Św. Andrzej Kim Taegon i towarzysze ks. Tomasz Jaklewicz 20 września przypada liturgiczne wspomnienie koreańskich męczenników. Kanonizowano ich 103, ale było ich ponad 10 tysięcy. Co ciekawe, Kościół w Korei powstał bez misji z zewnątrz. 221 lat temu założyli go sami świeccy. Dziś chrześcijaństwo jest najliczniejszą religią wśród Koreańczyków. Europejczycy nieraz myślą o sobie, że są pępkiem świata. Egzotyczne imiona świętych w kalendarzu liturgicznym przypominają, że Kościół jest powszechny, a Ewangelia dociera na krańce świata. Dotarła także do Korei. Historia i obecna sytuacja Kościoła w tym dalekim kraju jest pod wieloma względami wyjątkowa. Zaczęło się od czytania książek Korea przez wiele dziesiątków lat całkowicie izolowała się od innych państw. Jedynym kontaktem ze światem była doroczna wyprawa oficjalnej delegacji do Pekinu, z urodzinowymi życzeniami dla chińskiego cesarza. W jednej z takich ekspedycji uczestniczył niejaki Li Sung-Hun. W Chinach spotkał jezuickich misjonarzy, zafascynował się ich nauczaniem, przyjął chrzest, przybierając imię Piotr. W 1784 roku wrócił do ojczyzny, szmuglując tyle chrześcijańskiej – pisanej po chińsku – literatury, ile tylko zdołał. Ochrzcił pierwszych uczniów. Wokół nich zaczęła gromadzić się potajemnie chrześcijańska wspólnota, która bardzo szybko zaczęła się rozrastać. Sami świeccy, bez udziału nawet jednego duchownego, wprowadzili chrześcijaństwo do swojego kraju i stali się pierwszymi misjonarzami. Wiara umacniała się i szerzyła przez lekturę Biblii i książek katolickich (!), które tłumaczono z chińskiego na koreański. Wspólnota kierowana przez świeckich liderów stworzyła rodzaj hierarchii, zaczęła sprawować sakramenty. Czynili to wszystko w dobrej intencji, zgodnie z tym, co wystudiowali z książek na temat liturgii i sakramentów. Bardzo szybko pojawiły się wątpliwości co do ważności tych praktyk. Koreańczycy poprosili więc o decyzję i pomoc biskupa Pekinu. Ten obiecał posłać misjonarzy. Do Korei przedarł się pierwszy katolicki kapłan, Chińczyk, ojciec James Zhou Wen-mo. Zastał na miejscu już 4000 chrześcijan. Minęło zaledwie 12 lat od roku 1784, uznanego za początek Kościoła katolickiego w Korei. W roku 1801 było już 10 tys. chrześcijan, w 1831 r. Stolica Apostolska utworzyła w Korei Wikariat Apostolski. Zostali tam wtedy wysłani francuscy misjonarze dla umacniania i głoszenia wiary. W 1846 r. Andrzej Kim Taegon jako pierwszy Koreańczyk przyjął święcenia kapłańskie. Morze krwi Chrześcijanie spotkali się od samego początku z gwałtownymi prześladowaniami ze strony władzy, która popierała konfucjanizm. Nową wiarę uznano za niebezpieczną zachodnią naukę i zabroniono ją wyznawać. Punktem zapalnym był konfucjański kult przodków, w którym katolicy odmawiali udziału. Przez prawie 100 lat obowiązywały drakońskie antychrześcijańskie ustawy. Co kilka lat wybuchały krwawe prześladowania. Chrześcijanie byli prześladowani nie tylko przez władze, ale także przez lokalne społeczności i rodziny. Mimo tego rośli w siłę. W związku z nieustannym zagrożeniem osiedlali się w odosobnionych miejscach, tworząc wioski, zwane „Gyoucho”. Ich los był niepewny, więc przemieszczali się z miejsca na miejsce. Francuscy misjonarze, którzy docierali do Korei w połowie XIX w., byli pod tak wielkim wrażeniem wiary Koreańczyków, że widzieli w nich kontynuację życia Kościoła z czasów apostolskich. Do roku 1883, w którym ogłoszono wreszcie tolerancję religijną, życie za wiarę straciło co najmniej 10 tys. wiernych. Opisy tortur, którym byli poddawani, budzą przerażenie. W 1984 r. papież Jan Pa-weł II odwiedził po raz pierwszy Koreę Płd. Kanonizował wtedy 103 męczenników, w większości świeckich, którzy zginęli w latach 1838–1867. Trwają kolejne procesy kanonizacyjne. Listę świętych męczenników otwiera Andrzej Kim Taegon. Jego ojciec, bł. Ignacy Kim, również oddał życie za wiarę. Andrzej przyjął chrzest, mając 15 lat. Zaraz potem wyruszył do najbliższego seminarium w Makao, w Chinach. Musiał pokonać ponad 2000 kilometrów. Po studiach wrócił do ojczyzny. W Szanghaju przyjął święcenia kapłańskie. Organizował przerzut misjonarzy chrześcijańskich do Korei. Wkrótce po święceniach został aresztowany i po torturach ścięty niedaleko Seulu. Chrześcijański tygrys? W Korei Płd. w ciągu ostatnich dziesięcioleci niezwykle dynamicznie wzrastała liczba chrześcijan. Dzisiaj Kościół katolicki w Korei Płd. liczy około 4 milionów wyznawców, żyjących w 19 diecezjach (9 proc. ludności). Każdego roku sakrament chrztu przyjmuje około 150 tys. dorosłych. Korea Płd. ma trzeci odsetek katolików w krajach azjatyckich (po Timorze Wsch. i Filipinach). Prezydent Kim Dae--Jung, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, był katolikiem. Od 100 lat niezwykle aktywną działalność misyjną prowadzą Kościoły protestanckie. Owocem ich misji jest dzisiaj ponad 11 mln koreańskich protestantów. Jest także kilka tysięcy prawosławnych. Chrześcijanie wszystkich wyznań stanowią łącznie około 35 proc. ludności Korei Płd., na drugim miejscu są buddyści, których jest 26 proc. Pallotyn ks. Jerzy Ciesielski od 15 lat pracuje w Korei Płd., w diecezji Ch’unch’on, gdzie powstało pierwsze Centrum Miłosierdzia Bożego. W zeszłym roku pallotyni wydali po koreańsku „Dzienniczek” Siostry Faustyny. „Koreańczycy są narodem bardzo religijnym – opowiada ks. Ciesielski. – Kościół rozwija się dynamicznie. To zasługa tak licznych męczenników. Jest 7 diecezjalnych seminariów duchownych. Nadal dużą rolę pełnią świeccy, oni katechizują. Oczywiście są też problemy. Religijność bywa płytka, wzrost gospodarczy powoduje, że zanikają wielopokoleniowe rodziny, nie ma przekazywania wiary w rodzinach. Spada przyrost naturalny. Wielu ochrzczonych nie praktykuje. Dlatego nie ekscytowałbym się tak bardzo statystykami – dodaje polski zakonnik. Kościół milczenia Dramatem Korei jest jej podział po II wojnie światowej. Zagadką jest to, co działo się i dzieje z wierzącymi w Korei Płn., rządzonej przez reżim komunistyczny. Wielu uważa, że wojna koreańska (1950–1953) była dla chrześcijan żyjących w Korei Płn. doświadczeniem cięższym niż prześladowania w XIX wieku. Komuniści uznali wtedy wszystkich chrześcijan za zwolenników amerykańskiego imperializmu. Dziesiątki tysięcy z nich zamknięto w obozach koncentracyjnych i systematycznie mordowano. Nie wiadomo, co się stało z około 60 księżmi i biskupem Phenianu, z ponad 100 tysiącami wiernych. Czy ktoś ocalał? Statystyka watykańska nie podaje liczby katolików. Oficjalnie nie ma tam ani jednego katolickiego księdza. W roku 1989 władze zatwierdziły stowarzyszenie koreańskich katolików, rzecz jasna pod kontrolą komunistów. Do Phenianu, stolicy Korei Półn., udawali się kilkakrotnie przedstawiciele Watykanu. Rozważano możliwość wizyty Jana Pa-wła II. Wygląda na to, że były to ze strony komunistów zabiegi czysto propagandowe. Liczbę katolików szacuje się dzisiaj na 3–4 tysiące. Jan Paweł II nazwał ich Kościołem milczenia. Czy ten Kościół żyje mimo prześladowań? Wierzę, że tak. Męczennicy z „kraju cudownych gór” Yi Kan-nan, Yu Chin-gil, Nam Chong-sam... Egzotyczne nazwiska świętych poszerzają horyzonty myślenia o Kościele Ewangelia dotarła do Korei z Chin. Przyniósł ją niejaki Lee Sung-Hoo, który przebywając w Pekinie z misją dyplomatyczną, spotkał tam jezuickich misjonarzy. Od nich przyjął chrzest, a wraz z nim imię Piotr. W 1784 roku – tę datę przyjmuje się za początek Kościoła w Korei – wrócił do Seulu i stał się pierwszym misjonarzem swojej ojczyzny. Tłumaczył chrześcijańskie książki z chińskiego na koreański, nauczał Ewangelii i katechizmu, udzielał chrztu. Kościół rozwijał się bardzo prężnie, choć nie posiadał początkowo kapłanów. Gdy dokładnie 10 lat później do Korei przybył pierwszy ksiądz, Chińczyk Jakub Tiyu, wspólnota liczyła już 4 tys. chrześcijan. Niemal od samego początku wiara na koreańskiej ziemi rodziła się w bólu. Władze państwowe „kraju cudownych gór” (bo tak Koreańczycy nazywają swą ojczyznę) popierały konfucjanizm. Szybko uznały chrześcijaństwo za niebezpieczną naukę i bezwzględnie zakazały jej wyznawania. W tworzeniu antykatolickich uprzedzeń niemałą rolę odegrały też społeczności lokalne i klany rodzinne, nieufne względem nowej religii. Już w 1791 roku wybuchły pierwsze prześladowania. Kolejne miały miejsce w latach 1801, 1827, 1839, 1846 i 1866. Próbowano wszystkiego: od przesłuchań i więzień po brutalne pobicia i okrutne tortury. Gdy to nie przynosiło skutku – karano śmiercią. Przez uduszenie lub ścięcie. Mimo krwawych prześladowań – a może właśnie dzięki nim – Kościół w Korei rósł w siłę. W roku 1801 liczył 6 tys. katolików, w 1839 – ok. 10 tys., a w 1866 roku – już 25 tys. Stolica Apostolska utworzyła tam Wikariat Apostolski i wysłała francuskich misjonarzy. W 1846 r. pierwszy Koreańczyk Andrzej Kim Taegon przyjął święcenia kapłańskie. Dopiero w 1883 roku ogłoszono tolerancję religijną. Kościół liczył wtedy już 40 tys. wiernych. Podczas trwających blisko 100 lat prześladowań życie za wiarę straciło co najmniej 10 tys. katolików. Wśród nich 103, których Jan Paweł II kanonizował w 1984 roku, gdy po raz pierwszy odwiedził Koreę. Listę koreańskich męczenników otwiera wspomniany ks. Andrzej Kim Taegon. Znajdują się na niej trzej biskupi, ale przeważają świeccy. Męczennicy o egzotycznych nazwiskach (Yi Kan-nan, Yu Chin-gil, Nam Chong-sam, Yi In-dok...) poszerzają nasze horyzonty myślenia o Kościele katolickim. Bo przymiotnik „katolicki” znaczy także: o szerokich horyzontach.