spojrzeń na choroby siatkówki oka

advertisement
SPOJRZEŃ NA
CHOROBY SIATKÓWKI OKA
Autor zdjęć: Rafał Masłow
SPOJRZEŃ NA
CHOROBY SIATKÓWKI OKA
Autor zdjęć: Rafał Masłow
Wstęp
Chyba nie ma na świecie człowieka, którego nie przerażałaby myśl, że nie mógłby czytać, prowadzić samochodu, spojrzeć bliskiej osobie w oczy ani zachwycać się pięknymi widokami. Wierzymy, że jeśli urodziliśmy się widzącymi,
to zawsze tak będzie.
Niestety, mimo rozwoju medycyny ludzie nadal tracą wzrok. Tak dzieje się
na przykład w wypadku schorzeń genetycznych, dziś nieuleczalnych. W pogodzeniu się z losem pomagają organizacje pacjentów takie jak te, które reprezentuję.
Są jednak choroby, w wyniku których ludzie ślepną, choć tak nie musi być.
Dzieje się to, gdy zbyt późno trafiają do lekarza albo brakuje pieniędzy na ich
leczenie. Niestety, zdarza się to coraz częściej. Chociaż znane są skuteczne
terapie i mamy wielu dobrze wyszkolonych lekarzy, w Polsce brakuje środków
na ratowanie wzroku tysięcy chorych. Większość tych ludzi ślepnie w zaciszu
domowym, gdyż nie ma pieniędzy na kosztowne leczenie.
Publikacja, którą trzymają Państwo w rękach, powstała z wrażliwości i z braku
zgody na tak okrutny los. Przedstawia prawdziwe historie pięciu osób, które
zmagają się z chorobami siatkówki i plamki odbierającymi wzrok.
Postanowiliśmy dotrzeć do Państwa serc za pomocą niezwykłych fotografii
oraz wzruszających reportaży. Chcemy, aby ten album był przestrogą i uświadomił wszystkim, jak ważna w chorobach oczu jest wczesna i regularna profilaktyka. Chcemy też, aby był wołaniem o pomoc dla tych, którzy mają szansę
na uratowanie wzroku.
W dzisiejszym świecie pośpiechu, skoncentrowania na własnych sprawach,
karierze i zabawie coraz mniej uwagi zwracamy na kłopoty i zmartwienia
innych. Żyjąc w ten sposób, działamy przeciw sobie. Głęboko wierzę, że przedstawione historie oraz emocje nimi wywołane nie pozwolą Państwu przejść
obojętnie obok osób walczących o zachowanie widzenia. Mam nadzieję,
że poruszą one sumienia wszystkich tych, którzy mają wpływ na zmianę obecnej sytuacji i mogą się przyczynić do jej poprawy.
Jeśli zatem w czasie lektury albumu poczują Państwo, że coś ściska Państwa
za gardło, albo zakręci się Państwu łza w oku, to oznacza, że jest na to szansa.
Małgorzata Pacholec
sekretarz generalna Polskiego Związku Niewidomych,
prezes stowarzyszenia Retina AMD Polska
1
Polski Związek Niewidomych – organizacja pożytku publicznego działająca
nieprzerwanie od 1951 roku. Najbardziej reprezentatywne stowarzyszenie środowiska osób niewidomych i słabowidzących zrzeszające ponad 65 tysięcy
członków. Instytucja samopomocowa powołana przez niewidomych, działająca na rzecz niewidomych i zarządzana przez niewidomych. Prowadzi bardzo
szeroką, wieloaspektową działalność na rzecz ludzi, którzy na skutek utraty
widzenia ulegają wykluczeniu społecznemu. Członek Światowej i Europejskiej
Unii Niewidomych.
Stowarzyszenie Retina AMD Polska – stowarzyszenie założone w 1998 roku
z inicjatywy osób tracących wzrok z powodu schorzeń siatkówki. Stowarzyszenie zrzesza osoby chore (na zwyrodnienie barwnikowe siatkówki, AMD, zespół
Stargardta i inne schorzenia siatkówki o podłożu genetycznym), ich krewnych
i bliskich oraz wszystkich zainteresowanych tą problematyką. Jego celem jest
m.in. gromadzenie i upowszechnianie wiedzy na temat schorzeń siatkówki,
informowanie opinii publicznej o problemach osób tracących wzrok z powodu
schorzeń siatkówki, zabieganie o wczesną wykrywalność tych schorzeń. Członek Retina International oraz AMD Alliance.
Stowarzyszenie Zwyrodnienia Plamki Związanego z Wiekiem AMD – stowarzyszenie środowisk medycznych oraz pacjentów założone w 2004 roku.
Zrzesza lekarzy oraz ludzi ze środowisk pozamedycznych. Liczy ponad 700
członków. Stowarzyszenie AMD działa na wielu płaszczyznach: od profilaktyki, poprzez wczesną diagnostykę schorzenia i rekomendowanie nowoczesnych
metod leczenia, aż po rehabilitację wzrokową. Głównymi celami Stowarzyszenia AMD są m.in.: pogłębianie i rozszerzanie wiedzy na temat AMD w społeczeństwie, w tym wśród osób dotkniętych lub zagrożonych AMD oraz wśród
lekarzy okulistów i lekarzy innych specjalności, organizowanie działalności
szkoleniowej wśród ogólnie praktykujących okulistów, lekarzy rodzinnych oraz
lekarzy innych specjalności.
3
Choroby siatkówki oka
Siatkówka oka to błona, która wyściela tylną część wnętrza gałki ocznej. W jej centralnej części znajduje się plamka, dzięki której mamy możliwość ostrego widzenia.
Choroby siatkówki, którym poświęcony został niniejszy album, są jedną z trzech
najczęstszych przyczyn utraty wzroku na świecie1. Ich podstawowym objawem
jest nagłe bądź stopniowe pogorszenie widzenia, odczuwane jako zniekształcone
widzenie obrazów lub plama przed okiem. Występują głównie u osób po 50. roku
życia. Niestety chorzy często uświadamiają sobie chorobę dopiero wtedy, gdy pojawi się pogorszenie ostrości wzroku.
Do najczęściej spotykanych degeneracyjnych i naczyniowych chorób siatkówki należą:
Zwyrodnienie plamki związane z wiekiem (AMD) – nazywane „epidemią ślepoty”.
To główna przyczyna utraty wzroku w populacji osób starszych. Według szacunków
w Polsce na AMD może chorować od 1,2 do 1,5 mln osób2. AMD dzieli się
na postać suchą i wysiękową. Postać wysiękowa stanowi zaledwie 10-15% wszystkich przypadków AMD, jednak odpowiada za ponad 80% przypadków utraty wzroku. Na wysiękową postać AMD choruje w Polsce ok. 130 tys. osób. Co roku przybywa 12-15 tys. nowych przypadków3.
Cukrzycowy obrzęk plamki (DME) – powikłanie okulistyczne cukrzycy polegające na uszkodzeniu naczyń krwionośnych siatkówki. Ryzyko wtórnej utraty wzroku
u chorych na cukrzycę jest ponad 25-krotnie wyższe niż u osób zdrowych. Z tego
względu ślepota jest najgroźniejszym powikłaniem cukrzycy4. Szacuje się, że obecnie w Polsce jest ok. 50 tys. osób kwalifikujących się do leczenia z powodu zaburzeń widzenia w przebiegu cukrzycowego obrzęku plamki (DME). Co roku przybywa
kilka tysięcy nowych pacjentów.
Zakrzep żyły siatkówki (RVO) – częste powikłanie chorób sercowo-naczyniowych,
takich jak miażdżyca czy nadciśnienie tętnicze. Polega na nagłym wystąpieniu
zmian na dnie oka związanych z zamknięciem naczynia żylnego. W przypadku
zamknięcia żyły centralnej mówimy o zakrzepie żyły środkowej siatkówki (CRVO).
Gdy dotyczy jej odgałęzienia, mamy do czynienia z zakrzepem gałęzi żyły środkowej siatkówki (BRVO).
Do najskuteczniejszych metod leczenia wspomnianych schorzeń należą iniekcje
preparatów anty-VEGF do gałki ocznej. Ponieważ jednak choroby te nieleczone
odbierają wzrok nieodwracalnie, nawet kilkumiesięczne opóźnienie w leczeniu może
spowodować szybkie pogorszenie wzroku, a nawet ślepotę. Dlatego też kluczową
rolę odgrywają wczesna i regularna diagnostyka okulistyczna, w szczególności
u osób po 50. roku życia bądź chorujących na cukrzycę lub choroby sercowo-naczyniowe, a także szybkie wdrożenie odpowiedniego i skutecznego leczenia.
prof. dr hab. n. med. Andrzej Stankiewicz
prezes Stowarzyszenia Zwyrodnienia Plamki Związanego z Wiekiem AMD
5
NAJTRUDNIEJSZE WYBORY
Kiedy zacząłeś tracić wzrok?
To było jakieś osiem lat temu. Tu, w tym domu, w tym pokoju. Miałem stos
prac do sprawdzenia, bo wtedy byłem nauczycielem akademickim. Siedziałem
długo w nocy i czytałem. Wcześniej badałem oczy i wszystko było okej. A tu
− budzę się − jakoś tak szaro, mgła, w ogóle nic nie widzę. Wyciągam ręce,
patrzę na jedną i na drugą, nic nie widzę. Strach. Co się stało? Myślę sobie:
może to jakaś zaćma?
Zupełnie nic nie widziałeś?
To było jak przez zaparowaną szybę. Tak jak na tym zdjęciu w oranżerii. Pojechałem do przychodni, tam nie było lekarza, potem na ostry dyżur do Szpitala
Praskiego… Dowiedziałem się, że to zwyrodnienie żółtej plamki typu wysiękowego. Wtedy, za pierwszym razem, lekarzom udało się mi pomóc trochę laserem.
Ale to się leczy?
Kiedy pierwszy raz straciłem wzrok − już były na to zastrzyki. Ale zabrakło mi
odwagi, bo to była nowość. Kiedy drugi raz straciłem wzrok, zdecydowałem
się na te zastrzyki. A wtedy okazało się, że mam bardzo zniszczoną siatkówkę,
że jest za późno.
Czego nie widzisz?
Na przykład twojej twarzy nie widzę w ogóle z tej odległości. Czasem muszę
się zbliżyć do kogoś, żeby go sobie zobaczyć, ale ludzie czują się nieswojo.
Ja zawsze byłem wzrokowcem. I właściwie ciągle nim jestem. Trudno się przestawić na słuch. Tylko niektórych poznaję po głosie.
Budzisz się rano i co widzisz?
Widzę to, co chcę zobaczyć. Że jest jasno… Wychodzę na balkon, wystawiam
rękę, żeby zobaczyć, czy jest deszcz, drobny kapuśniaczek. Bo jak duże krople, to je słychać na blaszanej balustradzie. Potem łazienka. Mam piękny
prysznic, o którym kilka lat marzyłem. Ma przeszklone ścianki. Jak sobie siedzę
na ławeczce, widzę przestrzeń, to dla mnie ważne. Potem szykuję coś do jedzenia. Mam w kuchni odpowiednie narzędzia, ale musiałem wyrzucić wszystkie
ostre, laserowe noże. Bo wciąż się kaleczyłem. Teraz używam trochę bardziej
tępych. Pomidorki, cebulka… Kroję, nie widząc, przy palcu.
Co byś oddał, żeby znów móc widzieć?
Wszystko. Uwielbiam życie…
Janusz Rozum
6
Zwyrodnienie plamki związane z wiekiem – postać wysiękowa
Coś jednak widzisz?
Mam lupę, a właściwie szereg lup w zależności od tego, co chcę zobaczyć.
Lubię obserwować świat z balkonu przez lornetkę. Albo jak chcę zobaczyć
piękną aktorkę w telewizji, to patrzę przez odpowiednią lupę, w odpowiednim
powiększeniu. I widzę jej twarz.
7
Chodzisz z laską…
Szkoda ci?
Teraz nie wyobrażam sobie chodzenia bez niej. Bo są różne sytuacje. Na schodach do metra ktoś kiedyś podciął mi
nogi: „Bałwanie, co tak wolno idziesz!”. Jak zobaczył białą
laskę, to przeprosił.
Bardzo. Nie to, że cały czas o niej myślę. W swoim domu
na wsi mam gdzieś jej zdjęcia i listy, ale nie chcę do nich
wracać. Teraz i tak bym ich nie mógł przeczytać. Tracę wzrok − i to boli, na to nie mam wpływu. Ale miłość
mogłem zatrzymać... mogło być wspaniale.
Czyli to ochrona psychologiczna?
W osiemdziesięciu procentach pomaga mi laska, reszta
− to wzrok. Ale boję się jasnych schodów − po prostu nic nie
widzę. Z laską nie muszę na nie patrzeć, laska sama spada
schodek po schodku. Ja sobie jej słucham, jak się schody
kończą, to słyszę i czuję, że laska idzie dalej. Pewnego razu
byłem w teatrze, a tam schody kręcone. Osoba, która chciała mi pomóc, stanęła na szerokiej części stopnia, a mnie
pociągnęła do krawędzi, tam gdzie stopień był wąski.
No i spadłem, skręciłem sobie nogę.
Co jest dla ciebie trudne w byciu niewidomym?
Na początku wstydziłem się chodzić z laską. Nie lubię
takiej pomocy za wszelką cenę. Mnie uczono, że zawsze
trzeba zapytać, czy ktoś pomocy potrzebuje. Ale z kolei
mnie samemu trudno jest poprosić o pomoc. Na przykład
nie odważyłbym się sam jeździć pociągiem. Już kupno
biletu na Dworcu Centralnym jest dla mnie barierą, to zbyt
duża przestrzeń. A ja jak zawsze wszystko chciałbym robić
sam. Nikogo nie chcę obciążać swoimi problemami.
Bo ty jesteś człowiekiem, który potrzebuje
wolności i niezależności…
Całe życie żyłem sam. Dwa nieudane małżeństwa…
Mam teraz kilka przyjaciółek. Z jedną chodzę do teatru,
z drugą gotujemy, właściwie ja gotuję, wyrzucam ją z kuchni i rządzę się sam. To ważne, żeby umieć się też przyjaźnić z kobietami. One mi wypełniają życie.
Boisz się samotności?
Boję się stracić do końca wzrok. Niedawno wykryto
u mnie chorobę nowotworową. Poszedłem na badania płuc. Bo płuca mam zniszczone przez palenie, przez
chemię, z którą pracowałem. Przez częste przeziębienia.
I wyszło, że mam raka żołądka. Za kilka dni idę na operację. I wiesz, mam przed sobą bardzo trudny wybór…
Bo jeśli po wycięciu będę musiał dostać chemię, to mogę
do końca stracić wzrok, jaki mi jeszcze pozostał. Muszę
zdecydować: czy widzieć – choćby tą resztką wzroku
– i się nie leczyć, czy brać chemię, ale nie widzieć. Dla mnie
to oznacza, że wtedy przestanę być sobą.
Co byś oddał, żeby znów móc widzieć?
Wszystko. Uwielbiam życie… Chciałbym dużo jeszcze
zobaczyć… pięknych, kwitnących łąk. Moich bocianów
kochanych… Nie przez lunetę. Poklekotać do nich. Czuć
zapach jezior, które uwielbiam. Krajobrazy nad Wisłą, tam,
gdzie pracowałem. Widzieć całe piękno życia.
A był też udany związek?
To było trzydzieści lat temu… Mieszkałem w hotelu asystenckim. Robiłem doktorat. Tak jakoś spotkaliśmy się
w tym hotelu. To była wielka miłość, jak grom z jasnego
nieba. Taki moment. Traci się zdrowy rozsądek… Ona…
wyjechała do Australii. Byłem zdecydowany, żeby z nią
wyjechać. Czekała na mnie dwa lata… Mogło być pięknie…
ale… tu miałem syna. Nie potrafiłem go zostawić… Pisaliśmy do siebie, ale potem tych listów było coraz mniej...
potem przykryła to codzienność… Któregoś dnia dowiedziałem się przez przypadek, że już nie jest sama.
8
Małgorzata Wiśniewska – dziennikarka
związana z „Panoramą” TVP2 od 1993 roku.
Autorka wielu materiałów informacyjnych,
programów o zdrowiu i reportaży. Specjalizuje się w tematach społecznych
i medycznych. Pasjonują ją historie ludzi,
którzy mimo choroby potrafią dawać nadzieję i inspirację innym.
9
Cuda kosztują
Niełatwo się było z nim umówić, próbowałam kilka razy, ale ciągle był w pracy,
w trasie…
Bo pan Tadeusz benzynę ma we krwi
Za pieniądze, które wydał na leczenie, kupiłby samochód, ale po cóż mu on. Aut
ma kilka, a oczu tylko dwoje… Bez jednego oka nie mógłby jeździć.
A mógł je stracić. Choroba, na którą zapadł, skutkuje nie tylko ślepotą, bywa,
że oko usycha i trzeba je usunąć. Po kilku miesiącach pani doktor powiedziała
tę straszną prawdę.
Zaczęło się niewinnie
Od bólu pod okiem. Czuł kość tak, jakby go ktoś uderzył, ciemniejsza plama
– jak siniak – jest tam do dziś. Były też ciemne plamki, które latały w lewym oku.
Myślał: zmęczenie, normalne po kilkuset kilometrach w ciężarówce, w nocy,
w końcu przejdzie…
Dziś już wie, że TO nie przechodzi. Choroba zakrzepowa żył siatkówki oka.
Jakby tego było mało, pan Tadeusz zachorował na inne schorzenie siatkówki powodujące utratę widzenia centralnego – wysiękowe zwyrodnienie plamki
żółtej. I widział coraz gorzej, aż w końcu świat za kierownicą jego tira stał się
zamglony. Diagnoza padła jednak przez przypadek.
„Stało się kolejne z serii szczęść w nieszczęściu”
Tak mówi żona pana Tadeusza. Pani Krystyna podaje sernik, herbatę i opowiada. Dużo mówi, dużo wie, pamięta wszystkie szczegóły.
– Pierwsze szczęście było, gdy się okazało, że Tadek ma raka.
Nowotwór u pana Tadeusza wykryto wcześnie, przez przypadek, i dlatego
został wyleczony.
Pani Krystyna, będąc u dermatologa, podpytała o problemy męża z łysieniem.
Zasugerowano jej preparat, jednak najpierw miały być badania. I były, ale był
też rak, na szczęście dzięki zbiegowi okoliczności jeszcze operowalny i bez
przerzutów.
Mam ciągle duży apetyt na życie
Tadeusz Fukowski
10
Zakrzep żyły środkowej
Zwyrodnienie plamki związane z wiekiem – postać wysiękowa
Teraz, gdy choruje oko, żona znowu mówi o strachu i niepokoju, ale właśnie
i o szczęściu. No bo jak inaczej określić to, co się stało w kwietniu: telefoniczna
rozmowa z kuzynem, klientem dobrej prywatnej kliniki okulistycznej, i jego pewność, że trzeba do lekarza. Jak najszybciej!
Już było późno. Według pani doktor − o dwa tygodnie za późno. Potem się
przyznała, że nie miała większej nadziei na odzyskanie wzroku. Kluczem do
sukcesu w przypadku choroby zakrzepowej jest czas – trzeba reagować w kilka
godzin, tak jak z sercem.
11
To był zator oka
A konkretnie, według diagnozy − masywny zakrzep żyły
środkowej siatkówki, obrzęk.
„Nie usiedzę w domu, muszę jechać, wtedy
odpoczywam…”
Dlaczego? Można się tylko domyślać. Ta choroba atakuje
z wielu powodów: przez przeciążenie, wysiłek. Przyczyniają się do niej też cukrzyca, nadciśnienie tętnicze. Co przeważyło, tego ani pan Tadeusz, ani jego żona dokładnie nie
wiedzą.
Pan Tadeusz ma dobrze prosperującą firmę transportową,
ma też doskonałych kierowców, których, gdy trzeba, chętnie zastępuje. Kocha trasę. Kiedy rusza w drogę, celem
jest szpital, tak jak teraz w chorobie. Pan Tadeusz rozwozi
po Polsce lekarstwa. Za kierownicą pracuje i odpoczywa.
Wakacje najchętniej spędza w camperze, ma tam wszystko, czego mu trzeba do szczęścia. I wszędzie blisko.
Ale nie rozdrapują, nie wypytują, patrzą w przyszłość,
bo oglądając się za siebie, chyba by oszaleli z niepokoju
− co jeszcze ich spotka?
– Stajemy sobie nad morzem w zatokach, kilka kroków
do plaży, parku albo blisko rynku. Zwiedzamy, zaglądamy
tu i tam…
Pan Tadeusz chorował na raka, miał stan przedzawałowy,
ma cukrzycę i teraz to oko. Albo raczej – na szczęście ciągle dwoje oczu, tylko że jedno chore...
Tydzień przed naszą rozmową byli w Gdańsku. W tym roku
wakacje mieli później i krótsze niż zwykle. Za rok pojadą
dalej, zobaczą więcej.
– Ale cuda się zdarzają – mówi żona.
Trzeba tylko być czujnym. Pan Tadeusz ma dbać o siebie jak
o swoje auta, kontrolować ciśnienie, dietę, stan układu krążenia. Już wie, że im człowiek starszy, tym większe ryzyko.
Cuda kosztują
Pierwszy zastrzyk nie zadziałał. Pan Tadeusz musiał próbować dalej.
Właściwy okazał się kolejny zastrzyk – specjalnie na tę
chorobę. Po nim nastąpiła znaczna poprawa, widzenie
na dziewięćdziesiąt parę procent i wielka nadzieja na sto.
Nadzieję trudno wycenić, ale w tym wypadku i ona ma
swoją cenę.
I ciągle duży apetyt na życie
– Wiesz, Tadziu, bo my tak jak starzy, ale ciekawi świata
ludzie sobie na ławce siedzimy i patrzymy.
A pan Tadeusz dziś patrzy na mnie i się uśmiecha, pokazuje zdjęcia swoich ukochanych samochodów i zaprasza
do garażu. Oczy mu lśnią…
Jak stwierdza pan Tadeusz: – Zastrzyki nie bolą, boli tylko
kieszeń.
Każdy zastrzyk wraz z wizytą i badaniem to około dwóch
i pół tysiąca złotych.
Wkrótce seria zabiegów laserowych, co najmniej cztery po
pięćset złotych. Żeby oko pracowało, trzeba pozamykać
naczynka, które nie pracują, już obumarły.
Pan Tadeusz czeka na dobry moment. Przyjęli mnie z żoną
przeziębieni, z zapaleniem oskrzeli, a do laserów trzeba
być zupełnie zdrowym.
Do jazdy samochodem też...
12
Marta Kowalczyk-Hernik – dziennikarka radiowa i prasowa. Od ponad roku w Polskim
Radiu RDC, wcześniej pracowała w Radiu
PiN, gdzie poza informacjami zajmowała się zdrowiem, miała autorski program
„PiNwestycje w zdrowie”. Były też lata
w Radiu WAWA oraz krakowskich i radomskich lokalnych rozgłośniach. Media to jej
życie − nie tylko do ludzi mówi, ale i dla
nich pisze.
13
Ukrywałam, że już nie widzę.
Wstydziłam się
Wzrok traciła etapami, skokowo. Jeszcze wieczorem widziała, co jest na obrazie na ścianie. Rano tylko zamazane kształty. Ale wciąż miała nadzieję, że ktoś
będzie w stanie jej pomóc. Paradoksalnie, tracąc ostatnią deskę ratunku,
znalazła siły, by zacząć życie niemal od nowa. Wróciła do pracy, nauczyła
się samodzielnie poruszać po mieście, obsługiwać komputer. Choć wyjścia
z domu powodują stres.
Gdy przyjeżdżam pod podany przez nią adres, jest późno. Wkoło ciemno i pusto.
Nie mogę trafić. A pani Hanna proponuje: – Wyjdę po panią. Będę miała białą
laskę, łatwo mnie rozpoznać. I rzeczywiście, po paru minutach słyszę stukanie
o płyty chodnikowe. Zaprasza mnie do środka, w mieszkaniu panuje ciemność.
– Zaraz zapalę światło, sama go nie używam, nie potrzebuję – mówi. I wtedy
zaczynam czuć się nieswojo. Ilu z nas zastanawiało się, jak to jest być niewidomym? Jak może czuć się człowiek, gdy traci wzrok i nikt nie jest w stanie mu
pomóc lub na uzyskanie pomocy nie ma pieniędzy?
Wszystko zaczęło się w 1966 roku, gdy miała dziesięć lat. Rodzice zauważyli,
że chudła, bardzo dużo piła. Diagnozę postawiono szybko: cukrzyca typu 1.
Choroba nieuleczalna, dość uciążliwa, ale do okiełznania. Teraz, gdy są nowoczesne leki, dzieciom podłącza się pompy insulinowe. Ale nie w tamtych czasach. Szklane strzykawki, insuliny tylko odzwierzęce. – W domu urządziliśmy
małe laboratorium. Wtedy nie było glukometrów i kilka razy dziennie trzeba było
badać poziom cukru w próbkach moczu. Wynik był mało dokładny, wskazywał
poziom cukru z opóźnieniem – opowiada Hanna. Choć starała się żyć jak każda nastolatka, to nie zawsze było to możliwe. Wiedziała, że cukrzyca powoduje
powikłania, dlatego bardzo się pilnowała, regularnie chodziła do lekarza, także
do okulisty.
Gdy moje nadzieje na odzyskanie wzroku
prysły, miałam 34 lata. Nie załamałam się.
Pomyślałam: trzeba żyć dalej
Hanna Wysocka
14
Retinopatia cukrzycowa
Była ambitna. Postanowiła iść na studia. Wybrała Wydział Technologii Żywności na SGGW. Czy przez cukrzycę właśnie? – Choroba miała na to wpływ,
ale też koleżanki, które szły na tę uczelnię – wspomina. Przeprowadziła się do
stolicy. Ze studenckiego życia korzystała z wielkim umiarem, cały czas miała
się na baczności ze względu na chorobę. Mimo to już na studiach zaczęła mieć
zmiany na dnie oka. Dekadę po zdiagnozowaniu cukrzycy. – Do okulisty chodziłam już wtedy co pół roku. Dostawałam profilaktycznie leki, z zagranicy, trudno
było je zdobyć, ale miały za zadanie uszczelnić naczynia krwionośne w oku. Nie
czułam żadnych dolegliwości – wspomina. Po studiach została na uczelni jako
asystent na Wydziale Technologii Żywności.
Linijki w tekście uciekają
W 1985 roku zauważyła, że linijki w tekście jej „uciekają”. Wiedziała, że to przez
cukrzycę. Podjęła intensywne leczenie. Zapisywane przez lekarza leki i laseroterapia nie przynosiły rezultatów. Czasem zmiany zwalniały, kiedy indziej
galopowały. Walczyła. Nie opuszczała żadnej wizyty, żadnego zabiegu. Gdy
15
na warszawskiej uczelni medycznej psuło się urządzenie do laserowania, jeździła
do Krakowa. Objechała wszystkie sławy okulistyki, ale nikt nie był w stanie jej pomóc.
Jeździła do bioenergoterapeutów, uzdrowicieli. Chwytała się wszystkich możliwości,
nawet jeśli w nie nie wierzyła. Nic nie pomagało. Pozostawał wyjazd na operację za granicę. Ale w czasach PRL nie było to proste. Udało się dopiero w 1990 roku, gdy już prawie
nie widziała. Pojechała do znanego ośrodka w Berlinie Zachodnim. Byli gotowi wykonać jej
witrektomię, co zahamowałoby tworzenie nowych naczyń krwionośnych, z których robiły
się wylewy. W miejsce ciała szklistego daliby jej żel lub olej silikonowy. – Operacja kosztowała majątek jak na polskie realia, około dwudziestu tysięcy marek. Moi rodzice musieliby
sprzedać dom – wspomina. Ale równie straszne lub nawet straszniejsze było to, że lekarze
od razu zapowiedzieli jej, że jest duże ryzyko szybkiego nawrotu i powikłań. Jej szanse
na poprawę wzroku na dłużej ocenili na zaledwie kilka procent.
Decyzja zapadła. Nie ma co robić operacji. Nie ma już żadnej nadziei. Trzeba pogodzić
się z tym, że już nigdy nie będzie widzieć. To był straszny cios.
Nie jestem kaleką
– Pamiętam, jak w 1986 roku, gdy już prawie nic nie widziałam, wsiadałam do autobusu
i ktoś ustępował mi miejsca, to się wstydziłam i złościłam. Złościłam na męża, że tak
mnie podprowadził, że ludzie zauważyli, że nie widzę – wspomina. W 1987 roku nie była
już w stanie pracować, przeszła na rentę. A w 1989 roku – choć z oporami – zapisała się
do Związku Niewidomych, by otrzymywać wsparcie, ale wciąż liczyła na to, że wzrok
jeszcze odzyska.
Wyrok dał nowe życie
W 1990 roku, gdy jej nadzieje na odzyskanie wzroku prysły, miała trzydzieści cztery lata.
Nie załamała się. Pomyślała: no cóż, już tak będzie, nic się nie da zrobić. Trzeba żyć dalej.
I żyła. Zgłosiła się na Wydział Żywienia Człowieka SGGW, gdzie pracowała przed utratą
wzroku. Przyjęto ją z otwartymi rękami. Chciała być wykładowcą, ale wiedziała, że nie jest
w stanie na bieżąco śledzić literatury naukowej. Nie było internetu, nie było programów do
sczytywania tekstu. Dziekan uznał, że potrzebna jest komórka upowszechniania wiedzy
o prawidłowym żywieniu człowieka, ale zanim do niej trafiła, musiała nauczyć się żyć
na nowo. Atmosfera do pracy była sprzyjająca. Uchwalono pierwszą ustawę o zatrudnieniu niepełnosprawnych, powstał Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. – Zapisałam się na kurs komputerowy organizowany dla niewidomych, jeździłam
na kursy dla nowo ociemniałych, uczyłam się poruszać z laską, czytać brajla. Musiałam
coś robić, nie mogłam przecież siedzieć w domu i ciągle słuchać nagrań książek z kaset.
Uczyłam się podstawowych czynności, samodzielności – wspomina.
Gdy pytam, czy liczy jeszcze na nowe technologie, leki, komórki macierzyste, odpowiada,
że szanse są bliskie zeru. Może na rozwój elektroniki.
Dba o siebie. Sześć, siedem razy dziennie mierzy cukier, pięć razy dziennie wstrzykuje
insulinę. Także regularnie bierze inne leki na towarzyszące powikłania, na przykład na
nadciśnienie. Odwiedza okulistę, przestrzega diety. Mieszka sama w pięknym miejscu,
ma własny ogródek, pracuje. – Cały czas żyję w napięciu. Poza domem jest wiele zagrożeń. Każda podróż wywołuje u mnie duży stres, a ten wpływa na poziom cukru – opowiada. Choć sprawia wrażenie spokojnej osoby, cały czas musi się kontrolować, uważać na
to, co dzieje się w jej organizmie i wokół niej, w świecie, którego też nie widzi – lecz czuje
i stara się uważnie słuchać.
Pomaga innym.
Aleksandra Kurowska – dziennikarka zajmująca się tematyką medyczną oraz
finansową. Współpracuje m.in. z redakcją „Służby Zdrowia” oraz z Instytutem
Zdrowia i Demokracji (IZID). Pracowała w dziale ekonomicznym „Życia Warszawy”, w „Gazecie Giełdy Parkiet”, „Rzeczpospolitej” oraz „Dzienniku Gazecie
Prawnej”. Absolwentka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW. Mama
Ignasia i Idy.
16
17
18
19
Jestem na wylocie
Marcina cukrzyca zaatakowała piętnaście lat temu. Od czterech lat jest na insulinie. I choć już tak długo wytrwale walczy z chorobą, czasem się zastanawia,
kiedy się poddać. – Ona atakuje podstępnie. Zastawia pułapkę na każdy organ
ciała. Powoduje nie tylko fizyczny ból, ale i psychiczny. Pewnie są ludzie, którzy
potrafią żyć pomimo wszystko. Ja nie. Dlaczego na mnie to spadło? – pyta Marcin.
– Zaczęło się od problemów z wagą. Zawsze miałem tendencję do tycia, ale
się tym nie przejmowałem. Byłem sobie grubszym facetem, lubiłem jeść,
a szczególnie dobrze szło mi zajadanie stresów po pracy – opowiada.
Pewnego dnia po rutynowych badaniach okazało się, że miał podwyższony
cukier. Prawdopodobnie efekt nadwagi. Leczenie na początku polegało na przyjmowaniu tabletek utrzymujących tylko poziom cukru.
– Jestem farmaceutą i wydawało mi się, że jakoś to będzie. Myślałem, że choroby dotykają innych, ale nie mnie – mówi Marcin.
Cukrzyca jednak postępowała i coraz bardziej dawała o sobie znać. Wylądował
w końcu u lekarza ogólnego, a później u diabetologa. Ten ustawił mu leczenie
insuliną, którą przyjmuje do dziś. Konieczna była też wizyta u okulisty. Zdiagnozował on u Marcina retinopatię cukrzycową, czyli typowe powikłanie cukrzycy.
Polega ono na uszkodzeniu naczyń krwionośnych siatkówki oka. W efekcie chory traci ostrość widzenia i może całkowicie stracić wzrok.
Trzeba było działać szybko. Marcinowi udało się trafić na bardzo dobrych specjalistów. Najpierw na doktor, która leczyła mu oczy laserowo. Gdy zabiegi okazały się niewystarczające, lekarka skierowała Marcina do okulisty w szpitalu
im. Orłowskiego na warszawskim Powiślu. Tam zaczęła się dla Marcina seria
badań i zastrzyków.
– Dostawałem jeden zastrzyk w jedno oko i za dwa tygodnie drugi w drugie.
Później z zapuchniętymi i czerwonymi oczyma wracałem do domu. Za dwa dni
kontrola. Aż do skutku – opowiada Marcin. Dzięki temu drastycznemu leczeniu
udało mu się uratować wzrok. Dziś nosi okulary i mówi, że może normalnie
czytać, jeździć samochodem czy obserwować ludzi.
Mówią, że nadzieja jest matką głupich.
Może jestem szaleńcem w tej sytuacji,
ale nadal ją mam
Marcin Abratowski
20
Cukrzycowy obrzęk plamki
Jednak gęsia skórka powraca na każde wspomnienie o tym zabiegu. – Oko jest
wprawdzie znieczulone, ale ból jest bardziej psychiczny niż fizyczny – mówi
Marcin. Leczenie polega na tym, że kładą pacjenta na stole w sali zabiegowej.
Głowę unieruchamiają. W oko wprowadzają specjalną rozpórkę, dzięki której
chory nie może go zamknąć. Źrenica jest rozszerzona. Nagle w polu widzenia
pojawia się igła z sączącymi się kropelkami. – Jak wkłują się w gałkę oczną
i nie naruszą naczynia krwionośnego, to pół biedy. Ale gdy igła naruszy jakieś
naczynie, pod spojówką pojawia się wylew krwi – zaznacza Marcin.
Podkreśla, że lekarze uratowali mu wzrok dzięki zastosowaniu leku, który jest
zarejestrowany w jego schorzeniu, ale nie jest w nim refundowany. NFZ refun-
21
Oprócz tego, że łyka leki garściami, musi być na diecie i pilnować wagi. Dlatego może jeść bardzo mało
węglowodanów. I tak tyje z powodu insuliny. Polska
jest jednym z nielicznych krajów w Europie, które
nie refundują cukrzykom leków inkretynowych niepowodujących przyrostu masy ciała.
– Wiem, że powinienem schudnąć. Jednak aby to zrobić, musiałbym się zacząć intensywnie ruszać. Czas
może by się i znalazł, ale jak wracam z pracy, to jestem
tak zmęczony, że już na nic nie mam siły – opowiada
Marcin. Choroba obrzydziła mu życie. Przerosła go.
Rodzina, w tym dzieci, owszem – wspierają go wszyscy, ale nie zawsze potrafią zrozumieć.
duje preparat tylko komuś, kto cierpi na AMD, pacjenci z cukrzycowym obrzękiem plamki, aby nie stracić wzroku, muszą się leczyć prywatnie lub liczyć, że trafią do szpitala,
który zdecyduje się pokryć koszty leczenia.
Kiedy uratował wzrok, zaczął widzieć sens w leczeniu i cierpieniu. Niestety los rzucił mu
kolejne kłody pod nogi. Po retinopatii przyszedł czas na różę krwotoczną, inne powikłanie
cukrzycy spowodowane osłabieniem tkanek.
– Miałem na początku tylko małe skaleczenie na nodze. Złapałem jednak paciorkowca.
Zainfekował skórę i podskórną tkankę łączną i zrobiła mi się ogromna rana. Spowodowało to obrzęki limfatyczne i porażenie nerwu strzałkowego – opowiada Marcin. Przez
paciorkowca w zeszłym roku był na trzy miesiące wyłączony z życia. Bakterię udało się
zwalczyć, ale Marcin nie mógł się ruszać i znów utył.
Do tego zestawu chorób doszły mu też początki stopy cukrzycowej. Schorzenie pojawia
się, gdy cukrzyca zaczyna coraz bardziej inwazyjnie uszkadzać tętnice. One się zrastają,
krew staje się coraz bardziej lepka, a w kończynach tworzą się skrzepy. I aby zapobiec ich
rozprzestrzenianiu, trzeba nogę ucinać kawałek po kawałku.
Dzięki lekom, które Marcin przyjmuje, nie trzeba mu amputować stopy. – Na razie jest
uratowana – cieszy się Marcin.
Są jednak momenty, w których zapomina o chorobie. To spotkania z przyjaciółmi. Schodzą się, rozmawiają. To daje Marcinowi wytchnienie i chwilę
radości. Niestety, nie da się zbyt często organizować
takich spotkań, każdy jest zajęty.
Marcin zdaje sobie sprawę, że koniec może nadejść
szybko. – Wiem, że jestem na wylocie. Cukrzyca
może się skończyć za pięć lub za dziesięć lat zawałem czy wylewem. Nie mam tego błogosławionego
stanu, że nie znam dnia ani godziny – mówi Marcin.
Mimo to walczy dalej. Czuł już, że tę chorobę czasem
da się pokonać. Nie zabrała mu wzroku. – Leczenie niesie dużo cierpienia, ale warto było. Mówią,
że nadzieja jest matką głupich. Może jestem szaleńcem w tej sytuacji, ale nadal ją mam. Inaczej nie
chodziłbym po lekarzach i nie łykał leków jak pelikan.
Przecież mam dla kogo żyć i wiem, że jestem moim bliskim potrzebny − podsumowuje z błyskiem w oczach.
Ufa, że może pewnego dnia znajdą superlekarstwo
zwalczające cukrzycę, które naprawi u niego to, co
choroba zdążyła już zepsuć.
Teraz przychodzi mu się zmierzyć z nadciśnieniem, neuropatią, czyli chorobą nerwów
powodującą bóle nóg, i początkami astmy. Ostatnio lekarze wykryli też chorobę Hashimoto, czyli zapalenie tarczycy.
– Aby utrzymać się przy życiu, codziennie oprócz insuliny w zastrzykach przyjmuję jedną garść leków rano, a drugą wieczorem na te wszystkie choroby. Wydaję na te farmaceutyki trzysta pięćdziesiąt złotych miesięczne i dobrze, że mnie stać, bo pracuję.
Cały czas się zastanawiam, co jeszcze mi wyjdzie, co jeszcze zaserwuje mi ta wredna
choroba − mówi Marcin.
22
Katarzyna Nowosielska – dziennikarka dziennika „Rzeczpospolita” specjalizująca się
w tematyce zdrowotnej i prawnej. Absolwentka Wydziału Prawa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz podyplomowych studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim. Poza dziennikarstwem zajmuje się także mediacjami, bo widzi, że to lepszy sposób rozwiązania konfliktu niż długi proces w sądzie. W wolnych chwilach nałogowo pochłania książki, podróżuje do dalszych i bliższych
miejsc i rozkoszuje się jazdą na rolkach po warszawskich ścieżkach.
23
24
25
To nie koniec
Lewe oko widzi złote choinki.
– Są naprawdę piękne. Wielkie, dwumetrowe – opowiada pani Halina. Najlepiej je widać, kiedy się ściemnia, za oknem świecą latarnie, a sąsiedzi zapalają
światła w domach. – Kiedy spojrzę w takie światło, od razu je widzę – śmieje
się kobieta.
A przecież prawie nie widzi.
Jest historyczką. Całe jej życie to książki. Czytanie – pasja. Trudno się bez
niego obejść. Dlatego walczy. Hartem ducha, wiarą, dzięki współczesnej
medycynie, z pomocą brata, synów.
Lewe oko widzi złote choinki.
Jak to się stało?
– Ach, to taka głupia sprawa – miesza się pani Halina i milknie.
– No cóż. Mama postanowiła porąbać trochę drewna – wtrąca się pan Janusz, syn.
Kawałek patyka wystrzelił spod siekierki i trafił prosto w oko.
– Kiedy przyjechaliśmy do szpitala, lekarka powiedziała, że jest bardzo uszkodzone. Nie było szans, żeby uratować w nim widzenie – opowiada pani Halina.
Prawe oko słabnie. Pierwsza diagnoza – zaćma. Jeden zabieg i powinno być
dobrze. Ale się nie udało.
Błąd lekarski? Może. A może pech – jeden nieudany przypadek na tysiąc wykonanych operacji.
Prawe oko nadal słabnie.
Jeszcze coś czasami
udaje mi się przeczytać
Halina Jakubowska
26
Krwiak podsiatkówkowy
– Okulistka, która się mną opiekowała, powiedziała, że jeszcze nie jest ze mną
tak źle. A na pewno lepiej już nie będzie. Kazała zamówić specjalne okulary
dla niedowidzących. Ale one były do niczego. Powiedziała, że w prawym oku
widać dużą, ciemną plamę i dlatego źle widzę – opowiada pani Halina. I dodaje: – Dobrze, że syn był taki operatywny. Załatwił mi wizytę u innego lekarza.
Okazało się, że ta ciemna plama to krwiak podsiatkówkowy. Najprawdopodobniej powikłanie choroby układu krążenia. Półtora roku leczenia i ograniczone
widzenie.
– Mama ma dwie sztuczne zastawki, bierze różne leki, w tym duże dawki leków
przeciwzakrzepowych – wtrąca pan Jan. – Od dawna zmaga się z chorobą
naczyń kończyn dolnych. To cud, że odkryliśmy krwiaka w prawym oku. Gdybyśmy to przegapili, mogłoby dojść do oderwania się jakiegoś skrzepu, do udaru
lub czegoś jeszcze gorszego – tłumaczy.
27
Takie przypadki nie są rzadkością. Dlatego przy problemach kardiologicznych stopniowe lub, co gorsza, nagłe
pogorszenie się widzenia trzeba zawsze traktować poważnie. Problemy ze wzrokiem mogą być bowiem wynikiem
chorób naczyniowych. Tymczasem wiele starszych osób
winę zrzuca po prostu na wiek. Nie chcą iść do kolejnego
lekarza, nie dociekają przyczyny gorszego widzenia.
Trudno ocenić, dlaczego tyle czasu trzeba było czekać
na postawienie prawidłowej diagnozy u pani Haliny. Korzystała ona i z państwowej służby zdrowia i poszła też
na wizytę prywatną. Nie chce zrzucać całej winy na lekarza, który po prostu nie rozpoznał jej dolegliwości. Ale taki
wniosek sam się nasuwa.
Na stole leżą dwie pary różnych okularów i dwie lupy. Wciąż
przecież pojawiają się nowe książki do przeczytania.
– Przyznam, że ta nowoczesna lupa mi nie leży, jakoś
się nie rozumiemy – uśmiecha się pani Halina. Dlatego
kiedy czasem jest dobry dzień, nie za słoneczny, ale i nie
pochmurny, zakłada stare okulary i pomaga sobie klasyczną lupą. Wysłużoną, zamykaną czarną klapką. – Jeszcze
coś czasami udaje mi się przeczytać – opowiada kobieta.
Niechęć do nowoczesnej lupy jest też po części skutkiem
drogi przez mękę, jaką musi przejść starsza, niedowidząca
osoba, która stara się o refundację takiego urządzenia.
– Odsyłają człowieka z jednego miejsca do drugiego.
Tu trzeba wziąć jeden kwitek, żeby zawieźć go na inny
koniec Warszawy tylko po to, by otrzymać specjalną pieczątkę. Z pieczątką idzie się jeszcze gdzie indziej po lupę
– mówi pani Halina.
– Najgorzej jest z pieniędzmi. Nie rozróżniam bilonu.
Na szczęście znam dobrze właścicieli sklepu i oni mnie znają,
więc po prostu daję im portmonetkę i sami odliczają odpowiednią kwotę. To kwestia zaufania – tłumaczy pani Halina.
Czterdzieści cztery. Tyle schodów pokonuje, by wejść
na drugie piętro, na którym mieszka. Pani Halina je policzyła. Ma bowiem nie tylko kłopoty ze wzrokiem, ale też
problemy z chodzeniem.
– Kopnął panią kiedyś ktoś w piszczel? – pyta mnie pani Halina.
– Kiedyś kopnął mnie koń. Wciąż zaciskam zęby na samo
wspomnienie tego bólu – odpowiadam.
– To i ja tak się czuję po pokonaniu kilkunastu metrów.
Czuję taki ból w nogach, że muszę stanąć. Do Łazienek stąd
jest siedem minut drogi na piechotę. Dla mnie to dystans nie
do pokonania – smutnieje. Ale już za chwilę dodaje: – No,
ale mam piękny balkon. To mój codzienny spacer.
Patrzę na piękne filiżanki, w których pani Halina podała
herbatę. Na domowe ciasto przyniesione przez synową
pana Janusza. Wspaniałe, czekoladowe. I widzę, że to jeszcze nie koniec, ta kobieta na pewno się nie poddała.
– Idę niedługo na operację, po której mam nadzieję
zacząć lepiej chodzić. Pan doktor twierdzi, że mnie jeszcze
naprawi – śmieje się pani Halina.
Pozytywna energia.
I tak miała szczęście, bo syn woził ją samochodem, czekał
w kolejkach, a ona siedziała w aucie. Ale jak w takiej sytuacji ma sobie poradzić osoba samotna?
Świat osoby niedowidzącej jest zupełnie inny. Tracąc
wzrok, człowiek traci główny zmysł, jakim się kieruje nasz
gatunek. Musi polegać na innych. Ale nie zawsze jest to
możliwe. Synowie i wnuki pani Haliny pomagają jej, ile
mogą, jednak kobieta musi pozostać w dużej mierze
samodzielna.
– Mama mieszka tu pół wieku. Do sklepu osiedlowego
idzie na pamięć – opowiada pan Janusz.
28
Margit Kossobudzka – dziennikarz naukowy i medyczny „Gazety Wyborczej”.
Ukończyła biologię na Uniwersytecie
Warszawskim. Jej specjalizacją jest mikrobiologia. Uwielbia swój zawód, bo codziennie dowiaduje się czegoś nowego.
Jest mamą trójki dzieci. Lubi spacery po
lesie, czytanie książek i pieczenie chleba. Wierzy w naukę, zdrowy rozsądek
i łut szczęścia.
29
fot. Slava/Impossible
Rafał Masłow – rocznik 1974, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Mieszka w Warszawie. Zajmuje się fotografią komercyjną, współpracuje z prasą luksusową,
kompaniami fonograficznymi oraz agencjami reklamowymi.
Jest przede wszystkim autorem wielu portretów ludzi ze świata polityki, aktorów,
muzyków, literatów i osób publicznych. Laureat nagród fotograficznych. Uczestniczył
w wystawach indywidualnych i zbiorowych, które miały miejsce w prestiżowych
polskich galeriach.
Ważniejsze wystawy indywidualne i zbiorowe po roku 2000:
2012 – „GrantFront 2011”, Zamek Królewski, Warszawa
2009 – „Grand Press Photo”, Warszawa
2008 – „Grand Press Photo”, Warszawa
2008 – Miesiąc Fotografii w Krakowie
2006 – „Portfolio”, Yours Gallery, Warszawa
2006 – „Nieoczywiste”, Stary Browar – Słodownia, Poznań
2005 – „Modele pracowni krawieckiej”, U Krawca Café, Warszawa
2004 – „64 pola możliwości”, Galeria Miejska Arsenał, Poznań
2004 – „Naczelne”, Czuły Barbarzyńca, Warszawa
2003 – „Stany emocjonalne”, Nizio Gallery, Warszawa
2003 – „Hans Grohe – inspiracje”, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa
2002 – „Antymateriał”, galeria C4, Warszawa
30
PRZYPISY
1. http://www.who.int/blindness/estimates2011.pdf, za: Pascolini D., Mariotti S.P., Global estimates of visual impairment: 2010, British Journal of Ophthalmology Online, first published
December 1, 2011 as 10.1136/bjophthalmol-2011-300539.
2. S tankiewicz A., Figurska M., Zwyrodnienie plamki związane z wiekiem. Przewodnik diagnostyki
i terapii, Termedia, Poznań 2010.
2001 – projekt „Dziesięciu Ludzi”, galeria „Między Nami Café”, Warszawa
3. S
tankiewicz A., Figurska M., op.cit.
Strona internetowa: www.rafalmaslow.com
4. http://www.idf.org/sites/default/files/idf-europe/IDF%20Toolkit_Backgrounder_FINAL.pdf.
ul. Konwiktorska 9
00-216 Warszawa
tel. 22 831 22 71
[email protected]
ul. Konwiktorska 7, pok. 25
00-216 Warszawa
tel./faks 22 831 22 71
[email protected]
al. Waszyngtona 146, lokal 206
04-076 Warszawa
tel./faks 22 515 80 01
www.amd.org.pl
PL1412274328
Publikacja powstała dzięki pomocy firmy Novartis Poland Sp. z o.o.
Download