Homilia Jana Pawła II wygłoszona w czasie liturgii słowa

advertisement
Literatura na etap szkolny
Przemówienie do młodzieży akademickiej zgromadzonej przed kościołem
św. Anny Warszawa - 3 czerwca 1979
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Moi Drodzy!
Nie tylko dla was to spotkanie jest wielkim wzruszeniem. Dla mnie również. Mówię to na początku, ażeby
tym prostym stwierdzeniem odpowiedzieć na słowa, które skierowaliście do mnie. Przede wszystkim
odpowiedzieć na waszą obecność. Pragnąłbym zbliżyć się do każdego z was, każdego z was przygarnąć. Z
każdym z was zamienić chociaż jedno ojczyste słowo. Darujcie, że jest to niemożliwe. Ale pragnienie serca
jest takie.
1. Gorąco pragnę, aby nasze dzisiejsze spotkanie, którego profil społeczny wyznacza młodzież, przede
wszystkim młodzież akademicka, współbrzmiało z wielkością dnia i jego liturgii.
Młodzież akademicka, cała młodzież Warszawy, a także innych ośrodków uniwersyteckich tego centralnego
i stołecznego rejonu, a także przybysze, jak wypada w dniu Zielonych Świąt, z różnych ośrodków i rejonów
naszej Ojczyzny, wy wszyscy jesteście spadkobiercami tradycji swoich środowisk poprzez pokolenia aż do
tych średniowiecznych scholarów, związanych przede wszystkim z Uniwersytetem Jagiellońskim,
najstarszym w Polsce. Dziś każde wielkie miasto w Polsce ma swoją wyższą uczelnię, a Warszawa ma ich
wiele.
Skupiają setki tysięcy studentów, którzy kształcą się w wielorakich dziedzinach wiedzy, przygotowują się
do zawodów inteligenckich i do zadań szczególnie ważnych w życiu narodu.
Pragnę powitać was wszystkich tu zgromadzonych. Pragnę równocześnie w was i przez was powitać i
pozdrowić cały polski świat uniwersytecki i akademicki. Wszystkie wyższe uczelnie, profesorów,
pracowników nauki, studentów... Widzę w was poniekąd swoich młodszych kolegów, bo przecież i ja
polskiemu uniwersytetowi zawdzięczam podstawowy zrąb swej akademickiej formacji. Z warsztatem pracy
uniwersyteckiej na Wydziałach Filozofii i Teologii w Krakowie i w Lublinie byłem związany w sposób
systematyczny. Duszpasterstwo akademickie stanowiło przedmiot mojego szczególniejszego umiłowania.
Pragnę więc przy okazji pozdrowić również wszystkich, którzy duszpasterstwo to spełniają, zarówno w
Warszawie, jak i w całej Polsce, zespoły kapelanów akademickich i Komisję Duszpasterstwa
Akademickiego Episkopatu Polski.
2. Spotykamy się w uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Przed oczyma naszej wiary otwiera się
wieczernik jerozolimski, z którego wyszedł Kościół i w którym Kościół wciąż trwa. To właśnie tam się
narodził jako żywa społeczność Ludu Bożego, jako wspólnota świadoma swej misji w dziejach człowieka.
Kościół woła w dniu dzisiejszym (stale powtarza to wołanie, jednakże dzisiaj brzmi ono szczególnie
żarliwie): Przyjdź, Duchu Święty, napełnij serca Twoich wiernych i zapal w nich ogień Twojej miłości!
Napełnij serca!
Pomyślcie, młodzi przyjaciele, jaka jest miara serca ludzkiego, skoro napełnić je może tylko Bóg. Duch
Święty.
Poprzez studia uniwersyteckie otwiera się przed wami wspaniały świat ludzkiej wiedzy w tylu różnych
dziedzinach. W parze z tą wiedzą o świecie rozwija się zapewne i wasza samowiedza. Pytanie o to, kim
jestem, stawiacie sobie zapewne już od dawna. Jest to pytanie poniekąd najciekawsze. Pytanie podstawowe.
Jaką miarą mierzyć człowieka? Czy mierzyć go miarą sił fizycznych, którymi dysponuje? Czy mierzyć go
miarą zmysłów, które umożliwiają mu kontakt z zewnętrznym światem? Czy mierzyć go miarą inteligencji,
która sprawdza się poprzez wielorakie testy czy egzaminy?
Odpowiedź dnia dzisiejszego, odpowiedź liturgii Zielonych Świąt, wskazuje dwie miary: człowieka trzeba
mierzyć miarą „serca”. Sercem! Serce w języku biblijnym oznacza ludzkie duchowe wnętrze, oznacza w
szczególności sumienie... Człowieka więc trzeba mierzyć miarą sumienia, miarą ducha, który jest otwarty ku
Bogu. Trzeba więc człowieka mierzyć miarą Ducha Świętego. I to właśnie mówi nam dzisiejsza liturgia.
Tylko Duch Święty może go „napełnić” — to znaczy doprowadzić do spełnienia poprzez miłość i mądrość.
3. I dlatego pozwólcie, że to moje z wami dziś spotkanie wobec otwartego szeroko wieczernika naszych
dziejów: dziejów Kościoła i narodu, będzie nade wszystko modlitwą o dary Ducha Świętego.
Tak jak kiedyś mój rodzony ojciec włożył mi w rękę książkę i pokazał w niej modlitwę o dary Ducha
Świętego — tak dzisiaj ja, którego również nazywacie „ojcem”, pragnę modlić się z warszawską i polską
młodzieżą akademicką:
— o dar mądrości
— o dar rozumu
— o dar umiejętności czyli wiedzy
— o dar rady
— o dar męstwa
— o dar pobożności czyli poczucia sakralnej wartości życia, godności ludzkiej, świętości ludzkiej duszy i
ciała
— wreszcie o dar bojaźni Bożej, o którym mówi Psalmista, że jest on początkiem mądrości (por. Ps 110).
Przyjmijcie ode mnie tę modlitwę, której nauczył mnie mój ojciec — i pozostańcie jej wierni. Będziecie
wówczas trwać w wieczerniku Kościoła, związani z najgłębszym nurtem jego dziejów, i będziecie wówczas
trwać w wieczerniku dziejów narodu.
4. Ogromnie wiele zależy od tego, jaką każdy z was przyjmie miarę swojego życia, swojego
człowieczeństwa. Wiecie dobrze, że są różne miary. Wiecie, że są różne kryteria oceny człowieka, wedle
których kwalifikuje się go już w czasie studiów, potem w pracy zawodowej, w różnych kontaktach
personalnych itp.
Odważcie się przyjąć tę miarę, którą pozostawił nam Chrystus w wieczerniku Zielonych Świąt, a także w
wieczerniku naszych dziejów.
Odważcie się spojrzeć na swoje życie w jego bliższej i dalszej perspektywie, przyjmując za prawdę to, co
św. Paweł napisał w swoim Liście do Rzymian: „Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i
wzdycha w bólach rodzenia” (8, 22) — czyż nie jesteśmy świadkami tych bólów? Bowiem „stworzenie z
upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych” (8, 19).
A więc oczekuje nie tylko na to, że uniwersytety i różnego typu wyższe uczelnie, a przedtem średnie, a
przedtem podstawowe szkoły przygotują inżynierów, lekarzy, prawników, filologów, historyków,
humanistów, matematyków i techników, ale oczekuje na objawienie się synów Bożych! Oczekuje od was
tego objawienia — od was, którzy w przyszłości będziecie lekarzami, technikami, prawnikami,
profesorami...
Zrozumcie, że człowiek stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, jest równocześnie wezwany w
Chrystusie do tego, aby w nim objawiło się to, co jest z Boga. Aby w każdym z nas objawił się w jakiejś
mierze Bóg.
5. Pomyślcie nad tym!
Wchodząc na szlak mojej pielgrzymki po Polsce — do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie, św. Stanisława w
Krakowie, na Jasną Górę — będę wszędzie prosił z całego serca Ducha Świętego:
o taką dla was świadomość,
o takie poczucie sensu i wartości życia.
O taką przyszłość dla was,
o taką przyszłość dla Polski.
Wy módlcie się razem ze mną.
Niech Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości!
Przemówienie do młodzieży zgromadzonej na Wzgórzu Lecha
w Gnieźnie - 3 czerwca 1979
1. Dobrze, moi drodzy! Przyjmuję zamówienie społeczne 1. Widać, że się rozumiemy od pierwszego słowa.
Skoro jestem w tym kraju, trzeba mówić językiem tego kraju. I pragnę powiedzieć wam krótko na temat, o
którym w Gnieźnie musi się coś powiedzieć, na temat Bogurodzicy.
Przedtem parę słów na temat autora. Wiadomo, autor nie jest znany. Tradycja przypisuje pochodzenie
Bogurodzicy św. Wojciechowi — więc na temat św. Wojciecha... Ale jeszcze wpierw mówić będę od siebie.
Poprzednik naszego umiłowanego Prymasa, kardynał August Hlond kiedyś, w związku z uroczystością św.
Wojciecha, w latach między I a II wojną światową — nie pamiętam dokładnie, w którym roku — odwiedzał
Pragę, i w czasie uroczystego zebrania, zaproszony na podium, powiedział tylko jedno zdanie: ,,Kiedy
nadejdą owe Pentecostes Slavae” — Zielone Świątki Słowian... Myślę, że to, co tutaj dzisiaj przeżywamy,
jest jakimś echem słów tego wielkiego prymasa Polski niepodległej, Polski dwudziestolecia, Polski
okupacyjnej.
Przytaczam je ze czcią dla tego, kto te słowa wypowiedział, a zarazem dla tego, kto jest autorem, jeżeli nie
Bogurodzicy, to przynajmniej inspiracji, z której wzięła ona początek.
Moi drodzy, Bogurodzica jest najstarszym pomnikiem polskiej literatury. Historia literatury pozwala nam
ustalić najstarsze zapisy tej wspaniałej pieśni-orędzia na wiek XV. Mówię: pieśni-orędzia, ponieważ
,,Bogurodzica” jest nie tylko pieśnią. Jest równocześnie wyznaniem wiary, jest polskim symbolem, polskim
Credo, jest katechezą, jest nawet dokumentem chrześcijańskiego wychowania. Główne prawdy wiary i
zasady moralności weszły w nią. Nie jest tylko zabytkiem. Jest dokumentem życia. Jakub Wujek, który
pochodził z wielkopolskiego Wągrowca, najstarszy polski biblista, tłumacz Pisma Świętego, nazywał ją
,,katechizmem polskim”.
Śpiewamy ją zawsze z głębokim przejęciem, z uniesieniem, pamiętając, że śpiewano ją w momentach
uroczystych i decydujących. A czytamy ją z wielkim wzruszeniem. Trudno czytać inaczej te prastare
wersety, jeśli się pomyśli, że wychowywały się na nich pokolenia naszych praojców. Bogurodzica jest nie
tylko zabytkiem kultury. Ona dała kulturze polskiej podstawowy, pierwotny zrąb.
2. Czym jest kultura? Kultura jest wyrazem człowieka. Jest potwierdzeniem człowieczeństwa. Człowiek ją
tworzy — i człowiek przez nią tworzy siebie. Tworzy siebie wewnętrznym wysiłkiem ducha: myśli, woli,
serca. I równocześnie człowiek tworzy kulturę we wspólnocie z innymi. Kultura jest wyrazem
międzyludzkiej komunikacji, współmyślenia i współdziałania ludzi. Powstaje ona na służbie wspólnego
dobra — i staje się podstawowym dobrem ludzkich wspólnot.
Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się
życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów.
Stanowi bardziej niż siła materialna. Bardziej nawet niż granice polityczne. Wiadomo, że naród polski
przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat — a mimo to pośród tej próby
pozostał sobą. Pozostał duchowo niepodległy, ponieważ miał swoją kulturę. Więcej jeszcze. Moi kochani:
wiemy, że w okresie najtragiczniejszym, w okresie rozbiorów, naród polski tę swoją kulturę ogromnie
jeszcze ubogacił i pogłębił, bo tylko tworząc kulturę, można ją zachować.
3. Kultura polska od początku nosi bardzo wyraźne znamiona chrześcijańskie. To nie przypadek, że
pierwszym zabytkiem, świadczącym o tej kulturze, jest Bogurodzica.
Chrzest, który w ciągu całego millenium przyjmowały pokolenia naszych rodaków, nie tylko wprowadzał
ich w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, nie tylko czynił dziećmi Bożymi przez łaskę, ale
znajdował stale bogaty rezonans w dziejach myśli, w twórczości artystycznej, w poezji, muzyce, dramacie,
plastyce, malarstwie i rzeźbie.
I tak jest do dzisiaj. Inspiracja chrześcijańska nie przestaje być głównym źródłem twórczości polskich
artystów. Kultura polska stale płynie szerokim nurtem natchnień mających swoje źródło w Ewangelii. To
przyczynia się zarazem do gruntownie humanistycznego charakteru tej kultury — to czyni ją tak głęboko,
tak autentycznie ludzką, ,,...albowiem — jak pisze Mickiewicz w Księgach pielgrzymstwa polskiego —
cywilizacja, prawdziwie godna człowieka, musi być chrześcijańska”.
W dziejach kultury polskiej odzwierciedla się dusza narodu. Żyją w nich jego dzieje. Jest ona nieustającą
szkołą rzetelnego i uczciwego patriotyzmu. Właśnie dlatego też umie stawiać wymagania, umie
podtrzymywać ideały, bez których trudno człowiekowi uwierzyć w swoją godność i siebie samego
wychować.
Moi Drodzy,
4. Te słowa mówi do was człowiek, który swoją duchową formację zawdzięcza od początku polskiej
kulturze, polskiej literaturze, polskiej muzyce, plastyce, teatrowi — polskiej historii, polskim tradycjom
chrześcijańskim, polskim szkołom, polskim uniwersytetom.
Mówiąc do was, młodych, w ten sposób, pragnę przede wszystkim spłacić dług, jaki zaciągnąłem wobec
tego wspaniałego dziedzictwa ducha, jakie zaczęło się od Bogurodzicy. Równocześnie zaś pragnę dziś
stanąć przed wami z tym dziedzictwem, jako wspólnym dobrem wszystkich Polaków, a zarazem z wybitną
cząstką europejskiej i ogólnoludzkiej kultury. I proszę was:
Pozostańcie wierni temu dziedzictwu! Uczyńcie je podstawą swojego wychowania! Uczyńcie je
przedmiotem szlachetnej dumy! Przechowajcie to dziedzictwo! Pomnóżcie to dziedzictwo! Przekażcie je
następnym pokoleniom!
Przybądź, Duchu Święty,
Ześlij z nieba wzięty
Światła Twego strumień.
Przyjdź, Ojcze ubogich,
Przyjdź, Dawco łask drogich,
Przyjdź, Światłości sumień...
Światłości młodych polskich sumień, przyjdź! Przyjdź i umocnij w nich tę miłość, z której się kiedyś
poczęła pierwsza polska pieśń Bogurodzica: orędzie wiary i godności człowieka na naszej ziemi! Polskiej,
słowiańskiej ziemi!
Homilia w czasie Mszy św. odprawionej dla alumnów, młodzieży zakonnej i służby
liturgicznej - Częstochowa, 6 czerwca 1979 r.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Moi Drodzy, moi bardzo Umiłowani!
1. Ewangelia, którą słyszymy najczęściej, gdy przybywamy na Jasną Górę, to właśnie ta, którą słyszeliśmy
przed chwilą, ta, która przypomina nam gody weselne w Kanie Galilejskiej. Św. Jan, jako świadek naoczny,
szczegółowo opisał wydarzenie, które miało miejsce u początku działalności publicznej Chrystusa Pana. Jest
to ów pierwszy cud — pierwszy znak zbawczej mocy Chrystusa, którego dokonał On w obecności swojej
Matki oraz swoich pierwszych uczniów, późniejszych apostołów.
Wy także zgromadziliście się tutaj jako uczniowie Chrystusa Pana. Każdy z was stał się Jego uczniem przez
chrzest święty, który zobowiązuje nas do rzetelnego przygotowania naszych umysłów, woli i serc. Dokonuje
się to przez katechizację, katechezę — naprzód w naszych rodzinach, z kolei w parafii i w innych
środowiskach. Poprzez katechezę poznajemy coraz gruntowniej tajemnicę Chrystusa i odkrywamy, na czym
polega nasze w niej uczestnictwo. Katecheza nie jest tylko nabywaniem wiadomości religijnych; jest ona
wprowadzaniem w uczestnictwo w tajemnicy Chrystusa. Tak więc, poznając Jego — poznając przez Niego
również i Ojca: „Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9) — stajemy się w Duchu Świętym
uczestnikami nowego życia, które Chrystus zaszczepił w każdym z nas już przez chrzest, a umacnia przez
bierzmowanie.
2. To nowe życie, którego udziela nam Chrystus, staje się naszym własnym życiem duchowym, naszym
życiem wewnętrznym. Odkrywamy więc siebie: odkrywamy w sobie człowieka wewnętrznego z jego
właściwościami, talentami, szlachetnymi pragnieniami, ideałami — ale równocześnie odkrywamy słabości,
wady, złe skłonności, egoizm, pychę, zmysłowość. Czujemy doskonale, że o ile pierwsze rysy naszego
człowieczeństwa zasługują na to, aby je rozwijać i umacniać — to drugie musimy przezwyciężać, zwalczać,
przetwarzać. W ten sposób — w żywym kontakcie z Panem Jezusem, w kontakcie ucznia z Mistrzem —
rozpoczyna się i rozwija najwspanialsza działalność człowieka; nosi ona nazwę: praca nad sobą. Praca ta ma
na celu kształtowanie samego swego człowieczeństwa. O ile w życiu naszym przygotowujemy się do
spełniania różnych prac i zadań w takim czy innym zawodzie, to ta praca jedynie zmierza do ukształtowania
samego człowieka: człowieka, jakim jest każdy z nas.
To jest bardzo ważne stwierdzenie. To — można powiedzieć — „odkrycie” dokonuje się właśnie w
młodości, właśnie w waszym wieku. To wszystko, co tutaj powiedziałem, jest tylko bardzo zwięzłym
szkicem. To odkrycie jest ciekawe, wspaniałe, jest także czymś niepokojącym. Wniosek praktyczny: mój
kochany chłopcze, moja kochana dziewczyno, nie możesz zrezygnować z tego odkrycia, nie możesz
zrezygnować ze swego wnętrza. To jest wielkie niebezpieczeństwo, które grozi człowiekowi zawsze, grozi
człowiekowi w młodości. Łaską waszego wieku jest obudzenie człowieka wewnętrznego. Nie można go
gasić!
Praca nad sobą, o której mówię, jest jak najbardziej osobistą współpracą z Jezusem Chrystusem, na
podobieństwo tej, jaka dokonała się w uczniach, wybranych przez Niego, gdy zawezwał ich do swojej
bliskości. Musicie myśleć o sobie w kategoriach uczniów Chrystusa. Chrystus wciąż ma uczniów, wszyscy
jesteśmy Jego uczniami — jeżeli słuchamy Jego słowa, jeżeli je rozważamy, jeżeli sięgamy w głąb naszego
serca, jeżeli Mu to serce otwieramy, jeżeli razem z Nim kształtujemy w sobie cierpliwie, wytrwale nowego
człowieka. Nawet czasem nie zaszkodzi, jak się nad sobą zamyślisz i zmartwisz. Nawet czasem nie
zaszkodzi, jak się na siebie zgniewasz. To lepsze, niż gdybyś miał lekkomyślnie przeżywać swoją młodość i
gubić wielki skarb, wielki, niepowtarzalny skarb, który w sobie nosisz, którym jesteś ty sam — każdy,
każda. Tego nas uczy Chrystus, tego nas uczy Chrystus o każdym z nas i dlatego wam, młodym, nie wolno
stracić z Nim kontaktu, nie wolno zgubić Jego wejrzenia, bo jeśli by to się stało, przestaniecie wiedzieć kim
jesteście, przestaniecie odczuwać, jakim skarbem jest każdy z was, życie każdego z was, osobowość
każdego z was — jedyna, niepowtarzalna.
3. Ewangelia dzisiejsza mówi o uczcie. Jesteśmy świadomi tego, że nasz Boski Mistrz, wzywając nas do
współpracy z sobą, którą podejmujemy jako Jego uczniowie, aby stać się Jego apostołami, zaprasza nas
niejako do Kany Galilejskiej. Zastawia bowiem przed nami — jak to pięknie i obrazowo wyrazili Ojcowie
Kościoła — dwa stoły: stół słowa Bożego oraz stół Eucharystii. Praca nad sobą, którą podejmujemy, polega
na tym, ażeby zbliżać się do obu tych stołów — i czerpać z nich.
Chrystus nie chce, żebyśmy byli głodni. Chrystus nie chce, żebyśmy byli puści. Chce, żebyśmy byli
nasyceni duchowo prawdą i miłością przy stole słowa Bożego i przy stole Eucharystii.
Wiem, moi drodzy, że wielu jest w Polsce młodych ludzi, w waszym wieku i starszych od was, i chyba
młodszych od was też, chłopców i dziewcząt, którzy z radością, z ufnością, z wewnętrznym pragnieniem
poznania prawdy oraz znalezienia pięknej miłości zbliżają się do stołu słowa Bożego oraz do stołu
Eucharystii. Przy dzisiejszym naszym spotkaniu pragnę uwydatnić znaczenie różnych form tej twórczej
pracy, najbardziej twórczej ze wszystkich prac nad sobą, która pozwala odnajdywać pełną wartość życia,
odnajdywać prawdziwy urok młodości.
Wy sami nie wiecie, jak jesteście piękni wówczas, kiedy znajdujecie się w zasięgu słowa Bożego i
Eucharystii. Sami nie wiecie, jacy jesteście piękni, kiedy obcujecie z bliska z Chrystusem, z Mistrzem,
starając się żyć w Jego łasce uświęcającej.
W ten sposób odkrywacie, że życie ludzkie, na którego progu jeszcze stoicie, ma sens, ma bogaty sens, że
jest ono zawsze w każdym z was i wszędzie świadomą i wolną odpowiedzią na wezwanie Boże. W ten
sposób odkrywacie, że życie ludzkie jest powołaniem. Każde. Że jest określonym powołaniem.
4. Niektórzy spośród was odkryli i odkrywają, że Chrystus wzywa ich w sposób szczególny do swojej
wyłącznej służby, że chce ich widzieć przy ołtarzu jako swoich kapłanów lub też na drogach konsekracji
ewangelicznej, wynikającej ze ślubów zakonnych. W ślad za odkryciem tego powołania idzie szczególna
praca, wieloletnie przygotowanie, które realizuje się w seminariach duchownych lub w nowicjatach
zakonnych.
Pragnę tutaj pozdrowić wszystkie seminaria duchowne z całej Polski, seminaria diecezjalne, seminaria
zakonne, i nowicjaty zakonne męskie i żeńskie, wszystkich waszych przełożonych i wychowawców. Stałą
troskę Episkopatu Polski, której wyrazem jest Komisja ds. Seminariów, której wyrazem jest Komisja ds.
Powołań — to wszystko, całą tę wielką, wspaniałą działalność, którą znamy z własnego doświadczenia;
która była również wielkim umiłowaniem mojego serca. I pragnę już dzisiaj, chociaż będę miał okazję
uczynić to gdzie indziej jeszcze, już dzisiaj pragnę pozdrowić, przypomnieć ten ruch Boży, który w oparciu
o Ewangelię i Eucharystię ukazuje młodym, poczynając już od dzieci, wspaniały kształt Kościoła żywego,
Kościoła Ewangelii i Eucharystii, Kościoła nowego człowieka, Kościoła, który jest powołaniem nas
wszystkich.
Oby instytucje te — a także środowiska, wspólnoty, tak bardzo zasłużone w życiu Kościoła — nie przestały
przyciągać młodych dusz, które tylko samemu Odkupicielowi gotowe są oddać siebie, ażeby spełniło się to,
o czym tak chętnie śpiewacie: „Chodź ze mną zbawiać świat, dwudziesty już wiek...”.
Pamiętajcie, że cieszę się każdym powołaniem kapłańskim, każdym powołaniem zakonnym jako
szczególnym darem Chrystusa Pana dla Kościoła, dla Ludu Bożego. Jako szczególnym sprawdzianem
żywotności chrześcijańskiej naszych diecezji, parafii i rodzin. I tu dzisiaj razem z wami każde młode
powołanie zawierzam Pani Jasnogórskiej i oddaję jako szczególne dobro.
Pamiętajcie, moi drodzy, że cieszę się każdym powołaniem kapłańskim, zakonnym, każdym prawdziwym
powołaniem chrześcijańskim, każdym młodym człowiekiem, który swoje życie ludzkie, polskie widzi w
pełnym świetle Chrystusa.
Cieszę się wszystkimi tu zgromadzonymi. Próbuję odczytać, co jest na tych transparentach. Jeden
odczytałem: ,,Alumni-żołnierze w jedności z Ojcem Świętym”. Nie mam tu transparentu, ale gdyby był, to
by było napisane: ,,Ojciec Święty w jedności z alumnami-żołnierzami”. Już więcej transparentów nie
czytam, nawet tego, poprzez który się młodzież akademicka częstochowska upomina — już do Krakowa ją
odsyłam.
5. Podczas uczty w Kanie Galilejskiej Maryja prosiła swego Syna o pierwszy znak dla nowożeńców i
gospodarzy. Niech nie przestaje ta sama Matka prosić za wami, za całą młodzieżą polską, za całą młodzieżą
świata, aby w was okazywał się znak nowej obecności Chrystusa w dziejach.
Wy zaś, moi drodzy, zapamiętajcie dobrze te słowa, jakie również Matka Chrystusa wypowiedziała w Kanie
Galilejskiej, zwracając się do ludzi, którzy mieli napełnić stągwie wodą. Powiedziała im, wskazując na
swego Syna: Cokolwiek wam rzecze, czyńcie! (por. J 2, 5).
I dzisiaj mówi to samo.
Przyjmijcie te słowa.
Zapamiętajcie je.
Wypełnijcie je! Amen.
Przemówienie do młodzieży zgromadzonej przed kościołem oo. Paulinów na Skałce Kraków, 8 czerwca 1979
Moi Drodzy!
Ja sobie napisałem przemówienie na to nasze spotkanie dzisiejsze, ale po tym, co usłyszałem, postanowiłem
tego przemówienia nie wygłaszać [zob. Przemówienie do młodzieży red.]. Może i dlatego, że już trochę
brakuje mi głosu, ale przede wszystkim dlatego, że nie odpowiada ono w pełni temu, co tutaj usłyszałem.
Poza tym jeszcze jako tako po polsku potrafię mówić, nie tylko czytać.
To wszystko, co usłyszałem, dotknęło spraw, które były mi bliskie, właściwie były moje przez wszystkie
lata mego kapłaństwa (nie mówię: biskupstwa), kapłaństwa. Ja zastosuję odwrotną kolejność aniżeli ta, którą
wyście zastosowali. Zacznę od duszpasterstwa akademickiego, ponieważ z tym duszpasterstwem zetknąłem
się najwcześniej. Bardzo lubię słuchać tej piosenki o barce czy łodzi, ponieważ to mi przypomina moment,
kiedy sam zostałem wezwany z łodzi. Zostałem wezwany, ażeby być biskupem, w czasie, kiedy byłem na
kajakach, można by powiedzieć — na łodziach. I wcale nie było łatwe to wezwanie, bo wypadało w samym
środku wędrówki po bardzo trudnej trasie. I muszę się wam przyznać, że bardzo trudno mi rozstać się z
polską przyrodą i z górami, i z jeziorami. Nie wiem, jak to będzie!
Moi drodzy, z tego, co powiedziałem, ktoś mógłby pomyśleć, że duszpasterstwo akademickie to tylko
chodzenie na wycieczki, wyprawy na kajakach. To jest bardzo błędny pogląd, bo wielu ludzi uprawia
turystykę, a z tego jeszcze całkiem nie wynika duszpasterstwo. Natomiast dla nas, dla księdza biskupa Jana i
dla mnie, we wczesnych latach pięćdziesiątych stało się rzeczą jasną, że jeżeli to duszpasterstwo ma sięgać
w różne wymiary życia młodych ludzi, studentów, to nie może się kończyć tylko na kościele, musi szukać
sobie jeszcze innych terenów. Dzisiaj to jest prawda powszechnie znana, dzisiaj ten styl życia i styl
działalności duszpasterstwa akademickiego jest powszechnie przyjęty. Ale wtedy to były początki.
Mówiąc o sprawie duszpasterstwa akademickiego, zdaję sobie sprawę z tego, że jest ono w Polsce w ogóle,
a w Krakowie w szczególności, rozbudowane bardzo. Próbowałem coś z tego nawet przenieść już w tym
roku do Rzymu. Jak człowiek się do czegoś przyzwyczai, to mu trudno bez tego żyć i zażądałem sobie, żeby
u Świętego Piotra zgromadziła się młodzież akademicka, przynajmniej jeden raz w Wielkim Poście.
Rzeczywiście zgromadziła się, wypełniła Bazylikę i raz do nich przemówiłem — Pasqua con gli studenti
[Wielkanoc ze studentami — red. ]. I to jest nawyk, który stąd wyniosłem.
Natomiast chciałem przy okazji powiedzieć, że to duszpasterstwo krakowskie bardzo się rozbudowało; gdy
porównuję je z tym, które pamiętam od początków, jest ono rozleglejsze, ale też liczba studentów bardzo się
powiększyła. Mam też wiele wspomnień, dotyczą one poszczególnych duszpasterzy akademickich, z
którymi często się kontaktowałem, dotyczą one różnych spotkań duszpasterskich. Najczęściej zapraszaliście
mnie na opłatki. Cieszył mnie ten rozwój poszczególnych środowisk akademickich, cieszył mnie
akademicki rozwój Krakowa. Wiadomo, że Kraków się rozprzestrzenił, środowisko akademickie przesunęło
się od centrum ku peryferiom i zaraz też tam powstały — zwłaszcza myślę o Nowej Wsi — środowiska
akademickie, duszpasterstwo akademickie; miasteczko akademickie i duszpasterstwo akademickie razem.
No, a co już powiedzieć o WAJ-u? Wiecie, co to jest WAJ? 1 Myślę, że ojciec Czesław wciąż jeszcze jest
waszym Ojcem — nie popuśćcie! A co powiedzieć o „Beczce”? Prawdopodobnie już pękła! To tylko tak dla
przykładu. Oczywiście „Anna” bez przerwy się tu odzywała, ponieważ ksiądz Płonka to jest właśnie
„Święta Anna”.
W każdym razie, moi kochani, cieszę się z tego, że to duszpasterstwo jest tak rozbudowane, że wychodzi
naprzeciwko młodego człowieka, studenta, od samego początku studiów, że stara się mu ukazać Chrystusa,
Ewangelię, że pokazuje mu słuszność tych rozwiązań etycznych, które są najważniejsze dla młodego
człowieka, że przygotowuje młodych ludzi do małżeństwa, do życia w rodzinie. Mieliśmy zresztą tego
wyraz właśnie w tym apelu, który skierowali do nas studenci, skierowali do mnie, do papieża, przeze mnie
do wszystkich za to odpowiedzialnych ludzi. Bardzo wam jestem wdzięczny za ten apel. Muszę wam
powiedzieć, że te dwie, szczególnie przeze mnie umiłowane dziedziny duszpasterstwa, duszpasterstwo
młodzieży i duszpasterstwo małżeństw czyli rodzin, zawsze stanowiły jakąś całość, jedno wynikało z
drugiego, nieraz nawet mówiłem duszpasterzom akademickim: tak, dobrze, że w ramach waszych
konferencji podejmujecie różne tematy, ale najwięcej uczynicie, jeżeli młodych ludzi, przyszłą polską
inteligencję, przygotujecie do życia w małżeństwie i w rodzinie chrześcijańskiej. Niech to wystarczy. Mogę
wam najwyżej tylko powiedzieć, że będę starał się w Rzymie i gdziekolwiek mnie losy z tej racji
zaprowadzą, być wierny ideałom duszpasterstwa akademickiego w Krakowie i w Polsce.
Teraz chciałem poruszyć łącznie dwie sprawy, które tutaj występowały poniekąd odrębnie, mianowicie
sprawę duszpasterstwa liturgicznej służby ołtarza oraz sprawę tzw. grup apostolskich, bądź to młodzieży w
wieku licealnym, uczącej się, bądź to młodzieży pracującej. W tej dziedzinie nie mam osobistych
doświadczeń duszpasterskich, bo obie te dziedziny działalności wypadają na czas, kiedy już innych do
duszpasterstwa skierowywałem, a sam podejmowałem je tylko pośrednio. Ja, tak jak zawsze twierdziłem,
tak i teraz stwierdzam, że się ogromnie cieszę z rozwoju tych dwóch kierunków, poniekąd
komplementarnych w duszpasterstwie młodzieżowym, przede wszystkim młodzieży młodszej niż
akademicka, tzn. młodzieży w wieku szkół średnich, licealnych, zawodowych i młodzieży pracującej.
W tym, co powiem z kolei, nie chciałbym naruszyć kompetencji, wysokiej kompetencji, dwóch
znakomitych duszpasterzy młodzieżowych, z których każdy w archidiecezji krakowskiej — bo o tej tylko
mówię w tej chwili — reprezentuje swój kierunek, mianowicie księdza Franciszka Chowańca, który jest
archidiecezjalnym duszpasterzem ruchu oazowego czy też liturgicznej służby ołtarza — zdaje się, że nazwa
pierwsza jest pełniejsza. Jest to część ogólnopolskiego ruchu młodzieżowego, ruchu żywego Kościoła,
którego krajowym moderatorem jest ksiądz profesor Franciszek Blachnicki. Z przedstawicielami tego ruchu,
w wymiarze krajowym, spotkałem się w Nowym Targu, bo tam jest ich stolica, na Podhalu. Od księdza
Franciszka Chowańca przechodzę do księdza Antoniego Sołtysika i zaczynam od jego wyglądu
zewnętrznego, którym się martwię; strasznie zmizerniał, odkąd mnie tu nie ma. Ksiądz Antoni ma ogromną
pasję młodzieżową, pasję do duszpasterstwa młodzieżowego — po prostu go ta pasja zjada — i otwiera się
w kierunku wszystkich grup młodzieżowych. Wiele sposobów duszpasterzowania jest podobnych do ruchu
oazowego, ale profil nieco odmienny. Znamienne jest na przykład wprowadzenie elementu patriotycznego,
elementu kultury narodowej, prócz tego jest jeszcze jedna różnica: „oazy” trwają dwa tygodnie, a rekolekcje
apostolskie jeden tydzień. Taka była różnica... Myślę, że dalej jest. Więcej się nie wdaję w te szczegóły.
Moi drodzy, ja wam chcę powiedzieć jedno, mianowicie, że ja nie mam — wprawdzie jestem już starszy
człowiek — no, nie mam już takiej pasji młodzieżowej jak ksiądz Antoni czy ksiądz Franciszek, jestem już
starszy człowiek, ale kiedy się zbliżyło lato, albo i nawet środek zimy, ruszyły „oazy” i ruszyły rekolekcje,
jeździłem chętnie od grupy do grupy — a najbardziej starałem się trafić na „pogodny wieczór”.
Osobne słowa kieruję pod adresem Sacrosongu. Od dobrych już kilku lat trwa i rozwija się ta inicjatywa,
której owoce należą zarówno do dziedziny kultury, jak też do dziedziny duszpasterstwa.
Oto bowiem coroczny konkurs, a raczej festiwal, daje sposobność tak licznym talentom artystycznym z
dziedziny poezji, kompozycji i muzyki wypowiadać się w duchu chrześcijańskiej inspiracji artystycznej.
Owocem tej inspiracji jest naprzód utwór literacki, tekst poetycki, który potem z kolei staje się utworem
muzycznym — a w ramach Sacrosongu osiąga zwykle swe pierwsze wykonanie.
Ukształtowana w taki sposób wartość kulturalna jest świadectwem autentycznego życia duchowego.
Świadczy o tym, że treści chrześcijańskie nadal posiadają swe rzeczywiste prawo obywatelstwa w duszach
twórców. Owszem, że są właściwie niezastąpione jako źródło inspiracji. Sacrosong mówi rok po roku o
społecznym zasięgu tejże inspiracji w Polsce.
Równocześnie jego dzieło — to znaczy właśnie owe utwory wypracowane na warsztacie Sacrosongu —
staje się z kolei ogromną pomocą ewangelizacji i duszpasterstwa, zwłaszcza wśród młodego pokolenia.
Utwory te odpowiadają potrzebom myślenia, odczuwania, wypowiadania się, które dla tego pokolenia są
właściwe.
Życzę więc, ażeby nadal nie zabrakło Sacrosongowi w Polsce natchnień — i aby owoce jego twórczości
nadal trafiały do duszpasterstwa. Aby stawały się wyrazem i środkiem współczesnej ewangelizacji!
Przemówienie do młodzieży - przygotowane w ramach I pielgrzymki
do Polski w 1979 r., (nie zostało wygłoszone)
Moi młodzi Przyjaciele!
1. Pozwólcie, że zacznę od wspomnień. Przecież to tak jeszcze niedawno, gdy spotykałem się z wami
regularnie w tylu krakowskich ośrodkach duszpasterstwa akademickiego. Widywaliśmy się przy różnych
okazjach — i zdawało mi się, że rozumiemy się dobrze. Nigdy nie zapomnę naszych opłatków przed Bożym
Narodzeniem, rekolekcji adwentowych i wielkopostnych i innych spotkań.
Tego roku Wielki Post wypadło mi już spędzać w Rzymie — i po raz pierwszy zamiast do studentów
polskich w Krakowie przemawiałem do studentów rzymskich. Przytoczę wam niektóre fragmenty z tego, co
powiedziałem w Bazylice św. Piotra: „Chrystus... jest Tym, który dokonał zasadniczego przewrotu w
rozumieniu życia. Ukazał, że życie jest przejściem nie tylko przez granicę śmierci, ale i do nowego życia. W
ten sposób Krzyż stał się dla nas największą katedrą prawdy o Bogu i o człowieku. Wszyscy musimy stać
się słuchaczami «zwyczajnymi czy zaocznymi» tej katedry. A wówczas zrozumiemy, że Krzyż jest również
kolebką człowieka nowego. Ci, którzy są Jego uczniami, w ten sposób patrzą na życie, w ten sposób je
pojmują. W ten sposób uczą pojmować innych. Takie znaczenie życia wyciskają na całej doczesności: na
moralności, na twórczości, na kulturze, polityce i ekonomii. Wielokrotnie twierdzono — czynili tak choćby
zwolennicy Epikura w starożytności, a niektórzy marksiści, choć z innych motywów, w naszej epoce — że
takie rozumienie życia odrywa człowieka od doczesności, że czyni ją jakby nieważną. Prawda jest inna. Jest
przeciwnie. Jedynie takie rozumienie życia daje dopiero pełną wagę wszystkim sprawom doczesności,
otwiera ich pełny wymiar w człowieku. Natomiast jedno jest pewne: takie zrozumienie życia nie pozwala
człowieka zamknąć w sprawach doczesności, nie pozwala go podporządkować bez reszty. Stanowi o jego
wolności... Dając życiu ludzkiemu to «paschalne» znaczenie, że życie jest przejściem do wolności, Jezus
Chrystus uczył swoim słowem, a jeszcze bardziej przykładem, że jest ono próbą... Jest to... próba myśli,
«serca» i woli, próba prawdy i miłości. W tym znaczeniu jest to równocześnie próba przymierza z Bogiem...
Pojęcie «próby» łączy się ściśle z pojęciem odpowiedzialności. Oba są zaadresowane do naszej woli, do
naszych czynów. Przyjmijcie, drodzy przyjaciele, oba te pojęcia, a raczej obie te rzeczywistości, jako
elementy budowania waszego człowieczeństwa. To wasze człowieczeństwo jest już dojrzałe, a
równocześnie jeszcze młode. Znajduje się w fazie kształtowania ostatecznego projektu życia. Wypada ona
właśnie na lata «akademickie», na czas wyższych studiów... Tę próbę trzeba podjąć z całą
odpowiedzialnością. Jest to odpowiedzialność osobista: za moje życie, za jego przyszły kształt, za jego
wartość — i równocześnie społeczna: za sprawiedliwość i pokój, za ład moralny własnego rodzimego
środowiska, całego wreszcie społeczeństwa, za autentyczne dobro wspólne. Człowiek, który ma taką
świadomość sensu życia, nie burzy, ale buduje przyszłość. Chrystus nas tego uczy”.
Po zakończonym wieczorze z młodzieżą rzymską, w czasie którego cała bazylika przystępowała do
Komunii św. wielkanocnej, pomyślałem sobie: jak bardzo studenci wszędzie bywają do siebie podobni. Jak
podobnie słuchają słowa Bożego i uczestniczą w liturgii. Myślałem wówczas o was, o polskich,
krakowskich rekolekcjach akademickich, o podobnym skupieniu, zamyśleniu i ciszy, która zalega tutaj
kościół św. Anny czy kościół Matki Bożej na Nowej Wsi, czy kościół dominikanów, czy jezuitów w czasie
analogicznych spotkań.
2. Myślałem również o was w Meksyku, spotykając się z młodzieżą akademicką w sanktuarium Matki Bożej
w Guadalupe. Pozwólcie, że wam przytoczę niektóre zdania z listu, który po powrocie z Meksyku napisałem
specjalnie do studentów z Ameryki Południowej: „Wyczułem w spotkaniu z wami, że bardzo głęboko
odczuwacie zło, które ciąży nad życiem społecznym narodów, których jesteście synami i córkami. Nurtuje
was potrzeba zmiany, potrzeba stworzenia świata lepszego, bardziej sprawiedliwego, bardziej godnego
człowieka. W tym punkcie pragnienia wasze płyną tym samym nurtem, który zaznaczył się mocno w
nauczaniu i apostolstwie współczesnego Kościoła. Sobór Watykański II na wielu miejscach daje wyraz tej
dążności, ażeby życie ludzkie na ziemi uczynić bardziej ludzkim, bardziej godnym człowieka. Dążność ta
— z gruntu chrześcijańska i humanistyczna zarazem — ma charakter uniwersalistyczny: odnosi się do
każdego człowieka, a przez to samo do wszystkich ludzi. Nie może prowadzić do żadnych ograniczeń,
zafałszowań, dyskryminacji. Musi mieć w sobie pełną prawdę o człowieku i musi prowadzić do realizacji
pełni praw człowieka. Ażeby ta szlachetna dążność, która odzywa się w młodym sercu i woli, mogła
doczekać się prawidłowej realizacji, trzeba widzieć człowieka we wszystkich wymiarach jego
człowieczeństwa. Nie można zacieśniać się do zakresu jego potrzeb tylko materialnych. Nie można mierzyć
postępu wartościami samej ekonomii. Wymiar duchowy ludzkiej istoty musi znaleźć się na właściwym
miejscu. Człowiek jest sobą poprzez dojrzałość swego ducha, swego sumienia, swego stosunku do Boga i do
bliźnich. Nie będzie lepszym światem i lepszym porządkiem życia społecznego taki porządek, który tym
wartościom ludzkiego ducha nie daje pierwszeństwa. Pamiętajcie o tym dobrze wy wszyscy, którzy tak
słusznie chcecie zmian prowadzących do lepszego i sprawiedliwszego społeczeństwa — wy młodzi, którzy
słusznie wyrażacie sprzeciw wobec wszelkiej krzywdy, dyskryminacji, gwałtu, kaźni zadawanych ludziom.
Pamiętajcie, że ład, którego pragniecie, jest ładem moralnym i nie osiągniecie go inaczej, jak tylko
zapewniając pierwszeństwo temu, co stanowi siłę ludzkiego ducha: sprawiedliwości, miłości, przyjaźni”.
3. Dzisiaj raduję się tym spotkaniem znowu z wami w ramach jubileuszu św. Stanisława, w którym mam
szczęście uczestniczyć. Kiedy słuchamy Ewangelii, jaką liturgia uroczystości św. Stanisława co roku nam
przypomina, staje przed oczyma naszej duszy Chrystus — Dobry Pasterz, który „daje życie swoje za owce”
(J 10, 11). Chrystus, który zna swoje owce i one Go znają (por. J 10, 14). Dobry Pasterz, który szuka owcy
zbłąkanej, a gdy ją znajdzie, bierze na ramiona i przynosi z radością do owczarni (por. Łk 15, 5).
Cóż mogę wam więcej powiedzieć ponad to? Poznajcie Chrystusa i dajcie się Jemu poznać. On ma
szczególne pokrycie dla tej swojej wiedzy o każdym z nas. Nie jest to wiedza, która budzi opór, sprzeciw,
przed którą trzeba się wzdragać, chroniąc swoją wewnętrzną tajemnicę. Nie jest to wiedza pełna hipotez,
wiedza, która redukuje człowieka do wymiarów socjologicznej użyteczności. Jest to wiedza pełna prostej
prawdy o człowieku, a nade wszystko pełna miłości. Poddajcie się tej prostej miłującej wiedzy Dobrego
Pasterza. Przyjmijcie, że On zna każdego z was lepiej, niż każdy z was zna sam siebie. Zna dlatego,
ponieważ duszę swoją położył (por. J 15, 13).
Pozwólcie Mu się odnaleźć. Nieraz człowiek, młody człowiek, bywa zagubiony w sobie samym, w
otaczającym świecie, w całej sieci spraw ludzkich, które go oplątują. Pozwólcie się znaleźć Chrystusowi.
Niech wie o was wszystko i niech was prowadzi. To prawda, że — aby za Nim iść, podążać — trzeba
równocześnie od siebie samego wymagać, ale takie jest prawo przyjaźni. Jeśli mamy iść razem, musimy
pilnować drogi, po której idziemy. Jeśli poruszamy się w górach, trzeba przestrzegać znaków. Jeśli jesteśmy
na wspinaczce, nie wolno popuścić liny. Podobnie trzeba też zachowywać łączność z tym Boskim
Przyjacielem, któremu na imię Jezus Chrystus. I trzeba z Nim współpracować.
Wiele razy wam o tym mówiłem. Mówiłem obszerniej i bardziej szczegółowo niż tym razem. Pamiętajcie,
że to, co mówiłem i mówię, mówiłem i mówię z własnego również doświadczenia. Zawsze zdumiewałem
się nad tą przedziwną władzą, jaką ma Chrystus nad sercem człowieka — nie z żadnych innych racji i
motywów, nie dla jakiejkolwiek kariery czy pożytku — tylko jedynie dlatego, że miłuje i daje duszę swoją
za braci (por. J 15, 13).
4. Jesteście przyszłością świata, narodu, Kościoła. „Od was zależy jutrzejszy dzień”. Przyjmijcie w duchu
odpowiedzialności prostą prawdę, jaką zawierają w sobie słowa tej młodzieżowej piosenki. I nieraz proście
Chrystusa przez Jego Matkę, abyście sprostali.
Wy macie przenieść ku przyszłości to całe olbrzymie doświadczenie dziejów, któremu na imię „Polska”.
Jest to doświadczenie trudne. Chyba jedno z trudniejszych w świecie, w Europie, w Kościele. Tego trudu się
nie lękajcie. Lękajcie się tylko lekkomyślności i małoduszności. Z tego trudnego doświadczenia, które nosi
nazwę „Polska”, można wydobyć lepszą przyszłość, ale tylko pod warunkiem uczciwości, trzeźwości,
wiary, wolności ducha i siły przekonań.
Bądźcie konsekwentni w swojej wierze!
Bądźcie wierni Matce Pięknej Miłości. Zaufajcie Jej, kształtując waszą własną miłość, tworząc wasze młode
rodziny.
Niech Chrystus pozostanie dla was „drogą, prawdą i życiem”.
Apel Jasnogórski. Rozważanie wygłoszone do młodzieży Częstochowa, 18 czerwca 1983
1. W godzinie Apelu Jasnogórskiego staję, o Matko, przed Twoim umiłowanym Wizerunkiem, ażeby Cię
powitać.
Witam Cię jako pielgrzym ze stolicy świętego Piotra w Rzymie, a zarazem syn tej ziemi, pośród której od
sześciuset lat jesteś obecna w Twoim Jasnogórskim Wizerunku.
Przybywałem tutaj często wołaniem serca, w każdą środę przemawiałem do Ciebie wobec uczestników
audiencji generalnych na placu Świętego Piotra. Przeżywałem jubileusz sześćsetlecia wraz z wszystkimi
Twoimi czcicielami, wraz z całym moim narodem.
Dziś dane mi jest stanąć raz jeszcze na tym świętym miejscu i spojrzeć w Twoje jasnogórskie Oblicze.
Witam Cię jako pielgrzym. Witam Cię w godzinie wieczornego Apelu po Mszy świętej odprawionej przez
Prymasa Polski i duszpasterzy młodzieży. Witam Cię wraz z wszystkimi uczestnikami tego spotkania —
przede wszystkim wraz z polską młodzieżą.
Raduję się z tego, że jesteśmy tutaj razem wobec Matki naszego narodu. Raduję się, drodzy młodzi
przyjaciele, że razem z wami mogę Ją raz jeszcze pozdrowić słowami dzisiejszej wieczornej liturgii:
Błogosławiona jesteś, Córko, przez Boga Najwyższego spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi...
Tyś wielką chlubą naszego narodu!
2. Raduję się, że wespół z wami, młodzieży polska, będę mógł rozważyć zwięzłą, a jednakże bogatą treść
Apelu Jasnogórskiego, który stał się jakby szczególnym dziedzictwem tysiąclecia chrztu Polski.
Już w czasie przygotowania do tej wielkiej rocznicy: 1966, każdego dnia o godzinie 21 powtarzaliśmy,
śpiewając lub wypowiadając te słowa:
„Maryjo, Królowo Polski,
Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!”
Zwięzłe słowa. Wymowne. Zakorzeniły się w naszej pamięci i w naszym sercu. Rok milenijny minął — a
my nadal czujemy potrzebę, aby je powtarzać.
Cieszę się, że dane mi jest dzisiaj powitać Panią Jasnogórską, rozważając naprzód, a potem śpiewając Apel
Jasnogórski z polską młodzieżą.
3. Wypowiadając te słowa: „Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”, nie tylko
dajemy świadectwo duchowej obecności Bogarodzicy pośród pokoleń zamieszkujacych polską ziemię.
Te słowa świadczą o tym, że wierzymy w miłość, która nas stale ogarnia. Ta miłość zrodziła się u stóp
krzyża, kiedy Chrystus (jak to przypomniała dzisiejsza wieczorna Ewangelia) zawierzył Maryi swojego
ucznia Jana: „Oto syn Twój” (J 19, 26). Wierzymy, że w tym jednym człowieku zawierzył Jej każdego
człowieka. Równocześnie zaś w Jej Sercu obudził taką miłość, która jest macierzyńskim odzwierciedleniem
Jego własnej miłości odkupieńczej.
Wierzymy, że jesteśmy miłowani tą miłością, że jesteśmy nią ogarniani: miłością Boga, która się objawiła w
Odkupieniu — i miłością Chrystusa, który tego Odkupienia dopełnił przez Krzyż — i wreszcie miłością
Matki, która stała pod krzyżem i z Serca Syna przyjęła do swego Serca każdego człowieka.
Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to dlatego, że wierzymy w tę miłość. Wierzymy, że jest
ona od stuleci obecna wśród pokoleń zamieszkujących ziemię polską. Że jest szczególnie obecna w znaku
Jasnogórskiej Ikony.
Do tej miłości się odwołujemy. Świadomość tego, że jest taka miłość, że ma ona na ziemi polskiej swój
szczególny znak, że możemy do niej się odwołać — daje naszej całej chrześcijańskiej i ludzkiej egzystencji
jakiś podstawowy wymiar: jakąś pewność większą od wszystkich doświadczeń czy zawodów, jakie może
zgotować nam życie.
4. Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to nie tylko dlatego, aby do tej miłości (odkupieńczej
oraz macierzyńskiej) odwołać się — ale także, aby na tę miłość odpowiedzieć.
Słowa: „Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”, są bowiem zarazem wyznaniem miłości, którą pragniemy
odpowiedzieć na miłość, jaką jesteśmy odwiecznie miłowani.
Słowa te są zarazem wewnętrznym programem miłości. Określają one miłość nie wedle skali samego
uczucia — ale wedle wewnętrznej postawy, jaką ona stanowi. Miłość — to znaczy: być przy Osobie, którą
się miłuje (jestem przy Tobie), to znaczy zarazem: być przy miłości, jaką jestem miłowany. Miłować — to
znaczy dalej: pamiętać. Chodzić niejako z obrazem umiłowanej Osoby w oczach i w sercu. To znaczy
zarazem: rozważać tę miłość, jaką jestem miłowany, i coraz bardziej zgłębiać jej boską i ludzką wielkość.
Miłować — to wreszcie znaczy: czuwać. Pozwólcie, że ten ostatni rys miłości szczególnie rozwiniemy.
Jest rzeczą niesłychanie doniosłą, aby w młodości — w tym wieku, w którym budzą się nowe uczucia
miłości, uczucia decydujące nieraz o całym życiu — chodzić z takim dojrzałym wewnętrznym programem
miłości, właśnie takim, o jakim mówi Apel Jasnogórski.
Odpowiadając na miłość, którą jesteśmy odwiecznie umiłowani przez Ojca w Chrystusie, odpowiadając na
nią zarazem jako na miłość macierzyńską Bogarodzicy — sami uczymy się miłości.
Pani Jasnogórska jest nauczycielką pięknej miłości dla wszystkich. Jest to zaś szczególnie ważne dla was,
młodych. W was bowiem rozstrzyga się ów kształt miłości, jaką będzie miało całe wasze życie. A przez was
— życie ludzkie na ziemi polskiej. Życie małżeńskie, rodzinne, społeczne, patriotyczne — ale także: życie
kapłańskie, zakonne, misyjne. Każde życie określa się i wartościuje poprzez wewnętrzny kształt miłości.
Powiedz mi, jaka jest twoja miłość — a powiem ci, kim jesteś.
5. Czuwam! Jakże dobrze, iż w Apelu Jasnogórskim znalazło się to słowo. Posiada ono swój głęboki
rodowód ewangeliczny: Chrystus wiele razy mówił: „Czuwajcie!” (Mt 26, 41). Chyba też z Ewangelii
przeszło ono do tradycji ruchu harcerskiego.
W Apelu Jasnogórskim słowo „czuwam!” jest istotnym członem tej odpowiedzi, jaką pragniemy dawać na
miłość, którą jesteśmy ogarnięci w znaku Jasnogórskiej Ikony.
Odpowiedzią na tę miłość musi być właśnie to, że czuwam!
Co to znaczy: „czuwam”?
To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam.
Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się
poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można
pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym
ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się łatwo z
niego rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni.
Moi drodzy przyjaciele! Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji — zaporę tym
wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie.
Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią
nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły
kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. A więc:
czuwajcie!
Chrystus powiedział podczas modlitwy w Ogrójcu apostołom: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli
pokusie”.
6. Czuwam — to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku
własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam — to znaczy: miłość bliźniego — to znaczy:
podstawowa międzyludzka solidarność.
Wobec Matki Jasnogórskiej pragnę podziękować za wszystkie dowody tej solidarności, jakie dali moi
rodacy, w tym również młodzież polska, w trudnym okresie niedawnych miesięcy. Niełatwo mi tutaj
wymienić wszystkie formy tej troski, jaką otoczone były osoby internowanych, uwięzionych, zwalnianych z
pracy, a także ich rodziny. Wy wiecie o tym lepiej ode mnie. Do mnie także dochodziły sporadyczne, choć
częste wiadomości.
Niech to dobro, które wyzwoliło się w tylu miejscach, na tyle sposobów, nie ustaje na ziemi polskiej. Niech
stale potwierdza owo „czuwam” z Apelu Jasnogórskiego, które jest odpowiedzią na obecność Matki
Chrystusa w wielkiej rodzinie Polaków.
7. Czuwam — to znaczy także: czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na
imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich
kosztuje.
Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim
kosztem historii, że o wiele łatwiej są wolni, podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje.
Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie
stanowi wartość. Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości.
Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała. Natomiast czuwajmy przy wszystkim, co
stanowi autentyczne dziedzictwo pokoleń, starając się wzbogacić to dziedzictwo. Naród zaś jest przede
wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą! Bogaty każdym, który czuwa w imię
prawdy, ona bowiem nadaje kształt miłości.
8. Moi młodzi przyjaciele! Wobec naszej wspólnej Matki i Królowej serc, pragnę wam na koniec
powiedzieć, że wiem o waszych cierpieniach, o waszej trudnej młodości, o poczuciu krzywdy i poniżenia, o
jakże często odczuwanym braku perspektyw na przyszłość — może o pokusach ucieczki w jakiś inny świat.
Chociaż nie jestem wśród was na co dzień, jak bywało przez tyle lat dawniej — to przecież noszę w sercu
wielką troskę. Wielką, ogromną troskę. Jest to, moi drodzy, troska o was. Właśnie dlatego, że „od was
zależy jutrzejszy dzień”.
Modlę się za was codziennie.
Dobrze, że jesteśmy tutaj razem w godzinie Apelu Jasnogórskiego. Wśród doświadczeń obecnego czasu,
wśród próby, przez jaką przechodzi wasze pokolenie — ten Apel milenijny jest nadal programem.
W nim zawiera się jakaś podstawowa droga wyjścia. Bo wyjście w jakimkolwiek wymiarze:
ekonomicznym, społecznym, politycznym — musi być naprzód w człowieku. Człowiek nie może pozostać
bez wyjścia.
Matko Jasnogórska, która dana nam jesteś przez Opatrzność ku obronie narodu polskiego, przyjmij
dzisiejszego wieczoru ten Apel polskiej młodzieży wespół z papieżem-Polakiem i pomóż nam trwać w
nadziei! Amen.
Na zakończenie spotkania Jan Paweł II powiedział:
Moi drodzy!
Chcę teraz jeszcze, przynajmniej krótko, podziękować tym, którzy w imieniu całego wielkiego
zgromadzenia młodzieży przynieśli mi dary.
Dziękuję młodzieży akademickiej, pozdrawiam ją serdecznie na wszystkich uczelniach całej Polski, we
wszystkich duszpasterstwach akademickich, i błogosławię jej pracom i egzaminom. Od razu tutaj dołączę
maturzystów, przed którymi stoi teraz wysoki próg — ja sam nie wiem, jak go przeskoczycie... — w tym
ważnym momencie przejścia na wyższe studia czy też na dalszą drogę życia. Pozdrawiam również młodzież
pracującą i rolniczą, i robotniczą, z różnych stron Polski. Pozdrawiam i błogosławię młodzież duchowną
męską oraz młodzież zakonną żeńską. Pragnę serdecznie pozdrowić i błogosławić, zwłaszcza na
nadchodzące turnusy, młodzież ruchu „Światło-Życie”, dalej — młodzież ze wspólnot
neokatechumenalnych. Z wielką radością przyjąłem dar złożony przez nią.
Jeszcze wracam do młodzieży harcerskiej. Serdecznie was pozdrawiam i błogosławię na waszej drodze w
oparciu o te przyrzeczenia harcerskie i o najlepsze tradycje waszego ruchu. Czuwaj!
Wreszcie pragnę pozdrowić całą młodzież szkolną przedmaturalną oraz wszystkie inne ruchy czy też
środowiska, wspólnoty i osoby, które się nie ujawniły przez złożenie darów, ale które są obecne w tej naszej
wielkiej wspólnocie.
Jest jeszcze jedna grupa, której się należy szczególne pozdrowienie i błogosławieństwo, a która cichutko
siedzi: to jest mianowicie grupa duszpasterzy młodzieżowych. A ponieważ ja też kiedyś takim byłem, więc
się do nich najserdeczniej przyznaję i życzę im błogosławieństwa Bożego na tej drodze wspaniałego
powołania kapłańskiego. Niech Bóg błogosławi duszpasterzom akademickim i młodzieżowym całej Polski.
A teraz, moi drodzy przyjaciele, w imieniu was, tak licznie zgromadzonych, zwracam się z prośbą do
wszystkich tutaj obecnych kardynałów i biskupów polskich, a także gości zagranicznych, ażeby wspólnie ze
mną udzielili wam zgromadzonym i całej młodzieży polskiej błogosławieństwa wieczornego,
błogosławieństwa biskupiego w imię Trójcy Przenajświętszej za pośrednictwem Pani Jasnogórskiej.
Moi drodzy, jest to — można powiedzieć — nasza wigilia przed jutrzejszą uroczystością. Bardzo pragnąłem
przybyć na Jasną Górę w tym jubileuszowym Roku Jasnogórskim — i to się spełnia. Jestem na Jasnej
Górze! Jutro będę sprawował wraz z moimi braćmi w biskupstwie i kapłaństwie ten dziękczynny hymn
sześćsetlecia obecności Pani Jasnogórskiej w Jej tak przez nas umiłowanym Wizerunku. To jest nasza
wigilia, nasza młodzieżowa wigilia. Bardzo was proszę, ażeby nastrój wigilii trwał w waszych sercach,
żebyście, rozchodząc się stąd, zanieśli w swoich sercach pokój, łaskę, skupienie, żebyście czuwali!
Na koniec Papież pobłogosławił krzyże przyniesione przez młodzież. Powiedział przy tym:
Niech w tym krzyżu będzie wasza mądrość i wasza siła przez Maryję Jasnogórską.
Słowo do młodzieży zgromadzonej przed siedzibą arcybiskupa
- Kraków, 10 czerwca 1987
„Weź nas z sobą”. Oczywiście, nie mam dla was biletu lotniczego ani żadnego innego, ale od początku, od
78 roku was z sobą zabrałem i bardzo was z sobą tam mam. I nie ma tam dnia, żebyście nie byli ze mną.
Zresztą tak się młodzi na całym świecie przyzwyczaili — prawdopodobnie wyście ich tak napuścili, że
gdzie papież przyjedzie, tam pierwsi pchają się do niego. Ja się z tego bardzo cieszę, i jest to jakiś dalszy
ciąg tego „weź nas z sobą”. Gdybym nie nauczył się być z wami — dawniej, ale tego się nie da zapomnieć
— gdybym nie nauczył się, co to znaczy być młodym, jakie to piękne i jakie to trudne, to prawdopodobnie
bym nie potrafił i nie ciągnęliby mnie tak wszędzie za sutannę: „chodź, zostań z nami”. Ja się tego tutaj
nauczyłem, w Polsce się tego nauczyłem od was. Nie od was, bo wyście mieli wtedy za mało lat, ale od
takich, jak wy, od waszych wtedy rówieśników, którzy już dzisiaj nie są młodzieżą, tak jak wy nią jesteście.
Więc nauczyłem się od młodych problematyki tej młodości, która jest wielkim darem Bożym, która jest
piękna i trudna — może właśnie dlatego jest piękna, że jest trudna — młodości, od której nie można uciec,
bo wchodzi w życie człowieka siłą faktu w odpowiednim czasie. Można tylko ją rozegrać, jest z nią tak jak z
tymi talentami w Ewangelii. Choć właściwie to się jej nie da zakopać w ziemi, ona nie może być zakopana,
ona się rozwija. Można tylko ją rozegrać dobrze albo źle. I to wszystko jedno, gdzie byśmy się znaleźli. Nie
myślcie, że tu jest najtrudniej. Jest trudno także i tam. Problemy młodzieży są wszędzie bardzo podobne i
wszędzie trzeba szukać na nie mniej więcej takiej samej odpowiedzi. Ta odpowiedź jest w nas. Na tym
zresztą polega urok młodości.
Urok młodości to jest odkrycie świata wewnętrznego, mojego wewnętrznego „ja”. To wewnętrzne „ja” jest
bardzo bogate, bogate w możliwości w jednym i w drugim kierunku, w kierunku dobra i w kierunku zła. W
jednym i w drugim kierunku. I w tym miejscu znajduje się rozwiązanie na całe życie. Oczywiście, że do
tego rozwiązania należą jeszcze tak zwane warunki zewnętrzne, które są nieodzowne, które się muszą
znaleźć. Jeżeli społeczeństwo myśli o swojej przyszłości, to musi myśleć o warunkach życia dla swojej
młodzieży. Ja tu nie chcę nikogo pouczać, ale to jest w hierarchii spraw jeżeli nie punkt pierwszy, to jeden z
pierwszych. Warunki życia dla młodzieży, warunki życia, warunki rozwoju. Równocześnie to jeszcze nie
jest wszystko, bo mogą być najlepsze warunki i nic z tego nie wychodzi. Nawet czasem jest tak, że jak są za
dobre warunki, to one więcej przeszkadzają, aniżeli pomagają. Warunki muszą być tak w sam raz, żeby
człowiek mógł się rozwijać. Ale żeby musiał wkładać w to wszystko siebie, żeby mógł i musiał
równocześnie. Kiedy mówię: „mógł”, to znaczy żeby miał warunki; kiedy mówię: „musiał”, to mam na
myśli powinność wewnętrzną.
Młody człowiek powinien mieć od zewnątrz te warunki, które by wyzwalały w nim powinność stawania się,
powinność rozwijania się, postępu — to znaczy perspektywę. Tę perspektywę stwarzają równocześnie
warunki i ja sam. I czasem ja muszę być nawet silniejszy od warunków. Ja nie wiem, czy to właśnie nie jest
dzisiaj problemem naczelnym młodzieży w ogóle, nie tylko tu. Młody człowiek musi być silniejszy od
warunków, bo warunki niesprzyjające są także na przykład i we Włoszech. Gdziekolwiek się pojawię we
Włoszech, z jakimkolwiek środowiskiem rozmawiam, wszędzie powtarza się sprawa braku pracy dla
młodych ludzi, bezrobocia młodzieży. Więc istnieje problem podobny i istnieją problemy podobne w
różnych stronach świata, w różnych, powiedzmy, strefach globu.
I wracamy teraz do tego, w jaki sposób człowiek, zwłaszcza młody, musi być silniejszy od warunków?
Żadne warunki nie potrafią go wytrącić, on potrafi się przez te warunki przebić, jak to napisał jeden ze
znakomitych duszpasterzy akademickich w Polsce, który był tutaj w Krakowie, u dominikanów, o. Tomasz
Pawłowski. Napisał: „Siła przebicia”. Wiem, że ta „siła przebicia” bywa czasem rozumiana jako,
powiedzmy, talent kombinowania, ale jest taka siła przebicia, która tkwi w człowieku i wynika z jego
wartości, i wobec której wszyscy muszą zamilknąć. Jest taka siła, taka siła przebicia! i ja myślę, że już —
ogólnie biorąc — jest klimat po temu, żeby ta siła przebicia, ten rodzaj siły przebicia przynosił skutki.
Powiem jeszcze więcej, w tym rodzaju siły przebicia każdy z was musi być twórczy i musicie być wszyscy
razem solidarni!
Nawiązuję do tego, co mnie tutaj, do Polski sprowadziło. Zostałem zaproszony na Kongres Eucharystyczny.
Ten Kongres Eucharystyczny odbywa się w całej Polsce. Wędruję z miasta do miasta, spotykam wielkie
rzesze. Tak było w Lublinie, tak było dzisiaj w Tarnowie. Jutro jadę na północ. Wielkie spotkania. Wszyscy
rozważamy tajemnicę Eucharystii, koncentrując się na tych słowach, które zapisał ewangelista św. Jan o
Panu Jezusie, że „umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował”. Powiedziałbym — ażeby nawiązać do
tego, co mówiłem poprzednio — że właśnie przez tę miłość i przez ten sakrament, który tę miłość wyraża,
Chrystus daje nam od wewnątrz najpotężniejszy środek tej „siły przebicia”, która tak bardzo potrzebna jest
młodym, żeby się przedwcześnie nie wycofać, nie uciec, nie załamać, żeby nie zagubić perspektywy. Nie
można żyć bez perspektywy!
W czasie tych rozważań, homilii na szlaku Kongresu Eucharystycznego, w różny sposób formułują mi się
jak gdyby definicje Eucharystii. Nie są to definicje doktrynalne, ale pastoralne. Ja bym powiedział, że jest to
także „sakrament siły przebicia”. I to przede wszystkim wam bym powiedział. Nie jest to stwierdzenie
abstrakcyjne, ale ma ono swoje pokrycie w doświadczeniu całych pokoleń. Również tu, na tej ziemi.
Również w doświadczeniu tego pokolenia, do którego ja należałem, kiedy byłem młody, trzy pokolenia
wstecz. W doświadczeniu tego pokolenia to się znajdowało w samym centrum. Jeżeli patrzę na moją
młodość, na tę młodość lat okupacji — straszliwych lat, to był koszmar — widzę, że źródłem „siły
przebicia” była właśnie Eucharystia. I nie tylko dla mnie, dla wielu, a chyba najbardziej dla tych, którym
najtrudniej przyszło przebijać się. Coraz więcej wychodzi książek o różnych obozach, o różnych
najstraszliwszych doświadczeniach wcześniejszego pokolenia naszego narodu. Ten sakrament był jego siłą.
Więc i teraz też jest „siłą przebicia” w warunkach, w których się znajdujecie. Jest źródłem siły. Jeżeli coś
bym wam chciał powiedzieć przez to okno, z tej witryny, to myślę, że to jest najważniejsze.
Nie jest to kazanie, jest to gawęda, bo jesteśmy w takiej sytuacji gawędziarskiej. Nie jest to przygotowane,
jest to w jakiś sposób improwizowane, ale improwizowane jest zawsze najbardziej przygotowane, bo to się
improwizuje, co się nosi najgłębiej w sobie, co ma najgłębsze pokrycie doświadczalne. A więc życzę wam
przy tym spotkaniu Anno Domini 1987 — dziewiąty rok, jak już stąd wybyłem — tej właśnie „siły
przebicia”.
Nie ma takiego pokolenia chrześcijan, takiego pokolenia ludzkości, z którym Chrystus nie dzieliłby się sobą.
Ostatecznie chodzi o to, żeby człowiek nie zagubił ludzkiego wymiaru swojego życia. Właśnie Chrystus
daje mu ten ludzki wymiar swojego życia, jako Syn Boży. To jest niesłychana solidarność z człowiekiem.
Wy się zastanawiajcie nad tym sakramentem.
Od tego jest ten Kongres. Nie tylko, żeby papież przyjechał, przejechał, żebyście pokrzyczeli, pośpiewali —
bardzo dobrze, zwłaszcza jak są piękne piosenki — ale także, byście się dobrze nad tym wszystkim
zastanowili, co to wszystko znaczy, co znaczy ta solidarność Boga z człowiekiem jako początek wszelkiej
solidarności człowieka z człowiekiem. Jako początek wszelkiej solidarności ludzkiej. Solidarność Boga z
człowiekiem sięgająca do tego, że daje siebie. To jest szczyt tego, co można dać człowiekowi, szczyt
obdarowania. Równocześnie szczyt zobowiązania, ponieważ bardzo niedobre są dary, które nie
zobowiązują. To jest bardzo niebezpieczne, także i w praktyce społecznej. Bardzo niebezpieczny jest sposób
kupowania sobie człowieka darami. Nie, nie Chrystus — nic z tego! Nic z tego!
Pamiętam, że kiedy byłem młody, tak jak wy, i czytałem Ewangelię, to dla mnie najsilniejszym argumentem
za prawdziwością tego, co czytam, było to, że tam nie ma żadnej taniej obietnicy. Mówił swoim uczniom
prawdę zupełnie surową: nie spodziewajcie się, żadne królestwo z tego świata, żadne siedzenie po prawicy i
po lewicy w znaczeniu urzędów tego przyszłego, mesjańskiego Króla. Mesjański Król pójdzie na krzyż i
tam się sprawdzi. Potem zmartwychwstanie da wam siłę, da wam moc Ducha Świętego, że potraficie przed
światem dawać świadectwo temu Ukrzyżowanemu. Ale żadnej taniej obietnicy. Na świecie ucisk mieć
będziecie. Mnie to bardzo przekonywało, ponieważ normalnie ludzie starają się pociągać innych
obietnicami. Obietnicami, karierą, korzyściami: co ci z tego przyjdzie, będziesz miał z tego to a to, a tamto...
No rzeczywiście, można tak pójść. Chrystus — nic z tego. To jest największy dar. To jest nieskończony dar
— Eucharystia, Chrystus. Jednocześnie jest to dar najgłębiej zobowiązujący i na tym polega jego siła
kreatywna, przez to on buduje człowieka, buduje człowieczeństwo nasze, przez co nam daje tę siłę
przebicia. Bo tak jest skonstruowany człowiek. Człowiek jest mocny, mocny świadomością celów,
świadomością zadań, świadomością powinności, a także i świadomością tego, że jest miłowany. Dlatego
żebym się mógł przebić, muszę mieć pewność, że jestem miłowany.
Eucharystia to jest przede wszystkim ta świadomość: jestem miłowany, ja jestem miłowany. Ja, taki jaki
jestem. Każdy w swoim najbardziej indywidualnym człowieczeństwie. Miłuje mnie, „umiłował mnie i
wydał samego siebie” — jak napisał św. Paweł. Umiłował mnie, Pawła. A on wiedział, jakie miał długi w
stosunku do Tego, który go umiłował. Każdy z nas może to o sobie powtórzyć, każdy z nas się może w
podobny sposób rozliczyć, mówiąc: „umiłował mnie”. Powiedziałbym, że ta „siła przebicia”, która tak
bardzo jest wam potrzebna, zaczyna się od tej świadomości, że mnie umiłował. Jeżeli mnie ktoś miłuje,
jestem silny.
Bardzo wielkim niebezpieczeństwem, o którym słyszę — nie wiem, czy tak jest — jest to, że ludzie się jak
gdyby mniej miłują w Polsce, że coraz bardziej dochodzą do głosu egoizmy, przeciwieństwa. Ludzie się nie
znoszą, ludzie się zwalczają. To jest zły posiew. To nie jest Eucharystia, to nie jest od Chrystusa. I to trzeba
przeobrazić.
Myślę, że ten Kongres jest między innymi, może nawet przede wszystkim po to, ażeby ten podstawowy
klimat, podłoże naszego życia wspólnotowego przetworzyć. Musi w świadomości wszystkich nas stanąć na
pierwszym miejscu to, że jest Ktoś, kto miłuje bezwzględnie. Nigdy się z tej miłości nie wycofuje. Choćbym
ja był najgorszy, choćbym ja Go zawodził, choćbym ja Go zdradzał, tak jak Go zdradził nawet i ten Piotr,
którego jestem następcą, On nie zawodzi. Można na Jego miłość zawsze liczyć.
Tak więc wam trochę powiedziałem o sprawach, które mi przychodzą na myśl, kiedy słyszę, jak do mnie
krzyczycie, żebym wam coś mówił, żebym z wami rozmawiał. Tak więc jesteście jeszcze jednym
pokoleniem Polaków, które znowu stawia sobie sprawę wolności. I ja myślę, że to jest dobrze. Nawet kiedyś
o tym napisałem.
Napisałem mianowicie takie zdanie, że wolności nigdy nie można posiadać. Jest bardzo niebezpiecznie ją
posiadać. Wolność trzeba stale zdobywać. Wolność jest właściwością człowieka, Bóg go stworzył wolnym.
Stworzył go wolnym, dał mu wolną wolę bez względu na konsekwencje. Człowiek źle użył wolności, którą
Bóg mu dał, ale Bóg stworzył go wolnym i absolutnie nie wycofa się z tego. Zapłacił za swój dar, zapłacił
sam za swój dar. To, czym my teraz żyjemy przez Kongres Eucharystyczny, Eucharystia, wciąż nam
przecież o tym przypomina, jak Bóg zapłacił za swój dar, dar wolności dany człowiekowi. Ale daru nie
cofnął i nie cofnie. Więc wolność jest wymiarem bytu człowieka, wymiarem bytu osobowego i wymiarem
bytu wspólnotowego. Myślę, że całe dzisiejsze pokolenie Polaków, wszyscy, którzy do niego należą,
wszyscy, bez wyjątku, muszą sobie postawić ten problem. Nie można od niego uciekać, nie można uważać,
że jest on załatwiony. Trzeba sobie stawiać ten problem uczciwie. Bóg człowieka uczynił wolnym nie dla
swawoli, to też prawda.
Myśmy kiedyś w przeszłości, my Polacy, nasi praojcowie, zawinili, zawinili wobec wolności. Nazywaliśmy
to „złotą wolnością”, a okazała się zmurszałą! Ale na pewno to pokolenie, które już przeszło, które ma za
sobą wiek dziewiętnasty i weszło w wiek dwudziesty, które przeżyło początek niepodległości nowej,
pokolenie przy końcu tego stulecia musi sobie na nowo stawiać sprawę wolności. I to jest zadanie, przed
którym się nikt nie może cofnąć. Wszyscy są do tego zobowiązani przez sam fakt, że należą do tej
wspólnoty, do tego narodu. I jest tutaj potrzebny bardzo aktywny udział Kościoła, bo Kościół ma w tej
dziedzinie szczególne doświadczenie. Ma szczególną świadomość tego, co to jest wolność.
Wolność jest darem Bożym. To się nawet nie redukuje do jakichś ludzkich ustaleń. Człowiek może ustalać
tylko w obrębie tego, co już jest jakoś zadane w porządku przez człowieka zastanym, porządku stworzonym
przez Boga. Więc Kościół jest ekspertem od wolności, tak jak jest ekspertem od grzechu. Bo te rzeczy idą
razem z sobą: wolność i grzech. Bóg zaryzykował — ośmielę się powiedzieć — zaryzykował wolność w
stosunku do swoich stworzeń, w stosunku do ludzi tu na ziemi, zapłacił za to i to potwierdziło wymiar
wolności człowieka w niesamowity sposób, właśnie to, że Bóg za wolność nadużytą przez człowieka
zapłacił. To właśnie znaczy: „Do końca umiłował”.
Myślę, że Kongres Eucharystyczny to jest także jakieś wyzwanie, które stawia sobie Kościół w Polsce,
ażeby ten problem wolności — co to znaczy, że my jesteśmy wolni, jak my mamy być wolni, jak my
chcemy i jak my mamy być wolni — postawiło sobie to pokolenie i wszyscy, którzy do niego należą i są
zobowiązani w tym uczestniczyć. Nikt się nie może z tego wyłączać! Nie może powiedzieć, ja już mam na
to receptę, ja już panuję nad sytuacją. To nie rozwiązuje jeszcze sprawy, ponieważ wspólnota, jaką jest
naród, składa się z ludzi i każdy z nich ma swoją świadomość wolności i każdy z nich musi swoją
świadomość wolności podjąć, i każdy z nich tę swoją świadomość wolności musi określić zarówno od
strony tego, co ma, jak też i od strony tego, co mu jest zadane. W każdym razie inaczej nie może być
zdrowego społeczeństwa. Nie może być zdrowego społeczeństwa, jeżeli w nim sprawa wolności, wolności
osobowej, wolności wspólnotowej, wolności narodowej nie jest rozwiązana do końca, uczciwie, z pełnym
poczuciem odpowiedzialności.
Wystarczy na dzisiaj, na tę gawędę. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Pobłogosławię was na
dobranoc...
Homilia w czasie liturgii słowa skierowana do młodzieży zgromadzonej na Westerplatte
- Gdańsk, 12 czerwca 1987
1. Wam, którzy jesteście dziś zgromadzeni tu, na Westerplatte, wam, młode pokolenie ludzi polskiego
morza i Pomorza, i wam, młodym na całej ojczystej ziemi, przekazuję pozdrowienie Chrystusowego
Kościoła i pocałunek pokoju.
Przekazuję to pozdrowienie w imieniu wszystkich waszych rówieśnic i rówieśników z różnych krajów i
kontynentów, które dane mi jest odwiedzać, spełniając posługę Piotrową, związaną w Kościele z rzymską
stolicą biskupią.
W szczególności pozdrowienie młodzieży zgromadzonej w tegoroczną Niedzielę Palmową w Buenos Aires
— zgromadzonej, ażeby świętować Dzień Młodzieży wraz z Chrystusem ukrzyżowanym i
zmartwychwstałym.
Ten „Dzień” to owoc wielu pielgrzymek, które właśnie w Niedzielę Palmową zwykły spotykać się z
papieżem na placu św. Piotra w Rzymie. W szczególności zaś owoc naszego uczestnictwa w Roku
Młodzieży ogłoszonym przez Organizację Narodów Zjednoczonych w roku 1985.
Dzisiaj spotykamy się tutaj, w waszej młodzieżowej wspólnocie z Gdańska, Gdyni, Sopotu — z Trójmiasta i
Pomorza, w której uczestniczą również przedstawiciele młodzieży z całej Polski, zwłaszcza ze środowisk
akademickich; spotykamy się w poczuciu jedności z wszystkimi na świecie młodymi, którzy idą ku
przyszłości — i ku tej przyszłości szukają dróg wśród obaw, ale i także wśród nadziei — jak o tym mówi
soborowa Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym.
Wszyscy pragną świata bardziej ludzkiego, w którym każdy mógłby znaleźć miejsce odpowiadające jego
powołaniu. W którym każdy mógłby być podmiotem swego losu, a równocześnie współuczestnikiem
wspólnej podmiotowości wszystkich członków swego społeczeństwa. Współtwórcą domu przyszłości, który
wszyscy razem muszą budować, świadomi swych obowiązków, ale także swoich niezbywalnych ludzkich
praw.
2. W ciągu światowego Roku Młodzieży pochyliliśmy się wspólnie z młodymi całego Kościoła nad tym
właśnie tekstem Ewangelii, który dziś został tutaj odczytany. List do młodych, który w tymże samym roku
skierowałem do wszystkich — oczywiście, także do młodzieży polskiej — był właściwie obszerną analizą
spotkania i rozmowy Chrystusa z młodzieńcem.
I dzisiaj również do tego listu się odwołuję. Równocześnie zaś, biorąc pod uwagę szczególne okoliczności
naszego spotkania na Westerplatte, podejmuję — wspólnie z wami — raz jeszcze analizę tego
ewangelicznego spotkania i tej rozmowy.
Młody człowiek pyta Chrystusa: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10, 17). W
odpowiedzi Ten, którego młodzieniec nazwał „nauczycielem dobrym” (por. tamże), wskazuje mu na
przykazania Boże. „Znasz przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czyli
bądź prawdomówny, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę” (Mk 10, 19).
Przykazania Boże. Dekalog. Znamy je dobrze. Umiemy na pamięć — i często powtarzamy. Przemawiają
one do każdego człowieka bezpośrednią oczywistością prawdy w nich zawartej. Przykazania te nadał Bóg
ludowi Starego Przymierza za pośrednictwem Mojżesza, ale równocześnie nawet i bez tego nadania są one
wypisane „w sercu” człowieka. Nadanie tych przykazań ze strony Boga jest poniekąd potwierdzeniem ich
obecności w świadomości moralnej człowieka. Zarazem wzmocnieniem mocy ich zobowiązywania w
sumieniu każdego.
3. W ten sposób znajdujemy się w samym centrum sprawy, której na imię: człowiek. Człowiek: każdy i
każda z was.
Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie
każdy człowiek jest zadany samemu sobie. Każde z tych przykazań, które wymienia z przekonaniem młody
rozmówca Chrystusa, każda zasada moralności, jest szczególnym punktem, od którego rozchodzą się drogi
ludzkiego postępowania, a przede wszystkim drogi sumień. Człowiek idzie za prawdą tutaj wyrażoną, którą
równocześnie dyktuje mu sumienie, albo też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się
istotny dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże przykazanie, człowiek wybiera
pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym wypadku — rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma
być. W drugim wypadku — człowiek się degraduje. Grzech pomniejsza człowieka.
Czy tak nie jest? Rozejrzyjcie się wokoło! Popatrzcie po środowiskach bliższych i dalszych! Czy tak nie
jest?
4. Mówi się słusznie o prawach człowieka. Podkreśla się, zwłaszcza w naszej epoce, znaczenie tych praw.
Nie można jednakże zapomnieć, że prawa człowieka są po to, ażeby każdy miał przestrzeń potrzebną do
spełniania swoich zadań i powinności. Ażeby w ten sposób mógł się rozwijać. Mógł stawać się bardziej
człowiekiem.
Prawa człowieka muszą być podstawą tej moralnej mocy, którą człowiek osiąga przez wierność prawdzie i
powinności. Przez wierność prawemu sumieniu. Owszem, przez wierność Bożym przykazaniom, tak jak o
tym mowa w rozmowie Chrystusa z młodzieńcem.
Chodzi bowiem o wartości trwałe i niezmienne. Młodzieniec ewangeliczny jest świadom tego, że
zachowanie przykazań Bożych jest drogą do „życia wiecznego”. Tak. Człowiek żyje w tej perspektywie. I ta
perspektywa: życia wiecznego, spotkania z Bogiem, który jest moim Stwórcą, Ojcem i Sędzią — stanowi
źródło moralnej mocy człowieka.
Czego mogę życzyć wam, młodym na ziemi ojczystej, którzy wzrastacie w trudnych nieraz warunkach
materialnych, czasem wręcz z jakimś poczuciem beznadziei? Czego mogę wam życzyć?
Myślę, że w tym punkcie z pewnością się nie mylimy, odczytując tekst ewangeliczny. Ta perspektywa, którą
ugruntowują w nas słowa Chrystusa, jest dla człowieka, od młodości, źródłem moralnej mocy. Chłopiec,
dziewczyna, którzy nauczą się obcować z Bogiem na gruncie wewnętrznej prawdy swego sumienia, są
mocni. Mogą stawić czoło przeróżnym sytuacjom, nawet bardzo trudnym.
5. Zagrożeniem jest klimat relatywizmu. Zagrożeniem jest rozchwianie zasad i prawd, na których buduje się
godność i rozwój człowieka. Zagrożeniem jest sączenie opinii i poglądów, które temu rozchwianiu służą.
Aktualne są tu słowa kardynała Newmana, że potrzeba „ludzi, którzy znają swoją religię i którzy ją
zgłębiają; którzy dokładnie wiedzą, jaka jest ich pozycja; którzy są świadomi tego, w co wierzą, a w co nie;
którzy tak dobrze znają swoje Credo, że potrafią z niego zdać sprawę; którzy do tego stopnia poznali
historię, że umieją jej bronić” (John Henry Newman, On Consulting the Faithful in Matters of Doctrine).
Młodzieniec z Ewangelii miał bardzo jasny pogląd na zasady, wedle których winno się budować ludzkie
życie. A jednak i on w pewnym momencie nie zdołał przekroczyć progu swoich uwarunkowań. Kiedy
Chrystus, zwracając się do niego z miłością, powiedział: „pójdź za Mną” (por. Mk 10, 21) — nie poszedł.
Nie poszedł, ponieważ „miał majętności wiele” (por. Mk 10, 22). Pragnienie, aby zachować to wszystko, co
miał, przeszkodziło mu. Pragnienie, ażeby „mieć”, ażeby „więcej mieć”, przeszkodziło mu w tym, aby
„bardziej być”.
Droga bowiem, jaką wskazywał Chrystus, do tego prowadziła: ażeby „bardziej być”! Zawsze do tego
prowadzą wskazania Ewangelii. W każdym bez wyjątku zawodzie czy powołaniu — wezwanie Chrystusa
do tego prowadzi.
Wasze powołania i zawody są różne. Musicie dobrze rozważyć, w jakim stosunku — na każdej z tych dróg
— pozostaje „bardziej być” do „więcej mieć”. Ale nigdy samo „więcej mieć” nie może zwyciężyć. Bo
wtedy człowiek może przegrać rzecz najcenniejszą: swoje człowieczeństwo, swoje sumienie, swoją
godność. To wszystko, co stanowi też perspektywę „życia wiecznego”.
„Życie wieczne” — to królestwo Boże. Przykazania Boże do niego stanowią drogę. Ale... czyż nie jest
prawdą, że zależy od nich równocześnie to, co tu na ziemi można nazwać „królestwem człowieka”? Czyż
może być życie na jakimkolwiek miejscu ziemi „królestwem człowieka”, jeśli się odrzuci te przykazania:
nie zabijaj, nie cudzołóż, nie mów fałszywego świadectwa, czcij ojca i matkę swoją, będziesz miłował
bliźniego twego?
6. Młody rozmówca Chrystusa „odszedł” i „odszedł smutny” (por. Mk 10, 22). Dlaczego smutny? Może
zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele traci.
Istotnie. Tracił ogromnie wiele. Gdyby został z Chrystusem, tak jak apostołowie, byłby się doczekał dnia
jerozolimskiej Paschy. Byłby się doczekał krzyża na Golgocie, ale potem i zmartwychwstania. I zstąpienia
Ducha Świętego. Byłby się doczekał tej przedziwnej przemiany, jakiej w dniu Pięćdziesiątnicy dostąpili
apostołowie. Stali się nowymi ludźmi. Osiągnęli wewnętrzną moc prawdy i miłości.
Gdyby został przy Chrystusie ów młody człowiek, byłby się przekonał o tym, że On — Nauczyciel i Mistrz
— „umiłowawszy swoich... do końca ich umiłował” (J 13, 1). I właśnie przez tę miłość „do końca” „dał im
moc, aby się stali synami Bożymi” (por. J 1, 12). Oni — ludzie. Zwyczajni, słabi ludzie.
Właśnie dlatego Kościół w Polsce w ciągu tych dni Eucharystycznego Kongresu skupia się na tej
Chrystusowej miłości „do końca”, aby odkryć źródło tej samej duchowej mocy wobec wszystkich synów i
córek tej doświadczonej polskiej ziemi. Aby odkryć tę moc w szczególności i dla was: młodych.
7. Ta moc ducha, moc sumień i serc, moc łaski i charakterów, jest szczególnie nieodzowna w tym waszym
pokoleniu.
Ta moc jest potrzebna, aby nie ulec pokusie rezygnacji, obojętności, zwątpienia czy wewnętrznej, jak to się
mówi, emigracji; pokusie wielorakiej ucieczki od świata, od społeczeństwa, od życia, także ucieczki w
znaczeniu dosłownym — opuszczania Ojczyzny; pokusie beznadziejności, która prowadzi do
samozniszczenia własnej osobowości, własnego człowieczeństwa poprzez alkoholizm, narkomanię,
nadużycia seksualne, szukanie doznań, wyżywanie się w sektach czy innych związkach, które są tak obce
kulturze, tradycji i duchowi naszego narodu.
Ta moc jest potrzebna, ażeby umieć samemu docierać do źródeł poznania prawdziwej nauki Chrystusa i
Kościoła, zwłaszcza wtedy, gdy na różne sposoby usiłuje się was przekonać, że to, co „naukowe” i
„postępowe” zaprzecza Ewangelii, gdy ofiarowuje się wam wyzwolenie i zbawienie bez Boga, czy nawet
wbrew Bogu.
Ta moc jest potrzebna, by żyć we wspólnocie Kościoła, współtworzyć środowiska oparte na akceptacji
Chrystusa-Prawdy, by dzielić się ze wspólnotą swoim bogactwem, a także swoimi poszukiwaniami. Tyle
jest serc, tyle jest serc, które czekają na Ewangelię.
Ta moc potrzebna jest, by żyć na co dzień odważnie, także w sytuacji obiektywnie trudnej, aby dochować
wierności sumieniu w studiach, w pracy zawodowej, by nie ulec modnemu dziś konformizmowi, by nie
milczeć, gdy drugiemu dzieje się krzywda, ale mieć odwagę wyrażenia słusznego sprzeciwu i podjęcia
obrony. „Więcej być”. Dzisiejsze „więcej być” młodego człowieka to odwaga trwania pełnego inicjatywy
— nie możecie z tego zrezygnować, od tego zależy przyszłość każdego i wszystkich — trwania pulsującego
świadectwa wiary i nadziei. „Więcej być” to na pewno nie ucieczka od trudnej sytuacji.
Ta moc napełni twoje serce tym życiodajnym napojem. Ta moc potrzebna jest, by żyć autentycznym życiem
wiary, życiem sakramentalnym, które odnawia się zwłaszcza w sakramencie pokuty i wyraża się przez
Eucharystię.
Ta moc potrzebna jest, by apostołować w swoim otoczeniu radością i nadzieją mimo wszystko, by dawać
siebie innym w pracy, w rodzinie, w szkole czy na uczelni, we wspólnocie parafialnej, w środowisku i
wszędzie — na miarę swoich możliwości.
Ta moc, która płynie z Chrystusa, która zawiera się w Ewangelii, jest potrzebna, aby od siebie wymagać, by
postępowaniem waszym nie kierowała chęć zaspokojenia własnych pragnień za wszelką cenę, ale poczucie
powinności: spełniam to, co jest słuszne, co jest moim powołaniem, co jest moim zadaniem. Powiedziałem
przed czterema laty na Jasnej Górze: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”
(18 VI 1983 r.). Wbrew wszystkim mirażom ułatwionego życia musicie od siebie wymagać. To znaczy
właśnie „więcej być”.
Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna — to jest nasze „być” i nasze
„mieć”. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego „być” i „mieć” zależała od nas.
Każde pokolenie Polaków, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej, przez całe
tysiąclecie, stawało przed tym samym problemem, można go nazwać problemem pracy nad sobą, i — trzeba
powiedzieć — jeżeli nie wszyscy, to w każdym razie bardzo wielu nie uciekało od odpowiedzi na wyzwanie
swoich czasów. Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna. Chrześcijanin jest człowiekiem
nadziei. To nas wyróżnia, począwszy od tego patriarchy, którego nazywa św. Paweł „ojcem naszej wiary”:
uwierzył wbrew nadziei; to nas wyróżnia poprzez Bogarodzicę, o której Elżbieta przy nawiedzeniu
powiedziała: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła”, po ludzku, wbrew nadziei, uwierzyła, że się stanie,
bo w dziejach człowieka działa Bóg. Powiedział Chrystus: „Ojciec mój dotąd działa i Ja działam”. I to
miejsce jest także świadkiem wielkiego działania Boga przez ludzi.
8. Wiemy, że tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku, grupa młodych Polaków,
żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując
nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską.
Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż przemawiał, ażeby
stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i pokoleń Polaków.
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań,
które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek,
powinność, od której nie można się uchylić. Nie można „zdezerterować”.
Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba „utrzymać” i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w
sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Biskup Kozal, męczennik z Dachau, powiedział: „Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u
ludzi. Wątpiący staje się mimo woli sojusznikiem wroga” (ks. Wojciech Frątczak, Biskup Michał Kozal, w:
Chrześcijanie, t. 12).
Bardzo dobrze, że oklaskaliście słowa sługi Bożego. Jest to jakby ostatni argument do tej beatyfikacji, jaka
ma się odbyć w niedzielę w Warszawie.
Otóż właśnie, drodzy przyjaciele, w takim momencie, nazwijmy go „momentem Westerplatte”, a
momentów podobnych jest wiele, nie stanowią tylko jakiegoś historycznego wyjątku, powtarzają się w
życiu społeczeństwa, w życiu każdego człowieka. Więc w takim momencie pamiętajcie: oto przechodzi w
twoim życiu Chrystus i mówi: „Pójdź za Mną”.
Nie opuszczaj Go. Nie odchodź. Przyjmij to wezwanie. W przeciwnym razie może zachowasz „wiele
majętności”, tak jak ten młodzieniec z Ewangelii, ale „odejdziesz smutny”. Pozostaniesz ze smutkiem
sumienia.
9. Drodzy przyjaciele!
Pragnę powiedzieć waszym rówieśnicom i rówieśnikom na różnych miejscach ziemi, spotykając się z nimi
na różnych kontynentach i w różnych krajach, podobnie jak dzisiaj z wami, że są w Polsce młodzi ludzie,
którzy pragną świata lepszego: bardziej ludzkiego. Świata prawdy, wolności, sprawiedliwości i miłości.
Pragnę powiedzieć tym waszym rówieśnikom i rówieśnicom na całym świecie, że są w Polsce ludzie, którzy
to podstawowe pragnienie, mimo wszystkich trudności, starają się wprowadzić w czyn i uczynić
rzeczywistością swych środowisk, swego narodu i społeczeństwa.
Pragnę im powiedzieć, że ludzie ci, ich rówieśnice i rówieśnicy w Polsce, trwają na rozmowie z
Chrystusem: słyszą Jego wezwanie: „Pójdź za Mną” i wezwanie to starają się stosować do różnych powołań
i „darów”, jakie są ich udziałem w Kościele i w społeczeństwie; że nie chcą rozstawać się z naszym
Mistrzem i Odkupicielem wśród smutku sumienia, ale szukają u Niego wytrwale mocy i radości, takiej
mocy i takiej radości, jakiej „świat dać nie może” (por. J 14, 27). Jaką daje tylko On: Chrystus — i Jego
Eucharystia.
Po wygłoszeniu przygotowanego wcześniej przemówienia Papież mówił dalej:
A teraz jeszcze nowość. Są tu wśród was wasi rówieśnicy Węgrzy. Spróbuję przemówić do nich w ich
języku — wciąż czynię te próby. Oczywiście krótko i daj Boże, żeby zrozumiale.
Następnie Papież powiedział po węgiersku:
Pozdrawiam serdecznie młodzież węgierską i włączam ją do moich modlitw, zwłaszcza teraz, w Roku
Maryjnym.
Ksiądz biskup z Węgier, który tu jest z nimi, odniósł się do mojej wypowiedzi wyrozumiale. W każdym
razie przypomina się to piękne porzekadło: Węgier — Polak dwa bratanki... Wprawdzie bliżej ono
rozbrzmiewa na Podkarpaciu, pod Tatrami, ale dociera i tutaj, do Gdańska, na Przymorze, na Pomorze,
dociera i tutaj, bo jeżeli tam Polak i tu Polak, to i tam, i tu bratanek. A w Chrystusie z pewnością bracia i
siostry, wszyscy.
Jesteśmy tutaj, na Westerplatte, na cyplu Morza Bałtyckiego. Morze to znaczy marynarze, marynarze to
znaczy, oczywiście, także ludzie dorośli, czasem nawet wiekowi — wilki morskie, ale to także i młodzi —
przeważnie młodzi, młodzi marynarze, uczniowie szkół morskich. Spotykam się z nimi, ponieważ właśnie
tutaj w czasie moich odwiedzin w Gdańsku poruszam się po morzu. W każdym razie myślimy tutaj o nich w
dniu tego spotkania, w którym sercem się łączymy z całą polską młodzieżą. Jesteście tutaj — jak powiedział
ksiądz biskup — nieliczną reprezentacją ze względu na szczupłość miejsca. Tak, czasem trzeba ilość
zamienić na jakość. To miejsce ma swoją jakość. Ja nie mówię o jakości obecnych, czy też nieobecnych,
mówię o jakości miejsca. To miejsce ma swoją jakość! Więc z tego miejsca, posiadającego taką jakość,
takie znaczenie w naszych dziejach, łączymy się ze wszystkimi waszymi rówieśnikami, rówieśnicami na
ziemi polskiej, wszędzie, gdziekolwiek są, czy w środowiskach szkolnych, uczelnianych, czy w
środowiskach pracy — gdziekolwiek. To, cośmy tutaj rozważali, odnosi się do każdego i do wszystkich. I
dobrze będzie chyba, jeżeli po tylu latach, które dzielą nas od wydarzeń na Westerplatte, każdy młody
Polak, każda młoda Polka rozważy w sercu, że każdy i każda ma w swoim życiu podobne „Westerplatte”,
może mniej sławne, mniej historyczne, powiedzmy, na mniejszą skalę zewnętrzną, ale czasem może na
większą jeszcze skalę wewnętrzną, i że tego swojego „Westerplatte” nie może oddać!
Moi drodzy! To wołanie wprawdzie nie należy do liturgii, ale ma swoje liturgiczne znaczenie. My dobrze
wiemy, że ile razy się modlimy, tyle razy wołamy — nie do papieża — ale wołamy do Chrystusa: Zostań z
nami! Bądź z nami! Bądź z nami w każdy czas! i mamy odpowiedź gotową. On wciąż mówi: Jestem z
wami. Gdzie jest was zgromadzonych w imię moje dwóch albo trzech, a co dopiero 12 tysięcy, a co dopiero
nie wiem ile milionów młodych na ziemi polskiej, zgromadzonych w Jego imię. On jest z nami! a ja —
mało ważny! W każdym razie, jeżeli mogę posłużyć Jego obecności gdziekolwiek na ziemi, wśród dwóch
lub trzech, albo wśród środowisk, albo wśród społeczeństw i narodów, to temu z całego serca służyć pragnę
i w tej służbie jestem w szczególny sposób zjednoczony z wami, z polską młodzieżą, bo wyście mnie —
powiedziałem to już w Krakowie i powtarzam tu w Gdańsku — bo wyście mnie do tego posługiwania
Kościołowi, a zwłaszcza młodemu Kościołowi na całym świecie, w szczególny sposób przygotowali.
Wychowaliście sobie papieża!
Homilia Jana Pawła II wygłoszona w czasie liturgii słowa, skierowana do
młodzieży zgromadzonej na placu Mickiewicza - Poznań, 3 czerwca 1997 roku.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
1. „Oto jest dzień, który dał nam Pan,
radujmy się i weselmy się w nim!”
(por. Ps 118 [117], 24).
Na szlaku mej tegorocznej pielgrzymki do Ojczyzny spotykam się wszędzie z wyrazami wielkiej
życzliwości i radości. Tak było we Wrocławiu, Legnicy, Gorzowie, Gnieźnie i tak jest również tu, w
Poznaniu.
Drodzy mieszkańcy grodu Przemysława, drodzy młodzi przyjaciele, z całego serca dziękuję wam za to
spotkanie i za udział w nim tak liczny, choć jest to czas egzaminów, wystawiania ocen na świadectwach.
Witam i pozdrawiam każdą i każdego z was po kolei, a poprzez was i z wami pragnę powitać i pozdrowić
całą młodzież polską, a także waszych rodziców, wychowawców, duszpasterzy, profesorów i całe
środowisko uniwersyteckie. Słowa serdecznego pozdrowienia kieruję do pasterza Kościoła poznańskiego,
do jego biskupów pomocniczych i do Ludu Bożego umiłowanej archidiecezji. Pozdrawiam również księdza
arcybiskupa Jerzego Strobę, który w archidiecezji poznańskiej przez długie lata spełniał posługę pasterską.
Dziękuję mu za wszystko, co uczynił dla Kościoła powszechnego, a zwłaszcza dla Kościoła w Polsce.
„Oto jest dzień, który dał nam Pan...”
2. Fragment Ewangelii św. Mateusza przed chwilą odczytany, prowadzi nas nad jezioro Genezaret.
Apostołowie wsiedli do łodzi, aby wyprzedzić Chrystusa na drugi brzeg. I oto, wiosłując w obranym
kierunku, ujrzeli Jego samego kroczącego po jeziorze. Chrystus szedł po wodzie, tak jakby to była ubita
ziemia. Apostołowie przerazili się mniemając, że to zjawa. Na okrzyk trwogi Jezus przemówił do nich:
„Odwagi! Ja jestem, nie lękajcie się!” (por. Mt 14, 27). I wtedy odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś,
każ mi przyjść do siebie po wodzie!” A On rzekł: „Przyjdź!” (Mt 14, 28-29). I Piotr wyszedł z łodzi i zaczął
kroczyć po wodzie. Dochodził już do Chrystusa, gdy — wobec silnego uderzenia wiatru — uląkł się. Kiedy
zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie!” (Mt 14, 30). Wówczas Jezus wyciągnął rękę, uchwycił go, ocalił
przed utonięciem i rzekł: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” (Mt 14, 31).
To ewangeliczne wydarzenie jest pełne głębokiej treści. Dotyczy najważniejszego problemu życia ludzkiego
— wiary w Jezusa Chrystusa. Piotr z pewnością miał wiarę, którą wyznał później tak wspaniale pod Cezareą
Filipową, ale w tym momencie nie była ona jeszcze ugruntowana. Gdy zawiał silny wiatr, Piotr zaczął tonąć,
ponieważ zwątpił. To nie wicher zanurzył Piotra w głębinach jeziora, lecz niedostatek wiary. Jego wierze
zabrakło istotnego elementu — całkowitego oparcia się na Chrystusie, całkowitego zaufania Chrystusowi w
chwili wielkiej próby, zabrakło całkowitego pokładania w Nim nadziei. Wiara i nadzieja razem z miłością
stanowią fundament życia chrześcijańskiego, którego kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus.
W Jego śmierci na krzyżu i zmartwychwstaniu została objawiona w pełni miłość Boga do człowieka i
świata. Jezus jest jedyną drogą do Ojca, jedyną drogą, która prowadzi do prawdy i życia (por. J 14, 6). To
orędzie, które Kościół od początku swego istnienia głosi wszystkim ludziom i narodom, przypomniał
naszemu pokoleniu Sobór Watykański II. Pozwólcie, że zacytuję krótki urywek z konstytucji Gaudium et
spes: „Kościół zaś wierzy, że Chrystus, który za wszystkich umarł i zmartwychwstał, może człowiekowi
przez Ducha swego udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu;
oraz że nie dano ludziom innego pod niebem imienia, w którym by mieli być zbawieni. Podobnie też wierzy,
że klucz, ośrodek i cel całej ludzkiej historii znajduje się w jego Panu i Nauczycielu. Kościół utrzymuje
nadto, że u podłoża wszystkich przemian istnieje wiele rzeczy nie ulegających zmianie, a mających swą
ostateczną podstawę w Chrystusie, który jest Ten sam, wczoraj, dziś i na wieki” (n. 10).
Drodzy chłopcy i dziewczęta, podążajcie z entuzjazmem swych młodych serc za Chrystusem. Tylko On
może uciszyć lęk człowieka. Patrzcie na Jezusa głębią waszych serc i umysłów! On jest waszym
nieodłącznym przyjacielem.
To orędzie — któremu poświęciłem moją pierwszą encyklikę Redemptor hominis — głoszę ludziom
młodym na wszystkich kontynentach podczas podróży apostolskich oraz z okazji Światowych Dni
Młodzieży. To orędzie jest także tematem sierpniowego spotkania młodych z papieżem w Paryżu, na które
was serdecznie zapraszam. (Pozostaje jeszcze drobna kwestia finansowa. Ale poradzicie sobie). Jako
chrześcijanie jesteście wezwani do świadczenia o wierze i nadziei, aby ludzie — jak napisał św. Paweł —
„nie byli bez nadziei ani Boga na tym świecie”, ale „uczyli się Chrystusa” — naszej nadziei (por. Ef 2, 12;
4, 20).
Wiara w Chrystusa i nadzieja, której On jest mistrzem i nauczycielem, pozwalają człowiekowi odnieść
zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co w nim jest słabe i grzeszne, a zarazem ta wiara i
nadzieja prowadzą do zwycięstwa nad złem i skutkami grzechu w otaczającym nas świecie. Chrystus
wyzwolił Piotra z lęku, który owładnął jego duszą na wzburzonym morzu. Chrystus i nam pozwala
przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu, jeżeli z wiarą i nadzieją zwracamy się do Niego o pomoc.
„Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14, 27). Mocna wiara, z której rodzi się nadzieja, cnota tak bardzo
dziś potrzebna, uwalnia człowieka od lęku i daje mu siłę duchową do przetrwania wszystkich burz
życiowych. Nie lękajcie się Chrystusa! Zaufajcie Mu do końca! On jedyny „ma słowa życia wiecznego”
(por. J 6, 68). Chrystus nie zawodzi.
Tu, na tym miejscu, na placu Adama Mickiewicza, stał kiedyś pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa —
widomy znak zwycięstwa Polaków odniesionego dzięki wierze i nadziei. Pomnik był wzniesiony w 1932
roku ze składek całego społeczeństwa, jako wotum dziękczynne za odzyskanie niepodległości. Odrodzona
Polska skupiła się przy Sercu Jezusa, aby z tego źródła miłości ofiarnej czerpać siłę do budowania
przyszłości Ojczyzny na fundamencie Bożej prawdy, w jedności i zgodzie. Po wybuchu drugiej wojny
światowej pomnik ten okazał się tak niebezpiecznym symbolem chrześcijańskiego i polskiego ducha, że
został zburzony przez najeźdźcę na początku okupacji.
3. Drodzy chłopcy i dziewczęta! Ileż to razy wiara i nadzieja narodu polskiego była wystawiana na próbę, na
bardzo ciężkie próby w tym wieku, który się kończy! Wystarczy przypomnieć pierwszą wojnę światową i
związaną z nią determinację tych wszystkich, którzy podjęli zdecydowaną walkę o odzyskanie
niepodległości. Wystarczy przypomnieć międzywojenne dwudziestolecie, w czasie którego trzeba było
wszystko budować właściwie od początku. A potem przyszła druga wojna światowa i straszliwa okupacja w
wyniku układu między Niemcami hitlerowskimi a Rosją sowiecką, który przesądził o wymazaniu Polski
jako państwa z mapy Europy. Jakże radykalnym wyzwaniem był ten okres dla nas wszystkich, dla
wszystkich Polaków! Rzeczywiście pokolenie drugiej wojny światowej spalało się poniekąd na wielkim
ołtarzu walki o utrzymanie i zapewnienie wolności Ojczyzny. Ileż to kosztowało ludzkich żywotów —
młodych żywotów, obiecujących. Jak wielką cenę zapłacili Polacy, najpierw na frontach września 1939
roku, a z kolei na wszystkich frontach, na których alianci zmagali się z najeźdźcą.
Po zakończeniu wojny przyszedł długi — prawie pięćdziesięcioletni — okres nowego zagrożenia, tym
razem nie wojennego, ale pokojowego. Zwycięska Armia Czerwona przyniosła Polsce nie tylko wyzwolenie
od hitlerowskiej okupacji, ale także nowe zniewolenie. Tak jak w czasie okupacji ludzie ginęli na frontach
wojennych, w obozach koncentracyjnych, w politycznym i militarnym podziemiu, którego ostatnim
krzykiem było Powstanie Warszawskie, tak pierwsze lata nowej władzy były dalszym ciągiem znęcania się
nad wielu Polakami, i to najszlachetniejszymi. Nowi panujący uczynili wszystko, ażeby ujarzmić naród,
podporządkować go sobie pod względem politycznym i ideologicznym.
Lata późniejsze, poczynając od października 1956 roku, nie były już tak krwawe, jednak to zmaganie się z
narodem i Kościołem trwało aż do lat osiemdziesiątych. Był to dalszy ciąg tego wyzwania rzuconego wierze
i nadziei Polaków, którzy nadal nie szczędzili sił, żeby się nie poddać; aby bronić tych wartości religijnych i
narodowych, które były wtedy szczególnie zagrożone.
Moi drodzy, trzeba było to powiedzieć na tym właśnie miejscu. Trzeba było to wszystko jeszcze raz
przypomnieć wam, młodym, którzy weźmiecie odpowiedzialność za losy Polski w trzecim millennium.
Świadomość własnej przeszłości pomaga nam włączyć się w długi szereg pokoleń, by przekazać następnym
wspólne dobro — Ojczyznę.
Trudno tu nie wspomnieć o jeszcze innym pomniku — pomniku Ofiar Czerwca 1956 roku. Został on
wzniesiony na tym placu staraniem społeczeństwa Poznania i Wielkopolski w 25. rocznicę tragicznych
wydarzeń, które były wielkim protestem przeciwko nieludzkiemu systemowi zniewalania serc i umysłów
człowieczych. Chciałem pod ten pomnik przybyć w 1983 roku, gdy byłem po raz pierwszy jako papież w
Poznaniu, ale wówczas odmówiono mi możliwości modlitwy pod Poznańskimi Krzyżami. Cieszę się, że
dziś razem z wami — młodą Polską — mogę uklęknąć pod tym pomnikiem i oddać hołd robotnikom, którzy
złożyli swoje życie w obronie prawdy, sprawiedliwości i niepodległości Ojczyzny.
4. Skierujmy raz jeszcze nasz wzrok na jezioro Genezaret i płynącą po nim łódź Piotrową. Jezioro kojarzy
się z obrazem świata — również i świata współczesnego, w którym żyjemy, w którym Kościół spełnia swe
posłannictwo. Ten świat stanowi dla człowieka wyzwanie, tak jak jezioro stanowiło wyzwanie dla Piotra.
Było mu ono bliskie i znane jako miejsce codziennej pracy rybaka, a z drugiej strony był to żywioł, z
którym trzeba było konfrontować swe siły i doświadczenie.=====
Człowiek musi wejść w ten świat, poniekąd musi się w nim zanurzyć, ponieważ otrzymał od Boga
polecenie, aby przez pracę — studia, trud twórczy — czynił sobie „ziemię poddaną” (por. Rdz 1, 28). Z
drugiej strony nie można zamknąć człowieka wyłącznie w obrębie świata materialnego z pominięciem
Stwórcy. Jest to bowiem przeciwko naturze człowieka, przeciw jego wewnętrznej prawdzie, gdyż serce
ludzkie — jak powiedział św. Augustyn — jest niespokojne, dopóki nie spocznie w Bogu (por. Wyznania).
Osoba ludzka, stworzona na obraz i podobieństwo Boga, nie może stać się niewolnikiem rzeczy, systemów
ekonomicznych, cywilizacji technicznej, konsumizmu, łatwego sukcesu. Człowiek nie może stać się
niewolnikiem swoich różnych skłonności i namiętności, niekiedy celowo podsycanych. Przed tym
niebezpieczeństwem trzeba się bronić. Trzeba umieć używać swojej wolności, wybierając to, co jest dobrem
prawdziwym. Nie dajcie się zniewalać! Nie dajcie się zniewolić, nie dajcie się skusić pseudowartościami,
półprawdami, urokiem miraży, od których później będziecie się odwracać z rozczarowaniem, poranieni, a
może nawet ze złamanym życiem.
W przemówieniu, które kiedyś wygłosiłem w UNESCO, powiedziałem, iż pierwszym i zasadniczym
zadaniem kultury jest wychowanie człowieka. A w wychowaniu chodzi głównie o to, ażeby „człowiek
stawał się coraz bardziej człowiekiem — o to, ażeby bardziej »był«, a nie tylko więcej »miał« — ażeby
poprzez wszystko, co »ma«, co »posiada«, umiał bardziej i pełniej być człowiekiem — to znaczy, żeby
również umiał bardziej »być« nie tylko »z drugimi«, ale także i »dla drugich«” (2 VI 1980 r.).
Prawda ta posiada podstawowe znaczenie dla samowychowania, autorealizacji, rozwijania w sobie
człowieczeństwa, a zarazem życia Bożego, zaszczepionego na chrzcie świętym i umocnionego w
sakramencie bierzmowania. Samowychowanie zmierza do tego właśnie, aby bardziej „być” człowiekiem,
być chrześcijaninem, aby odkrywać i rozwijać w sobie talenty otrzymane od Stwórcy i realizować właściwe
każdemu powołanie do świętości.
Świat może być niekiedy groźnym żywiołem — to prawda — ale człowiek żyjący wiarą i nadzieją ma w
sobie siłę Ducha, aby stawić czoło zagrożeniom tego świata. Piotr szedł po falach jeziora, choć było to
przeciwko prawu ciążenia, szedł, bo patrzył w oczy Chrystusa. Gdy zwątpił, gdy stracił z Mistrzem osobisty
kontakt, zaczął tonąć i spotkał go wyrzut: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” (Mt 14, 31).
Na przykładzie Piotra widzimy, jak ważna jest w życiu duchowym osobista łączność z Chrystusem, którą
trzeba ciągle odnawiać i pogłębiać. W jaki sposób to czynić? Przede wszystkim przez modlitwę. Moi
drodzy, módlcie się i uczcie się modlitwy, czytajcie i rozważajcie słowo Boże, umacniajcie więź z
Chrystusem w sakramencie pokuty i Eucharystii, zgłębiajcie problemy życia wewnętrznego i apostolstwa w
młodzieżowych wspólnotach, zespołach, ruchach, organizacjach kościelnych, których jest teraz wiele w
naszym kraju.
5. Drodzy bracia i siostry! Obchodzimy jubileusz tysiąclecia śmierci męczeńskiej św. Wojciecha. Dzisiaj w
Gnieźnie podczas uroczystej Eucharystii mówiłem, że św. Wojciech dał świadectwo Chrystusowi, ponosząc
śmierć męczeńską za wiarę. To męczeństwo wielkiego apostoła Słowian woła także dzisiaj o świadectwo
życia każdego z was. Woła o ludzi nowych, którzy pośród tego świata będą objawiać „moc i mądrość” (por.
1 Kor 1, 22-25) Ewangelii Bożej we własnym życiu. Ten świat, który niekiedy jawi się jako
nieposkromiony, groźny żywioł, wzburzone morze, jest zarazem głęboko spragniony Chrystusa, bardzo
łaknie Dobrej Nowiny. Bardzo potrzebuje miłości.
Bądźcie w tym świecie nosicielami wiary i nadziei chrześcijańskiej, żyjąc miłością na co dzień. Bądźcie
wiernymi świadkami Chrystusa zmartwychwstałego, nie cofajcie się nigdy przed przeszkodami, które
piętrzą się na ścieżkach waszego życia. Liczę na was. Liczę na wasz młodzieńczy zapał i oddanie
Chrystusowi. Znałem młodzież polską i nie zawiodłem się nigdy na niej. Świat was potrzebuje. Potrzebuje
was Kościół. Przyszłość Polski od was zależy. Budujcie i umacniajcie na polskiej ziemi „cywilizację
miłości”: w życiu osobistym, społecznym, politycznym, w szkołach, w uniwersytetach, parafiach, w
ogniskach rodzinnych, które kiedyś utworzycie. Nie żałujcie na ten cel młodzieńczego entuzjazmu, wysiłku
ani ofiary. „A Bóg, dawca nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc
Ducha Świętego byli bogaci w nadzieję” (Rz 15, 13).
Was i całą młodzież polską pragnę zawierzyć Matce Najświętszej, Matce Chrystusa, Matce Pięknej Miłości,
Królowej Polski. Amen.
Na zakończenie nabożeństwa Jan Paweł II powiedział:
Wy tak za bardzo nie pochlebiajcie papieżowi (sto lat), tylko zastanówcie się, jak to będzie z tym Paryżem.
Chciałem jeszcze raz podziękować wszystkim młodym: studentom, uczniom, młodzieży pracującej w
przemyśle, rolnictwie, żołnierzom, seminarzystom, nowicjuszom, wszystkim razem, którzy tworzycie tutaj
młody Poznań i młody Kościół. Pragnę raz jeszcze pozdrowić was i waszych rówieśników w całej Polsce:
„Bóg, dawca nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha
Świętego byli bogaci w nadzieję” (Rz 15, 13). Proszę was: zaufajcie Chrystusowi! Budujcie na Chrystusie!
„Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13, 8).
Proszę, żebyście moje pozdrowienie zanieśli starszym, waszym rodzicom, waszym rodzinom i w ogóle
wszystkim mieszkańcom wielkopolskiej ziemi.
Pozdrówcie szczególnie ode mnie ludzi chorych, niepełnosprawnych, osoby w wieku podeszłym.
Słowa serdecznego podziękowania kieruję do biskupów, którzy kolejny już dzień towarzyszą mi w tej
pielgrzymce, a także do kapłanów diecezjalnych i zakonnych, do sióstr zakonnych oraz katechetek i
katechetów świeckich.
Dziękuję również obecnym tutaj przedstawicielom władz państwowych i samorządowych: Panu
Marszałkowi Sejmu, Panom Wojewodom, Panu Prezydentowi Poznania i Pani Przewodniczącej Rady
Miejskiej.
Jeszcze pragnę w szczególny sposób przypomnieć tych, którzy was wychowują, a więc profesorów,
nauczycieli, tak licznie obecnych. Pozdrawiam serdecznie rektorów świeckich i kościelnych uczelni miasta
Poznania, przedstawicieli senatów uczelnianych, wszystkich profesorów, pracowników nauki. Pozdrawiam
nauczycieli szkół średnich i podstawowych. Dziękuję za to, że wraz z waszymi studentami i uczniami
zechcieliście przeżywać to spotkanie. Wasza obecność jest dla nich świadectwem wiary, potwierdzeniem, że
mogą na was liczyć nie tylko jako na tych, którzy przekazują wiedzę, ale jako na godnych zaufania
przewodników po drogach życia.
Przychodzi nam się rozstać, ale nie na długo. Zapraszam was do Paryża. A na zbliżające się wakacje życzę
dobrego odpoczynku. „Radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie,
pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami!” (2 Kor 13, 11). Niech Bóg wam
błogosławi!
Odpowiadając na okrzyki „Zostań z nami!”, Papież powiedział:
Wszystko jest do pomyślenia. W każdym razie, kiedy tam pojedziecie, do tego Paryża, to wszystkim
mówcie: my jesteśmy z Poznania, my jesteśmy stąd, skąd się Polska zaczęła od Mieszka I i Bolesława
Chrobrego. My stamtąd jesteśmy! I zawsześmy o tę Polskę dbali, żeby się trzymała. Tu się poczęła polska
państwowość. Także w Paryżu nie zapomnijcie o tym. Szczęść wam Boże!
Przemówienia Ojca Świętego Jana Pawła II do młodzieży zgromadzonej na
Polach Lednickich
Drodzy Młodzi Przyjaciele!
Wszystkich Was obejmuję sercem i pozdrawiam.
Stoicie na Polach Lednickich, jakby u źródeł chrzcielnych Polski. Pragniecie wziąć w swe ręce całą
spuściznę chrześcijańskiej tradycji Ojców, aby nieść ją dalej w Trzecie Tysiąclecie! W symbolicznym
geście przejdziecie przez bramę w kształcie ryby, pamiętając o słowach Chrystusa: "Ja jestem bramą,
jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony" .
Nie lękajcie się iść w przyszłość przez Bramę, którą jest Chrystus. Wierzcie Jego słowom, wierzcie
Jego miłości. W Nim jest nasze zbawienie. Zanieście przyszłym pokoleniom świadectwo wiary,
nadziei i miłości. Bądźcie wytrwali. Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb. Chrystus jest
Bramą, ale jest też Drogą. Drogą, Prawdą i Życiem. Idźcie wiernie drogą Chrystusa w nowe czasy.
Jezus Chrystus wczoraj, dziś i na wieki.
2 czerwca 1997, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Drodzy Młodzi Przyjaciele!
Dziś w uroczystość Zesłania Ducha Świętego jednoczę się w myślach i modlitwie z księdzem
arcybiskupem, biskupami, kapłanami i z Wami drodzy, młodzi dziewczęta i chłopcy, którzy
zgromadziliście się wpierw u źródeł chrzcielnych Polski na lednickich polach, a potem u stóp jej
pierwszego apostoła - św. Wojciecha.
Każdą i każdego z Was obejmuję sercem i pozdrawiam. Wracacie do miejsc związanych ze Chrztem
Polski, aby odnawiać i zacieśniać tę więź z Chrystusem, która w życiu każdego i każdej z Was została
zadzierzgnięta w mocy Ducha Świętego podczas chrztu świętego.
Przychodzicie tu we wspomnienie Pięćdziesiątnicy niejako powracając do pierwszego wylania Ducha w
Wieczerniku i do tego, które dokonało się w Waszym życiu dzięki sakramentowi bierzmowania.
Trzeba do tych momentów stale wracać. Trzeba na nowo sięgać po ich owoce, aby podjąć i wypełnić
zapowiedź Chrystusa: "Gdy Duch Święty zstąpi na was otrzymacie Jego moc i będziecie Moimi
świadkami".
Gdy w czerwcu ubiegłego roku przechodziliście przez Bramę Trzeciego Tysiąclecia mówiłem do Was:
"Nie lękajcie się iść w przyszłość przez Bramę, którą jest Chrystus. Wierzcie Jego słowom". Dziś pragnę
uzupełnić to wezwanie zapewnieniem - na Drodze, którą jest Chrystus nie jesteście nigdy sami. Jest z
Wami Duch Święty, Pocieszyciel. Nie lękajcie się wyzwań jakie stawia przed Wami świat. Przyjmijcie
Ducha Świętego. On Was wszystkiego nauczy.
Tylko w mocy Ducha, możecie być autentycznymi świadkami zbawienia - solą dla ziemi i światłem dla
świata. Na trud i radość niesienia świadectwa o Chrystusie w nowe tysiąclecie z serca Wam błogosławię.
W imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego. Amen.
30 maja 1998, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Drodzy Młodzi Przyjaciele!
W myślach i modlitwie jestem dziś z Wami na Polach Lednickiech. Pragnę z miłością objąć każdego z
Was.
W duchu po raz trzeci przechodzę z Wami przez Bramę Tysiąclecia, ufając Bogu, że pozwoli nam już
wkrótce przekroczyć ten próg czasu, który wyznacza dwadzieścia wieków od przyjścia na świat Syna
Bożego. Przed dwoma laty zachęcałem Was: "Nie lękajcie się iść w przyszłość przez Bramę, którą jest
Chrystus. Bądźcie wytrwali. Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb."
Rok temu zapewniałem: "Na drodze, którą jest Chrystus, nie jesteście nigdy sami, jest z Wami Duch
Święty, Pocieszyciel". Dziś pragnę Wam powiedzieć: Podnieście głowy i zobaczcie cel waszej drogi.
Jeśli idziecie z Chrystusem, jeśli przewodzi Wam Duch Święty, to nie może być innego celu, jak dom
Ojca, który jest w Niebie. Tego celu nie można stracić z oczu. To już nie chodzi tylko o przyszłe
tysiąclecie. Nie chodzi o ten czas, który przemija. Tu chodzi o wieczność. Podnieście głowy. Nie
lękajcie się patrzeć w wieczność. Tam czeka Ojciec, Bóg, który jest miłością. Dla tej miłości warto żyć.
Miejcie odwagę żyć dla miłości. Miejcie odwagę! Niech wszelki lęk znajdzie ukojenie u Tego, do
którego wołamy "Abba Ojcze!".
4 czerwca 1999, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Drodzy Młodzi Przyjaciele!
Duchem jestem pośród Was, którzy w Wigilię Pięćdziesiątnicy gromadzicie się nad brzegiem Jeziora
Lednickiego. Pragnę uczestniczyć w tym szczególnym spotkaniu młodych w Roku Wielkiego Jubileuszu
Odkupienia.
Jezus Chrystus wczoraj, dziś, ten sam także na wieki. W Roku Jubileuszowym te słowa przemawiają
bardziej niż kiedykolwiek. W sposób szczególny odsłaniają tajemnicę obecności Bożego Syna. On
wczoraj, to jest XX wieków temu, za sprawą Ducha Św., przyjął ciało z Dziewicy i stał się człowiekiem.
Umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. On dziś, na przełomie tysiącleci jest obecny w nas, we
wspólnocie Kościoła, a ta Jego obecność otwiera przed nami i przed wszystkimi pokoleniami wierzących
nową perspektywę, perspektywę życia na wieki w domu Ojca.
Jeżeli dziś pragniecie przyjąć Chrystusa Króla Wieków za swego Pana, nie możecie zapomnieć o tej jego
stałej i wiecznej obecności. Żyjecie w obecności Chrystusa. Uczyńcie go Panem każdej chwili. Każdej
chwili waszej codzienności. Uczyńcie go Panem waszej przyszłości.
Chrystus mówi do każdego i każdej z Was: “ Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i
przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam
Ojciec, o cokolwiek Go prosić będziecie w imię moje “(J 15,16). Uwierzcie Chrystusowi. Uwierzcie, że
On pierwszy was wybrał, abyście ze swej strony mogli w sposób wolny dokonać wyboru.
Nie lękajcie się zawsze wybierać Chrystusa. Niech ten wybór kształtuje waszą teraźniejszość i waszą
przyszłość. Niech nadaje kształt waszemu życiu, abyście przynosząc obfite owoce wiary, nadziei i
miłości stawali się coraz bardziej autentycznymi świadkami odkupienia dla przyszłych pokoleń.
Wzrastajcie w łasce i poznaniu Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Jemu chwała zarówno
teraz, jak i za dnia wieczności.
10 czerwca 2000, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Drodzy Młodzi Przyjaciele!
U początku nowego tysiąclecia, gdy wciąż jeszcze radujemy się owocami Wielkiego Jubileuszu, ze
szczególną mocą docierają do nas słowa, które Pan Jezus skierował kiedyś do Piotra: Duc in altum! –
Wypłyń na głębie!
To wezwanie wypowiedziane u brzegów Jeziora Galilejskiego miało sens praktyczny – była to
propozycja, aby Piotr odbił od brzegu i mimo zniechęcenia raz jeszcze zarzucił sieci.
Równocześnie jednak miało ono głęboki sens duchowy: było zachętą do wiary. Tak właśnie zrozumiał je
Piotr i zawierzył: “Panie, (...) na Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5). To zaś zawierzenie stało się
fundamentem apostolskiej misji, jaką Chrystus przekazał mu mówiąc: “Nie bój się, odtąd ludzi będziesz
łowił” (Łk 5, 10).
Duc in altum! Dziś te Jezusowe słowa kieruję do każdego i każdej z was: Wypłyń na głębię! Zawierz
Chrystusowi, pokonaj słabość i zniechęcenie, i na nowo wypłyń na głębię! Odkryj głębie własnego
ducha. Wnikaj w głębie świata. Przyjmij słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję.
Ludzie nowego wieku oczekują twojego świadectwa. Nie bój się! Wypłyń na głębię! – jest przy tobie
Chrystus.
Sercem obejmuję każdego i każdą z was. Stale proszę Boga, aby prowadził was przez życie w świetle i
mocy Ducha Świętego. Niech łaska Chrystusa zawsze wam towarzyszy.
2 czerwca 2001, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Drodzy młodzi przyjaciele!
Już po raz kolejny, wędrując w duchu na Pola Lednickie, jednoczę się z Wami w myślach i w modlitwie.
Dziękuję Bogu za Wasz młodzieńczy zapał oraz gorące pragnienie oddania siebie i własnej przyszłości
Chrystusowi.
W tym roku przeżywacie na Lednicy wydarzenie Kany Galilejskiej. O czym mówi to wydarzenie?
Jego centrum stanowi oblubieńcza miłość, która zjednoczyła nowożeńców. Miłość ta, potwierdzona
przed Bogiem, staje się fundamentem małżeńskiej jedności i rodzinnej wspólnoty. Wesele w Kanie
mówi także o społecznej radości jaką budzi widok szczęśliwego małżeństwa. Owszem zarysowuje
troski, jakie może, a nawet musi, przynieść codzienna rzeczywistość, ale pokazuje, że dzięki
wstawiennictwu Maryi i działaniu Chrystusa, Jej Syna, troski te mogą znaleźć takie rozwiązanie, że
staną się świadectwem Bożej łaskawości.
A wszystko to dzięki temu, że, jak czytamy, "zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów" (J
2,2)
Moi Drodzy! Jeżeli pragniecie, ażeby tajemnica Kany Galilejskiej miała znaczenie również dla Was, by
łaska tamtego dnia trwała w Was i wydawała owoce szczęścia - zaproście Jezusa!
Zaproście Go do Waszych serc, do Waszych rodzin. Niech będzie pierwszym Gościem Waszych
radości i trosk. Co dnia Go zapraszajcie, co dnia Go zapraszajcie razem z Maryją pod dach Waszego
domu. Gdzie On gości, gdzie gości Jezus, tam jest pokój i prawdziwe wesele! Zawierzcie Mu: On Was
nie opuści.
Jeszcze jedno zdanie, które musicie zapamiętać. Są to słowa Matki Bożej, która tak mówi do sług
weselnych: cokolwiek wam rzecze, to czyńcie. Ja to dzisiaj powtarzam do Was: cokolwiek Wam rzecze
On, Chrystus, to czyńcie - niech zawsze On będzie z Wami.
I wy zostańcie Mu wierni na Lednicy i na wszystkich Lednicach Polski i świata!
18 maja 2002, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Drodzy Młodzi Przyjaciele!
Po raz kolejny pielgrzymuję na Lednickie Pola. Jestem z Wami w duchu i w modlitwie. Sercem
obejmuję każdego i każdą z Was.
To coroczne czuwanie przy Bramie Trzeciego Tysiąclecia, symbolizującej Chrystusa, wyznacza niejako
kolejne etapy Waszego podążania za Nim – naśladowania, które jest nieustanną drogą wewnętrznego
wzrastania. Bogu dziękuję za Waszą wierność na tej drodze. Równocześnie modlę się gorąco, abyście
nigdy nie utracili świadomości i tego głębokiego poczucia, że na tej drodze nie jesteście sami - że
zawsze blisko jest Chrystus, Pan ludzkich dziejów.
Towarzyszy Wam jako Oblubieniec, którego miłość nigdy nie słabnie. Nawet ludzka słabość i
niewierność nie jest w stanie osłabić jej mocy. Czuwajcie, abyście mogli zaznać tej miłości.
Czuwajcie, abyście poznali ożywczy smak Jego miłosierdzia. Niech lampy Waszej wiary, nadziei i
miłości nigdy nie gasną. Niech będą światłem dla świata.
Dziś doświadczacie w sposób szczególny prawdy, że zostaliście wyposażeni w wielorakie dary i
talenty. Nie przestawajcie za nie dziękować Temu, który „hojnie darzy, łaską i chwałą. Nie odmawia
dobrodziejstw postępującym nienagannie” (Ps 84, 12). Odkrywajcie w sobie te zdolności, cieszcie się
nimi, i rozwijajcie je z Bożą pomocą. Nieście je jako dary Ducha Świętego wszystkim, którzy
potrzebują Waszego miłosierdzia. Niech owocują w Waszych rodzinach, szkołach, środowiskach.
Gorąco wierzę, że dzięki temu wymagającemu doświadczeniu, zasłużycie na osąd Ewangelicznego
Pana: „Dobrze, sługo dobry i wierny!
Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię” (Mt 25,21)
Na drogę rozwijania Bożych talentów w świetle łaski Chrystusa i w mocy Ducha Świętego z serca Wam
błogosławię.
W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Drodzy młodzi Przyjaciele!
Chrystus pyta każdego i każdą z Was: „Czy miłujesz...?” Chrystus pyta:
„Czy miłujesz Mnie...?”
Chrystus pyta: „Czy miłujesz Mnie bardziej...?”
Wejdź w głębię swego młodego serca. Tam znajdziesz odpowiedź.
Miłość jest w Tobie. To Boży dar.
A zatem patrz w przyszłość i nie bój się powiedzieć Chrystusowi: tak.
Choć to miłość wymagająca, nie bój się kochać Chrystusa.
On pierwszy nas umiłował... – umiłował do końca. Niech wam
Bóg wszystkim błogosławi.
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
29 maja 2004, Jan Paweł II do młodych zgromadzonych na Polach Lednickich
Download