LIST DO KOLOSAN Adresaci listu – Kolosanie – nie byli osobiście znani św. Pawłowi (Kol 2:1). Kościoły bowiem frygijskie w miastach doliny Likosu, a mianowicie w Laodycei, Hierapolis i Kolosach, nie założonych wprost przez Apostoła Narodów. Jednakże Kolosanie znali go dobrze ze słyszenia dzięki swemu rodakowi imieniem Epafras (Kol 4:12). Ten ceniony uczeń i delegat Pawła (Kol 1:7 n) rzucił pierwszy posiew Ewangelii w dolinie Likosu. Gdy Paweł przebywał w więzieniu rzymskim (w latach 61–63), Epafras znalazł się u jego boku i złożył mu sprawozdanie ze stanu kościoła w Kolosach. Mówił on zwłaszcza o niebezpieczeństwach zagrażających wierze tych niedawno nawróconych pogan. Wiadomości te otrzymane od ucznia skłaniają Apostoła do napisania tego właśnie listu, w którym występuje on autorytatywnie przeciw błędom doktrynalnym i moralnym. Członkowie młodego kościoła w Kolosach rekrutowali się po większej części z nawróconych tamtejszych pogan (Kol 1:21.27), którzy stanowili pod względem etnicznym mieszaninę wielu plemion. W ślad za tym faktem cechował tamtejszych Frygijczyków synkretyzm religijny. Kulty trackie – Sabazjosa, Wielkiej Macierzy Bogów, Kybele, oraz Attisa – pozostawiły po sobie skłonności do iluminizmu i orgiastycznych samookaleczeń. Dalej takie zjawiska przyrody, jak termy i gazy wydobywające się ze skalnych rozpadlin, tłumaczono tam od dawna jako działanie duchów. Wreszcie pojawiły się we Frygii także wpływy judaizmu, zwłaszcza odkąd Antioch III Wielki (237–187) przeniósł w tamte strony 2000 rodzin żydowskich z Mezopotamii i Babilonii. Jako nieodrodne dzieci swojej ziemi i swojej epoki chrześcijanie w Kolosach zaczęli ulegać dążnościom do nowinkarstwa religijnego. Polegało ono na swoistym iluminizmie, spekulacjach pseudofilozoficznych i niezdrowej ascezie. I tak joński hilozoizm rozwinięty potem przez stoików dostarczył im pojęcia „żywiołów”. które zabarwione mitologicznie i astrologicznie stawały się przedmiotem ich kultu o typie wtajemniczeń. Nalot judaistyczny ułatwił błędnowiercom z doliny Likosu utożsamienie owych „żywiołów” z aniołami, o których mówił ST, a także natchnął skłonnością do drobiazgowego przestrzegania żydowskiego kalendarza czy przepisów pokarmowych. Był to jednak judaizm zniekształcony na modłę gnostycką. Szukając gorączkowo „bezpieczeństwa kosmicznego” w swoim kulcie duchów pośrednich Kolosanie pomniejszali stanowisko Chrystusa w dziele zbawienia. Fałszywa wreszcie asceza prowadziła do samoułudy podsycając tylko miłość własną. Apostoł bystro dostrzegł niebezpieczeństwo ich propozycji teoretycznych dla całości wiary w Chrystusa oraz haseł praktycznych – dla prawdziwie chrześcijańskiego etosu. Występuje więc w tym liście zdecydowanie przeciwko próbom zasymilowania przez Kolosan takich poglądów i zasad postępowania, które są nie do pogodzenia z Ewangelią. W pierwszej więc części listu, dogmatycznej (Kol 1:15 – 2:23), stwierdza Apostoł bezwzględne pierwszeństwo Chrystusa przed wszystkimi możliwymi stworzeniami, z duchami czystymi włącznie, na zasadzie Jego boskiej godności i dokonanego przez Niego dzieła pojednania z Bogiem – Odkupienia. Jego skutki, władztwo Chrystusa, obecne są w Kościele, który jest Ciałem Chrystusa i niejako zbiornikiem zbawczych Jego łask. Tematem zaś drugiej, moralnej, części listu (Kol 3:1 – 4:6) jest nowe życie w Chrystusie. Jest ono nie tylko łaską, ale i zadaniem odkupionych przez Niego ludzi. Życie chrześcijańskie jest następstwem łaski chrztu, która daje ochrzczonemu udział w zbawczych skutkach śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Tak określona sytuacja chrześcijanina, taka zupełna zależność od zbawczej łaski, wyłącza wszelką pobożność czy ascezę, które się nie liczą z bezwzględnym prymatem Chrystusa, jedynego Zbawcy. Nie mają więc wartości: przesadny kult aniołów czy też „żywiołów świata”, przypisywanie jeszcze teraz obrzezaniu skuteczności inicjacyjnej – tzn. roli włączenia do ludu Bożego, przestrzeganie drobiazgowych przepisów pokarmowych z myślą o czystości rytualnej, wreszcie gnostycka mistyka iluministyczna. W życiu zaś społecznym odkupieni mają za zadanie naśladować Boga, który im przebaczył ich winy, a więc kierować się miłością nieustannie wybaczającą winy współbraci. Taka miłość dopiero jest więzią prawdziwej doskonałości. We wszystkich listach Pawłowych etos chrześcijański wyrasta z dogmatu, ale w tym liście, w którym Odkupienie ma rozmiary kosmiczne, ta właśnie rzeczywistość wyznacza całe życie moralne dzieci Bożych jako w pełni zależnych od Chrystusa, Głowy odkupionej ludzkości. 1:1–2. Adres listu składa się z elementów stałego formularza (zob. Rz 1:1.7; 1 Kor 1:1), a więc jest dość oficjalny, co się tłumaczy faktem, że Apostoł nie znał adresatów osobiście (zob. Wstęp). W więzieniu jest z Apostołem jego najwierniejszy uczeń i towarzysz wypraw misyjnych – Tymoteusz (por. Dz 16:3; 17:14 n; Dz 18:5; 2 Kor 1:19 n). Adresaci – bracia w Kolosach, a zatem chrześcijanie tamtejszego Kościoła lokalnego, otrzymują zaszczytne określenia „święci i wierni”, które tutaj są więcej niż stałym appellativum. Przypominają one tym niedawno nawróconym poganom łaskę zaliczenia ich do Ludu Bożego, a nadto podkreślają znaczenie prawowierności wobec pokus odstępstwa od czystości wiary (zob. Wstęp). O Bogu, Ojcu naszym – zob. Flp 4:20; patrocentryzm znamionuje stale myśl Pawłową. 3–4. Także ten list zaczyna Apostoł od zwyczajowego w starożytności dziękczynienia (zob. Rz 1:8), które jednak tu – w związku ze szczególnymi okolicznościami pisania listu do nie znanego kościoła – pozbawione jest akcentów osobistych. Dziwne określenie wiara w Chrystusie (nie: „w Chrystusa”, jak można by oczekiwać) mówi o biosferze nadprzyrodzonej chrześcijanina, a oznacza więcej niż akt umysłu, bo całą postawę życiową. U Kolosan przejawia się ona w czynnej miłości, jaką darzą swych współwyznawców – świętych (zob. Rz 1:7). O tym wszystkim Paweł wie tylko ze słyszenia. 5. Na tej podstawie (Kol 1:8 poda dokładniejsze wyjaśnienie) Apostoł dziękuje Bogu za niezawodny przedmiot chrześcijańskiej nadziei adresatów; za nagrodę, która ich czeka w niebie (por. Ef 1:18; 2 Tm 4:8). Bardzo często u Pawła moc nadziei przechodzi niemal w pewność zbawienia; powtórzy się to w Kol 1:12–14 (por. Rz 8:30; Ef 2:6). Poznanie prawdy Bożej, jaką jest Ewangelia, zależy od przyjęcia nauki głoszonej przez jej apostołów. Jej mają pozostać wierni Kolosanie – zagrożeni obecnie błędami. Dlatego teraz powie im o niej więcej. 6. Ewangelia u Pawła – to nie księga, jak dziś dla nas, a nawet nie tylko sama treść Dobrej Nowiny, lecz jest to rzeczywistość dynamiczna, tu wręcz, uosobiona, bo dociera, rośnie, owocuje. Nie jest to sprawa wyobraźni czy języka poetyckiego, lecz teologii. Najgłębszą bowiem treścią zarówno królestwa Bożego, jak i Ewangelii o nim, jest zawsze sam Jezus Chrystus, żywy w swoim Kościele, żywy i czynny w kerygmacie apostolskim Kościoła. Wyrażenie na całym świecie, nieco hiperboliczne, gdyby go chcieć brać dosłownie, oznacza tu przeznaczony dla Kościoła zasięg powszechny. Jest także podkreśleniem uniwersalizmu nauki Kościoła. Kontrastuje on z partykularnymi poglądami błędnowierców frygijskich (zob. Wstęp). Po wiekach św. Wincenty z Lerynu określi naukę katolicką jako „wyznawaną zawsze, wszędzie i przez wszystkich”. Kolosanie winni być wdzięczni za łaskę wiary prawdziwej i skutecznej (por. Dz 20:24). 7–8. Prawowierność wiary przez nich przyjętej ma za sobą jeszcze jedną ważną legitymację. Głosił im ją Epafras, upoważniony przez Apostoła Narodów pośrednik (por. Kol 4:12; Flm 23), Kolosanin, zapewne Grek z pochodzenia. Należy przypuszczać, że otrzymał on chrzest od samego Pawła podczas jego działalności w Efezie w ramach drugiej wyprawy misyjnej (między 54 a 57 r.), kiedy wszyscy mieszkańcy Azji, Żydzi i Grecy, usłyszeli słowo Pańskie (Dz 19:10). Okoliczności, dzięki którym znalazł się on przy boku uwięzionego Apostoła w Rzymie, nie są nam znane: mógł być nawet współwięźniem, jeśli dosłownie zrozumiemy określenie z Flm 23. Tytuły zaszczytne, jakimi tutaj obdarza go Paweł, dowodzą, że należał do hierarchii kościelnej (por. Flp 1:1): był jakby delegatem Apostoła Narodów. 9–10. Wstępne dziękczynienie, podobnie jak w innych listach, przechodzi w błagalną modlitwę za adresatów. Apostoł prosi dla Kolosan o praktyczną mądrość chrześcijańską i o jej życiowy, dostrzegalny wynik – wytrwałość w doświadczeniach. Modlitwa Apostoła jest rodzajem dopingu dla Kolosan. Głębsze poznanie (zob. Ef 1:17) często pojawia się w listach Pawła jako ideał bliski umysłowości Greków. Niemniej to, co Paweł przez nie rozumie, nie tyle odpowiada greckiemu intelektualizmowi, ile mentalności hebrajskiej, znanej ze ST: poznawać trzeba wolę Bożą, i to nie teoretyczne tylko Boże nakazy, lecz jak powie w. 10 ku pełnemu [Jego] upodobaniu. Klimat całej tej zachęty jest już zupełnie nowotestamentowy: Pan, którego mamy być godni – to Chrystus. Znamienna jest przy tym zależność wzrostu duchowego z dobrymi czynami włącznie do głębszego poznania Boga. Zarysowuje się również delikatnie w tym tekście obecność całej Trójcy w życiu moralnym chrześcijanina: duchowe zrozumienie – to charyzmat Ducha Świętego (por. Jan 3:8), Pan to Chrystus-Sędzia, a zarazem Ten, który nam daje poznać Boga (z rodzajnikiem: o Θεός), a więc Ojca. O Nim będzie mówił Apostoł w wierszach następnych. 11. Moc niezbędna do tego, by wytrwać do końca, jest „wielkim darem”, łaską szczególnie podkreśloną po wiekach przez Sobór Trydencki. Stałość (czy „wytrwałość”), podstawowa w NT (por. np. Łk 8:15; 21:19; Rz 2:7; 5:3 n; Rz 8:25) cnota, łączy się z wyczekiwaniem paruzji, będąc zarazem owocem Ducha (Ga 5:22) i przejawem miłości (1 Kor 13:4). 12–13. Godne Pana życie chrześcijan ma rozbrzmiewać nieustannym radosnym dziękczynieniem Bogu Ojcu za Odkupienie, które jest czymś znacznie większym niż darowanie grzechów, bo jest przeniesieniem do nowej sfery bytowania. Pierwszym jej warunkiem jest światło wiary, konieczny i rzeczywisty zadatek światła wiekuistego, sfery przebywania Boga (1 Tm 6:16; 1 Jan 1:5). Świętymi już tu są współwyznawcy wiary, która jest ich działem, jak ongi Ziemia Obiecana była nim dla Izraela – z łaski. Zapoczątkowane już dzieło Odkupienia ukazuje się w dwóch aspektach: uwolnienia i daru. Przed Odkupieniem człowiek był pod władzą ciemności – tzn. szatana, który się w nich kryje jako w przeciwieństwie boskiej sfery światła (por. Łk 22:53; 2 Kor 6:14 n; Ef 2:2; 6:12). Zupełnie wyraźnie mówi o tym Dz 26:18. Pozytywna strona wielkiej zmiany – to przeniesienie do królestwa umiłowanego Syna Bożego. Syn jako chwalebny Kύριoς rozpoczął już swoje władanie przez Kościół, które po paruzji przejdzie w królestwo Ojca (Mt 13:43; 26:29). Jemu Syn podda wszystko (1 Kor 15:28). Umiłowanym – pierwszym i wyjątkowym jest Syn Boży, w Nim dostępujemy tego wybrania i my (Ef 1:3–6). 14. Streszczają się wszystkie te akty Boże w Odkupieniu, z jego najważniejszym skutkiem – odpuszczeniem grzechów (zob. kom. do Ef 1:7). Wszystko to, o czym dotąd była mowa w czasie przeszłym, odnosi się do faktów paschalnych Chrystusa i ich skutku, który nam przypada w udziale przez chrzest. Ponieważ zaś fakty paschalne są w swej istocie zdarzeniami już eschatologicznymi, więc i skutek już otrzymany zawiera w sobie zadatek przyszłości ściśle eschatologicznej – nieba. Te dwa ostatnie wiersze stanowią zarazem w liście pomost, po którym przechodzi Apostoł do części dogmatycznej z jej hymnem chrystologicznym na czele. 15. Zostawiamy na boku teoretyczną problematykę, czy hymn niniejszy jest przedpawłowy, jakiego jest pochodzenia i w jakich okolicznościach był używany w pierwotnym Kościele. Wychodzimy z faktu, że jego treść teologiczną stosuje Apostoł jako antidotum przeciw błędom pregnozy, grasującym w dolinie Likosu. Wciąż w nim mowa jest o jednym i tym samym Chrystusie (12 razy występuje zaimek On), ale pierwsza część (Kol 1:15–17) podkreśla Jego prymat kosmiczny, druga zaś (Kol 1:18–20) przedstawia Jego relację jako Odkupiciela do Kościoła jako uświęcającej Pełni. Chrystus ujęty tak w całej swej rzeczywistości nieskończenie przewyższa wszelkie „Potęgi” kosmiczne jako ich Stwórca i jedyny Odkupiciel świata. Obraz Boga – Niewidzialnego – ten zestaw, na pierwszy rzut oka paradoksalny, staje się zrozumiały na tle innych idei biblijnych, zwłaszcza Pawłowych. Już Adam według Rdz 7:27 był obrazem Boga, mówiącym o szczególnym pochodzeniu i podobieństwie. Ten właśnie tekst i w ogóle Adam jako typ Chrystusa – to temat specyficznie Pawłowy (por. Rz 5:12–19; 6:5; 8:29 1 Kor 15:45–49), który powtórzy się jeszcze w Kol 3:10. Bardzo bliska obrazowi jest postać Boża z Flp 2:6. Dalej w hymnie poruszony temat udziału Chrystusa w akcie stwórczym (Kol 1:16n) każe przyjąć tu jeszcze jedną inspirację ze ST: Mądrość Boża, współdziałająca ze Stwórcą, jest odblaskiem wieczystej światłości, zwierciadłem bez skazy działania Boga, obrazem Jego dobroci (Mdr 7:26; por. Hbr 1:3). Pawłowi jednak, jak widać z wierszy następnych, nie zależy na samych spekulacjach kosmologicznych, lecz na Odkupieniu. Dlatego w obrazie Niewidzialnego trzeba dostrzec nadto chwałę Boga ukazaną na obliczu Chrystusa (2 Kor 4:4.6), a więc Pośrednika objawienia i to definitywnego (por. Mt 11:27; Jan 1:18; 14:9; 2 Tm 1:10; Tt 2:11; 3:4). Wreszcie obraz zestawiony z Pełnią zasobów uświęcających każe myśleć o kresie, jaki ma osiągnąć wreszcie proces przebóstwienia ludzi (Rz 8:29; por. 1 Jan 3:2). Pierworodny wobec każdego stworzenia – to godny Pawła skrót myślowy, na który znów prawdopodobnie wpłynęły określenia Bożej Mądrości z ST (Prz 8:22–25.30 n; Mdr 7:21; 8:6; 14:2) i pełne bogatej treści w ST pojęcie pierworodnego z jego nadzwyczajnymi uprawnieniami (Rdz 27:29.37; 49:3.8; Wj 13:2; Pwt 21:15–17). Przenoszono ten tytuł na cały Lud Boży (Wj 4:22; Syr 36:14; Jr 31:9) i na jego namaszczonego władcę – króla teokratycznego (Ps 89:27); wreszcie w tradycji judaistycznej tak określano Mesjasza. Apostoł dokonuje tutaj wielkiej syntezy i zarazem transpozycji, tak iż w zastosowaniu do Chrystusa ten tytuł mówi zarówno o transcendencji Chrystusa jak i Jego szczególnym stosunku do stworzenia. Chrystus mianowicie jest Pierworodnym, a nie stworzonym, ale nad całym stworzeniem sprawuje władzę Pierworodnego. A skoro nad całym, to i nad wszystkimi „Potęgami”, które Kolosanie mieli ochotę zbytnio przeceniać. 16. Lapidarnie ujęty dotąd w terminach biblijnych prymat kosmiczny Chrystusa otrzymuje z kolei uzasadnienie: racją tego bezwzględnego w całym stworzeniu pierwszeństwa Chrystusa jest Jego udział w akcie stwórczym. To stanowisko kosmiczne Chrystusa określają trzy przyimki: w Nim, przez Niego i dla Niego istnieje wszystko, co stworzone. Podobnie w Rz 11:36 ujął Apostoł zależność wszystkiego od Boga; a w 1 Kor 8:6 Bóg i Chrystus otrzymują podobne określenia relacji do świata i chrześcijan. Chrystus jest zasadą istnienia wszechrzeczy, przyczyną sprawczą i sensem czy też celem. Wyliczenie bytów uzależnionych bezwzględnie od Chrystusa zawiera nutę wyraźnie już polemiczną. Paweł wylicza „Potęgi” (zob. kom. do Ef 1:21), wśród których pojawia się nowa kategoria bytów duchowych: Trony, może analogiczna do cherubinów (np. 1 Sm 4:4; Eze 1:5–12) lub też nawiązująca do tronów z Apokalipsy (Ap 4:4). Cokolwiek one mogą i znaczą, Chrystus jest ponad nimi co do godności i władzy. 17. On jest przed wszystkim (dosł.: „przed wszystkimi [bytami]” – jest echem uroczystej deklaracji Jahwe z Wj 3:14, Jestem, Który Jestem oraz: JESTEM posłał mnie do was. Chrystus jako Pierworodny jest bezwzględnie pierwszy – w czasie i godności (por. Ef 1:22, gdzie prymat Chrystusa ujęty jest bardziej obrazowo). Zdanie: wszystko w Nim ma istnienie – mówi na podstawie języka oryginalnego (gr. perfectum) o wciąż trwającym stosunku zależności całego stworzenia od Chrystusa, stosunku rozpoczętym przez sam akt stwórczy, jak to podaje – wbrew greckim koncepcjom filozoficznym – myśl objawiona w ST (Rdz 1:1). Późniejsze adagium, scholastyczne: conservatio est continua creatio ma uzasadnienie w tym właśnie zdaniu i w innych bardziej plastycznych opisach, jak np. Dz 17:28; Hbr 1:3. Syn Boży jest tu dla całego stworzenia, tak materialnego jak i duchowego, jakby punktem przecinania się wszystkich linii tworzących wszechświat, czy też zwornikiem sklepienia. Nie zapominajmy przy tym, że nie mówi się tu jeszcze o Janowym Logosie sprzed Wcielenia, lecz o Chrystusie z Jego dwiema naturami. Nic dziwnego, że z tych ujęć czerpał inspiracje swoich śmiałych koncepcji P. Teilhard de Chardin. Do takiej syntezy doszła twórcza myśl Apostoła, korzystając zarówno ze spekulacji judaistycznych o Mądrości Bożej, znanej z ST, jak i z bogatego słownictwa spopularyzowanej filozofii greckiej, głównie stoickiej. 18. Druga strofa hymnu opiewa prymat Chrystusa wobec Kościoła, gdyż Pawła interesuje przede wszystkim Odkupienie, które jednak u niego – wbrew naszym potocznym ujęciom tylko humanistycznym i niemal wyłącznie moralnym – ma rozmiary zawsze kosmiczne. Jest to naprawa całego kosmosu zdegradowanego przez grzech człowieka, czy – przedtem jeszcze – upadłego anioła (por. Rz 8:19–23). Stąd właśnie wystąpi w w. 20 termin znamienny „pojednanie”. Jeśli Kościół tu otrzymuje nazwę Ciała w stosunku do Chrystusa jako Głowy (zob. Ef 1:10.22 n), to właśnie dla zaznaczenia roli Kościoła jako narzędzia w dziele Odkupienia tego wszystkiego, co w Chrystusie ma zasadę istnienia. Tej myśli Apostoł nie rozwinie, poświęca jej bowiem więcej miejsca w niemal współczesnym Liście do Efezjan. Tutaj natomiast jeszcze wyraźniej wystąpi na pierwszy plan paralela między dziełem stworzenia a dziełem Odkupienia, gdy chodzi o udział w nich Chrystusa. Określenie Chrystusa jako Początku (bez jakichkolwiek przydawek) podejmuje i streszcza poprzednie Jego tytuły: obraz Boga Niewidzialnego i Pierworodny wobec każdego stworzenia. Grecki termin αρξή (tzn. początek, zasada), doskonale znany adresatom, podkreśla, że to samo znaczenie, co w dziele stworzenia, ma również Chrystus (przez Kościół) dla świata w porządku łaski zbawiającej. Tego, kto zna z lektury listów św. Pawła doniosłość tajemnicy zmartwychwstania Chrystusa, nie zdziwi, że i tutaj zaraz po określeniu Początek pojawia się Pierworodny pośród umarłych (por. Ap 1:5). Odpowiednio do pierworodztwa ontologicznego ukazuje nam Apostoł pierworodztwo soteriologiczne i eschatologiczne jednocześnie. Chrystus jest pierworodnym nowej ludzkości, a przez nią – zasadą odnowy całego kosmosu. Toteż dalszy ciąg listu ukaże Kościół jako społeczność wskrzeszonych dzięki Chrystusowi (Kol 2:12; 3:1– 4). Końcowe zdanie tego wiersza: aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim podsumowuje wszystkie dotychczasowe etapy myśli Pawła, wyrażone w poszczególnych tytułach. Zmartwychwstanie inauguruje ów powszechny i bezwzględny prymat soteriologiczny Chrystusa (Rz 1:4), który – wbrew tendencjom błędnowierców tamtejszych – rozciąga swój wpływ na cały kosmos. Ten zasięg zmartwychwstania nie jest i dzisiaj oczywisty dla niejednego katolika. 19. Zagadkowa Pełnia ma uzasadnić powszechny i bezwzględny prymat Chrystusa: z woli Boga Ojca w pewnej określonej chwili zamieszkała ona w Chrystusie. Apostoł przyswoił tu grecki termin używany przez stoików na oznaczenie pełni bytu, całości świata materialnego i duchowego, ale jednocześnie oczyścił go z kolorytu panteistycznego. Sens więc jest taki: Bóg Ojciec zechciał włączyć do dzieła Odkupienia wszystko, co istnieje. Dzięki temu ten fakt oznacza więcej niż tylko wyzwolenie ludzkości z niewoli grzechu, bo prawdziwą recreatio wszechświata. Więcej o tym terminie powie niżej Apostoł w Kol 2:9. Gdy błędnowiercy z doliny Likosu usiłowali szukać pełni bytu w żywiołach świata (Kol 2:8.20), koryguje ich Paweł wskazując na to, że znajduje się ona w zmartwychwstałym Panu. 20. Odkupienie otrzymuje w tym ostatnim wierszu drugiej strofy hymnu nazwę powszechnego pojednania, znów o rozmiarach kosmicznych. Mamy tu wyjaśnienie poprzedniej myśli o Pełni. Pośrednikiem pojednania jest Chrystus umierający na krzyżu, którego krew jest tu antytypem krwi żertwy składanej w Dniu Pojednania (Kpł 16; por. 1 Pt 1:19). Związek Krwi Chrystusa z Odkupieniem – to ulubiony temat teologii Pawła, Listu do Hebrajczyków i Jana (por. Rz 3:25; 5:9; Ef 1:7; 2:13; Hbr 9:12–14; 10:4.19; 12:24; 13:12; 1 Jan 1:7; 5:6; Ap 1:5; 5:9; 7:14; 12:11). Tu jednak mowa jest o kosmicznych skutkach odkupienia. Jak je rozumieć? W Rz 8:19–23 ukazał już Apostoł reperkusje grzechu w całej przyrodzie podległej człowiekowi i proces powolnego wyzwalania się całego stworzenia z niewoli zepsucia. Najstarsza Tradycja żywo to odczuwała, że na całym wszechbycie został krzyż nakreślony, a w hymnie brewiarzowym, śpiewanym w czasie Męki Pańskiej, głosi Kościół: Terra, pontus, astra, mundus – quo lavantur flumine! (Wenencjusz Fortunatus) Dla nas dziś trudność należytego zrozumienia myśli Pawłowej o kosmicznym pojednaniu leży w tym, że zbyt jednostronnie w pojednaniu akcentujemy moment zgładzenia grzechów, gdy tymczasem Pawła więcej obchodzi efekt końcowy nazwany pokojem (por. 1:20; Rz 5:1 n. Rz 5:10; 8:31 n; 2 Kor 5:18–20). Jest on przeciwieństwem stanu wrogości. Tak więc pojednanie nie jest tu synonimem zbawienia jednostek ani tym mniej nawróceniem upadłych duchów, lecz przywróceniem takiej harmonii w całości wszechświata, że Bóg będzie mógł być wszystkim we wszystkich (1 Kor 15:28), dzięki jednemu jedynemu pośrednictwu Chrystusa, w którym z woli Boga zamieszkała Pełnia, pozwalająca Mu zamknąć w sobie wszystko, co istnieje. Jest to oczywiście wizja tego skutku Odkupienia, którego jeszcze teraz nie oglądamy, ale ku któremu zmierzają dzieje zbawienia. 21–22. Poprzedni hymn o bezwzględnym prymacie Chrystusa stanowił jakby dalszy ciąg dziękczynienia rozpoczętego w Kol 1:12. Teraz Apostoł wiąże je z ostatnio poruszonym tematem – z Odkupieniem. Zaznaczyło się ono w chrześcijanach z Kolosów jako zupełne odrodzenie moralne, radykalna zmiana całego życia. Stan obcości i wrogości względem Boga już przeminął. Składały się na niego: swoista mentalność (por. Ef 2:3; 4:18) i pozostające z nią w ścisłym związku złe czyny, stały powód do niepokojów sumienia (por. Rz 2:5–8). Wywoływało to dawniej u Kolosan poczucie „zagrożenia kosmicznego” i pęd do szukania „bezpieczeństwa” za pomocą zabobonnych praktyk. Z tego błędnego koła wyrwał ich chrzest, dzięki któremu dostąpili skutków zbawczej śmierci, poniesionej przez Chrystusa w doczesnym ciele. W nim dokonuje się pojednanie, bo ono w sobie zawiera wirtualnie cały rodzaj ludzki, którego grzech bierze Chrystus na siebie. Do skutków pierwszorzędnych tego pojednania należy prawdziwe bezpieczeństwo, już nie „kosmiczne”, którego na darmo szukali Kolosanie w misteriach gnozy pogańskiej, lecz eschatologiczne. Święci bowiem oraz nieskalani i nienaganni (por. 1 Kor 1:8; Ef 1:4; 5:27; 1 Tm 3:10; Tt 1:6 n) są to określenia zaczerpnięte bądź ze słownictwa ofiar ST (Kpł 1:10; Lb 16:7 już je stosują do ludzi), bądź z potocznego języka. Przywodzą one na myśl ostateczną ocenę Boga, czyli usprawiedliwienie na sądzie ostatecznym (por. Ap 19:7–9; 20:12 n). 23. Zamierzone przez Boga ostateczne uświęcenie chrześcijan zależne jest od ich współpracy. Tu ma ona postać niezachwianej wierności. Wiara bowiem i nadzieja, przyniesione przez głoszenie Dobrej Nowiny, szczególnie były zagrożone u Kolosan, skłonnych do nowinkarstwa typu gnostycznego. Niewzruszona statyczność kojarzy się tu z Pawłowym obrazem budowli Bożej (1 Kor 3:9.17; Ef 2:20 nn; Ef 4:12.16; 1 Tm 3:15; 2 Tm 2:19), wzniesionej na fundamencie jedynym – na Chrystusie (1 Kor 3:11). Głosić zaś Ewangelię wszelkiemu stworzeniu nakazał sam Pan (Mk 16:15). Jej sługą w takim sensie jak w Ef 3:7 stał się Paweł. Tym samym podkreśla on konieczność przeciwstawienia się błędnowierstwu przez trwanie w wierze powszechnej i apostolskiej. Charakter służebny Kościoła względem Ewangelii uwydatnił wyraźnie Sobór Watykański II (KO 10), co można uważać za echo słów Apostoła. Z kolei wzmianka końcowa o sobie jako słudze Ewangelii pozwala Pawłowi na przejście do bardziej szczegółowego omówienia jego osobistego udziału w zbawczym misterium Chrystusa. 24. W urywku tym omówione poprzednio dzieło Odkupienia otrzymuje nowe znamiona „egzystencjalne”, gdyż do swego rozwoju wymaga ono trudu apostołów i cierpienia męczenników. Niech więc się Kolosanie nie obawiają po ludzku o los Pawła, a tym mniej o sprawę Chrystusa; bo wszystkie zmienne koleje życia Apostoła w ostatecznym rozrachunku przyczyniają się do zbawiennego działania misterium Chrystusa w dziejach ludzkich. Teraz Apostoł przebywa w więzieniu i z pozoru zdawać by się mogło, że spowodowany tym brak żywszej działalności misyjnej wyrządza szkodę sprawie Kościoła. Tak nie jest. Podobnie jak już wiele razy stwierdzał w Liście do Filipian, Paweł raduje się w cierpieniach, chętnie je ofiarując w intencji swoich adresatów (por. Ga 4:19; 2 Tm 2:10), bo przez to przyczynia się w tajemniczy sposób do dobra Ciała Chrystusa, którym jest Kościół. Tajemnicze jest dopełnianie w ciele niedostatków udręk Chrystusa. Chwalebny Chrystus cierpieć nie może, ani też Jego minionym cierpieniom, cenie naszego odkupienia, nie może niczego brakować. Osobiste udręki Pawła, ściśle złączonego z Chrystusem (por. 2 Kor 1:5; 4:10 n; Ga 6:17) stają się własnością Chrystusa, Jego Ciała eklezjalnego. Niedostatki w tym ujęciu – to pozostająca jeszcze Pawłowi do odcierpienia miara bolesnych doświadczeń na zasadzie jego solidarności z Panem (por. 1 Kor 4:9–13; 2 Kor 4:7–12). Zdanie to nie odnosi się do samego Pawła, ale do wszystkich, którzy są powołani do pójścia za nim w dziele Ewangelii, naśladując go w jego całkowitym poświęceniu. Rozszerzając dalej tę myśl można stwierdzić, że cierpienia chrześcijan są „uspołecznione”, gdyż wszystkim wychodzą na dobro. 25. Cierpieć dla Ciała Chrystusowego – to zadanie bierne, czynnym zaś zadaniem Apostoła jest głoszenie słowa Bożego i to z pozycji sługi Kościoła, który mu dał włodarstwo (por. 1 Kor 4:1; Tt 1:7), tutaj – w znaczeniu urzędu, dla dobra wiernych. Posłannictwo to ma Paweł wypełnić, doprowadzając do końca cały Boży program, o którym mówią wiersze następne. O zbawczej dynamice słowa por. Rz 1:16; 10:14.17; 15:16.19; 1 Kor 1:23 n; 1 Kor 15:14.17; Ga 3:2. 26–27. Słowo Boże zlecone Pawłowi polega nie tylko na głoszeniu, ale i na realizacji tajemnicy, a więc Bożego dynamicznego misterium, jakim jest Chrystus, nie tyle zasiadający po prawicy Boga, jak powie niżej w 3:1: ile teraz tu, pośród nas, obecny. Przez całe wieki w planie Bożym to misterium pozostawało ukryte, teraz, tzn. w erze objawienia chrześcijańskiego, w pełni czasów (Ef 1:10), ogłoszenie go światu zostaje powierzone świętym, tzn. jak w Ef 3:5, apostołom. Dotychczas w mniemaniu Izraelitów „nie-święci”, czyli poganie, pośród siebie mają to misterium o wielkim bogactwie chwały (zob. Ef 1:18; 3:16). Pełna chwały wieczność wkroczyła w doczesność. Przebywając w swych członkach, w wiernych, zmartwychwstały Chrystus jest dla nich nadzieją chwały (por. Rz 5:2), tutaj – tyle co życia wiecznego (Tt 1:2; 3:7). Istotnie wspaniała to nadzieja w porównaniu z beznadziejnością (Ef 2:12) dotychczasowego życia pogańskiego. O tym szerzej mówi Apostoł w Ef 2:11 – 3:13, gdyż jest to główny temat Listu do Efezjan. 28. Powraca Apostoł do ukazania swojej misji w związku z misterium Chrystusa: jest ona na wskroś praktyczna – jest powszechnym, do wszystkich skierowanym zbawczym orędziem. Wymaga on, jak wiadomo z tylu mów w Dz, przede wszystkim „nawrócenia”. Stąd tu pierwsze miejsce zajmuje „upominanie”, a po nim następuje nauczanie z całą mądrością. Celem zaś jest udoskonalenie. Znamienne przy tym jest trzykrotne zaakcentowanie powszechności tego zadania przez trzykrotne powtórzenie: przedmiotu każdego człowieka. Wynik ostatecznego udoskonalenia okaże się przed trybunałem Chrystusa-Sędziego, jak wskazuje na to analogia do w. 1:22: gdzie występuje ten sam grecki czasownik. Ale pierwotny odcień znaczeniowy można rozszerzyć także na widzialne już teraz skutki doczesne, społecznie wartościowe (por. Rz 12:17; 2 Kor 8:21; Ef 5:11; Flp 2:15; 1 Tes 4:12). Doskonały tutaj nie jest zapożyczeniem z języka misteriów greckich, lecz spadkiem po ST (LXX i judaizm), gdzie na to pojęcie składały się: sprawiedliwość, czystość kultyczna i mądrość życiowa. Dla zaznaczenia jednak nowej płaszczyzny życia używa tu Apostoł przydawki w Chrystusie; a więc po chrześcijańsku doskonali mają być ci, na których działa apostolski kerygmat Kościoła. Środkiem do osiągnięcia tak pojętej doskonałości ma być miłość (Kol 3:14). 29. Tak nakreślony cel apostolstwa jest trudny do osiągnięcia: wymaga wysiłku osobistego, wyrażonego tu terminami trudzić się (niemal fizycznie ciężko pracować) i walczyć (jak na zawodach, z ogromnym wytężeniem), oraz pomocy łaski. Zrozumiałą jest rzeczą, że w tym kontekście, otrzymuje ona określenie mocy, która potężnie działa, mocy samego Chrystusa. 2:1. Stwierdzone poprzednio swoje apostolskie zadanie, które obejmuje wszystkich ludzi, aż do kresu ich doskonałości, ilustruje Apostoł konkretnym przykładem usilnej własnej troski o czystość doktrynalną i moc wiary w Kolosach. Obie one są zagrożone tam i w Laodycei, w kościołach, które jeszcze nie znają osobiście Pawła. Podobnie zresztą troszczy się on o wszystkich, którzy znajdują się w takiej sytuacji. Walka, o jakiej tu mowa, ma charakter wysiłku duchowego na modlitwie (Kol 4:12) i zapewne w pisaniu listów (Kol 4:16). 2–3. Celem troskliwej opieki Apostoła na odległość jest to, by adresaci mogli w pełni wniknąć w misterium Chrystusa, które jest główną tajemnicą ich nowej wiary. Nie chodzi tu jednak o samo intelektualne zgłębianie tajemnicy, lecz zarazem o moc ducha i praktyczną umiejętność miłowania, bez których nie ma pełnego zaangażowania się w sprawę Chrystusa. Jezus otrzymuje tu lapidarny tytuł tajemnicy Boga jako Ten, który spełnia w sobie odwieczny plan Boga, realizuje z Nim rządy nad światem i osłania wewnętrzne życie Trójcy. Ukryte zaś w Nim wszystkie skarby mądrości i wiedzy stwierdzają, że Mądrość Boża, przedmiot uwielbienia i tęsknoty ludzi ST, ma siedlisko w Chrystusie. „Ukrycie” to jest jednak względne: nie oznacza ono celowego utajenia, skoro Boże tajemnice mają być głoszone (Kol 1:26 n; Ef 3:5.8 n). Owe skarby są ukryte dla ludzi obojętnych, światowych (por. 1 Kor 1:18; 2:6–8; 2 Kor 4:3 n; Ef 2:12). Od wiernych ukrycie to wymaga stałego zgłębiania, choć są to skarby niezgłębione (Ef 3:8). Podobny paradoks, poznawanie tego, co przewyższa wszelką wiedzę, występuje w Ef 3:19. 4. Myśl Apostoła wciąż krąży dokoła tematu poznania, bo ono właśnie było zagrożone przez błędnowierstwo. Stąd po sformułowaniu ogólnej zasady – Chrystus jedynym źródłem prawdziwej mądrości – następuje konkretna przestroga przed pozornym dowodzeniem, swoistym błędnowierstwem frygijskim (zob. Wstęp). Szerzej o niej będzie mowa w Kol 2:8. 5. Apostoł dostrzega stałość wiary Kolosan; określa ją terminami odnoszącymi się do mocnych szyków zbrojnych i warowni. Stwierdza to dla pozyskania sobie ich życzliwości, zanim przejdzie do mocniejszych w tonie napomnień. Dyktować mu je będzie troska apostolska. Samą zaś władzę swoją, która nie zna przeszkody ze strony odległości, nazywa obecnością duchem – oczywiście jest to aluzja do Ducha Świętego (por. 1 Kor 5:3), źródła mocy i powagi apostołów. 6. Urywek ten z większą niż dotąd energią kładzie nacisk na sprawę na wskroś egzystencjalną – na życiową więź z Chrystusem objawionym, z Chrystusem, jedynym prawdziwym Odkupicielem. Przestroga przed ułudami rzekomej filozofii brzmi również wyraźniej. Zachęta do trwania w wierności jest tutaj następstwem poprzedniej pochwały wiary Kolosan. Nauka o Chrystusie, tzn. o Mesjaszu Izraela, jakim się okazał historyczny Jezus, ukrzyżowany i zmartwychwstały PAN, nie jest spekulacją pięknoduchów, lecz przedmiotem apostolskiego przekazu w ustnej katechezie (por. Flp 4:9). Termin przejęliście odpowiada zasadzie szkół rabinistycznych, opartej na ST (Est 9:23.27; Prz 19:20). Przejąć tę naukę wraz z chrztem – to od razu znaleźć się w chrystosferze. A to z kolei zobowiązuje do postępowania świadczącego o fakcie życia w niej. 7. Następuje obrazowe wyjaśnienie, jak ma wyglądać życiowa więź z Chrystusem. Obraz zaczerpnięty z przyrody – to zakorzenienie (por. Ef 3:17). Chodzi o niewzruszoną a żywotną stałość połączenia z Chrystusem od chwili chrztu (Rz 6:5). W drugim obrazie, częstym u Pawła (Rz 15:20; 1 Kor 3:9; Ef 2:20 nn; Ef 4:12.16; por. 1 Pt 2:5.7), ukazuje się inny aspekt Kościoła: nieustanny i wciąż aktualny jego wzrost na fundamencie, jakim jest Chrystus (1 Kor 3:11 n). Warunkiem zaś koniecznym trwałości tej budowy jest stałe umacnianie się w wierze. Wiara ta ma być wolna od nowinkarstwa, co wyraża powołanie się na przekaz apostolski: jak was nauczono. A sprawdzianem rozwoju wiary ma być atmosfera wdzięczności, w jakiej stale żyje dziecko Boże (por. Kol 1:12; Flp 4:6). Greckie słowo ευξαριστία (wdzięczność) tu użyte, które stało się z czasem terminem technicznym Kościoła na oznaczenie największego misterium wciąż obecnej ofiary Chrystusa, przypomina nam, w jakiej atmosferze winno się sprawować Eucharystię, „wielką tajemnicę wiary”. Ona ogniskuje całą naszą wdzięczność dla Boga. 8. Jako kontrast do pozytywnego obrazu mocy i postępu w wierze następuje mocniejsza niż poprzednio konkretna przestroga. Ukazuje ona bliskie, realne niebezpieczeństwo dla wiary Kolosan; zagarnięcie do niewoli przez filozofię będącą wierutnym oszustwem w zestawieniu z pełnym treści i mocy życiodajnych misterium Chrystusa. Nie chodzi tu bynajmniej o filozofię w naszym dzisiejszym znaczeniu, ani nawet w klasycznym, starożytnym, lecz o te pomysły, które w celach autoreklamy błędnowiercy określali tym zaszczytnym mianem. W przeciwieństwie do tradycji apostolskiej, która w końcu ma Jezusa Chrystusa za autora (por. 1 Kor 11:23; 15:3; 2 Tes 2:15; 3:6), tradycja owych pseudofilozofów jest tylko ludzka – w znaczeniu wyraźnie ujemnym (por. Mk 7:8 n. Mk 7:13; Ga 1:1.11–14). Szuka ona dla siebie oparcia w żywiołach świata, w swoistych astrologicznych wtajemniczeniach połączonych z kultem aniołów ST (zob. Wstęp oraz Ga 4:3.9), aby zapewnić sobie „bezpieczeństwo kosmiczne”. Apostoł odrzuca te praktyki, jako pozbawione sensu, w związku ze stanowiskiem, jakie ma Chrystus wobec całego kosmosu, a więc i jego żywiołów. Tę postawę Apostoła zajmuje Kościół i dziś wobec astrologii. 9. Zbędne jest poszukiwanie zależności od mocy kosmicznych tak ujętych, gdyż cała pełnia bytu, jako pole działania Bożego, mieszka w Chrystusie, Władcy Kosmosu, i to na sposób ciała, tzn. jednego jakby organizmu. W swym indywidualnym ciele najpierw podległym śmierci, a chwalebnym po zmartwychwstaniu, Chrystus jest jedynym źródłem uświęcającego działania Bożego. Rozchodzi się ono na cały kosmos za pośrednictwem wiernych z Nim złączonych w Ciele eklezjalnym. 10. Powyższą zasadę z kolei wyłuszcza Apostoł ukazując poszczególne aspekty jednej jedynej zależności wiernych od Chrystusa. On jest jedynym źródłem łaski, którą są napełnieni (por. Jan 1:14.16; Ef 1:23; 3:19; 4:10), ponieważ – i o ile – są w Nim, tzn. w Jego Ciele eklezjalnym, żywotnie z Nim połączeni. Dla usunięcia zaś podstawy zbędnego kultu duchów pośrednich stwierdza raz jeszcze Apostoł, że tylko Chrystus jest Głową całego świata duchów, określonych terminami abstrakcyjnymi, jak w Kol 1:16. Wszystkie one Mu podlegają (Ef 1:20 nn). 11–12. Nuta polemiki z tendencjami judaizującymi brzmi w paraleli dwóch obrzędów inicjalnych: obrzezania, przez które na zasadzie przymierza zawartego z Abrahamem (Rdz 17:11 nn) Izraelita stawał się członkiem Ludu Bożego, i chrztu jako Chrystusowego obrzezania, przez które jesteśmy w Nim, tzn. w Jego Ciele eklezjalnym, w nowym Ludzie Bożym. Bez wartości jest obrzezanie pojmowane jako obrzęd niosący zbawienie – to teza podstawowa Listu do Galatów. Natomiast tutaj chodzi raczej o zwalczenie tendencji do przeceniania obrzezania jako obrzędu inicjacyjnego do życia ascetycznego. Chrześcijanin nie pozbywa się podczas swojej chrzcielnej inicjacji jakiejś nieistotnej części ciała fizycznego, lecz wyzuwa się zupełnie z grzesznego, buntowniczego pierwiastka ciała (σαρξ), gdyż zrywa całkowicie z grzechem (por. Rz 6:6; 8:5–9.12 n; Rz 13:14; Ga 5:13–25). Skuteczność sakramentu chrztu polega na tym, że wierny uczestniczy przez niego w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. W porównaniu z Rz 6:3–7, gdzie silniej zaakcentowane jest zanurzenie chrzcielne jako zejście do grobu Chrystusa, a tym samym – śmierć grzechowi, tutaj (nadto w Kol 3:1; Ef 2:6) wysuwa się na pierwszy plan to, że wierni są wskrzeszeni razem z Chrystusem. Nie jest to jak tam, fakt dopiero przyszły, lecz jest już aktualny. Wiara w zmartwychwstanie Chrystusa jest według Apostoła koniecznym warunkiem zbawienia (Rz 10:9; 1 Kor 15:14.17). Jest ona tu (a pamiętajmy, że chodzi Pawłowi o dorosłych katechumenów) wkładem subiektywnym jednostki, zależnym od działania Bożego, bo i wiara jest darem Bożym (por. np. Rz 4:16; 1 Kor 1:9.30; 12:3; Ga 1:15n; 2:20 n; Ef 2:8; Flp 1:29). Skoro zaś śmierć Chrystusa oznaczała dla buntowniczego „ciała” zagładę (Rz 8:3), dorosły katechumen przez ten akt wiary w sens śmierci i zmartwychwstania Chrystusa świadomie umiera sobie samemu, bo tylko w Bogu zbawiającym pokłada swoją nadzieję, rezygnując z kierowania sobą według własnych żądz. Wiara więc i czynność sakramentalna współdziałają tu ze sobą dzięki prawdzie, że Syn Boży jako Jezus historyczny i Chrystus uwielbiony w jedności organicznej jest obecny w akcie chrztu dzięki Duchowi Świętemu. Dla adresatów, ochrzczonych niedawno, poprzednio żyjących w stanie pogańskiej śmierci grzechowej (por. Rz 7:9–11) i nieobrzezania, tzn. oddalenia od Boga (por. Rz 2:25), chrzest stał się zmartwychwstaniem z Chrystusem na podstawie darowania wszystkich dotychczasowych występków, jakby darowaniem długów (Kol 1:14; 3:13; Rz 8:32; Ef 4:32; grzechowy aspekt „długu” – por. Mt 18:23–35; Łk 7:41 n). 13–14. Nowy obraz ma unaocznić darowanie grzechów. Jest ono unieważnieniem zapisu dłużnego, a więc ogólnego długu moralnego całej ludzkości. Obciążał on ją nakazami moralnymi – głosu sumienia czy słów Dekalogu, ilekroć nie były one spełniane. Ta suma niewypłacalnych długów była naszym przeciwnikiem, bo to był nasz Grzech jako taki, główny wróg ludzkości (por. Rz 5:12.21; 7:8–13.17.20–25). On właśnie został usunięty jako przeszkoda z naszej drogi do Boga. On został wreszcie przygwożdżony do krzyża w osobie Jezusa (Rz 8:3; 2 Kor 5:21; Ga 3:13), który sam w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo (1 Pt 2:24). Stało się ono odtąd znakiem zwycięstwa Chrystusowego. 15. Ściśle związany z poprzednim, ostatni aspekt Odkupienia nabiera horyzontów kosmicznych. Jest tu odmalowane na wzór rzymskich pochodów triumfalnych zwycięstwo Chrystusa Odkupiciela nad duchowymi „Potęgami”. Zasadniczo dokonało się ono w faktach paschalnych – śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa, lecz ujawni się dopiero podczas paruzji (1 Kor 15:24–27; por. Hbr 2:8). Ogólnikowo znów tutaj nazwane Zwierzchności i Władze to raczej moce demoniczne, sprawujące dotąd tyranię nad ludzkością na skutek jej grzechów. Do uroczystego rytuału triumfu rzymskiego imperatora należało m.in. i to, że rozbrojonych, a skutych kajdanami jeńców, z ich wodzami włącznie, prowadzono w pochodzie przed kwadrygą triumfatora. Chrystus jawnie wystawił na pokaz te rzekome „Potęgi” i nie powinny one już Kolosan ani fascynować, ani napełniać zabobonnym lękiem. 16. Od zasad dogmatycznych jako racji przechodzi Apostoł do wniosków moralnych. Praktyki ascetyczne, które urzekają niektórych Kolosan, są bez wartości, gdyż suwerenne władztwo Chrystusa odbiera im wszelką podstawę. Zbędna więc jest krytyka chrześcijańskiej wolności od drobiazgowych przepisów pokarmowych, nakazywanie w tej dziedzinie jakichś szczególnych przepisów, dyktowanych ascezą. To, że takie praktyki były wówczas w modzie, świadczy Józef Flawiusz, wychwalający za ich przestrzeganie esseńczyków, a potwierdziły ostatnio odkryte dokumenty wspólnoty z Qumran. Asceza ta miała podłoże żydowskie, jak widać z wyliczenia: w sprawie święta, czy nowiu, czy szabatu, zupełnie jak w Oz 2:13. Qumrańska sekta istotnie trzymała się własnego kalendarza liturgicznego, odmiennego od przestrzeganego w kołach oficjalnych. 17. Lapidarna zasada każe porzucić wszystkie te formy kultu, bo są przestarzałe. Cienie rzeczy przyszłych (Hbr 8:5; 10:1), wzorowane na słynnej platońskiej przenośni jaskini, mają wyrazić znikomość i przemijanie obrzędowych przepisów Prawa Mojżeszowego. Tymczasem umbram fugat veritas: prawda należy do Chrystusa. Rzeczywistością pełnych środków zbawienia, rozporządzają teraz chrześcijanie 18–19. Następuje odrzucenie fałszywego kultu aniołów i pseudomistycyzmu. W istocie są one tylko dowodem pychy i braku łączności nadprzyrodzonej z Chrystusem jako Głową eklezjalnego Ciała. Użyte tu słownictwo wskazuje, że błędnowierstwo tamto miało posmak helleńskich misteriów. Apostoł demaskuje tu bezwartościowość jego haseł. Odkrycia w Qumran przyniosły wiadomości o roli aniołów w życiu duchowym wspólnoty, a u Józefa Flawiusza czytamy, że imiona aniołów osłaniała u esseńczyków swoista disciplina arcani. Potępieni błędnowiercy są iluministami, którym imponują własne ich wizje, dyktowane – niestety – przez egocentryzm. Fatalnym skutkiem szukania przez nich innego pośrednictwa jest oderwanie się od Chrystusa, który sam jeden tylko może zapewnić Boży wzrost zjednoczonym ze sobą członkom Jego Ciała. Bardziej szczegółowo charakteryzuje ten wzrost Ef 4:16. 20–21. Nie bez ironii zadaje Apostoł zwolennikom fałszywej ascezy pytanie retoryczne, które ma im podsunąć wniosek co do porzucenia w sposób zdecydowany mylnych przekonań. Przecież przez chrzest umarli oni z Chrystusem dla wszystkich Potęg kosmicznych, utożsamianych z aniołami jako rządcami materialnego kosmosu, czy też demonami (zob. kom. do Kol 2:4; Ef 6:15 n). Chrześcijanin już nie żyje na świecie rządzonym przez jego żywioły, bo żyje ukryty z Chrystusem w Bogu (Kol 3:3). Dlatego sarkastycznie tu przez Apostoła wyliczone drobiazgowe zakazy, dyktowane lękiem przed rytualną nieczystością, nie mają do wiernych żadnego zastosowania. Uleganie im byłoby jednoznaczne z zaprzeczeniem skutków chrztu (por. Ga 4:9; 5:1 n). 22. Najpierw raz jeszcze, jakby nawiasowo mówiąc, podaje Apostoł bezzasadność owych lękliwych zakazów; rzeczy z natury przeznaczone do zniszczenia, jakimi są pokarmy, nie mogą być rękojmią moralnego postępu czy wiekuistej nagrody (por. Mk 7:18 n). Nakazy i nauki ludzkie – cytat z Iz 29:13 n, gdzie Prorok zwalcza formalizm Żydów – nie mogą wiązać uczniów Chrystusa. 23. Apostoł sumuje w końcu pozornie dodatnie cechy błędnego kultu, mogące wytłumaczyć do pewnego stopnia ich powodzenie wśród Kolosan. Końcową część zdania bardzo różnie się interpretuje przypuszczając, że tekst uległ skażeniu. Nasze tłumaczenie nic nie zmienia w tekście i nic nie dodaje. Sens jest następujący: nawet pozory mądrości nikną tam, gdzie wyraźnie idzie o hołdowanie zepsutej naturze. 3:1. Moralna część listu nie mniej niż część poprzednia, dogmatyczna, ma za przedmiot główny Chrystusa. Jedyną bowiem i wyłączną zasadą życia tak moralnego, jak ascetycznego, św. Paweł nie wyznacza tu wyraźnej granicy, jest właśnie On – Chrystus, jako obraz niewidzialnego Boga, mianowicie Chrystus chwalebny, o którym zwłaszcza była mowa w Kol 2:11–15. W tym urywku, łączącym obie części listu szczególnie zasługuje na podkreślenie całkowita, ontyczna nowość życia chrześcijańskiego oraz jego orientacja zasadniczo eschatologiczna: myślą wybiega ono do swojej niebieskiej ojczyzny. Punktem wyjścia tego napomnienia jest dla Apostoła ciągle przez niego podkreślany fakt zadzierzgniętej na chrzcie solidarności życia i śmierci z Chrystusem. Znamienny, jest tutaj odwrotny porządek niż w 2:12n: życie wysunięte jest na plan pierwszy. Zgodnie z językiem biblijnym (zob. Flp 2:21) szukać trzeba w nowym stylu życia tego wszystkiego, co jest zgodne ze stanem, w jakim przebywa Chrystus chwalebny. W ostatecznym rozrachunku jest to szukanie Osoby, nie normy etycznej (por. Flp 3:7 n. Flp 3:12). Określenie Chrystusa jako zasiadającego po prawicy Bożej pochodzi z mesjańskiego psalmu. Była to stała formuła pierwotnej katechezy (por. Mk 16:19; Dz 2:33 n; Rz 8:34; Ef 1:20; Hbr 1:3; 8:1; 10:12; 12:2; 1 Pt 3:22; Ap 3:21). Stwierdzała ona, że historyczny Jezus po swej śmierci i zmartwychwstaniu jest Królem-Mesjaszem proroków, stąd ma wraz z Ojcem udział w rządach światem. 2. Poprzedni wniosek moralny otrzymuje tu potwierdzenie kontrastowe: dążeń przyziemnych nie może mieć chrześcijanin, zapatrzony w świat nowych wartości (por. Mt 6:19 n. Mt 6:33). 3–4. To, co najtrudniejsze – oderwanie od przyziemności – trzeba jeszcze dodatkowo podbudować. Argumentem jest fakt śmierci sakramentalnej dawnego człowieka podczas chrztu – obumarcie grzechowi w sposób zasadniczy (zob. Kol 2:12; Rz 6:3). Nie wolno jednak poprzestać na momencie negatywnym śmierci, bo chrzest dał życie, które w doczesności trwa w ukryciu, tak jak i sam Chrystus jest niewidzialny. Chrześcijanin jest spowity w Boże misterium (por. Mt 6:4.6; 11:25; Rz 2:29). Niemniej to niewidzialne jego życie jest rzeczywistością, którą paruzja po prostu tylko odkryje. Wówczas stanie się jawna pełnia życia czerpana z chwalebnego Chrystusa. Jego tryumf ostateczny – wciąż na zasadzie solidarności – będzie także tryumfem Jego wiernych, jako współautorów Bożego dramatu zbawienia (por. Rz 8:17.29 n; 1 Kor 1:9; Flp 3:20 n; 1 Tes 4:14–17; 2 Tm 2:11 n; 1 Pt 4:13; Ap 3:21). Ze względu na to, że Chrystus jest wspólną zasadą zmartwychwstania zarówno chrzcielnego, jak i powszechnego, cielesnego, po prostu może On być nazwany życiem wiernych (por. Jan 11:25; 14:6). W każdym z wiernych chrzest zainicjował tajemnicze życie Chrystusa (Ga 2:20), a paruzja tylko je ujawni. Chwała Chrystusa stanie się udziałem wiernych (1 Kor 15:42–49). 5. Chrzest był chwilą przełomową – przejściem ze stanu duchowej śmierci do prawdziwego życia w Chrystusie. Ten fakt przejścia wymaga od dorosłych chrześcijan realizacji ich chrztu w życiu moralnym, zaczynając od zadania śmierci grzechowi. To, co potocznie określamy jako „umartwienie” (termin o barwie trochę wyblakłej!), tutaj Apostoł mocniej wyraża czasownikiem zadawać śmierć przyziemności w członkach (por. Rz 6:13.19; 7:5.23; Ef 2:3). Następuje wyliczenie pięciu wykroczeń typowych dla świata pogańskiego (por. Rz 1:24–27; 1 Kor 6:9 n; Ga 5:19 n; Ef 4:19; 5:3.5; 1 Tm 1:9 n), które głównie czyniły pogan nieczystymi w oczach Żydów (Ba 6:42 n; Mdr 14:22–26), co stwierdzają pisma rabinów i literatura z Qumran. Świat zaś grecko-rzymski w znacznej mierze nie odczuwał ich niewłaściwości, skoro trafiały wyliczone nadużycia nawet do niektórych kultów. O bałwochwalstwie zob. Ef 5:5. 6–7. Po wyliczeniu przestępstw następuje groźba kary Bożej na sądzie, jak w Ef 5:6: który już się zbliża. Przestroga ta opiera się na niedawnym, sprzed nawrócenia, smutnym stanie moralnym adresatów (por. Ef 5:8; 1 Kor 6:11); tak ulegali oni atmosferze moralnej swego środowiska. 8. Kontynuując napomnienia moralne, przechodzi Apostoł kolejno do pięciu wad przeciwnych szeroko pojętemu piątemu przykazaniu – różnych objawów gniewu. W zbawczym teraz trzeba zdecydowanie odrzucić – jak zbrukane odzienie – takie przywary, jak gniew, w znaczeniu trwałego wrogiego usposobienia, zapalczywość, tzn. gwałtowne jego wybuchy, złość, która chce drugim szkodzić, znieważanie słowne i haniebne mowy – zapewne obmowy czy oszczerstwa. 9. Jak w Ef 4:2, następuje zakaz kłamania, tutaj jednak z inną motywacją, nie tyle społeczną, ile soteryjną. Kłamstwo cechuje dawnego człowieka (Rz 6:6; Ef 4:22), którego zwlekł raz na zawsze chrześcijanin, przyodziawszy na chrzcie nowego (zob. Ef 4:24), tzn. samego Chrystusa (Rz 13:14; Ga 3:27). 10–11. Zdejmowanie przez katechumenów szat do kąpieli obrzędowej chrztu i ponowne ubieranie się potem nowo ochrzczonych stanowią tło tego porównania. Tu nadto mowa jest o stałej odnowie duchowej. W pełni eschatologicznej odzyska chrześcijanin to, co Adam utracił, dążąc niewłaściwie do poznania dobra i zła (Rdz 2:17; por. Rdz 3:5–7). Odzyskanie obrazu Bożego (Rdz 1:26 n) – to nowe stworzenie (2 Kor 5:17; Ga 6:15), zaczęło się wprawdzie z chrztem, ale odnawia się wciąż przez życie moralne godne chrześcijanina, a zakończy podczas paruzji upodobnieniem do Chrystusa, Nowego Adama – także pod względem ciała duchowego (1 Kor 15:44–49). Po chrzcie, w chrystosferze, znikają wszystkie różnice ważne w doczesności (zob. Ga 3:28), nawet rasowo-kulturalne, o których nie wspomina ten tekst równoległy. Natomiast Chrystus jest wszystkim: normą, rzeczywistością, prawem i życiem, jednością wśród różnic. 12–13. Po ustaleniu tej zasady chrystocentryzmu przechodzi Apostoł do napomnień pozytywnych, jakie wynikają ze zjednoczenia wiernych z Chrystusem. Są oni przecież wybrańcami Bożymi (zob. Rz 8:33; por. 1 Pt 1:1; 2:9), świętymi, tzn. jakoś przez ów wybór Boży odłączonymi od grzesznego świata i przeznaczonymi do służby Bogu, są przez Boga umiłowanymi (Rz 1:7; 1 Tes 1:4; 2 Tes 2:13.16). Tylko odwieczna i suwerenna miłość Boga tłumaczy ten wybór (zob. Ef 1:4). Zatem zrozumiałym następstwem owego wyboru jest naśladowanie Boga czy Chrystusa (Ef 4:1.32), a motywacja opiera się na zbawczym dziele Boga. Ma to być odbicie cech miłosiernego Zbawcy: serdecznego współczucia – zob. Flp 2:1; dobroci (zob. Ef 2:7; 4:32); pokory, cichości, cierpliwości (zob. Ef 4:2; Flp 2:3.8). Zespół tych cnót ujawni się w życiu wspólnoty chrześcijańskiej: będzie to umiejętność znoszenia się wzajemnego z pobudki nadprzyrodzonej – wzorem Chrystusa-Zbawcy (zob. Ga 6:2; Ef 4:32), mianowicie w odpowiedzi na Jego czynną miłość widoczną w dziele Odkupienia (por. nieco inną motywację w Mt 6:14 n; Mt 18:23–35, wzajemne przebaczenie warunkiem darowania win na sądzie Bożym). 14. Dopełniając obraz „oblekania” cnót każe Apostoł na wszystkie poprzednie cnoty przywdziać w roli jakby trzymającego je pasa – miłość (por. Oz 11:4 – LXX). Prowadzi ona do doskonałości zespół cnót przez to, że je łączy wzajemnie, od wewnątrz (por. Rz 13:10; Ga 5:14). Dopiero miłość czyni człowieka doskonałym w Chrystusie (Kol 1:28), ona też wiąże wiernych w doskonałą społeczność Ciała Chrystusa (por. 1 Kor 12:12–26; 13:1–13; Ef 4:14 n). 15. Zanim przejdzie Apostoł do szczegółowych wymagań i wniosków, wyraża życzenie, które jest zarazem zadaniem społecznym, utrzymania w sercach pokoju Chrystusowego. W Flp 4:7 nazywa go Bożym, tutaj Chrystusowym dla podkreślenia, że może dać go tylko Chrystus (por. Jan 14:27). Nie przestając być wymaganiem, pokój ten pochodzi z łaski; mówiąc Pawłowym językiem – jest owocem Ducha Świętego (Ga 5:22), bezpośrednim następstwem miłości, która przez Niego jest rozlana w naszych sercach (Rz 5:5). W jednym Ciele (por. Ef 4:4–6) są pojednani z Bogiem wierni (Kol 1:20; Ef 2:16) – mianowicie w uwielbionym Ciele Chrystusa, źródle naszego pokoju, z którego bierze początek eklezjalne Ciało Chrystusa. I bądźcie wdzięczni to zrozumiały apel po wzmiance o chrystosferze, bo wdzięczność jest jedynym właściwym echem serca ludzkiego na Boże wołanie, człowiek niewdzięczny jest aspołeczny. 16. Ukazuje się nam z kolei, w wielkim skrócie, obraz bogatego życia liturgicznego pierwotnego Kościoła – życia, które łączy pouczenie wiernych przez słowo Chrystusa, a więc przekazaną przez Apostołów naukę (por. Rz 10:17; 1 Tes 2:13), z czynną chwałą Bożą. Warta podkreślenia jest tu swoista obecność Chrystusa przez Jego słowo, zaznaczona czasownikiem mieszkać (por. 1 Jan 2:14). W tradycji nazwano to z czasem trafnie sacramentum audibile, jako cenne uzupełnienie obecności sakramentalnej, nazwanej odpowiednio do tego verbum visibile. Bogactwo nauki Chrystusa wyraża się na zewnątrz w postaci rozmaitych przejawów charyzmatycznych (por. Ef 5:18 n). Nieliczne ślady natchnionych hymnów pierwotnego Kościoła odnajduje się dziś w pismach NT (np. Jan 1:1–18; Rz 1:3 n; Flp 2:6–11; 1 Tm 3:16; 2 Tm 2:11–13). Ukazuje nam się tu liturgia jako dzieło Ducha Świętego w Kościele. Jej wynikiem jest sobria ebrietas biorących w niej czynny udział: z tego rodzaju wsparciem idą w życie codzienne. 17. Ma ono nosić na sobie znamię chrystosfery: dzięki czynić Bogu Ojcu w imię Pana Jezusa znaczy tyle, co uznawać w Nim Pana i Jedynego Pośrednika (por. Flp 2:11; 1 Tm 2:5). U chrześcijan więc nie ma w życiu żadnych dziedzin wyłącznie „świeckich”, gdyż wszystko jest włączone do swoistej liturgii życia. 18. Ogólną charakterystykę takich zestawień obowiązków zob. Ef 5:21 – 6:9. Tu więc ograniczymy się do omówienia składników odmiennych. Zasadę poddania żon mężom z Ef 5:22 sformułował tu Apostoł nieco delikatniej: wymaga tego etos na poziomie chrześcijańskim. W Ef jest mocniej zaakcentowany chrystocentryzm. 19. W zwięzłym nakazie dla mężów brak tego uzasadnienia, które podaje Ef, może dlatego, że adresaci mogli łatwo zapoznać się z treścią owego listu okrężnego, skierowanego do kościołów doliny Likosu. Uzupełnia go zakaz bycia – dosłownie – „gorzkimi”. Mowa tu o stale okazywanym niezadowoleniu. W imię nadprzyrodzonej miłości trzeba więc przezwyciężyć może i uzasadnione powody do niezadowolenia. 20. Nakaz dla dzieci – w porównaniu z Ef 6:1–3 – jest bardziej zwięzły, a zarazem ma większy zakres: we wszystkim. Okolicznik miłe w Panu, zwrot wyłącznie w NT Pawłowy, znaczy tyle, co: w życiu na poziomie chrześcijańskim. 21. Dołączona przy tym przestroga dla ojców, nie dla matek, przed rozdrażnianiem dzieci, niemal identyczna z Ef 6:4, ma jednak mocniejszą motywację negatywną – obawę przed duchowym skarleniem. Dzieci mają wzrastać w atmosferze spontanicznego dążenia do dobra, nie zaś lęku przed karą. 22–23. Apostoł reguluje stosunki między panami i niewolnikami zupełnie podobnie jak w Ef 6:5–9. Typ uzasadnienia jest ten sam: ogólnochrześcijański i nadprzyrodzony. O dwie idee biblijne jest bogatszy tekst niniejszy: bojąc się [prawdziwego] Pana znaczy tyle, co czcząc z bojaźnią synowską, nie zaś niewolniczą, a dziedzictwo jako zapłata, choć brzmi bardzo starotestamentalnie, oznacza niesłychany postęp w porównaniu z tym, co znał dotąd judaizm, gdyż niewolnikowi przyznaje się równe prawo do dziedzictwa u Boga. Służba niewolnika-chrześcijanina jest zaszczytną służbą samemu Chrystusowi, prawdziwemu Panu (por. 1 Kor 7:22). 24–25. Bezwzględna sprawiedliwość Sędziego eschatologicznego, Chrystusa, odnosi się do wszystkich możliwych kategorii „sług” tego Pana. 4:1. Końcowe wymaganie pod adresem panów, równoległe do Ef 6:9, zawiera dwa terminy zapożyczone od hellenizmu: sprawiedliwość, oczywiście prawną, oraz słuszność, która ją łagodzi, zawierając odcień serdecznej troski o człowieka. Mimo greckiej szaty myśl jest nowa, do głębi nadprzyrodzona, gdyż punktem odniesienia jest chwalebny Kyrios, Chrystus. 2. Po przestrogach stanowych Apostoł powraca do napomnień skierowanych do wszystkich chrześcijan. Zaczyna od zachęty do nieustannej modlitwy, podobnie jak w Ef 6:18 n. Widać stąd, że poprzednio omówiona modlitwa liturgiczna całej wspólnoty nie wyczerpuje obowiązku modlitwy w osobistym życiu chrześcijanina, która ma być jakby regularnym jego oddychaniem. Wymaga ona postawy czujności i dziękczynienia (por. Mt 26:41 par.; Łk 18:1). Pierwsza wiąże się z myślą o paruzji (por. Mt 24:42 par.; Rz 13:11; 1 Tes 5:4–10; 1 Pt 1:13; Ap 3:2 n; Ap 16:15). Druga, dwukrotnie już wspomniana (Kol 2:7; 3:15), często powraca w napomnieniach Pawła (por. Flp 4:6). 3–4. Apel św. Pawła o modlitwę w jego intencji jako apostoła często się powtarza (Rz 15:30 nn; Ef 6:19; 1 Tes 5:25; 2 Tes 3:1). Podwoje [dla] słowa – to nie są usta z Ef 6:19, lecz możliwości apostołowania słowem (por. Dz 14:27; 1 Kor 16:9; 2 Kor 2:12; Ap 3:8). Tajemnicą jest tu sam Chrystus (Kol 1:27; 2:2). Więźniem stał się i jest Paweł jako apostoł (por. Dz 21:27–33). Kerygmat jego w tej chwili jest utrudniony, jeśli nie uniemożliwiony, dlatego Apostoł wzywa do modlitwy w tej intencji. Paradoksem chrześcijaństwa – wbrew misteriom pogańskim – jest wypowiedzenie tajemnicy (zob. Kol 1:26). 5. Na zakończenie napomnień podaje Paweł ważną zasadę dotyczącą stosunku chrześcijan do otoczenia pogańskiego (por. 1 Tes 4:12). Obcy – dosł.: ci, którzy są na zewnątrz – to wszyscy będący aktualnie poza Kościołem. Określenie mądrze odnosi się nie do teoretycznej mądrości, której Apostoł nie cenił wysoko, odkąd poznał Chrystusa jako mądrość od Boga (1 Kor 1:21–30; por. Kol 3:19), lecz praktycznej, życiowej (zob. Ef 5:15). O wyzyskiwaniu chwili sposobnej – zob. Ef 5:16. 6. Następuje ważna wskazówka dla apostolstwa laikatu – zachęta do umiejętnego posługiwania się słowem. Miła mowa ma mieć wdzięk płynący z miłości bliźniego (por. Ef 4:29) i przynosić pożytek (por. Mt 5:13; Mk 9:50 par.), tzn. pociągnąć, zyskiwać zwolenników, zwłaszcza gdy poganie pytają o zasady nowej wiary (por. 1 Pt 3:15). Sam Paweł był mistrzem – jak widać z opisów Dz – trafiania słowem do umysłów rozmówców przez to, że stawał się wszystkim dla wszystkich (1 Kor 9:22). 7–8. Jak we wszystkich listach więziennych, tak i tutaj św. Paweł poleca adresatom oddawców jego listu. Niniejsze polecenie jest niemal identyczne z Ef 6:21. Odrębne zaś szczegóły są następujące. Tychik otrzymuje nadto tytuł współpracownika, co dosłownie należałoby przetłumaczyć: „współniewolnik”. Tytuł ten umieszcza go w randze przyznanej w Kol 1:7 Epafrasowi. Jest to więc również pewnego rodzaju legatus a latere. 9. Onezym, zbiegły niewolnik, główny temat Listu do Filemona, otrzymuje tu określenie wiernego i umiłowanego brata, na równi z takimi misjonarzami, jak Epafras czy Tychik. Spośród was nabiera sensu głębszego; nie tylko wskazuje na rodaka, lecz na nowo zdobytego członka Kościoła w Kolosach. Podobnie jak Tychik ma on opowiedzieć adresatom nie tylko o sprawach osobistych Pawła, lecz i o Kościele rzymskim, określonym ogólnikowym zwrotem wszystko, co tutaj się dzieje. Chrześcijański awans dawnego niewolnika widoczny jest na każdym kroku. 10. Wzorem listów poprzednich, na zakończenie, dołącza Apostoł pozdrowienia od tych, którzy go otaczają w chwili pisania tego listu. Arystarch, Macedończyk z Tesaloniki, towarzysz trzeciej podróży misyjnej św. Pawła, udaje się wraz z nim jako więźniem w podróż do Rzymu (Dz 19:29; 20:4; 27:2), gdzie zapewne trwa nieodstępnie przy boku Apostoła (por. Flm 24). Stąd tytuł współwięźnia, który przysługuje również Epafrasowi. Możliwe, że obaj oni pełnili na przemian swą służbę przy św. Pawle. Marka powszechnie się utożsamia z Janem Markiem, ewangelistą (Dz 12:12.25; 15:37.39), co by dowodziło, że dawne nieporozumienie poszło już w niepamięć, a Marek odzyskał zaufanie Apostoła i będzie już z nim do końca (por. 2 Tm 4:11). O Barnabie – zob. Dz 4:36; 9:27. Jakie mogły być owe zlecenia – nie wiemy; wiadome jest jedynie powiązanie Marka z polem misyjnym w Azji Mniejszej (por. 2 Tm 4:11; 1 Pt 5:13). 11. Ostatni z wymienionych Żydów, Jezus, z przydomkiem Justus, nie jest nam znany skądinąd. Należał do nielicznych chrześcijan żydowskiego pochodzenia, którzy nieśli pociechę więźniowi (por. nutę żalu w Flp 2:20 n). 12–13. O Epafrasie zob. Kol 1:7 oraz Flm 23, o zaszczytnym zaś tytule sługi Chrystusa Jezusa – Rz 1:1. Walczący o was w modlitwach (o samym czasowniku – zob. kom. do Kol 1:29) – to mocna przenośnia, może wzorowana na podobnej roli Mojżesza według opisu Wj 17:8–16; 32:11–14. Ten, który pierwszy zaniósł wiarę do Kolosów, nieustannie modli się o łaskę doskonałego wypełnienia woli Bożej przez członków tamtejszego Kościoła. Ta apostolska troska Epafrasa rozciąga się zresztą na pozostałe Kościoły w dolinie Likosu – w Laodycei i w Hierapolis. 14. W określeniu ewangelisty Łukasza mamy dwa cenne szczegóły: co do zawodu lekarza i o nieżydowskim pochodzeniu. Pierwsza okoliczność tłumaczy jego miejsce przy boku dostojnego i kochanego pacjenta – Pawła (por. Ga 4:13 n). Obecność tę potwierdza też Flm 24, wymieniając Łukasza wraz z innym Grekiem, Demasem, późniejszym być może apostatą (2 Tm 4:10). 15. Pozdrowienia kierują się do tych Laodycejczyków, którzy przebywali w Kolosach, oraz do Kościoła lokalnego, gromadzącego się częściowo także w domu prywatnym Kolosanina Nimfasa (por. analogie: Rz 16:5; 1 Kor 16:19). 16. Nakaz ten dotyczy niewątpliwie liturgicznego odczytania obydwu listów, skoro ma to się dokonać w Kościele, oczywiście razem zgromadzonym. List z Laodycei może być tym pismem okrężnym, który znamy dziś pod nazwą Listu do Efezjan (zob. Wstęp do Ef). 17. Na zakończenie czytamy apel o przypomnienie Archipowi, którego imię figuruje jeszcze w adresie Flm 2: o jego obowiązkach religijno-społecznych, może związanych z charyzmatem i urzędem. Może chodzi tu o zastępstwo nieobecnego Epafrasa? 18. Pierwsze zdanie o własnoręcznie napisanym pozdrowieniu występuje nadto w 1 Kor 16:21; 2 Tes 3:17 i być może w Ga 6:11. Jest to rodzaj pieczęci na zakończenie dyktowania (por. Rz 16:22, gdzie sekretarz podaje swoje imię) – znak autentyczności listu. Pamiętać o kajdanach – to modlić się w intencji Apostoła, jak prosił w Kol 4:3, o możliwość dalszej działalności misyjnej. Błogosławieństwo końcowe jest najkrótsze ze wszystkich (1 Tm 6:21; 2 Tm 4:22). PIERWSZY LIST DO TESALONICZAN Coraz powszechniej jest podtrzymywana przez egzegetów opinia, że Pierwszy List do Tesaloniczan powstał podczas drugiej podróży misyjnej Pawła, w Koryncie, około r. 51. Oto kilka racji, potwierdzających słuszność tej opinii: 1) Z treści 1 Tes wynika, że Paweł jest pod wrażeniem – pod bardzo świeżym wrażeniem – wiadomości przyniesionych przez Tymoteusza z Tesaloniki. Nawiązuje bowiem wiele razy do swojej misjonarskiej działalności w tym mieście (1 Tes 1:5–9; 2:2.8.11 n). Mówi o tym, jak serdecznie był przez Tesaloniczan traktowany (1 Tes 1:9), odwołuje się do świeżej pamięci Tesaloniczan podejmujących u siebie Apostoła (1 Tes 1:5; 2:1). 2) Wspólnota tesalonicka zdaje się być jeszcze zupełnie młoda. Jednakże nie zdarzyło się w niej dotychczas nic takiego, co byłoby godne ponownego omówienia w liście. Paweł i Tesaloniczanie żyją w atmosferze entuzjastycznego zakładania podwalin pod nowy Kościół. 3) Jest rzeczą zupełnie naturalną, że Paweł pisał swój list nie w czasie podróży, lecz z miejsca dłuższego postoju. Otóż miejscem takiego postoju kolejnym chronologicznie po wizycie Pawła w Tesalonice – był Korynt. W Dziejach Apostolskich zaś (Dz 18:12–17) znajduje się wzmianka, pozwalająca określić rok, w którym Paweł zawitał po raz pierwszy do Koryntu. We wspomnianym fragmencie Dziejów opisane jest stawienie Pawła przed Gallionem, który jako prokonsul Achai rezydował w Koryncie najprawdopodobniej od czerwca 51 r. do czerwca 52 r., jak wynika z pewnej inskrypcji znalezionej w Delfach. W tym czasie przebywał więc Paweł z pewnością w Koryncie, skoro Łukasz pisze o postawieniu Pawła w stan oskarżenia przed Gallionem. 4) Z Dz 18:2 n wiadomo, że to właśnie w Koryncie spotkał Paweł Akwilę i Pryscyllę, małżeństwo żydowskie, skazane dekretem cesarza Klaudiusza na wygnanie. Dekret ten, według wszelkiego prawdopodobieństwa, był wydany w r. 50. Musiało upłynąć kilka miesięcy od czasu jego wejścia w życie do chwili ulokowania się wygnańców z Rzymu w Koryncie. Nie jest wykluczone zatem, że spotkanie Pawła z Pryscyllą i Akwilą miało miejsce w r. 51. Mało prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że list powstał w czasie trzeciej podróży misyjnej Pawła. Tożsamość apologetycznych argumentów, którymi Paweł posługiwał się zarówno w 1 Tes, jak w Ga i 2 Kor nie musi prowadzić do wniosku, że wszystkie trzy listy powstały w tym samym czasie. Żydzi „żydujący” i gnostycy zawsze tą samą bronią atakowali Pawła, i to jest racja, dla której kontrargumenty Apostoła, aczkolwiek z różnych okresów czasu, pod względem treści są zawsze takie same. Opinia o powstaniu listów do Tesaloniczan podczas trzeciej podróży misyjnej Pawła jest nie do utrzymania m.in. z tego względu, że Tesaloniczanie posiadali jeszcze bardzo skąpe wiadomości co do przyszłego życia chrześcijanina. Paweł nie zdołał jeszcze przekazać im całej teologii życia pozagrobowego – musiał bowiem wcześniej niż zamierzał opuścić Tesalonikę. Gdyby list powstał dopiero podczas trzeciej podróży misyjnej, wiedza teologiczna Tesaloniczan byłaby pełniejsza, i co za tym idzie, wątpliwości co do przyszłego losu zmarłych najprawdopodobniej nie miałyby miejsca. Jedność literacka Pierwszego Listu do Tesaloniczan, nie kwestionowana przez wiele stuleci, jest podawana w wątpliwość w ciągu ostatnich dziesięcioleci. List skierowany jest do wiernych mieszkających w Tesalonice (później: Saloniki), w stolicy rzymskiej prowincji Macedonii i siedzibie prokonsula. Miasto leżało u wybrzeży Morza Egejskiego, przy słynnym rzymskim szlaku komunikacyjnym (Via Egnatia), łączącym Bizancjum z Rzymem. Tego rodzaju położenie zapewniało mu rolę ważnego ośrodka życia gospodarczego, handlowego i kulturalnego. Po bitwie pod Filippi (r. 31 przed Chr.) Tesalonika otrzymuje prawa miasta wolnego z własnym samorządem, sprawowanym przez pięciu lub sześciu politarchów (por. Dz 17:6). Święty Paweł przybył tam około r. 50, rozpoczynając swe nauczanie w synagogach. Na owoce pracy apostolskiej nie potrzeba było długo czekać, gdyż nie tylko Żydzi, ale i znaczna liczba pogan przyjęła głoszoną przez niego Ewangelię. Wywołane z poduszczenia miejscowych przeciwników rozruchy zmuszają jednak Pawła do opuszczenia miasta (Dz 17:1–10). Gdy weźmiemy pod uwagę treść oraz rozległą tematykę obu listów, przyjąć należy, że działalność Apostoła trwać musiała 2–3 miesiące. Trudno bowiem przypuścić, by na założenie wspólnoty, rekrutującej się w większości z pogan (1 Tes 1:9; 2:14), oraz doprowadzenie jej do rozkwitu i względnej stabilizacji (1 Tes 3:8) wystarczyło tylko kilka tygodni (Dz 17:2) jego owocnej pracy (1 Tes 2:7–12). Jakkolwiek życie religijne i społeczne wiernych tego Kościoła było na ogół zadowalające, to jednak nie zabrakło również cieni. Niedociągnięcia te były następujące: 1) nawróceni na chrześcijaństwo poganie przekonani byli o rychłym nadejściu końca świata, wobec czego ogarnęła ich apatia w stosunku do wszelkich przejawów życia codziennego, a w szczególności ekonomiczno-etycznego (1 Tes 4:11); 2) z niewłaściwą interpretacją zapowiedzi eschatologicznych łączyli niepokój o los umarłych oraz obawy związane z osobistym uczestnictwem w powtórnym przyjściu Chrystusa na sąd ostateczny – podczas paruzji (1 Tes 4:13 nn); 3) judeochrześcijanie nie mogli pojąć faktu ustania obowiązującej mocy przepisów obrzędowych ST. W tym kierunku idą zatem rozwiązania trudności i pouczenia apostolskie tego listu. 1:1. Pierwszy List do Tesaloniczan był zredagowany – jak się już zaznaczyło – podczas drugiej podróży misyjnej św. Pawła. Towarzyszami Apostoła w tej podróży byli Sylwan i Tymoteusz. Oni właśnie zastąpili Marka i Barnabę. Pierwszego Paweł nie odważył się zabrać ze sobą w drugą podróż, pamiętając o kłopotach pierwszej wspólnej wyprawy, drugi chyba sam zrezygnował ze współpracy z Pawłem, gdy na nic nie zdały się jego zabiegi o uczestnictwo Marka w drugiej podróży. Odbiorcami Listu, zaczynającego się od pozdrowień, które przesyła Paweł od siebie i od swoich nowych towarzyszy apostolskiego trudu, był Kościół w Tesalonice. Jest to Kościół, czyli zgromadzenie Boże w Panu Jezusie Chrystusie, a więc społeczność na wskroś sakralna, nabyta na własność przez mękę i śmierć Jezusa. Przedmiotem życzeń rozpoczynających Listy Pawła jest prawie zawsze łaska i pokój, czyli te dobra nadprzyrodzone, które każdy chrześcijanin winien sobie cenić najbardziej. 2. Po pozdrowieniu wstępnym w każdym prawie liście Pawła znajduje się modlitwa dziękczynna za wszystko, czym zostały obdarowane powstałe niedawno Kościoły. W pierwszym rzędzie dziękuje Paweł Bogu za dusze ludzkie zdobyte dla Ewangelii, za pierwszych chrześcijan. Przedmiotem modlitwy Pawła są prawie zawsze bliźni i ich sprawy, rzadziej ma Apostoł na myśli siebie samego i swoje osobiste trudności. Przysłówek nieustannie nie stanowi więc zbyt wielkiej przesady, zwłaszcza że Paweł pisze do Tesaloniczan, którzy przechodzili szczególnie głęboki kryzys religijny w związku z fałszywą interpretacją eschatologiczną. 3. Trzy cnoty teologiczne Tesaloniczan są przedmiotem modlitwy dziękczynnej Pawła: wiara, miłość, nadzieja. Według teologii św. Pawła dzięki wierze zawsze trwamy przy Bogu Ojcu wskutek zasług Jezusa Chrystusa. Jest to cnota pełna dynamizmu. Ona stanowi natchnienie wszystkich dobrych uczynków chrześcijanina. Przez nią uczynki owe posiadają wartość zasługującą u Boga. I dlatego całe życie chrześcijanina można uważać za jedno wielkie dzieło wiary. Trud miłości zdaje się zakładać – przynajmniej różnice terminologiczne na to wskazują – więcej wysiłków ze strony człowieka niż dzieła wiary. Pochwalona tu przez Pawła miłość Tesaloniczan ma za przedmiot nie tylko Apostoła, nie tylko – jak chcą niektórzy egzegeci – innych ludzi. Wiadomo przecież, że każda miłość prawdziwa pochodzi od Boga, jako Jego dar i do Boga wraca. Jest to cnota, dzięki której potrafimy kochać wszystko w Bogu i Boga we wszystkim. Okazywana bliźnim miłość przestaje być miłością, skoro tylko przyłączy się do niej chęć uzyskania czegoś za cenę wyświadczonego dobra. Miłość prawdziwa nie daje się ani sprzedać, ani kupić. Przymiotem zaś i treścią wytrwałego oczekiwania – Jezus Chrystus w chwale drugiego przyjścia. Dzięki cnocie nadziei całe życie chrześcijanina można przyrównać do pełnego tęsknoty adwentu. 4. Wiadomo już, że termin bracia, użyty na określenie chrześcijan, ukazuje się po raz pierwszy w mowie misyjnej św. Piotra zaraz po Zesłaniu Ducha Świętego. Posługuje się nim także św. Szczepan i szczególnie często Paweł. Tytuł przez Boga umiłowani przysługuje nam dzięki miłości, którą Bóg Ojciec okazał ludziom w Chrystusie na krzyżu. Od chwili śmierci i zmartwychwstania Jezusa widnieje na nas znamię Bożej miłości. Słusznie tedy możemy tak się nazywać. 5. Dzięki temu, że Bóg upodobał sobie w Tesaloniczanach i że wybrał ich także, misja apostolska Pawła wśród tych ludzi nie była zwykłym nauczaniem, nie ograniczała się do samego słowa, lecz obfitowała w moc, była wspierana przez samego Ducha Świętego, a w słuchaczach Pawłowych nauk sprawiała pewność przekonania. Moc, o której Paweł tu wzmiankuje, to zapewne aluzja do cudów i znaków dokonywanych przez Boga za pośrednictwem Apostołów. Duch Święty jest wspomniany jako właściwy podmiot wszystkiego, co się za sprawą Pawła działo w Tesalonice. Apostoł był świadom tego, że nie może sobie przypisywać nawrócenia Tesaloniczan. Niezwykłość powagi jego nauczania zapewniał bowiem sam Duch Święty. Wskutek tak wielkiej pomocy z góry słuchacze nauk Pawła posiedli pełnię przekonania co do prawdziwości Ewangelii. Podobnie jak w każdej innej wspólnocie tak też i w Tesalonice nauczał Paweł osobiście. Do tego nauczania odwołuje się często i jest przekonany, że nauczaniu temu – podobnie jak jego działalności pisarskiej – towarzyszyła moc Ducha Świętego. Nauki Pawła musiały na Tesaloniczanach wywierać wrażenie, również Apostoł odczuł w sobie bardzo żywo przypływ sił Bożych. To odwołanie się do doznań z czasów opowiadania Ewangelii będzie Pawłowi potrzebne do wywodów, stanowiących treść najbliższych rozdziałów Pierwszego Listu do Tesaloniczan. 6. Chrystus Pan powiedział: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10:38), a w innym miejscu: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16:24). Tesaloniczanie stali się naśladowcami i Pawła, i Chrystusa, dlatego że przyjęli Ewangelię pośród wielkiego ucisku. Paweł tyle razy jeszcze będzie tłumaczył, że cierpienia, troski i ucisk stwarzają atmosferę najwłaściwszą do rozwijania się cnót chrześcijańskich. Miara doczesnego cierpienia jest miarą przyszłej nagrody. Ta sama myśl będzie kiedyś przekazana Rzymianom w następującej formie: Jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy (Rz 6:8 n). Aczkolwiek siebie i Chrystusa stawia Paweł na jednej płaszczyźnie jako dwa modele do naśladowania, to jednak nie ulega wątpliwości, że on, Apostoł, o tyle tylko może być czasem godny naśladowania, o ile sam jest naśladowcą Chrystusa. Oto, co czytamy w 1 Kor 11:1, Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa. 7–8. Jak Paweł dzięki swym cierpieniom i uciskom stał się naśladowcą Chrystusa i wzorem do naśladowania dla Tesaloniczan, tak też ci ostatni dzięki cnotom, o których wspomniał Paweł na samym wstępie tego Listu, stali się zaczynem wiary dla mieszkańców okolicznych prowincji. Tesalonika, leżąc na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, stała się z czasem wszędzie sławną ze swego przywiązania do Chrystusa. Wszędzie stanowi pewną przesadę, lecz może chyba oznaczać tyle, co „w całej Grecji”. Inne, formujące się dopiero Kościoły naśladowały w życiu religijno-kultycznym oraz w urządzeniach społecznych wiernych Tesaloniki. Apostoł czuje się więc już zwolniony od jakiegokolwiek wskazywania innym przykładu Tesaloniki. Wieść o tym Kościele rozeszła się szeroko. 9. Ludzie, którzy się budowali wiarą, miłością i nadzieją Tesaloniczan, opowiadali też między sobą, z jaką to życzliwością chrześcijanie tesaloniccy przyjęli św. Pawła. Być może Apostoł sam, nie rozpoznany jeszcze, słyszał niejedno takie opowiadanie. Największe wrażenie na mieszkańcach okolicznych prowincji zrobiło jednak szczere, entuzjastyczne nawrócenie się Tesaloniczan od bożków do Boga. Bóg, którego głosił Paweł Tesaloniczanom, jest nazywany żywym i prawdziwym. Z tego wynika, że bożki, którym Tesaloniczanie dotąd służyli – to przedmioty nie mające nic wspólnego z Bogiem dającym życie. 10. W krótkim urywku komentowanego listu już po raz drugi wraca Apostoł do tematu paruzji. Tym razem sprawa ponownego przyjścia Jezusa została powiązana wyraźnie z ideą nadchodzącego gniewu, czyli ze sprawą sądu ostatecznego. Wtedy bowiem nie będzie już miejsca na miłosierdzie Boże. Dzień sądu – to dla niepoprawnego grzesznika dzień gniewu Bożego. 2:1–2. Pamiętać należy, że swoją działalność w Tesalonice rozpoczął Paweł po – jednodniowym tylko co prawda, lecz uciążliwym – pobycie w więzieniu Filippi, po biczowaniu go razem z Sylwanem i wyrzuceniu poza miasto. Cierpienia nie załamały Pawła ani nie osłabiły bynajmniej jego apostolskiego ducha. Przypomina się to, co Paweł napisze nieco późnij z całą świadomością Koryntianom: Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakimkolwiek ucisku tą pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy (2 Kor 1:4 n). 3–7. Jednakże działalność tesalonicka, choć wspomina ją Paweł z taką radością i dumą, również nie była wolna od trudności. Oprócz kłopotów w Filippi opisanych w Dz 16:20–24; 17:1–10 tu również Paweł zdaje się czynić aluzje do ataków na jego własną osobę i apostolski urząd: do pomówień o to, że głosząc Ewangelię troszczy się o zdobycie osobistego uznania, że ucieka się do pochlebstw, że nie jest mu obca chciwość, że pragnie ludzkiej chwały, że „coś jest w tym”, iż za swoją apostolską posługę nie chce przyjmować żadnego wynagrodzenia. Otóż wszystkie te posądzenia były absolutnie bezpodstawne. Paweł wcale nie jest uzurpatorem, lecz pełnoprawnym wysłannikiem Chrystusa. Jego głoszeniu Ewangelii nie towarzyszą żadne intencje uboczne; troszczy się jedynie o przypodobanie się Bogu, a nie ludziom, czego sam Bóg jest świadkiem. Miał prawo do tego, by Tesaloniczanie zapewnili mu byt materialny, lecz nie skorzystał z ich ofiarności, by nie być ciężarem dla wspólnoty. Nie walcząc o swoje prawo, bez jakiejkolwiek pewności siebie skromnie i cicho pracował wśród Tesaloniczan, starając się być dla nich niczym matka: zabiegał o to, żeby wiernym Kościoła tesalonickiego niczego nie zabrakło. Jeżeli obraz Boga troszczącego się po ojcowsku o swój lud należy w Biblii do częstych, to idea uczuć macierzyńskich w związku z działalnością Boga jest jedną z rzadszych. 8. Z dalszych wynurzeń Pawła wynika, że zupełnie niezwykłe były jego uczucia macierzyńskie względem Tesaloniczan. Powodowany nimi Apostoł nie ogranicza się do obdarzania wiernych tym tylko, co było niezbędne, co wypływało z jego apostolskiego posłannictwa. Jest niewątpliwie trochę literackiej przesady w zapewnieniu o gotowości oddania przez apostołów Tesaloniczanom nawet własnych dusz, choć nie ma powodów, by wątpić, że Paweł gotów był oddać własne życie dla uratowania dusz powierzonych jego apostolskiej pieczy. 9. Ponowne nawiązanie do pracy zarobkowej, z której Apostoł się utrzymywał, wskazuje na to, że sytuacja materialna wspólnoty tesalonickiej przedstawiała się nie najlepiej. Ta był również powód – choć nie jedyny może – dla którego Paweł zarabiał na życie pracą rąk własnych, już wtedy zapewne produkując namioty. Tę umiejętność wyniósł jeszcze z rodzinnego domu. 10. Poza tym życie Pawła upływało w Tesalonice święcie, sprawiedliwie i nienagannie. Znaczy to, że troszczył się on nade wszystko o chwałę Bożą, że starał się oddawać ludziom to, co ludzkie, a Bogu to, co Boże, że wreszcie żył tak, iż dla nikogo nigdy nie był powodem do zgorszenia – dla nikogo życie jego nie mogło być powodem do jakiejkolwiek nagany. 11–12. Ten dwuwiersz parenetyczny zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na siłę napomnień – każdego z was – jak ojciec swe dzieci prosili zachęcali i zaklinali (do uczuć macierzyńskich odwołuje się w Kol 2:7 n) – ale także ze względu na motywację towarzyszącą tym napominaniom. Jest to motywacja przez odwołanie się do godności chrześcijanina jako istoty powołanej do królestwa i chwały. Motywów jest właściwie kilka: i to, że jesteśmy powołani przez Boga, co przecież zobowiązuje, co powinno determinować nasze postępowanie i to, że czeka nas przyszła nagroda w postaci wejścia do królestwa i chwały, i wreszcie to, że taka jest przecież wola Boża, o czym mówi Apostoł nieco dalej całkiem wyraźnie. Warto zauważyć przy sposobności, że temat królestwa Bożego nie zajmuje u Pawła miejsca tak centralnego, jak w nauczaniu Chrystusa. Najczęściej w listach Pawła jest to królestwo przyszłe, eschatologiczne – choć mówi Paweł także, że Bóg nas już przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna (Kol 1:13); co wywołuje prawie zawsze myśl o przyjściu Chrystusa na sąd ostateczny. Nie ma w owym królestwie miejsca dla grzeszników, a Paweł przez swoje apostolskie trudy usiłuje właśnie umocnić królestwo Boże na ziemi. 13. Trud nie poszedł na marne. Tesaloniczanie przyjęli naukę Pawła tak, jak przyjmuje się prawdziwe słowo Boże. Poddali się działaniu Ducha Świętego, otworzyli się wewnętrznie, zachowywali się tak, jak mieszkańcy Jerozolimy po pierwszej wielkiej mowie Piotra (Dz 2:37–41). Otóż ta ich chłonność słowa Bożego, ta uległość wobec głoszonej im Ewangelii staje się przedmiotem niekończącej się modlitwy Pawła. Apostoł nieustannie dziękuje Bogu za to, że jego słuchacze właściwie przyjęli słowo Boże. 14. Istota przynależności do Kościoła polega – jak wynika z tych słów Pawła – na znoszeniu ucisku i cierpień. Wiernym Tesaloniki dana była łaska upodobnienia się do Kościołów palestyńskich przez to, że mogli cierpieć tak (por. Dz 17:5–9) jak chrześcijanie palestyńscy, o czym Łukasz wspomina kilkakrotnie w księdze Dziejów Apostolskich (por. np. Dz 8:1; 12:1–4). 15. Paweł osobiście najbardziej musiał cierpieć od Żydów, o czym łatwo się przekonać czytając dzieje jego wypraw misyjnych, opisane przez Łukasza oraz Listy. W zakończeniu Kazania na Górze wszyscy wyznawcy Chrystusa są uważani za spadkobierców i kontynuatorów męczeńskiego losu proroków starotestamentalnych. Wiadomo, że Jezus był największym z proroków lub ponadprorokiem. W rzędzie wysłanników Boga – prorocy ST, Jezus, apostołowie Jezusa – umieszcza siebie także Paweł. Spotka go taki sam los jak jego poprzedników, na co się już żalił nie tylko Chrystus (Łk 11:49), lecz także Szczepan, pierwszy męczennik Chrystusa (Dz 7:52). O tym, że cały świat nienawidził Żydów, mawiano powszechnie w starożytności. Sprawiała to monoteistyczna, absolutnie niezrozumiała dla pogan wiara Izraela oraz jego niechęć do kontaktów z poganami. Paweł nawiązuje do tej generalnej niechęci wyznaniowej, ale, rzecz jasna, pojmuje ją inaczej. Wszyscy ludzie, to ci, którym z woli Boga miała być głoszona Dobra Nowina, czemu Żydzi ciągle stawali na przeszkodzie. 16. Istota grzechu Żydów polegała na tym, że utrudniając apostołom ich działalność tym samym niejako stawiali tamy miłosierdziu Bożemu. W ten sposób sami odrzuciwszy Chrystusa biorą na siebie odpowiedzialność także za zbawienie pogan. Nie można być bowiem zbawionym, jeżeli się nie wierzy; nie można uwierzyć, jeśli nikt nie głosi prawd wiary, a prawdy wiary nie mogą być głoszone bez apostolskiego posłannictwa (Rz 10:14 nn). Za sprzeniewierzenie się ewangelizacji pogan spadnie na Żydów zasłużona kara, o czym wielokrotnie mówił sam Jezus (por. Mt 23:27; Mk 13:1 n; Łk 11:50 n; Łk 19:41–44; 23:27–30). Nie wykluczone również jest to, że pisząc: przyszedł na nich na koniec gniew Boży, myślał Paweł o wydarzeniach, których był świadkiem w czasie redagowania 1 Tes. Paweł przebywał wtedy w Koryncie, przypatrywał się z bliska wygnańczej doli Pryscylli i Akwili, małżonków żydowskich, wypędzonych z ich własnego domu w Rzymie. Być może w swym proroczym widzeniu ujrzał obraz mającego już wkrótce nastąpić zburzenia świątyni i całego Świętego Miasta. 17. Rozpoczyna się fragment, który ukazuje dosadnie wielkoduszność Pawła i jego serca. Apostoł musiał opuścić Tesalonikę przed zaplanowanym czasem. Wiedział, że ta młoda wspólnota chrześcijańska wymaga jeszcze wiele i bardzo serdecznej troski. Powracająca ciągle myśl o konieczności ponownego przybycia do Tesaloniki była nie tylko wynikiem poczucia odpowiedzialności apostolskiej za ten Kościół, lecz także potrzebą serca Pawła. Jak pełen troskliwości ojciec (1 Tes 2:11) lub tak, jak kochająca matka (1 Tes 2:7) został siłą zabrany od dzieci. 18. Zamiar udania się do Tesaloniki, dwukrotnie już skonkretyzowany i bliski realizacji, udaremniał Apostołowi – według jego własnego rozpoznania – szatan. Stanowi to albo aluzję do prześladowań i trudności ze strony „żydujących”, albo oznacza chorobę, na którą cierpiał szczególnie podczas drugiej podróży (Ga 4:13), lub wreszcie chodzi tu może o jeszcze jakiś czynnik niewątpliwie powiązany z szatanem. 19–20. Wyrażenie wieniec chwały każe się domyślać, że Paweł prowadzi prawdziwy bój z szatanem i że ma niezachwianą nadzieję zakończenia tego boju swoim zwycięstwem. Choćby bowiem wypadło cierpieć mu nie wiem jak dużo, to jednak ostatecznie, w chwili spotkania się z Panem w dzień sądu, źródłem chlubnej radości i najwyższą nagrodą będzie dla niego świadomość, że dzięki jego posłudze Tesaloniczanie osiągnęli zbawienie. W ten sposób misja Pawła do pogan zostanie uwieńczona pożądanym rezultatem. 3:1–3. Ponieważ Paweł sam nie mógł udać się do Tesaloniki, a równocześnie było mu bardzo ciężko pozostawać dłużej bez dokładniejszych wieści o młodej wspólnocie, posłał tam Tymoteusza, o którym tak chlubnie będzie się wyrażał w jednym z listów więziennych (Flp 2:19–22), a tu określa go zaszczytnym mianem brata naszego i sługi Bożego w głoszeniu Ewangelii. 4. Rzeczywistym powodem misji Tymoteusza była nie tyle miłość do Tesaloniczan i czysto ludzka tęsknota za nimi, ile raczej obawy, żeby owi nowo nawróceni, wskutek trudności, które poczęły się piętrzyć wśród nich, nie odpadli od Chrystusa. Tymoteusz, choć młody jeszcze, ale pełen zapału i poświęcenia, miał ich słowem i własną postawą podnieść na duchu, a równocześnie jeszcze raz przekonać, że cierpienia i uciski muszą stanowić zupełnie naturalną, przewidzianą przez samego Chrystusa atmosferę chrześcijańskiego życia. 5. Równocześnie stosuje tu Paweł swoistą profilaktykę apostolską: niech Tymoteusz zbada stan wiary Tesaloniczan, niech ich zabezpieczy przed ewentualnymi nieszczęściami ze strony kusiciela. Tak więc szatan, już raz wspomniany w sposób aluzyjny, nie schodzi z uwagi Pawła, który jest świadom jego niezmordowanych zakusów. Wkrótce – w 2 Tes – będzie Paweł pisał dokładnie o wielkim dziele owego syna zatracenia, będzie zapowiadał wielką apostazję, przypadającą na czasy mesjańskie. Dlatego też będzie się modlił słowami Chrystusa z Modlitwy Pańskiej – żeby dobry Bóg chronił ludzi przed złem, nie dopuścił, by ulegli pokusie (Mt 6:13; por. 2 Tes 3:2 n). Oczywiście, zależy Pawłowi również na tym, żeby jego apostolski trud nie poszedł na marne. 6–7. Przewidywania i obawy Pawła okazały się na szczęście niesłuszne. Z relacji Tymoteusza wynikało, że wspólnota żyje prawdziwą wiarą i miłością. Nadzieja została pominięta w tej pochwale Tesaloniczan być może dlatego, że w praktykowaniu tej cnoty dochodziło wśród nich do pewnych wypaczeń. Apostoł będzie musiał jeszcze dokładniej określić przedmiot tej cnoty, co uczyni przede wszystkim w 2 Tes. Nie trzeba dodawać, jak wielką radość sprawiła mu również wiadomość, że Tesaloniczanie myślą i pamiętają o nim i że, co najważniejsze, również jak on ich, tak oni jego pragną zobaczyć. Pewien problem nie tylko introdukcyjny, lecz także egzegetyczny stwarza wzajemny stosunek tekstów 1 Tes 3:1–6, Dz 18:1–5. W obydwu fragmentach chodzi o historię początków wspólnoty tesalonickiej. Następstwo wydarzeń towarzyszących powstaniu Kościoła w Tesalonice było – jak się zdaje – takie: Paweł przybył do Tesaloniki w r. 50: tzn. podczas swej drugiej podróży misyjnej. Przez trzy szabaty dyskutował z miejscowymi Żydami w synagodze (Dz 17:2). Nie wiadomo, jak długo pozostał w Tesalonice, w każdym razie owocem jego działalności apostolskiej w tym mieście było nawrócenie wielu pogan. Tesalonikę opuścił Paweł – wskutek wrogiej postawy miejscowych Żydów – wcześniej niż to sobie układał w swych apostolskich planach i udał się do Berei, gdzie przebywał bardzo niedługo. Następnym etapem jego podróży były Ateny. Tam zabawił nieco dłużej. W drugiej podróży misyjnej towarzyszył Pawłowi m.in. Tymoteusz. Tesalonikę opuszczał Paweł wspólnie z Tymoteuszem, razem przybyli też do Berei. Do Aten dotarł Paweł w towarzystwie licznych braci z Berei, ale bez Tymoteusza (Dz 17:14–15). Od tego momentu zaczynają się rozbieżności między opowiadaniem Łukasza w Dziejach Apostolskich a relacją Pawła w 1 Tes. Według Dz mieszkańcy Berei, odprowadziwszy Pawła do Aten, wrócili do swego miasta, gdzie zastali jeszcze Tymoteusza i Sylasa. Wypełniając polecenie Apostoła oznajmili im, by czym prędzej przybyli do Pawła. Z Dz 17:16 wynika, że Paweł oczekiwał na nich w Atenach. Jednakże jego spotkanie z Tymoteuszem i Sylasem miało miejsce nie w Atenach, lecz w Koryncie (Dz 18:1–5), dokąd Paweł udał się po nieudanym wystąpieniu na Areopagu. Rzecz miała się nieco inaczej według relacji 1 Tes. Z treści 3:1n wynika, że Tymoteusz i Sylas, posłuszni wezwaniu Pawła, opuścili natychmiast Bereę i udali się do Aten, gdzie zastali jeszcze Apostołów. Z Aten wysyła Paweł Tymoteusza do Tesaloniki, aby umocnił mieszkańców tego miasta w wierze. Z misji tesalonickiej wrócił Tymoteusz dopiero wtedy, kiedy Paweł redagował swój Pierwszy List do Tesaloniczan, czyli gdy znajdował się już nie w Atenach, lecz w Koryncie (1 Tes 3:6). Tak więc Dz nie wspominają wcale o misji tesalonickiej Tymoteusza, o czym mówi 1 Tes, ani o spotkaniu Pawła z Tymoteuszem i Sylasem w Atenach, co również stwierdza 1 Tes. Gdy chodzi o próbę zharmonizowania dwu relacji, to w pierwszym rzędzie należy zauważyć, że Łukasz nie mówi wyraźnie o podróży Tymoteusza do Tesaloniki, lecz podaje, że Tymoteusz przybył do Koryntu z Macedonii. Tak więc jego obecność m.in. w Tesalonice Łukasz zdaje się również suponować. Najprawdopodobniej był Tymoteusz przy tej okazji także w Filippi, skąd przywiózł Pawłowi jakiś materialny zasiłek. Wskutek tego Apostoł mógł zrezygnować z zarobkowej pracy, by oddać się całkowicie głoszeniu Ewangelii. 8–10. Te trzy wiersze jeszcze raz ukazują pełną radość Pawła – jest to radość w Duchu Świętym (Rz 14:17), owoc Ducha (Ga 5:22) – i wdzięczność względem Boga za opiekę nad młodą wspólnotą, która tak bardzo leżała mu na sercu. Ożyło w nim na nowo szczere pragnienie zobaczenia jak najrychlej Tesaloniczan, już nie tylko po to, by się nacieszyć ich widokiem, lecz także, by dopełnić tego, czego brakowało ich wierze. Paweł nie chce zatrzymywać się dłużej przy pewnych brakach religijnego życia Tesaloniczan, lecz wzmianka o potrzebie uzupełnienia ich wiary każe się domyślać, że takie niedociągnięcia rzeczywiście miały miejsce. 11–13. Jest to jeden z najpiękniejszych tekstów modlitewnych Pawła. Nawiązuje w nim Apostoł do kontekstu bezpośrednio poprzedzającego, gdzie już rozpoczął swoją modlitwę błagalną, prosząc Boga o łaskę odpowiednich okoliczności sprzyjających odwiedzeniu Tesaloniczan. Obecnie zdaje się w tej sprawie całkowicie na Boga Ojca i na Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jest bowiem przekonany, że tylko w ten sposób zostaną usunięte przeszkody, które ustawił szatan już kilkakrotnie na drodze Apostoła do Tesaloniki. Potem przedmiotem modlitwy Pawła są już wprost Tesaloniczanie. Wprawdzie nigdy nie można przesadzić w miłości Boga czy bliźniego, ale modlitwa Pawła o spotęgowanie wzajemnej miłości chrześcijan tesalonickich każe się domyślać, że pod tym względem życie młodej wspólnoty też pozostawiało nieco do życzenia. Zdobywając się na coraz większą miłość, tym samym będą się Tesaloniczanie stawać coraz doskonalsi pod względem świętości, a to z kolei sprawi, że ich spotkanie z Jezusem w dzień Jego przyjścia będzie pełne radości i chwały. Mówiąc o tym przyjściu abstrahuje Paweł od idei przyszłego gniewu, a nawet sądu Boga, ukazuje natomiast w całej pełni majestat, chwałę Chrystusa przychodzącego w otoczeniu swoich aniołów i świętych (por. 2 Tes 1:7). 4:1. Choć Paweł przebywał w Tesalonice stosunkowo krótko, to jednak zdołał przekazać mieszkańcom tego miasta wiele zasadniczych prawd chrześcijaństwa. Musiał to czynić w sposób, który utkwił głęboko w umysłach i sercach Tesaloniczan. Inaczej nie odwoływałby się w listach tak bardzo często do owych dni swego osobistego głoszenia Ewangelii w Tesalonice. Do pierwotnego entuzjazmu Tesaloniczan nawiązuje Paweł również, podając zwięzłe zasady świętości na co dzień. Ilekroć uczucie bierze górę w nauce głoszonej przez Apostoła, wówczas prawie z zasady nazywa on wiernych braćmi. Jest to termin przed-Pawłowy, szczególnie dobrze wyrażający ideę miłości, którą darzyć się winni wszyscy chrześcijanie. Prośba Pawła jest w tym wypadku wyjątkowo natarczywa. Apostoł nie tylko prosi, ale i zaklina, nie tylko liczy na własny autorytet, lecz odwołuje się do powagi samego Chrystusa. Przedmiotem tej niezwykłej prośby jest sprawa duchowego postępu Tesaloniczan. Doskonałość w ujęciu chrześcijańskim nie ma w sobie nic ze spokojnego błogostanu. Doskonałość chrześcijańska jest wspinaniem się wyżej i wyżej, jest ciągłym marszem naprzód. Gdy człowiek zaniedba choć na chwilę troskę o ów postęp, cofa się w sposób bardzo widoczny, traci nawet to, co było jego udziałem w momencie pierwszego religijnego uniesienia. Tak chyba musiało być i w życiu Tesaloniczan. Zdarzyły się pewne zaniedbania związane z niebezpieczną psychozą nadchodzącego już rzekomo końca świata. Paweł przypomina pierwszy entuzjazm Tesaloniczan i ich piękną, pełną ufności uległość wszystkim jego poleceniom. Podobanie się Bogu jest ostatecznym celem wszystkich wysiłków ascetycznych chrześcijanina. Człowiek sam, jego wewnętrzne zadowolenie, nawet jego doskonałość, choćby była najbardziej wzniosła sama w sobie, bez chęci przypodobania się Bogu nie może być głównym przedmiotem troski o postęp duchowy. 2. Paweł co prawda sam wydawał nakazy, ale czynił to zawsze mocą powagi Jezusa, jako Jezusowy apostoł. Co więcej! Treść całej Ewangelii Pawła nie była niczym innym jak tylko rozwijaniem nauki Jezusa Chrystusa i dawaniem świadectwa Chrystusowemu krzyżowi. To nie filozofia wymyślona przez Pawła. Zresztą posłuchajmy samego Apostoła: My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 Kor 1:23), lub nieco dalej: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1 Tes 2:2). 3. Wszystko, czego pragnie Bóg dla człowieka, sprowadza się do jednego: jego uświęcenia. Znów Paweł nie mówi tu nic innego, tylko powtarza słowa wypowiedziane przez Chrystusa: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5:48), lub gdzie indziej: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6:36). Bardziej skonkretyzowane owo pragnienie Boże uświęcenia człowieka jest niczym innym, jak tylko żądaniem, aby ludzie unikali grzechów. O wyrzeczeniu się jednego z nich mówi Paweł wyraźnie. Nie ma powodu przypuszczać, że Tesaloniczanie prowadzili życie wyjątkowo rozwiązłe i że dlatego właśnie przypomina im Paweł obowiązek powstrzymywania się od rozpusty. Chodziło tu raczej o to, że niebezpieczeństwo rozluźnienia obyczajów było szczególnie groźne dla ludzi żyjących w środowisku pogan, a ci w sprawach pożycia seksualnego kierowali się – jak to Paweł sam niejeden raz jeszcze powie – bardzo wielką swobodą. Szczególne zło moralne grzechów nieczystych (1 Kor 6:18; 7:2) tkwi w tym, że znieważają one ciało chrześcijanina, które jest przecież przybytkiem Ducha Świętego (1 Kor 6:19 n). 4–5. Każdy przekład nowożytny powyższego tekstu jest z konieczności już jego egzegetyczną interpretacją. W miejscu polskiego wyrażenia ciało własne w tekście greckim znajduje się termin, który trzeba by przetłumaczyć: „własne naczynie”. Paralela, jaką stanowi 1 Pt 3:7, upoważniałaby do tłumaczenia tego zwrotu: „własna żona”, co też czyni wielu egzegetów tak katolickich (Lemmonnyer, Toussaint, Vosté), jak i protestanckich (Bisping, Wohlenberg, Bornemann), przytaczając na poparcie swego stanowiska – prócz paraleli do 1 Pt 3:7 – następujące racje: 1) zwrot „posiąść żonę” jest zupełnie normalny w środowisku hellenistycznym; 2) istniał powszechny zwyczaj nabywania żon za pieniądze; 3) odpowiednik hebrajski greckiego słowa σκευoς (naczynie), jest często używany na określenie niewiasty. Jednakże rację zdają się mieć ci, którzy rozumieją omawiany tekst w sensie „utrzymanie własnego ciała w świętości i we czci”. Interpretacja ta cieszy się nie mniejszą powagą zarówno starożytnych (Jan Chryzostom, Teodoret, Ambrozjaster, Teofilakt), jak i współczesnych egzegetów (Lightfoot, Milligan, Buzy, Rigaux). Poza tym za jej przyjęciem przemawiają racje następujące: 1) w użyciu autorów greckich termin σκευoς występuje bardzo często jako określenie ciała, będącego naczyniem, pomieszczeniem duszy i takie wyrażenie – przynajmniej jeden raz – występuje również u św. Pawła. Oto, co czytamy w 2 Kor 4:7, Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas; 2) zwrot „posiąść”, „mieć we władaniu własne ciało” występuje kilka razy w tekstach papirusowych; 3) zwrot „nabyć, posiąść niewiastę, po to, by czyjąś została” jest tu trochę sztuczny i nie ma żadnych paraleli w całej teologii św. Pawła; 4) zwracając się do wiernych, zwłaszcza nowo nawróconych, jako całej wspólnoty, Paweł nigdy nie dawał rad ani tym bardziej polecenia, by wszyscy wstępowali w związki małżeńskie, natomiast troska o czystość własnego ciała, jako przybytku Ducha Świętego, powtarza się w listach Pawła dość często. Tym właśnie m.in. mają się różnić chrześcijanie od nie znających Boga pogan. Gdzie indziej wyłoży Paweł swój pogląd na ową pogańską nieznajomość Boga (por. Rz 1:18–32). Tak więc od czasu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa ludzkość dzieli się nie na pogan i Żydów, lecz na chrześcijan i niechrześcijan. 6. Kontekst, w którym mowa o czystości seksualnej, czyni mało prawdopodobną opinię tych, którzy sądzą, że Paweł zaleca tu ogólną uczciwość w postępowaniu z ludźmi, jakby chciał powiedzieć: „Nie oszukujcie się wzajemnie, bądźcie uczciwi”. Według wszelkiego prawdopodobieństwa – tak sądzą również św. Hieronim, Jan Chryzostom, Estius, Milligan, Vosté – Paweł trwa nadal przy temacie czystości ciała, ale posługuje się jeszcze bardziej ogólną i mniej żenującą terminologią. Po nawiązaniu do konkretnego przykładu podaje znów zasadę ogólną: Nie pozwalać sobie pod tym względem na żadne ustępstwa, nie oszukiwać nikogo! Być może, iż oszukiwanie owo polegało na próbach tłumaczenia sobie lub komuś, że człowiek ma pełną władzę nad własnym ciałem i może z nim robić wszystko, ku czemu skłaniają go jego instynkty. Otóż nie ma się co łudzić: Bóg jest mścicielem tych wszystkich wykroczeń. Przypominają się tu słowa napisane przez św. Pawła w Liście do Galatów: Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne (Gal 6:7 n). 7. Motywem mającym skłonić Tesaloniczan do unikania grzechów nieczystych jest nie tylko wzgląd na przyszły gniew Boży. Inną, bardziej wniosłą racją jest to, że zostaliśmy powołani do świętości. Woli Bożej nie można sobie lekceważyć. Naszym zadaniem życiowym jest urzeczywistnienie Bożych zamiarów. 8. Oto trzeci motyw mający skłonić Tesaloniczan do życia w czystości. Oddawanie się grzechom nieczystym byłoby okazywaniem wzgardy Bogu, który z ciała ludzkiego postanowił uczynić przybytek Ducha Świętego. Tak więc bezczeszcząc własne ciało człowiek dokonuje bolesnej profanacji przybytku samego Ducha Świętego. 9–10. O tym, że Bóg sam pouczał ludzi, jak mają się wzajemnie miłować, mówią zarówno ST (Jr 31:34), jak i NT. Jeżeli Paweł czyni to spostrzeżenie, jeżeli nawet następnie zauważa, że Tesaloniczanie ogarniają swoją miłością wszystkich braci w całej Macedonii, to nie oznacza, że nic już pod tym względem nie mają do zrobienia. Przeciwnie, zaraz w następnym wierszu znajdujemy zachętę do dalszego doskonalenia się w praktyce tej cnoty. 11. Kolejne pouczenia wiążą się już wprost z największym problemem religijnym wspólnoty tesalonickiej: z oczekiwaniem na paruzję. W związku z tym oczekiwaniem zakradł się przede wszystkim niepokój do tesalonickiej wspólnoty; ludzie nie byli pewni przysłowiowego jutra. W takiej sytuacji wielu porzucało swoje dotychczasowe zajęcia nie widząc dalszego sensu w zajmowaniu się pracą. Wskutek tego musieli wyciągać ręce do drugich, żebrząc o środki potrzebne do codziennego życia. Można sobie wyobrazić, jak wszystko to niepokoiło Pawła, tak bardzo zatroskanego o losy tesalonickiego Kościoła. 12. Wiersz ten stanowi zakończenie dłuższego fragmentu, w którym Apostoł podaje zasady świętego życia. Pouczenia dotyczą stosunków wewnętrznych wspólnoty chrześcijańskiej, ale Paweł nie zapomina o wskazaniach co do postawy chrześcijan wobec niechrześcijan, określonych tu mianem pozostających na zewnątrz. Otóż wobec tych ostatnich chrześcijanie powinni się zdobywać na pełną szlachetność. Inaczej mówiąc, winni być dla nich miłosierni, wyrozumiali, wielkoduszni, ludzcy. Zalecając Tesaloniczanom zajęcie takiej postawy wobec pogan św. Paweł żywił z pewnością jakieś nadzieje zdobycia dla Chrystusa nowych wyznawców. Jest to paralela do innego, bardzo ekumenicznego tekstu: Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim, pod każdym względem, szukając nie własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni (1 Kor 10:32 n). Słowa a nie będziecie potrzebować nikogo (1 Tes 4:12) zdają się podsuwać myśl, że Tesaloniczanie porzucając pracę i nie mając z czego żyć wyciągali ręce po materialne datki nawet do pogan, czym w oczach pozostających na zewnątrz na pewno się kompromitowali. 13. Owi pozostający na zewnątrz są też nazwani ludźmi, którzy nie mają nadziei. W rzeczywistości bowiem poganie nie żyli żadną nadzieją przyszłego szczęścia. Wszystko kończyło się dla nich tu na ziemi. W ten sposób przedstawia pogan już autor Księgi Mądrości. Życie ich było pełne smutku, zewnętrzna zaś radość, niekiedy granicząca z wyuzdaniem, była tylko próbą zabicia wewnętrznego rozdarcia i pustki. 14. Otóż chrześcijanie nie mają żadnego powodu, by popadać w tego rodzaju smutek. Wiedzą przecież dobrze, że śmierć fizyczna nie jest końcem ich istnienia. Nawet po złożeniu do grobu zmartwychwstaną do życia, które się już nigdy nie skończy. Podstawą, źródłem tej wiary jest często spotykana w pismach Pawła idea naszej solidarności, czyli szczególnych związków z Chrystusem: byliśmy jedno z Chrystusem w ciągu Jego życia, uczestniczyliśmy w Jego radościach i smutkach, a nawet w samej śmierci. Z Nim, jak wyjaśnia Paweł w Rz 6:4, zostaliśmy współzłożeni do grobu. Wiadomo jednak, że Chrystus nie pozostał w grobie: zmartwychwstał, by już nigdy nie umierać. Otóż mamy również wszelkie prawo, by przypuszczać, że zmartwychwstaną także ci, którzy byli pogrzebani z Chrystusem. Dokona tego Bóg swoją mocą. Widać z tego jednak, że Pawła interesuje śmierć i przyszłe zmartwychwstanie tylko tych, którzy trwają w jedności z Chrystusem. Los innych rzadko stanowi przedmiot eschatologii Apostoła, z czego jednak nie wynika, że wręcz odrzuca on możliwość zmartwychwstania grzeszników. Po prostu nie zajmuje się sprawą tego zmartwychwstania. 15. Dodatkowych powodów do smutku dostarczała Tesaloniczanom troska o najbliższych. Odczuwali mianowicie przykrość i ubolewali nad tym, że ci, co odeszli, nie będą już przeżywali nie dającego się opisać szczęścia spotkania z Jezusem, mającym się pojawić rzekomo już niebawem w paruzji. Byli przekonani, że przywilej oglądania ponownie przychodzącego Chrystusa będzie zarezerwowany tylko dla tych, którzy pozostaną przy życiu. Otóż Paweł bardzo przekonująco wyprowadza ich z tego błędu. Żywi – dokładniej, pozostawieni przy życiu na przyjście Pana – wcale nie będą stanowić grona uprzywilejowanych wśród oglądających Jezusa. Co więcej, nawet nie będą pierwszymi wśród tych, którym będzie dane zobaczyć przychodzącego Chrystusa. 16. Następstwo wydarzeń będzie mniej więcej takie: zabrzmi trąba Boża, rozlegnie się głos archanioła i pojawi się – dokładniej, zstąpi z nieba – Pan. Wtedy zmartwychwstaną jako pierwsi wszyscy, którzy już pomarli w Chrystusie. 17–18. Potem dopiero ci, których paruzja zastała przy życiu. Razem z dopiero co zmartwychwstałymi będą porwani w powietrze i razem wyjdą na spotkanie Panu – z Nim też pozostaną na zawsze. Nikt jednak nie wie, kiedy to wszystko nastąpi: O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec (Mk 13:32). Paweł zaznacza jednak zaraz na początku, że to, co powiedział, nie jest jego prywatnym przeświadczeniem, lecz prawdziwym słowem Bożym. Kilka spraw w tym pouczeniu Bożym wymaga nieco dokładniejszego wyjaśnienia. Przede wszystkim kwestia naszego porwania lub inaczej mówiąc, uniesienia do Pana. Jest to obraz, za pomocą którego Apostoł pragnie ukazać wyraźniej szczęście tych, którzy żyją i umierają w Panu. Nie będą nawet świadkami kary, jaka spadnie na niesprawiedliwych, zostaną przeniesieni do zupełnie innego świata – powietrze jest wyobrażeniem tego świata – otrzymawszy uprzednio inne, chwalebne ciało, bowiem ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne (1 Kor 15:50). Sprawa druga, to problem wiary Pawła w bliskość paruzji. Choć Paweł zalicza siebie do tych, którzy, pozostawieni przy życiu, będą porwani w powietrze na spotkanie z Panem, to jednak wbrew twierdzeniom niektórych egzegetów wcale z tego nie wynika, iż jest przekonany, że przyjście Pana będzie miało miejsce jeszcze za jego życia. Apostoł stawia po prostu siebie w sytuacji tych ludzi, którzy dożyją paruzji, i w ich imieniu – a zatem w pierwszej osobie – przemawia. Posługuje się tą samą figurą retoryczną – enallage – którą tak często spotykamy nie tylko w przemówieniach uroczystych, lecz także w mowie potocznej, w takim np. zdaniu: Za sto lat wszyscy będziemy latali na księżyc. 5:1–3. Usunąwszy jeden niepotrzebny powód smutku, tzn. zbyteczną troskę o los zmarłych w chwili paruzji, z kolei przechodzi Paweł do drugiego: nie należy się poddawać zniechęceniu czy apatii, gdyż nie wiadomo, kiedy nadejdzie dzień Pański. Zarówno samo określenie: „dzień Pański”, jak i metaforę obrazującą niepewność dnia jego przyjścia zaczerpnął Paweł z katechezy synoptycznej (Mt 24:36–44; Mk 13:32 n; Łk 12:39 n), która zapożyczyła je – przynajmniej wyrażenie „dzień Pański” jako modyfikację zwrotu „dzień Jahwe” – ze ST (por. Am 5:18–20; Eze 30:2–3; Ml 3:19–3). Ze ST również pochodzi przenośnia dotycząca niewiasty rodzącej (Jr 4:31). Od samego początku idea owej niepewności dnia paruzji jest tak przedstawiana, żeby wierni stale mieli się na baczności i żeby się nie dali zaskoczyć. 4–5. Lecz w trakcie udzielania owych napomnień Paweł zorientował się, że takie mocne akcentowanie dnia paruzji również może napełnić Tesaloniczan smutkiem i pogrążyć ich w apatii. I dlatego przypomina, że w przypadku chrześcijan, którzy nie żyją w ciemności, lecz są również synami światła (por. Ef 5:8; Kol 1:13), zaskoczenie owo nigdy nie może być całkowite, gdyż żyć w światłości, to po prostu trwać w ustawicznej czujności i przytomności umysłu. 6. Zachęta powyższa jest konkluzją dłuższego uzasadnienia wezwań do czujności. Uzasadnienie owo polega na odwołaniu się do tej rzeczywistości, którą każdy chrześcijanin wybiera jako atmosferę nowego życia. Jest to więc w pewnym sensie odwołanie się do zdrowego rozsądku i do poczucia pewnej konsekwencji życiowej. 7–8. Przede wszystkim jest to jednak odniesienie się do rzeczywistości nowego życia. Dlatego przeciwstawiając nowe życie praktykom życia pogańskiego wspomni Paweł o innych – o tych, którzy śpią lub którzy są nieprzytomni wskutek zamroczenia winem. Chrześcijanin dysponuje zresztą całym uzbrojeniem duchowym, dzięki któremu może odeprzeć nawet najgroźniejsze ataki nieprzyjacielskie (por. zwł. Ef 6:11). Uzbrojenie to stanowią głównie trzy cnoty teologalne: one właśnie mają osłaniać chrześcijanina od stóp aż do głowy. 9–10. Pojawia się nowa motywacja, polegająca na odwołaniu się do faktu przeznaczenia nas przed wiekami do zbawienia. Samo przeznaczenie nie jest aktem, który miał miejsce tylko w umyśle i woli Boga, lecz dokonało się w przeszłości historycznej i swym zasięgiem objęło wszystkich ludzi, mimo iż tylko część ludzkości poddała się temu działaniu Bożemu. Podobnie jak w Jezusie Chrystusie objawiła się wola Boga, tak też nasze przeznaczenie dokonało się w Chrystusie Jezusie, który przez swoją śmierć zdobył nas sobie – czy to żywych, czy to umarłych – na swoją wyłączną własność. Do tego argumentu Paweł wraca stosunkowo często: wiele ludzi żyje bowiem tak, jakby śmierć Chrystusa była im niepotrzebna. Otóż Paweł znaczną część swojej apostolskiej energii poświęca właśnie wykazywaniu związków, jakie powinny istnieć między śmiercią Chrystusa a codziennym życiem każdego chrześcijanina. Napomnienia tak motywowane są wyrazem, chciałoby się powiedzieć – „soteriologicznej logiki” Pawła. 11. We właściwym rozumieniu prawdy o paruzji, w zajęciu wobec tej prawdy praktycznie poprawnej postawy, chrześcijanie tesaloniccy powinni sobie pomagać nawzajem. Obowiązkiem każdego zaś jest budowanie otoczenia. 12–13. Trzy krótkie charakterystyki ludzi polecanych łaskawości Tesaloniczan – pracują, przewodzą, napominają – nie odnoszą się do trzech jakby odrębnych stopni hierarchii kościelnej w Tesalonice. Są to różne, w zależności od potrzeb, rodzaje sprawowania władzy przełożonych lokalnego Kościoła tesalonickiego. Ludzie ci spełniają niekiedy ciężkie, wyczerpujące prace, kiedy indziej przewodzą być może na zebraniach, zwłaszcza liturgicznych, jeszcze innym razem napominają, pouczają. Za każdy z tych wysiłków należy się im uznanie, wdzięczność i miłość. 14. Dwuwiersz ten zawiera wykaz ważniejszych obowiązków względem braci w wierze. Są wśród nich różni lub wszyscy różnie się zachowują: raz brakuje komuś karności, to znów – w każdej społeczności tacy się zdarzali i nadal się zdarzają – niektórzy lubią chodzić własnymi drogami i troszczyć się tylko o własne dobro. Jest to nie do pogodzenia z naturą takiej społeczności jak Kościół, uważany za jeden organizm Chrystusa. Kiedy indziej ktoś inny bywa małoduszny, z byle powodu przygnębiony, co nie wpływało również dodatnio na atmosferę religijną całego Kościoła, który żył w nadziei i prostocie serca (Dz 2:46). Problemem prawie każdej pierwotnej wspólnoty byli tzw. „słabi”, ludzie o wrażliwych sumieniach i równocześnie niepełnym jeszcze uświadomieniu religijnym. Byli narażeni na brak tolerancji i niezrozumienie ze strony „mocnych” i dlatego np. w Liście do Rzymian tych ostatnich tak Apostoł napominał: A my, którzy jesteśmy mocni [w wierze], powinniśmy znosić słabości tych, którzy są słabi, a nie szukać tylko tego, co dla nas dogodne (Rz 15:1). Tak więc każdego należy traktować inaczej, ale dla nikogo nie może zabraknąć cierpliwości. Jest to bowiem cnota, bez której nie można sobie w ogóle wyobrazić wspólnego życia. 15. W postępowaniu chrześcijan nic chyba nie jest tak bardzo nieewangeliczne, jak odpłacanie złem za złe. Wskazania Chrystusa są bowiem całkiem jednoznaczne: Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi… Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5:39.44). Paweł też sformułuje nieco później zasadę: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12:21). Miłość bliźniego nie ogranicza się zresztą jedynie do tego, żeby złem za złe nie odpłacać. Jej wyrazem jest pozytywna troska o przysporzenie dobra innym. Taka jest bowiem praktyka miłości, a miłość nie przedstawia wielkiej wartości tak długo, jak długo jest tylko samą teorią. 16–18. Ustawiczna radość i trwanie na modlitwie, zwłaszcza dziękczynnej – to przedmiot kolejnych napomnień. Postawa tego rodzaju winna być naturalnym następstwem obecności w nas Ducha Bożego. Duch tego świata, zagubienie się w jego sprawach, nie sprzyja radości – przynajmniej radości prawdziwej – nie ułatwia oddawania się modlitwie, nie bardzo uznaje pojęcie wdzięczności. Na wdzięczność ludzką był bardzo wrażliwy Chrystus. Jej brak wytknął ówczesnym Izraelitom w kilku przypowieściach (np. przypowieść o dziesięciu trędowatych, o niemiłosiernym dłużniku itp.). Paweł zaś pisał w Ef 5:20 n: Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa. Motywem tego nakazu potrójnego dziękczynienia jest wola Boża w Jezusie Chrystusie. Myśl główna motywu tak sformułowanego zdaje się być następująca: Pan Bóg jest od wieków samą miłością, szczęściem i źródłem dobroci udzielającej się ludziom. Wszystko to jednak nie byłoby człowiekowi znane, gdyby się nie dokonało Wcielenie Syna Bożego. W Jezusie Chrystusie objawił Bóg światu swoje przymioty. W osobie i nauczaniu Jezusa ujawniła się też najdoskonalej wola Boga Ojca, zgodnie z tym, co czytamy w Hbr 1:1n: Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców [naszych] przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy… Ten akcent chrystologiczny w sformułowaniu motywu woli Bożej odegra bardzo ważna rolę w późniejszych polemikach Pawła z „żydującymi”. Tym, którzy umniejszali wkład Chrystusa w dzieło zbawienia człowieka, wykładał Apostoł prawdę o współdziałaniu woli Ojca z wolą Syna, o wspólnocie dwu zbawczych miłości itp. Warto zapamiętać, że prawda o ukazaniu woli Boga w życiu i czynach Jezusa Chrystusa pojawia się już w najwcześniejszych chronologicznie pismach św. Pawła. 19–20. Z polecenia, by nie gasić ducha, wynika, że w młodej wspólnocie tesalonickiej nie tylko że nie przeceniano, lecz nawet nie doceniano wartości różnych charyzmatów. Zawsze – o czym wiadomo z instrukcji udzielonych Koryntianom – darzył Paweł wielkim uznaniem dar prorokowania, gdyż korzystanie z niego przyczyniało się do moralnego zbudowania całej wspólnoty (1 Kor 14:4) i do umacniania wewnętrznego jej poszczególnych członków (1 Kor 14:3). Dlatego mówi Paweł gdzie indziej, że Kościół jest zbudowany na fundamencie nie tylko apostołów, lecz także proroków (Ef 2:20). 21–22. Nie tylko to, co mówili tzw. charyzmatycy, lecz wszystko, co dociera do wspólnoty z zewnątrz, winno być badane. Rzeczy dobre, bez względu na to, skąd pochodzą, powinny być zatrzymywane. Duch Boży, posiadany przez każdego chrześcijanina od czasu chrztu św., umożliwia rozróżnienie zła od dobra oraz tego, co lepsze, od tego, co jedynie dobre (Flp 1:9 n). Wreszcie powinien się wystrzegać każdy chrześcijanin wszelkiego minimalizmu. Z całą świadomością, dobrowolnie podejmowana decyzja dopuszczenia się wykroczenia, które jest niewielkie samo w sobie, czyni je znacznie cięższym. 23. W swych późniejszych listach – zwłaszcza w 1 Kor – będzie Paweł rozwijał dokładniej pojęcie Boga pokoju. Do Niego będzie też często nawiązywał wzywając wiernych swoich Kościołów do miłości społecznej i harmonii na co dzień. Tylko ten Bóg może sprowadzić do wnętrza każdego człowieka pokój, dar tak cenny zwłaszcza w przekonaniu Pawła, który wyjątkowo boleśnie przeżywał dramat rozdarcia spowodowanego w duszy człowieka skutkami pierwszego grzechu. Trzy rzeczowniki – duch, dusza i ciało wcale nie upoważniają do twierdzenia, że Paweł nawiązuje tu do pogańskiej – m.in. arystotelesowskiej – trychotomii człowieka, pomijając już to, że w owych filozoficznych systemach trychotomicznych nigdy nie występuje termin „duch” (πνευμα), jeno zazwyczaj „umysł” (νoυς). Przypuszczenie powyższe jest mało prawdopodobne i dlatego, że nowotestamentalne pojęcie Ducha, udokumentowane wieloma tekstami, posiada swe źródło w treści wyrazu hebrajskiego ruah, tłumaczonego w Septuagincie zawsze greckim πνευμα. Ten duch – to źródło łask i darów Ducha Świętego a także ta strona ludzkiej natury, która te dary przyjmuje i jest przez nie przemieniana. Dusza zaś – to czysto naturalna władza duchowa, zwłaszcza poznawcza, człowieka, a ciało – to przybytek Ducha Świętego, nie zaś jedynie zestaw mięśni, ścięgien i kości. Tak więc uświęcającemu działaniu Boga poddaje Paweł całe jestestwo Tesaloniczan. Tylko ludzie, którzy skorzystali ze zbawiennych skutków oddziaływania Bożego, mogą liczyć na to, że nie spotkają się z zagniewaniem, lecz z chwalebnym uznaniem ze strony Pana w dzień Jego przyjścia. 24. Na wierność, prawdomówność Boga liczył nie tylko Izraelita Starego Prawa, choć może rzadko kto tak, jak on skrupulatnie odwoływał się do wierności Boga, przypominając Mu obietnice dane poprzednim pokoleniom. Treść NT daje również do zrozumienia, że prawdomówność i wierność Boga należą do Jego istoty. Jeżeli więc Bóg powołał nas do wiecznego szczęścia, jeżeli już rozpoczął dzieło obdarzania nas tym szczęściem, to nie może tego dzieła nie doprowadzić do końca, nie dopuścić nas do pełnego zjednoczenia z sobą (por. także Flp 1:6). 25. Sam za siebie w listach Apostoł nie modli się prawie nigdy (takim wyjątkiem jest 2 Kor 12:8), ale prosi często swoich wiernych o modlitwę w jego własnych intencjach. Myśli wtedy nie tyle może o uzyskaniu czegoś dla siebie, ile o jeszcze ściślejszej więzi duchowej między nim samym a całą społecznością chrześcijan tesalonickich. 26. Zewnętrznym wyrazem miłości społecznej wśród pierwszych chrześcijan był pocałunek pokoju, którego udzielanie sobie nawzajem Paweł często zalecał (por. także 1 Pt 5:14). Nazywał się on pocałunkiem świętym, bo uzewnętrzniał prawdziwie Boży dar miłości. 27. List nie jest prywatnym pismem do jednostki lub grupy chrześcijan tesalonickich. Ma być odczytany publicznie, prawdopodobnie na zebraniu liturgicznym, bo jest wyrazem apostolskiej troski Pawła o cały Kościół. 28. Na zakończenie Apostoł życzy Tesaloniczanom łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa. Można chyba przypuszczać, że to pozdrowienie, jako wyraz działania pod wpływem natchnienia Ducha Świętego, było również rzeczywistym udzieleniem łaski Ducha Świętego wszystkim – jak zauważa H. Schürmann – nie tylko ówczesnym czytelnikom Listu Pawła. DRUGI LIST DO TESALONICZAN Bezpośrednim powodem napisania tego Listu stały się niepokojące wieści dotyczące niewłaściwego tłumaczenia poglądów Apostoła na paruzję. Niektórzy spośród wiernych tak bardzo pochłonięci byli oczekiwaniem powtórnego przyjścia Chrystusa, że zaniedbali wszelką pracę, oddając się bezczynności (2 Tes 2:1 n; 2 Tes 3:6–16). Stan ten pogarszała jeszcze okoliczność, że na zebraniach religijnych pojawiali się ludzie roszczący sobie pretensje do daru proroctwa i pozostający rzekomo pod działaniem Ducha Świętego. Nadto poczęto rozszerzać sfałszowany list Pawłowy. Wszystko to podważało naukę głoszoną przez Apostoła. Sytuacja ta zmusiła św. Pawła do natychmiastowej interwencji w trosce o wiarę Tesaloniczan. Apostoł nawiązuje w 2 Tes do treści Pierwszego Listu i zdecydowanie nakazuje wiernym oddającym się życiu bezczynnemu zerwać z marazmem. Zachęca ich do pracy i czujności w łączności z Bogiem. Szerzej aniżeli w Pierwszym Liście rozwija naukę o paruzji wyliczając poprzedzające ją znaki (apostazja, pojawienie się człowieka grzechu – Antychrysta). Kieruje jednak równocześnie pod adresem wiernych słowa pochwały i radości z tego powodu, iż wiara coraz bardziej wśród nich wzrasta, a miłość coraz ściślej zespala ich z Chrystusem. Problem autentyczności 2 Tes posiada już prawie dwuwiekową historię. Uważa się niekiedy, że jest to pismo m.in. dlatego nie Pawłowe, że oczekiwanie paruzji zostało w nim przedstawione zupełnie inaczej niż w 1 Tes. Według 1 Tes 5:2 Pan przyjdzie nagle, jak złodziej w nocy, natomiast według 2 Tes 2; 3 paruzję poprzedzą różne znaki (ogólna apostazja, pojawienie się syna zatracenia itd.). Te więc dwa tak sprzeczne poglądy nie mogą pochodzić od Pawła jako autora obydwu listów. Należy jednak zauważyć, że Paweł pisząc o paruzji nie tyle przedstawia pewną rzeczywistość historyczną, ile raczej jest pod wpływem ówczesnej apokaliptyki żydowskiej i chrześcijańskiej. W apokalipsach zaś owych te dwa tematy, nagłość paruzji i pewne oznaki ją zapowiadające, ciągle występują obok siebie. Zresztą sprzeczność powyższa jest pozornie tylko tak wielka. W 1 Tes upominając Tesaloniczan, nakazując im podjąć na nowo porzuconą pracę, Apostoł mocno akcentuje niewiedzę ludzką co do czasu ponownego przyjścia Chrystusa. Pouczeń tych bynajmniej nie odwoływał. Z 2 Tes również nie wynika, kiedy będzie miała miejsce paruzja. Wiadomo tylko, że poprzedzą ją pewne znaki. Wcale jednak nie wiadomo, kiedy zaczną się one pojawiać. Zresztą Paweł nie czyni nic innego, jak tylko rozwija katechezę Jezusa, który też przecież oznajmiał, że nikt nie wie, kiedy przyjdzie dzień Pański – stąd potrzeba czujności (Mt 24:36–42); a równocześnie mówił o znakach mających poprzedzić paruzję (Mt 24:6–14). Zauważa się następnie, że eschatologia 1 Tes ma charakter bardzo teraźniejszościowy. Ludzie czekający na przyjście Pana, na dzień ostateczny, już są synami owego dnia. Otóż zupełnie inaczej rzecz się ma pod tym względem w 2 Tes. Wszystko tam jest zorientowane na przyszłość. Przyszłość będzie karą dla prześladowców, a nagrodą dla prześladowanych. Warto jednak zauważyć, że Paweł, być może celowo, owe akcenty teraźniejszościowe usunął w 2 Tes na plan dalszy, gdyż ich uwydatnienie było niepożądane ze względu na ewentualne niebezpieczeństwo ze strony herezji gnostyckiej. Zauważa się wreszcie, że obydwa listy do Tesaloniczan treściowo są sobie tak bliskie, iż niekiedy całe zdania powtarzają się dosłownie. Otóż – twierdzą przeciwnicy Pawłowego autorstwa 2 Tes – Paweł nigdy nie miał zwyczaju powtarzać tak wiernie siebie samego. Wydaje się więc, że 2 Tes jest dziełem kogoś, kto streszczając 1 Tes usiłował podszyć się pod autorytet apostolski Pawła. Należy przyznać, że jest to jeden z najpoważniejszych zarzutów przeciw Pawłowej autentyczności 2 Tes. Odwoływanie się do faktu analogicznych zbieżności Kol i Ef nie jest argumentem, ponieważ ogromna większość egzegetów dzisiejszych uważa, że albo jeden z tych listów, albo obydwa nie pochodzą od Pawła. W przypadku listów do Tesaloniczan można by zauważyć co najwyżej, że ich podobieństwo jest dość łatwo wytłumaczalne prawie identycznymi okolicznościami powstania obydwu pism oraz krótkim odstępem czasu, jaki dzielił zredagowanie pierwszego listu od daty powstania drugiego. Poza tym analogia wielu wyrażeń tłumaczy się być może faktem ich powstania na podłożu tej samej tradycji ustnej. Zwłaszcza tradycji dotyczącej paruzji. Tak więc uwzględniając wszystkie owe racje, należy, z ogromną większością egzegetów katolickich i z wielu krytykami niekatolickimi, pozostać przy dawnym przekonaniu o Pawłowej autentyczności 2 Tes. Kanoniczności zaś tego Listu nigdy nie podawano w wątpliwość. Jedno tylko – i to dzięki ostatnio przeprowadzonym badaniom W. Trillinga – należałoby chyba skorygować: 2 Tes nie mógł powstać – jak to się utrzymywało dotychczas – w r. 52 w kilka tygodni zaledwie po napisaniu 1 Tes. Trudno, rzecz jasna, określić dokładnie czas zredagowania tego Listu, ale nie jest wykluczone, że miało to miejsce podczas trzeciej podróży, i to może dopiero pod koniec pobytu Pawła w Efezie. W ten sposób jeszcze mniej prawdopodobna staje się – i tak zresztą mało dziś popularna – hipoteza zredagowania 2 Tes wcześniej niż 1 Tes. Wzmianka o własnoręcznym podpisie, będąca jakby swoistą prezentacją autora, mającą miejsce w kanonicznym 2 Tes, a nie w 1 Tes, wcale nie świadczy o tym, że jest to chronologicznie pierwszy kontakt Pawła z Tesaloniczanami. Chodzi tu nie o surowe przestrzeganie zasad pisania listów, lecz o zaradzenie konkretnym potrzebom, które zaistniały po ukazaniu się 1 Tes. W swym Drugim Liście do Tesaloniczan prawdopodobnie Paweł nie zamieszczałby wzmianki o własnoręcznym podpisie, gdyby nie krążący w Tesalonice jakiś sfałszowany list Pawła. O istnieniu zaś takich listów mówi Paweł wyraźnie w 2 Tes 2:1 n. Za pierwszeństwem chronologicznym 1 Tes przemawia też w sposób przekonujący 1 Tes 2:17-3:10. Nie można sobie wyobrazić, dlaczego pisałby Paweł to, co w tym fragmencie dziś czytamy, gdyby Tesaloniczanie otrzymali już jakiś list od niego. Wreszcie gdyby 2 Tes był chronologicznie pierwszym listem do Tesaloniczan, to Paweł z pewnością oświadczyłby adresatom, że dotychczas nie wysyłał do nich żadnego listu (2 Tes 2:2). Tymczasem takiej uwagi Paweł nie czyni, tylko przestrzega przed falsyfikatami, które krążyły jako listy podpisane jego imieniem. 1:1–2. Adres listu zupełnie taki sam jak w 1 Tes. Obok Pawła znajdują się dwaj wierni towarzysze jego drugiej wyprawy misyjnej. Od nich, tak samo jak od siebie, przesyła Apostoł pozdrowienie Kościołowi w Tesalonice. Wspólnota tesalonicka, jak każdy prawdziwy Kościół, żyje w Bogu Ojcu i w Panu Jezusie Chrystusie. Te dwie Osoby Boskie, a zwłaszcza Ojcostwo pierwszej, nadają wspólnocie chrześcijan tesalonickich charakter prawdziwego zgromadzenia dzieci Bożych. Ojciec i Syn, przez łaskę, którą wierni otrzymują, zapewniają im życie nadprzyrodzone. Prócz łaski życzy Paweł Tesaloniczanom także pokoju. Jego Dawcą obok Ojca jest również Syn, zwany zresztą gdzie indziej przez Pawła naszym pokojem (Ef 2:14). 3. Jak w każdym prawie Liście Pawła, tak i tu, bezpośrednio po adresie i pozdrowieniach wstępnych następuje jakby modlitewne dziękczynienie. Podobnie jak błagalna, tak i dziękczynna modlitwa rzadko kiedy dotyczy osoby Pawła. Całe jego życie jest wypełnione troską o wiernych. Dziękczynienie za wiernych uważa Paweł za swoją apostolską powinność. Jest bowiem ciągle świadom tego, że dzieła nawrócenia pogan dokonuje nie on, człowiek, lecz Bóg swoją łaską, i że to On swoją mocą i dobrocią podtrzymuje społeczność nawróconych w jej religijnym życiu. Przedmiotem bliżej sprecyzowanym tego dziękczynienia są ciągle wzrastająca wiara i obfitująca coraz bardziej społeczna miłość. Obydwie te cnoty z natury swej są sprawnościami dynamicznymi, domagają się ciągłego postępu i przybierania form coraz doskonalszych. Społeczność tesalonicka przejawiała swą żywotność właśnie w rozwijaniu tych cnót teologicznych. Nie trzeba już chyba wyjaśniać, jak bardzo doniosłe znaczenie posiada wzajemne powiązanie owych cnót; wiara bez czynnej miłości jest niczym – stwierdzi to sam Paweł (1 Kor 13:2), a miłość bez wiary nie ma nic wspólnego z religią i przestaje być cnotą teologalną. Miłość zaś wzajemna chrześcijan jest znakiem ich przynależności do Chrystusa. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (Jan 13:35). 4–7. Być może, iż nuty nadziei należałoby się dopatrzyć w pochwale cierpliwości, z jaką Tesaloniczanie znosili ucisk i prześladowanie. Niechęci Żydów tesalonickich doświadczył Paweł sam na własnej skórze, a wierni tego Kościoła również mieli okazję stwierdzić niejednokrotnie słuszność słów Jezusa: I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia (Mk 13:13). Prześladowania owe kojarzą się z ideą przyszłego sądu, posiadającego w tym wypadku podwójny aspekt: nagrody czekającej prześladowanych i surowej kary, przygotowanej dla prześladowców. Przejście przez cierpienia to jakby najprostsza i najpełniejsza droga do królestwa Bożego: Jeżeli zaś [cierpi] jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym imieniu. Czas bowiem, aby sąd się rozpoczął od domu Bożego. Jeżeli zaś najpierw od nas, to jaki będzie koniec tych, którzy nie są posłuszni Ewangelii Bożej? (1 Pt 4:16 nn). Zresztą Chrystus sam, aby wejść do chwały, musiał przedtem wiele wycierpieć (por. Łk 24:26). 8. Powód kary jest dwojaki: prześladowanie sprawiedliwych, a poza tym nieposłuszeństwo Ewangelii Jezusa Chrystusa, tj. Ewangelii głoszonej przez Chrystusa, poświęconej Jego osobie i czynom. 9. Pierwsza to chronologicznie w NT wzmianka o tym, co stanowi istotę kary potępienia: jest to niemożność oglądania oblicza Bożego, oddalanie się od Boga, co zresztą przypomina dość rozpowszechnioną w Biblii koncepcję grzechu jako oddalenia od Boga. Nie będzie też na potępionych spływał blask majestatu Bożego. 10. Wszystko to, czego będą pozbawieni potępieni, stanie się udziałem sprawiedliwych. Znajdą się oni w gronie świętych, którzy swoją obecnością będą uwielbiać Chrystusa. Już po raz drugi przedstawia Paweł majestat Chrystusa Sędziego. Zarówno sam ów majestat, jak i chwała świętych, otaczających postać Chrystusa, będzie przedmiotem powszechnego podziwu w dniu przyjścia Pana. 11–12. Jak zwykle w modlitewnych tekstach Pawła, dopiero po uwielbieniu Boga i złożeniu Mu dziękczynienia następują prośby, mające charakter ciągły, nieprzerwany, podobnie jak wspomniane na samym początku dziękczynienie. Modlitwa błagalna za wiernych jest szczególnym wyrazem troski duszpasterskiej Pawła. Prosi on Boga nie o korzyści materialne dla wiernych, lecz o umocnienie ich w pragnieniu dobra, by wskutek tego wszyscy mogli się okazać godnymi wezwania Bożego. Zasadniczym bowiem obowiązkiem każdego chrześcijanina jest urzeczywistnienie powołania otrzymanego od Boga. Jeżeli tego nie czyni, marnuje łaskę Bożą, a za sprzeniewierzenie się łasce czeka ludzi prawdziwa kara Boża. Wszystko zaś – a więc i ta błagalna modlitwa Pawła i całe postępowanie Tesaloniczan – ma na celu pomnożenie chwały Bożej, a tym samym także uczczenie wyznawców Boga Jedynego. 2:1. Oto powód główny napisania 2 Tes: sprawa przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Paweł nie zamierza tu występować jako mający władzę, nie chce też kategorycznie rozkazywać. Pragnie przekonywać Tesaloniczan jak brat braci w wierze. Na tym polega istota prawdziwego duszpasterzowania. Przyjście Chrystusa, o którym tu mowa, czyli paruzja, swym greckim określeniem nawiązuje do tryumfalnego powrotu wodza ze zwycięskiej wojny. Jak ziemscy dostojnicy towarzyszyli zazwyczaj tryumfatorowi wjeżdżającemu do miasta, tak też wszyscy chrześcijanie, którzy wytrwali w posłuszeństwie i miłości, będą tworzyć najbliższe otoczenie Jezusa w chwili Jego paruzji. 2. Otóż owo przyjście Pana, a dokładniej, data tego przyjścia, stały się na terenie wspólnoty tesalonickiej źródłem szczególnego podniecenia. Wprawdzie Paweł i podczas osobistego pobytu w Tesalonice, i w 1 Tes wyjaśnił, że nikt nie wie, kiedy przyjdzie Syn Człowieczy. Lecz oto pojawili się w Tesalonice ludzie, którzy zdołali zachwiać naukę Apostoła. Ludzie poczęli wątpić w to, czy rzeczywiście sprawa paruzji ma się tak, jak nauczał Paweł. Obok wątpliwości rodziły się tu i ówdzie obawy bliżej nie sprecyzowane, głównie chyba wiążące się z przekonaniem wielu wiernych, że nie będzie im dane doczekać tego chwalebnego spotkania się z Jezusem. Wichrzyciele, którym zależało na wprowadzeniu niepokoju do Kościoła, uciekali się w swym działaniu do różnych sposobów, byle tylko jak najskuteczniej zdobyć kredyt zaufania dla głoszonych przez siebie poglądów. Tak więc odwoływali się do Ducha Świętego, z którego natchnień rzekomo korzystali w swym nauczaniu. Kiedy indziej cytowali słowa wypowiedziane rzekomo przez Pawła lub przez inny niewątpliwej wartości autorytet apostolski. Wreszcie przedstawiali, a może tylko cytowali, list przypisywany Pawłowi, w rzeczywistości jednak wcale nie Pawłowy. Wszystkie te środki i metody działania służyły do przeforsowania tezy, że dzień Pański jest już bliski. Następstwa praktyczne tej propagandy są po części znane z 1 Tes: niektórzy porzucili swoje dotychczasowe zajęcia, prosili innych o środki do życia i trwając albo w apatii, albo w podnieceniu, czekali z dnia na dzień na paruzję. 3–4. Nic dziwnego, że Paweł, czując się odpowiedzialny za losy wspólnoty, reaguje tak stanowczo: Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi. Choć bowiem nikt nie wie, kiedy przyjdzie Syn Człowieczy, to jednak wiadomo, że przyjście to poprzedzą dwa zjawiska: 1) będą miały miejsce bardzo liczne odstępstwa religijne; 2) pojawi się najpierw tajemnicza postać, zwana inaczej człowiekiem grzechu i synem zatracenia. Powodem licznych apostazji będą ucisk i wszelkiego rodzaju kataklizmy, jakie spadną na ludzi w czasach ostatecznych. Pod naporem tych trudności wielu straci wiarę w sprawiedliwość i miłosierdzie Boga, opuszczając tym samym wspólnotę wyznawców Chrystusa. Postać zagadkowa, której destrukcyjna działalność poprzedzi paruzję, mimo kilku określeń, pozostaje do tego stopnia tajemnicza, że nawet nie wiadomo, czy to zbiorowość, czy, co jest bardziej prawdopodobne, jednostka. Jej działalność scharakteryzował Apostoł dwoma stwierdzeniami: 1) sprzeciwia się i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem; 2) dowodzi, że jest Bogiem. Wszystko zdaje się przemawiać za tym, że Paweł sam stworzył tę postać anty-Boga, opierając się głównie na Danielowym opisie tajemniczego człowieka, jakby na portrecie Antiocha IV Epifanesa, który według proroka będzie wypowiadał słowa przeciw Najwyższemu i gnębił świętych Najwyższego, postanowi zmienić czasy i Prawo, a [święci] będą wydani w jego ręce aż do czasu, czasów i połowy czasu (Dn 7:25). Działalność tego fałszywego proroka, uważającego się za anty-Boga, jest formalnym antyzbawieniem człowieka. Działa on zresztą nie tylko sam, lecz również przez serię wrogich Bogu i Chrystusowi potęg i mocy duchowych, pozostających do dyspozycji złych ludzi. Potęgi owe już działają w świecie, ale jakby z ukrycia – w sposób szczególny dojdą do głosu dopiero w czasach bezpośrednio poprzedzających paruzję. Wyjątkowe wzmożenie ich działalności będzie zapowiedzią mającego już wkrótce nastąpić przyjścia Chrystusa. 5. Wszystko to wyłożył Paweł Tesaloniczanom już wtedy, gdy po raz pierwszy wśród nich przebywał. Pisał zresztą dość dokładnie o tym także w 1 Tes (zob. np. 1 Tes 5:1–3). Lecz energiczna propaganda konkurentów Pawła, rzekomi charyzmatycy oraz sfałszowane listy Apostoła – wszystko to zdołało zatrzeć w pamięci rozgorączkowanych ludzi dawne pouczenia. 6–7. Jest to dwuwiersz najbardziej niejasny w całym liście. Nic dziwnego, że zdania egzegetów są podzielone, nawet gdy chodzi o podmiot tajemniczego działania. Niektórzy z nich twierdzą, że chodzi tu o zapowiedź pełnego ujawnienia się wspomnianego w 2 Tes 2:3 syna zatracenia, ale i wśród zwolenników tej opinii zdania są bardzo podzielone co do tego, kim i czym jest ten – lub to co powstrzymuje owo pełne objawienie się człowieka grzechu i syna zatracenia. Najbardziej bliscy prawdy są chyba ci, którzy utrzymują, że czynnikiem powstrzymującym rozwinięcie pełnej działalności przez Antychrysta jest głoszenie Ewangelii, co miałoby swoje bardzo dosadne potwierdzenie w 11 rozdz. Apokalipsy, gdzie głosiciele Ewangelii uniemożliwiają Bestii podniesienie się z ziemi (Ap 11:3–6). Gdyby zaś założyć – za czym opowiada się coraz więcej nowszych egzegetów – że podmiotem zapowiadanych akcji pełnego pojawienia się jest Chrystus, wówczas konsekwentnie należałoby przyjąć, że powstrzymującym, opóźniającym niejako paruzję jest Antychryst, a jego działalność – to ów wspomniany przez Pawła nieosobowo czynnik hamujący ujawnienie pełnej mocy i chwały Chrystusa. Działalność ta jest jakby nieśmiała, niewidoczna, pozbawiona całej swojej siły. Ale przyjdzie czas, że Antychryst ukaże się zupełnie jawnie i niczego już nie będzie ukrywał ze swej mocy. 8. Lecz właśnie wtedy Pan Jezus zgładzi go tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci objawieniem swego przyjścia. Tak więc choć groźne będzie i okazałe owo pojawienie się Antychrysta, to jednak zaćmi je zupełnie blaskiem i potęgą Chrystus w dzień swojej paruzji. 9–10. Jakby dla ostrzeżenia wiernych, by nie lekceważyli potęgi syna zatracenia, jeszcze raz wraca Paweł do sprawy jego działalności. Będzie niosła ze sobą naprawdę bardzo wielkie niebezpieczeństwa. Wielu ludzi uśpią lub wręcz wprowadzą w podziw dla księcia ciemności rzekomo przez niego dokonywane znaki i cuda, którymi będzie chciał udokumentować swoją wielkość. Te niezwykłości będą robiły wrażenie jedynie na tych, którzy dobrowolnie już wcześniej wzgardzili Chrystusem. Podział ludzi na zwolenników Chrystusa i Jego przeciwników będzie się pogłębiać coraz bardziej. 11–12. Słowo Boże, Dobra Nowina jest w swym działaniu podobna do miecza obosiecznego. Dla jednych jest życiodajną mocą, dla innych zaś – dla tych, którzy Go nie przyjmują – stanowi przyczynę wiecznej zagłady, choć formalnie winni są owej zagłady sami ludzie nie przyjmujący życiodajnego słowa. Zgodnie też z niejedną przestrogą autorów natchnionych, nad takimi już za życia dokonuje się sąd i zapada wyrok potępienia wiecznego (por. np. Jan 3:18). Pan Bóg traktuje bowiem z całą powagą ludzkie upodobania w nieprawości i wyciąga z tych upodobań odpowiednie konsekwencje. 13. W odróżnieniu od tych, którzy przez sprzeniewierzenie się prawdzie samych siebie skazali na wieczne potępienie, wierni Tesaloniki powinni – razem z Apostołem – dziękować Bogu za to, że wytrwali w wybraniu Bożym, że przez przyjęcie na chrzcie darów Ducha Świętego i uległość w wierze stali się pięknym początkiem dla wszystkich chrześcijan całej Macedonii. Występujące tu – dość znamienne dla Pawła – pojęcie pierwocin suponuje ideę czegoś, co najlepsze, i w czym – choć jest cząstką – zawiera się całość lub reszta ludzkiej zbiorowości. Właśnie takie myśli wiązały się ze starotestamentalną ofiarą pierwszych plonów: były to płody ziemi najlepsze, a Izraelita, gdy składał tę ofiarę, Bogu oddawał na własność wszystkie plony ziemi. O wiernych tesalonickich pisał Apostoł: Dzięki wam nauka Pańska stała się głośna nie tylko w Macedonii i Achai, ale wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać, tak że nawet nie potrzebujemy o tym mówić (1 Tes 1:8). Ludzie, którzy sobie przyswoili owoce aktu największej miłości Bożej, zasługują w pełni na miano braci umiłowanych przez Pana, jak Paweł zwraca się do Tesaloniczan. 14. Całe powołanie Pawła ma na celu głoszenie Ewangelii, która jest apelem Boga skierowanym do ludzi. Celem zaś tego apelu jest zapewnienie ludziom udziału w chwale Pana naszego Jezusa Chrystusa. Tak więc bez posłannictwa apostołów nie dotarłoby wezwanie Boga do poszczególnych ludzi. Słowa te dla Tesaloniczan borykających się z trudnościami codziennego życia i niepewnych jutra – musiały być źródłem szczególnego pokrzepienia. 15. Jeszcze jedna zachęta do wytrwałości i zarazem przestroga przeciwko tym, co prowadzili w Tesalonice wichrzycielską działalność. Drogą najpewniejszą do udziału w przyszłej chwale będzie trwanie przy pouczeniach, które Apostoł przekazał już Tesaloniczanom bądź podczas swego pobytu w związku z zakładaniem wspólnoty, bądź za pośrednictwem pierwszego, niewątpliwie autentycznego Listu, a nie jakiegoś sfałszowanego pisma. To zaś co im przekazał, nie było jego wymysłem, lecz stanowiło naukę samego Chrystusa, którą Paweł otrzymał po to, by głosić ją innym (1 Kor 15:3). 16–17. Pociechy i pokrzepienia niech nie szukają nigdzie poza Chrystusem. Jego miłość jest zarazem największą pociechą, jakiej człowiek może doznać w swym godnym opłakania stanie. O taką pociechę i pokrzepienie dla wiernych w Tesalonice modli się teraz Apostoł do Boga, którego gdzie indziej nazywa Ojcem miłosierdzia i Bogiem wszelkiej pociechy (2 Kor 1:3). 3:1–2. Jest to rzadki przypadek prośby Apostoła o modlitwę w jego własnej intencji. Domagała się tego doskonałość łączności Pawła ze wspólnotą: jeśli on modli się ustawicznie za wspólnotę, wspólnota powinna z kolei modlić się za niego. Wymiana trosk wspólnych jest prostym następstwem współuczestniczenia we wspólnych radościach. Zresztą skuteczność apostolskiego głoszenia słowa z pewnością zależy również od modlitwy wiernych. Łatwo jednak zauważyć, że nie chodzi tu o sprawy Pawła w sensie ścisłym, nawet gdy pragnie być uwolniony od ludzi przewrotnych i złych. Zależy mu na tym, by swobodnie mógł głosić Dobrą Nowinę coraz to innym narodom aż na krańcach ziemi. Źródłem owej przewrotności prześladowców Pawła jest to, że nie mają wiary. 3–4. O postawę religijną Tesaloniczan jest Paweł raczej spokojny. Z jednej strony ufa, że Pan będzie nadal czuwał nad całą społecznością. Wierny jest bowiem – co Paweł z lubością i dość często powtarza (1 Kor 1:9; 10:13; 1 Tes 5:24) – i rozpoczęte dzieło na pewno doprowadzi do końca. Z drugiej strony zaś ma nadzieję, że Tesaloniczanie sami także dołożą wszelkich starań, żeby nie zejść z drogi, którą dotąd kroczyli. 5. W króciutkiej, jednowierszowej modlitwie prosi Paweł Boga o to, by miłość Boża i cierpliwość Chrystusa, znoszącego tak wielkie udręki, były wzorem i światłem dla wiernych Tesaloniki. Chodzi tu m.in. głównie o to, żeby Tesaloniczanie potrafili Bogu ze Jego miłość odpłacać miłością, a swoją ludzką niecierpliwość – zwłaszcza w oczekiwaniu na paruzję – umacniali przykładem niedościgłej cierpliwości Jezusa. Ile razy uczył Jezus ludzi, głównie Apostołów, cierpliwości! Świadczy o tym przypowieść o ziarnie i o kąkolu, ostre skarcenie Piotra, który dobył miecza na żołnierzy aresztujących Jezusa. Wreszcie pokazał ją na konkrecie własnego życia. 6. Jeszcze jedna przestroga przed wichrzycielami. Najlepiej nie wdawać się z nimi w żadne dyskusje; po prostu stronić od nich, nie mieć z nimi nic wspólnego. Wierni nie potrzebują już żadnych innych nauczycieli. Paweł pouczył ich dostatecznie jasno o tym, jak mają postępować. Wystarczy, że będą się wiernie trzymać tego, co usłyszeli od Pawła. 7–11. Wśród napomnień końcowych najwięcej miejsca zajmuje sprawa podjęcia porzuconych zajęć. Dochodziły bowiem Pawła wieści, że niektórzy spośród chrześcijan tesalonickich wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Te rzeczy niepotrzebne – to z pewnością nie kończące się dyskusje o paruzji. O tym, że takie dyskusje są niepotrzebną stratą czasu, pisał Paweł już wcześniej, należy zaś wrócić do pracy choćby dlatego, że kto nie chce pracować, ten też nie ma prawa do jedzenia. Tu odwołuje się Paweł do wspomnień osobistych: będąc w Tesalonice wprawdzie nie musiał fizycznie pracować, bo jego czas był przeznaczony na głoszenie Ewangelii, nie uchylał się jednak od żadnych prac, własnymi rękami zarabiał na życie, nie chcąc dla nikogo być ciężarem. Niech więc Tesaloniczanie naśladują żywy przykład Pawła. 12. Nikt przeto nie powinien wyciągać ręki po chleb do sąsiada, niech każdy spożywa chleb własny. Ta troska o nieobciążanie otoczenia – to wyraz bardzo konkretnej miłości bliźniego. 13. Pracować należy też po to, by można było spełniać uczynki miłosierdzia względem innych ludzi. W jednym z późniejszych listów powie Paweł bardzo wyraźnie: Kto dotąd kradł, niech już przestanie kraść, lecz raczej niech pracuje uczciwie własnymi rękami, by miał z czego użyczać potrzebującemu (Ef 4:28). 14–15. I wreszcie następuje wskazanie, jak traktować krnąbrnych, niepoprawnych braci: otóż z całą miłością, choć z zachowaniem wobec nich pewnej rezerwy; żeby sami widzieli, że nie postępują właściwie, a więc nie przysługuje im serdeczność należna uczciwym chrześcijanom. Nigdy jednak nie należy zapominać, że są braćmi. Tak więc miłość człowieka od samego początku znajdowała się u źródeł procedury karnej Kościoła. Wszystkie kary stosowane przez Kościół mają charakter leczniczy zgodnie z wolą Chrystusa, który podobnie jak Jahwe w ST nie chce śmierci grzesznika, lecz pragnie, żeby się nawrócił i żył (por. Eze 33:11). 16. Życzeniem pokoju kończy się większość listów Pawła. Pokój ma pochodzić od Boga, o którym ten sam Paweł powiedział gdzie indziej, że jest On Bogiem pokoju, a nie wojny (por. np. Rz 15:33; 2 Kor 13:11; Flp 4:9; 1 Tes 5:23). Otrzymać ów dar pokoju może więc tylko ta dusza, która jest otwarta na Boga. Wrażliwość na potrzebę tego pokoju wysłużył nam Chrystus, który jest naszym pokojem, który przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy są blisko (Ef 2:17). Słowa Pan niech będzie z wami wszystkimi, tak bardzo spopularyzowane przez liturgię, po raz pierwszy w NT tu właśnie zostały utrwalone na piśmie. 17. Tak więc List był dyktowany – jak większość pism Pawła – i może nie byłoby na nim nawet podpisu Apostoła, gdyby nie fakt – wyraźnie zasygnalizowany (2 Tes 2:2) występowania fałszywych listów jemu przypisywanych. 18. Paweł jest świadom tego, że bez łaski Pana i on sam, i każdy chrześcijanin nic nie znaczy i nie może uczynić niczego, co zasługiwałoby na wieczne zbawienie: od łaski Chrystusa zależy całe nasze życie. Nic tedy dziwnego, że ostatnim słowem tego Listu – i większości innych listów – jest życzenie łaski Chrystusa. Równocześnie życzenie to jest wyrazem przebaczenia wszelkich uraz, jeśli jakiekolwiek żywił Paweł w swej duszy do Tesaloniczan. Apostoł chce jakby wyznać, że we wszystkim, co czynił i mówił, chodziło mu o otwarcie możliwie szeroko serc wiernych na przyjęcie łaski. LISTY PASTERSKIE Trzy listy – dwa do Tymoteusza i jeden do Tytusa – umieszczane tradycyjnie w zbiorze listów Pawła, nazwano pasterskimi, co jest w pełni uzasadnione treścią tych pism. Stanowią one bowiem zbiór praktycznych wskazań duszpasterskich dla przełożonych wspólnot założonych przez Pawła. Problem introdukcyjny, wspólny wszystkim tym listom, dotyczy ich Pawłowego autorstwa. Źródłem pierwszych wątpliwości były pewne wahania w tradycji rękopiśmienniczej tych listów. Listów Pasterskich brak w Kanonie Marcjona, Tacjan nie uznaje 1 Tm. Nie ma listów pasterskich również w Papirusie 46: zdaje się ich także nie znać Ignacy Antiocheński, istnieją nadto poważne wątpliwości, czy znał je Polikarp. Od razu jednak warto zauważyć, że prawie wszystkie nie wspomniane tu świadectwa patrystyczne przemawiają za autentycznością Listów Pasterskich. I tak już około r. 185 św. Ireneusz cytuje jako fragmenty listów Pawła liczne wyjątki z listów pasterskich. Euzebiusz z Cezarei wspomina o tym, że Paweł pisał z Rzymu do Tymoteusza. Klemens Aleksandryjski odwołuje się około 40 razy do Listów Pasterskich jako do pism Pawła i wyjaśnia, dlaczego pism owych nie uznają herezjarchowie Bazylides i Walentynian. Tacjan, odrzuciwszy niektóre listy Pawła, wyraźnie przypisuje Apostołowi jednak List do Tytusa. W Kanonie Muratoriego trzy Listy Pasterskie figurują wśród pism św. Pawła. Oprócz tych świadectw niewątpliwych zdarzają się w bardzo wczesnej starożytności chrześcijańskiej teksty posiadające charakter domyślnych cytatów z Listów Pasterskich. Zdaniem przeciwników Pawłowego autorstwa Listów Pasterskich, język i styl tych pism, sytuacja historyczna, jaką odtwarzają, polemika z heretykami, ustrój hierarchiczny wspólnoty kościelnej, wreszcie ich teologia, dostarczają więcej powodów do kwestionowania tego autorstwa niż wahania tradycji patrystycznej. I tak w Listach Pasterskich znajduje się aż 335 słów, które poza tymi listami w żadnym piśmie Pawła nie występują, a 175 spośród nich nie spotykamy w ogóle w całym NT. Niektóre, powtarzające się kilkakrotnie w Listach Pasterskich zwroty i wyrażenia, poza tym u Pawła nigdy nie występują. W tych listach znajduje się też wiele takich słów lub nawet całych zdań, które mają swe paralele dopiero w literaturze chrześcijańskiej z II w. Niektóre terminy są używane w Listach Pasterskich w znaczeniu zupełnie innym niż w pismach niewątpliwie Pawłowych. Próbując wyjaśnić zjawisko tych rozbieżności należałoby może zwrócić uwagę na fakt, że Listy Pasterskie były skierowane – jak żaden z dotychczasowych listów Pawła – do jednostek i że zawierały bardzo specjalne, również nowe w stosunku do pozostałych listów Pawła, pouczenia. Na zmianę stylu, a nawet może i języka, wpłynął zapewne fakt, że Paweł pisząc Listy Pasterskie patrzy na wszystko przez pryzmat swej niedalekiej już śmierci. Niektóre hapaxlegomena listów pasterskich, np. płaszcz, żołądek, babka, są podyktowane odmienną problematyką, inne, jak np. Zbawiciel, Bóg wielki, zostały wprowadzone z racji polemicznych. Inne – stanowią one dwie trzecie wszystkich hapaxlegomenów – są złożeniami terminów często występujących w pozostałych listach Pawła. Nie należy w końcu zapominać, że bogata osobowość Apostoła nie da się uwięzić w raz na zawsze ustalonej formie wypowiedzi. Proces jego ewolucji wewnętrznej mógł znaleźć odbicie w pewnych zmianach w słownictwie i stylu. Przeciwnicy Pawłowego autorstwa Listów Pasterskich zwracają uwagę na fakt, że to, co czytamy w owych pismach o życiu i działalności Pawła, nie da się zharmonizować z chronologią jego życia, znanego nam z Dziejów Apostolskich lub z relacji samego Apostoła. Trudność tę niektórzy egzegeci usiłują usunąć za pomocą przypuszczenia, że Listy Pasterskie przedstawiają ten okres życia Pawła, który wykracza już poza chronologiczne ramy Dziejów Apostolskich. W tym miejscu powstaje jednak pytanie: Czy po wykorzystaniu źródeł takich jak Dzieje Apostolskie i Listy Pawła, mamy jeszcze jakieś dane dotyczące jego dalszych lat życia i działalności? Otóż Dzieje Apostolskie nie podają, co się stało z Pawłem po jego dwuletnim względnie swobodnym pobycie w więzieniu rzymskim. Co prawda w Dz 25:20 i Dz 26:32 są wzmianki o tym, że zarówno w przekonaniu Festusa, jak i Agryppy Paweł nie był winny zarzucanych mu zbrodni, ale z tego nie wynika jeszcze, że natychmiast zwolniono go z więzienia i że prowadził nadal swoją apostolską działalność. Do żadnych wniosków dotyczących dalszej działalności Pawła nie upoważnia również brak w zakończeniu Dziejów wzmianki o ewentualnym skazaniu go na śmierć. Warto natomiast zauważyć, że według Dz 20:25.38 Paweł w tym czasie (do r. 58) był przekonany, że nie będzie już mu wtedy dana możliwość zwizytowania założonych przez niego Kościołów w Grecji i na terenie Azji Mniejszej. Tak więc Dzieje Apostolskie ani nie uzasadniają twierdzenia, że po dwuletnim więzieniu w Rzymie Paweł odzyskał wolność, ani nie sugerują myśli, że Apostoł został skazany na śmierć. Zresztą gdyby Paweł wyszedł cało z więzienia rzymskiego, z pewnością urzeczywistniłby swoje zamiary udania się do Hiszpanii (Rz 15:24.28) i zapewne istniałyby jakieś przekazy dotyczące jego działalności apostolskiej w tym kraju. Warto przy tym zauważyć, że późniejsze dokumenty – mamy tu na myśli szczególnie listy Klemensa Rzymskiego oraz Kanon Muratoriego – również nie przekazują żadnych dokładniejszych danych co do powiększenia się terenu działalności Pawła. Tak więc próba usunięcia rozbieżności istniejących między Dziejami Apostolskimi a Listami Pasterskimi w sposobie przedstawiania pewnych wydarzeń z późniejszych lat życia Pawła, nie daje pożądanych wyników. Trudność, i to bardzo znaczna, nadal pozostaje. Należy jednak zauważyć, że z milczenia Dziejów Apostolskich co do ewentualnego skazania Pawła na śmierć można wysnuć pewne wnioski. To milczenie jest może wyjątkowo wymowne. Łukasz nie pominąłby w swej relacji faktu śmierci Pawła. Sam sposób traktowania go w więzieniu rzymskim zdawał się rokować pewne nadzieje co do pomyślnego zakończenia sprawy: Apostoł cieszy się względną swobodą, jego kontakty ze światem są liczne i pełne apostolskiej gorliwości. Słowa wypowiedziane przez Pawła do starszych w Milecie nie są proroctwem w sensie ścisłym i nie należy ich interpretować zbyt rygorystycznie. Paweł nie tyle może twierdzi z całą pewnością, że już nigdy nie zobaczy wiernych należących do założonych przez niego Kościołów, ile raczej daje wyraz obawom, że już rychło – co było zupełnie naturalne przy jego trybie życia – rozstanie się z tym światem. Niezupełnie też ścisłe jest twierdzenie, że ani w żadnym z pism nowotestamentalnych, ani u pisarzy wczesnochrześcijańskich nie zachowały się dane o działalności Pawła po jego wyjściu z więzienia rzymskiego. Tak np. Klemens Rzymski (5:5–7) mówi o tym, że Paweł dotarł aż do zachodnich krańców Europy. Aluzje do pobytu Pawła w Hiszpanii znajdujemy również we Fragmencie Muratoriego (ww. 38–39) oraz w apokryficznych Dziejach Piotra (rozdz. 1.3). Uważa się dość zgodnie, że błędy zwalczane w Listach Pasterskich mają m.in. charakter gnozy. Sądzą też niektórzy spośród egzegetów, że jest to gnoza, której istnienie w formie pewnego systemu przypada na II w. po Chr. Co więcej, przypuszcza się niekiedy, że Listy Pasterskie są pismami skierowanymi wprost przeciwko Marcjonowi. Wniosek stąd następujący: listy pasterskie nie mogły wyjść spod pióra Pawła, skoro zwalcza się w nich błędy powstałe dopiero w sto lat po śmierci Apostoła. Nietrudno zauważyć, że stwierdzenie jest trochę sztuczne. Można się bowiem zgodzić, że błędy zwalczane w listach pasterskich mają charakter gnozy, nie ma jednak żadnych podstaw, by utrzymywać, że jest to gnoza marcjońska. Jedno jedyne wyrażenie przypominające pewien temat systemu Marcjona nie upoważnia do snucia tak daleko sięgających wniosków. Wszystkie pozostałe błędy są pochodzenia judaistycznego i z większością spośród nich uporał się Paweł już w Liście do Kolosan. Odwoływanie się zatem do tych błędów jako argumentu przeciwko Pawłowemu autorstwu Listów Pasterskich w rezultacie nie przekonuje. Natomiast rzeczywistą trudność ukazuje inne spostrzeżenie dotyczące polemiki antyheretyckiej w Listach Pasterskich. Oto we wszystkich niewątpliwie Pawłowych listach herezje są zwalczane za pomocą ich konfrontacji z nauką Chrystusa. Obowiązuje nienaruszalna zasada: wszystko, co niezgodne z nauką Chrystusa, należy odrzucić. W Listach Pasterskich natomiast nawołuje się ciągle do wierności depozytowi wiary (por. 1 Tm 4:1; 6:20; 2 Tm 1:14; 2:2; Tt 1:9). Zjawiska tego rodzaju nie można wytłumaczyć przypuszczeniem, że Paweł tylko ogólnie wskazuje na niebezpieczeństwo w przeświadczeniu, że Tymoteusz i Tytus wiedzą, jak je należy zażegnać. Tego rodzaju przestroga byłaby w ogóle zbyteczna. Trzeba więc uznać, że powoływanie się na powierzony trosce Tytusa i Tymoteusza depozyt wiary jest czymś niezwykłym w kontekście polemicznych wypowiedzi Pawła. Mówiąc o stosunkach religijno-społecznych wewnątrz wspólnot poddanych pieczy Tymoteusza i Tytusa, przeciwnicy autorstwa Pawła mają na uwadze przede wszystkim ustrój hierarchiczny ówczesnych Kościołów. Listy Pasterskie wymieniają obok biskupów także starszych (prezbiterów) i diakonów. Otóż tak sprecyzowane stopnie hierarchiczne istniały w Kościele dopiero w czasach Ignacego z Antiochii. Przeto nie Paweł, lecz ktoś żyjący w II w. mógł pisać Listy Pasterskie, odzwierciedlające sytuację w Kościele z tej epoki. Należy jednak zauważyć, że poszczególne stopnie hierarchiczne nie są w Listach Pasterskich sprecyzowane tak, jak to utrzymują autorzy zreferowanego przed chwilą, negującego wniosku. Na przykład w 1 Tm 3:2–8 jest mowa najpierw o obowiązkach biskupów, a potem natychmiast przechodzi się do diakonów, bez jednego słówka pod adresem starszych. W Tt 1:5–6 znajdują się napomnienia przeznaczone dla prezbiterów, ale już w następnym wierszu, kontynuującym pouczenia, tych samych ludzi nazywa się biskupami. Wynika więc z tego, że w okresie Listów Pasterskich nie ma jeszcze śladu episkopatu, takiego jak w czasach Ojców Apostolskich. Przełożonym poszczególnych Kościołów jest ciągle jeszcze sam Apostoł, Tymoteusz i Tytus rządzą zaś Kościołami w jego imieniu. Tak więc Listy Pasterskie odtwarzają sytuację historyczną przypominającą bardziej drugą połowę I niż II wieku. Przejdźmy na koniec do teologii Listów Pasterskich. Całe dzieło zbawienia – twierdzą przeciwnicy autorstwa Pawła – jest niekiedy ujmowane przez autora Listów Pasterskich w kategoriach zupełnie obcych soteriologii Pawła. Tylko w Listach Pasterskich jest mowa, że ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga (Tt 3:4), albo, że ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli (Tt 2:11–12). Tylko w Listach Pasterskich jest mowa o oczekiwaniu błogosławionej nadziei i o objawieniu się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa (Tt 2:13). Poza Listami Pasterskimi Bóg nigdzie nie jest nazywany jedyny, mający nieśmiertelność, zamieszkujący światłość niedostępną (1 Tm 6:16), ani błogosławiony i jedyny Władca (1 Tm 6:15). Tylko w Listach Pasterskich Wcielenie się Syna Bożego jest nazwane pojawieniem się naszego Zbawiciela (2 Tm 1:10), tylko w tych listach Chrystus jest nazwany tak dosadnie pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, człowiekiem Chrystusem – Jezusem (1 Tm 2:5). Listy są pozbawione typowych nie tylko dla Pawła, lecz także dla całego NT, akcentów eschatologicznych: nie ma w nich wyczekiwania na paruzję, nie ma stwierdzeń w rodzaju: czas jest krótki itp. Przyznać należy, że ze wszystkich argumentów wysuwanych przeciwko autorstwu Pawłowemu Listów Pasterskich zastrzeżenia natury teologicznej są najważniejsze. Jednakże nowość niektórych sformułowań nie musi świadczyć tylko o tym, że autorem Listów Pasterskich jest ktoś inny, a nie Paweł, wskazuje natomiast na pewien proces, którego autorem jest sam Apostoł i który nazywa się procesem hellenizacji chrześcijaństwa. Istota tego procesu sprowadza się do przełożenia całej Ewangelii na hellenistyczne kategorie myślenia i do wyrażenia tej Ewangelii za pomocą terminologii rozpowszechnionej dzięki popularnej filozofii greckiej. Jeśli stwierdzając to opowiadamy się za Pawłowym autorstwem Listów Pasterskich to nie znaczy, iż pojęcie autorstwa ograniczamy do osoby Pawła w sensie przypisywania mu nie tylko idei teologicznych tych listów, lecz także sposobu wyrażania myśli i samego procesu ich utrwalenia na piśmie. O rzeczywistym Pawłowym autorstwie Listów Pasterskich można by mówić nawet wtedy, gdyby się przyjęło, że Paweł polecił komuś ze swych bliskich współpracowników przedstawić – kategoriami dostępnymi dla świata hellenistycznego – teologię swoich istniejących już pism. Zdaniem niektórych taki uczeń-sekretarz działał jeszcze za życia Pawła i niejako pod jego okiem, natomiast według innych list napisany przez Pawła został po jego śmierci przeredagowany przez jednego z uczniów Apostoła. Sekretarz ów należał – rzekomo – do wspólnoty rzymskiej i w zredagowanym przez siebie liście próbował – niejako w imieniu Pawła – rozwiązywać pewne problemy tego Kościoła. Próby uzyskania więcej danych o tym uczniu-sekretarzu, ewentualnym redaktorze Listów Pasterskich, jedni dawno już uznali za przedsięwzięcie bezcelowe, natomiast inni usiłują zidentyfikować jego osobę. Dla jednych redaktorem tym był Tychik, według innych Polikarp ze Smyrny lub – jak ktoś próbował dowieść w połowie obecnego wieku– Łukasz, którego obecność przy boku Pawła w chwili powstawania Listów Pasterskich jest wyraźnie wspomniana w 2 Tm 4:11. PIERWSZY LIST DO TYMOTEUSZA Pierwszy List do Tymoteusza powstał być może w Macedonii między pierwszym a drugim uwięzieniem Pawła, tj. w latach 63–67. Powodem napisania listu była szczególna troska św. Pawła o Kościół w Efezie. Tę placówkę, trudną do kierowania z powodu ciągłych niebezpieczeństw grożących prawdziwej wierze i płynącej z niej nauce etycznej, powierzył Apostoł, podczas swego pobytu w tamtych stronach po wyjściu z więzienia, z całym zaufaniem młodemu Tymoteuszowi, urodzonemu jak on w diasporze, w Azji Mniejszej. Ojciec Tymoteusza był poganinem, matka, Eunice – Żydówką. Apostoł sam najprawdopodobniej ochrzcił swego przyszłego ucznia w jego rodzinnym mieście, w Listrze, podczas pierwszej podróży misyjnej, a w czasie drugiej (lata 50–53) zabrał go ze sobą zdążając do Europy (Dz 16:1–3). Odtąd Tymoteusz będzie jednym z najbardziej oddanych sprawie Ewangelii i Apostołowi uczniów, towarzyszem jego prac i podróży misyjnych. Od młodego biskupa o wątłym zdrowiu żąda Apostoł stałej czujności wobec niebezpieczeństw grożących wierze, autorytatywnego występowania, stanowczego i bez kompromisu, gdy chodzi o czystość głoszonej nauki. List, podobnie jak 2 Tm i Tt, jest zbiorem pouczeń duszpasterskich (stąd nazwa: Listy Pasterskie), przeznaczonych dla duszpasterzy. Wśród tych napomnień praktycznych zdarzają się jednak prawdy o charakterze dogmatycznym i oceny ogólne. Oto niektóre z nich, pochodzące z 1 Tm: Bóg…, którego nikt z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć (1 Tm 6:16); …pragnie, żeby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2:4). Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników (1 Tm 1:15). Jeden jest Bóg, jeden też pośrednik… Chrystus Jezus (1 Tm 2:5). Kościół… jest filarem i podporą prawdy (1 Tm 3:15), …korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy (1 Tm 6:10). 1:1. List, choć skierowany do jednej osoby, tj. do Tymoteusza, nie jest pismem tylko prywatnym. Ma go czytać cała wspólnota, wskazania w nim zawarte – przynajmniej niektóre – również dotyczą całej społeczności. Dlatego właśnie – w przeciwnym razie byłoby to co najmniej dziwne – przedstawia się Paweł w adresie listu tak bardzo uroczyście: apostoł Chrystusa Jezusa, według rozkazu Boga. Samemu Tymoteuszowi – którego za chwilę nazwie swoim prawowitym dzieckiem w wierze – nie musiałby tego przypominać, ale mieszkańcom Efezu, gdzie Tymoteusz z ramienia Pawła spełnia władzę nad tamtejszym Kościołem. Tym Efezjanom, tak dobrze Pawłowi znanym, uprzytomnienie tej prawdy było z pewnością pożyteczne. Dwie Osoby Boskie są zaangażowane w apostolat Pawła: jest on wysłannikiem Jezusa Chrystusa, ale na wyraźne polecenie Boga Ojca. Zresztą owa wzmianka o nakazie Boga pełni tu chyba jeszcze inną funkcję: Paweł będzie za chwilę udzielał pouczeń. Liczy na posłuch ze strony wiernych; bowiem tak jak jego apostolat, pouczenia te pochodzą z woli Bożej. Przy Osobie Syna zatrzymuje się Paweł nieco dłużej, podając czytelnikowi zaraz w pierwszym wierszu zarys swojej soteriologii. Inicjatorem zbawienia jest – zgodnie z wytycznymi teologii Pawła – Bóg Ojciec, zwany tu po prostu Zbawicielem (por. 1 Kor 1:21; 2 Kor 5:17–18). Tytuł to raczej niezwykły, gdyż zazwyczaj przypisuje się go drugiej Osobie Trójcy Świętej. Całe życie chrześcijanina powinno upływać pod znakiem nadziei. Przedmiotem owej nadziei jest sam Jezus Chrystus, pełne zjednoczenie z Nim, za czym tak tęsknił za życia Paweł. Ową nadzieją pełnego zjednoczenia z Chrystusem różnią się chrześcijanie od wszystkich, którzy nie mają nadziei (1 Tes 4:13), czyli od pogan. 2. Tymoteusz prawdopodobnie już podczas pierwszej podróży przyjął chrzest z rąk Pawła, i dlatego Apostoł jak najsłuszniej może go nazywać swoim dzieckiem w wierze (por. 1 Kor 4:17). Jeszcze wiele razy będzie wspominał Paweł tego umiłowanego ucznia, najchwalebniej chyba w Flp 2:19–22. Jak wszystkie życzenia we wstępach listów Pawła, tak i to ma charakter błagalnej prośby o dobra nadprzyrodzone dla Tymoteusza. Te dobra zaś – to łaska, miłosierdzie i pokój. Pojęcie łaski zawiera tu wszelkie nadprzyrodzone sposoby wspierania człowieka przez Boga; miłosierdzie Boże jest grzesznikowi potrzebne nie mniej niż kawałek chleba; pokój oznacza nie tylko harmonijne współżycie z otoczeniem, lecz także ład wewnętrzny, wolność od wyrzutów sumienia, świadomość, że Bóg nie jest na nas zagniewany. 3–4. Wątku teoretycznego nie podtrzymuje Paweł jednak w dalszym ciągu swego listu, lecz przystępuje do napominania. Niebezpieczeństwo musiało być więc duże, o czym Apostoł posiadał alarmujące i jak się wydaje, dość dokładne informacje, skoro potrafił wskazać niektórych głosicieli niewłaściwych nauk. Działalność tych ludzi zapowiadał Paweł wcale niedwuznacznie, gdy po trzeciej podróży misyjnej żegnał się w Milecie ze starszymi Kościoła efeskiego. Mówił wtedy wyraźnie: Spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z <was> (Dz 20:30 n). Gdy po zakończeniu swej pierwszej podróży do Rzymu (lata 61–63), w czasie jednej z dodatkowych, nie znanych bliżej wypraw misyjnych do Azji Mniejszej, Paweł ustanowił w Efezie swoim pełnomocnym zastępcą Tymoteusza, a sam udawał się do Macedonii, głosiciele fałszywej nauki tak już podnieśli głowę, że można było ich zidentyfikować bez trudu. Wydaje się, że nie byli to nawet ludzie spoza wspólnoty, lecz miejscowi chrześcijanie, spełniający funkcję przysłowiowego chwastu, którego obecność wśród zdrowego zboża zapowiadał Chrystus (por. Mt 13:24–30), przygotowując w ten sposób swych pierwszych wyznawców na zetknięcie się ze skutkami posiewu szatańskiego. To, czego nauczali ci pseudoapostołowie, określił Paweł mianem nauki odmiennej, baśni i genealogii bez końca, nie precyzując dokładniej treści tych nauk. Jednakże wzmianka o genealogiach bez końca zdaje się wskazywać na judaistyczne wyjaśnienia rodowodów starotestamentalnych. Zarówno konstruowanie tych rodowodów – przy czym zawsze chodziło o to, by sięgnąć jak najdalej, do samych początków ludzkości – jak i dopatrywanie się w dziejach poszczególnych postaci jakiejś symbolicznej wymowy sprawiało, że nigdy wśród nauczających nie było jednomyślności, a słuchający takich wywodów nie odnosili z nich żadnych korzyści duchowych. Nie służą one zbudowaniu wiernych i wcale nie przyczyniają się do urzeczywistnienia planów Boga co do królestwa na ziemi. 5. Zdrowa, autentyczna nauka Chrystusowa powinna przyczyniać się przede wszystkim do umocnienia miłości, o której Apostoł powiedział, że jest spoiwem doskonałości (Kol 3:14). Miłość dopóty nie będzie autentyczna, dopóki człowiek ma serce splamione, czyli wypełnione myślami i pragnieniami niezgodnymi z wola Bożą; dopóki jego sumienie jest złe; czyli niespokojne, ponieważ obciążane grzechami; dopóki jego wiara nie jest trwała, gotowa na wszystko, czyli nieobłudna. 6. Otóż pouczenia, które nie mają na względzie tak uwarunkowanej miłości jako praktycznego celu, szybko zamieniają się w czczą gadaninę (1 Tm 6:2). Oto jak daje o sobie znać konkretny charakter teologii Pawła, przekazującego swoją naukę w postaci listów, pisanych zawsze w celu zaspokojenia życiowych, religijnych potrzeb wiernych. 7. Jeszcze raz wskazuje Apostoł na judaistyczne pochodzenie pseudoapostołów efeskich: Chcieli uchodzić za uczonych w Prawie prawdopodobnie na wzór wielkich ówczesnych rabinów. Niestety, nie są do tego należycie przygotowani, albo też pouczenia ich są tak „arcymądre”, że nawet oni sami nie rozumieją głoszonych przez siebie teorii. Nie jest wykluczone, iż Paweł zarzuca owym pseudonauczycielom to, że nie potrafią w sposób należyty wyłożyć mesjańskiego znaczenia całego Starego Prawa. 8–10. Występując tak ostro przeciwko owym niedoszłym uczonym w Prawie Apostoł wcale nie zamierza umniejszać roli Prawa. O jego działalności w urzeczywistnianiu zbawczych planów Boga pisał już wiele i dokładnie, zwłaszcza w Liście do Rzymian i w Liście do Galatów. Tu jednak znów musi przypomnieć, przy całym szacunku dla Prawa, że nie dotyczy ono sprawiedliwych, a za takich uchodzą wszyscy żyjący pod Nowym Prawem. Rola i doniosłość Prawa skończyły się z chwilą przyjścia Jezusa. Ludzie odkupieni przez Chrystusa żyją już nie mocą Prawa, ale wiarą, co zresztą zapowiedział już Prorok w ST i co Paweł wykorzystał w Rz 1:17, a sprawiedliwy dzięki wierze żyć będzie. Właśnie wiara jest nowym prawem, w porównaniu z którym wszystko inne jest bezprawiem. Prawo było rzeczywiście potrzebne ludziom przed ich nawróceniem, gdy tkwili jeszcze w grzechach, których dość długą listę Paweł przedstawia. Możliwe, że chodzi tu również o pewne aluzje do niejednego spośród owych efeskich pseudogłosicieli Prawa. Dla takich ludzi Prawo rzeczywiście było konieczne. 11. Nie są natomiast potrzebne owe pouczenia ludziom, którzy poddali się już prawu Ewangelii. Jest to zapowiedź – Dobra Nowina – o przyszłej chwale, którą Bóg obdarzy swoich błogosławionych. Paweł najwyraźniej chlubi się tym, że jest z woli Boga heroldem Dobrej Nowiny, choć już przedtem niejednokrotnie stwierdzał, że tylko z woli Boga jest tym, czym jest (1 Kor 15:10). DRUGI LIST DO TYMOTEUSZA List powstał prawdopodobnie w Rzymie, podczas drugiego uwięzienia Pawła, chyba nie na długo przed śmiercią Apostoła, tj. około r. 67 po Chr. Nastrój duchowy, w którym Paweł pisze – lub może poleca napisać – ten list jest nienajlepszy: przy boku Apostoła nie ma nikogo prócz Łukasza. Paweł jest przekonany, że znajduje się u kresu swego życia. W tej sytuacji odżywa tym większe pragnienie zobaczenia po raz ostatni swego umiłowanego ucznia Tymoteusza. Miałby mu jeszcze tyle do powiedzenia, do przekazania w formie duchowego testamentu. Jednakże list musi zastąpić osobiste spotkanie. Podziękowawszy Bogu za dotychczasową wzorową pełną wiary postawę Tymoteusza, od niego samego, jako odpowiedzialnego za losy Kościoła w Efezie, domaga się męstwa w głoszeniu Ewangelii, przypomina mu obowiązek troski o całość i nienaruszalność depozytu wiary, zachęca go do podejmowania coraz to nowych apostolskich trudów i zmagań, ilustrowanych tu najczęściej obrazem żołnierskiego boju. Co chwila przestrzega Tymoteusza przed błędnowiercami i przypomina konieczność prowadzenia żmudnej pracy nad samym sobą, wyliczając kilkakrotnie cnoty, którymi powinien się odznaczać prawdziwy sługa Boży. Nie mniej leżą Apostołowi na sercu sprawy wszystkich chrześcijan efeskich, wśród których stosunkowo najdłużej przebywał; wszystkie te uczucia, cała atmosfera duchowa ostatnich być może miesięcy życia Apostoła znajduje pełne odzwierciedlenie w 2 Tm. Treść listu, przepojona uczuciem, miejscami wprost wzrusza i napełnia czytelnika podziwem dla postawy Pawła, który z całym spokojem, w poczuciu dobrze spełnianych do ostatniej chwili apostolskich obowiązków, oczekuje na przyobiecaną mu przez Pana nagrodę. 1:1–2. Podobnie jak w adresie 1 Tm, tu również przedstawia się Paweł uroczyście – z woli Boga apostoł Jezusa – nie ze względu na Tymoteusza, któremu nie potrzebuje przecież przypominać godności swego posłannictwa, lecz z uwagi na Efezjan, i to może nie tyle z myślą o chrześcijanach, ile raczej o swych przeciwnikach, którzy może i byli chrześcijanami de nomine, lecz w praktyce wyłączonymi już ze społeczności Chrystusowej. Tak więc znów adres listu pozwala przypuszczać, że pismo, choć formalnie skierowane tylko do jednostki, w rzeczywistości miało być czytane przez całą wspólnotę. Niech też ona wie, że Paweł nie jest apostołem z własnego upodobania ani z ustanowienia innych ludzi, lecz tylko i wyłącznie z woli Boga. Jego posłannictwo opiera się więc na powadze samego Boga. Przedmiotem, treścią całego apostolatu Pawła jest życie wieczne, czyli życie w szczególnej wspólnocie z Jezusem Chrystusem. W nadziei tego życia trwają wszyscy chrześcijanie w przeciwieństwie do pogan, którzy nie mają nadziei (1 Tes 4:13). Wiadomo już z 1 Tm, jak bardzo Paweł miał prawo nazywać Tymoteusza swoim umiłowanym dzieckiem: zrodził go przecież przez chrzest do życia nadprzyrodzonego. Łaska, miłosierdzie, pokój – to trzy dobra nadprzyrodzone, ponad które dla chrześcijanina nie ma nic cenniejszego. Żadna z tych wartości nie jest wynikiem zasług człowieka, wszystkie świadczą o niezmierzonej dobroci Boga, odwiecznej, lecz objawionej w czasie przez zbawcze dzieło Jezusa. Dlatego dawcą tych dóbr jest Jezus Chrystus w takim samym stopniu co Bóg Ojciec. 3–5. Dziękczynienie, następujące zazwyczaj w każdym liście Pawła po pozdrowieniu, w tym wypadku jest wyjątkowo uroczyste i wzruszające. Przedmiotem dziękczynienia jest wiara Tymoteusza, będąca wyrazem specjalnego działania Bożego nie tylko zresztą w nim samym, lecz także już w jego matce, a nawet babce. Tak więc wiarę odziedziczył Tymoteusz niejako po matce chrześcijance. W tej sytuacji nie wypadało rzecz jasna wspominać o tym, że ojciec Tymoteusza był poganinem (Dz 16:1). O tym, jak bardzo był Tymoteusz bliski Pawłowi, świadczy ciągła pamięć modlitewna o umiłowanym uczniu, który jest także nazywany umiłowanym dzieckiem (2 Tm 1:2), prawowitym dzieckiem w wierze (1 Tm 1:2) i synem wiernym w Panu (1 Kor 4:17). Pisząc o modlitwach zanoszonych bez ustanku do Pana, przy sposobności wspomina Paweł o tym, że nawet wtedy, kiedy nie znał jeszcze Chrystusa, służył Bogu jedynemu z całym zapałem i ze spokojnym sercem. Gorliwość tę odziedziczył zresztą najprawdopodobniej po swoich przodkach, równie jak on kiedyś ortodoksyjnych Izraelitach. Wzmianka o łzach Tymoteusza stanowi najprawdopodobniej aluzję do pożegnania – które zresztą nie wiadomo, kiedy i gdzie miało miejsce – Pawła z jego ukochanym synem w Panu. Ileż ulgi doznałby Apostoł w swych więzach, gdyby mógł choć raz jeszcze zobaczyć z bliska Tymoteusza. 6–8. Nakładanie rąk wiązało się w tym wypadku z przekazaniem władzy nad wspólnotą efeską. Tym, który nakłada ręce na Tymoteusza, jest Paweł, lecz w 1 Tm 4:14 istnieje nadto wzmianka o pewnym współudziale w tej ceremonii społeczności starszych – szczegół pominięty milczeniem w 2 Tm 1:6. Nałożenie rąk pod względem teologicznej treści już w ST wyrażało ideę pewnej solidarności między wkładającym ręce a tym, na którym one spoczęły, wraz z pewnym przekazanym dobrem (Kpł 1:4; 16:21; Lb 8:10; 27:18; Pwt 34:9). Nałożeniu rąk towarzyszyła – jako drugi element całego ceremoniału – modlitwa, zwana niekiedy proroctwem. Właśnie owa modlitwa zdaje się wyrażać wolę Boga, będąc zarazem jakby odpowiednikiem dzisiejszej formy sakramentalnej. Skutkiem nałożenia rąk i słów przy tym wypowiadanych był specjalny dar, określany mianem charyzmatu. Być może, iż właśnie dzięki owemu charyzmatowi ludzie powołani do głoszenia Ewangelii mogli korzystać z pomocy Bożej, która w nich tkwiła, nie wstydzili się głoszonej przez siebie nauki i roznosili ją po całym świecie. Fakt nałożenia rąk na Tymoteusza jest wspomniany w ten sposób, jakby miał miejsce już bardzo dawno. Należy zatem przypuszczać, że Paweł nałożył ręce na Tymoteusza, gdy ten ostatni miał zastąpić Jana Marka jako towarzysz misyjnych podróży Apostoła. Wyzbycie się uczucia lęku jest równoznaczne z wyprowadzeniem się ze stanu, w którym łaska jest niejako uśpiona. Charyzmat jako skutek sprowadza ducha mocy, miłości i trzeźwości. Owe trzy cnoty stanowią opozycję w stosunku do ducha bojaźni. Obydwa elementy antytezy, tj. bojaźń z jednej strony, a moc, miłość i trzeźwość z drugiej, należy rozpatrywać równocześnie, by lepiej pojąć ich naturę. Tego rodzaju metoda wydaje się szczególnie wskazana, jeśli chodzi o analizę terminu δειλία, będącego hapaxlegomenon całego NT. Termin ten tłumaczony zwykle: „bojaźń”, „tchórzostwo”, jak z opozycji do „mocy” wynika – posiada także odcień „słabości”. Właśnie świadomość niemocy jest czynnikiem zasadniczym w procesie powstawania uczucia bojaźni. Człowiek pozbawiony pewności, że może się oprzeć złu, zwłaszcza nie mający owej pewności, że pozostaje pod opieką Boga samego, staje się bojaźliwy. Paweł nie wyjaśnił, w jaki sposób dochodzi do sytuacji, w której moc słabnie i bierze nad nią górę bojaźń. Żadną miarą jednak nie upoważnia nas wspomniany tekst do twierdzenia, że charisma apostolatus może z czasem przestać w ogóle istnieć. Raczej myślą Apostoła jest to, że działanie owych darów nadprzyrodzonych, otrzymywanych przez nałożenie rąk, może być z czasem, wskutek braku odpowiednich wysiłków czy czujności, niejako osłabione, lecz nigdy nie zaniknie całkowicie. Patrząc na rzecz z drugiej strony można powiedzieć, że jest to rezultat osłabienia wiary we wszechmoc Boga, dającego ludziom coś ze swej mocy po to, by głosili Ewangelię. Tego rodzaju interpretacja potwierdza całkowicie użycie przymiotnika „bojaźliwy”, który jest zawsze synonimem małoduszności i braku zaufania do Boga. Zachęcając do odwagi apostolskiej Paweł przypomina również, iż Tymoteusz otrzymał nie ducha bojaźni, lecz ducha miłości. Ciągłe uświadamianie sobie owej wielkiej lekcji miłości, owszem, życie tą miłością na co dzień, sprawia, iż człowiek staje się wolny od wszelkiego lęku. Także ludzi powołanych do głoszenia Ewangelii nic nie odstraszy od spełniania powierzonej im misji, gdyż są wyposażeni w moc Boga samego, który ich posłał ku jej głoszeniu, co tak wyraźnie św. Łukasz stwierdzi: Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc oraz [władzę] nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych (Łk 9:1–2). Podobnie jak w Rz 8:35 świadomość, że jest się kochanym przez Boga, stwarza gotowość znoszenia utrapień, ucisku, prześladowań, głodu i nagości, tak i tu ta sama pewność Bożego umiłowania każe Apostołowi cierpieć bez poddawania się uczuciom lęku. Co więcej, ludzkie słabości, będące zrozumiałym źródłem niepewności i obawy, staną się dla Pawła dzięki owej wierze w opiekuńczą moc Boga przedmiotem chluby i chlubienia się publicznego. Nałożenie rąk sprowadziło na Tymoteusza prócz dwu wspomnianych darów także ducha umiarkowania lub trzeźwego myślenia. Termin ten oznacza przytomność umysłu, zdolność do właściwej reakcji w najbardziej trudnych, nieprzewidzianych sytuacjach; jest synonimem panowania nad sobą i spokoju. Bardziej naturalna w naszym wypadku byłaby antyteza pijaństwo – trzeźwość, a nie bojaźń – trzeźwość. Niemniej można się dopatrzyć pewnych rysów wspólnych między pojęciami znaczeniowymi wyrazów pijaństwo i bojaźń. Człowiek pijany nie zawsze jest bojaźliwy, raczej przeciwnie, często wykazuje nadmiar odwagi tak daleko posuniętej, że nawet nie można nazywać jego postępowania odważnym. Działa jakby w półświadomości, nie przewidując następstw swoich czynów. Pod tym właśnie ostatnim względem jest do niego podobny człowiek zaślepiony strachem, pozbawiającym możności kontrolowania tego, co się robi czy myśli. Podobnie nie korzysta z darów nadprzyrodzonych, ponieważ są „uśpione”, apostoł zastraszony, działający pod presją bojaźni. Tak więc Tymoteusz, wspierany daną mu mocą Bożą, powinien mężnie stawić czoło wszelkim przeciwnościom i trudom. Powinien być gotów do podejmowania największych wysiłków, gdyż na to właśnie otrzymał specjalny charyzmat, charyzmat apostolatu. Sama wzmianka o tej mocy stanowi już swoistą motywację. 9. Przy sprawie owej motywacji Paweł zatrzyma się dłużej. Motywem, który powinien skłaniać Tymoteusza do podejmowania wspólnie z Pawłem apostolskich trudów, jest fakt powołania wszystkich ludzi do wiecznej chwały. Moc zobowiązująca powołania wypływa z tego, że na tak szczególną miłość nikt z ludzi wcale sobie nie zasłużył. Ten absolutnie darmowy charakter powołania nas przez Boga podkreśla Paweł w dwojaki sposób. Mówi najpierw wyraźnie, że dzięki naszym czynom zostaliśmy powołani, po czym, wyrażając tę samą myśl pozytywnie, oświadcza, że stało się to na mocy postanowienia Bożego i wskutek łaski, która została nam dana w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami. A więc nie może być mowy o jakichkolwiek zasługach z naszej strony, skoro Bóg powziął swoje, pełne dobroci decyzje wtedy, kiedy nas jeszcze w ogóle nie było. Zresztą jest także mowa o łasce, a do samej istoty każdej łaski należy jej darmowość. Tak więc postanowienie Boże co do naszego powołania daje się umotywować tylko z kolei niczym już nie wytłumaczalną tajemnicą miłości Boga dla nas. I dlatego tak bardzo zobowiązujące jest samo powołanie. Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi jest Jezus Chrystus. Przez Niego właśnie zsyła Bóg na nas wszelkie dobrodziejstwa. W Nim to została nam dana łaska przed wiecznymi czasami. 10. Ani o powołaniu nas przez Boga, ani o miłości Boga dla nas w ogóle nic byśmy nie wiedzieli, gdyby nie zostały nam one objawione w Jezusie Chrystusie, Pośredniku między Bogiem a ludźmi. Można zatem śmiało twierdzić, że Jezus Chrystus – to głoszone przez Jego osobę Objawienie odwiecznej dobroci Boga względem człowieka. Jezus Chrystus jest tu określany mianem Zbawiciela. Ten spotykany już w grece pozabiblijnej termin nabiera w pismach Pawła – bo jest to termin przede wszystkim Pawłowy – nowego znaczenia: jest wyraźnym nawiązaniem do soteryjnych wartości życia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Jego zbawcze dzieło zostało nam tu okazane jako pełny, absolutny tryumf życia nad śmiercią. Każdy chrześcijanin ma obecnie dostęp do owego życia. Musi przy tym spełnić jeden warunek: uwierzyć Ewangelii, która – jak to Paweł wyjaśni na innym miejscu – jest mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego, najpierw dla Żyda, potem dla Greka (Rz 1:16). Słowo głosicieli Dobrej Nowiny jest Słowem Bożym. Lecz od chwili, gdy to ostatnie wcieliło się w Jezusa, sam Chrystus określa słowo oraz istnienie tych, którzy je mają głosić. Mimo odmienności czasu, miejsca i słuchaczy głoszenie słowa zarówno proroków starotestowych, jak Jana Chrzciciela, Piotra czy Pawła, a nawet Jezusa ukazuje ten sam schemat i taką samą orientację: jest nawoływaniem do nawrócenia i ogłaszaniem pewnego wydarzenia. Dla głosicieli Dobrej Nowiny w NT wydarzeniem tym jest zbawcze dzieło Jezusa, które sprowadza się ostatecznie do triumfu Zbawiciela nad śmiercią. 11. Ten, który głosi słowo Boże, powinien to czynić jak herold, z całą wiernością, tak by osiągnęło ono swoją skuteczność, nawet jeśliby sam nauczający nie był nim przejęty w dostatecznym stopniu (Flp 1:15–18). Chrystus jest głoszony mimo wszystko. Nie to jest więc najważniejsze, przez kogo to się dzieje. Cały autorytet głoszącego słowo Boże wypływa z jego inwestytury apostolskiej. Posiada on pełnię władzy, przemawia z całą odwagą (Dz 2:29; 4:13.29.31). Powinien głosić słowo Boże w porę i nie w porę (2 Tm 4:2). Jeżeli nauczając, całkowicie zaufał Bogu (1 Tes 2:2; Flp 1:20), to dlatego, że uwierzył (2 Kor 4:13) i otrzymał dary uzdalniające go do sprawowania takiej posługi (2 Kor 2:16n; 2 Kor 3:4 nn). W przeciwnym razie kupczyłby podstępnie słowem Bożym (2 Kor 2:17; 1 Tes 2:4). Ideał relacji, jakiej wymaga od słuchającego go i od głosiciela słowo Boże przedstawia Paweł w następujących słowach: Gdy przejęliście słowo Boże, usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale – jako to, czym jest naprawdę – jako słowo Boga, które działa w was, wierzących (1 Tes 2:13). 12. Jemu Jezus za swego życia ziemskiego przedstawia się jako Mocniejszy, który tryumfuje nad Mocnym (Łk 11:21–22), tj. nad szatanem, władcą tego świata. W przeddzień swej śmierci upomina uczniów, żeby się nie lękali świata, który będzie ich ścigał w swej nienawiści: Odwagi! Jam zwyciężył świat (Jan 16:33). Zwycięstwo to posiada charakterystyczne rysy tryumfu przepowiedzianego kiedyś Słudze Jahwe. Lecz pełne, całkowite zwycięstwo nad grzechem i śmiercią odniósł Chrystus w chwili swego zmartwychwstania. To właśnie wtedy Zbawiciel poprowadził za swym zwycięskim rydwanem wszystkie pokonane Władze (Kol 2:15). Zwycięstwo to stanie się w pełni widoczne wtedy, kiedy Mesjasz zawładnie wszystkimi przeciwnymi Mu Mocami i pokona na zawsze śmierć, będącą Jego ostatnim wrogiem (1 Kor 15:24 nn). Krzyż, wyraz pozornej klęski, zapewnił zwycięstwo tego, co święte, nad grzechem, tego, co żyje, nad śmiercią. 13–14. Naukę Chrystusową nazywa Paweł zdrowymi zasadami dlatego, że ona właśnie zapewnia człowiekowi zdrowie nadprzyrodzone, zabezpieczając go przed schorzeniami duszy, które niesie ze sobą świat. Na miano chorych zaś zasługują w pierwszym rzędzie ci, którzy fałszują Dobrą Nowinę. Drogowskazami na całe życie winny być dla Tymoteusza wiara i miłość, cnoty mające za przedmiot Jezusa Chrystusa. Do pełnego zjednoczenia z Nim powinno ostatecznie zmierzać całe życie każdego chrześcijanina. Sprawa więc jest jasna. Tymoteusz otrzymał wszystkie niezbędne wskazania. Nie pozostaje mu teraz nic innego, jak tylko strzec wiernie otrzymanego depozytu, niczego od siebie nie dodając, niczego nie zmieniając, gdyż chodzi o słowo Boże, któremu należy się najwyższy szacunek. Nie jest to zadanie łatwe, może nawet wręcz niemożliwe do zrealizowania bez pomocy Ducha Świętego, który przecież po to w nas mieszka, by nas we wszystkim wspierać. 15–18. Nie chodziło, być może, o formalne odwrócenie się od chrześcijaństwa jako takiego, lecz o odżegnywanie się – z bojaźni lub ze wstydu – od osoby Apostoła, który przebywał w więzieniu. Paweł spodziewał się czegoś więcej od Kościołów Azji Mniejszej, a chyba już szczególnie liczył na wspomniane tu – zresztą wcale nie znane bliżej – dwie osobistości: Figelosa i Hermogenesa. Być może sądził, że ludzie ci mogliby przyjść mu ze szczególnie skuteczną pomocą, kiedy przebywał w więzieniu. Można sobie wyobrazić, jak bardzo czuł się Paweł przygnębiony z powodu tego opuszczenia przez wszystkich. Jeśli o tym mówił, to może – w sposób aluzyjny – spodziewał się jakiejś interwencji ze strony Tymoteusza. Zdarzały się jednak w tym ogólnym przygnębieniu chwile radości i pokrzepienia. Stwierdzenie, że dom Onezyfora nie wstydził się więzów Pawła, nasuwa przypuszczenie, iż wstyd – źle zresztą pojęty – był głównym motywem odejścia prawie wszystkich od Pawła. W tej sytuacji postawa Onezyfora zasługiwała na szczególne uznanie. Nie proszony, nie powiadomiony przez Pawła, odnalazł miejsce jego pobytu – na pewno nie bez trudności – co Apostoł uznał za wyraz szczególnego miłosierdzia Bożego nad sobą i modlił się o zapłatę wieczną dla Onezyfora. Zresztą nie było to pierwsze dobrodziejstwo, którego Paweł od niego doznał. Znajomość i serdeczna przyjaźń sięgała czasów pobytu Pawła w Efezie, o czym wiedział dobrze także Tymoteusz. Wzmianka o Onezyforze to piękny przykład wdzięczności, jaką żywił Apostoł dla swych dobroczyńców. 2:1–2. Będąc u kresu życia Paweł jest coraz bardziej zaniepokojony przyszłymi losami Kościołów, a może w szczególności leży mu na sercu przyszłość wspólnoty efeskiej, wykazującej pewną oziębłość w wierze, a ponadto nękanej szkodliwą działalnością tamtejszych pseudoapostołów. Dlatego większość napomnień skierowanych do Tymoteusza dotyczy konieczności wiernego i nade wszystko mężnego trzymania się depozytu wiary. Do tego potrzebna jest – o czym Paweł również wielokrotnie mówił – pomoc Boża w postaci coraz to nowych łask, zsyłanych ludziom za sprawą i dzięki zasługom Jezusa Chrystusa. Treść depozytu wiary, powierzonego pieczołowitej trosce Tymoteusza, ten ostatni otrzymał nie tylko wprost od Pawła, lecz także od jego wysłanników, o których zresztą nic dokładniejszego nie wiemy. 3–4. Od metafor sportowych, o których już była mowa przy wyjaśnianiu innych listów Pawła, należy odróżnić przenośnie zaczerpnięte z życia i walk żołnierskich. Co prawda tutaj jeden raz tylko głoszącego Ewangelię nazywa Paweł żołnierzem i jeden raz tylko własną apostolską posługę przyrównuje do bojowania (2 Kor 10:4), ale dość często mówi o sobie, że walczy, że bój prowadzi, mając na myśli głoszenie Ewangelii. Nie prowadzimy walki według ciała (2 Kor 10:3) – oświadcza Koryntianom, przeciwstawiając siebie pseudoapostołom. Tymoteuszowi nakazuje, aby toczył dobrą walkę zgodnie ze świadectwem, jakie o nim dawano (1 Tm 1:18), stwierdza wreszcie, mówiąc o swoim prawie do wynagrodzenia za apostolską pracę, że nikt nie pełni żołnierskiej służby na własnym żołdzie (1 Kor 9:6) i tutaj: nikt walczący po żołniersku nie wikła się w zabiegi około utrzymania, żeby się spodobać temu, kto go zaciągnął (2 Tm 2:4). Wydaje się, że w tym wypadku chodzi o specjalny rodzaj wojny, o żołnierzy zaciężnych, którzy dobrowolnie zgłaszali się do służby wojskowej. Chęć uzyskania jak największych zysków, a może i pewnych wyróżnień, skłaniała wojujących do starań o zrobienie jak najlepszego wrażenia na tych, którzy ich zwerbowali do swego hufca. Od takiej oceny bowiem wiele zależało. Dlatego też nie interesują żołnierza sprawy codziennego utrzymania. Aluzja to bardzo wyraźna do praw, które przysługują Tymoteuszowi z racji jego apostolskiej posługi dla dobra wspólnoty. Wszystkie obrazy zaczerpnięte z życia lub walk żołnierskich mają charakter tak ogólny, iż trudno nawet pytać, czy Paweł czyni aluzje do wojskowych stosunków greckich czy żydowskich. Koloryt specjalnie hellenistyczny zdaje się mieć 1 Kor 9:6 ze względu na wzmiankę o żołdzie, choć przyznać trzeba, że zwyczaj płacenia żołdu był znany także u Izraelitów, i to głównie w odniesieniu do tzw. oddziałów najemnych (por. 1 Sm 14:52; 16:18 n; 1 Sm 18:2; 21:8; 22:18 itd.). 5. Z kolei przenosimy się na stadion sportowy. Zapaśnicy liczyć mogą na osiągnięcie wieńca zwycięstwa tylko wtedy, gdy będą walczyć dokładnie według ustalonego regulaminu. Wszelkie odchylenia od obowiązujących przepisów, wszystkie chwyty nieuczciwe z pewnością zostaną zauważone i pozbawią rzekomego zwycięzcę upragnionej nagrody. Tak też rzecz się ma z pracą apostoła lub zarządcy Kościoła. Prowadząc zapasy z wszelkimi przejawami zła, może on liczyć na wieczną nagrodę tylko wtedy, kiedy wiernie przestrzega zasad nauki Chrystusowej, niczego od siebie nie dodając, niczego nie zmieniając, choćby z najszlachetniejszych pobudek, np. żeby uczynić Ewangelię łatwiejszą do wprowadzenia w życie. 6. O swojej pracy misyjnej powiedział Paweł, że jest sianiem, działalność zaś koryncką Apollosa określił mianem podlewania (1 Kor 3:6 n). Gdzie indziej stwierdza, że apostoł może liczyć na słuszną zapłatę za swoje trudy, zupełnie tak, jak ten, kto sadząc winnicę spodziewa się spożywania z niej owoców (1 Kor 9:7), lub jak ten, kto orząc ziemię, ma nadzieję zbierania plonów, albo wreszcie jak ten, kto młócąc, jest przekonany, że będzie zgarniał ziarno (1 Kor 9:10). Nieco dalej swoje nauczanie nazywa „zasiewaniem dóbr duchowych” zastrzegając sobie przy tym prawo do uczestnictwa w żniwie dóbr doczesnych (1 Kor 9:11). Wszystkie trzy wymienione tu metafory – wojskowa, sportowa i rolnicza – uwydatniają w sposób szczególny potrzebę wysiłku w pracy apostolskiej. Bez uczciwego trudu apostoł nie może liczyć na wieczną zapłatę, podobnie jak nie może się spodziewać żołdu i wyróżnień wojskowych żołnierz nie walczący uczciwie, nagrody zwycięstwa – sportowiec, a obfitych plonów – rolnik. 7. Wszystkie te pouczenia i obrazy powinny być dla Tymoteusza przedmiotem wnikliwych rozważań. Paweł rzuca idee ogólne, do Tymoteusza zaś należy wysnuwanie z nich praktycznych i bardziej szczegółowych wniosków. Dzięki łasce Bożej rozumie Tymoteusz wszystko jak należy i będzie wiedział, co powinien czynić. 8–9. Jednakże bardziej niż najtrafniejsze metafory literackie winna Tymoteusza mobilizować ciągła pamięć o Jezusie, dobrowolnie ogołoconym, lecz także wywyższonym dla naszego zbawienia (por. Flp 2:6–11). Dobrowolne uniżenie Syna Bożego polegało m.in. na tym, że zechciał On przyjąć ludzkie ciało, mieć swoich ludzkich przodków, z najznakomitszego co prawda rodu, lecz czymże jest człowiek, nawet najdoskonalszy, wobec Boga? Początkiem zaś Jego wywyższenia było Jego zmartwychwskrzeszenie. Prawda o tym wywyższeniu jest zresztą zaakcentowana szczególnie mocno. Cała sekwencja Jezus Chrystus… potomek Dawida… zmartwychwstały stanowi najprawdopodobniej fragment wczesnochrześcijańskiego wyznania wiary lub jakiegoś hymnu liturgicznego. Pamięć o drodze, jaką przeszedł Chrystus, ma być źródłem pokrzepienia i nadziei dla każdego chrześcijanina, który właśnie przez to upodabnia się do swego Mistrza, że kroczy w ślad za Nim. Zresztą Paweł sam, właśnie w momencie pisania 2 Tm, przebywając w więzieniu, opuszczony przez wszystkich, w wizerunku Chrystusa, umęczonego i wywyższonego, szukał pokrzepienia i otuchy. Wyrazem otuchy, która wstąpiła w uwięzionego Pawła, było m.in. stwierdzenie, że słowo Boże nie uległo spętaniu. Człowieka, który głosi słowo Boże, można uwięzić jak złoczyńcę, można go zmusić do milczenia, i to tak skutecznie, że już nigdy nie przemówi, ale słowa Bożego raz wypowiedzianego nikt i nic nie może skrępować. Oto np. jaką reakcję spowodowało uwięzienie Pawła: I tak więcej braci, ośmielonych w Panu moimi kajdanami, bardziej się odważa głosić bez lęku słowo Boże (Flp 1:14). 10. Okazuje się, że nawet będąc w więzieniu i nie mogąc głosić Dobrej Nowiny Paweł wcale nie czuje się bezradny w swym apostolskim powołaniu. Może jeszcze cierpieć i jest przekonany, że owe cierpienia przyspieszą również wielu ludziom wejście do chwały, w której już przebywa Chrystus. 11–13. Znów, według wszelkiego prawdopodobieństwa, mamy do czynienia z fragmentem jakiegoś wczesnochrześcijańskiego hymnu liturgicznego, którego treść wprowadza nas już w samo sedno mistyki chrystologicznej. W kilku kolejnych zdaniach warunkowych powtarza się – choć w niejednakowy sposób – ta sama myśl: wierność Chrystusowi, zjednoczenie z Nim w Jego cierpieniach gwarantują przyszłe wejście do wspólnej z Nim chwały. Ciągle więc bazuje się na bardzo spopularyzowanej przez Pawła idei naszej solidarności z Chrystusem: współumieranie z Nim prowadzi do udziału w Jego pełnym życiu, udział zaś w Jego poniżeniu i cierpieniach zapewnia możność współkrólowania. Lecz jeśli my, tu na ziemi, nie będziemy chcieli mieć nie wspólnego z Chrystusem, to również On nie zechce kiedyś mieć nic wspólnego z nami. Po prostu zaprze się nas, zgodnie zresztą z Jego własnym ostrzeżeniem: Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10:33). Jednakże jak długo człowiek żyje, powinien pamiętać, iż mimo jego ludzkich niewierności i sprzeniewierzeń się Chrystusowi, Chrystus jest bezgranicznie wierny w swej miłości Dobrego Pasterza: chodzi i niezmordowanie szuka zbłąkanych owiec, zaprasza na coraz to nowe gody, idzie przez świat wszystkim dobrze czyniąc. Gdyby postępował inaczej, nie byłby sobą, nie byłby Tym, który nas umiłował i wydał samego siebie za nas – Pawłowe ulubione określenie Osoby Jezusa. 14. Nauczanie Tymoteusza powinno mieć charakter pozytywnego wykładu przede wszystkim tych prawd chrystologicznych, o których przed chwilą była mowa. Nie powinien Tymoteusz wdawać się w dyskusję nad sensem poszczególnych terminów. Nie przynosi to bowiem żadnego pożytku nikomu, a zwłaszcza prostszym, niewykształconym wiernym, a właśnie z takich składała się głównie wspólnota efeska. 15. Z troską o dobro wiernych wiąże się z konieczności staranie przełożonego wspólnoty o swoją własną duszę. Otóż stanie on kiedyś przed Bogiem jako godny uznania pracownik tylko pod warunkiem, że w swym nauczaniu trzymać się będzie wiernie prawd głoszonych przez Chrystusa, że nie będzie odchodził ani na chwilę od prostej linii prawdy. 16–18. Jeszcze raz owej prawdzie przeciwstawia Apostoł światową gadaninę, która w rezultacie prowadzi do bezbożności, ogarniającej coraz szersze kręgi wiernych. Nie są to ostrzeżenia „na wyrost”, lecz bolesne wnioski wysnute z rzeczywistości wszystkim prawdopodobnie dobrze znanej, gdyż z pewnością wiernym Efezu nie były obce nazwiska Hymenajosa i Filetosa. O wyłączeniu pierwszego ze społeczności chrześcijańskiej mówił Paweł już w 1 Tm 1:20, drugi nie jest bliżej znany. W każdym razie obaj przedstawiali w sposób błędny naukę o zmartwychwstaniu ciał. Możliwe, że byli oni zwolennikami tzw. duchowego zmartwychwstania, nie precyzując prawdopodobnie, na czym polegała jego natura, lecz ograniczając się do negowania nauki o przyszłym ożywieniu wszystkich zmarłych (por. 1 Kor 15:20–24). Gdzie indziej już wykazał Paweł, jak zgubne są dla całokształtu przekonań religijnych chrześcijanina błędy dotyczące powszechnego zmartwychwstania (por. 1 Kor 15). Dlatego trzeba było tak surowo potraktować Hymenajosa i jemu podobnych. 19. Lecz przypadki w rodzaju wspomnianego przed chwilą należą do odosobnionych i na pewno nie są w stanie zniszczyć prawdziwej nauki, która za źródło i fundament ma samego Boga, a znajduje się pod troskliwą opieką Kościoła. Przypomina on swym wyglądem potężną budowlę z dwoma ostrzeżeniami widniejącymi na jego froncie: jedno z nich oznajmia, że Pan zna tych, którzy przyznają się do Niego (por. Lb 16:5), co oznacza, że darzy swoją opieką tych, co Go miłują, zwracają się do Niego o pomoc – i tylko ci zresztą mają prawo na ową pomoc liczyć. Treść zaś drugiego napisu, będącego kompozycją różnych cytatów ST (por. nadto Kpł 24:16; Joz 23:7) nakłania do wyrzeczenia się wszelkich nieprawości tych, którzy wzywają imienia Pańskiego: krótko mówiąc, jest swoistą modyfikacją ostrzeżenia Chrystusowego o absolutnej niemożliwości służenia równocześnie Bogu i mamonie. Mieszkańcy domu Bożego, którym jest Kościół, muszą być wolni od wszelkiej nieprawości. 20. Pozostając nadal przy metaforze przedstawiającej Kościół jako budowlę, uspokaja Paweł Tymoteusza, a z pewnością także wszystkich chrześcijan efeskich, wyjaśniając, że nie ma nic dziwnego w tym, iż w Kościele obok autentycznych, nienagannych wyznawców Chrystusa zdarzają się także błędnowiercy, czyli zbłąkane owieczki, tak jak w każdym domu, obok sprzętów, naczyń, przedmiotów przeznaczonych do szlachetnego, wzniosłego użytku zdarzają się również przedmioty o przeznaczeniu bardzo prozaicznym, z czym wiąże się prowizoryczność ich wykonania i nietrwałość materiału, z którego są zrobione. 21. Istnieje jednak możliwość uszlachetnienia tych przedmiotów i naczyń małowartościowych. Przez oczyszczenie, doprowadzenie ich do pełnej sprawności czyni się z nich naczynia szlachetne, pełnowartościowe. Oto wskazanie i zarazem słowa pokrzepienia dla tych, którzy zbłądziwszy pragnęliby jednak powrócić. Nie wszystko stracone, gdyż Bóg jest niewyczerpany w swoim miłosierdziu, nigdy nie czyha na zgubę grzesznika, lecz czyni wszystko, żeby się nawrócił i żył. 22. Zajęty ustawiczną troską o całą wspólnotę, nie może też Tymoteusz zapominać o własnej duszy, o ciągłym kontrolowaniu własnego postępowania, tym bardziej, że jest przecież jeszcze ciągle młodym człowiekiem (por. 1 Tm 4:12), a wiek ten ma, jak wiadomo, swoje prawa. Chodziło tu może o wystrzeganie się zbytniego liberalizmu, nierealnego entuzjazmu itp. Otóż Tymoteusz musi być dla całej wspólnoty przykładem sprawiedliwości, wiary, miłości i pokoju, a więc tych wszystkich cnót, które czynią z człowieka żywy obraz Jezusa Chrystusa, regulując jego postawę tak wobec Boga, jak i wobec bliźnich. 23–24. Już po raz trzeci nakazuje Paweł Tymoteuszowi, żeby unikał jałowych dyskusji, które nie przynosząc żadnych korzyści duchowych, tak często przeradzają się w zwykłe, ordynarne kłótnie. Otóż wdawanie się w tego rodzaju polemiki w najwyższym stopniu nie przystoi słudze Pańskiemu, który powinien być wzorem równowagi i panowania nad sobą. Jak Abraham, Mojżesz, Dawid, Izajasz w ST, a Paweł oraz inni apostołowie w NT, tak również Tymoteusz jest nazwany sługą Pana. 25–26. Słudze Bożemu nie może zabraknąć cierpliwości i opanowana nawet wobec ludzi wrogo nastawionych do Ewangelii. Łagodność i wyrozumiałość, okazywane im z całą wielkodusznością, stwarzają większe i bardziej realne nadzieje na ich nawrócenie niż kłótnie, spory i zażarte polemiki, w których tak łatwo o utratę kontroli nad samym sobą. Trwanie tych ludzi w błędzie nazywa apostoł pozostawaniem w sidłach diabła. Tak więc w błędnowierczej działalności fałszywych nauczycieli efeskich Paweł dopatruje się bardzo wyraźnie inspiracji samego szatana (por. Mt 13:25n). Jednakże, choć zdani na wolę szatana, mogą się z niej jeszcze uwolnić. Decyzja zależy, praktycznie rzecz biorąc, tylko od nich. 3:1–5. Niejeden raz już zapowiadał Paweł nieszczęścia, jakie spadną na ludzkość w czasach ostatecznych, wiele razy również mówił o przypadających na owe dni licznych odstępstwach od prawdziwej wiary (por. np. 2 Tes 2:3; 1 Tm 4:1–5). Zapowiadał to zresztą nie mniej wyraźnie sam Chrystus: Wielu zachwieje się w wierze; będą wzajemnie się wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstaną liczni fałszywi prorocy i wielu w błąd wprowadzą; a ponieważ wzmoże się nieprawość, ostygnie miłość wielu (Mt 24:10–12; por. Mk 13:24; Łk 21:25–28). Korzeniem wszystkich występków, które ludzkość będzie powszechnie popełniać, składających się w sumie na niesłychanie ponury obraz świata, okażą się chciwość i samolubstwo, wskutek czego rozkosz, chęć użycia będą przekładane ponad Boga samego. Ludzie ci co prawda okażą jeszcze niekiedy pozory pobożności, będzie to już jednak tylko iluzja. Nie na wiele też zdadzą się wszelkie pouczenia i perswazja. Paweł nakazuje Tymoteuszowi po prostu unikać tego rodzaju ludzi. Rozpocznie się już bowiem czas definitywnego oddzielenia wyznawców Chrystusa od zwolenników szatana. 6–7. Oto niektóre metody postępowania tych, co dali się sami uwieść i stali się z kolei apostołami szatana. Między innymi próbują oni przeciągnąć na swoją stronę bezwolne kobiety, nie panujące nad swoimi pożądaniami, pod pozorem szukania coraz głębszej i obszerniejszej wiedzy oddające się występkom wspólnie z ich pseudonauczycielami. 8–9. I znów, jakby chcąc uspokoić Tymoteusza, przypomina Paweł analogiczne wypadki przeciwstawienia się woli Bożej już w ST. Dwaj czarownicy, którym dopiero późniejsza tradycja nadała imiona Jannes i Jambres, na polecenie faraona czynili podobne jak Mojżesz i Aaron cuda. Otóż tak samo spaczony umysł posiadają teraz ludzie próbujący przeciwstawić się prawdzie Ewangelii. Przyjdzie czas, że nie tylko ich niecne uczynki, lecz także najskrytsze myśli, z których zrodziły się owe czyny, staną się wszystkim jawne. Bezowocne okażą się również w pewnym momencie ich dalsze knowania: Bóg nie dopuści bowiem do tego, by zło zatryumfowało w całej pełni, co Paweł już wielokrotnie stwierdzał (por. np. 2 Tes 2:8). 10–11. Postępowaniu błędnowierców, piętnowanemu już wielokrotnie, przeciwstawia Paweł styl życia Tymoteusza, który poszedł wiernie jego śladami, swojego mistrza. Głosił on tę samą, co Paweł naukę, żył podobnie jak on, prawdopodobnie z pracy rąk własnych, miał takie same apostolskie zamiary zdobycia dla Chrystusa całego świata, był podobnie niezachwiany w wierze, wytrwały w znoszeniu niewygód codziennego życia, wielkoduszny w miłości, gotowy na te same cierpienia, które podczas różnych swoich podróży misyjnych znosił Paweł i które Tymoteuszowi również dobrze były znane: kamienowanie w Listrze, rodzinnym mieście Tymoteusza (Dz 14:19); wypędzenie z Antiochii (Dz 13:50), ucieczka z Ikonium z obawy przed grożącym ukamienowaniem (Dz 14:5 n) itp. Wyraźną opiekę Bożą nad sobą odczuwał Paweł zwłaszcza wtedy, gdy był wprost cudownie wyprowadzany z niejednego więzienia. Bóg jest bowiem potężniejszy niż najmocniejsze ludzkie zapory. 12. Rzadko kto chyba zrozumiał tak dobrze jak Paweł, że cierpienie i ucisk stanowią nieodłączną cząstkę chrześcijańskiego życia. Nie ma innej drogi do naśladowania Chrystusa, który sam zapowiedział to zresztą bardzo wyraźnie: Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia (Mt 10:22). Warto jednak również pamiętać, że Chrystus obiecał także specjalną nagrodę tym, którzy będą cierpieć dla Jego imienia: Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie (Mt 5:11 n). Tak więc Tymoteusz cierpieniami, które na niego przyjdą, nie powinien czuć się ani zbyt zaskoczony, ani zmartwiony. 13. Znów przechodzi Apostoł do charakterystyki działalności destrukcyjno-wywrotowej ludzi złych. Przewrotność ich postępowania będzie się potęgować dosłownie z każdym dniem, zataczając coraz szersze kręgi i uwodząc coraz to nowych ludzi. 14–15. Jeszcze jedno napomnienie dotyczące trwania przy nauce, którą otrzymał Tymoteusz od Pawła. Ostatecznie bowiem nie była to nauka Pawła, lecz samego Boga przemawiającego do ludzi przez Pismo Święte. Od wspomnianej już tak chlubnie matki i babki uczył się Tymoteusz szacunku dla Biblii, jako księgi tej mądrości, która wiedzie do zbawienia przez to, że prowadzi ludzi do wiary w Jezusa Chrystusa. Tak więc nie omieszkał Paweł nawiązać do jednej z głównych zasad swojej hermeneutyki biblijnej: całe Pismo święte powinno być odczytywane chrystologicznie. 16. Lecz powaga Pisma Świętego, jako księgi zawierającej niezawodną mądrość, ma swe źródło w fakcie natchnienia tej księgi. Termin wyrażający ideę natchnienia dosłownie może znaczyć: tchnący Bogiem obok „przez Boga natchniony”. Jakkolwiek zresztą rozumiałoby się sens tego dość trudnego do skomentowania słowa nie ulega wątpliwości, że przez Biblię przemawia do ludzi Bóg, i dlatego słowa w Biblii zawarte służą za argumenty w zwykłym nauczaniu, tj. przy podstawowym głoszeniu Dobrej Nowiny. One powinny stanowić ostateczną rację przekonującą człowieka o słuszności lub niesłuszności jakiejś prawdy; nimi uzasadnia się napomnienia i zachęty do prawego postępowania, w Biblii wreszcie znajdują się sugestywne przykłady sprawiedliwości. 17. Wszystkie wyliczone wyżej procesy wychowawcze lub różne aspekty tego samego procesu wychowania zmierzają do tego, by wszyscy ludzie – a już w szczególności ci, którzy określani są mianem mężów Bożych – stali się prawdziwie doskonałymi, gotowymi do spełniania dobrych czynów. Mężami Bożymi nazywani są przede wszystkim przełożeni Kościołów, ale także wszyscy chrześcijanie – jeśli są rzeczywiście wyznawcami Chrystusa – zasługują na takie określenie. 4:1. List zbliża się ku końcowi. Tematyka napomnień ciągle ta sama, ale sposób ich udzielania coraz bardziej uroczysty, z odwołaniem się do powagi samego Boga i Jezusa Chrystusa, lecz nie tego Jezusa z czasów życia w doczesnym poniżeniu, tylko z dni Jego przyjścia w królewskim majestacie najwyższego Sędziego. Ten Jezus, który będzie sądził żywych i umarłych, osądzi również troskę Tymoteusza o oddane jego pieczy Kościoły (por. 1 Tm 5:21). 2. Duszpasterskie zabiegi Tymoteusza, w zależności od zmiennych okoliczności, osób i czasu, muszą przybierać coraz to inny charakter: niekiedy wystarczy zwykłe pouczenie, kiedy indziej trzeba ingerować bardzo szybko i w sposób zdecydowany, nieustępliwy, czasem zaistnieje konieczność wykazania komuś niewłaściwości jego postępowania lub błędu w tym, co mówi, wreszcie nieraz trzeba będzie podnosić na duchu wątpiących, pocieszać zbolałych. Wszystkiemu zaś musi towarzyszyć cierpliwość, bez której nie ma mowy o żadnym wychowywaniu czy nawet zwykłym napominaniu drugiego człowieka. 3–4. Jeszcze jedna charakterystyka nie tyle może głosicieli błędnych nauk, ile raczej ich słuchaczy, bardzo spragnionych coraz to innych nowinek i spotkań z coraz to nowymi nauczycielami. W tej pogoni za nowością zaczną w końcu świadomie odchodzić od tego, co ma charakter dawno już wypróbowanej prawdy, i zwracać się do zmyślonych opowiadań. Prawdę zwykły listy pasterskie nazywać Dobrą Nowiną, gdy tymczasem zmyślone opowiadania – to najprawdopodobniej nowa aluzja do wielokrotnie już wspominanych baśni i dociekań dotyczących rodowodów starotestamentalnych. 5. Wszystkie te machinacje powinny się rozbijać o spoistą, nieustraszoną posługę apostolską Tymoteusza, który jest tu nazwany ewangelistą, czyli głosicielem nauki o pełnym pokory życiu, męce, śmierci i chwalebnym zmartwychwstaniu Jezusa. Krzepiący, podnoszący na duchu charakter tego nauczania wynika z faktu, że wszystko, czego dokonał Chrystus, dokonał dla zbawienia każdego człowieka. 6. Kilku rodzajów metafor używa Paweł na wyrażenie myśli o bliskim już końcu swego życia. Najpierw daje wyraz swej świadomości kapłańskiej: jest kapłanem, który składa ofiarę z własnego życia. Krew, jego na być przelana tak, jak była przelewana i spływała z ołtarza krew każdej żertwy w ST. W ten sposób czyni Apostoł niedwuznaczną aluzję do swojej męczeńskiej śmierci. Wyrażenie nadeszła chwila rozłąki sugeruje obraz zażyłych, rodzinnych stosunków z najbliższymi, których mimo wielkiego ich umiłowania trzeba opuścić, ponieważ nadszedł moment rozstania; konieczność rozstania się wyraża także obraz odbijania okrętu od portu. Jednakże nie jest to – jak wynika z innych wypowiedzi Pawła – odejście w nieznane. Jest to powrót do domu Ojca, wejście do prawdziwej ojczyzny. 7. Kolejna metafora zaczerpnięta jest ze stadionu sportowego. Swoją apostolską działalność, obfitującą w nadludzkie wprost wysiłki i poświęcenia, przyrównuje Paweł do zwycięskiego biegu – jak wynika to z następującego kontekstu – do biegu zawodnika. Dobre zawody oznaczają aluzję nie tyle może do wysokiego poziomu konkurencji sportowej, ile raczej do uczciwości i zdyscyplinowania zawodników lub też duchowo opłacalnego trudu. Słowa wiary ustrzegłem zdają się potwierdzać drugie przypuszczenie. 8. Wreszcie nastąpi radosna ceremonia wręczenia nagrody: przetrwały w ciągu tysiącleci obrzęd nakładania wieńca na głowę zdobywcy pierwszego miejsca. Nie będzie to jednak wieniec z więdnącego kwiecia (1 Pt 1:4), tylko niezniszczalny diadem sprawiedliwości. Tego rodzaju nagrodę otrzyma zresztą nie tylko Paweł, lecz każdy chrześcijanin, który w podobny sposób trudził się nad pokonywaniem życiowych przeszkód, tęskniąc za ponownym przyjściem Jezusa. Każdy bowiem, kto żyje uczciwie, nie obawia się ponownego przyjścia Pana, bo wie, że nie czeka go żadna kara, lecz sprawiedliwie zasłużona nagroda. W takiej sytuacji również sama śmierć zatraca swoje groźne, przerażające oblicze, i człowiek oczekuje jej, podobnie jak Paweł, z całym spokojem i pogodą ducha. 9–12. Polecenia, przestrogi stają się coraz bardziej konkretne, związane z codziennym życiem Pawła, który czuje się prawie zupełnie opuszczony i dlatego chciałby jak najprędzej zobaczyć Tymoteusza. Spośród towarzyszy Apostoła niektórzy odeszli dlatego, że pociągnął ich świat. Takim właśnie okazał się Demas, wspomniany zresztą jeszcze dwukrotnie w listach Pawła (por. Kol 4:14; Flm 24). Bogata, handlowa Tesalonika uwiodła go dobrami tego świata – zresztą możliwe, iż także los uwięzionego Pawła oddziaływał odstraszająco na jego towarzyszy, nie dość jeszcze umocnionych w wierze. Innych oddaliły ad Pawła naglące sprawy Ewangelii. Prawdopodobnie właśnie w celach misyjnych udali się apostołowie Krescens – tylko tu zresztą wspomniany – do Galacji, przez którą należy chyba rozumieć raczej Galię, a nie prowincję Galację, położoną w dzisiejszej Azji Mniejszej, i Tytus, jeden z najdroższych i najwierniejszych uczniów Pawła, do Dalmacji, wypełniwszy uprzednio zlecone mu na Krecie zadania (por. Tt 3:12). Trwa wiernie przy boku Pawła jedynie Łukasz, zwany gdzie indziej umiłowanym lekarzem (Kol 4:14). Paweł pragnie mieć w czasie swych ostatnich dni przy sobie Jana Marka, tego, który nie wytrzymał trudów pierwszej podróży misyjnej i dlatego nie brał udziału w drugiej podróży, choć tak bardzo pragnął towarzyszyć Apostołowi. Ze słów tekstu wynika, że z czasem w stosunkach między Pawłem a Janem Markiem nastąpiła zasadnicza poprawa, że Marek oddał swemu Mistrzowi jeszcze niejedną przysługę i dlatego Paweł pragnął go mieć przy swym boku. Tychika wysłał do jego rodzinnego miasta, Efezu (Dz 20:4), by miał pieczę nad tamtejszym Kościołem podczas nieobecności Tymoteusza, którego Apostoł wezwał do siebie. Tychik cieszył się dużym zaufaniem Pawła: towarzyszył mu w jego podróży po trzeciej wyprawie misyjnej, z Grecji do Jerozolimy (Dz 20:4), nie odstępował od niego podczas pierwszego uwięzienia w Rzymie; przez Tychika właśnie posłał Paweł swoje listy do Efezjan (Ef 6:21 n) i Kolosan (Kol 4:7 n). Należy podziwiać niezwykłość troski apostolskiej, jaką Paweł żył dosłownie do ostatniego tchnienia; choć przebywa sam w więzieniu, to jednak słowo Boże nie może być skrępowane. Trwa w nim też do ostatniej chwili miłość – jakże serdeczna – do jego wiernych przyjaciół, boli go ogromnie słabość tych, którzy odeszli. Jakże prawdziwe są słowa, które przekazał kiedyś Koryntianom: Któż odczuwa słabość, bym i ja nie czuł się słabym? Któż doznaje zgorszenia, żebym i ja nie płonął? (2 Kor 11:29). 13. Dwie jakże ludzkie, proste prośby kieruje Paweł do Tymoteusza: niech udając się do Rzymu wstąpi po drodze do Troady i zabierze zostawioną tam przez Apostoła opończę, tak bardzo potrzebną w więzieniu rzymskim podczas zbliżającej się zimy, oraz pewne księgi, zwłaszcza pergaminy – być może z tekstem Pisma Świętego, przechowywane podobnie jak płaszcz w domu nie znanego bliżej Karpa. 14–15. Być może, iż tego samego Aleksandra wspomina Paweł w 1 Tm 1:20. Nie wykluczone jest również, że jego postępowanie było szczególnie przykre dla Pawła podczas rozruchów zorganizowanych przez złotnika Demetriusza w Efezie. Zawód Aleksandra – brązownik – potwierdzałby słuszność tego przypuszczenia. Zło, jakie ten człowiek wyrządził Pawłowi, musiało być szczególnie wielkie, skoro Apostoł urzędowo i z całą powagą zapowiada mającą spaść na niego karę. Aleksander nie zaprzestał swej wrogiej względem Pawła działalności i dlatego Apostoł przestrzega przed nim także Tymoteusza, który prawdopodobnie znał już także czyny owego brązownika. 16–18. Z wysoce szkodliwą działalnością otwartych wrogów kojarzy Paweł dość smutne zachowanie się swych przyjaciół podczas pierwszego uwięzienia. Nikt przy nim nie pozostał; wszyscy go opuścili. Czy teraz będzie tak samo? Właściwie Paweł nie bierze im tego za złe. Rozumie ludzkie słabości, choć było mu wtedy bardzo przykro. Jednego jest pewien: jakkolwiek potoczą się dalsze jego losy, Pan go nie opuści. Jak wtedy został wyrwany z paszczy lwa, by dalej głosić wszystkim narodom Dobrą Nowinę (Dz 9:15), tak i teraz uratuje go Chrystus. Jednakże przewiduje, że tym razem wybawi go On nie do dalszej pracy, lecz po to tylko, by doprowadzić swego apostoła, po trudach całego życia, do królestwa niebieskiego. W ten sposób stanie się zresztą zadość pragnieniu, któremu dawał Paweł wyraz już na wiele lat przedtem: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk… Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze… (Flp 1:21.23). Wszystkie te osobiste wspomnienia, połączone z niezachwianą wiarą w opiekę Pana, zamyka Apostoł krótką doksologią, zakończona liturgicznym Amen. W ciągu całego życia pragnął jedynie tego, aby we wszystkim Bóg był uwielbiony. 19–21. Pryskę i Akwilę, małżeństwo żydowskie, prawdziwie zaprzyjaźnione z Pawłem przez wspólną pracę w Koryncie i Efezie, pozdrawia Apostoł w wielu swoich listach (por. Rz 16:1–16; 1 Kor 16:19–21). Znany był Pawłowi nie tylko Onezyfor, wspomniany na początku listu (2 Tm 1:16–18) i być może już nie żyjący, lecz także cała jego rodzina, zwana tu również domem Onezyfora. Erast – to znany już z pism Pawła (por. Rz 16:24) skarbnik koryncki, przebywający – podobnie jak podczas pisania Listu do Rzymian – ze względu na swe obowiązki, w Koryncie. Z polecenia Pawła odbywał on kiedyś wspólną z Tymoteuszem podróż z Efezu do Macedonii (Dz 19:22). Trofim, rodem z Efezu (Dz 21:29), towarzyszył Pawłowi w czasie jego podróży z Grecji do Jerozolimy (Dz 20:4). W drodze, która wiodła również przez Milet, Trofim zachorował i Paweł musiał zostawić go w tym mieście. Jeszcze raz nalega Apostoł, by Tymoteusz jak najrychlej przybył do Rzymu, co świadczy, iż wiele się spodziewał po jego obecności. Spośród chrześcijan rzymskich, znanych prawdopodobnie Tymoteuszowi, lecz o których nam zupełnie nic nie wiadomo, Linusa utożsamiają niektórzy z późniejszym biskupem Rzymu, pierwszym następcą św. Piotra. 22. Życzenie końcowe, skierowane do Tymoteusza, lecz obejmujące także wszystkich wiernych, ma za przedmiot – jak zawsze w życzeniach Pawła – łaskę Bożą, tę wartość największą dla każdego chrześcijanina, ową pomoc z góry, bez której człowiek nie może uczynić nic, co zasługiwałoby na życie wieczne. LIST DO TYTUSA List do Tytusa, ostatni spośród Listów Pasterskich, powstał, być może, podczas podróży powrotnej na Wschód, po uwolnieniu Apostoła z pierwszego więzienia rzymskiego, prawdopodobnie zimą około r. 65/66. Trudno określić dokładniej miejsce napisania tego listu: w grę może wchodzić któreś z miast Macedonii, lub może Korynt albo Nikopolis. Tytus, adresat tego listu, jest nam znany tylko z pism Pawła. Był to poganin nawrócony na chrześcijaństwo przez samego Apostoła (Ga 2:1–3). Towarzyszył mu podczas tzw. Soboru Jerozolimskiego. Tam był przedstawiony przez Apostoła jako wzór niezachwianego w wierze i nienagannego pod względem obyczajów chrześcijanina, nawróconego z pogaństwa. Mimo nacisku ze strony judaizujących propagandystów – jak się niekiedy przypuszcza – na wniosek jaki wysunął Paweł Apostołowie nie zmusili Tytusa do obrzezania. Szczególne usługi oddawał Tytus Pawłowi podczas trzeciej podróży misyjnej, zwłaszcza w czasie długiego pobytu Apostoła w Efezie. On to wręczył Koryntianom list Pawła wśród wielu łez pisany (2 Kor 2:3 nn) i zdołał załatwić pomyślnie różne przykre i bardzo niepokojące Pawła sprawy korynckie. Jego też z utęsknieniem i niecierpliwością – ale na próżno, jak wiemy – oczekiwał Paweł w Troadzie, dokąd przybył z Efezu, po rozruchach spowodowanych w tym mieście przez złotnika Demetriusza. Po uwolnieniu Apostoła z pierwszego uwięzienia rzymskiego Tytus znów, zdaje się, przez pewien czas był przy nim. Z polecenia swego Mistrza kończy dzieło zakładania pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej na Krecie. W tym czasie otrzymuje od Pawła ten właśnie list, zbiór – podobnie jak obydwa listy do Tymoteusza – praktycznych wskazań duszpasterskich dla przełożonego Kościoła. Zdaje się, że list doręczyli Tytusowi, wzmiankowani w nim zresztą, znawca prawa żydowskiego Zenas oraz wielokrotnie wspominany przez Pawła Apollos. Aczkolwiek treścią i charakterem ogólnym zbliżany do listów do Tymoteusza. List do Tytusa jest utrzymany w mniej serdecznym, mniej osobistym tonie, co oznacza, że przyjaźń łącząca Pawła z Tytusem nie była tak pełna uczucia jak stosunek Apostoła do Tymoteusza. 1:1. Wyjątkowo długi adres wymienia nadawcę listu, jego adresata, a przy sposobności, w streszczeniu, podaje całą naukę o zbawczym dziele Boga, dokonanym przez Jezusa Chrystusa. Nadawcą listu jest Paweł, który nazywa się tu sługą Boga i apostołem Jezusa Chrystusa. Taka uroczysta prezentacja świadczy o tym, że list, choć formalnie skierowany tylko do Tytusa, w rzeczywistości miał być czytany – przynajmniej takie było życzenie Apostoła – przez wszystkich wiernych na Krecie, najprawdopodobniej podczas jakiegoś zebrania liturgicznego. Przy tej okazji o Boskim posłannictwie Pawła mieli się dowiedzieć także ci, co głosili na Krecie błędne nauki. Określenie „sługa” nie posiada w świecie chrześcijańskim tego znaczenia poniżająco-pejoratywnego, jakie miał ten termin w środowisku pogańskim, nawet gdy chodziło o posługiwanie bogom. Przeciwnie, Paweł jest dumny z tego, że może być sługą Boga, tak jak Abraham, Mojżesz, Dawid, Izajasz i wielu innych wielkich, żeby nie powiedzieć, wręcz opatrznościowych mężów w dziejach Izraela (por. Iz 20:3; Am 3:7; Jr 44:4; Dn 9:10 n). Jako sługa Boży, jest Paweł równocześnie pełnomocnym wysłannikiem Jezusa Chrystusa. Przypominają się tu mimo woli słowa Chrystusa: Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam (Jan 20:21). Tak więc Tytus cieszy się na Krecie pełnią powagi Pawła, lecz Paweł jest wysłannikiem Chrystusa, a Chrystus – Boga Ojca. Paweł został posłany po to, żeby szerzyć wiarę wśród wybranych Bożych i prowadzić ich do poznania prawdy, która skłania człowieka do pobożnego życia. Nazywając wiernych wybranymi, być może świadomie, nawiązuje Paweł do starotestamentalnej idei wybraństwa całego Izraela historycznego, który niejednokrotnie jest uważany za typ Izraela wedle ducha. Zresztą wybranymi okażą się słuchacze w pełni dopiero wtedy, kiedy odniosą się pozytywnie do Bożej inicjatywy wybrania. 2–3. Prawda, o której Apostoł tu mówi, jest wyraźnym – oczywiście antytetycznym – nawiązaniem do błędów głoszonych wśród wyznawców Chrystusa na Krecie. Zarówno samemu głoszeniu, jak i odbieraniu tej prawdy towarzyszy nadzieja osiągnięcia życia wiecznego. Życie każdego chrześcijanina, kimkolwiek by był, powinno upływać pod znakiem nadziei, która swymi początkami sięga czasów Protoewangelii, czyli pierwszej Dobrej Nowiny, przekazanej człowiekowi zaraz po pierwszym jego upadku (Rdz 3:15). Rękojmią spełnienia się tych nadziei jest obietnica Boga nieskończenie prawdomównego i wiernego, zwanego – nie po raz pierwszy, a w Listach Pasterskich szczególnie często – po prostu Zbawicielem człowieka. Obietnica Boga, odwieczne źródło ludzkiej nadziei, była tajemnicą, którą ujawnił dopiero swoim życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezus Chrystus, będący ostatecznie treścią każdego nauczania apostolskiego. 4. Odbiorcą listu jest Tytus, zwany z tego samego powodu co Tymoteusz (1 Tm 1:2) prawdziwym dzieckiem we wspólnej wierze: Paweł zrodził bowiem obydwu przez udzielenie im chrztu do życia nadprzyrodzonego. Wspólnota wiary łączy więc ludzi w takie same związki jak te, które powodują naturalne więzy tej samej krwi. Wprowadzenie do listu kończy się życzeniem łaski i pokoju – tych wartości, bez których nie może być ani pełnego życia doczesnego, ani prawdziwej nadziei życia w przyszłości. Dawcą tych dóbr jest Chrystus Jezus – zwany również Zbawicielem – w takim samym stopniu jak Bóg, Jego Ojciec. 5. Wynika z tego oświadczenia – wobec braku jakichkolwiek innych danych – że Paweł przez pewien czas po uwolnieniu z pierwszego uwięzienia w Rzymie przebywał na Krecie wspólnie z Tytusem. Jak długo pozostawał na tej wyspie, kiedy i dlaczego ją opuścił – również nie wiemy. W każdym razie odjeżdżając zostawił Tytusowi dość dokładne instrukcje dotyczące przede wszystkim ostatecznego ukształtowania wspólnoty pod względem administracyjno-hierarchicznym. A więc powinien Tytus w poszczególnych miastach tej dość rozległej wyspy ustanowić prezbiterów, którzy mieliby władzę nad lokalnymi Kościołami. 6–9. Wszystko zdaje się przemawiać za przypuszczeniem, że występujące, w tym fragmencie terminy – prezbiterzy i biskupi – zostały użyte zamiennie na oznaczenie tych samych ludzi. Nie wydaje się jednak, by były to zwykłe synonimy. Pierwszy z nich określa pewien stan, drugi zaś – wyrażając ideę pewnego nadzoru, czuwania – wskazuje na konkretną funkcję. Przeto ci sami ludzie, kiedy stanowili kolegium zarządzające lokalnymi Kościołami, byli nazywani prezbiterami tzn. starszymi, gdy zaś z biegiem czasu zostały dokładniej sprecyzowane przynajmniej niektóre ich funkcje administracyjne, byli określani mianem biskupów (dosł.: nadzorców). Cały ten fragment, tzn. Tyt 1:6–9, jest w rzeczywistości zbiorem postulatów moralnych, stawianych kandydatom na prezbiterów-biskupów. Ogólnie rzecz biorąc, powinni to być ludzie o nieposzlakowanej opinii (1 Tm 3:2). Przechodząc zaś do szczegółów, najpierw wspomina się o sprawach związanych z szóstym przykazaniem. Wyrażenie mąż jednej żony, znane już zresztą z 1 Tm 2:3, nasuwa domysł, że chodzi tu o przykładne życie małżeńskie kandydata na biskupa. Być może, iż tym samym zostali wykluczeni od biskupstwa wdowcy ponownie żonaci oraz ludzie mający nieuporządkowane sprawy małżeńskie. Swoje umiejętności przyszłego zarządzania większą społecznością wiernych winien kandydat na biskupa przedtem okazać na terenie własnej rodziny, zwłaszcza przez wychowanie religijne własnych dzieci, nie przynoszących swym postępowaniem żadnej ujmy ojcu. Warunek ten, nie wspomniany w analogicznym katalogu z 1 Tm 3:1–7, był najprawdopodobniej wyrazem potrzeb lokalnych: na wyspie Krecie chrześcijaństwo rozwijało się dopiero od niedawna i mogło się zdarzyć, że wśród kandydatów na przyszłych biskupów znaleźliby się ludzie sami już co prawda nawróceni, lecz mający jeszcze nie ochrzczone dzieci. Jeszcze w IV w. jeden z synodów kartagińskich będzie wyraźnie zabraniał dopuszczania nie tylko do biskupstwa, lecz także do kapłaństwa, a nawet do diakonatu ludzi mieszkających pod jednym dachem z niewierzącymi. Rozpusta lub niezdyscyplinowanie dzieci pośrednio rzutuje także na postawę moralną rodziców – zwłaszcza ojca – dyskwalifikując go w ten sposób jako kandydata na urząd biskupa. Po tak sformułowanych wymaganiach, mających za przedmiot sprawy małżeńskie i wychowanie dzieci, następuje lista złożona z pięciu występków, których kandydaci na biskupów mieli unikać, i siedmiu cnót, o których praktykę mieli zabiegać. Tak więc ma być ów szafarz tajemnic Bożych (1 Kor 4:1) człowiekiem o nieposzlakowanej opinii, nie może być zarozumiałym arogantem, czyli człowiekiem zamkniętym we własnym sposobie myślenia, niezdolnym do żadnego dialogu, opryskliwym. Nie może być biskupem człowiek nie panujący nad odruchami gniewu. Nie trzeba dodawać, że ewentualnego kandydata na urząd biskupi dyskwalifikuje całkowicie nałóg pijaństwa i wszelkiego rodzaju awanturnictwo. Dla nas jest to tak oczywiste, że aż dziw, iż w ogóle mówi się o tym. Karierowiczostwo, lub mówiąc oględniej, pogoń za materialnymi korzyściami, jest szczególnie trudne do pogodzenia z posługą biskupią, choć może stanowiło dla wielu wyjątkowo trudną do przezwyciężenia pokusę. Wśród pozytywów, o których posiadanie powinien się troszczyć kandydat na biskupa, najpierw wymieniona jest gościnność, znana już zresztą z 1 Tm, 1–7 jako szczególna postać miłości bliźniego. Kandydat na biskupa powinien się odznaczać wrodzonym umiłowaniem tego, co dobre. Rozsądek, sprawiedliwość, pobożność – to wymagania również tak elementarne, że zbyteczne tu są dalsze komentarze. Powściągliwość – to prawie synonim lub bardziej pozytywne ujęcie tego, co wyrażało określenie nieskłonny do gniewu. Powściągliwość ma jednak poza tym coś z powagi i nobliwości, tak bardzo koniecznej człowiekowi piastującemu urząd biskupa. Ostatniej siódmej, pozytywnie określonej właściwości moralnej przyszłego biskupa poświęca Paweł nieco więcej uwagi. Przestrzeganiem niezawodnej wykładni nauki jest tu nazywana po prostu ortodoksja doktrynalna, tak szczególnie akcentowana we wszystkich Listach Pasterskich. Ortodoksja owa będzie stanowić podstawę, kryterium nie tylko obiektywnego wykładu prawd wiary, lecz także upomnień i przekonywania tych, którzy próbowaliby nauczać inaczej. 10–11. Dotychczas tylko pośrednio nawiązywał Paweł do działalności różnych błędnowierców, obecnie przypuszcza na nich atak frontalny. Przy tej sposobności okazuje się, że ludzie ci – być może z pochodzenia Żydzi – prawdopodobnie głosili również obrzezanie. Sylwetki moralne tych ludzi nie należą do najpiękniejszych: krnąbrni, gadatliwi, zwodziciele, prowadzący swą działalność dla nędznego zysku (por. 1 Tm 6:3–10) itp. Niektóre spośród tych rysów przypominają groźnych efeskich konkurentów Pawła (por. 1 Tm 1:3–11; 4:1–11; 6:3–10; 2 Tm 2:14–18). Kimkolwiek byliby ci ludzie, ich działalność na Krecie, według prawdopodobnie jeszcze osobistego rozeznania Apostoła, była dla tamtejszych chrześcijan wysoce niebezpieczna. Trzeba więc było reagować szybko i energicznie, bo dochodziło coraz powszechniej do tego, że całe domy bywały skłócone. 12–14. Szybkie i skuteczne przeciwdziałanie było potrzebne także i dlatego, że Kreteńczycy nawet w opinii jednego ze swych głośniejszych wieszczów, prawdopodobnie Epimenidesa (VI w. przed Chr.) – a Paweł uznaje tę opinię za słuszną (Tyt 1:13) – nie byli ludźmi odznaczającymi się dodatnimi cechami charakterów; przeciwnie, uważano ich po prostu za kłamców, za złe bestie i brzuchy leniwe. Należało więc nie tylko z całą stanowczością przeciwstawiać się fałszywym nauczycielom, lecz także dość bezwzględnie i surowo potraktować słuchaczy obcych nauk. Tylko takie postępowanie rokowało nadzieję utrzymania ich przy zdrowej wierze. Świadomie należało lekceważyć tu wymienione żydowskie bajki, czyli najprawdopodobniej jakieś niedorzeczne spekulacje co do Prawa lub rodowodów starotestamentalnych (por. 1 Tm 1:4; 4:7), i wykazywać, że rozmaite zarządzenia, nakazy czy zakazy – być może aluzja do spożywania lub niespożywania pewnych pokarmów – głoszone przez ludzi odchodzących od czystości wiary, nie posiadają żadnej obowiązującej mocy. 15. Jest to dość wyraźne nawiązanie do twierdzeń owych pseudonauczycieli, że są pokarmy czyste i nieczyste. Odpowiedź Pawła zasadniczo nie odbiega od rozwiązań analogicznych problemów w pozostałych Listach Pasterskich czy w wielkich. Apostoł dość wyraźnie – choć bardzo sucho – formułuje radę, by owi nauczyciele zatroszczyli się o czystość własnych serc, a wtedy wszystko będzie dla nich czyste. Znów aluzja do różnych, wspomnianych już na początku wykroczeń, które obciążały sumienia tych ludzi. 16. Aluzja przekształca się w bezpośrednie oskarżenie. Całe życie tych „proroków” jest jedną wielką obłudą i zakłamaniem. Gdybyż asceza, którą innym głoszą, znajdowała choć niewielkie potwierdzenie w ich własnym życiu! Zabrnęli jednak już tak daleko, iż według opinii Pawła, nie są nawet zdolni do jakiegokolwiek dobrego czynu. 2:1–2. Apostoł wchodzi coraz bardziej w szczegóły. Po wydaniu polecenia ustanowienia starszych i biskupów i przestrzeżeniu przed niebezpieczeństwem błędnych nauk, z kolei udziela praktycznych pouczeń, jak należy traktować w pracy duszpasterskiej poszczególne kategorie wiernych, przedstawiając im zawsze tylko zdrową naukę. Zdrową nauką zaś – już w listach do Tymoteusza (1 Tm 1:10 n; 2 Tm 4:3; 1 Tm 6:3; 2 Tm 1:13) – nazywa Apostoł Ewangelię, ponieważ uległość jej nakazom zapewnia pełnię nadprzyrodzonego zdrowia, broniąc równocześnie przed schorzeniami, których objawami są ludzkie grzechy. Na pierwszym miejscu wymienia autor listu postulaty dotyczące mężczyzn starszych: powinni być ludźmi trzeźwymi, statecznymi, roztropnymi, odznaczać się wypróbowaną wiarą, miłością i cierpliwością. Może szczególnie tymi trzema na końcu wymienionymi cnotami powinni się wyróżniać w wielkiej rodzinie wyznawców Chrystusa starsi, doświadczeni mężczyźni, tak by można było stawiać ich za wzór młodszym. 3. Nieco inne cnoty – oczywiście bez pominięcia tamtych cnót kardynalnych – powinny zdobić starsze niewiasty, by mogły nie tylko bacznie służyć za przykład młodszym, lecz także te ostatnie uczyć sztuki prawdziwie chrześcijańskiego życia. Jako wytrawny psycholog, zwraca Paweł uwagę na słabości wynikające najczęściej z samej natury kobiety. Tak więc niewiasta już podeszła w latach ma czuwać nad tym, by nie była zbyt próżna w dobieraniu strojów, by panowała nad swoim językiem. Musiały też chyba szczególnie wśród starszych kobiet zdarzać się jakieś nieumiarkowania w piciu wina, skoro Paweł zaleca im większy pod tym względem umiar. 4–5. Następuje katalog cnót, które powinny charakteryzować dobrą, prawdziwie chrześcijańską matkę i żonę, co przypomina w niejednym szczególe obraz dzielnej niewiasty z Księgi Przysłów (Prz 31:10nn). Trudno nawet przypuścić, by w domu pozostającym pod troskliwym okiem takiej matki i żony mogły się zdarzać jakieś bluźnierstwa Bożemu słowu. Ale jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że we wczesnym chrześcijaństwie często miały miejsce małżeństwa mieszane, to mogły się pojawiać bluźniercze zarzuty pod adresem chrześcijaństwa. A odwrotnie – korzyści wynikały dla małżonka niewierzącego z takiej postawy dobrej matki i żony, które tak opisuje inny autor natchniony: Tak samo żony niech będą poddane swoim mężom, aby nawet wtedy, gdy niektórzy z nich nie słuchają nauki, przez samo postępowanie żon zostali [dla wiary] pozyskani bez nauki, gdy będą się przypatrywali waszemu, pełnemu bojaźni, świętemu postępowaniu (1 Pt 3:1 n). 6–8. Instrukcja dotycząca sposobu kierowania młodzieńcami jest bardzo krótka, ale zdaje się dotykać samej istoty rzeczy: młodzieniec daje się ponosić temperamentowi, bywa nieumiarkowany, skłonny do wszelkiej przesady – zwłaszcza młodzież męska. Dlatego młodzieńcy niech będą powściągliwi. Jednakże wskazania dla nich są tylko pozornie tak krótkie. Tytus, będąc sam z pewnością człowiekiem jeszcze młodym, powinien być żywym przykładem dla młodych w społecznościach chrześcijańskich na Krecie. Prawość całego postępowania, świadczenie ludziom wszelkiego dobra, powaga – oto czym powinien Tytus pociągać młodych ludzi do Chrystusa. Równocześnie zaś będzie to najskuteczniejsza broń przeciwko tym wszystkim, którzy tak chętnie chcieliby coś zarzucić Tytusowi z racji sprawowanego przezeń urzędu. 9–10. I znów, podobnie jak w listach do Tymoteusza (por. 1 Tm 6:1–2), nie pomija Paweł milczeniem niewolników. Ze względu na ich wyjątkowo ciężkie położenie oni właśnie powinni stanowić przedmiot szczególnie serdecznej troski ze strony sprawujących władzę w Kościele. W tym wypadku chodzi chyba o niewolników, którzy są już chrześcijanami, ale pozostają nadal pod władzą ich pogańskich panów. Wszystko zdaje się przemawiać za przypuszczeniem, że Paweł kieruje się nadzieją zdobycia dla Chrystusa także owych pogańskich panów, gdy nakazuje niewolnikom bezwzględną i prawdziwie chrześcijańską uległość: Niech będą poddani swoim panom we wszystkim, niech się starają im przypodobać… Owe apostolsko-zdobywcze intencje Pawła najbardziej są widoczne w słowach: ażeby pod każdym względem stali się chlubą dla nauki naszego Zbawiciela, Boga. A więc to, co małe w oczach ludzi, staje się wielkie u Boga. Zresztą nasuwa się jeszcze jedno, może najbardziej zaszczytne dla niewolników skojarzenie – równość wszystkich odkupionych wobec Boga. 11. Tyt 2:11–15 stanowią część monologu o zbawczym dziele Jezusa Chrystusa. Cały temat odkupienia został wywołany – jak się to często u Pawła zdarza – wzmianką o Osobie Chrystusa, atmosferę zaś miłości wprowadza stwierdzenie, że łaska Boga ukazała się wszystkim ludziom. Łaska Boga jest tu synonimem dobroci, łaskawości Bożej. Wzmianka o jej pojawieniu się – użyty tu czasownik grecki sugeruje ideę pewnego olśnienia świetlnego – stanowi być może aluzję do objawienia się Chrystusa Szawłowi pod Damaszkiem. Mimo iż tekst ten w liturgii Kościoła Rzymskiego stosuje się do tajemnicy Bożego Narodzenia, to jednak nie należy zapominać, że owa łaska, której objawienie się jest tu opiewane, obejmuje swym zasięgiem całe zbawcze dzieło, tj. zarówno Wcielenie Słowa, jak i – wyraźnie w Tyt 2:14 wspomniane – śmierć oraz zmartwychwstanie Chrystusa. Powszechność odkupienia jest w tym tekście wyjątkowo mocno podkreślona. Wspomniani w kontekście poprzedzającym starcy, młodzież, dzieci, niewolnicy, ich panowie, mężowie i niewiasty reprezentują całą ludzkość, za którą Chrystus umiera. 12. W zbawczej łasce Bożej kryją się specjalne wartości wychowawcze. Pod wpływem tej łaski ludzie powinni z jednej strony wyrzec się bezbożności i żądz światowych, z drugiej zaś zatroszczyć się pozytywnie o rozsądne, sprawiedliwe i pobożne życie na tym świecie. Ów element pozytywny jest z kolei rozwinięty słowami o pewnych akcentach eschatologicznych. 13. Mowa tu niewątpliwie o nadziei ponownego przyjścia Jezusa. Przyniesie On nagrodę wieczną tym, którzy sprawiedliwie i pobożnie żyli na tym świecie. Słowa wielki Bóg odnieść należy – podobnie jak w Tt 1:4; 2:10; 2:13; 3:4 – nie do Boga Ojca, lecz do Jezusa, któremu Paweł przypisuje również tytuł Zbawiciela. Tytuł ten, nie spotykany w Ewangeliach synoptycznych, a dość często notowany w listach Pawła (2 Tm 1:10; Tt 1:4; 3:6) w ST (LXX) służy na określenie Boga, przychodzącego z pomocą Izraelowi. 14. Formuła wydał samego siebie za nas stanowi jakby definicję Chrystusa. Chrystus to według Pawła Ten, który wydał samego siebie za nas. Fakt zaś, że jesteśmy wzięci na własność przez Zbawiciela, winien napełniać wszystkich nadzieją, przypominającą Rz 8:31–39, niczego Bóg nie odmówi tym, których wziął sobie na własność. Lud mający być własnością Boga jest przedtem uwolniony i oczyszczony. Obydwa określenia wywołują prawem skojarzenia myśl o świętości, wynikającej z późniejszego faktu przynależności do Boga. Wspominana w tekstach paralelnych krew (Dz 20:28; Ap 5:9), przy pomocy której miał się dokonać wykup, nie oznacza ceny, jaką Chrystus musiał zapłacić Bogu Ojcu lub – co jest jeszcze mniej prawdopodobne – szatanowi. Chodzi raczej o aluzję do krwi, mocą której, jak ongiś przymierze w ST, zawarty został pakt nowy, pakt oddający Bogu na własność całą ludzkość, co znowu jest wyraźnym nawiązaniem do takich tekstów starotestamentalnych, jak Wj 19:5; 23:22; Pwt 7:6; 14:2.21; 26:18. Trud każdego z nas w przyswajaniu sobie owoców męki Jezusa jest uwydatniony wzmianką o naszym gorliwym spełnianiu dobrych uczynków. Cała teologia odkupienia, tak przedstawiona, ma być przedmiotem nauki głoszonej przez Tytusa. 15. Nauka o zbawczym dziele Boga dokonanym przez Chrystusa i w Chrystusie powinna być wykorzystywana przez Tytusa z całą powagą, ze wskazaniem wszystkich jej praktycznych następstw, w napomnieniach duszpasterskich. Szczegół ten jest bardzo znamienny dla teologii św. Pawła. Akcenty tego rodzaju, jakże częste w jego pismach, sprawiają, że teologia Apostoła Narodów jest tak bardzo soteriologiczna. Ostatnie słowa tego zbioru napomnień duszpasterskich, skierowanych zasadniczo do Tytusa, są zaadresowane z pewnością do wiernych. Nie wolno im lekceważyć Tytusa. Obawy co do ewentualnego braku szacunku dla niego wynikały najprawdopodobniej – jak w przypadku Tymoteusza – z powodu młodego wieku tego przełożonego tamtejszych Kościołów. Rzecz jasna, od Tytusa też zależało to, czy jego młodość miała się stać okazją do lekceważenia, czy też do otaczania go tym większym szacunkiem, a może i podziwem. Wypowiedź soteriologiczna Tt 2:11–14 spełnia funkcję motywacji kilku napomnień znajdujących się w kontekście poprzedzającym. Nie pierwszy to przypadek takiego wplatania w zwykłą parenezę wielkich tekstów dogmatycznych. Tutaj na charakter motywacyjny fragmentu wskazuje spójnik „bowiem”, znajdujący się na początku Tyt 2:11. W samej wypowiedzi soteriologicznej mamy do czynienia najpierw z trybem oznajmującym (ukazała się), po którym następuje pouczenie (byśmy pobożnie żyli). Wzmianka o imieniu Jezusa implikuje nowy opis (wydał samego siebie…), nie pozbawiony też swoistego pouczenia (by odkupić nas…). Tak sformułowany tekst jest zobowiązaniem chrześcijanina do wysnuwania wszystkich wniosków praktycznych z faktu odkupienia nas przez Jezusa Chrystusa. Odkupienie to nie tylko dzieło, które dokonało się kiedyś w historii i do którego sięgamy obecnie tylko przez dokumenty historyczne. To rzeczywistość, która ciągle na nas oddziaływa. Zarówno wspomniana przed chwilą funkcja soteryjna Tt 2:11–14, jak i sam sposób sformułowania tego fragmentu stanowią pewien konkretny przykład ubiblijnienia teologii moralnej lub mówiąc ogólniej, ścisłego powiązania dogmatu z moralnością, postulat tak często powtarzany w ramach zapoczątkowanego po Soborze Watykańskim II procesu odnowy naszych dyscyplin teologicznych. 3:1. Udzieliwszy – niekiedy dość szczegółowych – wskazań co do tego, jak należy troszczyć się po duszpastersku o niektóre kategorie wiernych – zupełnie pominięte milczeniem wdowy i dzieci – znów wraca Paweł do zasad duszpasterstwa ogólnego. Porządek we wspólnocie utrwali się tylko wtedy, gdy wierni będą szanować wolę swoich przełożonych, gdy będą im okazywać szacunek i wychodzić naprzeciw ich wszelkim inicjatywom. To pouczenie kieruje Paweł nie tyle do Tytusa, ile raczej do ogółu wiernych, lecz Tytus ma wiernym ten obowiązek uległości względem przełożonych przypominać. Nie jest wykluczone, że mianem przełożonych są tu objęte również władze cywilne. Wiadomo, że Paweł niejednokrotnie (zob. np. Rz 13:1–2) nakazywał chrześcijanom przyjmowanie postawy pełnej lojalności wobec tych władz. 2. Wszystkie zasady współżycia z bliźnimi sprowadzają się ostatecznie do praktyki miłości, wszystkie były sformułowane już przez Jezusa Chrystusa w Jego Kazaniu na Górze, co Paweł przedstawił m.in. na długo przed Listami Pasterskimi w sposób następujący: Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują: dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają (1 Kor 4:12 n). 3. Obraz społeczności chrześcijańskiej przed jej nawróceniem został tu przedstawiony z kilku racji: by zawstydzić chrześcijan i skłonić ich do skruchy; by lepiej uwydatnić ogrom zbawczej miłości Jezusa; by dokładniej uprzytomnić chrześcijanom, czym są obecnie dzięki zbawczym zasługom Chrystusa. 4. Bardzo często zdarza się w pismach Pawła, że zwykłe, prozaiczne niekiedy i dość ogólne wskazania są przeplatane dygresjami zdecydowanie dogmatycznymi. Tak się rzecz ma w przypadku Tt 3:4–7. W kontekście wskazań ogólnych, kończących list, fragment ten jest swoistym streszczeniem całej soteriologii Pawła. Dobroć i miłość Zbawiciela naszego, Boga – to nowe określenie zbawczego dzieła Jezusa. Jezus Chrystus jest wykonawcą odwiecznych planów Boga. W Nim też przez Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie objawia się odwieczna dobroć, miłość Boga do ludzi. Dobroć, nazywana też czasem w języku polskim łaskawością, to przymiot, który sprawia, że Bóg jest ludzki, że ludzie mają odwagę i śmiałość zbliżać się do Niego. To również cnota, dzięki której ludzie czują się dobrze, bezpiecznie i błogo w obecności Boga. Jakże pod tym względem różni się nasz Bóg od wszystkich pogańskich bożków sprawujących swoją bezwzględną, wyimaginowaną przez ludzi władzę. Ale miłość to coś więcej niż łaskawość i dobroć. Miłość jest bardziej dynamiczna, miłość wyraża się w czynieniu dobra. Dlatego o życiu Jezusa, opartym na samej miłości, powie św. Piotr, jak podaje Łukasz: Przeszedł [przez życie] dobrze czyniąc (Dz 10:38). Owej epifanii dobroci i miłości Zbawiciela nie należy odnosić do samej tylko tajemnicy Wcielenia Syna Bożego; przejawem miłości Boga jest całe życie, a zwłaszcza śmierć Jezusa Chrystusa. 5. Jest to miłość najbardziej heroiczna i najbardziej bezinteresowna ze wszystkich miłości, jakie człowiek może sobie wyobrazić. Nie zasłużyliśmy sobie na nią żadnymi uczynkami naszej ludzkiej sprawiedliwości. Zbawienie nie należy się nam z żadnego tytułu. W stwierdzeniu tym można dostrzec bez wątpienia odpowiedź pod adresem tych, którzy sądzili, że usprawiedliwienia dostępuje się dzięki spełnianiu uczynków nakazywanych przez Prawo. Otóż Paweł powiedział na innym miejscu jeszcze wyraźniej, że w sprawie zapewnienia człowiekowi życia wiecznego Prawo było całkowicie bezsilne, że Bóg ulitował się nad ludzkością jęczącą w okowach Prawa: My również, dopóki byliśmy nieletni, pozostawaliśmy w niewoli „żywiołów tego świata”. Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, byśmy mogli otrzymać przybrane synostwo (Ga 4:3–5). Okazując nam w Jezusie swoją dobroć i miłość, Bóg Ojciec kierował się jedynie własnym miłosierdziem. Wskutek tego zostawi nam Paweł taką oto definicję Boga: Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku (2 Kor 1:3 n). Skutkiem miłosiernej akcji Boga płynącej przez Jezusa Chrystusa jest obmycie odradzające nas i odnawiające w Duchu Świętym. Obraz obmycia kojarzy się z metaforą grzechu jako brudu, nieczystości, skalania. Obmycie dokonuje się przede wszystkim przez krew Jezusa Chrystusa, lecz w samym słowie obmycie zawiera się także niewątpliwa aluzja do ceremonii chrztu świętego, nazywanego po prostu obmyciem. Wskutek tego obmycia człowiek rodzi się na nowo lub mówiąc dokładniej, jest na nowo stwarzany. Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto <wszystko> stało się nowe (2 Kor 5:17). Zmarnowawszy swoją pierwszą egzystencję przez grzech Adama, człowiek musiał być na nowo stworzony. Dokonało się to mocą Ducha Świętego w chwili zmartwychwskrzeszenia Chrystusa. Współzmartwychwstając z Chrystusem każdy z nas zostawia w grobie człowieka dawnego, sam zaś zaczyna istnieć jako nowe stworzenie. 6–7. Dopiero w tych warunkach możemy mieć nadzieję na odziedziczenie kiedyś szczęścia wiecznego: jesteśmy już usprawiedliwieni – nie przez nasze uczynki, lecz łaską Bożą, jak jeszcze raz Paweł to podkreśli – cieszymy się pełnią darów Ducha Świętego, oczekujemy ostatecznego zjednoczenia z Chrystusem. 8. Stwierdzenie, że nauka, którą Paweł głosi z woli Chrystusa, zasługuje na wiarę, powtarza się dość często w listach pasterskich (por. np. 1 Tm 1:15; 3:1; 4:6; 2 Tm 2:11). Możliwe, że jest to jakiś fragment hymnu kościelnego, recytowanego podczas liturgii chrzcielnej. Na wiarę zasługuje to wszystko, co Paweł kiedyś osobiście, a obecnie za pomocą listu przekazał Tytusowi. I jeszcze jedno polecenie: Tytus powinien przypominać – i to z całą stanowczością – zobowiązania, jakie bierze na siebie każdy chrześcijanin wobec niechrześcijan. Chrześcijanin nie może się ograniczać do samego unikania grzechów, musi się starać usilnie o pełnienie dobrych czynów. Tylko takie życie może wydawać owoce w postaci nawróceń innych ludzi. Obok tej ukrytej, lecz łatwo dającej się wydedukować motywacji, jest druga, zupełnie jasno sformułowana i polegająca na odwołaniu się do chrześcijańskiego odczucia tego, co dobre i pożyteczne – oczywiście w sensie nadprzyrodzonym – dla ludzi. 9. Tak więc nie ulega wątpliwości, że na Kretę trafili ci sami fałszywi nauczyciele, którzy próbowali bałamucić chrześcijan efeskich (1 Tm 1:3–7; 4:1–11; 6:3–19; 2 Tm 2:14.16–10). Te same rodowody starotestamentalne są przedmiotem ich nauczania, te same spory o większe i mniejsze prawa, o sposób rozumienia tych spraw, zwłaszcza – jak się wydaje – przepisów dotyczących czystości rytualnej. Jak zachęta do spełniania dobrych uczynków była umotywowana dobrem i pożytkiem innych ludzi, tak zakazuje Apostoł zajmowania się bredniami wspomnianych przed chwilą pseudoapostołów dlatego, że są bezużyteczne, puste. Paweł nie uważa nawet za rzecz słuszną zreferować głównych błędów, by następnie podsunąć Tytusowi skuteczne kontrargumenty. Są to głupstwa, którymi w ogóle nie warto się zajmować. 10–11. Podobnie jak błędną nauką, tak też i samymi jej głosicielami nie radzi Paweł zajmować się zbyt długo. Są to ludzie fanatyczni, niezdolni do spokojnej dyskusji. Jeśli więc jedno – najwyżej dwukrotne – ich upomnienie nie pomoże – nie należy zwracać na nich więcej uwagi. Trudno, sami na siebie wydają wyrok potępienia (por. 2 Tm 2:25 n; zob. także Mt 18:15–16). Stanowczość, bezkompromisowość tej rady jest również podyktowana troską o nienaruszalność depozytu wiary. 12. Następuje kilka zaleceń natury już czysto praktycznej. O Artemasie nic poza tym nie wiemy, Tychik zaś towarzyszy Pawłowi w drodze z Macedonii do Azji Mniejszej, po trzeciej podróży misyjnej (Dz 20:4). Pochodził z Azji Mniejszej i również doręczał adresatom Pawłowy List do Efezjan i List do Kolosan. Od niego właśnie adresaci owych listów mieli dowiedzieć się czegoś więcej o losach uwięzionego Apostoła (Ef 6:21 n; Kol 4:7–9). Paweł bardzo sobie ceni pomoc, wyświadczaną mu przez Tychika, a jego samego nazywa umiłowanym bratem, wiernym sługą i współpracownikiem w Panu (Kol 4:7). Trudno stwierdzić, czy Tychik był również sekretarzem-skrybą listów Pawła. Wszystko wskazuje na to, że on lub Artemas ma stać się – nie wiadomo, na jak długo – zastępcą Tytusa na Krecie. Dla Tytusa bowiem przygotował Paweł jakieś inne zadania. Nim jednak nastąpi wyjazd – Paweł wcale nie precyzuje, kiedy to może mieć miejsce – musi Tytus stać wiernie na straży czystości i nienaruszalności nauki przejętej od Apostoła. 13–14. Wydaje się, że list Pawła doręczyli Tytusowi właśnie Zenas i Apollos. Określenie Zenasa mianem uczonego w Prawie pozwala się domyślać, że był to uczony żydowski, nawrócony na chrześcijaństwo albo – co jest mniej prawdopodobne – jakiś prawnik rzymski, być może już jako chrześcijanin spełniający swoje urzędowe funkcje. Apollos zaś to postać dobrze Pawłowi znana – zwłaszcza z pobytu w Efezie (por. Dz 18:24–26) – choć nie zawsze działająca zgodnie z intencjami Apostoła – co odnosi się przede wszystkim do nauczania Apollosa w Koryncie, gdzie powstało nawet specjalne zgrupowanie apollonistów (por. 1 Kor 1:12; 3:4–6.22; 4:6; 16:12). Apollos i Zenas znajdą się na Krecie prawdopodobnie tylko przejazdem, udając się być może do Aleksandrii, ojczyzny Apollosa. Droga jest dość długa – tym dłuższa, że mają przecież wrócić do Azji Mniejszej – i dlatego Paweł poleca obydwu ludzi łaskawości Tytusa. Chodzi głównie o ich materialne wsparcie. Pawłowi wyraźnie zależy na tym, by chrześcijanie mieszkający na Krecie również w ten sposób zaznaczyli swoją łączność z innymi braćmi w Chrystusie, żeby nie byli gorsi pod względem gromadzonych zasług od chrześcijan Azji Mniejszej czy Grecji – zwłaszcza Macedonii i Achai. 15. W odróżnieniu od adresu, który był wyjątkowo długi i uroczysty, jak w Liście do Rzymian – zakończenie jest bardzo krótkie. Nikogo spośród ludzi ze swego otoczenia nie wspomina Apostoł po imieniu. Prawdopodobnie nikt z nich nie był znany Tytusowi. W każdym razie przesłane pozdrowienie ma być przekazane wszystkim wiernym, gdyż Paweł czuje się ich bratem w tej samej wierze i miłości. List zamyka życzenie łaski, gdyż Paweł jest w pełni świadom tego, że bez Bożej pomocy ani sam Tytus, ani chrześcijanie mieszkający na Krecie nie byliby w stanie – mimo najlepszej woli – uczynić zadość wszystkim prośbom, poleceniom i nakazom Apostoła. LIST DO FILEMONA To najkrótsze pismo Pawłowe jest listem polecającym o charakterze raczej prywatnym. Zawiera on prośbę o to, by jego adresat Filemon, zamożny Kolosanin (por. Flm 2; Kol 4:7–9.17), przyjął z powrotem zbiegłego swego niewolnika, oddawcę tego pisma. Jest on już chrześcijaninem. Nawrócił go mianowicie i ochrzcił św. Paweł, przebywając w rzymskim więzieniu w latach 61–63. Była to custodia militaris, o której piszą Dz 28:30 n. Niewolnik Onezym wprawdzie oddawał Apostołowi cenne usługi, których on jako więzień potrzebował, ale obydwaj doszli do wniosku, że musi się stać zadość sprawiedliwości: zbieg powinien wrócić do swego pana. W ówczesnej jednak sytuacji społecznej nie była to sprawa łatwa do przeprowadzenia ze względu na samego uciekiniera. Zbiegłych niewolników traktowano bardzo surowo. W razie ich schwytania wypalano im na czole piętno – literę F (= fugitivus) po inicjale imienia. Człowiek tak napiętnowany tracił wszelką możliwość ucieczki. Do śmierci też nosił żelazną obręcz na szyi. By uchronić więc biednego Onezyma od wszystkich tych okrucieństw, pisze Apostoł list do jego właściciela, a Onezym sam ma zawieźć go Filemonowi. Z tonu listu przebija przekonanie Pawła, że adresat nie odmówi jego prośbie. Mimo jednak głównie prywatnego charakteru krótki ten list jest pismem prawdziwie apostolskim. Dowodzi tego wspomniany już autorytatywny sposób wypowiedzi piszącego, który wprawdzie prosi w imię miłości, ale zarazem świadom jest swego prawa rozkazywania w imię posłuszeństwa. List do Filemona ważny jest z dwóch względów. Jest on przede wszystkim cennym źródłem do biografii św. Pawła, zwłaszcza jako przyczynek psychologiczny. Dla niespecjalistów bodaj jeszcze ważniejsze w tym liście jest pośrednie stwierdzenie faktycznej roli chrześcijaństwa w imperium rzymskim. Święty Paweł w tym liście wprawdzie nie porusza wcale teoretycznej strony zagadnienia haniebnej instytucji niewolnictwa, ale praktycznie ingeruje w jeden poszczególny wypadek z dziedziny stosunku pana do niewolnika. A ingerując odwołuje się do zasad nowej religii. Taki też jest głównie sens umieszczenia przez Kościół tego krótkiego listu w kanonie NT. Chrześcijaństwo bynajmniej nie rozpoczęło od razu bezpośredniej walki z niewolnictwem, gdyż groziłoby to natychmiastowym załamaniem się gospodarki imperium, opartej głównie na fizycznej pracy niewolników. Na ich barkach spoczywała wówczas równowaga ekonomiczna mocarstwa rzymskiego. Nie wydając doraźnej walki instytucji niewolnictwa, jak tego próbował niefortunnie Spartakus, pierwotne chrześcijaństwo przeprowadziło tę kampanię powoli, a skutecznie, bo za pomocą zasady nowego braterstwa w Chrystusie (Flm 16). 1–3. Przy zachowaniu stałego w listach Pawłowych formularza występuje tu nowość: wymienia się jako adresatów trzy osoby prywatne. Poza głównym adresatem Filemonem (zob. wstęp) pozdrawia Apostoł również chrześcijankę – jak świadczy tytuł siostra – Apfię, zapewne małżonkę Filemona, zainteresowaną jako mater familias w sprawie zbiegłego niewolnika, oraz Archipa, prawdopodobnie syna wymienionej pary. Pisze o nim Kol 4:17. Sądząc z tej informacji i z nazwy współtowarzysz broni Archip zajmował jakieś stanowisko w miejscowym Kościele – diakona czy „nauczyciela”, jak przypuszczają komentatorzy. Apostoł pozdrawia nie tylko rodzinę, do której kieruje swoją oryginalną prośbę, ale również i tych wiernych Kościoła w Kolosach, którzy gromadzili się na liturgię w domu zamożnego Filemona. O sensie pozdrowienia – zob. komentarz do Flp 1:2. 4–6. Zwyczajowe w listach św. Pawła dziękczynienie i zapewnienie o pamięci w modlitwach łączy się tutaj z wyrażeniem uznania dla Filemona z powodu jego kierowanej wiarą czynnej miłości bliźniego, na którą Apostoł liczy i tym razem, gdy przedstawia swoją prośbę w sprawie zbiegłego Onezyma. To wyrażenie uznania stanowi swoistą captatio benevolentiae adresata. Miłuje on Pana Jezusa i wszystkich świętych, tzn. chrześcijan (zob. Rz 1:7). Mamy tu znamienne dla Pawła solidarne ujęcie Głowy i członków Ciała, objętych jedną nadprzyrodzoną miłością. Miłując wszystkich, Filemon znajdzie miejsce w sercu także dla biednego zbiega, a tym samym udowodni, że jego wiara jest czynna przez miłość (por. Ga 5:6) i że ma subtelne wyczucie tego, gdzie można uczynić coś dobrego w imię Chrystusa. 7. Serdeczny ton wprowadza słowo bracie, które jest jak uścisk ręki, jak spojrzenie w oczy. Występuje w zdaniu przypominającym Filemonowi jakiś niedawny objaw jego dobroci dla współwyznawców, jakiś czyn trwały w skutkach. Złożyły się na niego nie tylko zasiłek materialny, ale – co ważniejsze – „pokrzepienie serc”. 8. Nawiązując bezpośrednio do tego faktu, Apostoł przechodzi do zasadniczego tematu swego listu – do prośby o darowanie winy zbiegłemu Onezymowi. A prośba ta jest wyrażona wytwornym stylem, gdyż zawiera jakby 5 strof dwuwierszowych w prozie zbliżonej do rytmicznej i operuje takimi środkami, jak gra słów i sugestywne obrazy. Dochodzi w niej również do głosu bardzo wymowna gra uczuć. 9. Nad niewątpliwe prawo Apostoł przekłada miłość – apeluje do serca Filemona. Ukazuje więc siebie nie obleczonego w autorytet, lecz budzącego współczucie. Jest stary, jest nadto więźniem Chrystusa Jezusa. Paweł ma wtedy ponad 55 lat, ale wygląda zapewne o wiele starzej po przebyciu tylu lat trudu, a ostatnio i poniewierki. Nie władczy rządca dusz, lecz męczennik zwraca się z prośbą o miłość wielkoduszną względem winowajcy. 10–12. Ciepło, jak przystoi teoretykowi i wzorowi ojcostwa duchowego, mówi on o dziecku Onezymie. Nie znamy okoliczności, w jakich doszło do faktu „zrodzenia” go w kajdanach. Wiadomo, że do Rzymu, najludniejszej wówczas metropolii świata, chętnie zbiegali wszyscy ścigani przez prawo w nadziei łatwiejszego ukrycia się wśród licznych jego mieszkańców. A Pawła custodia militaris – areszt dość łagodny – dawała sposobność do wielu osobistych kontaktów apostolskich. Chrzest zbiega był najważniejszą metamorfozą, do której teraz odwołuje się Apostoł, posługując się grą słów i pojęć. Typowe jak na niewolnika imię Onesimos znaczy „użyteczny”. Przez ucieczkę od pana stał się on dla niego „nieużyteczny”, ale ochrzczony staje się bardzo użyteczny tak dla Filemona (kurtuazyjne wysunięcie na pierwsze miejsce adresata!), jak i dla samego Pawła – i to pod niejednym względem. Odsyła go teraz Apostoł z prośbą o przyjęcie w taki sposób, jakby to powracał sam Paweł, który przecież kocha Filemona. Niech więc Filemon znów go przygarnie (por. użycie tego samego czasownika w Rz 14:1.3; 15:7). 13–14. Nowym argumentem przemawiającym za serdecznym potraktowaniem byłego zbiega jest ta okoliczność, że Paweł, jako więzień, miał prawo zatrzymać go przy sobie w celu pełnienia niezbędnych w tej sytuacji usług. Nie chce jednak stawiać właściciela wobec faktu dokonanego. Niech raczej Filemon doceni tę ofiarę i za bezinteresowne odesłanie mu cennego pomocnika odwzajemni się w sposób równie szlachetny. Rewanż Filemona musi być zupełnie dobrowolny (por. 2 Kor 9:7; 1 Pt 5:2). 15–16. W mistrzowskim dialogu z Filemonem Paweł przewiduje jego możliwą replikę: przecież Onezym był winowajcą. Wskazuje mu więc tajemnicze zrządzenia Bożej Opatrzności, która umie do swoich celów wyzyskiwać też i błędy ludzkie. Istotnie – bezprawne oddalenie się Onezyma przyniosło ten skutek, że niewolnik stał się bratem umiłowanym – mimo różnicy pozycji społecznej – dzieckiem jednego Ojca, który jest w niebie. Chrześcijaństwo nie zważa już na różnicę pozycji społecznej, jak Apostoł pisze jednocześnie (Kol 3:11). Umiłowany ma tutaj odcień znaczeniowy: „godny miłości”. Filemonowi pozostawia Apostoł sposób okazania w doczesności tego, że inaczej, i to w sposób zasadniczy, traktuje on dawnego niewolnika. Sam o niczym wyraźnie nie mówi, ale sugestia jest niedwuznaczna: wyzwolenie Onezyma byłoby czynem konsekwentnym, płynącym z wiary w istotną zmianę jego sytuacji duchowej. 17–20. Jeszcze raz na zakończenie odwołuje się Apostoł do osobistego stosunku adresata do siebie – może dla przełamania ostatecznego ewentualnych oporów w duszy Filemona. W dziedzinie ludzkiej sprawiedliwości pozostaje jeszcze jedna przeszkoda do usunięcia – strata materialna, na jaką zbiegły niewolnik naraził swego pana. Otóż jeśli chodzi o zobowiązania, to sprawa przedstawia się odwrotnie: właśnie Filemon jest dłużnikiem Pawła. Apostoł więc żartem bierze na siebie uregulowanie rachunku za Onezyma, on, wierzyciel, któremu nie może się wypłacić Filemon. Prośba ostatnia o to, by decyzja adresata stała się powodem radości, jest znów dowcipną grą słów, związaną z imieniem Onezyma: „obyś ty się stał dla mnie prawdziwie Onezymem (= Pomocnym)”, oczywiście w Panu – tzn. „po chrześcijańsku”, na płaszczyźnie wiary. 21. Konkluzja całej treści listu brzmi poważnie: Apostoł liczy na religijne, na pobudkach nadprzyrodzonych oparte, posłuszeństwo Filemona, które w szlachetności swojej pójdzie dalej niż konkretna prośba Pawła. Skoro rzecz się dzieje wśród braci jednej wiary, Onezymowi nikt nie wypali na czole piętna i nikt mu nie założy na szyję żelaznej obręczy. Usłużna legenda uczyni potem z Onezyma jednego z późniejszych biskupów efeskich. Kościół pouczony listem Pawłowym do Filemona powoływał na papieży już to arystokratów, jak Korneliusz, już to niewolników, jak Kalikst. 22. Końcowa obietnica przybycia Apostoła w gościnę do Filemona wyraża delikatnie zapowiedź tego, że Paweł osobiście sprawdzi, jak do jego prośby ustosunkował się adresat. 23–24. Pozdrowienia są niemal identyczne z zawartymi w Kol 4:10–18, co świadczy o podobnych okolicznościach napisania obu listów. 25. Błogosławieństwo końcowe jako zwyczajowa formuła listów św. Pawła pokrywa się z zakończeniem Flp 4:23. Występująca w Flm forma liczby mnogiej – „z duchem waszym” – jest adekwatna do adresu, który wymieniał trzy osoby oraz gromadzących się w domu Filemona członków Kościoła lokalnego. Swoim życzeniem przyzywa Apostoł skuteczną łaskę Chrystusa Pana, która nie tylko zapewni właściwy klimat duchowy owej cząstce Kościoła w Kolosach, ale i pokieruje wielkoduszną decyzją Filemona w sprawie zbiegłego niewolnika.