Od przemocy do przyjaźni

advertisement
43
Od przemocy do przyjaźni
Z Janem Poleszczukiem rozmawia Dominika Michalak
Dlaczego w szkole uczniowie biją się częściej niż klienci w sklepie? Czy bezinteresowność się
opłaca? Czy powstrzymywanie się od przemocy to po prostu kwestia dobrego wychowania? Te
i inne pytania zadaliśmy profesorowi Janowi Poleszczukowi.
Jan Poleszczuk, dr hab., profesor UwB; absolwent socjologii UW (1982); doktor socjologii (1988, IFiS PAN); adiunkt w Zakładzie Statystyki, Demografii i Socjologii Matematycznej w IS UW (do 2008); obecnie kierownik Zakładu Antropologii Kulturowej
Uniwersytetu w Białymstoku. Główne zainteresowania to: metody statystyczne w badaniach społecznych, teoria gier, metody formalne w teorii socjologicznej, antropologia
ewolucyjna. Ostatnio opublikował książkę: Ewolucyjna teoria interakcji społecznych.
Dominika Michalak: Medialne doniesienia na temat przemocy często
posługują się etykietami, które jakoś ją umiejscawiają. Mówi się o przemocy w szkole, w domu, o fali w wojsku, o czyimś wyjątkowym okrucieństwie
ukrytym za zamkniętymi drzwiami. Co na to socjologia? Czy są miejsca,
sytuacje, w których do przemocy łatwiej dochodzi?
Jan Poleszczuk: Z przemocą i z innymi formami agresji można się, oczywiście, spotkać wszędzie. Jednak nie zawsze, gdy dochodzi do spięć, konfliktów,
pyskówki czy szamotaniny, mamy do czynienia z przemocą w sensie socjologicznym, w sensie, który dla nas jest związany z pewną trwałością relacji, jej intensywnością i wielowymiarowością. Dlatego bardziej niż okazjonalne konflikty,
na przykład szamotanina w zatłoczonym tramwaju, będą socjologa interesowały
sytuacje i miejsca – układy relacji społecznych – w których dochodzi do trwałej, regularnej, asymetrycznej relacji między tym, kto używa środków przemocy,
a ofiarami. Przemoc domowa czy fala w wojsku to właśnie tematy socjologiczne.
Ale to są bardzo różne miejsca... Czy w domu, szkole i wojsku do przemocy dochodzi naprawdę z tych samych przyczyn?
Oczywiście, na pierwszy rzut oka można wskazać różnice: w szkole
są młodzi ludzie, w więzieniach dorośli, a w domu i dojrzali, i dzieci. Domow-
44
Od przemocy do przyjaźni
ników zwykle łączy jakaś więź rodzinna, podczas gdy pozostałe zbiorowości
mają o wiele bardziej przypadkowy charakter. Jednak pod pewnymi względami miejsca te są do siebie bardzo podobne i zadaniem socjologa jest dostrzeżenie ich wspólnych cech, logiki relacji w tych układach. Szczególny charakter miejsc społecznych, o których tu mówimy, polega na tym, że te stosunki
są trwałe, a koszty wyjścia z takiego układu są bardzo duże.
Co to znaczy?
Po pierwsze, nie mamy tu do czynienia z okazjonalnymi kontaktami,
ale z sytuacją, w której codziennie ci sami ludzie wchodzą ze sobą w interakcje
– kooperacje lub konflikty. W tych grupach zatem kumuluje się wiedza i tę „tajemną” wiedzę o sobie nawzajem uczestnicy relacji wykorzystują w codziennych
kontaktach. To, że kogoś opatrzono etykietą „mięczaka”, może spowodować,
że wszelkie konsekwencje frustracji czy zdenerwowania będą się skupiały raczej na nim niż na kimś o reputacji „twardziela”. Z tego punktu widzenia ważne
jest też, że z tych miejsc trudno jest uciec bądź, po prostu, wyjść dobrowolnie.
Decyzja o wyjściu z domu w trakcie kłótni lub o ucieczce z więzienia
jest nieporównywalnie trudniejsza niż wyjście ze sklepu z nieprzyjemną
obsługą...
Tak, oczywiście, bo w relacje w szkole czy w domu każdy z nas jest zaangażowany całym sobą. Nasze kontakty w sklepie z ekspedientką są wyprofilowane, w trakcie wizyty u lekarza czy na poczcie stosunki też mają zawsze
charakter aspektowy – jesteśmy tam tylko klientami i nikim więcej. Natomiast
tam, gdzie angażujemy się głęboko, całościowo, nasze niepowodzenie w jednej sferze może być natychmiast przenoszone na inne sfery; sprawiedliwie,
czy niesprawiedliwie – to jest już inna rzecz.
Zatem charakter relacji powoduje, że przemoc w takich społecznych
miejscach jest szczególnie bolesna. Czy również łatwiej tam do niej dochodzi?
Ponieważ te relacje są bardzo silne i powtarzalne, konflikty łatwo eskalują.
W takich układach trudniej zapomnieć o sprzeczkach, tam dłużej przechowuje
się urazę i częściej rozpamiętuje swoje niepowodzenia, a dodatkowym ciężarem
bywa reputacja, która jest częścią wiedzy wspólnej członków grupy. Szczególnie dramatyczne są konflikty w domu, gdzie często nakładają się na to oczekiwania pod adresem partnerów, które, gdy nie są spełnione, stają się dodatkowym
źródłem frustracji, agresji itd. Można powiedzieć, że w miejscach, o których
mowa, gra toczy się o wyższą stawkę i dlatego łatwiej dochodzi do przemocy.
Czy nie mają racji ci, którzy twierdzą, że do przemocy odwołują się ludzie niewychowani, bezradni, nie potrafiący użyć bardziej subtelnych środków, dogadać się? Czy biją po prostu ludzie brutalni, czy może – przemoc
ma jakieś funkcje?
Cechą socjologa jest to, że nie poddaje się takim stereotypowym wyjaśnieniom, tylko stara się zobaczyć, czy w jakimś zjawisku nie ma pewnych systematycznych powiązań, regularności związanej z wymogami życia zbiorowego.
Z Janem Poleszczukiem rozmawia Dominika Michalak
45
Nie chcę tu, oczywiście, usprawiedliwiać przemocy, ale lepiej zrozumieć, jak
do niej dochodzi i, ewentualnie, jak jej unikać. W takich grupach społecznych,
o których wcześniej mówiliśmy, bardzo często chodzi o to, żeby ustanowić jasną hierarchię, ustalić, kto rządzi, a kto słucha. Alternatywą może być tu równy,
demokratyczny układ, jednak nie opłaca się on tym, którzy w grupie zajmują
wysoką pozycję lub walczą o dominację. Trudno jest zrezygnować z władzy,
a przemoc okazuje się przydatna zarówno do utrzymywania obowiązującego porządku, jak i do jego kontestowania. Słynne eksperymenty Zimbardo nad zachowaniami więźniów pokazują, jak bardzo szybko ludzie identyfikują się z pozycjami, z funkcją, z grupą, zaczynają pilnować lub starają się podważyć porządek.
Pokazują też, że do przemocy uciekają się zwykli ludzie, a nie bezlitośni brutale.
Przemocą wymuszamy przestrzeganie reguł gry albo staramy się je
zmienić?
Ciekawszą zapewne niż szkolna bijatyka ilustracją tej funkcji przemocy
są instytucje wymiaru sprawiedliwości, ścigania, osądzania i karania tych, którzy łamią porządek. Ale to nie jedyna funkcja przemocy. Inną jest ustanawianie
czy badanie swojej własnej wartości. W walce rozpoznajemy, co jesteśmy warci i informujemy o tym również naszych przeciwników. Odeprzeć ataki często
oznacza uwolnić się od nich. Prowokowanie starć z kolei może być skuteczną
strategią własnego awansu, okazją do demonstracji siły.
Czy nie ma innych niż przemoc sposobów na osiągnięcie tych samych
efektów?
Utrzymywanie porządku w grupie samą przemocą jest niezwykle kosztowne. Dlatego, choć zabrzmi to może dość cynicznie, jednym z podstawowych
środków, którymi na co dzień regulujemy nasze relacje z innymi, jest sympatia.
To, czy kogoś lubimy, to, jaką mamy o nim opinię, czy zadajemy się z nim,
wskazuje jego pozycję w grupie. Ale sympatia nie jest też relacją oczywistą
zważywszy, że różnych ludzi lubimy za różne rzeczy, że osoby z naszego otoczenia i samych siebie często oceniamy pod kątem jakiegoś typu użyteczności
– patrzymy, co mamy do zaoferowania i co możemy otrzymać w zamian.
Kogo zatem lubimy?
Najczęściej lubimy tych ludzi, którym mamy do zaoferowania rzeczy, które oni cenią, bo ceniąc naszą „ofertę” w jakimś sensie cenią nas. Trudno byłoby
nie lubić kogoś, kto nas wysoko ceni. I tak samo jest w drugą stronę – jeżeli
cenimy kogoś za to, że jest dobry w tym lub w tamtym, że może nam pomoże
rozwiązać zadanie czy naprawi komputer, no to dlaczego mielibyśmy go nie lubić. Innymi słowy, sympatia i wartościowanie są ze sobą bardzo silnie związane – sympatia w sensie ogólnego klimatu emocjonalnego, a wartościowanie
w sensie, kto ile jest wart w życiu społecznym. Oczywiście, są wyjątki od tego
mechanizmu społecznego – są osoby mające niewiele do zaoferowania, są też
ludzie wyniośli i zarozumiali – ale ja powiedziałbym tak: lubimy tych, którzy
nas lubią. Z tych samych zresztą powodów inni lubią nas... lub nie.
Od przemocy do przyjaźni
46
Po co nam przyjaciele? Czy to prawda, że przyjaźń jest bezinteresowna?
Z tego, co powiedziałem, wynikałoby, że jesteśmy w każdym momencie
swojego życia interesowni, wciąż kalkulujemy, jak spekulanci na towarzyskim
rynku kapitalizujemy przyjaźń. Może bywamy bezinteresowni w czystej postaci, ale to zdarza się rzadko lub w wyjątkowych sytuacjach. Zauważmy, że
oferując komuś bezinteresowną przyjaźń, tego samego oczekujemy w zamian
i że przyjaciół się sobie dobiera, a nie rekrutuje „jak popadło”. Często to, co się
wydaje bezinteresowne tu i teraz, wcale takim być nie musi w dłuższej perspektywie – może być skutecznym środkiem zdobywana szacunku, dobrej reputacji.
A zatem opinia dobrego człowieka to może być dobry interes?
Co więcej, może opłacać się na taką opinię ciężko pracować. No i co w takiej interesowności jest strasznego? Czy to jest zła interesowność? Nie jest to interesowność pazerna, obliczona na natychmiastowe korzyści, ale długoterminowa
inwestycja w relacje z innymi. Nie sprzedajemy tu swoich usług, ale pomagając
komuś liczymy, że kiedyś w podobnej sytuacji pomoże nam. Taka długofalowa,
„miękka” wymiana przysług i zobowiązań buduje bardzo trwałe i cenne więzi,
pozwala realizować wcale szczytne wartości. Pozwala na taką uczciwość, która
pamięta, co inni zrobili dla nas, a jednocześnie nie jest przesadnie skrupulatnym
rachunkiem krzywd i zasług. W tym sensie warto być uczciwym człowiekiem
– to jest interes, o który powinniśmy dbać w naszym życiu codziennym. Oczywiście, ci, którzy ciężko pracują na swoje dobre imię w grupie, mogą być ofiarami osoby głęboko interesownej. Takich ludzi zwykle jednak dosięgają jakieś
społeczne sankcje – są nielubiani, krążą o nich niepochlebne opinie. Być może
pojęcie bezinteresowności zawiera sprzeczność. Być może nie ma bezinteresownych przyjaciół – i całe szczęście, bo po co nam przyjaciele, którzy nie mają
żadnego powodu, żeby się z nami przyjaźnić. Albo tacy, którzy mają nad wyraz
widoczny powód do przyjaźni – przyjaciele „na dobrą pogodę”.
Grrrrrrr.....
KAZIO!
Gdzie moje lusterko?!
Ćwiczę miłe miny.
Przeczytałem, że będąc
miłym można wiele
uzyskać.
Glacę chciałem
wypolerować!!!
No to pokaż,
co wymyśliłeś.
Po co nam socjologia?
Książka dla kandydatów na studia socjologiczne i studentów
Rozmowy opracowali
Tomasz Kukołowicz oraz Stanisław Maksymowicz, Dominika Michalak,
Paula Płukarska, Piotr Kowalski, Paweł Kłobukowski
przy współpracy Róży Sułek
Ilustracje
Piotr Kosiński
Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Fundacja na rzecz Warsztatów Analiz Socjologicznych
Warszawa 2009
Download