Poniżej cytaty wypowiedzi nt. zagrożeń ze strony GMO z debaty u prezydenta RP dnia 8 lutego 2012 (fragmenty Biuletynu) opublikowane w: Organizmy zmodyfikowane genetycznie, Biuletyn Forum Debaty Publicznej 2012, nr 16, Wyd. Kancelaria Prezydenta RP (www.prezydent.pl/archiwum-bronislawakomorowskiego/fdp/potencjal-obszarow-wiejskich-szansa-rozwoju/debaty ). 1 Propozycje i pytania do dyskusji Jakie będą - w perspektywie najbliższych 20-30 lat - ekonomiczne, społeczne i środowiskowe konsekwencje wprowadzenia do polskiego rolnictwa upraw roślin zmodyfikowanych genetycznie, a jakie konsekwencje wprowadzenia zakazu ich uprawy? Czy wprowadzenie do środowiska w Polsce roślin zmodyfikowanych genetycznie zagrozi bioróżnorodności? Czy możliwa jest i na jakich zasadach koegzystencja wysokotowarowego rolnictwa z udziałem GMO i rolnictwa tradycyjnego oraz ekologicznego? Czy, w związku z tym, że już obecnie składnikiem pasz wysokobiałkowych są rośliny genetycznie zmodyfikowane, możliwa jest produkcja zwierzęca z zakazem stosowania GMO jako składnika pasz? (s. 9) Rozdział I Referaty opracowane przed debatą dr Piotr Stankiewicz, Instytut Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Społeczne konsekwencje wprowadzenia do uprawy roślin genetycznie modyfikowanych (s. 11-14) Tocząca się w Polsce debata na temat GMO skupiona jest wokół jednego aspektu biotechnologii - jej szkodliwości ekologicznej i zdrowotnej, a więc ewentualnych zagrożeń dla środowiska naturalnego oraz dla zdrowia ludzi. Takie postawienie sprawy napotyka na dwa fundamentalne problemy: po pierwsze na nierozstrzygalność kwestii faktycznego ryzyka związanego 2 ze szkodliwością GMO. Nauka jest w tym zakresie podzielona, prezentowane są argumenty świadczące zarówno na rzecz szkodliwości, jak i nieszkodliwości GMO. Tymczasem problem wydaje się być nierozstrzygalny na tym etapie badań: jest on typowym przykładem tego, co socjologowie nauki i techniki określają mianem ryzykownej technologii, cechującej się nieredukowalną niepewnością odnośnie możliwych konsekwencji jej zastosowania. Drugi problem, na który napotyka debata o szkodliwości GMO, to pominięcie innych oddziaływań biotechnologii: społecznych, ekonomicznych, politycznych czy kulturowych. Biotechnologia rolnicza należy do technologii wyjątkowo dogłębnie ingerujących w tkankę społeczną. Związane jest to ze szczególnymi płaszczyznami jej zastosowania, jakimi są obszary wiejskie i produkcja żywności. Zmiany wywoływane na tych polach przez wprowadzenie nowej technologii produkcji rolnej mogą być przemożne i odczuwalne nie tylko dla środowiska naturalnego (jeśli rację mają przeciwnicy biotechnologii), lecz także w sferze stosunków społecznych na wsi, pozarolniczych funkcji wsi, kultury wiejskiej czy w poziomie życia mieszkańców wsi. Ignorowanie tych aspektów w debacie o GMO prowadzi do pomijania być może najbardziej istotnych konsekwencji stosowania biotechnologii w Polsce. Wyróżnić można następujące potencjalne konsekwencje społeczne uprawy genetycznie modyfikowanych roślin w Polsce: Zdeterminowanie kierunku rozwoju polskiej wsi i rolnictwa: w wyniku zastosowania GMO może wystąpić mechanizm ekonomiczny „zależności od ścieżki”: wkroczenie na drogę rozwoju rolnictwa opartego na biotechnologii może skutecznie zamknąć przed Polską dostępne jeszcze w tej chwili alternatywne ścieżki rozwoju obszarów wiejskich. Z takim zjawiskiem mamy już teraz do czynienia w przypadku hodowli zwierząt z wykorzystaniem pasz opartych na GMO: jak zwracają uwagę hodowcy, ponad 90% dostępnej na rynku soi jest genetycznie modyfikowana, w związku z czym niemożliwa staje się hodowla zwierząt bez wykorzystania GMO. Biotechnologia rolnicza stanowi wysoce zaawansowaną formę rolnictwa industrialnego, opartego na masowej, stechnicyzowanej i nastawionej na maksymalizację wydajności produkcji żywności na rynki międzynarodowe. Specyficzna sytuacja rozdrobnionego i w dużym stopniu tradycyjnego rolnictwa polskiego daje jednak szansę na wykorzystanie tzw. „renty zapóźnienia” i świadome opowiedzenie się za lub przeciw tej ścieżce rozwoju oraz wybór pożądanego kierunku przemian na wsi. Z tej perspektywy decyzja o wprowadzeniu metod inżynierii genetycznej do uprawy rolnej nie jest tylko wyborem określonej technologii, ułatwiającej pracę, lecz staje się w gruncie rzeczy decyzją polityczną określającą kierunek rozwoju obszarów wiejskich. Możliwość zdominowania polskiego rynku rolnego przez globalne koncerny: rolnicza biotechnologia jest zdominowana przez kilka działających na globalną skalę koncernów nasiennych, takich jak amerykańskie firmy Monsanto i Pioneer, szwajcarska Syngenta czy niemiecki BASF. Dostarczają one jednocześnie materiału siewnego, jak i produktów chemicznych (nawozów i środków ochrony roślin). Ponad połowa globalnego rynku sprzedaży nasion należy do dziesięciu największych korporacji międzynarodowych (z czego tylko na Monsanto przypada 20% globalnej sprzedaży nasion).1 W roku 2004 spośród wszystkich znajdujących się w obrocie GMO 90% zostało wyprodukowanych przy użyciu technologii będącej własnością Monsanto. Jednocześnie koncern ten jest największym na świecie sprzedawcą herbicydów, z których najpopularniejszym jest Roundup. Jest to nie bez znaczenia, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że większość światowych upraw GMO to odmiany uodpornione na Roundup. W tej perspektywie otwarcie polskiego rynku rolnego na GMO może oznaczać wzmocnienie w Polsce już i tak silnej pozycji międzynarodowych koncernów rolnych, handlujących materiałem siewnym i chemią rolniczą. Tylko one bowiem są w stanie dostarczać produktów biotechnologicznych na rynek. ETC Group, The World’s Top 10 Seed Companies – 2006, http://www.etcgroup.org/en/materials/publications.html?pub_id=656 1 3 Ryzyko konfliktu interesów i nielegalnego lobbingu: biotechnologia jest dziedziną nauki, która w ogromnym stopniu uzależniona jest od sektora prywatnego i dzięki niemu się rozwija. Większość badań biotechnologicznych na świecie przeprowadzana jest bądź w ramach prywatnych firm, bądź jest przez nie finansowana. Szacuje się, że udział środków prywatnych w tej dziedzinie nauki jest wyższy o 20% niż w innych sektorach. Już w 1984 r. prywatne finansowanie rozwoju biotechnologii w USA stanowiło 42% wszystkich wydatków przemysłu na rozwój nauki. Badacze nauki, tacy jak Lily E. Kay, szacują, że przynajmniej 80% biologów molekularnych w Stanach Zjednoczonych ma udziały w firmach biotechnologicznych. W dodatku jest to dziedzina bardzo silnie zmonopolizowana: w 2000 roku 71% patentów z zakresu rolniczej biotechnologii było w posiadaniu pięciu koncernów rolno-chemicznych: Syngenta, Aventis (obecnie Bayer CropScience), DuPont, Monsanto, Dow.2 System patentowania w dziedzinie biotechnologii prowadzi do poważnych wątpliwości dotyczących statusu i roli wiedzy naukowej. Odkrycia i wynalazki dokonywane przez naukowców pracujących w państwowej instytucji, lecz prowadzących badania za pieniądze zlecających je firm stają się własnością prywatną i są wykorzystywane w działalności biznesowej zgodnie z interesami danego podmiotu. Te zaś nie zawsze muszą być zbieżne z interesem publicznym. Również wyniki badań prowadzonych na styku nauki i sektora prywatnego mogą być udostępniane i ujawniane jedynie za zgodą opłacającej je firmy. Naukowcy powiązani z przemysłem biotechnologicznym znajdują się często w sytuacji konfliktu interesów, gdy stoją przed koniecznością dokonania wyboru między interesem publicznym a interesem prywatnych firm, które finansują ich badania. Interesy koncernów produkujących leki, opracowujących nowe technologie medyczne czy wykorzystujących inżynierię genetyczną w rolnictwie są z pewnością w wielu punktach zbieżne z interesem publicznym (walka z chorobami trapiącymi ludzkość, głodem, biedą itp.), lecz częstokroć mogą także stać w opozycji wobec dobra publicznego. Gdy sukces finansowy spółki zależy od szybkiego opatentowania nowego leku czy produktu biotechnologicznego, interes publiczny, polegający na dokładnym zbadaniu wszystkich ewentualnych skutków ubocznych stosowania danego produktu, może zostać podporządkowany interesowi prywatnemu. A współpracujący z przemysłem naukowcy mogą znaleźć się pod presją przeprowadzenia badań w taki sposób, by nie narażać na szwank interesu zleceniodawcy. Naukowcy wykorzystywani są w działania PR-owych przemysłu biotechnologicznego jako tzw. kluczowi liderzy opinii publicznej (KOLs – Key Opinion Leaders). Są to zazwyczaj uczeni o ugruntowanym autorytecie, cieszący się odpowiednim szacunkiem i sławą. Ich zadaniem jest kształtowanie opinii w określonych środowiskach na temat pewnych produktów lub technologii. Mogą to więc być profesorowie medycyny występujący gościnnie na zjazdach lekarzy, profesorowie biotechnologii przemawiający na spotkaniach producentów kukurydzy, eksperci wypowiadający się w prasie branżowej, doradcy komisji sejmowych. Problem polega na tym, że gdy wypowiadają się na temat GMO, nikt nie oczekuje od nich deklaracji na temat ich powiązań z przemysłem biotechnologicznym. W krajach zachodnich od dawna funkcjonuje w wielu czasopismach medycznych wymóg składania oświadczeń o konflikcie interesów i deklarowania, czy autor otrzymywał jakieś wynagrodzenia od firmy, której produkty lub badania opisuje. Podobnie jest w przypadku naukowców zatrudnianych na uczelniach, którzy muszą regularnie składać oświadczenia o powiązaniach z firmami prywatnymi. U nas wciąż nie ma takich wymogów, a ich wprowadzenie wywołałoby zapewne sprzeciwy środowiska naukowego i oskarżenie o zamach na wolność badań naukowych. Dodatkowo w atmosferze promowania firm typu spin-off i idei współpracy nauki z biznesem zapomina się o zagrożeniach czyhających na tym polu, bez wahania korzystając z różnych form sponsorowania projektów badawczych, wydziałów lub instytutów uniwersyteckich przez prywatne koncerny. 2 ETC Group, Globalization Inc. Concentration in Corporate Power: The Unmentioned Agenda, http://www.etcgroup.org/en/materials/publications.html?pub_id=247 4 „Ekspertyzacja” decyzji politycznych: biorąc pod uwagę kontrowersje w obrębie społeczeństwa polskiego w stosunku do GMO, dopuszczenie upraw genetycznie modyfikowanych w Polsce musiałoby nastąpić wbrew woli znacznej części obywateli. Nawet jeśli ich obawy względem GMO miałyby w przyszłości okazać się niesłuszne, tego typu decyzja utwierdziłaby niekorzystną tendencję polegającą na pomijaniu zdania osób niebędących ekspertami przy podejmowaniu decyzji dotyczących wykorzystania ryzykownych technologii. W przeprowadzonym jeszcze w 2005 roku badaniu OBOP 77% ankietowanych wyraziło potrzebę przeprowadzania konsultacji społecznych odnośnie regulacji prawnych w zakresie biotechnologii.3 W Europie Zachodniej już w latach 80-tych zaczęto odchodzić od modelu decyzyjnego opartego na prymacie ekspertów nad „laikami”. W jego miejsce wprowadzono podejście partycypacyjne, pozwalające na uczestnictwo przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, instytucji pozarządowych, interesariuszy i „zwyczajnych ludzi z ulicy” w podejmowaniu decyzji o wykorzystywaniu technologii, które mogą mieć wpływ na ich życie. Odgórne wprowadzenie biotechnologii w USA i Europie Zachodniej uznawane jest za jeden z ostatnich przykładów polityki naukowej ignorującej głos społeczeństwa, i przyczyniło się do spadku zaufania do naukowców i polityków. Przykładem zastosowania podejścia uczestniczącego w debacie o biotechnologii może być brytyjska debata „GM Nation?”. Została ona przeprowadzona w latach 2002-2003 na zlecenie rządu Wielkiej Brytanii przez Agricultural and Environment Biotechnology Commission (AEBC), niezależną instytucję doradczą zajmującą się wpływem biotechnologii na środowisko i rolnictwo. AEBC powołało Radę Programową, składającą się z osób o dużym zaufaniu publicznym, wskazanych przez różne środowiska zaangażowane w debatę o biotechnologii. Po przeprowadzeniu pilotażowych warsztatów, w których udział wzięło 200 osób, kulminację akcji zaplanowano na lato 2003, gdy w ciągu dwóch tygodni zorganizowano 600 lokalnych i regionalnych spotkań z aktywnym udziałem publiczności, poświęconych problemowi biotechnologii, a tylko w samych sześciu okrągłostołowych debatach wzięło udział tysiąc osób. Podczas trwania całej akcji do oceny biotechnologii włączone zostało blisko 20 tys. Brytyjczyków, a w wyniku ich zaangażowania powstał koordynowany przez AEBC raport z zaleceniami dla Rządu Wielkiej Brytanii w sprawie przyszłości biotechnologii. Co ważne, debata „GM Nation?” nie służyła prostemu uzyskaniu odpowiedzi na pytanie „tak lub nie”, czy społeczeństwo jest za czy przeciw biotechnologii, lecz miała na celu ukazanie szerokiego spektrum poglądów, opinii, obaw, wątpliwości i nadziei łączonych z rozwojem biotechnologii, które mogło być drogowskazem dla decyzji podejmowanych przez władze. Wnioski Zogniskowanie dyskusji wokół ekologicznych i zdrowotnych argumentów o potencjalnej szkodliwości GMO nie pozostawia miejsca na uwzględnienie skomplikowanego splotu ekonomicznych, społecznych, kulturowych i politycznych konsekwencji tej technologii. GMO jest problemem przede wszystkim polityczno-gospodarczym, w którym zderzają się interesy silnych lobbies i grup interesu, których działalność powinna być uwzględniana przy podejmowaniu decyzji o GMO. Ze względu na wartość rynku biotechnologicznego powstaje ryzyko pojawiania się sytuacji konfliktu interesów i tworzenia relacji klientelistycznych typu patron-agent, w które zaangażowani mogą być również eksperci i naukowcy. Niezbędne jest wprowadzenie regulacji służących zapobieganiu konfliktowi interesów oraz nielegalnemu lobbingowi (takich jak np. oświadczenia o konflikcie interesów). 3 TSN OBOP, Polacy o biotechnologii i inżynierii genetycznej, styczeń 2005. 5 Analizie argumentów zwolenników i przeciwników GMO powinna towarzyszyć analiza interesów, relacji i powiązań między wywierającymi wpływ na procesy decyzyjne podmiotami (zarówno organizacjami lobbingowymi, jak i naukowcami) a podmiotami sektora biotechnologicznego (tworzenie mapy działalności grup interesów w obszarze GMO). prof. em. dr hab. Ludwik Tomiałojć, Muzeum Przyrodnicze Uniwersytetu Wrocławskiego prof. dr hab. Zbigniew Mirek, Instytut Botaniki PAN w Krakowie Możliwe zagrożenia dla różnorodności biologicznej Polski związane z wprowadzaniem organizmów modyfikowanych genetycznie (GMO). Tekst przygotowany na podstawie m. in. stanowiska Komitetu Ochrony Przyrody PAN z dnia 28 stycznia 2008 r. (s. 25-29) Wstęp Definicja: przez „różnorodność biologiczną” (biodiversity) rozumiemy całość zróżnicowania świata żywego Ziemi na wszystkich szczeblach jego organizacji, od różnorodności wewnątrzgatunkowej (genetycznej i populacyjnej), przez różnorodność gatunkową po różnorodność zespołów i ekosystemów (wg Światowej Konwencji o Różnorodności Biologicznej, Rio de Janeiro 1992). Pojęcie to obejmuje nie tylko zróżnicowanie dzikiej przyrody. Wg Światowej Strategii Ochrony Przyrody (1980, Olaczek (tł.) 1985) również agrocenozy i łąki, będące środowiskiem życia gatunków uprawnych i dzikich, znajdują się w zainteresowaniu ekologii i ochrony przyrody – są one również obejmowane określeniem „różnorodność biologiczna”. Pomiędzy wszystkimi ekosystemami (naturalnymi i antropogenicznymi) istnieje wielka sieć powiązań funkcjonalnych i stały przepływ genów. Z uwagi na to ogromne zróżnicowanie świata żywej przyrody oraz ciągłość powiązań w jego obrębie, uwalnianie roślin wyposażonych w niespotykane w stanie naturalnym kombinacje cech (organizmy genetycznie zmodyfikowane, GMO) może generować wielorakie zagrożenia dla środowiska, których konsekwencje są trudne lub niemożliwe jeszcze do przewidzenia. Dlatego decyzje o uwolnieniu do środowiska GMO winny być poprzedzane długimi seriami multidyscyplinarnych badań prowadzonych przez grupy niezależnych naukowców. Różnorodność biologiczna Polski, nasze bogactwo przyrodnicze, ma ogromne znaczenie także dla Europy – jest jedną z największych wartości, które Polska wniosła wstępując do Unii Europejskiej. Degradacja przyrody w Zachodniej Europie jest bowiem znacznie dalej posunięta wobec dłuższego historycznie i intensywniejszego gospodarowania zasobami środowiska. Bogactwo przyrodnicze Polski mierzone na poziomie różnorodności gatunkowej należy do najwyższych w Europie, a na poziomie ekosystemowym charakteryzuje się szczególnym nagromadzeniem dobrze zachowanych wielu typów biocenoz naturalnych właściwych dla niżu środkowoeuropejskiego i regionu Karpat. Wraz z biocenozami przekształconymi pod wpływem człowieka lub utworzonymi w wyniku jego działalności, tworzą one na większości obszaru kraju ogromnie wartościową mozaikę środowisk i ekosystemów. Historycznie uwarunkowana rozdrobniona struktura użytkowania gruntów na naszych 6 terenach rolniczych tworzy mozaikowatość krajobrazów warunkującą zachowanie wysokiej różnorodności biologicznej. Będąc sygnatariuszem Konwencji o różnorodności biologicznej (z 1992 r., ratyfikowanej przez Polskę w 1995 r.) oraz innych konwencji i umów międzynarodowych z zakresu ochrony przyrody, a także stosując się do nakazów prawa polskiego i prawa Unii Europejskiej oraz krajowej i unijnej strategii ochrony różnorodności biologicznej, Polska jest zobowiązana do ochrony swego bogactwa przyrodniczego i odpowiedzialna za jego zachowanie. Proces tworzenia i wdrażania do praktyki roślin modyfikowanych genetycznie to dwa bardzo różne etapy: a) etap eksperymentów biotechnologicznych w laboratoriach, wykorzystujący najlepszą wiedzę redukcjonistyczną (genetyczną i molekularną), oraz b) etap uwalniania do środowiska, który powinien być aktem uwzględniającym wiedzę holistyczną, czyli poddanym ocenie ekologicznej i ewolucyjnej oraz z uwzględnieniem zasady przezorności jednej z podstawowych zasad zrównoważonego rozwoju. Taka kolejność, choć oczywista przy testowaniu nowego leku lub nowego gatunku, w przypadku upraw GMO bywa nagminnie naruszana. Np. w projekcie Ustawy o GMO z 2009 r. z grona nauk oceniających możliwy wpływ na środowisko wyłączono akurat ekologię – jedyną naukę badającą interakcje między organizmami oraz oddziaływania między nimi a ich środowiskiem. Zagrożenia dla różnorodności biologicznej w rolnictwie i w hodowli Wstępująca do UE Polska szczyciła się w 2004 r. posiadaniem znacznego agronomicznego dziedzictwa genetycznego, jakim jest bogactwo lokalnych odmian roślin uprawnych i hodowlanych ras zwierząt, których zróżnicowanie genetyczne w zachodniej części Europy już przed rokiem 1980 zostało zubożone o połowę. Znaczenie biologiczne i ekonomiczne wysokiej różnorodności odmian uprawnych i hodowlanych polega na możliwości przestawiania upraw na odporne odmiany, w razie zaatakowania odmian najpowszechniejszych przez choroby lub szkodniki. Wytworzone przez 10 tys. lat rolnictwa lokalne odmiany hodowlane są bogactwem oraz zabezpieczeniem przed stratami plonów nie gorszym, od zabezpieczenia jakie ma dawać odporność na szkodniki odmian GMO w wyniku obecności transgenu Bt. Nawet lepszym, gdyż skuteczność transgenu Bt jest tymczasowa i już na sześciu kontynentach pojawiły się zmutowane owady odporne na wytwarzana z jego pomocą truciznę w roślinach. Kukurydza GM wkrótce przestanie się bronić przed szkodnikami, ale modyfikację Bt, już bezużyteczną gospodarczo, zachowa w swym genomie utrzymując zagrożenie dla innych gatunków. Wiara w skuteczność zabezpieczenia poprzez wprowadzenie transgenu Bt wynika z nieznajomości podstawowego mechanizmu: „ewolucyjnego wyścigu zbrojeń” między roślinami a szkodnikami i chorobami. Charakter zagrożeń dla różnorodności rodzimych odmian i ras w rolnictwie Uwaga: W opracowaniu tym nie rozróżnia się wpływu samej modyfikacji genetycznej od łącznego wpływu na środowisko kontrowersyjnych odmian GMO i sprzężonych z nimi biocydów (np. Roundup). a) Krzyżowanie się odmian tradycyjnych i zmodyfikowanych - iluzoryczność barier izolujących. Na nieograniczoną skalę dochodzi do krzyżowania między roślinami transgenicznymi a uprawami tradycyjnymi tego samego gatunku. Prowadzi to do genetycznego „przepylenia” (gene swamping) odmian uprawnych przez ich odpowiedniki zmodyfikowane (Haygood et al. 2003; Daniels et al. 2005, Lisowska i Chorąży 2010), czemu nie zapobiegną symboliczne strefy izolujące. W konsekwencji nastąpi uniformizacja odmian. 7 b) Groźba wyparcia rodzimych odmian hodowlanych. Prof. J. B. Neilands (biochemik z Berkeley University) stwierdził: „Transgeniczne ziarno może wkrótce pozostać jedynym dostępnym”. Nic nie powstrzyma zanieczyszczania transgenami upraw tradycyjnych i ekologicznych, stanowiących podstawę naszego rodzinnego rolnictwa gwarantowanego w Konstytucji. Nie ma bowiem możliwości stworzenia skutecznych barier, które by je chroniły – tzw. koegzystencja tych upraw z uprawami GMO nie jest możliwa. Doprowadzi to do eliminacji krajowych odmian na zawsze („neokolonializm rolniczy”). Czy dobrowolnie mamy się pozbyć tej jednej ze swych przewag, i to bez racjonalnej potrzeby? c) Mikroewolucyjne uodparnianie się szkodników. Na sześciu kontynentach stwierdzono już pojawienie się (a w Nowej Zelandii próbę zatajenia tego – www.gmwatch.org, 2006) odporności u owadów na trujące białko wytwarzane przez transgen Bt. Zatem cel tworzenia toksycznych roślin – odstraszanie lub niszczenie-ich szkodników – może nigdy nie zostać zrealizowany z powodu „koewolucyjnego wyścigu-zbrojeń”. Ale uboczny jego skutek, raz wprowadzona do środowiska owa toksyczność, może wyniszczyć w uprawach i w przyrodzie, część gatunków pożytecznych dla człowieka lub gospodarczo neutralnych, ale istotnych dla funkcjonowania ekosystemów. Zmiany te będą nieodwracalne. d) Nieznane skutki długoterminowe zmian w składzie mikrobiocenoz glebowych. Dotąd nikt nie wie, w jakim stanie znajdują się tysiące gatunków istot żywych tworzących nasze gleby i ekosystemy polne, tam gdzie wprowadzono zmodyfikowaną kukurydzę wraz z towarzyszącymi herbicydami. Negatywne zmiany w tych układach są już sygnalizowane z innych krajów (niżej). Różnorodność biologiczna dzikiej przyrody Pod naszą szerokością geograficzną bogata naturalna biocenoza może zawierać do 10 tys. gatunków, a liczbę wszystkich gatunków opisanych na obszarze Polski oceniono na co najmniej 60,1 tysięcy, w tym ok. 35,3 tysięcy to gatunki zwierząt (Andrzejewski, Weigle 2003). Do tego dochodzi jeszcze wiele gatunków nieopisanych lub u nas niewykrytych, choć zapewne występujących. W praktyce mierzymy lub oceniamy nie całość zróżnicowania biologicznego (nie ma na to dobrych wskaźników), lecz samą różnorodność gatunkową, a i to w obrębie tylko lepiej poznanych grup organizmów, jak rośliny kwiatowe, pewne grupy owadów, czy różnorodność gatunkową wewnątrz grup kręgowców: ryb, ptaków lub ssaków. Nie mamy jeszcze dostatecznych danych z terenu, ani uznanych metod wartościowania różnorodności biologicznej (Tomiałojć 2003). Stąd aby ocenić wartość strat spowodowanych przez przyszłe uwalnianie GMO, już dziś należałoby zintensyfikować opisywanie i wartościowanie krajowego „stanu wyjściowego” różnorodności biologicznej. Tymczasem instytuty i zakłady ekologii oraz taksonomii są w Polsce likwidowane, a nie rozbudowywane. Nie ma już komu podejmować współpracę w tym zakresie z ekonomistami środowiska. A dzieje się to w czasie, kiedy świat zmierza ku kryzysowi środowiska („Caring for the Earth” 1991) i zmianie klimatu (IPCC 2007). Charakter zagrożeń dla różnorodności biologicznej dzikiej przyrody Dr Mae-Wan Ho i prof. J. Cummins twierdzą że: „Obecne dowody potwierdzają, że transgeniczne DNA przeskakuje gatunkowo do bakterii, i nawet do roślin i zwierząt. Zwłaszcza Agrobacterium tumefaciens, bakteria glebowa,... z transgenicznej rośliny może być wehikułem dla ucieczki genu i może go przekazać do wielu bakterii... Transgeniczny DNA jest tak uformowany, by przeskakiwał do innych genomów, często z pomocą wirusowych lub bakteryjnych wektorów plazmidowych...” (Ho, Cummins 2007). W dzikiej przyrodzie poziomy przepływ genów pomiędzy gatunkami i rodzajami zachodzi częściej niż sądzono. Krzyżowanie takie zdarza się pomiędzy 10– 25% gatunków roślin wyższych i zwierząt, a w niektórych grupach między 60% gatunków (Mallet 1995; Aliabadian, Nijman 2007). Np. częste jest krzyżowanie się w obrębie roślin kapustowatych Brassicaceae, gdzie wiele z nich jest warzywami hodowanymi dla celów spożywczych. Co oznacza, że wszczepienie nowej cechy do jednego gatunku rośliny (np. rzepaku) nie jest końcem jej wędrówki, 8 lecz może być jej początkiem prowadzącym do genetycznego zanieczyszczenia gatunków pokrewnych (uprawnych i dzikich), jak i organizmów glebowych mogących jako wektory przenosić transgen do gatunków nawet niespokrewnionych. Jest to zjawisko podobne do wprowadzania do środowiska gatunków obcych o charakterze inwazyjnym (pochodzących z innych regionów biogeograficznych), ale o wiele trudniejsze do monitorowania i przeciwdziałania. Zagrożenia dla dzikiej przyrody ze strony GMO i sprzężonych biocydów są więc następujące: a) Nadmierne nasilenie monokulturyzacji krajobrazu. Obecny polski krajobraz rolniczy jest ostoją dla licznych kryptogamów (glony, porosty, mszaki i paprotniki), roślin i zwierząt, w tym drobnej zwierzyny łownej, a które w miejscach silnej monokulturyzacji gwałtownie zanikają (Tischner 1980). To-jest najszybciej przebiegający proces prowadzący do ubożenia bioróżnorodności w Europie.Rozległe uprawy GMO w miejsce mozaiki wielogatunkowych upraw oraz pól z miedzami i użytkami ekologicznymi na pewno wywołają drastyczny spadek różnorodności biologicznej. Już przed 200 laty upraszczaniu struktury krajobrazu przeciwdziałał w Wielkopolsce gen. D. Chłapowski odtwarzając smugi zadrzewień i zakrzaczeń śródpolnych (od 50 lat na tamtym terenie prowadzi badania Stacja Badawcza Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN). b) Zaburzenie stanu żywych części gleby. Już wiemy, że uprawy kontrowersyjnych odmian GMO zagrażają glebowej faunie, florze i mikroorganizmom, zmieniając różnorodność biologiczną miejsca, warunki uprawy i żyzność gleb (Koechlin 1999; Lappé, Bailey 1999; Turrini et al. 2008). Toksyna Bt utrzymuje się długo w glebie (nawet do 200 dni – Lisowska i Chorąży 2010), zwłaszcza chłodne zimy, co zwiększa jej akumulację do poziomu istotnego wpływu na organizmy glebowe system gleb (Castaldini et al. 2005, Flores et al. 2005). Być może to wyjałowi gleby na wiele lat. c) Zaburzenia innych związków mutualistycznych w ekosystemach naturalnych. Dziś rozumiemy niezbędność w przyrodzie także różnorakiej współpracy (Margulis 2000), obok „walki o byt”, wiele form mutualizmu i symbiozy, a więc współistnienia osobników i populacji różnych gatunków wraz ze wzajemnymi korzyściami, opiera się na ścisłym dopasowaniu chemicznym, które może zostać naruszone przez manipulacje na materiale genetycznym i nietypowe metabolity. Wykazano, że zmieniony chemizm GMO może wpływać poprzez pyłek lub zjadane tkanki rośliny na współżyjące z nią gatunki zwierząt bezkręgowych i kręgowych, zmieniając skład zespołów organizmów żywych (Altieri 1998; Hilbeck et al. 1998; Losey et al. 1999; Rissler, Mellon 1996; etc.). d) Możliwość stworzenia ekspansywnych „superchwastów”. Transgen Bt bywa przekazywany nawet gatunkom niespokrewnionym z pomocą wektorów-mikroorganizmów glebowych (Ho, Cummins 2007). Stwarza to możliwość niezamierzonego uzyskania np. broniącej przed owadami toksyczności przez rośliny dzikie (Haygood et al. 2003), stające się wtedy: – nie zjadanymi przez ich wrogów pleniącymi się nieograniczenie „superchwastami”, – roślinami wytruwającymi owady neutralne lub pożyteczne, np. formy drapieżne. Problem odpornych na herbicydy superchwastów jest już poważny dla ekonomii w obu Amerykach. e) Zagrożenia dla dzikich zwierząt, w tym owadów zapylających rośliny. Rośliny z genem Bt wytwarzają białka, które w alkalicznym środowisku przewodu pokarmowego wielu owadów są truciznami niszczącymi także formy pożyteczne dla roślin oraz ważne dla ekosystemu. Zmieniony chemizm GMO może wpływać poprzez zjadany pyłek lub tkanki rośliny na współżyjące z nią zwierzęta bezkręgowe i kręgowe (Rissler, Mellon 1996; Altieri 1998; Hilbeck et al. 1998; Losey et al. 1999; itd.). f) Zagrożenia dla organizmów wodnych. Badania na czterech uniwersytetach amerykańskich wykazały (Rosi-Marshall et al. 2007), że kukurydza Bt może zmieniać ekosystemy wodne. Spłukane do cieków i zbiorników wodnych części roślin (detrytus) i pyłki zawierające toksyny Bt są niebezpieczne dla owadów bytujących w zbiornikach wodnych, np. chruścików, które są z kolei pożywieniem ryb i innych zwierząt, nawet tych żyjących w dużej odległości od upraw GMO. g) Zagrożenia spowodowane utrzymaniem chemicznej kontaminacji gleb i roślin biocydami. Choć początkowo sądzono, że uprawy GMO zmniejszą zapotrzebowanie na chemię, to w istocie je zwiększają (w przeciwieństwie do rolnictwa ekologicznego). Powszechne ubożenie flory i fauny 9 obszarów intensywnie uprawianych w Europie Zachodniej jest w największym stopniu skutkiem chemizacji rolnictwa. h) Zagrożenia dla całych dzikich ekosystemów. Raz uwolnionego do środowiska GMO nie da się powstrzymać, a nierzadki poziomy transfer sprawia, że przenikanie transgenów do roślin i innych organizmów w dzikiej przyrodzie jest kwestią czasu. Nie ma sposobu na zabezpieczenie „czystości genetycznej” gatunków dzikorosnących, jeśli są spokrewnione z gatunkami zmodyfikowanymi. Tkanki zmodyfikowanych roślin dzikich będąc zjadane przez różne bezkręgowce mogą powodować zmiany w składzie całych zespołów zwierzęcych w wyniku skomplikowanych łańcuchów pokarmowych. W tym świetle szczególnie groźne są amerykańskie i polskie (na SGGW) eksperymenty nad tworzeniem genetycznie zmodyfikowanych odmian wiatropylnych drzew (topoli, osiki, świerka). Zagraża to skażeniem transgenami całych biomów leśnych planety i być może powstaniem „GM lasów” pozbawionych setek tysięcy dzisiaj tam żyjących gatunków symbiotycznych (Chorąży 2007). To byłaby istna masakra bioróżnorodności. Podkreślamy, że wyżej omówione zagrożenia dotyczą zarówno przyrody na obszarach wykorzystywanych gospodarczo, jak i na terenach tworzonego od kilkudziesięciu lat systemu ochrony przyrody. Uwaga. W tekście tym odniesiono się głównie do zagrożeń związanych z uprawą roślin modyfikowanych genetycznie. Opisane zagrożenia dla różnorodności biologicznej dzikiej przyrody oraz rodzimych odmian i ras w rolnictwie wiążą się jednak również z importem ziarna na pasze, gdyż ich przewożenie i wykorzystywanie powoduje wiele sytuacji, w których ziarno to, a wraz z nim transgeny, przedostają się do środowiska – bezpośrednio lub z odchodami zwierząt. Bardzo ważne jest więc by szybko ograniczyć ten import, a wspierać rodzimą produkcję pasz wysokobiałkowych wolnych od GMO. Pytania podsumowujące Czy wszystkie te możliwe formy ryzyka są warte podjęcia tylko dlatego, że w mającej nadprodukcję żywności Polsce garstka ludzi chce jeszcze więcej zarobić, nawet kosztem zaburzeń w środowisku przyrodniczym i zepchnięcia wielu drobnych rolników ku bankructwu i bezrobociu; o wysokich zapewne kosztach zdrowotnych nie wspominając? Koszty strat będzie ponosić całe społeczeństwo i nawet następne pokolenia, którym zostawimy zaburzone środowisko. Szacuje się, że w kraju mamy ok. 3 000 ha upraw kukurydzy GM na „poletkach doświadczalnych” (Monsanto Europe, 2011), plus jakąś ilość w nierejestrowanych uprawach (niektórzy rolnicy poza kontrolą przywożą ziarno siewne z zagranicy). Mimo niedostateczności wiedzy o skutkach ubocznych, dotąd nie powołano multidyscyplinarnego zespołu dla bezstronnych, kilkuletnich (skutki ekologiczne nie ujawniają się od razu) badań gleboznawczych, ekologicznych i rolniczych, które pozwoliłyby na kompleksową ocenę wszelkiego rodzaju zagrożeń, jakie niesie GMO. Natomiast już pozwala się na ten swoisty i bardzo niebezpieczny „eksperyment”. Dlaczegoiii? iii Bibliografia (prof. em. dr hab. Ludwik Tomiałojć, prof. dr hab. Zbigniew Mirek) Andrzejewski R., Weigle A. (red.) 2003. Różnorodność biologiczna Polski. Narodowa Fundacja Ochrony Środowiska, Warszawa, s. 284. Chorąży M. 2007. (mscr.) Zagrożenia roślinami transgenicznymi. Dział Dokumentacji i Kancelarii Senatu, Warszawa, ss. 1-6. Lisowska K., Chorąży M. 2010. Genetycznie zmodyfikowane uprawy i żywność – przegląd zagrożeń. Nauka 4:127-136. Lisowska K., Chorąży M. 2011. Dlaczego mówimy nie dla GMO w polskim rolnictwie. Nauka 4/2011: 175-180. 10 Mirek Z. (przewodniczący) 2008. Stanowisko Komitetu Ochrony Przyrody PAN w sprawie uprawiania w Polsce roślin genetycznie zmodyfikowanych (GM). Kraków, 28.01.2008. Monsanto Europe, 2011. Annual monitoring report on the cultivation of MON 810 in 2010: Czech Republic, Poland, Portugal, Romania, Slovakia and Spain. Brussels. Tomiałojć L. 2003. Różnorodność biologiczna, jej wartość i stopień zagrożenia. W cyklu: Biologia dla ekonomii. Wrocławski Biul. Gospodarczy 30: 19-36. Tomiałojć L. 2010. Możliwe negatywne skutki ekologiczne upraw i pasz z niektórych roślin GM. Chrońmy Przyr. Ojczystą 5: 328-340. Tomiałojć L. 2011. Uprawy i pasze z kontrowersyjnych odmian GMO w Polsce: możliwe skutki ekologiczne i gospodarczo-społeczne. Biul. Komitetu Ochrony Przyrody PAN 2 (2011): 87-104. dr Stanisław Jaromi, OFMConv Wartość różnorodności biologicznej w kontekście zagrożenia uprawą organizmów modyfikowanych genetycznie (s. 30-32) Niedawny Międzynarodowy Rok Różnorodności Biologicznej mocno pokazał liczne argumenty za tezą, że bioróżnorodność jest wartością i to wartością dla całej naszej cywilizacji. Raz jeszcze uzmysłowiliśmy sobie, jak długie, bogate i pasjonujące są dzieje rozumienia przyrody, odkrywania jej rytmów i logiki oraz wpisywania ich w wielką historię świata. Obecnie oblicza się, że na Ziemi żyje 8,7 miliona gatunków, z czego 6,5 mln to gatunki lądowe. Okazuje się też, że na odkrycie, opisanie i skatalogowanie czeka wciąż 86% wszystkich gatunków lądowych i 91% morskich. Istnieje poważna obawa, że znaczna ich część zniknie na zawsze, zanim zdołamy je odkryć, policzyć, poznać, zachwycić się nimi. Dzieje się tak z wielu powodów, m.in. poprzez utratę naturalnych środowisk (różnoraka działalność człowieka na czele z wycinaniem lasów strefy umiarkowanej, a zwłaszcza tropikalnej oraz ich fragmentaryzacją), zanieczyszczenia środowiska, inwazję obcych gatunków, bezpośredniej eksploatacji i monokulturowych upraw na dużą skalę. Jakie zatem mogą być skutki przyspieszonego tempa znikania gatunków z przeobrażonego przez człowieka oblicza Ziemi? To złożony problem, który można rozpatrywać, co najmniej z kilku punktów widzenia: ekologicznego, ekonomicznego, etycznego i estetycznego. Nie wiemy i prawdopodobnie nigdy na pewno wiedzieć nie będziemy, ile gatunków musi istnieć, aby życie na Ziemi w obecnej formie mogło przetrwać. Jednakże nie brak poglądów alarmujących, które wśród konsekwencji zubożenia środowiska wymieniają zmiany klimatu oraz spadek wydajności pokarmowej i tlenotwórczej. Bardziej jednoznaczne są natomiast: a) względy ekonomiczne uświadamiające nam, że zawsze byliśmy i będziemy zależni od przyrody pod względem produkcji żywności oraz w znacznym stopniu w zakresie produkcji leków i odzieży, zaopatrzenia w opał itp. b) względy etyczne nakazujące uznać, że każde pokolenie ludzkie otrzymuje od przodków Ziemię w dzierżawę i jest moralnie zobowiązane oddać ją przyszłym pokoleniom w nie gorszym stanie; c) względy estetyczne wynikające z psychicznej potrzeby człowieka obcowania z piękną i bogatą przyrodą. Te wszystkie niezliczone formy, jakie w indywidualnym istnieniu przybrała żywa materia nie stanowią zbiorowiska przypadkowych elementów, lecz tworzą pewne zwarte systemy charakteryzujące się przepływem energii, krążeniem materii oraz wymianą informacji. To wszystko 11 pozwala stwierdzić, że życie w aspekcie ekologicznym ukazuje nam nową jakość. Świat przyrody (a więc organizmy, gatunki i ich populacje) jest wspaniale zorganizowany, tworzy kompleksowy system o ogromnej różnorodności. Różnorodność biologiczna, bioróżnorodność to terminy, które w powszechnym obiegu pojawiły się stosunkowo niedawno i stają się jednymi z centralnych w ekologii; mocno akcentują jako wartość rozmaitość wszelkich form życia na Ziemi. Należy ją rozpatrywać na różnych poziomach organizacji przyrody, w tym przede wszystkim: a) różnorodność genetyczną, a więc rozmaitość genów obecnych w pulach genowych populacji tych różnych gatunków; b) różnorodność gatunkową tj. rozmaitość wszystkich roślin, zwierząt i mikroorganizmów występujących na kuli ziemskiej; c) różnorodność ekosystemów, czyli rozmaitość środowisk, biocenoz i krajobrazów. Warto też dodać, iż owa rozmaitość organizmów w środowisku czyli bioróżnorodność nie jest prostym katalogiem różnych form życia, ale nową jakością decydującą o porządku w przyrodzie i wpływającą na przestrzenną i czasową ekspansję życia. Ma więc cechy wspólnoty tworzącej najlepsze środowisko życia i wzrastania dla człowieka. Dobry stan środowiska naturalnego jest podstawowym warunkiem rozwoju ludzkości. Różnorodność biologiczna ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa zasobów żywności i wody oraz ochrony przed katastrofami ekologicznymi. Jej utrata zwykle oznacza utratę zasobów ryb i lasów, spadek produkcji rolnej, żyzności gleby i ograniczenie zasobów wody pitnej. Można zatem zaryzykować twierdzenie, iż od różnorodności biologicznej zależy jakość życia człowieka. A ignorowanie tych prawd, niechęć do respektowania całości praw przyrody prowadzi do degradacji i śmierci. Niestety, dopiero sytuacja kryzysu ekologicznego i jego następstwa w postaci chorób i przedwczesnych zgonów uświadomiły nam złożoność sytuacji. Instrumentalne i koniunkturalne podejście do przyrody spowodowało zerwanie harmonii w świecie i zatracenie sieci powiązań; w tym przede wszystkim zgubienie postrzegania Ziemi, jako Bożego daru i matki karmicielki. Pole uprawne jest czymś więcej niż jedynie kawałkiem ziemi o takim a takim dochodzie; las czy jezioro to nie tylko teren rekreacyjny... Takie pełniejsze postrzeganie świata przyrody niesie w sobie szereg ważnych postulatów etycznych i filozoficznych. Obraz przyrody, w którym jest miejsce na dostrzeżenie jej wartości owocuje nową odpowiedzialnością i solidarnością, owocuje próbą odbudowania aksjologii w naszej relacji do przyrody. Przykłady owej nowej odpowiedzialności widzimy w obecnej debacie nt. GMO. Jej efektem jest, że dziewięć z 27 krajów członkowskich UE zabroniło uprawy roślin modyfikowanych genetycznie, a rośliny te były uprawiane tylko w siedmiu z 27 krajów. Niemcy zakazały upraw kukurydzy GMO, ponieważ „nie zbadane są konsekwencje długofalowego spożywania GMO przez ludzi”. Austria - ponieważ „nie da się zachować różnorodności biologicznej, jeśli wprowadzi się do przyrody rośliny GMO”. Francja - gdyż „rośliny GMO krzyżują się zanieczyszczając ekologiczne uprawy”. Włochy - ponieważ „proces uwolnienia organizmów GMO do przyrody jest nieodwracalny”. Okazuje się zatem, że debata trwa i różnice zdań są znaczące. Sami naukowcy nie są zgodni w wielu kwestiach związanych z technikami GMO, ich bezpieczeństwem zdrowotnym, ekologicznym i gospodarczym. Potrzebna jest zatem odwaga myślenia i zgoda na argumenty filozoficzne i etyczne. Przyglądając się zatem z takiego punktu widzenia owej debacie nasuwają się następujące kwestie. Nauka i praktyka mówi, że najlepszą metodą ochrony zasobów genowych roślin użytkowych jest ich zachowanie in situ w środowisku naturalnym, zatem w jaki sposób owe technologie hodowli zwierząt czy uprawy roślin mogą istnieć obok żywej przyrody? Czy nie jest tak, że trwale naruszają one naturalne zależności między organizmami, ów niezwykle delikatny system życia, że następuje nieodwracalne biologiczne skażenie życia? 12 Rozległe spectrum nauk współczesnych odkrywa przed nami wielkie bogactwo i zróżnicowanie żywego świata, dlaczego zatem próbuje się sprowadzić fenomen życia jedynie do wyników ilościowych? Obserwując choćby konsekwencje tzw. Terminator Technology, gdzie nasiona roślin zawierają zmodyfikowany gen uniemożliwiający ich kiełkowanie, pojawia się pytanie, czemu to służy? Skąd bierze się postawa traktująca istoty żywe jako automaty, którymi można dowolnie manipulować, a ich geny jako oprogramowanie, którym można się bawić bez konsekwencji? Etyk musi pytać również o konteksty społeczne projektu i widzi, że akcent kładzie się raczej na technologię i prawa patentowe, pomijając tradycje rolnicze, lokalną kulturę upraw, współpracę między gospodarzami i ignorując ich odpowiedzialność i miłość do Ziemi. Czy tworząc rolnictwo bez rolnika nie skazujemy milionów mieszkańców wsi na nędzę i wykluczenie społeczne? Wreszcie widząc liczne lęki i obawy typu, że odbywa się na nas, ludziach gigantyczny eksperyment, testujący naszą odporność na żywność zmodyfikowaną genetyczne, zastanawiam się, dlaczego brak poważnej debaty społecznej czy projektów edukacyjnych w tym temacie. Tematyka Międzynarodowego Roku Różnorodności Biologicznej była w następnym roku kontynuowana przez Międzynarodowy Rok Lasów akcentując wartość naturalnych, dzikich ekosystemów. Może pora, aby kolejny rok poświęcono rolnictwu, bezpieczeństwu żywieniowemu i kulturze agrarnej… mgr inż. Dorota Metera, Członek Zarządu Grupy Europejskiej w Międzynarodowej Federacji Rolnictwa Ekologicznego Koegzystencja czy współistnienie upraw roślin modyfikowanych genetycznie i upraw tradycyjnych i ekologicznych? Koszty i efektywność na przykładach wybranych krajów (s. 37-43) Rozwijające się powoli od lat osiemdziesiątych uprawy roślin genetycznie modyfikowanych, które stanowią zagrożenie dla czystości upraw tradycyjnych i ekologicznych zapoczątkowały dyskusję na temat koegzystencji czyli współistnienia tych upraw. W dyskusji tej chodzi o to, czy możliwa jest koegzystencja różnych systemów upraw bez powodowania zanieczyszczenia upraw ekologicznych i tradycyjnych oraz czy są możliwości takiego ich rozgraniczenia, by mieć pewność, że zanieczyszczenia z powodu GMO nie przedostaną się na pola z uprawami ekologicznymi i tradycyjnymi oraz do całego łańcucha produkcyjnego. O koegzystencji i współistnieniu trzeba bowiem dyskutować w aspekcie współistnienia na rynku produktów rolnych wolnych od GMO i tych z GMO – a więc w procesie ich magazynowania, przetwarzania, transportowania i przechowywania w miejscach sprzedaży. Komunikat Komisji dla Rady i Parlamentu Europejskiego - Sprawozdanie w sprawie wdrożenia krajowych środków w zakresie współistnienia upraw genetycznie modyfikowanych oraz upraw tradycyjnych i ekologicznych definiuje koegzystencję następująco: „Współistnienie upraw 13 polega na zapewnieniu rolnikom praktycznej możliwości wyboru pomiędzy hodowlą upraw tradycyjnych i ekologicznych oraz upraw genetycznie zmodyfikowanych (GMO).”4 Niestety zarówno rolnicy tradycyjni i ekologiczni w wielu krajach świata, ale także właściwe urzędy mogą stwierdzić w oparciu o udowodnione przypadki zanieczyszczeń żywności i produktów rolnych przez GMO, że ani rolnicy, ani konsumenci nie mają już wyboru, jeśli wprowadza się uprawę roślin genetycznie modyfikowanych. Uprawy roślin zmodyfikowanych w Polsce O wiarygodności informacji przywołanego wyżej „Komunikatu” może świadczyć, oprócz błędów merytorycznych w tłumaczeniu na język polski (np. użycie słowa „hodowli” zamiast „uprawy”), chociażby poniższy akapit: „Wszystkie państwa członkowskie utworzyły krajowy rejestr upraw genetycznie zmodyfikowanych, który jest publicznie dostępny, przy czym istnieją różnice w poziomie szczegółowości dostępnych informacji na temat hodowli upraw genetycznie zmodyfikowanych.” Wbrew temu stwierdzeniu Polsce dotychczas nie istnieje żaden rejestr upraw genetycznie zmodyfikowanych, co nie oznacza niestety, że takich upraw w Polsce nie ma. Natomiast w doniesieniach Niezależnej Agencji Prasowej (w rzeczywistości jest to agencja reklamowa i firma lobbingowa) i EuropaBio (The European Association for Bioindustries) przewijają się informacje zaczerpnięte z raportów Monsanto, że w Polsce w 2008 r.5, 2009 r.6 i 2010 r.7 uprawiano 3000 ha roślin modyfikowanych genetycznie. Raporty firmy Monsanto Europe S.A. są z pewnością przesyłane do wiadomości Komisji Europejskiej, są także publicznie dostępne na stronach internetowych, jednak - o ile wiadomo - nie wywołują na razie żadnej reakcji ze strony Komisji, co jednak może się zmienić. Także Ministerstwo Środowiska poinformowało w 2010 r., że „W związku z brakiem uregulowań prawnych dotyczących upraw resort środowiska oraz resort rolnictwa nie dysponują oficjalnymi danymi na temat całkowitej powierzchni upraw kukurydzy MON 810 w Polsce. Informacje na temat uprawy tej rośliny pochodzą od producentów i nie są danymi wiarygodnymi, które można potwierdzić.”8 Podsumowując: ponieważ w naszym kraju dotychczas nie jest dostępny do publicznej wiadomości rejestr upraw genetycznie zmodyfikowanych, polscy rolnicy tradycyjni i ekologiczni pozbawieni są nawet informacji o lokalizacji uprawach roślin genetycznie modyfikowanych, nie mówiąc o braku możliwości monitorowania zanieczyszczeń czy zapobiegania zanieczyszczeniom. Tymczasem opierając się na wypowiedzi Daciana Cioloșa, Komisarza do spraw Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich „Zgodnie z art. 26a dyrektywy 2001/18/WE(1) odpowiedzialność za środki prawne mające na celu zapobieżenie niezamierzonemu współwystępowaniu GMO spoczywa na państwach członkowskich.”9 Warunki te nie są przez Polskę spełnione. 4 KOMUNIKAT KOMISJI DLA RADY I PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO, Sprawozdanie w sprawie wdrożenia krajowych środków w zakresie współistnienia upraw genetycznie modyfikowanych oraz upraw tradycyjnych i ekologicznych, KOM(2006) 104, Bruksela, dnia 9.3.2006 5 Annual monitoring report on the cultivation of MON 810 in 2008 Czech Republic, Poland, Portugal, Romania, Slovakia, and Spain, MONSANTO EUROPE S.A., July 2009, 6 Annual monitoring report on the cultivation of MON 810 in 2009 Czech Republic, Poland, Portugal, Romania, Slovakia, and Spain, MONSANTO EUROPE S.A., August 2010, 7 Annual monitoring report on the cultivation of MON 810 in 2010 Czech Republic, Poland, Portugal, Romania, Slovakia, and Spain, MONSANTO EUROPE S.A., July 2011, 8 Pismo pani Agnieszki Dalbiak, Dyrektora Departamentu Ochrony Przyrody w Ministerstwie Środowiska, znak: DOPgmo-076-8/22573/10/MG z dnia 11 maja 2010 r. 9 Odpowiedź udzielona przez komisarza Daciana Cioloșa w imieniu Komisji, E-2244/2010, 25 maja 2010 r. na pytanie pisemne skierowane w dniu 9 kwietnia 2010 r. przez Janusza Wojciechowskiego (ECR) do Komisji Europejskiej w przedmiocie: Uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych (GMO) zakładanych bez powiadomienia odnośnych władz krajowych: „Czy zdaniem Komisji w świetle obowiązujących przepisów wspólnotowych dopuszczalne jest zakładanie upraw genetycznie zmodyfikowanych kukurydzy MON 810 bez jakiejkolwiek procedury administracyjnej oraz bez powiadomienia o tym odpowiednich władz krajowych, a także bez powiadomienia właścicieli gruntów sąsiadujących z takimi plantacjami? Czy jest dopuszczalne, aby w kraju 14 Zanieczyszczenia domieszką GMO w doświadczeniach różnych krajów Wyżej wspomniany „Komunikat” przywołuje „chlubny wyjątek Hiszpanii”, jako kraju o największej powierzchni upraw roślin modyfikowanych genetycznie. Tymczasem od 1998 r., kiedy rozpoczęto w Hiszpanii uprawę transgenicznych odmian kukurydzy, stwierdza się coraz liczniejsze przypadki zanieczyszczenia pól kukurydzy w uprawach tradycyjnych i ekologicznych. W latach 20032007 aż w 16 gospodarstwach ekologicznych stwierdzono zanieczyszczenia kukurydzy przez pyłek kukurydzy GMO na poziomie od 0,03 do 12,6%. We wszystkich przypadkach jednostki certyfikujące cofnęły certyfikaty producentom, wskutek czego stracili oni możliwość sprzedania kukurydzy jako ekologicznej, która ma wyższą cenę10. Podobne przypadki zanieczyszczenia ekologicznego rzepaku stwierdzono w Kanadzie, soi – w Japonii, Korei oraz papai na Hawajach, wskutek czego producenci stracili tradycyjny rynek zbytu w Japonii i Unii Europejskiej. We wrześniu 2010 r. w Szwecji na polach transgenicznej odmiany ziemniaków „Amflora” znaleziono rośliny niezatwierdzonej odmiany transgenicznej „Amadea”, jak ustalono - z powodu „błędu ludzkiego” popełnionego przez pracowników firmy Plant Science Sweden, szwedzkiej spółki-córki koncernu chemicznego BASF11. Szwedzkie urzędy zażądały usunięcia roślin odmiany „Amadea”, zezwalając na dalszą uprawę odmiany „Amflora”, mimo stwierdzonego zanieczyszczenia i nakazały BASF podobne postępowanie w uprawach w Niemczech i Republice Czeskiej. Wysokie koszty nadzorowania upraw i brak społecznej akceptacji upraw roślin transgenicznych w Unii Europejskiej skłoniły BASF do podjęcia decyzji o wycofaniu się z dalszych planów uprawy genetycznie modyfikowanych ziemniaków w UE. W internetowym rejestrze zanieczyszczeń produktów rolnych i żywności przez GMO (GM Contamination Register)12 tylko w 2011 r. opisano 23 przypadki zanieczyszczenia produktów rolnych i żywności przez GMO, w tym również formami niedopuszczonymi do obrotu w UE. W Polsce, w kwietniu 2011 r. zanotowano obecność w makaronie ryżowym niezatwierdzonej formy ryżu LL601; przypadek zgłoszony przez polskie władze do The Rapid Alert System for Food and Feed (RASFF). W 2009 r. w Szwecji stwierdzono partię kukurydzy z Polski zanieczyszczoną GMO na poziomie 3,9% kukurydzy MON 810 i nieoznakowaną jako GMO, choć przepisy mówią o obowiązku takiego znakowania, jeśli produkt zawiera powyżej 0,9% GMO13. Szwedzcy producenci poszukujący paszy wolnej od GMO dla bydła mlecznego do produkcji mleka od zwierząt żywionych paszą wolną od GMO, zapewne nigdy już nie uwierzą w słynną jakość tradycyjnych i zdrowych polskich produktów rolnych.14 Mało znany jest przypadek polskiej firmy produkującej przez kilka lat certyfikowane pasze ekologiczne, która z powodu technicznie nieuniknionego zanieczyszczenia surowców ekologicznych przez przetwarzane na tej samej linii produkcyjnej surowce genetycznie modyfikowane, mimo czyszczenia urządzeń, nie była w stanie zapobiec zanieczyszczeniu pasz ekologicznych przez GMO. Po wielu próbach zapobiegania zanieczyszczeniu i poniesieniu wysokich kosztów na analizy GMO, firma ta w 2010 r. zaprzestała produkcji pasz ekologicznych, a polscy producenci jaj ekologicznych zmuszeni są sprowadzać znacznie droższe ekologiczne pasze z Niemiec i Holandii. Miód zanieczyszczony GMO nie może być sprzedawany bez zezwolenia członkowskim znajdowały się uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych, nieobjęte rejestracją i kontrolą odnośnych władz państwa członkowskiego?” 10 Hewlett K.L. The Economic Impacts of GM Contamination Incidents on the Organic Sector, 16th IFOAM Organic World Congress, Modena, Italy, June 16-20, 2008, 11 Cause of starch potato comingling identified, BASF Plant Science, News release, September 24, 2010, 12 GM Contamination Register, http://gmcontaminationregister.org, 13 Sweden’s Lantmännen embarassed by 3,9% GMO content in maize for dairy cows, Trace Consult, 20 July 2009, www.traceconsult.com/index.php?option=com_content&view=article&id=125:swedens-lantmaennenembarrassed-by-39--gmo-content-in-maize-for-dairy-cows&catid=47:newsticker&Itemid=50&lang=en 14 http://www.traceconsult.com/index.php?option=com_content&view=article&id=125:swedens-lantmaennenembarrassed-by-39--gmo-content-in-maize-for-dairy-cows&catid=47:newsticker&Itemid=50&lang=en 15 Kolejną „ofiarą” uprawy genetycznie modyfikowanej kukurydzy padł miód - produkt kojarzony przez konsumentów jako „naturalny” i pro-zdrowotny. We wrześniu 2011 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że miód oraz uzupełniające pszczelarskie preparaty odżywcze, zanieczyszczone pyłkiem z sąsiadujących upraw kukurydzy GMO, nie mogą być sprzedawane bez zezwolenia15. Orzeczenie dotyczyło sporu między niemieckim pszczelarzem Hansem Bablokiem, a krajem związkowym Bawarii Freistaat Bayern, który jest właścicielem gruntów, na których w celach badawczych była uprawiana kukurydza MON 810, a która to była powodem zanieczyszczenia miodu w pasiece Hansa Babloka. Wysiłek przestrzegania zasad koegzystencji zawodzi Nawet w krajach, które słyną z przestrzegania prawa, ani rolnicy ani konsumenci nie mają pełnej pewności co do zachowania czystości odmianowej. Zanieczyszczenia stale się pojawiają, mimo wyznaczania stref buforowych, np. w Niemczech (przed wprowadzeniem zakazu uprawy kukurydzy MON810 w 2009 r.) obowiązywały odległości - 150 m od upraw tradycyjnych, 300 m - od upraw ekologicznej kukurydzy, od obszarów chronionych - 1000 km, we Flandrii - 200 m, w Walonii - 800 m16. Mimo tych zabezpieczeń, corocznie powtarzają się incydenty konieczności niszczenia przez urzędy państwowe nielegalnych upraw kukurydzy GMO jak w lipcu 2011 r. na Węgrzech17. Niemożliwość zapewnienia skutecznej koegzystencji: średnia wielkość działki rolnej - 1,7 ha, wysoki udział gospodarstw ekologicznych – ok. 15 % całkowitej liczby gospodarstw, a także oczekiwania konsumentów co do żywności wolnej od GMO, przyczyniły się do decyzji rządu Austrii, wspartej dowodami naukowymi, by zabronić upraw roślin modyfikowanych genetycznie18. Trudno przewidzieć jakie będą dalsze skutki upraw roślin modyfikowanych genetycznie, zwłaszcza w przypadku braku monitorowania i kontroli, jak ma to miejsce w naszym kraju. Należy jednak spodziewać się problemów z eksportem i strat finansowych u producentów i eksporterów. Trzeba także wziąć pod uwagę biologiczne cechy roślin i ich zachowanie się w środowisku, na co zwraca uwagę Europejski Komitet Społeczno-Ekonomiczny w swojej opinii z 2005 r.: „Obecny stan wiedzy dotyczący krzyżowania się, rozmnażania i możliwości przetrwania roślin zmodyfikowanych genetycznie nie pozwala na żadne wiarygodne przewidywania dotyczące możliwości koegzystencji.”19 O wiele trudniejsze i bardziej kosztowne jest zapewnienie „współistnienia” produktów rolnych modyfikowanych genetycznie w łańcuchu produkcyjnym od zbioru produktów rolnych z pól, przez transport, magazynowanie i przetwarzanie. Praktyczne wnioski można było już wyciągnąć z historii wycofywania z rynku USA - ze względu na możliwe działanie alergizujące - przez organ ds. ochrony środowiska (EPA) w 2000 r. genetycznie zmodyfikowanej odmiany kukurydzy „Starlink”. Proces wycofywania zanieczyszczonego materiału siewnego kosztował prawie miliard dolarów, a skutków zanieczyszczenia nie udało się jednak w pełni wyeliminować aż do dnia dzisiejszego. W Stanach Zjednoczonych w 2003 r. jeszcze w ponad 1% badanych próbek stwierdzono ślady kukurydzy „Starlink”20. Utrzymanie czystości materiału siewnego Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Komunikat prasowy nr 79/11, Wyrok w sprawie C-442/09 Karl Heinz Bablok i in./Freistaat Bayern, Luksemburg, 6 września 2011 r. 16 www.biosicherheit.de/koexistenz/449.europaeischer-flickenteppich.html 17 www.budapesttimes.hu/index.php?option=com_content&task=view&id=19839&Itemid=221 18 Assessing Socio-Economic Impact of GMOs, Issues to Concider for Policy Development, Final report, Bundesministerium für Gesundheit, Oktober 2010, 19 Opinia Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego w sprawie koegzystencji upraw zmodyfikowanych genetycznie z uprawami tradycyjnymi i ekologicznymi (2005/C 157/29), Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej, C 157/155 z 28.6.2005 20 Opinia Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego w sprawie koegzystencji upraw zmodyfikowanych genetycznie z uprawami tradycyjnymi i ekologicznymi (2005/C 157/29), Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej, C 157/155 z 28.6.2005 15 16 Najtrudniejszym ogniwem w łańcuchu produkcji żywności jest produkcja materiału siewnego i nasadzeniowego. O ile znakowanie żywności i pasz zawierających GMO lub wyprodukowanych z GMO jest w UE uregulowane prawnie, to nie obejmuje ono materiału siewnego i nasadzeniowego, który jest przecież kluczowy w łańcuchu produkcji żywności, gdyż reprodukcja materiału siewnego następuje w stosunku 1:40 do 1:1000 razy, w zależności od gatunku. W UE sprawa wprowadzenia oznaczeń progów dla przypadkowej obecności genetycznie modyfikowanych organizmów w nasionach tradycyjnych i ekologicznych jest przedmiotem dyskusji od kilku lat. Tymczasem zwlekanie z uregulowaniem tego zakresu może przynieść fatalne skutki, gdyż zanieczyszczenie materiału siewnego może mieć charakter samonapędzający, o dużym wpływie na rynki produktów rolnych, co więcej – może stanowić to problem, nawet gdy genetycznie zmodyfikowane odmiany zostaną już wyrejestrowane. Dowodem na to może być przypadek lnu „CDC Triffid”, który decyzją Flax Council of Kanada (Kanadyjska Rada ds. Lnu) miał być zniszczony w 2001 r., jednak len zanieczyszczony nasionami lnu odmiany „Triffid” był znajdowany na nawet jeszcze w 2009 r. w 28 krajach świata, m.in. w Polsce, Chorwacji, Islandii, Południowej Korei, Tajlandii i na Mauritiusie21. Kanadyjskie media szacowały koszty zanieczyszczenia lnu odmianą „Triffid” na ogólną sumę ponad 300 milionów dolarów kanadyjskich rocznie22. Inne przypadku zanieczyszczenia nasion niezatwierdzonymi odmianami GMO w USA dotyczyły kukurydzy (przez „StarLink” w 2000 r., „Prodigene” w 2002 r., „Syngenta Bt10” w 2004 r., ryżu „Liberty Link 601” i „Liberty Link 604” w 2006 r. oraz kukurydzy „Event 32” w 2008 r.) oraz setki przypadków w nasionach pochodzących z krajów Unii Europejskiej, co wykazały badania British Government’s Central Science Laboratory23. Na podstawie analiz ekonomicznych i technicznych wydaje się celowe wprowadzenie niskich („zerowych”) progów dla przypadkowej obecności w materiale siewnym domieszki nasion odmian dopuszczonych do obrotu nasion. „Zerowy” próg powinien być zdefiniowany jako próg poniżej 0,1%, na wzór z austriackiego rozporządzenia w sprawie zanieczyszczenia materiału siewnego organizmami zmodyfikowanymi genetycznie oraz znakowania odmian GMO i materiału siewnego odmian GMO (Saatgut-Gentechnik Verordnung, 2001). Ze względu na fakt, że powierzchnia upraw nasiennych stanowi zaledwie mały ułamek całkowitej powierzchni gruntów rolnych można przyjąć, że łączne koszty segregacji dla całego łańcucha produkcji żywności mogłyby być najmniejsze, gdyby najsurowsze środki były stosowane w produkcji nasion materiału siewnego, gdzie działania te byłyby stosunkowo tanie. Można stwierdzić, że nie ma przeszkód dla zastosowania w Europie omówionych środków ochrony czystości nasion kukurydzy. Znacznie trudniejszy problem pojawia się w odniesieniu do gatunków roślin, takich jak rzepak, które są zdolne do krzyżowania i krzyżowania wstecznego na duże odległości i wykazują długi okres spoczynku nasion przy zachowaniu zdolności kiełkowania. Koszty koegzystencji Obecny margines bezpieczeństwa 0,9% dla oznakowania możliwego przypadkowego lub technicznie nieuniknionego występowania składników GM w paszy i żywności wymaga znacznych nakładów inwestycyjnych i wysokich rocznych kosztów przy produkcji żywności w Europie. Całkowite koszty koegzystencji dla przeciętnego przedsiębiorstwa zajmującego się przetwórstwem żywności lub pasz w UE szacuje się na sumy od około 50.000 euro do 770.000 euro rocznie24. Na koszty te składają się m.in.: działania mające na celu zapobieganie zanieczyszczeniom przez GMO, 21 Europe finds GMO in 11 Canada flax shipments, http://www.reuters.com/article/2009/10/05/trade-gmo-flaxidUSN0537374020091005 22 Mittelstaedt M., Attack of the Triffids has flax farmers baffled, The Globe and Mail, 27 October 2009. 23 Then Ch, Stolze M., Economic impact of labelling treshhold for the adventitious presence of genetically engineerd organisms in conventional and organic seed, IFOAM EU Group, Brussels, December 2009, 24 Ibidem. 17 zapewnienie oddzielnych pomieszczeń magazynowych, maszyn i opakowań lub czyszczenie ich, koszty przerw w produkcji na przeprowadzanie działań wcelu oddzielenia produktów i czyszczenia linii produkcyjnych i transportowych, szkolenia dla pracowników przedsiębiorstw transportowych, przetwórczych i handlowych w zakresie wdrażania procedur mających na celu zapobieganie zanieczyszczeniom przez GMO, monitorowanie zanieczyszczenia, koszty badań próbek i dodatkowe audyty. Progi ponad 0,1% dla przypadkowej obecności nasion genetycznie modyfikowanych w niemodyfikowanych partiach przypuszczalnie doprowadzą do wzrostu tych kosztów i związanych z nimi obciążeń dla rolników, przetwórców żywności i pasz, hurtowników i sprzedawców detalicznych. Ocenia się, że np. zagwarantowanie zapewnienie zanieczyszczenia na poziomie poniżej 0,1%, wymagane przez producentów artykułów spożywczych, skrobi i paszy dla zwierząt, pociąga za sobą dodatkowe koszty w wysokości ponad 3 euro za tonę. Trzeba przy tym podkreślić, że koszty te nie są ponoszone przez producentów odmian GMO, a przez tych, którzy chcą wykazać, że ich produkty są wolne od GMO i instytucje publiczne. Całkowite koszty tzw. koegzystencji są trudne do oszacowania, gdyż różnią się znacznie dla poszczególnych krajów członkowskich w zależności od rodzaju produkcji, stopnia wdrożenia prawa europejskiego i krajowego oraz kultury jego przestrzegania. Eksperci szacują koszty ponoszone na utrzymanie produkcji żywności wolnej od GMO w Unii Europejskiej i Japonii na ponad 100 milionów dolarów amerykańskich rocznie.25 Kto powinien ponosić koszty koegzystencji? Jeżeli wkrótce miałyby zapaść decyzje dotyczące zgody na uprawy GMO w Polsce i dotyczące zasad prowadzenia tych upraw, uprzednio muszą być uregulowane prawnie kwestie kosztów koegzystencji. Przepisy muszą być tak skonstruowane, aby zapobiec przerzucaniu kosztów na tradycyjnych i ekologicznych rolników i przetwórców oraz na społeczeństwo (podatników). Kluczową kwestią jest, aby kosztami koegzystencji w Polsce obciążone były podmioty wprowadzające produkty GMO do łańcucha produkcji rolnej na zasadzie „zanieczyszczający płaci”. Zgoda na uprawy GMO oznacza bowiem zwiększone koszty produkcji produktów niezmodyfikowanych genetycznie, wynikające z zastosowania wymaganych środków koegzystencji. Koszty te nie powinny przekładać się na wyższe ceny produktów wolnych od GMO i nie powinien ich ponosić producent produkujący produkty rolne i żywnościowe bez użycia GMO. Bezwzględnie kosztami tymi powinien być obciążony podmiot wprowadzający GMO do produkcji rolnej na zasadzie „zanieczyszczający płaci”. W przeciwnym przypadku prowadziłoby to do ograniczenia swobody wyboru szczególnie wśród uboższych konsumentów, a produkcja rolnicza bez zastosowania GMO nie może być zagrożona wzrostem kosztów i cen i sprowadzona do produkcji niszowej wskutek bezkarnego zanieczyszczania łańcucha produkcji rolnej, przetwórstwa żywności i handlu przed podmioty, które dostarczaniem i używaniem GMO wymuszają stosowanie takich środków bezpieczeństwa. Należy także zwrócić uwagę na fakt, że nie są obecnie znane firmy ubezpieczeniowe, które oferowałyby ubezpieczenia na wypadek skarg cywilnych, a odpowiedzialność indywidualna za koszty poniesione przy wdrażaniu działań w celu uniknięciu szkód (testy, monitorowanie i inne środki w celu uniknięcia krzyżowania i zanieczyszczenia GMO) jest trudna do zrealizowania prawnie. Kosztów tych nie powinno przejmować też państwo, gdyż nie powinny one obciążać wszystkich podatników. Pamiętać należy również, że państwa członkowskie otrzymały również na podstawie-dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2001/18/WE z dnia 12 marca 2001 r. w sprawie-zamierzonego uwalniania do środowiska organizmów zmodyfikowanych genetycznie i uchylającej dyrektywę Rady 90/220/EWG obowiązek ustanowienia rejestrów, w których 25 ibid. 18 odnotowywane będzie miejsce, w którym prowadzi się uprawę GMO oraz obowiązek monitorowania i kontrolowania GMO wprowadzonych do obrotu. Wiąże się to ze skutkami dla finansów publicznych, gdyż muszą być zaplanowane i uruchomione środki konieczne do wdrożenia i nadzorowania wywiązywania się odpowiednich organów państwowych z tych obowiązków, w tym szkolenia pracowników odpowiednich służb, wykonywania regularnych kontroli, prowadzenia niezależnych laboratoriów i testowania próbek produktów. W dobie kryzysu obarczanie budżetu naszego kraju tak wysokimi kosztami jest nieuzasadnione, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że korzyści osiągane z upraw GMO dotyczyłyby jedynie wąskiej grupy producentów nasion i środków ochrony roślin związanych z konkretnymi odmianami GMO, nielicznej grupy wielkoobszarowych producentów rolnych, a nie szerokiej rzeszy rolników, a w żadnym przypadku konsumentów. Podsumowanie Biorąc pod uwagę omówione aspekty współistnienia upraw GMO i upraw tradycyjnych oraz ekologicznych należy oczekiwać następujących problemów: zanieczyszczenia przez przepylenie z sąsiadującymi uprawami roślin zmodyfikowanych genetycznie, roślin dzikorosnących przekrzyżowanych z roślinami zmodyfikowanymi genetycznie i roślinami pozostałymi po poprzednich latach uprawy, możliwości zmieszania nasion odmian tradycyjnych i odmian modyfikowanych genetycznie podczas produkcji materiału siewnego, siewu, zbioru, traktowania pozbiorczego np. suszenia, transportu w pojemnikach i luzem w środkach transportu np. przyczepach, przechowywania w silosach i magazynach, przypadkowego rozprzestrzeniania się nasion podczas transportu wzdłuż dróg i torów kolejowych, zasoby nasion w glebie i przemieszczania ich podczas uprawek rolnych, prac ziemnych np. wykopów, nasiona w wykopywanej glebie używanej do celów budowlanych i ogrodniczych, przenoszenie przez zwierzęta, niekontrolowane rozprzestrzenianie się roślin w środowisku, najpierw z przydroży, miedz i innych siedlisk, nielegalnych upraw roślin zmodyfikowanych genetycznie, zanieczyszczenia przez GMO podczas magazynowania i przetwarzania produktów rolnych podczas procesów produkcji żywności, kosztów monitorowania wdrożenia działań mających na celu zachowania czystości produktów rolnych i żywności i ochrony przed zanieczyszczeniem przez GMO, kosztów dodatkowego znakowania produktów rolnych i żywności podczas całego procesu produkcji oraz znakowania żywności oferowanej konsumentom i pasz oferowanym hodowcom zwierząt, potencjalnego zanieczyszczenia przez GMO produktów znakowanych z odniesieniem do rolnictwa ekologicznego, regionalnych i tradycyjnych marek jakościowych i gwarancji pochodzenia, które odgrywają coraz większą rolę przy sprzedaży produktów wysokiej jakości po wyższych cenach i sprzyjają rozwojowi regionalnemu. Omówione problemy i koszty nie mają szans być zrekompensowane potencjalnymi zyskami z uprawy GMO. Biorąc pod uwagę powyższe, w pełni podzielam opinię Europejskiego Komitety Ekonomiczno- Społecznego, że „uprawy GMO muszą być zabronione, jeśli miałyby one uniemożliwić lub w znaczący sposób utrudnić produkcję rolniczą roślin tego samego lub pokrewnego gatunku bez GMO.”26 prof. nadzw. dr hab. Katarzyna Lisowska, Członek Komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska, biolog molekularny Opinia Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego w sprawie koegzystencji upraw zmodyfikowanych genetycznie z uprawami tradycyjnymi i ekologicznymi (2005/C 157/29), Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej, C 157/155 z 28.6.2005 26 19 Głos w dyskusji – odpowiedz na pytania skierowane do uczestników Forum Jakie będą w perspektywie najbliższych 20-30 lat – ekonomiczne, społeczne i środowiskowe konsekwencje wprowadzania do polskiego rolnictwa upraw roślin modyfikowanych genetycznie, a jakie konsekwencje wprowadzenia zakazu ich uprawy? Zgodnie z Konstytucją RP, podstawą ustroju rolnego ma być gospodarstwo rodzinne. Błędne koncepcje przekształceń polskiego rolnictwa po roku 1989 doprowadziły do bankructwa ponad 1,5 mln drobnych gospodarstw rolnych. „Restrukturyzacja” rolnictwa prowadzona w Polsce nie ma celów społecznych; ma charakter destrukcyjny: generuje bezrobocie, rosnące obszary biedy na wsi, kumulację ziemi w wielkoobszarowych gospodarstwach. Zezwolenie na komercyjne uprawy odmian GMO spowoduje dalsze nasilenie tych niekorzystnych procesów. Polska nie ma żadnego powodu, by sięgać po uprawy GMO, mając nadprodukcję własnej, cieszącej się dobrą marką i renomą żywności. Wprowadzenie do obrotu i uprawy roślin GMO zagraża głównym priorytetom w rozwoju polskiego rolnictwa i strategii eksportu naszych produktów rolnych, które mają dobrą markę na rynkach europejskich, preferujących żywność bez GMO. Konkurentom zagranicznym może zależeć na wymuszeniu na Polsce zgody na uprawy GMO, aby podważyć nasz atut czystej ekologicznie i genetycznie żywności. Olbrzymia presja polityczna na poszerzanie światowego areału upraw zbóż GMO i metody, jakimi jest to realizowane, rodzi zasadnicze obawy i wątpliwości w zakresie skutków socjoekonomicznych. Podstawą do rozważań nad grożącymi nam negatywnymi skutkami może być obecna sytuacja w USA, gdzie od kilkunastu lat testowana jest technologia GMO w rolnictwie. Należy zadać następujące pytania: Czy upowszechnianie się modelu agrobiznesowego i prymat koncernów agrochemicznych nie zagraża niezależności tradycyjnych rolników? Kontrakty z firmami nasiennymi (technology agreements) zmuszają amerykańskich rolników nie tylko do corocznego zakupu nowego ziarna siewnego, ale także pestycydów oferowanych przez tę samą firmę. Przykładowo, w 2003 roku, dzięki tego typu kontraktom, firma Monsanto zarobiła zaledwie 1.6 miliarda na sprzedaży ziarna GMO, wobec 3.1 miliarda USD na sprzedaży pestycydów. W celu kontroli przestrzegania kontraktów oraz ścigania przypadków uprawy odmian GMO bez licencji, Monsanto zatrudnia do inspekcji pól w USA znaną z brutalnych metod działania Agencję Pinkertona. Od połowy lat 90tych XX wieku do roku 2007, Monsanto złożyła w sądach ponad 112 pozwów przeciw 372 rolnikom i 49 drobnym przedsiębiorstwom rolnym, o łamanie praw patentowych. Wyroki w 57 wygranych sprawach przyniosły Monsanto łącznie ponad 21,5 mln USD. Średni wyrok opiewał na ok. 385 tys. USD, a najwyższy (sprawa Andersona) na ponad 3 mln USD. Dzisiaj z kolei toczy się postępowanie sądowe przeciwko Monsanto wytoczone przez tysiące rolników i przetwórców amerykańskich, a w Indiach Monsanto ma sprawę o biopiractwo. Podobne scenariusze mogą się powtórzyć w Polsce.Czy korporacje powinny mieć prawo patentowania organizmów żywych? Są one przecież wytworem ewolucji, a nie człowieka; powinny zatem pozostawać dobrem wspólnym. Zaangażowanie wielkich funduszy ze strony agrobiznesu przesądza sprawę: prawo patentowe USA umożliwia patentowanie genomów i ich fragmentów. Rośliny GMO są opatentowane, a ich właścicielami są wielkie międzynarodowe koncerny. Ustawia to plantatorów roślin GM oraz producentów żywności w pozycji podmiotów uzależnionych od właścicieli patentów. Czy koncentracja światowego rynku nasion w rękach kilku potężnych koncernów nie jest zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa żywieniowego? Monsanto dostarcza dziś rocznie ok. 90% ziarna GM na całym świecie. Równocześnie nasila się proces przejmowania firm nasiennych 20 przez kilka korporacji, a w niektórych krajach gwałtownie maleje dostępność konwencjonalnego ziarna siewnego. Polska bezrefleksyjnie pozbawia się tego strategicznego zaplecza wyprzedając rodzime stacje nasienne! Warto też pamiętać, że firma Monsanto jest właścicielem patentu „terminator technology”, pozwalającego produkować zboża, które plonują dając „sterylne” ziarno. Ziarno takie nie nadaje się do siewu, bo nie kiełkuje. Podsumowując – uważam, że w interesie polskiego rolnictwa, ludności wiejskiej, ale również konsumentów, należy wprowadzić zakaz upraw GMO oraz podjąć pilne działania na rzecz rozwoju gospodarstw rodzinnych, odbudowy drobnotowarowej produkcji spożywczej, lokalnych rynków handlu bezpośredniego i spółdzielczości oraz uzyskania niezależności w produkcji białka paszowego. Czy wprowadzenie do środowiska w Polsce roślin modyfikowanych genetycznie zagrozi bioróżnorodności? Tradycyjne gatunki i stare odmiany roślin to nasze bogactwo biologiczne, które Polska wniosła do zubożonej przyrodniczo zachodniej Europy. Przemiany zachodzące w rolnictwie, powodujące przekształcanie tradycyjnego polskiego rolnictwa w wielkotowarowy agrobiznes, nieuchronnie będą prowadzić do utraty bioróżnorodności w krajobrazie rolniczym i w ekosystemach rolniczych, a także do ubożenia puli genowej rodzimych odmian uprawnych. Te niekorzystne zjawiska ulegną nasileniu, jeżeli Polska zdecyduje się na akceptację upraw GMO. Warto podkreślić, że kraje bogatsze od nas i o większej kulturze przestrzegania prawa wprowadziły zakazy upraw GMO w obawie, że niekorzystne skutki są nie do uniknięcia. Czy możliwa jest i na jakich zasadach koegzystencja wysokotowarowego rolnictwa z udziałem GMO i rolnictwa tradycyjnego oraz ekologicznego? W warunkach gospodarstw średnioobszarowych nie ma możliwości bezpiecznych upraw zbóż GMO obok upraw zbóż tradycyjnych (koegzystencja). Zanieczyszczenie obejmuje przenoszenie się cech roślin GMO na rośliny tradycyjne na drodze przepylenia, poprzez rozsiewanie się GM nasion przeniesionych na sąsiednie pola przez wiatr, poprzez maszyny rolnicze, elewatory itp. Proponowane pasy ochronne, rozdzielające oba typy upraw są niewystarczającym zabezpieczeniem. Sytuacja byłaby natomiast bezwzględnie niebezpieczna, gdyby obok upraw tradycyjnych zbóż spożywczych były stosowane uprawy zbóż GMO z nowymi cechami przydatnymi np. dla celów chemii przemysłowej lub produkcji biopreparatów farmaceutycznych. Aktualnie żadne przepisy nie regulują sposobu prowadzenia upraw GMO w Polsce. Ustawa o GMO z 2001 roku w ogóle nie obejmuje tego problemu. Obowiązuje co prawda zakaz obrotu materiałem siewnym GMO, ale nie ma zakazu prywatnego importu „na własne potrzeby”. Raport NIK z 2009 r. stwierdza, że istniejące w Polsce półlegalne uprawy GMO są poza jakąkolwiek kontrolą – żaden urząd nie jest w stanie powiedzieć, ile jest tych upraw, gdzie one są i jakie odmiany się uprawia. To oznacza, że łamiemy unijne przepisy regulujące koegzystencję. Urzędy państwowe czerpią wiedzę o areale upraw GMO z prasy, a prasa podaje informacje przekazywane przez firmy reklamowe i PR działające na rzecz przemysłu biotechnologicznego. To nie świadczy dobrze o nas, jako o państwie prawa. Raczej przypomina sytuację w krajach Ameryki Południowej, gdzie koncerny zadbały o szerokie upowszechnienie nielegalnych upraw GMO, aby rządy, stojąc wobec faktów dokonanych, musiały uprawy te zalegalizować. Polscy rolnicy, którzy uprawiają GMO „na własne potrzeby”, oddają swoje plony do skupu nikogo o tym nie informując. Taka beztroska może spowodować realne straty ekonomiczne: już mieliśmy przypadek, kiedy Szwecja zwróciła do Polski transport kukurydzy, ponieważ ich testy wykazały, że zawiera 4% GMO. Zgodnie z przepisami UE produkty zawierające powyżej 0,9% GMO muszą być oznakowane. Tymczasem bardzo rzadko widać tego rodzaju oznaczenia na żywności sprzedawanej w Polskich 21 sklepach. Nasuwa się podejrzenie, że producenci nie przestrzegają przepisów, a z kolei odpowiednie inspekcje tego nie kontrolują. De facto konsument pozbawiony jest więc prawa wyboru, na jakie powołują się zwolennicy GMO. Dziś może się wydawać, że uprawa GM kukurydzy MON 810 jest opłacalna dla polskich producentów. Jednak w rachunku ekonomicznym należy wziąć pod uwagę, że uprawa ta odbywa się bez przestrzegania unijnych zasad koegzystencji i z pominięciem kosztów, które stosowanie tych zasad generuje. Jak czytamy w dokumencie Komisji Europejskiej [1], w 2006 r. szacowano, że jest to dodatkowy koszt w wysokości ok. 84 Euro/hektar. Zalecane środki zapobiegania zanieczyszczeniom i mające na celu rozdzielenie upraw ekologicznych oraz tradycyjnych od upraw GMO to: prowadzenie upraw GMO w znacznej odległości od upraw tradycyjnych, wysiew odmian zwykłych w pasach buforowych wokół upraw GMO oraz pośrodku (tzw. ostoje dla zachowania bioróżnorodności i zmniejszenia ryzyka powstawania oporności u chwastów i szkodników) oraz czyszczenie maszyn rolniczych. Unijny dokument szacuje, że wydatki te stanowią o mniejszej opłacalności upraw GMO w stosunku do tradycyjnych w Europie. Nie można więc robić szacunków na podstawie dzisiejszej sytuacji, kiedy polski rolnik uprawiający GMO nie ponosi żadnej odpowiedzialności finansowej za swoją działalność. Jeżeli miałoby dojść w Polsce do legalizacji upraw GMO, muszą zostać najpierw stworzone przepisy prawne zgodne z zasadą „zanieczyszczający płaci” oraz mechanizmy egzekwowania tych przepisów. Trzeba też wziąć pod uwagę, jakie skutki finansowe pociągnie za sobą stworzenie systemu monitoringu zanieczyszczeń i przestrzegania zasad koegzystencji. Będą to koszty, które obciążą polskiego podatnika. Powstaje pytanie, czy zgoda na uprawy GMO będzie opłacalna dla kraju? Wiele państw europejskich odpowiedziało na to pytanie negatywnie i wprowadziło zakazy upraw GMO. Zapewne lepiej i taniej będzie kierować się doświadczeniami krajów, które eksperyment z GMO mają już za sobą, niż uczyć się na własnych błędach. Zgodnie z doświadczeniami innych krajów, koegzystencja upraw GMO i tradycyjnych jest w praktyce niemożliwa. Rocznie notuje się po kilkadziesiąt potwierdzonych przypadków zanieczyszczenia produktów tradycyjnych przez GMO. Straty rolników i eksporterów idą w miliony dolarów. Podam tylko jeden przykład – zanieczyszczenie dostaw amerykańskiego ryżu eksperymentalną nieautoryzowaną odmianą firmy Bayer - GM LL601. Ryż GM LL601 był uprawiany tylko przez rok w ramach doświadczeń polowych w USA, lecz wkrótce znaleziono jego domieszkę w ziarnie eksportowanym do Afryki, Europy i Ameryki Środkowej. Amerykański Departament Rolnictwa szacuje, że do końca sezonu handlowego 2006/2007 załamanie na rynku kontraktów terminowych kosztowało każde z 6 085 gospodarstw ryżowych w USA średnio 70 000 USD. W lipcu 2010 Bayer przegrał proces z powództwa rolnika z Luizjany i wypłacił 500 248 USD odszkodowania. W poprzednich procesach Bayer przegrał 52 mln USD, a kolejnych 500 indywidualnych procesów właśnie się toczy. Koegzystencja jest niemożliwa do przeprowadzenia w praktyce, a skutki zanieczyszczeń domieszką GMO generują ogromne koszty. Wśród kosztów wtórnych, jakie generują w dalszej perspektywie uprawy GMO nie można pominąć problemu tzw. superchwastów, uodpornionych na herbicydy stosowane w uprawie GMO. Wobec faktu, że około 80% światowego areału upraw GMO to odmiany oporne na herbicydy, problem ten zaczyna mieć znaczenie globalne. Plaga superchwastów jest szczególnie dotkliwa w Argentynie i USA, zmusza rolników do stosowania coraz większych dawek herbicydów oraz herbicydów bardziej toksycznych, a nawet do ręcznego usuwania chwastów czy wręcz do porzucania zachwaszczonych upraw. Raport Amerykańskiej Akademii Nauk z 2010 roku [2] kilkakrotnie podkreśla, że zyski z upraw GMO mogą się okazać przejściowe wobec problemu superchwastów, których zwalczanie jest kosztowne i trudne, często wręcz niemożliwe. 22 Czy w związku z tym, że już obecnie składnikiem pasz wysokobiałkowych są rośliny genetycznie modyfikowane, możliwa jest produkcja zwierzęca z zakazem stosowania GMO jako składnika pasz? W obecnej sytuacji nie jest możliwa produkcja zwierzęca bez importowanych składników białkowych. Warto poszukać odpowiedzi na pytanie kto i dlaczego doprowadził do sytuacji, w której Polska utraciła samowystarczalność w zakresie produkcji białka paszowego i w niebezpieczny sposób uzależniła się od importu praktycznie z jednego źródła? Jest to niewątpliwie sytuacja, której należy pilnie przeciwdziałać, zarówno poprzez rozwój własnej produkcji białka paszowego jak i dywersyfikację dostaw z zagranicy. Należy stworzyć system zachęt do produkcji roślin strączkowych w Polsce oraz poszukać dostawców w sąsiedztwie (Ukraina, Niemcy). Dobrym, ale niewystarczającym działaniem jest program Ministerstwa Rolnictwa dotyczący wspierania produkcji roślin strączkowych. Przeświadczenie, że jesteśmy skazani na GM surowiec paszowy jest mylne i celowo umacniane przez podmioty, które czerpią zyski z obecnej patologicznej sytuacji. W mediach największą-siłę przebicia mają komunikaty organizacji których celem jest promowanie GMO, a rolnictwo-mają tylko w nazwie. Przykładowo, „Koalicja na Rzecz Nowoczesnego Rolnictwa” to stowarzyszenie, które działa poprzez Niezależną Agencję Prasową, a ta z kolei – wbrew swojej nazwie - nie jest żadną agencją prasową, tylko firmą PR (Public Relations). Niezależna Agencja Prasowa jest właścicielem domeny gbepolska.pl należącej do międzynarodowego zrzeszenia największych firm z branży biotechnologicznej. Członkami grupy GBE Polska są firmy BASF, Bayer CropScience, Dow AgroSciences, DuPont, KWS, Monsanto i Syngenta, czyli największe koncerny z branży biotechnologicznej, wytwarzające i sprzedające GMO. Te same firmy są członkami organizacji Biopol – Zielona Biotechnologia w Polsce, która na swojej stronie internetowej oferuje „pomoc dla mediów w redagowaniu artykułów prasowych dotyczących zagadnienia GMO oraz branży biotechnologicznej”. I tak poprzez odpowiednie komunikaty prasowe trafia do społeczeństwa i polityków fałszywy przekaz, że „jesteśmy skazani na GMO”. W gospodarce światowej toczy się bezpardonowa rywalizacja. Wprowadzenie na wielkich areałach upraw zbóż GM jest jednym z elementów procesu przejmowania gruntów rolnych dla celów agrobiznesu i przemysłu biotechnologicznego. Z procesem tym wiążą się zabiegi polityczne koncernów, mające za cel wymuszanie dopuszczenia na rynki spożywcze i paszowe produktów GM przez kolejne państwa. Narzędziami w tym dziele są rządy państw już zaangażowanych w masowe uprawy GM zbóż, a głównym graczem są USA. Wielkie organizacje międzynarodowe, np. Światowa Organizacja Handlu (WTO) są często używanym narzędziem w procesie wywierania nacisków na kraje, które nie zezwalają na uprawy GMO. Pod presją WTO Komisja Europejska kilkakrotnie bezskutecznie próbowała dyscyplinować kraje, które zakazały GM upraw (Francja, Niemcy, Austria i in.). Stale podejmowane są także starania, aby żywność wytworzona z udziałem GMO nie była znakowana. W tym celu wykorzystywane są WTO i Codex Alimentarius. W interesie przemysłu biotechnologicznego jest także, aby znieść w prawodawstwie kolejnych krajów zakaz patentowania organizmów żywych; naciski ze strony USA są wywierane m.in. na Indie, Danię i Tajlandię. Protokół z Kartageny o bezpieczeństwie biologicznym, który reguluje m.in. kwestie międzynarodowe odnośnie GMO, jest stale kontestowany i nie został podpisany przez kraje tzw. „Grupy Miami” (Argentyna, Australia, Kanada, USA i inni), skupiającej największych producentów GM zbóż i żywności. Amerykańskie depesze dyplomatyczne ujawnione w 2010 i 2011 r. przez portal Wikileaks potwierdzają, że kwestia upraw GMO w różnych krajach, w tym w Polsce, jest obiektem stałych nacisków ze strony USA. Powiększanie światowego areału GM upraw jest w tych depeszach przedstawiane jako strategiczny rządowy i komercyjny imperatyw. 23 Z tych uwarunkowań i ze skali zagrożeń społeczno-ekonomicznych zdały sobie sprawę te kraje europejskie, w których rolnictwo ma duży udział w gospodarce. Największe potęgi rolnicze UE – Niemcy i Francja wycofały się z upraw kukurydzy MON810; podobne zakazy obowiązują we Włoszech, Austrii, Grecji, Luksemburgu, na Węgrzech i w Bułgarii. Irlandia i Walia niemal w 100% objęte są strefą wolną od GMO, Anglia w 50%. Także w niezrzeszonej Szwajcarii obowiązuje moratorium na wszelkie uprawy GMO. Warto więc również zauważyć, że wbrew propagandzie sukcesu uprawianej przez propagatorów GMO, w Europie areał tych upraw wcale nie rośnie, a wręcz przeciwnie - maleje! Rozwiązania, które mają polegać na intensyfikacji produkcji rolnej w Polsce poprzez akceptację technologii GMO, są to propozycje oderwane od realiów polityczno-ekonomicznych. Po pierwsze, obowiązują nas unijne zasady wspólnej polityki rolnej, które ograniczają naszą produkcję poniżej obecnych możliwości. Po cóż więc mielibyśmy zwiększać wydajność poprzez uprawy GMO? Po drugie, rynki europejskie coraz bardziej poszukują wyrobów wolnych od GMO i mięsa od zwierząt karmionych paszami bez GMO – w tej sytuacji uwikłanie się w produkcję GMO jest wbrew naszym interesom ekonomicznym. Dlatego uprawy GMO w Polsce nie mają żadnego uzasadnienia. Podsumowanie W podsumowaniu warto przytoczyć trzy najistotniejsze nurty krytyki jakie pojawiły się w odniesieniu do projektu nowej ustawy o GMO z 2009 r. (zaczerpnięte z opracowania Biura Analiz Sejmowych; Stankiewicz, 2010 [3]), a które nic nie straciły na swojej aktualności. 1. Skutki uwalniania GMO do środowiska są dalekosiężne i nieodwracalne, a równocześnie znacznie groźniejsze od skutków powodowanych przez jakiekolwiek inne czynniki zagrażające obecnie bioróżnorodności i jakości środowiska, przy czym rzeczywista skala zagrożeń pozostaje wciąż nierozpoznana. 2. Koegzystencja upraw GM i tradycyjnych oraz ekologicznych jest de facto niemożliwa (zbyt wiele nieprzewidywalnych czynników decyduje o „ucieczce genów”, czyli o niekontrolowanym rozprzestrzenianiu się pyłku lub nasion) oraz ze względu na rozdrobnioną strukturę agrarną polskiego rolnictwa; rolnictwo ekologiczne i transgeniczne wykluczają się. 3. Uprawa GMO jest sprzeczna z dalekowzrocznym interesem polskiego rolnictwa i przemysłu spożywczego; dopuszczenie odmian GMO uderzy w tradycyjny model polskiego rolnictwa, zagrozi konkurencyjnej pozycji polskiej żywności w UE i może doprowadzić do szybkiego wzrostu bezrobocia. Na zakończenie należy przypomnieć, że ramowe stanowisko rządu przyjęte w 2008 roku [4] mówi, że Polska dąży do tego, aby być krajem wolnym od GMO w zakresie rolnictwa. Realizacja tego stanowiska leży w najgłębszym interesie naszego kraju. Trudno zatem zrozumieć, dlaczego, 24 zamiast wprowadzenia zakazu upraw GMO, co jak widać na przykładzie innych krajów UE – jest możliwe, w Polsce trwają niekończące się debatv? Bibliografia v prof. nadzw. dr hab. Katarzyna Lisowska [1] Economic Impact of Dominant GM Crops Worldwide: a Review. EUR 22547 EN Manuel Gómez-Barbero, Emilio Rodríguez-Cerezo. EUROPEAN COMMISSION DG JRC-IPTS, Sustainability in Agriculture, Food and Health Unit December 2006 [2] National Research Council. 2010. The Impact of Genetically Engineered Crops on Farm Sustainability in the United States. Washington, DC: The National Academies Press http://www.nap.edu/catalog.php?record_id=12804 [3] Dorota Stankiewicz, ekspert ds. systemu gospodarczego w Biurze Analiz Sejmowych: Analiza opinii i stanowisk, które wpłynęły do Komisji Ochrony Środowiska nt. rządowego projektu ustawy z druku 2547 oraz przygotowanie zestawienia propozycji przepisów w porównaniu do propozycji rządowych – uwagi szczegółowe (8.03.2010) [4] Ramowe stanowisko Polski dotyczące organizmów genetycznie zmodyfikowanych (GMO), dokument przyjęty przez Radę Ministrów w dniu 18 listopada 2008 roku Dokumenty rządów Niemiec, Francji i Luxemburga wprowadzające zakaz upraw MON810 Federal Office for Consumer Protection and Food Safety (BVL), Berlin To Monsanto Europe S.A., Brussels 17 April 2009, Dr. Helmut Tschiersky-Schöneburg, President Federal Office for Consumer Protection and Food Safety Braunschweig, 17 April 2009 Argumentaire ŕ l’appui de la clause de sauvegarde des autorités luxembourgeoises relative ŕ la mise en culture du maďs génétiquement modifié MON810 au titre de l’article 23 de la Directive 2001/18/CE modifiée Comité de préfiguration d’une haute autorité sur les organismes génétiquement modifiés institué par le décret n°2007-1719 du 5 décembre 2007 Avis sur la dissémination du MON810 sur le territoire français Tajne amerykańskie depesze dyplomatyczne (Wikileaks) dokumentujące wywieranie nacisków na rządy europejskie w sprawie akceptacji GMO http://wikileaks.ch/cable/2009/11/09VATICAN119.html http://213.251.145.96/cable/2008/02/08MADRID98.html http://213.251.145.96/cable/2009/05/09MADRID482.html http://www.naturalnews.com/030828_GMOs_Wikileaks.html Wadliwe zasady oceny ryzyka GMO, blokowanie możliwości prowadzenia prac badawczych w zakresie oceny ryzyka Séralini GE, de Vendômois JS, Cellier D, Sultan C, Buiatti M, Gallagher L, Antoniou M, Dronamraju KR. How subchronic and chronic health effects can be neglected for GMOs, pesticides or chemicals. Int J Biol Sci. 2009 Jun 17;5(5):438-43. Review. Domingo JL. Toxicity studies of genetically modified plants: a review of the published literature. Crit Rev Food Sci Nutr. 2007;47(8):721-33. Review. Waltz E. 2009. Under Wraps, Nature Biotechnology 27(10): 880-882. Do Seed Companies Control GM Crop Research? Scientific American Magazine, 13 August 2009. Domingo JL, Giné Bordonaba J. A literature review on the safety assessment of genetically modified plants. Environ Int. 2011 May;37(4):734-42. 25 Publikacje własne: K. Lisowska, M. Chorąży (2010) Genetycznie zmodyfikowane uprawy i żywność – przegląd zagrożeń. Nauka 4/2010: 127-136 K. Lisowska Genetycznie modyfikowane uprawy a zrównoważone rolnictwo i nasze zdrowie. Journal of Ecology and Health 6(2010): 303-309. K. Lisowska. Genetically modified crops and food: pros and cons. Chemik 2011, 65, 11, 11931203 K. Lisowska, M. Chorąży (2011) Zboża genetycznie modyfikowane (GM) w rolnictwie – aspekty zdrowotne, środowiskowe i społeczne Biuletyn Komitetu Ochrony Przyrody PAN 2/2011: 5-23 K. Lisowska, M. Chorąży (2011) Dlaczego mówimy nie dla GMO w polskim rolnictwie NAUKA 4/2011: 173-178 dr hab. Tomasz Sakowski*, profesor PAN, Instytut Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN w Jastrzębcu Głos w dyskusji - pytania skierowane do uczestników Forum Jakie będą w perspektywie najbliższych 20-30 lat – ekonomiczne, społeczne i środowiskowe konsekwencje wprowadzania do polskiego rolnictwa upraw roślin modyfikowanych genetycznie, a jakie konsekwencje wprowadzenia zakazu ich uprawy? (s. 50-56) Wprowadzenie w Polsce upraw GMO grozi w perspektywie 20-30 lat rozwojem wielu niekorzystnych zjawisk, takich jak: Zmiany struktury socjalnej na wsi. Powstaną wielkie areały uprawne roślin GMO na cele paszowe, przemysłowe, żywnościowe, które wyeliminują z produkcji małe i średnie gospodarstwa rodzinne. Spadnie zatrudnienie na wsi, wzrośnie bezrobocie i wydatki państwa na opiekę socjalną. Wzrost cen chleba i mleka z powodu coraz większej konkurencji upraw modyfikowanych genetycznie roślin przemysłowych (rzepak, kukurydza a amylazą do produkcji bioetanolu, ziemniaki o wyższej zawartości skrobi). 26 Utrata rynków zbytu wskutek nieuniknionego zanieczyszczenia plonów domieszką GMO. Eliminacja gospodarstw ekologicznych, które utracą certyfikaty wskutek zanieczyszczenia plonów domieszką GMO. Wyparcie żywności wolnej od GMO przez tę z zawartością GMO. Polska nie ma własnych roślin GMO, więc te używane w rolnictwie będą przynosiły dochody zagranicznym koncernom biotechnologicznym, przerzucając na państwo polskie rosnące koszty opieki socjalnej i koszty koegzystencji (m.in. monitoring i usuwanie zanieczyszczeń). Ponoszenie przez rolników coraz wyższych opłat licencyjnych na rzecz firm biotechnologicznych produkujących nasiona roślin GMO. Koncentracja rynku nasion w rękach kilku światowych koncernów. Skutkiem będzie wyrugowanie z rynku lokalnych, polskich firm nasiennych, ograniczenia w dostępie rolników do ziarna nieopatenowanego i eliminacja z rynku nasion i z puli genowej rodzimych odmian uprawnych. Krzyżowanie międzyodmianowe roślin GMO z roślinami niezmodyfikowanymi genetycznie i niekontrolowane rozprzestrzenianie się transgenów w środowisku. Coraz więcej roślin będzie zawierało zmodyfikowany genom. Nie wiadomo kto miałby ponosić koszty takiego zanieczyszczenia genetycznego? Narażenie rolników na spory sądowe z właścicielami patentów roślin GMO wskutek nieświadomego korzystania z patentowanej modyfikacji genetycznej (jako skutek krzyżowania międzyodmianowego, czy zanieczyszczenia tradycyjnego materiału siewnego domieszką ziarna GMO). * dr hab. Tomasz Sakowski. Specjalizacja: hodowla bydła, z uwzględnieniem ekologicznych metod produkcji mleka i mięsa. Uczestnik programu wdrożenia systemu bezpieczeństwa biologicznego w Polsce, finansowanego w ramach projektu PHARE PL/2001/IB/EN/03 koordynowanego przez Ministerstwo Środowiska (2001-2003). Współautor monografii poświęconej organizmom GMO. Zwierzchowski L., Rosochacki S.J., SAKOWSKI T, Reklewski Z. 2002 – „ Żywność i inne produkty uzyskiwane od zwierząt zmienionych genetycznie” Prace i Materiały Zootechniczne. Monografie i Rozprawy. Zeszyt 3, 3-55. Udział (2003) w warsztatach szkoleniowych dotyczących utworzenia akredytowanych laboratoriów GMO w ramach projektu PHARE PL/2001/IB/EN/03. Współautor ekspertyzy dotyczącej żywności pochodzenia zwierzęcego modyfikowanej genetycznie, wykonanej w roku 2000 pod kierownictwem prof. dr hab. Lecha Zwierzchowskiego na zlecenie Ministerstwa Środowiska. Udział w ocenie projektu nowelizacji Ustawy o GMO z 22 czerwca 2001, na prośbę Ministerstwa Środowiska (Departamentu Leśnictwa Ochrony Przyrody i Krajobrazu) - pismo DP-5688/AF/0210/02. Prywatnie: Zwolennik rolnictwa ekologicznego, rozwoju lokalnych tradycji kulinarnych opartych na składnikach powstałych z miejscowych starych odmian owoców i warzyw oraz utrzymywanych ras zwierząt. Procesy odszkodowawcze z powodu nie uiszczania opłat licencyjnych w przypadku spadku plonów spowodowanego niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Wzrost areału monokultur roślinnych i związane z tym naruszenia równowagi w ekosystemach rolniczych, zanik bioróżnorodności. Polska nie ma żadnych doświadczeń w monitorowaniu komercyjnych upraw roślin GMO, a tym bardziej z walką z rozprzestrzenianiem w środowisku modyfikacji genetycznych poprzez krzyżowania międzyodmianowe i międzygatunkowe. Rozprzestrzenianie roślin GMO w środowisku nie następuje jedynie poprzez wysianie ich na polu uprawnym. Nasiona gubią się w transporcie, są roznoszone przez zwierzęta i ptaki. Przykładowo, meksykańska sieć Science and Development Network News Mexico potwierdziła wysoki stopień zanieczyszczenia rodzimej (dzikiej) kukurydzy genomem bakterii glebowej pochodzącej z odmian GM. Dlatego rząd meksykański zakazał uprawy odmian zmodyfikowanych genetycznie. W stanach Oaxaca i Pueblo27 stwierdzono na 95% 27 http://www.scidev.net/News/index.cfm?fuseaction=readNews&itemid=145&language=1 27 kukurydzianych pól uprawnych zanieczyszczenie roślin transgenem Bt. Z punktu widzenia firm biotechnologicznych taki proces jest pożądany, gdyż znika problem czystego (wolnego od GMO) środowiska. Wtedy opory społeczne mogą być dużo słabsze. Firmom tym dużo lepiej udaje się sprzedaż tej technologii w krajach III świata niż w Europie. Dlaczego? Firmy te kredytują rolnikom w biedniejszych krajach materiał siewny pod zysk ze sprzedaży plonów. Jednak kiedy zdarza się susza lub powódź, zamiast zysków trzeba liczyć straty. Niewypłacalność rolników jest powodem wielu samobójstw. Genetycznie zmodyfikowana bawełna potrzebuje znacznie więcej wody niż jej rodzima odmiana. W Europie firmy biotechnologiczne usiłowały upowszechnić uprawę kukurydzy Bt odpornej na omacnicę prosowiankę. W perspektywie kilku lat okazało się, że wydajność tej rośliny nie była wyższa od odmian niezmodyfikowanych, gdyż dalej były potrzebne nawożenie i dobra pogoda. Wiele jest także przesłanek, że uprawa kukurydzy Bt szkodzi pożytecznym owadom, chrząszczom i organizmom glebowym, mniej odpornym na toksynę Bt zabijającą larwy omacnicy. Nie stwierdzono wprawdzie szkodliwego działania tej toksyny na pszczoły28, ale przy jej kilkukrotnie zwiększonych dawkach zauważono mniejszą żywotność dorosłych osobników i słabą aktywność pszczół przy zbiorze pyłku. Rośliny GM, a zwłaszcza toksyna Bt podejrzewane są też o osłabienie odporności pszczół na warrozę. Biorąc pod uwagę powyższe zjawiska, a także wobec protestów ludności - 9 krajów UE, w tym Francja, Niemcy i Węgry zakazały upraw roślin modyfikowanych genetycznie na swoich terytoriach. Rząd austriacki promując kraj jako ekologiczny raj dla turystów, ze zdrową, tradycyjną kuchnią i żywnością zakazał uprawy roślin GM - biorąc pod uwagę takie udokumentowane zagrożenia jak niedostateczną ocenę ryzyka toksykologicznego i alergologicznego, możliwość przypadkowego przenoszenia się nasion przy zbiorze i transporcie, poprzez maszyny rolnicze lub samochody ciężarowe, nasiona w wykopywanej glebie używanej do celów budowlanych i ogrodniczych, zasoby nasion w glebie, przenoszenie przez zwierzęta i inne, niekontrolowane ich rozprzestrzenianie się w środowisku, najpierw z przydroży, miedz i innych siedlisk, wzdłuż dróg. Nasiona rzepaku GM znajdowano w portach, na terenach przemysłowych i sąsiadujących z nimi węzłach komunikacyjnych, przy torach kolejowych i na terenach mieszkalnych. W dobrych warunkach takie rośliny mogą przetrwać wiele dziesięcioleci tworząc trwałą populację super-chwastów, odpornych na herbicydy, bo przecież tak je właśnie zmodyfikowano. Austriacki Urząd Środowiska wskazał również na brak planu monitoringu i działań w sytuacjach nagłych, z powodu przypadkowego rozprzestrzenienia się takich nasion, by zminimalizować ryzyko dla środowiska. Dlatego koegzystencja rzepaku GMO z konwencjonalnym rzepakiem jest zdaniem austriackich specjalistów dalej nierozwiązana. Dotyczy to też innych roślin GM29. Czy wprowadzenie do środowiska w Polsce roślin modyfikowanych genetycznie zagrozi bioróżnorodności? Już obecnie, pomimo obowiązującego zakazu upraw roślin GM, w Polsce występują uprawy tych roślin. Dowodem słabości instytucji kontrolnych państwa jest fakt, że jedyne dane odnośnie rzekomej ilości tych upraw mają swoje źródło w instytucjach powiązanych z przemysłem biotechnologicznym (Robert Gabarkiewicz, Stowarzyszenie GBE Polska, Źródło: TVN24, 2011). Jedyne testy na obecność trannsgenu w uprawach kukurydzy zostały wykonane nie przez państwowe instytucje kontrolne, a przez organizacje pozarządowe (Greenpeace). Ustawa o GMO teoretycznie nakłada na organ wydający pozwolenie na uwolnienie organizmu GM od środowiska obowiązek 28 (Vandenberg, J.D. 1990. Safety of four entomopathogens for caged adult honeybees (Hymenoptera: Apidae). J. of Economic Entomology 83 (3): 756-759.) 29 Ecological effects of genetically modified maize with insect resistance and/or herbicide tolerance,Bundesministerium für Gesundheit und Frauen, Sektion IV Band 6/2005 28 kontroli upraw i monitoringu zagrożeń. Jak widać, jest to czystą fikcją - mamy w Polsce zupełny brak mechanizmów kontroli i brak środków na monitoring upraw GMO i kontrolę przestrzegania zasad koegzystencji. Kolejne projekty ustaw również nie przewidują dostatecznych mechanizmów, ani środków dla kontroli zasad koegzystencji. Największym zagrożeniem dla bioróżnorodności w krajobrazie rolniczym i dla zachowania bogatej puli genowej rodzimych odmian uprawnych jest powstawanie wielkich, monokulturowych areałów uprawnych oraz korzystanie z materiału nasiennego obcego pochodzenia. Koncentracja produkcji rolnej i maksymalizacja zysków poprzez rezygnację ze zmianowania negatywnie wpływa na środowisko, a zwłaszcza jego równowagę. W ślad za wielkoobszarowymi uprawami kukurydzy idą dziki i żerując na kolbach kukurydzianych doczekują nawet dwóch miotów rocznie. Szkodniki żerujące na danej uprawie rozmnażają nadmiernie nie mając innych naturalnych wrogów w najbliższym otoczeniu. Stąd właśnie wynika potrzeba genetycznego wzmocnienia naturalnej odporności roślin na choroby i szkodniki (omacnica, stonka). Obserwując postępującą koncentrację produkcji rolnej łatwo można sobie wyobrazić, że dopuszczenie do uprawy roślin GMO jeszcze bardziej pogorszy stan bioróżnorodności. W uprawie monokulturowej znikają cenne gatunki chrząszczy i owadów, które były z kolei żerem dla ptaków, a te z kolei były żerem dla innych drapieżników. Załamuje się cały łańcuch pokarmowy. O skutkach takiego działania dowiadujemy się dopiero po 20-30 latach i czasami są one nieodwracalne dla środowiska, jak niegdyś stosowanie DDT lub zaoranie równin środkowego wschodu w Stanach Zjednoczonych. Do dzisiaj w glebie, a także w tkance tłuszczowej wielu starszych osób (urodzonych latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku) można znaleźć ślady DDT. Dodatkowo, toksyna Bt wykazuje wyjątkową trwałość w glebie i ma udowodniony negatywny wpływ na faunę glebową, przyczyniając się do degradacji struktury i żyzności gleby. Innym bardzo niepokojącym zjawiskiem, związanym bezpośrednio z ubożejącą bioróżnorodnością i chemizacją rolnictwa, jest opisywane nawet w prasie30 zjawisko zanikania pszczelich rodzin. Jeszcze w latach siedemdziesiątych XX wieku mieliśmy w Polsce 2.4 mln zasiedlonych uli. W ubiegłym roku, jak podaje autor, było już niecałe 800 tysięcy. Pszczelarze na całym świecie, od lat 90 XX wieku, obserwują wymieranie i znikanie tych pożytecznych owadów. W Ameryce Północnej w latach 2006-2007 wyginęła nagle jedna trzecia populacji pszczół. Jak wiadomo jest to kontynent wielkich monokultur roślinnych i szerokiego stosowania roślin GM oraz pestycydów - Amerykanie wychodzą z założenia, że bioróżnorodność chroniona jest w parkach narodowych, a ziemia uprawna musi intensywnie produkować. Oprócz bakterii, wirusów i pasożytów, dużo szkód w pszczelej populacji wyrządzają pestycydy (nawet ich minimalne dawki). Gubi pszczoły również brak pożywienia i utrata naturalnych siedlisk, głównie przez coraz większe areały monokulturowych upraw. Spadek liczebności pszczół będzie miał poważne skutki dla polskiej gospodarki. W Polsce wartość sprzedaży miodu wynosi około 400 mln zł, a wartość sprzedaży warzyw i owoców, które powstają dzięki trudowi pszczół, szacuje się na 6 mld złotych. Aż 80% roślin to gatunki owadopylne i pszczół niczym zastąpić się nie da. Wymieranie pszczół na świecie jest dzisiaj bezdyskusyjnym faktem i za to w dużej części odpowiedzialne są też monokultury roślin GMO wraz z towarzyszącymi im pestycydami (toksyna Bt, glifosat, glufosynat amonowy). Ginięcie pszczół ewidentnie grozi załamaniem rynku żywności. Czy możliwa jest i na jakich zasadach koegzystencja wysokotowarowego rolnictwa z udziałem GMO i rolnictwa tradycyjnego oraz ekologicznego? 30 Piotr Adamczewski (Polityka 4(2843), 82, w artykule „Płynne złoto” 29 Doświadczenia krajów, które od kilkunastu lat stosują uprawy GMO wykazały niezbicie, że koegzystencja, rozumiana jako nie przynosząca szkód rolnikom tradycyjnym i ekologicznym JEST NIEMOŻLIWA. Rośliny GM mogą się krzyżować z roślinami tradycyjnymi, czemu nie zapobiega stosowanie izolacji przestrzennej (pasy buforowe), gdyż pyłek roślinny w czasie silnych wiatrów przenosi się nawet na setki kilometrów. Zanieczyszczenie zbiorów rolników tradycyjnych i ekologicznych oraz materiału siewnego następuje nie tylko wskutek krzyżowego zapylenia, ale przede wszystkim poprzez wymieszanie się nasion, co następuje za pośrednictwem maszyn rolniczych, w transporcie, w magazynach, etc. Koszty stałego monitoringu i testowania upraw, plonów i zbiorów oraz materiału siewnego idą w miliony euro, jak wykazały doświadczenia niemieckie. Nasza gospodarka nie jest przygotowana na ponoszenie takich kosztów, nie jesteśmy też przygotowani instytucjonalnie i wykonawczo do realizowania unijnych przepisów dotyczących koegzystencji. Należy podkreślić, że właśnie koszty koegzystencji są jedną z przesłanek jakie leżą za niemieckim zakazem upraw kukurydzy MON810. Nie ma wątpliwości, że uprawy roślin GM podważą egzystencję ponad 20 000 polskich gospodarstw ekologicznych oraz będą przyczyną problemów i wymiernych strat finansowych gospodarstw tradycyjnych. W myśl ustawy o rolnictwie ekologicznym i odpowiednich rozporządzeń EU (EU 834/2007) produkt uznany za ekologiczny nie może mieć żadnej zawartości organizmów GM. Wprowadzenie upraw roślin GM w Polsce może okazać się per saldo droższe niż zysk wynikający z produkcji. Aby zminimalizować niezawinione straty rolników ekologicznych, koszt mechanizmów kontroli upraw i monitoringu transgenów w środowisku powinien być przerzucony na użytkownika odmian GMO, a materiał siewny GM dodatkowo opodatkowany akcyzą na pokrycie kosztów koegzystencji. Bez wdrożenia takiego systemu nie można pozwolić na uprawę roślin GM. W polskich instytucjach naukowych oszacowano, że koszt jednego badania na obecność transgenu wynosi od 1 000 do 1 500 PLN. Rolnicy nieświadomie dysponując nasionami własnych roślin przypadkowo przekrzyżowanych z pyłkiem roślin transgenicznych mogą, i jak wiemy to z praktyk producentów materiału siewnego GMO, będą oskarżani o nielegalne korzystanie z cudzej własności intelektualnej (patenty). Konieczne zatem jest wypracowanie jasnych zasad dotyczących odpowiedzialności finansowej za koszty monitoringu i koszty zanieczyszczenia. Te kwestie muszą być prawnie rozstrzygnięte na podstawie zasady „zanieczyszczający płaci”. Zaniedbanie tego problemu spowoduje obciążenie podatników kosztami odszkodowań i kontroli. Zanim zapadną decyzje dopuszczające lub niedopuszczające uprawy roślin GM w Polsce należy uporządkować istniejące prawodawstwo i znaleźć sposób na kontrolę nielegalnych upraw tych roślin. Kilkanaście lat doświadczeń innych krajów pokazuje bezspornie, że koegzystencja upraw GMO z uprawami konwencjonalnymi i ekologicznymi jest źródłem nieustannych konfliktów i procesów sądowych, w biedniejszych krajach staje się przyczyną bankructw rolników. Polska ma szanse tych problemów uniknąć wzorując się na tych państwach Europy, które zrezygnowały z upraw GMO. Czy w związku z tym, że już obecnie składnikiem pasz wysokobiałkowych są rośliny genetycznie modyfikowane, możliwa jest produkcja zwierzęca z zakazem stosowania GMO jako składnika pasz? Problem pasz GMO należy rozpatrywać zarówno w skali lokalnej, polskiej, jak i w skali globalnej, włącznie z problemem niekorzystnych zmian klimatu, do których przyczynia się produkcja tych pasz. Jak wiemy Brazylia należy do największych światowych producentów soi GM „Rundup ready”, która jest obecnie najtańszą paszą białkową dla drobiu, trzody chlewnej i bydła. Do jakich niekorzystnych przemian doprowadziła masowa uprawa soi GMO w tym kraju dowiadujemy się m.in. 30 z artykułu w Polityce31. Podobne dramatyczne przemiany występują w Argentynie i Paragwaju. Aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie świata na soję, pozwolono koncernom na beztroską i rabunkową eksploatację środowiska. Przed wyborem Luiza Inácio Lula da Silva na prezydenta nikt nie monitorował, ile drzew wycina się w brazylijskiej Amazonii i ile zanieczyszczeń wpuszcza się do rzek. Katastrofa społeczna i ekologiczna wisiała w powietrzu. Kiedy Lula obejmował władzę, rocznie znikało 28 tysięcy kilometrów kwadratowych dżungli, budząc ogromny niepokój społeczności międzynarodowej. W ten sposób europejski drób i trzoda chlewna korzystają ze środowiska naturalnego Brazylii, wykorzystując możliwości prawne i klimatyczne tego kraju. Musimy mieć świadomość, że tańsza żywność w Europie przyczynia się do nasilenia katastrof ekologicznych w innych rejonach kuli ziemskiej (susze, powodzie, tornada) i ocieplenia klimatu (wskutek wycinania lasów). Nikt z lobby paszowego nie chce się do tego przyznać, uważając, że rabunkowa eksploatacja zasobów przyrodniczych innego kraju odsuwa tę odpowiedzialność daleko od rodzimych kurników i chlewni. Jednak prowadząc mądrą i dalekowzroczną politykę można takim zjawiskom przeciwdziałać. W ubiegłym roku, pod rządami prezydenta Luli, w Brazylii wycięto już tylko 7 tysięcy kilometrów kwadratowych dziewiczego lasu i miejmy nadzieję, że proces zagłady dżungli amazońskiej uda się zahamować. W Polsce, mamy do czynienia ze skutkami wieloletnich zaniedbań, które doprowadziły do utraty naszej niezależności w zakresie produkcji wystarczającej ilości białka paszowego. Korzystnym zwiastunem zmian jest program MRiRW z 2011 roku, nakierowany na zwiększenie upraw roślin strączkowych jako alternatywnego źródła białka dla trzody chlewnej, bydła i drobiu. Program ten wymaga jednak dalszej modyfikacji i wprowadzenia systemu wyraźnych zachęt nie tylko dla producentów roślin, ale i dla producentów pasz oraz dla hodowców zwierząt. Duże fermy hodowlane nie korzystają bowiem z uprawy własnej ziemi, jako bazy paszowej, a opierają się na produktach z importu, dla nich więc w programie tym nie ma dotychczas żadnych zachęt do zmian. Program ministerialny, jeżeli uda się go wdrożyć w życie, ma także inne zalety. Uprawa roślin strączkowych i motylkowatych przyczynia się bowiem do obniżenia kwasowości gleb, które w około 80% wymagają ciągłego wapnowania. Poprawiają także bilans azotu i strukturę gleby. Warunkiem jego skuteczności powinno być jednak egzekwowanie zbierania plonu roślin strączkowych, a nie takie patologiczne zjawiska, jak uprawa roślin strączkowych w celu uzyskania dotacji do hektara. W Polsce panuje przekonanie, że wyeliminowanie z żywienia zwierząt śruty sojowej spowoduje znaczący wzrost kosztów produkcji mięsa. W debacie publicznej i politycznej nie podaje się jednak żadnych źródłowych opracowań ekonomicznych tego zagadnienia. Nie zapominajmy, że pasze są tylko jednym z wielu czynników cenotwórczych. Obserwacje rynku detalicznego w Niemczech nie potwierdzają obaw odnośnie 30% wzrostu ceny mięsa w przypadku rezygnacji z pasz GMO. Wobec rosnących wymagań konsumentów w Niemczech rośnie sektor sprzedaży mięsa pochodzącego od zwierząt karmionych paszami bez GMO. Tak oznakowane mięso jest sprzedawane w podobnej cenie jak mięsa produkowane z wykorzystaniem soi transgenicznej, co stawia szacunki rozpowszechniane w Polsce odnośnie wzrostu cen produkcji pod znakiem zapytania. Warto też pamiętać o wymaganiach konsumentów niemieckich, gdyż ten rynek stanowi znaczący udział w naszym eksporcie żywności. Bardzo szybko możemy ten rynek stracić, jeżeli nie będziemy spełniali jego wymogów. Przykładem takiej sytuacji jest sprawa klatek dla kur niosek – niedostosowanie naszych hodowców do wymogów UE stało się pretekstem do zerwania współpracy z polskimi dostawcami przez wielu odbiorców z krajów unijnych. Śruta sojowa jest powszechnie stosowania w żywieniu drobiu, trzody i bydła. Polska importuje ten surowiec głównie z Argentyny i USA w ilości ok. 1,8-2,0 mln ton rocznie. Ze względów strategicznych, wskazana jest dywersyfikacja zarówno źródeł dostaw, jak i samego źródła Wywiad z Ladislau Dowborem, doradcą byłego prezydenta Brazyli, Luli. “Polityce” (2011) http://www.polityka.pl/swiat/rozmowy/1518772,1,z-ladislau-dowborem-doradca-bylego-prezydenta-brazyli.read 31 31 pozyskiwania białka paszowego. Obecnie rośnie produkcja soi naturalnej na Ukrainie, która może być dobrym i tańszym o koszty transportu morskiego dostawcą surowca paszowego dla Polski. Warto też promować uprawę soi niemodyfikowanej odmiany Annuszka, która charakteryzuje się skróconym okresem wegetacji i dobrze plonuje w polskich warunkach klimatycznych. Nie zapominajmy również, że poekstrakcyjna śruta rzepakowa może być stosowana jako zamiennik śruty sojowej. Po wprowadzeniu do uprawy ulepszonych odmian rzepaku, zawierających śladowe ilości kwasu erukowego i glukozynolanów, śruta stała się w pełni wartościową paszą białkową, charakteryzującą się korzystnym składem aminokwasów. Na szczególną uwagę zasługuje znacznie wyższa w porównaniu ze śrutą sojową, zawartość metioniny i cysteiny oraz wyższa niż w śrucie sojowej zawartość Ca, P i Mg. W śrucie rzepakowej występują także pewne ilości witamin, które mogą stanowić uzupełnienie potrzeb dla zwierząt. A zatem, białko rzepakowe charakteryzuje się wysoką wartością biologiczną, minimalnie wyższą niż białko śruty sojowej. Warto podkreślić, że chociaż konkurencyjność śruty sojowej jest duża, szczególnie w produkcji drobiarskiej, która stanowi 14% polskiego eksportu żywności (źródło ARR), to jednak ceny jaj i brojlerów stale rosną. Coraz popularniejsze na rynkach EU stają się produkty z chowów sciółkowych czy wolierowych i przemysł drobiarski będzie musiał sprostać zmieniającym się upodobaniom konsumenckim. Ostatnio Czesi odrzucili dużą partię polskich jaj pochodzących z chowów klatkowych niespełniających norm EU. Za to od dłuższego czasu karierę robią jajka od polskiej kury zielononóżki, która z pewnością nie żywi się importowaną soją. Także chów trzody chlewnej staje się dla rolnika coraz mniej opłacalny. Należy oczekiwać, że w produkcji pozostaną fermy przemysłowe, w których tucz ściśle podporządkowany jest wymaganiom przemysłu mięsnego. Z drugiej strony utrzymają się chowy żyjące z produkcji tradycyjnej wieprzowiny opartej na krzyżowaniu rodzimych ras, dla potrzeb rynku lokalnego i gastronomii. Tradycyjne chowy opierać będą żywienie o rośliny strączkowe, okopowe i zboża, gdyż nawet tak zwana tania śruta GMO jest dla nich za droga. Jednym ze sposobów na obniżenie ceny żywności produkowanej w oparciu o pasze rodzime jest eliminacja łańcucha pośredników, którzy przechwytują zyski na ścieżce rolnik – klient. Straszenie drogą żywnością przez wielu ekspertów jest trochę na wyrost, gdyż Polska ma znaczne rezerwy w jej marnowaniu. Szacuje się, że 1/3 żywności w Polsce ulega zepsuciu. Nikt też nie liczy kosztów spożywania przez Polaków tak zwanej taniej żywności, której sprzedaje się 90% z ogólnego asortymentu produkcji. Składnikiem wielu wyrobów od dawna jest soja GMO, sól i dużo wody wiązanej przez tkankę mięśniową i fosforany. Naszym zdaniem należy nadal rozwijać program zwiększania produkcji pasz białkowych w oparciu o rośliny strączkowe. Należy również opracować nowe technologie bezpiecznej produkcji pasz białkowych w oparciu o mączki mięsno-kostne, zarzucone z powodu choroby szalonych krów i prionów. Odpady poubojowe są dużym problemem dla zakładów mięsnych i w zasadzie marnowane przez kompostowanie, spalanie lub biogazyfikowanie. Uzależnienie całości produkcji zwierzęcej od importowanych pasz grozi Polsce w przyszłości (perspektywa 20-30 lat): utratą suwerenności paszowej przez polskich rolników, wzrostem cen pasz importowanych opartych na soi i kukurydzy GMO, wzrostem cen wieprzowiny, jaj i drobiu, ubytkiem ziem w kulturze rolnej i zmianami struktury socjalnej na wsi, ostatecznym upadkiem polskich firm nasiennych i instytutów naukowych związanych z tą dziedziną nauki. 32 prof. em. dr hab. Ludwik Tomiałojć, Muzeum Przyrodnicze Uniwersytetu Wrocławskiego, Członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody W czyim interesie jest wprowadzenie upraw roślin GM do Polski? I z czyją stratą? (s. 59-61) Wypowiadam się tu jako biolog-ekolog, ale jeszcze bardziej jako syn rolnika znający warunki życia drobnych rolników na Mazurach, Podlasiu, Dolnym Śląsku. Dane podstawowe do rozważań o celowości wprowadzenia do Polski niektórych kontrowersyjnych upraw GMO Czy Polska lub UE musi zwiększyć produkcję roślinną i żywności? 1. Czy Polska i EU odczuwa niedostatek żywności dla swoich obywateli? Nie. I Polska i UE mają nadprodukcję żywności, o czym świadczą: ustanawiane górne limity na daną produkcję; wyrzucanie do 40% produktów gorszej jakości na śmietniki (wg artykułu w FORUM); 2. Czy Polska uzyskała ostatnio dostęp do nowych wielkich rynków zbytu? Nie. Po roku 1990 utraciliśmy wielki rynek zbytu na wschodzie. 3. Czy Polska potrzebuje zwiększenia własnej produkcji pasz i odbudowania sieci dystrybucji i mieszalni pasz? Nie/Tak. Obecnie nie. Dopiero gdybyśmy się uniezależnili od masowego importu genetycznie zmodyfikowanych pasz (głównie soi GM) z Argentyny i USA. Czego nie możemy uczynić, mając wieloletnie umowy całkowicie wysycające krajowe zapotrzebowanie oraz blokujące możliwości przewozowe naszego transportu morskiego i lądowego. Jeśli to prawda, to jest to główna przeszkoda przed sprowadzaniem do Polski składników do pasz z sąsiedztwa (soi niemodyfikowanej) – z Niemiec, czy z Ukrainy. Import śruty sojowej może jednak zostać wkrótce zmniejszony/zakończony, gdyż w 2009 r. we Wspólnotowym Katalogu Odmian Roślin Rolniczych zarejestrowano ukraińską odmianę soi niemodyfikowanej Annushka. Przystosowanej do krótkiego okresu wegetacyjnego, który akurat wydłuża się wraz z ociepleniem klimatu. Prawdopodobnie będzie ją można uprawiać w Polsce. Podsumujmy: Polska obecnie nie musi zwiększać produkcji żywności, jeśli powstanie zapotrzebowanie na śrutę sojową (kiedy skończy się obowiązywanie umów na import z USA) to stworzy to możliwość dania zatrudnienia wielu Polakom w uprawianiu WŁASNYCH europejskich odmian upraw i tworzenia pasz, nie należących do obcych właścicieli (zabierających część zysków)! 33 Głównym polskim i światowym problemem jest BEZROBOCIE, nie niedostatek produkcji rolnej Mając nadprodukcję plonów i możliwość rozwinięcia własnej produkcji soi niemodyfikowanej, wprowadzenie kontraktowanych upraw GMO z zagranicy byłoby uruchomieniem ostrej konkurencji wśród krajowych rolników. Latyfundia monokultur GMO utworzone przez garstkę zaradnych kontraktatorów zapewne spowodowałyby masowe bankructwa drobnych rolników, tak jak na wielką skalę wystąpiło to w Indiach, popychając do tysięcy samobójstw. Zatem najpierw należy ograniczyć bezrobocie w miastach. A dopiero jeśli odczujemy niedostatek rąk do pracy, wtedy można będzie stymulować przemieszczanie się nadmiaru ludności z wiosek do miast. Wcześniej tylko spowodujemy jeszcze większe napięcia i groźbę masowych niepokojów społecznych (J. Rifkin, The end of work). Komentarz: Dokładnie z tego powodu Japończycy zrezygnowali z dalszej robotyzacji w fabrykach. Wprawdzie fabryki z robotami przynosiły większe zyski ich właścicielom, ale miliony pozbawionych pracy i środków do życia obywateli zagroziły stabilności Państwa. Zyskiwali nieliczni, a traciło cale społeczeństwo. W czyim to interesie? I czym kosztem? Podobnie byłoby w Polsce w razie wprowadzenia upraw roślin GM. Zyskaliby nieliczni kontraktatorzy amerykańskiego opatentowanego ziarna, którzy jako zaradni zapewniliby zbyt swych plonów do wielkich sieci handlowych. Ale straciłyby z 1-2 miliony mieszkańców wsi niemogących sprzedać swoich plonów, oraz całe społeczeństwo i Państwo borykające się z utrzymaniem dodatkowych milionów bezrobotnych. Od noblistów ekonomii, J. Stiglitza i A. Sena wiemy, że kalkulując zyski (np. kwintale z ha) trzeba uwzględniać też skutki społeczne (bankructwa, bezrobocie) i skutki środowiskowe (możliwe zmiany w stanie gleb, w stanie innych upraw, zanik owadów zapylających sady, przenikanie transgenów do innych gatunków roślin uprawnych i roślin dzikich). Ewentualny zysk grupki kontraktatorów zagranicznego ziarna zmodyfikowanego trzeba zbilansować ze stratami setek tysięcy mogących zbankrutować drobnych polskich rolników. Dla których pracy poza rolnictwem nie mamy i mieć nie będziemy przez co najmniej jedną dekadę! Zdumiewa, że podczas konferencji na Targach POLAGRA w Poznaniu wielu profesorów „od rolnictwa” opowiadało się bezkrytycznie za uprawami GMO, podnosząc argument rzekomo większych plonów - dziś wiemy, że plony GMO są średnio o 15% mniejsze – FAO 2004, a korzyści z racji mniejszych strat od szkodników są tymczasowe. Bo już pojawiły się na sześciu kontynentach zmutowane owady odporne na truciznę produkowaną przez transgen Bt). Tym samym profesorowie owi opowiadali się za interesem zagranicznych koncernów i garstki polskich kontraktatorów, ale przeciw interesowi większości naszych rolników i interesowi społeczeństwa polskiego. A czy celem może być zniszczenie rolnictwa tradycyjnego i dobrze rozwijającego się rolnictwa ekologicznego oraz likwidacja rosnącego eksportu do UE naszych uchodzących za smaczniejsze produktów spożywczych? W imię ideologicznego przekonania o wyższości rolnictwa przemysłowego, produkującego żywność gorszej jakości? Prof. M. Chorąży (Gliwice) celnie napisał: „Presja na złagodzenie regulacji i przepisów prawnych dotyczących obszarów wolnych od upraw GM w Polsce wychodzi z kręgów związanych z koncernami agrobiznesu. Podobna presja poprzez różne środki i międzynarodowe organizacje (np. WTO) jest wywierana na UE. Nie rozumiem motywacji polskich uczonych nalegających na zniesienie 34 zakazu upraw polowych roślin GM, a także stanowiska, że tworzenie w naszym kraju stref wolnych od GMO jest szkodliwe. Dla kogo?”. Jest to pytanie kluczowe dla Polaków – pytanie o dobro naszego rolnictwa i dobro polskiego społeczeństwa. Czy modernizacja rolnictwa ma tylko jedną drogę, wiodąca przez monokultury GMO? a) Rolnictwo wielkoprzemysłowe jest niepewne, jako oparte na drogiej ropie naftowej, oraz gorsze, jako produkujące GORSZEJ JAKOŚCI żywność. b) Rolnictwo wielkoprzemyslowe pośrednio rodzi miliardy bezrobotnych, tak jak silnik spalinowy wyeliminował zwierzęta pociągowe. Ale ludzie to nie zwierzęta, i dalej będą żyli, tyle że jako WYKLUCZENI. Rolnictwo takie rodzi wielkie nierówności społeczne. Natomiast rolnictwo drobnotowarowe, konwencjonalne lub ekologiczne, nie tylko produkuje LEPSZEJ jakości żywność, ale daje przeludnionemu Światu to co najpotrzebniejsze – miejsca pracy, zajęcie i źródło utrzymania dla miliardów „zbędnych” ludzi! c) Rolnictwo przemysłowe niszczy też różnorodność genetyczną hodowanych zwierząt i roślin, czyniąc je bardzo podatnym na ataki chorób i szkodników, oraz na zmiany klimatu. Ekolodzy i leśnicy od pół wieku wiedzą, jaką cenę zapłaciły lasy europejskie za ich monokulturyzację i ujednolicenie genetyczne wg modelu dawnego leśnictwa niemieckiego. d) Nobliści z krajów III Świata dowodzą, że przyszły wzrost wydajności plonów w rolnictwie będzie wynikał z coraz precyzyjniejszej uprawy w niewielkich gospodarstwach, mogących stosować obok tradycyjnych (ochrona ręczna zamiast chemii) różne nowoczesne techniki doskonalenia upraw, takie jak: markerami molekularnymi wsparty dobór materiału hodowlanego (marker assisted selection), organizmy probiotyczne (metoda japońska), nawadnianie kropelkowe, biologiczna walka ze szkodnikami (z ograniczeniem stosowania chemii). Czas w Polsce, by sięgnąć po rzeczywiście światową wiedzę rolniczą, a nie tylko po jednostronną i uzależniającą ekonomicznie technologię amerykańsko-koncernową. dr hab. Józef Tyburski, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie 35 Ekonomiczne aspekty wycofania soi GMO z rynku pasz w Polsce (s. 66) Zgodnie z wyliczeniami ekspertów IERiGŻ rezygnacja ze stosowania w produkcji pasz z udziałem zmodyfikowanej genetycznie soi i zastąpienie jej przez tradycyjnie uprawiane w Polsce rośliny strączkowe (łubiny, grochy, bobik) przy jednoczesnym niewycofaniu soi transgenicznej z rynku pasz w pozostałych krajach, spowoduje obniżenie konkurencyjności naszych producentów żywności i pasz na rynku wspólnotowym. Wobec powyższego przedstawiono poniżej alternatywne podejście do problemu pasz z udziałem soi GMO w Polsce. Z uwagi na mniejszą (w porównaniu do soi) zawartość białka w tradycyjnie uprawianych roślinach strączkowych, a zatem wyższą cenę jednostki białka, można upowszechnić uprawę nowych, wcześnie dojrzewających, nietransgenicznych odmian soi w Polsce. Możliwość taką potwierdzają wieloletnie już obserwacje plonowania soi m.in. w północnej Polsce, gdzie plon nasion soi nigdy nie spadł poniżej 2 t z ha, co przy obecnej cenie soi na rynkach światowych daje przychód około 3 250 zł z ha. Jednocześnie parametry technologiczne współczesnych odmian soi, dostosowanych do uprawy w naszym klimacie, czynią z niej atrakcyjny surowiec paszowy, nieustępujący soi z importu. Wstępna kalkulacja uprawy współczesnych odmian soi w Polsce Konkurencyjność przychodu rolniczego z uprawy zbóż i soi: Zboża paszowe 5 t ziarna z ha po 700 zł za 1 tonę 3 500 zł Soja – nasiona 3 250 zł Soja – dodatkowe korzyści: 2,5 t nasion z ha 80 kg N w resztkach pożniwnych po 1300 zł za 1 tonę Wzrost wydajności zbóż uprawianych po soi o 1 t z ha Dodatkowa dotacja do uprawy roślin strączkowych Razem przychód z uprawy soi 294 zł 700 zł 220 zł 4 464 zł W celu zaspokojenia potrzeb przemysłu paszowego na soję w Polsce należałoby przeznaczyć pod jej uprawę około 1 mln ha. Stałoby się to kosztem zbóż, których areał uległby zmniejszeniu z ok. 8 do 7 mln ha. Należy zaznaczyć, że soja jest bardzo dobrym przedplonem dla zbóż, co pozwala na odejście od niekorzystnych monokultur zbożowych, poprawiając wydajność ziarna przy mniejszych kosztach środowiskowych. Coraz szersze wprowadzanie do uprawy soi nietransgenicznej w Polsce pozwoliłoby na: stopniową redukcję importu soi GMO począwszy od 2013 roku, przy zachowaniu konkurencyjności polskiego przemysłu paszowego i mięsnego, lepszą ochronę praw konsumentów, którzy odrzucają żywność GMO, dalsze wzmocnienie wysokiej oceny jakości polskiej żywności, a zarazem poprawę jej atrakcyjności w oczach konsumentów w Europie. 36 Dariusz Jacek Olszewski, Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Opinie na temat żywności modyfikowanej genetycznie – wybrane wyniki badań Polacy i mieszkańcy UE o nowoczesnych technologiach: biotechnologia i inżynieria genetyczna (s. 69) (na podstawie badania Eurobarometr: Special Eurobarometer 73.1:“Biotechnology”, TNS Opinion & Social on request of European Commission, October 2010). „…Na podstawie opinii badanych na temat różnych aspektów związanych z żywnością transgeniczną można stwierdzić, że stosunek Polaków do żywności modyfikowanej genetycznie jest wyraźnie negatywny. Respondenci najczęściej wskazywali na to, że żywność ta jest nienaturalna (75%) i powoduje u nich poczucie dyskomfortu (69%). Ponadto nie jest bezpieczna zarówno dla przyszłych pokoleń (61%), jak i dla tych, którzy mogliby ją spożywać obecnie (60%). Zdaniem większości badanych produkcja takiej żywności nie jest korzystna dla gospodarki narodowej (57%), zaś dalszy rozwój żywności modyfikowanej genetycznie nie powinien być wspierany (57%).” Bibliografia vi Special Eurobarometer 73.1: “Biotechnology”, TNS Opinion & Social on request of European Commission, October 2010. Eurobarometr 73.5 “Zagrożenia związane z żywnością”, termin realizacji badania: 12-28 czerwiec 2010. Bezpieczna żywność a integracja europejska - opinie respondentów z niektórych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, CBOS, listopad 2001 Badanie sondażowe PBS DGA, zrealizowane w dniach 07-09.03.2008 na zlecenie „Gazety Wyborczej” Źródła dodatkowe: Polacy o biotechnologii i inżynierii genetycznej, OBOP, 2005 Badanie sondażowe PBS DGA na temat organizmów modyfikowanych genetycznie, zrealizowane w dniach 10-11.09.2005 na 1079-osobowej próbie, reprezentatywnej dla ludności Polski powyżej 15 roku życia. Badanie zrealizowano na zlecenie Greenpeace. Rozdział II Wybrane wypowiedzi uczestników debaty 37 Zbigniew Mirek, Kierownik Zakładu Systematyki Roślin Naczyniowych w Instytucie Botaniki im. Władysława Szafera w Polskiej Akademii Nauk, przewodniczący Komitetu Ochrony Przyrody PA N (s. 75-76) Zajmę się tu przede wszystkim problemami generowanymi przez uwalnianie do środowiska roślin genetycznie modyfikowanych oraz technologiami z tym związanymi. Są to problemy z zakresu bardzo różnych dziedzin życia: problemy społeczne, polityczne, prawne, gospodarczo-ekonomiczne, dotyczące bezpieczeństwa żywnościowego i mające w związku z tym strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa i suwerenności państwa; problemy ogólnocywilizacyjne i ogólnokulturowe, z etycznymi włącznie; problemy medyczne i zdrowotne oraz problemy ekologiczne czy ogólnoprzyrodnicze postrzegane przez pryzmat zagrożeń dla bioróżnorodności. W każdym z tych obszarów można znaleźć wystarczająco mocne argumenty przeciwko wprowadzaniu na tym etapie do otwartej przyrody organizmów genetycznie modyfikowanych i budowania rolnictwa w oparciu o te organizmy zarówno w Unii Europejskiej, jak i w Polsce. Dlaczego wśród innych aspektów bierzemy pod uwagę bioróżnorodność? Samo życie, z życiem człowieka włącznie, stanowiące centralną wartość każdej kultury i cywilizacji, wyraziło logikę swojego rozwoju, trwającego już 3,5 mld lat, właśnie bioróżnorodnością. Tym samym bioróżnorodność stała się współczesnym paradygmatem nauk biologicznych, współczesnej ochrony przyrody w skali świata (chcę przypomnieć Konwencję o Różnorodności Biologicznej i jej pochodne: Globalną, Europejską i naszą Krajową strategie ochrony bioróżnorodności) oraz wskaźnikiem i podstawowym miernikiem rozwoju zrównoważonego, wpisanego w naszą Ustawę Zasadniczą; bioróżnorodność jest równocześnie archiwalnym zapisem dokumentującym historię i wyrażającym tożsamość przyrodniczą (także, przyrodniczo-kulturową) każdego miejsca na globie. Jakie będą, w perspektywie najbliższych 20-30 lat, środowiskowe konsekwencje wprowadzenia do polskiego rolnictwa upraw zmodyfikowanych genetycznie? Będą one miały charakter negatywny. Wprowadzenie do środowiska w Polsce roślin zmodyfikowanych genetycznie bardzo poważnie zagrozi bioróżnorodności. Jak dalece? Nie potrafimy na ten temat wypowiedzieć się w sposób jednoznaczny, ponieważ zbyt mało jeszcze wiemy. Zmiany i zagrożenia będą bardzo poważne i wbrew opiniom zwolenników GMO, jakościowo różne, a zarazem wielokroć groźniejsze od jakichkolwiek innych zagrożeń. Przy wprowadzeniu GMO do wolnego środowiska zmiany są nieuniknione, nieprzewidywalne co do tempa i kierunku oraz ostatecznych skutków, niekontrolowalne, niezatrzymywalne i nieodwracalne. Skutki te będą narastać w procesie długofalowym, którego nie możemy kontrolować w żaden sposób. Powstaje pytanie, czy możliwa jest, i na jakich zasadach, koegzystencja wysokotowarowego rolnictwa z udziałem GMO i rolnictwa tradycyjnego? Chciałbym podkreślić, że nie jest ona możliwa i podstawowe badania biologiczne nie pozostawiają co do tego najmniejszych wątpliwości. Jak wykazały brytyjskie badania i precedensowy proces wygrany na ich podstawie, skuteczne przeniesienie pyłku między roślinami GM (w tym przypadku chodziło o wiatropylne trawy), a ich dzikimi krewniakami, tj. tworzenie mieszańców pokolenia F1 i dalszych, jest niekiedy możliwe na odległość przynajmniej do 20 km. Wiemy jednak, że pyłek roślin wiatropylnych przenoszony jest na jeszcze większe odległości. Dziś proponujemy w Europie koegzystencję opartą na strefach buforowych między uprawami GM i nie-GM liczących około 500 m, a niekiedy znacznie mniej. 38 Nie mamy tu czasu na poruszenie wielu szczegółowych kwestii, dlatego odsyłam Państwa do drugiego tomu „Biuletynu Komitetu Ochrony Przyrody PAN”, który poświęciliśmy problematyce GMO; jest on także dostępny na stronie www.botany.pl/kop-pan/kop_biul.html. (obecnie: www.botany.pl/kop-pan/biuletyn/b2011-2.html - przyp. red.) o. dr Stanisław Jaromi, Przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (s. 81) Nieprawdą jest, jakoby Papieska Akademia Nauk albo Watykan popierali żywność zmodyfikowaną genetycznie, a przekonywanie opinii publicznej, że tak jest, wydaje się raczej nadużyciem. Niestety trwają próby wciągnięcia Stolicy Apostolskiej na listę zwolenników GMO. Taka jest opinia wyrażona przez oficjalny watykański dziennik „L'Osservatore Romano” opublikowana w maju 2009 r. w związku z konferencją "Transgenic Plants for Food Security in the Context of Development" zorganizowaną w Rzymie przez kilku członków Papieskiej Akademii Nauk. Gdy następnie wydano drukiem dokumentację owego spotkania pokazały się medialne ogłoszenia mocno nadinterpretujące ich znaczenie. Jeśli czynią to dodatkowo ludzie nauki, którzy dobrze wiedzą jakie znaczenie ma wydanie dokumentacji jakieś konferencji, nie jest to już brak wiedzy, ale manipulacja. Tym bardziej, że rzecznik Stolicy Apostolskiej tłumaczył cierpliwie, jakie znaczenie ma taka publikacja, że przekazuje teksty dostarczone przez uczestników konferencji a ich wartość lub jej brak wynika z pozycji naukowej autora. Warto też dodać, że w „L'Osservatore Romano” Francesco M. Valiante pisał wprost o „rozpychaniu się łokciami, by zwerbować Watykan” do grona zwolenników czy wrogów żywności genetycznie modyfikowanej. Dzieje się tak od 2003 roku, czyli od kiedy Papieska Rada „Iustitia et Pax” zorganizowała seminarium na ten temat. Już wtedy jej przewodniczący, kardynał Renato Martino, ujawnił, że Stolica Apostolska narażona jest „na naciski, pochodzące z rozmaitych stron, mających odmienne, trudne do pogodzenia interesy”. Valiante przypomiał, że w znacznie wyższej rangi Instrumentum Laboris Drugiego Nadzwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów Afryki jest mowa o przyczynach głodu na świecie, w tym także o „niesprawiedliwości i biedzie ludności wiejskiej”. O tym, że „międzynarodowe spółki dokonują stopniowej inwazji kontynentu, by zawładnąć jego bogactwami narodowymi”. A kampania na rzecz GMO, która oficjalnie „ma na celu zagwarantowanie bezpieczeństwa żywnościowego, faktycznie grozi zrujnowaniem drobnych rolników i zagładą ich tradycyjnych upraw, uzależniając ich od producentów nasion”. W tym kontekście wydaje się, że taki argument z autorytetu Kościoła jest wynikiem bezradności środowisk naukowych, które nie potrafią inaczej uzasadnić sensowności wprowadzenia GMO do rolnictwa. Piotr Stankiewicz, adiunkt w Zakładzie Interesów Grupowych w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (s. 82-83) Przyglądając się debacie o GMO z perspektywy socjologicznej, należałoby zwrócić uwagę nie tylko na samą treść argumentów, podnoszonych za lub przeciwko GMO, lecz przede wszystkim 39 przyjrzeć się uczestniczącym w debacie podmiotom. Innymi słowy, znaczenie ma nie tylko to CO ktoś mówi, ale KTO to mówi. Biorąc pod uwagę przedstawioną wyżej specyfikę sektora biotechnologicznego, polegającą przede wszystkim na znaczącym udziale środków prywatnych w tej dziedzinie nauki, prowadzącym do uzależnienia rozwoju biotechnologii od sektora prywatnego (przede wszystkim prywatnych koncernów), istotne jest monitorowanie struktury interesów występującej w polu decyzyjnym związanym z uprawą roślin genetycznie modyfikowanych. W obszarze tym mamy do czynienia z działalnością wielu grup interesu, które lobbują na rzecz określonych rozwiązań, które mogą stracić lub zyskać na wprowadzanych regulacjach prawnych dotyczących GMO. Są to zarówno organizacje rolników, hodowców, jak i globalne koncerny, instytucje badawczo-naukowe i wreszcie liczni eksperci z dziedziny biotechnologii. W takiej sytuacji analizując argumenty pojawiające się w debacie o GMO, nie można rozpatrywać ich w oderwaniu od podmiotów, które te poglądy reprezentują i należy być świadomym różnorodnych interesów, które kryją się za tymi argumentami. Pan Prezydent Bronisław Komorowski, gdy jeszcze był marszałkiem Sejmu, w jednym z wywiadów radiowych wypowiedział takie zdanie: „Ekspertyzy można mieć różne, ja też mogę mieć różne. Są tysiące prawników, setki wybitnych i każdy z nich może pewnie inną ekspertyzę dać”. Ujmuje ono pewną bardzo istotną prawdę, która każe do wcześniejszego pytania o to, kto wypowiada dane poglądy, dodać także pytanie „i dlaczego?”. Jakie interesy wpływają na charakter formułowanych argumentów i stanowisk w sprawie GMO? By udzielić odpowiedzi na te pytania potrzebne jest stałe monitorowanie struktury interesów, obecnych w obszarze GMO, tworzenie mapy interesów i grup interesu działających w tym polu. Jest to niezbędne nie tylko po to, by móc właściwie oceniać przedstawiane argumenty, ale także w tym celu, by zapobiegać konfliktowi interesów. Sytuacja konfliktu interesów rozumiana jest tu jako sytuacja podwójnej lojalności, w której realizacja oficjalnego interesu, związanego np. z zajmowanym stanowiskiem, stoi w sprzeczności z realizacją innych interesów, wynikających np. z nieformalnych powiązań z koncernami biotechnologicznymi. W sytuacji konfliktu interesów często znajdują się naukowcy i eksperci, którzy – tu powraca kwestia zależności biotechnologii od sektora prywatnego – znajdują się w tej paradoksalnej sytuacji, że by być uznawanymi za ekspertów, muszą wykazać się odpowiednim doświadczeniem badawczym, które z kolei trudno zdobyć nie prowadząc badań finansowanych ze środków zewnętrznych i nie współpracując z podmiotami prywatnymi. W samym fakcie takiej współpracy nie ma oczywiście nic złego, tak długo, jak długo nie wpływa ona na działalność pozanaukową, np. tę związaną z działalnością doradczą i ekspercką w sektorze publicznym i jak długo jest ona jawna i podawana do publicznej wiadomości. Gdy zdecydowanie „za” GMO wypowiada się uznawany w Polsce i na świecie biolog, profesor Polskiej Akademii Nauk odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, który jest jednak jednocześnie wieloletnim prezesem Polskiej Federacji Biotechnologii, zrzeszającej m.in. firmy biotechnologiczne, w tym przedstawicielstwa globalnych koncernów takich jak Monsanto, oraz członkiem zarządu Europejskiej Federacji Biotechnologii, to może pojawiać się wątpliwość, czy jego stanowisko motywowane jest interesem publicznym czy partykularnym? Czyj interes będzie reprezentowała ta osoba przewodnicząc Komisji ds. GMO przy Ministrze Środowiska, oceniającej m.in. wnioski firm biotechnologicznych o uwolnienie GMO do środowiska? Źródłom konfliktu interesów jest nie tylko prowadzenie badań za pieniądze prywatnych koncernów, lecz o wiele częściej jest to wszelkiego typu działalność doradcza, konsultacyjna, opiniodawcza wykonywana na rzecz prywatnych podmiotów. Tego typu usługi są zresztą jedną z najbardziej powszechnych metod finansowania ukrytego lobbingu. Konflikt interesów może być rozpoznawany i monitorowany, a przez odpowiednie zarządzanie może być zneutralizowany. Najprostszą metodą zarządzania konfliktem interesów jest 40 jego ujawnianie. Nie chodzi bowiem o to, by odbierać komukolwiek prawa zabierania głosu i zajmowania stanowisk publicznych, powinno być jednak jawne, czy dany ekspert wypowiada się jako przedstawiciel nauki czy jako reprezentant przemysłu biotechnologicznego. Przykładem takiego ujawniania konfliktu interesów mogą być wspomniane wcześniej deklaracje o potencjalnym konflikcie interesów i powiązaniach z firmami farmaceutycznymi, do których składania zobowiązani są autorzy publikujący w czasopismach medycznych. Wydaje się, że przy tego typu debatach, jak ta organizowana w ramach Forum Debaty Publicznej, ale także przy licznych sejmowych i ministerialnych komisjach i ciałach doradczych skupiających ekspertów z zewnątrz, tego typu deklaracje pozwoliłyby na odsłonięcie wielu dysfunkcjonalnych dla polskiego państwa relacji klientelistycznych i nieformalnych powiązań oraz pomogły zapobiegać ukrytemu lobbingowi. Jan Krzysztof Ardanowski, Zastępca Przewodniczącego Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w Sejmie RP (s. 84-85) Chciałbym skoncentrować się przede wszystkim na GMO w produkcji żywności i rolnictwie, ponieważ biotechnologia czy też inżynieria genetyczna w innych dziedzinach nie budzą takich emocji, a w przypadku produkcji lekarstw, zasługują wręcz na pochwałę. Co do tego zapewne jesteśmy zgodni. Chcę powiedzieć, że wszystkich nas obowiązuje zasada przezorności. Zdaję sobie sprawę, że w toczącej się od kilku lat w Polsce debacie ludzi krytycznie postrzegających GMO, ludzi szukających innych możliwości rozwoju rolnictwa, rozwoju cywilizacyjnego świata i zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego, często traktuje się jako ludzi o niskiej wiedzy, nieposiadających kompetencji i autorytetu. Często słyszę różne pejoratywne epitety, z których „ciemnogród” jest jednym z najłagodniejszych. Jeżeli poszukiwanie alternatywnych do roślin GMO dróg produkcji żywności, opartych na rozwoju zrównoważonym, mało ingerującym w prawa przyrody i racjonalnie zagospodarowującym ogromny, źle wykorzystywany potencjał rolnictwa konwencjonalnego jest „ciemnogrodem”, to proszę mnie do tej grupy zakwalifikować. Wydaje mi się, że zgodnie z zasadą przezorności należy przewidywać dalekosiężne skutki pewnych niebezpiecznych działań, takich jak uwolnienie do środowiska organizmów GMO, szczególnie jeżeli mamy argumenty na temat szkodliwości obecnej ich generacji. Przypomnę, że m.in. Komitet Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk wiele takich argumentów dostarcza. Chciałbym powiedzieć, że wszystkie argumenty, które były podnoszone przez zwolenników GMO w zakresie roślin uprawnych, po dokładnym poznaniu tracą swoją ostrość albo okazują się wręcz kłamstwem. Mówi się o wydajności tych roślin – tymczasem dane amerykańskie potwierdzają, że jest ona niższa, niż roślin konwencjonalnych. Miałem okazję sprawdzić to w kilku amerykańskich ośrodkach badawczych. Opłacalność produkcji rolniczej będzie mniejsza ze względu na bardzo wysokie ceny nasion po zmonopolizowaniu rynku. Zużycie pestycydów wzrasta, zawężając ich wybór wyłącznie do preparatów, których tolerancja u roślin była często jedynym celem modyfikacji genetycznej. W tym kontekście proszę sprawdzić, jaki jest wzrost zużycia glifosatu /Roundup/, produkowanego przez koncern patentujący także nasiona GMO. Mówi się również o tym, że nie ma alternatywy białkowej dla soi w paszach. Uzależnieniu produkcji zwierzęcej w naszym kraju /także w całej UE/ od kilku amerykańskich firm zajmujących się uprawą na różnych kontynentach i dystrybucją soi GMO miało przeciwdziałać wprowadzenie programu białkowego, czyli produkcji roślin 41 motylkowatych, jak również zgłoszenie przez Polskę wniosku o to, by przywrócić skarmianie krzyżowe mączek mięsno-kostnych w ramach Unii Europejskiej. Te wdrożone w życie działania znakomicie rozwiązałyby problem uzależnienia Europy od modyfikowanej soi. Być może sprawiłyby również, że w wielu dziedzinach produkcji zwierzęcej wytwarzana poza Europą soja byłaby wręcz niepotrzebna. Istnieje również zasadnicze pytanie, jaki typ rolnictwa chcemy w Polsce rozwijać. Mamy około 15 mln ha użytków rolnych, około 12 mln ha „pod pługiem”. W porównaniu z Brazylią, która ma prawie 400 mln ha, Kanadą, Stanami Zjednoczonymi, Rosją, Ukrainą itp., jesteśmy niewielkim krajem rolniczym. W związku z tym powinniśmy szukać takich kierunków rozwoju rolnictwa, które dają nam pewne szanse na zagospodarowanie nisz rynkowych, przede wszystkim w produkcji żywności wysokiej jakości, a nie konkurowanie w obszarze „żywności śmieciowej”, do której zalicza się żywność z GMO. Nie powinniśmy „kopać się z koniem” ścigając się z krajami o wielokrotnie większej powierzchni uprawnej.. My z Brazylią nie jesteśmy w stanie konkurować przyjętą tam formą rolnictwa opartego na „efekcie skali” upraw setek milionów hektarów. Natomiast przekierowując w znaczącej części nasze rolnictwo na produkcję żywności wysokiej jakości, nie tylko ekologicznej, jesteśmy w stanie uzyskiwać odpowiednie dochody i sprawić, że to polskie, specyficzne, w dużej mierze rozdrobnione rolnictwo, oparte na gospodarstwach chłopskich będzie miało szansę przeżyć. Wydaje się również, że w tej chwili w ramach polskiego rolnictwa i naszej struktury, nie ma możliwości koegzystencji. Obecna generacja roślin GMO – wyhodowanych metodami nieprecyzyjnymi, przypadkowymi, niepewnymi co do skutków i efektów dla bioróżnorodności absolutnie nie powinna być uprawiana w Polsce. Może kontynuowanie badań, które nie przerywa procesu rozwoju nauki, doprowadzi do tego, że za kilkadziesiąt lat te metody będą powszechnie akceptowane jako szansa dla ludzkości. W tej chwili absolutnie taką szansą nie są. Stanisław Kowalczyk, (prof. SGH – przyp. red.) Główny Inspektor Jakości Handlowej Artykułów Rolno - Spożywczych, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie (s. 85-86) „…Kolejna uwaga dotyczy procesu produkcji żywności. Otóż możliwe jest albo zwiększenie produkcji żywności albo ograniczenie jej strat. Pamiętajmy, że w tej chwili 1/3 żywności na świecie marnuje się, także w Unii Europejskiej. Być może ten kierunek jest bardziej zasadny aniżeli intensyfikacja produkcji genetycznie modyfikowanej, gdyż konsument tego dzisiaj nie chce. W związku z tym powstaje pytanie, w czyim imieniu chcemy intensyfikować produkcję – konsumenci bowiem są zdecydowanie przeciwni, także w Polsce. Wreszcie na koniec, chce powiedzieć, że tak naprawdę w wielu przypadkach w zakresie żywności genetycznie modyfikowanej działa rozwiązanie na wzór ACTA. Pamiętajmy, że obowiązują tu patenty oraz transakcje wiązane: rolnik kupuje nasiona, środki ochrony roślin i całą technologię uprawy. Jedna z największych firm biotechnologicznych na świecie zorganizowała tzw. policję nasienną, ścigającą rolników, którzy niezgodnie z prawem używają wyrobów po okresie zakończenia ważności licencji. Powszechnie znane są także przypadki karania rolników na polach, których znaleziono genetyczne modyfikacje, pomimo, że nigdy takich roślin nie wysiewali.” 42 Marek Kryda, Ekspert do spraw GMO w Instytucie Spraw Obywatelskich (s. 88) „…Dlaczego nikt nie powiedział: „Panie Premierze, niedługo niekontrolowanie GMO w naszym kraju spowoduje, że nikt nie będzie kupował polskiej żywności, nawet nie dlatego, że ktoś nie będzie chciał mieć GMO, ale dlatego, że Polska będzie krajem, który nie będzie w stanie skontrolować, czy ma GMO, czy nie”. Pamiętajmy, że zawartość ponad 0,9% GMO oznacza, że produkt taki trzeba oznakować jako GMO. Farmerzy szwedzcy, którzy hodują krowy w Skanii na południu kraju, stwierdzili, że w kukurydzy importowanej z Polski jest 4% domieszki GMO. Podejrzewam, że nikt nie wiedział o tej zawartości domieszki kukurydzy GMO ponieważ ta domieszka rozprzestrzenia się w sposób niekontrolowany. Pytając urzędników Ministerstwa Środowiska, skąd będą wiedzieć, kogo kontrolować, skoro teraz pozwalają na nierejestrowane uprawy GMO, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Apeluję do Pana Prezydenta, ażeby upomnieć się o ustawę o GMO, dać kompetencje Ministerstwu Rolnictwa do kontrolowania upraw legalnych i nielegalnych. Nie bądźmy ostatnim krajem w Europie, który tego dokona. Krótko powiem teraz o paszy, czyli o soi GMO. Specjalnie pojechałem do obwodu kaliningradzkiego w Rosji – i zupełnie nie zgodzę się z panem ministrem Tańskim – w miasteczku Swietłyj, 10 km od Kaliningradu, widziałem wybudowany w 2005 roku ogromny port przeładunku i miejsce produkcji śruty sojowej. Pokazywano mi dwie linie produkcyjne: jedna jest dla soi GMO, druga do soi bez GMO. Mówiono mi, że cały czas apelują do Polski, żeby Polska zechciała kupić tę śrutę bez GMO, chcą barkami to wysyłać do Elbląga, a Polska w ogóle nie jest tym zainteresowana.” Henryk Wujec, Doradca Etatowy Prezydenta RP (s. 89) Żyjemy w społeczeństwie informatycznym, internetowym. Społeczeństwo ma potężną broń w swoim ręku w postaci dostępu do informacji publicznej. Państwo ma obowiązek informowania, który produkt jest wytworzony ze środków genetycznie zmodyfikowanych - informacja taka powinna znajdować się na samym produkcie. Natomiast informacja na temat technologii produkcji powinna znajdować się na stronie internetowej producenta. Wówczas sami internauci dadzą sobie z tym radę, informacja będzie powszechnie dostępna i konsument będzie wybierał. Konsument ma potężną broń, może kupić lub nie kupić, ale musi mieć informację o produkcie. Polska jest znana z tego, że dysponuje wieloma tradycyjnymi odmianami, gatunkami. To jest nasz skarb, nasz walor - akurat teraz możemy to wykorzystać. Potrzebny jest renesans produktów tradycyjnych, regionalnych, ekologicznych - tymi produktami będziemy zdobywać rynek europejski. To jest nasza szansa. Istnieją również produkty modyfikowane genetycznie, z współudziałem pasz itd. Tego zmienić nie możemy, póki obowiązuje prawo europejskie. Jednocześnie możliwe są odstępstwa, których teraz nie stosujemy, bo nie przyjęliśmy takiego prawa – z tej okazji skorzystali m.in. Francuzi. Możliwe jest pewne pragmatyczne podejście: nie możemy blokować, ale powinniśmy informować i promować naszą tradycyjną żywność. Musimy przyjąć prawo, ale ze wszystkimi wyłączeniami, które pozwolą nam chronić naszą tradycyjną żywność i nasze tradycyjne produkty. 43 Katarzyna Lisowska, Profesor w Centrum Badań Translacyjnych i Biologii Molekularnej Nowotworów w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie Oddział w Gliwicach (s. 90) W kwestii kompetencji: jestem biologiem molekularnym, mam też specjalność w zakresie biologii medycznej, jestem również członkiem Komisji do spraw GMO przy Ministerstwie Środowiska. W grudniu 2011 roku grupa naukowców apelowała do Pana Prezydenta o debatę nad GMO. Mieliśmy nadzieję, że debata pozwoli unaocznić wszystkie negatywne aspekty biotechnologii rolniczej i uzależnienia od zagranicznych koncernów. W liście otwartym naukowców padło dziesięć pytań do polskich polityków. Na te pytania nie dostaliśmy odpowiedzi. Pytaliśmy między innymi o sprawę zasadniczą – dlaczego w 2008 roku rząd Polski przyjął ramowe stanowisko mówiące o tym, że Polska dąży, aby być krajem wolnym od GMO, tymczasem nadszedł rok 2012 i my dalej nie mamy zakazu upraw GMO i dalej debatujemy. Zamiast odpowiedzi na to pytanie zaproponowano nam dzisiaj dyskusję na temat, czy GMO to szansa czy zagrożenie, czy GMO to wybór czy konieczność. Odpowiem tak: to jest wyważanie otwartych drzwi. Przykład innych krajów Europy pokazuje, że nie jesteśmy skazani na GMO. Jeżeli jest wola polityczna, można zrezygnować z upraw GMO, trzeba tylko chcieć. Jeżeli ktoś jeszcze wierzy, że GMO jest szansą, niech odpowie sobie na pytanie, czemu największe kraje rolnicze Unii Europejskiej - Niemcy czy Francja - zrezygnowały z tej szansy i wbrew publikacjom, które pokazuje ISAAA, że w Europie areał upraw GMO rośnie, areał upraw GMO maleje: na przestrzeni lat 2008–2010 o 20%. W liście otwartym pytaliśmy też, czy prace nad ustawami regulującymi kwestie GMO będą objęte tarczą antykorupcyjną. Ze względu na reputację firm, którym zależy na otwarciu Polski na uprawy GMO, pytanie jest nadal aktualne. Na zakończenie chcę jeszcze wrócić do kwestii zdrowotnych. Przeczytałam siedemnaście polskich publikacji dotyczących oceny ryzyka wiążącego się z GMO. Znalazłam między innymi wyniki, które pokazują, że karmienie zwierząt doświadczalnych eksperymentalnymi odmianami GMO powoduje różne skutki uboczne. Występują zaburzenia układu odpornościowego, następuje zwiększenie ilości adduktów w DNA, zaburzenia wskaźników wzrostowych. O tym się nie mówi. Panie Prezydencie, jeżeli mamy na sercu dobro naszego kraju, nie powinniśmy w tym momencie debatować nad tym, czy GMO jest szansą albo koniecznością. Powinniśmy spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, jak szybko odbudować naszą niezależność w produkcji białka paszowego oraz jak skutecznie wprowadzić w Polsce zakaz upraw GMO. Józef Tyburski, Profesor w Katedrze Systemów Rolniczych na Wydziale Kształtowania Środowiska i Rolnictwa na Uniwersytecie Warmińsko –Mazurskim (s. 91) Na wstępie odniosę się do czterech podstawowych pytań, które określają przedmiot i cel Debaty. Otóż w przypadku pytania pierwszego „o ekonomiczne, społeczne i środowiskowe 44 konsekwencje wprowadzenia do polskiego rolnictwa upraw GMO” pragnę powiedzieć, że będą one wielokrotnie bardziej szkodliwe od wprowadzenia zakazu uprawy GMO. W przypadku pytania drugiego „czy wprowadzenie do środowiska w Polsce roślin GMO zagrozi bioróżnorodności”, nie mam wątpliwości, że tak. Wprowadzenie na terenie Polski upraw genetycznie zmodyfikowanych zagraża bioróżnorodności. Jeśli kolejnym krokiem (pytanie trzecie) ma być koegzystencja rolnictwa transgenicznego z rolnictwem tradycyjnym i ekologicznym, będziemy mieć z tym duży kłopot, ponieważ wprowadzenie wszelkich regulacji w tym względzie jest trudne do wykonania i bardzo kosztowne. Ja chciałbym przypomnieć – wracam w tej chwili do najważniejszej aktualnie kwestii ekonomicznej (zawartej w pytaniu czwartym), czyli pasz – że jedyna w Polsce firma, która produkowała certyfikowaną paszę ekologiczną, musiała z tej produkcji zrezygnować właśnie ze względu na problemy z koegzystencją. W tej chwili nasi ekologiczni producenci mięsa drobiowego, jajek czy wieprzowiny certyfikowaną, pełnoporcjową paszę ekologiczną muszą importować z Niemiec lub Holandii – uiszczając dwukrotnie wyższą cenę. W konsekwencji konsumenci żywności ekologicznej ponoszą zwiększone koszty, natomiast sprawca i beneficjent tych problemów (dostawca sojowej śruty GMO) żadnych kosztów „koegzystencji” nie ponosi. Oczywiście nie zapominam o większościowym rolnictwie konwencjonalnym. Nie ma wątpliwości, że cena jednostki białka w soi jest niższa niż cena jednostki białka w naszych rodzimych surowcach strączkowych, tj. łubinach, grochach itd. Natychmiastowa rezygnacja z importu pasz wytworzonych z soi GMO byłaby niekorzystna w kontekście konkurencyjności naszego rolnictwa, ale można i należy coraz bardziej upowszechniać produkcję nietransgenicznej soi w Polsce. Dzisiejsze odmiany soi pozwalają, również na północy kraju, na dobre i wierne plonowanie, przynajmniej na poziomie 2 ton z hektara. Wobec tego proponowałbym rozważenie możliwości, by kolejne moratorium zezwalające na tymczasowy import soi GMO obwarować warunkiem, że z roku na rok ten import będziemy zmniejszać i dążyć do własnej produkcji nietransgenicznej soi jako ważnego komponentu białkowego pasz. W ten sposób unikniemy szoku cenowego i ryzyka w szerszym kontekście ekonomicznym, doprowadzając stopniowo do sytuacji, w której nie będziemy zmuszeni do importu soi GMO i spożywania takich produktów, bo większość konsumentów nie chce żywności GMO. Ewa Rembiałkowska, (profesor SGGW – przyp. red.) Kierownik Zakładu Żywności Ekologicznej w Katedrze Żywności Funkcjonalnej i Towaroznawstwa na Wydziale Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (s. 94-95) Eksport polskiej żywności w ostatnich kilku latach wzrósł ponad sześciokrotnie - dlaczego? Polska żywność cieszy się w Europie bardzo korzystnym wizerunkiem - 23% polskiego eksportu trafia do Niemiec, na kolejnych pozycjach znajdują się Włochy, Francja, Rosja. Trzy pierwsze kraje, które wymieniłam, wprowadziły u siebie zakaz upraw genetycznie modyfikowanych, a ich społeczeństwa generalnie nie chcą kupować żywności genetycznie modyfikowanej. Podczas ostatniego pobytu w Niemczech, zwiedzaliśmy fabrykę makaronu w okolicach Stuttgartu, która w ostatnich latach zrobiła niesamowitą furorę wyłącznie dlatego, że postawiła na strategię „GMO-frei”, tj. wolne od GMO. Na tej fabryce wiszą mówiące o tym transparenty. Znaczna 45 część Badenii-Wirtembergii zaopatruje się w makaron właśnie w tej fabryce. Chyba takie fakty powinny być dla nas wskazaniem ekonomicznym co do tego, w jakim kierunku powinniśmy iść. Jeżeli wprowadzimy uprawy GMO, zniszczymy korzystny wizerunek naszego kraju, co przedostanie się do świadomości zbiorowej, która jest potężną siłą. Wówczas konsumenci niemieccy, francuscy, włoscy, a także rosyjscy – w Rosji klimat społeczny również jest przeciwko uprawom genetycznie modyfikowanym – nie będą już chcieli kupować polskiej żywności. Łatwo wywnioskować, jakie będą ekonomiczne konsekwencje tego faktu. Zamiast inwestować w techniki związane z GMO, powinniśmy rozwijać te sektory rolnictwa, które będą miały wielkie powodzenie u nas, w Europie i na świecie, czyli produkcję regionalną, tradycyjną i ekologiczną, a także Fair Trade (Sprawiedliwy Handel) i Slow Food. Katarzyna Jagiełło, Przedstawicielka Inicjatywy Obywatelskiej „GMO to nie to” (s. 95-96) W nawiązaniu padających w naszej debacie stwierdzeń, chciałabym powiedzieć, że zgodnie z danymi z 2011 roku na terenie Unii Europejskiej GMO jest uprawiane na zaledwie 0,1% ziemi rolnej co w zestawieniu z 4% ziemi oddanej spod uprawy organiczne, nie wspominając o uprawach tradycyjnych, świadczy o znikomym udziale upraw GMO w rolnictwie europejskim. Dziewiętnaście państw Unii Europejskiej w ogóle nie uprawia GMO. Na początku grudnia 2011 roku, Inicjatywa Obywatelska „GMO to nie to” razem z Greenpeace przygotowała – a poparło nas w tym kilkudziesięciu polskich naukowców – list z pytaniami, które miały być zaczątkiem debaty. Do dzisiaj nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi w tej sprawie. W związku z tym, że te pytania wydają nam się kluczowe dla rozmów o GMO w Polsce, pozwolę sobie przytoczyć je na forum naszej debaty. Pytanie pierwsze. W ramowym stanowisku z 2008 roku, Rząd RP deklaruje, że będzie dążył do tego, aby Polska była krajem wolnym od GMO w zakresie rolnictwa. Przykład innych krajów UE pokazuje, że jeżeli tylko jest wola polityczna, istnieją możliwości prawne, aby zakazać upraw odmian genetycznie modyfikowanych. Dlaczego polski rząd dotychczas z tej możliwości nie skorzystał? Pytanie drugie. Dlaczego w roku 2011 koalicja PO/PSL zaprzestała prac nad ustawą o organizmach zmodyfikowanych genetycznie, a przyjęła ustawę o nasiennictwie, której zapisy są sprzeczne z ramowym stanowiskiem rządu z 2008 roku? Mając na uwadze ochronę polskiego rolnictwa przed GMO, logicznym jest, by w pierwszej kolejności uporządkować kwestie prawne związane z organizmami transgenicznymi, w tym wprowadzić zakaz upraw kukurydzy MON810 i ziemniaka Amflora, a następnie podjąć prace nad ustawą o nasiennictwie32. Pytanie trzecie. Jak państwo zamierza chronić interesy polskiego nasiennictwa i zapewnić suwerenność rolnictwa, równocześnie realizując program wyprzedaży polskich centrali nasiennych33? Punkt czwarty. Czy rząd zlecił odpowiednim służbom analizę światowej literatury naukowej, która dostarcza dowodów na istnienie różnego rodzaju zagrożeń ze strony upraw GMO i żywności otrzymanej z takich upraw? Brak ustawy o organizmach zmodyfikowanych genetycznie, która implementowałaby dyrektywę 2001/18/EWG także grozi Polsce sankcjami ze strony Komisji Europejskiej. Ponadto, jak wykazał raport NIK z 2008 roku, chaos prawny w tej materii już doprowadził do rozprzestrzeniania się niekontrolowanych upraw GMO w Polsce. 33 Konsolidacja rynku materiału siewnego w rękach kilku światowych monopolistów zaczyna stanowić realne zagrożenie dla suwerenności żywnościowej społeczeństw. Rząd polski powinien podjąć wszelkie starania, aby przeciwdziałać skutkom takich niekorzystnych trendów. To są decyzje o znaczeniu strategicznym i nie mogą być podporządkowane doraźnym interesom. 32 46 Punkt piąty. W Polsce dominuje rozdrobnione rolnictwo. Jak w tych realiach rząd wyobraża sobie zachowanie bezpiecznych odległości buforowych pomiędzy uprawami GMO i tradycyjnymi34? Punkt szósty. Na jakiej podstawie zakłada się, że uprawy GMO przyniosą zyski przeciętnym polskim gospodarstwom rolnym, w szczególności gospodarstwom drobnotowarowym, które stanowią większość w Polsce i dają podstawę utrzymania większości ludności wiejskiej35? Punkt siódmy. Jakiego rodzaju konsultacje społeczne przewiduje rząd, odnośnie ewentualnego wprowadzenia upraw GMO, w świetle ratyfikowanych przez Polskę międzynarodowych konwencji36? Punkt ósmy. Czy właściwym jest, aby w rozmowach z amerykańskimi lobbystami polscy funkcjonariusze publiczni - politycy i urzędnicy – byli nielojalni wobec własnego państwa, prezentując stanowisko odmienne od ramowego stanowiska rządu RP w sprawie GMO i aby wyrażali poglądy niezgodne z interesem Polski? Punkt dziewiąty. Czy właściwym jest, aby polski rząd korzystał z rad ekspertów zrzeszonych np. w Radzie Gospodarki Żywnościowej, którzy pozostają w ewidentnym konflikcie interesów, będąc przedstawicielami organizacji finansowanych przez firmy produkujące nasiona GMO? Punkt dziesiąty. Prace nad przepisami dotyczącymi GMO powinny z zasady być objęte ochroną "tarczy antykorupcyjnej", zważywszy na złą sławę, jaką cieszą się na świecie firmy posiadające patenty na modyfikowane genetycznie nasiona37. Czy taka ochrona była stosowana w pracach Sejmu poprzedniej kadencji? Czy obecne prace nad przepisami dotyczącymi GMO będą objęte „tarczą antykorupcyjną”? Na koniec chciałabym jeszcze zacytować znanego polskiego naukowca, filozofa Zygmunta Baumana, który pisze: „Amerykańscy giganci w dziedzinie inżynierii genetycznej finansują badania, które dowodzą ponad wszelką racjonalną wątpliwość, że bez genetycznie modyfikowanych upraw wyżywienie ludności świata stanie się niebawem niemożliwe. Natomiast na ogół przemilcza się, że te oświadczenia noszą wszelkie znamiona samospełniających się przepowiedni, a raczej że ich celem jest wytłumaczenie poczynań sponsorów badań, uczynienie ich bardziej strawnymi poprzez odwrócenie przyczyny i skutku”. Klaudia Wojciechowicz, Przedstawicielka Inicjatywy Obywatelskiej „GMO to nie to” (s. 96-97) Ja wypowiem się w imieniu Inicjatywy Obywatelskiej „GMO to nie to”, która reprezentuje konsumentów. Przygotowane przez Kancelarię Prezydenta zestawienie badań opinii publicznej pokazuje ewidentnie, że polscy konsumenci, tak jak i europejscy, nie chcą upraw GMO, nawet gdyby ich brak miał oznaczać wzrost cen żywności. Doświadczenia – nie spekulacje, nie szacunki – krajów takich jak Niemcy czy Austria pokazują, że ceny produktów odzwierzęcych, mięs czy nabiału Rządowy projekt ustawy o organizmach genetycznie zmodyfikowanych zgłoszony w VI kadencji, wbrew zapewnieniom, nie jest projektem restrykcyjnym. Przykłady surowych zapisów można znaleźć w ustawach wielu krajów unijnych i przenieść je do prawa polskiego. Przykładowo, w myśl prawa niemieckiego podmiot, z winy którego nastąpi zanieczyszczenie upraw tradycyjnych przez GMO, jest zobowiązany pokryć straty poniesione przez rolnika konwencjonalnego. W projekcie rządowym brakuje takich zapisów. 34 35 W Europie areał upraw GMO maleje, kurczą się też rynki zbytu dla tego typu produkcji. Polska ma dziś opinię lidera w produkcji tradycyjnej żywności i nadwyżkę w eksporcie żywności produktów rolnych. Te atuty możemy stracić decydując się na wprowadzenie technologii GMO do naszego rolnictwa. Obowiązek tychże nakłada na Polskę Protokół Kartageński i Konwencja z Aarhus. Przykładowo, główny gracz na rynku GMO - koncern Monsanto został wielokrotnie sądownie skazany za wręczanie łapówek politykom, fałszywe reklamy czy ukrywanie wyników badań nad wpływem swoich produktów na zdrowie. W jaki sposób rząd zamierza ochronić społeczeństwo przed podobnymi praktykami ze strony tych firm? 36 37 47 pochodzących od zwierząt karmionych paszami wolnymi od GMO, nie są wyższe, a jeśli są, to co najwyżej o 2-3%. Polscy konsumenci nie chcą upraw GMO, nawet gdyby ich brak miał oznaczać wejście w konflikt z prawem Unii Europejskiej – co zresztą, jak pokazała notka analityczna MSZ, nie musi mieć miejsca. Zatem skoro większość obywateli ma jasne stanowisko co do tego, że nie chcemy upraw modyfikowanych genetycznie w tym kraju, w tym momencie debata powinna się zakończyć, o ile ustrój tego kraju nadal jest ustrojem demokratycznym. Chciałabym się jeszcze odnieść do dwóch spraw, które znalazły się w publikacji przygotowanej na tę debatę. Doktor Sławomir Sowa pisze: „Analizując obecną sytuację na rynku Unii Europejskiej, można oczekiwać, że w najbliższym czasie na terenie Unii Europejskiej uprawiane będą tylko genetycznie zmodyfikowane odmiany niektórych gatunków roślin uprawnych (kukurydza, ziemniak i burak cukrowy)”. To ciekawa analiza, zważywszy na to, że wielki koncern BASF wycofał się z kultywacji w Europie uprawy ziemniaka modyfikowanego genetycznie, Monsanto wycofało się z Francji. Ogólnie areał tych upraw maleje. O jakiej analizie rynku zatem mówimy? Osoby z tytułami naukowymi, które są osobami publicznymi, nie mogą dopuszczać się tego typu nadużyć. Skoro mówimy o analizie rynku, powinna to być analiza, a nie propaganda. Joanna Miś, Koordynatorka Kampanii Stop GMO w Greenpeace Polska (s. 97-98) Chciałabym przedstawić Państwu dwa przykłady współpracy rządów europejskich ze społeczeństwem. Minister rolnictwa Niemiec zapytana, dlaczego zdecydowała się wprowadzić zakaz uprawy kukurydzy MON 810, powiedziała, że woli sprzyjać interesowi społeczeństwa niż interesowi kilku koncernów. Niedawno też rząd francuski utrzymał zakaz uprawy kukurydzy MON 810, argumentując, że do takiej decyzji przekonały go rozmowy z rolnikami. Opór społeczny, rosnąca wola zakupów produktów wolnych od GMO, niekorzystny wpływ GMO na rolnictwo i środowisko ekologiczne skłoniły już siedem krajów Unii Europejskiej do wprowadzenia rzeczonego zakazu. Powstaje pytanie do zwolenników GMO: dlaczego rząd polski w takiej sytuacji nie powinien wprowadzić zakazu uprawy kukurydzy MON 810? Mam też kolejne pytanie do zwolenników GMO. Greenpeace współtworzy globalny raport dotyczący zanieczyszczeń upraw naturalnych poprzez uprawy GMO. Jak pokazują fakty – nie hipotezy, a fakty – wszędzie tam, gdzie uprawia się GMO, dochodzi do zanieczyszczeń upraw naturalnych. Na jakiej podstawie w tej sytuacji uważają Państwo, że w Polsce może nie dojść do takich zanieczyszczeń? Danuta Pilarska, Prezes Związku Zawodowego Rolników Ekologicznych św. Franciszka z Asyżu (s. 97-98) Jestem rolnikiem i chciałabym zauważyć, że bardzo mało rolników uczestniczy w takich debatach jak obecna. Chciałabym też powiedzieć, że rolnictwo z GMO oznacza rolnictwo bez rolnika. Nikt nie pyta rolnika o zdanie i nikt nie edukuje rolnika, jakie będą konsekwencje, jeżeli wprowadzimy uprawy genetycznie modyfikowane. Tymczasem możemy mieć tylko jedno rolnictwo: albo genetycznie modyfikowane, albo czyste i tradycyjne, jakie obecnie ma Polska. Polskie rolnictwo nie jest przygotowane na wprowadzenie upraw genetycznie modyfikowanych ze względu na swoją strukturę, jako że mamy ponad milion gospodarstw małych, drobnych. Kto finansowo zadba o ich 48 przetrwanie? Czy ktoś się zastanowił, kto odpowie za powiększone bezrobocie tych rolników, jak gospodarstwa upadną? Kto ich będzie utrzymywał? Nie pozwólmy na zniszczenie tych gospodarstw! GMO nie jest żadną alternatywą! W tym miejscu chciałam powiedzieć, że podczas spotkania unijnych ministrów rolnictwa w Szwecji, w którym miałam możliwość uczestniczyć, usłyszałam znamienne słowa. Jedna pani, kucharka, powiedziała: „my wszyscy powinniśmy zrobić krok do tyłu, bo jeszcze krok do przodu to będzie tylko cmentarz”. Jakie to znamienne kiedy myślimy o GMO. Nie padło tu ani jedno słowo o pszczołach, które zapylają 85% roślin. Kukurydza MON 810 niszczy owady, te pożyteczne i te szkodliwe, co powoduje wyginięcie 40–50% pszczół. Czy ktoś się zastanowił, co stanie się z rolnictwem, jeżeli nie będzie w ogóle pszczół? Chciałabym, żeby rolnicy mieli wybór również w kontekście pasz. Obecnie takiego wyboru nie ma - w sprzedaży dostępna jest pasza z dodatkiem białka roślin genetycznie modyfikowanych. Chciałabym, żeby wycofano z sprzedaży paszę w granulacie, która według mnie przypomina trutkę na szczura, a na opakowaniu nie ma podanego składu. Co więcej, kiedy zadzwoni się do firm - producentów czy dystrybutorów - nikt nie potrafi odpowiedzieć, co w tych granulkach jest. Uprawy roślin genetycznie modyfikowanych nie zwiększają plonu. Należy stosować chemiczne środki ochrony roślin w większych ilościach niż do tej pory, mamy nadmiar produktów rolnych, nie grozi nam klęska głodu. Po wprowadzeniu upraw roślin modyfikowanych genetycznie rolnik zostanie pozbawiony prawa do własności nasion - prawo do własności będzie miała korporacja, która opatentuje te nasiona i za bardzo duże pieniądze będzie decydować, kto i za ile będzie mógł je kupić i uprawiać. Polski rolnik będzie niewolnikiem amerykańskich korporacji i tego nie wytrzyma. Uwolnienie GMO do środowiska jest nieodwracalne - to pociąg w jedną stronę i nigdy nie będzie możliwości przywrócić stanu czystości ziemi, nikt nad tym nie będzie wstanie zapanować. Czy myrolnicy tego chcemy? Czy my konsumenci tego chcemy? Czy Pan Prezydent tego chce? Mamy z synem około 100 hektarów upraw ekologicznych. Nie sięgamy po żadne pasze, karmimy zwierzęta tym, co urośnie na polu, nie mamy problemu z weterynarzem i lekarzem. Żyje nam się zdrowo i czujemy się dobrze, bo jemy przygotowane przez nas produkty - piekę chleb z mąki orkiszowej, uprawiam wszystkie warzywa i przetwarzam je, sama wytwarzam wyroby wędliniarskie. Panie Prezydencie odpowiadam: organizmy genetycznie modyfikowane stanowią zagrożenie dla rolnika. Bożenna Wójcik, ekspert Instytutu na rzecz Ekorozwoju oraz członek Zarządu Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich (s. 98-101) Chciałabym zaapelować bardzo mocno do naszych Władz, o dużą aktywność na poziomie europejskim w kierunku zmiany prawa, jakie w odniesieniu do organizmów genetycznie zmodyfikowanych (GMO) obowiązuje w Unii Europejskiej (UE) – w kierunku możliwości wprowadzania zakazu na terytoriach państw członkowskich co do uwalniania do środowiska GMO. Oczywiście należy też wykorzystywać wszystkie te możliwości jakie daje istniejące obecnie prawo UE, co do zakazu uwalniania do środowiska GMO, o których mówiła przedstawicielka Ministerstwa Spraw Zagranicznych – jest wręcz niewyobrażalne, że my w Polsce tych możliwości dotychczas nie wykorzystujemy, tak jak to od kilku lat robią rządy wielu innych krajów UE. Jednak biorąc pod uwagę zmiany jakie w tej chwili dokonują się w Europie w zakresie świadomości problemów jakie niesie ze sobą GMO – przede wszystkim na poziomie Parlamentu Europejskiego (PE) i Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego oraz Komisji Europejskiej – widać wyraźnie, że otwierają się możliwości wprowadzenia zmian prawnych w kierunku stworzenia większych możliwości dla 49 państw członkowskich co do samostanowienia w odniesieniu do GMO, trzeba te tendencje aktywnie wspierać. Apel ten kieruję głównie do przedstawicieli naszego Rządu działających na poziomie Rady Unii by o takie rozwiązania walczyli, ale też do naszych przedstawicieli w Parlamencie Europejskim, czyli europosłów, żebyśmy potem nie mieli takich informacji, że nasi posłowie głosowali w PE za jakimiś rozwiązaniami, których nie rozumieli i nie zdawali sobie sprawy z tego jakie konsekwencje niosą uchwalane rozwiązania – tak jak to zdarzyło się przy sprawie międzynarodowej umowy ACTA. Wprowadzenie tych zmian jest ważne z wielu powodów – o wielu z nich mówili już dzisiaj eksperci wykazujący problemy dla przyrody, dla zdrowia ludzi oraz dla naszego rolnictwa – tego tradycyjnego i dynamicznie rozwijającego się rolnictwa ekologicznego, zarówno w wymiarze ekonomicznym jak i społecznym. Ja chciałabym do sprawy GMO odnieść się przede wszystkim z punktu widzenia skutków dla różnorodności biologicznej oraz z punktu widzenia zasad zrównoważonego rozwoju. Jeśli chodzi o różnorodność biologiczną, czyli nasze bogactwo przyrodnicze, to wiadomo, wykazywał to też dzisiaj prof. dr hab. Zbigniew Mirek, że uwalnianie GMO do środowiska powoduje niekorzystne zmiany w przyrodzie – ubożenie różnorodności biologicznej. Trzeba się liczyć z tym, że nie tylko występować będą przepylenia pomiędzy uprawami z GMO oraz tymi bez GMO, ale również będą następować przepylenia pomiędzy tymi uprawami, a roślinami dzikimi zbliżonych gatunków. Jest to bardzo niebezpieczne i co istotne, proces taki nie jest możliwy do zatrzymania ani do odwrócenia. To spowoduje w dłuższej perspektywie ogromne zmiany w funkcjonowaniu ekosystemów, nie możemy do nich dopuścić. Sprawa możliwych zmian w zakresie różnorodności biologicznej, naszego kapitału przyrodniczego, w kontekście GMO ma trzy zasadnicze wymiary: nieodwracalność zmian – zmienione geny raz wprowadzone do środowiska już tam pozostaną na zawsze, a mówimy o genach, które przełamują bariery międzygatunkowe i co szczególnie istotne, chodzi tu o przełamywanie barier pomiędzy gatunkami z różnych grup organizmów; niemożność stworzenia skutecznych barier w przyrodzie zapobiegających rozprzestrzenianiu się poprzez przepylenia zmodyfikowanych genów – środowisko to system o wielorakich powiązaniach funkcjonalnych – poprzez powietrze, wodę i kontakty organizmów żywych – roślin, zwierząt, organizmów niższych i w tym wielu organizmów glebowych; niemożność dokładnego przewidzenia gdzie i kiedy skutki wywołane przez GMO ujawnią się w sposób najbardziej dotkliwy – przyroda to żywy organizm jako całość, a nie maszyna zbudowana przez człowieka. Jej strukturę i funkcjonowanie przyrodnicy i ekolodzy poznali już na tyle, że wiedzą jak różnie może reagować i że skala tych reakcji zależy od tego, które jej elementy zostaną uszkodzone lub zaburzone, a tego które to będą elementy nie da się jednak dokładnie obecnie przewidzieć. Ważne jest w tym nie to, że stracimy ten czy drugi gatunek – choć każdego żal i każdy ma swoją role w funkcjonowaniu ekosystemów – ale to, że te straty powodują zaburzenia w funkcjonowaniu ekosystemów. Różnorodność biologiczna nie jest nam bowiem potrzebna tylko dlatego, że np. piękny jest las i przyjemnie jest w nim przebywać oraz na niego patrzeć. Bogata różnorodność biologiczna to zdrowe ekosystemy, które świadczą nam różne bardzo ważne usługi – to właśnie od kondycji ekosystemów, tych podstawowych jednostek struktury przyrodniczej, zależy wiele dziedzin życia i gospodarki. Od stanu tej struktury przyrodniczej zależy bowiem: obieg wody w przyrodzie – zarówno dostępność wody, jak i problemy z nią związane (nadmiar, brak); warunki klimatyczne – tak w skali lokalnej, jak i globalnej; kondycja gleb – jednego z najważniejszych, a niedocenianych ekosystemów; 50 dostępność wielu surowców jakie pobieramy ze środowiska (ich ilość i jakość) – drewno, rośliny lecznicze, płody rolne. Do spojrzenia na sprawę GMO z punktu widzenia zasad zrównoważonego rozwoju skłaniają poza problemami związanymi z różnorodnością biologiczną, przede wszystkim problemy społeczne, o których wiele tu dziś mówiono, są one wielkiej wagi. Zasada zrównoważonego rozwoju zapisana jest w polskiej Konstytucji (art. 5), zobowiązania do tego typu rozwoju wpisane są też w traktat o UE oraz w wiele jej aktów prawnych i dokumentów strategicznych. Dla praktycznego wdrażania zrównoważonego rozwoju najważniejsze jest stosowanie określonych jego zasad, w tym przede wszystkim zasady udziału społecznego, jednej z najważniejszych poprzez które opisywany jest rozwój zrównoważony, ale też koniecznie zasady przezorności i zasady zanieczyszczający płaci, a także promowanie takich kierunków rozwoju, które nie powodują znaczących zaburzeń w funkcjonowaniu środowiska przyrodniczego. Zasada udziału społecznego – społeczeństwo musi mieć prawo do wyrażania swych opinii i obaw w ważnych i długofalowych sprawach – a do takich niewątpliwie zalicza się sprawa GMO. Społeczeństwo musi mieć prawo wyboru oraz prawo do pełnej i rzetelnej wielostronnej informacji, która jest podstawą takiego wyboru. Ważne by przede wszystkim nasi rolnicy – a szczególnie ci, którzy produkują żywność o najwyższej jakości (ekologiczną, tradycyjną, w tym produkty lokalne i regionalne) zdawali sobie sprawę z tych zagrożeń i niemożliwości koegzystencji pomiędzy uprawami z GMO i bez GMO. Społeczeństwo musi mieć też poczucie, że jest wysłuchiwane i że jego obawy o zdrowie swoje i następnych pokoleń oraz o kondycję środowiska w którym żyje są brane pod uwagę i że na siłę nie aplikuje się mu tych różnych zagrożeń. A społeczeństwo to konsumenci, którzy jak pokazują wszystkie sondaże (badania krajowe i eurobarometru) w odniesieniu do GMO mówią NIE! Zasada przezorności nakazuje nam natomiast unikanie zagrożeń, co do których istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogą wystąpić. Jest to podstawowa zasada prawidłowego strategicznego planowania i prognozowania, którą najpełniej odzwierciedla procedura strategicznych ocen oddziaływania na środowisko, którą stosuje się do oceny potencjalnych skutków przyjmowanych rozwiązań o charakterze planów, programów, polityk i dużej wagi rozwiązań prawnych – niestety nie zawsze się ją stosuje, a powinno się stosować bardzo szeroko. Jest to najtańszy, bo wyprzedzający sposób unikania niepożądanych skutków. Przy tylu dowodach na możliwe ogromne straty w zakresie środowiska przyrodniczego i zdrowia ludzi oraz ogromne spodziewane problemy społeczne (kompletnie ignorowanych lub wręcz ośmieszanych przez zwolenników GMO) nie można dopuścić by one wszystkie, lub nawet tylko część z nich, mogła w przyszłości wystąpić. Stosowanie zasady zanieczyszczający płaci również jest bardzo ważne. Ci co doprowadzają do zniszczeń w środowisku powinni ponosić koszty jego oczyszczania i rekompensować społeczeństwu pogarszanie standardów tego środowiska. W przypadku GMO jest jednak iluzją, że odpowiedzialni za wprowadzanie zmienionych genów do środowiska zapłacą za te wszystkie negatywne skutki, o których była mowa – za resztę i to znacznie większą i istotniejszą zapłaci społeczeństwo – naszego i następnych pokoleń. Wielką niesprawiedliwością jest by koszty ponosiło całe społeczeństwo, w tym rzesze drobnych rolników z gospodarstw rodzinnych, gdy tymczasem zyski/korzyści inkasowałoby niewielu – głównie koncerny zagraniczne oraz wielcy producenci rolni i różni przedsiębiorcy z sektorów przetwórstwa i handlu. Tak więc moim zdaniem obecności GMO, zarówno w uprawach, jak i w paszach dla zwierząt należy powiedzieć zdecydowanie NIE! Radosław Gawlik, Przewodniczący Partii Zieloni 2004 (s. 102) 51 Chciałbym nawiązać do pytania o konsekwencje wprowadzenia upraw GMO, jako że z ust paru profesorów padło stwierdzenie, że GMO są właściwie nieszkodliwe. Chcę jednak przypomnieć, że w 1998 roku doktor Árpád Pusztai stwierdził uszkodzenie jelit i układu odpornościowego u szczurów karmionych GMO na tle grupy porównawczej. Badanie było finansowane ze środków rządu brytyjskiego, to były solidne badania. Dwa dni po tym naukowiec został usunięty z pracy. Później siedem ośrodków naukowych potwierdziło te badania. Profesor Seralini, biotechnolog, przez dziewięć lat był ekspertem rządu Francji - obserwował działania firmy Monsanto mówi i badał dopuszczanie do zastosowania GMO. Koncern ten, przymuszony przez administrację francuską, w końcu ujawnił, że u szczurów karmionych GMO nasączonych pestycydem wykryto objawy toksyczności GMO w wątrobie i nerkach. Dodatkowe badania profesora Seraliniego wykazały skutki uboczne, takie jak intoksykacja pozostałościami Roundapu w komórkach. Sprawa jest dosyć prosta. Postaram się krótko ją wyjaśnić. GMO łączy się ze stosowaniem pestycydów albo herbicydów - pestycydy te są rozprowadzane na kolby kukurydzy czy soi GMO i wnikają do ich środka, nasączają roślinę GMO i zostają tam, są obecne w łańcuchu żywieniowym, ich pozostałości konsumowane są też przez człowieka. Jakie są skutki zdrowotne stosowania GMO? Nie biorę pod uwagę sytuacji w Stanach Zjednoczonych, bo jest tam prowadzony wielki „eksperyment” populacyjny: „karmi się” tam ludność nieznakowaną żywnością GMO i pewnie za jakiś czas ujawnią się skutki. Czy tego samego chcemy w naszym kraju? Dziś na pewno mamy szereg dowodów toksyczności roślin GMO i ich wpływu na zdrowie zwierząt eksperymentalnych nimi karmionych w stosunku do grup porównawczych karmionych tradycyjna żywnością. My, ludzie, mamy ponad 90% genów takich samych jak ssaki, na których robione są eksperymenty, więc nie miejmy złudzeń, co do braku wpływu żywności GMO na nasze zdrowie. Dorota Staszewska, (lek. med. – przyp. red.) Koordynator w Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC (s. 102-103) Dziękujemy za uwzględnienie naszej interwencji, która doprowadziła do tego, że jako przedstawiciel Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi mogę być obecna na tej debacie. Chcielibyśmy jednak wiedzieć, dlaczego nie zaproszono przedstawicieli społeczeństwa polskiego zrzeszonego w największej organizacji walczącej o Polskę wolną od GMO, jaką jest Koalicja "POLSKA WOLNA OD GMO". Nie widzę też przedstawicieli Sejmików Wojewódzkich, a przecież wiadomo, że wszystkie sejmiki wojewódzkie, podpisując odpowiednie uchwały/rezolucje/stanowiska ogłosiły, że chcą być wolne od GMO. Nie ma sensu tracić czasu na szukanie odpowiedzi na pytania: „Czy GMO zagrozi bioróżnorodności oraz czy możliwa jest koegzystencja upraw GMO z uprawami tradycyjnymi i ekologicznymi bowiem przy obecnym stanie wiedzy, licznych dowodach naukowych i informacjach pochodzących z całego świata oczywistym jest, że koegzystencja jest niemożliwa, a mówienie, że jest inaczej to oszukiwanie Polaków; oczywiste i udowodnione są zagrożenia dla bioróżnorodności. Nawiązując zaś do ekonomicznych, społecznych i środowiskowych konsekwencji wprowadzenia do polskiego rolnictwa upraw transgenicznych, pozwolę sobie zacytować następujące fakty: „Między rokiem 1996 a 2001 eksport kukurydzy z USA do Europy spadł o 99,4% co spowodowało straty rzędu 300 mln dolarów. Aby ratować dochody rolników, rząd amerykański musiał przyznać nadzwyczajne dotacje oceniane na 12 mld USD w latach 1999-2002. W maju 2002 52 roku Senat pozwolił na odblokowanie 180 mld USD na następne 10 lat, aby zakamuflować fiasko upraw transgenicznych.”(źródło: " Świat według Monsanto" Marie Monique Robin) Czy polski Rząd jest gotowy do tego aby w podobny sposób ratować polskich rolników. Jacek J. Nowak, Profesor kontraktowy w Szkole Wyższej im. Bogdana Jańskiego (s. 103-104) Pracuję naukowo już prawie czterdzieści lat, specjalizuję się w podstawach zrównoważonego rozwoju, w tym w tematyce bezpieczeństwa żywnościowego, ale moją równoległą specjalnością nadal jest metodologia podejmowania racjonalnych decyzji. Zalecam spojrzenie z tego punktu widzenia na tematykę dzisiejszej debaty, bo ma ona pomóc podjąć racjonalne decyzje dotyczące rolnictwa. Żelaznym elementem racjonalnej analizy decyzyjnej jest ustanowienie i poprawne określenie właściwych kryteriów decyzyjnych oraz ich hierarchii ważności. Najważniejsze jest spełnienie w pierwszym etapie kryteriów, które zawierają tak zwane warunki konieczne. Strategiczne bezpieczeństwo żywnościowe kraju powinno spełniać co najmniej cztery takie warunki, mianowicie: - bezpieczeństwo dla zdrowia; - bezpieczeństwo ekologiczne, zwłaszcza niezdegradowanie gleb, zasobów wody i bioróżnorodności; - niezależność pod względem materiału nasiennego; - bezpieczeństwo ilościowe. Czy rolnictwo transgeniczne spełnia wszystkie te warunki, które powinny być spełnione przed spełnieniem wszystkich innych kryteriów? Muszę się przyznać, że lata temu z dużą nadzieją patrzyłem na GMO jako na oznakę nowoczesnych metod uprawy, nawet sposób na rozwiązanie problemu głodu. Jednakże czytam artykuły naukowe, w tym oczywiście raporty i informacje z praktyki, pokazujące nie tylko korzyści związane z GMO. Niestety, zacząłem natrafiać na bardzo wiele publikacji naukowych, raportów i doniesień z praktyki, które mówią, że takie rolnictwo nie spełnia wspomnianych warunków, zwłaszcza bezpieczeństwa ekologicznego i niezależności co do materiału siewnego. Istnieją również dowody, że nie spełnia warunku bezpieczeństwa dla zdrowia. Co więcej, nie jest możliwe współistnienie rolnictwa transgenicznego i ekologicznego oraz tradycyjnego. W tych regionach świata, w których upowszechnia się rolnictwo transgeniczne, zanika, a właściwie niszczeje rolnictwo ekologiczne, powiększa się armia bezrobotnych o ludzi ze wsi, a proces uwolnienia GMO do środowiska jest nieodwracalny. Poniekąd odpowiadam tu na jedno z najważniejszych pytań: czy Polska, polskie rolnictwo i wieś 20-30 lat od uwolnienia GMO do środowiska nie upodobni się do tego bardzo smutnego obrazu, który obserwuje się w świecie? Nie dziwię się tym krajom europejskim i pozaeuropejskim – na przykład Japonii – że zakazały upraw GMO. Dr inż. Wojciech Mikulski, Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu (s. 105) Jeżeli Polska otworzy się na GMO, z rynku zniknie polska hodowla roślin - w pierwszej kolejności rzepaku, kukurydzy, buraków. Później także hodowla pozostałych gatunków zostanie opanowana przez koncerny zagraniczne. Uważam, że rolniczy kraj jakim jest Polska powinien mieć własną, krajową hodowlę roślin. 53 Sonia Priwieziencew, Prezes Zarządu Fundacji Rolniczej Różnorodności Biologicznej „AgriNatura” (s. 106) Uczestniczę w tym spotkaniu jako rolnik, założyciel i przedstawiciel takich organizacji jak Stowarzyszenie dla Dawnych Odmian i Ras, fundacji „AgriNatura”, Lokalna Grupa Działania „Zielone Mosty Narwii”, ale przede wszystkim jako obywatel. Chciałabym mieć wybór co do nasion, które będę mogła posiać bez uiszczania opłat, chciałabym mieć wybór tego, czym karmić zwierzęta. Niestety, w tej kwestii nie ma możliwego kompromisu, ponieważ w momencie, kiedy otworzymy się zupełnie na GMO, tego wyboru już nie będę miała. Cieszę się, że rozmawiamy, ale też wiemy doskonale, że tak naprawdę nie ma możliwości zajęcia stanowiska pośredniego. Każdy powinien podjąć w tej sprawie decyzję w zgodzie z własnym sumieniem. Ja akurat nie życzę sobie, żeby za mnie decydowali naukowcy. Jesteśmy ludźmi myślącymi, dopóki Internet jest dostępny potrafimy sami przeanalizować fakty i sami potrafimy znaleźć informacje – pozwólmy więc obywatelom decydować za siebie, zostawmy im wolny wybór. Tomasz Włoszczowski, Prezes Zarządu Społecznego Instytutu Ekologicznego (s. 106) Dzisiejsze spotkanie ujawnia bardzo skrajne opinie. Ja miałem przygotowaną krótką wypowiedź na temat suwerenności żywnościowej naszego kraju, bo jest ona jedną z kluczowych kwestii społecznych i ekonomicznych, ale także zdrowotnych. Tej suwerenności nie będzie, jeżeli będzie GMO. Nie będzie suwerenności, ponieważ kilka firm światowych – BASF, Syngenta, Monsanto, czy też firma X – będzie decydowało o tym, co rolnicy mają siać, a społeczeństwo ma jeść. Przyznam, że niejakim szyderstwem jest fakt, że słowa „kto ma nasiona, ten ma władzę” padły tu z ust osoby, która jest pro-GMO. Mimo wszystko, jest to prawda. Proszę Państwa, bardzo dobrze, że zastanawiają się politycy i naukowcy, ale gdzie jest społeczeństwo? Nie do przyjęcia jest to, że naukowcy uzurpują sobie prawo do decydowania o naszym życiu, o tym, co mamy jeść i co mają jeść nasze dzieci. Nie zgadzamy się na to. Poza tym, grono naukowców pro-GMO, jak tu dzisiaj widać, jest w mocno podeszłym wieku i z całym szacunkiem dla wieku i dorobku, nie może być tak, że pokolenie, które odchodzi będzie miało kolosalny wpływ na życie pokoleń następnych. Na to również nie ma naszej zgody! Dorota Metera, Członek Zarządu Grupy Europejskiej w Międzynarodowej Federacji Rolnictwa Ekologicznego, IFOAM (s. 109) 54 Chciałabym zwrócić uwagę na pierwsze pytanie Debaty dotyczące aspektu społecznego. Niestety, muszę się odnieść tutaj do poprzedniej wypowiedzi o tym, że wszyscy spożywamy żywność GMO. Jako członek tego społeczeństwa chciałabym się dowiedzieć: skoro wszyscy spożywamy żywność GMO i cała żywność pochodzi z GMO, dlaczego jesteśmy oszukiwani? Jeżeli w żywności jest powyżej 0,9% GMO, ta żywność powinna być oznakowana. W tym świetle, albo producenci żywności nas oszukują, albo profesorowie, z ust których takie wypowiedzi padają, mówią nieprawdę. Jeszcze coś, jeżeli chodzi o aspekt społeczny. Wielokrotnie zwracano tu uwagę na sprawę bezpieczeństwa dla zdrowia człowieka roślin, produktów roślinnych, czy też produktów zwierzęcych powiązanych z GMO lub będących produktami GMO. Jeżeli w tym kontekście istnieją wątpliwości, polecam dossier przygotowane przez zespół naukowców na potrzeby ministerstwa zdrowia Austrii. Podano w nim bowiem jeden z ważnych argumentów przemawiających za zakazem dotyczącym uprawy roślin modyfikowanych genetycznie w tym kraju - mianowicie niewystarczające wyniki badań toksykologicznych i alergologicznych, które nie potwierdziły bezpieczeństwa takich produktów dla zdrowia. Chciałabym Państwa zachęcić do przeczytania mojego tekstu zawartego w materiałach przygotowanych przed debatą, dotyczącego koegzystencji – prawie niemożliwej czy też bardzo kosztownej. Taka koegzystencja może istnieć na papierze, a w rzeczywistości co roku mamy w Europie, w tym w Polsce, kilkanaście czy kilkadziesiąt przypadków zanieczyszczenia roślin tradycyjnych i produktów tradycyjnych przez GMO. I teraz chciałabym zadać pytanie Państwu, którzy podejmujecie decyzje o budżecie naszego państwa: czy w naszym budżecie są przewidziane środki na zapewnienie instrumentów monitorowania, kontroli, prowadzenia rejestrów, prowadzenia testów roślin na obecność organizmów zmodyfikowanych genetycznie? Jak również: kto ma podnieść koszty takich działań? Bo wydaje mi się, że wszyscy podatnicy nie mogą ponosić tych kosztów – powinni je ponosić ci, którzy zanieczyszczają środowisko uprawami GMO. Piotr Stankiewicz, adiunkt w Zakładzie Interesów Grupowych w Instytuci e Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (s. 111-112) Chciałbym wrócić do wspomnianego wątku konfliktu interesów, którego podniesienie przeze mnie profesor Twardowski uznał za nieeleganckie. Pan Profesor zadał mi pytanie, czy znam jakieś badania, które są finansowane ze środków prywatnych, ze środków koncernów. Otóż oczywiście znam, m.in. ze strony Polskiej Federacji Biotechnologii, gdzie widnieje m.in. opracowanie autorstwa jednego z profesorów, który wyraźnie dziękuje firmie Monsanto za sfinansowanie tego przedsięwzięcia. Nie jest dla mnie istotne, jaki budżet Monsanto przeznacza na prowadzenie badań. Istotne jest to, jaki jest budżet Monsanto na działania lobbingowe oraz w jaki sposób polscy naukowcy, polscy biotechnologowie są jednocześnie zaangażowani w działanie tego przemysłu na zasadzie doradztwa, konsultacji, ekspertyz, pisania różnych opinii itd. Problemem nie jest tworzenie przez Monsanto instytutów naukowych, lecz wykorzystywanie ekspertów jako ukrytych lobbystów. Problemem jest przy tym konflikt interesów, który można zdefiniować jako sytuację podwójnej lojalności; krótko mówiąc: nie można służyć dwóm panom naraz. Nie można więc jednocześnie służyć interesowi 55 publicznemu i państwowemu, który jest wyznaczony przez ramowe stanowisko Polski w sprawie GMO, a jednocześnie służyć interesom firmy Monsanto, przewodnicząc organizacji, której członkiem jest firma Monsanto i w której władzach zasiada. Taki konflikt interesów występuje zaś w przypadku wielu naukowców, którzy korzystają ze zleceń otrzymywanych od prywatnych koncernów, a jednocześnie pełnią funkcje publiczne jako eksperci rządowi czy sejmowi, doradcy w komisjach czy komentatorzy w mediach. W niektórych zachodnich czasopismach medycznych wprowadzono wymóg składania oświadczeń przez autorów publikujących artykuły na temat leków produkowanych przez określone koncerny farmaceutyczne. Są to proste oświadczenia odnoszące się do potencjalnego konfliktu interesów, w których trzeba wskazać, czy w ostatnich latach prowadziło się badania finansowane przez dany koncern lub w jakikolwiek inny sposób było się w przezeń finansowanym. To jest standardowa metoda monitorowania konfliktu interesów. Dziwię się, że w tego typu debacie jak dzisiejsza czy w różnych komisjach do spraw GMO, w różnych ciałach, w których pracach biorą udział eksperci nie ma obowiązku składania tego typu oświadczeń. Jest to kwestia jawności i transparentności osób biorących udział w dyskusji i wpływających na proces podejmowania decyzji. Jan Krzysztof Ardanowski, Zastępca Przewodniczącego Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w Sejmie RP (s. 113) Panie Ministrze, bardzo dziękuję za tę dyskusję. Ona na pewno ułatwi sejmowej komisji rolnictwa, którą reprezentuję, procedowanie przepisów prawnych, kiedy one trafią do Sejmu – a na pewno trafią. Wydaje mi się, że powinniśmy dążyć nie tylko do znalezienia kompromisu – zaapelował już o to Pan Prezydent – ale także do ujednolicenia aparatu pojęciowego przy ocenie zagrożeń ze strony uwalniania organizmów GMO do środowiska. Zdaję sobie również sprawę z tego, że często kompromis będzie niemożliwy i trzeba będzie wybrać pewne racje. Trzeba wtedy także określić polski interes narodowy, a także wyświetlić, czyje interesy reprezentują uczestnicy debaty na temat GMO. Myślę, że obowiązkiem nie tylko władz publicznych, ale także wszystkich uczestników tej debaty, jest troska o dobro konsumentów, społeczeństwa, o interes gospodarczy Polski, w tym rolnictwa i rolników, jak również odpowiedzialność za środowisko, które chcemy zostawić następnym pokoleniom w dobrym stanie. Na koniec chcę zwrócić uwagę zwolennikom GMO, że dyskutując i przedstawiając swoje racje, należy używać poważnych argumentów. Jeżeli ktoś mówi, że wszystkie dotychczasowe przekrzyżowania gatunków spokrewnionych są de facto metodami GMO, to niechybnie nie rozumie tego, że można skrzyżować żyto z pszenicą, czy konia z osłem, ale żyta z osłem już się nie skrzyżuje. Szanujmy siebie wzajemnie, również przedstawiając swoje argumenty i starajmy się odsunąć demagogię. Wtedy może, jeżeli uznamy, że „bonus res publicae suprema lex esto” znajdziemy to, co będzie dobrym interesem dla Polski i Polaków. 56 Rozdział III Wnioski po debacie Prof. dr hab. Karol Duczmal, Prezes Polskiej Izby Nasiennej Leszek Chmielnicki, V-ce Prezes Polskiej Izby Nasiennej (s. 118-119) Jako Zarząd Polskiej Izby Nasiennej chciałbym zwrócić uwagę, że warunkiem powodzenia rozwoju produkcji krajowego białka jest dostarczenie polskiemu rolnictwu nowych lepszych odmian roślin strączkowych. Słaby popyt na nasiona tych gatunków w ostatnich latach spowodował znaczne ograniczenia programów hodowli roślin strączkowych. Odtworzenie tych programów będzie wymagało znacznych nakładów finansowych. Przesunięcie środków finansowych na początkowe rozwinięcie hodowli roślin strączkowych z dochodów z nasiennictwa zbóż, rzepaku czy innych gatunków roślin uprawnych jest nie realne z uwagi na kurczący się popyt na polskie odmiany, co spowodowane jest sukcesywnym wypieraniem krajowych odmian z rynku nasion przez odmiany zagranicznych hodowców. Według danych PIORIN rynek na polskie odmiany, co roku zmniejsza się o kilka procent a w ostatnich latach udział odmian zagranicznych w poszczególnych gatunkach wynosił: pszenica ozima i jara ok. 50%, jęczmień ozimy i jary ok. 85%, żyto heterozyjne ok. 90%, kukurydza ok. 70% rzepak ozimy ok. 75 – 80%. Tendencja wypierania polskich odmian z krajowego rynku nasion utrzymuje się w coraz większym natężeniu. Działania konsolidacyjne spółek hodowli roślin podejmowane w ostatnich latach przez ANR W-wa nie powstrzymały tego procesu ani też go nie spowolniły natomiast dodatkowo wygenerowały konflikt z firmami nasiennymi, które w tej sytuacji rezygnują z współpracy z krajowymi hodowcami i rozmnażają odmiany zagraniczne. Rozwiązania tej sytuacji należy upatrywać w prywatyzacji spółek hodowli roślin w sposób umożliwiający objęcie udziałów polskim firmom nasiennym, co wymusiłoby współpracę w rozmnażaniu krajowych odmian a konsekwencji wygenerowało środki finansowe na dalsze prace hodowlane. Ten model prywatyzacji został kilka lat temu wdrożony w spółce ZD Bartążek, co do której prawa własności wykonuje IHAR Radzików. Firmy nasienne zakupując udziały, zostały zobowiązane do rozmnażania odmian, którymi dysponowała prywatyzowana spółka. W efekcie odmiany, które nie istniały na rynku zostały upowszechnione, co pozwoliło wygenerować pieniądz na dalszy rozwój. Tylko poprzez wzajemne powiązanie interesów hodowców roślin strączkowych z firmami nasiennymi spowoduje, że wytworzone odmiany znajdą się w szerokiej uprawie. Dotychczasowe doświadczenie wykazuje, że w 57 przypadku braku tej współpracy, jak to ma aktualnie miejsce w zbożach, krajowe firmy nasienne będą rozmnażały odmiany zagraniczne. Szanowny Panie Prezydencie uprzejmie prosimy o zainteresowanie problemem kurczącego rynku na polskie odmiany roślin uprawnych Ministra Rolnictwa, gdyż uważamy, że taki kraj rolniczy jak Polska, winien mieć wysoko postawioną hodowlę roślin i nasiennictwo. Radosław Gawlik, Przewodniczący Partii Zieloni 2004 (s.119-123) GMO nie szkodzi - czy na pewno? Podczas, gdy trwała walka o weto Prezydenta RP wobec ustawy o nasiennictwie szef Klubu Parlamentarnego PO w opiniotwórczym TOK FM ogłaszał w sierpniu 2011 roku, że w ustawie posłowie chcieli formalnie pozwolić na rejestrowanie odmian roślin zmodyfikowanych genetycznie (GMO), ale tak naprawdę mieli zamiar nadal podtrzymać zakaz ich stosowanie na polach?! Działanie to było powodowane strachem przed rzekomymi karami UE, które grożą nam za blokadę GMO na naszym rynku żywności. Mamy tu więc do czynienia z pseudo-argumentacją lub, mówiąc ładniej, z logiką „za a nawet przeciw”. Część niezależnych naukowców - uznaje się, niestety, że ponad 95% naukowych specjalistów od GMO na świecie jest związana, poprzez zlecenia, z koncernami patentującymi nasiona (sic!) – a także większość organizacji pozarządowych, rolnicy ekologiczni i „nie-ekologiczni” a wystraszeni wizją monopolizacji nasion zorganizowali kampanię nacisku na prezydenta. Prosili by podpisał weto wobec tej ustawy i nieodpowiedzialnej filozofii przyzwolenia na rejestrowanie nasion GMO i ich uprawianie. Prezydent, jak wiemy, ustawę rzeczywiście zawetował, nazywając ją „bublem prawnym”, nie omieszkając jednak dodać deklaracji wiary, że same GMO są w porządku, gdyż nie stwierdzono ich szkodliwości dla zdrowia ludzi. Podczas ciekawej, będącej kontynuacją rozpatrywania ówczesnych problemów, debaty w dn. 8 lutego w Kancelarii Prezydenta dotyczącej wizji rozwiązania problemu stosowania GMO w Polsce z udziałem samego Prezydenta Komorowskiego oraz całej rzeszy ministrów (dobry wzorzec w czasach, gdy decydenci zwykle mają 5 minut na spotkania, które organizują i uciekają do innych niecierpiących zwłoki zajęć), „niezależni” naukowcy powtórzyli tezę o tym, że w ciągu 15 lat stosowania technologii GMO w rolnictwie „nie stwierdzono negatywnych skutków dla środowiska i zdrowia ludzi”. Ta wątpliwa prawda „króluje” w takich opiniotwórczych gazetach jak Gazeta Wyborcza czy Polityka. Co może myśleć Prezydent skoro osoby z tytułami profesorskimi, ważne media powtarzają tezą o bezpieczeństwie GMO? A co myślą wszyscy ludzie Prezydenta? Mam nadzieję, że zmienia się już ta oczywista nieoczywistość o braku dowodów o szkodliwym wpływie GMO. Wielu przedstawicieli nauki, wśród nich również biotechnologów (m.in. prof. Lisowska), mówiło o tym, odwołując się też do badań polskich naukowców. Podczas dyskusji padły mocne słowa doktora Piotra Stankiewicza, dotyczące sprywatyzowania dziedziny technologii GMO, łącznie z naukowcami, którzy uchodzą za 58 bezstronnych, a reprezentują formalne lub nieformalnie interesy nie niezależnej nauki, lecz wielkich i zagranicznych firm biotechnologicznych. Doktor Stankiewicz mówił o ważnej konieczności rozpoznania w debacie publicznej, też w tej organizowanej przez administrację Prezydenta przedstawicieli grup interesów, czy po prostu lobbystów z różnych stron, tj. rzeczywistych uczestników dyskusji. Kto jakie interesy reprezentuje w dyskusji u Prezydenta i w mediach ma ważne znaczenie dla oceny jego wystąpień. Wymowa oświadczeń jest inna, jeśli profesor Twardowski podaje się jako niezależny przedstawiciel uczelni i wydziału biotechnologii albo stowarzyszenia prywatnych producentów roślin GMO. Może to i banał, lecz nie należy o nim zapominać. W takich debatach Prezydent i opinia publiczna winna wiedzieć kto mówi i kogo reprezentuje ? A zatem jak jest z tym wpływem GMO na zdrowie ? Prześledziłem publikacje zagranicznych autorów na ten temat. W stosunku do ludzi trudno to na razie stwierdzić. W USA i Kanadzie, gdzie od lat żywi się społeczeństwo GMO, nie stosuje się oznaczeń tych produktów. Uniemożliwia to przeprowadzenie badań porównawczych z osobami, które nie jadły żywności zmodyfikowanej genetycznie. W tych nominalnie demokratycznych krajach koncerny stanowiące duży biznes, które opatentowały nasiona, wspólnie z urzędnikami i lobbystami naukowymi rządu, zdecydowali a priori, że żywność GMO jest zdrowa i nie ma potrzeby przeprowadzania badań. W związku z tym trwa dziś wielki eksperyment populacyjny na mieszkańcach tych krajów. Jednak ponieważ GMO jest wszędzie, trudno powiedzieć czy, komu i w jakim stopniu szkodzi. Szczury miały trudniejsze warunki. Doktor Arpad Pusztai, naukowiec węgierskiego pochodzenia, w 1998 roku w Wielkiej Brytanii za duże środki publiczne w publicznym instytucie, przeprowadził eksperyment porównawczy polegający na karmieniu szczurów ziemniakami GMO a drugiej grupy kontrolnej tradycyjną odmianą ziemniaków. U zwierząt karmionych zmodyfikowanymi genetycznie ziemniakami stwierdził uszkodzenie jelit i układu odpornościowego. Doktor Pusztai ogłosił wyniki tych badań, opatrując je publicznym komentarzem o zagrożeniu GMO dla zdrowia ludzi. Pierwszego dnia dyrektor instytutu chwalił się tym wynikami badań, drugiego dnia wraz z żoną został zwolniony z zakazem wypowiadanie się o tym eksperymencie (!), mimo iż pracował w tej instytucji ok. 40 lat. Lobby i przekupione media (są dowody na takie działania koncernów) okrzyknęły go hochsztaplerem. Mimo, że później, w siedmiu innych krajach (m.in. w Austrii, Francji i Rosji) zespoły naukowców potwierdziły wyniki doktora Pusztaia, a Stowarzyszenie Uczonych Niemieckich wyróżniło go za pryncypialność i odwagę, nigdy go nie przeproszono i nie przywrócono do pracy. Inny naukowiec, profesor Gilles-Eric Seralini - biotechnolog, przez 9 lat ekspert rządu Francji - opisuje pseudotesty koncernów udowadniające tezę o braku wpływu GMO na zdrowie. Wyniki swoich badań, za które z wściekłością został zaatakowany, obronił przez sądami. Prof. Selarini badał problem pestycydu Rundap, na który są odporne takie rośliny jak kukurydza, czy ziemniaki GMO produkowane przez Monsanto, ale który to pestycyd jest wchłaniany przez te rośliny. Koncern przymuszony przez administrację francuską ujawnił, iż u szczurów karmionych tym GMO, nasączonym pestycydem, wykryto objawy toksyczności GMO w wątrobie i nerkach. Dodatkowe badania prof. Seraliniego wykazały także skutki uboczne, m.in. intoksykację pozostałościami Rundapu w komórkach. Prof. Seralini opisuje też m.in. sytuację, którą ujawniły koncerny po wyroku Sądu Najwyższego Francji. Gdy w teście Monsanto po tygodniu „padła” jedna z czterech krów karmiona kukurydzą GMO, po prostu usunięto ją z eksperymentu. I już spokojnie można twierdzić, że GMO nie szkodzi! Jeśli „padają” krowy, na skutek GMO nasączonego pestycydami, czy mogą „padać” też ludzie? 59 Prof. Selarini badał też pestycyd Roundap, towarzyszący odpornym nań GMO. Oto co mówi w jednym z wywiadów38: „Mieliśmy do tej pory cztery prace badawcze dotyczące Roundapu. Opublikowaliśmy też nasze wyniki w kilku międzynarodowych czasopismach naukowych. W badaniach okazało się, że Roundaup w bardzo małym stężeniu - takim, w jakim on występuje w GMO, a nawet 800 razy mniejszym, jest w stanie zabijać komórki człowieka w krótkim czasie, tj. 2-3 dni. W jeszcze mniejszym stężeniu Roundup zaburzał system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów płciowych w komórkach, jak też samo działanie tych hormonów w komórkach. Co bardzo ważne, hormony te mają kluczowe znaczenie dla płodu ludzkiego - bez nich niemożliwe jest ukształtowanie narządów płciowych noworodka i zdrowych kości” Powinniśmy oczekiwać, że Prezydent RP, Minister Rolnictwa, nasi „nowocześni” dziennikarze zmienią, dla równowagi, tych naukowców, którzy im powtarzają mit o nieszkodliwości GMO na takich, którzy prezentują odmienne zdanie. Odpowiedzialność mediów Co jest zatem prawdą? Czy może ja, Zieloni i ekolodzy należymy (nieświadomie) do grupy bredzącej o spiskowej teorii, gdy mówimy o nieodpowiedzialnej promocji GMO? Osinowy kołek w pierś „naukowców” i dziennikarzy od GMO, w istocie będących - świadomymi, bądź nie - lobbystami koncernów wbił Wikileaks, publikując depesze ujawniające działania urzędników Departamentu Stanu USA wobec krajów UE, w tym Polski, bez skrępowania forsujących interesy GMO. Profesor Ludwik Tomiałojć, rzetelny naukowiec, ekolog, m.in. były przewodniczący Komitetu Ochrony Przyrody PAN, dziwił się w wypowiedziach publicznych dlaczego jego sprostowań i artykułów pokazujących wątpliwości wobec skutków ubocznych GMO nie przyjmowały duże gazety typu Gazeta Wyborcza lub Polityka. Po publikacji Wikileaks, można się przestać dziwić. Z depeszy Ambasady Amerykańskiej (z 26.01.2006 r.) wynika, że redaktor Sławomir Zagórski, kierownik działu naukowego Gazety Wyborczej, tłumaczył się urzędniczce departamentu stanu, że nie może napisać drugiego pozytywnego artykułu o GMO, bo po pierwszym napisanym po sponsorowanej wizycie w USA, został mocno w Polsce skrytykowany i nazwany agentem Monsanto (co w tym kontekście wydaje się zupełnie uzasadnione). Redaktor naczelny Gazety Wyborczej winien się zatem poważnie zastanowić nad odwołaniem pana Zagórskiego, który w świetle tych informacji nie spełnia wymogów etycznych obiektywnego dziennikarstwa. Ukryta strategia rządu i koncernów USA polega na uzgadnianiu z polskimi lobbystami działań promujących GMO i rozmiękczania oporu społecznego oraz części krytycznych polityków. Cytuję przetłumaczony fragment depeszy: „Na podstawie dyskusji z naukowcami i innymi działaczami probiotechnologicznymi, powstał wniosek, że nasza strategia, aby wpłynąć na bardziej pozytywne nastawienie opinii publicznej powinna być skupiona na podkreślaniu zysków dla konsumentów i na pozytywnym wpływie, jaki GMO może mieć na redukcję kosztów żywności i leków. Nasze wysiłki powinny skupiać się również na przedstawieniu pozytywnego wpływu GMO na środowisko poprzez obniżanie zużycia pestycydów, herbicydów i rezygnację z głębokiej orki.” I dalej: „W najbliższym czasie jest kluczowe, aby pracować z członkami polskiego rządu, aby zapobiec proponowanemu dwuletniemu moratorium na nasiona GM, i aby wpłynąć na kształt przyszłych przepisów o koegzystencji z nadzieją zapewnienia, że nie będą one tak restrykcyjne, aby zapobiec komercyjnemu użytkowaniu ziarna GMO w Polsce. Stopniowe wprowadzanie GM ziarna paszowego (w przeciwieństwie do konsumpcji przez ludzi) mogłoby w końcu zmiękczyć społeczny sprzeciw wobec innych zastosowań GMO”. 38 http://www.eko-unia.org.pl/ekounia/index.php/pl/strona-glowna/gmo/669-prof-seralini-odsania-szokujc-prawd-natemat-gmo 60 Jakie prawo ? Podczas debaty u Prezydenta przedstawicielka MSZ wskazała kilka możliwości prawnych ogłoszenia moratorium na GMO zgodnego z legislacją UE. Zatem można to zrobić zgodnie z prawem, wykazując trochę odwagi i woli politycznej i biorąc pod uwagę lawinę wątpliwości, która zalała Kancelarię podczas tej debaty. Sposób, w jaki rząd i Prezydent będą działali w sprawie GMO, dla wielu Polaków będzie sygnałem stopnia suwerenności polityki kraju w strategicznej dziedzinie rolnictwa i żywności. Stykamy się tu z interesami wielkiego rządu oraz jednej z firm pochodzącej z zamorskiego kraju naszego sojusznika, która ma bardzo niechlubną tradycję produkcji takich toksycznych substancji jak np. PCB. Procesy przed sądami udowodniły, iż mimo świadomości wielce negatywnego wpływu na zdrowie ludzi produkcja PCB był kontynuowana przez ponad 30 lat po wojnie. Obecnie, mimo zaprzestania produkcji przed 35 laty, każdy z nas ludzi na Ziemi w tkance tłuszczowej nosi kilka milionowych części PCB - sztucznej, toksycznej substancji wyprodukowanej przez ów koncern. Dziś ten sam koncern chce nam sprzedawać GMO i pestycydy do obsługi tego GMO. Ten czynnik delikatnie mówiąc, braku kultury korporacyjnej, a mocniej braku etyki biznesu, bagatelizowania skutków społecznych i zdrowotnych i kierowania się wyłącznie zyskiem - dodatkowo powinien wzbudzać nasze obawy i ostrożność. Prof. nadzw. dr hab. Katarzyna Lisowska, Członek Komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska, biolog molekularny (s. 1289-129) Za najważniejsze przesłanki przy podejmowaniu politycznych decyzji w sprawie upraw i pasz GMO należy uznać co następuje: 1. Prawo unijne pozwala na wprowadzenie zakazu upraw GMO, bez narażania Polski na kary finansowe. Należy te możliwości wykorzystać do natychmiastowego wprowadzenia zakazu uprawy kukurydzy MON810, zgodnie z Ramowym Stanowiskiem Rządu RP z 2008 r. Jedna możliwość wynika z art. 23 dyrektywy 2001/18/WE, który zawiera tzw. klauzulę ochronną, umożliwiającą państwom członkowskim wprowadzenie tymczasowego ograniczenia lub zakazu stosowania i sprzedaży konkretnego GMO. Niektóre państwa do tej pory skutecznie ograniczały stosowanie GMO na swoim terytorium w oparciu o tę klauzulę. Kolejna możliwość jest specyficzna dla Polski i wynika z korzystnego dla Polski wyroku Sądu Unii Europejskiej w sprawie T-69/08. Wyrok ten daje Polsce możliwość ustanowienia zakazu upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych na terytorium kraju, z zastrzeżeniem możliwości takich upraw w strefach wyznaczanych przez ministra rolnictwa. Dotychczas ani resort rolnictwa, ani resort środowiska nie skorzystał z w/w prawnych możliwości wprowadzenia zakazu upraw GMO. 2. W interesie Polski leży pilna intensyfikacja działań w kierunku uniezależnienia się od importu soi GMO na cele paszowe. Dobre wyniki przynosi rządowy program rozwoju produkcji białka roślinnego. Działania te zakładają zwiększenie produkcji białka paszowego w Polsce o ok. 650 tys. ton. Już w zeszłym roku areał upraw roślin strączkowych osiągnął 200 tys. ha (docelowo w 2015 r. - 500 tys. ha). Uzupełnieniem tego projektu może być upowszechnianie w Polsce uprawy nowych, wcześnie dojrzewających, nietransgenicznych odmian soi. Możliwość taką potwierdzają wieloletnie już obserwacje plonowania soi m.in. w północnej Polsce, gdzie plon nasion soi nigdy nie spadł poniżej 2 t z ha, co przy obecnej cenie soi na rynkach światowych daje przychód około 3 250 zł z 61 ha. Jednocześnie parametry technologiczne współczesnych odmian soi, dostosowanych do uprawy w naszym klimacie, czynią z niej atrakcyjny surowiec paszowy, nieustępujący soi z importu. W celu zaspokojenia potrzeb przemysłu paszowego na soję w Polsce należałoby przeznaczyć pod jej uprawę około 1 mln ha. Stałoby się to kosztem zbóż, których areał uległby zmniejszeniu z ok. 8 do 7 mln ha. Należy zaznaczyć, że soja jest bardzo dobrym przedplonem dla zbóż, co pozwala na odejście od niekorzystnych monokultur zbożowych, poprawiając wydajność ziarna przy mniejszych kosztach środowiskowych. Realizacja tych założeń oznacza zmniejszenie zależności Polski od importu białka paszowego i zwiększenie bezpieczeństwa białkowego państwa, co jest niezwykle istotne w przypadku wystąpienia światowego kryzysu w tej dziedzinie czy choćby wahań cenowych na rynkach światowych. Prof. nadzw. dr hab. Stanisław Kowalczyk, Katedra Analizy Rynków i Konkurencji, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie (s. 129-132) Komu potrzebna jest żywność GMO ? Temat, który wzbudza w ostatnim czasie wiele dyskusji i emocji to genetyczna modyfikacja roślin i zwierząt, w następstwie tego produkcja żywności na bazie lub z użyciem tych surowców, co potocznie nazywane jest żywnością GMO (GM Food). Powstaje wobec tego pytanie o przyczynę tych dyskusji i sporów oraz temperaturę emocji. Z reguły ścierają się dwie grupy adwersarzy, tj. osoby zawodowo trudniące się biotechnologią (genetyką) i zwolennicy ograniczonej ingerencji w świat natury. Często na uboczu tych sporów pozostaje „główny” zainteresowany, czyli konsument. Przecież to w jego interesie, jak podkreślają obie strony, toczy się ten spór. Co na to konsumenci? W dyskusjach na temat żywności GMO, często a może nawet zbyt często, słyszymy argumenty odwołujące się do interesu konsumentów. Interes ten jest jednak postrzegany i przedstawiany tak, jak chcą tego uczestnicy debat, a nie tzw. statystyczny konsument. Co wobec tego wynika z opinii samych konsumentów? Eurobarometr 2010 prezentuje efekty ankiety, jaką w zakresie akceptowalności biotechnologii przeprowadzono w krajach UE39. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo zdrowotne żywności GMO, 59% respondentów nie zgadza się ze stanowiskiem, że jest to żywność bezpieczna, a 58% że jest to żywność bezpieczna dla przyszłych pokoleń40. W wielu krajach odsetek negatywnie odnoszących się do bezpieczeństwa żywności GMO dla konsumentów przekracza nawet 70% - 80%, przykładowo: Szwecja, Grecja, Litwa, Cypr, Słowenia, Niemcy, Austria. Zdaniem większości (57%) obywateli UE, żywność GMO przynosi korzyści tylko wybranym osobom, dla pozostałych stanowi zagrożenie41. Czy takie stanowisko większości mieszkańców UE należy bagatelizować, czy brać pod uwagę w konstrukcji strategii i działań w tym zakresie? Bezpieczeństwo żywności GMO Czy żywność GMO jest zatem bezpieczna dla człowieka? W dyskusjach, literaturze i wypowiedziach, możemy znaleźć następujące odpowiedzi: 1. tak, jest bezpieczna (z reguły biotechnolodzy i przedstawiciele biotechnologicznych korporacji); 2. nie, nie jest bezpieczna (przeciwnicy GMO, przedstawiciele ruchów ekologicznych, lecz także część biotechnologów), 3. dzisiaj nie możemy tego stwierdzić jednoznacznie (przedstawiciele różnych dyscyplin i grup społecznych). 39 40 Eurobarometer 73.1, Biotechnology, Report, European Commission, Bruxelles, Oktober 2010. Eurobarometr…op., cit. s. 18. 41 Tamże. 62 Światowa Organizacja Zdrowia natomiast wypowiada się w tej sprawie w sposób następujący: „produkty GMO oraz ich bezpieczeństwo dla konsumentów muszą być oceniane w formie case-bycase, nie jest możliwe dokonanie generalnej oceny i stwierdzenie, czy cała żywność GMO jest bezpieczna, czy nie”42. Jeżeli tak, może lepiej słuchać głosów konsumentów i badaczy„sceptyków”. Często można spotkać stwierdzenia, że nie ma dowodów na szkodliwość GMO dla organizmu ludzkiego. To nie jest jednak pełna prawda, gdyby bowiem tak w istocie było, to z jakich powodów USA wycofały z rynku zmodyfikowanego genetycznie pomidora Flavr Savr oraz dlaczego prawodawstwo unijne - i nie tylko unijne - przewiduje złożony proces legitymizacji i dopuszczania do obrotu kolejnych roślin GMO przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Ponadto warto dodać, że nie ma także jednoznacznych dowodów na brak szkodliwości produktów GMO, a w zasadzie ciągłe pojawiają się nowe wyniki badań, potwierdzające ujemny, szkodliwy wpływ GMO na wiele aspektów zdrowia człowieka. Ile GMO w naszym życiu? Zwolennicy genetycznej modyfikacji żywności chętnie wykorzystują dane na temat upraw GMO na świecie, by podkreślić, a może i wyrobić przekonanie wśród społeczności konsumenckich o dynamizmie, czy wręcz powszechności tych upraw. Za główne źródło służą raporty International Service for the Acquisition of Agri-biotech Applications (ISAAA). Jest to, jak można przeczytać na stronie internetowej ISAAA43, „mała, żywo reagująca, nie zbiurokratyzowana, międzynarodowa sieć z trzema ośrodkami w Ameryce Płn., Afryce i Azji”. Misją ISAAA jest „poprawa życia drobnych rolników w krajach rozwijających się” i „wsparcie zrównoważonego rozwoju rolnictwa”. ISAAA, jak można dalej przeczytać na stronie internetowej tej organizacji, „co do zasady sponsorowana (sponsored) jest przez fundacje filantropijne oraz współsponsorowana (cosponsored) przez grupy donatorów publicznych i prywatnych”. Wśród 22 donatorów wymienionych na stronie ISAAA, tj. prawdopodobnie głównych finansujących, mamy UNESCO i USAID, ale także Bayer CropScience AG, Monsanto, CropLife International, czy U.S. Soybean Export Council, a więc firmy żywotnie zainteresowane kształtowaniem pozytywnego wizerunku i przekonania opinii o powszechności i bezpieczeństwie upraw GMO. Takie też optymistyczne wieści płyną z kolejnych raportów ISAAA. Przykładowo ostatni ISAAA Brief 43-2011, donosi, „uprawy GMO osiągnęły 160 mln ha” oraz „miliony rolników na całym świecie wybierają uprawo GMO z uwagi na korzyści jakie im przynoszą”44. Problem z tym, że dane te mogą budzić pewne wątpliwości u czytających. Prześledźmy to na przykładzie Polski. ISAAA już w raporcie za 2007 rok napisała „2007 był pierwszym rokiem, gdy kukurydza Bt była w Polsce uprawiana na obszarze 327 ha”45. Może wprawdzie dziwić precyzja danych, bo w Polsce żadna instytucja takimi nie dysponuje, ale być może to prawda. Dalej możemy przeczytać, iż „oczekuje się, że obszar uprawy kukurydzy Bt w 2008 roku zwiększy się (w Polsce – K.S.) wielokrotnie i wyniesie ponad 1000 ha”46. Jak to zwykle bywa z przepowiedniami, mają one moc samosprawdzająca się. Raport za rok 2008 donosi, że obszar ten w Polsce istotnie zwiększył się i wyniósł, ni mniej ni więcej, tylko prawie 100 tys. ha (!)47. Nie odnotowano natomiast dalszego wzrostu w kolejnych latach. Raport ISAAA za 2011 rok dalej podaje obszar dla Polski poniżej 100 tys. ha. Dodano jedynie notkę, że każdy obszar poniżej 42 43 44 http://www.who.int/foodsafety http://www.isaaa.org. ISAAA Brief 43: Global Status of Commercialized Biotech/GM Crops: 2011. Dostępne na stronie: http://www.isaaa.org. 45 ISAAA Brief 37: Global Status of Commercialized Biotech/GM Crops: 2007, By Clive James Chair, ISAAA Board of Directors, s. 91 46 Tamże, s. 91. 47 ISAAA Brief 39: Global Status of Commercialized Biotech/GM Crops: 2008, By Clive James Chair, ISAAA Board of Directors, s. 4. 63 100 tys. ha, a więc nawet kilka ha – zaokrąglono właśnie do 100 tys. ha (!). Jeżeli zatem dane dla innych krajów mają tę samą precyzję, cały Raport ISAAA ma prawo budzić wątpliwości48. Dowodem zaprzeczającym tezie o powszechnej już dzisiaj obecności żywności GMO na rynku – jak często twierdzą środowiska zwolenników GMO - są wyniki badań Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Inspekcja ta w latach 2007–2011 przebadała na rynku polskim ogółem ponad 830 partii artykułów rolno-spożywczych na obecność modyfikacji genetycznych takich produktów jak: soja i jej pochodne, kukurydza i jej pochodne, pomidory, ziemniaki oraz przetworów, do których wytwarzania stosowane są powyższe surowce. W następstwie przeprowadzonych badań stwierdzono obecność dopuszczonej do obrotu na terenie UE modyfikacji w 15 próbkach49 tj. poniżej 2% wszystkich przebadanych próbek żywności i - co warto podkreślić - na poziomie poniżej 0,9%, czyli nie wymagających uwidocznienia w oznakowaniu produktu. Tak więc na rynku nie istnieje powszechność żywności genetycznie zmodyfikowanej. Występuje natomiast produkt, jakim jest mięso (i w efekcie jego przetwory), które w znaczącym stopniu wytwarzane jest na bazie surowców zmodyfikowanych genetycznie, tj. pasz sojowych. Dzisiejszy spór dotyczy zatem nie żywności GMO, lecz pasz GMO. A może ograniczać straty żywności? Zwolennicy żywności GMO często powołują się na problem głodu i brak możliwości jego rozwiązania bez GMO. Na świecie 1 miliard osób głoduje, do 2050 roku, w zależności od szacunków, produkcja żywności powinna wzrosnąć od 35% do 70%. Bez GMO, jak twierdzą zwolennicy takich upraw, nie będzie to możliwe. Jednak dzisiejsze modyfikacje genetyczne nie zwiększają plonów i wydajności. Dzisiejsze modyfikacje pozwalają jedynie ograniczyć straty głównie w plonach roślin uprawnych50. Ograniczać straty można natomiast na wiele sposobów, między innymi ograniczając straty żywności. Dzisiaj według szacunków marnujemy na świecie w skali roku około 1/3 produkowanej żywności, czyli 1.3 mld ton51. Przeciętne straty żywności na mieszkańca wynoszą 280-300 kg rocznie w Europie i Ameryce Północnej, ale i 120-170 kg w Afryce Subsaharyjskiej i Azji. Jest to odpowiednio 32% produkcji żywności na osobę w Europie i Ameryce Północnej i 25-35% w Afryce i Azji. W USA według niektórych szacunków nawet do 50% (!) całej żywności jest marnowana 52. Czy zatem nie warto wpierw inwestować w ograniczanie strat, a dopiero potem w poszukiwanie nowych form żywności. Tym bardzie, że te pierwsze środki mają szansę trafić do różnych osób, instytucji i organizacji, te drugie - do kilku koncernów biotechnologicznych. Jaka przyszłość żywności GMO? Przeciwnicy GMO grupują się pod hasłami „Polska wolna od GMO” i podobnymi. Idea to szczytna, lecz nie do zrealizowania. Wszak jesteśmy członkami jednolitego rynku unijnego. Zakazy poszczególnych krajów niewiele będą skutkować, gdy inni członkowie zezwolą na takie uprawy i hodowlę (w przyszłości). Unia nie zna granic, jeżeli nie będzie uprawiał i hodował rolnik w Polsce, zrobi to w Holandii lub Danii i jego produkt bez problemów znajdzie się na polskim stole. Ideą, którą można i raczej trzeba podjąć, to „Unia wolna od GMO”. Z uwagi na stanowisko WTO i wpływy w tej Warto dodać, że z grupy 17 krajów w których wg ISAAA w 2011 r. uprawiano powyżej 50 tys. ha upraw GMO, 12 to kraje rozwijające się. 49 Ostatni pozytywny wynik pochodzi z 2008 r. 50 Są także dowody, że uprawy GMO reagują spadkiem (!) plonów po kilku latach uprawy w jednym miejscu oraz, że są bardziej wrażliwe na warunki pogodowe. Zob: S. K. Więckowski, Genetycznie Modyfikowane Organizmy Obietnice i Fakty, Wydawnictwo Ekonomia i Środowisko, Dostępne na stronie: http://www.izbaochrona.pl. 51 Razem straty na wszystkich etapach produkcji i wyrzucanie żywności do śmieci. Global food losses and food waste, Save Food! At Interpack2011 Düsseldorf, Germany, FAO Rome, 2011, s. 4. 52 W połowie ubiegłej dekady gospodarstwa domowe w USA wyrzucały na śmietnik żywność o wartość 43 mld USD. http://www.foodproductiondaily.com/Supply-Chain/Half-of-US-food-goes-to-waste. 48 64 organizacji USA, to także nie będzie łatwe. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że współczesny konsument w zdecydowanej większości nie życzy sobie zmodyfikowanej żywności, a świat można wyżywić bez GMO. Na żywności GMO może zyskać wyłącznie jedna grupa podmiotów, mianowicie biotechnologiczne korporacje transnarodowe. Ich zyski to sprzedaż praw własności do nasion, środków ochrony roślin, technologii produkcji i doradztwa. W efekcie także decydowanie o tym, jaką żywność mamy konsumować i kto ma ją produkować. Konkluzja końcowa Nie można rozpatrywać przyszłości GMO przez pryzmat produkcji insuliny czy opłacalności produkcji wieprzowiny w Polsce, a tak się dzisiaj dzieje53. Jest to bowiem „krótkookresowa perspektywa krzywego zwierciadła” - widzi problem doraźny i to w fałszywej przestrzeni. To kolejny terror celów krótkookresowych nad działaniami strategicznymi. To co jest natomiast możliwe to zamknięte użycie GMO, ale nie GMO powszechne w rolnictwie, żywności i na stołach. Nie ma takiej potrzeby, ani w kontekście bezpieczeństwa żywnościowego (świat można wyżywić bez GMO), ani potrzeby forowania korporacji biotechnologicznych, kosztem drobnych rolników i oczywiście konsumentów. Jadwiga Łopata, laureatka Nagrody Goldmana (ekologiczny Nobel), wiceprezes Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (s. 132-134) Produkcja zwierzęca bez pasz z GMO możliwa i konieczna Zdecydowana większość Polaków, podobnie jak i obywateli z innych krajów UE żąda zaprzestania intensywnych metod hodowli zwierząt z jej absolutnym uzależnieniem od ponadnarodowych korporacji, w tym również od pasz opartych na mieszance soi i kukurydzy modyfikowanych genetycznie. Od dawna domagamy się powołania zespołu niezależnych specjalistów, w tym przedstawicieli KOALICJI POLSKA WOLNA OD GMO (www.polska-wolnaod-gmo.org), do opracowania programu wycofywania pasz z GMO i zastępowania ich paszami bez GMO, w tym chociaż w 50% paszami produkowanymi przez tradycyjnych rolników. Wymaga to prowadzenia konsekwentnej polityki w zakresie promowania produkcji tradycyjnych roślin paszowych w zrównoważonych gospodarstwach rodzinnych, wspierania finansowego producentów pasz bez GMO oraz szerokiej promocji w Polsce i za granicą wysokiej jakości żywności opartej na paszach bez GMO. Wykorzystania tego elementu jako podstawowego atutu przy tworzeniu PR dla eksportu polskiej żywności. GMO to przykład stosowania technik laboratoryjnych, opracowanych w celu przejęcia kontroli przez ponadnarodowe korporacje nad produkcją żywności. Korporacje te doprowadziły już do ruiny miliony gospodarstw rolnych oraz do dramatycznego obniżenia jakości żywności na całym świecie. Tradycyjni i ekologiczni hodowcy świń i drobiu, którzy odrzucają genetycznie modyfikowaną paszę dla zwierząt lub Ci, którzy czują się zmuszeni do stosowania takiej paszy ze względu na brak innej możliwej alternatywy, potrzebują wsparcia. Na ich barkach spoczywa reputacja Polski jako producenta wysokiej jakości żywności! Patrz przykładowo wypowiedzi ekspertów zamieszczone w Tygodniku Rolniczym (17.02.2012) po debacie społecznej na temat GMO na Forum Debaty Publicznej. 53 65 Po 15 latach komercyjnych upraw okazuje się, że uprawy genetycznie modyfikowane znacząco przyczyniły się do zwiększonego stosowania środków chemicznych, nie dają większych plonów, nie chronią przed szkodnikami i chwastami i przyczyniły się do pogłębiania głodu na świecie a jedynymi beneficjentami z wprowadzania GMO są ponadnarodowe korporacje! Na całym świecie rosną obawy i lęki o zdrowie związane z konsumpcją żywności z GMO w tym nabiału, mięsa i jaj pochodzących od zwierząt karmionych paszami skażonymi GMO. W Polsce podobnie jak w innych krajach Unii Europejskiej 70-80% konsumentów jest przeciw GMO. Już w dziewięciu krajach wprowadzono zakazy uprawy kukurydzy MON810, w tym w Niemczech i we Francji, gdzie również wprowadzono etykiety ze słowami “Karmione paszą bez GMO” na produktach mięsnych i mlecznych. Na całym świecie pojawiają się przypadki zachorowań i śmierci zwierząt z powodu zaburzeń metabolicznych wynikających ze spożycia pasz z GMO. Tymczasem w Polsce w wyniku niekontrolowanej prywatyzacji sektora zaopatrzenia i produkcji pasz organy państwa całkowicie pozbawiły się kontroli nad prawidłowością jego działania, a w konsekwencji nad bezpieczeństwem żywnościowym narodu. Nie możemy dopuścić do tego aby GMO zdominowały nasze gospodarstwa! Polska wieś jest najważniejszą bazą surowcową dla narodu a celem jest przywrócenie suwerenności żywnościowej. Zachęcam do rozważenia poniższego przykładu gospodarstwa, w którym z powodzeniem zastąpiono, częściowo, importowane białko soi, białkiem bobiku. Gospodarstwo o powierzchni 23 ha ukierunkowane na produkcję tuczników – 200 sztuk rocznie, Podbeskidzie. Powierzchnia zasiewów: kukurydza na ziarno - 3 ha, bobik 4 ha, dynia pastewna - 1 ha, zboża – 11 ha, rzepak - 2 ha. Kalkulacja produkcji białka z bobiku na podstawie czteroletnich doświadczeń: plonowanie bobiku średnio - 2,70 t/ha, zawartość białka w bobiku 29 %, średni plon białka 2,7 t x 0,29 = 0,78 t/ha, koszty uprawy 1 ha bobiku – 1546 zł (*). Koszt produkcji 1 tony białka z bobiku wnosił: 1546 : 0,78 = 1982 zł. Koszt białka w śrucie sojowej: zawartość białka w śrucie sojowej wynosi 46 %, cena 1 tony śruty wynosi ok. 1500,00 zł. Zatem 1 tona białka w śrucie sojowej kosztuje 150000 : 46 = 3260, 00 zł. Różnica ceny 1 tony białka wynosi więc w tym gospodarstwie 3260 – 1982 = 1278 zł na korzyść bobiku. Rolnik uprawiając 4 ha bobiku zbiera średnio rocznie-4 x 2,7 = 10,8 t bobiku, co równa się x 0,29 = 3,13 t białka -- 1278 zł x 3,13 = 4000 zł oszczędności. Kalkulacja powyższa sporządzona została na-podstawie wywiadu z rolnikiem, który korzystnie ocenia wprowadzoną różnorodność żywienia tuczników i podkreśla bardzo korzystny wpływ uprawy bobiku na sprawność gleby. (*) Genetyczna modyfikacja, w przypadku Genetycznie Modyfikowanych Organizmów (GMO), oznacza sztuczne wstawienie obcych genów do materiału genetycznego danego organizmu. Geny przenosi się, przekraczając granice między gatunkami np. geny zwierząt przenosi się do roślin. Metody przy tym stosowane są nieprecyzyjne. Tak zmienione organizmy są zdolne do rozmnażania i przenoszenia swych zmienionych cech na kolejne pokolenia oraz na spokrewnione gatunki. W przyrodzie nigdy takie organizmy nie powstają w sposób naturalny. (*) MON810 – genetycznie zmodyfikowana kukurydza, dopuszczona do upraw w UE (*) Koszty bezpośrednie uprawy 1 ha bobiku: Kultywatorowanie ścierniska Orka Doprawienie gleby do siewu Zużycie paliwa na w/w uprawy Nasiona 1 godz. 2 godz 1 godz 4 godz x 10 l/godz= 40 l 2,50 q x 200 zł/q = 500,00 zł 66 Ciągnik 90 KM jw. Jw. 40 l x 4,00 zł = 160,00 zł 500,00 zł – 160,00 zł/ha (dopłata do materiału nasiennego ) = 340,00 zł Zaprawianie Nawozy Herbicydy Zużycie paliwa Desykacja ROUNDUP Kombajnowanie 1,5 godz RAZEM KOSZTY Fosforan amonu 100 kg Sól potasowa 100 kg Komand +Afalon Siew Wysiew nawozów Opryskiwanie Opryski (herbicyd,desykacja) 3l/ha x 45,00 50 zł 152,00 zl 170,00 zł 132,00 zł Łącznie 8 godz x 4 zł/l= 32 zł (ciągnik C330) 135,00 375,00 zł 1546,00 zł (*)========================== ICPPC - International Coalition to Protect the Polish Countryside, Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi 34-146 Stryszów 156, Poland tel./fax +48 33 8797114 [email protected] www.icppc.pl www.gmo.icppc.pl www.eko-cel.pl dr inż. Wojciech Mikulski, Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu (s. 139-140) Jakie będą w perspektywie najbliższych 20-30 lat ekonomiczne, społeczne i środowiskowe konsekwencje wprowadzania do polskiego rolnictwa upraw roślin modyfikowanych genetycznie, a jakie konsekwencje wprowadzenia zakazu ich uprawy? Zwrócę uwagę na perspektywy ekonomiczne polskich państwowych spółek hodowli roślin, do których prawa właścicielskie wykonuje ANR Warszawa i IHAR Radzików. Aby wyhodować odmianę GMO, spółka hodowlana musi mieć dostęp do konstruktu genetycznego oraz możliwość śledzenia go w roślinach. Konstrukty genetyczne mogą wytworzyć tylko wyspecjalizowane jednostki badawcze i wraz z technologią jego śledzenia w roślinach przekazać do firm hodujących odmiany roślin uprawnych. Aktualnie żadna polska jednostka naukowa nie ma gotowego własnego konstruktu genetycznego, którego wprowadzenie do rolniczej rośliny uprawnej mogłoby mieć istotne znaczenie gospodarcze. Po otwarciu rynku na odmiany GMO będą one sprzedawane przez najbliższe lata tylko przez koncerny zagraniczne. Stopień ich upowszechnienia będzie zależał od zysku, jaki będzie uzyskiwał plantator w wyniku ich uprawy. Opierając się na przykładzie USA, Kanady i krajów Ameryki Południowej, można przypuszczać, że odmiany GMO bardzo szybko będą zyskiwały dominującą pozycję na rynku w takich roślinach rolniczych jak: rzepak, kukurydza, buraki cukrowe, ziemniak. Polska spółka zajmująca się hodowlą roślin teoretycznie może zakupić konstrukty genetyczne, spłacając zakup licencją od sprzedanych nasion. W praktyce może okazać się to mało realne w sytuacji, gdy rynek na krajowe odmiany każdego roku się zmniejsza. Zakładając, że obecne krajowe spółki hodowli roślin zostaną sprywatyzowane, a koncerny zagraniczne będą zainteresowane zakupem udziałów, może zaistnieć sytuacja, że ich konstrukty genetyczne zostaną wprowadzone do polskich materiałów hodowlanych. W efekcie-powstałyby odmiany krajowych hodowców z konstruktami GMO pochodzącymi od zagranicznych udziałowców. Takie rozwiązanie gwarantowałoby, w innej strukturze własności, dalsze funkcjonowanie spółek hodowli roślin w powiązaniu z nowoczesną technologią, a wyspecjalizowana kadra miałaby zapewnioną pracę. Czy w związku z tym, że już obecnie składnikiem pasz wysokobiałkowych są rośliny genetycznie modyfikowane, możliwa jest produkcja zwierzęca z zakazem stosowania GMO jako składnika pasz? 67 W odpowiedzi należy uwzględnić uchwałę Rady Ministrów z 9 sierpnia 2011 roku dotyczącą uruchomienia Programu Wieloletniego na lata 2011 – 2015 pt. „Ulepszanie krajowych źródeł białka roślinnego, ich produkcji, systemu obrotu i wykorzystania w paszach”. Krajowa produkcja zwierzęca rocznie zużywa ok. 1 mln ton białka, które w 80% pokrywane jest importowaną śrutą sojową GMO. W najbliższych latach zapotrzebowanie może wzrosnąć do 1,3 mln ton białka. Przynajmniej częściowe uniezależnienie się od importu śruty sojowej, a tym samym zapewnienie „bezpieczeństwa białkowego” dla krajowej produkcji zwierzęcej, było zasadniczą przyczyną wdrożenia Programu Wieloletniego. Podstawowym jego celem jest przebudowa obecnego bilansu białka, na około 50% udziału surowców krajowych (0,65 mln ton białka), których źródłem będzie: śruta/makuch rzepakowy – 0,2 mln ton białka, nasiona strączkowe – 0,3 mln ton białka, co odpowiada ok. 500 tys. ha roślin strączkowych, białko z suszonych wywarów – 0,15 mln ton białka. Wcześniej prowadzone badania UP w Poznaniu i IZ w Balicach, których celem było zastępowanie w dawkach pokarmowych białka z importowanej soi, białkiem z krajowych roślin strączkowych wykazały, że: w przypadku tuczu trzody chlewnej wyniki były porównywalne, a mięso wytworzone z krajowego białka jakościowo lepsze, w przypadku drobiu, można częściowo zastąpić śrutę sojową. Cena 1 kg białka skalkulowana na podstawie cen rynkowych w dawkach pokarmowych dla trzody i drobiu wykazała, że w różnych odstępach czasu zastępowanie importowanej soi krajowymi surowcami białkowymi było od 3 do 7% bardziej opłacalne. Wspomniany projekt obejmuje również problem organizacji rynku roślin strączkowych niezbędną koncentrację i rozwiązania logistyczne płynnego zaopatrzenia zakładów paszowych w krajowy surowiec białka roślinnego. Szersze wykorzystanie krajowych nasion roślin strączkowych w żywieniu zwierząt w Polsce jest limitowane małą ich dostępnością na rynku, co jest związane z mniejszą opłacalnością uprawy w stosunku do zbóż. Aby zmienić te relacje, uchwałą Rady Ministrów z 2010 roku wprowadzono dopłaty do 1 ha uprawy roślin strączkowych w wysokości 60 euro, natomiast w 2011 roku zostały one podwyższone do 75 – 100 Euro, co winno prowadzić do stopniowego rozwoju produkcji. Ponadto Komisja Rolnictwa Sejmu bieżącej kadencji zaplanowała podjęcie prac nad wprowadzeniem znakowania produktów pochodzenia zwierzęcego wolnych od GMO, aby umożliwić konsumentowi podjęcie świadomej decyzji o wyborze. W tym kontekście należy stwierdzić, że obecnie zaistniały realne przesłanki do zastępowania importowanej śruty sojowej GMO w ok. 50% rodzimymi surowcami białkowymi. Prof. dr hab. Jan Narkiewicz-Jodko, Instytut Ogrodnictwa (s. 141.146) Dać szansę polskim rolnikom 68 Wnioski z protokołu Kartageńskiego i ze Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro, których sygnatariuszem jest także Polska, nakazują stosować daleko idącą zasadę przezorności oraz traktowanie ochrony środowiska naturalnego i zdrowia ludzi jako najważniejszego problemu, który winien być zawsze w centrum uwagi każdego działania człowieka. Istnieje wiele dowodów na to, że brak przezorności, pochopne wprowadzanie do praktyki niektórych odkryć, nie poprzedzonych rzetelnymi badaniami, może prowadzić do nieszczęść. Przykładem może być lek Talidomid, DDT i wiele innych. Obecnie, w szczególny sposób dotyczy to pochopnego wprowadzenia upraw zmodyfikowanych genetycznie do praktyki. Profesor K. Noworolnik, ekspert w dziedzinie uprawy roślin rolniczych opracował technologię produkcji kilku gatunków roślin motylkowych i mieszanek strączkowo zbożowych, których wdrożenie do szerokich warunków produkcyjnych z powodzeniem mogłoby zastąpić import około 2 milionów ton soi transgenicznej. Przyniosłoby to duże korzyści ekonomiczne dla polskich rolników, dzięki czemu około 3 mld zł wydawanych co roku na import kontrowersyjnych pasz transgenicznych, trafiłoby do krajowych producentów pasz. Według eksperta w dziedzinie żywienia zwierząt, profesora J. Prusińskiego, cena kilograma białka w śrucie sojowej GMO wynosi około 3 zł, a w śrucie nasion łubinu żółtego tylko około 1,8 zł. Warunki klimatyczne i glebowe w Polsce zdecydowanie odpowiadają uprawie roślin strączkowych. W związku z tym, Polska ma duże szanse w uzyskaniu niezależności w produkcji białka paszowego. W chwili obecnej, sprawą niecierpiącą zwłoki jest uruchomienie programu stopniowego wycofywania się z importu drogich i kontrowersyjnych pasz transgenicznych i zastępowania ich paszami rodzimej produkcji. Sprywatyzowane lobby paszowe stosuje szantaż wobec instytucji państwowych odpowiedzialnych za politykę żywnościową i paszową naszego kraju. Zapowiada drastyczną podwyżkę cen żywności w wypadku przestawienia się na rodzimą produkcję pasz wolnych od GMO. Oczywiście takie działanie obecnych na naszym rynku importerów i dystrybutorów pasz transgenicznych nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Zgodnie z najnowszymi wynikami badań niezależnych ekspertów, nieuwikłanych w różne układy z firmami biotechnologicznymi, w roślinach transgenicznych powstają nowe rodzaje protein, dotychczas nieznanych, które powodują nieprzewidywalne efekty zdrowotne i środowiskowe. Badania laboratoryjne wykazały, że soja transgeniczna z genem Bt powoduje u skarmianych nią zwierząt zmiany patomorfologiczne w wątrobie i trzustce, a transgeniczna kukurydza MK 603 wywołuje zmiany hematologiczne we krwi organizmów stałocieplnych – zwiększenie stężenia hemoglobiny (makrocytoza). Ziemniak transgeniczny z genem Bt powoduje zmiany patomorfologiczne u doświadczalnych zwierząt w organach wewnętrznych. W efekcie końcowym prowadzi to do zaburzeń normalnego rozwoju zwierząt karmionych paszami transgenicznymi oraz zmniejszenia przyrostu masy ciała. Zgodnie z wynikami badań referowanych na Światowym Kongresie Entomologii, pyłek z roślin transgenicznych z genem Bt wykazuje toksyczny wpływ w stosunku do owadów pożytecznych, do jakich należą złotooki, pasożytnicze błonkówki i pszczoły. Najnowsze badania wykazały, ze fragmenty transgenicznego DNA znajdujące się w paszach transgenicznych przeżywają trawienie i przenikają do genomów i krwi, a także płodu organizmów stałocieplnych. Naukowcy alarmują, że wiąże się z tym niebezpieczeństwo dla zdrowia ludzi i zwierząt. W genotypach organizmów żywych występują uśpione formy wirusów i bakterii. Wprowadzone do nich transgeny, szczególnie wirus CMK jako promotor przy produkcji GMO, mogą powodować reaktywację, nieprzewidywalne rekombinacje i mutacje utajonych form mikroorganizmów i rozwój nowych generacji chorobotwórczych mikroorganizmów groźniejszych od wirusów: SARS, H5NI i AH1N1. Zagrożenia związane z importem pasz i żywności transgenicznej dotyczą także wprowadzenia upraw roślin genetycznie modyfikowanych. Zanieczyszczenia genetyczne środowiska są bardziej 69 niebezpieczne niż skażenia chemiczne (powodują je żywe organizmy). Raz wprowadzone do środowisk trangeny nie mogą być powstrzymane. Jest to proces nieodwracalny. Najważniejszy argument zwolenników transgenezy głoszący, że wprowadzenie upraw transgenicznych zlikwiduje głód w krajach Trzeciego Świata, okazał się złudzeniem. Wiele doświadczeń polowych w ostatnich latach wykazało obniżenie plonów transgenicznych: soi, rzepaku i buraków cukrowych od 5 do 20% w stosunku do tradycyjnych odmian tych roślin. Niezależni eksperci są zdania, że naukowcy, politycy i dziennikarze, którzy twierdzą, że pasze i żywność GMO są bezpieczne, nie mają potwierdzenia tego w badaniach naukowych. Oparte na niewiedzy twierdzenie zwolenników GMO o możliwości współistnienia upraw modyfikowanych genetycznie z ekologicznymi, integrowanymi i konwencjonalnymi dzięki zastosowaniu 100-200 metrowych pasów izolacyjnych jest złudzeniem. Pyłek z różnych gatunków upraw transgenicznych utrzymuje się w powietrzu do kilku godzin, a przy odpowiedniej prędkości wiatru przenosi się na dziesiątki kilometrów, zapylając pokrewne gatunki upraw ekologicznych integrowanych i konwencjonalnych oraz chwastów. Z tych względów ewentualne dopuszczenie i uwolnienie do środowiska upraw modyfikowanych genetycznie należy traktować jako uśmiercenie rolnictwa ekologicznego. Uderzy to głównie w małe i średnie gospodarstwa rodzinne w Polsce, specjalizujące się w uprawach ekologicznych. Stosunkowo największym zagrożeniem ze strony GMO jest uwolnienie do środowiska żywych organizmów transgenicznych (materiał siewny, sadzeniaki). W przypadku przetworzonej żywności transgenicznej, która ustawowo podlega obowiązkowi znakowania, konsument ma możliwości wyboru. Poza tym, przetworzona żywność transgeniczna może być wycofana. W przeciwieństwie do tego, raz wprowadzone do środowiska rośliny transgeniczne (nasiona, sadzeniaki) ze względu na skażenie środowiska nie mogą być powstrzymane i wycofane, gdyż powodują je żywe organizmy. Jest to proces nieodwracalny. Polskie produkty rolne i ogrodnicze uznawane są dotychczas na świecie jako stosunkowo czyste ekologicznie i cieszą się dużym popytem u odbiorców zagranicznych. Zgodnie z informacją pana Ministra Sawickiego, w 2011 roku nadwyżka eksportu naszych produktów rolnych nad importem wynosiła około 10 mld zł. Sytuacja może się zmienić radykalnie po wprowadzeniu do środowiska upraw genetycznie modyfikowanych. Zgodnie z informacją specjalnego Eurobarometru 2010, przytłaczająca liczba obywateli państw Wspólnoty Europejskiej, w tym także Polski, uważa żywność GMO za nienaturalną, szkodliwą dla zdrowia i zagrażającą przyszłym pokoleniom. Również Rosja po ogłoszeniu wyników badań profesor Ermakowej z Rosyjskiej Akademii Nauk, o szkodliwości soi transgenicznej dla zwierząt doświadczalnych, chce odciąć się od GMO. Może to również skutkować zakazem importu naszej żywności. Wielkie korporacje agrobiznesu ignorując wiedzę biologiczną, bez uprawnienia naukowego dążą do przebudowy tradycyjnego rolnictwa oraz do bezwzględnego podporządkowania swoim interesom, interesy rolników i farmerów. A oto dwa cytaty: „celem korporacji nie jest etyka, celem korporacji jest zysk” – Milton Friedman (jeden z największych współczesnych ekonomistów), „Panując nad żywnością panujemy nad ludźmi, panując nad energią panujemy nad narodami” – H. Kissinger. Omówione w artykule zagrożenia dotyczą głównie transformacji genetycznej roślin rolniczych, importu pasz transgenicznych oraz uwalniania GMO do środowiska. Rośliny transgeniczne odizolowane od środowiska, prowadzone w szczelnie zamkniętych szklarniach mogą jednak być wykorzystywane jako fabryki biofarmaceutyków stosowanych w medycynie. Rośliny modyfikowane genetycznie mogą także wytwarzać szczepionki i przeciwciała chroniące przed chorobami, a często ratujące życie ludzkie. Także transgeneza drobnoustrojów doprowadziła do wielu cennych odkryć w dziedzinie farmacji i medycyny. Mikroorganizmy transgeniczne znalazły zastosowanie w produkcji szczepionek, 70 białek farmaceutycznych, insuliny i innych farmaceutyków. Transformowane wykorzystywane są także w ochronie środowiska, między innymi w bioremediacji. bakterie Reasumując należy stwierdzić, że pośpiech w uwalnianiu do środowiska roślin GMO, bez wyników rzetelnych badań, jest dużym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa, bezpieczeństwa żywności, bioróżnorodności i ekonomiki rolniczej. Trzeba uczyć się na cudzych błędach, obserwując skutki uwolnienia do środowiska GMO np. w Stanach Zjednoczonych. Wprowadzić GMO do środowiska można bardzo szybko, natomiast wycofać się z tego nie sposób. Na obecnym etapie małej wiedzy o GMO należy zastosować zasadę przezorności i uruchomić rzetelny program rządowy badań nad wyjaśnieniem wielu nieznanych problemów związanych z transgenezą. Tylko wyniki rzetelnych badań mogą stanowić podstawę do właściwych decyzji związanych z GMO. Zgodnie z sugestią Pana Prezydenta Komorowskiego w czasie debaty nad GMO w dniu 8 lutego br., ustawa o GMO powinna obejmować całość problemu, a więc nasiennictwo, żywność, pasze, środowisko i leki, gdyż wymienione poszczególne elementy są ze sobą ściśle powiązane. Do opracowania artykułu wykorzystałem wiele wyników badań niezależnych naukowców z The Independent Science Panel oraz obszerne materiały z dyskusji z ekspertami na Europejskich Konferencjach Ochrony Roślin w Belgii w latach 2006-2011, w których uczestniczyłem. Rys. 1. Eurobarometr 2008, % poparcia obywateli państw członkowskich UE dla żywności genetycznie modyfikowanej. Wg danych UE w Polsce żywność GMO akceptuje 22% ludności. 71 Rys. 2. Eurobarometr 2010. Czy żywność transgeniczna jest fundamentalnie nienaturalna? 72 Rys. 3. Eurobarometr 2010. Czy żywność transgeniczna jest bezpieczna dla ciebie i twojej rodziny? 73 Rys. 4. Eurobarometr 2010. Czy żywność transgeniczna jest bezpieczna dla przyszłych pokoleń? Dr Jacek J. Nowak, profesor kontraktowy Szkoły Wyższej im. B. Jańskiego w Warszawie (s. 146-149) O skutkach uwolnienia GMO do środowiska rolniczego z punktu widzenia metodologii podejmowania racjonalnych decyzji Proponuję spojrzenie na tematykę debaty pt. „Organizmy zmodyfikowane genetycznie Konieczność czy wybór? Szansa czy zagrożenie?” z punktu widzenia metodologii podejmowania racjonalnych decyzji. Debata ta, jak i inne, ma bowiem za zadanie przyczynić się do podejmowania racjonalnych decyzji dotyczących rolnictwa i, w konsekwencji, żywności. „Żelaznymi” elementami każdej analizy decyzyjnej są, na etapie wstępnym: 1) sformułowanie celu, którego realizacji ma służyć decyzja, 2) określenie kryteriów, według których należy oceniać warianty decyzyjne i wybrać jeden z nich, 3) ustalenie hierarchii ważności tych kryteriów oraz 4) zebranie i charakterystyka samych wariantów decyzyjnych. Podstawowy cel współczesnego rolnictwa Polski można określić jako produkcja żywności: 1) jak najlepszej dla zdrowia i w wystarczającej ilości, 2) w sposób pozostawiający niezdegradowane zasoby naturalne niezbędne do produkcji żywności dla następnych pokoleń (zwłaszcza gleby, zasoby wody i bioróżnorodność), 3) w sposób i w formach zapewniających środki utrzymania jak największej liczbie ludzi związanych z rolnictwem (zwłaszcza w kontekście współczesnej sytuacji społecznej). W I etapie właściwej analizy decyzyjnej sprawdza się, czy poszczególne warianty decyzyjne spełniają wszystkie podstawowe kryteria, zawierające tzw. warunki konieczne. Niespełnienie choćby tylko jednego z tych warunków koniecznych powoduje, że dany wariant należy odrzucić jako niedopuszczalny. Strategiczne bezpieczeństwo żywnościowe kraju wymaga spełnienia co najmniej czterech poniższych warunków koniecznych, z których trzy wynikają z określonego wcześniej celu. 74 Z określonego wcześniej celu wynikają co najmniej cztery poniższe warunki konieczne, które jednocześnie składają się na strategiczne bezpieczeństwo żywnościowe kraju: 1. Bezpieczeństwo dla zdrowia. 2. Bezpieczeństwo ekologiczne. 3. Niezależność pod względem materiału nasiennego. 4. Bezpieczeństwo ilościowe (pod względem wielkości produkcji). Inne kryteria uwzględnia się dopiero wtedy, gdy wszystkie warunki konieczne są spełnione. W kontekście powyższych uwag niezwykle ważną staje się odpowiedź na następujące pytanie: Czy rolnictwo transgeniczne, z genetycznie modyfikowanymi roślinami uprawnymi, spełnia wszystkie powyższe warunki konieczne? Z narastającej liczby badań naukowych, raportów i informacji z praktyki, które studiuję od lat, wynika, że rolnictwo transgeniczne nie spełnia co najmniej trzech z powyższych warunków, w szczególności zaś: Ad 1. Bezpieczeństwa dla zdrowia GM żywności (żywności transgenicznej) nie tylko nie udowodniono, ale pojawia się coraz więcej wyników badań naukowych świadczących o poważnych zagrożeniach dla zdrowia (zob. np. Biuletyn KOP PAN, 2011, Vol. 2 lub Seralini et al., 2011, czy Wiąckowski, 2009). Ad 2. Nie jest także możliwe zapewnienie bezpieczeństwa ekologicznego przez rolnictwo transgeniczne54. Liczne badania naukowe i obserwacje z praktyki wykazują potencjalne i faktyczne zagrożenia dla zasobów naturalnych, zwłaszcza bioróżnorodności i negatywny wpływ na skład gleby. Ponadto wprowadzona do danej odmiany zrekombinowana sekwencja DNA (transgen) z reguły nie jest stabilna, co podważa w świetle prawa UE prawidłowość wszelkich decyzji o dopuszczeniu GMO do uprawy55. Brak spełnienia warunku bezpieczeństwa ekologicznego oznacza, że niemożliwe jest także współistnienie w praktyce rolnictwa transgenicznego i ekologicznego. Co więcej, rolnictwo transgeniczne poprzez skażenie biologiczne upraw ekologicznych (i nie tylko), jak to się już dzieje w świecie56, doprowadza do niszczenia rolnictwa ekologicznego. Ad 3. Niezależność pod względem materiału nasiennego także nie jest w praktyce możliwa, gdyż opatentowane sekwencje DNA, a stąd materiał nasienny podstawowych gatunków genetycznie modyfikowanych zbóż i innych roślin uprawnych są prawną własnością zagranicznych korporacji biotechnologicznych (zob. np. FAO, 2003). Związany jest z tym obowiązek nie tylko zakupu materiału nasiennego przed każdym jego użyciem, ale też, jeśli rolnik zechce użyć nasion z własnych zbiorów (jeśli jeszcze nie będzie pozbawiony takiego prawa), obowiązek wnoszenia opłaty licencyjnej przy każdym takim użyciu. Co więcej, przygotowano już tak zmodyfikowane genetycznie nasiona, że nasiona uzyskane z wyrosłej z nich rośliny już nie kiełkują. Potocznie mówi się, że taka roślina wyposażona została w gen „terminatora”.57 Trudno o przykład silniejszej zależności od Co podkreślają, np. eksperci FAO (2003), i wiele różnych badań naukowych oraz raportów z praktyki rolniczej (zob. np. przeglądy takich badań w najnowszym Biuletynie Komitetu Ochrony Przyrody PAN, 2011). 55 Por. przepisy Dyrektywy 2001/18/WE; więcej w Połanecki (2011). 56 Wymownym tego wyrazem jest przygotowujący się – po latach oddzielnych procesów sądowych poszczególnych rolników przeciw korporacji Monsanto lub, chyba częściej, Monsanto przeciw farmerom olbrzymi proces sądowy przeciwko korporacji Monsanto za m. in. szkody i zagrożenia dla rolnictwa ekologicznego i konwencjonalnego i dla takiej żywności, jakie powodują uprawy GMO. Pozew złożono w 2011 r. w sądzie w Nowym Jorku w imieniu ponad 270 000 osób, w tym w imieniu około 70 tysięcy farmerów ekologicznych i konwencjonalnych oraz drobnych przedsiębiorców bazujących na płodach rolnych. Obecnie, po wysłuchaniu argumentów obu stron, sędziowie mają w marcu 2012 r. podjąć decyzję, czy taki proces rozpocząć. Pouczającą jest treść tego pozwu (zob. Pozew, 2011), pokazująca także przyszłość polskich rolników i konsumentów po uwolnieniu GMO. 57 Korporacja Monsanto określa takie GMO, jako wyposażone w Technology Protection System (TPS). 54 75 producenta takiego materiału nasiennego58. I trudno o bardziej przerażające konsekwencje tej technologii, jeśli taka cecha „bezpłodności” zostanie przekazana tradycyjnym, uprawianym i dzikim odmianom danego gatunku i pokrewnych gatunków roślin normalnymi w przyrodzie, a niemożliwymi do kontroli drogami, np. zapylania. Polskie rolnictwo i wieś za 20-30 lat po wprowadzeniu GMO do naszego rolnictwa, to, z dużym prawdopodobieństwem, rolnictwo wyludnione, z dodatkowymi milionami ludzi ze wsi, którzy są bezrobotni i mieszkający w pogarszających się warunkach na wsi lub w niedobrych warunkach w miastach59. Coraz więcej upraw rolnictwa ekologicznego, tradycyjnego i konwencjonalnego będzie biologicznie skażonych materiałem genetycznym z upraw GMO. W konsekwencji produkty polskiego rolnictwa i polska żywność stracą swoją dotychczasową renomę na rynkach zagranicznych, jaką posiada obecnie. Eksport polskich płodów rolnych oraz polskiej żywności napotka na duże trudności i bariery ze względu na zawartość bądź zanieczyszczenie ich materiałem pochodzącym z GMO. Zyska, przez pewien czas, niezbyt liczna, w porównaniu z tymi, którzy stracą w rolnictwie (nie biorąc pod uwagę znacznej większości konsumentów, którzy nie tylko nie życzą sobie GM żywności, ale których zdrowie zostanie dodatkowo zagrożone przez taką żywność) grupa rolników i producentów pasz zawierających GMO. Jest tylko kwestią czasu szersze uświadomienie opinii publicznej o zagrożeniach ze strony żywności genetycznie modyfikowanej, a więc zmniejszenie lub zanik popytu na taką żywność, co postawi przed widmem upadłości przynajmniej część jej producentów. Dodatkowo, zaczną się pojawiać superchwasty i superszkodniki60, które będą powodować coraz większe szkody, zaś walka z nimi wymagać będzie coraz większych kosztów oraz większego schemizowania pól i płodów rolnych, aż pozostanie już tylko droga ręcznego (sic!) odchwaszczania, jak to już dzieje się na części upraw, np. w USA. Wiążąc te dodatkowe koszty ze stratami wskutek mniejszego popytu na GM żywność, nie tylko z jej eksportu, ale i rynku wewnętrznego, zwłaszcza gdy wreszcie GM żywność oraz produkty hodowli zwierzęcej z użyciem GM pasz zaczną być znakowane, okaże się prawdopodobnie rolnictwo transgeniczne mniej, o ile w ogóle, opłacalne od rolnictwa ekologicznego, tradycyjnego czy konwencjonalnego. I na koniec, warto przypomnieć, że istnieje w świecie konsensus naukowy co do faktu, że raz uwolnione GMO do środowiska zapoczątkowują procesy, których nie da się już odwrócić61. Przy czym nie są to tylko procesy degradacji zasobów naturalnych, ale poprzez skażenie biologiczne upraw, procesy niszczenia także rolnictwa nie tylko ekologicznego, o najbardziej pożądanych dla zdrowia płodach i najbardziej chroniących zasoby naturalne agrotechnikach. Skażenie GMO nie omija także rolnictwa tradycyjnego i konwencjonalnego (zob. przypis 56). Intensyfikuje to także równoległe procesy znacznej degradacji warunków bytowych ludności wiejskiej. W krajach, gdzie upowszechniają się uprawy rolnictwa przemysłowego, a zwłaszcza GMO, tam rolnictwo wyludnia się, powiększając armię bezrobotnych i dzielnice biedy w miastach. I nie widać od tych procesów odwrotu... To zagrożenie mocno eksponują np. eksperci FAO (por. FAO, 2003). Jako skutek farmeryzacji rolnictwa poprzez upowszechnianie rolnictwa przemysłowego, którego szczególnym przypadkiem jest rolnictwo transgeniczne. Już w 1993 r. oceniano niezależnie, że farmeryzacja rolnictwa w Polsce oznacza zlikwidowanie około 2 milionów indywidualnych, rodzinnych gospodarstw, olbrzymie, niezaspokojone potrzeby mieszkaniowe w miastach i problem zatrudnienia dodatkowo, albo bezrobocia dla co najmniej 4-5 mln osób (zob. Ribbe, 1993 i Nowak, 1993). 60 Tak jak to się dzieje już w rolnictwie, np. USA, Kanady, Argentyny... (zob. np. Wiąckowski, 2009). 61 Zob. np. stanowisko ekspertów FAO (2003). 58 59 76 Realizacja postulatu dania wyboru pomiędzy GMO i nie-GMO rolnikom i konsumentom dziś, będzie więc skutkować jutro pozbawieniem takiego wyboru przyszłym pokoleniom rolników i konsumentów... Wybrana bibliografia Biuletyn Komitetu Ochrony Przyrody PAN, 2011, Vol. 2, GMO (www.botany.pl/kop-pan). FAO (2003), Weighing the GMO arguments- against (http://www.fao.org/english/newsroom/focus/2003/gmo8.htm - dostępne 19.02.2012). Nowak J.J. (1993): Ekologiczne, ekonomiczne i społeczne aspekty rolniczej produkcji żywności w odniesieniu do jej walorów zdrowotnych (Zarys problematyki), w: "Produkcja żywności o podwyższonych walorach zdrowotnych. Materiały z konferencji". Instytut Medycyny Wsi, Lublin, s. 39-45. Połanecki P. (2011), Organizmy genetycznie modyfikowane: aspekty prawne i doświadczenia z procesu implementacji prawa o GMO na terytorium Polski, w: Biuletyn Komitetu Ochrony Przyrody PAN, 2011, Vol. 2, s. 25-86. Pozew (2011), OSGATA-v-Monsanto-Complaint ((http://www.pubpat.org/assets/files/seed/OSGATAv-Monsanto-Complaint.pdf - dostęp 28.01.2012) Ribbe L. (1993): Polnische Bauernopfer, „Die Zeit” 25.06.1993 (tłum. pt.: Schemat rolny EWG nie pasuje do rolnictwa Polski, w: „Ecoinform. Przegląd Ekonomiczny”, 5 sierpnia 1993, s. 8-10). Seralini et al., 2011, Genetically modified crops safety assessments: present limits and possible improvements, “Environmental Sciences Europe” 2011, 23:10 (1 March 2011) (http://www.enveurope.com/content/pdf/2190-4715-23-10.pdf - dostęp 5.01.2012). Wiąckowski S. (2009), Genetycznie modyfikowane organizmy - zagrożenia dla rolnictwa, zdrowia i środowiska, Kielce. Marek Szczygielski, Członek Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej (s. 171-173) Większość dyskusji na temat genetycznych modyfikacji organizmów kończy się utwierdzaniem stron w swoich poglądach. Przypomina mi to przypowieść o rabinie, który mając rozstrzygnąć spór między dwoma pobożnymi Żydami najpierw przyznał rację pierwszemu z nich, uznając jego argumenty za słuszne, a następnie, po wysłuchaniu wywodów drugiego, także uznał je za przekonujące. Na zarzut i pierwszego, i drugiego, że nie może być tak, że obaj mają rację, bo przecież wywodzą coś całkowicie sprzecznego ze sobą, rabin też przyznał im rację. Warto na początku podkreślić, że w zasadzie jedynym sektorem, w którym wykorzystanie GMO wzbudza ostre kontrowersje, jest rolnictwo i przemysł spożywczy. Nie budzi ich wykorzystanie GMO w sektorze farmaceutycznym i medycznym, ani w sektorze chemicznym i zbrojeniowym. Nie można więc przyjmować argumentacji, że skoro GMO daje tak spektakularne korzyści w tych ostatnich sektorach, da je również w sektorze rolno-spożywczym, bo to jest manipulacja. Tu konieczna jest pewna uwaga. Inżynieria genetyczna może być wykorzystywana - to nie budzi w zasadzie żadnych emocji - w procesie hodowli do przenoszenia genów w obrębie tego samego gatunku (ewentualnie pomiędzy gatunkami spokrewnionymi) dla przyspieszenia postępu genetycznego uzyskiwanego dotychczas drogą długotrwałej selekcji czy krzyżowania. Moje uwagi na temat GMO odnoszę więc jedynie do stosowania tej technologii w celu przenoszenia genów między odległymi gatunkami (co nigdy w przyrodzie nie miałoby miejsca) i zastosowania tego w rolnictwie i produkcji żywności oraz tylko w odniesieniu do obecnego stanu tej technologii i wiedzy na jej temat. Jednak nie można zaprzeczać, że inżynieria genetyczna to 77 całkowicie nowa i potencjalnie ryzykowna technologia, o ciągle jeszcze nieprzewidywalnych skutkach i, co bardzo ważne, nieodwracalnym wpływie na biosferę. Nie znamy dzisiaj jej długoterminowych konsekwencji, więc reguła ostrożności każe sceptycznie patrzeć na podnoszone przez zwolenników GMO korzyści. Nie jesteśmy w stanie, przynajmniej na obecnym etapie rozwoju tej technologii, przewidzieć całościowe skutki niepewnego i niestabilnego procesu wprowadzania genów jednego gatunku do genomu innego, zwłaszcza nie możemy być pewni, jaka będzie interakcja GMO ze środowiskiem naturalnym. Główne światowe zagrożenia to z pewnością głód, ubóstwo, zmiany klimatu i problemy ekologiczne. Obecna generacja GMO nie służy ich rozwiązaniu, ani nie została opracowana z myślą o tym celu. Główny, a może nawet jedyny, cel tworzenia GMO to komercyjne zyski firm biotechnologicznych, reszta to cyniczny marketing. Firmy te, czy korporacje, tworzą dziś niepokojący monopol – 10 firm ma już 80% światowego rynku nasion (3 spośród nich mają 50% rynku). Te same korporacje kontrolują też 75% światowego rynku agrochemicznego. Bardzo powiązana jest już produkcja GMO, chemii (w tym środków ochrony roślin), żywności, środków farmakologicznych, energii itp. Uzależnienie się od tych korporacji to istotny aspekt polityczny bezpieczeństwa państwa. Dzisiaj jedno jest pewne – obecna generacja GMO nie rozwiąże problemu głodu i ubóstwa na świecie. Faktem jest przecież, że nie skomercjalizowano na razie żadnych odmian odpornych na suszę, nadmierne zasolenie, mróz czy inne czynniki stresowe. Dominują za to dwie modyfikacje – modyfikacja(HR) – Herbicide Resistance, tj. odporność na herbicydy, głównie na Roundup modyfikacja(RR) – Roundup Ready) oraz modyfikacja(Bt), polegająca na wprowadzeniu do genomu roślin genów z bakterii Bacillus Thurigiensis odpowiedzialnych za syntezę toksycznych dla owadów białek. Wszystkie odmiany zawierające genetyczne modyfikacje chronione są patentami (dokładnie to właśnie te modyfikacje są w ten sposób chronione). Patenty są całkowicie czymś innym niż „wyłączne prawo hodowcy do odmiany”. Prawo hodowcy do odmiany nie zabrania innemu hodowcy wykorzystania tej odmiany do stworzenia (wyhodowania) innej odmiany, czyli jej udoskonalania. Patent natomiast zabrania wykorzystania modyfikacji genetycznej bez zgody właściciela patentu i wniesienia stosownej opłaty, a nawet pozwala na surowe karanie za niezamierzone, czy wręcz niechciane jej posiadanie (np. jako efekt niekontrolowanego przekrzyżowania, przeniesienia pyłku itp.). Patenty nie służą zatem rozpowszechnianiu innowacji, nie prowadzą do otwartej wymiany osiągnięć hodowlanych i nie łączą zachęt do innowacji z ochroną interesów publicznych. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w świetle ostatnich dyskusji o ACTA. Genetyczne modyfikacje roślin uprawnych istnieją relatywnie od niedawna, a już pojawiły się (prawdopodobnie jako skutek powszechnego stosowania glifosatu) chwasty odporne na Roundup. Z roku na rok jest ich coraz więcej, stają się swoistymi „superchwastami”. Znajomość biologii każe także sądzić, że przy masowej uprawie roślin z modyfikacją(Bt) pojawią się (o ile już ich nie ma) owady odporne na wytwarzane przez te rośliny toksyczne białko. Z pewnością warto już dziś rozważać, jak można będzie zaspokoić potrzeby żywnościowe świata w roku 2050, gdy będzie nas około 9 miliardów. Politykom musi przyświecać w rozwiązywaniu tego problemu zasada odpowiedzialności – odpowiedzialności za obecne decyzje i za przyszłość. Odpowiedzialność oznaczająca nie winę za konkretne czyny, ale odpowiedzialność pozytywną, oznaczająca zadanie, nakazująca także należytą ostrożność. Imperatyw etyki odpowiedzialności odzwierciedla definicja: „Postępuj tylko w taki sposób, aby skutki twego działania nie były destrukcyjne względem możliwości życia ludzkiego w przyszłości” (Hans Jonas, Zasada odpowiedzialności). Jak więc zachować się wobec szans i zagrożeń związanych z organizmami genetycznie zmodyfikowanymi? Nauka, jak twierdzi David Hume, „dowiaduje się tylko o tym co jest, ale ze stwierdzenia, co jest nie wynika to, co ma być”. Nie wystarcza więc czysto naukowa wiedza, 78 czy „zdrowy rozsądek” lub opinia większości. Metodą rozwiązywania kluczowych dla całej biosfery problemów i oceny dalekosiężnych skutków naszych działań, w sytuacji, gdy nie istnieje żaden sprawdzony algorytm prowadzący do tego celu, powinna być heurystyka, a dokładniej „heurystyka strachu”. Przewidywanie (czy prorokowanie) „czarnych scenariuszy” to najlepsza metoda na niedopuszczenie do ich spełnienia się. Proroctwo „szczęśliwości”, obietnice spełnienia oczekiwań i rozwiązania nękających ludzkość problemów – uspokaja sumienia, nie pozwala na działania zapobiegawcze. Heurystyka strachu każe zakładać, że szansa na zdarzenia się zła jest większa niż na to, że ono się nie wydarzy. Ponieważ GMO to nie tylko bezpieczeństwo państwa, bezpieczeństwo ludzi i środowiska, ale równie istotne aspekty czy wartości społeczno-ekonomiczne, kulturowe i etyczne, nie mogą o nim decydować tylko naukowcy-przyrodnicy, ale głos powinni zabrać też etycy, socjologowie i filozofowie, prawnicy oraz przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego. Zapytajmy także o zdanie na ten temat nasze dzieci. Argumenty zwolenników GMO mówiące o tym, że wprowadzenie do Polski GMO wymusza na nas prawo Unii Europejskiej, warto zweryfikować badając przykład Austrii, Francji, Niemiec czy Włoch. Oczywiście nie wolno łamać prawa UE, ale można je interpretować w podobny sposób jak te kraje. Ponadto mamy przecież w Unii prawo głosu i możemy oraz powinniśmy proponować takie zmiany prawodawstwa, aby odpowiadało ono etyce odpowiedzialności. Jak napisał w „Społeczeństwie ryzyka” Ulrich Beck: „W obliczu globalnych zagrożeń ekologicznych diabeł ekonomii musi pokropić się wodą święconą moralności i nałożyć sobie aureolę troski o naturę i społeczeństwo”. em. prof. zw. dr hab. Ludwik Tomiałojć , Wykładowca Rozwoju Zrównoważonego i Ochrony Przyrody na Uniwersytecie Wrocławskim, z dyplomem kursu dot. GMO (s. 173) W Polsce głównym problemem społeczno-gospodarczym jest obecnie brak pracy i źródeł utrzymania dla paru milionów obywateli, a nie jest nim niedostatek żywności czy zła jakość produktów rolnych, co wymagałoby pospiesznie technologii GMO. Rozstrzyganie o tym problemie społecznym oraz o stanie środowiska wymaga decyzji natury moralno-filozoficznej, czyli odpowiedzi na pytanie: Jaka hierarchia wartości jest tu podstawą? Patriotyczna, czy sprzedajno-merkantylna? Czy maksymalizacja zysku dla krajowych koterii i dla obcych koncernów, uzyskiwana kosztem nawet bankructwa drobnych rolników i wzrostu bezrobocia? Czy zapisana w Konstytucji i w Traktacie Lizbońskim sprawiedliwa zasada rozwoju zrównoważonego, mająca na celu obronę dobra wspólnego, niezależności i bezpieczeństwa żywnościowego Polaków ? W tworzeniu przyszłej Ustawy o GMO dla Ustawodawcy wartością nadrzędną winno być: dalekowzroczne dobro polskich rolników, naszego społeczeństwa i naszego środowiska przyrodniczego, w którym mamy żyć przez kolejne stulecia nie zaś zysk zagranicznych właścicieli opatentowanego ziarna oraz naszych sprzedajnych klientów owych koncernów. Henry Kissinger wypowiedział się następująco: „Kto kontroluje produkcję żywności, ten rządzi światem”. W tym świetle polskie władze muszą wybierać pomiędzy niewolą rolniczego neokolonializmu amerykańskiego, a kontynuacją własnej i zróżnicowanej produkcji rolnej oraz własnego jej eksportu! 79 Dr hab. Józef Tyburski, (profesor UWM – przyp. red.) Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie (s. 173-174) Przede wszystkim chciałbym stwierdzić, że spotkanie Forum Debaty Publicznej było ważnym forum wymiany poglądów w sprawie GMO. Szkoda, że część dyskutantów traciła czas na przekonanie zebranych, iż GMO jest wokół nas, że ich produktem/pochodną są leki czy odzież bawełniana. Zebrani mieli się zająć-GMO w kontekście nowelizacji ustawy o nasiennictwie i-produkcji żywności oraz ochrony różnorodności biologicznej. Polscy rolnicy ekologiczni i konsumenci żywności ekologicznej już płacą cenę za „koegzystencję”. Rodzimy producent pełnoporcjowych certyfikowanych pasz ekologicznych dla drobiu, trzody i bydła zarzucił produkcję w związku z pozostałościami GMO i wynikającymi stąd niekończącymi się inspekcjami. Wobec tego nasi producenci ekologicznych jaj, mięsa i mleka zmuszeni są sprowadzać bynajmniej nie lepsze pełnoporcjowe pasze ekologiczne z Niemiec lub Holandii - po dwukrotnie wyższej cenie. Rośliny transgeniczne w praktyce nie niosą za sobą większych plonów ani wyższej ich jakości. Wręcz przeciwnie – w powszechnej praktyce plony są mniejsze, okoliczne nietransgeniczne uprawy skażone materiałem GMO, a jedynym wygranym koncerny biotechnologiczne mające patent zarówno na odmiany GMO, jak i stosowany w ich uprawie herbicyd. Odmiany GMO nie oferują Polakom lepszej żywności, a fundują ryzyko uczestniczenia w masowym eksperymencie – chociażby z uwagi na lawinowy rozwój alergii. Większość naszego społeczeństwa nie chce żywności GMO, więc po cóż konsumentów do niej zmuszać, tym bardziej, że żyjemy w demokracji, w której decyduje większość. Poza utrzymaniem zakazu odmian GMO pozostaje ważna kwestia pasz, a właściwie podstawowego komponentu białkowego – transgenicznej soi. Naturalnie nie można zapominać o ekonomii. Rezygnacja z importu soi GMO nie powinna mieć miejsca z dnia na dzień, bez narażania przemysłu paszowego i mięsnego na dotkliwe straty, dlatego bardzo ważnym jest by wyjść z pozytywną propozycją rozwiązania tego problemu. Ewentualny zakaz importu soi GMO należy wprowadzać stopniowo, np. zmniejszając rokrocznie jego wielkość o 20%, co da czas na rozwój krajowej uprawy soi nietransgenicznej i uniezależnienie się od importu. W tym kontekście należy też wzmocnić jakże słuszne działania Ministra Rolnictwa nakierowane na stymulowanie produkcji nasion roślin strączkowych w Polsce (w tym nietransgenicznej soi), odpowiednio zwiększając dopłatę do ich uprawy. Gdyby jednak okazało się to nie do przyjęcia, wówczas obywatelom należy się przynajmniej prawo do informacji. Na każdym produkcie spożywczym zawierającym w swoim składzie surowce GMO lub ich pochodne należy umieścić stosowne oznakowanie - np. „Minister Rolnictwa informuje – produkt GMO”. ================================================================== Zapis stenograficzny Forum Debaty Publicznej „Potencjał obszarów wiejskich szansą rozwoju” 8 lutego 2012 roku 80 Temat Forum: Miejsce: Organizmy zmodyfikowane genetycznie Konieczność czy wybór? Szansa czy zagrożenie? Sala Obrazowa w Pałacu Prezydenckim Wybrane wypowiedzi: Członek Zarządu Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich - Maria No-wak: Reprezentuję Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich. FAOW oprócz zajmowania się aktywizacją o zasięgu ogólnopolskim, skupia ponad osiemdziesiąt wiejskich organizacji o zasięgu lokalnym i regionalnym. Jesteśmy generalnie za tym, aby rozwijać rolnictwo ekologiczne. Nasz kraj ma ku temu duże możliwości, bo mamy znikome skażenie gleb środkami ochrony roślin, nawozami sztucznymi. Dzięki temu możemy to rolnictwo ekologiczne rozwijać. Ale nie będzie to możliwe wtedy, kiedy wprowadzimy do środowiska organizmy genetycznie zmodyfikowane. Dlatego jesteśmy przeciwko wprowadzaniu organizmów genetycznie zmodyfikowanych do środowiska, a zatem jesteśmy za tym, by zachować różnorodność i ekologię. Dziękuję. (s. 53-54) Były Kierownik Zakładu Ochrony Roślin w Instytucie Warzywnictwa w Skierniewicach - Jan Narkiewicz-Jodko: Szanowny Panie Przewodniczący! Szanowni Zebrani! Jako do niedawna przewodniczący grupy roboczej światowej organizacji ogrodniczej uczestniczę co roku w konferencjach dotyczących ochrony roślin w Belgii. Niedawno właśnie wróciłem z takiej konferencji i chciałbym tu przedstawić kilka wniosków, ponieważ w ramach mojej grupy roboczej, liczącej pięćdziesiąt osób – a są wśród nich także specjaliści z dziedziny GMO – dyskutowaliśmy o tym, jaka przyszłość czeka rośliny genetycznie zmodyfikowane. Tu chcę między innymi odpowiedzieć na pytanie, czy może być współistnienie roślin genetycznie zmodyfikowanych z roślinami konwencjonalnymi. Otóż, proszę państwa, padła tam wyraźna odpowiedź w tej sprawie, bo na piętnastu dyskutujących profesorów w tej dziedzinie dziesięciu powiedziało, że takie współistnienie jest niemożliwe, dlatego że pyłek z roślin transgenicznych utrzymuje się w powietrzu nawet do sześciu minut, a przy odpowiedniej prędkości wiatru przenosi się na odległość do 50 km. Tak że wprowadzenie roślin zmodyfikowanych genetycznie jest równoznaczne z uśmierceniem upraw ekologicznych i integrowanych. Druga sprawa, która była tam omawiana, to między innymi eksport, jaka jest przyszłość eksportu produktów zmodyfikowanych genetycznie. Otóż jeden pan z Izraela, z którym tam rozmawialiśmy, stwierdził, że jego kraj w 81 tej chwili całkowicie wycofał się z GMO, dlatego że eksport pomidorów do Szwecji, który był planowany, został zablokowany. I ten profesor powiedział, że w tej chwili jest GMO jest u nich ustawowo zabronione, oni nie mają upraw GMO. I jeszcze inna sprawa była poruszana, sprawa ekonomiki. I chciałbym tu powiedzieć również – ponieważ znam doskonale język rosyjski, a na tej wspomnianej konferencji byli też Rosjanie – że, proszę państwa, nie będzie żadnego eksportu do Rosji, jeżeli Rosjanie się dowiedzą, że my prowadzimy uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych. Dziękuję. (s. 59-60) ============================================================= - „Wyniki głosowania publiczności* (z wyłączeniem mówców) : 15% za GMO , 85% przeciw GMO, co oznacza, że wśród osób zainteresowanych nauką, techniką i sztuką na poziomie akademickim odsetek przeciwników GMO jest wyższy o 9 punktów procentowych niż w populacji generalnej. Ergo, im wyższa świadomość, tym większy opór przeciwko GMO wynikający ze zrozumienia zagrożeń i mniejszej podatność na manipulacje lobbistów i akwizytorów.” (źródło: http://www.halat.pl/gmopl.html) * Publiczności X Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki nt. „GMO – wyzwania i zagrożenia dla środowiska i człowieka”, Debata oxfordzka zorganizowana przez Zakład Biologii Środowiskowej Wydziału Wojskowo – Lekarskiego, Uniwersytet Medyczny w Łodzi , 23. kwietnia 2010 (piątek), Łódź, al. Kościuszki 4. --------------------------------------------------------------------------------------------------------- 82