Eugeniusz Bobula Alteracje pól widzenia I. Przedsłowie Rozważania prezentujące kanon teorii uniwersum autora poprzedzimy, poprzedzić musimy, analizą stanu poznania przedstawianego w akademickich i nie tylko podręcznikach naukowych. I już na wstępie wypowiemy główny wniosek prezentowanej następnie teorii autora – jakiekolwiek zagadnienie poznania materii nie istnieje. Przypomnimy, że systematy logiczne ujęte w matematyczne formalizmy nie tworzą jakiegokolwiek obrazu poznania materii. A jednak stwarzają jedyny język pozwalający jakikolwiek początkowy aksjomat przekształcić w ostateczny werdykt werbalny. Dlatego też w łańcuchu poznania nie możemy pominąć tej myśli matematycznej, która wygenerowała opis materii autora. Matematyka nasza jest językiem opartym na pojęciu porządku oraz strukturze continuum. Obydwie kwestie w VI w. pne. rozstrzygnął Pitagoras, największy umysł ludzkiej historii. Wprowadził układ odniesienia (nazwijmy go kartezjańskim), względem dowolnych przestrzeni, słowami „wszystko jest liczbą”, tworząc pojęcie pola a następnie, może poprzednio, domknął zbiór niezupełny liczb wymiernych tworząc continuum osi współrzędnych. Operację graniczną na ilorazie continuów wykonali jego następcy, Arystoteles i Rola Lubieniecki z Uliku a problem uniwersum sformalizowany dopiero dzisiaj (wczoraj) przez autora tych słów, postawił Platon. Po to, by można było odnieść aksjomat zachowania płynu energetycznego, który okazał się jedyną formalną podstawą konstrukcji uniwersum Platona, autor tego tekstu jak i czytelnik przywołać musi pojęcie bezwzględnego centrum uniwersum Kopernika (jakkolwiek okazuje się, że za bezwzględny środek należy uznać dopiero punkt autora, centrum, którego pęd w uniwersum jest równy zeru, zgodnie z zapowiedzią Arystotelesa globalnie nieruchomego eteru). Ten poznawczy ciąg ujawniający epistemologię konstrukcji uniwersum Platona, to dzieła Kopernika i Autora a uzupełniony być musi twórcami, rozwijającymi formalizm matematyczny umożliwiający objęcie i poznanie wspomnianego. A wobec tego twórcą teorii mnogości Bolzano, który ustratyfikował zbiory nieskończone i ostatecznie Banachem. Jego twierdzeniem o punkcie stałym, które rozwiązuje wszystkie problemy Platona, Kopernika, Autora w formalizmie continuum Pitagorasa a wyrażonym w języku równań różniczkowych Arystotelesa – Lubienieckiego. Zanim jednak omówimy rozwój myśli poznawczej o uniwersum musimy wcześniej wskazać fałsz obiegowej wiedzy o materii Musimy wskazać brak skuteczności wszelkich podejść, które dotychczas uważane były za epistemologie a większość z nich nie była formułą naukową ale wyłącznie buchalterią. Dopiero tak wyraźna krytyka być może obudzi środowiska, by zdały sobie sprawę z kryzysu zrodzonego przez dewiację poznania. Omówimy więc kolejno obszary nauk wskazując na ich niewłaściwą konstrukcję. Zaczniemy od elektryczności, najnowszej formuły analiz zjawisk materialnych. Aplikatywne zagadnienie nazwane w języku elektrycznością nie istnieje w formule poznawczej. Jest to bowiem poznawczo taki sam problem jak rozmieszczenie i działanie telefonów miejskich umieszczonych w specjalnych oficynach czy u abonentów albo problem ściegu szydełkowego robionego na drutach swetra. Odniesień do ludzkich poczynań rzemieślniczych, zadekretowanych regulaminem a nie do formuły Bytu Materialnego Jest to zatem zawsze buchalteria zjawiska. Zawieszenie przewodnika i jego skutki nie mogą stać się udziałem analiz poznawczych. (Co oczywiście nie zmniejsza praktycznych wartości poczynań buchalteryjnych, te bowiem są zawsze potrzebne codziennie, jednak kwestie ich osądzania odsyłać tutaj trzeba do innego kręgu specjalistycznego). Przypomnimy krytyczny fragment artykuł autora w „Episteme” (2007r.) dotyczący stanu świadomości. „Wprowadzenie w szkołach dziedziny „elektryczność” prowadzi do zatraty wszelkiej intelektualnej mobilności. Dlaczego?” „O ile pojęcie „napięcia” da się związać z pojęciem „pola” to wprowadzenie pojęcia „oporu” unicestwia samodzielne rozważania i to w jakiejkolwiek dziedzinie. Uczeń przysposobiony do intuicyjnego odbioru liczbo-liczbowych związków pomiędzy wielkościami w elektryczności nie jest w stanie w swym dalszym życiu wyobrazić sobie „opór” jako „pole”, jego wartości w punkcie. Pojęcie dwupunktowego pola aczkolwiek jest dziwaczne jednak do pomyślenia możliwe, niemniej „opór” nie tylko zależy od „początku” i „końca” przewodnika, ale też od sposobu ich połączeń. I to już wyklucza rodzenie się intuicji. I to na cały żywot”. Natomiast z problemem pola elektromagnetycznego, który jakoby usprawiedliwiał owe zainteresowanie, opisanym równaniami falowymi (wcześniej Maxwella) uporamy się w następnym rozdziale, pokazującym ich bezzasadną epistemologię. (Chociaż w pewnym stopniu zgodne one bywają z eksperymentem, to jednak ich ułomność ideowa zdecydowanie prowadziła do konstrukcji fałszywych obiektów myślowych, bardziej szkodzących poznaniu niż je przybliżających, tworzących niedowiązalności obiektów materialnych, o czym w kolejnych rozdziałach). Jednakowoż według informatorów naukowych to właśnie układ równań Maxwella uzasadnił analizy owych sieci elektrycznych, wszystko jedno jak i wszystko jedno gdzie, na słupach elektrycznych, na wejściu i wyjściu aparatów słuchowych, telewizyjnych, mikroprocesorów. Pokażemy zatem kolejno, że owszem, jakościowe uzasadnienie epistemologiczne funkcjonowania tych urządzeń jest potrzebne, ale tylko uzasadnienie nie buchalteria, która należy do zakładów energetycznych czy odpowiedniej fabryki. Natomiast uzasadnienie to ma być dla technika pewnym rodzajem poglądu i tutaj spełnionym w przybliżeniu. Dlatego też efektem przyjęcia niepełnego (w tym czasie) rozumienia były paradoksy a później katastrofy poznawcze. Pokażemy więc w dalszej części wywodów, że równania Maxwella nie tylko nie uzasadniają funkcjonowania tych urządzeń, gdyż one (równania) są fałszywe, ale ponadto stwarzają najgorsze z możliwych spojrzenie na rzeczywistość, gdyż zawierają wewnętrzne sprzeczności, kreują fałszywą myśl o tzw. „dualizmie korpuskularno – falowym” czyli niedowiązalności zagadnień „falowych” (tu nieco poszerzone rozumienie falowości) do zagadnień „korpuskularnych” Kolejną dziedziną o której wypowiemy się wstępnie już u początku naszych rozważań jest mechanika (np. ciała sztywnego a nawet jak pokażemy w następnym rozdziale, niesztywnego). Powiedzmy zdecydowanie w tym miejscu, że mechanika ciała sztywnego jako wyraz poznania materii jest groźnym nieporozumieniem. (Ważnym jednak z punktu widzenia rzemieślnika). Nie ma bowiem ciała sztywnego. Stąd i moment siły jest kolejnym nieporozumieniem. Jako fabryczne przybliżenie pewnych procesów jest finansowo korzystnym obiektem (budujemy np. mosty, które rozpadają się od drgań jak w Krakowie). Jednakże problem wspomnianych momentów „siły” nie dotyczy myślenia a więc poznania, ale tylko i wyłącznie buchalterii (ile trzeba zapłacić dlatego, że specjalista projektujący most nie wiedział co to jest moment siły czy energia drgania). I zdarzeń powyżej wspomnianych nie uzasadnia mechanika jako teoria pola. A ta ostatnia, jak w kolejnym rozdziale pokażemy poznawczo dzisiaj też jest fałszywie zbudowana (jest rzeczą oczywistą, że teoria poznawcza zakreśli ramy dla tworzenia pojęć fabrycznie użytecznych i dlatego właśnie z praktycznego punktu widzenia jest ona konieczna) . Aby nie przenosić zagadnień społecznych do części poznawczych monografii już tutaj musimy dopowiedzieć kilka zdań. Musimy pogodzić się z faktem, że nie istniał twórca, którego rozkolportowała w świecie bogata wiktoriańska Anglia, o nazwisku Newton. Kwestia omówiona została dość szczegółowo w pracy F. Manuel, „Życie Newtona” co zaznaczymy tutaj skrótowo. Jako student jest homoseksualnym partnerem swego nauczyciela, który przesyła do czasopisma prace, twierdząc, że te zostały napisane przez jego zdolnego ucznia, ale nie chce podawać nazwiska. Po podaniu nazwiska, jak przeliczył Manuel, „zdumiewająco szybko umiera”. Jego więc zdolny uczeń zostaje następcą swego mistrza. Jednak po przyjściu na wykład nie ma nic do powiedzenia studentom i ci go wyśmiewają. Zwalnia się więc ze szkoły czasowo i udaje do szpitala psychiatrycznego by przemyśleć sytuację. Postanawia zostać stręczycielem. Swą siostrzenicę kojarzy z lordem Halifax, co staje się dobrym początkiem jego właściwej kariery, której poświęca cały swój czas, mianowicie nadzorcy Banku Anglii. Jednak jeszcze trzeba pozbyć się konkurenta. Donosi, że ten, Chaloner, produkuje monety dla swego prywatnego użytku. Jednakże śledztwo zarzutu nie potwierdza.Wtedy Newton przekupuje przyjaciela Chalonera by złożył zeznania obciążające. Jak zauważa Manuel zeznaniu przeczy technika wytwarzania monet, jednak dokument dominuje i Newton powoduje śmierć swego przeciwnika. Nie rezygnuje z wykładów, jednak prowadzą je jego asystenci. Newton drukuje ich prace jako swoje. Sprawa zostaje skierowana do sądu i Newton przegrywa proces. Kradnie też prace Huyghensowi o optyce, Hookowi z mechaniki punktu, Galileuszowi definicję siły (jego później nazywany głównym wynik), Kopernikowi traktat o pieniądzu i stara się przez podkupionych opryszków (za pieniądze Banku Anglii) rozpowszechnić w Europie informację, że opublikowana kilkadziesiąt lat wcześniej definicja pochodnej została jemu ukradziona. Warto zaznaczyć, że główny jego wynik, druga zasada dynamiki (pierwsza i trzecia wynikają z drugiej) jest Galileusza definicją siły (i tak niedorzeczną jak autor w ciągu wywodów pokaże). Na którego też się Newton nie powołuje. Że nie Newton pisał Principia ale cała Europa dowodzi jeszcze implicite F. Manuel, przypominając, że w dyskusyjnej odpowiedzi na krytykę błędów Newtona ten zarzucił swoim współpracownikom, że nie pracowali poprawnie. Oznacza to jednak że nie on sam pisał Principia. W ten sposób konstytuował się tekst. Reszty dopełniał Bank Anglii Wybrany zbiór faktów całkowicie uzasadnia potrzebę zamknięcia funkcji tego nazwiska w jakiejkolwiek literaturze. Warto jednak dodać historię o błyskotliwym dowodzie pokazującym, że próba oskarżenia Lubienieckiego jakoby mógł czy chciał ukraść Newtonowi definicję pochodnej jest nie tylko nieprawdą, uzasadnioną dokumentami, ale jest również mało poważna Stefan Topa z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwrócił uwagę na oznaczenie pochodnej d f , natomiast Newtona przez f ∗ . Otóż oznaczenie Lubienieckiego przez dx Lubienieckiego jest oznaczeniem motorycznym, wskazującym istotę postępowania formalnego. Oznaczenie natomiast Newtona jest wtórne, nie merytoryczne. A to oznacza, że nie on był autorem przejścia granicznego w ilorazie małych różnic a jedynie kopistą. I chciał posiąść cudzą wartość. Może warto też dodać, że w papierach Newtona po jego śmierci, jak podaje F. Manuel, pozostało milion słów o tematyce teologicznej i dwieście tysięcy słów o tematyce nie związanej z epistemologią. Zachodzi więc pytanie, czy można w życiu coś więcej zrobić niż zapisać milion słów? Czy można kierować jeszcze mennicą? Tak czy owak, powstała i została uznana wtedy dynamika punktu. Wmontowano ją nawet w nauki teologiczne na pewien przeciąg czasu. Dynamikę continuum w oparciu o definicję siły Galileusza sformułował swym równaniem Euler. Pokażemy w kolejnych rozdziałach w jaki sposób identyczne równanie można wyprowadzić pomijając definicję siły, ale i pokazując jej błędne uwarunkowania, powodujące epistemologiczne antynomie w systemach dodwudziestowiecznych, od równania Eulera począwszy. Nonsensy koncepcji dwudziestowiecznych pokażemy w osobnym rozdziale, ponieważ nie łączą się one z teorią uniwersum autora. Nie możemy w tym momencie nie dopowiedzieć, że skutkami zamętu w naukach aplikatywnych stał się również zamęt w naukach matematycznych. Jak głęboko spostrzegł problem Bolzano w swych „Paradoksach nieskończonosci” , że napisał „wielu jest takich, którzy chcieliby wszystkie widzenia problemów zamącić”. Skutkiem braku przejrzystości poznawczej analiz podstawowych problemów materii stało się błądzenie matematyki i pozorne poszukiwania odpowiedzi o rodowodzie jej podstaw na podstawie jej aksjomatów w matematyce. Bardzo ładnie wypowiedział się o tych procedurach Rene Thom, zauważając, że „ nie ma powodu sądzić aby matematyka była jedyną dziedziną poznania, któraby o własnych podstawach mogła się wypowiadać swoim językiem”. Głęboko wcześniej sprawę wykpił Poincare pisząc o podstawowych analizach Russela, „jego rozważania o jedynce są głębokie i interesujące, zwłaszcza dla tych, którzy nigdy o jedynce nie słyszeli”. Dalszą ucieczkę od istoty matematyki zaprojektował „Bourbaki” , którego (których) rozważania doprowadziły do zatraty intuicji w tej dziedzinie. Dlatego dobrze się stało, że w swym podręczniku, „Zarys logiki matematycznej” A. Grzegorczyk napisał, iż problemy opisane przez Godla, Tarskiego i „Szkołę Wiedeńską” do matematyki nie należą. Niestety kryzysowe też okazało się zdążanie w stronę przeciwną. L.C. Evans w swoim dziele “Partial differential equations” poszedł w stronę wyłącznie aplikatywnej formuły rozważań matematycznych i wszystkie przedstawiane przez niego zagadnienia epistemologiczne, kreujace rzekomo matematyczne opisy tych zagadnień, rozważane są fałszywie. Tyle w tym miejscu powiemy o matematycznej formule towarzyszącej problemom poznania materii. Natomiast przejdziemy do omówienia kolejnej istotnej grupy zagadnień, dotyczących transportu ciepła. Wspomniana aplikatywna dziedzina związana jest z transportem „energii” (w przyszłości pokażemy również niewłaściwość użytego określenia, jakkolwiek w czasie budowania pierwszego opisu transportu ciepła nie wiedziano jeszcze, że zagadnienia te związane są z „energią”). Historycznie kwestię łączymy z Fourierem, jednak krytyka jego równania dotyczyć już będzie problemów poznawczych, dlatego w tym rozdziale rozważania rozpoczniemy kolejnymi opisami przenoszenia „ciepła” jakimi stały się „termodynamiki” czy równania kinetyczne. W następnym rozdziale pokażemy błędy tych ujęć jako procesów teorii pola, czy raczej jako procesów tworzących sprzeczności z teorią pola. Tutaj natomiast omówimy liczbo-liczbowe związki nie angażujące teorii pola. Te niededuktywne systemy omówimy na podstawie artykułu autora w Krakowskim Roczniku Małopolskim, konstytuując odpowiednie cytaty. Zwróćmy uwagę, że termodynamiki są zasadą zachowania energii o której to (zasadzie) wiemy, że jest fałszywa z kilku powodów. Po pierwsze nie wiemy co to jest energia. Pamiętamy bowiem, że kiedy sformułowana została zasada zachowania energij kinetycznej i potencjalnej, wtedy urodziła się energia wewnętrzna. Kiedy te trzy sfabrykowały zasadę zachowania, doszła do nich czwarta, chemiczna. Kiedy one wszystkie cztery stworzyły zasadę zachowania, doszła do nich jądrowa.... A przecie wiemy, ze neutrony i protony mają swą strukturę wewnętrzną (właśnie na zasadzie nie zachowania energii) i tak dalej i dalej. Nieskończenie dalej , do fraktala masy! A wobec tego termodynamiki konstruujemy na fałszywej (epistemologicznie) zasadzie, pozostawiając im prakseologiczne funkcjonowanie. O czym jednakże nikt później pamiętać nie chce, że jest to zasada dla szewca, krawca, hydraulika, tylko nie dla naukowca! Wskażemy inne błędy. Zaczynając od nazw. Termodynamiki nie zawierają w zespole argumentów czasu. Są więc termostatykami a nie termodynamikami. (Budowane w dwudziestym wieku termodynamiki z czasem doprowadziły do takich kompromitacji poznawczych, że dzisiaj nikt do nich przyznać się nie chce. Gdyby jednak ktoś się agitacyjnie przyznał, autor przedstawi go merytorycznie w publikacjach naukowych jako dyletanta). Brak w „termodynamikach” pochodnej czasowej stanowi implicite założenie nieskończonej prędkości procesów (ustanawiających w czasie zerowym równowagi w analizowanych obszarach). To już powinno eliminować termodynamiki z grupy sensownie zbudowanych teorii. Początkowo jednak nie było alternatyw a pewne zastosowania fabryczne wystarczały dla zachowania takich opisów. Kolejno nie było umysłów myślących. Potrafiących przekonać, że mamy do czynienia z nonsensem. Pojawiały się pragmatyczne poprawki. Później poprawki do poprawek i tak już pozostało dla wierzenia zaskorupione. Tylko Smoluchowski zauważył, że analiza małych populacji cząstek prowadzi do negacji pojęcia entropii, jednakże po jego śmierci nikt z problemem zmierzyć się nie potrafił! Tymczasem należało pójść dalej i zakwestionować w całości pojęcie entropii. Zauważmy jak należało to zrobić. W myśl twierdzenia Caratheodory’ego, jeśli między dwoma punktami nie ma przejścia po pewnej krzywej całkowej dla równania Pfaffa (takimi równaniami są właśnie termodynamiki), wówczas istnieje dla równania czynnik całkujący. Odwrotnością tego czynnika jest właśnie entropia. W termodynamice zakładamy, że między dwoma punktami, których współrzędnymi są pewne parametry opisujące zjawisko, nie istnieją przejścia po drogach adiabatycznych. Zatem dla odpowiedniego równania Pfaffa istnieje czynnik całkujący. A więc entropia. Przeanalizujmy powyższe poglądy. Termodynamiki przyjęły, że można przybliżyć zjawisko analizując je na dwu przeciwstawnych drogach – termodynamicznej i adiabatycznej. Pierwsza droga decyduje o przybliżeniu wymieniającym w pełni (temperatura jest stała) ciepło z otoczeniem. Druga droga, całkowicie izolowana, decyduje o przemianie całkowicie izolującej układ od zewnętrza. Koncepcja jest w pełni humorystyczna. To właśnie wszystkie zjawiska zachodzą częściowo izolowanie, częściowo nieizolowanie. Co jednak jest absolutnie pewne, to brak absolutnej izolacji. A catem absolutny brak adiabat. A zatem absolutny brak entropii W powyższej sytuacji jesteśmy zmuszeni powiedzieć, że druga zasada „termodynamiki” została założona a nie dowiedziona. To bardzo ważne stwierdzenie, gdyż wszystkie pozornie naukowe jednostki nie dyskutują procesów, które nie zakładają drugiej zasady „termodynamiki”. Autor wie, że wygodnie jest mieć „punkt stały”. Jednak niestety na to by mieć, trzeba go wypracować a nie powoływać się na innych, również nie myślących urzędników nauki. Warto tylko na moment przypomnieć kolejny nonsens, polegający na sprzeczności ”termodynamik” (bez czasu) z XX-wiecznymi termodynamikami (z czasem). I to nonsens z humorem. Otóż termodynamiki, dla których zmienna czasowa pozwalała uzasadnić kierunek zajścia procesu, przyjęły ów kierunek drugą zasadą „termodynamiki” z tejże nauki bez zmiennej czasowej. A zatem z niedorzecznie założonego kierunku zachodzenia procesów w ogóle. Jakby zapominając, że świat dodwudziestowieczny zafundował sobie podstawową sprzeczność polegającą na stwierdzeniu, że procesy cieplne przebiegają wyłącznie nieodwracalnie, podczas gdy procesy dynamiczne – odwracalnie. A wobec tego skąd humoreska przyjęcia nieodwracalności termodynamiki (drugą zasadą „termodynamiki”?) Pytanie retoryczne. To konstytuuje prakseologiczny wniosek na temat „teorii termodynamicznych” A jednak nie koniec jej nonsensów. Przyjrzyjmy się podstawom tych nauk. Pojęciem zasadniczym jest przemiana quasistatyczna. Taka, która jest i nie jest zmianą. Zmiana w obszarze małym może zostać dowolnie zapostulowana. Sprawdźmy jednak do czego zmierza w procesie granicznym. Okaże się że również w kierunku farsy. Źle interpretowana teoria zbiorów prowadziła kiedyś do humorystycznego dowodu, ze długość przeciwprostokątnej w trójkącie jest równa sumie długości przyprostokątnych. Powtórzmy tutaj ów dowód, gdyż właśnie on się manifestuje w definicji przemiany quasistatycznej. Podzielmy przyprostokątną trójkąta na „n” równych odcinków. Poprowadźmy przez te punkty proste równoległe, prostopadłe do owej przyprostokątnej. Proste te przetną przeciwprostokątną w „n” punktach. Przez te punkty poprowadźmy pęk prostych równoległych, prostopadłych do drugiej przyprostokątnej. Punkt styku prostokątnej z przeciwprostokątną połączmy łamaną z punktem styku drugiej przyprostokątnej, tak by łamana dotykała każdego punktu podziału przeciwprostokątnej. Następnie dokonajmy tej samej operacji dla n → 2n, n → ∞ . Nasza łamana pokryje się z przeciwprostokątną. Jednak cały czas będzie jej długość równa sumie długości przyprostokątnych. Aby paradoks zniknął o łamanej musimy założyć, jak to pokazano w teorii zbiorów, że ma ona zdążać do przeciwprostokątnej nie tylko w sensie normy różnic funkcji ale i ich pochodnych. Rozważań takich w termodynamice nie przeprowadzono. Ponieważ operacje w tej nauce zawierają odpowiednie pochodne zatem paradoks ten może w „termodynamice” kwitnąć zbierając owoce niedorzeczności aksjomatycznych. Nie dodamy niczego więcej, gdyż te uniwersalne zarzuty eliminują „termodynamiki i termodynamiki ze zbioru teorii naukowych (chociaż nie rzemieślniczych). Zwrócimy jeszcze uwagę na błędy równania kinetycznego Boltzmanna, jako koncepcji wynikłej z prakseologicznego podejścia do zagadnień teorii transportu. Źródłem problemu będzie tutaj zasadnicza i nigdzie nie zreferowana właściwie sprzeczność polegająca na użyciu continualnego aparatu matematycznego dla opisania dicontinualnej formuły analiz populacji materialnych cząstek. Formalnie z zagadnieniem poradził sobie rachunek prawdopodobieństwa. Jednak płacił za to zbyt dużą cenę. Rezygnować musiał z deterministycznego podejścia do zagadnień opisu materii. A to doprowadziło do katastrofy poznawczej. Zwróćmy więc uwagę na podejście Boltzmanna. Stworzył on u początku swej działalności sprzeczność epistemologiczną a jednak dzięki tej sprzeczności uzyskał oręż dla badania stanu dużych populacji cząstek. Niestety cena też była zbyt wielka i doprowadziła do humoreski. Omówimy szczegóły. Boltzmann zaproponował w dużej populacji cząstek oddzielenie „współrzędnej prędkościowej” cząstki od jej współrzędnej przestrzennej. Było to nonsensem poznawczym, gdyż prędkość w układzie deterministycznym jest pochodną drogi. Jednak układ, założono, nie jest deterministyczny (z powodu dużej populacji cząstek). Na tej podstawie zbudował Boltzmann swe równanie różniczkowo-całkowe niejednorodne, nieliniowe z przesuniętym argumentem (nie jest dla nas istotne jak to równanie wygląda, każdy może zaglądnąć do odpowiedniego podręcznika). Cóż kiedy- proces opisujący niejednorodność w równaniu uzyskany został na discontinualnym modelu zderzeń, nie wiedząc jak się zachowującym w granicy (ostatnie stwierdzenie jest też humorystyczne, gdyż właśnie nie miał on graniczy, powiedzmy prosto, nie wiemy co się dzieje w granicy z geometrią cząstek, gdy taka geometria nigdy nie zajdzie). Kolejnym paradoksalnym zdarzeniem w konstrukcji równania jest fakt, że siłę oddziaływania w operatorze lewej strony uczynił Boltzmann stałą, podczas gdy właśnie to konstelacja cząstek wpływa na ich rozkład. A zatem na kształt siły. A zatem aby mieć rozwiązanie równania trzeba znać rozwiązanie równania, gdyż inaczej musimy przyjąć, że jest stałe i znaleźć z rozwiązania, że nie jest stałe. Ponieważ równanie miało służyć eksperymentowi metoda kolejnych przybliżeń do niczego zdać się nie mogła, gdyż nawet w swym fatalnym pierwszym przybliżeniu, stałej siły działającej na cząstkę a pochodzącej od innych cząstek, równania rozwiązać się nie dało. Co gorsza, to błędne równanie nie mogło posłużyć inżynierom (z powodów wyżej wymienionych) za to zabrała się za niego grupa teoretycznych mataczy. Boltzmann zaproponował na swym równaniu dedukcję funkcji, która miała własność entropii, co miało stać się (niedorzecznym) „dowodem” jedności... nie wiadomo czego. Nieodwracalności procesów? Jednakże wywód również był krańcowo niedorzeczny Zauważmy bowiem. Wywód tzw. H twierdzenia Bolzmanna a więc egzystencja jego entropii zawdzięcza swój rodowód równaniu Boltzmanna, pod warunkiem jednakże homogenicznego rozmieszczenia masy w przestrzeni. Czyli założonej niezależności rozwiązania jego równania od zmiennej przestrzennej. Założenie to jest humoreską. Sprzeczne z koncepcją dynamiki punktu (co, zauważmy, wcale nie nobilituje również problemów dynamiki punktu). Ale co gorsza sprzeczne jest ono ze zdrowym rozsądkiem. Wyobraźmy sobie bowiem nieskończonej wielkości naczynie, gdzie cząstki rozmieściły się jednorodnie. Pełna formuła myślenia o takich naczyniach wynika z niedorzecznych własności rozwiązania problemu Cauchy’ego dla parabolicznego równania Fouriera. Jednakże o tych implikacjach powiemy szczegółowo w następnym rozdziale, co warto jednak już w tym miejscu zapamiętać. A wobec tego założenie homogenicznego rozkładu cząstek w rozwiązaniu równania Boltzmanna zeruje jego pochodną przestrzenną. A wobec tego człon z tą pochodna wypada z równania Boltzmanna. (Na marginesie przypomnimy, że rozwiązaniem równania Boltzmanna jest funkcja będąca prawdopodobieństwem znalezienia cząstki o pewnej prędkosci w pewnej chwili w pewnym punkcie). Żadne warunki brzegowe dla równania Boltzmanna nie dają nam dla pewnego początkowego rozkładu gęstości cząstek rozwiązania o tożsamościowo zerowej pochodnej przestrzennej tego rozwiązania. A wobec tego stwierdzamy, że tzw H-twierdzenie Boltzmann jest wnioskiem z innego rodzaju równania niż równanie Boltzmanna. A wobec tego nie istnieje twierdzenie H dla równania Boltzmanna. Jak również nie istnieje funkcja o własnościach entropii dla równania Boltzmanna (ale dla jakiegoś innego równania). A wobec tego zagadnienie nieodwracalności równania Boltzmanna, poprzez pokazanie pewnej funkcji o szczególnych własnościach rośnięcia w czasie, przedstawia w literaturze jakąś karykaturę wywodu. Zwrócimy jeszcze uwagę, że brak rozważań o rozwiązaniach równania Boltzmanna w obszarach skończonych. A tylko te byłyby fabrycznie użyteczne. Wszelkie filozoficzne natomiast deliberacje nad źle skonstruowanym równaniem Bolzmanna są niedorzeczne. Co gorsza sprowadzają słabsze umysły na manowce. W poniższym fragmencie tego rozdziału zwrócimy jeszcze uwagę na pokutujące poglądy na temat ostatniej XIX-to wiecznej koncepcji, wyrosłej na formule rozważań o elektro magnetycznych równaniach Maxwella. Analizy te, nie znajdując żadnych związków opisów Maxwella z opisami cząstek materialnych, zapostulowały jakościową odmienność tych dwu formuł opisów materii. Brak polotu uczonych w XX-tym wieku zaowocował przyjęciem dwu niedowiązalnych koncepcji opisów zjawisk. Opisów procesów „korpuskularnych” i „falowych”. Pamiętając jeszcze że dynamika Eulera i dyfuzja Fouriera rozpołowiły wcześniej naukę na dwa obozy procesów, odwracalnych i nieodwracalnych. Dostaliśmy zatem wniosek o katastrofie intelektualnej myślicieli dwudziestego wieku. Dlatego stało się jasne na jego początku, że wszelkie oszustwa myślowe, ale co za nimi pójdzie, finansowe , stanęły otworem (dla tych którzy dysponowali decyzjami w światowych bankach). Na zakończenie przedstawimy jeszcze istotny wniosek etyczny, dotyczący funkcjonowania społeczeństw w okresie utraty funkcji myślenia a przeniesienia decyzji o egzystencji człowieka w naturalną sferę konfliktu jego prac z przyrodą. W ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat programy nauczania chyba wszystkich przedmiotów w szkołach podstawowych i średnich spęczniały kilkakrotnie. Niektóre z przedmiotów nie tworzą systemów a jedynie listy zdarzeń. Te są więc niegroźne dla rozwoju indywidualnego. Natomiast przedmioty zawierające w sobie systemy lokalnie deduktywne mogą doprowadzić do zatraty myślenia całych populacji. Jak powyżej autor wspomniał, nie dysponujemy jakimikolwiek deduktywnymi systemami poznawczymi a więc multiplikacje programowe jakichkolwiek ujęć formalnych też do niczego nie prowadzą, natomiast w istotny sposób blokują pamięć. Prowadzą, co gorsza, do poglądu, że tylko spamiętanie ogromnych zbiorów formuł jest przyszłością i rozwojem. W tej sytuacji zarówno zdolny jak niezdolny uczeń tracą pogląd na istotę przekazywanych im niespójnych fragmentów rozważań a szkoły tracą rozeznanie który z uczniów jest zdolny do myślenia a który nie. Efektem będzie załamanie się nauczania w pełnej ludzkiej populacji, jeśli nauczanie też stanie się globalne. Autor zwraca się do gremiów odpowiedzialnych o ograniczenie programów szkolnych do istoty uświadomień. Zwraca też uwagę, że to właśnie mniej zdolni mogą przyjąć rozszerzone programy, gdyż i tak ich rozumieć nie będą. Ludzie zdolniejsi muszą przeżyć pewne koniunkcje zdarzeń. A to wymaga swobody umysłu. I czasu. Przejdziemy obecnie do procesów dynamiki, dyfuzji i elektromagnetyki. Które fundowały sobie pozorne dedukcje, jako źródła swych opisów. II Teorie quasi deduktywne Przejdźmy do omówienia procesów, które pretendowały swoich czasów do formuł deduktywnych. Są nimi, teoria dyfuzji Fouriera, dynamika continuum Eulera i elektromagnetyka Maxwella. Pominiemy optykę. Z prostego powodu. Optyka klasyczna jest geometrią. Natomiast optyka „falowa” jest związana z programem równań Maxwella. Kolejno optyka atomowa bazuje sama nie wie na czym. Procesy te omówimy w jednym z kolejnych rozdziałów. Dynamikę punktów materialnych odrzucamy, jakkolwiek była to historycznie pierwsza formuła uważana za deduktywną a nawet przez chwilę sądzono, za tak spójną, że przedstawiły ją jako prawdę podręczniki teologii. Jednak rzeczywistość nie zna mas punktowych, a poznała je dopiero w teorii uniwersum autora, jednakże tam owa masa punktowa nie jest trójwymiarowa, ale ma wymiar Hausdorffa conajwyżej zawarty między dwa a trzy. Stąd też dynamika punktu zakończyła swój żywot jako urocza pisanka zeszytowych obrazków. Oczywiście w przybliżeniu lecących kamieni stała się użyteczną fabrycznie. Ponadto koncepcja jako opis wyłącznie matematyczny szybko wyczerpała swe możliwości zainteresowania rzemieślników. Zacznijmy wobec tego od problematyki pierwszej z quasideduktywnych teorii dynamiki continuum Eulera. Równania nie wyprowadzimy. Jest konsekwencją zasady bilansu sił Galileusza w pewnym obszarze R 3 × R 1 . Nawet nie wypiszemy. Czytelnik może je znaleźć w każdym podręczniku mechaniki continuum. Opis wymaga postulatu działania siły zewnętrznej. I tutaj zaczyna się katastrofa. Co to jest siła zewnętrzna? I dla kogo? W ujęciach historycznych zauważono bezradnie ten problem, deklarując inercjalność i nieinercjalność układów. Jest jednak poznawczą humoreską fakt, że tak nazwane inercjalne układy nie istnieją (autor w tym momencie zwraca uwagę na głęboką istotę semantyki zagadnień w ich wymiarze epistemologicznym), gdyż założenie inercjalności wyklucza wpływy zewnętrzne a tymczasem istnieją wyłącznie one wśród nieskończoności oddziaływań „zewnętrznych”. Nie wiadomo dodatkowo, co to znaczy zewnętrznych, jednakże podkreślone analizy wykluczają i tak równanie Eulera spośród opisów deduktywnych w sensie uniwersum. Jak więc widać sama formuła językowa odesłała dynamikę punktu w niebyt. Powyższe rozważania wystarczają by uznać dynamikę za przyrząd regulaminowy w pewnym obszarze prakseologii zjawisk. Być może ktoś czytając tekst zamyśli się i powie, że przecie nigdy nie sądzono o tych równaniach inaczej, zwłaszcza kiedy wypowiedziała się rzeczywistość pomiarowa przeciw równaniu Eulera!. Autor zmuszony więc będzie zaprotestować w odpowiedzi. Nigdy przeciw temu równaniu nie wypowiedziała się rzeczywistość. Fakt poprawienia równania Eulera przez Naviera i Stokesa jest zasadniczym błędem poprawiaczy. Jednak autor nie będzie prowadzić w poniższych rozważaniach dyskusji z nimi, ale przedstawi swą teorię, która poprawiaczy sama wyłączy. Po drugie. Tylko obecność siły zewnętrznej jest źródłem słabości równania Eulera. Jednakowoż owa słabość aż wymaga całkowicie innego podejścia do procesu uzyskania równania i całkowicie innego rozumienia jego rozwiązania. Ten fakt dopiero spowodował konieczność eliminacji równania Eulera z opisów uniwersum. Szczegóły pozyskania odpowiedniego równania bilansu pędu, jakiego skutkiem jest równanie Eulera, choć nikt o nim tak nie mówi, gdyż dopiero autor wskazał zasadę zachowania jako źródło jego postaci, doprowadzi do konstrukcji opisu uniwersum. Jednak w kolejnym już rozdziale. Poniżej przejdziemy do analiz innego „deduktywnego” opisu materii jakim jest równanie dyfuzji Fouriera. Jest ono skutkiem założenia zasady zachowania (autor nie powie czego, gdyż wymagałoby to dyskusji nad cieplikiem, o którym to Fourier nie wiedział iż zostanie potraktowany, co gorsza błędnie, jako energia). Należy dodać, że w swym wyprowadzeniu równania dyfuzji ciepła Fourier posłużył się założeniem strumienia ciepła jako gradientem temperatury. Jest niezwykle ciekawym zdarzeniem, że Fourier przyjął „prawdziwą” postać strumienia dyfuzji. Autor pisze „prawdziwą”, gdyż ma po temu powody. Pokazał, że Fourier wcale nie musiał przyjmować postaci strumienia, gdyż tę dało się dedukować w uniwersum. Jednak Fourier o tym nie wiedział. I chyba wiedzieć nie mógł. Natomiast istotnie głęboką posiadał intuicję przyjmując taką definicję strumienia. Ktoś czytający dopowie, że postać tę zasugerowali mu eksperymentatorzy. Odpowiemy. Otóż nic takiego. Fourier był na tyle głębokim twórcą, że przybliżenia eksperymentalne z całą pewnością nie mogły mu zawrócić głowy. Przyjął taką postać strumienia jaką uważał za deduktywnie rozsądną. Uzyskał równanie dyfuzji. Ponieważ równanie to dla autora było punktem startu w teorię uniwersum, tym razem musi on kwestie przedstawić już formalnie i bardziej szczegółowo (chociaż nie najszczegółowiej). Wypisze zatem równanie dyfuzji. (Nie kłopocząc się jego współczynnikiem, gdyż zawsze można go uczynić jedynką. Jest to tylko problem skali czasowej. Musimy jednak zauważyć dodatkowo, że współczynnik dyfuzji musiał być wielkością stałą. Dzisiejsze analizy procesów dyfuzji ze zmiennym współczynnikiem oznaczają tylko taki fakt, że fabryczni użytkownicy teorii nie wiedzą co to jest dyfuzja i mylą analizowany przez siebie proces z jakimś konglomeratem wielu procesów i to niekoniecznie dyfuzyjnych). Zapiszmy dla przeprowadzenia odpowiednich rozumowań równanie dyfuzji Fouriera: (II.1) ∂p = ∆p p : R 3 × R 1 → R 1 , ( x, t ) ∈ Ω(t ) . ∂t Postawmy dla równania warunki brzegowe: (i) ∫ p( x, t )dx = const , Ω(t ) (ii) p( x,0) = p o ( x) , (iii) p ∂Ω ( t ) = 0 . Różniczkując (i) względem czasu i podstawiając równanie dyfuzji w odpowiedniej (np. sferycznej postaci) dostajemy wniosek, że pochodna normalna do brzegu obszaru ∂Ω jest zerem. Pisząc układ równań Volterry dla rozwiązania i korzystając z warunku (iii) oraz wniosku z zasady zachowania (i), dostaniemy, że rozwiązanie naszego równania jest tożsamościowo zerem. Nie wypisywaliśmy postaci układu równań Volterry, ponieważ wiedzę o powyższym wyniku rachunku posiadał już Fourier. Sformułował on swoje problemy brzegowe dla równania (II.1), później nazwane pierwszym drugim i trzecim problemem Fouriera a wtedy z ogromnym zdumieniem stwierdził, że jego pierwszy problem brzegowy (ii),(iii) nie posiada rozwiązania zgodnego z zasadą (i). Jednakowoż nic on już na to nie poradził. Poradził niestety Cauchy, który pokazał, że problem (i),(ii) ma rozwiązanie. Niestety w wyjątkowo nieporządanym obszarze, Ω = R 3 × (t > 0) . Rozwiązanie problemu Cauchy’ego równania Fouriera było od zarania opatrzone poważnym mankamentem poznawczym. Żądało nieskończonego obszaru dla poszukiwania rozwiązania. Żadna rzeczywistość takiego obszaru nie przyjmowała. Zrodził się u początku analiz nonsens poznawczy, na który niestety nikt nie zareagował. Zrodził się nonsens, ponieważ nikt nie wiedział w jaki sposób uporządkować rodzącą się wiedzę. Niestety brak odwagi, nawet założywszy bezradność, mówienia o nonsensie zadekretował jego jakby niezauważenie. Pojawiło się szereg niskich uzasadnień, deklarujących niską szkodliwość faktu. Polegało to na uznaniu impulsu poza pewnym praktycznym obszarem za zbyt mały by szkodził prakseologii zagadnienia. Niestety wszyscy ci niscy tłumacze nie zauważyli, że dzięki temu przyzwoleniu na niski nonsens wyprodukowali tzw. nieodwracalność procesu dyfuzji, która rozpołowiła naukę na dwa systemy sprzecznych procesów – odwracalnych i nieodwracalnych. Jak pamiętamy do odwracalnych należały dynamiki. Efektem przyzwolenia na powyższy nonsens był kolejny nonsens a mianowicie nieograniczona prędkość impulsu dyfuzyjnego. Jeśli mianowicie w chwili zerowej zadano impuls w obszarze ograniczonym, to w chwili dowolnie bliskiej zeru impuls ten musiał pojawić się nieograniczenie daleko. Nic nie przeszkadzała (później) działaczom naukowym nieograniczona prędkość impulsu dyfuzyjnego w sytuacji, gdy rozpowszechnili informację, iż prędkość światła jest stała i posiada pewną określoną wartość. Ale o kolejnych nonsensach powiemy później. Okres pofourierowski zamknął całkowicie myślenie nad poznaniem materii. Oddano matematyce całą przestrzeń uzasadnień, a ta jako dziedzina tautologiczna nie to, że nie mogła nic wnieść w poznanie, czego nie znajdowała w aksjomatach, to dodatkowo stworzyła chętne wrażenie, że dostarcza informacji o rzeczywistości. Powstały całe działy filozofii poszukujące w matematyce źródła rozpoznania rzeczywistości i całe działy temu zaprzeczające. Powstały całe dziedziny szukające w matematyce uzasadnień jej samej. Powstały całe dziedziny dowodzące nad matematyką jej sprzecznych korzeni. I wydano na to ogromne sumy pieniędzy. Autor musi w tym miejscu zająć pewne stanowisko. Nie uważa on, aby wydawanie pieniędzy dla uzyskania wyników myślowych było wydarzeniem nagannym. Natomiast w pełni uważa, że wyłudzanie pieniędzy na naukę, z pełną świadomością oszustwa, jest procederem nagannym Że tak jest dowodzą tego liczne ataki prasowe na środowiska naukowe, wskazujące przypadki koniecznych prawnych interwencji w działalność naukową pewnych osób. Jednak najmocniejszym dowodem braku etyki w poczynaniach naukowych jest fakt iż dopiero autor pisze o tych kwestiach merytorycznie, wskazując winnych, którzy w okresie poprzednim zablokowali informację o tym co nie jest prawdziwe w nauce. Powróćmy jednak do ciągu dalszego zagadnień teorii transportu parabolicznego Fouriera. Późniejsze analizy równania parabolicznego pokazały, że specyficzny warunek początkowy (w postaci tzw. dystrybucji osobliwej) daje rozwiązanie problemu Cauchy’ego równania parabolicznego (II.1) w bardzo użytecznej formule dla probabilistyki, zbioru tzw. rozkładów Gaussa (numerem rozkładu jest czas). Tym warunkiem początkowym zajmiemy się poniżej. Fourier chyba wiedział (autor tego nie wie), że wspomniany osobliwy warunek początkowy dla jego równania daje rozwiązanie nieskończenie gładkie. Jeśli więc nieskończenie gładkie rozwiązanie Cauchy’ego przechodzi w chwili t = 0 w nieróżniczkowalną klasycznie formułę impulsu osobliwego, to musi zachodzić proces nieskończenie szybkiego unicestwienia owej osobliwości zadanej w chwili t = 0 . A wobec tego wszystko co należy zrobić, to założyć, że niknięcie początkowej osobliwości też nie może zajść nieskończenie szybko, ale osobliwość ta zanikać może jedynie ze skończoną szybkością. To właśnie zauważył autor. I to właśnie założył. I tutaj otworzyła się pełna przestrzeń opisu uniwersum. Zanim przejdziemy do tych zagadnień, formalnie pokażemy, że istotnie osobliwe równanie dyfuzji, nazwane w literaturze równaniem Bobuli-Fouriera [ ] likwiduje wszelkie paradoksy fourierowskiej teorii dyfuzji. Przejdziemy do przypadku jednowymiarowej dyfuzji (dla ułatwienia zapisu dla funkcji parzystej) a zatem równania postaci: (II.2) ∂p ∂ 2 p − = α (t )δ o ∂t ∂x 2 z warunkami: (iv) p ( x,0) = δ o , (v) p(±λ (t ), t ) = 0 . λ (t ) (vi) ∫ p( x, t )dx = const , −λ (t ) Różniczkując zasadę zachowania (vi) dostaniemy postać współczynnika po prawej stronie równania (II.2) postaci; α (t ) = 2 ∂p . ∂x x =0− Przyjmijmy jeszcze szczególnie wygodną dla równania parabolicznego postać brzegu postaci: λ (t ) = t . Poszukamy rozwiązania problemu (II.2),(iv),(v).(vi) w postaci nieskończonego szeregu: p ( x, t ) = 1 ∞ ∑a t j =1 j (1 − x t ) j +1 Podstawiając napisany szereg do równania (II.2) dostaniemy postać współczynników szeregu, jako: 1 (a j +1 − a j ) . 2( j + 3) Uzyskaliśmy równanie różnicowe dla wyrazów szeregu. Stosując twierdzenie Poincare dla tego równania dostaniemy informację, że szereg jest zbieżny dla wszystkich x . a j+2 = A wobec tego nasze równanie dyfuzji prezentuje nam impuls, który posiada skończoną prędkość rozchodzenia się, zeruje się na pewnej paraboli czasowej i spełnia zasadę zachowania. Mamy więc rozwiązanie wolne od wszystkich paradoksów teorii dyfuzji Fouriera. Pokażemy jeszcze, że tak uzyskany opis dyfuzji nie przedstawia procesu nieodwracalnego. W tym celu rozważymy kolejny przykład dystrybucyjnego równania dyfuzji. Skonstruujemy teraz rozwiązanie odwracalnej dyfuzji. Wcześniej podamy definicję odwracalności procesów, który wyeliminuje niedorzeczną, ale spotykaną we wszystkich podręcznikach obrazkową definicję mówiącą: „jeśli transformacje czasu t → −t przeprowadzają równanie w równanie o niezmienionej postaci, wówczas proces jest odwracalny”. Jako przykład podaje się równanie dynamiki punktu, gdzie po dwukrotnej wyżej wspomnianej zmianie równanie przechodzi w swoją formułę przed zmianami czasu. Jako przykład przeciwny podaje się równanie dyfuzji, dla którego jednokrotna zmiana czasu prowadzi do równania o zmienionym znaku pochodnej czasowej. I ten proces jest procesem odwracalnym. Autor zauważył, że równanie Eulera (dynamiczne) jest równaniem odwracalnym. Po wspomnianej transformacji czasu jego czasowa pochodna zmienia znak. A równanie nadal pozostaje odwracalnym. A zatem definicja książkowa jest niedorzeczna. I o co innego chodzi w zagadnieniu. Chodzi mianowicie o własności rozwiązań. Odwracalności własność i nieodwracalności własność. Miarą tej własności jest wzrost albo też malenie średnicy obszaru zjawiska. Przedstawmy zatem definicję. Wcześniej zreferujmy (zacytujmy) średnicę obszaru. Rozważmy obszar Ω(t ) (niekoniecznie wypukły). Średnicą obszaru jest: d (t ) = diam(Ω ∩ {t}) = max (dist ( x1 , x 2 )), ∀t ∈ (t1 , t 2 } . ∀x1 , x 2 ∩Ω ∩{t } Zauważmy wobec tego, że proces jest nieodwracalny gdy nie zmienia znaku: sgn dd (t ) = const , dt oraz jest odwracalnym gdy powyższa pochodna znak zmienia w pewnym przedziale czasu. Dysponując więc odpowiednią definicją przjdźmy obecnie do przykładu odwracalnej dyfuzji. Rozważmy warunki brzegowe dla przypadku x ∈ R 1 : (vii) p( x,0) = ϕ ( x) (viii) p ∂Ω = 0, ∂Ω = ± r − r , r = const > 0 , λ (t ) (ix) ∫ p( x, t )dx = const . −λ (t ) Poszukamy rozwiązanie problemu w postaci szeregu: p ( x, t ) = 1 ∞ ∑a r −t j =1 j (1 − x r −t ) j +1 . Podstawiając szereg do równania (II.1) dostajemy równanie różnicowe, dla którego znajdujemy z twierdzenia Poincare współczynniki i dowodzimy, że szereg jest wszędzie zbieżny. Pokażemy teraz rozwiązanie, które ma dla pewnych czasów własność dyfuzji Fouriera, to znaczy ma własność nieodwracalności a po pewnym czasie jego średnica zaczyna maleć. A więc w pełni staje się procesem odwracalnym. Napiszmy warunki brzegowe dla tego problemu równania (II.1). (x) p ( x,0) = δ o , , (xi) pλ (t ) = 0, λ i (t ) = ± r − t , r = const > 0 , i = 1,2, λ2 (t ) (xii) p ( x, t )dx = const ∫ λ . 1 (t ) Poszukamy rozwiązania tego problemu w postaci szeregu: p ( x, t ) = ∞ 1 r−t ∑a j =1 j (1 − x r−t ) j +1 . Podstawiając szereg do równania (II.1) dostaniemy równanie różnicowe drugiego rzędu na współczynniki a j . Korzystając z twierdzenia Poincare możemy je wyznaczyć i dowieść że szereg jest wszędzie zbieżny. Sprawdźmy obecnie, że szeregi rozwiązujące równanie sprawdzają warunki brzegowe. Zauważmy, że dla x = λ (t ) drugie wyrazy w postaci szeregów zerują jego człony. A wobec tego rozwiązania spełniają warunki na brzegu obszaru. Pokażemy obecnie spełnienie zasady zachowania przez rozwiązania. x Dokonajmy podstawienia y = . λ (t ) λ (t ) Dla tego podstawienie ∫ p( x, t )dx (rozwiązania są parzyste) przechodzi w całkę: 0 1 ∞ ∫∑a 0 j =0 j (1 − y ) j +1 dx = const . Widzimy zatem, że rozwiązania spełniają warunek początkowy (względnie końcowy): p ( x,0) = δ o Natomiast w ostatnim przypadku: p ( x, − r ) = δ o . Poniżej rozważymy trójwymiarowy przypadek rozwiązania problemu dyfuzji x ∈ R 3 . Prawa strona równania dyfuzji przyjmie wówczas postać ∆p . Napiszmy warunki brzegowe: (xiii) p(x,0) = ϕ (x) , ϕ ( x i ) = ϕ (− x i ) , i = 1,2,3, (xiv) p ∂Ω = 0 ∫ p( x, t )dx = const (xv) . Ω(t ) 3 Zdefiniujmy brzeg obszaru jako: ∂Ω : ∑ x i = t , natomiast rozwiązanie w postaci i =1 szeregu: 3 p ( x, t ) = t −3 / 2 ∞ ∑a j =1 j ∑x i =1 (1 − i ) j +1 , t oraz innego szeregu (dla procesu odwracalnego): 3 p ( x, t ) = ( r − t ) −3 / 2 ∞ ∑a j =1 j (1 − ∑x i =1 i r −t ) j +1 , r = const > 0 . Po podstawieniu szeregu do równania dyfuzji otrzymamy równania różnicowe drugiego rzędu postaci: a j+2 − 1 1 a j +1 + aj = 0 6( j + 3) 6( j + 3)( j + 2) Możemy zauważyć, że warunek (xiii) jest spełniony (nic o nim nie zakładaliśmy), jak również warunek (xiv) gdyż wszystkie człony równania są równe zeru na brzegu. Zmieniając zmienne Przestrzenne również dostaniemy wniosek, że rozwiązanie spełnia zasadę zachowania. Zauważmy bowiem, że; 3 ∞ 3 ∑ i =1 dla ∫ ∑a xi ≤ t j =0 j (1 − ∑x i =1 t i 3 ) j +1 ∏ i =1 dx i t = const xi yi = . t identyczny rachunek możemy przeprowadzić dla dyfuzji „odwracalnej”. Musimy jeszcze zwrócić uwagę, że w środku układu współrzędnych równanie nie jest spełnione w sensie klasycznym, natomiast jest spełnione przez odpowiednie równanie dystrybucyjne. (Dla równania trójwymiarowego dyfuzji, nie jest one dodatkowo spełnione na osiach współrzędnych) O spełnieniu tego równania dużo powiemy w kolejnych rozdziałach. Natomiast na zakończenie prezentacji rozwiązań dystrybucyjnego równania dyfuzji dodamy jeszcze informację o twierdzeniu Poincare dla równania różnicowego. Weźmy w tym celu równanie różnicowe rzędu drugiego: f ( j + 2) + P1 ( j ) f ( j + 1) + Po ( j ) = 0 . Jeżeli istnieje lim P1 ( j ) = α 1 , lim Po ( j ) = α o , j →∞ j →∞ wtedy: (xvi) lim j →∞ f ( j + 1) f ( j) jest jednym z rozwiązań równania; q 2 + α1q + α o = 0 , a odwrotność stosunku (xvi) jest promieniem zbieżności szeregu rozwiązującego równanie dyfuzji. Ponieważ u nas współczynniki w równaniu kwadratowym są zerami, zatem promień zbieżności szeregu jest nieskończony. Wspomnimy jeszcze w tym miejscu, co pokażemy szczegółowo w następnych rozdziałach, że dla punktowej osobliwości w początku układu równanie nasze przyjmie postać: ∂p − ∆p = (lim ∫ ∇p o dσ )δ P = ( 0, 0,0 ) . ε →0 ∂t ∂Ω ε Rozwiązania tego równania posiadają, dla ograniczonych rozwiązań, wahanie nieograniczone, co można prosto pokazać dla współrzędnych sferycznych (wtedy wahanie będzie dotyczyło tej współrzędnej) wychodząc wprost z definicji wahania funkcji. Dodamy krótko, że problemy nieograniczonego wahania funkcji dla większej ilości wymiarów ciągle jeszcze stanowią w matematyce zagadnienie. Powiemy również o nim w dalszych rozdziałach. Jednak obecnie przystąpimy do analizy poznawczej ostatniej propozycji wieku XIXgo a mianowicie układu równań Maxwella. W poniższych wywodach pokażemy, że równania Maxwella są identyczne z równaniami continuum Eulera (a więc, że są nieliniowe, co skomentujemy później). Zgodnie ∂A , H = rotA , z twierdzeniem Noether weźmiemy pole elektromagnetyczne postaci E = ∂t gdzie A jest pewnym potencjałem wektorowym Dostajemy wówczas z wariacji funkcjonału energii (odpowiednio napisanej , uwzględniającej ad hoc napisaną kooperację „cząstki z polem”) równania Maxwela. Operacja znana w literaturze a więc nie będziemy jej powtarzać. Dla nas odpowiednikiem potencjału wektorowego będzie pole prędkości continuum. Jednak nie wprowadzimy żadnego ad hoc oddziaływania cząstki (jakiej?) z polem, ale pokażemy, że dzięki pracom Noether można i na innej drodze wykazać tożsamość równań Maxwella i Eulera. ∂v Weźmy E = − , H = rotv . Możemy wówczas napisać , korzystając z równania ∂t ∇Π ∂v + ∂vv = − , Eulera: p ∂t że ∇Π E = ∂vv + . p Weźmy obustronnie rotację z równania Eulera:. Dostaniemy wówczas: ∂ rotv == −rotE . ∂t Co daje nam natychmiast pierwsze równanie Maxwella: ∂H + rotE = 0 . ∂t (Bardzo istotna uwaga – wykonanie operacji wyprowadzania równania zakłada odpowiednią regularność E i H , co w rzeczywistości nie ma miejsca. Napisał o tym ostanio L.C. Evans w „Partial differential equations”, i kolejna uwaga – Evans wyjęzyczył tylko osobliwości równania Eulera podczas gdy piszący pięćdziesiąt lat temu zwrócił też uwagę na osobliwość, powszechnie znanego, jako kreującego nieskończenie regularnych rozwiązań, równania parabolicznego Fouriera, dyfuzji). Przejdźmy teraz do wyprowadzenia drugiego równania Maxwella. Zróżniczkujmy równanie Eulera względem czasu. Dostaniemy: ∇Π ∂E ∂ ), = (−∂ v v − p ∂t ∂t inaczej: ∂E ∂ ∂v − rotH = ( ) − rotrotv . ∂t ∂t ∂t (p) Dostaliśmy w ten sposób drugie równanie Maxwella: (q) gdzie: rotH − ∂E = j , ∂t ∂ 2v . ∂t 2 Przeprowadzimy jeszcze dowód w stronę przeciwną. Wyjdziemy z równań Maxwella (p) i (q). Zróżniczkujmy równanie (p) względem czasu. Dostaniemy: j = rotrotv − ∂2H ∂E + rot ( − rotH + rotH − j + j ) = 0 , 2 ∂t ∂t skąd: ∂ 2v + rotH + j ) = 0 , ∂t 2 (pozostałe człony się zerują, z drugiego równania Maxwella, stąd ich nieobecność). A wobec tego mamy: rot ( ∂ 2v + rotH + E = ∇ψ . ∂t 2 Po porównaniu z równaniem (q) możemy napisać: ∂ ∂v ( E + ) = ∇ψ . ∂t ∂t A wobec tego: ∂v + E = ∫ ∇ψ ( x,τ )dτ . ∂t o Nie analizując siły zewnętrznej działającej na obszar, zerujemy prawostronną niejednorodność równania i w oparciu o postać wektora E dostajemy (dostaliśmy) równanie Eulera. t Możemy i powinniśmy zauważyć, że w istocie rzeczy „równania Maxwella” nie są równaniami, ale tożsamością, równoważną równaniu Eulera. I fakt ten jest kolorową humoreską, gdyż wszyscy badacze twierdzili, że równania Maxwella” są nieprzywiedlne do własności mechanicznych materii, a one okazały się mechanicznym równaniami Eulera. Natomiast co jest również ciekawe i humorystyczne, to to, że tożsamości Maxwella „równaniami” się „stają”. Kiedy, zapytajmy?. A no gdy o prądzie „j” powiemy, że równa się byle czemu. Owo „byle co” ma, jak się okazuje w oficjalnej nauce status najwyższy. A mówiąc poważnie – założywszy błędną wartość prądu, uzyskujemy równanie, które mówi nam (swym rozwiązaniem) byle co. To co chcemy, gdy byle jak zapostulujemy „j” , a więc zadamy je odpowiednio do tego co chcemy dostać w rozwiązaniu. Jednak nie możemy dostać nic poważnego (w sensie poznawczym). Dlatego konieczne jest prześledzenie nauczanych niedorzeczności. Zauważmy jeszcze , że nieliniowość tożsamości Maxwella zlikwidował człowiek, choć eksperymenty wskazują na nieliniowość tych „równań”. Powiedzmy bliżej (więcej), nieliniowość ich rozwiązań (suma rozwiązań nie jest rozwiązaniem). Sposób likwidacji tej nieliniowości jest oczywisty, pole v(x,t) jest rozwiązaniem równania nieliniowego, założenie bylejakości prądu „j” prowadzi do równania niejednorodnego a nie do nieliniowego. Ponadto równania (i autora i Eulera) są nieliniowe i osobliwe. Gdzie Maxwell zgubił te osobliwości?. Problem jest oczywisty i humorystyczny. W książkach o tym piszą, choć nie wiedzą co piszą. Otóż: eksperyment bada napięcie między końcami drutu. Wtedy obwód jest otwarty, z włączonym woltomierzem. Jednak siła elektromotoryczna dotyczy obwodu bez upustu (czyli zamkniętego). Ale wtedy nic nie wiemy o związkach zmiany stanu przepływów prądu przez drut i pola zmian strumienia. A tylko to mierzyli eksperymentatorzy.. A zatem – albo mamy obwód zamknięty ale nic nie wiemy o sile elektromotorycznej wzbudzonej przez zmienny strumień elektromagnetyczny. Albo znamy związek strumienia z napięciem na końcach drutu (z pomiaru) ale nie wiemy jaka to jest siła elektromotoryczna (wiemy, że to nie jest siła elektromotoryczna) . I właśnie czegóż nam brakuje. Otóż wiemy o związkach napięcia a wnosimy o sile elektromotorycznej. Tu tkwi błąd polegający na istocie zwarcia końców przewodnika. A więc na osobliwości „tego aktu”. Chociaż chodzi w ogóle o osobliwości procesu. A zatem widzimy w jaki sposób „równania” Maxwella fałszują regularność (tu nieregularność) rozwiązań procesu energetycznego w polu elektromagnetycznym. W powyższy sposób pokazaliśmy koncepcyjnie tożsamość „równań” Maxwella i Eulera. Ale również błędy obu tych opisów. Przejdźmy wobec tego do zagadnienia emisji promieniowania elektromagnetycznego. Jako skutku analiz równań Maxwella (chociaż w dziwnej konstelacji jako równań Eulera). Wspominaliśmy, dlaczego usuwamy z pola naszych rozważań optykę. To właśnie tutaj dopiero rodzi się optyka. Nie ta geometryczna oczywiście. Wszelkie spostrzeżenia Huyghensa i Fresnela są cząstkowymi próbami wyjawienia prawdy o promieniowaniu. I niestety ich lokalność nie tylko nie przyczynia się do zrozumienia i przysposobienia zagadnienia, ale wręcz przeciwnie tworzy tajemniczy gąszcz ćwierć i półprawd, pogarszających spojrzenie całościowe na zagadnienie. Problem, jak mogliśmy zauważyć, będzie zmierzał do poszukiwania (jakich?) rozwiązań równania Eulera. Kopalne rozwiązanie Eulera równań hiperbolicznych zafałszowało poszukiwanie poznawcze (zauważmy – „równania” Maxwella transformują się do hiperbolicznych). Kwestię musimy szczegółowo omówić. Podstawę stanowi analiza wpływu pola grawitacyjnego na prędkość rozchodzenie się promieniowania elektromagnetycznego Podstawę stanowi zmienna prędkość impulsu elektromagnetycznego w zmiennym polu grawitacyjnym. Omówmy zagadnienie szklanki z herbatą. Widzimy jak włożona tam łyżeczka jest łamana na granicy herbata – powietrze. A zatem światło porusza się z inną (średnią, prof. Katarzyna Stadnicka z UJ pokazała, że w wielkoczątkowych związkach organicznych światło porusza się po helisach) prędkością w polach cząstek powietrza a z inną w polach cząstek herbaty. Tu z konieczności musimy przypomnieć inną humoreskę. Zauważmy, że światło nigdy nie porusza się „w ośrodku” (w protonie, neutronie, elektronie). Porusza się zawsze w próżni, w otoczeniu protonu, neutronu, elektronu.. A zatem w polach o pewnym średnim natężeniu pola grawitacji. Jeśli takie ośrodki ściśniemy, zmieniając ich średnie lokalne grawitacje, prędkość impulsu elektromagnetycznego też się zmieni! Zauważmy, że w takim razie człowiek też żyje w próżni. Nie przenika ośrodka, protonów, neutronów, elektronów ale je rozsuwa. I to jest prawdą. I właśnie to wskazuje na fakt, że stosunek próżnia – nie próżnia , nie jest elementem podlegającym opisom fizycznym ale jest zjawiskiem fizjologicznym, o czym w szkołach wiedzieć powinni. I dlatego na wykładzie na wspomniany temat prof. dr hab. Prezesa PAU Andrzeja Białasa autor zwrócił uwagę referentowi, że nie odróżnia próżni od wypróżnienia. Próżnia w sensie ruchu światła jest jedna. Wszędzie. Pole grawitacyjne jest jakie jest! Po powyższych uwagach przejść musimy do właściwego rozwiązania problemów transportu impulsu elektromagnetycznego. A mianowicie do problemu Picarda dla równań hiperbolicznych. Do tych równań transformują się „równania” Maxwella. Aby jednak o tym mówić musimy ustosunkować się do specyficznego cicer cum caule otaczającego owe równania. Przypomnimy, więc rozważmy cóż znaczą w postaci tych „równań” tzw. „opisy materiałowe”. Wypiszmy: D = εE , B = µH . Pozwolimy sobie nawet pominąć nazwisko problemu. Polega on po prostu na tym aby przy pomocy jakichś stałych µ , ε poprawić stan zgodności pomiędzy: źle rozważanym i źle napisanym równaniem, źle rozpoznanym zagadnieniem „prądowym”, źle rozpoznanym zagadnieniem prędkości fal w ośrodku grawitacyjnym - a jakimś przybliżonym pomiarem. Autor zwracając uwagę na zmienną prędkość impulsów elektromagnetycznych w polu grawitacyjnym, przy nieudolnym uporze klakierów piszących tę prędkość jako stałą, pomimo naocznych dokumentów, że jest inaczej, na co wskazują miejsca gwiazd w momencie zaćmienia słońca, informuje, że jeśli nie uporządkuje się owych poglądów, powstanie chaos interpretacji komunikacji satelitarnych. Niezrozumiałe nieporozumienia z umiejscowieniem źródeł sygnałów, których nie uda się połączyć w żaden zrozumiały system informatyczny . Ponieważ ich ruch odbywa się nad zafałszowanym obszarem ich prędkości. Powróćmy więc do analizy rozwiązań równań hiperbolicznych dla impulsu poruszającego się ze zmienna prędkością. Zapiszmy pewne równanie hiperboliczne, ∂2H = ∆H . ∂t 2 Rozwiążemy dla wyraźniejszego obrazu jedynie równanie w przestrzeni jednowymiarowej x ∈ R1 , czyli postaci: ∂2H ∂2H = . ∂t 2 ∂x 2 Ostanie równanie transformuje się do postaci: ∂2H =0 ∂p∂q p+q p−q , t= , co prowadzi przez całkowanie: 2 2 do poniższego rozwiązania: dla x = ∂H = const ( p) ∂q H ( p, q ) = ∫ const ( p )dp + C . Problem funkcji const(p) i stałej zależy od warunków brzegowych. Autor pokazał to rozwiązanie problemu w „On the reversibility of processes” na podstawie znanych prac W. Pogorzelskiego, „Rówania całkowe”, (co niewesołe nie znają tych zagadnień fizycy, do tego stopnia, że autor publikował ten znany problem w szeroko czytanym czasopiśmie matematycznym, jako oryginalny, aby rozpowszechnić zerową wiedzę o zagadnieniu. Kończąc ten rozdział pozostaje nam omówić choroby XX-go wieku. Jakkolwiek zagadnienia tam poruszone nie maja związku z teoretycznymi analizami autora, jednak niesposób nie zwrócić uwagi na kwestie, które wypisują naszemu wiekowi chorobowe rozpoznanie. Natomiast szczegółową (bardzo dostatecznie) teorię autora czytelnik znajdzie w kolejnym rozdziale przygotowywanej ksiażki w internecie: E. Bobula new theory of universe oraz E. Bobula mass, time, energy . 3. Choroby wieku XX-go Aby zdiagnozować czas okresu rozwoju technologii wieku XX-go koniecznie trzeba przypomnieć co dało czasowi siłę. Dwa drobiazgi. Maria Skłodowska grzebiąca w rudzie uranowej ze Śląska zwróciła uwagę na niezwykłą emisję ciepła z tego błota, a szukają materiałów będących przyczyną, otrzymuje rad, polon.... Skutkiem gruntownego czyszczenia tej ziemi była elektrownia atomowa (i bomba). Generalnie energia na puste przedsięwzięcia produkcji opakowań plastikowych i reklamy Coca-coli. Oświetlenie statuy wolności. Drugim aktem światowej energetyki były krakowskie zabiegi apteczne Łukasiewicza, po których sączącą się nad Sanem ropę zamieniono na paliwo poruszające motory całego świata. Tylko tyle. Ale wystarczało. Dopóki będzie ropa. I dopóki kilka eksplozji reaktorów w elektrowniach nie zdominują procedury dziedziczenia. Póki jednak co, jesteśmy mocni. Nie myślenie postawiło wiek XX-ty ale zdecydowanie. I głośne pokrzykiwania. W ten właśnie sposób rozwiązano podstawowe problemy poznawcze, jakie wyroiły się wśród, jak autor poprzednio pokazał, nie skorygowanych ogólnym poglądem zdążań do szybkich zapisów, no właśnie czego? Okaże się, że niczego. Zacznijmy od „teorii Einsteina” Sprawa pojawiła się (jakaś nie domówiona, nie domyślana i nie dorzeczna). Mierzono prędkość światła (kosmicznego). Okazywała się taka sama gdy ziemia poruszała się ku źródłu jak i od niego (wektory prędkości światła i ziemi nie chciały się dodać). Zwrócono uwagę, że światło musi się w czymś poruszać. A wobec tego to w czym światło się porusza też może z ziemią się poruszać. I wtedy istotnie wektory wspomniane nie muszą się dodawać, gdyż prędkość światła w owym wspomnianym ośrodku jest jakoś określona. Ośrodek ten, w którym się porusza światło, nazwano eterem. I tutaj pojawili się mędrcy, którzy orzekli iż jest to niemożliwe, gdyż ów eter musiałby posiadać szereg właściwości (sprzecznych) o czym zawiadamia cała epistemologia całej sztuki pisarskiej ostatnich wieków i że to jest niemożliwe. Autor pozwoli tutaj zapytać, czym była owa epistemologia owych ostatnich wieków. Odpowiedź na to pytanie dają dwa pierwsze rozdziały przez autora przedstawione powyżej. Aby postawić kropkę nad i przypomnijmy, że cała sfera poznawcza okresu pokopernikańskiego nie warta jest funta kłaków. Dziwne w sprawie jest to, że jeśli chodzi o spenetrowanie wartości całej struktury wiedzy, aby podkreślić jej niesłużebność, zwłaszcza logiczną, nikt nie podjął trudu dyskusji. Gdy szło o wyrafinowane niedorzeczności (a nawet być może świadome oszustwa) nagle znalazło się gremium broniące jawnie konsekwencji niedorzecznej konstrukcji. Wyjawmy tę niedorzeczność (opublikowana przez autora praca w Roczniku Filozoficznym „Ignatianum” w roku 1999). Przypomnijmy więc, że decydującym pojęciem dla egzystencji „teorii Einsteina” była (jest) „odległość czasoprzestrzenna zjawisk”. Natychmiast okazało się, że owa „odległość” odległością nie jest. Dlaczego? Dlatego, że warunkiem nazwania wielkości odległością jest warunek trójkąta. Mówiący, że suma długości dwu boków trójkąta musi być większa od długości boku trzeciego. Nasza (einsteinowska) „odległość czasoprzestrzenna” nie spełniała takiego warunku. I zamiast wyrzucić ją do wszystkich diabłów, na śmietnik, grupa zamyślonych myślicieli zamyślała się co zrobić z takimi trójkątami, dla których suma długości dwu boków jest krótsza od boku trzeciego. I wymyślili! To widocznie jakoś się skrzywiła nasza tożsamość, bo „teoria einsteinowska” z pewnością skrzywić się nie mogła. I orzekli: nasza trójwymiarowa przestrzeń musi się zakrzywiać, bo inaczej „einsteinowska teoria” by się nie udała I tak trzymać. Musimy skomentować. Jest oszustwem wypowiedź słyszana w rozmaitej literaturze, że „teoria Einsteina” „udowodniła” „zakrzywienie przestrzeni” Bzdura ta jest wynikiem niedorzecznej deklaracji o „odległości czasoprzestrzennej”, która okazała się nie być odległością. Stąd musimy przyjąć jakiś powód nie zachodzenia prawa trójkąta. Musimy przyjąć, że ów trzeci bok, dłuższy od dwu pozostałych w sumie, musi gdzieś zwisać. Widzimy więc, że jest oszustwem informacja, iż „teoria Einsteina” udowodniła „zakrzywienie przestrzeni”. Ta chorobliwa bzdura jest oczywiście założeniem. Wynikającym z innej bzdury, jaką jest postać „odległości czasoprzestrzennej”. No i tego czego od niej zechcemy. Proste rachunki na poziomie szkoły średniej i podstawowej prowadzą do zbudowania owej „odległości czasoprzestrzennej”, dlatego przytoczmy je. Jeśli światło w chwili a wychodzi z punktu A i w chwili b dochodzi do punktu B, to droga przelotu światła równa się odległości punktów A oraz B . Więc ich różnica jest równa zeru. Rzecz jasna nikt tego nie może kwestionować, jeśli światło porusza się ze stałą prędkością, nazwijmy ją jeden. Odległość punktu A od punktu B jest w pewnym układzie współrzędnych (tu weźmiemy kartezjańskie) przeciwprostokątną trójkąta, który tworzą trzy składowe, będące różnicami współrzędnych punktów A oraz B (twierdzenie Pitagorasa, szkoła średnia). Ta odległość jest równa iloczynowi odpowiedniej różnicy czasów (prędkość nazwaliśmy „jeden”) (szkoła podstawowa). A wobec tego różnica tych wielkości jest zerem (szkoła podstawowa) Wypiszmy te fakty wzorem: ( x1, A − x1, B ) 2 + ( x2, A − x2, B ) 2 + ( x3, A − x3, B ) 2 = a − b , co przekształcając (odpowiednio, szkoła chyba podstawowa), dostalibyśmy: 3 (i) ∑(x i =1 i, A − xi , B ) 2 − (a − b) 2 = 0 , (niestety użyliśmy symbolu sumy, zamiast przepisać dokładnie pierwiastek jak linijka wyżej, ale niestety skraca to pisanie i autor nieco oddala się od szkoły podstawowej, jednak nie w idei koncepcji) I tutaj Einstein genialnie powiada: „jeśli czas wyjścia z punktu A nie będzie a i dojścia do punktu B nie będzie b, to co to będzie”? „Z faktu, że wyjściu z punktu A towarzyszył czas a i dojściu do punktu B towarzyszył czas b , wynika, że różnica jest zerem. Wobec tego z sytuacji gdy czas wyjścia z punktu A nie był a oraz dojścia do punktu B nie był b, zróbmy „„odległość czasoprzestrzenną”” . A zatem napiszmy: 3 ∑(x i, A i =1 − xi , B ) 2 − (a − b) 2 = l . I opowiedzmy, że właśnie to jest odległością czasoprzestrzenną. I tu autor zauważy. Z faktu, że dla światła wychodzącego z punktu A w chwili a , i dochodzącego do punktu B w chwili b wynika owszem zerowanie się wyrażenia (i). Jednak z owego faktu wynika również zerowanie się innych wyrażeń. Napiszmy kilka z nieskończonego ciągu: 3 ∑(x i, A i =1 − xi , B ) 2 − (a − b) 2 , 3 ∑ (x i, A i =1 − xi , B ) 2 − (a − b) , 3 sin( ∑ ( xi , A − xi , B ) 2 ) − sin( a − b) , i =1 − e 3 ∑ ( xi , A − xi ,B ) 2 i =1 2 − e( a − b ) , 3 [∑ ( xi , A − xi , B ) 2 ] p − (a − b) 2 p , p dowolne, zespolone. i =1 Autor miał fantazję wypisać niedorzeczne, ale za to bardziej fascynujące propozycje. Nie wypisał, gdyż to nie ma sensu. Zauważy natomiast, że z faktów powyższych wynika twierdzenia (oczywiście fałszywe): Twierdzenie: Jeśli f(x) = 0 dla x = 0 To: f(x) = x Błąd sprawy widać na prostych kontrprzykładach: x 2 , x n , sin x , etc. Jak zobaczyliśmy, z takiego powyżej twierdzenia Einstein wydostał deklaracje swojej „odległości czasoprzestrzennej”. Deklaracja ta ubliża człowiekowi myślącemu. Co stało się w świecie w wieku XXtym ? To jest i pytanie i diagnoza. Istnieje i druga kwestia. Aplikacji deklaracji. Autor opisał ją w Roczniku „Ignatianum”. Po pierwsze niczego nie aplikowała. Co się gdzieniegdzie opowiada o ruchu perihelu Merkrego (że wyjaśnia) nie jest prawdą. Merkury nie jest punktem. I to wystarcza dla ruchu jego perihelu (tylko dla punktu się nie rusza). Kolejno, z deklaracji miałaby wynikać zmiana masy (w rzeczywistości, bo czy wynika z rachunku jest to obojętne wobec bzdury z jakiej deklaracja powstała). No więc opowiedzmy, że w ruchu cząstki przyspieszanej w akceleratorze tor tejże cząstki układa się tak, jakby cząstka zmieniała masę. I to jest prawda, wypływ siły Lorentza jest zmianą masy cząstki. Owa siła Lorentza jest wmontowana w przyspieszenie w polu cząstki, na podstawie autora równania bilansu pędu (od biedy widzimy tę siłę w równaniu dynamiki continuum Eulera, ale nikt poza autorem nie zwrócił na to uwagi. Wyjaśnienie należy czytać w dalszym ciągu rozważań, teorii uniwersum autora w internecie Bobula mass,time energy, ... Natomiast warto może dodać tutaj drobne słowo o dalszej interpretacji „aplikacji teorii” (vide np. Landau, Lifszyc, Teoria pola). Wyliczeniu „transformacji” casu. Ta humoreska wynikła z dziecinnej zabawy w obrót w przestrzeni czterowymiarowej. Te proste wzory transformacyjne (też szkoła średnia, chociaż w zadętej formule) są nieco przydługie i nie warto ich pisać. Ów właśnie obrót prowadzi do zadziwiającej postaci „zmiany” czasu w ruchu. Istotne jest tylko to, dlaczego obrót, Właśnie w przestrzeni czterowymiarowej musi być obrót, jeśli „przedział czasoprzestrzenny” ma się zachować (problem rozgrywa sin na sferze). Nieegzystencjalna formuła zapisu wynika z faktu, że nie jest to zwykły, „dotykalny” obrót, ponieważ jedna ze współrzędnych jest urojona – jako konsekwencja związku (i). (Gdzie zamiast sumy kwadratów mamy różnicę). I w ten sposób jedna bzdura deklamująca „przedział czasoprzestrzenny” rodzi inne bzdury. Ale mające magiczny wygląd. Kto chce niech to przeczyta w podręczniku Landaua. Autor też słyszał, jak gdzieniegdzie powstaje agitacja, iż telefon komórkowy z GPS razem dowodzą „prawdy” „teorii Einsteina”. Jednak nie napisano o tym w czasopiśmie naukowym. Istotnie, obecnie największymi specjalistami „teorii Einsteina” są dziennikarze. Autor musi jeszcze dodać, co właśnie opisał, że bzdury „teorii Einsteina” też zostały w literaturze dyskretnie dostrzeżone. Tylko zamiast ją wyrzucić od najbardziej bzdurnego zawiązka „odległości czasoprzestrzennej” począwszy, ten kaleki obiekt zaczęto wzmacniać poprawkami. W ten sposób znacznie pogorszono sytuację nauki, ale jak widać konstytuowanie nonsensów przynosi efekty finansowe i na to już nauka nie poradzi aż zawali się w całości! Poświeciliśmy zbyt dużo uwagi jednej chorobie XX-towiecznej, a tu czeka następna: Równanie Schrodingera. Musimy też poświęcić mu kilka słów. Wcześniej o uwarunkowaniach społecznych teorii. Rozpoczęto badania światła słonecznego i okazało się, że świecenie owo posiada charakterystyczne „dyskretne” jak nazwano, linie wskazujące na pewien sposób ich wyprodukowania. W tymże czasie analizowano równania różniczkowe cząstkowe drugiego rzędu (i operator Laplace’a). Okazało się, że problem wartości własnych dla tego operatora dotyczy zbioru pewnych wartości „dyskretnych”. Zapewne można było poszukać (powiemy mocniej „poszukać”) możliwego związku pomiędzy pewnymi informacjami z dwu dziedzin, niemniej nie szukano (nie szukają do dzisiaj). Natomiast Schrodinger uznał zbieżność za objawioną (jemu) i utożsamił obie informacje. Wynikają z tego do dzisiaj humoreski ale chemicy wierzą, że Bóg stworzył Schrodingera, aby wyjaśnił sprawy. Że Schrodinger niczego nie wyjaśnił, autor pokaże. Natomiast sprawa stała się objawem silnej choroby mistyfikującej ludzkość globalnie (widzimy tutaj korzyści globalizmów). Schrodinger bowiem musiał dotrzeć do laplasjanu. Zjawiska rozgrywają sin w czasie. Gdzie go podziać, gdy się pojawi, ale jak spowodować, aby się zjawił. Procedura w matematyce była znana, rozwiązania równania drugiego rzędu metodą rozkładu na czynniki. Jednak należy natychmiast powiedzieć, że metoda ta jest nieużyteczna dla brzegu zależnego od czasu. Tego wszakże Schrodinger już nie wiedział. Zaczął więc od tego co wiedział, sądząc, że Bóg mu pomoże. Napisał równania dyfuzji, najlepiej rozpoznane badaniami nad jego rozwiązaniem metodą iloczynową. I Schrodinger napisał równanie dyfuzji I znalazł jego rozwiązanie metodą rozkładu na czynniki. Jest to prosta zabawa, więc może ją wypiszmy. Napiszmy równanie dyfuzji. ∂A = ∆A ∂t (stały współczynnik jak zawsze traktujemy jako skalę i przyjmujemy jedynkę). Załóżmy, że A( x, t ) = Ψ ( x)T (t ) . Po podstawieniu do równania dyfuzji otrzymujemy dwa równania, w tym jedno zwyczajne (czasami dwa). Wpiszmy równanie zwyczajne dla części czasowej. Dostajemy; dT = constT . dt Rozwiązanie tego równania ma niemożliwe do zaakceptowania własności czasowe. Albo rośnie albo maleje. Wypiszmy je: T (t ) = Consteconstt . Jeśli const > 0 , T(t) rosnie nieograniczenie. Jeśli const < 0 , T(t) zanika. Nie tego oczekiwał Schrodinger. Cóż więc robi ? Mnoży otóż jedną stronę równania dyfuzji przez i = − 1 . A drugiej nie mnoży (no bo skąd wziął równanie) ∂A = ∆A . ∂t Takie równanie po rozseparowaniu zmiennych daje mu dla części przestrzennej równanie (ii) i ∆Ψ = const Ψ i dla części czasowej: dT = −iconstt , dt czyli w stateczności: T (t ) = Connste−iconstt . Dostaliśmy zatem oczekiwane „drganie czasowe” jako rozwiązanie (fragment rozwiązania) T (t ) = Const[cos(constt) − i sin(constt)] co Schrodingerowi się bardzo spodobało. Równanie dyfuzji (ii) w literaturze nazwano równaniem falowym, co dowodzi, że nikt z dorosłych nie wiedział o co chodzi, gdyż w matematycznej literaturze równanie falowe ma postać: ∂2 A = ∆A . ∂t 2 Dopiero gdzieś ostatnio półgębkiem ktoś przyznał, że równanie Schrodingera jest równaniem dyfuzji (a więc żadnym falowym, i to mimo wszystko, że nadal rozwiązują je :fale”). Po przystosowaniu owego równania do opisania świecenia wodoru (dla światła słonecznego zbiór odpowiednich częstości drgań nazwano widmem skąd i zbiór stałych {const} w równaniu Laplace’a też widmem. Jednak ani rusz nie postąpiono w przystosowaniu owego równania do innych świeceń charakterystycznych dla innych pierwiastków. Dodano do równania bylejaką funkcję, byle rozwiązanie się zgadzało. Ale nie chciało. Co gorsza, humorystycznie nie wiedziano czym może być niewiadoma w równaniu Schrodingera. W kilkadziesiąt lat po napisaniu równania Born zaproponował dla zamknięcia skandalu by była kawałkiem prawdopodobieństwa znalezienia „cząstki” a mianowicie by: p = ΨΨ ∗ . I tak zostaje mimo, że nic z tego nie wynika Ponad to, że np. Feinmann zdobywa Nagrodę Nobla za nieistniejącą całkę. Z jakoby elektrodynamiki kwantowej. O tejże elektrodynamice kwantowej pisze Rene Thom, że jest zaskakujące oświadczenie, iż „zapewnia sin, iż teoria zgadza się eksperymentem do piętnastego miejsca po przecinku a ona nie ma ani ogona ani głowy” Te chorobliwe enuncjacje dopełnia jeszcze tzw. zasada nieoznaczoności Heisenberga”, mówiąca, że jeśli zbudujemy urządzenie, które pozwoli nam lepiej zmierzyć prędkość cząstki, to zepsują nam się urządzenia mierzące jej miejsce pobytu. Innymi słowy i oficjalnie: iloczyn niepewności pomiarów położenia i prędkości jest stały. Próbowano nawet (autor słyszał tę przypowieść) uzasadnić zasadę rachunkiem iloczynu nośników funkcji zmierzających do dystrybucji osobliwej δ , i jej transformaty Fouriera. Nieszczęsna rzeczywistość, która w manifestuje się ideologią matematycznej operacji. Autor w pewnym referacie (skrót w internecie) pokazał sposób wpłynięcia na zablokowanie reakcji jądrowych prowadzących do wybuchu nuklearnego. Istotą tego referatu było pokazanie, że tzw. „mechanika kwantowa” powstała w ogóle bez potrzeby. Gdyż makroskopowa rzeczywistość jest również kwantowa (pisze o tym jawnie L.C. Evans choć nie zdaje sobie z tego sprawy). Pokazał to dopiero autor w swej teorii uniwersum. Znajdując przy okazji kształt fraktala masy, który to (fraktal) jest odpowiedzialny za podobieństwa (niekiedy identyczności) procesów w różnych skalach materii Wymiar Hausdorffa masy wynosi więcej niż dwa a mniej niż trzy. Dlatego mieści sę w momencie wielkiego wybuchu dokładnie w matematycznym punkcie. Natomiast co to jest „fala elektromagnetyczna” i jak znaleźć opis zjawisk optycznych, do tego trzeba się przygotować badając rozwiązania równań autora. Które nie są łatwe. Ale o tym w dalszych częściach teorii. Autor przed publikacją książkowa pyta czytelników czego nie zrozumieli, by dokonali uwag, by lepiej opracował tekst.