PIERWSZY LIST DO KORYNTIAN Kościół w Koryncie został

advertisement
PIERWSZY LIST DO KORYNTIAN
Kościół w Koryncie został założony podczas drugiej podróży misyjnej św. Pawła. Długi stosunkowo – ponad
półtora roku trwający – pierwszy jego pobyt w tym mieście został opisany dość dokładnie w Dz 18:1–17.
Po wyjeździe Pawła z Koryntu młoda wspólnota przeżywa pewien kryzys. Jednym z czynników powodujących
niepokój i zamieszanie było pojawienie się w Koryncie Apollosa (Dz 18:27; 19:1). Jego oratorskie talenty i
niezwykły zapał apostolski pociągnęły część wiernych, okazujących tym samym pewną niechęć – by nie powiedzieć,
wręcz pogardę – Pawłowi. Z czasem rozpoczęli swoją działalność na terenie wspólnoty inni nauczyciele, zabiegający
przede wszystkim o własny rozgłos, i tak dochodziło do tworzenia się coraz to nowych stronnictw i ugrupowań.
Na kształtowanie postawy moralnej wspólnoty wywierał z pewnością negatywny wpływ również fakt otoczenia
tych młodych, jeszcze nie okrzepłych społeczności chrześcijańskich przez środowiska pogańskie, które w Koryncie
bardziej niż gdzie indziej beztrosko podchodziły do tak ważnych dla chrześcijanina spraw szóstego przykazania.
Jeśli nawet wierni zdołali już sami, we własnym życiu, uporać się z problemami przestrzegania zasad Ewangelii w
tym zakresie, to należało jeszcze rozwiązać – lub raczej, rozwiązywać każdego dnia na nowo – problem współżycia
z tymi, co wiedli rozwiązły tryb życia.
Wierni Koryntu chyba nawet zwracali się do Pawła z prośbą o dokładniejsze wskazania pod tym względem. W
odpowiedzi na ową petycję powstał list, którego dziś nie ma, lecz o jego niewątpliwym istnieniu mówi Paweł w 1
Kor 5:9. Był to więc chronologicznie pierwszy list Pawła do Koryntian, tzw. list przedkanoniczny (epistola
praecanonica). Od czasu tego listu niewiele jednak zmieniło się na lepsze. Pojawiały się coraz to nowe problemy.
Oto np. wspólnota nie reagowała jak należy na powszechnie znany grzech kazirodztwa (1 Kor 5:1nn); w
przypadkach zaistnienia pewnych sporów uciekano się do trybunałów pogańskich (1 Kor 6:1–6); dochodziło do
pewnych nadużyć podczas uczt eucharystycznych (1 Kor 11:17–34); powstała kwestia zachowania się niewiast na
zebraniach liturgicznych (1 Kor 11:5; 14:34 nn); nadużywano lub źle używano daru glosolalii (rozdz. 1 Kor 12) ;
rozsiewano błędne poglądy na czas i naturę powszechnego zmartwychwstania ciał (rozdz. 1 Kor 15); nie wiedziano,
czy wolno spożywać mięso żertw składanych bożkom pogańskim (1 Kor 8:1–11:1); zastanawiano się wreszcie, czy
godzi się wstępować w związki małżeńskie, czy może raczej należałoby trwać w stanie bezżennym (rozdz. 1 Kor 7).
Sytuacja religijna Kościoła była więc nabrzmiała trudnościami, o czym Paweł miał dość dokładne wieści. Nie można
było dłużej zwlekać. Pod koniec swego prawie trzyletniego pobytu w Efezie, chyba na krótko przed rozruchami
wywołanymi przez złotnika Demetriusza, pisze Apostoł pierwszy kanoniczny list do Koryntian. Jeśli przyjmie się, że
pobyt Pawła w Efezie przypada na lata 53–56, to list powstał z pewnością w r. 56 lub 57, przed – lub niedługo po
świętach Paschy, na co wskazują pewne wyrażenia świadczące o atmosferze paschalnej w czasie pisania listu. Paweł
mówi o przaśnikach (1 Kor 5:1), o tzw. ofierze pierwocin, składanej zazwyczaj w dzień po święcie Paschy; zdaje się
nawiązywać do igrzysk sportowych, organizowanych w Efezie pod koniec tamtejszej wiosny (1 Kor 9:24–27).
Autentyczność 1 Kor jest zbyt dobrze udokumentowana w najstarszej tradycji patrystycznej, by mogła być
podawana w wątpliwość. Zastrzeżenia wysuwano ostatnio co do tekstów 1 Kor 1:2 b oraz 1 Kor 14:33–35. Zauważa
się, że owe tak bardzo ekumenicznie brzmiące słowa z 1 Kor 1:2 b: wespół ze wszystkimi, co na każdym miejscu
wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego [Pana], nie mogły być napisane przez samego Pawła
w liście, który ma charakter zdecydowanie indywidualny i zajmuje się sprawami specyficznie korynckimi. Zdanie to
znajdowało się pierwotnie rzekomo na początku całego zbioru Pawłowych listów i dopiero z czasem zostało
umieszczone we wstępie do 1 Kor. Przypuszczenie to jest mało prawdopodobne, a w najlepszym razie niczym nie
uzasadnione, głównie z tego względu, że o pierwotnej postaci Corpus Paulinum nic nie wiemy. Istnieje natomiast
przynajmniej jedna racja przemawiająca w sposób dość przekonujący za Pawłową autentycznością tego zdania i co
więcej, za jego pierwotną przynależnością do 1 Kor. Otóż mówiąc o świętych, co na każdym miejscu wzywają
imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa tym samym wprowadza Paweł czytelnika swego listu w problematykę
rozbicia wspólnoty korynckiej, powszechność zaś tego samego kultu miała być jednym z powodów uznania rozłamu
za zjawisko ze wszech miar godne potępienia.
Za późniejszy niepawłowy dodatek uważają też niektórzy tekst 1 Kor 14:33–35, czyli polecenie, aby niewiasta
milczała w kościele. Tekst ten bowiem pozostaje w rzekomej sprzeczności z 1 Kor 11:5 n, gdzie Apostoł zezwala
niewieście przemawiać – dosłownie, prorokować – byleby tylko miała nakrytą głowę. Zresztą prorokowanie owo,
wspomniane bezpośrednio po wskazówkach co do modlitwy, nie musiało mieć charakteru zbyt urzędowego. Mogło
być jakimś prywatnym monologiem. Pawłowi chodzi jedynie o to, by powiedzieć, iż nie może się ono dokonywać
bez nakrycia głowy. Sprzeczność jest znów tylko pozorna. Tekst 1 Kor 14:33–35 nie zawiera bowiem zakazu
przemawiania w ogóle, tylko – jak z kontekstu wynika – polecenie, żeby podczas zebrań publicznych niewiasty nie
zabierały głosu w charakterze przewodniczących.
Najważniejszym problemem introdukcyjnym w związku z Pierwszym Listem do Koryntian jest sprawa jedności
literackiej tego pisma. Okazją do podjęcia studiów nad tym zagadnieniem była wzmianka Pawła (1 Kor 5:9) o jego
pierwszym, nie istniejącym dziś liście do Koryntian. Wynika z tej, mimochodem uczynionej uwagi, że obok naszych
dwu kanonicznych listów do Koryntian istniały inne pisma skierowane przez Pawła do tej samej korynckiej
wspólnoty. Śladów tych pism zaczęto się doszukiwać tak w pierwszym, jak i w drugim kanonicznym liście do
Koryntian. I tak w wyniku dłuższych badań nad 1 Kor niektórzy spośród egzegetów doszli do wniosku, że list ten
składa się z dwu niezależnych pism Pawła. Ten drugi list miał być odpowiedzią na pytania skierowane przez
Koryntian do Pawła ustnie lub listem, który zaginął.
A oto rzekome sprzeczności wskazujące, iż 1 Kor należy uważać za kompilację dwu pierwotnie niezależnych
pism: W 1 Kor 4:19 Paweł zapowiada rychłe przybycie do Koryntu, a w 1 Kor 16:5 nn mówi, że odwiedzi adresatów
swego listu dopiero wtedy, kiedy będzie wracał z Macedonii. Należy jednak zauważyć, że zwrotu przybędę wkrótce
wcale nie musi się pojmować w sensie tak ścieśnionym, iżby odrzucał myśl udania się do Koryntu w drodze
powrotnej z Macedonii. Tak więc sprzeczność pomiędzy 1 Kor 4:19 a 1 Kor 16:3 jest tylko pozorna. W 1 Kor 16:3
Paweł precyzuje swoje plany, ogólnie tylko naszkicowane w 1 Kor 4:19.
W 1 Kor 10:1–22 zabrania kategorycznie uczestniczenia w ucztach pogańskich, a w rozdz. 1 Kor 8 oraz 1 Kor
10:23 – 11:1 zezwala spożywać mięso z ofiar składanych bożkom pogańskim, byleby tylko nie gorszyć tym
słabszych. Mamy więc chyba do czynienia z fragmentami pism pochodzących przynajmniej z różnych okresów
chronologicznych, jeśli w ogóle należących do tego samego autora. Nietrudno jednak zauważyć, że instrukcje
dotyczące spożywania mięsa z ofiar składanych bożkom pogańskim (rozdz. 1 Kor 8; 1 Kor 10:23 – 11:1) są tylko
pozornie sprzeczne z zakazem uczestniczenia w ucztach pogańskich (1 Kor 10:1–22). Ten ostatni wcale nie musiał
być odwołany, aby można było uzyskać zezwolenie na spożywanie mięsa żertw we własnym domu.
W rozdz. 1 Kor 9 bardzo energicznie broni Paweł swej apostolskiej godności, natomiast w rozdz. 1–4 zdaje się
wcale nie odpierać ataków swoich nieprzyjaciół. Niezupełnie ścisłe jest jednak twierdzenie, że w rozdz. 1–4 Paweł
wcale nie odpiera ataków nieprzyjaciół na jego apostolską godność. Wystarczy odczytać takie teksty, jak 1 Kor 4:9;
3:5 nn; 1 Kor 4:1 nn, aby się przekonać o słuszności powyższego sprostowania. To prawda, że tonacja tej obrony jest
inna; inny też nastrój towarzyszy Pawłowi w czasie pisania pierwszych rozdziałów, jednakże jest to nie mniej
stanowcza apologia apostolskiego autorytetu.
Z 1 Kor 11:18 nn wynika, że Paweł po raz pierwszy słyszy o sporach w łonie korynckiej gminy, tymczasem już w
rozdz. 1–4 wiele o nich mówi. Natomiast 1 Kor 11:18 wcale nie wskazuje na ta, by Paweł słyszał po raz pierwszy o
rozłamach w gminie korynckiej. Rozłamy owe, prowadzące w rzeczywistości do powstania tzw. partii korynckich,
opisane dość dokładnie w 1 Kor 1–4, to zupełnie coś innego niż spory wspomniane w 1 Kor 11:18. Te ostatnie zdają
się mieć charakter partykularnych nieporozumień, ostrych, lecz jednostkowych konfliktów, gdy tymczasem do
utworzenia się partii korynckich doszło – jak się wydaje – wcale nie na tle sporów. Tak więc dane z 1 Kor 11:18
zupełnie nie kolidują z treścią 1 Kor 1–4. Podstawą do połączenia w jeden list dwu pierwotnie niezależnych pism
była chęć skomponowania już pod koniec I w. takiego Corpus Paulinum które składałoby się z siedmiu listów. Aby
osiągnąć tę symboliczną liczbę, połączono mniejsze pisma w większe całości.
Hipoteza dzielenia całego Corpus Paulinum. na siedem listów, w wyniku czego krótsze pisma scalono w większe
całości, nie posiada żadnego historycznego uwarunkowania i nie da się niczym udowodnić. Jest czystą, obiektywnie
mało prawdopodobną hipotezą. Dochodzimy zatem do wniosku, że rzekome sprzeczności między poszczególnymi
częściami 1 Kor wcale nie świadczą o kompilacyjnym charakterze tego listu. Przechodzenie od jednego tematu do
drugiego albo podejmowanie tego samego tematu kilka razy, lecz zawsze z innego punktu widzenia, jest
podyktowane specjalnym charakterem wątpliwości, które Paweł rozprasza odpowiadając adresatom swego pisma.
Tak więc hipoteza kompozycji redakcyjnej dwu pierwotnie oddzielnych pism nie znajduje wielu zwolenników i
stwarza cały szereg nowych, jeszcze trudniejszych do rozwiązania problemów. Dość luźne powiązanie tematyczne
różnych fragmentów tego pisma znajduje swoje wyjaśnienie tak w różnorodności zagadnień, jak i żywym
temperamencie Pawła. Należy zatem przyjąć, że 1 Kor wyszedł spod pióra Pawła w postaci przekazanej przez kanon
ksiąg NT.
List zawiera cenny obraz stosunków społeczno-religijnych pierwotnej wspólnoty, żyjącej w środowisku greckim.
Znajdują się w nim doniosłe pod względem dogmatycznym pouczenia o małżeństwie i dziewictwie (rozdz. 1 Kor 7),
o Eucharystii (1 Kor 11:23–27), o Kościele jako Ciele Chrystusa (1 Kor 12:12–31), o zmartwychwstaniu Chrystusa i
Jego wiernych (rozdz. 1 Kor 15). Rozdział zaś 1 Kor 13, traktujący o miłości, słusznie nazwano „Pieśnią nad
pieśniami NT”.
1:1. Większość swych listów rozpoczyna Paweł od przedstawienia się czytelnikom, przy czym powtarza prawie
stereotypową formułę: z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa. W ten sposób niejeden list zaczyna się
od pewnego akcentu polemicznego, bo przypominając swoje powołanie przez Boga udziela Paweł ciągle na nowo
odpowiedzi tym, którzy twierdzili, że nie jest on w pełni apostołem. W owym powołaniu Pawła, podobnie jak w
całym jego życiu, wszystko jest niezwykłe, ale na szczególną uwagę zasługuje to, że Apostoł przed swym
nawróceniem był krwawym prześladowcą Chrystusa i Jego wyznawców. Historia powołań, zarówno staro – jak i
nowotestamentowych, nie zna drugiego podobnego przypadku. Prześladowca, ogólnie znany wróg Chrystusa, staje
się Jego narzędziem wybranym (por. Dz 9:15). Jest to powołanie indywidualne, mające dokładnie sprecyzowany cel.
Paweł zostaje powołany po to, aby głosić Ewangelię wśród pogan. Tak więc rzeczownik apostoł jest określeniem nie
osoby jako takiej, lecz funkcji. Jest to nazwa posłannictwa danej osobie powierzonego. Dopełniacz Jezusa Chrystusa
wskazuje na Tego, który uczynił Pawła apostołem, lecz z drugiej strony określa także treść całego apostolatu Pawła.
Przecież to właśnie w 1 Kor oświadczy Paweł: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak
tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1Ko 2:2). Sostenes, nie znany nam bliżej chrześcijanin, towarzysz
Pawła, jest nazwany bratem, czego, rzecz jasna, nie należy pojmować dosłownie. Jest to brat w Panu. Nie ma też
żadnych powodów, by Sostenesa z 1 Kor utożsamiać ze wspomnianym w Dz 18:17 przełożonym synagogi.
2. Pismo kieruje Paweł do społeczności zwanej Kościołem Bożym w Koryncie. W świecie greckim termin
εκκλησία, odpowiednik naszego „Kościoła”, był od dawna dobrze znany. Określało się nim, zwłaszcza w ustrojach
demokratycznych, zwykłe zgromadzenie, zwołanie – bo rzeczownik εκκλησία pochodzi od czasownika εκκαλέω,
„zwoływać”. Otóż zgromadzeniem, jakby zwołaniem swoistym, jest każda wspólnota, z tą jednak bardzo zasadniczą
różnicą, że tworzy ona zgromadzenie Boże, Kościół Boży. Z czasem – zwłaszcza w okresie redagowania listów
więziennych – terminem tym będzie Paweł określał Kościół powszechny, początkowo jednak posługując się tym
wyrazem ma na myśli Kościoły lokalne. Lecz prawdą jest to, że każda wspólnota, każdy Kościół lokalny stanowi
jakby miniaturę Kościoła powszechnego.
Do wspólnoty Kościoła formalnie wchodziło się zawsze przez sakrament chrztu, i tak jest po dzień dzisiejszy.
Łaska tego sakramentu sprawia zaś, że wszyscy, którzy należą do Kościoła, są nazywani świętymi. Nie jest to
świętość w sensie wolności od wszelkiego grzechu, w znaczeniu pełnej doskonałości moralnej. To jedynie wyraz
uświęcenia chrześcijanina przez łaskę chrztu świętego. Świętymi lub uświęconymi są chrześcijanie w Jezusie
Chrystusie, ponieważ zostali ochrzczeni właśnie w Jego imię.
Powołanie do określonej funkcji, powołanie indywidualne, odróżnia Paweł od powołania kolektywnego
wszystkich wiernych. To pierwsze jest powołaniem do pewnego stanu, do stanu świętości, przy czym świętość owa
jest tu synonimem zbawienia wiecznego. Każdy chrześcijanin, co więcej, każdy człowiek, jest wzywany do
wspólnoty z Chrystusem, czyli do świętości. Jeżeli w odpowiedzi na ów apel Boży pocznie wzywać imienia Pana
naszego Jezusa Chrystusa, to znaczy, że ustosunkował się pozytywnie do powołania Bożego. Wtedy przysługuje mu
w pełni tytuł powołanego Bożego. Celem życiowym – można by nawet powiedzieć, codziennym zajęciem –
powołanych przez Boga jest wzywanie imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, tak jak celem całego istnienia narodu
wybranego w ST było wzywanie imienia Jahwe. Takie samo co do swej istoty powołanie chrześcijan, dokonujące się
przez tego samego Chrystusa, który jest Panem wszystkich ludzi – Pawła i Sostenesa w takim samym stopniu jak
Koryntian oraz wszystkich chrześcijan, jacy gdziekolwiek żyją, powinno eliminować z życia wiernych wszelkie
niesnaski, niepokoje, rozdarcia i gniewy. W tak sformułowanym pozdrowieniu Paweł nawiązuje zaraz na wstępie do
jednego z głównych problemów 1 Kor. Problemem tym, a zarazem głównym powodem napisania całego listu był
podział wspólnoty korynckiej na różne ugrupowania i stronnictwa. Otóż Koryntianie nie powinni zapominać ani na
chwilę, że zostali powołani wszyscy tym samym wezwaniem Bożym do tej samej świętości, że wszyscy –
gdziekolwiek wypadło im żyć – wzywają imienia tego samego Jezusa Chrystusa, Pana wszystkich ludzi.
3. Łaska i pokój stanowią treść prawie wszystkich pozdrowień zaczynających i kończących listy Pawła. Łaska jest
tu synonimem dobroci, miłosierdzia, opieki Bożej. Pokój zaś – to ta szczególna atmosfera, jaką każdy chrześcijanin
może oddychać od momentu zbawczej śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Paweł powie wyraźnie na
innym miejscu: Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia dzięki wierze, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego
Jezusa Chrystusa (Rz 5:1). Tak więc możność trwania w pokoju z Bogiem usprawiedliwia, co jest zupełnie
zrozumiałe, jeśli się zważy, że niepokój był pierwszym skutkiem grzechu. Odejście od Boga, ukrycie się przed Nim,
to bezpośrednie następstwo pierwszego grzechu. Niepokój wkroczył też natychmiast między pierwszą parę ludzką:
Adam tłumacząc się ze swego grzechu przed Bogiem, całą winą obarcza Ewę i nie chce z nią mieć nic wspólnego
(por. Rdz 3:12). Grzech poróżnił dwu braci i doprowadził do pierwszego bratobójstwa (por. Rdz 4:1–16), grzech
dzielił narody i sprawiał, iż coraz trudniej było się im porozumieć inaczej, jak tylko za pomocą śmiercionośnego
żelaza. Tak więc dzieło naprawiania tego, co zostało zniszczone grzechem, wprowadzającym wszędzie niepokój i
zamęt, musiało być z konieczności jednym wielkim wprowadzeniem pokoju. W rezultacie Paweł będzie mógł
napisać gdzie indziej: I was, którzy byliście niegdyś obcymi [wobec Boga] i [Jego] wrogami przez sposób myślenia i
wasze złe czyny, teraz znów pojednał [Bóg]w doczesnym Jego ciele przez śmierć, by stawić was przed sobą jako
świętych i nieskalanych, i bez zarzutu (Kol 1:21 n). Chrystus jest dawcą łaski i pokoju w takim samym stopniu, co
Bóg Ojciec. Ojciec jest inicjatorem całego dzieła zbawienia, co Paweł podkreśla wiele razy i z wielkim naciskiem.
Jezus Chrystus współdziała z Nim jak najściślej, wykonując Jego świętą i zbawczą wolę.
4. Wiersz ten rozpoczyna modlitwę apostolską Pawła. Treścią jej – jak wszystkich innych modlitw Apostoła – są
sprawy innych, dokładniej zaś, dobra nadprzyrodzone wiernych powierzonych jego pieczy. Swoje modlitwy
rozpoczyna Paweł zazwyczaj od dziękczynienia. Dziękuje za ludzi, za ich nawrócenie, nazwane tu łaską daną w
Chrystusie Jezusie. Od tego momentu, tzn. od chwili swego nawrócenia, Koryntianie żyją również, istnieją w
Chrystusie Jezusie. Jest to nowy sposób ich doczesnej egzystencji.
5. Znając naukę o Chrystusowym krzyżu, Koryntianie są bogatsi od wielu greckich mędrców. Nadto z chwilą
przyjęcia chrztu św. zjednoczyli się z Chrystusem, a Chrystus – jak to Paweł sam zaznaczy przy innej okazji (2 Kor
8:9) – jest synonimem wszelkiego bogactwa. Mieć słowo i poznanie – oznacza najprawdopodobniej tyle, co mieć
wiedzę oraz umiejętność przekazywania tej wiedzy innym.
6–7. Oczywiście Koryntianie są bogaci przede wszystkim dzięki dobroci Bożej, ale poza tym również i dlatego, że
Paweł i jego towarzysze dołożyli wszelkich starań, by przekonująco świadczyć Koryntianom o Chrystusie, by
wszczepić głęboko w ich umysły i serca teologię krzyża i zmartwychwstania Zbawiciela. Właściwie pojęte życie
chrześcijanina jest oczekiwaniem – przy ustawicznym trwaniu w łasce – objawienia się, czyli ponownego przyjścia
Pana naszego Jezusa Chrystusa. Świadomość nie dającej się uniknąć konieczności rozrachunków z Panem nadaje
życiu chrześcijanina charakter ciągłej wspinaczki ku górze. Oczekiwanie chrześcijanina nigdy nie może być biernym
trwaniem na tym samym miejscu. Chrześcijaństwo jest życiem.
8–9. Jeżeli życie chrześcijanina będzie trwaniem w łasce, jeżeli będzie wypełnione tęsknotą za spotkaniem się z
Chrystusem, to Chrystus sam przyjdzie mu z pomocą i sprawi – oczywiście przy jego współpracy – że człowiek ów
nie zasłuży sobie w dzień sądu na odrzucenie. Przy innej okazji tę samą prawdę wyrazi Paweł: Wiemy też, że Bóg z
tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim (Rz 8:28). Pojęcie wierności Boga wiąże się ściśle z tematem
naszego powołania, a dokładniej mówiąc, z obietnicami zwykle towarzyszącymi powołaniu. Powołanie całej
ludzkości w NT ma za cel wprowadzenie nas do wspólnoty z Synem Bożym. Dzięki wejściu do tej wspólnoty
człowiek będzie miał prawo do uczestniczenia w dobrach, które przysługują Jezusowi jako jedynemu Synowi Ojca
Niebieskiego. Chodzi więc o rzecz niezwykłej wagi, i dlatego wierność Boga odgrywa tu bardzo zasadniczą rolę.
10. Wezwania do zgody i jedności powtarzają się w listach św. Pawła najczęściej. Sposób formułowania tych
napomnień, a zwłaszcza ich motywacja świadczą również o doniosłości, jaką Paweł przywiązywał do sprawy
wewnętrznego spokoju i harmonii w Kościele. Dlatego nie tylko uroczyście upomina, lecz czyni to w imię Pana
Jezusa Chrystusa. Motywem, mającym zdeterminować postępowanie Koryntian, jest więc autorytet Chrystusa,
którego Paweł przedstawia tu w pełni Jego władzy: Pan Jezus Chrystus. Tak więc Koryntianie są upominani jakby
przez samego Chrystusa. Jeśli nie posłuchają głosu Pawła, wymówią posłuszeństwo samemu Chrystusowi. Wierni
nazywani są przy tym braćmi, co suponuje, że w napomnieniu owym nie brakowało także uczuciowego
zaangażowania się Apostoła. Samo wezwanie do jedności jest powtórzone dwukrotnie, przy czym Pawłowi nie
chodzi jedynie o zewnętrzne pozory jedności i zgody, Ma on na uwadze jednomyślność, tożsamość i wspólnotę
najbardziej ukrytych pragnień. Tylko wtedy uniknie się również jawnych rozłamów i rozdarcia.
11–12. Tymczasem wieści, jakie dochodziły do Pawła z Koryntu, nie były najlepsze. Ludzie zatrudnieni przez nie
znaną bliżej chrześcijankę Chloe, a może po prostu jej krewni lub niewolnicy – donieśli Pawłowi, że gmina koryncka
jest wręcz podzielona na różne ugrupowania. Z doniesień owych wynikało, że istniały w łonie korynckiej wspólnoty
cztery stronnictwa; nazwane z czasem przez komentatorów: pauliniści, czyli zwolennicy Pawła, apolloniści, tj.
zwolennicy Apollosa, petryniści, czyli ci, co czuli się w pewien sposób związani z osobą Piotra, zwanego inaczej
Kefasem, oraz tzw. chrystusowcy, czyli szczególni czciciele Chrystusa.
Pauliniści byli najprawdopodobniej ściślej związani z osobą Pawła, którego – jak się zdaje – bronili przed atakami
jego nieprzyjaciół. Możliwe, że to właśnie oni źle zrozumieli naukę moralną głoszoną przez Apostoła i wskutek tego
hołdowali specyficznemu libertynizmowi moralnemu. Pod względem przekonań doktrynalnych przypuszczalnie
niewiele różnili się od nich tzw. apolloniści, czyli zwolennicy Apollosa, który zaimponował im piękną wymową i
zapałem przewyższającym, jak im się wydawało, gorliwość Pawła.
Najmniej liczni byli, jak się wydaje, zwolennicy Piotra. Ludzie ci, być może przybyli z Palestyny, gdzie
prawdopodobnie zostali nawróceni przez Piotra, chełpili się swoim pochodzeniem od Abrahama i nadal
przypisywali, jak się zdaje, pewną rolę Prawu w dziele usprawiedliwienia człowieka. Możliwe, że byli sami
obrzezani i innym doradzali fizyczne obrzezanie.
Wreszcie ugrupowanie tak zwanych chrystusowców tworzyli ludzie, którzy się przechwalali szczególną
znajomością Chrystusa. Paweł nie stanowił dla nich ostatecznej instancji. Bardzo możliwe, że jego naukę podawali
nawet czasem w wątpliwość.
13. Otóż jakimikolwiek byłyby owe ugrupowania, ze wszech miar zasługiwały na potępienie. Fakt ich istnienia
sprzeciwia się przede wszystkim jedności Chrystusowego Ciała. Wspólnota podzielona na różne ugrupowania jest
obrazem rozdartego Ciała Chrystusa. Istnieniu jakichkolwiek podziałów w łonie Kościoła sprzeciwia się fakt śmierci
Chrystusa za całą ludzkość. Nikt inny: ani Piotr, ani Paweł, ani Apollos – tylko Chrystus umarł za wiernych w
Koryncie. A więc tylko z Nim powinni się zjednoczyć. Nikogo, żadnego ziemskiego przywódcy czy przełożonego
nie powinni przekładać nad Chrystusa. Wreszcie jeżeli Koryntianie czuli się w sposób szczególniejszy związani z
ludźmi, za pośrednictwem których otrzymali chrzest, to nie powinni jednak zapominać, że wszyscy zostali
ochrzczeni w imię tego samego Chrystusa, wchodząc z Nim właśnie w szczególną jedność.
14–16. Ten trójwiersz wcale nie świadczy o pomniejszaniu przez Pawła wartości chrztu św. jako sakramentu.
Przypuszczenie tego rodzaju pozostałoby w prostej sprzeczności z 1Ko 1:13, gdzie chrzest w imię Chrystusa jest
uznany wyraźnie za podstawę społeczności chrześcijańskiej. Niedbałość, z jaką Paweł wylicza zarówno
ochrzczonych, jak i nie ochrzczonych przez siebie Koryntian, jest wyraźnie zaplanowana. Paweł chce tym samym
dać do zrozumienia adresatom swego listu, iż wcale nie jest ważne to, przez kogo zostali ochrzczeni. Nikt też, lub
dokładniej, prawie nikt, nie może twierdzić, że trwa przy Pawle dlatego, iż przez niego został ochrzczony.
Wspomnianego tu Kryspusa należy utożsamić z Kryspusem z Dz 18:8, jednym z pierwszych nawróconych w
Koryncie. Gajus – to prawdopodobnie ten sam człowiek, o którym mówi Rz 16:23 – osobistość dość ważna w
Kościele. Stefanasa wspomina Apostoł w zakończeniu listu (1Ko 16:15), dom Stefanasa oznacza właściciela wraz z
całą jego rodziną najbliższą, a może i dalszą oraz ze służbą i z niewolnikami.
17. Paweł przypomina przede wszystkim swoim zwolennikom: niech pamiętają, że nie w imię Pawła zostali
ochrzczeni. Chcąc przy tym zupełnie świadomie zminimalizować rolę szafarza chrztu, wypowiada zdanie, które
samo w sobie może nawet budzić pewne zdziwienie: Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił
Ewangelię. Nie znaczy to jednak, że Paweł deprecjonuje wartość sakramentu chrztu. Wystarczy przeczytać, nawet
pobieżnie, szósty rozdział Listu do Rzymian, by rozwiać tego rodzaju przypuszczenia. Chodzi tu o zwrócenie uwagi
Koryntian na samą naturę i na skutki chrztu, a nie na osobę szafarza tego sakramentu. Pod tym względem o wiele
wyżej postawić należy osobę głoszącego Ewangelię. Ostatecznie – i tak jest po dzień dzisiejszy – chrzcić może
każdy, natomiast do głoszenia Chrystusa potrzebny jest specjalny mandat. Jeśli Paweł tak uroczyście oświadcza, że
głosząc Koryntianom Chrystusa świadomie rezygnował z mądrości słowa, to czyni aluzję nie tylko do sofistyki
retorów pogańskich, lecz być może również do nauczania Apollosa, hołdującego, jak się wydaje, tego rodzaju
formom ewangelizowania. Paweł obawia się, że takie nauczanie może się przyczynić do zniweczenia, do zagubienia
w potoku słów i do pozbawienia treści Chrystusowego krzyża.
18–19. Głoszoną przez Pawła i innych apostołów naukę krzyża można pojmować w sposób dwojaki, w zależności
od tego, jakie powoduje ona reakcje w ludzkich duszach. Ci, którzy odrzucając tę naukę sami sobie gotują wieczne
potępienie, uważają Ewangelię za zwykłe głupstwo; sens tego określenia sprecyzuje Paweł za chwilę. Natomiast jest
prawdziwą mocą Bożą dla tych, którzy słuchając jej i wprowadzając ją w życie dostępują zbawienia wiecznego.
Cytując – według Septuaginty – słowa Izajasza, Paweł stwierdza, że ów podział ludzkości na dwie kategorie,
spowodowany różną postawą wobec Ewangelii, był przewidziany przez Boga przed wiekami. Ludzka ograniczona
mądrość mądrych tego świata będzie przyczyną ich zguby, podobnie jak przebiegłość, wyrachowanie doczesne wyda
tylko zgubne skutki.
20. Te cztery pytania retoryczne niektórzy uważają również za cytat – dość swobodny co prawda – z Iz 19:11 nn;
Iz 33:18 nn; Ba 3:16, inni są zdania, że mamy tu do czynienia ze śladem pewnego florilegium biblijnego, spisanego
już – a może przekazywanego w postaci niepisanej. Trzy określenia: mędrzec, uczony, badacz tego świata –
wszystkie co prawda wyrażają ideę mądrości, wiedzy czysto naturalnej, ale nie są tylko zwykłymi synonimami.
Pierwszy termin, mędrzec, jest być może aluzją do filozofii pogańskiej; drugi – uczony, bardzo prawdopodobnie
nawiązuje do żydowskich uczonych w Piśmie; badacze tego świata – to ludzie, zarówno poganie jak i Żydzi, zajęci
badaniem tylko świata widzialnego, bez jakiegokolwiek odnoszenia się do sfery nadprzyrodzonej. Ponieważ z
uporem trwali w swym pseudomądrym zaślepieniu, pokazał im Bóg, do czego może ich to doprowadzić. Oto musieli
w pewnym momencie sami stwierdzić, że są bezsilni w swej mądrości, czyli że są po prostu nierozumni. Do takiego
przekonania nie mogli jednak dojść inaczej, jak tylko po skonfrontowaniu świata z Ewangelią. Wyrażenie ten świat
pochodzi z języka apokaliptyki i jest przeciwstawieniem – nie spotykanego zresztą u Pawła – zwrotu „świat, który
ma przyjść”.
21. Jest to uzasadnienie stwierdzenia, że Bóg głupstwem uczynił mądrość tego świata. Terminy mądrość i głupstwo
przyjmują tu co chwila inne znaczenia. Mądrość Boża – to przede wszystkim porządek w stworzonym
wszechświecie, to sens dziejów ludzkości, sumienie każdego człowieka, to dzieje Izraela oraz mądrość Boga
objawiona w Piśmie. Do odkrycia i poznania tak rozumianej mądrości Bożej wystarczyłaby zwyczajna ludzką
mądrość, tj. naturalne zdolności poznawcze, mądrość pozbawiona jeszcze jakiegokolwiek światła z góry. Ponieważ
świat – tzn. przede wszystkim wspomniani już mędrcy tego świata – choć posiada wszystkie konieczne możliwości,
jednak nie poznał mądrości Bożej, tedy posłużył się Bóg głupstwem głoszenia Słowa, tzn. Ewangelii. Ta decyzja
Boga jest wyrazem dobroci. Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył. I znów głoszenie słowa
Bożego mogło się wydać „głupstwem” – oczywiście jak najbardziej w cudzysłowie – jedynie w świetle tzw.
mądrości tego świata. Zresztą pojęcie tej głupoty wyjaśni Paweł za chwilę dość dokładnie. Uważana przez świat za
głupstwo Dobra Nowina staje się źródłem zbawienia tylko dla tych, którzy jej słuchają i w nią wierzą, co Apostoł
stwierdził już zresztą przed chwilą (1Ko 1:18).
22–23. Ludzkość w Biblii dzieli się zazwyczaj na Greków i Żydów Okazuje się, że postawa jednych i drugich była
diametralnie różna od tego, czego nauczali głosiciele Dobrej Nowiny. Żydzi bowiem żyli w ustawicznej pogoni za
znakami; byli ich żądni w czasach patriarchów i proroków, ciągle domagali się ich od Jezusa. Grecy szukali
mądrości, oczywiście tylko mądrości świata, przejawiającej się w chorobliwym niekiedy filozofowaniu. Otóż w
świecie zamieszkałym przez takich ludzi dzieło Chrystusa traciło swoją wymowę. To, czego dokonał Chrystus, to, co
z Nim uczyniono, było dla Żydów zgorszeniem, i to z dwojakiego powodu. Najpierw gorszyli się stosunkiem Jezusa
do grzeszników. Chodził przecież wśród nich, kontaktował się z nimi, zasiadał z nimi do wspólnego stołu, poza tym,
podając się za Mesjasza, dopuścił do tego, że zginął jak zbrodniarz. Otóż to postępowanie urągało najprostszym,
najbardziej elementarnym wyobrażeniom o Mesjaszu, który w przekonaniu Żydów miał pokonać wszystkie
uciskające ich moce, sam będąc przy tym niezwyciężonym. Dla pogan zaś głupstwem bez znaczenia był Jezus wraz z
całym Jego dziełem. Nie mogli bowiem zrozumieć tego, że pozwolił się zgładzić haniebnie człowiek, który podawał
się za Boga i twierdził, że przyniósł zbawienie całemu światu.
24–25. O tym, że nauka o Chrystusie ukrzyżowanym dla tych, którzy ją przyjmują, jest mocą, była już mowa w
1Ko 1:18. Teraz dorzuca Paweł nowe określenie: Jest to także prawdziwa mądrość Boża, tyle razy podziwiana prze
Apostoła przy różnych sposobnościach (zob. zwł. Rz 11:33–36).
Głupstwo, którym posłużył się Bóg, aby przynieść zbawienie ludzkości, czyli nauka o Ukrzyżowanym, znaczy o
wiele więcej niż najgłębsze mądrości ludzkie. Tak się też rzecz ma i ze sprawą znaczenia, mocy: to, co bezsilne,
słabe w oczach Boga, w rzeczywistości przewyższa największe moce tego świata. Oto jak odmienna jest logika Boża
od ludzkiego sposobu myślenia.
26. Źle pojęta mądrość była jedną z głównych przyczyn podziału wspólnoty korynckiej na różne ugrupowania.
Niestosowność postępowania Koryntian polegała na tym, że ludzie ci fanatycznie szukali mądrości tego świata,
cenili ją sobie wysoko i byli gotowi poświęcić dla niej niekiedy Ewangelię. Otóż Paweł wykazuje, że w oczach Boga
mądrość tego świata wcale nie przedstawia tak wielkiej wartości. To nie mądrość brał Bóg pod uwagę, gdy wybierał
sobie swoje sługi. Wśród wiernych Koryntu też niewielu było mądrych mądrością tego świata, czyli mądrością
dosłownie: według ciała. W grupie chrześcijan korynckich brakowało również możnych, ludzi o dużych wpływach,
potentatów w znaczeniu materialnym. Nie było też wcale arystokracji greckiej; przeciwnie, chrześcijanie korynccy –
i nie tylko korynccy – rekrutowali się przede wszystkim ze społecznych nizin. Właśnie w nich upodobał sobie
Chrystus.
27–28. Bóg wybierając to, co głupie w oczach świata, miał w tym bardzo wyraźny i doniosły cel: chciał w ten
sposób zawstydzić mędrców. Ci ostatni stwierdzą bowiem kiedyś sami, że to właśnie oni byli rzeczywistymi
głupcami. Będą się naprawdę wstydzić swojej rzekomej mądrości. Stanie się tak dzięki temu, że Bóg okazał swe
upodobanie w maluczkich i głupich tego świata. Podobne cele przyświecały Bogu, gdy wyróżniał to, co
nieszlachetnie urodzone i to, czym wzgardził świat, co było tak mało ważne w oczach możnych, że w ogóle się nie
liczyło, po prostu nie istniało. Otóż właśnie na tych upokorzonych Bóg zwrócił szczególną uwagę, ażeby unicestwić
to, co się liczy w oczach świata.
29. Rezultat osiągnięty takim postępowaniem Boga jest taki, że żadne stworzenie nie może się chełpić wobec
Niego. Niemocni, maluczcy, nieszlachetnie urodzeni, po ludzku sądząc, wcale nie mieli czym się szczycić. Jeżeli zaś
nabrali potem znaczenia, to wyłącznie dzięki miłosierdziu Bożemu. Ich nadprzyrodzone wybranie mogło być
powodem jedynie do wdzięczności dla Boga, ale nigdy do wynoszenia się ponad innych. Wielkim, możnym tego
świata wykazał Bóg, że w rzeczywistości nie są ani wielcy, ani możni, że jako tacy nie liczą się dla Boga. Krótko
mówiąc, żadne stworzenie nie może się chełpić przed obliczem Boga; musi być po prostu tylko stworzeniem, które
otrzymało wszystko od swego Stwórcy i jest wskutek tego zobowiązane do okazywania Mu ustawicznej
wdzięczności (1 Kor 4:7).
30–31. Dzięki wybraniu przez Boga wszyscy chrześcijanie otrzymali nowy sposób istnienia: jesteście w Chrystusie
Jezusie. Paweł wyjaśni na innym miejscu, jak należy pojmować ten nowy rodzaj życia: razem z Chrystusem zostałem
przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak
obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2:19 n).
Chrystus Jezus, z którym każdy chrześcijanin łączy się w szczególny sposób przez chrzest, jest najwyższą
mądrością, ten sam Chrystus, który był głupstwem dla pogan i zgorszeniem dla Żydów. Mądrością od Boga jest
Chrystus dlatego, że w Nim właśnie urzeczywistniły się wszystkie plany Boże względem całej ludzkości; te plany, w
których nawet upór ludzki został wprzęgnięty do dzieła zbawienia. Nic tedy dziwnego, że Paweł tak oto wyraża
podziw dla mądrości Bożej: O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie
do wyśledzenia Jego drogi! (Rz 11:33).
Chrystus jest sprawiedliwością w tym sensie, że przynosi nam usprawiedliwienie. Wskutek usprawiedliwienia zaś
lub dokładniej, w samym usprawiedliwieniu, człowiek otrzymuje coś z Bożej sprawiedliwości, coś z doskonałości
Bożej. Chrystus jest sprawiedliwością także i w tym znaczeniu, że w Nim znajduje się pełnia wszelkiej doskonałości.
Dzięki usprawiedliwieniu chrześcijanin może być nazywany – i w rzeczywistości jest – uświęcanym. Owo
uświęcenie oznacza z jednej strony obecność w nim łaski, z drugiej zaś przypomina cokolwiek starotestamentową
ideę świętości narodu wybranego. Naród był święty dlatego, że stanowił szczególną własność (Wj 19:5) Boga, że był
poświęcony, oddany Bogu i tylko Bożym sprawom. Chrystus jest wreszcie naszym odkupieniem, ponieważ za cenę
Jego miłości i posłuszeństwa względem Boga Ojca zostaliśmy wykupieni z niewoli grzechu. Oto lista dobrodziejstw
Bożych. Jeśliby więc jeszcze ktoś chciał się chlubić, to może się chlubić jedynie w Panu. Wszystko bowiem co
posiada, otrzymał od Pana.
2:1–2. Przybywając po raz pierwszy do Koryntu, Paweł był pod świeżym wrażeniem swego nieudanego
wystąpienia w Atenach. Wiadomo, że licznie zebrani tam, żądni nowości słuchacze Pawła opuścili agorę, okazując
lekceważenie i pogardę, skoro tylko Apostoł zaczął mówić o przyszłym zmartwychwstaniu tych, co umierają w Panu
(por. Dz 17:32 n). Paweł wiedział dobrze, że powodem jego porażki była nie tylko treść głoszonej nauki, lecz także
jej forma. Nauka Pawła nie miała nic z błyskotliwej retoryki pogańskiej. Nie wynika z tego jednak wcale, że Paweł
był nieudolnym mówcą, że nie mógłby współzawodniczyć z retorami pogańskimi. Sam przecież podaje racje
uzasadniające jego postępowanie: Posłał mnie Chrystus… abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie
zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą
zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia (1 Kor 1:17 n). Świadectwo Boże ze względu na swą treść wymaga innej
formy. Wszystko, co Paweł głosił w Koryncie – i nie tylko w Koryncie – sprowadza się do jednej wielkiej prawdy.
Jest to prawda o zbawczym cierpieniu Jezusa. W tej prawdzie streszcza się cała teologia Pawła. Jest to teologia na
wskroś soteriologiczna. Z głoszenia takiej właśnie teologii Paweł nie zrezygnuje za żadną cenę, nawet za cenę takiej
samej klęski jak ta, jaką niedawno poniósł w Atenach.
3. Jeśli Apostoł wyznaje, że stanął przed Koryntianami w słabości, w bojaźni i z wielkim drżeniem, nie oznacza to,
że obawiał się tylko ludzkiej klęski, która odbiera zazwyczaj pewność siebie i wpływa niekorzystnie na dobrą sławę
nauczającego, zmniejszając znacznie jego autorytet. Bojaźń apostolska Pawła ma charakter zdecydowanie religijny.
Paweł drży na samą myśl, że oto wobec tylu ludzi cierpienia Chrystusa mogą się okazać bezużyteczne, bo jeśli nie
usłuchają Apostoła, to nie uwierzą Ewangelii, a co za tym idzie, nie nawrócą się i nie wejdą do królestwa
umiłowanego Syna Bożego (Kol 1:13). Powodem bojaźni mogła też być wizja ewentualnej kary, jaką Paweł, być
może, przewidywał dla siebie za to, że on, apostoł pogan, nie zdołał jednak wielu tych ludzi doprowadzić do
Chrystusa.
4. Wystąpienia Pawła w Koryncie nie miały nic z demagogicznych wywodów i sofistyki, która w świecie greckim
uchodziła za szczyt sztuki filozofowania i której rysem najbardziej charakterystycznym była troska nie o treść, lecz o
formę. Ten rodzaj nauczania stwarzał wielkie możliwości popisywania się talentami krasomówczymi. Otóż Paweł
dołoży wszelkich starań, by siebie samego jak najstaranniej ukryć, natomiast ukazać w pełni ducha i moc Bożą.
Ludzie muszą dojść do przekonania, że słowa wypowiadane przez niego nie są tylko słowami ludzkimi, że daje się w
nich odczuć tchnienie Ducha Bożego. Nie mówi też o swoich własnych sukcesach, nie demonstruje własnej mocy.
Głosi magnalia Dei, wielkie dzieła Boże (Dz 2:11), świadczące o cudotwórczej mocy Boga.
5. Ludzie, którzy takiemu nauczaniu uwierzą, będą opierali swoją wiarę nie na mądrości ludzkiej, lecz na wierze
Bożej. Inaczej mówiąc, motywem skłaniającym ich do wiary nie będą czysto ludzkie argumenty, lecz tylko i
wyłącznie moc Boga, dostrzegana w nauczaniu Apostoła. Możliwe, że chodzi tu również o cuda, których mocą Bożą
dokonywał Paweł. Wiadomo przecież, że taką moc posiadali Apostołowie z woli samego Chrystusa, który
zapowiada: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą: węże brać będą do rąk, i jeśliby co
zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie (Mk 16:17 n).
6. Podobnie jak w drugiej części rozdziału pierwszego, tak też w rozdziale drugim Pierwszego Listu do Koryntian
Paweł posługuje się ciągle dwoma pojęciami mądrości. Mówi albo o mądrości tego świata, nie znaczącej nic u Boga,
albo o mądrości Bożej, będącej przedmiotem pogardy w świecie. Tej ostatniej nie mogą zrozumieć ludzie żyjący
według Prawa. Głosi ją Apostoł tylko doskonałym, tj. ludziom żyjącym już łaską chrztu świętego i duchem
Ewangelii. Nie ma ona nic wspólnego z mądrością cieszącą się uznaniem w tym świecie, nie jest to mądrość, jaką
posiedli i jaką się chlubią władcy tego świata, posiadający zresztą tylko iluzoryczną, bo przemijającą władzę.
7–9. Jest to mądrość ukryta lub inaczej mówiąc – tajemnica mądrości Bożej. Od wieków istniejąca w Bożych
planach zbawienia, czyli wyniesienia człowieka do chwały, jego dobro zawsze miała na względzie. Gdyby ją pojęli
władcy tego świata, inspirowani w swej przewrotności przez szatana, gdyby chcieli zrozumieć, że Syn Boży ogołaca
się (por. Flp 2:7) dla grzesznych ludzi, pewnie nie skazaliby Go na śmierć krzyżową. Zapewne nie dopuściliby się
też tego czynu, gdyby wiedzieli, że mają do czynienia z Panem chwały, a więc z absolutnym Władcą, z kimś, kto
posiada boską moc nawet nad śmiercią. Nie zamordowaliby też zapewne Jezusa, gdyby mieli choć słabe pojęcie o
nagrodzie, jaka czeka człowieka w życiu przyszłym za wierne trwanie przy Nim. Choćby zmobilizowali wszystkie
władze poznawcze swych oczu, uszu i serca, nie mogliby przedstawić sobie ogromu szczęścia przygotowanego dla
tych, którzy Boga miłują.
10. Potrafią natomiast wyobrazić sobie to szczęście ci, w których mieszka Duch Boży. To On swą obecnością
sprawia, że człowiek może poznawać rzeczy zakryte przed zwykłymi śmiertelnikami. Duch Boży, nawet
przebywając w człowieku, przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Posługując się zdaniem nam zaś
objawił to Bóg myśli Paweł przede wszystkim o sobie, o własnych doświadczeniach pod Damaszkiem. Jednakże nie
ulega wątpliwości, że czyni również aluzje do wszystkich, w których przez łaskę chrztu przebywa Duch Boży. O tym
Duchu Bożym powiedział Jezus Chrystus: Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was
wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (Jan 14:26).
11–12. Możliwości i zakres naszego poznania ilustruje Paweł odwołując się do analogii pomiędzy funkcjami
poznawczymi Ducha Bożego w Bogu a poznawaniem czysto ludzkim w człowieku: to, co Boskie, może poznać
tylko Duch Boży. Otóż człowiek, któremu został dany Duch Boży, może poznawać to, co jest z Boga. Wynika stąd
wyraźna aluzja do sakramentu chrztu, dzięki któremu otrzymujemy łaskę uzdalniającą nas do poznania tego, co
nadprzyrodzone, czyli m.in. do zrozumienia mądrości i dobroci Boga dla człowieka. Takiego poznania nie może
uprawiać człowiek pozbawiony łaski.
13. Nawiązując do 1Ko 2:6 wyjaśnia z kolei Paweł, na czym polega i jak przebiega proces przekazywania innym
prawd poznanych w sposób nadprzyrodzony. Głoszenie tych prawd odbywa się nie przy pomocy środków, jakimi
operują mędrcy tego świata, lecz dzięki specjalnej pomocy Ducha Świętego. Ostatni fragment 1Ko 2:13 można
rozumieć co najmniej dwojako. Albo chodzi tu o przedstawienie w sposób duchowy rzeczy duchowych, czyli o ideę
dostosowania głoszenia do natury rzeczy głoszonych, albo też mówi Paweł o tym, że apostołowie Chrystusa
ludziom, którzy są duchowi, głoszą prawdy Boże w duchowy sposób, czyli chodzi o dostosowanie sposobu głoszenia
prawd do możliwości poznawczych odbiorców Bożego słowa. Ponieważ w kontekście bezpośrednio poprzedzającym
jest mowa o ludziach obdarzonych specjalnymi zdolnościami poznania, ta druga ewentualność zdaje się dokładniej
odtwarzać myśl św. Pawła.
14–15. Myśl o potrzebie pewnego adaptowania sposobu głoszenia Dobrej Nowiny do możliwości poznawczych
ludzi wprowadza zapowiadany zresztą wcześniej podział ludzi na zmysłowych i duchowych. Zmysłowymi – jak
wynika z dalszego kontekstu – nazywa Paweł tych, którzy nie rozumieją tego, co jest z ducha, dla których sprawy
ducha są zwykłym głupstwem, którzy są pozbawieni wszelkiego związku ze sferą nadprzyrodzoności. Duchowymi
zaś są nazywani ci, których podstawą istnienia i działania jest Duch otrzymany na chrzcie św. Wskutek tego mogą
oni rozsądzać wszystkich i wszystko, a zwłaszcza to, co się wymyka spod osądu człowiekowi zmysłowemu, sami
zaś są osądzani jedynie przez Boga. Dość wyraźnie daje Paweł do zrozumienia, że Koryntianie są jeszcze ciągle
zmysłowi i że wskutek tego ani nie mają prawa, ani nie mogą opiniować o postępowaniu Pawła.
16. Paweł posiada Ducha Świętego, o którym mówił przed chwilą. Jest tego w pełni świadom i dlatego czuje się
upoważniony do udzielania Koryntianom pouczeń.
3:1–2. Jeżeli w ostatnich wierszach poprzedniego rozdziału istniały pewne wątpliwości, czy do tzw. ludzi
zmysłowych zalicza Paweł również Koryntian, to tu już całkiem wyraźnie mówi, że Koryntianie są ciągle jeszcze
cieleśni. To uniemożliwia Apostołowi traktowanie ich tak, jak zwykło się traktować ludzi duchowych. Wyrażenie
niemowlęta w Chrystusie jest co prawda synonimem określenia ludzie zmysłowi, cieleśni – wyraźnie wskazuje na to
1Ko 3:3 – ale posiada odcień mniej pejoratywny. Z wyrazem niemowlęta kojarzy się natychmiast pojęcie mleka jako
pokarmu tej kategorii ludzi. Równocześnie pojawia się dobrze znana z Listu do Rzymian antyteza: słabi – mocni.
Koryntianie należą – rzecz jasna – do słabych.
3–4. Duchowe niewyrobienie cielesnych lub słabych przejawia się m.in. w sporach i nieporozumieniach, do jakich
między nimi dochodzi. Nigdy nie dopuszczą do ich powstania ludzie żyjący wedle Ducha. W ten sposób nawiązuje
Paweł ponownie do podziału wspólnoty na ugrupowania i stronnictwa religijne, ujawniając tym samym jeden z
głównych powodów napisania listu.
5. Wiadomo już, że jednym ze źródeł rozdarcia religijno-społecznego wspólnoty było niewłaściwe zrozumienie –
lub niezrozumienie w ogóle – roli szafarza sakramentu chrztu. Paweł wraca obecnie do tej samej sprawy, rozpatrując
ją jednak tym razem na płaszczyźnie nieco szerszej. Doszedł bowiem do wniosku, iż Koryntianie w ogóle nie
wiedzą, na czym polega istota posłannictwa apostolskiego. Otóż apostoł głoszący Chrystusa w niczym nie
przypomina wędrownego retora-sofisty, zabiegającego swymi trikami o pozyskanie sobie jak największego grona
słuchaczy. Obalając to błędne przeświadczenie i wyjaśniając istotę apostolatu nowotestamentowego, tym samym
zostawił nam Paweł piękny zarys teologii posługiwania apostolskiego. Apostoł bowiem w przekonaniu Pawła jest
przede wszystkim sługą. W większości przekładów nowożytnych wyrazem sługa oznacza się aż cztery zbliżone co
prawda pod względem treści, lecz niejednoznaczne rzeczowniki: διάκoνoς (διακoνία), δoυλoς (δoυλoυν), λειτoυργός,
υπηρέτης.
I tak, raz mówi Paweł o sobie oraz o innych głosicielach Ewangelii: [Bóg] sprawił, że mogliśmy stać się sługami
Nowego Przymierza (2 Kor 3:6), po czym starotestamentowej posłudze śmierci (2Ko 3:7) i potępienia (2Ko 3:9)
przeciwstawia nowotestamentową posługę Ducha (2Ko 3:8) i sprawiedliwości (2Ko 3:9). Czasem przedstawia się
jako sługa Boga (2 Kor 6:4: por. Ef 3:7; 1 Tes 3:2), kiedy indziej jako sługa Chrystusa (2 Kor 11:23; Kol 1:7; 1 Tm
4:6). Jeszcze innym razem mówi, że jest sługą Ewangelii (Kol 1:23) albo sługą Nowego Przymierza (2 Kor 3:6). Na
określenie zaś swojej pracy używa Paweł obok wspomnianych już wyrażeń: posługiwanie Ducha (2 Kor 3:8) i
posługiwanie sprawiedliwości (2Ko 3:9), także: posługa jednania (2 Kor 5:18), posługa na rzecz świętych (2 Kor
8:4; 9:1), posługa sprawie społecznej świętych (2 Kor 9:12) lub po prostu posługa (Rz 11:13; 15:31; 2 Kor 6:3; 9:13;
1 Tm 1:12; 2 Tm 4:5).
Czasownik διακoνέω oraz urobione od tego samego źródłosłowu rzeczowniki διάκoνoς, διακoνία wyrażają w
pierwszym rzędzie – i to zarówno w grece pozabiblijnej, jak i w Biblii – ideę posługiwania przy stole podczas
posiłków. W znaczeniu pochodnym określa się nimi codzienną troskę o środki do życia i wreszcie najogólniej pojętą
wszelką służbę oraz okazywanie pomocy potrzebującym.
Zarówno o sobie samym, jak i o towarzyszach swoich podróży misyjnych wiele razy mówi Paweł: δoυλoι Iησoυ
Xριστoυ (Rz 1:1; Ga 1:10; Flp 1:1; Kol 4:12; 2 Tm 2:24; Tt 1:1) lub: δoυλoι υμων (2 Kor 4:5), co zwykle tłumaczy
się „słudzy Jezusa Chrystusa”, tzn. „słudzy wasi”. Czasownik: δoυλoυν oraz związane z nim rzeczowniki δoυλoς i
δoυλεία wyrażają ideę spełniania czegoś nie z zamiłowania, lecz z konieczności, z faktu pozostawania pod czyimiś
rozkazami. W pojęciu Greków człowiek określony mianem δoυλoς był uważany za niemal okaleczonego. W
rzeczywistości bowiem nie posiadał tego, co decyduje o godności każdego człowieka: był pozbawiony wolności.
Życiu niewolnika towarzyszył ustawiczny strach. Musiał wciąż rezygnować z własnej woli, z własnych zamiłowań,
albo – co gorsza – bał się, ponieważ w każdej chwili mogła go spotkać z ręki pana kara najzupełniej niezasłużona, z
pozbawieniem życia włącznie. Zrozumiałe zatem były wśród Greków opory przeciwko wszystkiemu, co mogło mieć
posmak służenia, wyjąwszy może jedyny wypadek, tzn. gdy chodziło o służenie prawom. Tego rodzaju służba była
uważana za wyraz prawdziwego patriotyzmu.
W Septuagincie czasownik δoυλoυν i pochodzące od niego terminy odpowiadają w oryginale hebrajskim
czasownikowi ‘abad i jego pochodnym. Nie tylko zaś w Biblii, lecz także w literaturze judaistycznej pozabiblijnej
grupa słów utworzonych od rdzenia ‘abad określa najczęściej stan poddaństwa wobec króla lub zwycięskiego
wodza. Nie brak tu również, podobnie jak w użyciu greckiego δoυλoς czy δoυλoυν, czynnika lęku wywołanego
świadomością despotycznej władzy tego, który ma decydować o losach swoich poddanych.
Natomiast niewielu związków można się dopatrzyć między Biblią a literaturą pozabiblijną, jeśli chodzi o religijne
użycie terminów wyrażających ideę służenia. Gdy bowiem w religii starożytnych Greków nie znana była postawa
człowieka jako sługi bogów, to w ST czasownik ‘abad, podobnie jak w Septuagincie δoυλoυν, często występuje w
opisach zależności człowieka od Boga. Pomijając już to, że Sługą Jahwe był nazywany sam Mesjasz, sługami Boga
nazywają się i są nazywani wielcy mężowie Izraela; jak np. Mojżesz (Joz 14:7), Jozue, Abraham (Ps 105:42), Dawid
(Ps 89:3), Izaak (Dn 3:35). Nie ma wątpliwości, że do owych biblijnych kategorii myślenia nawiązuje Paweł o wiele
bardziej niż do greckich poglądów religijnych. Apostoł jest świadom tego, że jego posługa Ewangelii kontynuuje w
pewien sposób dzieło rozpoczęte przez Mojżesza, Jozuego, Abrahama i Dawida. Swoją posługę zestawia z posługą
Mojżesza (2 Kor 3:5 nn). Do wielkich czynów tamtych ludzi zdaje się nawiązywać, kiedy mówi, że im, misjonarzom
Nowego Przymierza, została powierzona posługa jednania wszystkich ludzi z Bogiem (2 Kor 5:18). Służenie
Chrystusowi uważa za największy zaszczyt i za wyraz prawdziwej wolności. Choć wyznaje, że biada mu, gdyby nie
głosił Ewangelii, to jednak wiele razy również powie, że czuje się przez to szczególnie wyróżniony. Nie ma w jego
postawie niczego z konieczności ulegania bogom Olimpu. Ponadto czuje się Paweł – podobnie jak towarzysze jego
prac misyjnych – sługą ludzi, którym jest głoszona Ewangelia. I ta koncepcja posługi lub nawet niewolnictwa znana
jest tylko z historii Izraela. Patriarchowie i Prorocy byli prawdziwymi sługami potrzeb duchowych ludu wybranego.
6–9. Posłannictwo apostołów przyrównywał Paweł także do pracy na roli. Nie jest ważne, kto siał lub podlewał.
Od żadnego z nich ostatecznie nie zależy wykiełkowanie ziarna i rozwój całej rośliny. To zawsze daje tylko Bóg.
Metafora pracy na roli przekształca się stopniowo w alegorię nierzadko spotykaną w literaturze judaistycznej.
Rolnicy – czyli apostołowie – są tylko skromnymi pomocnikami Boga; rolą uprawną jest lud Boży. Dobro
uprawianej roli-ludu Bożego wymaga tego, aby między rolnikami, bez względu na działalność każdego z nich –
panowała doskonała harmonia. Zróżnicowanie zadań jest absolutnie zrozumiałe, a zapłata będzie odpowiadać
zasługom, jakie każdy na swym odcinku zgromadzi.
10–11. Z przenośniami zaczerpniętymi z życia rolników łączono – często czynili to autorzy pozabiblijni –
metafory z dziedziny budownictwa. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że przenośnie owe, zastosowane do pracy
apostolskiej, tkwią swymi korzeniami w wypowiedziach proroka Jeremiasza: Spójrz, daję ci dzisiaj władzę nad
narodami i nad królestwami, byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził (Jr 1:10). Druga brzmi:
Skieruję wzrok na nich dla ich dobra, sprowadzę ich do tego kraju, odbuduję ich, by więcej nie rujnować (Jr 24:6).
Należy jednak pamiętać, że zakładanie fundamentów i wznoszenie na nich budowli jako alegoria ilustrująca akcję o
charakterze religijnym jest spotykana także u Filona i Epikteta. Zresztą rolę równorzędnego źródła tego rodzaju
metafor odgrywały zapewne obserwacje codziennego życia.
12. Metafora przybiera coraz bardziej rysy alegorii. Wiadomo już, kto jest budowniczym, kto fundamentem, do
czego należy przyrównać cały proces budowania. Wielkość zaś wysiłku budujących zależy od jakości materiału
budowlanego. Apostoł wylicza tu aż sześć odmian budulca: trzy bardziej szlachetne i trwałe – złoto, srebro, kamień –
i trzy mniej wartościowe, łatwo zniszczalne – drzewo, siano, słoma.
13–15. Wiersze te w przekonaniu wielu egzegetów, zwłaszcza starszych, uchodzą za biblijny dowód na istnienie
czyśćca. W rzeczywistości jednak chodzi tu – jak wykazały najnowsze badania – nie tyle może o czyściec, ile raczej
o ogień sądu przyszłego, na co wskazuje nie tylko wyrażenie dzień Pański, lecz także cała biblijna teologia
„próbowania w ogniu” lub „oczyszczania ogniem”. Tak więc za całkowite oddanie się misji nauczania przyobiecana
jest słuszna nagroda, natomiast za „półapostolat”, za hipokryzję w stosunku do nauczanych czeka „apostoła” nie
wieczna zguba co prawda, lecz dotkliwa próba ognia. Nie będąc dowodem na istnienie czyśćca, tekst ten rzuca
podwaliny pod tę prawdę.
16–17. Z przenośnią dotyczącą budowania kojarzy się Apostołowi tematyka świątyni Bożej. Otóż świątyniami
Boga są wszyscy chrześcijanie. Świątynią Boga jest każdy ochrzczony mieszkaniec Koryntu. Miejsce świątyni
jerozolimskiej, jedynej dla całego Izraela, zajmuje teraz wnętrze każdego człowieka. Nadeszła już bowiem godzina,
kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie… Bóg jest duchem; trzeba więc, by
czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i w prawdzie (Jan 4:23 n). W każdym z nich mieszka Duch Święty. Ale
świątynią Boga jest także cała społeczność koryncka. Jest to dom, rodzina Boża, tak jak kiedyś rodziną, domem
Jahwe był cały Izrael.
Otóż tworzenie się ugrupowań i stronnictw na terenie Koryntu to nic innego, jak tylko burzenie owej świątyni i
pozbawianie Ducha Świętego miejsca zamieszkania. Łatwo sobie wyobrazić karę, jaką Bóg ześle na tych, co niszczą
Jego przybytki: zostaną pozbawieni życia nadprzyrodzonego. Kto niszczy świątynię Boga, podnosi rękę na
najwyższą świętość. Dlatego też kara przewidziana za ten czyn jest taka ciężka.
18. Nie można się tedy łudzić; nie ma co liczyć w takiej sytuacji na pobłażliwość czy miłosierdzie Boże. Trzeba się
zabrać natychmiast do naprawy swego życia, trzeba się wewnętrznie odmienić. Odmiana powinna przede wszystkim
polegać na tym, by człowiek wyzbył się przeświadczenia, że jest mądry. Niech z całą świadomością i dobrowolnie
zrezygnuje z mądrości tego świata, niech się stanie dla niego głupim, gdyż to jest jedyny sposób na zdobycie
mądrości prawdziwej, tej mądrości, która znaczy coś w oczach Boga.
19–20. Ideę tych dwu mądrości wyjaśnił Paweł już wcześniej, stwierdzając, że niewłaściwe pojmowanie mądrości
było jednym z powodów rozdarcia wspólnoty korynckiej. Tutaj powtarza te same myśli, przypominając, że mądrość
tego świata jest głupstwem u Boga, że Bóg może udaremnić zamysły najbardziej przebiegłych i że to już nie raz
uczynił. Wie też Bóg, że pozornie najgenialniejsze pomysły mędrców tego świata są puste, jeśli się je snuje bez
współudziału świata nadprzyrodzonego.
21–23. Człowiek sam w sobie nie ma żadnych powodów do wynoszenia się ponad drugich. Nie mają też żadnych
powodów do przechwalania się swymi przywódcami członkowie poszczególnych ugrupowań. Paweł już wcześniej
wyjaśnił, że wszyscy owi przełożeni są jedynie sługami Chrystusa dla dobra wiernych. Tak więc Paweł, Apollos czy
Kefas – wszyscy w równym stopniu są do dyspozycji Koryntian, stanowią niejako ich własność. Zresztą własnością
Koryntian jest również cały świat, ich doczesne życie, co więcej, nawet śmierć, teraźniejszość i cała przyszłość.
Posiadają od Boga prawo dysponowania tym wszystkim. To właśnie od nich zależy rodzaj ich życia i śmierci, to oni
nadają specjalny kształt teraźniejszości i sobie samym będą zawdzięczać zarówno dobrą, jak i złą przyszłość. Nie
mogą jednak zapominać, że Panem wszystkiego jest Chrystus, a Bóg – Panem Chrystusa.
4:1. Termin grecki, υπηρέτης, użyty tu przez Pawła na określenie posługi apostolskiej, oznacza niewolnika lub
sługę wiosłującego na okręcie (ερέτης – wioślarz). U innych zaś autorów NT – u Pawła termin powyższy występuje
tylko w 1 Kor 4:1 – rzeczownikiem tym zwykło się określać służących, którzy przebywają zawsze przy boku pana i
są gotowi na wszystkie jego skinienia. Nie troszcząc się o przestrzeganie różnic etymologicznych, używa Paweł
wyrazu υπηρέτης zamiennie z rzeczownikiem oικoνόμoς. I tak np. w 1 Kor 4:1 siebie i wszystkich apostołów określa
Paweł terminem υπηρέτης, ale w następnym wierszu, mówiąc o tych samych ludziach, posługuje się terminem
oικoνόμoς. W rzeczywistości jednak urząd szafarza to coś o wiele bardziej nobliwego niż zwykła posługa. Szafarz
bywał obdarzany przez swego chlebodawcę pełnią zaufania, dysponował dobrami powierzonymi jego pieczy,
reprezentował na zewnątrz, zwłaszcza w sprawach dóbr doczesnych, samego właściciela majętności – był
gospodarzem domu. Trudno rozstrzygnąć, do jakiego środowiska kulturowo-religijnego nawiązuje Paweł, kiedy
przedstawia siebie jako szafarza Bożego. Instytucja gospodarza domu lub administratora dóbr pańskich była znana
zarówno w świecie semickim, jak i u Greków. Oryginalność myśli Pawła można dostrzec przede wszystkim w
kompozycji: szafarstwo tajemnic Bożych. Jest to niewątpliwie aluzja do specjalnego wprowadzenia Apostołów w
sedno tajemnic Bożych, bądź przez szczególne objawienie, bądź wskutek dłuższego przebywania przy boku
Chrystusa. Oto jak św. Marek określił cel powołania grona Dwunastu: I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli,
by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki (Mk 3:14). Zresztą sam Jezus mówił do Apostołów: Wam dano poznać
tajemnice królestwa niebieskiego… (Mt 13:11).
Jeżeli Paweł z takim naciskiem zarówno siebie, jak i pozostałych apostołów czy nauczycieli korynckich nazywa
szafarzami tajemnic Bożych, to dlatego, by powiedzieć, że wszyscy oni pełnią tylko pokorną służbę u jednego,
wspólnego dla wszystkich Pana, Jezusa Chrystusa. Tajemnica (μυστήριoν) – termin użyty przez Pawła 21 razy –
oznacza najczęściej całą ekonomię zbawienia lub poszczególne jej etapy. W bliższym sprecyzowaniu są to skarby
mądrości i życia Bożego niedostępne ludzkości od wieków, lecz w końcu objawiane w życiu i działalności Chrystusa
(por. Rz 16:25; 1 Kor 2:7.10; Ef 3:10; Kol 1:26; 2:2–3). Otóż do rozdzielania owych skarbów mądrości Bożej są
powołani apostołowie.
2. W sprawach dotyczących administrowania dobrami materialnymi ten tylko stawał się szafarzem, kto dał
dowody prawdziwej uczciwości i wiernego przywiązania do swego pracodawcy. Skoro tylko okazywało się – Biblia
zna taki przypadek – że szafarz nadużył zaufania swego Pana, natychmiast tracił zaszczytny urząd na pańskim
dworze, a Pan tak oto zwracał się do tego, co był mu jeszcze do niedawna najbliższy: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj
sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać (Łk 16:2). Wszystkie kwalifikacje apostoła jako
szafarza tajemnic Bożych sprowadzają się ostatecznie do tego, aby był wierny Panu. Apostoł występując w imieniu
Chrystusa nie może zniekształcać depozytu wiary. Oto dlaczego Paweł powiedział: Postanowiłem bowiem, będąc
wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1 Kor 2:2). Tymi samymi
racjami powodowany nakazuje również Tymoteuszowi: O Tymoteuszu, strzeż depozytu [wiary] unikając światowej
czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń fałszywej wiedzy, jaką niektórzy obiecując, odeszli od wiary (1 Tm
6:20; por. 2 Tm 1:14).
Tak więc nie był Paweł w Koryncie żadnym nowatorem, nie głosił innej nauki niż ta, jaką opowiadali pozostali
apostołowie. Był bowiem szafarzem Boga.
3. Paweł nigdy nie pracował dla zdobycia sobie poklasku. Nie troszczył się zbyt o to, co mówią o nim ludzie.
Niczego więc nie zmieni w swym apostolskim programie, choćby jego dotychczasowe i nauczanie, i życie były
przedmiotem najbardziej nawet ostrej krytyki i potępienia tak ze strony Koryntian, jak i jakichkolwiek innych ludzi.
Soli Deo – oto jego apostolska dewiza. Paweł wie dobrze, że ludzie nie mogą umniejszyć jego rzeczywistej wartości.
Bezinteresowność apostolskiego poświęcenia jest posunięta tak daleko, że wyłącza nawet możliwość zadowolenia z
samego siebie. Paweł nie pracuje po to, aby osiągnąć dobre samopoczucie. Nie potrafi zresztą – tak jak nikt tego nie
umie – być sędzią we własnej sprawie.
4. Paweł jest jednak spokojny we własnym sumieniu co do uczciwości w spełnianiu obowiązków apostolskich.
Daje ze siebie wszystko. Sam powie na innym miejscu, że pracował więcej od wszystkich (1 Kor 15:10). Jednakże
ocenę swoich apostolskich trudów i usprawiedliwienie pozostawia Panu, wiedząc zresztą, iż żadne dzieło ludzkie nie
jest doskonałe.
5. Jeżeli Paweł, obdarzony od Boga tyloma szczególnymi łaskami, doznający tylu objawień i mający zupełnie
czyste sumienie, nie odważy się sądzić nawet siebie samego, przeto i Koryntianie winni się wstrzymać, aż do
przyjścia Pana, z wydawaniem wyroków na Pawła. Już bowiem w ST powiedział Bóg: Moja jest odpłata (Pwt
32:35), a Chrystus Pan tę samą prawdę wyłożył dosadnie w przypowieściach o chwaście i sieci (Mt 13:24–30.36–
43.47–49).
6–7. Paweł zdaje się nie ukrywać faktu, że pewien wpływ na zamieszanie w Koryncie miało również pojawienie
się tam Apollosa. Równocześnie można się tu dopatrzyć pewnej wymówki pod adresem tego ostatniego z powodu
jego działalności na nie całkiem swoim terenie. Może też, myśląc o Apollosie, czyni Paweł spostrzeżenie, że w
głoszeniu Dobrej Nowiny powinno się unikać przesady polegającej na podawaniu własnych domysłów
wykraczających poza to, co zostało napisane bądź w ST, bądź w innej apostolskiej, utrwalonej na piśmie katechezie.
Do apostołów należy wierne przekazywanie depozytu wiary, bez wprowadzania jakichkolwiek zmian. Równocześnie
ukazuje Paweł jeszcze jeden powód religijnego rozdarcia wspólnoty korynckiej. Obok źle pojętej roli szafarza chrztu
św., pogoni za fałszywą mądrością i źle zrozumianego posłannictwa apostolskiego, przyczyną rozłamu było również
wynoszenie się w Koryncie jednych ponad drugich. Wynoszenie się ponad innych jest właściwie wykroczeniem
przeciwko sprawiedliwości. Przecież wszystko, co człowiek ma, otrzymał od Boga. Chlubi się więc bezpodstawnie
cudzym kosztem i przywłaszcza sobie prawa należne innym.
8. Gorzka ironia przeplata się w tym wierszu z irytacją i żalem. Nasyceni – to z pewnością aluzja do rzekomej
doskonałości Koryntian (por. Flp 3:12). Podobną myśl wyraża tematyka bogactwa, potraktowana przez Pawła w
sposób szczególny w 2 Kor 8:9. Mówiąc o rzekomym królowaniu Koryntian czyni Paweł aluzję do udziału
wiernych, jeszcze za ich ziemskiego życia, w Królestwie niebieskim. Ta rzekoma samowystarczalność i pewność
siebie Koryntian nie ma nic wspólnego z postawą autentycznego apostoła. Paweł stwierdza, że Koryntianie opływają
w bogactwa, że „królują” bez niego, bez Pawła. Za chwilę zresztą przedstawi z całą dokładnością swoją sytuację
społeczną.
9. Z racji swego posłannictwa należą apostołowie do kategorii ludzi z góry skazanych na śmierć, a wśród owych
skazańców znajdują się na ostatnim miejscu. Doznają największych upokorzeń i zniewag ze strony złego świata.
Aniołowie i ludzie tworzą razem jakby cały kosmos, widownię, na oczach której rozgrywa się smutny dramat
apostolskiego życia. Ten obraz wiąże się ze zwyczajem rzucania ciał najpierw różnych więźniów, a potem
szczególnie chrześcijan dzikim zwierzętom na pożarcie, co zwykle miało miejsce na teatralnej arenie. Doskonałym
komentarzem powyższej deklaracji jest to, co Paweł napisze później o sobie samym w 2 Kor 4:7 nn.
10. Następują trzy antytezy, potęgujące coraz bardziej nastrój dotkliwej ironii. Mądrzy, mocni, doznający szacunku
– to określenia typowo ironiczne, ukazujące przy tym znaną już ludzką logikę, tak zasadniczo różną od Bożego
sposobu myślenia. Mówiąc o mądrości Koryntian być może ma Paweł na myśli tzw. gnostyków korynckich, którzy
przechwalali się tym, że znają Chrystusa, że wobec Niego zajmują roztropną postawę.
11–13. Ten krótki katalog apostolskich udręk mógł Paweł z łatwością sporządzić, przypatrując się różnym kolejom
własnego życia. Apostołowie wobec udręk, jakich im życie nie szczędzi na każdym kroku, zachowują się tak, jak
nakazał Chrystus w swym wiekopomnym Kazaniu na Górze (Mt 5:10 n). Błogosławieństwem odpowiadają na
złorzeczenia, w milczeniu znoszą prześladowania, za zniewagi i potwarze odpłacają dobrym słowem. Nie cieszą się
najmniejszym nawet szacunkiem u ludzi: są uważani za śmieci i odrazę całego świata. Te dwa ostatnie, prawie
synonimiczne określenia posiadają pewną, głównie soteriologiczną, jak się wydaje, wymowę. Być może, kryje się w
nich aluzja do przekonań Greków, skazujących na śmierć opryszków różnego autoramentu, męty społeczne,
uchodzące za uosobienie moralnego brudu jakiegoś miasta lub całego narodu. Zabijając ich tym samym oczyszczało
się moralnie całą społeczność. Możliwe również, że jest to aluzja do starotestamentowej praktyki zrzucenia w
przepaść kozła ofiarnego, na którego głowę symbolicznie składano wszystkie wykroczenia moralne owej
społeczności (Kpł 16:7–10.20–22). Jakkolwiek by było, śmierć zarówno greckich skazańców, jak i ofiarnego kozła z
Biblii posiadała wartość ekspiacyjną. O takiej funkcji udręczeń apostolskich aż po śmierć włącznie myślał Paweł,
gdy cytując opinie współczesnych – nazywał siebie i innych apostołów śmieciem i odrazą świata.
14–15. Ton listu znów ulega zmianie. Staje się najpierw pojednawczy, a potem wręcz ojcowski. Paweł rozróżnia
przy tym wyraźnie nauczyciela od ojca. Nauczyciel nie zawsze bowiem przez swoje nauczanie prowadzi do nowego
życia. Natomiast ojcostwo nie stanowi w przypadku Pawła i Koryntian jedynie obrazu: Paweł jest rzeczywiście
ojcem duchowym Koryntian, gdyż dzięki jego nauczaniu narodzili się do nowego życia.
16. Najczęściej wzywa Paweł do naśladowania Boga Ojca lub Jezusa Chrystusa. Rzadko kiedy zachęca do
naśladowania siebie samego. Ilekroć to czyni, prawie zawsze dodaje, że pozostaje w jedności z Chrystusem albo
bierze z Niego przykład. Tę samą ideę szczególnej solidarności z Chrystusem odnajdujemy zresztą zaraz w wierszu
następnym, gdzie Paweł mówi o swoich drogach w Chrystusie Jezusie. W świetle zaś nieco wcześniejszej
wypowiedzi Apostoła o jego udrękach należy przypuszczać, że chodzi tu o zachętę do naśladowania go w
przyjmowaniu postawy na wskroś chrześcijańskiej wobec naszych prześladowców i nieprzyjaciół.
17. Choć Dz 16:1 nn nie mówią wyraźnie o tym, że Tymoteusz był ochrzczony przez Pawła, to jednak określenie
tego umiłowanego ucznia mianem dziecka wyraźnie wskazuje na ojcowskie – oczywiście w sensie duchowym –
powiązania z nim św. Pawła. Tymoteusza darzył Apostoł całkowitym zaufaniem, i dlatego niejednokrotnie powierzał
mu ważne misje. To właśnie Tymoteusz miał upewnić Koryntian, że Paweł głosił im i ukazywał na przykładzie
własnego życia chrześcijaństwo takie samo, jakie głosił w innych Kościołach.
18–21. Znów następuje nagła i diametralna zmiana nastroju Autora. Krążyły prawdopodobnie wieści, że Paweł po
prostu obawia się przybyć do Koryntu. Pojawienie się tam Tymoteusza – a nie Pawła – utwierdziło ludzi w tym
przekonaniu. Otóż Apostoł oficjalnie zapowiada swoje przybycie do Koryntu. Zapowiada wymiar sprawiedliwości
tym, którzy unoszą się pychą. Jest całkowicie świadom mocy, jaką w sobie nosi od czasu inwestytury apostolskiej.
Pytanie retoryczne kończące cały rozdział jest również wyrazem tej świadomości.
5:1–2. Najprawdopodobniej chodzi tu o stosunki seksualne nie z matką, lecz z macochą. W przeciwnym razie
powiedziałby Paweł, „że ktoś żyje z własną matką”, a nie z żoną swego ojca. Przy sposobności dowiadujemy się, że
proceder tego rodzaju budził odrazę nawet wśród pogan, co mogło stanowić motyw dość istotny nie tylko zmiany
postępowania chrześcijan w ogóle, lecz nawet wszystkich Koryntian, którzy żyli często jak poganie, ale nie znosili
przyrównywania ich do pogan. Bardzo surowo był piętnowany grzech kazirodztwa przez Prawo Mojżeszowe (por.
Kpł 18:7). Przewrotność moralna Koryntian polegała na tym, że chełpili się oni tolerancją względem poszczególnych
rozpustników, zamiast ich potępić i zdobyć się na zbiorową skruchę i jakby żałobę.
3–5. Paweł, czując się odpowiedzialny za moralność wiernych, nie może tolerować takiego stanu rzeczy. Zwołuje
w myśli koryncką wspólnotę, staje pośrodku i mocą samego Chrystusa wydaje wyrok na winnego. Gmina nie bierze
więc czynnego udziału w tym akcie karno-prawnym; jest tylko jego świadkiem. Ponieważ Paweł jest nieobecny w
Koryncie i nie może tam na razie przybyć, wydaje Koryntianom polecenie, w jaki sposób mają zakomunikować
rozpustnikowi jego decyzję. Wyrok jest wprawdzie niezwykle surowy, ale nie zmierza do całkowitej zagłady
człowieka: ma dotknąć w sposób szczególny tylko ciała nieszczęśnika. Owo zatracenie ciała polegało chyba na tym,
że skazany został wyłączony z Kościoła jako Ciała Chrystusa. Nie mógł się z nim kontaktować; pozbawiony pomocy
nadprzyrodzonej był jak umarły za życia. Lecz nawet owa surowa kara miała charakter leczniczy: ratowała ducha
nieszczęsnego grzesznika w dzień Pana. Z pewnością chodziło też o to, żeby powstrzymywać innych od
dopuszczania się analogicznych wykroczeń.
6. Metafora dotycząca odrobiny kwasu zakwaszającego dużą ilość ciasta, spotykana często w literaturze
judaistycznej, pochodzi najprawdopodobniej z katechezy synoptycznej (por. Mt 13:33; Łk 13:21). Grzech jednego
człowieka – zwłaszcza tak odrażający jak kazirodztwo – wpływa na stan moralny całej wspólnoty.
7–8. Po nawróceniu chrześcijanin powinien dołożyć wszelkich starań, aby definitywnie zerwać ze złem, by
wyrzucić ze siebie wszystkie pozostałości dawnych grzechów i złych upodobań, zupełnie tak, jak Żydzi przed każdą
Paschą bardzo starannie usuwali resztki wszelkiego kwasu (Wj 12:15). Nowi ludzie są podobni do paschalnych
przaśników żydowskich, pozbawionych kwasu zepsucia. Stwierdzenie, że Chrystus został złożony w ofierze jako
nasza Pascha, stanowi chronologicznie pierwszą w NT wzmiankę o traktowaniu ofiary Chrystusa jako
chrześcijańskiej Paschy. Obraz Chrystusa jako Baranka paschalnego musiał być w Koryncie znany przynajmniej od
czasu głoszenia tam Dobrej Nowiny przez św. Pawła. Zapoczątkowana z chwilą przyjścia Chrystusa nowa epoka ma
być jednym wielkim świętem Paschy. Jak bowiem kiedyś Żydzi w uroczystość Paschy składali w ofierze baranka,
tak też chrześcijanie mają swego Baranka, Jezusa Chrystusa. On to wyprowadza ludzkość z niewoli grzechu, jak
ongiś Izraelici byli wyprowadzeni z niewoli egipskiej. Tym się mamy chlubić, jako przaśnym chlebem, skoro stary
kwas jest symbolem złości i przewrotności.
9–11. Prawdopodobnie znów zapytywany przez Koryntian w sprawie ich kontaktów z poganami, nawiązuje Paweł
najpierw do listu, który już Koryntianom przesłał (tzw. list przedkanoniczny), a potem daje kilka konkretnych
wskazań. Przede wszystkim w instrukcjach wspomnianego listu – prawdopodobnie źle zrozumianych – nie chodziło
Pawłowi o to, żeby chrześcijanie korynccy zerwali wszelką łączność z poganami, którzy są tu nazywani
rozpustnikami tego świata, chciwcami, bałwochwalcami i zdziercami. Uniknięcie wszelkich kontaktów z tymi ludźmi
nie jest możliwe; trzeba by w ogóle zrywać chyba z tym światem. W pouczeniach, w przestrogach Apostoła chodzi o
chrześcijan, którzy podając się za braci, czyli za wyznawców Chrystusa, w rzeczywistości żyją jak poganie. I znów
powtarza się – nawet wzbogacony cokolwiek – katalog występków, jakich dopuszczali się, jak widać, nie tylko
poganie. Zasiadanie do wspólnego stołu uchodziło za wyraz szczególnej zażyłości. Otóż na przynależność do
wspólnoty wcale nie zasługiwali chrześcijanie znani z publicznych wykroczeń moralnych.
12–13. Mianem będących na zewnątrz często są określani w listach Pawła poganie. Ich sędzią jest Bóg. Natomiast
Paweł troszczy się – z polecenia Bożego – o społeczność już nawróconych, których zresztą zobowiązuje do tego,
żeby nie tolerowali zła, jakie w postaci przewrotnych ludzi panoszy się między nimi.
6:1. A oto kolejny powód napisania Pierwszego Listu do Koryntian: chrześcijanie korynccy, sprawiedliwi – bo
przez chrzest przyswoili sobie łaskę usprawiedliwienia – szukają sprawiedliwości u pogan, czyli u
niesprawiedliwych. A przecież ci ostatni kierują się zupełnie innymi zasadami w swym codziennym życiu, inne jest
również ich pojęcie sprawiedliwości. Co więcej, wtajemniczeni w wewnętrzne sprawy i nieporozumienia
chrześcijan, mogliby to wykorzystać w celu działania na ich szkodę.
2–3. O tym, że święci będą kiedyś z Chrystusem współsędziami świata, mówią niektóre teksty zarówno ST (por.
np. Dn 7:22; Mdr 3:8) jak i NT (Mt 19:28; Ap 2:26 n). W kilku pytaniach retorycznych tworzących ten dwuwiersz
powtarza się ciągle argumentacja w oparciu o zasadę Qui potest plus, potest et minus. Jedną z owych doniosłych
rzeczy, jakie mogą czynić święci, chrześcijanie, jest osądzanie aniołów. To dość zagadkowe wyrażenie oznacza – jak
się zdaje – że sprawiedliwi, wskutek szczególnego zjednoczenia z Chrystusem, będą wychwalać aniołów dobrych,
potwierdzając, czyli jakby na nowo wydając, wyroki potępienia na aniołów złych, czyli odpadłych (por. Jud 6; 2 Pt
2:4).
4–5. Gdyby przyjąć, że mamy tu do czynienia z trybem oznajmującym tego sformułowania, to byłaby to aluzja do
pogan za nic uważanych w Kościele, a jednak, niestety, wzywanych przez chrześcijan do rozstrzygania ich spraw
życiowych. Gdyby zaś – co jest gramatycznie również dopuszczalne – upatrywać w tym zdaniu tryb rozkazujący,
byłoby to polecenie zaangażowania do rozstrzygania doczesnych sporów chrześcijan, najprostszych nawet, ludzi
najmniejszych pod względem wtajemniczenia teologicznego. Dopatrywanie się trybu rozkazującego sugeruje także
retoryczne pytanie tworzące 1Ko 6:5. Oczywiście żyje wśród wiernych Koryntu wielu chrześcijan zdolnych
rozstrzygać doczesne spory korynckiej wspólnoty chrześcijańskiej.
6–10. Jest to fragment będący nie najlepszym świadectwem moralnej postawy Koryntian. Daleko im do
doskonałości, jakiej obraz nakreślił Jezus w Kazaniu na Górze. Nieskorzy są do nadstawiania policzka lewego, gdy
ich ktoś uderzy w prawy (por. Mt 5:39–42). Nie tylko że prawie siłą dochodzą swego, ale nawet krzywdę wyrządzają
braciom. Następuje lista występków obywateli korynckich przynoszących niewielką chlubę zarówno samemu
miastu, jak zwłaszcza społeczności tamtejszych chrześcijan.
11. Aby ktoś nie pomyślał, że Paweł snuje smutne refleksje, nie mające jednak związku z wiernymi Koryntu,
stwierdzi Apostoł wyraźnie: takimi byli niektórzy z was. Jako wytrawny pedagog i znawca ludzkiej duszy, nie mógł
Paweł poprzestać na wyliczeniu wcale nie błahych występków Koryntian. Przypomni zwięźle – ale jakże głęboko
teologicznie – fakt, naturę i skutki chrztu św. W chrzcie dokonało się obmycie, uświęcenie i usprawiedliwienie
dawnych grzeszników. Każde z tych określeń ukazuje inny aspekt sakramentu nawiązując do coraz to innej
koncepcji grzechu. Wszystko dokonało się w imię Jezusa Chrystusa mocą Ducha Bożego. Tak więc cała Trójca
Święta jest zaangażowana w dzieło zbawienia człowieka.
12. Tematyka wykroczeń przeciwko szóstemu przykazaniu znów wraca. Dochodzi do tego, być może, za pomocą
skojarzeń przy okazji redagowania katalogu występków Koryntian. Zaczyna się od zacytowania pewnych dewiz
moralnych, krążących wśród Koryntian. Były one najprawdopodobniej wynikiem świadomego zniekształcenia nauki
Pawła o wolności chrześcijańskiej. Korygując te błędne poglądy tym samym uzupełnia Apostoł w sposób dość
istotny swoją – znaną skądinąd, zwłaszcza z Listu do Rzymian – teologię wolności. Tak np. dowiadujemy się, że
autentyczna wolność chrześcijańska posiada swoje bardzo wyraźne granice. Jedną z nich jest sprawa korzyści
nadprzyrodzonych. Korzystanie z wolności nie może przynosić duchowej szkody człowiekowi. Inny, paralelny
tematycznie fragment tego samego listu (Rz 10:23 nn), we wspomnianej tu korzyści pozwala dopatrywać się dobra
społecznego całej wspólnoty. Wolność jednostki nie może kolidować z dobrem całej społeczności. Drugą granicą
chrześcijańskiej wolności jest poczucie osobistej godności chrześcijanina, jako istoty wyzwolonej z więzów grzechu.
Wolność nie powinna doprowadzić do tego, żeby człowiek stał się niewolnikiem swoich pożądań, z czasem zupełnie
nieprzezwyciężalnych.
13. A oto inna zasada głoszona przez heroldów korynckiej wolności, odnosząca się tym razem do spożywania
pokarmów. Do jej sformułowania doszło, być może, również w związku z pouczeniem Pawła, dotyczącym
nieobowiązujących już przepisów starotestamentowego Prawa co do spożywania pokarmów. Pocieszano się, być
może, poza tym – prawdopodobnie słowami Pawła, iż przyjdzie czas, że Pan unicestwi zarówno same pokarmy, jak i
wnętrzności ludzkie wchłaniające owe pokarmy. Sądzono oprócz tego – jak się zdaje – że podobnie rzecz się ma z
ludzkim ciałem, gdy chodzi o pożycie seksualne. Otóż gdy w przypadku spożywania pokarmów Paweł nie
wprowadza żadnych korekt – należy się domyślać, rzecz jasna, że zalecał umiarkowanie – to bardzo stanowczo
kwestionuje słuszność wspomnianej przed chwilą analogii. Ciało jest przeznaczone nie do rozpusty, lecz dla Pana.
Chrystus przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie zdobył sobie prawo własności nie tylko co do duszy, lecz
także i ciała człowieka. Człowiek zaś korzystając z owoców zbawczego dzieła przez chrzest św. i inne sakramenty
czyni z własnego ciała mieszkanie Boga, oddaje się Bogu cały na własność.
14–15. Przy wykroczeniach przeciwko godności ludzkiego ciała zatrzymuje się Paweł nieco dłużej. Przyrównanie
organizmu ludzkiego do ciała Chrystusa sprawia, że każde naruszenie szóstego przykazania jest grzechem przeciwko
swoistej sprawiedliwości, jest naruszeniem prawa własności Bożej. Jeśli chrześcijanin własne ciało oddaje
nierządnicy, tym samym wydaje jej ciało Chrystusa, skoro nierząd jest karykaturą małżeństwa ustanowionego przez
stwórcę.
16–18. A oto jeszcze inny powód, który winien skłaniać Koryntian do unikania rozpusty: jednocząc się z
nierządnicą przestają należeć do Chrystusa. Przy sposobności Paweł wyjaśnia, że jedność z Chrystusem ma charakter
duchowy. Niemałą trudność sprawia twierdzenie, że wszelki grzech popełniany przez człowieka jest poza ciałem.
Wiadomo przecież, że większość wykroczeń przeciwko piątemu przykazaniu – od rozmaitych okaleczeń poczynając,
a na samobójstwie kończąc – to grzechy przeciwko ciału, i to nierzadko przeciwko własnemu ciału. Być może
chodzi tu o sformułowanie myśli, że żaden z grzechów ludzkich nie brudzi ciała w tak przykry sposób jak rozpusta.
Możliwe też, że przez ciało należy tu rozumieć organizm społeczny, wspólnotę pierwotną. Grzechy nieczyste
wprowadzały szczególną atmosferę do życia tej społeczności, brukały ją w sposób wyjątkowy. Zresztą może Paweł
abstrahował w danym momencie od wszelkich porównań i chciał jedynie stwierdzić z całym naciskiem, że grzechy
nieczyste bezczeszczą ludzkie ciało, będące świątynią Boga.
19–20. Właśnie o owej świątyni mówi kolejny wiersz listu. To, co w 1Ko 3:16 było powiedziane o całej
wspólnocie, teraz stosuje Paweł do poszczególnych jednostek. Przy sposobności jeszcze raz przypomina, że nie
należymy już do siebie, bo stanowimy własność Boga, a dokładniej Chrystusa, gdyż to On nabył nas sobie za cenę
własnego życia. Wszystko więc czym człowiek jest – także jego ciało – winno służyć pomnażaniu chwały Bożej.
7:1. Skarciwszy Koryntian za ich różne wykroczenia, z kolei przystępuje Paweł do udzielania odpowiedzi na ich
wątpliwości i pytania. Niektóre kwestie dotyczyły godziwości związku małżeńskiego. Być może zrodziły się one w
świadomości ludzi, którzy zaniepokojeni pouczeniami Pawła o ohydzie grzechów nieczystych, zaczęli zastanawiać
się nad tym, czy w ogóle jakiekolwiek kontakty seksualne, nawet małżeńskie, są godziwe. Wynika z tego, że we
wspólnocie korynckiej obok tendencji zdecydowanie pod względem moralnym liberalnych istniały też i dawały o
sobie znać prądy i dążenia prawdziwie ascetyczne. Na ożywieniu tych ostatnich tendencji Apostołowi wyraźnie
zależy. Dlatego stwierdza najpierw, że bezżenność jest stanem doskonalszym od małżeństwa. Warto przy okazji
przypomnieć, że w oficjalnym judaizmie wstępowanie w związki małżeńskie było nakazane przez Prawo. Nie
zalecanym przez żadne prawo, lecz normalnym stanem każdego dorosłego mężczyzny i każdej niewiasty było u
Greków małżeństwo. Wiadomo, że nie zawierały związków małżeńskich rzymskie westalki, a przez cyników i
niektóre neoplatońskie środowiska bezżenność była uważana za stan doskonalszy od małżeństwa. Bezżenności
przestrzegano również w społeczności qumrańskiej.
2. Paweł jest jednak świadom tego, że trwanie w bezżennym stanie dla wielu – żeby nie powiedzieć, dla
większości ludzi – jest prawie niemożliwe. Ludziom tym radzi bez żadnych wewnętrznych oporów wstępować w
związki małżeńskie, podając równocześnie kilka zasad służących za podstawę do rozwijanej z biegiem czasu etyki
małżeńskiej. Cel pożycia małżeńskiego – uniknięcie grzechów rozpusty – jest więc przedstawiony według tych
pierwszych wskazań od strony tylko negatywnej, na co Paweł zresztą jeszcze kilkakrotnie zwróci uwagę (por. 1Ko
7:5.9).
3–6. We wzajemnym pożyciu małżeńskim obowiązuje zasada absolutnej równości praw i obowiązków. Racją
jedyną, dla której jedna ze stron uzyskawszy uprzednio zgodę drugiej – może na jakiś czas powstrzymać się od
pożycia małżeńskiego, jest intencja oddania się modlitwie. Nie wynika z tego, że w przekonaniu Pawła – a zatem z
konieczności i według nauczania Kościoła – oddawanie się modlitwie wyklucza wspólne pożycie dwojga
małżonków. Wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z aluzją do żydowskiego zwyczaju
powstrzymywania się przez pewien czas od pożycia małżeńskiego po to, by oddawać się tylko studiowaniu Prawa i
modlitwie, przy czym wcale nie była wymagana zgoda małżonka. Wypowiedź Pawła o wstrzemięźliwości czasowej
w pożyciu małżeńskim nie jest przedmiotem żadnego przykazania. Jest to jego prywatna rada, płynąca ze
zrozumienia słabości ludzkiej. Wydaje się zresztą, że uwaga o wyrozumiałości rozciąga się także na wszystko, co
Paweł powiedział o stosunku małżeństwa do dziewictwa.
7–9. Wyłożywszy, bardzo ogólnie zresztą, zasady pożycia małżeńskiego, powraca Paweł do stwierdzenia
wyższości dziewictwa nad małżeństwem, lecz dodaje natychmiast, że do życia w stanie bezżennym, podobnie
zresztą jak i do małżeństwa, trzeba być specjalnie powołanym. Uwaga niniejsza odnosi się zarówno do tych, którzy
nie wstąpili w ogóle w związki małżeńskie, jak i do tych, którzy już owdowieli. Przy tych ostatnich Paweł
zatrzymuje się zresztą nieco dłużej, dając wyraźnie do zrozumienia, że jest zwolennikiem małżeństwa
jednorazowego. Do tej sprawy wróci jeszcze za chwilę, teraz jednak – by być dokładnym – zaznacza, że z jego rady
nie powinni korzystać ci wdowcy lub wdowy, którzy przez trwanie w bezżenności narażaliby się na karę przyszłego
ognia – bo i tak można by rozumieć ostatnie słowa w. 9 – lub mieliby płonąć jeszcze za życia w ogniu pokus.
10–11. Inaczej rzecz się ma z nierozerwalnością związku małżeńskiego. Tu Paweł nie udziela rad.
Nierozerwalność węzła małżeńskiego jest przedmiotem bardzo wyraźnego nakazu Chrystusa. Może się wprawdzie
zdarzyć sytuacja – Paweł nie podaje na razie bliższych okoliczności – że małżonkowie będą musieli rozstać się z
sobą, lecz ta rozłąka powinna mieć charakter przejściowy i co za tym idzie, bynajmniej nie upoważnia do zawarcia
nowego związku małżeńskiego, ponieważ dotychczasowy wcale nie został unieważniony. Tak więc NT – podobnie
jak prawo greckie i rzymskie – przewiduje również praktykę separacji małżeńskiej.
12–14. A oto inny przypadek. Dwoje ludzi nie ochrzczonych – wstępuje w związek małżeński, po czym jedna ze
stron przyjmuje chrzest. Druga nie chce co prawda przejść na chrześcijaństwo, ale też nie zamierza odejść od
ochrzczonego współmałżonka lub zrezygnować z pożycia małżeńskiego. Według zaleceń Pawła należy na tę sytuację
zezwolić. Racje, które przemawiają za takim potraktowaniem strony niewierzącej, są następujące: 1) istnieje pewne
prawdopodobieństwo, lub przynajmniej nadzieja, że strona niewierząca, pociągnięta dobrym przykładem świętego
życia strony wierzącej, również z czasem przyjmie chrzest święty; 2) w grę wchodzi nadprzyrodzone dobro dzieci.
Przebywając w atmosferze chrześcijańskiego życia przynajmniej jednego z małżonków, dzieci owe uczestniczą
niejako w dobrach duchowych wierzącego ojca lub matki, zbliżając się w to sposób do Boga. W przeciwnym
wypadku dostałyby się pod wpływy mocy tego świata, a one są określeniem wszystkiego, co nieświęte. Zarówno
„nieczystość”, jak i „świętość” dzieci mają charakter zewnętrzny, społeczny, choć nie są pozbawione związku z
wewnętrznym usposobieniem człowieka.
15–16. Może się zdarzyć i tak, że strona nie ochrzczona, nie mogąc się pogodzić z nowym stylem życia strony
ochrzczonej, zgłosi chęć odejścia. Nie należy jej tego utrudniać. Chodzi bowiem o to, by małżonkowie, by ludzie w
ogóle, żyli w atmosferze pokoju – taki jest cel powołania wszystkich ludzi przez Boga – a nie antagonizmów i
sporów. Zresztą nie ma żadnej pewności, że uniemożliwienie rozstania stronie pragnącej odejść rzeczywiście
zagwarantuje jej zbawienie. Przeciwnie, można by nawet przypuszczać, że życie w ustawicznej niezgodzie i brak
obopólnego zrozumienia mogłyby się stać przyczyną wiecznej zguby. I odwrotnie – zezwolenie na rozłąkę w
pewnych okolicznościach zdaje się rokować nadzieje dojścia do Boga. Dlatego niektórzy proponują odczytać 1Ko
7:16 w sposób następujący: Zresztą nic nie wiadomo, żono, „może właśnie w ten sposób zbawisz twego męża”. To
samo odnoszą do męża o żonie. Opuszczony współmałżonek, ochrzczony, w tym wypadku staje się wolny i może
wstąpić w nowy związek małżeński. Przywilej ten, zwany inaczej Pawłowym (privilegium Paulinum), ma
zastosowanie w kościelnym prawie małżeńskim po dzień dzisiejszy.
17. Słowa te mogą stanowić zakończenie rozważań nad sprawą małżeństwa, ale mogą też uchodzić za
wprowadzenie do nowej problematyki. To drugie przypuszczenie zdaje się być bardziej prawdopodobne. Każdemu
wybrał Bóg i przygotował inną drogę do siebie. Być może istniały jakieś szemrania, przypisujące Pawłowi
różnicowanie swojego nauczania w zależności od jego adresatów. Otóż tak nie jest. Paweł naucza tak samo we
wszystkich Kościołach. Mówiąc inaczej, różne okoliczności życiowe, towarzyszące człowiekowi w ciągu jego życia,
są równocześnie oznakami jego powołania.
18. W środowiskach zwłaszcza judeochrześcijańskich z problemem powołania życiowego wiązała się w sposób
dość istotny sprawa obrzezania, co wpływało niekiedy także na obyczaje religijne i stwarzało pewne rozterki
również wśród chrześcijan nawróconych z pogaństwa. Niektórzy, będąc obrzezanymi, przejąwszy się nauką Pawła o
bezużyteczności obrzezania, usiłowali przy pomocy pewnych zabiegów pozbyć się znaku obrzezania. Inni natomiast,
ulegając wpływom propagandy „żydujących”, uważali, że mimo przyjęcia chrześcijaństwa powinni poddać się
obrzezaniu.
19–20. Wskazania Pawła, skierowane do jednych i do drugich, są pod tym względem zupełnie jasne. Ani
obrzezanie, ani jego brak, jedynie przestrzeganie przykazań Boga winno być przedmiotem troski każdego człowieka.
Jeśli chodzi o następny wiersz, trudno rozstrzygnąć, czy jest to konkluzja rozważań kontekstu poprzedzającego, czy
też wprowadzenie do kwestii niewolnictwa. Treściowo i strukturalnie wiersz może spełniać obydwie funkcje.
21–22. Położenie społeczne niewolników w świecie starożytnym, pominąwszy pewne przypadki odosobnione, z
punktu widzenia etyki głoszonej przez Chrystusa było jednym z problemów wymagających zasadniczego
rozwiązania. Wiadomo, że niewolnicy najczęściej w drodze ucieczki (por. Flm) próbowali – przeważnie
bezskutecznie – odzyskać wolność. Zdarzały się też niekiedy jawne bunty i wystąpienia zbrojne niewolników. Paweł
nie zdaje się popierać tych metod, chyba głównie ze względu na ich nieskuteczność. Co więcej, udziela nawet takiej
oto rady: Jeśli ktoś nawraca się na chrześcijaństwo jako niewolnik, a potem nadarza mu się sposobność odzyskania
wolności, to niech mimo wszystko wykorzysta raczej stan swego poniżenia, gdyż dla Pana, dla wieczności, nie ma
żadnego znaczenia to, czy ktoś jest wolnym, czy niewolnikiem. Wszyscy chrześcijanie są bowiem niewolnikami
Chrystusa i odwrotnie: będący niewolnikami od wielu nawet pokoleń, nabywają, przyjąwszy sakrament chrztu,
wszystkich praw wolnych dzieci Bożych. Dopatrywanie się w 1Ko 7:21 myśli: „Jeśli możesz się stać wolnym,
skorzystaj z tego”, samej w sobie również możliwej, jest jednak pozbawione logicznego związku z kontekstem
następnym.
23–24. Sens ewentualnych zabiegów odzyskania wolności kojarzy się Pawłowi z wielkim dziełem wykupu całej
ludzkości z niewoli grzechu. Niewolnikami ludzi staliby się Koryntianie, gdyby tylko po ludzku myśleli i do ludzi
wyłącznie, a nie do Boga, byli przywiązani. Możliwe, że jest to jeszcze jedna aluzja do podziału wspólnoty na różne
ugrupowania religijne. Rozumowanie kończy się jeszcze jednym, identycznym powtórzeniem myśli wyrażonej w
1Ko 7:20. Zarówno stan wolny, jak i niewolnictwo są pewnymi drogami mogącymi zaprowadzić do Boga.
25–26. Zasygnalizowany dość ogólnie na początku rozdz. 1Ko 7 problem stosunku małżeństwa do dziewictwa
podejmuje Paweł na nowo. Oświadcza na wstępie, że to, co zamierza powiedzieć o dziewictwie, nie stanowi treści
nakazu Chrystusa, lecz ma charakter rady, nie pochodzącej jednak od byle kogo, bo od tego, któremu należy
wierzyć, ponieważ doznał on miłosierdzia od Pana. Jest to aluzja albo do bezżenności Pawła jako stanu uważanego
przez Apostoła za wyraz miłosierdzia Bożego, albo nawiązanie do owych objawień prywatnych, o których na innym
miejscu Paweł sam mówił i które czyniły go, przynajmniej pod tym względem, człowiekiem szczególnie
oświeconym. A oto kilka racji uzasadniających twierdzenie Pawła o wyższości dziewictwa nad małżeństwem. Na
pierwszym miejscu wymienia Apostoł utrapienia, tzn. różne udręki związane z życiem ziemskim w ogóle, a
cierpienia poprzedzające powtórne przyjście Chrystusa w szczególności. W takiej sytuacji możemy wybrać ten stan,
który przynajmniej nie będzie źródłem nowych ucisków. Jest to, jak widać, motywacja odwołująca się do zdrowego
rozsądku chrześcijanina.
27–28. Nie oznacza to jednak, że można lub że należy porzucić żonę lub męża, jeśli ktoś już wstąpił w związek
małżeński, po to, by znaleźć się w sytuacji korzystniejszej, by sobie zaoszczędzić kłopotów życiowych. Byłoby to
sprzeczne z dopiero co wyłożoną nauką Pawła o nierozerwalności związku małżeńskiego. Nie dopuszczają się
natomiast żadnego wykroczenia ludzie, którzy mimo ostrzeżeń Pawła, będąc dotąd wolnymi, wstępują w związek
małżeński. Życie w małżeństwie – może nie w ogóle, ale w czasach, które się już rozpoczęły – pociąga za sobą wiele
kłopotów i udręk, których Paweł chciałby zaoszczędzić wiernym Koryntu.
29–31. Druga racja przemawiająca za wyższością dziewictwa nad małżeństwem została wyrażona słowami: czas
jest krótki. Zdanie to może nie dowodzi przekonania Pawła o bliskości paruzji. Raczej jest to bardzo ogólne, ale
jakże obfitujące w następstwa stwierdzenie, że egzystencja ludzka jest krótka. Pełne uświadomienie sobie tej prawdy
zmusza do odpowiedniego wykorzystania naszego życia. Trzeba każdego dnia i w każdej chwili zmobilizować
wszystkie środki, trzeba obrać taki styl życia, żeby w owym krótkim czasie zyskać jak najwięcej. Nie jest ważne
więc to, czy ktoś ma żonę czy nie, nie jest ważne, czy się smuci czy raduje, czy opływa w bogactwa czy jest ubogi…
Nie jest ważne to wszystko, bo przeminie i co najważniejsze, przeminie niebawem.
32–35. Wreszcie motyw najistotniejszy: dziewictwo jest doskonalsze od małżeństwa dlatego, że umożliwia
całkowite i wyłączne oddanie się Bogu. Człowiek trwający w stanie bezżennym nie jest skazany na konieczność
ciągłego dzielenia swego serca. Pomijając już to, że służba Bogu w takiej sytuacji jest bardzo połowiczna, nie można
również zapominać o rozterce wewnętrznej jeżeli nie o rozdarciu wręcz – jakie człowiek przeżywa, nie mogąc
zdobyć się na pełną miłość ani do Boga, ani do współmałżonka. Godne i ochotne trwanie Koryntian przy Panu – oto
przedmiot pragnień Apostoła w momencie przekazywania owych rad co do małżeństwa i dziewictwa.
36–38. Istnieją przynajmniej dwie interpretacje tego trudnego tekstu. Według jednej z nich chodzi tu o pewnego
ojca, stojącego wobec zagadnienia wydania lub niewydania za mąż córki, która jest już nie pierwszej młodości.
Stwarza to cały szereg różnych problemów: rodzina czuje się nieco upokorzona, czystość moralna córki jest
zagrożona, z każdym rokiem zmniejszają się jej szanse zawarcia związku małżeńskiego. Zdaniem Pawła ojciec takiej
kobiety jeśli chce, może ją wydać za mąż. Nie będzie w tym nic złego. Jeżeli jednak ona sama z całą świadomością
godzi się trwać w panieństwie, jeżeli nie ma żadnej konieczności zewnętrznej – np. brak środków do życia –
zawierania małżeństwa, jeżeli owa dziewczyna czuje się dostatecznie panią swej woli i jest przekonana o wyższości
dziewictwa nad małżeństwem, to jej ojciec – zgodnie z radą Pawła – może podjąć decyzję pozostawienia jej w stanie
panieńskim. Interpretację tę trudno jednak zaakceptować, głównie dlatego, że postać ojca jest tu elementem nowym,
nie występującym w kontekście ani poprzedzającym, ani następującym. Według innej egzegezy chodzi tu o młodego
człowieka, który przeżywa rozterkę nie wiedząc, czy ma poślubić młodą kobietę, czy też nie. Otóż człowiek ten
jeżeli wyczuwa, że dalsze trwanie w stanie bezżennym byłoby dlań zbyt trudne i może trochę krzywdzące dla
dziewczyny, której lata już przeszły, powinien – według wskazań Pawła – ją poślubić. Jeżeli natomiast jest pewny, że
nie upadnie i nie ma innych racji przemawiających za koniecznością zawarcia związku małżeńskiego – może się nie
żenić. Wyraz grecki użyty w tym przypadku w celu wyrażenia idei zawierania związku małżeńskiego znaczy
najczęściej „wyjść za mąż”, ale niekiedy także „ożenić się”. Na zakończenie Paweł nie omieszka zauważyć, że obie
brane tu po uwagę decyzje będą moralnie dobre, doskonalszą będzie jednak decyzja trwania w stanie bezżennym.
39–40. Stanowisko Pawła w sprawie ponownego małżeństwa wdowców i wdów jest już znane: lepiej pozostać we
wdowim stanie. Jeżeli jednak ktoś przewiduje, że będzie wskutek tego „płonął” (w. 1Ko 7:9), niech bez wahania
zawiera małżeństwo, byleby w Panu, co oznacza: byleby godnie, uczciwie i z osobą ochrzczoną.
8:1–2. Usiłując należycie zrozumieć problem tzw. idolotytów, musimy najpierw spróbować dostrzec wszystkie
okoliczności, w jakich zrodziła się ta specyficzna dla chrześcijan korynckich trudność. Otóż gdy składano ze
zwierząt – zwłaszcza dużych, jak np. woły – ofiarę, to mięso z ofiarowanego zwierzęcia dzielono w sposób
następujący: część spalano w świątyni na ołtarzu, część była przeznaczona dla kapłanów obsługujących świątynię,
resztę pozostawiano do dyspozycji temu, kto składał lub finansował ofiarę. Jeżeli na ofiarę składało się np. 100
wołów, to ani nie zdołano spożyć ich mięsa w czasie uczty przyświątynnej, zaraz po uroczystościach składania
ofiary, ani nie wyczerpano wszystkich zapasów po drugim przyjęciu, odbywającym się zazwyczaj w domu.
Pozostałą resztę przejmowały więc lokalne sklepy z mięsem – i tu właśnie powstawał problem: czy chrześcijanom
wolno ze spokojnym sumieniem kupować mięso, którego część złożono już idolom – stąd nazwa techniczna:
idolotyty – w ofierze? Kwestia okazywała się tym trudniejsza do rozwiązania, że najprawdopodobniej nie istniały
inne możliwości zaopatrzenia się w mięso.
Mówiąc o „wiedzy” dotyczącej spożywania pokarmów składanych bożkom, być może nawiązywał Paweł do swej
wypowiedzi np. w 1Ko 6:12, ale na pewno przesadzał, gdy stwierdzał, że wszyscy są pod tym względem oświeceni.
Za chwilę będzie bowiem mówił o tych, co takiej wiedzy nie mają – i prawdopodobnie oni to właśnie zgłosili
niniejszy problem. Ci, którzy posiadali wiedzę, nie odczuwali żadnego niepokoju spożywając idolotyty. Zresztą jest
również możliwe, że Paweł cytuje tu powiedzenie powtarzane z fanfaronadą przez tzw. „mocnych” Koryntian,
którzy zdawali się arogancko ignorować obecność słabych we wspólnocie. Jedną z cech charakterystycznych w
postępowaniu owych mocnych było przechwalanie się mądrością, wiedzą, jaką rzekomo posiadali w stopniu
wyższym niż zwykli śmiertelnicy. W wyjaśnieniach Pawła należy zwrócić uwagę przede wszystkim na bardzo ważne
rozróżnienie: co innego wiedza, a co innego miłość. Wiedza pozbawiona miłości sprawia, że człowiek daje się
ponosić coraz groźniejszej pysze; buduje zaś tylko miłość. Może się komuś wydawać, że posiada wiedzę, ale to
wcale nie oznacza, że zna również sposób, w jaki powinno się z tej wiedzy korzystać.
3. Prawdziwą wartość nadaje wiedzy miłość do Boga i do bliźnich. Ona to sprawia, że Bóg poznaje lub uznaje
człowieka. Na zapleczu tego stwierdzenia można się dopatrzyć bez trudności, zmodyfikowanej co prawda, lecz
rzeczywistej, starotestamentowej idei wybrania Bożego. Tak więc ostatecznie liczy się nie mądrość i wiedza ludzka,
tylko wiedza Boga o człowieku, który miłuje Boga i swoich bliźnich.
4–5. Po tych refleksjach nad czystą wiedzą i wiedzą wzbogaconą miłością przystępuje Paweł wprost do problemu
idolotytów. Jego rozumowanie jest proste: ponieważ nie istnieją w rzeczywistości bogowie, którym są składane
pogańskie ofiary, żadnego znaczenia nie mają również same ofiary. Tę prawdę – choć z innego punktu widzenia –
wyrażają słowa jeden Bóg, będące chyba najkrótszym wyznaniem monoteizmu chrześcijańskiego. Tego stanu rzeczy
nie zmienia przekonanie o istnieniu całego mnóstwa idolów i władców tego świata.
6. Pojęcie Boga-Stwórcy i Boga-Ojca są sobie treściowo bliskie i w NT dość często występują łącznie. Bóg
chrześcijan jest nie tylko początkiem i źródłem, lecz także celem ich istnienia. Chronologicznie po raz pierwszy w
listach Pawła spotykamy tu wzmiankę o współudziale Syna w dziele stworzenia świata (por. Kol 1:15–20; Hbr 1:2;
Jan 1:3). Chrystusowi również zawdzięcza każdy chrześcijanin swoje szczególne istnienie, swoją egzystencję w
Chrystusie. Dotykamy tu tylko bardzo złożonego problemu chrystologii bazującej na pojęciach Logosu, obrazu i
mądrości.
7–11. Następuje praktyczne zastosowanie uwag o potrzebie wiązania wiedzy z miłością. Otóż chrześcijanie
posiadający wiedzę, czyli mocni, nie powinni zapominać o tym, że są obok nich słabi, nie uświadomieni ich bracia w
Chrystusie. Ci są przekonani, że rzeczywiście istnieją pogańscy bogowie i że spożywanie mięsa z ofiar składanych
tym bożkom jest rzeczywistym uczestniczeniem w kulcie bałwochwalczym, co jak wiadomo, jest grzechem. Jeżeli
jednak owi słabi zobaczą, że tzw. mocni, czyli oświeceni, spożywają takie mięso, będą ich naśladować, dopuszczając
się czynów, które we własnym sumieniu uważają za wykroczenia przeciwko Bogu. Pośrednią przyczyną tego
wykroczenia staje się więc wiedza mocnych. Przez nią słaby gotuje sobie zgubę wieczną, przez nią również marnuje
się krew Chrystusa, który umarł dla zbawienia wszystkich ludzi.
12–13. W ten sposób wina mocnych wobec słabych – brak względu na ich słabość – staje się również winą wobec
Chrystusa: brakiem należnego szacunku dla Jego zbawczej krwi. W takiej sytuacji mocni, jeśli pragną być
uczciwymi, jeśli chcą łączyć wiedzę z miłością, powinni się powstrzymać od spożywania mięsa z ofiar składanych
pogańskim bożkom. Dodatkowym uzupełnieniem tej sugestii może być 1Ko 8:8: pokarm nie przybliży nas do
Boga…, ani też jedząc nie wzrośniemy w znaczenie. W wierszach 1Ko 8:9–13 suponuje Paweł znajomość zasady,
która uchodzi za elementarną po dzień dzisiejszy w teologii moralnej: nigdy nie wolno decydować się na czyny
sprzeczne z głosem sumienia.
9:1. W pouczeniach skierowanych do tzw. mocnych korynckich chodzi ostatecznie o to, by nie dawać nikomu
zgorszenia. Troska o przestrzeganie tej zasady wiąże się z koniecznością zdobywania się na pewne wyrzeczenia i
ofiary. Aby te nakazy utrwaliły się lepiej w świadomości Koryntian, Paweł nie waha się posłużyć przykładem
własnego życia, wypełnionego najróżniejszymi ofiarami i rezygnacją z rzeczy najgodziwszych, w obawie przed
zgorszeniem bliźnich. Każde z retorycznych pytań 1K 9:1 każe się domyślać odpowiedzi twierdzącej, a wszystkie
owe odpowiedzi mają wyrażać ideę absolutnej wolności i autentycznej godności apostolskiej Pawła.
2–3. Treść tego wiersza nawiązuje dość wyraźnie do kontekstu poprzedniego, ale ma też charakter osobistej
apologii Pawła jako apostoła. Gdy chodzi o Koryntian, to ich egzystencja jako chrześcijańskiej wspólnoty jest
argumentem najdosadniej przemawiającym za autentycznością apostolskiego posłannictwa Pawła. Faktu istnienia
Kościoła korynckiego nikt i nic nie może podważyć. Jest to kontrargument przedstawiony tym, co przyszli do
Koryntu, by konkurować z Pawłem.
4–11. Z pytań, jakie znów w sposób retoryczny formułuje Paweł w kilku kolejnych wierszach, można
wywnioskować, czego dotyczyły zarzuty wysuwane przeciwko Apostołowi. Sprowadzały się one właściwie do
jednego. Twierdzono mianowicie, że Paweł sam jest świadom swej niższości w porównaniu z innymi apostołami i
dlatego nie korzysta z praw przysługujących każdemu autentycznemu apostołowi. Być może, iż z czasem
odmawiano Pawłowi tu i ówdzie prawa do korzystania z tego, co przysługiwało innym apostołom. Z owego dość
długiego łańcucha pytań sformułowanych negatywnie każde sugeruje odpowiedź tylko pozytywną. Paweł ma prawo
do tego, by Koryntianie zapewnili mu byt materialny, wolno mu korzystać z pomocy pobożnych niewiast, tak jak
korzystali z niej inni głosiciele Ewangelii i krewni Jezusa, również obciążając wspólnotę wydatkami związanymi z
utrzymaniem tej pomocy. Podobnie jak inni apostołowie tak też Paweł i Barnaba nie mają obowiązku zarobkowania
fizyczną pracą. Posłannictwo apostolskie głosicieli Ewangelii, a między nimi i Pawła; jest przyrównane do służby
wojskowej, do pracy wieśniaka na roli i do zajęć pasterza pilnującego trzody. Każdy z tych ludzi ma prawo – co jest
chyba zupełnie naturalne – do korzystania z owoców swej pracy. O słuszności tego prawa mówią już natchnieni
autorzy ST. Wierni – w tym wypadku Koryntianie – zabezpieczając Pawłowi byt materialny spłacaliby jedynie dług
zaciągnięty u Apostoła w postaci dóbr duchowych, które wskutek łaski chrztu św. stały się ich udziałem.
12–15. Mając więc pełne prawo do korzystania z tego wszystkiego, co przysługuje z woli Boga każdemu
apostołowi, Paweł zupełnie świadomie i dobrowolnie zrezygnował z wszystkich tych przywilejów apostolskich.
Uczynił tak nie z poczucia swej podrzędności wobec innych Apostołów, lecz dlatego, że nie chciał być dla nikogo
ciężarem, nie chciał, by ktokolwiek się uskarżał, że słuchanie Ewangelii, a potem należenie do Kościoła kosztują
zbyt wiele. Mówiąc to wszystko Paweł wcale nie zamierza stosować chwytu retorycznego polegającego na
wzbudzeniu podziwu lub litości, mogących zaowocować z czasem hojnymi datkami. Paweł nie przyjmuje żadnego
wynagrodzenia – nawet najsłuszniejszego – za swoje apostolskie trudy. Ową bezinteresowność uważa za największą
siłę swego apostolatu. I tym się właśnie chlubi, nie czuje z tego powodu poniżenia.
16–18. Idea chlubienia się nasunęła Pawłowi refleksję nad jego stosunkiem do apostolskiego posłannictwa. Nie
jest ono samo w sobie powodem do wynoszenia się. Paweł tylko wypełnia zadania, do jakich został powołany. Czyni
to co prawda ochoczo i z całym poświęceniem, lecz wie dobrze, co by go spotkało, gdyby nie głosił Ewangelii.
19–23. Niniejszy fragment ukazuje dokładnie metody apostolskiej działalności Pawła. Cechą istotną jego
postępowania jest elastyczność, ustawiczna troska o dostosowanie się – oczywiście w granicach ortodoksji
doktrynalnej do sposobu bycia i możliwości percepcyjnych słuchaczy jego pouczeń. I tak np. jest Żydem dla Żydów,
gdy każe obrzezać Tymoteusza (Dz 16:3), gdy składa ślub nazireatu (Dz 18:18), gdy w życiu codziennym następuje
tak, jak postępują Żydzi (Dz 21:20–26). Jest poganinem, gdy walczy o uwolnienie chrześcijan nawróconych z
pogaństwa od ciężaru Prawa Mojżeszowego, gdy nie pozwala obrzezać Tytusa (Dz 15:2.25.35; Ga 2:1.3). Jest
jednym ze słabych Koryntu czy Rzymu, gdy upomina mocnych, by w korzystaniu z wiedzy kierowali się również
poczuciem miłości bliźniego (1 Kor 8:13; Rz 14 i inne). Dopiero teraz uwidaczniają się powody, dla których Paweł
tak bardzo ceni bezinteresowność swego apostolatu. Nie mógłby prowadzić swobodnej, absolutnie nieskrępowanej
działalności, gdyby za swoją pracę przyjmował jakieś wynagrodzenie. Owo wyzwolenie się od pieniądza zapewniało
w pewnej mierze skuteczność pracy Pawła. Opisując wspomnianą już giętkość swoich apostolskich metod jest też
Paweł ciągle zatroskany o to, żeby Koryntianie właściwie go zrozumieli. I dlatego, gdy mówi, że postępował jak
zwolniony od Prawa, to zaraz dodaje, że nigdy nie czuł się uwolniony od przestrzegania prawa Bożego i prawa
Chrystusowego.
24–25. Posługiwanie się przenośniami zaczerpniętymi z życia stadionu było szczególnie wskazane w liście
przeznaczonym dla Koryntian. To przecież w Koryncie odbywały się co dwa lata igrzyska istmijskie i nie brak
egzegetów, którzy przypuszczają, że Paweł osobiście przypatrywał się zapasom sportowym właśnie na stadionie
korynckim. Pomysł wykorzystania w parenezie chrześcijańskiej idei szlachetnego współzawodnictwa, nawet między
poganami, uważa się po dzień dzisiejszy za mądre i skuteczne osiągnięcie metody apostołowania. W porównaniu
ascezy chrześcijańskiej do zawodów sportowych nie wszystkie szczegóły są adekwatne. Na stadionie zdobywa
nagrodę tylko ten. kto wygrywa zawody, kto okazuje się najlepszym. Inni, mniej sprawni, choćby dokładali
największych starań, zostaną pokonani. Inaczej rzecz się ma, gdy chodzi o wysiłki ascetyczne chrześcijanina. Co
prawda są przewidziane wśród nagrodzonych w niebie pewne stopnie i rozróżnienia, ale każdy za uczciwą, pełną
poświęcenia pracę otrzyma zasłużoną nagrodę i będzie niewymownie szczęśliwy z tego, co posiądzie, nie
zazdroszcząc nikomu większego wyróżnienia. Każdy zbawiony będzie się cieszył pełnią własnego szczęścia.
Mimo iż odwołuje się do metafor zaczerpniętych ze świata pogańskiego, Paweł w sposobie myślenia okazuje się
Żydem. W przyrównaniu wysiłków ascetycznych do zapasów sportowych chodzi mu o jedno: żeby wierni
zrozumieli, że warto zrezygnować z życiowych przyjemności, bo za to czeka wieczna nagroda, a nie tylko szybko
więdnący wieniec i krótkotrwała sława. Czytelnicy listu Pawła, być może sami już uzupełnili sobie myśl Apostoła
rozumując w ten sposób: warto pracować nad sobą, tym więcej, że pewność nagrody jest o wiele większa niż na
stadionie, gdzie zdobycie pierwszego miejsca do końca jest niewiadomą.
26–27. Nie pierwszy to już raz stawia Paweł siebie samego za przykład do naśladowania. W tym wypadku chce,
by w nim widziano wzorowego biegacza i niezwyciężonego pięściarza. Dwie dyscypliny sportowe – najbardziej
chyba popularne w starożytności – zastały połączone w jeden obraz.
Walka dwóch pięściarzy – to jakby zmaganie się chrześcijanina z jego własnym ciałem. Pokonane ciało ma się stać
posłusznym narzędziem zwycięskiego ducha. Zawodnik liczący na zwycięstwo musi walczyć według pewnych
wskazań. Nade wszystko jednak powinien bardzo umiejętnie posługiwać się zasobami własnej energii. Nie może
biec bezmyślnie, jakby na oślep, nie może zadawać ciosów w próżnię. Musi przede wszystkim poskromić
przeciwnika, musi tak skutecznie odpierać jego ataki, by ten zrozumiał, że nie z byle kim ma do czynienia. Mądry
zawodnik potrafi najpierw osłabić przeciwnika po to, by go następnie zabrać w niewolę, czyli pokonać. Paweł nie
mówi, do jakich ascetycznych środków się ucieka, by odnosić nad sobą każdego dnia nowe zwycięstwa, ale
wyjaśnia, że oprócz chęci dawania innym dobrego przykładu nie zapomina też ani na chwilę o swoim własnym
zbawieniu. Nie odstępuje go zbawienna obawa, aby nauczający sam nie był uznany za niezdatnego. Być może
jednak, iż oświadczenie to nie ma tak eschatologicznego charakteru. Paweł obawia się, by – będąc człowiekiem tylko
– nie upadł kiedyś wskutek własnych zaniedbań. Wtedy cały jego apostolski trud z pewnością poszedłby na marne.
Jakkolwiek pojęłoby się powyższe słowa Pawła, nie ulega wątpliwości, że ich sens zasadniczy jest taki: żadne,
największe nawet przywileje nie zwalniają człowieka od ustawicznej pracy nad sobą i od ciągłego czuwania. Nic
dziwnego, że właśnie tekst 1 Kor 9:24–27 znalazł się w dekrecie Soboru Trydenckiego o niewystarczalności samej
wiary do zbawienia (Denz 804).
10:1–2. Nie odstępując zasadniczo od tego samego tematu przechodzi Paweł do innych obrazów. Tym razem
przypomina nie znaną, być może, jeszcze wiernym Koryntu – inaczej nie użyłby chyba słów: Nie chciałbym,
żebyście nie wiedzieli – historię wędrówki Izraela po pustyni (por. Wj 13–17). Niewola egipska jest w NT symbolem
trwania człowieka w grzechu. Otóż Bóg tak umiłował Izraela, że wyprowadził go z tej niewoli, i to w sposób, który
dawał do zrozumienia, że Jahwe jest ciągle z ludem. Obłok towarzyszący Izraelitom – to przecież nic innego, jak
zewnętrzny znak obecności Boga wśród ludzi. Wszyscy byli w zasięgu tego zbawiennego obłoku. Wszyscy też
przeszli przez morze. Paweł nie wspomina o szczegółach tego przejścia. Dzieje Izraela były już Koryntianom znane
albo też Apostoł sądził, że nawet sama wzmianka o przeprawieniu się przez morze ludzi, którzy do niedawna byli
niewolnikami, zrobi na czytelnikach listu pożądane wrażenie.
Co oznacza ten potrójny chrzest Izraelitów? Przejście Izraelitów przez Morze Czerwone jest typem chrztu w NT.
Według interpretacji św. Tomasza fale Morza Czerwonego – to woda chrztu, a obłok prowadzący Izraelitów
symbolizuje Ducha Świętego. Mojżesz zaś, pierwszy pośrednik, spełnił rolę, Chrystusa ST. Jeśli Paweł mówi, że
Izraelici byli ochrzczeni w Mojżeszu, to pragnie wyrazić taką mniej więcej myśl: poddając się kierownictwu
Mojżesza, Żydzi zjednoczyli się jakby ze swym przywódcą. On właśnie reprezentował ich wszystkich, brał ich
niejako na siebie po to, by w ich imieniu zawrzeć następnie wiekopomne przymierze na Synaju. Tak właśnie będą
kiedyś brać na siebie drugiego Pośrednika, Chrystusa, i przywdziewać się w Niego ci, których obmyje woda chrztu.
3–4. Słowa te stanowią wyraźną aluzję do manny, którą Izraelici żywili się na pustyni, oraz do cudownego
uzyskania przez Mojżesza wody. Manna i woda stały się typem prawdziwego chleba i prawdziwego napoju, czyli
dwu postaci eucharystycznych w NT. Zdaniem niektórych egzegetów wzmianka o Eucharystii została wprowadzona
po to, by chrześcijańskie zwyczaje przeciwstawić rozpowszechnionym w Koryncie i znanym z wyuzdania ucztom
pogańskim. Manna zastała nazwana pokarmem duchowym albo dlatego, że posiadała sens duchowy – była
zapowiedzią Eucharystii – albo dlatego, że została ludziom dana w sposób niezwykły, nadziemski. To samo wypada
powiedzieć o wyrażeniu duchowy napój: napój niezwykły, cudowny, lub napój o wyższym duchowym znaczeniu.
Sam obraz skały towarzyszącej Izraelitom w ich wędrówce po pustyni jest chyba aluzją do pewnej legendy
rabinistycznej, według której skała dotknięta laską Mojżesza poruszyła się i poszła ślad w ślad za Izraelitami. Skała
owa jest znów określona mianem duchowej, a nadto Paweł wyjaśnia, że skałą był Chrystus. Łaski wysłużone
ludziom i zsyłane na nich przez Chrystusa urzeczywistniają w stosunku do wiernych to, co jako typ biblijny
zapowiada woda cudownie wyprowadzona przez Mojżesza ze skały. Mając to na uwadze, można za Justynem
powiedzieć, że Chrystus był obecny już wśród Izraelitów, autor zaś Dziejów Apostolskich nie bez słuszności mówi o
Kościele wędrującym na pustyni (Dz 7:38). Nawiązując do wspomnianej wyżej legendy rabinistycznej Paweł zdaje
się mówić: prawdziwa Skała, która towarzyszyła Izraelowi na pustyni, to nie była góra twardych kamieni, jak was o
tym błędnie zapewniają wasi nauczyciele, to był naprawdę sam Chrystus.
5. Paweł nawiązuje do 1Ko 10:1 kończąc takie oto rozumowanie: nie możecie nie wiedzieć, że ojcowie nasi byli
przedmiotem szczególnej miłości Bożej. Wyprowadził ich Bóg z niewoli egipskiej, pozwolił bezpiecznie przeprawić
się przez Morze Czerwone, związał ich w sposób szczególny z Mojżeszem, umiłowanym swoim, sprawił nawet, że
już wtedy przebywał z ludźmi Jego Syn jedyny. A jednak nie wszyscy spośród tych tak uprzywilejowanych ludzi
dotarli do Ziemi Obiecanej… Konkluzja praktyczna znajduje się w wierszu następnym: Stało się zaś to wszystko, by
mogło posłużyć za przykład dla nas, abyśmy nie byli skłonni do złego, tak jak oni zła pragnęli.
6. Niektórzy spośród pierwszych chrześcijan sądzili, że fakt przyjęcia chrztu św. zapewni im całkowicie zbawienie
bez jakiegokolwiek wysiłku z ich strony. Paweł przestrzega Koryntian przed niebezpieczeństwem podzielania
takiego poglądu, odwołując się do przykładu Izraela ST. Lud ten obsypany tylu przywilejami, jakże surowo został
ukarany właśnie za to, że był zadufany w swym wybraniu. Kara zesłana na Izrael Starego Prawa ma głębszy sens.
Była nie tylko karą, lecz także pouczeniem dla wszystkich pokoleń. Wierni NT otrzymali łaski o wiele większe niż
możność przeprawienia się przez Morze Czerwone, manna i cudownie otrzymana na pustyni woda. Zostali
rzeczywiście ochrzczeni, dostali za pokarm prawdziwe Ciało i Krew Jezusa. Niech więc uważają, by nie popaść w
błędy swych ojców, aby ich nie spotkała podobna kara.
7. Jako najcięższy upadek Izraela wymienia św. Paweł grzech bałwochwalstwa, nawiązując wyraźnie do kultu
złotego cielca (Wj 32:6). Zacytowanie akurat tego sprzeniewierzenia się Bogu prawdziwemu pozwala przypuszczać,
że grzechy uczestniczenia w orgiastycznych ucztach pogańskich zdarzały się także niektórym chrześcijanom
korynckim. Wzmianka o jedzeniu i piciu, i o rozkoszach zdaje się wyraźnie na to wskazywać.
8. Możliwe, że niektórzy spośród chrześcijan uczestnicząc w ucztach pogańskich dopuszczali się nawet grzechów
nieczystych. Paweł przypomina im jako ostrzeżenie śmierć dwudziestu trzech tysięcy Izraelitów. Księga Liczb
wspomina o dwudziestu czterech tysiącach Izraelitów ukaranych za grzechy z Moabitkami (Lb 25:1–9). Wzmianka
Pawła o dwudziestu trzech tysiącach tłumaczy się – zdaniem egzegetów – cytowaniem Pisma Świętego z pamięci.
Wymieniając grzechy nieczyste zaraz po grzechach bałwochwalstwa Paweł wskazuje, za przykładem Mdr 14:12, jak
te dwa upadki łączą się wzajemnie. Gdy zaistnieje jeden, pociąga za sobą drugi.
9. Znów nawiązuje Paweł do wydarzenia z czasów wędrówki Izraelitów po pustyni. Kuszeniem Pana było wtedy
szemranie Izraelitów karmionych manną na brak potraw, jakimi żywili się w Egipcie (Lb 21:5 n). Pana NT, czyli
Chrystusa, kusili Koryntianie albo domagając się znaków i cudów, albo pragnąc ciągle darów, z których najbardziej
cenili sobie glosolalię (por. 1 Kor 14:1–10).
10–11. Wzmianka o szemraniu jest aluzją do wystąpień Koracha, który buntował się przeciwko władzy Mojżesza i
nie uznawał kapłańskich przywilejów rodu Aarona. Myśląc o sytuacji panującej w Koryncie Paweł albo czynił aluzję
do rozłamów, jakie miały miejsce w tej wspólnocie, albo miał na uwadze niezadowolenie wywołane jego listem
przedkanonicznym, zawierającym instrukcje regulujące stosunek chrześcijan do pogan. Dokonujący zagłady – to
wykonujący wyroki Boże anioł, wspomniany kilkakrotnie w ST (por. Wj 12:23; 2 Sm 24:16). Niektóre pouczenia
znajdujące się w Piśmie Świętym dotyczą nas bezpośrednio, inne odnoszą się do nas w sposób pośredni. Te ostatnie
są zawarte w pewnych wydarzeniach lub uosobione w konkretnych postaciach. Mówi się o nich, że obok zwykłego,
dosłownego sensu mają także sens typologiczny czyli stanowią zapowiedź innych, przyszłych rzeczywistości.
Wyrażenie kres czasów nie może stanowić podstawy do przypisywania Pawłowi nauki o bliskim ponownym
przyjściu Pana. W rzeczywistości chodzi tylko o to, że już rozpoczęła się, tak często zapowiadana przez proroków,
era mesjańska. W spekulacjach historiozoficznych autorów natchnionych jest to niewątpliwie ostatnia epoka, kres
czasów w ogólnym ujęciu dziejów całej ludzkości.
12–13. Dotychczas Paweł mówił do ludzi słabych, upadających. Lecz oto następuje przestroga dla tzw. mocnych.
Niech baczą, żeby nie upadli. Jednakże i oni nie powinni podupadać na duchu, choćby im przyszło walczyć z
najcięższymi pokusami. Pan Bóg nie przestanie być dobrym, miłującym ojcem także wtedy, gdy dopuszcza nawet
bardzo przykre pokusy. Nie będą one nigdy tak wielkie, aby przekraczały wytrzymałość człowieka, a nadto we
właściwym czasie otrzyma on wskazanie, w jaki sposób będzie mógł je przezwyciężyć.
14–15. Niniejszy dwuwiersz spełnia zarówno funkcję konkluzji kończącej rozumowanie kontekstu
poprzedzającego, jak i wprowadzenia do dłuższego fragmentu o charakterze czysto parenetycznym. Przedmiotem tej
parenezy jest sprawa udziału chrześcijan korynckich w ucztach pogańskich.
16. Wiersze 1Ko 10:16–19 stanowią motywację wspomnianych przed chwilą napomnień. Otóż chrześcijanin nie
może brać udziału w religijnych ucztach pogańskich dlatego, ponieważ związał się już w sposób szczególny z Panem
i dzięki temu uczestniczy w ucztach, w czasie których pije z kielicha prawdziwej Krwi Chrystusa i spożywa Chleb
będący prawdziwym Ciałem Pańskim. W tekście jest mowa o kielichu błogosławieństwa, co stanowi wyraźną aluzję
do żydowskiej wieczerzy paschalnej, gdy w sposób szczególnie uroczysty błogosławiono trzeci kolejny kielich.
Podkreślając z naciskiem, że ten kielich błogosławią chrześcijanie, Paweł tym samym odróżnia ucztę ofiarną od
kielichów, z których pito i które błogosławiono na ucztach pogańskich lub żydowskich. Łamania chleba
dokonywano podczas każdego zwykłego posiłku, z czasem jednak określenie to zaczęto odnosić przede wszystkim
do wydarzeń Ostatniej Wieczerzy, gdy łamanie chleba i rozdzielanie go przez Chrystusa obecnym stanowiło moment
centralny. Po owym łamaniu chleba rozpoznali kiedyś Chrystusa dwaj uczniowie z Emaus (Łk 24:35).
17. Chrystus jest jeden; jedno też jest Jego ciało, skutkiem zaś udziału w łamaniu chleba, będącego Ciałem
Chrystusa, jest organiczna jedność tych, co uczestniczą w tego rodzaju ucztach. Nie można – jak powie Paweł nieco
dalej – pić z kielicha Pana i z kielicha demonów; nie można zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów (1Ko
10:21). Oto, jakie są społeczne skutki udziału chrześcijan w spożywaniu Ciała i piciu Krwi Jezusa. Eucharystia
stanowi rzeczywistą więź społeczną chrześcijan. A chrześcijanie to ludzie, którzy się odżywiają tym samym
Chlebem, tj. Ciałem Chrystusa.
18–21. Z kolei ukazuje Paweł skutki uczestniczenia chrześcijan w ucztach pogańskich. Skutki te są również
potraktowane jako racje, które powinny powstrzymywać chrześcijan od udziału w owych ucztach. Rozumowanie
opiera się na zasadzie – zilustrowanej nawiązaniem do ST (por. Kpł 7:6–15; Pwt 18:1–4) – szczególnej jedności
składających ofiarę z tym, komu ofiara jest składana. Tak też rzecz się ma z uczestniczeniem w ucztach pogańskich.
Wszyscy biorący w nich udział, a więc i zaproszeni chrześcijanie, jednoczą się – zwłaszcza przez spożywanie darów
ofiarnych – z demonami. A przecież chrześcijanie stanowią już intymną jedność z Chrystusem. Idole są wprawdzie
niczym same w sobie, lecz uprawianie bałwochwalstwa to sprawa szatańska. Oddaje się bowiem cześć boską
czemuś, co w ogóle w rzeczywistości nie istnieje. Dlatego nie wolno pić równocześnie z kielicha Pana i z kielicha
demonów.
22. Wspomniana tu zazdrość Pana jest synonimem miłości. Ten antropomorfizm w odniesieniu do Boga zawsze
miał takie samo znaczenie. Pan Bóg nigdy nie jest zazdrosny o bezbożników, natomiast zależy Mu bardzo na tym,
żeby Jego wyznawcy, poza Nim, nic i nikogo nie kochali (por. Pwt 32:21). Sam oddał się ludziom bez reszty i nie
znosi, by ludzie darzyli Go jedynie połową serca. Taka pseudomiłość pobudza Go nie tylko do zazdrości, lecz także
do gniewu. Narażenie się zaś na gniew Boga jest świadomym działaniem na własną szkodę. Tak więc rozumowanie
powyższe jest równocześnie odwołaniem się do zdrowego rozsądku chrześcijanina.
23–24. Powtarza się znana już zasada o wolności moralnej ze znanymi już także ograniczeniami. Rozwój duchowy
całej wspólnoty przez praktykę odpowiednio pojętej wolności osobistej kojarzy się Pawłowi z zasadą najbardziej
znamienną całej etyki chrześcijańskiej: nigdy nie szukać dobra własnego, lecz myśleć o potrzebach bliźnich. Paweł
jeszcze niejednokrotnie będzie wracał do tej reguły i nie zawaha się nawet na przykładzie własnego życia pokazać,
jak powinna wyglądać owa altruistyczna miłość (1Ko 10:33).
25–26. I znów porusza Paweł problem potraw dozwolonych i zakazanych. Znów chodzi głównie o mięso
kupowane w sklepach, gdzie jak wiadomo, sprzedawano wiele mięsa zwierząt składanych bożkom pogańskim w
ofierze. Powtarza się ta sama zasada: wszystko wolno kupować i spożywać ze spokojnym sumieniem, bez
jakiegokolwiek dociekania, skąd to pochodzi. Wszystko bowiem, co wyszło z rąk Boga, samo w sobie jest dobre –
stwierdził już dawno Psalmista (Ps 24:1).
27–28. Z treści wiersza wynika, że choć Paweł nie tolerował uczestnictwa chrześcijan korynckich w pogańskich
ucztach przy składaniu ofiar, to jednak zezwalał na skorzystanie z zaproszenia na wspólny posiłek, odbywający się w
domu jakiegoś poganina. Tu obowiązywała chrześcijan ta sama zasada: wszystko, co wyszło z rąk Boga, jest dobre.
Mogli więc spożywać ze spokojnym sumieniem to, co przed nimi postawiono. Gdyby jednak ktoś spośród „słabych”,
również biorących udział w tym wspólnym posiłku, poczuł się zgorszony takim postępowaniem i dałby temu wyraz
w napomnieniach skierowanych do „mocnych”, ci ostatni powinni sobie jego napomnienia wziąć do serca. Mają
zmienić swój dotychczasowy sposób postępowania i zaprzestać spożywania pokarmów składanych bożkom
pogańskim w ofierze.
29–30. Chodzi przy tym znów o sumienie człowieka „słabego”, który wydając sądy o „mocnym” w rzeczywistości
wyrządza mu krzywdę, obciążając tym samym własne sumienie. Tak więc troska o czystość sumienia jest pierwszą
racją, dla której należy ograniczyć swobodę korzystania ze słusznego skądinąd prawa do wolności. Jednakże jest
jeszcze inna racja. Gdy ktoś bezwzględnie, na nikogo i na nic nie zważając, chce praktykować wolność, to właśnie
owa wolność, chluba każdego chrześcijanina, staje się przedmiotem sarkania, jeśli nie wręcz potępienia. Wreszcie
człowiek prawdziwie uświadomiony, mający autentyczną wiedzę i żyjący wedle ducha nie może być ani osądzany,
ani potępiany przez tych, którzy takiej wiedzy nie posiadają.
31–33 Celem istnienia człowieka na ziemi jest przysparzanie chwały Bogu. Wszystkie jego myśli, słowa i czyny
powinny służyć tej jednej sprawie. Nie przysporzy zaś człowiek nigdy chwały Bogu, gdy swoim postępowaniem
będzie gorszył innych – choćby to nie byli członkowie społeczności chrześcijańskiej, lecz Grecy albo Żydzi. Daleki
jest Paweł od samochwalstwa, a pełen zatroskania o dobro – i to dobro wieczne – wiernych, gdy na koniec
przedstawia siebie samego jako wzór do naśladowania (por. także: 1Ko 4:16; Flp 3:17; 1 Tes 1:6; 2 Tes 3:7–9).
Paweł równocześnie uzasadnia tę propozycję: on jest również naśladowcą Chrystusa.
11:1 Celem istnienia człowieka na ziemi jest przysparzanie chwały Bogu. Wszystkie jego myśli, słowa i czyny
powinny służyć tej jednej sprawie. Nie przysporzy zaś człowiek nigdy chwały Bogu, gdy swoim postępowaniem
będzie gorszył innych – choćby to nie byli członkowie społeczności chrześcijańskiej, lecz Grecy albo Żydzi. Daleki
jest Paweł od samochwalstwa, a pełen zatroskania o dobro – i to dobro wieczne – wiernych, gdy na koniec
przedstawia siebie samego jako wzór do naśladowania (por. także: 4:16; Flp 3:17; 1 Tes 1:6; 2 Tes 3:7–9). Paweł
równocześnie uzasadnia tę propozycję: on jest również naśladowcą Chrystusa.
2. Jak każda captatio benevolentiae, tak i te słowa Pawła zawierają niemało przesady, co łatwo stwierdzić,
wracając na moment choćby do pierwszych rozdziałów listu. Sprawy, do których omówienia Paweł za chwilę
przystąpi, dotyczą zachowania się wiernych na zebraniach liturgicznych i ucztach eucharystycznych; zdarzały się
tam często nieporządki. Tradycja, o której tu mowa, to cała nauka Chrystusa przekazana przez Pawła Koryntianom.
3. Fragment 1Ko 11:3–16 poświęcony jest zachowaniu się – a zwłaszcza nakryciu głowy – kobiet na ucztach
eucharystycznych. Usiłując wprowadzić pod tym względem pewien porządek, posługuje się Paweł argumentacją
zaczerpniętą z ówczesnej kosmologii, a głównie antropologii. Powtarzający się w tym wierszu kilkakrotnie wyraz
głowa wyraża ideę pewnej, nie określonej bliżej nadrzędności. Chrystus jest głową mężczyzny w tym sensie, że był
mężczyzną, wzorem i modelem każdego ziemskiego mężczyzny. Mężczyzna natomiast jest głową kobiety dlatego, iż
według starotestamentowej nauki o początku człowieka – Paweł bardzo wyraźnie do tego nawiązuje – mężczyzna
został stworzony pierwszy, a potem dopiero kobieta, i to w wyraźnej zależności od mężczyzny. Bóg jest głową
Chrystusa chyba głównie w tym znaczeniu, że właśnie Bóg Ojciec jest Stwórcą wszechrzeczy oraz inicjatorem
całego dzieła zbawienia. Chrystus jest poza tym poddany Ojcu i niższy od Niego ze względu na swą ludzką naturę.
4–5. Otóż ten przez Boga ustanowiony porządek rzeczy powinien być respektowany przez ludzi, zwłaszcza gdy
zbierają się razem, by dokonywać wspólnie pewnych aktów kultu. Wspomina tu Paweł o modlitwie i prorokowaniu.
Prorokowanie oznacza – jak się to okaże jeszcze w dalszych rozdziałach listu – przemawianie inspirowane
specjalnym natchnieniem Ducha Świętego, który pozwala wnikać głębiej w prawdy Boże i przekazywać innym ich
treść, a ponadto ujawnia niekiedy rzeczy zakryte z teraźniejszości i przyszłości. Podczas tego rodzaju praktyk,
dokonywanych wobec wielu członków wspólnoty, mężczyzna nie powinien nakrywać głowy, bo jest – jak to Paweł
stwierdzi za chwilę – obrazem i chwałą Boga. Tłumienie, przygaszanie odblasku chwały Bożej byłoby aktem
nieposzanowania Stwórcy. Kobieta zaś hańbi swoją głowę, gdy bez jej nakrycia modli się lub publicznie prorokuje.
Wydaje się, iż Paweł nawiązuje w tym poleceniu głównie do powszechnego wówczas na Bliskim Wschodzie
zwyczaju noszenia długich włosów przez kobiety.
6–7. Zachowanie się sprzeczne z tymi zwyczajami – np. strzyżenie włosów przez niewiastę – budziło powszechną
dezaprobatę, żeby nie powiedzieć wręcz odrazę. Kobieta jest chwałą mężczyzny głównie z tej racji chyba, że została
stworzona za jego pośrednictwem i jakby na żądanie mężczyzny. Jest więc wtórnym, a nie bezpośrednim odblaskiem
Boga.
8–9. Wiersze te uwydatniają Pawłową ideę zależności kobiety od mężczyzny, sprawiając równocześnie, że Apostoł
jest uważany za jednego z największych antyfeministów w dziejach ludzkości. Nie należałoby jednak zapominać –
pragnąc uściślić tę przestarzałą opinię – o licznych jego wypowiedziach domagających się równouprawnienia
niewiasty.
10. Aniołowie, obecni według żydowskiej tradycji przy przekazywaniu Mojżeszowi Prawa (por. Dz 7:53), byli też
stróżami tego Prawa wśród ludzi, szczególnie zaś czuwali nad jego przestrzeganiem podczas zebrań liturgicznych. O
takiej właśnie roli aniołów-stróżów Prawa mówią często także teksty qumrańskie. Natomiast nie wiadomo
dotychczas, co oznacza wyrażenie znak poddania na głowie dosł. „władza na głowie”. W każdym razie jest to chyba
jakieś nakrycie głowy – być może i twarzy – rodzaj welonu, jaki po dzień dzisiejszy noszą kobiety jeszcze niekiedy
na Wschodzie. Możliwy jest sens: „znak uprawnienia do udziału w kulcie”.
11–15. Paweł łagodzi cokolwiek swój dotychczasowy sąd o bezwzględnym poddaniu kobiety mężczyźnie i
stwierdza, że zarówno przyjście na świat, jak i dalsze istnienie mężczyzny są również uwarunkowane egzystencją
kobiety. Paweł rozważa z kolei argumenty zaczerpnięte z Biblii, dotyczące nakrywania głowy przez kobiety i
nienakrywania jej przez mężczyznę. I tak motywacja biblijna znajduje swe potwierdzenie i umocnienie zarazem w
motywacji czysto naturalnej.
16. Dyskusja na temat bądź co bądź jednak nie najważniejszy poczęła już Pawła wyprowadzać z równowagi. Być
może, iż wskazania Pawła nie spotykały się z należytym posłuchem, może wysuwano jakieś kontrargumenty.
Dlatego Apostoł ucina sprawę. Jeszcze raz krótko przypomina, że to, co powiedział, jest wykładnikiem opinii całego
Kościoła. Dalsze sprzeciwy nie będą brane pod uwagę. Nie wprowadza się tu bowiem żadnych nowości, przypomina
tylko potrzebę przestrzegania istniejących już obyczajów.
17. Oto sprawy, których Paweł zdawał się nie dostrzegać w schlebiających Koryntianom pierwszych wierszach
tego rozdziału. Ogólnie rzecz biorąc, sąd Pawła o zebraniach liturgicznych chrześcijan korynckich jest następujący:
schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu. Dalsze wywody będą stanowić uzasadnienie tej smutnej opinii.
18–19. Spory – to chyba aluzja do religijnych ugrupowań korynckich wspomnianych na początku listu. Stroniły
one od siebie nawet podczas zebrań liturgicznych. Może to nawet i dobrze. Przynajmniej wiadomo, którzy spośród
korynckich chrześcijan są już dostatecznie urobionymi, konsekwentnymi wyznawcami Chrystusa, a którzy zwykłymi
sekciarzami, skłóconymi z resztą wspólnoty.
20–22. Wśród zasługujących na potępienie wad Koryntian wymienia Paweł przede wszystkim egoizm,
przejawiający się w trosce o zaspokojenie tylko własnego głodu. W takiej sytuacji wspólne posiłki nie tylko że nie
mają już nic wspólnego z chrześcijańską communitas, ale wręcz przynoszą hańbę Kościołowi i nikogo nie budują.
23. Naukę o Eucharystii otrzymał Paweł nie w formie prywatnego objawienia wprost od Pana, lecz za
pośrednictwem wcześniejszych przekazów ustnych. Apostoł jest jednym z ogniw w łańcuchu tradycji sięgającej
czasów Ostatniej Wieczerzy. Na treść owej tradycji składają się następujące prawdy: 1. Uczty eucharystyczne
zapoczątkował sam Chrystus w czasie Ostatniej Wieczerzy, po której nastąpiło pojmanie Jezusa przez Jego
oprawców. W ten sposób od samego początku uwydatnia się ścisły związek pomiędzy Eucharystią a śmiercią Jezusa.
Wyrażenie „łamanie chleba” stało się z czasem technicznym określeniem uczt eucharystycznych w życiu pierwszych
chrześcijan. Uczty eucharystyczne wiernych mają być ponawianiem Ostatniej Wieczerzy wraz z jej nawiązaniem do
śmierci Jezusa. Następne dwa wiersze jeszcze dokładniej sprecyzują powyższe prawdy.
24–25. Wspomniany tu kielich – to tzw. trzeci kielich, który wypijano uroczyście podczas drugiej części Wielkiego
Hallelu. Jest on również nazwany kielichem przymierza, gdyż jak ongiś Mojżesz wziąwszy krew z zabitych wołów
oświadczył: Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami… (Wj 24:8), tak teraz dokonuje się Nowe Przymierze
przypieczętowane kielichem Krwi Jezusa. Użyty w tym miejscu grecki termin διαθήκη oznacza zresztą nie tylko
przymierze, lecz także ostatnią wolę, testament. Jeżeli w odniesieniu do tego, co się dokonało u stóp góry Synaj,
można mówić jedynie o przymierzu, to w omawianym tekście Pawła – lub dokładniej, w zastosowaniu przez
Chrystusa – obydwa wymienione znaczenia terminu διαθήκη słusznie mogą być brane pod uwagę jak tego mamy
dowód w Hbr 9:15–28.
26. To, czego dokonał Chrystus na Ostatniej Wieczerzy, odnosiło się do przymierza, lecz wypowiedziane przy tym
słowa uchodziły równocześnie za ostatnią wolę Chrystusa, czyli były również Jego testamentem, zostawionym
ludzkości. Wyrażenie „krew Jezusa” jest dla Apostoła synonimicznym określeniem ofiary Jezusa na krzyżu. Dlatego
właśnie mówi Paweł: Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie…
27. Spożywać chleb lub pić kielich Pański niegodnie – znaczy to nie uświadamiać sobie związku, jaki istnieje
między Eucharystią a męką i śmiercią Jezusa, znaczy to przyjmować postaci eucharystyczne lekkomyślnie lub bez
szacunku, tak jak to czynili karceni przez Pawła Koryntianie. Zwrot winnym staje się Ciała i Krwi Pańskiej oznacza
tyle, co bezcześci Eucharystię. Ta sprawa jest bardzo ważna, dlatego Paweł ponawia przestrogę.
28–29. Tak więc każdy, kto ma przystąpić do stołu Pańskiego, niech wpierw uczyni dokładny rachunek sumienia:
niech zapyta samego siebie, czy wie, co spożywa i co pije. Niegodne spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej ściąga
bowiem wyrok potępiający.
30. Paweł dopatruje się pewnych związków przyczynowych pomiędzy nadużyciami zdarzającymi się na
zebraniach liturgicznych a chorobami i – najprawdopodobniej nagłymi – zgonami. Nieszczęścia te są wyrazem kary
Bożej za dopuszczanie się wspomnianych przed chwilą wykroczeń.
31–34. Osądzanie siebie samego powinno z reguły prowadzić do rozpoznania własnych grzechów i do żalu za nie.
Zdobycie się we właściwym momencie na ową skruchę i żal uchroni człowieka przed wyrokiem potępiającym.
Następują konkretne wskazania, pod jakim względem powinna nastąpić poprawa. Należy zabiegać o to, żeby
zebrania eucharystyczne wiodły do zbawienia, a nie do potępienia, aby były pozbawione tendencji egoistycznych.
Mają być ucztami prawdziwej miłości Boga i bliźniego. Szczegóły omówi Paweł osobiście podczas planowanej w
niedługim czasie wizyty w Koryncie.
12:1. Nowo założony przez Pawła Kościół koryncki żył i rozwijał się w środowisku na wskroś pogańskim. Nic
tedy dziwnego, że pozostałości pewnych przekonań i zwyczajów pogańskich dawały o sobie znać w łonie samej już
chrześcijańskiej wspólnoty, stwarzając problemy, które Paweł rozwiązywał osobiście albo listownie. Jednym z takich
problemów była sprawa właściwego posługiwania się tzw. charyzmatami.
2. Paweł ciągle musi przypominać Koryntianom, że mimo przyjęcia chrztu zachowują się tak, jak za pogańskich
czasów. Pod pretekstem praktyk religijnych dopuszczają się najrozmaitszych nadużyć i dają upust swoim najniższym
skłonnościom. Możliwe – tak przynajmniej utrzymuje św. Jan Chryzostom na podstawie tego tekstu – że wielu
chrześcijan korynckich brało udział w orgiach dionizyjskich, należąc już do społeczności ochrzczonych.
3. Z oświadczenia powyższego wynika, że Koryntianie ze szczególnym upodobaniem przysłuchiwali się podczas
religijnych seansów rzekomo ekstatycznym okrzykom wtajemniczonych. Do treści tych wołań przywiązywali wielką
wagę i uważali je prawie zawsze za głos samego Boga: niejeden pewnie próbował sam wprowadzić się sztucznie w
stan podniecenia. Jedni przy tym wołali: [Niech] Jezus będzie przeklęty, inni zaś: Panem jest Jezus. Otóż nie ulega
wątpliwości, że zwykłymi szarlatanami i uwodzicielami są ci, co rzucają bluźnierstwa na Jezusa twierdząc przy tym,
że to Duch Święty przez nich przemawia. Z drugiej zaś strony jest rzeczą pewną, że do wyznania wiary w boską
godność Jezusa nieodzowna jest pomoc Ducha Świętego. Oto pierwsze kryterium odróżniania dobrych duchów od
złych, prawdziwych natchnień od uwodzicielskich inspiracji.
4–5. Charyzmaty chrześcijańskie, aczkolwiek są różne i uzdalniają do różnych funkcji w społeczności kościelnej,
nie są wynikiem działania różnych przyczyn, lecz wszystkie pochodzą od tego samego Ducha Świętego. Podobnie
różne są sposoby wykorzystania charyzmatów. Służą różnym celom, ale celem ostatecznym wszystkich jest Pan.
6. W instrukcjach dotychczas omówionych Paweł wymienił charyzmaty, łącząc je przyczynowo z Duchem, jako
posługiwanie związane z Panem i działanie odniesione do Boga. Według wszelkiego prawdopodobieństwa chodzi tu
o trzy różne aspekty tego samego daru Bożego. W korzystaniu z tego daru ukazuje się szczególny wkład coraz to
innej Osoby Trójcy Świętej.
7. Jest to konkluzja poprzednich wywodów, nawiązująca zresztą dość wyraźnie do pierwszych wierszy
omawianego fragmentu: Duch Święty jest autorem wszystkich charyzmatów, w ich korzystaniu On sam objawia się
na zewnątrz. Ponownie podkreślony jest społeczny charakter wszystkich charyzmatów: mają one na celu – pomijając
już inne korzyści – nie tyle uświęcenie samego charyzmatyka, ile raczej dobro i pożytek całej wspólnoty.
8. Pierwszy z tych darów, dar mądrości, czyni człowieka zdolnym do poznania i wniknięcia w istotę planów
Bożych. Pozwala mu również zrozumieć, na czym polega życie Boże w Bogu samym i jak powinno ono rozwinąć
się w człowieku. Umysłowość Pawła, jako autora znanych nam po dzień dzisiejszy listów, jest przykładem tego
rodzaju korzystania z daru mądrości. Umiejętność poznawania zaś sprawia, że człowiek może przekazywać innym
ukryte prawdy Boże. Jest to szczególny dar mówienia w sposób przystępny o rzeczach trudnych. Wszystkich
Apostołów i wczesnochrześcijańskich głosicieli Ewangelii można uważać za ludzi obdarzonych darem umiejętności
poznawania. Znów podkreśla się, że te dwa dary nie pozostają w żadnej między sobą kolizji. Obydwa pochodzą
bowiem od tego samego Ducha.
9. Tego szczególnego daru wiary nie należy mieszać z teologalną cnotą wiary, która polega na uznaniu czegoś za
prawdę jedynie na podstawie powagi Boga mówiącego. Wiara, o której mówi tu Paweł, to mocne zaufanie Bogu,
zwłaszcza Jego wszechmocy i wszechwiedzy, wiara w Bożą moc czynienia cudów, wiara mająca za podstawę nie
tyle słowa, ile raczej czyny. Zdarzali się też ludzie umiejący w sposób innym nie znany sprawiać ulgę chorym i
cierpiącym. Ta zdolność pochodząca od Ducha Świętego nazywała się łaską uzdrawiania.
10. Paweł wyraźnie odróżnia łaskę uzdrawiania od daru czynienia cudów. Mówiąc o tych dwu charyzmatach miał
być może na myśli siebie samego i Piotra. Łukasz zanotował wiele cudów dokonanych przez obu Apostołów dzięki
posiadanej przez nich łasce uzdrawiania oraz czynienia cudów. Zarówno ST, jak i NT opowiadają o ludziach, którzy
przemawiali w imieniu Boga, korzystając ze szczególnych natchnień Ducha Świętego. Mówili nie tylko o zakrytej
przed umysłem ludzkim przyszłości, lecz czytali także w sercach ludzkich (1 Kor 14:24 n). Ich proroctwa zazwyczaj
miały na celu podtrzymanie na duchu słuchaczy, umoralnienie ich i zmobilizowanie do czynienia dobra. Gdy chodzi
o treść pouczeń, prorokujący najczęściej wyjaśniali sens Pisma, zwłaszcza przepowiedni prorockich (1 Pt 1:11; 1
Kor 13:2). W zakładaniu Kościołów prorocy towarzyszyli zawsze apostołom (Ef 2:20).
Dar rozpoznawania duchów pozwala odróżniać fałszywe natchnienia od prawdziwych charyzmatów Ducha
Świętego. Zapewne musiało się czasem zdarzyć, że błędnie tłumiono także dobre natchnienia. Dlatego św. Paweł
pisał do Tesaloniczan: Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie (1 Tes 5:19–20).
Daru języków nie należy utożsamiać z przemawianiem wieloma językami w dzień Zielonych Świąt. Z daru
języków korzystali – jak się zdaje – Korneliusz i wzmiankowani w Dziejach Apostolskich uczniowie z Efezu (Dz
10:14–47; 19:6). Charyzmat ten, zwany inaczej glosolalią, przejawiał się w wychwalaniu Boga słowami
niezrozumiałymi dla zwykłych ludzi (por. 1 Kor 14:5.18.39). Łaska tłumaczenia języków dawała możność
rozumienia i przekazywania innym tego, co mówili korzystający z daru glosolalii (por. 1 Kor 14:1–40).
11. Dary Ducha Świętego nie są udzielone temu, kto o nie prosi lub na nie zasługuje. Duch Święty udziela ich
zgodnie z wolą swoją i potrzebami Kościoła. Jeszcze raz podkreśla się więc na zakończenie rolę Ducha Świętego w
rozpowszechnionym i drogim pierwotnemu Kościołowi zjawisku charyzmatów.
12–25. Charyzmaty, choć są liczne, służą wspólnemu dobru całej społeczności chrześcijańskiej. Ideę tego dobra
wyraża metafora ciała ludzkiego, w skład którego wchodzi wiele członków o różnych funkcjach – wszystkie one
jednak służą wspólnemu dobru całego organizmu. Otóż poszczególni wierni pełnią w Kościele różne funkcje. Każda
z nich jest niezbędna do podtrzymywania przy życiu całego organizmu, i dlatego nie można powiedzieć, że pewne
członki są grzeszne lub mniej nobliwe, a drugie dostojniejsze, lepsze. Owszem, zdarza się niekiedy, że te, uważane
przez ludzi za gorsze, mało znaczące lub wstydliwie ukrywane części ciała są szczególnie potrzebne całemu
organizmowi do jego pełnego życia. Tak też i wierni w Kościele. Choć mają różne zadania do spełnienia i cieszą się
może niejednakowym poważaniem, to jednak wszyscy stanowią jedno Ciało Chrystusa i swoją działalnością powinni
przyczyniać się do wzrostu tego Ciała. Podstawą owej jedności jest ten sam Duch Święty, w którym wszyscy – czy to
Grecy, czy Żydzi, niewolnicy czy wolni przyjęli chrzest św. stając się przez to sobie równymi. Źródłem jedności jest
także moc Ducha Świętego, ożywiająca niby cudowny napój wszystkich wiernych.
26. Nikt tedy w Kościele nie może się wynosić z powodu posiadanego urzędu ponad swoich bliźnich. Bardzo
często bowiem wypełnianie owych wielkich zadań jest uwarunkowane sprawnością funkcjonowania członków mało
godnych czci. Udział wszystkich w radościach i smutkach całości – oto atmosfera życia całej wspólnoty.
27. Jest to chronologicznie pierwsze w listach Pawła wyraźne nazwanie społeczności Ciałem Chrystusa. Dopiero
wczesne średniowiecze dorzuci do tego określenia przymiotnik „mistyczne”.
28. Odpowiednikiem różnych części organizmu ludzkiego są ustanowione z woli samego Boga różne urzędy w
Kościele. Wśród nich na miejscu pierwszym wymienia Paweł Apostołów, do których należy tu zaliczyć nie tylko
kolegium Dwunastu, lecz także wszystkich misjonarzy, kładących podwaliny pod coraz to nowe społeczności
kościelne, z których każda oddzielnie jest również miniaturą Ciała Chrystusa. Do proroków, oprócz wyjaśniania
ludziom woli Boga względem nich i tego, co ich czeka w przyszłości, należało podtrzymywanie zapału i żywotności
całej wspólnoty. Nauczyciele – to ludzie obdarzeni specjalnym darem jasnego i przekonującego ukazywania prawd
Bożych. Zdarzali się też w pierwotnym Kościele chrześcijanie cieszący się specjalnym darem sprawiania ulgi
cierpiącym i chorym. Byli i tacy, który specjalizowali się niejako – znów z woli i przy szczególnym poparciu Boga –
w przeprowadzaniu akcji charytatywnych, tak bardzo drogich Kościołowi od samego początku jego istnienia.
Wreszcie specjalny charyzmat posiadali ci, co zarządzali wspólnotą troszcząc się być może o jej podstawę
materialną, ład administracyjny i ogólną harmonię. Nie bez powodu na samym końcu wymienia Paweł wiernych
obdarzonych nadprzyrodzonym darem posługiwania się rozmaitymi językami. Niezrozumienie istoty tego
charyzmatu przez Koryntian, szczególne pragnienie posiadania go i złe korzystanie z niego, kazały Apostołowi
świadomie umniejszyć niejako wartość tego daru.
29–31. Poszczególni członkowie wspólnoty mają zazwyczaj tylko jeden charyzmat. Każdy z darów jest określoną
pełnią i doskonałością samą w sobie. Jednakże istnieje jeden charyzmat, którego Paweł dotąd nie wspomina,
ponieważ zamierza mu poświęcić oddzielny rozdział. Już teraz jednak zachęca do ubiegania się o jego posiadanie.
Korzystanie z tego charyzmatu czyni z życia chrześcijanina specjalną drogę – przenośnia spotykana często zarówno
w ST, jak i w dokumentach qumrańskich – drogę najdoskonalszą.
13:1 Cały 1Ko 13 rozdz. uchodzi za hymn najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek w dziejach ludzkości wyśpiewano na
cześć miłości. Nawet ludzie nie mający nic wspólnego z chrześcijaństwem porównują Pawłowy hymn z
najpiękniejszymi poematami klasycznymi literatury greckiej. Pisząc o miłości niewątpliwie miał Paweł przed
oczyma postać umierającego za nas Jezusa. Nic też dziwnego, że każde zdanie hymnu zachowa swój sens, gdy na
miejsce słowa „miłość” wstawi się imię „Jezus”. Hymn można podzielić na trzy następujące części: 1. Wzniosłość i
konieczność miłości (1Ko 13:1–3). 2. Przymioty miłości (ww. 1Ko 13:4–7). 3. Absolutny prymat miłości (1Ko 13:8–
13).
Wyrażenie mówić językami ludzi odnosi się do tzw. glosolalii, czyli do daru posługiwania się obcymi językami bez
potrzeby mozolnego uczenia się ich przedtem. Wydaje się, że Koryntianie przekładali ponad wszystkie inne dary
Boże właśnie tę łaskę mówienia językami. Język aniołów – to tylko zwrot retoryczny, przenośnia, wyrażająca ideę
najbardziej wzniosłej mowy, jaką człowiek mógłby się posługiwać. Nawet taka umiejętność nie na wiele się przyda,
jeśli człowiek nie ma miłości. Spośród trzech terminów, używanych w języku greckim najczęściej na określenie
miłości (έρως, ιλία, αγάπη), Paweł wybiera słowo αγάπη). Określa się nim zdecydowany, z góry przemyślany
sposób życia wolnego od wszelkiego egoizmu, pełnego poświęcenia i pragnień najwyższego dobra dla drugich. Bez
tak pojętej miłości najwznioślejsze przemówienia ludzkie i wprowadzająca otoczenie w podziw zdolność
posługiwania się obcymi językami – to niczym dźwięk miedzi brzęczącej lub odgłos cymbałów brzmiących.
Obydwa te instrumenty czynią tyle hałasu, że z trudem można w nim posłyszeć jakąś melodię. Oto pożytek z tak
cenionego przez Koryntian, ale pozbawionego miłości charyzmatu glosolalii.
2. Powiedzenie przenieść góry było, jak się wydaje, powszechnie używanym zwrotem, mającym wyrażać
niemożliwość lub małe prawdopodobieństwo. Zwrot ten odnajdujemy również w nauczaniu samego Jezusa (por. Mt
17:20; 21:21). Posiadanie tych wielkich darów bez udziału miłości daje wynik taki sam, jak korzystanie z glosolalii,
nie mających na względzie dobra bliźnich: gdybym je miał… a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
Z kolei wyjaśnia Paweł istotę innych charyzmatów. Jedne z nich – jak dar prorokowania, znajomość najgłębszych
tajemnic oraz wiedza o wszystkim – dają możność udzielania najbardziej wzniosłych i najbardziej zrozumiałych
pouczeń, drugie – spośród nich wymieniona jest tylko wiara – czynią człowieka zdolnym do skutecznego działania
w warunkach najbardziej trudnych. Są to dary Boże, dzięki którym każda epoka w dziejach ludzkości ma swoich
wielkich działaczy społecznych.
3. Przestroga jest jasna: Może się zdarzyć – choć w praktyce bywa to raczej rzadko – że ktoś rozda bliźniemu
wszystko, co ma, wcale przy tym ludzi nie miłując. Może się zdarzyć, że ktoś całego siebie poświęci społeczności i
pozwoli niejako spłonąć swojemu ciału, tak jak to uczynił wzmiankowany przez Cycerona (Tuscul. 2:2) i Strabona
(XV) bohater grecki Kalanos, pozwalając palić się żywcem na cześć Aleksandra w jego obecności. Jeśli nawet tak
wielka ofiara, czasem arcypożyteczna dla społeczności, jest małowartościowa, gdy chodzi o wieczne zbawienie tego,
który ją składa, to stąd, że nie było w niej miłości pełnej, miłości, którą się ogarnia nie tylko ludzi, lecz także Boga
lub mówiąc dokładniej, którą się miłuje wszystko i wszystkich, ale w Bogu.
4. Paweł, człowiek czynu, nie lubi teoretyzowania. Opisując przymioty miłości posługuje się figurą literacką,
zwaną personifikacją. Według wszelkiego prawdopodobieństwa ma na myśli – jak już zaznaczyliśmy – osobę
samego Chrystusa. Wzniosłość Jego przymiotów jako ideału miłości przeciwstawia co chwila błędom, jak się
wydaje, szczególnie częstym u Koryntian.
5–6. Człowiek żyjący miłością nie ogranicza się do samego tylko respektowania praw bliźniego, lecz potrafi ciągle
rezygnować z praw własnych. Nie ubiega się o miejsce, które nawet słusznie mu przysługuje; nie reaguje gniewem
nawet wtedy, gdy czyjeś postępowanie powinno spowodować wybuch złości. Nie tylko nie pamięta złego i nie
pielęgnuje w duszy chęci dokonania zemsty, ale w ogóle nie rejestruje w pamięci przykrości, jaką mu ktoś wyrządził;
każda niesprawiedliwość względem bliźniego, nawet wroga, napełnia go smutkiem, podobnie jak prawda,
gdziekolwiek by była; jest dla niego zawsze źródłem radości.
7. W ten sposób kończy się opis przymiotów miłości do Boga. Miłość wszystko znosząca sprawia, że człowiek
potrafi przejść do porządku dziennego nad sprawami, które innych irytują i pozbawiają wewnętrznego spokoju.
Miłość „wierzy w człowieka”. Tylko człowiek żyjący miłością potrafi przetrzymać ataki oszczerstwa, nienawiści i
gniewu ze strony tych, którzy nienawidzą miłości.
8. Słowa te uważa się za punkt kulminacyjny w strukturze całego hymnu. Mówią one o nieprzemijających
wartościach miłości. Przyjdzie czas, że nie będzie komu przekazywać wzniosłej wiedzy, niepotrzebny stanie się dar
języków. Tylko miłość ciągle trwać będzie, mając w Bogu swój odwieczny przedmiot. Oto dlaczego przemijają
charyzmaty związane z nauczaniem innych.
9–10. Wszelkie doczesne, ziemskie poznanie ma charakter fragmentaryczny. Możemy uchwycić nim zaledwie
wycinek, maleńki fragmencik prawdy o świecie i o Bogu. Otóż nasza nagroda niebieska będzie m.in. polegać na
tym, że uzyskamy możność oglądania Boga wprost. Do tej sprawy Paweł zresztą wróci za chwilę (1Ko 13:12),
zestawiając dokładniej nasze poznanie ziemskie z wizją błogosławionych.
11. Mimo posługiwania się pierwszą osobą, Paweł mówi nie tyle o sobie samym, ile raczej o Koryntianach,
pomagając im w ten sposób wysnuć zasadnicze wnioski z przedstawianego przed chwilą opisu miłości i jej
przymiotów. Oto gdy byli oni jeszcze nie bardzo uświadomieni, nie urobieni wewnętrznie, podobni do niemowląt,
poszukiwali chciwie glosolalii, proroctw i tym podobnych charyzmatów. Teraz jednak, po tylu naukach Pawła, po
latach chrześcijańskiego życia wkroczyli w „wiek męski”. Czas pomyśleć o tym, co rzeczywiście godne jest
zabiegów i starania. Wyzbyć się upodobań dziecięcych, tzn. zamiast pragnąć przynoszących tylko doczesny rozgłos
charyzmatów, starać się usilnie o wzrost w miłości.
12. Nasze poznanie Boga, dopóki przebywamy tu na ziemi, jest podobne do oglądania jakiegoś przedmiotu lub
siebie samego w lustrze. Choćby lustro było najidealniejszej jakości, nie dojrzymy w nim realnego przedmiotu, lecz
tylko jego odbicie. Jak w lustrze, tak w stworzeniach oglądamy tylko odbicie Boga, odbicie zawsze niedoskonałe.
Jednakże przyjdzie czas, kiedy nasze niedoskonałe poznanie Boga będzie zastąpione oglądaniem Stwórcy twarzą w
twarz, bez żadnego pośrednictwa. Apostoł określa jeszcze dokładniej naturę przyszłego poznania Boga: kiedyś będę
poznawał tak, jak sam zostałem poznany. Zwrot ostatni – można by lepiej wyrazić, „zostałem uznany” stanowi aluzję
do wielkiego aktu uznania, przygarnięcia nas przez Boga w zbawczym dziele Chrystusa. Bóg poznał nas, uznał za
swoich, okazując nam swą wielką miłość. Tak też my kiedyś będziemy oglądali Boga, gdy miłością zapłacimy za
miłość lub dokładniej, gdy miłość, którą nas Bóg umiłował, wróci do swego źródła, tj. do Boga. Rozumiemy coraz
lepiej, dlaczego Apostoł tak zdecydowanie przekłada miłość ponad wszelkie charyzmaty.
13. Miłość większa jest nawet od wiary i nadziei, tj. od tych dwu cnót, których przedmiotem jest również Bóg i
które Apostoł tak bardzo i tyle razy wiernym swoim zalecał. Przyjdzie czas, gdy człowiek przestanie już żyć
nadzieją, bo osiągnie to, czego się całe życie spodziewał. Zbyteczna okaże się wiara, bo będzie Boga oglądał
bezpośrednio. Świadectwo, pośrednik, okażą się zbyteczne. Zostanie tylko miłość.
14:1–3. Obok charyzmatu miłości, o której praktykę każe Paweł zabiegać najbardziej, na szczególne pożądanie
zasługuje nie tyle dar mówienia różnymi językami, ile raczej charyzmat proroctwa. O wyższości daru tego decyduje
to, że właśnie on, a nie charyzmat glosolalii, przyczynia się skutecznie do umocnienia całej społeczności. Ludzie
obdarzeni charyzmatem prorokowania przez swoją działalność mieli się przyczyniać do utrwalenia w całej
wspólnocie żywotności religijnej, zapału i mocy ducha. Jednym bowiem z zadań proroków – podobnie zresztą jak w
ST – było podnoszenie na duchu upadających, pocieszanie strapionych.
4–5. Okazuje się, że Koryntianie pragnęli najbardziej tych darów, którymi mogli zaimponować otoczeniu i
zaspokoić w pewnym sensie własną próżność. Cała społeczność miała zaś z tego pożytek niewielki lub żaden.
Charyzmat glosolalii ma wartość, i to wielką, ale jedynie wtedy, kiedy słowa przemawiających obcymi językami
ktoś tłumaczy na język zrozumiały dla wszystkich. Znów zatem czynnikiem decydującym o wartości charyzmatu jest
dobro społeczne, dokładniej, duchowe umocnienie wspólnoty.
6–9. Tę samą myśl wyraża całkiem zrozumiałe samo w sobie, choć może nie najszczęśliwiej dobrane porównanie
z instrumentami muzycznymi. Jeśli dźwięki nie ułożą się w akordy, jeśli będzie się mieć do czynienia z przykrą dla
słuchu kakofonią – na nic zda się cały trud muzykowania.
10–12. Podobnie rzecz się ma z różnorodnością języków. Każdy z nich przedstawia wartość tylko wtedy, gdy jest
rozumiany przez człowieka, do którego się nim przemawia. W przeciwnym razie słuchacz i mówiący będą się sobie
wydawali nawzajem zwykłymi barbarzyńcami. Znów przypomina Paweł, że z takiego posługiwania się obcymi
językami wspólnota nie odnosi żadnego pożytku, i dlatego charyzmat ów nie przedstawia prawie żadnej wartości.
13. Co więc należy zrobić, żeby ów dar przemawiania językami służył dobru całej wspólnoty? Paweł odpowiada:
Ten, kto go posiada, powinien się modlić o umiejętność wytłumaczenia wszystkiego, co mówi, językiem
zrozumiałym dla wszystkich, którzy go słuchają.
14–17. Jeszcze raz wraca Paweł do społecznego pożytku daru glosolalii, jako jedynego kryterium wartości tego
charyzmatu. Tym razem nie chodzi o nauczanie skierowane – w mowie niezrozumiałej – wprost do całej
społeczności, lecz o modlitwę publiczną ekstatyka. Przysłuchującym się tej modlitwie może się udzielić religijny
zapał, ale będzie to modlitwa trochę niegodna istot rozumnych. Nie będzie w niej bowiem uczestniczył umysł ludzi
wypowiadających tylko wargami niezrozumiałe słowa modlitwy. Nie będą potrafili odpowiadać na modlitewne
wezwania ekstatyka, nie odniosą ostatecznie z tej modlitwy żadnej korzyści. Krótko mówiąc, nie będą taką modlitwą
zbudowani.
18–20. Znów odwołuje się Paweł do przykładu własnego życia. Wyznaje – i to z prawdziwą wdzięcznością dla
Boga – że korzysta również z daru języków, ale tylko w taki sposób, żeby odniosła z tego korzyść cała wspólnota.
Paweł upomina Koryntian, aby byli jak dzieci, lecz ma jedynie na myśli niewinność, czystość duszy; nie mogą
natomiast myśleć i wydawać swoich sądów tak jak naiwne dzieci. Widać z tego, że pogoń Koryntian za darem
przemawiania różnymi językami uważa Paweł za zwykłą dziecinadę.
21–22. Odwołując się do słów Proroka, Paweł, choć pozostaje przy temacie glosolalii, wprowadza jednak myśl
nową. Oto Prorok zapowiada, że ludzie nie zechcą słuchać – a nie, że będą mogli zrozumieć – pouczeń do nich
skierowanych. Paweł zdaje się pojmować słowa Proroka w sposób następujący: Bóg podejmował w ST różne próby
dotarcia do swego narodu. Między innymi przemawiał do niego ustami obcych proroków. Lecz wszystkie Boże
inicjatywy spotkały się z niewiarą ludzi. Stąd pochodzi skojarzenie: charyzmat obcych języków został dany po to, by
przy jego pomocy zwerbować dla Chrystusa pogan, ludzi dotąd niewierzących. Nie ma potrzeby posługiwania się
tym darem w środowiskach wierzących, dla których istnieje dar prorokowania.
23–26. Zebranie liturgiczne chrześcijan posługujących się spontanicznie darem języków będzie się wydawać
ludziom nie rozumiejącym ich mowy lub poganom aktem zbiorowego szaleństwa. Takie zachowanie się chrześcijan
nie przyciągnie poganina ani nie umocni duchowo człowieka prostego. Wynik akurat odwrotny osiągną korzystający
z daru prorokowania. Prosty, nieuświadomiony chrześcijanin znalazłszy się w takim otoczeniu wiele skorzysta.
Dowie się rzeczy nowych, zostanie pouczony, otrzyma wyjaśnienia. Jeszcze większy pożytek odniesie poganin, gdy
przybędzie na takie zebranie. Być może, iż tam właśnie owi prorokujący ujawnią, co dręczy jego serce, może
atmosferą tego rozmodlenia wzruszą go i trafią do przekonania. W każdym razie przybysz ów stwierdzi – lub
dokładniej, może stwierdzić – iż wszystko, co słyszy, jest skierowane jakby wprost do niego. Dokona się akt
publicznego wprowadzenia wiary w Boga Prawdziwego. Oto zilustrowana konkretnymi przykładami wyższość
charyzmatu proroctwa nad glosolalią.
27–33. A oto jeszcze kilka konkretnych wskazań co do sposobu korzystania z daru języków i charyzmatu
prorokowania. Wskazania są proste i jasne. Niech charyzmatycy mówią pojedynczo – a nie wszyscy na raz – i niech
zawsze ktoś ich wystąpienie tłumaczy na język zrozumiały dla wszystkich. Podobnie mogą postępować prorocy, z
tym że w ich przypadku nie jest konieczny tłumacz, lecz ktoś, kto będzie pomagał ludziom prostym wniknąć głębiej
w treść głoszonych prawd. Niech przemawiają po kolei, a nie wszyscy na raz. Nie wolno im impulsywnie poddawać
się pasji prorokowania, mogłoby bowiem dojść do zamieszania i niepokoju. A to byłoby sprzeczne z naturą samego
Boga-Pokoju, od którego pochodzą wszystkie charyzmaty.
34–35. Polecenie to nie pozostaje w sprzeczności z 1Ko 11:5, gdzie Apostoł zezwolił zabierać głos kobietom na
zebraniach liturgicznych, byleby tylko miały przy tym nakryte głowy (zob. Wstęp). Znów dochodzi tu do głosu idea
podporządkowania niewiasty mężczyźnie, zgodnie z nakazami starotestamentowego Prawa (zob. Rdz 3:16). Obok tej
motywacji biblijnej istnieje też druga, polegająca na odwołaniu się do ogólnoludzkiego – przynajmniej w tamtym
środowisku – wyczucia tego co wypada i tego co nie wypada.
36. Pytania znajdujące się w tym wierszu pozwalają przypuszczać, że do Kościoła korynckiego zaczęły się
wkradać inne obyczaje. A nikt przecież nie może powiedzieć, że właśnie z Koryntu wyszło Słowo Boże, że ta
właśnie wspólnota może służyć za model dla innych. I nie tylko Koryntianie przyjęli słowo Boże. Muszą się wobec
tego zachowywać tak jak wierni innych Kościołów.
37–38. Wiersz dość enigmatyczny. Zdaje się, że należy go rozumieć tak: przynajmniej ludzie, którzy otrzymali
duchowe dary, powinni wiedzieć, że to, co Paweł powiedział o korzystaniu z charyzmatów, jest wyrazem woli
samego Chrystusa. Niezastosowanie się do tych wskazań może ściągnąć na opornych karę odrzucenia przez Boga
(por. 1Ko 3:17; 8:3).
39–40. Konkluzja jest powtórzeniem treści 1Ko 14:1. Korzystaniu z charyzmatów musi towarzyszyć troska o
dobro całej społeczności, natomiast porządek, powaga, wzgląd na bliźniego – to czynniki dominujące w atmosferze
wystąpień charyzmatyków.
15:1. Nauka o Chrystusowym krzyżu – to pierwszy z tematów poruszonych przez Pawła w 1 Kor. W czternastu
kolejnych rozdziałach zostały omówione różne problemy społeczne, moralne i liturgiczne. Na zakończenie zaś znów
wraca Apostoł do osoby Chrystusa wykładając prawdę teologiczną o Jego zmartwychwstaniu. Rzecz wymagała
szczególnego podkreślenia właśnie gdy chodziło o Koryntian, którzy wątpili w możliwość przyszłego
zmartwychwstania wszystkich ludzi, podważając tym samym prawdę o historycznym zmartwychwstaniu Chrystusa.
Mówiąc o zmartwychwstaniu Paweł odwołuje się co chwila do nauczania innych Apostołów. Przede wszystkim
nawiązuje do tego, co Koryntianie uznali już kiedyś za prawdę. Apeluje więc do ich rozsądku, do konieczności
wysnucia praktycznych wniosków z tego, co się raz przyjęło za prawdę. A Koryntianie rzeczywiście nie tylko
słyszeli, gdy mówiono o zmartwychwstaniu Chrystusa, lecz także uznali tę naukę za prawdziwą. Są nadal
chrześcijanami, należą do Kościoła, lecz wydaje się, że dokonali niejakiej selekcji prawd kiedyś im głoszonych.
2. O tym, że nauka o krzyżu posiada moc zbawiania człowieka, mówił Paweł na początku swego listu (1 Ko 1:18).
Nauka ta, jeśli ma wydać owoc pożądany, nie może być tylko teorią. Musi być wprowadzona w codzienne życie.
Musi być zachowywana w życiu, tak jak to nakazywał nie tylko Paweł, lecz i Chrystus. W przeciwnym razie
wszystkie przekonania religijne – jeżeli można je w ogóle nazwać przekonaniami – zawisną w próżni, wierze
Koryntian zabraknie wszelkich podstaw.
3–4. Streszczając zwięźle swoje poprzednie nauczanie Paweł nie tylko odwołuje się do tradycji apostolskiej, lecz
także wskazuje na starotestamentowe źródło tej tradycji. Zarówno śmierć, jak i zmartwychwstanie Chrystusa były
przepowiedziane przez Pismo (por. Iz 63:9; Oz 6:3; Ps 16:10; Jon 2:1–2). Tak więc treść Pawłowego nauczania
sprowadza się do trzech następujących prawd: śmierć za nasze grzechy, co Paweł szczególnie mocno i wielokrotnie
akcentuje, złożenie do grobu i zmartwychwstanie Chrystusa. O wszystkich tych prawdach mówi św. Paweł, że je
przejął lub przyjął, co niekoniecznie oznacza, że Apostoł czyni w ten sposób aluzję do swych osobistych objawień
prywatnych, przez które otrzymał naukę tylko właściwą dla niego, nie znaną innym apostołom. Paweł zdaje się
nawiązywać do tego, że prawdy o Chrystusie głoszone przez innych apostołów przejął jako następne ogniwo tradycji
wczesnochrześcijańskiej i przekazał dalej. Wzmianka o złożeniu Jezusa do grobu będzie mieć szczególne znaczenie
dla dalszego toku rozumowania Apostoła. Jeżeli bowiem nie ulega wątpliwości, że Chrystus został złożony do grobu,
a po trzech dniach grób – dokładnie strzeżony przez straże wojskowe okazał się pusty, to także prawda o
zmartwychwstaniu Jezusa zdaje się być niepodważalna.
5–6. Mimo iż polski przysłówek potem zakłada pewną kolejność chronologiczną wyliczonych tu faktów, to jednak
Paweł zdaje się nie przestrzegać zbyt skrupulatnie historycznej zgodności wszystkich chrystofanii. Nie usiłuje też –
na co wskazują relacje Ewangelistów – szczegółowo wyliczać ukazywań się zmartwychwstałego Chrystusa. I tak np.
nie wspomina o objawieniu się Chrystusa niewiastom przybyłym do pustego grobu. Pomija milczeniem ukazanie się
Zmartwychwstałego Marii Magdalenie. Jest też niezbyt dokładny, gdy mówi, że Jezus ukazał się Dwunastu.
Apostołów było już wtedy w ogóle tylko jedenastu, a nadto w chwili ukazania się Chrystusa nie było Tomasza.
Dwunastu zdaje się być określeniem grona Apostołów jako całości. Zresztą dopiero w następnym wierszu mówi
Paweł o ukazaniu się Jezusa wszystkim Apostołom. Chrystofania, której świadkami było więcej niż pięciuset braci,
w Ewangeliach nie jest w ogóle wzmiankowana.
Te odchylenia Pawła od relacji Ewangelistów stanowią bardzo cenny argument, gdy chodzi o wykazanie jego
autorskiej niezależności. Pawłowi najwyraźniej zależy na podaniu wzmianki o najważniejszych chrystofaniach, o
tych, które były przedmiotem dysput w samym Koryncie i których świadkowie nieliczni już być może, lecz
autentyczni – jeszcze żyli.
7–8. Jakub został wymieniony wśród świadków chrystofanii najprawdopodobniej dlatego, że cieszył się ogromną
powagą w kościele jerozolimskim, o czym zapewne wiedzieli chrześcijanie korynccy. Tylko Piotr i Jakub – potem ze
specjalnych przyczyn Paweł – zostali wymienieni jako pojedyncze osoby, które doznały zaszczytu oglądania
zmartwychwstałego Chrystusa. Mówiąc o ukazaniu się Jezusa wszystkim Apostołom ma Paweł na myśli całe grono
Jedenastu z Tomaszem włącznie. Listę chrystofanii rozpoczął Paweł od Piotra, najgodniejszego spośród Apostołów.
Na końcu wymienia siebie samego, nazywając się poronionym płodem, co oznacza, iż uznaje swoją niedojrzałość
moralną w porównaniu z innymi Apostołami z racji podanych w wierszu następnym.
9–11. Paweł już nigdy nie zapomni tego, że był kiedyś prześladowcą Kościoła. Możliwe, że ten właśnie wyrzut
sumienia, towarzyszący mu przez resztę jego życia, nazwał wysłannikiem szatana (2 Kor 12:7). On to pozbawiał
Pawła pewności siebie i sprawiał, że pewnego dnia Apostoł wyznał: do ostateczności i ponad siły byliśmy
doświadczani, tak iż zwątpiliśmy, czy uda się nam ujść z życiem (2 Kor 1:8). Paweł jest świadom tego, że
prześladował Kościół, że dlatego jest „mniejszy” od innych i nawet niegodzien przyrównania do Apostołów, którzy
nigdy takimi prześladowcami nie byli. Lecz jest też pewien tego, że od czasu swego nawrócenia w niczym im nie
ustępuje. Jednakże nigdy nie ukrywa, że wszystko, czym jest i czego dokonał, to dzieło łaski Bożej. Zasługa Pawła
polega jedynie na tym, że nie stawiał oporu łasce, że w miarę swych możliwości z nią współpracował. Kończąc,
jeszcze raz przypomina Paweł powiązanie głoszonej przez niego nauki o zmartwychwstaniu z tradycją
ogólnokościelną.
12–13. W kontekście poprzedzającym stwierdził Paweł stanowczo, że prawda o zmartwychwstaniu Jezusa stanowi
część najstarszej tradycji. O prawdzie tej świadczyli już inni Apostołowie, tak samo naucza również Paweł. Obecnie
będzie dokładał wszelkich starań, żeby wykazać, iż logicznym następstwem faktu zmartwychwstania Chrystusa jest
zmartwychwstanie wiernych. Zmartwychwstanie Chrystusa pociąga za sobą jakby z konieczności zmartwychwstanie
wiernych. Rozumowanie to opiera się na suponowanej tu – lecz gdzie indziej dokładnie wyłożonej – zasadzie naszej
solidarności z Chrystusem. Jeśli zatem ktoś twierdzi, że nie ma zmartwychwstania wiernych, to konsekwentnie musi
też uznać, że nie było zmartwychwstania Chrystusa, co byłoby sprzeczne z wnioskiem, do którego Paweł
doprowadził czytelnika przed chwilą.
14. Dalsze dowodzenie Pawła ma charakter negatywnego wyobrażenia sobie skutków ewentualnego
niezmartwychwstania Chrystusa: co by było, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał? Po pierwsze, gdyby Chrystus nie
zmartwychwstał, daremne, puste, pozbawione treści byłoby nauczanie wszystkich apostołów. Warto przyznać, że
jedna z najstarszych koncepcji apostołowania polega na dawaniu świadectwa o Zmartwychwstałym (por. Dz 1:22).
Więcej nawet – nie mógł być apostołem ten, kto nie mógł dowieść, iż oglądał Chrystusa zmartwychwstałego.
Wszystko, czego dokonał Chrystus do chwili swego zmartwychwstania, było jakby zaledwie początkiem Jego dzieła
i nie może stanowić przedmiotu nauczania. Nikogo by to nie zbudowało. Byłoby to apostołowanie pozbawione
zasadniczej treści. Po drugie, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, wiara zwykłych wiernych byłaby po prostu
bezprzedmiotowa. Nie byłoby co podawać ludziom do wierzenia, gdyż właśnie przez zmartwychwstanie Chrystusa
okazało się, że jest On Synem Bożym (Rz 1:4).
15–17. Po trzecie, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, fałszywymi świadkami byliby ci, których sam Bóg
powołał do świadczenia o Zmartwychwstałym. O kłamliwe świadczenie byliby posądzeni Apostołowie, gdyby
przyjąć, że umarli nie zmartwychwstaną. Po czwarte, jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, to nadal nie dokonało się
jeszcze dzieło naszego zbawienia, nadal trwamy w grzechach. Nie na wiele też zda się w tej sytuacji nasza wiara.
Mamy tu do czynienia z jednym z najmocniejszych powiązań prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa z całym Jego
zbawczym dziełem. Soteryjna funkcja zmartwychwstania jest podkreślona nie mniej dosadnie niż analogiczna rola
męki i śmierci Jezusa (por. także Rz 4:25; 8:34).
18–19. Po piąte, jeśli Chrystus nie zmartwychwstał i jeśli konsekwentnie my również nie zmartwychwstaniemy, to
smutny los spotkał nawet tych, którzy umarli w Chrystusie. Ze śmiercią skończyła się cała ich egzystencja. W ten
sposób sprawiedliwi okazali się bardziej godni politowania niż wszyscy pozostali ludzie. Było im bowiem nieraz
bardzo ciężko; żyli w trudnościach, każdego dnia umierali tu na ziemi z Chrystusem, aby żyć z Nim kiedyś w niebie.
Tymczasem byliby tego życia pozbawieni. Nie zaznali żadnej radości na ziemi i nic lepszego nie czekałoby ich w
przyszłości. Każde z tych pięciu następstw ewentualnego niezmartwychwstania wiernych okazuje się
niedorzecznością, której możliwości absolutnie nie da się przyjąć. Zostaje więc jedno: umarli rzeczywiście
zmartwychwstaną.
20. Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych co pomarli. Fakt zmartwychwstania Chrystusa służy tu
za podstawę do argumentacji mającej wykazać możliwość przyszłego zmartwychwstania wszystkich wiernych, przy
czym znów suponuje się w tym dowodzeniu dość często występującą w pismach Pawła zasadę naszej solidarności z
Chrystusem. W tym wypadku zasada owa odgrywa rolę szczególnie doniosłą ze względu na pojęcie tzw. pierwocin.
Terminem tym określano w ST ofiary składane z pierwszych i najlepszych płodów ziemi, uwydatniając w ten sposób
prawo Boga do wszystkiego, co stworzone, jako do swojej własności (Kpł 23:10–14). Dar składany z niewielkiej
cząstki plonów ziemi wyrażał ideę oddania Bogu na własność całego żniwa. Przez cały rok do czasu najbliższych
zbiorów Bóg będzie udzielał człowiekowi każdego dnia wszystkiego, co najniezbędniejsze do życia. Skojarzenie to
powstało w świadomości Pawła być może dlatego, że pamiątka zmartwychwstania Jezusa zbiegła się z dniem
składania w świątyni wspomnianej przed chwilą ofiary pierwocin. Chrystus jest nazwany pierwszym lub
pierworodnym spośród umarłych (Kol 1:18), ponieważ On właśnie zapoczątkował proces zmartwychwstania.
Posiadając tę samą co my wszyscy ludzką naturę, zmartwychwstając, Chrystus uleczył lub jeszcze dokładniej
mówiąc, zmartwychwskrzesił ciała ludzkie. I tu już poczyna działać zasada naszej solidarności, czyli szczególnych
związków z Chrystusem.
21–22. Pragnąc przedstawić dokładniej naturę tej zasady, posłuży się Paweł znaną nam już z Listu do Rzymian
typologią Chrystus – Adam. Wiemy, że typologia ta występuje tylko u Pawła i tylko trzy razy we wszystkich jego
pismach razem wziętych (Rz 5:12–19; 1 Kor 15:20–22.44–49). W obydwu fragmentach 1 Kor typologia Chrystus –
Adam służy wykładowi nauki o zmartwychwstaniu. Podobieństwo pomiędzy Adamem a Chrystusem polega na tym,
że zarówno w Pierwszym Adamie, jak i w Drugim, jest zamknięta niejako cała ludzkość; Pierwszy i Drugi przewodzi
całej ludzkości. Lecz wpływ każdego z nich na stojące za nimi pokolenie ludzi jest zasadniczo różny. Jezus
naprawia, ratuje to, co zostało zniszczone, zmarnowane przez Adama. Po stronie Jezusa – same pozytywy, po stronie
Adama – wyłącznie negatywy. Na tle tych spostrzeżeń oczywiste już stają się stwierdzenia Pawła: Jeśli śmierć
wzięła w swe posiadanie wszystkich ludzi przez pierwszego człowieka, to drugi Człowiek znów przywróci
wszystkich do życia – 1 Ko 15:21.22 wyrażają tę samą myśl.
23–24. Paweł nie ogranicza się do samej zapowiedzi niewątpliwego zmartwychwstania tych, którzy należą do
Chrystusa. Dorzuca również pewne szczegóły co do samego sposobu zmartwychwstania. Otóż przede wszystkim
mówi o pewnej kolejności, według której dokonuje się zmartwychwskrzeszenie. Kolejność owa będzie wyznaczona
godnością zmartwychwstających. Na pierwszym miejscu jest więc wymieniony Chrystus: Jego zmartwychwstanie
stanowi pierwociny wszelkiego zmartwychwstania. On też pociągnie za sobą jakby z konieczności – taka jest
bowiem, jak już wiadomo, natura pierwocin – zmartwychwstanie tych, co do Niego należą. Koniec wszystkiego
nastąpi wtedy, kiedy Chrystus odniósłszy zwycięstwo nad wszelkim królestwem, nad wszelką zwierzchnością,
władzą i mocą, przekaże swoje królestwo Bogu Ojcu. Niewątpliwa to aluzja do Dn 7:14, gdzie jest mowa o
przekazywaniu całego królestwa Synowi Człowieczemu. Teraz oto Syn Człowieczy, dokonawszy swego dzieła,
oddaje królestwo znów w ręce Ojca.
25–26. Dwuwiersz rozwija ideę królowania Chrystusowego. U kresu czasów Chrystus znów ukaże absolutną
pełnię swojej władzy. Zapowiadały to już starotestamentowe Psalmy, gdy przedstawiały wszystkich nieprzyjaciół
Chrystusa pokonanych i leżących w prochu u Jego stóp (Ps 110:1). Lecz absolutna suwerenność Chrystusa objawi
się przede wszystkim w Jego tryumfie nad śmiercią. Śmierć zostanie pokonana jako ostatnia, ale to zwycięstwo
będzie mieć największą wymowę. W ten sposób konflikt między Chrystusem a światem zakończy się raz na zawsze
przyznaniem racji Chrystusowi.
27–28. Aby lepiej uwydatnić ideę absolutnego tryumfu Boga nad światem, posługuje się Paweł cytatem z Ps 8:6,
którego treść mesjańską dość powszechnie uznawano w pierwotnym Kościele. Tu jednak wyrażenie stopy Jego
według wszelkiego prawdopodobieństwa należy odnieść do Osoby Boga Ojca. Poddającym wszystko władaniu Boga
jest Chrystus. Tylko On, mimo swej śmierci i złożenia do grobu, nie został pokonany. Nadejdzie jednak taki moment,
że i Syn zostanie poddany Ojcu. Nie chodzi tu jednak o umniejszanie godności Syna, lecz jest to stwierdzenie, że od
pewnej chwili Syn już nie będzie potrzebował piastować swej władzy królewskiej w walce z nieprzyjaciółmi Boga.
Nie będzie już bowiem owych nieprzyjaciół. Nie będzie też potrzebny żaden pośrednik. Bóg będzie sam wszystkim
we wszystkich.
29. Po pewnych dygresjach – zresztą pozornych tylko – znów powraca Paweł do problemu zmartwychwstania ciał.
Pytanie tworzące pierwszą część tego wiersza jest jednak przedmiotem nie kończących się dysput egzegetycznych.
Zdaniem jednych, nawiązuje tu Paweł do istniejącego wśród pierwszych chrześcijan zwyczaju dokonywania
pewnych obrzędów – bo chyba nie formalnego chrztu – przez żywych lub przyjaciół zmarłego katechumena, który
nie zdążył przyjąć chrztu. Wiara w pomoc, jaką się w ten sposób wyświadczyło zmarłemu, suponuje wiarę w jego
zmartwychwstanie. Pewnym prawdopodobieństwem cieszy się nadanie całemu tekstowi dość szczególnego sensu za
pomocą odpowiedniego rozmieszczenia znaków przestankowych. Paweł miałby, według tej interpretacji, stawiać
retoryczne pytanie w postaci następującej: „Jeżeli nie ma zmartwychwstania umarłych, to po co żywi przyjmują w
ogóle chrzest? Czy ze względu na zmarłych? Z pewnością nie. Jeżeli umarli nie zmartwychwstaną, to ich los nie
odgrywa żadnej roli w podejmowaniu decyzji przyjęcia chrztu świętego”. Nie byłoby też wielkiego sensu
przyjmować chrzest ze względu na żywych. Po co? Żeby wkrótce razem z nimi powiększyć liczbę tych, co umarli i
nigdy już nie zmartwychwstaną? Tak więc poznajemy jeszcze jeden, wyimaginowany wniosek z zaprzeczenia nauki
o zmartwychwstaniu umarłych: Jeśli nie ma zmartwychwstania umarłych, to nie ma żadnego sensu praktyka
przyjmowania chrztu.
30–32. Kolejny argument świadczący za koniecznością przyjęcia nauki o zmartwychwstaniu ciał czerpie Paweł z
przeżyć własnych lub mówiąc dokładniej, z męczeńskiego charakteru swej apostolskiej pracy. Jeżeli Apostoł
decyduje się na podejmowanie tak wielkich trudów, jeżeli widzi sens we współumieraniu każdego dnia z
Chrystusem, to tylko dlatego, że wierzy niezłomnie w rzeczywistość własnego zmartwychwstania. Wzmianka:
potykałem się w Efezie z dzikimi zwierzętami nie musi stanowić aluzji do przebywania Pawła w więzieniu efeskim –
aczkolwiek przypuszczenie to rozwiązuje wiele problemów z introdukcji szczegółowej do listów św. Pawła – i do
skazania go na pożarcie przez dzikie zwierzęta. Przypuszczeniu temu stoi na przeszkodzie przede wszystkim
niezaprzeczalny fakt, że Paweł wyjechał jednak z Efezu cały i zdrowy, co trudno sobie wyobrazić – bez specjalnej
interwencji nadprzyrodzonej – gdyby istotnie miał on do czynienia z dzikimi zwierzętami na arenie. Tak więc owe
dzikie bestie to chyba po prostu źli ludzie, nie rozumiejący Pawłowego posłannictwa, jego prześladowcy,
pojawiający się tam, gdzie rozpoczynał on swoją pracę. Lecz nie tylko apostolskie trudy Pawła byłyby pozbawione
sensu. Nie miałoby sensu żadne ograniczenie, jakakolwiek asceza w życiu każdego człowieka. Nie pozostawałoby
nic innego, jak tylko wprowadzać w życie napiętnowaną już przez Proroka dewizę pogańską: „Jedzmy i pijmy, bo
jutro pomrzemy”.
33–34. Wywody o zmartwychwstaniu umarłych kończą się przestrogą chyba przed ludźmi, którzy podważali
słuszność m.in. nauki o przyszłym zmartwychwstaniu. Ich sceptycyzm mógł doprowadzić do przyjęcia niewłaściwej
postawy, mógł w rezultacie wpłynąć na zmianę dotychczas dobrych, poprawnych obyczajów większej części
wspólnoty. Wreszcie następuje wezwanie do czujności lub dokładniej, do przebudzenia się. Wielu bowiem spośród
Koryntian trwało w otępieniu, jakby w ogóle nie było Boga, jakby ludzi nie czekała w przyszłości zarówno nagroda,
jak i kara. Paweł ma nadzieję, że przypomnienie tego godnego opłakania i karygodnego stanu zawstydzi, a potem
zmobilizuje Koryntian do gorliwego życia.
35–39. Trudnością zasadniczą w przyjęciu nauki o zmartwychwstaniu umarłych było to, że ludzie nie mogli sobie
wyobrazić ani sposobu, w jaki dokona się zmartwychwstanie, ani samej natury zmartwychwstałych ciał. W
odpowiedzi akcentuje Paweł szczególnie dwie myśli. Po pierwsze stwierdza, że między ziemskim, doczesnym, a
przyszłym sposobem istnienia nie ma ciągłości. Człowiek musi obumrzeć, by mógł kiedyś żyć, tak jak musi ulec
rozkładowi, zmienić postać swego istnienia ziarno rzucone w ziemię, jeśli ma z niego wyrosnąć zboże, rodzące z
kolei inne ziarna. Nie należy zapominać o roli, jaką przy tym odgrywa wszechmoc Boża. Jej działanie jest
odczuwalne nie tylko w przypadku ziarna wydającego ze siebie roślinę, lecz także w procesie przekształcania
fizycznego ciała zmarłego człowieka w duchowe ciało zmartwychwstałego. Różnorodność ciał i organizmów
żyjących świadczy o wielorakich, nieograniczonych wprost możliwościach Boga.
40–44. Po raz pierwszy stwierdza Paweł wyraźnie, że obok ciał ziemskich są także ciała niebieskie. Ciągle jednak
chodzi o substancje materialne, na co wyraźnie wskazuje 1Ko 15:41, gdzie jest mowa o słońcu, księżycu i
gwiazdach. Wszystko to ma posłużyć za podstawę do wywodów o różnicy, jaka istnieje pomiędzy fizycznym a
zmartwychwstałym ciałem człowieka. Mimo względnie długiego łańcucha przeciwstawień natura ciał
zmartwychwstałych nie jest jednak określona dokładniej. Ma to być ciało niezniszczalne, chwalebne, mocne,
duchowe, niebieskie. Nic jednak nie wiadomo o substancji tworzącej to ciało. Trudno też rozstrzygnąć, czy
rzeczownik ciało oznacza tu postać, rodzaj nowego istnienia, czy właśnie jakąś materię. Jeśli to ostatnie, to jak
pojmować określenie duchowe?
45–46. Kolejność: ciało fizyczne (zmysłowe) – ciało duchowe jest tylko konsekwencją następowania Chrystusa
jako drugiego Adama po Adamie pierwszym. Nawiązując do Rdz 2:7 przypomina Paweł w odniesieniu do
pierwszego człowieka jego możność utrzymywania się przy życiu; jest istotą żyjącą. Otóż Chrystus jako drugi Adam
nie tylko że sam żyje, lecz posiada również możność obdarzania życiem innych, ożywiania ich. Nic tedy dziwnego,
że przywróci życie także nie żyjącym.
47–50. Podobieństwo zaś między pierwszym a drugim Adamem polega na tym, że obaj wywierają wpływ na
następujące po nich pokolenia, obaj warunkują sposób istnienia tych pokoleń. Adamową, ziemską, była ludzkość do
czasu przyjścia Chrystusa. Chrystusową zaś, niebieską, jest od czasu przyjścia Chrystusa. Po raz drugi – pierwszy
raz w Rz 5:12–21 – i ostatni występuje tak wyraźnie u Pawła typologia Chrystus – Adam, nie spotykana zresztą
nigdzie w takiej formie poza pismami Apostoła. Przemiana naszego doczesnego ciała, inaczej, jego
zmartwychwstanie, jest warunkiem sine qua non wejścia do królestwa Bożego. Są to dwa różne światy, dwa zupełnie
odmienne sposoby istnienia, nie dające się ze sobą pogodzić.
51–53. Choć Paweł posługuje się przymiotnikiem wszyscy – to jednak wydaje się, że ma na myśli jedynie
wierzących. Szerszy kontekst jego teologii, podobnie zresztą jak i poszczególne wypowiedzi, zdaje się wskazywać
na to, że w ogóle interesuje go życie pozagrobowe jedynie sprawiedliwych. Prawda dotycząca samego momentu
owej przemiany tego, co zniszczalne, w to, co niezniszczalne, została nazwana tajemnicą, której treść ujawnił Bóg
Apostołowi. Moment samej przemiany zbiegnie się z chwilą paruzji, która zastanie wielu ludzi przy życiu. Lecz
wszyscy muszą być poddani prawu przemiany, bo ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego (1 Ko 15:50).
Przemiana dokona się w sposób gwałtowny, jakby na sygnał trąby – ten znak pojawia się we wszystkich opisach
paruzji (por. Wj 19:16; Iz 27:13; Mt 24:31; 1 Tes 4:16; Ap 8:6–10).
Pierwsza osoba zaimka w zdaniu a my będziemy odmienieni nie musi być wyrazem osobistego przekonania Pawła,
że paruzja będzie miała miejsce jeszcze za jego życia. Apostoł po prostu w wyobraźni łączy się z ludźmi, którzy
dożyją paruzji. Możliwe, że w ten sposób formułuje swoje pragnienie spotkania się jak najszybciej z Chrystusem
(por. 2 Kor 5:4; Flp 1:23). Ten nowy sposób istnienia, rozpoczynający się we wspomnianym momencie przemiany,
nigdy już nie będzie miał końca.
54–55. Przemiana tego, co śmiertelne, w to, co nieśmiertelne jest uważana za dowód ostatecznego i pełnego
tryumfu Chrystusa nad śmiercią. Dwa zestawione tu bardzo fortunnie cytaty ze ST ukazują z ironią ostateczną klęskę
i bezsilność śmierci.
56. Ta jakby marginesowa uwaga nawiązuje wyraźnie do Rz 5:12–21. Ościeniem śmierci… – aluzja do poganiania
zwierząt, gdyż przez grzech pierwszego człowieka śmierć wkroczyła na cały świat. Siłą grzechu jest Prawo w tym
znaczeniu, że nie dając żadnej możliwości przestrzegania woli Bożej, naraża człowieka na coraz liczniejsze
wykroczenia. Gdyby nie było Prawa, grzech – lub dokładniej, skłonność do grzechu, owoc pierwszego upadku –
byłby niejako uśpiony, mniej groźny (por. Rz 7:7–13).
57–58. Paweł nawiązuje tym razem aż do kilku myśli rozwiniętych w Liście do Rzymian (por. Rz 8:31–39). Dzięki
zbawczemu życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa człowiek został uwolniony z więzów Prawa, śmierci i
grzechu. Powód to do nie lada wdzięczności dla Chrystusa. Wywody całego rozdz. 15 kończy Paweł wezwaniem do
wytrwałości, do poświęceń, które na pewno nie pójdą na marne. Dzieje człowieka bez wątpienia nie kończą się
definitywnie z chwilą złożenia jego ciała do grobu.
16:1–4. Podczas tzw. Soboru Jerozolimskiego Paweł zobowiązał się do uczestniczenia w trosce o zaspokojenie
potrzeb materialnych Kościoła jerozolimskiego (por. Ga 2:10). Apostoł, gdziekolwiek był, pamiętał o tych
zobowiązaniach. Sprawa tak bardzo leżała mu na sercu, że sam pragnął dopilnować jej realizacji osobiście; nie
przestając zabiegać o to, aby zebrać jak najwięcej darów i aby kolekta przebiegała sprawnie. Gotów był również,
jeśliby sobie tego życzyli ofiarodawcy, osobiście udać się do Jerozolimy z zebranymi darami, choć –
prawdopodobnie w celu uniknięcia zarzutu wyciągania osobistych korzyści z owych zbiórek proponował, by
uczynili to inni. Prócz względów czysto praktycznych – pomoc będącym w potrzebie wiernym Kościoła
jerozolimskiego – zbiórka owa miała być żywym udokumentowaniem jedności pierwotnego Kościoła z Jerozolimą,
gdzie wówczas rezydował jeszcze św. Piotr.
5–9. Okres zimy nie nadawał się w ówczesnych warunkach – i zwłaszcza w tamtych stronach – do podróżowania.
Plany wyprawy są jasne i jednoznaczne. Zależy też Apostołowi na podkreśleniu zamiaru przejścia przez Macedonię,
a dłuższego pobytu w Koryncie. Nieprzewidziane wydarzenia, nowe okoliczności sprawiły, że plany owe musiały
ulec pewnej modyfikacji lub zostały zaniechane całkowicie (por. 2 Kor 1:15 nn).
10–12. Nim przybędzie do Koryntu Paweł, przedtem zjawi się tam Tymoteusz. Paweł poleca go trosce Koryntian.
Nie wydaje się, by właśnie Tymoteusz był doręczycielem 1 Kor. W chwili redagowania tego listu – jak to wynika z
Dz 19:22 – był on już daleko w drodze. Wydaje się, że Koryntianie bardzo pragnęli widzieć u siebie Apollosa.
Życzenie ich przekazał mu Paweł – aczkolwiek może trochę niechętnie, bo wspólnota była m.in. również z powodu
Apollosa podzielona na ugrupowania (por. 1 Ko 1:12). Możliwe, iż Apollos również uświadomił sobie, że jego
przybycie do Koryntu w tej sytuacji nie wyszłoby wiernym na dobre. Uda się tam później, gdy podziały we
wspólnocie zostaną zlikwidowane i gdy nadarzy się stosowna okazja do podróży.
13–14. Jeszcze jedno wezwanie do trwania w wierze i do odwagi. Nic dziwnego, młoda wspólnota, nie dość
jeszcze okrzepła, znajdowała się w centrum pogańskiego morza, nie wolna również i od własnych trudności
wewnętrznych.
15–16. Paweł podobnie jak w Rz 16:5 poleca otaczać szczególnym szacunkiem tych, którzy jako pierwsi przyjęli
chrzest. Owa służba świętym – choć występuje w tym określeniu termin diakonia – nie stanowi chyba żadnej aluzji
do godności diakońskiej, piastowanej być może przez Stefanasa. W każdym razie usługi, jakie świadczył na rzecz
gminy, dawały mu pewne prawo do szacunku i wdzięczności ze strony ludzi, dla których się trudził.
17–18. Możliwe, że właśnie ci trzej ludzie – wieści dochodziły do Efezu nie tylko przez ludzi Chloe (1Ko 1:11) –
doręczyli Pawłowi pismo Koryntian (1Ko 7:1), domagających się od Apostoła wyjaśnień tych trudności, o których
mówi druga część listu. Przynosząc dobre wieści o Pawle pokrzepiali Koryntian, kiedy zaś wracając z Koryntu
dobrze mówili o tamtejszych wiernych, tym samym sprawiali radość Pawłowi.
19. Akwila i Pryscylla przybyli z Rzymu do Koryntu wskutek antyżydowskiego dekretu cesarza Klaudiusza (Dz
18:2). Źródłem ich utrzymania, podobnie jak i Pawła, który z nimi współpracował, było wyrabianie namiotów. Z
Efezu, skąd Paweł przesyła ich pozdrowienia, przybyli z Apostołem prawdopodobnie około r. 52 (Dz 18:18) i tam
też chyba ponieśli śmierć męczeńską, być może w jego obronie (Dz 19:24–34; Rz 16:3–5).
20–21. Paweł występuje w imieniu całego Kościoła (por. Ga 2:2). Pocałunek pokoju (por. podobne polecenia w 1
Tes 5:26; Rz 16:16; 2 Kor 13:12) każe się domyślać, że list będzie czytany publicznie na jakimś, być może
liturgicznym zebraniu całego Kościoła. Pozdrowieniem osobistym i własnoręcznym podpisem Apostoła kończą się
także 2 Tes 3:17; Kol 4.18; Flm 19.
22–24. Jeszcze raz przestrzega Paweł, że kto nie miłuje Pana, świadomie staje się przedmiotem Jego gniewu.
Zachowane zaś w brzmieniu aramejskim wyrażenie maranatha, zależnie od podziału na poszczególne wyrazy, może
znaczyć: „Pan nadchodzi” lub „Przyjdź, Panie nasz” (por. Ap 22:20). To także część składowa ostrzeżenia
przeznaczonego dla tych, co nie kochają Pana. Dość stereotypowe, ostatnie słowa listu wyrażają gest rzeczywistego
dzielenia się Pawła z wiernymi miłością i wszystkimi dobrami nadprzyrodzonymi, otrzymanymi za pośrednictwem
Jezusa Chrystusa.
Download