Kwiecień 2015 Dostrzec Chrystusa w cierpiącym Ksiądz Jakub Kopystyński SCJ rozmawia z ks. Lucjanem Szczepaniakiem SCJ, kapelanem Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, doktorem habilitowanym teologii moralnej, lekarzem, poetą i redaktorem naczelnym „Bioetycznych Zeszytów Pediatrii” Polsko-Amerykańskiego Instytutu Pediatrii Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Już od wielu lat jest Ksiądz kapelanem Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Mógłby Ksiądz w kilku słowach opowiedzieć, na czym polega Księdza posługa w tym ośrodku? Praca jest wielowymiarowa, a najważniejszym jej aspektem pozostaje zaspokojenie potrzeb religijnych chorych dzieci i ich opiekunów. W praktyce sprowadza się to do posługi Słowa, udzielania sakramentów, organizowania życia modlitwy i pomocy socjalnej. Cierpiący nie zawsze wierzy, że Bóg go kocha, bo myśli, że gdyby go kochał, to uchroniłby go od nieszczęścia. Przezwyciężenie tego kryzysu wymaga modlitwy, wiedzy, doświadczenia i stałej dyspozycyjności. Konieczne jest też osobiste świadectwo życia i pracy wśród chorych, bez którego słowa są tylko frazesami. Ciągła gotowość do niesienia pomocy ogranicza jednak zewnętrzną wolność i powoduje zmęczenie. Toteż niewielu z własnego wyboru decyduje się na taki styl życia i trwa w tym powołaniu przez długi czas. Źródłem i fundamentem duchowej siły jest codzienna Eucharystia, adoracja Najświętszego Sakramentu oraz modlitwa różańcowa połączona z Nowenną do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W kaplicy przez całą dobę można znaleźć schronienie, wyciszyć się i porozmawiać z Bogiem. Ten wymiar posługi wzmacniają pozostałe formy duszpasterstwa. Natomiast ciągły dostęp do duchowej lektury umożliwia biblioteka religijna. Skuteczność oddziaływania duszpasterskiego w środowisku służby zdrowia wymaga przygotowania naukowego z zakresu medycyny i teologii. Stąd też od 1999 roku organizowane są dwa razy w roku sesje naukowe z cyklu „Etyka w medycynie”. Owocem tych spotkań są roczniki „Bioetyczne Zeszyty Pediatrii”, wydawane od 2002 roku. Opiekunowie medyczni również korzystają z kaplicy szpitalnej i posługi duszpasterskiej. Niemożliwe jest zatem, aby kapelan towarzyszył każdemu choremu dziecku i jego rodzicom oraz zaspokajał wszystkie potrzeby duchowe, ale stara się być przy tych, które najbardziej potrzebują pomocy. Skoro posługa kapelana jest przejawem troski Kościoła o chorego, to powinny być jej podporządkowane wszystkie inne zaangażowania. Ksiądz nie może jej zaniedbać i zawsze musi mieć na nią czas. Co jest najważniejsze w posłudze kapelana szpitalnego? Najistotniejsze jest, by zadbać o życie duchowe cierpiącego. Współczesnej medycyny nie interesuje jednak Bóg i troska o zbawienie człowieka. Wierzący nie może godzić się na tak zredukowaną antropologię. Cierpienie przenika bowiem wszystkie wymiary egzystencji i poddaje próbie jego człowieczeństwo. Jest ono zatem doświadczeniem o wiele głębszym niż sama choroba. Nie można więc zapomnieć o jego relacji do Boga. Dlatego pełne spojrzenie na chorego wymaga długiego i żmudnego przygotowania teologicznego i medycznego. Duszpasterstwo szpitalne jest zatem przejawem pełnej troski o życie doczesne i wieczne. Nadprzyrodzoną rangę tej posłudze nadaje sam Chrystus, utożsamiając się z każdym cierpiącym i chorym: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Co więcej, od jej wykonania uzależnia zbawienie człowieka: „«Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili». I pójdą ci na wieczną karę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25,45-46). Niejednokrotnie zapewne musi Ksiądz przebywać i rozmawiać z osobami, które wiedzą, że na odzyskanie zdrowia nie mają już szans. Jak postępować z takimi osobami, które mają świadomość, że w niedalekiej przyszłości umrą? O czym z nimi rozmawiać? Jak się przy nich zachowywać? Najtrudniejszym zadaniem jest bycie ciągle do dyspozycji i ponoszenie odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Mogą one bowiem umocnić w cierpiących wiarę lub jej pozbawić. W sytuacji zbliżającej się śmierci rozmowie zawsze towarzyszy obecność Boga. Posługa Słowa nie kończy się w kaplicy szpitala, lecz jest kontynuowana tam, gdzie spotykam się z chorym. Do niej należy zaliczyć również rozmowy telefoniczne i korespondencję. Słowo wypowiedziane z wiarą i poparte cichą, lecz żarliwą modlitwą może uratować nadzieję. Ksiądz powinien więc wykazać się empatią, co jest bardzo trudnym doświadczeniem. Ile razy można bowiem umierać z dzieckiem i doświadczać żałoby z jego rodzicami oraz zapewniać ich, że cierpienie nie jest karą za ich grzechy? Ile razy można znosić krzyk rozpaczy, że dziecko przywiezione z wypadku pozostanie kaleką albo wkrótce umrze? Tych wydarzeń nie da się zapomnieć, a przecież od kilkunastu lat jestem ich świadkiem i one wciąż we mnie żyją. Nie zrozumie tego ten, kto czegoś takiego nie doświadczył. Opieka nad rodziną umierającego dziecka wymaga współpracy całego zespołu. Jej jakość zależy od kompetencji zawodowych i duchowych predyspozycji, a zwłaszcza miłości do Boga i człowieka. Cnoty te potrzebne są członkom rodziny i ich opiekunom. Bez nich trudno byłoby wytrwać w ciągłej bliskości śmierci i dawać wciąż samego siebie. Nasza wiara chrześcijańska ukazuje nam, że śmierć nie kończy życia, ona je tylko przemienia. Czy wiara w życie po życiu pomaga osobom terminalnie chorym godnie przeżyć ostatnie chwile? Człowiek wiary, kończąc ziemską wędrówkę, spodziewa się spotkania ze swoim Bogiem, który jest źródłem i sensem jego życia. Doświadcza on miłosierdzia i wewnętrznego pokoju. W tym aspekcie jest mu lżej od niewierzącego. Wiara nie umniejsza jednak cierpienia towarzyszącego umieraniu. W książce Bóg tak nie chciał napisałem: „Człowiek staje przed niewiadomą, która wyrasta przed nim na kształt ogromnego Krzyża, na którym umiera Chrystus, nadzieja ludzkiego Zbawienia. I cóż powiedzieć wobec tej Tajemnicy, jak zaprotestować, kto położy dłonie na ustach, z których wyrywa się krzyk bólu… Nikt tak jak Chrystus nie utożsamia się z człowiekiem. Ludzki ból, strach i samotność stają się Jego doświadczeniem. Cierpienie Jego agonii staje się ceną miłości do człowieka, który jest zagubiony w samym sobie i potrzebuje pomocy z zewnątrz… Chrystus nie umiera jak filozof czy zaprawiony w boju żołnierz. Będąc Synem Bożym, jest wyniszczany przez śmierć i kocha ludzi do szaleństwa… Umierając, nie obwinia Ojca i nie przeklina oprawców… Jest śmiertelnie zmęczony, ale nie jest w depresji. Jego ludzkie zmysły są przytępione. Woła więc, jak dziecko pozostawione w ciemności. Ten krzyk nie jest buntem, ale prośbą o pomoc Ojca w dramatycznej chwili próby. Kto jak nie Ojciec jest Mu najdroższy? W ten sposób rozumie to i tłum stojący pod Krzyżem, kiedy z trwogą szepcze słowa: «On Eliasza woła» (Mt 27,47)”. Czy jest coś, czego możemy się od tych dzieci nauczyć? Odchodzące z tego świata dziecko, podobnie jak dorosły, przekazuje wciąż tę samą naukę, że człowiek obdarowany jest życiem jako bezcennym darem. Nikt nie wie, jak długo będzie żył, dlatego powinien wykorzystać je najlepiej, jak tylko potrafi, to znaczy w służbie Bogu i ludziom. Sprowadza się to do wypełnienia przykazania miłości. Ostatecznie miłość lub jej brak decyduje o naszym zbawieniu. Wydaje się jednak, że to jasne przesłanie jest niezrozumiałe dla wielu zafascynowanych sprawami, które oddalają ich od Boga. Opr. Ks. Kapelan