ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWO Słabość i moc Słowa Boga

advertisement
Drugi Diecezjalny Dzień Akcji Katolickiej
Łuków, parafia Podwyższenia Krzyża Świętego
30 sierpnia 2003 r.
I. SZCZEGÓLNY TALENT – ZNAJOMOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA
Homilia do czytań: 1 Tes 4,9-11; Mt 25,14-30
1.
Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze
serce swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania
(por. Ef 1,17-18). Te słowa śpiewaliśmy przed odczytaniem Ewangelii.
Stajemy przed Bogiem jako ludzie, którzy mają świadomość, że
potrzebują przeniknięcia światłem. I nie chodzi tutaj o nasze działanie, ale
przede wszystkim o nas samych, to znaczy o przyzwolenie na działanie Boga w
nas; o przeniknięcie naszych serc światłem Boga – Ojca naszego Pana Jezusa
Chrystusa, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. Inaczej
mówiąc: abyśmy dzięki temu światłu mogli odnaleźć swoje miejsce w życiu, w
historii, w świecie, w różnorakich strukturach. Dopiero wtedy, gdy odnajdziemy
swoje miejsce określone przez nadzieję naszego powołania, będziemy mogli
właściwie działać. Wtedy nasze działanie nie będzie przypadkowe, chaotyczne.
Nie będzie działaniem, które szuka uzasadnienia i usprawiedliwienia samo w
sobie i które nawet może okazać się dobre, ale w gruncie rzeczy nie zawsze czy
niekoniecznie odpowiada temu, co zamierza dokonać w nas Bóg i Ojciec
naszego Pana Jezusa Chrystusa. Nie zawsze odpowiada tej historii, jaka spełniła
się w Jezusie Chrystusie, i nie zawsze jest kroczeniem Jego drogą. A Bóg chce
nas prowadzić tą drogą, którą nam wskazał właśnie przez swego Syna, który w
ludzkim ciele stał się naszym bratem i pokazał nam kierunek i sposób działania,
czyli jakość działania, jakość życia.
2.
Przypowieść o talentach, której przed chwilą wysłuchaliśmy,
skłania nas do tego, by – przynajmniej w pewnej mierze – wejść głębiej w
poznanie tego, co to znaczy dać się przeniknąć światłem Jezusa Chrystusa, aby
mieć żywą nadzieję powołania i przynosić owoc. Ta przypowieść jest bardzo
głęboka, a jej wymowa ukazuje się w pełni wtedy, gdy rozumienia talentów nie
ograniczamy do naszych naturalnych darów i uzdolnień bądź wypracowanych
przez nas, nabytych umiejętności. Naturalnie także i te mogą być objęte
orędziem tej przypowieści, zyskuje ona jednak pełną wymowę, gdy odnosimy ją
do tego jednego, szczególnego talentu, jakim jest znajomość Jezusa Chrystusa.
2
W przytoczonej przypowieści występują trzej słudzy, z których każdy
otrzymał pewne dobra w postaci talentów: pięć, dwa i jeden. Nie jest tu jednak
istotne, ile kto otrzymał, lecz co zrobił z tym, co otrzymał. Dwaj ze sług tak
zaczęli obracać otrzymanymi pieniędzmi, że przyniosły im zysk, i to stanowi
znak, (jakby) materialny dowód ich umiejętności inwestowania. Trzeci sługa nie
pomnożył otrzymanej sumy. I to był materialny znak, że nie potrafił
zainwestować. W każdym z tych przypadków – w jednym pozytywnie, w
drugim negatywnie – wyraża się stosunek człowieka, który otrzymał talenty, nie
tylko do tych darów, które otrzymał, ale – i to przede wszystkim - do pana, od
którego otrzymał, który mu je powierzył. Obrotni słudzy wykazali się
inicjatywą, której owoce mieli odwagę zaprezentować swojemu panu. Ten zaś,
który nie spełnił pokładanych w nim nadziei, tłumacząc się wyjawił swój lęk i
brak zaufania wobec niego: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz
żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc,
poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność! Odkrycie i
poznanie relacji obdarowanych talentami do dawcy darów jest istotą tej
przypowieści.
3.
Bóg powierzył nam dar szczególny, jakim jest znajomość Jezusa
Chrystusa. Treścią tego daru, talentu, jest to, co stało się w Jezusie Chrystusie:
Jego śmierć i zmartwychwstanie. Duch Święty, moc Jezusa Chrystusa, światło,
Ewangelia – jakkolwiek ten dar nazwiemy – zostaną nam powierzone jako moc
umierania i zmartwychwstania. Można też powiedzieć: zdolność zaryzykowania
i to nie tylko w pewnym wymiarze, ale w odniesieniu do całości naszego życia.
Nie chodzi bowiem tylko o to, by coś wytworzyć, ale by spotkać i poznać
Kogoś, kto gwarantuje życie. Kto nawet jeśli „wymaga”, to daje w jeszcze
większej obfitości; gdy prowadzi przez umieranie (tracenie), doprowadza do
życia (zysku). Tutaj właśnie jest istotny punkt tego wszystkiego, co winno się
dziać w życiu chrześcijańskim.
Ma to też odniesienie i zastosowanie do tych, którzy znajdują się w
szeregach Akcji Katolickiej. Chodzi o to, by nie patrzeć tylko na to, co można
zrobić, co jest efektem pewnej inwestycji, lecz by odkryć tę rzeczywistość, że w
moim działaniu, w moim byciu członkiem Akcji Katolickiej spotykam Tego, kto
naprawdę i do końca działa i sprawia, że mogę być świadkiem i narzędziem
działania, które przekracza moją wyobraźnię i moje oczekiwania.
W naszym działaniu bowiem nie chodzi tylko o to, by coś zarobić, coś
zyskać i coś oddać, lecz o to, by doświadczyć tego, że ten Pan, który nam
powierzył ów wielki talent, jest prawdomówny i wierny, jest skuteczny w
3
swoim działaniu i dotrzyma tego, co obiecał. On bowiem w Jezusie Chrystusie
objawił się jako Ojciec oraz jako Pan życia i śmierci. W Ewangelii zostają nam
dane znajomość i światło, że ta prawda (rzeczywistość) mogą okazać się
skuteczne w naszym życiu. On, Pan, wypełni całkowicie sens życia człowieka,
sens naszego życia.
4.
W pierwszym czytaniu słyszeliśmy słowa św. Pawła: Nie jest
rzeczą konieczną, abyśmy wam pisali o miłości braterskiej, albowiem Bóg was
samych naucza, abyście się wzajemnie miłowali. Mówiąc tak, św. Paweł
zakłada, że ten talent – dar Ducha Świętego jest operatywny, działa w tych, do
których pisze. Właśnie ten dar uzdalnia jego adresatów do tego, by się miłowali
wzajemnie – nie chodzi tu jednak o jakąś zamkniętą wzajemność, tylko o taką,
która opiera się na Jezusie Chrystusie: Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was
umiłowałem (por. J 15,12). Można powiedzieć, że ta wzajemność stale
przekracza to, co się otrzymało, stale więcej zyskuje, dlatego że jest zdolna
więcej inwestować. Podstawą takiej wzajemności jest doświadczenie wierności
Boga i oparcie się na niej.
Nasze oparcie się na wierności Boga możemy porównać do wystawiania
czeków na wydatki na naszą określoną działalność, zleconą nam przez
właściciela. My sami nie mamy pokrycia, ale wiemy, że ktoś je pokryje.
Posiadamy książeczkę czekową z wielkim kapitałem i tylko podpisujemy czeki.
Dzieje się to także z jakimś konkretnym ryzykiem z naszej strony. Jest ono
zależne od naszej relacji do Tego, w którego imieniu działamy. Nasze ryzyko
jednak jest pokryte przez wierność Tego, który nam powierzył ów kapitał.
Bóg was samych naucza – pisze św. Paweł do Tesaloniczan, dlatego on
nie musi ich pouczać, jak mają postępować, zachęca ich jedynie, aby coraz
bardziej się doskonalili (w rozumieniu tej dynamiki) i starali zachować spokój,
spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami. Każdy niech robi to, co
do niego należy, ze świadomością, że efekt tych działań jest zawsze większy,
ponieważ nie podejmujemy ich jako wyrobnicy, ale jako ci, którzy mają za sobą
tego Inwestora, który wie, co może być owocem każdego czynu, każdego
talentu ogarniętego Duchem Świętym.
5.
Niech Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa przenika nasze serca
swoim światłem, objawionym w Jezusie Chrystusie, abyśmy wiedzieli, jaka jest
nadzieja naszego powołania, abyśmy wiedzieli, co mamy robić w strukturach, w
jakich jesteśmy, na naszym stanowisku pracy, w zadaniach i obowiązkach, które
stają przed każdym z nas w życiu rodzinnym i społecznym; abyśmy tam
4
spokojnie tracili swoje życie wiedząc, że każdy krok w tym kierunku stanowi
inwestycję, za którą płaci swoją wiernością Bóg przez Jezusa Chrystusa.
Żeby tak żyć, czyli być gotowym także na tracenie swego życia, trzeba
mieć dużo wyobraźni, przenikniętej spojrzeniem Boga. Musimy stale
odpowiadać sobie na pytanie czy pozostać przy swoim lęku o siebie, o swój
„kapitał”, czy też zawierzyć siebie wielkiej wyobraźni Boga, a wtedy żadna
akcja, żadna czynność nie będzie pusta, nie będzie bez pokrycia. Jednak to nie
my będziemy poręczycielami tego pokrycia, ale mamy je jako owoc naszego
zawierzenia Temu, który jest wierny. On nam wiele powierzył – powierzył nam
stracenie swojego Syna. Syn dał się stracić i to wyszło mu na dobre, nie został
zawstydzony, nie został bez pokrycia – został wskrzeszony. To stało się dla nas,
byśmy razem z Nim uczyli się tracenia i by to wychodziło na dobre nam i tym,
którzy nas spotkają.
Dajmy się zanurzyć w tę rzeczywistość inwestowania przez tracenie,
dajmy się przeniknąć tajemnicy Eucharystii, w której Bóg się nam wydaje i
powierza właśnie jako moc przełamywania siebie, tracenia siebie, byśmy jak
Chrystus mogli żyć mocą Ojca. Niech ożywia nas ta nadzieja naszego
powołania.
5
II. ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA CZYN
Historiozbawczy wymiar odpowiedzialności
chrześcijańskiej
1. „Znam Twoje czyny”
Zostałem poproszony o przedstawienie konferencji na temat
odpowiedzialności za czyn. Zdaję sobie sprawę, że jest to ważny temat dla
członków Akcji Katolickiej: skoro jest akcja, są również czyny. Czyny w życiu
chrześcijan mają swoje znaczenie, mają do spełnienia ważną rolę. One też łączą
działający podmiot (czy podmioty) z Tym, kto jest motorem wszelkiego
działania. Podejmowanie działania wiąże się z odpowiedzialnością, która
powstaje, dlatego że ktoś powierza jakieś zadanie, a ktoś inny je przyjmuje i
świadomie wykonuje.
Jako motto tej konferencji wybrałem fragment drugiego rozdziału z
Księgi Apokalipsy. Apostoł Jan w czasie swojego widzenia na wyspie Patmos
otrzymuje słowa objawienia od Pana Boga i kieruje je do Siedmiu Kościołów w
Azji Mniejszej. Zapisuje je w formie listów, które stanowią jakby małe
programy działania dla konkretnych wspólnot, ale razem tworzą pewien
globalny program – nie są przypadkowe, posiadają swoją wewnętrzną spójność.
Oto fragment jednego z tych listów:
Aniołowi Kościoła w Tiatyrze napisz: To mówi Syn Boży: Ten, który ma
oczy jak płomień ognia, a nogi Jego podobne są do drogocennego metalu. Znam
twoje czyny, miłość, wiarę, posługę i twoją wytrwałość, i czyny twoje ostatnie
liczniejsze od pierwszych, ale mam przeciw tobie to, że pozwalasz działać
niewieście Jezabel, która nazywa siebie prorokinią, a naucza i zwodzi moje
sługi, by uprawiali rozpustę i spożywali ofiary składane bożkom. Dałem jej czas,
by się mogła nawrócić, a ona nie chce się odwrócić od swojej rozpusty. Oto
rzucam ją na łoże boleści, a tych, co z nią cudzołożą - w wielkie utrapienie, jeśli
od czynów jej się nie odwrócą; i dzieci jej porażę śmiercią. A wszystkie Kościoły
poznają, że Ja jestem Ten, co przenika nerki i serca; i dam każdemu z was
według waszych czynów ( Ap 2,18-23).
Bóg zna nasze czyny – i dobre, i złe. Będzie działał wobec nas, czasem
nawet w sposób gwałtowny, żebyśmy mogli się nawrócić. Zostało nam to
wcześniej objawione, byśmy wiedzieli, że otrzymamy zapłatę według naszych
czynów. Naturalnie nie będzie to proste rozliczenie z wykonanych czynów, lecz
odkrycie relacji między Tym, kto nam zlecił czyny, powierzył nam życie, a
6
nami: co w nas się ukształtowało przez wykonywanie czynów. Nasze czyny są
znakami dzieła, jakiego Bóg dokonuje w nas przez nasze posłuszeństwo i
poddanie się Jemu. Bogu nie są potrzebne nasze czyny same w sobie. Jemu
zależy na nas.
2. Płaszczyzny odpowiedzialności
Rozumienie odpowiedzialności może być bardzo szerokie1: można mówić
o odpowiedzialności za czyny i o odpowiedzialności za sposób istnienia. Już
bowiem nasz sposób istnienia jest związany z jakąś odpowiedzialnością.
Tematykę odpowiedzialności można też rozpatrywać na różnych płaszczyznach
w kategorii relacji, a zatem na płaszczyźnie relacji człowieka do Boga (ja przed
Bogiem), na płaszczyźnie relacji między ludźmi (człowiek – człowiek), ale
także – i tego nie wolno nam pominąć – na płaszczyźnie relacji Boga do
ludzkości, do świata (Bóg – człowiek). Czymś bardzo ważnym jest poznawanie
i zrozumienie tego, w jaki sposób Pan Bóg jest odpowiedzialny za świat. W tym
zaś kontekście trzeba też pytać o to, jak ludzkość, człowiek, konkretnie: jak ja
jestem i czuję się odpowiedzialny za świat jako ten, który poznaje siebie w
świetle Boga.
Mówiąc o odpowiedzialności można też i trzeba uwzględnić klucz
chronologii. Można bowiem mówić o odpowiedzialności aktualnej,
teraźniejszej: jestem odpowiedzialny za to, co robię w tej chwili; można też
mówić o odpowiedzialności w relacji do przeszłości. Moja odpowiedzialność za
to, co przeze mnie się dokonało nie dotyczy tylko kwestii, że w przeszłości coś
zrobiłem lub czegoś nie zrobiłem, i to ma jakiś skutek, ale że ów skutek trwa nie
tylko obiektywnie, lecz jest też obecny we mnie, ja z tym żyję. Świadomość
przeszłości przejawia się często w dwojaki sposób: przez wyciągnięcie
właściwych wniosków z dobrych doświadczeń, które uzdalniają do stosownego
działania w teraźniejszości i ustawiają pozytywnie wobec przyszłości, oraz
przez podjęcie negatywnych konsekwencji swojego postępowania – wzięcie na
siebie odpowiedzialności za popełnione czyny, tak żeby one dzisiaj nie
przynosiły złych owoców. Jak długo nie rozwiążę sprawy zawinionych przeze
1
Istnieją różne definicje odpowiedzialności. Przedstawię tutaj jedną z nich: „Odpowiedzialność (łac.
responsabilitas) – cecha znamionująca ludzi, którzy nie sprawiają zawodu i są zawsze gotowi odpowiadać za
swe czyny. Człowiekiem odpowiedzialnym nazywa się tego, kto nie czyni pochopnie obietnic, dotrzymuje
danego słowa, zabiega o poznanie ciążących na nim obowiązków i dokłada starań, żeby skrupulatnie się z nich
wywiązać – na nim więc można bez obaw polegać. Odpowiedzialność jest zatem wyrazem poczucia hierarchii
wartości, niezachwianej równowagi wewnętrznej, szacunku wobec siebie i bliźniego. Jej najbliższymi
przeciwnikami są wszelkie przejawy egoizmu, postaw interesownych, tchórzostwa, bezideowości i nonszalancji.
Zob. T. Sikorski, Odpowiedzialność, w: Słownik teologiczny, A. Zuberbier (red.), Katowice 21998, s. 359-360.
7
mnie niewłaściwych czynów, tak długo będę trzymał w sobie tę truciznę
i wszędzie ją ze sobą wnosił. Każdy z nas posiada w sobie mniej lub więcej
takiej trucizny, która może być przezwyciężona tylko przez pozytywne podjęcie
i rozwiązanie win z przeszłości. Dla nas, wierzących dokonuje się to w kluczu i
w mocy pojednania płynącego z krzyża Jezusa Chrystusa. Podobnie świadomość
osiągnięć i sukcesów może nas dobrze kształtować, ale pod warunkiem
odpowiedniego rozumienia ich i podejścia do nich jako do dzieł Boga,
dokonanych w nas i przez nas. Jest to bardzo ważna płaszczyzna naszej
odpowiedzialności za życie w rodzinach, w społeczeństwie, kapłaństwie. To, co
robiliśmy w przeszłości, zawsze ma wpływ na naszą teraźniejszość.
Odpowiedzialność za nasze czyny można też rozważać w odniesieniu do
przyszłości. Często bowiem jest tak, że nie osiągamy bezpośrednio konkretnych
skutków naszego działania albo nie wszystkie od razu się objawiają. Czasem te
skutki mogą się ujawnić nawet w bardzo dalekiej przyszłości, ale ponoszę za nie
odpowiedzialność już teraz. To, jakie będą moje przyszłe czyny, zależy od tego,
jak dzisiaj przeżywam siebie, jak daję się kształtować Bogu, jak przygotowuję
się do zadań, które staną przede mną. Czy będą one pozytywne czy negatywne,
zależy od tego, w jaki sposób ja dzisiaj siebie kształtuję, na ile poddaję się
Duchowi Świętemu w moim myśleniu i działaniu.
Sprawę odpowiedzialności możemy zatem i powinniśmy rozważać także
w aspekcie historii – mojej, naszej historii zbawienia. Najgorzej bowiem jest,
kiedy człowiek zaczyna tak żyć, że przeszłość go nie interesuje, teraźniejszość
realizuje według takiej czy innej, stosownej do czasu koniunktury, w zależności
od tego, co mu się wydaje najlepsze, a co do przyszłości, planuje wszystko tak,
jak jemu odpowiada – a potem czy poza tym, to „choćby i potop”. Często w
pewnej mierze tak właśnie żyjemy, ale to wyraża naszą nieodpowiedzialność za
życie.
W moim przedłożeniu chcę zwrócić uwagę na historiozbawczy aspekt
odpowiedzialności, to znaczy na fakt, że istnieją czyny i wydarzenia, które
tworzą pewną historię, posiadającą swoje etapy, i że w tym dokonuje się
zbawienie. Inaczej mówiąc, chodzi o rolę człowieka wierzącego, który w
oparciu o swoją relację do Boga kształtuje własne dzieje, dzieje swoich bliskich
i świata – w wymiarze doczesnym, ale ze świadomością, że to, co tutaj tworzy,
co przeżywa, swoimi skutkami sięga w wieczność i dlatego domaga się wielkiej
odpowiedzialności. Wiąże się to z pytaniem o nakładanie się tych wymiarów
doczesności i wieczności, to znaczy, w jaki sposób moje działanie tu i teraz
8
wpływa na doczesne kształtowanie mojego życia i życia ludzi, pośród których
jestem, i jak się odnosi do wieczności.
3. Nieodpowiedzialność człowieka przed Bogiem
i odpowiedzialność Boga za człowieka
Chciałbym teraz podjąć nasz temat z biblijnego punktu widzenia. W jaki
sposób Pismo święte ukazuje kwestię odpowiedzialności za to, co istnieje, za
wydarzenia, za zło, które się dzieje? Kto jest za to wszystko odpowiedzialny?
Tutaj pojawia się problem, którego często sobie nie uświadamiamy i żyjemy w
pewnym automatyzmie, reagując według określonych schematów. Mianowicie,
w naszym podejściu do zagadnienia odpowiedzialności pojawia się
niejednokrotnie koncepcja dualizmu, która polega na uznaniu istnienia dwóch
całkowicie odmiennych, skrajnych czy sobie przeciwstawnych zasad
kształtujących rzeczywistość. Takimi mogą być w tym przypadku na przykład
dobro i zło. Jedno principium jest dobre, a drugie złe, i oba toczą między sobą
walkę, tak jakby były równorzędne. Biblia natomiast mówi, że u podstaw
wszystkiego stoi jedno principium, jedna zasada – Bóg, czyli dobro. To dobro
jednak jest tak przedziwne i dobre do tego stopnia, że stwarza przestrzeń
wolności dla zaistnienia czegoś innego. To dobro nie wymusza dobra, lecz
umożliwia, rodzi dobro. Nie blokuje w sposób absolutny zaistnienia czegoś
innego, nawet jeśli okaże się to negacją dobra.
Stwarzając ową przestrzeń wolności Bóg dopuszcza możliwość
zaistnienia zła. Ten poważny problem został szczególnie wyraźnie podjęty i
ukazany w Księdze Joba. Bóg pozwala, by bohater tej księgi, Job, człowiek
sprawiedliwy, został boleśnie i głęboko dotknięty przez zło. Istotnym jednak
przesłaniem Księgi Joba jest ta prawda, że kiedy Bóg dopuszcza sytuację, w
której zaistnieje brak dobra, kiedy zło wydaje się przeciwstawiać dobru, Bóg nie
umywa rąk, nie pozostawia człowieka samego, lecz sam wchodzi w tę sytuację.
I to wejście Boga często nie dokonuje się łagodnie, gładko, lecz w sposób
gwałtowny, bo zło jest związane z gwałtem. Ostatecznie ten „gwałt” Boga
wobec zła polega na tym, że Bóg bierze to zło (skutek negacji dobra) na siebie,
by je przebaczać, by umożliwić przyjęcie dobra.
Grzech człowieka i Protoewangelia
Zaistnienie zła w świecie wiąże się z pierwszym grzechem ludzi, o
którym mówi Księga Rodzaju. Spójrzmy na fragment tej narracji, najpierw
zwracając uwagę postawę Adama i Ewy, a potem na reakcję Boga na ich grzech.
9
Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia,
że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia
wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który
był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są
nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i
jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze
kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu.
Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? On
odpowiedział: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem
nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może
zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mężczyzna odpowiedział:
Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem.
Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta
odpowiedziała: Wąż mnie zwiódł i zjadłam (Rdz 3,6-13).
Rozmowa Adama i Ewy z Bogiem, w której próbują oni zrzucić z siebie
odpowiedzialność za dokonany czyn i obarczają winą drugiego (siebie
nawzajem), odzwierciedla bardzo trudną prawdę, która jest charakterystyczna
dla naszej rzeczywistości: człowiek w momencie krytycznym ucieka od
odpowiedzialności za swoje czyny, albo co najwyżej z wielkim trudem bierze
odpowiedzialność na siebie. To nie ja, to moja żona; to nie ja, to mój mąż; to nie
ja, to ktoś inny. Możemy stwierdzić – zapewne z pewnym uproszczeniem – że w
tym przerzucaniu odpowiedzialności na kogoś innego, istnieje pewna hierarchia
– zazwyczaj spychamy zło na kogoś słabszego. To jest podstawowy mechanizm
naszego działania, który decyduje o tym, co się dzieje w różnych strukturach,
począwszy od tych najmniejszych i najbliższych, jak rodzina, środowisko
sąsiedzkie lub związane z pracą, aż po struktury społeczne i polityczne,
państwowe, europejskie i globalne. Niewątpliwie mogą zaistnieć jakieś
wyjątkowe sytuacje, zasadniczo jednak nikt z nas nie chce przyjmować na siebie
zła, które dotyka jego osobiście czy kogoś innego.
Spójrzmy na dalszy ciąg opowiadania z Księgi Rodzaju:
Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty
wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał
i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń
między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono
zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.
Do niewiasty powiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej
brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz
10
kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mężczyzny zaś
Bóg rzekł: Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego
dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść - przeklęta niech będzie
ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla
siebie po wszystkie dni twego życia (Rdz 3, 14-17).
Bóg nie pozostaje bierny w sytuacji, do jakiej doprowadziła
nieodpowiedzialność człowieka. Wchodzi w tę sytuację, bierze ją w swoje ręce,
mówi o konsekwencjach, jakie dosięgną mężczyznę i niewiastę, ale przede
wszystkim to On ostatecznie weźmie na siebie skutki ich grzechu. Bóg, jako
suwerenny stwórca i sędzia, który dał człowiekowi wolność, nie cofa się przed
tym, żeby wziąć na siebie skutki nadużycia tej wolności przez człowieka.
Dlatego też od razu, bezpośrednio po ujawnieniu się grzechu, w Księdze
Rodzaju pojawiają się Jego słowa, Jego deklaracja, którą nazywamy
Protoewangelią – pierwszą czy pierwotną Ewangelią: Wprowadzam nieprzyjaźń
między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono
zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (Rdz 3,15).
Bóg może wziąć na siebie skutki zła, które zostało „wyprodukowane”
przez nadużycie wolności i które powstało przez nadużycie Jego dobroci. I ta
prawda, ta rzeczywistość jest czymś dominującym w chrześcijaństwie, w
naszym życiu.
Przymierze pod Synajem, przygotowanie i wypełnienie nowego przymierza w
Jezusie Chrystusie
Pan Bóg stopniowo uzdalnia człowieka do wzięcia odpowiedzialności za
swoje czyny – to jest drugi aspekt tematu, który tutaj nas wszystkich interesuje.
Pytamy zatem: w jaki sposób Pan Bóg uzdalnia człowieka do podejmowania
odpowiedzialności najpierw za siebie, za swoje czyny, a także – tu można i
trzeba pójść dalej – do brania odpowiedzialności za czyny innych, żeby zło,
które jest nadużyciem wolności, wypaczeniem dobra, mogło być amortyzowane,
by mogło zniknąć? Pozytywnie ujmując, chodzi o odpowiedzialność za
kształtowanie postaw dobra, których owocem są czyny świadczące o przyjęciu
logiki Boga przez człowieka.
Tutaj należałoby się odnieść do szczególnej roli Prawa, jakie odegrało ono
w historii zbawienia. Trudno byłoby przeprowadzić tutaj cały teologiczny
wywód na ten temat. Odniesiemy się więc tylko do kilku ważnych momentów,
które pokazują postawę człowieka przed Bogiem. Pierwszy z nich to sytuacja
pod Synajem, gdzie po wyprowadzeniu narodu wybranego z Egiptu Pan Bóg
11
zawarł przymierze ze swoim ludem. Zaraz potem jednak dopuścił, żeby
człowiek, którego reprezentują owi Izraelici i który chce być dobry i wierny
wobec Boga, zgrzeszył. Bóg przyzwolił na to i doprowadził do tego, że wyszło
na jaw, jaka jest ta dobroć człowieka, że to jest tylko piana, jakby bąbelki na
wodzie. Spójrzmy na tę sytuację.
Mojżesz obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego zlecenia.
Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: «Wszystkie słowa, jakie powiedział
Pan, wypełnimy». Wtedy (Mojżesz) wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno
ludowi. I oświadczyli: «Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy
posłuszni». Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: «Oto krew
przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów» (Wj
24,3.7-8).
Naród zdeklarował się, że wypełni wszystkie słowa, które Bóg
powiedział. Trzeba tutaj uświadomić sobie, że hebrajski termin dabar – słowo
nie tylko oznacza słowo, ale także czyn, wydarzenie – co ma szczególną wagę w
odniesieniu do słowa Boga. Wypowiedzenie zobowiązania: „wypełnimy
wszystkie słowa, które Bóg powiedział”, graniczy z deklaracją: „wypełnimy
dzieła Boga” (zob. J 6,28). Ze strony człowieka była to zatem w pewnym sensie
gotowość, próba postawienia siebie na płaszczyźnie partnerstwa z Bogiem w
zakresie działania.
Przymierze zostało zawarte. I co się stało wkrótce po zawarciu
przymierza? Mojżesz poszedł na górę, by powiedzieć Panu Bogu, że
„transakcja” się udała, a gdy jego pobyt na Synaju się przedłużał, Izraelici
poszukali swojego sposobu rozwiązania tej sytuacji.
A gdy lud widział, że Mojżesz opóźniał swój powrót z góry, zebrał się
przed Aaronem i powiedział do niego: Uczyń nam boga, który by szedł przed
nami, bo nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, tym mężem, który nas
wyprowadził z ziemi egipskiej. Aaron powiedział im: Pozdejmujcie złote
kolczyki, które są w uszach waszych żon, waszych synów i córek, i przynieście je
do mnie. I zdjął cały lud złote kolczyki, które miał w uszach, i zniósł je do
Aarona. A wziąwszy je z ich rąk nakazał je przetopić i uczynić z tego posąg
cielca ulany z metalu. I powiedzieli: Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził
z ziemi egipskiej (Wj 32,1-4).
Pierwszym więc aktem, którego dokonuje lud – już bez Mojżesza – zaraz
po zawarciu przymierza, jest sprzeniewierzenie się Bogu, negacja Boga przez
uczynienie złotego cielca, z deklaracją kapłana Aarona: Izraelu, oto bóg twój…
12
Omawialiśmy to wydarzenie również na kwietniowym spotkaniu z Radą
Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej i mówiliśmy wtedy, że ten złoty cielec
jest obrazem tego, co człowiek sam z siebie i dla siebie produkuje. Warto do
tego wrócić i to pogłębić2. Tutaj zwróćmy uwagę na to, że Pan Bóg sam
doprowadził do tego i to dopuścił, żeby człowiek zobowiązał się wobec Niego i
poczuł się odpowiedzialny za wypełnienie Jego woli. Pan Bóg to uczynił,
chociaż wiedział, że człowiek nie dotrzyma tego zobowiązania, że nie jest w
stanie go dotrzymać ze względu na swój grzech (conditio humana post
peccatum). Możemy tutaj postawić sobie pytanie, czy ktoś z nas byłby gotów
podpisać kontrakt ze stroną, co do której wie, że ona nie dotrzyma warunków
umowy? Nie dotrzyma, bo nie jest w stanie, nie ma ku temu środków, chociaż
może myśli, że ma i potrafi. Kto z nas świadomie podpisze umowę o cokolwiek
– o pracę, o mieszkanie, o jakąś inwestycję – z góry wiedząc, że druga strona jej
nie dotrzyma, nie dlatego że nie chce, ale dlatego, że nie jest w stanie jej
dotrzymać? Nikt z nas takiej umowy nie podpisze, chyba że do pewnego stopnia
podejmie pewną taktykę pomocy i fingując układ (umowę) będzie chciał okazać
dobroczynność dla postawienia tego drugiego na nogi, dla dodania ducha – ale
tak będzie tylko do pewnych granic, stosownie do woli i środków
„dobroczyńcy”. Pan Bóg natomiast w swojej odpowiedzialności za człowieka,
który zagubił się w sobie, ale nie chciał tego uznać i myślał, że potrafi Bogu
dotrzymać wierności, wszedł w układ z człowiekiem, zawierając z nim taki
kontrakt, przymierze, choć wiedział, że człowiek tego nie dotrzyma. Wiedział
jednak też, że gdy człowiek nie dotrzyma przymierza, On – Bóg weźmie to na
siebie całkowicie. Dokona się to potem w Jezusie Chrystusie.
Odpowiedzialność Boga za człowieka polega na tym, że Pan Bóg daje się
skompromitować w oczach człowieka. To musimy sobie głęboko uświadomić:
Pan Bóg wchodzi w układ, który go w jakimś stopniu kompromituje w oczach
człowieka. Bóg to czyni, by ratować człowieka. Co więcej, daje człowiekowi
narzędzie, którym jest właśnie wynikające z zawartego przymierza prawo, że
człowiek może dochodzić swoich praw tak, jak on je rozumie. I to aż do tego
stopnia, że właśnie w oparciu o to prawo staje później przed Piłatem i kiedy
Piłat chce uwolnić Jezusa, mówi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien
On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym (J 19,7). Pan Bóg dał
człowiekowi takie narzędzie, żeby człowiek mógł legalnie wystąpić przeciwko
Bogu. Czy zatem Pan Bóg jest odpowiedzialny? Na krótką metę wydaje się, że
nie. Kiedy jednak spojrzymy na długofalowe działanie Pana Boga, widzimy w
nim pewien zamysł, program tej odpowiedzialności za człowieka. Pan Bóg chce
2
Zob. Biskup Siedlecki Zbigniew Kiernikowski do Akcji Katolickiej, Siedlce 2003, s. 14-15.
13
bowiem dotrzeć do człowieka skutecznie, żeby człowiek zobaczył, że problem
jest właśnie w nim samym. Nie wystarczy stworzyć człowiekowi dogodne
warunki zewnętrzne, nie wystarczy odwołać się do jego dobrej woli. Trzeba
zmienić jego serce, jego wnętrze. Dopiero Jezus, który przyjął na siebie
konsekwencje tego przymierza kompromitującego Boga i stał się niejako
kozłem ofiarnym tego przymierza (zob. np. Rz 3,25), dał człowiekowi okazję do
tego, by człowiek zobaczył i poznał, kim jest Bóg i jak Bóg postępuje (zob. np. J
19,37; także Rz 5,6-11; J 3,14-21), oraz by dzięki temu człowiek mógł się
nawrócić i żyć (por. Ez 18,23; zob. J 10,10).
To, co Bóg uczynił dla człowieka przez Jezusa Chrystusa, było
przygotowane i było zapowiadane przez proroków. Prorocy niejako
rozpracowywali to przygotowanie i przybliżali ludziom prawdę, że przyjdzie
nowy czas, że przyjdzie nowe przymierze. W tym nowym czasie
odpowiedzialność będzie pojmowana i realizowana w inny sposób. Będzie tak,
ponieważ Bóg w nowym przymierzu, biorąc na siebie w swoim Synu
odpowiedzialność za błąd człowieka i okazując mu przebaczenie (zob. Jer
31,31-34), uzdolni ludzi – przynajmniej niektórych, wybranych – do tego, że
zaczną tak samo jak On brać na siebie odpowiedzialność za zło nie tylko swoje,
ale również za zło innych, i że będą na świecie znakami przebaczenia,
odpuszczenia grzechu czy grzechów. Bo właśnie o Jezusie Chrystusie Jan
Chrzciciel mówi: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata (J 1,29)3.
Odpowiedzialność tego Baranka, którego przygotowała starotestamentalna
figura kozła ofiarnego (zob. Kpł 16,1-10), polega na tym, że bierze On na siebie
grzech świata (zob. Rz 3,25).
4. Kościół żyjący Ewangelią
Jezus, który dokonał usprawiedliwienia człowieka biorąc na siebie grzech
świata, przekazał tę tajemnicę swoim uczniom, Kościołowi: To jest moje
przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt
nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich
(J 15,12-13). Miłujcie się wzajemnie jak Ja was umiłowałem – aby świat poznał,
że Ja zostałem posłany przez Ojca.
I to właśnie jest istotny wymiar odpowiedzialności chrześcijańskiej. Nie
jest to kwestia odpowiedzialności tylko za mój konkretny czyn – zrobiłem coś
złego i za to jestem odpowiedzialny, czeka mnie taka czy inna kara, albo
Polskie słowo gładzi nie oddaje dokładnie tego, co wyraża użyte w oryginale słowo greckie,
wskazujące na to, że Baranek Boży bierze [na siebie] grzech świata.
3
14
zrobiłem coś dobrego i czeka mnie nagroda. Jeżeli zbliżyłem się do Jezusa
Chrystusa i staję się Jego uczniem, to moja odpowiedzialność za bycie w
świecie łączy się z przekazaniem światu tej prawdy, której sam doświadczyłem,
iż Jezus został posłany przez Ojca do świata, do grzeszników. To znaczy: żyję
odpowiedzialnie jako chrześcijanin nie wtedy, kiedy nic złego nie robię lub
kiedy robię trochę dobra, ale wtedy, gdy tak żyję, że biorę na siebie grzech i
niesprawiedliwość innych i uczestniczę w tym dziele Chrystusa. Żyję tak, że
inni patrząc na mnie jako chrześcijanina i ucznia Jezusa będą mogli poznawać,
że Bóg posłał Syna na świat po to, żeby wziął na siebie grzech świata, aby świat
mógł się nawrócić. Chociaż spełnił to raz na zawsze Jezus Chrystus, to jest to do
spełnienia w każdym pokoleniu przez uczniów Chrystusa – przez chrześcijan
(zob. np. Kol 1,24). To jest bardzo mocno zaakcentowane w Ewangelii św. Jana,
gdzie Jezus mówi wprost:
Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą
wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w
Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I
także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My
jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby
świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś
(J 17,20-23).
Potrzebne jest w nas poczucie tego rodzaju odpowiedzialności.
Akcja Katolicka nie może się zatrzymać na kształtowaniu
odpowiedzialności w wymiarze tylko ludzkim, że ktoś nie będzie robił czegoś
złego czy będzie robił pewne dobro. Nie wystarczy też troszczyć się o to, by
stworzyć pewne struktury i relacje jakiejś znośnej sprawiedliwości. Owszem to
wszystko też musi być i o to trzeba zabiegać. Ale to nie wyczerpuje misji
chrześcijan, misji Akcji Katolickiej. Nasza odpowiedzialność, odpowiedzialność
tych, którzy są świadomie po stronie Jezusa, zaczyna się objawiać wtedy, kiedy
jesteśmy świadkami tej tajemnicy, że można wziąć na siebie zło – skutek
grzechu drugiego człowieka.
Ewangelia jest obwieszczeniem zrealizowanego dzieła odkupienia w
Jezusie Chrystusie, by spełniało się ono w każdym pokoleniu i we wszystkich
okolicznościach. Jest ona Ewangelią nadziei, którą się przyjmuje, przeżywa i
niesie innym4. Konieczne jest, aby samemu przeżyć istotę Ewangelii, Dobrej
Tematyka nadziei stanowi osnowę adhortacji apostolskiej Jana Pawła II Ecclesia in Europa (z
28.06.2003), w której sam przegląd poszczególnych rozdziałów ukazuje dynamikę obecności nadziei
chrześcijańskiej w Kościele dla świata. Ten papieski dokument stanowi wezwanie skierowane do chrześcijan
4
15
Nowiny, żeby móc zacząć żyć nadzieją. To ja muszę się zgodzić, że zostaną mi
zabrane moje, tylko ludzkie nadzieje. Chrześcijanin wtedy jest w świecie w
pełni odpowiedzialny, kiedy jest gotów rezygnować ze swoich ludzkich nadziei,
a przyjmuje tę nadzieję, która się w nim realizuje na tyle, na ile traci swoje
życie, by być znakiem tego, że działa w nim Pan Bóg.
Stąd chrześcijanie, uczniowie Jezusa, konkretnie członkowie Akcji
Katolickiej dziękują Bogu za objawienie sprawiedliwości w krzyżu, w
wydarzeniu Paschy Jezusa, wiedząc, że kara za grzech, odpowiedzialność za
grzech, za zło musi być poniesiona. Na kogoś musi ona spaść. Jeśli nie znajdzie
się ktoś, kto świadomie weźmie to na siebie – bo wie, że do tego został
uzdolniony i powołany jako chrześcijanin – to spadnie ona na najsłabszego,
często nieprzygotowanego czy nieuzdolnionego, który jest maluczkim, choć nie
wie, czy jest, czy nie jest uczniem Chrystusa. Jeśli mam świadomość, że jestem
uczniem Jezusa, to muszę uczyć się stawać przed tym słabszym w taki sposób,
żeby przyjmować na siebie to, co jego – jako słabszego – może „przygnieść”.
To jest perspektywa chrześcijańskiej odpowiedzialności: zło będzie zawsze i
zawsze będzie zabijać. Dzięki dziełu Jezusa Chrystusa są na świecie ci, którzy
są uzdolnieni do tego, by to zło i jego skutki brać na siebie, by być
odpowiedzialnym za powodowanie „umierania” zła przez przebaczenie.
Ludzkość potrzebowała i potrzebuje stale objawienia tej rzeczywistości w
Jezusie Chrystusie. Potrzebne jest celebrowanie tego objawienia w naszym
życiu.
Odwołanie się do Bożej sprawiedliwości to uznanie potrzeby dopełnienia
egzekwowania kary za grzechy jako konieczności wewnętrznej dotyczącej
człowieka – nie tylko obiektywnej. Przyjmowanie w sobie sprawiedliwości
Bożej przez branie na siebie konsekwencji zła i grzechu drugiego człowieka, by
objawiać mu i okazywać przebaczenie, jest centralnym zadaniem uczniów
Jezusa. To odpowiedzialność za dzieło Boga w nas, ludziach, dokonane i nam –
Kościołowi powierzone.
5. Odpowiedzialne życie ucznia Jezusa
W czym konkretnie przejawia się ta i taka odpowiedzialność za czyn w
naszym życiu? Jak długo ja – jako pracownik, jako małżonek, jako rodzic, jako
ksiądz, jako biskup – nie zobaczę pewnych momentów mojego życia jako
wydarzeń, które krzyżowały Jezusa, w których ja jestem winny i za które mnie
Europy, by głosili światu Ewangelię nadziei, by ją celebrowali i ukazywali jej moc zdolną przemieniać
człowieka, zmieniać oblicze ziemi.
16
się należy śmierć, i jak długo tego nie uznam, tak długo będę żył jak niewolnik,
który musi się chować przed samym sobą. To jest wewnętrzny problem
człowieka.
Oczywiście tu nie chodzi o fizyczną śmierć, ale o to, by zacząć rozumieć,
że ja jestem człowiekiem, któremu należy się kara śmierci, to znaczy umieranie.
Kto to może powiedzieć? Tylko ten, do kogo dotarła wiadomość o śmierci i
zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, kto przyjmuje Jezusa Chrystusa, który
wziął na siebie niesprawiedliwą karę śmierci i który – mówiąc w sposób
obrazowy – zostawił tę karę śmierci oświeconą blaskiem zmartwychwstania
jako sakrament w tajemnicy Eucharystii, wiedząc, że nie jest to już tylko wyrok
na grzesznika, lecz przeprowadzanie go przez śmierć do życia. Dobrze
rozumiana Eucharystia wprowadza nas w odpowiedzialną koncepcję życia: że
nie uciekamy od konsekwencji zła, którego dopuściliśmy się my sami, czy zła
popełnionego przez innych, ale zaczynamy rozumieć, iż nasza rola – jako
chrześcijan i członków Akcji Katolickiej – w świecie polega na tym, żeby
wchodzić w zabijające człowieka konsekwencje zła i grzechu i w ten sposób
chronić najsłabszych. My, którzy znamy Jezusa, na miarę tego, jak Go znamy,
otrzymujemy moc, by uprzedzać to spadanie zła na najsłabszych przez
przyjmowanie go na siebie. To jest wymiar działania chrześcijańskiego, to jest
także wymiar działania Akcji Katolickiej. Antycypować branie na siebie
nieodwołalnej kary śmierci, która spada na człowieka z powodu jego grzechu.
Brać na siebie – w oparciu o moc Chrystusa – skutki grzechu w konkretnych
sytuacjach rodzinnych, środowisk społecznych, pracy itp.
I to jest odpowiedzialność historiozbawcza – odpowiedzialność, która
idzie do przodu, która stale patrzy w przyszłość, pełna nadziei opartej na
Chrystusie (nadziei, którą jest sam Chrystus pośród nas – por. Kol 1,27), ale jest
zakorzeniona w przeszłości, w wydarzeniu Jezusa, i jest także zakorzeniona w
przeszłości naszego życia. Zostaliśmy ochrzczeni, przyjęliśmy sakrament
Eucharystii, weszliśmy ontologicznie w te tajemnice i dlatego każdego dnia
mogą się one spełnić lub nie – to zależy od naszej otwartości i gotowości. Ale
my wiemy, że od tego zależy przyszłość tych, którzy są obok nas, przyszłość
także na wieczność.
6. Potrzeba formacji
Podsumowując: chrześcijanin widzi potrzebę ukarania grzesznika i dzięki
światłu Ewangelii uważa się za pierwszego z nich. Jest taka piękna modlitwa
św. Chryzostoma: „Panie i Boże, grzeszników chroń, z których ja jestem
17
pierwszy” – bo Ty wiesz, jak ukarać, żeby objawiło się na nim właśnie to
usprawiedliwiające grzesznika miłosierdzie Boga. Jest to objawienie karzącego
miłosierdzia Boga czy też miłosiernej kary ze strony Boga.
To są bardzo trudne sprawy. Musimy kształtować naszą świadomość, by
nie być tylko tymi, którzy żyją w biegu, którzy żyją według sposobu tego świata
(zob. Rz 12,1-3). Pochłania nas codziennie wiele różnych spraw i one są ważne,
ale jeśli pośród tych różnych spraw nie odkryjemy tego nerwu, tej „nici”
przewodniej, to będziemy żyć w sposób nieodpowiedzialny, chociaż nam się
uda to i tamto zrobić.
W tym kontekście ujawnia się problem braków w naszej formacji
chrześcijańskiej, w formacji w zakonach, w seminariach, także w Akcji
Katolickiej. Czasem bowiem podejmujemy jakieś akcje, jakieś działanie pod
szyldem chrześcijaństwa, lecz nie rozumiemy ducha Jezusa Chrystusa lub nie
mamy odwagi wejść w tego ducha.
Kiedy chrześcijanin zaczyna rozumieć przedstawioną tutaj dynamikę, to
chce według niej żyć i nie chce być człowiekiem, którego nie dotyka żadna kara.
Nie chodzi tu oczywiście o karę wymierzaną przez sądy, choć i taka może
zaistnieć – oby tylko ten chrześcijanin był ciągany przed sądy w sposób
nieuzasadniony, niesprawiedliwie. Chodzi o każdą przeciwność, trud, o każde
dotknięcie przez zło, które jest przyjmowane we właściwym duchu.
Chrześcijanin coraz bardziej rozumie, że życie, w którym wszystko się gładko
układa, dla jego samorealizacji i samozadowolenia itp., jest życiem
nieodpowiedzialnym, jest życiem z chrześcijańskiego punktu widzenia
straconym.
18
Spotkanie przedstawicieli Akcji Katolickiej
z Księdzem Biskupem Zbigniewem Kiernikowskim
w Siedlcach, 25 października 2003 r.
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWO
Słabość i moc Słowa Boga
Zanim zaczniemy mówić o odpowiedzialności za słowo, chciałbym,
żebyśmy krótko przypomnieli sobie treści, o których mówiłem w czasie naszego
poprzedniego spotkania, dotyczące odpowiedzialności Boga wobec człowieka.
Można je streścić w stwierdzeniu, że Bóg nie uchyla się od odpowiedzialności
za wolność daną swemu stworzeniu, czyli człowiekowi. Kiedy zaś człowiek
nadużył danej mu wolności, Pan Bóg wziął odpowiedzialność za to nadużycie
na siebie. Najczęściej nie mamy pełnej świadomości tej prawdy.
1. Wierność Boga wobec człowieka
Odpowiedzialność Boga wyraża się w przebaczeniu grzechów – Baranek
Boży wziął na siebie grzech świata. To cały wielki paradoks chrześcijaństwa,
który jest stale przed nami. Bóg stworzywszy człowieka na swój obraz i
podobieństwo dał mu wolność, wolność całkowitą na swój obraz i
podobieństwo, która była (i jest) z konieczności ograniczona tylko przez
niemożliwość poznania przez człowieka dobra i zła. Tu jest granica – to, co jest
dobre dla stworzenia, dla człowieka, zna tylko Bóg. Na skutek działania szatana
człowiek sięgnął jednak po owoc z drzewa poznania dobra i zła, żeby móc je
poznawać na własną rękę. Pan Bóg temu nie przeszkodził. W tym właśnie
ukazuje się zupełnie inna relacja Boga do stworzenia i do danej mu wolności,
niż relacja stworzenia do stworzenia. Możemy to sobie przybliżyć przez
następującą sytuację: jeśli matka zobaczy, że jej dziecko coś psuje albo robi coś,
co mogłoby być dla niego niebezpieczne, to czym prędzej stara się dziecko od
tego odsunąć, nie dopuścić, żeby to uczyniło. I wcale nie uważa, że przez to
ogranicza dziecku jego wolność, bo przecież robi to dla jego dobra, żeby sobie
nie zrobiło krzywdy. My nie możemy inaczej myśleć i działać, niejako musimy
tak właśnie postępować. To jednak jest tylko pewna część prawdy.
19
Kiedy Pan Bóg zobaczył, że Adam i Ewa są kuszeni, że coś „kombinują” i
chcą sięgnąć po owoc z drzewa poznania dobra i zła, nie zareagował od razu, nie
posłał tam anioła, żeby ich powstrzymał, ani jakiegoś Burka, by ich przestraszył.
Dlaczego? Dlatego, że Pan Bóg dał wolność i to do końca, do jej
„skonsumowania” (nadużycia) przez człowieka. Uczynił to, gdyż ma moc
wzięcia na siebie skutków zła, które ktoś czyni, nadużywając danej mu
wolności. Dlatego też musimy zrozumieć, że gdy matka zabrania dziecku
zrobienia czegoś złego ze względu na jego dobro, jest to tylko część prawdy. A
druga część jest taka, że czyni to także dlatego, że boi się skutków zła, jakie
może sprowadzić niewłaściwe postępowanie dziecka. Bo te skutki owszem
spadną na dziecko, ale spadną też na matkę, na ojca, na nauczyciela itd. Tak
więc nasze przeciwdziałanie złu, poczucie naszej tylko ludzkiej
odpowiedzialności jest ograniczone i determinowane wpływem naszego
egoizmu. Jesteśmy zdolni podejmować odpowiedzialność za drugiego tylko w
takim stopniu, w jakim jesteśmy w stanie unieść skutki jego czynów. A kiedy
widzimy, że nie potrafimy czegoś unieść, to albo staramy się przeszkodzić temu,
co się dzieje, albo od tego uciekamy. Podobnie jest z naszym dawaniem
wolności drugiemu. Możemy dać mu wolność tak dalece, jak dalece ta jego
wolność nam nie zagraża i nas nie ogranicza ponad to, co my dopuszczamy.
Przywołany przykład dziecka jest bardzo prosty, wprost banalny.
Analogicznie jednak bywa też w małżeństwie, w pracy, we wszystkich
relacjach. Kiedy zobaczę, że ktoś zaczyna postępować inaczej, niż mnie się
wydaje, że powinien, to albo staram się temu przeszkodzić, albo od tego
uciekam. Nie tylko dlatego, że chcę dobrze dla tej osoby, ale dlatego, że inaczej
nie potrafię, i wtedy umywam ręce. Moja odpowiedzialność ma swoje granice,
stosownie do mojej świadomości tego, kim jestem, jak siebie pojmuję jako
człowieka przed Bogiem, jaka jest moja relacja do Jezusa Chrystusa.
2. Odpowiedzialność zakorzeniona w Misterium Jezusa Chrystusa
Mówiliśmy też o tym, że jako chrześcijanie pojmujemy odpowiedzialność
w świetle Misterium Jezusa Chrystusa, który przyszedł i wziął na siebie grzech
świata, czyli stał się narzędziem pojednania. On objawił wierność Boga, która
wyraża się w tym, że Bóg wobec tego stworzenia, które stanęło przeciw Niemu,
nadal wypowiada swoje „tak”.
Jeśli rozumiemy coś z tego Misterium, to zmienia się również nasze
pojmowanie odpowiedzialności za drugiego człowieka. Wtedy, nawet gdy ten
drugi zaczyna w jakiś sposób nam zagrażać, my już od niego tak łatwo nie
20
uciekamy. Oczywiście, sami z siebie tego nie potrafimy, możemy to zrobić tylko
w takiej mierze, w jakiej jesteśmy w komunii z Jezusem i wierzymy w Jego
Misterium, w Jego misję, że On po to przyszedł, żeby naprawić relację między
ludźmi, wprowadzając takiego Ducha.
To jest Misterium. Czy potrafię żyć tym Misterium, to znaczy brać na
siebie konsekwencje grzechu drugiego człowieka i rozumieć, że życie jest mi
dane po to, żeby objawiła się w nim moc Boga w służbie drugiemu, w niesieniu
jego ciężaru? Czy raczej chcę się pokazać, dowieść, że potrafię czegoś dokonać,
osiągnąć jakiś sukces? Czy zależy mi na tym, aby drugi człowiek (członek
rodziny czy społeczności) mógł pełniej żyć, to znaczy, by mógł się spotkać z
życiem dawanym darmo przez przebaczenie, by doświadczył tego (także przeze
mnie), że zło, które uczynił nadużywając swojej wolności, może zostać
przebaczone?
To jest bardzo trudne, ale taka właśnie jest specyficzna dynamika, która
odróżnia chrześcijaństwo od wszelkich innych, nawet religijnych, koncepcji
życia. W niewłaściwie pojętej religijności dążymy do relacji z Panem Bogiem w
tym celu, żeby siebie potwierdzić, szukamy zawsze tego, co by było jakimś
naszym wywyższeniem. Dokonujemy pewnych czynów, żeby uzyskać uznanie
w oczach Boga, a drugi człowiek mało nas obchodzi. Owszem, obchodzi nas
jako ktoś, kogo my – jeśli czyni zło – musimy poprawić, ustawić, pouczyć, co
powinien robić, żeby nie czynił zła. Oczywiście, to też może, czy nawet
powinno być, ale jeśli tylko do tego się ograniczymy w relacji do drugiego
człowieka, doprowadzi to nas do faryzeizmu i do osądzania, a wręcz do różnego
rodzaju represji – mówię tu o płaszczyźnie religijnej – ten, kto źle postępuje
zostaje w jakiś sposób ukarany, napiętnowany.
Chrześcijaństwo ma innego ducha i zakłada, że każdy członek wspólnoty
kościelnej rozumie siebie jako kogoś, kto żyje po to, żeby inny człowiek mógł
przeżywać siebie w wolności. Oczywiście, nie może tego robić na własną rękę,
bo od razu się sparzy, ale taka jest prawda Jezusa Chrystusa i właśnie dzięki
odniesieniu do Niego przez wiarę, możemy tak żyć. Na miarę naszej wiary
możemy w konkretnych, trudnych dla nas sytuacjach, mówić: niech mi się
stanie. Dzięki wierze matka czy ojciec zaakceptuje sytuację, w której kończy się
ich władza nad własnym dzieckiem, kiedy szesnasto- czy siedemnastolatek
trzaśnie drzwiami na to, co do niego mówią, i sobie pójdzie. Co mają wtedy
zrobić? Czy mają powiedzieć: w naszym domu tak się nie postępuje, i też
zamknąć drzwi, wprowadzając ostry rygor? Czy też mogą przyjąć inną postawę
i – przekreślając siebie – świadczyć o tym, że Jezus Chrystus wyszedł ku
21
grzesznikom? Tu nie chodzi o pobłażanie, bo na pewno trzeba w takiej sytuacji
powiedzieć jasno: to, co teraz robisz, jest złe, ale ja jestem gotów wobec ciebie
tracić życie i przegrywać. To jest zupełnie inna logika, w której mogę pozostać
otwarty na kogoś, kto zbuntował się wobec mnie, kto mnie krzyżuje, i okazywać
mu przebaczenie.
To jest zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności za drugiego człowieka.
Bóg wprowadza nas w takie właśnie rozumienie relacji odpowiedzialności.
Chrześcijanie są odpowiedzialni za to, co dzieje się w świecie, ale nie przez
wprowadzenia w świat chrześcijańskich normy, lecz dlatego, że potrafią być
duszą świata. To znaczy potrafią te relacje, które są i zawsze będą napięte – bo
i jednostki, i grupy społeczne zabiegają o swoje interesy – kształtować przez
przebaczenie i otwartość. To jest ostatecznie ta odpowiedzialność, która rodzi
się z poznania wierności Boga.
Mówiliśmy na poprzednim naszym spotkaniu o wydarzeniu ze złotym
cielcem, jakie miało miejsce po zawarciu przymierza pod Synajem, które
pokazuje, że kiedy człowiek chce sam wypełnić wolę Boga i wziąć
odpowiedzialność w swoje ręce poza Bogiem, to w gruncie rzeczy stawia swój
obraz w centrum, czyli czyni Boga na swój obraz i podobieństwo.
Dla wyraźnego przedstawienia problemu człowieka i ukazania w pełnej
ostrości przychodzenia Pana Boga do człowieka, można to tak sformułować:
Pan Bóg zawarł przymierze pod Synajem nie po to, żeby ludziom udało się je
wypełnić, wiedział bowiem, że tego nie zrobią, ale po to, żeby zobaczyli, że nie
są w stanie go wypełnić. Bóg wiedział, że dopiero wtedy, gdy to poznają,
przyjmą jako łaskę, jako dar to, że Pan Bóg może w nich wypełnić coś innego. I
dlatego jedynie na tym tle starego przymierza, przymierza pod Synajem – które
już od początku jest pewnym fiaskiem, pewnym bankructwem, pewnym
nieudanym pociągnięciem, w które Pan Bóg „daje się” wprowadzić – można
zrozumieć nowe przymierze, które polega na przebaczeniu. To stare przymierze
bowiem uzyskuje punkt kulminacyjny w ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa, kiedy
Żydzi stwierdzają przed Piłatem: My mamy Prawo, a według Prawa powinien
On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym (J 19,7). I to było poprawne,
zgodne z danym przez Boga prawem. Wtedy jednak bierze swój początek nowe
przymierze.
Pan Bóg wszedł w taką relację z człowiekiem, bo wiedział, że – aby tego
człowieka przyprowadzić do siebie – On musi umrzeć. Naturalnie nie jako Bóg,
ale jako Bóg Wcielony, Jezus Chrystus. Bóg wiedział, że inaczej człowieka nie
pociągnie do siebie. Również matka czy ojciec, żeby przygarnąć dziecko do
22
siebie, muszą dla niego umierać. To jest misterium. Nie opiszemy tego w żadnej
książce, nie sformujemy w żadnych dyrektywach. To jest stałe przeżywanie
siebie wobec Jezusa Chrystusa i wobec drugiego człowieka. Muszę od początku
zdawać sobie sprawę, że poprowadzę ludzi we właściwym kierunku na tyle, na
ile jestem gotów tracić siebie dla nich. Gdy zechcę natomiast wychowywać ich
tak, jak ja chcę, to wychowam jakieś manekiny ukształtowane na mój obraz i
podobieństwo.
Wystarczy krytycznie spojrzeć na samego siebie, żeby zrozumieć, jak
bardzo trudna to jest rzecz. Jesteśmy bowiem pchani do tego, żeby innych
czynić na nasz obraz i podobieństwo, bo my wiemy, jak jest dobrze. I od tego
nie możemy uciec.
Pan Bóg zawarł z człowiekiem przymierze, bo wiedział, że w tym
przymierzu „straci” i że dzięki temu może na nowo stworzyć człowieka:
przemienić starego człowieka (człowieka grzechu, żyjącego dla siebie,
niemogącego stracić, bo oderwanego w swej wolności od Boga) w nowego
(żyjącego nie z siebie i nie dla siebie, ale z Boga Ojca dla drugiego, nawet
wroga); nauczyć człowieka, że stary człowiek musi w nim umrzeć, aby mógł
narodzić się nowy człowiek. Pan Bóg jest przedziwny. Nikt z nas czegoś takiego
by nie uczynił. A Pan Bóg to uczynił. Po co? Żeby ten człowiek, który myśli, że
jest prawdomówny i dobry, zobaczył, że wskutek grzechu takim nie jest, chociaż
na początku Bóg go takim stworzył (por. Mt 19,4.8) i takim chce go uczynić.
Człowiek mógł to poznać w Jezusie Chrystusie, który zjednoczył się z
człowiekiem-grzesznikiem i dał potraktować się jak grzesznik. Uczynił to, bo
wiedział, że Bóg Ojciec pozostanie wierny wobec Niego, w Jego historii, gdy
stanął po stronie grzesznika. Wierność Pana Boga wobec Jezusa, który wszedł
„na pozycję” grzesznika, przyzwolił na to poniżenie i wytrwał w nim do końca,
była wypełnieniem nowego przymierza. Właśnie dzięki temu wydarzeniu Jezus
– Bóg dał ludzkości jako nowy akt Nowe Przymierze we Krwi Jezusa –
przebaczenie. Jest to objawieniem wierności Boga względem człowieka.
Tyle tytułem przypomnienia i pogłębienia tego, o czym mówiliśmy na
naszym poprzednim spotkaniu. Na tle tego możemy przejść do dzisiejszego
tematu, jakim jest odpowiedzialność za słowo.
3. Objawienie Boga przez Słowo
Na początku sięgnijmy do Prologu Ewangelii św. Jana, który ukazuje
Boga jako rzeczywistość wyrażającą się w Słowie:
23
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.
W Nim było życie, a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,1-5).
W powyższym tekście znajdujemy pewne kontrasty. O co w nich chodzi,
co mają one wyrazić?
Bóg objawia się przez Słowo, to Słowo stwarza. Słowo jest podstawą
zaistnienia całego stworzenia. Treść tego fragmentu Ewangelii zawiera logikę
pierwszych jedenastu rozdziałów Księgi Rodzaju. Bóg dokonuje stworzenia, a
kiedy to stworzenie – w szczególności człowiek – odwraca się od Boga, Bóg
ponownie posyła swoje Słowo, żeby dokonało nowego stworzenia. To Słowo
jest wyrażone w kategoriach światła, które świeci pośród ciemności i którego
ciemności nie mogą ogarnąć ani stłumić, ponieważ ma Ono moc tracenia siebie
dla rozświetlenia ciemności. Jest to niewyczerpane źródło światła, które
powoduje powstanie i odradzanie się życia.
Święty Jan pisze dalej: Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli (J
1,10-11). Przyszedł i przychodzi do swego, do tego, co do niego należy (gr. ta
idia), ale właśnie ci Jego (gr. hoi idioi), do których przyszedł, nie przyjęli Go; ci
stworzeni przez Słowo, nie przyjęli Go, ponieważ, gdy przyszedł do nich, byli w
stanie grzechu5. Tutaj musimy podkreślić bardzo istotną rzecz: wcielenie to
odpowiedź Boga na zamkniętą sytuację człowieka po grzechu i Słowo Wcielone
- Jezus Chrystus przyszedł do ludzi niejako właśnie po to, żeby wśród nich
przeżyć nieprzyjęcie, odrzucenie.
Oczywiście to odrzucenie nie było zamierzone przez Pana Boga, ale jako
skutek grzechu stało się okazją do poznania Boga. Pan Bóg bowiem przyszedł
nie po to, żeby ludzi zmusić do przyjęcia Go, lecz stanął przed ludźmi w
postawie słabszego, jako ktoś, kto może zostać odrzucony, kto może przegrać.
Uczynił to, żeby człowiek, patrząc na Jezusa, mógł uczyć się podobnej postawy
i czerpać z Niego moc do przegrywania w sobie i wchodzenia w jedność z
drugim. Wcielone Słowo posiada więc taką moc, że tracąc siebie przed drugim
daje mu możliwość czy wprost powoduje jego nawrócenie. Jezus powiedział: A
Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To
Nie chodzi tu o grzech w znaczeniu grzechu śmiertelnego, jak my to dzisiaj rozumiemy, lecz o
kondycję, o opcję życia, wykluczającą Boga.
5
24
powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć (J 12,32-33). Nie przychodzi
w pozycji: Ja wiem, co jest dobre i to wam nakazuję. Jezus, chociaż jest
Bogiem, a właściwie dlatego, że jest Bogiem, wchodzi w odrzucenie i
wywyższenie, w taki sposób, że tym, którzy na Nim tego odrzucenia i
wywyższenia dokonują – umożliwia przyjęcie Go właśnie jako swego Pana.
Dokonuje się to nie przez narzucenie, lecz przez przebaczenie, przez otwarcie
boku, przez otwarcie serca… To jest „bolesne” zadanie Jezusa: leczy On i
przemienia ludzi, którzy Go ranią, i w ten sposób pozwala, by Go poznali i
przyjęli, i by w konsekwencji oni – jako świadkowie poznanej Miłości –
pozwalali na ranienie siebie. Jezus Chrystus jest Słowem, Synem Boga, który
mówi: właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę (J 12,27) – przyszedłem tutaj,
żeby wypełniła się moja godzina, czyli moje wydanie, i żeby ci, którzy Mnie
wydadzą, zobaczyli, że są na fałszywej pozycji, i żeby mogli się nawrócić.
Dlatego św. Jan w Prologu pisze dalej, w odniesieniu do tych, którzy - najpierw
odrzuciwszy - przyjęli Go, którzy Go przyjęli już jako ukrzyżowanego:
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli
męża, ale z Boga się narodzili (J 1,12-13).
Jaki zatem jest „mechanizm”, jaka jest dynamika i wewnętrzna moc tego
Słowa? To Słowo, które z racji Wcielenia weszło w realizację logiki uniżenia i
tracenia i w swojej kondycji – w swym stanie wcielenia (zob. Flp 2,6n) – jest w
stanie tracić siebie dla drugiego, powoduje w drugim człowieku możliwość
nawrócenia się i pójścia Jego śladami (zob. 1 P 2,21-25) oraz stawania się
dzieckiem Boga. Właśnie to wyraża Janowy tekst: tym, którzy Go przyjęli (byli
w stanie Go przyjąć, bo On stanął przed nimi w zupełnej niemocy, bez
przemocy) dał moc stawania się – tak, jak On jest Synem – dziećmi Boga. Nie
jest to więc Słowo, które się objawia w zewnętrznej potędze, w tryumfalizmie,
w narzucaniu jakiegoś programu, który by miał ludzi zewnętrznie
uporządkować. Tak działają instytucje ludzkie, społeczne, polityczne – i nie
mogą działać inaczej. Słowo Wcielone natomiast przyszło w całej swojej
słabości, żeby zmienić wnętrze człowieka, żeby dać człowiekowi możliwość
zrozumienia, że dopiero wtedy, kiedy będzie gotów stracić siebie, może wrócić
do Boga.
4. Chrześcijańska odpowiedzialność za słowo
Świadomość tej wewnętrznej dynamiki, jaka zaistniała w Słowie
Wcielonym, Jezusie – który we wszystkim stał się do nas podobnym oprócz
25
grzechu, który grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu (…) gdy
Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził... (1 P 2,22n) – pomaga
nam jaśniej i głębiej rozumieć nasze sytuacje życiowe. Te sytuacje, w których
ponosimy konkretną odpowiedzialność za słowo nie tylko jako ludzie świata,
ludzie naturalni, kierujący się własnym rozumem i ludzkimi zasadami, lecz jako
ludzie wierzący – chrześcijanie, zrodzeni ze słowa i powołani do przeżywania i
niesienia tego słowa.
Wskażę kilka praktyczny wskazań odnoszących się do naszej
odpowiedzialności za to, co mówimy, za słowo wypowiadane przez nas jako
chrześcijan.
Nasze „Amen” wypowiadane w Chrystusie Bogu na chwałę
Tekstem, do którego możemy się tutaj odwołać, jest Drugi List św. Pawła
Apostoła do Koryntian, gdzie czytamy: Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was
mówię, nie ma równocześnie „tak” i „nie”. Syn Boży, Chrystus Jezus, Ten,
którego głosiłem wam ja i Sylwan, i Tymoteusz, nie był „tak” i „nie”, lecz
dokonało się w Nim „tak”. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, w Nim wszystkie
są „tak”. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze „Amen” Bogu na
chwałę (2 Kor 1,18-20).
Chrześcijanin potrafi być właśnie tym „tak”, to znaczy potrafi być
prawdomównym, świadczącym prawdę. Mówienie „tak”, mówienie prawdy
wiąże się z jakimś traceniem, które przyjdzie prędzej czy później. Czyste
mówienie „tak – tak” i „nie – nie” stawia niejednokrotnie człowieka wobec
krzyża. Mówienie zaś „tak” i „nie” w odniesieniu do tej samej rzeczywistości to
jest koniunkturalizm – mówię bowiem to, co mi odpowiada, i wtedy, kiedy mi to
odpowiada. Nie chodzi tu tylko o konkretne słowo „tak” lub „nie”, ale o
nastawienie się do czegoś pozytywnie lub negatywnie, w zależności od tego, jak
mi jest wygodnie. Jeśli mówię „tak” i „nie”, to jestem tą przysłowiową
chorągiewką na wietrze czy łódką rzucaną przez fale.
W Chrystusie było tylko „tak”. W Nim spełniły się obietnice Boże. Te
obietnice Boże dotyczą całego dzieła zbawienia – od danej na samym początku
obietnicy starcia głowy węża, poprzez wydarzenie zbawcze, jakie dokonało się
w Misterium Paschalnym, aż do wprowadzenia człowieka wierzącego w Jezusa
Chrystusa w relację z drugim człowiekiem w taki sposób, jaki Bóg przewidział,
to znaczy przez bycie dla drugiego człowieka. To bycie dla drugiego wyraża się
najpierw w tym wypowiadanym „tak”.
26
Można powiedzieć, że pierwszym i podstawowym przejawem
chrześcijańskiej odpowiedzialności za słowo jest pozytywne i jednoznaczne
myślenie o człowieku, o jego historii. Jest to możliwe dzięki logice Słowa, które
Wcielone, przeżyło odrzucenie, by przebaczając podnosić grzesznych i winnych
do godności dzieci Boga. Dzięki temu Słowu, które było i stale jest owym „tak”
Boga względem stworzenia, ci, którzy wierzą mogą stawać w prawdzie przed
drugim człowiekiem i być odbiciem owego „tak” Chrystusa. Naturalnie zakłada
to ryzykowanie siebie samego ze względu na nieprzewidywalność działania
(reakcji) drugiego. Jednakże moje chrześcijańskie „tak” nie jest tylko moim,
lecz jest we mnie owocem mojego nawrócenia do Chrystusa, mojego nowego
narodzenia w Nim. Mając w sobie to doświadczenie i wiarę w Chrystusie
Jezusie (zob. Kol 1,4) mogę wypowiadać „tak”, które stanowi odblask Bożego
słowa we mnie, nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach, i to moje słowo,
świadectwo mojej wiary może okazać się słowem proroczym, słowem
ożywiającym to, co jest (czy zdaje się być) umarłe, nie do naprawienia. Taka
jest logika Słowa – Ducha, jaką zarysowuje proroctwo Ezechiela (zob. Ez 37,114). Gdy mówimy o chrześcijańskiej odpowiedzialności za słowo, to właśnie
chodzi o odpowiedź na pytanie, czy jesteśmy w stanie (to znaczy czy jesteśmy
gotowi) w posłuszeństwie Duchowi Świętemu, według wiary kształtowanej w
Kościele – prorokować, wypowiadać Chrystusowe „tak”.
Po grzechu mamy własną koncepcję siebie, swojego życia i bronimy jej,
ponieważ chcemy siebie zrealizować. Tymczasem Bóg stworzył człowieka po
to, żeby był otwarty na drugiego, żeby „wpuścił na swoje podwórko”, do
swojego wnętrza także kogoś, kto jest inny, kto może w jakiś sposób go
niszczyć, żyć jego kosztem. W opowiadaniu o stworzeniu czytamy, że Adam
powiedział wobec Ewy: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego
ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta (Rdz 2,
23). Było to jego „tak” wobec istoty, która powstała jego „kosztem”, z jego
żebra, ale powstała po to, aby on nie był zamknięty dla siebie.
Być prawdą, być „tak” Boga, być tym „Amen” Boga – to znaczy mieć
moc właśnie takich relacji w stosunku do drugiego.
Słowo prawdy
Moja odpowiedzialność za słowo wypowiadane w stosunku do mego
męża czy żony, do dziecka, stawia mnie niejednokrotnie w pozycji przegranej,
albo przynajmniej często ryzykownej. Ja jednak wiem, że moje ryzykowanie
siebie w stosunku do drugiego jest okazją, żeby we mnie spełniło się to
wychodzenie poza siebie i wypowiadanie siebie wobec drugiego w prawdzie.
27
Jeśli mam taką orientację wewnętrzną, to przekłada się ona na konkretne
postawy, w których okazuje się, że nie będę np. kłamał – wprost nie potrafię
kłamać. Jestem odpowiedzialny za słowo, ponieważ nie boję się zaryzykować
siebie i siebie tracić.
Dzisiaj często dostrzegamy, jak w tych sprawach jesteśmy chwiejni, i to
zarówno na płaszczyźnie ważnych i szczególnych odniesień, jak też na
płaszczyźnie naszych zwykłych, codziennych relacji. Zadajmy sobie choćby to
pytanie, na ile jako dorośli, jako rodzice potrafimy być prawdziwymi wobec
naszych wychowanków czy dzieci? Na ile mówimy im prawdę o sobie, o
naszych relacjach, o naszej pracy, itp. Dopiero wtedy, gdy będziemy mieli pełną
świadomość, że jesteśmy w rękach Boga po to, abyśmy mogli otwierać się na
drugiego, potrafimy być prawdomówni.
Człowiek prawdomówny staje się jednak niewygodny. Człowiek, który w
takiej świadomości zaczyna mówić prawdę, wie, gdzie skończy – będzie to
zawsze jakaś forma krzyża. Jeśli będziesz mówił prawdę, to skończysz na
krzyżu – niekoniecznie na Golgocie, ale na przykład stracisz niektórych
przyjaciół czy znajomych. To wystarczy. Każdy z nas zna to z własnego
doświadczenia: gdy powiesz swojemu przyjacielowi prawdę, to jeśli on jest
człowiekiem, który rozumie siebie i wie, kim jest, to za tę prawdę ci podziękuje,
choć ona będzie bolesna. Jeśli natomiast jest człowiekiem zamkniętym w sobie,
szukającym siebie i chcącym używać ciebie tylko dla własnej korzyści, to
wtedy, gdy powiesz mu prawdę, on się odwróci. Ty jednak tego nie żałuj,
powiedz, że jesteś nadal do jego dyspozycji po to, żeby być prawdziwie przed
nim. To są konkretne konsekwencje przyjęcia prawdy w naszym życiu.
Pan Jezus w Kazaniu na Górze mówi: Słyszeliście również, że
powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu
swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na niebo, bo
jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na
Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj,
bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza
mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,33-37)
W tych słowach nie chodzi o jakąś weryfikację, zastosowanie
zewnętrznego kryterium prawdziwości, ale o to, że kiedy zaczynasz
manipulować prawdą, to ma dostęp do ciebie zły duch, który ciebie niszczy, bo
gdy bronisz siebie przez mówienie nieprawdy, zamykasz się w sobie, zamykasz
się przed drugim, zamykasz się przed Bogiem i stajesz się coraz mniej wrażliwy
na obecność Pana Boga i na Jego działanie.
28
W Księdze Przysłów znajdujemy słowa odnoszące się do objawienia
Bożego: Każde słowo Boga w ogniu wypróbowane, tarczą jest dla tych, co Doń
się uciekają. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za
kłamcę (Prz 30,5-6). Słowo Boga, czyli objawienie prawdy w Jezusie Chrystusie
jest tarczą dla tych, którzy się do Niego uciekają. Znaczy to, że ta prawda obroni
człowieka przed szukaniem siebie, przed stawaniem się na inny obraz niż obraz
Boga. Pomoc i obrona, która przychodzi w Jezusie Chrystusie, w Słowie w
ogniu wypróbowanym, obroni mnie przed fałszywą koncepcją siebie samego.
Do tych słów niczego nie dodawaj!
Życzę Państwu umiejętności pogłębiania tych refleksji.
29
Spis treści
Drugi Diecezjalny Dzień Akcji Katolickiej Łuków, parafia Podwyższenia
Krzyża Świętego 30 sierpnia 2003 r. .................................................................. 1
I. SZCZEGÓLNY TALENT – ZNAJOMOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA.
Homilia do czytań: 1 Tes 4,9-11; Mt 25,14-30 .................................................. 1
II. ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA CZYN. Historiozbawczy wymiar
odpowiedzialności chrześcijańskiej ................................................................... 5
1. „Znam Twoje czyny” .......................................................................... 5
2. Płaszczyzny odpowiedzialności .......................................................... 6
3. Nieodpowiedzialność człowieka przed Bogiem i odpowiedzialność
Boga za człowieka ............................................................................................. 8
Grzech człowieka i Protoewangelia .................................................... 8
Przymierze pod Synajem, przygotowanie i wypełnienie nowego
przymierza w Jezusie Chrystusie ................................................................ 10
4. Kościół żyjący Ewangelią ................................................................. 13
5. Odpowiedzialne życie ucznia Jezusa ................................................ 15
6. Potrzeba formacji .............................................................................. 16
Spotkanie przedstawicieli Akcji Katolickiej z Księdzem Biskupem
Zbigniewem Kiernikowskim w Centrum Charytatywno-Duszpasterskim w
Siedlcach, 25 października 2003 r.................................................................... 18
ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SŁOWO. Słabość i moc Słowa Boga ............ 18
1. Wierność Boga wobec człowieka ..................................................... 18
2. Odpowiedzialność zakorzeniona w Misterium Jezusa Chrystusa .... 19
3. Objawienie Boga przez Słowo .......................................................... 22
4. Chrześcijańska odpowiedzialność za słowo ..................................... 24
Nasze „Amen” wypowiadane w Chrystusie Bogu na chwałę .......... 25
Słowo prawdy.................................................................................... 26
Spis treści .............................................................................................. 29
Download