duchowość marii pauliny jaricot - Papieskie Dzieło Rozkrzewiania

advertisement
Światło Narodów
KWARTALNIK NR 117
ROK XX
STYCZEŃ-LUTY-MARZEC
s. 18 - 33
DUCHOWOŚĆ MARII PAULINY JARICOT
Mówiąc o „duchowości”, mamy na myśli to, co św. Jan od
Krzyża nazywa „najgłębszym centrum duszy” – el mas profondo
centro. To tam przemawia Bóg i tam my mówimy do Niego. To
ono stanowi źródło prawdziwej wielkości stworzonego ducha.
Wszelka świętość pochodzi od samego Boga – nie jest zatem
świętością stworzeń, niezależnie czy byłaby to świętość Aniołów, czy ludzi, ale darem udzielonym nam przez Boga. Sam
Jezus Chrystus jako człowiek był święty poprzez wewnętrzne
zjednoczenie ze swoim Ojcem: „Ojciec i Ja jedno jesteśmy”.
Jednakże świętość tych, którzy do niej dążą i osiągają ją, ma
różne odcienie. Jaką drogą doskonałości szła Maria Paulina?
Czy Kościół pewnego dnia uzna heroiczność jej cnót?
Wiarę otrzymała w dzieciństwie w swoim domu rodzinnym.
Jej matka, Joanna Lattier, nie będąca intelektualistką, była jednak przekonaną chrześcijanką. W rodzinie Jaricot, która szybko
doszła do dobrobytu, a następnie bogactwa, najbardziej widoczną
cechą wiary była miłość ubogich. Maria Paulina już jako młoda
dziewczyna sama praktykowała miłosierdzie i to nie tylko
zewnętrzne, na odległość, za pośrednictwem jałmużny pieniężnej; podejmowała je również osobiście, a było to miłosierdzie
delikatne, z duszy do duszy, miłosierdzie pełne litości, przyjaźni,
dobra, miłosierdzie ludzkie i owocne. W miarę, jak z upływem
18
lat poznawała coraz bardziej ludzką nędzę, jej miłosierdzie stawało się praktyczne, bardziej dostosowane do sytuacji, a przy
tym coraz bardziej wspaniałomyślne i pełne. Strzeżmy się jednak widzieć w niej zwykłą filantropkę. Wszelkie bowiem jej
działanie wypływało z miłości Boga. To w Jezusie Chrystusie
ożywiała ona swoją dobroczynność, a ewangeliczne Misereror
super turbam stanowiło głębokie źródło jej miłości, obejmującej
wszystkich cierpiących.
Pierwszą cechą jej duchowości, którą przejęła od swojej
matki, jest życie treścią Naśladowania Jezusa Chrystusa (...).
Ostatnią bowiem radą, jakiej Joanna Lattier udzieliła córce, była
zachęta, aby książkę O naśladowaniu Jezusa Chrystusa
uczyniła swoją codzienną lekturą. To jest prawdziwie „dawna
Francja”!
O takiej woli matki dowiadujemy się z listu, który Paulina
napisała do swojego brata Pawła nazajutrz po śmierci ojca, 27
grudnia 1834 r.: „To ty – pisze do niego – powiedziałeś mi o
obowiązku czytania codziennie jednego rozdziału O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”.
Dużo wcześniej, bo na początku 1815 r., Paulina zapisała w
swoim Dzienniku: „Czytam O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”. I wiele lat później, 6 października 1858 r., napisze to samo
do Matki Saint-Laurent: „Mówię Wam [Matko], że przez całą
młodość czytałam tylko jedną książkę, było to O naśladowaniu
Jezusa Chrystusa”. Nie ma więc wątpliwości – duchowość Pauliny kształtowała się pod wpływem tej książki i w jej szkole. To
jednak tylko wstęp. Z pewnością dzięki Naśladowaniu nauczyła
się ona „słuchać Jezusa”. I tak narodziła się jej duchowość.
19
Ale co Pan jej mówił? O to trzeba pytać ją samą, to znaczy
szukać odpowiedzi w jej słowach, w pozostawionych pismach i
w jej czynach.
Duch dziecięctwa
Kiedy poznajemy duchowość Pauliny, zdumiewa nas odkrycie u niej tego samego rodzaju duchowości, który uczynił
sławnym imię św. Teresy od Dzieciątka Jezus, żyjącej, jak
wiemy, w latach 1873-1897. Skoro zaś cytowane tu teksty Pauliny pochodzą z roku 1840 i z lat następnych, możemy zatem
powiedzieć, że uprzedziła ona św. Teresę od Dzieciątka Jezus o
co najmniej 50 lat. Możemy też sięgnąć jeszcze wcześniej. Oto
w czasie kryzysu społecznego w Lyonie w 1831 r. Paulina, jak
mówi, ośmieliła się porównać do „bardzo małego dziecka, które
widząc ojca rozgniewanego na swych synów zbrodniarzy, rzuca
się bez zastanowienia pomiędzy nich, aby swymi słabymi
rękami zatrzymać bunt swych winnych braci i uderzenia, do
których gotuje się mściwe ramię...”
To usposobienie staje się u niej czymś stałym. Wpoi je swoim Córkom Maryi. Będzie to również duchowość jej Żywego
Różańca. A wyprowadza ją, jak sama logika wskazuje, właśnie
z Różańca. „Musimy zauważyć – czytamy w liście z 1840 r. – że
głównym obowiązkiem wypływającym z naszego powołania jest
wnikanie w życie wewnętrzne Jezusa i Maryi poprzez zgłębianie
tajemnic Różańca. Nie wystarczy złożenie kilku przelotnych
hołdów Najświętszemu Sercu naszego Pana i Niepokalanemu
20
Sercu Jego Świętej Matki. Te Serca winny być dla Córek Maryi
Wieczernikiem, w którym zawsze razem przebywają jak w
centrum wszelkiego miłosierdzia; miejscem spotkań, gdzie
zapraszają wszystkich stowarzyszonych w Żywym Różańcu,
aby z nimi cierpieć i modlić się w celu uśmierzenia Boskiej
sprawiedliwości; azylem, w którym znajdują schronienie w niebezpieczeństwach; twierdzą, do której uciekają, aby walczyć z
pokusami; siedzibą, gdzie chronią się, aby po pracy odetchnąć w
spokoju i w końcu miłością, w której złożone zostały wszystkie
ich nadzieje”.
W tym samym liście podsumowuje ona całość swej myśli w
radzie godnej Teresy od Dzieciątka Jezus: „W ogólnym
sposobie bycia bądźcie tak proste, aby dojść do duchowego
dziecięctwa”.
Może jednak było to tylko coś przelotnego, a nie jasny i stały stan duszy? Bynajmniej. Paulina bowiem powraca do tego
nie raz i czyni to wyraźnie, z mocą i wytrwałością odsłaniającą
doktrynę duchową przemyślaną i zamierzoną. W adresowanym
do członków Żywego Różańca okólniku na Boże Narodzenie
1843 r. czytamy: „Polecam wam ponadto wszystkie inne cnoty,
a nigdy dość wystarczająco prostotę dziecka, z którą związana
jest obietnica królestwa Bożego. Niech będzie ona dla was
streszczeniem doskonałości i niejako nauką zbawienia”. – Czy
trzeba, by mówiła z większym naciskiem i dłużej nalegała?
„Prostota ducha – bez pretensjonalności, bez odwoływania
się do trybunału miłości własnej (...), bez wprzęgania inteligencji w udowadnianie, że jesteśmy mądrzejsi czy skromniejsi niż
jesteśmy naprawdę” (...).
21
„Prostota serca wobec Boga – to synowska bojaźń, bez zamętu czy niepokoju i miłosna ufność, bez zarozumiałości; to pełna
wierność, bez wyszukania i sztuczności; to pragnienie, aby się
Jemu podobać i we wszystkim doskonale wypełnić Jego wolę
na wzór małego dziecka, które jest posłuszne swej matce, które
kocha ją czule i wiedząc, że jest kochane, z ufnością zdaje się
na jej matczyną czułość...”
„Prostota wobec bliźniego – to uczucie szczere i serdeczne,
zawsze na wzór Boga...”
„Prostota wobec samego siebie – to duch porządku i pokoju,
rozumna cierpliwość tak wobec siebie, jak i wobec innych; to
znoszenie zarówno swojej własnej nędzy i błędów, jak i błędów
bliźniego, bez niepokoju czy zapatrzenia w siebie, bez ustawania czy łudzenia się. Słowem, chodzi o to, by nie czynić się –
poprzez pracę wyobraźni czy przez złudzenia miłości własnej –
ani gorszym, ani lepszym niż się jest.”
„Prostota charakteru – bez humorów i kaprysów, bez namiętności czy obojętności, bez gwałtowności czy zmienności, bez
oznak wyniosłości i dominacji. Ustępować, nie pozwalając nawet
dostrzec, że się ustępuje, poświęcać się bez okazywania wysiłku woli, dostosowując się do wszystkiego, bez czynienia z tego
zasługi, tak jak małe dziecko całkiem naturalnie przystosowuje
się do innych i nawet nie wie, że jest to doskonałość”.
„Prostota w działaniu – bez pośpiechu i niepokoju, bez troszczenia się o wiele rzeczy naraz, zajmując się jedynie tym, co
robimy, jakbyśmy mieli na świecie tylko to do zrobienia. Całkowicie oddani Bogu w modlitwie, całkowicie oddani bliźniemu
w okazywaniu miłosierdzia i spełnianiu obowiązków względem
22
niego, całkowicie oddani lekturze i pracy, bo przecież jesteśmy
tutaj całkowicie dla Boga i pod wzrokiem Boga. Tak jak małe
dziecko zajmujące się pod wzrokiem swojej matki nią lub małymi rzeczami, do których jest zdolne, a od czego nie odrywa
go reszta wszechświata”.
„Prostota w relacji ze światem – uciekanie od przywiązania
się także do samej prostoty, szukanie możliwości czynienia
dobra tylko ze względu na nie samo, unikanie zła, ponieważ jest
złem, nieszukanie siebie, bez nawrotów miłości własnej, bez
marzenia o byciu zauważonym i – jak małe dziecko – bez
myślenia o opinii i uznaniu ludzi.”
„Prostota zwłaszcza w pobożności – unikanie zarówno niezwykłości, która ją zniekształca i uwłaczających jej dziwactw,
jak też niewolniczej, pełnej skrupułów małostkowości, przeciwnej nie tylko prawu miłości, ale i szczęśliwej wolności dzieci
Bożych. Bronienie się przed iluzją czy rutyną, które ćwiczenie
się w pobożności czynią rzemiosłem i ograniczają ją do faryzejskiej dokładności. Unikanie zniechęcenia i małoduszności czy
porywów zarozumiałości, znieważających zarówno ducha łaski,
jak i dobroć Boga, a także gaszących zapał gorliwości. Kiedy
bowiem w miejsce łaski i pokory, będących podstawą wszystkiego, stawia się naturę i zarozumiałość, dąży się najpierw do
tego, co najwyższe, wyobrażając już sobie najdoskonalsze etapy
modlitwy; bierze się uniesienie wyobraźni za natchnienie, i tak
przez położenie złych fundamentów niszczy się gmach wszelkiego życia duchowego”.
„Pokora to głębokie poczucie własnej nicości, nędzy, zepsucia, niezdolności do jakiegokolwiek dobra, które utrzymuje nas
23
przed Bogiem w zbawiennym zawstydzeniu – na wzór marnotrawnego dziecka, korzącego się u stóp swego ojca, nie śmiącego uważać się dłużej za jego syna i przez to bardziej godnego
nim być, bardziej kochającego i bardziej kochanego. To postawa
Magdaleny siedzącej u stóp Pana w ciszy cierpienia i miłości,
umiejącej tylko kochać, proporcjonalnie do win, jakie zostały
jej przebaczone. W końcu – aby powrócić do dziecięcej prostoty – to postawa małego dziecka żyjącego pod wzrokiem swej
matki, prowadzonego i podtrzymywanego przez nią, karmionego
jej rękami; dziecka, które wszystkiego oczekuje od niej, ponieważ bez niej nic nie może i które przez swoją słabość zasługuje
i wciąż wzbudza matczyną czułość i troskę...”
Trzeba było zacytować te strony w całości, ponieważ to
właśnie z nich możemy wysnuć wnioski dotyczące duchowości
Marii Pauliny. Nie ulega bowiem żadnej wątpliwości, że mówi
ona tu o własnym doświadczeniu, że przedstawia swój osobisty
ideał i opisuje życie wewnętrzne tak, jak je rozumie.
Ta prostota dziecka to całe jej myślenie, a także cała jej praktyka, ponieważ – jak na dobrą mieszkankę Lyonu przystało – jej
życie mistyczne zostało całkowicie zwrócone ku praktyce. Chce
ona z pewnością widzieć głęboko, lecz jednocześnie widzieć
dokładnie i realnie codzienną praktykę życia. Zawsze będzie
miała niechęć do abstrakcji i wielkich teorii, co w końcu sama
stwierdzi, mówiąc do swoich Córek o kierownictwie duchowym:
„Usiłowałam – wyznaje – zmienić kierunek abstrakcyjnych teorii
i zastosować je do zgłębiania reguł praktycznej doskonałości,
ukazanej w nauce i przykładzie Jezusa i Maryi”.
I jeszcze: „Moim celem było przyzwyczaić moje drogie Córki
24
do miłowania Jezusa i Maryi tak, jak małe dzieci kochają swojego ojca i matkę – bez maniery, w prostocie; do życia pod Ich
wzrokiem, tak jak dzieci żyją pod rodzinnym dachem, a przy
tym bez obawy Ich obecności w chwilach rozproszeń, w zwykłych rozmowach, w czasie posiłku, pracy, pokus, jak dzieje się
to w przypadku dzieci, które bawią się, mówią, jedzą, śpią,
pracują, a nawet troszczą się o swoje kaprysy na oczach ojca i
matki – ci zaś, widząc wszystko, wszystko w swoim czasie
poprawiają. Dziecko jest uległe, kochające i czujne, przyzwyczajone do spojrzeń tych, których czule kocha; wystarcza mu
znak choćby ledwo dostrzegalny, aby odgadnąć, co się rodzicom
podoba lub nie”.
Jak widzimy, Paulina posługuje się przykładem dziecka w
sposób przemyślany i stały, przekazując pewien zarys duchowości, aż do sprecyzowania poprzez stałą medytację samodzielnej doktryny duchowej. Wyrażenie „jak dziecko” stało się
refrenem, prawem, natchnieniem. Wszystko wyprowadza ona i
sprowadza do zasady: żyć w obecności Boga jak dziecko. Jest
jedną z tych stale słuchających Ducha Świętego, który w ich
głębi cicho wypowiada to mówiące wszystko słowo: Abba! –
Ojcze!
Kiedy w 1842 r. jej siostrzenica Paulina Perrin prosi ją o przyjęcie do sióstr w Loretto, odpowiada natychmiast, ukazując przy
tym ducha panującego w Loretto: „Powołaniem Loretto jest
przede wszystkim duch dziecięctwa, szczerość w służbie Bożej,
prawość intencji, mało poszukiwania kierownictwa i wyjaśnień,
powodujących tracenie czasu zarówno przez tych, którzy o nie
proszą, jak i tych, którzy ich udzielają. Mało metafizyki
i żadnej teologii; nasi ojcowie mają ją dla nas i dla dzieła, i to
25
wystarczy. Jedyny kierownik, tzn. jeden spowiednik, który jest
jednocześnie kierownikiem małego Towarzystwa”.
Kiedy mówi – „żadnej teologii”, z pewnością nie rozumie
przez to wykluczenia mocnej formacji katechetycznej, ale nie
chce u swoich sióstr przesadnych poszukiwań intelektualnych.
Chce praktykowanej w codziennym życiu cnoty.
Mówi więc do swojej siostrzenicy, wciąż w tym samym
duchu: „Czy chcesz zrezygnować z twojej małej pychy i stać się
pewnego dnia małym dzieckiem?” (...) Bądź zatem również
dzieckiem wobec dobrego Boga – tak jak ta mała 3-letnia Paulina, tak jak jest się dzieckiem w tym wieku. Popatrz na to
całkiem małe dziecko, ono nie pozbawia się samo ręki swego
ojca. Jest zadowolone, gdy ojciec je trzyma. Rozważ prostotę
tego dziecka i ty bądź wobec Jezusa Chrystusa jak ono. Dziecko
nieustannie pyta: dlaczego, jak, co to znaczy? Posłuchaj tej
dziecięcej rozmowy lub raczej sama tak rozmawiaj z Jezusem.
Dlaczego to, dlaczego tak? Wtedy On zajmie się sam pouczaniem ciebie i w jednym słowie powie ci więcej niż wszystkie
metody i wszystkie książki świata. Oświeci przy tym twoje
serce, rozpali je i użyźni, ponieważ sam będzie działał. Jeżeli
będziesz zjednoczona z twoim Jezusem, On wszystko ci powie.
(...) Nauczy cię zaparcia się siebie i w krótkim czasie jakiegoż
to nie uczynisz postępu słuchając Go? Och, jakże chciałabym
widzieć cię tak zjednoczoną z Jezusem przez całe twoje życie i
w każdej chwili. Bądź więc małym dzieckiem!”
Oto jesteśmy przy jej „refrenie”. Św. Teresa z Lisieux nie
będzie musiała mówić jaśniej od niej. Duch dziecięctwa był
równie mocny u Marii Pauliny jak u Świętej z Lisieux. Teresa
26
porówna się do piłki, którą Jezus ma prawo bawić się na swój
sposób. Maria Paulina chce, aby jej Córki – a najpierw ona
sama – były „jak zabawki w rękach Pana, zabawki, z którymi
czyni się to, co się chce; jak istoty bez tytułów, wykształcenia i
znaczenia, których używa się do wszystkiego przypadkowo,
które nigdy nie są godne jakiegoś zaszczytnego zajęcia”.
Wynagrodzicielka i ofiara
Można by wyrazić zdziwienie, że przedstawiając duchowość
Marii Pauliny nie wprowadziliśmy dotychczas dwóch równorzędnych terminów – wynagrodzicielki i ofiary. Wiemy bowiem,
że od swojego „nawrócenia” w 1816 r. Maria Paulina zawsze
chciała być jedną i drugą.
Otóż z czasem Paulina zrozumiała, że nawet to byłoby czymś
zbyt ambitnym, zwracającym uwagę, chlubnym. Trzyma się
więc odtąd ducha dziecięctwa. Jednakże jest czymś oczywistym,
że w jej rozumieniu nie różni się on w swej istocie od ducha
zadośćuczynienia i ofiary. Maria Paulina uniża się przed swym
Jezusem, rzuca się w Jego ramiona, powierza się Jemu, oddając
się Jego stanowczej woli i bezmiernej miłości na wszystko, co
spodoba się Mu zdecydować i wybrać. Głosi więc pod ulubionym obrazem małego dziecka lub zabawki w rękach Pana świętą
obojętność, ufność, zawierzenie.
W sumie Paulina zaadoptowała na swój użytek ducha obecnego w całej pełni w tym pięknym dziele, jakim jest książka O
naśladowaniu Jezusa Chrystusa.
Ma ona mocne przekonanie, że w Kościele Bożym jest miej27
sce dla duchowości wznioślejszych, bardziej naukowo pogłębionych, piękniejszych, jednakże sama nie chce o nich nic wiedzieć
– ani dla siebie, ani dla swych Córek. I mówi nam dlaczego: „Nie
umiem wystarczająco wyjaśnić, dlaczego na wszelkie możliwe
sposoby unikałam uczenia tej małej rodziny terminów z mistyki
i doskonałości, metod medytacji, modlitwy, jednym słowem tego wszystkiego, co mogłoby dać miejsce miłości własnej, tym
bardziej nieuleczalnej, im bardziej ukrytej i godnej pochwały w
oczach tych, którzy poszukują drogi najdoskonalszej. (...)
Przyzwyczajając je do przestrzegania nauki pobożności, dróg
doskonałej modlitwy i tego wszystkiego, co sprawiło, że tyle
pięknych dusz doszło do wysokiej doskonałości zakonnej, usiłowałam je usilnie przekonywać, że my, małe i nędzne, winnyśmy
zadowolić się naszym własnym miejscem, nie żywiąc w sobie
nawet pragnienia rangi dam dworu i księżnych, ponieważ Jezus
chciał, abyśmy Go wielbiły w naszym uniżeniu i że właściwie
to potrzeba małych, aby na Dworze Króla zapełnili miejsca
pomniejsze. Zresztą to mało ważne, czy jesteśmy wielkie, czy
małe, bylebyśmy tylko miały szczęście kochać i uwielbiać Jezusa i być przez Niego kochanymi...
Czy trzeba większej mądrości, zdrowego rozsądku, chrześcijańskiej pokory? W ramach tej duchowości Maria Paulina – z
pewnością nie będąc tego świadoma – pozostawała w doskonałej zgodzie z jednym ze współczesnych sobie mistrzów
duchowości XIX w., o. Pawłem Franciszkiem Libermannem, którego cała doktryna streszcza się w jednym słowie: bierność, tzn.
w sensie mistycznym całkowita dyspozycyjność wobec działania
Bożego.
28
Maria Paulina, która chciała być wraz ze swymi Córkami tylko zabawką w rękach Boskiego Oblubieńca, zostanie wysłuchana
w sposób naprawdę niesłychany. Po pewnym czasie wybije dla
niej godzina wielkich prób, które będą trwały od 1845 r. aż do
jej śmierci w roku 1862. Będzie zwodzona, wstrząsana, miażdżona; zostanie doprowadzona do granic cierpienia fizycznego i
psychicznego, zmuszona do żebrania i umrze w stanie, jakiego
najbardziej się obawiała – jako osoba nie będąca w stanie spłacić
długów i przynosząca wstyd swojej rodzinie.
Oto bolesna, dziwna i niewiarygodna historia życia, którą w
naszym opracowaniu musimy skrócić. Uważamy jednak, że
pozwala ona na uchwycenie jej opatrznościowego sensu. Pamiętajmy, że Paulina chciała być wynagrodzicielką, ofiarą, „lalką”
w rękach Chrystusa, a o jej wielkości świadczy fakt, że im bardziej była uderzana, tym bardziej wierzyła w miłość swojego
Boga! (...)
Założycielka Żywego Różańca
Maria Paulina Jaricot pozostanie zawsze wynagrodzicielką. Już
w 1822 r. złożyła szczególną ofiarę. Zostawiła swoje wielkie
misyjne przedsięwzięcie w rękach zdolniejszych do zapewnienia mu szybkiego i pewnego rozwoju. Zostawiła wszystko. A
uczyniła to z takim oderwaniem, że później dojdzie do odmówienia jej nawet minimalnego udziału w założeniu Dzieła Rozkrzewiania Wiary. Nie zaniechała jednak myślenia, modlitwy,
życia, działania! Jeśli dziś, mówiąc o niej myślimy natychmiast
o Rozkrzewianiu Wiary jako arcydziele jej aktywności, to jed29
nak błędem byłoby uważać je za jedyne czy nawet główne
dzieło jej życia.
Przed założeniem Dzieła Rozkrzewiania Wiary Paulina powołała stowarzyszenie dużo bardziej nieznane, ale, kto wie, czy
nie ważniejsze w oczach Bożych – Stowarzyszenie Wynagrodzicielek. Już wtedy oddała się na „ofiarę”, i Bóg przyjął jej dar.
Ona sama jednak nie była zapewne świadoma głębi udzielonej
jej łaski, przenikającej całe jej zaangażowanie. Tymczasem to
właśnie ten duch tworzy jedność i piękno jej życia. Dzieło Rozkrzewiania Wiary stanowiło dla Marii Pauliny tylko konkretną
realizację jej podstawowego zamysłu.
„Wielką myślą Pauliny Jaricot – pisał mgr Lavarenne – była
myśl o powszechnym apostolacie poprzez modlitwę, ofiarę i działanie. Udzielanie światła Ewangelii i łaski Odkupienia wielkiej
liczbie ludzi, którzy ich jeszcze nie otrzymali czy przywracanie
ich tym, którzy je utracili, stanowiło jej dążenie tak niezmierzone jak u Chrystusa”.
Sprowadzona w organizującym się Dziele Rozkrzewiania Wiary do roli prostego „setnika” skupiła się na swoim zasadniczym
zamyśle, którym był „duch wynagrodzenia”. Chciała z samym
Chrystusem i z towarzyszkami, które, podzielając jej mistyczne
dążenia, szły za nią, „wynagradzać za grzeszników”.
Ale jak to robić? Ona sama radziła się zawsze swojej głównej wyroczni na ziemi – ojca Würtza. Jest na ten temat ciekawa
wzmianka w jej Dzienniku: „Okoliczności w tym czasie były takie, że dla znalezienia możliwości przedstawienia Bożej pracy,
jaka dokonywała się w mojej duszy, musiałam najpierw zdecydować się na wysłuchanie mojego przewodnika, mówiącego mi
wiele na temat postępu bezbożności”. Ten bowiem wspaniały
30
człowiek, jakim był jej przewodnik, o. Würtz, miał „obsesję” na
punkcie rozpowszechniania złych książek. A co powiedziałby
dzisiaj? Paulina godziła się zatem, choć, jak się wydaje, nie bez
ukrytego zniecierpliwienia, na słuchanie za każdym razem
długich wywodów na temat złych książek i konieczności rozpowszechniania dobrych. I tak do pragnienia „wynagradzania
za grzeszników” dołączy ona pragnienie swojego kierownika
duchowego – „upowszechniania dobrej prasy”. (...)
Przede wszystkim jednak dąży ona do modlitwy, uniżenia
się, poświęcenia, stania się ofiarą. To z tej troski powstała idea
założenia Żywego Różańca. Pozwólmy jednak jej samej o tym
powiedzieć: „Jedna myśl – pisze – powodowała znaczny wzrost
mojego cierpienia. Była to obawa, aby Jezus Chrystus, obrażany
przez tylu bezbożników, nie dozwolił działać swojej sprawiedliwości przeciw Francji, jak nam to tyle razy groziło. Mogło
bowiem się tak stać, gdybym nie pozwoliła Mu uczynić ze mnie
żywej Eucharystii w taki sposób, że zachowując z życia
naturalnego tylko to, co zewnętrzne, dokładniej mówiąc wygląd, pozwalałam, by to On sam mógł rzeczywiście cierpieć i
umrzeć we mnie, aby uśmierzyć sprawiedliwość Ojca”. – Jaka
głębia miłości! To naprawdę już nie ona żyje, ale żyje w niej
Jezus. Dalej Paulina dorzuca: „Nieustannie ze łzami prosiłam
naszego Pana, aby nie karał bezbożnych, lecz ich ocalił. Z tego
pragnienia zbawiania dusz narodziło się w 1826 r. dzieło
Żywego Różańca”. Tak zatem znamy już dobrze okoliczności i
datę powołania go do życia. Nasuwa się natomiast pytanie: co
Paulina zamierza przezeń osiągnąć?
Różaniec był od wieków bronią chrześcijan. Jednak zbyt
31
często była to broń pozostawiona w rękach starszych kobiet. W
1826 r. Paulina pisała: „Ta piękna pobożność, na ogół od dawna
kojarzona z «zawodowymi» dewotkami, które powinny być
stare lub nie mieć nic do roboty, to błędne, ale niestety
powszechne uprzedzenie. (...) Najważniejszą więc rzeczą i najtrudniejszą jest uczynić różaniec modlitwą wszystkich”.
Jak Paulina zamierza się do tego zabrać? Otóż w sposób
podobny do tego, jak uczyniła to przy powoływaniu Dzieła
Rozkrzewiania Wiary. Szuka osób, które chciałyby przystąpić do
takiego stowarzyszenia i jeszcze raz znajduje je wśród swoich
Wynagrodzicielek. Chce jednak powiększyć ich liczbę. A oto jej
plan: Skoro Różaniec składa się z piętnastu tajemnic (...), trzeba
zatem znaleźć piętnaście osób, z których każda zobowiąże się
do: 1) codziennego odmawiania jednego dziesiątka różańca i jednoczesnej medytacji nad tajemnicą wybraną każdego miesiąca
podczas losowania; 2) wprowadzenia pięciu innych członków,
którzy znowu zbiorą pięciu innych; 3) wpłacania co roku 5 franków na rozpowszechnianie dobrych książek.
Werbujący 5 członków zbierze 25 franków, szef 25 członków
– 125 fr. i szef 125 członków – 625 fr. Jednakże to nie pieniądze są tu najważniejsze. Żywy Różaniec to przede wszystkim
wstawianie się za grzesznikami; to modlitwa Maryi. Wkrótce
Paulina podejmie starania o zatwierdzenie tego stowarzyszenia
przez władze kościelne. (...)
Jeśli Dzieło Rozkrzewiania Wiary po przekazaniu w inne ręce
rozwijało się dynamicznie, to tym razem można powiedzieć, że
bez wyjścia z jej rąk Żywy Różaniec, wzbogacony o dodatek w
postaci Towarzystwa Dobrych Książek, osiągnął szybko suk-32
ces jeszcze bardziej widoczny.
W krótkim czasie Dzieło przekroczyło granice Francji. W
1831 r. Maria Paulina może napisać: „Liczba piętnastek wzrasta
z niewiarygodną szybkością we Włoszech, Szwajcarii, Belgii,
Anglii i wielu regionach Ameryki (...). Żywe korony utworzone
w Smyrnie i w Konstantynopolu budzą największe nadzieje.
Ostatnio czcigodny misjonarz z Bogoty (Kolumbia) powiedział
mi, że dzięki trosce wielebnego arcybiskupa tego miasta
stowarzyszenie tak się rozszerza, iż jest prawie niemożliwe, aby
podać liczbę tych, którzy w nim uczestniczą. Wszędzie, gdzie
tworzą się piętnastki, można zauważyć nie notowane wcześniej
umacnianie się dobra i woń cnót”.
We Francji Żywy Różaniec liczy w tym czasie ponad milion
członków. Natomiast w 1862 r., po śmierci Założycielki, jej powiernica Maria Melquiond, będąc na audiencji u papieża Piusa
IX, powiedziała, że Żywy Różaniec gromadzi w samej Francji
ponad 150 tys. piętnastek, czyli 2 250 tys. członków. Liczba
członków na całym świecie nie była znana.
Z książki ks. Cristiani, Marie Pauline Jaricot, Lyon 1962.
Z języka francuskiego tłumaczyła
Katarzyna Gembarowska
33
Download