OPUS DEI - Ostatnia Szuflada

advertisement
1
OPUS DEI.
PRÓBA WYJAŚNIENIA
Rafael Gómez Pérez
1
2
Tytuł oryginału: El Opus Dei. Una explicación, Rialp, Madrid 1992.
Tłumaczył:
Janusz Lekan
Cezary Taracha
Redaktor: Katarzyna Kupczyk
2
3
SPIS
3
4
WSTĘP
Jeżeli Czytelnik, który wziął do ręki tę książkę, nie wie jeszcze nic na temat Opus
Dei1, nadszedł właściwy moment, aby się czegoś dowiedzieć. Nie jest to jednak łatwe, nie
wystarczy pierwsze lepsze źródło. Codziennie można się o tym przekonać w radio i
telewizji. Oto dziennikarz z mikrofonem w ręku pyta na ulicy kolejnych przechodniów,
czym jest według nich inflacja, entropia, albo VAT. Odpowiedzi są zwykle boleśnie
niewystarczające. Może to wina szkolnej edukacji. Człowiek potrafi zaledwie wyrecytować
z pamięci definicję. Słyszał dzwony, ale nie wiadomo, w którym kościele.
Z tego, co mi wiadomo, nie ma żadnego studium na temat stosunku opinii
publicznej do Opus Dei. Książka ta ma być więc, przynajmniej w niektórych aspektach,
wprowadzeniem do zagadnienia. Najpierw muszę jednak zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze,
pokazać miejsce Opus Dei w tym co, bez zbędnej retoryki, można nazwać„duchową
przygodą ludzkości”. Po drugie zaś dostarczyć podstawowych informacji na temat tej
organizacji kościelnej. W wielu krajach pierwsze i niemal jedyne skojarzenie większości
ludzi na temat Opus Dei było mniej więcej takie: „to coś związanego z katolicyzmem”.
Być może w Hiszpanii jest inaczej. Opus Dei powstało w Madrycie, w roku 1928 i choć
wkrótce rozszerzyło swą działalność na inne kraje, w ciągu wielu lat większość jego
członków stanowili Hiszpanie (zmieniło się to dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych). W
tym samym okresie niektórzy członkowie Dzieła uczestniczyli aktywnie w życiu
politycznym Hiszpanii. Ponieważ polityka jest niemal zawsze najbardziej znana lepiej lub
gorzej poinformowanej opinii publicznej, rozpowszechnił się pogląd, że Opus Dei to
„grupa polityczna”.
Sytuacja ta przeszła do historii już dawno temu. Można oczywiście ciągle żyć
przeszłością, ale dziś mają ponad trzydzieści lat ludzie, którzy w roku 1975 byli zaledwie
dziećmi. Opinia publiczna mogła obserwować, jak później, w 1981 roku, rozpoczął się
proces beatyfikacji i kanonizacji Założyciela Opus Dei, i jak w następnym roku Stolica
W dodatku do El País, najbardziej rozpowszechnionego dziennika hiszpańskiego czytamy: „ Opus Dei, z łacińskiego dzieło
Boże. Zatwierdzona przez Kościół katolicki Prałatura personalna, której członkowie działają na całym świecie. W jej skład
wchodzą zarówno kapłani jak i świeccy. Jej założycielem był hiszpański ksiądz Josemaria Escriva. Należy podawać zawsze
pełną nazwę: np. „członek Opus Dei”, a nie „członek Opus”. (Libro de Estilo, Madryt 1990, wyd. 3, s. 324).Rzeczywiście,
chociaż w wielu jeżykach używa się często nazwy „Opus”, poprawne jest, zwłaszcza w publikacjach książkowych,
podawanie pełnej nazwy . Zainteresowanie madryckiego dziennika dla precyzji językowej jest dosyć szczególne biorąc pod
uwagę fakt, że dziennik ten nie wyróżnia się, najdelikatniej mówiąc, sympatiami wobec doświadczenia religijnego, zwłaszcza
zaś katolicyzmu.
1
4
5
Apostolska postanowiła beatyfikować Czcigodnego Escivę, po skrupulatnym i dogłębnym
procesie.
***
Może tylko niektórzy geniusze mogą być zupełnie pewni tego, co mówią i co robią.
Wydaje mi się, że znam Opus Dei. Należę do niego od wielu lat. Chciałbym usadowić się
więc w jakimś spokojnym miejscu i w prosty sposób opowiedzieć Czytelnikowi tę historię.
Nie chodzi mi o dociekania stricte historyczne, prawne ani o studium teologiczne.
Dysponujemy wieloma dobrymi pracami na temat Opus Dei, wiele z nich ma charakter
prawniczy. Napisano również dużo biografii Założyciela. Niewielu jednak autorów
odważyło się na wyjaśnienia tak proste, że aż banalne.
Są oczywiście w obiegu, a jakże, historie bajkowe (piszę o literaturze tego rodzaju
na końcu książki). Opowiadanie o rzeczywistości może być jednak bardziej fantastyczne,
niż wszystkie pomysły dawnych i współczesnych twórców fikcyjnych religii. Ci, którzy
pisali na temat Opus Dei ubarwiając swe opowieści oszczerstwami, oskarżali czasem tę
instytucję, gdy odpowiadała prasowymi sprostowaniami, o przypisywanie sobie zbyt
wielkiego znaczenia. Z drugiej strony rzecz jasna, członek Opus Dei nie uważa, że jest to
tylko jeszcze jedna organizacja więcej, pośród innych. Gdyby bowiem człowiek nie cenił
tego, na czym opiera swoje przekonania, nie zrozumiałe byłyby i one same.
Opus Dei nie jest bowiem wynalazkiem, który pojawił się nie wiadomo skąd, bez
jakiejkolwiek łączności z długą tradycją życia duchowego. Redukowanie go do wymiaru
dość wyjątkowej grupy o określonych celach, oznacza intelektualne lenistwo i
równocześnie zawiłe fałszerstwo. Wszystko jest dużo łatwiejsze, wymaga jednak
wyjaśnienia.
***
Czy trzeba opowiadać również plotki? Wiadomo bowiem, że na temat Opus Dei,
jak każdej innej instytucji, która jest aktywna, istnieje nieskończona ilość plotek, półprawd,
pomówień, kalumnii. Charakterystyczne, że literatura dotycząca Opus Dei dzieli się prawie
dokładnie na dwie grupy: teksty, które mówią, czym jest Opus Dei i pomijają milczeniem
oskarżenia przeciw niemu oraz prace które atakują Opus Dei i odmawiają mu
jakiejkolwiek wartości.
5
6
Łatwo zrozumieć autorów należących do Opus Dei lub sympatyków piszących
książki należące do pierwszej grupy. Kto zna dobrze rzeczywistość, nie zgadza się na jej
deformowanie, choćby był oskarżany, że nie przedstawia wszystkiego, o czym się mówi.
Ta książka zawiera wzmianki o wielu pomówieniach, plotkach i półprawdach, jakie
pojawiały się na temat Opus Dei. Początkowo zamierzałem zebrać je w jednym rozdziale
zatytułowanym: „Opus Dei a opinia publiczna”. Potem jednak pomyślałem, że mógłby on
się przeobrazić się w swoiste muzeum plotek i podczas kolejnej redakcji materiału,
rozdzieliłem wiele z nich po innych rozdziałach. Dlatego rozdziały te mają podwójną
zawartość: przedstawiają podstawowe informacje i niektóre, najbardziej rozpowszechnione
stereotypy.
Rozwiązanie to nie było łatwe. Nie opuszczało mnie bowiem przekonanie, że
wymienianie plotek obok opisywania natury organizacji oraz jej działalności jest niczym
mieszanie owiec z kozłami. Ale tak się mają często sprawy z opinią publiczną, a książka,
jak już zaznaczyłem, ma być wprowadzeniem do tematu.
***
Czasem najlepiej zaczynać od tłumaczenia rzeczy najprostszych. Opus Dei jest
instytucją Kościoła katolickiego. Od samego początku jako jeden ze znaków tożsamości
okazuje wierność doktrynie wiary i moralności tak, jak wykłada ją Kościół.
Jest to oczywiście zrozumiałe, ale właśnie dlatego nie może być pomijane. Łatwo
zauważyć, że tak osoby sprawujące w Opus Dei funkcje kierownicze, jak i pozostali jego
członkowie podkreślają to nieustannie. Jeżeli chcemy więc zrozumieć fenomen Opus Dei,
należy przyjąć jako fakt to, co jednomyślnie głoszą jego członkowie. Inaczej mielibyśmy
do czynienia z fikcją, a nie studium socjologicznym.
Inne stwierdzenie, nieco tylko trudniejsze, można wyrazić następująco: w
chrześcijaństwie doskonale uwidacznia się natura paradoksu jako drogi poznania.
Ewangelia jest pełna paradoksów typu: „ten, kto straci swe życie, zachowa je” albo „ostatni
będą pierwszymi”. Innymi słowy, paradoks nie jest zwykła figurą retoryczną upiększającą,
na wszelki wypadek, tok dyskursu. Paradoks to metoda poznania bardziej właściwa dla
prawd ścisłych i złożonych. Tak więc odrzucenie paradoksu oznacza wystawienie się na
ryzyko upraszczania rzeczywistości.
6
7
Moim zdaniem fundamentalne prawdy na temat Opus Dei są również paradoksalne.
Wielu jego członków stojąc przed problemem objaśnienia istoty instytucji, mówi w końcu
mniej więcej coś takiego: „aby ją poznać, należy żyć nią blisko”. Właśnie! Normalnym
sposobem rozwiązania paradoksu jest przeżycie od wewnątrz uzewnętrzniającej się
sprzeczności.
W Opus Dei istnieje wiele paradoksów. Jeżeli nie zrozumiemy podstaw niektórych
z nich, nie zrozumiemy niczego więcej o Opus Dei.
Pierwszy paradoks można wyrazić następująco: „to, co wydaje się być
przeznaczone dla nielicznych, stanowi wezwanie skierowane do wszystkich”. Opus Dei
liczy ponad osiemdziesiąt tysięcy członków. Ale cóż to jest w porównaniu z, powiedzmy...
całą Ludzkością?! Sposób, w jaki próbują żyć te osoby to nic innego, jak powołanie
każdego mężczyzny i każdej kobiety: poznawanie i obcowanie z Bogiem, spełnianie z
miłością Jego woli. Innymi słowy, uświęcanie się. Nie ma w tym nic nienormalnego czy
też nadzwyczajnego. Nie jest to również poświęcanie się jakimś ezoterycznym czy
groteskowym zajęciom. Oznacza ono dążenie do najbardziej intymnej więzi z Bogiem
pośród spraw tego świata. Chrystus powiedział: „Bądźcie święci, jak i Ojciec wasz
niebieski jest święty ” (Mt 5, 48). Dlatego członkowie Opus Dei są przekonani, i jest to
następny fakt, który należy mieć na uwadze, że nie robią nic nadzwyczajnego czy
szokującego. Jak pisał w II wieku w Apologeticum Tertulian: „Żyjemy z innymi ludźmi i
nie możemy obejść się bez placów, jatek, kąpielisk, gospód, warsztatów, świąt i tylu
innych zajęć. Z wami również żeglujemy, z wami jesteśmy żołnierzami, uprawiamy
ziemię, handlujemy, znamy się na urzędach i wystawiamy nasze dzieła dla waszego
użytku”.2
Drugi paradoks został wyrażony przez Założyciela Opus Dei za pomocą antytezy o
„zorganizowanej dezorganizacji” albo o „różnokolorowej mozaice o zróżnicowanej
działalności czy o mozaice organizacyjnie zdezorganizowanej”.3Nawiązywał w ten sposób
do jedności członków Dzieła z jednej strony i ich samodzielności i wolności z drugiej.
Opus Dei jest w efekcie czymś nieco zorganizowanym i zupełnie zdezorganizowanym. I tu
znajdujemy najłatwiejsze rozwiązanie paradoksu: Opus Dei jest dobrze zorganizowane w
tym, co stanowi jego cel i zupełnie niezorganizowane w tym, co do niego nie należy. Jego
celem jest szerzenie powszechnej możliwości uświęcania się przez pracę i codzienne
2
3
Tertulian, Apologeticum, 42, 4.
Rozmowy z Prałatem Escriva, Katowice 1993, nr 19.
7
8
zajęcia. Wiąże się z tym działalność ułatwiania członkom zdobywania formacji stosownej
do ich celu. Opus Dei nie istnieje jako organizacja i nie ingeruje w to, co odnosi się do
działalności zawodowej, ekonomicznej, politycznej, kulturalnej czy naukowej swych
członków. Każdy z nich sam decyduje o swojej pracy i życiu kulturalnym.
Trudna do uniknięcia wydaje się naturalna tendencja językowa, aby pod pojęciem
„grupa” rozumieć tych, którzy tworzą jakąś organizację. Trzeba jednak zaznaczyć, że
członkowie Opus Dei nie tworzą grupy społecznej, nawet w tym, co odnosi się do realizacji
czy zamiaru realizacji najważniejszego zadania: walki o uświęcenie w normalnej ludzkiej
społeczności. Nacisk na to, co osobiste, dużo wcześniej niż nadeszła obecna moda, jest
bardzo znaczący. Takim było Opus Dei już przed sześćdziesięciu laty, kiedy we wszystkich
organizacjach, nie tylko kościelnych, w modzie były bojowe masy, defilady ze
sztandarami, efektowne mundury oraz błyszczące insygnia.
Po długim zastanowieniu nad tymi tematami i przypadkowej lekturze pewnej
książki o popularyzacji fizyki, nasunęło mi się porównanie między faktem istnienia Opus
Dei, a pewnymi fenomenami z fizyki kwantowej. Można je streścić w „zachowaniu”
fotonu, który jeśli pojawia się jako fala, równocześnie nie pojawia się jako cząsteczka.
Później, również przypadkowo, natknąłem się na pewien passus z dziennika Mircei
Eliadego, najbardziej znanego fenomenologa religii, który mówił zasadniczo to samo w
odniesieniu do sacrum: „Kiedy coś świętego się manifestuje (hierofania), równocześnie coś
się zakrywa, staje się utajone. Tu właśnie znajduje się prawdziwa dialektyka tego, co
święte: z powodu samego faktu ukazania się, sacrum zataja się”.4
Członkowie Opus Dei nie są osobami konsekrowanymi, za wyjątkiem kapłanów,
którzy otrzymują święcenia, ale ich podstawowa działalność jest święta. Jest to walka o
ciągłe obcowanie z Bogiem. I w tym właśnie sensie przypisuje mu się atrakcyjną
właściwość skrywania się przy ujawnianiu. Oto inny paradoks. Antyteza.
Jeżeli weźmie się pod uwagę owe paradoksy, można zrozumieć to, co Opus Dei
zawsze mówiło o sobie i co jest już zebrane w tysiącach artykułów i w wielu książkach.
***
Opus Dei. Próba wyjaśnienia nie jest dziełem oficjalnym ani tym bardziej
„urzędowym”. Bardzo prawdopodobne, że inny członek Dzieła przekazałby wersję może
8
9
nie odmienną, ale o innej harmonii, o inaczej rozłożonych akcentach. Założyciel Opus Dei
mawiał, że duch jest ten sam dla wszystkich, ale każdy chodzi własną drogą powołania,
według swego sposobu bycia, swoich myśli, i wreszcie swojej kultury. Opus Dei wydaje mi
się czymś niezmiernie istotnym, ponieważ daje na nowo mężczyznom i kobietom,
uwikłanym w pracę i historię tej Ziemi, konkretną możliwość ofiarowania bliskiej prawdy
Ewangelii. Dzięki woli Bożej, wierności Josemarii Escrivy, Álvaro del Portillo oraz wielu
innych ludzi, tak spośród pierwszych jak i obecnych członków, praktyka boskiej miłości
stała się czymś namacalnym, niemal zwyczajnym.
Opus Dei. Próba wyjaśnienia. Książka jest zatytułowana w ten sposób, próba, a nie
wyjaśnienie w ogóle, ponieważ może istnieć wiele innych interpretacji. Piszę o sprawie,
która zwróciła moją uwagę, nie jako zwykły temat, ale jako samo życie, ponad trzydzieści
pięć lat temu. Wciąż daje mi do myślenia fakt, że Opus Dei wzbudza zainteresowanie,
jednych ponieważ są jego członkami, innych z powodu nieustającej niczym udręka krytyki.
Na tle szarej, wyświechtanej panoramy rzeczywistości, w której wielkie idee i samo
pojęcie ideału zdają się być nie wiadomo gdzie ukryte, istnienie czegoś, co pobudza,
inspiruje, jest niczym prezent, niczym dar. Moja rada jest następująca: nie wolno go
zagubić.
ROZDZIAŁ I
KONTEKST: UWAGI O HISTORII POSZUKIWANIA ŚWIĘTOŚCI
1. Prawa ducha
Chcąc mówić dziś do szerokiej publiczności o sprawach dotyczących religii, należy
je oswoić, przybliżyć, bo liczne terminy religijne stały się dziś niejasne. Taki jest cel tego
rozdziału. Nie wszystko można powiedzieć wprost.
***
Jak wszyscy, którzy wyznają religię transcendentalną, członkowie Opus Dei
uważają to, co duchowe za rzeczywistość, a nie za prostą formę osobistych czy zbiorowych
4
M. Eliade, Fragmentos de un diario, Madryt 1979, s. 305.
9
10
przekonań albo iluzję. Wydaje się to jednocześnie proste i złożone. Aby wyjaśnić ten
fenomen najłatwiej byłoby przyjąć pewną orientację socjologiczną i psychosocjologiczną.
Uwzględniałoby się wówczas jedynie to, co „ludzie myślą na temat Opus Dei”,
uzupełniając tym, co sądzą o tej instytucji jej członkowie. Wszystko w obrębie tego, „co
się myśli” , „co się uważa”, ale bez poruszenia głównego tematu: rzeczywistości
duchowości.
Jest jednak w Ewangelii tekst, który zachęca do głębszego rozumienia problemu.
„Kiedy Chrystus przybył w okolice Cezarei Filipowej pytał swoich uczniów: Kim jest
według ludzi Syn Człowieczy? Oni odpowiedzieli: jedni, że Janem Chrzcicielem, inni że
Eliaszem, jeszcze inni że Jeremiaszem albo którymś z proroków. Następnie zapytał ich: A
wy za kogo mnie uważacie. Odpowiadając Szymon Piotr rzekł: Ty jesteś Mesjasz, Syn
Boga Żywego”. (Mt 16, 13-17). Piotr nie twierdzi: „ja mówię, według mnie, ty jesteś
Mesjasz”. Mówi: „Ty jesteś”. Duchowość Ewangelii nie jest czymś nieokreślonym czy też
zbieżnym z jakimkolwiek innym wierzeniem w jakiś „inny świat”. Chodzi tu o Ducha
Boga żywego, to znaczy żyjącego, rzeczywistego.
Jeżeli chce się mówić po chrześcijańsku - a mówić po chrześcijańsku oznacza
wyrażać się jasno - trzeba oddać sprawiedliwość temu, co dotyczy ducha. Łatwa byłaby do
zrozumienia religia, która ograniczałaby się do opowiadania o ludzkiej łaskawości i do
tłumaczenia snów zbiorowej podświadomości, a wszystko to byłoby wyrażone w jakichś
metaforach wcielenia, zmartwychwstania duszy i jakiegoś bliżej nieokreślonego „potem”.
Kiedy w Ewangelii jest mowa o zmartwychwstaniu Chrystusa, nie tkwimy w obłokach.
Epizod z niewiernym Tomaszem należy do gatunku realizmu prawie anachronicznego.
Człowiek wątpiący zmusza w końcu Chrystusa, aby powiedział: „Podnieś tu swój palec,
spójrz na moje ręce i podnieś swoją rękę i włóż ją do mego boku” (Jn 20, 27).
Nie byłoby również trudno rozprawiać o Kościele jako fenomenie religijnej
świadomości. Albo potraktować sprawę fenomenologicznie, jak bada się wierzenia pewnej
zbiorowości. Albo socjologicznie, wobec tego, że jako zbiorowość - zbiorowość osób
przynależących do Opus Dei - zajmuje jakieś miejsce w rzeczywistości. Aspekty te są
prawdziwe, ale zatrzymanie się na nich jedynie oznacza wykrzywianie fundamentalnej
rzeczywistości, prawdziwego problemu.
A ten prawdziwy problem jest tak prosty, że nawet prowokujący. Wydaje się, że
przesadnie upraszcza sprawy. Nie ma więc innej drogi, jak sformułowanie pytania z całą
jasnością: „czy ten świat jest jedynym i ostatecznym horyzontem człowieka czy też istnieje
10
11
jeszcze jakiś inny?” Jeżeli nie ma innego świata, wyjaśnienia takie, jak zawarte w tej
książce, nie miałyby żadnego sensu. Jak mówił św. Paweł, „jeżeli Chrystus nie
zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie i daremna również nasza wiara”. W tym
samym tekście (werset 19) dodaje: „Jeżeli tylko w tym życiu pokładamy w Chrystusie
nadzieję, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”. Jeżeli wierzy się w
„inny świat”, wierzy się również w głębię wszystkich innych form religijnych, jakie
pojawiły się na ziemi, a które chrześcijanin rozumie jako przygotowanie Ewangelii”. Z
tego punktu widzenia chrześcijaństwo stanowi kompletne objaśnienie tego, co boskie, w
świetle wiary i nadziei.
Aż do XVII wieku wszystkie te wcześniejsze poglądy akceptowano, w ten sposób
wierzono. Geniusze tacy jak Dante, Galileusz, Szekspir, Cervantes, Pascal, Corneille,
Newton i wielu innych nie zapuścili się w świat podejrzliwości w stosunku do wiary.
Wrzawa niewiary jako zjawisko społeczne rozpoczyna się gdzieś w połowie tego stulecia
wśród libertynów. Później, wraz z rozwojem wieku XVIII, znaczna część intelektualistów
myśli i pisze, że brakuje jakiejś religii, ale pojmowanej w kategoriach zwykłej moralności
społecznej, czy też świeckiej etyki i na wszelki wypadek jakiejś filozoficznej religii
komponującej geometrycznie świat w taki sposób, aby system był kompletny. W czasie
rewolucji francuskiej niektórzy dochodzą aż do ateizmu.
Prądy filozoficzne oraz wysiłki nauk eksperymentalnych jednoczą się w XIX
wieku, aby unicestwić wszelkiego rodzaju rzeczywistość religijną. W drugiej połowie tego
stulecia, gdy zaczyna odchodzić zajadły pozytywizm, próbuje się w jakiś sposób
zrekonstruować wiarę i traktować ją przede wszystkim w kategoriach „fenomenu
świadomości”. Nie mówi się o gwarancji przyszłej rzeczywistości, o życiu po życiu.
W niektórych koncepcjach chrześcijańskich XIX-XX wieku doprowadza się do
ostateczności tę wypreparowaną wiarę: w krytyce biblijnej (Harnack), w negacji boskości
Chrystusa (Straus, Renan), w tzw. demitologizacji (Bultmann). W tym samym okresie
można dostrzec w Kościele katolickim pewną tendencję, którą św. Pius X odrzuca jako
modernizm. Prąd ten atakuje na nowo w latach pięćdziesiątych i prawie triumfuje w latach
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
11
12
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Jan Paweł II musi mówić o
„drugiej ewangelizacji Europy”. W wielu wymiarach oznacza to przywrócenie wierze i
duchowości rzeczywistego, ludzkiego i boskiego miejsca1.
Aby zrozumieć Opus Dei trzeba mieć na uwadze, że tak jak każde inne przesłanie
wierne Ewangelii, opiera się na rzeczywistości nadprzyrodzonej, a nie na jakiejś
nadwątlonej duchowości Potęga ducha objawia się bowiem, jak mówił błogosławiony
Escriva, „w rzeczach najbardziej widocznych i materialnych”.2
Nie wolno zagubić tego wątku przy lekturze tej książki, stanowiącej zaledwie próbę
wyjaśnienia. Opus Dei ożywia silna wiara w to, co duchowe i nadprzyrodzone i w
rzeczywistość, która uobecnia się w historii, ale wykracza daleko poza nią. Wynika z tego,
że świat ziemski jest miejscem prawdziwego spotkania z Bogiem. Nie jest miejscem
ostatnim ani ostatecznym, ale nie jest również jedynie cieniem (Platon) albo czymś
skażonym przez materię (manicheizm). Założyciel Opus Dei mawiał: „Nauczałem tego
stale za pomocą słów Pisma Świętego: świat nie jest zły, ponieważ wyszedł z rąk Boga,
ponieważ jest Jego stworzeniem, ponieważ Jahve spojrzał na niego i widział, że jest dobry
(Rdz, 1-7). To my ludzie, poprzez nasze grzechy i niewierności, czynimy go złym i
szpetnym”.3
Język Założyciela Opus Dei, odnosząc się do tego tematu, podkreśla antytezę
„chrześcijańskiego materializmu”, czegoś, co polega na „materializowaniu” życia
duchowego i na unikaniu pokusy „prowadzenia podwójnego życia: z jednej strony życia
wewnętrznego, życia w relacji z Bogiem, a z drugiej, innej i oddzielnej, życia rodzinnego,
zawodowego i towarzyskiego, pełnego małych, ziemskich spraw”. Ten „chrześcijański
materializm” bez obawy o wcielenie, „śmiało przeciwstawia się materializmom
zamkniętym na ducha”.4 Wysilanie języka aż do tych granic daje pewne przekonanie, że w
duchowości Opus Dei nie ma oblicza manicheizmu. Przeciwnie. Manicheizm był stale
obecny w historii Zachodu, tak pośród „spirytuałów” jak i między agnostykami oraz
ateistami. Dla manicheizmu, w jego szerokim znaczeniu, istnieje coś ciemnego w świecie i
Od połowy lat siedemdziesiątych następują zmiany zwiastujące nowa epokę, w której wciąż tkwimy. Jedną ze szczególnych
tych zmian jest trywializowanie rzeczywistości duchowej aż do pojawienia się nowej fali antyreligijnej. Bez wątpienia jednak
pozytywne wypowiedzi na temat wiary płyną czasem ze strony niewierzących. Chciałbym wskazać jedynie na dwa przykłady
Claude Levi-Strauss, jeden z najsławniejszych intelektualistów francuskich, odrzucając ateizm, jaki towarzyszył mu do 80
roku życia mówi w książce-wywiadzie: „Zdarza się, że lepiej rozumiem się z wierzącymi niż z racjonalistami różnych
odcieni. Pierwsi mają przynajmniej poczucie misterium. Misterium, którego rozum, moim zdaniem, z natury swojej nie jest w
stanie pojąć”. (C. Levi-Strauss, D. Eribon, De cerca y de lejos, Madryt 1990, s. 18).
2Rozmowy..., nr 114.
3Tamże, nr 114.
4Tamże, nr 114-115.
1
12
13
w człowieku. Nie można się przed nim bronić inaczej niż żyjąc unikając wszelkiego
kontaktu z materią. Ponieważ jest to niemożliwe, również manichejczyk musiał jeść,
manicheizm popadał często w inną skrajność, w kompletne skażenie grzeszną materią.
Pozostawało więc na koniec przekonanie, że zepsucie jest tak rozpowszechnione, iż nie ma
innego środka, jak żyć w nim i z niego.
Odnosimy się tu do manicheizmu, aby zwrócić uwagę na wpływ, jaki pewne
pozostałości tego stanowiska wywarły na niektóre formy życia duchowego na przestrzeni
dziejów. Odrzucenie manicheizmu oznacza możność wierzenia, że to, co duchowe jest
rzeczywistością „wcieloną”, a nie skażona przez materię. Materia nie jest zła. Można więc
przeżywać w godności rzeczywistość materialną.
Rozważania te znalazły się na początku, ponieważ moim zdaniem, trzeba wyjść od
nich, przynajmniej w formie hipotezy, aby zrozumieć Opus Dei, jak i wszystkie inne
instytucje chrześcijańskie. Istota Opus Dei zasadza się na tym, co duchowe. Dlatego, kiedy
Opus Dei oznajmia o sobie samym, że jego cele są „wyłącznie nadprzyrodzone”, nie należy
rozumieć przez to, że instytucja ta znajduje się w jakimś środowisku nieziemskim, gdzieś
pomiędzy ziemią a niebem, ale że przedstawia się dowody, iż racja nadprzyrodzona
przeważa nad każdą inną.
Ta nadprzyrodzona racja oraz sens stanowią drogę mistycyzmu (pozbawiając
oczywiście to słowo niesłusznej konotacji ezoterycznej), drogę do uświęcenia. Dlatego
Opus Dei ma być włączone w dzieje chrześcijańskiej duchowości.
Odrzucenie manicheizmu nie oznacza zanegowania rzeczywistości grzechu czyli
zła moralnego, ludzkiego działania przeciwko woli Bożej. Grzech we właściwym
znaczeniu powoduje, chociaż czasami nie dostrzega się tego od razu, negatywne
konsekwencje dla żyjących na ziemi, szczególnie dla świata ludzkiego. Z drugiej strony, od
samego początku grzech pierworodny jest również tym złem, które wpływa na zarysowanie
złożonej panoramy człowieka. Odrzucenie manicheizmu nie jest więc równoznaczne z
trywializowaniem rzeczywistości ludzkiej. Jedność czynnika materialnego i duchowego nie
jest też czymś jednoznacznym i oczywistym: zawsze daje się dostrzec jakieś napięcie.
Ujawnia je św. Paweł pisząc: „nie czynię dobra, którego chcę lecz zło, które nienawidzę
(Rz 7, 15).
To, co duchowe może się objawiać w okolicznościach najbardziej zwyczajnych,
jednak z tego nie powodu zatraca się jego wymiar tragiczny i optymistyczny równocześnie.
Jak przypominał Pascal, grzech ustawia człowieka w sytuacji gorszej od zwierząt, ale nie
13
14
jest ostatnim słowem. Ostatnim słowem jest Odkupienie grzechu. Ponieważ istnieje
Odkupienie, manicheizm prowadzi w ślepy zaułek. Jeżeli więc chcemy zbudować
prawdziwą duchowość, musi pozostawać ona daleko od tego rodzaju projekcji
rzeczywistości.
Rozważania te mogą wydawać się zbyt obszernym wstępem, podejmowanie tematu
bez próby wyjaśnienia rzeczywistości duchowych oznacza, moim zdaniem, wystawienie
się na ryzyko niezrozumienia od samego początku. Prawie sto lat temu Bergson mówił o
konieczności znalezienia „suplementu duszy”. Albo daje się miejsce na duchowość albo
wiara pozostaje jedynie w sferze postaw.
2. Świętość dla nielicznych czy świętość dla wszystkich?
Od samego początku duchowość chrześcijańska musiała bronić się przed pewną
pokusą polegającą na chęci dostosowania treści wiary do tego, co człowiek sam z siebie
może zrozumieć i odczuć. Z tego powodu gnostyzcyzm, najbardziej charakterystyczna
forma tego myślenia, nie uznawał rzeczywistości Wcielenia Syna Bożego, tego, że
Chrystus był „prawdziwie Bogiem i prawdziwie człowiekiem”.
W chrześcijaństwie, przeciwnie, mamy dostęp do Boga przez Jezusa. Więź z
Bogiem jest przede wszystkim związkiem z Chrystusem. Droga do świętości jest drogą
Chrystusa. Cała teologia rozprawiając o Bogu, kończy się na teologii duchowości, teologii
jedności z Bogiem.
Podstawowe pytanie tej teologii można sformułować następująco: czy pełna
jedność z Chrystusem jest osiągalna dla wszystkich? Odpowiedź teoretyczna, w ścisłym
rozumieniu słowa „teoretyczna” jest twierdząca. Jednakże zagadnienie to ma również swój
aspekt historyczny.
Znaczącym etapem w dziejach duchowości chrześcijańskiej, a równocześnie w
rzeczywistości tamtych czasów jest duchowość zakonna, sytuująca określonych mężczyzn i
kobiety we właściwym stanie: w stanie doskonalenia, w stanie duchownym.
Opus Dei jednak wypływa z innego źródła, obecnego od samego początku w
dziejach chrześcijaństwa, z powszechnego wezwania do świętości pośrodku świata.
Trudno jednak dostrzec istotę świeckiej duchowości, która jest pewnym aspektem tego
powołania, bez znajomości podstawowych faktów z „historii poszukiwania świętości”.
14
15
Według potwierdzonej wiedzy historycznej pierwszym autorem, który wyraźnie
uprawia teologię duchowości jest Orygenes, piszący w pierwszej połowie III wieku (zmarł
w roku 253). Autor ten, podobnie jak jego mistrz Klemens z Aleksandrii, czyni
rozróżnienie pomiędzy tymi, którzy mogliby nazywać się wspólnotą wiernych a duszami
wybranymi czy pouczonymi. Jeżeli można tu mówić o powszechnym wezwaniu do
świętości, faktycznie postępują za nim tylko nieliczni.
Owe dusze wybrane mają uprawiać nieustanne ćwiczenia, (ascesis w języku
greckim), a to zakłada: wyrzeczenie się rodziny i własności, walkę o opanowanie ciała,
surowe posty i nieprzerwane studia Pisma Świętego. Przyjęcie tych i innych warunków
jako koniecznych dla osiągnięcia doskonałości czyni z Orygenesa prekursora
monastycyzmu. Można więc łatwo zrozumieć, że przeciętny chrześcijanin nie miał czasu
ani okazji, aby naśladować model życia zachwalany przez Orygenesa.
Stanowisko aleksandryjskiego teologa bez wątpienia nie było odosobnione. Nieco
wcześniej Tertulian, nie będący wówczas jeszcze zwolennikiem herezji Montanusa, napisał
traktat na temat modlitwy, którego perspektywa była bliższa wspólnotowym formom życia.
Podsumowując: już w pierwszych wiekach rozróżnia się stronę teoretyczną i
praktyczną. Teoretycznie nie neguje się, że Bóg wzywa wszystkich do świętości, ale w
praktyce daje się zauważyć, że tylko nieliczni wybierają trudniejszą drogę.
W drugiej połowie IV wieku rodzi się zjawisko monastycyzmu. Monastycyzm
reprezentuje w chrześcijaństwie pierwsze praktyczne sformułowanie myśli, że aby żyć w
zgodności z Ewangelią trzeba odsunąć się od świata; to znaczy nie tylko od „grzesznego
świata”, ale od świata w ogóle. W rzeczywistości idea ucieczki od „światowych rozkoszy”
jest starsza niż chrześcijaństwo. Spotykamy ją w świecie klasycznym, rzymskim i greckim.
Ten, który wie, mędrzec, oddala się, ucieka od światowego zgiełku. Jak więc widać, idea
nie jest nowa. W VI wieku przed Chrystusem Heraklit nie mówił niczego innego. Jednakże
zakonnicy wzbogacają ją o motyw nadprzyrodzony: jedność z Chrystusem.
Św. Atanazy opisał w roku 357, w Żywocie św. Antoniego początki
chrześcijańskiego monastycyzmu. Antoni zmarł w roku 356, być może w wieku stu lat.
Godne uwagi jest jednak jak, w pewnym sensie koniunkturalne wyjaśnienie, wypływające z
początków monastycyzmu, przekształciło się następnie w teorię. Odnośnie do pierwszego
pisze Quasten: „Była to naturalna reakcja przeciw niebezpieczeństwu sekularyzacji po tym
jak Kościół osiągnął pokój, a chrześcijaństwo zostało przyjęte jako religia państwowa.
15
16
Zwalczono rozszerzanie się światowości uciekając od świata”5. W roku 320 współczesny
św. Antoniemu św. Pakomiusz dał początek pierwszemu klasztorowi czyli miejscu życia
wspólnotowego. Tenże Pakomiusz napisze pierwszą regułę monastyczną, która przetrwa
po dzień dzisiejszy w ciągu zawierającym między innymi reguły św. Bazylego, św.
Augustyna, św. Benedykta.
Aż do XIII wieku nie będzie innych form życia religijnego, w znaczeniu oddalenia
od świata, poza życiem monastycznym. Jak wiadomo, klasztory spełniały zasadniczą rolę
na wielu polach, począwszy od specyficznie duchowych aż do przekazywania kultury,
tworzenia pierwszych ośrodków nauczania oraz, zdaniem Maxa Webera, racjonalizacji
stosunków gospodarczych. Trzeba również zauważyć, że Wielcy Kościoła pierwszych
wieków nigdy nie napisali, że świętość , życie w łączności z Bogiem, mistyczne
wzrastanie, będzie możliwe tylko w życiu monastycznym. To znaczy, że można było być
głęboko religijnym bez konieczności oddawania się życiu zakonnemu. Wśród innych
przykładów wymieńmy te oto słowa św. Grzegorza z Nysy: „Odległość między tym, co
boskie, a tym, co ludzkie nie jest odległością miejsca, tak aby istniała potrzeba jakiegoś
mechanicznego pośrednika, aby to ociężałe, ziemskie ciało mogło przenieść się do życia
umysłowego i bezcielesnego. (...) On polecił ci, abyś w modlitwie nazywał Boga Ojcem,
nakazuje ci ni mniej ni więcej, abyś stał się podobny do swego niebieskiego Ojca poprzez
życie godne Boga, który zaprasza nas wyraźnie do innego świata, kiedy mówi: ‘bądźcie
doskonali, jak Ojciec wasz niebieski jest doskonały’ (Mt 5, 58)”. 6
Wypada zatrzymać się teraz na postaci wyrastającej ponad przeciętność, na
Augustynie z Hipony (354-430), ponieważ jasno wyraża ona radykalną równość
chrześcijan ze względu na sakrament chrztu. Takie właśnie jest znaczenie jego słów
zebranych przez Sobór Watykański II: „dla was jestem biskupem, z wami chrześcijaninem”7. Wiedział on dobrze, że w życiu chrześcijańskim liczy się jego treść, a
nie tytuły.
Pamiętać należy, że ówczesne społeczeństwo świeckie podzielone było na warstwy.
Zasadnicze rozróżnienie pomiędzy wolnymi i sługami nie zanikło i nie zaniknie jeszcze
przez wiele wieków, a prace ręczne czyli prawie wszystkie zajęcia, były uważane za
służebne. Nie trzeba tego dowodzić: wystarczy przypomnieć, że ponad 80% społeczeństwa
5
6
B. Quasten, Patrologia, Madryt 1973, t.2, s. 158.
De oratione dominica, cyt. za Quasten, op. cyt., s. 330-331.
16
17
stanowili chłopi, a większość z nich nie była wolna. Kanoniczna terminologia „prac
służebnych” sięga wieku XX, kiedy chodzi o wskazanie, że w dni świąteczne praca jest
zabroniona. Obok przestrzegania niedzielnego nakazu istotny był również odpoczynek
tych, którzy musieli pracować fizycznie, aby żyć: a więc praktycznie prawie całej ludności.
Po upływie prawie tysiąca lat od narodzin monastycyzmu, w czasie jego
ponownego ożywienia w XIII wieku, ma miejsce rewolucja zakonów żebrzących. Na
przykład ubóstwo św. Franciszka z Asyżu wzbudzało wówczas wielkie zainteresowanie, a
franciszkanie odpowiedzieli natychmiast na najpilniejsze potrzeby ludu. Zrozumiałe jest
jednak, że nie wszyscy, a właściwie tylko nieliczni, mogli żyć jak bracia medykanci,
ponieważ kiedy ci żebrali, aby przeżyć, inni musieli pracować, aby móc ofiarować im
jałmużnę. Generalnie popularność nowych zakonów w pełnym zróżnicowania,
kreatywności oraz poczucia tego, co nadzwyczajne i cudowne, okresie średniowiecza
przyczyniła się do rozpowszechnienia idei, że duchowość współgra z oddaleniem od tego,
co materialne.
W pierwszych dziesięcioleciach wieku XVI, w epoce Lutra, istniało wiele reguł
zakonnych: benedyktyni, kartuzi, franciszkanie, dominikanie, serwici, augustianie... Sam
Luter był zakonnikiem, augustianinem. Jeden z jego biografów doszedł nawet do wniosku,
że zakonna kondycja Lutra odcisnęła się na całej jego osobowości: „powiedziałbym, bez
żadnej lekceważącej intencji, że mniszość (die Moncherei w terminologii luterańskiej)
przekształciła się w rodzinę jego ciała i formę jego ducha, wpłynęła na całe wychowanie,
na jego obyczaje, język, charakter, stosunki towarzyskie, religijność i duchowość
chrześcijańską, które posiadają wiele cech zakonnika obserwanta nawet w chwilach
największej gwałtowności antymonastycznej. Coś z „mnicha” we wszystkich znaczeniach
tego słowa, objawia się zawsze w osobowości Lutra. Luter, tak jak i Niemcem, był zawsze
bratem zakonnym, nawet po zawarciu małżeństwa.”8
Zrządzeniem opatrzności luterański furor przeciwko życiu zakonnemu, zbiegł się z
rozkwitem wspólnotowego życia duchowego pod koniec drugiej dekady wieku XVI.
Początkowo nie chodzi o zakony, ale raczej o bractwa tworzone przez kapłanów i możnych
świeckich: szlachtę, humanistów. Przykładem może być Oratorium Boskiej Miłości,
założone w roku 1517, a więc w początkach rebelii Lutra. Od roku 1519 funkcjonuje
„Jeżeli niepokoi mnie to, kim dla was jestem, równocześnie pociesza to, kim jestem z wami. Dla was jestem biskupem, z
wami - chrześcijaninem. Pierwsze pojęcie wyraża powinność, drugie zaś łaskę, tamto wskazuje na niebezpieczeństwo, to zaś
na zbawienie” (św. Augustyn, Sermo 340, cyt. za Konstytucją Lumen Gentium).
8 R. Garcia-Villoslada, Martin Lutero, Madryt 1976, t. 1, s. 107.
7
17
18
Konfraternia Miłosierdzia, bractwo założone w celu spełniania uczynków miłosierdzia,
bardzo popierane przez papieży. W roku 1524 Klemens VII przyznał mu kościół św.
Hieronima od Miłosierdzia.
Ważne wydaje się stwierdzenie Von Pastora: „Jednak bez względu na to, jak ważne
i dobroczynne okazałoby się działanie Oratorium i jego odgałęzień, stowarzyszenia tego
rodzaju, ze względu na swój charakter, nie mogły wywiera szerszego i skutecznego
wpływu. Nie będąc niczym więcej jak tylko bractwami, nie miały silnej organizacji, a do
ciągłej zmiany liczby członków dochodził brak koordynacji w dobrych przedsięwzięciach,
dla których się zebrali, z powodu obowiązków stanu oraz zajęć innego rodzaju”.9
W takim właśnie klimacie fundowane były takie kongregacje jak teatyni (1524),
barnabici (1533) oraz jezuici (1534). Opinie Von Pastora na temat teatynów odnieść można
do większości tego, co pojawia się w tej epoce: „Powinien był powstać jakiś nowy instytut
o nowocześniejszym duchu, którego członkowie byliby zwykłymi kapłanami dającymi
przykład swoją nienaganną postawą i wiernym wypełnianiem powołania wobec wielkiej
masy kleru świeckiego, w części głęboko zdemoralizowanego”.10
Podczas Soboru Trydenckiego, zakończonego 3 grudnia 1563 roku, wydano
wyraźne dyspozycje w celu zreformowania życia zakonnego licząc na pomoc nowych
zgromadzeń, które powstały w ostatnich dekadach, a w szczególności Towarzystwa
Jezusowego. W tej epoce została przeprowadzona również reforma karmelitanek i
karmelitów. W roku 1565 Pius IV udzielił Teresie od Jezusa pozwolenia na założenie
zreformowanego konwentu w Avila. W tym samym roku rozpoczyna się odnowa Cysteru.
Trydenckie dekrety reformatorskie zostały przyjęte przez dominikanów, franciszkanów i
ogólnie przez wszystkie rodziny zakonne. „Dzięki soborowym decyzjom odnośnie do
reformy zakonów męskich i żeńskich, zostały śmiertelnie ugodzone najpoważniejsze
nadużycia. Wszędzie tam, gdzie tylko rozporządzenia te zostały wprowadzone w życie,
zakony wstąpiły na nową drogę. Rzeczywiście, wszystkie stare zgromadzenia odnowiły się
w następnym stuleciu: niektóre z nich osiągnęły wspaniały rozkwit nieporównywalny
nawet z najlepszymi czasami życia monastycznego”11.
I znowu czasy się zmieniły, a Kościół wiedział, jak odpowiedzieć na nowe
potrzeby. Jest tak na przykład z postacią św. Józefa Kalasantego (1556-1648), pierwszego,
który w sposób zorganizowany zajął się wychowaniem dzieci ludzi ubogich. Z jego
9
L. von Pastor, Historia de los Papas, Barcelona, t. 10, s. 294.
Tamże, s. 303.
10
18
19
inspiracji, w roku 1597, rodzi się pierwsza, bezpłatna, ludowa szkoła.12 Nauczyciele zaś
zaczęli tworzyć stopniowo nową kongregację religijną Kleryków Regularnych Szkół
Pobożnych.
Znak ten odczytywały prawie wszystkie nowe fundacje powstające na przestrzeni
wieku. „Uwalniano” zakonników i zakonnice od ich „osiadłych” zajęć, aby łatwiej mogli
poświęcić się dziełom miłosierdzia. Tak było w przypadku wielu instytucji założonych
przez św. Wincentego a Paulo (1576-1660). Wśród nich najbardziej znane są Córki
Miłosierdzia. Podobnie rzecz miała się z pracami wychowania i edukacji podjętymi przez
Braci Szkół Chrześcijańskich św. Jana Chrzciciela z la Salle (1651-1719). Schemat jest
zawsze taki sam: grupa osób, które porzucają „swoje czasy”, aby poświęcić się dziełom
miłosierdzia, nie z motywacji społecznych, ale z powodu miłości do Boga.
W dziejach duchowości wiek XVIII stanowi trudną epokę. Oto przykłady: upadek
lub kłopoty niektórych instytucji (na przykład zakon jezuitów rozwiązany przez Stolicę
Apostolską w 1773 roku z powodu nacisków politycznych ze strony wielu monarchów),
wpływy mentalności inspirowanej Encyklopedią (przeciwną chrystianizmowi), brak
energicznych papieży (podczas konklawe z drugiej połowy XVII wieku wybierano osoby
stare i chore). Wkrótce nadejść miała dechrystianizacja całych mas. Nie dziwi nas więc, że
dwie instytucje, jakie narodziły się w tej epoce -pasjoniści św. Pawła od Krzyża (16941775) oraz redemptoryści św. Alfonsa Marii de Liguori (1696-1787) będą poświęcać się
popieraniu kolektywnych form ewangelizacji, misji ludowych. Później przyszła wielka
transformacja związana z rewolucją francuską. Ta rewolucja idei, połączona z rewolucją
przemysłową, zmieniła społeczeństwo. Dla Kościoła rewolucja, nie biorąc tu pod uwagę
faktu prześladowań, zakładała zmianę scenariusza działań.
Za przykładem rewolucji francuskiej władze polityczne XIX wieku stawały się
często zwolennikami laicyzmu, tzn. pewnej wizji rzeczywistości przede wszystkim
niekonfesyjnej i agnostycznej, jeśli w ogóle nie ateistycznej. Religia miała zostać
przesunięta do sfery prywatnej, bez wpływu na sprawy publiczne. Równocześnie
rozpowszechniały się wizje świata, na przykład ewolucjonizm Darwina, które wykluczały z
zasady istnienie Boga. Nie było ono już potrzebne, aby zrozumieć pochodzenie człowieka.
W dziewiętnastym wieku zarówno władze polityczne, jak i masy nie interesowały
się chrześcijańską wizją świata. A paradoksalnie dusza rewolucji francuskiej była
11
12
Tamże, t. 17, s. 224.
Tamże, t. 24, s. 68.
19
20
chrześcijańska, według sławnego powiedzenia Chestertona: ”idee chrześcijańskie, które
stały się szalone”.
Dla zrozumienia tych postaw i tendencji, które są poprzednikami dzisiejszych,
istotne jest podkreślenie, że w wieku XIX w większej części świata zachodniego
odrzucono stanową koncepcję społeczeństwa. Rozpoczyna się w ten sposób narastające
wzmacnianie procesu demokratyzacji, jak zaobserwował Alexis de Tocqueville.
Uważam za stosowne przypomnieć te historyczne dowody, ponieważ równocześnie
z tymi zjawisk przygotowywana była droga do odrodzenia powszechnego wezwania do
świętości. Z końca XIX wieku pochodzą owe „nowe formy”13, które podsumowując tak
doktrynę jak i doświadczenia niektórych poprzedników, miały ukazać konkretne drogi
temu drugiemu nerwowi duchowości chrześcijańskiej obecnemu od początków: tzw.
powszechnemu wezwaniu do świętości pośród świata.
Nie myśl, proszę, Drogi Czytelniku, że straciłeś czas czytając te kilka stron
wprowadzenia. Opus Dei można zrozumieć jedynie w kontekście prawdziwej woli
naśladowania Chrystusa na drodze Ewangelii. To nic innego.
3. Czas i miejsce Opus Dei w Kościele
Jak już zauważyliśmy wcześniej, nerw duchowości świeckiej w Kościele
pozostawał zawsze utajony, będąc nie tylko źródłem konkretnych, indywidualnych
przypadków świętości pośród świata, ale również niektórych zamierzeń zbiorowych. Owa
świecka duchowość była równocześnie czymś obecnym i nieobecnym.
Istnieje wiele wyjaśnień tego złożonego fenomenu obecności i nieobecności, ale
warto przypomnieć jedno, łatwo sprawdzalne: przez wiele wieków słowo laik albo profan
było symbolem człowieka nieoświeconego, niewykształconego, ignoranta. Różnica między
masa i elitą była wyraźnie zaznaczona. W końcu przecież gremia, które zanurzały swe
korzenie w rzymskich kolegiach, nie zanikły całkowicie aż do XIX stulecia.
Bez wątpienia więc nie dziwi nas, że druga połowa XVI wieku, epoka pierwszego
impulsu reformy katolickiej, widziała zanikanie interesującego fenomenu apostolstwa
świeckiego, o którym już wspomniano przy postaci Filipa Neri. W końcu samo Oratorium
przekształci się w Stowarzyszenie Życia Apostolskiego, zasymilowane z zakonnikami.
20
21
Również osoba tak bliska św. Filipowi Neri, jak św. Franciszek Salezy, autor
słusznie niezapomnianego Wprowadzenia do życie pobożnego (1609), gdzie stwierdza się,
że miłość do Boga możliwa jest we wszystkich stanach, nie zakłada instytucji o
duchowości świeckiej. To, co założył z Janiną Franciszką de Chantal przekształciło się w
końcu w kongregację zakonną. W tamtych czasach inne rozwiązanie było niemożliwe.
Pozostanie tak aż do dwudziestego wieku.
O „dojrzałości laikatu”(pojęcie ściśle związane, chociaż nie zupełnie zbieżne z
duchowością świecką, ponieważ ta obejmuje również kapłanów diecezjalnych) zaczyna się
mówić dopiero w początkach naszego stulecia. Zwiastuny tego zjawiska pochodzą jednak z
końca XIX wieku i związane są z pojawieniem się czegoś, co później określono „nowymi
formami apostolstwa”. Rzeczywistość indywidualnych postaw ludzi świeckich, którzy
uświęcają się pośród świata, prowadzeni zwykle przez jakiegoś kierownika duchowego,
jest tak stara jak chrześcijaństwo, ale faktycznie pozostawiła w historii niewielki ślad. Owe
„nowe formy” natomiast stanowiły próbę znalezienia prawnej drogi dla stowarzyszeń.
Różne inicjatywy, które nie przekraczały granic lokalnego środowiska, były aprobowane
zwyczajnie jako stowarzyszenia wiernych.
Znajdujemy na ten temat pewne uwagi w tekstach pochodzących z lat
dwudziestych, a przede wszystkim trzydziestych i czterdziestych14. Musiało upłynąć jednak
jeszcze ponad dwadzieścia lat, aż Sobór Watykański II usankcjonował efektywną
„dojrzałość laikatu”. Wystarczy powiedzieć, że dekret dotyczący tego tematu Apostolicam
actuositatem, jest nowością w historii Kościoła.
Panuje powszechna opinia, że wśród doświadczeń, na których oparł się Sobór
Watykański II, odnawiając doktrynę dotyczącą powszechnego wezwania do świętości,
ważne miejsce zajmowało Opus Dei15. Nie dziwi nas więc, że droga wiodąca do jego
uznania, będzie prowadziła przez morze problemów. Opus Dei, tak jak to widział w roku
1928 ksiądz Josemaría Escrivá, nie miało być szablonem służącym do przystosowania
stanu zakonnego dla nowych czasów i nowych potrzeb (jest to odrębny proces, którego
można było oczekiwać i który rzeczywiście nastąpił). Było natomiast nowym wcieleniem
świeckiej duchowości.
Na temat owych „nowych form” w apostolstwie patrz rozdział II, 2.
A. Fuenmayor, J.L. Illanes, V. Gómez Iglesias, El itinerario jurídico del Opus Dei, Pamplona, 1989, s. 163-165.
15 Kardynał Koenig pisał w roku 1975: „Magnetyczna siła Opus De pochodzi, zdaniem wielu, z jego głębokiej duchowości
świeckiej. Już momencie fundacji, w roku 1928, ksiądz Escrivá uprzedził to, co z Soborem Watykańskim II stało się
wspólnym dziedzictwem Kościoła”(Corriere della Sera, Mediolan, 9 XI 1975). Podobnie wypowiadali się również inni
biskupi.
13
14
21
22
W ten sposób jasny staje się nacisk, jaki kładł Założyciel Opus Dei na to, aby
mężczyzna czy kobieta, którzy otrzymują powołanie, nie zmieniali stanu, ale aby pozostali
w dotychczasowym (wolnym, małżeńskim, wdowim, kapłańskim), wzbogaconym nową
wizją: uświęcania od wewnątrz codziennych, normalnych, zawodowych zajęć. Nie wolno
opuszczać dotychczasowego świata, nawet w myśli. Być nie „jak inni”; być jednym więcej
pośród innych, ale zobowiązując się do życia cnotami chrześcijańskimi z pomocą
pogłębionej formacji według ducha Opus Dei.
Założyciel Opus Dei mówił od początku, że ci, którzy będą tworzyć organizację,
nawet jeszcze bez nazwy i bez właściwych członków, mają nie zmieniać swego stanu. Tak
więc pierwsze co istnieje w Opus Dei to praktyka życia chrześcijańskiego pośród innych.
Życia, które od samego początku miało aprobatę kompetentnego autorytetu: Kościoła.
Problem, jaki wówczas natychmiast się pojawił, można sformułować następująco:
jak
zamknąć
w
ówczesnym
rygorystycznym
prawie
kościelnym
rzeczywistość
zaangażowania w życie chrześcijańskie, w poszukiwanie świętości bez zmiany stanu?
Znamienne jest, że dylemat ten nie został rozwiązany aż do roku 1982 i że Założyciel Opus
Dei nie doczekał jego rozwiązania. Droga prawna Opus Dei jest czymś złożonym, a nawet
„skomplikowanym” używając słów Założyciela16.
Brakuje tu miejsca na śledzenie konkretnych etapów procesu, który przez wiele lat
wydawał się niemożliwy do zakończenia17. Podstawowe znaczenie ma fakt, że życie
duchowe, nadprzyrodzone okazuje się, w pewnym sensie, niepowstrzymane, kiedy posiada
odpowiednią siłę i jest oparte na woli Bożej. Rozwiązaniem prawnym problemu, co można
przeczytać w Konstytucji apostolskiej Jana Pawła II Ut sit z 28 listopada 1982 roku, stała
się Prałatura personalna o zasięgu międzynarodowym, nosząca nazwę Prałatura Świętego
Krzyża i Opus Dei albo w skrócie Prałatura Opus Dei18. Wśród konsekwencji, jakie
pociąga za sobą status Prałatury jest postanowienie, że Opus Dei jest zarządzane przez
Prałata podlegającego Kongregacji Biskupów. To znaczy, tworzy część prawnej struktury
Kościoła19.
16
List z 29 XII 1947, cytowany w El itinerario..., s. 13.
El itinerario..., s. 14. Złożoność procesu prawnego związana jest z wieloma czynnikami, ale jednym z najbardziej
oczywistych jest przysłowiowa roztropność Stolicy Apostolskiej przy zatwierdzaniu nowych instytucji albo modyfikowaniu
ogólnego prawa kościelnego. Normy, jak wiadomo, wymagają pewnego zasiedzenia, aby dawały bezpieczeństwo oraz
gwarancję subiektywnych praw. Z drugiej strony, jeśli Stolica Apostolska dostrzega obecność prawdziwego ducha
chrześcijańskiego, otacza opieką nowe instytucji, choćby nie miały one jeszcze statutu prawnego odpowiadającego ich
naturze. Jest to bowiem złożony proces prawny i historyczny jednocześnie.
18 Cały tekst w Dokumentacji na końcu książki.
19 Podstawowa bibliografia na temat formuły prawnej Prałatury znajduje się w El itinerario..., s. 421-502. Porównaj również
bibliografię na końcu książki.
17
22
23
W jednym z wywiadów dla Corriere della Sera Prałat Opus Dei, biskup Álvaro del
Portillo odpowiada w następujący sposób na pytanie, czym jest Prałatura personalna: „Jest
to struktura hierarchiczna Kościoła, która gromadzi kapłanów i świeckich pod jurysdykcją
Prałata, w celu urzeczywistniania określonego celu apostolskiego wśród zwykłych
chrześcijan pośrodku świata, nauczając przekształcania pracy w modlitwę, w okazję do
spotkania z Bogiem”20.
Tak duchowni, jak i świeccy mają w Opus Dei jedno powołanie, które prowadzi ich
do uświęcenia codziennej pracy, w przypadku księży - kapłańskiego ministerium, dając
okazję do lepszego poznania i umiłowania Boga. Z tego samego powodu kapłani i świeccy
angażują się w niezwłoczną realizację tego celu albo, w innym wymiarze, w
rozpowszechnianie wśród osób wszelkich stanów ducha uświęcania się poprzez zwykłe
życie.
Pojęcie „prałatury personalnej” nie jest znane, co nie dziwi, jeśli się bierze pod
uwagę, że istnieje ono od czasów Soboru Watykańskiego II. Nowe słowa oznaczające
nowe pojęcia, potrzebują dużo czasu na zadomowienie się w codziennym języku, chyba że
podchwycą je środki masowego przekazu. To, co zdaje się brzmieć zwyczajnie, nie na
darmo przecież ma za sobą całe wieki trwania. To terminologia zawierająca takie słowa jak
diecezja, parafia, pojęcia określające śluby, habity, klasztory etc.
Najbardziej zrozumiała okazuje się terminologia terytorialna, odnosząca się do
przestrzeni. Jednakże nie wszystkie hierarchiczne struktury Kościoła są terytorialne. W
niektórych krajach na przykład tzw. ordynariat polowy ma własną, zwykłą jurysdykcję.
Odpowiedni biskup nie posiada „terytorium”, lecz pewną misję, pewien cel: duchową
troskę o osoby tworzące siły zbrojne.
Jest prawdopodobne, że w przyszłości zwykła jurysdykcja Kościoła wyrażać się
będzie również w pojęciach, jeśli tak można określić, „czasu”, a nie tylko „przestrzeni”.
To, co przestrzenne będzie zawsze dominować, intuicyjnie bowiem przestrzeń jest bardziej
zrozumiała niż czas, ale Sobór Watykański II już ustanowił jurysdykcyjne struktury
personalne.
Jest to temat, nad którym należy się nieco zatrzymać.
Sobór, w punkcie 10 Dekretu o kapłanach (z 7 grudnia 1965) przewidział
możliwość istnienia „swoistych diecezji albo prałatur personalnych”. 6 sierpnia 1966 roku
Paweł VI na mocy „Motu proprio” Ecclesiae Sanctae konkretyzuje istotę owych prałatur. I
20
Corriere della Serra, Mediolan, 7 grudzień 1985.
23
24
wreszcie, 15 sierpnia 1967 roku, ten sam Papież, w Konstytucji apostolskiej Regimine
Ecclesiae universae, która inicjowała reformę Kurii, wymieniając uprawnienia Kongregacji
Biskupów, wskazuje, że będzie ona kompetentna, „w tym co odnosi się do tworzenia
nowych diecezji, prowincji i regionów kościelnych (...), jak również powoływania
wikariatów wojskowych i po wysłuchaniu konferencji biskupich danego terytorium,
Prałatur personalnych w celu realizacji szczególnych zadań duszpasterskich na rzecz
regionów albo grup społecznych wymagających pomocy: dotyczy to również nominacji
biskupów,
administratorów
apostolskich,
koadiutorów,
biskupów
pomocniczych,
wikariuszy wojskowych oraz wikariuszy i prałatów, którzy korzystają z jurysdykcji
personalnej”.21
Oschłość języka prawniczego, w tym przypadku prawa kanonicznego, jest
nieunikniona. Z drugiej strony, historia procesu nabywania przez Opus Dei adekwatnego
zespołu norm, od 1928 do 1982 roku, nie jest tematem bynajmniej łatwym. Widać to
dokładnie w cytowanym już studium El itinerario jurídico del Opus Dei. Najbardziej
oczywiste jest to, że wcześniej czy później, stosowny instrument prawny musiał się
pojawić, ponieważ Opus Dei było rzeczywistością. Kiedy powstawało, nie było żadnej
normy prawnej, do której mogłoby się dostosować. Jednakże autorytety Kościoła, uznając
ważność istnienia tego duszpasterskiego zjawiska, stopniowo aprobowały Opus Dei za
pomocą mniej lub bardziej odpowiednich instrumentów prawnych, aż do momentu
dostosowania prawa do rzeczywistości.
Od roku 1982 Opus Dei może wypełniać swoje cele, nie przez struktury
przestrzenne, nie przez „terytoria”, ale za pomocą Prałatury personalnej. Chcąc wyjaśnić co
nie co większości Czytelników, którzy nie śledzą ostatnich zmian prawa kanonicznego,
posługuję się dalej językiem już nie prawniczym, ale być może dzięki temu bardziej
zrozumiałym.
Prałatura personalna ma związek z tym, co można by nazwać uświęcaniem czasu.
Otrzymuje bowiem od tysięcy osób czas potrzebny na realizowanie swego właściwego
zadania: osobistą formację chrześcijańską i dzięki niej na szerzenie w społeczeństwie
świeckim ewangelicznego ideału powszechnego wezwania do świętości pośród świata.
Poświęcanie czasu jest dla każdego członka Opus Dei czymś, co nakłada się na jego
własne obowiązki zawodowe, rodzinne, relacje społeczne. Nie chodzi tu jednak o
porzucenie albo ograniczenie zakresu pracy, aby poświęcić się modlitwie czy apostolstwu,
21
Na temat kontekstu tego dokumentu El itinerario..., s. 370.
24
25
ale o przekształcenie tejże pracy w okazję do uświęcania i apostolstwa, do pełnego
zaangażowania się w ten wysiłek.
Teraz można już lepiej zrozumieć, dlaczego Opus Dei nie tworzy „ciała”, nie zbiera
ludzi w „przestrzeni”, nie jest organizacją terytorialną. Czas, jaki tysiące członków Opus
Dei poświęca na wypełnianie celu Prałatury nie jest w sposób widoczny „zjednoczony”.
Opus Dei, do chwili swej fundacji, nie dążyło do zajmowania stanowisk, ale zachęcało
ludzi do traktowania czasu, jedynego, który mamy, czasu zwykłego życia w pracy i w
rodzinie, jako hołdu składanego Bogu. Można to odnieść do pewnej myśli zawartej w
Drodze: „Ci, którzy zajmują się interesami materialnymi powiadają, że czas to pieniądz. Wydaje mi się, że to za mało. Dla nas, zajmujących się interesami duchowymi, czas... to
chwała!”22
Tak więc „miejscem” Opus Dei w Kościele jest raczej czas. Pojęcie prałatury
personalnej łączy w jakimś sensie wątek prawniczy z antropologicznym.
W terminologii prawa kanonicznego to, co „personalne” przeciwstawia się w
pewien sposób temu, co „terytorialne”. Jeśli jednak, jak łatwo zauważyć, słowo
„terytorialny” oznacza „przestrzeń”, to, co jest za pojęciem „personalny”, to „czas”. Z
drugiej strony „prałatura” jest nazwą własną zwykłej władzy(tak, jak biskup jest prałatem
diecezji). Bardziej właściwym użyciem nazwy „prałat” jest odniesienie jej do władzy
hierarchicznej w Kościele. W przypadku Opus Dei Prałatura personalna oznacz instytucję,
podejmującą się ożywiania czasu, który członkowie poświęcają na wypełnianie celów
Prałatury. Ów cel nie jest równocześnie niczym innym, jak uświęcaniem tychże członków
w normalnym życiu i rozpowszechnianiem chrześcijańskiego stylu życia wśród ludzi
wszystkich kultur, stanów i zawodów.
W ten sposób wyjaśnione byłyby wszelkiego rodzaju wątpliwości na temat Opus
Dei. „Dzieło, Opus Dei nie powstało w konsekwencji inicjatywy jednego kapłana
przepełnionego duchowym niepokojem, ale jest owocem Bożej interwencji w historię. Nie
wzywa do uczestnictwa w dobrze umotywowanym projekcie apostolskim, któremu
człowiek poświęca się z mniejszym lub większym natężeniem, według zapotrzebowania,
ale do stawienia się przed Bogiem, który wzywa każdego po imieniu. Inaczej mówiąc
przystąpienie do Opus Dei zakłada umiejętność stania się podmiotem powołania czy
boskiego wezwania, zaproszenia, które pochodzi od samego Boga i zobowiązuje całą istotę
człowieka, która powinna od tego momentu skierować się całkowicie we wszystkich i w
25
26
każdym z jej wymiarów na naśladowanie i pójście za Chrystusem, a konkretnie w
codziennej pracy, w normalnych warunkach i kolejach losu pośród świata.”23
Wszystko inne zależy od tego. Teraz więc możemy rozpocząć naszą historię.
22Droga,
23
nr 355.
El itinerario..., s. 41.
26
27
ROZDZIAŁ II
KILKA SŁÓW O HISTORII OPUS DEI
Od roku 1928 do dziś
Historię Opus Dei do chwili obecnej podzielić można na dwa etapy: od roku 1928
do 1975, czyli etap założycielski; i od 1975 po dzień dzisiejszy - etap kontynuacji.
Pierwszy wiąże się z życiem Założyciela, od 17 maja 1992 roku Błogosławionego
Josemarii Escrivy (połączył dwa imiona Józef i Maria od 1935 roku z powodu czci dla
Najświętszej Dziewicy i św. Józefa) Ale również owe dwadzieścia sześć lat, które upłynęły
od narodzenia Josemarii Escrivy do roku 1928 ma wielkie znaczenie.
Podsumowanie długiego i dobrze udokumentowanego życia na kilkunastu stronach
tekstu to zdanie zbyt trudne1. Dlatego odniosę się tylko do wątku przewodniego, do tego,
co jest kluczem do tej biografii.
A jest nim Krzyż, uświęcenie cierpienia i bólu. Mogłoby wydawać się, że to
nieprawda, ponieważ Założyciel Opus Dei był człowiekiem radosnym, ekstrawertykiem, a
jego optymizm zwracał uwagę.
A jednak ból był zawsze obecny w jego życiu. Był uczestnictwem w Krzyżu
Chrystusa. Napisał kiedyś, że „radość ma swoje korzenie w kształcie Krzyża”. Było dla
niego jasne, że umiłowanie Krzyża stanowi źródło szczęścia.
Z pozoru jego życie było życiem triumfatora: zaczyna jako młody kapłan bez
środków, majątku i koneksji rodzinnych, bez wsparcia osób możnych, a staje się
najznamienitszym Założycielem wieku XX i jednym z najbardziej interesujących ludzi w
historii Kościoła. On sam nigdy nie myślał w tych kategoriach. 28 marca 1975 roku, kiedy
obchodził złote gody kapłańskie, powiedział: „Chciałem podsumować te pięćdziesiąt lat i
wybuchnąłem gromkim śmiechem. Śmiałem się z siebie samego i napełniłem się
wdzięcznością ku Boga, ponieważ to On sprawił wszystko”.2
Istnieje wiele biograficznych opracowań na temat Założyciela Opus Dei (por. bibliografia na końcu książki). W niniejszej
książce podstawowe informacje o jego życiu i działalności podawane są za pracą: A. Vázquez de Prada, El Fundador del
Opus Dei, Madryt 1984.
2 El Fundador, s. 478.
1
27
28
1. Etap założycielski
Życie Założyciela Opus Dei podzielić można na trzy okresy: od urodzenia (9
stycznia 1902) do założenia Opus Dei (2 października 1928); od chwili założenia Opus Dei
do przeprowadzki do Rzymu (1946 rok); okres powojenny do śmierci w tym samym
mieście, 26 czerwca 1975 roku.
Dwadzieścia sześć lat przygotowań
Josemaría Escrivá de Balaguer y Albás urodził się w miejscowości Barbastro
(Huesca, prowincja Aragón) 9 stycznia 1902 roku, jako syn José Escrivy y Corzán (ur.
1867 w Fonz) oraz Marii de los Dolores Albás y Blanc (ur. 1878 w Barbastro). Don José
María y dońa Dolores wzięli ślub 19 września 1898 roku. Była to rodzina szlachecka
wywodząca się z warstwy zamożnej, ale nie bogatej. Mieli sześcioro dzieci: Carmen
(1899), Josemaría (1902), María Asunción (1905), María de los Dolores (1907), Marí del
Rosario (1909) i dużo później Santiago (1919). Rodzina odznaczała się chrześcijańskim
życiem, pobożnością, ale bez świętoszkowatości. Don José i dońa Dolores potrafili
wytworzyć klimat, w którym nie było sprzeczności, ale harmonia między wiarą
chrześcijańską a umiłowaniem wolności. Tak ojciec, jak i matka odznaczali się
wyrozumiałością i łagodnym charakterem. Z racji swego temperamentu dążyli do dobrego
smaku i elegancji.
W trzecim roku życia rodzice oddali Josemarię do szkoły prowadzonej przez
zakonnice, od szóstego zaś do pijarów.
Do wieku lat ośmiu wzrastał w atmosferze raju dzieciństwa: kochający rodzice,
liczne rodzeństwo, barwne i szczęśliwe chwile w szkole. Jednak w roku 1910 umiera jego
mała siostrzyczka Rosario. Niedługo później, w lipcu 1912 roku, odchodzi następna,
ośmioletnia Lolita. W roku 1913 kolejna tragedia: umiera Asunción, Chon. Trudno sobie
wyobrazić, co mogło oznaczać dla małego chłopca doświadczenie stopniowego
odchodzenia jego młodszych sióstr. Był to jakby tragiczny porządek, który wskazywał, że
następnym będzie on.
Rodzice cieszą się synem, który jest pełen życia, błyskotliwy i miły. Jednakże na
przełomie 1913 i 1914 roku, kiedy Josemaría rozpoczął naukę w szkole średniej, firma
jego ojca „Juncosa y Escrivá” zmierza ku runie. Bankructwo mogło być mniejsze, ale don
28
29
José Escrivá zaangażował się, w granicach wówczas, a i później rzadko spotykanych, w
pomoc dla pracowników, którzy mieli zostać bez pracy. I tak w wieku 47 lat sam stał się
bezrobotny. Podjął nową pracę jako sprzedawca w sklepie z tkaninami w Logrońo. Poziom
życia rodziny spadł jednak znacznie. Wcześniej żyli w komforcie, teraz musieli się
utrzymywać ze skromnych zarobków.
Jesienią 1915 roku cała rodzina osiedla się w Logrońo w wynajmowanym
mieszkaniu, na czwartym piętrze. Josemaría kontynuował naukę w Instytucie, ale jako
ekstern. Na życzenie rodziców uczęszczał popołudniami do prywatnego Kolegium św.
Antoniego, gdzie pewien kapłan zajmował się chrześcijańską formacją uczniów. Następne
dwa kursy 1916-17 i 1917-18 czyli piąty i ostatni szósty rok realizuje już jako regularny
uczeń Instytutu.
Począwszy od zimy siedemnastego roku, być może był to okres Bożego
Narodzenia, Josemaría zaczął doświadczać czegoś, co zawsze nazywał przeczuciami.
Właśnie tak, w liczbie mnogiej - znaki. Rozumiał, że Bóg chce od niego czegoś więcej. Te
wskazówki objawiały się w rzeczach prostych, zwykłych, czasem w lekturze, czasem w
wewnętrznych niepokojach. Nigdy nie myślał o kapłaństwie ani o wstąpieniu do zakonu.
W szkole średniej ucząc się łaciny, której nie lubił, powtarzał: „łacina jest dla księży i
zakonników”. Wiele lat później sam uskarżał się na tę typową wymówkę wielu młodych
ludzi. Ale to dowód, że usłyszał wołanie Boga, kiedy się tego nie spodziewał.
Wśród tych wezwań było jedno symboliczne: ślady bosych stóp na śniegu,
pozostawione przez jednego z karmelitów. Prawdopodobnie jednego z braci posługujących
w klasztorze Karmelitanek. Josemaría postanowił z nim porozmawiać. Wiosną
osiemnastego roku podjął decyzję. Wybrał powołanie kapłańskie. Uważał, że w ten sposób
będzie bardziej dyspozycyjny wobec Boga. Czego dokładnie Bóg od niego oczekuje, tego
jednak jeszcze wówczas nie wiedział. Nie będzie tego wiedział jeszcze przez dziesięć lat,
aż do roku 1928.
Porozmawiał ze swoim ojcem. Niweczył przecież jego plany, że kiedyś pomoże
utrzymywać rodzinę. Ojciec jednak nie sprzeciwiał się. Poprosił tylko, aby przemyślał
wszystko dobrze tak, aby był pewien, że jego decyzja jest w pełni wolna. Jesienią 1918
roku Josemaría został klerykiem seminarium w Logrońo. Ukończył tam pierwszy rok
teologii, a we wrześniu dwudziestego roku przeniósł się do seminarium w Saragossie. Rok
wcześniej urodził się ostatni w rodzinie Balaguerów, syn Santiago.
29
30
W saragoskim seminarium Josemaria przekonał się, że zwykła kapłańska droga nie
była jego przeznaczeniem. Ukończyć studia, przyjąć święcenia, urządzić się i przy
odrobinie szczęścia zrobić karierę - nie o to chodziło. Zresztą ani w seminariach ani w
ogóle w społeczeństwie nie przywiązywano wtedy wagi do indywidualnego spełnienia
każdego z osobna. Wszystko to sprawiało, że Josemaría cierpiał w seminarium. Tu nauczył
się jednak czci dla kapłaństwa. Umacniał ją w sobie do końca życia.
Miał właśnie przyjąć święcenia diakonatu, kiedy nadeszła wiadomość o ciężkiej
chorobie ojca. Udał się natychmiast do Logrońo. Nie zdążył. Don José już umarł. Było to
27 listopada 1924 roku. Don José liczył wówczas 57 lat. Zmarł na atak serca.
Josemaría przyjmuje święcenia kapłańskie 28 marca 1925 roku. Jest teraz głową
rodziny, ale jako znak, że nie może ograniczać się tylko do pomocy najbliższym, w trzy dni
później musi opuścić Saragossę, aby zastąpić pewnego proboszcza, który właśnie
zachorował.
Ukończywszy studia w seminarium, rozpoczął za zgodą przełożonych studia
prawnicze. Dyplom z prawa cywilnego otrzymał w dwudziestym siódmym roku. Poprosił o
przesłanie papierów do Madrytu, ponieważ tylko na Uniwersytecie Centralnym
przyznawano tytuły doktorskie. Wyczuwał poza tym, że to, o co poprosi go Bóg, łatwiej
będzie można odkryć w mieście takim, jak Madryt. W ten sposób, za zgodą arcybiskupa
Saragossy, przeniósł się 20 kwietnia 1927 roku do stolicy Hiszpanii. Wkrótce udali się tam
jego matka, siostra i brat. Tak w Saragossie jak i w Madrycie stał przed nim ten sam
problem: znaleźć pracę, aby utrzymać rodzinę. W Saragossie wykładał prawo kanoniczne i
prawo rzymskie w Instituto Amado, prestiżowej akademii. W Madrycie zaliczając kursy
studiów doktoranckich, prowadził zajęcia z prawa rzymskiego i prawa kanonicznego w
Academia Cicuendez, mieszczącej się przy ulicy San Bernardo, obok Wydziału Prawa.
Więcej czasu poświęcał innej pracy: wysłuchując spowiedzi, sprawując
przewodnictwo duchowe wielu osób, prowadząc katechizację dzieci do Pierwszej
Komunii. Był też kapelanem w kościele oraz w Patronacie dla Chorych Zgromadzenia
Dam Apostolskich Przenajświętszego Serca Jezusowego.
Najważniejsza jednak była dla niego modlitwa i Msza święta, ożywiające duszę aby
Bóg mógł sprawić, żeby stało się -Ut sit!, to, co przeczuwał od prawie dziesięciu lat. A
troszcząc się o ubogich i chorych z najbardziej oddalonych dzielnic Madrytu, przebiegał
niestrudzenie miasto z energią swoich 26 lat.
30
31
W początkach jesieni 1928 roku zaczął rekolekcje kapłańskie, które zorganizowali
Ojcowie Paulini w swoim domu przy ulicy García de Paredes.
Jeśli pominiemy historię wewnętrznych spotkań człowieka z Bogiem, nie
znajdziemy nic nadzwyczajnego w pierwszych dwudziestu ośmiu latach życia Josermarii
Escrivy. Ale on wiedział już, że wszystko, co mu się przytrafia pochodzi od Boga. Był
całkowicie gotowy do zaangażowania się w to, czego zechce Bóg. Chociaż ciągle nie
wiedział, co to jest.
1928-1946. Uwierzyć
Drugiego października 1928 roku, w święto Aniołów Stróżów, Josemaría zobaczył zawsze używał tego słowa w odniesieniu do owego dnia- to, co przeczuwał od dziesięciu
lat. Początkowo nie miało to nazwy, później w roku 1930, odkrywając głęboki sens w
słowach wypowiedzianych przez jego spowiednika, nazwał to Opus Dei, Dzieło Boże.
Zrozumiał, że świętość jest w zasięgu wszystkich ludzi w wykonywaniu własnej
pracy zawodowej. Jak później powie, otworzyły się boskie szlaki na Ziemi. Walka o
świętość przeniosła się na ulicę. „Od tego momentu -pisał3- nie zaznałem spokoju,
rozpocząłem pracę niechętnie, ponieważ opierałem się przed zakładaniem czegokolwiek;
ale zacząłem się rozglądać, działać, kłaść fundamenty.”
Chodziło o to, aby odnaleźć w swym otoczeniu osoby, które mogłyby otrzymać
takie samo powołanie, jakie miał on: powołanie szukania jedności z Bogiem w świecie z
„kapłańską duszą i świecką mentalnością”. Nie było łatwo. Na dodatek mimo że napisał, iż
„nigdy nie będzie kobiet, nawet w żartach, w Opus Dei”4, 14 lutego 1930 roku odprawiając
Mszę Świętą, zrozumiał, że muszą być. Opus Dei jest dla wszystkich bez żadnego
zróżnicowania, dla mężczyzn i kobiet, wolnych i żyjących w małżeństwie. Należało więc
szukać powołań dla czegoś, czemu nie można było wystawić żadnego listu
uwierzytelniającego.
Miał
to
zrobić
Założyciel,
który
nie
chciał
nim
być.
Dwudziestoośmiolatek.
Tak, jak to czynił od roku 1918, modlił się jeszcze więcej, prosił o modlitwę setki
chorych, prosił, aby ofiarowywali swe cierpienia. Wiedział, że błagania nie mogą zawieść.
Od tych początkowych lat, a w rzeczywistości dużo wcześniej, uruchamia sekretną broń
3
4
Komentarz pochodzi z 1962 roku, por. El Fundador, s. 15.
Tamże, s. 116.
31
32
Opus Dei: modlitwę. To jest podstawa. Jeżeli nie bierze się jej pod uwagę, trudno
zrozumieć Opus Dei.
Od samego początku zwracał się do biskupa Madrytu, był nim wówczas Eijo y
Garay i opowiadał mu o tym, co było jedynie skromnym początkiem. Biskup dał swoją
szczerą i serdeczną aprobatę. Co jednak w rzeczywistości posiadał? W roku 1931 mógł
liczyć na kilku młodych studentów, rzemieślników i robotników, kilku zaprzyjaźnionych
kapłanów, którzy usiłowali mu pomóc, posługując pierwszym kobietom, które mogłyby
przyłączyć się do Dzieła. Jednakże w tym samym roku, w związku z ogłoszeniem II
Republiki (14 kwietnia), rozpoczął się w kraju okres częstych ataków na Kościół, palenie
świątyń i antychrześcijańska propaganda. Na mocy prawa zostały zlikwidowane w roku
1933 kongregacje religijne zajmujące się szkolnictwem, wcześniej rozwiązano również
Towarzystwo Jezusowe. Trudne czasy trwały aż do roku 1936, kiedy to rozpoczęła się
krwawa wojna domowa. Czas i miejsce wydawały się jak najgorsze do zaczynania
czegokolwiek.
Josemaría jednak pracuje jeszcze więcej. I choć opuścił Patronat dla Chorych, od
września 1931 spełniał funkcję kapelana Augustynek Kontemplacyjnych, w klasztorze
Świętej Izabeli, znajdującym się przy ulicy o tej samej nazwie. Był również kapelanem
chorych zakaźnie w Hospital del Rey, wielkim i smutnym miejscu, gdzie śmierć była
najczęstszym gościem.
Młodzi, których dotąd zgromadził, spotykali się z Josemaríą w jego domu
rodzinnym, przy ulicy Martínez Campos. On jednak wiedział, że potrzeba szukać więcej
przestrzeni oraz wyjść na zewnątrz. Rozwiązaniem tego problemu było założenie
Akademii DYA, usytuowanej w budynku przy ulicy Luchana. Dya to skrót od słów Dios y
Audacia, choć studenci rozumieli to jako Derecho y Arquitectura (prawo i architektura,
przyp. tłum.), ponieważ odbywały się tam wykłady z tych przedmiotów. Nie chodziło tu o
instytucję kościelną, ale świecką, podporządkowaną wszystkim prawom państwowym,
łącznie z podatkowymi.
Akademia dawała okazję do poznania nowych ludzi. W ten sposób, z początkiem
1934 roku, ksiądz Josemaría może liczyć już na kilku członków Opus Dei, studiujących
lub kończących właśnie swe studia. Dla nich oraz wielu innych, którzy przybywali
przysłuchiwać się jego pogawędkom, pisze „Rozważania duchowe”, krótką książkę o
podstawach modlitwy i medytacji. Tego samego roku książka została wydana w Cuenca. Z
32
33
czasem owe rozważania, rozszerzone, osiągną ponad sto osiemdziesiąt wydań w 38
językach. Książka nosi tytuł Droga.
Akademia DYA okazała się dobrym narzędziem, ale ksiądz Josemaría wiedział, że
brakowało, choćby niewielkiej, bursy dla studentów. Mieszkając z ludźmi na stałe mógłby
mieć kaplicę, a w kaplicy Chrystusa w Tabernakulum. Dzięki pieniądzom pochodzącym ze
sprzedaży ziemi, jaką rodzina odziedziczyła po pewnym krewnym, urządzono bursę w
budynku przy ulicy Ferraz 50. Zaczął z dwoma lokatorami.
Wyjaśniła się sytuacja księdza Josemarii jako kapelana w klasztorze św.Izabeli.
Dawne patronaty królewskie zależały teraz od republiki. Władze państwowe potwierdziły
jego stanowisko, dodając, że piastuje je za darmo.
Rozpoczyna się rok 1935. Dla kogoś, kto mógłby obserwować wówczas jego
działalność, Opus Dei był grupą młodych ludzi skupionych wokół 33 letniego kapłana i
niewielkiego akademika Ferraz. Z powodu braku środków, a w związku z tym i
możliwości opłacenia usług, ksiądz Josemaría sam zajmował się sprzątaniem i
czyszczeniem podłóg, kiedy studentów nie było w domu. Dla niego ważne jest, że za
pozwoleniem biskupa, można było po raz pierwszy, 31 marca, odprawić Mszę św. w
Ferraz. Był przekonany, że jeśli zajmie się przede wszystkim sprawami Bożymi, wszystko
inne stanie się możliwe.
W akademiku Ferraz znajdujemy już elementy charakterystyczne tak dla
późniejszych ośrodków Opus Dei, jak i prac apostolskich wykonywanych przez członków
Dzieła razem z innymi osobami. Najważniejsze było to, że mieli dom rodzinny. Wszyscy
musieli zajmować się wszystkim. Ksiądz Josemaría był, dla tych którzy tam przebywali
albo odwiedzali ośrodek, Ojcem. W ten sposób narodził się serdeczny zwyczaj zwracania
się w ten sposób do założyciela Opus Dei, a od 1975, także do jego następcy, pierwszego
Prałata. Ten, który stanie się następcą Escrivy, Álvaro del Portillo, wstąpił do Dzieła w
lipcu 1935 roku, w Ferraz. Miał 21 lat i był studentem w Escuela Superior de Ingenieros de
Caminos (Wyższej Szkoły Inżynieryjnej).
Rok akademicki 1935-36 zapowiadał się źle z powodu niestabilnej sytuacji
politycznej w Hiszpanii. Przeczuwano już wojnę domową. Ale jak napisał wówczas
Założyciel: „Dzieła Bożego nie wymyślił człowiek, aby rozwiązać ciężką sytuację Kościoła
hiszpańskiego od 1931 roku. Od wielu lat Pan inspirował nim pewne głuche i nieudolne
narzędzie, które ujrzało je po raz pierwszy w dzień Świętych Aniołów Stróżów, drugiego
33
34
października 1928 roku5”. Rzeczywiście jeszcze w lipcu, tuż przed wybuchem wojny,
ksiądz Josemaría zajęty był przenoszeniem mebli z ośrodka przy Ferraz 50 do lepszych
pomieszczeń przy tej samej ulicy pod numerem 16. Dom został zniszczony w czasie
działań wojennych, ponieważ znajdował się blisko strategicznego miejsca, Koszar de la
Montańa.
W czasie wojny, w latach 1936-39 ksiądz Josemaría mógł liczyć na zaangażowanie
kilkunastu mężczyzn. Praca z kobietami została, za wyjątkiem jednego przypadku,
zupełnie przerwana z powodu wojny. Brak duchowej opieki, nawet jeszcze przed wojną i
jej nieodpowiedni charakter sprawiły, że nieliczne powołania wśród kobiet doprowadziły je
do życia zakonnego. Ponieważ kwestia była delikatna, ksiądz Josemaría poszukał kilku
zaprzyjaźnionych kapłanów, aby sprawowali kierownictwo duchowe tych pierwszych
kobiet, które przybliżyły się do Dzieła. Jednakże księża, nawet przy dobrej woli, trwali w
przekonaniu, że każdy świecki prowadzący życie modlitewne, musi dojść wcześniej czy
później do klasztoru. Uświęcenie pośród świata było dla nich wciąż czymś nierealnym.
Między lipcem 1936 a październikiem 1937 roku ksiądz Josemaría pozostawał w
Madrycie. Narażając się kontynuował swoją pracę duszpasterską jako cywil. Sam fakt
bycia wierzącym, nie mówiąc już o kapłaństwie, wystarczał wówczas, aby stracić życie.
Prześladowania religijne, jakie miały miejsce w Hiszpanii, szczególnie w pierwszym
okresie wojny, nie znajdują analogii w historii Europy, za wyjątkiem tych z pierwszych
wieków Kościoła. Członkowie Opus Dei znajdowali się na różnych frontach po obu
stronach konfliktu. Sytuacja w Madrycie doszła do takiego punktu, że ksiądz Josemaría
został zmuszony do opuszczenia stolicy. Rozpoczyna w ten sposób tragiczną wędrówkę
wyjeżdżając z Madrytu dziewiątego października 1937, aby dotrzeć do Andory drugiego
grudnia. Niedługo później, w roku 1938 i pierwszych miesiącach 1939, już w Burgos,
poświęca się odbudowie Opus Dei.
Posiał wiele w czasie dziesięciu poprzednich lat. Przede wszystkim modlił się. W
Burgos przywraca natychmiast łączność z członkami Opus Dei oraz ze swymi licznymi
przyjaciółmi. Znajduje też czas, aby napisać doktorat z prawa. Ponieważ przygotowana
jeszcze przed wojną rozprawa zaginęła w Madrycie, poszukuje nowego tematu. Ma go w
zasięgu ręki, w Burgos. Pisze na temat pozycji prawnej przełożonej klasztoru de las
5
Tamże, s. 156.
34
35
Huelgas, która w swoich czasach osiągnęła jurysdykcję równą niemal biskupiej. Doktorat
obronił w grudniu trzydziestego dziewiątego roku6.
W tym samym roku ukazała się Droga. Książka ta nie jest skierowana jedynie do
członków Dzieła, ale do wszystkich, którzy pragną pogłębiać swoje życie wewnętrzne.
Droga szybko stała się narzędziem wykorzystywanym przez członków Opus Dei w ich
podróżach po niektórych miastach Hiszpanii (Walencja, Barcelona, Valladolid,
Saragossa...). Pomogła w pracy apostolskiej.
Ponieważ akademik Ferraz był zniszczony, ksiądz Josemaría szukał nowego lokalu
i znalazł go przy ulicy Jenner. Z tego miejsca na nowo nawiązywał kontakty ze studentami,
robotnikami, urzędnikami.
W Walencji, po rekolekcjach, które głosił w Kolegium Większym błogosławionego
Juana de Ribera w Burjasot, pojawiają się nowe powołania. To samo dzieje się w
Valladolid, Barcelonie, w Saragossie. W roku 1940 widać, że Dzieło znalazło zrozumienie,
zakorzeniło się, pojawiają się pierwsze dość obfite rezultaty wieloletniego wysiłku. Tego
roku ksiądz Josemaría wynajmuje wielopiętrowy dom przy ulicy Diego de León, aby był
jednocześnie centralną siedzibą Opus Dei (wkrótce pojawią się inne ośrodki w stolicach
wielu regionów) oraz ośrodek formacji członków, którzy w ten sposób mają możliwość
bliskiego kontaktu z Ojcem.
Raz jeszcze Josemaría musi odwołać się do pomocy matki i siostry, aby zajęły się
nadzorowaniem prac porządkowych i kuchnią, prosząc, aby poświęciły swe życie tym
sprawom.
Są więc dwa ośrodki, przy ulicy Jenner i Diego de León. Założyciel podróżuje wiele
po całym kraju, zapraszany przez biskupów do głoszenia rekolekcji dla kapłanów,
seminarzystów, zakonników i świeckich. Robi to poważnie, ale serdecznie. Pilnie zaprasza
do życia modlitewnego i apostolskiego. Nie bierze nic za swoją pracę, prosi jedynie o
nocleg. Sam opłaca koszta podróży. Już dawno odrzucił jałmużnę, jaką wręcza się
kapłanowi, kiedy zleca mu się odprawienie mszy w określonej intencji. Pracuje jako
profesor prowadząc wykłady z etyki i deontologii w Szkole Dziennikarskiej w Madrycie.
Powojenna atmosfera Hiszpanii wyrażała się w rozkwicie życia religijnego. Ale
żywotność zachowały także nienawiść, plotki i pomówienia. Plotki na temat pracy księdza
Josemarii pojawiły się jeszcze przed wybuchem wojny, teraz jednak wzmogły się. Dla
La Abadesa de las Huelgas, ponownie zredagowana, została opublikowana w roku 1944. Wydanie drugie- 1974, trzecie1988.
6
35
36
niektórych ksiądz Josemaría ze swym nowatorskim stylem był heretykiem, założycielem
„sekty Żydów frankomasońskich”. Oskarżono go przed specjalnym trybunałem, który
stosował Prawo Represji wobec Masonerii i Komunizmu. Wydano nawet rozkaz
aresztowania go w razie pojawienia się w Barcelonie.
W mieście tym ataki przeciw Dziełu miały miejsce nawet w konfesjonałach i
podczas kazań. Niektórzy zakonnicy odwiedzali rodziny nielicznych członków Dzieła
tłumacząc, że ich synowie stoją na drodze ku herezji. Trudno o przesadę w relacjonowaniu
powagi jak i groteskowości owych ataków. Opus Dei był oskarżany o składanie ofiar z
ludzi, o świętokradztwa, bluźnierstwa. (W syntezie historycznej nie byłoby konieczne
przypominanie tych faktów, gdyby nie to, że w następnych latach ciągle powtarzały się. Ci
sami ludzie atakowali Opus Dei przy pomocy tego samego rodzaju kalumnii, zmieniając
jedynie to, co z upływem czasu mogło się wydawać niewiarygodne).
Pod wpływem tych zdarzeń biskup Madrytu oznajmił księdzu Josemarii, że byłoby
dobrze, gdyby Dzieło poprosiło o jakąś formę pisemnej aprobaty, jak na przykład Związek
Pobożny (Pia Unión), o jedną z form przewidzianych przez obowiązujące prawo kościelne.
Tak też się stało. Pierwsza pisemna aprobata, o zasięgu diecezjalnym, pochodzi z
dziewiętnastego marca 1941 roku. Początkowo Założyciel nie chciał rozpoczynać owej
drogi prawnej, ponieważ sądził, że Opus Dei szybko przekroczy granice diecezji a nawet
kraju. Instytucja, która narodziła się w celu propagowania drogi uświęcania pośród świata,
wśród osób wszystkich stanów i pozycji, byłaby chroniona prawnie jedynie poprzez statut
o charakterze uniwersalnym, a więc papieskim. Nie chodziło tu o wygórowane ambicje, ale
o posłuszeństwo naturze rzeczy. Rzeczywiście, jedynie wybuch drugiej wojny światowej, a
następnie tragiczny rozwój konfliktu w 1940 i 1941 roku, uniemożliwiły plany rozwoju w
innych krajach.
Jeżeli motywem przewodnim życia Założyciela Opus Dei jest obecność Krzyża, nie
mogło zabraknąć w nim prześladowania. A wszystko to nadeszło w momencie, gdy Dzieło
było jedynie grupą mniej więcej pięćdziesięciu młodych ludzi, kierowanych przez księdza,
który nie ukończył jeszcze czterdziestu lat.
I oto spada na niego kolejny cios: dwudziestego drugiego kwietnia 1941 roku, kiedy
ksiądz Josemaría głosił rekolekcje dla kapłanów, umarła niespodziewanie w wieku
sześćdziesięciu trzech lat jego matka.
I jeszcze jeden problem: żadna instytucja kościelna nie może się rozwijać i trwać
bez opieki kapłańskiej w kształtowaniu sumienia oraz udzielaniu sakramentów. Brakowało
36
37
kapłanów, którzy wywodziliby się z samego Opus Dei. W tej sytuacji, z upływem czasu,
podejmując wielki wysiłek i odwołując się do najlepszych profesorów, ksiądz Josemaría
przygotował do kapłaństwa trzech członków Dzieła: Álvaro del Portillo, José Marię
Hernández Garnica i José Luisa Múzquiz. Wszyscy trzej byli inżynierami: del Portillo i
Múzquiz inżynierami drogowymi i doktorami filozofii; Hernández Garnica inżynierem
górnictwa i doktorem nauk ścisłych. Księdza Josemarię kosztowało wiele wysiłku, aby ci
trzej ludzie utracili swój świecki statut, ale zachowali świecką mentalność. Ale też cieszył
się bardzo, iż mógł liczyć na kapłanów, którzy byli jego duchowymi synami.
Jak wyświęcić owych kapłanów? Brakowało tytułu prawnego, aby uczynić to
według kościelnego prawa kanonicznego: to znaczy instytucji, która miałaby uprawnienia
do wyświęcania, ponieważ wśród innych warunków musi być zapewnione stosowne
utrzymanie dla księży.
Nie było również stosowne przypisanie kapłanów do poszczególnych diecezji
(inkardynowanie, według terminologii kościelnej), ponieważ powinni oni pozostawać
przede wszystkim w dyspozycji dla innych członków Opus Dei.
Tak, jak w 1930 również 14 lutego, ale 1943 roku, ksiądz Josemaría ujrzał
rozwiązanie problemu. W ten sposób narodziło się Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego
Krzyża, które dało podstawę do święceń. Wreszcie Krzyż. Wiele lat później
podsumowując drogę Opus Dei, Escriva mówił: „Opus Dei narodziło się beze mnie; sekcja
kobieca wbrew mojej osobistej opinii, a Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża po
długich poszukiwaniach”.7
Dzieło rosło w Hiszpanii. Niektórzy członkowie udali się już do Włoch i do
Portugalii. Ksiądz Josemaría myślał również o wysłaniu ludzi do Francji, Wielkiej Brytanii
oraz innych krajów Europy i Ameryki, gdy tylko zakończy się wojna światowa. Instytucja
przekroczyła granice diecezji i zaczęła przekraczać granice państw. Potrzebna była szersza
aprobata kanoniczna.
W tym celu udał się do Rzymu inżynier Álvaro del Portillo. Czwartego czerwca
1943 roku został przyjęty przez papieża Piusa XII. Dokumentacja, którą przekazał, została
przestudiowana w Stolicy Apostolskiej i jedenastego października Opus Dei otrzymało
papieskie nihil obstat („nie ma nic niestosownego”), umożliwiające biskupowi Madrytu
erygowanie Kapłańskiego Stowarzyszenie Świętego Krzyża (Opus Dei). Było to
rozwiązanie prowizoryczne, ale wówczas jedyne możliwe.
37
38
Trzej pierwsi kapłani zostali wyświęceni przez tego samego biskupa Madrytu 25
czerwca 1944, w kaplicy biskupiej.
Zatwierdzenie Kapłańskiego Stowarzyszenia Świętego Krzyża stanowiło nową
formę uznania na poziomie diecezji, w dodatku z papieskim nihil obstat. Ataki nie
zakończyły się jednak. Wręcz przeciwnie, przybrały na sile. Stolica Apostolska otrzymała
donos skierowany przeciwko Drodze z oskarżeniem o heretycki charakter. Mimo to,
wkrótce ukazało się trzecie wydanie tej książki, a Opus Dei pracowało w wielu ośrodkach
z aprobatą biskupów Madrytu, Walencji, Barcelony, Valladolid, Granady, Bilbao oraz
innych miast.
W roku 1944 nasiliły się problemy ze zdrowiem księdza Josemarii. Opierał się
chorobie. Przez wiele lat nauczył się pracować nawet z gorączką, na pół wyczerpany. Teraz
jednak było to ponad jego siły. Diagnoza wykazała zaawansowaną cukrzycę, chorobę,
która miała go dręczyć przez dziesięć lat.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej, w lutym 1946 roku, ksiądz Álvaro del
Portillo ponownie udał się do Rzymu. Wiózł listy z poparciem od wielu hiszpańskich
biskupów i dokumenty wyjaśniające, że Opus Dei potrzebuje papieskiej aprobaty i jest do
niej przygotowane. Dzieło nie było i nie chciało być instytucją lokalną, hiszpańską. Ktoś
powiedział mu wówczas: „Przyszliście o wiek za wcześnie”.8 Ksiądz Álvaro oznajmił
Założycielowi, że potrzebny jest w Rzymie, ale ksiądz Josemaría przeżywał wówczas
najcięższe momenty choroby. Lekarz stanowczo odradzał podróż.
Chwila była krytyczna. Opus Dei liczyło wówczas dwustu siedemdziesięciu ośmiu
członków: dwustu czterdziestu dziewięciu mężczyzn i dwadzieścia dziewięć kobiet.
Wszystko było przygotowane do ekspansji i ksiądz Josemaría w to nie wątpił. Zawierzył
sprawę Najświętszej Dziewicy i wyruszył na morze. Wypłynął z Barcelony i po
niebezpiecznej podróży statkiem J.J. Sister dotarł do Genui, gdzie oczekiwał go Álvaro del
Portillo.
Rzym, 23 czerwca 1946. Założyciel Opus Dei po raz pierwszy wkracza do
papieskiego miasta. Pomimo choroby i zmęczenia długą podróżą, całą noc spędził na
modlitwie. Od tego dnia ksiądz Josemaría jest Rzymianinem. I choć będzie potrzebował
jeszcze kilku miesięcy na zadomowienie się w mieście, już należy do niego. Tutaj umrze,
również w czerwcu, dwudziestego szóstego, dwadzieścia dziewięć lat później.
7
El Fundador, s. 234.
38
39
Bilans tego drugiego okresu mógł być zniechęcający. W roku 1946 upłynęło
osiemnaście lat od założenia Opus Dei i choć widoczny był stały rozwój, ciągle tworzyli go
jedynie Hiszpanie - naród, który ze względów politycznych, nie był wówczas zbyt
popularny. Rozpoczynano co prawda pracę w niektórych krajach Europy, ale z prawnokanonicznego punktu widzenia, nie było adekwatnego statusu dla tej rodzącej się
międzynarodowej wspólnoty.
1946-1975: Urbs et orbis - Miasto i świat.
Nowa podróż do Rzymu w listopadzie 1946 roku pozwala Założycielowi uzyskać
prywatną audiencję u Piusa XII. W Rzymie nieliczni członkowie Opus Dei zdołali wynająć
apartament przy sąsiadującym z Watykanem placu Citta Leonina. Począwszy od tego
miesiąca rozpoczyna się droga prawna Opus Dei. drugiego lutego 1947 roku Pius XII
promulgował Konstytucję apostolską Provida Mater Ecclesia, na mocy której utworzono
status prawny instytutów świeckich. Jak sama nazwa wskazuje, były to instytucje świeckie,
a nie zakonne, powstające w celu otaczania troską woli uświęcania się przez osoby
pozostające w swoim środowisku bez konieczności usuwania się do klasztoru czy zakonu.
24 lutego tego samego roku Opus Dei zostało zatwierdzone jako pierwszy instytut świecki
prawa papieskiego. W ten sposób prawne zabezpieczenie znalazło zarówno wyświęcanie
kapłanów jak i międzynarodowy charakter Dzieła.
Jeżeli jednak spojrzymy na sprawy głębiej, były one bardziej złożone. Założyciel
wyjaśnił to później, po upływie wielu lat za pomocą słów: „przyznanie bez przekazania”.
Przyznawano czasowo pewne uprawnienia, które choć nie zupełnie odpowiadały naturze
Opus Dei, to respektowały to, co zasadnicze. W ten sposób otwierała się droga prowadząca
do odpowiedniego i ostatecznego uregulowania prawnego. O tym, że była ona trudna
świadczy fakt, że rozwiązanie nadeszło dopiero w 1982 roku.
Ksiądz Josemaría, wówczas już Monseńor (22 kwietnia 1947 roku został
mianowany przez Papieża prałatem honorowym), rozpoczął więc przygotowywanie do
pokonania owej długiej drogi. Nie nadszedł jednak jeszcze odpowiedni czas.
Tymczasem Opus Dei rozwijało się. Brakowało teraz znaczącej obecności Dzieła w
Rzymie. Przyjaciel z pionierskich czasów, ksiądz Montini, późniejszy papież Paweł VI,
Tamże, s. 240. Nie był to może cały wiek, ale ponad połowa stulecia. Odpowiedni statut prawny nie został wydany bowiem
aż do 1982 roku, kiedy erygowano Opus Dei jako Prałaturę personalną.
8
39
40
doradził Założycielowi, aby poszukał dużego domu w Rzymie. Konieczna była stosowna
reprezentacja.
Bez pieniędzy, dając jako zaliczkę kilka złotych monet, które miały być
przeznaczone na naczynia liturgiczne, udało się pozyskać willę w dzielnicy Parioli. Dom,
który Założyciel nazwał Villa Tevere, stanie się później centralną siedzibą Dzieła.
Wówczas jednak, od czerwca 1947 roku, członkowie Opus Dei musieli mieszkać w
pokojach portierów, ponieważ sublokatorzy opóźniali swoje odejście. Na niewielkiej
przestrzeni wytrwali prawie bez niczego, bez pieniędzy, bez mebli, bez ogrzewania, licho
ubrani. Oczekiwali na przesyłki z Hiszpanii. Nie nadchodziło jednak wiele. Były to lata
głodu i niedostatku.
Liczba członków Dzieła wzrosła, kiedy od 1947 roku, dzięki papieskiej aprobacie,
mogły być przyjmowane osoby żyjące w małżeństwie. Było to pragnienie Założyciela Opus
Dei od 1928 roku, które do tego czasu nie mogło się urzeczywistnić. Teraz natomiast
dawne nauczanie księdza Escrivy, że małżeństwo jest drogą uświęcenia, przekładało się na
konkretne powołania. Było to takie samo powołanie jak to, które otrzymywały osoby
żyjące w celibacie: było to całkowite oddanie, walka o uświęcenie pośród świata.
Mimo że w Rzymie nie posiadał nic poza starym domem dozorcy, ksiądz Escriva
erygował, 29 czerwca 1948 roku, Rzymskie Kolegium Świętego Krzyża, międzynarodowe
centrum studiów dla formacji członków Dzieła ze wszystkich krajów. Była to przede
wszystkim pewna idea i skupiony wokół niej niewielki krąg osób. Kolegium Rzymskie nie
miało swojej siedziby aż do 1974 roku. Mieściło się tymczasowo w budynkach Villa
Tevere.
W lutym 1949 roku odeszli wreszcie sublokatorzy i można było rozpocząć prace.
Będą one trwały, z powodu braku środków, aż do 1960 roku. Wówczas wmurowano
ostatni kamień. Przełomowy był rok 1950. Od czasu pobytu w seminarium Escrivá
doświadczał potrzeby uczynienia czegoś, co służyło by kapłanom diecezjalnym w rozwoju
ich życia wewnętrznego i apostolstwa. W roku 1928 zrozumiał, że również księża wezwani
są do uświęcania się poprzez wypełnianie swojej pracy zawodowej, czyli kapłaństwa.
Jednakże rozwiązanie prawne z 1947 roku, Instytut świecki, sytuował owych kapłanów
poza strukturami. Escrivá postanowił więc pozostawić Opus Dei w innych rękach i
poświęcić czas na pracę dla potrzeb kleru diecezjalnego. Powiedział to członkom Rady
Generalnej Opus Dei.
40
41
Ostateczna aprobata ze strony Stolicy Apostolskiej (jest w zwyczaju, że po
pierwszej aprobacie i zebraniu doświadczenia, daje się pozwolenie definitywne), wydana
16 czerwca 1950 roku, pozwoliła rozwiązać ten trudny dla wielu członków Opus Dei
problem. Od tego czasu księża diecezjalni mogli wchodzić w skład Kapłańskiego
Stowarzyszenia Świętego Krzyża i otrzymywać duchową pomoc bez uszczerbku jednak dla
zależności każdego z nich od właściwego biskupa.
W tym samym roku miała miejsce jeszcze jedna zmiana. Spełniło się dawne
pragnienie Założyciela: współpracownikami Opus Dei mogli być mianowani również
niekatolicy i niechrześcijanie.
Dwadzieścia lat, jakie upłynęły między 1950 a 1970 rokiem, były dla Założyciela
Opus Dei przepełnione aktywnością. Pracował tak, jak lubił, bez zbędnych ceremonii, od
rana do wieczora. Opisywanie tego okresu okazuje się jednocześnie łatwe i trudne, nie było
bowiem spektakularnych sukcesów. Escrivá pracował nad zabezpieczeniem świeckiego
charakteru Opus Dei i wciąż nierozwiązaną kwestią odpowiedniego statusu prawnego.
Czuwał nad formacją członków. Plan wykładów stawiał podobne wymagania, jak program
studiów na uniwersytetach papieskich. Wyznaczał kierunki ekspansji, która objęła już
główne państwa Europy i Ameryki oraz niektóre w Azji i Afryce. Spisywał swoje
doświadczenia dla potrzeb funkcjonowania Opus Dei. Pracował nad ukończeniem robót
przy budowie centralnej siedziby oraz przygotowaniem do budowy dwóch kolegiów
rzymskich, jednego dla mężczyzn, drugiego dla kobiet. Przyjmował również setki osób,
które przybywały, aby go zobaczyć.
Te okresy ciągłej pracy przerywane były poważnymi wydarzeniami. Szczególnie
dotkliwy był podjęty przez małą grupę osób zamiar zniesławienia Dzieła wśród rodzin
pierwszych włoskich członków, podobnie jak to miało miejsce w roku 1941 w Barcelonie,
a następnie jego podzielenia poprzez odsunięcie Escrivy. Intrygi te miały miejsce w roku
1951 i 1952. Zaalarmowany przez kardynała Schustera, arcybiskupa Mediolanu, ksiądz
Escrivá zwrócił się do Papieża i w ten sposób ukrócono intrygę.
Inny ciężki moment przyszedł w kwietniu 1954 roku. Od 1944 roku Josemaria
Escrivá cierpiał na ciężką postać cukrzycy. 27 kwietnia, po zapobiegawczej dawce
insuliny, Założyciel miał tak ciężki atak, że prosił znajdującego się w pobliżu Álvaro del
Portillo o rozgrzeszenie. Nadchodziła śmierć. Ksiądz Álvaro udzieliwszy absolucji i
poprosiwszy o zawiadomienie lekarza, napełnił usta Ojca cukrem, aby zrównoważyć
działanie insuliny. Wkrótce potem Założyciel zaczął wykazywać pierwsze oznaki poprawy.
41
42
Tego samego dnia, 27 kwietnia 1954 roku, w święto Najświętszej Marii Panny z
Montserrat, został ostatecznie uleczony z cukrzycy.
Począwszy od 1955 roku, jak nowo narodzony, może robić to, co do tej pory było
najtrudniejsze: podróżować po Europie, inicjując albo wspierając przedsięwzięcia
apostolskie. Prawie wszędzie rozpoczynano od małych grup, trzech, czterech, pięciu
członków Opus Dei. Chodziło więc o pomnożenie szeregów. W roku 1955 Założyciel
odwiedził Mediolan, Zurych, Bazyleę, Lucernę, Berno, Fryburg, St. Gallen, Bonn, Kolonię,
Monachium, Wiedeń, Paryż, Rouen, Lille, Brukselę, Louvain, Hagę, Amsterdam. W
Wiedniu wypowiada po raz pierwszy modlitwę „Sancta Maria, Stella Orientis, filios tous
adiuva!”. (Święta Maryjo, Gwiazdo Wschodu, pomagaj swym dzieciom!). Był przekonany,
że za pośrednictwem Najświętszej Panny nadejdą dla krajów środkowej i wschodniej
Europy pokój i wolność.
W roku 1956 znowu podróżuje: Szwajcaria, Francja, Belgia, Niemcy, Włochy. W
tym samym okresie odbył się w pobliżu maryjnego sanktuarium w Einsiedeln, w
Szwajcarii, drugi Kongres Generalny Opus Dei. Postanowiono między innymi, że
rezydująca dotychczas w Madrycie Rada Generalna, przeniesie swą siedzibę do Rzymu.
W roku 1957 Założyciel przemierza kolejne kraje. W latach 1958-1962 spędza
część wakacji w Wielkiej Brytanii.
Połowa lat pięćdziesiątych to okres spokojny, bez niespodzianek. Jednakże Krzyż
ujawnia się i teraz. W roku 1957 umiera siostra Założyciela Carmen. Zmarła 20 czerwca, w
wieku 57 lat. Od czterech lat mieszkała wreszcie we własnym domu, w Rzymie.
28 października 1958, dzień wyboru nowego papieża, Jana XXIII, można uważać
za początek nowej epoki. 25 stycznia 1959 papież zapowiedział Sobór Ekumeniczny,
wydarzenie, jakie nie miało miejsca od 1870 roku.
W roku 1960 rozpoczynają się prace przygotowujące Sobór. W pełnej euforii
zamierza się podjąć 75 tematów obrad, które zapoczątkowałyby dyskusję nad innymi
jeszcze problemami.
Escrivá był wielokrotnie zapraszany do uczestniczenia w Soborze. Uważał jednak,
że będzie bardziej stosowne, jeśli wystąpi Álvaro del Portillo, Sekretarz Generalny Opus
Dei. Álvaro del Portillo pełnił podczas obrad funkcję przewodniczącego Komisji
Przygotowawczej do spraw Świeckich, a później był członkiem wielu innych i sekretarzem
tej, która zajmowała się kapłanami.
42
43
Wiadomo, że obok wysiłku setek osób rozumiejących odnowicielskiego ducha,
jakim Jan XXIII chciał natchnąć wiele kwestii katolickiego życia, pojawiły się już od 1959
roku działania tych, którzy chcieli wykorzystać Sobór dla zmodyfikowania natury i celów
Kościoła. Od samego początku obrad ksiądz Ecrivá podjął się wysiłku rozróżnienia między
tymi rodzajami aktywności, które współistniejąc mogły się pomieszać. Bardzo szybko, być
może ze względu na swoją znajomość świata kościelnego, zdał sobie sprawę, w jakim
kierunku mogą zdążać pewne zjawiska opinii publicznej na temat Soboru. Miał dwie
specjalne okazje, aby powiedzieć Papieżowi, co myśli: 5 marca 1960 i 2 lipca 1962 roku.
Był przekonany, że z Soboru, jako dzieła Ducha Świętego, wypłyną wielkie dobra, ale
równocześnie obawiał się, że wykorzystując klimat soborowy, niektórzy spróbują
zniszczyć Kościół.
Pierwsza sesja Soboru zakończyła się 11 października 1962 roku z jednym tylko
zaaprobowanym dokumentem (krótka deklaracja na temat środków społecznego przekazu)
i z niepewnością na przyszłość. W tym tempie, a pozostały jeszcze siedemdziesiąt cztery
projekty, Sobór trwałby ponad dwadzieścia lat. Jan XXIII naglił więc do przyspieszenia
prac, nie mógł jednak uczynić już nic więcej. Zmarł 3 czerwca 1963 roku.
Nowym Papieżem został wybrany 21 czerwca biskup Montini, pierwszy przyjaciel
Opus Dei w Rzymie, jeszcze w latach czterdziestych. Paweł VI postanowił kontynuować
Sobór i zredukować liczbę projektów. Pozostało trzynaście. W dwa lata później Sobór
zakończył się.
Ksiądz Escrivá miał okazję do wielokrotnego spotkania się z Pawłem VI: między
innymi.24 stycznia i 10 października 1964, 21 listopada 1965. Podczas gdy praca Opus Dei
rozszerzała się na nowe kraje, życie Założyciela biegło ulubionym przez niego rytmem
codzienności. I chociaż w czasie trwania obrad Soboru wielu biskupów bawiących w
Rzymie pragnęło go zobaczyć, przybywając w tym celu do centralnej siedziby Opus Dei,
on nie szukał ani rozgłosu ani popularności.
Wszystko to, zwłaszcza zaś sytuacja Kościoła i głosy opinii publicznej na temat
Opus Dei, skłoniło go do zaakceptowania propozycji udzielenia kilku wywiadów dla tak
znanych gazet jak: Time, New York Times, L’Osservatore Romano (maj 1966-maj 1968).
Wyrażał w nich swoje opinie na temat najważniejszych zagadnień z życia Kościoła i
odpowiadał na liczne pytania dotyczące Dzieła. Siedem wywiadów, jedyne, jakich udzielił
obok wypowiedzi dla The Times’a (1959), madryckiego ABC (1971) oraz dla El Cruzado
aragonés (lokalny periodyk ukazujący się w jego rodzinnym Barbastro) zebrano w roku
43
44
1969, w książce Rozmowy z Prałatem Escrivá. Książka ta po upływie lat stała się
interesującym dokumentem historycznym. Znajdujemy w niej również tekst homilii, jaką
wygłosił wobec 30 tysięcy ludzi w kampusie Uniwersytetu w Nawarze, 8 października
1967 roku. Tekst ten pozostaje wciąż jedną z najbardziej wyrazistych definicji ducha Opus
Dei9.
Inne zajęcia Założyciela Opus Dei w tych latach związane były z troską o kwestię
prawną. Od czasu aprobaty w roku 1947 upłynęły dwie dekady, a Założyciel wciąż czynił
wszelkie możliwe wysiłki, aby ich status prawny odpowiadał rzeczywistości. Z
historycznej logiki wynikało, że jest mało prawdopodobne, aby Pius XII, który
zaaprobował status prawny instytutu świeckiego i zastosował go po raz pierwszy w
odniesieniu do Opus Dei, zmienił zdanie. Tego rodzaju kwestie pozostają, jak poucza
historia Kościoła „zastrzeżone dla następnego Papieża”. Z drugiej jednak strony sprawy,
które zależą ostatecznie od Papieża, mogą zostać zatrzymane lub spowolnione w Kurii
watykańskiej.
Jan XXIII zwoławszy Sobór, nakazał zawiesić czasowo wiele decyzji. Z tego
powodu wiele ważnych spraw musiało czekać do zakończenia obrad, na przykład spisanie
nowego kodeksu Prawa Kanonicznego. Dopiero wtedy można było spodziewać się
legislacji posoborowej.
1 września 1969 roku została zainaugurowana w Rzymie pierwsza część
specjalnego Kongresu generalnego Opus Dei poświęconego refleksji na temat czterdziestu
lat istnienia instytucji. W czasie, gdy rozwijały się prace kongresowe, pojawiła się kolejna
próba zewnętrznej ingerencji w naturę i strukturę Opus Dei. Istnieniu Opus Dei zagrażało
poważniejsze niebezpieczeństwo niż wypadki z roku 1951. Escrivá musiał odwołać się,
podobnie jak wówczas, do Papieża. Przypomniał, że właśnie za aprobatą Stolicy
Apostolskiej odbywa się Kongres, który w sposób zwięzły i całościowy rozważa wszystkie
problemy. Druga część Kongresu miała miejsce w różnych krajach, od 16 września 1969
do 16 lutego 1970 roku.
Jeszcze inna sprawa skłaniała Założyciela do ciągłej modlitwy i próśb o modlitwę.
Chodziło o sytuację Kościoła. W tych dwóch, mocno związanych ze sobą intencjach
wybrał się w roku 1969 do wielu sanktuariów maryjnych Europy. W rok później udał się
do Meksyku, aby ujrzeć wizerunek Matki Bożej z Guadelupe oraz spotkać się z licznymi
już wówczas w tym kraju członkami Opus Dei. Powrócił do Rzymu w maju 1970 roku, we
9
Tekst homilii został opublikowany na końcu książki pt. Rozmowy z Prałatem Escrivá.
44
45
wrześniu natomiast miały miejsce plenarne sesje drugiej części Kongresu Generalnego. Ze
strony Opus Dei przygotowano wszystko, aby przystąpić do nadania właściwego
rozwiązania prawnego. Jak już wspomnieliśmy, chodziło o status Prałatury personalnej,
który został wprowadzony przez Vaticanum II.
Okres, który następuje między 1970 a 1975 rokiem był dla księdza Escrivy
wyjątkowo trudny i wypełniony intensywną pracą. Problemy nie wypływały ze strony Opus
Dei: Dzieło wciąż wzrastało i pracowało na pięciu kontynentach licząc ponad 60 tysięcy
członków. Trudności wywodziły się z ówczesnej rzeczywistości Kościoła. Escriva nie był
jednak człowiekiem stworzonym do bierności, obojętności i trwania na uboczu wydarzeń.
Bez manifestowania żalu, wywoływania zamieszania „milcząc i modląc się” ksiądz
Escrivá cierpiał z powodu sytuacji w Kościele. Nadszedł moment, kiedy zaczął ofiarować
swe życie, aby Bóg położył kres temu, co nazywał „czasem próby”. Ze swej strony podwoił
wysiłki, aby członkowie Opus Dei nie zostali dotknięci przez upadek, jaki dawał się
zauważyć w niektórych środowiskach Kościoła. W tym celu rozpoczął serię podróży,
podczas których spotykał się z tysiącami osób należących i nie należących do Dzieła, aby
rozmawiać z nimi o Bogu. Były to spotkania o charakterze publicznym. Zostały
sfilmowane i od tego czasu wyświetlano je tysiące razy.
W roku 1972 Założyciel przebywał w Hiszpanii i Portugalii, w 1974 w Brazylii,
Argentynie, Chile, Peru, Ekwadorze, Wenezueli, a w 1975 roku w Wenezueli i Gwatemali.
Z dwóch ostatnich podróży musiał powrócić z powodu choroby. Zdrowie już mu nie
dopisywało. Ale mimo wszystko, mimo swoich siedemdziesięciu kilku lat, nie chciał się
oszczędzać.
3 marca 1975 roku wrócił do Rzymu. 28 marca celebrował w ciszy i modlitwie
pięćdziesiątą rocznicę swego kapłaństwa. W maju musiał udać się do rodzinnego miasta
Barbastro, ponieważ przyznano mu Złoty Medal. Odwiedził Sanktuarium w Torreciudad,
ostatnie wielkie dzieło, które powstało pod jego wpływem. W czerwcu przebywał
wielokrotnie z alumnami Rzymskiego Kolegium Świętego Krzyża oraz uczennicami
Rzymskiego Kolegium Najświętszej Marii. 26 czerwca 1975 roku, kiedy około godziny
dwunastej w południe upadł w pokoju, gdzie pracował, wrócił właśnie z krótkiego
spotkania z uczennicami tego ośrodka.
W czasie pobytu w Meksyku, w 1970 roku, widząc wizerunek Najświętszej Panny z
Guadalupe, prosił Matkę Boską, aby mógł umrzeć kontemplując jej oblicze. W pokoju,
gdzie pracował, na ścianie, po lewej stronie od drzwi wejściowych, znajduje się obraz
45
46
meksykańskiej Pani. Jest bardzo prawdopodobne, że był to ostatni obraz, jaki widział na
Ziemi.
2. Etap kontynuacji
Wiadomość o śmierci Josemarii Escrivy rozeszła się szeroko po całym świecie.
Podkreślano szczególnie nowatorski charakter jego dzieła oraz prestiż jego osoby. Doktor
prawa Uniwersytetu w Madrycie, doktor teologii Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie,
członek Papieskiej Rzymskiej Akademii Teologicznej, honorowy Prałat Papieża, konsultor
różnych kongregacji watykańskich. Został wybrany umiłowanym synem miasta Barbastro
oraz przybranym synem Barcelony i Pamplony. Otrzymał tytuł doktora honoris causa
Uniwersytetu w Saragossie. Był też Wielkim Kanclerzem Uniwersytetu w Pamplonie
(Nawarra -Hiszpania) i w Piura (Peru)10.
Wszystko to pozostawało bez wątpienia na drugim planie, wobec opinii świętości.
Jeszcze tego samego dnia, 26 czerwca, jeden z biskupów, który przybył pomodlić się przy
ciele Założyciela Opus Dei, powiedział, że czyni to już w intencji jego uczczenia.
W Opus Dei, tak jak przewidział to Założyciel, nie nastąpił żaden kataklizm.
Jedność instytucji została jeszcze bardziej wzmocniona od 26 czerwca 1975 roku.
Wybór następcy
We wrześniu tego samego roku zgodnie ze Statutem zebrał się Kongres wyborczy.
15 września, podczas pierwszego głosowania, Przewodniczącym został jednogłośnie
wybrany Álvaro del Portillo, Sekretarz Generalny instytucji. Álvaro del Portillo, jak
pamiętamy, towarzyszył Ojcu od 1935 roku.
Postać jego była dobrze znana tak w społeczności świeckiej, jak i w Kościele.
Urodzony w Madrycie w roku 1914, był doktorem inżynierem drogowym, doktorem nauk
humanistycznych oraz doktorem prawa kanonicznego. Wyświęcony na kapłana w roku
1944, dwukrotnie (1940-47 i 1956-75) pełnił funkcję Sekretarza Generalnego Opus Dei. W
latach pięćdziesiątych Álvaro del Portillo pracował w wielu dziedzinach zlecanych przez
Stolicę Apostolską od czasów Piusa XII. Uczestniczył jako ekspert, następnie Sekretarz
Założyciel Opus Dei jest od pewnego czasu człowiekiem sławnym, a w niektórych miastach, np. w Ameryce, ulice noszą
jego imię. Zwraca więc uwagę fakt, że w Madrycie, gdzie narodziło się Opus Dei, a Założyciel mieszkał ponad dwadzieścia
lat, nie ma żadnej ulicy nazwanej jego imieniem. Można powiedzieć, że polityczne władze hiszpańskie, tak w okresie rządów
Franco, jak i po przywróceniu demokracji w 1976 roku, nie wyróżniły się szczególnie w uznaniu jego zasług.
10
46
47
Komisji do spraw Dyscypliny Kleru i Ludu Chrześcijańskiego oraz jako Konsultor innych
Komisji w Soborze Watykańskim II. Był autorem wielu dzieł teologicznych i z zakresu
prawa kanonicznego, między innymi Fieles y laicos en la Iglesia i Escritos sobre el
sacerdocio.
Od samego początku Álvaro del Portillo głosił, że rozpoczyna się okres
kontynuacji. W duchu Opus Dei nie trzeba było dokonywać żadnych zmian. Chodziło o
trzymanie się tego, co zalecił Założyciel.
W okresie, jaki upłynął od 1975 roku Opus Dei rozwijało się w rytmie podobnym
do poprzednich lat. Rozpoczęto prace apostolskie w nowych państwach Europy: w
Szwecji, w Finlandii, w Polsce; Afryki: w Zairze(dziś Kongo), na Wybrzeżu Kości
Słoniowej, w Kamerunie; Azji: w Hong Kongu, w Singapurze, na Tajwanie, w Macao; w
Oceanii i w Nowej Zelandii. W Ameryce ta obecność była prawie kompletna. Wzrastała
również liczba członków, która w początkach lat 90-tych przekroczyła 75 tysięcy11.
Najbardziej znamiennym wydarzeniami z tego okresu były: zapoczątkowanie
procesu beatyfikacji oraz kanonizacji księdza Escrivy, aż do jego beatyfikacji przez Jana
Pawła II, 17 maja 1992 roku; erygowanie Prałatury personalnej Opus Dei; mianowanie
księdza Álvaro del Portillo biskupem; erygowanie Rzymskiego Ateneum Świętego Krzyża.
Prałatura personalna
Z podniesieniem Opus Dei do rangi Prałatury personalnej, 28 listopada 1982 roku i
wykonaniem postanowień Bulli papieskiej z 19 marca 1983 kończyła się długa droga, o
której już mówiliśmy. Dojście do tego rozwiązania w Stolicy Apostolskiej poprzedzone
było trzyletnim okresem, w czasie którego odbyło się ponad dwadzieścia spotkań oraz
konsultacjami z tysiącami biskupów wszystkich miejsc, gdzie Opus Dei ma swoje ośrodki.
Rzymskie Ateneum Świętego Krzyża
Rzymskie Ateneum Świętego Krzyża, erygowane w roku 1990 jest zalążkiem
przyszłego Uniwersytetu Papieskiego, podobnie jak inne już istniejące w stolicy
chrześcijaństwa. Ateneum posiłkuje się, w części, uczniami międzynarodowego Kolegium
Rzymskiego Świętego Krzyża, Kolegium Rzymskiego Najświętszej Marii Panny oraz
47
48
kapłanami i seminarzystami przysyłanymi przez biskupów z całego świata. W ciągu pięciu
lat liczba studentów wzrosła z kilkudziesięciu do około pół tysiąca osób.
Biskupia konsekracja Prałata
W grudniu 1990 roku Álvaro del Portillo został mianowany przez Papieża
biskupem. Przyjął święcenia, obok innych prałatów, z rąk Jana Pawła II w bazylice św.
Piotra 6 stycznia 1991 roku. Nominacja nie oznacza żadnej zmiany w prawnej konfiguracji
Opus Dei. Podobnie jak innym biskupom bez terytorium, biskupom pomocniczym, z Kurii
etc, Álvaro del Portillo dano, jak każe tradycja w tego rodzaju sytuacjach, stolicę zaginioną
od wieków - Vię, w kwitnącym niegdyś chrześcijaństwie Afryki Północnej.
Wybrany na biskupa, ksiądz del Portillo, posiadał tę samą jurysdykcję, co dawniej.
Władza jego rozciągała się na kler Prałatury oraz włączonych w nią świeckich, jednakże w
tym przypadku tylko w odniesieniu do tego, co dotyczy celów właściwych Opus Dei.
Po nominacji rzecznik Opus Dei w Rzymie, Giuseppe Corigliano, oświadczył, że
„nominacja ta potwierdza prawny charakter Prałatury, ale nie zmienia w żaden sposób
stosunków Opus Dei oraz jego członków z lokalnymi ordynariuszami”, czyli biskupami
diecezjalnymi. Świeccy członkowie Opus Dei pozostają w zależności od swoich
właściwych biskupów diecezjalnych w tych samym zakresie i w takim samym stopniu, co
pozostali wierni, ponieważ obowiązki związane z przynależnością do Prałatury odnoszą się
do materii odmiennej niż te, które obejmuje jurysdykcja ordynariuszy lokalnych. Jedyna
praktyczna nowość polega na tym, że del Portillo może osobiście wyświęcać diakonów i
kapłanów Prałatury. Zdarzyło się to po raz pierwszy w roku 1991.
Prałat del Portillo był konsultorem Kongregacji do spraw Kleru oraz Kongregacji
do Spraw Świętych, a także Papieskiej Rady do spraw Komunikacji Społecznej. Jako
członek z nominacji papieskiej, brał udział w dwóch ostatnich synodach Biskupów: na
temat formacji świeckich (1987) i formacji kapłanów (1990)12.
Beatyfikacja Założyciela Opus Dei
Dziś liczba członków Opus Dei przekroczyła osiemdziesięciu tysięcy(przyp. red.).
Bp Álvaro del Portillo zmarł 23 marca 1994 roku w Rzymie. Obecnym prałatem Opus Dei jest bp Javier Echevarría, który
przez kilkanaście lat pracował u boku bł. Josemaríi Escrivy i jego pierwszego następcy bpa Álvaro del Portillo (przyp. red.).
11
12
48
49
Być może stosowna będzie tu
krótka informacja na temat procesów
beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Stosowne procedury zaczęto porządkować w wieku
XVII za papieża Urbana VIII, a skodyfikowane zostały przez Benedykta XIV w XVIII
stuleciu. Obfity materiał legislacyjny został zebrany w Kodeksie Prawa Kanonicznego z
1917 roku. W roku 1969 Paweł VI ogłosił dokument, który upraszczał złożoność
procesów. Jan Paweł II, przez Konstytucję apostolską Divinus perfectionis Magister
promulgował aktualne rozporządzenia, aby zastosować normy Kodeksu Kanonicznego z
1983 roku.
Procesy pozostają wciąż złożone i zabezpieczone różnego rodzaju gwarancjami.
Dekret wprowadzający do sprawy znajduje się w kompetencji biskupa diecezji, w której
zmarł Sługa Boży (tradycyjna terminologia w tego rodzaju przypadkach), po upływie
przynajmniej pięciu lat od jego śmierci i po zebraniu obszernej dokumentacji.
Dekret wprowadzający otwiera drogę do wyjaśnienia sprawy. Jego celem jest
zgromadzenie wszelkich poświadczonych dowodów i dokumentów dotyczących życia i
cnót Sługi Bożego. Zbierane są również wszystkie jego pisma, jeżeli istnieją, publikowane
i niepublikowane. Oceniają je eksperci.
Po przebadaniu w ten sposób sprawy, trybunał odsyła do Stolicy Apostolskiej
poświadczone kopie wszystkich akt deklaracji świadków, dokumentację oraz ocenione już
pisma.
Rozpoczyna się wówczas studiowanie sprawy. Kieruje nim referent mianowany
przez Kongregację do spraw Świętych. Dyskusja odbywa się w dwóch instancjach: w tzw.
Kongresie zwyczajnym zabierają głos jeden Prałat teolog i ośmiu konsultorów teologów, a
w Kongregacji Kardynałów i Biskupów - jej członkowie.
Jeżeli wyrok jest pozytywny w obu instancjach i jeśli potwierdzi go Papież,
następuje publikacja dekretu o heroiczności cnót Sługi Bożego i począwszy od tego
momentu można określać go tytułem Czcigodny.
Jednakże aby Papież mógł ogłosić beatyfikację i aby można było używać słowa
Błogosławiony, konieczne jest wcześniejsze udowodnienie jednego cudu, przypisywanego
pośrednictwu Sługi Bożego. Przebadanie oraz aprobata cudownych wydarzeń wymaga
postępowania podobnego jak w przypadku deklaracji heroiczności cnót.
Kiedy już zostały wydane: dekret o heroiczności cnot, opinia na temat poprawności
doktryny jak i deklaracja cudu, Papież może rozpocząć proces beatyfikacyjny. Później, po
49
50
rewizji pierwszego procesu i wykazaniu drugiego cudu, który musi nastąpić po
beatyfikacji, Papież może ogłosić kanonizację oraz prawomocność tytułu Święty.
Proces beatyfikacyjny księdza Escrivy rozpoczął się w roku 1981, prawie sześć lat
po jego śmierci. Około siedemdziesięciu kardynałów, ponad jedna trzecia światowego
episkopatu i blisko pół setki przełożonych zakonów i zgromadzeń zakonnych napisało do
Papieża wyrażając życzenie rozpoczęcia procesu. Ponieważ, jak łatwo można było
stwierdzić, już od roku 1975 rozpowszechniał się prywatny kult Założyciela Opus Dei,
proces szedł spowolnionym tempem. Potrzebowano bowiem wielu lat pracy na zebranie
świadectw setek osób, w dwóch równoczesnych postępowaniach w Madrycie i w Rzymie.
Prace w Rzymie ukończono w roku 1986. Po upływie kolejnych czterech lat intensywnych
wysiłków i po starannych rewizjach przynależnych do sprawy dokumentów, 9 kwietnia
1990 roku Stolica Apostolska ogłosiła dekret, na mocy którego uznaje się heroiczność cnót
księdza Escrivy13.
Ponad rok później, 6 lipca 1991, Kongregacja do spraw Świętych przygotowała, a
Papież wydał Dekret o uznaniu cudu przypisywanego pośrednictwu Czcigodnego Escrivy.
W ten sposób została otwarta droga do uroczystości beatyfikacji 17 maja 1992.
13Po
zakończeniu w roku 1986 w Rzymie procesu rozpoznawczego życia i cnót księdza Escrivy, kardynał Poletti, wikariusz
papieski dla diecezji rzymskiej, powiedział m.in.: „Występuję w tym momencie w imieniu i na mocy autorytetu Kościoła
Świętego i wyrażam szczere życzenie, aby proces ten mógł zakończyć się możliwie najszybciej i aby poparł ewentualne
uznanie świętości Sługi Bożego Josemaríi Escrivy”. „Doniosłość przeprowadzonego przez ten trybunał procesu okazuje się
zbieżna ze znaczeniem jego osoby (Założyciela Opus Dei) dla Kościoła. 5 lat i 6 miesięcy pracy podczas 374 sesji. Blisko 8
tysięcy stron maszynopisu zbierających rezultaty przesłuchania świadków, wszystkich bezpośrednio.” Informacje należy
uważać za wyczerpujące. (...) Godne wspomnienia są też 62 tomy nie wydanych pism Sługi Bożego (w: Revista Diocesana di
Roma, styczeń-luty 1987, s. 184-185).
Ze swej strony ojciec Rafael Pérez, augustianin, Promotor Generalny Wiary w Kongregacji do spraw Świętych od
1966 do 1976 roku i przewodniczący madryckiego Trybunału procesowego o życiu i cnotach księdza Escrivy, napisał w roku
1984: „Badanie było bardzo rygorystyczne, bez pominięcia jakiegokolwiek pytania czy świadka. Sprawa ta była dobrze
udokumentowana z obecnością dużej liczby świadków. Pracowano z wielką powagą: w ten sposób można wytłumaczyć owe
606 sesji, jakie się odbyły”. Ojciec Pérez odnosi się tu do procesu madryckiego: razem, łącznie z sesjami rzymskimi, było ich
980. „Był to najdłuższy ze znanych mi procesów. Miałem w swoich rękach wiele procesów w Rzymie, ale żaden nie miał tylu
sesji”.
Obszerną informację na ten temat znaleźć można w pracy: Josemaría Escrivá de Balaguer. Itinerario de la causa
de canonización. Madryt 1993 (wyd. 3) łącznie z pełnym artykułem postulatora sprawy, księdza Flavio Capucci. (polskie
tłumaczenie Wicepostulacja Opus Dei, W drodze na ołtarze, Warszawa, 1992.).
Beatyfikacja wzbudziła szeroki zainteresowanie międzynarodowej opinii publicznej (na ten temat rozdział VII,
Opus Dei a opinia publiczna).
50
51
ROZDZIAŁ III
DUCHOWOŚĆ OPUS DEI
1. Podstawy
Ktokolwiek poznał działanie środków tworzących opinię publiczną, wie coś na temat trudności, na jakie
napotykają, kiedy przyjdzie im podejmować całość zagadnień, które nazywamy duchowymi. Dlatego też, zanim
zajmiemy się duchowością Opus Dei, dobrze będzie poczynić pewne uwagi na temat tego, czym jest duchowość.
Pojęcie duchowość przyjęło się dla określenia całości podzielanych idei, wierzeń i wartości, które
charakteryzują określoną instytucję. Czasem stosuje się też pojęcie stylu lub filozofii. Zwykle intuicyjnie
rozumiemy, że chodzi o coś szczególnego i niematerialnego. Nie oznacza to wcale, że duchowość pozbawiona
jest materialnych przejawów - posiada je, a nawet jest ich źródłem. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na to, że
duchowość nie wyczerpuje się w tym, co namacalne.
W duchowej koncepcji świata to właśnie duch jest źródłem przejawów życia. W tym znaczeniu nazywa
się go też duszą. Dusza jest nie tylko źródłem życia, jest samym życiem, także w odniesieniu do zwierząt i roślin.
Zaś duch ludzki, będąc podstawą przejawów życia, nie kończy się na tym, co empiryczne. W przypadku
człowieka duch jest czymś więcej.
W tym pierwotnym znaczeniu duch przeciwstawia się materii. Znowu jednak niezbędne jest pewne
sprecyzowanie. Przeciwstawienie to nie oznacza wcale, że duch i materia nie mogą występować razem. Przecież
to właśnie człowiek jest połączeniem materii i ducha, ciała i duszy. Inne stworzenia także posiadają ducha.
Jednak człowiek zauważył, że w odróżnieniu od innych stworzeń, duch człowieka żyje również po śmierci ciała.
Stąd właśnie bierze się pierwszeństwo tego, co duchowe. Nie oznacza to jednak pogardy dla materii. Przeciwnie,
uwzniośla ją. (Wystarczy wspomnieć dogmat zmartwychwstania ciała).
Każda tradycja religijna zajmuje się duchem. Jednak dopiero z objawienia chrześcijańskiego wiemy, że
duch, również Boży, jest osobowy. W dziejach ludzkości wiele było i jest „teologii politycznych” w znaczeniu,
jakiego użył święty Augustyn, zaczerpnąwszy je od autorów rzymskich, głównie od Warrona. Istnieją też religie
panteistyczne, formy spirytualizmu, w gruncie rzeczy będące poetyckim materializmem. Chrześcijaństwo zaś jest
spirytualizmem duchowym. Chrześcijańska duchowość wyraźnie odróżnia się od wszystkiego, co wcześniej
istniało.
Te ogólne wyjaśnienia mogą okazać się niewystarczające, ale być może pomogą zrozumieć, że
podstawową kwestią w Opus Dei, warunkiem jego istnienia, jest duch.
2. Fundamenty duchowości
51
52
Do roku 1928, kiedy Josemaría Escrivá zobaczył Opus Dei, żadne potwierdzone wiadomości na temat
jego życia i pism nie pozwalają wnioskować, aby zamierzał cokolwiek zakładać. Jednak, kiedy spojrzy się na to,
co zobaczył drugiego października dwudziestego ósmego roku, można mówić, że miał ku temu predyspozycje.
W Drodze, jego najpopularniejszej książce, znajduje się punkt o fundamentalnym znaczeniu: „Twoim
obowiązkiem jest dążenie do świętości. - Tak, także i Twoim. - Jak można myśleć, że jest to zadanie wyłącznie
kapłanów i zakonników. Do każdego, bez wyjątku, Pan powiedział: „Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest
Ojciec wasz niebieski”1. Także w Drodze znajduje się to, co potem Prałat Escriva rozwinie i pogłębi: „Dodaj do
swej codziennej pracy zawodowej nadprzyrodzoną motywację, a uświęcisz swój trud” 2.
Życiu duchowemu poświęcony jest trzeci podtytuł pierwszego rozdziału Statutów Prałatury Opus Dei.
W zdaniach, które pochodzą w wielu przypadkach z pierwszych pisma Założyciela, zawarta jest synteza podstaw
duchowości Opus Dei.
Po pierwsze zostaje uściślone, że duch i praktyka ascetyczna Opus Dei posiadają specyficzny, w pełni
określony charakter. Jest to duchowość o dwojakim wymiarze: ascetycznym, dotyczącym walki o świętość i
apostolskim. Jednocześnie oba te wymiary łączą się i tworzą świecki charakter Opus Dei. Wszystko zaś
koncentruje się na jedności życia. Wymiary ascetyczny, apostolski, społeczny i zawodowy nie są bowiem
rozdzielone, lecz głęboko przenikają się 3.
Jedność życia jest bardzo wyrazistą cechą tej duchowości świeckiej. Ma charakter znaku, ale nie jest
fundamentem. Tym jest bowiem „pokorne i szczere poczucie synostwa Bożego”. W tekście Statutów temat ten
nabiera znaczenia teologicznego. Poczucie synostwa Bożego prowadzi członków Opus Dei do naśladowania
Jezusa Chrystusa i wysiłku, aby zawsze trwać w obecności Boga, swego Ojca. To właśnie synostwo Boże
zawiera w sobie trzy cnoty teologalne - wiarę, nadzieję i miłość. Jednym z jego owoców jest jedność życia. Z niej
wypływają „konieczność i jakby nadprzyrodzony instynkt oczyszczania wszystkich działań, wznoszenia ich na
poziom łaski, uświęcania ich i przemiany w okazję do osobowego zjednoczenia z Bogiem oraz w instrument
apostolstwa”4.
Msza święta w Statutach Opus Dei jest uważana za „centrum i źródło życia duchowego wiernych
Prałatury”5.
3. Uświęcenie pracy
Ze względu na jedność życia, która jest znakiem synostwa Bożego, nie istnieje rozdział pomiędzy tym,
co duchowe, a tym, co materialne, w tym znaczeniu, w jakim określił to Prałat Escriva w słynnej homilii
wygłoszonej na Uniwersytecie Nawarry: „Nie można prowadzić podwójnego życia, bo nie możemy stać się
schizofrenikami, skoro chcemy być chrześcijanami: istnieje jedno, jedyne życie ustanowione z ciała i duszy - i
takie ma być: z duszy i ciała, święte i pełne Boga. Boga niewidzialnego spotykamy w rzeczach jak najbardziej
1
Droga, nr 291.
Droga, nr 359.
3 Cytowane w El itinerario..., s. 639.
4 El itinerario..., s. 639.
5 Tamże.
2
52
53
widocznych i materialnych”6. Specyficzny charakter Opus Dei opiera się więc na Mszy świętej, która jest
centrum życia i na poczuciu synostwa Bożego, a polega na uświęcaniu zwyczajnej pracy: „każdy członek
powinien uświęcać swoją pracę zawodową; uświęcać siebie poprzez doskonałe wypełnienie swojej pracy; oraz
poprzez tę pracę uświęcać innych”7.
Sprawą najistotniejszą zawsze pozostaje uświęcenie, to znaczy zjednoczenie z Bogiem. Członkowie
Opus Dei są do tego mobilizowani za pomocą całego bogactwa duchowości chrześcijańskiej, czyli przez
modlitwę i umartwienia, ale także poprzez pracę. Kwestią centralną jest modlitwa, czyli synowska relacja z
Bogiem. Uświęcenie pracy jest również istotne, ponieważ powołanie do Opus Dei prowadzi do przemiany tego,
co zwyczajne, a czym jest zazwyczaj praca zawodowa, w drogę do spotkania z Bogiem. Temat ten jest tak
zasadniczy, że w pismach Założyciela Opus Dei nie traktuje się pracy jako lekarstwa na bezczynność,
zapobiegającego uleganiu pokusom, jak to czyniono w tradycyjnej duchowości. Pomijając słuszność takiego
mniemania, starszego nawet od chrześcijaństwa, praca w Opus Dei jest ceniona ze względu na siebie samą, jako
znak pomysłowości właściwej dla ludzkiej wolności i jednocześnie jako narzędzie uświęcenia.
Znaczenie pracy jest podkreślone w duchowości Opus Dei do tego stopnia, że zazwyczaj nie można
mówić o powołaniu bez określonego zawodu. Natomiast żadnej roli nie odgrywa ludzki prestiż, przypisywany
jakiejś pracy. Wystarczy, by było to zajęcie uczciwe. Wtedy każda praca może zostać uświęcona. Jej
nadprzyrodzony charakter zależy od usposobienia tego, kto ją wykonuje, od powagi ludzkiego zaangażowania, z
jakim do niej podchodzi, a przede wszystkim od miłości Boga, z jaką ją wykonuje. W Opus Dei nie ma zawodów
zakazanych, oczywiście poza tymi, które sprzeciwiają się moralności chrześcijańskiej.
Nie są zakazane zawody związane z handlem czy kupiectwem, ani też z polityką, pomimo utartych
przekonań, że trudno wykonywać je uczciwie. Według duchowości Opus Dei nie tylko chodzi o to, aby być
uczciwym w tych czy innych zawodach, lecz również by przeżywać je w sensie nadprzyrodzonym.
Praca jest okazją do bliskiego spotkania z Bogiem, do prawdziwej kontemplacji, „miłosnej wiedzy o
Bogu”, według określenia świętego Jana od Krzyża. Dlatego nie chodzi tu o przeplatanie chwil modlitwy i pracy,
ale o przemienianie godzin pracy, starając się by były one intensywne, w godziny modlitwy, o bycie
„kontemplacyjnym pośrodku świata”.
Uświęcanie pracy jest osobistym zadaniem każdego członka Dzieła. Zgodnie z okolicznościami swojego
życia, tak jak każdy inny człowiek, wybiera on dla siebie zawód. Jakiekolwiek by to było zajęcie, zawsze
obierane jest z osobistą wolnością. Poza tym większość osób w chwili włączania się do Opus Dei wykonuje już
swój zawód. Prałatura nie interweniuje w tej dziedzinie. Zapewnia jedynie formację duchową, aby każdy członek
starał się wykorzystać swoją pracę jako okazję do uświęcenia się i narzędzie apostolstwa.
Z ponad osiemdziesięciu tysięcy członków Opus Dei prawie wszyscy wykonują zawody średnio, czy
nawet mniej niż średnio opłacane. Wszyscy członkowie numerariusze (terminologia ta zostanie wyjaśniona w IV
rozdziale) ukończyli studia, ale już od dawna przestało to być synonimem pomyślności zawodowej i
ekonomicznej. Ale w oczach opinii publicznej na wyróżnienie zasługują wyłącznie ci członkowie Opus Dei,
którzy zajmowali lub zajmują stanowiska o pewnym prestiżu w życiu społecznym, politycznym czy zawodowym.
Ktoś stwierdził nawet, nie znając faktów, do których bardzo łatwo można dotrzeć, że celem Opus Dei jest, by
6
7
Rozmowy z Prałatem Escriva, nr 114.
El itinerario..., s. 441.
53
54
jego członkowie zajęli uprzywilejowane pozycje, albo też, że do Opus Dei przyjmuje się jedynie osoby o
znacznych dochodach lub wysokiej inteligencji. Wszystkie te stwierdzenia są fałszywe, funkcjonują jednak w
stereotypowym wizerunku Opus Dei.
Tym, na co zwraca się uwagę w Opus Dei, jest wysiłek dostarczenia ludziom formacji, aby każdy zawód
był wykonywany najlepiej, jak to możliwe. Wcale nie dla samodoskonalenia, lecz aby oddać chwałę Bogu
poprzez wewnętrzną spójność między duchem chrześcijańskim a doskonałością ludzkiej pracy.
Tak, jak dzieje się to w przypadku innych ludzi, członkowie Prałatury znani są w społeczeństwie ze
swojej pracy, którą każdy z nich wybrał, albo, jak to często się zdarza, do której zmusiło go życie. W przypadku
ludzi świeckich oznacza to, że nie chodzi nigdy o członka Opus Dei, który jest adwokatem, lecz o adwokata,
który w tym, co odnosi się do jego życia duchowego i apostolstwa, jest członkiem Opus Dei. Nie chcę przez to
powiedzieć, że pracę stawia się przed życiem duchowym. Odwrotnie, to życie duchowe polega na wysiłku
dążenia do pełnego zjednoczenia z Bogiem, co jest cechą każdej duchowości, poprzez zwyczajną pracę, co jest
już charakterystyczne dla Opus Dei.
4. Naturalność
Członek Opus Dei, czyli osoba wykonująca w swoim środowisku jakiś zawód, nie obwieszcza swojej
przynależności do Prałatury wszem wobec, ani też nie zapisuje tego na wizytówkach, w nagłówkach listów czy
swoim życiorysie. We wszystkich bowiem wymiarach jego przynależność do Opus Dei jest sprawą prywatną.
Jednocześnie jednak, ponieważ rozwija apostolstwo osobiste wśród swoich bliskich, znajomych i przyjaciół, jego
przynależność do Prałatury jest czymś znanym.
Nie rozgłaszanym, ale wystarczająco znanym. Ta cecha duchowości Opus Dei, zachowywana od
samego początku i czasami była źle rozumiana. Przerodziło się to w stereotyp tajemniczości Opus Dei. Na
początku, kiedy jeszcze liczyło ono mało członków, sam ten fakt mógł być pewnym oparciem dla oskarżeń o
sekretyzm. Jeśli mówiono, że członkowie Opus Dei „ujawnili się” i nie widać było zbyt wielu, można było
powiedzieć, że „się ukrywają”. W rzeczywistości było ich zaś tylko tylu. I jeśli oskarżenie było ponawiane, to
zgodna z prawdą odpowiedź na ten fałszywy zarzut wydawała się potwierdzać podejrzenie.
Do tego dochodził „stereotyp konspiracji”, znany zresztą od wieków. Kiedy jeden naród przygotowywał
atak na drugi, już w społeczeństwach prymitywnych, rozpowszechniał pogłoski o przenikaniu nieprzyjaciela do
własnych szeregów. Pomijając przypadki zgodne z prawdą, stereotyp funkcjonował niezmiennie. W przeszłości
ofiarami tego stereotypu konspiracji byli żydzi i chrześcijanie, protestanci i katolicy, komuniści i antykomuniści,
słowem osoby postrzegane jako grupa. .
Także Opus Dei padło ofiarą tego stereotypu. Już dawno oskarżenie o konspirację okazało się
nieuzasadnione. W ostatnich latach poprzez dziesiątki tysięcy członków Opus Dei, przez inicjatywy społeczne i
wychowawcze o dużym znaczeniu, takie jak Uniwersytet Nawarry w Hiszpanii, czy Ateneum św. Krzyża w
Rzymie, a przede wszystkim poprzez to wszystko, co towarzyszyło beatyfikacji Założyciela, domniemana tajność
okazała się tylko dezinformującym reliktem.
Prałatura Opus Dei ma obowiązek respektować prywatność swoich członków, to znaczy nie ma prawa
rozgłaszać faktu czyjegoś członkostwa chyba, że sam zainteresowany wyrazi na to zgodę. Mylenie tego z
54
55
tajnością jest nieznajomością praktyki obowiązującej w jakiejkolwiek instytucji, gdzie członkostwo posiada
charakter dobrowolny.
W rzeczywistości fakt przynależności do Opus Dei jest znany w środowisku rodzinnym i zawodowym
każdego z członków Dzieła, wśród jego bliskich, przyjaciół i znajomych. Każdy sam decyduje, jak ma się
zachować, kiedy ktoś zapyta go, czy jest z Opus Dei. Wszystko zależy od okoliczności i od tego, czego można
spodziewać się po pytającym. Dla przykładu, wymijająca odpowiedź na pytanie o bank, w którym posiadamy
konto, udzielona komuś, kogo ledwo poznaliśmy, nie będzie powodowana pragnieniem zachowania sekretu, gdyż
fakt ten, znany przecież wielu osobom, sam z siebie nie jest sekretem.
Trudności ze zrozumieniem tej cechy duchowości Opus Dei, które w pewnym okresie pojawiły się w
opinii publicznej, spowodowane były przyzwyczajeniem do tego, że życie duchowe powinno być zauważalne
poprzez jakieś charakterystyczne, widzialne znaki. Zakonnicy tradycyjnie noszą habity, oznaczające ich stan
zakonny. I jeśli z nastaniem nowych czasów zdejmują habit, to zazwyczaj starają się dać poznać przez jakiś inny
znak, że są osobami konsekrowanymi.
Członkowie Prałatury, jak zresztą już wielokrotnie zostało na tych stronach podkreślone, nie są
zakonnikami. Kapłani są księżmi diecezjalnymi, inkardynowanymi do Prałatury, która jest częścią hierarchicznej
struktury Kościoła. Świeccy są przede wszystkim tym, czym każdy z nich chciał lub mógł być: urzędnikami,
pielęgniarkami, lekarzami, studentami, sportowcami, śpiewakami, nauczycielkami, sekretarkami, inżynierami,
handlowcami, projektantkami mody, rolnikami, rzemieślnikami, bankowcami, profesorami i tak dalej, można by
wyliczać prawie bez końca. Bycie w Opus Dei nie jest zawodem. Jest duchowym powołaniem. Przejawia się ono
w podobny sposób, jak zamiłowanie do muzyki. Ten, kto je posiada, mówi o nim, gdy nadarza się po temu
okazja. Członek Opus Dei mówi o swoim powołaniu w tym środowisku, w którym zwykle się to robi, wśród
przyjaciół i znajomych.
Ta cecha nie rzucania się w oczy, naturalności, świeckości ma wiele wspólnego z tym, co wielokrotnie
zostało poruszone w pismach Założyciela i w Statutach Prałatury: z pokorą osobistą i z pokorą zbiorową.
Podstawowe znaczenie pokory jest cechą charakterystyczną dla każdej duchowości, nie tylko chrześcijańskiej.
Wśród autorów zajmujących się duchowością istnieje całkowita zgodność, że największym nieprzyjacielem
świętości, a tym samym i miłości, jest zarozumiałość, nie bez powodu uważana za pierwszy z grzechów
głównych pycha.
Poza tym Opus Dei wskazuje swoim członkom na znaczenie pokory zbiorowej. Absolutnie nie szuka się
chwały Opus Dei, gdyż „chwała Opus Dei polega na życiu bez ludzkiej chwały”8. Zasadniczym powodem takiej
postawy jest przekonanie, że chwała należna jest jedynie Panu Bogu, Deo omnis gloria, starochrześcijańska
maksyma często powtarzana przez księdza Escrivę, ale też i historyczne doświadczenie mówiące, że instytucje
chrześcijańskie, jeśli chcą przetrwać długie wieki, nie powinny sławić samych siebie. Początkowa przewaga
ducha materializmu z biegiem czasu przemienia się w coś niebezpiecznego, w utracony sens celowości, jaka
przyświecała w momencie założenia. Szacunek, szerokie uznanie, popularność stają się w końcu prawdziwym
celem danej instytucji. Fakt ten, który może mieć mniej szkodliwe skutki w instytucji politycznej czy handlowej,
zazwyczaj staje się śmiercionośny dla instytucji o celach duchowych i apostolskich.
8
El itinerario..., s. 641.
55
56
Innym naturalności jest to, że tak jak nie można Prałatury obarczać odpowiedzialnością za niewłaściwe
postępowanie jej członków, tak Opus Dei nie przypisuje sobie osiągnięć czy sukcesów tych, którzy go tworzą.
5. Troska o życie wewnętrzne
W prawie cyklicznie pojawia się w ostatnich wiekach w Kościele, a ogólnie w duchowości
chrześcijańskiej pogląd, który zwraca uwagę na konieczność ukazywania wiary bardziej poprzez czyny niż przez
słowa. Jeśli w tej opinii popadnie się w skrajność, może dojść do tego, co przy końcu ubiegłego wieku określano
- używając niezbyt trafnego słowa - jako „amerykanizm”. W rzeczywistości chodziło o jeden ze stałych
dylematów ludzkości, który wyraża się w pytaniu: co jest lepsze - życie aktywne czy życie kontemplacyjne?
Mówiąc o tym przytacza się zazwyczaj tekst z Ewangelii, o którym napisano już wiele. Chodzi o
odwiedziny Jezusa w domu Łazarza, Marty i Marii. Marta gorliwie stara się usłużyć, krzątając się ciągle po
domu. Maria siedzi spokojnie, wsłuchana w słowa Mistrza. Marta narzeka, że cały ciężar gościnności spadł na
nią. Jezus zaś mówi o Marii, że „wybrała lepszą cząstkę”(por. Łk 10,42). Z łatwością można więc sobie
wyobrazić, iż Maria zawdzięcza swoją egzystencję pracy Marty. Gdyby zaś nie było Marii, nie istniałby
wystarczająco ważny powód, aby pracować tak, jak Marta.
Również z Ewangelii pochodzi zachęta „tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli
wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”(Mt 5,16). To napięcie pomiędzy życiem
aktywnym a kontemplacyjnym można zamienić w harmonię, w której działanie jest konsekwencją kontemplacji i
modlitwy. Do utrzymania tej harmonii niezbędny jest fundament, życie wewnętrzne.
Założyciel Opus Dei zawsze patrzył na to w ten właśnie sposób, kiedy mówił o „kontemplacyjnych
pośrodku świata”. W Drodze, która jak już to było wspomniane, zawiera treść jego nauczania począwszy od roku
1928, a nawet i wcześniej, czytamy w punkcie otwierającym rozdział poświęcony modlitwie: „Działanie nic nie
jest warte bez modlitwy, a modlitwa nabiera wartości przez ofiarę” 9. I w następnym: „Najpierw modlitwa, potem
przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko na trzecim miejscu - działanie”10. Nie mogło też zabraknąć
komentarza do wcześniej cytowanego fragmentu Ewangelii: „Maria obrała najlepszą cząstkę - czytamy w
Ewangelii Świętej. Oto ona, chłonąca słowa Mistrza. Pozornie nic nie czyniąc, modli się i miłuje. - A później
towarzyszy Jezusowi, gdy On głosi swoją naukę po miastach i wsiach. Jakże trudno Mu towarzyszyć bez
modlitwy!”11.
Modlitwa jest rozmową z Bogiem, dlatego jest życiem wewnętrznym. W Opus Dei od samego początku
nacisk na modlitwę był stały i to niezależnie od mody, jaka w danym czasie panowała. Zarówno wtedy, kiedy w
powszechnej opinii działanie apostolskie było uważane za coś drugorzędnego, jak i wówczas, gdy modlitwie
stawiano często zarzut „intymności”, ukazanej bez wątpienia w negatywnym odcieniu. W duchowości Opus Dei
stale się podkreśla, opierając się na nauce Kościoła, że modlitwa ma pierwszeństwo.
9
Droga, nr 81.
Droga, nr 82.
11 Droga, nr 89. Prymat modlitwy jest częstym tematem w pismach Założyciela Opus Dei. Oprócz Drogi warto przeczytać
dwa z jego pośmiertnie wydanych dzieł, Bruzdę i Kuźnię. W pierwszym bezpośrednie odwołania do modlitwy występują
bardzo często: na przykład, punkty od 444 do 481. W Kuźni spośród 1055 punktów, ponad 100 jest poświęconych
bezpośrednio modlitwie. W rzeczywistości całe dzieło do niej właśnie nawiązuje.
10
56
57
Jednym z wielu tekstów Założyciela Opus Dei na ten temat - jakkolwiek wszystkie jego pisma posiadają
perspektywę pierwszeństwa życia wewnętrznego - jest homilia zatytułowana Ku świętości, wygłoszona w 1967 r.
i umieszczona w wydanych pośmiertnie dziele Przyjaciołach Boga. Można w niej dostrzec istotę życia
wewnętrznego, wątek walki ascetycznej. Autor stawia pytanie: „Czy trwałe zjednoczenie z Bogiem nie stanowi
ideału tak wzniosłego, że dla większości chrześcijan może się wydawać nieosiągalnym? Rzeczywiście, cel ten
jest bardzo wysoki, ale nie jest nieosiągalny. Droga, która prowadzi do świętości, to droga modlitwy; modlitwa
zaś winna rozwijać się w duszy stopniowo, jak nasionko, z którego później wyrasta majestatyczne drzewo”12.
Tematy te są podejmują teologia ascetyczna i mistyczna. Pierwsza, ascetyka, podkreśla wysiłek
człowieka, a druga, mistyka, dar Boży. Jest to jednak kwestia złożona, gdyż również ascetyka jest darem Boga.
W cytowanej homilii Założyciel Opus Dei opisuje w zarysie drogę, która prowadzi od powtarzania krótkich
modlitw ustnych, aż do sytuacji, w której „się nie docieka, lecz się kontempluje!” 13. I zaraz dodaje: „Czy chodzi
tu o ascezę? O mistykę? Kwestia ta mnie nie martwi. Czy asceza, czy mistyka, to nie ma znaczenia. Chodzi tu o
dar Boży. Jeżeli starasz się o modlitwę myślną, Pan nie odmówi ci pomocy. Wiara i uczynki z wiary: uczynki,
ponieważ Pan Bóg - stwierdziłeś to od samego początku, a ja w swoim czasie to podkreślałem - jest coraz
bardziej wymagający. Jest to już i kontemplacja, i zjednoczenie; takim ma być życie wielu chrześcijan, kiedy
każdy idzie swoją drogą duchową - a jest ich nieskończona ilość - pośród spraw tego świata choć, być może, nie
jest tego całkowicie świadom”14.
Temat ten jest w pewien sposób niewyczerpalny. Komentowanie pierwszeństwa modlitwy w
duchowości Opus Dei doprowadziłoby do powstania oddzielnej książki. Usiłując jednak przedstawić tę kwestię
można powiedzieć, że nie można wstąpić do Opus Dei, ani wytrwać w nim, jeśli nie walczy się stale o
pogłębianie życia wewnętrznego, tak jak to zakłada osobowa relacja z Bogiem. Modlitwa - w jakiejkolwiek
formie: ustna czy myślna - nie jest zwykłym dodatkiem czy ozdobą. Jest źródłem. Jest fundamentem. Nie tylko
jako idea, lecz przede wszystkim jako codzienna, nieprzerwana praktyka.
Być może łatwiej teraz można będzie zrozumieć dlaczego gubi się istotę Opus Dei, kiedy wspomina się
o nim bez bezpośredniego nawiązania do praktyki modlitwy w codziennym życiu. Wszystko w Opus Dei wydaje
się być skupione na ułatwieniu każdemu członkowi jego spotkania z Bogiem - życia modlitwy. I nie według
zwyczajnego zewnętrznego wypełnienia, lecz zgodnie z wewnętrznym impulsem dobrej woli. Założyciel Opus
Dei zwykł porównywać wysiłek chrześcijanina do tkania dywanu: nie widzi się nigdy tej ładnej, prawej strony,
która jest wynikiem pracy; widać tkanie i wiązanie nici. To, czego wymaga się od człowieka, to by nie przerwał
swego wysiłku.
Każde zjawisko, również duchowe, można przeanalizować z wielu punktów widzenia. O Kościele i jego
instytucjach można napisać studium antropologiczne, socjologiczne, historyczne, fenomenologiczne... Trzeba
jednak zwrócić uwagę, że te obserwacje nie dotykają sedna sprawy. Objaśnianie Opus Dei niezależnie od
światopoglądu badacza zakłada postawienie się na miejscu tych, którzy wierzą, a przez to samo sięgają do istoty
rzeczy, dokładają starań, by żyć wiarą przez wytrwałe kontakty z Bogiem w modlitwie.
12
13
Przyjaciele Boga, nr 295.
Przyjaciele Boga, nr 307.
57
58
6. Znaczenie cnót
Praktykowanie cnót, czyli dobrych nawyków, które ułatwiają postępowanie zgodne z Bożymi planami,
jest czymś wspólnym dla wszystkich duchowości i dobrze znanym jeszcze przed chrześcijaństwem. Samo
sprecyzowanie cnót nazywanych kardynalnymi - od łacińskiego cardo, czyli zawias u drzwi - dokonało się już w
klasycznej grece. Dla przykładu Arystoteles trzy i pół wieku przed Chrystusem dokonał szczegółowego opisu
tych i wielu innych cnót.
W terminologii moralnej cnoty te nazywane są ludzkimi, dla odróżnienia ich od nadprzyrodzonych.
Linia podziału bazuje na tym, że również ludzie nieochrzczeni mogą praktykować cnoty ludzkie. Natomiast
nauka katolicka głosi, że cnoty nadprzyrodzone otrzymujemy w sakramencie chrztu, a potem przez łaskę
otrzymaną od Boga, głównie w pozostałych sakramentach, zostają one powiększone.
Relacja pomiędzy cnotami naturalnymi (nazywa się je też ludzkimi) a nadprzyrodzonymi nie jest
zwyczajna. W pewien sposób również dla otrzymania cnót nadprzyrodzonych konieczny jest ludzki wysiłek. Z
drugiej strony, jeśli nie istnieją cnoty ludzkie, cnoty chrześcijańskie zakorzeniają się bardzo trudno. Posługując
się krótką i uproszczoną formułą, można by stwierdzić, że pomiędzy dwoma organizmami - cnót ludzkich i cnót
nadprzyrodzonych - istnieje pewien rodzaj wzajemnego wpływu w formie spirali. Przejawia się to w ten sposób,
że wzrost intensywności cnót z jednej grupy odbija się na drugiej grupie. Dlatego tak ważny jest właściwy rozwój
cnót ludzkich, ponieważ w pewien sposób są one warunkiem koniecznym, choć nie wystarczającym, dla
prowadzenia intensywnego życia nadprzyrodzonego, życia chrześcijańskiego.
Można powiedzieć, że cnoty porządkują ludzkie czyny: pozwalają je rozpoznać. Nic więc dziwnego, że
już od samego początku ascetyka chrześcijańska polega na praktykowaniu cnót. Asceta ma wiele wspólnego z
atletą. Podobieństwem tym posłużył się już święty Paweł, porównując życie chrześcijanina do atlety, który
biegnie na stadionie. O sobie samym powiedział: „Wyścig ukończyłem, wiary ustrzegłem”(2 Tm 4,7), tak jak w
sztafecie, przekazując pałeczkę następnemu.
Lista cnót mogłaby być obszerna. W tym kontekście jednak prościej pokazać będzie ich różne grupy. W
nauce chrześcijańskiej na pierwszym miejscu stoją cnoty teologalne, których nazwa pochodzi stąd, że będąc
wlane przez Boga (theos) sprawiają, że człowiek widzi i rozumie świat na sposób Boży, na miarę możliwości
ograniczonego bytu. Wiara, nadzieja i miłość - lub też w porządku ich znaczenia miłość, wiara i nadzieja - są
cnotami podstawowymi.
Fakt, że inna grupa cnót - ubóstwo, czystość i posłuszeństwo - w pewnych epokach nabierała
szczególnego znaczenia, spowodowany był uwarunkowaniami historycznymi, o których już wspominaliśmy. Nie
są one cnotami podstawowymi, z wyjątkiem może posłuszeństwa, rozumianego jako wypełnienie woli Bożej,
które jest innym sposobem mówienia o miłości Bożej i o wierze w Niego.
Czystość zaś jest cnotą, która ułatwia wypełnianie woli Bożej w sferze seksualności. Przez wieki narosło
wokół niej wiele nieporozumień mimo, że chodzi tu o coś prostego. Czasami myli się ją z dziewictwem, które
znowu bywa mylnie utożsamiane z nie zakładaniem rodziny. W znaczeniu ascetycznym czystość nie jest
równoznaczna z faktem fizjologicznym czy anatomicznym. Pisarze, także chrześcijańscy, lubujący się w
14
Przyjaciele Boga, nr 308.
58
59
porównaniach, nie wahali się mówić o ludziach „czystych jak aniołowie i pysznych jak szatan”. Nie ulega
wątpliwości, że ściśle rzecz biorąc nie chodziło tu o czystość.
Zgodnie z nauką chrześcijańską, tak jak czytamy w Ewangelii (na przykład Mt 19,1-13) korzystanie z
seksualności, w jej wymiarach afektywnym i rozrodczym, jest godziwe jedynie w małżeństwie. Stąd też czystość
jest cnotą dla wszystkich: niezamężnych, żyjących w małżeństwie, w separacji, we wdowieństwie. W
konsekwencji życie w czystości nie przemienia nikogo w zakonnika czy zakonnicę. Byłoby to nadużycie tego
pojęcia, gdyż czystość jest obowiązkiem powszechnym. (Dla przypomnienia, księża diecezjalni nie muszą
składać żadnych ślubów i nie są zakonnikami. Składają jedynie przyrzeczenie czystości. Natomiast jeśli chodzi o
ubóstwo czy wyrzeczenie się dóbr materialnych, to ich obowiązki są takie same, jak każdego innego
chrześcijanina).
W Statutach Opus Dei można wyróżnić pewne grupy, czy mówiąc poetycko, konstelacje cnót. Wygląda
to tak:
a/ Na pierwszym miejscu cnoty teologalne: wiara, nadzieja i miłość. W pewnym sensie od miłości zależą
posłuszeństwo i uległość, rozumiane jako wypełnianie z miłości woli Bożej. W innym znaczeniu od miłości
zależne jest braterstwo, a wreszcie radość i optymizm, które są znakami lub dowodami miłości.
b/ Na drugim miejscu pokora, zarówno osobista jak i zbiorowa. Z pokorą związane są prostota,
naturalność i szczerość.
c/ Na trzecim miejscu cztery cnoty główne: roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie. Ze
sprawiedliwością związane są takie cnoty jak prawość i wierność; z męstwem moc, która jest innym słowem na
określenie tego samego, a także śmiałość i odwaga; z umiarkowaniem łączą się: czystość, nieprzywiązanie do
dóbr, osobiste ubóstwo i umiar15.
Inna cnota uwypuklona w Statutach - pracowitość - nie wiąże się łatwo z żadną z trzech powyższych
grup. Może to dowodzić, że praca przez większą część historii Kościoła nie była ujmowana w aspekcie
ascetycznym. Jeśliby do powyższego schematu, zgodnie z tekstami Założyciela Opus Dei i ogólnie Prałatury,
trzeba było włączyć pracowitość, musiałaby się ona znaleźć w pierwszej grupie, jako przejaw miłości. Każdy
chrześcijanin powinien ukazywać swoją miłość do Boga w swojej pracy zawodowej, gdyż to jest obszar jego
uświęcenia. Pracowitość jako cnota, jako zakorzeniony nawyk, bardzo ułatwia wypełnianie tego obowiązku.
Wymieniliśmy dotąd dwadzieścia pięć cnót. Można by je w ostateczności zredukować do piętnastu,
ponieważ w niektórych przypadkach użyto synonimów. A to oznacza, zgodnie ze starym ludzkim
doświadczeniem, że walka ascetyczna powinna być prowadzona jednocześnie na kilku różnych frontach. Nie
miałoby przecież sensu bycie sprawiedliwym kosztem bycia pokornym, albo czystym kosztem bycia radosnym.
Całość cnót była niekiedy porównywana do nadprzyrodzonego organizmu, w którym każdy z tych skutecznych
dobrych nawyków posiada swoje zadanie i jednocześnie pozostaje w łączności z pozostałymi. Wzrost jednej
cnoty zakłada zasadniczo wzrost wszystkich innych, a regres jednej wystawia na niebezpieczeństwo pozostałe.
W jednej z najlepszych książek poświęconych cnotom - Las virtudes fundamentales Józefa Piepera - po
uwadze, że pojęcie cnoty wyszło dziś z użycia, czytamy następujące słowa: „Cnota nie jest przyzwoitością i
poprawnością jakiegoś pojedynczego uczynku lub jego zaniechania. Cnota wskazuje raczej na to, że człowiek
jest prawdziwy, zarówno w znaczeniu naturalnym, jak i nadprzyrodzonym. Nawet w powszechnej świadomości
15
El itinerario..., s. 640-642.
59
60
chrześcijańskiej istnieją dwie niebezpieczne możliwości pomylenia pojęcia cnoty: pierwsza, moralna, oddziela
działanie i czyni je niezależnym od życia człowieka; druga odbiera wartość dobrze prowadzonemu życiu temu,
co witalne oraz naturalnej prawości i przyzwoitości. W ogólnym znaczeniu cnota jest wyniesieniem bytu w
osobie ludzkiej. Jak mówi św. Tomasz, cnota jest ultimum potentiae, czymś największym, ku czemu człowiek
może dążyć, zrealizowaniem ludzkich możliwości w aspekcie naturalnym i nadprzyrodzonym. Człowiek cnotliwy
to ten, który czyni dobro będąc posłusznym swoim najgłębszym skłonnościom” 16. Jeśli się temu dobrze
przyjrzeć, znaczy to, że cnota jest realizacją wolności.
Nie uważanie się za cnotliwego jest praktycznie jedynym sposobem bycia nim. Brak pokory sprzeciwia
się miłości. Brak pokory, czyli pycha, nie jest bowiem niczym innym jak miłością siebie samego ponad wszystko
inne, nawet ponad miłością Boga. W Statutach Opus Dei zwraca uwagę obecność pokory jako warunku sine qua
non duchowości. W I rozdziale III tytułu, to znaczy w rozdziale poświęconym życiu duchowemu, co odpowiada
paragrafom 79-95, mowa jest o pokorze: w paragrafie 80 (pokorne poczucie synostwa Bożego); w 83 (pokora
zewnętrzna i wewnętrzna, osobista i zbiorowa); w 89 (całkowicie poświęcony temu tematowi, gdzie zostaje
wyjaśnione czym jest pragnienie pokory, co z kolei tłumaczy dlaczego Opus Dei jako takie, nie bierze udziału w
wydarzeniach publicznych, albo że nie publikuje pod swoim imieniem książek itd.) 17.
Wspominaliśmy już cytując Piepera, iż wygląda na to, że pojęcie cnoty wyszło z użycia. Opinie takie
niosą ze sobą konieczność dokonania porównań z innymi epokami. Nie wiadomo tylko, jaki czas bierze się za
punkt odniesienia. W każdym razie bez większego trudu można zrozumieć, że w społeczeństwie, w którym
dominuje praktykowanie cnót, prawie w ogóle nie wspomina się o nich. Były też epoki, w których mówiło się o
nich stale, choćby w czasach purytanizmu, i wcale nie przeszkadzało to w potajemnym uprawianiu różnych
nałogów. Dla przykładu pychy, polegającej na uważaniu się za doskonałego i rozstrzygającego o zbawieniu
innych ludzi.
Kiedy o cnotach mówi się niewiele, nie znaczy to wcale, że się nimi pogardza. Nie może jednak
zabraknąć praktykowania cnót. Jaka instytucja zdołałaby przeżyć, gdyby jej członkowie o tym zapomnieli.
Odnosi się to i do przedsiębiorstwa handlowego i do klubu sportowego. Jest zaś podstawowe dla instytucji życia
duchowego. Dzięki cnotom dobro może się rozwijać i pomnażać. Jeśli na przykład gdzieś zamiast szczerości
panuje oszustwo, to w krótkim czasie dadzą się zaobserwować poważne problemy.
W duchowości Opus Dei cnoty są ważne, lecz nie stoją na pierwszym miejscu. Z wyjątkiem cnót
teologalnych, te nie posiadają charakteru „zdobytych wysiłkiem ludzkim”, gdyż udziela ich Bóg. Dzięki ludzkim
staraniom można jedynie pośrednio powiększyć wiarę, nadzieję i miłość, gdyż, zgodnie z nauką chrześcijańską,
wzrost tych cnót jest łaską Bożą. Cnoty powinno się praktykować, a nie ciągle o nich rozprawiać czy
przemyśliwać. Innymi słowy, cnoty powinny bardziej przejawiać się w czynach niż w słowach, zgodnie z
zasadniczą treścią nauczania św. Jana: „Nie miłujcie słowem, ani językiem, lecz czynem i prawdą”(1 J 3,18).
Nacisk kładziony na cnoty, a nie na śluby, był stałym elementem nauczania Założyciela Opus Dei.
Mimo to jest to jeden z najmniej zrozumianych punktów. Mamy tu znowu do czynienia z ową mentalnością
„dworską”, dla której ważniejsze są okrągłe zdania i gładkie słowa niż rzeczywistość. W powszechnej opinii
śluby uważane są paradoksalnie za ważniejsze niż cnoty, z którymi są związane. Oczywiście nie jest tak ani w
16
17
J. Pieper, Las virtudes fundamentales, Rialp, Madrid 1980, s. 15.
El itinerario..., s. 639-642.
60
61
nauczaniu któregokolwiek z założycieli zakonów i zgromadzeń zakonnych, ani w życiu zakonników, którzy
swoich założycieli wiernie naśladują. Z kart Ewangelii i znanego tekstu św. Pawła jasno wynika, że nie ma nic
ważniejszego niż miłość. Lecz w zewnętrznej ocenie i w socjologicznych badaniach zjawisk religijnych bardziej
zwraca się uwagę na nazwy niż realizację konkretnych cnót.
Wbrew tym, którzy zawsze na pierwszym miejscu stawiają zewnętrzne przejawy, trzeba stwierdzić, że
kwestią fundamentalną i rozstrzygającą jest to, o czym właśnie najtrudniej jest mówić: konkretne praktykowanie
cnót. Cała formacja, jak jest udzielana w Opus Dei, jak czytamy w Statutach, zmierza ku temu, aby
zagwarantować istnienie nieprzerwanej walki o cnoty, posługując się wyrażeniem Założyciela „zaczynania i
ponownego rozpoczynania”.
Paradoksalne w tym wszystkim jest to, że wysiłek zdobywania cnót lub proszenia o nie Boga, nie jest
sam w sobie cnotliwy. Pisano niekiedy, że w Opus Dei przedstawia się postać Założyciela zbyt hagiograficznie.
Że tak nie jest, wystarczy na początek przytoczyć własne wyznanie Prałata Escrivy. Jego przekonanie o tym, że
był „grzesznikiem, który kocha Jezusa Chrystusa” może być poświadczone przez wiele tysięcy osób. Świętość
życia jakiejś osoby można stwierdzić dopiero po jej śmierci, gdyż dopóki się żyje na ziemi, istnieje możliwość
zdobycia zasług, ale też możliwość czynów występnych. Dopiero śmierć kreśli linię podziału. W przypadku
Założyciela Opus Dei to Kościół ogłosił oficjalnie, piętnaście lat po śmierci, heroiczność jego cnót.
Wszelka mądrość naucza: ten, kto uważa się za cnotliwego, nie jest nim; ten zaś, kto kocha Boga, nawet
nie zdając sobie z tego sprawy, może osiągnąć wielki stopień zjednoczenia z Nim. Podobne doświadczenie
można zaobserwować w innych dziedzinach: poeta, muzyk czy malarz są ciągle niezadowoleni ze swoich dzieł.
Ten kto kocha, zawsze jest przekonany, że nie kocha wystarczająco. Dzieje się tak do takiego stopnia, że kiedy
ktoś myśli, że nie jest kochany, zazwyczaj tak jest, bo w rzeczywistości to on sam przestał kochać.
Duchowość Opus Dei - wraz z innymi istotnymi punktami wcześniej już wspomnianymi: dziecięctwem
Bożym, Eucharystią rozumianą jako centrum i źródło życia wewnętrznego, z modlitwą, umartwieniem i
uświęceniem pracy - tworzy się w życiu zwartego organizmu cnót. Warto jednak jeszcze raz przypomnieć, że
chodzi tu o punkt, który nie może być uwypuklany. Pokora nie polega na takim zaprezentowaniu się, aby inni
mogli stwierdzić, jakim to nie jest się pokornym. Oczywiście nie polega też na pozornym pokazywaniu czegoś
przeciwstawnego. Pokora jest prawdą, wedle słów świętej Teresy: „Zastanawiałam się któregoś dnia nad
pytaniem, dlaczego Pan tak bardzo kocha cnotę pokory i nagle, bez własnego, jak mnie się zdaje, namysłu mego,
stanęła mi przed oczyma ta racja, że Bóg jest Prawdą najwyższą, a pokora niczym innym nie jest, jeno
chodzeniem w prawdzie”18.
7. Walka ascetyczna
To, co jest jakby streszczeniem wszystkich aspektów duchowości Opus Dei, można jednocześnie
zrozumieć jako stałe zaproszenie do walki o świętość pośrodku świata, do walki ascetycznej, do „radosnej
ascetyki”, jak mawiał Założyciel Opus Dei. Niczym innym nie zajmują się Droga, Bruzda i Kuźnia. W tym
ostatnim dziele, obecność tego tematu jest dobitna w rozdziałach zatytułowanych: Walka, Porażka, Potrafisz!,
18
Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VI, 10, w: Dzieła, t.II, Kraków 1986, s.404.
61
62
Ponownie walczyć, Powstać, Zwycięstwo... Chodzi o coś tak oczywistego, że trudno zrozumieć, dlaczego tak
bardzo poprzekręcano poszczególne punkty - myśli. To tak, jakby powiedzieć o książce do matematyki, że
zajmuje się poezją liryczną. Ton i temat książek Założyciela Opus Dei można odczytać w następującym punkcie
Bruzdy, wybranym na chybił trafił: „Wierność Bogu wymaga walki. I to walki ciała z ciałem, człowieka z
człowiekiem - człowieka starego z człowiekiem Bożym - kawałek po kawałku, bez kapitulacji”19. Albo w tym z
Kuźni: „Bądź świadom każdego dnia obowiązku świętości. Bycie świętym nie oznacza dziwactwa, lecz
wewnętrzną walkę z sobą samym i bohaterskie, doskonałe spełnianie obowiązków”20.
Trzy cytowane książki stanowią pewnego rodzaju przewodnik po zmiennych kolejach walki
wewnętrznej. Dostrzega się doświadczenie autora, zwłaszcza w odniesieniu do członków Opus Dei. Ale teksty te
- a szczególnie, ze względu na swoje najwcześniejsze powstanie, Droga - były i są używane przez świeckich i
duchownych, zakonników i zakonnice. Znajdziemy w nich kompletną fenomenologię życia wewnętrznego, walki
ascetycznej. Często za pomocą kilku słów zarysowany jest cały problem; choćby w odniesieniu do uczucia, które
„przywiązuje się do tego wszystkiego, czym gardzisz, nawet gdy to uważasz za godne pogardy”. Albo, kiedy
wymieniając pewne drobiazgi, które przytłaczają i osłabiają walkę, wylicza je: „trudność w pracy; ciężar
posłuszeństwa; brak środków; złudzenie beztroskiego życia; małe i wielkie odstręczające pokusy; nagłe ataki
czułostkowości; zmęczenie; gorzki smak przeciętności duchowej”21.
8. Zrozumieć umartwienia
Ze wszystkich zjawisk chrześcijańskich i ogólnie duchowych, być może najmniej rozumianym w
ostatnich czasach było umartwienie. Ewangeliczny paradoks polegający na tym, że by żyć, trzeba umrzeć.
Umartwienie - łacińskie mortificatio - oznacza zaakceptowanie i jednocześnie przyczynienie się do owej
śmierci, która paradoksalnie daje życie. Dlatego też niczego nie można zrozumieć nie pamiętając, że horyzont
chrześcijański obejmuje tę historię i ten świat, ale jednocześnie wykracza poza nie. Chrześcijanin, tak jak
Chrystus, musi umrzeć, aby tak jak On, zmartwychwstać. Prawda ta jest niezmienna w Ewangelii, a przede
wszystkim w szerokim komentarzu do niej, jakim są listy św. Pawła: „Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla
grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie”(Rz 6,11).
Ogólny zarys pojęcia umartwienia musi konieczne nawiązywać do ludzkiego doświadczenia, bardzo
powszechnego, że „to, co jest wartościowe, wiele kosztuje”. W ten sposób człowiek z łatwością wytłumaczy
sobie, że musi z czegoś zrezygnować, „złożyć ofiarę”, aby zdobyć lub zachować coś wartościowego. Nie pragnie
wcale ofiary, wyrzeczenia czy umartwienia dla nich samych, lecz tylko dlatego, iż są niezbędne dla zdobycia
większego dobra.
W przypadku umartwienia tym większym dobrem jest życie z Bogiem, przyjaźń, która rozpoczyna się
już na tym świecie poprzez utożsamienie się z Chrystusem, a trwa przez całą wieczność. Umartwienie nie jest
więc gorszym życiem, lecz całym życiem, bez końca. Jeśli brak jest wiary w transcendencję, jeśli się zapomni lub
odrzuci to, że „nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść”(Hbr 13,14), to praktycznie
19
20
Bruzda, nr 126.
Kuźnia, nr 60.
62
63
niemożliwe będzie zrozumienie umartwienia. Jeśli ten świat byłby jedynym światem, umartwienie musiałaby
zupełnie zniknąć, aby ustąpić całkowicie miejsca przyjemności. A jeśli już sama myśl o tym, że przyjemność nie
jest trwała, staje się bólem, to wówczas wysławia się, tak jak Horacy, zasadę carpe diem.22.
Umartwienie trzeba widzieć w szerszym horyzoncie, jakim jest pokuta. Łacińskie se paenitere oznacza
żałować, nawrócić się. Ewangelia, poprzez orędzie Jana Chrzciciela, rozpoczyna się właśnie tak: „Czyńcie
pokutę, ponieważ przybliżyło się już królestwo niebieskie”(Mt 3,2). Sam Chrystus mówi o tym: „Nie
przyszedłem
wzywać
do
nawrócenia
sprawiedliwych,
ale
grzeszników”(Łk
5,32).
Od
początku
rozprzestrzeniania się Kościoła Apostołowie również nie zaniedbali głoszenia tego orędzia: „Czyńcie pokutę”(Dz
2,38).
Żałować? Ale za co? Za jedyne zło w ścisłym tego słowa znaczeniu, za grzech. A ponieważ, jak naucza
nasza wiara, każdy człowiek, z wyjątkiem Matki Bożej, rodzi się obciążony skutkami grzechu pierworodnego,
już od początku istnieje potrzeba pokuty. Ta potrzeba staje się o wiele większa wraz z pojawieniem się
osobistych grzechów i niedoskonałości. Tylko człowiek bezgrzeszny nie potrzebowałby pokuty. Lecz już samo
uważanie się za bezgrzesznego jest grzechem pychy. Nie chodzi jednak w tym rozumowaniu o dojście do
skrajności. Trzeba być ślepym, aby nie zauważyć, że przynajmniej w relacjach z innymi, nawet gdy pragniemy
ich dobra, czasami wyrządzamy komuś krzywdę. Doświadczenie zła jest nieprzerwane. Udowadnianie tego
przeradza się w banał. Owidiusz napisał te często cytowane słowa: „video meliora, proboque; deteriora sequor”,
„widzę dobro i cenię je, lecz idę za złem”.
Czynić pokutę to żałować za popełnione zło i starać się je naprawić obfitością dobra. Istnieje jednak
głębsza przyczyna, zasugerowana już na początku: złączyć się z pokutną ofiarą Chrystusa, która niesie ze sobą
zbawienie człowieka. Oznacza to możliwość, aby w miejsce grzechu pojawiła się łaska. Krzyż jest prawdziwym i
autentycznym mortificatio Chrystusa. Umierając na Krzyżu, wskazuje On drogę: nie ma zmartwychwstania bez
śmierci. Nie ma zbawienia, jeśli człowiek nie złączy się z Chrystusem na Krzyżu.
Zjednoczenie z Chrystusem powinno się więc dokonywać również poprzez akty pokuty, wyrzeczenia
się. Nie chodzi wcale o żaden masochizm. Zasadniczymi aktami pokuty są dzieła miłosierdzia wobec innych,
przyjście z pomocą temu, kto jej potrzebuje, w biedzie i w głodzie, w chorobie i w samotności, w niewoli i w
niewiedzy, a nawet w śmierci. Są to dzieła miłosierdzia, ponieważ zakładają poświęcenie innym czasu, który w
zasadzie człowiek przeznacza dla samego siebie. Nie tylko zresztą czasu, także dóbr, słów, zdolności. Rezygnuje
się z czegoś, aby inni mogli to mieć.
Obok tych dzieł pokuty, istnieją też inne, których celem jest nie kto inny, tylko sam człowiek. Te
osobiste dzieła to przede wszystkim cierpienie i żal za popełnione grzechy oraz wyspowiadanie się z nich. Stąd
wzięła się nazwa sakramentu pokuty.
21
Bruzda, nr 166.
Horacy uważany jest zwykle za autora zasady carpe diem. Była ona jednak powszechna w kulturze rzymskiej, a sam
Horacy powołał się na grecki epikureizm, nazywając siebie żartobliwie Epicuri de grege porcum - wieprzem w trzodzie
Epikura. Lecz wszystko to jest o wiele starsze. Okrzyk „ jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”(Iz 22,13) nie jest niczym
innym. Chrześcijaństwo zaś zawsze potrafiło współżyć z poczuciem nietrwałości, ulotności rzeczy, pojęciem również
klasycznym: Horacy twierdzi, że „jesteśmy prochem i cieniem”, a jest to tym samym, co Kewediusz zawarł w znanym
sonecie: „Staną się prochem, ale będą mieć sens. / Prochem się staną, ale będzie to proch zakochany”. Nic więc dziwnego, że
carpe diem przetrwało w Średniowieczu (goliardzi, dziekan z Hity, Carmina Burana.), w Renesansie (Ronsard: „Od tej
chwili zbierajcie róże życia”), aż do dzisiaj.
22
63
64
Pośród tych osobistych dzieł pokuty znajdują się właśnie umartwienia. Starożytna ascetyka
chrześcijańska dzieliła zawsze umartwienia na dwie grupy. Na pierwszym miejscu istnieje podział na
umartwienia bierne i umartwienia czynne. Te pierwsze przychodzą do nas bez naszego udziału. Drugich zaś sami
szukamy. Zarówno umartwienia czynne, jak i bierne mogą być zewnętrzne lub wewnętrzne.
Bierne umartwienia zewnętrzne to niedogodne okoliczności, nieszczęścia, przeciwności: zimno, upał ,
bieda, choroba, bezsenność, wypadek, niepowodzenie w pracy... Wszystko to, co źle wychodzi, obojętnie, czy
jest się temu winnym czy nie. Dlatego nazywane są zewnętrznymi, choć dotykają też wnętrza, ponieważ człowiek
jest jednością ciała i duszy.
Bierne umartwienia wewnętrzne są bardziej złożone. Jedne są wynikiem czyjegoś działania: tak dzieje
się w przypadku wrogości, obrazy, oszczerstwa, pogardy, niewdzięczności. Inne zaś wypływają z własnego
wnętrza: niezadowolenie z czegoś, niepokój, zmęczenie psychiczne, strach. Człowiek wierzący powinien nauczyć
się widzieć w tym wszystkim wolę Bożą. Dlatego też droga biernego umartwienia była mocno uwydatniona przez
Założyciela Opus Dei, kiedy pisał: „Kolejne stopnie: pogodzić się z wolą Bożą, dostosować się do woli Bożej,
pragnąć woli Bożej, ukochać wolę Bożą.”23
Nie oznacza to wcale, że nie można lub nie powinno się niczego czynić, aby uniknąć owych okazji do
umartwień biernych, zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych. Można i powinno się oszczędzić innym tych
cierpień. Jeśli uniknięcie tych nieszczęść byłoby możliwe, uczynienie tego zawsze będzie dozwolone. W
rzeczywistości jednak nigdy nie można dokonać tego całkowicie. Usunięcie zęba jeszcze kilkadziesiąt lat temu
było strasznym umartwieniem cielesnym, biernym, zewnętrznym, nieuniknionym. Od pewnego czasu, choć
pozostał pewien niepokój, już tak nie jest. Coś podobnego stało się z wieloma zewnętrznymi niewygodami.
Zaradzono im dzięki technice. Kierując się sprawiedliwością i solidarnością trzeba walczyć, aby wszyscy ludzie
posiadali choć minimum wygód w tym, co podstawowe: pożywienie, mieszkanie, ubiór, ochrona zdrowia.
Założyciel Opus Dei nawiązał pewnego razu do tego tematu w ten sposób: „Winniśmy bronić prawa wszystkich
ludzi do życia, do posiadania tego, co niezbędne dla godnej egzystencji, prawa do pracy i odpoczynku, do
wyboru stanu, do założenia rodziny, do wydania na świat dzieci w ramach małżeństwa i do możliwości ich
wychowania. Do pogodnego przeżywania czasu choroby i starości, dostępu do dóbr kultury, do zrzeszania się z
innymi obywatelami w godziwych celach, a na pierwszym miejscu - do poznania i miłowania Boga w pełnej
wolności, gdyż sumienie - jeśli jest prawe - odkryje ślady Stwórcy we wszystkich rzeczach”24.
Pragnąć i kochać wolę Bożą również w tym, co odnosi się do umartwień biernych, zewnętrznych lub
wewnętrznych, nie jest absolutnie wymierzone ani przeciw postępowi materialnemu ani przeciw postępowi, jeśli
się można tak wyrazić, umysłowemu. Jedynie dlatego, że nie da się uniknąć wszystkich nieszczęść społecznych,
także tych, które powstają w relacjach międzyludzkich, trzeba umieć widzieć w nich znak Bożej woli i
Droga, nr 774. Wolę Bożą można zaakceptować kierując się strachem albo pogodzeniem się z nią, lecz najwłaściwszym
motywem jest miłość. Stąd bierze się ważność tego tematu w pismach Założyciela Opus Dei. Tylko w Drodze można znaleźć
24 punkty po kolei, od 754 do 778, a także: 691, 718, 731, 739, 864, 912 itd. Ponieważ jednak świętość polega na miłości do
Boga i miłość prowadzi do pełnienia woli Bożej, umiłowanie biernych umartwień staje się w czymś podstawowym. W
Bruździe i w Kuźni pojawia się z nową siłą. Dla przykładu, punkt 235 pierwszej pozycji: „Nie uskarżaj się, kiedy cierpisz.
Szlifuje się tylko taki kamień, który uważa się za wartościowy. Boli cię? - Pozwól się ciąć z wdzięcznością, ponieważ Bóg
wziął cię w swoje ręce jak diament... Nie obrabia się tak byle jakiego kamyka”. Natomiast lejtmotywem Kuźni jest bycie
wykuwanym przez Boga.
24 Przyjaciele Boga, nr 171.
23
64
65
mimowolną okazję do umartwienia. Tym, co będzie już zgodne z wolą człowieka, jest sama akceptacja,
umiłowanie Krzyża.
Inną rzeczą jest umartwienie aktywne. Poprzez nie człowiek zapiera się samego siebie, zarówno w
odniesieniu do ciała, jak i do swojego wnętrza. W porównaniu z umartwieniem biernym, umartwienie aktywne
należy do kategorii, jeśli można tak określić, niższej, ponieważ może stać się okazją do pewnej zarozumiałości.
Ten starożytny pogląd, wykraczający ponad różne duchowości, został również podjęty przez Założyciela Opus
Dei, kiedy pisał: „Nie jesteś pokorny wtedy, gdy się sam upokarzasz, lecz wówczas, gdy ciebie upokarzają, a ty
znosisz to dla Chrystusa”25. Lecz z drugiej strony, jeśli brakuje umartwienia zewnętrznego, bardzo trudno o
umartwienie wewnętrzne. Są to dwie rzeczywistości wzajemnie ze sobą powiązane.
Pośród aktywnych umartwień zewnętrznych, praktyką tak starą jak Kościół jest umartwienie cielesne. W
pierwszych wiekach chrześcijaństwa, a nawet w zaawansowanym Średniowieczu, pokuta nałożona za grzechy
polegała często na długich postach lub wyczerpujących trudach, takich jak pielgrzymka do Ziemi Świętej.
Zakładało wydatki, zagrożenie życia, narażenie na choroby. Praktyki pokutne miały też umartwiać pychę i
próżność. Możni tego świata dla odpokutowania za grzechy ubierali się we włosiennicę albo przez wiele dni
pościli o chlebie i wodzie.
Z biegiem czasu Kościół redukował te praktyki, lecz nauka o konieczności umartwiania zmysłów,
zarówno zewnętrznych - wzroku, smaku, dotyku, słuchu, powonienia - jak i wewnętrznych - pamięci i wyobraźni
- ciągle jest nauką powszechną w teologii duchowości i w nauczaniu Kościoła. Stąd też bierze się znaczenie jakie
posiada umartwianie ciekawości, wygodnictwa, upodobań. W duchowości Opus Dei umartwienia te powinny być
częste, choć zawsze pod jednym warunkiem: że nie będą umartwiać innych. Przeciwnie, intencja jest taka, by
każdy umartwiał się tak, aby innym było lepiej.
Jako umartwienie cielesne w praktyce wielu instytucji Kościoła, a pewnej mierze dla wszystkich
wiernych pozostał post - teraz powstrzymanie się od pokarmów mięsnych w piątki oraz dwa dni w roku w Środę
Popielcową i w Wielki Piątek26. Jest to względny post, ponieważ dozwolony jest jeden posiłek dziennie oraz
odrobinę rano i wieczorem. W każdej diecezji biskup może zarządzić, aby zastąpiono wstrzemięźliwość, a nawet
post, przez inny rodzaj pokuty.
Nie jest powszechnym obowiązkiem, ani nawet zaleceniem, choć starą i nigdy nie zaniedbaną praktyką,
używanie włosiennicy i dyscyplin jako narzędzi cielesnego umartwienia. Ostatecznym celem tego cielesnego
umartwienia - jak każdego innego - jest zjednoczenie z ofiarą Chrystusa na Krzyżu. Choćby w małej mierze
naśladowanie Go w cierpieniu: akceptując niechciane cierpienia i świadomie wybierając je. Obok tego celu
istnieje jeszcze inny: panować nad ciałem. W Kościele ci, którzy chcieli żyć bliżej Boga zwykle, uciekali się do
takiej czy innej formy cielesnych umartwień. Słynne stały się umartwienia pustelników, mnichów i świętych,
którzy nie byli ani mnichami ani braćmi zakonnymi, jak choćby św. Ludwika, króla Francji, św. Elżbiety
Węgierskiej, św. Ferdynanda z Kastylii, św. Tomasza Morusa.
W obecnych czasach teologia duchowości, zajmując się umartwieniem, zwraca uwagę na następujące
punkty: a) powinno to być umiarkowane umartwienie tak, aby nie zaszkodzić zdrowiu; b) nie powinno być
25
26
Droga, nr 594.
W Polsce trzeba jeszcze dodać Wigilię Bożego Narodzenia jako dzień postu (przyp.tłum.).
65
66
stosowane bez zgody kierownika duchowego; c) nie wolno stracić sprzed oczu właściwej intencji, bez której
umartwienie byłoby wyrządzeniem szkody duszy.
W duchowości Prałatury Opus Dei mocno podkreśla się konieczność przyjęcia z miłością umartwienia
biernego i konieczność szukania umartwień zewnętrznych i wewnętrznych, zwłaszcza w rzeczach małych:
„Trafne słowo, żart, którego nie wypowiedziałeś; uprzejmy uśmiech dla natrętów; przemilczenie niesłusznego
oskarżenia; wyrozumiałość w rozmowie z nudziarzami zjawiającymi się w niewłaściwym czasie; przechodzenie
do porządku dziennego nad impertynencjami i przykrościami doznawanymi od osób, z którymi stale
przebywasz... To wszystko - jeżeli zdobędziesz się na wytrwałość - niewątpliwie stanowi solidne umartwienie
wewnętrzne”27.
Głęboki sens umartwienia jest czymś podstawowym w życiu chrześcijańskim. Tak też czytamy o tym w
pismach Założyciela Opus Dei: „Jest rzeczą konieczną, abyś się zdecydował na dobrowolne niesienie krzyża. W
przeciwnym razie ustami będziesz mówił, że naśladujesz Chrystusa, a twoje czyny będą temu przeczyć; w ten
sposób nie dojdziesz nigdy do zażyłości z Nauczycielem, nie będziesz Go prawdziwie kochał. Raz na zawsze
powinniśmy uświadomić sobie jako chrześcijanie, że nie jesteśmy Jezusowi bliscy, jeśli nie potrafimy
spontanicznie wyrzec się tylu rzeczy dyktowanych przez kaprys, próżność, zachcianki lub interesy... Nie może
upłynąć żaden dzień bez przyprawienia go wdziękiem i solą umartwienia. I nie myśl, że będziesz wówczas
nieszczęśliwy. Marne będzie twoje szczęście, jeżeli nie nauczysz się zwyciężać samego siebie, jeżeli miast
walecznie nieść swój krzyż dopuścisz, by owładnęły tobą i przygniotły cię twoje namiętności i zachcianki”28.
Może ktoś, kto nie uwzględnił tego, co do tej pory powiedzieliśmy, to znaczy znaczenia pokuty i
umartwienia w życiu duchowym, będzie zdziwiony, że w Opus Dei niektórzy jego członkowie wliczają do
swoich umartwień cielesnych, obok wielu małych, które każdemu podpowiada wielkoduszność względem Pana
Boga, używanie włosiennicy i dyscyplin29. Poza tym, nie ma się też co dziwić, gdyż Krzyż zawsze był powodem
zgorszenia.
Nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza w ostatnich czasach, ludzie poddają się sporym cierpieniom ćwiczeniom, dietom, operacjom plastycznym, aby poprawić swój wygląd tak, aby inni mogliby ich podziwiać.
Dla przyjemności wiele innych osób sięga po narkotyki, które najczęściej przynoszą ze sobą jedynie
„umartwienia” dla uwikłanego w nie człowieka, a przede wszystkim dla tych, którzy go otaczają. Są tacy, którzy
nie zważając na to wszystko, nie mogą zrozumieć znaczenia umartwienia cielesnego, chociaż nie szkodzi ono
zdrowiu. Jeśli już, to ma raczej odwrotne działanie. Wyraża też pragnienie zjednoczenia się z ofiarą Chrystusa w
takiej mierze, w jakiej człowiek może to osiągnąć.
Jest zrozumiałym, że w epoce, w której uporczywie rozpowszechniane są poglądy typu „nie żałuj sobie
niczego”, trudno będzie pojąć same podstawy pokuty i umartwienia. Jeśli wszystko można, jeśli nic nie jest złe,
27
Droga, nr 173.
Przyjaciele Boga, nr 129.
29 Włosiennica używana przez wiele osób w Kościele (np. św. Maksymilian Maria Kolby, św. Jadwiga Królowa, –przyp.
tłum.) - choć wcale nie chodzi tu o coś wyłącznie katolickiego ani przez Kościół zapoczątkowanego - to pewien rodzaj
opaski z drutu z małymi kolcami. W Opus Dei używana jest w ograniczonym czasie w ciągu dnia jedynie przez niektórych
członków, a nie przez większość wiernych Prałatury. Praktyka znoszenia pewnych niewygód - czyli tego, co jest najbardziej
aktywne w umartwieniu cielesnym - wymaga jakiegoś narzędzia. Włosiennica jest tym, co pozostało z dawnych prostych
ubrań, wykonanych z koziej skóry, które drapały całe ciało, a używane były już w czasach rzymskich, jeszcze przed
pojawieniem się chrześcijaństwa. Dyscypliny - baciki plecione z ostnicy - są pozostałością po czymś o wiele bardziej srogim,
używanym od wieków przez biczowników. Historyczne narzędzia umartwienia nie są jednak konieczne. Nawet jeśli znikną,
to wcale nie będzie to oznaczało zniesienia umartwienia cielesnego.
28
66
67
odkąd zostało zaakceptowane przeze mnie samego. Jeśli grzech nie istnieje, to nie ma za co pokutować.
Umartwienie staje się w ten sposób niezrozumiałe. Lecz proszę jeszcze zwrócić uwagę na jedno: wśród często
powtarzających się haseł wyróżnia się następujące: ciało jest moje i mogę z nim robić, co chcę”. Nielogiczne jest
więc akceptowanie każdego stosunku do ciała, nawet szkodliwego, a gorszenie się umartwieniem.
9. Wolność, sprawiedliwość i miłość
Wolność leży u samych podstaw powołania do Opus Dei: zarówno ta, która można
nazwać wolnością psychiczną albo wolna wola - możność czynienia lub nie czynienia - jak i
wolność moralna, to znaczy, wolna wola, która opowiada się za dobrem lub za złem. W
rzeczywistości, jak to już bardzo dawno sprecyzowano, wybór zła, choć pozostaje znakiem
wolności, nie jest wolnością w pełnym tego słowa znaczeniu.
Powołanie jest wezwaniem pochodzącym od Boga, który jest najwyższym Dobrem,
Dobrem ze swej istoty, Dobrem w całej swojej pełni. Dlatego też pozytywna odpowiedź na
Boże wezwanie oznacza przylgnięcie do najwyższego dobra.
Ta wolność jest w powołaniu zasadnicza. Zawsze zachowuje - powinna zachowywać wewnętrzny impuls. Korzystając z możliwości, jakie daje język hiszpański, Prałat Escriva
powtarzał często, że członkowie Opus Dei są wierni swojemu powołaniu, „ponieważ mają na
to ochotę, co jest jak najbardziej nadprzyrodzonym motywem.”30 To wyrażenie, tak
zwyczajne i dotykające konkretu, najlepiej ukazuje, jaki rodzaj decyzji jest wymagany.
Wolność wyboru powołania płynąca z głębi „chcenia” oznacza zachowanie go zawsze
ze „stałą gotowością”31. Aby być w Opus Dei trzeba poprosić o to, kierując się Bożym
powołaniem, to znaczy, nadprzyrodzonymi motywami. Nie jest to zwykłe przyłączenie się.
Jeśli zabraknie dobrowolności w sposób poważny i trwały, opuszczenie Opus Dei będzie
logiczną konsekwencją.
Wolność to styl życia Opus Dei, klucz jego działania. W Prałaturze nie istnieją
kontrole. Każdy członek może myśleć i działać jak chce, zgodnie z miłością Boga. Potrzebne
jest tylko pewne minimum organizacji. W życiu duchowym nie ma jakiejś określonej metody
modlitwy... Te i inne cechy charakterystyczne Opus Dei nie istniałyby, gdyby wolność nie
była kluczem działania. Innymi słowy: Opus Dei mogło rozwijać się i dalej się rozwija z Bożą
pomocą, ponieważ jest owocem wolności. W chwili, kiedy ktoś nie chce brać udziału w tym
„Opowiadam się za Bogiem w wolności, bez żadnego przymusu, gdyż taki jest mój wybór” (Przyjaciele Boga,
nr 35)
31
„Czy w swoim życiu wewnętrznym zastanowiłeś się wnikliwie, jak piękna jest dobrowolna służba w stałej
gotowości?”(Droga, nr 293).
30
67
68
nurcie życia chrześcijańskiego, odejście staje się nieuniknione. Zatrzymanie kogoś wbrew
jego woli pozbawione jest sensu. Po pierwsze dlatego, że wolność jest darem Bożym, który
musi być szanowany. Po drugie, ponieważ istnienie powołań „ na pół gwizdka” oznaczałoby
uciążliwy ciężar dla wszystkich. Po trzecie - bez wolności nie jest możliwe spełnienie celu
instytucji, którym jest rozpowszechnianie pełnego powołania do świętości pośrodku świata.
Kiedy czytamy w Biblii, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże
(Rdz 9,6), rozumiemy, że podobieństwo to odnosi się do wolności. Kiedy wsłuchamy się w
Ewangelię, usłyszymy jak powołanie uczniów przez Chrystusa dokonuje się w oparciu o
wolność. Jest rzeczą oczywistą, że Chrystus powołuje kogo chce, lecz głos Jego nie musi
zostać wysłuchany. Tak stało się w przypadku młodzieńca, który posiadał wiele bogactw
(por. Mt 19,16-22).
Ta rzeczywistość, która dzisiaj wydaje się oczywista, daleka była od tego w
starożytnym świecie. Przytoczmy pierwszy z brzegu przykład: wolność cywilna była w
najlepszym przypadku przywilejem niewielkiej tylko liczby osób. Prawa i obowiązki zależne
były od tego, w jakie rodzinie przychodziło się na świat.
Pogląd, że ludzie rodzą się wolni i równi w prawach i obowiązkach, wytrwale
popularyzowany od czasów Rewolucji Francuskiej, jest w swojej istocie chrześcijański. Co
więcej: chodzi tu o ewangeliczne odkrycie. To prawda, że od początku głosi się także, że
Chrystus i Kościół przez Niego założony są jedyną drogą zbawienia (choć do Kościoła może
przynależeć duchowo wielu, którzy pozornie daleko są od niego). Lecz droga - to znaczy
poszukiwanie Boga w dobrej wierze - powinna być rozpoczęta w wolności. Żyjący w II
wieku Tertulian głosił, że „nie jest czymś właściwym dla religii zmuszać do religii”32.
Ponieważ, obok wolności naturalnej, chrześcijanin posiada jeszcze inną: tę, którą zdobył
Chrystus, ostateczną wolność polegającą na wyzwoleniu z grzechu. Założyciel Opus Dei
pisał: „Pan nie niszczy wolności człowieka: właśnie On czyni nas wolnymi. Dlatego nie chce
wymuszonych odpowiedzi; pragnie decyzji wypływających ze szczerego serca”33.
Szacunek dla wolności stał się cechą charakterystyczną Opus Dei. Jego członkowie
byli niekiedy krytykowani, obrażani czy oczerniani, ponieważ działają, a kto działa, czasami
się myli; lecz nie unikali odpowiedzialności za to, co w wolności wybrali. „Naśladowanie
Chrystusa nie oznacza ucieczki do świątyni, wzruszania ramionami przed problemami
rozwoju społeczeństwa, przed ludzkimi sukcesami lub niepowodzeniami. Przeciwnie, wiara
32
33
Tertulian, Apologeticum, I.
To Chrystus przechodzi, nr 100.
68
69
chrześcijańska pozwala nam zobaczyć świat jako dzieło Pana i właśnie dlatego trzeba
doceniać wszystko co szlachetne i piękne, zdać sobie sprawę z godności każdej osoby
stworzonej na obraz Boga, podziwiać specjalny dar wolności, dzięki któremu jesteśmy
panami naszych działań i możemy - dzięki łasce z nieba - budować nasze życie wieczne”34.
Obrona wolności oznacza przede wszystkim obronę wolności drugiej osoby.
„Chrześcijanin umiałby w ten sposób najpierw bronić cudzej wolności, aby potem móc bronić
i swojej”35. Jeśli mamy przed oczyma ten nacisk położony na wolność, jest czymś
zrozumiałym, ile musieli wycierpieć niektórzy chrześcijanie w pewnych epokach, będąc
ofiarami lub świadkami niesprawiedliwych, anonimowych sądów. Podobnie można zrozumieć
trudną sytuację
tych, którzy począwszy od XVIII wieku, kiedy dochodzi do zmiany
wrażliwości, są świadkami, jak religia używana jest niekiedy w obronie stanu posiadania,
opartego na mało chrześcijańskiej koncepcji ludzkiej nierówności. Każdy chrześcijanin, który
posiadał, w jakiejkolwiek epoce, zmysł wolności, zmuszony był sprzeciwiać się tendencjom
despotycznym, nawet w samym łonie Kościoła. W jaki sposób ten rodzaj zjawisk dotrwał do
naszych czasów, które czasami są krzykliwie postępowe, pozostanie jedną z zagadek historii.
Nie jest szacunkiem dla wolności zmuszanie, aby inni rozumieli jako wolność to, co ja
rozumiem jako wolność. Wolność jest przede wszystkim wolnością drugiego, zarówno kiedy
chcą użyć jej w celu czynienia zła, jak i wtedy, gdy służy jako narzędzie dobra. „Zwykłem
mówić o przygodzie naszej wolności, bo to jest właśnie przygoda waszego i mojego życia. W
wolności - jako dzieci, powtarzam, a nie jako niewolnicy - podążamy drogą, którą każdemu z
nas wyznaczył Pan. Rozkoszujmy się nią jako darem Bożym. Opowiadam się za Bogiem w
wolności, bez żadnego przymusu, gdyż taki jest mój wybór”36.
***
Siła doświadczenia wolności w Opus Dei wraz z przekonującą definicją celów tej
instytucji - uświęcenie pośród codziennej pracy - sprawia, że jasne stają się dziedziny, z
którymi Prałatura nie ma nic wspólnego i do których nie wtrąca się.
Po pierwsze są to opinie teologiczne, w stosunku do których Kościół nie zajmuje
oficjalnego stanowiska. Choć dawne szkoły teologiczne straciły w ostatnich wiekach na sile,
to przecież ciągle istnieją. Członkowie Opus Dei - w rzeczywistości dotyczy to raczej tych,
34
35
To Chrystus przechodzi, nr 99.
To Chrystus przechodzi, nr 124.
69
70
którzy zawodowo zajmują się tymi dziedzinami- z pełną wolnością mogą przyłączyć się do
którejś z nich, odrzucić je albo stworzyć inne. Prałatura nie tylko nie ma własnej szkoły
teologicznej, lecz także nie aspiruje, aby takową mieć.
W ośrodkach formacyjnych dla członków Opus Dei przestrzegane są w tej dziedzinie
wskazania powszechnego nauczania Kościoła. Począwszy od Leona XIII - koniec XIX wieku
- było zalecane trzymanie się zasadniczo ducha dzieł św. Tomasza z Akwinu, co wcale nie
oznacza, że powinny być przyjmowane wszystkie jego wnioski, ani że nie można pójść dalej.
Mówienie o tomizmie jest pewnego rodzaju uproszczeniem, jako że zawartość tego „izmu”
jest przedmiotem sporów pomiędzy ekspertami. Z drugiej strony dla niektórych doktryna św.
Tomasza z Akwinu jest już czymś przebrzmiałym, starym, zużytym. Bez wchodzenia w
temat, który domagałby się wielu uściśleń, można przypomnieć, że od roku 1274, czyli daty
śmierci św. Tomasza z Akwinu, aż do dnia dzisiejszego był tylko jeden Sobór Powszechny,
który gorąco zachęcił do skoncentrowania się na autorze „Sumy Teologicznej” - Sobór
Watykański II, który polecił, aby na uniwersytetach katolickich nauczanie „podążało tu
śladami Doktorów Kościoła, a szczególnie św. Tomasza z Akwinu”37. Zamiarem Soboru
wydaje się być przypomnienie harmonii, jaka istnieje pomiędzy wiarą i rozumem, jednej z
najbardziej charakterystycznych cech teologii św. Tomasza.
Po drugie, na polu filozofii i pozostałych nauk, zarówno doświadczalnych, jak i
historycznych, prawnych, czy społecznych, członkowie Opus Dei zajmują stanowisko jakie
pragną, oczywiście w ramach owej harmonii pomiędzy wiarą i rozumem. Tak pojęta wolność
nie zakłada żadnego ograniczenia, gdyż w rzeczywistości konflikty pomiędzy wiarą i nauką
nie są prawdziwe, jeśli się przestrzega metodologicznej klarowności. I tak na przykład nie jest
prawdą, że chrześcijanin w kwestii dotyczącej pochodzenia świata i człowieka musi być
kreacjonistą w przeciwieństwie do ewolucjonistów. Już przed wieloma dziesięcioleciami
Kościół katolicki wyjaśnił, że wiara zakłada prawdę o tym, że materia została stworzona przez
Boga; że Bóg stwarza dla każdego człowieka, a więc i dla pierwszego, duszę rozumną, wolną
i nieśmiertelną. Natomiast to, co dzieje się pomiędzy jednym a drugim momentem pod
wieloma względami jest zagadką, którą wiara się nie zajmuje, i w której nauka daleka jest od
powiedzenia ostatniego słowa.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że sam status nauki nie został całkowicie określony.
Ostatnio przyjmuje się za bardziej naukowe twierdzenie, że to określenie stanowi, używając w
36
37
Przyjaciele Boga, nr 35.
Sobór Watykański II, Deklaracja Gravissimum educationis, nr 10.
70
71
innym znaczeniu wyrażenia Karola Poppera, „poszukiwanie bez końca”. Innymi słowy,
domniemana niezgodność pomiędzy wiarą i nauką jest tematem, który pojawił się w
określonym kontekście historycznym, kiedy istniał przesąd mało naukowy, sprzeciwiający się
wierze.
Nie jest zgodna z wiarą filozofia albo inny pogląd naukowy, który przyjmowałby jako
zasadę wyłączne istnienie pierwiastka materialnego - mniej lub bardziej uduchowionego, z
wyraźną negacją Boga.
Po trzecie, istnieje całkowita wolność w kwestiach estetycznych, na polu sztuk
plastycznych, muzyki, literatury. Temat ten nie wymaga więcej wyjaśnień, jest oczywisty. Na
przestrzeni wieków chrześcijanami byli wielcy mistrzowie sztuki. Po wieloma względami
estetyka Zachodu, a przez rozprzestrzenianie się także estetyka wielu innych kultur jest
chrześcijańska.
Po czwarte, można uznać za problematyczny, zwłaszcza ze względu na historyczne
uwarunkowania, temat wolności wszystkich chrześcijan w materii politycznej, ekonomicznej i
społecznej.
Kwestia ta jest tak szeroka i skomplikowana, że zbanalizujemy ją, poprzestając jedynie
na ogólnych stwierdzeniach. Bez nawiązywania do wydarzeń historycznych, które
wyjaśniłyby wiele niewiadomych, wystarczy powiedzieć, że obok sfery religijnej, polityczna (i
ekonomiczno-społeczna) jest najbardziej obszerną i zawikłaną. W sytuacji nagłej potrzeby,
nauka, filozofia i sztuka mogą „zostać zawieszone”, lecz polityka i ekonomia, choćby w
prymitywnej formie, zawsze będą potrzebne. Dodajmy jeszcze, że w miarę jak pogłębia się
proces dechrystianizacji, z większą siłą występuje proces upolitycznienia. Taka właśnie była
tendencja w epokach wielkich zaburzeń ideologicznych, a także w XX wieku, w latach
dwudziestych i trzydziestych, oraz w łagodniejszej formie w latach sześćdziesiątych. Proces
upolitycznienia można by zamknąć w słynnym zdaniu włoskiego autora - marksisty,
Antoniego Gramsci, tworzącego właśnie w latach dwudziestych i trzydziestych: „Tutto ì
politica”, wszystko jest polityką.
Znaczącym jest fakt, że Opus Dei, rodzące się w 1928 roku, w epoce wielkich rebelii
ideologicznych, zostało świadomie umieszczone przez Założyciela poza jakąkolwiek
działalnością doczesną. W innych krajach, podobnie jak w Hiszpanii tamtej epoki, pewne
organizacje ludzi świeckich, ściśle zależne od hierarchii kościelnej (Akcja katolicka w
szerokim znaczeniu), kładły podstawy pod już istniejące lub powstające chrześcijańskie partie
polityczne.
71
72
Opus Dei jest dalekie od tego zjawiska. Jego członkom przypomina się o naturalnym,
ale także chrześcijańskim obowiązku nie zaniedbywania życia publicznego, uczestniczenia w
nim: lecz każdy sam wybiera sposób działania i osobiście za to odpowiada. W praktyce
większość członków robi to, co większość obywateli: ma mniej więcej jasne opinie i
posługuje się ogólnymi sposobami uczestniczenia w życiu publicznym, począwszy od
głosowania. W Opus Dei nie istnieje ani jedna, ani też wiele różnych doktryn politycznych. W
ponad sześćdziesięcioletniej historii nikt nie jest w stanie przytoczyć wypowiedzi Opus Dei za
lub przeciw określonej polityce. Przeciwnie, stale przypomina się o wolności, jaką posiada
każdy członek, jak też i o tym, że „różnorodność opinii i działań w życiu doczesnym i w
kwestiach teologicznych, w których pozostawia się swobodę opinii, nie stanowi dla Dzieła
żadnego problemu. Wprost przeciwnie - różnorodność, jaka istnieje i istnieć będzie zawsze
wśród członków Opus Dei jest wyrazem dobrego ducha, czystego życia, szacunku dla
uprawnionej opcji każdego z nich.”38
Osobistą wolnością kierują się też członkowie Dzieła w wyborze zawodu. Decyzje,
które w tych sprawach powinno się podejmować, metody i styl pracy, zależą od każdego z
osobna. W tej dziedzinie ani Opus Dei, ani członkowie Prałatury jako jej reprezentanci nie
mają prawa interweniować.
W parze z wolnością osobistą we wspomnianych kwestiach - w teologii, w badaniach
naukowych, w poglądach politycznych, ekonomicznych i społecznych, w wyborze zawodu i
wykonywaniu go - idzie także osobista odpowiedzialność. Dlatego też bezpodstawne jest
przypisywanie Prałaturze zasług, korzyści, czy jakichkolwiek innych konsekwencji, które
wynikają z posługiwania się wolnością osobistą jej członków.
Wolność ta nie tylko jest wymogiem stawianym przez Prałaturę, lecz także wstępną i
fundamentalną cechą powołania. Członek Opus Dei wie, że posiadając najszerszą wolność w
tym, co doczesne i podlegające osądowi ludzkiemu, odpowiada we własnym imieniu za swoje
czyny.
W deklaracji z 23 sierpnia 1982 roku, wydanej przez Kongregację do spraw Biskupów
z racji erygowania Opus Dei jako Prałatury personalnej, możemy przeczytać: „Odnośnie tego,
co się tyczy ich wyborów w kwestii zawodowej, społecznej, politycznej itd., wierni świeccy,
którzy należą do Prałatury - w granicach wiary i moralności katolickiej oraz dyscypliny
Rozmowy...., nr 38. A także w Przyjaciele Boga, nr 32: „W toku mojej długiej kapłańskiej pracy, w której nie
tyle głosiłem, co wprost rozgłaszałem swoje umiłowanie wolności osobistej, zauważyłem u niektórych pewną
nieufność, jak gdyby obawiali się, że akcentowanie wolności stanowi niebezpieczeństwo dla wiary. Niechże się
uspokoją ci bojaźliwi”.
38
72
73
Kościoła - cieszą się taką samą wolnością, jak pozostali katolicy, ich współobywatele. Stąd
też Prałatura nie przyjmuje za swoje działań zawodowych, społecznych, politycznych,
ekonomicznych itd., żadnego ze swoich członków”39.
***
W nowoczesnej, rozpowszechnianej od dwustu lat myśli rozróżnia się dwie postawy
światopoglądowe: pierwsza opowiada się za wolnością, druga za równością, rozumianą jako
sprawiedliwość. Na początek kilka tylko wstępnych uwag w kwestii, na temat której
począwszy od połowy XVII wieku, aż po dzień dzisiejszy, wylano rzeki atramentu.
Po pierwsze, trzy wartości - wolność, równość, braterstwo - na które kładzie nacisk
rewolucja francuska, są wartościami chrześcijańskimi. Na temat wolności mówiliśmy przed
chwilą. Również chrześcijańska jest idea, która wówczas mocno zderzyła się z kulturą
rozpowszechnioną w większej części ówczesnego świata, według której wszyscy ludzie
powinni być równi wobec siebie, gdyż wszyscy jednakowo są dziećmi Bożymi. Ewangelia
mówi o tym wyraźnie. Chrystus posługuje się nową logiką, zgodnie z którą uboga wdowa,
która oddała całe swoje utrzymanie, monetę o małej wartości, dała więcej niż ci, którzy
wrzucali do skarbony wielkie sumy. Według Ewangelii nikt nie jest większy od innych.
Wszyscy są dziećmi Boga. Dlatego nie tylko należy dążyć do sprawiedliwości, ale do niej
trzeba jeszcze dodać miłość, dobroczynność, miłosierdzie, prawdziwe braterstwo. Nie
pozostawiając żadnych niejasności, Jezus opowiedział przypowieść o dobrym Samarytaninie:
prawo i więcej niż prawo wypełnił niewierny, wszystko zależy od miłości Bożej, a nie od
tego, czy jest się kapłanem albo lewitą.
Teraz należało już do ludzi sprawić, aby równość wobec Boga została odzwierciedlona
w równości wobec prawa. Tego jednak, jak wiadomo, ani wówczas nie osiągnięto, ani do
dzisiaj nie zdołano osiągnąć. W wielu przypadkach nie ma równości ani wobec prawa, ani w
posiadaniu dóbr ekonomicznych czy kulturalnych. Nie chodzi o to, aby zanegować naturalne
nierówności - różnice w inteligencji, woli, wzroście, wadze - lecz o to, by przypomnieć ideę,
którą powtórzył między innymi Rousseau: ponieważ ludzie rodzą się nierówni, trzeba starać
się poprawić tę nierówność.
Poprzednie pokolenia, myślę o świecie przed wiekiem dziewiętnastym, nie uczyniły
zbyt wiele, aby naprawić te nierówności. Struktura społeczeństwa była niezmienna. Człowiek
39
L’Osservatore Romano, 24. 08. 1982 r. Tu: tłumaczenie bezpośrednio z języka hiszpańskiego (przyp.tłum.).
73
74
rodził się szlachcicem lub wieśniakiem i wydawało się naturalne, że był nim do końca życia.
Od pierwszych wieków wielu chrześcijan, indywidualnie lub zrzeszając się, poświęcało się
łagodzeniu konsekwencji nierówności poprzez dzieła dobroczynności i miłosierdzia.
Zakładali szpitale, przytułki, schroniska, szkoły. Wszystkie te instytucje w Europie i wielu
innych miejscach na całym świecie posiadają swój chrześcijański rodowód40.
Polemika rozpoczęta w pierwszej połowie XIX wieku przez socjalizm - najpierw w
swoich właściwym znaczeniu, a potem jako marksizm - posiada, jako jeden z dwóch
głównych motorów napędowych, ideę, zgodnie z którą chrześcijaństwo jest sprzeczne ze
sprawiedliwością. Może właśnie dlatego niektórzy chrześcijanie uważają, że można być
wiernym Ewangelii jedynie opowiadając się za socjalizmem, do niedawna jeszcze w formie
marksistowskiej.
W rzeczywistości nikt nie może zarzucić Kościołowi katolickiemu nie uznawania lub
lekceważenia „kwestii społecznej”. W roku 1891 papież Leon XIII pisał w encyklice Rerum
novarum: „Garść możnych i bogaczy nałożyła jarzmo prawie niewolnicze niezmiernej liczbie
proletariuszy”41. Niewątpliwie jest faktem, że Kościół, rozumiany jako hierarchia, nie
posiadał i nie posiada, od kilku już dobrych wieków, rzeczywistej władzy, by móc wpływać
politycznie na społeczeństwo. To chrześcijanie, pojedynczo lub zrzeszeni z innymi, są tymi,
którzy kierowani duchem Ewangelii, mają urzeczywistniać jednocześnie wolność,
sprawiedliwość i solidarność. Nie jest to wcale łatwe zadanie, jeśli się weźmie pod uwagę, że
w
dawnym
Związku
Radzieckim
ponad
siedemdziesięcioletnie
doświadczenia
w
zrównywaniu i rozdzielaniu nie tylko nie przyniosły równości, ale jeszcze skończyły się
pogrzebaniem wolności.
Opus Dei zgodnie ze swoją naturą, nie stało się ani obrońcą ani przeciwnikiem
żadnego
systemu politycznego, ani prawicowego ani lewicowego. Jego członkowie z
całkowitą wolnością mogą działać aktywnie wszędzie tam, gdzie może to czynić katolik.
Oznacza to, iż wykluczone są te formacje polityczne, które wychodzą z założenia, że jak pisał
Już w XVII w. święty Józef Kalasanty jako jeden z pierwszych troszczył się o wykształcenie najuboższych. To
samo pragnienie ożywiało św. Jana Baptystę de la Salle. Aby zrozumieć do jakiego stopnia była to nowość,
można przytoczyć opinię La Chaloteais’a, jednego z najbardziej znanych ludzi Oświecenia: „Bracia ze szkół
chrześcijańskich, nazywani ignorantins, pojawili się, aby zapobiec całkowitemu zepsuciu wszystkiego. Uczą
czytać i pisać ludzi, którzy nie powinni byli nauczyć się niczego więcej niż posługiwania się młotkiem i
pilnikiem. Bracia ci są rywalami lub następcami jezuitów. Dobro społeczeństwa wymaga, aby wiedza ludu nie
wykroczyła poza ich zajęcia. Każdy człowiek, który wykracza poza swoją pracę, nigdy już nie zadowoli się
zapłatą i cierpliwością. Pośród ludu konieczne jest, aby umieli czytać i pisać ci, którzy utrzymują się z tych
dziedzin lub ci, którym te dziedziny pomagają żyć” (w: Education nationale ou plan d’etudes pour la jeunesse,
cytowane przez A.Melor, Histoire de l’anticlericalisme francais, Paryż 1966, s. 81-82).
41
Leon XIII, Enc. Rerum novarum, 1891, wyd. TUM, Wrocław 1996, s.4.
40
74
75
Marks: „źródłem pochodzenia człowieka jest sam człowiek” lub „człowiek dla człowieka jest
bytem najwyższym”. Antropologię tę mogą podzielać i faktycznie tak czynią, pewne grupy
polityczne, same uznające się za prawicowe, liberalne lub konserwatywne42.
Odrzucenie jakiegoś stanowiska politycznego nie oznacza, że Opus Dei jako takie nie
jest zainteresowane urzeczywistnianiem wolności i sprawiedliwości. Wiele z działań
apostolskich Prałatury rozwija się na obszarach krajów borykających się z
wieloma
niedostatkami w opiece medycznej, społecznej i edukacji. Równocześnie jednak i w krajach
rozwiniętych istnieją inicjatywy Opus Dei, które okazały się dobrymi środkami zaradczymi na
niesprawiedliwy podział dochodów, dzięki metodzie polegającej na wykształceniu na
najwyższym poziomie dzieci pochodzących z rodzin o skromnych środkach finansowych.
Niewątpliwie jest faktem, że Opus Dei nigdy nie pragnęło nadać temu wymiarów
politycznych. Nikt też nie liczy działań na rzecz wolności, sprawiedliwości i solidarności
tysięcy członków, które zrealizowali jako osoby prywatne, choć zachęceni duchem, który
skłania do troski bardziej o innych, niż o siebie samego.
Od samego początku zainteresowania Założyciela Opus Dei biegły ku biednym i
chorym43. Wśród nich spędził całe lata w cichej służbie, która nie posiadała ani nazwy ani
tytułu. W Drodze znajdziemy mały ślad tej troski: „- Dziecko. - Chory. - Czy nie odczuwasz
chęci, aby pisać te słowa wielką literą? Albowiem dla duszy zakochanej, dzieci i chorzy są
właśnie Nim samym”44. W homilii z 1963 r. powie: „Nie wiem, czy istnienie klas społecznych
jest nieodzowne; w każdym razie roztrząsanie tego problemu nie należy do mnie, a już na
pewno nie tutaj, w oratorium, gdzie zebraliśmy się, aby mówić o Bogu - nie chciałbym w
swoim życiu mówić o niczym innym - i aby rozmawiać z Bogiem. O wszystkim tym, co
Opatrzność pozostawiła wolnej i uprawnionej dyskusji między ludźmi, myślcie to, co
uważacie za słuszne. Ja jednak, jako kapłan Chrystusa, muszę wznosić się wyżej i
przypominać wam, że w żadnym wypadku nie możemy zaprzestać kierowania się
sprawiedliwością, nawet z heroizmem, gdyby to było konieczne”45.
W Bruździe możemy znaleźć teksty, takie jak choćby te: „Drogą słusznego
rozgoryczenia odeszły i odchodzą nadal masy. Boli... ale iluż rozżalonych pozostawiliśmy
To wszystko oczywiście nie oznacza, że nie jest dopuszczalna współpraca z osobami o jakichś poglądach ,
kiedy chodzi o zjednoczenie sił w sprawach nagłych, w sytuacjach wyjątkowych, w których chodzi o pomoc
człowiekowi. Człowiek nie rodzi się ani liberałem ani socjalistą, lecz dzieckiem Bożym.
43
Istnieje wiele świadectw na ten temat, między innymi wspomnienia sióstr zakonnych M. Asuncion Muńoz
Gonzalez, M. Milagros del Santísimo Sacramento Alvarado, Engracia Echeverría i innych, zawartych w nr 7 serii
Testimonios sobre el Fundador del Opus Dei (Świadectwa o Założycielu Opus Dei), wyd. Palabra, Madryt 1992.
44
Droga, nr 419.
42
75
76
pośród tych, którzy potrzebują pomocy duchowej lub materialnej! Musimy na nowo nieść
Chrystusa pomiędzy ubogich i pokornych: Właśnie pomiędzy nimi przebywa On
najchętniej”46. Albo ten: „Dziecko Boże nie może być zwolennikiem jakiejś klasy, ponieważ
interesują je problemy wszystkich ludzi... I stara się przyczyniać do ich rozwiązania w duchu
sprawiedliwości i miłości naszego Odkupiciela”47.
Duch Opus Dei prowadzi do obrony i do rozpowszechniania tego, co ułatwia
urzeczywistnienie wolności, sprawiedliwości i solidarności. Prałatura wnosi wkład w dzieło,
które w pewnym sensie jest niewyczerpalne, poprzez skierowanie wielu swoich działań ku
mniej zasobnym sektorom społeczeństwa, szerząc tego ducha pośród swoich członków i
wśród wielu innych osób. Nie należy jednak do ducha Opus Dei organizowanie działalności
politycznej czy parapolitycznej, nawet w dobrym celu zdobycia władzy i rozwiązywania
problemów sprawiedliwości społecznej.
10. Sposoby apostolstwa
Pojęcie apostolstwo zachowuje jeszcze w wielu językach wydźwięk czegoś
szczególnie zarezerwowanego dla niektórych osób, a nie wspólnego wszystkim. Po części jest
to konsekwencja nadania zawodowych wymiarów temu, co duchowe, a zdarzało się tak przez
wieki. Jeden z dokumentów Soboru Watykańskiego II, dekret o apostolstwie świeckich,
stwierdza już na początku, że apostolstwo jest czymś, co przypada w udziale wszystkim
wiernym Kościoła: „Powołanie chrześcijańskie jest ze swojej natury powołaniem do
apostolstwa”48, ciągle brzmi to jak nowość. Ten sam Sobór mówi również: „Wszystkim zatem
wiernym nałożony zostaje wspaniały obowiązek przyczyniania się do tego, aby wszyscy
ludzie na całym świecie poznali i przyjęli boskie orędzie zbawienia”49.
Nie trzeba było tego przypominać w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Wystarczy
przeczytać Dzieje Apostolskie, aby zobaczyć dziesiątki przypadków, w których zwykli
świeccy, jak choćby małżeństwo Akwilli i Pryscylli, apostołują, to znaczy doprowadzają inne
osoby, w tym przypadku Apolla, do poznania Chrystusa, (por. Dz 18,26). Zwykłą koleją
rzeczy szerzenie chrześcijaństwa odbywało się normalną metodą, poprzez rozmowy z
45
Przyjaciele Boga, nr 170.
Bruzda, nr 228.
47
Bruzda, nr 303.
48
Sobór Watykański II, dekret Apostolicam actuositatem, nr 2.
46
76
77
krewnymi i przyjaciółmi. Odwołując się do tamtych doświadczeń Założyciel Opus Dei mówił
o „apostolstwie przyjaźni i zaufania”50.
***
Obowiązek apostolstwa połączony był w historii Kościoła ze świadomością powołania
do świętości. Jakkolwiek w teorii, jak już o tym była mowa, powszechność tego powołania
nigdy nie był bezpośrednio negowana, to w praktyce świętość uznawano za sprawę dla
„specjalistów”. A w ścisłej współzależności, także i apostolstwo. To wszystko nie oznacza
jednak, że nie zdarzały się przypadki świętości pośród świata i apostolstwa w najbliższym
otoczeniu. Wystarczy tylko wspomnieć o tym, co działo się
w rodzinach: o normalnej
ewangelizacji prowadzonej przez matki i nie tylko przez nie. Pomimo tego nie ma dowodu, iż
zdawano sobie sprawę z tego, że było to wielkie powołanie, nie mniej ważne od innych.
Wydaje się jednak, że świętość i normalne apostolstwo tych osób było uznawane za coś
drugorzędnego.
Na początku wszystko było o wiele prostsze. Można przytoczyć wiele tekstów Ojców
Kościoła, pochodzących z pierwszych wieków, w których apostolstwo jest powszechnym
obowiązkiem. Dla przykładu przytoczmy słowa św. Jana Chryzostoma: „Nie możesz
powiedzieć, że przyciągnięcie innych jest dla ciebie niemożliwe. Jeśli jesteś prawdziwym
chrześcijaninem, to jest niemożliwym, aby tak się nie stało. Jeśli jest prawdą, że w naturze nie
ma sprzeczności, to jest także prawdą to, co my głosimy, gdyż to wynika z samej natury
chrześcijanina. Jeśli twierdzisz, że chrześcijanin nie może być użyteczny, to uwłaczasz czci
Bogu i czynisz Go kłamcą. O wiele łatwiej jest światłu przemienić się w ciemności, niż
chrześcijaninowi nie promieniować. Nie mów, że jakaś rzecz jest niemożliwa, kiedy to jej
przeciwieństwo jest właśnie tym, co nie jest możliwe”51.
49
Apostolicam..., nr 3.
Jest to wyrażenie powszechnie stosowane w nauczaniu Założyciela Opus Dei. W Drodze pisał: „apostolstwo
dyskretne i poufne” (np. nr 972), rozumiejąc dyskrecję jako coś normalnego, powszechnego, wynikającego z
przyjaźni. Lecz ponieważ słowo to sprowadziło na siebie złośliwe krytyki, Prałat Escrivá ogłosił, także
publicznie, że zaprzestaje używania tego terminu. Ponadto wyrażenia „apostolstwo przyjaźni i zaufania” było
równoczesne z poprzednim. Przynajmniej od lat sześćdziesiątych było ono jedynym, jakim Założyciel Opus Dei
posługiwał się, kiedy chciał nawiązać do tego aspektu duchowości tej instytucji.
51
Św. Jan Chryzostom, Homilia 20 odnośnie Dziejów Apostolskich, cytowana przez F.Fernandez Carvajal,
Antologia de textos, wyd. Palabra, 7 wyd., Madrid 1985, s. 111.
50
77
78
Niezależnie od tego, oczywisty znak, iż temat ten nie był jeszcze dojrzały nawet na
początku naszego stulecia, znajduje się w samej historii Opus Dei. Począwszy już od lat
trzydziestych niektórzy widzieli w tym nowym zjawisku „nową herezję”.
***
„Główna działalność Opus Dei polega na dawaniu jego członkom i osobom, które tego
zapragną środków duchowych niezbędnych do tego, by mogli żyć w świecie jako dobrzy
chrześcijanie. Opus Dei pozwala im poznać naukę Chrystusa i doktrynę Kościoła; daje im
ducha, który ich skłania do dobrej pracy z miłości do Boga i w służbie wszystkich ludzi.”
52
I
równocześnie „Najważniejszym apostolstwem Opus Dei jest to, które czyni każdy członek
świadectwem swego życia i swego słowa, w codziennym obcowaniu ze swoimi przyjaciółmi
i towarzyszami pracy zawodowej.”53
Opus Dei znane jest z prestiżowych inicjatyw podejmowanych na polu nauki czy
opieki społecznej, lecz to wszystko jest niczym w porównaniu z tym, czego nie można ani
podsumować ani podliczyć: faktów służby, przyjaźni, apostolstwa bez żadnego rodzaju
reklamy. Co więcej, jeśli to normalne osobiste apostolstwo zostałoby jakby nagłośnione,
straciłoby swój sens.
Apostolstwo, tak jak jest pojmowane w Opus Dei, jest cichą, lecz nieprzerwaną
pochwałą przyjaźni. Nie można czynić z przyjaźni narzędzia. Nie zawiera się przyjaźni, aby
apostołować. Apostolstwo rodzi się bez przymusu, z wcześniejszej przyjaźni.
Czasami zdarza się, że na podstawie tego, co napisano na ten temat, czy nawet
częściej w zwyczajnych rozmowach, pojawia się idea, według której członek Opus Dei, nie
namyślając się dłużej, stara się złowić tego, kto pojawia się na jego horyzoncie. Choć
wyrażenie to, bez szukania daleko, posiada ewangeliczne korzenie - „Chodźcie za mną, a
uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4,19) - to jednak w tym przypadku chodzi o prawdę
strywializowaną przez plotki. Wszyscy ludzie wezwani są do świętości, lecz członkowie Opus
Dei nie są tak naiwni, aby myśleć, że wszyscy są powołani do Opus Dei. Każde powołanie
jest specyficznym wezwaniem i w Kościele istnieje wiele różnych typów powołań. W Opus
Dei nie rozmawia się z nikim o jego możliwym powołaniu, jeśli wcześniej nie zaobserwuje
się pewnych znaków tego specyficznego powołania. Wśród tych znaków znajduje się
52
53
Rozmowy..., nr 27.
Rozmowy..., nr 31.
78
79
dojrzałość, a prze to samo zrozumienie, przynajmniej początkowe, tego czym jest życie pracy
i modlitwy pośród świata. W jednym z punktów Bruzdy Założyciel Opus Dei doradza
członkowi Dzieła: „Mów jasno i wyraźnie. Jeśli ci mówią, że chcesz ich złowić, odpowiedz,
że tak, że tego pragniesz... Ale niechaj się nie martwią! Ponieważ, jeżeli nie mają powołania jeżeli On ich nie wzywa - nie przyjdą; a jeżeli je posiadają, to jaki wstyd odejść, jak bogaty
młodzieniec z Ewangelii: w samotności i w smutku”54.
Wiele powodów przemawia za zrozumieniem tego, ale jeden jest podstawowy w
socjologii różnych organizacji: każda instytucja, która pragnie pozostać wierna pierwotnemu
zamysłowi stara się, aby jej wzrost dokonywał się poprzez osoby, które we właściwy sposób
przyswoją sobie przyświecające jej cele i posiądą cechy konieczne do ich zrealizowania. Stąd
też, jak mawiał Prałat Escriva, nikt nie jest bardziej niż Opus Dei zainteresowany tym, aby do
Opus Dei nie wstępowali ludzie nie posiadający powołania.
Apostolstwo osobiste, które realizują członkowie Opus Dei, zawiera w sobie
przynajmniej trzy aspekty: jednym z nich jest życie chrześcijańskie we własnym środowisku.
W ten sposób w kręgu apostolatu doświadczenie, że nikt nie daje tego, czego sam nie posiada,
staje się nauką o chrześcijaninie jako „soli ziemi” (Mt 5,13).
Każdy stara się dawać świadectwo życia na swoim miejscu, w swoim środowisku,
zgodnie ze swoim stanem i zawodem. Za właściwe uznane są wszystkie sytuacje. Niekiedy
mówi się, że w Opus Dei nie przepuszcza się żadnemu bogatemu: jest to stara złośliwość
stosowana w historii wobec dziesiątek instytucji. W rzeczywistości nie unika się nikogo. W
każdym razie byłoby mało zgodne z Ewangelią nie troszczenie się o każdego, także i o tych,
którzy posiadają więcej dóbr ekonomicznych. Wystarczy przypomnieć przypadek Zacheusza
(Łk 19,1-10), Józefa z Arymatei (Mt 27,57) czy owych wysoko postawionych kobiet, które
według świętego tekstu, szły za Chrystusem „i usługiwały Mu ze swoich dóbr”(Łk 8,2).
Wiele z działań apostolskich Opus Dei skierowanych jest ku osobom o skromnej
pozycji społecznej. Na Filipinach kardynał Sin tak powiedział: „Napawa mnie otuchą
świadomość, że wśród członków Opus Dei mam jednych z moich najwytrwalszych
sojuszników we wprowadzaniu w życie uprzywilejowanej opcji na rzecz ubogich”55.
Bruzda, nr 218. W punkcie 207 tej samej książki wspomina się o „wytrwałości w rozmowie z Bogiem”, innym
sposobie nawiązania do apostolstwa: „Jeżeli będziemy wytrwali, jeśli będziemy nalegać z całym przekonaniem,
że Bóg tego chce, to wszędzie, również w twoim otoczeniu, widoczne będą oznaki rewolucji chrześcijańskiej:
jedni poświęcą się Bogu, inni potraktują poważnie swoje życie wewnętrzne, a inni - bardziej ospali - zostaną
przynajmniej przebudzeni”.
55
Kardynał Sin, w Bulletin Today, Manila, 29 czerwca 1976 r.
54
79
80
Innym aspektem, również niekiedy opacznie rozumianym, jest znaczenie, jakie w
Prałaturze nadaje się intelektualistom. W rzeczywistości to znaczenie nie jest niczym innym
jak konsekwencją wymagania, aby każdy członek dał świadectwo życia tam, gdzie się
znajduje i faktu, że coraz więcej osób wykonuje pracę umysłową. Istnieje jednak inny powód,
o którym kardynał Poupard tak się wyraził: „Jakąż głębię ewangeliczną posiada apostolstwo
intelektualne!”. Kiedy młody ksiądz Josemaría Escrivá pisał te słowa w 978 punkcie swojej
książki Droga (pierwsze wydanie pochodzi z 1934 roku) kreślił program, któremu był wierny
przez całe swoje życie: dokładnie dlatego, że Opus Dei pragnie nieść wszystkim ludziom, ze
wszystkich
klas
społecznych,
orędzie
o
powszechnym
powołaniu
do
świętości
chrześcijańskiej poprzez pracę zawodową, Założyciel zawsze poświęcał największą uwagę
intelektualistom, tym, którzy pracują pośród idei i przekazują je innym, ponieważ dzisiaj jak
nigdy dotąd problemem nad problemami jest relacja Ewangelii wobec kultur, to znaczy
„inkulturacja kultury Ewangelii”56.
Jest także zrozumiałym, że Opus Dei, tak jak każda instytucja, która pragnie
kontynuować realizację sobie właściwego celu, prowadzi pracę z młodzieżą. I nie jest
frazesem twierdzenie, że młodzi są przyszłością. To, co zasadnicze i fundamentalne w
propozycji Opus Dei dla młodych, zostało w następujący sposób wyrażone przez Jana Pawła
II: „Wiem, że wy wszyscy, podążający za formacją, którą otrzymujecie w ośrodkach Prałatury
Opus Dei, staracie się poważnie szukać Chrystusa i kochać Go poprzez
zajęcia, które
wykonujecie w społeczeństwie”57.
Drugim aspektem apostolstwa, obok świadectwa życia, jest rozmowa. W relacjach
przyjaźni przychodzi moment, kiedy nie da się ominąć zasadniczych tematów. Życie ludzkie,
ograniczone, ciężkie i jednocześnie pasjonujące, jest nie do ukrycia. Apostolstwo to rozmowa
o Bogu, za pomocą zwykłych słów w normalnym codziennym dialogu, bez techniki, bez
stereotypowych sformułowań. Ta rozmowa, albo jest wylaniem życia osobistego,
przeżywanego w wierności Bogu - lub przynajmniej starania się o to - albo jest niczym.
Chodzi tu o kolejną starą prawdę ewangeliczną, bardzo często komentowaną przez Kościół.
„Zacznij od pokoju w tobie samym i w ten sposób będziesz mógł innych obdarzyć pokojem”
napisał św. Ambroży58. Rozmawiać o Bogu, ale w jakim celu? Również odpowiedź na to
pytanie jest tak wiekowa w Kościele, że może się wydać banalna. Rozmawiać o Bogu,
Kardynał Poupard, w Il Messaggero, Rzym, 26 czerwca 1990, a obecnie także w Asi le vieron (tak go
widzieli), Madrid 1992, s. 183.
57
Jan Paweł II, w L’Osservatore Romano, 17-18 kwietnia 1990.
58
Św. Ambroży, w: Antologia de textos, s. 102.
56
80
81
ponieważ nie ma innego wyjścia. Ponieważ Bóg jest Dobrem i dobro ze swej natury rozlewa
się, udziela się, daje się. Cały świat mówi o tym, co kocha. Usta mówią o tym, czego pełne
jest serce. To stare przysłowie cytowane jest przez Chrystusa (por. Mt 12,34). W Opus Dei,
podobnie jak w innych instytucjach chrześcijańskich, rozmowa o apostolstwie jest
koniecznością, zgodnie zresztą ze słowami św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił
Ewangelii!” (1 Kor 9,16).
To właśnie jest istotne w apostolstwie członków Opus Dei: jeśli nie ma przyjaźni, nie
może istnieć normalne, zwykłe apostolstwo. Apostolstwo przykładu można realizować, co jest
logiczne, również względem tych, którzy nie są przyjaciółmi. (Choć w rzeczywistości nie jest
takie proste wyobrazić sobie przyjęcie postawy dawania dobrego przykładu). Dawanie
dobrego przykładu, z punktu widzenia tego, kto to czyni, polega w rzeczywistości na wysiłku
jak najlepszego wykonywania swoich zadań i gotowości naprawiania pomyłek, których nigdy
nie zabraknie. Natomiast rozmowa pozwala ukazać nie tylko teorię, lecz także zaprezentować
w sposób przekonujący chrześcijański styl życia. Nie jako temat, o którym jedynie się mówi,
lecz jako rzeczywistość, która ma stać się życiem. W nauczaniu Soboru Watykańskiego II
„tego rodzaju apostolstwo nie polega jednak na samym tylko świadectwie życia. Prawdziwy
apostoł szuka okazji głoszenia Chrystusa również słowem, bądź to niewierzącym, by ich
doprowadzić do wiary, bądź wierzącym, by ich pouczać, umocnić i pobudzić do gorliwego
życia”59.
Można również wskazać trzeci aspekt w apostolstwie członków Opus Dei. Polega on
na umożliwieniu przyjaciołom, znajomym i innym osobom, które tego
zechcą,
uczestniczenia w formach formacji chrześcijańskiej, które organizuje Prałatura: w
medytacjach głoszonych przez księży, w dniach skupienia, we wspólnych spotkaniach, albo
też w kierownictwie duchowym otrzymywanym od kapłana Opus Dei, co nie koniecznie musi
oznaczać również spowiedź.
Uczestnictwo w tych zajęciach formacyjnych nie oznacza, że te osoby przygotowują
się do możliwego powołania. Jest prawdą, że zazwyczaj powołania do Opus Dei rodzą się w
tych środowiskach, a to z tej prostej racji, że w ten sposób dobrze poznaje się duchowość
Prałatury. Lecz również jest faktem, że tysiące osób biorą udział w tych zajęciach i nie są
członkami Opus Dei. Wielu jest współpracownikami, ale wielu nawet i to nie. Wystarczy
prosty fakt, aby to zrozumieć: w przeciągu roku na całym świecie, w miastach gdzie istnieją
ośrodki Opus Dei - albo nawet i tam, gdzie ich nie ma - organizowanych jest wiele tysięcy dni
81
82
skupienia i rekolekcji, co wcale nie oznacza, że biorą w nich udział setki tysięcy ludzi.
Natomiast liczba wszystkich członków Opus Dei wynosi 80.000.
Spośród tych trzech aspektów osobistego apostolstwa członków Opus Dei,
najważniejsze są dwa pierwsze: przykład życia i przyjacielska rozmowa. Sposób czy styl
apostolstwa każdego członka zależy po części od jego osobowości, od jego sposobu
docierania do innych, a przede wszystkim od łaski Bożej. Osobiste apostolstwo nie jest jakąś
techniką zdobywania przyjaciół Panu Bogu. Przyjaźń nie znika, jeśli ktoś nie chce nic słyszeć
o religii. Kwestie poważne, bogate w treść i życzliwość są o wiele bardziej giętkie niż to
wszystko. Jednocześnie są jednak zjawiskami prawie nie wytłumaczalnymi.
***
Według duchowości Opus Dei relacje międzyludzkie, a szczególnie praca, są środkiem
i okazją do owego osobistego apostolstwa, które w Prałaturze jest tak ważne. Członkowie
Opus Dei, jak większość ludzi, są zazwyczaj zależni w swojej pracy od innych. Olbrzymi
procent stanowią ci, którzy pracują w swoich domach - większość kobiet na całym świecie, w
zakładach prywatnych lub w urzędach administracji publicznej. Miejsce pracy, jakiekolwiek
by było, jest jedną z okazji do zawierania i rozwijania przyjaźni, a tym samym i do
apostolstwa.
Punkt widzenia wcale nie ulega zmianie, jeśli się pracuje we własnej firmie. Wcale nie
staje się ona „zakładem apostolstwa”, a na pewno nie zakładem Opus Dei. Zachowywane są
normalne prawa funkcjonowania działalności gospodarczej. Możemy zaś mówić o większym
obowiązku dawania przykładu życia pełnią cnót, zwłaszcza społecznych: sprawiedliwości,
uczciwości, serdeczności.
Nie należy jednak oczekiwać, że cały świat będzie zadowolony. Zawsze mogą
przydarzyć się błędy w zarządzaniu lub uchybienia moralne. Dlatego też nie trzeba się dziwić,
że w ramach zwyczajnych plotek ktoś zarzuci członkowi Opus Dei, że „będąc takim
katolikiem nie....” i tu cała lista zarzutów lub problemów. Wiadomo, że ludzie więcej
wymagają, nawet w znacznej dysproporcji, od tych, o których wiedzą, że traktują swoją wiarę
poważnie. Członkowie Opus Dei, którzy zajmowali stanowiska o społecznym prestiżu - jako
sędziowie, prokuratorzy, posłowie - nie raz doświadczyli, jak wokół nich narastały, nie
wiadomo skąd, plotki, posiadające to samo źródło. Rozsiewały je osoby, które czuły się
59
Apostolicam actuositatem, nr 6.
82
83
zawiedzione w swoich oczekiwaniach, mające zwyczaj zrzucać winę na kogoś szczególnie
rzucającego się w oczy. Dowiedziawszy się, że jedna
z osób, która brała udział w
podejmowaniu jakiejś decyzji - choć podjęto ją w gronie wielu innych - jest z Opus Dei,
właśnie tym usprawiedliwiają swoją frustrację. Niezależnie od tego, że rzeczy takie mogą
zdarzać się często, jest to pewnego rodzaju schemat nienormalnego działania, który trzeba
uświadomić sobie, stykając się z tego rodzaju plotkami.
W rzeczywistości nie jest to nic nowego ani niezwykłego. Jedynym sposobem,
odrobinę cynicznym, prowadzenia w takich sytuacjach spokojnego życia jest obojętność
wobec kwestii sumienia i problemów społecznych i mocne uchwycenie się starej zasady
„business is business”. Jeśli ktoś w nic nie wierzy, nikt nie będzie mógł mu zarzucić, że nie
jest wierny swoim przekonaniom. Wiele z problemów, na które napotykają niektórzy
członkowie Opus Dei, podobnie jak wielu innych wierzących, wypływa z odrzucenia cynizmu
lub pragmatyzmu jako sposobu postępowania.
Inni członkowie Opus Dei zakładają lub inicjują funkcjonowanie instytucji
naukowych, opiekuńczych i innych, często z pomocą osób, które nie należą do Prałatury. Jeśli
chodzi o status cywilny nie ma niczego, co różniłoby te zakłady od innych, może to, że
zazwyczaj nie są dochodowe i utrzymują się z darowizn prywatnych lub publicznych
subwencji. Działalność ta, zgodnie z założycielskim ukierunkowaniem, jest bezpośrednio
apostolska i w pełni profesjonalna. Zgodnie z duchem Opus Dei apostolat powinien
rozpoczynać się od poziomu zawodowego i naukowego. Nie oznacza to, że ta profesjonalność
jest na najwyższym poziomie we wszystkich przypadkach: zależy od środowiska danego
kraju, od możliwości oparcia się na ekspertach, od społecznego zapotrzebowania.
Nie można mówić, we właściwym tego słowa znaczeniu, że są to instytucje Opus Dei.
Nawet wówczas, kiedy kierownictwo duchowe, jedna z wielu rzeczy, które są opieką
duchową, powierzona jest księżom z Opus Dei. Prałatura nie jest właścicielem środków
ekonomicznych, ani też nie kieruje i nie kontroluje programów studiów, systemów nauczania
ani zarządzania.
Po dziś dzień w większości krajów wiele tych inicjatyw ma charakter wychowawczy.
Jakkolwiek przez opinię publiczną utożsamiane są z Opus Dei, to jednak z punktu widzenia
posiadania dóbr ani z racji oficjalnego i prawnego poparcia przez tę instytucję tak nie jest.
W pewnych konkretnych przypadkach Opus Dei wyraźnie bierze na siebie
odpowiedzialność za formację duchową i doktrynalną, która jest w tych instytucjach
udzielana. Mowa o korporacyjnych dziełach apostolskich. W wywiadzie udzielonym w 1967
83
84
roku czasopismu Palabra Założyciel Opus Dei nawiązał do domów akademickich, domów
rekolekcyjnych, ośrodków formacyjnych dla robotników i rolników, instytutów technicznych,
szkół podstawowych i średnich, ośrodków formacyjnych dla kobiet... „Te dzieła niewątpliwie
były i są ośrodkami promieniowania ducha chrześcijańskiego. Rozwijane i kierowane przez
świeckich traktowane są jako praca zawodowa wykonywana przez obywateli równych innym
wykonującym te same zadania, czy zawody. Przedsięwzięcia te, otwarte dla osób wszelkich
las i stanów uwrażliwiły szerokie warstwy społeczeństwa na konieczność dawania
chrześcijańskiej odpowiedzi na pytania, jakie stawia wykonywanie zawodu czy pracy w
ogóle.”60
Niekiedy można zauważyć pośród opinii publicznej pewne zainteresowanie tematem
finansowania dzieł korporacyjnych Opus Dei. Dla przykładu widać to w jednym z pytań
wywiadu, jakiego Założyciel Opus Dei udzielił korespondentowi New York Timesa. Prałat
Escriva odpowiedział wówczas, że „Każdy ośrodek finansuje się jak wszystkie inne mu
podobne. Na przykład domy akademickie uzyskują pieniądze z opłat wnoszonych przez
studentów; szkoły - z opłat, jakie uiszczają uczniowie; szkoły rolne uzyskują dochody ze
sprzedaży produktów rolnych i tak dalej.” I dodał: „Jasnym jest, że dochody te niemal nigdy
nie wystarczają na pokrycie wszystkich wydatków ośrodka, a tym bardziej kiedy się weźmie
pod uwagę fakt, że wszystkie przedsięwzięcia Opus Dei stworzone zostały dla celów
apostolskich i w swojej większości skierowane są do osób o ograniczonych dochodach, które
często płacą symboliczne sumy za wykształcenie, jakie otrzymują” 61
Nawiązał również do tego, że większość wkładu w utrzymanie tych dzieł pochodzi z
owoców pracy członków Opus Dei. Kończąc swoją wypowiedź stwierdził, że aby utrzymać
się, owe ośrodki muszą uciekać się do pomocy ekonomicznej wielu osób: „Finansowanie
każdego ośrodka jest autonomiczne. Każdy z nich działa niezależnie i stara się poszukiwać
potrzebnych funduszy wśród osób zainteresowanych konkretną pracą”.
Kierowane przez świeckich, zwykłych obywateli; składające się zarówno z członków
Opus Dei, jak i wielu innych osób; podporządkowane normalnemu prawodawstwu cywilnemu
danego kraju; będące własnością spółek cywilnych; utrzymywane ze źródeł prywatnych lub
zwyczajnych subwencji przeznaczonych dla ośrodków tego typu: łatwo zrozumieć, że te
inicjatywy nie są „katolickie”, w znaczeniu „kościelne”. Są katolickie, ale w teologicznym
60
61
Rozmowy....nr 18.
Rozmowy..., nr 51.
84
85
znaczeniu: ponieważ nauka głoszona w ośrodkach wychowawczych, a ogólnie realizowane
przedsięwzięcia przyczyniają się do szerzenia chrześcijańskich wartości w społeczeństwie.
Łącznie we wszystkich krajach, w których działa Prałatura, istnieją setki dzieł
korporacyjnych. Gdyby zorganizować prezentację tych ośrodków, przeznaczając na każdy z
nich cztery lub pięć linijek, powstałaby wielostronicowa książka i panorama, która słusznie
robiłaby wrażenie. Z tego, co wiadomo, Prałatura nigdy nie zleciła wykonania takiego dzieła.
W rzeczywistości ośrodki te nie tworzą jednej sieci, lecz raczej sumę różnych inicjatyw,
realizowanych według rozmaitych kryteriów zawodowych i całkowicie niezależnych z
finansowego punktu widzenia.
Istnieje jeszcze bardziej poważny powód takiego stanu rzeczy. Nawet, jeśli pominie
się ducha zbiorowej pokory, który broni przed chełpliwością, całościowe przedstawienie dzieł
apostolskich Prałatury mogłoby sprawić wrażenie, że celem Opus Dei jest zakładanie
ośrodków wychowawczych, pomoc społeczna i dobroczynność. A tak nie jest: celem Opus
Dei jest „pomagać osobom, które żyją pośród świata - ludziom zwyczajnym, ludziom z ulicy prowadzić życie w pełni chrześcijańskie, nie zmieniając biegu ich życia, ich codziennej pracy,
czy też świata ich marzeń i pragnień.”
62
Bez wątpienia bardziej zapisują się w zbiorowej
pamięci ośrodki, które posiadają swoją konkretną siedzibę, lecz Opus Dei pozostałoby sobą,
także gdyby zabrakło tych instytucji. Nie byłoby to zaś Opus Dei, gdyby w zwyczajnej
działalności społecznej nie istniała praca jego członków, zmierzająca do rozpropagowania
powszechnego powołania do świętości i apostolstwa.
***
W ostatnich dziesięcioleciach rozpowszechniła się w niektórych środowiskach
Kościoła katolickiego idea, według której jakakolwiek forma apostolstwa, która nie byłaby
zwykłym świadectwem życia jest nieuprawnionym wtargnięciem w intymność drugiego
człowieka. Według tej postawy instytucja, która zechce tak po prostu rozprzestrzenić się i,
jeśli to możliwe, przyczynić się do podniesienia poziomu duchowego społeczeństwa, w
którym
istnieje,
narażałaby
na
niebezpieczeństwo
między
innymi
ekumenizm.
Prawdopodobnie rozszerzenie owych „antyapostolskich” poczynań sprawiło, że w wielu
krajach zmniejszyła się liczba powołań kapłańskich i zakonnych.
62
Rozmowy..., nr 24.
85
86
Niechęć wobec żywego i aktywnego apostolstwa nie znajduje poparcia w Ewangelii, w
tradycji Kościoła ani we współczesnym nauczaniu, jak choćby w pismach Soboru
Watykańskiego II czy w dokumentach ostatnich Papieży. Przeciwnie, zarówno w konstytucji
Lumen gentium, jak i w dekrecie Apostolicam actuositatem odnajdziemy mocne i przemyślane
zaproszenie do apostolstwa. Wystarczy jeszcze raz zacytować tekst tego dekretu, w którym w
szczególny sposób podkreślono zasięg apostolstwa: „Wszystkim zatem wiernym nałożony
zostaje wspaniały obowiązek przyczyniania się do tego, aby wszyscy ludzie na całym świecie
poznali i przyjęli boskie orędzie zbawienia”63.
Papież Paweł VI poświęcił temu zagadnieniu cały dokument, Evangelii nuntiandi. W
swoim krótkim pontyfikacie Jan Paweł I powiedział już w pierwszym orędziu: „Chcemy
przypomnieć całemu Kościołowi, że ewangelizacja pozostaje jego głównym zadaniem”64. Zaś
Jan Paweł II praktycznie bez przerwy kładzie nacisk na rechrystianizację Europy i całego
świata, a sam daje przykład poprzez swoje liczne pielgrzymki. Ostatnim, najważniejszym
dokumentem o apostolstwie jest encyklika Redemptoris missio z 1991 r.
Cechą charakterystyczną Opus Dei, od początku jego istnienia, jest świadomość
pilności apostolstwa. Patrząc z boku i z pozycji człowieka niewierzącego instytucja ta może
wydawać się niezwykle aktywna, prawie obsesyjnie rozrastająca się. Zgodnie z duchowością
Opus Dei to rozrastanie się jest bezpośrednią konsekwencją celu instytucji: rozszerzyć
chrześcijańską drogę świętości pośród świata. A ponieważ oznacza to, że powołanych jest
wielu - w zasadzie wszyscy, to nic w tym dziwnego, że apostolstwo jest nieprzerwane.
Ta cecha, jakkolwiek nie jest właściwa jedynie dla Opus Dei, musiała zwracać uwagę
w środowiskach, w których rozpowszechniła się wcześniej wspomniana mentalność
„antyapostolska”. Opus Dei było i jest mocno atakowane za działalność apostolską. Ataki te
pochodzą od tych, którzy paradoksalnie chcieli narzucić apostolstwo antyapostolstwa.
Kiedy dokona się głębszej analizy krytyk, z którymi spotkało się Opus Dei ze względu
na swój apostolski charakter, zdumiewa upór w nierespektowaniu wolności drugiego
człowieka. Nie chodzi o to, że nie podziela się pewnych sposobów apostolstwa,
praktykowanych przez Opus Dei. Raczej dąży się do uniemożliwienia mu działania, choćby
przez zdyskredytowanie go w oczach opinii publicznej. Stąd też na przykład u niektórych
krytyków nieukrywana radość w przypominaniu, że Opus Dei nie zdołało zrealizować
pewnych projektów inicjatyw apostolskich.
63
64
Apostolicam...., nr 3.
L’Osservatore Romano, 28 sierpnia 1978.
86
87
W tym kontekście cytowane jest czasami niepowodzenie projektu założenia college’u
w Oxfordzie na początku lat sześćdziesiątych. Chodziło po prostu o to, aby na terenie
słynnego uniwersytetu istniał college dostępny dla wszystkich, nie tylko dla katolików,
kierowany przez naukowych pracowników uniwersytetu, spełniający wymagania akademickie.
W rzeczywistości nie jest trudno zrozumieć, że w Oxfordzie, jak w każdym innym miejscu,
konkurencja jest korzystna. W Oxfordzie jednak zrodził się sprzeciw, w pewnym sensie
zrozumiały, gdyż pochodził on od osób, które kurczowo trzymały się tradycjonalnej
przeszłości. Inicjatywa, pomimo gwarancji, jakie ten projekt posiadał, została uznana za
niebezpieczną innowację.
W innych podobnych przypadkach, wcale nie tak licznych, odnotowano podobne
podejrzenia. Dotyczyło to nie tylko Opus Dei, ale według krytyków ono jest „bardziej
niebezpieczne”. Dlaczego? Być może gdyby członkowie Prałatury żyli oddzielnie, gdyby nie
kierowali się pragnieniem przekazywania swojego powołania, gdyby zamknęli się za klauzurą
albo poświęcili się wyłącznie działalności doczesnej, ataki zmniejszyłyby się. Lecz rzecz w
tym, że zgodnie z duchowością Opus Dei, jego członkowie działają apostolsko w swoim życiu
codziennym: „Błędem jest myśleć, że apostolstwo sprowadza się do dawania świadectwa
poprzez kilka pobożnych praktyk. Ty i ja jesteśmy chrześcijanami, ale równocześnie - nie
przestając być nimi ani na chwilę - jesteśmy obywatelami i pracownikami o określonych
zadaniach, które musimy wykonać w przykładny sposób, jeśli chcemy się uświęcać”65.
Można zrozumieć, że istnieją formy duchowości, które rezygnują z pewnych działań w
imię miłości do Chrystusa i aby dać świadectwo, że ten świat nie jest dla człowieka czymś
ostatecznym. Jednak istnienie tych form duchowości, które stanowią o bogatej różnorodności
w Kościele, nie jest sprzeczne z innymi możliwymi. Założenie Kościoła przez Chrystusa
wiąże się z faktem powierzenia go Piotrowi i pozostałym apostołom. To ostatnie słowo
oznacza „posłany” i współtworzy sens życia chrześcijańskiego. Formy apostolstwa mogą być
różnorodne, im więcej, tym lepiej, lecz jego istotą jest zawsze posłanie „idźcie i nauczajcie
wszystkie narody”(Mt 28,19). Bez tego nie byłoby Kościoła.
65
Przyjaciele Boga, nr 61.
87
88
ROZDZIAŁ V
ŻYCIE CODZIENNE W OPUS DEI
1. Atmosfera normalności
Opierając się na artykułach, reportażach i książkach poświęconych Opus Dei trzeba
stwierdzić, że wyjaśnienia dotyczące Prałatury, które do tej pory zostały opublikowane, nie są
wystarczające. Jeśli odłożymy na bok krytykę na śmierć i życie, to wydaje się, że najbardziej
niepokoi odpowiedź na dwa następujące pytania: Czym w rzeczywistości zajmują się
członkowie Opus Dei? Czy mamy tu do czynienia z konserwatywną grupą politycznoekonomiczną, która działa w ukryciu?
Podejrzenia mogłyby być jeszcze gorsze. W dziejach ludzkości wielu osobom
przyklejano etykietki z napisami w rodzaju „ludożerstwo niemowląt”, „składanie w ofierze
dziewic”, „ryty orgiastyczne”, „potajemne zabójstwa”, „zatruwanie wód”, „kontakty z
duchami nieczystymi”... W gruncie rzeczy schemat wszystkich polowań na czarownice, jakie
odnotowała historia, jest ten sam: grupa osób - zamknięta, ponieważ ktoś nadał im takie
miano - jest oskarżana o całą serię przestępstw i zbrodni, prawie zawsze o podobnym
charakterze.
Oskarżenie Opus Dei o ukrywanie się dotarło nawet, jak to potem zobaczymy, do
włoskiego parlamentu. Minister spraw wewnętrznych oświadczył publicznie w
osiemdziesiątym szóstym roku, że Opus Dei jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje.
Kwestia tego, czym w rzeczywistości zajmują się członkowie Opus Dei, budzi mniej
emocji. Zazwyczaj interesują się tym krewni, przyjaciele i znajomi członków Opus Dei osoby o dobrej woli, które jednak z różnych powodów nie zdołały do końca zrozumieć, o co
chodzi. Zwykle wybierają łatwą drogę rozwiązania problemu i to, czego nie rozumieją
nazywają dziwactwem. Myślą, że jeśli istnieje nazwa, w dodatku po łacinie - Opus Dei, to
wszyscy członkowie będą nią oznaczeni. Jeśli znajdą coś odmiennego, a musi być coś
odmiennego, jeśli mówimy o osiemdziesięciu tysiącach wobec pięciu miliardów ludzi, to jest
rzeczą logiczną, że zaczną zadawać pytania w rodzaju: z czego żyją, gdzie, co jedzą, jak się
ubierają, i tym podobne.
Dla członka Opus Dei odpowiedź na podobne pytania stanowi już pewną zasługę, bo
tłumaczenie rzeczy oczywistych zawsze kosztuje. Istnieją wyjaśnienia na temat Opus Dei w
publikacjach napisanych przez członków tej instytucji: że żyją ze swojej pracy, jak wszyscy;
że w większości żyją w rodzinach, w których przyszli na świat lub które założyli; że każdy
żyje na poziomie dla niego możliwym, raczej oszczędnie, ponieważ obok własnego
88
89
utrzymania, powinien starać się wesprzeć inicjatywy apostolskie, które ciągle są deficytowe i
tak dalej.
Trudno coś dodać na ten temat. Zagadnienia te są tak proste, jak te w rodzaju: jak w
ogóle żyją ludzie? jak żyją katolicy? To samo można by powiedzieć o każdej grupie religijnej,
kulturalnej, rasowej.
2. Konkretne życiorysy
Wśród tych, którzy napisali książki o Opus Dei znajduje się australijski dziennikarz,
William West. Podjął on trud podróży, aby przeprowadzić wywiady z osobami należącymi do
Prałatury w Europie, Ameryce, Afryce i Azji, nie pomijając oczywiście własnego kraju.
Wynikiem tego sondażu jest książka Opus Dei. Exploding a Myth1. West rozmawia na
przykład z nowojorczykiem z Bronxu, który pracował jako broker na Wall Street, a potem
przyjął święcenia kapłańskie; z licznymi Japończykami, którzy założyli rodziny i pracują w
różnych firmach, jak wiele milionów ich rodaków; z inżynierem z Kenii; z hiszpańskim
taksówkarzem; z hotelarzem z Dublina, z meksykańskim rolnikiem. Książkę czyta się
przyjemnie, lecz kiedy chodzi o odpowiedź na pytanie: „co oznacza dla pana Opus Dei?”,
wyjaśnienia są bardzo podobne.
Zagadnienie to przedstawia się następująco: z jednej strony codzienne życie,
niezależnie od miejsca, stało się już dosyć podobne, a może działo się tak zawsze. To, co inne
dla każdego człowieka, jego konkretne warunki pracy, zamiłowania, pomysły interesują
prawie wyłącznie jego samego, a co najwyżej, jak w znanym żarcie, jeszcze jego babcię.
Chyba, że potrafi o tym wszystkim barwnie opowiadać. William West mógł równie dobrze
umieścić w swojej książce rozmowy z innymi członkami Opus Dei, którzy są księgowymi,
pielęgniarkami, profesorami, spawaczami, zamiataczami ulic, urzędnikami, planistami,
artystami cyrkowymi, malarzami, aktorkami, kierowcami ciężarówek, psychologami,
kelnerami, drukarzami, listonoszami, lekarzami i czym tylko dusza zapragnie. A wynik tych
rozmów nie różniłby się od tego, o czym mogłoby opowiedzieć większość księgowych,
pielęgniarek, profesorów, spawaczy.... w jakimkolwiek miejscu na świecie.
W ankiecie Westa prawie wszyscy pytani starają się podkreślić to samo: że chodzi o
pragnienie uświęcenia pracy, którą wykonują. Dla jednych ta forma przeżywania życia
chrześcijańskiego niesie ze sobą właściwe uporządkowanie codzienności. Dla innych większą
troskę o innych i nie zamykanie się w sobie. Jeszcze inni podkreślają, że dzięki tej drodze
pojawia się głębszy sens, który wiąże ze sobą małe codzienne działania. Pewna Meksykanka
tak opowiada: „Kiedy się budzę, ofiarowuję dzień Bogu i w ciągu dnia ponownie ofiarowuję
Mu to, co jest trudne i to, co dla niektórych nie ma znaczenia, jak choćby postawienie rzeczy
na swoim miejscu”2. Zaś Hiszpanka, z zawodu sędzia, mówi: „Opus Dei nauczyło mnie
1
2
William West, Opus Dei. Exploding a Myth, Sydney 1987.
Opus Dei. Ficcion y realidad, s. 117.
89
90
kochać ludzi czynami, miłować i szanować cały świat. Najprościej jest pozbyć się tych, którzy
stwarzają ci problemy. Najtrudniej zaś jest pomagać im, aby wyprostowali ścieżki swojego
życia”3.
Nie byłoby rzeczą trudną, za pomocą szerszej ankiety niż ta, jaką przeprowadził West,
zebrać wypowiedzi tysięcy osób, na temat ich osobistego życia i związków z Opus Dei.
Wynik powtarzałby się chyba, że wyszukano by dziwne zdarzenia i anegdoty, coś w rodzaju
księgi Guinessa. Lecz wówczas nie byłoby to nic z tego, co charakteryzuje członków Opus
Dei.
Być może teraz łatwiej będzie wyjaśnić istotę tej kwestii. Otóż przynależenie do Opus
Dei nie oznacza prowadzenie określonego trybu życia, lecz wysiłek ucieleśnienia danej
duchowości w konkretnych warunkach życia każdego z nich. Dlatego też jest zrozumiałym, że
te konkretne uwarunkowania - nawet jeśli są bardzo ciekawe dla samych zainteresowanych niewiele wnoszą do poznania Opus Dei. Co więcej, kiedy ktoś usiłuje opowiedzieć
jednocześnie, jak wyglądają konkretne warunku życia i przynależność do Opus Dei, może
wprowadzić rodzaj „czynnika zniekształcającego”. Jest to tak istotne, że nic nie stracimy
zatrzymując się trochę przy tym.
3. „Osobliwość nie bycia dziwnym”
Może się wydawać dziwnym, że dla wyjaśnia choć trochę tego wszystkiego,
odwołamy się do przykładu z fizyki kwantowej. Każdy niech odczytuje to jak chce, ale
przykład ten może być przynajmniej pewnym elementem przyciągającym uwagę.
W fizyce wiadomo od niedawna, choć prawie zawsze tak przypuszczano, że
obserwacja zmienia zjawisko. Coś podobnego dzieje się ze zjawiskami społecznymi,
religijnymi, duchowymi... I także z Opus Dei. W rzeczywistości istnieje coś w fakcie bycia z
Opus Dei, co przez porównanie można by nazwać „kwantowym”. Porównanie zakłada pewną
znajomość zjawiska fotonów, impulsów światła, zgodnie z fizyką kwantową.
W kilku słowach można powiedzieć, opierając się na fizyce kwantowej, że foton, czyli
cząsteczka bez masy, ukazuje się niekiedy jako fala, a innym razem jako cząsteczka. Richard
Feynman, laureat nagrody Nobla w 1985 roku, pisze w jednej ze swoich popularyzujących
książek, że kiedy powrócił ze studiów w Massachusetts Institute of Technology, jego ojciec,
który od dzieciństwa wpajał mu naukowe zacięcie, powiedział mu: „Jeśli dobrze rozumiem,
kiedy atom przechodzi z jednego stanu w drugi, wytwarza cząsteczkę światła nazywaną
fotonem. Tak jest - odpowiedziałem mu. Wówczas mówi mi: A foton jest już wcześniej w
atomie? Nie, fotonu nie ma wcześniej. W takim razie - powiada mi - skąd się bierze?”4.
Według Feynmana fotony stwarzane są dokładnie przez ruch elektronu, lecz oczywiście przez
„stworzony” nie można tu rozumieć tworzenie czegoś ex nihilo, z niczego. Foton, choć nie
3
4
Opus Dei. Ficcion y realidad, s. 89.
R. Feynman, Que te importa lo que piensen los demas? (Co cię obchodzi, co myślą inni), Alianza, Madrid 1990, s. 23.
90
91
pojawia się, istnieje już w możliwościach materii. To, co wcześniej istniało, choć nie było
tego widać, nagle można zobaczyć, a ujrzane jako fala przestaje być widziane jako cząsteczka.
Dla fizyki kwantowej wszechświat jest właśnie taki, kiedy obserwuje go w wymiarach
mikroskopijnych. Pozostawiając na boku poważne wnioski, można zastosować tę metodę
pomiaru materii jako porównanie pomocne w zrozumieniu innych złożonych zjawisk. Na
przykład, określenie „konkretne życie człowieka, który jest członkiem Opus Dei” jest jakby
fotonem, który jeśli jest oglądany jako cząsteczka, nie może być jednocześnie widzialny jako
fala. To znaczy, że kiedy podkreśla się jeden aspekt, inny staje się niewidoczny. Kiedy
podkreśla się aspekty życia konkretnego, to daje się zauważyć, że jest to takie samo życie jak
innych ludzi. Jeśli wskazuje się na przynależność do Opus Dei, to opinii publicznej wydaje
się, jakby dodano coś, czego nie widać w życiu innych ludzi.
Ta kwantowa właściwość jest trudna do zrozumienia od zaraz, podobnie jak fizyka
kwantowa, mimo że jej zastosowania zrewolucjonizowały w naszym wieku wiele aspektów
życia codziennego. Jedynie za pomocą przenośni, kalamburów i innych figur retorycznych - to
znaczy walcząc z językiem - można coś zrozumieć. Dlatego też bardzo „kwantowe” jest
określenie, którym często posługiwał się Założyciel Opus Dei, chcąc wyjaśnić zwyczajny
cywilny status członków Prałatury: „osobliwość nie bycia dziwnym” (Lo raro de no ser raro
bł. Escrivá wykorzystywał grę słów, dosłownie dziwność nie bycia dziwnym –tłum.).
Zwykłe, codzienne życie członków Opus Dei nie prowadzi do zwyczajów czy postaw,
które według utartych wyobrażeń stanowią sposób postępowania osób bardzo religijnych. Styl
Opus Dei nie jest ani pompatyczny ani fundamentalistyczny. W domu człowieka
posiadającego rodzinę, a będącego członkiem Opus Dei, nie zobaczy się - jeśli to on czy ona
są tymi, którzy o tym decydują - obrazów religijnych na wszystkich ścianach. Do tego domu
nie będą często przychodzić kapłani, a przynajmniej nie kapłani Opus Dei. Praktyki życia
chrześcijańskiego, jak modlitwa różańcowa, nie są narzucane, lecz dobrowolne.
W ośrodkach Opus Dei od początku panuje styl rodzinny. Ponieważ związanie się z
Opus Dei zakłada dobrowolność ciągle odnawianą - ten, kto nie chce być, odchodzi atmosfera emocjonalna ośrodka jest typowa dla zgodnej rodziny. Ma to również charakter
kwantowy. Stereotypowy ośrodek instytucji duchowej ma szczególny charakter: jest
zaniedbany i podobny do wszystkich innych na świecie, bez względu na miejsce i czasy.
Wygląda na to, że niektórzy z tych, którzy wiecznie się gorszyli widząc, że ośrodki Opus Dei
są zadbane -podobnie jak domy średnio sytuowanych, normalnych rodzin w jakimś
konkretnym miejscu - chcieli utożsamić to, co chrześcijańskie z bylejakością.
Kiedy ktoś poznaje Opus Dei, często pojawiają się owe zjawiska, które tu, posługując
się językiem obrazowym, nazywane są „kwantowymi”. Dla przykładu praca wydawała się
zabierać czas modlitwie, lecz tak nie jest, jeśli wiadomo, że to praca staje się modlitwą
właśnie wtedy, kiedy jest trudna i solidna. Fakt ten nie zwalnia od tego, aby przeznaczyć
konkretny czas na modlitwę: modlitwę, która może być okazją do ciężkiej pracy.
91
92
Ten kwantowy charakter najczęściej pojawia się wówczas, kiedy próbuje się
zrozumieć wrażenie tajemniczości, które może sprawić sposób zachowania członków Opus
Dei, nawet na osobach życzliwie nastawionych. To wrażenie wynika z praktycznej
niemożliwości równoczesnego dostrzeżenia czyjegoś życia jako „zwyczajnego życia” i jako
„poważnego wysiłku walki o świętość”. To ostatnie większość ludzi uważa za rzecz
nadzwyczajną. To jeszcze nie wszystko: nawet jeśli miary stosowane w zrozumienia
duchowości zostałyby poszerzone, to członek Opus Dei nie mógłby głośno obwieszczać
swojego powołania, gdyż właśnie do istoty jego powołania należy nie przechwalanie się nim.
Na co dzień rzeczy są stereotypowo utożsamiane z ich etykietami. Umieszcza się na
drzewie tabliczkę: „cedrus atlantica”, a przecież cedr jest nim również i bez tabliczki, a istniał
w całej swojej okazałości zanim ktokolwiek nadał mu nazwę. Lecz jeśli pożyteczne jest
umieszczenie napisów na cedrach w ogrodzie botanicznym, to już zbytecznym byłoby
umieszczanie ich na wszystkich istniejących drzewach. Drzewo poznaje się bardziej przez
jego owoce niż przez tabliczkę (wiekowe doświadczenie ludzkości, które Chrystus zastosował
w swoim nauczaniu). Chrześcijanie, jeśli zdecydują się zaangażować w życie Ewangelią, są
wolni, mogą wybrać habit lub życie na wysokim słupie. Mogą też nie chcieć nosić szyldu: nie
po to, aby coś ukryć, lecz ponieważ rzeczy są, czym są i bez napisów.
Jest rzeczą zrozumiałą, że wobec oskarżenia o tajemniczość Opus Dei nie może wiele
zdziałać poza tym, że je odrzuca. W całej historii Opus Dei nie zanotowano żadnego
przypadku publicznej reklamy tej instytucji. Wobec problemu, jakim jest oskarżenie o
tajemniczość, każda instytucja odpowiedziałaby prawdopodobnie kampanią reklamową. Po
jakimś czasie opinia publiczna byłaby przesycona informacjami. Ale Opus Dei, będąc częścią
życia i powszechnego prawa Kościoła, nie może reklamować się, ponieważ byłoby to
sprzeczne z jednym filarów, na których się opiera: pragnieniem wspólnotowej pokory.
Paradoksalnie to pragnienie może być interpretowane czasami jako brak pokory, jako
pyszałkowatość. W praktykowaniu pokory wszystko jest bardzo subtelne. Im człowiek więcej
się chełpi, tym bardziej staje się znanym, a kto nie chciałby popisywać się nawet zamiarem
bycia człowiekiem prawym, może spotkać się z zarzutem dążenia do tajemnych celów.
Ten sposób bycia, paradoksalnie złożony z dwóch przejawów prostoty, nieustannie
rozumiany jest opacznie. Ukryta strona będzie uznawana za pragnienie pozostania w cieniu.
Widoczne oblicze za pragnienie okazałości. Cóż, jest to nieuniknione, według starego
powiedzenia „połowa świata zajmuje się krytykowaniem drugiej połowy”.
Być może teraz będzie zrozumiałym, dlaczego codzienne życie w Opus Dei jest sumą
konkretnych działań jego członków w różnych krajach i kulturach, w nauce, w poszukiwaniu
pracy, w wykonywaniu zawodu, na emeryturze. To dodawanie jednak, poza tym, że ma
wspólny mianownik przeżywanej na serio duchowości, nie różni się niczym od sumy działań
jakiejkolwiek innej grupy osób.
92
93
Mimo wszystko niektóre środki masowego przekazu wydają się okazywać pewną
skłonność do poszukiwania informacji na temat szczegółów z życia członków Opus Dei. A
kiedy zdają sobie sprawę, że ci żyją tak, jak inni ludzie w jakimkolwiek miejscu na świecie,
ciekawość zmienia obiekt swego zainteresowania: chcą wiedzieć, co czynią jako Opus Dei.
Wbrew temu, co niekiedy pisano, Opus Dei nie tylko nie ma żadnego interesu w
zamykaniu się, lecz w sposób czynny stara się, aby powiększyła się liczba jego członków.
Kolejne strony tej książki powstały jako suma osobistego doświadczenia autora i tego, co
pojawiło się w różnych środkach masowego przekazu od początku lat sześćdziesiątych do
dzisiaj.
4. Jak dostać się do Opus Dei
W jaki sposób można stać się członkiem Opus Dei? W rzeczywistości to wstępne
pytanie brzmi inaczej: kto może należeć do Opus Dei? Odpowiedź jest następująca: wszyscy
mężczyźni i kobiety, którzy ukończyli siedemnaście lat - gdyż pierwsze czasowe przyjęcie nie
nastąpi wcześniej niż w osiemnastym roku życia; stanu wolnego, posiadający rodziny,
owdowiali; świeccy lub księża - lecz nie zakonnicy, ani też nie ci, którzy odbyli nowicjat
zakonny; ci, którzy otrzymali od Boga specjalne powołanie5.
Wykluczenie tych, którzy mieli do czynienia, choćby czasowo, z powołaniem
zakonnym, usprawiedliwione jest bardzo praktycznym powodem: nie sprawiać pozorów, że
powołania do Opus Dei wzrastają na polu uprawianym przez innych. Natomiast, jeśli przy
okazji apostolstwa prowadzonego przez Opus Dei odkryje się osoby z powołaniem zakonnym,
dokłada się starań, aby poszły tą drogą. Wykluczenie to nie oznacza w żadnym przypadku
wrogości. Objawia się tym, że osoby zakonne, a nawet całe zakony, mogą być
współpracownikami Opus Dei. Tak dzieje się z wieloma klasztorami.
Włączenie do Opus Dei wymaga otrzymania powołania Bożego, a co za tym idzie
poważnego zobowiązania na całe życie. Skąd jednak wiadomo, że ma się to powołanie?
Najprościej objawia się to tym, że osoby, które nawiązały kontakt z członkami Prałatury,
poznają duchowość Opus Dei i w końcu zadają sobie pytanie, czy także one są powołane.
Tymi, którzy ostatecznie oceniają, czy daje się rozpoznać początki powołania, są dyrektorzy
Opus Dei. W rzeczywistości jest to samo Opus Dei, gdyż dyrektorzy, jak to później
zobaczymy, nie są nimi na stałe. Osoby, które pragną przyjęcia do Opus Dei, proszą o to. Bez
wyraźnej, osobistej prośby nie można do niego należeć. Wolność panuje więc po obu
stronach: po stronie tego, kto chce wstąpić do Opus Dei i po stronie Prałatury, która może go
przyjąć lub odmówić mu.
Jeśli uznaje się, że jest to autentyczne wezwanie, powołanie Boże, nie potrzebne są
cechy ludzkie, które zazwyczaj uważane są za pożądane do bycia członkiem Opus Dei. Można
Por. Estatutos (Statuty), nr 20, odnośnie warunków przyjęcia (Tekst Estatutos znajduje się na końcu książki El itinerario
juridico del Opus Dei).
5
93
94
przynależeć do Opus Dei począwszy od osiemnastego roku życia, bez limitu wieku; będąc
zdrowym lub chorym; mając wykształcenie podstawowe lub wyższe; jakiekolwiek uczciwe
stanowisko lub zawód, począwszy od niewykwalifikowanego robotnika, a skończywszy na
laureacie Nagrody Nobla z astrofizyki. Oczywiście konieczna jest dostateczna świadomość,
aby wiedzieć na czym polegają obowiązki wynikające z powołania. I trzeba oczywiście
znajdować się w stanie, który pozwala posługiwać się osobistą wolnością.
Sposób, w jaki w większości przypadków pojawiają się nowi członkowie Opus Dei,
jest łatwy do opisania: poprzez swoje kontakty z członkami Opus Dei, z którymi łączą ich
związki rodzinne lub przyjaźń. Oznacza to, że Opus Dei nie prowadzi zbiorowego lub
grupowego naboru powołań. Zazwyczaj osoba, której przedkłada się możliwość bycia
członkiem Opus Dei, od wielu już lat zna Prałaturę i utrzymuje kontakty z jej członkami.
Włączenie do Prałatury dokonuje się poprzez kontrakt pomiędzy Prałaturą i wiernym
świeckim, który z pełną wolnością tego pragnie. Zobowiązanie zaciąga się poprzez oficjalną
deklarację, dwustronną, wobec dwóch świadków. (Nie mówimy tu o kapłanach, oni przyjmują
święcenia kapłańskie po dostatecznie wielu latach bycia członkiem świeckim Opus Dei).
Kościół w deklaracji Kongregacji Biskupów sprecyzował, że przyłączenie nie
dokonuje się na mocy ślubów. Ten brak ślubów był od początku wyraźnym życzeniem
Założyciela Opus Dei. Prawodawstwo kanoniczne Kościoła, jak również brak jasności co do
statutu świeckich sprawiły, że przez lata członkowie Opus Dei zmuszeni byli do składania
ślubów prywatnych, podobnych, jakie można czynić z pobożności. Przekształcenie Opus Dei
w Prałaturę wyjaśniło wreszcie tę sytuację: związek pomiędzy Prałaturą a jej członkami jest
kontraktowy, nie jest związkiem konsekrowanym. Poprzez włączenie do Prałatury status
wiernego nie ulega zmianie z punktu widzenia prawa kanonicznego. Nadal jest się tym, kim
jest każdy wierny, po prostu zwykłym obywatelem, osobą świecką.
W deklaracji kontraktowej zainteresowana osoba wyraża swój zamiar poświęcenia się
poszukiwaniu świętości i apostołowania zgodnie z duchowością Opus Dei oraz zobowiązuje
się (na rok z możliwością przedłużenia lub w pewnych przypadkach na całe życie) do
pozostawania pod jurysdykcją Prałata i pozostałych kompetentnych władz Prałatury w celu
poświęcenia się jej szczególnemu celowi oraz do wypełniania obowiązków, które wynikają z
faktu bycia numerariuszem, przyłączonym lub supernumerariuszem Opus Dei i do
przestrzegania norm, którymi kieruje się Prałatura w tym, co odnosi się do sposobu jej
zarządzania, duchowości i apostolstwa.
Rzuca się w oczy nacisk położony na klarowność pojęć i zakresy obowiązków. W
deklaracji kontraktowej nie ma więc niczego, co nie dotyczyło by sprecyzowanych celów
Prałatury.
Od momentu czyjegoś przyłączenia Prałatura, reprezentowana przez dyrektora,
zobowiązuje się do zapewnienia tej osobie formacji doktrynalnej, duchowej, ascetycznej i
apostolskiej, jak również do szczególnej opieki duszpasterskiej ze strony swoich kapłanów
94
95
oraz do wypełnienia pozostałych zobowiązań wobec swoich wiernych, które określone są w
normach, jakimi kieruje się Prałatura6. W gruncie rzeczy chodzi o rzecz bardzo prostą:
zważywszy, że celem Prałatury jest rozpowszechnianie świętości pośród świata przez
wykonywanie własnej pracy zawodowej, instytucja ta zobowiązuje się do zapewnienia
duchowej i formacyjnej opieki, tego treningu w życiu wewnętrznym i w apostolstwie. I do
niczego więcej. Zajęcia zawodowe, rodzinne, społeczne i wszystkie inne członków Prałatury
pozostają zależne wyłącznie od nich samych.
Jak długo trwają te zobowiązania? Większość wiernych Prałatury, którymi obecnie są
członkowie supernumerariusze, zachowuje członkostwo czasowe, na jeden rok, odnawiane w
święto św. Józefa. Nie oznacza to wcale, że z punktu widzenia życia wewnętrznego
powołanie nie jest na całe życie. Lecz prawnie procedura czasowego odnawiania wydała się
bardziej odpowiednia. Kiedy członkowie supernumerariusze znajdują się w dyspozycji
wewnętrznej i dysponują odpowiednim czasem do większego zaangażowania się w pracę
Prałatury, proszą o ich ostateczne włączenie. Może się ono dokonać także ze względu na ich
podeszły wiek albo w niebezpieczeństwie śmierci.
Członkowie numerariusze i przyłączeni - wkrótce będzie o nich mowa - odnawiają w
ciągu kolejnych pięciu lat członkostwo czasowe. Po ich upływie, to znaczy mając
przynajmniej dwadzieścia trzy lata, albo dokonują ostatecznego przyłączenia się, albo
przestają być wiernymi Prałatury, mogąc zostać od tej chwili jej współpracownikami.
Akty odnowienia lub inkorporacji są indywidualne, nie zbiorowe. Nie mają żadnej
uroczystej oprawy i mogą być dokonane w każdym zwykłym, godnym miejscu, nie koniecznie
w miejscu kultu.
Ta zwyczajność nie oznacza jednak, że nie chodzi tu o poważne zobowiązania ascetyczne, formacyjne i apostolskie. Odpowiadają one dziedzinom, w których Kościół
uznaje, iż chrześcijanie posiadają prawowitą wolność w urządzaniu w taki czy inny sposób
swojego życia.
Zobowiązania te posiadają dwie zasadnicze cechy charakterystyczne: po pierwsze dotyczą sfer ściśle duchowych, to znaczy w niczym nie wkraczają w sprawy doczesne, a po
drugie - nie są objęte zwyczajnym diecezjalnym prawodawstwem kościelnym, ponieważ
dotyczą sfery autonomii wiernych. Kolejny przykład pozwoli to lepiej zrozumieć. Jeśli ktoś
chce przyjąć sakrament bierzmowania, powinien dostosować się do zasad ustanowionych w
tym względzie przez władze kościelne danego miejsca. Jeśli natomiast ktoś chce przeznaczyć
trochę czasu na modlitwę, poszerzyć swoją formację duchową lub też bardziej zaangażować
się w osobiste apostolstwo poprzez swój przykład, nie jest zobowiązany do proszenia o
jakiekolwiek zezwolenie władz kościelnych.
Z tego samego powodu świeccy członkowie Opus Dei podlegają biskupowi danej
diecezji - w terminologii kanonicznej, ordynariuszowi miejsca - zgodnie z normami prawa
6
Estatutos, nr 27.
95
96
kanonicznego, tak jak każdy inny katolik. W dzisiejszym społeczeństwie zależność ta skupia
się na kwestiach wyłącznie religijnych. I tak na przykład nie leży w kompetencji kapłana obojętnie czy jest czyimś kierownikiem duchowym, czy nie - ani biskupa porządkowanie
życia zawodowego, rodzinnego, społecznego, ekonomicznego, politycznego, ani
artystycznego wiernych. To wszystko jest obszarem właściwej autonomii osobistej.
Ostatecznie członek Opus Dei podlega biskupowi swojej diecezji tak samo jak pozostali
wierni, ani mniej ani więcej. Kapłani Prałatury zależą od Prałata, który jest ich ordynariuszem,
ale także, w rozporządzeniach terytorialnych, od biskupa diecezji.
Mając to na uwadze, można zrozumieć pewną ignorancję, o której świadczą
sformułowaniach w rodzaju „Opus Dei chce się uniezależnić od Kościoła” albo „stać się
drugim Kościołem”. Opus Dei, Prałatura personalna podlegająca Kongregacji Biskupów,
stanowi integralną część prawnej struktury Kościoła. Aktualnie jego Prałat jest biskupem. Z
punktu widzenia żywotności Kościoła, Opus Dei stanowi znaczący wkład, gdyż z jednej
strony, zapewnia istnienie wielu setek kapłanów o dobrym przygotowaniu świeckim i
kościelnym, z drugiej zaś, wspiera apostolstwo, które tysiące osób realizuje w swoim
środowisku, w rodzinie i w miejscu pracy. Ponadto członkowie Opus Dei realizują wiele
inicjatyw wychowawczych, społecznych, dobroczynnych i przyciągają ku tym dziełom, a
przez to i ku Kościołowi tysiące współpracowników, którzy czasem nie są katolikami, ani
nawet chrześcijanami.
W rzeczywistości zamiast tworzyć „drugi Kościół” Opus Dei prowadzi do niego wiele
osób, które w innych warunkach być może nawet nie zbliżyłyby się do niego.
Niekiedy można przeczytać, że Opus Dei przyjmuje osoby bardzo młode, poniżej
osiemnastego roku życia, a w tym wieku, argumentuje się, człowiek nie jest wystarczająco
dojrzały. Co prawda w wieku szesnastu lat - a nawet wcześniej - w wielu krajach można
uniezależnić się od rodziców, zawrzeć małżeństwo, podpisać umowę o pracę i odpowiadać
przed prawem za swoje postępowanie. W Opus Dei jednak nie przyjmuje się na rok próby
nikogo, kto nie ukończył siedemnastego roku życia (a przyjęcie to nie pociąga za sobą
żadnych skutków prawnych). A tak naprawdę ktoś, kto nie posiada minimum dojrzałości
koniecznej do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny, ten nawet w późnym wieku nie
może starać się o zostanie członkiem Opus Dei.
Dowodem na to, iż do Opus Dei wymagane jest Boże powołanie są tysiące
współpracowników, którzy znają Opus Dei od wielu, wielu lat i hojnie wspierają jego
inicjatywy apostolskie, a nie zostają jego członkami. Nie dlatego, że nie są tego godni, ani
zdolni do świętości, lecz dlatego, że ich droga jest inna.
5. Członkowie numerariusze
96
97
Fakt, że każdy człowiek, każdego stanu i w każdym wieku - dorosły - może
przynależeć do Opus Dei sprawia, że poszczególne przypadki są bardzo różne. Stąd też, choć
zgodnie z duchowością Opus Dei istnieje tylko jeden rodzaj powołania, a przez to nie ma
różnych kategorii członków, to jednak zdarzają się sytuacje niosące ze sobą taki lub inny
sposób przeżywania tego samego powołania. Jedność teologiczna powołania realizowana jest
w przeróżnych sytuacjach, co pociąga za sobą różne konsekwencje prawne. Lecz
zobowiązania duchowe są takie same dla wszystkich7.
Aby rozróżnić członków znajdujących się w odmiennych sytuacjach, stosuje się
odpowiednią
terminologię,
nazywając
ich numerariuszami, przyłączonymi
i
supernumerariuszami. Odpowiednie nazewnictwo stosuje się także w innych instytucjach
(profesorowie, nauczyciele akademiccy, urzędnicy..). Numerariusze (kobiety numerarie)
otrzymali od Boga powołanie do życia w celibacie apostolskim i w całkowitej
dyspozycyjności do zadań, jakie stawia przed nimi Prałatura, a które polegają wyłącznie na
kierowaniu i formacji pozostałych członków Opus Dei. Numerariusze mieszkają zazwyczaj w
ośrodkach Prałatury, ale czasem także w innych miejscach. Zależny to na przykład od
uwarunkowań pracy zawodowej.
Ośrodki Opus Dei, w których mieszkają numerariusze są domami rodzinnymi, a nie
zwykłymi miejscami zamieszkania. Można to zrozumieć jedynie wówczas, kiedy
przeanalizuje się model życia rodzinnego, co jest ważną cechą w naturze Opus Dei.
Członkowie Opus Dei włączyli się do Prałatury wiedząc, że tworzą jedną rodzinę złączoną
więzami duchowymi, która bierze początek od Założyciela - Ojca, a po nim, od Prałata,
którego również nazywa się Ojcem. Nie jest to jedynie sposób zwracania się, lecz
rzeczywistość. Przyczynił się do tego fakt, że od chwili założenia Dzieła, pierwsze ośrodki
były prowadzone przez matkę i siostrę księdza Josemarii Escrivy, mimo że żadna z nich, z
punktu widzenia prawnego, nie należała do Opus Dei. W całym mnóstwie szczegółów zwyczajów rodzinnych, sposobów wzajemnego odnoszenia się do siebie, rozkładu dnia,
dekoracji - pierwszy ośrodek Opus Dei był domem zwyczajnej rodziny. W następnych
ośrodkach panowała i panuje ta sama atmosfera, oczywiście z logicznymi zmianami
zgodnymi ze stylem i zwyczajami danego kraju oraz wieloma innymi uwarunkowaniami.
Nie chodzi tu wcale o coś związanego z materialną rzeczywistością życia pod jednym
dachem. Również pozostali członkowie, przyłączeni i supernumerariusze, posiadają ducha
rodzinnego. Numerariusze bez wątpienia tworzą szkielet Opus Dei, gdyż są dyspozycyjni do
wszystkich zadań charakterystycznych dla Prałatury, które w każdej chwili trzeba wykonać.
Poza tym z numerariuszy - i w mniejszym stopniu z przyłączonych - wywodzą się kapłani
Prałatury.
W byciu numerariuszem lub przyłączonym nie zawiera się konieczność przyjęcia
święceń kapłańskich, choć każdy z nich może być o to poproszony przez Prałata. Oni sami
7
Odnośnie numerariuszy i przyłączonych, por. Estatutos, nr 7-10.
97
98
mogą także okazać Prałatowi dyspozycyjność do bycia kapłanem. Ktoś poproszony nie jest
wcale zmuszony do przyjęcia święceń. Założyciel wiele razy powtarzał, zarówno w
rozmowach jak i w swoich pismach, że tak samo dobrze czyni ten, kto się zgadza i ten, kto
odmawia. Nawet w ostatnim dniu przed święceniami.
Święcenia kapłańskie nie są czymś nagłym, gdyż poprzedzone są długimi latami
studiów, spełniających wszystkie wymogi stawiane przez Kościół. W formacji tej zawiera się
to, co Założyciel nazywał „duszą kapłańską” - wspólną wszystkim członkom Opus Dei. Przez
wyrażenie to rozumie się pragnienie i wysiłek ułatwienia spotkania ludzi z Bogiem. Ktoś, kto
starał się żyć w ten sposób i przyjmie święcenia w wieku trzydziestu, czterdziestu, czy
pięćdziesięciu lat, nie jest wcale spóźnionym powołaniem. Na horyzoncie życia
wewnętrznego numerariusza lub przyłączonego znajduje się ta dyspozycyjność, ta „dusza
kapłańska”.
W praktyce kapłani są mniejszością, nie tylko w stosunku do wszystkich członków, jak
się dzieje w każdej części Kościoła, lecz także pośród numerariuszy i przyłączonych. Kapłani
stanowią mniej niż trzy procent wiernych Prałatury.
Duchowieństwo Prałatury nie jest nikomu wykradane. W praktyce członek Opus Dei,
który przyjmuje święcenia kapłańskie, nie zostałby wyświęcony, gdyby nie przynależał do
Prałatury. Członkowie Opus Dei, którzy przyjmują święcenia wykonują przed ich przyjęciem
określony zawód, niekiedy nawet przez wiele lat. Dlatego jest czymś normalnym, że kapłani
numerariusze i przyłączeni Opus Dei zachowują, jak mawiał Prałat Escriva, „świecką
mentalność”. Jak już wspominaliśmy nie chodzi tu wcale o spóźnione powołania, lecz
świeckich fachowców, którzy kiedy są wzywani, przyjmują święcenia, pozostawiając
dotychczasową pracę zawodową, aby od tej chwili całkowicie poświęcić się posłudze
kapłańskiej.
Przyjęcie święceń nie jest celem, do którego dążą numerariusze i przyłączeni.
Powołanie, jak było to już wspomniane, jest pełne zarówno w przypadku numerariuszy i
przyłączonych, jak i supernumerariuszy. To, co dodaje kapłaństwo, to władza sprawowania
Eucharystii. Kapłan numerariusz lub przyłączony jest osobą konsekrowaną przez fakt bycia
kapłanem, a nie bycie numerariuszem lub przyłączonym. Kapłani Opus Dei nie stanowią
jakiejś specjalnej i wyższej klasy, a już na pewno nie klasy rządzącej. Jak to zobaczymy przy
omawianiu organizacji, ogromną większość urzędów sprawują świeccy.
6. Członkowie przyłączeni
Przyłączeni są wiernymi świeckimi, mężczyznami i kobietami, którzy żyją w celibacie
apostolskim. Stałych uwarunkowania osobiste, rodzinne lub zawodowe sprawiają, że
mieszkają zazwyczaj ze swoją rodziną lub samotnie.
98
99
Ogólnie rzecz biorąc przyłączeni, ze względu na odpowiedzialność rodzinną, czy
zawodową są mniej dyspozycyjni niż numerariusze, choć może zdarzyć się inaczej. Również
przyłączonym mogą dyrektorzy Opus Dei zaproponować przyjęcie święceń kapłańskich.
Nie istnieją więc, jak widać, większe różnice pomiędzy numerariuszami i
przyłączonymi. W przypadku przyłączonych chodzi o umożliwienie realizacji tego, co miało i
ma miejsce w życiu pewnych osób powołanych do Opus Dei: innego sposobu, ze względu na
trwałe okoliczności, przeżywania tego samego powołania, jedynego powołania. Okoliczności
te sprawiają, że przyłączeni mają mniejszą możliwość brania udziału w pracach zarządzania,
ale więcej poświęcają się, zawsze na miarę swojej dyspozycyjności, zadaniom formacji innych
członków.
7. Członkowie supernumerariusze
Supernumerariusze to wierni świeccy, stanu wolnego, posiadający rodziny lub
owdowiali, którzy posiadają pełne powołanie Boże - to samo, co numerariusze i przyłączeni i realizują to powołanie zgodnie z dyspozycyjnością, na jaką pozwalają ich rodzinne
obowiązki. W praktyce większość supernumerariuszy i supernumerarii to osoby posiadające
rodziny, czyniące z życia rodzinnego bezpośrednią okazję do swojej walki o świętość8.
Zwyczajne powołanie supernumerariusza stawia na pierwszym miejscu to, że
małżeństwo i życie rodzinne są prawdziwą drogą do świętości. Choć według teologii celibat
ze względu na Królestwo Niebieskie - to znaczy, trwanie w celibacie w celu bycia bardziej
dyspozycyjnym w służbie Bogu i ludziom - jest wznioślejszy od stanu małżeńskiego, to
jednak nie oznacza to wcale, że to pierwsze samo z siebie zapewnia większy stopień
świętości. Świętość zależy w każdym przypadku od wierności Bogu.
Dziś większość członków Opus Dei to supernumerariusze i jest to sytuacja normalna,
gdyż większa jest liczba osób, które będąc wiernymi powołaniu chrześcijańskiemu, odnajdują
swoją drogę w małżeństwie niż w celibacie. Te dwie sytuacje nie są postrzegane jako
przeciwstawne, lecz jako wpisane w ten sam plan uświęcenia życia codziennego. Dlatego jest
czymś zwyczajnym, że wśród dzieci supernumerariuszy rodzą się powołania numerariuszy,
przyłączonych lub supernumerariuszy.
8. Współpracownicy Opus Dei
Wspomnieliśmy już wcześniej o współpracownikach. Nie są oni członkami Opus Dei,
lecz wspomagają Prałaturę modlitwą - jeśli są wierzący, pracą lub jakąś formą pomocy
8
Odnośnie supernumerariuszy, por. Estatutos, nr 11.
99
100
ekonomicznej. Współpracownicy tworzą własne, nierozerwalnie złączone z Prałaturą
stowarzyszenie. Mogą być nimi niekatolicy, niechrześcijanie, a nawet niewierzący. W
rzeczywistości Opus Dei jest pierwszą instytucją Kościoła, która przyjęła jako
współpracowników niekatolików i niechrześcijan.
***
Terminologia, którą właśnie wyjaśniliśmy, choć odpowiada różnym zjawiskom, to
jednak posiada swoje granice, jak wszystkie klasyfikacje. W normalnej praktyce Opus Dei
używana jest, kiedy jest to nieodzowne. W zwyczajnej informacji Opus Dei nie ma zwyczaju
zagłębiania się w szczegóły różnych nazw swoich członków. Więcej niż nazwy liczy się
fundamentalna rzeczywistość, która jest jedyna: wezwanie do uświęcenia we własnym stanie i
w konkretnych warunkach życia osobistego. W Opus Dei nie istnieją tacy, którzy posiadaliby
większe powołanie niż inni. Powołanie zawsze jest kompletne i pełne. Od każdego osobiście
zależy potem odpowiedź na nie. Lecz wcale nie jest łatwiejsza odpowiedź w przypadku
numerariusza niż w przypadku supernumerariusza czy przyłączonego. W rzeczywistości
mamy do czynienia z całością osób, żyjących w różnych warunkach, powołanych do wysiłku
uczynienia ze swojego codziennego życia drogi ku świętości.
Ważne jest podkreślenie tego, ponieważ patrząc z upraszczającej perspektywy,
mogłoby się wydawać, że nazwy numerariusz, przyłączony lub supernumerariusz oznaczają
różne klasy. Mogłyby też one robić wrażenie tajemniczych. Po prostu jest to sposób
nazywania, dobry jak każdy inny. Założyciel Opus Dei zadbał o to, aby nazewnictwo było
cywilne9.
9. Kapłani
Kapłani w Opus Dei - z wyjątkiem przypadków, o których mowa w V rozdziale,
poświęconym organizacji - współpracują w formowaniu duchowym członków poprzez
kazania, kierownictwo duchowe i sprawowanie sakramentów, przede wszystkim sakramentu
Pokuty.
Odnośnie tego ostatniego punktu trzeba przypomnieć naukę głoszoną przez
Założyciela: każdy członek jest wolny, tak jak każdy katolik, w spowiadaniu się u
jakiegokolwiek kapłana, który ma władzę rozgrzeszania. Członek Opus Dei postąpiłby
zgodnie z tą wolnością, spowiadając się u kapłanów, którzy nie są z Prałatury lub
Dosłownymi odpowiednikami nazw numerariusz i supernumerariusz w tłumaczeniu na język polski są określenia: liczbowy,
nadliczbowy lub zwyczajny, nadzwyczajny. Aby uniknąć niezręczności i nieporozumień w języku polskim przyjęło się
nazewnictwo łacińskie (przyp. tłum.)
9
100
101
Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża, lecz łatwo zrozumieć, że zazwyczaj tak nie
jest. Jeśli członkowie Dzieła zobowiązują dążyć do konkretnego celu w Kościele, to będzie
czymś logicznym, iż zechcą zawsze korzystać ze specyficznych środków, które zapewnia im
Prałatura. Kapłani Prałatury lub Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża przez swoją
znajomość duchowości Dzieła i obowiązków jego wiernych mogą poprzez swoje rady i
wskazówki pomóc przeżywać w sposób bardziej skuteczny sakrament Pokuty, który jest także
środkiem kierownictwa duchowego.
Punkt ten był niekiedy krytykowany, lecz jest słuszny, jeśli uwzględni się
dobrowolność, na której opiera się powołanie do Opus Dei. Dzięki niej jest mało sensowne
pragnienie konsultowania duchowości Opus Dei z osobami, które go nie znają. Do Opus Dei
się nie należy; mówiąc ściśle jest się Opus Dei. Przed tym, kto nie chce nim dłużej być, droga
rezygnacji stoi otworem.
Kapłani Opus Dei i Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża realizują, choć w
innych warunkach, to samo apostolstwo, co świeccy: rozpowszechniają wśród wszystkich bez wyjątku
powszechne powołanie do świętości. Przy tym wszystkim jest rzeczą konieczną rozróżnienie
pomiędzy duchowieństwem Prałatury a członkami Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego
Krzyża.
Duchowieństwo Prałatury składa się, jak mówiliśmy, z numerariuszy i przyłączonych,
którzy, wezwani do kapłaństwa, dadzą pozytywną odpowiedź. Kapłani Opus Dei zdobywają
swoją formację w ośrodkach założonych przez Opus Dei za zgodą Stolicy Apostolskiej. Prałat
nadaje kapłanom, osobiście lub poprzez swoich wikariuszy, tak zwaną misję kanoniczną,
upoważniającą ich do zajmowania się wiernymi Prałatury. Przez fakt przynależności do Opus
Dei na Prałaturze spoczywa obowiązek ich utrzymania i opieka nad nimi w chorobie i w
starości.
Od roku 1944 do dziś zostało wyświęconych około tysiąca sześciuset kapłanów Opus
Dei, mężczyzn mających przeróżne zawody: architektów, lekarzy, inżynierów, ekonomistów,
przedsiębiorców, profesorów, dziennikarzy, biologów, oficerów wojska, marynarzy,
konstruktorów... Zadanie przygotowania i formacji kapłanów było w życiu Założyciela Opus
Dei jednym z najbardziej wyrazistych dowodów służby Kościołowi.
Z innego punktu widzenia, ze względu na znakomitość tych, którzy udzielali święceń,
święcenia członków Opus Dei były i są wydarzeniami o wielkiej randze. Przy różnych
okazjach czynił to Jan Paweł II, a także tacy kardynałowie, jak Hoeffner, Suquia, Koenig,
Jubany, Oddi, Etchegarary. W 1991 roku po raz pierwszy święceń dokonał biskup-prałat Opus
Dei, Álvaro del Portillo10.
Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża11 jest zrzeszeniem kapłanów, w skład
którego wchodzą kapłani Opus Dei, to znaczy duchowieństwo Prałatury oraz diakoni i księża,
inkardynowani do swoich diecezji, którzy pragną stać się członkami Stowarzyszenia, idąc za
10
11
Odnośnie święceń kapłańskich członków Opus Dei, por. Estatutos, nr 44-56.
Por. Estatutos, rozdział II.
101
102
Bożym powołaniem. Kieruje ich ono - i taki jest cel zrzeszenia - ku uświęceniu własnej pracy
zawodowej, to znaczy posługi kapłańskiej. Aby wypełnić ten cel są zależni od Stowarzyszenia
Kapłańskiego Świętego Krzyża tylko w tym, co dotyczy kierownictwa duchowego, a więc w
sferze osobistej autonomii. Oznacza to, iż każdy z księży zawsze w sposób pełny i wyłączny
podlega swojemu biskupowi.
Stowarzyszenie to, utworzone w 1943 roku przez Prałata Escrivę, całkowicie
odpowiada nauce Soboru Watykańskiego II, zawartej w dekrecie o kapłanach, mówiącym o
pogłębieniu formacji kapłańskiej również poprzez przynależność do jakiegoś rodzaju
zrzeszenia. Jest to także możliwość, która wypływa z prawa do stowarzyszania się, które jest
przede wszystkim prawem naturalnym, a dopiero potem kościelnym.
Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża jest więc zrzeszeniem kapłanów,
posiadającym duchowość, która prowadzi ku jedności, ponieważ wspiera z jednej strony
jedność każdego kapłana ze swoim biskupem, a z drugiej strony - kapłańskie braterstwo.
Członkowie Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża nie są więc duchowieństwem
Prałatury Opus Dei, lecz duchowieństwem biskupa, któremu podlegają. Stąd też ci kapłani nie
znajdują się pod jurysdykcją dyrektorów Opus Dei. Zaś zajęcia formacyjne kapłanów
Stowarzyszenia koordynują kierownicy duchowi Prałatury.
Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego Krzyża jest więc czymś różnym pod względem
prawnym od Prałatury, ale istnieje pomiędzy nimi całkowita jedność duchowa w tym, co jest
istotą Opus Dei: w dążeniu do świętości przez uświęcenie zwyczajnej pracy.
10. Życie w Opus Dei
Praktycznie pozbawione sensu jest wyodrębnianie poszczególnych elementów z życia
członków Opus Dei. Byłoby to równoznaczne z przedstawieniem życia pierwszej lepszej
osoby. Członków Dzieła jest ponad osiemdziesiąt tysięcy. Reprezentują ponad osiemdziesiąt
narodowości. Ponad trzy czwarte to ludzie posiadający rodziny i żyjący w swoich domach
rodzinnych. Także w tych warunkach powołanie jest czymś osobistym. Bez względu na to,
czy z Opus Dei jest tylko jedno z małżonków, czy też oboje, uświęcenie ich życia domowego
bierze pod uwagę konkretną sytuację rodzinną oraz zawsze szanuje wolność pozostałych.
Mało sensowne byłoby również dzielenie członków Opus Dei według zajęć i
zawodów. Gama zawodów odpowiada normalnej sytuacji społecznej: większość osób
wykonuje zajęcia, które umożliwiają zdobycie średnich dochodów. To uogólnienie przez to,
że jest bardzo szerokie, nie odpowiadałoby na przykład niektórym krajom Ameryki, Afryki
lub Azji, gdzie warunki życia są gorsze. Można zaryzykować stwierdzenie, że istnieje
niewielka przewaga zawodów intelektualnych - zwłaszcza nauczycieli, co zresztą jest
wytłumaczalne, ponieważ wychodzi się z doświadczenia wielokroć potwierdzonego, że
102
103
większość idei i
zasad postępowania dociera do reszty społeczeństwa poprzez
intelektualistów.
Wpływ intelektualistów nie jest zjawiskiem nowym, lecz spotykanym w wielu
formach na przestrzeni historii w różnych typach społeczeństw. Nie należy też on do
przeszłości. Przeciwnie, wiek XXI będzie epoką społeczeństwa komunikacji, zresztą jest nim
już wiek XX. Oznacza to rosnącą siłę intelektualistów.
W tym, co się tyczy zawodu, podstawowa zasada, która wystarczy do zrozumienia
pozostałych kwestii głosi, że żaden uczciwy zawód nie jest przeszkodą przynależenia do Opus
Dei. Dlatego też spotyka się w Opus Dei lekarzy, sekretarki, rybaków, stomatologów,
adwokatów, pielęgniarki, planistów, handlowców, kontrolerów lotów, aktorki, inżynierów,
rolników, robotników, stewardesy, gospodynie domowe, pilotów, publicystów, tłumaczy,
filozofów, taksówkarzy, sportowców, polityków...i kogo się jeszcze chce.
Fakt bycia lepiej sytuowanym materialnie nie daje członkom Opus Dei żadnych
przywilejów w ramach instytucji. Wobec powodu, dla którego jednoczą się w Prałaturze życia wewnętrznego i apostolstwa - wszyscy są równi: mają to samo powołanie i te same
środki formacji. Nie chodzi jednak wcale o zacieranie różnic społecznych. Nikogo nie zabiera
się z jego miejsca. Możliwy i pożądany awans społeczny ludzi zdarza się bez żadnej, ani w
sensie popierania ani ograniczania, interwencji Opus Dei.
W tym miejscu można przytoczyć komentarze ludzi o wysokich dochodach, którzy
twierdzą, że w Dziele są tylko ludzie bogaci, tacy jak oni. Cała rzecz jednak w tym, że biedni
nie przebywają w tych samych miejscach, co bogaci. Jeśli chcą zobaczyć ludzi ubogich, niech
idą tam, gdzie oni mieszkają. Tam zobaczą również ośrodki Opus Dei. Każdy widzi świat ze
swojego punktu widzenia, poprzez swoje przyzwyczajenia, swoje nawyki i przez swoje
przesądy. Bezpośrednie doświadczenie służy jako kryterium, lecz trzeba także liczyć się z
istnieniem innych ludzi.
Życie w Opus Dei jest życiem każdego członka w jego zwyczajnych warunkach pracy i
życia rodzinnego. Jest to oczywiste w przypadku członków przyłączonych i
supernumerariuszy, ale wcale nie mniej w przypadku numerariuszy. Mała grupa poświęca się
całkowicie - lecz nie bez przerwy - zadaniom zarządzania. Pozostali pracują w przeróżnych
zawodach, zazwyczaj na dość wysokim poziomie, gdyż wszyscy ukończyli studia. A
ponieważ obok zdobywania wykształcenia we własnym zawodzie, ukończyli studia
filozoficzne i teologiczne, mogą się wyróżniać. Zależy to jednak od poziomu społeczeństwa,
w którym żyją.
11. Rodzina i ośrodki
„No dobrze, ale co oni właściwie robią?” Ciekawość niektórych na temat Opus Dei
wydaje się nienasycona. To tak, jakby chciano „stworzyć” na podstawie wszystkich coś w
103
104
rodzaju modelowego członka Opus Dei i wiedzieć w najmniejszych szczegółach, co robi dana
osoba przez wszystkie dni w ciągu roku i przez wszystkie godziny w ciągu dnia.
Ta ciekawość widziana z pozycji członka Opus Dei jest czymś, co może wzbudzać
zdziwienie. Życie człowieka, który jest członkiem Opus Dei, nie przedstawia z reguły niczego
godnego szczególnej uwagi, a jeśli już, to nie dlatego, że należy do Prałatury, lecz z uwagi na
osobiste uwarunkowania.
Zresztą nie istnieje żadna trudność w opisaniu tego, co za zwyczaj robi numerariusz.
(Przyłączeni i supernumerariusze wzbudzają zazwyczaj mniejszą ciekawość, gdyż jak to się
określa „żyją w swoich domach”, dziwnie niewłaściwe sformułowanie, ponieważ także
numerariusze żyją w swoich domach, w pełnym tego słowa znaczeniu). Opowiedzieć, co robi
zazwyczaj numerariusz w ciągu dnia nie jest rzeczą trudną: można jedynie wątpić, czy będzie
to interesujące. Choć uczciwym będzie uprzedzenie, że nie pojawi się nic, co wywołałoby
dreszcze, to przynajmniej zostanie zaspokojona ciekawość ludzi dobrej i nie całkiem dobrej
woli.
Najpierw miejsce zamieszkania. Zazwyczaj jest to normalny dom, w jakim mieszka
trochę większa rodzina, gdyż mieszka w nim 10-12 osób (choć może być więcej lub mniej).
Można również mieszkać w przyległym ośrodku czy też centrum edukacyjnym lub o
podobnym charakterze, które prowadzone są przez członków Opus Dei. Równie dobrze może
to być wynajmowane mieszkanie lub hotel, jeśli wymagają tego warunki pracy lub inne
szczególne okoliczności. Normalnie jednak, jak w przypadku innych ludzi, jest to własny
dom.
Mieszkanie w miarę możliwości składa się z salonu, kuchni, łazienki i pokojów.
Ponieważ jest to liczna rodzina, znajduje się również jadalnia i jakiś pokój gościnny.
Wreszcie, od początku za wiedzą i zgodą miejscowego biskupa, istnieje też domowe
oratorium. Założyciel wolał to określenie niż „kaplica”, ponieważ, jak mawiał, chodzi o
miejsce do modlitwy. W ośrodkach, w których prowadzone są zajęcia formacyjne dla osób nie
będących w Opus Dei, możne być też sala do nauki lub też salon, używany w czasie
uroczystości. Tak przedstawia się całość w ogólnych zarysach. Szczegóły zależą już od
przeróżnych form życia, zgodnie z kulturą danego kraju.
12. Prace domowe
Tak jak w każdym miejscu, gdzie mieszka wiele osób, począwszy od domu, a
skończywszy na hotelu, ktoś musi zająć się utrzymaniem czystości, przygotowaniem posiłków
i praniem. Zawsze, kiedy jest to możliwe, w ośrodku powierza się to wszystko
administratorce, będącej także z Opus Dei, która czyni to z pomocą innych kobiet, które
104
105
mogą, ale nie muszą być w Opus Dei. W każdym bądź razie osoby te, jak wszyscy
pracownicy, otrzymuj odpowiednie wynagrodzenie i są objęte ubezpieczeniem.
Osoby, które zajmują się pracami domowymi w ośrodkach, wykonują normalną pracę
zawodową, którą starają się uświęcić, tak jak każdy inny członek Opus Dei. Te osoby z Opus
Dei realizują swoją pracę na takim poziomie i z takim oddaniem, iż zyskują wielką
wdzięczność.
Nie ma żadnych bezpośrednich kontaktów pomiędzy mężczyznami, którzy mieszkają
w ośrodku, a kobietami, które zajmują się tam pracami domowymi. Wcale nie jest jednak tak,
że jedni ograniczają się do zamieszkania, a inni do wykonywania prac. Ci, którzy mieszkają w
domu, z tej racji, iż jest to ich dom, troszczą się o jego wyposażenie i naprawę ewentualnych
usterek. Ogólnie w ośrodkach, w których mieszkają mężczyźni, dobrze współpracuje się w
obowiązkach domowych.
Istnieją na przykład stałe godziny posiłków, które zawsze są respektowane.
Wyznaczone są też godziny sprzątania domu i wtedy pozostaje on całkowicie pusty, aby nie
stwarzać najmniejszych nawet problemów czy przeszkód. Osoby, które zajmują się pracami
domowymi mają również wolny czas na odpoczynek, zarówno w ciągu dnia czy tygodnia,
roku.
Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że ten rodzaj pracy jest tylko jedną ze sfer
działalności, jaką mogą zajmować się numerarie Opus Dei. Jest rzeczą normalną, że pracują,
jak wiele innych kobiet, w przeróżnych sektorach społeczeństwa: jako lekarki, dziennikarki,
profesorki, adwokatki, czy farmaceutki. W tym względzie nie ma niczego szczególnego, co
odróżniałoby warunki życia jakiejś numerarii od sytuacji numerariusza. Jeśli nie przewidziano
w tej książce specjalnego rozdziału poświęconego kobietom, to nie z racji zwykłego
antyfeminizmu, lecz uznając równość stanu.
Aby całkowicie zaspokoić wszelką ciekawość, można odpowiedzieć też na pytanie
„jak się jada?”. To zależy między innymi od tego, jaką kwotą pieniędzy się dysponuje i od
zdolności tych, którzy gotują. Normalnie są to posiłki zdrowe i w wystarczających ilościach,
zadbane z dietetycznego punktu widzenia, lecz bez jakichś gastronomicznych fajerwerków. W
dni świąteczne jakaś specjalna potrawa. Wszystko oczywiście zależy od kulinarnych
zwyczajów danego miejsca. Inaczej je się tam, gdzie rozpowszechniło się fast food i
posługiwanie się mikrofalówkami, a inaczej tam, gdzie zachowuje się zwyczaj świeżo
przygotowywanych potraw.
Można by przytoczyć jeszcze tysiące szczegółów, ale i tak nie dodałyby niczego ponad
to, co dzieje się w normalnej rodzinie. Być może istnieje większy porządek niż w zwykłej
rodzinie, choćby w sprawie prania. Zazwyczaj kobiety, które zajmują się domem narzekają, że
prawie codziennie muszą się tym zajmować. W ośrodkach Opus Dei wyznacza się dzień na
oddanie rzeczy do prania i inny na odebranie już czystych. Inną kwestią, którą trzeba wyjaśnić
kobietom zainteresowanym tymi sprawami, jest fakt, że te osoby, które zajmują się
105
106
utrzymaniem domu w ośrodkach Opus Dei, mogą zaplanować swój czas i swoją pracę w
sposób bardziej uporządkowany niż ma to miejsce w wielu rodzinach.
Wyjaśniwszy sprawę mieszkania, przechodzimy do następnych kwestii, które znajdują
zastosowanie jednakowo dla przyłączonych i supernumerariuszy, mężczyzn lub kobiet.
13. Plan życia
Chodzi tu o próbę wyjaśnienia czym wyróżnia się, jeśli się tak dzieje, życie członka
Opus Dei.
Członkowie Opus Dei pracują w stylu tych ludzi, którzy mają zwyczaj pracować
więcej lub przynajmniej starają się o to. Praca zawodowa zajmuje im przynajmniej osiem
godzin dziennie. Drugie osiem godzin przeznaczają na sen, bez drzemki w ciągu dnia.
Pozostaje jeszcze wolnych osiem godzin, w które trzeba wliczyć czas przeznaczony na dojazd
do pracy.
Ponieważ specyficznym celem powołania w Opus Dei jest uświęcenie życia
codziennego, przeznacza się czas na działania zapewniające kontakt z Bogiem. Na pierwszym
miejscu jest codzienna Msza święta, centrum i źródło życia chrześcijańskiego. Każdego dnia
przeznacza się także stały czas na osobistą modlitwę, lekturę Ewangelii, modlitwę Różańcową
itd., wszystko to zaplanowane osobiście, w zależności od właściwych każdemu warunków
życia i pracy12. Normalność i codzienność intensywnego życia wewnętrznego, bez dziwnych
gestów i bez wystawiania się na pokaz, jest jedną z kluczowych cech Opus Dei. Nie ma mowy
o żadnym popisywaniu się ani podwojeniu pobożności. Modli się z taką samą naturalnością z
jaką studiuje się, pracuje, przebywa wśród przyjaciół, po prostu tak, jak się żyje. Trudno jest
to wyjaśnić, a niektórym osobom zrozumieć. Zwłaszcza kiedy wychodzą z założenia, że
wysiłek głębokiej relacji z Bogiem dotyczy tylko nielicznych.
W każdym razie o tym, co najważniejsze w życiu wewnętrznym, w tej relacji z
Bogiem nie można mówić ogólnie, ponieważ wchodzi to w zakres osobistego doświadczenia
każdego człowieka. Praktyki życia chrześcijańskiego nie są zwykłymi formalnościami, ani
przedmiotem rutynowego wypełnienia. Założyciel Opus Dei nauczał i pozostawił dobrze
zakorzeniony głęboki zmysł obecności Boga i synostwa Bożego, co jest jakby nicią
przewodnią całej duchowości. Bez tego wewnętrznej wymiaru modlitwy nie jest możliwym
ani zrozumienie Opus Dei ani trwanie w nim.
14. Środki formacyjne
12
Odnośnie planu życia ascetycznego, por. Estatutos, nr 82.
106
107
W ten wolny czas trzeba włączyć także pewne środki formacyjne. Środek jest tym
samym co instrument. Środki formacyjne są praktykami stosowanymi w życiu Kościoła już od
dawna: niektóre od samego początku. Ich celem jest lepsze poznanie nauki chrześcijańskiej i
przypomnienie wymogów cnót teologalnych, a zwłaszcza miłości jako cnoty fundamentalnej i
istotowej.
Jedne środki są indywidualne, a inne wspólne. Istnieje np. cotygodniowe spotkanie nazywane kręgiem, określenie tradycyjne w Kościele -; dzień skupienia raz w miesiącu;
rekolekcje raz w roku, itd.13. Te wspólne środki formacyjne odnajdują swój sens w skupieniu
się nad życiem wewnętrznym i apostolstwem i posiadają jednocześnie styl świecki, cywilny.
Jakimi te środki są w rzeczywistości, każdy może z łatwością poznać, gdyż istnieją też, choć
krótsze czasowo i rzadziej przeprowadzane, dla współpracowników i dla każdego, kto byłby
tym zainteresowany. Te kręgi, dni skupienia, itd. są wydarzeniami bez reklamy, ale
publicznymi. Tam, gdzie jest to możliwe, dni skupienia lub rekolekcje odbywają się w
kościołach, do których każdy może przyjść.
Indywidualna troska złączona jest z kierownictwem duchowym, tradycyjną praktyką
Kościoła, która ma za zadanie podtrzymanie, umocnienie i napełnienie sensem
nadprzyrodzonym codziennej walki o świętość pośród świata tak, aby nie upadło życie stałej
modlitwy i ofiary14.
Jednym z elementów tej indywidualnej opieki duchowej jest cotygodniowy sakrament
pokuty.15 Obok spełnienia celów sakramentalnych - przebaczenie grzechów i wzrostu łaski,
spowiedź jest także środkiem w kierownictwie duchowym.
Upomnienie braterskie16 jest praktycznym zastosowaniem ewangelicznej nauki: „Gdy
brat twój zgrzeszy (przeciw tobie), idź i upomnij go w cztery oczy”(Mt 18,15). Chodzi o
poprawienie jakiegoś przyzwyczajenia lub pojedynczego czynu - jeśli ten jest ważny - które
sprzeciwiają się godności chrześcijanina, jego powołaniu lub nawet zwykłemu ludzkiemu
zachowaniu, którego należałoby się spodziewać. Jak wskazuje samo określenie, upomnienie
braterskie jest kwestią delikatną, ukierunkowaną na pomoc, a nigdy na dokuczanie.
Elementem kierownictwa duchowego jest także cotygodniowa rozmowa - w
przypadku supernumerariuszy, co dwa tygodnie - z dyrektorem Opus Dei lub z inną osobą
wyznaczoną przez dyrektorów. Założyciel Opus Dei wspominał wielokrotnie, a także
pozostawił to na piśmie, że na początku Dzieła, kiedy liczyło ono niewielu członków i
jednego tylko księdza - jego samego, pierwsi członkowie spontanicznie przyswoili sobie
zwyczaj opowiadania, poza spowiedzią, wszystkiego, co kryło się w ich sumieniach. Potem to
samo odbywało się już nie wobec Założyciela, gdyż fizycznie było to niemożliwe, lecz wobec
dyrektora lub osoby przez niego wyznaczonej.
13
Por. Estatutos, nr 82.
Por. Estatutos, nr 83, paragraf 1.
15 Por. Estatutos, nr 83, paragraf 2.
16 Por. Estatutos, nr 91.
14
107
108
Atmosfera jest taka sama jak przy normalnej rozmowie, w dowolnym miejscu, bez
żadnej podniosłości, z kimś, do kogo, przez fakt bycia także z Opus Dei, ma się pełne
zaufanie. Treścią tej rozmowy, zazwyczaj krótkiej, nie trwającej więcej niż dziesięć lub
piętnaście minut, jest życie wewnętrzne i apostolstwo, czyli to, co jest celem Opus Dei.
Natomiast nie należy do treści rozmowy konkretny sposób pracy członków Dzieła, ani ich
działania czy opinie w kwestiach podlegających dyskusji, ani sytuacja społeczna czy
polityczna, życie innych osób, ani też zwyczajne dywagacje na przeróżne tematy.
Kierownictwo duchowe nie zależy od osobowości konkretnej osoby, lecz naznaczone
jest duchowością Opus Dei. Nie ma dyrektorów, którzy posiadaliby swoje własne grupy, czyli
nie ma osób otrzymujących kierownictwo w sensie „przynależenia do...”. W rozmowie chodzi
o zastosowanie w konkretnych przypadkach i warunkach właściwych każdemu, duchowości
Opus Dei, co jest czymś znanym przez wszystkich tak, jak można przeczytać o tym w
Statutach i w pismach Założyciela. Ponieważ wszyscy członkowie posiadają tę samą
możliwość formacji duchowej, to rozmowa jest w pewnym sensie miejscem, gdzie weryfikuje
się zgodność osobistego postępowania z obiektywnymi normami i zwyczajami.
Stąd też odbiega od ścisłej terminologii mówienie o rozmowie jako rachunku
sumienia. Określenie to mogłoby być zrozumiane w sensie kontroli, jako coś, co musi być
zrobione, w znaczeniu ścisłego nadzoru. Tak samo nie jest też zdawaniem sprawy ani
samokrytyką. Rozmowa jest w Opus Dei czymś chcianym przez tych, którzy ją
przeprowadzają. Dobrowolność rozmowy łączy się z dobrowolnością powołania. Najbardziej
przypomina rozmowę pomiędzy przyjaciółmi, w której możliwe jest wygadanie się, mówienie
o tym, co jest ważne lub co martwi. Jest rozmową między przyjaciółmi, którzy posiadają to
samo powołanie i pragnienie nie stracenia chrześcijańskiego, nadprzyrodzonego spojrzenia na
życie. Gdyby to nastawienie nie zostało zachowane rozmowa ta pozbawiona byłaby
uzasadnienia. Jasno stawia się tę kwestię w formacji członków Opus Dei od pierwszego
momentu.
Omówione do tej pory środki formacyjne posiadają swój sens, jeśli prowadzą do celu.
Środki, zgodnie ze znaczeniem tego słowa, nie są same w sobie celem. Dlatego też byłoby
mało logiczne wyrywanie z kontekstu tych szczegółów konkretnego życia w Opus Dei.
Nawiązywanie do nich poza sferą nadprzyrodzoną, zamiast ułatwić poznanie Prałatury, może
mieć charakter dezinformacyjny. To, co jawi się jako zbiór rzeczy - tak jak zbiorem rzeczy
będzie każda anatomia - objawia się w życiu jako jedność posiadająca giętki mechanizm
wolności.
W Opus Dei istnieją ponadto, tak jak w wielu rodzinach, zwyczaje, które można
zrozumieć tylko w ich własnym kontekście. Wyrywanie ich z tego obszaru - który jest sferą
prostoty i normalności - oznacza ich zniekształcenie. Tak np. w ośrodkach Opus Dei,
wkomponowany w normalny świecki wystrój domu, znajduje się obraz Matki Bożej.
Zachowywany jest zwyczaj pozdrawiania Najświętszej Maryi Panny poprzez zwykłe
108
109
spojrzenie. Coś tak samo naturalnego, jak wejście do domu i pocałowanie matki, ojca, męża,
żony, syna lub córki. Kiedy się jednak o tym opowiada, to podkreślenie tego, co jest bardzo
proste, pozbawia go wartości.
15. Uświęcenie małżeństwa
Opis modelu lub też tłumaczenie zwykłych rzeczy z codziennego życia członka Opus
Dei, mężczyzny lub kobiety, nie oddaje sprawiedliwości temu, co jest rzeczywistością, po
części i dlatego, iż rzeczywiste oznacza indywidualne, osobiste, a stąd w pewnym sensie
jedyne. Kategorie służą do wyjaśniania, lecz to, co szczególne, zawsze wymyka się
kategoriom.
To, co zostało napisane na poprzednich stronach jest mniej więcej wspólnym
mianownikiem, natomiast jest rzeczą niemożliwą nawiązanie do licznika, który jest na tyle
zmienny, na ile pozwalają na to wolność, upodobania, charakter, kultura, uwarunkowania
historyczne, koniunktura, wiek i wszystkie inne okoliczności.
Większość członków Opus Dei to osoby żyjące w rodzinach, i chociaż w tego rodzaju
kwestiach większość nie jest niczym innym jak pewnym faktem - dla Boga bowiem jedna
osoba może być bardziej wartościowa niż miliony, to jednak nie należy lekceważyć faktów.
Fakt, że większość członków Opus Dei to osoby, które założyły rodziny oznacza, że tysiące
mężczyzn i kobiet w wielu krajach usiłuje z warunków życia rodzinnego uczynić konkretną
drogę do świętości. Stąd też jest rzeczą ciekawą bliższe poznanie tej rzeczywistości. (Aby być
supernumerariuszem nie jest rzeczą konieczną założenie rodziny, lecz jest czymś normalnym,
że człowiek nie mając jakiegoś szczególnego zobowiązania dąży do założenia własnej
rodziny).
W przypadku supernumerariuszy i supernumerarii, podobnie jak i w pozostałych
formach, bycie członkiem Opus Dei dotyczy jedynie życia wewnętrznego i apostolstwa.
Oznacza to, iż fakt przynależności do Opus Dei jednego ze współmałżonków nie musi wcale
zmieniać konkretnej sytuacji rodziny. Dla lepszego zrozumienia: to tak, jakby ojciec lub
matka przyjęli, na własną odpowiedzialność, poważne zobowiązanie do życia w pełni cnotami
chrześcijańskimi.
Może być i tak, że oboje małżonkowie są z Opus Dei, lecz nawet w tym przypadku,
zgodnie z duchowością Prałatury, nie chodzi wcale o przeobrażenie rodziny w rodzaj ośrodka
lub filii; nadal jest ona tym, czym była do tej pory, zwykłą rodziną. Jeśli żyje się na serio
duchowością Opus Dei, rodzina zmieni się na lepsze od środka, w swoich własnych zasadach
funkcjonowania: między innymi i dlatego, że każda instytucja zmienia się na lepsze, jeśli jej
członkowie starają się, wkładając niezbędny wysiłek, kierować się takimi cnotami jak
wyrozumiałość, umiłowanie wolności, sprawiedliwość, uprzejmość. Starać się nie oznacza
109
110
osiągnąć: fakt, że jedno lub oboje małżonkowie są z Opus Dei nie oznacza braku problemów
czy konfliktów. Nie chodzi tu wcale o receptę na szczęście w małżeństwie. Szczęście, jak
dobrze wiadomo, znajduje się nie szukając go albo dbając o szczęście innych. Lecz szczęście,
patrząc po chrześcijańsku na życie, nie wyklucza, przeciwnie, zawiera w sobie Krzyż. To
ostatnie stwierdzenie nie jest pocieszającą refleksją w starym stylu (choć może tak być, jeśli
ktoś tego pragnie). Podstawowy schemat, istota rzeczy polega na tym, że prędzej czy później
pojawia się cierpienie, niekiedy w dużych dawkach. Jest to rzeczywistość, której nie da się
ukryć. Chrześcijaństwo zaś wyjaśnia, że to, czego nie można uniknąć, ma sens, ponieważ jest
Krzyżem.
Zewnętrznie nie ma żadnej różnicy pomiędzy zgodnie żyjącą rodziną, której
małżonkowie nie są z Opus Dei, a rodziną, w które mąż, żona lub oboje są wiernymi
Prałatury. Jeśli chodzi o szczegóły, o to wszystko, co związane jest z normalnymi praktykami
religijnymi - chrzest, bierzmowanie, małżeństwo, niedzielne uczestnictwo we Mszy świętej,
przyjmowanie Komunii świętej, namaszczenie chorych - członkowie supernumerariusze
podlegają parafii, do której należą, jak każdy inny katolik. Jeśli takie jest ich pragnienie,
aktywnie uczestniczą w życiu parafii. Powołanie do Opus Dei zapewnia im środki
formacyjne, które prowadzą do głębokiego życia wewnętrznego, do działań apostolskich i do
udoskonalania rodziny od wewnątrz.
To wszystko oznacza, że domy supernumerariuszy lub supernumerarii nie są domami
katolickimi w podwójnym i wyjątkowym znaczeniu, jakie niekiedy nadaje się temu
określeniu. Styl Opus Dei polega na tym, iż rzeczywiste przeżywanie relacji z Bogiem nie
staje się ostentacyjną religijnością, z mnóstwem obrazów i innych podobnych elementów. W
tym względzie, podobnie jak w innych kwestiach, zwyczaje każdego kraju, tradycje kulturowe
i osobiste upodobania również mają wiele do powiedzenia. Tak więc to, co w niektórych
krajach można by uznać za znak bigoterii, w innych jest powszechne i normalne, a przez to
nie zwraca uwagi.
W każdym razie żaden zewnętrzny znak nie zostaje dodany do rodzinnego życia przez
to, że mąż lub żona, lub też oboje, są członkami Opus Dei. Od tego punktu wszelkiego
rodzaju odmiany są możliwe, zwłaszcza jeśli się uwzględni, że rodzina jest ogólnym
terminem, mieszczącym w sobie prawie nieskończoną gamę możliwości: młode małżeństwo;
małżeństwo w średnim lub starszym wieku; posiadające mniej lub więcej dzieci; z krewnymi
na utrzymaniu lub nie; pracujący jedynie mąż lub też oboje... Trudno nawet pobieżnie
scharakteryzować wszystkie możliwe przypadki.
Można natomiast z całą pewnością stwierdzić, że powołanie do Opus Dei zakłada
rzeczywistą walkę, ze strony supernumerariusza lub supernumerarii, o życie cnotami
chrześcijańskimi w konkretnych warunkach ich życia. Inaczej mówiąc to samo, co dla
każdego innego wiernego Prałatury, z tą różnicą, że w tym przypadku konkretne warunki
biorą pod uwagę małżeństwo. W tych uwarunkowaniach życia małżeńskiego należy
110
111
realizować cnoty chrześcijańskie, od miłości po posłuszeństwo, od sprawiedliwości po
umiarkowanie, od szczerości po uczciwość, od roztropności po czystość.
Z oczywistych względów, kiedy mowa jest o moralności małżeńskiej lub duchowości
w małżeństwie kładzie się nacisk na cnotę czystości. Jak dobrze wiadomo istnieje w tym
względzie pewna kazuistyka, mniej lub bardziej szczegółowa, zwłaszcza w tym, co odnosi się
do dopuszczalności stosowania jakiejś metody w celu opóźnienia lub ograniczenia liczby
dzieci. Czasem usiłuje się wyjaśnić jakie aspekty intymnych relacji między mężem i żoną są
zgodne z prawem Bożym. Prałatura Opus Dei nie ma w tym względzie żadnej własnej nauki.
Wykłada powszechną naukę Kościoła.
Jak jest wiadomo niedozwolone moralnie stosowanie sztucznych metod w celu
opóźnienia lub ograniczenia liczby dzieci zostało przypomniane w sposób szczególny,
zbierając stałe nauczanie Kościoła, w encyklice Pawła VI Humanae vitae, do której ducha,
przypomnianego i potwierdzonego przez Jana Pawła II, powinno się stosować. Wspaniały
wykład nauki katolickiej o małżeństwie i rodzinie zawarty jest w Familiaris consortio z 22
listopada 1981 roku17.
Coś podobnego dzieje się z podstawowymi według nauki chrześcijańskiej elementami
małżeństwa: jednością i nierozerwalnością, co zakłada niedopuszczalność rozwodów.
Również jest powszechną nauką Kościoła katolickiego, że wierni, którzy nie zawarli
sakramentalnego związku małżeńskiego, nie mogą przystępować do sakramentów. To
wszystko sprawia, że w życiu zdarzają się sytuacje trudne i często bardzo bolesne, jednak, jak
Kościół wyraźnie naucza, nie można zmieniać nauki ustanowionej przez Chrystusa, aby
dostosować ją do okoliczności lub tendencji panujących w danej epoce. W cytowanej
Familiaris consortio czytamy: „Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na
Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy
zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od
chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między
Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny
szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych
w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa”18.
W niektórych krajach, mniej lub bardziej rozpowszechniona praktyka niewypełniania
chrześcijańskiej nauki moralnej odnośnie małżeństwa i rodziny sprawia, że niekiedy
członkowie supernumerariusze Opus Dei wydają się być jedynymi, którzy biorą na serio
naukę Kościoła w tej materii. Oczywiście, w rzeczywistości tak nie jest. W każdym kraju o
korzeniach katolickich żyją tysiące małżonków, którzy indywidualnie lub stowarzyszeni w
różnego rodzaju instytucjach usiłują żyć zgodnie ze swoją chrześcijańską wiarą. Także w
krajach nie katolickich, gdzie zachowuje się wartości moralne, istnieje wielkoduszność w
Familiaris consortio, Wydawnictwo M, Kraków 1996. Dokument obejmujący ok. 100 stron jest rodzajem małego traktatu
o rodzinie. Jest to najbardziej klarowne przedstawienie nauki Kościoła w tej materii.
18 Familiaris consortio, nr 84.
17
111
112
kwestii posiadania potomstwa. W każdym razie styl Opus Dei nie polega na ukazywaniu
moralnego postępowania w sytuacjach skrajnych, lecz przedstawianiu z całą naturalnością
wznioślejszych wymiarów życia.
16. Chrześcijański wymiar rodziny
Wśród publicznego nauczania Założyciela Opus Dei na te tematy znajduje się, obok
innych tekstów, wywiad udzielony w 1968 r. czasopismu Telva i homilia z roku 1970, która
została włączona do książki To Chrystus przechodzi. Z tych tekstów pochodzą następujące
cytaty:
O pracy domowej kobiet: „Zawsze będzie wiele kobiet, które nie będą miały innego
zajęcia poza prowadzeniem swojego domu. Powiem, że to jest wielkie zadanie warte zachodu.
Jest to również zawód - prawdziwy i szlachetny, dzięki któremu wpływacie pozytywnie nie
tylko na rodzinę, ale także na niezliczoną liczbę przyjaciół i znajomych, na osoby, z którymi
w taki czy inny sposób stykacie się, i spełniacie w ten sposób zadania nieraz o wiele bardziej
rozległe niż w innych pracach i zawodach.”19.
O pracy kobiet poza domem: (praca w domu) „nie wyklucza udziału w innych
dziedzinach życia społecznego, na przykład w polityce. Także w tych dziedzinach kobieta
może wnieść swój wartościowy wkład, zawsze ze szczególną specyfiką swojej kobiecej natury
i uczyni to w takiej mierze, w jakiej społecznie i zawodowo będzie przygotowana. Jest jasne,
że tak rodzina jak i społeczeństwo potrzebują tego szczególnego wkładu, który w żadnym
wypadku nie jest drugorzędny. (...) „Nowoczesna społeczność demokratyczna musi przyznać
kobiecie prawo do aktywnego udziału w życiu politycznym i stworzyć korzystne warunki, aby
z tego prawa mogły korzystać wszystkie kobiety, które tego pragną”20.
O miłości małżeńskiej: „Większa część członków Opus Dei żyje w stanie małżeńskim
i dla nich miłość ludzka i obowiązki małżeńskie są częścią powołania boskiego. Opus Dei
uczyniło z małżeństwa drogę boską, powołanie (...) Mnie nie przeraża miłość ludzka, święta
miłość moich rodziców, którą posłużył się Bóg, aby dać mi życie. Tę miłość błogosławię
obiema rękoma. Małżonkowie są szafarzami i samą materią sakramentu małżeństwa, tak jak
chleb i wino są materią Eucharystii.”21 Tę samą myśl podkreśla w To Chrystus przechodzi:
„Dla chrześcijanina małżeństwo nie jest jedynie prostą instytucją społeczną, a tym mniej
zwyczajnym lekarstwem na słabość. Jest ono prawdziwym, nadprzyrodzonym powołaniem
(...) Pan uświęca i błogosławi wzajemną miłość małżonków. Przewiduje nie tylko jedność
duszy, ale i połączenie ciał(...) Dlatego płeć nie jest rzeczą hańbiącą; jest darem Bożym, jeśli
w czysty sposób podporządkowuje się życiu, miłości i płodności(...) Wstrzemięźliwość
19
Rozmowy...., nr 88.
Rozmowy..., nr 87-90.
21 Rozmowy..., nr 91, 92.
20
112
113
małżeńska nie jest jednoznaczna z zaniechaniem czułości, która jest przecież fundamentem
życia rodzinnego(...) W prawdziwej miłości konieczność wstrzemięźliwości jest oczywista:
dzięki niej życie małżeńskie nabiera wyrazu autentyczności, mąż i żona rozumieją się i czują
się zjednoczeni. Kiedy jednak boski dar płci poddany zostaje perwersji, intymna jedność
zostaje zerwana, a małżonkowie nie mogą już objąć siebie szlachetnym wejrzeniem”22.
O czwartym przykazaniu: „Bądźmy szczerzy - wzajemne zrozumienie w rodzinie jest
czymś normalnym. Są oczywiście tarcia, różnice...ale te zachowania, nie zawsze mają większe
znaczenie, bardzo często te sprawy dodają swoistego ubarwienia naszemu życiu. Są to
wydarzenia niewiele znaczące, które czas zawsze zaciera, zostaje to, co trwałe, to jest miłość. Miłość prawdziwa, oparta na poświęceniu, nigdy ni udawana, prowadząca do troski
jednych o drugich, do odgadywania ludzkich drobnych problemów i ich rozwiązywana z
największą delikatnością. I ponieważ to wszystko jest normalne większość słuchaczy
rozumiała dobrze, co miałem na myśli nazywając - ciągle to powtarzam od lat dwudziestych czwarte przykazanie Dekalogu „słodkim przykazaniem.”23
O wychowaniu dzieci: „Rodzice są pierwszymi osobami odpowiedzialnymi za
wychowanie swoich dzieci tak w dziedzinie czysto ludzkiej, jak i w duchowej. Powinni
zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności tej misji. Aby jej podołać potrzebują roztropności,
zrozumienia, zdolności kochania, nauczania, a także wytrwałości w dawaniu dobrego
przykładu. Tak przemoc jak i narzucanie czegoś w autorytatywny sposób, nie jest właściwą
drogą wychowania. Idealni rodzice starają się raczej być przyjaciółmi swoich dzieci:
przyjaciółmi, którym można zaufać w chwilach niepokoju, z którymi wspólnie można
rozwiązywać problemy, ludźmi od których można oczekiwać skutecznej i delikatnej
pomocy”24.
Dzięki tym cytatom lepiej można zrozumieć nielogiczność pewnych krytyk
skierowanych do Opus Dei za to, że nie organizuje wspólnej działalności dla małżonków. To
prawda, że kręgi, dni skupienia, rekolekcje przeprowadzane są oddzielnie. Jest to, można by
tak powiedzieć, jedna, obok innych, propozycji. Kto pragnie wspólnych zajęć dla małżonków,
może wybrać wśród organizowanych przez parafie, instytucje religijne i różne ruchy
apostolskie. Jako że chodzi tu o działania dobrowolne, Opus Dei nikogo nie obraża
ograniczając się do czynienia, z całkowitą wolnością, tego, co uważa za najbardziej stosowne.
Jeśli jednak obok okazania upodobania do innych systemów, krytyki te twierdziłyby,
że nie organizując działań dla małżeństw Opus Dei przyczynia się do ich podziałów,
przeszłyby już na teren oszczerstw lub po prostu głupoty. Oprócz tego, że jest nie do
pomyślenia, aby instytucja Kościoła zajmowała się takimi rzeczami, to cała formacja, jaką
mąż i żona otrzymują w Opus Dei ukierunkowana jest ku zjednoczeniu rodziny, wzajemnej
ofierze, poświęceniu się dzieciom. Stąd też zakrawa na tragifarsę opinia pewnych ludzi,
22
To Chrystus przechodzi, nr 23, 24, 25.
Rozmowy..., nr 101.
24 To Chrystus przechodzi, nr 28.
23
113
114
którzy obwiniają Opus Dei za to, że jednocześnie broni pojęcia tradycyjne rodziny - bardziej
umacniana jedność, unikanie rozwodu, wielkoduszność w liczbie posiadanego potomstwa i
przyczynia się do podziału małżeństw. Tak się dzieje, ponieważ według niektórych krytyków
małżeństwa, w których jedno z małżonków lub też oboje są z Opus Dei, posiadają zazwyczaj
więcej dzieci niż przeciętna rodzina. Nie wygląda jednak na rozumne myślenie teza, iż
brakuje jedności tam, gdzie rodzi się, używając dawnej przenośni, tyle owoców zjednoczenia.
17. Powołanie dzieci
Nie jest czymś odosobnionym, że niektórzy synowie lub córki, pochodzący z rodzin, w
których jedno lub oboje rodzice są z Opus Dei, także wybierają to powołanie. Jak można to
przewidzieć, zdarzają się również przypadki, w których dzieci nie chcą mieć nic wspólnego z
Opus Dei. Kryterium, jakim w tym przypadku kieruje się Opus Dei, polega na całkowitym
poszanowaniu wolności wszystkich, zarówno rodziców jak i dzieci. Rodzice, zgodnie z tą
zasadą, w niczym nie wpływają - chyba że przez przykład i modlitwę - na ewentualne
powołanie swoich dzieci. Jak już rozważaliśmy to w innych rozdziałach, to Prałatura jest
przede wszystkim zainteresowana tym, aby w Opus Dei nie było nikogo, kto posiadałby
połowiczne lub niedojrzałe powołanie. „Doświadczenie, które mam w Opus Dei jest
pozytywne” komentował Założyciel. „Zwykłem mówić członkom Dzieła, że zawdzięczają
dziewięćdziesiąt procent swojego powołania swoim rodzicom, ponieważ potrafili ich
wychować i nauczyli być wspaniałomyślnymi. Mogę zapewnić, że w olbrzymiej większości
wypadków (praktycznie we wszystkich) rodzice nie tylko respektują, ale miłują tę decyzję
swoich dzieci i wiedzą, że Dzieło Boże jest jakby poszerzeniem ich własnej rodziny. Jest to
jedna z moich wielkich radości i potwierdza moje przekonanie, że aby być bardzo Bożymi,
trzeba być bardzo ludzkimi.”25
Prałat Escriva miał tu na myśli rodziców, którzy nie byli członkami Opus Dei. W
latach późniejszych po wygłoszeniu tych słów zdarzały się przypadki, że niektórzy rodzice
sprzeciwiali się powołaniu swoich dzieci wbrew ich woli do tego stopnia, że publicznie
rozpowszechniali fałszywe twierdzenia, jakoby ich dzieci zostały oszukane i pozbawione
wolności. Poważniejszym jeszcze oskarżeniem w tym względzie jest porównanie Opus Dei do
sekt, które „łowią” ludzi na różnego rodzaju oszustwa. Odnośnie tych przypadków ciśnie się
na usta komentarz wobec powagi sytuacji, jaką jest zawładnięcie przez niektórych rodziców
swoich dzieci, już dorosłych, inteligentnych i powszechnie uznanych za dojrzałych.
Zasadniczo jest przecież czymś logicznym, że każdy decyduje o sobie samym. Zaangażowanie
się związane jest z decyzją i podjęciem jakichś zobowiązań, lecz to ciągle zdarza się w
naszym życiu.
25
Rozmowy..., nr 104.
114
115
Absolutna większość członków Opus Dei przyłącza się do Prałatury kiedy są osobami
dojrzałymi, mają ułożone życie i założoną rodzinę. I nikt, nawet wśród młodych, nie wstępuje
zanim nie osiągnie pełnoletniości.
Założyciel Opus Dei napisał, że „Jeżeli rodzice katoliccy nie rozumieją tego powołania
(a miał na myśli nie tylko powołanie do Opus Dei, lecz do każdej innej instytucji Kościoła),
sądzę, że nie udało im się uformować rodziny chrześcijańskiej.”26
Mamy tu do czynienia z kwestią, na temat której istnieje w Kościele bogate i wiekowe
doświadczenie. Znane są szczególne przypadki sprzeciwu rodziców wobec powołania ich
dzieci, jak choćby sytuacja św. Tomasza z Akwinu, który siłą został osadzony w zamku.
Zazwyczaj uważano w Kościele za punkt honoru dla rodziców to, że posiadają dzieci, które
odpowiedziały na Boże powołanie. Nawiązując do tego, Jan Paweł II tak mówił w Irlandii, w
roku 1979: „Zwracam się z wezwaniem do rodziców irlandzkich, aby dalej ożywiali w swoich
rodzinach powołania do kapłaństwa i życia zakonnego. W dziejach wielu pokoleń,
największym pragnieniem ojca Irlandczyka było posiadanie syna kapłana lub córki, która
poświęciłaby się Bogu. Niech nadal takie będą wasze pragnienie i wasze modlitwy”27.
Z drugiej strony, nie ma co zbytnio dziwić się, że rodzice sprzeciwiają się decyzji
swoich dzieci poprzez różne środki perswazji. Ze świeckiego punktu widzenia, jak również ze
strony Kościoła, ten sprzeciw nie jest legalny. Ostatecznym kryterium dla osób, które
osiągnęły pełnoletniość, jest osobista wolność28.
Jest rzeczą zrozumiałą, jak wielokrotnie wspominał Założyciel Opus Dei, że rodzice
będą mieli bardzo „przyziemne” spojrzenie na to wszystko. Trzeba jednak pamiętać, że dla
chrześcijanina rzeczy najważniejsze znajdują się w sferze nadprzyrodzonej. Jak pisał w XII
wieku św. Bernard: „Jeśli Bóg czyni wasze dziecko swoim, co w tym wszystkim tracicie wy i
co traci on? Jeśli je kochacie, powinniście cieszyć się, że idzie do Ojca i to takiego Ojca”29. W
końcu nauczanie Ojców Kościoła, będące kontynuacją Ewangelii, jest jednomyślne. Św.
Augustyn pisze: „Trzeba czcić ojca, lecz posłusznym trzeba być Bogu; powinno się kochać
26
Rozmowy..., nr 104.
L’Osservatore Romano, 2 października 1979 r. Tu: tłumaczenie bezpośrednio z języka hiszpańskiego.
28 Oskarżenia o sekciarstwo wypływają nie z chęci oczernienia, a raczej z ignorancji. Prałatura Opus Dei stanowi integralną
część prawnej struktury Kościoła. Jeśli byłaby sektą, byłby nią też Kościół katolicki; a jeśli jest nią Kościół katolicki, to także
każda inna instytucja: ONZ, Kościół anglikański, NATO i co kto chce. Nie ma żadnego obowiązku udowadniania tego, że się
czymś nie jest. Obowiązek dowodu spoczywa na tym, kto coś takiego twierdzi. Z drugiej strony łatwość przypisania
jakiejkolwiek grupie charakteru sekty jest atakiem na wolność stowarzyszania się i spotkań. W żadnym państwie prawa nie
jest przestępstwem bycie sektą. Przestępstwa jako takie muszą być z góry określone. Jeśli członkowie sekty popełnią któreś z
nich, to będą sądzeni według jego wagi, a nie z racji bycia, dla przykładu, grupą osób, które wierzą w horoskopy, stosują
dietę wegetariańską i przestrzegają przed końcem świata. Na szczęście dla wszystkich większość działań, mniej lub bardziej
dziwnych, które ludzie podejmują to nie przestępstwa. (Szerzej w tej sprawie V. Messori, Śledztwo w sprawie Opus Dei,
Fronda, Warszawa 1998 –przyp. tłum.).
29 Cytowane przez J.M. Cejas, La vocacion de los hijos (Powołanie dzieci), Madrid 1988, gdzie można znaleźć obszerniejsze
opracowanie tego tematu. (Znany jest przykład św. Stanisława Kostki, którego rodzice nie życzyli sobie, aby wstąpił do
zakonu Jezuitów – przyp. tłum.).
27
115
116
rodzica, lecz na pierwszym miejscu należy stawiać Stworzyciela”30. Dla wierzącego bowiem
tym, co w ostateczności pozostanie, będzie zjednoczenie wszystkich w domu Ojca.
18. Sens wierności
Droga kończy się punktem 999, który mówi: „Gdzie kryje się sekret wytrwałości? W
Miłości. - Zakochaj się, a nie opuścisz Go”31. Istotną częścią formacji, jakiej Prałatura
zobowiązuje się udzielać wszystkim swoim członkom, jest nacisk na nadprzyrodzony, Boży
charakter powołania. Chodzi tu o wezwanie do świętości: „Zaczynać - może każdy - wytrwać
mogą tylko święci”32.
Założyciel Opus Dei nauczał i przekazał przekonanie, że jeśli istnieje walka i wysiłek
ze strony człowieka, to Bóg da łaskę do wytrwania aż do końca: „Posłuchaj mnie uważnie:
jestem pewien, że jeśli walczysz, będziesz świętym”33. Uczył także ufności w powołanie
większej niż względem innych rzeczy „ze świętym uporem, który - w sensie duchowym nazywa się wytrwałością”34.
Powołanie jest czymś stałym, jest ostatecznym zakotwiczeniem nadziei. „Jasno
poznałeś swoją godność syna Bożego. Nawet, gdyby ta twoja pewność została kiedyś
zachwiana - oby tak się nigdy nie stało - podążaj zawsze wiernie dalej tą drogą, bez oglądania
się wstecz”35. Nie chodzi tu o pokładanie ufności jedynie w ludzkich siłach, ani też o brak
przewidywania, że pojawią się trudności, błędy i pomyłki. „Pozwólcie, że jeszcze raz
podkreślę - wszyscy jesteśmy pełni słabości. Nasze słabości nie mogą jednak prowadzić do
zobojętnienia wobec Miłości Bożej. Przeciwnie, mają nas skłaniać do szukania ucieczki w tej
Miłości, schronienia się w tej boskiej dobroci - podobnie starożytni wojownicy kryli się w
swojej zbroi; owo ecce ego, quia vocasti me (1 Krl 3, 6.8) - możesz liczyć na mnie, ponieważ
mnie wezwałeś, jest naszą obroną. Nie wolno nam oddalać się od Boga dlatego, że
odkrywamy naszą słabość. Winniśmy zwalczać nasze słabości właśnie dlatego, że Bóg nam
ufa”36.
To, co do tej pory powiedzieliśmy może posłużyć do wyjaśnienia, choć w sposób
krótki i pobieżny, gdyż kwestią zasadniczą jest łaska Boża, wielką wytrwałość wiernych
Św.Augustyn, Sermo 100,2 w: Obras completas (Dzieła wszystkie), BAC, Madrid 1983, t.X, s. 679 (tu: tłumaczenie z
języka hiszpańskiego). Tekst łaciński jest jeszcze bardziej wyrazisty: „Honorandus est pater, sed oboediendum est Deo.
Amandus est generator, sed praeponendus est Creator”.
31 Droga, nr 999. Ponieważ Droga ma 999 numerów, autora oskarżano o praktyki kabalistyczne. Nawiązuje on do tego w
punkcie 1000 Bruzdy, opublikowanej po jego śmierci: „Piszę ten numer, abyśmy, ty i ja, zakończyli tę księgę z uśmiechem, i
żeby byli spokojni naiwni czytelnicy, którzy w prostocie lub złośliwości doszukiwali się kabały w 999 punktach Drogi”.
32 Droga, nr 983.
33 Kuźnia, nr 355.
34 Kuźnia, nr 220.
35 Kuźnia, nr 420.
36 Przyjaciele Boga, nr 187.
30
116
117
Prałatury. Ponieważ powołanie dane jest na całe życie, jest rzeczą normalną i powszechną, że
wierność urzeczywistnia się w pełni.
Może się jednak zdarzyć, że osoby, które z całkowitą wolnością wstąpiły do Opus Dei
- jak już to widzieliśmy, ostateczna więź nie zawiązuje się przed ukończeniem przynajmniej
dwudziestu trzech lat - zdadzą sobie sprawę, że stała i poważna zmiana ich sytuacji lub
charakteru może im uniemożliwić wypełnienie zobowiązań zaciągniętych wobec Prałatury. W
pewnych przypadkach ta zmiana może być spowodowana chorobą. (Przy tym wszystkim
trzeba jednak zdać sobie sprawę, że także z chorobami fizycznymi lub psychicznymi - które w
jakiś sposób zawsze są obecne w naszym życiu - można wytrwać w powołaniu). Także
pogorszenie się życia modlitwy i pokuty, co, jeśli nie zostanie skorygowane, czyni bardzo
trudnym wytrwanie.
W instytucji opartej na wolności jest czymś logicznym to, że kto nie może lub nie chce
wypełnić podjętych zobowiązań, prosi o pozwolenie odejścia, które przyjmuje formę
dyspensy, jeśli dokonało się już definitywne wstąpienie lub też nie upłynął termin zawartej
umowy czasowej. Jeśli nie nastąpiło jeszcze definitywne wstąpienie, można opuścić Opus Dei
po upłynie czasu, na jaki została zawarta czasowa umowa: jak wiadomo na jeden rok, z
możliwością odnowienia37.
Statuty wyjaśniają, że osoby, które przestają być członkami Opus Dei, z racji
opuszczenia lub dymisji, nie mają prawa domagania się rekompensaty ekonomicznej za
wyświadczone przysługi lub zwrotu jałmużny i ofiar. Dzieje się tak dlatego, że przysługi lub
ewentualne jałmużny czy ofiary zostały dokonane z całkowitą wolnością, bez stawiania
żadnych warunków. W przypadku numerariuszy i przyłączonych ich całkowita
dyspozycyjność czasu i zdobytych dóbr ekonomicznych - choć dobra odziedziczone zawsze
pozostają do ich wolnego rozporządzenia - została zrekompensowana ze strony Prałatury
zobowiązaniem zatroszczenia się o nich w czasie choroby i starości opieką rodzinną, gdyż z
tym mamy tutaj do czynienia: z rodziną o nadprzyrodzonych więzach38.
Opuszczenie Opus Dei jest ostatecznym środkiem; nie jest to coś w rodzaju
„wypisania się”, gdyż powołanie nie polega na „zapisaniu się”. Zanim nastąpi wystąpienie
Opus Dei jako takie, poprzez dyrektorów, czyni wszystko, co możliwe, aby uratować
powołanie za pomocą środków o charakterze nadprzyrodzonym: modlitwy i umartwienia. W
tym wszystkim podejmowany jest wysiłek traktowania z największym szacunkiem osób, które
- niekiedy z własnej winy, innym razem z przyczyn niezależnych od ich woli - zmierzają ku
opuszczeniu drogi, którą zapoczątkowali z entuzjazmem i wielkodusznością.
Nikogo nie zatrzymuje się wbrew jego woli. Jeśli dla wstąpienia do Opus Dei drzwi
są, jak mawiał Założyciel, „na wpół otwarte”, to dla wyjścia są „otwarte na oścież”. Nie
Odnośnie tych tematów, por. Estatutos, nr 28-35. Dymisja, jako coś wyjątkowego, jest przewidziana na takiej zasadzie,
aby zostały zachowane prawa Prałatury i prawa danej osoby. Przed dymisją zostaje zaproponowana zainteresowanej osobie
możliwość dobrowolnego opuszczenia Prałatury.
38 Por. Estatutos, nr 34.
37
117
118
nalega się - wręcz przeciwnie - na niczyje wystąpienie, lecz szanuje się osobistą niezależność.
Prałatura stara się też nie utracić z nikim kontaktu. Opuszczający Opus Dei może od razu stać
się współpracownikiem lub współpracowniczką.
Mając na względzie liczbę wiernych Prałatury, przypadki wystąpienia są wyjątkowe,
dzięki temu, że stawia się przede wszystkim na życie modlitwy. Jak pisał Założyciel Opus Dei
„nigdy nie możemy porzucić nadziei zostania świętymi, przyjęcia Bożego zaproszenia,
wytrwania aż do końca. Bóg, który rozpoczął w nas dzieło uświęcenia, sam go w swoim dniu
dokończy (por. Flp 1,6)”39.
Lojalność, wierność, wytrwanie należą do sfery ascetyki i są mocno zakorzenione w
duchowości Opus Dei. „Powinniśmy być wierni i lojalni; wypełniać nasze obowiązki,
odnajdując w Jezusie miłość i zachętę do zrozumienia pomyłek innych i przezwyciężania
naszych własnych błędów. W ten sposób nawet wspomniane upadki ducha - twoje, moje i
innych ludzi - będą także podporą królestwa Chrystusowego”40. W Opus Dei znaczenie
wierności nie pojawia się w pierwszym rzędzie jako zasługa organizacji, dyrektorów lub
członków, lecz jako łaska uzyskana za pomocą modlitwy.
39
40
To Chrystus przechodzi, nr 176.
To Chrystus przechodzi, nr 160.
118
119
ROZDZIAŁ V
STRUKTURA I ŚRODKI
1. Wymiar organizacyjny
Zaledwie kilka osób tworzyło Opus Dei, gdy powstały już plany jego rozwoju. To
jeden z najbardziej zaskakujących faktów w historii tej instytucji. Jak już o tym
wspominaliśmy, w roku 1946, zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej, Założyciel
Opus Dei przenosi się do Rzymu, gdzie sam się osiedla i gdzie wkrótce zakłada główną
siedzibę Prałatury.
Podkreślamy te dane, ponieważ nie można zrozumieć Opus Dei bez zwrócenia uwagi
na uniwersalność, lub jak kto woli, na charakter międzynarodowy. Teologicznie
powiedzielibyśmy katolickość, gdyż termin katolicki oznacza powszechny. Nie wyrzekając się
tej naturalnej powszechności Kościół nigdy nie przestanie nazywać się katolickim. W
Kościele, choć istnieją instytucje o charakterze lokalnym, regionalnym i narodowym, jest
także miejsce na inne, które z racji własnych struktur są powszechne. Jedną z nich jest Opus
Dei.
Uniwersalność nie jest synonimem zcentralizowania. Przeciwnie: jeśli zamierza się
zrealizować wymiar powszechności, winno się tego dokonywać poprzez dawanie każdej
mniejszej sferze takiej autonomii, jakiej będzie potrzebować. Jednocześnie wymiar lokalny
powinien myśleć o uniwersalnym, aby nie zatracił sensu własnej autonomii. Innymi słowy
racja autonomii polega na realizowaniu we własnym zakresie danego celu instytucji i jej
wymiaru powszechnego1.
Wymiar ogólny lub centralny
W odniesieniu do wielu organizacji o powszechnym zasięgu można mówić o trzech
wymiarach: centralnym, krajowym i lokalnym.
W rozdziale tym podążamy za normami ze Estatutos, od numeru 125 do 170, tak jak są cytowane w El itinerario..., s. 646654.
1
119
120
W Opus Dei wymiar centralny, z siedzibą w Rzymie, jest równoznaczny z prałatem.
Prałat jest wybierany przez Kongres Wyborczy, powoływany w tym celu. Wybór musi być
zatwierdzony przez papieża. Urząd jest dożywotni. Prałat musi być kapłanem przynajmniej od
pięciu lat przed swoim wyborem.
Mimo że Prałatura jest jednością duszpasterską organiczną i niepodzielną, to realizuje
swoje apostolstwo - poczynając od pierwszego (opieka duszpasterska i formacja swoich
członków) w ten sposób, że nie mieszają się zajęcia dla mężczyzn z zajęciami dla kobiet.
Prałat, który jest ordynariuszem Prałatury, to znaczy kompetentną władzą, kieruje wiernymi mężczyznami i kobietami - z pomocą dwóch odpowiednich rad. Jedność rządu, którą
zapewnia prałat, gwarantuje fundamentalną jedność duchowości.
Rada Generalna w odniesieniu do działalności mężczyzn jest złożona ze zmiennej
liczby członków, gdyż poza stałymi urzędami - wikariusz pomocniczy, jeśli istnieje;
wikariusz sekretarz generalny; kapłan sekretarz główny; trzech wice sekretarzy, prefekt
studiów, administrator generalny - liczba delegatów, członków rad w różnych krajach, jest
oczywiście zmienna. Mając w pamięci zasięg Opus Dei, liczba delegatów jest dzisiaj większa
od reszty członków Rady. Z drugiej strony nie jest czymś normalnym, aby wszyscy lub część
delegatów znajdowała się w siedzibie głównej: ze względu na swoje funkcje przebywają oni
zwykle właśnie poza tą siedzibą.
W Radzie Generalnej większość stanowią świeccy. Zgodnie ze statutami kapłanami
nie muszą być ani trzej wice sekretarze, ani prefekt studiów ani administrator generalny, ani
delegaci. W ten sposób nawet z wikariuszem pomocniczym byłoby trzech kapłanów i pięciu
świeckich. (W tych rachunkach nie uwzględniamy delegatów. Wszyscy oni mogą być
świeckimi. Prokurator i kierownik duchowy są kapłanami, ale nie należą do Rady Generalnej).
W zarządzaniu sekcją żeńską Opus Dei prałat ma do dyspozycji wikariusza
pomocniczego, jeśli istnieje, wikariusza sekretarza generalnego, kapłana sekretarza głównego
i Asesorię Centralną, organ analogiczny do Rady Generalnej.
Urzędy, zarówno w Radzie Generalnej, jak i w Asesorii Centralnej, sprawowane są
przez osiem lat, z możliwością reelekcji.
Wymiar regionalny
W terminologii używanej w Opus Dei - chociaż właściwie chodzi tu o coś w
powszechnego - region jest częścią terytorium, która może, choć nie musi być równoznaczna
120
121
z obszarem jakiegoś kraju. Godnym podkreślenia jest to, w jaki sposób poprzez ducha
powszechności, który rozbrzmiewa w tej terminologii, członkowie Opus Dei w kwestii prawa
Prałatury nie dzielą się na narody. Konsekwencją tej niewielkiej zmiany semantycznej jest to,
że członek Opus Dei z jakiegoś kraju raczej nie myśli o członkach z innych krajów jako o
obcokrajowcach. Jest to zjawisko trudniejsze do wytłumaczenia niż do realizacji, ale o nim
nie wspomnieć. Opus Dei nie jest instytucją hiszpańską, która z czasem rozprzestrzeniła się
na inne kraje. Z pewnością takie mogą być pozory, było i jest wiele powołań z regionu, który
Założyciel i Prałat nazywają „regionem pierworodnym”. Jednocześnie jednak hiszpańscy
członkowie Opus Dei bez wyjątku rozumieli, że chodzi o posługę uniwersalną, w żadnym
przypadku nie ograniczoną do jakiegoś narodu.
Regiony - zgodnie z rozwojem zadań apostolskich, liczbą ośrodków i tak dalej - są
tworzone przez prałata za zgodą jego Rady i zarządzane przez wikariusza lub konsyliarza
regionalnego wspieranego przez Komisję Regionalną dla mężczyzn i podobną instytucję dla
kobiet. Skład tych komisji regionalnych jest bardzo podobny do składu RadyGeneralnej.
Wikariusz regionalny i kapłan sekretarz muszą być kapłanami. Pozostali członkowie Komisji
Regionalnej mogą być świeckimi.
Wymiar lokalny
W każdym regionie - który jednocześnie może dzielić się na delegacje o charakterze
terytorialnym - istnieje, zgodnie z rozwojem inicjatyw apostolskich, zmienna liczba
ośrodków, tworzonych kanonicznie za zgodą miejscowego ordynariusza. Delegacje są
zarządzane przez wikariusza delegowanego, który musi być kapłanem. W zarządzaniu
pomagają mu jego Rady.
Ośrodek nie koniecznie musi posiadać swoją siedzibę, gdyż w swojej istocie jest grupą
osób kierowanych przez radę lokalną (w tym przypadku słowo „lokalny” odnosi się nie tylko
do przestrzeni, oznacza raczej określony, konkretny). W siedzibie ośrodka może działać kilka
rad lokalnych rozumianych w tym ogólnym znaczeniu.
W siedzibach niektórych ośrodków mieszkają, jak już o tym wspominaliśmy,
członkowie numerariusze, którzy obok swojej zwyczajnej pracy zawodowej zajmują się
opieką i formacją innych członków Prałatury. Codzienne kwestie związane z zarządzaniem
każdym ośrodkiem leżą w kompetencji rady lokalnej, którą tworzą dyrektor, jego zastępca lub
121
122
zastępcy oraz sekretarz. Do nich może dołączyć kapłan. W ośrodkach dla kobiet skład rady
lokalnej jest podobny, z wyjątkiem kapłana.
Cechy kierownictwa
Zarządzanie Prałaturą charakteryzuje się trzema cechami: jasnością kompetencji,
decentralizacją i kolegialnością.
Określenie jasność kompetencji oznacza, iż kierownictwo Prałatury rozciąga się w
stosunku do księży inkardynownych do niej na wszystko, co jest konieczne dla ich życia w
wymiarze duchowym i materialnym. Kapłani cieszą się nieprzerwanie całkowitą wolnością w
kwestiach podlegających dyskusji, również w materii teologicznej, jakkolwiek, idąc za
duchem Opus Dei, nie zajmują się polityką, ani kwestiami, które mogłyby spowodować
podziały. Zgodnie z duchem Opus Dei kapłani powinni być i w Prałaturze i poza nią
instrumentami jedności.
Odnośnie świeckich kierownictwo Prałatury dotyczy spraw wynikających ze
zobowiązań podjętych wobec nich: tego, co odnosi się do formacji ascetycznej, doktrynalnej i
apostolskiej. Członkowie Opus Dei są całkowicie wolni w sprawach zawodowych, w swoich
opiniach na jakikolwiek temat (zawsze w ramach nauki Kościoła). Stąd też Prałatura nie
wypowiada się na temat tego, co jest materią wolności, co tłumaczy pluralizm poglądów,
który można zauważyć wśród członków Dzieła.
Prałatura zobowiązuje się także, jak już o tym wspominaliśmy, do opieki w czasie
choroby i starości nad numerariuszami i przyłączonymi, niezależnie od ubezpieczeń
społecznych, emerytur i innych rodzajów pomocy, jakie te osoby jako zwyczajni obywatele
mogą otrzymywać.
Pojęcie decentralizacja oznacza, że kwestie codziennej administracji, nawet te, które
odnoszą się do danego ośrodka, rozwiązywane są na właściwym szczeblu lokalnym. Z tej
samej przyczyny do głównego ośrodka docierają jedynie określone rodzaje spraw. Tak na
przykład praktycznie we wszystkich kwestiach personalnych organem podejmującym decyzje
jest rada lokalna.
Na mocy kolegialności decyzje podejmowane są na wszystkich stopniach zarządzania
w sposób kolegialny. Prałat dla siebie ma zarezerwowanych jedynie kilka wybranych kwestii,
lecz w praktyce o niczym nie decyduje bez udziału swojej Rady. Kolegialność zakłada - jeśli
istnieje, tak jak w tym przypadku jedność ducha - jednomyślność w wielu kwestiach. Lecz
122
123
jeśli jest to potrzebne, przeprowadza się głosowanie, zarówno na szczeblu centralnym jak i
lokalnym, dostosowując się do decyzji podjętej przez większość.
Można także mówić o świeckim charakterze zarządzania Opus Dei. Nie oznacza to, że
jedynie duchowość jest świecka - Prałatura składa się z duchownych - nie zakonników i ludzi
świeckich - lecz także i to, że większość funkcji pełnią świeccy. To prawda, że najważniejsze
funkcje - poczynając oczywiście od prałata, aż po sekretarza głównego, wikariuszy
regionalnych i dyrektorów delegacji - przypadają kapłanom. Dzieje się tak między innymi
dlatego, że w Kościele władza zarządzania łączy się z kapłaństwem. Zarówno jednak rady
główne jak i regionalne składają się w większości ze świeckich. Natomiast rady lokalne, jak
już o tym była mowa, w całości złożone są ze świeckich.
W rzeczywistości różnica pomiędzy kapłanami a świeckimi, choć jasna z punktu
widzenia sakramentu, nie do końca i nie dla wszystkich jest taka: wszyscy otrzymali to samo
powołanie, a będąc kapłanem nie jest się w Opus Dei nikim ważniejszym. Kapłani Prałatury
wywodzą się przecież ze świeckich, spośród numerariuszy i przyłączonych. Założyciel Opus
Dei miał zwyczaj mawiać, że wszyscy w Dziele, samotni i żyjący w rodzinach, mężczyźni i
kobiety, powinni posiadać duszę kapłańską i świecką mentalność. Przez to pierwsze rozumiał
ducha jedności między Bogiem i ludźmi, co jest celem Prałatury, a przez to samo i jej
członków: rozpowszechniać pragnienie świętości we wszystkich środowiskach, co jest
sposobem nawiązania tej relacji pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Mówiąc o tym drugim,
czyli o świeckiej mentalności, miał na myśli nie oddalanie się, lecz zanurzenie w zwykłych,
codziennych sprawach, w potocznym myśleniu.
Inną cechą charakterystyczną, w pewnym sensie niezbędną do zrozumienia sposobu
zarządzania Prałaturą jest coś, co można by nazwać wewnętrznym przyswojeniem celów Opus
Dei przez jego członków. Kiedy mowa o kierownictwie nie sposób uniknąć rozróżnienia na
rządzących i rządzonych, lecz w Opus Dei to rozróżnienie nabiera wielu odcieni. I tak dla
przykładu urzędy, z wyjątkiem prałata, nie są dożywotnie. Ich sprawowanie jest pojmowane
nie jako przywilej, lecz jako ciężar. Zakładają one odpowiedzialność, bezpośrednią i
zaangażowaną służbę. Nie pragnie się ich, ponieważ nie jest to w stylu Opus Dei, a także i
dlatego, że urzędy oznaczają zawsze mnóstwo pracy. Ponadto ci, którzy pełnili jakieś urzędy,
nawet przez wiele lat, nie nabywają praw do żadnego rodzaju korzyści, ani przywilejów:
wracają do normalnej sytuacji, tej, która jest upragniona. Nie ma więc w tym rozumieniu
nikogo górującego nad innymi. Duchowość realizuje się poprzez służbę wszystkich. Urząd
jest zwyczajnie prostą i bezpośrednią służbą.
123
124
Wewnętrzne przyswojenie celów zakłada, że w pewnym sensie cała Prałatura jest w
jakiejś mierze kierowana przez wszystkich. To zaś ze swej strony jest możliwe, ponieważ cele
te nie dzielą, lecz łączą: w szerzeniu się życia świętości.
To wewnętrzne przyswojenie celów można wytłumaczyć innym terminem, być może
bardziej klarownym: jedność. Założyciel Opus Dei tłumaczył członkom Prałatury, że jedność
powinna być ich „dominującą pasją”. Nawiązywał w ten sposób do starożytnego
doświadczenia, przypomnianego przez wielu myślicieli, że każda rzecz zachowa swój byt na
miarę swojej jedności. Jest to to samo doświadczenie, które zostało podniesione do wymiaru
teologicznego przez Jezusa, kiedy powiedział: „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze,
we Mnie, a Ja w Tobie..., aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy” (J 17,21.23).
Słowa te są słowami codziennej modlitwy członków Opus Dei w jedynej własnej modlitwie,
jaką posiada Prałatura. Nazywa się ona Preces i jest inspirowana modlitwami, które w liturgii
Kościoła istnieją od wieków2.
Pasja jedności jest bardzo wyraźna w Opus Dei i tłumaczy sprawność i łatwość
zarządzania tą instytucją. Jest to drugi argument - pierwszy nie może być inny niż łaska Boża
- na to, że w Opus Dei nie ma podziałów, tendencji czy prądów. Patrząc poprzez ogólne
doświadczenie instytucji, Opus Dei posiada tę przewagę, że tematy, które łatwo prowadzą do
podziałów - teologiczne podlegające dyskusji, polityczne czy ekonomiczne - nie wchodzą
absolutnie w zakres duchowości, więcej, różnorodność w tych kwestiach jest uważana za znak
dobrej duchowości.
Jedność czyni łatwym zarządzanie, gdyż zgodnie z powszechnym doświadczeniem
tylko ten rządzi, kto jest słuchany, innymi słowy tylko rzeczywiste, wewnętrzne
posłuszeństwo czyni możliwym dogłębne i skuteczne zarządzanie. Od dawna znane nadużycie
„jest posłuszny, ale nie wypełnia poleceń” nie zdarza się tam, gdzie dzięki jedności nie chodzi
o to, aby ci z dołu musieli robić to, co zadysponowali ci z góry, lecz by wszyscy czynili każdy na swoim miejscu - to, czego wszyscy pragną i co zaakceptowali jako coś własnego.
Czyli, używając słów Założyciela, z których przebija głębokie doświadczenie ludzkiego
postępowania, „będąc samemu Opus Dei”3.
Por. rubryki De precibus w tekście Brewiarza obowiązującego do 1969 roku. Znajdują się tam prośby za papieża, biskupa
diecezji, za dobroczyńców, za żywych i zmarłych członków Dzieła, które stanowią około połowy Preces Dzieła. Druga
połowa złożona jest z krótkich wezwań do Trójcy Przenajświętszej, Jezusa Chrystusa, Matki Najświętszej, świętego Józefa i
Aniołów Stróżów. W całości jest to krótka modlitwa, która zajmuje około trzech minut.
3 Nacisk położony na jedność można zaobserwować już w Drodze, np. w numerze 940: „Nie zapominaj, że jedność jest
oznaką życia. Utrata jedności to rozkład, niezbity dowód, że jest się trupem”. Ta sama myśl pojawia się w Bruździe, w nr
868: „Taktyka tyrana polega na tym, aby kłócili się między sobą ci, którzy będąc zjednoczeni, mogliby go obalić. - Jest to
stary fortel stosowany przez nieprzyjaciela - przez diabła i jego popleczników, ażeby udaremnić wiele planów apostolskich”.
2
124
125
Tym, co znajduje się u podstaw kierownictwa Prałatury Opus Dei jest siła
przekonania. Tak naprawdę w każdej organizacji jedynie przekonanie pozwala działać w
sposób wolny, odpowiedzialny i prawy. Opus Dei, kładąc nacisk na wolność swoich członków
w realizacji swego powołania, opiera się na sumie wszystkich przekonań. W ten sposób
można wytłumaczyć wydarzenie historyczne, którego to część opinii publicznej nie potrafiła
sobie wytłumaczyć: jednomyślny wybór już w pierwszym głosowaniu następcy Założyciela w
osobie prałata Álvaro del Portillo. Niektóre czasopisma pisały we wrześniu siedemdziesiątego
piątego roku o „istnieniu przynajmniej dwóch opcji”. Był to bezpodstawny zamiar
wprowadzenia podziału tam, gdzie nigdy go nie było.
Zarówno kierownictwo Założyciela, jak i jego następcy charakteryzowały się
podkreślaniem tych cech, które nadają instytucji sprawność: jasności celów, kolegialności,
decentralizacji, współodpowiedzialności. Jednym słowem: wszyscy zapewniają rozwój Opus
Dei. Jest to nie tylko sprawa dotycząca dyrektorów lub co najwyżej grupy szczególnie
aktywnej, lecz wszystkich bez wyjątku. Opus Dei nie potrafi obejść się bez żadnej z osób.
2. Dobra materialne
Dobra i chrześcijaństwo
Tylko nieludzkie społeczeństwo - mniej niż ludzie: zwierzęta; więcej niż ludzie:
aniołowie - może pozwolić sobie na luksus obywania się bez dóbr materialnych. Od dawna
już wiadomo, że również społeczeństwa na bardzo niskim stopniu rozwoju potrzebują
korzystać z jakiegoś rodzaju ekonomii (zgodnie ze starą definicją znaczy to przemienne
używanie niewystarczających środków).
Jest to tak oczywiste, jak to, że dobra materialne - lub miara ich wartości, czyli
pieniądz - mogą zapanować nad człowiekiem do tego stopnia, że zamykają mu drogę do
wyższych wartości. „Nie możecie służyć Bogu i mamonie” (Mt 6,24). Ta nauka Chrystusa podobnie jak słynne „bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego” (Mt 19,23) - nie
oznacza wcale potępienia dóbr materialnych ani bogactwa. Wśród różnych racji
W rzeczywistości jest to jeden ze stałych punktów nauczania Założyciela Opus Dei, do którego nawiązywali potem Prałaci.
Zgodnie z duchowością Opus Dei różnorodność w tym wszystkim, co nie należy do celów Prałatury jest symetryczna z
jednością w tym, co istotne.
125
126
pomagających zrozumieć tę kwestię znajdują się argumenty zaczerpnięte z samej Ewangelii i
praktyki pierwszych chrześcijan4.
Po pierwsze, jak już o tym wspomnieliśmy, mowa jest w Ewangelii o kobietach, które
wspierały Chrystusa swoim mieniem. Oznacza to oczywiście, że
musiały posiadać
odpowiednie dobra5. Także Józef z Arymatei, który odstąpił Jezusowi swój grób, był
człowiekiem bogatym. Inna postać, Zacheusz przed spotkaniem z Chrystusem jest
niesprawiedliwym bogaczem. Potem, nie przestając być bogatym - choć już nie w takim
samym stopniu, gdyż zwrócił to, co sobie przywłaszczył - staje się naśladowcą Chrystusa (por.
Łk 19,5-8).
Jednocześnie nie ulega wątpliwości, że Chrystus okazuje szczególne upodobanie
wobec ludzi prostych, ubogich, małych. Jednym ze znaków, które zapowiadają, iż przybył
Mesjasz, tak jak Jezus odpowiedział wysłannikom Jana Chrzciciela, jest że „ubogim głosi się
Ewangelię” (Łk 7,22).
W Ewangelii pojawiają bogaci i biedni. Bogaci, którzy są ludźmi bez serca i bogaci,
którzy stają się naśladowcami Chrystusa bez porzucania bogactwa, choć nie będąc już
bogatymi tylko dla samych siebie, lecz także dla innych. Stąd też jest uproszczeniem
mówienie o tym, że zniknięcie bogactw to coś głęboko chrześcijańskiego lub też stawianie
jako jedynego i świecącego przykładu praktyk pierwszych chrześcijan z gminy w Jerozolimie.
Owi pierwsi chrześcijanie, tak jak czytamy w Dziejach Apostolskich, posiadali
wspólnotę dóbr (2, 44-45). Nie istniał jednak obowiązek, ani prawny ani moralny, własności
wspólnej, co wyjaśnia sam Piotr w zdarzeniu z Ananiaszem i Safirą. To małżeństwo ludzi
niedawno nawróconych na chrześcijaństwo posiadało pole, które sprzedali prawdopodobnie
po to, aby uczynić tak, jak i inni: oddać pieniądze na cele wspólnoty. Lecz postanowili
zachować część dla siebie. Słowa Piotra, potępiającego takie postępowanie, są jasne: „Czy
przed sprzedażą nie była (ziemia) twoją własnością, a po sprzedaniu czyż nie mogłeś
rozporządzać tym, coś za nią otrzymał?” (Dz 5,4).
Ze swej strony wspólnota dóbr w Jerozolimie nie zapewniała dostatniego życia. W
kilka lat później Paweł z Tarsu zmuszony był przejść się po Kościołach niedawno założonych,
organizując zbiórkę na rzecz biednych z owej pierwszej wspólnoty. „Jeśli chodzi o zbiórkę,
która się odbywa na rzecz świętych, zróbcie tak, jak poleciłem Kościołom Galacji. Niechaj
Por. A. Fuentes, El sentido cristiano de las riquezas (Chrześcijański sens bogactwa), Rialp, Madrid 1988.
„A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą
opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze
swego mienia” (Łk 8, 1b-3).
4
5
126
127
pierwszego dnia tygodnia każdy z was coś odłoży według tego, co uzna za właściwe, żeby nie
zarządzać zbiórek dopiero wtedy, kiedy przybędę. Kiedy zaś się zjawię, przez tych, których
uznacie za godnych, poślę dar wasz z listami do Jerozolimy” (1 Kor 16,1-2). Logicznym
wydaje się myślenie, że więcej mogli dać ci, którzy więcej posiadali. Mówiąc wprost: bez
dóbr nie ma dobroczynności.
Natomiast dla starożytnej i nigdy nie wygasłej mentalności manichejskiej dobra
materialne i pieniądze zawsze mają negatywny charakter. Stąd też jako ideał została ukazana
sytuacja, w której praktycznie nic nie jest potrzebne. Z uwagi na inne okoliczności wydaje się
ona podobna do życia niektórych ludzi, chrześcijan lub nie, którzy wycofali się ze światowego
życia.
Jednak formy życia religijnego szybko musiały zwrócić się albo do pracy pustelników
albo do życzliwości dobrodziejów, indywidualnych lub instytucjonalnych. (Rzecz jasna oba
źródła dochodów mogły wystąpić razem). Nie będzie ironią przypomnienie, że w
Średniowieczu, zwłaszcza począwszy od XI wieku, niektóre wielkie klasztory przekształciły
się w największe zbiorowiska łatwo dostępnego bogactwa. Odmawianie materii jej znaczenia
zawsze jest niebezpieczne, podobnie jak nadmiernie podkreślanie go. Choć może się to wydać
dziwne, to „integralny spirytualizm”, ponieważ nie może się także obyć bez dóbr
materialnych, kończy się stworzeniem pewnej formy hipokryzji.
Dobra i Opus Dei
Pomimo młodego wieku, 26 lat, błogosławiony Josemaría Escrivá, kiedy po raz
pierwszy zobaczył Opus Dei, dobrze znał historię Kościoła i wiedział, jak dobra materialne
mogą zniszczyć instytucje. Z drugiej strony, on sam był osieroconym synem ojca, którego
fatalna koniunktura doprowadziła do ruiny. Założyciel Opus Dei nie posiadał bogactw
materialnych. Jednocześnie od początku jasnym staje się fakt, że Opus Dei przez to, że należą
do niego zwykli ludzie żyjący z własnej pracy, będzie się utrzymywał z tego, co wniosą jego
członkowie.
Z większymi lub mniejszymi kłopotami, co jest rzeczą normalną dla ludzi
niebogatych, Opus Dei zawsze tak funkcjonowało. Jego członkowie nie żyją z jałmużny, lecz
ze swojej pracy: prawie wszyscy wykonując powszechnie spotykane zawody. Nie wstępuje się
do Opus Dei po to, aby zapewnić sobie, choć skromną, to jednak bezpieczną sytuację
ekonomiczną. Wstępuje się po to, aby realizować powołanie Boże, które zawiera w sobie
127
128
między innymi wykonywanie pracy, która przynosi dochody - większe lub mniejsze, a
jednocześnie oderwanie się od dóbr materialnych. Oderwanie, które jest zgodne ze świeckim
charakterem powołania.
Członkowie Opus Dei razem z innymi osobami zapoczątkowali w wielu krajach
działalność edukacyjną, społeczną, dobroczynną, nigdy dla zysku, na utrzymanie których nie
wystarcza to, co mogą one zarobić własną pracą. Dlatego też korzystają z pomocy
współpracowników lub ubiegają się o dofinansowanie ze strony instytucji publicznych lub
prywatnych.
Pisząc o Opus Dei, niekiedy w sposób szczególny zwracano uwagę, co jest zresztą
rzeczą zrozumiałą, na kwestię ekonomiczną. Stawiano pytania o to, co członkowie Dzieła
robią ze swoimi pieniędzmi. Czy mogą je wydawać na to, na co mają ochotę? Czy muszą
wszystko oddawać instytucji? Czy też część mogą zatrzymać dla siebie?
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że nie istnieją żadne składki. Następnie trzeba
powiedzieć, że nie ma pomiędzy członkami różnicy spowodowanej większym lub mniejszym
wkładem finansowym; nie ma członków honorowych. Istnieje to samo powołanie, które
przeżywane jest w różnych okolicznościach. Owe okoliczności z pewnością mają także
wpływ i na to, na ile ktoś może wspomóc ekonomicznie Opus Dei.
Dla numerariuszy - osób z pełną dyspozycyjnością czasu, pełnoletnich w momencie
stawania się członkami Prałatury - Opus Dei jest prawdziwą rodziną. To, co zarabiają,
przeznaczone jest na ich własne utrzymanie i na działalność apostolską. Jest czymś
logicznym, że w każdym ośrodku przewidziane jest, aby ci, którzy tam mieszkają, mieli
wystarczająco pieniędzy na normalne, umiarkowane wydatki. W przypadku nadzwyczajnych
wydatków - nie mylić ze zbędnymi - tak jak to ma miejsce w zwyczajnej rodzinie, nikt sam
nie decyduje. Duch takiego użytkowania dóbr materialnym nie ma nic wspólnego z sytuacją
udziałowca, który wnosi swój wkład do wspólnego przedsiębiorstwa, lecz w każdym
przypadku mamy do czynienia, posługując się słowami Założyciela, z „ojcem wielodzietnej i
ubogiej rodziny”.
Członkowie przyłączeni, którzy z racji okoliczności swego powołania żyją w
rodzinach, w których narodzili się lub z jakimś krewnym lub sami, mają swój udział, jeśli jest
taka potrzeba, w utrzymaniu domu. Jednocześnie jednak przyczyniają się na miarę swoich
możliwości do rozwoju dzieł apostolskich prowadzonych przez członków Opus Dei i inne
osoby.
128
129
Z dóbr wniesionych przez numerariuszy i przyłączonych przychodzi się z pomocą
członkom będącym w potrzebie, chorym lub też wspomaga się, jeśli zachodzi taka potrzeba,
rodziny owych członków Opus Dei. Oznacza to, iż nie zachodzi żadne niebezpieczeństwo, że
numerariusze i przyłączeni zaniedbają materialnie lub w inny sposób swoich chorych lub
będących w podeszłym wieku rodziców. We współpracy z rodzeństwem, obojętnie czy są czy
nie z Opus Dei, starają się wielkodusznie, inteligentnie i taktownie, aby nie zabrakło tego, co
należne tym, którzy wielkodusznie zaakceptowali powołanie swoich dzieci. Kwestia ta jest
zazwyczaj mało znana i rzadko kiedy pojawia się w tym, co napisano o Opus Dei. W
rzeczywistości w Opus Dei wydaje się przeważać idea, że wielkoduszność traci na wartości
poprzez reklamowanie jej.
Członkowie supernumerariusze, jak już o tym wspominaliśmy, mieszkają we własnych
domach i utrzymują się z własnej pracy. Wnoszą pewną kwotę pieniędzy, na miarę swoich
możliwości i swojej hojności, na wsparcie wspomnianych już działań apostolskich. Nie ma
jednak żadnej stałej składki. O wysokości pomocy supernumerariusza decyduje każdy z nich
osobiście, mając na względzie różne okoliczności swojego życia i nie szkodząc własnej
rodzinie, ponieważ ten wkład pochodzi z osobistej ofiary.
Oderwanie się czyli duchowe ubóstwo
Tego, o czym do tej pory mówiliśmy, nie można by zrozumieć bez odniesienia do
postawy ascetycznej: ducha wyrzeczenia się, oderwania się od dóbr, umiarkowania i
wstrzemięźliwości w ich używaniu. Jak wiadomo wysiłki walki o świętość w każdej epoce
jedną z głównych przeszkód napotykały w przywiązaniu do dóbr materialnych. Mamy tu do
czynienia z czymś starszym i powszechniejszym niż duchowość chrześcijańska: drogi
duchowej, w każdej epoce i w każdej kulturze, nie można łączyć z przywiązaniem jakie niesie
ze sobą umiłowanie dóbr.
W Opus Dei duch wyrzeczenia się opiera się na różnych racjach: na pierwszym
miejscu jest pragnienie naśladowania Chrystusa, który umiłował i praktykował ubóstwo; na
drugim ułatwienie kontaktu z Bogiem; na trzecim umiarkowanie w używaniu dóbr jest już
świadectwem, dawanym pośród normalnych ludzkich zajęć, że istnieją rzeczy ważniejsze niż
te dobra; i na czwartym miejscu znajduje się konieczność oszczędzania dla wsparcia działań
apostolskich zapoczątkowanych przez członków Opus Dei i współpracowników, dzieł, które
jak to się dzieje z pracami o charakterze społecznym, są deficytowe.
129
130
Duch oderwania się, wyrzeczenia się i umiarkowania w Opus Dei nie zakłada wcale
jakiejś ostentacji. Jest rzeczą zrozumiałą, że w historii Kościoła były instytucje, które w
wyraźny sposób położyły nacisk na brak dóbr, aby w ten sposób zwrócić uwagę na to, co
najważniejsze - na ducha. Lecz odrzucenie wynagrodzenia za własną pracę i życie jedynie z
jałmużny nie miało by sensu dla zwyczajnych chrześcijan - a tacy są członkowie Opus Dei,
którzy powinni utrzymywać siebie i swoją rodzinę z tego, co otrzymają za swoją pracę.
W Opus Dei rzeczą najważniejszą jest, z jednej strony, rzeczywisty duch ubóstwa i
wyrzeczenia się, który przejawia się w różny sposób, w zależności od okoliczności życia; z
drugiej strony cała seria praktycznych środków danych przez kierownictwo Prałatury i
przyjętych za swoje przez członków tak, aby nie zabrakło tego rzeczywistego ducha.
Nie ma systemu jednakowego dla wszystkich członków, tak jak nie ma czegoś
podobnego dla grupy obywateli wybranych przypadkowo. Poziom życia każdego z nich
będzie zmienny w zależności od rodzaju rodziny, pracy podobnie jak się będzie zmieniał w
zależności od kraju. W każdym razie nie używa się dóbr luksusowych ani w życiu prywatnym,
ani w działaniach apostolskich. Po raz kolejny chodzi o to, aby cnota nie była rozgłaszana, a
ubóstwo, które praktykuje się w Opus Dei, jak to obrazowo wyraził Założyciel: „nie ma głosu,
aby powiedzieć: jestem biedne”.
To, co powiedzieliśmy do tej pory wyjaśnia, dlaczego wielu ludzi krytycznie mówi o
„bogactwie Opus Dei”. Członek Opus Dei, który z racji rodzinnych, zawodowych lub z
innego motywu zajmuje np. wysokie stanowisko dyrektora zakładu będzie prowadził życie, w
tym co dotyczy jego pracy, w sposób umiarkowany, lecz nie jako pustelnik, ponieważ nie jest
on pustelnikiem. Jeśli dla przykładu instytucja ta ma zwyczaj zapraszać ważnych gości na
obiad do lepszej restauracji, ten urzędnik, członek Opus Dei, nie będzie narzucał innym
wyrzeczenia się. Jest możliwe, że nie tylko sam będzie postępował umiarkowanie, lecz że
przez swój przykład będzie miał wpływ pozostałych. Z drugiej jednak strony nie może
nagłaśniać cnoty, gdyż wtedy ta przestałaby nią być.
Znanym zjawiskiem, które daje się zaobserwować w życiu społecznym jest fakt, że
osoby o umiarkowanym statusie materialnym nie rzucają się w oczy. Opinia publiczna nigdy
nie zatrzymywała się nad ubóstwem czy kłopotami materialnymi tysięcy członków Opus Dei.
Natomiast wystarczy, aby istniała jedna osoba, która wyróżnia się pozycją społeczną i
jednocześnie jest członkiem Opus Dei, aby te dwie rzeczy połączyły się nierozdzielnie, tak
jakby jedna była koniecznym warunkiem drugiej.
130
131
Jeśli chodzi o wygląd materialnych niektórych ośrodków działalności apostolskiej
Prałatury, to styl Opus Dei polega na wybieraniu, jako ideału, rzeczy dobrze zrobionych, z
materiałów pewnych i trwałych - choć nie luksusowych -, które na dłuższą metę są
ekonomiczniejsze. To wszystko, w połączeniu ze stałym sprzątaniem sprawiło, że niekiedy
zarzucano używanie materiałów luksusowych. Jest faktem historycznym, że w pewnym
budynku, który kiedyś powierzono Opus Dei, pierwsze za co się zabrano było szorowanie,
polerowanie i dokładne czyszczenie podłogi. Kiedy w niedługim czasie przyszedł tam jeden z
dawnych jego mieszkańców to skomentował, iż było dobrym pomysłem wymienienie całej
podłogi. Z trudnością uwierzył, że była to ta sama podłoga, tylko że czysta. Czyszczenie
zastępuje w wielu przypadkach brak środków. Jak ma to miejsce w wielu rodzinach domu nie
urządza się od razu, lecz powoli, często kupując rzeczy z drugiej ręki.
Założyciel Opus Dei nauczał, że „ oderwanie się, które głoszę wam wpatrzony w
przykład Jezusa Chrystusa, oznacza panowanie. Nie ma ono nic wspólnego z krzyczącą i
żebraczą nędzą, która jest jedynie maską lenistwa i zaniedbania. „Winieneś chodzić ubrany
zgodnie z wymogami twego stanu, twego środowiska, twojej rodziny, twojej pracy; tak czynią
twoi koledzy, ty jednak winieneś czynić to dla Boga i z pragnieniem niesienia innym
autentycznego, pociągającego obrazu życia chrześcijańskiego (...). Znakiem tego, że czujemy
się panami ziemi i wiernymi włodarzami Boga, jest, jak sądzę, troska o rzeczy, których
używamy: aby istniały długo i w dobrym stanie służyły swemu celowi, starannie by się nie
marnowały. W ośrodkach Opus Dei zastaniecie wystrój prosty, przytulny, a przede wszystkim
czysty, gdyż nie należy mylić domu ubogiego ze złym smakiem czy brudem”6.
Własność i użytkowanie
Stosunek do dóbr materialnych w Opus Dei pomyślany został przez Założyciela w taki
sposób, że Dzieło jako takie, jako osobowość moralna w porządku kanonicznym i cywilnym,
posiadało jak najmniejszą liczbę dóbr. Dla przykładu nie należą do Opus Dei dobra rodowe
członków numerariuszy i przyłączonych, a tym bardziej, z oczywistych względów,
supernumerariuszy, którzy zachowują prawo własności do swojego majątku rodowego i
dysponują nim tak, jak uważają za stosowne. Również nie są własnością Opus Dei, w
praktycznie wszystkich przypadkach, dobra, ruchome lub nieruchomości, które używane są w
6
Przyjaciele Boga, nr 122.
131
132
działaniach apostolskich: ani siedziby ośrodków ani też siedziby działań dostępnych dla
wszystkich.
Dobra te mogą być własnością osób fizycznych, stowarzyszeń, związków, fundacji,
które udostępniają je dla zysku - po normalnych cenach - lub też z chęci pomocy. Może być i
tak, że do owych instytucji należą też członkowie Opus Dei, ponieważ jako normalni
obywatele posiadają wolność umieszczania swoich oszczędności tam, gdzie tego pragną, lecz
nie jest to ani żaden wymóg ani też konieczny sposób działania.
W Statutach Opus Dei czytamy, że Prałatura nie bierze na siebie odpowiedzialności za
kwestie techniczne i ekonomiczne narzędzi, którymi posługuje się w celu krzewienia
apostolstwa7. Owe aspekty techniczne i ekonomiczne leżą w gestii ich właścicieli i
administratorów, którzy używają tych narzędzi zgodnie z normami prawa cywilnego.
„Zazwyczaj - czytamy dalej - Prałatura nie jest właścicielem narzędzi owych inicjatyw, nad
którymi podejmuje opiekę duchową”8.
Podsumowując, trzeba zauważyć, że w postawie Opus Dei wobec dóbr ziemskich
przeważają dwa aspekty: na pierwszym miejscu i przede wszystkim wolność, jako że przy
braku kontroli nad życiem członków, całość funkcjonuje dzięki dobrej woli nieustannie
odnawianej. Toteż czasem w literaturze poświęconej Opus Dei można znaleźć wielkie
zdziwienie wobec możliwości, że numerariusz „może nie oddać Opus Dei wszystkiego, co
zarobi”. Odpowiedź jest prosta: tego rodzaju działanie, jeśli nie zostanie poprawione, nie
może przetrwać, gdyż oznaczałoby fałsz nie do pogodzenia z powołaniem, nie tyle w
wymiarze „zatrzymania sobie pieniędzy”, co w wymiarze „zatrzymania czegoś dla siebie”, to
oznacza oddanie, które nie jest całkowite. Na drugim miejscu, z punktu widzenia
kierownictwa Opus Dei, zostają podjęte pewne elementarne środki, aby faktycznie było
realizowane oderwanie się od dóbr. Nie są w zwyczaju żadne luksusy, ani prywatne ani
instytucjonalne. Opus Dei nie organizowało nigdy żadnego bankietu. W ośrodkach Opus Dei,
choć są one z reguły dobrze urządzone, nie dokonuje się zmian tylko po to, aby nadążyć za
modą czy za nowinkami technicznymi, w które w wielu krajach mogą już być wyposażone
gospodarstwa rodzin o średnich dochodach. Ośrodki posiadają charakter, który odpowiada
pozycji społecznej tych, którzy w nich mieszkają.
Wreszcie
członkowie
Opus
Dei
są,
ze
wszystkimi
następstwami,
także
ekonomicznymi, normalnymi obywatelami. Osobiście odpowiadają za swoje długi, jeśli je
7
8
Estatutos, nr 122. Por. El itinerario..., s. 646.
Estatutos, nr 122.
132
133
zaciąganą. Ubiegają się o kredyty, gdy uznają to za stosowne. Są podporządkowani prawu
podatkowemu.9
ROZDZIAŁ VI
INICJATYWY APOSTOLSKIE
Spośród
setek
inicjatyw
o
charakterze
wychowawczym,
opiekuńczym
lub
dobroczynnym, powstałych z inspiracji członków Opus Dei, przyjrzymy się pokrótce ośmiu z
nich: trzem w Hiszpanii - Uniwersytetowi Nawarry, Sanktuarium w Torreciudad i centrum
edukacyjnemu Tajamar; jednemu w Stanach Zjednoczonych - Midtown; innemu w Meksyku Montefalco; dwóm w Kenii - Strathmore College i Kianda College oraz jednemu w Japonii Seido Language Institute. Fakt, że inicjatywy te są liczniejsze w Hiszpanii, bierze się stąd, że
jest to „region pierworodny”, najstarszy historycznie.
Pokażemy także międzynarodowy zasięg Prałatury, jako że zarówno ośrodki w
Hiszpanii, jak i w Japonii, Meksyku, Kenii i Stanach Zjednoczonych odzwierciedlają
środowisko i szczególne okoliczności, w których powstały. Prawie wszystkie te inicjatywy
powstały w ostatnich dziesięcioleciach. Uniwersytet Nawarry, który jest najstarszą z nich,
powstał bowiem w pięćdziesiątym drugim roku, posiadając na początku niewielkie środki i
mało studentów.
1. Uniwersytet Nawarry
Liczący około 16 tysięcy studentów i 1500 profesorów (dane z 1991roku) Uniwersytet
Nawarry (Pampeluna, Hiszpania) jest zgodnie z europejskimi wzorami średnim centrum
edukacyjnym. Właśnie takim, jaki uważany jest za idealny, odkąd przekonano się o minusach
Pozbawione podstaw są sensacyjne opowieści, łączące Opus Dei z domniemanymi skandalami finansowymi w otoczeniu
Watykanu. Dla przykładu, wszystkie wysiłki, które uczyniono, aby złączyć Opus Dei z karierą, nieszczęściami i śmiercią
Roberto Calvi, członka loży masońskiej P-2, spełzły na niczym. Zrozumiałym jest, że temat ten pojawia się co jakiś czas jako
pożywka prasy brukowej, lecz lata nie mijają na darmo i jest męczące, a poza tym niesprawiedliwe, powtarzanie
sfałszowanych frazesów, usiłując zapisać je w historii. Obliczony na sensację temat Opus Dei jako „grupy ekonomicznej”
pojawia się u niektórych autorów, aby zamaskować fiasko poprzedniego stereotypu - „grupy politycznej”.
Niekiedy innym wspólnym tematem odnośnie Opus Dei jest wyliczanie, iloma to milionami „operuje” ta instytucja.
Być może nie będzie trudnym do zrozumienia, że każda instytucja, które czymś się zajmuje, „operuje” milionami, a nawet
miliardami. Dla przykładu średniej wielkości uniwersytet, biorąc pod uwagę najmniejsze kwoty tego, czym „operuje”,
posiada budżet wielu miliardów peset (około kilkudziesięciu milionów nowych złotych - przyp. tłum.). To samo dzieje się w
przypadku domów opieki, hospicjów, szpitali. „Operowanie” pieniędzmi jest zwykłą koniecznością. Podstawowe pytanie nie
dotyczy tego, czy operuje się pieniędzmi czy nie, lecz jaki jest cel tych działań. Jest także czymś zrozumiałym, że jeśli celem
jest pomoc społeczna czy stworzenie możliwości lepszej formacji, to im większą sumą pieniędzy się „operuje”, tym lepiej.
9
133
134
masowości. Został założony w 1952 roku przez Prałata Escrivę de Balaguera, erygowany
przez Stolicę Apostolską w roku sześćdziesiątym i uznany przez państwo dwa lata później.
Rozwój Uniwersytetu Nawarry ciągle napotykał na trudności, zarówno ekonomiczne,
jak i administracyjne. Mimo tego nie obniżono jednak jego poziomu. Niektóre wydziały i
instytuty - spośród około czterdziestu istniejących - zdobyły światową sławę i uznanie.
Przykładem może być Wydział Medycyny i Klinika Uniwersytecka. Zatrudnia ona ponad
tysiąc osób, lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników. W ostatnich latach udzielała rocznie
średnio ponad osiem tysięcy porad o charakterze ambulatoryjnym, dwanaście tysięcy chorych
poddano leczeniu szpitalnemu i wykonano ponad siedem tysięcy zabiegów chirurgicznych.
Większość studentów (około 66%) pochodzi z Nawarry i Kraju Basków, pozostali - i
innych regionów Hiszpanii oraz zza granicy. Niektóre ośrodki - jak IESE (Instytut Wyższych
Studiów Przedsiębiorstw), z siedzibą w Barcelonie, lider wśród ośrodków przygotowujących
do kierowania przedsiębiorstwami - przyciągają studentów z wielu krajów Europy, Ameryki i
Azji.
Najwięcej studentów (około 44%) pochodzi z rodzin o małych dochodach; około 40%
- z rodzin o dochodach średnich, a reszta - z rodzin bardzo dobrze sytuowanych. Uniwersytet
utrzymuje się z opłat studentów za naukę - stanowią one około 85% budżetu, ze środków
zbieranych przez Stowarzyszenie Przyjaciół Uniwersytetu - około 11% oraz z subwencji
lokalnych, prywatnych i publicznych instytucji - około 2 %. Pomoc państwa pokrywa 0,2%
budżetu. Ze swej strony uniwersytet przeznacza corocznie około 350 milionów peset (prawie
siedemdziesiąt milionów nowych złotych - przyp.tłum.) na stypendia, zwolnienia z opłat i
inne rodzaje pomocy.
Uniwersytet Nawarry podejmuje dodatkowy wysiłek ekonomiczny, aby zapewnić
nowoczesne wyposażenie, umożliwiające rozwój zdolności człowieka, jakiejś gałęzi wiedzy
czy techniki. Biblioteka ma w swoich zbiorach pół miliona woluminów i prenumeruje cztery
tysiące publikacji cyklicznych. Uniwersytet dysponuje własnym wydawnictwem, które wydaje
dziewięć czasopism z dziedziny medycyny, prawa, filozofii, dziennikarstwa, architektury i
teologii.
Już na pierwszy rzut oka na Uniwersytecie Nawarry przyciąga wzrok dbałość o
budynki i urządzenia. W swoim zewnętrznym wyglądzie campus (miasteczko akademickie przyp. tłum.) Pampeluny o wiele bardziej przypomina tradycyjne uniwersytety anglosaskie Oxford, Cambridge czy którykolwiek z amerykańskich Ivy League, niż uniwersytety typu
łacińskiego. Trzeba też podkreślić różnorodność ośrodków, rozmaitość podejmowanych
134
135
inicjatyw i bogactwo życia uniwersyteckiego. I tak w dziedzinie medycyny uniwersytet
znajduje się w czołówce technik transplantacyjnych. Prowadzi też bardzo ciekawy program
łączenia bogactwa człowieka ze światem pracy. Podobną różnorodność można zaobserwować
w studiach z dziedziny informacji, prawa, filozofii, pedagogiki, geografii.
Uniwersytet Nawarry, choć wydaje się zbyt zajęty, aby poświęcić się prezentacji i
rozpowszechnianiu własnej filozofii1, to jest jednak przykładem możliwej harmonii pomiędzy
wiarą chrześcijańską a uprawianiem i rozwijaniem na najwyższym z możliwych poziomie
sztuki, wiedzy i techniki.
Absolwenci Uniwersytetu Nawarry to ponad trzydziestu tysięcy fachowców z
pięćdziesięciu krajów. Niektórzy z nich mieli swój wkład w rozpoczęcie w innych krajach
podobnych inicjatyw. W nauczaniu akademickim uniwersytecki model Nawarry jest jednym z
najnowocześniejszych na świecie.
2. Sanktuarium w Torreciudad
Sanktuarium Matki Bożej w Torreciudad, położone w prowincji Huesca w Hiszpanii,
nad jeziorem El Grado i rzeką Cinca, jest jedną z najbardziej zaskakujących inicjatyw Opus
Dei. Pomysł, a potem ciągłe zachęty, pochodziły od Prałata Escrivy, lecz jednocześnie
inicjatywę tę poparło tysiące ludzi na całym świecie. Wielu pomagało finansowo. Architekci,
inżynierowie, artyści, rzemieślnicy i robotnicy wznieśli wielką świątynię ku czci Matki Bożej
w epoce, w której twierdzono, że ten rodzaj budowli przeszedł już do historii.
Figurka Najświętszej Maryi Panny i pierwotna kapliczka pochodzą z XI wieku, lecz
brak jest większych dokumentów na ich temat aż do końca XVII wieku. Miejsce to przetrwało
przez stulecia jako jedno z wielu miejsc kultu maryjnego. Przybywały tam pielgrzymki z
sąsiednich miejscowości. W roku 1904 matka Josemarii Escrivy, który miał wówczas dwa
lata, przyniosła go do kapliczki, aby podziękować Matce Bożej za uzdrowienie jej syna z
ciężkiej choroby.
W ciągu ostatniego stulecia miejsce to straciło na znaczeniu. Aż do roku 1970, kiedy
rozpoczęto prace przy nowym sanktuarium, kapliczka była zazwyczaj zamknięta od jesieni aż
Do tej pory nie powstała żadna publikacja monograficzna, która dogłębnie opisałaby tak ciekawy projekt, jakim jest
Uniwersytet Nawarry.
1
135
136
do wiosny. Trzeba tam było iść specjalnie, drogą która nie prowadziła nigdzie dalej,
pokonując długie i trudne odcinki.
Począwszy od lat pięćdziesiątych Założyciel Opus Dei wspominał o konieczności
uczynienia czegoś w jakimś konkretnym miejscu, aby pogłębić kult Najświętszej Maryi
Panny. Najpierw myślano o poprawieniu pierwotnej kapliczki i dodaniu przylegających
budynków, w których prowadzono by zajęcia wspierające rozwój społeczny. Lecz projekt
nowego sanktuarium stawał się coraz bardziej realny i około roku 1970 przybrał kształt
konkretnego planu, który w 1975 stał się rzeczywistością.
Projekt ten jest historią bohaterskiego czynu. W książce poświęconej Torreciudad2
zostały zebrane wskazówki Założyciela Opus Dei otym, jakie powinno być sanktuarium:
„Liczę na duchowe owoce nawrócenia i przybliżenia się do Boga”. W ogóle nie przewidywał
specjalnego miejsca, gdzie byłyby sprzedawane przedmioty kultu religijnego („Nie chcę, aby
dom Boży przemienił się w bazar”), zakładając, że można będzie je nabyć w sąsiednich
miejscowościach. Nie był również zwolennikiem nadania wodzie w Torreciudad określenia
„cudowna”. Polecił, aby przy studniach umieszczono napis: „woda naturalna, zdatna do
picia”. Natomiast doradził, aby umieszczono jak najwięcej konfesjonałów.
W końcu jest ich czterdzieści3. Prace trwały pięć lat, od 1970 do 1975 roku. Założyciel
Opus Dei zmarł na miesiąc przed udostępnieniem sanktuarium dla wiernych. Stało się to 7
lipca 1975 roku. Od tego czasu miliony ludzi z całego świata przewinęły się przez
Torreciudad. W ostatnich latach przybywa tam co roku średnio 500 tysięcy pielgrzymów.
Całość
zabudowań,
o
wielkiej
wartości
architektonicznej,
w
stylu
postmodernistycznym, jest dziełem Heliodora Dols. Dawna kapliczka została zachowana i
odnowiona. Otoczenie nabrało życia, wzbogacając się o roślinność typową dla tamtych okolic.
Sanktuarium, obok figurki, którą odnowiono przywracając jej pierwotny styl romański,
posiada nastawę ołtarzową z alabastru o wysokości czternastu metrów i wadze dwunastu ton,
dzieło katalońskiego rzeźbiarza Joana Mayné.
Torreciudad, otwarte przez cały rok, stało się także ośrodkiem działania i zatrudnienia
dla wielu mieszkańców tych okolic. Budynki w najbliższym otoczeniu są miejscem wielu
kongresów, sympozjów, spotkań o zasięgu narodowym i międzynarodowym. Szlak maryjny
łączy Saragosę i Lourdes z Torreciudad.
2
3
Praca zbiorowa pt. Torreciudad, Rialp, Madrid 1988.
Torreciudad, s. 103 i 123.
136
137
Godnym podkreślenia jest fakt, że Torreciudad jest zrealizowanym zamiarem
utworzenia wielkiego sanktuarium w czasach, kiedy nie jest w zwyczaju powstanie takich
dzieł nie przynoszących zysku, a będących zespoleniem pracy tysięcy osób przed, w czasie i
po ukończeniu budowy, przy sprzątaniu, utrzymaniu i zarządzaniu kompleksem budynków.
Dziesięć lat po ukończeniu budowy architekt Dols pisał: „Podobała mi się współpraca przy
powstawaniu sanktuarium Najświętszej Maryi Panny, bez konieczności objawień i Jej prośby
o to. W świecie, który pragnie się urządzić w całkowitym odwróceniu się od Stwórcy znaleźli
się ludzie, którzy z miłości wybudowali sanktuarium Jego Matki”4.
Torreciudad jest miejscem, gdzie można odnaleźć Boga lub pojednać się z Nim. Jest
pomnikiem wiary. Należy mu się określenie „nie do opisania”. Jedynym sposobem zdania
sobie sprawy z tego, czym jest to sanktuarium, jest odwiedzenie go.
3. Tajamar
Dzielnica Madrytu, Vallecas, liczyła w latach pięćdziesiątych ponad 200 tysięcy
mieszkańców. Większość domów nie odpowiadała żadnym standardom. Były to po prostu
baraki. Zamieszkiwali tam przede wszystkim imigranci, których liczba zwiększała się w
latach sześćdziesiątych. Osiemnaście tysięcy dzieci i młodzieży nie posiadało wówczas
miejsca, gdzie mogłyby się uczyć.
W roku 1958 kilku członków Opus Dei rozpoczęło w Vallecas, w miejscu zwanym
Cerro de Pio Felipe (Góra Filipa Pobożnego), skromną działalność wychowawczą i sportową.
Działalność ta prowadzona jest, od roku 1959, w starej mleczarni. W roku 1961 zostaje
zapoczątkowana budowa ostatecznych budynków. Szkoła, wspaniale zaplanowana - dzieło
architekta Cezara Ortiz de Echagüe - zaczyna wyróżniać się: umożliwia naukę na najwyższym
poziomie w dzielnicy, gdzie zamieszkują ludzie o skromnych dochodach, którzy do tej pory
pozbawieni byli ośrodków szkolnych lub musieli się zadowolić szkołami o najniższym
poziomie.
Tajamar rozpoczęło swoją działalność w pięćdziesiątym ósmym roku, mając
dziewięćdziesięciu dwóch uczniów. W roku szkolnym 1991-92 było ich już ponad dwa
tysiące pięciuset. W tym czasie zmieniała się dzielnica, często na lepsze. Została
4
Torreciudad, s. 100.
137
138
zurbanizowana, zniknęły baraki, zwiększyła się liczba szkół. W porównaniu z latami
pięćdziesiątymi poziom życia podniósł się w sposób zauważalny.
Nadal jednak większość rodziców uczniów kolegium Tajamar to murarze, drobni
sklepikarze i niżsi urzędnicy. Niewielu z nich ukończyło studia wyższe. Zazwyczaj mają
jedynie wykształcenie podstawowe. Natomiast około trzynastu procent byłych uczniów
Tajamar zdobyło tytuł uniwersytecki. Pragnienie, wyrażane tylekroć słowami „oby moje
dzieci mogły mieć to, czego ja nie mogłem” spełnia się tutaj wielokrotnie, w zależności też od
woli uczenia się i pracy samych uczniów.
Po ukończeniu okresu obowiązkowej nauki trzecia część uczniów Tajamar zdaje
maturę, która umożliwia studia uniwersyteckie. Pozostała część wybiera jakiś typ szkolnictwa
zawodowego.
Dzięki niektórym kierunkom zawodowym szkoła w Tajamarcieszy się znacznym
prestiżem. Instytut Sztuk Graficznych jest jednym z najnowocześniejszych w kraju i posiada
najlepsze relacje z podobnymi instytutami w innych krajach Europy. Posiada także warunki,
do pozazdroszczenia zwłaszcza w czasach nieustannego bezrobocia, które umożliwiają
zaproponowanie pracy uczniom, kończącym właśnie szkołę.
Również nauczanie maturalne w Tajamar stara się w sposób szczególny położyć
nacisk na to, aby nie było to tylko zwykłe przekazywanie wiadomości. I tak w dziedzinie
literatury kilku uczniów zapoczątkowało wydawanie czasopisma literackiego na wysokim
poziomie. Również sport miał tam wielkie znaczenie już od samego początku. Rzeczą
powszechnie znaną jest to, iż Tajamar jest ośrodkiem, który zdobywa wiele nagród w
rozgrywkach dzieci i młodzieży na szczeblu krajowym.
Tajamar, jeśli tak można powiedzieć, jest prototypem inicjatyw członków Opus Dei w
dziedzinie społecznej. Nie to było jednak zasadniczym motywem działania. Inspiracja, która
zmierza ku zapewnieniu nauki i wychowania na najwyższym poziomie osobom, które
posiadają niewielkie środki materialne, oparta jest na szacunku dla godności ludzkiej, która
swój ostateczny fundament posiada w Bogu. Choć wiele osób przyłączyło się i przyłącza do
pracy społecznej realizowanej w duchu solidarności w Tajamar i podobnych ośrodkach w
innych krajach, to impuls, który prowadzi członków Opus Dei do działania w ramach tych
inicjatyw pochodzi z wyższych pobudek. Dlatego też nie chodzi o dzieła, które w oczach
opinii publicznej będą posiadały znak „pauperyzmu”. Tym, co chce się podkreślić jest, z racji
na fundamenty duchowe, chrześcijańskie, równość wszystkich osób i prawo do otrzymania,
jak w tym przypadku, wykształcenia na odpowiednim poziomie.
138
139
To wszystko sprawiło, że Tajamar, zgodnie z powszechnymi normami w części
utrzymywany przez państwo, uzyskuje ponadto, choć w stopniu jeszcze niewystarczającym,
inne wsparcie, pochodzące z inicjatyw prywatnych i zespołowych. Pozwala ono podnosić
poziom nauczania.
4. Seido Language Institute (Ashiya, Japonia)
Japonia - kraj, który w ostatnich dziesięcioleciach stał się drugą lub trzecią potęgą
gospodarczą na świecie - miała w połowie XVI wieku możliwość stania się krajem
chrześcijańskim. Po początkach ewangelizacji przy końcu tego samego wieku wybuchły
prześladowania religijne, które w następnym stuleciu zredukowały katolicyzm do małych
grup, zmuszonych do życia w ukryciu. Jak wiadomo kraj ten zamknął się na wszelkie obce
wpływy aż do końca XIX w.
Założyciel Opus Dei, jakby przewidziawszy znaczenie, które miała osiągnąć Japonia,
okazywał szczególne umiłowanie tego kraju i chciał, aby praca apostolska rozpoczęła się w
nim stosunkowo szybko, przy końcu lat pięćdziesiątych. Pierwsi członkowie Opus Dei, którzy
przybyli do Japonii przestudiowali możliwości zadań, którymi mogliby się zająć i wybrali
szkołę języków, a ściśle biorąc języka angielskiego. W ten sposób w roku 1960 powstał Seido
Language Institute. Jednocześnie narodziły się pierwsze miejscowe powołania. W przeciągu
pierwszego dziesięciolecia Opus Dei w Japonii stało się japońskie.
Przez długi czas, a nawet i dziś, większość japońskiej opinii publicznej uważa to, co
chrześcijańskie, za zachodnie, obce tradycji tego kraju. W rzeczywistości Japończyk, tak jak
każdy inny człowiek, może być chrześcijaninem nie przestając jednocześnie być samym sobą.
Fenomen ten zdarzył się w wielu grupach etnicznych, poczynając od żydowskiej. To, co się
dzieje - poza brutalnym przerwaniem ewangelizacji - ma związek z obecnymi czasami, które
są, także w Japonii, zdominowane przez wpływ materializmu, który dąży do wyeliminowania,
teraz już bez prześladowań, a po prostu przez zajmowanie się innymi rzeczami, wszelkich
przekonań religijnych, nie tylko chrześcijańskich.
Japonia wyróżniała się i wyróżnia wielkim szacunkiem dla dokładnej, wykończonej,
dobrze zrobionej pracy. W tym znaczeniu Seido Language Institute jest szczególnym tego
potwierdzeniem, posiadając oficjalne uznanie władz oświatowych. W ośrodku położonym w
Ashiya - w połowie drogi pomiędzy Kobe i Osaką - studiuje około 1400 studentów. Seido
139
140
oferuje gruntowne kursy angielskiego, francuskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, włoskiego
i rosyjskiego, choć językiem najbardziej popularnym jest angielski. Podręcznik Modern
English, an oral approach, będący metodą przewidzianą na 530 godzin angielskiego
stosowany jest także w kilkunastu uniwersytetach oraz w wielu szkołach średnich i ośrodkach
nauczania języków obcych. Wśród różnych działań Seido na podkreślenie zasługują kursy
doskonalenia zawodowego dla japońskich nauczycieli języków obcych.
Seido Language Institute łączy zajęcia nauki języków z innymi, w rodzaju klubu
dyskusyjnego, konkursów fotograficznych, cykli konferencji, klubu dziennikarskiego.
Atmosfera instytutu nie przypomina atmosfery zwykłej akademii, lecz miejsce życia we
wspólnocie. Dla tych, którzy sobie tego życzą, prowadzone są wykłady przybliżające naukę
katolicką.
Przez Seido, od momentu jego powstania aż po dzień dzisiejszy, przewinęło się ponad
piętnaście tysięcy studentów. Zaledwie dwa procent z nich było chrześcijanami.Nieustannie
znajdują się jednak osoby, które na swoje wyraźne życzenie starają się poznać naukę
katolicką. W niektórych przypadkach jest to pierwszym krokiem do przyjęcia chrztu.
Instytut na przestrzeni kilkudziesięciu lat swego istnienia rozszerzył swoją działalność
otwierając filie: Shukugawa School w Nishinomkya; Okuashiya Study Center w Ashiya;
Yoshida Student Center i Shimogamo Academy, oba w Kioto. Z Seido Language Institute
wyszli późniejsi nauczyciele Seido School, które jest kolegium obejmującym szkołę
podstawową i średnią, położonym w Nagasaki - kolebce chrześcijaństwa w Japonii i jak
wiadomo jednym z miast, które zniszczone przez bombę atomową, stało się symbolem historii
tego kraju.
5. Montefalco (Meksyk)
W Ameryce Łacińskiej, gdzie znaczna część ludności zajmuje się uprawą roli,
członkowie Opus Dei zainicjowali różnego rodzaju działania mające na celu formację i awans
społeczny rolników. Dla przykładu wymieńmy Instytut Rolniczy Valle Grande w Peru czy
Szkołę Rolniczą Las Garzas w Chile. Najstarszym jednak ośrodkiem jest Szkoła RolniczoHodowlana El Peňon w Morelos (Meksyk), mieszcząca się w odnowionych budynkach
dawnej posiadłości ziemskiej Montefalco.
140
141
Posiadłość ta została zniszczona w czasie rewolucji, w roku 1910. Pięćdziesiąt lat
później były tam tylko ruiny. Mała grupka ludzi, złożona z członków Opus Dei i innych osób
zajęła się zniszczonymi budynkami pragnąc utworzyć tam, obok innych inicjatyw
dobroczynnych, ośrodek postępu rolniczego.
Na początku lat sześćdziesiątych Montefalco było miejscem opuszczonym od
dziesiątków lat, gdzie w prymitywnych warunkach żyło kilka chłopskich rodzin. Ktoś chciał
wówczas utworzyć tam szkołę rolniczą, aby poprawić choć trochę jakość upraw i podnieść
opłacalność produkcji. Chłopi bali się jednak jakiejkolwiek nowości. Szkoła rozpoczęła swoją
działalność, chociaż na początku liczyła tylko pięciu uczniów. Tak też minął pewien czas:
początek skromny, można by rzec, bez żadnej przyszłości.
Powoli jednak pionierzy tej idei zdobyli sobie zaufanie grupy chłopów. Ci ostatni
zrozumieli bowiem, że tam gdzie uprawiało się jedynie kukurydzę i fasolę, można poszerzyć
uprawę o pomidory, cebulę, marchew. Zachęcano również do hodowli bydła. W tym celu
założono spółdzielnię. W.J.West, w książce Opus Dei. Ficción y realidad (Opus Dei. Fikcja i
rzeczywistość) opisuje przypadek chłopa z tamtych terenów, Juana Garcii, który porzucił
dawny sposób ubogiego gospodarowania i w roku 1969 założył fermę 3 tys. kurczaków. Przy
końcu lat osiemdziesiątych miał ich już pół miliona. Zmiana ta była inicjatywą jednego z jego
synów, który uczył się w El Peňon, gdzie zachęcano go do porzucenia tradycyjnych upraw,
ograniczających się do kukurydzy i fasoli5.
Montefalco, poza szkołą El Peňon, obejmuje także dwa domy rekolekcyjne, stary
kościółek, pensjonat - schronisko, szkołę średnią i szkołę gospodarstwa domowego dla
dziewcząt. Powoli, stale posuwając się do przodu, zważywszy na wieloletnie zaniedbania,
Montefalco stało się ważnym ośrodkiem kształcenia, a przez to samo i postępu, dla dużej
części stanu Morelos. Otrzymało także pewną pomoc rządową.
Choć wielu członków Opus Dei rozwija zarówno w Meksyku, jak i w całej Ameryce
Łacińskiej, profesjonalnie przygotowaną działalność zmierzającą do podniesienia poziomu
życia ludności o najniższych dochodach, to prawdopodobnie Montefalco, w swej całości, jest
modelem tego, co przez dziesiątki lat można dokonać dla środowiska i dziedzictwa
historycznego i kulturalnego i na nowo oddać je w służbie ludziom z danego regionu.
6. Strathmore College, Kianda College (Kenia)
141
142
W Afryce ośrodki Opus Dei zostały utworzone w Kenii, Nigerii, Zairze, Wybrzeżu
Kości Słoniowej i Kamerunie. Rozprzestrzenienie się na różne kraje umotywowane jest
wieloma czynnikami. Zawsze rzeczą istotną jest jednak rozsądne przewidzenie możliwości
szybkiego pojawienia się miejscowych powołań. Na to zaś wpływ mają, choć nie decydujący nic przecież nie może takim być, kiedy zależy to od woli Bożej - warunki społeczne danego
kraju, podobnie jak panujące tam zwyczaje. W Afryce, dla znacznej części ludności, jest
jeszcze czymś trudnym osobista niezależność tak, jak się to rozumie w wielu innych
miejscach na świecie. Przy braku ubezpieczeń społecznych, obowiązki każdego wobec
szeroko pojętej rodziny były i są formą solidarności.
Strathome College i Kianda College są dwoma instytucjami edukacyjnymi w Kenii,
pierwszym kraju afrykańskim, w którym Opus Dei zaczęło pracę.
Kenijski problem oświatowy, z którym zetknęli się niektórzy członkowie Opus Dei na
początku lat sześćdziesiątych, polegał na braku ośrodków, które byłyby pomostem pomiędzy
nauczaniem średnim a uniwersyteckim6. Wobec takiej sytuacji uczniowie albo rezygnowali ze
studiów uniwersyteckich, albo też musieli przenosić się do innego kraju. Ponadto we
wstępnym projekcie tego rodzaju ośrodka (college) członkowie Opus Dei umieścili jeden
niezbędny warunek: kształcenie będzie ponadrasowe. Po pokonaniu przeszkód wynikających
z braku środków materialnych i sprzeciwu niektórych środowisk ludzi białych, Strahtmore
College zapoczątkował swoją działalność w sześćdziesiątym pierwszym roku, jako pierwszy
ośrodek ponadrasowy w zachodniej Afryce. Istnieje na ten temat wiele świadectw. Dla
przykładu Strathmore posiadało pierwszą ponadrasową drużynę rugby. Sprawozdanie z
pierwszego meczu, rozegranego 8 czerwca 1961 roku, zamieszczone w The East African
Standard nosiło tytuł: „Występ pierwszej ponadrasowej drużyny rugby”.
Nauczyciele byli blisko swoich uczniów. Starano się zapobiec temu, aby w pokojach,
w których mieszkało po kilku uczniów, nie tworzyły się grupy narodowe lub plemienne. Duch
Strathmore, tak jak to zostało uwiecznione w napisie herbowym collegu, został zaczerpnięty z
Ewangelii: „Ut omnes unum sint”, aby wszyscy byli jedno.
Dzięki temu duchowi i wysiłkowi wielu osób, również tysiącom tych, którzy pomogli
materialnie, Strathmore rozwijał się i na dziś dzień posiada szkołę podstawową, szkołę
średnią i Szkołę Księgowości, na poziomie uniwersyteckim.
5
W.J.West, Opus Dei. Ficción y realidad (Opus Dei. Fikcja i rzeczywistość), Rialp, Madrid 1989, s. 114.
142
143
W książce Strathmore Remembered, wydanej w osiemdziesiątym szóstym roku,
można przeczytać świadectwa nauczycieli i uczniów pierwszych roczników. Jeden z tych
uczniów pisze tak: „Inna tradycja, jaką pamiętam, to szacunek dla osobistej wolności. Nie
mieliśmy pisemnych norm, ani też strażników, doradców czy kontrolerów. Każdemu
pozostawiono odpowiedzialność za stosowanie osobistej wolności, rozdzielanie czasu
przeznaczonego na naukę własną i organizowanie własnego życia. Myślę, że jest to jedna z
tych rzeczy, która wyraźnie odróżnia Strathmore College od innych instytucji tego typu.
Dopiero po dwóch latach pobytu tam rozpocząłem realizowanie tego, co było moją
powinnością nie dlatego, że mi to narzucono, lecz dlatego, że było to tym, czego ode mnie
oczekiwano. Jeśli tego nie czyniłem, to jedynym winnym byłem ja sam”7.
W rok po powstaniu Strathmore rozpoczęła swoją działalność szkoła dla sekretarek,
Kianda Secretarial College, będąca pierwszym żeńskim ośrodkiem ponadrasowym w Kenii.
Kianda w pierwszym roku swego funkcjonowania posiadała siedemnaście białych uczennic.
Kiedy w niedługim czasie przyjęto uczennice innych ras, trzeba było przenieść się na inne
miejsce, z racji sprzeciwu mieszkańców tej dzielnicy.
Ponadto istniała również poważna trudność natury wewnętrznej: w Kenii, jak w wielu
nie tylko afrykańskich krajach, kobiety miały dostęp jedynie do gorzej opłacanych zawodów.
Opłacenie kosztów nauki zawodu sekretarki było praktycznie niemożliwe. Pierwsze uczennice
mogły ukończyć szkołę dzięki pomocy wielkich firm handlowych.
Kiedy zaś przekonano się o poziomie absolwentek college, Kianda zaczęła się
powiększać. Powoli college zaczął rozszerzać gamę działalności dochodząc do takiego
punktu, kiedy udzielana wiedza na temat zdolności organizacyjnych pozwoliła absolwentkom
wykonywać nie tylko zawód sekretarki, lecz także wiele innych.
Rozwój Kianda był w pewnym sensie równoległy do rozwoju Strathmore. W 1966
roku powstał internat dla uczennic pochodzących spoza Nairobi, zaś w roku 1977 gimnazjum, które należy do pierwszej dziesiątki najlepszych szkół tego typu w Kenii.
7. Midtown (Chicago) i Rosedale Club (Nowy Jork)
Chodzi o taki rodzaj szkół średnich, które nie zapewniały możliwości zdobycia odpowiednich uprawnień (w rodzaju
polskiej matury) umożliwiających ubieganie się o przyjęcie na studia wyższe (przyp.tlum.).
7 Cytat z Opus Dei. Ficción y realidad, s. 61-62.
6
143
144
Proces urbanizacyjny sprawił, że teraz praktycznie wszystko można znaleźć w obrębie
miast: również największe dramaty, a niekiedy i największą biedę. West Side w Chicago jest
jednym z tych obszarów, na których policja ma najwięcej pracy. Jak to często bywa, problemy
spowodowane są bezrobociem, trudnościami w adaptacji ze strony ludności czarnej lub
latynoskiej do stylu życia, które zmienia się jak w kalejdoskopie. Około dwóch trzecich
młodych ludzi z West Side to dzieci z rozbitych małżeństw, połowa z nich nie kończy szkoły,
a co dwudziesta piąta osoba ginie tragicznie.
Midtown Center został pomyślany przez grupę członków Opus Dei jako przyczynek
do tego, by dzieci i młodzież z tej dzielnicy nie dostały się w spiralę, „z której nie ma już
wyjścia”. Na początku poprzez intensywną i skoordynowaną działalność sportową. Następnie,
przy pomocy wychowawcy, przez konkretną i osobistą pomoc. Wreszcie przez dodanie zajęć
szkolnych, aby pomóc uzyskać zawód.
W.J.West, w cytowanej już książce, poświęcił Midtown stosunkowo dużo uwagi,
przedstawiając świadectwa niektórych uczniów. Dla przykładu: „Wychowywałem się na ulicy
18, która jest obecnie gettem hiszpańskim. Jeśli nie uczęszczałbym do Midtown to nadal bym
tam przebywał, ponieważ nie wierzę, abym sam był zdolny czegoś dokonać”. Albo: „Gdybym
nie poznał Midtown, to z całą pewnością zerwałbym ze szkołą dużo wcześniej. Moi
przyjaciele z tamtych lat nic teraz nie robią. Dwóch z nich zginęło w walkach ulicznych”8.
Głównym problemem jest nadal edukacja. Jedynie trzydzieści procent młodzieży z
West Side regularnie uczęszcza na zajęcia szkolne. Wśród tych, którzy chodzą do Midtown
procent ten wzrasta do sześćdziesięciu.
Pomimo niewielu lat działalności Midtown jest bardzo znane. Otrzymuje dotację od
urzędu miasta Chicago, a czasem jakąś pomoc stanową. Wśród tych, którzy odwiedzili ten
ośrodek znajduje się były prezydent Carter.
W Midtown podstawą działania jest stała pomoc nauczyciela lub wychowawcy.
Jedynie dzięki całkowitemu poświęceniu dobranej grupy osób jest możliwe jednoczesne
połączenie wymagania od uczniów poważnego zaangażowania i stworzenie klimatu, w
którym jest to atrakcyjne. „Większa część naszej pomocy - powiedział jeden z tamtejszych
nauczycieli - polega na tym, aby stali się bardziej komunikatywni. Rodzice są czasami
bezradni, mówią: co możemy uczynić. A ja wtedy pytam ich, czy rozmawiają ze swoimi
dziećmi, a dzieci pytam, czy rozmawiają ze swoimi rodzicami o swoich przyjaciołach i
przyjaciółkach. To, czego te dzieci potrzebują, to by ich ktoś wysłuchał, aby był ktoś, kto
144
145
zainteresuje się ich sprawami, by rodzice pytali ich, jak im się powodzi i znaleźli chwilę
czasu, by usiąść i porozmawiać z nimi.”9
Praca w Midtown polega w dużej części na tym, aby uczniowie zrozumieli, że istnieje
coś więcej, niż tylko ten świat brudu, znieczulicy i gwałtu, który widzą na co dzień. Nie
wszystkim, ani nawet większości chłopców z West Side, udaje się uciec od pewnego rodzaju
nacisku, który sprawia, że niczego się nie osiągnęło i gdy brak już siły, człowiek żałuje, że nie
uczył się. Można jednak zaoferować wszystkim pomoc i przyczynić się do tego, aby
przynajmniej niektórzy ułożyli sobie życie.
Rosedale jest zwykłym klubem dla dziewcząt, zajmującym dwa piętra domu
położonego w samym sercu nowojorskiego Bronxu. Jest to ta sama idea co Midtown z tym, że
dla dziewcząt i w dzielnicy, która znana jest na całym świecie jako symbol wielkomiejskiego
zepsucia. Głównym problemem jest ciągle praktyczne nieistnienie rodziny, rozumianej nie
tyle jako środowisko wychowawcze, lecz nawet jako coś neutralnego. W wielu przypadkach
chodzi ni mniej ni więcej o zapewnienie dziewczynom kilku godzin opieki, wspólnej pracy,
spokoju, gdyż żadnej z tych rzeczy nie znajdą w tym, co tylko eufemistycznie nazywa się
rodzinnym domem.
Klub nie jest wielki i mógł do tej pory objąć opieką jedynie około pół tysiąca
dziewcząt. Pragnienie mnożenia tego typu inicjatyw zakłada ze strony Opus Dei wzrost liczby
członków, a także takiej organizacji, która zajęłaby się materialną stroną działań, które już z
samej definicji są deficytowe.
8
9
Opus Dei. Ficción y realidad, s. 127.
Opus Dei. Ficción y realidad, s. 128.
145
146
ROZDZIAŁ VII
OPUS DEI W OPINII PUBLICZNEJ
Zjawiskiem, którego nie można pominąć pisząc o Opus Dei jest zainteresowanie,
jakie wzbudza w opinii publicznej. (Rozumiemy przy tym opinię publiczną w szerokim
znaczeniu tego słowa). Pojawiło się ono już wkrótce po jego założeniu. Główne tematy
dotyczące Opus Dei, jakimi interesowała się opinia publiczna, mają już w większości
wymiar historyczny. Omawiając je musimy powrócić więc do kwestii, które omawialiśmy
już w rozdziale drugim. Sprawy poruszane tam jedynie pobieżnie, tu zostaną dokładniej
wyjaśnione.
1. Pierwsze lata
Bardzo wcześnie, bo już w roku 1934, a więc sześć lat po założeniu Opus Dei,
duszpasterska praca księdza Josemarii Escrivy była tak znana w Madrycie, że nieliczni
mogący uważać się wówczas za członków Dzieła „byli niepokojeni przez różnych księży oraz
inne osoby, które sugerowały, że ich decyzja o przystąpieniu do tej grupy nie ma żadnej
wartości”1.
Zaskoczenie budzi fakt, że coś o tak niewielkim znaczeniu , socjologicznie ujmując,
maleńka grupa osób skupiona wokół kapłana wzbudzać będzie tyle sprzeciwu. Samego
księdza Josemarię „niektórzy określali jako fantastę, a nawet heretyka, ponieważ utrzymywał,
że pełnej świętości szukać można nie tylko w Zakonach i Kongregacjach religijnych, ale
również w świecie. Inni oskarżali go o to, że chce utworzyć nowy stan, a nawet zniszczyć stan
zakonny nie biorąc pod uwagę, że jego zamiary i misja były usytuowane w zupełnie innym
wymiarze”2.
Hiszpańska wojna domowa (1936-1939) przerwała tę burzę ciekawości, podejrzeń i
bezgranicznych wyobrażeń. W ogromie tragedii, jaka nawiedziła Hiszpanię, nie było czasu ani
okazji na przejmowanie się grupą, która dopiero co powstała. Kiedy jednak konflikt zakończył
się, „oszczerstwa stały się jeszcze bardziej hałaśliwe, aż w końcu wykoślawiły się w
1
2
El itinerario..., s. 77.
Tamże, s. 87-88..
146
147
zorganizowanej i systematycznej kampanii tym boleśniejszej, że płynącej ze strony ludzi, od
których najmniej można było się tego spodziewać, od innych katolików, a nawet niektórych
duchownych i osób z nimi związanych”3. W biografii księdza. Escrivy, napisanej przez
Andresa Vázqueza de Prada4, znajdujemy więcej szczegółów na temat tego środowiska.
Był to więc, przynajmniej w tym aspekcie, fenomen opinii publicznej, chociaż
poruszany jedynie w środowisku kościelnym.
Stosunek Założyciela do tej kwestii wydawał się, również w logice opinii publicznej,
właściwy. W lutym 1941 roku, za radą biskupa Madrytu, poprosił, aby „dzieło apostolskie pod
nazwą Opus Dei” zostało zaaprobowane kanonicznie jako Unia Pobożna. Biskup Eijo
niezwłocznie, już w dniu 19 marca 1941, wyraził swoją zgodę.
Skoro jądrem dotychczasowych oskarżeń były pomówienia o „rebelię, nowinkarstwo i
herezję”, powinny one ustąpić, kiedy legalny autorytet uznał, że chodzi o grupę, która jest
posłuszna Kościołowi, a jej idee są dawne jak Ewangelia i ortodoksyjne. Jednakże oficjalne i
publiczne wsparcie ze strony hierarchii nie uciszyło tych, którzy byli przeciwni Dziełu. W
Barcelonie na przykład, gdzie było zaledwie kilku członków Opus Dei, niektórzy duchowni
ostrzegali rodziny owych młodych ludzi, że ich dzieci wdały się w ruch heretycki.
W sytuacji, gdyby nie istniała ścisła cenzura prasy, jak to miało miejsce we
frankistowskiej Hiszpanii, opozycja ta, choć ograniczona do wąskiego grona duchownych,
przedostałaby się z pewnością do środków masowego przekazu. Wtedy natomiast, za
wyjątkiem kilku sporadycznych artykułów, została pogrzebana. W każdym razie, władze na
tyle dobrze znały całą sprawę, że cywilny gubernator Barcelony miał rozkazy aresztowania
Josemarii Escrivá, gdyby ten pojawił się w mieście. Zawsze wpływowy Opat-koadjutor
Montserratu, był nim wówczas znany później ze swej opozycji wobec frankizmu, Dom
Aurelio Escarre, poprosił biskupa Madrytu o informacje na temat Opus Dei. Ten interesujący
obieg korespondencji może służyć dziś jako znakomite źródło do poznania historii tamtej
epoki.
Bardzo znaczący jest cytowany tu fragment jednej z odpowiedzi biskupa Eijo. Wynika
z niego bowiem, że już w roku 1941 pojawiły się wszystkie kategorie ataków, jakie będą
prowadzone wobec Opus Dei i później: „Proszę mi powiedzieć, czy nie jest formą
najokrutniejszego prześladowania nazywanie tego Dzieła, które Wasza Wielebność zna, ceni i
którym tak słusznie się interesuje, masonerią, heretycką sektą, cienistą jaskinią zatracającą
3
4
Tamże, s. 90.
A. Vázquez de Prada, El Fundador del Opus Dei, s. 22 i następne.
147
148
bezpowrotnie dusze; a jego członków zahipnotyzowanymi ikonoklastami, prześladowcami
Kościoła i stanu duchownego oraz obrzucanie ich innymi obelgami podobnego rodzaju; czy
nie jest formą dyskryminacji podburzanie przeciwko nim władz świeckich, dążenie do
zamknięcia ich ośrodków, aresztowania założyciela i potępienia ze strony Rzymu; i co
najbardziej tragiczne i bolesne, poróżnianie za pośrednictwem wszelkich środków, od
konfesjonału poczynając aż do nachodzenia w domach rodzin tych, którzy chcą dobrze dla
Opus Dei. Jeżeli nie to jest najgorszym prześladowaniem, to czymże jest?”5
Tak więc podstawowy stereotyp już się wówczas uformował. Coś, co jawi się jako
katolickie jest w rzeczywistości czymś innym. To co na zewnątrz wydaje się ortodoksyjne,
jest heretyckie. W łonie Kościoła wylęga się potwór!
2. Lata ekspansji
W dwa lata po aprobacie z 1941 roku, liczba członków Opus Dei osiągnęła setkę.
Biorąc pod uwagę fakt, że w całości byli to studenci, którzy zobowiązywali się do życia w
celibacie, aby poświęcać się z większą swobodą życiu modlitewnemu oraz apostolstwu
wypełniając równocześnie swoje powinności, wzrost ten należy uważać za znaczący.
W roku 1943, po szczegółowym zbadaniu sprawy, Stolica Apostolska stwierdza że nie
ma przeszkód, aby biskup Madrytu podniósł Opus Dei, mającą do tej pory, z powodów już
wskazanych, status Unii Pobożnej, do rangi Stowarzyszenia życia wspólnotowego bez
ślubów, formuły dotychczas niestosowanej, ale jedynie wówczas możliwej. W rzeczywistości
chodziło o znalezienie przestrzeni prawnej umożliwiającej niektórym świeckim członkom
Opus Dei przyjęcie święceń kapłańskich.
Równocześnie, z perspektywy opinii publicznej, nihil obstat Stolicy Apostolskiej
stanowiło kolejną adekwatną odpowiedź. Mógł być może mylić się któryś z biskupów
hiszpańskich osądzając pochopnie Opus Dei, jednakże teraz Rzym ogłaszał, że nie znajduje w
Dziele niczego niestosownego.
W roku 1944 trzej pierwsi członkowie Opus Dei zostają wyświęceni na kapłanów. W
1946 następnych sześciu i od tego czasu święcenia następują każdego roku. Założyciel
zrozumiał, że bez względu na to, jak ciężkie były kalumnie, nie zdarzy się nic złego, jeżeli
5
El itinerario..., s. 93.
148
149
członkowie Opus Dei będą trwali w tej samej duchowości, w łączności z kapłanami jako
„instrumentami jedności”.
Innym krokiem podjętym w tych latach, wypływającym z samej natury instytucji, a
równocześnie dobrą odpowiedzią dla opinii publicznej, było wyjście Opus Dei poza
Hiszpanię, kiedy tylko stało się to możliwe, a więc tuż po zakończeniu drugiej wojny
światowej. W roku 1946 rozpoczyna się ekspansja: Wielka Brytania, Francja, Portugalia,
Włochy, Irlandia. Było oczywiste, że instytucja zaaprobowana jedynie na poziomie
diecezjalnym będzie poruszała się z trudnością, kiedy nastąpi jej wzrost. Konieczny był więc,
jak to miało miejsce w Kościele w podobnych przypadkach, statut papieski. Od dnia
erygowania Opus Dei w charakterze Stowarzyszenia życia wspólnotowego bez ślubów,
zdawano sobie sprawę, że to rozwiązanie jest tymczasowe. Późniejsza aprobata papieska z
1946 roku, a następnie erygowanie Dzieła jako pierwszego Instytutu Świeckiego prawa
papieskiego (1947) oraz następująca po nim ostateczna aprobata (1950) uczyniły Opus Dei
grupą bardzo znanym w środowiskach kościelnych.
3. Opus Dei debiutuje na pierwszych stronach.
Pomiędzy rokiem 1947 a 1950 pojawiają się pierwsze ważne i cykliczne informacje
prasowe o Opus Dei. Tematyka religijna jednak bez wątpienia nie leżała wówczas w centrum
zainteresowania środków masowego przekazu, przynajmniej w Europie. W krajach, gdzie
przeważali protestanci z powodu tradycyjnej obojętności wobec tego, co katolickie; w
państwach katolickich natomiast, ponieważ prawie cała prasa kontrolowana była przez grupy
ludzi o mentalności typowo laickiej. Dotyczyło to również Włoch, mimo że władzę
polityczną, absolutną większość, miała wówczas chrześcijańska demokracja.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Opus Dei zaczęło „stawać się news’em”. Jego
powołanie korespondowało z lokalnym zapotrzebowaniem w krajach, w których
podejmowało działalność. Z drugiej strony jest zrozumiałe, że Założyciel nie pragnął zbyt
ostentacyjnej obecności instytucji w świadomości opinii publicznej. Miał co prawda aprobatę
papieską, ale status Instytutu Świeckiego paradoksalnie nie odzwierciedlał świeckiego
149
150
charakteru organizacji6. Fakt ten prawie nigdy nie podkreślany, wydaje się bez wątpienia
zasadniczy.
Jest więc oczywiste, że dla instytucji, która odnalazła prawną formułę odpowiadającą
jej prawdziwej naturze, publiczna manifestacja istnienia nie znaczy wiele. Pewne jest jednak
również to, że organizacja z tymczasowym statusem prawnym musi działać ostrożnie,
ponieważ zawsze, gdy określa się, czym jest pod względem prawnym, mówi równocześnie,
czym być nie chce. Podobna sytuacja miała miejsce przez wiele lat w przypadku Opus Dei.
Doszło więc do tego, że kiedy Dzieło było coraz bardziej znane ze względu na swe znaczenie
oraz liczbę członków, jego ustrój prawny, Instytut Świecki, stawał się coraz bardziej
niewygodny.
Stąd wypływały dalsze kroki. Chodziło przede wszystkim o przygotowanie do
osiągnięcia definitywnego statusu prawnego, pozostającego w zgodzie prawdziwą naturą
instytucji; następnie zaś o cichą, nie narzucającą się obecność w opinii publicznej.
Założyciel sądził równocześnie, że aprobata organizacji jako instytutu prawa
papieskiego uciszy ataki, jakie pewne nieliczne, ale wytrwałe osoby, kierowały pod adresem
Opus Dei. „Myślałem więc, że gdy otrzymamy definitywną aprobatę zależąc bezpośrednio od
samego Papieża, ci którzy atakują, zostawią nas w spokoju. Myliłem się jednak”7.
Fakty te nie przedostały się do prasy, ale były bardzo poważne. „Latem 1951 roku
ksiądz Escrivá poczuł się znowu zaniepokojony. I chociaż nie miał pewnych informacji,
wyczuwał że dzieje się coś, co niesie poważne zagrożenie dla istnienia Opus Dei. W
następnych miesiącach doszły do niego wieści, które potwierdzały, iż jego obawy nie są
bezpodstawne. Wśród nich były pewne komentarze arcybiskupa Mediolanu, kardynała
Schustera skierowane do dwóch członków Opus Dei z sugestią, że powinny być przekazane
Założycielowi Opus Dei. Podczas jednej z późniejszych rozmów arcybiskup wyraził się
jaśniej: „Powiedzcie mu -takie były jego słowa- niech przypomni sobie swojego rodaka, św.
Józefa Kalasantego, a także św. Alfonsa Marię Liguori i niech zadziała w Kurii ”. Dla
każdego dobrego znawcy historii Kościoła wskazówka była zupełnie oczywista. Obaj
założyciele zostali, każdy na swój sposób, oddzieleni od instytucji, które założyli i musieli
przyglądać się jak przechodzą przez kryzysy i rozłamy. Podobny scenariusz usiłowały
zrealizować pewne osoby niechętne Dziełu, aby Opus Dei zostało rozdarte na dwie odrębne
Szczegóły dotyczące drogi legislacyjnej wyrażają się w specjalistycznym języku prawa kanonicznego, które nie jest znane
nawet wielu ekspertom z zakresu prawa świeckiego. Jak już wspomnieliśmy, status Instytutu Świeckiego okazał się z wielu
powodów, szczególnie wobec nienależytego zabezpieczenia świeckiej kondycji członków, najpierw nieadekwatny, a
następnie wręcz szkodliwy.
6
150
151
instytucje, jedna dla mężczyzn i druga dla kobiet, a sam Założyciel oddzielony tak od jednej,
jak i drugiej. Wiedza o tych planach, sam zamiar oraz towarzyszące mu fałszywe oskarżenia i
w końcu fakt, że nie dano mu możliwości wyjaśnienia sprawy, a w jego przypadku również
obrony były ciężkim ciosem dla księdza Escrivy. Wszystko to sprawiało mu głęboki ból”8. Jak
już wiemy, cała sprawa została zażegnana na skutek osobistej interwencji Piusa XII, w
wyniku listu skierowanego przez Założyciela do Papieża.
Wydarzenia z roku 1951 splatały się w ciąg działań zmierzających do wytworzenia
negatywnej opinii na temat Opus Dei w środowiskach kościelnych. Począwszy od połowy lat
pięćdziesiątych zamiarom tym towarzyszyły czasem również wystąpienia prasowe inspirujące
do oszczerczych, obraźliwych artykułów albo zwyczajnie rozsiewające bojaźliwe podejrzenia.
Okazję do prowadzenia podobnej kampanii dawała tzw. „hiszpańska kwestia polityczna”.
4. Hiszpańska kwestia polityczna
Hiszpańskie radio i prasa zwracają uwagę na Opus Dei około połowy lat
pięćdziesiątych Są to lata politycznego ożywienia, które zmąciło nieco monolit hiszpańskiego
reżimu. Ożywiły się przede wszystkim środowiska uniwersyteckie, które miały większą
możliwość manewru niż na przykład grupy robotników.
Legalna była wówczas tylko jedna organizacja akademicka - Hiszpański Związek
Uniwersytecki (SEU). Nie dziwi więc, że SEU stanowił teren walki politycznej. Większość
studentów była apolityczna, ale istniały pewne grupy aktywne ideologiczne. Główne z nich to:
falangiści określający się jako „autentyczni”, falangiści nazywani „liberałami”, falangiści
aparatu władzy, filokomuniści, grupa socjalistyczna, chrześcijańsko-demokratyczna i wreszcie
monarchiści, zwolennicy Juana Burbona oraz „tradycjonaliści”. Najbardziej radykalni
falangiści byli z definicji antymonarchistami.
Na niektórych uniwersytetach, jak na przykład w Sevilli, walka polityczna między
tymi grupami nabrała pewnej wyrazistości w roku akademickim 1953/54 nie wyszła jednak
poza aule. Wśród nielicznych sewilskich studentów należących wówczas do Opus Dei, obok
apolitycznych oraz liberałów, była grupa monarchistów. Możliwe, że to właśnie tu po raz
pierwszy pojawiło się uproszczenie, które przedostało się później do opinii publicznej,
7
8
List z 24 grudnia 1951, cytowany w Itinerario, s. 303.
Itinerario, s. 303-304.
151
152
polegające na przypisywaniu Opus Dei orientacji politycznej niektórych jego członków. To
zaszufladkowanie trafiło, prawdopodobnie za pośrednictwem SEU, do środowisk Ruchu
Narodowego, który miał wówczas decydujący udział we władzy, a następnie do środowisk
opiniotwórczych oraz informacyjnych tak w Hiszpanii, jak i poza nią.
W roku 1957, w nowym rządzie generała Franco ministrem Handlu został Alberto
Ullastres, numerariusz z Opus Dei, ministrem Gospodarki Mariano Navarro Rubio,
supernumerariusz. Minister to człowiek ważny, ktoś, kto się liczy. Wśród milionów
mieszkańców kraju średniej wielkości, na przestrzeni wieku, jedynie dwieście, trzysta osób
dochodzi do stanowiska ministerialnego. Oznacza to więc osiągnięcie popularności,
znalezienie się w środowisku władzy, wpływy, oraz możliwość modyfikowania w określonym
stopniu rzeczywistości prawnej, ekonomicznej i społecznej.
Kontekst owej hiszpańskiej historii z lat 1957 -1973 przeanalizowałem w
opublikowanej w 1976 roku książce pt. Polityka a kwestie religijne pod rządami Franco9.
Niezależnie od okoliczności fakt, że ważne stanowisko publiczne sprawował członek Opus
Dei, musiał wcześniej czy później odzwierciedlić się w opinii publicznej. Uwarunkowania tej
epoki sprawiły jednak, że temat spotkał się z nieproporcjonalnym zainteresowaniem.
Powstała bowiem niemal wybuchowa mieszanka następujących zjawisk: ogólna
opozycja wobec frankizmu tak w wolnym świecie, jak i w strefie komunistycznej (w owej
epoce); niezdrowe zainteresowanie reżimem, który w pierwszych latach swego istnienia był
przezornym sprzymierzeńcem faszyzmu i nazizmu; konieczność liczenia się z Hiszpanią w
przyszłej zjednoczonej Europie (w roku 1962 rząd poprosił o stowarzyszenie ze Wspólnym
Rynkiem); gospodarcza współpraca z rynkiem, który zbliżał się do 40 milionów ludzi;
strategiczne zainteresowanie Hiszpanią ze strony NATO.
Z drugiej strony, i głównie dzięki zasługom takich ministrów, jak Navarro Rubio gospodarka, Ullastres i López Rodó - wszyscy trzej członkowie Opus Dei, Hiszpania
rozpoczęła swój wzrost gospodarczy, który doprowadził ją w ciągu dziesięciu lat do grona 1520 najlepiej rozwiniętych krajów świata10. (Plany rozwoju powstały z inicjatywy Lópeza Rodó
i licznej ekipy jego doradców, z której wielu odgrywało później ważną rolę w życiu
9
R. Gómez Pérez, Política y religión en el régimen de Franco, Barcelona 1976. Nowe, przeredagowane i poszerzone
wydanie pod tytułem El franquismo y la Iglesia opublikowano się w Madrycie, w 1986 roku. Wśród źródeł, jakie później się
ukazały, najważniejsze są Wspomnienia Laureano Lópeza Rodó, Barcelona 1990.
10 R. Tamames, autor, którego trudno podejrzewać o sympatie wobec Opus Dei, w swojej książce La República. La era de
Franco, w każdym wydaniu określa jako OD (Opus Dei) grupę Carrero-López Rodó. W wydaniu z 1986 roku, odnosząc się
do znamienitej postaci antyfrankistowskiej opozycji, profesora Calvo Serera, pisze: „Calvo Serer opuścił nawet kraj, w roku
1971, manifestując z cała wyrazistością wewnętrzny kryzys Opus Dei jako grupy politycznej.” (Alianza, Madryt 1986, s.
152
153
społecznym i gospodarczym kraju jeszcze w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych i działało w różnych ugrupowaniach politycznych). Rozwój gospodarczy
musiał doprowadzić do rozbicia anachronicznej struktury politycznej reżimu, o czym można
było się przekonać po śmierci Franco w roku 1975.
Przymiarki do transformacji politycznej realizowane były już w czasach Franco.
Począwszy od 1957 roku pojawiły się wewnętrzne napięcia w łonie rządu między dwoma
grupami władzy: jedną, kierowaną admirała Carrero w towarzystwie Lópeza Rodó i drugą o
mniej wyrazistym obliczu, ale identyfikującą się z filarem falangizmu, Generalnym
Sekretariatem Ruchu. W okresie największego nasilenia tego konfliktu, pod koniec lat
sześćdziesiątych, sekretarzem generalnym Ruchu Narodowego był José Solis11.
W walce o władzę, jak to zwykle bywa, sięgano często po środki niesprawiedliwe, na
przykład oszczerstwo. W ten sposób wielu ludzi Ruchu rozpowszechniało, we wszystkich
możliwych mediach, wpływając również na korespondentów prasy zagranicznej, pogląd że
członkowie Opus Dei tworzą sekretną, pozostającą w ukryciu grupę polityczną. Była to
polityczna wersja kościelnej kampanii z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Począwszy od
tego czasu pogłoski te będą się nasilać, co stawiało w delikatnej sytuacji liberalnych jak i
lewicowych korespondentów, ponieważ w swych ocenach dotyczących Opus Dei byli zbieżni
z najbardziej autorytarnymi politykami reżimu.
Sytuacja ta spowodowała wielkie, choć zupełnie niesłuszne zainteresowanie Dziełem
ze strony międzynarodowej opinii publicznej. Od tej chwili sprawa wychodzi poza
środowiska kościelne i staje się powszechna. W tym sensie, pierwszym ważnym artykułem,
jaki pojawił się w prasie o światowym prestiżu, był wywiad udzielony przez Escrivę w
Londynie dziennikowi Times. Można było tam przeczytać między innymi: „Znaczącym
osiągnięciem księdza Escrivy jest utworzenie wspólnotowego stowarzyszenia dojrzałych ludzi
z wielu narodów, inspirowanego zasadami łączącymi nowoczesność i tradycję”12.
5. Czasy kontestacji
194). Ileż retoryki w tym zdaniu. Grupa Carrero-López Rodó nie reprezentowała w niczym Opus Dei, choćby dlatego, że
obok zwolenników frankizmu byli w nim również jego przeciwnicy.
11 O niepowtarzalności historii świadczy fakt, jaki przytacza w swych wspomnieniach López Rodó. Desygnowanie Solisa na
ministra, w roku 1957, przypisuje on właśnie sobie; to on zarekomendował Solisa Carrero, ten zaś generałowi Franco, por.
Memorias, s. 94. Kiedy walki polityczne ustały, Solís stał się oddanym przyjacielem Lópeza Rodó. Zmarł w roku 1990.
12 Spanish Founder of Opus Dei, w: The Times, Londyn, 20 VIII 1959.
153
154
Nie minęło wiele czasu od ukazania się wspomnianego wywiadu, gdy w zachodnim
świecie rozpoczęły się przemiany kulturowe, które nadały latom sześćdziesiątym i pierwszej
połowie siedemdziesiątych charakterystyczny ton kontestacji.
Ta pierwsza transformacja świeckiego społeczeństwa była konsekwencją dobrobytu
gospodarczego: lata 1945-1973 to najdłuższy znany w historii do dziś okres stałego wzrostu
ekonomicznego. Jest to epoka „cudów gospodarczych” w Niemczech, Japonii, we Włoszech i
bardziej umiarkowanie w Hiszpanii. Przeciw temu dobrobytowi, przeciw społeczeństwu
konsumpcyjnemu, wciąż podnosiła się krytyka stricte socjalistyczna, marksistowska.
Równocześnie komunizm zaczął wzbudzać poważne podejrzenia nawet w środowisku
„postępowych” intelektualistów. Informacje o zbrodniach Stalina, popełnionych w okresie od
1924 do 1953 roku były wystarczająco obszerne, ponieważ rozpowszechnił je częściowo sam
Chruszczow. Jednakże to właśnie on nakazał w roku 1956 zgniecenie rewolucji węgierskiej, a
Breżniew zdecydował się na represje praskiej wiosny 1968 roku13.
W modzie była kontestacja, krytyka; ale krytykę kapitalizmu przeprowadzał, z
założenia marksizm, owa „nieprzezwyciężalna filozofia historii”, jak napisał sławny wówczas
Jean-Paul Sartre. Z tego powodu przygotowywano się już do antykomunizmu. Być może
właśnie dlatego w niektórych środowiskach intelektualistów związanych z uniwersytetami,
prasą, kinem, literaturą i telewizją zaczęto wyciągać rękę w kierunku umiarkowanego
socjalizmu, który w praktyce jak i w historii stanie się zbieżny z konsumizmem,
indywidualizmem i pragmatyzmem. Kontestacja zaadoptowała bowiem niezwłocznie
maksymę „żyj, jak chcesz” i w końcu rewolucja zgnuśniała w konformizmie.
Ta generalna transformacja zbiegła się z drugą, jaka dokonała się w Kościele
katolickim. Kryzys Kościoła został rozbudzony, choć nie spowodowany, przez zwołanie
Soboru Watykańskiego II. Zanim jeszcze odbyła się jego pierwsza sesja, w niektórych
środowiskach Kościoła stały się modne krytyka autorytetu, idea zawieszenia dawnych norm
kanonicznych, jak na przykład celibatu duchowieństwa, reorganizacja niektórych zakonów i
kongregacji religijnych, postawienie w wątpliwość zasadniczych punktów doktryny czy
moralności chrześcijańskiej. Szczególnym znakiem owego kryzysu był spektakularny spadek
powołań kapłańskich i zakonnych. Wiele zakonów i kongregacji zostało zdziesiątkowanych.
Na całym świecie zamykano seminaria. Misje zgłaszały brak personelu.
Musiało upłynąć wiele lat zanim w Rosji nastąpiły w przemiany społeczne i polityczne, a w niektórych krajach Europy
środkowej i wschodniej można było przeprowadzić wolne wybory. W tych właśnie przypadkach tradycyjny komunizm został
odrzucony.
13
154
155
Obok albo może wewnątrz tych zjawisk istniało inne, z którym spotykamy się i dziś.
W środowiskach kościelnych powszechne staje się nieposłuszeństwo. Ponieważ w
powszechnej świadomości dominowała zasada nie stosowania przymusu ci, którzy
zdecydowani byli na nieposłuszeństwo uważali (i manifestowali to publicznie), że uznawanie
najmniejszej nawet zwierzchności jest przejawem represji14.
Te dwie generalne transformacje, zbiegły się w Hiszpanii z procesem oddalania się
hierarchii Kościoła od reżimu generała Franco. Do końca lat pięćdziesiątych, a nawet jeszcze
w początkach sześćdziesiątych, reżim mógł liczyć na wsparcie Hierarchii oraz większości
kapłanów i zakonników15.
Po tym syntetycznym przedstawieniu sytuacji łatwiej zrozumieć złożoność, jaką
nabędą w Hiszpanii tego czasu fenomeny opinii publicznej. Opus Dei. Tu „był temat”.
6. Próba wolności
W Hiszpanii Opus Dei musiało wystawić na próbę opinii publicznej niektóre ze swych
podstawowych cech. Chodziło przede wszystkim o wolność członków w sprawach, które
podlegają dyskusji (uczestnictwo w życiu politycznym nie niosło za sobą żadnego zła, a
utrudnianie im tego w celu niekomplikowania sytuacji Opus Dei, stanowiłoby zamach na
naturę i ducha tej instytucji) oraz wierność doktrynie Kościoła, tak jak jest wykładana przez
Papieża oraz biskupów.
Czyż jednak nie mógł orientować się w tym wszystkim ówczesny postępowy
intelektualista? Jego profil w latach sześćdziesiątych był mniej więcej taki: zwolennik
socjalizmu i metody marksistowskiej (cokolwiek by to miało znaczyć), antyfrankista,
pobłażliwy w sprawach etycznych, zwłaszcza zaś w zakresie moralności seksualnej. Cechy te
mogły oczywiście występować oddzielnie, ale typowy progresista posiadał je wszystkie i
sądził, że kto ich nie łączy, jest niechybnie reakcjonistą albo, w najlepszym przypadku,
konserwatystą czy tradycjonalistą. Pewien procent ludzi Kościoła, w niektórych przypadkach
sięgał on 30% „dołączył” do tego schematu. Niektórzy czynili tak w dobrej wierze, inni
Nie przeszkadza to jednak uznaniu, że niektóre, określone formy posłuszeństwa, tak w Kościele jak i w społeczeństwie
świeckim, również w ustrojach demokratycznych, były nadużyciem i nie szanowały godności osoby ludzkiej. „Kontestacja” z
lat sześćdziesiątych i początków lat siedemdziesiątych przyczyniła się również, mimo wszystko, do wyeliminowania
dawnych form autorytaryzmu. Bez wątpienia jednak sama nie zabezpieczyła się przed innymi, nowymi.
15 El franquismo y la Iglesia, s. 50-7- i 102-113.
14
155
156
wyczuwając, że jest to sposób zachowania władzy, jaką tradycyjnie miało, w takiej czy innej
postaci, duchowieństwo
W Opus Dei, tak w Hiszpanii, jak i w innych krajach, na skutek uznawanej wolności
członków w tym, co podlega dyskusji, dawał się zauważyć rzeczywisty pluralizm polityczny.
Przywoływano często, jako symboliczny przykład, przypadek profesora filozofii Rafaela
Calvo
Serera, który już w latach pięćdziesiątych wyemigrował z Hiszpanii. Jeszcze w latach
siedemdziesiątych musiał patrzeć, jak likwidowano kierowany przez niego dziennik Madrid,
uważany powszechnie za najbardziej otwarty w tamtej epoce, a siedzibę redakcji
symbolicznie i w rzeczywistości oddano do rozbiórki.16 Wydawało się, że uznanie nowej
rzeczywistości nie odpowiadało ani antyfrankistom ani frankistom z Ruchu Narodowego.
Z drugiej strony, jeśli członkowie Opus Dei chcieli podążać za nauką Kościoła, nie
mogli być zwolennikami marksistowskiego socjalizmu, choćby chodziło jedynie o „metodę”.
W rzeczywistości bowiem pojęcie tzw. „metody marksistowskiej” było niespójne, ponieważ
w marksizmie, oddając szacunek Marksowi, nie można oddzielić metody od substancji:
metoda dialektyczna jest metodą materializmu dialektycznego albo marksizm jest
materializmem historycznym i dialektycznym albo jest niczym17.
Opus Dei przestrzegało zaleceń Stolicy Apostolskiej wprowadzając na przykład w
praktykę postanowienia Soboru Watykańskiego II. Nie przyłączono się natomiast do
bezrefleksyjnego aggiornamiento. W pewnym wywiadzie opublikowanym w 1967 roku,
Założyciel Opus Dei mówił: „Byłoby przynajmniej nienaturalne myśleć, że aggiornamiento
polega przede wszystkim na zmianie albo że każda zmiana aggiorna. Nie brak przecież
również tych, którzy, na marginesie albo wbrew doktrynie soborowej, życzyliby sobie zmian
cofających o wiele wieków, przynajmniej do epoki feudalnej, drogę wzrastania Ludu
Bożego”18.
Dla pewnej części opinii publicznej, Opus Dei, nie przyłączywszy się do wojującego
progresizmu, a równocześnie uznając wolność swych członków w wyrażaniu opinii w
Wiele lat później, znana dziennikarka Covadonga O’Shea napisała wspominając tamtą epokę: „Z gwałtownością moich
młodych lat złościło mnie, że dla trzech osób, które z racji swojego zawodu i przekonań pracowały dla określonego rządu,
wszystkich nas wrzucono do tego samego worka, białych i czarnych, starszych i młodszych, konserwatystów i liberałów oraz
ludzi zupełnie niezwiązanych z reżimem”. Opowiada również, że zapytała kiedyś pewnego dyrektora z Opus Dei, czy nie
byłoby lepiej, gdyby osoby te „wycofały się z polityki”. Odpowiedział mi, że życzą sobie tego ci, którzy rozpowszechniają
kalumnie: „dążą jedynie do tego, abyśmy przestali respektować coś, co ma podstawowe znaczenie dla członków Opus Dei,
ich wolność”. (El País, Madryt, 12 lutego 1990).
17 Czas przyniósł rozwiązanie również tego tematu. W krajach komunistycznych marksizm został pozostawiony na uboczu.
Na Zachodzie zaś, partie związane z tą ideologią, na przykład komuniści włoscy, zdążały w kierunku pewnej formy
postmarksistowskiej lewicowości, czasem radykalnej, prawie burżuazyjnej.
16
156
157
tematach podlegających dyskusji i broniąc ich świeckiej natury, sytuowało się na pozycjach
przeciwnych aktualnym tendencjom, prawie wszystkim tendencjom. Myślano tak również
dlatego, że Dzieło nie poddało się mentalności utożsamiającej religię z prawicą, to znaczy z
bezwzględną obroną własności prywatnej albo z siłą pieniądza oraz tymi, którzy utrzymywali
że,
chrześcijanin
musi
być
również
konserwatystą
i
człowiekiem
o
poglądach
autorytatywnych.
7. Stereotypy
Wśród stereotypów, jakie pojawiały się w owej epoce na temat Opus Dei dwa były
najpoważniejsze: po pierwsze, że jest to grupa polityczna; po drugie - konserwatywny
kierunek wewnątrz Kościoła. Chodziło o płynące z zewnątrz posądzenia, które mogły nie
mieć nic wspólnego i rzeczywiście nie miały, z duchem instytucji. Niewielu wątpiło, że Opus
Dei broniło teorii, iż jego członkowie cieszą się pełną swobodą wypowiadania opinii w
zakresie tego, co podlega dyskusji. Począwszy od lat pięćdziesiątych protesty członków Opus
Dei wobec przeciwnych opinii były tak stałe, że w świecie mass-mediów, zdano sobie sprawę,
że Opus Dei reaguje natychmiast na próby zamazywania rzeczywistości. Natręctwo prasy
zaowocowało w końcu ogromną ilością materiałów, zachowały się bowiem setki sprostowań
publikowanych w najbardziej znaczących czasopismach wielu krajów.
Gdyby stereotypy te odnosiły się do faktycznej sytuacji, mogłyby zostać odparte
jedynie na podstawie czynów. Najpierw jednak należało odrzucić oskarżenia. W roku 1966,
odpowiadając na pytanie Tada Szulca z New York Times’a (czy Opus Dei jest monolityczną
organizacją o bardzo określonej wizji spraw doczesnych), Założyciel Opus Dei powiedział:
„Nie wydaje mi się, aby opinia tego rodzaju była rzeczywiście bardzo rozpowszechniona.
Wiele liczących się organów prasy międzynarodowej uznało za rzeczywistość pluralizm
sympatyków Dzieła. Były oczywiście pewne osoby podtrzymujące błędną opinię, do której
pan się odnosi. Możliwe, że z różnych względów, niektórzy rozpowszechniali ją wiedząc
nawet, że nie odpowiada prawdzie. Myślę, że w wielu innych przypadkach, można przypisać
to nieznajomości rzeczy. Nie dziwi mnie, że przy braku rzetelnej informacji i nie mając
wystarczających powodów do osobistego kontaktu z Opus Dei, ludzie ci przypisują mu opinie
wyrażane przez nielicznych sympatyków (...) Innym czynnikiem może być tkwiące w
18
Rozmowy..., nr1.
157
158
podświadomości pewnych osób przekonanie o istnieniu jedynej słusznej racji tak w polityce,
jak i w duchowości. Ludzie o takiej mentalności, pragnący, aby wszyscy podzielali ich
poglądy, z trudnością mogą zrozumieć, że są inni zdolni do respektowania wolności bliźnich.
W ten sposób przypisują Dziełu charakter monolityczny, jaki mają ich własne grupy19.
Polityczna kwestia hiszpańska tej epoki jest o tyle interesująca, że po raz pierwszy
pojawiła się przed niektórymi członkami Opus Dei groźba niepopularności. Od początku lat
sześćdziesiątych, uczestnictwo w rządach generała Franco było w niektórych środowiskach
bardzo źle widziane. Jednakże dyrektorzy Opus Dei tak w centrali rzymskiej, jak i w
regionalnych centralach w Hiszpanii nie mogli zabronić swoim członkom, aby byli
frankistami, jeśli sobie tego życzyli; z tego samego powodu, dla którego nie mogli im
zabronić popierania antyfrankizmu; nie byli bowiem upoważnieni do reagowania w kwestiach
podlegających dyskusji.
Wynika z tego, że dyrektorzy Opus Dei woleli spotykać się z niepopularnością i
atakami niż podążać za koniunkturą. Jakakolwiek autoryzowana interwencja w kwestiach
dyskusyjnych oznaczałaby zagrożenie dla ducha Opus Dei. Jeżeli, jak pisało wielu, katolik nie
mógł być równocześnie zwolennikiem współpracy z generałem Franco, prawo do zajęcia
takiego stanowiska miała jedynie hierarchia kościelna. Jest pewne, można to udokumentować,
że większość biskupów hiszpańskich dystansowała się pod koniec lat sześćdziesiątych od
reżimu, była to jednak kwestia wydarzeń, a nie zasad. Kiedy zmarł generał Franco, ówczesny
przewodniczący Konferencji Episkopatu, kardynał Tarancón, znany ze swej otwartości
nienawistny skrajnej prawicy, powiedział: „Odszedł łącząc imiona Boga i Hiszpanii, jak
usłyszeliśmy właśnie w jego ostatnim przesłaniu. Szczęśliwy, ponieważ zmarł na łonie
Kościoła, którego był zawsze wiernym synem”20.
Począwszy od 1976 roku wzmianki na temat Opus Dei w środkach masowej
komunikacji wielu krajów stają się coraz rzadsze, ponieważ zmienia się również Hiszpania. I
pozostanie tajemnicą dla tych, którzy przyjęli za pewnik istnienie „wpływowej grupy
politycznej pod nazwą Opus Dei”, dlaczego w latach 1976-1982 istniał rząd, w którym ta
domniemana grupa nie brała udziału i jak to możliwe, że od 1982 roku mógł powstać
Tamże, s. 50. Z upływem czasu pojawiły się nowe fakty oddające Dziełu sprawiedliwość. Gdyby w Hiszpanii Opus Dei
było siłą polityczną, utrzymałoby swe wpływy również wtedy, gdy López Rodó, najdłużej pozostający u władzy jego
członek, przestał pełnić funkcję ministra w roku 1974. Nie mówiono jednak, że Opus Dei jest rządzie, kiedy w marcu 1975
roku tekę ministerialną objął Herrero Tejedor, również należący do Dzieła. Powód był jasny. Herrera przynależał do grupy
wywodzącej się z Ruchu Narodowego. I faktycznie, kiedy na skutek wypadku zmarł przedwcześnie, został zmieniony przez
niezastąpionego José Solisa z tej samej grupy.
20 El franquismo y la Iglesia, s. 187.
19
158
159
homogeniczny reżim socjalistyczny nie skłonny do popierania już nie tylko Kościoła, ale
nawet akceptowania doświadczenia duchowej transcendencji21.
8. Konserwatyzm
Począwszy od drugiej połowy lat siedemdziesiątych, kiedy nie można było już znaleźć
wytłumaczenia dla „grupy politycznej”, krytycy Opus Dei podkreślają stereotyp „grupy
konserwatywnej”. Bez wątpienia jednak, kiedy pod koniec tej dekady zaczynają dominować w
społeczeństwie nastroje konserwatywne, a lewicowa rewolucja została zwyczajnie
pogrzebana, ataki przybierają nową postać: odmawia się instytucji prawa do powołań
porównując ją z sektami, które podstępem rekrutują swych członków; dąży się do nastawienia
biskupów przeciw Prałaturze, przypominając pogląd, że tworzy ona „drugi Kościół” albo
kwestionuje się legalność procesu beatyfikacji księdza Escrivy.
W rzeczywistości chodzi o zwielokrotniony wymiar dawnego stereotypu. Jak to już
miało miejsce w przypadku ulrakonserwatystów z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, nowsi
krytycy widzą w Opus Dei herezję, teraz jednak jest to herezja polegająca na posłuszeństwu
Papieżowi oraz nauczaniu wiary i moralności Kościoła. Okazuje się jednak, że atakowanie
Opus Dei z powodu powołań, nauczania życia modlitewnego, umartwień i domniemanego
„drugiego Kościoła”, pozostaje w sprzeczności z przypuszczeniami tych, którzy podzielają te
ataki. W rzeczywistości bowiem źródłem opozycji wobec poświęcania życia poszukiwaniu
świętości, modlitwie i umartwieniu jest obrona opcji, która usprawiedliwia każdą rzecz w
oparciu o prosty fakt, że jednostka „przyjmuje za nią odpowiedzialność”. Tak więc jedynym
imperatywem jest zachęta „wynajduj zasady” albo „porzuć zasady”. Jeżeli sprawy tak się
mają, nie można nikomu zabronić, aby czynił, co zechce: przynależał do Opus Dei czy do
Greenpeace, był stronnikiem Gorbaczowa czy Jelcyna, Michaela Jacksona czy Bruce’a
Springsteena. Nie wiadomo, w imię czego negować jakikolwiek czyn, jeżeli wszystko
ogranicza się do czynów indywidualnych.
W tle całej tej kwestii pozostaje dawne pomieszanie między religią, a tym co „niewcielone”, do czego dochodzi jeszcze
nadawanie różnego znaczenia terminowi „religia”. Dlatego też , z opartej na rozumie oraz doktrynie kościelnej myśli, że
tenże „Kościół nie powinien interweniować w politykę”, wyciągane są, między innymi, dwie fałszywe konkluzje: po
pierwsze, że Hierarchia miesza się do polityki, kiedy wykłada doktrynę chrześcijańską na tematy, które przynależąc do
porządku doczesnego, dotyczą postaw moralnych ludzi; po drugie, że świeccy, jeżeli są członkami instytucji kościelnych,
choćby miały one charakter świecki, powinni porzucić świat polityki. Jest swoiste to pomieszanie pojęć, które może być
wykorzystywane w oszczerczej formie jako broń polityczna. Jeszcze w roku 1990, ówczesny wicepremier hiszpańskiego
21
159
160
Z tego samego powodu nie należy niepokoić się możliwym istnieniem „drugiego
Kościoła”, bowiem każdy chrześcijanin jako jednostka jest według krytyków uprawniony, do
wynalezienia własnego Kościoła. Zdarza się czasem, że w niektórych parafiach
proboszczowie pracują i rozporządzają według swego uznania niezależnie od istniejących
norm w zakresie liturgii i dyscypliny. Mówiąc najdelikatniej, oskarżanie innych, bez żadnych
podstaw, o to co krytyk sam często czyni, stanowi przejaw faryzeizmu. W rzeczywistości
bowiem na „drugi Kościół” składa się suma zachowań oddzielających go od legalnego
autorytetu Kościoła czyli od Papieża i od pozostających z nim w jedności biskupów. Opus Dei
natomiast od samego początku swego istnienia manifestuje swoją wolę trwania we wszystkim
przy Papieżu. W roku 1967 Escrivá powiedział dziennikowi Time: „Przebywam stale w
Rzymie od roku 1946, miałem tu okazję poznać i obcować z Piusem XII, Janem XXIII i
Pawłem VI. We wszystkich odnajdywałem zawsze ojcowską miłość”22.
9. Publiczny sekret
W początkach lat osiemdziesiątych, kiedy zbliżał się moment uzyskania przez Opus
Dei odpowiedniego statusu prawnego, we Włoszech, Hiszpanii oraz innych krajach
rozpoczęły się kampanie prasowe zmierzające do uniemożliwienia go. Po erygowaniu Opus
Dei jako Prałatury personalnej w roku 1982, ataki nasiliły się zwłaszcza w Niemczech i we
Włoszech.
Ostatecznemu zakończeniu kwestii domniemanego sekretu, najgorzej strzeżonego albo
najbardziej rozpowszechnionego sekretu świata, służyć miała interpelacja złożona w lutym
1986 roku przez trzech deputowanych skrajnej lewicy premierowi rządu, socjaliście Bettino
Craxiemu oraz ministrowi spraw wewnętrznych, chrześcijańskiemu demokracie Oscarowi
Luigi Scalfaro. Wnioskodawcy wskazywali na możliwość zastosowania wobec Opus Dei
prawa o sekretnych stowarzyszeniach z 25 listopada 1982 roku.
Sprawa wywołała możliwe do przewidzenia zamieszanie w prasie włoskiej i w ogóle,
europejskiej. Do parlamentu wciąż napływały interpelacje i zapytania, wśród nich od dwu
różnych grup posłów chrześcijańsko-demokratycznych, którzy wystąpili w obronie wolności
religijnej wyjawiając istnienie „kampanii prasowej skierowanej na dyskredytację działalności
rządu, Alfonso Guerra użył tego argumentu z pozycji władzy w serii ataków na partię opozycyjną oraz równocześnie na Opus
Dei.
160
161
i struktur organizacyjnych Opus Dei”. Minister spraw wewnętrznych rozpoczął wówczas
dokładne studiowanie sprawy, w związku z czym, jak można było przewidzieć, poprosił o
informacje Stolicę Apostolską.
24 listopada minister Scalfaro odpowiedział w parlamencie na interpelacje. „Trzeba
mieć na uwadze, powiedział, że Opus Dei, erygowane w roku 1982 przez Stolicę Apostolską
jako prałatura personalna o zasięgu międzynarodowym, posiada charakter instytucjonalny i
wchodzi w skład konstytucyjnej struktury Kościoła, jako manifestacja jego autonomicznej
władzy , wyrażonej na najwyższym poziomie”23. Po obszernym wyjaśnieniu na temat Opus
Dei z przytoczeniem tekstu Statutów oraz papieskiej aprobaty, Scalfaro podsumował: „Opus
Dei nie jest organizacją sekretną ani prawnie ani faktycznie. Obowiązek posłuszeństwa odnosi
się jedynie do materii duchowej. Nie ma żadnych innych praw i obowiązków przewidzianych
w Statutach”24.
Jeżeli do dodamy do tego konstytucyjny nakaz respektowania tak wolności religijnej
jak i układów ze Stolicą Apostolską, „jest jasne, że ani rząd ani ministerstwo spraw
wewnętrznych w szczególności nie mogą zgodnie z prawem podejmować jakichkolwiek
przedsięwzięć w stosunku do Opus Dei”25. Jak widzimy, sprawa ta nie zdarzyła się w
jakimkolwiek kraju, ale właśnie tym, wyjątkowo rozwiniętym, światłym i rządzonym przez
socjalistę. Po całej tej awanturze, uporczywe trwanie przy teorii o sekrecie, świadczy o braku
wyobraźni. Opus Dei posiada biura prasowe otwarte dla wszystkich Można również
stwierdzić, że każdy jego członek jest ciągłym źródłem informacji.
10. Przypadek niemiecki
W roku 1983 rozpętała się w Niemczech publiczna dyskusja na temat Opus Dei.
Największa niemiecka stacja radiowa i telewizyjna Westdeutscher Rundfunk (WDR) z
Kolonii zaatakowała Prałaturę w dziewięciu audycjach telewizyjnych (wśród nich dwa
półgodzinne programy) i w trzynastu radiowych. Audycje służyły również za reklamę książki
szkalującej Opus Dei. Wśród najpoważniejszych zarzutów znalazło się oskarżenie, że jest to
sekta oddzielająca dzieci od ich rodziców.
22
Rozmowy..., nr32.
Atti Parlamentari. Camera dei Deputati. IX Legislatura. Discussioni. 24 listopad 1986, s. 11-17. Cytat ze strony 10.
24 Corriere della Sera, Mediolan, 25 XI 1986. Podobną informację podały tego samego dnia Il Messaggero, La Stampa, Il
Tempo i generalnie cała prasa włoska.
23
161
162
Była to długa kampania. Wyemitowany jeszcze w listopadzie 1984 roku program
zawierał szereg krzywdzących domysłów na temat Prałatury. W tej sytuacji Opus Dei w
Niemczech rozpoczęło cztery procesy sądowe. Pierwszy dotyczył zarzutu, tak dziwacznego,
że aż trudno go tu przytaczać, iż w Opus Dei bije się młodych członków. Trybunały w obu
instancjach odrzuciły to absurdalne oskarżenie.
Proces drugi odbywał się na skutek pozwu złożonego przez pewnego inżyniera,
członka Opus Dei, aby uniemożliwić rozpowszechnianie wywiadu przeprowadzonego przez
WDR z jego ojcem. Trybunały przyjęły żądanie inżyniera: „Wyznawanie swojej religii oraz
przynależność do organizacji Opus Dei odnoszą się do tych praw człowieka, które należy
uważać za sferę życia prywatnego i które pozostaje chroniona wobec opinii publicznej”. WDR
złożyła odwołanie od wyroku Najwyższego Trybunału Regionalnego w Monachium do
Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. 2 stycznia 1990 roku Trybunał ten jednogłośnie
odrzucił odwołanie przedstawione przez WDR wobec poprzedniego wyroku, oceniając iż jest
pewne, że dokonano niesprawiedliwego wtargnięcia w sferę prywatności.
Trzeci proces skierowany był przeciw publikowaniu książki, w której oskarżano Opus
Dei o ukryte dążenia polityczne bez przedstawienia żadnego dowodu.26. W ten sposób ujął to
trybunał. Książka została ocenzurowana i wycofana z obiegu. Kompetentny organ zabronił
wydawnictwu, pod karą 500 tysięcy marek, podtrzymywania fałszywych oskarżeń.
Czwarty proces został wszczęty przeciw programowi aktualności pierwszego kanału
państwowej telewizji niemieckiej. Posunięto się w nim do zarzucenia w nim Opus Dei handlu
bronią. Wyrok nakazywał nadawcy sprostowanie fałszywych oskarżeń w całym programie, w
nowym wydaniu, jakie miało miejsce w 1988 roku. WDR złożyła apelację od wyroku, ale
wycofała ją później.
W tym przypadku zadziałało w sposób przykładny państwo prawa. Oskarżenia nie
miały żadnych podstaw, a wbrew intencjom ich autorów stały się nawet komiczne. Oto
bowiem pewien domniemany książę z dynastii Burbonów przedstawiał się w programie jako
członek Opus Dei (nigdy nim nie był) i handlarz bronią. Zaskakująca jest ta chęć obrażania,
oczerniania i niepokojenia bliźnich. Pamiętać należy jednak, że zainicjowana w 1983 roku
kampania trwała aż do 1985 roku27.
Cytat za obszerna kroniką wydarzeń za La Repubblica, 25 XI 1986.
Chodzi tu o książkę K. Steigledera, Das Opus Dei eine Innenansicht, Kolonia 1983. W roku 1986 opublikowano jej
włoską wersję.
27 Temat ten znalazł szeroki oddźwięk w prasie, na przykład Frankfurter Allgemeine Zeitung, 9 XII 1985; Die Welt, 14 XII
1984 i 3 II 1987 z artykułem zatytułowanym: „Kiedy informacja telewizyjna traci swój fundament. reszta pozostaje ciszą.”;
25
26
162
163
Jest to jeszcze jeden fenomen opinii publicznej. Mimo, że łatwo można było odkryć
prawdę i pomimo jednoznacznych wyroków najwyższych instancji sądowych, sprawa wciąż
powracała. Powód? Wracała, ponieważ wzbudzała zainteresowanie i dobrze się sprzedawała.
Stało się oczywiste, że nie chodzi o poważne dochodzenie, bowiem to już przeprowadzono,
ale o wywołanie sensacji.
11. 1992. Beatyfikacja Założyciela
Od czasu, gdy w grudniu 1991 roku, stało się jawne, że uroczysta beatyfikacja
Założyciela Opus Dei odbędzie się 17 marca 1992, fakt ten stał się „wiadomością na pierwszą
stronę”. Zwykle beatyfikacje nie wzbudzają specjalnego zainteresowania. Jednak w tym
przypadku rozpętano akcję, mającą na celu dyskredytację procesu, osoby błogosławionego i w
konsekwencji samego Papieża. Wszystko to w celu uniemożliwienia, opóźnienia bądź
przynajmniej zakłócenia ceremonii siedemnastego maja.
Ponieważ większość dawnych tematów była już zużyta (nie istniała już kwestia
polityczna, mówienie o sekrecie okazało się śmieszne) niektóre media zwróciły się do
znikomej grupy ex-członków, którzy pojawili się na łamach prasy brukowej dotyczącej Opus
Dei. Od stycznia 1992 roku publikowano w telewizji, radiu i prasie prawie wszystko.
Swoistym wyczynem popisał się Newsweek publikując rewelację, jaką ksiądz Escrivá miał
przekazać jednemu z byłych członków, kiedy ten należał jeszcze do Opus Dei. Wynikało z
niej, że w sytuacji kryzysu Kościoła katolickiego, Założyciel myślał o przejściu na
prawosławie...Z wahaniem przytaczam tu fakt tak bardzo mijający się ze zdrowym
rozsądkiem, ale oddaje on charakter tych wypowiedzi.
Następnie posypały się zniewagi, poddawanie w wątpliwość podstawowych cnót
Wielebnego Escrivy, o których zaświadczyć mogły przecież tysiące osób.
W ten sposób staje się również zrozumiały rozgłos, jaki chciano nadać pewnej innej
sprawie z dalekiej przeszłości. Chodziło o tytuł szlachecki, który w latach siedemdziesiątych
Escrivá postanowił odzyskać dla swej rodziny. Już wówczas odezwały się głosy krytyki.
Niektórzy przedstawiali ten fakt jako dowód umiłowania zaszczytów, a więc czegoś
niewłaściwego u człowieka szukającego świętości.
Müncher Merkur, 6 II 1986; Deutsche Tagespost, 7-8 IX 1984; Aachener Volkszeitung, 19 IX 1984 etc. Biura informacyjne
Opus Dei posiadają do dyspozycji wszystkich zainteresowanych szerokie dossier na ten temat.
163
164
Trudno o większą rozbieżność pomiędzy oskarżeniami a rzeczywistością. Escrivá nie
tylko nie lubił błyszczeć, ale zawsze usiłował przechodzić niezauważony. Wystarczy przejrzeć
jego biografię: od 48 do 73 roku życia mieszka w Rzymie i praktycznie nie uczestniczy w
„życiu publicznym”.
Jak więc wyjaśnić sprawę tytułu? Kiedy dowiedziano się, że rodzina miała prawo do
markizatu Peralty, przyznanego po raz pierwszy w wieku XVIII, Escrivá, pierworodny
mężczyzna z rodu, zaczął się zastanawiać czy wolno mu zrzec się go pozbawiając w ten
sposób tytułu obecnych i przyszłych członków rodziny. Trzeba wziąć pod uwagę również to,
że od samego początku jako najstarszy syn rozporządzał wszystkim, co posiadała rodzina,
choć nie było tego wiele, aby móc powołać Opus Dei. Sprawiedliwość i wdzięczność
sugerowały więc, aby nie pozbawiać rodziny tego, do czego miała prawo, kiedy po raz
pierwszy można było jej w jakiś sposób wynagrodzić. Tak jednogłośnie zaopiniowała Rada
Generalna Opus Dei i wiele osób, z którymi ksiądz Escrivá konsultował się w Kurii
rzymskiej28.
Założyciela Opus Dei nie interesował sam tytuł, ale w końcu ważniejsze były prawa
innych niż własne preferencje. Sam nigdy nie korzystał z tego tytułu. Po upływie stosownego
czasu, zrzekł się go na rzecz jedynego żyjącego brata. Wiedział, że cała ta sprawa będzie
wywoływać krytykę, wolał jednak to od postępowania wbrew własnemu sumieniu.
Czas poprzedzający jego beatyfikację stanowił okazję do szerokiej, intensywnej
dyskusji. Mówiono również, że proces był zbyt szybki. W rzeczywistości, usprawnienie
procedur dotyczących kanonizacji stanowiło innowację Soboru Watykańskiego II, tak aby
większość świętych nie pochodziła z epok dawno minionych. Paweł VI w roku 1969, a Jan
Paweł II w 1983 uczynili soborową decyzję możliwą do wykonania. Proces księdza Escrivy
nie szedł wcale tak sprawnie. Jak zaznaczył postulator wielu spraw, augustianin rekoleta
Romualdo Rodrigo były przynajmniej dwa procesy szybsze niż księdza Escrivy. Beatyfikacja
zakonnicy Speranzy Colevaleza nastąpiła już w siedem lat po jej śmierci. Założyciel Opus Dei
czekał na beatyfikację lat siedemnaście.
Ksiądz Cantero Cuadrado, były biskup Huelvy oraz arcybiskup Saragossy poświęca temu zagadnieniu kilka zdań we
wspomnieniu, jakie w roku 1976 napisał o księdzu Escrivie : „Opowiadano mi nawet, i ten argument wydaje mi się
interesujący, że kardynał Larraona dodawał do tych oczywistych dowodów sprawiedliwości i pobożności księdza Josemaríi,
wypływających z ducha Dzieła różniącego się od duchowości zakonnej, fakt, że nie mógł on zaniechać korzystania z praw
obywatelskich, tak samo jak wypełniał swoje obowiązki i jak zawsze nakazywał czynić swym dzieciom”, por. Testimonios
sobre el Funadador del Opus Dei.2. Pedro Cantero Cuadrado, Madryt, 1991, s. 48. W tym samym zbiorze (nr 3, s. 39-40),
były biskup Sewilli, Bueno Monreal opowiada, w jaki sposób Założyciel Opus Dei chciał wyjaśnić ten temat: „Rozmowa
trwała krótko, ponieważ sprawa była dla mnie jasna: wiedziałem doskonale, że księdza Josemaríę nie interesowały tytuły ani
honory. Poprzez ten gest usiłował jedynie wypełnić obowiązek sprawiedliwości i wdzięczności, ze względu na wszystko, co
jego rodzina poświęciła hojnie w początkach istnienia Dzieła ”.
28
164
165
Jak już wiemy, sam proces trwał sześć i pół roku, poprzez 980 sesji, podczas których
przesłuchiwano 92 bezpośrednich świadków. Ponad połowa z nich nie należała do Opus Dei.
Jedenastu było eks-członkami.
Mimo to, osoby, które w sposób oczywisty nie były praktykującymi ani nawet
wierzącymi katolikami dawały lekcje tego, kim powinien być święty i z jaką częstotliwością
Papież powinien ich mianować. Wszystko to oczywiście ponad procesem, który rozwijał się z
wszelkimi gwarancjami Prawa Kanonicznego, z zastosowaniem najbardziej surowych
procedur.
W rzeczywistości wielu oponentów występowało przeciw Kościołowi katolickiemu
według dawnych metod. Mówiono na przykład, że tak skomplikowany proces (chodziło o
świadectwa wielu osób, zbieranie i analizy zebranych w 75 tomach pism) możliwy był jedynie
dzięki dużym pieniądzom. Do pewnego stopnia była to ocena trafna. Lecz większa część
pracy, którą w podobnym przypadku należy opłacić, została wykonana przez członków Opus
Dei: teologów, kanonistów, historyków, inżynierów, programistów etc. Dla tempa pracy nie
jest również bez znaczenia fakt, że można liczyć na środki, którymi dziś dysponujemy dzięki
informatyce.
Jeżeli chodzi o pieniądze, Postulat do spraw Beatyfikacji bardzo szybko otrzymał
tysiące donacji z całego świata. Były to w większości sumy niezbyt duże, ale wystarczyły na
opłacenie niezbędnych wydatków.
Jak więc wyjaśnić cały ten hałas towarzyszący beatyfikacji? Chodziło, moim zdaniem,
o skoordynowaną akcję trzech mniejszości. Pierwszej z nich, o odcieniu klerykalnym,
znikomej ale aktywnej, przeszkadzała wierność księdza Escrivy wobec Papieża i doktryny
Kościoła.
Druga składała się z byłych członków Opus Dei, którzy z różnych względów nie mogli
powstrzymać się od fałszywych i niesprawiedliwych ataków wobec kogoś, kogo wcześniej
kochali. Pewna kobieta należąca niegdyś do Dzieła, protestując przeciwko tego rodzaju
atakom, poczyniła następującą uwagę w jednym z włoskich czasopism: „Osoby te były
wówczas albo tak głupie, że nie zdawały sobie sprawy, w jakiego rodzaju środowisku się
obracały albo zupełnie niewiarygodne. W pierwszym przypadku, nie sądzę, aby zmądrzały tak
szybko, jak tylko opuściły Opus Dei; w drugim natomiast, uważam, że nie są godne zaufania”.
Twarde słowa, ale mniej drastyczne niż większość oszczerstw.
Trybunał, na prośbę Postulatu sprawy, włączył jako świadków również osoby jawnie
przeciwne Opus Dei. Kiedy z uzasadnionych, publicznych powodów nie przyjmował
165
166
świadectw kogoś z nich, studiował zastrzeżenia, jakie przedstawili oni w książkach,
pamfletach, artykułach prasowych czy listach do Stolicy Apostolskiej. Nie odrzucono bez
rozpoznania ani jednego z ataków, jakie pojawiły się przeciwko heroiczności cnót księdza
Escrivy.
W trzeciej grupie znaleźli się profesjonaliści od mass-mediów, którzy stwierdziwszy
raz jeszcze, że „Opus Dei sprzedaje się” wykorzystywali materiały, jakie dostarczały im
bezpłatnie osoby z poprzednich dwóch grup. Jak to zwykle bywa: język umyślnie
dwuznaczny, półprawdy, pozorowane skandale...
Jeżeli obserwujemy uważnie tę historię, od jej początku, od założenia Opus Dei w
1928 roku, nic nas nie będzie dziwić. Ksiądz Escriva spotykał się zawsze, również po śmierci,
tak z bezinteresowną miłością tysięcy ludzi, jak i z niechęcią. W kościele mamy tysiące
świętych, tysiące błogosławionych. Zróżnicowanie jest ogromne. Kultu określonych świętych
i błogosławionych nie narzuca się nikomu, ponieważ jest to obszar wolności. W jaki więc
sposób mógłby sprawiać kłopoty jeszcze jeden święty, którego naśladowały i czciły setki
osób, do którego zwracały się tysiące, o czym świadczą relacje o łaskach otrzymanych od
Boga za jego pośrednictwem? Krzyż jednak zawsze jawi się w ten sposób, bez tłumaczenia.
„Modlić się, uśmiechać i przebaczać” oto zwyczajowa recepta, jaką w obliczu
przeciwności dawał Założyciel Opus Dei, zwłaszcza gdy pochodziły, jak to nazywał, „ze
strony dobrych”.
12. Jak wytłumaczyć krytykę?
Spróbujmy wyjaśnić przyczyny ciągłych ataków na Dzieło.
Bez wątpienia można odnotować, że w stosunku do Opus Dei opinie pozytywne są o
wiele bardziej powszechne niż negatywne. Cóż jednak kiedy normalność nie jest atrakcyjna
pod względem informacyjnym, a codzienna pomoc dla tysięcy osób nie znajduje
obiektywnego odniesienia w mass-mediach.
Istnieją różne możliwe, nie wykluczające się wzajemnie wyjaśnienia, trwałości
niektórych rodzajów krytyki.
Pierwsze, nieco trywialne: Opus Dei, z powodu swej natury, stanowi „temat”
informacyjny. Chodzi tu przecież o katolicką, rozpowszechnioną po całym świecie i sprawnie
funkcjonującą organizację. Powiedziano o niej wiele rzeczy i nikt nie wątpi w jej znaczenie.
166
167
Dziennikarz bez zbytnich skrupułów czyli ktoś, kto nie przejmuje się zbytnio zasięganiem
informacji u źródła albo w najlepszym razie organizuje debatę z udziałem domniemanych
ekspertów, może czasem wyciągnąć klasyczną już sprawę. W rzeczywistości będzie to jeszcze
jeden temat wśród trzydziestu, czterdziestu innych, które uważane są za sensacyjne. Nie
wszystkie rzecz jasna media, może nawet nie większość, uprawiają kult sensacji. Jednakże w
każdym kraju istnieją czasopisma, stacje radiowe czy kanały telewizyjne, które specjalizują
się w tego rodzaju zawartości: jest to rynek, który trzeba stale karmić.
Po drugie, jest możliwe, że Opus Dei przeszkadza. Wikariusz Opus Dei we Włoszech,
kapłan i były inżynier, Mario Lantini stwierdził, że „nie należy się dziwić, iż w
społeczeństwie tak silnie nasyconym „sekularyzmem” istnieją środowiska nie rozumiejące, a
nawet patrzące z niechęcią na świeckiego chrześcijanina, który usiłuje wykorzystać wszystkie
możliwości swego powołania nie tylko w zaciszu sumienia czy w życiu parafii, ale także w
rzeczywistości zawodowej, kulturowej i społecznej ”29.Może się wydawać, iż kłóci się z
dzisiejszym pojmowaniem rzeczywistości uporczywe trzymanie się czegoś, co dziś się nie
podoba.
Po trzecie, niektóre dezinformacje przedostające się do opinii publicznej powstają ze
zbytniej łatwości pisania na temat, którego się nie zna. Nie zawsze wynika to ze złej woli,
często z konieczności równoczesnego śledzenia wielu spraw, braku czasu na przeprowadzenie
wystarczającej kwerendy, ale bywa, że przyczyną jest po prostu lenistwo.
Po czwarte, czasem ataki te pojawiają się w prasie, kanałach czy programach
telewizyjnych, które z natury nie gonią za sensacją, ale chcą poważnie podchodzić do
problemów. Zdarza się, że wypowiedzi skierowane przeciw Opus Dei podparte są autorytetem
jakiegoś duchownego, zwykle zakonnika. Jak to wytłumaczyć? Zwróćmy uwagę na pewien
charakterystyczny szczegół. W żadnej biografii księdza Escrivy, także w studium El itinerario
jurídico del Opus Dei, czy w innych pismach publikowanych przez członków Opus Dei oraz
sympatyków Prałatury nie podaje się, skąd pochodzi, począwszy przynajmniej od 1934 roku,
większość ataków. Odwrotnie w literaturze szkalującej Opus Dei. Często zdarza się, że
jednym z najbardziej eksponowanych tematów jest konfrontacja między Towarzystwem
Jezusowym a Dziełem.
Jest to jeden z klasyczny tematów serwowanych opinii publicznej na temat Opus Dei.
W wywiadzie przeprowadzonym w roku 1966 przez Tada Szulca, dziennikarza New York
Times’a jest postawione wprost pytanie: „Dlaczego, zdaniem Księdza, niektóre zakony, jak na
167
168
przykład Towarzystwo Jezusowe, czują się zaniepokojone z powodu Opus Dei?” Odpowiedź
Założyciela jest bardzo stonowana: nie jesteśmy zakonnikami, ale cenimy zakonników i liczni
odwzajemniają te uczucia. Na koniec zaś mówi: „Nigdy nie będzie waśni między Opus Dei a
zakonnikami, ponieważ do walki potrzebni są dwaj, a my nie chcemy z nikim walczyć”. I
nieco wcześniej: „Jeśli chodzi o Zakon Jezuitów, znam jego Generała, Ojca Arrupe i jestem z
nim w kontakcie. Mogę Pana zapewnić, że nasze stosunki opierają się na szacunku i
wzajemnej życzliwości”30.
Jak widać, Założyciel Opus Dei nie podejmuje tematu możliwych ataków ze strony
konkretnych Jezuitów, a tym bardziej całego Zakonu. Najbardziej oczywiste jest, że bez
względu na domniemanie, nie pragnie on interweniować w polemiki prywatne i publiczne. W
ten sposób rozumiemy, dlaczego w książkach napisanych przez członków Opus Dei,
przechodzi się ponad tak trudnymi sprawami bez wspominania tożsamości autorów wielu
ataków.
Bez wątpienia nie jest jednak dziełem przypadku, że udział w powstaniu jednej z
najbardziej niesprawiedliwych książek przeciw Opus Dei, napisanej przez Michaela Walsha, a
zawierającej zbiór dawnych fałszerstw można przypisać osobie, która w chwili rozpoczynania
pracy nad książką, należała do Zakonu Jezuitów. (Znaczące jest jednak również, że kiedy
książka została opublikowana, autor nie należał już do Towarzystwa Jezusowego).
Życzenie Opus Dei, aby nie wchodzić w polemiki, zwłaszcza zaś z instytucjami
katolickimi, jest zrozumiałe, jeżeli przeczyta się jakąkolwiek dobrą historię Kościoła, na
przykład Pastora i zwróci się uwagę na przypadki podziałów w zakonach i kongregacjach,
ciągłych oskarżeń, ciężkich wyroków. Upłynęło wystarczająco dużo czasu, aby stwierdzić że
choć Opus Dei było od samego początku ostro atakowane, nie odpowiadało kontratakiem. Nie
ma ani jednej książki, ani jednego artykułu ze strony instytucji jako takiej czy kogokolwiek z
jej tysięcy członków, skierowanego przeciw konkretnej osobie. „Nie będzie nigdy walki
między Opus Dei a jakimkolwiek duchownym”, ta norma postępowania wytyczona przez
Założyciela jest ściśle przestrzegana31.
Po piąte, nie można wykluczyć, że ze strony Opus Dei zabrakło dobrej akcji
wyjaśniającej. W tym wszystkim kryje się również rozwiązanie problemu, czy instytucja
kościelna może reklamować siebie samą. Początkowo wydaje się, że nie, ale równocześnie,
29
W 30 Giorni, Rzym, 30 VII 1986, s. 49.
nr 54.
31 Przyszły autor historii Kościoła XX wieku, dysponując specyficznymi, bezpośrednimi dokumentami nie będzie mógł
pominąć tego tematu.
30Rozmowy...,
168
169
życie w dzisiejszych czasach wydaje się prawie niemożliwe bez niemal ciągłej obecności w
mediach. Z drugiej strony, żaden członek Opus Dei prywatnie nie reprezentuje Prałatury, ani
nie przemawia w jej imieniu. Jako jednostka wierna Prałaturze chce wyrazić jedynie zgodność
między życiem duchowym i apostolstwem. Odnoszenie się do tego związku nie ma natomiast
sensu, jeśli wypowiada się ona na inny temat. Czasem jest to interpretowane jako sekretna
broń.
Pisanie o normalności jest niczym wewnętrzna sprzeczność. Jedynym sposobem
rozwiązania problemu jest nasycanie opinii publicznej poprzez kolejne fale obecności w
mediach. Nie ma jednak sensu i praktycznie nie istnieje intensywna reklama czegoś, co nie
jest przedsięwzięciem handlowym i nie oferuje niczego na sprzedaż.
Specjaliści od mediów nie myślą jednak w ten sposób. Mówienie i pisanie na temat
Opus Dei „sprzedaje się”. Może się jednak paradoksalnie zdarzyć, że jakiś fakt czy opinia
prasowa o Dziele stanie się numerem dwudziestym, pięćdziesiątym czy dziesięciotysięcznym
w hierarchii informacyjnej, co oznaczałoby, że instytucja ta zaledwie pojawia się w
świadomości opinii publicznej. Paradoks ten zasługuje na podkreślenie. Kartkując Anuario
Pontificio można zauważyć krótkie informacje na temat setek instytucji uznanych przez
autorytet Kościoła. O większości z nich nie wiemy prawie nic. Zwykle nie pojawiają się w
środkach społecznej komunikacji. W takiej sytuacji każdy tęskni za pewną dawką reklamy.
Inaczej jest z Opus Dei, które prawdopodobnie znajduje się wśród dwóch lub trzech instytucji
kościelnych, o których pisze się najwięcej. Jednakże media odnosząc się do tego tematu
wykorzystują często chwyt reklamowy sugerując, że nie wiadomo o nim wiele.
Nie można byłoby lepiej poznać tego systemu, gdyby dążyło się przez lata do
utrzymania zainteresowania ze strony opinii publicznej. Zwraca uwagę, że Opus Dei
wielokrotnie okazywało, iż tego rodzaju myślenie jest mu obce. Idealną wydaje się dla niego
normalna sytuacja, kiedy jest rozpoznawane poprzez swoją działalność, a nie jakieś wątki
sensacyjne.
Po szóste, najgłębsze wyjaśnienie przyczyn niezrozumienia wykracza poza granice
prostych koniunktur historycznych (podejrzliwość ze strony innych instytucji, obecność w
Kościele niechętnych mniejszości). Ostateczne wyjaśnienie przynależy do porządku
fundamentalnych zasad chrześcijaństwa i tego, co zostało objawione przez Chrystusa: Uczeń
nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy jeśli uczeń będzie jak jego
nauczyciel, a sługa jak jego pan. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego
domowników tak nazwą.”(Mt. 10, 24-25)
169
170
Istnieje, piszę to bez dramatyzmu, uporczywa nienawiść wobec religii. Od początków
chrześcijaństwa doświadczenie to powtarzało się tyle razy, że byłoby naiwnością, nie brać go
pod uwagę.
13. Postawa Papieży
Chociaż przy wielu już okazjach pojawiała się kwestia postaw papieży, którzy mieli
związek z historią Opus Dei, chciałby raz jeszcze odnieść się do tego zagadnienia, aby
wskazać na element zasadniczy w stosunku opinii publicznej do prałatury. Zwykłą, a
równocześnie ostateczną instancją w Kościele Katolickim jest Papież. Wiemy wszyscy, że w
historii chrześcijaństwa niektóre osoby oraz instytucje odczuwały jako kłopotliwe samo
istnienie Papiestwa. Jeżeli jednak przekraczają pewne granice w tej postawie, same wyłączają
się poza Kościół. Może nam się to podobać lub nie, ale tak właśnie jest.
Opus Dei od samego początku swego istnienia manifestuje czyste pragnienie wierności
Papieżowi. Założyciel mawiał często: „omnes cum Petro ad Jesum per Mariam”: wszyscy z
Piotrem do Jezusa przez Maryję. A w Drodze czytamy: „Katolicki, Apostolski, Rzymski!
Cieszę się, że jesteś bardzo rzymski. I że pragniesz odbyć swoją „pielgrzymkę do Rzymu”,
videre Petrum - aby zobaczyćPiotra”.32
W czerwcu 1946 roku, gdy po raz pierwszy udaje się do Rzymu, otrzymuje od Papieża
Piusa XII fotografię z następującą dedykacją: „Naszemu ukochanemu synowi Josemarii
Escrivie de Balaguerowi, Założycielowi Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża i
Opus Dei ze specjalnym błogosławieństwem”. 8 grudnia tego samego roku miała miejsce
pierwsza audiencja księdza Josemarii u Papieża. Jesienią 1947 zostały przyjęte na audiencjach
prywatnych, Carmen Escrivá de Balaguer i Encarnación Ortega, jedna z pierwszych kobiet,
które udały się do Rzymu, aby pracować w centralnej siedzibie Opus Dei. Jak opowiadała ta
druga, zwróciły się do Papieża, aby modlił się w intencji Założyciela. Wtedy Pius XII
odpowiedział, że czyni to od 1943 roku, to jest od pierwszego spotkania z Álvaro del Portillo,
który nie miał wówczas nawet święceń kapłańskich „W czasie tego spotkania prosił, abym
pamiętał w modlitwie o Założycielu Opus Dei. Od tego czasu robię to każdego dnia. Na moim
stoliku mam egzemplarz Drogi, który mi podarował .33
32
33
Droga, 520.
Za biografiami księdza Escrivy: Vázquez de Prada, s. 245 i Bergelar, s. 250.
170
171
Biskup pomocniczy Sydney, Muldoon, powiedział przy pewnej okazji: „Spotkałem
osobiście księdza Escrivę jedynie dwa razy. Zaraz po tych spotkaniach Kardynał i ja byliśmy
przyjęci na audiencji przez papieża Piusa XII. Mówiłem mu o naszej wizycie u księdza
Escrivy i wielkim wrażeniu, jakie na mnie wywarł. Podobne komentarze czynił również
Kardynał. Wówczas Ojciec Święty uśmiechnął się zadowolony i powiedział: „To prawdziwy
święty, człowiek posłany przez Boga dla naszych czasów”34.
Jan XXIII znał dobrze Opus Dei jeszcze przed wyborem na Stolicę Piotrową w roku
1958. W roku 1953, jako Patriarcha Wenecji, udał się z pielgrzymką do Hiszpanii i 23
czerwca zatrzymał się w Santiago de Compostela, w założonym przez członków Opus Dei
Colegio Mayor La Estila. Był również w podobnym Colegio Mayor Miraflores w Saragossie.
Już jako Papież przyjął na audiencji, 5 marca 1960 roku, Założyciela oraz Álvaro del Portillo.
Jak opowiada historyk Peter Berglar, „Jan XXIII powiedział wówczas do swego sekretarza,
późniejszego Biskupa Loreto, że Dzieło jest przeznaczone do otwarcia w Kościele nieznanych
horyzontów uniwersalnego apostolstwa”35.
Wyrazy przywiązania ze strony Pawła VI w czasie jego długiego pontyfikatu, 19631978, były bardzo liczne. 24 stycznia Papież przyjmuje Założyciela na audiencji prywatnej.
Niedługo później sekretarz Stanu przesyła mu list wyrażający zainteresowanie Papieża „że tak
liczna rzesza osób, rozsianych na pięciu kontynentach, praktykuje proponowane przez Opus
Dei, dostosowane do wymogów nowych czasów najwyższe ideały i usiłuje służyć Kościołowi
tak, jak on tego pragnie”36.
Te same idee pojawiają się podczas innej audiencji prywatnej, z dnia 10 października
1964 roku. Paweł VI przekazał wówczas Założycielowi kielich podobny do tego, jaki
otrzymał wcześniej od Patriarchy Atenagorasa oraz odręczny list, w którym można wyczytać,
że Opus Dei „narodził się w naszych czasach jako potężne doświadczenie wiecznej młodości
Kościoła”37.
W listopadzie 1965, inaugurując w rzymskiej dzielnicy Tiburtino pracę Ośrodka ELIS,
przekazane Opus Dei przez Stolicę Apostolską, Paweł VI uścisnął Założyciela i powiedział
mu: „Tutto qui e Opus Dei” - tutaj wszystko jest Dziełem Bożym38.
Cytat za: Karta Informacyjna z procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Sługi Bożego Josemarii Escrivy, nr 12, 1990,
s. 9.
35 Cytat za biografiami: Berglar, s. 249, 251 i Gondrand, s. 215.
36 Gondrand, s. 232.
37 Vázquez de Prada, s. 33. Informacja o przekazanym liście została rozpowszechniona przez setki dzienników.
38 Gondrand, 235-237.
34
171
172
Nieco ponad rok po śmierci księdza Escrivy, podczas audiencji generalnej, Paweł VI
oświadczył: „Pozdrawiamy Wielebnego Biskupa Barbastro, małej, ale znaczącej diecezji w
naszej najdroższej Hiszpanii, ponieważ w niej narodził się Mons. Escrivá de Balaguer,
Założyciel Opus Dei, ukochany Syn Kościoła”39.
Jan Paweł I, wkrótce przed wyborem na Papieża (jak wiadomo, był to jeden z
najkrótszych pontyfikatów w ostatnich wiekach, trwający zaledwie jeden miesiąc), będąc
Patriarchą Wenecji poświęcił jeden z artykułów, jakie pisywał do miejscowej Il Gazzettino,
właśnie Opus Dei, dając mu tytuł „Poszukując Boga w codziennej pracy”. „Escrivá opierając
się na Ewangelii, mawiał stale: Chrystus nie wymaga od nas jedynie trochę dobroci, żąda
wielkiej dobroci. Chce jednak, abyśmy osiągali ją poprzez wspólne działania. Na ulicy, w
biurze, fabryce stajemy się świętymi, ale pod warunkiem kompetentnego wypełniania
własnych powinności, poprzez miłość ku Bogu, radośnie, w taki sposób, aby „codzienna
praca” nie była „codzienną tragedią”, ale „uśmiechem dnia każdego”40.
Jan Paweł II znał dobrze Opus Dei przynajmniej od czasów Soboru Watykańskiego II.
W roku 1974 uczestniczył w Rzymie w zajęciach formacyjnych dla księży, zorganizowanych
przez kapłanów z Opus Dei. W swojej wypowiedzi, publikowanej później w wielu miejscach,
mówił: „W jaki sposób kształtując oblicze ziemi, może człowiek odcisnąć na niej
definitywnie swoje duchowe oblicze? Będziemy mogli odpowiedzieć na to pytanie cytując,
tak trafne i bliskie ludziom całego świata słowa, jakie wypowiedział przed wieloma laty
ksiądz Escrivá: „uświęcając każdy swoją pracę, uświęcając się w pracy i uświęcając innych
poprzez pracę”41. W roku 1978, jako nowo wybrany Papież, odpowiadając na list Álvaro del
Portillo, Jan Paweł II pisze: „Jest mi dobrze znane ogromne rozprzestrzenienie Dzieła,
utworzonego i kierowanego przez wiele lat z pomocą Bożą przez księdza Josemaríę Escrivę.
Chcę złożyć hołd zaangażowaniu w świętość oraz ewangelicznemu świadectwu, jakimi
promieniował, tak poprzez osobistą postawę, jak i liczne inicjatywy o charakterze społecznym
wśród ludzi naszych czasów”.
W roku 1979 inicjując trwający do dziś zwyczaj przyjmowania w Rzymie podczas
Wielkiego Tygodnia studentów całego świata, członków i przyjaciół Opus Dei, Jan Paweł II
odniósł się do cytowanego wcześniej artykułu Jana Pawła I. 30 sierpnia tego samego roku
celebrując w Castelgandolfo Mszę św. dla 300 profesorów i studentów z Opus Dei
powiedział: „W istocie, takie oto jest przesłanie Opus Dei: żyć w jedności z Bogiem pośród
39
40
La nueva Espańa, Oviedo, 13 listopad 1976.
Il Gazzettino, Wenecja, 25 lipiec 1978.
172
173
świata usiłując doskonalić się w każdej sytuacji za pomocą łaski i umożliwiając poznanie
Chrystusa świadectwem życia”42. W czasie tych rzymskich spotkań Jan Paweł II często
odnosił się do Opus Dei, np. w roku 1986 i 1989. W 1986 mówił: „Wiem dobrze, że Prałatura
Opus Dei daje wszystkim swoim członkom oraz tym, którzy przybliżają się do jej
apostolstwa, głęboką formację chrześcijańską, popierając ćwiczenie się w wolności i
odpowiedzialności osobistej w życiowych wyborach. W tego rodzaju formacji fundamentalne
znaczenie ma modlitwa i częste korzystanie z sakramentów”43. W 1989 natomiast dodał: „Nie
robię reklamy Opus Dei. Usiłuję jedynie zrozumieć i wyjaśnić, jakie powinno być
podstawowe znaczenie tej nazwy, tego określenia (...). Wszystko to, czym jest piękno, myśl,
nauka, pomysłowość, kreatywność, uniwersalność, wszystko to jest celem Opus Dei, Dzieła
Bożego i kiedy jest postrzegane w ten sposób, kiedy jest tak pojmowane, uzyskuje swój pełny
wymiar”44.
Świadectwa są tak obfite, że przytaczanie ich wszystkich nie ma sensu. Obowiązek
dowiedzenia poglądu odnosi się do tego, kto go wygłasza: w tym przypadku, kto stwierdza, że
nie ma wyraźnych odniesień wskazujących na nieustanny szacunek dla Opus Dei ze strony
Papieża. Szacunek, który od 1928 roku po dzień dzisiejszy jest niezmienny. Można by
powtórzyć początkową uwagę: są ludzie, którym ta trwała i oczywista harmonia nie mówi nic.
Jednakże Opus Dei, otwarte na wszystkie osoby jakiejkolwiek religii czy ideologii, pracuje
przede wszystkim wśród tych, którzy uznają wspólne ojcostwo następcy Piotra i wikariusza
Chrystusa.
41
Scripta Theologia, vol. VII, fasc. 1, 1 VI 1975, s. 335-352.
L’Osservatore Romano, 26 sierpnia 1979.
43 Tamże, 6 kwietnia 1986.
44 Tamże, 2 kwietnia 1989.
42
173
174
DOKUMENTACJA
JAN PAWEŁ BISKUP
SŁUGA SŁUG BOŻYCH
NA WIECZNĄ RZECZY PAMIĄTKĘ
Kościół z wielką nadzieją kieruje swoją macierzyńską troskę i myśl na Opus Dei, które, pod wpływem
natchnienia Bożego, założył w Madrycie w dniu 2 października 1928 roku Sługa Boży Josemaría Escrivá de
Balaguer, aby się stało mocnym i skutecznym narzędziem zbawczego posłannictwa Kościoła dla życia świata.
Instytucja ta, od swoich początków, usilnie stara się o to, aby nie tylko jasno określić powołanie świeckich
w Kościele i w społeczności ludzkiej, lecz również zrealizować je w praktyce oraz, żeby urzeczywistniać naukę o
powszechnym powołaniu do świętości i propagować uświęcenie pracy i, poprzez pracę zawodową, uświęcać
każdego środowiska społecznego. W ten sam sposób wspomaga, poprzez Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego
Krzyża, kapłanów diecezjalnych, by w duchu tejże nauki wypełniali swoje święte posługiwanie.
Ponieważ Opus Dei tak się rozprzestrzeniło, że istnieje już w bardzo wielu diecezjach na całym świecie i
działa jako zjednoczony organizm apostolski, w skład którego wchodzą kapłani i świeccy, zarówno mężczyźni jak i
kobiety, będąc równocześnie organiczną i niepodzielną całością — tzn. jako instytucja posiada jedność pod
względem swej duchowości, celu i kierownictwa — stało się konieczne, żeby nadać odpowiednią formę prawną, w
pełni odpowiadającą charakterowi tej instytucji. Z ufną i pokorną prośbą, sam założyciel Opus Dei zwrócił się w
1962 roku do Stolicy Apostolskiej, ażeby ta, zbadawszy charakter i założenia instytucji pod względem teologicznym
i mając na uwadze większą jej apostolską skuteczność, nadała jej odpowiednią eklezjalną formę.
Od czasu bowiem, gdy Sobór Watykański II dekretem Presbyterorum Ordinis nr 10, wraz z normami
wykonawczymi zawartymi w Motu proprio Ecclesiae Sanctae I, n. 4, wprowadził do organizacji Kościoła formę
prałatury personalnej powołanej do wypełniania specjalnych zadań duszpasterskich, ta właśnie forma okazała się
najbardziej odpowiednia dla Opus Dei. Dlatego, też błogosławionej pamięci Nasz Poprzednik Paweł VI,
przychylając się łaskawie do prośby Sługi Bożego Josemaría Escrivá de Balaguer, zezwolił mu na zwołanie
Kongresu Generalnego, który pod jego przewodnictwem zatroszczyłby się o pojęcie starań o takie przekształcenie
Opus Dei, żeby jak najlepiej odpowiadało swojemu charakterowi i normom przyjętym przez Sobór Watykański II.
My również wyraźnie zarządziliśmy, żeby te wysiłki były kontynuowane i w roku 1979 daliśmy polecenie
Świętej Kongregacji Biskupów, do której kompetencji sprawa ta ze swej natury należy, ażeby po dokładnym
zbadaniu wszystkich aspektów prawnych i faktycznych poddała osądowi złożoną formalnie prośbę Opus Dei.
Św. Kongregacja zajęła się tą sprawą, zbadała ją starannie pod względem historycznym, prawnym oraz
duszpasterskim, tak, że usunąwszy wszelkie wątpliwości co do podstawy, możliwości i słuszności poparcia tej
prośby, stworzyła odpowiednie warunki dla przekształcenia Opus Dei w prałaturę personalną.
My zatem, w pełni naszej władzy apostolskiej, przychylając się do opinii Czcigodnego Brata naszego Jego
Eminencji Kardynała Prefekta Świętej Kongregacji Biskupów Świętego Kościoła Rzymskiego, uzyskując, o ile było
to niezbędne, zgodę tych, których to faktycznie dotyczy lub tych którzy uważają, że ich to dotyczy, postanawiamy i
zarządzamy, aby było wprowadzone w życie, co następuje:
I
Opus Dei zostaje ustanowione prałaturą personalną o zasięgu międzynarodowym pod nazwą „Świętego
Krzyża i Opus Dei”, w skrócie „Opus Dei”. Równocześnie powołane zostaje Stowarzyszenie Kapłańskie Świętego
Krzyża jako wewnętrznie połączone z prałaturą.
II
Prałatura rządzi się zasadami ogólnego prawa kanonicznego oraz niniejszej Konstytucji, a także własnymi
statutami, które noszą nazwę „Kodeks prawa szczegółowego Opus Dei”.
III
Jurysdykcja prałatury personalnej obejmuje inkardynowanych do niej duchownych oraz świeckich, którzy
poświęcają się dziełom apostolskim prałatury, ale tylko w zakresie wypełniania zobowiązań, które dobrowolnie
174
175
przyjęli, zgodnie z prawem, na podstawie umowy zawartej z prałaturą. Wszyscy oni w zakresie działalności
duszpasterskiej prałatury podlegają władzy prałata, zgodnie z przepisami artykułu poprzedniego.
IV
Właściwym ordynariuszem prałatury Opus Dei jest jej prałat, którego wybór powinien być dokonany,
zgodnie z przepisami prawa powszechnego i partykularnego, oraz wymaga zatwierdzenia przez Biskupa Rzymu.
V
Prałatura podlega Świętej Kongregacji Biskupów, a w zależności od materii spraw, winna je omawiać z
pozostałymi Dykasteriami Kurii Rzymskiej.
VI
Prałat co 5 lat będzie składał Biskupowi Rzymu, za pośrednictwem Świętej Kongregacji Biskupów,
sprawozdanie dotyczące stanu prałatury i sposobu, w jaki spełnia swoją misję apostolską.
VII
Siedziba zarządu generalnego prałatury mieści się w Rzymie. Kościołem prałackim zostaje ustanowiona
kaplica Najświętszej Marii Panny Królowej Pokoju przy siedzibie generalnej prałatury.
Ponadto, Czcigodny księdza Prałata Álvaro del Portillo, obrany zgodnie z przepisami prawa, w dniu 15
września 1975 roku, Prezesem Generalnym Opus Dei, zostaje zatwierdzony i mianowany prałatem ustanowionej
prałatury personalnej „Świętego Krzyża i Opus Dei”.
Na koniec, dla wprowadzenia w życie wszystkich tych postanowień, wyznaczamy Czcigodnego Brata
Romolo Carboni, arcybiskupa tytularnego Sydonu, Nuncjusza Apostolskiego we Włoszech, któremu udzieliliśmy
niezbędnych i odpowiednich pełnomocnictw wraz z obowiązkiem przesłania do Świętej Kongregacji Biskupów
jednego autentycznego egzemplarza aktu poświadczającego wprowadzenie w życie powyższych postanowień.
Nic bowiem nie stoi temu na przeszkodzie.
Dane w Rzymie, u Św. Piotra, dnia 28 listopada 1982 roku, w piątym roku Naszego Pontyfikatu.
AUGUSTINUS CARD. CASAROLI
Sekretarz Stanu
+ SEBASTIANUS CARD. BAGGIO
Prefekt Świętej Kongregacji Biskupów
Iosephus Del Ton, Protonariusz Apostolski
Marcellus Rossetti, Protonariusz Apostolski
L+P.
175
176
List Apostolski*
Beatyfikacja Czcigodnego Sługi Bożego
Josemaría Escrivá de Balaguer,
Kapłana,
założyciela Opus Dei
Jan Paweł II
Na wieczną rzeczy pamiątkę. Kościół, powołany dla szerzenia Królestwa Chrystusa pośród wszystkich
ludów (por. Konst. dogm. Lumen Gentium, n. 5), jest „powszechnym sakramentem zbawienia, który wyraża i
zarazem spełnia tajemnicę miłości Boga do człowieka” (Konst. duszpast. Gaudium et Spes, n. 45).
Orędzie Czcigodnego Josemaría Escrivá wyraża, z niewiarygodną spójnością, powszechny zasięg
tajemnicy Zbawienia: „Każdego powołuje Bóg do świętości, od każdego żąda miłości: od młodych i starych, od
samotnych i żonatych, od zdrowych i chorych, od wykształconych i prostych, gdziekolwiek by nie pracowali,
gdziekolwiek by nie byli” (Przyjaciele Boga, n. 294). Głosząc radykalizm powołania wypływający z chrztu otworzył
nowe horyzonty dla głębszej chrystianizacji społeczeństwa. W samej rzeczy założyciel Opus Dei przypomniał, że
uniwersalność powołania do pełni zjednoczenia z Chrystusem zawiera w sobie także to, że każda działalność
ziemska może przemienić się w miejsce spotkania z Bogiem.
Praca nabiera w ten sposób szczególnej wagi w ekonomii uświęcenia i apostolstwa chrześcijańskiego.
Szczególna więź pomiędzy łaską bożą a naturalną dynamiką ludzkiego działania potwierdza prymat życia
nadprzyrodzonego w więzi z Chrystusem, a zarazem przemienia w skuteczny wysiłek ożywiania świata przez
wiernych. W tym kontekście, Czcigodny Josemaría Escrivá ukazał całą odkupieńczą potęgę wiary, jej energię
przemieniającą tak ludzi, jak i struktury, w których skupiają się ideały i dążenia osób.
Założyciel Opus Dei spostrzegł z całą jasnością nieskończoną możliwość działania apostolskiego które
wypływa z codziennego życia wiernych, poprzez zaangażowanie by uświęcać pracę i całość zwykłych zajęć. Na tym
też się opiera jego naleganie na konieczność stapiania — w jednej harmonijnej jedności życia — modlitwy, pracy i
apostolstwa: „jest jedno jedyne życie, składające się z ciała i z ducha, ma ono być właśnie- w duszy i w ciele- święte
i pełne Boga... Nasze czasy każą oddać- materii i sytuacjom, które wydają się bardziej powszednie- ich szlachetne i
oryginalne znaczenie; oddać je na służbę Królestwa Bożego” (Rozmowy, n. 114).
Czcigodny Josemaría Escrivá, urodzony w Barbastro (Hiszpania) 9 stycznia 1902 roku, został wyświęcony
na kapłana 28 marca 1925 roku, zaś 2 października 1928 roku założył w Madrycie Opus Dei, 14 lutego 1930 roku
zrozumiał, że należy prowadzić tę pracę apostolską także wśród kobiet. W wiernym wykonaniu swego zadania
prowadził ludzi ze wszystkich warstw: mężczyzn i kobiety, kapłanów i świeckich, ku odkryciu, sfery
współuczestnictwa w misji Kościoła, podczas wykonywania codziennych zajęć, w pełni oddania Bogu w zwykłych
warunkach życia. „Otworzyły się drogi boskie na ziemi!” — wołał (To Chrystus przechodzi, n. 21). Nie ograniczył
się w praktyce do opisywania perspektyw duszpasterskich, które się otwierały poprzez ten wysiłek dogłębnej
ewangelizacji, ale nadał mu kształt jako rzeczywistość należącą do stałej i organicznej natury Kościoła.
*
Ius Ecclesiae, IV, ss. 313-314 (tłum. nasze).
176
177
Po intensywnym życiu, w całości poświęconym bohaterskiemu spełnieniu tej służby dla Kościoła,
naznaczonej głębokim doświadczeniem tajemnicy Krzyża, w najściślejszym związku z Błogosławioną Dziewicą
Maryją, Czcigodny Sługa Boży oddał duszę Bogu 26 czerwca 1975 roku w Rzymie. Był on autentycznym mistrzem
życia chrześcijańskiego i potrafił osiągnąć szczyty kontemplacji poprzez ciągłą modlitwę, stałe umartwianie się,
codzienny wysiłek w pracy wykonywanej z przykładnym posłuszeństwem natchnieniom Ducha Świętego, by „służyć
Kościołowi tak, jak Kościół chce być obsłużony”.
Wybitna opinia świętości, którą cieszył się za życia, utrwaliła się w nadzwyczajnych rozmiarach po jego
śmierci. W 1981 roku, Wikariusz Generalny diecezji Rzymskiej, Kardynał Ugo Poletti, zainicjował proces
kanonizacyjny Sługi Bożego. Po przeprowadzeniu dwóch procesów kognicyjnych na temat życia i cnót, jednego w
Rzymie, a drugiego w Madrycie, rozpoczęła się dyskusja na temat heroiczności cnót. Odpowiedni dekret był wydany
9 kwietnia 1990 roku.
Spośród wielu cudów przypisywanych Słudze Bożemu, wybrane zostało cudowne wyzdrowienie jednej
zakonnicy mające miejsce w 1976 roku; na ten temat został wszczęty proces kognicyjny w 1982 roku. Po poddaniu
przypadku obowiązkowym badaniom, 6 lipca 1991 roku został wydany dekret super miro.
Dotarliśmy w ten sposób do ustalenia, że obrzęd beatyfikacji miał odbyć się 17 maja 1992 roku.
Dzisiaj, więc, w Rzymie, na Placu Św. Piotra, podczas uroczystego nabożeństwa liturgicznego,
wygłosiliśmy tę oto uroczystą formułę:
My, przychylając się do pragnienia naszych braci Camillo Ruini, Naszego Wikariusza miasta
Rzymu i Pietro Giacomo Nonis, biskupa Vicenza, jak również wielu innych Braci w biskupstwie oraz wielu
wiernych, po wysłuchaniu zdania Kongregacji do Spraw Świętych, naszą Władzą Apostolską stwierdzamy,
że Czcigodni Słudzy Boży Josemaría Escrivá de Balaguer, kapłan, Założyciel Opus Dei i Josefina Bakhita,
dziewica, Córka Miłosierdzia, Kanosyjka, od dziś na przyszłość mogą być nazywani Błogosławionymi i
będzie można święcić ich święto w miejscach i wedle sposobu określonego przez prawo, corocznie, w dniu
ich narodzin dla nieba: 26 czerwca dla Josemaría Escrivá de Balaguer i 8 lutego dla Josefiny Bakhita. W
imię Ojca, Syna i Ducha Świętego
Wszystko to cośmy zadekretowali tym listem, chcemy aby było stałe teraz i w przyszłości, co by się nie
wydarzyło.
W Rzymie, u św. Piotra, przypieczętowane pierścieniem Rybaka, 17 maja 1992 roku, czternastego Naszego
Pontyfikatu.
Angelo kard. Sodano
Sekretarz Stanu
177
178
L.S.
Archiwum Sekr. Stanu, n. 304.722
178
179
BIBLIOGRAFIA
OPUBLIKOWANE PRACE BŁOGOSŁAWIONEGO JOSEMARÍA ESCRIVÁ
DROGA „Prałat Escrivá napisał coś więcej niż arcydzieło literackie; napisał wprost z serca płynące i do serca
przemawiające krótkie akapity tworzące Drogę” (L`Osservatore Romano, 24 III 1950). Pierwsze wydanie ukazało
się w lutym 1934 r. (Cuenca, Hiszpania — pod tytułem Rozważanie duchowe). Ukazało się już 291 wydań w 42
językach w nakładzie ponad 4 miliony egz. Droga w języku polskim została wydana czterokrotnie przez księgarnie
św. Jacka, Katowice (1982, 1984, 1991, 1997) Trzy wydania w Londynie (Scriptor 1966, 1969. 1981).
RÓŻANIEC ŚWIĘTY Książeczka zawierająca rozważania piętnastu tajemnic życia Chrystusa, o których
rozmyśla się podczas odmawiania Różańca. Pierwsze wydanie ukazało się również w 1934 r. Obecnie 101 wydania
w 19 językach osiągnęły nakład 650.000 egz. Różaniec Święty w języku polskim został wydany przez księgarnię św.
Jacka dwukrotnie: 1985 r., 1992 r.
ROZMOWY Z PRAŁATEM ESCRIVÁ W Rozmowach z Prałatem Escrivá założyciel Opus Dei
odpowiada na pytania gazet i czasopism z różnych krajów. Pierwsze wydanie ukazało się w 1968 r. Do tej pory
ukazało się 52 wydań w 9 językach w nakładzie 325.000 egz. Pierwsze polskie wydanie ukazało się w Księgarni Św.
Jacka w 1994 r.
TO CHRYSTUS PRZECHODZI Książka ta jest zbiorem niektórych homilii, dogłębną i pociągającą
prezentacją nauki i życia chrześcijańskiego. Pierwsze wydanie opublikowano w marcu 1973 r. Ukazało się 72 wydań
w 12 językach w nakładzie 425.000 egz. Polskie wydanie ukazało się w 1992 też w Księgarni św. Jacka.
PRZYJACIELE BOGA Zbiór osiemnastu homilii, w których autor w serdecznej i przyjaźniej rozmowie z
Bogiem obiera sobie za temat cnoty chrześcijańskie. Książka opublikowana po raz pierwsze w 1977 r., została
przetłumaczona na 9 języków i osiągnęła 49 wydań w nakładzie 330.000 egz. Wydanie polskie ukazało się 1996 r.
DROGA KRZYŻOWA Ta pośmiertnie wydana praca jest owocem rozmyślań bł. Escrivá nad Męką Pańską.
Pierwsze wydanie opublikowany w lutym 1981 r. Ukazało się już 53 wydań w 14 językach w nakładzie 350.000 egz.
Droga Krzyżowa w języku polskim została wydana przez Księgarnie św. Jacka, Katowice 1991.
BRUZDA „Tak jak Droga, Bruzda jest owocem życia duchowego oraz znajomości dusz nad Prałata Escrivá.
Została napisana z zamiarem zachęcenia i ułatwienia modlitwy osobistej” (ze Wstępu bpa Álvaro del Portillo).
Pierwsze wydanie ukazało się w październiku 1986 r. Dotychczas opublikowano 45 wydań w 12 językach w
nakładzie 350.000 egz. Bruzda w języku polskim została wydana dwukrotnie przez Księgarnię św. Jacka, Katowice
1991, 1997.
179
180
KUŹNIA „Jest to książka ognia, której lektura I medytacja może zaprowadzić wiele dusz do kuźni miłości bożej i
rozpalić je do świętości i apostolatu, ponieważ takie właśnie było pragnienie prałata Escrivá” (ze Wstępu bpa Álvaro
del Portillo). Pierwsze wydanie ukazało się w październiku 1987 r. Opublikowano już 30 wydań w 11 językach w
nakładzie 305.000 egz. Polskie wydanie ukazało się w maju 1992r (drugie wydanie w przygotowaniu).
KOCHAĆ KOŚCIÓŁ „Jest to zbiór czterech homilii dotyczących nadprzyrodzonej misji Kościoła,
duchowieństwa wiernych wobec Oblubienicy Chrystusa. Do tej pory ukazało się 10 wydań w 7 językach w nakładzie
45.000 egz. Kochać Kościół w języku polskim została wydana przez Księgarnie św. Jacka, Katowice 1994.
LA ABADESA DE LAS HUELGAS Jest to studium niezwykłego przykładu quasi-biskupiej juryzdykcji
sprawowanej przez przełożoną klasztoru w Burgos. Trzy wydania w języku hiszpańskim( 1944, 1974, 1988).
180
181
PODSTAWOWA BIBLIOGRAFIA O OPUS DEI*
* Abad, José, Stowarzyszenie kapłańskie Świętego Krzyża, Ateneum Kapłańskie 522, s. 242-249.
* Azevedo Hugo de, Uma luz no mundo, Prumo-O Rei Dos Livros, Lisboa 1988.
* Badrinas Benito (wyd.), Josemaría Escrivá de Balaguer: un hombre de Dios. Testimonios sobre el fundador
del Opus Dei, Palabra, Madrid 1991-2; po angielsku: A man of God. Blessed Josemaría Escrivá. Testimonies.
Scepter, Londyn-New York, 1992.
* Berglar Peter, Opus Dei. Leben und Werk des Gründers Josemaría Escrivá, Otto Müller Verlag, Salzburg 1984
(przetłumaczona na francuski, hiszpański i włoski).
* Bernal Salvador, Apuntes sobre la vida del Fundador del Opus Dei, Rialp, Madrid 1976; Josemaría Escrivá de
Balaguer. Szkic biografii założyciela Opus Dei, Księgarnia św. Jacka, Katowice 1991 (przetłumaczona też na
niemiecki, francuski, angielski, włoski, japoński, holenderski, i portugalski).
* Byrne Andrew, Sanctifying Ordinary Work: On the Nature and Spirit of Opus Dei, London 1982; Uświęcanie
codziennej pracy, Istota i duch Opus Dei, Księgarnia Św. Jacka, Katowice 1992.
* Cebrián José Luis (wyd.), Un hombre de Dios, Palabra, Madrid, 1992.
* Delclaux, Federico; Santa María en los escritos del Beato Josemaría Escrivá de Balaguer, Rialp, Madrid
1992.
* Fuenmayor, Amadeo de, Escritos sobre prelaturas personales, Eunsa, Pamplona 1990.
* Fuenmayor Amadeo de; Gómez Iglesias Valentín; Illanes José Luis, El itinerario jurídico del Opus Dei, Eunsa,
Pamplona 1989 (przetłumaczona na włoski, angielski, niemiecki i francuski).
* Gondrand François, Au pas de Dieu, Josemaría Escrivá de Balaguer, fondateur de l`Opus Dei, France-Empire,
Paris 1982, Śladami Boga, TON-Apostolicum, Warszawa, 1998, (przetłumaczona też na hiszpański, angielski i
włoski).
* Helming Dennis, Footprints in the snow; Scepter, New York 1986 (przetłumaczona na włoski, francuski,
hiszpański i portugalski).
* Illanes José Luis, La santificación del trabajo, Palabra, Madrid, 1980 (przetłumaczona na francuski, angielski,
włoski i portugalski).
* Illanes José Luis, Ante Dios y el mundo, Eunsa, Pamplona, 1997.
* Illanes José Luis, Saranyana, Josep Ignasi, Historia de la teología, Madryt 1996, Historia teologii,
Wydawnictwo M, Kraków1997.
* Keenan William, The Venerable Monsignor Escrivá, Founder of Opus Dei, Veritas, Dublin, 1990
(przetłumaczona na niemiecki).
* Le Tourneau Dominique, L'Opus Dei, Puf, Paris, 1984, (przetłumaczona na niemiecki, hiszpański, angielski,
włoski, japoński, holenderski, portugalski, chorwacki, węgierski).
* Lo Castro, Gaetano, Le Prelature personali, profili giuridici, Giuffre, Milano, 1988 (przetłumaczona na
hiszpański).
* Messori Vittorio, Opus Dei, un` indagine, Mondadori, Milano 1994. Śledztwo w sprawie Opus Dei, Fronda,
Warszawa 1998 (przetłumaczona też na hiszpański i francuzki).
* Michalik, Andrzej, Duszpasterze wczoraj, dziś, jutro, Część I, Wielcy duszpasterzy, Biblos, Tarnów, 1997 (s.
249-260).
* Olaizola, José Luis, Viaje al fondo de la esperanza, Rialp, Madrid, 1992. (przetłumaczona na angielski).
* Portillo Álvaro del, Redere Amabile la Verita, Editrice Vaticana, Roma 1995.
* Portillo Álvaro del, Intervista sul fundatore dell`Opus Dei, Ares, Milano, 1992 (przetłumaczona na
hiszpański).
* Portilo Álvaro del, Una vida para Dios. Reflexiones en torno a la figura de Josemaría Escrivá de Balaguer,
Rialp, Madrid, 1992.
* Praca zbiorowa, Josemaría Escrivá de Balaguer y la Universidad, Eunsa, Pamplona 1993.
* Praca zbiorowa, Estudios sobre Camino, Rialp, Madrid 1988.
* Rodríguez Pedro, Ocáriz Fernando, Illanes José Luis, El Opus Dei en la Iglesia, Introducción eclesiológica a
la vida y el apostolado del Opus Dei, Rialp, Madrid 1993 (przetłumaczona na włoski, niemiecki i angielski).
* Rodriguez Pedro; Alvez de Souza Pio; Zumaquero José Manuel (wyd.); Mons. Josemaría Escrivá de Balaguer
y el Opus Dei, Eunsa, Pamplona, 1981, 1985.
Bibliografia została dostosowana dla polskiego czytelnika Więcej danych można znaleźć w Romana, biuletynie oficjalnym
Prałatury, półroczniku, który szeroko informuje o sytuacji Prałatury Opus Dei na całym świecie: o nominacjach do zarządu, o
otwarciu nowych ośrodków, o inicjatywach prac apostolskich itd. Jest dostępny w prenumeracie, którą można zamówić w:
Romana, Bollettino della Prelatura della Santa Croce e Opus Dei, Viale Bruno Buozzi 73, 00197 Roma. Też można znaleźć
informacje na Internecie: www.opusdei.org. (przyp. wyd.).
*
181
182
* Romano Giuseppe (wyd.), Santi nel mondo. Studi sugli scritti del beato Josemaría Escrivá, Ares, Milano,
1992.
* Romano Giuseppe; Olaizola José Luis, Il Vangelo nel lavoro (Joseamaría Escrivá), Paoline, Cinisello Balsamo
(MI), 1992.
* Santarelli Luciano, Josemaría Escrivá. Amare il mondo (scritti scelti), Cittá Nuova, Roma, 1992.
(przetłumaczona na hiszpański).
* Sastre Ana, Tiempo de Caminar, Rialp, Madrid, 1989.
* Serrano Rafael (wyd.), Así le vieron. Testimonios sobre Mons. Escrivá de Balaguer, Rialp, Madrid 1992.
* Sorgi Claudio; Il Padre (Josemaría Escrivá de Balaguer), Piemme, Casale Monteferrato (AL), 1992.
* Soria, José Luis, Maestro de buen humor, Rialp, Madrid 1993.
* Urbano Pilar, El hombre de Villa Tevere, Los ańos romanos de Josemaría Escrivá, Plaza & Janes, Barcelona
1995 (przetłumaczona na włoski).
* Vázquez de Prada Andrés, El fundador del Opus Dei, Rialp, Madrid 1983, (przetłumaczona
na portugalski).
* Vázquez de Prada Andrés, El fundador del Opus Dei, Seńor que vea! (Tomo I), Rialp, Madrid 1997 (pierwszy
tom trzytomowej biografii opartej na dokumentach procesu beatyfikacyjnego).
* Weron Eugeniusz, Życie wedle ducha. Co to jest Opus Dei, ss. 199-212, Poznań 1987.
* West William, Opus Dei. Exploding a Myth, Sydney 1987 (przetłumaczona na hiszpański i kataloński).
* Wicepostulacja Opus Dei w Polsce, W drodze na ołtarze. Josemaría Escrivá de Balaguer, Warszawa 1992.
* Wicepostulacja Opus Dei w Polsce, Stowarzyszenie Kapłańskie św. Krzyża, Warszawa 1996.
(UWAGA SPRAWDIĆ REDAKCJĘ Z TĄD DO KOŃCA)
Na temat paszkwilanckich książek
Większość książek i artykułów o Opus Dei zacytowanych w bibliografii zostały napisane przez członków
Prałatury lub przez osoby dobrze znające tę instytucję. Nie wylicza się broszur i książek, które zaczęły się pojawiać
w latach sześćdziesiątych i które tworzą pewien rodzaj, chociaż nieliczny, ale jednolity w stylu: jadowite paszkwile.
Opus Dei nie odpowiadało książkami na te ataki. Jest to sposób działania przyjęty niemalże w każdej organizacji,
zarówno w społeczeństwie świeckim jak i kościelnym. Społeczeństwa te nie mają zwyczaju nagłaśniać ani
rozpowszechniać kalumnii lub oszczerstw z jakimi się spotykają.
Wiem, że zgodnie z myślą dość rozpowszechnioną, obiektywność osiąga się tylko gdy się kontrastuje
opinie „za” i „przeciw”. Taki sposób rozumowania nie wydaje mi się jednak uzasadniony. Jeżeli szuka się
stanowiska pośredniego pomiędzy przesadną apologią i atakiem opartym na zmyślonych faktach, stanowisko to z
pewnością nie będzie prawdziwe. Obiektywność osiąga się tylko jeżeli dane są prawdziwe chociaż opinie się różnią.
Wobec faktów fałszywych lub sfałszowanych najlepiej zachować milczenie.
Prawie cała literatura anty-Opus Dei składa się z jadowitych paszkwili. Nie sprawdza się danych lub nie
szuka się wiarygodnych źródeł. Błędy są przenoszone z jednej książki do drugiej i dochodzi się do tego, że w latach
dziewięćdziesiątych pojawiają się publikacje, używające terminologię, która przestała być aktualna w latach
pięćdziesiątych. Ta literatura sprowadza się do dwóch typów: a) pozorne badania ludzi, którzy nie należeli do Opus
Dei; b) książki z deklaracjami, „rewelacjami” i opiniami niektórych byłych członków Opus Dei.
Niektóry poszczególny osoby przestając należeć do Opus Dei stały się mu wrogie i napisały książki lub
udzieliły sensacyjnych wywiadów. Zaistnienie pewnej ciągłości w tejże sprawie może dać miejsce opinii ogólnym
negatywnym nastawieniu wobec byłych członków. Jednak byłoby to wielce niesprawiedliwe. Zasługują na
najwyższy szacunek ci, którzy przez jakiś czas w sposób zaangażowany kroczyli drogą szczerego życia
chrześcijańskiego, chociaż z jakiś przyczyn – w ostateczności to Bóg tylko może osądzić – już na tej drodze się nie
znajdują.
182
183
Ci, którzy zajęli się oszczerstwem, jak mówiłem, są nieliczni. Literaturę jaką spłodzili trochę „trąci
myszką”: owe subiektywne spojrzenia z czasem stają się skamieniałe, pozostają w czasie przeszłym, gdy życie w
Opus Dei nadal się toczy i idzie naprzód. Brzmi w tych książkach pewna nuta nielojalności, rzeczy które się w nich
opowiada i które się uważa za ważne były przeżywane wspólni w klimacie zaufania.
Książki te posiadają jeszcze jedną cechę: nie można powielać pewnych spraw w nieskończość, stają się
monotonne. W ponad sześćdziesięciu latach historii Opus Dei istnieje około pół tuzina paszkwili napisanych przez
byłych członków. Nie jest moją intencją tu ich cytować. Wynika to na pierwszym miejscu z pewnej wstydliwości:
być może owe osoby zachowują w sobie jeszcze odrobine tego, co w swoim czasie kazało im zaangażować się w
dobrzej wierze w pewne sprawy; niektóre z tych osób osobiście znałem i mogę zaświadczyć, że ich przekonanie było
całkowite i bez pęknięć. Pozostaje też obowiązek szacunku wobec tych osób: skoro raz zmienili swoje nastawienie
wobec Opus Dei mogą zmienić je jeszcze raz i przemyśleć swoje zachowanie. Mając na uwadze tę możliwość, która
może przyjść po wielu latach nie jest dobrą rzeczą mówić takie rzeczy, które uniemożliwiałyby pojednanie. Atak lub
odpowiadanie atakiem na atak nie jest dobrą drogą. Życie samo w sobie już jest bardzo skomplikowane.
Inną sprawą to autorzy paszkwilów przeciwko Opus Dei, którzy nigdy nie należeli do Prałatury i którzy
twierdzą, że podjęli poważne prace badania historycznego i socjologicznego. Niestety pracowali – tak na razie jest –
nad materiałem z drugiej lub trzeciej ręki. Wynikają z tego niezrozumiałe błędy, które w przypadku, gdyby pisali o
innych sprawach nikt by nie przyjął. Ta seria książek została rozpoczęta na początku lat sześćdziesiątych, dwoma
publikacjami wydanych we Francji mające cele szczególnie antyfrankistowskie. W tych czasach obecność kilku
członków Opus Dei w rządzie hiszpańskim była odczytywana jako dowód na istnienie „Opus Dei politycznego”.
Tymi dwoma książkami (jedna podpisana przez Jesusa Ynfante a druga pod pseudonimem Daniel Artigues) żywiła
się literatura paszkwilancka anty-Opus Dei. Jednak literatura ta nie jest wcale tak liczna.
Te książki zostały napisany na podstawie dokumentacji skradzionej lub na podstawie informacji byłych
członków. Jednak pomiędzy faktami i publikacją minął pewien czas. Te okoliczności i fakt, że autorzy nie znali się
na prawnych ramach instytucji o celach duchowych i apostolskich sprawiają, że książki nie posiadają wartości
dokumentalnej i hermeneutycznej. Nie oznacza to, że aby pisać o duchowości chrześcijańskiej trzeba nią żyć. Jednak
przy najmniej trzeba podjąć próbę zrozumienia myśli tych, którzy nią żyją. Prawie cała literatura szkalująca na
przestrzeni wieków, polega na ocenianiu i bulwersowaniu się tym, czego nawet nie stara się zrozumieć.
Te kilka słów na temat literatury paszkwilanckiej o Opus Dei mają na celu wyjaśnienie przyczyny nie
korzystania z takich książek jako dokumentacji w obecnym opracowaniu. Starałem się pisać na temat Opus Dei a nie
na temat literatury anty-Opus Dei. To jest inny temat. Trzeba by było, na przykład, podjąć próbę wytłumaczenia,
dlaczego autor taki jak Michael Walsh, pozwala sobie pisać, że księża z Opus Dei w Ayacucho, Peru, byli wplątani
w operację wysyłania za pieniądze sierot do USA i Niemiec. Gdy się okazało, że w Ayacucho jest tylko jeden
sierociniec prowadzony przez siostry pod kierownictwem duchowym Towarzystwa Jezusowego podając autorowi
numer telefonu owego sierocińca, aby mógł lepiej się poinformować, wolał przy wydaniu książki w Anglii wykreślić
wzmiankę o Ayacucho pozostawiając kalumnię w sposób ogólny.
To co nie da się łatwo wytłumaczyć to zawziętość i jadowitość z jaką się pisze. Sam autor przyznaje się do
„niechęci wobec Opus Dei”. Jest to jednak nie byle jaka niechęć lecz rodzaj nienawiści, która zatrzymuje się na
drobnostkach, plotkach, dając im taki sam wymiar co zarzuty typu porwania, konspiracji, zachęcania do
samobójstwa i rzeczy w tym stylu.
183
184
Obiektywność nie polega na ponownym wałkowani oszczerstw już przeżytych, ani na cytowaniu
pokrętnych insynuacji, pomówień z przed trzydziestu lat już dawno pochowanych przez fakty udowadniające ich
błędność. Ostatecznie, jeżeli czytelnik się nie zgadza, może porównać sobie różną literaturę. Nie można wymagać od
tego, który zna prawdę, aby się zmagał z sobą i poświęcił czas i pracę na rozpowiadania tego co wie, że jest
fałszywe.
(Na odwrocie okładki)
W trzydziestym piątym roku kilkunastu członków. Dzisiaj ponad osiemdziesiąt
tysięcy. Na początku tylko w jednym kraju, w Hiszpanii. Dzisiaj w ponad osiemdziesięciu
krajach na całym świecie. Założył je w dwudziestym ósmym roku dwudziestosześcioletni
ksiądz. W roku dziewięćdziesiątym drugim wyniesiony na ołtarze, beatyfikowany. Opus Dei,
pierwsza Prałatura Personalna w Kościele katolickim. Przez wielu chwalona, przez wielu
krytykowana. Niewielu jednak wątpi o jej znaczeniu w historii Kościoła i społeczeństwa. Jest
instytucją, która wywołuje zainteresowanie, wobec której nikt zazwyczaj nie jest obojętny.
Trzeba więc było wszystko wyjaśnić. Opus Dei. Próba wyjaśnienia nie jest zwykłą książką.
Po raz pierwszy, obok jego powstania, historii i organizacji, duża część poświęcona jest
szczegółom z życia codziennego w ośrodkach Opus Dei, środkom apostolskim, reakcjom,
jakie wzbudza w opinii publicznej.
Proste i szczegółowe wyjaśnienie, które nie pomija żadnego ze stereotypów często
pojawiających się w środkach masowego przekazu. Książka, aby w końcu dowiedzieć się.
Rafael Gómez Pérez doctor prawa i filozofii. Profesor antropologii na Uniwersytecie
„Complutense” (Madryd). Pracował w Rzymie u boku założyciela Opus Dei od 1958 do
1975. Od ponad trzydziestu lat, prócz pracy naukowej, pisuje do wielu czasopism. Ma na
swoim koncie ponad pięćdziesiąt książek. Między innymi: (na temat Opus Dei) Doktryna i
życie, Wiara i czas, Pracując z bł. Josemarią. (opracowania filozoficzno-polityczne)
Wieczne prawo w historii, Represja i wolność, Marksistowski humanizm, (na tematy
etyczno moralne) Moralne zagadnienia ludzkiej egzystencji, Wstęp do społecznej etyki,
Etyka biznesu, (analizy zjawisk kulturalnych) Wyzwanie kultury i Lepsze jest możliwe.
184
Download