Wincenty Łaszewski. Tajemnica Guadalupe. Radom 2009. stron 263 To kolejna, wydana w 2009 roku książka na temat objawień Matki Bożej w Gaudalupe w Meksyku. Do kanonu litaratury na temat Guadalupe na pewno zaliczyć także należy wydaną po polsku w 2006 roku w Radomiu, książkę rzymskiego korespondenta tygodnika niemieckiego „Die Welt” Paula Badde pt. „Guadalupe. Objawienie, które zmieniło dzieje świata”. Obie są warte polecenia, choć na szczęście różnią się między sobą. Wincenty Łaszewski w „Tajemnicy Guadalupe” pisze na początku: „Ten Wizerunek to najbardziej tajemniczy obraz świata. Powstał w ciągu jednego grudniowego ranka. Bez podkładu, bez szkicu, na materiale, który mógłby wybrać tylko szaleniec. Albo Bóg. Został namalowany na płótnie utkanym z włókien kaktusa. Minęło pół tysiąca lat, a on nie rozsypał się jeszcze w proch (...). Użyte materiały wymykają się powszechnemu prawu czasu. Nie niszczeją i nie blakną” (s. 7). Wystarczy kilka krótkich zdań, aby zostać zachęconym do sięgnięcia po tę niezwykłą książkę. Nawet w sytuacji, kiedy temat objawień w Gaudalupe jest już dość dobrze znany. Nawet kiedy się już w Guadalupe było. Bardzo dobrze się stało, że Łaszewski podaje na początku swej książki „klucz”, jakim będzie się w książce posługiwał, ułatwiając w ten sposób czytelnikowi pewną orientacje. Pisze: „Znów pochylam się nad Wizerunkiem z Tepeyac. Na trzy sposoby. By odkryć to, co zobaczyli w nim Indianie z czasów Konkwisty. By poznać niezwykłe prawdy, jakie odkryło w nim pierwsze pokolenie Hiszpanów osiedlonych w Meksyku. By zdumieć się jak ludzie, którzy zaczęli badać namalowany kwiatami obraz. A także, żeby wyruszyć w świat wraz z kopią obrazu i być świadkiem niezwykłych fenomenów i cudów”. (s. 9). Opowieść o tajemnicy Guadalupe rozpoczyna Łaszewski od zacytowania w całości mało znanego, ale o kolosalnym znaczeniu tekstu, jakim jest Nican Mopohua, opisana w języku nahuatl historia objawień w Guadalupe. To dzięki Nican, niejako z pierwszej ręki, otrzymujemy pełne informacje dotyczące przebiegu objawień, treści rozmów z Maryją, powstania obrazu czy reakcji i zachowań uczestników. Dzieło – napisane dla Indian, powstałe w pierwszym pokoleniu świadków wydarzeń, nosi dumną nazwę „indiańskiej Ewangelii”. Warto wiedzieć również, że autor dzieła - Indianin, który po chrzcie otrzymał imiona Antonio Valeriano, był bliskim przyjacielem wszystkich bohaterów świętego spektaklu z Guadalupe. Ciekawa jest analiza Łaszewskiego zatytułowana „Tajemnice ukryte w wizerunku”. Okazuje się bowiem, że wizerunek Maryi, który powstał 12 grudnia 1531 roku na tilmie Juana Diego jest swoistym kodeksem azteckim. Czym jest kodeks? To aztecki dokument malowany przez indiańskich malarzy-skrybów, pełen symboli i ukrytych znaczeń. Dla Azteków otaczający ich świat był tekstem, którego nie umieli w pełni zrozumieć. Tylko natchniony malarz-skryba umiał odczytać świat we właściwy sposób i ukazywał go innym w postaci malowanego kodeksu. A ponieważ Wizerunek powstał w cudowany sposób musi więc zawierać „wskazówki” z Nieba. I tak interpretując Obraz-kodeks indianie przekonali się, że przedstawiona na tilmie Niewiasta nie jest boginią. Jej twarz nie zasłania maska, która zasłaniała oblicze każdego ze znanych im bóstw. Niewiasta ta jest zatem człowiekiem. „Aztekowie dostrzegali bowiem na obrazie obecność żywiołów symbolizujących ich wielkich bogów, którym oddawali cześć i składali ludzi w ofierze. Niewiasta z indiańskiej tilmy pokazuje drugorzędność bogów, ponieważ wychodzi przed słońce, otacza się płaszczem nieba, a jej stopy stoją na sierpie księżyca. Patrzący na Wizerunek rozumieli, że bóstwa słońca, gwiazd i księżyca zostały ostatecznie zdetronizowane ze swych ołtarzy, że nie są to prawdziwi bogowie. Cała cześć należy się tylko Niewieście z Wizerunku” (s. 159). W podobny sposób indianie interpretowali inne symboliczne elementy Obrazu jak kolory, elementy stroju Niewiasty, tło, kwiaty czy pączki. Maryja ukazała się na tilmie Juana Diego 1 odziana we władczą czerwień. Kolor czerwony był kolorem najwyższego boga Azteków, który obdarzał ludzi życiem i podtrzymywał je. To także kolor wschodu – zwycięzkiego, wstającego słońca, pogrzebanego na okres nocy. A zatem Niewiasta kryje w sobie potęgę większą niż wszyscy azteccy bogowie. To potęga władcy, który jest przyjacielem Azteków (s.160). Niebieski płaszcz Maryi ozdobiony jest gwiazdami. Dla Azteków były one symbolem nieba i jego boskich mocy. Płaszcz przekonywał ich, że czczone przez nich bóstwa zostały podporządkowane władzy Niewiasty. Była to dla nich radosna nowina - Indianie przestali się bać swoich własnych bogów i kierowanego przez nich świata. Na ich miejsce przyszedł z Maryją „prawdziwy Bóg Teotl” (s. 171). Ciekawy jest również kolor twarzy Niewiasty. Nie jest to twarz meksykańska ani też oblicze człowieka z Europy czy z rejonu Bliskiego Wschodu. Maryja ma twarz Metyski. Morenita – to pieszczotliwe określenie Matki Bożej, jakie od początku przylgnęło do ciemnolicej Madonny. Stąd też słowa Ojca św. Jana Pawła II, który w 1999 r. mówił o Niej jako o „metyskiej Matce Bożej z Tepeyec”. Wydaje się, że w ten sposób Maryja ustawiła siebie poza podziałem na przegranych i zwycięzców; pokazała Indianom i Hiszpanom, że odtąd oba narody mają stać się rodziną, ma zapanować pokój. Okazuje się jednak, że Wizerunek z Guadalupe będąc kodeksem azteckim był czytelny również dla zdobywców Meksyku – Hiszpanów. Ciekawie wygląda intepretacja obrazu widziana oczami Indian (jako aztecki kodeks) i oglądana oczami Hiszpanów (jako ikona), a które to zestawienie widzimy na str. 188-189. Zdaniem Łaszewskiego, również dla Hiszpanów wymowa Obrazu stawała się czytelna, mimo, iż używali oni innego klucza interpretacyjnego. I tak skrótowo: dla Konkwistadorów gest złożonych rąk to symbol wstawiennictwa Maryi, pasek noszony przez młode, niezamężne kobiety: symbol dziewictwa Maryi, leśnie kwiaty: symbol raju, różowy kolor tuniki: symbol miłości itd. I choć pole interpretacyjne jest tu szerokie i dość dowolne to jednak nie można zaprzeczyć, że Wizerunek na tilmie wywarł wielkie wrażenie na Hiszpanach i doprowadził do pokoju między oba narodami. Wizerunek z Guadalupe pozostaje niezgłębioną tajemnicą. Czytali go Aztekowie, a lektura śwętego kodeksu była dla nich odkrywaniem najgłębszych prawd ich azteckiego świata. Czytali Hiszpanie i słyszeli w sercu zapewnienie o bliskości Maryi i jej przebaczeniu; odkrywali w nim też apel o przemianę życia i budowanie braterstwa. Nad obrazem pochylał się Kościół i słyszał wezwanie, by stał się pełen ciepła i miłości domem niż zimną instytucją wspieraną przez władzę świecką. Nie ulega wątpliwości, że obraz z Guadalupe interesował naukę od pierwszego momentu pojawienia na ziemi azteckiej. Na początku były to, znane wówczas, metody analitczne: robienie statystyk, metody porównawcze, badania dostępnymi narzędziami optycznymi. Nie były to wyrafinowane narzędzia, pozwalały jednak już na wczesnym etapie rozwoju nauki odkryć rzeczy niedostrzegalne dla zwykłych ludzi. Kiedy w XX wieku nauka zrobiła niewiarygodne postępy, a naukowcy otrzymali do rąk zupełnie nowe, precyzyjne narzędzia badawcze okazało się, że Wizerunek jeszcze bardziej intryguje i niepokoi, gdyż nadal nie można wyjaśnić jego niezwykłego pochodzenia, fenomenu malarskiego i budowy (por. „Sekret ukryty w źrenicach” s. 212nn). Jak wiadomo, cuda odgrywają ważną rolę w przekonywaniu ludzi o prawdziwości wiary chrześcijańskiej. Ich zadaniem jest ożywienie wiary i zachęcenie ludzi do poświęcenia swego życia przybliżaniu Królestwa Bożego. Cudów nie mogło zabraknąć również w Guadalupe. Pierwszym i największym cudem jest powstanie i istnienie samego obrazu Madonny z płaszcza Juana Giego. Taki płaszcz, jak wiadomo, utkany z kaktusa agawy, rozpadał się po kilku latach. Ten istnieje, zachowując świeżość barw po ponad pięciuset latach. Inne cuda na które zwraca uwagę Autor recenzowanej książki to: przywrócenie do życia Indianina Chickimeca, nawrócenie Azteków i sąsiadujących z nimi plemion (w ciągu 7 lat od objawień w Guadalupe nawróciło się osiem milionów Indian, wcześniej szło to 2 niezwykłe opornie), ocalenie miasta w czasie wielkiej powodzi w 1629 r., skończywszy na cudownym ocaleniu obrazu w trakcie wybuchu podłożonej bomby 14 listopada 1921 r. (cały impet wybuchu dynamitu „przejął na siebie” stojący opodał krucyfiks). Tajemnica Guadalupe fascynuje i zachwyca. Odemknęła ona na trochę swe podwoje, choć nadal niewiele widać. Do tego potrzeba wiary i dobrej woli. I trochę wiedzy i informacji. Te ostatnie przynosi nam książka Wincentego Łaszewskiego „Tajemnica Guadalupe”. Przeczytanie tej pozycji nigdy nie będzie stratą czasu. 3