Jak (i dlaczego) SpaceX będzie kolonizowało Marsa Autor: Tim Urban Przekład: Naypax (Historia Ludzi i Kosmosu) oraz iancurtis (pozostałe rozdziały) dla wykop.pl Tekst oryginalny: waitbutwhy.com/2015/08/how-and-why-spacexwill-colonize-mars.html Co się tutaj znajduje? Artykuł pochodzi ze strony waitbuwhy.com, na której autor porusza ciekawe problemy zaczerpnięte z codziennego życia. Widać, że szczególnie zainteresował się on działalnością SpaceX i innymi projektami Elona Muska. W artykule naszkicowana jest historia ludzi i opisane jest ich miejsce w Kosmosie. Podkreśla się szczególny czas jaki następuje teraz w historii ludzi i wskazuje niezwykłe tempo rozwoju naszej wiedzy i technologii. Powstaje więc pytanie: do czego nas to doprowadzi? Oraz: co musimy zrobić aby ludzkość przetrwała na tysiące i miliony lat? Artykuł daje odpowiedź jak podchodzi do tego problemu Elon Musk. Dla niego rzeczą podstawową jest to, by ludzie skolonizowali inne planety. W pierwszej połowie tekstu przedstawione jest to co aktualnie robi w tym kierunku SpaceX i dlaczego jest to działanie bez precedensu w całej historii. W drugiej połowie przedstawiony jest całkiem konkretny plan kolonizacji Marsa. Część 1: A) HISTORIA KOSMOSU I LUDZI ................................................................................... 4 Wsparcie dla Przemysłów Ziemskich ........................................................................................... 15 Satelity - Blue Box .................................................................................................................... 16 Wysypisko Kosmiczne - Bluer Box .......................................................................................... 18 Część 1: B) BADANIE I UCZENIE SIĘ ........................................................................................... 21 Narzędzie do badania i uczenia się #1: Wysyłanie sond do Układu Słonecznego ........................ 21 Narzędzie do badania i uczenia się #2: Teleskopy ........................................................................ 29 Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) .................................................................................... 33 Jak wynieść rzeczy w Kosmos? .................................................................................................... 35 CZĘŚĆ 2: MISJA MUSKA ................................................................................................................ 44 Straszna rzecz o Wszechświecie ................................................................................................... 45 Uderzenia asteroid są nieprzyjemne Blue Box .......................................................................... 47 Które planety są dobre do życia?............................................................................................... 52 O, jeszcze coś ................................................................................................................................ 61 Straszna rzecz o ludzkości ............................................................................................................. 62 Część 3: JAK SKOLONIZOWAĆ MARSA? ................................................................................... 72 FAZA 1: Rozpoznać jak wysyłać rzeczy w Kosmos ..................................................................... 75 Elon wie cholernie dużo - Blue Box.......................................................................................... 77 Co to jest orbita?........................................................................................................................ 83 FAZA 2: Zrewolucjonizować koszt podróży kosmicznych .......................................................... 92 Falcon 9 ......................................................................................................................................... 93 Pierwszy stopień ........................................................................................................................ 95 Jak działają silniki rakietowe - Blue Box .................................................................................. 96 Merlin ........................................................................................................................................ 98 Drugi stopień ............................................................................................................................. 99 Dragon ......................................................................................................................................... 102 Falcon 9 rozpoczyna swoją karierę ............................................................................................. 102 Bardziej wściekli giganci ............................................................................................................ 107 ULA jest wredne - Blue Box ................................................................................................... 108 1) Falcon Heavy .......................................................................................................................... 110 2) Powiększenie czterokrotnie liczby satelitów na orbicie .......................................................... 110 3) Załogowe loty kosmiczne ....................................................................................................... 112 Zmienianie zasad gry................................................................................................................... 115 1) Wynieść wielu ludzi ............................................................................................................ 116 2) Rakiety wielokrotnego użytku ............................................................................................ 117 FAZA 3: Kolonizacja Marsa ........................................................................................................ 124 Inny powód aby lecieć na Marsa ................................................................................................. 132 Przyszłość SpaceX ...................................................................................................................... 134 Niebiesko-zielony Mars........................................................................................................... 134 Poza Marsem ............................................................................................................................... 137 Na zewnątrz ................................................................................................................................. 139 Część 1: A) HISTORIA KOSMOSU I LUDZI Około sześć milionów lat temu, bardzo ważna samica małpy człekokształtnej urodziła dwójkę dzieci. Jedno z jej dzieci stało się wspólnym przodkiem wszystkich szympansów. Z kolei to drugie rozpoczęło drzewo genealogiczne, które pewnego dnia zawarło w sobie całą rasę ludzką. Podczas gdy potomkowie pierwszego dziecka samicy skończyły jako całkiem normalne małpy, ród drugiego dziecka, pod wpływem czasu, zaczął doświadczać różnych dziwnych rzeczy. Nie jesteśmy całkiem pewni dlaczego, ale po następnych sześciu milionach lat, nasi przodkowie zrobili coś, czego nigdy wcześniej nie zrobiła żadna istota na Ziemi – obudzili się. Działo się to powoli i stopniowo przez tysiące pokoleń w ten sam sposób jak twój mózg powoli budzi się w ciągu pierwszych sekund po otwarciu oczu. Ale gdy świat zaczął być przejrzysty, nasi przodkowie zaczęli patrzeć w około i, po raz pierwszy, zaczęli się zastanawiać. Życie na Ziemi miało swoje pierwsze pytania po ocknięciu się ze snu trwającego 3.6 miliarda lat. Co to za duży pokój? Kto nas tutaj dał? Co to za jasne żółte kółko na suficie i gdzie ono wędruje co noc? Gdzie się kończy ocean i co się dzieje gdy tam dotrzesz? Gdzie są ci wszyscy zmarli ludzie teraz, gdy nie ma ich już tutaj? Odkryliśmy wielką zagadkową powieść naszego gatunku—Gdzie Jesteśmy?—i zapragnęliśmy nauczyć się jak to się czyta. Podczas gdy światło ludzkiej świadomości rozjaśniało się i rozjaśniało, zaczęliśmy udzielać odpowiedzi, które wydawały się sensowne. Może znajdowaliśmy się na górze jakiegoś latającego dysku, a może ten dysk znajdował się na skorupie wielkiego żółwia? Może te punkciki świetlne pojawiające się w nocy nad nami są mignięciem pokazującym co jest po drugiej stronie tego wielkiego pokoju—i to może tam idziemy, gdy już umrzemy. Może jeśli uda nam się znaleźć miejsce styku „sufitu” z „podłogą”, możemy przepchnąć przez to nasze głowy i zobaczyć wszystkie te super fajne rzeczy, które są tam po drugiej stronie. Około 10,000 lat temu, odizolowane plemiona ludzi zaczęły się łączyć i tworzyć pierwsze miasta. W większych społecznościach, ludzie byli w stanie rozmawiać ze sobą o tej zagadkowej powieści, którą znaleźliśmy, porównując notatki zbierane od pokoleń. Kiedy techniki uczenia się stały się bardziej wyszukane i zgromadzono wiele różnych wskazówek, pojawiły się nowe odkrycia. Świat to była jednak kula, a nie dysk. Co znaczyło, że ten sufit tak właściwie był dużą sferą, która nas otaczała. Rozmiary innych obiektów latających tam w górze i ich odległości między sobą były bardziej obszerne niż kiedykolwiek nam się wydawało. A potem odkryto coś przygnębiającego: To nie słońce kręciło się wokół nas. To my kręciliśmy się wokół słońca. To było super niefajne, niemętne odkrycie. Dlaczego do diabła nie byliśmy w centrum różnych rzeczy? Co to znaczyło? Gdzie my jesteśmy? Sfera już wtedy była nieprzyjemnie duża—jeśli nie byliśmy w jej centrum, to czy byliśmy tylko zwykłą kulą umieszczoną w środku niej tak trochę bez oczywistego powodu? Czy tak faktycznie mogło być? Przerażające. A potem było jeszcze gorzej. Okazało się, że te punkciki światła na krawędzi sfery nie były tym, za co je uważaliśmy—to były inne słońca, takie jak nasze. I one się tam unosiły dokładnie tak samo jak nasze—co oznacza, że wcale nie byliśmy wewnątrz sfery. Nie tylko nasza planeta nie była w centrum wszystkiego, ale jeszcze nasze słońce było tylko jakimś tam losowym kolesiem będącym pośród niczego otoczone niczym Przerażające. Nasze słońce okazało się małym kawałkiem czegoś znacznie większego. Kawałkiem pięknej, ogromnej chmury miliarda słońc. Wszystko wszystkiego. No przynajmniej tyle wiedzieliśmy. Dopóki nie zdaliśmy sobie sprawy, że to nie było „wszystko”, to było zaledwie tym Ciemność. Im lepsze tworzyliśmy narzędzia i im większa nasza zdolność pojmowania, tym więcej mogliśmy tak zmniejszać i tym bardziej beznadziejne wszystko się stawało. Odszyfrowywaliśmy kolejne strony Gdzie Jesteśmy? na nasze własne ryzyko, a odczytaliśmy już informacje mówiące, że jesteśmy niesamowicie samotni, że żyjemy na samotnej wyspie, która jest w środku innej samotnej wyspy znajdującej się wewnątrz kolejnej samotnej wyspy, że jesteśmy zakopani po uszy w izolacji i nie mamy z kim rozmawiać. Taka jest nasza sytuacja. W najbardziej bieżącym jednym procencie krótkiego istnienia naszego gatunku, staliśmy się pierwszym życiem na Ziemi, które dowiedziało się o sytuacji—i to dlatego mamy od tamtej pory kolektywny kryzys egzystencjonalny. Nie ma nas o co obwiniać. Wyobraź sobie, że nie zdajesz sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak wszechświat, a nagle dochodzi do ciebie, że taka rzecz istnieje. To duża dawka informacji do przyswojenia. Większość nas radzi sobie z tym poprzez życie w przyjemnym złudzeniu, udając, że miejsce, w którym żyjemy, jest w niekończącej się krainie ciepła i kolorów. Jesteśmy jak ten gość, który robi wszystko co tylko może żeby zignorować sytuację: A co jest naszym najlepszym przyjacielem pomagającym w tym wszystkim? Bezchmurne błękitne niebo. Niebo wygląda jakby było stworzone, żeby pomóc ludziom w udawaniu, że sytuacja nie istnieje, służąc jako perfekcyjny i dziwaczny prospekt osłaniający nas przed rzeczywistością. Potem dzieje się noc i nastaje sytuacja, która się nam patrzy prosto w twarz. Ale w ciągu ostatnich 60 lat, nasza relacja z kosmosem wkroczyła na całkowicie nowy poziom. Podczas II Wojny Światowej, technologia rakietowa zrobiła wielki krok naprzód i po raz pierwszy nowy, szokujący koncept stał się możliwy— podróże w kosmos. Przez tysiące lat, Historia Ludzi i Kosmosu była historią onieśmielenia i zastanawiania się. Możliwość opuszczenia naszej ziemskiej wyspy przez ludzi i zapuszczenia się w kosmos nagle ożywiła ludzką duszę przygody. Wyobrażam sobie, że ludzie żyjący w XV wieku, w Wieku Odkryć, czuli się podobnie gdy przedzierali się przez rozdział o mapie świata w Gdzie Jesteśmy? i idea zaoceanicznych wojaży oślepiła ich wyobraźnie. Gdybyś spytał jakieś dziecko w 1495 roku o to, kim chce być w przyszłości, odpowiedź „odkrywcą oceanów” byłaby prawdopodobnie najpowszechniejsza. Gdybyś zadał to samo pytanie dziecku w 1970, odpowiedzią byłoby „astronautą”—t.j.: odkrywcą sytuacji. II WŚ rozwinęła możliwość podróżowania w kosmos przez ludzi, a dokładniej to w późnej części roku 1957, gdy to Sowieci wysłali w orbitę pierwszy zrobiony przez człowieka obiekt, uroczy Sputnik 1. W tamtym czasie, Zimna Wojna leciała na pełnym gazie, zarówno Amerykanie jak i Sowieci mieli już przygotowane swoje linijki do transmitowanego na cały świat konkursu mierzenia penisów. Wraz z udanym wystrzeleniem na orbitę Sputnika, o kilka centymetrów wystrzelił też penis Sowietów, tym samym przerażając Amerykanów.. Dla Sowietów, posiadanie swojego własnego satelity w kosmosie szybciej niż Amerykanie było dowodem na to, że rosyjska technologia była lepsza od technologii Amerykańskiej, co, w rezultacie, zostało przedstawione jako dowód dla całego świata, że komunizm był systemem lepszym niż kapitalizm. Osiem miesięcy później narodziło się NASA. Kosmiczny Wyścig się rozpoczął, a pierwszym celem dla NASA było wysłanie człowieka w kosmos, a potem na pełną orbitę, najlepiej wszystko to przed Sowietami. USA miało już nigdy nie zaznać wstydu. W 1959, NASA rozpoczęło Projekt „Mercury” mający na celu wykonanie tej misji. Amerykanie byli już na skraju sukcesu, gdy nagle, w kwietniu 1961 roku, Sowieci wysłali Yuriego Gagarina na pełną orbitę wokół Ziemi, czyniąc tym samym Rosjanina pierwszym człowiekiem w kosmosie i na orbicie. Nadszedł czas na drastyczne kroki. Doradcy ówczesnego prezydenta USA, a był nim John F. Kennedy, powiedzieli mu, że Sowieci mieli już zbyt dużą przewagę, aby USA mogło pokonać ich w jakichkolwiek osiągnięciach w najbliższym czasie—ale perspektywa załogowego lądowania na Księżycu była wystarczająco odległa, że USA miało realne szanse, aby znaleźć się tam jako pierwsze. A więc Kennedy wygłosił swoją sławną przemowę „wybraliśmy podróż na Księżyc nie dlatego, że jest łatwa, ale dlatego, że jest trudna” i przeznaczył skandaliczną sumę pieniędzy na potrzebną do tego misję ($20 miliardów lub $205 miliardów przeliczając na teraźniejsze dolary). Rezultatem tego był Projekt „Apollo”. Celem tego projektu miało być lądowanie Amerykanina na Księżycu—i to lądowanie jako pierwsi. Sowieci odpowiedzieli Soyuzem, ich własnym księżycowym programem i tak zaczął się wyścig. Gdy wczesne fazy projektu Apollo zaczęły się jednoczyć, projekt Mercury w końcu zrobił jakiś postęp. Zaledwie miesiąc po tym, jak Yuri Gagarin został pierwszym człowiekiem w kosmosie, amerykański astronauta Alan Shepard został drugim człowiekiem w kosmosie, jednocześnie wykonując mały łuk który, co prawda, nie wprowadził go na pełną orbitę, ale pozwolił mu przybić z kosmosem piątkę na swoim szczycie. Kolejne siedem lat było świadkiem aż 22 amerykańskich i sowieckich lotów załogowych dzięki temu, że te dwa supermocarstwa doprowadziły swoje umiejętności i technologie do perfekcji. Przed końcem 1968 roku, wściekle pędzące USA miało, w sumie, więcej startów (17) niż Sowieci (10), i wspólnie, te dwa narody opanowały coś, co teraz nazywamy Niską Orbitą Okołoziemską. (ang – Low Earth Orbit (LEO)) Ale NOO tak naprawdę nikogo nie ekscytowało już we wczesnych latach sześćdziesiątych. Oba mocarstwa miały wzrok mocno skierowany na Księżyc. Program Apollo robił szybkie susy w przód i w grudniu 1968 roku Stany Zjednoczone zostały pierwszy narodem, który kiedykolwiek przedostał się poza niską orbitę okołoziemską. Apollo 8 dotarło aż do orbity Księżyca i okrążyło ją około 10 razy zanim bezpiecznie wróciło na Ziemię. Załoga, w której znajdował się James Lovell, rozniosła w pył rekord wysokości osiągniętej przez człowieka i stała się pierwszą grupą ludzi, która zobaczyła z bliska Księżyc, jego ciemną stronę i Ziemię jako całą planetę. Uwieczniono to robiąc to zdjęcie: Już przed wróceniem na Ziemię, wyżej wymienieni astronauci stali się najbardziej uwielbianymi bohaterami Ameryki—co mam nadzieję im się podobało przez osiem miesięcy. Trzy misje Apollo później, w czerwcu 1969, Apollo 11 uczyniło Amerykanów Neila Armostronga i Buzza Aldrina pierwszymi ludźmi na Księżycu, a Armstrong zrobił to słynne zdjęcie ukazujące napuszonego Aldrina: Ciężko jest w pełni oddać jak wielką rzeczą to było. Od czasu, gdy życie na Ziemi się zaczęło, czyli 3.6 miliarda lat temu, żadna istota ziemska nie postawiła swojej stopy na ciele niebieskim innym niż Ziemia. A tu, nagle, Armstrong i Aldrin skaczą sobie po kolejnej sferze, patrząc sobie w niebo, na którym powinien być Księżyc, a zamiast niego jest Ziemia. Szaleństwo. Projekt Apollo dowiódł, że był druzgocącym sukcesem. Apollo nie tylko umieściło człowieka na księżycu przed Sowietami, ale również jeszcze 10 innych osób w ciągu kolejnych 3.5 lat dzięki innym pięciu misjom. Łącznie odbyło się sześć wypraw na księżyc zakończonych sukcesem na siedem prób, ten słynny wyjątek stanowiła misja Apollo 13, która została bezpiecznie przerwana po eksplozji w zbiorniku na tlen. Sowiecki program Soyuz ciągle natrafiał na jakieś problemy techniczne i nigdy nie udało mu się umieścić człowieka na Księżycu. Finałowy spacer po powierzchni Księżyca miał miejsce w późnej części roku 1972. W zaledwie jedną dekadę podbiliśmy pobliski kosmos i daleko nam było do zwolnienia kroku. Gdybyś w tamtym czasie zapytał jakiegokolwiek Amerykanina, albo nawet jakiegokolwiek człowieka, o to, co przyniosą nadchodzące dekady podróży w kosmos, zacząłby on odważnie i na wielką skalę przewidywać. Dużo więcej ludzi na Księżycu, permanentna baza na Księżycu, ludzie na Marsie i za Marsem. Możecie sobie tylko wyobrazić jak zaskoczeni byliby ludzie, gdyby im w 1972 roku powiedziano, że po obejrzeniu tylko 12 ludzi chodzących po księżycu, 43 lata później, w niemożliwie futurystycznie brzmiącym roku 2015, liczba ludzi, którzy byli na księżycu ciągle będzie wynosić 12. Albo że po opuszczeniu niskiej strefy okołoziemskiej kupę lat temu i zrobieniu sobie z niej przed-księżycowego parkingu wycieczkowego, 2015 ciągle stałby w miejscu i NOO byłoby absolutnym maximum. Ludzie z 1972 roku byliby zszokowani naszymi smartfonami czy internetem, ale byliby równie zaskoczeni tym, że rzuciliśmy poszeranie granic w kosmosie. A więc co się stało? Po tak dziko ekscytującej dekadzie podróży w kosmos, dlaczego po prostu przestaliśmy? Cóż, tak jak to już ustaliliśmy we wpisie o Tesli, “Dlaczego przestaliśmy?” jest złym pytaniem. Zamiast tego, powinniśmy spytać: Dlaczego w ogóle kiedykolwiek byliśmy tak głodni przygody i wysyłaliśmy ludzi w kosmos? Podróże w kosmos są niesamowicie drogie. Narodowe budżety są niesamowicie ciasne. Faktem jest, że to tak jakby zaskakujące, że jakikolwiek naród kiedykolwiek wyrzucił pokaźny kawał swojego budżetu na podróże i inspiracje, i rozszerzanie naszych granic. A to właściwie dlatego, że żaden naród tak właściwie nie puścił z dymem swojego budżetu przez wzgląd na podróże i inspiracje, i rozszerzanie naszych granic—dwa narody puściły z dymem swoje budżety przez ten cały konkurs o długość penisa. W obliczu międzynarodowego zażenowania, w czasie gdy każdy próbował rozgryźć czyj system ekonomiczny był lepszy, amerykański rząd zgodził się porzucić ich powszechne zasady na kilka lat i wszystkie konieczne zasoby przeznaczyć na upewnienie się, że i tę kłótnię (tym razem ekonomiczną) wygrają— (Na górze: procentowy wkład budżetu federalnego w budżet NASA, od lewej: procentowy wkład budżetu federalnego, na dole: rok kalendarzowy) I jak już ją wygrali to skończyły się całe zawody, a razem z nimi specjalne zasady. I tak Stany Zjednoczone zaczęły wydawać pieniądze jak normalni ludzie. (Na górze: procentowy wkład budżetu federalnego w budżet NASA, od lewej: procentowy wkład budżetu federalnego, na dole: rok kalendarzowy) Stany Zjednoczone i Sowieci wzięli się w garść, założyli z powrotem swoje spodnie, uścisnęli dłonie i zaczęli pracować razem jak dorośli nad znacznie praktyczniejszymi projektami, takimi jak umieszczenie wspólnej stacji kosmicznej w niskiej strefie okołoziemskiej. Cztery dekady od tych wydarzeń, Historia Ludzi i Kosmosu znowu ograniczyła się tylko do Ziemi, a my mamy dwa powody aby wchodzić w interakcję z kosmosem (Notka: cały ten kawał tekstu jest lekkim odbiegnięciem od tematu w postaci ogólnego zarysu satelit, sond kosmicznych i teleskopów kosmicznych. Jeśli za bardzo cię to nie ekscytuje, niewiele stracisz jeśli przejdziesz do działu o Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, który jest w części drugiej): Wsparcie dla Przemysłów Ziemskich Pierwszym i najważniejszym powodem, dla którego ludzie wchodzą w interakcję z kosmosem od czasów programu Apollo nie jest zainteresowanie kosmosem. Jest nim używanie kosmosu dla celów praktycznych wspierających przemysł na Ziemi—głównie w formie satelit. Większość rakiet wystrzeliwanych w dzisiejszych czasach w kosmos po prostu zostawia jakieś rzeczy w NOO, których celem jest patrzenie na w dół na Ziemię, a nie w rozległe obszary na górze. Tutaj taki mały przegląd satelit: Satelity - Blue Box Nie za często o nich myślimy, ale nad nami lata setki robotów, które odgrywają ważną rolę w naszym ziemskim życiu. W 1957 samotny Sputnik okrążał Ziemię sam jak palec, ale dzisiaj, światy komunikacji, przewidywania pogody, telewizji, nawigacji i fotografii satelitarnej wszystkie mocno polegają na satelitach, tak samo jak wiele wojsk krajowych czy rządowych agencji wywiadowczych. Całkowity rynek produkcji przemysłowej satelit, rakiety, które te satelity wznoszą i ekwipunek i usługi z tym związane urosły z kosztów rzędu $60 miliardów w 2004 do ponad $200 miliardów w 2015. Przychód przemysłu satelitowego stanowi dzisiaj jedyne 4% globalnego przychodu przemysłu telekomunikacyjnego, ale za to aż 60% przychodu z przemysłu kosmicznego. Takie właśnie funkcje pełnią satelity (w 2013): (Funkcje Satelit Operacyjnych począwszy od 2013 roku – w sumie w kosmosie znajduje się 1,167 satelit, z czego 40% pełni funckje komunikacyjne (radio, internet, telefon), 13% służy do komunikacji rządowej, drugie 13% do teledetekcji, 12% satelit jest używane do badań i rozwoju, 8% do nawigacji, 7% do inwigilacji wojskowej, 5% jest tam w celach naukowych, a 3% w celach meteorologicznych) Z pośród 1,265 aktywnych satelit orbitowych na początku 2015 roku, Stany Zjednoczone są właścicielami do tej pory największej ich ilości, bo aż 528—co stanowi ponad 40% wszystkich satelit—ale ponad 50 krajów ma co najmniej jedną swoją satelitę. Jeśli chodzi o to gdzie są te wszystkie satelity, to większość z nich unosi się w dwóch wyraźnych „warstwach” kosmosu: około dwie trzecie aktywnych satelit znajduje się w niskiej strefie okołoziemskiej. NOO zaczyna się na 160 kilometrach nad ziemią, czyli na najniższej możliwej wysokości, na której obiekt może orbitować nie doświadczając przyciągania ziemskiego. Szczyt NOO znajduje się na wysokości 2,000km nad ziemią. Generalnie, najniżej położone satelity znajdują się gdzieś na wysokości 350km lub wyżej. Większość reszty satelit (około jedna trzecia) jest położona dużo dalej, w miejscu nazywanym orbitą geostacjonarną (GEO). Mieści się to dokładnie 35,786km nad ziemią i swoją „geostacjonarność” zawdzięcza temu, że coś wirującego w tej orbicie obraca się z dokładnie taką samą prędkością co Ziemia, tym samym zamieniając swoją pozycję na niebie na stacjonarnie relatywną do punktu na Ziemi. Dla obserwatora ten obiekt będzie stał w miejscu. GEO jest idealne dla satelity telewizyjnej, ponieważ talerz na Ziemi może być ukierunkowany przez cały czas tylko w jedno zaplanowane miejsce. Mały procent innych satelit znajduje się w średniej orbicie ziemskiej (MEO). Ta orbita mieści sobie wszystko pomiędzy niską orbitą okołoziemską, a orbitą geostacjonarną. Jednym z godnych uwagi rezydentów średniej orbity ziemskiej jest system GPS, który jest używany przez większość Amerykańczyków i ludzi z różnych innych państw na porządku dziennym. Przed zrobieniem researchu, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że cały system GPS, czyli projekt Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, który został wprowadzony w życie w 1995, używa tylko 32 satelity. Do końca 2011 roku, było ich jeszcze mniej, bo tylko 24—cztery satelity na każde sześć orbit. Ale na obrazku niżej możecie zobaczyć, że nawet mając te 24 satelity, dany punkt na Ziemi może być widziany przez co najmniej sześć, a zazwyczaj nawet dziewięć lub więcej satelit w jakimkolwiek czasie. (Na obrazku niżej, który normalnie jest GIFem, ale tutaj nie jest, niebieska kropka oznacza hipotetyczną osobę na Ziemi, satelity które mogą go dostrzeć, są zaznaczone na niebiesko, a te zielone linie pokazują w jaki sposób ta osoba jest dostrzegana) To właśnie dlatego mapa w twoim telefonie ciągle może pokazać twoje położenie nawet jeśli znajdujesz się w miejscu, gdzie usługi komórkowe są niedostępne—bo nie ma to z nimi nic wspólnego. Ten system jest też ustawiony tak żeby był nadmierny—tylko cztery satelity muszą cię widzieć jednocześnie, żeby system mógł dokładnie wskazać twoją lokalizacje. Satelity GPS orbitują przez około 12 godzin, czyli Ziemię okrążają dwa razy dziennie. Możesz zobaczyć lokalizację satelit używając Google Earth (a tutaj fajne video jak Google Earth pokazuje satelity). Wysypisko Kosmiczne - Bluer Box W świecie satelit istnieje jeden duży problem. Oprócz tych 1,265 aktywnych satelit orbitujących tam w górze, istnieje jeszcze tysiąc nieaktywnych satelit oraz dużo zużytych rakiet z poprzednich misji. I raz na jakiś czas, jedno z nich eksploduje, albo dwoje z nich ze sobą kolidują i tworzą tonę malutkich fragmentów, nazywają się one „kosmicznymi śmieciami”. Liczba obiektów w kosmosie gwałtownie rośnie przez ostatnie dekady, co z resztą pokazuje GIF autorstwa ESA: Większość satelit i śmieci jest skupiona w niskiej orbicie okołoziemskiej, a najdalszy pierścień tych obiektów znajduje się w geostacjonarnej orbicie ziemskiej . Agencje kosmiczne śledzą około 17,000 objektów znajdujących się w kosmosie, z czego tylko 7% z nich to aktywne satelity. Oto mapa pokazująca każdy znany nam dziś obiekt w kosmosie Ale jest coś jeszcze bardziej szalonego – na zdjęciu widzimy tylko większe obiekty, bo tylko takie śledzimy. Szacowanie numeru mniejszych odpadków kosmicznych (1 – 10 cm) potwierdziło, że może być ich od 150,000 do 500,000, a jeszcze mniejszych odpadków (większych niż 2mm) może być około milion. Problemem jest to, że biorąc pod uwagę prędkości z jakimi poruszają się obiekty w kosmosie (większość obiektów w niskiej orbicie okołoziemskiej zasuwa ponad 17,000 mil/s), każda, nawet najmniejsza kolizja, druzgocąco uszkadza satelity lub statki kosmiczne. Obiekt mający tylko 1 cm przy takich prędkościach wywoła podobne obrażenia w razie kolizji co wybuch małego granata. Ponad jedna trzecia wszystkich odpadów kosmicznych pochodzi tylko z dwóch wydarzeń: chiński test „anti-satellite” w 2007 roku, gdy to Chiny zesrały się światu na twarz celowo wysadzając w powietrze jedną z ich satelit i tworząc 3,000 kawałków odpadków kosmicznych, które były wystarczająco duże, by można było je śledzić(!) i kolizja z 2009 roku, do której doszło pomiędzy dwoma satelitami, które zamieniły się w 2,000 ogromnych odpadków kosmicznych. Każda kolizja zwiększa ilość odpadków, co z kolei zwiększa prawdopodobieństwo wydarzenia się większej ilości kolizji w przyszłości, dlatego istnieje niebezpieczeństwo pojawienia się efektu domino, który w tej sytuacji jest nazywany przez naukowców Syndromem Kesslera. Wiele partii politycznych proponuje różne sposoby zmniejszenia liczby odpadków w niskiej orbicie okołoziemskiej—pomysłów pełno, od harpunowania śmieci po usuwanie ich laserem czy przejmowaniem ich za pomocą chmury gazów. Tutaj mamy wykres podsumowujący „kosmiczne odciski” każdego narodu, który pokazuje też liczbę aktywnych satelit, biernych satelit i liczbę śmieci, które każdy kraj wytworzył Link: http://28oa9i1t08037ue3m1l0i861.wpengine.netdna-cdn.com/wpcontent/uploads/2015/07/18moky6ntooezjpg-2.jpg Jest jeszcze kilka innych rzeczy w kategorii „Wsparcie dla Przemysłów Ziemskich” -takich jak na przykład górnictwo kosmiczne, kosmiczny pochówek, i turystyka kosmiczna. Część 1: B) BADANIE I UCZENIE SIĘ Fakt, iż ludzie oddziałują z Kosmosem w ostatnich czterech dekadach dowodzi, że podczas gdy przestaliśmy wysyłać ludzi w sytuację, to nigdy nie straciliśmy ochoty na odkrycie co tam jest. Podczas gdy społeczeństwo odwróciło się od Kosmosu i przeniosło swoją uwagę gdzie indziej, astronomowie pozostali zajęci pracą rozszyfrowywania, kartka po kartce, starej, tajemniczej historii zatytułowanej Gdzie jesteśmy? Astronomowie uczą się najlepiej za pośrednictwem swoich oczu, a efektem ubocznym Kosmicznego Wyścigu był rozwój dużo lepszej technologii do obserwacji co tam jest. Istnieją dwie kategorie wysoko rozwiniętej technologii, których używają astronomowie: Narzędzie do badania i uczenia się #1: Wysyłanie sond do Układu Słonecznego Zasadniczo chodzi o to, że naukowcy wystrzeliwują „fantazyjnego robota” w kierunku pewnej odległej planety, księżyca lub asteroidy i robot ten spędza miesiące lub lata lecąc przez przestrzeń. W końcu, znudzony, dociera. Potem, w zależności od planu, sonda albo tylko przelatuje obok obiektu wykonując zdjęcia, wchodzi na orbitę w celu pobrania dokładniejszych informacji, lub ląduje na obiekcie w celu dokonania możliwie pełnych badań. Wszystko co sonda zbada, wysyłane jest do nas. Kiedy jej praca jest wykonana, niszczymy sondę poprzez zderzenie jej z obiektem, albo po prostu pozwalamy jej dalej lecieć w przestrzeń. Często używam swojej osoby jako papierka lakmusowego sprawdzającego co ludzie wiedzą lub czego nie wiedzą. Jak już wspomniałem wcześniej na blogu, interesowałem się poważnie astronomią od kiedy miałem 3 lata. Jeżeli więc nie wiem czegoś o Kosmosie to zakładam, że większość ludzi również. Kiedy przyszło do sond, poczułem się mocno zdezorientowany. Czy leci ich 200? 50? 9? Dlaczego one istnieją, kto je wysłał, co robią? Wszystko co bym wiedział to te wszystkie historie o sondach wysyłających nam oszałamiające zdjęcia. Otworzyłbym galerię cnn.com, przeklikał zdjęcia, był lekko wstrząśnięty, wysłał linka do trzech moich znajomych, którzy są także zafascynowani astronomią. Potem próbowałbym zamknąć stronę, ale jednak zobaczyłbym kiczowaty nagłówek-przynętę CNN z boku strony, wszedłbym tam i zmarnował trzy godziny życia. Takie są moje relacje z sondami wysłanymi przez ludzkość. Jednakże przeprowadzając badania do tego artykułu, szybko się zorientowałem że nie ma wcale tak dużo wiedzy w tym temacie i nie potrzeba przedsięwziąć dużego wysiłku, aby być w pełni zorientowanym w sytuacji. Poniżej znajduje się moja subiektywna lista ośmiu kluczowych sond: 1) New Horizons (Pluto, NASA) Sonda New Horizons jest w zestawieniu pierwsza, ponieważ jej wielki moment dopiero co miał miejsce. New Horizons została wystrzelona w 2006 roku w niemal dziesięcioletnią podróż do Plutona. W roku 2007 sonda przeleciała w pobliżu Jowisza, i wykorzystując manewr asysty grawitacyjnej uzyskała większą prędkość. New Horizons osiągnęła Plutona 14 lipca 2015 roku. Sonda nie wylądowała na planecie karłowatej, ale przeleciała na tyle blisko, aby pokazać nam Plutona po raz pierwszy w takiej postaci: Potem New Horizons udała się dalej, w kierunku Pasa Kuipera. Będzie w tym czasie przesyłać zdjęcia planety karłowatej. Aktualną pozycję sondy można sprawdzić tutaj: http://pluto.jhuapl.edu/Mission/Where-is-New-Horizons/index.php 2) Curiosity (Mars, NASA) Curiosty jest aktualnie sławnym łazikiem. Ten sympatyczny lądownik-robot, o wymiarach samochodu osobowego, dotarł do powierzchni Marsa w 2012 roku. Curiosity bada wiele rzeczy wewnątrz ogromnego krateru, a jego najważniejszym zadaniem jest ustalenie, czy kiedykolwiek było życie na Marsie. Poprzednie dwa marsjańskie łaziki, Opportiunity i Spirit, wylądowały w 2004 roku i miały zaplanowaną 90-dniową misję. Obydwa przekroczyły swój zaplanowany czas życia, a Opportiunity jest wciąż aktywny. Dobry chłopiec. Są oczywiście inne sondy orbitujące wokół Marsa, ale łazik Curiosity jest tutaj najważniejszym urządzeniem. W moich przygotowaniach do artykułu, trafiłem na ten filmik (https://www.youtube.com/watch?v=XRCIzZHpFtY) z filmu-IMAX, który traktuje o wysłaniu łazika Spirit z Ziemi na powierzchnię Marsa. Myślałem, że to był najlepszy filmik jaki widziałem w życiu, dopóki nie zobaczyłem materiału o wysłaniu łazika Curiosity (https://www.youtube.com/watch?v=gwinFP8_qIM), który był nawet lepszy. 3) Juno (Jowisz, NASA) Sonda Juno opuściła naszą planetę w 2011 roku, wykonała dużą pętlę i powróciła do Ziemi w 2013 roku, aby wykonać manewr asysty grawitacyjnej. Podczas lotu wykonano ciekawy film, ukazujący jak Księżyc krąży wokół Ziemi (https://www.youtube.com/watch?v=_CzBlSXgzqI). W chwili obecnej sonda Juno jest w drodze do Jowisza i dotrze do niego w lipcu 2016 roku. Kiedy Juno osiągnie cel, sonda zostanie wprowadzona na orbitę Jowisza i będzie wykonywać zdjęcia oraz używać czujników w celu przekonania się, co znajduje się pod czubkami chmur. Juno zostanie uśmiercona poprzez spadek na Jowisza, ale nawet w tej ostatniej fazie będzie wykonywać szybkie zdjęcia i wysyłać je do nas tak, aby ukazać co znajduje się wewnątrz atmosfery tej planety. Na ich podstawie ktoś będzie mógł wykonać wideo, które pozwoli także tobie zanurzyć się w Jowisza. 4) Cassini (Saturn, NASA / European Space Agency / Italian Space Agency) Sonda Cassini została wystrzelona w 1997 roku I skierowana w kierunku Saturna – jedynej planety w Układzie Słonecznym, która zdecydowała że noszenie tutu (spódniczka baletowa – przyp. tłum.) jest OK. Cassini dotarła do Saturna w 2004 roku i została wprowadzona na jego orbitę jako pierwsza sonda w historii. To ona przysłała nam te oszałamiające zdjęcia: Oraz to: Oraz zbliżenie pierścieni: Oraz to absurdalnie super zdjęcie Saturna ze Słońcem za nim: W roku 2005 sonda wypuściła na największy z księżyców Saturna, Tytana, próbnik nazwany Huygens. Poniżej znajduje się prawdziwe zdjęcie powierzchni Tytana, wykonane przez próbnik Huygens. Jest dziwnie fascynujące oglądać rzeczywistą powierzchnię czegoś tak dalekiego i tajemniczego jak księżyc Saturna. 5) oraz 6) Voyager 1 oraz Voyager 2 (Jowisz, Saturn, Uran, Neptun; NASA) Obie sondy Voyager zostały wystrzelone w roku 1977. Były pierwszymi sondami wysłanymi aby zebrać zdjęcia czterech zewnętrznych gigantów Układu Słonecznego. Voyager 2 jest wciąż jedyną sondą która odwiedziła Urana i Neptuna, robiąc przy tym te niesamowite zdjęcia (odpowiednio): Ciekawym faktem dotyczącym tych sond jest to, że mimo iż ich misja dawno się zakończyła, to oba Voyagery nadal oddalają się od nas. Sondy te są teraz absurdalnie daleko i poruszają się bardzo szybko. Voyager 1 jest szybszy z tej dwójki i leci z prędkością 38,000 mph (61,000 km/h) – tak szybko, że mógłby przekroczyć Ocean Atlantycki w ciągu pięciu minut. W ten sposób stał się najdalszym obiektem od Ziemi wykonanym przez człowieka. Obecnie dystans miedzy Voyagerem 1 a Ziemią wynosi 131 AU (AU – jednostka astronomiczna, czyli średnia odległość Ziemi od Słońca – przyp. tłum.). Był to też pierwszy obiekt wykonany przez człowieka, który opuścił Układ Słoneczny. W takim tempie Voyager 1 dotarłby do Proximy Centauri (najbliższa Słońcu gwiazda) w ciągu około 73,000 lat. Na koniec ciekawostka dotycząca Voyagerów. Przed ich uruchomieniem specjalna komisja (kierowana przez Carla Sagana) zdecydowała o załadowaniu na sondy specjalnych kapsuł czasu, zawierających symbole, dźwięki, obrazy Ziemi (oraz symbole i instrukcje jak odtworzyć te media). W ten sposób sondy mogłyby przekazać obcym informacje o nas. Prawdopodobnie jest to strata czasu, ale kto wie? 7) Rosetta (kometa, ESA) Uruchomiona w 2004 roku, Rosetta zyskała dużo uwagi w sierpniu 2014 roku kiedy to osiągnęła kometę 67P. Kilka miesięcy później skutecznie upuściła na kometę mały lądownik o nazwie Philae. Kometa 67P okazała się tylko czymś w stylu dużej skały (o długości 2.7 mi/4.3km), ale przysłane zdjęcia były ciekawe: 8) Dawn (Westa i Ceres, NASA) Sonda Dawn nie uwierzyłaby, że została wybrana na tę listę. Powodem dla którym ją wybrałem jest to, że nie jest pewien czy ludzie zdają sobie sprawę, że w pasie asteroid znajdują się duże obiekty o wymiarach o porównywalnym rzędzie wielkości co planety. Pas asteroid, który jest ogromnym pierścieniem zawierającym ponad 750 tys. obiektów o średnicy przynajmniej 1 km, leży pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza. Nie należy tego obszaru mylić z Pasem Kuipera który otacza zewnętrzną cześć Układu Słonecznego. Pośród wielu asteroid w pasie znajduje się Ceres – planeta karłowata o średnicy równej 27% średnicy Księżyca, a jej masa stanowi 1/3 masy całego pasa asteroid. W obszarze tym znajduje się także Westa, drugi największy obiekt za Ceres i najjaśniejszy element pasa asteroid na nocnym niebie. Wcześniej nie miałem pojęcia o istnieniu Ceres i Westy. Tak czy inaczej, Dawn została wystrzelona w 2007 roku, spędziła dziewięć miesięcy orbitując wokół Westy w 2011 roku, a potem udała się do Ceres, gdzie dotarła w marcu 2015 roku. W ten sposób stała się pierwszą sondą, która orbitowała wokół dwóch różnych ciał. Jest także garstka innych sond. Messenger orbitował wokół Merkurego przez siedem lat i został specjalnie zniszczony poprzez zderzenie z jego powierzchnią w kwietniu 2015 roku. Akatsuki, sonda produkcji japońskiej, miała zacząć orbitować wokół Wenus w 2010 roku ale próba była nieudana. Kolejne podejście zaplanowane jest na ten rok. Istnieje kilka mniej ciekawych sond orbitujących wokół Księżyca. Przykładem jest chiński Chang’e 3, który upuścił tam pierwszy lądownik od 1976 (lądowanie łazika Yutu miało miejsce w grudniu 2013 – przyp. tłum.). Poniżej znajduje się niesamowita grafika National Geographic która podsumowuje wszystkie minione i obecne misje sond kosmicznych. (warto powiększyć: http://cosmicdiary.org/fmarchis/files/2014/05/50-years-of-exploration.jpg) Narzędzie do badania i uczenia się #2: Teleskopy Teleskopy istniały od początków XVII wieku, a przez kolejne 400 lat stawały się coraz mocniejsze. Zostały najważniejszym narzędziem ludzkości przy przewracaniu kart księgi Czemu tu jesteśmy? Jednakże nadszedł moment, kiedy naziemne teleskopy osiągnęły limit tego, co można przez nie zobaczyć – niezależnie od tego, jak bardzo były one zaawansowane. Na pewno zaobserwowałeś, że patrząc na światło przez szklankę wody, światło jest pozaginane i obraz jest przekłamany. To właśnie się dzieje kiedy obserwujemy migoczące gwiazdy; w tym przypadku patrzymy jednak nie przez wodę, a przez atmosferę Ziemi. Atmosfera nie zniekształca światła tak bardzo jak woda, ale gwiazdy i galaktyki są malutkimi kropeczkami światła na naszym niebie, tak więc każdy stopień rozmazania jest dużym problemem. To tak, jakby będąc pod wodą na basenie patrzeć w górę, próbując zbadać zgraję ptaków lecących po niebie. W latach 60. ludzkość otrzymała możliwość umieszczenia teleskopów w przestrzeni, skąd po raz pierwszy w historii mogłyby one dawać nam krystalicznie czysty obraz gwiazd. W 1990 NASA uruchomiła pierwszego prawdziwego kozaka wśród kosmicznych teleskopów – Teleskop Hubble’a. 13-tonowy teleskop Hubble, o długości porównywalnej ze szkolnym autobusem posiada zwierciadło o średnicy 7.9 stopy (2.4 m). Jest ono wystarczająco dokładne, aby odbić wiązkę laserową trafiając w dziesięciocentówkę leżącą 200 mil dalej i wystarczająco mocne, aby zobaczyć parę świetlików w Tokio z twojego domu w Bostonie (jeżeli Ziemia byłaby płaska). W związku z jego pozycją na orbicie leżącej 340 mil ponad Ziemią, gdzie nie ma atmosfery ani zanieczyszczenia światłem, Hubble jest jak mówi NASA „najwyższym szczytem góry”. To wszystko daje Hubble’owi bezprecedensowy widok na wszechświat, pozwalający na spędzenie ostatnich 25 lat na przesyłaniu nam najbardziej zdumiewających fotografii rzeczy, które trudno mi sobie wyobrazić że są prawdziwe. Na przykład tej niesamowitej galaktyki: Albo tych dwóch galaktyk, które są w powolnym procesie łączenia: Albo tych niewyobrażalnie wielkich „Filarów Kreacji” (org. „Pillars of Creation”, zdjęcie przedstawiające międzygwiezdny pył i gaz które są w procesie tworzenia nowych gwiazd – przyp. tłum.). Lewy „palec”, o długości 4 lat świetlnych, jest tak duży, że gdybyś zaczął na jego dolnej części i zaczął lecieć w górę samolotem, zajęłoby ci 4,5 miliona lat aby dotrzeć do koniuszka palca. Albo kiedy Hubble skierował swoje zwierciadło na malutki, pozornie pusty obszar nieba (tutaj widoczny obok Księżyca, aby pokazać jego wielkość): I znalazł tysiące galaktyk: To co pokazały nam Hubble i inne teleskopy, ujawniło przed nami wiele informacji o tym gdzie jesteśmy i jak się dostaliśmy, rozszerzając naszą wiedzę o wszystkim, poczynając od ciemnej energii, poprzez wiek i rozmiary Wrzechświata, aż po liczbę planet podobnych do naszej, gdzie również może istnieć życie. Od ponad 40 lat te dwa cele - wspomaganie ziemskiego przemysłu (opisane w części pierwszej – przyp. tłum.) oraz kontynuowanie odkrywania i uczenia się – były obszarem naszej relacji z Kosmosem. Obydwa cele są najlepiej osiągane przez maszynowych podróżników w przestrzeni, dlatego też najnowszy rozdział Historii Kosmosu i Ludzi dotyczył w całości maszyn kosmicznych, przy których miejsce człowieka ogranicza się do Ziemi (lub jej najbliższego otoczenia) a jego działanie do kontrolowania rzeczy za pomocą dżojstików. Jedynym powodem dla którego ludzie lecieli w Kosmos po tym jak Apollo 17 powrócił na Ziemię w 1972 roku jest fakt, że czasami maszyny nie są jeszcze wystarczająco zaawansowane do wykonania pewnych zadań. Dlatego też musimy wysyłać ludzi na górę. Z pośród około 550 ludzi, którzy kiedykolwiek byli w Kosmosie, ponad 400 poleciało tam w epoce po Wyścigu Kosmicznym. Z drugiej strony, po misjach Apollo przyczyny lotów były praktyczne: naukowcy i technicy udawali się w Kosmos by wykonywać pracę. Jest to powód, dla którego każda załogowa misja w ciągu ostatnich czterech dekadach odbywała się w cienkim obszarze otaczającym ziemię – na Niskiej Orbicie Okołoziemskiej. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) W dzisiejszych czasach, niemal każda załogowa misja ma na celu zabrać ludzi na Międzynarodową Stację Kosmiczną lub sprowadzić ich stamtąd na Ziemię. ISS jest międzynarodowym przedsięwzięciem 16 państw, które rozpoczęło się w 1998 roku. Łączenie wszystkich elementów zajęło dekadę. ISS orbituje wokół Ziemi na dolnej części Niskiej Orbity Okołoziemskiej na wysokości 205-255 mil (330-410 km), czyli dystansowi równemu w przybliżeniu rozpiętości Islandii. Jest to na tyle blisko powierzchni Ziemi, aby można było z łatwością obserwować ISS w nocy gołym okiem. ISS jest większa niż ludzie myślą; waży bowiem tak dużo jak 320 samochodów osobowych i obejmuje pełną długość boiska do futbolu amerykańskiego: Co do diaska ktoś robi w ISS? Blue Box Kiedy zacząłem pracę nad tym artykułem, zdawałem sobie sprawę że tak naprawdę nie wiem po co jest ISS i co tam ktokolwiek robi. Za każdym razem kiedy widziałem filmik co się dzieje w środku stacji kosmicznej, widziałem po prostu unoszącego, bawiącego się człowieka. Dobrze się złożyło, że jest coś takiego jak Konferencja ISS i miała ona miejsce ostatniego miesiąca w Bostonie. Więc tam poszedłem. Konferencja była prowadzona przez Centrum Rozwoju Nauk Kosmicznych (Center for the Advancement of Science in Space – CASIS), które zarządza amerykańską częścią ISS. Poniżej znajduje się to, czego się dowiedziałem z konferencji: ISS jest kosmicznym laboratorium. Jest czymś w rodzaju innych laboratoriów, z tą małą różnicą że znajduje się wysoko w przestrzeni. Jest więc laboratorium, gdzie możliwe jest przeprowadzanie eksperymentów w zerowej grawitacji (nie jest to właściwie zerowa grawitacja a mikrograwitacja – będzie to wytłumaczone w dalszej części artykułu) Większość eksperymentów przeprowadzanych na ISS mają tę wspólną cechę, że są tutaj z uwagi na mikrograwitację. Jednak oprócz tego, cechują się dużą rozpiętością swoich celów – wszystko od badania osteoporozy jako zaniku masy kostnej astronautów (ponieważ nie muszą oni pokonywać grawitacji), poprzez testowanie jak wyposażenie sprawuje się w Kosmosie, jak płyny zachowują się i oddziałują bez wpływu innych sił, aż po użycie zmiany grawitacji aby oszukać bakterie tak, by te ujawniły które geny czynią je odporne na pewne lekarstwa. Astronauci w ISS mają napięty i kontrolowany grafik w ciągu tygodnia. Przez cały czas albo śpią (8,5 godz.), jedzą (1,5 godz. na śniadanie/kolację, 1 godz. na lunch), wykonują ćwiczenia fizyczne (obowiązkowo 2,5 godz. dziennie) lub pracują nad eksperymentami (9 godzin dziennie). Wykonałem zdjęcie (link) bieżącego grafiku trzech astronautów z ISS. Weekendy są wolne, co nie mogłoby brzmieć lepiej – możesz latać i oglądać przez okno widoki. Nie jestem jedynym, który bardzo chciałby się pobawić na ISS – proces wyboru astronautów przez NASA jest szalenie konkurencyjny. Spośród tysięcy zgłoszeń tylko sto osób jest wybranych do finałowego konkursu i egzaminów fizycznych. Z nich wybiera się jedną lub dwie osoby. W rzadkich sytuacjach, jest możliwość że prywatna firma lub osoba mogą kupić miejsce w stacji na kilka dni, ale kosztowałoby to około 60 milionów dolarów. Jeżeli chcesz lepiej poznać jak to jest żyć na ISS, tutaj jest wycieczka-wideo (link) gdzie przewodnikiem jest latająca pani astronauta. Jak dotąd, 216 osób pochodzących z 15 krajów miało okazję pobawić się na ISS: Jak wynieść rzeczy w Kosmos? Omówiliśmy wcześniej co jest w Kosmosie, ale jak się te rzeczy wynosi w Kosmos? Zastanawiałeś się kiedyś jak coś w rodzaju satelity GPS dostaje się na orbitę? Odpowiedzią jest, że istnieje dziewięć państw, które mają możliwość wyniesienia czegoś na orbitę: Rosja, Stany Zjednoczone, Francja, Japonia, Chiny, Indie, Izrael, Iran i hm, Północna Korea. Do listy należy jeszcze doliczyć jedną międzynarodową jednostkę – Europejską Agencję Kosmiczną (European Space Agency - ESA). Jeżeli jakiś satelita jest wynoszony, to jego właściciel zapłacił jednej z dziesięciu wymienionych jednostek za umieszczenie go na szczycie ciężkiej i drogiej rakiety (albo któraś z wymienionych jednostek wynosi własnego satelitę). Jeżeli chodzi o wysyłanie ludzi w Kosmos, to dokonały tego tylko trzy kraje w historii – Rosja, Stany Zjednoczone oraz Chiny (które są szybko rozwijającym się nowym działaczem w przemyśle kosmicznym). Od lat 60. Rosja używała swoich rakiet Sojuz do wysyłania ludzi w Kosmos. Jeżeli chodzi o Stany Zjednoczone, to po zakończeniu programu Apollo w 1972 roku, odzyskała możliwość wysyłania ludzi na orbitę w 1981 roku za sprawą programu wahadłowców typu Space Shuttle. Przez kolejne 30 lat, Stany Zjednoczone dokonało 135 startów wahadłowców Space Shuttle w kierunku Niskiej Orbity Okołoziemskiej, z czego 133 zakończyło się sukcesem. Dwa wyjątki są bardzo traumatyczną częścią amerykańskiej historii – Challenger w 1986 roku oraz Columbia w 2003. Program Space Shuttle został zakończony w 2011 roku. Obecnie tylko dwa kraje mogą wysłać człowieka na orbitę – Rosja oraz Chiny. Bez zdolności samodzielnego wysłania, Stany Zjednoczone – kraj który kiedyś tryumfalnie umieścił człowieka na Księżycu na oczach całego świata – teraz musi wysyłać swoich astronautów na rosyjskich rakietach, wedle kaprysu Rosji. *** Tak więc jak mamy zapisać Historię Kosmosu i Ludzi? Jest to nieco dziwna opowieść. W roku 1970, historia wyglądała następująco: (*) Na osi pionowej: Ekscytacja, zainteresowanie Kosmosem Tak więc przypuszczenia gdzie ta historia dążyła były następujące: Jednakże teraz, w roku 2015, okazało się że historia wyglądała następująco: Kiedy patrzę na to, co się dzieje z ludźmi i Kosmosem dzisiaj, powinienem sądzić, że sytuacja jest niewiarygodna. Tylko 58 lat po tym jak sowieci wysłali pierwszy obiekt wykonany przez człowieka na orbitę, mamy mnóstwo zaawansowanego sprzętu latającego dookoła naszej planety, który daje ludziom magiczne możliwości w obserwacjach i komunikacji. Istnieje także drużyna „latających robotów-komunikatorów” rozsianych po Układzie Słonecznym, które zdają nam raporty o swoich odkryciach. Jest także ogromny latający teleskop umiejscowiony wysoko nad Ziemią, który pokazuje nam dokładnie jak wygląda obserwowalny Wszechświat. I w końcu 250 mil ponad naszymi głowami istnieje także laboratorium o rozmiarach boiska, w którym znajdują się ludzie. Wszystko co wymieniłem jest niesamowite. Jeżeli tylko Historia Kosmosu i Ludzi wyglądałaby następująco: Dziwiłbym się patrząc na rzeczy, które obecnie robimy w sytuacji. Lecz niestety, lata 60. miały miejsce. W związku z tym, wygląda to następująco: Dobry występ magika-iluzjonisty wymaga spełnienia prostej zasady: wykonuj coraz lepsze sztuczki podczas swojego przedstawienia. Jeżeli nie będziesz potrafił być o krok przed swoją coraz bardziej steraną publicznością, szybko przestaną na ciebie zwracać uwagę. W pewnych obszarach, spektakl magiczny Ludzi i Kosmosu kontynuował swój ruch ku górze i rozwijał się. W naszym zadaniu zdobywania wiedzy i ogólnego zrozumienia, na przykład, stale się prześcigaliśmy, uczyliśmy się znacznie więcej o Wszechświecie każdej dekady. Ludzki duch odkrywania żyje i ma się dobrze, a kwitł w Kosmosie od czasów Apollo. Jakkolwiek jesteśmy zafascynowani odkrywaniem (i jakkolwiek chcemy poznać wszystkie sekrety schowane na kartach Gdzie jesteśmy?), tak gdy przychodzi do przepełnienia nas prawdziwym eksperymentem, inspiracją i aktywacją adrenaliny, bierne odkrywanie nie jest tym samym czym przygoda. Sondy i teleskopy mogą napełniać nas zdumieniem i rozjaśniać naszą ciekawość, ale nic nie zaspokoiłoby naszego zwierzęcego instynktu tak jak oglądanie naszego gatunku udającego się tam, gdzie jeszcze nikt nie był. Z takiej perspektywy, oglądanie ostatnich czterech dekad sprawia, że czujemy się puści. Po oglądaniu ludzi lądujących na Księżycu, kolejne załogowe misję na i z ISS są, jak powiedział Ross Andersen, „tak fascynujące jak oglądanie Kolumba płynącego na Ibizę”. Jest to powód dla którego we współczesnym świecie Historia Kosmosu i Ludzi odpłynęła z głównych kart naszej świadomości. Temat, który powinien zwalać nas z nóg pozostał naukowym tematem pobocznym. Zapytaj 10 dobrze wykształconych ludzi których znasz: „Do czego służą sondy wysłane do Układu Słonecznego?” „Czym jest ISS, NASA, SpaceX?” i większość z nich nie będzie w stanie powiedzieć ci zbyt wiele. Niektórzy nawet nie wiedzieliby że ludzie nadal latają w Kosmos. Ludzie o tym nie wiedzą ponieważ nie obchodzi ich to. To, w jaki sposób została rozegrana dotychczasowa Historia Kosmosu i Ludzi jest rozczarowujące. Patrząc na świat dookoła nas dzisiaj, intuicyjnie można przewidywać że przyszłe rozdziały kosmicznej historii będą się rozwijać raczej powoli, tak jak dziś: Wiele osób nie uważa tego za złą rzecz. Mówią oni: „Dlaczego przeznaczać wygórowane pieniądze na wysyłanie ludzi daleko stąd, podczas gdy mamy wystarczająco dużo problemów tutaj na Ziemi?”. Kongresman Barney Frank, który był przez trzy dekady jedną z ważniejszych osób planujących amerykański budżet, nazywa ambitne załogowe podróżowanie kosmiczne jako „luksus, w którym państwo nie powinno brać udziału dla własnej przyjemności” oraz „kompletną stratą czasu i pieniędzy”. Dramatyczne cięcia które dotknęły budżet NASA po Wyścigu Kosmicznym sugerują, że Frank nie jest jedynym amerykańskim politykiem który ma tego typu poglądy. Po pierwsze, Frank jest perfekcyjnie racjonalny – wszakże jak, mając na uwadze istotność takich rzeczy jak służba zdrowia, bezpieczeństwo narodowe, edukacja, a także ubóstwo, moglibyśmy robić miejsce na „budżet-przygody”? W takim świetle można przewidywać, ze tempo rozwoju Historii Kosmosu i Ludzi zostanie utrzymane na obecnym poziomie. Spędziłem ostatnich kilka miesięcy czytając, rozmawiając i myśląc niemal bez przerwy o tym, jak będą wyglądać następne rozdziały tej historii – i moje przypuszczenia dotyczące przyszłości teraz drastycznie się zmieniły. Myślę, że wszyscy będziemy mocno zaskoczeni. CZĘŚĆ 2: MISJA MUSKA Jak każdy z nas, Elon Musk ma kilka celów życiowych. Jednakże w odróżnieniu od reszty ludzi, jednym z tych planów jest umieszczenie miliona ludzi na Marsie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy, kiedy tłumaczyłem moim znajomym o czym piszę posty, zawsze padał temat Marsa. Reakcje na twarzy rozmówców wahały się od „Coooo?? Nie…” przez „Szkoda, aż dotąd myślałem że Elon Musk jest ciekawą postacią, ale teraz zdałem sobie sprawę że jest głupim stukniętym milionerem” aż po „Mogę się śmiać, czy Tim [autor oryginalnego tekstu – przyp. tłum.] bierze to wszystko na poważnie i się obrazi?” Jedyną reakcją jakiej nie uświadczyłem było „Super, to ma sens”. Rozumiem to – czułem dokładnie to samo jeszcze do niedawna. Zazwyczaj zdanie zawierające słowo „Mars” jest związane z jakąś ezoteryczną astronomią lub entuzjastami fantastyki. Z kolei słowo „kolonizacja” jest zwykle związane z historią. Tak więc nie spodziewamy się, że te dwa słowa wystąpią razem w prawdziwym świecie. Aby wytłumaczyć dlaczego Musk chce umieścić milion ludzi na Marsie, przedstawię wam dwóch obcych żyjących na podobnej do Ziemi planecie po drugiej stronie Drogi Mlecznej – Zurple i Quignee. Planeta Zurple i Quignee nazywa się Uvuvuwu i powstała 1,2 miliarda lat później niż Ziemia. Z uwagi na to, że wyewoluowanie prostych jednokomórkowców do złożonych jednokomórkowców zajęło jej tylko 300 milionów lat (na Ziemi zajęło to 1,6 miliarda lat), życie na Uvuvuwu prześcignęło nas, i osiągnęło poziom ludzkiej inteligencji już 11 milionów lat temu. Dzisiaj stworzenia na Uvuvuwu są dużo bardziej inteligentne niż cokolwiek co moglibyśmy sobie wyobrazić na Ziemi. Zurple i Quignee są przyjaciółmi odkąd poznali się w szkole 2,4 miliony lat temu i jedną z ich ulubionych czynności jest obserwowanie wschodzących inteligentnych form życia pośród Drogi Mlecznej i zakładanie się czy wyginą lub przetrwają i„zrobią to”. (Zurple i Quignee mają możliwość oglądania wszystkich planet w czasie rzeczywistym dzięki postępowi technologicznemu, którego nie bylibyśmy nawet w stanie zacząć rozumieć.) Obecnie uwaga Zurple i Quignee została przykuta do tego co się dzieje na planecie 143Snoogie, co jest ich nazwą na Ziemię. Ich zainteresowanie 143-Snoogie rozpoczęło się około 350 tys. lat temu, kiedy Zurple otrzymał alarm na aplikacji SzukaczInteligencji: Życie na 143-Snoogie osiągnęło zarodki inteligencji. Akurat w tym czasie był na lunchu z Quignee i kiedy wspomniał o tym powiadomieniu Quignee odparła: „Zakładam się jak 2 do 1 że oni wyginą”. Zurple zgodził się. Dlaczego nie? Zawsze jest ciekawie mieć grupę gatunków na uwadze i śledzić ich poczynania. Lecz obecnie, zaczynając od mniej więcej 100 lat wstecz, dwóch obcych zwraca dużo większą uwagę na formy życia na 143-Snoogie i dzisiaj są pozytywnie i silnie przykuci do tego co się dzieje na tej planecie. Jedną z rzeczy na którą mogą zwracać uwagę jest schemat wymierań w historii 143-Snoogie. Spójrzmy na to. Straszna rzecz o Wszechświecie Wymieranie gatunków jest czymś w rodzaju śmierci ludzi – dzieją się cały czas, w łagodnym i stałym tempie. Jednakże masowe wymieranie jest dla gatunków czymś w rodzaju wojen lub totalnych epidemii dla ludzi – niezwykłym wydarzeniem, które zabija ogromną część populacji za jednym zamachem. Ludzie nie doświadczyli nigdy masowego wymierania i jeżeli takowe by się wydarzyło to istnieje racjonalna szansa, że byłby to koniec dla rasy ludzkiej. Albo z takiego powodu, że samo wydarzenie by nas zabiło (np. kolizja z wystarczająco dużą asteroidą) albo uczyniłyby to skutki wydarzenia (coś co drastycznie zmniejsza zasoby żywności, zmienia temperaturę lub zmienia skład atmosfery). Wykres wymierania poniżej pokazuje wymierania zwierząt w miarę upływu czasu, traktując wymieranie morskie jako wskaźnik. Na wykresie zaznaczyłem pięć większych wymierań i wartość w % , ile gatunków wymarło w trakcie każdego z nich. Na wykresie nie zaznaczono nowego masowego wymierania w które wierzy dzisiaj wiele osób, i które miałoby być powiązane z wpływem ludzi na środowisko. Naturalnie występujące wymierania mogą być spowodowane przez wiele rzeczy. Wszechświat jest brutalnym i wrogiem miejscem, a my jesteśmy grupą słabych organizmów żyjących w delikatnej równowadze pomiędzy szeregiem precyzyjnych warunków. Jesteśmy tutaj, jak dotąd, ponieważ Wszechświat obecnie pozwala nam być. Poniżej krótka lista rzeczy które mogą nas wymazać: Bliska supernowa. Supernowa, największy wybuch we Wszechświecie, ma miejsce kiedy masywna gwiazda umiera. Jeżeli wydarzyłoby się to w promieniu 30 lat świetlnych od nas – co ma miejsce raz na 250 milionów lat – zabiłoby nas. Rozbłyski gamma. Rozbłyski gamma są najjaśniejszymi wydarzeniami we Wszechświecie. Mają miejsce kiedy jądro masywnej gwiazdy łączy się w coraz cięższe elementy i kiedy nie może się łączyć dalej to gwiazda zapada się w czarną dziurę, wysyłając w dwóch kierunkach rozbłysk tym absurdalny, że uwalnia on tak dużo energii w ciągu kilku sekund, ile Słońce uwolniłoby w trakcie swojego życia trwającego 10 miliardów lat. Rozbłyski gamma są znacznie rzadsze niż supernowe i zdarzają się w każdej galaktyce tylko kilka razy na milion lat. Jednak w przeciwieństwie do supernowych (które mają miejsce ok. dwóch razy w ciągu 100 lat w galaktyce takiej jak nasza) taki rozbłysk gamma mógłby zrujnować nas z dużo dalszej odległości gdziekolwiek w naszej galaktyce - jeśli tylko będzie skierowany w naszą stronę [rozbłysk w naszej galaktyce to klęska żywiołowa, a w promieniu 6000 lat świetlnych to kompletna zagłada – przyp. tłum., źródło]. Istnieją hipotezy mówiące, że pierwsze z pięciu masowych wyginięć z wykresu powyżej mogło być spowodowane poprzez rozbłysk gamma. Superrozbłyski słoneczne. Rozbłyski słoneczne mają miejsce cały czas, a pole magnetyczne Ziemi zwykle chroni nas przed nimi (jest to widoczne podczas zórz polarnych). Jednakże zaobserwowaliśmy w innych gwiazdach podobnych do Słońca sporadyczne superrozbłyski milion razy mocniejsze niż normalne rozbłyski na Słońcu. Taki superrozbłysk na Słońcu byłby do bani. Skoro już jesteśmy przy polu magnetycznym Ziemi… Odwrócenie się pola magnetycznego Ziemi. To może zdarzyć się w każdym czasie, kiedy tylko pole magnetyczne Ziemi pragnie uwagi – średnio dzieje się to raz na pół miliona lata. Samo odwrócenie nie jest problemem. To przejście jest niebezpieczne. Kiedy pole jest w trakcie procesu odwracania, istnieje wycinek czasu rzędu od 100 do 1000 lat kiedy pole magnetyczne jest osłabione do 5% swojej normalnej mocy. Jako że polegamy na polu magnetycznym jako ochronie, to byłoby niszczycielskie dla życia. Naukowcy dowodzili połączeń między odwracaniem się pola magnetycznego a masowymi wymieraniami. Czarna dziura. Czasami jeden z takich skradających się włóczęgów wchodzi w układy słoneczne nieproszony i sieje spustoszenie. Nawet nie przechodząc w bezpośredniej bliskości Ziemi, a np. w odległości miliarda mil od nas, wykrzywiłby orbitę Ziemską czyniąc ją bardziej eliptyczną, co zmieniłoby letnie temperatury na 150 F (65 ̊C), a zimowe temperatury na -50 F (-45 ̊C). Niefajnie. Nieprzyjaźni kosmici. Pozwolę to podsumować fizykowi Gerardowi O’Neillowi: „Zaawansowane zachodnie cywilizacje miały destruktywny efekt na wszystkie prymitywne cywilizacje z którymi się zetknęły, nawet w tych przypadkach, kiedy czyniono próby chronienia i osłaniania prymitywnych cywilizacji. Nie widzę powodu dla którego nie mogłoby to spotkać także nas”[źródło] Globalna epidemia. Film „Epidemia” bez tradycyjnego pozytywnego zakończenia w stylu Hollywood. Asteroida. Za dużo pisania na krótką listę, czas na BlueBox. Uderzenia asteroid są nieprzyjemne Blue Box Istnieją asteroidy i komety wędrujące wokół wszystkich części Układu Słonecznego, mające rozmiary kamyków ale też planet karłowatych. Jednak większość z nich znajduje się w trzech obszarach: 1) Pas planetoid pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza (asteroidy te mogłyby się połączyć w jedną, oddzielną planetę ale nigdy się to nie udało z uwagi na wysoką energię grawitacji Jowisza) 2) Dużo większy Pas Kuipera otaczający orbitę Neptuna 3) Dużo, dużo większy obłok Oorta, olbrzymia sfera obiektów otaczających Układ Słoneczny. Szybka orientacja w rozmiarach: jeżeli Układ Słoneczny jest monetą-pensówką (średnica 2 cm), z Neptunem jako czubkiem szpilki otaczającym krawędź monety (i orbita Ziemi jest tak mała, że wygląda jak mały punkcik w środku monety), pas planetoid jest cieniutkim okręgiem w centrum pensówki o średnicy 2 milimetrów. Pas Kuipera jest płaską okrągłą wstęgą na zewnątrz pensówki (jak pierścienie Saturna), narysowaną tak grubo, jakby była śladem pozostawionym przez koniec palca. Obłok Oorta nie jest płaskim dyskiem jak dwa poprzednie, ale sferą, zaczynającą się około 30 cm od pensówki we wszystkich kierunkach, i ciągnącą się przez kolejne 30 metrów we wszystkich kierunkach, czyniąc go większego od Spaceship Earth [atrakcja w parku Disneya, sfera o średnicy 50 m – przyp. tłum.]. Jeśli jesteśmy już tutaj, najbliższa gwiazda jest 90 metrów od pensówki, czyli nieco poniżej trzykrotności odległości między pensówką a zewnętrzną granicą Obłoku Oorta. Jeśli więc pensówka symbolizująca Układ Słoneczny jest na początku boiska do piłki nożnej, a najbliższa gwiazda jest końcówką szpilki na drugim końcu, to Voyager 1 (najszybciej poruszający się obiekt stworzony przez człowieka) , który oddalał się od nas przez 38 lat, oddalił się tylko 4 cm od pensówki. Czyni go to jednak najdalszym obiektem utworzonym przez człowieka. Muszę jednak przerwać te rozważania i wrócić do meritum postu, ale jest to trudne ponieważ bardzo podoba mi się ten paragraf. Wróćmy do asteroid. Możemy być uderzeni przez asteroidę lub kometę (będę używał słowa „asteroida” jako określenia opisującego obie opcje) która została wytrącona z swojej normalnej orbity poprzez kolizję lub perturbacje grawitacyjne (prawdopodobnie spowodowane przez albo Jowisza albo poruszania się w pobliżu gwiazdy). Asteroida nie musi być duża aby zniszczyć wszystko. W roku 1908 mała, 60 metrowa asteroida eksplodowała na niebie, 5-10 km ponad Syberią. Mimo dużej wysokości, spłaszczyła 80 milionów drzew. Jeżeli zrobiłaby to na ziemi, wybuch miałby siłę 1000 razy większą niż bomby zrzucone na Hiroszimę. Asteroida o średnicy tylko pół mili (0,8 km) wyniosłaby w powietrze tyle pyłu, że obniżyłoby to temperaturę o wiele stopni na wiele lat. W roku 1989 asteroida tego rozmiaru przecięła orbitę Ziemi dokładnie w punkcie, gdzie Ziemia znajdowała się sześć godzin wcześniej. A co z efektem uderzeń większych asteroid? Popatrzcie, że ślady po uderzeniach asteroid na Jowiszu są porównywalne z wielkością Ziemi. Słynna asteroida która zasmuciła dinozaury miała około 10 km średnicy. Jeżeli bylibyśmy taką trafieni, najpierw bylibyśmy potraktowani piekącą falą gorąca (10 razy gorętszą od powierzchni Słońca) w pobliżu miejsca uderzenia asteroidy. Byłby to wynik sprężania powietrza pod lecącą asteroidą, zbliżającą się z prędkością 100 razy większą niż pocisk karabinu. Ta niemal natychmiastowa fala uderzeniowa rozpierzchłaby się po powierzchni we wszystkich kierunkach, zwalając wszystko w promieniu setek mil. W tym momencie, z siłą ponad miliarda bomb zrzuconych na Hiroszimę, uderzenie wyniosłoby tysiące kilometrów sześciennych skał pochodzących z asteroidy oraz miejsca uderzenia. Powstałaby czarna ściana powyżej wysokości chmur widoczna przez każdego w tej części świata. Kiedy skały wracałyby na powierzchnię poprzez atmosferę, zamieniłyby się w tysiące kul ognia, co wznieciłoby ogromne pożary w miastach i lasach na całym świecie. Szybko cała Ziemia byłaby niesamowicie gorąca, nastąpiłaby seria trzęsień Ziemi oraz erupcji wulkanów, a niewyobrażalne tsunami nawiedzałyby każde wybrzeże. Następnie wzniosłaby się ogromna chmura pyłu i blokowałaby ona Słońce na miesiące lub nawet lata, powoli chłodząc Ziemię. Klimat nie byłby taki jak przed uderzeniem przez ponad 1000 lat. Wszystko to wskutek uderzenia przez coś, co gdyby Ziemia była trójpiętrowym pałacem, to miałoby to rozmiar pchły. Ziemia sama w sobie nie byłaby zbyt dotknięta przez uderzenia – ale warunki na powierzchni Ziemi byłyby bardzo zmienione z uwagi na to, jak bardzo są one delikatne. Tutaj jest stresujące wideo przedstawiające wszystko co tutaj opisałem. Najbardziej przerażające w tym wszystkim jest to, że asteroidy są praktycznie niewidoczne w Kosmosie i w związku z tym jest je bardzo trudno wykryć. Agencje kosmiczne i astronomowie-amatorzy śledzą niektóre potencjalnie niebezpieczne asteroidy, ale w wielu przypadkach nie wiedzielibyśmy że zbliża się asteroida dopóki nie zaczęłaby ona falować po niebie. Tak więc nawet jeśli jesteśmy na naszej bezpiecznej małej planecie w cichym i stałym Wszechświecie, jest to raczej jak bycie w lesie który aktualnie jest spokojny i pokojowy – ale w każdej chwili może spośród drzew wyłonić się przerażający, żądny krwi mięsożerca i zniszczyć większość życia tutaj, wycierając je z bytu. Wykres masowego wymierania powyżej opowiada 5 historii-horrorów z przeszłości kiedy spokojna Ziemia stała się miejscem niewyobrażalnych koszmarów dla wszystkiego co żyło tutaj w tamtym czasie. I to się wydarzy znowu – tutaj, gdzie siedzisz. Pytanie tylko: kiedy? Spójrz na 600-milionową historię zwierząt i wymierań: Patrząc na oś czasu widzimy, że podczas gdy czekają nas zdecydowanie złe rzeczy w przyszłości, to skala czasu jest tak ogromna, że prawdopodobieństwo wielkiej, egzystencjalnej katastrofy w najbliższej przyszłości jest bardzo małe. Jak małe? Aby to dobrze zrozumieć, przypuśćmy (na podstawie przeszłości) że jest wysoka szansa na masowe wymieranie w przeciągu najbliższych 50 milionów lat, co oznacza że jest szansa 1/50000 że wydarzy się to w przeciągu najbliższych 1000 lat. Proporcjonalnie, jest to taka sama szansa, jakby ktoś narysował znak X na ziemi i powiedział, że uderzy w ten znak piorun kiedyś w przeciągu najbliższego miesiąca. 1/50000 miesiąca jest to około minuta, zatem szansa na uderzenie pioruna w konkretny punkt w następnej minucie jest taka sama jak masowe wymieranie w następnym milenium. Innymi słowy, bycie na Ziemi przez kolejne 1000 lat powinno być związane z takim poczuciem bezpieczeństwa, jakie towarzyszyłoby podczas stania w pewnym miejscu przez minutę, wiedząc, że w to miejsce uderzy piorun w ciągu kolejnego miesiąca. Jeżeli tysiąclecie jest jedną minutą w przykładzie z piorunem, to czas życia człowieka jest równy 5 sekund. Pytanie więc, jak byśmy się czuli wchodząc na znak X na pięć sekund? Nie byłbym specjalnie zachwycony aby spędzić jakikolwiek czas na znaku X i te pięć sekund byłoby z pewnością bardzo stresujące. Ale wiem też, że z prawie całkowitą pewnością nic by mi się nie stało. Tak też powinniśmy się czuć żyjąc na Ziemi podczas naszego życia – przynajmniej rozpatrując rozważane wyżej katastrofy naturalne. I jeżeli myślisz tylko o swoim życiu, albo nawet o życiu następnych 10 pokoleń twoich potomków, bycie przywiązanym do Ziemi nie jest takie złe. Ale jeżeli troszczysz się o ludzkość jako gatunek, musisz na to patrzeć inaczej. Jeżeli ludzie pozostaną przywiązani na zawsze do Ziemi, to jest tak samo jakby ktoś planował stać na znaku X przez wiele miesięcy. Jak pokazuje wykres masowego wymierania powyżej, piorun uderza raz na każde dwa miesiące. Nie jest to dobry długoterminowy plan, prawda? Być może nasza technologia będzie mogła nam pomóc przetrwać kilka uderzeń piorunów prosto w twarz, ale wciąż byłoby potwornie trudno przejść przez to, ponieważ każde pojedyncze uderzenie pioruna ma potencjał nas wymazać. Spójrzmy na to z innej strony. Wyobraźmy sobie, że Ziemia jest dyskiem twardym, a każdy gatunek na Ziemi, włączając nas, jest arkuszem Excela na tym twardym dysku, i zawiera tryliony linijek danych. Używając naszej skróconej skali czasu, gdzie 50 milionów lat to jeden miesiąc, oto co następuje: Teraz jest sierpień 2015 Dysk twardy (czyli Ziemia) powstał 7,5 roku temu, czyli na początku 2008 roku Rok temu, w sierpniu 2014, dysk twardy został zapełniony arkuszami Excela (czyli jest to początek zwierząt). Od tego czasu powstawały nowe arkusze Excela, ale tez niektóre wyświetlały komunikat błędu i nie można było ich otworzyć (czyli gatunki które wymarły) Od sierpnia 2014 roku dysk twardy zepsuł się pięć razy (chodzi o masowe wymierania). Miało to miejsce w listopadzie 2014, w grudniu 2014, w marcu 2015, w kwietniu 2015 i w czerwcu 2015. Za każdym razem kiedy dysk twardy się psuł, restartował się kilka godzin później, ale tracił przy tym około 70% arkuszy Excela. Z wyłączeniem awarii z marca 2015, kiedy to 95% arkuszy zostało straconych. Teraz jest sierpień 2015, arkusz Excela Homo Sapiens został utworzony około 2 godzin temu. Jeżeli więc posiadałbyś dysk twardy z nadzwyczaj ważnymi arkuszami Excela, i wiedziałbyś że ten dysk jest skłonny do psucia się każdego miesiąca lub dwóch, z ostatnią awarią mającą miejsce pięć tygodni temu, co byś oczywiście zrobił? Skopiowałbyś dokumenty na drugi dysk twardy. Dlatego też Elon Musk chce wysłać milion ludzi na Marsa. Dlaczego milion ludzi? Ponieważ według oszacowań Muska jest to minimalna liczba, która wystarczyłaby do stworzenia samowystarczalnej populacji. W tym przypadku, samowystarczalna populacja ma prosta definicję – znaczy to, że gdyby na Ziemi zostało zniszczone życie, populacja na Marsie miałaby możliwość przetrwać, prosperować i rozwijać się. Nie byliby zależni od Ziemi pod żadnym względem. Trzeba zrobić kopalnie? Populacja Marsa musi posiadać inżynierów którzy wiedzą jak wykonać kopalnie i górników, żeby w nich pracowali. Potrzeba wybudować nowy szpital? Potrzeba wystrzelić rakietę aby naprawić zepsutego satelitę? Rozwinąć rolnictwo aby poradzić sobie z brakami żywności? Potrzebne są nagłe środki bo wybuchła wojna? Populacja Marsa musi mieć wszystko, aby podołać w tych przypadkach. Musk nie sądzi, aby 10 000 lub 100 000 ludzi było wystarczających – ale już milion będzie. Ta koncepcja – przekształcenie życia ludzkiego na sposób międzyplanetarny, z zachowaniem samowystarczalności – jest nazywany często „planetarną redundancją”. Musk nazywa to ubezpieczeniem na życie dla gatunków. Ja nazywam to robieniem kopii zapasowej dysku. Oczywiście, dysk twardy Mars nie jest bardziej niezawodny niż dysk twardy Ziemia. Będzie on podatny w większości na te same katastrofy co Ziemia, i także będzie się psuł co miesiąc lub dwa. Ale w większości przypadków, awarie będą miały miejsce w różnym czasie. Jeżeli jeden dysk zepsuje się naprawdę poważnie, i nasz arkusz Excela zostanie stracony, drugi z nich będzie nadal istniał – i prawdopodobnie będzie jeszcze mnóstwo czasu, aby wykonać nową kopię. Zatem umieściłeś drogocenny arkusz Excela na dwóch dyskach. Czujesz się znacznie lepiej. Ale jeżeli arkusz byłby dla ciebie naprawdę ważny, nie wystarczyłyby ci tylko dwie kopie. Chciałbyś wykonać jeszcze kilka kopi. Ale jakie inne opcje mamy? Dobry moment na BlueBox: Które planety są dobre do życia? Prześledźmy je. Merkury Merkury ma pecha być planetą orbitującą najbliżej Słońca, co można porównać do siedzenia przy stole obok 450 funtowego [200 kg – przyp.tłum.], agresywnego człowieka. I jeżeli byłbyś na Merkurym, podczas dnia byłoby 800 F (430 ̊C) – tak gorąco, że mógłbyś położyć kawałek ołowiu na ziemi i roztopiłby się on w kałużę. Na Merkurym prawie nie ma atmosfery, zatem kiedy paliłbyś się na śmierć, stałbyś także w niemal całkowitej próżni, która wydarłaby natychmiastowo powietrze z twoich ust i spowodowałaby wyparowanie wilgoci z twojej skóry. Brak atmosfery oznaczałby także, że byłbyś bardzo mocno wystawiony na działanie promieniowania słonecznego (Słońce wyglądałoby na 2,5 razy większe na niebie niż z Ziemi). Z drugiej strony, grawitacja Merkurego to zaledwie 38% grawitacji ziemskiej, więc mógłbyś głupkowato skakać (ale przecież natychmiastowo umarłeś). W tym momencie, czekałbyś niepokojąco aż nastanie pora nocna i mógłbyś się poczuć bardzo nieszczęśliwy dowiadując się, że na Merkurym doba trwa aż 58 ziemskich dób. Miesiąc później, kiedy w końcu nastała noc, byłbyś w najlepszym nastroju w swoim życiu zanim nie zorientowałbyś się, że temperatura teraz wynosi -280̊ F (-170 ̊C), czyli o 152 ̊F [80 ̊C – przyp. tłum.] zimniej niż zanotowana najniższa temperatura w historii Ziemi. Dzieje się tak z powodu braku atmosfery, która nie tworzy pułapki dla ciepła pobranego w ciągu dnia i nie jest możliwa jego dystrybucja na inne części planety. Nadal byś niekorzystnie stał w próżni. Musiałbyś spędzić cały miesiąc zamrożony na śmierć przed tym, aż w końcu mógłbyś się spalić na śmierć o wschodzie słońca. Twoim najlepszym wyborem na Merkurym byłby wybór miejsca w pobliżu biegunów, które będąc bardzo zimne i ciemne, przynajmniej mają lód; mógłbyś więc się nawadniać. W teorii, baza ludzka mogłaby być tutaj zbudowana, ale byłaby mała. Kiedy zapytałem Muska o Merkurego, nazwał go „piekielną norą”, co nagle zakończyło naszą rozmowę. Wenus Wenus, nie chcąc być gorszą pod względem nieprzyjazności, postarała się aby życie na Merkurym brzmiało jak siedzenie na plaży w Maui zajadając grillowane krewetki. Okazuje się, że próżnia jest uroczym miejsce w porównaniu do kompletnie odwrotnej sytuacji jaka panuje na Wenus – panującą tutaj niesamowicie gęstą atmosferą. Oto jak przebiegałaby wizyta na Wenus. Po pierwsze, powietrze w 96% składa się z CO2 i jest trujące do oddychania. Po drugie, kto zwraca uwagę na możliwości oddychania, podczas gdy byłbyś momentalnie zmiażdżony przez atmosferę, która napierałaby na ciebie ponad 90 razy bardziej niż atmosfera na powierzchni Ziemi. Ciśnienie byłoby takie jak na głębokości 1km pod powierzchnią oceanu – trzy razy głębiej niż rekord nurkowania z butlą. Jeżeli jakimś cudem byś to przetrwał, opór powietrza byłby tak duży, że poruszanie ręką odczuwalne byłoby tak, jak poruszanie pod wodą. Po trzecie, kto się przejmuje pierwszym lub drugim aspektem, ponieważ panuje tutaj temperatura 870 stopni Fahrenheita (465 ̊C). Wyobraź sobie nagrzewanie piekarnika tak, że może stopić ołów [327 ̊C – przyp. tłum.] i podgrzewanie go jeszcze o 138 stopni Celsjusza – taka temperatura panuje na całej planecie. W nocy (która znowu trochę trwa – wenusjański dzień jest dłuższy niż jego rok), temperatura Wenus pozostaje dokładnie taka sama z uwagi na grubą atmosferę, która więzi ciepło w środku. W ciągu dnia, obserwowałbyś całe to przyćmione światło pod rudawopomarańczową chmurą. Słońce widziane byłoby tylko jako zamglona, jaśniejsza i żółtsza część nieba. W nocy, żyłbyś pod bezgwiezdną czernią – to wszystko podczas bycia rozpłaszczonym na powierzchni. Przynajmniej nie byłoby tu żadnych robaków. Biorąc pod uwagę wszystko co powiedziałem, jestem pod dużym wrażaniem lądownika sowieckiej sondy Venera 13, który dotarł na powierzchnię Wenus w 1982 roku i dał radę przeżyć 127 minut – wystarczająco długo, by zrobić dwa zdjęcia. Jedyne zdjęcia prezentujące powierzchnię Wenus które mamy: Wiatr jest jednym z problemów, których nie doświadczysz na Wenus, gdzie poczujesz tylko lekką bryzę – ale kiedy wstąpiłbyś w górę atmosfery, szybko by się to zmieniło. Górne części atmosfery Wenus są nowym rodzajem piekła – wszędzie występują stałe wiatry o prędkościach dwa razy większych od najsilniejszych huraganów oraz krople kwasu siarkowego (ten sam typ kwasu używa się do oczyszczania rur kanalizacji) zasuwają prosto w twoją twarz. Typowa Wenus. Co ciekawe, jeżeli dotarłbyś na szczyt tej przykrej wenusjańskiej atmosfery, zostałbyś nagrodzony przez szokująco przyjazne życiu warunki. Miejscowo, na szczycie chmur znajduje się warstwa, gdzie temperatura i ciśnienie są zbliżone do wartości ziemskich. I ponieważ tlen i azot unoszą się z gęstej wenusjańskiej atmosfery (podobnie jak hel zachowuje się na Ziemi), powietrze w tym rejonie może być bliskie odpowiedniemu do oddychania. To doprowadziło do dyskusji wśród niektórych naukowców dotyczącej kolonizacji przez ludzi górnej części wenusjańskiej atmosfery, poprzez budowanie „miast zaprojektowanych tak, aby unosiły się na wysokości 50 kilometrów nad powierzchnią, w atmosferze Wenus” [źródło]. Kiedy zapytałem Muska o Wenus, byłem zaskoczony kiedy zasugerował że, ta planeta mogłaby być odpowiednia do zamieszkania „z niesamowitą trudnością”. Powiedział, że idąc tą drogą, używając zaawansowanej technologii, można by znaleźć rozwiązania dzięki którym zostałaby oczyszczona większość atmosfery. W ten sposób Wenus stałaby się opcją dla kolonizacji w dalekiej przyszłości. Mars Jeżeli Mars znajdowałby się na Ziemi, nikt nigdy nie chciałby się tam znaleźć. Ale w dyskusji dotyczącej zasiedlania planet innych niż Ziemia, z których wszystkie wyglądają jak koszmar pod względem życia na nich, perspektywa przeniesienia się na Marsa brzmi dziwnie dobrze. Mars jest zasadniczo chłodniejszy niż Antarktyda i wygląda jak pustynia w Arizonie z powietrzem, którym nie możesz oddychać i Słońcem, które promieniuje tak silnie, że może cię zabić, jeśli jesteś wystawiony na jego działanie zbyt długo. Każda część Marsa jest zdecydowanie mniej przyjazna do życia niż najmniej przyjazne miejsce do życia na Ziemi. Jednak warunki tam są wystarczająco sensowne, aby tam przeżyć. To wszystko dzięki potencjalnym skonstruowaniu przez ludzi „habów” [coś w rodzaju domów zabezpieczających przez nieprzyjaznymi warunkami – przyp. tłum.], małym szklarniom i wystarczająco dobrym skafandrom. Na Marsie jest nawet woda – jest jej dużo – uwięziona w lodzie na biegunach. Jeżeli jesteś w odpowiedniej części planety, w odpowiedniej porze roku, możesz się cieszyć wspaniałą pogodą: 70 ̊F (21̊C). Albo przynajmniej możesz wiedzieć że jest ona wspaniała, patrząc przez okno „habu”. Marsjański dzień („sol”) trwa około 24,5 godziny, co byłoby odpowiednie dla ludzi i roślin. Z grawitacją równą 38% ziemskiej, mógłbyś normalnie funkcjonować. Byłoby kilka fajnych profitów z niskiej grawitacji, jak na przykład możliwość zrobienia wsadu do obręczy zawieszonej na wysokości 15 stóp [4,5 m – przyp. tłum.] albo mieszkania na drugim piętrze apartamentowca i wychodzenie do pracy poprzez wyskakiwanie przez okno. (Grawitacja zmniejszona do 1/3 oznacza, że skok z wysokości X na Ziemi i z wysokości 3X na Marsie są takie same pod względem uderzenia w powierzchnię.) Najwspanialsza atrakcja turystyczna w Układzie Słonecznym również znajduje się na Marsie – jest to najwyższa góra Układu Słonecznego, Olympus Mons: Mogłaby ona pokryć Arizonę, co czyni że Mount Everest wygląda przy nim jak teren podgórski: Wspomnijmy też marsjański kanion, który czyni że Wielki Kanion wygląda przy nim jak małe nacięcie: Będzie o tym mowa dalej, ale w teorii, z wystarczającym wysiłkiem i technologią, ludzie mogliby dokonać terraformowania Marsa i kiedyś w przyszłości mieć przyjazną planetę z drzewami i oceanami oraz bez konieczności zakładania skafandra. Względne odległości między planetami BluerBox Jeżeli mamy się znacznie oddalić od Słońca, ustalmy jakie to mają być odległości. Aby to sobie uświadomić, podzielmy Układ Słoneczny na trzy w przybliżeniu równe części, każda o długości 1 miliarda mil lub inaczej 10 j.a. (j.a. – jednostka astronomiczna równa odległości Słońca od Ziemi): Pierwsza 1/3: Słońce do Saturna Druga 1/3: Saturn do Urana Trzecia 1/3: Uran do Neptuna Jeżeli więc Układ Słoneczny ma jeden jard (91 cm), to Saturn, Uran i Neptun znajdują się na końcu każdej stopy (odcinka 30 cm). Jowisz jest 6 cali [15 cm] (około 5 j.a.) od Słońca, rozcinając pierwszy odcinek w połowie, a pozostałe cztery planety są stłoczone w pierwszych dwóch calach pierwszej stopy [w pierwszych 5 cm pierwszego 30 cm odcinka - przyp. tłum.]: Jowisz, Saturn, Uran i Neptun Mam nadzieję, że cieszyłeś się z podłóg, ponieważ żadna z tych planet ich nie posiada. Opiszę dlaczego każda z dalszych czterech planet tak skończyła: 4,6 miliarda lat temu, w przestrzeni istniała ogromna chmura gazu kiedy nagle pewna perturbacja wyzwoliła proces jej kondensacji. Cała materia Wszechświata dobrze wie co to oznacza – nagle nastaje Czarny Piątek i rozpoczyna się szalony wyścig o to, kto zgarnie dla siebie jak najwięcej materii. Jak powie ci każda gwiazda lub planeta, kluczem do zwycięstwa jest wcześnie wyjść na prowadzenie. Jeżeli rozpoczniesz z dużą masą, będziesz miał dużo łatwiej zbierać więcej masy i stając się coraz większym, dalej powiększając swoją przewagę. Kiedy jest już widoczny wczesny lider, trudno go dogonić. Końcowy zwycięzca pozostaje gwiazdą – każdy inny kończy jako gapiąca się planeta-paparazzi krążąc wokół gwiazdy przez 10 miliardów lat, aż w końcu gwiazda kończy życie, odchodzi, i rozpoczyna się nowa gra. W przypadku naszego Układu Słonecznego, Słońce zgarnęło wygraną zbierając około 99,8% całkowitej materii z obłoku gazu, która była w grze. W tym punkcie następuje krwawa walka o pozostałe skrawki. Ci, którzy zdołają zebrać wystarczająco dużo, będą mieli przynajmniej godność zostać planetą. Ci, którzy będą próbować i przegrają, będą cierpieć hańbę, spędzając 10 miliardów lat jak paparazzi planety – pokorne księżyce. Niefortunna materia, która nie zostanie ani gwiazdą, ani planetą, ani księżycem, zostanie stracona pozostając albo asteroidą – bezdomnym Układu Słonecznego – albo będzie pochłonięta przez większe ciało i straci na zawsze swoją tożsamość. Ciężkie życie. W trakcie tego wyścigu nastał niezręczny moment. Czasami istnieje pewna materia niewystarczająco doświadczona, aby znać złotą zasadę formacji układu gwiezdnego – wiedz kiedy jesteś pokonany. Merkury, Wenus, Ziemia i Mars odczytały sygnały wcześnie i widziały że Słońce ma bardzo duże prowadzenie, porzuciły aktorzenie i dały sobie spokój. Zmieniły bieg i zaczęły pracować nad tym, aby zostać planetami. Z drugiej strony, cztery gazowe olbrzymy kontynuowały swoje działania, zbierając gaz w smutnej i desperackiej próbie odwrócenia losu wyścigu. I kiedy to robisz, kończysz źle – jako dziwaczna „prawie-ale-nie-do-końca-gwiazda”. Jowisz składa się z wodoru i helu, tak jak Słońce, ale w przeciwieństwie do niego Jowisz nie posiada wystarczająco masy aby zainicjować fuzję. Ma tylko tyle masy, aby każdemu przypominać swą nieudaną gwiazdorską próbę. Gazowe giganty oczywiście nie przyznają się do tego. Kiedy było już w zupełności jasne, że nie zostaną gwiazdami, wszystkie cztery zmieniły taktykę i udawały, że zawsze chciały pozostać planetami. Teraz pozostały na depresyjnym odludziu pomiędzy gwiazdą i normalną planetą i spędzą 10 miliardów lat jako nadęte planety bez powierzchni. Nikt nie chce być planetą bez powierzchni. Nie jesteśmy do końca pewni co się dzieje w środku gazowego olbrzyma jakim jest Jowisz. Jeżeli próbowałbyś się przekonać co tam jest i zbliżał się, pokonując górne chmury, silna grawitacja (2,5 razy większa od ziemskiej) przyciągałaby cię coraz mocniej i mocniej. Odczuwałbyś, że wokół jest coraz ciemniej i goręcej, a ciśnienie stale wzrasta. W końcu byłbyś w całkowitej ciemności, a temperatura przekroczyłaby temperaturę powierzchni Słońca. Biorąc pod uwagę masywną atmosferę ponad tobą, cały gaz wokół byłby tak sprężony, że nie mógłbyś go odróżnić od stanu ciekłego (nazywa się to stanem nadkrytycznym). Wodór byłby tak sprężony, że elektrony zaczęłyby przepływać między atomami, zamieniając się w ciekłe morze elektrycznie przewodzącego metalicznego wodoru. Nie jest jeszcze powiedziane, czy gdybyś dotarł do samego środka planety, to trafiłbyś na stały rdzeń. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że ludzie nie będą się nigdy przenosić na Jowisza. Albo Saturna. Albo Urana. Albo Neptuna. Tam gdzie ludzie mogliby ewentualnie się przenieść, to duże, skaliste, pokryte lodem księżyce Jowisza i Saturna. Moglibyśmy być może przenieść się na nasz własny Księżyc, ale jest to tylko łagodniejsza wersja Merkurego – temperatury dzienne mogą zamienić wodę w parę, a temperatury nocne mogą skondensować tlen gazowy w ciecz. I nie ma zabezpieczenia przed promieniowaniem słonecznym. I okres obrotu wokół własnej osi wynoszący 28 dni oznacza, że rośliny musiałyby znieść dwa tygodnie w ciemności – nie byłoby to łatwe. Kiedy zapytałem Muska gdzie, poza Marsem, ludzie potencjalnie mogliby się przenieść, odparł że jest garstka odpowiednich miejsc, pod warunkiem że nasza technologia odpowiednio się rozwinie: kilka księżyców, kilka największych asteroid, nawet Merkury i Wenus jeżeli naprawdę jesteś szalony. Ale zakończył stwierdzeniem: „Myślę, że Mars jest zdecydowanie najlepszą opcją”. Zanim wrócimy do nie-niebieskiej, normalnej części artykułu, możemy docenić jak dobrze brzmi teraz życie na Ziemi?? Chodzi o przywilej mieszkania w pokojowej temperaturze, jedna atmosfera ciśnienia, grawitacja równa g, lekkie wiatry, wodne deszcze, obfite ciekłe oceany, magnetyczna i atmosferyczna osłona przed Słońcem, wszędzie jedzenie oraz powietrze, które możesz po prostu wdychać. Potrzebujesz wielką ilość różnych warunków, aby były dokładnie właściwe, abyś mógł po prostu spacerować na zewnątrz bez skafandra. Tak więc doceńmy wszyscy luksus życia na Ziemi przez następne siedem minut, zanim wszyscy jednocześnie zapomnimy o tym i będziemy mieli to gdzieś na zawsze. Zatem powtórzmy. Jak dotąd ustaliliśmy co następuje: Wykonanie kopii zapasowej ludzkości jest krytyczną i konieczną rzeczą do wykonania. Gdybyśmy „trzymali wszystkie jajka w jednym koszyku” bylibyśmy łatwo podatni na masowe wymieranie Mars jest zdecydowanie najlepszym miejscem do wykonania kopii zapasowej ludzkości Lecz z rozwojem technologii moglibyśmy stworzyć więcej kopii poprzez kolonizację dziesięciu lub więcej obiektów takich jak księżyce, asteroidy i planety w Układzie Słonecznym Jeszcze jedna ciekawa opcja: naukowcy rozważali wiele pomysłów super-wyglądających, sztucznie stworzonych konstrukcji, tzw. „space habitats” [kliknij w link żeby poczuć co to jest. To zbudowane przez człowieka ogromne konstrukcje wysłane w kosmos i unoszące się w przestrzeni. Znajduje się na nich wszystko co potrzeba do życia i w środku przypominają zwykłe miasta – przyp. tłum.]. Obecne pomysły ograniczone są tylko naszą własną wyobraźnię. Ja jednak jestem sobie w stanie wyobrazić, że w przyszłości życie na planetach będzie odbierane przez ludzi przyszłości jako tak prymitywne, jak my odbieramy ludzi prehistorycznych żyjących w jaskiniach. W ostatnich kilku tysiącach lat, ludzie wymyślili koncepcję bycia „w środku” i obecnie prawie wszyscy ludzie myślą o domu jako o czymś „w środku”. Być może kiedyś w przyszłości, wielki, sztuczny space habitat, który ma góry, rzeki, drzewa i miliony ludzi będzie równy naszemu wynalazkowi życia „w środku” i będzie dotyczył całego świata. I martwienie się o pogodę i trzęsienia ziemi i trafienie przez asteroidę będzie jak martwienie się jaskiniowca o bycie zaatakowanym przez grupkę wilków kiedy śpi. Być może. Bądź co bądź, kiedy już miliony ludzi będą na wielu różnych ciałach, naturalnych lub sztucznych, to arkusz Excela jest całkiem bezpieczny i ludzkość powinna być zdolna przetrwać przez długi, długi czas. O, jeszcze coś Oczywiście, wszystkie te wszystkie twarde dyski znajdują się w naszym Układzie Słonecznym, i jeżeli wszystkie twoje dyski znajdują się w jednym domu to masz problem kiedy twój dom spłonie. Nieszczęśliwie używamy dysku, którego przeznaczeniem jest awaria, ale także żyjemy w domu, który z pewnością kiedyś się spali. Słońce jest mniej więcej w połowie swojego życia. Poniżej znajduje się Akt II: Po sterroryzowaniu Ziemi, Słońce będzie się rozszerzać nadal i zamieniać nasz każdy potencjalny dom na miejsce niezdatne do życia. Szczęśliwie, posiadamy zielone okienko, które pozwala nam coś z tym zrobić. Musk zauważa, że jesteśmy teraz w 90% drogi od początku Ziemi do momentu, w którym wyparują oceany, temperatura będzie zbyt wysoka dla życia, a całe skomplikowane życie wymrze. Zatem: „jeśli inteligentne życie potrzebowałoby 10% więcej czasu aby się rozwinąć, to nigdy by się nie rozwinęło”. Biorąc pod uwagę naszą ewolucję, przyszliśmy w dziewiątym z dziesięciu okresów umożliwiających życie na Ziemi. W samą porę, w najwyższym czasie. Teraz musimy wymyślić jak dokonać ekspansji poza naszą planetę i w końcu poza nasz Układ Słoneczny, zanim będziemy strąceni w wieczny niebyt. Jednak dobrą wiadomością jest to, że skala osi czasu jest ogromna. Złe zachowanie Słońca nie rozpocznie się przez szalenie długi czas i jeśli dotrwamy do końca zielonego okienka to nasza technologia będzie rozwinięta na tyle, że pozwoli nam na jedno z poniższych: A) łatwo podróżować w bezpieczne części Układu Słonecznego jeżeli byłoby to potrzebne, B) zostać międzygwiezdnym gatunkiem, który może się rozprzestrzenić na inne, przyjazne życiu układy gwiezdne w galaktyce, C) stworzyć bezpieczne „space habitats”, które mogą wytworzyć energię bez udziału gwiazd – albo poprzez technikę jądrową, albo, chętniej, przez zaawansowane techniki których nie możemy sobie wyobrazić. Zatem nasza lista „do zrobienia” wygląda następująco: 1) Zrobić nas niezależnymi od Ziemi (poprzez zrobienie nas międzyplanetarnymi) zanim coś spowoduje nasze wymarcie na Ziemi. Co dam dużo czasu aby: 2) Zrobić nas niezależnymi od Układu Słonecznego zanim Słońce zniszczy nasz Układ. Jeżeli chodzi punkt 1) to rzeczywiście, masowe wymarcie może się zdarzyć kiedykolwiek, ale jeżeli przeznaczymy kolejne kilka tysięcy lat na opracowanie jak wydostać się poza Ziemie, są szanse że „wykonamy swoją kopię” zanim stanie się cokolwiek katastroficznego. Zatem wygląda to wszystko rozsądnie i pod kontrolą – ale wróćmy do Zurple i Quignee. Jeżeli dzielą nas jeszcze tysiące, a zapewne miliony lat od jakiegoś strasznego wydarzenia – dlaczego tych dwoje jest tak zainteresowanych tym co się dzieje na 143-Snoogie akurat teraz? Straszna rzecz o ludzkości W celu podkreślenia jak dużą wartość miałoby zostanie międzyplanetarną cywilizacją, Musk często mówi o tym, jak postrzeganie historii w większej perspektywie (rozważanie coraz większego zakresu czasu) pokazuje prawdziwe znaczenie wydarzeń. Im większy zakres czasu obserwujesz, tym „większy” zwrot w wydarzeniach musi nastąpić, aby pozostać widocznym w tej skali. Możesz się pobawić w grę w powiększanie zakresu w fizycznym świecie. Stąd gdzie siedzisz ulice, domy i samochody są znaczącymi obiektami. Ale z samolotu wszystkie te rzeczy się rozmywają i tylko duże rzeczy takie jak miasta, jeziora i góry mają znaczenie. Z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) jedynie kontynenty i oceany mają znaczenie. Dalej, tylko planety i gwiazdy. Jeszcze dalej, tylko całe galaktyki. Ten sam pomysł ma zastosowanie gdy patrzysz na historię świata i „oddalasz” się od niej (postrzegasz większy zakres czasu). Było to opisane w innym artykule. Aby zrobić codzienne wydanie wiadomości, wystarczy wziąć pod uwagę wydarzenia takie jak jakiś skandal, ruch na światowych rynkach, rabunek, protest, wydarzenie sportowe lub spotkanie dwóch polityków. Wydarzenia te są dość małe, ale taka jest rozdzielczość naszego „filtra znaczenia”. Kiedy oddalamy się tak, aby objąć cały rok, to jest jakbyśmy wzbijali się samolotem z ziemi w powietrze. Jesteśmy zbyt daleko, aby dostrzec większość wydarzeń z każdego dnia i zlewają się one z tłem. Z tej odległości, tylko wydarzenia o największym znaczeniu są widoczne, i większe, nadrzędne historie (niewidoczne z bliska) zaczynają przybierać pewne kształty: ohydny atak terrorystyczny, ważne wybory, nowy produkt lub usługa, które zmieniły świat. Patrzenie na całe tysiąclecie jest jak patrzenie na planetę z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Duże historie z całego wieku są jak kontynenty i oceany, które nie mogą być dostrzeżone z pokładu samolotu: zmieniająca się kultura lub zmiany polityczne, wojny oraz inne wielkie tragedie i to, jak one zmieniają świat, przełomy naukowe i światowe rewolucje techniczne. Jeżeli oddalimy się tak, aby objąć kilka tysięcy lat, kształtują się nawet większe linie historyczne – narodziny i upadki imperiów, światowe religie, nowe podejścia do zrozumienia nauki lub etapy rozwoju technologicznego, zjawiska które zmieniają świat na wieki takie jak epoka imperializmu, rewolucja przemysłowa lub narodziny państw narodowych. Oddalając się tak, by dostrzec 100 000 lat możemy zobaczyć całą historię naszego gatunku. Widzimy wielkie migracje, rozwijanie języka, rolnictwa i pisma oraz ewentualnie narodziny przemysłowego świata. Jednakże cały czas oddaliliśmy się zbyt mało, aby zobaczyć całą linię historyczną życia. Historia życia porusza się dużo wolniej niż historia ludzi. Nawet oddalając się tak, aby widzieć 10 milionów lat, możemy dostrzec tylko ślady na ścieżce historii życia. W naszej linii ewolucji, możemy zobaczyć wzrastającą dywersyfikację wielkich małp, podział szczepów ludzi i szympansów i ewolucję homo genus, co w końcu doprowadziło do ludzi. I to jest właśnie rodzaj rzeczy które możesz dostrzec w innych częściach historii przy tej skali – nic wielkiego, w większości po prostu zwroty w istniejącej biologii. Przy skali obejmującej 500 milionów lat, możemy zobaczyć wielką historię zwierząt. Cały ten wzrost w złożoności, podczas którego pojawiły się ryby, potem owady, potem gady, a potem ssaki, a także narodziny i upadek dinozaurów. Stąd, pięć masowych wymierań jest żywych w naszych oczach. Kiedy oddalimy się jeszcze bardziej - aby objąć 3,8 miliarda lat – (skąd możemy zobaczyć początki życia na jednym końcu, a dzisiejszy dzień na drugim końcu) co takiego możemy dostrzec co kwalifikuje się jako znaczące? Widzimy proste komórki, potem złożone komórki, a potem życie wielokomórkowe. Widzimy jak życie staje się różnorodne, wychodzi z oceanu na ląd i w końcu, dzięki nadejściu ssaków, osiąga wysoką inteligencję. Włączanie ssaków i inteligencji na listę najbardziej znaczących skoków wydaje się egocentryczne, ale nie jest. Jest tak dzięki świadomości, że życie może wykonać teraz nowy, wielki skok – stać się międzyplanetarne. Jeżeli ludzie staliby się samowystarczalni na Marsie, byłby to taki zwrot akcji w całej ziemskiej biologii, że byłby widoczny nawet ze skali obejmującej największy zakres czasu – to byłoby wydarzenie na takim poziomie. Kiedy na to patrzysz z tej strony, zauważasz, że nazwanie przez Neila Armstronga lądowania na Księżycu „wielkim skokiem dla ludzkości” nie jest odpowiednim opisem. Lądowanie na Księżycu jest takiej samej kategorii jak umieszczenie pierwszego człowieka w Kosmosie lub wdrapanie się pierwszego człowieka na Mount Everest – jest to wielkie osiągnięcie ludzkości. Podobnie wejście pierwszego morskiego stworzenia na suchy ląd po to, by leżeć przez minutę i być potem zabranym przez fale z powrotem do oceanu, nie może być zakwalifikowane jako wielki skok dla życia. Tak samo nie powinno być zakwalifikowane lądowanie na Księżycu. To dopiero wtedy, gdy pewna zmutowana ryba zaczęła żyć na lądzie w sposób możliwy do podtrzymania, odbył się wielki skok życia. I w ten sam sposób to kolonizacja Marsa na stałe byłaby wielkim skokiem dla ludzkości. Ale czy nie powinniśmy się zatrzymać na chwilę i zauważyć, że jest nieco dziwne iż po 3,8 miliardach lat (38 000 000 wiekach) twierdzę, że w tym stuleciu możemy być świadkami wielkiego skoku na równi z sześcioma czy siedmioma wielkimi skokami w historii? Jak to możliwe? I czekaj, to coś mi przypomina. Kiedy zgłębialiśmy temat sztucznej inteligencji to zdecydowanie wyglądało to na, A) coś, co może przerodzić się w superinteligencję w następnym wieku oraz B) coś, co może na stałe i dramatycznie oddziaływać na całe życie na planecie (na lepsze lub na gorsze). Czy to także kwalifikowałoby się na potencjalny wielki skok? Oraz – podczas gdy nasze rozumienie ludzkiego genomu oraz rozwój inżynierii genetycznej postępują szybko do przodu – czyż nie jest wyobrażalne, że w przeciągu 100 lat, nauka odkryje jak utrzymywać ludzi przy życiu znacznie dłużej niż normalna biologiczna długość życia. I czy nie będą dokonywane procesy odmładzania ludzi? Jeżeli to by się wydarzyło i pokonalibyśmy starzenie, czy to także nie byłby duży wpis na liście znaczących wydarzeń w historii? Co się do licha dzieje?? Albo jestem beznadziejnie naiwny albo teraz jest bardzo szczególny czas do życia. Poniżej napisałem co moim zdaniem ma miejsce: Jak już wspomniałem, wskaźnik rozwoju może wzrastać ekspotencjalnie, ponieważ kiedy mamy wysoki rozwój, pozwala to na szybszy rozwój, powodujący wyższy rozwój itd. i w ten sposób rozpoczynana jest reakcja łańcuchowa, a rozwój szybuje w górę. Możemy to zobaczyć na serii wskaźników szybkiego wzrostu: Wpływ prehistorycznych ludzi na środowisko naturalne był dużo, dużo większy niż normalnie, biorąc pod uwagę przedział 100 000 lat – żaden inny gatunek nie zmienił tak dużo, w tak dużym zakresie, w tak krótkim czasie. Przybliżając się, zaawansowanie ludzkości w ciągu ostatnich 10 000 lat, poczynając od rewolucji rolniczej była dużo, dużo większa niż zaawansowanie ludzkości w innym, wcześniejszym okresie równym 10 000 lat. Przybliżając się ponownie, rozkwit przemysłu i technologii w ostatnich dwóch wiekach, poczynając od rewolucji przemysłowej, tj. między latami 1815 a 2015 bardzo, bardzo przewyższa zaawansowanie z każdego okresu równego 200 lat z wcześniejszej historii ludzkości Jeżeli złożysz te wykresy razem, otrzymasz właściwy trend: Zatem może nie jestem naiwny – może istnieje odpowiednia przyczyna aby wierzyć, że żyjemy w takim miejscu wzrostu ekspotencjalnej krzywej rozwoju, w jakiej nikt dotychczas nie żył. I od kiedy rozwój stał się silny, nasz gatunek ma bezprecedensową ilość zdolności aby wpływać na pewne rzeczy. I w pewnym miejscu, ta moc jest na tyle potężna, że może być osiągnięty w ciągu wieku pewien ogromny skok, porównywalny do osiągnięć mikroorganizmów i zwierząt. Kiedy gatunek staje się na tyle potężnym, że jest w stanie osiągnąć znaczący skok w ciągu jednego stulecia, może istotnie „zgrywać boga”, na wiele różnych sposobów. Nazwijmy to Boskim Punktem. Jeżeli postęp rzeczywiście przyspiesza, jest sensowne stwierdzenie, że zaawansowane gatunki w końcu osiągną Boski Punkt i wygląda na to że jest wiele powodów że ludzie już tam są, albo są bardzo blisko. Postęp w dziedzinach takich jak podróże kosmiczne, sztuczna inteligencja, biotechnologia, fizyka cząstek, nanotechnologia i zbrojenia otwierają drzwi do listy niewyobrażalnie wielkich wpływów na przyszłość. Na tej długiej liście pozytywnych aspektów rozwoju, które mogą wynieść ludzkość na terytoria na których nie wymrą, znajduje się nawet większa liczba strasznych scenariuszy które mogą wymazać nasz gatunek, albo nawet zniszczyć całe życie. Są to m.in. sztucznie zaprojektowane plagi-epidemie, katastrofy w zderzaczach cząstek, niekontrolowana reakcja łańcuchowa nanorobotów, nieprzyjazna sztuczna inteligencja i zmiany klimatu. Tych kilku rzeczy nie jesteśmy jeszcze jednak w stanie pojąć, ponieważ nie mamy jeszcze odpowiednio rozwiniętej technologii. Większość dzisiaj rozważanych zarówno dobrych jak i złych scenariuszy zapewne się nie wydarzy, ale niektóre pewnie tak – w szczególności gdy technologia będzie ciągle się rozwijać. Rzeczywistość jest taka, że żyjemy w czasie kiedy moglibyśmy doświadczyć wiele wydarzeń w ciągu naszego życia tak wpływowych jak życie wychodzące z morza na ląd. Możemy być nie tylko na początku wielkiego skoku czyniącego życie międzyplanetranym, ale możemy być także na początku innych wielkich skoków. Są także inne znaki mówiące o tym, że teraz jest niezwykły czas do życia: Przez 99,8% ludzkiej historii, populacja ludzi wynosiła poniżej 1 miliarda ludzi. W ostatnich 0,2% tej historii przekroczyła ona 1,2,3,4,5,6 i 7 miliardów. Do czasów ok. 25 lat wstecz, nigdy na naszej planecie nie było czegoś takiego jak „globalny mózg” z boskim dostępem do informacji i komunikacji. Dzisiaj mamy Internet. Po tym, jak przez 99 800 lat ludzkiej historii ledwo co wykorzystywaliśmy energię, w ostatnich dwustu latach nagle wepchnęliśmy się w Epokę Paliw Kopalnych, wyciągając ogromne kawały energii umieszczonej pod ziemią, jeszcze nie bardzo rozumiejąc skutków takiej działalności. Przez 999 z ostatnich 1000 wieków ludzie chodzili albo jeździli konno. W tym wieku podróżujemy samochodami i samolotami i lądujemy na Księżycu. Jeżeli pozaziemskie życie szukałoby jakiegoś innego życia we Wszechświecie, byłoby nas znacznie łatwiej odnaleźć – wysyłamy bowiem w Kosmos miliony sygnałów. Ze średnią jednego masowego wymierania na każde 100 milionów lat odkąd istnieją zwierzęta, możemy aktualnie przez przypadek projektować kolejne, szóste wymieranie. Jeżeli nieco się oddalimy i spojrzymy na tę całą sytuację, powinno być jasne, że nic co się teraz dzieje nie jest normalne. Obecni ludzie mają DUŻO więcej zdolności niż jakiekolwiek życie miało kiedykolwiek na Ziemi. Wygląda też na to, że jeżeli w ciągu miliarda lat pewien pozaziemski historyk napisze artykuł o historii Ziemi, to czas w którym żyjemy – niezależnie od tego jak historia potoczy się dalej – będzie zajmował większość tego artykułu. Dlatego Yurple i Quignee są tak zainteresowani sytuacją. Patrz na swoje telefony i widzą nowe powiadomienie z aplikacji SzukaczInteligencji: Życie na 143-Snoogi osiągnęło Boski Punkt. Zurple i Quignee nie czekają na uderzenie asteroidy w Ziemię, na śmierć Słońca lub pobliską supernową. Oni czekają żeby zobaczyć co wydarzy się w ciągu następnych stu lat. Na tym właśnie polegał ich zakład. Kiedy życie na planecie osiąga wysoką inteligencję, to zazwyczaj oznacza, że są kilka tysięcy lat od ich momentu zrób-albo-zgiń. Ich rozwój będzie postępował coraz szybciej i szybciej, aż w końcu osiągną Boski Punkt, co daje im zdolność do zakończenia na zawsze kruchości gatunków, ale także może doprowadzić do ich przypadkowego wymarcia – i o to właśnie chodzi, co nastąpi pierwsze. Dlatego też pierwszy alarm SzukaczaInteligencji powiedział że życie tutaj osiągnęło „zarodki inteligencji” – ponieważ z perspektywy dużego oddalenia, osiągnięcie początków inteligencji można koncepcyjnie porównać do płodu. Jednak dopiero osiągnięcie Boskiego Punktu zdeterminuje, czy nastąpi poronienie czy narodziny nowego, długookresowego inteligentnego gatunku. Te gatunki, które osiągną Boski Punkt, potem wkroczą w następujący nieuchronny chaos i jakoś przetrwają go pozostając przy życiu i „zrobią to”, mogą oficjalnie przystąpić do kosmicznej społeczności dorosłych, nieśmiertelnych i inteligentnych gatunków. Zurple i Quignee zwracali uwagę na 143-Snoogie z uwagi na ich zakład, ale każde życie we Wszechświecie osiągające Boski Punkt jest dużym wydarzeniem i dobrym sportem do kibicowania. Tak więc ostatnie, 143-Snoogie stało się istotnym punktem każdych informacji na całym Uvuvuwu i każdy śledzi historię czy 143-Snoogie da radę czy nie. Jeżeli istnieje choć mała szansa że to co piszę jest prawdą i rzeczywiście osiągnęliśmy pewien rodzaj szczytu w postępie, kiedy mamy wszystkie nowe możliwości, z nieznanymi i nieprzewidywalnymi konsekwencjami – oraz jeżeli jesteśmy zupełnymi amatorami w posiadaniu takich możliwości, to… Czyż teraz prawdopodobnie nie jest najlepszy czas aby wykonać kopię zapasową dysku? Wszystko co musisz zrobić, to postawić się na miejscu Quignee – wyobraź sobie, że kibicujesz przeciwko pewnym odległym gatunkom. Masz mnóstwo pieniędzy w stawce, i bardzo chcesz żeby wyginęli. W takiej sytuacji, jak bardzo załamany jesteś, jeżeli gatunkom udaje się przekształcić życie w wariant międzyplanetarny? Ludzie kolonizujący Marsa są ostatnią rzeczą, jaką Quignee chciałaby żeby się wydarzyła. Oczywiście, pewne typy katastrof mogą wymazać gatunki nawet wtedy, gdy te żyją na wielu planetach. Jednak jest o wiele łatwiej aby gatunek wymarł, kiedy „wszystkie jaja złożone są w jednym koszyku”. Wykonanie kopii zapasowej znacznie większa szanse gatunku na przetrwanie. W tym samym czasie, po drugiej stronie stołu, Zurple patrzy się uważnie na ekran, mrucząc „No dalej, dalej….”. Jego ekran pokazuje na przemysłowe budowle w Hawthrone w Kalifornii – tam, gdzie mieści się centrala SpaceX. ----------Nie tylko Musk myśli o Marsie. Stephen Hawking kiedyś powiedział: Nie sądzę, aby gatunek ludzki przetrwał następne kilka tysięcy lat, jeżeli nie wyruszymy w przestrzeń. Napotkamy na wiele zagrożeń dla naszego przetrwania, poczynając od wojen nuklearnych, katastroficznego globalnego ocieplenia i genetycznie zaprojektowanych wirusów; liczba ta prawdopodobnie będzie wzrastać w przyszłości, wraz z rozwojem nowych technologii, i powstaną nowe drogi potoczenia się źle naszej historii. Musimy rozszerzyć nasze horyzonty poza Ziemię jeżeli mamy mieć przed sobą naprawdę długą przyszłość, wyruszyć w przestrzeń i w kierunku innych gwiazd; wszystko po to, aby katastrofa na Ziemi nie oznaczała końca rasy ludzkiej. Kiedy wyruszymy w przestrzeń i założymy niezależne kolonie, nasza przyszłość powinna być bezpieczna. Profesor Uniwersytetu Princeton, J. Richard Gott powiedział: W roku 1970 każdy myślał, że do tego czasu będziemy mieli ludzi na Marsie, ale nie wykorzystaliśmy tej możliwości. Powinniśmy szybko to zrobić, ponieważ kolonizacja innych światów jest naszą najlepszą szansą na „zabezpieczenie naszych zakładów” oraz ulepszenie perspektyw przetrwania dla naszego gatunku. Wcześniej czy później coś nas zabije jeżeli pozostaniemy na jednej planecie. Pewnego czasu, kiedy będziemy w kłopotach, chcielibyśmy mieć na kolonię na Marsie, ale wtedy może być już za późno. Administrator NASA Michael Griffin: W dłuższej perspektywie czasu, gatunki zamieszkujące tylko jedną planetę nie przetrwają… Jeżeli my, jako ludzkość, chcemy przetrwać setki tysięcy lub miliony lat, musimy w końcu zamieszkać inne planety…. Pewnego dnia będzie więcej ludzi żyjących poza Ziemią niż na niej. Pisarz science-fiction Larry Niven być może wyraził to najlepiej: Dinozaury wymarły ponieważ nie posiadały programu kosmicznego. I jeżeli my wyginiemy wskutek braku programu kosmicznego, w pełni sobie na to zasłużymy! Tym, co najbardziej martwi Muska jest paradoks Fermiego. Ten ciekawy fakt, że nigdy nie zobaczyliśmy żadnego dowodu na istnienie życia pozaziemskiego, wzbudza w Musku podejrzenie, że istnieje „wiele jednoplanetowych wymarłych cywilizacji”. Musk ostrzega: „Jeżeli jesteśmy bardzo wyjątkowi, to lepiej wykształćmy wieloplanetarną ludzkość szybko, ponieważ jeżeli cywilizacja jest rzeczywiście cienka i słaba, to musimy zrobić wszystko co w naszej mocy aby być pewnym, że nasza i tak już mała szansa na przetrwanie będzie znacząco poprawiona.” Takie były przemyślenia Muska w 2001 roku, kiedy przyjaciel zapytał się go o jego plany po PayPalu. Musk opowiada o tej rozmowie: „Powiedziałem, że zawsze byłem zainteresowany Kosmosem, ale sądziłem że nie można tam nic zdziałać indywidualnie-prywatnie. Jednak potem stało się dla mnie jasne że powinniśmy wysłać ludzi na Marsa. Nagle zacząłem się dziwić dlaczego się to jeszcze nie stało. Potem wszedłem na stronę NASA aby zobaczyć grafik tego, kiedy tam wyruszymy.” Ale kiedy zaczął przeszukiwać stronę NASA, był zszokowany że… nic nie znalazł. Począwszy od pierwszych cięć dla budżetu NASA na początku lat 70., plany podróży na Marsa były spychane coraz dalej i dalej, w miarę przegrywania kolejnych walk o podwyższanie budżetu. Teraz nie ma w NASA takich planów w ogóle. Więc Musk wymyślił co może zrobić, aby pomóc – zasadzi rośliny na Marsie. Ten plan – nazwany Mars Oasis – polegał na wykonaniu charytatywnej misji na Marsa i zabraniu tam małej szklarni obsługiwanej przez roboty. Szklarnia używałaby ramienia aby zaczerpnąć trochę marsjańskiej gleby, zasadziłaby ziarna, i kiedy roślina wyrosłaby, szklarnia wysłałby to, co Musk nazywa „strzałem pieniędzy”: fotografię silnej, zielonej rośliny pośród obcego, czerwonego tła. Byłoby to pierwsze znane życie na Marsie. Pomysł polegał na tym, że wyczyn ten zebrałby dużo uwagi, obudziłby świat i znów zaszczepił w nim ekscytację do podróży kosmicznych. Zainspirowałby dzieci do rozważania kariery w przemyśle kosmicznym – i ostatecznie, jak Musk sądził, to odnowione zainteresowanie opinii publicznej pozwoliłoby zwiększyć budżet NASA. Musk twierdził – i nadal twierdzi – że około 0,25 % PKB USA lub 1% budżetu USA powinien być przeznaczony na Kosmos. Mówi jasno, że nie sugeruje powrócenia do dni w których było to 4% budżetu, jak w latach 60. Chciałby tylko wzrostu z dzisiejszego poziomu, który jest niższy niż 0,5%. Mówi: „za 1% możemy kupić ubezpieczenie na życie”. Musk, który kończył swoją przygodę z PayPalem sprzedając go eBayowi, zebrał zespół ludzi związanych z Kosmosem aby razem pracować nad Mars Oasis. Aby to wykonać, potrzebowaliby rakiety, na którą Musk miałby środki z części pieniędzy pozyskanych dzięki PayPalowi. Wtedy koszt najtańszej amerykańskiej rakiety wynosił 65 milionów dolarów, ale w Rosji używana rakieta stanowiłaby ułamek tej ceny. Tak więc Musk wyruszył do Rosji aby negocjować nakup trzech odnowionych międzykontynentalnych jednostek. Musk był gotów dać 20 milionów dolarów za wszystkie trzy sztuki, lecz Rosjanie chcieli więcej. Musk opuścił kraj z pustymi rękoma. I wtedy podjął decyzję – zrobi to sam. Nie projekt roślinny – ale duży projekt. Musk spędził miesiące żarłocznie czytając o technologii rakietowej i o wszystkim, co było konieczne aby wykonać rakiety samemu. Wierzył że to jest możliwe. Umieści 1 000 000 ludzi na Marsie. Część 3: JAK SKOLONIZOWAĆ MARSA? Jest kilka trudnych sytuacji w życiu, polegających na „przejściu z punktu A do punktu B”. Przejście od A) Nie mogę uwierzyć że mój budzik już dzwoni do B) Już siedzę w pracy. Od A) Mój wynajem kończy się w przyszłym miesiącu do B) Jestem już w całości przeprowadzony do nowego mieszkania i wszystkie moje rzeczy nawet już wiszą na ścianach. Od A) O kurczę, właściwe to nienawidzę swojej żony do B) O, świetnie, mam nową żonę i wszystko jest już dobrze. Wszystkie te rzeczy są trudne. Jednak A) Myślę, że wyślę 1 000 000 ludzi na Marsa do B) Teraz jest już 1 000 000 ludzi na Marsie – to wygląda bardzo trudno. Elon Musk jest bardziej ambitny niż ty. Od początku tego projektu rozmawiałem z Muskiem sześć razy (nie żebym liczył) i większość tego czasu była poświęcona rozmawianiu jak ta cała rzecz z Marsem ma się wydarzyć. Z naszych rozmów wynika, że potrzebuje on tak naprawdę tylko dwóch rzeczy i dalej będzie już ustawiony: 1) Chęci 2) Sposobu Konwencjonalna mądrość mogłaby brzmieć, że w tym przypadku „jeżeli jest chęć, to jest i sposób”. Polecieliśmy na Księżyc ponad cztery dekady temu i 15 lat przed tym kiedy ktokolwiek posiadał komputer. Wygląda zatem na to, że Mars mógłby być dziś wykonalny, a tym co nas hamuje jest brak chęci. Jednakże Musk twierdzi, że jest inaczej. Że mamy sposób aby polecieć na Marsa za astronomiczną sumę pieniędzy. I nie jest to droga którą można by skolonizować Marsa. Dla Muska, tym czego brakuje jest sposób, aby polecieć na Marsa przystępnie tanio. Nazywa on Stany Zjednoczone „krajem odkrywców” i „destylowanym duchem ludzkiej eksploracji” oraz wierzy, że jeżeli lot na Marsa będzie dużo tańszy, to znacznie wzrosną chęci. Ale ponieważ redukcja kosztów nie wygląda na coś, co byłoby nawet odlegle możliwego, więc nikt o takim locie nie mówi, a jakakolwiek była chęć w ludziach aby lecieć na Marsa, to została zupełnie uśpiona. Jeżeli ktoś by mi powiedział, że cena apartamentu na Manhattanie z ogromnym balkonem spadła o 95%, byłbym bardzo chętny do podpisania umowy i wprowadzenia się. Ale z uwagi na to, że cena jest taka jaka jest, nie spalam się z pożądania aby się tam wprowadzić – nawet o tym nie myślę. Powodem dla którego nie pisze tego postu siedząc w jacuzzi, patrząc na panoramę Nowego Jorku nie jest brak chęci, ale brak sposobu. Musk widzi sytuację Marsa w ten sam sposób. W odróżnieniu od „jeżeli jest chęć, to jest i sposób” uważa że jest to przypadek typu „jeżeli to zbudujesz, chętni przyjdą”. Konkretnie, Musk ma następujący model w myślach: „loty” na Marsa będą finansowane przez lecących pasażerów, w ten sam sposób, w jaki działa na Ziemi komunikacja publiczna. Kluczem jest tutaj zbicie ceny tak bardzo, aby milion ludzi wykupiło lot. Albo jak on mi to wytłumaczył, w Muskowej-mowie: Musi być część wspólna zbioru ludzi którzy chcą lecieć na Marsa i zbioru ludzi którzy mogą sobie na to pozwolić. Jeżeli ta część wspólna jest równa liczbie osób potrzebnych do zapewnienia Marsowi samowystarczalności, to osiągnięty zostanie punkt krytyczny. Więc wygląda to mniej więcej tak: Problemem jest taki, że teraz wygląda to raczej tak: Odkąd Musk myśli, że chęci (żółte koło) będą rosły kiedy będzie istniał odpowiedni sposób, Musk identyfikuje malutkie niebieskie koło jako krytyczny, limitujący wskaźnik: dramatycznie za wysokie koszty podróży kosmicznych. Naprawienie tego, jak twierdzi, będzie kluczem do połączenia A) i B). Tak więc w roku 2002 Musk badał dalej: „Zebrałem zespół i przez wiele sobót wykorzystałem ich do zrobienia studium wykonalności dotyczącego budowy rakiet w sposób bardziej efektywny. Stało się jasne, że nie było nic, co mogłoby nam przeszkodzić w zrobieniu tego. Technologia rakietowa nie poprawiła się w sposób istotny od lat 60. Prawdopodobnie nawet się cofnęła!”. Był wzburzony. Ale wróćmy do rzeczywistości. Jeżeli zdecydowałbyś, że zrewolucjonizowanie kosztu podróży kosmicznych jest kluczem do wykonania czegoś ważnego, nie myślałbyś „Świetnie! Zrobię to! Ale raczej „Nie wiem jak to zrobić”. Aby być w stanie zrozumieć jak ktoś może osiągnąć taki cel, wyobraźmy sobie że chcemy to zrobić i idźmy od końca: Pytanie: Jak zrewolucjonizuję koszt podróży kosmicznych? Odpowiedź.: Przez dekady innowacji, setki prób i błędów i tysiące bardzo mądrych ludzi pracujących nad tym. Bezpośrednio, ale dość obrzydliwie, ponieważ: P: Skąd do diaska wziąć pieniądze żeby zapłacić za to wszystko? Jeżeli rząd byłby zainteresowany finansowaniem tego, zrobiliby to już dawno sami. I nie ma żadnego charytatywnego darczyńcy, który da wiele miliardów dolarów na ogromny, ponad 30-letni projekt, co do którego nie ma pewności czy będzie działać. O: Będziesz za to płacić, czyniąc swoje badania i rozwój także dochodową działalnością w ramach dostarczania rzeczy w Kosmos. Aby przetestować swoją technologię, będziesz musiał przeprowadzić wiele startów. Rządy i firmy zapłacą ci ogromne sumy pieniędzy aby zabrać ze sobą satelity, zaopatrzenie i ludzi w Kosmos podczas tych startów. Dwie pieczenie na jednym ogniu. P: Ale skąd będę wiedział jak wystrzelić coś w Kosmos? O: Nie będziesz. Trzeba będzie spędzić kilka lat aby się dowiedzieć jak zrobić to od pierwszego zarysu, budować wszystkie pojazdy samemu, i dowodzić, że możesz wykonać skuteczne starty zanim ktoś cię zwolni z usług dostawy. P: Ale jeżeli nie będzie żadnych klientów podczas początkowej fazy nauki i rozwoju, kto będzie płacił za tę fazę? O: Ty, założyciel. P: Skąd na to wezmę pieniądze? A: Będziesz współzałożycielem PayPala a potem go sprzedasz. Taką właśnie logiką kierował się Musk w 2001 i to ona miała wpływ na biznesplan SpaceX: SpaceX realizuje to od 13 lat. Prześledźmy co już się wydarzyło i co jest jeszcze przed SpaceX. FAZA 1: Rozpoznać jak wysyłać rzeczy w Kosmos Główny bohater: Falcon 1 Cel: Wynieść coś na orbitę zanim Muskowi skończą się pieniądze Faza 1 tak naprawdę rozpoczęła się przed tym jak SpaceX istniało, mniej więcej w połowie 2001 czyli wtedy, kiedy Musk był jeszcze w PayPalu. Musk, poważnie rozważając wkroczenie na „kosmiczną arenę” w kolejnym ruchu, robił to, co każdy robiłby jeżeli chciałby zostać światowej klasy naukowcem rakietowym w ciągu roku bez nauki w szkole – czytał. Czytał książki takie jak ta, ta, ta i ta i zasadniczo zapamiętywał wszystko. Specjalista rakietowy Jim Cantrell, który poznał Muska mniej więcej w tym czasie i towarzyszył mu podczas nieudanej podróży do Rosji, mówi: „On mógłby zacytować dosłowne fragmenty z tych książek. Stał się bardzo biegły w tym materiale”. Aby wspomóc jego czytanie, Musk zadawał mnóstwo pytań mnóstwu osób. Cantrell, który nazywa Muska „zdecydowanie najmądrzejszą osobą z którą kiedykolwiek pracował”, mówi że Musk „zatrudniał tak wielu moich kolegów z przemysłu rakietowego i statków kosmicznych, ilu tylko zechciało się z nim konsultować” i że „było to tak, jakby wysysał od nich doświadczenie”. Kiedy tylko Musk zaczął więcej i poważniej mówić o wyborze Kosmosu jako następnego kroku, jego przyjaciele byli o niego zmartwieni. Czyż ty nie zachowałbyś się tak samo? Wyobraź sobie, że twój przyjaciel zarobił dużą sumę pieniędzy sprzedając biznes internetowy i potem powiedział ci, że zamierza wykorzystać prawie całą tę sumę na próbę stania się pierwszym przedsiębiorcą, któremu uda się zbudować firmę wysyłającą rzeczy w Kosmos. To wszystko, ponieważ jest bardzo ważnym by życie ludzkie stało się międzyplanetarne. Nie myślałbyś o tym dobrze. Jeden z przyjaciół Muska zrobił wszystko co w jego mocy by odwieść Muska od tego szalonego pomysłu poprzez zmontowanie kompilacji wybuchających rakiet i zmuszenie Muska by to obejrzał. Lecz Musk jako uparty indywidualista pozostał niewzruszony i kontynuował projekt. Po tym jak nauczył się podstaw koniecznej wiedzy, nadszedł czas zebrać resztę załogi. Kiedy zapytałem Muska o jego wiedzę o biznesie, to skarcił mnie tłumacząc: „Nie wiem co to jest biznes. Wszystkim czym jest firma to grupa ludzi pracująca razem nad produktem lub usługą. Nie ma czegoś takiego jak biznes, za to istnieje pościg za celem – grupa ludzi goniąca za celem.” Zaczął więc zbierać grupę najmądrzejszych ludzi jakich mógł znaleźć i tak powstało SpaceX. Kiedy zebrał trzon „drużyny gwiazd”, do której należał m.in. renomowany inżynier rakietowy Tom Mueller , to zaczął zatrudniać pozostałych pracowników. Poniżej kilka wczesnych polityk zatrudnieniowych panujących we wczesnym SpaceX: Brak dupków. Musk mówi, że jeżeli nienawidzisz swoich kolegów albo szefa, to nie będziesz chciał przychodzić do pracy i zostawać na długie godziny. Zatrudnianie (i promowanie) oparte na rzadkim talencie, a nie na doświadczeniu. Musk powiedział, że nie obchodzi go to czy ktoś ma dyplom inżyniera, magistra czy może tylko ukończył liceum. Patrzy tylko na rzadki talent, osobowość i pasję dla misji SpaceX. Kiedy siedziałem z szefem Działu Projektowania Rakiet - Markiem Juncosa, byłem zaskoczony gdy zobaczyłem go jako zwykłego ziomka z Kalifornii. Wyglądał raczej jak jakiś głupi gość z którym mógłbym się zakumplować, niż jak główny specjalista od rakiet. Powiedział mi, że był słabym studentem i był na dobrej drodze żeby wypalić się jako człowiek; wtedy jednak trafiła mu się możliwość pracy przy samochodach wyścigowych (rajdowych) w klubie samochodowym przy jego collage’u. Okazał się być geniuszem w tej dziedzinie i gdy skończył szkołę ktoś przedstawił go Muskowi, który zatrudnił go. Juncosa szybko wspinał się po szczeblach firmy i dziś, mając nieco ponad 30 lat, jest szefem jednego z większych działów firmy, mając pod sobą setki ludzi bardziej doświadczonych od siebie którzy pracują dla niego. Wygląda na to że jest wiele takich historii, co świadczy o tym że SpaceX jest niezwykle merytokratyczny [taki system, w którym pozycje są uzależnione od kompetencji a nie np. rodziny (nepotyzm) czy narodowości (nacjonalizm) – przyp. tłum.]. Poznałem Zacha Dunna, szefa Działu Startów, który wygląda jakby miał 12 lat. Dunn powiedział mi, że rozpoczął jako stażysta zaledwie kilka lat temu. Na początku, kiedy zakładał że Musk nie wie kim on jest, Musk zaskoczył go mówiąc Dunnowi że myśli że jest on bardzo dobrym inżynierem, przez co Dunn zrozumiał że Musk faktycznie troszczy się o każdego w firmie. Kilka lat później, Dunn otrzymał kierownictwo Działu Startów i miał pod sobą ponad 100 pracowników. Musk przeprowadza rozmowy rekrutacyjne z każdym, włączając dozorców, i robi to jak dziwak. Ta zasada działała prawie bez wyjątku przez pierwsze osiem lat działalności, aż firma osiągnęła 1000 pracowników. Napisano w biografii Muska: „Każdy potencjalny pracownik otrzymuje ostrzeżenie przed spotkaniem z Muskiem. Rozmowa może trwać od 30 sekund do 15 minut. Elon będzie prawdopodobnie pisać maile i pracować przez pierwszą cześć rozmowy. Nie będzie też dużo mówić. Nie panikuj. To jest normalne. W końcu obróci się na krześle i skieruje się ku tobie. Nawet wtedy może nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, a także może nie uznać twojej obecności. Nie panikuj. To jest normalne. W odpowiednim czasie zacznie do ciebie mówić.” Firma, podobnie jak Tesla, jest silnie zintegrowana pionowo. Oznacza to, że zamiast zlecać wykonanie większości części rakiet zewnętrznym firmom (outsourcing), SpaceX wykonuje prawie wszystkie większe części sama, utrzymując w posiadaniu prawie cały łańcuch dostaw. To jest zupełnie wyjątkowe podejście w przemyśle lotniczym/kosmicznym. Jak tłumaczy Ashlee Vance: „Firma jest świątynią poświęconą temu, co SpaceX uważa za swoją największą broń w „grze” budowania rakiet – produkcja we własnym zakresie. SpaceX produkuje pomiędzy 80 a 90 procent swoich rakiet, silników, elektroniki … oraz projektuje swoje własne płyty główne, płytki drukowane, czujniki do wykrywania wibracji, komputery lotu oraz panele fotowoltaiczne”. Podobnie tradycyjni przemysłowcy, jak Andrew Carnegie czy Henry Ford opierali się na pionowej integracji; tak samo, w znacznej mierze, dziś robi Apple. Większość dzisiejszych firm unika wymagań stawianych poprzez pionową integrację, ale dla maniaków kontroli jakości, takich jak Musk i Jobs, jest to jedyna droga. Cały ogrom części jest potem scalany pod dachem SpaceX w budynku, tak jak w Tesli. Inżynierowie ze swoimi komputerami znajdują się na tym samym piętrze co proces wytwarzania albo nawet w szklanych biurach, widząc cały proces. Z czasem, gdy zespół rósł i formowały się działy, Musk pozostał „intymnie” zaangażowany w niemal każdy proces na sposób bardzo nietypowy. Niektórzy szefowie są nazywani mikromanagerami w firmach Muska. Jego poziom zaangażowania przyniósł mu przydomek „nanomanagera”. Elon wie cholernie dużo - Blue Box Niemal każda osoba z SpaceX i Tesli z którą rozmawiałem podkreślała, że Musk jest ekspertem w każdym zakresie; mogą być to baterie samochodowe, projektowanie samochodu, silniki elektryczne, budowa rakiet, silniki rakietowe, elektronika rakietowa (awionika) oraz inżynieria kosmiczna. Wszystko to potrafi z uwagi na kombinację gruntownej znajomości podstaw fizyki i inżynierii oraz umiejętności zbierania informacji i uczenia się będących na poziomie geniusza. Ta szalenie szeroka eksperckość jest czymś, co pozwala utrzymać anormalnie wysoki poziom kontroli wszystkiego, co się dzieje w jego firmach. Musk powiedział o rakietach SpaceX: „Znam moje rakiety na wylot. Mogę ci opisać stopień wymiany ciepła na zewnętrznym materiale, gdzie on się zmienia, dlaczego wybraliśmy akurat dany materiał i technikę spawania… i tak do dupy komara [do najmniejszego elementu, tutaj w rakiecie – przyp. tłum.].” Zapytałem szefa Działu Oprogramowania „nanozarządzanie” Muska. Odparł: w SpaceX, Jinnaha Hosein’a, o „Największym zaskoczeniem dla każdego kto przychodzi nowy do firmy jest następująca sytuacja. W SpaceX używa się terminu „nanomanager” i myślisz sobie „Okej, on lubi pracować przy podstawach i być zaangażowany w szczegóły”- ale nie wiesz jak to naprawdę jest. Jak na dyrektora naczelnego firmy ma on bardzo „głębokie podejście” – ma te wszystkie informacje dostępne dla siebie i może drążyć kogoś o każdą rzecz i rzeczywiście często tak robi. Podejmuje wiele decyzji na bardzo niskim poziomie i nadaje tym samym kurs firmy. I jest temu bardzo wierny. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji pracując z innym szefem w innej firmie. Myśl o jednej osobie, która może podjąć kluczowe decyzje w tak wielu miejscach, jest dla mnie nadzwyczajna. On może trzymać te wszystkie informacje w głowie i przywołać je w każdym czasie, a w razie konieczności może zrobić z nich użytek w celu podjęcia dobrych decyzji.” Okej, więc jesteśmy w połowie roku 2002 i ten szalony pomysł staje się rzeczywistością. Istnieje jasna misja, zespół oraz niezwykły dyrektor naczelny (CEO). Zanim dojdziemy do pierwszej rakiety SpaceX, wyjaśnijmy jeszcze kilka rzeczy: Celem prawie każdego startu kosmicznego jest zabrać coś w kosmos. Rzecz którą zabierasz jest nazywana ładunkiem. Ładunkiem może być satelita, zaopatrzenie, ludzie, małpa [w 2014 roku SpaceX wysłało 20 myszy na ISS (Międzynarodową Stację Kosmiczną) w celu przeprowadzania na nich eksperymentów w stanie mikrograwitacji – przyp. tłum.]] – wszystko. Aby przetrwać trudną drogę w kosmos, ładunek czasami jest umieszczany w ochronnej powłoce nazwanej owiewką. W innych przypadkach, ładunek musi być sterowany, nawigowany i zadokowany, a czasami nawet sprowadzony na Ziemię. Wtedy ładunek nazywa się statkiem kosmicznym. Potem jest rakieta. Rakieta jest to główna, duża rzecz która startuje i ma jedno zadanie: wynieść ładunek i jego osłonę przez ponad atmosferę i umieścić w przestrzeni kosmicznej. Większość rakiet jest dużym zbiornikiem paliwa, a na dole rakiety znajduje się jeden lub więcej szalenie potężnych, dzwonowych silników. Te zapewniają ogromną siłę – lub ciąg – która jest potrzebna aby wynieść wiele ton ładunku ponad atmosferę. Czasami rakieta jest zbudowana z wielu mniejszych rakiet, nazwanych stopniami. A, i wszystko co opisałem staje się pociskiem, jeżeli ładunkiem jest broń. W czasie misji Apollo, których celem był Księżyc, używano olbrzymich rakiet Saturn V. Saturn V ważył 3000 ton – mniej więcej tyle ile siedem sztuk Boeinga 747 – i miały wysokość 35piętrowego budynku. Saturn V był jak matrioszka, gdzie części były coraz mniejsze i mniejsze. Tutaj znajdują się wszystkie części: Od góry: Rakieta ratunkowa, Moduł Dowodzenia, Moduł Serwisowy, Moduł Księżycowy: kolejno górna osłona, górny moduł, Moduł Lądowania, dolna osłona, Trzeci Stopień S-IVB: długość 18,8 m, średnica 6,6 m, silnik – 1 Rocketdyne J-2 Pierścień międzystopniowy łączący 2 i 3 stopień Drugi Stopień S-II: długość 24,8 m, średnica 10,1 m, silnik – 5 Rocketdyne J-2 Pierścień międzystopniowy łączący 1 i 2 stopień Pierwszy Stopień S-IC: długość 42,1 m, średnia 10,1 m, silnik – 5 Rocketdyna F-1 Wahadłowiec Space Shuttle, wykonując znacznie prostszą pracę wynosząc ładunek na Niską Orbitę Okołoziemską, stanowił zdecydowanie inne podejście: Zamiast jednego dużego pierwszego stopnia rakiety, Space Shuttle używał dwóch rakiet (nazywanych rakietami na paliwo stałe - SRB) które odwalały najgorszą robotę wznoszenia się, a ładunek – ludzie i wyposażenie – leciał dalej w zasadniczej części wahadłowca [chodzi o „samolotopodobny” orbiter – przyp. tłum.], która już rzeczywiście wyglądała jak stereotypowy statek kosmiczny. Pojazd ten zapewniał resztę koniecznego napędu po tym jak usunięte zostały boczne rakiety. Używał przy tym z-pewnego-powodu-pomarańczowego zbiornika paliwa. Normalnie powracający statek kosmiczny ląduje w oceanie używając spadochronu, ale w misjach z użyciem wahadłowca Space Shuttle zdecydowano się na bardziej cywilizowane podejście – lądowanie na pasie, tak jak samolot: Kiedy SpaceX robił swoją pierwszą rakietę, nie chciał zrobić największej rzeczy jaka kiedykolwiek była wykonana. Zamiast tego, zbudowano coś w stylu rakiety treningowej, małą i prostą rakietę, którą Musk nazwał Falcon 1 (nawiązanie do Falcona Millenium w Gwiezdnych Wojnach). Miała 70 stóp długości (21 m), dwa stopnie i bardzo potężny silnik na dole – zbudowany według własnej koncepcji SpaceX, Merlin. Pomimo skromnego rozmiaru i zdolności, Falcon 1 był pełen innowacyjnej technologii. Pierwszym celem było osiągnięcie niższych niż kiedykolwiek kosztów wynoszenia ładunku w kosmos. Nie tylko dlatego, że Musk widzi w redukcji kosztów drogę, która zaprowadzi nas na Marsa, ale także dlatego, że jest to jedyny aspekt podróży kosmicznych który obecnie może być poprawiony w znaczącym stopniu. Mówi: „prędkość rakiety zawsze będzie z grubsza ta sama. Wygoda i komfort będą takie same. Niezawodność… też tutaj nie będzie dużej poprawy. Więc naprawdę pozostajemy z jednym kluczowym parametrem, na który wpływają ulepszenia technologii – jest to koszt”. Musk cytuje dwie przyczyny, dla których koszt pozostał tak wysoki: 1) Jedynymi firmami w przemyśle kosmicznym są duże firmy, a duże firmy są niechętne podejmowaniu ryzyka. Mówi: „Istnieje ogromne uprzedzenie przed podejmowaniem ryzyka. Każdy próbuje zoptymalizować chronienie własnego tyłka… Jeżeli nawet lepsza technologia jest dostępna, oni ciągle używają komponentów „otrzymanych w spadku”, które często były rozwijane jeszcze w latach 60. XX wieku. [Wiele] używa rosyjskich silników rakietowych które były tworzone w latach 60 – mam na myśli, że rakiety rzeczywiście startują z silnikami, które dosłownie były zrobione w latach 60., jakby były zapakowane gdzieś w Syberii”. 2) Niewystarczająca integracja pionowa. Wspomnieliśmy już, że integracja pionowa SpaceX i pełna kontrola pozwalają Muskowi panować nad tym co się dzieje w SpaceX. Ale co więcej, Musk twierdzi, że pionowa struktura jest krytyczna do obniżania kosztów, i krytykuje resztę przemysłu za nie robienie tego: „Istnieje ta tendencja dużych firm przemysłu kosmicznego do outsource’owania wszystkiego [przekazywanie poszczególnych fragmentów pracy innym, zewnętrznym podmiotom – przyp. tłum.]. Outsource’ują do podwykonawców, a ci podwykonawcy outsource’ują to do pod-podwykonawców i tak dalej. Musisz zejść cztery lub pięć poziomów niżej aby znaleźć kogoś, kto właściwie robi coś przydatnego. Tnie metal, kształtuje atomy. Każdy poziom powyżej tylko zbiera prowizje.” Bez bagażu dużej firmy z długą historią, SpaceX zdołało „zaprojektować i rozwinąć [Falcona 1] od podstaw, od pustej kartki papieru”, mówi Max Vozoff, wczesny pracownik SpaceX. Ten pomysł tworzenia „od pustej kartki papieru” jest widoczny dalej w wywodach Muska o cięciu kosztów: „[Zapytałem] Z czego jest wykonana rakieta? Stopy aluminium, trochę tytanu, miedzi i włókna węglowego. A potem zapytałem, jaka jest cena tych materiałów na rynku towarowym? Okazało się, że koszt materiałów wyniósł około 2 procent właściwej ceny – co jest szalonym stosunkiem dla produktu takiego jak wielka maszyna… Dlatego pomyślałem, że będziemy mogli wykonać to dużo taniej, biorąc takie ceny materiałów.” Wszystko świetnie – ale to nie była normalna firma z normalnym budżetem i czasem na rozwój. To było przedsięwzięcie, którego niewielu zdrowych na umyśle inwestorów chciałoby dotknąć, a zdolności firmy do życia polegały w większości na prywatnym koncie bankowym Elona Muska. Kiedy pojawił się rok 2006, Musk zdecydował o zrewolucjonizowaniu branży motoryzacyjnej jako projektu pobocznego, i przeznaczył 70 milionów dolarów z jego fortuny z PayPala na Teslę. To pozostawiło około 100 milionów dolarów na SpaceX. Musk powiedział, że będzie to wystarczające na „trzy lub cztery starty”. SpaceX miałoby tyle prób na udowodnienie, że jest czegoś warte dla płacących klientów. I kiedy rzeczą, za którą są gotowi zapłacić klienci, jest dostarczenie ich ładunku na orbitę, to jest właśnie to, co musi zrobić SpaceX – skutecznie wysłać coś na orbitę, żeby pokazać światu że są tu naprawdę. Zatem gra była prosta – wysłać ładunek na orbitę w trzech lub być może czterech próbach, bo inaczej firma będzie skończona. W tym czasie, z pośród wielu prywatnych firm które próbowały umieścić coś na orbicie (zobacz lista), tylko jednej się to powiodło (Orbital Sciences). Aby zrozumieć dlaczego jest to taka trudna rzecz, musimy zrozumieć czym jest orbita. Co to jest orbita? Nasza intuicja podpowiada, że umieszczenie czegoś na orbicie jest trudne ponieważ trudno się dostać na orbitę, tak samo jak intuicja mówi nam, że astronauci w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) unoszą się ponieważ nie ma grawitacji w tym miejscu w przestrzeni w którym są. To jest dobry czas aby przestać ufać swojej intuicji. Cofnijmy się na chwilę do liceum. Poniżej jest równanie używane do określenia siły grawitacji: G jest stałą grawitacyjną, dziwaczną liczbą którą możemy zignorować w tym ćwiczeniu. m1 i m2 są masami dwóch obiektów. Są tu dwa obiekty, ponieważ grawitacja nie jest czymś dotyczącym pojedynczej rzeczy. Każde dwa obiekty oddziałują ze sobą, i jedno działa na drugie (i drugie na pierwsze) z jednakową co do wartości siłą. W przypadku ciebie i Ziemi, to co ty rozumiesz jako ciężar jest siłą grawitacji pomiędzy tobą a Ziemią. Siłą, która działa jednakowo na Ciebie, jak i na planetę. Ponieważ dwie masy są w liczniku, oznacza to że jeżeli one wzrastają, to siła grawitacji również rośnie (proporcjonalnie do ich iloczynu). Zatem jeżeli podwoisz swoją masę, to twój ciężar wzrośnie dwukrotnie. Jeżeli pozostawiłbym twoją masę taką jaką jest, ale podwoił masę Ziemi – ponownie, twój ciężar wzrósłby dwukrotnie. Jeżeli podwoiłbym zarówno masę twoją, jak i Ziemi – twój ciężar byłby 4 razy większy. Dla naszych celów w tym artykule, nie musimy zwracać uwagi na masę. To na co musimy zwracać uwagę, to część d2, gdzie d to dystans pomiędzy dwoma obiektami – albo bardziej dokładnie, jest to dystans pomiędzy środkami mas tych dwóch obiektów. W przypadku Ziemi, gdzie masa jest rozłożona równomiernie, środek masy znajduje się w środku planety [chodzi o geometryczny środek Ziemi – przyp. tłum.]. Promień Ziemi wynosi 6317 km, zatem kiedy znajdujesz się na powierzchni Ziemi jest to wartość, którą musisz wstawić jako d, aby policzyć siłę grawitacji jaką odczuwasz. Ponieważ d jest w mianowniku tego równania, to jeżeli d rośnie to siła grawitacji maleje. Aby to zobrazować, zmniejszę Ziemię do około jednej 13-milionowej jej wielkości, czyli tak bardzo, że jej średnica będzie wynosiła jeden metr: Jeżeli podwoimy d poprzez oddalenie się od powierzchni Ziemi na odległość jednego promienia Ziemi (czyli o pół metra), to d2 wzrośnie 4 razy, więc siła grawitacji, i twój ciężar, będą jedną czwartą tego, co odczuwałbyś na powierzchni. Jeżeli z kolei oddaliłbyś się o cały metr od powierzchni – czyli odległość między tobą a Ziemią byłaby na tyle duża, że dałoby się tam wepchnąć drugą Ziemię – d teraz się potroiło, zatem twoja siła grawitacji jest teraz 1/9 tego co na Ziemi. Gdzie znajduje się Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) w tym układzie? ISS porusza się pomiędzy 205 a 255 mil ponad powierzchnią Ziemi, zatem w naszym układzie 1-metrowej Ziemi jest to ok. 2-3 cm (lub nieco ponad 1 cal) ponad powierzchnią. Gdyby piłeczka pingpongowa była przyczepiona do Ziemi, to ISS (i większość satelitów) wpadałaby na nią. (Jeżeli już tutaj jesteśmy, to umowna granica, gdzie zaczyna się przestrzeń kosmiczna a kończy atmosfera, Linia Karmana leżąca 100 km ponad powierzchnią Ziemi, na naszym 1-metrowym globie znajduje się raptem 7,8 mm ponad powierzchnią. Odpowiada to mniej więcej grubości ołówka. A samoloty latają na wysokości 0,84 mm, wysokości równej mniej więcej ziarnku piasku. Czym jest więc w grawitacja w Niskiej Orbicie Okołoziemskiej, w miejscu takim jak ISS? Więc jeżeli weźmiemy średnią wysokość ISS nad poziomem Ziemi (230 mil) [wg Wikipedii jest to raczej ok. 255 mil = 410 km – przyp. tłum.], odkryjemy że przebywanie na tej wysokości oznacza wzrost o tylko 5,8 % względem normalnego d na powierzchni Ziemi. Oznacza to spadek siły grawitacji raptem o 10 %. [UWAGA: W oryginalnym tekście w prawym górnym rogu występuje wartość d=4x”powierzchniowe”d. Wydaje mi się jednak, że wartość „3” jest tutaj poprawna i tak umieściłem na obrazku – przyp. tłum.] Zatem astronauci w ISS powinni ledwo czuć zmianę grawitacji. A mimo to się unoszą. Przyczyną jest to, że są w swobodnym spadku. Miałem raz możliwość lecenia małym samolotem którego pilot się nie patyczkował i wzniósł samolot na wysokość 4000 stóp [1200 m – przyp. tłum.] a potem szybko opadł do 2000 stóp [600 m – przyp. tłum.]. Przed zniżeniem wysokości podał mi długopis i powiedział, by trzymać go w otwartej dłoni. Podczas gwałtownego zniżania się, ta 8% część mnie która nie była zaangażowana w sranie po gaciach będąc w trybie „przetrwanie”, widziała jak długopis unosi się przede mną i delikatnie unosi się obok, by potem nagle upaść na moje kolano kiedy ponownie ustaliliśmy poziom, teraz na wysokości 2000 stóp. To jest to, co dzieje się na ISS przez cały czas. Poniżej wyjaśniam dlaczego: wyobraź sobie, że stoisz na klifie na planecie mniejszej i gładszej niż Ziemia i nie posiadającej atmosfery. Rzucasz piłkę bejsbolową najmocniej jak potrafisz: Pewnie będzie to wyglądało mniej więcej tak: Teraz wyobraź sobie że spróbuje zawodowy miotacz bejsbolowy. Mogłoby to wyglądać tak: A co jeżeli wystrzelisz piłkę z działa? Poleci nawet dalej. Zanim każda z tych piłek uderza w ziemie, lecą one po zakrzywionej ścieżce. Jeżeli powierzchnia planety nie pojawiłaby się na ich drodze, te ścieżki biegłyby dalej, zakreślając długie elipsy. Aby utrzymać rzeczy łatwymi, zaznaczmy każdą ścieżkę jako okrąg, który całkiem nieźle pasuje do trajektorii piłki: Teraz weźmy dużo potężniejsze działo, i robi ono tak: Wygląda normalnie, ale zauważ że tym razem łuk krzywej zakreślanej przez piłkę zgadza się z kształtem planety [tj. mają takie same promienie krzywizny – przyp. tłum.]. Zatem kończy się to tak: Piłka zatoczyłaby okrąg wokół planety i uderzyła w tył działa. A jeżeli nie byłoby nic, co by ją blokowało, to piłka kontynuowałaby „spadanie” na zawsze, nigdy nie mogąc wylądować. Ponieważ krzywa lotu piłki i odpowiadający jej okrąg dokładnie pasują do zakrzywienia planety, planeta „ucieka” od piłki, podczas gdy ta próbuje upaść na ziemię. Umieściliśmy piłkę na orbicie. Jeżeli miałbyś perfekcyjnie gładką planetę o dowolnym rozmiarze, i nie byłoby na niej żadnej atmosfery, to w teorii mógłbyś umieścić coś na orbicie tuż nad planetą. Jednak Ziemia posiada grubą atmosferę (oraz nierówną powierzchnię z górami), zatem jeżeli wystrzeliłbyś piłkę blisko powierzchni, z nieważne jak ogromną siłą, to atmosfera spowolniłaby piłkę, czyniąc jej ścieżkę lotu bardziej ciasną i ciasną (bardziej zakrzywioną), a potem piłka wypadłaby z orbity i uderzyła w ziemię. To dlatego wszystko co umieszczamy na orbicie jest wysoko, gdzie atmosfera jest już tak rozrzedzona, że nie spowalnia obiektu. A bez żadnej oddziałującej siły tarcia piłka będzie okrążać Ziemię w nieskończoność. (Tak naprawdę, w przypadku Ziemi obiekty orbitujące wokół niej są nieco hamowane ponieważ nie ma tam idealnej próżni; tak więc obiekty te w końcu wypadają z orbity). W celu wejścia na orbitę dookoła Ziemi, obiekt musi poruszać się niewiarygodnie szybko. Jednak nie zbyt szybko. Dlaczego? Ponieważ wtedy krzywa lotu jest zbyt szeroka, i odpowiadający okrąg jest większy niż planeta, i dzieje się to: To dlatego ludzie mówią o czymś, że osiąga „pierwszą prędkość kosmiczną” (ang. orbital velocity – przyp. tłum.) aby pozostać na orbicie, oraz „drugą prędkość kosmiczną” (po polsku także „prędkość ucieczki, a po angielsku „ escape velocity” – przyp. tłum.) aby uciec od grawitacji ziemskiej i udać się daleko w przestrzeń kosmiczną. Prędkość ucieczki oznacza po prostu, że łuk krzywej lotu jest szerszy (ma większy promień krzywizny) niż zakrzywienie planety. Jaka jest prędkość ISS na orbicie, która leży 410 km nad Ziemią? Jest to 17150 mil na godzinę (27600 km/h). Lub 4,76 mil / 7,66 km na sekundę. Taka prędkość pozwala utrzymać obiekt na orbicie na tej wysokości. Aby poczuć jak szybko to jest – jeżeli wyrzuciłbyś piłkę z tą prędkością z plaży w kierunku oceanu, to ona znikłaby za horyzontem w ciągu pół sekundy. Z taką prędkością, ISS wykonuje jedno pełne okrążenie Ziemi w 90 minut (i wciąż, ponieważ prędkość jest względna, astronauci w ISS nie odczuwają wcale że się poruszają, tak samo jak ty nie odczuwasz tego w samolocie.) Wróćmy do SpaceX. Mając na uwadze powyższy BlueBox, ma to sens że wyzwaniem dla SpaceX było istotnie „wyrzucenie” ładunku na orbitę. Ludzie myślą, że start rakiety odbywa się w górę, ale tak naprawdę jest to rzucanie czymś bardzo ciężkim bokiem; dlatego też trajektoria rakiety wygląda tak: To dokładnie tak jak w naszych wcześniejszych przykładach, a rakieta zachowuje się jak ręka olbrzyma który rzuca ładunkiem: Z tym wyjątkiem, że w prawdziwym świecie zamiast ramienia i ręki, firma rakietowa musi wyrzucić ładunek za pomocą metalowej wieży o wysokości 7-piętrowego budynku i masie 40 ton. Ma ona umieścić delikatną maszynę na odpowiedniej wysokości, przy odpowiedniej prędkości. Żeby było jeszcze trudniej, ten „rzut” zaczyna się na poziomie morza, gdzie atmosfera jest gęsta i pełna przesuwających się części (np. pogody). To jak próbować wyrzucić precyzyjnie piłkę będąc kilka stóp pod płynącą wodą. Szef Działu Projektowania Rakiet w SpaceX, Mark Juncosa, opisuje wyzwanie polegające na poprowadzeniu rakiety w górę atmosfery: „Rakieta jest jak wilgotna nitka makaronu i ty starasz się wypchnąć ją w przestrzeń kosmiczną. A ona wierzga się jak szalona. Nie możesz nawet obliczyć gdzie ona leci poprzez mierzenie trajektorii jednego dowolnego punktu – musisz mierzyć przynajmniej kilka punktów. Tak więc z takimi dużymi siłami w grze – ciężar rakiety, prędkości, gęsta atmosfera – nawet usterka najmniejszego elementu może natychmiastowo zniszczyć całą misję. Problemem jest to, że nie możesz przetestować sprzętu pod względem niezawodności zanim ten faktycznie nie wystartuje. SpaceX doświadczyło tego dosłownie na własnej skórze. Rok 2006: Pierwszy start – niepowodzenie Rok 2007: Drugi start – niepowodzenie Rok 2008: Trzeci start - niepowodzenie Złe czasy. Niepowodzenia były spowodowane drobnymi rzeczami. Przykładowo, nakrętka nie trzymająca pod ciśnieniem, płyn w rakiecie rozlewający się bardziej niż to przewidywano, oraz silniki pierwszego stopnia wyłączające się kilka sekund za późno podczas separacji stopnia. Możesz mieć wszystko dobrze w 99,9%, ale to ostatnie 0,1% może spowodować eksplozję rakiety podczas katastrofalnego niepowodzenia. Kosmos jest trudny. Każdy rząd lub firma wysyłająca rakiety – naprawdę każda – doświadcza niepowodzeń. Jest to normalne. Zwykle bierzesz więc głęboki wdech, podciągasz rękawy, dochodzisz do tego co poszło źle i ruszasz do kolejnego startu. Jednak SpaceX miało szczególne okoliczności – firma miała pieniądze na „trzy lub cztery starty”, a po trzech próbach zakończonych niepowodzeniem, jedynym startem jaki im pozostał był ten Lub Czwarty. Był zaplanowany w ciągu mniej niż dwóch miesięcy od niepowodzenia trzeciej próby. I to była ostatnia szansa. Przyjaciel Muska, Adeo Ressi, opisuje to tak: „Wszystko zależało od tego startu… Jeżeli zadziała, to mamy epicki sukces. Jeżeli zawiedzie – jeżeli jedna rzecz pójdzie niewłaściwie i zawiedzie – epicka porażka. Nie było nic pomiędzy. Wcześniej były już trzy niepowodzenia. To byłby koniec gry. To jak omawianie studium przypadku w Szkole Biznesu Harvarda – bogaty gość, który wchodzi w przemysł kosmiczny i wszystko traci.” Lecz 28 września 2008 roku, SpaceX ustawia czwarty start – i udało się. (Jedyna różnica pomiędzy trzecim, nieudanym startem, a czwartym, udanym było to, że separacja stopni przebiegła płynnie w udanym starcie. Podczas startu trzeciego, silnik pierwszego stopnia pozostał aktywny przez kilka sekund za długo i przywalił w drugi stopień po tym jak się odczepił. Przygotowałem porównawcze wideo: trzeci start, czwarty start. Można usłyszeć krzyki pracowników po udanej separacji w drugim wideo). Umieścili imitację ładunku na orbicie bez żadnych przeszkód, stając się drugą, prywatnie finansowaną firmą która kiedykolwiek to zrobiła. Falcon 1 był także najtańszą rakietą która kiedykolwiek wystartowała – kosztując 7,9 milionów dolarów kosztowała mniej niż 1/3 najlepszej amerykańskiej alternatywy w tamtym czasie. NASA zauważyła to. Skuteczny czwarty start był dla nich wystarczającym dowodem, że SpaceX jest godny zaufania. Tak więc z końcem roku 2008 NASA zaoferowała wart 1,6 miliarda dolarów kontrakt, polegający na wykonaniu dla NASA 12 wyniesień ładunku na ISS. Pieniądze Muska wykonały swoją robotę. SpaceX miało więc klientów na teraz i na przyszłość. FAZA 2: Zrewolucjonizować koszt podróży kosmicznych Główni bohaterowie: Falcon 9, Dragon, Falcon Heavy Cel: Zbić cenę lotu na Marsa do 500 tys. dolarów za miejsce Dzisiaj już wiele osób słyszało o SpaceX. Jednak niewielu z nich wie, co SpaceX robi. A jeszcze mniej wie, co SpaceX naprawdę robi. Oto co robi SpaceX: wysyła za pieniądze rzeczy w kosmos dla innych ludzi. I jak już ustaliliśmy wcześniej, oto co SpaceX naprawdę robi: jest to innowacyjna maszyna która próbuje rozwiązać jeden duży problem – astronomicznie duży koszt podróży kosmicznych – ponieważ jest to klucz do uczynienia ludzkości „przodującą w przestrzeni” cywilizacją, która może stać się wieloplanetarna i zrobić swoje „kopie zapasowe na innych twardych dyskach”. SpaceX wspiera swoje działania wysyłając dla innych ludzi rzeczy w kosmos za pieniądze. Przejdziemy do części „naprawdę robi” później. Najpierw spójrzmy co to znaczy że zabiera dla innych ludzi rzeczy w kosmos za pieniądze. Falcon 9 W roku 2008, po udanym locie na orbitę i zdobyciu nowych klientów chętnych do podpisania szalenie tanich kontraktów ze SpaceX na wysyłanie rzeczy, nastał czas dla SpaceX na odłączenie ze swojego roweru bocznych, treningowych kółek i wybudowanie dla siebie prawdziwego Harleya. Poznajcie Falcona 9: Wyjdźmy naprzeciw niemu i powiedzmy sobie wprost: Falcon 9 jest największą na świecie penisokształtną rzeźbą. Jest to coś, co każdy pracownik SpaceX nauczył się znosić, jest to niewymawialny fakt który krąży nad ich życiami, i jest to coś, z czym musimy żyć. Pozostawmy to z boku. Falcon 9 jest najbardziej zaawansowaną rakietą na świecie i wielkim awansem względem Falcona 1. Falcon 9 jest ogromny – ma 68 metrów długości, co jest długością trzy razy większą niż Falcon 1 i długością równą wysokości 20-piętrowego budynku. Jeżeli by go położyć na bok, zająłby 3/4 długości boiska do piłki nożnej. I podczas gdy Falcon 1 mógł zabrać na orbitę mniej niż jedną tonę ładunku, Falcon 9 może zabrać 13 ton. Pod każdym względem, Falcon 9 umieścił SpaceX w ringu z prawdziwymi kozakami: Zdobywanie wiedzy i uczenie się o rakietach nauczy cię respektu wobec nich. Rakieta jest rzeczą niewyobrażalnie „nierówną”. Jest ona 1000 tonowym obiektem wypełnionym wybuchowym materiałem, który szybuje z wielką prędkością, na którą oddziałują wiatry o prędkości huraganów. Ale jest także obiektem zaprojektowanym drobiazgowo co do milimetra, ponieważ jest pełna precyzyjnych rzeczy takich jak komputery, płytki drukowane, delikatne satelity oraz żywi ludzie. Normalne techniki wytwarzania nie zawsze przycinają części tak dokładnie – ale w fabryce SpaceX pokazano mi dziwacznych kształtów części Falcona 9, które musiały być wydrukowane w technologii 3D (oraz być zaprojektowane 3D) ponieważ po prostu nie było innej dobrej metody aby wykonać je właściwie. Ale jako że nie był to nasz problem, zignorujmy wszystkie szczegóły i uprośćmy to: Pierwszy stopień Pierwszy stopień ma do wykonania bardzo ważną, trzyminutową pracę: wynieść drugi stopień i przyczepiony do niego ładunek na wysokość około 100 km. Potem pierwszy stopień odłącza się i spada do oceanu. Pierwszy stopień, jak niemal większość części Falcona 9, jest produkowany w głównej siedzibie SpaceX w Kalifornii (tutaj jest przyspieszony filmik procesu produkcji). Większość pierwszego stopnia rakiety to ogromny zbiornik z dwoma kluczowymi częściami: ogromny zbiornik z paliwem rakietowym (ang. Rocket Propellant 1, chodzi o kerozyne, czyli naftowe paliwo lotnicze – przyp. tłum.), a obok ogromny zbiornik z ciekłym tlenem. Nie jest możliwym dla rakiety pobierać tlen bezpośrednio z otoczenia, między innymi dlatego, że rakieta szybko wznosi się zbyt wysoko, żeby było tam wystarczająco tlenu. Tlen staje się ciekły w -183 ̊C, i jak już to zrobi to jest około 1000 razy gęstszy niż gazowy tlen – tak więc możesz go dużo zabrać ze sobą. Te dwa składniki są mieszane razem w wybuchowy gaz pędny. Jak działają silniki rakietowe - Blue Box Może się wydawać dziwne że gość, który jest przeciwny spalaniu paliw kopalnych przez jego firmę samochodową, jest tym, który wybrał spalanie tysiące ton takiego paliwa podczas każdego startu jego firmy rakietowej. Problemem jest to, że rakiety muszą spalać paliwo – Musk nawet powiedział że myśli, iż transport przeniesie się w końcu na zasilanie elektryczne, z wyłączeniem rakiet. Powodem jest Trzecia Zasada Dynamiki Newtona: Każda akcja ma równą co do wartości i przeciwną co do zwrotu reakcję. Trzecie prawo Newtona jest powodem dla którego balon porusza się w przeciwnym kierunku niż wypuszcza z siebie powietrze. Albo wyjaśnia odrzut pistoletu w kierunku przeciwnym do wystrzału pocisku. Albo opisuje dlaczego łódka niekompetentnego człowieka odpływa od brzegu, kiedy ten biegnie w kierunku pomostu. [Tutaj jest animowany gif z człowiekiem biegnącym po łódce i wyskakującym z niej. Człowiek przebiega łódkę w prawo i wyskakuje, a ta w tym czasie porusza się lekko w lewo. Link. Poniżej wybrano kilka klatek, ale na nich nie widać ruchu łodzi, więc polecam gifa – przyp. tłum.] Kiedy myślisz o napędzaniu rakiety, powinieneś myśleć w ten sam sposób. Jednym sposobem na to, by poruszać pojazd jest napędzanie go śmigłem. Śmigła pracują poprzez odpychanie powietrza w jedną stronę, co przesuwa śmigło i wszystko co jest do niego przyczepione w przeciwną stronę. To tak, jakbyś stał 30 cm od ściany i „pchał” ścianę swoją ręką, co oddziaływałoby na ciebie w przeciwnym kierunku (czyli „od ściany”). Problemem jest to, że w kosmosie nie ma powietrza, które byłoby odpychane przez śmigło, więc próbę używania śmigła można porównać do stania w pokoju daleko od ściany i „pchanie” niczego jak dziwak, co nie odepchnęłoby cię w przeciwnym kierunku. Nawet w górnych warstwach atmosfery, gdzie nadal jest jeszcze trochę powietrza, to jeżeli to powietrze jest zbyt rozrzedzone, to tak jakby próbować się odepchnąć od wiszącej zasłony – nie zadziałałoby to dobrze. Z drugiej strony, jeżeli przebijesz balon w kosmosie, to balon wystrzeliłby w przeciwnym kierunku – tak samo, jakby to miało miejsce na Ziemi. Dzieje się tak, ponieważ w tym przypadku siła nie jest tworzona przez odpychanie powietrza na zewnątrz balonu (jak w przypadku śmigła). Siła jest bowiem tworzona przez ciśnienie powietrza, które jest znacznie większe w środku balonu niż na zewnątrz, i powietrze jest wyciągane z balonu wskutek różnicy ciśnień. W rzeczywistości, jeżeli unosiłbyś się w kosmosie i miał balon napełniony powietrzem, mógłbyś się poruszać troszeczkę poprzez wypuszczanie powietrza z balonu w przeciwnym kierunku niż chciałbyś się przemieścić. Przez te kilka sekund kiedy balon wypuszczałby powietrze, balon byłby właśnie silnikiem. Silniki na dole Falcona 9 są po prostu bardziej potężnymi balonami. Ognista eksplozja tworzy ekstremalnie wysokie temperatury i ciśnienia, co powoduje, że eksplodujący gaz chce natychmiastowo wylecieć do przestrzeni wokół o niższym ciśnieniu. A jeżeli coś eksploduje na środku pustego pola, może wylecieć na zewnątrz w każdym kierunku, tylko nie do dołu. [tutaj jest animowany gif wybuchu – przyp. tłum.] Silnik rakietowy tworzy eksplozję która chce się zachować tak samo – ale silnik, tak jak balon, nie pozwala wydostać się gazom w każdym kierunku z wyłączeniem jednego. Więc jeżeli są one zablokowane na wszystkich innych kierunkach, wszystko sumuje się w jedną siłę: Dlatego też silniki rakietowe działają w próżni. Nie potrzebują niczego zewnętrznego, jak powietrze, od czego muszą się odpychać – dzięki wyrzucaniu masy gorącego gazu, silniki prostu odpychają się od niego. Musk chciałby mieć lepszą możliwość niż eksplodujące paliwo w silnikach rakietowych, ale nie jest pewny czy kiedykolwiek ją znajdzie. Zapytałem go kiedyś o to, i odpowiedział: „Jeżeli ktoś by wymyślił rakiety elektryczne, otrzymałby kilka nagród Nobla”. Merlin Wzlot Falcona 1 był w całości napędzany przez jeden szalenie potężny silnik Merlin, który był wymyślony przez SpaceX. Merliny są pracowite. Jeden silnik Merlin ma ciąg ponad 73 ton – co znaczy że może unieść 73 tony masy – co oznacza że jeżeli upakowałbyś 40 samochodów na szczycie silnika ze zdjęcia, to wyniósłby całą tę wieżę w kosmos w przeciągu około 3 minut. Jest to jeden z najbardziej sprawnych, zaawansowanych silników na świecie. Ważnym parametrem w świecie silników rakietowych jest stosunek ciągu do masy – czyli ile razy może unieść swoją wagę. Ważąc około pół tony i osiągając maksymalnie ok. 80 ton ciągu, stosunek Merlina wynosi 165:1, co zdecydowanie przewyższa wszystkie pozostałe silniki w tym typie. Poniżej jest test pracy Merlina na Ziemi: [ link do youtube, polecam obejrzeć – przyp. tłum. ] Jak silny jest ten skurczybyk. Teraz wyobraź sobie dziewięć takich silników odpalonych jednocześnie. To właśnie się dzieje za każdym startem Falcona 9 – nazwa rakiety pochodzi od jego dziewięciu silników, które są umieszczone w strukturze „ośmio-sieci” [ang. octaweb – przyp. tłum.]. Razem, dziewięć silników Merlina generuje 650 ton ciągu, wystarczająco dużo aby umieścić 360 samochodów w kosmos (umieszczone jeden na drugim osiągnęłyby wysokość One World Trade Center) [budynek powstały na miejscu zburzonych wież WTC, ma wysokość 541 metrów – przyp. tłum.], i spala razem 2044 litry paliwa w każdej sekundzie – tempo wystarczająco duże aby wysuszyć basen w mniej niż minutę. Większość tego co unoszą rakiety to paliwo, które waży łącznie 550 ton, ale daje to jeszcze wiele nadwyżki ciągu do umieszczenia ładunku na szczycie. Drugi stopień Trzy minuty po starcie, pierwszy i drugi stopień się rozłączają: Pierwszy stopień spada na Ziemię, i nastaje wielki moment dla drugiego stopnia. Drugi stopień jest wersją mini pierwszego stopnia, i także jest w większości wypełniony paliwem. Ale zamiast dziewięciu silników Merlin, drugi stopień posieada tylko jeden – specjalną wersję przeznaczoną do użytku w próżni kosmosu, z dzwonowym zakończeniem zwiększającym ciąg. Mniej silników jest tu potrzebne, ponieważ: A) nie ma już gęstej atmosfery, B) podnoszony jest dużo mniejszy ciężar ponieważ nie ma już pierwszego stopnia, i C) rakieta porusza się już szybko, więc większość pracy została już wykonana. Praca drugiego stopnia może się zakończyć po kilku minutach, ale może trwać też wiele godzin. Jego silniki mogą być wyłączane i włączane, a stopień posiada zdolność manewrowania. Jego zadaniem jest być precyzyjnym i umieścić ładunek w dokładnym miejscu przy dokładnej prędkości. Kiedy już to wykona, odłącza się od ładunku i spada: Skoro jesteśmy już przy ładunku, to czubek Falcona 9 może wyglądać na dwa sposoby, w zależności od tego jaki typ ładunku jest wynoszony. Tutaj jest pierwsza opcja: Kiedy wygląda jak powyżej, to zazwyczaj wynoszony jest satelita. Wybrzuszenie na szczycie jest dwuczęściową ochronną „muszlą”, nazywaną osłoną (owiewką). Wygląda jakby miała ona rozmiar wanny, ale tak naprawdę ma rozmiar szkolnego autobusu: Kiedy drugi stopień posiada już określoną prędkość (około 4 razy większą niż prędkość pocisku), dwie części osłony odczepiają się, spadają z powrotem do atmosfery i spalają się w niej. Druga opcja wyglądu Falcona 9 prezentuje się tak: Bardziej trójkątny szczyt oznacza, że rakieta unosi statek kosmiczny Dragon. Dragon Dragon jest statkiem kosmicznym o rozmiarach SUVa. Wykonano go w celu transportowania ładunku, a w przyszłości także ludzi, do i z kosmosu. Duży kontrakt z 2008 roku pomiędzy NASA a SpaceX dotyczył właśnie 12 misji Dragona na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Na obrazku powyżej, stożkowy element po prawej stronie Dragona jest ciśnieniową częścią i jedyną rzeczą która powraca na Ziemię. Cylindryczna część po lewej stronie jest bezciśnieniowym bagażnikiem, który może wieźć dodatkowy ładunek i utrzymywać panele fotowoltaiczne (co daje Dragonowi energię w kosmosie). Razem, mogą wieźć około sześciu ton ładunku. Te małe dziurki na boku statku to mini silniczki ciągu, których Dragon używa do manewrowania w przestrzeni, a na jego dolnej części jest „tarcza cieplna”, osłaniająca statek w trakcie ponownego wejścia w atmosferę. Falcon 9 rozpoczyna swoją karierę Kiedy cały nowy sprzęt był w trakcie rozwoju, Falcon 1 wykonał swój piąty i ostatni lot w lecie 2009 roku, wynosząc na orbitę satelitę dla malezyjskiego rządu – był to pierwszy płacący klient SpaceX i udany start numer 2. Ale dzięki wyższemu i fajniejszemu Falconowi 9 będącego w przygotowaniu, Falcon 1 nie był już więcej potrzebny i go odstawiono. Falcon 1 wykonał pięć swoich startów z małej wysepki na Pacyfiku nazwanej atolem Kwajalein. Ale dołączając do klubu dużych chłopców za sprawą Falcona 9, SpaceX wynajął najlepsze miejsca startowe Ameryki: bazę wojskową Vandenberg (dla startów na południe) oraz legendarny przylądek Canaveral na Florydzie (dla startów na wschód). I w końcu latem roku 2010 pierwszy Falcon 9 kierował się na miejsce startu, powodując że tysiące kierowców na pobliskiej autostradzie zadawało sobie pytanie: „Co to u licha jest?” Jego inauguracyjna podróż – start demo – okazał się sukcesem. Potem SpaceX zaczęło wykonywać rzeczy, których komercyjne firmy nie mają pojęcia jak robić. Wysłanie statku w przestrzeń kosmiczną jest trudne – ale sprowadzenie go z powrotem może się okazać jeszcze trudniejsze. Wiesz, kiedy skaczesz z pomostu do oceanu nic złego się nie dzieje (oprócz tego że woda jest pewnie lodowato zimna – każdy przecież lubi udawać że zanurzanie się w zimnej wodzie jest okej). Ale kiedy skaczesz do oceanu z mostu, czy zginiesz? Z tą jedną różnicą, którą jest prędkość twojego ciała kiedy uderza ono w wodę? Taka sama sytuacja ma miejsce z atmosferą ziemską. Nie czujesz teraz atmosfery, ponieważ masz minimalną prędkość. Jeżeli otworzysz dłoń i energicznie będziesz poruszał ramieniem do przodu i do tyłu jak psychol, możesz poczuć atmosferę. Rozpędź się bardziej, np. będąc w szybkiej motorówce i szybko zauważysz, że jesteś okładany pięściami po twarzy przez atmosferę. Ale prędkość nie musi dotyczyć ciebie. Chodzi tylko o prędkość względną. Wystawienie ręki przez okno jadąc samochodem 80 km/h jest tak samo odczuwalne jak wystawienie ręki z zaparkowanego samochodu, gdy wiatr na zewnątrz osiąga 80 km/h. Zatem kiedy obiekt na orbicie – który jak wcześniej ustaliliśmy będzie się poruszał z prędkością około 27300 km/h – zdecyduje że już koniec i skieruje się w stronę Ziemi, będzie odczuwał huragan o prędkości 27300 km/h. Nasza oficjalna skala huraganów zaczyna się od kategorii 1 (120-150 km/h) a kończy na kategorii 5 (ponad 250 km/h), tj. kategoria podnosi się o 1 stopień, kiedy prędkość wiatru wzrasta o 32 km/h. Na poziomie ziemi, poruszanie się z prędkością 27300 km/h byłoby jak przebywanie w huraganie 842 kategorii. Siła huraganu 842 kategorii byłaby niższa w rozrzedzonej atmosferze na dużych wysokościach, gdzie obiekt na początku wchodzi – ale wciąż. Do roku 2010, tylko pięć rządów kiedykolwiek umieściło statek kosmiczny w kosmosie i powróciło go na Ziemię z sukcesem. Drugi start Falcona 9 wyniósł Dragona na orbitę w lociedemo nowego statku, i po dwóch orbitach Dragon leciał przez huragan 842 kategorii i przetrwał to, co uczyniło SpaceX pierwszą firmą, i szóstą organizacją jakiegokolwiek typu, która odzyskała orbitujący obiekt. Nie tak źle jak na firmę która przeprowadziła siedem startów. Trzeci start Falcona 9 znowu zapisał się na kartach historii, bowiem podczas misji-demo dla NASA, Dragon stał się pierwszym komercyjnym statkiem kosmicznym który podłączył się do ISS. SpaceX wykonało krótki tryumfalny filmik na cześć tego wydarzenia. Falcon 9 był więc czymś poważnym. Vance [autor biografii Muska – przyp. tłum.] pisze: „Jeżeli Falcon 1 wystrzeliwany z Kwajalein był pracą odpowiednią dla start-upu, to start Falcona 9 z bazy Vandenberg był pracą dla poważnej astronautycznej siły”. Zatem już po dwóch z zaplanowanych trzech misji demo, NASA widziała wystarczająco dużo aby anulować trzecią z nich i zacząć oficjalne misje zaopatrzeniowe do ISS wykonywane przez Dragona. Jeżeli jesteś ciekawy jak właściwie wygląda start, poniżej jest wideo misji CRS-6, czyli misji zaopatrzeniowej na ISS która wystartowała z przylądka Canaveral 14 kwietnia 2015 roku. [ link do youtube – przyp. tłum.] Komentarz do filmiku: Kłęby białego dymu uciekające z rakiety przed startem to tlen z zbiornika ciekłego tlenu w rakiecie. Część tlenu ucieka jako gaz. Około 5 sekund przed startem system zalewowy nazwany „Niagara” zaczyna zalewać miejsce startu wodą. Celem jest stłumienie ogłuszającego dźwięku silników, ponieważ w przeciwnym wypadku, fale dźwiękowe mogłyby być na tyle potężne że mogłyby zniszczyć rakietę. Silniki są odpalane kilka sekund przed startem. Olbrzymie zaciski trzymają jeszcze wtedy rakietę, silniki są odpalane, a komputer może szybko upewnić się że wszystkie z nich działają. Jeżeli działają, zaciski są zwalniane w chwili zero i rakieta startuje. Wszystko jest skoordynowane co do sekundy. Nawet jedna sekunda niezgodnie z planem może zepsuć spotkanie z Międzynarodową Stacją Kosmiczną (ISS). Starty są szaleńcze. Przez pierwsze trzy minuty, jasny, pomarańczowy strumień smakowitego ognia wychodzi z rakiety, potem gwałtownie się rozszerza, a potem staje się dziwacznie wyglądającym i szarym. To dlatego, że wysokość wzrasta, atmosferyczny tlen jest coraz rzadszy a spalanie zachodzi poza rakietą w coraz mniejszym stopniu. Pierwszy stopień odłącza się w 3:26. Po separacji stopni widać duży, czarny dzwon – jest to silnik drugiego stopnia, pojedynczy Merlin. Nie widzisz już żadnego ognia wydostającego się z silnika ponieważ spalanie jest niemożliwe na tej wysokości [poza komorą silnika – przyp. tłum.] i natychmiastowo zanika po opuszczeniu silnika. Nic ciekawego się nie dzieje przez kolejne siedem minut. W 11:09 rakieta jest już na wystarczającej orbicie i odłącza się drugi stopień. Większość pozostałej części filmu jest widokiem na, teraz pozostawionego samemu sobie, Dragona. Obraz pochodzi z kamery umieszczonej na drugim stopniu. W ostatnich 25 sekundach filmu widać jak rozkładane są panele fotowoltaiczne Dragona. Po pięciu startach Falcona 1 oraz trzech startach Falcona 9, z których większość była testami i demami, SpaceX było gotowe aby rozpocząć usługi dostarczania rzeczy w kosmos. Czwarty start Falcona 9 i zarazem pierwsze oficjalne uzupełnienie zapasów dla ISS zapoczątkowało serię 15 udanych startów (sześć misji Dragona dla NASA, dziewięć misji z satelitami dla innych klientów), co przynosi nas do maja 2015 roku kiedy napisałem to zdanie i przez przypadek zapeszyłem: Od czasu ich trzech nieudanych startów, SpaceX wykonało 20 startów – wszystkie zakończyły się sukcesem. A po 20 z rzędu sukcesie, Musk napisał na Tweeterze: „Odpalenie rakiety poszło w porządku, satelita na orbicie. Wciąż pracujemy intensywnie. Nie mogę się doczekać aż będę się czuł normalnie pewnego dnia”. Potem – przy następnym starcie – stało się to: [tutaj link do gifa, poniżej kilka klatek z niego – przyp. tłum.] Niepowodzenie startu jest straszną rzeczą, nawet jeśli nie są w to wplątani ludzi. Dlatego też szef jednego z działów Mark Juncosa powiedział mi, że każdy dzień startowy jest stałym, torturującym niepokojem. Wygląda to tak jak miotacz z dwoma autami w dziewiątej części siódmego meczu World Series, z takim wyjątkiem że piłce zajmuje kilka miesięcy dolecenie do bazy domowej, a moment dotarcia piłki do pałkarza trzeba oglądać w telewizji. [luźne nawiązanie do gry w baseball, porównanie do stresującej i ostatecznej części gry – przyp. tłum.] Lecz niszczycielskie niepowodzenia są częścią tego, co podpisywałeś angażując się w kosmiczną grę. Po demoralizującej porażce trzeciego Falcona 1, Musk napisał do swoich pracowników: „Być może warto zauważyć, że te wszystkie firmy wysyłające rzeczy w kosmos, którym się powiodło, także musiały akceptować to co im się przytrafiło. Mój kolega napisał by przypomnieć mi, że tylko 5 z 9 pierwszych lotów Pegasusa [rodzaj rakiety wystrzeliwanej z lecącego samolotu – przyp. tłum.] się powiodło, 3 z 5 Ariane [seria europejskich rakiet – przyp. tłum.], 9 z 20 Atlasa [produkcji Lockheed Martin, służące potem do wynoszenia satelitów, np. New Horizons, Juno, orbiterów Marsa – przyp. tłum.], 9 z 21 Sojuza [radzieckie rakiety dla satelitów i misji załogowych – przyp. tłum.] oraz 9 z 18 Protona [seria rakiet o długiej historii, oryginalnie radzieckie, teraz wciąż używane – przyp. tłum.]. SpaceX już trochę w tym siedzi, i co by się nie stało, zrobimy żeby to działało”. To umieszcza niepowodzenie SpaceX z czerwca 2015 roku w perspektywie i pozwala docenić bardziej, jak imponujące było ich 20 udanych startów z 24 startów ogółem. Zaletą niepowodzeń jest to, że pokazują one dokładnie gdzie są twoje słabe punkty. W tym przypadku, winowajcą był pojedynczy stalowy pręt – o długości 60 cm, a szerokości 2,5 cm – których są w rakiecie tysiące. Miał ona utrzymać pięć ton siły a urwał się zaledwie od jednej tony. Od tego czasu, SpaceX ma indywidualnie testować każdy pręt przeznaczony dla rakiety. Możesz zauważyć, że Dragon umknął bez szwanku (na górze ekranu, na początku), i jeżeli miałby oprogramowanie umożliwiające wcześniejsze włączenie spadochronów niż się to zakłada, jego zawartość mogłaby przetrwać. Od tego czas, Dragon ma mieć to oprogramowanie. [warto obejrzeć zapis wideo ze startu na youtube, np. tutaj link – przyp. tłum.] Zatem dotarliśmy do dzisiejszych dni. W przemyśle pełnym pośredników, cen idących w górę i sprzętu mającego dekady lat, SpaceX szczegółowo kontrolował łańcuch dostaw (będący w znacznej mierze we własnym zakresie) i jakość technologii, co pozwoliło mu stać się najtańszą opcją na dostarczanie rzeczy w kosmos. Przez lata, rząd Stanów Zjednoczonych polegał na dwóch wielkich firmach astronautycznych – Boeingu i Lockheed Martin, a także na ich wspólnym przedsięwzięciu, United Launch Alliance (ULA) – dla krajowych starów. ULA dostawał od rządu – a także od amerykańskich podatników – 380 milionów dolarów za jeden start. Za podobny start, rząd Stanów Zjednoczonych płaci SpaceX 133 miliony dolarów. Za starty dla innych klientów, które nie wymagają wszystkich specjalnych wymagań NASA, SpaceX liczy sobie 60 milionów dolarów za start. Oferując taką niewyobrażalną okazję, nic dziwnego że SpaceX ma długą kolejkę klientów walczących o jego usługi. Obecnie mają zaplanowane ponad 50 startów, wartych ponad 5 miliardów dolarów. Robią wszystko co mogą aby zwiększyć produkcję, która ma wkrótce osiągnąć wykonywanie 40 Falconów 9 rocznie. Musk wierzy, że w ciągu kilku lat start SpaceX będzie kosztował mniej niż 1/10 przeciętnego startu w przemyśle, i wierzy że SpaceX przejmie większość światowych komercyjnych startów. Jest to duża rzecz dla Stanów Zjednoczonych, a nie tylko dla SpaceX. Stany Zjednoczone, dzięki Boeingowi, są dumne z bycia jednym z dwóch wielkich producentów samolotów (drugim jest europejski Airbus), ale z pewnej przyczyny, państwo pozwoliło na to, by stało się nieistotną częścią globalnego przemysłu rakietowego – podczas gdy Europa, Rosja i Chiny dominują. Główny dostawca amerykańskich startów, ULA, dostaje większość zleceń od rządu Stanów Zjednoczonych, i bierze najdroższą część sprzętu – silniki – poprzez kupowanie ich od Rosjan. SpaceX czyni ponownie Stany Zjednoczone dużym graczem na rynku lotów kosmicznych, przy czym biznes ten stale rośnie na całym świecie. I produkują prawie wszystko w swoim kraju. Bardziej wściekli giganci Podczas gdy SpaceX może być wspaniałym rozwojem zarówno dla Amerykanów, jak i dla przyszłości lotów kosmicznych, nie każdy jest tak zachwycony ich pojawieniem się na scenie. Pamiętacie ostatni post w którym spojrzeliśmy „pod maskę” wielkim koncernom samochodowym oraz olejowym i gazowym, i okazało się że wszystko jest całkiem pokręcone i ludzkość jest oszukiwana nie wiedząc o tym? [dotyczy to prawdopodobnie artykułu o zupełnie innym temacie – przyp. tłum.]. Tak się właśnie dzieje kiedy nieprzejrzyste przedsiębiorstwa mają „specjalne” relacje z rządem i bariery wejść, które mają ewentualną konkurencję postawić z góry na przegranej pozycji. I tak Tesla eksponuje to wszystko i zmusza gruby, szczęśliwy i posłuszny przemysł do innowacji, podczas gdy te firmy desperacko chcą by Musk zniknął. Mógłbym to wszystko skopiować z tamtego postu i wkleić do tego. Przemysł kosmiczny jest jak grupka mechaników samochodowych w małym mieście, którzy liczą sobie za naprawy dziesięć razy tyle ile powinni, ale ponieważ A) klienci nie mają pojęcia o naprawach i o tym, ile one powinny kosztować oraz B) cała konkurencja liczy sobie za usługi również za dużo, to nie ma zachęty do ulepszania sprzętu, podnoszenia sprawności, i obniżania kosztów. SpaceX jest jak nowy przybysz w mieście, który stawia warsztat, wymyśla lepsze, nowe sposoby na naprawę samochodów, pracuje ciężej niż pozostali i w ten sposób ma możliwość policzenia sobie mniej niż pozostali za te same usługi. Co rujnuje wszystko dla pozostałych mechaników w mieście. W roku 2014, europejska Arianespace – większy gracz w przemyśle kosmicznym – zapytał europejskie rządy o dodatkowe subsydia aby uporać się z konkurencją ze strony SpaceX. Podróż Falcona 9 na orbitę geostacjonarną (najwyższą satelitę dla orbit) teraz kosztuje 15 milionów dolarów mniej niż lot historycznie taniej, chińskiej rakiety Long March. Biorąc pod uwagę innych dużych graczy w przemyśle kosmicznym, Musk powiedział: „Moja rodzina obawia się że Rosjanie mnie porwą”. Na całym świecie klienci przemysłu kosmicznego widzą co robi SpaceX, a potem patrzą na swojego dostawcę lotów kosmicznych i mówią: „Czekaj, dlaczego ja płacę tak dużo?” Kiedy zapytałem Muska o te wszystkie firmy które chcą mu zrzucić fortepian na głowę, on odparł: „Jest to pokój pełen stóp – trudno uniknąć nadepnięcia na nie”. Spośród wszystkich stóp na które teraz nadeptuje Musk, najmocniej nadeptuje na ULA. ULA jest wredne - Blue Box ULA, wspólne przedsięwzięcie Boeinga i Lockheed, liczy sobie więcej niż ktokolwiek za lot kosmiczny. Ale nie ma znaczenia od kogo sobie to liczą. ULA nie musi konkurować z resztą światowego rynku lotów – ponieważ ULA otrzymuje stały, automatyczny przypływ zamówień z amerykańskiego wojska. Oto jak to działa: 1) Amerykańskie wojsko musi umieszczać w kosmosie mnóstwo rzeczy, więc jest dużo biznesu. 2) Ponieważ sprzęt wojskowy jest związany z bezpieczeństwem narodowym, to rząd amerykański chce, by loty były obsługiwane wyłącznie przez amerykańskie firmy. 3) Ponieważ loty kosmiczne, podobnie jak naprawa samochodów, jest niejasnym procesem dla obywateli, opinii publicznej i polityków, nikt nie wie że cena ULA za lot kosmiczny jest dużo większa niż potrzeba. 4) ULA pracuje dla rządu na zasadzie „koszt + podstawa” co oznacza że płatność dla nich jest zależna od kosztów poniesionych na start. Oznacza to, że są zachęcani do zwiększania kosztów, a nie zmniejszania 5) Jest ogromna suma pieniędzy do ugrania, z uwagi na astronomiczny budżet na wojsko w Stanach. 6) Najbardziej irytujące jest to, że wielu podejmujących decyzje w Departamencie Obrony Stanów Zjednoczonych jest dobrymi przyjaciółmi z zarządem ULA, a ULA jest częstym miejscem gdzie urzędnicy Departamentu Obrony przechodzą po tym, jak odchodzą z rządu. Zatem bardziej prawdopodobne jest to, że Departament Obrony ponownie wybierze ULA i puści do niech oko, niż to że zarządzi audyt dotyczący tego, jak naprawdę gospodarują pieniędzmi. Wszystko to sumuje się w najlepszym przypadku w wadliwy system który nie wywiera żadnego ciśnienia na obniżanie kosztów, a w najgorszym przypadku w ogromny skandal z udziałem rządu. A wszystko to jest finansowane z pieniędzy amerykańskich podatników. I wiesz czego nie chce to kretyńskie kółko Departamentu Obrony i ULA? Firmy takiej jak SpaceX. SpaceX udało się zebrać sporo zamówień od NASA, ale po to, by otrzymać także kontrakty militarne, firma potrzebuje specjalnych certyfikacji, i co ciekawe, SpaceX bardzo trudno uzyskać te certyfikacje. Zwracając uwagę na cały bezsens sytuacji oraz wiedząc, że prawo wymaga uczciwej konkurencji jeśli chodzi o usługi dla wojska, Musk wniósł tę sprawę do Kongresu, opisując ten przypadek następująco: „SpaceX nie stara się aby zdobyć kontrakty na te starty. My po prostu staramy się o prawo do konkurowania.” A jednak napotkał się na duży opór. Pomimo jasnych dowodów że ULA liczy sobie sześć razy więcej niż SpaceX (biorąc pod uwagę parametr cena za kilogram ładunku), politycy tacy jak senator Richard Shelby z Alabamy (jeden z największych darczyńców dla przemysłu kosmicznego) argumentowali że to była sprawa bezpieczeństwa narodowego. Jest to to dziwna linia argumentowania, biorąc pod uwagę że ULA pompuje pieniądze do Rosji, kupując od nich silniki i inne części, podczas gdy SpaceX robi wszystko w Stanach. W wywiadzie kilka miesięcy temu, Musk ujawnił o co chodzi w tej sytuacji: „ULA zdecydowało że boją się nawet niesprawiedliwej konkurencji. Nie chcą uczciwej konkurencji. Nie chcą nawet nieuczciwej konkurencji. Nie chcą w ogóle żadnej konkurencji…. Boją się że weźmiemy kawałek z dużego smakowitego tortu, do którego oni mają wyłączny dostęp i że nie zostanie dla nich już tak dużo” SpaceX dokonało trochę postępu w ostatnim roku i było nagrodzone małą liczbą startów dla wojska, ale jest to malutka część – jest to więc walka na którą SpaceX poświęci trochę czasu. Zapytałem Muska o trudność w rywalizowaniu z ULA. Odpowiedział: „To nie są łatwi przeciwnicy, to wojskowo-przemysłowy kompleks. Znasz filmy, w których goście robią straszne rzeczy? Tak więc to tacy goście”. Model przychodów SpaceX zakłada ich przyrost i rozrost terytorialny w przyszłych latach. Poniżej są trzy najfajniejsze rzeczy czekające w kolejce: 1) Falcon Heavy Pamiętacie to moje gadanie o tym, że dziewięć Merlinów zebranych razem jest w stanie podnieść 360 samochodów ustawionych jeden na drugim, co daje wysokość odpowiadającą drapaczowi chmur? Falcon Heavy jest takim Falconem 9, tyle że zamiast pojedynczego pierwszego stopnia rakiety, ma ich trzy. Z 27 Merlinami, silniki Falcona Heavy są w stanie podnieść około 2000 ton, albo inaczej – ponad półtorakilometrową wieżę z 1100 samochodów. Falcon Heavy ma być wystrzelony po raz pierwszy w 2016 roku. Falcon Heavy będzie miał możliwość wzięcia ponad dwa razy tyle ładunku, ile inne najpotężniejsze rakiety na świecie. To wszystko przy najniższej cenie za kilogram ładunku w historii (ULA liczy sobie trzy razy tyle ile będzie kosztował Falcon Heavy za start, zabierając przy tym mniej niż połowę ładunku Falcona Heavy). Poniżej małe porównanie najcięższych rakiet pod względem zdolności wynoszenia ładunku: 2) Powiększenie czterokrotnie liczby satelitów na orbicie Kilka miesięcy temu Musk ogłosił że SpaceX rozpocznie operację produkowania satelitów w Seattle, która ma się zakończyć wyniesieniem na Niską Orbitę Okołoziemską 4000 satelitów dostarczających Internet. Jest to trzy razy tyle satelitów, ile obecnie znajduje się na orbicie (całkowicie jest ich 1300). Jego powody: Zbić koszty aby rozwinąć technologię. Dzisiaj, wykonanie satelity kosztuje około ćwierć miliarda dolarów, a drugie tyle kosztuje umieszczenie go w kosmosie. To czyni każdy start satelity grą o bardzo dużą stawkę, co czyni firmy nieskłonnymi do ryzyka – wolą więc używać starszej technologii o dowiedzionych właściwościach i być pewnym, że satelita wytrzyma przynajmniej 15 lat na orbicie. W rezultacie wiele satelitów wykonujących dla nas dzisiaj zadania było wykonanych w 1990 roku, z 25 letnią technologią. SpaceX chce dowiedzieć się jak wykonać satelity niższym kosztem i dodając do niego ich zdolność do tanich startów w kosmos, będą w stanie umieszczać satelity wysokiej jakości na orbicie, i czynić to często i wymieniać je często. Dać każdemu i wszędzie dostęp do Internetu. Spotkałem się z Rajeevem Badyalem, który w SpaceX szefuje Działowi Awioniki i jest odpowiedzialny za projekt satelitów. Wytłumaczył mi, że konstelacja 4000 tysięcy satelitów zasilanych panelami fotowoltaicznymi będzie inteligentnie współpracowała aby pokryć każdą część Ziemi bardzo szybkim Internetem, wszędzie tam gdzie jest pilnie potrzebny. Mówił mi o tym, że jedynie kilka miejsc na Ziemi (Europa, Stany Zjednoczone, część Indii i wschodniej Azji itd.) są rzeczywiście pokryte dobrym Internetem, ale zmieniłoby to pozycję wielu innych części świata, szczególnie tych najbardziej odległych. Wszystko czego potrzebujesz żeby to zrobić to mały odbiornik w kształcie pudełka do pizzy, który może być umieszczony gdziekolwiek na zewnątrz i w ten sposób możesz mieć dostęp do szybkiego Internetu na biegunie północnym, na środku Pacyfiku, na szczycie Mount Everestu – wszędzie. Mówił też o tym w jaki sposób można jeszcze wykorzystywać satelity – na przykład można by dołączyć do nich kamery i używać ich do formułowania raportów kryminalnych, do Map Google „na żywo”, do przewidywania pogody – do wszystkiego. Jeszcze bardziej wściekli giganci. Czyż firmy takie jak Time Warner, Cable oraz Comcast nie byłyby świetnym dodatkiem do stosu dużych, monopolistycznych i słabych jakościowo firm, przeciw którym Musk szuka drogi aby z nimi konkurować? W swoim oświadczeniu, Musk zauważył to: „W przypadkach gdy ludzie są uzależnieni i przywiązani do Time Warner czy Comcastu, to [globalny, satelitarny Internet – przyp. tłum.] zapewniłoby im możliwość aby ich opuścić”. (To dało mu duży aplauz z publiczności) Jest to lukratywne. Oprócz sprzedawania satelitów, SpaceX może również generować przychód z tych, które już wyśle na orbitę, i może dzięki temu zarobić masę pieniędzy. Rozwiązuje problem Internetu na Marsie. Fizyczne kable należą do przeszłości, a Mars ma być planetą przyszłości. Musk planuje posiadać wytworzone przez SpaceX satelity które będą okrążać Marsa i dostarczać szybki Internet do przyszłych kolonii na Marsie. 3) Załogowe loty kosmiczne W roku 2014, Stany Zjednoczone i Rosja były na siebie wściekłe, jak mają to w zwyczaju – tym razem z winy Rosji, która stwierdziła że właściwie byłoby super gdyby Krym stał się częścią Rosji – i Stany Zjednoczone zareagowały na to sankcjami przeciwko rosyjskiemu planowi kosmicznemu. Na co rosyjski premier napisał na Tweeterze: Po otrzymaniu sankcji przeciwko naszemu przemysłowi kosmicznemu, sugeruję, by Stany Zjednoczone dostarczały swoich astronautów na ISS używając trampoliny. Niezłe zagranie. To właśnie się dzieje kiedy twój niegdyś potężny program kosmiczny staje się tak kulawy, że nie może już więcej wysyłać astronautów w kosmos. Musisz więc polegać na krajach na które często jesteś zły, co stawia cię w kiepskiej pozycji. Jedynym innym krajem, który może wysyłać ludzi w kosmos, są Chiny. A na nich Stany Zjednoczone są nawet bardziej wściekłe – tak bardzo, że Chiny są wykluczone z imprezowania w klubie fajnych dzieci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tak więc sytuacja wygląda tak samo jak w mieście, gdzie są trzej konkurujący ze sobą bosi, ale bardzo niezręczne jest to, że tylko dwóch z nich posiada samochód, więc trzeci musi prosić pozostałych o podwiezienie do pracy. Niezbyt idealnie dla trzeciego bosa. Elon Musk wystosował swojego własnego tweeta niedługo później: Wygląda na to że jest to dobry czas by ujawnić nowego Dragona Mk 2, statek nad którym pracowało SpaceX wspólnie z NASA. Nie potrzebna już trampolina. Program wahadłowców Space Shuttle zakończył się w roku 2011, co rozpoczęło okres w którym aktualnie się znajdujemy, kiedy to Stany Zjednoczone nie mają możliwości wykonać załogowego lotu kosmicznego. Następnym w pełni amerykańskim programem w stylu Space Shuttle ma być kreatywnie nazwany System Startów Kosmicznych (ang. Space Launch System – przyp. tłum.) wraz z jego statkiem kosmicznym Orionem, ale opóźnienia przesunęły rozpoczęcie programu do przynajmniej 2021. Stany Zjednoczone nie chcą polegać na Rosji do 2021 roku, więc w międzyczasie NASA przeprowadziła konkurs który miał na celu wyłonienie prywatnych przedsiębiorstw które wykonają załogowe loty. W jego wyniku kontrakt o wartości 6,8 miliardów dolarów został podzielony między Boeinga (któremu przypadło 4,2 miliarda dolarów) oraz SpaceX (który zgarnął 2,6 miliarda dolarów) W maju 2014 roku, SpaceX ujawniło drugie wcielenie Dragona – Dragona 2. Pierwszy Dragon był super – jest to jedyny statek kosmiczny który może powrócić na Ziemię w stanie nienaruszonym, i obecnie jedyny na świecie funkcjonujący statek kosmiczny który może przywieźć ladunek z powrotem z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Lecz Dragon 2 jest dużo bardziej super. Dragon 2 może zadokować do ISS bez bycia ciągniętym jak dziecko przez ramię ISS. [Dragon 1 dokuje do stacji następująco: zbliża się na odległość pewnego wysięgnika-ramienia wystającego z ISS, które „łapie” Dragona a potem przyciąga do siebie i wtedy dokonane zostaje właściwe dokowanie – przyp. tłum.] Dragon 2 posiada w środku fotele i fantazyjne ekrany dotykowe (większość dzisiejszych statków kosmicznych było zaprojektowanych w latach 60. i wciąż posiadają guziki i pokrętła jak stare radio). Ale najlepszą rzeczą w Dragonie 2 są jego silniki. Statek ten posiada osiem super-potężnych małych silników, nazwanych SuperDrako, z których każdy może unieść cztery auta. SuperDraco są tak dokładnie zaprojektowane, że są w całości wytworzone w technologii druku 3D, co czyni je pierwszymi silnikami rakietowymi wykonanymi w ten sposób. Umieszczę tutaj kolejne wideo z startem silnika, ponieważ bardzo fajnie się to ogląda. Poniżej test SuperDraco: [link do youtube, 17 sekundowy film przedstawiający test silnika SuperDraco na ziemi] SuperDraco umieszczone w Dragonie mają trzy główne cele: 1) Manewrowanie w kosmosie 2) Lądowanie za pomocą napędu odrzutowego - więcej o tej kwestii w następnej sekcji [chodzi o rewolucyjny sposób podejścia do lądowania: z użyciem silników a nie spadochronów. Wracający na Ziemię obiekt ma uruchamiać silniki ustawiając siłę ciągu w górę, aby przewidziałały one sile ciężkości, a statek ma powoli wylądować na wyznaczonym lądowisku. SpaceX próbowało już tego z pierwszym stopniem Falcona, chodzi o słynne lądowanie na barce – przyp. tłum.] 3) Aby ewakuować astronautów w razie gdy coś pójdzie źle Trzeci cel jest kluczowy dla bezpieczeństwa załogi. Nawet najlepsze rakiety czasami zawodzą, często w katastroficzny sposób – co SpaceX miało już okazję nam zademonstrować – i system przerywania misji w Dragonie 2 pozwala statkowi oddalić się ze sceny zanim wybuchnie bomba (czyli rakieta). Jeżeli dwie tragiczne misje Space Shuttle [chodzi o katastrofy promów Challenger w 1986 roku i Columbia w 2003 roku – przyp. tłum.] miały tę cechę, to astronauci mogliby być uratowani. Tutaj jest ostatni test pokazujący system przerywania misji w akcji, który z pewnej przyczyny jest dla mnie uroczy: [link do youtube – Dragon 2 jest wystrzeliwany i krótko po tym uruchamiane są spadochrony i dokonywany jest kontrolowany spadek na ziemię] Potęga systemu przerywania misji jest trudna do uchwycenia na tym filmiku. Osiem silników SuperDraco jest tak potężnych, że mogą zabrać Dragona na odległość boiska do piłki nożnej w ciągu dwóch sekund, a na ponad 500 metrów w około pięć sekund. I podczas gdy inne załogowe kapsuły miały możliwość przerwania misji już wcześniej, to była ona przewidziana tylko podczas samego startu – a system Dragona 2 ma pracować przez całą drogę na orbitę. Musk chce także zredefiniować co to znaczy „być astronautą”, tłumacząc przy tym że osoba nie musi być astronautą żeby latać w kosmos. Jego wizja zakłada zwykłych ludzi wskakujących na czubek rakiety SpaceX i lecących w kosmos z relatywnie małym treningiem czy umiejętnościami – tak samo jak dzisiaj latamy w samolotach (co jakby przypomina mi sytuację, jakoby tylko informatycy-naukowcy komputerowi mogli używać komputera, i jak jest to przestarzała koncepcja dzisiaj). Tak więc uznając że dzisiaj mamy rok 2015, a nie 1965, SpaceX również zmienia koncepcję skafandra kosmicznego – Musk specjalnie naciskał by były one fajnie wyglądające i żeby porzucić styl „Marshmallow Man” [jest to postać z filmu Pogromcy Duchów, ogromny, niezdarny i paranormalny stwór, który sprawia wrażenie „napompowanego” – tak jak dotychczasowe stroje kosmonautów – przyp. tłum.] Grafik przewiduje pierwsze loty załogowe SpaceX i Boeinga w 2017 roku – ale ostatnio mają miejsce naciski w Senacie, by zredukować finansowanie NASA, co mogłoby opóźnić loty przynajmniej o dwa lata. Nieeeee. Więc tak to jest to co robi SpaceX i tak zarabia pieniądze. Usługa dostarczania rzeczy w kosmos działa dobrze – SpaceX jest rentowny i nie zapowiada się żeby coś się zmieniło w tym względzie. Po ostatnich inwestycjach dokonanych przez Google i Fidelity, wartość SpaceX określana jest na 12 miliardów dolarów. Ale Musk powiedział że byłoby koszmarem dla SpaceX gdyby znalazło się w rękach kogoś, kto by je tylko doił dla krótkoterminowego zysku. Ponieważ jak zaznaczyliśmy na początku sekcji poświęconej Fazie 2, wszystko co powyżej przedyskutowano jest tym, co robi SpaceX – ale nie tym, co SpaceX naprawdę robi. To, co SpaceX naprawdę robi, miało miejsce odkąd rozwijano Falcona 1 i dowiedziono, jaki możesz obecnie ubić dobry interes wysyłając coś w kosmos za pomocą rakiety Falcon 9, a nie jakąkolwiek inną. Ale niskie ceny SpaceX powinny być zakwalifikowane do kategorii wzrastającego poprawiania, a nie totalnego, transformującego zmienienia zasada gry. To co SpaceX naprawdę robi jest czymś dużo, dużo większym – oni pracują nad innowacją tak przełomową, że jeżeli będą ją potrafili przeprowadzić, to zredukują koszty startu rakiety 100 razy bardziej i kompletnie zmienią przyszłość ludzkości w kosmosie – a wieloplanetarna przyszłość stanie się możliwa. Zmienianie zasad gry Pamiętacie tę całą rzecz z wcześniej? Musk szacuje że 500 tys. dolarów za bilet na Marsa może być magiczną liczbą która uczyni niebieskie koło na tyle dużym, że zielony obszar będzie miał milion ludzi. Jak to opisuje, z biletem za 500 tys. dolarów będzie tak jak z kupowaniem domu średniej klasy w Kalifornii i „większość ludzi w zaawansowanych krajach, mając czterdzieści kilka lat czy coś w tym rodzaju, może zebrać wystarczająco dużo pieniędzy by mieć na taką podróż”. Więc jak blisko jesteśmy? W 1989, kiedy Bush Senior przedstawiał inicjatywę aby wysłać amerykańskich astronautów na Marsa, NASA szacowała koszt operacji na 450 miliardów dolarów. Na wysłanie 4-6 astronautów. Czyli jest to około 100 miliardów dolarów za miejsce. Blisko. Tylko 200 000 razy więcej niż cel Muska wynoszący 500 tys. dolarów. W roku 2004, Bush Junior ponownie przedstawił ideę wysłania Amerykanów na Marsa. NASA powiedziało że kosztowałoby to około 50 miliardów dolarów. 10 miliardów dolarów za miejsce. Ciągle 20 000 razy za dużo. Zatem jak do diaska możesz obniżyć cenę czegokolwiek o 20 000 razy? Plan Muska zakłada zaatakowanie problemu z dwóch stron. 1) Wynieść wielu ludzi Rodzina rakiet Falcon jest źródłem dochodu SpaceX, ale ani Falcon ani Dragon nigdy nie zabiorą ludzi na Marsa. Po pierwsze, Dragon jest rozmiarów SUVa – a podróż na Marsa zabiera przynajmniej trzy miesiące. Nie jest to dobry plan. Po drugie, jeżeli masz lecieć całą drogę na Marsa, lepiej wykonać to jako przelot wielu osób. Dlatego też długoterminowym planem SpaceX jest zbudowanie rakiety, przy której Falcon 9 wyglądałby jak hotdog – Kolonialny Marsjański Transporter (org. The Mars Colonial Transporter) Rakieta MCT będzie gigantyczna, zasilana znacznie potężniejszymi silnikami niż dotychczas, wyprodukowanymi przez SpaceX. Są one nazwane Raptor. Zasilany przez nie statek kosmiczny będzie w stanie zabrać przynajmniej sto osób. Biorąc to pod uwagę, jeżeli uda się to wykonać, SpaceX mógłby obniżyć obecny szacowany koszt jednego miejsca o przynajmniej 20 razy. Zatem w tym punkcie, zadanie jest jeszcze 1000 razy zbyt kosztowne. Lecz jest jeszcze inna sprawa – dzięki innowacjom przy produkcji Falcona, SpaceX obniżyła koszt startu do 1/5 standardowej wartości spotykanej w przemyśle, i Musk wierzy że da radę obniżyć ten koszt do 1/10 w przyszłych latach. Ponieważ kwota podana przez Busha Juniora zakładała standardowe wartości kosztów startów spotykane w przemyśle, przy tych perspektywach koszt jest jedynie 100 razy zbyt duży. Większy statek może pomóc obniżyć koszt jednego miejsca podczas lotu na Marsa, ale nie zmienia nic w dzisiejszym przemyśle lotów kosmicznych. Nie zbliża nas wystarczająco do obniżenia ceny wysłania dużych ilości ludzi na Marsa i nie rozwiązuje problemu, który Musk nazywa „fundamentalnym problemem eksploracji kosmosu” Zatem czym jest ta duża zmiana reguł gry, którą tak się rajcuję ale wam jeszcze o niej nie powiedziałem? 2) Rakiety wielokrotnego użytku Wyobraź sobie obecny przemysł lotniczy z tylko jedną kluczową zmianą: samolot działa tylko przez jeden lot. Każdy lot oznacza całkowicie nowy samolot, a po skończonym locie pasażerowie wychodzą do terminala lotniska a samolot jest całkowicie zamieniony w kupę złomu i być może trochę części, które mogłyby być ponownie wykorzystane i są one wysyłane do przetworzenia i użycia w kolejnych samolotach. Aby zbudować samolot należy wydać około 300 milionów dolarów. Zatem w tym nowym modelu, dodając pensje dla załogi oraz koszty paliwa, linie lotnicze muszą wydać dodatkowo 300 milionów dolarów na każdy lot, aby zbudować samolot. Jak by to wszystko zmieniło? Po pierwsze, byłoby dostępnych bardzo mało lotów – rozkład byłby ograniczony tempem produkcji samolotów. Po drugie, cena podróży tam i z powrotem pomiędzy Chicago a San Francisco kosztowałaby teraz około 1,5 miliona dolarów za osobę. Dla rachunku ekonomicznego. Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych nadal by istniały. Bogate państwa nadal posiadałyby wojskową flotę samolotów. Kilka rządów wykonywałoby loty w celu przeprowadzenia pewnych eksperymentów naukowych. Ludzie posiadający 10 miliardów dolarów lataliby pewnie przyzwoitą ilość razy, ale już ci posiadający tylko jeden miliard nie mogliby sobie na to pozwolić. A ty? Ty byś się urodził, przeżył swoje życie i umarł, nigdy nie lecąc samolotem. Jeżeli tak wyglądałaby sytuacja, ludzie pewnie patrzyliby na nieistniejący przemysł podróży lotniczych i jasnym jest, że nie byłoby ogólnej woli do podróżowania samolotami. Politycy byliby przeciwni zbyt dużemu finansowaniu przez rząd tej przesadnej aktywności. Większość ludzi nawet nie rozumiałaby w pełni jak działają samoloty, i nie marnowałaby czasu wyobrażając sobie jak wyglądałby świat gdyby każdy mógł ich używać. Stałoby się to tematem pobocznym. Podróżowalibyśmy samochodami, pociągami i statkami i tak by to było. Widzisz już do czego zmierzam? Nikt w historii – ani Stany Zjednoczone, ani sowieci, ani z pewnością grube koty z ULA – nie rozwiązał problemu jak rakiety uczynić produktem ponownego użytku. Rakiety są budowane miesiącami, lecą w kosmos, i potem albo spalają się w atmosferze, albo lądują w oceanie jako kupa złomu. To nie jest tak, że nikt nie próbował – Stany Zjednoczone i sowieci włożyli dziesiątki miliardów dolarów w ten problem – ale nikt go nie rozwiązał Program wahadłowców Space Shuttle był rzekomo „wielokrotnego użytku”. Ale były trzy części Space Shuttle – statek kosmiczny, który był autentycznie wielokrotnego użytku, rakiety, które były technicznie wielokrotnego użytku ale zabierało dziewięć miesięcy by je wyremontować, co zerowało benefit z odzyskiwania, i wielki pomarańczowy zbiornik, który był totalnie niezdatnym do ponownego użytku i był zmieniony w złom niedługo po starcie. Zatem była to tylko jedna część z trzech, i w wyniku jedna misja Space Shuttle kosztowała „śmieszne” 1,6 miliarda dolarów (ponad 200 milionów dolarów na jednego astronautę). Większy statek, połączony z rozwijanymi przez SpaceX innowacjami obniżającymi koszty, teoretycznie zbiła koszt podróży do kwoty o dwa razy większym rzędzie wielkości – do 50 milionów dolarów za osobę [czyli sto razy więcej niż cel Muska (500 tys. dolarów)- przyp. tłum.]. Wyliczenia tego kosztu przyjmują, że MCT musi być budowany na każdy lot. Pierwszym poważnym zadaniem SpaceX było rozwiązanie problemu jak wysłać coś na orbitę. Teraz stoją przed nowym, poważniejszym zadaniem – sprzętem wielokrotnego użytku. Jeżeli SpaceX uda się stworzyć jak to oni nazywają „system rakietowy zdolny do pełnego i szybkiego wielokrotnego wykorzystywania” – pozostawiając jedynie takie koszty jak koszt paliwa, utrzymania i koszty systemów wewnętrznych statku, tak jak w przypadku samolotów – to obniżyłoby to koszt podróży kosmicznych sto razy. Albo być może więcej. Więc jak to zrobić? Po pierwsze, musisz znaleźć lepszy sposób aby lądować. Musk opisuje trzy sposoby, na jakie może lądować rakieta lub statek kosmiczny. Pierwszy typ lądowania (najłatwiejszy): użycie spadochronów i lądowanie w oceanie To właśnie tak ląduje większość statków w dzisiejszych czasach, jeżeli w ogóle lądują. Problemy: Spadochrony nie działają w miejscach gdzie nie ma powietrza, takich jak np. Księżyc; lądowanie w korozyjnej słonej wodzie poważnie niszczy sprzęt; jest niegodne (wyobraź sobie obcego próbującego być zastraszającym, który ląduje w oceanie za pomocą spadochronów i musi dopłynąć do brzegu) Drugi typ lądowania (poziom trudności: średni): skrzydła, koła i lądowanie na pasie To tak jak lądował Space Shuttle. Problemy: Skrzydła nie działają w miejscach gdzie nie ma powietrza, takich jak np. Księżyc, lub gdzie nie ma pasów [do lądowania] jak wszędzie poza Ziemią; podczas gdy ta metoda mogłaby być użyta dla statku kosmicznego, jest dużo trudniej wykorzystać ją przy rakiecie – a pełne „wielokrotne wykorzystanie” oznacza lądowanie zarówno statku jak i rakiety. Trzeci typ lądowania (zaawansowany): lądowanie z użyciem silników Lądowanie z użyciem silników oznacza [w przybliżeniu] opadanie rakiety w ten sam sposób, w jaki się wznosi. To tak jak lądowały Moduły Księżycowe Apollo (jak Eagle z Apollo 11) na Księżycu. Takie lądowanie pozwala ci wylądować rakietę i statek starannie na platformie przeznaczonej do lądowania, z minimalnymi zniszczeniami dla pojazdów. Łatwiej wyobrazić sobie takie lądowanie wykonywane przez statek kosmiczny niż przez rakietę, ponieważ statki robiły już to wcześniej. Dragon 2 jest projektowany jako specjalista w dziedzinie lądowania – te same silniki SuperDraco których Dragon 2 używa do przerwania misji w trakcie awarii mają być także zdolne do lądowania na każdym rodzaju powierzchni każdego ciała stałego w Układzie Słonecznym w taki prosty sposób, jak helikopter ląduje na powierzchni Ziemi. Lądowanie rakietą jest dużo odleglejszym konceptem i dużo, dużo trudniejszym. Poniżej znajduje się wizja SpaceX dla wielokrotnego użytku Falcona i Dragona – warto zobaczyć: [link do youtube] Jeżeli to zadziała, to cała idea jest taka by rakieta i statek wylądowały, miały uzupełnione paliwo i mogły wyruszyć w dalszą podróż w ciągu kilku godzin. Znowu – tak samo jak samoloty. Juncosa wyjaśnił mi, że pierwszym i najważniejszym krokiem jest nauczyć się jak wylądować tylko pierwszym stopniem Falcona. Jest to najważniejsze, ponieważ pierwszy stopień kosztuje mniej więcej tak dużo jak zbudowanie jumbo jeta i stanowi większą część całkowitego kosztu rakiety (a zwłaszcza chodzi o silniki) – jeżeli to się powiedzie, to byłby ogromny krok naprzód. I pokazaliby to światu, włączając w to obecnie-bardzo-sceptyczny przemysł kosmiczny, że wielokrotny użytek jest faktycznie możliwy. Wyznaczyliby ścieżkę dla innych wytwórców rakiet jak można obcinać koszty – i rozpoczęliby nową erę podróży kosmicznych. Tak oto ma wyglądać lądowanie pierwszego stopnia [duża rozdzielczość] Kolejno: start / wznoszenie się / separacja stopni (pierwszy stopień opuścił atmosferę) / manewr obrotu (silniczki ciągu na zimny gaz obracają pierwszym stopniem) / ścieżka górna: separacja osłony, separacja ładunku ścieżka dolna: wsteczne „uderzenie silnikiem” (silniki odpalane są by ustalić trajektorię na miejsce lądowania) / ustawienie stateczników / wejściowe „uderzenie silnikiem” (silniki są ponownie odpalane by zmniejszyć prędkość) / naprowadzanie aerodynamiczne (stateczniki sterują siłą nośną tworzoną przez pierwszy stopień) / pionowe lądowanie (silniki odpalane są ostatni raz, ustawiając pierwszy stopień do precyzyjnego lądowania) / „po prostu kieruj się instrukcjami” : autonomiczny statek-lądowisko [chodzi o barkę – przyp. tłum.] Tam, gdzie jest mowa o „uderzeniu silnikiem” [org. burn] oznacza to że tylko pojedynczy, główny silnik jest odpalany (ten w środku). Ponieważ waga jest ważnym wskaźnikiem podczas startów (nie ma prawie miejsca na dodanie więcej wagi, inaczej rakieta nie da rady wynieść ładunku na orbitę), rakieta będzie miała wystarczająco paliwa na dokładnie trzy „uderzenia”. Pierwsze jest użyte do zatrzymania balistycznego toru rakiety (to znaczy naturalnego kąta wg którego leci) i skierowania jej w kierunku lądowiska. Drugie jest użyte do spowolnienia – od 4800 km/h do 885 km/h – tak, by uniknąć spalenia w atmosferze. Trzecie jest użyte bezpośrednio ponad lądowiskiem, aby spowolnić rakietę do 8 km/h. Ponieważ pogoda jest zmienna i nieprzewidywalna, w rakiecie znajduje się dużo oprogramowania odczytującego siły i dostosowującego trajektorię. Rakieta posiada małe klapy-skrzydła nazwane „siatkowymi statecznikami” [org. grid fins. Chodzi tutaj o cztery stateczniki rozmieszczone po obwodzie rakiety na pewnej wysokości. Nie są one wykonane z litego materiału, ale mają strukturę siatki-kratki. W celu lepszego wyjaśnienia: obrazek link – przyp. tłum.]. To one sterują rakietą („siatkowe stateczniki” i nogi do lądowania także spowalniają rakietę, obniżają końcową prędkość o połowę). „Siatkowe stateczniki” działają dobrze kiedy jesteś w atmosferze, ale w kosmosie gdzie nie ma powietrza są one bezużyteczne. Wobec tego w tym miejscu rakieta jest sterowana wyrzutami z „silniczków ciągu na zimny gaz” [org. cold gas thrusters] – małe silniki odrzutowe na azot które wystają z rakiety. Jeżeli to wszystko zadziała według planu, to po około dziewięciu minutach po starcie rakieta wyląduje a tej platformie unoszącej się na oceanie, umiejscowionej 320 km od miejsca startu: To jest trudne. Jeżeli zmniejszysz wszystkie wymiary, to jak wystrzelenie ołówka na wysokość drapacza chmur i próba wylądowania nim na pudełku po butach leżącym na ziemi, i to podczas wietrznego dnia. SpaceX porównuje wyzwanie kontrolowania zejścia przez atmosferę do „próbowania balansowania miotłą umieszczoną pionowo na dłoni po środku wichury”. Serwis internetowy Popular Mechanics nazywa to „pełnym napięcia aktem żonglerki, gdzie każda z tysięcy ruszających się części może zepchnąć cały system do grobu. Jeżeli rakieta wyląduje gładko na barce, to tylko dlatego że miliony szalenie szczegółowych dopasowań utrzymały Falcona 9 w spokoju i opanowaniu kiedy ten nurkował w chaosie.” Aby szlifować swoje umiejętności, SpaceX utworzył pierwszy stopień rakiety który nazwali Grasshopper [czyli konik polny – przyp. tłum.]. W roku 2012 byli zdolni wystartować Grasshoppera na wysokość 12 piętrowego budynku, wstrzymać go na kilka sekund i potem powrócić go na lądowisko. Przez następne dwa lata, SpaceX wystrzeliwało Grasshoppera coraz wyżej i wyżej aż w końcu wystrzelili prawdziwy pierwszy stopień Falcona 9 na kilometr w górę i powrócili go na lądowisko. W końcu nadszedł czas na spróbowanie tego na poważnie – przy faktycznym starcie rakiety. W styczniu 2015 roku, SpaceX wykonało rutynowy start i skierowało pierwszy stopień przez atmosferę i próbowało wylądować. Tutaj oto co się wydarzyło (polecam z dźwiękiem): [link do vine – słynna nieudana próba ze stycznia 2015] Blisko! Oh! To jest to, co ludzie w SpaceX nazywają NND - nagłym nieplanowym demontażem (org. RUD – Rapid Unscheduled Disassembly) Mieli spróbować znowu przy okazji następnego startu, w lutym, ale próbę lądowania anulowano ze względu na pogodę. Mieli w końcu drugą szansę żeby spróbować w kwietniu, i to co się stało (video jest przyspieszone): [link do gifa] Już…prawie ….się udało… ale potem rakieta przewróciła się jak głupek i zamiast tego eksplodowała. Trzecia próba miała mieć miejsce w czerwcu… ale wszyscy wiemy co się stało w czerwcu [chodzi o wcześniej wspomnianą awarię w początkowej fazie lotu. Była to misja uzupełnieniową dla ISS o nazwie CRS-7. Dokładna data: 28 czerwca 2015– przyp. tłum.] Jeżeli dopiero wczuwasz się w tę całą sytuację, uważaj się za szczęściarza że udane lądowania jeszcze nie nastąpiło. Możesz teraz rozpocząć śledzenie tych zmagań i zobaczyć to na żywo po raz pierwszy w historii (najlepszym sposobem jaki odkryłem na śledzenie wszystkich startów SpaceX jest śledzenie tej strony na Wikipedii, a najlepszym sposobem na bycie na bieżąco z największymi wydarzeniami i odnajdywanie linków do relacji na żywo ze startów jest śledzenie SpaceX na Twitterze). Powinno być jeszcze kilka prób w 2015 roku [obecnie nie jest to już takie pewne, z uwagi na to że długo zajęło dojście do przyczyn czerwcowej awarii. Chociaż na chwilę obecną są zaplanowane dwa starty w 2015 – przyp. tłum.]. Biorąc pod uwagę historię, jeżeli SpaceX uda się wykonać raz lądowanie, będą prawdopodobnie w stanie powtarzać je za każdym razem. Kiedy przygotowywałem się do napisania tego artykułu, wysłałem maila Muskowi aby upewnić się że bierze na poważnie tą kwestię biletu na Marsa za 500 tys. dolarów. W mailu napisałem jak ja to widzę i chciałem to porównać z jego wizją. Oto jego odpowiedź. Faktycznie wymaga to pozornie absurdalnie dużych ulepszeń, ale nie są one niemożliwe. Krytycznymi elementami są wykonanie rakiety wielokrotnego użytku oraz tani gaz pędny (CH4 oraz O2 przy stosunku powietrze/paliwo około 3,8). Oraz oczywiście przygotowanie paliwa powrotnego na Marsie, którego atmosfera w większości to dwutlenek węgla, a w glebie posiada dużo zamarzniętej wody. Celem projektowym jest uzyskanie ponad stu ton użytecznej ładowności na jeden lot, tak by więcej niż 100 osób mogło być zabranych. W zależności jaka dodatkowa masa jest wymagana na jedną osobę i jaki jest dopuszczalny bagaż. Awionika, sensory, komunikacja, aspekty struktury pojazdu, elementy służące do lądowania i kilka innych rzeczy będą ulepszane wraz ze skalą, oraz jest fajniej być na statku wycieczkowym niż w autobusie, więc podejrzewam że liczba 100 osób na lot będzie rosła z czasem, być może do kilku tysięcy. Co więcej, możemy dopłacać do klasy ekonomicznej, pobierając dużo więcej pieniędzy za bilet pierwszej klasy. Biorąc pod uwagę wszystko co wymieniłem wyżej i obniżenie kosztu poniżej 100 tys. dolarów za tonę (lub za osobę) w końcu będzie wyobrażalne, ponieważ koszt podróży jest wtedy zdominowany przez gaz pędny, który jest w większości ciekłym tlenem w cenie 40 dolarów za tonę (jednak jest jego potrzebne bardzo dużo aby wynieść użyteczną tonę ładunku). To może być niesamowite! Po prostu niedrogi statek wycieczkowy na Marsa. Wykonanie tego możliwym jest celem Fazy 2, a SpaceX wygląda na bycie w trakcie wykonania tego – być może w przyszłej dekadzie. Kiedy już osiągną ten cel, będą gotowi na rozpoczęcie następnej Fazy ich misji – takiej, która zmieni wszystko. FAZA 3: Kolonizacja Marsa Główny bohater: The Mars Colonial Transporter (MCT) Cel: Umieścić milion osób na Marsie Dzisiaj nikt nie mówi o Marsie i tylko niewielu ludzi uważa Marsa za istotną część najbliższej przyszłości. Jednakże jeżeli nie przeoczyłem czegoś ważnego lub nie wydarzy się coś niespodziewanego, to w ciągu 10-20 lat, ludzie zaczną wyruszać na Marsa. Ty mógłbyś wyruszyć na Marsa w ciągu swojego życia. Szykują się ciekawe czasy. To jest jeden z tych tematów, które sią trudne do przyswojenia, ponieważ kiedy myślisz o nim, to twój umysł odpływa i myślisz „Nieeeee….”. Zrozumienie tego, co robi SpaceX i dlaczego to robi może zabrać cię z miejsca, gdzie myślenie o perspektywie ludzi przenoszących się na Marsa jest zupełnie śmieszne, do miejsca, gdzie akceptujesz logikę według której faktycznie ważne jest by to zrobić, jest to możliwe i nawet może się wydarzyć. Jednak jest to coś innego niż naprawdę wierzyć że to się wydarzy. Kiedy czytasz ten artykuł, nawet jeśli się zgadzasz z tym co czytasz, jeżeli miałbyś się założyć o tysiąc dolarów o to, czy ludzie będą podróżować na Marsa w ciągu najbliższych 20 lat, byłaby duża szansa że założysz się że ludzie tego nie zrobią, ponieważ twój mózg tego tak naprawdę nie zaakceptował. I jest to uczciwe – twój mózg bazuje na doświadczeniu, a doświadczenie podpowiada że przeniesienie się na Marsa nie jest czymś, co ludzie kiedykolwiek wykonają. Ale jestem całkiem pewny, że twój mózg doświadczy pewnych dużych niespodzianek w ciągu kilku następnych dekad z kilku pewnych względów, i jeśli chcesz zaakceptować tę możliwość spróbuj zrozumieć, że ten fragment tekstu, zatytułowany „Faza 3: Kolonizacja Marsa” może faktycznie mieć oparcie w rzeczywistości. Wszystko od tego momentu jest oparte na zgadywaniu Muska i innych związanych z nim ludzi. Poniżej są przedstawione przewidywania tych ludzi jak to mniej więcej będzie wyglądać: Zanim zacznie się cokolwiek związanego z lotami załogowymi, będzie miała miejsce faza wstępna, podczas której SpaceX będzie wysyłać statki kosmiczne na Marsa bez żadnych ludzi. Jak powiedział mi Musk, pierwszym krokiem będzie „wysłanie automatycznego statku na Marsa aby upewnić się, że można coś wysłać tam i z powrotem” – to powinno się wydarzyć przed rokiem 2020. Potem będzie miało miejsce mnóstwo bezzałogowych lotów transportowych, których celem będzie przywiezienie sprzętu, habitatów [org. habitat, hab – rodzaj marsjańskich domów – przyp. tłum.] oraz zapasów. Wszystko po to, by pierwsi ludzie na Marsie mieli jak przetrwać – będą potrzebować bowiem źródła wody, miejsca do życia, narzędzi do konwersji marsjańskich substancji na tlen, nawozu do uprawy roślin itd… Potem wydarzy się coś wielkiego. Ktoś – prawdopodobnie SpaceX, prawdopodobnie za około 10 lat – wyśle pierwszą grupę ludzi na Marsa. Dla każdego, kto ma mniej niż 50 lat i jest zmartwiony tym, że jeszcze nie żył w 1969 i nie miał możliwości przeżywania lądowania na Księżycu jest to dobra wiadomość – w końcu będziesz miał swój dzień. Gdzieś tutaj na Ziemi, w tej chwili jest Neil Armstrong Marsa. Nikt nie wie kim oni są – oni sami też prawdopodobnie też nie – ale niedługo każdy mieszkaniec Ziemi będzie znał ich nazwiska. To będzie coś wielkiego. Te osoby będą nie tylko pierwszymi ludźmi, którzy postawią stopę na planecie innej niż Ziemia, ale także będą zdecydowanie najdalej Ziemi niż ktokolwiek wcześniej. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) jest około 402 km nad powierzchnią Ziemi. Księżyc znajduje się około 1000 razy dalej niż ISS. Sprawa z Marsem jest bardziej skomplikowana. Spróbuj pomyśleć o Marsie i Ziemi jak o dwóch osobach biegnących po bieżni. Mars, na torze zewnętrznym, potrzebuje około dwa razy więcej czasu aby wykonać jedno okrążenie niż Ziemia, która znajduje się na torze wewnętrznym. Te dwie planety zazwyczaj znajdują się w zupełnie różnych fragmentach bieżni, i dzieli ich przy tym bardzo duża odległość. Jednak raz na każde 26 miesięcy, Ziemia wyprzedza Marsa i wtedy dwie planety się mijają – i to właśnie wtedy jest najlepszy czas na podróż między Ziemią a Marsem. W zależności w których miejscach na swych orbitach są te planety podczas mijania, mogą się one zbliżyć nawet na odległość 55 milionów kilometrów. Jednak w innych przypadkach, dystans w momencie mijania maleje zaledwie do 100 milionów kilometrów. Nawet w najlepszym przypadku Mars jest daleko. Dla porównania, powróćmy do naszego modelu Ziemi o średnicy jednego metra. Więc gdyby Ziemia miała średnicę równą 1 m, ISS byłaby oddalona o około 2,5 cm od powierzchni. Księżyc znajduje się około 30 m od Ziemi. A Mars, w zależności od roku, znajduje się od 4 do 8 kilometrów. Bardzo inny przypadek niż Księżyc. Jeżeli wyprawa z Ziemi na Księżyc byłaby przeprawą przez najwęższe miejsce kanału La Manche, to wyprawa na Marsa byłaby pokonaniem Atlantyku (a lot na ISS byłby pokonaniem 35 metrowej plaży). Innym spojrzeniem na ten problem jest uzmysłowienie sobie czym jest jedna sekunda świetlna: A teraz wyobraź sobie, że Mars, będąc w położeniu najbliżej Ziemi, jest oddalony od niej o trzy minuty świetlne. Następny raz, kiedy Ziemia i Mars się miną, będzie miał miejsce w 2016 roku – zbyt szybko by zrobić cokolwiek. Ale kiedy będzie to miało miejsce następny raz, będzie już lato roku 2018, więc nie zdziwcie się gdyby statek z logiem SpaceX wylądował wtedy na Marsie. Musk wysunął zgrubne przypuszczenie, że rok 2025 lub 2027 byłby rokiem kiedy Marsjański Neil Armstrong postawiłby słynny krok na planecie. Ale tak samo jak słynny pierwszy krok Armstronga, to byłoby zaledwie wielkie osiągnięcie ludzkości – nie wielki skok. Wielki skok następuje później. *** Tak więc z gwałtownie zmniejszającą się ceną biletu na Marsa i pierwszą załogową misją będziemy gotowi na rozpoczęcie kolonizacji. Wielkim pytaniem będzie: „Kto chciałby być pierwszym i zapłacić setki tysięcy dolarów, aby wyruszyć w prawdopodobnie bardzo niebezpieczną, trzymiesięczną podróż do takiej bardziej-zimnej-Antarktydy, gdzie nie możesz oddychać powietrzem i nie ma zbyt wiele słońca?” Jedną rzeczą o której wcześniej nie wspomnieliśmy jest żółty okrąg: Pracowaliśmy ciężko [w poprzednich częściach artykułu – przyp. tłum.] aby pokazać, że cena może być obniżona do przystępnej wartości, ale jakby zapomnieliśmy zapytać dlaczego Musk uważa, że ktokolwiek chciałby lecieć na Marsa jako pierwszy. Musk zdaje sobie sprawę z tego problemu i dużo myśli o żółtym okręgu. W mailu wspominał że „jest fajniej być na statku wycieczkowym niż w autobusie, więc myślę że ilość 100 osób na jeden lot będzie rosła z czasem, nawet do wielu setek” – widać tutaj że myśli o żółtym okręgu. Kiedy mówi o istotności wykonania bezpiecznego (i darmowego) lotu powrotnego na Ziemię, który byłby dostępny dla każdego mieszkańca Marsa – tutaj też Musk myśli o żółtym okręgu. Kiedy SpaceX robi obrazki takie jak te: To SpaceX myśli właśnie o żółtym okręgu. Poniżej znajduje się prosty sposób na popatrzenie na milion-osobową-misję-na-Marsa: na świecie niedługo mieszkać będzie 8 miliardów ludzi. Pod koniec XXI wieku, powiedzmy że będzie żyć na Ziemi 20 miliardów ludzi. Aby w ciągu tego czasu zabrać na Marsa milion osób, konieczne jest żeby jedna osoba na 20 tysięcy znalazła się po środku powyższego diagramu. Zatem zakładając że ci, którzy chcą lecieć na Marsa będą równomiernie rozłożeni w „socjoekonomicznym spektrum”, można zapisać prostą nierówność: Kiedy rozważamy pierwszą podróż na Marsa, cena nie będzie jeszcze obniżona do 500 tys. dolarów za osobę, i niemal wszyscy będą przerażeni tym, by sprzedać wszystko i wyruszyć na inną planetę – zatem oba ułamki (udziały) są bardzo małe. Ale w sumie to dobrze – nie potrzebujemy miliona osób w zielonym obszarze aby rozpocząć działania. Stany Zjednoczone urosły do niezłego państwa, ale w roku 1605 zielony obszar na diagramie „Kolonizacja Nowego Świata” był malutki. Ludzie którzy osiedlili się w Jamestown i Plymouth byli bardzo skrajni (radykalni) aby to zrobić – pierwsze grupy lecące na Marsa też takie będą. Nikt nie jest pewny jak będzie wyglądał transport, ale możliwe że wyglądać to będzie tak: Marsjański Transporter Kolonizacyjny (MCT – Mars Colonial Transporter) będzie posiadać dwie części – ogromny, potężny pierwszy stopień, oraz drugi stopień, który będzie jednocześnie statkiem kosmicznym. Pierwszy stopień wyniesie statek na orbitę ziemską, a potem powróci (i wyląduje), uzupełni paliwo, poddany będzie pewnej konserwacji i wyruszy z następnym statkiem. Będzie to miało miejsce w tygodniach poprzedzających moment, w których Ziemia i Mars są obok siebie na orbitach. Potem SpaceX wyśle pewnego rodzaju „tankowiec” który uzupełni paliwo w orbitującym wokół Ziemi statku (który pełni także funkcję drugiego stopnia rakiety, zatem musi zużyć wiele paliwa na dostanie się na orbitę). Do czasu gdy planety są na właściwym miejscu, grupa statków MCT – co Musk nazywa „flota kolonizacyjną” – orbituje wokół Ziemi, ma załadowane paliwo i jest gotowa do podróży, i we właściwym momencie zaczyna swoją podróż na Marsa. Od trzech do sześciu miesięcy później, statek dotrze do Marsa, przejdzie przez atmosferę i wyląduje z użyciem silników. Ludzie wyjdą, odbędzie się małe świętowanie-przywitanie przez obecnych mieszkańców i przez kilka tygodni będzie trwało rozpakowywanie przywiezionych rzeczy. Dwa lata później, kiedy planety znowu się zbliżą, w czasie gdy Ziemia jest przygotowana na wystrzelenie kolejnej floty kolonizacyjnej, grupa statków która przybyła na Marsa dwa lata wcześniej zostanie skierowana z powrotem na Ziemię, mając na pokładzie każdego kto chce wrócić. Trzy do sześciu miesięcy później statek wróci na Ziemię, wyląduje z użyciem silników i zostanie oddany do konserwacji tak, by był gotowy powrócić na Marsa za dwa lata. I tak dalej. Pierwsi osadnicy będą mieli ciężką pracę, podobnie jak wszyscy wcześniejsi pierwsi osadnicy – będą musieli dla siebie stworzyć warunki do życia, a w końcu pierwsze marsjańskie miasto. Z tego powodu Musk przypuszcza, że w pierwszych fazach kolonizacji, na każdy jeden statek transportujący na Marsa ludzi, będzie przypadać dziesięć statków które będą transportować towar i zapasy. Poniżej znajduje się lista podstawowych rzeczy których będą potrzebować: Energia. Energia atomowa jest możliwością, ale Musk uważa że energia będzie w większości pozyskiwana z promieniowania słonecznego. Na początku panele będą przywiezione z Ziemi, a pomysłem Muska jest by były one elastyczne i nadmuchiwane, tak, by można było je zwinąć (tak samo jak gwizdki na imprezach) Tlen. Będzie musiała powstać fabryka produkująca tlen. Mając dostępnych wiele surowców takich jak atmosferyczny dwutlenek węgla i woda w gruncie, nie powinno być to trudne. Woda. Wiele lodu jest na biegunach, podobno na innych szerokościach także są pewne ilości, tak samo jak pod powierzchnią, tak więc jestem pewien że będzie to „wrzód na dupie” ale osadnicy będą mogli zrobić np. rurociąg który przetransportuje wiele ciekłej wody w miejsce zamieszkania. Jedzenie. Będą potrzebni rolnicy i botanicy, tak samo jak nawóz i ciśnieniowa szklarnia. Dom. Nie możesz wyjść na zewnątrz na Marsie bez skafandra, ponieważ brak ciśnienia powietrza spowodowałby zagotowanie twojej krwi, temperatura by cię zamroziła a promieniowanie słoneczne, bez znacznej atmosfery oraz pola magnetycznego, by „obrało” cię ze skóry jak seryjny morderca. Jestem wielkim zwolennikiem bycia wewnątrz na Ziemi, ale na Marsie to po prostu tam się toczy życie. W ciągu przynajmniej kilku dekad marsjańskie miasta będą się znajdowały w ogromnych kopułach. Wcześni osadnicy wybudują mniejszego haba, w którym będą mieszkać podczas budowy większego kompleksu pod kopułą. Inne konieczne pomieszczenia (oprócz tych do mieszkania) to na przykład magazyny, szkoły, szpitale i inne rzeczy których potrzebują ludzie. Paliwo rakietowe. Tak więc statek może powrócić na Ziemię. MCT będzie używał metanu jako paliwa (z wielu powodów, których nie chce tutaj wymieniać oraz ty nie chcesz o nich słuchać). Metan jest to po prostu CH4, więc znowu, biorąc pod uwagę CO2 oraz H2O dostępne na Marsie, będzie to wykonalne. Osadnicy będą musieli także wyprodukować paliwo dla transportu na Marsie – łazików itd. Internet. Za to będzie odpowiedzialna grupa satelitów (być może satelitów SpaceX wykonanych w Seattle podczas projektu który rozpoczynają) i będzie to bardzo szybkie łącze. Inne oczywiste wyposażenie. W celach komunikacji, opieki medycznej, budowy itd… To jest podstawowa lista konieczna do początkowego przetrwania. Jednak z czasem, kiedy wyemigruje tutaj więcej ludzi, miasta będą się coraz bardziej rozwijały i osadnicy będą mieli możliwość budowania rzeczy koniecznych do przyzwoitego życia: restauracji, barów, kin, obiektów sportowych itd. A potem, coś zacznie się dziać. Najtrudniejsza część się zakończy, a więcej ludzi będzie chciało lecieć na Marsa. Pierwsze statki powrócą z ludźmi na Ziemię, i to przypomni wszystkim na Ziemi że nie jest to lot w jedną stronę – i więcej ludzi będzie chciało lecieć na Marsa. Ludzie którzy wrócą na Ziemię będą wyróżnieni za swoją odwagę, niektórzy z nich napiszą bestsellery o swoich doświadczeniach, a inni nakręcą program telewizyjny o tym jak wyglądało wczesne osadnictwo. Ich nazwiska staną się powszechnie znane – i więcej ludzi będzie chciało lecieć na Marsa. Ludzie na Ziemi zobaczą wspaniałe zdjęcia ludzi na Marsie wspinających się w okolicy Olympus Mons (największa góra na Marsie i w całym Układzie Słonecznym, mierząca 21 km wysokości – przyp. tłum.) lub Valles Marinaris, czyli odpowiednio góry i kanionu większych niż jakiekolwiek na Ziemi – i więcej ludzi będzie chciało lecieć na Marsa. Ludzie usłyszą o możliwości skakania z 6 metrowego klifu bez wyrządzania sobie krzywdy i obejrzą klipy na youtubie dotyczące nowych sportów ekstremalnych, które można tylko uprawiać w obecności marsjańskiej grawitacji (która stanowi 38% ziemskiej) – i więcej ludzi będzie chciało lecieć na Marsa. I w przypadku gdybyś się zastanawiał czy będzie to coś w stylu wakacyjnego wypadu, Musk wyjaśnia: „To nie będzie wakacyjny wypad. To będzie zbieranie wszystkich pieniędzy jakie masz i sprzedanie wszystkiego co masz, tak samo jak ludzie którzy przenosili się do wczesnych amerykańskich kolonii.” Ale zwraca także uwagę na podekscytowanie i nowatorstwo towarzyszące osiedlaniu nowej ziemi – doświadczenia które przestały być dostępne kilka wieków temu. „Będzie wiele interesujących możliwości dla każdego, kto chce zrobić coś nowego – od pierwszej pizzy, przez pierwsze fabryki wytwarzające żelazo, aż po pierwsze wszystko. To będzie naprawdę ekscytujące dla ludzi, którzy chcą brać udział w tworzeniu cywilizacji.” W tym czasie, kiedy pożądanie rośnie i żółty okrąg rośnie, SpaceX będzie kontynuować wprowadzanie innowacji, i w każdym 26-miesięczym cyklu cena biletu będzie niższa od poprzedniego biletu – a wtedy niebieski okrąg będzie się powiększał. Kiedy SpaceX zacznie pokazywać że wysyłanie ludzi na Marsa jest wykonalną możliwością biznesową, inne firmy zaczną z nimi konkurować. Musk nie wierzy że jakakolwiek inna jednostka inna niż SpaceX podchodzi obecnie do tego problemu na poważnie (Musk nie bierze na serio Mars One), ale jeżeli inni – albo prywatne firmy, albo duże agencje jak ESA (Europejska Agencja Kosmiczna) czy chińskie agencje kosmiczne – połączą swoje wysiłki, nawet dla swoich odrębnych i samolubnych powodów, to myśli że byłoby to bardzo pomocne dla sprawy. To wszystko prowadzi do tego, że odkąd pierwsza załoga wyląduje na Marsie to wygląda na to że przy każdej następnej „synchronizacji” Ziemi z Marsem liczba osób migrujących będzie rosła – być może ekspotencjalnie. Musk uważa że do roku 2040 będzie istniało kwitnące marsjańskie miasto. A potem, pewnego dnia w przyszłości, przylatująca flota dotrze na Marsa i po raz pierwszy populacja tej planety osiągnie 1 milion. Osiągnęliśmy punkt B. *** Muska pewnie już nie będzie wśród nas kiedy ludzkość osiągnie punkt B. Uważa on, że zajmie to przynajmniej 40 lub 50 lat ciągłych migracji „flot kolonizacyjnych”. Jeżeli rozpoczęłoby się to w połowie lat 2020, to skończyłoby się to około roku 2070, kiedy Musk będzie sobie liczył 99 lat. Ale być może będzie miał szansę spędzić trochę czasu w zaawansowanym technologicznie marsjańskim mieście. Musk powiedział, że chciałby polecieć tam, potem wrócić na Ziemię, i w końcu polecieć na Marsa znów na emeryturę i zostać na stałe – ale tylko pod jednym warunkiem: „Polecę, jeżeli będę pewny że SpaceX ma się dobrze beze mnie i ta droga będzie kontynuowana.” Ponad wszystkimi celami postawionymi przed marsjańską populacją, Musk chce umrzeć wiedząc, że jesteśmy na dobrej drodze do „przekroczenia progu, za którym – nawet w przypadku zaprzestania wysyłania statków z Ziemi – kolonia nie umrze”. To jest, jak mówi, „krytyczny próg dla nas jako cywilizacji, aby nie dołączyć do potencjalnie dużej liczby wymarłych cywilizacji, które były jednoplanetowe”. Milion osób jest jego przybliżonym szacunkiem tego, gdzie ten próg leży. Jednak nikt tego nie wie na pewno. Kiedy – jeżeli w ogóle – dotrzemy pewnego dnia do tego punktu, dopiero wtedy wykonamy wielki skok dla ludzkości o którym wspominał Neil Armstrong. Przyszłość ludzkości będzie bardziej bezpieczna i ludzkość będzie miała większą szansę przetrwać dłużej. Zostanie wykonana kopia zapasowa dysku. I gdzieś tam Quignee będzie nerwowo rwał serwetkę [nawiązanie do rozdziału 2, gdzie opisano kosmitów obserwujących poczynania ludzi na Ziemi – przyp. tłum.] Czas wrócić do Barneya Franka. Kiedy już rozumiesz jakie przyczyny stoją za tym, że SpaceX stara się umieścić ludzi na Marsie, czyż nie czyni to nieco krótkowzrocznymi polityków takich Frank (który jest tym, który nazwał te dążenia kompletną i totalną stratą pieniędzy)? Kiedy słyszę jak rząd mówi: „Nie zajmujmy się wyprawą na Marsa teraz, podczas gdy mamy tyle problemów na Ziemi” – to brzmi to dla mnie tak samo jak osoba mówiąca „Będę się zajmował swoim zdrowiem później, kiedy już nie będę miał tak dużo rachunków do zapłacenia”. Zawsze będą, zawsze będą ważne problemy do poruszenia na Ziemi, ale jeżeli pozwolimy żeby poruszanie „tego co jest tutaj” przysłoniło nam poruszanie problemów w większej skali, to wystawiamy się na ogromne egzystencjalne ryzyko. Inny powód aby lecieć na Marsa Są dwa główne powody dla których Musk chce byśmy polecieli na Marsa, i robienie kopii zapasowej dysku jest jednym z nich [jest to nawiązanie do rozdziału 2. W skrócie: skolonizowanie innej planety to jak zrobienie kopii zapasowej ludzkości. Jeżeli coś się wydarzy na Ziemi i ludzie tu wymrą, to nadal będzie kopia ludzkości na innej planecie, np. Marsie – przyp. tłum.]. Pozwolę Elonowi opowiedzieć o tym samemu w jednominutowym klipie nagranym podczas mojej dyskusji z nim w kawiarni w SpaceX: [link do nagrania audio na Soundcloudzie] W tym artykule mówiliśmy w większości o pierwszej, długoterminowej przyczynie kolonizowania Marsa – to co Musk określa mianem „defensywnej przyczyny” – i żeby zobaczyć dlaczego to ma takie znaczenie, musieliśmy spojrzeć na problem z większej perspektywy. Ale kiedy mówi o tej drugiej przyczynie wyprawy na Marsa – ponieważ uważa że to będzie „największa przygoda w całej historii” – Musk patrzy na problem z mniejszej perspektywy. Ta druga przyczyna nie dotyczy odległej przyszłości i losu naszego gatunku, ale dotyczy każdego kto teraz żyje i tego, że wszyscy będziemy wciągnięci w tę przygodę, nawet jeśli nie chcielibyśmy sami lecieć na Marsa. I jak to mogłoby zmienić nasze spojrzenie na świat i nasze życia. Aby wyjaśnić o co chodzi, Musk znowu nawiązuje do misji Apollo: „Życie musi być czymś więcej niż tylko rozwiązywaniem problemów. Muszą istnieć rzeczy które cię inspirują, które czynią cię dumnym z przynależności do ludzkości. Program Apollo jest z pewnością przykładem takiej rzeczy. Zaledwie garstka ludzi poleciała na Księżyc – ale wciąż, właściwie to my wszyscy byliśmy na Księżycu. Wszyscy na niego polecieliśmy „zastępczo”. Dzieliliśmy tę przygodę. Nie sądzę żeby ktoś teraz mówił że to był zły pomysł, że to nie była wielka rzecz. Potrzebujemy więcej takich rzeczy – potrzebujemy przynajmniej kilku takich rzeczy.” Kosmos nas inspirował – dlatego też tak wiele dzieci w latach 70. chciało zostać astronautami. Ale ja dorastałem w latach 80. i 90., w czasie gdy uwaga świata powróciła na ziemię i Kosmos był znowu tematem pobocznym – i nikt kogo znałem nie myślał o tym by zostać astronautą. Jak pisze Ashlee Vance: „Kosmos jest niezgłębiony, ale reszta przemysłu kosmicznego uczyniła go nudnym”. Zawsze zazdrościłem każdemu, kto żył podczas ogólnej ekscytacji lądowaniem na Księżycu w końcówce lat 60.. Kiedy myślę o Historii Kosmosu i Ludzi, to lata 60. zawsze wyglądały jak ogromny pik dotyczący ekscytacji Kosmosem pośrodku spokojnego i raczej stałego trendu: Ale teraz patrzę na to tak, że lądowanie na Księżycu było raczej czymś w rodzaju prekursora czegoś większego. Nie zdając sobie zbytnio z tego sprawy, możemy stać tuż przed jednym z największych skoków ludzkości w biologicznej historii, a lądowanie na Księżycu może potem być widziane jako pierwszy skurcz przy narodzeniu całkowicie nowej ery dla życia na Ziemi. I jakoś, jakoś możemy właściwie być żywi kiedy ta era przyjdzie. Oczywiście, jest to optymistyczna historia – czyli to jest to, co oczekiwałbyś że usłyszysz w artykule o SpaceX, którego głównym źródłem jest Elon Musk. Istnieje wiele innych mniej fajnych dróg, którymi może się potoczyć ta historia. Być może bilet na Marsa o wartości 500 tys. dolarów jest rzeczą zupełnie niemożliwą. Być może Musk jest w błędzie ze swoim założeniem że będzie mnóstwo chęci wśród ludzi jeżeli będzie on w stanie zaoferować światu sposób by dotrzeć na Marsa. Być może życie na Marsie okaże się „piekłem na Ziemi” które powoduje szaleństwo i szybko prowadzi do strasznego koszmaru. Nikt nie jest pewien. Tak to już jest z historiami – nie wiesz co wydarzy się na następnych stronach, jeśli ich jeszcze nie przeczytałeś. Ale moja intuicja podpowiada mi, że mamy zdecydowanie bliżej do początku Historii Kosmosu i Ludzi niż do środka lub końca. Wygląda na to że jesteśmy w okolicach końca „Rozdziału 1: Ograniczeni do Ziemi” – być może nawet na ostatniej jego stronie. I jak historia idzie naprzód, może ona mieć miejsce na przestrzeni o wiele szerszej niż tylko Ziemia, czyniąc Historię Kosmosu i Ludzi ostatecznie nie do rozróżnienia od Historii Ludzi. Nie jest możliwym przewidywać co się stanie w tych rozdziałach, tak samo jak dla rolnika w Mezopotamii w 2500 r p.n.e. było nie do przewidzenia jak będzie wyglądał dzisiejszy świat. Jednakże SpaceX – najbardziej ambitna firma dzisiejszego świata – jest w trakcie misji pisania pierwszych stron Rozdziału 2 i poprowadzenia historii w obiecującym kierunku (zakładając że uważasz długo żyjącą ludzkość jako obiecujący kierunek). Zakończmy ten artykuł wyobrażeniem sobie co może się wydarzyć, jeśli im się uda. Przyszłość SpaceX Rozważając przyszłość SpaceX zaczynamy od pytania: „Jeżeli wyślemy na Marsa milion ludzi… Co stanie się dalej?”. Poniżej znajduje się kilka możliwości: Niebiesko-zielony Mars Ryby potrzebują do życia oceanu. Ich cały plan życia zakłada życie w oceanie. I jeżeli zabierzesz rybę z oceanu, będzie ona jeszcze przez kilka chwil cierpiała w agonii, aż w końcu umrze. Atmosfera Ziemi jest jak ocean ludzkości. Każda komórka w naszym ciele została zaprojektowana do pracy w dokładnych warunkach jakie panują na powierzchni Ziemi – i nasze zachowanie podczas stania na powierzchni Marsa odpowiadałoby zachowaniu ryby po tym jak została złapana i miota się w wiadrze na pokładzie statku. Kiedy kupujesz rybę jako zwierzątko, kupujesz też akwarium aby stworzyć malutką część oceanu w swoim domu, aby ryba mogła w nim żyć. Kiedy po raz pierwszy przeniesiemy się na Marsa, będziemy żyć w „ludzkim akwarium” – być może podobnym do tego: Nasze „ludzkie akwarium” będzie małą bańką z ziemskimi warunkami wewnątrz, gdzie będzie regulowana temperatura, ciśnienie powietrza, poziom tlenu i przychodzące promieniowanie słoneczne – ich wartości będą dokładnie takie, jak lubimy, i dokładnie takie jakie lubi jedzenie, które hodujemy. Gdyby nie było tego szklanego dachu wysoko nad tobą, czerwonego nieba dalej i faktu, że możesz skakać super wysoko, to mógłbyś zapomnieć że nie jesteś na Ziemi. I jako plan tymczasowy, to „ludzkie akwarium” działa świetnie. Ale życie na Marsie nie jest przejściową czynnością – idea jest taka, by rozwinąć tam populację ludzi tak, by mogła żyć tysiące lat. To dlatego Musk nazywa Marsa „planetą do generalnego remontu”. Zatem następnym wyzywaniem po kolonizacji Marsa będzie coś nawet trudniejszego – będziemy musieli zmienić Marsa w nasz dom. Mamy nawet na to słowo. Terraformowanie. Terraformowanie planety oznacza zmienianie jej warunków tak, by odpowiadały one ziemskim. I taka jest właśnie potęga technologii – jeżeli będziemy ją mieli wystarczająco rozwiniętą, będziemy mogli dosłownie „uczynić ziemską” całą planetę. Jak to dokładnie się odbędzie oczywiście nie wiadomo i czy w ogóle, ale już teraz istnieje kilka potencjalnych strategii. Ale w sposób podstawowy proces wyglądałby mniej więcej tak: 1) Stopić ogromne ilości lodu na południowym biegunie Marsa Na Marsie istnieje tyle lodu, że gdyby go stopić to cała planeta pokryłaby się oceanem głębokim na 11 metrów. Jeżeli moglibyśmy stopić ten lód, to zapoczątkowałoby to reakcję łańcuchową. Stopilibyśmy trochę lodu, to uwolniłoby wiele CO2, który był uwieziony w lodzie, a także pary wodnej, która wydobywałaby się z teraz już ciekłych oceanów. Te gazy cieplarniane zagęszczałyby atmosferę i powodowałyby, że więcej energii słonecznej jest więzionej w obszarze planety, co jeszcze by ją podgrzewało. Więcej ciepła stopiłoby więcej lodu, uwolniło więcej CO2 oraz pary wodnej, nastąpiłoby uwięzienie większej ilości energii która grzałaby lód jeszcze bardziej. Ocenia się, że poniesienie temperatury o tylko 4 C jest wystarczające aby rozpocząć „samopodtrzymujący się” efekt cieplarniany. Jest wiele pomysłów jak rozpocząć ten proces – od umieszczania luster w Kosmosie, które kierowałyby więcej promieni słonecznych w kierunku planety, przez detonacje bomb atomowych w obrębach biegunów, aż po skierowanie asteroidy posiadającej dużo amoniaku tak, by ta rozbiła się na Marsie [ciekawe źródło] 2) Przyspieszyć proces pompując do atmosfery gazy o wysokim wpływie na efekt cieplarniany Ludzie mogliby przyspieszyć ten proces budując fabryki, które zamieniają składniki dostępne na Marsie w związki, które mają duży wpływ na efekt cieplarniany. CO2 jest dobre, ale naukowcy myślą nad innymi, specjalnie zaprojektowanymi gazami, których potencjał cieplarniany (chodzi o więzienie energii słonecznej) jest znacznie większy – są to związki takie jak metan i freony. 3) Posadzić rośliny Zaczęlibyśmy od mikroorganizmów które mogą przetrwać w miejscach takich jak Antarktyda, potem moglibyśmy spróbować prostych roślin takich jak mchy, i w końcu rozległych, zielonych lasów. Wtedy wszystko ruszyłoby do przodu samo. Specjalista NASA Chris McKay mówi: „Nie kształtujesz Marsa; trzeba go po prostu podgrzać i wysypać trochę ziaren.”. Innymi słowy, jeżeli wykonasz powyższe kroki 1-3 to w końcu stanie się to: I kiedy to zacznie się dziać, to nasze problemy z życiem na Marsie, jeden po drugim, zaczną być rozwiązywane. Mars będzie posiadać pogodę, temperatura będzie niska ale odpowiednia do życia, ciśnienie będzie niskie ale także zdatne do życia – te wszystkie rzeczy będą się polepszać z każdym kolejnym rokiem. Ludzie będą mogli chodzić na zewnątrz bez używania skafandrów. Ale przez długi czas będą musieli nosić maski. Co przenosi nas do najtrudniejszej części terraformowania: 4) Zrobić powietrze zdatnym do oddychania Jako że zbudujemy na Marsie „fabryki fotosyntezujące” jak i zachodzić będzie tam prawdziwa fotosynteza z nowego życia roślinnego, to poziom tlenu będzie rósł. Ale powoli. To jest ten krok, którego z użyciem współczesnej technologii nie moglibyśmy wykonać w ciągu jednego lub dwóch wieków. Naukowcy szacują, że przystosowanie powietrza marsjańskiego do życia mogłoby trwać od 300 lat do nawet wielu tysięcy lat. Zatem brak przełomu technologicznego w tym zakresie oznacza dla wielu pokoleń życie na Marsie z użyciem maski, kiedy przebywa się na zewnątrz. Pewnego dnia, prawdopodobnie za ponad tysiąc lat od dziś, Mars będzie zupełnie zterraformowany. Kiedy ten dzień nadejdzie i zobaczysz widok taki jak ten: to nie będziesz w stanie rozróżnić na jaką planetę patrzysz. Ziemia i Mars będą dwoma normalnymi miejscami które dzieli trzy miesiące podróży. To tak samo jak Ameryka i Europa 100 lat temu, zanim samoloty pozwoliły ci latać w te i we w te pomiędzy nimi. Ktoś może wybrać życie na Ziemi, ale pójść na studia na Marsa. Para starszych ludzi na emeryturze, przeżywszy całe życie na Marsie, może się wybrać na Ziemię na wydłużoną wycieczkęprzygodę. Firmy będą mogły mieć siedziby na każdej z planet. Ludzie żyjący na Ziemi i na Marsie będą w bliskim kontakcie, będą wymieniać maile i wiadomości tekstowe i oglądać nawzajem swoje filmy (jednak nie będzie między planetami rozmów telefonicznych ani Skype – ponieważ transfer danych jest ograniczony prędkością światła, więc wiadomość wysłana z jednej planety dotrze na drugą po czasie równym od 3 do 22 minut, w zależności od położenia planet). To wszystko jest możliwe. W artykule poświęconym temu tematowi, eksperci Christopher McKay oraz Robert Zubrin dochodzą do wniosku, że „drastyczna modyfikacja marsjańskich warunków mogłaby zostać osiągnięta przy użyciu technologii XXI wieku”. Poza Marsem Pewnego dnia, taki film może być rzeczywistością: [https://vimeo.com/108650530] Kiedy pisarz Ross Andersen zapytał Muska o możliwość przeniesienia się poza Marsa, na inne miejsca w Układzie Słonecznym, Musk był optymistą: „Jeżeli możemy założyć kolonię na Marsie, możemy niemal z pewnością skolonizować cały Układ Słoneczny, ponieważ wytworzymy już silne ekonomiczne podstawy do poprawy podróży kosmicznych. Będziemy mogli polecieć na księżyce Jowisza (przynajmniej na niektóre z zewnętrznych z pewnością) i być może na Tytana oraz na asteroidy. Kiedy już będziemy mieć tę siłę ekonomiczną, oraz ekonomię między Ziemią a Marsem, to będziemy mogli pokryć cały Układ Słoneczny.” Jednakże Musk dodał: „kluczem jest żebyśmy tę całą historię z Marsem uczynili działającą. Jeżeli chcielibyśmy mieć chociaż cień szansy na podróże do innych układów gwiezdnych, musimy być teraz szalenie skoncentrowani na staniu się cywilizacją wieloplanetarną. To jest następny krok.” W ten sposób kolonizowanie Marsa nie jest tylko ważne z tego względu żeby zwiększyć dla siebie przestrzeń i wykonać kopię zapasową dysku, ale także dlatego, że kolonizacja Marsa zmienia nas w gatunek który wie jak przenieść się na inne planety i jak terraformować je. To przekłada się na być może najważniejszą możliwość jaką może posiadać gatunek, jeżeli chce on przetrwać na dłuższy czas. Mając wystarczająco dużo czasu, przeniesiemy się na wiele innych ciał w Układzie Słonecznym, i będziemy je terraformować w miejsca, które ludzie będą mogli nazwać domem. To otwiera przed nami dziwne możliwości. Jak wspinaczka w po lasach z Jowiszem górującym nad głową: Albo jak spędzanie dnia na plaży z Saturnem nad horyzontem: Układ Słoneczny może zostać jednym wielkim światem ludzi. Być może księżyc Jowisza, Europa, stanie się centrum technologicznym Układu Słonecznego, podczas gdy księżyc Saturna, Tytan, stanie się miejscem do którego będziesz musiał się przeprowadzić jeśli na poważnie myślisz o biznesie rozrywkowym. Być może niektórzy ludzie spędzą całe życie na jednej tylko planecie, podczas gdy inni będą żądnymi podróżnikami i będą się chwalić że odwiedzili 12 planet. Być może Wielki Kongres Układu Słonecznego ustanowi „Historię Ziemi” jako obowiązkowy przedmiot w szkole, a wszyscy uczniowie będą wyczekiwać dnia, w którym będą mogli odwiedzić to, co nazywają Kolebką Cywilizacji, aby zobaczyć jej wielkie zwierzęta, sławne miasta i starożytne ruiny. Na zewnątrz Nie zatrzymamy się tutaj. Rozszerzanie się na cały Układ Słoneczny da nam dużo czasu, a dużo czasu da nam magiczną, nową technologię, i w końcu będziemy w stanie wykonać długą podróż do innych gwiazd oraz planet podobnych do Ziemi, które krążą wokół nich – staniemy się cywilizacją wielogwiezdną. Tak samo jak wcześni osadnicy Nowego Świata w XVII wieku, oraz tak jak osadnicy Marsa w XXI wieku, na początku tylko najodważniejsi będą w stanie podjąć się kilkudziesięcioletniej migracji. I podobnie jak w przeszłości, z czasem, przeniesienie twojej rodziny do innego układu gwiezdnego stanie się czymś banalnym. Ograniczenie związane z prędkością światła oznacza, że ktoś może otrzymywać codzienne wiadomości od starego przyjaciela który krąży wokół innej gwiazdy, ale wiadomości te będą dotyczyć tego co wydarzyło się dziesięć lat temu w życiu przyjaciela. A jeżeli zwrócimy się do niego z pytaniem, to będziemy czekać dwadzieścia lat na odpowiedź. Dystans będzie izolował populacje od siebie, a mając wystarczająco czasu, ludzie w różnych układach gwiezdnych nie będą już tym samym gatunkiem. Światełko świadomości które migotało przez miliony lat w przeszłość na pokornej, małej Ziemi, rozprzestrzeni się pośród naszej galaktyki i na inne galaktyki, rozgałęziając się na tysiące różnych form życia. Większość tych tworów będzie pewnie niezaznajomiona ze swoim rodowodem, ale ci którzy znają swoją historię, będą mogli ci powiedzieć o Wielkim Skoku, tym szczytowym momencie w starożytności, kiedy ich prymitywni przodkowie powstali z łona i stali się zdobywcami. KONIEC Źródła autora oryginału: Rozmowy. Byłem niesamowicie szczęśliwy mogąc mieć duży dostęp do Elona Muska podczas pisania artykułu. Wykorzystywałem ten dostęp by zadać mu swoje pytania na które wciąż nie miałem odpowiedzi po tym jak wykonałem już znaczne badania oraz starałem się zagłębić bardziej w filozofię, która stoi za tym wszystkim co robi Musk. Miałem także długie rozmowy z ważnymi postaciami w SpaceX, astronautami NASA Sunitą Williams i Karen Nyberg, i kilkoma osobami z kierownictwa NASA i CASIS (Center for the Advancement of Science in Space – laboratorium związane z Międzynarodową Stacją Kosmiczną – przyp. tłum.) Strony internetowe. Szukałem źródeł w standardowy sposób – googlowałem, przeszukiwałem bibliografie istotnych artykułów na Wikipedii, itd. Ale znalazłem wiele niezwykle pomocnych stron: spacex.com, nasa.gov, space.com i tą wygodną listę załogowych lotów kosmicznych. Jest też sporo wartościowych treści na Reddit, takich jak subreddity space oraz spacex. Użyłem tego artykułu jako pretekstu do przekopywania się przez strony moich dwóch ulubionych pisarzy/artystów którzy są zafascynowani Kosmosem: xkcd Randalla Munroe (który jest pełen fascynujących komiksów i postów o rakietach, planetach i sondach) oraz kottke.org Jasona Kottke (gdzie odfiltrowałem trochę artykułów związanych z Kosmosem używając tagu „space”). PDF. Użyteczna technika wyszukiwania – wpisz w Google „[rzecz o której chcesz się czegoś dowiedzieć] pdf”. To niesamowite jak wiele artykułów przedstawiających badania wysokiej jakości z całego świata jest dostępnych na wyciągnięcie ręki (przez Internet) a niemal nikt nie chce spędzać z nimi swojego wolnego czasu. Na przykład, możesz zrobić wyszukiwanie w google aby poczytać o przemyśle satelitowym i dojść do dobrych-lub-nie oraz nie-do-końcadokładnych artykułów, ale jeżeli dodasz „pdf” w wyszukiwarce, to szybko znajdziesz to, co szybko stało się moim głównym źródłem wiedzy o przemyśle satelitowym, oraz to, z czego dowiedziałem się wszystkiego o kosmicznych śmieciach. Książki. Tak jak we wszystkich tych artykułach [związanych z Muskiem – przyp. tłum.] biografia Muska napisana przez Ashlee Vance była pełna ciekawostek których mogłem użyć w tym artykule. Pisanie tego artykułu zbiegło się także w czasie ze słuchaniem audiobooka „Marsjanina” podczas wszystkich dojazdów i pryszniców, co nie było jednak wcale pomocne. Ale książka ta jest niesamowicie dobra i delikatnie techniczna-w-zabawny-sposób, i jeżeli spodobał ci się ten artykuł, prawdopodobnie powinieneś przeczytać tę książkę. Oglądanie wywiadów z Muskiem. Jeżeli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej od Muska, to jest wiele wywiadów z nim na youtube, z których wiele zebrane jest na tej stronie. Jedne z ciekawych to: wywiad Muska z Sal Khan, jego wywiad i Zapytaj-I-Odpowiedz dla MIT (Massachusetts Institute of Technology) oraz ten wywiad w którym prowadzący stresują go zadając mu pytania natury prywatnej. Są także tysiące niesamowitych filmików od SpaceX i innych firm przedstawiających rakiety i silniki w akcji, co może cię wciągnąć na długie godziny. Filmy dokumentalne. Nie są one związane z SpaceX ale polecam kilka fantastycznych filmów dokumentalnych o programach Apollo oraz wahadłowcach: „In the Shadow of the Moon” Rona Howarda oraz sześcioczęściowy „When We Left Earth”