TAK MNIE SKRUSZ TAK MNIE ZŁAM - 48 Słowo Pierwsze Wykonało się. Człowiek dokonał wyboru, wydał wyrok na Boga. Najtragiczniejszy dzień w historii świata. Bóg, według opisu Księgi Rodzaju, w piątek – szóstego dnia stworzenia czyni człowieka, a człowiek w piątek podnosi swą rękę, by zabić Boga. Dzieje się jednak coś przedziwnego, absolutnie zaskakującego. Odpowiedzią na nienawiść staje się Miłość, Dobro pokonuje siłę zła, przebaczenie przezwycięża gniew. „Ojcze” – woła z ogromu swego bólu i cierpienia ukrzyżowany Chrystus. Krótkie słowo „Abba”, w którym zawiera się wszystko. Bóg jest Ojcem nawet w największym cierpieniu, On, od Którego pochodzi wszystko. To Jezus uczył swych uczniów, by Wielkiego i Niepojętego Boga nazywali prosto, zwyczajnie: „Ojcze, Abba…” Nawet swą Śmiercią potwierdza tę naukę. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. W chwili swej Męki Jezus myśli o swych prześladowcach. Modli się o przebaczenie dla nich. Czy nie przychodzą nam na myśl słowa o konieczności przebaczania aż siedemdziesiąt siedem razy, przebaczania aż do końca? Bóg postanowił pojednać świat ze sobą, nie oszczędził swego Jedynego Syna, zapłacił niewyobrażalną cenę za to, byśmy mogli nie tylko doświadczyć cudownej rzeczywistości Bożego przebaczenia, ale byśmy mogli stać się dziećmi Bożymi, pojednanymi i odkupionymi. Jezus modli się za swych oprawców, tą modlitwą objęty wydaje się cały świat. Modli się za nas, tak często gubiących się na krętych drogach naszego życia. To grzech, także i mój grzech zaprowadził Chrystusa na Golgotę. Jezus Cierpiący, Jezus Umierający w ogromie swej Męki i cierpienia wypowiada słowo. Jakże ważne jest, by wsłuchać się w słowa Zbawiciela, by wziąć je głęboko do serca, uczynić programem swego życia. Pierwsze słowo, które pada z Krzyża mówi o przebaczeniu. Nieprzebaczenie, gniew, brak pojednania to grzechy, które tak często zamykają nas na działanie łaski Bożej. Człowiek woli chować, pielęgnować w sobie stare urazy, chodzić z rozdartym i poranionym sercem, niż wsłuchać się w słowa Chrystusa: „przebacz im”. Ludzkimi siłami wydaje się to niemożliwe. Niekiedy zło wyrządzone drugiemu człowiekowi jest tak wielkie, że nie sposób go zapomnieć, nie sposób przed nim uciec. Dopiero, gdy człowiek sam doświadcza przebaczenia, Miłości Boga, która porusza aż do najgłębszych pokładów serca, dopiero wówczas może w nim samym dokonać się cud przebaczenia, darowania win, doświadczenia prawdziwej wolności serca. Tylko Krzyż Chrystusa daje siłę, tylko Jego Ofiara daje moc by rozerwać zaciśnięte pęta gniewu i nienawiści. Tylko on tłumaczy sens cierpienia, sens przebaczenia. Bóg z Miłości umiera za człowieka, by dać mu nowe życie, ofiarowuje mu dar przebaczenia, by odważył się przebaczać, odważył się żyć Miłością. ŚPIEW- KRZYŻU ŚWIĘTY nr 106 Słowo Drugie Wielka tajemnica Bożego Miłosierdzia. Oto Chrystus, Pan wszelkiego stworzenia, Umiłowany Syn Ojca wywyższony na drzewie Krzyża, On – Jedyny Sprawiedliwy, zawieszony pomiędzy złoczyńcami, zaliczony według słów Pisma w ich poczet. Jak zrozumieć ogrom tej Miłości? Bóg, który wchodzi w przepaść nędzy człowieka, jego grzechu, samotności, odrzucenia. Kim byli ci dwaj, których tradycja nazwała łotrami? Niewiele o nich wiemy. Wiadomo, że kara ukrzyżowania wymierzana była za najcięższe zbrodnie. Z ust jednego z nich dowiadujemy się, że słusznie taką karę ponoszą. I to właśnie im, złoczyńcom, odrzuconym, osądzonym przez ludzi, dane jest uczestniczyć w najważniejszym momencie historii świata. Dokonuje się Odkupienie, wyzwolenie człowieka z niewoli grzechu i zła. Pośród okrucieństwa świata, pośród największej ciemności, gdy zło wydaje się triumfować, a Dobro umiera, wypełnia się odwieczny plan Boga, plan Jego Miłości. Jakże ważna jest odpowiedź człowieka na otaczającą rzeczywistość. Każdy wybór, poruszenie serca może przybliżać nas do Boga. Nawet w ostatnim momencie może dokonać się zmiana historii życia. Jakże ważne jest to, by rozpoznać moment spotkania z Łaską, by będąc zanurzonym we własnym bólu i cierpieniu oczyma wiary potrafić dostrzec Obecność Boga, który jest tak blisko. Tak często Boga spotykamy pośród cierpienia, niezrozumienia… „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Ratuj siebie i nas.” Słowa jednego z łotrów przecież wydają się być wyznaniem wiary, czy jednak nie są cynicznym podsumowaniem całego życia, okrzykiem ostatecznej rozpaczy, wyznaniem, że wszystko przegrane, że nawet Bóg nie może już nic zrobić. Za późno! I drugi łotr, zwany „dobrym”. Dobry, bo uwierzył Nadziei. On wie, że całe jego życie jest przegrane, uznaje swe ostateczne bankructwo, a jednak potrafi jakby wyjść poza to. Jak wielki jest heroizm tego człowieka, który nie zatrzymuje się tylko na własnym bólu, odrzuceniu, krańcowym cierpieniu. Potrafi dostrzec w wiszącym obok Skazańcu, tego, który może wszystko, który potrafi nawet jego zmarnowanemu życiu w ostatniej chwili nadać sens. „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.” Słowa wypowiedziane ostatkiem sił, ostatnim tchnieniem człowieka, którego świat osądził i potępił. I tu, w ostatnim momencie dokonuje się również Boży sąd, sąd miłosierdzia i łaski. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni” – uczył Jezus. Jak bardzo mocno brzmią te słowa w tej rzeczywistości… To łotr pierwszy doświadczył łaski odkupienia, cudownej mocy Krzyża Chrystusa. On pierwszy jest zbawiony! Wszak „ostatni będą pierwszymi”… „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” – mówi do niego Ten, który jest Pierwszym i Ostatnim, Początkiem i Końcem. To słowo „zaprawdę”, to przecież hebrajskie „amen”. Amen, tak jest i tak będzie, na zawsze, bo wbrew wszystkiemu, swej nędzy, grzeszności, przegranemu życiu, osądowi ludzi uwierzył Miłości, Bogu, który kocha wbrew wszystkiemu i który czeka na człowieka do końca. „Dziś ze Mną będziesz w raju”. Być w raju, to być z Jezusem. Bez Niego czymże byłoby niebo? On, Bóg, sam jest szczęściem, wypełnieniem wszelkich ludzkich pragnień, tęsknot, nadziei. On jest Miłością! Jeden z mędrców żydowskich, poruszony miłością Bożą wykrzykuje: „Nie chcę Twoich darów, nie chcę Twego przyszłego świata. Chcę Ciebie samego!” Drugie słowo z Krzyża to zaproszenie i wezwanie do bezgranicznej ufności. Miłosierdzie Boga jest większe niż wszelki ludzki grzech, przekracza granice ludzkiego rozumienia. Jakże wielka nadzieja płynie z Krzyża, nadzieja dla nas, słabych, tak często upadających ludzi. „Dziś ze Mną będziesz w raju”- to przecież odwieczne Boże pragnienie względem każdego człowieka. W chwilach ciemnych, chmurnych, nawet gdy wszystko wydaje się stracone miejmy odwagę zawołać razem z dobrym łotrem: „Jezu, wspomnij na mnie…” Może i my jak ten pierwszy kanonizowany usłyszymy w głębi naszych serc ten tak bardzo oczekiwany głos: „Dziś (i już na wieki) będziesz ze Mną”. ŚPIEW - PANIE NIE ZASŁUŻYŁEM nr 88 słowo Trzecie Znany jest nam biblijny opis męki Chrystusa. Osłuchaliśmy się go. Potrafimy nawet wiernie przywołać większość słów, które Jezus wypowiedział z wysokości krzyża. Ale czy rzeczywiście rozumiemy ich znaczenie? Wszystkie przesycone są tajemnicą cierpienia. I może właśnie to dominujące w naszym ludzkim odbiorze przerażenie skalą bólu przesłania głęboki sens Miłości i Prawdy słów Chrystusa. Proponuję na przykład przyjrzeć się Testamentowi Jezusa, skierowanemu do Maryi, do Jana i do każdego człowieka. Zazwyczaj nikogo nie dziwi fakt, że pełna miłości Maryja stała przy swoim ukrzyżowanym Synu. W nikim nie budzi wątpliwości to, że bardzo cierpiąc, nie mogła w żaden inny sposób okazać swej miłości i pomocy Mesjaszowi ofiarującemu siebie Ojcu, jak właśnie trwać przy Nim. Trwać w duchu pełnego zdania się na Jego Mądrość. Zapowiadał przecież, że będzie prześladowany i zabity. Jezus zawsze był słowny. Miłość nie pozwoliła Jej wystraszyć się prześladowców, ich bezwzględności. Ale czy było to tylko ludzkie, macierzyńskie przywiązanie? Z drugiej strony, czy Jezus chciał zapewnić Matce jedynie opiekę wiernego ucznia? Czy wyraził jedynie troskę o los Matki i pragnąc większego zrozumienia dla swoich uczuć względem Matki, zwrócił się do Jana w pełnych miłości słowach: „oto Matka twoja”? (zob. J 19, 27). Kiedyś, w Nazarecie, podczas zwiastowania usłyszała Maryja, że będzie Matką Syna Bożego, że będzie On wielki - Ojciec da mu tron praojca Dawida (zob. Łk 1, 32). Tymczasem tu na Golgocie, zamiast tronu – krzyż, zamiast korony - cierniowa tortura, zamiast splendoru nienawiść. A sam Jezus do swego Ojca zwraca się: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27, 46). Gdyby myślała jedynie po ludzku, zwątpiłaby w dobroć Boga. Mogłaby przybrać postawę żony Hioba, w bezradności wołającej do niego: „złorzecz Bogu i umieraj” (zob. Hi 2, 9). Maryja stała przy Jezusie milcząca. Jej duszę przenikał miecz, na jaw wychodziły zamysły serc wielu, zamysły nas wszystkich. Wszelkiego rodzaju zamysły. Ona, Niepokalana, czystością swego serca, wyraźnie, w duchowy sposób widziała treść ludzkich serc, całą treść historii wszystkich pokoleń ludzkich. Nie tylko tych osób, które otaczały Ukrzyżowanego. Przecież wiszący na krzyżu Jezus pokutował i umierał za grzechy wszystkich ludzi. Nikt tak jak Ona nie miał duchowego wglądu w pełne rozmiary cierpienia tej ofiary. Stała w postawie fiat, nie pytała jak kiedyś w świątyni: „Synu, czemu nam to czynisz?” (por. Łk 2, 48). Stała w pełni zaangażowana w realizację planów Boga. W Nazarecie, z wyboru Boga i z własnego wyboru, stała się Służebnicą Pańską. Oczekując narodzenia Chrystusa, rozważała stopień zaufania, jakim obdarzył Ją Bóg, powierzając Jej własnego Syna. Zanim związała się z Nim przez pępowinę, związała się z Nim Słowem. Jej więź z Chrystusem dokonała się na gruncie przyjętego Słowa Bożego i przez Słowo Boże. Przez całe życie zbierała z ust i Serca Jezusa wszystkie Jego wypowiedzi, każdą Jego Mądrość. Teraz, tu na Golgocie miałoby być inaczej? Maryja na Golgocie przeżywa swoje drugie zwiastowanie. Teraz Bóg zwraca się do Niej już bez pośrednictwa Archanioła Gabriela. Sam, bezpośrednio, w Osobie Syna zwiastuje Jej nowe macierzyństwo. Ma stać się Matką wszystkich ludzi. Niepokalana Niewiasta, swoją wiarą i pokorą depcząca moce piekielne, ma rozszerzyć swoje duchowe macierzyństwo na każdego z nas. Syn oczekuje od Niej, aby przyjęła tych co Go krzyżują za swoje drogie dzieci, aby wprowadzała je na drogę zaufania Bogu. Jako Matka ma towarzyszyć wszystkim pokoleniom ludzkim i każdemu z osobna w duchowej walce o trwałość owoców dzieła Jej Syna. I Maryja wypowiada swoje milczące, ale prawdziwe drugie fiat. To posłuszeństwo Słowu Bożemu do granic. Maryja nigdy tego powszechnego, duchowego macierzyństwa nie wyprze się. Tymczasem Jan dowiaduje się, że otrzymuje nową Matkę. Ma być Jej prawdziwym synem. Bierze Maryję do siebie, uczy się od Niej Jezusa. Przyjmuje tajemnice Serca Maryi, skarby Jej rozważań i przemyśleń. Żyje w obecności Maryi. Głębia Serca Maryi staje się dla niego źródłem prawdziwej mądrości wiary i duchowej głębi. Widać to w napisanej później Ewangelii. Słowa Jezusa skierowane do Jana „oto Matka twoja”, zaadresowane są do każdego ucznia. Jezus pragnie się podzielić z nami swoją Matką. Zaprasza nas do przyjęcia Jej obecności i do swoistej opieki nad Skarbnicą przemyśleń Serca Maryi. Pragnie, abyśmy wzorowali się na Jego Matce, upodabniając się do Niej w Jej postawie względem Bożego Słowa, względem woli Boga i względem drugiego człowieka. W planach Miłości Jezusowej nikt nie ma być sam. Każdy ma doświadczyć niezastąpionej obecności, pomocy i zwycięstwa Jego Matki nad złem. Oczekuje od nas wsłuchania się w Jej zwycięskie Serce. Potomstwo Niewiasty (por. Rdz 3, 15), nie ma pozostać bez Matki w walce o najwyższą sprawę – wieczną Komunię z Bogiem, o własne i cudze szczęście. ŚPIEW - COŚCIE LUDZIE UCZYNILI nr 109 Słowo Czwarte Jezus, Bóg i Człowiek, zawieszony na drzewie krzyża między ziemią a niebem. On, Nowy Adam, początek nowego stworzenia, uosabiający całą ludzkość, ludzkość, która tak daleko jest od Boga, a jednocześnie tak bardzo pragnie z Nim spotkania. „Czemuś mnie opuścił?” Czyż nie pobrzmiewa w tym pytaniu pełen bólu i cierpienia głos Boga z ogrodu Eden: „Adamie, gdzie jesteś?” Człowiek, który ukrywa, chowa się przed Bogiem, ucieka od Miłości, skrywa się w rozpaczy własnej samotności. I Bóg, który w tę samotność człowieka wkracza, przychodzi by być Emmanuelem, Bogiem z nami, nie dalekim, transcendentnym, nie Odwieczną Nieporuszoną Zasadą, ale tak bardzo bliskim i miłującym. Staje się Człowiekiem, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Człowiek opuścił Boga, przestał wierzyć w Jego bezwarunkową Miłość i łaskę, ale Bóg nie opuścił człowieka. To właśnie tu, na krzyżu dopełnia się tajemnica przedziwnej Miłości Boga, wypełnia się Jego odwieczny plan, by w Chrystusie zjednoczyć wszystko, i to, co na ziemi i to, co w niebie, to, co boskie, z tym, co ludzkie. „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Samotność jest bolesnym doświadczeniem, szczególnie samotność wśród tłumu ludzi, ale jest jeszcze samotność o ileż większa i boleśniejsza, dotykająca najbardziej wewnętrznej sfery człowieka. Samotność bez Boga, gdy wydaje się, że wszystko zmarnowane, przegrane, wszelkie dobre intencje i działania stają się utopijną mrzonką, gdy znika Światło… I tu, w te wydawałoby się, że najciemniejsze obszary zszedł Ten, który jest Droga i Prawdą, i Życiem. I już odtąd nie ma ciemności, która byłaby zbyt ciemna, , nie ma przegranego życia, zawsze jest nadzieja… Człowiek często sam odchodzi od Boga, sam porzuca niewyczerpane Źródło Miłości i Nadziei poprzez grzech, niefrasobliwość, lenistwo duchowe. Czasem jednak wydaje się, że to Bóg znika, że pozostawia człowieka samego, właśnie wtedy, gdy najbardziej Go pragnie i potrzebuje, że milczy, gdy tak bardzo Go potrzeba. Jezus doświadczył tego, czego tak bardzo lęka się człowiecze serce, ostatecznego ogołocenia, całkowitego ubóstwa. On, Syn Boży opuszczony przez Ojca, byśmy my nie byli opuszczeni. I wtedy wewnętrzna pustka, samotność przestają być nieszczęściem, stają się drogą, darem, udziałem w wielkiej Tajemnicy Wielkiego Piątku, Misterium uniżenia i wywyższenia Chrystusa. Gdy jest trudno, źle, pusto, a w sercu mnożą się niepokoje, pamiętajmy, że ciemności Wielkiego Piątku nie są końcem, że zajaśnieje poranek wielkanocny, po mrokach zabłyśnie Światło, które nie przeminie, Zwycięski Jezus Zmartwychwstały. ŚIEW- UWIELBIAM TWOJĘ IMIĘ nr 107 Słowo Piąte Pragnienie Jezusa na krzyżu by spełniło się to na co przyszedł by jego męka otworzyła niebo każdemu człowiekowi by każdy mógł się w nim pokrzepić Pragnę zwilżyć usta Jezusa swą miłością ulżyć Jego cierpieniu swym wytrwaniem by Jego cierpienie nie poszło na darmo Ukrzyżowany Jezus w śmiertelnej gorączce woła o wodę. Jego pragnienie sięga jednak głębiej. Płynie z serca Boga, który tęskni za nami. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli. Filozofowie różnych epok przekonywali, że Bóg jest tak doskonały i całkowicie samowystarczalny, że niczego i nikogo nie potrzebuje. Ewangelia pokazuje inny obraz Boga. Głosi Boga, który pragnie być miłowany. Boga, który nie jest jakąś bezosobową energią lub niewzruszoną, doskonałą, zimną istotą. Być może Bóg mógłby być Bogiem bez nas. Ale Jezus objawił nam Boga, który chce być Bogiem z nami i dla nas. Spragniony Jezus prosił przy studni Samarytankę: „Daj Mi pić”. Wiedział, że należała do ludu pogardzanego przez Żydów, znał historię jej grzesznego życia pełnego smutku i goryczy. Dlatego chciał rozbudzić w tej zagubionej kobiecie pragnienie wody nowego życia. Pragnął jej nawrócenia, jej wiary. Ta historia ciągle się powtarza. Chrystus siada przy studni, do której przychodzimy szukać wody. Schodzi na poziom potrzeb ludzkiego serca, które szarpane tysiącem pragnień wciąż rozmija się z tym, co najważniejsze. Bóg skarży się: „Opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny popękane” (Jr 2,13). Tylko w Bogu człowiek może znaleźć nasycenie. Jezus zaprasza, by zaczerpnąć wody żywej – płynącej z głębin Bożego Ducha. „Źródło pragnie, aby z niego pić” – mawiał św. Grzegorz z Nyssy. Bł. Matka Teresa pisała: „Bóg nie wahał się żebrać u Samarytanki o trochę wody. Był spragniony. Lecz mówiąc »Daj mi pić«, Stworzyciel domagał się właśnie miłości od swego biednego stworzenia. Był spragniony miłości. Ach! Czuję to bardziej niż kiedykolwiek: Jezusowi chce się pić. Spotyka tylko niewdzięcznych...”. „Miłość nie jest miłowana” – wołał na ulicach Asyżu św. Franciszek. Słowo „pragnę” pozostaje także zwykłą prośbą cierpiącego człowieka, wołaniem o prosty gest miłości bliźniego. Krzyk „pragnę” dobiega nieustannie od strony spragnionych – ludzi żyjących w materialnej lub duchowej biedzie. Jezus utożsamił się z tymi, którzy są głodni, spragnieni, chorzy, w więzieniu, z cudzoziemcami i z tymi, którzy są nadzy. „Zapewniam was: wszystko, co zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych moich braci, zrobiliście dla Mnie” (Mt 25,40). Bóg jest blisko małych, cierpiących. Sam staje się słaby. Ukrywa się w ubogich. Kto nie zatyka uszu na wołanie ubogich, kto staje się przyjacielem wykluczonych, niesprawnych, samotnych, ten staje się przyjacielem Boga. Kto się odwraca od ubogich, odwraca się od Boga. Nie można stać z wiarą i współczuciem pod krzyżem Jezusa, uciekając od przydrożnych ludzkich krzyży. Przydrożnych, czyli stojących obok mojej drogi. Ewangelia wywraca świat do góry nogami. Bóg nie mieszka już w górze, ale na dole, pośród najmniejszych. Aby Go tam odnaleźć, trzeba iść drogą w dół. Zbawicielu! Pragniesz wody, bo jesteś w agonii. Pragniesz agonii, bo chcesz stać się wodą życia dla nas. Pragnę - to słowo prosto z serca Boga, który chce mojego zbawienia, mojej miłości. To echo Bożego wołania: Adamie gdzie jesteś?. Jezu, otwórz moje uszy, bym słyszał głos spragnionego Boga, bym nie chował się już dłużej w mroku grzechu, złości, pychy .... Obym wyznał: moja dusza pragnie Ciebie, Boże. Bez Ciebie ginę. ROZPIĘTY NA RAMIONACH NR 45 Słowo Szóste „Wykonało się” - według Ewangelii św. Jana to było ostatnie słowo Jezusa. To jakby obwieszczenie końca pracy, ukończenia dzieła, wypełnienia powierzonego zadania. To słowo, w którym pobrzmiewa ulga, że nadszedł wreszcie kres zmagań, koniec cierpienia ponad siły. To wyznanie, które zapowiada, że to, co wygląda teraz jak beznadziejny, bezsilny i pusty finał jest jednak spełnieniem, jest zwycięstwem na niewyobrażalną skalę. W tym słowie Jezusa już można usłyszeć zapowiedź wielkanocnego poranka. Co właściwie się dokonało? Pełny sens słowa na krzyżu odkryjemy sięgając do wcześniejszych wypowiedzi Pana Jezusa. Wielokrotnie mówił, że Jego misja pochodzi od Ojca: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał i wykonać Jego dzieło” (J 4,34); „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wówczas poznacie, że Ja jestem i że niczego nie czynię sam z siebie, lecz tylko to głoszę, czego mnie Ojciec nauczył. Ten zaś, który mnie posłał jest ze Mną. Nie pozostawił mnie samego, ponieważ zawsze czynię to, co się Jemu podoba” (J 8,28-29); „Tak postępuję, jak On mi polecił” (J 14,31). „Wykonało się” – to słowo jest ukoronowaniem zbawczej misji Syna Bożego. Jest ostatecznym potwierdzeniem kierunku całego życia Mesjasza. Św. Paweł pisze o tym w taki sposób: „On ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, (…), uniżył samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,7-8). Od narodzin w Betlejem aż po ostatnie tchnienie na krzyżu istnienie Chrystusa jest przeniknięte tym dążeniem. Teologia mówi o proegzystencji, czyli istnieniu dla. „Chrystus nie istnieje dla siebie, ale całe Jego istnienie, całe Jego życie jest w służbie, jest istnieniem dla. Istnieje dla chwały Boga, swego Ojca, istnieje dla naszego zbawienia. Chrystus nie ma żadnych własnych celów, które by chciał w swoim życiu realizować. On całą swoją egzystencją istnieje dla Ojca i dla nas ludzi. Jest to życie całkowicie oddane, wydane, poświęcone, życie w służbie, w posłuszeństwie. To rzecz najbardziej uderzająca w całym życiu Chrystusa”. (F. Blachnicki). Skrzyżowane belki krzyża wskazują dwa kierunki całkowitego daru, którym stał się Chrystus, Syn Boży: pionowa wskazuje na dar składany Bogu Ojcu, pozioma – na dar ofiarowany człowiekowi. „Wykonało się” – oznacza złożenie ofiary, którą sam Jezus zapowiedział podczas Ostatniej Wieczerzy. Ciało za was wydane, Krew za was wylana na odpuszczenie grzechów – eucharystyczny symbol wypełnił się treścią. Zbawcza ofiara Jezusa przyniosła nam odkupienie, wyzwolenie z grzechu. „Jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rz 5, 19). Dokonało się pojednanie, ustanowiona została komunia człowieka z Bogiem. Wszystkie owoce krzyżowej ofiary są rozdzielane w każdej Mszy św. W niej uobecnia się jedyna ofiara Chrystusa. Tam duchowo stajemy pod krzyżem, aby adorować miłość Boga i karmić się nią. W Pasji wg. Św. Jana skomponowanej przez Jana Sebastiana Bacha po słowach „Wykonało się” solista wykonuje przejmującą arię-modlitwę. Jej słowa brzmią następująco: „Mój drogi Zbawicielu! Pozwól, że spytam cię teraz, kiedy już zostałeś przybity do krzyża i sam powiedziałeś: wykonało się”. Czy jestem uwolniony od śmierci? Czy przez Twoją mękę i śmierć uzyskałem Królestwo niebieskie? Czy zbawienie świata jest tutaj? Nie możesz z bólu nic mówić, ale skłaniasz głowę. I milcząc mówisz: tak. Daj mi, coś wysłużył. Niczego więcej nie pragnę”. Znak zwycięstwa Ewangelista Jan akcentuje, że krzyż jest miejscem, w którym rozbłysła chwała Boża. Haniebne wywyższenie Jezusa na krzyżu jest jednocześnie wyniesieniem Go do chwały po prawicy Ojca. Dlatego krzyż Chrystus jest znakiem nadziei. „Ukrzyżowanie, wywyższenie i uwielbienie są według Jana jednym nierozdzielnym wydarzeniem. Krzyż jest sądem nad światem i wrogimi mocami świata. Krzyż odsłania grzech, niesprawiedliwość i kłamstwo, ale objawia równocześnie większą ponad wszystko miłość, sprawiedliwość i prawdę Bożą. Jest Bożą mądrością i siłą. Przez Krzyż rozbroił Bóg zwierzchności i potęgi, wydał je jawnie na pośmiewisko; przez Chrystusa zatriumfował nad nimi”. (Katolicki katechizm dorosłych). Zwycięski, wyzwalający charakter męki Jezusa Chrystusa wyraża pięknie Liturgia Wielkiego Piątku. W uroczystej procesji wnoszony jest wtedy Krzyż. Odsłaniany stopniowo zostaje ukazany wiernym i uczczony słowami: „Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata. Pójdźmy z pokłonem”. Nie adorujemy cierpienia, adorujemy miłość Boga, która w tak niezwykły sposób obejmuje wszystkich ludzi, świat cały. W starożytnym hymnie o krzyżu czytamy: „O krzyżu bądź pozdrowiony, jedyna nasza nadziejo! Zachowaj wiernych od złego i zniwecz zbrodnie ludzkości”. Klękamy przed Krzyżem jako znakiem zwycięstwa. To zwycięstwo miłości nad nienawiścią i przemocą, prawdy nad kłamstwem, życia na śmiercią. Pozostaje ono jednak nadal ukryte pod pozorami przeciwieństwa. Jeszcze panują w świecie nienawiść, kłamstwo, przemoc. Nowe życie darowane jest nam jedynie pod postacią krzyża. Zwycięstwo krzyża obiecane jest nam jedynie na drodze krzyża. Bo właśnie to, że Bóg zstąpił w całą nędzę ludzkiego cierpienia i umierania, złączyło nas na nowo z Bogiem w tej konkretnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Krzyż jest znakiem nadziei na ostateczne zwycięstwo Boga. Skąd bierze się ta władza? W wawelskiej katedrze znajduje się czarny krucyfiks, przy którym często modliła się św. Jadwiga, królowa Polski. U stóp tego krzyża toczyła wewnętrzną walkę. Tutaj z głębokiej osobistej więzi z Ukrzyżowanym czerpała moc do niełatwych decyzji, które przyniosły wielkie dobro dla Polski, dla Litwy, dla Europy. 10 czerwca 1987 roku Jan Paweł II wygłosił w katedrze wawelskiej jedną z najbardziej przejmujących medytacji poświęconych krzyżowi. Mówił: „W Krzyżu »poznaliśmy miłość« (1 J 3,16), tę miłość aż »do końca«. Tę miłość, którą Jadwiga, nasza królowa, poznała tu: przy tym krzyżu. Tu, na tym miejscu, Jadwiga poznała, jaką władzę ma Ukrzyżowany »na niebie i na ziemi«. Poznała wiarą. Poznała sercem. Objawiła jej się tutaj Miłość, która jest większa niż jakakolwiek ludzka miłość. W katedrze wawelskiej znajduje się miejsce wielkiego zwycięstwa Chrystusa w sercu ludzkim. Przedziwna jest Jego »władza« nad sercem człowieka. Skąd się bierze ta władza? Jaką ma moc, On, wyniszczony, skazany na swoją krzyżową agonię na tylu miejscach świata? Poprzez tę agonię, poprzez wyniszczenie, poprzez obraz skrajnej słabości, hańby i nędzy, przemawia moc: jest to moc miłości »aż do końca«. Bądź pozdrowiony Krzyżu Chrystusa! Gdziekolwiek znajduje się twój znak, Chrystus daje świadectwo swojej Paschy: owego „przejścia ze śmierci do życia”. I daje świadectwo miłości, która jest mocą życia — miłości, która zwycięża śmierć. Bądź pozdrowiony Krzyżu, gdziekolwiek się znajdujesz, w polach, przy drogach, na miejscach, gdzie ludzie cierpią i konają... na miejscach, gdzie pracują, kształcą się i tworzą... Na każdym miejscu, na piersi każdego człowieka, mężczyzny czy kobiety, chłopca czy dziewczyny... I w każdym ludzkim sercu, tak jak w sercu Jadwigi, Pani Wawelskiej. Bądź pozdrowiony Krzyżu Chrystusa”. Przykład św. Jadwigi, królowej pokazuje, na czym ma polegać nasza odpowiedź na Jezusowe słowo z krzyża. Chodzi o to, by Jezus Ukrzyżowany zwyciężył także w moim życiu, by On sam mógł powtórzyć „wykonało się” w moim sercu. Bym usłyszał to słowo nadziei, oznajmiające moje ocalenie. Bym z tej największej lekcji miłości uczył się wytrwale paschalnego prawa życia. To prawo mówi, że ziarno musi obumrzeć, aby wydało plon. Ramiona krzyża pokazują kierunek paschalnej drogi w codzienności: od „życia dla siebie” do „życia dla innych”, od koncentracji na własnym „ja” do życia dla Boga i dla bliźnich. Jezusowe „Wykonało się” „to słowo o tym, że nic nie idzie w niwecz. Że sens do nas przychodzi, że jest nam dany, że nie jesteśmy skazani na jego nieudolne wytwarzanie” (J. Szymik). To ważne, aby w tych ostatnich dniach Wielkiego Postu każdy z nas znalazł chwilę na serdeczną rozmowę ze Zbawicielem na krzyżu. Może – tak jak św. Jadwiga - mamy swój ulubiony wizerunek Ukrzyżowanego, z jakichś względów szczególnie bliski. Jeśli na ścianie mojego mieszkania nie ma krzyża, warto zadbać o to, by znalazł tam godne miejsce. Prośmy Pana, byśmy nie patrzyli na Niego z daleka, z bezpiecznego dystansu, ale by On pozwolił nam podejść blisko swojego krzyża. Byśmy wsłuchali się, co Krzyż Chrystusa „mówi” każdemu, każdej z nas. Kto żyje w jedności z Chrystusem, kto z Nim dźwiga swój krzyż, ten może mieć nadzieję, że w chwili swojej śmierci będzie mógł powiedzieć o swoim życiu tak jak On: „wykonało się”. Modlitwa Jezu! Wszystko skończone. A jednak to, co wygląda, jak beznadziejny finał jest nowym początkiem. Świat jest zbawiony, pokonana śmierć, zwyciężony grzech. Brama życia otwarta. Dziękuję Ci Jezu, żeś wytrwał do końca. Pomóż mi zrozumieć prawo Paschy - że ziarno musi obumrzeć, by wydało plon, że śmierć jest życiem, ubóstwo – bogactwem, a cierpienie – łaską. Daj mi proszę tak żyć, by móc u kresu powiedzieć: wykonało się. ŚPIEW - DOBRANOC GŁOWO ŚWIĘTA - NR 108 Słowo Siódme Mój Ojcze, powierzam się Tobie. Uczyń ze mną, co zechcesz. Cokolwiek uczynisz ze mną, dziękuję Ci. Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko, aby Twoja wola spełniła się we mnie i we wszystkich Twoich stworzeniach. Nie pragnę nic więcej, mój Boże. W Twoje ręce powierzam ducha mego z całą miłością mego serca. Kocham Cię i miłość przynagla mnie, by oddać się całkowicie w Twoje ręce, z nieskończoną ufnością, bo Ty jesteś moim Ojcem. bł. Karol de Foucauld „Z rąk do rąk” - ks. Tomasz Jaklewicz Ostatnie słowo z krzyża mówi o miłości łączącej Syna z Ojcem. To także słowo prawdy o człowieku: ukształtowały nas dłonie Ojca i czekają na nas… po drugiej stronie. Biblia w poetycki sposób opowiada o Bogu, który własnoręcznie lepi człowieka z prochu ziemi i tchnie w jego nozdrza tchnienie życia. „Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy” – przypomina prorok Izajasz (64,7). Początek i finał ludzkiego życia związany jest z dotykiem tych samych dłoni. Bożych, czyli kochających, czułych, delikatnych. Człowiek wyszedł z Bożych rąk i do tych rąk wraca. Nikt z nas nie wziął sobie życia, otrzymaliśmy je w darze. Ta prawda pomaga żyć bez pretensji do świata, do ludzi, do siebie, do Boga. Pomaga żyć bez zgorzknienia lub cynizmu w zetknięciu z rozczarowaniami. Ta prawda pomaga umierać. Do tylu ważnych momentów w życiu się przygotowujemy: do ślubu, rodzenia dziecka, egzaminu, ważnej rozmowy… A do śmierci? Umieranie jest sztuką. Bardzo trudną, bo umiera się tylko raz. Jeśli umierający jest otoczony nie tylko kroplówkami, ale także kochającą obecnością bliskich, to wtedy jest przejściem z rąk do rąk. Po tej stronie – kochające dłonie małżonka, córki, syna…, po drugiej – otwarte ramiona Ojca. Ks. Jan Twardowski zanim zamknął oczy, podyktował ostatni wiersz: „Zamiast śmierci racz z uśmiechem przyjąć Pani pod Twe stopy życie moje jak różaniec”. Obejmuję Twój krzyż, Panie. Oddaj i mnie w ręce Ojca, teraz i w godzinie śmierci. GOLGOTO GOLGOTO - NR 55 TA KREW Z GRZECHU OBMYWA MNIE NR 47