Żydzi i „kwestia żydowska” w epoce pozytywizmu na podstawie „Lalki” Bolesława Prusa Sylwia Kamień 1997 „Budujcie domy i zamieszkujcie je; Zakładajcie ogrody I spożywajcie ich owoc! (…) A starajcie się o pomyślność miasta, do którego Skazałem was na wygnanie, Bo od jego pomyślności Zależy wasza pomyślność” (Jr.29,5.7), „Pamiętaj, że to Pan, Bóg twój, Daje ci siłę do zdobywania Bogactwa…” (V Mojż. 8,18)1 Eliza Orzeszkowa pytała: „Co wiemy o Żydach?”2 i z zafascynowaniem studiowała ich obyczaje, by w końcu zadedykować swą powieść Pt. „Meir Ezofowicz”: „wszystkim ziomkom moim z dobrą wiarą i wolą pragnącym światła i pokoju bez względu na to, gdzie i jak oddają oni cześć Bogu”3. Przyczyną zainteresowania, nie tylko tej autorki, kultura „Polaków mojżeszowego wyznania” była sytuacja w kraju po powstaniu styczniowym. Tak zwana „kwestia żydowska” rozpalała gorące dyskusje społeczne i literackie. Braterstwo polsko – żydowskie na polu walki i wspólne ponoszenie skutków represji od zaborców spowodowało podnoszenie idei asymilacji Żydów z narodem polskim do rangi tematu najważniejszego i najpotrzebniejszego. Niestety na drodze do urzeczywistnienia idei stały odwieczne: podejrzliwość, wzajemna wzgarda, sztywność poglądów, kastowość i dyskryminacja, religia i nakazy, a nawet język… Bolesław Prus w swych „Kronikach” postulował: „Kiedy w wiekach średnich panowała morowa zaraza, ktoś puścił bąka, że to Żydzi >>robią mór<<. I – poczęto tarmosić Żydów, choć o ile mi wiadomo, sposób ten nie zmniejszył moru. (…) Otóż dzisiejsza higiena twierdzi, że przyczyną gwałtowności morowego powietrza nie byli Żydzi, tylko – powszechne niechlujstwo (…). Dziś znowu mamy pewien rodzaj morowego powietrza: ciemnotę, biedę i demoralizację. I znowu amatorowie socjologowie w chorobie tej dostrzegają żydowskie pejsy. Znowu domagają się zakazów przeciw Żydom! Ja sądzę, że należałoby postępować inaczej. Zostawmy Żydów w spokoju, ale przypatrzmy się sobie samym. Dajmy wedle możności pomoc ludowi, stwórzmy dla niego instytucje, jakich nie posiada, a resztę zostawmy jego własnej pracy” 4. Podsumowując zaś swą wypowiedź w innym miejscu napisał: „Sens moralny: nawet o kwestii żydowskiej trzeba rozprawiać i rozmyślać z wielkim zastanowieniem. Kwestia bowiem żydowska >>składa się<<… z ludzi podobnych do nas. Człowiek zaś jest tak doskonałą machiną, że naprawdę nie należy jej lekceważyć. Trzeba raczej starać się zużytkować go…”5. W „Lalce, która jest powieścią – panoramą społeczności warszawskiej, Prus przedstawił starozakonnych jako współmieszkańców stolicy i współbohaterów wydarzeń. Nie ukazał Żydów jako bezosobowej, zamkniętej, jednolitej i jednomyślnej masy, lecz najbardziej charakterystyczne postacie i postawy społeczne w realistycznych sytuacjach. Będąc bystrym obserwatorem, w sposób wiarygodny opisał złożoność ludzkiej psychiki. I tak, mamy ortodoksyjnego starego Szlangbauma, który żyje z lichwy i potępia ruchy asymilacyjne: „Sklep był otwarty; za kontuarem, obitym blachą i od publiczności oddzielonym drucianą siatką, siedział stary Żyd z łysą głową i siwą brodą (…). Żyd podniósł głowę i z czoła zsunął okulary na oczy. - Ach, to pan dobrodziej?... – odparł ściskając go za rękę. – Co to, czy już i pan potrzebuje pieniędzy? (…) - Źle! – odparł starzec. – Na Żydów zaczyna się prześladowanie. Może to i dobrze. Jak nas będą kopać i pluć, i dręczyć, wtedy może upamiętają się i te młode Żydki, co jak mój Henryk, poubierali się w surduty i nie zachowują swoje religie”6. Jest hałaśliwy Szpigelman i inni Żydzi upominający się natarczywie o długi u hrabiego Krzeszowskiego i pana Łęckiego: „Przepraszam pannę hrabiankę, ale ja już od pół roku co tydzień dostaję same jutro, a nie widzę ani procentu, ani kapitału”7. Jest też cała masa bezimiennych, ale jakże wymownie ukazanych, typów. Czytelnik ogląda ich oczami subiekta Rzeckiego, głównie podczas licytacji kamienicy Łęckich. Prus uchwycił (i unieśmiertelnił, jak myślę, bo epoka odeszła bezpowrotnie) różne szczegóły zachowania, wyglądu, języka: „- Pan nie ma do mnie żaden interes?.. – powtarza Szlangbaum mrugając czerwonymi powiekami. - Nie, nie… - Git! – mruczy Szlangbaum i odchodzi między swoich współwyznawców. (…) Starozakonni przypatrują mu się ze współczuciem, a oskarżenie słucha z uwaga. Niektórzy przy każdym silniejszym zarzucie prokuratora krzywią się i syczą: >>aj – waj!<<… (…) Nagle słyszy rozpaczliwy krzyk. To jakiś Żydek wychylił się przez okno Sali sądowej i coś wrzasnął do gromady swoich współwyznawców, którzy na to hasło rzucili się do drzwi tłocząc się, potrącając spokojniejszych przechodniów i tupiąc niecierpliwie nogami jak spłoszone stado owiec w ciasnej owczarni (…). Prąd starozakonnych ogarnia go ze wszystkich stron. Przed sobą widzi zatłuszczony kołnierz, brudny szalik i jeszcze brudniejszą szyję; za sobą czuje zapach świeżej cebuli; z prawej strony jakaś szpakowata broda opiera mu się na obojczyku, a z lewej strony silny łokieć uciska mu rękę aż do ścierpnięcia. Gniotą go, popychają, szarpią za odzież. Ktoś chwyta go za nogi, ktoś sięga do kieszeni, ktoś uderza go miedzy łopatki (…). W Sali pomimo otwartych okien unosi się woń środkująca między zapachem hiacyntu a starego kitu. Pan Ignacy domyśla się, że jest to woń chałatów (…). W tej grupie znajduje się stary Szlangbaum i młody Żydek bez zarostu, tak brudny i wycieńczony, że pan Ignacy sądzi, iż bardzo niedawno musiał wstąpić w związki małżeńskie (…). - Pan wydysz te pyniądze u ten szlachcic… Pan słyszysz, jak ony klaskają!... Ony tak czeszą się, że mnie widzą… Pan rozumysz, panie Cynader?...”8. Żydzi są w większości biedni, zmuszeni płacić liczne podatki, mają na utrzymaniu wielodzietne i schorowane, niedożywione rodziny. Próbują przestrzegać wszystkich przykazań Talmudu i walczą o każdą kopiejkę, o przetrwanie każdego następnego dnia9. Przykładem ciekawego stosunku do wędrowców może być Żyd z prowincji, którego spotkał Rzecki, gdy wracał z wojny: „- Ja bym się wstydził brać (pieniądze) od takie osoba, co z emigracje wraca – odpowiadał na wszystkie moje zaklęcia10 (…) - Jak pan dobrodziej ma węgierskie dukaty, to ja kupię (…). - Może pan dobrodziej ma jakieś kosztowności?... Pierścionków, zygarów, branzoletów?... - Nie ma pan? – powtórzył, szeroko otwierając oczy. – To po co pan chodził na Węgry?”11. (Do tej sytuacji pasują słowa bohatera innej powieści i innego autora, że dobrze by było, „gdyby panowie nauczyli się od nas być przewidujące, obrotne i wytrwałe, a nas nauczyli, co to jest prawdziwy honor i prawdziwa edukacja” 12). Niestety zarówno Żydzi, ajk i Polacy są nieufni i podejrzliwi: „Czyżby i on mnie posądzał i śledził?.. – Błysnęło w głowie Szlangabumowi i gniew go ogarnął. – Tak, ma ojciec rację… Dziś wszyscy huzia! Na Żydów. Niedługo już trzeba będzie zapuścić pejsy i włożyć jarmułkę… (…) Coś wie, tylko gadać nie chce- myślał Rzecki. Zawsze Żyd…”13. Tę fobię, lęk, niechęć wobec starozakonnych Henryk Markiewicz tłumaczy stereotypowym odbieraniem zapobiegliwości żydowskiej jako pędu do „geszefciarstwa”, nastawienia na jeden cel: zysk, uznawania tylko jednej literatury: cyfry i jednego Boga: mamony14. Przeciwko niechęci wynikającej częściowo z zazdrości oponowała Maria Konopnicka w „Mendlu Gdańskim”: „Jakby Żydowi pieniądz na wszystko miał być toby jemu Pan Bóg od razu kieszeń w skórę zrobił, albo i dwie. A jak jemu Pan Bóg kieszeń w skórę nie zrobił, nu na to, że żydowi pieniądz tyle ma być, co i każdemu. - Ma być! – (…) – Ale nie jest! W tym sęk, że nie jest…”15. W „Lalce” Prusa stary Szlangbaum tłumaczył Wokulskiemu przyczynę niezwykłego powodzenia w handlu: „U nas, panie, niby u Żydów, jak się młodzi zejdą, to nie zajmują się, jak u państwo, tańcami, komplementami, ubiorami, głupstwami, ale oni robią rachunki, albo oglądają uczone książki, jeden przed drugi zdają egzamin albo rozwiązują sobie szarady, rebusy, szachowe zadanie. U nas ciągle jest zajęty rozum i dlatego Żydzi mają rozum, i dlatego, niech się pan nie obrazi, oni cały świat zawojują. U państwa wszystko się robi przez te sercowa gorączka i przez wojna, a u nas tylko przez mądrość i cierpliwość”16. Podobnie uważa doktor Szuman w rozmowie z Rzeckim: „ – (Wokulski) To nieuleczalny marzyciel, który już nie odzyska rozsądku. Fatalnie posuwa się do ruiny materialnej i moralnej, tak jak wy wszyscy i cały wasz system. - Jaki system?... - Wasz, polski system… - A co doktór postawisz na jego miejsce? - Nasz, żydowski… Rzecki aż podskoczył na krześle. - Jeszcze miesiąc temu nazywałeś Żydów parchami?... - Bo oni są parchy. Ale ich system jest wielki; on triumfuje, kiedy nasz bankrutuje. - A gdzież on siedzi, ten nowy system? - W umysłach, które wyszły z masy żydowskiej, ale wzbiły się do szczytów cywilizacji. Weź pan Heinego, Börnego, Lessalle’a, Marksa, Rotszylda, Bleichrödera, a poznasz nowe drogi świata. To Żydzi je utorowali: ci pogardzani, prześladowani, ale cierpliwi i genialni“17. Pobrzmiewają w tej wypowiedzi wzniosłe koncepcje filozoficzno – społeczne, idealistyczne, czy wręcz utopijne oraz... antysemicka plotka o chęci podboju świata. Zresztą ekscentryczny lekarz wciąż się waha pomiędzy swym żydowskim pochodzeniem a polskością, między podziwem a pogardą dla interesowności swych współziomków. Rzecki i Wokulski odbierają jego wypowiedzi jako sprzeczne, ale dokto zdaje się wyraxnie rozgraniczać Żydów chederowych i żydowską inteligencje, Chederowi są, według niego, przebiegli i nie przebieraja w środkach podczas zdobywania pieniędzy, a Zydzi wykształceni są zasymilowani duchowo, lecz nie mają poparcia polskiego społeczeństwa z powodu przestarzałych poglądów na sprawę żydowską. Wokulski, jak to przyjaciel, próbuje zrozumieć jego poglądy: „- Proszę... Dobra myśl – mówił z ironią Szuman. – I jeszcze, żeby cie lepiej ocenili, pozwól im wziąć na dyrektora Szlangbauma, On ich urządzi!.. tak ajk mnie... Genialna rasa te Żydki, ale cóż to za łajdaki! (...) Jakżeby polska szlachta miała obejść się bez Żyda... - Widzę, że nie lubisz Szlangbauma? - Owszem, nawet podziwiam go i chcaiłbym naśladować, ale nie potrafię! A właśnie teraz zaczyna sie budzić we mnie instynkt przodków: skłonność do geszefciarstwa... O naturo! Jakżebym chcial mieć milion rubli, ażeby zrobić drugi milion, trzeci... i stac się młodszym bratem Rotszylda. Tymczasem nawet Szlangbaum wyprowadza mnie w pole.. Tak długo kręciłem się w waszym świecie, żem w końcu utracił najcenniejsze przymioty mojej rasy... Ale to jest wielka rasa: oni świat zdobędą, i nawet nie rozumem, tylko szchrajstwem i bezczelnościa. - Więc zerwij z nimi, ochrzcij sie... - Ani myślę. Naprzod nie zerwę z nimi, choćbym się ochrzcił, a jestem znowu taki fenomenalny Żydziak, że nie lubię blagować. Po wtóre – jeżeli nie zerwałem z nimi, kiedy byli słabi, nie zerwe dziś kiedy są potężni. - Mnie się zdaje, że właśnie teraz są słabi – wtrącił Wokulski. - (…) Lada rok wybuchnie nowe prześladowanie, z którego moi bracia w Izraelu wyjdą jeszcze mędrsi, jeszcze silniejsi i jeszcze solidarniejsi… A jak oni wam kiedyś zapłacą!... Szelmy spod ciemnej gwiazdy, ale ja muszę uznać ich geniusz i nie mogę wyprzeć się sympatii (…). Co tu gadać… Pięknym jest Izrael triumfujący(…)!”18. - Wokulski polemizuje z doktorem: „- …Nie macie gruntu pod nogami, a chcecie innych brać za łeb… Myślcie wy lepiej o uczciwej równości z innymi, nie o zdobywaniu świata, i nie leczcie cudzych wad przed uleczeniem własnych, które mnożą wam nieprzyjaciół. Zresztą ty sam nie wiesz, czego się trzymać: raz gardzisz Żydami, drugi raz oceniasz ich zbyt wysoko… - Gardzę jednostkami, szanuję siłę gromady. - Wprost przeciwnie, aniżeli ja, który gardzę gromadami, a niekiedy szanuję jednostki (…)”19. Szuman próbuje przekonać Stacha: „- Rób jak chcesz – rzekł biorąc kapelusz. – Faktem jest jednak, że jeżeli ty wyjdziesz ze swojej spółki, to ona wpadnie w ręce Szlangbauma i całej zgrai parszywych Żydziaków. Tymczasem gdybyś został, mógłbyś tam wprowadzić ludzi uczciwych i przyzwoitych, którzy mają niewiele wad, a wszystkie żydowskie stosunki. - Tak czy owak, spółkę opanują Żydzi. - Ale bez twojej pomocy zrobią to Żydzi chederowi, a z tobą zrobiliby to uniwersyteccy. - Czy to nie wszystko jedno! – odparł Wokulski wzruszając ramionami. - Nie wszystko. Nas z nimi łączy rasa i wspólne położenie, ale dzielą poglądy. My mamy naukę, oni Talmud, my rozum, oni spryt; my jesteśmy trochę kosmopolici, oni partykularyści, którzy nie widzą dalej poza swoją synagogę i gminę. Gdy chodzi o wspólnych nieprzyjaciół, są wybornymi sprzymierzeńcami, ale gdy o postęp judaizmu… wówczas są dla nas nieznośnym ciężarem! (…) - Tak tedy – myślał Wokulski – zanosi się na walkę między Żydami postępowymi i zacofanymi o naszą skórę, a ja mam brać w niej udział jako sprzymierzeniec tych albo tamtych…. Piękna rola!”20. Doktor nie daje za wygraną, argumentuje, a Wokulski… zaczyna tracić orientację: „(…) – A co do porozumienia ze Szlangbaumem… Bój się Boga, Stachu! Czyby to była rzecz rozsądna z naszej strony, gdybyśmy się żarli między sobą wówczas, kiedy idzie o uratowanie tak świetnego interesu jak spółka do handlu z cesarstwem?... Ty ją rzucasz więc albo runie, albo złapią ją Niemcy i w każdym razie kraj straci. A tak i kraj zyska, i my… - Coraz mniej rozumiem cię – wtrącił Wokulski. – Żydzi są wielcy i Żydzi szelmy… Szlangbauma trzeba wyrzucić ze spółki i trzeba go znowu przyjąć… Raz Żydzi na tym zyskają, to znowu kraj zyska… Kompletny chaos!... - Masz, Stachu, mózg przewrócony… To żaden chaos, najjaśniejsza prawda… W tym kraju tylko Żydzi tworzą jakiś ruch przemysłowy i handlowy, a więc każde ich ekonomiczne zwycięstwo jest czystym zyskiem dla kraju…”21. Prus zauważa przemianę kasty żydowskiej w stronnictwo w narodzie obejmujące różne klasy społeczne, co więcej: z klasy żydowskiej powstaje… klasa mieszczańska! Klasa nastawiona jedynie na zdobywanie majątku (nie zawsze zgodnie z etyką i prawem). Cała złożoność kwestii żydowskiej i stosunków polsko – żydowskich jest widoczna w biografii Henryka Szlangbauma. Jako młodzieniec walczył w powstaniu styczniowym po stronie Polaków. Nazywany był bratem i „Polakiem mojżeszowego wyznania”, miał później możliwość pracować w sklepie prowadzonym przez chrześcijanina22. Zachęcany przez publicystów, próbuje się „zasymilować”: zakłada surdut, zmienia nazwisko, liberalizuje swe obyczaje religijne. Niestety takie postępowanie nie spotyka się z akceptacją zarówno ortodoksyjnych wyznawców Mojżesza, jak i polskiego społeczeństwa. Jest atakowany, wyśmiewany i szykanowany przez obie strony. Rzecki w swym „Pamiętniku starego subiekta” boleje nad nietrwałością ludzkich poglądów i narastającą ksenofobią: „ W ogóle, może od roku, uważam, że do starozakonnych rośnie niechęć; nawet ci, którzy przed kilku laty nazywali ich Polakami mojżeszowego wyznania, dziś zwą ich Żydami. Zaś ci, którzy niedawno podziwiali ich pracę, wytrwałość i zdolności, dziś widzą tylko wyzysk i szachrajstwo (…). Tak sobie myślę, ale milczę; bo cóż może znaczyć sąd starego subiekta wobec głosu znakomitych publicystów, którzy dowodzą, że Żydzi krwi chrześcijańskiej używają na mace i że powinni być w swoich prawach ograniczeni. Nam kule nad głowami inne wyświstywały hasła (…). Taki stan rzeczy w osobliwy sposób oddziaływuje na Szlangbauma. Jeszcze w roku zeszłym człowiek ten nazywał się Szlagowskim, obchodził Wielkanoc i Boże Narodzenie, i z pewnością najwierniejszy katolik nie zjadał tyle kiełbasy co on”23. Młody Szlangbaum, zwolniony z pracy u poprzedniego właściciela – Polaka, trafił w końcu do sklepu Wokulskiego. Niestety i tu nie mógł czuć się dobrze: „Nowy subiekt od razu wziął się do roboty, a w pół godziny później mruknął Lisiecki do Kleina: - Co tu, u diabła, tak czosnek zalatuje, panie Klein?... Zaś w kwadrans później, nie wiem już z jakiej przyczyny, dodał: - Jak te kanalie Żydy cisną się na Krakowskie Przedmieście! Nie mógłby to parch, jeden z drugim, pilnować Nalewek albo Świętojańskiej?”24. Wokulski stanął w obronie druha i wyjaśnił jego chlubną przeszłość, ale nie na wiele to się zdało: „Panie… panie Lisiecki! Pan Henryk Szlangbaum był moim kolegą, kiedy działo mi się bardzo źle. Czybyś więc pan nie pozwolił mu kolegować się ze mną dziś, kiedy mam się trochę lepiej?... Stanowisko Szlangbauma wyjaśniło się od razu (…). Ale czy wynalazł kto sposób przeciw półsłówkom, minom i spojrzeniom?... A to wszystko truje biedaka, który mi nieraz mówi wzdychając: - Ach, gdybym się nie bał, że mi dzieci zżydzieją, jednej chwili uciekłbym stąd na Nalewki…”25. Niektórzy Żydzi dawali się ochrzcić, aby w ten sposób zerwać całkowicie ze swoimi ziomkami i zadeklarować swą polskość, którą utożsamiali z katolicyzmem, ale nie zmieniało to ich pozycji na lepsze. Byli odrzucani jako dwulicowi przez wszystkich: „- Bo dlaczego, panie Henryk – spytałem go – raz się, do licha nie ochrzcisz?... - Zrobiłbym to przed laty, ale nie dziś. Dziś zrozumiałem, że jako Żyd jestem nienawistny dla chrześcijan, a jako meches byłbym wstrętny i dla chrześcijan, i dla Żydów. Trzeba przecie z kimś życ. Zresztą – dodał ciszej – mam pięcioro dzieci i bogatego ojca, po którym będę dziedziczyć… (…) Nieraz w cztery oczy rozmawiałem z Lisieckim. - Za co – pytam – prześladujecie go? Wszakże on prowadzi dom na sposób chrześcijański, a nawet dzieciom urządza choinkę… - Bo uważa, że korzystniej jadać macę z kiełbasą aniżeli sama. - Był na Syberii, narażał się… - Dla geszeftu… Dla geszeftu nazywał się Szlagowskim, a teraz znowu Szlangbaumem, kiedy jego stary ma astmę. - Kpiliście – mówię – że stroi się w cudze pióra, więc wrócił do dawnego nazwiska. - Za które dostanie ze 100 tysięcy rubli po ojcu – odparł Lisiecki. Teraz i ja wzruszyłem ramionami i umilkłem. Źle nazywać się Szlangbaumem, źle Szlagowskim, źle być Żydem, źle mechesem… Noc zapada, noc, podczas której wszystko jest szare i podejrzane?”26. Rzeckiego zarówno martwi, jak i dziwi, zmiana charakteru Szlangbauma. Zmiana pozycji społecznej sprawia, że z prześladowanego bohatera i potulnego subiekta staje się pełnym pychy, zadzierającym nosa, bogatym kupcem: „Dawniej był potulny, dziś arogant i pogardliwy, dawniej milczał, kiedy go krzywdzono, dziś sam rozbija się bez powodu. Dawniej mianował się Polakiem, dziś chełpi się ze swego żydostwa. Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność, a teraz mówi tylko o pieniądzach i stosunkach. Może być źle! Za to wobec gości jest uniżony, a hrabiom, a nawet baronom właziłby pod podeszwy. Ale wobec podwładnych istny hipopotam: ciągle parska i depcze ludzi po nogach. To nawet nie jest piękne…”27. Waleria Marrené krytykuje Prusa za skonstruowanie właśnie takiej postaci: ”Przyznać też trzeba, iż Henryk Szlangbaum jest najmniej logiczną i jakby na dwoje rozłamaną postacią powieści. Prześladowany, zdolny i pracowity subiekt z pierwszego tomu, niczym nie zapowiada nieuczciwego aroganta, separatystę, tandeciarza, jakiego poznajemy w drugim. Czy autor rzeczywiście chciał pokazać zmianę charakteru i zapatrywań, wywołane nieraz odmiennym położeniem, czy też kreśląc te postać ulegał ogarniającemu go pesymizmowi, coraz więcej rozwijającemu się w powieści, postać na tym cierpi, bo jej nie rozumiemy”28. Opinie o narastającym niezadowoleniu społeczny, spowodowanym „judaizacją” gospodarki i wynikające stąd napięcie, przeczucie zbliżającego się wybuchu, chęci zemsty (?) Prus wkłada w usta rozmawiających z Rzeckim i w jego komentarze. Węgrowicz powiada: „Z tymi Żydami to może być kiedyś głupia awantura. Tak nas duszą, tak nas ze wszystkich miejsc wysadzają, tak nas wykupują, że trudno poradzić z nimi. Już my ich nie przeszachrujemy, to darmo, ale jak przyjdzie na gołe łby i pięści, zobaczymy, kto kogo przetrzyma…”29. Klejn zaś o podobnych wypowiedziach Szumana mówi: „- Ona mówi, że dopiero za kilka lat będzie awantura z Żydami?... Uspokój go pan, że będzie wcześniej…”30. Ziębę oburzają ataki agresji i złośliwe dowcipy Lisieckiego: „Śmieli się wszyscy panowie z tej obrazy Szlangbauma… Tylko Żięba ( a jeden zostaje przy sklepie) zaperzył się i zawołał; - Pryncypał ma rację… nie można drwić z wyznania, bo wyznanie to święta rzecz!... Gdzież jest wolność sumienia?... gdzie postęp?... cywilizacja?... emancypacja?...”31. Wokulski na plotki powtarzane przez Rzeckiego reaguje znacznie spokojniej: „- Strasznie ci Żydzi wypierają nas… - Skąd?... Z tych pozycyj, których nie zajmujemy albo do zajmowania których sami ich zmuszamy, pchamy ich, błagamy, aby je zajęli. Mego sklepu nie kupi żaden z naszych panów, ale każdy da pieniądze Żydowi, aby on go kupił i… płacił dobre procenta od wziętego kapitału. - Czy tak? - Naturalnie, że tak, wiem przecie, kto Szlangbaumowi pożycza pieniędzy… - To Szlangbaum kupuje? - A któż by inny? Klejn, Lisiecki czy Zięba?... Ci nie znaleźliby kredytu, a znalazłszy, może by go zmarnowali. - Będzie kiedyś awantura z tymi Żydami – mruknąłem. - Bywały już, trwały osiemnaście wieków i jaki rezultat?... W antyżydowskich prześladowaniach zginęły najszlachetniejsze jednostki a zostały tylko takie, które mogły uchronić się od zagłady. I oto jakich mamy dziś Żydów: wytrwałych, cierpliwych, podstępnych, solidarnych, sprytnych, i po mistrzowsku władających jedyną Bronia jak im pozostała – pieniędzmi. Tępiąc wszystko, co lepsze, zrobiliśmy dobór sztuczny i wypielęgnowaliśmy najgorszych”32. A zatem Żydzi, według Prusa, tak samo jak i inne nacje, mają swoje zalety i wady. Uwidacznia to zwłaszcza rozwój kapitalizmu33 i związana z nim „drapieżna” konkurencja – bezwzględna walka o kolejne szczeble w hierarchii społecznej, o pieniądze. Tylko wówczas można liczyć na szacunek, tolerancję i kontakty towarzyskie, gdy się jest bogatym, gdy się ma pieniądze, dużo pieniędzy. Teodor Jeske – Choiński pisał: „Chrześcijanie na całym świecie przestali dziś być okrutnymi dla Żydówek, zwłaszcza gdy córy Izraela na dużym siedzą worku. Ubogie, choćby najzacniejsze i najładniejsze Semitki, są dotąd tylko „Żydówicami”, ale bankierówny należą do arystokracji”34. Nie wszystkim to się to podoba. Prus wyjaśnia jednak dlaczego awans starozakonnych budzi tak gwałtowne sprzeciwy - przez średniowieczne, kastowe poglądy: „(…) Należysz do tych, co sądzą, że ludzie jak kamienie muszą porastać mchem nie ruszając się z miejsca. Dla pana Szlangbaumy zawsze powinni być subiektami, Wokulscy zawsze pryncypałami, a Łęccy zawsze jaśnie wielmożnymi… Nie, panie! Społeczeństwo jest jak gotująca się woda: co wczoraj było na dole, dziś pędzi w górę… - A jutro znowu spada w dół – zakończył Rzecki”35. Jan Błoński pisze: „Otóż Żydzi – odpowiada Prus – mają „ducha przedsiębiorczości”, kierują się „logiką praktycznego życia”; zarazem jednak zamykają się we własnym kręgu cywilizacyjnym. Asymilując się czy polonizując, tracą jakby owego „ducha przedsiębiorczości”, która stanowi o ich społeczno – ekonomicznej przydatności… Taki jest w „Lalce” sens przeciwstawienia Szuman – Szlangbaum. Inaczej mówiąc, Prus nie lęka się żydowskiej przedsiębiorczości czy nawet zaborczości, ile nie może pojąc, czemu nie idzie ona w parze z asymilacja, wydaje mu się, że się z nią kłóci… Nie docenia zatem oporu tradycji, czynnika czasu czy też żydowskiej swoistości religijno – kulturalnej… Mniejsza zresztą o przyczyny: co decydujące, to brak postępu w integracji klasy średniej, czyli brak postępu w ogóle. Żydów uważał pierwotnie Prus za „kastę’ i – zgodnie ze swoimi demokratycznymi poglądami – uważał, że tę „kastowość” należy złamać. Tymczasem okazało się, że Żydzi są czy chcą być (pozostać) narodem. I chociaż stary Prus żywił sympatię dla syjonizmu, to jednak „kwestię żydowską” zaczął stawiać w kategoriach albo – albo (…). Otóż nie można chyba zaprzeczyć, że Prusa – pisarza, a zapewne także Prusa – człowieka prywatnego – Żydzi ciekawią i pociągają (…). Ich cnoty i wady zdają mu się interesujące, te przynajmniej, które pozostają w stałym związku z pełnionymi przez Żydów funkcjami społecznymi. Prusa jako pisarza zajmowało zwłaszcza uwikłanie człowieka w mnogość różnorodnych relacji międzyludzkich, razem ze sceptycyzmem, humorek, intelektualizmem, przedsiębiorczością, które stąd często wynikają… Pod piórem pisarza można więc nieraz wyczuć nie tylko ciekawość, także jakby podziw i zazdrość. Ta spontaniczna, jak myślę, postawa zdaje się niekiedy wchodzić w konflikt z myślami Prusa jako człowieka publicznego, inaczej, ze stosunkiem pisarza do „kwestii żydowskiej”. Po 1900 roku, zaczął ją uważać za „nierozwiązalną” i to przynajmniej w części z winy samych Żydów; niechęć miesza się wtedy paradoksalnie z poczuciem bliskości i zaciekawieniem”36. Wracając jednak do „Lalki”: skoro więc szlachta nie chce zajmować się przemysłem i handlem, albo robi to nieudolnie, a szlachetniejsze jednostki uciekają od (często) nieuczciwych machinacji kupieckich do działalności naukowej (Wokulski, Szuman), kto pozostanie? Kto weźmie na barki ciężar gospodarki? Kto podźwignie kraj z nędzy? Pozostają tylko konformiści i cwaniacy, ci którzy potrafią się dobrze urządzić w każdej sytuacji. Prus rysuje przyszłość w barwach ciemnych. Silni w narodzie to już nie wartościowi ludzie, lecz bezwzględni i pazerni szubrawcy, bez jakichkolwiek zahamowań, kpiący z ideałów i zimno kalkulujący każde swe przedsięwzięcie37. Jan Kott twierdzi, że nie ma w „Lalce” żadnych wiecznych wartości38, a Waleria Marrené pisze: „Wszystkie postacie działające w powieści umierają lub gorzej: nikczemnieją, triumfują zaś ci, co od zawsze byli mistrzami podłości, a ponieważ wszystkie prawie narysowane są z wielką prawdą, sprawia to na czytelniku przygnębiające wrażenie”39. Prus nie opisał do czego doprowadziły plotki, podburzanie i rosnące niezadowolenie, nie opisał wydarzeń z grudnia 1881 roku. Podjęła się tego Maria Konopnicka. W „Mendlu Gdańskim” przedstawiła sceny z pogromu Żydów w Warszawie. Niestety współcześnie w społeczeństwie polskim tkwią jeszcze te same lęki i krążą slogany antyżydowskie, zaś sami Żydzi mają wiele żalu i nie potrafią zaufać deklaracjom dialogu, propozycjom przebaczenia. Wzajemnym oskarżeniom nie ma końca… A przecież „po obu stronach bywało różnie. I dziś po obu stronach są różni ludzie: obiektywni albo zaślepieni. Chwała tym, co mają oczy przyjaźnie otwarte”40. Chciałabym, aby spełniły się marzenia Elizy Orzeszkowej: „Wierzą, że gdy dziecinne baśnie i fantastyczne widma ustąpią miejsca prawdom i naukom wiedzy, nienawiści umilkną, odrębności znikną niedołęstwa zamienia się w dzielność, a pogardy i złorzeczenia we wzajemny szacunek dla spraw i godności człowieka”41. Biblia, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu…, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1975, s. 848 i 205. 2 E. Orzeszkowa, O Żydach i kwestii żydowskiej, Wilno 1882 (fragm..), (W: ) Literatura polska okresu pozytywizmu, Podręcznik…, Alina Nofer – Ładyka, Warszawa 1987, wyd. II, s. 269. 3 E. Orzeszkowa, Meir Ezofowicz, Warszawa 1952. 4 B. Prus, Szynk i społeczne zepsucie, (W: ) Wczoraj – dziś – jutro. Wybór felietonów, wyb. Oprac. i przyp. Z. Szwejkowski, PIW, s. 84. 5 Tenże, W sprawie żydowskiej, (W: ) H. Markiewicz, „Lalka” Bolesława Prusa, Warszawa 1967, s. 105. Podkreślenie moje. 6 Tenże, Lalka. Powieść w trzech tomach, Warszawa 1962, wyd. 19, (dalej: ”L” ), t. 1, s. 274. 7 „L”, t. 2, s. 112; por. t.2, s. 40. 8 „L”, t. 2, s. 80-91; ( W 1887 r. Prus pisał: „Na tym pniu (chłopstwo) rośnie i rozmnaża się milion Żydów, przeważnie handlarzy , równie biednych i zacofanych, jak chłopi. Żydzi umieją wszędzie czytać i pisać, lecz w jakimś obcym żargonie, trochę podobnym do niemieckiego. Za to dbają tylko o siebie i innych Żydów, a dla ludności miejscowej są w najlepszym razie obojętni, jak w rodzinie obcy najemnik, pogardzany, źle płacony i nieżyczliwy” – Charakterystyka społeczeństwa polskiego, (W: ) H. Markiewicz, tamże, s.97). 9 E. Orzeszkowa, tamże, s. 136: (Szmul) „Aj waj! Z tych domków naszych biednych rzeki pieniędzy płyną… A skąd my je bierzem? Z potu naszego my bierzem je, z krwi naszej i z wnętrzności naszych dzieci, co z głodu wysychają! (…) A jak (…) nie ma być brudno, kiedy nas jedenaścioro w jednej małej izbie mieszka, a sionce stoją dwie kozy, co nas mlekiem swoim żywią? (…) Koszerne mięso u nas bardzo drogie i my jego nigdy nie jemy… chleb jemy z cebulą i kozie mleko pijem…”; por. „L”, t. 2, s. 82-83. 10 Por. 3. Mojż. 19,33-34; 5 Mojż. 24, 17-22. 1 „L”, t.1, s. 195. E. Orzeszkowa, Eli Makower, t.2, s. 374 – wg H. Markiewicz, Asymilacja Żydów jako temat literatury polskiej (W: ) Literatura i historia, Kraków 1994, s.19. 13 „L”, t.2, s.70-71. 14 H. Markiewicz, Literatura i historia, Kraków 1994, s.21-22. 15 M. Konopnicka, Mendel Gdański, (W: ) Opowiadania, Warszawa 1988, s. 43. 16 „L”, t.1, s.276. 17 „L”, t.3, s.122. 18 „L”, t. 3, s.225. 19 „L”, t. 3, s. 227. 20 „L”, t.3,s. 228. 21 „L”, t.3, s. 234. 22 Patrz np. Rozkaz pełnomocnika Rządu Narodowego w Galicji zakazujący dyskryminacji Żydów, (Kraków) 10 X 1963, (W: ) Żydzi a powstanie styczniowe. Materiały i dokumenty, oprac. A. Eisenach, D. Fajnhaus, A. Wein, Warszawa 1963, s. 91. 23 „L”, t.1, s.213. 24 Tamże. 25 „L”, t.1, 215. 26 „L”, t.1, s. 215-216. 27 „L”, t.3, s.203. 28 Waleria Marrené, wg Pierwsze sądy i krytyki o „Lalce” 1889 – 1891 (W: ) H. Markiewicz, „Lalka” Bolesława Prusa, tamże, s. 163. 29 „L”, t.3, s.72. 30 „L”, t.3, s200. 31 „L”, t.3, s.202. 32 „L”, t.3, s.79; por. A. Eisenach, Z dziejów ludności żydowskiej w Polsce w XVIII i XIX w. Studia i szkice, Warszawa 1983, s. 291. 33 Tak twierdzi J. Kott, (W: ) O „Lalce” Bolesława Prusa, Warszawa 1948, s.59. 34 Teodor Jeske – Choiński, Typy i ideały pozytywistycznej beletrystyki polskiej, 1888, wg: J. Kott, tamże, s.96. 35 „L”, t.3,s.125. 36 J. błoński, Żydzi u Prusa i Żeromskiego, (W: ) „Powiększenie”, R.X, Nr 1-4, s.12-13. 37 Historia literatury polskiej w zarysie, red. M. Stępień, A. Wilkoń, Warszawa 1988, wyd. 5 poszerz., t.1, s.326. 38 J. Kott, tamże, s.48. 39 W. Marrené, tamże, s.162. 40 J. Turnau, Starszy pan z Torą, (W: ) “Gazeta Wyborcza” nr 273 (2263) / 1996; por. Rz. II. 41 E. Orzeszkowa, O Żydach i kwestii żydowskiej, tamże, s. 271 (patrz przyp. 2). 11 12 Bibliografia I Tekst źródłowy Prus Bolesław, Lalka. Powieść w trzech tomach, Warszawa 1962, wyd.19 II Opracowania Bachórz Józef, Pozytywizm. Podręcznik do szkół ponadpodstawowych, Warszawa 1996, wyd.2 por. Biblia, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu…, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1975 Eisenach Artur, Z dziejów ludności żydowskiej w Polsce w XVII i XIX w. Studia i szkice, Warszawa 1983 „Gazeta Wyborcza” nr 273 (2263) / 1996 Konopnicka Maria, Opowiadania, Warszawa 1988 Kott Jan, O „Lalce” Bolesława Prusa, Warszawa 1948 Markiewicz Henryk, Literatura i historia, Kraków 1994 Markiewicz Henryk, Literatura pozytywizmu, Kraków 1989 Nofer – Ładyka Alina, Literatura polska okresu pozytywizmu…, Warszawa 1987, wyd.11 Orzeszkowa Eliza, Meir Ezofowicz, Warszawa 1952 „Powiększenie” R.X, Nr 1-4 Prus Bolesław, Wczoraj – dziś – jutro. Wybór felietonów, wyb., oprac. i przyp. Zygmunt Szweykowski, PIW Shmeruk Chone, Historia literatury jidysz. Zarys, Wrocław – Warszawa – Kraków 1992 Słownik literatury Polskiej XIX w., red. Józef Bachórz i Alina Kowalczykowi, Wrocław – Warszawa – Kraków 1991 Historia literatury polskiej w zarysie, red. Maria Stępień, Aleksander Wilkoń, Warszawa 1988, wyd. 5 poszerz./ t.1 Żydzi a powstanie styczniowe. Materiały i dokumenty, oprac. A. Eisenach, D. Fajnhauz, A. Wein, Warszawa 1963 Żydzi polscy. Dzieje i kultura, Marian Fuks, Zygmunt Hoffman, Mauycy Horn, Jerzy Tomaszewski, Warszawa 1982