Chemiczna księga rekordów Guinessa

advertisement
© ZamKor
Chemiczna księga rekordów Guinessa
C
o jest największe na świecie? Odpowiedź jest tylko jedna: na świecie największy
jest właśnie świat. Miliony czy miliardy lat świetlnych, czyli odległości, które
fala elektromagnetyczna przebywa w takim właśnie czasie… Można dostać zawrotu
głowy. Jeżeli tego zawrotu w praktyce nie doznajemy, to tylko dlatego, że – szczerze
mówiąc – nie jesteśmy sobie w stanie takich odległości wyobrazić. To tylko liczby,
którymi zajmuje się astronomia i astrofizyka.
W chemii mamy analogiczny problem z wyobraźnią. Tu znów wszystko jest
niewyobrażalnie małe. Owe mikroobiekty także ukrywają swą naturę za formułami
matematycznymi. A więc to liczby okazują się być osnową rzeczywistości. Tak
twierdzili greccy uczeni z kręgu Pitagorasa dwa i pół tysiąca lat temu. Znajdujemy na to kolejny przykład.
Jeżeli te mikroobiekty, atomy i cząstki elementarne, i to nie jakieś „grubaśne” protony i neutrony, ale „chudziutkie” kwarki, stanowią takie wyzwanie
dla naszej zdolności pojmowania świata, to może by pozostawić je garstce
wysoko wykwalifikowanych fizyków i nie obciążać nimi „umysłu humanistycznego”? Gdybyśmy tak postąpili, popełnilibyśmy grzech zaniechania. Nie
wszystko, co małe, można (bezkarnie) zaniedbać. Wiadomo przecież, że diabeł
siedzi w szczegółach. Lepiej go nie prowokować. Chińczycy twierdzą, że nawet
słonia można zabić szpilką, jeżeli ją odpowiednio wbić. Nie porzucajmy więc
dążenia do naocznego spenetrowania cegiełek składowych materii, z której
sami jesteśmy zbudowani.
Nauka i świat
I tu napotykamy nieprzezwyciężoną trudność.
Wyobraźmy sobie obiekt tak mały i nietrwały, że
energia konieczna do oświetlenia tego obiektu (by
można go było sfotografować) jest w stosunku do niego tak potężna, że obiekt ten musiałby ulec w chwili wykonywania fotografii
zupełnej dekompozycji. Ujrzelibyśmy więc na zdjęciu jakieś widmo trudne
do interpretacji, gdzie tylko na zasadzie statystycznego domniemania moglibyśmy
określić, gdzie się co znajdowało, gdy nie było jeszcze oświetlone i oglądane. Tak to
ja, humanista, widzę istotę zasady nieoznaczoności (nieokreśloności) sformułowanej
przez Wernera Heisenberga jeszcze w pierwszej połowie XX wieku. Rzecz jasna
zasada ta mówi o niemożności oznaczenia pewnych parametrów cząstek elementarnych w wielce wyrafinowanej matematycznej formie. Jest ona częścią mechaniki
kwantowej, która z kolei opiera się na korpuskularno-falowej teorii materii. A teoria
ta twierdzi, że każda cząstka elementarna jest zarazem ciałem (korpuskułą) i falą,
czyli czystą energią bez masy (czyli bez czegoś, co zajmuje miejsce w przestrzeni).
I jak to coś można zobaczyć?
Może fizyk lub chemik zechce się z politowaniem uśmiechnąć, gdy się dowie, jakie
zamieszanie w „umyśle humanistycznym” czyni popularna recepcja teorii opisujących samą istotę materii. Jak mu tak wesoło, to niech bierze się do roboty i rzecz
przystępnie wyjaśni. A my, humaniści, dajmy mu szansę. Spróbujmy zrozumieć.
Jerzy Pilikowski
Download