Microsoft Word 2007

advertisement
1
Dzierżymir Jankowski
Autoedukacja niezbędnym składnikiem procesów twórczego uczestnictwa w
kulturze
Streszczenie
Współczesna jednostka uzyskała niezwykłą możliwość twórczego uczestnictwa w kulturze
symbolicznej. Stanowi to rezultat dorobku trzech historycznych epok rozwoju kultury –
kultury oralnej, kultury pisma i kultury wizualnej. Jest też wynikiem postępujących procesów
informatyzacji, globalizacji i demokratyzacji społeczeństw, wzrostu ruchliwości przestrzennej
ludzi oraz rozwoju powszechnej edukacji na coraz wyższych jej poziomach. Najważniejsze
teraz dla dalszego rozwoju kultury jest – uczynienie jej kulturą czyjąś. Oznacza to, z jednej
strony, konieczność refleksyjno-krytycznej i kreatywnej subiektywizacji przez każdego
uczestnika dostępnego jemu dorobku kultury, a z drugiej strony zaproszenie go do twórczego
jego rozwijania. Tego nie da się osiągnąć bez autoedukacyjnego wysiłku jednostki. Ten
wysiłek musi być dwojako ukierunkowany: (a) przede wszystkim na odkrycie i rozwój
własnego potencjału osobowego, ukształtowanie indywidualnej tożsamości osobowej i
osiągnięcie autonomii, rozwój inteligencji, wiedzy i umiejętności analityczno-krytycznych, a
ponadto (b) na własną twórczość, czyli samodzielny, choćby w niewielkim stopniu twórczy
wkład do życia kulturalnego swojego środowiska kulturalnego czy szerszej przestrzeni
kulturowej. Na tej drodze muszą ulec zespoleniu wysiłki edukacji (wpływy zewnętrzne) i
autoedukacji (praca nad sobą), umożliwiając pełnię indywidualnego rozwoju kulturalnego
każdej jednostki.
Wstęp
W opracowaniu uzasadniam tezę, że praca nad sobą każdej rozwijającej się i efektywnie
uspołecznianej/uspołecznionej jednostki, nazywana tu autoedukacją, leży u podstawy jej
twórczej obecności w świecie kultury symbolicznej. Autoedukacja jest ponadto nie tylko
jednym z niezbędnych czynników pełni indywidualnego rozwoju, ale też wysokiej jakości
życia, które we współczesnym społeczeństwie nie jest do osiągnięcia jedynie przez dobre
zabezpieczenie bytu materialnego i społecznego, ale też przez całożyciową intensywną
2
aktywność kulturalną
o wielu
doniosłych
funkcjach psychicznych,
poznawczych,
estetycznych, moralnych, grupotwórczych i rekreacyjnych.
W czasie ponowoczesnym do twórczego uczestnictwa w kulturze symbolicznej musimy
przywiązywać wielką wagę. Zdecydowanie większą aniżeli było to w przeszłości.
Niewystarczająca jest bowiem spontaniczna enkulturacji i lokalna socjalizacja.
Świat dzisiejszy stwarza każdej jednostce, jak też grupom społecznym, nie mniej zagrożeń
aniżeli to było w przeszłości. Choć zagrożenia zmieniają swoją charakterystykę, i jest ich
mniej, gdyż w społeczeństwach dostatku materialnego troska o elementarny byt przestała być
głównym zarzewiem niegodziwości i zbrodni, to jednak ich źródło w znacznej mierze jest to
samo – niedostatek człowieczeństwa w człowieku.
Jednocześnie cywilizacyjnie rozwinięte i demokratyczne społeczeństwo tworzy jednostce
szansę rozwoju i osiągania satysfakcji ze zrealizowania swojego potencjału osobowego. A
jest on często zdecydowanie wyższy, aniżeli sądzi o nim jego podmiot i jego otoczenie
społeczne. Jednak skorzystać z tej szansy może osoba, która osiągnie zadowalający, a lepiej –
wysoki poziom samowiedzy, rozwinie swoje aspiracje i podejmie możliwie najwcześniej
osobisty wysiłek w dziele swojego rozwoju, kontynuując go na wszystkich etapach życia,
poczynając od procesu swojej dziecięcej intelektualizacji i wielostronnej spontanicznej, ale
też stymulowanej i wspomaganej autokreacji.
W sytuacji dostatku materialnego i elementarnego bezpieczeństwa społecznego osobisty
wysiłek nie wymaga głębokiej ascezy i heroizmu. Nie przekreśla bowiem żadnych innych
ważnych funkcji życia, ale ich realizacja wymaga względnej harmonii. A ona może być
jedynie dziełem jednostki. Inni ludzie mogą jej w tym tylko pomagać. Wola i umiejętność
harmonizacji jest jednym z najważniejszych składników społecznego dojrzewania.
W dobie konsumeryzmu i zaniedbań osobistego klaryfikowaniu sytemu wartości i
moralnej postawy nie każda jednostka jest skłonna uwzględniać w swej linii życia chociażby
minimalną dozę ascezy - samoograniczenia konsumpcji ponad rzeczywistą miarę potrzeb
rozwojowych. Konsumpcja, gdy brak powściągów, może rodzić zagrożenie dla podstaw życia
biologicznego i społecznego oraz często blokuje twórczość, w jej dwojakim rozumieniu:
twórczości
transcendentnej
(prowadzącej
do
wytworów
zdolnych
do zewnętrznej
obiektywizacji) i immanentnej (autokreacji)1.
Tymczasem autoedukacja jest związana z wysiłkiem pracy nad sobą bez zewnętrznego
przymusu, co nie wyklucza inspiracji i pomocy. Staje się wewnętrznym imperatywem. Jej
1
H. Elzenberg, Z filozofii kultury, t. I, Znak, Kraków 1991.
3
podmiot czerpie wtedy satysfakcję również z własnego rozwoju osobowego i otwierania
nowych możliwości samorealizacji.
„Świat istnieje o tyle, o ile jestem w nim, a on jest we mnie. (…) Trzeba uznać, że mój
świat ma dialektyczną naturę, otwiera się i zamyka, wyznacza granice, które są nieustannie
przekraczane (…). Mój świat ma sprostać projektowi mojego życia”, pisze Barbara Skarga; a
dalej: „A My? Jakże często My zmieniają się w Oni, a Oni to bezosobowa siła, która niełatwo
godzi się z moją niezależnością i usiłuje zawładnąć moim Ja. (…) bogactwo wspólnoty w
dużej mierze od tych indywidualnych światów zależy, od tego, co one potrafią wnieść do
owego My”2.
A czy szczęście może być „projektem”? Któżby go nie pragnął! Ale to jest pragnienie, a nie
projekt siebie i swojego życia, nie jest też darem czy przypadkiem, jest funkcją dobrze
spełnionego/spełniającego się życia, zorientowanego na dobro własne i jednocześnie dobro
innych. Bo nawet najbardziej sprzyjające okoliczności życia wymagają od jednostki dobrego
projektu siebie (siebie możliwego i pożądanego) i wysiłku, by go konsekwentnie realizować,
a podejmowane czynności poddawać permanentnej ewaluacji.
Ostatnio usiłowałem się zmierzyć z problemem uczestnictwa jednostki w kulturze
symbolicznej, jako obszarem konstytuowania jej świata3.
Sygnalizowałem tam myśl, że bez wysiłku osobotwórczego uczestnictwo jednostki w
kulturze symbolicznej, a ono jest w tych rozważaniach kluczowym odniesieniem dla
autoedukacji, łatwo może zostać zredukowane do maksymalizowania konsumpcji z wielkiego
obszaru środków „rzucanych” na rynek, a najczęściej tylko tych, które są „łatwe i
przyjemne”, i wyłączania z recepcji trudnych, w swej treści i formie bardziej
skomplikowanych. U osób nie wdrożonych do wysiłku umysłowego i niezdolnych do
pogłębionej refleksji tak rozwijane uczestnictwo spełnia tylko jedyną funkcję - rozrywkoworegeneracyjną lub współżycia towarzyskiego4.
Właściwy rynkowi mechanizm eskalacji konsumpcji, będącej funkcją masowej podaży i
promocji „produktów” („produkt” - ulubiony termin współczesnej ekonomii i marketingu!)
2
B. Skarga, Tercet metafizyczny, Znak, Kraków 2009,
D. Jankowski, Świat kultury jednostki – kultury czyjejś. Wnioski dla współczesnej pedagogiki kultury, w: J.
Gajda (red.), Humanistyczno-antropologiczna ewolucja pedagogiki kultury, Impuls, Kraków 2009, lub
www.jan.dzier.pl.
3
D. Jankowski, Dwa modele aktywności kulturalnej: maksymalizacja percepcji oraz twórczość i autoedukacja,
w: I. Wojnar, J. Kubin (red.), Edukacja wobec wyzwań XXI wieku, Elipsa, Warszawa 1996;
Idem, Postawa autoedukacyjna barierą dla alienacji kulturalnej i konsumpcjonizmu. W: Kultura inspiracją
kształcenia ogólnego, pod red. I. Wojnar i J. Kubina. Warszawa 1998, Komitet Prognoz "Polska w XXI Wieku"
przy Prezydium PAN.
4
4
oraz przemyślnym „stymulowaniem” zachęt do kupna tego, co może dać „szczęście leżące
blisko, na wyciągnięcie ręki”, jak w piosence, jest jednym ze współczynników wielkiej
zmiany kulturowej, którą, nie bez podstaw, Umberto Eco kiedyś metaforycznie określił jej
zmierzaniem ku Jednej Wielkiej Dyskotece. Zapominamy historyczne doświadczenie, że
hedonistyczna „sytość” prowadziła często do degrengolady, a niejedno społeczeństwo nawet
do upadku.
Władysław Spasowski w roku 1923 pisał, że samokształcenie (szeroko pojęte, zbliżone do
przyjętego tu rozumienia autoedukacji) nie jest ofertą dla miernot i niedołęgów5.
Ta ostra, nawet obraźliwa kwalifikacja osób, które nie są zdolne wkroczyć na drogę
autoedukacji, może być zarazem niesprawiedliwa, gdyż przyczyny osobistej niezdolności
bywają złożone, a wśród nich znajdują się zapewne też zaniedbania i błędy pierwotnej
socjalizacji, a także nieudolnie realizowanej edukacji (np. szkolnej).
Uwaga ta nie zwalnia jednak nikogo od spełnienia społecznych oczekiwań kierowanych do
każdej jednostki, by podejmowała wysiłek i współdziałanie z innymi, by stać się podmiotem
swojego rozwoju, a nie jego hamulcem, czynnikiem stagnacji czy degradacji. W istocie
bowiem żaden proces jej wrastania w kulturę, a teraz też jej rozwoju jako współtwórcy
kultury (choćby w niewielkim stopniu – jak pisał F. Znaniecki) i kreator swojego świata
kultury, nie jest możliwy bez edukacyjnego i autoedukacyjnego zaangażowania jednostki –
podmiotu kultury.
Droga zewnętrznego przymusu i stosowanie awersyjnych środków edukacyjnych może
prowadzić jedynie do przystosowania jednostki do tworzonych dla niej specjalnych układów
sytuacyjnych, np. lekcji, czy kierowanych zajęć kulturalno-oświatowych w szkole, zakładzie
wychowawczym/poprawczym, choć będzie się to spotykało też z oporem niektórych osób.
Ale „przełamanie” oporu będzie wtedy mylnym wskaźnikiem edukacyjnej przemiany
uczestników. Ta ułuda ujawnia się natychmiast poza tymi układami, gdzie jednostka powróci
do reprodukowania negatywnych wzorów osobowych, skanalizowanych w procesach
pierwotnej i wtórnej enkulturacji/socjalizacji, najczęściej bez istotnego naruszenia ich
wcześniej przyswojonych schematów.
Taka droga nigdy nie zapewni twórczego udziału jednostki w dynamicznie się rozwijającej
kulturze symbolicznej. Ona wymaga radykalnej autokorekty. Ale też zarazem radykalnej
korekty edukacji, która powołana jest do tego, by stworzyć u wychowanków (nie tylko
młodocianych, ale też dorosłych) osobowościowe i moralne podstawy dla dokonywania
5
W. Spasowski, Zasady samokształcenia (1923), wyd. poszerzone, PZWS, Warszawa 1959.
5
autokorekt. Znaczenie ich obu (edukacji i autoedukacji) jest fundamentalne dla całego życia
współczesnego człowieka, bez względu na wiek, przestrzeń życia i status społeczny.
Jednostka jako podmiot w kulturze symbolicznej
Ryszard Kapuściński kiedyś pytał: „(…) czy być człowiekiem to coś oczywistego co dzieje
się samo przez się czy też trzeba ciągle do tego zmierzać nakłaniać się stale wzbudzać w sobie
chęć bycia człowiekiem”6. Tak, ciągle zmierzać, nakłaniać się, i wzbudzać w sobie
człowieczeństwo. To etyczne wyzwanie warto odnieść do całokształtu wymiaru
człowieczeństwa, nie tylko do sfery moralnej, choć jest ona ważna.
Bycie człowiekiem trzeba okupić autentycznie własnym wysiłkiem, głównie refleksyjnym,
krytycznym i twórczym myśleniem oraz działaniem, ale też zdystansowaniem wobec
bezmiaru ofert i bodźców płynących z otoczenia, które – a tak bywa - często promuje
bezgraniczną eskalację zaspokajania popędów i próżności, odwołując się do rzekomego
naturalnego prawa „bycia sobą”7, pozbawiając je jednak osobistej odpowiedzialności za
sposoby zachowań.
Kreatywne uczestnictwo w kulturze symbolicznej stanowi alternatywę dla masowo
popularyzowanych wzorów zaspokajania popędów i manifestowania próżności, będącej
częstą grą o indywidualną „pozycję” w grupach odniesienia (aktualnie „znaczących”).
Kreacja, i towarzysząca jej z reguły autokreacja, jest przede wszystkim drogą bogacenia
osobowości, szansą sublimacji przeżyć oraz kształtowania humanistycznych relacji
społecznych, kulturowych i przyrodniczych, nie wyłączając aktywnej relacji z własną
strukturą biologiczno-emocjonalną, i jest jednym z najlepszych sposobów realizacji
rozlicznych potrzeb ludzkich.
Humanista, a w tym też pedagog i wychowawca/edukator, któremu bliski jest ideał
humanistyczny człowieka (paidea, humanitas), a praktykę jego urzeczywistniania traktuje
jako doniosłą powinność osobistą i zawodową, staje wobec zadania udziału w przerwaniu
pasma tragicznych historycznych doświadczeń ludzkości, oddalenia gróźb nowych zagrożeń i
pokonania barier niespełnień, współcześnie niestety nadal obecnych w różnych płaszczyznach
życia indywidualnego i zbiorowego.
Kluczowa dla naszych rozważań jest refleksja Barbary Skargi, gdy pisała: „(…)
Przedmiotem badania humanistyki jest człowiek nie jako organizm, ciało fizyczne,
R. Kapuściński, Busz po polsku. Notes, Czytelnik, Warszawa 1990.
„Bycie sobą” stało się głównym zawołaniem, bo nie wyzwaniem, współczesnej młodzieży. Ale jego treść bywa
redukowana do kategorii „swobody”, „nieskrępowania”, co nijak się ma do rozumienia egzystencjalnej wolności
jednostki.
6
7
6
przedstawiciel gatunku, rasy, narodu, klasy, lecz jako taki, jako byt niepowtarzalny w swej
pracy, myślach, uczuciach, w swej twórczości i przeznaczeniach, a więc jako twórca kultury.
(…). Uwaga badacza musi być zatem skierowana nie na to, co typowe i masowe, lecz bardziej
na to, co się z powszechności wyłamuje i zaczyna ją kształtować dzięki swej nowatorskiej sile
w odmienny niż przedtem sposób”8.
Podobna konstatacja, widoczna też w licznych, jakże niekiedy różnych w swej formie
językowej tekstach wybitnych humanistów, tworzących na przestrzeni całych dziejów
ludzkości, i - współczesnych myślicieli, podzielana jest przez każdego humanistycznie
myślącego i czującego człowieka.
Ale czy jej treść, bliska zapewne nauczycielom, zawodowym wychowawcom,
inspiratorom, instruktorom i animatorom społeczno-kulturalnym, uwikłanym w problemy i
działania w swej przewadze zbiorowe, niekiedy też zespołowe, w warunkach rosnącej
fascynacji kulturą popularną, jej spektakularyzacją, ekspansją rynku kultury, zwieńczanego
kolejnymi sukcesami (statystycznymi!), zmuszonym warunkami funkcjonowania do
schematyzowania działań wedle masowych wzorów, staje się imperatywem w realizacji
wyzwań o respekt dla indywidualności, nietypowości, twórczości, szerzej – pełni
podmiotowości każdego uczestnika kultury?
Jeśli gdziekolwiek czyni się odstępstwa od niepowtarzalności w pracy, myślach i
uczuciach, twórczości i przeznaczeniach (B. Skarga), na przykład ze względu na wymogi
geofizyczne, techniczne, ekonomiczne, prawne, polityczne itd., to te odstępstwa w żadnej
mierze nie mogą dotyczyć uczestnictwa w kulturze symbolicznej, nie wyłączając afiliacji i
aktywności we wspólnotach światopoglądowych, religijnych, ideowych, artystycznych,
naukowych, czy innych. Wszelkie naruszenia tej zasady będą oznaczały instrumentalizację
człowieka w jakiejś grze o panowanie nad umysłami, czynami, uczuciami lub o realizację
wyłącznie egoistycznego interesu.
Respekt dla afirmowanej tu zasady wyraził Witold Gombrowicz zwierzając się w
pierwszym tomie swoich Dzienników: każą mi się zachwycać, a ja się nie zachwycam (to o
muzeum!). Też w zachwytach musimy być sobą!
Ale też nie możemy bezkrytycznie podzielić innej opinii tego wybitnego pisarza, gdy
radzi Młodemu Człowiekowi: „Chcesz wiedzieć kim jesteś? Nie pytaj. Działaj. Działanie cię
określi i ustali. Z działania swego się dowiesz”9. Bo to może znaczyć brak refleksji nad sobą,
samowiedzy i samooceny, a także choćby zarysowej wizji siebie możliwego i pożądanego! To
8
9
B. Skarga, Wiedza najszczytniejsza, Gazeta Wyborcza, 12-13.09. 2008.
W. Gombrowicz, Dzienniki, tom I, Wydawnictwo Literackie, Kraków.
7
jest tylko w tym sensie trafne, w jakim zawiera się myśl, że działanie jest głównym
czynnikiem sprawczym każdego rozwoju, także rozwoju osobowego, a nie kontemplacja,
która może mu towarzyszyć. Ale podmiotowość człowieka zawierać musi także zdolność
ukierunkowywania swoich zachowań, w tym działań wyznaczonych we własnym polu
subiektywno-racjonalnej świadomości, według mniej czy bardziej świadomie ukształtowanej
orientacji swego życia. Jego konstruktywny rozwój nie może być funkcją jakichkolwiek
działań.
Przeżycie, jako element uczestnictwa, jest autonomicznym prawem jednostki. W sztuce
ono dominuje, ale w całej kulturze symbolicznej ważne jest nie tylko przeżycie. Też
mentalność, krytycyzm, otwarcie na dialog i dystans, klaryfikacja systemu wartości jako
permanentny proces życiowy jednostki, otwartość na nowe doświadczenia, asertywność,
twórczość transcendentna i immanentna i inne wartości osobowe oraz odpowiadające im
czyny i ich właściwości.
Cechą kultury czasu ponowoczesnego jest kulturowa heterogeniczność. Tomasz
Szkudlarek w opublikowanej w roku 2009 książce pisze: „(…) kwestią interesującą mnie
szczególnie jest kulturowa heterogeniczność, nieciągłość właśnie, stanowiąca o swoistej
policentryczności
(czy
wręcz
decentracji,
braku
centrum)
współczesnego
pejzażu
kulturowego. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z dość zasadniczą zmianą metafor
orientujących myślenie o edukacji i kulturze. W miejsce harmonii pojawiają się chaotyczne
zestawienia nieskoordynowanych rejestrów, w miejsce jedności – wielość, w miejsce
hierarchii – wymieszanie. Zgodnie z tą wizją ład nie jest naturą kulturowego świata. Jeśli w
tym świecie pojawiają się ład i harmonia, to zachodzić musi podejrzenie, że dokonało się to
na drodze selekcji i eliminacji, że - inaczej mówiąc – harmonia i ład są dziećmi jawnej bądź
symbolicznej przemocy, zacierającej po sobie ślady rozstrzygniętego przez selekcję
konfliktu”10.
Autor zastrzega się, że „(…) uczynienie z tych pojęć kategorii centralnych dla analiz
kulturowo-pedagogicznych
nie
jest
wyborem
„zła”,
nie
jest
równoznaczne
z
‘postmodernistycznym nihilizmem’, nie oznacza zaś przede wszystkim jakiejkolwiek akceptacji
dla przemocy w życiu społecznym. Idzie jedynie o to, by owe negatywne strony naszych
pozytywnych intencji nie zniknęły z naszego pola uwagi, by nie stały się milczącą
nieświadomością naszej codziennej praktyki życiowej (…)”11.
10
11
T. Szkudlarek, Media. Szkice z filozofii i pedagogiki dystansu, Impuls 2009, s. 9.
Tamże
8
Ale, czy tylko chodzi o świadomość naszej codziennej praktyki życiowej, bo może też o
wysiłek własny, niezbędny, by wpisać się w rzeczywistość w sposób zdystansowany,
refleksyjny, krytyczny, twórczy, nie gubiący z osobistej uwagi autokreacji, a w niej bardzo
nam dziś potrzebnej też autokreacji intencjonalnej12. Wyrażając ją inaczej - autoedukacji13.
Czy jednak może istnieć społeczeństwo bez „jedynego ogólnego wspólnego zasobu
kultury” (Marcin Czerwiński14)? Czy posiadanie tego „zasobu” jest dziś mniej ważne? Czy
afirmacja pracy nad sobą oznaczać ma kwestionowanie prawa społeczeństw do rozwijania
swojej kulturowej tożsamości?
Nie. Kultura symboliczna jakiegokolwiek społeczeństwa, i takiej globalnej całości społecznej,
jak ludzkość, jest dziełem obiektywizacji heterogenicznych procesów i zjawisk kulturowych,
ale nade wszystko płaszczyzną nieustającego dialogu i dokonywanych wyborów. Stopień
świadomości jej identyczności, czy jej brak, a nade wszystko dokonywane wybory wartości,
przydawane im interpretacje, różne stopnie odczuwania poszczególnych wartości, ich miejsce
w hierarchii znaczenia oraz realne zachowania i świadomość ich wewnętrznej koherencji czy
niespójności, także koherencji
realnych
zachowań
z
wartościami, sploty reakcji
impulsywnych itd., wszystko to stanowi przejawy czynnego udziału jednostki w systemie
kultury.
Dla poszczególnych kultur ów „ogólny wspólny zasób” wyznacza ich tożsamość etniczną,
narodową, światopoglądową, obyczajowo-moralną, estetyczną czy inną. Jednak we
współczesnym świecie procesy dyfuzyjne i twórcze ulegają tak wielkiej intensyfikacji, że ich
„jedyność” może być traktowana bardziej jako przejaw antycypacji, a nie dialektyczny proces
czy stan rzeczywisty.
Antycypacja jest niezbędna w działaniach edukacyjnych, jednak pod warunkiem otwarcia
jednostki na procesy twórczej eksploracji i dialog. Tymczasem edukację często zakaża
ideologia, a ona może blokować otwarty dialog, ograniczać pole dla tolerancji i wolności.
Taka sytuacja nie sprzyja podmiotowemu uczestnictwu jednostki w kulturze symbolicznej, co
zagraża jej rozwojowi.
Jak więc ustalić strategie pedagogiczne i metody praktycznych działań edukacyjnych w
ponowoczesnym świecie, nie sięgając do przemocy, ale w nieuchronnie względnym chaosie,
Z. Pietrasiński, Kierowanie własnym rozwojem, Iskry, Warszawa 1977.
Terminy samoedukacja/autoedukacja są mi bliższe, gdyż poprzednio powszechnie stosowane nazwy
„samokształcenie”/”samowychowanie”, niekiedy ponadto wyraźnie zawężane do różnych sfer osobowości,
uzyskiwały nader zawężone znaczenia, szczególnie w pedagogice, czy w niektórych subdyscyplinach, np. w
dydaktyce, a zwłaszcza w dydaktyce szkolnej. Por. wcześniejsze moje analizy tego pojęcia, m.in. D. Jankowski,
Autoedukacja wyzwaniem współczesności, Adam Marszałek, Toruń 1999.
14
M. Czerwiński, Upowszechnianie kultury a struktura społeczna, Wiedza Powszechna, Warszawa 1969.
12
13
9
w sytuacji nieograniczenie policentrycznej (braku centrum, bo usiłowanie jego budowania
pozbawione jest szans powodzenia; era Wielkich Mikrofonów się skończyła!) i dynamicznej
zmiany kulturowej oraz wieloparydagmatycznej świadomości edukacyjnych powinności?
Jawna przemoc jest dziś odrzucana jako strategia działań społeczno-ekonomicznych,
politycznych i edukacyjnych. Ale bynajmniej nie ustępuje „przemoc symboliczna”,
realizowana nie tylko w procesach edukacyjnych, oparta na czynniku
rozumianym
jako:
„kompleks
interioryzacji,
czyli
tendencji,
„habitusu”15,
postaw,
dyspozycji
uwewnętrznionych, wprowadzonych w sferę ludzkich nawyków”16, obecna też w polityce, w
kulturze symbolicznej, a szczególnie w kulturze popularnej, w medialnym świecie nachalnego
marketingu, w działalności wielu Kościołów i innych instytucji.
Przemoc niekiedy przybiera też jawne formy, np. przez masowe wzbudzanie strachu i
utrwalanie lęków lub promowanie jako „nowoczesny” określonego stylu życia, którym łatwo
zarazić ludzi o niskiej refleksyjności, bezkrytycznych czy pozbawionych doświadczenia,
szczególnie młodych, podatnych na naśladownictwo wzorów promowanych cyklicznie w
spektakularnych kampaniach medialnych i biznesowych, lub bezkrytycznie uległych
autorytetom (por. Maxa Webera kategorię „władzy charyzmatycznej”, której modele są w
totalitarnych państwach nawet prawnym instrumentem polityki).
Wszystko to niepomiernie komplikuje realizację zadań edukacyjnych. Teraz bardziej,
aniżeli 80 lat temu, kiedy Florian Znaniecki pisał: „Wychowawca stoi bezsilny wobec
zmiennego chaosu wpływów, którym wychowanek podlega każdej chwili. Cóż mu pozostaje?
Albo przetworzyć całe życie społeczne tak, aby jego wpływ na wychowywane jednostki szedł w
pożądanym kierunku, albo odwołać się do takich sił wewnętrznych w samym wychowanku,
które mu pozwolą samodzielnie opanować wpływy środowiska” – a to znaczy przestać być
wychowawcą (w tradycyjnym rozumieniu tej roli społecznej – DJ), lecz stać się
przodownikiem i pomocnikiem młodocianego osobnika w jego samokształceniu”17.
Został więc postawiony akcent na sprawstwo jednostki w zakresie swego stawania się.
Także stawania się za sprawą własnego wysiłku i dokonywanych wyborów w przestrzeni
swojego mikroświata oraz czynnego udziału w całej sieci rozwijanych relacji zewnętrznych.
15
P. Bourdieu, J.-C.Passeron, Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, PWN, Warszawa 1990.
A. Kłoskowska, Wstęp, w: Ibidem, s. 9.
17
F. Znaniecki, Podstawy i granice celowego działania wychowawczego, też Odpowiedź, w: Zagadnienia
oświaty dorosłych. Dwie konferencje, Warszawa 1930, s. 42, 202, 214; por. też: Idem, Education and SelfEducation in Modern Societies, w: American Journal of Sociology, 1930, Vol. XXXVI, N03, November, gdzie
Znaniecki odwołuje się do doświadczeń Polski okresu zaborów, przywołując znaczenie dla zachowania
polskości samoorganizacji samokształceniowej części Polaków.
16
10
To jest odpowiedź na pytanie o szansę jednostki na realizację swojej podmiotowości w
świecie, a głównie na jej indywidualną tożsamość, autonomię i własny mniej czy bardziej
świadomy udział w rozwijaniu i spełnianiu swojej człowieczej misji życia w ramach
społeczeństwa ponowoczesnego.
Cytowana wcześniej wypowiedź Tomasza Szkudlarka, o braku ciągłości, o chaotycznych
zestawieniach nieskoordynowanych rejestrów, zamiast jedności – wielości, a hierarchii –
wymieszanie, jak mi się wydaje, znalazła więc już znacznie wcześniej próbę odpowiedzi w
sugestii udzielonej przez Floriana Znanieckiego; to jednostka musi wziąć aktywny udział w
porządkowaniu swojego świata i w procesie swojego stawania się!
Nowa jedność historycznych typów kultury wielką szansą dla autoedukacji
Kulturę zwykliśmy ujmować w jej historycznym rozwoju jako proces linearny i fazowy,
stanowiący prawidłowość dziejową, obejmujący wszystkie społeczeństwa.
Antropolodzy, etnolodzy, historycy i filozofowie kultury, kulturoznawcy, teoretycy
komunikowania, pisarze i całe pokolenia twórców i uczonych humanistów, w niezliczonej
ilości dzieł opisali i nadal opisują oraz analizują charakterystyczne cechy poszczególnych
typów kultur oraz procesów ich przeobrażania się w ciągu rozwoju cywilizacji ludzkiej.
One dostarczyły bogate raporty i analizy przemian, jakie zachodziły w każdym z tych typów
kultur, ale też opisy tego, co dzięki tym przemianom kultura zyskiwała.
Karl Raimund Popper zanegował historyzm ekonomiczny, rozumiany jako nieuchronność
określonych faz w procesie rozwoju ludzkości, dokonujący się na podłożu procesów
ekonomicznych, w tym technicznych, związanych z wytwórczością materialną i
zaspokojeniem potrzeb metabolicznych człowieka, podejmując krytykę i demaskując fałsz
„wulgarnych marksistów”, którzy marksowską koncepcję zależności między „bazą” a
„nadbudową” rozumieli prostacko, czyniąc też z niej użytek w projekcji dalszych losów
ludzkości!18 To zastrzeżenie warto uwzględnić w analizie trzech historycznych, kolejno po
sobie następujących, i w całokształcie kultury dominujących, typów kultury symbolicznej,
rozróżnianych według kryterium głównych środków komunikowania się ludzi: - kultura
oralna (mowa) - kultura pisma (książka, a potem też gazeta) - kultura wizualna
(poczynając od kina aż po komputer i Internet). Ta ostatnia ujmowana najczęściej jako
charakterystyczna dla współczesnego świata.
K. R. Popper, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, t. 2. Wysoka fala proroctw: Hegel, Marks i następstwa,
Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993, por. zwłaszcza rozdz. 15.
18
11
Każda analiza, która te historyczne kultury, z całym ich zasobem przejawów, łącznie z
tzw. kulturą ponowoczesną (przełomu XX i XXI wieku), przez niektórych nazywaną też
postmodernistyczną, ujmująca je na sposób „substytutowy”, zakładająca, że nowsze środki i
formy kultury wypierają starsze, co jest w świadomości obecnych ludzi dość powszechne, nie
wyłączając intelektualistów, może rodzić wątpliwości i zastrzeżenia, zwłaszcza z punktu
widzenia pedagogiki kultury.
Nie roszcząc sobie w tej dyskusji wystarczających kompetencji pedagog musi jednak
zadać sobie kluczowe pytanie, czy postęp kultury rzeczywiście jest związany z tym, że coś
nowego zastępuje/marginalizuje/unieważnia to, co było właściwe/dominujące/użyteczne
wcześniej – zwłaszcza w dorobku myśli, formach ekspresji i twórczości oraz technikach
udostępniania? A także, czy i jakie szkody lub korzyści wiążą się z tak ujmowanym
rozwojem, i jakie to ma znaczenie dla praktyki edukacyjnej? Czy służy jej bogaceniu, czy
stanowi jedynie zmianę, polegającą na powszechnej aplikacji do praktyki tylko tego, co nowe;
wzbudzając powszechną fascynację nowością?
W odróżnieniu od techniki produkcji materialnej, gdzie do sochy nikt we współczesnym
rolnictwie nie zamierza wracać, rozwój kultury symbolicznej polega na tym, że nawet
najstarsze jej zasoby myśli i dzieła zachowują swoją ważność, a przydawane im nowe
interpretacje, współczesne im mentalne odniesienia, czerpiąc z nich inspiracje intelektualne,
estetyczne, moralne i inne, jak też przez nowe interpretacje oraz oryginalną twórczość i środki
komunikowania, nasz obecny świat wzbogacamy i aktualizujemy, niepomiernie rozszerzając
możliwości współczesnego człowieka i przyszłych pokoleń.
Neil Postman postawił kiedyś uzasadnione pytanie, nie tylko o to, co kolejny środek
komunikowania umożliwia, wzbogaca, ale też o to, co ogranicza, gubi, eliminuje, spłaszcza,
czego nie da się zastąpić nowym, i w skutek czego kultura ponosi też ogromne straty19. Być
może warto uwzględnić w analizie współczesnej kultury myśl N. Postmana, odnosząc ją
również do całokształtu rozwoju świata, w tym najpewniej właśnie do kultury symbolicznej.
Przecież współczesna dynamika rozwoju techniki, gospodarki, prawa, przestrzennej
ruchliwości ludzi, przemieszczanie się w skali świata też zasobów i permanentne aplikowanie
nowych środków wytwórczości i komunikacji, standaryzacja w coraz szerszej skali nowych
systemów społecznej organizacji, itd., niosą ze sobą nie tylko dobrodziejstwo, ale też
zaburzenie, nowe zagrożenia i źródła dramatów, także traumatyczne przeżycia „nieładu”,
19
N. Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą. Tłum. A. Tanalska-Dulęba, PIW, Warszawa 1995.
12
„chaosu”, „braku stabilności”. Każda zmiana, utożsamiana z rozwojem, może okazać się
ułudą rozwoju!
Ręczne pisanie listów nie przestaje być ważne, a obok rozpowszechniającej się emailowej korespondencji, zyskuje na dodatkowym znaczeniu, stanowiąc nie tylko wyraz
elegancji czy szacunku, ale też nadal przydatną formę zachowania zdolności manualnych,
perfekcji estetycznej i osobistego wyrazu ekspresji.
Uwzględniając to, rugowanie z praktyki komunikowania tej formy korespondencji,
przyczynia się do zubożenia kultury, a nie do zachowania doniosłej wartości. A czy czytanie
książek ma zastąpić czytanie/oglądanie kolorowych gazet lub wyławianie z dostępnych w
Internecie tekstów poszczególnych fragmentów instrumentalnie przydatnych do pozyskania
prostej informacji, zapamiętania definicji czy opinii, bez zgłębienia problemu w całokształcie
jego autorskiej koncepcji. A przecież taką pokusę tworzy nowa technika. Nauczyciele
akademiccy wiedzą jakie spustoszenia mentalne rodzi ta praktyka uczenia się przez
przemożną część obecnych studentów szkół wyższych.
Rozpatrywanie współczesnej kultury symbolicznej przez pryzmat dominacji kultury
wirtualnej, a to zdaje się przeważać w jej ujmowaniu, niesie ze sobą nie mało zastrzeżeń.
Ogranicza horyzont świata podmiotu do treści i zasobów dostępnych jemu tylko w pewnych
mediach, którymi się na co dzień posługuje! A dla ludzi młodych są nimi zwłaszcza media
elektroniczne - telewizja, komputer, Internet, komórka telefoniczna lub elektroniczne
multimedia (łączące w jednym środku przekazu wiele tych nowoczesnych technik), czy
czytelnictwo nowoczesnych mediów papierowych, epatujących czytelnika kolorowymi
obrazami, z maksymalnie zminimalizowanymi, często banalnymi tekstami werbalnymi, by
chronić go przed wysiłkiem czytania i głębszych przemyśleń, bo to nie rokowałoby dobrze
dla rynku nabywcy, a więc kasy wydawcy, znajdującego się w permanentnym ogniu walki o
mnożenie majątku lub też – nierzadko – o przetrwanie na rynku. To bardziej sprzyja
pleplotom, jak trafnie odczytał „gadanie” Edward Redliński20, a nie mowie i pismu, czego
świadkami jesteśmy na co dzień i wszędzie, także w miejscach publicznych, gdzie też zaciera
się granica między prywatnym a publicznym (vide: rozmowy komórkowe czy blogi).
Kluczem kultury symbolicznej jest słowo: mówione, pisane/czytane. Ludwik Wittgenstein
pisał „Mój język wyznacza granicę mojego świata”. Słowo jest głównym narzędziem
poznania, myślenia i wszelkich operacji umysłowych. Także myślenia wewnętrznego,
uaktywnianego na swój własny użytek. Jeśli czegoś nie potrafimy nazwać, to nie jest dostępne
20
E. Redliński, Telefrenia, Świat Książki, Warszawa 2006.
13
naszej świadomości. Dotyczy to także dźwięku muzycznego, „żywego” obrazu (np.
krajobraz) lub dzieła plastycznego namalowanego/wyrzeźbionego przez artystę.
Kiedy więc współczesną epokę dominacji kultury wizualnej pozbawimy bogatych innych
historycznie doniosłych środków i elementów dziedzictwa kultury oralnej (np. opowiadania,
dyskutowania, wygłaszania i dowodzenia racji) i kultury pisma (w całym wachlarzu
środków), albo też zredukujemy ich funkcję do elementów śladowych, niekiedy wręcz
„ornamentalnych”, to nie oczekujmy „ekspansji pięknych umysłów” (por. tytuł książki
Zbigniewa Pietrasińskiego)21.
Autor, Z. Pietrasiński,
bardzo celnie nakreślił w niej główny problem czasu
ponowoczesnego. Jest nim problem analfabetyzmu mentalnego, tej bezlitosnej bariery na
drodze do rozwoju ocechowanego dodatnim znakiem humanizmu.
Wyzwólmy siły społeczne jednostki
Pisząc we Wstępie o rosnącym wpływie świetnych umysłów i perspektywie powiększania
ich liczby wśród „zwykłych ludzi” Pietrasiński konstatuje: „Maszyny konstruujemy w pełnym
blasku najnowszej wiedzy. Natomiast formowaniu charakterów i umysłów przyświeca
kaganek wiedzy skąpej i nieuporządkowanej. Na pracowników wychowują nas specjaliści, na
ludzi – amatorzy”. Wyraża nadzieję, że „(…) w niedalekiej na skalę historii przyszłości minie
złoty wiek zadufanych w sobie ludzi płytkich i umysł głęboki może stać się normą”. A nieco
dalej pyta: „Co już dziś każdy zainteresowany może sam zrobić na rzecz posiadania nie tylko
piękniejszego mieszkania i samochodu, ale również umysłu?”22. Tym, co może sam zrobić,
jest autokreacja. W domyśle „autokreacja intencjonalna”, bo tak ją kiedyś nazywał23, czyli
autoedukacja!
W bogactwie licznych współczesnych opisów i ujęć teoretycznych najczęściej gubi się
identyfikacja szczególnej swoistości kultury ponowoczesnej.
A tą swoistością zdaje się być nie tylko rosnąca polaryzacja i różnicowanie się form
uczestnictwa kulturalnego w ramach poszczególnych warstw społecznych, ale też aktualizacja
i siła procesów dyfuzyjnych między warstwami, rodzajami i typami tego uczestnictwa, jego
treściami, ujawnianymi mentalnościami, znaczeniami.
Rozwój aktywności kulturalnej dziś może się zasadzać na wykorzystywaniu całego
bogactwa historycznie wykształconych zasobów, środków i treści dostępnej kultury o różnym
Z. Pietrasiński, Ekspansja pięknych umysłów. Nowy renesans i ożywcza autokreacja, Wydawnictwo CIS,
Warszawa 2008.
22
Tamże, s. 10.
23
Z. Pietrasiński, Kierowanie własnym rozwojem, Iskry, Warszawa 1977.
21
14
rodowodzie czasowym i przestrzennym, heterogenicznych źródłach i formach, przydawanych
znaczeniach i współczesnych nadznaczeniach. I to właśnie umożliwia nieograniczony
barierami społecznymi i osobowymi dialog, twórczość, a także edukację służącą pełni
indywidualnego kształtowania się człowieka oraz ruchów animacji społeczno-kulturalnej grup
społecznych, tworzących nie tylko ich spójność, ale promujących rozwój społeczności.
Linearnie i substytucyjnie pojmowany proces, obejmujący treści i formy kultury,
pozbawiony świadomości znaczenia przemiany i wyzwań współczesnej edukacji, jest
właściwie kontynuacją tradycyjnego rozumienia edukacji i ciągłości kultury, rozumianej
głównie jako adaptacja. Ta adaptacja różni się od podobnych procesów wcześniejszych tylko
tym, że ma wprowadzać jednostkę w kulturę o innym rytmie i skali jej przemiany, niezwykle
przyśpieszonym i bardziej wielostronnym, spożytkowującym nowe techniki i formy
organizacji. A więc adaptacja już nie do trwania w niezmienności, ale do zmiany! Zmiany
„dziejącej się”, i tak najczęściej rozumianej, jako nieuchronny proces, będący następstwem
uniwersalnych mechanizmów typowych dla nowej ery. Takie rozumienie adaptacji (w tym
głównie asymilacji, akomodacji) jest tylko pewną modyfikacją funkcji przystosowania.
Tymczasem wyzwaniem współczesnej edukacji nie jest adaptacja, ale wspomaganie
jednostki w pełni indywidualnego rozwoju i twórczości.
Pełnia indywidualnego rozwoju implikuje kreację i autokreację, w tym nieuchronną
autoedukację24, bez której nie zostaną przekroczone granice spontanicznej i często
nieświadomej
autokreacji,
właściwej
bardziej
dziecku,
aniżeli
osobom
starszym,
dysponującym osobistą możliwością świadomego ukierunkowywania i racjonalizowania
swojego rozwoju. Implikuje też twórczość, tożsamość i autonomię osobową, a nade wszystko
świadomość swoich predyspozycji, wolę ich rozwijania dla spełnienia się w życiu –
zrealizowania swojego „Ja” możliwego i pożądanego („Ja” idealnego), także z
uwzględnieniem pożytku społecznego.
Znakomite opisy przykładów ludzi, którzy osiągnęli szczyty rozwoju osobowego
budowanego na samodzielnym wysiłku, i wielce się zasłużyli kulturze, przedstawił w
przywołanej wcześniej książce Zbigniew Pietrasiński, rozwijając twierdzenie, że współczesny
świat potrzebuje przede wszystkim umysłów głębokich. W tej pracy autor pisze o ekspansji
takich umysłów we współczesnej kulturze, co można odczytać raczej jako autorską projekcję,
gdyż rzeczywistość zderza nas zbyt często z odmiennymi obrazami.
D. Jankowski, Autoedukacja szansą pełni indywidualnego rozwoju człowieka, w: I. Wojnar, J. Kubin (red.),
Bogdan Suchodolski. W stulecie urodzin – trwałość inspiracji, Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus przy
Prezydium PAN, Warszawa 2004.
24
15
Niewątpliwym faktem jest wzrost ludzi wysoko wykształconych, ale wśród nich znajdują
się osoby, które w swoich autoocenach są niewątpliwie „piękne”, często też wielce zdolne, ale
bynajmniej nie głęboko i twórczo myślące. Raczej instrumentalizujące swoje talenty i wiedzę
w wyścigu o pozycję w strukturze społecznej i ekonomicznej, aniżeli dokonujące
oryginalnych dokonań twórczych.
Należą do tej kategorii także ludzie, o których pisał Elias Canetti, jako o: „(…)
monstrualności tworu, składającego się wyłącznie z przyswojonej wiedzy i zamiarów dalszego
jej przyswajania”25, pozbawionych innych niezbędnych cech mentalnych, moralnych,
twórczych, a którzy - często - stają się dziś wzorem osoby uczącej się, intensywnie
propagowanym w naszym systemie edukacyjnym.
Obecne zadanie społeczeństwa i jego instytucji edukacyjnych polega na pomocy każdej
jednostce w odkryciu i wyzwoleniu jej zasobów posiadanego potencjału, rozwinięciu jej
zdolności do abstrakcyjnego myślenia, celowego działania, samowiedzy i krytycznej
samooceny, ukształtowaniu się jej tożsamości osobowej i dużej autonomii. To przede
wszystkim oznacza rozwój twórczy jednostki, pozwalający sięgać i wykorzystywać otwartość
i współczesną dostępność do dróg klaryfikowania systemu wartości, do ogromnego bogactwa
środków kultury i wiedzy, coraz szerzej otwierającego się świata oraz rozwijać podmiotowy
udział w ich rozmnażaniu, choćby w niewielkim, ale jednak dla każdego w jakimś stopniu
dostępnym zakresie. A nade wszystko polega na bogaceniu osobowego rozwoju: inteligencji,
mentalności, sfery aksjologiczno-moralnej, emocjonalnej, estetycznej, społecznej, wiedzy,
umiejętności i sprawności rozwiązywania problemów intelektualnych i praktycznych
(życiowych, zawodowych, społecznych, publicznych i in.).
Chodzi więc o minimalizowanie strat i zagrożeń sił społecznych tkwiących w jednostkach
i grupach społecznych, ich wyzwolenie (co według Heleny Radlińskiej było głównym
wyzwaniem dla pedagogiki społecznej) oraz o przyspieszenie „dojrzewania” możliwie
najszerszych rzesz ludzi do społecznej roli współtwórców kultury o możliwie wysokim
poziomie mentalnym, etycznym, estetycznym, emocjonalnym i regeneracyjnym, a w tym
rozrywkowo-rekreacyjnym, tak, aby rozwojowi kultury towarzyszyło twórcze spełnienie się
człowieka jako jednostki.
Dla pedagogiki nieświadomość tego doniosłego zadania jest, moim zdaniem, źródłem
wielkiego zagubienia twórczej funkcji edukacji, nie wolnej nadal od ideologicznie
definiowanej i prostacko rozumianej misji poszczególnych obozów politycznych, rodzącej
E. Canetti, Pochodnia w uchu, Warszawa 1988; książka jest jedną z trzech autobiograficznych powieści
wybitnego niemieckojęzycznego Noblisty.
25
16
raczej zarzewie niegasnącej walki o rząd dusz i instrumentalizującej edukację na rzecz
zwycięstwa w tej walce, aniżeli tworzącej podstawę dla tworzenia nowoczesnego
„wychowującego społeczeństwa”26.
Historycznie ukształtowane sposoby zapośredniczania komunikowania się ludzi, u
podłoża którego znajduje się ich aksjologia, moralność, postawy wobec kultury i siebie
samych, łącznie stanowi dorobek dziejowy kultury skumulowany ze wszystkich jej okresów,
daje współczesnej jednostce ludzkiej, wcześniej nigdy niedostępną, szansę bycia aktywnym i
nieograniczenie twórczym jej uczestnikiem – odbiorcą i współtwórcą.
W służbie ogólnego rozwoju - kultura i, co za tym idzie, aspiracje ludzi do wyższej jakości
życia, stawiają każdemu człowiekowi do dyspozycji wielorodzajową, niezwykle szeroką pulę
mediów, sposobów i treści realizacji swojego bogatego uczestnictwa kulturalnego. Też
twórczości transcendentnej i immanentnej. Takiej możliwości i w takiej skali społecznej
nigdy ludzie nie posiadali.
A dzięki edukacji i równoległej z nią autoedukacji, w całożyciowej ich permanencji,
jednostki mogą skutecznie ograniczać mogącą się zawsze aktualizować fragmentaryzację,
spłaszczanie i wykluczanie z tego uczestnictwa.
Kiedyś nieprzekraczalną barierą bogatego uczestnictwa kulturalnego była materialna bieda i
społeczne upośledzenie całych warstw społecznych. Nie lekceważąc występowania różnic
materialno-społecznych, to jednak nie one stanowią dziś tę barierę. Stanowią je głównie
różnice kulturowe grup i osobowościowe jednostek.
Stąd też dalsza ekspansja kultury symbolicznej i jej znaczenie w życiu współczesnej jednostki
musi uwzględnić potrzebę koncentracji edukacji i ruchów animacji społeczno-kulturalnej na
jednostce – podmiocie kultury oraz na małych i średnich grupach społecznych, stanowiących
ich bezpośrednie środowiska społeczne. Spełnione muszą zostać następujące warunki:

jednostka zostanie w systemie enkulturacji i edukacji wprowadzona w bogaty świat
kultury symbolicznej – odkryje swoje osobiste możliwości, rozwinie je w dyspozycje,
opanuje (też bogato skanalizuje!) sposoby ich spożytkowywania w toku życia;

sama zechce skorzystać z szansy edukacyjnej i wytrwa w tym zamiarze współdziałając
z edukatorami i instytucjami oraz czynnie uczestnicząc w ruchach animacji społecznokulturalnej;

podejmie trud pracy nad klaryfikowaniem systemu zinterioryzowanych i rzeczywiście
odczuwanych wartości i kształtowaniem swojej orientacji życia (Z. Pietrasiński u jej
Nawiązanie do podtytułu Wychowujące społeczeństwo tomu I Socjologii wychowania Floriana Znanieckiego i
dorobku poznawczego autora (1928), wznowienie, PWN, Warszawa 1973.
26
17
podstawy widzi potrzebę „orientacji biograficznej”27), zatroszczy się o swoją
tożsamość i autonomię osobową, zachowa należny dystans i krytycyzm wobec zalewu
ofert, podejmie wysiłek twórczej samorealizacji.
A idąc tropem myślenia Floriana Znanieckiego, opanuje chaos wpływów osobotwórczych,
które szerokimi strumieniami, na różne sposoby i dla różnych, często krańcowo
rozbieżnych celów, usiłują wtłoczyć jednostkę w najbardziej umasowione przejawy
aktywności kulturalnej, myląc ich masowy charakter z wysoką wartością i szansą
twórczego spełnienia się.
Materialnie zasobny i wyposażony w instrumenty doraźnie ekscytującego życia człowiek
potrafi siać też zniszczenia, łącznie ze samozniszczeniem swojej ludzkiej natury. I takie
zjawiska są nam dziś wcale nie obce, nawet w dużej skali społecznej.
Zgadzam się z Tomaszem Szkudlarkiem, że edukacja nie może się ograniczyć do
jednowymiarowego koncentrowania się na rozwijaniu kompetencji pisma, że przesunięcia w
„pejzażu medialnym” powodują konieczność objęcia działaniami edukacyjnymi też
kompetencje wizualne.
Ale w parze z wizualizacją muszą być rozwijane też kompetencje oralne i pisma. Media
wizualne, a zwłaszcza elektroniczne, są dziś pełne mowy, pisma, dźwięków, itd. a nie tylko
ruchomych obrazów. A poza mediami elektronicznymi są też inne „media”, nade wszystko
język werbalny, i ten wewnętrzny jednostki, który używa ona w myśleniu, określaniu swoich
uczuć, konstruowaniu i klaryfikowaniu wartości oraz kształtowaniu bezpośrednich i
pośrednich relacji społecznych, także kooperacji w twórczym działaniu. I ten, którego używa
w komunikowaniu się z innymi.
Kompetencji mowy i pisma nie buduje esemesowanie, czy eskalacja zachowań oralnych uliczno-domowo-galeriano-kawiarniano-piwowiarnych
czy
komórkowych
„pleplotów”,
uwłaczających sztuce retoryki, rozwijanej w kręgach ludzi wykształconych od czasów
Sokratesa i Platona czy Cycerona, którą demokratyczne społeczeństwa, podobnie jak sztukę
pisania i czytania, powinny intensywnie rozwijać. Bez nich społeczeństwa będą wiecznie
„chore”, pozbawione szans dialogu, też dialogu jednostki z samą sobą - zgłębiania myśli i
autoanalizy, do czego potrzebne są „nisze”, a nie gwar. Demokracja, także demokratyzacja
struktur i uspołecznienie kultury, to bieguny przeciwne ochlokracji i wszelkich innych form
przemocy, też wspomnianej już wcześniej przemocy symbolicznej.
Z. Pietrasiński, Kierowanie ….op.cit. Ja to pojęcie poszerzam w treści terminu „postawa autoedukacyjna”;
por. D. Jankowski, Autoedukacja wyzwaniem…, op.cit., rozdz. 6.
27
18
Mowa, pismo, czytanie i rozumienie oraz interpretowanie tekstów, też używanie innych
systemów znaków – obrazowych, ruchowych, dźwiękowych, zdolność uwzględniania
kontekstów, bogaty język „wewnętrzny”, stanowią główne instrumenty do rozwoju
osobowego i społecznego. Jakakolwiek forma impresji i ekspresji nie może się jednak obyć
bez uniwersalnego języka opisu, analizy, krytyki, afirmacji czy selekcji – pisma i mowy!
Dominująca dziś kultura wizualna bez ich centralnej funkcji stanie się zaprzeczeniem rozwoju
kultury.
I to właśnie wyznacza dzisiejszy ogrom wyzwań kulturalnych i edukacyjnych stojących
przed zorganizowanym i samoorganizującym się społeczeństwem ponowoczesnym.
***
Dzierżymir Jankowski
Self-education as an essential element in the processes of creative cultural participation
Summary
The contemporary individual has gained an unusual opportunity to participate in symbolic
culture in a creative way. Oral culture, written culture and visual culture have paved the way
for this development. So have the progressive processes of globalization, democratization,
dissemination of information, mobility and the raising of the general educational level in
societies. For the further development of culture it is vital that it now become the culture of
the individual. This means, on the one hand, the need for every individual to have a reflexive,
critical and creative relationship to the culture that surrounds them and, on the other hand, for
individuals to have the possibility to take part in the development of culture. This is not
possible to attain without the self-education efforts of the individual. An effort like this must
be two-fold: (a) it depends primarily on the discovery and development of personal potential,
the formation of an individual identity and the attainment of autonomy, and the development
of intelligence, knowledge and analytical skills, and moreover (b) it also depends on the
individual’s own creativity, that is, on his independent contribution to the cultural
development of his community. In order for this to happen, educational efforts (outside
influences) and self-education (individual efforts) must merge so that each individual can
reach full cultural development.
Download