Maciej Pawlikowski Geologiczna wyprawa do Egiptu BIP 162 ­– luty 2006 r. czynała wisieć na włosku. W tej trudnej sytuacji z pomocą przyszła ambasada egipska w Warszawie, a w szczególności attache kulturalny ambasady prof. Hady. Pisma skierowane do Uniwersytetu w Kairze poprzez ambasadę Egiptu w Warszawie, spowodowały szybką reakcje Egipcjan. Ambasada ta poinformowała minie, że Instytut Geologii w Kairze jest zainteresowany współpraca naukową i podjęciem wspólnych badań terenowych. We wrześniu 2006 r. z AGH przez ambasadę Egiptu zostały wysłane do Kairu odpowiednie dokumenty niezbędne do uzyskania pozwoleń na prace w terenie. Znając jednak realia funkcjonowania administracji i poczty postanowiłem pojechać osobiście do Kairu przygotować wszystko na miejscu. Chodziło, obok spraw formalnych, o rezerwacje noclegów i transportu. Termin ekspedycji zbliżał się nieustająco, a pieniądze na jej realizacje można było wydatkować jedynie w roku 2006. Okazało się, że decyzja o osobistym sprawdzeniu wszystkiego elektroniczną pismo z rektoratu w Kiarze, że Uniwersytet nie może w niczym pomóc. Ręce ponownie mi opadły, bo termin ekspedycji zbliżał się nieubłaganie. Ponowne telefony i faxy do ambasady Egiptu w Warszawie spowodowały, że kolejny e-mail z Kairu informował: „strona egipska bardzo cieszy się, z przyjazdu ekspedycji polskiej i przygotuje wszelkie dokumenty niezbędne do realizacji programu ekspedycji”. No, to kupujemy bilety lotnicze – pomyślałem. Wreszcie się odetkało. Wyglądało, że w końcu są jednak pełne szanse zobaczyć, ja- na miejscu była słuszna. Wizyta u Rektora na Uniwersytecie Kairskim dowodziła jednoznacznie, że pomimo upływu kilku tygodni nie otrzymał on żadnych dokumentów w sprawie ekspedycji. Obiecał jednak wszelką pomoc. Dzięki temu i po załatwieniu innych formalności wróciłem spokojniejszy do Krakowa. Mój spokój jednak był krótkotrwały. Po dwóch dniach od powrotu z Egiptu otrzymałem pocztą kie też są te tajemnicze egipskie struktury. W międzyczasie okazało się jednak, że przy przelewie pieniędzy Komisji Rektorskiej na Wydział, uzyskana kwota została poważnie uszczuplona o tzw. koszty wydziałowe wynoszące prawie 35% pieniędzy uzyskanych na ekspedycje. „No to braknie forsy” – myślałem zamartwiając się na okrągło. Należy znaleźć sponsorów, a tu termin fot. arch. autora Magia Egiptu od tysiącleci przyciągała i nadal przyciąga podróżników, badaczy i poszukiwaczy skarbów. W świątyniach w Denara czy nawet daleko na południe, w Abu Simbel znajduje się na ścianach podpisy Greków i Rzymian odwiedzających te miejsca jeszcze długo przed narodzeniem Chrystusa. Podobne cele miała także wyprawa podjęta przez geologów z AGH. Choć czas jej był krótki – niecałe dwa tygodnie – miała na celu badania i poniekąd poszukiwanie skarbów. Analizy zdjęć satelitarnych podjęte przez mojego doktoranta Franciszka Zalewskiego sugerowały występowanie w pobliżu Kairu dwóch niezwykłych struktur. Pierwsze z nich wyglądały jak wielkie posiadające średnice ponad 200 metrów regularne i dosyć głębokie dziury przypominające swoim wyglądem kratery po upadku meteorytów. Znajdują się one nieco, na północ od wielkich piramid w Giza. Dwie kolejne struktury to dwie bardzo regularne, wielkie, łukowato wygięte linie o długości kilku kilometrów każda, które niemal zbiegają się w jednym miejscu. Geologiczne i morfologiczne otoczenie obu tych form wyglądało także na mapach geologicznych niezwykle interesująco. Wszystko to można było sprawdzić jedynie na miejscu podczas ekspedycji naukowej. Cel i plany badań przedstawione gronu Rektorów AGH uzyskały ich życzliwą akceptację. Ekspedycja zaczynała stawać się coraz bardziej realna. Jej przygotowanie wymagało jednak wielu zabiegów. Nie wystarczyło jednak uzyskanie pomocy władz Uczelni. Należało jeszcze przygotować wszystko na miejscu – w Kairze. A to okazało się znacznie trudniejszą częścią przygotowań. Po skompletowaniu uczestników ekspedycji podjęto próby załatwienia formalności poprzez Ambasadę RP w Kairze. Z informacji uzyskanej z tego źródła, od trzeciego attache ambasady do spraw współpracy naukowej i kulturalnej między Polską a Egiptem wynikało, że nie zajmuje się on tego rodzaju sprawami, choć wydawało się, że z urzędu powinien. Pomimo załatwionych funduszy ekspedycja za- ekspedycji coraz bliżej. Podejmowane próby nie przynosiły sensownych rezultatów. Dopiero propozycja, żeby uczestnicy ekspedycji wzięli na wszelki wypadek trochę więcej pieniędzy oraz dokooptowanie sponsorów spowodowało, że strona finansowa ekspedycji została zabezpieczona. Bilety lotnicze zostały kupione na linie Ailtalia na trasę: Kraków – Mediolan – Kair. Ekspedycja została zapięta na ostatni guzik i miała wystartować 2 grudnia 2006 r. Ostatnie dni przed wyjazdem były mgliste, a w noc przed wyjazdem lotnisko w Balicach informowało o całkowitym wstrzymaniu ruchu lotniczego. Wszyscy jednak karnie stawili się na lotnisku na dwie godziny przed odlotem do Mediolanu. I nic. Nie lecimy. Jedynym sukcesem było to, że udało się załatwić, że wszyscy uczestnicy ekspedycji polecą razem, jednym samolotem następnego dnia popołudniu. Teraz jeszcze należało uprzedzić wszystkich w Kairze, że ekspedycja zacznie się dzień później. Była druga w nocy. No, wreszcie lądowaliśmy w Kairze. Podniecenie wzrastało, a studenci wisieli w oknach patrząc z zachwytem na zbliżająca się afrykańską ziemię. Pośpimy trochę i jedziemy na Uniwersytet zameldować się, że jesteśmy i ustalić plan działania. O godzinie jedenastej, po starannym skontrolowaniu dokumentów wjeżdżaliśmy wynajętym mini busem na teren Uniwersytetu. Wolno przejeżdżając w kierunku Instytutu Geologii mijaliśmy setki studentów wędrujących w różnych kierunkach uczelni. Po chwili witaliśmy się z dyrektorem Instytutu, którego wizytowałem niedawno podczas przygotowania ekspedycji. Ucieszył się na 23 mój widok, zaproponował herbatkę i dodał z uśmiechem: „nic nie jest załatwione, a żadne oficjalne dokumenty do mnie z Polski nie dotarły”. Ekspedycja, zatem nie ma oficjalnej zgody przede wszystkim policji na poruszanie się w terenie. Usiadłem z wrażenia. „Co teraz będzie? Cała ekspedycja przygotowana, pieniądze częściowo wydane. Co ja powiem Rektorowi?” – myślałem mieszając przesłodzoną herbatę. W tym czasie, gdy ja prowadziłem negocjacje z dyrektorem, uczestnicy ekspedycji cierpliwie czekali przy mini busie. Prosiłem go o pismo, w którym Uniwersytet w Kiarze stwierdza, że grupa studentów naukowców AGH w Krakowie odwiedza turystycznie tereny geologiczne wokół Kairu. Uprosiłem. Pismo napisane po arabsku na papierze formowym uniwersytetu i posiadające dużą ilość pieczątek robiło nawet na mnie dobre wrażenie. Z rozmowy z dyrektorem wynikało całkowicie jednoznacznie, że nie możemy jeździć ciągle w jedno czy dwa miejsca, które nas najbardziej interesowały, lecz jako turyści powinniśmy jeździć w wiele różnych miejsc. Dyrektor zaproponował nam wyjazdy nad Morze Czerwone i na Synaj. „Dobrze i niedobrze” – myślałem. Trudno będzie zrobić wszystko, co zaplanowaliśmy nie jeżdżąc tam gdzie chcemy, ale coś się wykombinuje – zastanawiałem się nadal żegnając dyrektora. Następnego dnia raniutko dotarliśmy wreszcie w jeden z interesujących nas rejonów. Wszyscy byli zachwyceniu i podnieceni. W rejonie Abu Roash znajduje się bowiem niewykończona piramida z ogromną komora grobową. Widoki z tej piramidy w kierunku piramid w Giza są oszałamiające. Uczestnicy ekspedycji pracowali jak mrówki. Grupa filmowców realizowała film dla telewizji, studenci zbierali próbki z profili geologicznych i robili dokumentacje fotograficzną. Czas leciał jak szalony. Po kilku godzinach przemieściliśmy się w miejsce, o którym wiedzieliśmy ze zdjęć, że w tym rejonie znajdują się formy zbliżone kształtem do kraterów meteorytowych. Ponowne zbieranie próbek, dokumentacja geologiczna i fotograficzna. Pozyskane próbki okazały się niezwykle ciekawe. Zostały znalezione także spore fragmenty metaliczne – być może meteorytu. Wszystko miało się okazać i wyjaśnić w Krakowie. 24 Tymczasem pod koniec ekspedycji okazało się jednak, że nie mamy także załatwionej zgody na wywiezienie z Egiptu próbek do badań. Kolejne dni ciężkiej pracy, którą chcieliśmy nadrobić utracony czas dostarczały dalszych próbek i interesujących danych. Badania w rejonie wielkich geometrycznych struktur, które wcześniej oglądaliśmy na zdjęciach satelitarnych nie wyjaśniły jednoznacznie ich pochodzenia. Obecnie znajdują się tutaj dwie nieużywane dwupasmowe drogi, a struktura terenu i jego ogromne antropogeniczne zniszczenia utrudniają badania prowadzone w takim tempie i przy licznych miejscowych ograniczeniach. Również z tego terenu pobrane zostały próbki do badań i wykonano tu szczegółową dokumentację fotograficzną i filmową. Dni mijały na intensywnych pracach terenowych. Za namową dyrektora instytutu mieliśmy jeszcze jechać na Synaj. Towarzyszyć miał nam w tej podróży ktoś z instytutu. Tym czasem w dniu wyjazdu dyrektor zabrał nam napisane wcześniej pismo – glejt. Tłumaczył, że miał telefon z ministerstwa zabraniający mu wydawania takiego pisma. „Nie możecie jechać w teren” – tłumaczył mi odsuwając moment wyjazdu. „Nie macie już zgody na prace terenowe”. Patrzyłem na niego osłupiały. Przecież kilka dni wcześniej sam nas osobiście namawiał na ten wyjazd. „Może pójdziecie do ZOO” – sugerował. „Mamy w Kairze piękne ZOO, warto zobaczyć” – namawiał z poważna miną. „Ekspedycja geologiczna w ZOO” – replikowałem uśmiechając się z całkowitym brakiem zrozumienia złożonej propozycji. Po prostu nie mogłem uwierzyć!!! Słuchając profesora mówiłem do siebie w duchu – „i tak pojedziemy na Synaj”. I pojechaliśmy. Podsumowując wszystkie za i przeciw – ekspedycja okazała się niezmiernie owocna. Pracowała, łącznie przez 12 dni w następujących rejonach: Abu Roash, Giza, Sakkara, Dahshur, oaza Fatum, Meidum, Helwan, Ein Sokhna i Hamam Faraon na Synaju! Efektem tych badań są przywiezione do Polski próbki do badań ewentualnych struktur kraterowych i meteorytów jak również próbki do trzech prac magisterskich z zakresu mineralogii. Bez wątpienia pozytywnym efektem ekspedycji jest podjęcie współpracy z geologami egipskimi w zakresie zjawisk geotermalnych w rejonie Zatoki Sueskiej oraz budowy geologicznej rejonu oazy Fayum. Z próbkami, prezentami, kamerami filmowymi i licznymi bagażami czekaliśmy na lotnisku kairskim na samolot Alitalia do Mediolanu, gdy podszedł do mnie Marcin. „Panie profesorze ,na wyświetlaczach nie ma samolotu Alitali”. No tak pomyślałem, nie może być normalnie. Z rozmowy z przedstawicielami Alitalia wynikało jednoznacznie, że we Włoszech jest strajk i żaden samolot tej firmy nie lata. Po dyskusjach zostaliśmy wszyscy (sukces!) przepisani do samolotu linii austryjackich, które niestety latają do Warszawy, a nie do Krakowa. Po kolejnych przygodach wylądowaliśmy w końcu około pierwszej w nocy na Okęciu. Europejskość tego lotniska okazała się jedynie pobożnym życzeniem. Wszystko pozamykane, a przedstawiciel lotniska, który miał się nami zająć stwierdził patrząc na naszą ekipę (9-osobową), że według jego dokumentów jest nas dwoje. Dwóm osobom może zapewnić transport lub spanie w Stolicy. Pokazywane bilety Alitalia i tłumaczenia nie robiły na nim żadnego wrażenia. Po chwili zostaliśmy sami, całkowicie skazani na własną zaradność. Po różnych próbach, telefonach i sms-ach Marcin znalazł firmę transportową, która podjęła się zawiezienia nocą zmaltretowanej ekspedycji do Krakowa. Wróciliśmy do domów przed wschodem Słońca, gdy Kraków jeszcze mocno spał. Następnego dnia byłem na Uczelni. „Jak tam było w Egipcie” – spytał mnie napotkany na korytarzu kolega. „Normalnie – odpowiedziałem – wszystko było w porządku”. Pomyślałem jednak równocześnie, że niektóre badania bez względnie należy kontynuować podczas następnej ekspedycji do Egiptu. Wszyscy uczestnicy ekspedycji składają serdeczne podziękowania JM Rektorowi i Władzom Uczelni za umożliwienie prowadzenia badań i nawiązania współpracy nauko­wej z Uniwersytetem w Kairze. BIP 162 ­– luty 2006 r.