O potrzebie przytulania Z tego tekstu dowiesz się: • skąd wzięła się potrzeba przytulania, • jakie korzyści dla ciała, psychiki i duszy niesie ze sobą przytulanie, • co dzieje się z dziećmi, gdy są pozbawione bliskości, • dlaczego przytulanie się jest przyjemne. Lubimy się przytulać Przytulamy się, aby powiedzieć „kocham”, „zależy mi na tobie”, „jestem”. Przytulamy, by pocieszyć lub okazać radość. Kiedy jest nam źle, potrzebujemy, aby ktoś bliski przytulił nas i ukoił ból, lęk. Przytulenie daje nam pewność, że jesteśmy akceptowani. Przyjemnie jest wtulić się w ciało ukochanej osoby, podczas oglądania filmu. Czasem dobrze jest się przytulić tak po prostu. Przytulanie ma nawet swój dzień – w Polsce obchodzimy go 24 czerwca. Skoro tak bardzo lubimy się przytulać i być przytulanym, czemu czasem żałujemy tej czułości tym, którzy potrzebują jej najbardziej – naszym dzieciom. Źródłem przytulania jest głęboko zakorzeniony zespół instynktów. Instynkty te odziedziczyliśmy po zwierzętach, a związane są one z konkretną potrzebą – przedłużenia gatunku. Aby przedłużenie gatunku było możliwe, zwierzęta oraz ludzie muszą opiekować się swoim potomstwem: wykarmić, ochronić przed zimnem i niebezpieczeństwem. Na drodze ewolucji w mózgu wytworzył się psychologiczny mechanizm, dzięki któremu noworodek pobudza matkę w taki sposób, by ona go chroniła i karmiła, natomiast matce mechanizm ten pozwala reagować na potrzeby dziecka [1]. Opieka matki nad potomstwem jest konieczna do przeżycia i nie może odbywać się bez kontaktu fizycznego. Właśnie z tego kontaktu zrodziła się czułość. Według naukowców „psychiczna potrzeba tulenia dziecka i przytulania się do matki powstała prawdopodobnie po to, aby wzmocnić matczyną chęć opieki nad niesamodzielnym młodym”[2]. Kontakt fizyczny między dzieckiem a opiekunem wpływa na dziecko pozytywnie na różnych płaszczyznach: fizycznej, psychicznej oraz duchowej. To holistyczne podejście do człowieka nie pozwala negować faktu, iż wszystkie te aspekty są ze sobą silnie powiązane. Naukowcy są zgodni, iż przytulane noworodki szybciej się rozwijają i chorują rzadziej niż dzieci pozbawione tej formy czułości. Na początku ubiegłego stulecia amerykańscy pediatrzy zauważyli, że zmniejszyła się liczba zgonów wśród dzieci umieszczanych w schroniskach, kiedy prócz zaspokajania podstawowych potrzeb biologicznych zaczęto je także częściej przytulać [3]. Pracownicy wydziału medycyny Uniwersytetu Miami w USA podczas badań przeprowadzonych w 1987 roku zaobserwowali, iż wcześniaki, u których stosowano masaż, szybciej przybierały na wadze. Dodatkowo stwierdzono, iż efekty te mogę być jeszcze lepsze dzięki interakcji między dzieckiem a rodzicem [4]. Znany eksperyment z początku lat sześćdziesiątych, przeprowadzony przez Margaret i Harry’ego Harlowa, potwierdził, że zapewnienie małemu ssakowi pożywienia oraz schronienia, przy jednoczesnym pozbawieniu go kontaktu fizycznego, nie wystarczy do pełnego rozwoju. Małpa, którą na drodze eksperymentu pozbawiono kontaktu z matką, w dorosłym życiu nie potrafiła nawiązać kontaktu z innymi małpami, pozostając społecznie upośledzoną. Jak podaje Maria Łopatkowa: „uszkodzenia mechanizmów emocjonalnych we wczesnych latach powodują, także w późniejszych okresach, zakłócenia w kontaktach międzyludzkich [5]”. Brak kontaktu fizycznego prowadzi do zaburzenia lub zahamowania rozwoju psychicznego, powoduje, bowiem szok porównywalny z ostrą chorobą. Dlatego też zaburzenie to powszechnie określane jest mianem choroby sierocej. Termin ten stworzył węgierski psychiatra Rene Spitz, który w latach czterdziestych XX wieku porównał wychowywanie dzieci w dwóch instytucjach. Pierwszą z nich był przytułek, który charakteryzował się wręcz sterylną schludnością oraz porządkiem, a dziećmi opiekowały się wykwalifikowane pielęgniarki, które stosowały surowe metody wychowawcze. Drugą był żłobek więzienny, gdzie dzieci nie przebywały w tak sterylnych warunkach, ale miały zapewniony swobodny kontakt fizyczny z matkami. W ciągu dwu pierwszych lat życia zmarła jedna trzecia wychowanków przytułku, kiedy przez 5 lat nie zmarło ani jedno z dzieci więziennego żłobka. Na trzydzieścioro dzieci z przytułku tylko jedno rozwijało się prawidłowo: to, które w oczach pielęgniarek było dzieckiem ładnym, a co za tym szło – było przez nie przytulane i głaskane [6]. Według Spitza krytyczny okres u niemowlęcia to czas pomiędzy „końcem trzeciego i końcem piątego miesiąca, jeśli, zanim ów okres nastąpi, zapewni się dziecku kontakt fizyczny, zaburzenia te są odwracalne” [7]. Kiedy małe dziecko zostaje rozłączone z matką, można zauważyć trzy fazy reakcji. Pierwsza z nich objawia się protestem – dziecko płacze, poszukuje matki i nie pozwala ukoić się przez inne osoby. Drugą fazą jest faza rozpaczy – objawia się ona „bierna rezygnacją połączoną z głuchym, nieutulonym smutkiem” [8]. Ostatnia faza to negacja przywiązania – dziecko ignoruje matkę, towarzyszą temu różne zaburzenia, np. brak łaknienia i wycofanie z kontaktów społecznych. Jak dowodzą badania „przywiązanie ma wpływ na rozwój kompetencji poznawczych i społecznych dziecka: czując się bezpieczne dzięki obecności matki i zachęcane przez nią do działania, podejmuje eksplorację otoczenia fizycznego i społecznego” [9]. Noworodek odczuwa potrzebę bliskości, przytulanie daje mu wrażenie ciągłości życia prenatalnego, zwiększając poczucie bezpieczeństwa. Przytulanie odbieramy jako pozytywne doświadczenie dzięki hormonowi szczęścia – oksytocynie. Jest to hormon peptydowy, który odpowiada za skurcze porodowe, zwijanie się macicy po porodzie oraz za laktację. Pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia naukowcy udowodnili, iż oksytocyna wywołuje u samic zachowania opiekuńcze, a badania profesora Paula Zaka dowiodły, iż jest ona także odpowiedzialna za powstawanie zaufania między ludźmi [10]. Znaczna produkcja oksytocyny odbywa się również wtedy, kiedy jesteśmy głaskani bądź przytulani. W wyniku działania oksytocyny spada napięcie, gdyż organizm przestaje produkować tak zwany hormon stresu – kortyzol. Dzięki temu podczas przytulania obniża się nam poziom stresu i strachu. Paul H. Hemsworth, profesor z Animal Welfare Science Centre Uniwersytetu Melbourne, przeprowadzając badania na nowo narodzonych świnkach, zauważył, że głaskane zwierzęta o wiele rzadziej doznawały chronicznego stresu, w przeciwieństwie do tych, które tego kontaktu zostały pozbawione [11]. Głaskania, przytulanie, kołysanie dziecka, kontakt fizyczny między nim a rodzicem zapewnia mu nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale także harmonijny rozwój psychoemocjonalny. Terapeutka Virginia Satir trafnie ujęła wagę tak prostej i nic nie kosztującej czynności, jaką jest przytulanie: „By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie. By się rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie” [12]. [1] http://www.focus.pl/cywilizacja/zoba...sc-sie-oplaca/ [2] Tamże. [3] http://www.charaktery.eu/charaktery/...na-moc-dotyku/ [4] http://www6.miami.edu/touch-research [5] M. Łopatkowa, Samotność dziecka, Warszawa1989, s. 45. [6] http://alergicznie.pl/rehabilitacja/...iemowlecia/183 [7] M. Łopatkowa, dz. cyt., s. 52. [8] B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi. Zarys psychologii społecznej, Warszawa 2002, s. 294. [9] Psychologia rozwoju człowieka, t. 2, pod red. B. Hawras-Napierały, J. Trempały, Warszawa 200, s. 65. [10] http://neuro-skoki.info/artykuly/zaufanie.htm [11] http://www.charaktery.eu/charaktery/...na-moc-dotyku/ [12] http://pl.wikiquote.org/wiki/Virginia_Satir Katarzyna Klein