Myślenie, świadomość a problem sztucznej inteligencji

advertisement
Dariusz Zienkiewicz
Myślenie, świadomość a problem sztucznej inteligencji
Termin sztuczna inteligencja pobudza wyobraźnię tak mocno, że nie sposób zachować
milczenie i spokój nawet jeśli nie czuje się zbyt kompetentnym w gąszczu tematów, jakie
trzeba poruszyć, aby choćby minimalnie zbliżyć się do kryjących się za tymi dwoma słowami
problemów. Trudno się zresztą temu dziwić, albowiem kto mógłby uważać się za w pełni
kompetentnego odnośnie tego zagadnienia? Wymaga ono przecież odniesienia się do wielu
nauk szczegółowych, zarówno przyrodniczych jak i formalnych, badań interdyscyplinarnych,
wielokrotnego wprowadzania rozważań charakterystycznych dla refleksji filozoficznej. Do
niedawna problem sztucznej inteligencji był w centrum zainteresowania naukowców
teoretyków. Obecnie teoretyczne rozważania zostały uzupełnione przez działania praktyków,
którzy z coraz większym przekonaniem głoszą, że sztuczny mózg - to już nie fantazje /patrz:
Buller A., (1998)/. Niestety przywoływane przez nich przykłady mające świadczyć o tym, że
są na prostej drodze ku sztucznej inteligencji są dosyć wątpliwe. Wymieniony powyżej autor
w ważnej dla struktury książki analogii twierdzi, że budowanie sztucznego mózgu przypomina
wyprawę Kolumba. Trzeba pokonać wiele trudności, ale już jesteśmy w drodze i niebawem
dopłyniemy do celu. Nawet jeśli nie będą to Indie to z pewnością Ameryka sztucznej
inteligencji / Buller A., (1998), s.50-51/. Niestety analogia jest dosyć chybiona, albowiem o
ile z kształtu globu ziemskiego wynikało - niezależnie od wiedzy Kolumba - iż jeśli nie zatonie
to w końcu musi gdzieś dopłynąć, a to gdzieś zawsze można było ogłosić jako sukces, to nie
jest tak w interesującym nas przypadku. Badania uczonych teoretyków i praktyków gdzieś
nas doprowadzą, ale czy będzie to sukces wykreowania sztucznej inteligencji (i co by to
miało znaczyć) - wcale nie jest to takie pewne jak chcieliby nowi Kolumbowie. Zasadnicze
wątpliwości co do skuteczności tej nowej wyprawy rodzą się już na poziomie założeń
przyjmowanych bardziej lub mniej świadomie, a dotyczących zarówno samych struktur
poznawczych człowieka jak i nauk, które owe struktury miałyby opisywać.
Chciałbym na wstępie wyjaśnić, że ani nie poddaję w wątpliwość celu ani możliwości
konstruowania sztucznej inteligencji. Natomiast sam sobie zadaję pytanie o drogę na której
się znaleźliśmy. Drogę, która pozostawiła za sobą albo jako nieważne, albo jako
nierozstrzygalne, albo jako nieistniejące problemy, które uważam nadal za godne
rozważenia.
Wybrałem cztery zagadnienia wokół których chciałbym skoncentrować swoje rozważania.
Po pierwsze - w większości współczesnych badań nad sztuczną inteligencją nie pojawia się
problem świadomości. Wynika to często z przekonania, iż nieredukowalna w badaniach do
trzeciej osoby świadomość, jakby sama siebie automatycznie sytuowała poza możliwością
jakiegokolwiek poznania naukowego. Z drugiej zaś strony uważa się, iż świadomość nie jest
istotnym składnikiem myślenia, albowiem nie jest konieczne jej występowanie w procesach
myślenia. Niemniej jednak wielu oczekuje, że wraz z rozwojem możliwości technicznych
wyłoni się ona nagle jako deus ex machina. Te niezgodne ze sobą poglądy często
wypowiadają lub przynajmniej kryją się za wypowiedziami tych samych badaczy. Wystarczy
porównać początek i zakończenie książki wspominanego już wcześniej autora.
Po drugie - po tak zwanym przezwyciężeniu psychologizmu w logice, co stało się w pierwszej
połowie naszego stulecia, uznano, iż wszelkie procesy związane z myśleniem pozwolą się
sprowadzić do formalnej struktury logiki. Wiedza o umyśle nie była potrzebna do
formułowania praw myślenia. Prawa logiki dotyczyły obiektów abstrakcyjnych, nic zaś nie
mówiły o czynnościach umysłu. Stąd już tylko jeden krok do mocno rozpowszechnionego
poglądu wśród inżynierów sztucznej inteligencji, iż urządzenie, które wykonuje procesy
myślowe jest w gruncie rzeczy nieważne. Naprawdę ważna jest struktura logiczna tych
procesów. Mam wątpliwość czy w takim przypadku naprawdę zajmujemy się myśleniem, czy
też czymś jakoś z myśleniem związanym, ale zasadniczo od niego odmiennym.
Po trzecie - z podobnych powodów jak psychologii w badaniach nad sztuczną inteligencją
naukom biologicznym przypisano rolę dosyć marginalną. Jeśli już zwracano uwagę na
biologiczną budowę mózgu, to często zupełnie nie zauważano fundamentalnego faktu, że to
nie mózg myśli, lecz człowiek. Człowiek, który jest tworem biologicznym, chociaż nie
wyłącznie i nie przede wszystkim.
Po czwarte - dodajmy do tego wszechobecny w interesujących nas badaniach i swoiście
rozumiany metodologiczny indukcjonizm, często jednak przypominający - jak powiada
Edelman - rozumowanie człowieka, który po tym jak wdrapał się na drzewo ogłosił, iż zrobił
pierwszy krok w drodze na księżyc.
Zanim jednak spróbuję rozwinąć własne wątpliwości w stosunku do wyżej zaprezentowanych
zagadnień, pozwolę sobie na kilka zdań, w których postaram się dociec źródeł danych
stanowisk, i ich nader często ukrytych przesłanek. Oczywiście w ten sposób można powrócić
do dowolnego myśliciela i dowolnie odległego czasu - zawsze znajdzie się jakiś argument. Ja
chciałbym jednak jedynie na chwilę zatrzymać się przy Kartezjuszu.
Kartezjusz bowiem w sposób zasadniczy przyczynił się do powstania przekonania, iż dusza
jest czynnikiem myśli i mogą ją posiadać wyłącznie istoty świadome. Powstał zatem związek
trzech elementów: dusza, myślenie, świadomość. Niestety jednocześnie te trzy elementy
odseparowano od ciała. Tak zaistniał nieprzekraczalny podział na byty posiadające duszę,
myślące i świadome, oraz pozbawione duszy (cielesne), niemyślące i nieświadome. Człowiek
nie mieści się w tym podziale i dlatego jest dla Kartezjusza i jego następców istotą całkowicie
tajemniczą. Jeśli za Kartezjuszem świat duszy, myślenia i świadomości nazwiemy światem 1,
a świat cielesności, niemyślenia i nieświadomości, światem 2, to okaże się, że światem 2
zawładnęli naukowcy, a dzięki spektakularnym osiągnięciom Galileusza, Newtona i im
podobnym bardzo szybko okazali swą potęgę i władzę. Natomiast metody badania świata 2
oraz wielce wątpliwa separacja duszy i ciała spowodowały, że świat 1 został oddany
walkowerem we władanie innym. Filozofia i religia szczególnie czuły się zobligowane do
wypowiedzi o świecie 1. Niewiele to jednak zmieniało w naszym rozumieniu tego świata. I
trzeba z przykrością przyznać, że jeśli chodzi o podstawowe oddzielenie świata 1 od świata 2,
to pozostajemy nadal wewnątrz kartezjańskiej jaskini.
Prawa logiki czy logika myślenia?
Powróćmy teraz do czterech wymienionych zagadnień, ale zaczynając od drugiego w
kolejności przedstawiania, czyli do roli badań psychologicznych, których przedmiotem miał
być świat 1 i do w gruncie rzeczy wycofywania się psychologii z przyznanego jej obszaru
zainteresowań. Chociaż dano jej szansę wyrwać świadomość, myślenie, duszę z objęć filozofii
i religii, to niestety jej się to do dzisiaj nie udało, albowiem od początku swego w miarę
samodzielnego istnienia psychologia bardziej była zajęta uwiarygodnianiem własnej
naukowości, niż treścią swych badań. Trzeba przyznać, że stało się to za przyczynkiem fizyki
klasycznej, która narzucała wielu innym dziedzinom kanon naukowości. Osiągając zaś
sukcesy, sprawiła, że nie potrafiły one odważnie zaprotestować. Także i w przypadku
psychologii naukowe i obiektywne badanie miało sprowadzać się do obserwacji zewnętrznych
oddziaływań, wpisywanych w deterministyczny przyczynowo - skutkowy schemat. To zaś co
nie poddawało się temu prostemu schematowi wyrzucano poza naukę. Paradoksalnie w ten
sposób autorytet fizyków stojących na straży monistycznej wersji przyrody potwierdzał
kartezjański dualizm. Ów dualizm jak zauważa G.Edelman przetrwał aż do dziś.
Behawioryzm, na przykład, pozornie monistyczny, jest w rzeczywistości dualizmem, którego
jednej części (umysłowi) odmówiono możliwości bycia przedmiotem nauki. Umysł w tej teorii
nie ma żadnego wyjaśnienia. Zwolennicy behawioryzmu próbują rozwiązać problem
dualizmu, zajmując się tylko i wyłącznie zachowaniem i ignorując intencjonalność. Nie usiłują
wyjaśnić umysłu w kategoriach nauki przyrodniczej, lecz raczej dyskwalifikują go jako
przedmiot badań naukowych" /Edelman, (1998), s.24/. Zatem postępują identycznie jak 300
lat wcześniej ci, którzy czuli się zupełnie bezradni wobec świata 1. Myślenie zastąpiła logika,
świadomość - zachowanie. Procesy zostały zastąpione przez ich wytwory. Co pozostało
przedmiotem psychologii, jeśli na serio potraktować jej nazwę - naprawdę nie wiem. Wiem
natomiast i śmiem twierdzić, że myślenie ma tyle wspólnego z logiką, co moja umiejętność
liczenia z liczydłem. Owszem z istnienia liczydła można coś wywnioskować o jego twórcy, ale
tylko wtedy, jeśli samemu się umie liczyć, a problemem nie jest twórca tylko właśnie ta
umiejętność. W małym stopniu biorą to pod uwagę ci, dla których test Turinga jest
wystarczającym dowodem myślenia czego lub kogokolwiek. Jeśli już być konsekwentnym
behawiorystą, to jedyne co możemy stwierdzić o dwóch układach, które zachowują się
identycznie to, że zachowują się identycznie i nic więcej. Z tego jednak wynika, że problem
myślenia do tego momentu pozostał nieporuszony. Złudzenie, że jest inaczej bierze się stąd,
iż jesteśmy gotowi uznać, że jeśli dane działanie jest u człowieka rezultatem myślenia, co
sprawdzamy zgoła nie behawiorystycznie - i w tym tkwi szkopuł - to takie samo działanie
urządzenia zmusza nas do przyjęcia twierdzenia, że w tym urządzeniu zachodzi wewnętrzny
proces myślenia. Trzeba jednak pamiętać, że identyczny behawior może być, a być może
zawsze jest, rezultatem działania systemów, które są w zasadniczo odmiennych stanach
wewnętrznych. Dotyczy to zatem także stanów psychicznych.
Trudno też jest bez wątpliwości zaakceptować często przywoływaną i związaną z testem
Turinga definicję myślenia jako zdolności rozwiązywania problemów. Przyjmuje się ją w
nadziei, że spełnia ona wymogi obiektywnego wskaźnika myślenia i daje się zastosować do
każdego obiektu. Znów jednak możliwość jej wykorzystania wymaga przyjęcia dodatkowych
założeń, które niszczą wydawałoby się ten czysto operacyjny sprawdzian. Ja mogę a nawet
muszę zadać sobie takie o to pytanie: kto lub co rozwiązuje problemy, które pojawiają się w
czasie partii szachów rozgrywanych przeze mnie na ekranie komputera, kto lub co jest moim
przeciwnikiem, z którym zresztą nieustannie przegrywam? Czyż nie są nimi zawodnicy i
programiści, którzy stworzyli ten program, a mój komputer jest jedynie magazynem o tyle
lepszym w tym przypadku od książki, że pozwala na szybsze wyszukanie odpowiedniej
odpowiedzi, niż wymagałoby to przewracanie tysięcy kartek? A jeśli tak jest, to dlaczego
mogę dać taką odpowiedź? Sądzę, że dlatego, iż kategoria "rozwiązywania problemów" jest
dla mnie zrozumiała tylko w odniesieniu do bytów, którym wcześniej gotów jestem przypisać
pewne własności, na przykład takie, że posiadają one jakieś dążenia, że ich dążenia
natrafiają na opór, że w różnoraki sposób cierpią z tego powodu, i że w końcu potrafią ten
opór za pewną cenę przełamać i to właśnie nazywam rozwiązaniem problemu. Trzeba sobie
uzmysłowić, że owe własności zakładam, albo inaczej mówiąc, dochodzę do nich - wbrew
temu co sugerowaliby behawioryści - na innej drodze niż przez nich dopuszczona. Sytuacja
podmiotu poznawczego jest tutaj bardziej podobna do sytuacji podmiotu w mechanice
kwantowej a nie klasycznej. Podmiot przez swoją obecność zakłóca i współtworzy rezultat
poznawczy. Dzieje się tak dlatego, że sam jest bytem, który posiada dążenia itd. Co więcej
on o tym, że jest takim bytem wie, nie stąd, że mu to ktoś, czyli inny naukowiec powiedział.
Jeśli nadal będą tacy, którzy twierdzą, że jest inaczej, to jedynie mogę współczuć
kochankowi konsekwentnemu behawioryście, który po upojnej nocy musi czekać aż obudzi
się jego ukochana, aby móc stwierdzić i zapytać jednocześnie "Tobie było dobrze, ale
powiedz jak było mnie?"
Radykalnie behawiorystyczne nastawienie wbrew pozorom nie spełnia w tym przypadku
warunków naukowości. Przedmiotem badania są tutaj procesy, które zachodzą w samym
podmiocie, a co więcej to właśnie tylko dzięki nim i przy ich pomocy podmiot może tworzyć
ich teorie. Jest on zatem w sposób zasadniczy uwikłany w przedmiot swego badania i tej
sytuacji nie wolno ignorować, tak jak by chodziło tu o opis zachowania dwóch kul, które
zderzają się ze sobą. Niewątpliwie w ten sposób zbliżamy się do postawienia problemu roli
świadomości w interesujących nas badaniach. Pamiętamy, że Kartezjusz wyprowadził
świadomość do świata 1 i tym samym zasugerował, iż nie poddaje się ona badaniu
naukowemu. Nie sposób jednak nie zauważyć, że świadomość w tej lub innej postaci wraca
tylnymi drzwiami i stwierdzenie, że nie stanowi ona problemu w badaniach nad sztuczną
inteligencją jest tylko ucieczką od tego problemu.
Sztuczna inteligencja a świadomość
R. Penrose stwierdza: "Nie mogę uwierzyć, że prawdziwa inteligencja może istnieć bez
świadomości" /Penrose, 1995, s.447/. Chyba niepotrzebne tu słowo "prawdziwa" należy
rozumieć jako przeciwieństwo, czegoś co jedynie symuluje inteligencję, a nie jako
przeciwieństwo sztucznej inteligencji. W tym sensie jeśli sztuczna inteligencja ma być
prawdziwa winna być według Penrose`a świadoma. Pytaniem jest czy można stworzyć taką
inteligencję. Sam autor w to wątpi, ale nie wyklucza.
W. Marciszewski za Penrosem wymienia cztery stanowiska dotyczące związku między
myśleniem, świadomością a maszyną, dodając do nich własne piąte /Marciszewski, 1998,
s.15-34/. Posłużę się tą kategoryzacją, aby do wybranych dwóch z tych stanowisk zgłosić
swoje uwagi i wątpliwości.
Pierwsze stanowisko głosi, że wszelkie myślenie jest obliczaniem, a odpowiednio
skomplikowane obliczanie stwarza świadomość. Świadomość jest zatem własnością
algorytmu. To natomiast jakie fizyczne urządzenie wykonuje ów algorytm jest zupełnie
nieważne. Stanowisko to określa się mianem "silnej sztucznej inteligencji", ale moim zdaniem
jest to nazwa mocno myląca. Sugeruje bowiem, że jeśli ty czytelniku uznajesz pogląd o
możliwości skonstruowania sztucznej inteligencji jako całkiem racjonalny, to nie pozostaje Ci
nic innego jak właśnie pełna akceptacja twierdzeń zawartych w tym stanowisku. Natomiast
jeśli tych poglądów nie akceptujesz, to z pewnością uważasz, że prace nad konstruowaniem
sztucznej inteligencji nie mają sensu. Jednak dobrze jest cały czas pamiętać, że te
wnioskowania w obie strony są nieuzasadnione. I chociaż zwolennicy tego poglądu
przedstawiają się za naukowców których badania odpowiadają twardym realiom nauk
przyrodniczych, to nie da się ukryć, że powtarzają oni kartezjańską - niewyjaśnioną w jaki
sposób możliwą - koncepcję ducha w maszynie. Przecież nadal spotykamy tu dwie substancje
- bezcielesną, logiczną strukturę, czyli substancję myślącą, oraz substancję fizyczną, w której
ta pierwsza się realizuje. Świadomość zależy od złożoności pierwszej i w ogóle nie zależy od
drugiej. Trudno mi naprawdę zrozumieć dlaczego ten stary i zaiste dziwny pogląd uważa się i
jest propagowany przez tych, którzy sami siebie uznają za największych zwolenników
sztucznej inteligencji. Czy czasem nie pociąga ich złudzenie, że jeśli będziemy uważać
świadomość jako rezultat wyłącznie skomplikowanej struktury algorytmów, to wtedy łatwiej
nam o nadzieję, że chociaż pentium 500 nie posiada jeszcze świadomości, o jaką by nam
chodziło, to kto wie, może pentium 1000, a może 5000... W tym momencie spotykamy się ze
wspomnianym na początku wykładu człowiekiem, który rozpoczyna podróż na Księżyc od
wdrapania się na drzewo i jest przekonany, że dalsze odcinki będzie pokonywał w ten sam
sposób.
O ograniczeniach i niedostrzeganiu wielu ważnych kwestii przez zwolenników "silnej AI"
możemy wywnioskować z eksperymentu myślowego zaproponowanego przez Doglasa
Hofstadtera zwanego "rozmową z mózgiem Einsteina". Wyobraźmy sobie wielką księgę
zawierającą dokładne opisy, czyli algorytmy mózgu Einsteina. Z operacyjnego punktu
widzenia księga ta byłaby Einsteinem, a zatem myślałaby, czuła, posiadała świadomość.
Niczym nie różniłaby się od osobowości Einsteina - powiada autor. Sytuacja taka rodzi jednak
wiele problemów, o których Hofstadter wspomina, ale także ten eksperyment wykazuje, że
autor i jego zwolennicy przyjmują bez wahania założenia, które wcale nie są takie oczywiste.
Z tego eksperymentu chociażby wynika, iż formalna struktura odpowiedzialna za świadomość
związana jest wyłącznie z mózgiem, chciałoby się rzec że w pewien sposób zamieszkuje
mózg. Oczywiście ten sposób myślenia i mówienia jest całkowicie niedopuszczalny, ale
występuje w szkole "silnej sztucznej inteligencji", a przytrafia się także Penrosowi /Penrose,
1995, s.421/, który jest zresztą tej szkoły krytykiem.
Sądzę, że bliższe prawdy jest przekonanie, iż kiedy A. Einstein był człowiekiem A. Einsteinem,
a nie książką A. Einsteinem, to tym co myślało był A. Einstein, a nie jego mózg; tym co
posiadało świadomość był także A. Einstein, a nie jego mózg. Algorytmy procesów
zachodzących w mózgu z pewnością nie wyczerpują osobowości A. Einsteina - nie
wyczerpują osobowości żadnego człowieka /Patrz: Cackowski, 1997, s.66-108/.
Przywołajmy jeszcze jeden eksperyment myślowy tym razem znany jako "mózg w naczyniu".
"Polega on na wyobrażeniu sobie mózgu usuniętego z ciała, utrzymywanego przy życiu w
odżywczej kąpieli i stymulowanego poprzez wychodzące z niego nerwy w dokładnie taki sam
sposób, w jaki byłby stymulowany, pozostając w czaszce" /Damasio, 1999,s.256/. Pytaniem
jest czy taki mózg miałby normalne doświadczenia umysłowe, czy posiadałby świadomość.
Neurobiolog Antonio Damasio mocno w to wątpi stwierdzając, że "brak bodźców, które
byłyby wysyłane do stanowiącego rodzaj "pola gry" ciała, zdolnych, by przyczynić się do
odnowy i modyfikacji jego stanów, spowodowałby wstrzymanie wyzwalania i modulacji
owych stanów. Tymczasem stany te stanowią przecież, poprzez swe reprezentacje
utworzone w mózgu, kolebkę poczucia bycia żywym organizmem" /Damasio, 1999,s.256/.
Innymi słowy Damasio uważa, że fizyczne ciało jest tak samo konieczne do wyłonienia się
świadomości jak i procesy mózgowe. Biorąc pod uwagę fakt, że jedyne nam znane obiekty,
które bylibyśmy gotowi dzisiaj posądzać o to, że posiadają świadomość, posiadają także
ciało, to uwaga Damasia nie jest pozbawiona sensu. Wracając zaś do naszego eksperymentu
z A. Einsteinem należy zauważyć, że także na ciele nie kończy się rekonstruowanie, chciałoby
się rzec, zupełnego A. Einsteina. A. Einstein to nie tylko mózg i ciało. Albowiem jeśli ciało jest
potrzebne do tłumaczenia świadomości, to także jego fizyczne i społeczne otoczenie które w
pewnym sensie go kształtuje i które znowu często jest rezultatem przedmiotowego i
symbolicznego działania owego ciała. Procesy zachodzące w mózgu, jego algorytmy
niewątpliwie biorą udział w wielu tych działaniach, ale są także przez nie warunkowane, a
wykształcona w ten sposób świadomość nie sprowadza się jedynie do procesów mózgowych.
Kolejną wątpliwość chciałbym zgłosić wobec istniejącego moim zdaniem w "silnej AI"
przekonania, że im większy stopień zalgorytmizowania danego systemu, tym szansa na
pojawienie się świadomości większa. Osobiste poczucie - na które podobno nie wolno się
powoływać - przekonuje mnie o wręcz odwrotnej sytuacji. Im jakaś czynność przeze mnie
wykonywana jest bardziej zalgorytmizowana, tym mniej w niej świadomości. Świadomości
wymagają czynności, w których staram się pokonać nieporządek, wprowadzić ład, czyli w
pewnym stopniu zalgorytmizować początkowy chaos.. Świadomość jest mi tu potrzebna,
chociażby po to, aby zdecydować na czym ma polegać ten ład. Potocznie gdy mówimy, że
postępujemy machinalnie, mamy na myśli, że według pewnej procedury, bez zastanawiania
się, bez udziału świadomości. Porównując działania moje i ameby, to ameba działa w sposób
bardziej zalgorytmizowany, machinalny, ale śmiem twierdzić, że właśnie również dlatego
bardziej bezmyślny, mniej świadomy. Sprowadzając rzecz do pewnego rodzaju paradoksu
można stwierdzić, że rzecznicy omawianego stanowiska, tworząc systemy o coraz bardziej
złożonych algorytmach, dowodzą, że sami niewątpliwie posiadają świadomość i myślą muszą bowiem wykazać się zdolnością algorytmizowania - i jednocześnie wbrew swoim
oczekiwaniom są na najlepszej drodze do skonstruowania systemów całkowicie bezmyślnych,
w których na pojawienie się świadomości nie można w ogóle liczyć. Problemy, które
nawiedzają zwolenników "silnej AI" - na przykład twierdzenia Gődla - z punktu widzenia tego
paradoksu są darami, które wskazują, że nie tędy droga.
Drugie stanowisko przytaczane przez Marciszewskiego w kwestii relacji między
świadomością, myśleniem a sztuczną inteligencją wygląda mniej więcej tak: wyłonienie
świadomości przez sztuczne systemy nie jest możliwe, ale zarazem nie jest i konieczne.
Podobieństwo ze stanowiskiem wcześniej omawianym jest jednak dużo bardziej wyraźne niż
by się to początkowo wydawało. Albowiem chociaż przyjmuje się tu założenie, że
świadomość jest wyłącznie atrybutem fizjologicznej aktywności mózgu - zwracam uwagę, że
znowu własność świadomości przypisuje się wyłącznie mózgowi, a nie człowiekowi - i każdy
sztuczny system będzie świadomości pozbawiony, to z drugiej strony uważa się, iż dobra
symulacja świadomości będzie ostatecznie nieodróżnialna od samej świadomości. Jeśli
bowiem system zachowuje się jak istota, której przypisujemy świadomość, to temu
systemowi też musimy przypisać świadomość, bo inaczej niż czysto operacyjnie o
świadomości nie możemy rozmawiać. Czyż znów nie spotykamy się tutaj z kartezjańską
bezradnością wobec świadomości i w gruncie rzeczy z rezygnacją z jej jakiegokolwiek
badania? Ten totalny sceptycyzm wobec możliwości badania świadomości pozostawia nas o
to w takiej sytuacji. Być może my wszyscy z jakichś powodów /na przykład jesteśmy
sterowani/ symulujemy posiadanie świadomości, bowiem skoro idealna symulacja jest w
żaden sposób nieodróżnialna od prawdziwej świadomości, to mogę sobie taką sytuację
wyobrazić. Powstaje jednak pytanie o to, czy system, który jedynie symuluje świadomość
mógłby sam sobie zadać pytanie: "czy ja czasem nie symuluję świadomości?" I czy
możliwość zadania sobie tego pytania nie świadczy właśnie o tym, że system nie symuluje
świadomości, lecz ją posiada. Obawiam się, że także drugie z omawianych tu stanowisk nie
pomoże mi w rozstrzygnięciu tych dylematów, a raczej je uchyli, twierdząc, że na jego
gruncie takie dylematy nie powstają.
Neurobiologia a problem sztucznej inteligencji
W ten sposób dotarliśmy do kolejnej grupy zagadnień, związanych z prawie całkowitym
brakiem włączenia do badań nad sztuczną inteligencją i świadomością nauk biologicznych.
Zarysowane wcześniej dwa najpopularniejsze stanowiska właściwie ignorują problemy
biologiczne, chociaż wielokrotnie szermują biologiczną retoryką np. "sieci neuronowe". Niech
za punkt wyjścia do tej części rozważań posłuży nam cytat z pracy Geralda Edelmana. Autor
uważa, iż aby sensownie zacząć mówić o sztucznej inteligencji musimy "odrzucić liberalizm
metafory komputerowej, w którym zakłada się a priori istnienie oprogramowania mózgu, a
następnie twierdzi się, że struktura wykonująca owe programy jest nieistotna. Zwolennicy
takiego podejścia popełniają dwa zasadnicze błędy, ponieważ, po pierwsze, działanie mózgu
nie ma nic wspólnego z działaniem programu komputerowego, a po drugie, dowody
jednoznacznie wskazują na to, że morfologia mózgu ma ogromne znaczenie" /Edelman,
(1998), s.49/. Niewątpliwie metafora komputerowa jest nadużywana w opisach mózgu i jego
działania. Trudno się temu dziwić, jeśli na przykład jeden z najpopularniejszych na świecie
podręczników wprowadzających w zagadnienia psychologii rozdział poświęcony budowie i
funkcjonowaniu mózgu rozpoczyna w taki oto sposób: Wyobraź sobie mały, przenośny
komputer, o następujących właściwościach: pamięć o olbrzymiej pojemności, zdolności
różnicowania na tyle różnorodne, by wykryć rok produkcji wina, różnicę między dwoma
zapachami perfum, zdolność planowania swej własnej reprodukcji oraz, wiedza o tym, jak
zyskiwać przyjaciół i wpływać na ludzi /.../ Mózg ludzki jest masą tkanki zorganizowanej w
taki właśnie komputerowy system /.../ /Zimbardo, /. Trudno się potem dziwić, że
zaangażowani w badania nad sztuczną inteligencją, którzy rozpoczynają swoją edukację
psychologiczno-biologiczną od tego typu sformułowań, tak chętni są w dalszej swej
działalności ulegać tej metaforze.
My musimy jednak zwrócić uwagę na to, że chociaż metafory w historii nauki odgrywały
niebagatelną rolę i przyczyniały się do powstawania najsłynniejszych teorii, to nigdy nie
przestały być metaforami. Taką też rolę spełniały metafory biorące swój początek z
technologii dominującej w danej epoce. Czyż nie powinniśmy nabrać dystansu do metafory
komputerowej, jeśli uświadomimy sobie, że podobną rolę w historii odgrywały inne
technologie definiujące? Czy platońsko-arystotelesowska koncepcja świata i człowieka nic nie
zawdzięcza metaforze koła garncarskiego i całej technologii z nim związanej? Czy obraz
świata jako zegara nie zawładnął w pewnym momencie myśleniem naukowców bardzo
różnych specjalności? Czy powstała sto lat temu najmodniejsza, jeśli nie najsłynniejsza
koncepcja ludzkiej psychiki, nie korzystała z metafory maszyny parowej?
Metafory nie są ani prawdziwe ani fałszywe, one po prostu są. Wyznaczają nasze myślenie,
często nim kierują w sposób dla nas nie w pełni przejrzysty. Są one - niech mi będzie wolno
użyć tego słynnego słowa - paradygmatami lub przynajmniej częściami paradygmatów danej
epoki. Zasadnicza zaś zmiana paradygmatu powoduje, że to co było odbierane jako zając, w
świetle nowego jest nieodparcie kaczką. Budowa mego mózgu i działanie mego umysłu z
pewnością niewiele ma wspólnego zarówno z wczorajszą maszyną parową jak i z dzisiejszym
komputerem. Nie znaczy to jednak, iż owe metafory są zbędne, niczego nie wyjaśniają,
prowadzą do nikąd. Tak nie jest. Dzięki każdej z nich czegoś się o sobie dowiadujemy, ale
także siebie na nowo stwarzamy. Jeśli dzięki technologii komputerowej jesteśmy gotowi
budować maszynę myślącą jak człowiek, to jednocześnie stwarzamy się na nowo, określamy
siebie jako taką właśnie maszynę /Bolter. D.,(1990), s.43/.
Powyższa część artykułu ma zmierzać do takiego oto wniosku. Musimy być bardzo ostrożni w
porównywaniu mózgu do dzisiaj nam znanego komputera, albowiem z historii możemy
przywołać przynajmniej kilka technologii, które w podobny sposób zawładnęły umysłami
badaczy, a które z perspektywy czasu wydają się nam błędne, miałkie, nietwórcze, a czasami
nawet śmieszne. Aż trudno zrozumieć jak wybitni myśliciele mogli operować językiem tych
metafor, nie zauważając jego niedoskonałości. Jednak pamiętajmy także, że jesteśmy w
sytuacji oceny jednego paradygmatu z punktu widzenia drugiego i taki sam los z pewnością
spotka naszą ulubioną metaforę. Jest to powiedzmy argumentacja historyczno-filozoficzna.
Można do niej dodać chyba ważniejszą argumentację wielu neurobiologów, którzy na
szczęście coraz częściej mają odwagę zabierać głos w sporach dotyczących sztucznej
inteligencji i świadomości. Obraz budowy i procesów zachodzących w mózgu nie zawsze
wpisuje się w tą obowiązującą dzisiaj metaforykę, chociaż i nerobiolodzy wielokrotnie są pod
jej urokiem. Nie mam ani kompetencji ani możliwości aby w krótkim artykule szczegółowo
przedstawiać i oceniać badania prowadzone przez F.Cricka, G.Edelmana, A.Damasia i wielu
innych. Uważam jednak, iż mimo znacznych różnic w poglądach, neorobiolodzy wskazują na
istotne problemy, a wyniki ich badań nie mogą być lekceważone przez wszystkich
zajmujących się sztuczną inteligencją i problemem świadomości. A z tych badań moim
zdaniem
wynika
między
innymi,
że:
1. Mimo wielkich osiągnięć jesteśmy na razie jeszcze bardzo daleko od zrozumienia procesów
neuronalnych, nie mówiąc już o próbie włączenia ich w ogólną strukturę kształtowania się
świadomości. Tak zwane "sieci neuronowe" - której to nazwie sprzeciwiali się wszyscy
wymienieni badacze, uznając ją za nadużycie, gdyż sugerowała ona, że ich funkcjonowanie
wiernie naśladuje procesy zachodzące w mózgu - są bardzo dalekie od tego, co o procesach
w nim zachodzących wiemy i z pewnością jeszcze bardziej dalekie od tego, czego o nich
dzisiaj
nie
wiemy.
2. Wiele rezultatów tych badań wskazuje na to, że biologiczność i anatomia mózgu mają
znaczenie dla sposobu jego funkcjonowania. Czy aż do tego stopnia, że nie sposób wyobrazić
sobie system sztucznej inteligencji nie zbudowany z cząstek organicznych? Chyba jest to
stanowisko zbyt radykalne, ale i tego problemu nie wolno lekceważyć.
Wszystkie zarysowane przeze mnie wątpliwości zdają się przemawiać za stanowiskiem może
niezbyt popularnym, ale moim zdaniem przynajmniej odpowiedzialnym i nie stwarzającym
zbyt prostych złudzeń. Na pytanie, czy jest możliwość wybudowania sztucznej inteligencji i
czy będzie ona miała coś, co chociażby przypomina świadomość, odpowiem cytatem z pracy
F.Cricka: "Wierzę, że istnieje taka możliwość, chociaż mogą się tu pojawić ograniczenia
natury technicznej niemal niemożliwe do pokonania. Przypuszczam też, że wszelkie maszyny,
które zbudujemy w niedalekiej przyszłości, będą miały bardzo ograniczone możliwości w
porównaniu z możliwościami ludzkiego mózgu. Dlatego ich świadomość będzie sprawiać
wrażenie bardzo ograniczonej. Będą one prawdopodobnie bardziej przypominać mózg żaby
lub zaledwie skromnej muszki owocowej. Dopóki nie zrozumiemy, co powoduje, że jesteśmy
świadomi, dopóty będzie mało prawdopodobne, byśmy potrafili zaprojektować właściwą
maszynę /.../" / Crick F., (1997), s.339/.
Literatura:
1. Buller A., (1998), Sztuczny mózg. To już nie fantazje, Prószyński i S-ka.
2. Cackowski Z., (1997), Rozum między chaosem a "Dniem Siódmym" porządku,
Wydawnictwo UMCS, Lublin.
3. Crick F., (1997), Zdumiewająca hipoteza, Prószyński i S-ka.
4. Damasio A., (1999), Błąd Kartezjusza, Rebis.
5. Edelman G.,(1998), Przenikliwe powietrze, jasny ogień, PIW.
6. Marciszewski W., (1998), Sztuczna inteligencja, Znak.
7. Penrose R., (1995), Nowy umysł cesarza, PWN.
Download