Witold Skrzypczyk Być dzieckiem alkoholika…. …Każdy dzień przeżywany w rodzinie z problemem alkoholowym to dla dzieci dzień cierpień. Cierpią powoli i metodycznie. Ich życie to zazwyczaj pasmo różnorodnych zdarzeń traumatycznych. Potoczna obserwacja wskazuje, że zakres owych zdarzeń jest bardzo szeroki. Nie jest to tylko przemoc fizyczna czy nadużycia seksualne, jak się powszechnie sądzi. Dzieci w rodzinie alkoholowej często doświadczają nadmiernego krytycyzmu, oszukiwania i niesprawiedliwego traktowania ze strony rodziców, bywają świadkami przemocy wobec matki lub rodzeństwa, są ofiarami przemocy emocjonalnej i intelektualnej ze strony dorosłych. Większość z nich próbuje się przystosować do nienormalnej sytuacji. Po fazie wielokrotnego przeżywania owych zdarzeń, ciągłego upatrywania kolejnego niebezpieczeństwa i życia w ciągłej niepewności, zaczynają wypierać traumatyczne doświadczenia, szukają więzi i bezpieczeństwa w grupach i subkulturach młodzieżowych, często o charakterze przestępczym. Większość z nich wpada w pułapkę niekończącej się pętli autodestrukcyjnych zachowań. Aby im pomóc konieczne jest przede wszystkim, przywrócenie im poczucia bezpieczeństwa, odreagowanie urazów i wykształcenie właściwych relacji z innymi ludźmi...1 … to żyć w ciągłym lęku. …Cholernie bałam się tych wieczorów, gdy wracałeś do domu pijany. Byłam mała, ale lek pozostał. Ciągle boje sie, ze znów usłyszę twój niepewny krok na schodach. Serce podchodziło do gardła, roztrzęsione ciało nie pozwalało spać. A ja za każdym razem wierzyłam, ze przestaniesz, że twoje obiecanki nie są tylko ogromem słów rzuconych na wiatr. Tylko ze zawsze sytuacja powtarzała sie od początku…. …Twoje kroki słyszałam już na parterze i wtedy zawsze się budziłam, mimo że czasami miałam twarde sny. Wchodząc do domu zawsze zrywałeś nas na nogi, każdy bał się twoich reakcji, tego co znowu ci będzie przeszkadzać. Zawsze bałam się o mamę, gdyż zawsze wyrządzałeś jej największą krzywdę. Biłeś Ją i maltretowałeś, a ona nie potrafiła się bronić. Bardzo się Ciebie bała, tak jak ja. Czasami postanawiałam sobie, że w końcu stanę z Tobą do walki i pokażę, że naprawdę się Ciebie nie boję. Bardzo się bałam, ale musiałam bronić mamy, gdyż Ty byłeś strasznie niebezpieczny….2 Życie w chronicznym, nieprzewidywalnym lęku, to w zasadzie norma funkcjonowania dziecka w rodzinie z problemem alkoholowym. Dziecko od początku swojego funkcjonowania w takim środowisku uczy się przeżywania bardzo silnych nieprzyjemnych emocji i egzystowania na granicy wytrzymałości emocjonalnej. W zależności od struktur osobowościowo – poznawczych uruchamia mechanizmy przystosowawcze pozwalające mu na przywracanie równowagi psychicznej w sytuacjach przeżywania nadmiernego stresu. Bardzo upraszczając, można rozpoznać dwa podstawowe rodzaje sposobów radzenia sobie z lękiem. Jeden z nich to ucieczka a drugi podejmowanie walki. Często są to sposoby uruchamiane przemiennie w zależności od sytuacji i ewentualnego wsparcia z zewnątrz lub jego braku. Powyższy fragment listu jest dowodem na takie właśnie rozwiązania. Świadomość wynikająca z wieloletnich doświadczeń, że tylko taki sposób jest alternatywą w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia, ogranicza dostęp do innych rozwiązań, usztywniając reakcje i zachowania. Czasami mamy do czynienia z przewagą stosowania reakcji unikania, wycofywania się, po prostu ucieczki, lub walki, czyli zachowań agresywnych i buntowniczych. Zależy to od doświadczeń dziecka, od procesu uczenia się skutecznych metod radzenia sobie z nadmiernym lękiem. To, co chroni małego człowieka w dzieciństwie (ucieczka lub walka) w dorosłości często mu przeszkadza i przysparza kłopotów. W zasadzie najpierw zaczyna przeszkadzać różnym dorosłym ( w tym często także jego rodzicom) już w okresie dorastania. Im bardziej dziecko zaczyna funkcjonować poza rodziną ( jest to cecha i prawidłowość wynikająca z rozwoju), tym częściej otrzymuje informacje, że jego wyuczone, sprawdzające się dotychczas sposoby radzenia sobie z lękiem, są społecznie nieakceptowane. Jest to często tak dalece niezrozumiałe dla nastoletniego dziecka, że taka postawa środowiska staje się dodatkowym źródłem lęku a reakcje walki i unikania nasilają się niewspółmiernie. A stąd już tylko krok od wykluczenia społecznego. …to budować tożsamość w oparciu o wstyd. …Kradłeś i sprzedawałeś...i tylko po to, by znów sie nabuzować. Czy w ten sposób zapominałeś o kłopotach? Czy tak próbowałeś rozwiązać nasze problemy? Straciłam szacunek do ciebie. Nawet nie chciałam przyznać sie do tego, ze jesteś moim ojcem. Poczułam ogromny wstyd, gdy któregoś dnia wpadłeś pijany do mojej szkoły i narobiłeś mi takiego obciachu, ze w końcu zaczęłam wagarować. Tak bardzo bałam się ironicznych uśmiechów, ponade mną stal wstyd, stał żal, że ładujesz mnie w takie gówno. Śmiali się z ciebie, a Ty chyba w odwet szłeś upić się ponownie. Mówiłeś, ze zapijesz sie na śmierć. Czy Ty wiesz, jak bardzo tego chciałam? Pragnęłam, żebyś umarł, żebyś pozwolił nam żyć.... ....Wstydziłam się przyprowadzać koleżanki do domu. Czułam się przez Ciebie taka gorsza od swoich rówieśników. Każdy mi tylko dogryzał - Co Beata, Twoja mama znów się ulała. Brakowało mi ciepła rodzinnego. Wstydziłam się Ciebie. Wolałam przebywać w domu u swoich koleżanek niż w swoim. Uciekłam z domu ponieważ miałam tego dosyć. Czułam się strasznie, gdy miałam do niego wracać. Przez Ciebie zaczęłam palić i pić. Utraciłam wiarę w Ciebie. To co do mnie mówiłaś spływało po mnie. Kroczenie od sytuacji do sytuacji przynoszących bezmiar wstydu, to codzienność w życiu dziecka, którego rodzice nadużywają alkoholu. Dziecko bardzo wcześnie zaczyna się orientować, że jego rodzina nie jest taka, jak rodziny większości jego kolegów i koleżanek. Do przeżywania wstydu znacznie przyczynia się zazwyczaj ukrywanie problemów rodzinnych, mocno zakorzeniony w naszej kulturze, wielokrotnie wzmocniony w rodzinach przeżywających częste problemy. Mieć rodzinę nie O.K., to samemu być nie O.K. Mieć ojca czy matkę, za których się trzeba wstydzić, to wstydzić się samego siebie i wstydzić się wobec innych. To często wystarczający powód do wstydu, gdy nie ma żadnych innych. Tylko że często inne powody też niesie życie oraz otoczenie, w którym funkcjonuje dziecko. Ciężar wstydu wielokrotnie rośnie wraz z drobnymi nawet niepowodzeniami szkolnymi, uśmieszkami sąsiadów, nauczycieli, przeplatanymi litościwymi uwagami, pytaniami w rodzaju: co ci jest, czego płaczesz, czego jesteś smutna …. Trudno dziecku znaleźć konstruktywną grupę odniesienia, w której czułoby się bezpiecznie - „normalnie”. Próbuje często funkcjonować w różnych grupach, robić różne rzeczy w poszukiwaniu swojego miejsca w świecie. Niestety po pierwszych niepowodzeniach bezmiar wstydu i lęku często zwycięża. Dziecko coraz bardziej zamyka się w sobie, zmienia kolejne środowisko po cichu lub z wielkim hukiem, pozostawiając za sobą popiół i zgliszcza. Wraca do punktu wyjścia, po raz kolejny przekonując się, że z zaklętego kręgu wstydu, lęku i niesprawiedliwości nie można się wydostać, obwiniając często Boga za taki los. A skoro i On nie reaguje na prośby i modlitwy to nie można się spodziewać, że będzie inaczej, lepiej. W ten sposób słabnie także nadzieja i bez odpowiedzi pozostaje pytanie : Kim jestem? Czy tym, którym tak bardzo nie chcę być, i którego niezbyt akceptuje otoczenie, pełnym lęku i wstydu, złości i agresji, czy tym, którym chciałby się widzieć i którego by chciano widzieć w nim, a któremu mimo usilnych prób nie może sprostać i często w tej sytuacji decyduje, że lepiej zostać nikim. Zostać Nikim to nie zajmować się przyszłością, nie chodzić do szkoły, nie słuchać, nie odpowiadać, nie wchodzić w relacje. Być Nikim, to być ponad lękiem i ponad wstydem. Ale być nikim, to także żyć i funkcjonować poza społeczeństwem lub tylko na jego krańcach. ...to kochać i nienawidzić jednocześnie. ....Pamiętam, jak płakałeś mi w ucho (po pijanemu), że mnie kochasz, że troszczyłeś się, żebym nie spała na "serduszku". Pamiętam jak biegłam do Ciebie i się przewróciłam, bo miałeś przepustkę z więzienia. Wstałam i biegłam dalej. Miałam wtedy 6 lat. Pamiętam, jak pisałam do Ciebie w więzieniu listy. Pamiętam jak mnie lałeś. Do krwi. Tato, kim jesteś! Gdzie jesteś? Nie czuję Ciebie. Ręce mi się trzęsą. Kocham Cię i nienawidzę. Dzięki Tobie nie wiem, kim jestem, co mam robić w życiu. Jest mi teraz tak smutno. Mam Do Ciebie żal o to, że pozbawiłeś mnie dzieciństwa. Daj chociaż mamie przeżyć spokojnie starość. A może już Cię nie będzie? Czuję się dorosła i mogę iść dalej bez Ciebie. Nie masz córki. Nie czuję więzi z Tobą. Przynajmniej teraz. Wiesz? Były chwile, kiedy byłam gotowa oddać życie, żeby tylko zmieniła się sytuacja w domu. Mogłoby mnie nie być. Moje jestestwo mogłoby być ofiarą w dobrej intencji. Żegnaj Tato. Będę kochać mojego ojca, ale kto to jest ? Ambiwalencja emocjonalna to kolejna charakterystyczna cecha dzieci alkoholików. Sytuacje w rodzinie z problemem alkoholowym zmieniają się jak w kalejdoskopie. Przyjazny opiekuńczy rodzic w ciągu kilku chwil zmienia się w rodzica, któremu dziecko wyraźnie przeszkadza, a w niektórych przypadkach staje się rozjuszoną groźną „bestią”. Nadzieja i miłość, która jeszcze przed chwilą, dawała poczucie bezpieczeństwa lub dawała nadzieję na lepsze jutro, w oka mgnieniu znika po raz kolejny. Ponowny zawód i rozczarowanie zmienia stan emocjonalny w lęk i wstyd, złość i nienawiść. Znów odzywa się potrzeba walki lub ucieczki. Tyle tylko, że z własnej rodziny nie można zniknąć – nie ma jak i gdzie. Świat wokół wydaje się niezbyt przyjazny, nadmiernie ciekawski i nazbyt dociekliwy. Tak umacnia się nienawiść. Z totalnej bezsilności, z kolejnych nieziszczonych nadziei. Nadzieja na szczęście odchodzi ostatnia. Tli się często w zakamarkach duszy zbierając i zatrzymując okruchy szacunku, dobrego traktowania, miłości. To ona pozwala czekać przez wiele lat na lepsze jutro. Ona też podrywa do nierównej walki z rodzicem, alkoholem, systemem społecznym, kiedy niknie wiara. Bez pomocy z zewnątrz dziecko słabnie w tej walce przyjmując strategie najbardziej mu dostępne: zniknięcie i izolację, nie bycie, nie istnienie lub bunt i walkę z całym otaczającym je światem. Alkohol, narkotyki często wspierają obydwie strategie radzenia sobie z traumatyczną rzeczywistością. Niezbyt sprawiedliwy świat zewnętrzny, który często przymyka oczy na wzrastanie dziecka w rodzinie z problemem alkoholowym, nie toleruje picia alkoholu i brania narkotyków przez dzieci. Rozpoczyna się kolejna walka. - walka o zatrzymanie specyfiku, który w mniemaniu dziecka jest jedyną dostępną alternatywą na przywracanie równowagi psychicznej, na chwilę oddechu i zapomnienia od trudnej rzeczywistości. Walka, w której przegrana jest jedynym sensownym rozwiązaniem. ...to szukać „spokoju” za wszelką cenę. Ta „wszelka cena” to izolowanie się, grupy subkulturowe oraz środki psychoaktywne (papierosy, alkohol, narkotyki). Na żaden z tych pomysłów nie mają zgody dorośli z otoczenia dziecka. Często dopiero wtedy, kiedy dziecko zaczyna szukać w taki sposób „spokoju” zauważają, że dziecko ma jakieś problemy. Często problemy te zaburzają im w miarę poukładane życie. Rozpoczyna się walka, walka na „śmierć i życie” - o wpływ i kontrolę, i o wolność, o zależność i o samodzielność. Nagle wszyscy wokół wiedzą, co jest dla dziecka dobre, a co szkodliwe. Wymagają różnych umiejętności, podejmowania trudnych dla dziecka decyzji, składania deklaracji, w które i tak nie bardzo wierzą. Wymagają zaufania, nie dając często nic w zamian. Nieufne, pokaleczone przez doświadczenia dziecko czasem gdzieś pójdzie i coś zrobi dla „świętego spokoju”. Jeśli trafi na sensownych ludzi, w miarę sensownym miejscu, to tak jakby wygrało szczęśliwy los na loterii życia. Przywracanie równowagi, to długi i skomplikowany proces po latach trudnych doświadczeń. Uczenie się bycia szczęśliwym jeszcze dłuższy i trudniejszy. Pamięć o doświadczeniach pozostaje, wciska się w tożsamość i bardzo długo trzeba błądzić, by znaleźć odpowiedź na pytanie, co to takiego normalność. Droga Gandziu ! Nie zapomniałam, jak działasz. Jak Twoje skutki leczyły moje rany. Uważałam, że jesteś najlepszym lekarstwem, najlepszym przyjacielem, przyjaciółką. Nie zapomniałam jak Twój zapach pieścił moje zmysły, smak uszczęśliwiał, … a później było już tylko lepiej. Ale nie zapomniałam również tego, co mi odebrałaś. Może tym razem byłabym obiecującą młodą kobietą, z piękną i dobrą przyszłością. A tak, nie wiem, co będzie, żyję spontanicznie, zaskakuję siebie samą. Nie mówiąc o szkole … Wiadomo, to nie była tylko Twoja wina. Bo jak po melanżu zwlec się z łóżka i pójść do szkoły? Nie tylko Ty, alkohol, złe nawyki … Szkoła więc poszła się j… na dzień dobry. Przepraszam za wyrażenie, ale jak inaczej podkreślić siłę tego, co się stało? Moje wartości, to co kiedyś było takie ważne, straciło dla mnie znaczenie. Co teraz będzie? Nie mam pojęcia … Nie wiem, czy uda mi się spełnić chociaż jedno z marzeń. A powód jest prosty. Nie chce mi się pracować. A wiesz, że do realizacji moich marzeń potrzebne jest dużo pracy. Najbardziej jednak martwi mnie myśl, że będę wykańczać się po 10 godzin w ciężkiej pracy zamiast tańczyć i śpiewać na scenie. Że po powrocie do domu nie zastanę zamku ze szczęśliwą, dostatnio żyjącą rodziną, tylko kupę gówna i nawalonego męża. To najgorszy scenariusz, ale tak bardzo się tego boję. A może gdybym Cię nie spotkała byłoby zupełnie inaczej. Mogłabym pisać godzinami. Dziękować Ci i Cię przeklinać, ale nie chcę. Mam nadzieję, że już się nie spotkamy. 3 Magda 1 2 3 Fragment przedmowy dr hab. Magdy Marszał – Wiśniewskiej z publikacji Dzieci alkoholików – Doświadczenia traumatyczne, W. Skrzypczyk, Łódź 2000r. W artykule wykorzystano fragmenty listów dzieci alkoholików – z antologii Listy, W. Skrzypczyk, 1996r. List do marihuany – pisany jako zadanie korekcyjne w programie Treningu Umiejętności Kontroli zachowań związanych z Alkoholem i Narkotykami TUKA/N realizowanym w ośrodku PROM w Łodzi.