Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie

advertisement
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
Aleksandra Derra
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii
reguły?
Nasz błąd polega na tym, iż szukamy
wyjaśnień tam, gdzie fakty należałoby
traktować jako „zjawiska pierwotne”.
(DF, 654)
Uwagi wstępne:
Filozof, nawet ten który jest uważnym słuchaczem filozoficznej lekcji późnego Wittgensteina
ambitnie próbuje budować teorie. Jeśli nawet nie traktuje ich na wzór teorii naukowych, które
mają spełniać ścisłe wymogi metodologiczne, chce on formułować tezy ogólne, tworzyć
generalizacje
poparte
stosownym
uzasadnieniem,
budować
idealizacje
i
modele.
Niekoniecznie ostateczne i nieodwoływalne, ale sformułowane z wystarczającą regularnością,
by spełniały minimalne funkcje objaśniające. „Podobieństwo” jest w filozofii Wittgensteina
kategorią kłopotliwą. Z jednej strony odgrywa kluczową rolę w wyjaśnianiu podstawowych
dla jego późnej filozofii pojęć takich jak „gra językowa”, „reguła” („przestrzeganie reguł”),
„użycie/znaczenie”. Pojęć, które stanowią w Dociekaniach grupę wzajemnie ze sobą
powiązanych elementów. Nie da się bowiem objaśnić, czym jest gra językowa nie odwołując
się do użycia i reguł, a tych ostatnich z kolei bez odwoływania się do podobieństwa
rodzinnego. Z drugiej strony o „podobieństwie” i o tym, jak mamy je rozumieć dowiadujemy
się niewiele, Wittgenstein wspomina o nim zaledwie w kilku paragrafach Dociekań
Filozoficznych.
W artykule tym hciałabym zastanowić się, czy pojęcie podobieństwa spełnia w
pracach Wittgensteina funkcję wyjaśniającą, a tym samym ułatwia zrozumienie najbardziej
podstawowej Wittgensteinowskiej kategorii jaką jest kategoria „reguły”. Czy raczej w świetle
przyjętych przez Wittgensteina założeń na temat uprawiania filozofii, nie może powyższej
funkcji spełniać, a tym samym jej „przydatność” należałoby mierzyć innym miarą niż
teoretyczne wyjaśnienie, co wymagałoby także udzielania odpowiedzi na pytanie jaka
powinna być to miara. Chcę pośrednio zastanowić się także nad kwestią tego, czy teoretyczne
ambicje i nadzieje, jakie pokłada filozof w kategorii „podobieństwa” wypływają pośrednio z
filozoficznej tradycji, do której porzucenia Wittgenstein nas namawia.
1
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
Wittgensteinowskie „podobieństwo”:
Tezy, które poniżej przedstawiam są powszechnie znanymi sformułowaniami późnej filozofii
Wittgensteina dotyczącymi kwestii „podobieństwa”. Przywołam je jednak w tym miejscu dla
porządku rozważań oraz dla dokreślenia tła teoretycznego rysującej się w tym tekście
problematyki.
W Dociekaniach obok znanego pojęcia „podobieństwa rodzinnego” pojawia się także
zwyczajny, by tak rzec, przymiotnik „podobny”, zwykle wtedy, kiedy Wittgenstein
zastanawia się co sprawia, że coś (przypadki, gry, posunięcia w grze, działania, pojęcia)
określamy mianem podobnych (DF, 9). Przede wszystkim kiedy opisujemy dane przypadki
jako podobne mamy do czynienia z podobieństwem na poziomie opisu, a nie na poziomie
samych przypadków („przez to, że upodobnimy do siebie opisy sposobów, w jakie używa się
wyrazów, same te sposoby nie staną się przecież podobniejsze!” DF, 10). Kiedy rozważamy
znaczenia językowe to poszukujemy tego, co wspólne poszczególnym wyrażeniom (DF, 72).
Tego, co sprawia, że dany wyraz posiada rodzinę znaczeń powiązanych ze sobą, powiązanie
to określone zostaje mianem poodbieństwa rodzinnego (DF, 67). Gry językowe tworzą
rodzinę istnieje więc coś, co jest wspólne im wszystkim, innymi słowy możemy znaleźć we
wszystkich grach językowych coś podobnego. Owym czymś wydają się być reguły, to
znaczy, reguły sprawiają właśnie, że mamy do czynienia z grą językową. Owo podobieństwo,
które łączy wszystkie gry językowe musi być jednak swoiście traktowane. Wittgenstein
posługuje się metaforą włókna, by rozjaśnić, o co mu dokładnie chodzi. Mianowicie, żadne
pojedyncze włókno nie przebiega przez cały sznur, a jednocześnie można powiedzieć, że to,
co jest wspólne każdemu kawałkowi sznura to pojedyncze włókna (DF, 67). Nie ma czegoś
„zewnętrznego”, co wyznaczałoby istotę gry językowej, a tym samym istotę znaczeń
wyrażeń, których się w jej obrębie używa. Owo coś bowiem musiałoby być ponad regułą, jej
swoistym wyznacznikiem. Wittgenstein próbując przekonać nas do autonomicznego
charakteru gier językowych, próbuje wykazać, że takiego wyznacznika nie ma. Jedność
pojęcia, czy reguły jest ufundowana na bazie całej serii zachodzących na siebie podobieństw,
dzięki którym poszczególne użycia podpadają pod tę samą regułę.
W innym miejscu Wittgenstein podkreśla, że istnieje pokrewieństwo pomiędzy
pojęciem „reguła” oraz pojęciem „zgodność”. Kiedy uczymy się użycia słowa „reguła”,
uczymy się także użycia słowa „zgodność”. (DF, 224). Regularność rozpoznaję tam, gdzie
mam do czynienia ze zgodnością, a tę w doświadczeniu językowym określam rozpoznając
podbieństwo poszczególnych użyć w konkretnych grach językowych. To istotny trop,
2
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
ponieważ jednym z celów późnej filozofii Wittgensteina będzie dokładne przebadanie
faktycznych stosunków i relacji panujących w języku, którego używamy. Dzięki
podobieństwom występującym w grach językowych możemy powyższe relacje naświetlić
(DF, 130). Przyjrzyjmy się w tym miejscu samym grom językowym nieco dokładniej.
Kategoria reguły:
Gry językowe obwarowane są regułami. Stanowią one niejako drogowskaz, dzięki
któremu wiadomo, jak należy w języku postępować. Metafora „drogowskazu” nie pojawia się
w Dociekaniach przypadkowo. Wittgenstein chce nas uświadomić, że sama reguła pozostawia
wiele wątpliwości, tak jak drogowskaz, który sam „z siebie nie mówi” nam wszystkiego, jak
tego chociażby, w którym kierunku mamy iść (w kierunku jego ramienia, czy przeciwnym).
Względnie jasną i jednoznaczną interpretację reguły otrzymujemy dzięki praktyce.
Postępowanie zgodne z regułami jest kwestią działania a nie myślenia, teoretyzowania. Jak
twierdzi Wittgenstein: „Regułą kieruję się ślepo” — nie zastanawiając się nad
poszczególnymi krokami; nie snując namysłu nad każdym z nich (DF, 219). Jeśli nie zostaję
przez regułę „zmuszona” do określonego postępowania, nie można w ogóle stwierdzić, że
mamy w takim przypadku do czynienia z kierowaniem się regułą. Mogę uzasadniać kolejne
etapy swojego postępowania, ale one także są już ustalone jako dopuszczalne przejścia w
określonej grze. Grając w określoną grę, uczymy się, które reguły są istotne, a które nie.
Wiemy na przykład, że w szachach istotne jest, by figury poruszały się w określony sposób,
nie ma natomiast znaczenia, z jakiego materiału są wykonane i jakiej są wielkości. W innej
grze natomiast mogłaby to być istotna cecha, jak w tenisie stołowym czy piłce nożnej istotne
jest, z czego wykonane są piłki i jakiej są wielkości. Gry mają więc nie tylko pewne reguły,
ale także pewien sens, który wyjściowo można by rozumieć jako swoisty porządek reguł i
możliwą ich hierarchię (zgodnie z rozróżnieniem: istotne/nieistotne) w obrębie gry językowej.
W opisywaniu reguł autor Dociekań posługuje się gramatyczną liczbą mnogą (‘Grając
w określoną grę uczymy się’). „Kierowanie się regułą”, „stosowanie się do reguły”,
„rozumienie reguły” nie może być odniesione do jednego pojedynczego człowieka, jak
również nie można żadnej z tych aktywności wykonać raz. Nie można w tym sensie, że to, co
zostanie zrobione, nie da się określić Wittgensteinowskim mianem „reguła”, „stosowanie się
do reguły”. Te bowiem są pewnymi nawykami, zwyczajami, instytucjami, które z definicji są
wspólne, zbiorowe, dotyczą grupy ludzi (DF, 199). Instytucją taką jest także język, który
pojmowany jako „gry językowe” definiowany jest za pomocą kategorii reguła. Można
3
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
nauczyć kogoś reguł i rozkazów tylko za pomocą ćwiczeń i przykładów, podając je tak długo,
aż uczący nabierze odpowiednich kompetencji. Nabranie takich kompetencji objawi się w
postaci określonego nawyku i postępowania w praktyce, które staną się na tyle oczywiste i
konieczne, że będziemy je nazywali naturalnymi. Nie ma żadnego powodu pochodzącego
spoza gry językowej (ugruntowanego w jakiejś istotowej czy metafizycznej prawdzie o
przedmiocie, którego ono dotyczy), dla którego takie, a nie inne postępowanie nazywamy na
przykład opisywaniem przedmiotu. Kiedy jednak zostanie ono obwarowane regułami,
dowolność znika, a razem z nią możliwość interpretacji. N ie da się odpowiedzieć na pytanie,
dlaczego muszę postępować zgodnie z taką, a nie inną regułą, jeśli chcę opisać jakiś
przedmiot, ale można z całą stanowczością stwierdzić, jak muszę postępować, żeby moje
postępowanie można było nazwać opisywaniem.
Mówiąc o regułach trzeba porzucić klasyczne rozumienie „ideału” i „granicy”. „Ideał”
nie jest dla Wittgensteina ukrytą istotą rzeczy, do której należy się przybliżać; ideał jest
nieuniknioną formą, modułem, w jaki język jest nam dany. Nie chce on się zgodzić na
definiowanie „granicy” tak, jak się to robi w logice. W logice bowiem można o niej mówić
tylko wtedy, gdy rozumie się ja jako ostrą, o jasno określonych brzegach. Jej brzegi mogą
bowiem nie być do końca określone, ich kształt może pozostawiać pewne wątpliwości, które
trzeba zinterpretować, a mimo to mówienie o istnieniu granicy ma sens. Istnienie niejasności
w regułach nie sprawia, że reguły te znikają, albo że nie da się ich zastosować (DF, 100-105).
Nie da się im nadać statusu absolutnego, ale to nie znaczy, że znikają i tracą swoją funkcję.
Wittgenstein nie chce się także zgodzić się na swoiste metafizyczno-teleologiczne rozumienie
granicy, nie zawsze jest bowiem tak, że wiemy, dlaczego taką granicę wyznaczamy.
Wyznaczenie owo daje się ustalić dopiero w szerszym kontekście: tak jak w przypadku płotu,
który stawia się z różnych powodów, i dopiero jego używanie ustali, czy został postawiony po
to, by kogoś nie wpuścić, czy po to, żeby kogoś wpuścić, czy nawet po to, by przez niego
skakać (DF 499).
Mając na uwadze powyższe ogólne uwagi na temat kategorii gry językowej i reguły
przywołajmy problemy związane z pojęciem „podobieństwa”. Po pierwsze: godząc się na to,
że reguła nie ma charakteru teoretycznego (to znaczy nie wolno jej oddzielać od jej
zastosowania), można zapytać w jaki sposób użytkownik języka rozpoznaje określone
przypadki jako podpadające pod tę samą regułę? Dzięki jakim kryteriom jest w stanie to
zrobić, skoro tym, co sprawia, że określone przypadki są podobne jest podpadanie pod tę
samą regułę. Wydaje się więc, że „regułę” określa „podobieństwo” poszczególnych
4
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
przypadków, a „podobieństwo” wypływa z podpadania pod tę samą regułę (Wittgenstein
pisze, że „przestrzeganie reguł” oraz „robienie tego samego/podobnego” są ze sobą
powiązane rodzinnie). Po drugie, skoro ani „podobieństwo”, ani „gra językowa” nie dadzą się
określić na ogólnym poziomie, bez odwołania się do konkretnych przykładów, czy opisując
działanie języka nie stoimy przed nastepującą alternatywą. Albo język jest jedynie zastaną
praktyką o społecznym charakterze (co prowadzi do socjofunkcjonalizmu językowego czy
behawioryzmu); albo język ugruntowany jest w zmysłowych (szerzej biologicznych,
naturalnych) możliwościach gatunku ludzkiego, który potrafi zaliczać określone przypadki w
grupy „które coś łączy, którym coś jest podobne” (na poziomie rozpoznawalności
zmysłowej).
Wydaje mi się, że Wittgenstein wskazuje w swoich pracach na przynajmniej dwa
tropy, dzięki którym można ocalić „teoretyczną” przydatność pojęcia podobieństwa; tropy,
które się nie wykluczają, przeciwnie, w pewnym sensie wzajemnie warunkują.
Trop pierws zy: praktyka
Nie mamy ideału, nie tworzymy definicji, nie poszukujemy ostrych granic, co w takim razie
pozostaje? W paragrafie 66stym Dociekań filozoficznych Wittgenstein pisze: „Co jest im
[grom-A.D] wspólne? Nie mów: „Muszą mieć coś wspólnego, bo inaczej nie nazywałyby się
‘grami’” – tylko patrz czy mają coś wspólnego.” (DF 66). Pod jakim kątem mam się im
przyglądać? Jaki wzgląd wziąć pod uwagę, by wytropić podobieństwo? Wydaje się, że w
porządku uzasadnień, które krok po kroku przywołuję dochodzę w końcu do momentu, w
którym wydaje się, że może paść jedynie odpowiedź: „Po prostu tak właśnie postępuję” (DF,
217), nie mogąc wskazać na ostateczną, rozstrzygającą rację. Ostatecznie więc odwołuję się
do praktyki, do działania, którego pierwszeństwo Wittgenstein podkreśla w całej swojej
późnej filozofii. Rozważmy następujący przykład, by zobrazować nieco jak należy powyższy
postulat rozumieć. Kiedy użytkownik języka zostaje zapytany o znaczenie wyrażenia „miły
kot”, prawdopodobnie zacznie wskazywać na określone obiekty (w naszym przypadku koty),
które określa się tym mianem, zacznie podawać konteksty, w jakich używa się określenia
„miły” w stosunku do kota. Wypowie zdania, w których wyrażenie powyższe w sposób
uprawniony może zostać użyte. Kiedy jednak padnie pytanie „Dlaczego miłe koty znaczy
miłe koty?” wszystko, co można odpowiedzieć, zamknie się w odwołaniu do praktyki: bo tak
właśnie w języku, którego używam jest. Tyle głosi językowa reguła. Mogłaby być inna, ale
jest właśnie taka. Wydaje się, że jakakolwiek rzecz daje się w ten, czy inny sposób uzasadnić
5
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
— dałoby się uzasadnić to, że wyrażenie „miłe koty” oznacza wściekłe psy, gdyby taka była
praktyka językowa. Praktyka ta jest jednak taka, że stosujemy wyrażenie „miłe koty” w
stosunku do miłych kotów właśnie. Powtórzmy, język jest językiem dzięki regułom, które
wyjściowo określane są poprzez zgodność działania, ową zgodnośc mogę więc przywołać
jedynie ex post, już języka w określony sposób używając.
W pytaniach rodzaju: „Co sprawia, że takie-a-nie-inne-postępowanie jest zgodne z
regułą?” zdaje się być założone swoiste oddzielenie tego, co jest regułą i tego, co stanowi
zakres jej możliwego zastosowania. Przyjmuje się w nich, że aby określić, czy dane
postępowanie jest zgodne z regułą, niezbędne jest odwołanie się do jakichś zewnętrznych
własności, które określą możliwe konsekwencje zastosowania reguły w poszczególnych
przypadkach. Nie takie jest jednak Wittgensteinowskie rozumienie reguły i działania
językowego. Nic zewnętrznego nie wyznacza jej prawidłowych zastosowań. Wtedy, kiedy już
się nim posługujemy, obwarowany jest on określonym regułami, a pojęcie przestrzegania
reguł zawiera w sobie niejako pojęcie tego, jakie postępowanie jest poprawne, a jakie nie.
Kryterium poprawności, właściwego postepowania wyznaczane jest przez sposób, w jaki
nauczono nas w danym przypadku postępować. Nauczyłam się rozpoznawać określone
obiekty (koty) i sytuacje (łaszą mi się do nóg) jako podobne i określać je jakimś językowym
mianem (np. te koty są miłe). Narzuca mi się coś, co jest rezultatem doświadczenia (DF, 191,
192, 198), a praktyka jest tutaj kluczową instancją rozstrzygającą. Mimo tego, że nie zawsze
potrafię powiedzieć dlaczego tak a nie inaczej postępuję (to wymagałoby uogólniania,
poszukiwania jakiegoś ogólnego wyznacznikia, kryterium), mogę powiedzieć jak należy a jak
nie postępować w określonym wypadku (DF, 202, 232). Jak pisze Wittgenstein mamy tu do
czynienia (jedynie) z nawykami, pewnymi stałymi zwyczajami (DF 198). Jeśli możemy w
tym miejscu w ogóle mówić o naturze „podobieństwa”, to parafrazując niektóre stwierdzenia
Wittgensteina z jego pracy O pewności, można by powiedzieć, że poznaliśmy naturę
podobieństwa, ucząc się rozpoznawać sytuacje, obiekty, użycia językowe jako podobne (Z
45). Co nie znaczy, że jesteśmy w stanie powiedzieć czym jest „podobieństwo” jako takie.
Trop drugi: brak teorii
Autor Dociekań jawnie głosił, że wszystkim, co mamy w filozofii do dyspozycji, jest opis i
nie zamierzał być, jak sądzę, rzecznikiem ani określonej teorii znaczenia ani teorii prawdy.
Przedmiotem badań filozofii w tym ujęciu nie są jakieś pozaprzestrzenne i pozaczasowe
„super-pojęcia” (Über-Begriffen/super-concepts, DF, 97), filozofia zajmuje się przestrzenno-
6
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
czasowym fenomenem, jakim jest język. Język jest naturalnym, ludzkim fenomenem, który
można obserwować i badać. Jak już wspomniałam w badaniach Wittgensteina zarówno
klasycznie rozumiana istota, jak i postulat jej poszukiwania zostają odrzucone (DF 92). Gry
językowe jak widzieliśmy dają się opisywać, można wymienić ich rodzaje, wskazywać na
podobieństwa między nimi („gry tworzą rodzinę”), pokazać jak funkcjonują w nich
poszczególne wyrażenia, ale nie da się stwierdzić, co jest ich istotą. Nie da się wskazać na
coś, co jest im wszystkim wspólne, bo czegoś takiego nie ma.
Uświadomienie
sobie
powyższych
tez
prowadzi
nas
do
postawienia
Wittgensteinowskich wniosków. Na pierwszy rzut oka „użycie” jest niewidoczne, na
pierwszy rzut oka wydaje się, że słowa posiadają znaczenie, by tak rzec, same z siebie, na
pierwszy rzut oka wszystkie wyrażenie „działają” w języku tak samo: te zaczerpnięte z języka
potocznego (jak „stoły”, „gotować”, „tralalala”), jak i te, którym przypisano filozoficzną
głębię jak „identyczny”, „istnieć”, czy „podobieństwo” (DF, 11). Trzeba się dokładnie
przyjrzeć funkcjonowaniu języka, by dostrzec, jak faktycznie funkcjonują w nim chociażby
wyrażenia, którymi się w swoim referacie zajmuję. Trzeba sprawdzić jak funkcjonują one w
konkretnych, zwyczajnych okolicznościach, w tych bowiem mają one sens. Postulat
opisowości, niebudowania teorii na wzór teorii naukowych w świetle powyższych rozważań
staje się bardziej zrozumiały, jak również zrozumiałym staje się słynne enigmatyczne
stwierdzenie Wittgensteina z paragrafu 124 Dociekań: Filozofia nie może w żaden sposób
naruszać faktycznego użycia języka, a więc może je w końcu tylko opisywać. Albowiem nie
może go też uzasadnić. Zostawia ona wszystko tak jak jest. (DF, 124).
Filozofia, w tym także ta jej część, na którą składają się badania nad znaczeniem takich
pojęć jak podobieństwo chociażby, nie ugruntowuje tego znaczenia, ale je jedynie opisuje. W
tym też sensie nie może zastanego użycia zmienić, może jedynie w różnych konfiguracjach je
opisywać. Opis tego rodzaju ma spełniać funkcję uporządkowywania, wprowadzić porządek
do naszej wiedzy o języku. W opisie tym wyrażenia językowe, zdania winniśmy traktować
jak narzędzia, które służą do odczytania ich sensu. Ich funkcje są bardzo różne, choć możemy
odnaleźć podobieństwa między nimi. Nie chodzi bowiem o ustalenie porządku w ogóle, ale
porządku zawsze w odniesieniu do jakiejś konkretnej gry językowej, porządku — by tak rzec
— o zasięgu lokalnym. W opisie, o którym tutaj mowa, nie chodzi o skompletowanie
ogólnych, zawsze obowiązujących reguł dotyczących każdego użycia słów. Chodzi raczej o
„obserwację” poszczególnych gier językowych, opisywanie ich, podkreślanie różnic i analogii
które pomiędzy nimi występują.
7
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
Tymczasowe wnioski:
1. Zachowując Wittgensteinowski postulat uprawiania filozofii w formie opisu musimy
porzucić traktowanie pojęcia „podobieństwa” jako kategorii wyjaśniającej pojęcie „gry
językowej”. W tym sensie nie można uznać, że pojęcie „podobieństwa” ułatwia nam
zrozumienie kategorii „reguła”.
2. Jeśli Wittgenstein ma rację i nie jesteśmy w stanie budować ścisłych definicji i wyznaczać
ostrych reguł w języku, teoretyczne objaśnienie czym jest „podobieństwo” w ogólności
traci rację bytu.
3. Godząc się na na traktowanie języka jako naturalnego p ierwotnego fenomenu oraz
przyjmując jego społeczną charakterystykę oraz konwencjonalny i arbitralny charakter,
musimy zgodzić się na to, że pytania genetyczne dotyczące reguł, podobieństwa,
użyć/znaczeń muszą zostać zawieszone.
4. Co pozostaje: odwołanie do praktyki językowej oraz opis konkretnych gier językowych i
wyznaczanie podobieństw metodą arbitralnych decyzji podjętych na podstawie działania
językowego.
5. Pozostaje wiele do zrobienia dla językoznawcy, niewiele jak się wydaje dla filozofa
języka. Osobiście przyznam, że pozostaje także żal, że ogólnej teorii języka nie jesteśmy
w stanie zbudować. Wydaje się jednak, że żal ów to resentyment wobec tradycji, z którą
nie do końca gotowa jestem się rozstać, a do której porzucenia Wittgenstein mnie
namawia.
Teksty Wittgensteina:
Wittgenstein, L. Dociekania Filozoficzne (DF), tłum. B. Wolniewicz, Warszawa: PWN
2000.
Wittgenstein, L. Niebieski i brązowy zeszyt. Szkice do „Dociekań Filozoficznych”,
tłum. A. Lipszyc, Ł.Sommer, Warszawa: Wydawnictwo Spacja 1998.
Wittgenstein, L. Uwagi o podstawach matematyki, tłum. M. Poręba, Warszawa:
Wydawnictwo KR 2000.
Wittgenstein, L. Philosophische Grammatik, Werkausgabe Band 4, Frankfurt am
Main: Suhrkamp 1989; wydanie angielskie: Philosophical Grammar, R.
Rhees (red.), przekład z języka niemieckiego A. Kenny, Oxford: Basil
Blackwell, 1974.
8
Aleksandra Derra,
Czy pojęcie podobieństwa ułatwia zrozumienie Wittgensteinowskiej kategorii reguła?
II Seminarium Kognitywistyczne, Lublin, 27-28 maja 2004
Wittgenstein, L. Dzienniki 1914-1916, tłum. M. Poręba, Warszawa: Wydawnictwo
Spacja 1999.
Wittgenstein, L. O pewności, tłum. M. Sady, W. Sady, Warszawa: Biblioteka
Aletheia 1993 oraz O pewności, tłum. B. Chwedeńczuk, Warszawa:
Wydawnictwo KR 2001.
Wittgenstein, L. Uwagi Różne, tłum. M. Kowalewska, Warszawa: Wydawnictwo
KR 2000.
Wittgenstein, L. Kartki, tłum. S. Lisiecka, Warszawa: Wydawnictwo KR 1999.
9
Download