TATRY. REPORTAŻ. WYJAZD GEOGRAFICZNY 10/2014. KLASY TRZECIE. AUTORZY: MARYSIA HERMAN 3Pi, JULIA WALEWSKA 3Pi, KUBA ONISZK 3B GIMNAZJUM PRZYMIERZA RODZIN IM. JANA PAWŁA II Spis treści. Uczestnicy wycieczki. .............................................................................. 3 Dzień 1. ...................................................................................................... 4 Dzień 2. ..................................................................................................... 5 Dzień 3. ..................................................................................................... 7 Dzień 4. .................................................................................................... 12 Dzień 5 i ostatni. ..................................................................................... 15 2 Uczestnicy wycieczki. Pani Ania Winnicka, Pan Informatyk Tomek Wejtko …i jego córka Ada. Jula Belina, 3Pi Weronika Bogobowicz, 3Pi Marysia Herman, 3Pi Ela Kowalska, 3Pi Ewa Kuczyńska, 3Pi Julia Walewska, 3Pi Maciek Konieczny, 3Pi Jacek Kruś, 3B Michał Kucharski, 3B Kuba Oniszk, 3B Julek Pastwa, 3Pi Franek Wielgomas, 3B Mateusz Wójcik, 3D Staś Zagańczyk, 3B 3 Dzień 1. D nia 1 października 2014 roku uczestnicy wyjazdu naukowego w Tatry, wybrani przez panią Anię Winnicką, nauczycielkę geografii ,spotkali się o godzinie 15:00 przy portierni w szkole Przymierza Rodzin. Uczniów było czternastu a opieki dwoje. Cała grupa ruszyła do metra Imielin i pojechała na stację Wilanowska. Zniecierpliwieni uczniowie czekali, aż autokar „Polski Bus” przyjedzie. Kiedy autokar nadjechał, wszyscy myśleli o tym, żeby jak najszybciej zapakować bagaże i zająć najlepsze miejsca. Około godziny 16:00 „Polski Bus” wyjechał do Zakopanego. Podróż odbyła się bez większych problemów. Uczniowie ucinali sobie drzemkę, inni z zaciekawieniem słuchali pani Winnickiej, a niektórzy opowiadali swoje zabawne historie. Każdy , kto przygotowywał się do olimpiady z WOSu i geografii, uczył się i rozwiązywał zadania. Około 23:30 autobus dojechał na przystanek w Zakopanem. Wszyscy lekko zaspani wyszli z autokaru i odebrali swoje bagaże. Pani Winnicka zebrała uczniów i każdy z nich posłusznie za nią podążał. Na początku grupa się trochę zgubiła, ale po niedługim czasie odnaleziono schronisko, które było położone w niewielkiej odległości od centrum Zakopanego- Krupówek. Warunki były odpowiednie jak na wycieczkę szkolną. Pokoje zostały przydzielone. Każdy zostawił swoje bagaże w pokoju i udał się na modlitwę. Potem odbyło się krótkie omówienie zasad wycieczki. Ponieważ podróż była długa, większość nie miała problemów z zaśnięciem. 4 Dzień 2. N asz pobyt w górach zaczął się od wycieczki do Doliny Kościeliskiej. Dojechaliśmy do niej busem. Dolina znajduje się w Tatrach Zachodnich , na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego i ma ok. 9 km długości. Tworzy ona długi i głęboki wąwóz skalny. Wychodzi z niej wiele szlaków. Na początku szlaku zobaczyliśmy Jarcową Skałkę – jej nazwa pochodzi od jęczmienia. Pochodzi ona z czasów, gdy na terenach dzisiejszej Polski było morze. Idąc dalej,zatrzymaliśmy się w bacówce, gdzie zjedliśmy oscypki. Naszym następnym przystankiem była polana Stare Kościeliska. Kiedyś dolina była bardzo związana z przemysłem hutniczym, na jej terenie wydobywano srebro, antymon i miedź, a później głównie rudę żelaza. To właśnie na polanie Stare Kościeliska była kuźnia, karczma, leśniczówka, kościołek i chaty dla robotników. Toczyło się tam całe życie doliny. Teraz jedynym śladem przeszłości jest mała kapliczka. Niektórzy wierzyli, że modlili się w niej zbójnicy, prosząc o dobre łupy. Jednak w rzeczywistości była ona wybudowana dla robotników. Widzieliśmy jeszcze strumień, którego wody wypływają na cztery strony świata. Dzieje się tak, ponieważ to wody podziemne wypływają na powierzchnie. Po stromym podejściu pod górę po kamiennych schodach, doszliśmy do Jaskini Mroźnej, znajdującej się w masywie Organów. Całkowita długość jaskini wynosi ok. 700 metrów. W wielu miejscach jest bardzo ciasno i nisko. W środku zawsze jest stała temperatura, ok. 6 stopni Celsjusza. Jest to jedyna oświetlona jaskinia w Polsce. Znajduje się w niej wiele atrakcji w postaci rzeźby krasowej. Przejście przez jaskinię zajęło nam ok. 20 minut. Z jaskini do doliny schodzi się drewnianymi schodami, co jest dużo przyjemniejsze niż podejście do jaskini. Widzieliśmy jeszcze skałę z podpisami poszukiwaczy skarbów. Niegdyś Dolina Kościeliska była miejscem często odwiedzanym przez 5 nich. Świadczą o tym właśnie te podpisy i inne znaki pozostawiane na skałach. Po ok. 3- godzinnej wędrówce doszliśmy do schroniska na Hali Ornak, był to cel naszej wycieczki. Zjedliśmy tam drugie śniadanie i mieliśmy dłuższy postój. W drodze powrotnej poszliśmy do wąwozu Kraków. Ma on ok. 3 km długości. Jest to jeden z najpiękniejszych wąwozów skalnych w Tatrach Zachodnich. Zbudowany jest ze skał węglanowych. Dla turystów przeznaczona jest najniższa część wąwozu. My wąwozem przeszliśmy ok. 100 metrów. Podejście nie było strome, natomiast bardzo śliskie i łatwo się było można przewrócić. Zatrzymaliśmy się przy drabince, prowadzącej do jaskini o nazwie Smocza Jama. Do doliny wróciliśmy tą samą drogą. Potem nigdzie już nie zbaczaliśmy. Przeszliśmy kilka kilometrów, a cała wycieczka trwała ok. 6 godzin. Po powrocie do Zakopanego zjedliśmy obiad w jakiejś szkole, niedaleko naszego schroniska. Po obiedzie był czas wolny, a potem robiliśmy cudowne zadanka z geografii. Wieczorem obejrzeliśmy film „Hakerzy” z Angeliną Jolie w jednej z głównych ról. 6 Dzień 3. T en dzień z pewnością pozostanie w naszej pamięci jako trudny, czekała na nas bowiem najdłuższa i najbardziej męcząca wędrówka na wyjeździe. Wcześnie rano, jeszcze nie do końca rozbudzeni i wypoczęci po wczorajszych trudach, chwiejnym krokiem zeszliśmy do stołówki na skromne, piątkowe śniadanie. Cóż, ser, twaróg, nutella i najprawdziwszy oscypek z Doliny Kościeliskiej musiały nam starczyć jako pokrycie energetyczne na dzisiejszy wysiłek. Posiłek postawił nas na nogi i już z większym entuzjazmem wyszliśmy przed schronisko, gdzie czekał na nas życzliwy, miły, lubiany przez nas pan przewodnik, który dzień wcześniej oprowadzał nas po Dolinie Kościeliskiej , oraz bus. Ruszyliśmy w stronę Morskiego Oka. Droga była długa. Zanim dotarliśmy do granicy Tatrzańskiego Parku Narodowego potrzebowaliśmy ponad 30 min. Szlak był niezwykle kręty, co chwilę wznosił się i opadał , i nie każdy tę podróż zniósł dobrze. Do schroniska wrócić musiała Ada. Już z Zakopanego wyruszyliśmy w okrojonym składzie – z powodu gorączki pozostali tam Franek i Marysia, a ponadto Jacek, któremu odnowiła się kontuzja kolana. Tak więc wyzwanie podjęło razem z Panią Anią, Panem Przewodnikiem i Panem Tomkiem 14 osób. Po zakupieniu biletów weszliśmy na teren Parku, oczekując niezwykłych wrażeń i przepięknych widoków. Z początku droga nie wymagała wysiłku. Szliśmy dość płaską, asfaltową drogą, która nieznacznie wznosiła się ku górze. Co jakiś czas mijały nas wozy z turystami, ciągnięte przez biedne, przemęczone konie. Mówiąc szczerze, zastanawialiśmy się czemu ludzie przyczyniają się do tortur , jakim poddawane są te zwierzęta. Głównym problemem, jaki nam z początku doskwierał, była monotonia. Nieskończony czarny pas wijący się wzdłuż ściany z 7 drzew oddzielającej nas od prawdziwych Tatr. A my, dzielni geografowie :), spragnieni byliśmy wysokogórskich widoków. Po dłuższej chwili dotarliśmy do Wodogrzmotów Mickiewicza, jednego z piękniejszych i powszechnie znanych tatrzańskich wodospadów. Tak naprawdę Wodogrzmoty składają się z kilku mniejszych i kilku większych kaskad, z których trzy największe noszą nazwy: Wyżni Wodogrzmot, Pośredni Wodogrzmot i Niżni Wodogrzmot. Są one częścią potoku Roztoki, który wypływa z Doliny Pięciu Stawów Polskich , celu naszej wędrówki. Położone są nieopodal ujścia tego potoku do rzeki Białki (jednego z dopływów Dunajca), a powstały w miejscu progu skalnego między Doliną Roztoki a Doliną Białki. Oczywiście, nie zapomnieliśmy zrobić sobie pamiątkowego zdjęcia! Od Wodogrzmotów wędrówka stała się trudniejsza, ale i ciekawsza. Zeszliśmy bowiem z głównej drogi biegnącej do Morskiego Oka i skierowaliśmy się w stronę Doliny Pięciu Stawów. Cały czas szliśmy Doliną Roztoki. Było naprawdę pięknie! Im wyżej się wspinaliśmy, tym przed naszymi oczyma ukazywały się wspanialsze widoki majestatycznych górskich ścian i zboczy, porośniętych skąpo pożółkłą trawą, kamienne żleby i stożki piargowe, przypominające o potędze i grozie gór oraz delikatnie przykryte białym puchem turnie i najwyższe partie tych majestatycznych szczytów. Oprócz podziwiania tych fantastycznych widoków, czas spędzaliśmy na rozmowach i cieszeniu się z tych chwil, biorąc pod uwagę to, że w tym momencie mogliśmy siedzieć na lekcji polskiego albo matematyki. Po drodze minęliśmy wyciąg towarowy biegnący w górę, gdzieś tam, do schowanego za nisko płynącymi chmurami schroniska. Oznaczało to, że już za parę chwil czeka nas upragniona przerwa. Nasze nogi krzyczały: „Dość!”, lecz na rozwidleniu szlaków, z których jeden biegł prosto do schroniska, przekonaliśmy się, że przed nami jeszcze dłuższe oczekiwanie. Wybraliśmy dłuższą i bardziej niebezpieczną drogę, która w zimie musi być zamknięta. Tak więc, 8 jeden za drugim brnęliśmy dalej w górę po wąskich, wyślizganych kamieniach. Jednak warto było się troszeczkę potrudzić, by ujrzeć największy wodospad w Polsce, Siklawę, liczącą w sumie 65 metrów wysokości. Nawet przykryty nieco mgłą, wodospad prezentował się po prostu cudownie. Zrobiliśmy tam krótką przerwę, zjedliśmy żelki, sezamki i bakalie, dzięki czemu mieliśmy jeszcze trochę siły, by dotrzeć do schroniska. Szliśmy nieco spokojniejszym krokiem. Dotarliśmy do miejsca, gdzie z Wielkiego Stawu wypływa Potok Roztoka. To oznajmiało nam, że minęliśmy już całą Dolinę Roztoki i szczęśliwie zdobyliśmy Dolinę Pięciu Stawów! Postanowiliśmy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, korzystając z okazji, że mgła się nieco przerzedzała. Kolejne zdjęcie zrobiliśmy sobie nieco dalej, także nad Wielkim Stawem. Ale cała mgła się rozwiała, w związku z czym pejzaż mieliśmy po prostu perfekcyjny. Po kilku próbach wykonania wspólnego, „skaczącego” zdjęcia ruszyliśmy dalej. Minęliśmy Mały Staw, potem Przedni. Na jego końcu znajdowało się schronisko, do którego zmierzaliśmy. Byliśmy 1680 m n.p.m. i w końcu mogliśmy sobie pozwolić na dłuższą przerwę. Wypiliśmy gorącą herbatę i zjedliśmy najlepszą szarlotkę w całych Tatrach! Dziękujemy, Pani Aniu, za ten poczęstunek :)! Dowiedzieliśmy się tam także, że stawy te są niezwykle głębokie – mają ponad 80 metrów głębokości oraz że Wielki Staw trzyma 1⁄3 całej tatrzańskiej wody! Teraz pozostało nam do zdobycia tylko Morskie Oko. Ale nie było to najłatwiejsze zadanie. Znów trzeba było iść mocno pod górę po nierównych kamieniach. Cóż, taki urok gór! Opuściliśmy Dolinę Pięciu Stawów Polskich i tę piękną, szkarłatno-błękitną, przeźroczystą wodę. Podejście trwało dość długo. Brnęliśmy cały czas, bez żadnej przerwy, aż dotarliśmy do punktu widokowego. To było najwyższe miejsce, jakie tego dnia odwiedziliśmy – przeszło 1841 m n.p.m.! 9 Chwila odpoczynku i znów w drogę. Ale teraz, już do końca dnia, czekało nas tylko schodzenie. Ani metra pod górę! To nas pokrzepiło. W dół szliśmy o wiele szybciej, z lepszym nastawieniem i entuzjazmem, choć Pani Ania pilnowała, by i podczas wchodzenia go nie brakowało! Cały czas rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Było cudownie. Niestety, co jakiś czas, ktoś przekonywał się o tym, że kamienie są wilgotne, a z górami nie ma żartów, tak że telefony niektórych cudem uniknęły roztrzaskania o skały. Schodziliśmy długo. Dość długo, by się nieźle zmęczyć. Ale nie tak, jak podczas wchodzenia :)! Kiedy dotarliśmy do asfaltówki, Morskie Oko było u naszych stóp. Widzieliśmy już drewnianą budowlę, schronisko. Przyspieszyliśmy kroku, by ujrzeć to sławne jezioro, jednak jedyne co mogliśmy zobaczyć, to białe, gęste mleko. Postanowiliśmy więc chwilę odczekać w schronisku, aż wszystko się przerzedzi. Na próżno. Wspólne zdjęcie zrobiliśmy na białym tle. Wyruszyliśmy w drogę powrotną na parking, gdzie czekał nasz bus. Musieliśmy tylko przetrwać te 9 kilometrów górskich serpentyn. . Kiedy wróciliśmy do Zakopanego, od razu - niezwykle głodni poszliśmy na obiad. A nasze wysiłki zostały docenione! Obiad mieliśmy cudowny – w restauracji „Piwniczka” podano nam krupnik i wyśmienite naleśniki z serem. Byliśmy bardzo zadowoleni. Kiedy wróciliśmy do schroniska, w końcu mogliśmy rzucić się na łóżko i wreszcie porządnie odpocząć. Nie musieliśmy robić tego dnia zadań! Po drzemce zeszliśmy na dół do jadalni, by obejrzeć film. Wbrew pozorom, na zakończenie dnia nie czekała na nas łatwa i przyjemna produkcja. Obejrzeliśmy bowiem „Zonę”, historię o zamkniętym, ekskluzywnym osiedlu, którego mieszkańcy 10 przeprowadzają obławę na chłopaka „z zewnątrz”, który rzekomo zamordował kobietę. Po zakończonej projekcji pomodliliśmy się jeszcze i wróciliśmy do pokoi, szczęśliwi, że będziemy mogli jutro pospać trochę dłużej! 11 Dzień 4. W yspani i radośni zeszliśmy na śniadanie. Dzięki naszym dzielnym chłopcom, którzy ofiarnie wstali wcześniej i udali się do sklepu, niczego nam nie brakowało – szynka, ser, oscypki, twaróg, nutella, dżemy, herbata, kawa, nawet słowacka kola! Ma się rozumieć, że najedliśmy się do syta! Podczas śniadania poznaliśmy plan dnia. Dowiedzieliśmy się, że nie będziemy musieli zdobywać dziś kolejnych punktów na mapie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Postanowiliśmy, że zwiedzimy dziś Zakopane. Tak więc ruszyliśmy do centrum. Naszym pierwszym celem był drewniany kościółek Matki Bożej Częstochowskiej i św. Klemensa. Powstał on w 1847 r. Został ufundowany przez właścicielkę dóbr zakopiańskich, Klementynę Homolacsową. Pracę prowadził miejscowy doświadczony cieśla, Sebastian Gąsienica-Sobczak. Trzeba powiedzieć, że kościół ten robi wrażenie. Szczególnie od wewnątrz, gdzie możemy dostrzec starannie wykonane zdobienia w charakterystycznym stylu zakopiańskim. Obok kościoła znajduje się Cmentarz Zasłużonych na Pęksowym Brzysku. Zajrzeliśmy także i tam. Był to pierwszy cmentarz zakopiański, stąd zwany jest także starym. Znajduje się tam około 500 grobów, w tym 250 zasłużonych, znanych, przynajmniej wśród społeczności zakopiańskiej, góralskiej i taternickiej. Chyba najbardziej znanymi z leżących tam postaci są: Stanisław Marusarz – wicemistrz świata w skokach narciarskich, wielokrotny olimpijczyk oraz podporucznik AK i kurier tatrzański, a także patron Wielkiej Krokwi czy Tytus Chałubiński – współtwórca Towarzystwa Tatrzańskiego i jeden z pierwszych badaczy tatrzańskiej przyrody. Warto także wspomnieć o samych nagrobkach, które w większości są drewnianymi dziełami sztuki zakopiańskiej. Po zwiedzeniu cmentarza udaliśmy się na stację kolei linowej na Gubałówkę. Pani Ania zakupiła dla nas nienależące do najtańszych 12 bilety, dzięki czemu mogliśmy przejechać się kolejką z góry na dół. Zanim jednak zjechaliśmy, mieliśmy trochę czasu wolnego na samej Gubałówce. Mogliśmy poprzebierać w największej zakopiańskiej tandecie, zakupić udawane oscypki, ale też np. zjeść pysznego węgierskiego kołacza, czy trochę zaszaleć i powygłupiać się. Trzeba powiedzieć, że było tam naprawdę sympatycznie! Kiedy wróciliśmy z powrotem do Zakopanego, udaliśmy się w stronę Krupówek, gdzie stoi budynek Muzeum Tatrzańskiego im. doktora Tytusa Chałubińskiego. Zwiedziliśmy je powoli, oglądając każdą z sal, gdzie mogliśmy zobaczyć kolekcje związane z: folklorem i sztuką zakopiańską, życiem codziennym górali, florą i fauną Tatr oraz geologią tatrzańską. Po wyjściu z Muzeum spędziliśmy trochę czasu wolnego na Krupówkach. Każdy robił to, na co miał ochotę, a wiadomo, na najsławniejszej ulicy Zakopanego jest co robić. Jedni poszli do kawiarni lub restauracji, drudzy szaleli po sklepach, trzeci poszli szukać jakiejś pamiątki z Zakopca, a jeszcze inni robili sobie zdjęcia z misiem :). Wszystkim ten czas z pewnością się podobał i myślę, że był to czas potrzebny, by trochę odpocząć i uciec od szkolnej rutyny. Następnie zjedliśmy obiad w licealnej stołówce. Najedzeni wróciliśmy do schroniska na porządne trzy godziny z zadaniami geograficznymi bądź tymi z WOS- u. Każdy pracował jak najlepiej umiał, gdyż wiedział, że im więcej zrobi zadań, tym lepszy uzyska wynik w konkursie, do którego prawie wszyscy się przygotowywali. Kiedy w końcu przerwaliśmy robienie zadań, udaliśmy się do Kościoła pw. Najświętszej Rodziny na Mszę Św. Co prawda , spodziewaliśmy się, że Msza będzie z trochę energicznym, góralskim temperamentem, ale nic z tego. Wszystko było tak samo jak w całej Polsce, a oprawa muzyczna pozostawiała wiele do życzenia. Na koniec dnia, tradycyjnie już, spotkaliśmy się na wieczornym seansie. Tego dnia było coś specjalnie dla dziewczyn – komedia 13 romantyczna z Johnem Deepem i Angeliną Jolie. Po obejrzeniu „Turysty”, pomodliliśmy się, podziękowaliśmy za cudowny, wspólny wyjazd i poprosiliśmy o szczęśliwą podróż. Rozeszliśmy się do pokoi, spakowaliśmy, dopchnęliśmy rzeczy, ogarnęliśmy nieco nasze otoczenie i udaliśmy się na bardzo krótki sen. 14 Dzień 5 i ostatni. W szyscy zszokowani wczesną pobudką zerwali się z łóżek, zaczęli się dopakowywać plecaki i szykować się do szybkiego wyjścia. Niektórzy narzekali, że są śpiący, głodni i zmęczeni, ale większość była w szoku, że udało im się tak wcześnie wstać. Grupa czekała dłuższą chwile na autokar, ale kiedy nadjechał, wszyscy rzucili się do pakowania bagaży. Zajęto miejsca i autokar ruszył. Uczniowie zjedli jogurty i kanapki. Niektórzy przysypiali, bo atmosfera była senna. Z letargu wyrwał uczniów półgodzinny postój. Zakupiono słodycze i inne niezbędne rzeczy do przetrwania podróży. Autokar wyruszył w dalszą drogę do Warszawy. Kiedy „Polski Bus” zaparkował przy metrze Wilanowska, każdy szukał swoich bliskich. Rodzice witali się z dziećmi i rozmawiali z panią Winnicką. Zadowolona młodzież rozeszła się do domów. Wspaniały wyjazd oficjalnie się zakończył. 15 A na koniec kilka słów od prowadzącego ten wyjazd, czyli od waszego nauczyciela geografii. To był dla mnie bardzo miły czas, miejsce, które kocham, czyli góry i niesamowici ludzie, czyli wy. Miło patrzeć, jak się rozwijacie, poznajecie, uczycie i że stajecie się coraz bardziej dorośli. Choć czasami wiedziałam, że niektórym z was jest trudno, bo pod górkę, bo ciężko, bo nogi bolą, to żadne z was nie marudziło, bo mi to obiecaliście i za to wam bardzo dziękuję. Dziękuję wam za wszystkie rozmowy, zrobione zdanka, mapki, pyszne śniadanka i że z wami udało mi się to, o czym od dawna marzyłam – warsztaty geograficzne w Tatrach. Dziękuję też, że potrafiliście pokazać entuzjazm, choć zmęczeni byliście – patrz zdjęcie poniżej. Mam nadzieję, że niektórych z was zaraziłam miłością do gór i może kiedyś, to wy mnie zabierzecie na wyprawę w nieznane. Anna Winnicka 16 WYWIADY: Górale o oscypkach - Jak to jest żyć zgodnie z tradycją? - Znaczy się jak? - W tradycyjnym domu robić tradycyjne oscypki. - Dzieci kochane tradycja jest od pierwszego maja do końca września, początku października. Tyle, ile się owca doi. Owca się doi dwa razy dziennie, od maja do końca września, a potem już raz dziennie, potem jest co dwa dni i koniec. I 15 października my odchodzimy. Wtedy już się owca nie doi i idziemy do domu. To jest ready. Ale w domu się oscypków nie robi, nie ma z czego. Tradycja jest tutaj na Bacówce w szałasie. Tu są tradycyjne sprzęty jak puciera, czerpaki do picia, ferula, którą się miesza. Niektórzy się mówią, że to harfa tam wisi, a to jest ferula do mieszania mleka, jak się robi oscypki, formy drewniane. - A ile się robi taki jeden oscypek? - To jeden oscypek się nie robi, robi się od razu więcej. To trzeba mieć doświadczenie, praktykę. To wyczuwamy w rękach, że on już jest gotowy. Zakłada się go do foremki i daje się go do solanki. Jak jest już dobrze wyparzony. Zaczyna się o 4 rano doić owce. Przeważnie w pełnym sezonie, jak się owca dobrze doi, kończy się o pierwszej po południu. A potem drugi raz się idzie o 4 po południu. Dwa razy się idzie doić owce. - A duże jest to stado owiec? - Nasze liczy 300 owiec. W dwójkę my doimy te owce. Jeszcze jeden popędza. To jest nas trzy osoby. - A ile oscypków dziennie Państwo sprzedajecie? 17 - Już teraz bardzo mało. Trudno jest nam policzyć. Parę sztuk dziennie. Bez rewelacji. - Dziękujemy bardzo. Turyści - Skąd Państwo przyjechali? - Z Warszawy - Długo Państwo chodzą po górach? - To jest nasz pierwszy wyjazd. - Zdobyli już Państwo jakiś szczyt? - No tak, już były szczyty, a dokładnie najwyższy szczyt: 1669 metrów, Wyżnia Kopa. - A jakieś plany dotyczące innych wędrówek? - Jak najbardziej. Jutro chcielibyśmy zdobyć Kasprowy Wierch. - A będą Państwo jeszcze przyjeżdżali w góry? - Tak, chcemy dokładnie zwiedzić Tatrzański Park Narodowy - Jak się Państwu podoba w Tatrach? - Bardzo nam się tu podoba. Jest wspaniała atmosfera, roślinność jest bardzo bogata, piękna. Chcielibyśmy docelowo tutaj wracać. - Dziękuję bardzo. Schronisko - Jak się żyje w takim schronisku? 18 - Normalnie jak w domu. - A Pani tutaj mieszka na stałe? - Mieszkamy tutaj tylko sezonowo. - Bywają tu jacyś ciekawi ludzie? - Wszyscy są tacy sami. - Kto tu najczęściej bywa? - Miejscowi tutaj nie docierają. Przewodnik - Jak to jest być przewodnikiem? - Bardzo przyjemnie, jeśli się robi to, co się lubi. Jeśli łączy się przyjemne z pożytecznym. Jak ja na wyjeździe z wami. Spotyka się przyjaciół, a przy okazji zarabia się. Praca marzeń. - Od ilu lat Pan chodzi po górach? - Od 20. W tym roku będzie dwudziestolecie. W związku z tym mam różne plany jak to specjalnie uczcić. - Pan jest stąd? - Nie, jestem z Podkarpacia, z okolic Rzeszowa. A w Tatrach naszych kochanych się zabujałem, kiedy byłem w Waszym wieku. Od 13 roku życia zacząłem chodzić samotnie po górach. Następne dziesięć lat pochłonęło całe moje zainteresowania. Góry mnie cieszyły. Dzisiaj jest inaczej. Patrzę na to szerzej. Jestem doświadczonym człowiekiem. Pracowałem trochę za granicą. - Jako przewodnik? 19 - Nie. Skończyłem studia i byłem za granicą na Wyspach Brytyjskich, gdzie pracowałem w rozmaitych miejscach. To były fajne doświadczenia. Poznałem mnóstwo ludzi. Zarabiałem dobre pieniądze, ale mimo wszystko chciałem spróbować tego, co lubię i co mnie ukształtowało, do czego tęskniłem. Dlatego jestem tu dzisiaj z wami. - Pewnie spotyka Pan jako przewodnik dużo ciekawych ludzi? - W górach jest dużo ciekawych ludzi, bo chodzenie po górach mija się z logiką. Bo z tego nie ma nic. Człowiek się zmęczy, idzie pod górę po to, aby zejść na dół. To jest nonsens. I wtedy spotyka się ludzi, którzy chcą coś więcej w życiu przeżyć. Inne wartości kultywować. - A czy będzie Pan chodził po górach do końca życia? - Jak by mi tylko zdrowie pozwoliło i sytuacja finansowa, pewnie. Chciałbym to godzić z innymi rzeczami. - Dziękujemy. Wywiady przeprowadzone na wyjeździe geograficznym przez Maćka, Michała, Stasia – uczniów klas III / październik 2014. 20