HAROLD PINTER DOZORCA (THE CARETAKER) si.tuka współczesna Przekład: i w trzech aktach Kazimierz Piotrowski HAHO L D PI N TER Bronisław Zieliński fl u.rol d P i n ter (u r . J 93J 1·. ) al<.tor z za. wad u, n u l e ... du 1u1 j 11; u bi t u lcjszuc h. w.spótc::.csnych d r u nutto JJi 1:> 1Lr:y unyic L"J lc l ch. i . reµrc :z c nt uje t. .= w. „ n owq fHLę " . Z H<l ebi11tu,va l w r. 1951 jccl n oak t uw kq ,, Th e Uourn''. Po 1d c j vµub !i k o UJ ut „Tlte Dum b W a lter" (S u moolJ.-;!uy iJ, n:,o ) i ,.'J'J·l c B ir th cl au P u rt u' ' („U r u Ll: i ny St11nle.11 11", lfJ1 7) tucl .zą c puws z e ch n c 2ul nt.c re s ti1ct1 Hl c . N aju.;i<;l<::,Z. y r u .z ułus p r2 ynło.s l a 1n u sz t u 1..: a .,T /1.c C11 r e tuk cr" (Vu.zo rca) wus tuwio nu p o r a "' Jiieru·::(: JI u; L o n dyni e w JrH.:U r. i qra n a n ast ęp n re H.i wi d u scctHl C'lz F.u r opu i Antc r y /\i . Inne s : tuk i rin te m : .. Tlw ilrwm" ((lf!f,U), „T ll e lJ w urjs " (1.%1 ), , ,.'\ >Li<dt l uci 1c" f1% 1 ) „ T lie Co L! cclio n" (1.962). „sa;n.uoJ/Jslu- rc:' '. „ U „ otl :::: h1.11 Slu.n reu a" i „Do::o rc q" c'J 111hL 1/c{l 1ccd 1n Jr::.. y /.\.11 JhJ/.".ikim 'n lic:sięc:z n ik _„ V ial ·Y i' ' . .: .!J Osoby: lUick - Kazimierz Borowiec Aston - Marian Szul Davies - Stanisław Jaszkowski , .Su111ou l 1sl11<:c;' ·' ,·-~~ .'.Jll / ~_1 1s crii wn.stu1t:l! IL' \ \.'a r s,u 1oic u:1 tł1 1 .l cr :: eyu K r cc z muru w r. 1 ~Hi2 nHt c z c n i11 Tea tr \ V .- ;p 1Jt.- A. Turna , r e - i. scenoyru f i i J a n a J< o - Hciyscria : Jzabclht C ywiris ka-Adamska si. >i s l ~i ey u Sceno i; ra[ią: p r:c..: :: l> ia lu:H o cl ~i Tc ulr D ru11 i nt,11 c:. H!I iln. Al . \V ę­ Fic.: rl'\.i je.<,t tn 1ts : l e t c m re:.11.ic nd-d m stac h. acz k i c!.: iftlh rc .f. w;cr::> l\.ieu u 1-' \V S 'l' J z , łb C ll i Cy w lris k ł e j ­ - . <l um::> l\. lcj. Po!s/\. tt Insi:icjcnt: Sufler: Teresa 1'011i1iska St a ni s ław Staniek Stanisław:\ Masłows ka P rapremiera dnia 29.V.1965 r. MAL A SCENA - S Ij U D I O 65 pr o ptc 1n,lcr n „ JJu ~ orcy " pr.:. .rn1 u t u u.w n u wu- HAROLD PINTER · DRAMAT NIE JEST ESEJEM Wystawiłem czt ery sztuki pełnospektaklo­ we w Lond)·nie. Pierwsza grana była tydzieil, druga grana była rok. Oczywiście, by ły to dwie różne sztuki. W „Urodzinach Stanleya " uż y wałem w tekście kresek, które oddzielały niektóre słowa i zdania. W „Dozorcy" zrezygnowałem z kresek i używałem zamiast nich kropek. Tak więc zamiast „Popatrz, kreska kto, kreska, ja, kreska, kreska, kreska" , tekst w drugim wypadku wyglądał tak : „Popatrz, kropka, kropka, kropka, kto kropka , kropka, kropka, ja, kropka. kropka, kropka, kropka". Można stąd wyciągnąć wniosek , że kropki cieszą się większą popularnością niż kreski. „Dozorca" był grany znacznie dłużej niż „Urodzin y Stanleya". To, że ani w pierwszy m, ani w drugim wypadku nie słyszało s i ę podczas 'l)rzedstawienia kresek ani kropek, nie m.a przecież większego znaczenia . Krytycy to me głupcy - najwyższy czas , abyśm y zmienili o nich zdanie. Potrafią z odległości paru kilometrów odróżnić kropkę od kreski, nawet jeżeli aktor ich nie wypowiada. To trwało trochę, zanim zrozumiałem, że opinią krytyczną i powodzeniem przedstawienia rządzą szczególne prawa, nie mające wiele wspólnego z normalnymi naszymi doświadczeniami. Jednym z większych niebezpieczeństw dla autora jest przekonanie, że rozumie świat i że w związku z tym ma prawo operować logicznymi wnioskami. Mam nadzieję, że się z tego wyleczyłem . W Diisseldorfie, jak to jest w zwyczaju na kontynencie, po zakoilczeniu przedstawienia w dniu premiery wyszedłem wraz z całym zespołem na scenę. Ledwie się pokazałem. rozległy się na moją cześć okrzyki, jakich przedtem nigdy nie słyszałem. W pierwszej chwili my.ślalem, że ludzie krzyczą do mikrofonów, ale nie. krzyczeli bez pomagania sobie mechaniczn y mi środkami. Ze s pół znęcał się nade mną tak ~amo, jak widownia. Trzydzieści cztery razy poszła kurtyna, wiwatom nie było konca. Za trzydziest ym czwartym razem były na widowni już tylko dwie osoby, ale wiwaty trwały nadal. Zrobiło mi się trochę dziwnie. 1 teraz, ilekroć mi się zdaje, że rozumiem świat albo sądzę, że wiem. co powinno nastąpić za chwilę przypominam sobie Diisseldorf. Jestem wyleczony . Teatr - zjawisko o skali monumentalnej i w y zwalające ukryte siły - ma zawsze charakter publiczny . Pisanie zaś jest moją wła­ sną prywatną sprawą, czy to wiersz piszę, czy sztukę . Niełatwo więc pogodzić jedno z drugim. Teatr profesjonalny to - cokolwiek byśmy s ądzili o jego bezinteresowności świat fałsz.nvych ambicji, kalkulowanych namiętności, trochę histerii i duża doza niedok~twa. Niepokój tego światka, w którym pracuję, rośnie coraz bardziej, znajduje coraz to nowe ofiary . Mimo to w zasadzie nie zmieniłem swojej postawy. To, co piszę, nie ma służyć niczemu ani znaczyć nic ponad to, co znaczy. Nie poczuwam się do odpowiedzialności wob_ ec widowni, krytyków, producentów, reżyserów, aktorów, czy własnego pokolenia : ważna jest tylko sztuka, którą piszę wła s no­ ręcznie , to wszystko. Zabieram s ię do pisania sztuki w sposób bardzo prosty: wynajduję parę postaci, umie~zczam je w jakiejś konkretnej sytuacji. każę im zająć się sobą i bez wtrącania siq słucham, co mają do powiedzenia. Sytuacja musi być konkretna. Nigdy nie zaczynałem od jakiejś mniej lub więcej abstrakcyjnej idei czy założenia teoret ycznego, i nigdy nie zmuszałem swoich postaci do tego, by stały się reprezentantami śmierci. losu. nieba lub mlecznej drogi : innemi słowy, nie traktowałem ich jako alegorię . Postać, która nie może być definiowana czy zaprezento\vana przy po- mocy cech sprawdzalnych, bywa zwykle pokazywana Jako postać symboliczna - co jest najlepszym zabezpieczeniem. Wtedy staje się interpretacją, przestaje żyć własnym ży­ ciem. W ten sposób powstają zasłony dymne, które uniemożliwiają części krytyków i publiczności rozpoznanie prawdy i sprawiają, że widownia przestaje uczestniczyć w tym co się dzieje na scenie . Nie nosimy etykietek na piersiach i, choć próbuje się nam je stałe przyczepić, nigdy nikogo jeszcze nie zdołały przekonać. Każdy z nas chciałby poznać prawdy zweryfikowane, które uwzględniałyby zarówno własne doświadczenia jak i doświadczenia innvch jest to zrozu~iałe pragnienie - tylko: że nigdy nie dające się spełnić. Nie ma bowiem jestem przekonany ściśle wyznaczonej granicy między prawdą a fałszem, albo mię­ dzy tym, co rzeczywiste, a tym, co nie rzeczywiste. Wszystko nie musi koniecznie bvć bądż prawdziwe, bądź fałszywe: może b;• ć prawdziwe i fałszywe zarazem . Postać sceniczna. która nie potrafi w sposób przekonywający obronić i wyjaśnić swego postępowa­ nia, albo określić motywów, które ją do jakiegoś działania skłoniły , nie jest wcale mniej prawdziwa czy ciekawa od postaci, która wszystko to wie. Im bardzie.i dotkliwe jest czyjeś przeżycie, tym trudniej dać mu wyraz. Dramat nie jest esejem, dramatopisarz nie musi też w ostatnim akcie potępić bądź po- d1walie bohatera dlatego, że nauczono na , iż os tatni akt sztuki powinien b y ć jakimś p ods umowaniem calości. Gdy żywym pos taciom dramatyczn ym zawieszamy na piersi tablic zkę toż s amości jest to zabieg nazby t łat wy, nie uczciwy i nie taktowny . Teatr staje się wtedy krz yżów ką z ilustrowanego dodatlrn do uied zielnej gaz.ety . Istnieje pewna grupa ludzi, którzy chcieliby, aby sztuki współczesne w sposób jawny, czytelny i oczywisty - opowiadał y się za czymś: aby dramatopisarz był kazn o dzieją. W dramacie współczesn y m , istotnie, częst o b y wają o-trzeżenia , deklaracje ideologie.me, osądy moralne, sugestie jednoznacznych rozwiązaó różnych problemów, poddawanych pod dyskusję .. . Wszys tk o to ma w sobie coś z zapędów proroczyc h . Wielu dramatopisarzy zajmuje s i ę prze budowaniem świata. Nie mam co do tego żad­ nyc h zastrzeżei'1 ani ochoty, żeby w tym µrz e·zkadzać. Nawet prowadzenie wojn y mio.;dzy dv.' oma raczej hipotetycznie istniej ący mi szkolami dramaturgicznymi nie miałob y więk s zego sensu. Powinniśmy jednak wiedzie ć, możliwie dokładnie, co nas najbardziej interesuje: czy życie przez duże Ż , czy też nie wiele mające z tym wspólnego - życie które składa się na naszą rzecz y wi s tość prawdziwą . Gdybym miał prawo wydawać oceny moralne ; upoY:s zechniać jakieś ostrzeżenia, miał­ bym jedno tylko do powiedzenia : strzeżcie się pisarzy, którzy chcą was przekonać , którzy nie pozwalają wam wątpić o ich bezinteresowności , ,_.żytecz.ności, szczerości: którzy deklarują wszem wobec, że mają serce we wła­ ściwym miejscu, i że każda ze stworzonych przez nich postaci jest cząstką ich samych. Postaci, które ci pisarze wam pokazują , mają być uosobieniem aktywności i prawości. W rzeczywistości są to martwe figur y , wyra;iające nic nie znaczące wzory: to odbitki klisz obiegowych. Pisarze ci wierzą w magię słowa . Mój s tosunek do słowa jest ambiwalentny. Poru szając s ię wśród słów wybieraj ąc te, które s<) najwłaściwsze, przyg lądaj ąc im sit;, .1ak ukazują się na papierze i układaj ą w zdania - odczuwam bardzo intymną przy jemność . Jednocześnie zbiera mi s ię na w.vmioty. I tak na każd y m kroku, codziennie, ilekro ć ~tykam si~ ze słowem w takim odc;:yc ie jak dzisiaj, wypowiadanym przeze m11ie lu ~J innych - ze słowem, służącym do .iedno';:nacznego wyrażenia myśli, bo wted y st aj e sic: martw~· m dżwiękiem. Najpierw mam mdłości, potem następuje coś w rodzaju paraliżu. Sądzq , że większość pisarzy zna to uczucie, Przeszkadza to i jednocze ś ni e pomaga, -uczy ostrożności, każe mieć się na baczności. Jc;zyk to zjawisko ze w szech m ia r zagadkowe. Prócz słów, które zo s tał y w y pow iedziane, są jeszcze n:eczy, które zostaly p o m yś la­ ne, albo się ,stały, ale nie zostaly powiedziane Moje pos taci mówią mi o sobie t yle , ile potrafią powiedzieć odwołując s ię do wlas_nych doświadczeó, własnych aspiracji życi o ­ w ych , własnego postqpowania, własnej his to - rii. Nie znam ich dal biograficznych: wiem o nich ty lko to co mó w i ą mi same. Twor zę pos tac i obdarzone własn y m ży c i em. Nie wolno mi s tawać ponad nie ani zm u s zać ich do fałs zy wej artykulacji , do mówienia wtedy, gd y mówić nie potrafią , do mówie n ia w sp osób. w jaki ni gd y by mó w i ć nie mogły, do w>·powiadani a r zeczy, któr ych nigdy b y n ie nazwa ł y . Stos une k m iqdzy autorem a pos tac:i<J p olega na wzajemny m szacunku. Autor 1' owinien poz o·· taw ić swoim pos taci om pewn <1 ~ wob od ę , p oz\ · olić im robić to, n a co same maj ą ochot ę . Wielokrotnie słys z e li ś m y zdanie o „niemoż­ po ro zumien ia s i ę" co jes t cz ęs to przy pi sy wane m. in. także moim s zt ukom . T~· mc zasem jes te m a kurat p rzeciwne go zdania. lyś l ę , że poroz umiewam >· s ię z so bą nadto dobrze - naszym milczeniem, t ym, co n ie z o s ta ł o wypowiedziane, i że w szys tko co robim>' , s łuż y przede w sz ~· stk im jedn em u : peł­ ne.i desperacji ucieczce od inn yc h , sz uk an iu siebie samego. Porozumienie z inn ymi m ęcz y nas. Wchod zen ie w czyjeś obce życie przeności raża. Nie twierdz e; b.1·najmniej, że ża dn a z postaci którejk olw iek ze sztuk nie jest w s tanie po '':iedzi eć, o ·o jej naprawdę idzie. Przec iw ni e. Twierd zę, że każda po s ta ć przeży,,·a w koi'lc u t ak i moment w któr • powie w szy. !ko . Może mimo woli, może ni eśw ia do mie, a le zrobi t o. A w tedy nie ma już drogi powrotu; to, co zo s t a ło powiedziane, nie mo że być cofni ęte. Biała, czysta kartka papieru przeraża i fa sc..' n uje jednocześnie. Od tego wszy stko s i ę za( zyna. Potem na s t ęp u ją dwa kolejne etap ·. Pierwszy - to próby, drugi - to p remiera. Dramatopisarz uczy sic; wte dy bar dzo \.Viele. T ea tr jest dla niego jednym z w ażniej s zy ch cl ośw iadczei'l. Ale potem zn ow u wraca do sieb ie, i zno w u sied zi nad bial4 czystą kartk ą pap ie ru. T o. co się na ni ej poj awi, może nie mie ć ż adne.i wartości, może także coś znaczy ć - dlci inn yc h. A uto r ni gd y nie w ie , musi czena opinię inn y ch . A le i wtedy n ie 1ila gwarnncj i, że będzie wiedzia ł , co zro bił. B ę ­ dzie praco al dal e j, bo ci<1gle b cizie m1al nar;z iej ę. że mo i e t ym razem ... Ja pisa ł e m dziew i ęć sztuk, ba rd zo róż n y c h szt uk - i do dziś nie wiem o nich nic pewnego. Każda szt u ka była dl a mnie „no\ ' 'm bł ę dem " . Może dl a tego zab ierał e m się do na kać s t ę pnej. ( fr " ~men Ly odczytu w n : lus zon e;to po dczns N '1 lio na l Student DrC1 m '1 Fes llva l '' Bris t olu. Przedruk z Di a log u" nr Jl, 196-ł r.) 11 ,,The Collection" Uarolcla Pintera. Hcżvscrh : Pet e ra H a lla j łlaroJc]a i Jvbna Bury . The Aldwych Tlwatre, 1962. Pinte1a . Scenografia: Paula ' Austc HAROLD PINTER - Po raz pierwszy pos:wdłem do teatru o ile dobrze pamic.;tam - żeby zobaczyć Donalda Wolfita w Shakespearze. Jego Leara oglądałem sześć razy. Później \vystc.;powałem razem z nim na scenie, jako jeden z rycerzy króla. Do dwudziestego roku życia widziałem zaledwie kilka sztuk. Póżniej grałem w zbyt wielu. Przez osiemnaście miesic.;cy jeździłem z Anew McMasterem po Irlandii, grając co wieczór. W ten sposób zwiedziłem cah1 prowincje;. Bylem aktorem przez dziewic.;ć lat (występowałem pod pseudonimem Davida Barona) i chc.;tnie bym wrócił do aktorstwa. Ostatnio grałem Goldberga z „Urodzin Stanley 'a" - bardzo się przywiązałem do niego, chyba uda mi się kiedyś zagrać znowu tę role;. Tak, moje doświadczenia aktorskie wywarły - to zrozumiałe - wpływ na sztuki, które piszę, choć nie potrafiłbym określić, na czym to polegało . Chyba nauczyłem się w ten sposób zasad konstrukcji, która - trudno w to uwierzyć, ale tak jest naprawdę odgrywa u mnie sporą rolę . Poznałem również. na czym polega dialog „mówiony". Kied y zaczynałem pisać, wiedziałem dość dokładnie, eo za in teresuje widza. Nie miałem tylko pojęcia , z czego się będzie śmiał. Gdy piszę dla teatru, zawsze mam przed oczami scenę do której jestem przyzwyczajony. Grałem w teatrze „en rond", nie nęci mnie jednak pisanie sztuk w tej manierze. Myślę zawsze o scenie z rampą. - W latach, gdy występowałem jako aktor, pisałem bez przerwy. Nie, nie sztuki. Setki poematów - jakiś tuzin z nich warto by przypomnieć i krótkie opowiadania. Było w tym dużo dialogu, jeden z monologów przerobiłem później na skecz. Pisałem również powieść. Była to autobiografia, oparta w czc;ści na wspomnieniach młodości w Hackney. Nie byłem w niej głównym bohaterem, było w niej jednak coś ze mnie, w innym kostiumie. Kłopot polegał na tym , że pisałem ją bardzo długo, pomieszały się w niej różne style, zrobił się z tego istny groch z kapustą. Pewne motywy z powieści wykorzystałem .jednak w słuchowisku „The Dwarfs". Taki zresztą miał być tytuł powieści. -- Do roku ł957 nie pisałem sztuk. Któregoś dnia w s zedłem do pokoju, w którym znajdowało sic; dwoje ludzi. Wydarzenia z tego dnia .zachowałem na długo w pamięci. Uświadomi­ iem sobie wtedy, że, aby wyzwolić się z tego, muszę to napi s ać, wyrazić dałoby sic; to jedy nie w formie dramatycznej. Miałem przez cał y czas przed oczami t~• ch dwoje to był punkt wyjściowy. Nie, nie zmieniłem nagle upra·wiane.i przez siebie formy literackiej. Była to całkiem naturalna ewolucja. \V rezultacie napisałem wtedy „ The Room" - jednoaktówkę, wysta·wioną przez mojego prz~·ja­ ciela, Henry Woolfa, w Bristo·l Universit y. Killrn miesic;cy później w styczniu 1958 roku rzecz ta - w innej reżyserii - zostala włą­ czona do festiwalu studenckiego. Michael Cordon dO\\·iedział się o tym i zapytał mnie iistownie, czy nie mam jakiegoś utworu peł­ nospektaklowego. Właśnie skot'lczyłem wted y „ Urodziny Stanley'a". - Na początku są ludzie, którzy znaleźli się w określonej sytuacji. Chyba nigdy nie zaczynam od pomysłu abstrakcyjnego. Nigdy również nie m~·ślałem o jakichś symbolach. Nie widzę nic „dziwnego" w „The Caretaker''. :'-l'ie mogę pojąć ludzi, którzy czegoś takiego dopatrują się w tej sztuce. Jest to rzecz bardzo prosta. nieskomplikowana. - .Jest em przekonany, że to, to dzieje sic; w moich sztukach , mogłoby dziać się gdziekolwiek i kiedykolwiek, choćby wypadki przeze mnie opisane mogły na pierwszy rzut oka wy dawać się niecodzienne. Gdybyście wymusili na mnie jakąś definicję , powiedziałbym, że to, co dzieje się w moich sztukach, jest przedstawione realistycznie. Ale to, co uprawiam, nie jest realizmem. - Pisanie dla telewizji? W zasadzie nie oddzielam jednego od drugiego, tyle że pisząc dla sceny zawsze zachowuję ciągłość akcji. Telewizja skłania do operowania cięciami montażowymi , konstruowania ciągu scen dlatego wyobrażam sobie telewizję raczej jako cykl obrazków. Gdy myślę o kimś, kto puka do drzwi, widzę najpierw ujęcie arzwi, potem znacznie dłuższe ujęcie bohatera idącego po schodach. Oczywiście, obrazowi towarzyszą słowa, ale przecież w telewizji slO\VO jest mniej ważne niż na scenie. Sztuka moja pod tytułem „A Night Out" łączyła dość zn;cznic - · jak mi się wydaje - obraz i słowo, ale chyba dlatego, że rzecz była pisana pierwotnie dla radia. W telewizji oglądało to szesnaście milionów osób. Bardzo trudno to sobie wyobrazić autorowi. s•aram się nawet o t~·m nic mvśleć. Nie sądzc;. by telewizja narzucała szczególne ograniczenia, ani zmuszała autora cio trzymania si<; ściśle rea li > t~·czne~o modelu dramatycznego. Ma znacznie bogatsze możli­ wości. W te.i chwili mam pomysł na dwa widowiska tc~ewizyjne, wcale nie realist~· czne . Myślę, że mogą wypaść interesująco na ekranie. ·- Lubię pisać dla ratlia /. powodu dużej swobody, jaka możliwa jest w słuchowiskach. Gdy pisał.em „The Dwarfs", mogłem eksperymentowac . Zastosowałem elastyczną, ruchomą konstrukcję, co byłoby niemożliv,:e przy innej okazji. Ze radio jest mniej opłacalne'? Nie sądzę. Za „:\ Night Out" dostałem w rac:iiu więcej niż w telewizji. Nie, jako pisarz nie jestem zaangażowany, w potocznym sensie tego słowa, ani religijnie. ani politycznie . Nie staram sic; pełnić świadomie jakiejkolwiek funkcji spolecznej. Nie używam żadnych wywieszek, nie noszę iadnych proporczyków. Nie cierpi<; etykietek klasyfikacyjnych pisarzy. Nie wyłączam sic; z życia, staram się je zrozumieć i śledzić . W końcu, wszystko, co robię, zależy od tego. Zdaję sobie sprawę, że w ciągu ostatnich czterech lat wiele się zmieniło. Przed rokiem 1957 „The Caretaker" nie mógłby być grany, a w każdym razie nie mógłby liczyć na powodzenie. Dawne kategorie komedii, tragedii i farsy stały si~ dziś anachroniczne - a to, że uświadomili sobie to nawet producenci, jest .iuż widocznym postępem. Pisanie dla teatru jest jednak rzeczą najtrudniejszą, niezależnie od systemu. Im bardziej o t~·m myślę, tym wydaje mi się to trudniejsze. (fragmenty wypowiedzi dla kwartalnika .. The Twentieth Century". Przedruk z „Dialogu" nr 4, 1962 r.) GRZEGORZ SINKO . Twórczoś ć :>OQ wy raźny H a rolda Pintera , wyra ~ ta w spoz inspiracji literacki<.'j , . przede wszystkim z Franza Kafki. W dwu jego s ztukach: „Samoobsługa '' (Th e Dumb Wailer, 1957) i „Urodziny Stanley a" (The Birthciay Party, równieź 1957) mam y ident y czną sytuacje;. dwóch oprawców w y sian y ch z ramienia .tajemniczej organizacji przygotowuje sic; do zniszczenia ofiar y . Od s tron y tej ofiary oglądam y sprawc \li „Urodzinach Stanley a". Nie wiemy, jakie jest wla ściwie przewinienie s kazańca - skrachowanego młodego bankruta źy ciowego . Możemy ::'ie; t y lko domyślać , w imic; czego mus i z giną ć . Opqnvcy - Goldberg i McCann - reprezentują , rzec b y sic; chciało , w szys tkie z as ad~· konformizmu spole cze1·1s twa i pali s twa. Goldrerg w odniesieniu do swe j „roboty" używa t y powo kafkowskiego urzędowego jqzy ka , od1.-ierające g o zbrodni je.i sens i realno ść. Jes t on przy ty m zawsze „na linii " , „nie w~· c hyla s ię " i dlatego robi karierc;. Kocha ro d z in ę , czci pamic; ć matki, wstaje rano, hołduj e zasaozie zdrowego śmiechu, chodzenia na n·by i prac~· w ogrodzie. Ż y cie w y nag rad za mu t ę postawę; nawet w czasie pelnienia ob owi<J Zków służbowych, wykorzysta pla ż e; miejscowości, do które.i go przysłano i łóźko jedy nej atrakc y jnej kobiety w otoczeniu - Lulu. Stanleyowi natomiast nie zdadzą s ię na nie wszelkie tłumaczenia („Sądząc z mego w yg lą ­ du nie przypuszcza pan ch y ba ... nie m y śli pa n przecież, że mógłb y m wywołać jakąś a want urę?") . Po kapitalnie absurdalnej indagacji („Czy numer 846 jest możliwy, czy konieczny? Co ze sprawą Irlandii? C o robił Pan "wczoraj? Przedwczoraj? Przed tr zema dniami? " ) pojawia sic; nieodparta konkluzja ; „Pan jest trup. Pan nie umie żyć , ani ko c hać . Nie ma Pan w sobie żadnvch soków . Nic z Pana nie zostało, tylko smr ód". Makabryczna scena przyjc;cia urodzinowego z gaszeniem świateł i grą w ciuciubabkę jako środkami potc;gowania napic;cia stanowi przy gotowanie do w y wiezienia ofiary do tajemnic zego l\Iontiego . Może czeka jq tam śmierć, a może t y lko konformistyczna przemiana, pranie mózgu, po którym Goldberg i MacCann obiecują Stanleyowi zniżki, abonamenty, taryfy ulgowe, mnóstwo bezpłatnych świadczeń, palec z gumy, różaniec , pompę do żołądka i wiele innych darów cywilizacji; „Dostosujesz si ę do otoczenia - bc;dziesz rozkazywał - będziesz dec y dował będziesz miał jachty zwierzęta"'. W każdym razie pobyt u Montiego jest czymś okropnym ; stary Boles - ·świadek uprowadzenia - nie kwapi się jechać tam z Goldbergiem i MacCannem na ich ironiczne zaproszenie. Jak dotąd obracamy się w świecie Kafki wzbogaconym o niektóre beckettowskie środ­ k; j ę zykowe (przesłuchanie , wyliczanie dobrodziejstw cywilizacji) . Ale istnieje w „ Urodzinach" jeszcze druga warstwa: roman;; s tarej Meg z młodym St anleyem , jej złudzenia rnmykające sztukę stwierdzenie m „b y łam królową balu". Odczuwa się tutaj wyraźni e 0 Donald Plcasance i Alan Bat e s ci ę żkq r ę k ę ws półcz es n e .i dramaturg ii arn er y l; ań s kie j. Nie s kładność e le m en tów wystc;pu je n aw et w jc;zy ku; od cod zienne.i pul p y pier w s zy ch scen , które m o gł y b y ot w iera ć na t u ra li s tyczno-sek s ualn ą sz tu kc; William sa p rze ch odzi ten j ę zy k p ó źni e j , od p o jaw ie nia s i ę G oldberga i McCanna, d o roli je dn ego z ele mentów dż w ig a jąc yc h is totne tr e ś c i dra m a tu. „Sam oo bsługa" jes t czys ts za w ro bocie. Po kazuj e te; s amą s prawc; od stron y opraw ców - funkcj onariuszy syst emu . W niezn a nym im domu , w przy gotowan y m dla nich n a j edną noc p okoju, czek a j ą n a swq o fi arę . W pokoju odkryw a j ą ni eoc zekiwani e w inci e; c!o potraw (t y tułow y Dumb Waiter ozna cza w „U o zon.:y" Harolda 1'1nler ~1. tu w ł a śni e vin dę. a ni e, jak zw y k le , stolik ~ „p om oc ni k " n a kółkac h ) . Winda zac zy na zn os i ć n a dól zamów ie n ia ze z n a j d u jącej sic; n a g órze jakby ka w iarni, czy re st a uracji. B en i Gu posy.lajq tam n aj pie r w wszys tkie zapa sy , a le kar t k i w w indz ie w eiqż do ma ga j ą sic; n owyc h dat'l . J eden z protag onis tó w szt uki d os t rzega w t y m na ko ni ec piek ie ln q mac hina cj e; ich ta jemn iezego szefa . Gus . w y b u eh a : „Po co on to ro bi'? P ró b y m a m y j uż za s ob ą. Od l a t m a m~' je za sob q. R azem p rzesz li śm y próby, p am i ęta s z ? Zdali śm>· ju ż e gza min . 7-1I oż n a n a n as po l egać. Ro bili ś m y \Vszys tk.o , co d o n a s nale ży. W i ę c po . co t e · k awa ł y 'I Co to m a b y ć? " - a potem kr zyczy d o. tu by DrzY wiudz:ie: „Nic już nie mam~·! Nic! Zrozumiano?'". Prz.ez tubę dochodzi niesł y szalny dla 'ddowni roz:kaz.: Ofiara się z.bliża. Postąpić jak zwykle. Wedle końcowej uwagi reżyserskiej, w której leży cały sens sztuki, ofiarą okazuje się­ Gus. Kiedy funkcjonariusz zaczyna się zastanawiać nad sensem swej roboty musi zginąć. i\techanizm sam się reguluje (stąd odpowiednia w podwójnym znaczeniu polska wersja tytułu: „Samoobsługa"), a cokolwiek by się myślało. robotę trzeba wykonywać dalej. Podobnie jak w „Urodzinach Stanleya", nie 1.bliżyliśmy się do tajemniczego sądu. czy rezydującej w zamku (lub u góry windy) Wła­ dzy . Zobaczyliśmy tylko z innej strony jej działanie . Mysi obu sztuk Pintera nie wydaje się w latach 1960-tych ani nowa, ani oryginalna. ,lest jeszcze jednym wyrazem zjawiska , które najogólniej można by określić jako „zmon; XX wieku" odczutą po raz pierwsz.~· przez Kafkę; świadczy jedynie, że umysły dramaturgów angielskich, acz z pewnym opóźnie­ niem, prz.e7.ywają te same procesy co reszta Zachodniej Europy. Bardziej godna uwagi wydaje się natomiast technika dramatyczna i dialog „Samoobsługi " . Punktowanie akcji odgłosami wody spływając·ej nieregularnie w zepsutym klozecie, odkrycie windy w ścianie. 1.amówienia na potrawy w windzie i zawsze j~dnostronne rozmowy przez tubę to wszystko użyte po mistrz.owsku środki w budowaniu atmosfery .~roteski bezsensowne.i i makabrycznej , wykazujące znacz.1u- postęp od bębna, ciuciubabki i gaszenia świateł w „Urodzinach Stanleya". Hównież dialog jest utrzymany na jedn~ · m tonie codziennego potocznego bezsensu : „Pierwsza jedenastka. Piłkarze. Co? - Pierwsza jedenastka. .Taka pierwsza jedenastka? - Nie pisze". Dialog ten, przy całej s:'-'ej codzienności , oddaje i buduje wzrastające napięcie (rozwlekła kiótnia Bena i Gusa o poprawność wyrażeń; •. zapal czajnik" czy „nastaw czajnik''), by osiągnąć sz<:zyt w antyfonalnym powtarzaniu instrukcji: „Ja wyjmuję rewolwer - Ty wyjmujesz rewolwer - On staje jak wryty On staje jak wryty - Jeśli się odwróci Jeśli się odwróci Ty tam je s teś - Ja tam jestem". W trzeciE:j sztuce Pintera „Dozorca" (The Caretaker, 1960) zaczyna j ą gra ć ogromm1 rol ę przedmioty , zagracające · tróżówkc Astona. Powtarzający się motyw . punktujący. jakim był szum zepsutego klozetu w „Samoousłu­ c!ze", stanowi w tej sztuce odgłos wody. kapiącej do wiadra przez dziurawy dach. Do dziwacznie zagraconej stróżówki przyjmuje jej mieszkaniec. As ton, starego oszus ta i wlóczyki.1a Daviesa. Ten rozgaszcza się na dobre. buszu.ie w neczach Astona i pragnie w ko11cu wepchnąć się na posadę dozorc:· domu, który należy do brata Astona - Micka. Dowiedziawszy sk;. że Aston jest um,- s łowo chory Davies chce wyrzucić go ze strożówki. ale tutaj Mick niespodziewanie staje po iófrQnie brata. Davies blaga o powtórne przyj-:cie j uż tylko w charakterze gościa, zmienia Si(,; w to, czym jest naprawdę - w bezsilnego starca, ale nie zda mu się to na nic. Nie zo!-.lanie dozorcą domu Micka i A stona, którz: t~·łko uśmiechają się do siebie nawzajem, jakb~· z wystrychniętego na dudka włóczęgi. Dom Astona i Micka nie jest ty lko dziwaczną rupieciarnią. Nie ma w nim zegara i w jego wnętrzu żyje się poza czasem. Bracia planują wielki remont, do którego gromadzą mnóstwo dziwnych przedmiotów i materialó\v, ale nie wezmą się nigdy do robot y . Star::.zy z braci, Aston , sam oświadcza , że jest um)· słowo chory po nieudanym - leczeniu wstrząsami elektryczn~·mi. !Vlożem y s ię domyślać, że stanowi on jakby wcielenie Stanleya z „Urodzin" po kuracji pod o pieką Montiego. Aston „zbyt dużo mówił ", miał chęt­ n~· ch słuchaczy. halucynacje jego polegały na tym, że „widział wszystko bardzo jasno"'. W fabryce, gdzie pracował zaczę to go podejrzewać . Skierowano go na leczenie szokowe, aby mógł . ,żyć jak inni" , ale żle założone wśród szamotania się szczypce elektryczne uczyniły go ludzką ruiną . Również młodszy brat, właściciel domu. ,v!ick, nie jest postacią ze zwykle.i rzec;:ywi.<.tości . Mówi podniesionym do abs urdu języ­ kiem urzędu i businessu o amorty zacji realności. czynszach i kontraktach znakomita przemowa w Il akcie). trzyma jednai< dom stale pusty, zamieszkały tylko przez obłąka­ nego brata w stróżówce i, jak brat do remontu, tak on sam nigdy nie zabiera się do planowanego „poszerzenia swych licznych in teresów". Wydaje się, że wieloznaczna sztuka Pintera poru~za przede wszystkim problem niemoż­ ności „zaczepienia się " w życiu . Da v ies jest sko11czonym łobuzem, ale kied y go wyrzucają budzi litość. Chciał wkręcie sic;· na stró;:ostwo brutalnością i krętactwem , lecz nie to s tanowi powód jego klęski. W domu Astona i Micka działają inne, obłąkane prawa„ nie poddające się żadnym .,normalnym" , ludzkim ~.abiegom i staraniom. Davies zostaje przez ten dom po prostu - wypluty. Jednym z praw, panujących w domu, w ~·­ ria.ie się b~·ć szczególniejs zego rodzaju „niemożność" . Czas się zatrzymał, g romadzą s i ę materiał:,• do remontu, zmieniaj ą c stróżówkę w rupieciarnię. ale nigdy nic się nie robi. Woda dalej kapie do wiadra przez dziurawy dach. Asto11 nigdy nie weżmie s i ę do zapowiadanej iJudow~· szopy w ogrodzie. Mick nie dokona żaonej ze swych projektowanych szumnych transakcji z lokatorami, czy towarzy .;t we:n ubezpie c zeń. Atmosfera niemożnoś­ ci .ie.;t tak silna, że gdy Davies chce wedrzeć !>ię na stróżostwo pr.zez zamordowanie Astona - opada mu r c; ka wobec absolutnego spokoju ufi<:.ry. wskazującego na jej zupełną niedo s t ę pność dla takich zamachów . W sztu ce Pintera uderza poza zręczną konsfrukcją, posługuj ą cą się krótkimi blackou:ami dla zaznaczenia upływu czasu, bardzo udan.:: pr zejście w dialogu od atmosfery spraw konkretnych - lgarstw i gadania s tarego włócz ę gi do nadrealne.i atmosfer~·. promieniuj a cej z obu braci. Co w „Urodzi- nad1 Stanleya"' tworzy ło jeszcze dwie niezby t łączą c e się z s obą warstwy , tutaj zlewa s ię w jedną harmonijna i przemyślan ą calość. (fr:1gm c nty <irlykulu „Starn glia" . „ Oi,do~" nr 4. J,ijl). i młoda An- ESSLlN O TEATRZE ABSUHDU Dopiero w ostatnich iatach wyłonił się dramat, w któn·m jęz~· k wypowiedzi jest rozmyślnie nie-poetycki i płytki, natomiast rangę poetyck<t zy skuje sam przebieg zdarzeń . Takim jest teatr Becketta. Ionesco. czy Adamowa. I ten właśnie teatr określa Esslm mianem Teatru Aosurdu. Ów termin obejmuje pewną paralelność utwo ~·ów zupełnie nie związanych z sobą, toteż nie należy go utożsamiać z nazwą szkoły ez:· pn1du literackiego. Zbieżności, które wykr~·w a, są w y nikiem ogólnej sytuacji człowie­ ka we współczesnym świecie. Teatr Abs urdu, w y raża poczucie bezsensu świata. ,\czkolwiek przycz~' ny jego powstania pozostają w powią­ zaniu z kon i~retnymi wy darzeniami history cz~ nymi, nie jest teatrem obyczajow~·m ani polit:·c:znym, nk nie iączy go z dramatem typu Osborne'a. Literatura Absurdu nie wchodzi w konflikt z drobiazgowym przekazem rzeczywistości. Wprost przeciwnie. Wykorzystuj <1 c fakt, że większość :-ozmow prowadzon~·ch w życiu codziennym .1est nie s kładna. nielogiczna - że rozmowa c!,sploatuje eliptyczność języka pisarze docierają do zdezintegrowanego języ­ ka Abs urdu . Logiczny i racjonaln y dialog w dramacie jes t wynikiem konstrukcji, odbiega ud re a lizmu. Zatem reali zm osiąga się przez wprowaciz:enie drobiazgowego opisu. który su geruje irracjona In ość przedstawianego :·;wiata. Tak;1 metod<1 poslugu.je s it; Pinter. By w y te cechy jego pisarstwa, Esslin przeprowadził analizę utworow Pintera przyjmu.iąc następu.i <1cą kolejność: The Room The Dumb Waiter (Samoobsluga) - The Birthday Pa:-t~· (Urodziny Stanleya) The Caretaker. Już pierwsza sztuka Pintera , .. The Room „ wprowadza nas w k:·ąg tematów i ekspery mentów. ktore zy s kują peh1;1 realizac .ię w pó ż niejsz~-ch dramatach. Składają s ię 11a11 zabiegi tego t,qm, co okruciel1stwo dokładnego od tworzenia nieważkości naszych rozmów ; na sycenie banalnej sytuacji grozą i lękiem 1 oraz przylJliżenie jej do jakiel;,(oś misteriu m · dobyć pominięciem wyjaśnier'l i motywacji. Pokój wyeksponowany w omawianej sztuce jako centralny moment wizji poetyckiej jest jednym ze stale powtarzających się motywów w twórczości Pintera. Zasadniczym założeniem jego teatru jest nawrót do podstawowych elementów, wlaściwych teatrowi przed-literackiemu ; scena, dwie osoby, drzwi ; a zatem poetycka wizja obawy i oczekiwania. Dla Rose, bohaterki „The Room", jej pokój jest jedynym schronieniem przed nękającym poczuciem wrogości i nicości, z które.i wydoby_ ły nas nasze narodziny i w którą wtrąci nas ponownie śmierć . Esslin wskazuje na przemieszanie w sztuce motywów, wprowadzenie <1kcentów parodyjnych i melodramatycznych. co prowadzi do pojawienia się elementu mistyfikacji, rozbudowanego znacznie w „Samoobsłudze" . Ta ostatnia sztuka - zdaniem krytyka nie tylko mistrzowsko realizuje po5tulat Ionesco, by połączyć tragedię z farsą , ale elementy komediowe włącza w misterium. Dialogi między Benem i Gusem bywają komiczne. a zarazem przerażające w swej absurdalności. Pierwsza pełnospektaklowa sztuka Harolda Pintera, „Urodziny Stanleya", powtarza, jakby dokonując pewnej syntezy, sytuacje i postaci znane z poprzednich utworów. Lecz poJawia się także zupełnie nowa postać; Stanley, mężczyzna pod czterdziestkę. znękan y apatią. szukający schronienia w nadmorskim pensjonacie. Atmosfera pensjonatu przesiąknięta jest tym samym ciepłem, na wpół rodzinnym i na wpół seksualnym, znanym już z „The Hoom", a tutaj wcielonym w postać właścicielki, Meg , którą wiele cech łączy z Rose. Również mąż Meg przypomina męża Rose, jednakże pozbawiony jest jego brutalności. Jak w obu poprzednich sztukach, i tutaj drzwi się otwierają. Tym razem po to, by wprowadzićGold­ berga i McCanna, parę podobną do Bena i Gusa z „Samoobsługi". Kim są Goldberg i McCann? Na to pytanie nie uzyskamy bezpośredniej odpowiedzi; możemy jedynie snuć przypuszczenia. Oczywiste od pierwszego momentu jest tylko to, że przybyli po Stanley'a. W trzecim akcie Goldberg i McCann uwoż<! Stanley'a w wielkim czarnym samochodzie. W tę podróż Stanley wyrusza starannie ubrany, sztywny jak lalka i jakby pozbawiony mowy. Sporządzony przez Esslina rejestr możliwych propozycji interpretacyjnych łą- czy „Urodziny Stanley'a" z problematyką presji konformistycznej, z alegorycznym przedstawieniem śmierci. A także dopuszcza tę samą, co w przypadku „ Czekaj ąc na Godota", możliwość, że sztuka po prost u bada w celach poznawczy ch s y tuację, która sama w ~obie zawiera ważki i przejmując y obraz po€tycki. Jest zatem wyrazem opuszczenia i zagrożenia. Prowadzi do ukazania tragicznego momentu utraty kontaktu z otoczeniem. Realizm Pintera upatruje Essl in ·w tym , że w jego dramatach jedyny m źródłem informacji jest rozwój wydarzeń. Potwierdzenia ~lu sznośc i Lych s ugestii szuka Esslin w odwołaniu s ię do potocznego doświad czen ia. Przy pomina, iż zazwyczaj nie wiemy nic o prze~złości, ani o stosunkach, czy też motywach post ępow ania ludzi, z którymi st:-· kam~· się codziennie. Nasze zainteresowanie zostaje pobudzone dopiero wówczas, gdy znajdą się oni w jakiejś dramatyczne.i sy tuacji. Podobnie jest z zainteresowaniem , jakie obja\"iamy wobec wy padków ulicznych , niemając właściwie ich przebiegu ani przyc zyny. Zagadnienie motywacj i postępowania postaci dramatu pociąga za sobą pytan ie, czy możliwe jest pełne poznanie i wyjaśnienie przyczyn postępowania za pośrednictw e m czy nów. Jedną z naczelnych spraw dramatu Pintera .~est określenie trudności i niebezpie czeń stw. ;akie związane są z zagadnieniem sprawdzalności, weryfikacji. Esslin przywołuje wyznanie Pintera o trudności rozróżniania tego , co realne, od tego, co nierealne, czy też prawdy od fałszu. Z kręgiem t~· ch właśnie proble mów łączy się ściśle ukształl owanie jęz y ka w dramatach Pintera . Z kliniczną dokładno­ kią przenosi Pinter do swoich sztuk powsze dni bełkot, uniezależnion y od jakichkolwiek iasad logicznyc h i gramat~r czn~·ch . Eksper y ment ten zmierza do ukazania rozdźwi ę ku między myślą a je.i kształtem słownym; ukazu.ie. że jesteśmy właściwie pozbawieni moż­ liwości porozumiewania s i ę. Druga - obok „Urodzin Stanley'a " - peł­ nospektaklowa sztuka Pintera, .,The Caretaker" , przyniosła mu duż~· sukces ~cenicmy. Centralną postacią dramatu jest stary włó­ częga Davis , który pełni funkcję uosobienia ludzkich dążeń do pełnej identyfikacji swojej istoty i swego miejsca w świecie. Davis nie potrafi podporządować temu dążeniu swojej natury. Sceny rozstrzygające los starego włó­ częgi zyskują dzięki temu kosmiczną propor- cję Adamowego w ygnania z Raju. „The Caretaker" nosi to samo piętno tragizmu i uniwersalizmu. co kreowana we wcześniejszych utworach Pintera atmosfera poetyc kiego zagrożenia. Esslin określa teatr Pintera jako teatr w peini poet~-c:ki. Wskawje na jego powiązania z Kafką i Beckettem, by stwierdzić, że Pinter - podobnie jak oni - interesuje się czło­ wiekiem w kategoriach ostatecznych. Ta cecha dec y duje o odrębnej pozycji Pintera wobec twórczo ści dramaturgicznej pozostał ych angielskich przedstawicieli jego pokolenia. Pinter odrzuca konwencje dramat u obycza.io wego, ale nie pozbawia swych bohaterów przynależnośc i społecznej. Pozostają oni zwi<1zani ze światem właśnie w momencie rozsirz~·gni c;ć najważniejszych. Odrzuceniu konwencjonalnych ograniczeil i politycznych przypisuje Esslin dec yd ującą rolę w kształtowaniu bezkompromisowego - jego zdaniem - realizmu Pintera. Zatem Teatr Absurdu, aczkolwiek w niczym nie przesądza o wartości innych odmienn ych poszukiwai1, zapewnia możliwość najpełniejszego przekazania losu człowieka z całą silą, jaka jest właściwa temu rodzajowi realizmu, który wyzbył sic: wszelkiego ty pu ogranicze!l. społecznych (fri1gment książki „ Teatr Absurdu". druk z „Dia logu " nr 9. 1962) . Prze- Kierownik techniczn y - Wiktor Piórkowski. Brygadier - Mirosław Cybulko. Elektryk - Janusz Garncarz. Rekwizytor Maria Dojlidko. Kierownicy pracowni: s tolarskiej - Michał Nosorowski, krawieckiej - Eugenia Mojsa i Stanisław Nieścierowicz, perukarskiej Edward Laskowski, malarskiej - Romuald Druskont. tapicersk iej Franciszek Molik, modelator - Cezary Drozd. Cena 2 zł Wydawca: Te a tr Dram atyczny im . Al. Węi;ierki w Białymstoku Sezon tentralny 19ti4/ 6.5 Redakcja zeszytu - .Jerz y Zeg a lski Projekt okładki i a fi sza - Hilary Krzysztofiak Plik 1316 /f,5 r. 250 szt. Al C-1 ERATNY Jedn y m z najważniejszych wyobecnego sezonu teatralnego jest dramatyzacja powieści Romana ·Bratnego „Kolumbowie, rocznik 20" wystawiona przez A dama Hanu:;zkie\vicza w Tea~ trze Pows zechnym w Warsza\vie. 0 przedstawieniu tvm pisże Ma1 ia Kosi11ska w . „ż y ciu Warsza• \\- ·": „Sztuka prezentuje dzieje µokolenia AK-owskiego, sięga do lat czterdziestych - nie dorabia o ptymistycznego zakoi1czenia. Wiemy, że mogła powstać wtedy, [·: ay samo życie dopisalo epilog. Spojrzenie wstecz spełnia tu nie t>·iko ro!ę dokumentu, jest wskaza:1iem faktu. z jak różnvmi roclowodami, naród. nasz przystąpił do budowy kraju, ile trzeba było pokona( sprzeczności ideowo-poli ty cznych , nim można by ło mó' Vi ć o jakieH spójności narodowej. Na bilans życia naszego narndu w ostatnich dziesic;cioleciach, prócz wojennego bohater'twa, składają si c; także ciężkie d oświadczenia. Trzeba znać tę prawdę, c hoć ma ona smak gorzki. Hi st oria •vypisala już S\Vó.i rach u nek -- czas zezwala nam na ;. apo:m·a. ie si c; z dziełami arty' >' czn >· i~: i, kt e re nawi<1zują do t "' ci1 cza., ,iw. „Kolumbowie" .s pelnia.k to ;:adanie. adapta c ja H:rnu ;zkiC\\·icza zezwala nam na uczcs tnk' two w spektaklu zaan1-:i:iown .1Y m , ot wartym po li tycz!' ie. pc'dn'd u , który wielu widzu:n zezwala na osobis\q konf:·o:1 :a ::: j' s woich lo:ów, inn:\'m 11.1 <1o ~z nia fukt w jak skompliko wn11 yc h waru;1kach braliśm y losy ;)j cz.\·z:1_-.· we własne r c;ce. Na kci ·1wie opowieści Bratne·' o r ow.; il:a s;: ' uki.l s pclnia.i<ll'a dzii; ,"·.uo jc i„! ol ne wdania , sz tuka pel11a nap ic;cia, dramatycznych point„ <~ n .t;; ażu.iqca widza_ r' rz ecis lnwicnie ma ;: a'.c~ \- wic1u\':i :; k:i pol il~'c zncgn, na · jego \\·a !or,\· !. kł a dn s ic; nicwc1tpliwic i::::h a pom>· ~łowo;ci , wykorzystu.i'l' a citiświadc ze: iia tc~cwi;~vjne reż .v ser ia /\,dama Hanu ; zkicwicza, darzeń RADZI. IU W Teatrze im. Gork i go w Leu ingra d;: ie i w Ios kie\' ·k im Te atr ze im . Le ninow k ieg(J K ums molu od b.vl a ~ i G prem iera n o\ ej sztu ki E . Radz i1'1 ·k iego „.Jeszc ze r a z o miło śc i " . O szt uc e i p rz d s ta w ieni u le n ingradz k im p i ~z e w a wu ygo d nik u „Tea tr" E u g e n i u~z Zy lom irski: „Sztu ka E d warda Radziń ·k iego „J szcze raz o mi łości " inlereso vała mn ie nie tyl k o ja k o jed, ·na n o wo ść \ · dzie d.zillie w s 1:ólczesn e„o radzieck iego dr am at u , · ak ą o f i arował y p ubl ic.m oiwi l atr,\' le ni gi adzkie 1~ a p o ·z<it ku b i e żą eg o sezo nu. Ju ż w r_ ub. do pa rzyl e m si ę w drama lopisar.> kim deb iuci e teg o cl\vu dz ie tokil k ol etn iego a ut or a zapO\\·icdzi ni eµr ze i ętn .i m iary talen t u . • !lam t u n a m~· śl i s z t u k ę o temat.':ce młod z ie żow e .i pt . „!\Ta- p u 22 la la, s taruszl ow ie" Wam 22. :;tarik i 'l . k t órq o gląda­ łe m w mi n io n~· m se.:oni e w m os lu ewsk im eat r ze im . L n inow „; ieg o Kom s omolu , gd zie zre~ztą .·an . · .i ~t obec n i i tHJ\ .' ' dra ma t mło de g o p isa~· za . P!'Zynos i o n n 1ewą t pliwie speinie nie tam te j za i:-o w ied zi. i 'a sc:en ic Teatru im. Go· · icgo \'.' r e:h.:>erii J . \ksiono \ a i n o\, ocze:m c J op raw ie c nografi czn c.1 Jan ok a pulosa . stał s i · ten ura mat wido\ is · ie p r aw dz iwie ::i ! „akcy jny m . „Jes zc ze r c z o m ilo:ic i" reprez ent u.ie l u bia n y p r zez ]J U b : i c zn o'ć rad ziecl ą g at u n k ~„ u ki c:z,·.-;to o by czaj ow e.i, al e d• an.at t n w .,·r użn i a s i ę ś m i !od ą w sta v.ia 1i u k on fl iktów i k re„leniu eh ra kt erów , br ak i m po z.• czy p to~u. ; w i eż o ;ci <1 i c 1n ośc i <J dia logów . z uconc na b ar "' ne i \ ieloosobow e Uo kipi ącej :\to!)kiew :.; ki l<on 1•.o m olu T ea l 1 c: i , irn . enin ov.. k iPgo „J C'!)"lCze rat o ir.iłoScP' wsp ók zesn ośc i radzieckie.i lo s>m lode o ui:zonego .J ewdoldmowa ( ' 'l' il >?.O w -ra z i śc ie , cho ć w~trze ­ miqź l i w i e l\ l. Wołko w) . Ją czącego e z p i-zyk ł adn ą ofi arność dla na t'.ki i lud zk ś ci z oschł o śc i ą serca, d ok r:v 1 c r stwem i egoizmem w s t o~ ui 1 k u do kob ie t i pr z >· .iac iół i az r zekomego „ ·i ak a '', w is tocie za ś w.vi: e j od s• o partner a pod \ zg l d em rpo n>·m stoją c ej, b oi a te ·s!dej stewardes>". ' · c tas zy u jm ująca oszcz G dnością ś1 odk ów e!.;spres ji T. Doronina) -'lcdz im >' ze szczerym za a 1gażo ­ \\ a n iem od pie r w.>ze .i , parod ys t y ' :we.i sce n y w li terackiej k a w iarn i ż. dv t rag iczn ego finału. Ed\\ ar d R a dz it1 ki na d po d z i w s;:y bko d ole.czyi S\ e nazwis k o do czołó w k i w s pólc z sny eh drama \ u r go\\' ra d zie ckich " . Natasza - O . .Jako\'.-' łcwa. o.;r.' · ; d !~~ ! ! p rzel,;; onujr~ca sceno- r r afia Krzy -;ztofa Pankiewicza."