A. Sztramski, Chwała na wysokości Bogu, Podaj Dalej (73) 2017, s

advertisement
Wielokrotnie bowiem mieliśmy okazję go
usłyszeć w tym szczególnym okresie: w bożonarodzeniowej liturgii, podczas wigilijnej
kolacji w domach, może przy okazji odwiedzin
kolędników czy w trakcie wizyty duszpasterskiej. „W owym czasie wyszło rozporządzenie
Cezara Augusta (…)” – tak rozpoczyna się ów
niezwykły opis. Niezwykły, mimo że przedstawiający zwyczajne wydarzenie.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że na
świat przychodzą nowe dzieci. Rodzą się
prawdopodobnie i w tej chwili, a mało kto
wysila się, by spisać historię ich narodzin.
Tamte betlejemskie były jednak inne, choć
równie dobrze mogłyby pozostać niedostrzeżone. Ich wyjątkowość mogłaby zadziwiać jedynie dwoje ludzi, którzy mieli
wiedzę o cudownym charakterze poczęcia
tego dziecka: Maryję, przez jej osobiste doświadczenie, Józefa zaś przez wiarę. Jest
prawdopodobne, że poza tym dwojgiem
nędzne narodziny kolejnego człowieka dokonujące się pośród zwierząt i niewygody
uszłyby uwagi całej reszty świata. Mogłoby
tak być, gdyby nie szczególna Boża interwencja, gdyby nie znaki: te nadprzyrodzone
oraz inne, wpisane w porządek natury –
symboliczna gwiazda prowadząca magów,
czy też będące efektem postępku człowieka –
Herodowa rzeź niemowląt.
Bóg suwerennie zdecydował o objawieniu
znaczenia tych narodzin, jeszcze na długo
zanim wierzący w Chrystusa, Zbawiciela,
Zmartwychwstałego Pana podejmą refleksję
nad początkiem Jego ziemskiego życia, na
długo zanim postanowią liturgicznie upamiętniać i świętować ten początek. Objawienie to stało się udziałem pasterzy, ludzi
nic nieznaczących w oczach świata, lecz
mających wartość w oczach Stwórcy – ludzi
Jego upodobania. „Ubodzy, was to spotkało,
witać Go przed bogaczami (…)” – śpiewamy
w pięknej i obfitującej w sens kolędzie. To
nad nimi otwiera się niebo i stają się oni
świadkami wielkiego uwielbienia wznoszącego się ku Najwyższemu od niezliczonej
liczby aniołów, którzy śpiewają: „Chwała
Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał” (Łk 2,14).
Objawienie to ma swoje etapy, tak by – mówiąc
kolokwialnie – pasterze nie posikali się ze
strachu. Początkowo ukazuje im się jeden
anioł w blasku światła: „Naraz stanął przy
nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd
ich oświeciła” (Łk 2,9). Uspokaja słowami:
„Nie lękajcie się”. Wyjaśnia sens tego, co za
chwilę zobaczą: radość nieba i wielkie uwielbienie Najwyższego mające przyczynę
w przyjściu na świat Mesjasza, Pana. Wszak
Pan, grecki Kyrios, hebrajski Adonai to tytuł
samego Boga Jahwe. Pasterze są świadkami
uwielbienia „mnóstwa zastępów niebieskich”,
a więc ogromnej liczby duchów, które mogą
wielbić, ponieważ znają znaczenie tych narodzin, ponieważ rozumieją ich sens.
Wprowadzeni w ten sens przez boskich posłańców zostaną również uzdolnieni do wielbienia Boga. Udają się do Betlejem, by ujrzeć
niemowlę, a gdy objawione zdarzenie znajduje
potwierdzenie w rzeczywistości, opowiadają
Maryi i Józefowi o tym, co im oznajmiono
o dziecięciu. Potem, jak czytamy w Ewangelii, „pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli,
jak im to było powiedziane” (Łk 2,20). Ich
uwielbienie jest także odpowiedzią na
uchwycone znaczenie narodzin Jezusa oraz
rozpoznaną tożsamość dziecka.
By móc prawdziwie uwielbiać, nie wystarczy
wypowiadać wargami wzniosłych słów
o Stwórcy, nie wystarczy dołączyć swojego
głosu do dynamicznej i podniosłej pieśni
chwalącej Boga. Potrzeba rozumienia płynącego z kontemplacji, z wpatrywania się
w istotę Najwyższego oraz rozmyślania nad
sensem Jego zbawczego działania. W Apokalipsie św. Jana pieśń uwielbienia wznosi się
ku Bogu w odpowiedzi na kontemplację Jego
dzieł: stworzenia (Ap 4,11), zbawienia (Ap
5,9), sądu nad aktorami historii (15,3–4)
i ostatecznego zwycięstwa nad złem (Ap
Zmartwienia i troski są nieodłączną częścią
naszego życia. Dotyczą edukacji: lęk o negatywne stopnie w szkole, strach przed maturą lub egzaminami wstępnymi albo stres
przed ukończeniem kursu na prawo jazdy.
Nieodłącznie związane są z budowaniem
relacji: przerażenie, bo mama przechodząca
do innego pomieszczenia może już do mnie
nie wrócić, obawa, że żywi się do kogoś nieodwzajemnione uczucie, niepokój z powodu
braku wiadomości od bliskiej osoby. Pojawiają się przy snuciu planów na przyszłość:
niepewność, czy znajdę odpowiednią pracę,
dobrego męża/żonę, czy nie wyląduję w domu starców. A co będzie, jak doznam kontuzji i nie będę mógł uprawiać sportu? Co
stanie się, gdy cała rodzina ograniczy kontakt ze mną ze względu na wybrany zawód?
A co w przypadku śmierci narzeczonego
kilka dni przed ślubem? Z pozoru banalne,
a w rzeczywistości paraliżujące: nie mogę
pozwolić sobie na przyjście do pracy z bardzo słabo widoczną plamą na spodniach!
Jeżeli powiem przyjacielowi o moim malutkim
sekrecie, to na pewno zerwie ze mną kontakt! A jak nie trafię w dźwięk i zaśpiewam
nieczysto, to świat się zawali…
19,1–8). Podobnie i my, jeśli mamy Go
szczerze wielbić, czy to liturgicznymi hymnami jak Chwała na wysokości Bogu, czy
w inny sposób, musimy dbać o okazje do
rozmyślania i kontemplacji Pana oraz Jego
dzieł. Inaczej zagraża nam znużenie ciągłym
powtarzaniem słów i pieśni, które zostają
wyzute ze znaczenia. Trzeba uważać, by
w końcu nie popaść w lęki Heroda – „głupca,
co śpiewać nie umiał: Alleluja” (Akatyst).
Uczucie niepewności czy niepokoju służy
dobru, jeżeli skłania do przemyślenia swoich
wartości oraz pragnień lub zwiększa czujność
wobec czyhających zagrożeń. Dyskomfort
w pracy albo na uczelni może doprowadzić
do zmiany zawodu lub kierunku studiów na
bardziej odpowiedni. Strach przed dzikimi
zwierzętami w niebezpiecznym rejonie jest
uzasadniony i pomocny w rozwijaniu spostrzegawczości. Tonowanie swoich zachowań
w obawie przed zranieniem drugiej osoby
zasługuje również na pochwałę.
Często odczuwany lęk nie przynosi jednak
żadnych korzyści. Sytuacja, której się boimy,
może być na tyle mało prawdopodobna, że
samo jej rozważanie jest zwykłą stratą czasu.
(Zwłaszcza, gdy nie mamy na nią żadnego
wpływu). Zakładanie, że jeżeli pójdę na basen,
to nabawię się grzybicy; w szpitalu na pewno
wszczepią mi zarazki i będę do końca życia
chory; a w restauracji wsypią mi truciznę do
napoju, w niczym nie pomoże. Zniechęci
tylko do korzystania z miejsc publicznych.
Podobnie nie ma pożytku z wpojonych do
głowy nieprawdziwych treści. Jeżeli wmówię
sobie, że jestem gruba, to nawet gdy moja
figura będzie przypominać szkielet, to i tak
umysł nie zmieni zdania. Gdy „udomowię”
strach przed publicznymi wystąpieniami,
twierdząc, że wszyscy będą tylko czyhali na
błędy w wymowie czy składni, to faktycznie
przemówienie nie uda się , bo skupię się na
własnych potknięciach. Natomiast jeżeli
założę, że zeskoczenie z półmetrowego
Download