Jądro ciemności - Prószyński i S-ka

advertisement
Jądro ciemności
Jądro ciemności
Ciemna materia, ciemna energia
i niewidzialny Wszechświat
Jeremiah P. Ostriker
Simon Mitton
Przełożyli
Bogumił Bieniok i Ewa L. Łokas
Tytuł oryginału
Heart of Darkness
Unraveling the Mysteries of the Invisible Universe
Copyright © 2013 by Jeremiah P. Ostriker and Simon Mitton
All rights reserved
Projekt okładki
Prószyński Media
Ilustracja na okładce
Sven Geier
Redaktor serii
Adrian Markowski
Redakcja i korekta
Anna Kaniewska
Łamanie
Jacek Kucharski
ISBN 978-83-8069-062-2
Warszawa 2015
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
OPOLGRAF Spółka Akcyjna
45-085 Opole, ul. Niedziałkowskiego 8-12
Spis treści
Podziękowania7
Przedmowa11
Prolog: Od mitu do rzeczywistości
1. Narzędzia Einsteina i ich zastosowanie
2. Królestwo mgławic
3. Zajmijmy się kosmologią!
4. Odkrycie Wielkiego Wybuchu
5. Pochodzenie struktury we Wszechświecie
6. Ciemna materia
albo najlepszy pomysł Fritza Zwicky’ego
7. Ciemna energia
albo największa pomyłka Einsteina
8. Współczesny paradygmat i granice naszej wiedzy
9. Granica: najważniejsze niewyjaśnione zagadki
Dodatek 1: Kosmologia bez teorii względności
Dodatek 2: Jak w astronomii mierzy się masę
23
51
80
122
137
168
219
251
283
311
323
340
Słownik343
Literatura uzupełniająca
357
Indeks361
Podziękowania
Historia współczesnej kosmologii przedstawiana w artykułach prasowych często wydaje się nieprzerwaną paradą bohaterów, których
dokonania prezentuje się jako kolejne nieuniknione etapy rozwoju:
Kopernik, Galileusz, rodzeństwo Herschelów, Einstein, Eddington,
Hubble, Sandage, a potem już współczesny paradygmat. W istocie
jednak jest to bardziej zagmatwana opowieść, a ci czołowi badacze,
choć wnieśli do nauki wielki wkład, popełniali także poważne błędy.
Z kolei prace innych, często pomijanych naukowców w sposób istotny
przyczyniały się do rozwoju całej dziedziny. Obaj (Ostriker i Mitton)
uczestniczymy w tym zbiorowym przedsięwzięciu już od niemal półwiecza, poznaliśmy więc dość dobrze wielu uczonych, którzy stworzyli
tę dziedzinę. Podczas pisania tej książki zależało nam na wyraźnym
pokazaniu roli, jaką odegrali liczni fizycy i astrofizycy, których kluczowy wkład w rozwój nauki często bywa pomijany w tradycyjnym
ujęciu. Przykładem takich osób mogą być ksiądz Georges Lemaître,
George Gamow, Fritz Zwicky i Beatrice Tinsley. W książce wspominamy także o dokonaniach licznych żyjących uczonych, jednak
z pewnością nie udało nam się oddać sprawiedliwości niezliczonym
wybitnym naukowcom, których prace nie zostały tu nawet wymienione, mimo że ich wkład w rozwój kosmologii był znaczący, a czasami
8
Jądro ciemności
nawet przełomowy. Naszym celem nie było napisanie naukowej,
obszernej historii współczesnej kosmologii. Możemy się tłumaczyć
jedynie tym, że musieliśmy dokonać wyboru z uwagi na ograniczoną
objętość książki, która jest jedynie próbą pokazania najważniejszych
aspektów tej historii i zagadnień arbitralnie wybranych z ogromnej
liczby równie ważnych i godnych uwagi wątków. Zatem serdecznie
przepraszamy naszych licznych kolegów, których wkład został umniejszony lub pominięty. Znamy i cenimy Wasze prace, ale w sposób dość
arbitralny wybraliśmy niewielką liczbę naszych współtowarzyszy
w odkrywaniu świata, których nie ma już wśród nas, a ich dorobek
nie znajduje godnego odzwierciedlenia w tradycyjnym ujęciu historii
rozwoju naszej dziedziny.
Obaj zaciągnęliśmy ogromny dług wdzięczności u licznych kolegów
z Princeton, Cambridge i całego świata. Uprawianie nauki wymaga
współpracy na poziomie globalnym i spośród wszystkich współczesnych dziedzin wiedzy astrofizyka ma chyba najbardziej rozbudowaną sieć międzynarodowych powiązań. Zatem lista tych, którzy
nam służyli pomocą i radą, będzie niestety boleśnie niekompletna.
Choć nie możemy wymienić tu wszystkich i podziękować im tak,
jak na to zasługują, kilka osób pomogło nam tak bardzo w naszej
pracy, że musimy tu wymienić każdą z nich z osobna. W Princeton
Paul Steinhardt, Jim Peebles i Jim Gunn dostarczyli nam niezwykle
cennej wiedzy historycznej i naukowej. Sami odegrali główną rolę
w tym wielkim przedsięwzięciu i jesteśmy im niezmiernie wdzięczni
za pomoc w poprawianiu błędów, wytykanie niedociągnięć i dzielenie się z nami swoją mądrością. W Cambridge Martin Rees i Donald
Lynden-Bell w czasie całej naszej kariery naukowej służyli nam swoją
wiedzą i cennymi wskazówkami.
W czasie pisania tej książki nieocenionej pomocy edytorskiej udzieliła Ostrikerowi jego żona, poetka i eseistka Alicia Ostriker, a także
jego dobry przyjaciel redaktor Robert Strassler oraz redaktorka z wydawnictwa Princeton University Press, Ingrid Gnerlich. Wszyscy oni
czytali kolejne wersje rękopisu i przekazali niezliczone, ważne sugestie
na temat ułożenia materiału i doboru słownictwa. Bez względu na to,
jak dobre lub złe jest ostateczne dzieło, ich wielkoduszna i przemyślana
Podziękowania
9
pomoc odegrała kluczową rolę w przekształceniu nadmiernie naukowej,
literacko niespójnej wersji początkowej w ostateczną wersję książki.
Simon Mitton wyraża głęboką wdzięczność swojemu koledze z Cambridge i bliskiemu przyjacielowi od czterdziestu pięciu lat, Michaelowi
Hoskinowi, który jest wybitnym specjalistą w dziedzinie historii astronomii i biografem rodziny Herschelów. Praktycznie nie było dnia, by
Michael nie udzielił Simonowi jakiejś życzliwej rady na temat tego,
jak być przekonującym uczonym. Podobnie Simon dziękuje Owenowi Gingerichowi, historykowi astronomii w tym drugim Cambridge
(po drugiej stronie oceanu), za olbrzymie wsparcie i rady udzielane
bezinteresownie i z serdecznością w ciągu kilku dziesięcioleci. Żona
Simona, Jacqueline Mitton, która również pisze książki dla wydawnictwa Princeton University Press, przekazała wiele cennych uwag
na temat rozbudowy rękopisu. Simon jest niezmiernie wdzięczny
kierownictwu St Edmund’s College w Cambridge, gdzie mógł korzystać
z cennych rad Michaela Robsona, Lee Macdonalda, Bruce’a Elsmore’a
i Rodneya Holdera. Z ogromną przyjemnością dziękuje także swojej
agentce Sarze Menguc i jej kolegom za okazane wsparcie.
Przedmowa
Kosmologia przekształca się w naukę
opartą na danych
Kosmologia, nauka zajmująca się badaniem natury, kształtowania się
i ewolucji Wszechświata, uległa niezwykłemu wprost przeobrażeniu
od czasów, gdy w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia obaj byliśmy na studiach. W czasie naszych studiów doktoranckich w Chicago
(Ostriker) i Cambridge (Mitton) istniały dwa solidne, ale rywalizujące
ze sobą modele: Wielkiego Wybuchu i stanu stacjonarnego. Każdy
z nich miał swoich zagorzałych zwolenników i uważano, że wybranie
któregoś z nich jest wyłącznie kwestią wiary. Niemal codziennie można
było usłyszeć bezkompromisowe stwierdzenia i argumentacje wielkich umysłów usilnie próbujących zrozumieć Wszechświat. Należało
się liczyć z tym, że na każdym spotkaniu zawodowych astronomów
może paść pytanie: „Czy wierzy pan w teorię stanu stacjonarnego?”
lub „I co pan sądzi o całej tej koncepcji Wszechświata Wielkiego
Wybuchu?”. W książkach popularnonaukowych poświęconych kosmologii – z tamtych czasów, ale i w najnowszych – daje się wyczuć
tę wczesną, niemal teologiczną atmosferę. Kosmologia opierała się
12
Jądro ciemności
niepewnie na domniemaniach, ponieważ danych i twardych faktów
mieliśmy wówczas niewiele.
W ciągu minionego półwiecza dokonała się jednak całkowita
przemiana kosmologii. Obecnie jest to nauka ścisła w pełnym znaczeniu tego słowa, oparta na zdobytych informacjach. Postęp ten
zawdzięczamy spektakularnemu rozwojowi techniki i technologii
przetwarzania informacji. Oczywiście wciąż mamy wielkie idee, ale
teraz są one kształtowane i ograniczane napływem danych z teleskopów rozmieszczonych na powierzchni Ziemi i w kosmosie. Obserwacje
potwierdziły, obficie i dogłębnie, że model Wielkiego Wybuchu jest
w zasadzie poprawny. Dzięki wykorzystaniu Kosmicznego Teleskopu
Hubble’a i wielu innych urządzeń udało nam się dokonać inwentaryzacji obiektów kosmicznych i sporządzić szczegółowe mapy naszego
zakątka Wszechświata, a także, co bardziej zdumiewające, zdołaliśmy
przeprowadzić obserwacje sięgające coraz głębiej w czas i przestrzeń
i możemy nawet powiedzieć, że teleskopy penetrujące kosmos są
swoistymi wehikułami czasu. Gdy za pomocą Kosmicznego Teleskopu
Hubble’a badamy wycinek nieba odległy od nas o siedem miliardów lat
świetlnych, oglądamy w istocie świat taki, jaki był siedem miliardów
lat temu, czyli gdy Wszechświat był o połowę młodszy. Dzięki temu
możemy bezpośrednio zobaczyć i zmierzyć różnice między ówczesnym
i obecnym kosmosem i opisać jego ewolucję. Nie musimy już uciekać
się do domysłów. A raczej, mówiąc ściślej, możemy sprawdzić nasze
domysły na temat ewolucji kosmosu, przeprowadzając bezpośrednie
obserwacje. Choć nie zdołamy zajrzeć aż do samego Wielkiego Wybuchu, który nastąpił 13,7 miliarda lat temu, potrafimy prześledzić
ewolucję zwyczajnych galaktyk niemal do okresu ich narodzin. Co
więcej, radioteleskopy krążące na ziemskiej orbicie pozwalają nam
cofnąć się w czasie aż do chwili, gdy fotony wyłoniły się po raz pierwszy
z pierwotnej zupy, w której były uwięzione przez pierwsze 300 000
lat po Wielkim Wybuchu – możemy zobaczyć promieniowanie będące
pozostałością po tym okresie. Dzięki temu da się bezpośrednio obejrzeć i zmierzyć niewielkie pierwotne fluktuacje, które powiększyły się
za sprawą grawitacji i przekształciły w bogaty, otaczający nas świat
galaktyk, gwiazd i planet.
Przedmowa
13
We współczesnych rozważaniach kosmologicznych każda teoria musi
być zgodna z szerokim wachlarzem obserwacji wykonanych w zakresie
rentgenowskim, nadfiolecie, świetle widzialnym i podczerwonym,
a także w radiowym obszarze widma elektromagnetycznego. Wyniki
tych obserwacji, gromadzone w licznych bazach danych, pokazują
nam wyraźnie, jak wygląda Wszechświat w naszej epoce, jak doszedł
do obecnego stanu i jak się to wszystko zaczęło. Badania kosmologiczne wciąż jeszcze nie opierają się tak silnie na doświadczeniu
i nie są aż tak weryfikowalne jak w innych dziedzinach, na przykład
w inżynierii, ale w dużym stopniu pozbyły się odurzającego zapachu
„teologii naturalnej”. Podobnie jak znajomość faktów geologicznych
i biologicznych związanych z naszą macierzystą planetą przegnała na
karty literatury fantastycznonaukowej wszelkie rozważania o „potworach z głębokich otchłani”, tak wcześniejsze niczym nieskrępowane kosmiczne fantazje muszą się obecnie poddać ograniczeniom
wynikającym z tych wspaniałych, ciągle powiększających się bibliotek
kosmologicznej informacji.
Równolegle z tym procesem zakotwiczenia w faktach rozwinęliśmy
ilościowe, weryfikowalne teorie oparte na znanych prawach chemii,
fizyki i matematyki, które tworzą ramy pozwalające nam odpowiednio
zaprezentować te nowe obserwacje. Ponieważ dysponujemy dobrze
sprawdzonymi prawami fizyki Isaaca Newtona, opisanie grawitacyjnego
wzrostu fluktuacji pierwotnej materii, z których powstały gwiazdy
i galaktyki, jest w zasadzie tak proste, jak wyliczenie trajektorii lotu
piłki baseballowej lub ruchu okrętu unoszącego się na wodzie. Tego
rodzaju obliczenia są oczywiście bardziej złożone, ale nie wymagają
użycia matematyki ani teorii naukowych, co do których mamy jakieś
wątpliwości. Za sprawą rozwoju techniki dysponujemy też obecnie
urządzeniami potrzebnymi do rozwiązania takich równań.
Możliwości obliczeniowe komputerów, zgodnie ze słynnym prawem Gordona Moore’a o wzroście złożoności układów scalonych,
powiększyły się od lat sześćdziesiątych ponad milion razy. Obecnie
potrafimy przekształcić dowolną teorię w szeroko zakrojone symulacje komputerowe i wychodząc od stanu początkowego zgodnego
z obserwacjami radioteleskopowymi, wyliczyć, co się będzie działo
14
Jądro ciemności
dalej, wykorzystując do tego teorie fizyczne Isaaca Newtona, Alberta
Einsteina i Nielsa Bohra. Dzięki temu możemy się przekonać, czy
potrafimy odtworzyć w komputerze i wizualizacjach uzyskanych wyników obraz świata wokół nas z jego bogactwem szczegółów. To może
się udać lub nie, ale nie ma mowy o żadnych oszustwach. Ponieważ
obserwacje i obliczenia stają się coraz dokładniejsze, uczeni mają coraz
mniej miejsca na niczym nieuzasadnione argumentowanie, że świat
„musi działać” w taki a taki sposób, by wszystko było po naszej myśli.
Odkryliśmy, że możemy prowadzić tego typu badania zarówno
obserwacyjnie (wykorzystując teleskopy w roli wehikułu czasu), jak
i obliczeniowo, i dzięki temu opisać ewolucję Wszechświata z akceptowalną dokładnością. Animacje przygotowane na podstawie wyników
symulacji komputerowych naprawdę przypominają rozwój wypadków
w naszym Wszechświecie i zgadzają się z tym, co widzimy w naszym
kosmicznym wehikule czasu. Jednak osiągnięcie tych wspaniałych
wyników wymagało przyjęcia pewnych założeń. Nasz model ewolucji
Wszechświata do jego obecnej postaci działa tylko wtedy, gdy założymy
istnienie dwóch fantastycznych składników, które nazywamy, z braku
lepszego określenia, ciemną materią i ciemną energią. Odkrycie obu
tych bytów było dużym zaskoczeniem i początkowo wielu uczonych
(co zrozumiałe) sprzeciwiało się ich wprowadzeniu do nauki. Argumentowali oni, że w ten sposób dodajemy jedynie kolejne koła zębate
do i tak już złożonego i rozklekotanego mechanizmu w nadziei, iż
w ten sposób całe urządzenie zacznie działać poprawnie. Co więcej,
tego typu propozycje wydawały się sprzeczne z nowoczesną metodą
naukową, ponieważ nie było żadnych niezależnych dowodów przemawiających za istnieniem ciemnej materii i ciemnej energii. W żadnym
z laboratoriów na Ziemi nie odkryto jeszcze bezpośredniego dowodu
wskazującego na istnienie takich substancji. Są one zbyt rozrzedzone, by można je było łatwo wykryć na Ziemi (choć wielu uczonych
cały czas próbuje tego dokonać) i jedynie na ogromnych połaciach
przestrzeni kosmicznej wywierają rzeczywisty, obserwowalny wpływ.
Stopniowo jednak odkrywano coraz więcej dowodów na to, że ciemna
materia i ciemna energia dominują we Wszechświecie. Wkrótce potem
zaczęto przedstawiać różne niezależne argumentacje, które zmusiły
Przedmowa
15
astronomów, by poważnie potraktowali istnienie obu tych substancji.
Sprawę rozstrzygnął fakt, że te niezależne podejścia stopniowo zaczęły się zbiegać do takich samych wartości oszacowań ilości ciemnej
materii i ciemnej energii. Ogólnie rzecz biorąc, w nauce obowiązuje
zasada, że jeśli rozwiązanie jakiejś zagadki wymaga wprowadzenia
nowej substancji o szczególnych właściwościach, to należy zachować
wobec takiej propozycji daleko idący sceptycyzm. Jednak coraz więcej
dowodów wskazywało, że taki sceptycyzm jest w tym wypadku nie­
uzasadniony, ponieważ każde nowe zaobserwowane zjawisko potwierdzało poprzednie oszacowania ilości ciemnej materii i ciemnej energii.
Wystarczy podać jeden przykład. W rozdziale 6 dowiemy się, że
ciemną materię odkryto po raz pierwszy w latach trzydziestych ubieg­
łego wieku w olbrzymich gromadach galaktyk, które są największymi
obiektami we Wszechświecie utrzymującymi się w całości pod wpływem własnej grawitacji. Uczeni doszli do wniosku, że ciemna materia znajduje się w przestrzeni między galaktykami. Potem, w latach
siedemdziesiątych, odkryto ją na peryferiach pobliskich zwyczajnych
galaktyk – naukowcy ustalili, że musi ona tworzyć wokół galaktyk
swoiste ciemne halo. Po przeprowadzeniu szczegółowych obliczeń
okazało się, że taka sama kosmiczna obfitość ciemnej materii mogłaby wyjaśniać zarówno te zaobserwowane zjawiska, jak i bardziej
podstawowy proces powstawania i ewolucji galaktyk i ich gromad.
W rozdziałach 5 i 8 opowiemy o tym, jak cała kosmiczna struktura
wyrosła pod wpływem grawitacji z nieznacznych fluktuacji zarodkowych i przekształciła się w nasz lokalny Wszechświat. Źródłem
grawitacji są skupiska materii – dowiódł tego już Newton w XVII
wieku. W latach dziewięćdziesiątych XX stulecia odkryliśmy, że aby
mogła się wytworzyć odpowiednia struktura, materii i wynikającej z niej grawitacji musi być „w sam raz”. Taka sama ilość ciemnej
materii, jaka potrzebna jest do wyjaśnienia pochodzenia struktury
kosmosu, wyjaśnia również dwa pozostałe zjawiska: własności gromad galaktyk i ciemne halo w galaktykach. W końcu w rozdziale 8
dowiemy się, że dzięki gigantycznym teleskopom optycznym udało
się nam niedawno odkryć jasne, zniekształcone obrazy niezwykle
dalekich obiektów. Tego typu obrazy można wyjaśnić jedynie tym, że
16
Jądro ciemności
na drodze światła muszą się znajdować jakieś skupiska materii działającej niczym soczewka grawitacyjna, która powiększa obraz dużo
dalszych obiektów – możliwość wystąpienia takiego efektu przewidział
już Einstein. I tak jak poprzednio okazało się, że ilość takiej materii
potrzebna do wytworzenia zaobserwowanych obrazów jest zgodna
z ilością potrzebną do wywołania omawianych przed chwilą zjawisk.
Mamy zatem aż trzy dowody prowadzące do tego samego wniosku.
Wydaje się, że gmach współczesnej kosmologii został postawiony
na solidnych fundamentach – ale oczywiście jedynie czas pokaże,
czy to prawda. Myślimy, że nakreślony przez nas ogólny obraz jest
poprawny, ale naiwnością (i głupotą) byłoby sądzić, że zbliżamy się
już do końca epoki odkryć i teraz wreszcie „nam się udało”. W chwili
obecnej nie mamy żadnych solidnych przesłanek, które pozwalałyby
nam odkryć fizyczną naturę ciemnej materii lub ciemnej energii, nie
ulega więc wątpliwości, że wciąż jeszcze musimy się wiele dowiedzieć. Czy powinniśmy się jednak spodziewać jakichś rewolucyjnych
odkryć podważających prawdziwość tej opowieści, która wydaje się
tak spójna? Czy nauka rozwija się skokowo, przez zmianę kolejnych
paradygmatów i wywracanie całego obrazu do góry nogami? Istnieje
szkoła myślenia, która kwestionuje zasadność normalnej metody
naukowej i pojęcie postępu naukowego. Jej zwolenników bardziej
przekonuje opis, w którym zmiany naszego obrazu świata są wynikiem
przypadku i bardziej zależą od relacji społecznych między badaczami
niż od rzeczywistego zrozumienia przyrody.
Sądzimy jednak, że uważna analiza dotychczasowej historii nauki
wyraźnie pokazuje, że taki punkt widzenia jest nieprawdziwy. W ciągu
całej długiej historii kosmologii najważniejsi myśliciele zazwyczaj
wierzyli, że mają poprawny model, nawet jeśli ulegał on zmianom.
Faktem jest, że od powstania współczesnej nauki w epoce renesansu
uczeni zwykle mieli rację – choć jednocześnie ich obraz świata cały
czas był niepełny. Ich obserwacje i teorie opierały się na „lokalnym”
świecie, do którego mieli dostęp, i większy obraz ukazywał się ich
oczom dopiero po przesunięciu horyzontu. Udamy się ich śladem
w podróż będącą nieustannym poszerzaniem się zarówno pojęciowego,
jak i obserwacyjnego horyzontu od naszej planety, poprzez Układ
Przedmowa
17
Słoneczny i Galaktykę, aż po cały rozszerzający się Wszechświat.
Także nasz horyzont czasowy przesuwał się w odpowiednim tempie,
od ludzkiego, historycznego czasu rzędu tysięcy lat, poprzez kilkumiliardową historię Ziemi, aż po nieograniczone być może kosmiczne
skale czasowe. W tym procesie odkrywaliśmy raz za razem, że nasz
w zasadzie poprawny obraz lokalnego wszechświata jest zanurzony
w znacznie większym kosmosie oraz że głównymi składnikami tego
wyłaniającego się świata są nowe, dziwne siły i substancje, natomiast
znane nam z poprzedniego modelu składniki rzeczywistości okazują
się stosunkowo mało istotnymi elementami lokalnymi.
Błędem byłoby oczywiście przecenianie tej ewolucji i odmalowywanie jej jako nieprzerwanego marszu ku postępowi. Próby zrozumienia
mechanizmu działania niebios w starożytności czy średniowieczu często
kończyły się wprowadzaniem doraźnych poprawek do obowiązującego modelu. Skłonność do jak najszybszego załatania wszelkich luk
w teorii nigdy nas nie opuszcza. Nawet Einstein zdecydował się na taki
krok, gdy wprowadził do swoich równań arbitralną stałą, by umożliwić istnienie statycznego wszechświata, zgodnego z jego ówczesnym
wyobrażeniem. Obecnie jednak, w obliczu zalewu danych z coraz liczniejszych obserwatoriów – dzięki którym uczeni spoglądają w kosmos
sponad przesłaniającej obraz ziemskiej atmosfery i widzą Wszechświat
coraz dokładniej, w coraz szerszym zakresie długości fal – pozostało
już niewiele miejsca na tego typu błędy. Dzisiejsi uczeni są przekonani, że podążając śladem odkrywanych faktów, uzyskali wiarygodny,
uzgodniony obraz początków, historii i obecnego stanu Wszechświata
oraz że współczesny model, potwierdzony tak wieloma różnorodnymi
dowodami, faktycznie wydaje się solidny. Możemy jednak być pewni,
że w przyszłości czekają nas jeszcze nowe odkrycia i niespodzianki.
Plan naszej podróży
W tej książce opowiemy o tym, jak ludzkość osiągnęła obecny poziom
zrozumienia Wszechświata, który zamieszkuje. Choć postrzeganie
rozwoju naszego rozumienia jako ciągu nieustających postępów
18
Jądro ciemności
przestało już być modne, to pozostaje faktem, że wcześniejsze obrazy świata nie były w większości wypadków całkowicie błędne. Były
raczej, jak już powiedzieliśmy, niepełne i włączano je w coraz większy
i dokładniejszy obraz świata. W prologu podsumujemy wiedzę, którą
ludzkość zgromadziła od starożytności do renesansu, i omówimy
pierwszy okres istnienia obserwacyjnej nauki operującej konkretnymi
faktami. Przed dwoma tysiącami lat Grecy mieli już dość dokładny
model geometryczny układu Ziemia-Księżyc-Słońce, odkryli zjawisko
precesji punktów równonocy, a nawet sporządzili pierwsze katalogi gwiazd. Rewolucja kopernikańska, rozszerzona i wzbogacona za
sprawą fizyki matematycznej Johannesa Keplera, teleskopów Galileusza i newtonowskiego prawa powszechnego ciążenia, umieściła
ten obraz świata w dokładnym modelu Układu Słonecznego. W XVIII
i XIX stuleciu uczeni przekonali się, że Układ Słoneczny jest częścią
znacznie większego dysku gwiazd widocznego na nocnym niebie,
który nazwali Drogą Mleczną. Wokół naszej Galaktyki dostrzegli także
zagadkowe mgławice i zastanawiali się, czy są one jakimiś gazowymi
obłokami w zewnętrznych jej rejonach, czy też może niezależnymi
wszechświatami wyspowymi.
Rozdział 1, „Narzędzia Einsteina i ich zastosowanie”, zaczyna się
od omówienia dwóch rewolucji, które dokonały się w XX stuleciu:
teorii względności i mechaniki kwantowej. Dzięki tym teoriom poznaliśmy prawa fizyczne pozwalające zrozumieć otaczający nas świat.
W rozdziale 2, „Królestwo mgławic”, rozpoczniemy badanie kosmosu
i opowiemy o okresie, w którym teleskopy obserwujące ciemne niebo
nad Nowym Światem stały się na tyle mocne, że Vesto Slipher, Edwin
Hubble i inni mogli się przekonać, iż tajemnicze mgławice spiralne
są częścią rozszerzającego się układu galaktyk, nierzadko podobnych
do Drogi Mlecznej. Rozdział 3, „Zajmijmy się kosmologią!”, i związany z nim bardziej matematyczny dodatek (dodatek 1) pokażą, jak
możemy zrozumieć niektóre podstawowe idee fizyczne kosmologii
oraz tajemnice rozszerzającego się Wszechświata bez odwoływania
się do matematyki i fizyki wykraczającej poza program szkoły średniej. W rozdziale 4, „Odkrycie Wielkiego Wybuchu”, umieścimy ten
obraz świata w kontekście równań Einsteina i nakreślimy współczesny
Przedmowa
19
obraz rozszerzającego się, ewoluującego i bardzo gorącego na początku
kosmosu, który nazywamy modelem Wielkiego Wybuchu. W drugiej
połowie XX wieku odkryliśmy, że niebo skąpane jest w mikrofalowym
(radiowym) promieniowaniu tła oraz że lżejsze pierwiastki chemiczne
powstały w kosmologicznym piecu. Oba te odkrycia potwierdzają
przyjęty model i obecnie wszyscy, którzy zajmują się tą tematyką,
uznają prawdziwość teorii znanej jako standardowy model gorącego
Wielkiego Wybuchu.
Download