pobierz - Krzysztof Kwasiżur

advertisement
Czytać z otwartą głową
Książka ta jest opatrzona obszernym i wyczerpującym wstępem Anny Musz,
a na końcu znajdziemy „Słowo od przyjaciela” autorstwa Leszka Żulińskiego, jak
zwykle chętnie i gęsto odnoszącego nas do nazwisk innych, ważnych, wielkich
poetów. Ja zatem opowiem, jak odebrał „Sześć historii lirycznych” Jana Stanisława
Kiczora, Krzysztof – zwykły czytelnik, Kwasiżur – czytelnik z tramwaju, taksówki,
zmęczony, nierzadko z obolałą głową, najbardziej subiektywny, jak to tylko
możliwe…
Pierwsze wiersze w tym tomie wzbudziły we mnie zawód i smutek z nim
związany; dużo sobie obiecywałem po projekcie, w którym wzięły udział takie osoby
jak Jarosław Jabrzemski (redakcja), Anna Maria Musz (wybór tekstów), czy nawet
Rafał T. Czachorowski (redaktor serii), czy Fundacja Duży Format.
A tu nihil novi, z kartek zbioru „Sześć lirycznych historii” Jana Stanisława wyziera
„stary, dobry Kiczor” – technicznie doskonały, minorowy w nastroju. Kiczor znany,
szanowany, drukowany w „Tyglu”, „Nowej Gazecie Literackiej”, „Krytyce Literackiej”,
„Liry Dram”, współpracownik Pisarzy.pl i współwłaściciel forum literackiego „Ogród
Ciszy”.
Raczyłem się tymi utworami pomalutku, tom jeździł ze mną pociągami,
autobusami, busami, taksówkami po całej Polsce i z każdą odręczną notatką
ołówkiem na każdej z kartek rosła we mnie pewność, że wiem o szóstej książce
warszawskiego literata wystarczająco dużo, że nie znajdę w tej książce nic nowego,
nic czego bym już nie poznał, że poeta powiela schematy znane z poprzednich
tytułów.
I oto od 29-tej strony stało się coś innego; wziąłem ją do ręki bardziej
wypoczęty może, może w lepszym nastroju. Może – pomyślałem – ten nowy powiew
był od początku w tej książce, dlatego wróciłem do początku!
Krzysztof Gąsiorowski pisał: „żaden sposób sprawdzenia poezji poza naszą
wrażliwością i odwagą nie istnieje”.
Może mnie na chwilę ta odwaga, czy wrażliwość opuściła, bo nie widziałem od
początku tego, co miałem przed nosem cały czas; błyskotliwych metafor, serwowania
czytelnikowi nie tylko ścinków i błysków, ale pełnych obrazów:
„z braku opału
użyłem do kominka
wspomnień
ciepło
ginęły błyskawicznie
lub dostojnie
niektóre wyrzucały snopy iskier
o barwach minionych
teraz mam spokój
bez balastu
myślę bardziej racjonalnie
zimno”1
Już ten, jeden wiersz można rozbierać na czynniki pierwsze i udowadniać, że niesie
ogrom wielopłaszczyznowego przekazu i roztacza przed odbiorcą szeroki wachlarz
obrazów, ale ja zrobię coś innego; wskażę czytelnikom tej niecodziennie
skonstruowanej recenzji zakończenie powyższego wiersza: „myślę bardziej
racjonalnie/zimno”. W zestawieniu z paraboliczną wizją palonych w kominku
papierów i nieprzypadkowym, symetrycznym podziałem utworu przez przysłówki
zimno-ciepło, finałowe „zimno” można rozumieć wielorako; jak rozwinięcie zdania:
„myślę bardziej racjonalnie (czyli zimno), lub jako określenie chłodu wewnętrznego,
odczuwanego przez podmiot liryczny (kalkuluję na zimno), czy też chłodu,
panującego w pomieszczeniu, w sytuacji ostygłego kominka.
Dlaczego tak się o tym rozpisuję?
Bo taki układ, takie rozwiązania nie mogły powstać przypadkowo, musiało to być
działanie rozmyślne, co oznacza, że autor – niczym każdy wytrawny poeta – traktuje
język jak tworzywo; plastyczne i urabialne.
Jak w innych książkach Jana Kiczora dominującym tematem wydają się
zaduma nad celem życia, dokąd zmierzamy, tak „Sześciu historiach lirycznych” ten
trend nie jest już tak jednokierunkowy; owszem w „Sześciu historiach” także mówi się
o starości, ale nie po to, by czytelnika przestraszyć, czy wbić w minorowy nastrój –
jest to raczej tylko pretekst, aby podzielić się z nim błyskotliwymi porównaniami,
zaskakującymi metaforami:
„Kiedy dorośniesz do granic patrzenia,
Spostrzeżesz pustkę w źrenicach niektórych,
(…)
Rozwarte okna gotowe do krzyku,
(…)
Wszelką wątpliwość zawiń w stary kocyk,
Trwaj pośród ciszy i nic już nie zmieniaj.”2
od których się roi w tej książce. Nawet, gdy autor opisuje wspomnienia swoich (?)
podróży, opis ten jest o tyle błyskotliwy, w swej nietypowości, że zamyka się w
klamrach:
„A we mnie trwają słodkie pomarańcze,
Zrywane w gaju przy Willa del Sapro,
J. S. Kiczor, „Sześć historii lirycznych”, Fundacja Duży Format, Warszawa, 2015, ISBN: 978-8364530-26-5, str. 29
2 Tamże, str. 32
1
i cienie pełne wieczornych roztańczeń,
(…)
Ten smak wciąż czuję. Dlatego pamiętam.3
Rozumienie siebie u poety stoi na tak wysokim poziomie, iż sam zdaje sobie sprawę,
z jakich elementów składa się jego świadomość, pamięć, jakie wydarzenia wywarły
na nią piętno.
Odnoszę wrażenie, że rozdział drugi, „druga historia liryczna” rozpoczyna się
znacznie wcześniej, niż znajdziemy w tomie kartkę z wielką dwójką.
Autor w prywatnej rozmowie zażegnuje się, iż cała segregacja wierszy do zbioru
odbyła się poza nim i nie miał na nią wpływu.
W następnym rozdziale dzieje się jeszcze więcej! Tu „Wiosenny wieczór”
opisywany jest z energią i aplauzem, godnym nastolatka i wiosny.
W przeświadczeniu, że rozwój autora w tym zbiorze jest widoczny na każdym kroku
(czy raczej – stronie) upewniają mnie także erotyki; mało ważny jest w nich wiek,
kondycja fizyczna, społeczna, czy inna, podmiotów-bohaterów i czytelnik ani przez
chwilę nie zastanowi się, ile lat ma kobieta, do której adresowane są słowa wiersza
„Do Małgorzaty”. Będzie on chłonął opiekuńcze ciepło, które przebija się ze strof.
Śmiem twierdzić, że tego efektu nie da nawet dwudziestoletnia wprawa w pisaniu
wierszy, ani żadne szkoły gimnastykujące wyrobników pióra.
Ten efekt, tą umiejętność roztaczania przed czytelnikiem obrazów, dźwięków,
zapachów trzeba MIEĆ w mniejszym lub większym stopniu!
Tą „iskrą bożą” Kiczor błyska co raz czytelnikowi w oczy, pisząc wiersze o bardzo
wysokiej etyce, takie na przykład jak „Taka rozmowa” – zwykła pogawędka
śmiertelnika z Wszechmocnym.
Do formy rozmowy, czy listu poeta ucieka się chętnie i często. To dodaje wierszom
dodatkowej ekspresji, odbiorca ma wrażenie, że czyta powieść fabularną, w której
istnieją przyspieszenia i spowolnienia akcji. A przy tym ogromna etyka tych wierszy
wycisza i uspokaja w dwójnasób, nawet gdy temat utworu, czy sposób zapisu są
burzliwe lub niespokojne.
Ta etyka towarzyszy przez cały czas czytelnikowi. Leszek Żuliński porównuje ją ze
Staffem, z Asnykiem, ale może to po prostu „Kiczor”, bo gdy na marginesach wierszy
notatki robiłem, parę z nich brzmiało: „Oryginalne, nie Kiczorowe!”, „Typowo
Kiczorowe!”.
Zatem ja już rozpoznaję ten specyficzny „smaczek” wierszy Jana Kiczora.
Lektura „Sześciu historii…”, obok przekonania, że to wartościowa książka,
dała mi zysk subiektywny i bardzo osobisty.
Przypomniała mi, że muszę być ciągle pokorny wobec poezji i jej owoców, bo nie
tylko moje rozumienie poezji, ale i setek, tysięcy innych, którzy mogą pisać zupełnie
inaczej może być właściwe. Wystarczy ich czytać z otwartą głową.
Właśnie to, uświadomiła mi różnorodność wierszy u Kiczora.
3
Tamże, str. 34
Zachęcam do odkrywania wartości tego tomu na własną rękę, bo ja Państwu
odkryłem zaledwie rąbek!
Download