Drugi Diecezjalny Dzień Akcji Katolickiej Łuków, parafia Podwyższenia Krzyża Świętego 30 sierpnia 2003 r. I. SZCZEGÓLNY TALENT – ZNAJOMOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA Homilia do czytań: 1 Tes 4,9-11; Mt 25,14-30 1. Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serce swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania (por. Ef 1,17-18). Te słowa śpiewaliśmy przed odczytaniem Ewangelii. Stajemy przed Bogiem jako ludzie, którzy mają świadomość, że potrzebują przeniknięcia światłem. I nie chodzi tutaj o nasze działanie, ale przede wszystkim o nas samych, to znaczy o przyzwolenie na działanie Boga w nas; o przeniknięcie naszych serc światłem Boga – Ojca naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Inaczej mówiąc: abyśmy dzięki temu światłu mogli odnaleźć swoje miejsce w życiu, w historii, w świecie, w różnorakich strukturach. Dopiero wtedy, gdy odnajdziemy swoje miejsce określone przez nadzieję naszego powołania, będziemy mogli właściwie działać. Wtedy nasze działanie nie będzie przypadkowe, chaotyczne. Nie będzie działaniem, które szuka uzasadnienia i usprawiedliwienia samo w sobie i które nawet może okazać się dobre, ale w gruncie rzeczy nie zawsze czy niekoniecznie odpowiada temu, co zamierza dokonać w nas Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa. Nie zawsze odpowiada tej historii, jaka spełniła się w Jezusie Chrystusie, i nie zawsze jest kroczeniem Jego drogą. A Bóg chce nas prowadzić tą drogą, którą nam wskazał właśnie przez swego Syna, który w ludzkim ciele stał się naszym bratem i pokazał nam kierunek i sposób działania, czyli jakość działania, jakość życia. 2. Przypowieść o talentach, której przed chwilą wysłuchaliśmy, skłania nas do tego, by – przynajmniej w pewnej mierze – wejść głębiej w poznanie tego, co to znaczy dać się przeniknąć światłem Jezusa Chrystusa, aby mieć żywą nadzieję powołania i przynosić owoc. Ta przypowieść jest bardzo głęboka, a jej wymowa ukazuje się w pełni wtedy, gdy rozumienia talentów nie ograniczamy do naszych naturalnych darów i uzdolnień bądź wypracowanych przez nas, nabytych umiejętności. Naturalnie także i te mogą być objęte orędziem tej przypowieści, zyskuje ona jednak pełną wymowę, gdy odnosimy ją do tego jednego, szczególnego talentu, jakim jest znajomość Jezusa Chrystusa. 2 W przytoczonej przypowieści występują trzej słudzy, z których każdy otrzymał pewne dobra w postaci talentów: pięć, dwa i jeden. Nie jest tu jednak istotne, ile kto otrzymał, lecz co zrobił z tym, co otrzymał. Dwaj ze sług tak zaczęli obracać otrzymanymi pieniędzmi, że przyniosły im zysk, i to stanowi znak, (jakby) materialny dowód ich umiejętności inwestowania. Trzeci sługa nie pomnożył otrzymanej sumy. I to był materialny znak, że nie potrafił zainwestować. W każdym z tych przypadków – w jednym pozytywnie, w drugim negatywnie – wyraża się stosunek człowieka, który otrzymał talenty, nie tylko do tych darów, które otrzymał, ale – i to przede wszystkim - do pana, od którego otrzymał, który mu je powierzył. Obrotni słudzy wykazali się inicjatywą, której owoce mieli odwagę zaprezentować swojemu panu. Ten zaś, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei, tłumacząc się wyjawił swój lęk i brak zaufania wobec niego: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność! Odkrycie i poznanie relacji obdarowanych talentami do dawcy darów jest istotą tej przypowieści. 3. Bóg powierzył nam dar szczególny, jakim jest znajomość Jezusa Chrystusa. Treścią tego daru, talentu, jest to, co stało się w Jezusie Chrystusie: Jego śmierć i zmartwychwstanie. Duch Święty, moc Jezusa Chrystusa, światło, Ewangelia – jakkolwiek ten dar nazwiemy – zostaną nam powierzone jako moc umierania i zmartwychwstania. Można też powiedzieć: zdolność zaryzykowania i to nie tylko w pewnym wymiarze, ale w odniesieniu do całości naszego życia. Nie chodzi bowiem tylko o to, by coś wytworzyć, ale by spotkać i poznać Kogoś, kto gwarantuje życie. Kto nawet jeśli „wymaga”, to daje w jeszcze większej obfitości; gdy prowadzi przez umieranie (tracenie), doprowadza do życia (zysku). Tutaj właśnie jest istotny punkt tego wszystkiego, co winno się dziać w życiu chrześcijańskim. Ma to też odniesienie i zastosowanie do tych, którzy znajdują się w szeregach Akcji Katolickiej. Chodzi o to, by nie patrzeć tylko na to, co można zrobić, co jest efektem pewnej inwestycji, lecz by odkryć tę rzeczywistość, że w moim działaniu, w moim byciu członkiem Akcji Katolickiej spotykam Tego, kto naprawdę i do końca działa i sprawia, że mogę być świadkiem i narzędziem działania, które przekracza moją wyobraźnię i moje oczekiwania. W naszym działaniu bowiem nie chodzi tylko o to, by coś zarobić, coś zyskać i coś oddać, lecz o to, by doświadczyć tego, że ten Pan, który nam powierzył ów wielki talent, jest prawdomówny i wierny, jest skuteczny w 3 swoim działaniu i dotrzyma tego, co obiecał. On bowiem w Jezusie Chrystusie objawił się jako Ojciec oraz jako Pan życia i śmierci. W Ewangelii zostają nam dane znajomość i światło, że ta prawda (rzeczywistość) mogą okazać się skuteczne w naszym życiu. On, Pan, wypełni całkowicie sens życia człowieka, sens naszego życia. 4. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy słowa św. Pawła: Nie jest rzeczą konieczną, abyśmy wam pisali o miłości braterskiej, albowiem Bóg was samych naucza, abyście się wzajemnie miłowali. Mówiąc tak, św. Paweł zakłada, że ten talent – dar Ducha Świętego jest operatywny, działa w tych, do których pisze. Właśnie ten dar uzdalnia jego adresatów do tego, by się miłowali wzajemnie – nie chodzi tu jednak o jakąś zamkniętą wzajemność, tylko o taką, która opiera się na Jezusie Chrystusie: Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem (por. J 15,12). Można powiedzieć, że ta wzajemność stale przekracza to, co się otrzymało, stale więcej zyskuje, dlatego że jest zdolna więcej inwestować. Podstawą takiej wzajemności jest doświadczenie wierności Boga i oparcie się na niej. Nasze oparcie się na wierności Boga możemy porównać do wystawiania czeków na wydatki na naszą określoną działalność, zleconą nam przez właściciela. My sami nie mamy pokrycia, ale wiemy, że ktoś je pokryje. Posiadamy książeczkę czekową z wielkim kapitałem i tylko podpisujemy czeki. Dzieje się to także z jakimś konkretnym ryzykiem z naszej strony. Jest ono zależne od naszej relacji do Tego, w którego imieniu działamy. Nasze ryzyko jednak jest pokryte przez wierność Tego, który nam powierzył ów kapitał. Bóg was samych naucza – pisze św. Paweł do Tesaloniczan, dlatego on nie musi ich pouczać, jak mają postępować, zachęca ich jedynie, aby coraz bardziej się doskonalili (w rozumieniu tej dynamiki) i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami. Każdy niech robi to, co do niego należy, ze świadomością, że efekt tych działań jest zawsze większy, ponieważ nie podejmujemy ich jako wyrobnicy, ale jako ci, którzy mają za sobą tego Inwestora, który wie, co może być owocem każdego czynu, każdego talentu ogarniętego Duchem Świętym. 5. Niech Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa przenika nasze serca swoim światłem, objawionym w Jezusie Chrystusie, abyśmy wiedzieli, jaka jest nadzieja naszego powołania, abyśmy wiedzieli, co mamy robić w strukturach, w jakich jesteśmy, na naszym stanowisku pracy, w zadaniach i obowiązkach, które stają przed każdym z nas w życiu rodzinnym i społecznym; abyśmy tam 4 spokojnie tracili swoje życie wiedząc, że każdy krok w tym kierunku stanowi inwestycję, za którą płaci swoją wiernością Bóg przez Jezusa Chrystusa. Żeby tak żyć, czyli być gotowym także na tracenie swego życia, trzeba mieć dużo wyobraźni, przenikniętej spojrzeniem Boga. Musimy stale odpowiadać sobie na pytanie czy pozostać przy swoim lęku o siebie, o swój „kapitał”, czy też zawierzyć siebie wielkiej wyobraźni Boga, a wtedy żadna akcja, żadna czynność nie będzie pusta, nie będzie bez pokrycia. Jednak to nie my będziemy poręczycielami tego pokrycia, ale mamy je jako owoc naszego zawierzenia Temu, który jest wierny. On nam wiele powierzył – powierzył nam stracenie swojego Syna. Syn dał się stracić i to wyszło mu na dobre, nie został zawstydzony, nie został bez pokrycia – został wskrzeszony. To stało się dla nas, byśmy razem z Nim uczyli się tracenia i by to wychodziło na dobre nam i tym, którzy nas spotkają. Dajmy się zanurzyć w tę rzeczywistość inwestowania przez tracenie, dajmy się przeniknąć tajemnicy Eucharystii, w której Bóg się nam wydaje i powierza właśnie jako moc przełamywania siebie, tracenia siebie, byśmy jak Chrystus mogli żyć mocą Ojca. Niech ożywia nas ta nadzieja naszego powołania. 5 II. ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA CZYN Historiozbawczy wymiar odpowiedzialności chrześcijańskiej 1. „Znam Twoje czyny” Zostałem poproszony o przedstawienie konferencji na temat odpowiedzialności za czyn. Zdaję sobie sprawę, że jest to ważny temat dla członków Akcji Katolickiej: skoro jest akcja, są również czyny. Czyny w życiu chrześcijan mają swoje znaczenie, mają do spełnienia ważną rolę. One też łączą działający podmiot (czy podmioty) z Tym, kto jest motorem wszelkiego działania. Podejmowanie działania wiąże się z odpowiedzialnością, która powstaje, dlatego że ktoś powierza jakieś zadanie, a ktoś inny je przyjmuje i świadomie wykonuje. Jako motto tej konferencji wybrałem fragment drugiego rozdziału z Księgi Apokalipsy. Apostoł Jan w czasie swojego widzenia na wyspie Patmos otrzymuje słowa objawienia od Pana Boga i kieruje je do Siedmiu Kościołów w Azji Mniejszej. Zapisuje je w formie listów, które stanowią jakby małe programy działania dla konkretnych wspólnot, ale razem tworzą pewien globalny program – nie są przypadkowe, posiadają swoją wewnętrzną spójność. Oto fragment jednego z tych listów: Aniołowi Kościoła w Tiatyrze napisz: To mówi Syn Boży: Ten, który ma oczy jak płomień ognia, a nogi Jego podobne są do drogocennego metalu. Znam twoje czyny, miłość, wiarę, posługę i twoją wytrwałość, i czyny twoje ostatnie liczniejsze od pierwszych, ale mam przeciw tobie to, że pozwalasz działać niewieście Jezabel, która nazywa siebie prorokinią, a naucza i zwodzi moje sługi, by uprawiali rozpustę i spożywali ofiary składane bożkom. Dałem jej czas, by się mogła nawrócić, a ona nie chce się odwrócić od swojej rozpusty. Oto rzucam ją na łoże boleści, a tych, co z nią cudzołożą - w wielkie utrapienie, jeśli od czynów jej się nie odwrócą; i dzieci jej porażę śmiercią. A wszystkie Kościoły poznają, że Ja jestem Ten, co przenika nerki i serca; i dam każdemu z was według waszych czynów ( Ap 2,18-23). Bóg zna nasze czyny – i dobre, i złe. Będzie działał wobec nas, czasem nawet w sposób gwałtowny, żebyśmy mogli się nawrócić. Zostało nam to wcześniej objawione, byśmy wiedzieli, że otrzymamy zapłatę według naszych czynów. Naturalnie nie będzie to proste rozliczenie z wykonanych czynów, lecz odkrycie relacji między Tym, kto nam zlecił czyny, powierzył nam życie, a 6 nami: co w nas się ukształtowało przez wykonywanie czynów. Nasze czyny są znakami dzieła, jakiego Bóg dokonuje w nas przez nasze posłuszeństwo i poddanie się Jemu. Bogu nie są potrzebne nasze czyny same w sobie. Jemu zależy na nas. 2. Płaszczyzny odpowiedzialności Rozumienie odpowiedzialności może być bardzo szerokie1: można mówić o odpowiedzialności za czyny i o odpowiedzialności za sposób istnienia. Już bowiem nasz sposób istnienia jest związany z jakąś odpowiedzialnością. Tematykę odpowiedzialności można też rozpatrywać na różnych płaszczyznach w kategorii relacji, a zatem na płaszczyźnie relacji człowieka do Boga (ja przed Bogiem), na płaszczyźnie relacji między ludźmi (człowiek – człowiek), ale także – i tego nie wolno nam pominąć – na płaszczyźnie relacji Boga do ludzkości, do świata (Bóg – człowiek). Czymś bardzo ważnym jest poznawanie i zrozumienie tego, w jaki sposób Pan Bóg jest odpowiedzialny za świat. W tym zaś kontekście trzeba też pytać o to, jak ludzkość, człowiek, konkretnie: jak ja jestem i czuję się odpowiedzialny za świat jako ten, który poznaje siebie w świetle Boga. Mówiąc o odpowiedzialności można też i trzeba uwzględnić klucz chronologii. Można bowiem mówić o odpowiedzialności aktualnej, teraźniejszej: jestem odpowiedzialny za to, co robię w tej chwili; można też mówić o odpowiedzialności w relacji do przeszłości. Moja odpowiedzialność za to, co przeze mnie się dokonało nie dotyczy tylko kwestii, że w przeszłości coś zrobiłem lub czegoś nie zrobiłem, i to ma jakiś skutek, ale że ów skutek trwa nie tylko obiektywnie, lecz jest też obecny we mnie, ja z tym żyję. Świadomość przeszłości przejawia się często w dwojaki sposób: przez wyciągnięcie właściwych wniosków z dobrych doświadczeń, które uzdalniają do stosownego działania w teraźniejszości i ustawiają pozytywnie wobec przyszłości, oraz przez podjęcie negatywnych konsekwencji swojego postępowania – wzięcie na siebie odpowiedzialności za popełnione czyny, tak żeby one dzisiaj nie przynosiły złych owoców. Jak długo nie rozwiążę sprawy zawinionych przeze 1 Istnieją różne definicje odpowiedzialności. Przedstawię tutaj jedną z nich: „Odpowiedzialność (łac. responsabilitas) – cecha znamionująca ludzi, którzy nie sprawiają zawodu i są zawsze gotowi odpowiadać za swe czyny. Człowiekiem odpowiedzialnym nazywa się tego, kto nie czyni pochopnie obietnic, dotrzymuje danego słowa, zabiega o poznanie ciążących na nim obowiązków i dokłada starań, żeby skrupulatnie się z nich wywiązać – na nim więc można bez obaw polegać. Odpowiedzialność jest zatem wyrazem poczucia hierarchii wartości, niezachwianej równowagi wewnętrznej, szacunku wobec siebie i bliźniego. Jej najbliższymi przeciwnikami są wszelkie przejawy egoizmu, postaw interesownych, tchórzostwa, bezideowości i nonszalancji. Zob. T. Sikorski, Odpowiedzialność, w: Słownik teologiczny, A. Zuberbier (red.), Katowice 21998, s. 359-360. 7 mnie niewłaściwych czynów, tak długo będę trzymał w sobie tę truciznę i wszędzie ją ze sobą wnosił. Każdy z nas posiada w sobie mniej lub więcej takiej trucizny, która może być przezwyciężona tylko przez pozytywne podjęcie i rozwiązanie win z przeszłości. Dla nas, wierzących dokonuje się to w kluczu i w mocy pojednania płynącego z krzyża Jezusa Chrystusa. Podobnie świadomość osiągnięć i sukcesów może nas dobrze kształtować, ale pod warunkiem odpowiedniego rozumienia ich i podejścia do nich jako do dzieł Boga, dokonanych w nas i przez nas. Jest to bardzo ważna płaszczyzna naszej odpowiedzialności za życie w rodzinach, w społeczeństwie, kapłaństwie. To, co robiliśmy w przeszłości, zawsze ma wpływ na naszą teraźniejszość. Odpowiedzialność za nasze czyny można też rozważać w odniesieniu do przyszłości. Często bowiem jest tak, że nie osiągamy bezpośrednio konkretnych skutków naszego działania albo nie wszystkie od razu się objawiają. Czasem te skutki mogą się ujawnić nawet w bardzo dalekiej przyszłości, ale ponoszę za nie odpowiedzialność już teraz. To, jakie będą moje przyszłe czyny, zależy od tego, jak dzisiaj przeżywam siebie, jak daję się kształtować Bogu, jak przygotowuję się do zadań, które staną przede mną. Czy będą one pozytywne czy negatywne, zależy od tego, w jaki sposób ja dzisiaj siebie kształtuję, na ile poddaję się Duchowi Świętemu w moim myśleniu i działaniu. Sprawę odpowiedzialności możemy zatem i powinniśmy rozważać także w aspekcie historii – mojej, naszej historii zbawienia. Najgorzej bowiem jest, kiedy człowiek zaczyna tak żyć, że przeszłość go nie interesuje, teraźniejszość realizuje według takiej czy innej, stosownej do czasu koniunktury, w zależności od tego, co mu się wydaje najlepsze, a co do przyszłości, planuje wszystko tak, jak jemu odpowiada – a potem czy poza tym, to „choćby i potop”. Często w pewnej mierze tak właśnie żyjemy, ale to wyraża naszą nieodpowiedzialność za życie. W moim przedłożeniu chcę zwrócić uwagę na historiozbawczy aspekt odpowiedzialności, to znaczy na fakt, że istnieją czyny i wydarzenia, które tworzą pewną historię, posiadającą swoje etapy, i że w tym dokonuje się zbawienie. Inaczej mówiąc, chodzi o rolę człowieka wierzącego, który w oparciu o swoją relację do Boga kształtuje własne dzieje, dzieje swoich bliskich i świata – w wymiarze doczesnym, ale ze świadomością, że to, co tutaj tworzy, co przeżywa, swoimi skutkami sięga w wieczność i dlatego domaga się wielkiej odpowiedzialności. Wiąże się to z pytaniem o nakładanie się tych wymiarów doczesności i wieczności, to znaczy, w jaki sposób moje działanie tu i teraz 8 wpływa na doczesne kształtowanie mojego życia i życia ludzi, pośród których jestem, i jak się odnosi do wieczności. 3. Nieodpowiedzialność człowieka przed Bogiem i odpowiedzialność Boga za człowieka Chciałbym teraz podjąć nasz temat z biblijnego punktu widzenia. W jaki sposób Pismo święte ukazuje kwestię odpowiedzialności za to, co istnieje, za wydarzenia, za zło, które się dzieje? Kto jest za to wszystko odpowiedzialny? Tutaj pojawia się problem, którego często sobie nie uświadamiamy i żyjemy w pewnym automatyzmie, reagując według określonych schematów. Mianowicie, w naszym podejściu do zagadnienia odpowiedzialności pojawia się niejednokrotnie koncepcja dualizmu, która polega na uznaniu istnienia dwóch całkowicie odmiennych, skrajnych czy sobie przeciwstawnych zasad kształtujących rzeczywistość. Takimi mogą być w tym przypadku na przykład dobro i zło. Jedno principium jest dobre, a drugie złe, i oba toczą między sobą walkę, tak jakby były równorzędne. Biblia natomiast mówi, że u podstaw wszystkiego stoi jedno principium, jedna zasada – Bóg, czyli dobro. To dobro jednak jest tak przedziwne i dobre do tego stopnia, że stwarza przestrzeń wolności dla zaistnienia czegoś innego. To dobro nie wymusza dobra, lecz umożliwia, rodzi dobro. Nie blokuje w sposób absolutny zaistnienia czegoś innego, nawet jeśli okaże się to negacją dobra. Stwarzając ową przestrzeń wolności Bóg dopuszcza możliwość zaistnienia zła. Ten poważny problem został szczególnie wyraźnie podjęty i ukazany w Księdze Joba. Bóg pozwala, by bohater tej księgi, Job, człowiek sprawiedliwy, został boleśnie i głęboko dotknięty przez zło. Istotnym jednak przesłaniem Księgi Joba jest ta prawda, że kiedy Bóg dopuszcza sytuację, w której zaistnieje brak dobra, kiedy zło wydaje się przeciwstawiać dobru, Bóg nie umywa rąk, nie pozostawia człowieka samego, lecz sam wchodzi w tę sytuację. I to wejście Boga często nie dokonuje się łagodnie, gładko, lecz w sposób gwałtowny, bo zło jest związane z gwałtem. Ostatecznie ten „gwałt” Boga wobec zła polega na tym, że Bóg bierze to zło (skutek negacji dobra) na siebie, by je przebaczać, by umożliwić przyjęcie dobra. Grzech człowieka i Protoewangelia Zaistnienie zła w świecie wiąże się z pierwszym grzechem ludzi, o którym mówi Księga Rodzaju. Spójrzmy na fragment tej narracji, najpierw zwracając uwagę postawę Adama i Ewy, a potem na reakcję Boga na ich grzech. 9 Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? On odpowiedział: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mężczyzna odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wąż mnie zwiódł i zjadłam (Rdz 3,6-13). Rozmowa Adama i Ewy z Bogiem, w której próbują oni zrzucić z siebie odpowiedzialność za dokonany czyn i obarczają winą drugiego (siebie nawzajem), odzwierciedla bardzo trudną prawdę, która jest charakterystyczna dla naszej rzeczywistości: człowiek w momencie krytycznym ucieka od odpowiedzialności za swoje czyny, albo co najwyżej z wielkim trudem bierze odpowiedzialność na siebie. To nie ja, to moja żona; to nie ja, to mój mąż; to nie ja, to ktoś inny. Możemy stwierdzić – zapewne z pewnym uproszczeniem – że w tym przerzucaniu odpowiedzialności na kogoś innego, istnieje pewna hierarchia – zazwyczaj spychamy zło na kogoś słabszego. To jest podstawowy mechanizm naszego działania, który decyduje o tym, co się dzieje w różnych strukturach, począwszy od tych najmniejszych i najbliższych, jak rodzina, środowisko sąsiedzkie lub związane z pracą, aż po struktury społeczne i polityczne, państwowe, europejskie i globalne. Niewątpliwie mogą zaistnieć jakieś wyjątkowe sytuacje, zasadniczo jednak nikt z nas nie chce przyjmować na siebie zła, które dotyka jego osobiście czy kogoś innego. Spójrzmy na dalszy ciąg opowiadania z Księgi Rodzaju: Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę. Do niewiasty powiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz 10 kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mężczyzny zaś Bóg rzekł: Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść - przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia (Rdz 3, 14-17). Bóg nie pozostaje bierny w sytuacji, do jakiej doprowadziła nieodpowiedzialność człowieka. Wchodzi w tę sytuację, bierze ją w swoje ręce, mówi o konsekwencjach, jakie dosięgną mężczyznę i niewiastę, ale przede wszystkim to On ostatecznie weźmie na siebie skutki ich grzechu. Bóg, jako suwerenny stwórca i sędzia, który dał człowiekowi wolność, nie cofa się przed tym, żeby wziąć na siebie skutki nadużycia tej wolności przez człowieka. Dlatego też od razu, bezpośrednio po ujawnieniu się grzechu, w Księdze Rodzaju pojawiają się Jego słowa, Jego deklaracja, którą nazywamy Protoewangelią – pierwszą czy pierwotną Ewangelią: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (Rdz 3,15). Bóg może wziąć na siebie skutki zła, które zostało „wyprodukowane” przez nadużycie wolności i które powstało przez nadużycie Jego dobroci. I ta prawda, ta rzeczywistość jest czymś dominującym w chrześcijaństwie, w naszym życiu. Przymierze pod Synajem, przygotowanie i wypełnienie nowego przymierza w Jezusie Chrystusie Pan Bóg stopniowo uzdalnia człowieka do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny – to jest drugi aspekt tematu, który tutaj nas wszystkich interesuje. Pytamy zatem: w jaki sposób Pan Bóg uzdalnia człowieka do podejmowania odpowiedzialności najpierw za siebie, za swoje czyny, a także – tu można i trzeba pójść dalej – do brania odpowiedzialności za czyny innych, żeby zło, które jest nadużyciem wolności, wypaczeniem dobra, mogło być amortyzowane, by mogło zniknąć? Pozytywnie ujmując, chodzi o odpowiedzialność za kształtowanie postaw dobra, których owocem są czyny świadczące o przyjęciu logiki Boga przez człowieka. Tutaj należałoby się odnieść do szczególnej roli Prawa, jakie odegrało ono w historii zbawienia. Trudno byłoby przeprowadzić tutaj cały teologiczny wywód na ten temat. Odniesiemy się więc tylko do kilku ważnych momentów, które pokazują postawę człowieka przed Bogiem. Pierwszy z nich to sytuacja pod Synajem, gdzie po wyprowadzeniu narodu wybranego z Egiptu Pan Bóg 11 zawarł przymierze ze swoim ludem. Zaraz potem jednak dopuścił, żeby człowiek, którego reprezentują owi Izraelici i który chce być dobry i wierny wobec Boga, zgrzeszył. Bóg przyzwolił na to i doprowadził do tego, że wyszło na jaw, jaka jest ta dobroć człowieka, że to jest tylko piana, jakby bąbelki na wodzie. Spójrzmy na tę sytuację. Mojżesz obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego zlecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: «Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy». Wtedy (Mojżesz) wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: «Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni». Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: «Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów» (Wj 24,3.7-8). Naród zdeklarował się, że wypełni wszystkie słowa, które Bóg powiedział. Trzeba tutaj uświadomić sobie, że hebrajski termin dabar – słowo nie tylko oznacza słowo, ale także czyn, wydarzenie – co ma szczególną wagę w odniesieniu do słowa Boga. Wypowiedzenie zobowiązania: „wypełnimy wszystkie słowa, które Bóg powiedział”, graniczy z deklaracją: „wypełnimy dzieła Boga” (zob. J 6,28). Ze strony człowieka była to zatem w pewnym sensie gotowość, próba postawienia siebie na płaszczyźnie partnerstwa z Bogiem w zakresie działania. Przymierze zostało zawarte. I co się stało wkrótce po zawarciu przymierza? Mojżesz poszedł na górę, by powiedzieć Panu Bogu, że „transakcja” się udała, a gdy jego pobyt na Synaju się przedłużał, Izraelici poszukali swojego sposobu rozwiązania tej sytuacji. A gdy lud widział, że Mojżesz opóźniał swój powrót z góry, zebrał się przed Aaronem i powiedział do niego: Uczyń nam boga, który by szedł przed nami, bo nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej. Aaron powiedział im: Pozdejmujcie złote kolczyki, które są w uszach waszych żon, waszych synów i córek, i przynieście je do mnie. I zdjął cały lud złote kolczyki, które miał w uszach, i zniósł je do Aarona. A wziąwszy je z ich rąk nakazał je przetopić i uczynić z tego posąg cielca ulany z metalu. I powiedzieli: Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej (Wj 32,1-4). Pierwszym więc aktem, którego dokonuje lud – już bez Mojżesza – zaraz po zawarciu przymierza, jest sprzeniewierzenie się Bogu, negacja Boga przez uczynienie złotego cielca, z deklaracją kapłana Aarona: Izraelu, oto bóg twój… 12 Omawialiśmy to wydarzenie również na kwietniowym spotkaniu z Radą Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej i mówiliśmy wtedy, że ten złoty cielec jest obrazem tego, co człowiek sam z siebie i dla siebie produkuje. Warto do tego wrócić i to pogłębić2. Tutaj zwróćmy uwagę na to, że Pan Bóg sam doprowadził do tego i to dopuścił, żeby człowiek zobowiązał się wobec Niego i poczuł się odpowiedzialny za wypełnienie Jego woli. Pan Bóg to uczynił, chociaż wiedział, że człowiek nie dotrzyma tego zobowiązania, że nie jest w stanie go dotrzymać ze względu na swój grzech (conditio humana post peccatum). Możemy tutaj postawić sobie pytanie, czy ktoś z nas byłby gotów podpisać kontrakt ze stroną, co do której wie, że ona nie dotrzyma warunków umowy? Nie dotrzyma, bo nie jest w stanie, nie ma ku temu środków, chociaż może myśli, że ma i potrafi. Kto z nas świadomie podpisze umowę o cokolwiek – o pracę, o mieszkanie, o jakąś inwestycję – z góry wiedząc, że druga strona jej nie dotrzyma, nie dlatego że nie chce, ale dlatego, że nie jest w stanie jej dotrzymać? Nikt z nas takiej umowy nie podpisze, chyba że do pewnego stopnia podejmie pewną taktykę pomocy i fingując układ (umowę) będzie chciał okazać dobroczynność dla postawienia tego drugiego na nogi, dla dodania ducha – ale tak będzie tylko do pewnych granic, stosownie do woli i środków „dobroczyńcy”. Pan Bóg natomiast w swojej odpowiedzialności za człowieka, który zagubił się w sobie, ale nie chciał tego uznać i myślał, że potrafi Bogu dotrzymać wierności, wszedł w układ z człowiekiem, zawierając z nim taki kontrakt, przymierze, choć wiedział, że człowiek tego nie dotrzyma. Wiedział jednak też, że gdy człowiek nie dotrzyma przymierza, On – Bóg weźmie to na siebie całkowicie. Dokona się to potem w Jezusie Chrystusie. Odpowiedzialność Boga za człowieka polega na tym, że Pan Bóg daje się skompromitować w oczach człowieka. To musimy sobie głęboko uświadomić: Pan Bóg wchodzi w układ, który go w jakimś stopniu kompromituje w oczach człowieka. Bóg to czyni, by ratować człowieka. Co więcej, daje człowiekowi narzędzie, którym jest właśnie wynikające z zawartego przymierza prawo, że człowiek może dochodzić swoich praw tak, jak on je rozumie. I to aż do tego stopnia, że właśnie w oparciu o to prawo staje później przed Piłatem i kiedy Piłat chce uwolnić Jezusa, mówi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym (J 19,7). Pan Bóg dał człowiekowi takie narzędzie, żeby człowiek mógł legalnie wystąpić przeciwko Bogu. Czy zatem Pan Bóg jest odpowiedzialny? Na krótką metę wydaje się, że nie. Kiedy jednak spojrzymy na długofalowe działanie Pana Boga, widzimy w nim pewien zamysł, program tej odpowiedzialności za człowieka. Pan Bóg chce 2 Zob. Biskup Siedlecki Zbigniew Kiernikowski do Akcji Katolickiej, Siedlce 2003, s. 14-15. 13 bowiem dotrzeć do człowieka skutecznie, żeby człowiek zobaczył, że problem jest właśnie w nim samym. Nie wystarczy stworzyć człowiekowi dogodne warunki zewnętrzne, nie wystarczy odwołać się do jego dobrej woli. Trzeba zmienić jego serce, jego wnętrze. Dopiero Jezus, który przyjął na siebie konsekwencje tego przymierza kompromitującego Boga i stał się niejako kozłem ofiarnym tego przymierza (zob. np. Rz 3,25), dał człowiekowi okazję do tego, by człowiek zobaczył i poznał, kim jest Bóg i jak Bóg postępuje (zob. np. J 19,37; także Rz 5,6-11; J 3,14-21), oraz by dzięki temu człowiek mógł się nawrócić i żyć (por. Ez 18,23; zob. J 10,10). To, co Bóg uczynił dla człowieka przez Jezusa Chrystusa, było przygotowane i było zapowiadane przez proroków. Prorocy niejako rozpracowywali to przygotowanie i przybliżali ludziom prawdę, że przyjdzie nowy czas, że przyjdzie nowe przymierze. W tym nowym czasie odpowiedzialność będzie pojmowana i realizowana w inny sposób. Będzie tak, ponieważ Bóg w nowym przymierzu, biorąc na siebie w swoim Synu odpowiedzialność za błąd człowieka i okazując mu przebaczenie (zob. Jer 31,31-34), uzdolni ludzi – przynajmniej niektórych, wybranych – do tego, że zaczną tak samo jak On brać na siebie odpowiedzialność za zło nie tylko swoje, ale również za zło innych, i że będą na świecie znakami przebaczenia, odpuszczenia grzechu czy grzechów. Bo właśnie o Jezusie Chrystusie Jan Chrzciciel mówi: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata (J 1,29)3. Odpowiedzialność tego Baranka, którego przygotowała starotestamentalna figura kozła ofiarnego (zob. Kpł 16,1-10), polega na tym, że bierze On na siebie grzech świata (zob. Rz 3,25). 4. Kościół żyjący Ewangelią Jezus, który dokonał usprawiedliwienia człowieka biorąc na siebie grzech świata, przekazał tę tajemnicę swoim uczniom, Kościołowi: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,12-13). Miłujcie się wzajemnie jak Ja was umiłowałem – aby świat poznał, że Ja zostałem posłany przez Ojca. I to właśnie jest istotny wymiar odpowiedzialności chrześcijańskiej. Nie jest to kwestia odpowiedzialności tylko za mój konkretny czyn – zrobiłem coś złego i za to jestem odpowiedzialny, czeka mnie taka czy inna kara, albo Polskie słowo gładzi nie oddaje dokładnie tego, co wyraża użyte w oryginale słowo greckie, wskazujące na to, że Baranek Boży bierze [na siebie] grzech świata. 3 14 zrobiłem coś dobrego i czeka mnie nagroda. Jeżeli zbliżyłem się do Jezusa Chrystusa i staję się Jego uczniem, to moja odpowiedzialność za bycie w świecie łączy się z przekazaniem światu tej prawdy, której sam doświadczyłem, iż Jezus został posłany przez Ojca do świata, do grzeszników. To znaczy: żyję odpowiedzialnie jako chrześcijanin nie wtedy, kiedy nic złego nie robię lub kiedy robię trochę dobra, ale wtedy, gdy tak żyję, że biorę na siebie grzech i niesprawiedliwość innych i uczestniczę w tym dziele Chrystusa. Żyję tak, że inni patrząc na mnie jako chrześcijanina i ucznia Jezusa będą mogli poznawać, że Bóg posłał Syna na świat po to, żeby wziął na siebie grzech świata, aby świat mógł się nawrócić. Chociaż spełnił to raz na zawsze Jezus Chrystus, to jest to do spełnienia w każdym pokoleniu przez uczniów Chrystusa – przez chrześcijan (zob. np. Kol 1,24). To jest bardzo mocno zaakcentowane w Ewangelii św. Jana, gdzie Jezus mówi wprost: Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś (J 17,20-23). Potrzebne jest w nas poczucie tego rodzaju odpowiedzialności. Akcja Katolicka nie może się zatrzymać na kształtowaniu odpowiedzialności w wymiarze tylko ludzkim, że ktoś nie będzie robił czegoś złego czy będzie robił pewne dobro. Nie wystarczy też troszczyć się o to, by stworzyć pewne struktury i relacje jakiejś znośnej sprawiedliwości. Owszem to wszystko też musi być i o to trzeba zabiegać. Ale to nie wyczerpuje misji chrześcijan, misji Akcji Katolickiej. Nasza odpowiedzialność, odpowiedzialność tych, którzy są świadomie po stronie Jezusa, zaczyna się objawiać wtedy, kiedy jesteśmy świadkami tej tajemnicy, że można wziąć na siebie zło – skutek grzechu drugiego człowieka. Ewangelia jest obwieszczeniem zrealizowanego dzieła odkupienia w Jezusie Chrystusie, by spełniało się ono w każdym pokoleniu i we wszystkich okolicznościach. Jest ona Ewangelią nadziei, którą się przyjmuje, przeżywa i niesie innym4. Konieczne jest, aby samemu przeżyć istotę Ewangelii, Dobrej Tematyka nadziei stanowi osnowę adhortacji apostolskiej Jana Pawła II Ecclesia in Europa (z 28.06.2003), w której sam przegląd poszczególnych rozdziałów ukazuje dynamikę obecności nadziei chrześcijańskiej w Kościele dla świata. Ten papieski dokument stanowi wezwanie skierowane do chrześcijan 4 15 Nowiny, żeby móc zacząć żyć nadzieją. To ja muszę się zgodzić, że zostaną mi zabrane moje, tylko ludzkie nadzieje. Chrześcijanin wtedy jest w świecie w pełni odpowiedzialny, kiedy jest gotów rezygnować ze swoich ludzkich nadziei, a przyjmuje tę nadzieję, która się w nim realizuje na tyle, na ile traci swoje życie, by być znakiem tego, że działa w nim Pan Bóg. Stąd chrześcijanie, uczniowie Jezusa, konkretnie członkowie Akcji Katolickiej dziękują Bogu za objawienie sprawiedliwości w krzyżu, w wydarzeniu Paschy Jezusa, wiedząc, że kara za grzech, odpowiedzialność za grzech, za zło musi być poniesiona. Na kogoś musi ona spaść. Jeśli nie znajdzie się ktoś, kto świadomie weźmie to na siebie – bo wie, że do tego został uzdolniony i powołany jako chrześcijanin – to spadnie ona na najsłabszego, często nieprzygotowanego czy nieuzdolnionego, który jest maluczkim, choć nie wie, czy jest, czy nie jest uczniem Chrystusa. Jeśli mam świadomość, że jestem uczniem Jezusa, to muszę uczyć się stawać przed tym słabszym w taki sposób, żeby przyjmować na siebie to, co jego – jako słabszego – może „przygnieść”. To jest perspektywa chrześcijańskiej odpowiedzialności: zło będzie zawsze i zawsze będzie zabijać. Dzięki dziełu Jezusa Chrystusa są na świecie ci, którzy są uzdolnieni do tego, by to zło i jego skutki brać na siebie, by być odpowiedzialnym za powodowanie „umierania” zła przez przebaczenie. Ludzkość potrzebowała i potrzebuje stale objawienia tej rzeczywistości w Jezusie Chrystusie. Potrzebne jest celebrowanie tego objawienia w naszym życiu. Odwołanie się do Bożej sprawiedliwości to uznanie potrzeby dopełnienia egzekwowania kary za grzechy jako konieczności wewnętrznej dotyczącej człowieka – nie tylko obiektywnej. Przyjmowanie w sobie sprawiedliwości Bożej przez branie na siebie konsekwencji zła i grzechu drugiego człowieka, by objawiać mu i okazywać przebaczenie, jest centralnym zadaniem uczniów Jezusa. To odpowiedzialność za dzieło Boga w nas, ludziach, dokonane i nam – Kościołowi powierzone. 5. Odpowiedzialne życie ucznia Jezusa W czym konkretnie przejawia się ta i taka odpowiedzialność za czyn w naszym życiu? Jak długo ja – jako pracownik, jako małżonek, jako rodzic, jako ksiądz, jako biskup – nie zobaczę pewnych momentów mojego życia jako wydarzeń, które krzyżowały Jezusa, w których ja jestem winny i za które mnie Europy, by głosili światu Ewangelię nadziei, by ją celebrowali i ukazywali jej moc zdolną przemieniać człowieka, zmieniać oblicze ziemi. 16 się należy śmierć, i jak długo tego nie uznam, tak długo będę żył jak niewolnik, który musi się chować przed samym sobą. To jest wewnętrzny problem człowieka. Oczywiście tu nie chodzi o fizyczną śmierć, ale o to, by zacząć rozumieć, że ja jestem człowiekiem, któremu należy się kara śmierci, to znaczy umieranie. Kto to może powiedzieć? Tylko ten, do kogo dotarła wiadomość o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, kto przyjmuje Jezusa Chrystusa, który wziął na siebie niesprawiedliwą karę śmierci i który – mówiąc w sposób obrazowy – zostawił tę karę śmierci oświeconą blaskiem zmartwychwstania jako sakrament w tajemnicy Eucharystii, wiedząc, że nie jest to już tylko wyrok na grzesznika, lecz przeprowadzanie go przez śmierć do życia. Dobrze rozumiana Eucharystia wprowadza nas w odpowiedzialną koncepcję życia: że nie uciekamy od konsekwencji zła, którego dopuściliśmy się my sami, czy zła popełnionego przez innych, ale zaczynamy rozumieć, iż nasza rola – jako chrześcijan i członków Akcji Katolickiej – w świecie polega na tym, żeby wchodzić w zabijające człowieka konsekwencje zła i grzechu i w ten sposób chronić najsłabszych. My, którzy znamy Jezusa, na miarę tego, jak Go znamy, otrzymujemy moc, by uprzedzać to spadanie zła na najsłabszych przez przyjmowanie go na siebie. To jest wymiar działania chrześcijańskiego, to jest także wymiar działania Akcji Katolickiej. Antycypować branie na siebie nieodwołalnej kary śmierci, która spada na człowieka z powodu jego grzechu. Brać na siebie – w oparciu o moc Chrystusa – skutki grzechu w konkretnych sytuacjach rodzinnych, środowisk społecznych, pracy itp. I to jest odpowiedzialność historiozbawcza – odpowiedzialność, która idzie do przodu, która stale patrzy w przyszłość, pełna nadziei opartej na Chrystusie (nadziei, którą jest sam Chrystus pośród nas – por. Kol 1,27), ale jest zakorzeniona w przeszłości, w wydarzeniu Jezusa, i jest także zakorzeniona w przeszłości naszego życia. Zostaliśmy ochrzczeni, przyjęliśmy sakrament Eucharystii, weszliśmy ontologicznie w te tajemnice i dlatego każdego dnia mogą się one spełnić lub nie – to zależy od naszej otwartości i gotowości. Ale my wiemy, że od tego zależy przyszłość tych, którzy są obok nas, przyszłość także na wieczność. 6. Potrzeba formacji Podsumowując: chrześcijanin widzi potrzebę ukarania grzesznika i dzięki światłu Ewangelii uważa się za pierwszego z nich. Jest taka piękna modlitwa św. Chryzostoma: „Panie i Boże, grzeszników chroń, z których ja jestem 17 pierwszy” – bo Ty wiesz, jak ukarać, żeby objawiło się na nim właśnie to usprawiedliwiające grzesznika miłosierdzie Boga. Jest to objawienie karzącego miłosierdzia Boga czy też miłosiernej kary ze strony Boga. To są bardzo trudne sprawy. Musimy kształtować naszą świadomość, by nie być tylko tymi, którzy żyją w biegu, którzy żyją według sposobu tego świata (zob. Rz 12,1-3). Pochłania nas codziennie wiele różnych spraw i one są ważne, ale jeśli pośród tych różnych spraw nie odkryjemy tego nerwu, tej „nici” przewodniej, to będziemy żyć w sposób nieodpowiedzialny, chociaż nam się uda to i tamto zrobić. W tym kontekście ujawnia się problem braków w naszej formacji chrześcijańskiej, w formacji w zakonach, w seminariach, także w Akcji Katolickiej. Czasem bowiem podejmujemy jakieś akcje, jakieś działanie pod szyldem chrześcijaństwa, lecz nie rozumiemy ducha Jezusa Chrystusa lub nie mamy odwagi wejść w tego ducha. Kiedy chrześcijanin zaczyna rozumieć przedstawioną tutaj dynamikę, to chce według niej żyć i nie chce być człowiekiem, którego nie dotyka żadna kara. Nie chodzi tu oczywiście o karę wymierzaną przez sądy, choć i taka może zaistnieć – oby tylko ten chrześcijanin był ciągany przed sądy w sposób nieuzasadniony, niesprawiedliwie. Chodzi o każdą przeciwność, trud, o każde dotknięcie przez zło, które jest przyjmowane we właściwym duchu. Chrześcijanin coraz bardziej rozumie, że życie, w którym wszystko się gładko układa, dla jego samorealizacji i samozadowolenia itp., jest życiem nieodpowiedzialnym, jest życiem z chrześcijańskiego punktu widzenia straconym. 18 Spotkanie przedstawicieli Akcji Katolickiej z Księdzem Biskupem Zbigniewem Kiernikowskim w Siedlcach, 25 października 2003 r. ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWO Słabość i moc Słowa Boga Zanim zaczniemy mówić o odpowiedzialności za słowo, chciałbym, żebyśmy krótko przypomnieli sobie treści, o których mówiłem w czasie naszego poprzedniego spotkania, dotyczące odpowiedzialności Boga wobec człowieka. Można je streścić w stwierdzeniu, że Bóg nie uchyla się od odpowiedzialności za wolność daną swemu stworzeniu, czyli człowiekowi. Kiedy zaś człowiek nadużył danej mu wolności, Pan Bóg wziął odpowiedzialność za to nadużycie na siebie. Najczęściej nie mamy pełnej świadomości tej prawdy. 1. Wierność Boga wobec człowieka Odpowiedzialność Boga wyraża się w przebaczeniu grzechów – Baranek Boży wziął na siebie grzech świata. To cały wielki paradoks chrześcijaństwa, który jest stale przed nami. Bóg stworzywszy człowieka na swój obraz i podobieństwo dał mu wolność, wolność całkowitą na swój obraz i podobieństwo, która była (i jest) z konieczności ograniczona tylko przez niemożliwość poznania przez człowieka dobra i zła. Tu jest granica – to, co jest dobre dla stworzenia, dla człowieka, zna tylko Bóg. Na skutek działania szatana człowiek sięgnął jednak po owoc z drzewa poznania dobra i zła, żeby móc je poznawać na własną rękę. Pan Bóg temu nie przeszkodził. W tym właśnie ukazuje się zupełnie inna relacja Boga do stworzenia i do danej mu wolności, niż relacja stworzenia do stworzenia. Możemy to sobie przybliżyć przez następującą sytuację: jeśli matka zobaczy, że jej dziecko coś psuje albo robi coś, co mogłoby być dla niego niebezpieczne, to czym prędzej stara się dziecko od tego odsunąć, nie dopuścić, żeby to uczyniło. I wcale nie uważa, że przez to ogranicza dziecku jego wolność, bo przecież robi to dla jego dobra, żeby sobie nie zrobiło krzywdy. My nie możemy inaczej myśleć i działać, niejako musimy tak właśnie postępować. To jednak jest tylko pewna część prawdy. 19 Kiedy Pan Bóg zobaczył, że Adam i Ewa są kuszeni, że coś „kombinują” i chcą sięgnąć po owoc z drzewa poznania dobra i zła, nie zareagował od razu, nie posłał tam anioła, żeby ich powstrzymał, ani jakiegoś Burka, by ich przestraszył. Dlaczego? Dlatego, że Pan Bóg dał wolność i to do końca, do jej „skonsumowania” (nadużycia) przez człowieka. Uczynił to, gdyż ma moc wzięcia na siebie skutków zła, które ktoś czyni, nadużywając danej mu wolności. Dlatego też musimy zrozumieć, że gdy matka zabrania dziecku zrobienia czegoś złego ze względu na jego dobro, jest to tylko część prawdy. A druga część jest taka, że czyni to także dlatego, że boi się skutków zła, jakie może sprowadzić niewłaściwe postępowanie dziecka. Bo te skutki owszem spadną na dziecko, ale spadną też na matkę, na ojca, na nauczyciela itd. Tak więc nasze przeciwdziałanie złu, poczucie naszej tylko ludzkiej odpowiedzialności jest ograniczone i determinowane wpływem naszego egoizmu. Jesteśmy zdolni podejmować odpowiedzialność za drugiego tylko w takim stopniu, w jakim jesteśmy w stanie unieść skutki jego czynów. A kiedy widzimy, że nie potrafimy czegoś unieść, to albo staramy się przeszkodzić temu, co się dzieje, albo od tego uciekamy. Podobnie jest z naszym dawaniem wolności drugiemu. Możemy dać mu wolność tak dalece, jak dalece ta jego wolność nam nie zagraża i nas nie ogranicza ponad to, co my dopuszczamy. Przywołany przykład dziecka jest bardzo prosty, wprost banalny. Analogicznie jednak bywa też w małżeństwie, w pracy, we wszystkich relacjach. Kiedy zobaczę, że ktoś zaczyna postępować inaczej, niż mnie się wydaje, że powinien, to albo staram się temu przeszkodzić, albo od tego uciekam. Nie tylko dlatego, że chcę dobrze dla tej osoby, ale dlatego, że inaczej nie potrafię, i wtedy umywam ręce. Moja odpowiedzialność ma swoje granice, stosownie do mojej świadomości tego, kim jestem, jak siebie pojmuję jako człowieka przed Bogiem, jaka jest moja relacja do Jezusa Chrystusa. 2. Odpowiedzialność zakorzeniona w Misterium Jezusa Chrystusa Mówiliśmy też o tym, że jako chrześcijanie pojmujemy odpowiedzialność w świetle Misterium Jezusa Chrystusa, który przyszedł i wziął na siebie grzech świata, czyli stał się narzędziem pojednania. On objawił wierność Boga, która wyraża się w tym, że Bóg wobec tego stworzenia, które stanęło przeciw Niemu, nadal wypowiada swoje „tak”. Jeśli rozumiemy coś z tego Misterium, to zmienia się również nasze pojmowanie odpowiedzialności za drugiego człowieka. Wtedy, nawet gdy ten drugi zaczyna w jakiś sposób nam zagrażać, my już od niego tak łatwo nie 20 uciekamy. Oczywiście, sami z siebie tego nie potrafimy, możemy to zrobić tylko w takiej mierze, w jakiej jesteśmy w komunii z Jezusem i wierzymy w Jego Misterium, w Jego misję, że On po to przyszedł, żeby naprawić relację między ludźmi, wprowadzając takiego Ducha. To jest Misterium. Czy potrafię żyć tym Misterium, to znaczy brać na siebie konsekwencje grzechu drugiego człowieka i rozumieć, że życie jest mi dane po to, żeby objawiła się w nim moc Boga w służbie drugiemu, w niesieniu jego ciężaru? Czy raczej chcę się pokazać, dowieść, że potrafię czegoś dokonać, osiągnąć jakiś sukces? Czy zależy mi na tym, aby drugi człowiek (członek rodziny czy społeczności) mógł pełniej żyć, to znaczy, by mógł się spotkać z życiem dawanym darmo przez przebaczenie, by doświadczył tego (także przeze mnie), że zło, które uczynił nadużywając swojej wolności, może zostać przebaczone? To jest bardzo trudne, ale taka właśnie jest specyficzna dynamika, która odróżnia chrześcijaństwo od wszelkich innych, nawet religijnych, koncepcji życia. W niewłaściwie pojętej religijności dążymy do relacji z Panem Bogiem w tym celu, żeby siebie potwierdzić, szukamy zawsze tego, co by było jakimś naszym wywyższeniem. Dokonujemy pewnych czynów, żeby uzyskać uznanie w oczach Boga, a drugi człowiek mało nas obchodzi. Owszem, obchodzi nas jako ktoś, kogo my – jeśli czyni zło – musimy poprawić, ustawić, pouczyć, co powinien robić, żeby nie czynił zła. Oczywiście, to też może, czy nawet powinno być, ale jeśli tylko do tego się ograniczymy w relacji do drugiego człowieka, doprowadzi to nas do faryzeizmu i do osądzania, a wręcz do różnego rodzaju represji – mówię tu o płaszczyźnie religijnej – ten, kto źle postępuje zostaje w jakiś sposób ukarany, napiętnowany. Chrześcijaństwo ma innego ducha i zakłada, że każdy członek wspólnoty kościelnej rozumie siebie jako kogoś, kto żyje po to, żeby inny człowiek mógł przeżywać siebie w wolności. Oczywiście, nie może tego robić na własną rękę, bo od razu się sparzy, ale taka jest prawda Jezusa Chrystusa i właśnie dzięki odniesieniu do Niego przez wiarę, możemy tak żyć. Na miarę naszej wiary możemy w konkretnych, trudnych dla nas sytuacjach, mówić: niech mi się stanie. Dzięki wierze matka czy ojciec zaakceptuje sytuację, w której kończy się ich władza nad własnym dzieckiem, kiedy szesnasto- czy siedemnastolatek trzaśnie drzwiami na to, co do niego mówią, i sobie pójdzie. Co mają wtedy zrobić? Czy mają powiedzieć: w naszym domu tak się nie postępuje, i też zamknąć drzwi, wprowadzając ostry rygor? Czy też mogą przyjąć inną postawę i – przekreślając siebie – świadczyć o tym, że Jezus Chrystus wyszedł ku 21 grzesznikom? Tu nie chodzi o pobłażanie, bo na pewno trzeba w takiej sytuacji powiedzieć jasno: to, co teraz robisz, jest złe, ale ja jestem gotów wobec ciebie tracić życie i przegrywać. To jest zupełnie inna logika, w której mogę pozostać otwarty na kogoś, kto zbuntował się wobec mnie, kto mnie krzyżuje, i okazywać mu przebaczenie. To jest zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności za drugiego człowieka. Bóg wprowadza nas w takie właśnie rozumienie relacji odpowiedzialności. Chrześcijanie są odpowiedzialni za to, co dzieje się w świecie, ale nie przez wprowadzenia w świat chrześcijańskich normy, lecz dlatego, że potrafią być duszą świata. To znaczy potrafią te relacje, które są i zawsze będą napięte – bo i jednostki, i grupy społeczne zabiegają o swoje interesy – kształtować przez przebaczenie i otwartość. To jest ostatecznie ta odpowiedzialność, która rodzi się z poznania wierności Boga. Mówiliśmy na poprzednim naszym spotkaniu o wydarzeniu ze złotym cielcem, jakie miało miejsce po zawarciu przymierza pod Synajem, które pokazuje, że kiedy człowiek chce sam wypełnić wolę Boga i wziąć odpowiedzialność w swoje ręce poza Bogiem, to w gruncie rzeczy stawia swój obraz w centrum, czyli czyni Boga na swój obraz i podobieństwo. Dla wyraźnego przedstawienia problemu człowieka i ukazania w pełnej ostrości przychodzenia Pana Boga do człowieka, można to tak sformułować: Pan Bóg zawarł przymierze pod Synajem nie po to, żeby ludziom udało się je wypełnić, wiedział bowiem, że tego nie zrobią, ale po to, żeby zobaczyli, że nie są w stanie go wypełnić. Bóg wiedział, że dopiero wtedy, gdy to poznają, przyjmą jako łaskę, jako dar to, że Pan Bóg może w nich wypełnić coś innego. I dlatego jedynie na tym tle starego przymierza, przymierza pod Synajem – które już od początku jest pewnym fiaskiem, pewnym bankructwem, pewnym nieudanym pociągnięciem, w które Pan Bóg „daje się” wprowadzić – można zrozumieć nowe przymierze, które polega na przebaczeniu. To stare przymierze bowiem uzyskuje punkt kulminacyjny w ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa, kiedy Żydzi stwierdzają przed Piłatem: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym (J 19,7). I to było poprawne, zgodne z danym przez Boga prawem. Wtedy jednak bierze swój początek nowe przymierze. Pan Bóg wszedł w taką relację z człowiekiem, bo wiedział, że – aby tego człowieka przyprowadzić do siebie – On musi umrzeć. Naturalnie nie jako Bóg, ale jako Bóg Wcielony, Jezus Chrystus. Bóg wiedział, że inaczej człowieka nie pociągnie do siebie. Również matka czy ojciec, żeby przygarnąć dziecko do 22 siebie, muszą dla niego umierać. To jest misterium. Nie opiszemy tego w żadnej książce, nie sformujemy w żadnych dyrektywach. To jest stałe przeżywanie siebie wobec Jezusa Chrystusa i wobec drugiego człowieka. Muszę od początku zdawać sobie sprawę, że poprowadzę ludzi we właściwym kierunku na tyle, na ile jestem gotów tracić siebie dla nich. Gdy zechcę natomiast wychowywać ich tak, jak ja chcę, to wychowam jakieś manekiny ukształtowane na mój obraz i podobieństwo. Wystarczy krytycznie spojrzeć na samego siebie, żeby zrozumieć, jak bardzo trudna to jest rzecz. Jesteśmy bowiem pchani do tego, żeby innych czynić na nasz obraz i podobieństwo, bo my wiemy, jak jest dobrze. I od tego nie możemy uciec. Pan Bóg zawarł z człowiekiem przymierze, bo wiedział, że w tym przymierzu „straci” i że dzięki temu może na nowo stworzyć człowieka: przemienić starego człowieka (człowieka grzechu, żyjącego dla siebie, niemogącego stracić, bo oderwanego w swej wolności od Boga) w nowego (żyjącego nie z siebie i nie dla siebie, ale z Boga Ojca dla drugiego, nawet wroga); nauczyć człowieka, że stary człowiek musi w nim umrzeć, aby mógł narodzić się nowy człowiek. Pan Bóg jest przedziwny. Nikt z nas czegoś takiego by nie uczynił. A Pan Bóg to uczynił. Po co? Żeby ten człowiek, który myśli, że jest prawdomówny i dobry, zobaczył, że wskutek grzechu takim nie jest, chociaż na początku Bóg go takim stworzył (por. Mt 19,4.8) i takim chce go uczynić. Człowiek mógł to poznać w Jezusie Chrystusie, który zjednoczył się z człowiekiem-grzesznikiem i dał potraktować się jak grzesznik. Uczynił to, bo wiedział, że Bóg Ojciec pozostanie wierny wobec Niego, w Jego historii, gdy stanął po stronie grzesznika. Wierność Pana Boga wobec Jezusa, który wszedł „na pozycję” grzesznika, przyzwolił na to poniżenie i wytrwał w nim do końca, była wypełnieniem nowego przymierza. Właśnie dzięki temu wydarzeniu Jezus – Bóg dał ludzkości jako nowy akt Nowe Przymierze we Krwi Jezusa – przebaczenie. Jest to objawieniem wierności Boga względem człowieka. Tyle tytułem przypomnienia i pogłębienia tego, o czym mówiliśmy na naszym poprzednim spotkaniu. Na tle tego możemy przejść do dzisiejszego tematu, jakim jest odpowiedzialność za słowo. 3. Objawienie Boga przez Słowo Na początku sięgnijmy do Prologu Ewangelii św. Jana, który ukazuje Boga jako rzeczywistość wyrażającą się w Słowie: 23 Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,1-5). W powyższym tekście znajdujemy pewne kontrasty. O co w nich chodzi, co mają one wyrazić? Bóg objawia się przez Słowo, to Słowo stwarza. Słowo jest podstawą zaistnienia całego stworzenia. Treść tego fragmentu Ewangelii zawiera logikę pierwszych jedenastu rozdziałów Księgi Rodzaju. Bóg dokonuje stworzenia, a kiedy to stworzenie – w szczególności człowiek – odwraca się od Boga, Bóg ponownie posyła swoje Słowo, żeby dokonało nowego stworzenia. To Słowo jest wyrażone w kategoriach światła, które świeci pośród ciemności i którego ciemności nie mogą ogarnąć ani stłumić, ponieważ ma Ono moc tracenia siebie dla rozświetlenia ciemności. Jest to niewyczerpane źródło światła, które powoduje powstanie i odradzanie się życia. Święty Jan pisze dalej: Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli (J 1,10-11). Przyszedł i przychodzi do swego, do tego, co do niego należy (gr. ta idia), ale właśnie ci Jego (gr. hoi idioi), do których przyszedł, nie przyjęli Go; ci stworzeni przez Słowo, nie przyjęli Go, ponieważ, gdy przyszedł do nich, byli w stanie grzechu5. Tutaj musimy podkreślić bardzo istotną rzecz: wcielenie to odpowiedź Boga na zamkniętą sytuację człowieka po grzechu i Słowo Wcielone - Jezus Chrystus przyszedł do ludzi niejako właśnie po to, żeby wśród nich przeżyć nieprzyjęcie, odrzucenie. Oczywiście to odrzucenie nie było zamierzone przez Pana Boga, ale jako skutek grzechu stało się okazją do poznania Boga. Pan Bóg bowiem przyszedł nie po to, żeby ludzi zmusić do przyjęcia Go, lecz stanął przed ludźmi w postawie słabszego, jako ktoś, kto może zostać odrzucony, kto może przegrać. Uczynił to, żeby człowiek, patrząc na Jezusa, mógł uczyć się podobnej postawy i czerpać z Niego moc do przegrywania w sobie i wchodzenia w jedność z drugim. Wcielone Słowo posiada więc taką moc, że tracąc siebie przed drugim daje mu możliwość czy wprost powoduje jego nawrócenie. Jezus powiedział: A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To Nie chodzi tu o grzech w znaczeniu grzechu śmiertelnego, jak my to dzisiaj rozumiemy, lecz o kondycję, o opcję życia, wykluczającą Boga. 5 24 powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć (J 12,32-33). Nie przychodzi w pozycji: Ja wiem, co jest dobre i to wam nakazuję. Jezus, chociaż jest Bogiem, a właściwie dlatego, że jest Bogiem, wchodzi w odrzucenie i wywyższenie, w taki sposób, że tym, którzy na Nim tego odrzucenia i wywyższenia dokonują – umożliwia przyjęcie Go właśnie jako swego Pana. Dokonuje się to nie przez narzucenie, lecz przez przebaczenie, przez otwarcie boku, przez otwarcie serca… To jest „bolesne” zadanie Jezusa: leczy On i przemienia ludzi, którzy Go ranią, i w ten sposób pozwala, by Go poznali i przyjęli, i by w konsekwencji oni – jako świadkowie poznanej Miłości – pozwalali na ranienie siebie. Jezus Chrystus jest Słowem, Synem Boga, który mówi: właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę (J 12,27) – przyszedłem tutaj, żeby wypełniła się moja godzina, czyli moje wydanie, i żeby ci, którzy Mnie wydadzą, zobaczyli, że są na fałszywej pozycji, i żeby mogli się nawrócić. Dlatego św. Jan w Prologu pisze dalej, w odniesieniu do tych, którzy - najpierw odrzuciwszy - przyjęli Go, którzy Go przyjęli już jako ukrzyżowanego: Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili (J 1,12-13). Jaki zatem jest „mechanizm”, jaka jest dynamika i wewnętrzna moc tego Słowa? To Słowo, które z racji Wcielenia weszło w realizację logiki uniżenia i tracenia i w swojej kondycji – w swym stanie wcielenia (zob. Flp 2,6n) – jest w stanie tracić siebie dla drugiego, powoduje w drugim człowieku możliwość nawrócenia się i pójścia Jego śladami (zob. 1 P 2,21-25) oraz stawania się dzieckiem Boga. Właśnie to wyraża Janowy tekst: tym, którzy Go przyjęli (byli w stanie Go przyjąć, bo On stanął przed nimi w zupełnej niemocy, bez przemocy) dał moc stawania się – tak, jak On jest Synem – dziećmi Boga. Nie jest to więc Słowo, które się objawia w zewnętrznej potędze, w tryumfalizmie, w narzucaniu jakiegoś programu, który by miał ludzi zewnętrznie uporządkować. Tak działają instytucje ludzkie, społeczne, polityczne – i nie mogą działać inaczej. Słowo Wcielone natomiast przyszło w całej swojej słabości, żeby zmienić wnętrze człowieka, żeby dać człowiekowi możliwość zrozumienia, że dopiero wtedy, kiedy będzie gotów stracić siebie, może wrócić do Boga. 4. Chrześcijańska odpowiedzialność za słowo Świadomość tej wewnętrznej dynamiki, jaka zaistniała w Słowie Wcielonym, Jezusie – który we wszystkim stał się do nas podobnym oprócz 25 grzechu, który grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu (…) gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził... (1 P 2,22n) – pomaga nam jaśniej i głębiej rozumieć nasze sytuacje życiowe. Te sytuacje, w których ponosimy konkretną odpowiedzialność za słowo nie tylko jako ludzie świata, ludzie naturalni, kierujący się własnym rozumem i ludzkimi zasadami, lecz jako ludzie wierzący – chrześcijanie, zrodzeni ze słowa i powołani do przeżywania i niesienia tego słowa. Wskażę kilka praktyczny wskazań odnoszących się do naszej odpowiedzialności za to, co mówimy, za słowo wypowiadane przez nas jako chrześcijan. Nasze „Amen” wypowiadane w Chrystusie Bogu na chwałę Tekstem, do którego możemy się tutaj odwołać, jest Drugi List św. Pawła Apostoła do Koryntian, gdzie czytamy: Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was mówię, nie ma równocześnie „tak” i „nie”. Syn Boży, Chrystus Jezus, Ten, którego głosiłem wam ja i Sylwan, i Tymoteusz, nie był „tak” i „nie”, lecz dokonało się w Nim „tak”. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, w Nim wszystkie są „tak”. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze „Amen” Bogu na chwałę (2 Kor 1,18-20). Chrześcijanin potrafi być właśnie tym „tak”, to znaczy potrafi być prawdomównym, świadczącym prawdę. Mówienie „tak”, mówienie prawdy wiąże się z jakimś traceniem, które przyjdzie prędzej czy później. Czyste mówienie „tak – tak” i „nie – nie” stawia niejednokrotnie człowieka wobec krzyża. Mówienie zaś „tak” i „nie” w odniesieniu do tej samej rzeczywistości to jest koniunkturalizm – mówię bowiem to, co mi odpowiada, i wtedy, kiedy mi to odpowiada. Nie chodzi tu tylko o konkretne słowo „tak” lub „nie”, ale o nastawienie się do czegoś pozytywnie lub negatywnie, w zależności od tego, jak mi jest wygodnie. Jeśli mówię „tak” i „nie”, to jestem tą przysłowiową chorągiewką na wietrze czy łódką rzucaną przez fale. W Chrystusie było tylko „tak”. W Nim spełniły się obietnice Boże. Te obietnice Boże dotyczą całego dzieła zbawienia – od danej na samym początku obietnicy starcia głowy węża, poprzez wydarzenie zbawcze, jakie dokonało się w Misterium Paschalnym, aż do wprowadzenia człowieka wierzącego w Jezusa Chrystusa w relację z drugim człowiekiem w taki sposób, jaki Bóg przewidział, to znaczy przez bycie dla drugiego człowieka. To bycie dla drugiego wyraża się najpierw w tym wypowiadanym „tak”. 26 Można powiedzieć, że pierwszym i podstawowym przejawem chrześcijańskiej odpowiedzialności za słowo jest pozytywne i jednoznaczne myślenie o człowieku, o jego historii. Jest to możliwe dzięki logice Słowa, które Wcielone, przeżyło odrzucenie, by przebaczając podnosić grzesznych i winnych do godności dzieci Boga. Dzięki temu Słowu, które było i stale jest owym „tak” Boga względem stworzenia, ci, którzy wierzą mogą stawać w prawdzie przed drugim człowiekiem i być odbiciem owego „tak” Chrystusa. Naturalnie zakłada to ryzykowanie siebie samego ze względu na nieprzewidywalność działania (reakcji) drugiego. Jednakże moje chrześcijańskie „tak” nie jest tylko moim, lecz jest we mnie owocem mojego nawrócenia do Chrystusa, mojego nowego narodzenia w Nim. Mając w sobie to doświadczenie i wiarę w Chrystusie Jezusie (zob. Kol 1,4) mogę wypowiadać „tak”, które stanowi odblask Bożego słowa we mnie, nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach, i to moje słowo, świadectwo mojej wiary może okazać się słowem proroczym, słowem ożywiającym to, co jest (czy zdaje się być) umarłe, nie do naprawienia. Taka jest logika Słowa – Ducha, jaką zarysowuje proroctwo Ezechiela (zob. Ez 37,114). Gdy mówimy o chrześcijańskiej odpowiedzialności za słowo, to właśnie chodzi o odpowiedź na pytanie, czy jesteśmy w stanie (to znaczy czy jesteśmy gotowi) w posłuszeństwie Duchowi Świętemu, według wiary kształtowanej w Kościele – prorokować, wypowiadać Chrystusowe „tak”. Po grzechu mamy własną koncepcję siebie, swojego życia i bronimy jej, ponieważ chcemy siebie zrealizować. Tymczasem Bóg stworzył człowieka po to, żeby był otwarty na drugiego, żeby „wpuścił na swoje podwórko”, do swojego wnętrza także kogoś, kto jest inny, kto może w jakiś sposób go niszczyć, żyć jego kosztem. W opowiadaniu o stworzeniu czytamy, że Adam powiedział wobec Ewy: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta (Rdz 2, 23). Było to jego „tak” wobec istoty, która powstała jego „kosztem”, z jego żebra, ale powstała po to, aby on nie był zamknięty dla siebie. Być prawdą, być „tak” Boga, być tym „Amen” Boga – to znaczy mieć moc właśnie takich relacji w stosunku do drugiego. Słowo prawdy Moja odpowiedzialność za słowo wypowiadane w stosunku do mego męża czy żony, do dziecka, stawia mnie niejednokrotnie w pozycji przegranej, albo przynajmniej często ryzykownej. Ja jednak wiem, że moje ryzykowanie siebie w stosunku do drugiego jest okazją, żeby we mnie spełniło się to wychodzenie poza siebie i wypowiadanie siebie wobec drugiego w prawdzie. 27 Jeśli mam taką orientację wewnętrzną, to przekłada się ona na konkretne postawy, w których okazuje się, że nie będę np. kłamał – wprost nie potrafię kłamać. Jestem odpowiedzialny za słowo, ponieważ nie boję się zaryzykować siebie i siebie tracić. Dzisiaj często dostrzegamy, jak w tych sprawach jesteśmy chwiejni, i to zarówno na płaszczyźnie ważnych i szczególnych odniesień, jak też na płaszczyźnie naszych zwykłych, codziennych relacji. Zadajmy sobie choćby to pytanie, na ile jako dorośli, jako rodzice potrafimy być prawdziwymi wobec naszych wychowanków czy dzieci? Na ile mówimy im prawdę o sobie, o naszych relacjach, o naszej pracy, itp. Dopiero wtedy, gdy będziemy mieli pełną świadomość, że jesteśmy w rękach Boga po to, abyśmy mogli otwierać się na drugiego, potrafimy być prawdomówni. Człowiek prawdomówny staje się jednak niewygodny. Człowiek, który w takiej świadomości zaczyna mówić prawdę, wie, gdzie skończy – będzie to zawsze jakaś forma krzyża. Jeśli będziesz mówił prawdę, to skończysz na krzyżu – niekoniecznie na Golgocie, ale na przykład stracisz niektórych przyjaciół czy znajomych. To wystarczy. Każdy z nas zna to z własnego doświadczenia: gdy powiesz swojemu przyjacielowi prawdę, to jeśli on jest człowiekiem, który rozumie siebie i wie, kim jest, to za tę prawdę ci podziękuje, choć ona będzie bolesna. Jeśli natomiast jest człowiekiem zamkniętym w sobie, szukającym siebie i chcącym używać ciebie tylko dla własnej korzyści, to wtedy, gdy powiesz mu prawdę, on się odwróci. Ty jednak tego nie żałuj, powiedz, że jesteś nadal do jego dyspozycji po to, żeby być prawdziwie przed nim. To są konkretne konsekwencje przyjęcia prawdy w naszym życiu. Pan Jezus w Kazaniu na Górze mówi: Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,33-37) W tych słowach nie chodzi o jakąś weryfikację, zastosowanie zewnętrznego kryterium prawdziwości, ale o to, że kiedy zaczynasz manipulować prawdą, to ma dostęp do ciebie zły duch, który ciebie niszczy, bo gdy bronisz siebie przez mówienie nieprawdy, zamykasz się w sobie, zamykasz się przed drugim, zamykasz się przed Bogiem i stajesz się coraz mniej wrażliwy na obecność Pana Boga i na Jego działanie. 28 W Księdze Przysłów znajdujemy słowa odnoszące się do objawienia Bożego: Każde słowo Boga w ogniu wypróbowane, tarczą jest dla tych, co Doń się uciekają. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za kłamcę (Prz 30,5-6). Słowo Boga, czyli objawienie prawdy w Jezusie Chrystusie jest tarczą dla tych, którzy się do Niego uciekają. Znaczy to, że ta prawda obroni człowieka przed szukaniem siebie, przed stawaniem się na inny obraz niż obraz Boga. Pomoc i obrona, która przychodzi w Jezusie Chrystusie, w Słowie w ogniu wypróbowanym, obroni mnie przed fałszywą koncepcją siebie samego. Do tych słów niczego nie dodawaj! Życzę Państwu umiejętności pogłębiania tych refleksji. 29 Spis treści Drugi Diecezjalny Dzień Akcji Katolickiej Łuków, parafia Podwyższenia Krzyża Świętego 30 sierpnia 2003 r. .................................................................. 1 I. SZCZEGÓLNY TALENT – ZNAJOMOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA. Homilia do czytań: 1 Tes 4,9-11; Mt 25,14-30 .................................................. 1 II. ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA CZYN. Historiozbawczy wymiar odpowiedzialności chrześcijańskiej ................................................................... 5 1. „Znam Twoje czyny” .......................................................................... 5 2. Płaszczyzny odpowiedzialności .......................................................... 6 3. Nieodpowiedzialność człowieka przed Bogiem i odpowiedzialność Boga za człowieka ............................................................................................. 8 Grzech człowieka i Protoewangelia .................................................... 8 Przymierze pod Synajem, przygotowanie i wypełnienie nowego przymierza w Jezusie Chrystusie ................................................................ 10 4. Kościół żyjący Ewangelią ................................................................. 13 5. Odpowiedzialne życie ucznia Jezusa ................................................ 15 6. Potrzeba formacji .............................................................................. 16 Spotkanie przedstawicieli Akcji Katolickiej z Księdzem Biskupem Zbigniewem Kiernikowskim w Centrum Charytatywno-Duszpasterskim w Siedlcach, 25 października 2003 r.................................................................... 18 ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWO. Słabość i moc Słowa Boga ............ 18 1. Wierność Boga wobec człowieka ..................................................... 18 2. Odpowiedzialność zakorzeniona w Misterium Jezusa Chrystusa .... 19 3. Objawienie Boga przez Słowo .......................................................... 22 4. Chrześcijańska odpowiedzialność za słowo ..................................... 24 Nasze „Amen” wypowiadane w Chrystusie Bogu na chwałę .......... 25 Słowo prawdy.................................................................................... 26 Spis treści .............................................................................................. 29