Gdańsk: W Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic zakażono żółtaczką 9 pacjentów Data publikacji: 2013-03-28 Źródło: Dziennik Bałtycki Autor: redaktor Jolanta Gromadzka-Anzelewicz Dziewięciu mieszkańców województwa pomorskiego zostało najpewniej zakażonych śmiertelnie niebezpiecznym wirusem zapalenia wątroby typu C podczas badań diagnostycznych w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic - prywatnej firmie, która dzierżawi pomieszczenia w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie. Doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracujące na bazie 7 Szpitala Marynarki Wojennej Pomorskie Centra Medyczne skierował do Prokuratury Rejonowej w Gdańsku Oliwie Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej z Gdyni. - To efekt dochodzenia prowadzonego przez nas w związku z dramatycznymi przypadkami zakażeń wirusem wzw typu C pacjentów, którzy się tam poddali badaniu tomografem komputerowym z zastosowaniem kontrastu dożylnego 15 listopada ubiegłego roku - tłumaczy kmdr por. Wiesław Waliłko, rzecznik prasowy WOMP. - Nie ulega wątpliwości, że sprzęt jednorazowy stosowano tam u pacjentów wielokrotnie. Na 28 badanych tego dnia pacjentów dziewięciu okazało się zakażonych. Pięcioro z nich z ostrą żółtaczką typu C trafiło do Szpitala Zakaźnego w Gdańsku. - To granda w biały dzień - oburza się pan Jerzy, jeden z poszkodowanych pacjentów. - Za badanie zapłaciłem 650 złotych, w tym 150 złotych to koszt podania kontrastu. Ciekawe, ile kosztuje jednorazowy zestaw do podawania kontrastu, na którym firma chciała zaoszczędzić? Sprawdziliśmy - zestaw - dren plus strzykawka, kupowany w ramach przetargu, kosztuje 6-7 zł. Tymczasem Pomorskie Centra Medyczne prowadzą swoje wewnętrzne dochodzenie, które ma ustalić osoby odpowiedzialne za łamanie procedur. Dziewięciu mieszkańców województwa pomorskiego zostało najpewniej zakażonych śmiertelnie niebezpiecznym wirusem zapalenie wątroby typu C podczas badań diagnostycznych w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic - prywatnej firmie, która dzierżawi pomieszczenia w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie. Nie da się wykluczyć, że to wierzchołek góry lodowej, bo tylko tyle osób zakażonych udało się do tej pory zidentyfikować. Takiej ewentualności nie jest w stanie wykluczyć wojewódzki inspektor sanitarny w Gdańsku, współpracujący w tej sprawie z Wojskowym Ośrodkiem Medycyny Prewencyjnej w Gdyni, który prowadził dochodzenie epidemiologiczne. W jego wyniku wojskowy inspektorat ustalił , że do dramatycznego zakażenia dojść mogło wskutek łamania przez Pomorskie Centra Medyczne Euromedic podstawowych zasad higieny i aseptyki, polegającego na wielokrotnym stosowaniu u pacjentów sprzętu jednorazowego użytku. Czy był to jednorazowy incydent, czy ten proceder trwał od dawna wykaże prokuratorskie dochodzenie. Według informacji PCM - dyrekcja oliwskiej placówki diagnostycznej Euromedic powołała specjalną komisję i prowadzi wewnętrzne dochodzenie, które ma ustalić winnych tych zaniedbań. Do zakażenia pacjentów PCM wirusem wzw typu C doszło 15 listopada ub. roku w późnych godzinach popołudniowych. Jak udało się nam ustalić - tego dnia do centrum diagnostycznego w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej zgłosiło się na odpłatne badanie tomokomputerowe z kontrastem 28 osób. Według relacji naszych informatorów, na skierowaniu jednej z pacjentek widniała adnotacja , że jest ona zakażona wirusem wzw typu C. W trakcie badania TK trzeba było jej podać dożylnie kontrast. Na przedramieniu kobieta miała założony jednorazowy wenflon. Z pompą, która tłoczyła do jej żyły środek cieniujący, łączył go plastikowy dren ze strzykawką. Prawdopodobnie do drenu dostały się kropelki krwi zakażonej pacjentki. A ponieważ drenu nie wymieniano, "poczęstowano" wirusem kolejne osoby z kolejki. I zapewne żyłyby one dalej w błogiej nieświadomości, gdyby nie sensacyjny wręcz zbieg okoliczności - w połowie stycznia troje z nich trafiło na jedną salę chorych w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku. Wszyscy z ostrym zapaleniem wątroby spowodowanym wirusem typu C. Technik inżynier z Pruszcza Gdańskiego, ksiądz z Tczewa oraz emerytowany lekarz z Gdańska Osowej. W piżamach wyglądali zupełnie inaczej niż "w cywilu". - Mimo to ksiądz wydał mi się dziwnie znajomy - relacjonuje jeden z pacjentów - pan Kazimierz. Przypomniałem sobie, że tego samego dnia, 15 listopada 2012 roku, siedziałem z nim w poczekalni oliwskiego szpitala, czekając na badanie TK. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że to bardzo dziwny zbieg okoliczności. Z powodu utrzymujących się złych parametrów wątrobowych pan Kazimierz leżał w szpitalu sześć tygodni. Tymczasem stan zdrowia drugiego pacjenta poprawił się w ciągu dwóch tygodni - ksiądz wyszedł do domu. Pojawił się za to trzeci chory z ostrym wzw - lekarz. - Jego nie poznałem - zastrzega pan Kazimierz. - Na to, że również poddał się badaniu TK i to tego samego dnia i w tej samej pracowni co my wpadliśmy przypadkiem. Rozmawialiśmy. Opowiadałem mu naszą historię. Okazało się, że on również badał się za pomocą tomografu, tylko nie pamiętał kiedy. Zadzwonił do żony, a ta podała mu datę - 15 listopada ub. roku. Jasne się stało, że do zakażenia wirusem mogło dojść w tym samym miejscu. Swoimi podejrzeniami podzielili się z ordynatorem oddziału. Lekarz - zgodnie z obowiązującymi przepisami - powiadomił wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Gdańsku. Ten natychmiast chciał podjąć stosowne czynności. - Okazało się, że nie jest to wcale takie proste, bo w myśl wciąż jeszcze obowiązujących anachronicznych przepisów nie mamy wstępu do tej placówki, ponieważ znajduje się ona na terenie wojskowym - tłumaczy Anna Obuchowska, zastępca dyrektora wojewódzkiego sanepidu. - I nie ma tu znaczenia, że większość pacjentów 7 Szpitala Marynarki Wojennej oraz pracującego na jego bazie centrum diagnostycznego to cywile. - Tym sposobem dochodzenie w tej sprawie przejął organ Wojskowej Inspekcji Sanitarnej Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej z siedzibą w Gdyni - dodaje Anna Obuchowska. Natomiast nadzór epidemiologiczny nad wszystkimi osobami z terenu Pomorza, które korzystały z TK w PCM feralnego dnia w połowie listopada, przejęły powiatowe stacje sanepidu. - Pomorskie Centra Medyczne udostępniły listę pacjentów oraz przebadały ich na obecność przeciwciał wirusa wzw typu C w laboratorium na terenie oliwskiego szpitala - wyjaśnia Aneta Bardoń z gdańskiej stacji sanepidu. - Dzięki temu udało się zidentyfikować dziewięć zakażonych osób. Nie da się wykluczyć, że któraś z nich mogła zarazić się wirusem C już wcześniej, podczas jakiejś operacji, przetoczenia krwi, a nawet u fryzjera. Ostatecznie wątpliwości te może rozstrzygnąć wynik badań molekularnych, których - jako jedyny w Polsce - podjął się Szpital Zakaźny w Warszawie. Nie zmieni to jednak wyników dochodzenia inspektorów Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Gdyni w ośrodku firmowanym przez Spółkę Euromedic Pomorskie Centrum Medyczne. W piśmie, którego adresatem jest dr Dariusz Cichy, pomorski wojewódzki inspektor sanitarno-epidemiologiczny, czytamy: "W przeprowadzonym postępowaniu ustalono prawdopodobną drogę zakażeń, wskazując na procedurę podania kontrastu dożylnego. Przyczyniło się do tego niezastosowanie się do zaleceń producentów i dystrybutorów jednorazowych zestawów wstrzykiwaczy (tu nazwa firmy) i wielorazowe używanie tego sprzętu". - Nie ulega wątpliwości, sprzętu jednorazowego tam nie wymieniano i był używany u pacjentów wielokrotnie - twierdzi kmdr por. dr Wiesław Waliłko, rzecznik prasowy gdyńskiego WOMP. - O podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez wymienioną firmę powiadomiliśmy Prokuraturę Rejonową w Gdańsku-Oliwie, a także szefa Inspektoratu Służby Zdrowia Wojska Polskiego. To jednak nie koniec tej mrożącej krew w żyłach historii. Na przełomie lutego i marca do Szpitala Zakaźnego w Gdańsku trafiła kolejna dwójka pacjentów z wzw typu C - starszy mężczyzna i młoda kobieta spod Pelplina. Oni też przeszli 15 listopada badanie TK w pracowni w Oliwie. W obu przypadkach próby wątrobowe wskazywały na ostre zapalenie. - To zakażenie wywróciło mi życie do góry nogami - przyznaje pan Kazimierz. Wynik badania TK był mu potrzebny do planowanej operacji przypadkowo wykrytego tętniaka tętnicy biodrowej. Zabieg miał się odbyć w lutym, nie odbył się, bo pan Kazimierz wylądował w Szpitalu Zakaźnym. - Chodzę z tym tętniakiem jak z bombą w brzuchu, mam tylko nadzieję, że operacji doczekam. Na razie wyniki badań wątroby ją wykluczają. Po zakażeniu żółtaczką w Euromedicu. Kontrole w pomorskich placówkach medycznych autor: Jolanta Gromadzka-Anzelewicz źródło: Dziennik Bałtycki 2013-03-30 Nawet wykreślenie Pomorskiego Centrum Medycznego Euromedic w Gdańsku Oliwie z rejestru podmiotów wykonujących działalność leczniczą - podejrzanego o zakażenie dziewięciu pacjentów wirusem wzw typu C - rozważa wojewoda pomorski Ryszard Stachurski. Wczoraj wojewoda zwrócił się do służb sanitarnych o opinię na temat prowadzonych prze tę firmę placówek. Tymczasem - na zlecenie Wojewódzkiego Inspektora Sanitarno-Epidemiologicznego trwa od połowy lutego szeroko zakrojona i szczegółowa kontrola wszystkich podmiotów, które na Pomorzu wykonują pacjentom tomografię komputerową i rezonans magnetyczny z użyciem kontrastu. Na 54 takie pracownie na Pomorzu (21 pracowni rezonansu i 32 - tomografii komputerowej) do tej pory skontrolowano 20. W Gdańsku kontrola objęła jeszcze dwie pracownie prowadzone przez Pomorskie Centra Medyczne Euromedic - w Pomorskim Centrum Traumatologii przy ul.Długie Ogrody oraz w byłym Szpitalu Kolejowym (dziś części PCT) przy ul. Powstańców Warszawskich. Ponadto - pracownie w szpitalu na Zaspie, w starej i nowej części Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, NZOZ Eter-Med, Luxmed, NZOZ "Polanki" oraz w Enel-Medzie. W liście do wojewody z dnia 26 marca br. Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny informuje "Z przeprowadzonych do chwili obecnej kontroli nieprawidłowości stwierdzono w kolejnych dwóch placówkach Euromedic Pomorskie Centrum Medyczne (na ul. Powstańców Warszawskich 1-2 w Gdańsku), Euromedic Pomorskie Centrum Medyczne III w Tczewie (ul. 30 Stycznia 58), w STARMED. Sp. z o.o. w Gdyni (ul. 10 lutego 23) oraz w Powiatowym Centrum Zdrowia w Kartuzach. Część ze stwierdzonych uchybień została bezzwłocznie usunięta." O przypadku zakażenia żółtaczką wszczepienną 9 mieszkańców Pomorza, którzy w połowie listopada ubiegłego roku wykonywali sobie badanie TK z kontrastem w pracującym na bazie 7 Szpitala Marynarki Wojennej Pomorskim Centrum Medycznym, pisaliśmy obszernie wczoraj. Dochodzenie epidemiologiczne w tej sprawie prowadził Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej w Gdyni. Jak wynika z jego ustaleń - w Pomorskim Centrum Medycznym używano wielokrotnie jednorazowego sprzętu (drenów ze strzykawkami do podawania kontrastu). Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Gdańsku-Oliwie, w której WOMP złożył doniesienie o możliwości popełnienia przez PCM przestępstwa. Masowe zakażenia wzw typu C Jak do tej pory tylko dwa przypadki masowych zakażeń wirusem wzw typu C, które udało się wykryć, odbiły się w Polsce głośnym echem. W pierwszym z nich, z 2003 roku, 28 pacjentek Kliniki Ginekologii, Położnictwa i Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie zostało zakażonych żółtaczką wszczepienną typu C. Pierwsze pozwy przeciwko szpitalowi wpłynęły do sądu pod koniec 2003 roku. Złożyło je 19 pacjentek. Kolejne pozwy złożyły także inne zakażone pacjentki - sąd połączył je do wspólnego rozpoznawania. Proces rozpoczął się w kwietniu 2005 roku. Do czasu jego zakończenia w ubiegłym roku, zmarło 11 pacjentek; reprezentowali je spadkobiercy. Biegli stwierdzili, że szpital ponosi odpowiedzialność za spowodowanie zakażenia u większości pacjentek. Sąd, który dysponował także wynikami kontroli sanepidu, mówiącej o licznych nieprawidłowościach w szpitalu, (m.in. popękanych fotelach zabiegowych i skorodowanych narzędziach chirurgicznych) uznał, iż z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością pacjentki zostały zakażone w tej placówce. Wyrok uwzględnił roszczenia dotyczące kwot od 40 do 100 tys. zł. Sąd zasądził też byłym pacjentkom odsetki za okres, kiedy sprawa była rozpatrywana. Wniosek, aby połączyć wszystkie pozwy do wspólnego rozpoznania, okazał się trafny. Gdyby te sprawy rozdzielono, szansa na wygraną byłaby mniejsza, a procesy trwałyby jeszcze dłużej. Druga głośna sprawa dotyczy zakażenia - również wirusem wzw typu C 49 pacjentów stacji dializ w Ostrowie Wlkp. Do zakażeń doszło z powodu braku przestrzegania reżimów sanitarnych - przede wszystkim wielokrotnego używania sprzętu jednorazowego użytku, braku właściwej dezynfekcji rąk i sprzętu medycznego oraz braku właściwych procedur i nadzoru nad ich wykonywaniem, zarówno przez pielęgniarkę oddziałową, jak i ordynatora. Do zakażeń w ostrowskiej stacji dializ dochodziło od grudnia 2005 do połowy 2006 roku. Wirusa stwierdzono u 53 pacjentów. W PCT nie było uchybień - Nie jest prawdą, że kontrola sanepidu wykazała jakieś uchybienia w naszej drugiej placówce - w Pomorskim Centrum Traumatologii mówi Piotr Pytlewski, dyrektor Pomorskiego Centrum Medycznego. - Cytując zapis w protokole - "nieprawidłowości nie stwierdzono, nie naruszono przepisów prawnych". W związku z sytuacją, która mogła zaistnieć w naszej oliwskiej placówce, podjęliśmy kroki we wszystkich pozostałych placówkach zmierzające do natychmiastowego przeglądu wszystkich procedur związanych z jakimkolwiek zagrożeniem dotyczącym bezpieczeństwa pacjentów oraz zapewniliśmy sposoby wdrażania ewentualnych korekt lub zmian w funkcjonowaniu nie tylko procedur, ale również zachowań personelu. Dyrektor Pytlewski podkreśla, że firma jest gotowa udzielić pomocy i wsparcia medycznego np. w postaci bezzwrotnego leczenia pacjentów interferonem, jeżeli okaże się to zasadne. - Rozumiemy, iż ludzie, którzy nie ze swojej winy znaleźli się w tak trudnej sytuacji, wymagają pomocy również w wymiarze finansowym - mówi Piotr Pytlewski. - Dlatego nie wykluczamy, że w sytuacjach tego wymagających będziemy poważnie rozważać możliwość pomocy finansowej tym ludziom. PCM Euromedic nie chce publikacji o pacjentach zakażonych żółtaczką autor: Jolanta Gromadzka-Anzelewicz źródło: Dziennik Bałtycki 2013-03-31 Po naszych publikacjach na temat pacjentów zakażonych niebezpiecznym wirusem zapalenia wątroby typu C podczas badań diagnostycznych w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic, otrzymaliśmy pismo podpisane przez prawników reprezentujących Pomorskie Centrum Medyczne wzywające do zaniechania dalszych publikacji. W naszych publikacjach opisaliśmy liczne przypadki zakażeń wirusem wzw typu C pacjentów, którzy 15 listopada ub. r poddali się badaniom TK z użyciem kontrastu w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie. Przedstawiliśmy też wyniki kontroli Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Gdyni wskazujące, że w placówce tej wielokrotnie wykorzystywano sprzęt jednorazowego użytku. - To ewidentna próba tłumienia wolności prasy i zamykania jej ust - komentuje mec. Roman Nowosielski, znany gdański adwokat, sędzia Trybunału Stanu. Według niego, informowanie o zagrożeniu zakażeniem jednym z najgorszych rodzajów żółtaczki wszczepiennej, jaką spowodować może wirus wzw typu C, jest wręcz obowiązkiem dziennikarza i redakcji ze względu na bezpieczeństwo pacjentów. Jolanta Gromadzka-Anzelewicz kontakt: [email protected] Czego powinni się domagać pacjenci zarażeni w szpitalu żółtaczką Sto tysiecy to zamało. Z Jarosławem Chojnackim, przewodniczacym Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pomocy Chorym z HCV "Prometeusze" rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz (Dziennik Baltycki 29.03.2013 rok) Wszystko wskazuje na to, że w gdańskim szpitalu doszło do zbiorowego zakażenia pacjentów wirusem wzw typu C w trakcie podawania im kontrastu podczas badania - tomografii komputerowej. Przypominam sobie trzy takie zdarzenia z przeszłożci, przy czym informacje o jednym z nich zostały utajnione i nie przedostały sie do mediów. W jednej z warszawskich placówek doszło do zakażenia pacjentów podczas podawania impreparatów chelatujacych, które miały oczyszczac ich organizm ze złogów cholesterolowych. Firma zawarła z poszkodowanymi pacjentami ugodę, w której jednym z warunków było nie informowanie o sprawie mediów. Drugi przypadek - o którym w mediach było już głośno - dotyczył stacji dializ w Ostrowie Mazowieckim. Trzeci miał miejsce w Szpitalu Akademickim w Krakowie na oddziale ginekologii onkologicznej. I co Pan na to? Pierwsza rzecz, która zawsze na taka wiadomosc przychodzimi do głowy, to ta, zezapewne te przypadki nie sa w Polsce odosobnione. Dlatego uważam, że wszystkie osoby, które poddaja sie podobnym zabiegom, czy działaniom medycznym (w tym operacjom) powinny sprawdzać, czy nie uległy zakażeniu wirusem. W tym przypadku wszyscy pacjenci, którzy wykonywali sobie badanie TK z kontrastemi to również w innych pracowniach, powinni zgłosić się na badanie krwi i oznaczyć sobie w niej poziom przeciwciał przeciw wzw typu C (anty HCV - dopisek publukjacego materiał). W przypadku zakażonych w Gdańsku sprawa jest jasna. Co by Pan im radził? Na początek radziłbym nawiązanie kontaktu z prawnikiem. W wielu takich przypadkach wybór miedzy ugodą, a prowadzeniem sprawy sądowej jest kwestia dyskusyjną. Po zapoznaniu sie z konkretną sprawą prawnik będzie mógł mniej więcej określić, co - na drodze cywilnej w sądzie pacjent będzie w stanie wygrać. Jeżeli prokuratorskie śledztwo oraz sąd w procesie karnym potwierdzi winę placówki i zapadnie wyrok, wówczas sprawa cywilna, która wytoczą firmie poszkodowani pacjenci będzie prosta. Komisji ds. błedów lekarskich przy wojewodzie Pan nie poleca? Za zakażenie wzw typu C, zgodnie z ustawą, należy się pacjentowi 100 tys. zł. Kwota odszkodowania nie jest w tym przypadku tak ważna jak forma uznania winy i odpowiedzialności placówki, która podejrzewana jest o zakażenie pacjentów. Pieniądze mogą wystarczyć lub nie na jedno leczenie skutków zakazenia wirusem wzw typu C, które może okazać sie nieskuteczne. Natomiast, jeśli firma, która zakaziła pacjentów zostanie uznana winna, będzie też odpowiedzialna za poniesienie wszelkich kosztów ich leczenia, także w przyszłości. Również terapii nieskutecznych, ale poprawiajacych jakośc życia, powstrzymujących namnażanie się wirusa czy chroniących przed marskościa czy np. nowotworem itd. W takim przypadku koszty kolejnych kuracji będą dużo wyższe niż te 100 tysięcy złotych. Natomiast pacjent nie będzie miał problemów, by uzyskać kolejne kwoty odszkodowania od firmy pozwanej. Należy więc w pozwie lub ugodzie przede wszystkim zażądac poniesienia wszelkich kosztów leczenia w przyszłości. Jeśli podmiot winny zgodzi sie na taki zapis w ugodzie, to poszkodowany pacjent może to zaakceptowac. W sprawie cywilnej sąd będzie rozpatrywał straty u zakażonego w tym konkretnym momencie, nie będzie wybiegał w przyszłosc, w której wirus może doprowadzic u chorego do rozwoju marskości czy pierwotnego raka wątroby. Jeżeli pacjent w wyniku zakażenia dostał marskości to są to poważne zmiany, duże szkody i wyższe odszkodowanie. Jeżli natomiast ma tylko przeciwciała anty HCV, to wtedy to odszkodowanie mogłoby być mniejsze. Tymczasem wchodzą do leczenia nowe terapie, trzylekowe, w których tylko jeden nowy lek kosztuje 124 tysiące złotych. A tacy pacjenci bedą może wymagali kolejnych badań diagnostycznych, leczenia pomocniczego, które nie kosztuje więcej niz 200-300 zł maksymalnie, ale jednak będzie stanowić comiesięczny wydatek. Za cały rok będzie to juz 3600 zł, po latach dziesięciu już 36 tys. zł. Tak więc placówka, która pacjentów zakaziła powinna te wszystkie koszty ponieść. Należy przyjąć, że wyleczyć się dwoma dostępnymi dziż lekami ma przecież tylko połowa osób zakażonych. O co jeszcze powinni zadbac zakazeni? Pacjenci o których mówimy, powinni przejść szczegółowe badania diagnostyczne, by mieć jak najwięcej danych o stanie swego zdrowia i jego uszkodzenia. Biopsję watroby, (lub) fibroskan, poziom wiremii itd. Placówka pozwana bedzie sie bronić... Oczywiście, będzie starała sie wykazać, że część tych pacjentów została zakażona wirusem wzw typu C w zupełnie innym miejscu - w szpitalu, gdzie dana osoba była wcześniej operowana, podczas przetoczenia krwi, wykonywania sobie tatuażu czy tez u manicurzystki czy dentysty. Nie ma badań, które są w stanie to rozstrzygnąć, mogą jedynie wykazać, czy zakażenie jest świeże czy tez doszło do niego dawno i to tylko w przybliżeniu. Tak więc w przypadku sprawy sądowej nie ma się stuprocentowej pewności, że się wygra. W tej konkretnej, gdańskiej sytuacji i przy pozwie zbiorowym na pewno będzie dużo łatwiej niż w pojedynczych przypadkach. Podkreślam jednak - jeśli ewentualna propozycja ugody będzie zawierać zobowiązanie się pozwanego do poniesienia wszelkich kosztów leczenia w przyszłości, to warto sie nad tym zastanowić. Rozmawiała Jolanta Gromadzka-Anzelewicz [email protected] Gdańsk: W szpitalu zakażono go żółtaczką. Chce miliona złotych zadośćuczynienia Data dodania: 2013-04-18 Dziennik Bałtycki Jolanta Gromadzka-Anzelewicz Miliona złotych zadośćuczynienia będzie dochodzić jeden z 9 pacjentów, zakażonych wirusem żółtaczki typu C, którzy 15 listopada ub. roku poddali się badaniu rezonansem magnetycznym lub tomografią w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku. Pacjenci najprawdopodobniej zostali zakażeni wirusem żółtaczki typu C 15 listopada ub. roku podczas badań obrazowych w PCM Euromedic w Gdańsku Oliwie. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, kilka poszkodowanych osób z tej grupy zdecydowało się już podpisać ugody proponowane przez firmę Euromedic, kolejnych kilka to rozważa. Tymczasem szef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pomocy Chorym z HCV "Prometeusze" ostrzega - ugody mogą okazać się bardzo niekorzystne dla zakażonych. - Dlatego jej nie podpiszę i wytoczę firmie sprawę indywidualnie - twierdzi jeden z pacjentów, zastrzegając swoje dane do wiadomości redakcji. - A kwoty rzędu 20, 30 czy nawet 70 tys.zł nie zrekompensują mojego cierpienia i utraconego zdrowia. Według niego, ugody podpisują osoby, które ze względu na stan swojego zdrowia znalazły się "pod ścianą". Z powodu ostrej postaci wirusowego zapalenia wątroby pilnie wymagają terapii interferonem przez 24 tygodnie, tymczasem Narodowy Fundusz Zdrowia... nie finansuje takiego leczenia. Interferon jest drogi, zakażonych pacjentów nie stać na zakup leku za własne pieniądze, nie mają więc czasu dochodzić sprawiedliwości przed sądem. Zgłaszających się do naszej redakcji pacjentów bulwersuje m.in. fakt, że w propozycji ugody znalazł się zapis zobowiązujący pacjentów do milczenia pod groźbą kary w wysokości 10 tys. zł. Zdaniem Jarosława Chojnackiego, szefa stowarzyszenia Prometeusze, to karygodne, że próbuje się zamknąć usta osobom, które doznały tak ogromnej krzywdy. Magdalena Walkowiak-Bogdańska z gdańskiej kancelarii Medicalex uważa, że zakaz informowania o zakażeniu jest bardzo niebezpiecznym zapisem. Stanowisko firmy Euromedic jest natomiast zgoła inne. - Od samego początku w rozmowach z 9 pacjentami, u których stwierdzono obecność wirusa żółtaczki typu C, oferowaliśmy pomoc lekarską, która uwzględnia opiekę lekarza specjalizującego się w chorobach zakaźnych, a dodatkowo również opiekę psychologiczną oraz konsultacje lekarza hepatologa poza systemem publicznej służby zdrowia - odpowiada Piotr Pytlewski, dyrektor Pomorskiego Centrum Medycznego. Na mocy podpisanej umowy z PCM opiekę tę zapewni zakażonym Pomorskie Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy oraz jeszcze jedna placówka, z którą rozmowy jeszcze się nie zakończyły. - Z każdym z pacjentów prowadzimy indywidualne rozmowy mające na celu podpisanie ugody uwzględniającej ich potrzeby i oczekiwania. Zapis o zachowaniu w poufności przebiegu prowadzonych rozmów oraz ostatecznych ustaleń jest standardowym zapisem. Z szacunku dla prywatności pacjentów oraz ze względu na tajemnicę lekarską zarówno przebieg naszych rozmów z pacjentami, jak i ostateczne ustalenia mają charakter poufny - tłumaczy Pytlewski. Zapewnia jednocześnie, że we wszystkich pracowniach diagnostycznych na terenie Pomorza podjęto działania zwiększające bezpieczeństwo pacjentów, m.in. utworzono stanowisko pielęgniarki nadzorującej. Dochodzenie w sprawie zakażonych pacjentów prowadzi Prokuratura Rejonowa w Gdańsku Oliwie. Na szczęście liczba osób zakażonych tym wirusem nie zwiększyła się - twierdzi Cezary Szostak, szef tej prokuratury. - Nadal prowadzone są czynności wstępne, trwa zabezpieczanie dokumentacji. Z Elżbietą Rosa, dyrektorem kancelarii odszkodowawczej Medicalex reprezentującej prawa poszkodowanych pacjentów, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz Kontaktowały się z Państwem osoby zakażone wirusem żółtaczki typu C, które wcześniej badały się w oliwskim centrum? Kontaktowały w celu dowiedzenia się o ryzyku związanym z ewentualnym zawarciem ugody. Mamy wątpliwości, co do dobrych intencji tej firmy wobec poszkodowanych. Błyskawiczne tempo, w jakim chce ona zakończyć tę operację, nie daje pacjentom szans na przemyślenie propozycji ani skonsultowanie się z prawnikami. Wątpię, by pacjenci w pełni zdawali sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje podpisania ugody. Nie powinna ona naruszać praw żadnej ze stron. A narusza? To należałoby sprawdzić w każdym przypadku indywidualnie. Ugoda powinna zabezpieczyć interesy pacjentów zakażonych wirusem żółtaczki typu C, co może w przyszłości okazać się bardzo poważną chorobą, a jej konsekwencji nie da się dziś przewidzieć. Powinni mieć oni zapewniony dostęp do dobrych specjalistów oraz nowoczesnych leków, które nie są w Polsce refundowane. Ugoda powinna zagwarantować im, że w razie potrzeby będą mogli z nich korzystać. To co się zdarzyło podczas badań rezonansem i TK pacjentów nosi znamiona czynu niedozwolonego, a to rodzi również odpowiedzialność na przyszłość za wszelkie skutki tego zakażenia. Jeśli ktoś podpisze nierozsądną ugodę, zamyka sobie drogę do tego typu świadczeń. A co mogą zrobić pacjenci, którzy nie zaakceptują warunków ugody? Dochodzić swoich praw na drodze cywilnej. Wyrok sądu otworzy bezterminowy okres do zabezpieczenia osoby poszkodowanej. Jeśli zakażonymi są osoby czynne zawodowo, to gdy zachorują, będą musiały przejść na rentę, która nie pokryje w pełni utraconych zarobków, a będą musieli ponosić koszty leczenia. Ale proces sądowy może ciągnąć się latami? W okolicznościach, które znamy, nie powinno być trudności z udowodnieniem winy podmiotu odpowiedzialnego za zakażenie. Choć proces będzie trwać dłużej niż zawarcie ugody, to w okolicznościach, które znamy, nie powinno być trudności z udowodnieniem winy tego podmiotu. [email protected] Komentarz własny do powyższych publikacji. Przede wszystkim współczuję zakażonym pacjentom. Przykro mi, że spotkało ich coś takiego w miejscu, które ma za zadanie pomagać, a nie szkodzić. Jeżeli do zakażenia doszło poprzez wielokrotnie używanie sprzętu jednorazowego użytku, to jest to KARYGODNY wyraz niewyobrażalnej głupoty i lekceważenia ludzkiego zdrowia, życia. Na winnym zakażeń ciąży obowiązek naprawienia, pokrycia szkód i to nie częściowo, tylko całościowo. Euromedic - proszę wziąć to pod uwagę proponując ugodę zakażonym pacjentom. To co tymczasem proponujecie jest moim zdaniem niedorzeczne... i śmieszne, choć nie wiem, czy w tym przypadku można się w ogóle śmiać, gdy chodzi o ludzkie nieszczęscie. Zrobiliście ludziom niewyobrażalną krzywdę, chcecie ich skrzywdzić ponownie dając im nie to co się należy? Jeżeli sprawa ta nie jest incydentalna, a jest to jedynie wierzchołek góry lodowej to przebadani powinni być wszyscy inni pacjenci, którzy podobne badania mieli wykonywane (kiedykolwiek w życiu!) w tej oraz w innych placówkach diagnostyki obrazowej (TK, rezonans, inne badania zpodaniem kontrastu dożylnego itp.) Z informacji jakie posiadamy nie wszyscy pacjenci ulegli zakażeniu przy tomografii komputerowej, conajmniej jedna osoba miała wykonywany rezonans... w innym pomieszczeniu. Wnioskować z tego można, że prawdopodobnie ten sam sprzęt jednorazowy był przenoszony do innych pomieszczeń... (sic!). Bardzo zirytowała i zdumiała mnie próba wyciszenia Dziennika Bałtyckiego przez firmę Euromedic. Zamykanie ust opini publicznej oczywiście miałoby chronić interesy firmy, która zapewne już teraz jest stratna w wyniku nagłośnienia zakażeń, które miały miejsce w Gdańsku - Oliwie. Proszę spróbować zamknąć mi usta! - to moja propozycja dla Waszych prawników. Chętnie sam bym Wam założył sprawę cywilną za zakażenie tych ludzi. Prowokujcie mnie proszę wciąż... Wielkie podziękowania dla Pani redaktor Jolanty Gromadzkiej-Anzelewicz za niesamowicie zredagowane materiały w tej sprawie na łamach Dziennika Bałtyckiego. Gdyby nie Pani świat nigdy by nie doweidział się o tym zajściu. Dziękuję lekarzom chorób zakaźnych w Gdańsku za informowanie pacjentów zakażonych w tej placówce o naszym Stowarzyszeniu i sugerowanie kontaktu z nami. Wierzę że w wielu przypadkach sama rozmowa ze mną pomogła, uspokoiła ich... Sprawę będziemy nadal monitorować. Pacjentom będziemy udzielać pomocy, wsparcia, informacji. Data publikacji komentarza: 8.04.2013 Autor komentarza: Jarosław Chojnacki - Prezes Zarządu Stowarzyszenia Pomocy Chorym z HCV "Prometeusze"