z Bogiem jest kluczem do pytania o tajemniczą godność człowieka. Stanowią ją wartości, niedające się zbadać, zmierzyć na drodze naukowej. Tylko człowiekowi udzielił Bóg czegoś ze swojego życia i swej mocy. Dlatego dopełnieniem biblijnej wizji godności człowieka jest więc teologia przybranego synostwa Bożego ludzi oraz życia w Duchu Świętym, do którego wszyscy jesteśmy powołani (por. KKK 1699). Każdy kto uwierzy w Chrystusa, staje się synem Bożym. To przybrane synostwo przemienia człowieka i uzdalnia 208 go do naśladowania Chrystusa, zwłaszcza w czynieniu dobra oraz sprawiedliwego życia. Katechizm w tym kontekście powie, że w „zjednoczeniu ze swym Zbawicielem uczeń osiąga doskonałość miłości – świętość” (1709). Swoistego zjednoczenia, a zarazem wywyższenia godność natury ludzkiej dostąpiła w momencie wcielenia Bożego Syna. Jezus Chrystus, najwierniejszy obraz Boga (por. Rz 8, 29; 2 Kor 4,4b; Kol 1,15), przyjąwszy ciało z Maryi Dziewicy, stał się człowiekiem, „podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu”. Przychodząc na świat, „obdarzył ludzkość nową młodością, przez swoją mękę zgładził nasze grzechy, przez powstanie z martwych dał nam dostęp do życia wiecznego”, a wstępując do Boga „otworzył nam bramy nieba” (4 Prefacja na Niedziele Zwykłe, por. KKK 1708). W myśl 6 Prefacji na Niedziele zwykłe, którą wkrótce odśpiewa kapłan, jako chrześcijanie ochrzczeni w imię Chrystusa „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” w Bogu. Już teraz, „w czasie naszej ziemskiej pielgrzymki doznajemy Bożej dobroci w codziennych potrzebach”, a co najważniejsze „nosimy już w sobie zadatek życia wiecznego”. Mamy bowiem „pierwsze dary Ducha”, przez którego Bóg wskrzesił z martwych Jezusa. Duch Święty ożywia naszą wiarę, wzmacnia nadzieję, a w nasze serca wlewa Bożą miłość (por. Rz 5,5). Jego asystencja, zlewane na nas dary oddziaływają szczególnie na bezpośrednie środki, mające za zadanie pomóc nam żyć „nowym życiem” – mianowicie na rozum i wolę. Odróżniają nas one od instynktownego świata zwierząt i obok duszy 209 nieśmiertelnej są wzniosłym znakiem obrazu Boga (por. KKK 1712). Rozumem człowiek rozeznaje pragnienie osiągnięcia szczęścia, a przy współpracy wolnej woli, mając wypisane w sercu moralne prawo, podejmuje w tym celu konkretne decyzje. Wolność wyboru i świadome działanie cechują czyny prawdziwie ludzkie, a w połączeniu z pracą umysłu sprawiają, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje postępowanie. Troska o całe życie tak fizyczne, jak i duchowe pomaga osiągnąć coraz większą doskonałość w cnotach, a w konsekwencji wieczne szczęście. Najbardziej pożądana z nich, miłość, udoskonala się, gdy poszukujemy, wybieramy i miłujemy rzeczy prawdziwe i dobre (por. KKK 1711). Za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy powtórzyć, że „każde moralne życie, dojrzewające w łasce na ziemi, osiągnie wypełnienie w chwale nieba” (KKK 1715). Dlatego tak ważne jest, aby szukając ostatecznego szczęścia (zbawienia), rozwijać w sobie pragnienie życia zgodnego z nauką Jezusa Chrystusa. Szczególnym drogowskazem i odpowiedzią na owo pragnienie jest osiem pouczeń z Góry Błogosławieństw (por. Mt 5,3-12). Stawiają nas one wobec decydujących wyborów związanych z dobrami ziemskimi. Oczyszczają nasze serca, by nauczyć nas miłować Boga ponad wszystko (por. KKK 1728) i umacniać nasze życie duchowe. III. Troska o życie duchowe 210 Jak pielęgnować i podtrzymywać w sobie to nowe życie? Otóż mądrość wymaga, aby o życie w Duchu Świętym modlić się tak, jak o zbawienie, gdyż ono także jest nam darowane (por. KKK 1699, 1727). Św. Paweł wzywa nas dzisiaj w drugim czytaniu, abyśmy „napełniali się Duchem, przemawiając do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana” (Ef 5,18c-19). Modlitwa, jako wyraz troski o życie duchowe, ma nas chronić przed zbytnim ubóstwieniem ciała. To dlatego Święty Paweł nakłaniał Efezjan: „Wyzyskujcie chwilę sposobną, bo dni są złe (…) usiłujcie zrozumieć co jest wolą Pana. A nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości” (Ef 5, 16-18b). Zatem na modlitwie mamy prosić o dary Ducha Świętego oraz o rozeznanie woli Bożej względem nas. Należy pytać: Panie, co chcesz, abym czynił? Jednak musimy pamiętać o tym, że obok modlitwy prośby istnieje także inny jej rodzaj – uwielbienie. Intencje mające na celu uwielbienie Boga za otrzymane dary są dziś rzadkością. Współczesny człowiek staje zwykle przed Panem Bogiem z listą potrzeb, choć obdarzony tak wielkimi darami jak nieśmiertelna dusza, życie duchowe, nadzieja zbawienia i zdolność do współpracy z Bogiem, już nic lepszego otrzymać nie może. Darowana człowiekowi godność dziecka Bożego powinna rodzić postawę wdzięczności. Doskonale ujmują to słowa Prefacji traktującej o dziele stworzenia: „Ty stworzyłeś człowieka na swoje podobieństwo i poddałeś mu wszechświat godny podziwu, aby w Twoim imieniu panował nad całym 211 stworzeniem i chwalił Ciebie w Twoich dziełach, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (5 Prefacja na Niedziele zwykłe). Szczególnym sposobem wdzięczności i uwielbienia Boga jest Eucharystia, „chleb żywy, który zstąpił z nieba” (J 6, 51). Dla naszego życia duchowego ma ona jeszcze większą wartość. Eucharystia, Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, są pokarmem na życie wieczne. Jezus mówił do nas w dzisiejszej ewangelii: „Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Jego Krwi, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6, 53) oraz „(…) kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie” (J 6, 57). Dołóżmy zatem starań, aby w naszym życiu doczesnym było jak najwięcej dni, w których będziemy przyjmować Eucharystię. Na fali zarzutów stawianych współcześnie Kościołowi nie możemy pominąć istotnej kwestii, że godność osoby ludzkiej domaga się poszanowania ludzkiego życia i zdrowia. Prawda ta leży u podstaw negacji zjawiska in – vitro. Nawet jeśli kiedyś nauka wykluczy selekcję i niszczenie, czyli aborcję wielu zarodków, uzyskując w efekcie stosunek 1 zapłodnienie do 1 narodzenia, to dalej będzie to zjawisko niedopuszczalne i niegodne ludzkiej istoty. Godność osoby ludzkiej domaga się bowiem poczęcia dziecka w naturalnym akcie prokreacji, współpracujących z Bogiem w przekazywaniu życia oraz kochających się wzajemnie męża i żony. Tej sakralnej godności wyraźnie sprzeciwia się poczęcie w warunkach laboratoryjnych, na szkle, przy użyciu przyrządów i jedynie ludzkich metod. Każdy 212 odrzucający tę prawdę próbuje postawić siebie w miejscu Boga, co jak zauważyliśmy na początku sprzeciwia się naturze ludzkiej, tak bardzo różnej od boskiej. Kończąc, zauważmy, że nikt nie uszanuje naszej godności i życia duchowego, jeżeli pierwej sami tego nie uczynimy. Uczmy się zatem korzystania z wolności i rozumu. Unikajmy zniewolenia przez nałogi i inne grzechy. Decydujmy sami o sobie. Nie poddawajmy się woli tłumu, który może i głośno krzyczy: „wolność, równość, tolerancja” czy też „róbta co chceta”, ale to jeszcze nie znaczy, że ma rację. Módlmy się teraz wspólnie słowami św. Franciszka z Asyżu: „Ty jesteś Święty Pan Bóg jedyny, który czynisz cuda Ty jesteś wiecznym życiem naszym (…) Pochwalony bądź, Panie mój, ze wszystkimi Twoimi stworzeniami. Amen”. [Uwielbienie Boga Najwyższego,1; Pieśń słoneczna (Pochwała stworzenia),3] 213 Ks. Paweł Sobol – Besko MORALNOŚĆ CZYNÓW, UCZUĆ, SUMIENIA Uroczystość NMP Częstochowskiej - 26 sierpnia 2012 KKK, nr 1749-1802 I. „Wolność bowiem może człowiek używać dobrze lub źle” Obchodzimy dziś Uroczystość NMP Częstochowskiej, naszej ukochanej Matki. Do Jej stóp przez cały rok, a szczególnie w sierpniu przybywają tysiące pielgrzymów, szukając u Niej rady i pocieszenia. To Ona wraz ze swym Synem zamieszkała na Jasnej Górze – Polskiej Kanie, aby wypraszać dla całego naszego narodu wiele łask i doprowadzać nas do Chrystusa. Z ust Częstochowskiej Pani nadal rozbrzmiewają słowa, zapisane przez św. Jan w Ewangelii, które słyszeliśmy przed chwilą: „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2,5). A co Jezus mówi do nas dzisiaj? Jakie zadania stawia przed każdym z nas? Bł. Jan Paweł II, 19 czerwca 1983, w 600-lecie istnienia sanktuarium na Jasnej Górze mówił: „Chrystus obecny wraz ze swą Matką w polskiej Kanie stawia przed nami wielką sprawę wolności. Wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara jego godności. Jednakże jest mu ona równocześnie zadana. (…) Wolność bowiem może człowiek używać dobrze lub źle”. Wolność człowieka jako taka była tematem naszych ostatnich refleksji katechizmowych. Dziś 214 chcemy się zatrzymać nad moralną oceną korzystania z wolności, czyli podejmowanych przez nas czynów, naszych uczuć, a także nad rolą sumienia w życiu każdego z nas. II. Moralność czynów ludzkich W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że „Czyny ludzkie, to znaczy czyny wybrane w sposób wolny na podstawie sądu sumienia, mogą być kwalifikowane moralnie. Są dobre albo złe” (KKK 1749). Zapewne nasuwa się każdemu z nas pytanie: od czego zależy moralna wartość czynów ludzkich? Lub inaczej co wpływa na to, że dany czyn, nasze dobrowolne działanie możemy ocenić jako dobre albo złe. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje trzy „źródła”, kryteria moralności czynów ludzkich: pierwszym jest wybrany przedmiot ludzkiego działania, czyli to co chcę uczynić, to co czynię, lub to co uczyniłem; drugim jest nasz zamierzony cel, czyli intencja naszego działania, a trzecim elementem do oceny moralnej danego czynu są okoliczności działania, obejmujące także jego konsekwencje (KKK 1750, 1757). Łatwo możemy się domyślić, że aby ludzkie czyny zostały ocenione jako moralnie dobre muszą mieć nie tylko dobry przedmiot i cel, ale też dokonywać się w dobrych okolicznościach (KKK 1755, 1760). Już sam wybrany przedmiot może uczynić złym całość naszego działania. Na przykład kłamstwo ze swej istoty jest czymś złym, choćby nawet było dokonane w dobrej intencji. W 215 Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Dobra intencja (np. pomoc bliźniemu) nie czyni ani dobrym, ani słusznym zachowania, któro samo w sobie jest nieuporządkowane (jak kłamstwo czy oszczerstwo)” (KKK 1753). I tu znajduje swoje zastosowanie jedna z głównych zasad etycznych: Cel nie uświęca środków (KKK 1753, 1759). Innymi słowy: Niedopuszczalne jest czynienie zła aby wynikało z niego dobro (KKK 1756, 1761). Mówimy tu o dobrym celu a złym przedmiocie naszego działania. Podobnie i zła intencja czyni złym czyn, który sam z siebie może być dobry, np. dawanie jałmużny mające na celu próżną chwałę „by inni widzieli, że pomogłem”. Dokonując oceny moralnej czynu, drugorzędną powinnością jest spojrzenie na jego okoliczności i konsekwencje. Okoliczności przyczyniają się do powiększenia lub zmniejszenia dobrej lub złej wartości czynów ludzkich (np. wysokość skradzionej kwoty), mogą one zwiększać lub zmniejszać odpowiedzialność sprawcy za dany czyn (np. działanie ze strachu przed śmiercią). Należy tu też jasno powiedzieć, że „Okoliczności nie mogą same z siebie zmienić jakości moralnej samych czynów, nie mogą uczynić ani dobrym, ani słusznym tego działania, które jest samo w sobie złe” (KKK 1754). Innymi słowy moralnie zły czyn zawsze pozostaje złym, bez względu na okoliczności. Dla przykładu zabójstwo zawsze będzie złem, nie zależnie od okoliczności. III. Moralność uczuć 216 Ludzkie czyny mogą być więc dobre albo złe. Czy podobnie jednoznacznie możemy ocenić nasze uczucia? Czym tak na prawdę są uczucia? Samo pojęcie „uczucia” oznacza odczucia lub doznania (KKK 1771). Naukowo nazwać je możemy procesem psychicznym, czy stanem emocjonalnym. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, iż wchodzą one w skład „psychiki ludzkiej, stanowią obszar przejściowy i zapewniają więź między życiem zmysłowym a życiem ducha” (KKK 1764). Uczucia odzwierciedlają nasz stosunek do otoczenia, innych ludzi oraz do samych siebie. Uczucia motywują nas do wielu czynów, sprawiają, że zachowujemy się tak, a nie inaczej. Uczuciami tłumaczymy wiele naszych zachowań, np. „nie pomogę mu, bo go nienawidzę”, albo wręcz przeciwnie „pomogę mu, bo go kocham” czy też „pomogę mu, bo mu współczuję”. Skąd biorą się uczucia? Jezus Chrystus wskazuje na serce człowieka jako na źródło, z którego wypływają uczucia. Człowiek posiada ich wiele, podstawowymi uczuciami ludzkimi są miłość i nienawiść, pragnienie i obawa, radość, smutek i gniew (KKK 1772). Miłość powoduje, że człowiek pragnie dobra i ma nadzieje na jego uzyskanie. „Kochać znaczy chcieć dla kogoś dobra” – ta myśl św. Tomasza z Akwinu ukazuje nam prawdziwy cel ludzkich uczuć jakim jest dobro. Św. Augustyn wyraził to w słowach „Jedynie dobro jest miłowane”. Uczucia ludzkie powinny być skierowane na dobro, ale to rozum i wola decydują o ludzkim działaniu. Dlatego też doskonałość dobra 217 moralnego, wymaga by rozum kierował uczuciami, a nie na odwrót, uczucia rozumem. Wróćmy do naszego pytania, czy uczucia są moralnie dobre czy złe? Odpowiedź na postawione pytanie znajdujemy w Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Uczucia, jako poruszenia wrażliwości, nie są same w sobie dobre, ani złe: są moralnie dobre, gdy przyczyniają się do dobrego działania; w przeciwnym razie są złe. Mogą one być przekształcone w cnoty lub zniekształcone w wady” (KKK 371). IV. Sumienie – „głos wzywający (…) do miłowania i czynienia dobra a unikania zła” Aby ułatwić człowiekowi korzystanie z wolności oraz poprawną ocenę wartości moralnej jego czynów, Bóg wyposażył go w sumiennie. Sobór Watykański II nazywa sumienie „najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa” (KDK 16). Inaczej mówiąc – słuchając głosu sumienia, człowiek roztropny może usłyszeć Boga. Możemy zapytać: czym jest w praktyce sumienie? Otóż jest to sąd rozumu, przez który osoba ludzka rozpoznaje jakość moralną konkretnego czynu. Sumienie moralne obecne we wnętrzu człowieka nakazuje mu w odpowiedniej chwili pełnić dobro, a unikać zła. Mówi się często, że ktoś jest „człowiekiem sumienia” i każdy z nas powinien takim być. W tym kontekście bardzo aktualne są słowa Ojca Świętego Jana Pawła II wypowiedziane w 218 homilii wygłoszonej na Śląsku w Skoczowie (22 V 1995): „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia”. We wszystkim co czynimy i mówimy powinniśmy wiernie iść za tym, co do czego jesteśmy przekonani, że jest słuszne i prawe. Katechizm Kościoła Katolickiego zachęca nas: „by każdy z nas wszedł w siebie, ażeby usłyszeć głos swojego sumienia i za nim pójść” (KKK 1779). Trzeba na co dzień poszukiwać głębi wewnętrznej w swoim życiu. Dobrym wzorem takiego postępowania jest dla nas Matka Boża, która jak mówi Łukasz Ewangelista, zachowywała i rozważała wszystkie słowa Jezus w swym sercu (por. Łk 2,51), pielęgnując w sobie życie wewnętrzne. Sumienie pozwala także człowiekowi wziąć odpowiedzialność za dokonane czyny. Dla człowieka który popełnił zło, wyrok sumienia stanowi rękojmie nawrócenia i nadziei. To sumienie wskazuje nasze złe postępowanie (pojawiają się w nas tzw. wyrzuty sumienia) i skłania nas do korzystania z Bożego Miłosierdzia, do ciągłej poprawy i rozwoju naszych cnót. Trzeba to jasno powiedzieć, iż każdy z nas ma obowiązek działać w wolności i zgodnie z własnym sumieniem po to, aby mógł podejmować w swym życiu decyzje moralne (KKK 1782). Katechizm Kościoła Katolickiego zwraca uwagę na formację sumienia przypominając nam, że tylko sumienie uformowane jest prawe i prawdziwe. Formacja sumienia jest zadaniem na całe życie, gdyż każdy z nas jest poddawany negatywnym wpływom świata. Mam tu na myśli promowany relatywizm moralny, postępującą laicyzację, które wkradają się 219 do naszych serc przez massmedia, będące na usługach owych idei promujących antywartości. Wychowywanie „sumienia zapewnia wolność i prowadzi do pokoju serca” (KKK 1784). Zadajmy sobie zatem pytanie jak formować swoje sumienie? Słowo Boże ma nieocenioną wartość w tym niełatwym procesie. Przyjmowane przez wiarę i modlitwę oraz stosowane w praktyce, jest światłem na drodze naszego życia. Każdy rachunek sumienia jest badaniem naszego wnętrza poprzez wpatrywanie się w Krzyż Chrystusa, który daje zbawienie. Pan Bóg nie pozostawia nas samych w tym procesie wychowania naszego sumienia, ale posyła do serc naszych Ducha Świętego. Posyła także kierowników duchowych i spowiedników – ludzi prowadzonych pewnym nauczaniem Kościoła. Mówiąc o sumieniu trzeba zauważyć, że niekiedy spotykamy się z sytuacjami, które czynią sąd moralny mniej pewny i utrudniają decyzje. Trudno nam wtedy rozstrzygnąć w sumieniu jak postąpić. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje trzy zasady, które możemy zastosować do wszystkich przypadków, a które mogą okazać się pomocne przy podejmowaniu właściwego osądu sumienia. Pierwszą zasadą jest już dziś przytaczana: nigdy nie jest dopuszczalne czynienie zła by, wynikało z niego dobro. Drugą zasadę, zwaną „złotą”, podyktował sam Chrystus w Kazaniu na Górze: „Wszystko … co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Trzecia zasada, podkreśla iż miłość zawsze przejawia się w szacunku dla bliźniego i jego sumienia. Te reguły pomagają nam 220 formułować pewne sądy sumienia, którym każdy człowiek powinien być zawsze posłuszny. Łatwo nam wyciągnąć wniosek: jeśli dobrowolnie działamy przeciwko pewnemu głosowi sumienia, potępiamy samych siebie, działamy wbrew sobie. Często słyszymy, stwierdzenie „nie masz sumienia”, „on/ona jest człowiekiem bez sumienia”. Czy zatem można zabić w sobie sumienie? Niestety tak. Sumienie ma każdy, ale zdarza się niestety coraz częściej, że jego głos jest ignorowany. W efekcie czego sumienie zamiast rozwijać się i formować jest zagłuszane i zabijane. Jako takie wydaje błędne sądy o czynach, które maja być dokonane lub już zostały dokonane. Ta ignorancja często jest zawiniona. Dzieje się tak wtedy, „gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega zaślepieniu” (KDK 16). Człowiek świadomie ignorujący sumienie jest odpowiedzialny za zło, które popełnia. Jest odpowiedzialny za zdeformowanie swego sumienia poprzez świadomą nieznajomość Chrystusa i Jego Ewangelii, poprzez poddanie się pod rządze uczuć oraz odrzucanie autorytetu Kościoła. Zdarzają się jednak przypadki niezawinionej deformacji sumienia. Osoby o takim sumieniu nie ponoszą odpowiedzialności za popełnione zło, choć to uczynione przez nich zło nadal pozostaje złem. W takim przypadku konieczna jest praca nad brakami sumienia. Kończąc możemy sparafrazować słowa bł. Jana Pawła II o wolności i powiedzieć: „Sumienie 221 jest człowiekowi dane od Boga, ale jest również mu zadane – zadana jest mu jego ciągła formacja”. Trzeba nam u Matki Bożej szukać wsparcia i otuchy, dla tego z ufnością wołajmy do Niej, jak dzieci: Matko Pocieszenia, szczerą daj nam skruchę, Uproś nam u Syna łaskę i otuchę! Ucz nas szukać Bożej woli W każdej sprawie, w każdej doli I na straży stój sumienia! Święta Matko Pocieszenia, Nie opuszczaj nas! 222 Ks. Tadeusz Baj – Pikulice CNOTY I GRZECHY OBECNE W LUDZKIM ŻYCIU XXIII niedziela zwykła – 9 września 2012 KKK, nr 1803-1876 Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam wzruszający obraz chorego głuchoniemego człowieka, który jest na tyle bezradny, że nie tylko nie potrafi odnaleźć się o własnych siłach wśród ludzi, samodzielnie przyjść do Jezusa, ale nawet ci, którzy go przyprowadzili, w Jego imieniu proszą o łaskę uzdrowienia. Dla naszych dzisiejszych rozważań katechizmowych, ten ewangeliczny obraz będzie żywą ilustracją rzeczywistości grzechu, który zawsze jest chorobą duszy, ale którego skutki prędzej czy później dostrzegamy w coraz gorszym kontakcie z innymi. Człowiek głuchoniemy nie słyszy wypowiadanych do niego słów, ale także nie potrafi słowem porozumieć się z innymi. Potrzebuje swojego własnego języka znaków i najczęściej jego komunikacja ograniczona jest do wąskiego grona ludzi, którzy go rozumieją. Mając przed oczyma ten ewangeliczny obraz człowieka głuchoniemego spróbujmy wspólnie zastanowić się nad rzeczywistością grzechu i cnoty w naszym chrześcijańskim życiu. Cnoty moralne można porównać do czerech umiejętności, jakie ubogacają każdego człowieka. Z doświadczenia wiemy, że trzeba je nieustannie w sobie rozwijać. Zawodnik, aby wygrać długi bieg, 223 musi codziennie biegać i przyzwyczaić organizm do coraz większego wysiłku. Chirurg musi przeprowadzić wiele różnych skomplikowanych operacji, aby się wyspecjalizować w leczeniu. Sukcesy w różnych dziedzinach wiedzy, sportu, ekonomii odnoszą ludzie wytrwali, którzy podejmują wysiłek zdobywania potrzebnych umiejętności. Z kolei pojawiające się w życiu grzechy osłabiają, a nawet niszczą człowieka, podobnie jak drobna dolegliwość, gdy jest nie leczona może się przemienić w śmiertelną chorobę zagrażającą życiu. I. Cnoty Podobnie w życiu duchowym potrzebne jest opanowanie czterech umiejętności, aby w przeciwieństwie do głuchoniemego, być człowiekiem doskonale postrzegającym świat wokół siebie i co za tym idzie podejmującym mądre życiowe decyzje. Katechizm nazywa te umiejętności cnotami i przypomina nam, że są one trwałymi dyspozycjami do czynienia dobra. Owe ludzkie cnoty są dyspozycjami naszego umysłu i woli, które regulują nasze czyny, porządkują nasze uczucia i kierują naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i wiarą. Tradycja zgrupowała je wokół czterech cnót kardynalnych: roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania. Ich nazwa pochodzi od łacińskiego słowa określającego zawias, na którym są zawieszone drzwi. Tradycja zatem poprzez to określenie stara się wskazać, że cnoty te są niejako zawiasami wspierającymi całe nasze chrześcijańskie 224 życie. Warto się zatem w naszych katechizmowych zamyśleniach zatrzymać nad tymi cnotami, bo odgrywają one istotną rolę w naszym życiu i wiele zależy od tego, czy je rozwiniemy i czy one będą kształtowały nasze życie i powołanie. 1. Roztropność Pierwszą spośród cnót kardynalnych jest roztropność. To sztuka wyboru prawdziwego dobra spośród wielu pozornych dóbr, które szczególnie dzisiaj roszczą sobie prawo do bycia dobrami najważniejszymi i najbardziej pożądanymi. Prawdziwe dobro to takie, które jest dobrem zawsze i dla wszystkich. Roztropność najłatwiej rozpoznać w umiejętności podejmowania mądrych życiowo decyzji. Decyzje nasze mądre są wówczas, gdy przewidują skutki naszego działania. Dlatego jest to tak ważna umiejętność, że przecież niejednokrotnie decyzje, jakie podejmujemy dotyczą całego naszego życia, decydują o naszej przyszłości i zobowiązują nas na całe życie. Umieć mądrze wybrać męża, żonę, przyjaciela, towarzystwo, kolegów czy koleżanki, starać się przemyśleć wybór studiów – to być roztropnym. Trudno nie zauważyć, że ta cnota łączy się z odpowiedzialnością. Mądry dojrzały człowiek jest przede wszystkim odpowiedzialny za swoje czyny. Warto dzisiaj przypomnieć szczególnie wam młodzi, którzy pragniecie by dorośli traktowali was dojrzale. Miarą waszej dojrzałości jest odpowiedzialność za słowa jakie wypowiadacie, za składane innym obietnice, a nade wszystko za 225 konkretne czyny, po których ludzie poznają waszą roztropność. 226 2. Sprawiedliwość Drugą umiejętnością, którą winniśmy opanować to sprawiedliwość. Jest ona sztuką życia w harmonii z Bogiem, z ludźmi i ze światem. Aby stworzyć ową harmonię trzeba najpierw umieć poszanować prawa, zarówno Pana Boga, jak i innych ludzi, czy świata. Wobec stworzeń wolnych, sprawiedliwość będzie zawsze szacunkiem dla ich wolności. Człowiek sprawiedliwy najpierw zna w życiu swoje prawa ale i prawa swoich bliźnich. Umie je uszanować i docenić. W Nowym Testamencie mówi się o św. Józefie jako sprawiedliwym mężu Maryi, który z jednej strony szanuje wolę samego Boga, który wkracza w jego życie, ale potrafi też z szacunkiem odnieść się do swej małżonki, posłusznej we wszystkim Panu. Sprawiedliwymi są także Elżbieta i Zachariasz, którzy z pokorą przeżywają brak potomstwa, lecz z szacunkiem i miłością przyjmują wolę Najwyższego, aby w starości cieszyć się synem. Czasy dzisiejsze wołają o sprawiedliwych chrześcijan, szanujących a nie negujących Boże prawo. O ludzi o sercu wrażliwym na innych, którzy mają prawo do swoich własnych decyzji. 3. Męstwo Męstwo jako następna cnota jest dzisiaj szczególnie potrzebna, ponieważ człowiek dzisiejszy pomimo tak wielu zdobyczy naukowych, nieustannie staje bezradny wobec grozy trzęsienia ziemi, niespodziewanej powodzi, wobec siły huraganu czy groźnego promieniowania. Są to tylko spotęgowane wymiary rzeczywistości, której lękamy się niemal 227 codziennie. Wiara natomiast wprowadza nas w świat jakościowo inny. Bóg i Jego wartości nie mieszczą się w żadnych doczesnych wymiarach. Człowiek staje wobec wielkiej tajemnicy i potrzebuje odwagi, męstwa aby wejść ten tajemniczy świat. Męstwo zatem polega na opanowaniu naszego ludzkiego lęku i przezwyciężeniu towarzyszącego mu lenistwa. Lenistwo jest często zwyczajnym brakiem odwagi, jest niechęcią do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku, a zwłaszcza ryzyka. Odwagę obserwujemy najczęściej w mówieniu albo w działaniu. Męstwo w konkretnych czynach jest ważniejsze od samych słów, ale i one są w bardzo wielu sytuacjach znakiem naszego zdecydowania, gdy opowiadamy się za Chrystusem, bronimy Jego świętego krzyża, czy odważnie stajemy w obronie Kościoła. Tak wielu męczenników, którzy byli mocarzami odwagi, jaśnieje swoim świadectwem i w naszych czasach. Nie tylko w sytuacjach otwartych prześladowań, ale również wtedy, gdy trzeba przyznać się do wiary w pracy, szkole, autobusie, czy pociągu, wobec swoich i obcych. 4. Umiarkowanie Ostatnią cnotą jest umiarkowanie. Jest to umiejętność zachowania właściwej harmonii w zaspokajaniu pożądań, które są nastawione na posiadanie i na korzystanie z dóbr doczesnych. Cnota ta pozwala karmić apetyty ciała i ducha zgodnie z wolą Boga, nie ulegać chwilowym zachciankom ani pojawiającej się modzie. Przyznajmy, że w dzisiejszych czasach potrzeba nam tej cnoty 228 szczególnie. Zaczynamy być pokoleniem, które nie przeżyło wojny, tułaczki, głodu, czy zagrożenia życia, a co za tym idzie skupiamy się na bardziej wygodnej stronie życia i dbamy częściej o przyjemności niż o konkretny życiowy umiar. Cnoty te należy w sobie wypracować i to jest istotne zadanie i wysiłek całego naszego życia. II. Grzechy Dłużej zatrzymaliśmy się nad cnotami, ale warto powiedzieć kilka słów o tym, co osłabia duchowo i wewnętrznie człowieka, czyli o grzechu. To właśnie ludzki grzech raniący naszą naturę sprawia, że czujemy się osłabieni i jak ewangeliczny głuchoniemy nie możemy w pełni cieszyć się życiem. Katechizm rozważany przez nas przypomni nam najpierw o tym, że grzech istnieje i świadomie wybierany w życiu, niszczy tego kto zaczyna nim żyć. Co do ciężaru, grzechy dzielimy na śmiertelne i powszednie. Aby grzech był śmiertelny muszą zaistnieć jednocześnie trzy warunki: musi zaistnieć materia poważna, czyli dotyczyć Bożych przykazań, musi być popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą, czyli dobrowolnie. Grzech powszedni jest popełniany wówczas, gdy łamie się prawo moralne w materii lekkiej lub czyn dotyczy materii ciężkiej, ale popełniono go bez pełnego poznania czy całkowitej zgody. Od razu trzeba powiedzieć, że często staramy się usprawiedliwić, że nie mieliśmy pełnego poznania konsekwencji moralnych naszych czynów. Najczęściej jest to 229 ignorancja zawiniona, bo przecież około 90 % naszych dzieci i młodzieży poznaje i pogłębia wiarę podczas katechezy. Pytanie rodzi się również o nasze zaangażowanie w słuchanie homilii i kazań, które zazwyczaj starają się tłumaczyć podstawowe prawdy wiary i zasady moralne. Pomyślmy, że niekiedy stojąc na zewnątrz świątyni, nawet nie staramy się słuchać i bardzo szybko rozpraszamy naszą uwagę. Nasza percepcja wówczas jest prawie zerowa i nie ubogaca się wtedy nasz intelekt i serce. Marnujemy zatem te 10 czy 15 minut niedzielnego kazania, a gdy powracamy do domu, przez cały tydzień, po kilka godzin dziennie jesteśmy ”pouczani”, poprzez media [TV, internet, radio], czy wręcz instruowani odnośnie sposobu życia, które nie ma najczęściej wiele wspólnego z wiarą i moralnością. Warto więc w tym roku, szczególnie w czasie naszych niedzielnych zamyśleń katechizmowych, wsłuchać się w mądry głos Kościoła, który pragnie z woli Chrystusa być naszym przewodnikiem. Niech w naszym życiu spełnią się słowa proroka i niech nasze oczy przejrzą i uszy naszego serca się otworzą na obecność Boga pośród nas. 230 Ks. Tadeusz Baj – Pikulice NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ XXIV niedziela zwykła – 16 września 2012 KKK, nr 2052- 2141 Umiłowani w Chrystusie Panu, Bracia i Siostry! Stajemy dzisiaj razem wśród grona Dwunastu Apostołów i słuchamy pytania, jakie Jezus zadaje swoim uczniom: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego”? i można tak jak oni wymienić zasłyszane opinie, plotki, przekonania innych. Ale to Jezusowe pytanie powinno wybrzmieć w nas, jako skierowane do nas osobiście, do Ciebie bracie i siostro! Czy nasza odpowiedź jest taka, jak wyznanie Piotra? Czy dla mnie Jezus jest Synem Bożym, który z miłości do każdego z nas przyszedł na świat, aby nas zbawić? To właśnie w Jezusie Chrystusie wypełniły sie zapowiedzi proroków o Bogu, który tak umiłował świat, że posłał Swego Syna, aby nas zbawił umierając na drzewie krzyża. Krzyż zatem ukazuje głębię owej miłości Boga do świata. Przyjęcie krzyża nie jest drogą prostą. łatwą i wygodną, ale szlakiem wytrwałego zmagania się ze słabościami własnymi oraz innych, zawsze jednak jest drogą posłuszeństwa Bogu i wypełniania Jego świętej woli. Nasze katechizmowe zamyślenia skupią się dzisiaj nad pierwszym przykazaniem Dekalogu. To właśnie Boże przykazania są krzyżem dla dzisiejszego człowieka, który pragnie tak jak Piotr 231 odrzucić i szukać szczęścia poza nimi. Apostoł Piotr pomimo sprzeciwu wobec ofiary krzyża, potem odnajduje jego zbawczą moc i sam oddaje za Chrystusa życie na krzyżu. Przyjmuje więc tę rzeczywistość, która budziła jego ludzki strach i mocą Jezusa poznaje moc krzyża. Zatrzymajmy się więc wszyscy nad wartością Dekalogu, aby odnaleźć w nim mądrość i moc samego Boga. W naszych czasach głośniej niż zwykle, ludzie nawet ochrzczeni, domagają się od Kościoła odejścia od prawa ustanowionego przez Boga. Wielu wydaje się, że oni urządziliby świat o wiele lepiej, według własnych zasad i pomysłów, własnego prawa. Odkrywamy tu logikę Piotra spod Cezarei Filipowej, który poszukuje drogi według własnego pomysłu. Powróćmy zatem do Dekalogu. Samo sformułowanie przykazań posiada charakter nakazu, a więc taki, jak polecenia sumienia. Każde jest adresowane bezpośrednio do pojedynczego człowieka, mimo iż Dekalog został przekazany narodowi wybranemu, jako prawo obowiązujące społeczność. Prawo to jest obiektywną normą moralności, która obejmuje całe życie człowieka w wymiarze indywidualnym i społecznym. Warto podkreślić podwójną rolę Dekalogu. Najpierw pomaga człowiekowi ocenić wartość swego postępowania, co jest dobre, a co złe. Po wtóre natomiast Dekalog ma charakter społeczny. Pan Bóg poprzez Mojżesza organizuje życie całego narodu wybranego. Nie ma zaś społeczności bez prawa. Zgoda na przestrzeganie określonych zasad decyduje o powstaniu i trwaniu wspólnoty ludzi. Cały zatem Dekalog trzeba rozważać zarówno z punkt widzenia 232 pojedynczego człowieka, jak i z punktu widzenia społecznego, to znaczy grupy ludzi, którzy chcą żyć według tego prawa. Dekalog stanowi bardzo zwartą całość i dopiero zachowywany w całości daje poczucie wysiłku, ale także szczęścia i pokoju serca. Jedno przykazanie, które odrzucimy w imię przyjemności, wygody czy lenistwa, sprawia, że cały Dekalog staje się powoli uciążliwy i następnie odrzucamy następne przykazania. Piękno Dekalogu odkryje tylko ten, kto zada sobie trud zachowania każdego z przykazań. W czasie tych naszych spotkań i rozważań katechizmowych będziemy się starali odkrywać piękno i mądrość poszczególnych przykazań. Pochylimy sie dzisiaj nad pierwszym przykazaniem, które rozpoczyna Dekalog – „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Zanim jednak wypowiemy pierwsze przykazanie, słyszymy słowa samego Boga: ”Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł [...] z domu niewoli” i one mogą być wspaniałą odpowiedzią na pytanie zadane przez Jezusa swoim uczniom. Pan Bóg nie jest dalekim Bogiem historii, Bogiem patriarchów, czy proroków. Bracie i siostro! On jest twoim Bogiem, który cię stworzył, który cię kocha i nieustannie zbawia. W naszych rozważaniach warto uświadomić sobie prawdę o tej szczególnej relacji między mną a Panem Bogiem. Pierwsze słowa Dekalogu wzywają do szukania osobistego spotkania z Bogiem Żywym, który wydaje się niekiedy daleki, surowy i zbyt wymagający, ale poznany bliżej ukazuje nam swoje dobre, cierpliwe i miłosierne oblicze. Przypomnienie cudownego wyzwolenia z domu niewoli było dla 233 izraelitów głoszeniem prawdy o tym, że Bóg jest bliski nie tylko pojedynczym ludziom, ale swoją moc okazuje także wobec całych narodów. Te dwie prawdy pomogą nam zrozumieć wymagania pierwszego przykazania Dekalogu. Fundamentem dla tego przykazania jest nakaz miłowania Boga całym sercem, całą duszą i całym swoim umysłem, tak jak kogoś bardzo bliskiego - ojca, matkę, czy jak najlepszego przyjaciela. Pierwsze przykazanie jest więc prostą konsekwencją bliskości Boga i jego dobroci wobec nas. Wiemy już więc do czego ono zobowiązuje. Pytamy następnie, czego ono nam zabrania? Najpierw zakazuje oddawania czci innym bogom i bóstwom, uwielbienia ziemskich idolów lub też podporządkowania się dobrom ziemskim [pieniądzom, karierze, modzie, sukcesowi, wpływom, urodzie, przyjemności]. Następnie przypomina, że nie można być przesądnym, czyli zamiast wierzyć w moc Pana Boga, w Boże prowadzenie i błogosławieństwo, stosować praktyki ezoteryczne, magiczne i okultystyczne albo zajmować się wróżbiarstwem, wywoływaniem duchów, czy wreszcie wystawianie Pana Boga na próbę słowami lub czynami. Kolejnym wykroczeniem przeciw pierwszemu przykazaniu jest świętokradztwo, czyli złe lub niewłaściwe użycie tego, co święte, albo świadome niszczenie tego, co zostało poświęcone Bogu. Z szeregu świętokradczych czynów, dziś niestety coraz częstszych, zwrócimy uwagę tylko na niektóre. Najpierw trzeba wymienić kradzież w świątyni, bo jest ona domem samego Boga i wszystko, co 234 się tam znajduje należy do Niego. Następnie trzeba wspomnieć o niszczeniu świątyni poprzez akty wandalizmu. Warto również dodać w kontekście świętokradztwa o coraz częstszym znieważaniu osób poświęconych Bogu czynem lub oszczerczym słowem, zazwyczaj uogólniając na wszystkich słabości niektórych. Jednak najcięższym grzechem świętokradztwa jest znieważenie Najświętszego Sakramentu, ponieważ występek ten wprost obraża samego Chrystusa obecnego pod postaciami eucharystycznymi. O wielkości tego grzechu świadczy konieczność dłuższego zadośćuczynienia całej wspólnoty przez adorację, spowiedź, komunię świętą wynagradzającą. Częstą odmianą tego rodzaju świętokradztwa jest niegodne, czyli w stanie grzechu ciężkiego, przystępowanie do komunii świętej. Takie sytuacje zdarzają się niestety coraz częściej przy okazji udzielania sakramentu chrztu świętego, przy Pierwszej Komunii świętej, podczas ślubnej czy pogrzebowej liturgii. Niektórzy uważają, że „wypada” wówczas przystąpić do komunii świętej, nie bacząc na to, że nie jest się w stanie łaski uświęcającej. Sam ludzki wzgląd [bo przecież patrzy cała rodzina] nie jest żadnym motywem przyjęcia Ciała Chrystusa. W takich sytuacjach powinien zwyciężyć szacunek dla prawdziwej obecności Chrystusa. Podobną formą świętokradztwa jest także świadome zatajenie grzechów przy sakramentalnej spowiedzi, z powodu fałszywego wstydu. Warto wówczas sobie przypomnieć o tajemnicy spowiedzi i o tym, że to sam Bóg 235 przebacza grzechy a kapłan jest tylko świadkiem naszej skruchy, pokory, żalu i wyznania grzechów. Podsumowując nasze rozważania nad pierwszym przykazaniem Dekalogu powróćmy do pierwszego dzisiejszego czytania z proroka Izajasza. Mamy w nim obraz pokornego i posłusznego sługi Boga, który przez swoje posłuszeństwo i uległość, przez całkowite zaufanie Bogu doznaje od Niego wsparcia i umocnienia. Zaufajmy i my dobremu Panu, który daje nam Dekalog jako wyraz jego miłości troski o nasze życie nie tylko doczesne, ale przede wszystkim wieczne. Zachowując go w życiu doznamy jego wspaniałej mocy, która będzie łaską wiernego Boga. 236 Ks. Łukasz Sowa – Przysietnica ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE XXV niedziela zwykła – 23 września 2012 KKK, nr 2142-2167 I. Biblijny sens imienia Każdy z nas nosi imię lub nawet imiona nadane na Chrzcie świętym. Czy zastanawialiśmy się kiedyś, jaką wartość dla człowieka posiada noszone przez niego imię? Aby spróbować to zrozumieć, przywołajmy tu obraz milionów ludzi, którzy podczas II wojny światowej byli zamykani w obozach koncentracyjnych. I może nie to było najstraszniejsze, że zabierano więźniom wolność, odbierano ich własne ubrania, golono włosy, kazano wegetować w nieludzkich warunkach, odzierając w ten sposób z godności i pozbawiając wszelkich praw należnych człowiekowi. Najgorsze było to, że ich imiona zamieniano na numery, odbierając nawet tożsamość. Człowiek pozbawiony imienia przestawał być osobą, a stawał się nic nie znaczącym numerem, który w każdej chwili można wykreślić z obozowej ewidencji. Nigdy nie wolno tego robić! Nie wolno odbierać człowiekowi tego, co stanowi o jego istocie, tożsamości i człowieczeństwie. Jego imienia. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że „Bóg wzywa każdego człowieka po imieniu. Imię każdego człowieka jest święte. Imię jest ikoną osoby. Domaga 237 się szacunku ze względu na godność tego, kto je nosi” (KKK 2158). W tradycji judeo-chrześcijańskiej imię zawsze miało wielkie znaczenie. W Piśmie Świętym nie ma imion przypadkowych. Każde imię uczestniczy w naturze bytu istoty nazwanej, jest jedyne i niezmienne, w jednym słowie zawiera rzeczywistość danej rzeczy. Człowiek żyjący w niezgodzie z własnym imieniem jest zagubiony i wewnętrznie rozdarty. Jednocześnie w Biblii napotykamy przypadki nadania nowego imienia; każdy, kto je dostaje, jest nowym człowiekiem, otrzymuje nowe posłannictwo. Tak było między innymi z Abramem, którego Bóg nazwał Abrahamem, ojcem mnóstwa [narodów], czy z Jakubem - późniejszym Izraelem. W Nowym Testamencie Szymon otrzymuje od Jezusa imię Piotr, czyli „opoka”, na której Pan zbudował Kościół, zaś Szaweł - prześladowca chrześcijan - staje się Pawłem, gorliwym naśladowcą Chrystusa i Apostołem Narodów. Zauważmy też, że biblijnego imienia nie można wymyślić – można je odkryć lub poznać, bo nie jest puste ani przypadkowe. Imię „Emmanuel” oznacza „Bóg z nami”, Imię „Jezus” „Bóg zbawia” .Tu bardzo bliski jest przykład nadawania imion przez Indian. Ich imiona opisywały charakterystyczne cechy osoby, np. Mówiący Orzeł (indiańskie imię św. Juana Diego), Rączy Jeleń, Sokole Oko. Wreszcie najwyższa wartość imienia polega na tym, że jego nadanie wiąże się ściśle z aktem stwórczym. W Księdze Rodzaju nazywanie towarzyszyło aktom powstawania, a dopóki rzeczy 238 nie otrzymały imienia, zatrzymane w istnieniu. były jakby zakryte, 239 II. Imię Pańskie jest święte W takim kontekście łatwiej nam zrozumieć rangę drugiego przykazania Dekalogu, które nakazuje szanować imię Pańskie: „Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy” (Wj 20,7). Wypływa ono z cnoty religijności i określa bardziej szczegółowo nasze posługiwanie się słowem w sprawach świętych. Teologia biblijna uczy, iż każde słowo Pisma świętego jest natchnione, a więc i święte. Katechizm jednak zauważa, iż spośród całego Objawienia jest jedno szczególne słowo, które objawia imię Boga. Bóg na znak zaufania i zażyłości powierza je wszystkim, którzy wierzą w Niego, objawiając się im w swoim osobowym misterium „JESTEM, KTÓRY JESTEM (Wj 3,14) (…) To jest imię moje na wieki i moje zawołanie na najdalsze pokolenia” (Wj 3,15). Pytając o imię Boga Mojżesz nie pytał: Jak się nazywasz?, lecz: Kim jesteś? Mojżesz, chcąc poznać istotę Boga, musiał pytać, bo człowiek sam nie może nazwać Boga. Okrąża Go tylko pojęciami, odgaduje Jego przymioty, ale w żadnym języku nie ma słowa, które by Go w pełni wyrażało. Jedno jest i zawsze było pewne dla ludzi wszystkich epok: Imię Pańskie jest święte! Nikt nie może wzywać imienia Pana Boga swego nadaremnie, „bo nie dozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, kto bierze Jego imię do czczych rzeczy” (Pwt 5, 11). Jak odróżnić, czy używanie imienia Boga jest daremne? Imię Boże lub świętych wymawiane jest nadaremno, kiedy nie pragnie się przez to wypowiadanie osiągnąć żadnego dobra. Jeden z 240 Autorów napisał: „Zrozumcie sens słowa Bożego na Synaju: ‘na próżno’. To oznacza, że wymawia się Imię ‘Bóg’ nie zamieniając go w dobro. Wtedy jest grzechem. Nie jest [wymawiane] ‘na próżno’, gdy uderzenia waszego serca w każdej minucie dnia, wszystkie szlachetne czyny, potrzeba, pokusa i cierpienie sprowadzają wam na wargi dziecięce słowo miłości i mówicie: ‘Przyjdź, mój Boże!’ Wtedy, zaprawdę, nie grzeszycie wymawiając święte Imię Boże." (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga druga 88, Katowice 1997, wyd. Vox Domini). Drugie przykazanie zabrania nam w równym stopniu bezmyślnego używania imion Jezusa Chrystusa, Matki Najświętszej, jak i świętych Kościoła. Czynimy to wtedy, gdy przyzywamy imion i słów o znaczeniu sakralnym w kontekstach pozbawionych zupełnie takiego znaczenia. Jakże często, nawet skądinąd pobożni chrześcijanie bez potrzeby wykrzykują: „O Boże!”, „O Jezu”, „Jezus Maryja”, „Rany boskie”, wcale nie mając intencji modlitewnej. Dokonuje się to często w towarzystwie wulgaryzmów, wygłupów, nieskromnych żartów. Czasem czynią to niby w dobrej intencji mówiąc: „Niech Cię ręka boska broni” albo „Bóg z nim”, które bynajmniej nie wybrzmiewa w kontekście błogosławieństwa, ale złości i używane jest zamiennie z „niech go diabli”. Podobnie zresztą jak „Bóg jeden wie” i „diabli wiedzą”. Takie „zaklinanie” rzeczywistości Bogiem nie jest wyrazem pobożności, ale bezmyślności i jako takie jest grzechem. Bezwarunkowo najwyższą motywację troski o to, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano 241 istot niebieskich, i ziemskich i podziemnych” (Flp 2,10), podpowiada nam dzisiejszy psalm responsoryjny: „Wybaw mnie Boże w imię swoje (…) Będę Ci chętnie składać ofiarę i sławić Twe dobre imię (Ps 54). Na czym polega dobroć tego imienia? Niesie ono w sobie moc zbawczej ofiary, bo nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12). Fakt, że imię Boże zawsze było najwyższą świętością, sprawił, że ludzie dla większej autoryzacji i wiarygodności swych słów, często powoływali się na to imię. Takie przyrzeczenia angażowały autorytet samego Boga. Jednak niewierność danemu w ten sposób słowu równa jest szarganiu Bożego imienia i czynieniu Boga kłamcą (por. KKK 2147). Także powinniśmy się dwa razy zastanowić zanim po raz kolejny użyjemy słów: „jak Boga kocham” albo „na miły Bóg, przysięgam”. Przysięga bowiem w sposób szczególny angażuje Boga, który jest normą wszelkiej prawdy. Bóg staje się poręką naszej prawdomówności (KKK 2151). O ile prawdziwa przysięga, ukazująca odniesienie słowa ludzkiego do prawdy Bożej, może być składana ze słusznej przyczyny, np. w sądzie (KKK 2154), w myśl słów św. Ignacego z Loyoli, który w Ćwiczeniach duchownych dopuszcza ją pod warunkiem zaistnienia trzech elementów: prawdy, konieczności i uszanowania (ĆD 38), o tyle krzywoprzysięstwo i wiarołomstwo, czyli niedotrzymanie przyrzeczenia lub założenie z góry, że się go nie dotrzyma (KKK 2150-2152), są 242 poważnymi wykroczeniami przeciw świętości Bożego imienia. Wzywają one Pana wszelkiego słowa, aby był świadkiem kłamstwa (KKK 2151). Podobnie wykroczeniem jest zobowiązanie się pod przysięgą do dokonania złego czynu (KKK 2152). Należnej Bożemu imieniu czci sprzeciwia się także przekleństwo. Polega ono na wypowiadaniu w gniewie i złości imion świętych. Przez przekleństwo rozumie się też złorzeczenie drugiemu człowiekowi, przeklinanie go, życzenie mu zła. Nieraz w gniewie ktoś prosi Boga o ukaranie osoby, na którą skierowane jest jego oburzenie: „A żeby Ci Pan Bóg rozum wrócił” lub „Oby Cie ‘Bozia’ pokarała” Każda forma używania imion świętych dla przeklinania jest grzesznym brakiem szacunku wobec Pana (por. KKK 2149). Najpoważniejszym wykroczeniem przeciwko drugiemu przykazaniu jest bluźnierstwo, które polega na kierowaniu przeciw Bogu słów nienawiści, wyrzutów, na mówieniu źle o Bogu, oskarżaniu Go. Zakaz bluźnierstwa rozciąga się także na słowa przeciw Kościołowi, a także osobom i rzeczom świętym. Niezbędnym jest tu wspomnieć o randze grzechu, który bluźnierczo używa imienia Boga do zatajenia lub tłumaczenia zbrodniczych praktyk i grzechów przeciwko piątemu przykazaniu. Czynili tak niemieccy żołnierze Wehrmachtu, którzy na pasach mieli wybite hasło: „Gott mit uns - Bóg z nami”. Ten komunikat znaczył coś przerażającego: oto „Bóg jest z tymi”, którzy ludobójczo zaprowadzają nowy ład na świecie. Oto „Bóg z tymi”, którzy przeprowadzili holocaust. „Dobra Nowina?” – To 243 budziło radykalny protest: „do diabła z takim krwawym bożkiem”, z którym Bóg Żydów i chrześcijan nie ma nic wspólnego. Była to ewidentna manipulacja, propaganda III Rzeszy. Wszystko co ma choćby cień zła nie może być kojarzone i łączone z imieniem Boga, który jest Dobrocią i Miłością a samo nadużywanie imienia Boga w celu popełnienia zbrodni automatycznie pociąga odrzucenie religii. To dlatego każdy, kto rzekomo w imieniu Boga dopuszcza się aborcji lub eutanazji, które są zwyczajnym morderstwem, stawia się poza Kościołem. Taki ktoś tłumaczy: „Bóg nie chciałby, aby ten człowiek cierpiał”. Nic bardziej pokrętnego! Pan Bóg mówi przecież niezmiennie: „Nie zabijaj!” i nie ma tam żadnej furtki typu: „ chyba że…” III. Uświęcanie Bożego imienia Jak możemy na co dzień uświęcać Boże Imię? Każdy człowiek jest bowiem powołany do tego, by to Imię błogosławić, wychwalać i uwielbiać (KKK 2143). Wiąże się to z tym, iż każdorazowe wypowiedzenie Imienia Boga jest przyzywaniem obecności Tego, który jest Obecnością zawsze obecną. Moglibyśmy utworzyć pozytywną formę tego przykazania: będziesz wzywał Imienia Bożego z czcią i szacunkiem! Takie wzywanie będzie piękną modlitwą. A modlitwa to serce życia religijnego, gdy ono przestaje bić, gdy człowiek przestaje się modlić, to życie wewnętrzne umiera. Ten, kto wzywa Boga bez zastanowienia, jedynie jako przerywnik swego codziennego języka, często nacechowany 244 emocjonalnie buntem, złością, zazdrością, dowodzi, że albo się nie modli, albo źle to robi. Nikt, kto stanie przed Bogiem żywym z czcią i szacunkiem, nie mówi do Niego potem na próżno. Dlaczego? Bo zna moc i skuteczność wypowiadanego na modlitwie Imienia Bożego. To wyrzuca nam dzisiaj św. Jakub Apostoł w II czytaniu. Słyszeliśmy: pożądacie, zazdrościcie, prowadzicie walki i kłótnie, „gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” (Jk 4,3). Tymczasem powinniśmy myśleć o oddaniu należnej chwały Bożemu Imieniu, poprzez odważne wyznawanie wiary, życie zgodne z Ewangelią i Przykazaniami. Słabość naszej modlitwy zwykle opiera się na dwóch sprawach: obłudzie – człowiek nie ma nawróconego serca oraz na traktowaniu Boga jako bożka. Czasem zdarza nam się krytykować Boga, Jego postępowanie, albo nakazywać Mu, jak powinien coś uczynić: „Boże, i Ty na to pozwalasz?”, „Boże, Ty widzisz i nie grzmisz?”, „Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy”… Swoją drogą i dobrze, że nie rychliwy, bo inaczej mielibyśmy nieustanne gromobicie. Takie i podobne wypowiedzi świadczą o naszym wyobrażeniu Boga. Jeśli na przykład sąsiadowi, którego nie darzymy sympatią, stanie się coś złego, zwykliśmy mówić: „Bóg go pokarał za moje krzywdy”. To dowód na to, iż nosimy w sercu wypaczone imię Boga - Mściciela. Warto wypracować w sobie taki odruch: gdy przyłapię się na chęci wzywania Imienia Boga nadaremno, zamienię ten impuls w akt strzelisty, 245 np. „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Są to słowa niewidomego spod Jerycha, bo czyż i my nie jesteśmy czasem jakby niewidomi? Pamiętajmy też, że Kościół tworzył przez wieki różne piękne modlitwy, które stawały się drogą do świętości, a które to my odrzuciliśmy jako zbyt dewocyjne. Taką modlitwą jest choćby Litania do Imienia Jezus. Jej wezwania ukazują głębię i bogactwo Imienia Zbawiciela. Wyrazem naszej miłości i przyjaźni z Bogiem ma być też szerzenie Jego imienia po całej ziemi. Mamy w każdym środowisku głosić Ewangelię. Modląc się i przekazując innym słowo Boże budujemy Królestwo Boże, przyczyniamy się do przekształcenia i odnowienia świata przez miłość do Boga i do bliźniego. Przez modlitwę i przekazywanie Ewangelii przyczyniamy się do wyzwolenia człowieka z niewoli zła i grzechu. Dalej warto zauważyć, że każdy podczas chrztu otrzymał imię, uświęcone przez wezwanie nad nim imienia Pańskiego: Anno, Mario, Jakubie, … „Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Dlatego ważne jest dziś, aby mimo nowoczesnych trendów nadawania dzieciom imion od postaci z telenowel i im podobnych, zarówno rodzice, chrzestni jak i duszpasterze starali się o nadawanie imion tradycyjnych, chrześcijańskich patronów. Są oni wzorami wiary, nadziei i miłości, a dzięki tajemnicy świętych obcowania będą orędować za nami u Boga. Naturalną niejako konsekwencją chrztu powinno stać się rozpoczynanie i kończenie swego dnia, pracy i każdej działalności w imię Trójcy 246 Przenajświętszej. Czyńmy jak najczęściej staranny znak krzyża, wypowiadając jednocześnie słowa: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”. Te słowa najkrótszej i najpiękniejszej zarazem modlitwy są wyrazem czci i szacunku dla Boga, który Jest, a któremu chcemy pokornie oddać swój dzień. Dobre zrozumienie istoty drugiego z Dziesięciu Słów, które Mojżesz otrzymał na Synaju, może uczynić nasze chrześcijaństwo bardziej światłym. Każdy może się spotkać choćby ze Świadkami Jehowy, którzy sami zmieniając brzmienie imienia Bożego Jahwe [JHWH], zarzucają nam fałszowanie imienia Boga. A przecież świętość tegoż imienia objawiona z płonącego krzewu, tak oczywista dla Izraelitów sprawiała, że żaden Żyd nie używał Go, nie chcąc Go pohańbić. Stąd pojawiły się zamienniki Adonai, czyli Pan czy Elohim – Bóg. Sam Jezus w Nowym Testamencie używa innych imion zwracając się do Boga i ucząc nas modlitwy: Adonai oraz Abba, co znaczy Pan oraz Ojciec: „Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi” (Mt 11,25b) lub „Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz (…) niech się święci imię Twoje” (Mt 6,9). Tymi słowami Jezus Chrystus uczy nas czci dla imienia Boga jako Ojca, nie wykluczając jednocześnie własnego imienia Boga Jahwe [Jestem]. To właśnie modlitwa Ojcze nasz, odmawiana z czcią i uwagą jest drugim, po znaku krzyża, najważniejszym narzędziem uświęcania imienia Bożego. Pomódlmy się na koniec słowami modlitwy kończącej Litanię do Najświętszego Imienia Jezus: „Racz nas obdarzyć, Panie, ustawiczną bojaźnią i miłością Twojego świętego Imienia, albowiem nigdy nie odmawiasz opieki tym, których utwierdzasz w 247 swojej miłości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen”. 248 Ks. Jakub Kostrząb – Paryż PAMIĘTAJ, ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ XXVI niedziela zwykła – 30 września 2012 KKK, nr 2168-2195 Człowiek jest najdoskonalszym spośród stworzeń Pana Boga. Jego wielkość objawia się przede wszystkim w możliwości rozumnego rozwoju czyli świadomego pomnażania różnego rodzaju dóbr. Człowiek wydoskonala swoje zdolności dzięki wytrwałej pracy nad sobą oraz dzięki darom otrzymywanym od Boga. Łatwo zauważamy, że niektórzy są bardziej uzdolnieni lub otrzymali więcej niż my. Rodzi się pragnienie, aby im dorównać, a nawet, aby ich prześcignąć. Być coraz lepszym, pomnażać dobro, osiągnąć więcej to dobre pragnienia, ale nie zawsze. Czasem zmieniają się one w zazdrość, która jest chorobą ludzkiego serca. Objawia się ona skłonnością do nieodpowiedniego porównywania się z bliźnimi. Zazdrość sprzeciwia się miłości bliźniego, gdyż rodzi smutek na widok czyjegoś dobra i nieuzasadnione pragnienie przywłaszczenia go sobie, często w sposób niegodziwy. Przewrotność tej postawy polega na osądzeniu, że my sami bardziej niż inni zasługujemy na jakieś dobro. Nie tylko chcemy je sobie przywłaszczyć, ale i pozbawić go drugiego człowieka. W dzisiejszym pierwszym czytaniu Mojżesz przestrzega, aby nie zazdrościć innym darów Bożych. Jozue dowiedziawszy się, że Eldad i Medad prorokują, chce im tego zabronić. Osądza, że nie są 249 godni tego daru. Prosi Mojżesza, aby im zabronił, lecz ten jest wolny od zazdrości i życzy wszystkim izraelitom, aby mogli prorokować. Warto wyjaśnić, że proroctwo w Biblii nie oznacza w pierwszym rzędzie przepowiadania przyszłości, ale łaskę rozumienia i zdolność wyjaśniania w jaki sposób Pan Bóg działa w życiu człowieka. Mojżesz pragnie, aby każdy mógł dostrzegać w swoim życiu obecność Boga i jego przemożne interwencje. Jego życzliwość jest silniejsza od zazdrości. Podobną scenę przedstawia Ewangelia. Apostołowie zabraniali pewnemu człowiekowi wyrzucać złe duchy w imię Jezusa, dlatego, że nie należał do grupy Jego najbliższych uczniów. Uważali, że tylko im samym wolno rozdzielać łaski pochodzące od ich Mistrza. To przejaw ich zazdrości. A przecież Chrystus nie powierza siebie i swoich darów tylko wąskiemu gronu swoich uczniów. Jezus nie powstrzymuje nikogo od czynienia dobra i nikomu nie odmawia łaski koniecznej do spełniania dobrych uczynków. Chrystus pragnie by wszyscy mogli doświadczyć mocy, której udziela każdemu, kto przyzywa Jego imienia. Syn Boży przyszedł objawić dobroć Ojca i cieszy się, gdy ludzie ją naśladują i rozszerzają. W dalszej części Ewangelii Jezus przestrzega przed zgorszeniem. Jednym ze źródeł zgorszenia bliźniego może być nasze złe postępowanie wynikające z zazdrości. Niedziela jest dniem, który daje nam szczególną okazję, aby przybliżyć się do Boga. Wykorzystajmy tę okazję i prośmy Pana Boga, aby nas wewnętrznie przemieniał. Niech nas strzeże 250 od wszelkiego zła, a szczególnie od zazdrości i zgorszenia. Pan Bóg wzywa nas, aby ten dzień uświęcić. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił – mówi Bóg. Rozważmy wobec tego w jaki sposób należy przeżywać dzień Pański, aby umocnić naszą więź z Panem Bogiem, a przez to otrzymać potrzebne łaski, które pomogą nam zwalczać zazdrość i inne wady. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśniając znaczenie niedzieli dla życia chrześcijanina przypomina najpierw starotestamentalną tradycję świętowania szabatu. W siódmym dniu, po zakończeniu dzieła stworzenia Pan Bóg odpoczął. Stwórca pobłogosławił ten dzień i uznał za święty. Odtąd szabat był dniem uwielbienia Boga za Jego dobroć. Ta dobroć objawiła się jeszcze wydatniej, gdy Bóg wyprowadził swój lud z niewoli Egipskiej. Dzień święty stał się w ten sposób nie tylko pamiątką dzieła stworzenia, ale i zbawczych czynów Boga. Powstrzymanie się od pracy w tym dniu pozwala poświęcić czas na uwielbienie Boga i wypełnianie dzieł miłosierdzia, które są naśladowaniem dobroci Boga. Przerwanie pracy w tym dniu nie tylko zapewnia konieczny odpoczynek, ale także sprzeciwia się niewolnictwu pracy i ubóstwieniu pieniądza. Jako chrześcijanie zachowujemy Boży nakaz cotygodniowego oddawania czci Stwórcy i Odkupicielowi. Zmartwychwstanie Pana Jezusa jest jednak tak ważnym wydarzeniem, że u początków chrześcijaństwa dzień szabatu został zastąpiony dniem zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Jezus zmartwychwstał w dzień po 251 szabacie, który według rachuby Starego Testamentu jest dniem siódmym. Niedziela to wobec tego pierwszy dzień tygodnia. Ten dzień przypomina nam o początkach stworzenia. Ponieważ jest to zarazem dzień ósmy, następujący po szabacie, uświadamiamy sobie, że Zbawiciel dokonał nowego stworzenia, tzn. naprawił to, co zniszczył grzech. Pascha Jezusa objawia nam w pełni sens szabatu. Przypomina o tym, że jesteśmy powołani do życia wiecznego – definitywnego odpoczynku w Bogu, zjednoczenia z Nim na zawsze. Uświęcenie dnia Pańskiego dokonuje się przede wszystkim dzięki celebracji Eucharystii. Gromadzenie się wspólnot chrześcijańskich w dniu Pańskim jest tradycją sięgającą Apostołów. Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa przypominano, że obowiązkiem każdego wierzącego jest przyjść wcześnie do Kościoła, aby zbliżyć się do Pana, wyznać Mu grzechy, wzbudzić za nie żal, uczestniczyć w Boskiej liturgii, nigdy nie wychodzić przed rozesłaniem. Modlitwa osobista, czytanie Pisma św. w domu, szczere poświęcenie się Bogu w sercu i w czynach nie są porównywalne z Eucharystią. Msza św. pozwala w sposób rzeczywisty i najpełniejszy zbliżyć się do Boga i przyjąć Jego dar zbawienia. Pan Jezus w mowie Eucharystycznej przytoczonej w Ewangelii wg św. Jana mówi: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego […] nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Trzeba wobec 252 tego uświadomić sobie, że nie ma w nas życia bez Eucharystii. Jako chrześcijanie duchowo umieramy bez niedzielnej Mszy św. Eucharystia uobecnia największą tajemnicę naszej wiary: mękę, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Opuszczając dobrowolnie Mszę św. niedzielną (z lenistwa, przez lekceważenie, czy z błahego powodu) popełniamy grzech śmiertelny. Można powiedzieć, że nie tyle krzywdzimy Pana Boga, co samych siebie, bo nieroztropnie rezygnujemy z daru zbawienia, który Bóg nam ofiarowuje. Słuchając uważnie mowy eucharystycznej Pana Jezusa uświadamiamy sobie jak ważnym jest pełny udział we Mszy św. Udział pełny oznacza nie tylko obecność od początku do końca, nie spóźniając się i nie wychodząc przed zakończeniem. Udział pełny to również szczere zaangażowanie: nasza modlitwa, wspólny śpiew, słuchanie słowa Bożego i rozważanie tego, co Pan Bóg do mnie mówi. Udział pełny to w szczególności przyjęcie Chrystusa w Komunii św. Pełne przeżywanie Eucharystii wymaga zatem regularnej spowiedzi św., częstszej niż raz do roku, bo to tylko minimum określone przez wspólnotę Kościoła. Nie należy jednak rezygnować z udziału w Mszy św., gdy nie jesteśmy w stanie łaski uświęcającej. Nasza wierność niedzielnej Eucharystii zawsze potwierdza wewnętrzne pragnienie pełnej przynależności do Chrystusa i Jego Kościoła. Wyraża też w sposób widzialny wiarę w świętość Boga oraz nadzieję zbawienia pomimo naszych skłonności do grzechu. 253 Pamiętajmy, że niedziela stoi na straży należytego wypoczynku. Wolny czas trzeba właściwie wykorzystać. Należy go poświęcić przede wszystkim życiu religijnemu, następnie rodzinie, temu co sprzyja odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu oraz pełnieniu dzieł miłosierdzia. Niektóre obowiązki i ważne zadania społeczne mogą usprawiedliwiać pracę w niedzielę. Trzeba jednak czuwać, aby nie doprowadziły do nawyków sprzeciwiających się należytej czci Boga, zaniedbywaniu życia rodzinnego oraz zdrowia. Dzień Pański będzie właściwie uświęcony, gdy udział w Eucharystii zaowocuje dobrymi uczynkami, zwłaszcza życzliwą posługą względem ludzi chorych, starszych i potrzebujących. Niech nasze spotkanie z Bogiem w tej Eucharystii zaowocuje dobrym przeżywaniem niedzieli. Chrystus nas umacnia i błogosławi nam. Zastanówmy się jak lepiej przeżywać niedzielę. Przede wszystkim bądźmy wierni uczestnictwu w cotygodniowej Mszy św. Słuchajmy słowa Bożego i rozważajmy je. Dzięki temu rozeznamy właściwie to, czego Pan Bóg od nas oczekuje, jaką postawą oddać Mu najgłębszą cześć i uświęcić życie. Przyjmujmy często Jezusa w Komunii św. On jest naszym życiem i źródłem siły do spełniania dobra oraz przezwyciężania naszych słabości. 254 Ks. Piotr Kandefer – Przemyśl MĄDROŚĆ BOGA W MĄDROŚCI CZŁOWIEKA IV przykazanie Dekalogu XXVIII niedziela zwykła – 14 października 2012 KKK, nr 2197-2257 Przykazania Boże są mądre, bo są dane przez Boga, który jest mądrością. Mądrość to coś więcej niż wiedza. Wiadomości zdobywane w szkole czy na uczelni przez wiele lat wytrwałego studium są oczywiście konieczne do tego, aby być prawdziwie mądrym, ale to jeszcze nie wszystko. Już bowiem sama wiedza jest zdobywana także na drodze doświadczenia. Zdobywanie życiowego doświadczenia to lata sukcesów i niepowodzeń, wnikliwych obserwacji, cierpliwego słuchania ludzi i śledzenia historii. Mądrości nie można jednak zamknąć w szeregach napisanych prac czy wygłoszonych mów. Mądrość jest bowiem także, a może przede wszystkim umiejętnością podejmowania właściwych decyzji. Aby dobrze decydować nie wystarczy wiedza i doświadczenie potrzeba jeszcze czegoś co możemy nazwać karnością, czyli umiejętności nagięcia swojej woli do tego co właściwe, o czym wiemy że jest potrzebne, że przyniesie dobry skutek. Tej umiejętności też trzeba się uczyć. Kształtować, formować swoją wolę, aby była posłuszna rozumowi. Pragnienie zdobycia mądrości przez człowieka przewija się przez dzisiejszą liturgię słowa. Autor księgi mądrości uznaje ją za coś najcenniejszego na 255 świecie. Ona jest czymś co ceni bardziej niż wszelkie pieniądze, które w porównaniu z mądrością są bezużytecznym śmieciem. Co więcej Mędrzec Pański stawia mądrość ponad piękno i zdrowie. Uznaje, że mądrość może dać jedynie Bóg i dlatego o nią się modli. Drogą wskazaną przez starotestamentalnego Mędrca idzie bogaty człowiek, o którym słyszeliśmy w odczytanej przed chwilą Ewangelii. Przychodzi do Jezusa i uznając w nim dobrego Nauczyciela mądrości zadaje mu pytanie o sposób osiągnięcia życia wiecznego. Zrozumiał, że od Jezusa może wiele się dowiedzieć. W odpowiedzi na jego pytanie Jezus nie tylko go poucza i wskazuje na drogę przykazań ale także chce, aby postąpił na drodze karności wskazując mu doskonałość ewangelicznego ubóstwa. Jezus objawia się jako doskonały i dobry nauczyciel mądrości. W pragnieniach tych dwóch ludzi – Mędrca Pańskiego i bogatego człowieka z Ewangelii – odnajdujemy także siebie. Chcemy być mądrzy i uznawani za mądrych dlatego podejmujemy naukę, dlatego kształcimy swój charakter. Wiemy, że mądrości trzeba nam szukać u Boga w jego przykazaniach toteż już przez kilka niedziel podejmujemy refleksję nad katechizmową wykładnią Dekalogu. Dziś przyszedł czas na refleksję nad czwartym przykazaniem Dekalogu. Dotyczy ono naszych odniesień do rodziców, którzy zostali powołani przez Boga do tego, aby przez współdziałanie z Nim obdarzyli nas darem życia. Oni też poprzez słowo i własny przykład wychowali nas 256 w wierze. Oni właśnie stali się dla nas nauczycielami mądrości, która jest w Bogu. Oni pierwsi wprowadzili nas na drogę zachowania Bożych przykazań, która prowadzi do życia wiecznego. Nasi rodzice w dniu swojego ślubu, gdy przed Bogiem przysięgali sobie wyłączną i dozgonną miłość, założyli wspólnotę życia i miłości w której każdy z nas otrzymał dar życia i wiary. Pomyślmy teraz z wdzięcznością o naszych rodzicach. Oni, matka i ojciec, są wielkim darem od Pana Boga dla każdego z nas. Nikt z nas na świat nie przyszedł bez ojca i matki. Już sam dar życia jest wystarczającym powodem do wdzięczności i szacunku. Nasz szacunek i wdzięczność winne być jeszcze pomnożone poprzez świadomość, że on byli pierwszymi nauczycielami wiary, poprzez dobry przykład, słowo o Bogu i Jego przykazaniach oraz wprowadzanie nas w życie wspólnoty Kościelnej żyjącej ewangelią Chrystusa. Dobrze, że na chrześcijańskich przyjęciach weselnych rodziców młodej pary honoruje się w wieloraki sposób, dobrze że wtedy często śpiewa się taką zwyczajną piosenkę Urszuli Sipińskiej: „Cudownych rodziców mam. Odkryli mi każdą z dróg, po której szłam. Mam cudownych rodziców, bo przyjaciółmi moimi są. W porę rzekli mi to: «idź drogą swą»”. Piosenka jest bardzo ładna, ale aby wypełnić czwarte przykazanie Dekalogu nie wystarczy wzruszyć się jej treścią w dniu własnego ślubu. To co rodzice spełnili względem nas ich miłość, poświęcenie, zaradzanie naszym potrzebom materialnym, dobre rady dotyczące życia rodzi w 257 każdym z nas konkretne zobowiązania względem rodziców i to bez względu na to czy mamy lat kilka czy kilkadziesiąt. Bruno Ferrero w jednej ze swoich książek publikuje takie opowiadanie: „Pewnego wieczoru mały syn wszedł do kuchni, gdzie jego mama właśnie przygotowywała kolację i wręczył jej zapisaną przez siebie kartkę papieru. Kiedy mama wytarła w fartuch mokre ręce i wzięła kartkę, przeczytała następujące słowa: Koszenie trawy - $5.00 Sprzątanie mojego pokoju w tym tygodniu - $1.00 Pójście do sklepu za ciebie - $0.50 Pilnowanie brata, kiedy jesteś na zakupach - $0.25 Wynoszenie śmieci - $1.00 Dobre stopnie na półrocze - $5.00 Zmiatanie i grabienie podwórka - $2.00 Razem: $14.75 No cóż, matka popatrzyła na stojącego wyczekująco chłopca i mógłbym przysiąc, że przez głowę przemknęły jej liczne wspomnienia. Następnie wzięła pióro, odwróciła kartkę i napisała na drugiej stronie coś takiego: Dziewięć miesięcy, podczas których nosiłam cię pod sercem, a ty rosłeś we mnie - za darmo. Wszystkie noce, gdy czuwałam przy tobie, pielęgnowałam i modliłam się za ciebie - za darmo. Wszystkie godziny martwienia się o twoją przyszłość i łzy wylane z twojego powodu przez wszystkie lata twojego życia - za darmo. Wszystkie noce wypełnione lękiem i zmartwienia, których się nie spodziewałam - za darmo. 258 Zabawki, jedzenie, ubrania i nawet podcieranie nosa za darmo, mój synku. Chłopiec przeczytał pismo matki, poczerwieniał ze wstydu. Potem wziął pióro i wielkimi drukowanymi literami dopisał: «ZAPŁACONO». Podbiegł do matki i pocałował ją w rękę”. Tyle opowiadanie. Chciałbym teraz zwrócić się do obecnych w kościele dzieci. Pewnie nikt z nas nie wystawił i nigdy nie wystawi swoim rodzicom takiego rachunku, ale postawmy sobie pytanie o kilka spraw. Po pierwsze kiedy ostatni raz modliłeś się za swoich rodziców. Po drugie w jaki sposób ostatnio okazałeś im wdzięczność, czy pamiętałeś o imieninach, urodzinach, ich rocznicy ślubu. Czy jesteś wobec nich uległy, bo przecież oni nauczycielami i muszą nauczyć cię stawiani sobie mądrych wymagań. Abyś, drogie dziecko, był mądry musisz umieć zwyciężyć samego siebie, wybierać to co trudne, ale piękne. Rodzice wymagają od ciebie bo musisz wiedzieć, że życie nie jest przeskakiwaniem z kwiatka na kwiatek, ale radosnym, choć nie zawsze przyjemnym kroczeniem drogą Bożych przykazań. Rodzice bogatego człowieka z dzisiejszej Ewangelii spełnili swoje powołanie względem swojego syna. Nauczyli go Bożych przykazań nie tylko na pamięć, ale nauczyli go żyć zgodnie z przykazaniami. Mógł on powiedzieć patrząc w oczy Jezusowi: zachowywałem przykazania Boże od mojej młodości. Dlatego rodzicom trzeba być posłusznym i szanować ich zawsze nawet wtedy gdy jako dzieci nie rozumiemy jeszcze ich intencji. 259 Teraz słowo do dorosłych. Czwarte przykazanie obowiązuje wszystkich i zawsze, ale nie spowiadaj się już mówiąc „mamy nie słuchałam, taty nie słuchałam”. Twoja miłość do rodziców teraz realizuje się w inny sposób. Dzieje się to głównie przez to, że jesteś dla twoich rodziców podporą w potrzebie związanej z wiekiem, może chorobą. Dlatego zapytaj się siebie czy twoim rodzicom czegoś nie brakuje, może powinieneś bardziej zatroszczyć się o ich los. Gdy byłeś dzieckiem rodzice wybaczali ci wiele. Tyle razy mówiłeś przepraszam, za nieposłuszeństwo, za złe słowo. A czy dzisiaj umiesz wybaczyć swoim rodzicom to, co spowodowane jest nie tyle złą wolą, co ciężarem lat i słabością choroby. Pamiętaj na słowo pisma świętego: „Synu, wspomagaj swego ojca w starości, nie zasmucaj go w jego życiu. A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość, nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił. Miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w zapomnienie, w miejsce grzechów zamieszka u ciebie” (Syr 3, 12-14). Pamiętaj, że gdy teraz dzieci widzą twój szacunek do twoich rodziców a ich babci, czy dziadka uczą się szacunku do ciebie. Tak jak ty dzisiaj szanujesz swoich rodziców, tak twoje dzieci będą na starość szanować ciebie. Katechizm uczy, że więzy rodzinne są ważne. Rodzina jest przecież z ustanowienia Bożego jest podstawową wspólnotą społeczności ludzkiej i kościelnej. Jednak więzy rodzinne nie mają charakteru absolutnego. Ponad więzami rodzinnymi jest więź z Panem Bogiem. Boga trzeba słuchać bardziej niż ludzi (por. Dz 5,29). Rodzice powinni 260 uszanować zatem dojrzałą decyzję dotyczącą wyboru każdego stanu życia, czy to małżeństwa, czy dziewictwa, czy posługi kapłańskiej. Przykazanie Boże: czcij ojca i matkę, nakazuje czcić rodziców oraz tych wszystkich, którym Bóg dla naszego dobra udzielił swojej władzy. W drugiej części naszego rozważania zajmiemy się problemem władzy w różnych dziedzinach życia społecznego. W każdej ludzkiej społeczności w państwie, w mieście czy miejscowości są ludzie którzy dla dobra tej wspólnoty ludzkiej sprawują jakąś władzę. Władza jest potrzebna w każdym społeczeństwie, bez niej trudno wyobrazić sobie normalne funkcjonowanie wspólnoty ludzkiej. Wzajemne odniesienia pomiędzy sprawującymi władzę, a tymi którzy są jej podporządkowani rodzą się najpierw obowiązki rządzących. Katechizm podkreśla najpierw, że władza powinna być sprawowana jako służba to znaczy, że każdy z rządzących powinien mieć na względzie w podejmowaniu decyzji dobro społeczności, a nie dobro własne. Znaczy to, że ma tak rządzić, aby jego podwładnym żyło się coraz lepiej. Prezydent, burmistrz, poseł czy senator, prokurator czy sędzia nie może zatem kierować się prywatą. Za godne potępienia należy uznać wydawanie z pułapu władzy rozporządzeń mających na celu zakrycie nieuczciwości rządzących, czy umożliwienie im czerpania nieuczciwych korzyści majątkowych. Ponadto rządzący mają obowiązek inspirować swe decyzje Bożym prawem, właściwie rozumianym humanizmem będącym poszanowaniem praw 261 człowieka i obywatela, sprawiedliwością i miłosierdziem względem słabych, chorych i ubogich. Władza ma dbać o społeczeństwo, ale społeczeństwo ma także, we właściwym znaczeniu dbać o władzę. Idzie tu najpierw o to, że trzeba pomóc rządzącym spełniać ich powołanie. Najpierw zatem trzeba wybierać do władzy właściwych ludzi, uczciwych, sprawiedliwych, ofiarnych i mądrych. Potem w czasie, gdy sprawują władzę, jeśli to potrzebne, należy im pomóc poprzez konstruktywną krytykę ich postępowania. Władza jest funkcją publiczną, a zatem można, a nawet powinno się dla dobra publicznego, publicznie mówić o błędach rządzących. Należy to jednak czynić tak, aby nie deptać autorytetu władzy, nie niszczyć człowieka, który rządzi, ale pomagać mu wyzwalać się od zła, które w nim jest. W przypadku, gdy rządzący nie wypełnia właściwie swojego zadania, społeczeństwo, które powierzyło mu władzę ma prawo władzę odebrać i rozliczyć go z jej pełnienia. Katechizm mówi także, jak postępować w przypadku, gdy władza wydaje postanowienia sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego objawionego przez Boga i głoszonego przez Kościół. Do zadań Kościoła należy tutaj najpierw wydanie oceny moralnej władzy, nawet w kwestiach dotyczących spraw politycznych, kiedy domagają się tego podstawowe prawa osoby lub zbawienie dusz. Obywatel zaś jest zobowiązany w sumieniu do nieprzestrzegania zarządzeń władz cywilnych, gdy przepisy te są sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego i ze wskazaniami Ewangelii. Nie można na polecenie 262 jakiejkolwiek władzy zabijać, kłamać, cudzołożyć – to wszystko wydaje się nam oczywiste. Jednak, gdy prześledzimy historię wiele razy zdarzało się, że wystarczyło tylko polecenie przełożonego nawet najniższego szczebla, aby kraść, oszukiwać czy sączyć w mediach fałszywe informacje lub manipulować prawdą. Ojczyzna, Matka Polska te słowa określające ludzką społeczność już w swoim źródle są zakorzenione w więzach rodzinnych. Słowo ojczyzna pochodzi od słowa ojciec, i często mówi się o niej „matka” dlatego też nie dziwi, że w o odniesieniu do naszych obowiązków wobec ojczyzny Kościół katolicki idzie drogą czwartego przykazania Dekalogu. Ojczyznę trzeba jak matkę kochać, jak ojca szanować, troszczyć się o jej pomyślność, bronić ją w czasie potrzeby, poprzez udział w wyborach dbać by władali nią odpowiedni ludzie. Gdy popatrzymy do katalogu świętych to odnajdziemy tam wielu władców, którzy sprawując mądrze władzę zdobyli chwałę nieba. Francuzi mają swojego św. Ludwika, Węgrzy św. Stefana, Czesi św. Wacława, Niemcy św. Henryka a Polacy św. Jadwigę Królową, św. Kazimierza czy św. księżną Kingę. Trzeba, aby w tym gronie znalazł się także poseł czy burmistrz, bo przecież i oni są powołani do świętości. Czcimy święte matki i ojców, jak św. Monika czy Rita i widzimy w naszych domach i w naszej ojczyźnie miejsce w którym wszyscy mamy dojrzeć do świętości. Ojcowie i matki, rodzice i dzieci, bracia i siostry, przełożeni i podwładni – wszyscy. Świętość zdobywa się poprzez mądrość. Obyśmy w naszych rodzinach i w ojczyźnie naszej mieli ludzi 263 mądrych i abyśmy korzystając z ich mądrości, sami stawali się mądrymi przewodnikami dla przychodzących po nas pokoleń. Aby i oni wiedzieli co trzeba czynić, aby osiągnąć życie wieczne. 264 Ks. Piotr Kandefer – Przemyśl BÓG MIŁUJE ŻYCIE V przykazanie Dekalogu XXIX niedziela zwykła – 21 października 2012 KKK, nr 2258-2330 Jesteśmy dzisiaj na Mszy św. niedzielnej, bo wierzymy Bogu i chcemy oddać Mu należną chwałę. Jednak nie wszyscy, którzy chcieli przyjść dzisiaj do kościoła mogli to uczynić. Piękna pieśń polska dawniej śpiewana rankiem w pobożnych rodzinach w jednej ze strof głosi: „Wielu snem śmierci upadli, co się wczoraj spać pokładli, my się jeszcze obudzili, byśmy Cię Boże chwalili”. To prawda, wielu nie jest teraz z nami, bo miniona noc była ich ostatnią nocą na ziemi, inni zostali przez chorobę, czy słabość przykuci do łóżka i teraz czekają na to, by Bóg przez dobrych i mądrych ludzi przywrócił im pełnię sił i zdrowia, albo aby inaczej wypełniła się jego wola. Tak, to Bóg, On i tylko On jest Panem życia. On jeden jedyny może je dać i On, jeden jedyny ma prawo je odebrać. Nikt inny, choćby nie wiem jak wielkie posiadł umiejętności czy kompetencje w ludzkiej społeczności, nie ma prawa decydować czy ktoś może żyć czy nie żyć. Tylko Bóg. Człowiek jednak od początku próbował wejść w to Boskie prawo uzurpując sobie najpierw prawo do zabijania, do odbierania życia. Już na samym początku historii zbawienia, Słowo Boże w Księdze Rodzaju potępia Kaina, który zabija sprawiedliwego Abla. Bóg słyszy krzyk przelanej krwi. Dobrze słyszy 265 to wołanie, ono dla Niego jest bardzo głośne. Słyszał kiedyś i dziś słyszy. Krew zabijanych dla zaspokojenia ludzkiej żądzy władzy w wojnach i rozruchach – głośno z ziemi krzyczy do Boga, krew milionów, powtarzam milionów, dzieci zamordowanych w łonach matek – głośno z ziemi krzyczy do Boga, zbitych dlatego bo są starzy i nieuleczalnie chorzy – głośno krzyczy z ziemi do Boga. Bóg ujmie się za nimi, nie będzie głuchy na ich wołanie. Biada tym, którzy maja okrwawione ręce, bez względu na to czy trzymają miecz, karabin czy lekarski instrument. Biada im. Niech się Bóg zmiłuje nad nimi, bo chyba nie wiedzą co czynią. Życie jest wspaniałym darem Bożym. Bóg dał nam życie, aby nas uszczęśliwić. Bóg stworzył nas na swój obraz i nasze życie ma dla Niego wielką wartość. Stary żydowski midrasz używa dla wyrażenia tej prawdy pięknego obrazu. Oto Bóg, w refleksji żydowskiego mędrca, zastanawiał się ponoć z czego uczynić człowieka, jakiego materiału użyć. Zdecydował się wziąć to, co w ziemi było najcenniejsze. Zatem postanowił ulepić człowieka ze złota. Jednak zauważył, że i ono nie jest do końca czyste, dlatego zaczął je przetapiać, tak że wszelkie nieczystości wypłynęły na powierzchnię. Wtedy Bóg zdmuchnął te śmieci z powierzchni złota i gdy pochylił się nad tyglem roztopionego kruszcu zobaczył swoją twarz. Wtedy orzekł, że „materiał” na człowieka jest dobry. Chwałą Boga jest żyjący człowiek – w tym stwierdzeniu św. Ireneusza z Lyonu możemy odkryć zachwyt nad życiem człowieka uzasadniony 266 zamysłem Stwórcy, który miłuje wszystko, co powołał do życia. Niestety nie wszyscy cieszą się z tego, że żyją. Są ludzie, którzy nie potrafią, albo nie chcą odkryć radości życia swojego i innych. Zwykle ta nieprawidłowość rodzi się w wyniku bolesnych doświadczeń, z którymi człowiek nie potrafi sobie poradzić w duchu wiary. Dla chrześcijanina nie ma bowiem rozpaczy. Jeśli pojawia się ból, niepowodzenie a nawet prześladowanie to wiara odnajduje logikę tych zdarzeń w krzyżu Pana Jezusa. W takim kontekście próba skracania życia ludzi starych i nieuleczalnie chorych jawi się jako brak poszanowania dla godności osoby cierpiącej i wejście w kompetencję samego Boga. Podobnie samobójstwo, zakazane przez piąte przykazanie, pozostaje w głębokiej sprzeczności z chrześcijańską nadzieją i miłością do samego siebie i do swoich bliskich oraz jest pogwałceniem prawa do życia ludzkiego, które ma jedynie Bóg. Bardzo ważną i niezmiernie bolesną kwestią, którą trzeba poruszyć przy rozważaniach dotyczących piątego przykazania Dekalogu jest kwestia szacunku dla życia poczętego w łonie matki. Już od samego początku jej istnienia, czyli od zapłodnienia komórki jajowej mamy do czynienia z ludzką osobą. Płód czy embrion jest prawdziwym człowiekiem, nie jest częścią ciała matki, ale udzielną osobą mająca niezbywalne prawo do życia i szacunku, bez względu na to czy ma kilka godzin czy kilka dni czy kilka miesięcy. Jest to nauczanie Kościoła, które jest uzasadnione naukowo. Jeśli nawet poglądy jakiś przedstawicieli nauki byłyby w 267 tej kwestii inne od nauczania Kościoła lub w jakimś państwie obowiązałoby bezbożne prawo pozwalające na zbijanie nienarodzonych dzieci to nic i nikt nie może usprawiedliwić tej zbrodni. Jest to chyba największy grzech naszych czasów. Aby to uświadomić katolikom, Kościół nakłada karę ekskomuniki, czyli wyłącza ze swej wspólnoty i nie daje możliwości korzystania z sakramentów, tych którzy skutecznie i bezpośrednio doprowadzą do zabicia dziecka w łonie matki. Takiej karze podlega lekarz dokonujący aborcji, matka, która się jej dopuszcza oraz ci którzy finansują lub zmuszają do tej zbrodniczej operacji. Podobnie ma się rzecz z eksperymentami medycznymi na ludzkich embrionach, które nie mogą być traktowane jako zwykły przedmiot doświadczeń, ponieważ mamy tu do czynienie z osobami ludzkimi a nie z jak to próbuje się mówić dla uśpienia ludzkich sumień „materiałem genetycznym”. Powróćmy jeszcze raz do przytaczanego już wyrażenia św. Ireneusza. Jeśli chwałą Boga jest żyjący człowiek to im bardziej to życie jest szanowane i rozwijane tym chwała Boża się powiększa. Katechizm zwraca uwagę najpierw na konieczność troski o życie duszy człowieka. To życie duszy może być zniszczone przez grzech. Dlatego właśnie przy piątym przykazaniu Katechizm mówi o „zabójstwie duszy” człowieka jakim jest zgorszenie. Zgorszenie jest zachowaniem lub postawą, która prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła. Ten, kto popełnia zgorszenie staje się kusicielem dla swojego bliźniego i może doprowadzić swego brata do 268 śmierci duchowej. Zgorszenie niszczy zwłaszcza tych, którzy mają słabą wiarę – przede wszystkim chodzi tu o dzieci, które jeszcze nie potrafią same rozeznać co jest dobre, a co jest złe. Pan Jezus pod adresem takich ludzi wypowiedział, jak powiada Katechizm „przekleństwo” – „lepiej by było zawiesić mu kamień u szyi i utopić niż uczynić takie zgorszenie (por. Mt 18,6) co świadczy o wielkiej wadze zła, jakie ma zgorszenie siane wobec dzieci i ludzi małej wiary. Takiego zgorszenia odpuszczają się na przykład rodzice, którzy mówią dzieciom, że nie ma potrzeby chodzić w niedzielę do kościoła i sami nie idą i dzieci nie prowadzą. Takiego zgorszenia dopuszczają się koledzy, którzy prowadzą młodszych na chuligańską bójkę, w której ludzie się ranią a czasem zabijają. To „przekleństwo” obejmuje nauczycieli i wychowawców, którzy uczą młodzież grzesznych sposobów życia w nieczystości, przed którą chroni szóste przykazanie Dekalogu. Zgorszenie może być siane przez prawo, instytucje, modę tzw. opinię publiczną czy władzę. Katechizm przestrzega: „Kto używa władzy, którą rozporządza w sposób prowadzący do czynienia zła, jest winny zgorszenia i odpowiedzialny za zło, któremu pośrednio lub bezpośrednio sprzyjał” (KKK 2287). Człowiek, który ma być chwałą Boga żyje także w ciele. Nasze ciało jest dobre, bo wyszło spod reki Boga. Choć podlega cierpieniu, chorobom i śmierci jest przeznaczone do zmartwychwstania i życia bez końca w Bogu. To właśnie dlatego każdy z nas jest powołany do troski o ciało. Trzeba zabiegać o zdrowie fizyczne, dbać o właściwy rozwój ciała, także 269 poprzez konieczny do normalnego zdrowego życia wysiłek fizyczny i mądry sposób odżywiania. Trzeba leczyć się w razie potrzeby, nie wolno też szkodzić swojemu ciału poprzez nieumiarkowanie trzeba unikać wszelkiego nadużywania pożywienia, alkoholu, tytoniu i leków. Używanie narkotyków, jest i pozostanie ciężkim wykroczeniem bo wyrządza bardzo poważną szkodę zdrowiu i życiu ludzkiemu. W piątym przykazaniu Bóg wzywa nas także do troski o ciało bliźniego. Stąd godne pochwały są wszelkie uczynki miłosierdzia chrześcijańskiego, które dotyczą ludzkiego ciała. Głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych grzebać. Troska o zdrowie ciała i życie drugiego człowieka wyraża się także w tym, że zadbamy o bezpieczeństwo w zakładach pracy a zawłaszcza na drogach. Poważną winę ponoszą ci, którzy stwarzają zagrożenie siadając za kierownicę w stanie nietrzeźwym, jeżdżą zbyt szybko i nie szanują przepisów ruchu drogowego. Z piątego przykazania wynika też społeczny obowiązek troski o właściwe funkcjonowanie służby zdrowia system ubezpieczeń zapewniające właściwą opiekę medyczną dla wszystkich. Wiele pytań rodzi się w kwestii moralności przeszczepów stosowanych w medycynie. Trzeba tu powiedzieć, że jest godnym uznania ofiarowanie komuś własnego narządu na przeszczep jeśli oczywiście zagrożenie życia i ryzyko u dawcy jest proporcjonalne do pożądanego dobra u biorcy. Bohaterstwem jest ofiarowanie komuś na przykład 270 swojej jednej nerki czy szpiku kostnego a także krwi, aby mógł żyć i powrócić do zdrowia. Jednak niedopuszczalne jest powodowanie trwałego kalectwa lub śmierci jednej osoby dla ratowania drugiej osoby. Godną pochwały jest także zgoda na pobranie po śmierci z ciała osoby zmarłej narządów, które mogą komuś uratować życie. Bóg jest miłośnikiem życia, dlatego Jezus ogłasza się Księciem Pokoju: „pokój zostawiam wam” i piętnuje zbrodniczy gniew i nienawiść, które prowadzi do przelewu krwi i wojny. Wojna jest czymś co pociąga za sobą niesprawiedliwość i zło. Wszyscy, a zwłaszcza rządzący są zobowiązani do zabiegania wszelkimi sposobami o pokój na świecie. Pokój na ziemi jest zapowiedzią radości w niebie, ale wiemy, że nigdy na ziemi ze względu na skażenie grzechem natury ludzkiej nie będzie absolutnego pokoju. Z tego tytułu ludzie mają prawo do obrony przed agresorem, który usiłuje pozbawić kogokolwiek życia, zdrowia czy koniecznego do życia mienia. Żadna wojna nie będzie sprawiedliwa, ale każdy ma prawo do koniecznej obrony nawet z użyciem siły militarnej, ale zawsze będzie to możliwe jedynie w ostateczności, po wyczerpaniu wszystkich możliwych sposobów rozwiązania konfliktu. Słowo Boże mówi: „wybierajcie życie” (Pwp 30, 19). Apostołem radości życia i głosicielem ewangelii życia był bł. Jan Paweł II. Ten święty człowiek podobno, jako papież tylko raz krzyczał na ambonie. Było to w czasie jego wizyty na Sycylii, gdy piętnował zabójstwa dokonywane przez sycylijską mafię. Przez jego wstawiennictwo dokonuje się wiele 271 cudów, najwięcej jest tych, które wiążą się z wyproszeniem u Boga potomstwa i zachowaniem zagrożonego życia dziecka pod sercem matki. Jego modlitwą zakończmy nasze dzisiejsze rozważanie. „O Maryjo, jutrzenko nowego świata, Matko żyjących, Tobie zawierzamy sprawę życia. Spraw, aby wszyscy wierzący w Twojego Syna potrafili otwarcie i z miłością głosić ludziom naszej epoki ewangelię życia, i aby mogli budować cywilizację prawdy i miłości na cześć i chwałę Boga Stwórcy, który miłuje życie.” (bł. Jan Paweł II, Evangelium Vitae, nr 105) 272 Ks. Kazimierz Gadzała – Jarosław NIE CUDZOŁÓŻ XXX niedziela zwykła – 28 października 2012 KKK, nr 2331-2400 „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”! Dzisiejsza Ewangelia wzrusza nas swą cudownością, a zarazem pobudza do ufności w Bogu. Spotykają się tu Światło i ciemność, Jezus i człowiek niewidomy. Trudno jest opisać bezradność tego człowieka, który wyciąga rękę do światła i rozpaczliwie błaga o łaskę widzenia: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Syn Boży nie mógł nie usłyszeć tego krzyku cierpienia: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Żebrak nie jest już niewidomy: „Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”. „Rabbuni, żebym przejrzał”. Kościół, powtarzając słowa dzisiejszej Ewangelii, ma na względzie Jezusa Chrystusa i nas, ludzi, którzy tak często żyjemy jak niewidomi. Wielkie, prawdziwe i niegasnące Słońce - Jezus Chrystus - zawsze świeci na naszym niebie i „oświeca każdego człowieka” (J 1, 9). „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12). Tak powiedział nasz Pan. On stał się człowiekiem, żeby oświecić i rozjaśnić głębie naszych dusz i drogi naszego życia; żeby nam otworzyć oczy na wieczność; na prawdziwe piękno i wartości życia; żeby nas uzdolnić do dostrzeżenia tego, co niewidzialne; żebyśmy wyraźniej widzieli bezpieczną ścieżkę życia i drogę do Boga, prawdy i szczęścia. 273 Często jednak człowiek jest nieuleczalnie niewidomym i Boże światło daremnie mu świeci. Współczesny człowiek zbyt często błąka się po ciemnych zaułkach tego życia z zamkniętymi i zgasłymi oczyma. Nie chce zajrzeć do głębi swojej duszy. Nie chce zwrócić oczu na wieczność, na drugą stronę czasu, gdzie go oczekuje wieczne Światło - Bóg i Jego miłość. Nie potrafi i nie chce spoglądać poza znikomość, poza granice tego życia, gdzie rozpoczyna się nasze prawdziwe życie. Wielu współczesnych ludzi to dobrowolni niewidomi. Z własnej woli stracili oczy dla Boga, dla Jego prawdy i dla własnego szczęścia. Dzisiejsi ludzie zamiast Bożej prawdy szukają swojej własnej prawdy. Z pewnością tkwi w tym nasza osobista wina. Zbyt często szukamy bowiem „swojej” moralności i przykazań zamiast Bożego Dekalogu; „swego” życia i szczęścia zamiast życia i szczęścia z Bogiem; szukamy mądrości i prawdy z gazet, a nie z kart Ewangelii. Dlatego dobrze, że pochylamy się nad Bożą prawdą zawartą w Katechizmie Kościoła Katolickiego, że pragniemy tym samym prosić Jezusa: „ulituj się nad nami, otwórz nasze oczy, abyśmy poznali Twoją prawdę”. Dzisiaj zatrzymamy się nad wykładem Katechizmu Kościoła Katolickiego dotyczącym szóstego przykazania Dekalogu: Nie cudzołóż. W tej niezwykle ważnej dziedzinie życia indywidualnego i społecznego, jaką jest czystość, również mamy wiele zaniedbań i nieporozumień. Wydaje się, że bardzo daleko odeszliśmy od tego Bożego przykazania. Dzisiaj cały świat tonie w morzu nieczystości i wcale 274 się go nie boi. Obciążają nas nieczystość, rozpusta, zdrady małżeńskie, mordowanie nienarodzonych, wydaje się, że przyszedł czas, kiedy hańbą jest być uczciwym, niewinnym, czystym i wiernym w narzeczeństwie czy w małżeństwie. Ludzie pływają w brudnym morzu grzechu i wcale się ich nie boją. Nie takimi nas chce mieć Bóg! Nie takie drogi dla nas wyznaczył! Bóg chce nas mieć swoimi dziećmi! Chce nas mieć świętymi dziećmi! Chce nas mieć pełnymi prawdziwej miłości wobec siebie. Popatrzmy czego od nas oczekuje Bóg dając nam przykazanie: Nie cudzołóż. We współczesnym świecie miłość między dwojgiem ludzi bywa często sprowadzana do sfery ciała, do pożądania, do współżycia seksualnego („pragnę cię mieć dla zaspokojenia mojej potrzeby zmysłowej”), ewentualnie sprowadza się do spontanicznego uczucia („dobrze mi z tobą”). Taki obraz miłości lansuje dziś w dużej mierze kultura masowa: film, telewizja, literatura, piosenka. Taki obraz miłości nie jest prawdziwy, bo jest niepełny, jednowymiarowy, jednostronny. Kochać kogoś prawdziwie oznacza bowiem traktować go podmiotowo, osobowo a nie przedmiotowo. Kochać nie oznacza „używać go”, „brać go”, „próbować”. Życie seksualne jest jednym z wyrazów miłości. Z całą pewnością ważnym, lecz nie jedynym i nie najważniejszym, ponieważ przemija. Można bardzo głęboko kochać bez żadnych relacji seksualnych. Istnieją natomiast, jak wiadomo, relacje seksualne bez jakiejkolwiek miłości. Miłość 275 jest bowiem zawsze pragnieniem dobra drugiej osoby. Jak przeżywać miłość? Miłość narzeczeńską, małżeńską, rodzicielską aby była dojrzałą, pełną, prawdziwą, czyli czystą miłością? By zarówno w związku małżeńskim, jak i poza nim, nie była sprzeczna z poleceniem Boga: „Nie będziesz cudzołożył” (Wj 20,14), by nie była po prostu miłością bezwstydną? Bóg, który jest Miłością (1 J 4,8) i w samym sobie przeżywa tajemnicę osobowej wspólnoty miłości, stwarzając człowieka na swój obraz, wpisał w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety zdolność do miłości i do tworzenia wspólnoty, dając im polecenie: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Godność ludzkiej miłości ma zatem swoje źródło w samym Bogu. Kto niszczy tę godność, szukając doznań seksualnych w oderwaniu od nastawienia na prokreację i miłosne zjednoczenie, przeciwstawia się Bogu, dopuszcza się bezwstydu, czyli popełnia grzech nieczystości. Katechizm jednoznacznie stwierdza, że każdy człowiek powołany jest do czystości, przez którą rozumie się cnotę, wyrażającą pozytywną integrację życia płciowego z życiem człowieka jako osoby, a zatem również z jego miłością. Cenny jest pozytywny wykład o wychowaniu i samowychowaniu do miłości i do czystości, o problemach związanych z dojrzewaniem w tej dziedzinie, o przyjaźni z ludźmi i z Chrystusem, o potrzebie otwarcia na działanie Ducha Bożego, umacniającego człowieka w tym twórczym i roz- 276 wojowym wysiłku, by upodobnić się do Chrystusa, będącego dla wszystkich wzorem dojrzałej czystości. Katechizm mówi o różnych formach czystej miłości właściwej ludziom: samotnym, zakonnikom, świeckim żyjącym według rad ewangelicznych, wdowom, narzeczonym, małżonkom, duchownym. Ten pozytywny i pogodny wykład wydaje się być bardzo pożyteczny w wychowaniu chrześcijańskim. Grzechami godzącymi w miłość a pozostającymi w głębokiej sprzeczności z czystością pozamałżeńską są: masturbacja, nierząd, pornografia, prostytucja, zniewolenie (gwałt) i homoseksualizm, któremu poświęcono stosunkowo najwięcej miejsca. Miłość małżeńska ukazana jest w kontekście podwójnego wymagania: wierności i płodności. Jest tu mowa o zasadach odpowiedzialnego rodzicielstwa. Regulacji poczęć nie można dokonywać przy stosowaniu środków moralnie niedopuszczalnych, takich jak np. sterylizacja bezpośrednia lub antykoncepcja. Katechizm cytuje bardzo obszernie Pismo Święte i dokumenty Kościoła. Zdecydowanie negatywnie ustosunkowuje się także do praktyki sztucznej prokreacji. Wśród grzechów, które godzą w miłość małżonków i godność samego małżeństwa, a więc w czystość życia małżeńskiego, Katechizm wymienia: cudzołóstwo, rozwody, poligamię, wolne związki (konkubinat, „małżeństwo” na próbę), kazirodztwo. Niepokojącym zjawiskiem współczesności, na które zwracał uwagę Jan Paweł II, jest fakt, iż czyni się wszystko, aby to, co jest „sytuacją 277 nieprawidłową”, co sprzeciwia się prawdzie o miłości we wzajemnym odniesieniu się mężczyzn i kobiet, co w konsekwencji rozbija jedność rodzin - ukazać jako „prawidłowe”, atrakcyjne i fascynujące. Ta „nowoczesna” filozofia życia została nazwana przez Ojca Świętego „cywilizacją śmierci”, samozniszczenia. Można ją porównać do swoistego „duchowego AIDS”. Ta choroba, jak wiadomo, powoduje, że organizm nie rozpoznaje tego, co jest dla niego szkodliwe, staje się bezbronny, bo nieodporny. W tym kontekście, biorąc do rąk nowy Katechizm, a do serca i życia wymagania w nim zawarte, warto przytoczyć słowa ks. kard. J. Ratzingera: „Chrześcijaństwo nie jest domem towarowym, stale zatroskanym, by swą reklamą dostosować się do gustów i nastrojów publiczności, bo chce się pozbyć towaru, którego klienci w gruncie rzeczy nie chcą, ani nie potrzebują (...) Wiarę chrześcijańską można porównać do Bożej medycyny, która nie może kierować się życzeniami pacjentów, tym, co im smakuje lub nie smakuje (...) Musi domagać się, aby wyrzekli się nawyków, które nie są bynajmniej ich potrzebą, ale ich chorobą. Fałszywą odnową chrześcijaństwa jest ta, która goni za człowiekiem zamiast go prowadzić” (por. Ratzinger J., Służyć Prawdzie, Wrocław 1986, s. 317). „Rabbuni, żebym przejrzał” – prosił Chrystusa niewidomy i został wysłuchany. Niech to będzie naszą codzienną modlitwą. Musimy bowiem przyznać, że często i my chętnie błądzimy szukając szczęścia, pokoju i miłości po ciemnych zaułkach 278 życia. Z zawiązanymi oczyma chodzimy nad przepaścią. Świecimy małe żaróweczki naszej małej mądrości, żeby znaleźć drogę do szczęścia, a omijamy prawdziwe szczęście i życie - Jezusa Chrystusa, naszego jedynego Zbawiciela. Tymczasem tylko On potrafi światłem swojej prawdy oświetlić nasze drogi i oświecić nasze dusze. Jedynie On swoją miłością grzeje nasze życie, serca i dusze. „Rabbuni, żebym przejrzał”. W tych czasach szczególnego mroku i duchowego zaślepienia wobec czystości, wobec wymagań szóstego przykazania Bożego, niech ta modlitwa stanie się naszą modlitwą: „Mistrzu, daj mi czyste oczy i serce, bym widział Ciebie i prawidłowo widział samego siebie; żebym nie stracił Ciebie - Światła i Twoich mądrych wymagań: Nie cudzołóż. Daj mi siłę iść drogą Twoją, Panie, abym nie zatracił siebie na wieki”. 279 Ks. Kazimierz Gadzała – Jarosław NIE KRADNIJ XXXII niedziela zwykła – 11 listopada 2012 KKK, nr 2401-2463 „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach”. Jezus w dzisiejszej Ewangelii ostrzega swoich słuchaczy przed uczonymi w Piśmie. Widocznie są oni nie tylko śmieszni, ale i niebezpieczni. Niebezpieczni wskutek swoich powiązań z władzą, niebezpieczni wskutek możliwości wpływania na prawodawstwo, sądownictwo, opinię publiczną i zwyczaj. Niebezpieczni poprzez zły przykład, jaki dają wierzącym, a jeszcze bardziej tym, którzy patrząc na nich, usprawiedliwić usiłują własny ateizm. Powie ktoś, że jest to zatem Ewangelia do rachunku sumienia dla duchownych wszystkich wyznań i wszystkich szczebli. Ale czy tylko? Czy to, co u sługi Bożego jest wadą i grzechem, u świeckiego będzie cnotą? Spójrzmy każdy bez wyjątku i na siebie i uświadommy sobie, że i z nami nie jest za dobrze. A komuż to w świecie, jak nie nam, Polakom, zarzuca, się religijność na wynos, pobożność wyżywającą się w gestach zewnętrznych, za którymi nie stoi nic, katolicyzm godzony z pijaństwem, rozwodami, rozpustą, mordowaniem dzieci nie narodzonych, patologiczną wprost kłótliwością, zawiścią, trwającymi przez całe lata nienawiściami, nie 280 szanowaniem cudzej własności i wielu, wielu jeszcze brudami, świństwami i podłościami? I dlatego wszyscy, mniejsza o to, czy nosimy sutannę, czy świeckie ubranie, mniejsza o to, z jakiego środowiska czy klasy społecznej się wywodzimy, wszyscy bez wyjątku robić winniśmy od czasu do czasu poważny rachunek sumienia i pytać, czy też nasze chrześcijaństwo ma jeszcze coś wspólnego z Chrystusem. Cóż bowiem szkodliwszego, jak przestać być uczciwym wobec Boga, wobec drugiego człowieka i wobec siebie samego? Dzisiaj wspólnie przyglądniemy się nauce Katechizmu Kościoła Katolickiego na temat siódmego przykazania Bożego: Nie kradnij! Otóż siódme przykazanie Dekalogu stoi na straży nienaruszalności dóbr materialnych i tego wszystkiego, co człowiek zdobył uczciwą pracą, czym został obdarzony przez najbliższych, co zostało wypracowane wysiłkiem wielu pokoleń. Praca jest podstawowym wymiarem ludzkiego bytowania na ziemi. Jest ona nie tylko jednym z podstawowych sposobów zdobywania prawa własności i szczególnym punktem odniesienia sprawiedliwości społecznej, ale przede wszystkim ukazuje godność człowieka jako współpracownika Boga w dziele twórczego przekształcania świata: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28). Stąd naszym wspólnym zadaniem i obowiązkiem jest troska o godność ludzkiej pracy, solidarność i szacunek wobec każdego człowieka pracy, odbudowanie etyki pracy, by nie tylko służyła wytwarzaniu nowych dóbr dla siebie i dla innych, ale 281 rozwijała, uszlachetniała człowieka i budowała solidarną ludzką wspólnotę. Powinnością etyczną ludzi wierzących jest tworzenie takiego stylu życia, w którym szukanie prawdy, dobra i piękna oraz budowanie wspólnoty ludzi przez pracę, poszanowanie powszechnego przeznaczenia dóbr i prawa do własności prywatnej gwarantowałoby: sprawiedliwość społeczną w każdym systemie gospodarczym, poszanowanie godności i dóbr każdego człowieka, budowanie solidarności między narodami, wypełnienie ewangelicznego prawa miłości miłosiernej. Pierwszym źródłem wszystkiego, co dobre, jest Bóg. To Bóg dał człowiekowi ziemię, aby swoją pracą czynił ją sobie poddaną i cieszył się jej owocami (Rdz 1,28-29). Bóg dał ziemię całemu rodzajowi ludzkiemu, aby utrzymywała wszystkich jej mieszkańców, nie wykluczając ani nie wyróżniając na niej nikogo. Dlatego w tradycji polskiej istniało przepiękne powiedzenie, że każda moja rzecz „jest najpierw Boża - potem moja”. Ziemia zaś nie wydaje owoców, jeśli ten dar Boży nie spotyka się z właściwą odpowiedzią człowieka, którą jest przede wszystkim ludzka praca. Dzięki pracy, korzystając ze swej inteligencji i wolności, człowiek zdolny jest „czynić sobie ziemię poddaną”. U początków każdej ludzkiej społeczności współdziałały ze sobą zawsze te dwa czynniki, a mianowicie praca i ziemia. One też stanowiły o zamożności ludzi i możliwościach a także o rozwoju społecznym i ekonomicznym. Ta katechizmowa prawda weszła niezwykle mocno w kulturę i 282 widoczna jest choćby w przysłowiach wychowujących całe pokolenia: „Bez pracy nie ma kołaczy, Kto nie chce pracować, niech też nie je, Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”. Dlatego też w nauce Katechizmu Kościoła Katolickiego siódme przykazanie nakazuje poszanowanie dóbr innych przez praktykowanie sprawiedliwości i miłości, umiarkowania i solidarności. W szczególności domaga się dotrzymywania obietnic i przestrzegania zawartych umów; naprawienia popełnionej niesprawiedliwości i zwrotu rzeczy bezprawnie nabytej; poszanowania integralności stworzenia przez roztropne i umiarkowane korzystanie z bogactw mineralnych, roślinnych i zwierzęcych całego świata, ze specjalną troską wobec rodzajów zagrożonych wyginięciem. Natomiast siódme przykazanie zakazuje przede wszystkim kradzieży, która polega na przywłaszczeniu sobie dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Ma to miejsce w przypadkach niesprawiedliwych wynagrodzeń; w spekulacjach, które sztucznie podwyższają ceny towarów w celu osiągnięcia korzyści ze szkodą dla drugiego człowieka; w fałszowaniu czeków i rachunków. Zabrania ponadto oszustw podatkowych i handlowych, świadomego wyrządzania szkody własności prywatnej lub publicznej. Zakazuje także lichwy, korupcji, prywatnego nadużywania dóbr społecznych, źle wykonanych prac, marnotrawstwa. Dużo mówi się dzisiaj o przywłaszczaniu sobie rzeczy cudzych. Dużo mówi się o różnych sposobach „kombinacji” mających na celu wyłudzenie pieniędzy 283 i tego wszystkiego, co może stanowić wartość wymiernie przeliczalną. Dlatego warto podkreślić iż Katechizm wymienia jako moralnie niedopuszczalne takie działania, które przybierają formę spekulacji, sztucznego podwyższania wartości towarów, wyciągania korzyści z ludzkiej nieznajomości rzeczy i prawa, oszustwa finansowe i podatkowe, fałszowanie faktur i czeków, trwonienie dóbr publicznych, niszczenie bez powodu cudzej własności, źle wykonane prace, marnotrawstwo. Wszystko to domaga się zwrotu i naprawienia wyrządzonej krzywdy. Jest to konieczny warunek nawrócenia. W siódmym przykazaniu Kościół znajduje także podstawy swojej nauki społecznej. Jest to przykazanie, które wyrasta z głębi zasady sprawiedliwości, domagającej się tego, aby „oddać każdemu to, co się komuś słusznie należy”, zgodnie z zasadami solidarności międzyludzkiej oraz chrześcijańskiego braterstwa i miłości miłosiernej. One to decydują o relacjach zachodzących między ludźmi i ich własnością - zarówno prywatną, jak i wspólną, relacjach między prawem do własności prywatnej a powszechnym przeznaczeniem i używaniem dóbr, między pracą i posiadaniem dóbr. Pragnienie, aby żyć lepiej, nie jest niczym złym, ale błędem jest styl życia, który wyżej stawia dążenie do tego, aby „mieć”, aniżeli „być”, i chce jak najwięcej mieć nie po to, aby żyć, ale by doznać w życiu jak najwięcej przyjemności. Dlatego naszym obowiązkiem moralnym, wynikającym także z prawa „używania rzeczy i dóbr materialnych”, jest tworzenie takich 284 stylów życia, w których dążenie do życia lepszego i godniejszego będzie zgodne z wymaganiami sprawiedliwości i miłości oraz naszym ukierunkowaniem na najwyższe Dobro, na nasz cel ostateczny. Sprzeczne z nauką społeczną Kościoła są zatem systemy gospodarcze i społeczne, które godzą w fundamentalne prawa osoby lub czynią z zysku wyłączną normę i ostateczny cel swej działalności gospodarczej. Dlatego Kościół odrzuca ideologie związane w czasach współczesnych z komunizmem albo z ateistycznymi i totalitarnymi formami socjalizmu. Ponadto odrzuca w praktyce „kapitalizmu” indywidualizm oraz absolutny prymat prawa rynku nad pracą ludzką. Katechizm uczy nas, że ponad poziomem dóbr, które można i trzeba dzielić wedle miar sprawiedliwości, człowiek jest powołany do miłości miłosiernej. Miłość do ubogich i potrzebujących nie jest tylko jakimś dodatkiem do kwestii społecznej czy uzupełnieniem wielu akcji socjalnych. Jest to obowiązek znajdujący się w samym rdzeniu Ewangelii głoszonej ubogim (Mt 11,5). Ubodzy bowiem wszystkich czasów są szczególnie wybranymi przez Boga i do nich należy Królestwo Niebieskie. Stąd też Ewangelia nakłada obowiązek wypełniania czynów miłosierdzia. Miłość do ubogich i praktykowanie uczynków miłosierdzia jest podstawową miarą i świadectwem naszego chrześcijańskiego życia i sprawdzianem naszej tożsamości bycia człowiekiem i chrześcijaninem. 285 Wróćmy jeszcze na koniec do dzisiejszej Ewangelii. Jezus siedzi z uczniami na dziedzińcu świątyni jerozolimskiej i obserwuje, jak przychodzący wrzucają do skarbony swój dar. Bogaci dają wiele. Z daleka słychać brzęk monet, sypanych do świątynnej skarbony. Po jakimś czasie przychodzi pewna uboga wdowa. W dłoni trzyma dwa małe pieniążki. To wszystko, co chce i co może dać. Prawie nie słychać, jak ten ubożuchny dar wślizguje się wstydliwie w otwór skarbony. A Jezus mówi do uczniów: „Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”. Wdowa z Jerozolimy ofiaruje wszystko, co ma. Ona cała jest darem. Dla Boga zrobiłaby wszystko, wszystko Mu dała, wszystkiego się wyrzekła. Na takich dawców Jezus czeka. Taką pobożnością się cieszy. Taką postawę pochwala. Dwie kategorie ludzi. Dwie postawy. Dwa człowiecze losy. Pierwsi to ci, co myślą tylko o sobie, słuchają tylko siebie, którzy nawet z religii próbują zrobić narzędzie wyniesienia i zysku. I ci drudzy: ubodzy duchem, do których już dziś należy Królestwo Niebieskie. Dobrze jest tak czasem popatrzeć sobie na jednych i drugich. Tak sobie pobożnie podumać. Choćby na temat mojego stosunku do własności prywatnej czy publicznej, do mojego stosunku wobec Bożego; Nie kradnij! Z tym, że Ewangelia każe także wybierać. Każe stanąć po tej albo po tamtej stronie. Niech nam Bóg da światło i siłę, by wybrać i postępować dobrze! 286 Ks. Stanisław Jamrozek – Przemyśl NIE MÓW FAŁSZYWIE XXXIII niedziela zwykła – 18 listopada 2012 KKK, nr. 2464-2513 Dzisiejsza liturgia słowa koncentruje się na tematyce sądu Bożego, który dokona się w czasie powtórnego przyjścia Chrystusa Pana na ziemię. Sprawiedliwi dostąpią zbawienia i będą jaśnieć w chwale Bożej – jak mówi prorok Daniel, czyli będą mieli udział w radościach nieba. Natomiast wszyscy nieprawi będą odrzuceni i wzgardzeni na wieki, nie znajdą się wśród tych, co zapisani są w księdze życia. Dla pierwszej grupy będzie to nagroda za prawe życie, dla drugiej zaś kara za odrzucenie Boga i Jego przykazań. Ci pierwsi byli ludźmi sprawiedliwymi, dla których słowo Jezusa było stałym punktem odniesienia i nim się kierowali. Natomiast drudzy żyli niesprawiedliwie, a słowo Pana pominęli albo całkowicie odrzucili. Chrystus zaś zapewnia w dzisiejszej w Ewangelii, że słowo przez Niego wypowiadane do nas nie przemija. Chce, aby i dla nas nie było czymś ulotnym, przemijającym. Słowo Boże bowiem jest prawdą (por. J 17,17), a kierowanie się nim w życiu prowadzi do zbawienia. Całe życie Jezusa na ziemi było świadczeniem o prawdzie, dlatego Bóg prawdomówny chce, aby człowiek żył w prawdzie. O takim sposobie życia przypomina nam On w ósmym przykazaniu. Nad nim chcemy się dzisiaj pochylić i zgłębić jego treść. Katechizm stwierdza, że człowiek z natury kieruje 287 się ku prawdzie, której najpierw powinien szukać, a gdy ją znajdzie, to do niej przylgnąć i jej się podporządkować. Zaczyna wtedy żyć według wymagań prawdy, co czyni go człowiekiem prawym. Staje się on jednocześnie prawdomównym, dzięki czemu umie zachować złoty środek miedzy tym co powinien wypowiedzieć, a sekretem, który winien zachować w przekazywaniu prawdy. Sama prawdomówność nie jest jeszcze pełną realizacją prawdy, stanie się tak jedynie wtedy, gdy wszystko elementy ludzkiego życia będą układane według wymagań prawdy. Bez niej nie bylibyśmy w stanie żyć razem (KKK 2469). Jest wiele wykroczeń przeciwko ósmemu przykazaniu, o których mówi Katechizm Kościoła Katolickiego. Szczególnie ciężkim grzechem jest fałszywe świadectwo składane w sądzie i krzywoprzysięstwo. To pierwsze polega na takim przedstawieniu sprawy czy rzeczy, które nie odpowiada stanowi rzeczywistemu. Natomiast ktoś, kto pod przysięgą mówi fałszywie, popełnia krzywoprzysięstwo. Dobrowolnie podpiera swoje kłamliwe twierdzenia przysięgą religijną, w której przyzywa Boga na świadka. Czytając Biblię widzimy jaki koniec spotyka tych, którzy fałszywie przysięgają: dwaj starcy, którzy pod przysięgą oskarżają Zuzannę, zostają skazani na śmierć po odkryciu ich haniebnej postawy (por. Dn 13, 41-62). Nieposzanowanie dobrego imienia innych ludzi rodzić może pochopny sąd, obmowę czy oszczerstwo. Szczególnie te dwa ostatnie wykroczenia są ciężkie. Obmowa to niepotrzebne 288 ujawnienie otoczeniu wad i błędów drugiego człowieka. Człowiek obmawiający nie buduje poprawnych relacji, ale niszczy i na tym polega zło obmowy. Nieustannie przypomina popełnione przez kogoś błędy, mimo że one już się więcej nie powtarzają. Nie będzie natomiast obmową ujawnienie jego wad lub błędów wtedy, jeśli wiemy, że one mogłyby negatywnie wpływać na ludzi, z którymi taki człowiek ma współpracować albo żyć. Niewłaściwą postawą z naszej strony byłoby na przykład zatajenie przed młodą dziewczyną faktu, że chłopak, którego chce poślubić, nadużywa alkoholu. Popełnilibyśmy wtedy grzech zaniedbania i mogli narazić ja na długie lata nieszczęśliwego życia. Z oszczerstwem natomiast mamy do czynienia wtedy, gdy fałszywie oskarża się innych o popełnienie zła, z którym nie mieli oni nic wspólnego. Wystarczy wypowiedziane z premedytacją podejrzenie, że np. ktoś ma „lepkie ręce”, aby zrobić z danego człowieka złodzieja. W ten sposób kompromituje się go publicznie i naraża na zniesławienie. Dlatego ósme przykazanie mocno potępia oszczerców, bo zadają oni ból niewinnemu. Ich grzech jest bardzo trudny do naprawienia, bo wymaga najpierw odwołania oszczerstwa, a nie zawsze osoba. która je wypowiada potrafi się przyznać do przewinienia. Jeśli to jednak uczyni, spotka się wtedy z miłosierdziem Boga i przebaczeniem. Katechizm potępia także wszelkie słowa lub postawy, które utwierdzają człowieka w przewrotności i stają się grzechami przeciwko 289 ósmemu przykazaniu. Do tej kategorii wykroczeń należą komplementy, pochlebstwo lub służalczość. Pochlebstwo jest przypisywaniem danemu człowiekowi dobra, którego nie uczynił i może prowadzić go do utwierdzania w rzekomej doskonałości, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest. Człowiek taki może wtedy łatwo popaść w pychę, zapatrzeć się tylko w samego siebie i przestać pracować nad sobą. Pochlebca natomiast w taki sposób zmierza do zyskania pewnych korzyści, które mu się nie należą. Trzeba oczywiście pochwalić innych, kiedy czynią wiele dobra, służą innym czy rozwijają swoje talenty, ale te nasze pochwały muszą być szczere i nie przesadzone. Służalczość jest nadskakiwaniem drugiej osobie, znaczącej w danym środowisku, by osiągnąć korzyści materialne czy wybić się w życiu społecznym. Staje się manipulowaniem tą osobą, wykorzystywaniem jej do własnych interesów. Jest to rozpowszechniony dziś w świecie sposób robienia kariery, pełen obłudy i perfidii. Taki styl winien być obcy chrześcijaninowi. Innym jeszcze wykroczeniem, o którym mówi Katechizm, jest chełpliwość lub samochwalstwo. To przypisywanie sobie cech lub cnót, których nie mamy, co w nas samych rodzić może próżność, ale naraża również na śmiech i drwiny ze strony otoczenia. Ważne jest, aby nie chwalić samych siebie, bo uczynią to inni, jeśli tylko na to zasłużymy. Najbardziej rozpowszechnionym grzechem przeciwko ósmemu przykazaniu Bożemu jest z pewnością kłamstwo. Św. Augustyn mówi, że polega 290 ono na mówieniu nieprawdy z intencją oszukania. Jezus jasno stwierdza, że kłamstwo jest dziełem diabła, którego nazywa wprost „ojcem kłamstwa” (J 8,44). To diabeł okłamał pierwszych rodziców, którzy ulegli jego podszeptom i przez to utracili przyjaźń Bogiem. Przez kłamstwo zatem narodziło się wszelkie zło na ziemi. Stąd św. Paweł zachęca chrześcijan, aby je odrzucili (por. Ef 4,25) i przestali okłamywać jedni drugich (por. Kol 3,9). Kłamstwo, nawet najbardziej błahe, oddala ludzi od siebie, jest dowodem braku miłości i wzajemnego szacunku. Będzie rodziło niepokoje, podziały, poprowadzić może do nieposzanowania drugiego człowieka. Dlatego nie możemy się do niego przyzwyczajać, mimo że tak wiele jest go w życiu społecznym i politycznym. Ono jest zawsze wykroczeniem przeciwko prawdzie i zasługuje na potępienie, gdyż stanowi profanację słowa. Słowo, ze swej natury, winno zawsze przekazywać prawdę (KKK 2485), która jest nieodzownym wymogiem sprawiedliwości. Dlatego prawdę trzeba szanować i miłować, ale prawo do jej ujawniania nie jest absolutne. Ze względu na dobro i bezpieczeństwo drugiego człowieka nie zawsze musi być ona ujawniana ludziom, którzy nie mają prawa jej znać. Pod żadnym pozorem nie może być ujawniona tajemnica spowiedzi sakramentalnej. Powinny również być zachowane tajemnice zawodowe znane politykom, wojskowym, lekarzom czy prawnikom. Środki przekazu winny troszczyć się o rzetelne przekazywanie prawdziwych informacji, bo ludzie mają do nich prawo. Mówienie prawdy jest 291 najlepszym lekarstwem na wykroczenia przeciwko ósmemu przykazaniu. 292 Ks. Stanisław Jamrozek – Przemyśl NIE POŻĄDAJ Ur. Chrystusa Króla Wszechświata – 25 listopada 2012 KKK, nr 2514-2557 Dzisiejszą niedzielą kończymy rok liturgiczny, w którym przeżywaliśmy wszystkie tajemnice naszego zbawienia. Nieprzypadkowo kończymy go uroczystością Chrystusa Króla Pana Wszechświata, bo On przecież jest zwieńczeniem wszystkiego jako Alfa i Omega. Był On od początku, jest i przyjdzie także na końcu czasów, by zakrólować nad całym światem. To Jego panowanie będzie wieczne i nic mu już nie zagrozi, jak mówi prorok Daniel w I czytaniu. Wszystkie narody będą Mu służyły, rozpoznając w Nim swojego Pana i Zbawcę. Ale królestwo Chrystusowe nie jest z tego świata, jak dzisiaj w Ewangelii mówi On sam. Ci, co chcą należeć do tego królestwa, mają kierować się prawdą, wcielać ją w życie, gdyż świadectwo o niej dał sam Pan. Jest to zadanie trudne, ale zawsze możliwe dla tych, którzy obrali Chrystusa jako Pana i chcą w miłości poddać się Jego panowaniu. Chrystus Król przypomina nam, że możliwe jest dla nas wszystkich zachowywanie Bożych przykazań, nad którymi pochylamy się w naszych kolejnych niedzielnych kazaniach. Dzisiaj chcemy omówić dwa ostatnie: „Nie pożądaj żony bliźniego swego” oraz „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”. Wspólny mianownik tych dwóch przykazań to stanowczy nakaz: „nie pożądaj”. Każdy grzech ma 293 bowiem swoje źródło w ludzkiej pożądliwości i jeśli człowiek nie będzie strzegł poruszeń swego serca, bardzo łatwo oddać się może namiętnościom, które rodzą się w tym sercu. Św. Jan Apostoł mówi o trzech podstawowych pożądaniach: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota (por. 1 J 2,16). Katechizm przywołuje tradycję katolicką, zgodnie z którą dziewiąte przykazanie zakazuje pożądania cielesnego, dziesiąte zaś pożądania dóbr drugiego człowieka (KKK 2514). Pożądliwości są to zmysłowe pragnienia, które sprzeciwiają się natchnieniom duchowym i toczą z nimi nieustanną walkę, jak przypomina nam św. Paweł w swoich pismach (por. Gal 5,16-17; Rz 8,12-13). Pożądliwości będą towarzyszyć człowiekowi aż do śmierci i rodzić napięcia między duchem a ciałem. Stąd konieczność ogromnego zaangażowania wszystkich naszych sił, aby nie oddać się w niewolę pożądań cielesnych i aby one nie panowały nad nami, gdyż grozi to ogromnym zniewoleniem. Walka z pożądliwością cielesną zaczyna się od oczyszczenia serca i praktykowania umartwienia. Serce jest środowiskiem spotkania z Bogiem, ale też miejscem przenikania się różnych uczuć, które potrzebują uporządkowania. Mistrzowie życia duchowego powiedzą, że namiętność jest najwyższym stopniem nieczystości serca. Zawsze jednak na początku pojawia się w wyobraźni jakiś obraz, sugestia, która wprowadza zamieszanie i z którą zaczynamy dialogować. Dochodzi wtedy do wewnętrznej walki, głębokiego zmagania się z tym 294 wszystkim, co jest niebezpieczne. Jest jeszcze czas, aby się wycofać i uniknąć grzechu, ale kiedy wyrazimy zgodę to przegrywamy, a w konsekwencji oddajemy się namiętności. Czyste serce odgrywa ogromną rolę w pokonywaniu pożądliwości. Dlatego powinniśmy takie serce w sobie kształtować, a dokona się to wtedy, gdy przejmiemy się głęboko słowami Pana: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8). Warto się natrudzić, bo nagrodą będzie właśnie widzenie Boga, Jego udzielanie się naszej duszy. Bliskość Pana sprawi, że będziemy Go potem pragnęli zdecydowanie więcej niż innych rzeczy czy przyjemności. On stanie zatem namiętnością naszego serca, a Jego obecność pomoże nam zwalczać złe pożądania, które będą się pojawiać. To czyste serce spełnia decydującą rolę w kształtowaniu właściwych postaw odnoszących się do dwóch ostatnich przykazań Bożych. Wtedy możliwe będzie ich zachowanie. Dziewiąte przykazanie stoi mocno na straży wierności małżeńskiej. Bóg upomina się o nią szczególnie w naszych czasach, gdzie przykładów niewierności jest aż zbyt wiele. Prowadzi to do rozpadu małżeństw, różnego rodzaju życiowych klęsk i tragedii, których ofiarą najczęściej padają dzieci. Wielu małżonków zapomina o złożonej w czasie ślubu przysiędze zobowiązującej do miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej. Bez żadnych skrupułów zabiera się drugiemu żonę, męża i nie widzi się w tym żadnego problemu, bo przecież „wielu ludzi tak dzisiaj robi”. Taka postawa powinna 295 rodzić zawstydzenie, tymczasem są osoby, które chlubią się swoimi występkami, nie nazywając ich grzechami. Przyczyną jest zapomnienie o samym Bogu, a to zapomnienie Biblia nazywa największym grzechem człowieka. Drogą uzdrowienia jest czystość, dlatego katechizm przypomina, iż trzeba o nią podjąć walkę (KKK 2520). Czystość domaga się wstydliwości, która chroni przed odsłanianiem tego, co winno być zakryte. Dzięki temu człowiek będzie miłował sercem prawym i niepodzielnym, a drugiej osoby nie będzie traktował przedmiotowo. Cechować go będzie skromność w zachowaniu, ubiorze i ta skromność ustrzeże go przed niezdrową ciekawością. Aby jednak zdobyć czystość i ją zachować, nie wolno narażać się na niewłaściwie widowiska czy obrazy, które dzisiaj proponują środki przekazu. Wielkim niebezpieczeństwem jest pornografia obecna w internecie i szerzący się erotyzm, które prowadzą do zniewolenia człowieka i do jego upadków w grzechy nieczyste. Stąd Kościół przypomina o wielkiej odpowiedzialności dorosłych za treści, które przekazuje się młodym ludziom (KKK 2526). Za zgorszenia trzeba będzie kiedyś odpowiedzieć przed Panem. Natomiast dziesiąte przykazanie Boże zabrania pożądania dóbr drugiego człowieka, czyli zabrania kradzieży, grabieży i oszustwa. To przykazanie mówi o wielu ludzkich słabościach: zawiści, zazdrości, chciwości, zachłanności, niesprawiedliwości i innych. Te słabości mają swoje źródło również w ludzkiej pożądliwości, która jest tu 296 ukierunkowana nie na cielesność, ale na rzeczy materialne. Chęć ich posiadania może być niekiedy tak wielka, że zaprząta wszelkie ludzkie myśli i pragnienia, a w konsekwencji może stać się obsesją. Katechizm wymienia grzechy przeciwne temu przykazaniu (KKK 2536), z których na czoło wybija się chciwość. Ona jest chęcią przywłaszczenia sobie dóbr tej ziemi i rzeczy, które ktoś inny posiada, a które w sercu chciwca jawią się jako fundament jego szczęścia, zadowolenia i poczucia bezpieczeństwa. Dlatego prowadzi to do zachłanności i żądzy posiadania jeszcze więcej, z czym wiąże się ryzyko życiowego zagubienia, a nawet utraty wiary. Przestrzega przed tym św. Paweł, dla którego „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (1 Tm 6,10). U podstaw grzechu chciwości leży najczęściej zazdrość: jest ona smutkiem doznawanym z powodu dobra drugiego człowieka. Człowiek zazdrosny, a do tego jeszcze zachłanny, staje się bardzo niebezpieczny, bo zaczyna smakować w dobrach swoich braci i chce je posiadać dla siebie. Prowadzi to do niszczenia drugiego człowieka, który staje się konkurentem, do nieuczciwości, kradzieży i innych wykroczeń. Katechizm przypomina, że najlepszym sposobem ustrzeżenia się przed tymi wykroczeniami jest ubóstwo serca. Do takiego stylu życia zachęca swoich uczniów sam Pan, a polega on na nieprzywiązywaniu się do rzeczy tego świata. Chodzi o zachowanie do nich zdrowego dystansu po to, aby nie stanowiły dla nas czegoś najważniejszego. Pierwszym i najwyższym dobrem ma być dla 297 chrześcijanina sam Bóg. Kiedy Chrystus będzie Królem dla nas, to wtedy inne rzeczy znajdą się na właściwym miejscu. 298 SPIS TREŚCI Ks. abp Józef Michalik BĘDĘ SIĘ RADOWAŁ Z TWOICH USTAW…. ................5 WPROWADZENIE ............................................................9 Ks. Edward Staniek KAZANIA KATECHIZMOWE .........................................13 Ks. Zbigniew Suchy DAĆ SIĘ ODNALEŹĆ BOGU II Niedziela Adwentu - 4 grudnia 2011 ...........................39 Ks. Zbigniew Suchy W RODZINIE UCZYMY MIŁOŚCI KOŚCIOŁA I WIARY W JEGO NADPRZYRODZONOŚĆ III Niedziela Adwentu – 11 grudnia 2011 .......................44 Ks. Jan Gwalbert Dąbal PISMO ŚWIĘTE – HISTORIA ZBAWIENIA IV Niedziela Adwentu – 18 grudnia 2011 .......................50 Ks. Roman Froń WIARA ODPOWIEDZIĄ CZŁOWIEKA NA BOŻE OBJAWIENIE Uroczystość Objawienia Pańskiego - 6 stycznia 2012 .....58 Ks. Grzegorz Delmanowicz WIERZĘ W JEDNEGO BOGA Niedziela Chrztu Pańskiego – 8 stycznia 2012 ...............66 299 Ks. Grzegorz Delmanowicz WIERZĘ W BOGA OJCA WSZECHMOGĄCEGO II niedziela zwykła – 15 stycznia 2012 ........................... 73 Ks. Wojciech Bolanowski STWÓRCA III niedziela zwykła - 22 stycznia 2012 .......................... 81 Ks. Mirosław Grendus GDY GROZI EPIDEMIA ZŁA IV niedziela zwykła – 29 stycznia 2012 .......................... 88 Ks. Waldemar Janiga O WIELKOŚCI CZŁOWIEKA VI niedziela zwykła - 12 lutego 2012 .............................. 94 Ks. Roman Froń „UZDRÓW MNIE, PANIE, BO BARDZO ZGRZESZYŁEM” VII niedziela zwykła – 19 lutego 2012 .......................... 102 Ks. Jan Smoła BUDOWA DUCHOWEJ ŚWIĄTYNI BĄDŹ SKAZANIE SIEBIE NA BEZDOMNOŚĆ III niedziela Wielkiego Postu – 11 marca 2012 ............ 110 Ks. Włodzimierz Wołyniec CZY JEZUS CHRYSTUS MIAŁ NAPRAWDĘ LUDZKIE CIAŁO? IV niedziela Wielkiego Postu - 18 marca 2012 ............. 119 300 Ks. Wacław Siwak POCZĄŁ SIĘ Z DUCHA ŚWIĘTEGO, NARODZIŁ SIĘ Z MARYI PANNY V Niedziela Wielkiego Postu – 25 marca 2012 ..............124 O. Stanisław Glista WIARA – DOTKNIĘCIE MIŁOŚCIĄ CHRYSTUSA II niedziela Wielkanocy – 15 kwietnia 2012..................132 O. Dariusz Sowa OFMConv UMĘCZON, UKRZYŻOWAN, UMARŁ I POGRZEBION III niedziela Wielkanocy – 22 kwietnia 2012 ................137 O. Wiesław Straub OFMConv DOBRY PASTERZ, KTÓRY ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ IV niedziela Wielkanocy – 29 kwietnia 2012 ................142 O. Piotr Dąbek OFMConv TRZECIEGO DNIA ZMARTWYCHWSTAŁ VI niedziela Wielkanocy – 13 maja 2012.......................146 O. Przemysław Michowicz OFMConv WSTĄPIŁ DO NIEBA, SIEDZI PO PRAWICY OJCA, STAMTĄD PRZYJDZIE SĄDZIĆ ŻYWYCH I UMARŁYCH Ur. Wniebowstąpienia Pańskiego - 20 maja 2012 .........151 O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO Ur. Zesłania Ducha Świętego – 27 maja 2012 ...............155 301 O. Jan Czarnik OFMConv WIERZĘ W KOŚCIÓŁ X niedziela zwykła – 10 czerwca 2012 .......................... 161 O. Radosław Kramarski OFMConv KOŚCIÓŁ – KRÓLESTWO I LUD BOŻY XI niedziela zwykła – 17 czerwca 2012......................... 166 O. Tomasz Węzik OFMConv KOŚCIÓŁ JEST JEDEN, ŚWIĘTY, POWSZECHNY I APOSTOLSKI XII niedziela zwykła – 24 czerwca 2012 ....................... 173 O. Paweł Krzysztof Solecki OFMConv WIERNI: HIERARCHIA, ŚWIECCY, ŻYCIE KONSEKROWANE XIV niedziela zwykła - 8 lipca 2012 .............................. 178 O. Jacek Michno OFMConv KOMUNIA ŚWIĘTYCH XV niedziela zwykła – 15 lipca 2012............................. 185 O. Tomasz Czajka OFMConv MARYJA – MATKA KOŚCIOŁA XVI niedziela zwykła – 22 lipca 2012 ........................... 191 O. Jakub Czajka OFMConv WIERZĘ W ODPUSZCZENIE GRZECHÓW XVII niedziela zwykła – 29 lipca 2012 302 Ks. Łukasz Jastrzębski WIERZĘ W ZMARTWYCHWSTANIE I ŻYCIE WIECZNE XIX niedziela zwykła – 12 sierpnia 2012 ......................200 Ks. Łukasz Sowa CZŁOWIEK – BOŻY OBRAZ – POWOŁANY DO SZCZĘŚCIA I WOLNOŚCI XX niedziela zwykła - 19 sierpnia 2012.........................206 Ks. Paweł Sobol MORALNOŚĆ CZYNÓW, UCZUĆ, SUMIENIA Ur. NMP Częstochowskiej - 26 sierpnia 2012 ...............214 Ks. Tadeusz Baj CNOTY I GRZECHY OBECNE W LUDZKIM ŻYCIU XXIII niedziela zwykła – 9 września 2012 ....................223 Ks. Tadeusz Baj NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ XXIV niedziela zwykła – 16 września 2012 ..................231 Ks. Łukasz Sowa ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE XXV niedziela zwykła – 23 września 2012 ....................237 Ks. Jakub Kostrząb PAMIĘTAJ, ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ XXVI niedziela zwykła – 30 września 2012 ..................249 303 Ks. Piotr Kandefer MĄDROŚĆ BOGA W MĄDROŚCI CZŁOWIEKA IV przykazanie Dekalogu XXVIII niedziela zwykła – 14 października 2012 ........ 255 Ks. Piotr Kandefer BÓG MIŁUJE ŻYCIE V przykazanie Dekalogu XXIX niedziela zwykła – 21 października 2012 ........... 265 Ks. Kazimierz Gadzała NIE CUDZOŁÓŻ XXX niedziela zwykła – 28 października 2012 ............. 273 Ks. Kazimierz Gadzała NIE KRADNIJ XXXII niedziela zwykła – 11 listopada 2012 ................ 280 Ks. Stanisław Jamrozek NIE MÓW FAŁSZYWIE XXXIII niedziela zwykła – 18 listopada 2012 ............... 287 Ks. Stanisław Jamrozek NIE POŻĄDAJ Ur. Chrystusa Króla Wszechświata – 25 listopada 2012 ... 293 304