PIERWSZY LIST DO KORYNTIAN Kościół w Koryncie został założony podczas drugiej podróży misyjnej św. Pawła. Długi stosunkowo – ponad półtora roku trwający – pierwszy jego pobyt w tym mieście został opisany dość dokładnie w Dz 18:1–17. Po wyjeździe Pawła z Koryntu młoda wspólnota przeżywa pewien kryzys. Jednym z czynników powodujących niepokój i zamieszanie było pojawienie się w Koryncie Apollosa (Dz 18:27; 19:1). Jego oratorskie talenty i niezwykły zapał apostolski pociągnęły część wiernych, okazujących tym samym pewną niechęć – by nie powiedzieć, wręcz pogardę – Pawłowi. Z czasem rozpoczęli swoją działalność na terenie wspólnoty inni nauczyciele, zabiegający przede wszystkim o własny rozgłos, i tak dochodziło do tworzenia się coraz to nowych stronnictw i ugrupowań. Na kształtowanie postawy moralnej wspólnoty wywierał z pewnością negatywny wpływ również fakt otoczenia tych młodych, jeszcze nie okrzepłych społeczności chrześcijańskich przez środowiska pogańskie, które w Koryncie bardziej niż gdzie indziej beztrosko podchodziły do tak ważnych dla chrześcijanina spraw szóstego przykazania. Jeśli nawet wierni zdołali już sami, we własnym życiu, uporać się z problemami przestrzegania zasad Ewangelii w tym zakresie, to należało jeszcze rozwiązać – lub raczej, rozwiązywać każdego dnia na nowo – problem współżycia z tymi, co wiedli rozwiązły tryb życia. Wierni Koryntu chyba nawet zwracali się do Pawła z prośbą o dokładniejsze wskazania pod tym względem. W odpowiedzi na ową petycję powstał list, którego dziś nie ma, lecz o jego niewątpliwym istnieniu mówi Paweł w 1 Kor 5:9. Był to więc chronologicznie pierwszy list Pawła do Koryntian, tzw. list przedkanoniczny (epistola praecanonica). Od czasu tego listu niewiele jednak zmieniło się na lepsze. Pojawiały się coraz to nowe problemy. Oto np. wspólnota nie reagowała jak należy na powszechnie znany grzech kazirodztwa (1 Kor 5:1nn); w przypadkach zaistnienia pewnych sporów uciekano się do trybunałów pogańskich (1 Kor 6:1–6); dochodziło do pewnych nadużyć podczas uczt eucharystycznych (1 Kor 11:17–34); powstała kwestia zachowania się niewiast na zebraniach liturgicznych (1 Kor 11:5; 14:34 nn); nadużywano lub źle używano daru glosolalii (rozdz. 1 Kor 12) ; rozsiewano błędne poglądy na czas i naturę powszechnego zmartwychwstania ciał (rozdz. 1 Kor 15); nie wiedziano, czy wolno spożywać mięso żertw składanych bożkom pogańskim (1 Kor 8:1–11:1); zastanawiano się wreszcie, czy godzi się wstępować w związki małżeńskie, czy może raczej należałoby trwać w stanie bezżennym (rozdz. 1 Kor 7). Sytuacja religijna Kościoła była więc nabrzmiała trudnościami, o czym Paweł miał dość dokładne wieści. Nie można było dłużej zwlekać. Pod koniec swego prawie trzyletniego pobytu w Efezie, chyba na krótko przed rozruchami wywołanymi przez złotnika Demetriusza, pisze Apostoł pierwszy kanoniczny list do Koryntian. Jeśli przyjmie się, że pobyt Pawła w Efezie przypada na lata 53–56, to list powstał z pewnością w r. 56 lub 57, przed – lub niedługo po świętach Paschy, na co wskazują pewne wyrażenia świadczące o atmosferze paschalnej w czasie pisania listu. Paweł mówi o przaśnikach (1 Kor 5:1), o tzw. ofierze pierwocin, składanej zazwyczaj w dzień po święcie Paschy; zdaje się nawiązywać do igrzysk sportowych, organizowanych w Efezie pod koniec tamtejszej wiosny (1 Kor 9:24–27). Autentyczność 1 Kor jest zbyt dobrze udokumentowana w najstarszej tradycji patrystycznej, by mogła być podawana w wątpliwość. Zastrzeżenia wysuwano ostatnio co do tekstów 1 Kor 1:2 b oraz 1 Kor 14:33–35. Zauważa się, że owe tak bardzo ekumenicznie brzmiące słowa z 1 Kor 1:2 b: wespół ze wszystkimi, co na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego [Pana], nie mogły być napisane przez samego Pawła w liście, który ma charakter zdecydowanie indywidualny i zajmuje się sprawami specyficznie korynckimi. Zdanie to znajdowało się pierwotnie rzekomo na początku całego zbioru Pawłowych listów i dopiero z czasem zostało umieszczone we wstępie do 1 Kor. Przypuszczenie to jest mało prawdopodobne, a w najlepszym razie niczym nie uzasadnione, głównie z tego względu, że o pierwotnej postaci Corpus Paulinum nic nie wiemy. Istnieje natomiast przynajmniej jedna racja przemawiająca w sposób dość przekonujący za Pawłową autentycznością tego zdania i co więcej, za jego pierwotną przynależnością do 1 Kor. Otóż mówiąc o świętych, co na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa tym samym wprowadza Paweł czytelnika swego listu w problematykę rozbicia wspólnoty korynckiej, powszechność zaś tego samego kultu miała być jednym z powodów uznania rozłamu za zjawisko ze wszech miar godne potępienia. Za późniejszy niepawłowy dodatek uważają też niektórzy tekst 1 Kor 14:33–35, czyli polecenie, aby niewiasta milczała w kościele. Tekst ten bowiem pozostaje w rzekomej sprzeczności z 1 Kor 11:5 n, gdzie Apostoł zezwala niewieście przemawiać – dosłownie, prorokować – byleby tylko miała nakrytą głowę. Zresztą prorokowanie owo, wspomniane bezpośrednio po wskazówkach co do modlitwy, nie musiało mieć charakteru zbyt urzędowego. Mogło być jakimś prywatnym monologiem. Pawłowi chodzi jedynie o to, by powiedzieć, iż nie może się ono dokonywać bez nakrycia głowy. Sprzeczność jest znów tylko pozorna. Tekst 1 Kor 14:33–35 nie zawiera bowiem zakazu przemawiania w ogóle, tylko – jak z kontekstu wynika – polecenie, żeby podczas zebrań publicznych niewiasty nie zabierały głosu w charakterze przewodniczących. Najważniejszym problemem introdukcyjnym w związku z Pierwszym Listem do Koryntian jest sprawa jedności literackiej tego pisma. Okazją do podjęcia studiów nad tym zagadnieniem była wzmianka Pawła (1 Kor 5:9) o jego pierwszym, nie istniejącym dziś liście do Koryntian. Wynika z tej, mimochodem uczynionej uwagi, że obok naszych dwu kanonicznych listów do Koryntian istniały inne pisma skierowane przez Pawła do tej samej korynckiej wspólnoty. Śladów tych pism zaczęto się doszukiwać tak w pierwszym, jak i w drugim kanonicznym liście do Koryntian. I tak w wyniku dłuższych badań nad 1 Kor niektórzy spośród egzegetów doszli do wniosku, że list ten składa się z dwu niezależnych pism Pawła. Ten drugi list miał być odpowiedzią na pytania skierowane przez Koryntian do Pawła ustnie lub listem, który zaginął. A oto rzekome sprzeczności wskazujące, iż 1 Kor należy uważać za kompilację dwu pierwotnie niezależnych pism: W 1 Kor 4:19 Paweł zapowiada rychłe przybycie do Koryntu, a w 1 Kor 16:5 nn mówi, że odwiedzi adresatów swego listu dopiero wtedy, kiedy będzie wracał z Macedonii. Należy jednak zauważyć, że zwrotu przybędę wkrótce wcale nie musi się pojmować w sensie tak ścieśnionym, iżby odrzucał myśl udania się do Koryntu w drodze powrotnej z Macedonii. Tak więc sprzeczność pomiędzy 1 Kor 4:19 a 1 Kor 16:3 jest tylko pozorna. W 1 Kor 16:3 Paweł precyzuje swoje plany, ogólnie tylko naszkicowane w 1 Kor 4:19. W 1 Kor 10:1–22 zabrania kategorycznie uczestniczenia w ucztach pogańskich, a w rozdz. 1 Kor 8 oraz 1 Kor 10:23 – 11:1 zezwala spożywać mięso z ofiar składanych bożkom pogańskim, byleby tylko nie gorszyć tym słabszych. Mamy więc chyba do czynienia z fragmentami pism pochodzących przynajmniej z różnych okresów chronologicznych, jeśli w ogóle należących do tego samego autora. Nietrudno jednak zauważyć, że instrukcje dotyczące spożywania mięsa z ofiar składanych bożkom pogańskim (rozdz. 1 Kor 8; 1 Kor 10:23 – 11:1) są tylko pozornie sprzeczne z zakazem uczestniczenia w ucztach pogańskich (1 Kor 10:1–22). Ten ostatni wcale nie musiał być odwołany, aby można było uzyskać zezwolenie na spożywanie mięsa żertw we własnym domu. W rozdz. 1 Kor 9 bardzo energicznie broni Paweł swej apostolskiej godności, natomiast w rozdz. 1–4 zdaje się wcale nie odpierać ataków swoich nieprzyjaciół. Niezupełnie ścisłe jest jednak twierdzenie, że w rozdz. 1–4 Paweł wcale nie odpiera ataków nieprzyjaciół na jego apostolską godność. Wystarczy odczytać takie teksty, jak 1 Kor 4:9; 3:5 nn; 1 Kor 4:1 nn, aby się przekonać o słuszności powyższego sprostowania. To prawda, że tonacja tej obrony jest inna; inny też nastrój towarzyszy Pawłowi w czasie pisania pierwszych rozdziałów, jednakże jest to nie mniej stanowcza apologia apostolskiego autorytetu. Z 1 Kor 11:18 nn wynika, że Paweł po raz pierwszy słyszy o sporach w łonie korynckiej gminy, tymczasem już w rozdz. 1–4 wiele o nich mówi. Natomiast 1 Kor 11:18 wcale nie wskazuje na ta, by Paweł słyszał po raz pierwszy o rozłamach w gminie korynckiej. Rozłamy owe, prowadzące w rzeczywistości do powstania tzw. partii korynckich, opisane dość dokładnie w 1 Kor 1–4, to zupełnie coś innego niż spory wspomniane w 1 Kor 11:18. Te ostatnie zdają się mieć charakter partykularnych nieporozumień, ostrych, lecz jednostkowych konfliktów, gdy tymczasem do utworzenia się partii korynckich doszło – jak się wydaje – wcale nie na tle sporów. Tak więc dane z 1 Kor 11:18 zupełnie nie kolidują z treścią 1 Kor 1–4. Podstawą do połączenia w jeden list dwu pierwotnie niezależnych pism była chęć skomponowania już pod koniec I w. takiego Corpus Paulinum które składałoby się z siedmiu listów. Aby osiągnąć tę symboliczną liczbę, połączono mniejsze pisma w większe całości. Hipoteza dzielenia całego Corpus Paulinum. na siedem listów, w wyniku czego krótsze pisma scalono w większe całości, nie posiada żadnego historycznego uwarunkowania i nie da się niczym udowodnić. Jest czystą, obiektywnie mało prawdopodobną hipotezą. Dochodzimy zatem do wniosku, że rzekome sprzeczności między poszczególnymi częściami 1 Kor wcale nie świadczą o kompilacyjnym charakterze tego listu. Przechodzenie od jednego tematu do drugiego albo podejmowanie tego samego tematu kilka razy, lecz zawsze z innego punktu widzenia, jest podyktowane specjalnym charakterem wątpliwości, które Paweł rozprasza odpowiadając adresatom swego pisma. Tak więc hipoteza kompozycji redakcyjnej dwu pierwotnie oddzielnych pism nie znajduje wielu zwolenników i stwarza cały szereg nowych, jeszcze trudniejszych do rozwiązania problemów. Dość luźne powiązanie tematyczne różnych fragmentów tego pisma znajduje swoje wyjaśnienie tak w różnorodności zagadnień, jak i żywym temperamencie Pawła. Należy zatem przyjąć, że 1 Kor wyszedł spod pióra Pawła w postaci przekazanej przez kanon ksiąg NT. List zawiera cenny obraz stosunków społeczno-religijnych pierwotnej wspólnoty, żyjącej w środowisku greckim. Znajdują się w nim doniosłe pod względem dogmatycznym pouczenia o małżeństwie i dziewictwie (rozdz. 1 Kor 7), o Eucharystii (1 Kor 11:23–27), o Kościele jako Ciele Chrystusa (1 Kor 12:12–31), o zmartwychwstaniu Chrystusa i Jego wiernych (rozdz. 1 Kor 15). Rozdział zaś 1 Kor 13, traktujący o miłości, słusznie nazwano „Pieśnią nad pieśniami NT”. 1:1. Większość swych listów rozpoczyna Paweł od przedstawienia się czytelnikom, przy czym powtarza prawie stereotypową formułę: z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa. W ten sposób niejeden list zaczyna się od pewnego akcentu polemicznego, bo przypominając swoje powołanie przez Boga udziela Paweł ciągle na nowo odpowiedzi tym, którzy twierdzili, że nie jest on w pełni apostołem. W owym powołaniu Pawła, podobnie jak w całym jego życiu, wszystko jest niezwykłe, ale na szczególną uwagę zasługuje to, że Apostoł przed swym nawróceniem był krwawym prześladowcą Chrystusa i Jego wyznawców. Historia powołań, zarówno staro – jak i nowotestamentowych, nie zna drugiego podobnego przypadku. Prześladowca, ogólnie znany wróg Chrystusa, staje się Jego narzędziem wybranym (por. Dz 9:15). Jest to powołanie indywidualne, mające dokładnie sprecyzowany cel. Paweł zostaje powołany po to, aby głosić Ewangelię wśród pogan. Tak więc rzeczownik apostoł jest określeniem nie osoby jako takiej, lecz funkcji. Jest to nazwa posłannictwa danej osobie powierzonego. Dopełniacz Jezusa Chrystusa wskazuje na Tego, który uczynił Pawła apostołem, lecz z drugiej strony określa także treść całego apostolatu Pawła. Przecież to właśnie w 1 Kor oświadczy Paweł: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1Ko 2:2). Sostenes, nie znany nam bliżej chrześcijanin, towarzysz Pawła, jest nazwany bratem, czego, rzecz jasna, nie należy pojmować dosłownie. Jest to brat w Panu. Nie ma też żadnych powodów, by Sostenesa z 1 Kor utożsamiać ze wspomnianym w Dz 18:17 przełożonym synagogi. 2. Pismo kieruje Paweł do społeczności zwanej Kościołem Bożym w Koryncie. W świecie greckim termin εκκλησία, odpowiednik naszego „Kościoła”, był od dawna dobrze znany. Określało się nim, zwłaszcza w ustrojach demokratycznych, zwykłe zgromadzenie, zwołanie – bo rzeczownik εκκλησία pochodzi od czasownika εκκαλέω, „zwoływać”. Otóż zgromadzeniem, jakby zwołaniem swoistym, jest każda wspólnota, z tą jednak bardzo zasadniczą różnicą, że tworzy ona zgromadzenie Boże, Kościół Boży. Z czasem – zwłaszcza w okresie redagowania listów więziennych – terminem tym będzie Paweł określał Kościół powszechny, początkowo jednak posługując się tym wyrazem ma na myśli Kościoły lokalne. Lecz prawdą jest to, że każda wspólnota, każdy Kościół lokalny stanowi jakby miniaturę Kościoła powszechnego. Do wspólnoty Kościoła formalnie wchodziło się zawsze przez sakrament chrztu, i tak jest po dzień dzisiejszy. Łaska tego sakramentu sprawia zaś, że wszyscy, którzy należą do Kościoła, są nazywani świętymi. Nie jest to świętość w sensie wolności od wszelkiego grzechu, w znaczeniu pełnej doskonałości moralnej. To jedynie wyraz uświęcenia chrześcijanina przez łaskę chrztu świętego. Świętymi lub uświęconymi są chrześcijanie w Jezusie Chrystusie, ponieważ zostali ochrzczeni właśnie w Jego imię. Powołanie do określonej funkcji, powołanie indywidualne, odróżnia Paweł od powołania kolektywnego wszystkich wiernych. To pierwsze jest powołaniem do pewnego stanu, do stanu świętości, przy czym świętość owa jest tu synonimem zbawienia wiecznego. Każdy chrześcijanin, co więcej, każdy człowiek, jest wzywany do wspólnoty z Chrystusem, czyli do świętości. Jeżeli w odpowiedzi na ów apel Boży pocznie wzywać imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, to znaczy, że ustosunkował się pozytywnie do powołania Bożego. Wtedy przysługuje mu w pełni tytuł powołanego Bożego. Celem życiowym – można by nawet powiedzieć, codziennym zajęciem – powołanych przez Boga jest wzywanie imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, tak jak celem całego istnienia narodu wybranego w ST było wzywanie imienia Jahwe. Takie samo co do swej istoty powołanie chrześcijan, dokonujące się przez tego samego Chrystusa, który jest Panem wszystkich ludzi – Pawła i Sostenesa w takim samym stopniu jak Koryntian oraz wszystkich chrześcijan, jacy gdziekolwiek żyją, powinno eliminować z życia wiernych wszelkie niesnaski, niepokoje, rozdarcia i gniewy. W tak sformułowanym pozdrowieniu Paweł nawiązuje zaraz na wstępie do jednego z głównych problemów 1 Kor. Problemem tym, a zarazem głównym powodem napisania całego listu był podział wspólnoty korynckiej na różne ugrupowania i stronnictwa. Otóż Koryntianie nie powinni zapominać ani na chwilę, że zostali powołani wszyscy tym samym wezwaniem Bożym do tej samej świętości, że wszyscy – gdziekolwiek wypadło im żyć – wzywają imienia tego samego Jezusa Chrystusa, Pana wszystkich ludzi. 3. Łaska i pokój stanowią treść prawie wszystkich pozdrowień zaczynających i kończących listy Pawła. Łaska jest tu synonimem dobroci, miłosierdzia, opieki Bożej. Pokój zaś – to ta szczególna atmosfera, jaką każdy chrześcijanin może oddychać od momentu zbawczej śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Paweł powie wyraźnie na innym miejscu: Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia dzięki wierze, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa (Rz 5:1). Tak więc możność trwania w pokoju z Bogiem usprawiedliwia, co jest zupełnie zrozumiałe, jeśli się zważy, że niepokój był pierwszym skutkiem grzechu. Odejście od Boga, ukrycie się przed Nim, to bezpośrednie następstwo pierwszego grzechu. Niepokój wkroczył też natychmiast między pierwszą parę ludzką: Adam tłumacząc się ze swego grzechu przed Bogiem, całą winą obarcza Ewę i nie chce z nią mieć nic wspólnego (por. Rdz 3:12). Grzech poróżnił dwu braci i doprowadził do pierwszego bratobójstwa (por. Rdz 4:1–16), grzech dzielił narody i sprawiał, iż coraz trudniej było się im porozumieć inaczej, jak tylko za pomocą śmiercionośnego żelaza. Tak więc dzieło naprawiania tego, co zostało zniszczone grzechem, wprowadzającym wszędzie niepokój i zamęt, musiało być z konieczności jednym wielkim wprowadzeniem pokoju. W rezultacie Paweł będzie mógł napisać gdzie indziej: I was, którzy byliście niegdyś obcymi [wobec Boga] i [Jego] wrogami przez sposób myślenia i wasze złe czyny, teraz znów pojednał [Bóg]w doczesnym Jego ciele przez śmierć, by stawić was przed sobą jako świętych i nieskalanych, i bez zarzutu (Kol 1:21 n). Chrystus jest dawcą łaski i pokoju w takim samym stopniu, co Bóg Ojciec. Ojciec jest inicjatorem całego dzieła zbawienia, co Paweł podkreśla wiele razy i z wielkim naciskiem. Jezus Chrystus współdziała z Nim jak najściślej, wykonując Jego świętą i zbawczą wolę. 4. Wiersz ten rozpoczyna modlitwę apostolską Pawła. Treścią jej – jak wszystkich innych modlitw Apostoła – są sprawy innych, dokładniej zaś, dobra nadprzyrodzone wiernych powierzonych jego pieczy. Swoje modlitwy rozpoczyna Paweł zazwyczaj od dziękczynienia. Dziękuje za ludzi, za ich nawrócenie, nazwane tu łaską daną w Chrystusie Jezusie. Od tego momentu, tzn. od chwili swego nawrócenia, Koryntianie żyją również, istnieją w Chrystusie Jezusie. Jest to nowy sposób ich doczesnej egzystencji. 5. Znając naukę o Chrystusowym krzyżu, Koryntianie są bogatsi od wielu greckich mędrców. Nadto z chwilą przyjęcia chrztu św. zjednoczyli się z Chrystusem, a Chrystus – jak to Paweł sam zaznaczy przy innej okazji (2 Kor 8:9) – jest synonimem wszelkiego bogactwa. Mieć słowo i poznanie – oznacza najprawdopodobniej tyle, co mieć wiedzę oraz umiejętność przekazywania tej wiedzy innym. 6–7. Oczywiście Koryntianie są bogaci przede wszystkim dzięki dobroci Bożej, ale poza tym również i dlatego, że Paweł i jego towarzysze dołożyli wszelkich starań, by przekonująco świadczyć Koryntianom o Chrystusie, by wszczepić głęboko w ich umysły i serca teologię krzyża i zmartwychwstania Zbawiciela. Właściwie pojęte życie chrześcijanina jest oczekiwaniem – przy ustawicznym trwaniu w łasce – objawienia się, czyli ponownego przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Świadomość nie dającej się uniknąć konieczności rozrachunków z Panem nadaje życiu chrześcijanina charakter ciągłej wspinaczki ku górze. Oczekiwanie chrześcijanina nigdy nie może być biernym trwaniem na tym samym miejscu. Chrześcijaństwo jest życiem. 8–9. Jeżeli życie chrześcijanina będzie trwaniem w łasce, jeżeli będzie wypełnione tęsknotą za spotkaniem się z Chrystusem, to Chrystus sam przyjdzie mu z pomocą i sprawi – oczywiście przy jego współpracy – że człowiek ów nie zasłuży sobie w dzień sądu na odrzucenie. Przy innej okazji tę samą prawdę wyrazi Paweł: Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim (Rz 8:28). Pojęcie wierności Boga wiąże się ściśle z tematem naszego powołania, a dokładniej mówiąc, z obietnicami zwykle towarzyszącymi powołaniu. Powołanie całej ludzkości w NT ma za cel wprowadzenie nas do wspólnoty z Synem Bożym. Dzięki wejściu do tej wspólnoty człowiek będzie miał prawo do uczestniczenia w dobrach, które przysługują Jezusowi jako jedynemu Synowi Ojca Niebieskiego. Chodzi więc o rzecz niezwykłej wagi, i dlatego wierność Boga odgrywa tu bardzo zasadniczą rolę. 10. Wezwania do zgody i jedności powtarzają się w listach św. Pawła najczęściej. Sposób formułowania tych napomnień, a zwłaszcza ich motywacja świadczą również o doniosłości, jaką Paweł przywiązywał do sprawy wewnętrznego spokoju i harmonii w Kościele. Dlatego nie tylko uroczyście upomina, lecz czyni to w imię Pana Jezusa Chrystusa. Motywem, mającym zdeterminować postępowanie Koryntian, jest więc autorytet Chrystusa, którego Paweł przedstawia tu w pełni Jego władzy: Pan Jezus Chrystus. Tak więc Koryntianie są upominani jakby przez samego Chrystusa. Jeśli nie posłuchają głosu Pawła, wymówią posłuszeństwo samemu Chrystusowi. Wierni nazywani są przy tym braćmi, co suponuje, że w napomnieniu owym nie brakowało także uczuciowego zaangażowania się Apostoła. Samo wezwanie do jedności jest powtórzone dwukrotnie, przy czym Pawłowi nie chodzi jedynie o zewnętrzne pozory jedności i zgody, Ma on na uwadze jednomyślność, tożsamość i wspólnotę najbardziej ukrytych pragnień. Tylko wtedy uniknie się również jawnych rozłamów i rozdarcia. 11–12. Tymczasem wieści, jakie dochodziły do Pawła z Koryntu, nie były najlepsze. Ludzie zatrudnieni przez nie znaną bliżej chrześcijankę Chloe, a może po prostu jej krewni lub niewolnicy – donieśli Pawłowi, że gmina koryncka jest wręcz podzielona na różne ugrupowania. Z doniesień owych wynikało, że istniały w łonie korynckiej wspólnoty cztery stronnictwa; nazwane z czasem przez komentatorów: pauliniści, czyli zwolennicy Pawła, apolloniści, tj. zwolennicy Apollosa, petryniści, czyli ci, co czuli się w pewien sposób związani z osobą Piotra, zwanego inaczej Kefasem, oraz tzw. chrystusowcy, czyli szczególni czciciele Chrystusa. Pauliniści byli najprawdopodobniej ściślej związani z osobą Pawła, którego – jak się zdaje – bronili przed atakami jego nieprzyjaciół. Możliwe, że to właśnie oni źle zrozumieli naukę moralną głoszoną przez Apostoła i wskutek tego hołdowali specyficznemu libertynizmowi moralnemu. Pod względem przekonań doktrynalnych przypuszczalnie niewiele różnili się od nich tzw. apolloniści, czyli zwolennicy Apollosa, który zaimponował im piękną wymową i zapałem przewyższającym, jak im się wydawało, gorliwość Pawła. Najmniej liczni byli, jak się wydaje, zwolennicy Piotra. Ludzie ci, być może przybyli z Palestyny, gdzie prawdopodobnie zostali nawróceni przez Piotra, chełpili się swoim pochodzeniem od Abrahama i nadal przypisywali, jak się zdaje, pewną rolę Prawu w dziele usprawiedliwienia człowieka. Możliwe, że byli sami obrzezani i innym doradzali fizyczne obrzezanie. Wreszcie ugrupowanie tak zwanych chrystusowców tworzyli ludzie, którzy się przechwalali szczególną znajomością Chrystusa. Paweł nie stanowił dla nich ostatecznej instancji. Bardzo możliwe, że jego naukę podawali nawet czasem w wątpliwość. 13. Otóż jakimikolwiek byłyby owe ugrupowania, ze wszech miar zasługiwały na potępienie. Fakt ich istnienia sprzeciwia się przede wszystkim jedności Chrystusowego Ciała. Wspólnota podzielona na różne ugrupowania jest obrazem rozdartego Ciała Chrystusa. Istnieniu jakichkolwiek podziałów w łonie Kościoła sprzeciwia się fakt śmierci Chrystusa za całą ludzkość. Nikt inny: ani Piotr, ani Paweł, ani Apollos – tylko Chrystus umarł za wiernych w Koryncie. A więc tylko z Nim powinni się zjednoczyć. Nikogo, żadnego ziemskiego przywódcy czy przełożonego nie powinni przekładać nad Chrystusa. Wreszcie jeżeli Koryntianie czuli się w sposób szczególniejszy związani z ludźmi, za pośrednictwem których otrzymali chrzest, to nie powinni jednak zapominać, że wszyscy zostali ochrzczeni w imię tego samego Chrystusa, wchodząc z Nim właśnie w szczególną jedność. 14–16. Ten trójwiersz wcale nie świadczy o pomniejszaniu przez Pawła wartości chrztu św. jako sakramentu. Przypuszczenie tego rodzaju pozostałoby w prostej sprzeczności z 1Ko 1:13, gdzie chrzest w imię Chrystusa jest uznany wyraźnie za podstawę społeczności chrześcijańskiej. Niedbałość, z jaką Paweł wylicza zarówno ochrzczonych, jak i nie ochrzczonych przez siebie Koryntian, jest wyraźnie zaplanowana. Paweł chce tym samym dać do zrozumienia adresatom swego listu, iż wcale nie jest ważne to, przez kogo zostali ochrzczeni. Nikt też, lub dokładniej, prawie nikt, nie może twierdzić, że trwa przy Pawle dlatego, iż przez niego został ochrzczony. Wspomnianego tu Kryspusa należy utożsamić z Kryspusem z Dz 18:8, jednym z pierwszych nawróconych w Koryncie. Gajus – to prawdopodobnie ten sam człowiek, o którym mówi Rz 16:23 – osobistość dość ważna w Kościele. Stefanasa wspomina Apostoł w zakończeniu listu (1Ko 16:15), dom Stefanasa oznacza właściciela wraz z całą jego rodziną najbliższą, a może i dalszą oraz ze służbą i z niewolnikami. 17. Paweł przypomina przede wszystkim swoim zwolennikom: niech pamiętają, że nie w imię Pawła zostali ochrzczeni. Chcąc przy tym zupełnie świadomie zminimalizować rolę szafarza chrztu, wypowiada zdanie, które samo w sobie może nawet budzić pewne zdziwienie: Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię. Nie znaczy to jednak, że Paweł deprecjonuje wartość sakramentu chrztu. Wystarczy przeczytać, nawet pobieżnie, szósty rozdział Listu do Rzymian, by rozwiać tego rodzaju przypuszczenia. Chodzi tu o zwrócenie uwagi Koryntian na samą naturę i na skutki chrztu, a nie na osobę szafarza tego sakramentu. Pod tym względem o wiele wyżej postawić należy osobę głoszącego Ewangelię. Ostatecznie – i tak jest po dzień dzisiejszy – chrzcić może każdy, natomiast do głoszenia Chrystusa potrzebny jest specjalny mandat. Jeśli Paweł tak uroczyście oświadcza, że głosząc Koryntianom Chrystusa świadomie rezygnował z mądrości słowa, to czyni aluzję nie tylko do sofistyki retorów pogańskich, lecz być może również do nauczania Apollosa, hołdującego, jak się wydaje, tego rodzaju formom ewangelizowania. Paweł obawia się, że takie nauczanie może się przyczynić do zniweczenia, do zagubienia w potoku słów i do pozbawienia treści Chrystusowego krzyża. 18–19. Głoszoną przez Pawła i innych apostołów naukę krzyża można pojmować w sposób dwojaki, w zależności od tego, jakie powoduje ona reakcje w ludzkich duszach. Ci, którzy odrzucając tę naukę sami sobie gotują wieczne potępienie, uważają Ewangelię za zwykłe głupstwo; sens tego określenia sprecyzuje Paweł za chwilę. Natomiast jest prawdziwą mocą Bożą dla tych, którzy słuchając jej i wprowadzając ją w życie dostępują zbawienia wiecznego. Cytując – według Septuaginty – słowa Izajasza, Paweł stwierdza, że ów podział ludzkości na dwie kategorie, spowodowany różną postawą wobec Ewangelii, był przewidziany przez Boga przed wiekami. Ludzka ograniczona mądrość mądrych tego świata będzie przyczyną ich zguby, podobnie jak przebiegłość, wyrachowanie doczesne wyda tylko zgubne skutki. 20. Te cztery pytania retoryczne niektórzy uważają również za cytat – dość swobodny co prawda – z Iz 19:11 nn; Iz 33:18 nn; Ba 3:16, inni są zdania, że mamy tu do czynienia ze śladem pewnego florilegium biblijnego, spisanego już – a może przekazywanego w postaci niepisanej. Trzy określenia: mędrzec, uczony, badacz tego świata – wszystkie co prawda wyrażają ideę mądrości, wiedzy czysto naturalnej, ale nie są tylko zwykłymi synonimami. Pierwszy termin, mędrzec, jest być może aluzją do filozofii pogańskiej; drugi – uczony, bardzo prawdopodobnie nawiązuje do żydowskich uczonych w Piśmie; badacze tego świata – to ludzie, zarówno poganie jak i Żydzi, zajęci badaniem tylko świata widzialnego, bez jakiegokolwiek odnoszenia się do sfery nadprzyrodzonej. Ponieważ z uporem trwali w swym pseudomądrym zaślepieniu, pokazał im Bóg, do czego może ich to doprowadzić. Oto musieli w pewnym momencie sami stwierdzić, że są bezsilni w swej mądrości, czyli że są po prostu nierozumni. Do takiego przekonania nie mogli jednak dojść inaczej, jak tylko po skonfrontowaniu świata z Ewangelią. Wyrażenie ten świat pochodzi z języka apokaliptyki i jest przeciwstawieniem – nie spotykanego zresztą u Pawła – zwrotu „świat, który ma przyjść”. 21. Jest to uzasadnienie stwierdzenia, że Bóg głupstwem uczynił mądrość tego świata. Terminy mądrość i głupstwo przyjmują tu co chwila inne znaczenia. Mądrość Boża – to przede wszystkim porządek w stworzonym wszechświecie, to sens dziejów ludzkości, sumienie każdego człowieka, to dzieje Izraela oraz mądrość Boga objawiona w Piśmie. Do odkrycia i poznania tak rozumianej mądrości Bożej wystarczyłaby zwyczajna ludzką mądrość, tj. naturalne zdolności poznawcze, mądrość pozbawiona jeszcze jakiegokolwiek światła z góry. Ponieważ świat – tzn. przede wszystkim wspomniani już mędrcy tego świata – choć posiada wszystkie konieczne możliwości, jednak nie poznał mądrości Bożej, tedy posłużył się Bóg głupstwem głoszenia Słowa, tzn. Ewangelii. Ta decyzja Boga jest wyrazem dobroci. Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył. I znów głoszenie słowa Bożego mogło się wydać „głupstwem” – oczywiście jak najbardziej w cudzysłowie – jedynie w świetle tzw. mądrości tego świata. Zresztą pojęcie tej głupoty wyjaśni Paweł za chwilę dość dokładnie. Uważana przez świat za głupstwo Dobra Nowina staje się źródłem zbawienia tylko dla tych, którzy jej słuchają i w nią wierzą, co Apostoł stwierdził już zresztą przed chwilą (1Ko 1:18). 22–23. Ludzkość w Biblii dzieli się zazwyczaj na Greków i Żydów Okazuje się, że postawa jednych i drugich była diametralnie różna od tego, czego nauczali głosiciele Dobrej Nowiny. Żydzi bowiem żyli w ustawicznej pogoni za znakami; byli ich żądni w czasach patriarchów i proroków, ciągle domagali się ich od Jezusa. Grecy szukali mądrości, oczywiście tylko mądrości świata, przejawiającej się w chorobliwym niekiedy filozofowaniu. Otóż w świecie zamieszkałym przez takich ludzi dzieło Chrystusa traciło swoją wymowę. To, czego dokonał Chrystus, to, co z Nim uczyniono, było dla Żydów zgorszeniem, i to z dwojakiego powodu. Najpierw gorszyli się stosunkiem Jezusa do grzeszników. Chodził przecież wśród nich, kontaktował się z nimi, zasiadał z nimi do wspólnego stołu, poza tym, podając się za Mesjasza, dopuścił do tego, że zginął jak zbrodniarz. Otóż to postępowanie urągało najprostszym, najbardziej elementarnym wyobrażeniom o Mesjaszu, który w przekonaniu Żydów miał pokonać wszystkie uciskające ich moce, sam będąc przy tym niezwyciężonym. Dla pogan zaś głupstwem bez znaczenia był Jezus wraz z całym Jego dziełem. Nie mogli bowiem zrozumieć tego, że pozwolił się zgładzić haniebnie człowiek, który podawał się za Boga i twierdził, że przyniósł zbawienie całemu światu. 24–25. O tym, że nauka o Chrystusie ukrzyżowanym dla tych, którzy ją przyjmują, jest mocą, była już mowa w 1Ko 1:18. Teraz dorzuca Paweł nowe określenie: Jest to także prawdziwa mądrość Boża, tyle razy podziwiana prze Apostoła przy różnych sposobnościach (zob. zwł. Rz 11:33–36). Głupstwo, którym posłużył się Bóg, aby przynieść zbawienie ludzkości, czyli nauka o Ukrzyżowanym, znaczy o wiele więcej niż najgłębsze mądrości ludzkie. Tak się też rzecz ma i ze sprawą znaczenia, mocy: to, co bezsilne, słabe w oczach Boga, w rzeczywistości przewyższa największe moce tego świata. Oto jak odmienna jest logika Boża od ludzkiego sposobu myślenia. 26. Źle pojęta mądrość była jedną z głównych przyczyn podziału wspólnoty korynckiej na różne ugrupowania. Niestosowność postępowania Koryntian polegała na tym, że ludzie ci fanatycznie szukali mądrości tego świata, cenili ją sobie wysoko i byli gotowi poświęcić dla niej niekiedy Ewangelię. Otóż Paweł wykazuje, że w oczach Boga mądrość tego świata wcale nie przedstawia tak wielkiej wartości. To nie mądrość brał Bóg pod uwagę, gdy wybierał sobie swoje sługi. Wśród wiernych Koryntu też niewielu było mądrych mądrością tego świata, czyli mądrością dosłownie: według ciała. W grupie chrześcijan korynckich brakowało również możnych, ludzi o dużych wpływach, potentatów w znaczeniu materialnym. Nie było też wcale arystokracji greckiej; przeciwnie, chrześcijanie korynccy – i nie tylko korynccy – rekrutowali się przede wszystkim ze społecznych nizin. Właśnie w nich upodobał sobie Chrystus. 27–28. Bóg wybierając to, co głupie w oczach świata, miał w tym bardzo wyraźny i doniosły cel: chciał w ten sposób zawstydzić mędrców. Ci ostatni stwierdzą bowiem kiedyś sami, że to właśnie oni byli rzeczywistymi głupcami. Będą się naprawdę wstydzić swojej rzekomej mądrości. Stanie się tak dzięki temu, że Bóg okazał swe upodobanie w maluczkich i głupich tego świata. Podobne cele przyświecały Bogu, gdy wyróżniał to, co nieszlachetnie urodzone i to, czym wzgardził świat, co było tak mało ważne w oczach możnych, że w ogóle się nie liczyło, po prostu nie istniało. Otóż właśnie na tych upokorzonych Bóg zwrócił szczególną uwagę, ażeby unicestwić to, co się liczy w oczach świata. 29. Rezultat osiągnięty takim postępowaniem Boga jest taki, że żadne stworzenie nie może się chełpić wobec Niego. Niemocni, maluczcy, nieszlachetnie urodzeni, po ludzku sądząc, wcale nie mieli czym się szczycić. Jeżeli zaś nabrali potem znaczenia, to wyłącznie dzięki miłosierdziu Bożemu. Ich nadprzyrodzone wybranie mogło być powodem jedynie do wdzięczności dla Boga, ale nigdy do wynoszenia się ponad innych. Wielkim, możnym tego świata wykazał Bóg, że w rzeczywistości nie są ani wielcy, ani możni, że jako tacy nie liczą się dla Boga. Krótko mówiąc, żadne stworzenie nie może się chełpić przed obliczem Boga; musi być po prostu tylko stworzeniem, które otrzymało wszystko od swego Stwórcy i jest wskutek tego zobowiązane do okazywania Mu ustawicznej wdzięczności (1 Kor 4:7). 30–31. Dzięki wybraniu przez Boga wszyscy chrześcijanie otrzymali nowy sposób istnienia: jesteście w Chrystusie Jezusie. Paweł wyjaśni na innym miejscu, jak należy pojmować ten nowy rodzaj życia: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2:19 n). Chrystus Jezus, z którym każdy chrześcijanin łączy się w szczególny sposób przez chrzest, jest najwyższą mądrością, ten sam Chrystus, który był głupstwem dla pogan i zgorszeniem dla Żydów. Mądrością od Boga jest Chrystus dlatego, że w Nim właśnie urzeczywistniły się wszystkie plany Boże względem całej ludzkości; te plany, w których nawet upór ludzki został wprzęgnięty do dzieła zbawienia. Nic tedy dziwnego, że Paweł tak oto wyraża podziw dla mądrości Bożej: O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi! (Rz 11:33). Chrystus jest sprawiedliwością w tym sensie, że przynosi nam usprawiedliwienie. Wskutek usprawiedliwienia zaś lub dokładniej, w samym usprawiedliwieniu, człowiek otrzymuje coś z Bożej sprawiedliwości, coś z doskonałości Bożej. Chrystus jest sprawiedliwością także i w tym znaczeniu, że w Nim znajduje się pełnia wszelkiej doskonałości. Dzięki usprawiedliwieniu chrześcijanin może być nazywany – i w rzeczywistości jest – uświęcanym. Owo uświęcenie oznacza z jednej strony obecność w nim łaski, z drugiej zaś przypomina cokolwiek starotestamentową ideę świętości narodu wybranego. Naród był święty dlatego, że stanowił szczególną własność (Wj 19:5) Boga, że był poświęcony, oddany Bogu i tylko Bożym sprawom. Chrystus jest wreszcie naszym odkupieniem, ponieważ za cenę Jego miłości i posłuszeństwa względem Boga Ojca zostaliśmy wykupieni z niewoli grzechu. Oto lista dobrodziejstw Bożych. Jeśliby więc jeszcze ktoś chciał się chlubić, to może się chlubić jedynie w Panu. Wszystko bowiem co posiada, otrzymał od Pana. 2:1–2. Przybywając po raz pierwszy do Koryntu, Paweł był pod świeżym wrażeniem swego nieudanego wystąpienia w Atenach. Wiadomo, że licznie zebrani tam, żądni nowości słuchacze Pawła opuścili agorę, okazując lekceważenie i pogardę, skoro tylko Apostoł zaczął mówić o przyszłym zmartwychwstaniu tych, co umierają w Panu (por. Dz 17:32 n). Paweł wiedział dobrze, że powodem jego porażki była nie tylko treść głoszonej nauki, lecz także jej forma. Nauka Pawła nie miała nic z błyskotliwej retoryki pogańskiej. Nie wynika z tego jednak wcale, że Paweł był nieudolnym mówcą, że nie mógłby współzawodniczyć z retorami pogańskimi. Sam przecież podaje racje uzasadniające jego postępowanie: Posłał mnie Chrystus… abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia (1 Kor 1:17 n). Świadectwo Boże ze względu na swą treść wymaga innej formy. Wszystko, co Paweł głosił w Koryncie – i nie tylko w Koryncie – sprowadza się do jednej wielkiej prawdy. Jest to prawda o zbawczym cierpieniu Jezusa. W tej prawdzie streszcza się cała teologia Pawła. Jest to teologia na wskroś soteriologiczna. Z głoszenia takiej właśnie teologii Paweł nie zrezygnuje za żadną cenę, nawet za cenę takiej samej klęski jak ta, jaką niedawno poniósł w Atenach. 3. Jeśli Apostoł wyznaje, że stanął przed Koryntianami w słabości, w bojaźni i z wielkim drżeniem, nie oznacza to, że obawiał się tylko ludzkiej klęski, która odbiera zazwyczaj pewność siebie i wpływa niekorzystnie na dobrą sławę nauczającego, zmniejszając znacznie jego autorytet. Bojaźń apostolska Pawła ma charakter zdecydowanie religijny. Paweł drży na samą myśl, że oto wobec tylu ludzi cierpienia Chrystusa mogą się okazać bezużyteczne, bo jeśli nie usłuchają Apostoła, to nie uwierzą Ewangelii, a co za tym idzie, nie nawrócą się i nie wejdą do królestwa umiłowanego Syna Bożego (Kol 1:13). Powodem bojaźni mogła też być wizja ewentualnej kary, jaką Paweł, być może, przewidywał dla siebie za to, że on, apostoł pogan, nie zdołał jednak wielu tych ludzi doprowadzić do Chrystusa. 4. Wystąpienia Pawła w Koryncie nie miały nic z demagogicznych wywodów i sofistyki, która w świecie greckim uchodziła za szczyt sztuki filozofowania i której rysem najbardziej charakterystycznym była troska nie o treść, lecz o formę. Ten rodzaj nauczania stwarzał wielkie możliwości popisywania się talentami krasomówczymi. Otóż Paweł dołoży wszelkich starań, by siebie samego jak najstaranniej ukryć, natomiast ukazać w pełni ducha i moc Bożą. Ludzie muszą dojść do przekonania, że słowa wypowiadane przez niego nie są tylko słowami ludzkimi, że daje się w nich odczuć tchnienie Ducha Bożego. Nie mówi też o swoich własnych sukcesach, nie demonstruje własnej mocy. Głosi magnalia Dei, wielkie dzieła Boże (Dz 2:11), świadczące o cudotwórczej mocy Boga. 5. Ludzie, którzy takiemu nauczaniu uwierzą, będą opierali swoją wiarę nie na mądrości ludzkiej, lecz na wierze Bożej. Inaczej mówiąc, motywem skłaniającym ich do wiary nie będą czysto ludzkie argumenty, lecz tylko i wyłącznie moc Boga, dostrzegana w nauczaniu Apostoła. Możliwe, że chodzi tu również o cuda, których mocą Bożą dokonywał Paweł. Wiadomo przecież, że taką moc posiadali Apostołowie z woli samego Chrystusa, który zapowiada: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą: węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie (Mk 16:17 n). 6. Podobnie jak w drugiej części rozdziału pierwszego, tak też w rozdziale drugim Pierwszego Listu do Koryntian Paweł posługuje się ciągle dwoma pojęciami mądrości. Mówi albo o mądrości tego świata, nie znaczącej nic u Boga, albo o mądrości Bożej, będącej przedmiotem pogardy w świecie. Tej ostatniej nie mogą zrozumieć ludzie żyjący według Prawa. Głosi ją Apostoł tylko doskonałym, tj. ludziom żyjącym już łaską chrztu świętego i duchem Ewangelii. Nie ma ona nic wspólnego z mądrością cieszącą się uznaniem w tym świecie, nie jest to mądrość, jaką posiedli i jaką się chlubią władcy tego świata, posiadający zresztą tylko iluzoryczną, bo przemijającą władzę. 7–9. Jest to mądrość ukryta lub inaczej mówiąc – tajemnica mądrości Bożej. Od wieków istniejąca w Bożych planach zbawienia, czyli wyniesienia człowieka do chwały, jego dobro zawsze miała na względzie. Gdyby ją pojęli władcy tego świata, inspirowani w swej przewrotności przez szatana, gdyby chcieli zrozumieć, że Syn Boży ogołaca się (por. Flp 2:7) dla grzesznych ludzi, pewnie nie skazaliby Go na śmierć krzyżową. Zapewne nie dopuściliby się też tego czynu, gdyby wiedzieli, że mają do czynienia z Panem chwały, a więc z absolutnym Władcą, z kimś, kto posiada boską moc nawet nad śmiercią. Nie zamordowaliby też zapewne Jezusa, gdyby mieli choć słabe pojęcie o nagrodzie, jaka czeka człowieka w życiu przyszłym za wierne trwanie przy Nim. Choćby zmobilizowali wszystkie władze poznawcze swych oczu, uszu i serca, nie mogliby przedstawić sobie ogromu szczęścia przygotowanego dla tych, którzy Boga miłują. 10. Potrafią natomiast wyobrazić sobie to szczęście ci, w których mieszka Duch Boży. To On swą obecnością sprawia, że człowiek może poznawać rzeczy zakryte przed zwykłymi śmiertelnikami. Duch Boży, nawet przebywając w człowieku, przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Posługując się zdaniem nam zaś objawił to Bóg myśli Paweł przede wszystkim o sobie, o własnych doświadczeniach pod Damaszkiem. Jednakże nie ulega wątpliwości, że czyni również aluzje do wszystkich, w których przez łaskę chrztu przebywa Duch Boży. O tym Duchu Bożym powiedział Jezus Chrystus: Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (Jan 14:26). 11–12. Możliwości i zakres naszego poznania ilustruje Paweł odwołując się do analogii pomiędzy funkcjami poznawczymi Ducha Bożego w Bogu a poznawaniem czysto ludzkim w człowieku: to, co Boskie, może poznać tylko Duch Boży. Otóż człowiek, któremu został dany Duch Boży, może poznawać to, co jest z Boga. Wynika stąd wyraźna aluzja do sakramentu chrztu, dzięki któremu otrzymujemy łaskę uzdalniającą nas do poznania tego, co nadprzyrodzone, czyli m.in. do zrozumienia mądrości i dobroci Boga dla człowieka. Takiego poznania nie może uprawiać człowiek pozbawiony łaski. 13. Nawiązując do 1Ko 2:6 wyjaśnia z kolei Paweł, na czym polega i jak przebiega proces przekazywania innym prawd poznanych w sposób nadprzyrodzony. Głoszenie tych prawd odbywa się nie przy pomocy środków, jakimi operują mędrcy tego świata, lecz dzięki specjalnej pomocy Ducha Świętego. Ostatni fragment 1Ko 2:13 można rozumieć co najmniej dwojako. Albo chodzi tu o przedstawienie w sposób duchowy rzeczy duchowych, czyli o ideę dostosowania głoszenia do natury rzeczy głoszonych, albo też mówi Paweł o tym, że apostołowie Chrystusa ludziom, którzy są duchowi, głoszą prawdy Boże w duchowy sposób, czyli chodzi o dostosowanie sposobu głoszenia prawd do możliwości poznawczych odbiorców Bożego słowa. Ponieważ w kontekście bezpośrednio poprzedzającym jest mowa o ludziach obdarzonych specjalnymi zdolnościami poznania, ta druga ewentualność zdaje się dokładniej odtwarzać myśl św. Pawła. 14–15. Myśl o potrzebie pewnego adaptowania sposobu głoszenia Dobrej Nowiny do możliwości poznawczych ludzi wprowadza zapowiadany zresztą wcześniej podział ludzi na zmysłowych i duchowych. Zmysłowymi – jak wynika z dalszego kontekstu – nazywa Paweł tych, którzy nie rozumieją tego, co jest z ducha, dla których sprawy ducha są zwykłym głupstwem, którzy są pozbawieni wszelkiego związku ze sferą nadprzyrodzoności. Duchowymi zaś są nazywani ci, których podstawą istnienia i działania jest Duch otrzymany na chrzcie św. Wskutek tego mogą oni rozsądzać wszystkich i wszystko, a zwłaszcza to, co się wymyka spod osądu człowiekowi zmysłowemu, sami zaś są osądzani jedynie przez Boga. Dość wyraźnie daje Paweł do zrozumienia, że Koryntianie są jeszcze ciągle zmysłowi i że wskutek tego ani nie mają prawa, ani nie mogą opiniować o postępowaniu Pawła. 16. Paweł posiada Ducha Świętego, o którym mówił przed chwilą. Jest tego w pełni świadom i dlatego czuje się upoważniony do udzielania Koryntianom pouczeń. 3:1–2. Jeżeli w ostatnich wierszach poprzedniego rozdziału istniały pewne wątpliwości, czy do tzw. ludzi zmysłowych zalicza Paweł również Koryntian, to tu już całkiem wyraźnie mówi, że Koryntianie są ciągle jeszcze cieleśni. To uniemożliwia Apostołowi traktowanie ich tak, jak zwykło się traktować ludzi duchowych. Wyrażenie niemowlęta w Chrystusie jest co prawda synonimem określenia ludzie zmysłowi, cieleśni – wyraźnie wskazuje na to 1Ko 3:3 – ale posiada odcień mniej pejoratywny. Z wyrazem niemowlęta kojarzy się natychmiast pojęcie mleka jako pokarmu tej kategorii ludzi. Równocześnie pojawia się dobrze znana z Listu do Rzymian antyteza: słabi – mocni. Koryntianie należą – rzecz jasna – do słabych. 3–4. Duchowe niewyrobienie cielesnych lub słabych przejawia się m.in. w sporach i nieporozumieniach, do jakich między nimi dochodzi. Nigdy nie dopuszczą do ich powstania ludzie żyjący wedle Ducha. W ten sposób nawiązuje Paweł ponownie do podziału wspólnoty na ugrupowania i stronnictwa religijne, ujawniając tym samym jeden z głównych powodów napisania listu. 5. Wiadomo już, że jednym ze źródeł rozdarcia religijno-społecznego wspólnoty było niewłaściwe zrozumienie – lub niezrozumienie w ogóle – roli szafarza sakramentu chrztu. Paweł wraca obecnie do tej samej sprawy, rozpatrując ją jednak tym razem na płaszczyźnie nieco szerszej. Doszedł bowiem do wniosku, iż Koryntianie w ogóle nie wiedzą, na czym polega istota posłannictwa apostolskiego. Otóż apostoł głoszący Chrystusa w niczym nie przypomina wędrownego retora-sofisty, zabiegającego swymi trikami o pozyskanie sobie jak największego grona słuchaczy. Obalając to błędne przeświadczenie i wyjaśniając istotę apostolatu nowotestamentowego, tym samym zostawił nam Paweł piękny zarys teologii posługiwania apostolskiego. Apostoł bowiem w przekonaniu Pawła jest przede wszystkim sługą. W większości przekładów nowożytnych wyrazem sługa oznacza się aż cztery zbliżone co prawda pod względem treści, lecz niejednoznaczne rzeczowniki: διάκoνoς (διακoνία), δoυλoς (δoυλoυν), λειτoυργός, υπηρέτης. I tak, raz mówi Paweł o sobie oraz o innych głosicielach Ewangelii: [Bóg] sprawił, że mogliśmy stać się sługami Nowego Przymierza (2 Kor 3:6), po czym starotestamentowej posłudze śmierci (2Ko 3:7) i potępienia (2Ko 3:9) przeciwstawia nowotestamentową posługę Ducha (2Ko 3:8) i sprawiedliwości (2Ko 3:9). Czasem przedstawia się jako sługa Boga (2 Kor 6:4: por. Ef 3:7; 1 Tes 3:2), kiedy indziej jako sługa Chrystusa (2 Kor 11:23; Kol 1:7; 1 Tm 4:6). Jeszcze innym razem mówi, że jest sługą Ewangelii (Kol 1:23) albo sługą Nowego Przymierza (2 Kor 3:6). Na określenie zaś swojej pracy używa Paweł obok wspomnianych już wyrażeń: posługiwanie Ducha (2 Kor 3:8) i posługiwanie sprawiedliwości (2Ko 3:9), także: posługa jednania (2 Kor 5:18), posługa na rzecz świętych (2 Kor 8:4; 9:1), posługa sprawie społecznej świętych (2 Kor 9:12) lub po prostu posługa (Rz 11:13; 15:31; 2 Kor 6:3; 9:13; 1 Tm 1:12; 2 Tm 4:5). Czasownik διακoνέω oraz urobione od tego samego źródłosłowu rzeczowniki διάκoνoς, διακoνία wyrażają w pierwszym rzędzie – i to zarówno w grece pozabiblijnej, jak i w Biblii – ideę posługiwania przy stole podczas posiłków. W znaczeniu pochodnym określa się nimi codzienną troskę o środki do życia i wreszcie najogólniej pojętą wszelką służbę oraz okazywanie pomocy potrzebującym. Zarówno o sobie samym, jak i o towarzyszach swoich podróży misyjnych wiele razy mówi Paweł: δoυλoι Iησoυ Xριστoυ (Rz 1:1; Ga 1:10; Flp 1:1; Kol 4:12; 2 Tm 2:24; Tt 1:1) lub: δoυλoι υμων (2 Kor 4:5), co zwykle tłumaczy się „słudzy Jezusa Chrystusa”, tzn. „słudzy wasi”. Czasownik: δoυλoυν oraz związane z nim rzeczowniki δoυλoς i δoυλεία wyrażają ideę spełniania czegoś nie z zamiłowania, lecz z konieczności, z faktu pozostawania pod czyimiś rozkazami. W pojęciu Greków człowiek określony mianem δoυλoς był uważany za niemal okaleczonego. W rzeczywistości bowiem nie posiadał tego, co decyduje o godności każdego człowieka: był pozbawiony wolności. Życiu niewolnika towarzyszył ustawiczny strach. Musiał wciąż rezygnować z własnej woli, z własnych zamiłowań, albo – co gorsza – bał się, ponieważ w każdej chwili mogła go spotkać z ręki pana kara najzupełniej niezasłużona, z pozbawieniem życia włącznie. Zrozumiałe zatem były wśród Greków opory przeciwko wszystkiemu, co mogło mieć posmak służenia, wyjąwszy może jedyny wypadek, tzn. gdy chodziło o służenie prawom. Tego rodzaju służba była uważana za wyraz prawdziwego patriotyzmu. W Septuagincie czasownik δoυλoυν i pochodzące od niego terminy odpowiadają w oryginale hebrajskim czasownikowi ‘abad i jego pochodnym. Nie tylko zaś w Biblii, lecz także w literaturze judaistycznej pozabiblijnej grupa słów utworzonych od rdzenia ‘abad określa najczęściej stan poddaństwa wobec króla lub zwycięskiego wodza. Nie brak tu również, podobnie jak w użyciu greckiego δoυλoς czy δoυλoυν, czynnika lęku wywołanego świadomością despotycznej władzy tego, który ma decydować o losach swoich poddanych. Natomiast niewielu związków można się dopatrzyć między Biblią a literaturą pozabiblijną, jeśli chodzi o religijne użycie terminów wyrażających ideę służenia. Gdy bowiem w religii starożytnych Greków nie znana była postawa człowieka jako sługi bogów, to w ST czasownik ‘abad, podobnie jak w Septuagincie δoυλoυν, często występuje w opisach zależności człowieka od Boga. Pomijając już to, że Sługą Jahwe był nazywany sam Mesjasz, sługami Boga nazywają się i są nazywani wielcy mężowie Izraela; jak np. Mojżesz (Joz 14:7), Jozue, Abraham (Ps 105:42), Dawid (Ps 89:3), Izaak (Dn 3:35). Nie ma wątpliwości, że do owych biblijnych kategorii myślenia nawiązuje Paweł o wiele bardziej niż do greckich poglądów religijnych. Apostoł jest świadom tego, że jego posługa Ewangelii kontynuuje w pewien sposób dzieło rozpoczęte przez Mojżesza, Jozuego, Abrahama i Dawida. Swoją posługę zestawia z posługą Mojżesza (2 Kor 3:5 nn). Do wielkich czynów tamtych ludzi zdaje się nawiązywać, kiedy mówi, że im, misjonarzom Nowego Przymierza, została powierzona posługa jednania wszystkich ludzi z Bogiem (2 Kor 5:18). Służenie Chrystusowi uważa za największy zaszczyt i za wyraz prawdziwej wolności. Choć wyznaje, że biada mu, gdyby nie głosił Ewangelii, to jednak wiele razy również powie, że czuje się przez to szczególnie wyróżniony. Nie ma w jego postawie niczego z konieczności ulegania bogom Olimpu. Ponadto czuje się Paweł – podobnie jak towarzysze jego prac misyjnych – sługą ludzi, którym jest głoszona Ewangelia. I ta koncepcja posługi lub nawet niewolnictwa znana jest tylko z historii Izraela. Patriarchowie i Prorocy byli prawdziwymi sługami potrzeb duchowych ludu wybranego. 6–9. Posłannictwo apostołów przyrównywał Paweł także do pracy na roli. Nie jest ważne, kto siał lub podlewał. Od żadnego z nich ostatecznie nie zależy wykiełkowanie ziarna i rozwój całej rośliny. To zawsze daje tylko Bóg. Metafora pracy na roli przekształca się stopniowo w alegorię nierzadko spotykaną w literaturze judaistycznej. Rolnicy – czyli apostołowie – są tylko skromnymi pomocnikami Boga; rolą uprawną jest lud Boży. Dobro uprawianej roli-ludu Bożego wymaga tego, aby między rolnikami, bez względu na działalność każdego z nich – panowała doskonała harmonia. Zróżnicowanie zadań jest absolutnie zrozumiałe, a zapłata będzie odpowiadać zasługom, jakie każdy na swym odcinku zgromadzi. 10–11. Z przenośniami zaczerpniętymi z życia rolników łączono – często czynili to autorzy pozabiblijni – metafory z dziedziny budownictwa. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że przenośnie owe, zastosowane do pracy apostolskiej, tkwią swymi korzeniami w wypowiedziach proroka Jeremiasza: Spójrz, daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził (Jr 1:10). Druga brzmi: Skieruję wzrok na nich dla ich dobra, sprowadzę ich do tego kraju, odbuduję ich, by więcej nie rujnować (Jr 24:6). Należy jednak pamiętać, że zakładanie fundamentów i wznoszenie na nich budowli jako alegoria ilustrująca akcję o charakterze religijnym jest spotykana także u Filona i Epikteta. Zresztą rolę równorzędnego źródła tego rodzaju metafor odgrywały zapewne obserwacje codziennego życia. 12. Metafora przybiera coraz bardziej rysy alegorii. Wiadomo już, kto jest budowniczym, kto fundamentem, do czego należy przyrównać cały proces budowania. Wielkość zaś wysiłku budujących zależy od jakości materiału budowlanego. Apostoł wylicza tu aż sześć odmian budulca: trzy bardziej szlachetne i trwałe – złoto, srebro, kamień – i trzy mniej wartościowe, łatwo zniszczalne – drzewo, siano, słoma. 13–15. Wiersze te w przekonaniu wielu egzegetów, zwłaszcza starszych, uchodzą za biblijny dowód na istnienie czyśćca. W rzeczywistości jednak chodzi tu – jak wykazały najnowsze badania – nie tyle może o czyściec, ile raczej o ogień sądu przyszłego, na co wskazuje nie tylko wyrażenie dzień Pański, lecz także cała biblijna teologia „próbowania w ogniu” lub „oczyszczania ogniem”. Tak więc za całkowite oddanie się misji nauczania przyobiecana jest słuszna nagroda, natomiast za „półapostolat”, za hipokryzję w stosunku do nauczanych czeka „apostoła” nie wieczna zguba co prawda, lecz dotkliwa próba ognia. Nie będąc dowodem na istnienie czyśćca, tekst ten rzuca podwaliny pod tę prawdę. 16–17. Z przenośnią dotyczącą budowania kojarzy się Apostołowi tematyka świątyni Bożej. Otóż świątyniami Boga są wszyscy chrześcijanie. Świątynią Boga jest każdy ochrzczony mieszkaniec Koryntu. Miejsce świątyni jerozolimskiej, jedynej dla całego Izraela, zajmuje teraz wnętrze każdego człowieka. Nadeszła już bowiem godzina, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie… Bóg jest duchem; trzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i w prawdzie (Jan 4:23 n). W każdym z nich mieszka Duch Święty. Ale świątynią Boga jest także cała społeczność koryncka. Jest to dom, rodzina Boża, tak jak kiedyś rodziną, domem Jahwe był cały Izrael. Otóż tworzenie się ugrupowań i stronnictw na terenie Koryntu to nic innego, jak tylko burzenie owej świątyni i pozbawianie Ducha Świętego miejsca zamieszkania. Łatwo sobie wyobrazić karę, jaką Bóg ześle na tych, co niszczą Jego przybytki: zostaną pozbawieni życia nadprzyrodzonego. Kto niszczy świątynię Boga, podnosi rękę na najwyższą świętość. Dlatego też kara przewidziana za ten czyn jest taka ciężka. 18. Nie można się tedy łudzić; nie ma co liczyć w takiej sytuacji na pobłażliwość czy miłosierdzie Boże. Trzeba się zabrać natychmiast do naprawy swego życia, trzeba się wewnętrznie odmienić. Odmiana powinna przede wszystkim polegać na tym, by człowiek wyzbył się przeświadczenia, że jest mądry. Niech z całą świadomością i dobrowolnie zrezygnuje z mądrości tego świata, niech się stanie dla niego głupim, gdyż to jest jedyny sposób na zdobycie mądrości prawdziwej, tej mądrości, która znaczy coś w oczach Boga. 19–20. Ideę tych dwu mądrości wyjaśnił Paweł już wcześniej, stwierdzając, że niewłaściwe pojmowanie mądrości było jednym z powodów rozdarcia wspólnoty korynckiej. Tutaj powtarza te same myśli, przypominając, że mądrość tego świata jest głupstwem u Boga, że Bóg może udaremnić zamysły najbardziej przebiegłych i że to już nie raz uczynił. Wie też Bóg, że pozornie najgenialniejsze pomysły mędrców tego świata są puste, jeśli się je snuje bez współudziału świata nadprzyrodzonego. 21–23. Człowiek sam w sobie nie ma żadnych powodów do wynoszenia się ponad drugich. Nie mają też żadnych powodów do przechwalania się swymi przywódcami członkowie poszczególnych ugrupowań. Paweł już wcześniej wyjaśnił, że wszyscy owi przełożeni są jedynie sługami Chrystusa dla dobra wiernych. Tak więc Paweł, Apollos czy Kefas – wszyscy w równym stopniu są do dyspozycji Koryntian, stanowią niejako ich własność. Zresztą własnością Koryntian jest również cały świat, ich doczesne życie, co więcej, nawet śmierć, teraźniejszość i cała przyszłość. Posiadają od Boga prawo dysponowania tym wszystkim. To właśnie od nich zależy rodzaj ich życia i śmierci, to oni nadają specjalny kształt teraźniejszości i sobie samym będą zawdzięczać zarówno dobrą, jak i złą przyszłość. Nie mogą jednak zapominać, że Panem wszystkiego jest Chrystus, a Bóg – Panem Chrystusa. 4:1. Termin grecki, υπηρέτης, użyty tu przez Pawła na określenie posługi apostolskiej, oznacza niewolnika lub sługę wiosłującego na okręcie (ερέτης – wioślarz). U innych zaś autorów NT – u Pawła termin powyższy występuje tylko w 1 Kor 4:1 – rzeczownikiem tym zwykło się określać służących, którzy przebywają zawsze przy boku pana i są gotowi na wszystkie jego skinienia. Nie troszcząc się o przestrzeganie różnic etymologicznych, używa Paweł wyrazu υπηρέτης zamiennie z rzeczownikiem oικoνόμoς. I tak np. w 1 Kor 4:1 siebie i wszystkich apostołów określa Paweł terminem υπηρέτης, ale w następnym wierszu, mówiąc o tych samych ludziach, posługuje się terminem oικoνόμoς. W rzeczywistości jednak urząd szafarza to coś o wiele bardziej nobliwego niż zwykła posługa. Szafarz bywał obdarzany przez swego chlebodawcę pełnią zaufania, dysponował dobrami powierzonymi jego pieczy, reprezentował na zewnątrz, zwłaszcza w sprawach dóbr doczesnych, samego właściciela majętności – był gospodarzem domu. Trudno rozstrzygnąć, do jakiego środowiska kulturowo-religijnego nawiązuje Paweł, kiedy przedstawia siebie jako szafarza Bożego. Instytucja gospodarza domu lub administratora dóbr pańskich była znana zarówno w świecie semickim, jak i u Greków. Oryginalność myśli Pawła można dostrzec przede wszystkim w kompozycji: szafarstwo tajemnic Bożych. Jest to niewątpliwie aluzja do specjalnego wprowadzenia Apostołów w sedno tajemnic Bożych, bądź przez szczególne objawienie, bądź wskutek dłuższego przebywania przy boku Chrystusa. Oto jak św. Marek określił cel powołania grona Dwunastu: I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki (Mk 3:14). Zresztą sam Jezus mówił do Apostołów: Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego… (Mt 13:11). Jeżeli Paweł z takim naciskiem zarówno siebie, jak i pozostałych apostołów czy nauczycieli korynckich nazywa szafarzami tajemnic Bożych, to dlatego, by powiedzieć, że wszyscy oni pełnią tylko pokorną służbę u jednego, wspólnego dla wszystkich Pana, Jezusa Chrystusa. Tajemnica (μυστήριoν) – termin użyty przez Pawła 21 razy – oznacza najczęściej całą ekonomię zbawienia lub poszczególne jej etapy. W bliższym sprecyzowaniu są to skarby mądrości i życia Bożego niedostępne ludzkości od wieków, lecz w końcu objawiane w życiu i działalności Chrystusa (por. Rz 16:25; 1 Kor 2:7.10; Ef 3:10; Kol 1:26; 2:2–3). Otóż do rozdzielania owych skarbów mądrości Bożej są powołani apostołowie. 2. W sprawach dotyczących administrowania dobrami materialnymi ten tylko stawał się szafarzem, kto dał dowody prawdziwej uczciwości i wiernego przywiązania do swego pracodawcy. Skoro tylko okazywało się – Biblia zna taki przypadek – że szafarz nadużył zaufania swego Pana, natychmiast tracił zaszczytny urząd na pańskim dworze, a Pan tak oto zwracał się do tego, co był mu jeszcze do niedawna najbliższy: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać (Łk 16:2). Wszystkie kwalifikacje apostoła jako szafarza tajemnic Bożych sprowadzają się ostatecznie do tego, aby był wierny Panu. Apostoł występując w imieniu Chrystusa nie może zniekształcać depozytu wiary. Oto dlaczego Paweł powiedział: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1 Kor 2:2). Tymi samymi racjami powodowany nakazuje również Tymoteuszowi: O Tymoteuszu, strzeż depozytu [wiary] unikając światowej czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń fałszywej wiedzy, jaką niektórzy obiecując, odeszli od wiary (1 Tm 6:20; por. 2 Tm 1:14). Tak więc nie był Paweł w Koryncie żadnym nowatorem, nie głosił innej nauki niż ta, jaką opowiadali pozostali apostołowie. Był bowiem szafarzem Boga. 3. Paweł nigdy nie pracował dla zdobycia sobie poklasku. Nie troszczył się zbyt o to, co mówią o nim ludzie. Niczego więc nie zmieni w swym apostolskim programie, choćby jego dotychczasowe i nauczanie, i życie były przedmiotem najbardziej nawet ostrej krytyki i potępienia tak ze strony Koryntian, jak i jakichkolwiek innych ludzi. Soli Deo – oto jego apostolska dewiza. Paweł wie dobrze, że ludzie nie mogą umniejszyć jego rzeczywistej wartości. Bezinteresowność apostolskiego poświęcenia jest posunięta tak daleko, że wyłącza nawet możliwość zadowolenia z samego siebie. Paweł nie pracuje po to, aby osiągnąć dobre samopoczucie. Nie potrafi zresztą – tak jak nikt tego nie umie – być sędzią we własnej sprawie. 4. Paweł jest jednak spokojny we własnym sumieniu co do uczciwości w spełnianiu obowiązków apostolskich. Daje ze siebie wszystko. Sam powie na innym miejscu, że pracował więcej od wszystkich (1 Kor 15:10). Jednakże ocenę swoich apostolskich trudów i usprawiedliwienie pozostawia Panu, wiedząc zresztą, iż żadne dzieło ludzkie nie jest doskonałe. 5. Jeżeli Paweł, obdarzony od Boga tyloma szczególnymi łaskami, doznający tylu objawień i mający zupełnie czyste sumienie, nie odważy się sądzić nawet siebie samego, przeto i Koryntianie winni się wstrzymać, aż do przyjścia Pana, z wydawaniem wyroków na Pawła. Już bowiem w ST powiedział Bóg: Moja jest odpłata (Pwt 32:35), a Chrystus Pan tę samą prawdę wyłożył dosadnie w przypowieściach o chwaście i sieci (Mt 13:24–30.36– 43.47–49). 6–7. Paweł zdaje się nie ukrywać faktu, że pewien wpływ na zamieszanie w Koryncie miało również pojawienie się tam Apollosa. Równocześnie można się tu dopatrzyć pewnej wymówki pod adresem tego ostatniego z powodu jego działalności na nie całkiem swoim terenie. Może też, myśląc o Apollosie, czyni Paweł spostrzeżenie, że w głoszeniu Dobrej Nowiny powinno się unikać przesady polegającej na podawaniu własnych domysłów wykraczających poza to, co zostało napisane bądź w ST, bądź w innej apostolskiej, utrwalonej na piśmie katechezie. Do apostołów należy wierne przekazywanie depozytu wiary, bez wprowadzania jakichkolwiek zmian. Równocześnie ukazuje Paweł jeszcze jeden powód religijnego rozdarcia wspólnoty korynckiej. Obok źle pojętej roli szafarza chrztu św., pogoni za fałszywą mądrością i źle zrozumianego posłannictwa apostolskiego, przyczyną rozłamu było również wynoszenie się w Koryncie jednych ponad drugich. Wynoszenie się ponad innych jest właściwie wykroczeniem przeciwko sprawiedliwości. Przecież wszystko, co człowiek ma, otrzymał od Boga. Chlubi się więc bezpodstawnie cudzym kosztem i przywłaszcza sobie prawa należne innym. 8. Gorzka ironia przeplata się w tym wierszu z irytacją i żalem. Nasyceni – to z pewnością aluzja do rzekomej doskonałości Koryntian (por. Flp 3:12). Podobną myśl wyraża tematyka bogactwa, potraktowana przez Pawła w sposób szczególny w 2 Kor 8:9. Mówiąc o rzekomym królowaniu Koryntian czyni Paweł aluzję do udziału wiernych, jeszcze za ich ziemskiego życia, w Królestwie niebieskim. Ta rzekoma samowystarczalność i pewność siebie Koryntian nie ma nic wspólnego z postawą autentycznego apostoła. Paweł stwierdza, że Koryntianie opływają w bogactwa, że „królują” bez niego, bez Pawła. Za chwilę zresztą przedstawi z całą dokładnością swoją sytuację społeczną. 9. Z racji swego posłannictwa należą apostołowie do kategorii ludzi z góry skazanych na śmierć, a wśród owych skazańców znajdują się na ostatnim miejscu. Doznają największych upokorzeń i zniewag ze strony złego świata. Aniołowie i ludzie tworzą razem jakby cały kosmos, widownię, na oczach której rozgrywa się smutny dramat apostolskiego życia. Ten obraz wiąże się ze zwyczajem rzucania ciał najpierw różnych więźniów, a potem szczególnie chrześcijan dzikim zwierzętom na pożarcie, co zwykle miało miejsce na teatralnej arenie. Doskonałym komentarzem powyższej deklaracji jest to, co Paweł napisze później o sobie samym w 2 Kor 4:7 nn. 10. Następują trzy antytezy, potęgujące coraz bardziej nastrój dotkliwej ironii. Mądrzy, mocni, doznający szacunku – to określenia typowo ironiczne, ukazujące przy tym znaną już ludzką logikę, tak zasadniczo różną od Bożego sposobu myślenia. Mówiąc o mądrości Koryntian być może ma Paweł na myśli tzw. gnostyków korynckich, którzy przechwalali się tym, że znają Chrystusa, że wobec Niego zajmują roztropną postawę. 11–13. Ten krótki katalog apostolskich udręk mógł Paweł z łatwością sporządzić, przypatrując się różnym kolejom własnego życia. Apostołowie wobec udręk, jakich im życie nie szczędzi na każdym kroku, zachowują się tak, jak nakazał Chrystus w swym wiekopomnym Kazaniu na Górze (Mt 5:10 n). Błogosławieństwem odpowiadają na złorzeczenia, w milczeniu znoszą prześladowania, za zniewagi i potwarze odpłacają dobrym słowem. Nie cieszą się najmniejszym nawet szacunkiem u ludzi: są uważani za śmieci i odrazę całego świata. Te dwa ostatnie, prawie synonimiczne określenia posiadają pewną, głównie soteriologiczną, jak się wydaje, wymowę. Być może, kryje się w nich aluzja do przekonań Greków, skazujących na śmierć opryszków różnego autoramentu, męty społeczne, uchodzące za uosobienie moralnego brudu jakiegoś miasta lub całego narodu. Zabijając ich tym samym oczyszczało się moralnie całą społeczność. Możliwe również, że jest to aluzja do starotestamentowej praktyki zrzucenia w przepaść kozła ofiarnego, na którego głowę symbolicznie składano wszystkie wykroczenia moralne owej społeczności (Kpł 16:7–10.20–22). Jakkolwiek by było, śmierć zarówno greckich skazańców, jak i ofiarnego kozła z Biblii posiadała wartość ekspiacyjną. O takiej funkcji udręczeń apostolskich aż po śmierć włącznie myślał Paweł, gdy cytując opinie współczesnych – nazywał siebie i innych apostołów śmieciem i odrazą świata. 14–15. Ton listu znów ulega zmianie. Staje się najpierw pojednawczy, a potem wręcz ojcowski. Paweł rozróżnia przy tym wyraźnie nauczyciela od ojca. Nauczyciel nie zawsze bowiem przez swoje nauczanie prowadzi do nowego życia. Natomiast ojcostwo nie stanowi w przypadku Pawła i Koryntian jedynie obrazu: Paweł jest rzeczywiście ojcem duchowym Koryntian, gdyż dzięki jego nauczaniu narodzili się do nowego życia. 16. Najczęściej wzywa Paweł do naśladowania Boga Ojca lub Jezusa Chrystusa. Rzadko kiedy zachęca do naśladowania siebie samego. Ilekroć to czyni, prawie zawsze dodaje, że pozostaje w jedności z Chrystusem albo bierze z Niego przykład. Tę samą ideę szczególnej solidarności z Chrystusem odnajdujemy zresztą zaraz w wierszu następnym, gdzie Paweł mówi o swoich drogach w Chrystusie Jezusie. W świetle zaś nieco wcześniejszej wypowiedzi Apostoła o jego udrękach należy przypuszczać, że chodzi tu o zachętę do naśladowania go w przyjmowaniu postawy na wskroś chrześcijańskiej wobec naszych prześladowców i nieprzyjaciół. 17. Choć Dz 16:1 nn nie mówią wyraźnie o tym, że Tymoteusz był ochrzczony przez Pawła, to jednak określenie tego umiłowanego ucznia mianem dziecka wyraźnie wskazuje na ojcowskie – oczywiście w sensie duchowym – powiązania z nim św. Pawła. Tymoteusza darzył Apostoł całkowitym zaufaniem, i dlatego niejednokrotnie powierzał mu ważne misje. To właśnie Tymoteusz miał upewnić Koryntian, że Paweł głosił im i ukazywał na przykładzie własnego życia chrześcijaństwo takie samo, jakie głosił w innych Kościołach. 18–21. Znów następuje nagła i diametralna zmiana nastroju Autora. Krążyły prawdopodobnie wieści, że Paweł po prostu obawia się przybyć do Koryntu. Pojawienie się tam Tymoteusza – a nie Pawła – utwierdziło ludzi w tym przekonaniu. Otóż Apostoł oficjalnie zapowiada swoje przybycie do Koryntu. Zapowiada wymiar sprawiedliwości tym, którzy unoszą się pychą. Jest całkowicie świadom mocy, jaką w sobie nosi od czasu inwestytury apostolskiej. Pytanie retoryczne kończące cały rozdział jest również wyrazem tej świadomości. 5:1–2. Najprawdopodobniej chodzi tu o stosunki seksualne nie z matką, lecz z macochą. W przeciwnym razie powiedziałby Paweł, „że ktoś żyje z własną matką”, a nie z żoną swego ojca. Przy sposobności dowiadujemy się, że proceder tego rodzaju budził odrazę nawet wśród pogan, co mogło stanowić motyw dość istotny nie tylko zmiany postępowania chrześcijan w ogóle, lecz nawet wszystkich Koryntian, którzy żyli często jak poganie, ale nie znosili przyrównywania ich do pogan. Bardzo surowo był piętnowany grzech kazirodztwa przez Prawo Mojżeszowe (por. Kpł 18:7). Przewrotność moralna Koryntian polegała na tym, że chełpili się oni tolerancją względem poszczególnych rozpustników, zamiast ich potępić i zdobyć się na zbiorową skruchę i jakby żałobę. 3–5. Paweł, czując się odpowiedzialny za moralność wiernych, nie może tolerować takiego stanu rzeczy. Zwołuje w myśli koryncką wspólnotę, staje pośrodku i mocą samego Chrystusa wydaje wyrok na winnego. Gmina nie bierze więc czynnego udziału w tym akcie karno-prawnym; jest tylko jego świadkiem. Ponieważ Paweł jest nieobecny w Koryncie i nie może tam na razie przybyć, wydaje Koryntianom polecenie, w jaki sposób mają zakomunikować rozpustnikowi jego decyzję. Wyrok jest wprawdzie niezwykle surowy, ale nie zmierza do całkowitej zagłady człowieka: ma dotknąć w sposób szczególny tylko ciała nieszczęśnika. Owo zatracenie ciała polegało chyba na tym, że skazany został wyłączony z Kościoła jako Ciała Chrystusa. Nie mógł się z nim kontaktować; pozbawiony pomocy nadprzyrodzonej był jak umarły za życia. Lecz nawet owa surowa kara miała charakter leczniczy: ratowała ducha nieszczęsnego grzesznika w dzień Pana. Z pewnością chodziło też o to, żeby powstrzymywać innych od dopuszczania się analogicznych wykroczeń. 6. Metafora dotycząca odrobiny kwasu zakwaszającego dużą ilość ciasta, spotykana często w literaturze judaistycznej, pochodzi najprawdopodobniej z katechezy synoptycznej (por. Mt 13:33; Łk 13:21). Grzech jednego człowieka – zwłaszcza tak odrażający jak kazirodztwo – wpływa na stan moralny całej wspólnoty. 7–8. Po nawróceniu chrześcijanin powinien dołożyć wszelkich starań, aby definitywnie zerwać ze złem, by wyrzucić ze siebie wszystkie pozostałości dawnych grzechów i złych upodobań, zupełnie tak, jak Żydzi przed każdą Paschą bardzo starannie usuwali resztki wszelkiego kwasu (Wj 12:15). Nowi ludzie są podobni do paschalnych przaśników żydowskich, pozbawionych kwasu zepsucia. Stwierdzenie, że Chrystus został złożony w ofierze jako nasza Pascha, stanowi chronologicznie pierwszą w NT wzmiankę o traktowaniu ofiary Chrystusa jako chrześcijańskiej Paschy. Obraz Chrystusa jako Baranka paschalnego musiał być w Koryncie znany przynajmniej od czasu głoszenia tam Dobrej Nowiny przez św. Pawła. Zapoczątkowana z chwilą przyjścia Chrystusa nowa epoka ma być jednym wielkim świętem Paschy. Jak bowiem kiedyś Żydzi w uroczystość Paschy składali w ofierze baranka, tak też chrześcijanie mają swego Baranka, Jezusa Chrystusa. On to wyprowadza ludzkość z niewoli grzechu, jak ongiś Izraelici byli wyprowadzeni z niewoli egipskiej. Tym się mamy chlubić, jako przaśnym chlebem, skoro stary kwas jest symbolem złości i przewrotności. 9–11. Prawdopodobnie znów zapytywany przez Koryntian w sprawie ich kontaktów z poganami, nawiązuje Paweł najpierw do listu, który już Koryntianom przesłał (tzw. list przedkanoniczny), a potem daje kilka konkretnych wskazań. Przede wszystkim w instrukcjach wspomnianego listu – prawdopodobnie źle zrozumianych – nie chodziło Pawłowi o to, żeby chrześcijanie korynccy zerwali wszelką łączność z poganami, którzy są tu nazywani rozpustnikami tego świata, chciwcami, bałwochwalcami i zdziercami. Uniknięcie wszelkich kontaktów z tymi ludźmi nie jest możliwe; trzeba by w ogóle zrywać chyba z tym światem. W pouczeniach, w przestrogach Apostoła chodzi o chrześcijan, którzy podając się za braci, czyli za wyznawców Chrystusa, w rzeczywistości żyją jak poganie. I znów powtarza się – nawet wzbogacony cokolwiek – katalog występków, jakich dopuszczali się, jak widać, nie tylko poganie. Zasiadanie do wspólnego stołu uchodziło za wyraz szczególnej zażyłości. Otóż na przynależność do wspólnoty wcale nie zasługiwali chrześcijanie znani z publicznych wykroczeń moralnych. 12–13. Mianem będących na zewnątrz często są określani w listach Pawła poganie. Ich sędzią jest Bóg. Natomiast Paweł troszczy się – z polecenia Bożego – o społeczność już nawróconych, których zresztą zobowiązuje do tego, żeby nie tolerowali zła, jakie w postaci przewrotnych ludzi panoszy się między nimi. 6:1. A oto kolejny powód napisania Pierwszego Listu do Koryntian: chrześcijanie korynccy, sprawiedliwi – bo przez chrzest przyswoili sobie łaskę usprawiedliwienia – szukają sprawiedliwości u pogan, czyli u niesprawiedliwych. A przecież ci ostatni kierują się zupełnie innymi zasadami w swym codziennym życiu, inne jest również ich pojęcie sprawiedliwości. Co więcej, wtajemniczeni w wewnętrzne sprawy i nieporozumienia chrześcijan, mogliby to wykorzystać w celu działania na ich szkodę. 2–3. O tym, że święci będą kiedyś z Chrystusem współsędziami świata, mówią niektóre teksty zarówno ST (por. np. Dn 7:22; Mdr 3:8) jak i NT (Mt 19:28; Ap 2:26 n). W kilku pytaniach retorycznych tworzących ten dwuwiersz powtarza się ciągle argumentacja w oparciu o zasadę Qui potest plus, potest et minus. Jedną z owych doniosłych rzeczy, jakie mogą czynić święci, chrześcijanie, jest osądzanie aniołów. To dość zagadkowe wyrażenie oznacza – jak się zdaje – że sprawiedliwi, wskutek szczególnego zjednoczenia z Chrystusem, będą wychwalać aniołów dobrych, potwierdzając, czyli jakby na nowo wydając, wyroki potępienia na aniołów złych, czyli odpadłych (por. Jud 6; 2 Pt 2:4). 4–5. Gdyby przyjąć, że mamy tu do czynienia z trybem oznajmującym tego sformułowania, to byłaby to aluzja do pogan za nic uważanych w Kościele, a jednak, niestety, wzywanych przez chrześcijan do rozstrzygania ich spraw życiowych. Gdyby zaś – co jest gramatycznie również dopuszczalne – upatrywać w tym zdaniu tryb rozkazujący, byłoby to polecenie zaangażowania do rozstrzygania doczesnych sporów chrześcijan, najprostszych nawet, ludzi najmniejszych pod względem wtajemniczenia teologicznego. Dopatrywanie się trybu rozkazującego sugeruje także retoryczne pytanie tworzące 1Ko 6:5. Oczywiście żyje wśród wiernych Koryntu wielu chrześcijan zdolnych rozstrzygać doczesne spory korynckiej wspólnoty chrześcijańskiej. 6–10. Jest to fragment będący nie najlepszym świadectwem moralnej postawy Koryntian. Daleko im do doskonałości, jakiej obraz nakreślił Jezus w Kazaniu na Górze. Nieskorzy są do nadstawiania policzka lewego, gdy ich ktoś uderzy w prawy (por. Mt 5:39–42). Nie tylko że prawie siłą dochodzą swego, ale nawet krzywdę wyrządzają braciom. Następuje lista występków obywateli korynckich przynoszących niewielką chlubę zarówno samemu miastu, jak zwłaszcza społeczności tamtejszych chrześcijan. 11. Aby ktoś nie pomyślał, że Paweł snuje smutne refleksje, nie mające jednak związku z wiernymi Koryntu, stwierdzi Apostoł wyraźnie: takimi byli niektórzy z was. Jako wytrawny pedagog i znawca ludzkiej duszy, nie mógł Paweł poprzestać na wyliczeniu wcale nie błahych występków Koryntian. Przypomni zwięźle – ale jakże głęboko teologicznie – fakt, naturę i skutki chrztu św. W chrzcie dokonało się obmycie, uświęcenie i usprawiedliwienie dawnych grzeszników. Każde z tych określeń ukazuje inny aspekt sakramentu nawiązując do coraz to innej koncepcji grzechu. Wszystko dokonało się w imię Jezusa Chrystusa mocą Ducha Bożego. Tak więc cała Trójca Święta jest zaangażowana w dzieło zbawienia człowieka. 12. Tematyka wykroczeń przeciwko szóstemu przykazaniu znów wraca. Dochodzi do tego, być może, za pomocą skojarzeń przy okazji redagowania katalogu występków Koryntian. Zaczyna się od zacytowania pewnych dewiz moralnych, krążących wśród Koryntian. Były one najprawdopodobniej wynikiem świadomego zniekształcenia nauki Pawła o wolności chrześcijańskiej. Korygując te błędne poglądy tym samym uzupełnia Apostoł w sposób dość istotny swoją – znaną skądinąd, zwłaszcza z Listu do Rzymian – teologię wolności. Tak np. dowiadujemy się, że autentyczna wolność chrześcijańska posiada swoje bardzo wyraźne granice. Jedną z nich jest sprawa korzyści nadprzyrodzonych. Korzystanie z wolności nie może przynosić duchowej szkody człowiekowi. Inny, paralelny tematycznie fragment tego samego listu (Rz 10:23 nn), we wspomnianej tu korzyści pozwala dopatrywać się dobra społecznego całej wspólnoty. Wolność jednostki nie może kolidować z dobrem całej społeczności. Drugą granicą chrześcijańskiej wolności jest poczucie osobistej godności chrześcijanina, jako istoty wyzwolonej z więzów grzechu. Wolność nie powinna doprowadzić do tego, żeby człowiek stał się niewolnikiem swoich pożądań, z czasem zupełnie nieprzezwyciężalnych. 13. A oto inna zasada głoszona przez heroldów korynckiej wolności, odnosząca się tym razem do spożywania pokarmów. Do jej sformułowania doszło, być może, również w związku z pouczeniem Pawła, dotyczącym nieobowiązujących już przepisów starotestamentowego Prawa co do spożywania pokarmów. Pocieszano się, być może, poza tym – prawdopodobnie słowami Pawła, iż przyjdzie czas, że Pan unicestwi zarówno same pokarmy, jak i wnętrzności ludzkie wchłaniające owe pokarmy. Sądzono oprócz tego – jak się zdaje – że podobnie rzecz się ma z ludzkim ciałem, gdy chodzi o pożycie seksualne. Otóż gdy w przypadku spożywania pokarmów Paweł nie wprowadza żadnych korekt – należy się domyślać, rzecz jasna, że zalecał umiarkowanie – to bardzo stanowczo kwestionuje słuszność wspomnianej przed chwilą analogii. Ciało jest przeznaczone nie do rozpusty, lecz dla Pana. Chrystus przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie zdobył sobie prawo własności nie tylko co do duszy, lecz także i ciała człowieka. Człowiek zaś korzystając z owoców zbawczego dzieła przez chrzest św. i inne sakramenty czyni z własnego ciała mieszkanie Boga, oddaje się Bogu cały na własność. 14–15. Przy wykroczeniach przeciwko godności ludzkiego ciała zatrzymuje się Paweł nieco dłużej. Przyrównanie organizmu ludzkiego do ciała Chrystusa sprawia, że każde naruszenie szóstego przykazania jest grzechem przeciwko swoistej sprawiedliwości, jest naruszeniem prawa własności Bożej. Jeśli chrześcijanin własne ciało oddaje nierządnicy, tym samym wydaje jej ciało Chrystusa, skoro nierząd jest karykaturą małżeństwa ustanowionego przez stwórcę. 16–18. A oto jeszcze inny powód, który winien skłaniać Koryntian do unikania rozpusty: jednocząc się z nierządnicą przestają należeć do Chrystusa. Przy sposobności Paweł wyjaśnia, że jedność z Chrystusem ma charakter duchowy. Niemałą trudność sprawia twierdzenie, że wszelki grzech popełniany przez człowieka jest poza ciałem. Wiadomo przecież, że większość wykroczeń przeciwko piątemu przykazaniu – od rozmaitych okaleczeń poczynając, a na samobójstwie kończąc – to grzechy przeciwko ciału, i to nierzadko przeciwko własnemu ciału. Być może chodzi tu o sformułowanie myśli, że żaden z grzechów ludzkich nie brudzi ciała w tak przykry sposób jak rozpusta. Możliwe też, że przez ciało należy tu rozumieć organizm społeczny, wspólnotę pierwotną. Grzechy nieczyste wprowadzały szczególną atmosferę do życia tej społeczności, brukały ją w sposób wyjątkowy. Zresztą może Paweł abstrahował w danym momencie od wszelkich porównań i chciał jedynie stwierdzić z całym naciskiem, że grzechy nieczyste bezczeszczą ludzkie ciało, będące świątynią Boga. 19–20. Właśnie o owej świątyni mówi kolejny wiersz listu. To, co w 1Ko 3:16 było powiedziane o całej wspólnocie, teraz stosuje Paweł do poszczególnych jednostek. Przy sposobności jeszcze raz przypomina, że nie należymy już do siebie, bo stanowimy własność Boga, a dokładniej Chrystusa, gdyż to On nabył nas sobie za cenę własnego życia. Wszystko więc czym człowiek jest – także jego ciało – winno służyć pomnażaniu chwały Bożej. 7:1. Skarciwszy Koryntian za ich różne wykroczenia, z kolei przystępuje Paweł do udzielania odpowiedzi na ich wątpliwości i pytania. Niektóre kwestie dotyczyły godziwości związku małżeńskiego. Być może zrodziły się one w świadomości ludzi, którzy zaniepokojeni pouczeniami Pawła o ohydzie grzechów nieczystych, zaczęli zastanawiać się nad tym, czy w ogóle jakiekolwiek kontakty seksualne, nawet małżeńskie, są godziwe. Wynika z tego, że we wspólnocie korynckiej obok tendencji zdecydowanie pod względem moralnym liberalnych istniały też i dawały o sobie znać prądy i dążenia prawdziwie ascetyczne. Na ożywieniu tych ostatnich tendencji Apostołowi wyraźnie zależy. Dlatego stwierdza najpierw, że bezżenność jest stanem doskonalszym od małżeństwa. Warto przy okazji przypomnieć, że w oficjalnym judaizmie wstępowanie w związki małżeńskie było nakazane przez Prawo. Nie zalecanym przez żadne prawo, lecz normalnym stanem każdego dorosłego mężczyzny i każdej niewiasty było u Greków małżeństwo. Wiadomo, że nie zawierały związków małżeńskich rzymskie westalki, a przez cyników i niektóre neoplatońskie środowiska bezżenność była uważana za stan doskonalszy od małżeństwa. Bezżenności przestrzegano również w społeczności qumrańskiej. 2. Paweł jest jednak świadom tego, że trwanie w bezżennym stanie dla wielu – żeby nie powiedzieć, dla większości ludzi – jest prawie niemożliwe. Ludziom tym radzi bez żadnych wewnętrznych oporów wstępować w związki małżeńskie, podając równocześnie kilka zasad służących za podstawę do rozwijanej z biegiem czasu etyki małżeńskiej. Cel pożycia małżeńskiego – uniknięcie grzechów rozpusty – jest więc przedstawiony według tych pierwszych wskazań od strony tylko negatywnej, na co Paweł zresztą jeszcze kilkakrotnie zwróci uwagę (por. 1Ko 7:5.9). 3–6. We wzajemnym pożyciu małżeńskim obowiązuje zasada absolutnej równości praw i obowiązków. Racją jedyną, dla której jedna ze stron uzyskawszy uprzednio zgodę drugiej – może na jakiś czas powstrzymać się od pożycia małżeńskiego, jest intencja oddania się modlitwie. Nie wynika z tego, że w przekonaniu Pawła – a zatem z konieczności i według nauczania Kościoła – oddawanie się modlitwie wyklucza wspólne pożycie dwojga małżonków. Wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z aluzją do żydowskiego zwyczaju powstrzymywania się przez pewien czas od pożycia małżeńskiego po to, by oddawać się tylko studiowaniu Prawa i modlitwie, przy czym wcale nie była wymagana zgoda małżonka. Wypowiedź Pawła o wstrzemięźliwości czasowej w pożyciu małżeńskim nie jest przedmiotem żadnego przykazania. Jest to jego prywatna rada, płynąca ze zrozumienia słabości ludzkiej. Wydaje się zresztą, że uwaga o wyrozumiałości rozciąga się także na wszystko, co Paweł powiedział o stosunku małżeństwa do dziewictwa. 7–9. Wyłożywszy, bardzo ogólnie zresztą, zasady pożycia małżeńskiego, powraca Paweł do stwierdzenia wyższości dziewictwa nad małżeństwem, lecz dodaje natychmiast, że do życia w stanie bezżennym, podobnie zresztą jak i do małżeństwa, trzeba być specjalnie powołanym. Uwaga niniejsza odnosi się zarówno do tych, którzy nie wstąpili w ogóle w związki małżeńskie, jak i do tych, którzy już owdowieli. Przy tych ostatnich Paweł zatrzymuje się zresztą nieco dłużej, dając wyraźnie do zrozumienia, że jest zwolennikiem małżeństwa jednorazowego. Do tej sprawy wróci jeszcze za chwilę, teraz jednak – by być dokładnym – zaznacza, że z jego rady nie powinni korzystać ci wdowcy lub wdowy, którzy przez trwanie w bezżenności narażaliby się na karę przyszłego ognia – bo i tak można by rozumieć ostatnie słowa w. 9 – lub mieliby płonąć jeszcze za życia w ogniu pokus. 10–11. Inaczej rzecz się ma z nierozerwalnością związku małżeńskiego. Tu Paweł nie udziela rad. Nierozerwalność węzła małżeńskiego jest przedmiotem bardzo wyraźnego nakazu Chrystusa. Może się wprawdzie zdarzyć sytuacja – Paweł nie podaje na razie bliższych okoliczności – że małżonkowie będą musieli rozstać się z sobą, lecz ta rozłąka powinna mieć charakter przejściowy i co za tym idzie, bynajmniej nie upoważnia do zawarcia nowego związku małżeńskiego, ponieważ dotychczasowy wcale nie został unieważniony. Tak więc NT – podobnie jak prawo greckie i rzymskie – przewiduje również praktykę separacji małżeńskiej. 12–14. A oto inny przypadek. Dwoje ludzi nie ochrzczonych – wstępuje w związek małżeński, po czym jedna ze stron przyjmuje chrzest. Druga nie chce co prawda przejść na chrześcijaństwo, ale też nie zamierza odejść od ochrzczonego współmałżonka lub zrezygnować z pożycia małżeńskiego. Według zaleceń Pawła należy na tę sytuację zezwolić. Racje, które przemawiają za takim potraktowaniem strony niewierzącej, są następujące: 1) istnieje pewne prawdopodobieństwo, lub przynajmniej nadzieja, że strona niewierząca, pociągnięta dobrym przykładem świętego życia strony wierzącej, również z czasem przyjmie chrzest święty; 2) w grę wchodzi nadprzyrodzone dobro dzieci. Przebywając w atmosferze chrześcijańskiego życia przynajmniej jednego z małżonków, dzieci owe uczestniczą niejako w dobrach duchowych wierzącego ojca lub matki, zbliżając się w to sposób do Boga. W przeciwnym wypadku dostałyby się pod wpływy mocy tego świata, a one są określeniem wszystkiego, co nieświęte. Zarówno „nieczystość”, jak i „świętość” dzieci mają charakter zewnętrzny, społeczny, choć nie są pozbawione związku z wewnętrznym usposobieniem człowieka. 15–16. Może się zdarzyć i tak, że strona nie ochrzczona, nie mogąc się pogodzić z nowym stylem życia strony ochrzczonej, zgłosi chęć odejścia. Nie należy jej tego utrudniać. Chodzi bowiem o to, by małżonkowie, by ludzie w ogóle, żyli w atmosferze pokoju – taki jest cel powołania wszystkich ludzi przez Boga – a nie antagonizmów i sporów. Zresztą nie ma żadnej pewności, że uniemożliwienie rozstania stronie pragnącej odejść rzeczywiście zagwarantuje jej zbawienie. Przeciwnie, można by nawet przypuszczać, że życie w ustawicznej niezgodzie i brak obopólnego zrozumienia mogłyby się stać przyczyną wiecznej zguby. I odwrotnie – zezwolenie na rozłąkę w pewnych okolicznościach zdaje się rokować nadzieje dojścia do Boga. Dlatego niektórzy proponują odczytać 1Ko 7:16 w sposób następujący: Zresztą nic nie wiadomo, żono, „może właśnie w ten sposób zbawisz twego męża”. To samo odnoszą do męża o żonie. Opuszczony współmałżonek, ochrzczony, w tym wypadku staje się wolny i może wstąpić w nowy związek małżeński. Przywilej ten, zwany inaczej Pawłowym (privilegium Paulinum), ma zastosowanie w kościelnym prawie małżeńskim po dzień dzisiejszy. 17. Słowa te mogą stanowić zakończenie rozważań nad sprawą małżeństwa, ale mogą też uchodzić za wprowadzenie do nowej problematyki. To drugie przypuszczenie zdaje się być bardziej prawdopodobne. Każdemu wybrał Bóg i przygotował inną drogę do siebie. Być może istniały jakieś szemrania, przypisujące Pawłowi różnicowanie swojego nauczania w zależności od jego adresatów. Otóż tak nie jest. Paweł naucza tak samo we wszystkich Kościołach. Mówiąc inaczej, różne okoliczności życiowe, towarzyszące człowiekowi w ciągu jego życia, są równocześnie oznakami jego powołania. 18. W środowiskach zwłaszcza judeochrześcijańskich z problemem powołania życiowego wiązała się w sposób dość istotny sprawa obrzezania, co wpływało niekiedy także na obyczaje religijne i stwarzało pewne rozterki również wśród chrześcijan nawróconych z pogaństwa. Niektórzy, będąc obrzezanymi, przejąwszy się nauką Pawła o bezużyteczności obrzezania, usiłowali przy pomocy pewnych zabiegów pozbyć się znaku obrzezania. Inni natomiast, ulegając wpływom propagandy „żydujących”, uważali, że mimo przyjęcia chrześcijaństwa powinni poddać się obrzezaniu. 19–20. Wskazania Pawła, skierowane do jednych i do drugich, są pod tym względem zupełnie jasne. Ani obrzezanie, ani jego brak, jedynie przestrzeganie przykazań Boga winno być przedmiotem troski każdego człowieka. Jeśli chodzi o następny wiersz, trudno rozstrzygnąć, czy jest to konkluzja rozważań kontekstu poprzedzającego, czy też wprowadzenie do kwestii niewolnictwa. Treściowo i strukturalnie wiersz może spełniać obydwie funkcje. 21–22. Położenie społeczne niewolników w świecie starożytnym, pominąwszy pewne przypadki odosobnione, z punktu widzenia etyki głoszonej przez Chrystusa było jednym z problemów wymagających zasadniczego rozwiązania. Wiadomo, że niewolnicy najczęściej w drodze ucieczki (por. Flm) próbowali – przeważnie bezskutecznie – odzyskać wolność. Zdarzały się też niekiedy jawne bunty i wystąpienia zbrojne niewolników. Paweł nie zdaje się popierać tych metod, chyba głównie ze względu na ich nieskuteczność. Co więcej, udziela nawet takiej oto rady: Jeśli ktoś nawraca się na chrześcijaństwo jako niewolnik, a potem nadarza mu się sposobność odzyskania wolności, to niech mimo wszystko wykorzysta raczej stan swego poniżenia, gdyż dla Pana, dla wieczności, nie ma żadnego znaczenia to, czy ktoś jest wolnym, czy niewolnikiem. Wszyscy chrześcijanie są bowiem niewolnikami Chrystusa i odwrotnie: będący niewolnikami od wielu nawet pokoleń, nabywają, przyjąwszy sakrament chrztu, wszystkich praw wolnych dzieci Bożych. Dopatrywanie się w 1Ko 7:21 myśli: „Jeśli możesz się stać wolnym, skorzystaj z tego”, samej w sobie również możliwej, jest jednak pozbawione logicznego związku z kontekstem następnym. 23–24. Sens ewentualnych zabiegów odzyskania wolności kojarzy się Pawłowi z wielkim dziełem wykupu całej ludzkości z niewoli grzechu. Niewolnikami ludzi staliby się Koryntianie, gdyby tylko po ludzku myśleli i do ludzi wyłącznie, a nie do Boga, byli przywiązani. Możliwe, że jest to jeszcze jedna aluzja do podziału wspólnoty na różne ugrupowania religijne. Rozumowanie kończy się jeszcze jednym, identycznym powtórzeniem myśli wyrażonej w 1Ko 7:20. Zarówno stan wolny, jak i niewolnictwo są pewnymi drogami mogącymi zaprowadzić do Boga. 25–26. Zasygnalizowany dość ogólnie na początku rozdz. 1Ko 7 problem stosunku małżeństwa do dziewictwa podejmuje Paweł na nowo. Oświadcza na wstępie, że to, co zamierza powiedzieć o dziewictwie, nie stanowi treści nakazu Chrystusa, lecz ma charakter rady, nie pochodzącej jednak od byle kogo, bo od tego, któremu należy wierzyć, ponieważ doznał on miłosierdzia od Pana. Jest to aluzja albo do bezżenności Pawła jako stanu uważanego przez Apostoła za wyraz miłosierdzia Bożego, albo nawiązanie do owych objawień prywatnych, o których na innym miejscu Paweł sam mówił i które czyniły go, przynajmniej pod tym względem, człowiekiem szczególnie oświeconym. A oto kilka racji uzasadniających twierdzenie Pawła o wyższości dziewictwa nad małżeństwem. Na pierwszym miejscu wymienia Apostoł utrapienia, tzn. różne udręki związane z życiem ziemskim w ogóle, a cierpienia poprzedzające powtórne przyjście Chrystusa w szczególności. W takiej sytuacji możemy wybrać ten stan, który przynajmniej nie będzie źródłem nowych ucisków. Jest to, jak widać, motywacja odwołująca się do zdrowego rozsądku chrześcijanina. 27–28. Nie oznacza to jednak, że można lub że należy porzucić żonę lub męża, jeśli ktoś już wstąpił w związek małżeński, po to, by znaleźć się w sytuacji korzystniejszej, by sobie zaoszczędzić kłopotów życiowych. Byłoby to sprzeczne z dopiero co wyłożoną nauką Pawła o nierozerwalności związku małżeńskiego. Nie dopuszczają się natomiast żadnego wykroczenia ludzie, którzy mimo ostrzeżeń Pawła, będąc dotąd wolnymi, wstępują w związek małżeński. Życie w małżeństwie – może nie w ogóle, ale w czasach, które się już rozpoczęły – pociąga za sobą wiele kłopotów i udręk, których Paweł chciałby zaoszczędzić wiernym Koryntu. 29–31. Druga racja przemawiająca za wyższością dziewictwa nad małżeństwem została wyrażona słowami: czas jest krótki. Zdanie to może nie dowodzi przekonania Pawła o bliskości paruzji. Raczej jest to bardzo ogólne, ale jakże obfitujące w następstwa stwierdzenie, że egzystencja ludzka jest krótka. Pełne uświadomienie sobie tej prawdy zmusza do odpowiedniego wykorzystania naszego życia. Trzeba każdego dnia i w każdej chwili zmobilizować wszystkie środki, trzeba obrać taki styl życia, żeby w owym krótkim czasie zyskać jak najwięcej. Nie jest ważne więc to, czy ktoś ma żonę czy nie, nie jest ważne, czy się smuci czy raduje, czy opływa w bogactwa czy jest ubogi… Nie jest ważne to wszystko, bo przeminie i co najważniejsze, przeminie niebawem. 32–35. Wreszcie motyw najistotniejszy: dziewictwo jest doskonalsze od małżeństwa dlatego, że umożliwia całkowite i wyłączne oddanie się Bogu. Człowiek trwający w stanie bezżennym nie jest skazany na konieczność ciągłego dzielenia swego serca. Pomijając już to, że służba Bogu w takiej sytuacji jest bardzo połowiczna, nie można również zapominać o rozterce wewnętrznej jeżeli nie o rozdarciu wręcz – jakie człowiek przeżywa, nie mogąc zdobyć się na pełną miłość ani do Boga, ani do współmałżonka. Godne i ochotne trwanie Koryntian przy Panu – oto przedmiot pragnień Apostoła w momencie przekazywania owych rad co do małżeństwa i dziewictwa. 36–38. Istnieją przynajmniej dwie interpretacje tego trudnego tekstu. Według jednej z nich chodzi tu o pewnego ojca, stojącego wobec zagadnienia wydania lub niewydania za mąż córki, która jest już nie pierwszej młodości. Stwarza to cały szereg różnych problemów: rodzina czuje się nieco upokorzona, czystość moralna córki jest zagrożona, z każdym rokiem zmniejszają się jej szanse zawarcia związku małżeńskiego. Zdaniem Pawła ojciec takiej kobiety jeśli chce, może ją wydać za mąż. Nie będzie w tym nic złego. Jeżeli jednak ona sama z całą świadomością godzi się trwać w panieństwie, jeżeli nie ma żadnej konieczności zewnętrznej – np. brak środków do życia – zawierania małżeństwa, jeżeli owa dziewczyna czuje się dostatecznie panią swej woli i jest przekonana o wyższości dziewictwa nad małżeństwem, to jej ojciec – zgodnie z radą Pawła – może podjąć decyzję pozostawienia jej w stanie panieńskim. Interpretację tę trudno jednak zaakceptować, głównie dlatego, że postać ojca jest tu elementem nowym, nie występującym w kontekście ani poprzedzającym, ani następującym. Według innej egzegezy chodzi tu o młodego człowieka, który przeżywa rozterkę nie wiedząc, czy ma poślubić młodą kobietę, czy też nie. Otóż człowiek ten jeżeli wyczuwa, że dalsze trwanie w stanie bezżennym byłoby dlań zbyt trudne i może trochę krzywdzące dla dziewczyny, której lata już przeszły, powinien – według wskazań Pawła – ją poślubić. Jeżeli natomiast jest pewny, że nie upadnie i nie ma innych racji przemawiających za koniecznością zawarcia związku małżeńskiego – może się nie żenić. Wyraz grecki użyty w tym przypadku w celu wyrażenia idei zawierania związku małżeńskiego znaczy najczęściej „wyjść za mąż”, ale niekiedy także „ożenić się”. Na zakończenie Paweł nie omieszka zauważyć, że obie brane tu po uwagę decyzje będą moralnie dobre, doskonalszą będzie jednak decyzja trwania w stanie bezżennym. 39–40. Stanowisko Pawła w sprawie ponownego małżeństwa wdowców i wdów jest już znane: lepiej pozostać we wdowim stanie. Jeżeli jednak ktoś przewiduje, że będzie wskutek tego „płonął” (w. 1Ko 7:9), niech bez wahania zawiera małżeństwo, byleby w Panu, co oznacza: byleby godnie, uczciwie i z osobą ochrzczoną. 8:1–2. Usiłując należycie zrozumieć problem tzw. idolotytów, musimy najpierw spróbować dostrzec wszystkie okoliczności, w jakich zrodziła się ta specyficzna dla chrześcijan korynckich trudność. Otóż gdy składano ze zwierząt – zwłaszcza dużych, jak np. woły – ofiarę, to mięso z ofiarowanego zwierzęcia dzielono w sposób następujący: część spalano w świątyni na ołtarzu, część była przeznaczona dla kapłanów obsługujących świątynię, resztę pozostawiano do dyspozycji temu, kto składał lub finansował ofiarę. Jeżeli na ofiarę składało się np. 100 wołów, to ani nie zdołano spożyć ich mięsa w czasie uczty przyświątynnej, zaraz po uroczystościach składania ofiary, ani nie wyczerpano wszystkich zapasów po drugim przyjęciu, odbywającym się zazwyczaj w domu. Pozostałą resztę przejmowały więc lokalne sklepy z mięsem – i tu właśnie powstawał problem: czy chrześcijanom wolno ze spokojnym sumieniem kupować mięso, którego część złożono już idolom – stąd nazwa techniczna: idolotyty – w ofierze? Kwestia okazywała się tym trudniejsza do rozwiązania, że najprawdopodobniej nie istniały inne możliwości zaopatrzenia się w mięso. Mówiąc o „wiedzy” dotyczącej spożywania pokarmów składanych bożkom, być może nawiązywał Paweł do swej wypowiedzi np. w 1Ko 6:12, ale na pewno przesadzał, gdy stwierdzał, że wszyscy są pod tym względem oświeceni. Za chwilę będzie bowiem mówił o tych, co takiej wiedzy nie mają – i prawdopodobnie oni to właśnie zgłosili niniejszy problem. Ci, którzy posiadali wiedzę, nie odczuwali żadnego niepokoju spożywając idolotyty. Zresztą jest również możliwe, że Paweł cytuje tu powiedzenie powtarzane z fanfaronadą przez tzw. „mocnych” Koryntian, którzy zdawali się arogancko ignorować obecność słabych we wspólnocie. Jedną z cech charakterystycznych w postępowaniu owych mocnych było przechwalanie się mądrością, wiedzą, jaką rzekomo posiadali w stopniu wyższym niż zwykli śmiertelnicy. W wyjaśnieniach Pawła należy zwrócić uwagę przede wszystkim na bardzo ważne rozróżnienie: co innego wiedza, a co innego miłość. Wiedza pozbawiona miłości sprawia, że człowiek daje się ponosić coraz groźniejszej pysze; buduje zaś tylko miłość. Może się komuś wydawać, że posiada wiedzę, ale to wcale nie oznacza, że zna również sposób, w jaki powinno się z tej wiedzy korzystać. 3. Prawdziwą wartość nadaje wiedzy miłość do Boga i do bliźnich. Ona to sprawia, że Bóg poznaje lub uznaje człowieka. Na zapleczu tego stwierdzenia można się dopatrzyć bez trudności, zmodyfikowanej co prawda, lecz rzeczywistej, starotestamentowej idei wybrania Bożego. Tak więc ostatecznie liczy się nie mądrość i wiedza ludzka, tylko wiedza Boga o człowieku, który miłuje Boga i swoich bliźnich. 4–5. Po tych refleksjach nad czystą wiedzą i wiedzą wzbogaconą miłością przystępuje Paweł wprost do problemu idolotytów. Jego rozumowanie jest proste: ponieważ nie istnieją w rzeczywistości bogowie, którym są składane pogańskie ofiary, żadnego znaczenia nie mają również same ofiary. Tę prawdę – choć z innego punktu widzenia – wyrażają słowa jeden Bóg, będące chyba najkrótszym wyznaniem monoteizmu chrześcijańskiego. Tego stanu rzeczy nie zmienia przekonanie o istnieniu całego mnóstwa idolów i władców tego świata. 6. Pojęcie Boga-Stwórcy i Boga-Ojca są sobie treściowo bliskie i w NT dość często występują łącznie. Bóg chrześcijan jest nie tylko początkiem i źródłem, lecz także celem ich istnienia. Chronologicznie po raz pierwszy w listach Pawła spotykamy tu wzmiankę o współudziale Syna w dziele stworzenia świata (por. Kol 1:15–20; Hbr 1:2; Jan 1:3). Chrystusowi również zawdzięcza każdy chrześcijanin swoje szczególne istnienie, swoją egzystencję w Chrystusie. Dotykamy tu tylko bardzo złożonego problemu chrystologii bazującej na pojęciach Logosu, obrazu i mądrości. 7–11. Następuje praktyczne zastosowanie uwag o potrzebie wiązania wiedzy z miłością. Otóż chrześcijanie posiadający wiedzę, czyli mocni, nie powinni zapominać o tym, że są obok nich słabi, nie uświadomieni ich bracia w Chrystusie. Ci są przekonani, że rzeczywiście istnieją pogańscy bogowie i że spożywanie mięsa z ofiar składanych tym bożkom jest rzeczywistym uczestniczeniem w kulcie bałwochwalczym, co jak wiadomo, jest grzechem. Jeżeli jednak owi słabi zobaczą, że tzw. mocni, czyli oświeceni, spożywają takie mięso, będą ich naśladować, dopuszczając się czynów, które we własnym sumieniu uważają za wykroczenia przeciwko Bogu. Pośrednią przyczyną tego wykroczenia staje się więc wiedza mocnych. Przez nią słaby gotuje sobie zgubę wieczną, przez nią również marnuje się krew Chrystusa, który umarł dla zbawienia wszystkich ludzi. 12–13. W ten sposób wina mocnych wobec słabych – brak względu na ich słabość – staje się również winą wobec Chrystusa: brakiem należnego szacunku dla Jego zbawczej krwi. W takiej sytuacji mocni, jeśli pragną być uczciwymi, jeśli chcą łączyć wiedzę z miłością, powinni się powstrzymać od spożywania mięsa z ofiar składanych pogańskim bożkom. Dodatkowym uzupełnieniem tej sugestii może być 1Ko 8:8: pokarm nie przybliży nas do Boga…, ani też jedząc nie wzrośniemy w znaczenie. W wierszach 1Ko 8:9–13 suponuje Paweł znajomość zasady, która uchodzi za elementarną po dzień dzisiejszy w teologii moralnej: nigdy nie wolno decydować się na czyny sprzeczne z głosem sumienia. 9:1. W pouczeniach skierowanych do tzw. mocnych korynckich chodzi ostatecznie o to, by nie dawać nikomu zgorszenia. Troska o przestrzeganie tej zasady wiąże się z koniecznością zdobywania się na pewne wyrzeczenia i ofiary. Aby te nakazy utrwaliły się lepiej w świadomości Koryntian, Paweł nie waha się posłużyć przykładem własnego życia, wypełnionego najróżniejszymi ofiarami i rezygnacją z rzeczy najgodziwszych, w obawie przed zgorszeniem bliźnich. Każde z retorycznych pytań 1K 9:1 każe się domyślać odpowiedzi twierdzącej, a wszystkie owe odpowiedzi mają wyrażać ideę absolutnej wolności i autentycznej godności apostolskiej Pawła. 2–3. Treść tego wiersza nawiązuje dość wyraźnie do kontekstu poprzedniego, ale ma też charakter osobistej apologii Pawła jako apostoła. Gdy chodzi o Koryntian, to ich egzystencja jako chrześcijańskiej wspólnoty jest argumentem najdosadniej przemawiającym za autentycznością apostolskiego posłannictwa Pawła. Faktu istnienia Kościoła korynckiego nikt i nic nie może podważyć. Jest to kontrargument przedstawiony tym, co przyszli do Koryntu, by konkurować z Pawłem. 4–11. Z pytań, jakie znów w sposób retoryczny formułuje Paweł w kilku kolejnych wierszach, można wywnioskować, czego dotyczyły zarzuty wysuwane przeciwko Apostołowi. Sprowadzały się one właściwie do jednego. Twierdzono mianowicie, że Paweł sam jest świadom swej niższości w porównaniu z innymi apostołami i dlatego nie korzysta z praw przysługujących każdemu autentycznemu apostołowi. Być może, iż z czasem odmawiano Pawłowi tu i ówdzie prawa do korzystania z tego, co przysługiwało innym apostołom. Z owego dość długiego łańcucha pytań sformułowanych negatywnie każde sugeruje odpowiedź tylko pozytywną. Paweł ma prawo do tego, by Koryntianie zapewnili mu byt materialny, wolno mu korzystać z pomocy pobożnych niewiast, tak jak korzystali z niej inni głosiciele Ewangelii i krewni Jezusa, również obciążając wspólnotę wydatkami związanymi z utrzymaniem tej pomocy. Podobnie jak inni apostołowie tak też Paweł i Barnaba nie mają obowiązku zarobkowania fizyczną pracą. Posłannictwo apostolskie głosicieli Ewangelii, a między nimi i Pawła; jest przyrównane do służby wojskowej, do pracy wieśniaka na roli i do zajęć pasterza pilnującego trzody. Każdy z tych ludzi ma prawo – co jest chyba zupełnie naturalne – do korzystania z owoców swej pracy. O słuszności tego prawa mówią już natchnieni autorzy ST. Wierni – w tym wypadku Koryntianie – zabezpieczając Pawłowi byt materialny spłacaliby jedynie dług zaciągnięty u Apostoła w postaci dóbr duchowych, które wskutek łaski chrztu św. stały się ich udziałem. 12–15. Mając więc pełne prawo do korzystania z tego wszystkiego, co przysługuje z woli Boga każdemu apostołowi, Paweł zupełnie świadomie i dobrowolnie zrezygnował z wszystkich tych przywilejów apostolskich. Uczynił tak nie z poczucia swej podrzędności wobec innych Apostołów, lecz dlatego, że nie chciał być dla nikogo ciężarem, nie chciał, by ktokolwiek się uskarżał, że słuchanie Ewangelii, a potem należenie do Kościoła kosztują zbyt wiele. Mówiąc to wszystko Paweł wcale nie zamierza stosować chwytu retorycznego polegającego na wzbudzeniu podziwu lub litości, mogących zaowocować z czasem hojnymi datkami. Paweł nie przyjmuje żadnego wynagrodzenia – nawet najsłuszniejszego – za swoje apostolskie trudy. Ową bezinteresowność uważa za największą siłę swego apostolatu. I tym się właśnie chlubi, nie czuje z tego powodu poniżenia. 16–18. Idea chlubienia się nasunęła Pawłowi refleksję nad jego stosunkiem do apostolskiego posłannictwa. Nie jest ono samo w sobie powodem do wynoszenia się. Paweł tylko wypełnia zadania, do jakich został powołany. Czyni to co prawda ochoczo i z całym poświęceniem, lecz wie dobrze, co by go spotkało, gdyby nie głosił Ewangelii. 19–23. Niniejszy fragment ukazuje dokładnie metody apostolskiej działalności Pawła. Cechą istotną jego postępowania jest elastyczność, ustawiczna troska o dostosowanie się – oczywiście w granicach ortodoksji doktrynalnej do sposobu bycia i możliwości percepcyjnych słuchaczy jego pouczeń. I tak np. jest Żydem dla Żydów, gdy każe obrzezać Tymoteusza (Dz 16:3), gdy składa ślub nazireatu (Dz 18:18), gdy w życiu codziennym następuje tak, jak postępują Żydzi (Dz 21:20–26). Jest poganinem, gdy walczy o uwolnienie chrześcijan nawróconych z pogaństwa od ciężaru Prawa Mojżeszowego, gdy nie pozwala obrzezać Tytusa (Dz 15:2.25.35; Ga 2:1.3). Jest jednym ze słabych Koryntu czy Rzymu, gdy upomina mocnych, by w korzystaniu z wiedzy kierowali się również poczuciem miłości bliźniego (1 Kor 8:13; Rz 14 i inne). Dopiero teraz uwidaczniają się powody, dla których Paweł tak bardzo ceni bezinteresowność swego apostolatu. Nie mógłby prowadzić swobodnej, absolutnie nieskrępowanej działalności, gdyby za swoją pracę przyjmował jakieś wynagrodzenie. Owo wyzwolenie się od pieniądza zapewniało w pewnej mierze skuteczność pracy Pawła. Opisując wspomnianą już giętkość swoich apostolskich metod jest też Paweł ciągle zatroskany o to, żeby Koryntianie właściwie go zrozumieli. I dlatego, gdy mówi, że postępował jak zwolniony od Prawa, to zaraz dodaje, że nigdy nie czuł się uwolniony od przestrzegania prawa Bożego i prawa Chrystusowego. 24–25. Posługiwanie się przenośniami zaczerpniętymi z życia stadionu było szczególnie wskazane w liście przeznaczonym dla Koryntian. To przecież w Koryncie odbywały się co dwa lata igrzyska istmijskie i nie brak egzegetów, którzy przypuszczają, że Paweł osobiście przypatrywał się zapasom sportowym właśnie na stadionie korynckim. Pomysł wykorzystania w parenezie chrześcijańskiej idei szlachetnego współzawodnictwa, nawet między poganami, uważa się po dzień dzisiejszy za mądre i skuteczne osiągnięcie metody apostołowania. W porównaniu ascezy chrześcijańskiej do zawodów sportowych nie wszystkie szczegóły są adekwatne. Na stadionie zdobywa nagrodę tylko ten. kto wygrywa zawody, kto okazuje się najlepszym. Inni, mniej sprawni, choćby dokładali największych starań, zostaną pokonani. Inaczej rzecz się ma, gdy chodzi o wysiłki ascetyczne chrześcijanina. Co prawda są przewidziane wśród nagrodzonych w niebie pewne stopnie i rozróżnienia, ale każdy za uczciwą, pełną poświęcenia pracę otrzyma zasłużoną nagrodę i będzie niewymownie szczęśliwy z tego, co posiądzie, nie zazdroszcząc nikomu większego wyróżnienia. Każdy zbawiony będzie się cieszył pełnią własnego szczęścia. Mimo iż odwołuje się do metafor zaczerpniętych ze świata pogańskiego, Paweł w sposobie myślenia okazuje się Żydem. W przyrównaniu wysiłków ascetycznych do zapasów sportowych chodzi mu o jedno: żeby wierni zrozumieli, że warto zrezygnować z życiowych przyjemności, bo za to czeka wieczna nagroda, a nie tylko szybko więdnący wieniec i krótkotrwała sława. Czytelnicy listu Pawła, być może sami już uzupełnili sobie myśl Apostoła rozumując w ten sposób: warto pracować nad sobą, tym więcej, że pewność nagrody jest o wiele większa niż na stadionie, gdzie zdobycie pierwszego miejsca do końca jest niewiadomą. 26–27. Nie pierwszy to już raz stawia Paweł siebie samego za przykład do naśladowania. W tym wypadku chce, by w nim widziano wzorowego biegacza i niezwyciężonego pięściarza. Dwie dyscypliny sportowe – najbardziej chyba popularne w starożytności – zastały połączone w jeden obraz. Walka dwóch pięściarzy – to jakby zmaganie się chrześcijanina z jego własnym ciałem. Pokonane ciało ma się stać posłusznym narzędziem zwycięskiego ducha. Zawodnik liczący na zwycięstwo musi walczyć według pewnych wskazań. Nade wszystko jednak powinien bardzo umiejętnie posługiwać się zasobami własnej energii. Nie może biec bezmyślnie, jakby na oślep, nie może zadawać ciosów w próżnię. Musi przede wszystkim poskromić przeciwnika, musi tak skutecznie odpierać jego ataki, by ten zrozumiał, że nie z byle kim ma do czynienia. Mądry zawodnik potrafi najpierw osłabić przeciwnika po to, by go następnie zabrać w niewolę, czyli pokonać. Paweł nie mówi, do jakich ascetycznych środków się ucieka, by odnosić nad sobą każdego dnia nowe zwycięstwa, ale wyjaśnia, że oprócz chęci dawania innym dobrego przykładu nie zapomina też ani na chwilę o swoim własnym zbawieniu. Nie odstępuje go zbawienna obawa, aby nauczający sam nie był uznany za niezdatnego. Być może jednak, iż oświadczenie to nie ma tak eschatologicznego charakteru. Paweł obawia się, by – będąc człowiekiem tylko – nie upadł kiedyś wskutek własnych zaniedbań. Wtedy cały jego apostolski trud z pewnością poszedłby na marne. Jakkolwiek pojęłoby się powyższe słowa Pawła, nie ulega wątpliwości, że ich sens zasadniczy jest taki: żadne, największe nawet przywileje nie zwalniają człowieka od ustawicznej pracy nad sobą i od ciągłego czuwania. Nic dziwnego, że właśnie tekst 1 Kor 9:24–27 znalazł się w dekrecie Soboru Trydenckiego o niewystarczalności samej wiary do zbawienia (Denz 804). 10:1–2. Nie odstępując zasadniczo od tego samego tematu przechodzi Paweł do innych obrazów. Tym razem przypomina nie znaną, być może, jeszcze wiernym Koryntu – inaczej nie użyłby chyba słów: Nie chciałbym, żebyście nie wiedzieli – historię wędrówki Izraela po pustyni (por. Wj 13–17). Niewola egipska jest w NT symbolem trwania człowieka w grzechu. Otóż Bóg tak umiłował Izraela, że wyprowadził go z tej niewoli, i to w sposób, który dawał do zrozumienia, że Jahwe jest ciągle z ludem. Obłok towarzyszący Izraelitom – to przecież nic innego, jak zewnętrzny znak obecności Boga wśród ludzi. Wszyscy byli w zasięgu tego zbawiennego obłoku. Wszyscy też przeszli przez morze. Paweł nie wspomina o szczegółach tego przejścia. Dzieje Izraela były już Koryntianom znane albo też Apostoł sądził, że nawet sama wzmianka o przeprawieniu się przez morze ludzi, którzy do niedawna byli niewolnikami, zrobi na czytelnikach listu pożądane wrażenie. Co oznacza ten potrójny chrzest Izraelitów? Przejście Izraelitów przez Morze Czerwone jest typem chrztu w NT. Według interpretacji św. Tomasza fale Morza Czerwonego – to woda chrztu, a obłok prowadzący Izraelitów symbolizuje Ducha Świętego. Mojżesz zaś, pierwszy pośrednik, spełnił rolę, Chrystusa ST. Jeśli Paweł mówi, że Izraelici byli ochrzczeni w Mojżeszu, to pragnie wyrazić taką mniej więcej myśl: poddając się kierownictwu Mojżesza, Żydzi zjednoczyli się jakby ze swym przywódcą. On właśnie reprezentował ich wszystkich, brał ich niejako na siebie po to, by w ich imieniu zawrzeć następnie wiekopomne przymierze na Synaju. Tak właśnie będą kiedyś brać na siebie drugiego Pośrednika, Chrystusa, i przywdziewać się w Niego ci, których obmyje woda chrztu. 3–4. Słowa te stanowią wyraźną aluzję do manny, którą Izraelici żywili się na pustyni, oraz do cudownego uzyskania przez Mojżesza wody. Manna i woda stały się typem prawdziwego chleba i prawdziwego napoju, czyli dwu postaci eucharystycznych w NT. Zdaniem niektórych egzegetów wzmianka o Eucharystii została wprowadzona po to, by chrześcijańskie zwyczaje przeciwstawić rozpowszechnionym w Koryncie i znanym z wyuzdania ucztom pogańskim. Manna zastała nazwana pokarmem duchowym albo dlatego, że posiadała sens duchowy – była zapowiedzią Eucharystii – albo dlatego, że została ludziom dana w sposób niezwykły, nadziemski. To samo wypada powiedzieć o wyrażeniu duchowy napój: napój niezwykły, cudowny, lub napój o wyższym duchowym znaczeniu. Sam obraz skały towarzyszącej Izraelitom w ich wędrówce po pustyni jest chyba aluzją do pewnej legendy rabinistycznej, według której skała dotknięta laską Mojżesza poruszyła się i poszła ślad w ślad za Izraelitami. Skała owa jest znów określona mianem duchowej, a nadto Paweł wyjaśnia, że skałą był Chrystus. Łaski wysłużone ludziom i zsyłane na nich przez Chrystusa urzeczywistniają w stosunku do wiernych to, co jako typ biblijny zapowiada woda cudownie wyprowadzona przez Mojżesza ze skały. Mając to na uwadze, można za Justynem powiedzieć, że Chrystus był obecny już wśród Izraelitów, autor zaś Dziejów Apostolskich nie bez słuszności mówi o Kościele wędrującym na pustyni (Dz 7:38). Nawiązując do wspomnianej wyżej legendy rabinistycznej Paweł zdaje się mówić: prawdziwa Skała, która towarzyszyła Izraelowi na pustyni, to nie była góra twardych kamieni, jak was o tym błędnie zapewniają wasi nauczyciele, to był naprawdę sam Chrystus. 5. Paweł nawiązuje do 1Ko 10:1 kończąc takie oto rozumowanie: nie możecie nie wiedzieć, że ojcowie nasi byli przedmiotem szczególnej miłości Bożej. Wyprowadził ich Bóg z niewoli egipskiej, pozwolił bezpiecznie przeprawić się przez Morze Czerwone, związał ich w sposób szczególny z Mojżeszem, umiłowanym swoim, sprawił nawet, że już wtedy przebywał z ludźmi Jego Syn jedyny. A jednak nie wszyscy spośród tych tak uprzywilejowanych ludzi dotarli do Ziemi Obiecanej… Konkluzja praktyczna znajduje się w wierszu następnym: Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, abyśmy nie byli skłonni do złego, tak jak oni zła pragnęli. 6. Niektórzy spośród pierwszych chrześcijan sądzili, że fakt przyjęcia chrztu św. zapewni im całkowicie zbawienie bez jakiegokolwiek wysiłku z ich strony. Paweł przestrzega Koryntian przed niebezpieczeństwem podzielania takiego poglądu, odwołując się do przykładu Izraela ST. Lud ten obsypany tylu przywilejami, jakże surowo został ukarany właśnie za to, że był zadufany w swym wybraniu. Kara zesłana na Izrael Starego Prawa ma głębszy sens. Była nie tylko karą, lecz także pouczeniem dla wszystkich pokoleń. Wierni NT otrzymali łaski o wiele większe niż możność przeprawienia się przez Morze Czerwone, manna i cudownie otrzymana na pustyni woda. Zostali rzeczywiście ochrzczeni, dostali za pokarm prawdziwe Ciało i Krew Jezusa. Niech więc uważają, by nie popaść w błędy swych ojców, aby ich nie spotkała podobna kara. 7. Jako najcięższy upadek Izraela wymienia św. Paweł grzech bałwochwalstwa, nawiązując wyraźnie do kultu złotego cielca (Wj 32:6). Zacytowanie akurat tego sprzeniewierzenia się Bogu prawdziwemu pozwala przypuszczać, że grzechy uczestniczenia w orgiastycznych ucztach pogańskich zdarzały się także niektórym chrześcijanom korynckim. Wzmianka o jedzeniu i piciu, i o rozkoszach zdaje się wyraźnie na to wskazywać. 8. Możliwe, że niektórzy spośród chrześcijan uczestnicząc w ucztach pogańskich dopuszczali się nawet grzechów nieczystych. Paweł przypomina im jako ostrzeżenie śmierć dwudziestu trzech tysięcy Izraelitów. Księga Liczb wspomina o dwudziestu czterech tysiącach Izraelitów ukaranych za grzechy z Moabitkami (Lb 25:1–9). Wzmianka Pawła o dwudziestu trzech tysiącach tłumaczy się – zdaniem egzegetów – cytowaniem Pisma Świętego z pamięci. Wymieniając grzechy nieczyste zaraz po grzechach bałwochwalstwa Paweł wskazuje, za przykładem Mdr 14:12, jak te dwa upadki łączą się wzajemnie. Gdy zaistnieje jeden, pociąga za sobą drugi. 9. Znów nawiązuje Paweł do wydarzenia z czasów wędrówki Izraelitów po pustyni. Kuszeniem Pana było wtedy szemranie Izraelitów karmionych manną na brak potraw, jakimi żywili się w Egipcie (Lb 21:5 n). Pana NT, czyli Chrystusa, kusili Koryntianie albo domagając się znaków i cudów, albo pragnąc ciągle darów, z których najbardziej cenili sobie glosolalię (por. 1 Kor 14:1–10). 10–11. Wzmianka o szemraniu jest aluzją do wystąpień Koracha, który buntował się przeciwko władzy Mojżesza i nie uznawał kapłańskich przywilejów rodu Aarona. Myśląc o sytuacji panującej w Koryncie Paweł albo czynił aluzję do rozłamów, jakie miały miejsce w tej wspólnocie, albo miał na uwadze niezadowolenie wywołane jego listem przedkanonicznym, zawierającym instrukcje regulujące stosunek chrześcijan do pogan. Dokonujący zagłady – to wykonujący wyroki Boże anioł, wspomniany kilkakrotnie w ST (por. Wj 12:23; 2 Sm 24:16). Niektóre pouczenia znajdujące się w Piśmie Świętym dotyczą nas bezpośrednio, inne odnoszą się do nas w sposób pośredni. Te ostatnie są zawarte w pewnych wydarzeniach lub uosobione w konkretnych postaciach. Mówi się o nich, że obok zwykłego, dosłownego sensu mają także sens typologiczny czyli stanowią zapowiedź innych, przyszłych rzeczywistości. Wyrażenie kres czasów nie może stanowić podstawy do przypisywania Pawłowi nauki o bliskim ponownym przyjściu Pana. W rzeczywistości chodzi tylko o to, że już rozpoczęła się, tak często zapowiadana przez proroków, era mesjańska. W spekulacjach historiozoficznych autorów natchnionych jest to niewątpliwie ostatnia epoka, kres czasów w ogólnym ujęciu dziejów całej ludzkości. 12–13. Dotychczas Paweł mówił do ludzi słabych, upadających. Lecz oto następuje przestroga dla tzw. mocnych. Niech baczą, żeby nie upadli. Jednakże i oni nie powinni podupadać na duchu, choćby im przyszło walczyć z najcięższymi pokusami. Pan Bóg nie przestanie być dobrym, miłującym ojcem także wtedy, gdy dopuszcza nawet bardzo przykre pokusy. Nie będą one nigdy tak wielkie, aby przekraczały wytrzymałość człowieka, a nadto we właściwym czasie otrzyma on wskazanie, w jaki sposób będzie mógł je przezwyciężyć. 14–15. Niniejszy dwuwiersz spełnia zarówno funkcję konkluzji kończącej rozumowanie kontekstu poprzedzającego, jak i wprowadzenia do dłuższego fragmentu o charakterze czysto parenetycznym. Przedmiotem tej parenezy jest sprawa udziału chrześcijan korynckich w ucztach pogańskich. 16. Wiersze 1Ko 10:16–19 stanowią motywację wspomnianych przed chwilą napomnień. Otóż chrześcijanin nie może brać udziału w religijnych ucztach pogańskich dlatego, ponieważ związał się już w sposób szczególny z Panem i dzięki temu uczestniczy w ucztach, w czasie których pije z kielicha prawdziwej Krwi Chrystusa i spożywa Chleb będący prawdziwym Ciałem Pańskim. W tekście jest mowa o kielichu błogosławieństwa, co stanowi wyraźną aluzję do żydowskiej wieczerzy paschalnej, gdy w sposób szczególnie uroczysty błogosławiono trzeci kolejny kielich. Podkreślając z naciskiem, że ten kielich błogosławią chrześcijanie, Paweł tym samym odróżnia ucztę ofiarną od kielichów, z których pito i które błogosławiono na ucztach pogańskich lub żydowskich. Łamania chleba dokonywano podczas każdego zwykłego posiłku, z czasem jednak określenie to zaczęto odnosić przede wszystkim do wydarzeń Ostatniej Wieczerzy, gdy łamanie chleba i rozdzielanie go przez Chrystusa obecnym stanowiło moment centralny. Po owym łamaniu chleba rozpoznali kiedyś Chrystusa dwaj uczniowie z Emaus (Łk 24:35). 17. Chrystus jest jeden; jedno też jest Jego ciało, skutkiem zaś udziału w łamaniu chleba, będącego Ciałem Chrystusa, jest organiczna jedność tych, co uczestniczą w tego rodzaju ucztach. Nie można – jak powie Paweł nieco dalej – pić z kielicha Pana i z kielicha demonów; nie można zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów (1Ko 10:21). Oto, jakie są społeczne skutki udziału chrześcijan w spożywaniu Ciała i piciu Krwi Jezusa. Eucharystia stanowi rzeczywistą więź społeczną chrześcijan. A chrześcijanie to ludzie, którzy się odżywiają tym samym Chlebem, tj. Ciałem Chrystusa. 18–21. Z kolei ukazuje Paweł skutki uczestniczenia chrześcijan w ucztach pogańskich. Skutki te są również potraktowane jako racje, które powinny powstrzymywać chrześcijan od udziału w owych ucztach. Rozumowanie opiera się na zasadzie – zilustrowanej nawiązaniem do ST (por. Kpł 7:6–15; Pwt 18:1–4) – szczególnej jedności składających ofiarę z tym, komu ofiara jest składana. Tak też rzecz się ma z uczestniczeniem w ucztach pogańskich. Wszyscy biorący w nich udział, a więc i zaproszeni chrześcijanie, jednoczą się – zwłaszcza przez spożywanie darów ofiarnych – z demonami. A przecież chrześcijanie stanowią już intymną jedność z Chrystusem. Idole są wprawdzie niczym same w sobie, lecz uprawianie bałwochwalstwa to sprawa szatańska. Oddaje się bowiem cześć boską czemuś, co w ogóle w rzeczywistości nie istnieje. Dlatego nie wolno pić równocześnie z kielicha Pana i z kielicha demonów. 22. Wspomniana tu zazdrość Pana jest synonimem miłości. Ten antropomorfizm w odniesieniu do Boga zawsze miał takie samo znaczenie. Pan Bóg nigdy nie jest zazdrosny o bezbożników, natomiast zależy Mu bardzo na tym, żeby Jego wyznawcy, poza Nim, nic i nikogo nie kochali (por. Pwt 32:21). Sam oddał się ludziom bez reszty i nie znosi, by ludzie darzyli Go jedynie połową serca. Taka pseudomiłość pobudza Go nie tylko do zazdrości, lecz także do gniewu. Narażenie się zaś na gniew Boga jest świadomym działaniem na własną szkodę. Tak więc rozumowanie powyższe jest równocześnie odwołaniem się do zdrowego rozsądku chrześcijanina. 23–24. Powtarza się znana już zasada o wolności moralnej ze znanymi już także ograniczeniami. Rozwój duchowy całej wspólnoty przez praktykę odpowiednio pojętej wolności osobistej kojarzy się Pawłowi z zasadą najbardziej znamienną całej etyki chrześcijańskiej: nigdy nie szukać dobra własnego, lecz myśleć o potrzebach bliźnich. Paweł jeszcze niejednokrotnie będzie wracał do tej reguły i nie zawaha się nawet na przykładzie własnego życia pokazać, jak powinna wyglądać owa altruistyczna miłość (1Ko 10:33). 25–26. I znów porusza Paweł problem potraw dozwolonych i zakazanych. Znów chodzi głównie o mięso kupowane w sklepach, gdzie jak wiadomo, sprzedawano wiele mięsa zwierząt składanych bożkom pogańskim w ofierze. Powtarza się ta sama zasada: wszystko wolno kupować i spożywać ze spokojnym sumieniem, bez jakiegokolwiek dociekania, skąd to pochodzi. Wszystko bowiem, co wyszło z rąk Boga, samo w sobie jest dobre – stwierdził już dawno Psalmista (Ps 24:1). 27–28. Z treści wiersza wynika, że choć Paweł nie tolerował uczestnictwa chrześcijan korynckich w pogańskich ucztach przy składaniu ofiar, to jednak zezwalał na skorzystanie z zaproszenia na wspólny posiłek, odbywający się w domu jakiegoś poganina. Tu obowiązywała chrześcijan ta sama zasada: wszystko, co wyszło z rąk Boga, jest dobre. Mogli więc spożywać ze spokojnym sumieniem to, co przed nimi postawiono. Gdyby jednak ktoś spośród „słabych”, również biorących udział w tym wspólnym posiłku, poczuł się zgorszony takim postępowaniem i dałby temu wyraz w napomnieniach skierowanych do „mocnych”, ci ostatni powinni sobie jego napomnienia wziąć do serca. Mają zmienić swój dotychczasowy sposób postępowania i zaprzestać spożywania pokarmów składanych bożkom pogańskim w ofierze. 29–30. Chodzi przy tym znów o sumienie człowieka „słabego”, który wydając sądy o „mocnym” w rzeczywistości wyrządza mu krzywdę, obciążając tym samym własne sumienie. Tak więc troska o czystość sumienia jest pierwszą racją, dla której należy ograniczyć swobodę korzystania ze słusznego skądinąd prawa do wolności. Jednakże jest jeszcze inna racja. Gdy ktoś bezwzględnie, na nikogo i na nic nie zważając, chce praktykować wolność, to właśnie owa wolność, chluba każdego chrześcijanina, staje się przedmiotem sarkania, jeśli nie wręcz potępienia. Wreszcie człowiek prawdziwie uświadomiony, mający autentyczną wiedzę i żyjący wedle ducha nie może być ani osądzany, ani potępiany przez tych, którzy takiej wiedzy nie posiadają. 31–33 Celem istnienia człowieka na ziemi jest przysparzanie chwały Bogu. Wszystkie jego myśli, słowa i czyny powinny służyć tej jednej sprawie. Nie przysporzy zaś człowiek nigdy chwały Bogu, gdy swoim postępowaniem będzie gorszył innych – choćby to nie byli członkowie społeczności chrześcijańskiej, lecz Grecy albo Żydzi. Daleki jest Paweł od samochwalstwa, a pełen zatroskania o dobro – i to dobro wieczne – wiernych, gdy na koniec przedstawia siebie samego jako wzór do naśladowania (por. także: 1Ko 4:16; Flp 3:17; 1 Tes 1:6; 2 Tes 3:7–9). Paweł równocześnie uzasadnia tę propozycję: on jest również naśladowcą Chrystusa. 11:1 Celem istnienia człowieka na ziemi jest przysparzanie chwały Bogu. Wszystkie jego myśli, słowa i czyny powinny służyć tej jednej sprawie. Nie przysporzy zaś człowiek nigdy chwały Bogu, gdy swoim postępowaniem będzie gorszył innych – choćby to nie byli członkowie społeczności chrześcijańskiej, lecz Grecy albo Żydzi. Daleki jest Paweł od samochwalstwa, a pełen zatroskania o dobro – i to dobro wieczne – wiernych, gdy na koniec przedstawia siebie samego jako wzór do naśladowania (por. także: 4:16; Flp 3:17; 1 Tes 1:6; 2 Tes 3:7–9). Paweł równocześnie uzasadnia tę propozycję: on jest również naśladowcą Chrystusa. 2. Jak każda captatio benevolentiae, tak i te słowa Pawła zawierają niemało przesady, co łatwo stwierdzić, wracając na moment choćby do pierwszych rozdziałów listu. Sprawy, do których omówienia Paweł za chwilę przystąpi, dotyczą zachowania się wiernych na zebraniach liturgicznych i ucztach eucharystycznych; zdarzały się tam często nieporządki. Tradycja, o której tu mowa, to cała nauka Chrystusa przekazana przez Pawła Koryntianom. 3. Fragment 1Ko 11:3–16 poświęcony jest zachowaniu się – a zwłaszcza nakryciu głowy – kobiet na ucztach eucharystycznych. Usiłując wprowadzić pod tym względem pewien porządek, posługuje się Paweł argumentacją zaczerpniętą z ówczesnej kosmologii, a głównie antropologii. Powtarzający się w tym wierszu kilkakrotnie wyraz głowa wyraża ideę pewnej, nie określonej bliżej nadrzędności. Chrystus jest głową mężczyzny w tym sensie, że był mężczyzną, wzorem i modelem każdego ziemskiego mężczyzny. Mężczyzna natomiast jest głową kobiety dlatego, iż według starotestamentowej nauki o początku człowieka – Paweł bardzo wyraźnie do tego nawiązuje – mężczyzna został stworzony pierwszy, a potem dopiero kobieta, i to w wyraźnej zależności od mężczyzny. Bóg jest głową Chrystusa chyba głównie w tym znaczeniu, że właśnie Bóg Ojciec jest Stwórcą wszechrzeczy oraz inicjatorem całego dzieła zbawienia. Chrystus jest poza tym poddany Ojcu i niższy od Niego ze względu na swą ludzką naturę. 4–5. Otóż ten przez Boga ustanowiony porządek rzeczy powinien być respektowany przez ludzi, zwłaszcza gdy zbierają się razem, by dokonywać wspólnie pewnych aktów kultu. Wspomina tu Paweł o modlitwie i prorokowaniu. Prorokowanie oznacza – jak się to okaże jeszcze w dalszych rozdziałach listu – przemawianie inspirowane specjalnym natchnieniem Ducha Świętego, który pozwala wnikać głębiej w prawdy Boże i przekazywać innym ich treść, a ponadto ujawnia niekiedy rzeczy zakryte z teraźniejszości i przyszłości. Podczas tego rodzaju praktyk, dokonywanych wobec wielu członków wspólnoty, mężczyzna nie powinien nakrywać głowy, bo jest – jak to Paweł stwierdzi za chwilę – obrazem i chwałą Boga. Tłumienie, przygaszanie odblasku chwały Bożej byłoby aktem nieposzanowania Stwórcy. Kobieta zaś hańbi swoją głowę, gdy bez jej nakrycia modli się lub publicznie prorokuje. Wydaje się, iż Paweł nawiązuje w tym poleceniu głównie do powszechnego wówczas na Bliskim Wschodzie zwyczaju noszenia długich włosów przez kobiety. 6–7. Zachowanie się sprzeczne z tymi zwyczajami – np. strzyżenie włosów przez niewiastę – budziło powszechną dezaprobatę, żeby nie powiedzieć wręcz odrazę. Kobieta jest chwałą mężczyzny głównie z tej racji chyba, że została stworzona za jego pośrednictwem i jakby na żądanie mężczyzny. Jest więc wtórnym, a nie bezpośrednim odblaskiem Boga. 8–9. Wiersze te uwydatniają Pawłową ideę zależności kobiety od mężczyzny, sprawiając równocześnie, że Apostoł jest uważany za jednego z największych antyfeministów w dziejach ludzkości. Nie należałoby jednak zapominać – pragnąc uściślić tę przestarzałą opinię – o licznych jego wypowiedziach domagających się równouprawnienia niewiasty. 10. Aniołowie, obecni według żydowskiej tradycji przy przekazywaniu Mojżeszowi Prawa (por. Dz 7:53), byli też stróżami tego Prawa wśród ludzi, szczególnie zaś czuwali nad jego przestrzeganiem podczas zebrań liturgicznych. O takiej właśnie roli aniołów-stróżów Prawa mówią często także teksty qumrańskie. Natomiast nie wiadomo dotychczas, co oznacza wyrażenie znak poddania na głowie dosł. „władza na głowie”. W każdym razie jest to chyba jakieś nakrycie głowy – być może i twarzy – rodzaj welonu, jaki po dzień dzisiejszy noszą kobiety jeszcze niekiedy na Wschodzie. Możliwy jest sens: „znak uprawnienia do udziału w kulcie”. 11–15. Paweł łagodzi cokolwiek swój dotychczasowy sąd o bezwzględnym poddaniu kobiety mężczyźnie i stwierdza, że zarówno przyjście na świat, jak i dalsze istnienie mężczyzny są również uwarunkowane egzystencją kobiety. Paweł rozważa z kolei argumenty zaczerpnięte z Biblii, dotyczące nakrywania głowy przez kobiety i nienakrywania jej przez mężczyznę. I tak motywacja biblijna znajduje swe potwierdzenie i umocnienie zarazem w motywacji czysto naturalnej. 16. Dyskusja na temat bądź co bądź jednak nie najważniejszy poczęła już Pawła wyprowadzać z równowagi. Być może, iż wskazania Pawła nie spotykały się z należytym posłuchem, może wysuwano jakieś kontrargumenty. Dlatego Apostoł ucina sprawę. Jeszcze raz krótko przypomina, że to, co powiedział, jest wykładnikiem opinii całego Kościoła. Dalsze sprzeciwy nie będą brane pod uwagę. Nie wprowadza się tu bowiem żadnych nowości, przypomina tylko potrzebę przestrzegania istniejących już obyczajów. 17. Oto sprawy, których Paweł zdawał się nie dostrzegać w schlebiających Koryntianom pierwszych wierszach tego rozdziału. Ogólnie rzecz biorąc, sąd Pawła o zebraniach liturgicznych chrześcijan korynckich jest następujący: schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu. Dalsze wywody będą stanowić uzasadnienie tej smutnej opinii. 18–19. Spory – to chyba aluzja do religijnych ugrupowań korynckich wspomnianych na początku listu. Stroniły one od siebie nawet podczas zebrań liturgicznych. Może to nawet i dobrze. Przynajmniej wiadomo, którzy spośród korynckich chrześcijan są już dostatecznie urobionymi, konsekwentnymi wyznawcami Chrystusa, a którzy zwykłymi sekciarzami, skłóconymi z resztą wspólnoty. 20–22. Wśród zasługujących na potępienie wad Koryntian wymienia Paweł przede wszystkim egoizm, przejawiający się w trosce o zaspokojenie tylko własnego głodu. W takiej sytuacji wspólne posiłki nie tylko że nie mają już nic wspólnego z chrześcijańską communitas, ale wręcz przynoszą hańbę Kościołowi i nikogo nie budują. 23. Naukę o Eucharystii otrzymał Paweł nie w formie prywatnego objawienia wprost od Pana, lecz za pośrednictwem wcześniejszych przekazów ustnych. Apostoł jest jednym z ogniw w łańcuchu tradycji sięgającej czasów Ostatniej Wieczerzy. Na treść owej tradycji składają się następujące prawdy: 1. Uczty eucharystyczne zapoczątkował sam Chrystus w czasie Ostatniej Wieczerzy, po której nastąpiło pojmanie Jezusa przez Jego oprawców. W ten sposób od samego początku uwydatnia się ścisły związek pomiędzy Eucharystią a śmiercią Jezusa. Wyrażenie „łamanie chleba” stało się z czasem technicznym określeniem uczt eucharystycznych w życiu pierwszych chrześcijan. Uczty eucharystyczne wiernych mają być ponawianiem Ostatniej Wieczerzy wraz z jej nawiązaniem do śmierci Jezusa. Następne dwa wiersze jeszcze dokładniej sprecyzują powyższe prawdy. 24–25. Wspomniany tu kielich – to tzw. trzeci kielich, który wypijano uroczyście podczas drugiej części Wielkiego Hallelu. Jest on również nazwany kielichem przymierza, gdyż jak ongiś Mojżesz wziąwszy krew z zabitych wołów oświadczył: Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami… (Wj 24:8), tak teraz dokonuje się Nowe Przymierze przypieczętowane kielichem Krwi Jezusa. Użyty w tym miejscu grecki termin διαθήκη oznacza zresztą nie tylko przymierze, lecz także ostatnią wolę, testament. Jeżeli w odniesieniu do tego, co się dokonało u stóp góry Synaj, można mówić jedynie o przymierzu, to w omawianym tekście Pawła – lub dokładniej, w zastosowaniu przez Chrystusa – obydwa wymienione znaczenia terminu διαθήκη słusznie mogą być brane pod uwagę jak tego mamy dowód w Hbr 9:15–28. 26. To, czego dokonał Chrystus na Ostatniej Wieczerzy, odnosiło się do przymierza, lecz wypowiedziane przy tym słowa uchodziły równocześnie za ostatnią wolę Chrystusa, czyli były również Jego testamentem, zostawionym ludzkości. Wyrażenie „krew Jezusa” jest dla Apostoła synonimicznym określeniem ofiary Jezusa na krzyżu. Dlatego właśnie mówi Paweł: Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie… 27. Spożywać chleb lub pić kielich Pański niegodnie – znaczy to nie uświadamiać sobie związku, jaki istnieje między Eucharystią a męką i śmiercią Jezusa, znaczy to przyjmować postaci eucharystyczne lekkomyślnie lub bez szacunku, tak jak to czynili karceni przez Pawła Koryntianie. Zwrot winnym staje się Ciała i Krwi Pańskiej oznacza tyle, co bezcześci Eucharystię. Ta sprawa jest bardzo ważna, dlatego Paweł ponawia przestrogę. 28–29. Tak więc każdy, kto ma przystąpić do stołu Pańskiego, niech wpierw uczyni dokładny rachunek sumienia: niech zapyta samego siebie, czy wie, co spożywa i co pije. Niegodne spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej ściąga bowiem wyrok potępiający. 30. Paweł dopatruje się pewnych związków przyczynowych pomiędzy nadużyciami zdarzającymi się na zebraniach liturgicznych a chorobami i – najprawdopodobniej nagłymi – zgonami. Nieszczęścia te są wyrazem kary Bożej za dopuszczanie się wspomnianych przed chwilą wykroczeń. 31–34. Osądzanie siebie samego powinno z reguły prowadzić do rozpoznania własnych grzechów i do żalu za nie. Zdobycie się we właściwym momencie na ową skruchę i żal uchroni człowieka przed wyrokiem potępiającym. Następują konkretne wskazania, pod jakim względem powinna nastąpić poprawa. Należy zabiegać o to, żeby zebrania eucharystyczne wiodły do zbawienia, a nie do potępienia, aby były pozbawione tendencji egoistycznych. Mają być ucztami prawdziwej miłości Boga i bliźniego. Szczegóły omówi Paweł osobiście podczas planowanej w niedługim czasie wizyty w Koryncie. 12:1. Nowo założony przez Pawła Kościół koryncki żył i rozwijał się w środowisku na wskroś pogańskim. Nic tedy dziwnego, że pozostałości pewnych przekonań i zwyczajów pogańskich dawały o sobie znać w łonie samej już chrześcijańskiej wspólnoty, stwarzając problemy, które Paweł rozwiązywał osobiście albo listownie. Jednym z takich problemów była sprawa właściwego posługiwania się tzw. charyzmatami. 2. Paweł ciągle musi przypominać Koryntianom, że mimo przyjęcia chrztu zachowują się tak, jak za pogańskich czasów. Pod pretekstem praktyk religijnych dopuszczają się najrozmaitszych nadużyć i dają upust swoim najniższym skłonnościom. Możliwe – tak przynajmniej utrzymuje św. Jan Chryzostom na podstawie tego tekstu – że wielu chrześcijan korynckich brało udział w orgiach dionizyjskich, należąc już do społeczności ochrzczonych. 3. Z oświadczenia powyższego wynika, że Koryntianie ze szczególnym upodobaniem przysłuchiwali się podczas religijnych seansów rzekomo ekstatycznym okrzykom wtajemniczonych. Do treści tych wołań przywiązywali wielką wagę i uważali je prawie zawsze za głos samego Boga: niejeden pewnie próbował sam wprowadzić się sztucznie w stan podniecenia. Jedni przy tym wołali: [Niech] Jezus będzie przeklęty, inni zaś: Panem jest Jezus. Otóż nie ulega wątpliwości, że zwykłymi szarlatanami i uwodzicielami są ci, co rzucają bluźnierstwa na Jezusa twierdząc przy tym, że to Duch Święty przez nich przemawia. Z drugiej zaś strony jest rzeczą pewną, że do wyznania wiary w boską godność Jezusa nieodzowna jest pomoc Ducha Świętego. Oto pierwsze kryterium odróżniania dobrych duchów od złych, prawdziwych natchnień od uwodzicielskich inspiracji. 4–5. Charyzmaty chrześcijańskie, aczkolwiek są różne i uzdalniają do różnych funkcji w społeczności kościelnej, nie są wynikiem działania różnych przyczyn, lecz wszystkie pochodzą od tego samego Ducha Świętego. Podobnie różne są sposoby wykorzystania charyzmatów. Służą różnym celom, ale celem ostatecznym wszystkich jest Pan. 6. W instrukcjach dotychczas omówionych Paweł wymienił charyzmaty, łącząc je przyczynowo z Duchem, jako posługiwanie związane z Panem i działanie odniesione do Boga. Według wszelkiego prawdopodobieństwa chodzi tu o trzy różne aspekty tego samego daru Bożego. W korzystaniu z tego daru ukazuje się szczególny wkład coraz to innej Osoby Trójcy Świętej. 7. Jest to konkluzja poprzednich wywodów, nawiązująca zresztą dość wyraźnie do pierwszych wierszy omawianego fragmentu: Duch Święty jest autorem wszystkich charyzmatów, w ich korzystaniu On sam objawia się na zewnątrz. Ponownie podkreślony jest społeczny charakter wszystkich charyzmatów: mają one na celu – pomijając już inne korzyści – nie tyle uświęcenie samego charyzmatyka, ile raczej dobro i pożytek całej wspólnoty. 8. Pierwszy z tych darów, dar mądrości, czyni człowieka zdolnym do poznania i wniknięcia w istotę planów Bożych. Pozwala mu również zrozumieć, na czym polega życie Boże w Bogu samym i jak powinno ono rozwinąć się w człowieku. Umysłowość Pawła, jako autora znanych nam po dzień dzisiejszy listów, jest przykładem tego rodzaju korzystania z daru mądrości. Umiejętność poznawania zaś sprawia, że człowiek może przekazywać innym ukryte prawdy Boże. Jest to szczególny dar mówienia w sposób przystępny o rzeczach trudnych. Wszystkich Apostołów i wczesnochrześcijańskich głosicieli Ewangelii można uważać za ludzi obdarzonych darem umiejętności poznawania. Znów podkreśla się, że te dwa dary nie pozostają w żadnej między sobą kolizji. Obydwa pochodzą bowiem od tego samego Ducha. 9. Tego szczególnego daru wiary nie należy mieszać z teologalną cnotą wiary, która polega na uznaniu czegoś za prawdę jedynie na podstawie powagi Boga mówiącego. Wiara, o której mówi tu Paweł, to mocne zaufanie Bogu, zwłaszcza Jego wszechmocy i wszechwiedzy, wiara w Bożą moc czynienia cudów, wiara mająca za podstawę nie tyle słowa, ile raczej czyny. Zdarzali się też ludzie umiejący w sposób innym nie znany sprawiać ulgę chorym i cierpiącym. Ta zdolność pochodząca od Ducha Świętego nazywała się łaską uzdrawiania. 10. Paweł wyraźnie odróżnia łaskę uzdrawiania od daru czynienia cudów. Mówiąc o tych dwu charyzmatach miał być może na myśli siebie samego i Piotra. Łukasz zanotował wiele cudów dokonanych przez obu Apostołów dzięki posiadanej przez nich łasce uzdrawiania oraz czynienia cudów. Zarówno ST, jak i NT opowiadają o ludziach, którzy przemawiali w imieniu Boga, korzystając ze szczególnych natchnień Ducha Świętego. Mówili nie tylko o zakrytej przed umysłem ludzkim przyszłości, lecz czytali także w sercach ludzkich (1 Kor 14:24 n). Ich proroctwa zazwyczaj miały na celu podtrzymanie na duchu słuchaczy, umoralnienie ich i zmobilizowanie do czynienia dobra. Gdy chodzi o treść pouczeń, prorokujący najczęściej wyjaśniali sens Pisma, zwłaszcza przepowiedni prorockich (1 Pt 1:11; 1 Kor 13:2). W zakładaniu Kościołów prorocy towarzyszyli zawsze apostołom (Ef 2:20). Dar rozpoznawania duchów pozwala odróżniać fałszywe natchnienia od prawdziwych charyzmatów Ducha Świętego. Zapewne musiało się czasem zdarzyć, że błędnie tłumiono także dobre natchnienia. Dlatego św. Paweł pisał do Tesaloniczan: Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie (1 Tes 5:19–20). Daru języków nie należy utożsamiać z przemawianiem wieloma językami w dzień Zielonych Świąt. Z daru języków korzystali – jak się zdaje – Korneliusz i wzmiankowani w Dziejach Apostolskich uczniowie z Efezu (Dz 10:14–47; 19:6). Charyzmat ten, zwany inaczej glosolalią, przejawiał się w wychwalaniu Boga słowami niezrozumiałymi dla zwykłych ludzi (por. 1 Kor 14:5.18.39). Łaska tłumaczenia języków dawała możność rozumienia i przekazywania innym tego, co mówili korzystający z daru glosolalii (por. 1 Kor 14:1–40). 11. Dary Ducha Świętego nie są udzielone temu, kto o nie prosi lub na nie zasługuje. Duch Święty udziela ich zgodnie z wolą swoją i potrzebami Kościoła. Jeszcze raz podkreśla się więc na zakończenie rolę Ducha Świętego w rozpowszechnionym i drogim pierwotnemu Kościołowi zjawisku charyzmatów. 12–25. Charyzmaty, choć są liczne, służą wspólnemu dobru całej społeczności chrześcijańskiej. Ideę tego dobra wyraża metafora ciała ludzkiego, w skład którego wchodzi wiele członków o różnych funkcjach – wszystkie one jednak służą wspólnemu dobru całego organizmu. Otóż poszczególni wierni pełnią w Kościele różne funkcje. Każda z nich jest niezbędna do podtrzymywania przy życiu całego organizmu, i dlatego nie można powiedzieć, że pewne członki są grzeszne lub mniej nobliwe, a drugie dostojniejsze, lepsze. Owszem, zdarza się niekiedy, że te, uważane przez ludzi za gorsze, mało znaczące lub wstydliwie ukrywane części ciała są szczególnie potrzebne całemu organizmowi do jego pełnego życia. Tak też i wierni w Kościele. Choć mają różne zadania do spełnienia i cieszą się może niejednakowym poważaniem, to jednak wszyscy stanowią jedno Ciało Chrystusa i swoją działalnością powinni przyczyniać się do wzrostu tego Ciała. Podstawą owej jedności jest ten sam Duch Święty, w którym wszyscy – czy to Grecy, czy Żydzi, niewolnicy czy wolni przyjęli chrzest św. stając się przez to sobie równymi. Źródłem jedności jest także moc Ducha Świętego, ożywiająca niby cudowny napój wszystkich wiernych. 26. Nikt tedy w Kościele nie może się wynosić z powodu posiadanego urzędu ponad swoich bliźnich. Bardzo często bowiem wypełnianie owych wielkich zadań jest uwarunkowane sprawnością funkcjonowania członków mało godnych czci. Udział wszystkich w radościach i smutkach całości – oto atmosfera życia całej wspólnoty. 27. Jest to chronologicznie pierwsze w listach Pawła wyraźne nazwanie społeczności Ciałem Chrystusa. Dopiero wczesne średniowiecze dorzuci do tego określenia przymiotnik „mistyczne”. 28. Odpowiednikiem różnych części organizmu ludzkiego są ustanowione z woli samego Boga różne urzędy w Kościele. Wśród nich na miejscu pierwszym wymienia Paweł Apostołów, do których należy tu zaliczyć nie tylko kolegium Dwunastu, lecz także wszystkich misjonarzy, kładących podwaliny pod coraz to nowe społeczności kościelne, z których każda oddzielnie jest również miniaturą Ciała Chrystusa. Do proroków, oprócz wyjaśniania ludziom woli Boga względem nich i tego, co ich czeka w przyszłości, należało podtrzymywanie zapału i żywotności całej wspólnoty. Nauczyciele – to ludzie obdarzeni specjalnym darem jasnego i przekonującego ukazywania prawd Bożych. Zdarzali się też w pierwotnym Kościele chrześcijanie cieszący się specjalnym darem sprawiania ulgi cierpiącym i chorym. Byli i tacy, który specjalizowali się niejako – znów z woli i przy szczególnym poparciu Boga – w przeprowadzaniu akcji charytatywnych, tak bardzo drogich Kościołowi od samego początku jego istnienia. Wreszcie specjalny charyzmat posiadali ci, co zarządzali wspólnotą troszcząc się być może o jej podstawę materialną, ład administracyjny i ogólną harmonię. Nie bez powodu na samym końcu wymienia Paweł wiernych obdarzonych nadprzyrodzonym darem posługiwania się rozmaitymi językami. Niezrozumienie istoty tego charyzmatu przez Koryntian, szczególne pragnienie posiadania go i złe korzystanie z niego, kazały Apostołowi świadomie umniejszyć niejako wartość tego daru. 29–31. Poszczególni członkowie wspólnoty mają zazwyczaj tylko jeden charyzmat. Każdy z darów jest określoną pełnią i doskonałością samą w sobie. Jednakże istnieje jeden charyzmat, którego Paweł dotąd nie wspomina, ponieważ zamierza mu poświęcić oddzielny rozdział. Już teraz jednak zachęca do ubiegania się o jego posiadanie. Korzystanie z tego charyzmatu czyni z życia chrześcijanina specjalną drogę – przenośnia spotykana często zarówno w ST, jak i w dokumentach qumrańskich – drogę najdoskonalszą. 13:1 Cały 1Ko 13 rozdz. uchodzi za hymn najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek w dziejach ludzkości wyśpiewano na cześć miłości. Nawet ludzie nie mający nic wspólnego z chrześcijaństwem porównują Pawłowy hymn z najpiękniejszymi poematami klasycznymi literatury greckiej. Pisząc o miłości niewątpliwie miał Paweł przed oczyma postać umierającego za nas Jezusa. Nic też dziwnego, że każde zdanie hymnu zachowa swój sens, gdy na miejsce słowa „miłość” wstawi się imię „Jezus”. Hymn można podzielić na trzy następujące części: 1. Wzniosłość i konieczność miłości (1Ko 13:1–3). 2. Przymioty miłości (ww. 1Ko 13:4–7). 3. Absolutny prymat miłości (1Ko 13:8– 13). Wyrażenie mówić językami ludzi odnosi się do tzw. glosolalii, czyli do daru posługiwania się obcymi językami bez potrzeby mozolnego uczenia się ich przedtem. Wydaje się, że Koryntianie przekładali ponad wszystkie inne dary Boże właśnie tę łaskę mówienia językami. Język aniołów – to tylko zwrot retoryczny, przenośnia, wyrażająca ideę najbardziej wzniosłej mowy, jaką człowiek mógłby się posługiwać. Nawet taka umiejętność nie na wiele się przyda, jeśli człowiek nie ma miłości. Spośród trzech terminów, używanych w języku greckim najczęściej na określenie miłości (έρως, ιλία, αγάπη), Paweł wybiera słowo αγάπη). Określa się nim zdecydowany, z góry przemyślany sposób życia wolnego od wszelkiego egoizmu, pełnego poświęcenia i pragnień najwyższego dobra dla drugich. Bez tak pojętej miłości najwznioślejsze przemówienia ludzkie i wprowadzająca otoczenie w podziw zdolność posługiwania się obcymi językami – to niczym dźwięk miedzi brzęczącej lub odgłos cymbałów brzmiących. Obydwa te instrumenty czynią tyle hałasu, że z trudem można w nim posłyszeć jakąś melodię. Oto pożytek z tak cenionego przez Koryntian, ale pozbawionego miłości charyzmatu glosolalii. 2. Powiedzenie przenieść góry było, jak się wydaje, powszechnie używanym zwrotem, mającym wyrażać niemożliwość lub małe prawdopodobieństwo. Zwrot ten odnajdujemy również w nauczaniu samego Jezusa (por. Mt 17:20; 21:21). Posiadanie tych wielkich darów bez udziału miłości daje wynik taki sam, jak korzystanie z glosolalii, nie mających na względzie dobra bliźnich: gdybym je miał… a miłości bym nie miał, byłbym niczym. Z kolei wyjaśnia Paweł istotę innych charyzmatów. Jedne z nich – jak dar prorokowania, znajomość najgłębszych tajemnic oraz wiedza o wszystkim – dają możność udzielania najbardziej wzniosłych i najbardziej zrozumiałych pouczeń, drugie – spośród nich wymieniona jest tylko wiara – czynią człowieka zdolnym do skutecznego działania w warunkach najbardziej trudnych. Są to dary Boże, dzięki którym każda epoka w dziejach ludzkości ma swoich wielkich działaczy społecznych. 3. Przestroga jest jasna: Może się zdarzyć – choć w praktyce bywa to raczej rzadko – że ktoś rozda bliźniemu wszystko, co ma, wcale przy tym ludzi nie miłując. Może się zdarzyć, że ktoś całego siebie poświęci społeczności i pozwoli niejako spłonąć swojemu ciału, tak jak to uczynił wzmiankowany przez Cycerona (Tuscul. 2:2) i Strabona (XV) bohater grecki Kalanos, pozwalając palić się żywcem na cześć Aleksandra w jego obecności. Jeśli nawet tak wielka ofiara, czasem arcypożyteczna dla społeczności, jest małowartościowa, gdy chodzi o wieczne zbawienie tego, który ją składa, to stąd, że nie było w niej miłości pełnej, miłości, którą się ogarnia nie tylko ludzi, lecz także Boga lub mówiąc dokładniej, którą się miłuje wszystko i wszystkich, ale w Bogu. 4. Paweł, człowiek czynu, nie lubi teoretyzowania. Opisując przymioty miłości posługuje się figurą literacką, zwaną personifikacją. Według wszelkiego prawdopodobieństwa ma na myśli – jak już zaznaczyliśmy – osobę samego Chrystusa. Wzniosłość Jego przymiotów jako ideału miłości przeciwstawia co chwila błędom, jak się wydaje, szczególnie częstym u Koryntian. 5–6. Człowiek żyjący miłością nie ogranicza się do samego tylko respektowania praw bliźniego, lecz potrafi ciągle rezygnować z praw własnych. Nie ubiega się o miejsce, które nawet słusznie mu przysługuje; nie reaguje gniewem nawet wtedy, gdy czyjeś postępowanie powinno spowodować wybuch złości. Nie tylko nie pamięta złego i nie pielęgnuje w duszy chęci dokonania zemsty, ale w ogóle nie rejestruje w pamięci przykrości, jaką mu ktoś wyrządził; każda niesprawiedliwość względem bliźniego, nawet wroga, napełnia go smutkiem, podobnie jak prawda, gdziekolwiek by była; jest dla niego zawsze źródłem radości. 7. W ten sposób kończy się opis przymiotów miłości do Boga. Miłość wszystko znosząca sprawia, że człowiek potrafi przejść do porządku dziennego nad sprawami, które innych irytują i pozbawiają wewnętrznego spokoju. Miłość „wierzy w człowieka”. Tylko człowiek żyjący miłością potrafi przetrzymać ataki oszczerstwa, nienawiści i gniewu ze strony tych, którzy nienawidzą miłości. 8. Słowa te uważa się za punkt kulminacyjny w strukturze całego hymnu. Mówią one o nieprzemijających wartościach miłości. Przyjdzie czas, że nie będzie komu przekazywać wzniosłej wiedzy, niepotrzebny stanie się dar języków. Tylko miłość ciągle trwać będzie, mając w Bogu swój odwieczny przedmiot. Oto dlaczego przemijają charyzmaty związane z nauczaniem innych. 9–10. Wszelkie doczesne, ziemskie poznanie ma charakter fragmentaryczny. Możemy uchwycić nim zaledwie wycinek, maleńki fragmencik prawdy o świecie i o Bogu. Otóż nasza nagroda niebieska będzie m.in. polegać na tym, że uzyskamy możność oglądania Boga wprost. Do tej sprawy Paweł zresztą wróci za chwilę (1Ko 13:12), zestawiając dokładniej nasze poznanie ziemskie z wizją błogosławionych. 11. Mimo posługiwania się pierwszą osobą, Paweł mówi nie tyle o sobie samym, ile raczej o Koryntianach, pomagając im w ten sposób wysnuć zasadnicze wnioski z przedstawianego przed chwilą opisu miłości i jej przymiotów. Oto gdy byli oni jeszcze nie bardzo uświadomieni, nie urobieni wewnętrznie, podobni do niemowląt, poszukiwali chciwie glosolalii, proroctw i tym podobnych charyzmatów. Teraz jednak, po tylu naukach Pawła, po latach chrześcijańskiego życia wkroczyli w „wiek męski”. Czas pomyśleć o tym, co rzeczywiście godne jest zabiegów i starania. Wyzbyć się upodobań dziecięcych, tzn. zamiast pragnąć przynoszących tylko doczesny rozgłos charyzmatów, starać się usilnie o wzrost w miłości. 12. Nasze poznanie Boga, dopóki przebywamy tu na ziemi, jest podobne do oglądania jakiegoś przedmiotu lub siebie samego w lustrze. Choćby lustro było najidealniejszej jakości, nie dojrzymy w nim realnego przedmiotu, lecz tylko jego odbicie. Jak w lustrze, tak w stworzeniach oglądamy tylko odbicie Boga, odbicie zawsze niedoskonałe. Jednakże przyjdzie czas, kiedy nasze niedoskonałe poznanie Boga będzie zastąpione oglądaniem Stwórcy twarzą w twarz, bez żadnego pośrednictwa. Apostoł określa jeszcze dokładniej naturę przyszłego poznania Boga: kiedyś będę poznawał tak, jak sam zostałem poznany. Zwrot ostatni – można by lepiej wyrazić, „zostałem uznany” stanowi aluzję do wielkiego aktu uznania, przygarnięcia nas przez Boga w zbawczym dziele Chrystusa. Bóg poznał nas, uznał za swoich, okazując nam swą wielką miłość. Tak też my kiedyś będziemy oglądali Boga, gdy miłością zapłacimy za miłość lub dokładniej, gdy miłość, którą nas Bóg umiłował, wróci do swego źródła, tj. do Boga. Rozumiemy coraz lepiej, dlaczego Apostoł tak zdecydowanie przekłada miłość ponad wszelkie charyzmaty. 13. Miłość większa jest nawet od wiary i nadziei, tj. od tych dwu cnót, których przedmiotem jest również Bóg i które Apostoł tak bardzo i tyle razy wiernym swoim zalecał. Przyjdzie czas, gdy człowiek przestanie już żyć nadzieją, bo osiągnie to, czego się całe życie spodziewał. Zbyteczna okaże się wiara, bo będzie Boga oglądał bezpośrednio. Świadectwo, pośrednik, okażą się zbyteczne. Zostanie tylko miłość. 14:1–3. Obok charyzmatu miłości, o której praktykę każe Paweł zabiegać najbardziej, na szczególne pożądanie zasługuje nie tyle dar mówienia różnymi językami, ile raczej charyzmat proroctwa. O wyższości daru tego decyduje to, że właśnie on, a nie charyzmat glosolalii, przyczynia się skutecznie do umocnienia całej społeczności. Ludzie obdarzeni charyzmatem prorokowania przez swoją działalność mieli się przyczyniać do utrwalenia w całej wspólnocie żywotności religijnej, zapału i mocy ducha. Jednym bowiem z zadań proroków – podobnie zresztą jak w ST – było podnoszenie na duchu upadających, pocieszanie strapionych. 4–5. Okazuje się, że Koryntianie pragnęli najbardziej tych darów, którymi mogli zaimponować otoczeniu i zaspokoić w pewnym sensie własną próżność. Cała społeczność miała zaś z tego pożytek niewielki lub żaden. Charyzmat glosolalii ma wartość, i to wielką, ale jedynie wtedy, kiedy słowa przemawiających obcymi językami ktoś tłumaczy na język zrozumiały dla wszystkich. Znów zatem czynnikiem decydującym o wartości charyzmatu jest dobro społeczne, dokładniej, duchowe umocnienie wspólnoty. 6–9. Tę samą myśl wyraża całkiem zrozumiałe samo w sobie, choć może nie najszczęśliwiej dobrane porównanie z instrumentami muzycznymi. Jeśli dźwięki nie ułożą się w akordy, jeśli będzie się mieć do czynienia z przykrą dla słuchu kakofonią – na nic zda się cały trud muzykowania. 10–12. Podobnie rzecz się ma z różnorodnością języków. Każdy z nich przedstawia wartość tylko wtedy, gdy jest rozumiany przez człowieka, do którego się nim przemawia. W przeciwnym razie słuchacz i mówiący będą się sobie wydawali nawzajem zwykłymi barbarzyńcami. Znów przypomina Paweł, że z takiego posługiwania się obcymi językami wspólnota nie odnosi żadnego pożytku, i dlatego charyzmat ów nie przedstawia prawie żadnej wartości. 13. Co więc należy zrobić, żeby ów dar przemawiania językami służył dobru całej wspólnoty? Paweł odpowiada: Ten, kto go posiada, powinien się modlić o umiejętność wytłumaczenia wszystkiego, co mówi, językiem zrozumiałym dla wszystkich, którzy go słuchają. 14–17. Jeszcze raz wraca Paweł do społecznego pożytku daru glosolalii, jako jedynego kryterium wartości tego charyzmatu. Tym razem nie chodzi o nauczanie skierowane – w mowie niezrozumiałej – wprost do całej społeczności, lecz o modlitwę publiczną ekstatyka. Przysłuchującym się tej modlitwie może się udzielić religijny zapał, ale będzie to modlitwa trochę niegodna istot rozumnych. Nie będzie w niej bowiem uczestniczył umysł ludzi wypowiadających tylko wargami niezrozumiałe słowa modlitwy. Nie będą potrafili odpowiadać na modlitewne wezwania ekstatyka, nie odniosą ostatecznie z tej modlitwy żadnej korzyści. Krótko mówiąc, nie będą taką modlitwą zbudowani. 18–20. Znów odwołuje się Paweł do przykładu własnego życia. Wyznaje – i to z prawdziwą wdzięcznością dla Boga – że korzysta również z daru języków, ale tylko w taki sposób, żeby odniosła z tego korzyść cała wspólnota. Paweł upomina Koryntian, aby byli jak dzieci, lecz ma jedynie na myśli niewinność, czystość duszy; nie mogą natomiast myśleć i wydawać swoich sądów tak jak naiwne dzieci. Widać z tego, że pogoń Koryntian za darem przemawiania różnymi językami uważa Paweł za zwykłą dziecinadę. 21–22. Odwołując się do słów Proroka, Paweł, choć pozostaje przy temacie glosolalii, wprowadza jednak myśl nową. Oto Prorok zapowiada, że ludzie nie zechcą słuchać – a nie, że będą mogli zrozumieć – pouczeń do nich skierowanych. Paweł zdaje się pojmować słowa Proroka w sposób następujący: Bóg podejmował w ST różne próby dotarcia do swego narodu. Między innymi przemawiał do niego ustami obcych proroków. Lecz wszystkie Boże inicjatywy spotkały się z niewiarą ludzi. Stąd pochodzi skojarzenie: charyzmat obcych języków został dany po to, by przy jego pomocy zwerbować dla Chrystusa pogan, ludzi dotąd niewierzących. Nie ma potrzeby posługiwania się tym darem w środowiskach wierzących, dla których istnieje dar prorokowania. 23–26. Zebranie liturgiczne chrześcijan posługujących się spontanicznie darem języków będzie się wydawać ludziom nie rozumiejącym ich mowy lub poganom aktem zbiorowego szaleństwa. Takie zachowanie się chrześcijan nie przyciągnie poganina ani nie umocni duchowo człowieka prostego. Wynik akurat odwrotny osiągną korzystający z daru prorokowania. Prosty, nieuświadomiony chrześcijanin znalazłszy się w takim otoczeniu wiele skorzysta. Dowie się rzeczy nowych, zostanie pouczony, otrzyma wyjaśnienia. Jeszcze większy pożytek odniesie poganin, gdy przybędzie na takie zebranie. Być może, iż tam właśnie owi prorokujący ujawnią, co dręczy jego serce, może atmosferą tego rozmodlenia wzruszą go i trafią do przekonania. W każdym razie przybysz ów stwierdzi – lub dokładniej, może stwierdzić – iż wszystko, co słyszy, jest skierowane jakby wprost do niego. Dokona się akt publicznego wprowadzenia wiary w Boga Prawdziwego. Oto zilustrowana konkretnymi przykładami wyższość charyzmatu proroctwa nad glosolalią. 27–33. A oto jeszcze kilka konkretnych wskazań co do sposobu korzystania z daru języków i charyzmatu prorokowania. Wskazania są proste i jasne. Niech charyzmatycy mówią pojedynczo – a nie wszyscy na raz – i niech zawsze ktoś ich wystąpienie tłumaczy na język zrozumiały dla wszystkich. Podobnie mogą postępować prorocy, z tym że w ich przypadku nie jest konieczny tłumacz, lecz ktoś, kto będzie pomagał ludziom prostym wniknąć głębiej w treść głoszonych prawd. Niech przemawiają po kolei, a nie wszyscy na raz. Nie wolno im impulsywnie poddawać się pasji prorokowania, mogłoby bowiem dojść do zamieszania i niepokoju. A to byłoby sprzeczne z naturą samego Boga-Pokoju, od którego pochodzą wszystkie charyzmaty. 34–35. Polecenie to nie pozostaje w sprzeczności z 1Ko 11:5, gdzie Apostoł zezwolił zabierać głos kobietom na zebraniach liturgicznych, byleby tylko miały przy tym nakryte głowy (zob. Wstęp). Znów dochodzi tu do głosu idea podporządkowania niewiasty mężczyźnie, zgodnie z nakazami starotestamentowego Prawa (zob. Rdz 3:16). Obok tej motywacji biblijnej istnieje też druga, polegająca na odwołaniu się do ogólnoludzkiego – przynajmniej w tamtym środowisku – wyczucia tego co wypada i tego co nie wypada. 36. Pytania znajdujące się w tym wierszu pozwalają przypuszczać, że do Kościoła korynckiego zaczęły się wkradać inne obyczaje. A nikt przecież nie może powiedzieć, że właśnie z Koryntu wyszło Słowo Boże, że ta właśnie wspólnota może służyć za model dla innych. I nie tylko Koryntianie przyjęli słowo Boże. Muszą się wobec tego zachowywać tak jak wierni innych Kościołów. 37–38. Wiersz dość enigmatyczny. Zdaje się, że należy go rozumieć tak: przynajmniej ludzie, którzy otrzymali duchowe dary, powinni wiedzieć, że to, co Paweł powiedział o korzystaniu z charyzmatów, jest wyrazem woli samego Chrystusa. Niezastosowanie się do tych wskazań może ściągnąć na opornych karę odrzucenia przez Boga (por. 1Ko 3:17; 8:3). 39–40. Konkluzja jest powtórzeniem treści 1Ko 14:1. Korzystaniu z charyzmatów musi towarzyszyć troska o dobro całej społeczności, natomiast porządek, powaga, wzgląd na bliźniego – to czynniki dominujące w atmosferze wystąpień charyzmatyków. 15:1. Nauka o Chrystusowym krzyżu – to pierwszy z tematów poruszonych przez Pawła w 1 Kor. W czternastu kolejnych rozdziałach zostały omówione różne problemy społeczne, moralne i liturgiczne. Na zakończenie zaś znów wraca Apostoł do osoby Chrystusa wykładając prawdę teologiczną o Jego zmartwychwstaniu. Rzecz wymagała szczególnego podkreślenia właśnie gdy chodziło o Koryntian, którzy wątpili w możliwość przyszłego zmartwychwstania wszystkich ludzi, podważając tym samym prawdę o historycznym zmartwychwstaniu Chrystusa. Mówiąc o zmartwychwstaniu Paweł odwołuje się co chwila do nauczania innych Apostołów. Przede wszystkim nawiązuje do tego, co Koryntianie uznali już kiedyś za prawdę. Apeluje więc do ich rozsądku, do konieczności wysnucia praktycznych wniosków z tego, co się raz przyjęło za prawdę. A Koryntianie rzeczywiście nie tylko słyszeli, gdy mówiono o zmartwychwstaniu Chrystusa, lecz także uznali tę naukę za prawdziwą. Są nadal chrześcijanami, należą do Kościoła, lecz wydaje się, że dokonali niejakiej selekcji prawd kiedyś im głoszonych. 2. O tym, że nauka o krzyżu posiada moc zbawiania człowieka, mówił Paweł na początku swego listu (1 Ko 1:18). Nauka ta, jeśli ma wydać owoc pożądany, nie może być tylko teorią. Musi być wprowadzona w codzienne życie. Musi być zachowywana w życiu, tak jak to nakazywał nie tylko Paweł, lecz i Chrystus. W przeciwnym razie wszystkie przekonania religijne – jeżeli można je w ogóle nazwać przekonaniami – zawisną w próżni, wierze Koryntian zabraknie wszelkich podstaw. 3–4. Streszczając zwięźle swoje poprzednie nauczanie Paweł nie tylko odwołuje się do tradycji apostolskiej, lecz także wskazuje na starotestamentowe źródło tej tradycji. Zarówno śmierć, jak i zmartwychwstanie Chrystusa były przepowiedziane przez Pismo (por. Iz 63:9; Oz 6:3; Ps 16:10; Jon 2:1–2). Tak więc treść Pawłowego nauczania sprowadza się do trzech następujących prawd: śmierć za nasze grzechy, co Paweł szczególnie mocno i wielokrotnie akcentuje, złożenie do grobu i zmartwychwstanie Chrystusa. O wszystkich tych prawdach mówi św. Paweł, że je przejął lub przyjął, co niekoniecznie oznacza, że Apostoł czyni w ten sposób aluzję do swych osobistych objawień prywatnych, przez które otrzymał naukę tylko właściwą dla niego, nie znaną innym apostołom. Paweł zdaje się nawiązywać do tego, że prawdy o Chrystusie głoszone przez innych apostołów przejął jako następne ogniwo tradycji wczesnochrześcijańskiej i przekazał dalej. Wzmianka o złożeniu Jezusa do grobu będzie mieć szczególne znaczenie dla dalszego toku rozumowania Apostoła. Jeżeli bowiem nie ulega wątpliwości, że Chrystus został złożony do grobu, a po trzech dniach grób – dokładnie strzeżony przez straże wojskowe okazał się pusty, to także prawda o zmartwychwstaniu Jezusa zdaje się być niepodważalna. 5–6. Mimo iż polski przysłówek potem zakłada pewną kolejność chronologiczną wyliczonych tu faktów, to jednak Paweł zdaje się nie przestrzegać zbyt skrupulatnie historycznej zgodności wszystkich chrystofanii. Nie usiłuje też – na co wskazują relacje Ewangelistów – szczegółowo wyliczać ukazywań się zmartwychwstałego Chrystusa. I tak np. nie wspomina o objawieniu się Chrystusa niewiastom przybyłym do pustego grobu. Pomija milczeniem ukazanie się Zmartwychwstałego Marii Magdalenie. Jest też niezbyt dokładny, gdy mówi, że Jezus ukazał się Dwunastu. Apostołów było już wtedy w ogóle tylko jedenastu, a nadto w chwili ukazania się Chrystusa nie było Tomasza. Dwunastu zdaje się być określeniem grona Apostołów jako całości. Zresztą dopiero w następnym wierszu mówi Paweł o ukazaniu się Jezusa wszystkim Apostołom. Chrystofania, której świadkami było więcej niż pięciuset braci, w Ewangeliach nie jest w ogóle wzmiankowana. Te odchylenia Pawła od relacji Ewangelistów stanowią bardzo cenny argument, gdy chodzi o wykazanie jego autorskiej niezależności. Pawłowi najwyraźniej zależy na podaniu wzmianki o najważniejszych chrystofaniach, o tych, które były przedmiotem dysput w samym Koryncie i których świadkowie nieliczni już być może, lecz autentyczni – jeszcze żyli. 7–8. Jakub został wymieniony wśród świadków chrystofanii najprawdopodobniej dlatego, że cieszył się ogromną powagą w kościele jerozolimskim, o czym zapewne wiedzieli chrześcijanie korynccy. Tylko Piotr i Jakub – potem ze specjalnych przyczyn Paweł – zostali wymienieni jako pojedyncze osoby, które doznały zaszczytu oglądania zmartwychwstałego Chrystusa. Mówiąc o ukazaniu się Jezusa wszystkim Apostołom ma Paweł na myśli całe grono Jedenastu z Tomaszem włącznie. Listę chrystofanii rozpoczął Paweł od Piotra, najgodniejszego spośród Apostołów. Na końcu wymienia siebie samego, nazywając się poronionym płodem, co oznacza, iż uznaje swoją niedojrzałość moralną w porównaniu z innymi Apostołami z racji podanych w wierszu następnym. 9–11. Paweł już nigdy nie zapomni tego, że był kiedyś prześladowcą Kościoła. Możliwe, że ten właśnie wyrzut sumienia, towarzyszący mu przez resztę jego życia, nazwał wysłannikiem szatana (2 Kor 12:7). On to pozbawiał Pawła pewności siebie i sprawiał, że pewnego dnia Apostoł wyznał: do ostateczności i ponad siły byliśmy doświadczani, tak iż zwątpiliśmy, czy uda się nam ujść z życiem (2 Kor 1:8). Paweł jest świadom tego, że prześladował Kościół, że dlatego jest „mniejszy” od innych i nawet niegodzien przyrównania do Apostołów, którzy nigdy takimi prześladowcami nie byli. Lecz jest też pewien tego, że od czasu swego nawrócenia w niczym im nie ustępuje. Jednakże nigdy nie ukrywa, że wszystko, czym jest i czego dokonał, to dzieło łaski Bożej. Zasługa Pawła polega jedynie na tym, że nie stawiał oporu łasce, że w miarę swych możliwości z nią współpracował. Kończąc, jeszcze raz przypomina Paweł powiązanie głoszonej przez niego nauki o zmartwychwstaniu z tradycją ogólnokościelną. 12–13. W kontekście poprzedzającym stwierdził Paweł stanowczo, że prawda o zmartwychwstaniu Jezusa stanowi część najstarszej tradycji. O prawdzie tej świadczyli już inni Apostołowie, tak samo naucza również Paweł. Obecnie będzie dokładał wszelkich starań, żeby wykazać, iż logicznym następstwem faktu zmartwychwstania Chrystusa jest zmartwychwstanie wiernych. Zmartwychwstanie Chrystusa pociąga za sobą jakby z konieczności zmartwychwstanie wiernych. Rozumowanie to opiera się na suponowanej tu – lecz gdzie indziej dokładnie wyłożonej – zasadzie naszej solidarności z Chrystusem. Jeśli zatem ktoś twierdzi, że nie ma zmartwychwstania wiernych, to konsekwentnie musi też uznać, że nie było zmartwychwstania Chrystusa, co byłoby sprzeczne z wnioskiem, do którego Paweł doprowadził czytelnika przed chwilą. 14. Dalsze dowodzenie Pawła ma charakter negatywnego wyobrażenia sobie skutków ewentualnego niezmartwychwstania Chrystusa: co by było, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał? Po pierwsze, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremne, puste, pozbawione treści byłoby nauczanie wszystkich apostołów. Warto przyznać, że jedna z najstarszych koncepcji apostołowania polega na dawaniu świadectwa o Zmartwychwstałym (por. Dz 1:22). Więcej nawet – nie mógł być apostołem ten, kto nie mógł dowieść, iż oglądał Chrystusa zmartwychwstałego. Wszystko, czego dokonał Chrystus do chwili swego zmartwychwstania, było jakby zaledwie początkiem Jego dzieła i nie może stanowić przedmiotu nauczania. Nikogo by to nie zbudowało. Byłoby to apostołowanie pozbawione zasadniczej treści. Po drugie, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, wiara zwykłych wiernych byłaby po prostu bezprzedmiotowa. Nie byłoby co podawać ludziom do wierzenia, gdyż właśnie przez zmartwychwstanie Chrystusa okazało się, że jest On Synem Bożym (Rz 1:4). 15–17. Po trzecie, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, fałszywymi świadkami byliby ci, których sam Bóg powołał do świadczenia o Zmartwychwstałym. O kłamliwe świadczenie byliby posądzeni Apostołowie, gdyby przyjąć, że umarli nie zmartwychwstaną. Po czwarte, jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, to nadal nie dokonało się jeszcze dzieło naszego zbawienia, nadal trwamy w grzechach. Nie na wiele też zda się w tej sytuacji nasza wiara. Mamy tu do czynienia z jednym z najmocniejszych powiązań prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa z całym Jego zbawczym dziełem. Soteryjna funkcja zmartwychwstania jest podkreślona nie mniej dosadnie niż analogiczna rola męki i śmierci Jezusa (por. także Rz 4:25; 8:34). 18–19. Po piąte, jeśli Chrystus nie zmartwychwstał i jeśli konsekwentnie my również nie zmartwychwstaniemy, to smutny los spotkał nawet tych, którzy umarli w Chrystusie. Ze śmiercią skończyła się cała ich egzystencja. W ten sposób sprawiedliwi okazali się bardziej godni politowania niż wszyscy pozostali ludzie. Było im bowiem nieraz bardzo ciężko; żyli w trudnościach, każdego dnia umierali tu na ziemi z Chrystusem, aby żyć z Nim kiedyś w niebie. Tymczasem byliby tego życia pozbawieni. Nie zaznali żadnej radości na ziemi i nic lepszego nie czekałoby ich w przyszłości. Każde z tych pięciu następstw ewentualnego niezmartwychwstania wiernych okazuje się niedorzecznością, której możliwości absolutnie nie da się przyjąć. Zostaje więc jedno: umarli rzeczywiście zmartwychwstaną. 20. Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych co pomarli. Fakt zmartwychwstania Chrystusa służy tu za podstawę do argumentacji mającej wykazać możliwość przyszłego zmartwychwstania wszystkich wiernych, przy czym znów suponuje się w tym dowodzeniu dość często występującą w pismach Pawła zasadę naszej solidarności z Chrystusem. W tym wypadku zasada owa odgrywa rolę szczególnie doniosłą ze względu na pojęcie tzw. pierwocin. Terminem tym określano w ST ofiary składane z pierwszych i najlepszych płodów ziemi, uwydatniając w ten sposób prawo Boga do wszystkiego, co stworzone, jako do swojej własności (Kpł 23:10–14). Dar składany z niewielkiej cząstki plonów ziemi wyrażał ideę oddania Bogu na własność całego żniwa. Przez cały rok do czasu najbliższych zbiorów Bóg będzie udzielał człowiekowi każdego dnia wszystkiego, co najniezbędniejsze do życia. Skojarzenie to powstało w świadomości Pawła być może dlatego, że pamiątka zmartwychwstania Jezusa zbiegła się z dniem składania w świątyni wspomnianej przed chwilą ofiary pierwocin. Chrystus jest nazwany pierwszym lub pierworodnym spośród umarłych (Kol 1:18), ponieważ On właśnie zapoczątkował proces zmartwychwstania. Posiadając tę samą co my wszyscy ludzką naturę, zmartwychwstając, Chrystus uleczył lub jeszcze dokładniej mówiąc, zmartwychwskrzesił ciała ludzkie. I tu już poczyna działać zasada naszej solidarności, czyli szczególnych związków z Chrystusem. 21–22. Pragnąc przedstawić dokładniej naturę tej zasady, posłuży się Paweł znaną nam już z Listu do Rzymian typologią Chrystus – Adam. Wiemy, że typologia ta występuje tylko u Pawła i tylko trzy razy we wszystkich jego pismach razem wziętych (Rz 5:12–19; 1 Kor 15:20–22.44–49). W obydwu fragmentach 1 Kor typologia Chrystus – Adam służy wykładowi nauki o zmartwychwstaniu. Podobieństwo pomiędzy Adamem a Chrystusem polega na tym, że zarówno w Pierwszym Adamie, jak i w Drugim, jest zamknięta niejako cała ludzkość; Pierwszy i Drugi przewodzi całej ludzkości. Lecz wpływ każdego z nich na stojące za nimi pokolenie ludzi jest zasadniczo różny. Jezus naprawia, ratuje to, co zostało zniszczone, zmarnowane przez Adama. Po stronie Jezusa – same pozytywy, po stronie Adama – wyłącznie negatywy. Na tle tych spostrzeżeń oczywiste już stają się stwierdzenia Pawła: Jeśli śmierć wzięła w swe posiadanie wszystkich ludzi przez pierwszego człowieka, to drugi Człowiek znów przywróci wszystkich do życia – 1 Ko 15:21.22 wyrażają tę samą myśl. 23–24. Paweł nie ogranicza się do samej zapowiedzi niewątpliwego zmartwychwstania tych, którzy należą do Chrystusa. Dorzuca również pewne szczegóły co do samego sposobu zmartwychwstania. Otóż przede wszystkim mówi o pewnej kolejności, według której dokonuje się zmartwychwskrzeszenie. Kolejność owa będzie wyznaczona godnością zmartwychwstających. Na pierwszym miejscu jest więc wymieniony Chrystus: Jego zmartwychwstanie stanowi pierwociny wszelkiego zmartwychwstania. On też pociągnie za sobą jakby z konieczności – taka jest bowiem, jak już wiadomo, natura pierwocin – zmartwychwstanie tych, co do Niego należą. Koniec wszystkiego nastąpi wtedy, kiedy Chrystus odniósłszy zwycięstwo nad wszelkim królestwem, nad wszelką zwierzchnością, władzą i mocą, przekaże swoje królestwo Bogu Ojcu. Niewątpliwa to aluzja do Dn 7:14, gdzie jest mowa o przekazywaniu całego królestwa Synowi Człowieczemu. Teraz oto Syn Człowieczy, dokonawszy swego dzieła, oddaje królestwo znów w ręce Ojca. 25–26. Dwuwiersz rozwija ideę królowania Chrystusowego. U kresu czasów Chrystus znów ukaże absolutną pełnię swojej władzy. Zapowiadały to już starotestamentowe Psalmy, gdy przedstawiały wszystkich nieprzyjaciół Chrystusa pokonanych i leżących w prochu u Jego stóp (Ps 110:1). Lecz absolutna suwerenność Chrystusa objawi się przede wszystkim w Jego tryumfie nad śmiercią. Śmierć zostanie pokonana jako ostatnia, ale to zwycięstwo będzie mieć największą wymowę. W ten sposób konflikt między Chrystusem a światem zakończy się raz na zawsze przyznaniem racji Chrystusowi. 27–28. Aby lepiej uwydatnić ideę absolutnego tryumfu Boga nad światem, posługuje się Paweł cytatem z Ps 8:6, którego treść mesjańską dość powszechnie uznawano w pierwotnym Kościele. Tu jednak wyrażenie stopy Jego według wszelkiego prawdopodobieństwa należy odnieść do Osoby Boga Ojca. Poddającym wszystko władaniu Boga jest Chrystus. Tylko On, mimo swej śmierci i złożenia do grobu, nie został pokonany. Nadejdzie jednak taki moment, że i Syn zostanie poddany Ojcu. Nie chodzi tu jednak o umniejszanie godności Syna, lecz jest to stwierdzenie, że od pewnej chwili Syn już nie będzie potrzebował piastować swej władzy królewskiej w walce z nieprzyjaciółmi Boga. Nie będzie już bowiem owych nieprzyjaciół. Nie będzie też potrzebny żaden pośrednik. Bóg będzie sam wszystkim we wszystkich. 29. Po pewnych dygresjach – zresztą pozornych tylko – znów powraca Paweł do problemu zmartwychwstania ciał. Pytanie tworzące pierwszą część tego wiersza jest jednak przedmiotem nie kończących się dysput egzegetycznych. Zdaniem jednych, nawiązuje tu Paweł do istniejącego wśród pierwszych chrześcijan zwyczaju dokonywania pewnych obrzędów – bo chyba nie formalnego chrztu – przez żywych lub przyjaciół zmarłego katechumena, który nie zdążył przyjąć chrztu. Wiara w pomoc, jaką się w ten sposób wyświadczyło zmarłemu, suponuje wiarę w jego zmartwychwstanie. Pewnym prawdopodobieństwem cieszy się nadanie całemu tekstowi dość szczególnego sensu za pomocą odpowiedniego rozmieszczenia znaków przestankowych. Paweł miałby, według tej interpretacji, stawiać retoryczne pytanie w postaci następującej: „Jeżeli nie ma zmartwychwstania umarłych, to po co żywi przyjmują w ogóle chrzest? Czy ze względu na zmarłych? Z pewnością nie. Jeżeli umarli nie zmartwychwstaną, to ich los nie odgrywa żadnej roli w podejmowaniu decyzji przyjęcia chrztu świętego”. Nie byłoby też wielkiego sensu przyjmować chrzest ze względu na żywych. Po co? Żeby wkrótce razem z nimi powiększyć liczbę tych, co umarli i nigdy już nie zmartwychwstaną? Tak więc poznajemy jeszcze jeden, wyimaginowany wniosek z zaprzeczenia nauki o zmartwychwstaniu umarłych: Jeśli nie ma zmartwychwstania umarłych, to nie ma żadnego sensu praktyka przyjmowania chrztu. 30–32. Kolejny argument świadczący za koniecznością przyjęcia nauki o zmartwychwstaniu ciał czerpie Paweł z przeżyć własnych lub mówiąc dokładniej, z męczeńskiego charakteru swej apostolskiej pracy. Jeżeli Apostoł decyduje się na podejmowanie tak wielkich trudów, jeżeli widzi sens we współumieraniu każdego dnia z Chrystusem, to tylko dlatego, że wierzy niezłomnie w rzeczywistość własnego zmartwychwstania. Wzmianka: potykałem się w Efezie z dzikimi zwierzętami nie musi stanowić aluzji do przebywania Pawła w więzieniu efeskim – aczkolwiek przypuszczenie to rozwiązuje wiele problemów z introdukcji szczegółowej do listów św. Pawła – i do skazania go na pożarcie przez dzikie zwierzęta. Przypuszczeniu temu stoi na przeszkodzie przede wszystkim niezaprzeczalny fakt, że Paweł wyjechał jednak z Efezu cały i zdrowy, co trudno sobie wyobrazić – bez specjalnej interwencji nadprzyrodzonej – gdyby istotnie miał on do czynienia z dzikimi zwierzętami na arenie. Tak więc owe dzikie bestie to chyba po prostu źli ludzie, nie rozumiejący Pawłowego posłannictwa, jego prześladowcy, pojawiający się tam, gdzie rozpoczynał on swoją pracę. Lecz nie tylko apostolskie trudy Pawła byłyby pozbawione sensu. Nie miałoby sensu żadne ograniczenie, jakakolwiek asceza w życiu każdego człowieka. Nie pozostawałoby nic innego, jak tylko wprowadzać w życie napiętnowaną już przez Proroka dewizę pogańską: „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. 33–34. Wywody o zmartwychwstaniu umarłych kończą się przestrogą chyba przed ludźmi, którzy podważali słuszność m.in. nauki o przyszłym zmartwychwstaniu. Ich sceptycyzm mógł doprowadzić do przyjęcia niewłaściwej postawy, mógł w rezultacie wpłynąć na zmianę dotychczas dobrych, poprawnych obyczajów większej części wspólnoty. Wreszcie następuje wezwanie do czujności lub dokładniej, do przebudzenia się. Wielu bowiem spośród Koryntian trwało w otępieniu, jakby w ogóle nie było Boga, jakby ludzi nie czekała w przyszłości zarówno nagroda, jak i kara. Paweł ma nadzieję, że przypomnienie tego godnego opłakania i karygodnego stanu zawstydzi, a potem zmobilizuje Koryntian do gorliwego życia. 35–39. Trudnością zasadniczą w przyjęciu nauki o zmartwychwstaniu umarłych było to, że ludzie nie mogli sobie wyobrazić ani sposobu, w jaki dokona się zmartwychwstanie, ani samej natury zmartwychwstałych ciał. W odpowiedzi akcentuje Paweł szczególnie dwie myśli. Po pierwsze stwierdza, że między ziemskim, doczesnym, a przyszłym sposobem istnienia nie ma ciągłości. Człowiek musi obumrzeć, by mógł kiedyś żyć, tak jak musi ulec rozkładowi, zmienić postać swego istnienia ziarno rzucone w ziemię, jeśli ma z niego wyrosnąć zboże, rodzące z kolei inne ziarna. Nie należy zapominać o roli, jaką przy tym odgrywa wszechmoc Boża. Jej działanie jest odczuwalne nie tylko w przypadku ziarna wydającego ze siebie roślinę, lecz także w procesie przekształcania fizycznego ciała zmarłego człowieka w duchowe ciało zmartwychwstałego. Różnorodność ciał i organizmów żyjących świadczy o wielorakich, nieograniczonych wprost możliwościach Boga. 40–44. Po raz pierwszy stwierdza Paweł wyraźnie, że obok ciał ziemskich są także ciała niebieskie. Ciągle jednak chodzi o substancje materialne, na co wyraźnie wskazuje 1Ko 15:41, gdzie jest mowa o słońcu, księżycu i gwiazdach. Wszystko to ma posłużyć za podstawę do wywodów o różnicy, jaka istnieje pomiędzy fizycznym a zmartwychwstałym ciałem człowieka. Mimo względnie długiego łańcucha przeciwstawień natura ciał zmartwychwstałych nie jest jednak określona dokładniej. Ma to być ciało niezniszczalne, chwalebne, mocne, duchowe, niebieskie. Nic jednak nie wiadomo o substancji tworzącej to ciało. Trudno też rozstrzygnąć, czy rzeczownik ciało oznacza tu postać, rodzaj nowego istnienia, czy właśnie jakąś materię. Jeśli to ostatnie, to jak pojmować określenie duchowe? 45–46. Kolejność: ciało fizyczne (zmysłowe) – ciało duchowe jest tylko konsekwencją następowania Chrystusa jako drugiego Adama po Adamie pierwszym. Nawiązując do Rdz 2:7 przypomina Paweł w odniesieniu do pierwszego człowieka jego możność utrzymywania się przy życiu; jest istotą żyjącą. Otóż Chrystus jako drugi Adam nie tylko że sam żyje, lecz posiada również możność obdarzania życiem innych, ożywiania ich. Nic tedy dziwnego, że przywróci życie także nie żyjącym. 47–50. Podobieństwo zaś między pierwszym a drugim Adamem polega na tym, że obaj wywierają wpływ na następujące po nich pokolenia, obaj warunkują sposób istnienia tych pokoleń. Adamową, ziemską, była ludzkość do czasu przyjścia Chrystusa. Chrystusową zaś, niebieską, jest od czasu przyjścia Chrystusa. Po raz drugi – pierwszy raz w Rz 5:12–21 – i ostatni występuje tak wyraźnie u Pawła typologia Chrystus – Adam, nie spotykana zresztą nigdzie w takiej formie poza pismami Apostoła. Przemiana naszego doczesnego ciała, inaczej, jego zmartwychwstanie, jest warunkiem sine qua non wejścia do królestwa Bożego. Są to dwa różne światy, dwa zupełnie odmienne sposoby istnienia, nie dające się ze sobą pogodzić. 51–53. Choć Paweł posługuje się przymiotnikiem wszyscy – to jednak wydaje się, że ma na myśli jedynie wierzących. Szerszy kontekst jego teologii, podobnie zresztą jak i poszczególne wypowiedzi, zdaje się wskazywać na to, że w ogóle interesuje go życie pozagrobowe jedynie sprawiedliwych. Prawda dotycząca samego momentu owej przemiany tego, co zniszczalne, w to, co niezniszczalne, została nazwana tajemnicą, której treść ujawnił Bóg Apostołowi. Moment samej przemiany zbiegnie się z chwilą paruzji, która zastanie wielu ludzi przy życiu. Lecz wszyscy muszą być poddani prawu przemiany, bo ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego (1 Ko 15:50). Przemiana dokona się w sposób gwałtowny, jakby na sygnał trąby – ten znak pojawia się we wszystkich opisach paruzji (por. Wj 19:16; Iz 27:13; Mt 24:31; 1 Tes 4:16; Ap 8:6–10). Pierwsza osoba zaimka w zdaniu a my będziemy odmienieni nie musi być wyrazem osobistego przekonania Pawła, że paruzja będzie miała miejsce jeszcze za jego życia. Apostoł po prostu w wyobraźni łączy się z ludźmi, którzy dożyją paruzji. Możliwe, że w ten sposób formułuje swoje pragnienie spotkania się jak najszybciej z Chrystusem (por. 2 Kor 5:4; Flp 1:23). Ten nowy sposób istnienia, rozpoczynający się we wspomnianym momencie przemiany, nigdy już nie będzie miał końca. 54–55. Przemiana tego, co śmiertelne, w to, co nieśmiertelne jest uważana za dowód ostatecznego i pełnego tryumfu Chrystusa nad śmiercią. Dwa zestawione tu bardzo fortunnie cytaty ze ST ukazują z ironią ostateczną klęskę i bezsilność śmierci. 56. Ta jakby marginesowa uwaga nawiązuje wyraźnie do Rz 5:12–21. Ościeniem śmierci… – aluzja do poganiania zwierząt, gdyż przez grzech pierwszego człowieka śmierć wkroczyła na cały świat. Siłą grzechu jest Prawo w tym znaczeniu, że nie dając żadnej możliwości przestrzegania woli Bożej, naraża człowieka na coraz liczniejsze wykroczenia. Gdyby nie było Prawa, grzech – lub dokładniej, skłonność do grzechu, owoc pierwszego upadku – byłby niejako uśpiony, mniej groźny (por. Rz 7:7–13). 57–58. Paweł nawiązuje tym razem aż do kilku myśli rozwiniętych w Liście do Rzymian (por. Rz 8:31–39). Dzięki zbawczemu życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa człowiek został uwolniony z więzów Prawa, śmierci i grzechu. Powód to do nie lada wdzięczności dla Chrystusa. Wywody całego rozdz. 15 kończy Paweł wezwaniem do wytrwałości, do poświęceń, które na pewno nie pójdą na marne. Dzieje człowieka bez wątpienia nie kończą się definitywnie z chwilą złożenia jego ciała do grobu. 16:1–4. Podczas tzw. Soboru Jerozolimskiego Paweł zobowiązał się do uczestniczenia w trosce o zaspokojenie potrzeb materialnych Kościoła jerozolimskiego (por. Ga 2:10). Apostoł, gdziekolwiek był, pamiętał o tych zobowiązaniach. Sprawa tak bardzo leżała mu na sercu, że sam pragnął dopilnować jej realizacji osobiście; nie przestając zabiegać o to, aby zebrać jak najwięcej darów i aby kolekta przebiegała sprawnie. Gotów był również, jeśliby sobie tego życzyli ofiarodawcy, osobiście udać się do Jerozolimy z zebranymi darami, choć – prawdopodobnie w celu uniknięcia zarzutu wyciągania osobistych korzyści z owych zbiórek proponował, by uczynili to inni. Prócz względów czysto praktycznych – pomoc będącym w potrzebie wiernym Kościoła jerozolimskiego – zbiórka owa miała być żywym udokumentowaniem jedności pierwotnego Kościoła z Jerozolimą, gdzie wówczas rezydował jeszcze św. Piotr. 5–9. Okres zimy nie nadawał się w ówczesnych warunkach – i zwłaszcza w tamtych stronach – do podróżowania. Plany wyprawy są jasne i jednoznaczne. Zależy też Apostołowi na podkreśleniu zamiaru przejścia przez Macedonię, a dłuższego pobytu w Koryncie. Nieprzewidziane wydarzenia, nowe okoliczności sprawiły, że plany owe musiały ulec pewnej modyfikacji lub zostały zaniechane całkowicie (por. 2 Kor 1:15 nn). 10–12. Nim przybędzie do Koryntu Paweł, przedtem zjawi się tam Tymoteusz. Paweł poleca go trosce Koryntian. Nie wydaje się, by właśnie Tymoteusz był doręczycielem 1 Kor. W chwili redagowania tego listu – jak to wynika z Dz 19:22 – był on już daleko w drodze. Wydaje się, że Koryntianie bardzo pragnęli widzieć u siebie Apollosa. Życzenie ich przekazał mu Paweł – aczkolwiek może trochę niechętnie, bo wspólnota była m.in. również z powodu Apollosa podzielona na ugrupowania (por. 1 Ko 1:12). Możliwe, iż Apollos również uświadomił sobie, że jego przybycie do Koryntu w tej sytuacji nie wyszłoby wiernym na dobre. Uda się tam później, gdy podziały we wspólnocie zostaną zlikwidowane i gdy nadarzy się stosowna okazja do podróży. 13–14. Jeszcze jedno wezwanie do trwania w wierze i do odwagi. Nic dziwnego, młoda wspólnota, nie dość jeszcze okrzepła, znajdowała się w centrum pogańskiego morza, nie wolna również i od własnych trudności wewnętrznych. 15–16. Paweł podobnie jak w Rz 16:5 poleca otaczać szczególnym szacunkiem tych, którzy jako pierwsi przyjęli chrzest. Owa służba świętym – choć występuje w tym określeniu termin diakonia – nie stanowi chyba żadnej aluzji do godności diakońskiej, piastowanej być może przez Stefanasa. W każdym razie usługi, jakie świadczył na rzecz gminy, dawały mu pewne prawo do szacunku i wdzięczności ze strony ludzi, dla których się trudził. 17–18. Możliwe, że właśnie ci trzej ludzie – wieści dochodziły do Efezu nie tylko przez ludzi Chloe (1Ko 1:11) – doręczyli Pawłowi pismo Koryntian (1Ko 7:1), domagających się od Apostoła wyjaśnień tych trudności, o których mówi druga część listu. Przynosząc dobre wieści o Pawle pokrzepiali Koryntian, kiedy zaś wracając z Koryntu dobrze mówili o tamtejszych wiernych, tym samym sprawiali radość Pawłowi. 19. Akwila i Pryscylla przybyli z Rzymu do Koryntu wskutek antyżydowskiego dekretu cesarza Klaudiusza (Dz 18:2). Źródłem ich utrzymania, podobnie jak i Pawła, który z nimi współpracował, było wyrabianie namiotów. Z Efezu, skąd Paweł przesyła ich pozdrowienia, przybyli z Apostołem prawdopodobnie około r. 52 (Dz 18:18) i tam też chyba ponieśli śmierć męczeńską, być może w jego obronie (Dz 19:24–34; Rz 16:3–5). 20–21. Paweł występuje w imieniu całego Kościoła (por. Ga 2:2). Pocałunek pokoju (por. podobne polecenia w 1 Tes 5:26; Rz 16:16; 2 Kor 13:12) każe się domyślać, że list będzie czytany publicznie na jakimś, być może liturgicznym zebraniu całego Kościoła. Pozdrowieniem osobistym i własnoręcznym podpisem Apostoła kończą się także 2 Tes 3:17; Kol 4.18; Flm 19. 22–24. Jeszcze raz przestrzega Paweł, że kto nie miłuje Pana, świadomie staje się przedmiotem Jego gniewu. Zachowane zaś w brzmieniu aramejskim wyrażenie maranatha, zależnie od podziału na poszczególne wyrazy, może znaczyć: „Pan nadchodzi” lub „Przyjdź, Panie nasz” (por. Ap 22:20). To także część składowa ostrzeżenia przeznaczonego dla tych, co nie kochają Pana. Dość stereotypowe, ostatnie słowa listu wyrażają gest rzeczywistego dzielenia się Pawła z wiernymi miłością i wszystkimi dobrami nadprzyrodzonymi, otrzymanymi za pośrednictwem Jezusa Chrystusa.